Przewoźnicy na granicy z Ukrainą nie ustępują. Zaostrzają protest.

Przewoźnicy nie ustępują. Zaostrzają protest

26.12.2023 https://nczas.info/2023/12/26/przewoznicy-nie-ustepuja-zaostrzaja-protest/

Granica polsko-ukraińska, protest przewoźników.
Granica polsko-ukraińska, protest przewoźników. / Fot. PAP

Do ponad 30 dni zwiększył się czas oczekiwania kierowców tirów na wyjazd z kraju przez przejście z Ukrainą w Dorohusku – poinformowała we wtorek Izba Administracji Skarbowej w Lublinie. Wynika to z zaostrzenia protestu przewoźników, którzy przepuszczają obecnie jeden pojazd co trzy godziny.

Według danych lubelskiej IAS, w kolejce na wyjazd z Polski do Ukrainy przez przejście w Dorohusku oczekuje 1,5 tys. ciężarówek. „Szacunkowy czas oczekiwania – przy założeniu obecnego tempa przepuszczania pojazdów przez przewoźników – to ponad miesiąc” – poinformowano. W normalnych warunkach, czas oczekiwania takiej liczby pojazdów na odprawę w Dorohusku wynosiłby – jak podała IAS – ok. 68 godzin. Kolejka tirów liczy ok. 40 km i sięga do miejscowości Marynin w gminie Siedliszcze.

Przewodnicząca protestu przewoźników w Dorohusku Edyta Ozygała poinformowała PAP o zaostrzeniu protestu w ten sposób, że obecnie w stronę Ukrainy przepuszczana jest jedna ciężarówka co trzy godziny. Dotychczas były to 3 pojazdy na godzinę. „Protest trwa już ósmy tydzień; musimy jakoś zmienić taktykę. Przez siedem tygodni nasze ustępowanie stronie ukraińskiej nie przyniosło efektów, więc teraz zaostrzamy protest” – wyjaśniła Ozygała.

W kolejce do odprawy w Hrebennem czeka obecnie 950 pojazdów, co przekłada się na 12 dni oczekiwania. Jak wyjaśniła IAS, w normalnych warunkach byłoby to ok. 80 godzin.

Trwający od 6 listopada protest przewoźników przed przejściem w Dorohusku został rozwiązany 11 grudnia przez wójta gminy Wojciecha Sawę. Jednocześnie przewoźnicy złożyli kolejny wniosek o nowe zgromadzenie od 18 grudnia do 8 marca, które wójt również zakazał. Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił tę decyzję wójta i protestujący powrócili na granicę.

Jednocześnie trwa protest przed przejściami granicznymi w Hrebennem (woj. lubelskie) i Korczowej (woj. podkarpackie), gdzie przewoźnicy przepuszczają kilka aut na godzinę.

Przewoźnicy domagają się m.in. wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz rzeczy, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego, zawieszenia licencji dla firm, które powstały po wybuchu wojny na Ukrainie i przeprowadzenia ich kontroli. Jest też postulat dotyczący likwidacji tzw. elektronicznej kolejki po stronie ukraińskiej.

https://nczas.info/2023/11/07/protest-polskich-przewoznikow-na-granicy-z-ukraina-zwarycz-o-bolesnym-ciosie-w-plecy-warzecha-nie-wytrzymal/embed/#?secret=iy19HUMc0R#?secret=JRy92DEiUq

Niemcy: CDU chce 200 tys. Ukraińców, dezerterów odciąć od zasiłków dla bezrobotnych.

Niemcy: CDU chce 200 tys. Ukraińców, dezerterów odciąć od zasiłków dla bezrobotnych.

pch24/niemcy-ukrainscy-dezerterzy-maja-byc-odcieci-od-zasilkow-dla-bezrobotnych

Około 200 tys. Ukraińców, którzy uciekli z kraju przed poborem prawdopodobnie straci prawo do ubiegania się o zasiłek dla niepracujących. W Niemczech tzw. Bürgergeld wynosi 450 euro [w 2023 już 502 euro md] . To ma „zachęcić” poborowych do powrotu do domu i wypełnienia obowiązku obrony kraju.

Rozwiązanie zaproponowała CDU. Sprawę opisał portal Merkur, który wskazał, że Ukraińców – dezerterów należy pozbawić świadczeń, aby „mogli odpowiedzieć na wezwanie Ministra Obrony Ukrainy do powrotu do domu, by tam mogli zastąpić żołnierzy frontowych wyczerpanych po dwóch latach trwania wojny”.  „CDU, co zrozumiałe, argumentuje, że chodzi o sprawiedliwość wobec przebywających na froncie żołnierzy i ich rodzin” – czytamy.

W ciągu ostatnich dwóch lat tylko do Niemiec zdezerterowało około 200 tys. Ukraińców w wieku poborowym. Jak zauważa portal, niekorzystny przebieg wojny, po części spowodowany zmęczeniem Zachodu, stawia teraz społeczeństwo niemieckie „przed trudnym dylematem: czy zgodzi się na to, że ci ludzie będą uchylać się od obrony swojej ojczyzny i że inni będą musieli za nich ginąć?”.[To gdzie tu, q.., dylemat? md]

Jak stwierdza Merkur, znalezienie prostej odpowiedzi nie jest łatwe, szczególnie w sytuacji gdy Rosja formalnie nie wypowiedziała Ukrainie wojny, a agresję określiła mianem „operacji specjalnej”.

Minister sprawiedliwości Marco Buschmann (FDP) uznał, że rząd federalny „nie może i nie będzie zmuszał nikogo do służby wojskowej”. „Faktem jednak jest, że setki tysięcy Ukraińców zdolnych do służby wojskowej opuściły swój kraj, co nie pomaga ani walczącej o przetrwanie Ukrainie, ani europejskim krajom goszczącym uchodźców i ich obywatelom, którzy ponoszą już znaczne obciążenia finansowe związane z dostawami broni na Ukrainę” – napisał Merkur.

Źródło: PAP/Oprac. MA

Estonia chce podpisać umowę z Ukrainą. Mężczyźni w wieku poborowym zostaną odesłani do kraju.

Chcą podpisać umowę z Ukrainą. Mężczyźni w wieku poborowym zostaną odesłani do kraju

23.12.2023 dezerterzy- do boju

Wojna na Ukrainie. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay
Wojna na Ukrainie.

Rząd Estonii jest gotowy podpisać z Ukrainą umowę, na mocy której do kraju odesłani zostaną mężczyźni w wieku poborowym – poinformowała w piątek telewizja ERR.

Ministerstwo obrony Ukrainy wezwało do powrotu mężczyzn w wieku poborowym, którzy uciekli z kraju po rozpoczęciu rosyjskiej agresji w 2022 roku. Estonia wielokrotnie już wyrażała zainteresowanie podpisaniem z Kijowem umowy o repatriacji mężczyzn podlegających mobilizacji.

Jeśli Ukraina tego potrzebuje, Estonii uda się znaleźć i odesłać te osoby do kraju – zapewnił minister spraw wewnętrznych Estonii Lauri Laanemets. – W zasadzie wiemy, gdzie przebywają i czym się zajmują. Większość z nich pracuje; mają miejsca zamieszkania w Estonii – dodał.

Choć z Kijowa nie otrzymano żadnych oficjalnych pism, estońskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wielokrotnie kontaktowało się zarówno z ambasadorem Ukrainy, jak i ministrem spraw wewnętrznych, aby w razie potrzeby zgłaszać uchodźców przebywających w kraju – podała ERR.

W ciągu najbliższych dni minister Laanemets ma przedstawić pisemną propozycję zawarcia porozumienia między obydwoma krajami. Obecnie ekstradycja cudzoziemców do kraju ojczystego możliwa jest jedynie w przypadku, gdy wobec danej osoby toczyło się postępowanie karne.

Ponad 7 tys. mężczyzn z Ukrainy będących w wieku mobilizacyjnym złożyło wnioski o tymczasową ochronę w Estonii.

Banda Ukraińców ciężko pobiła chłopaka w Gorzowie.Ma m.in. przerwane jelito.

Ciężko pobity 20-latek trafił do szpitala w Gorzowie

18 grudnia 2023, gorzowianin-ciezko-pobity-20-latek

Do brutalnego pobicia 20-letniego mężczyzny doszło w sobotni wieczór przy ul. Słowiańskiej w Gorzowie. Sprawą pobicia zajmuje się policja. Jak relacjonuje poszkodowany mężczyzna, miał zostać zaatakowany przez grupę “obywateli” Ukrainy.

Do redakcji portalu gorzowianin.com zgłosił się czytelnik Radosław, który poinformował o brutalnym pobiciu do którego doszło w miniony weekend w Gorzowie. – Na oddział chirurgii w gorzowskim szpitalu trafił młody, 20-letni chłopak. Został ciężko pobity przez grupę Ukraińców, ma m.in. przerwane jelito. To już nie pierwszy tego typu incydent w naszym mieście, proszę to nagłośnić – podkreśla Radosław.

Do pobicia doszło w sobotę 16 grudnia około godz. 20 przy ul. Słowiańskiej w Gorzowie. Zwróciliśmy się w tej sprawie z prośbą o komentarz do Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie.

– Policjanci otrzymali zgłoszenie dotyczące pobicia młodego mężczyzny, do którego doszło w sobotę 16 grudnia o godz. 20 przy ul. Słowiańskiej w Gorzowie. Zawiadomienie złożyła rodzina poszkodowanego mężczyzny. Prowadzimy czynności w tej sprawie, zmierzające do ustalenia osób odpowiedzialnych za pobicie – mówi w rozmowie z portalem gorzowianin.com Maciej Kimet z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie.

Jak relacjonuje poszkodowany 20-latek, miał zostać zaatakowany i pobity przez grupę obywateli Ukrainy- Prosimy osoby, które mają jakiekolwiek informacje na temat pobicia lub były świadkiem zdarzenia o kontakt z policją – apeluje Kimet.

=========================

znajoma Ukrainka:

Przecież to dezerterzy! Uczciwi chłopcy idą do wojska i giną w tej głupiej wojnie, a kryminaliści, synkowie bogatych – uciekają [ za łapówki ich wypuszczają, a w Polsce wpuszczają] do Polski. I tu dalej zajmują się swym procederem. A odebrać im zrabowane dobra, zakuć w kajdany – i wyrzucić z Polski! Do karnej kompanii, na front!

Szpiedzy, wenerycy i kwestia ukraińska

Szpiedzy, wenerycy i kwestia ukraińska

myslpolska/szpiedzy-wenerycy-i-kwestia-ukrainska

Oddanie władzy nie jest sprawą prostą. Nie tyle nawet technicznie, co z przyczyn czysto psychologicznych. Nie zaskoczyło mnie więc, że mędrcy z PiS-u rzutem na taśmę wyciągnęli, niczym królika z kapelusza, swoją Wunderwaffe.

Komisja do spraw rosyjskich wpływów, bo to o niej mowa, przed odwołaniem jej członków przez Sejm nowej kadencji ogłosiła „cząstkowy raport” dotyczący rzekomych wpływów Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej (FSB) na Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Miało to być ostatecznym ciosem w Donalda Tuska, okazało się jednak zwykłym kapiszonem. Interesujące jest jednak coś innego. Do „raportu” dołączono wykaz nazwisk agentów FSB, odwiedzających siedzibę SKW, wraz z datami i okolicznościami tych wizyt. Tyle że, jak ujawniły media, na liście znaleźli się także… bezcenni Ukraińcy. Ich nazwiska po cichu usunięto z raportu, który widnieje na stronach rządowych.

Przypomniało mi to o podobnej, niedawnej wpadce naszych asów wywiadu. W sierpniu ABW we współpracy z Prokuraturą Krajową rozbiła siatkę rosyjskiego wywiadu, która działała na terytorium Polski. Zatrzymano 16 osób. Jednak jak podał „The Washington Post”, polskie władze z powodów politycznych nie podały do publicznej wiadomości, że wśród zatrzymanych w ramach rozbitej siatki było aż 12 Ukraińców. Jako, że cała grupa miała liczyć łącznie16 członków jest to proporcja wręcz imponująca. Smaczku sprawie dodaje fakt, że większość z zatrzymanych Ukraińców ma w Polsce status uchodźców wojennych.

Warto w tym momencie powiedzieć: a nie mówiłem, czy w zasadzie: a nie mówiliśmy. Nie dla małostkowej satysfakcji. Ale by przypomnieć, że to my przed już niemal dwoma laty ostrzegaliśmy przed wpuszczaniem wszystkich faktycznych i mniemanych uchodźców „jak leci”. Na próżno. Polacy w geście źle pojętej gościnności szeroko otwarli serca i granice. Tym, którzy mówili, że pomagając należy zachować elementarną troskę o własne bezpieczeństwo natychmiast zamykano usta, przylepiając mało estetyczną etykietę „ruskich onuc”.

Tymczasem według najświeższych danych polskiej Straży granicznej od 24 lutego 2022 roku, czyli dnia początku wojny, granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 17,59 miliona „uchodźców” z Ukrainy. Owi „uchodźcy” raczej średnio lękają się wojny, gdyż przynajmniej część z nich regularnie odwiedza swe domowe pielesze, na co dzień korzystając jednak z wygodnego życia na koszt naiwnych Europejczyków, w tym Polaków. Obecnie Polskę zamieszkuje ok 3 milionów obywateli Ukrainy z czego połowa była u nas już przed wojną.

Ilu spośród owych 17,59 miliona „uchodźców” odnotowanych przez straż graniczną lub choćby z owych 3 milionów obywateli Ukrainy mieszkających obecnie w Polsce stanowią agenci obcych (zapewne różnych) wywiadów? – nie wiemy. Na pewno jest to ułamek procenta. Tylko, że w przypadku liczb tak ogromnych nawet ułamek procenta to zatrważająco dużo. Tymczasem, szczególnie w pierwszych tygodniach wojny, do Polski wpuszczano wszystkich chętnych. Praktycznie bez żadnej kontroli czy weryfikacji. Ostrzeżenia, formułowane także przez publicystów naszego tygodnika, były przez podległe ministrowi Kamińskiemu służby konsekwentnie ignorowane. Zamiast podjąć działania na rzecz bezpieczeństwa państwa pisowscy aparatczycy zastosowali, także wobec nas, nielegalną cenzurę. Wszystko w zgodzie z koncepcją, że najprostszym sposobem pokonania gorączki jest zepsucie termometru.

Tymczasem problem infiltracji fali „uchodźców” przez obce służby, jakkolwiek istotny, nie jest bynajmniej jedyny. Poza nimi do Polski i Europy dostała się także cała masa pospolitych przestępców. Ich, zorganizowaną już obecnie działalność, muszą dziś zwalczać organy ścigania całego zachodniego świata.

Pozornie mniejszym, lecz perspektywicznie znacznie poważniejszym problemem może być przedostanie się na teren Polski ukraińskich środowisk neonazistowskich. Skrajni szowiniści spod znaku Stepana Bandery mogą obecnie jawić się jako skrajność, będą oni jednak rozsiewali swą zbrodniczą ideologię w ukraińskiej diasporze. To szczególnie niebezpieczne dla nas, gdyż nacjonalizm ukraiński zdefiniowany jest w sposób jednoznacznie antypolski i konfrontacyjny. Winien być zatem przez nas nie tylko potępiany, ale systematycznie zwalczany.

Różnorakich problemów zresztą jest więcej. Niedawno media alarmowały na przykład, że w ostatnim czasie liczba zakażeń HIV zauważalnie wzrosła.

Z danych GIS wynika, że w 2022 r. zarejestrowano w Polsce rekordową i nienotowaną dotychczas liczbę zakażeń HIV – 2380 przypadków, wobec 1248 przypadków zarejestrowanych w roku poprzednim – 2021. Oznacza to wzrost liczby zakażeń o ok. 90 proc. w stosunku rok do roku. Jako że w tak krótkim czasie nie zmieniły się drastycznie nawyki Polaków, nie pojawiły się też nowe, bardziej zakaźne odmiany wirusa, pozostaje tylko jeden logiczny wniosek. To pojawienie się u nas nowej, znaczącej liczebnie populacji było czynnikiem generującym zwiększenie liczby zachorowań. Tym bardziej, że w Polsce w roku 2021 zakażenie HIV stwierdzono u 27.557 osób. W analogicznym okresie na Ukrainie było to, przy podobnej wielkości populacji, ok 260.000 osób. Zatem dziesięciokrotnie więcej.

HIV to najbardziej widowiskowy ale nie jedyny z istotnych problemów medycznych. Zakład Epidemiologii Chorób Zakaźnych i Nadzoru NIZP PZH odnotował dwukrotny wzrost liczby wykrytych przypadków kiły w stosunku do analogicznego okresu w zeszłym roku. W przedmiotowym okresie zanotowano też 4314 zachorowań na gruźlicę, co oznacza o 17,5% przypadków więcej niż w roku poprzednim. I tak dalej, i tak dalej. Dlaczego ten sam rząd, który zaledwie kilka tygodni wcześniej konsekwentnie zatruwał życie Polaków absurdalnymi „antypandemicznymi” pomysłami, zapomniał przebadać tłumy przekraczające naszą granicę? – pozostanie zagadką. To po prostu kolejne z szokujących zaniedbań, które obciążają polityczny rachunek rządu Mateusza Morawieckiego.

W pierwszej połowie 2022 roku Polacy gromadnie otwarli swe serca i domy. Wykazując się przesadną wrażliwością na faktyczną czy mniemaną krzywdę bliźniego zapomnieliśmy jednak o trosce o nasze wspólne sprawy. O elementarnej ostrożności i po prostu o zdrowym rozsądku. Teraz płacimy za to wysoką cenę. Pamiętajmy jednak, że w pro-ukraińskim, a de facto antyrosyjskim amoku, byli i tacy którzy zachowali zdrowy rozsądek. Dzisiejsze otrzeźwienie jest zapewne w dużej części ich (a więc i naszą) zasługą. To dobry prognostyk, który daje nadzieję na lepsze jutro.

Przemysław Piasta

Myśl Polska, nr 51-52 (17-24.12.2023)

Dantejskie sceny w Dorohusku. Policja kontra protestujący przewoźnicy. „Hańba polskiego państwa”

Dantejskie sceny w Dorohusku. Policja kontra protestujący przewoźnicy. „Hańba polskiego państwa” [VIDEO]

12.12.2023 nczas/dantejskie-sceny-w-dorohusku-policja-kontra-protestujacy

Policja na proteście przewoźników w Dorohusku.
Policja na proteście przewoźników w Dorohusku. / foto: screen X: @MeklerRafal (kolaż)

W poniedziałek wójt Wojciech Sawa zadecydował o rozwiązaniu protestu polskich przewoźników na granicy w Dorohusku. Późnym wieczorem do akcji wkroczyła policja. W sieci pojawiły się nagrania „dantejskich scen”, jakie miały miejsce w Dorohusku.

„Wójt gminy Dorohusk wydał decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia. Osoby protestujące powoli opuszczają już miejsce. Ruch zaczyna wracać do normy” – przekazała sierż. szt. Angelika Głąb-Kunysz z chełmskiej policji.

Sekretarz gminy Dorohusk Katarzyna Rafalska powiedziała, że protestujący otrzymali w poniedziałek dwa ostrzeżenia od wójta, żeby sami zakończyli protest, bo w przeciwnym razie zostanie wydana decyzja o rozwiązaniu zgromadzenia.

Około godz. 14 wójt Wojciech Sawa pojechał na granicę, żeby przeczytać protestującym decyzję o rozwiązaniu protestu. W ciągu 72 godzin zostanie im ona przekazana na piśmie. Protestujący mają od poniedziałku 7 dni na odwołanie się od tej decyzji do Sądu Okręgowego w Lublinie.

„Ukraincy kilka godzin temu pisali w ich mediach że jutro będzie odblokowane przejście w Hrebennem. Przed chwilą pojawiła się informacja że jutro będą podjęte takie kroki. Ukraińcy wiedzą wcześniej jakie kroki podejmą nasze władze″ – napisał na portalu X Rafał Mekler.

Czytaj więcej: Wójt rozwiązał protest polskich przewoźników. „To jest dla nas cios”. Ukraińcy wiedzieli wcześniej?! [FOTO]

Późnym wieczorem w sieci pojawiły się nagrania „dantejskich scen”, do jakich doszło na granicy polsko-ukraińskiej. „Policja przeprowadza drogą pod zakaz 5t. Przewoźnicy chcieli zablokować przejazd, na co policja ustawiła kordon z tarcz. Polska 2023” – poinformował Mekler.

„Tak zwana polska policja broni przed polskimi przedsiębiorcami ukraińskich przewoźników, którzy, jak widać, wiozą na Ukrainę artykuły pierwszej potrzeby. To, co się dzisiaj wydarzyło na granicy polsko-ukraińskiej, jest zwyczajnie hańbą polskiego państwa, które broni policyjnymi tarczami obcego interesu. Dla mnie absolutnie porażające” – skomentował wydarzenia na proteście przewoźników publicysta Łukasz Warzecha.

„Takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Rząd PiS przygotował operację i wydał polecenie realizacji po głosowaniu o zmianie premiera?” – pyta z kolei wicemarszałek Krzysztof Bosak z Konfederacji.

Nad ranem poseł Krzysztof Mulawa, który w nocy był na miejscu, poinformował za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych, że „wraca z Dorohuska. Policja ma wyraźne nakazy (nie chcą podać odpowiedzialnego) żeby udrażniać granicę łamiąc przepisy o przepuszczaniu (!) ukraińskich ciągników drogami nieprzystosowanymi. Interweniowałem i udało się zablokować kolejne partię ukraińskich aut”.

[filmiki w oryginale. M. Dakowski]

Źródło:NCzas/X

Jak “policja”-milicja ochrania ukraińskie TIRy przed protestem zrozpaczonych Polaków.

….bo Policja to była przed wojną…

Ochrania Ukr-oińskie tiry

po czyjej oni są stronie? Czym to się różni od ZOMO?

Pomoc humanitarna z Polski – jawnie w sklepach na Ukrainie… We Lwowie, Kijowie….

Brave Grandpa twitter.com/BraveM

@BraveM53414

Ktoś jeszcze chce wspomóc ukrainę?

0:27 / 1:29

8 339 Wyświetlenia

=============================

Znajoma Ukrainka mówi, że tak jest tam od dawna. We Lwowie, Kijowie, innych miastach.

========================================

A przecież miała pomagać matkom, żonom żołnierzy frontowych, nie napędzać forsę, majątki szulerom…


Koniec ukraińskiej awantury?

Koniec ukraińskiej awantury?

koniec-ukrainskiej-awantury

Stanisław Michalkiewicz

Wygląda na to, że moje przypuszczenia w sprawie losów wojny na Ukrainie zaczynają się sprawdzać. Przypomnę, że od samego początku twierdziłem, że Stany Zjednoczone, które zachęciły prezydenta Zełeńskiego do odrzucenia porozumień mińskich z roku 2014 i 2015, postanowiły wydać Rosji wojnę do ostatniego Ukraińca. Wypsnęło się to sekretarzowi obrony Lloydowi Austinowi, który podczas rytualnej pielgrzymki do Kijowa powiedział, że celem tej wojny jest “osłabienie Rosji”.

Czy Rosja została na skutek tej wojny osłabiona? Prawdopodobnie tak, bo ugrzęzła na Ukrainie podobnie, jak Stany Zjednoczone ugrzęzły w Wietnamie, gdzie wojowały przecież nie z Wietnamem, bo z nim poradziłyby sobie w miesiąc – tylko z całym Układem Warszawskim i Chinami na dodatek. Jak pamiętamy, wybory prezydenckie w USA w roku 1968 wygrał Ryszard Nixon tak naprawdę tylko dlatego, że obiecał, iż tę wojnę zakończy – co rzeczywiście zrobił, odwiedzając w tym celu Pekin.

W odróżnieniu od rozmaitych ukraińskich narwańców, którzy upajali się własnymi fantasmagoriami, jak to “zdemilitaryzują” europejską część Rosji – Amerykanom takie pomysły nawet nie przychodziły do głowy. Najwyraźniej zdawali sobie sprawę, że gdyby Rosja rzeczywiście sie rozpadła, to Syberii nie zagospodarowaliby ani Jakuci, ani Czukcze, ani Samojedzi, tylko Chińczycy, których USA prawdopodobnie już nie mogłyby stamtąd usunąć. I co dalej? Ponieważ na to pytanie nikt nie może udzielić odpowiedzi, to USA – owszem – chciałyby “osłabić Rosję”, ale nie za bardzo.

Pewne światło na tę sprawę rzucił sekretarz generalny NATO p. Stoltenberg, który wyraził obawę, by ta wojna “nie wymknęła się spod kontroli” Wynika z tego, że przez cały czas znajdowała się pod kontrolą i to w dodatku – z obydwu stron, to znaczy – z amerykańskiej i rosyjskiej. Amerykanie nie dostarczali Ukraińcom broni dalekiego zasięgu, przy pomocy której mogliby atakować Rosję, a z kolei Rosja powstrzymywała się i nadal powstrzymuje, przed niszczeniem np. ukraińskiej infrastruktury kolejowej. Co więcej – wycofała się chyba z niszczenia infrastruktury energetycznej, którą w swoim czasie zdewastował generał Surowikin.

O ile jednak USA i cały Sojusz Atlantycki wspierał Ukrainę dostawami broni i amunicji, o tyle nie był w stanie uzupełniać ubytków w tak zwanej “sile żywej”, której część (co najmniej 500 tys.) wyginęła w walkach, część wskutek obrażeń, np. utraty rąk, czy nóg, nie jest już zdolna do walki, no a pozostała część młodych ludzi w znacznym stopniu czmychnęła za granicę. W tym ostatnim przypadku – korzystając z fikcyjnych zwolnień od służby wojskowej, wystawianych za łapówki przez tamtejsze wojskowe komendy uzupełnień, albo nawet nie zadając sobie takiej fatygi.

W rezultacie zapowiadana z wielkim przytupem ukraińska kontrofensywa okazała się niewypałem z uwagi na to, że upojeni niepowodzeniem rosyjskiego Blitzkriegu Ukraińcy, przez 8 miesięcy się radowali, pozwalajac rosyjskiemu wojsku urządzić chronioną polami minowymi i umocnieniami polowymi, głęboko urzutowaną (na 30-50 km w głąb) obronę zajętych i włączonych do Federacji Rosyjskiej 4 ukraińskich obwodów: ługańskiego, donieckiego zaporoskiego i chersońskiego.

Przypomnijmy, że odrzucone przez Ukrainę porozumienia mińskie przewidywały tylko ustanowienie autonomii w obwodzie ługańskim i donieckim, które jednak miały pozostać w granicach Ukrainy.

Toteż kiedy okazało się, że ukraińska kontrofensywa spaliła na panewce (przez pół roku udało się ukraińskim wojskom posunąć na 19 km i na blisko 1000-kilometrowym froncie zająć obszar ok. 130 kilometrów kwadratowych, każdy zrozumiał, że żadnego przełomu w tej wojnie nie będzie. W dodatku władze ukraińskie w lipcu br. lekkomyślnie się pochwaliły, że Ukraina uzyskała rekordowy poziom rezerw walutowych.

W tej sytuacji, gdy czołowi faworyci Partii Republikańskiej w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w USA odgrażają się, że zakończą ukraińską awanturę, podobnie jak Nixon obiecał zakończyć wojnę w Wietnamie, musiała dostroić się do tego również administracja prezydenta Józia Bidena, który najwyraźniej postanowił służyć Ameryce i światu do upadłego.

Ogłosiła, że – po pierwsze – wysyła na Ukrainę komisję celem zbadania co się naprawdę stało ze 140 mld dolarów amerykańskiej pomocy, a po drugie – Departament Stanu nakazał Ukraińcom przeprowadzić antykorupcyjną kurację przeczyszczającą całego państwa, bo jak nie, to USA wstrzymają pomoc.

Ponieważ wykorzenienie korupcji na Ukrainie wydaje się zamierzeniem jeszcze trudniejszym od uprzątnięcia stajni Augiasza, widać było, że administracja prezydenta Bidena poszukuje pretekstu, by się z tej awantury ukraińskiej wyplątać – ale metodą Kukuńka. Pan Paweł Pitera, małżonek pani Julii, twierdził, że Kukuniek przez całe życie miał jeden problem – jak wynieść za  bramę puszkę farby, żeby w razie czego podejrzenie padło na portiera. Raz to jest puszka, innym razem – cała Polska – ale mechanizm jest taki sam.

Toteż, niezależnie od dwóch wspomnianych pretekstów, prezydent Józio Biden chwycił się trzeciego, który wydaje się strzałem w dziesiątkę. Chodzi o to, że kongresmani republikańscy domagają się od prezydenta cięć budżetowych i dodatkowych środków na ochronę granicy amerykańsko-meksykańskiej przez migrantami.

Jeśli administracja nie zgodzi się ani na jedno, ani na drugie – nie chcą uchwalić budżetu na rok 2024. Już we wrześniu w związku z tym Ameryce zagroziła niewypłacalność – ale Izba Reprezentantów w ostatniej chwili uchwaliła budżet tymczasowy na 45 dni – w którym jednak nie znalazła się pozycja o pomocy dla  Ukrainy.

45 dni minęło i sytuacja znowu się powtórzyła, więc Izba Reprezentantów znowu przyjęła budżet tymczasowy do stycznia przyszłego roku – ale tam też nie ma środków na pomoc dla Ukrainy. A dotychczasowa forsa właśnie się skończyła. Na domiar złego – ponieważ prezydent Józio Biden zaparł się w sprawie warunków stawianych przez Republikanów i nie chce ustąpić ani na jotę – 6 grudnia Senat USA odrzucił pomysł pakietu pomocowego na ponad 100 mld dolarów, z którego Ukraina miałaby dostać prawie 70 mld.

Prezydent Biden oficjalnie jest załamany, ale jestem pewien, że kiedy nikt nie widzi, to zaciera ręce z radości, że już niczego Ukraińcom nie da – ale nie ze swojej winy, tylko z winy złych Republikanów. “Taka, panie, kombinacja” – jak mawiał Antoni Lange.

A jeśli Ameryka niczego Ukraińcom nie da, to nie ma rady – musi nastąpić zamrożenie konfliktu, Bóg wie na jak długo – bo prezydent Zełeński zaklina się, że z Putinem rozmawiać nie będzie.  Możliwe jednak, że ktoś mu podstawi nogę, bo z Ukrainy dobiegają coraz wyraźniejsze pomruki niezadowolenia – również z kół wojskowych, no a wtedy może nawet odbędą się rozmowy z Rosją, które Wiktor Orban chciałby zorganizować w Budapeszcie.

Die Welt stwierdza, że ​​Ukraina „rozpada się”!

DieWelt stwierdza, że ​​Ukraina „rozpada się”!

drnowopolski 7 grudnia, 2023drnowopolski

W szokującym wyznaniu czołowy niemiecki dziennik Welt zauważa, że ​​opinia premiera Węgier Viktora Orbána na temat konfliktu na Ukrainie była przez cały czas słuszna
„Czy Kijów już przegrał?” – niemiecka gazeta Welt stwierdza, że ​​Ukraina „rozpada się” i że Orbán miał rację, ale „nikt nie ma odwagi się do tego przyznać”
.

https://rmx.news/defense/has-kyiv-already-lost-germanys-welt-newspaper-claims-ukraine-is-crumbling-and-that-orban-was-right-but-nobody-dares-admit-it/embed/#?secret=iqIMXLaHKj#?secret=xKmlrHq4mD

Niemiecka gazeta Welt, być może najpopularniejsza gazeta w kraju, znana jest ze swojego proukraińskiego stanowiska i w przeszłości publikowała liczne artykuły na temat prawdopodobnego powodzenia ukraińskiej ofensywy wojskowej przeciwko Rosji.

Jednak w felietonie opublikowanym wczoraj przez głównego korespondenta tej gazety, Saschę Lehnartza, szanse Ukrainy w wojnie ocenia się jako wyjątkowo ponure, pisze John Cody .

Pod tytułem „Czy Kijów już przegrał?” w artykule opisano, jak armia ukraińska popada w coraz większą przygnębienie, do tego stopnia, że ​​naczelny wódz kraju przyznaje, że na froncie panuje „impas”.

„Zima jest tuż za rogiem. Wygląda na to, że kontrofensywa nie powiodła się. Alianci są zmęczeni. A najpóźniej od początku listopada prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ma nowego przeciwnika, którego niekoniecznie się spodziewano: swojego własnego Naczelnego Wodza Walerija Załużnego” – pisze „Die Welt”.

Welt wskazuje na niedawny wywiad dla „The Economist”, w którym najwyższy generał Ukrainy Walerij Załużny stwierdził, że „osiągnęliśmy, podobnie jak podczas pierwszej wojny światowej, poziom techniczny, który stawia nas w impasie” i że aby wygrać, Ukraina , potrzebuje cudownej broni, aby pokonać Rosjan, „jak chiński proch strzelniczy”.

W artykule opisano, jak wyznanie Załużnego stanowi dla Zełenskiego wyraźne zawstydzenie.

„Wszyscy są zmęczeni i niezależnie od statusu są różne opinie” – powiedział Zełenski w odpowiedzi na komentarze na konferencji prasowej z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, dodając:

„Ale to nie jest impas”. Zastępca szefa jego biura Ihor Żółkiew powiedział, że mówienie o impasie „ułatwia pracę agresorowi” i wywołuje „panikę” wśród ukraińskich sojuszników.

W odpowiedzi Welt napisał, że rosnący podział między ukraińskimi siłami zbrojnymi a rządem w sprawie statusu wojny może stanowić poważny punkt zwrotny.

„Spór między prezydentem a najwyższym oficerem wojskowym pokazuje, że jednolity front wewnętrzny na Ukrainie rozpada się. A wszelkie wątpliwości wyrażane w Kijowie co do perspektyw sukcesu Ukrainy są wzmacniane w korytarzach siedzib rządów europejskich i amerykańskich” – pisze Lehnartz.

Welt zwraca także uwagę, że zwycięstwa polityczne kilku przywódców populistycznych w Europie prawdopodobnie stworzą poważne problemy w zakresie dalszego wsparcia materialnego i finansowego dla Ukrainy. Pogłębiający się kryzys budżetowy w Niemczech może oznaczać także dalsze cięcia w budżecie Ukrainy, zagrażające wysiłkowi wojennemu tego kraju.

„Niedawne zwycięstwa wyborcze Geerta Wildersa w Holandii i Roberta Fico na Słowacji – obaj odrzucili dalsze transakcje zbrojeniowe dla Ukrainy – są także symptomami rosnącego zmęczenia wojną na Zachodzie” – pisze Welt.

„Włoska premier Giorgia Meloni przyznała to we wrześniu, kiedy została oszukana przez telefon przez duet komediowy z Moskwy: widziała „dużo zmęczenia ze wszystkich stron”. Premier Węgier Viktor Orbán już uznał ukraińską strategię za „porażkę”. Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt (oprócz Orbána) nie ma odwagi powiedzieć tego na głos” – kontynuuje gazeta.

Orbán od dawna był krytykowany za swoje wysiłki pokojowe na Ukrainie, ostrzegając, że Rosji nie można pokonać, ponieważ jest potęgą nuklearną i że tysiące Ukraińców i Rosjan tracą ojców i braci w wojnie na wyniszczenie.

Następnie Welt wymienia główne przeszkody, jakie Ukraina napotyka na polu bitwy, zauważając, że podczas kontrofensywy Ukraina odbiła niecałe 0,25 procent terytorium, które chce odzyskać od Rosji. W rezultacie „z dnia na dzień maleje liczba osób wierzących, że Ukraina może jeszcze «wygrać» tę wojnę, czyli osiągnąć wyzwolenie wszystkich terytoriów okupowanych przez Rosję. Rosyjski plan A, zakładający zajęcie Kijowa w ciągu kilku dni i rządy mniej lub bardziej bezpośrednio, „poniósł fiasko” – powiedział James Nixey, dyrektor programu Rosja i Eurazja w brytyjskim think tanku Chatham House. Wydaje się jednak, że plan B działa: poczekać, aż sojusznicy Ukrainy się poddadzą i wrócić do domu”.

W artykule zauważono jednak, że ten impas wydaje się być zamierzony – przynajmniej w pewnym stopniu. Na przykład rządy zachodnie mają trudności z dostarczaniem prostych technologii wojskowych, takich jak pociski artyleryjskie, w obiecanych ilościach. Rządy te w dalszym ciągu niechętnie dostarczają bardziej zaawansowaną broń wojskową, taką jak rakiety kierowane Taurus, która teoretycznie mogłaby zniszczyć most Kerczeński – ważny szlak dostaw dla Rosji. Jednak rządy zachodnie nadal bardzo niechętnie dostarczają Ukrainie taką broń w obawie przed eskalacją wojny. W rzeczywistości chcą jedynie dostarczyć wystarczającą ilość broni, aby Ukraina nie mogła ani przegrać, ani wygrać:

Jest to symptomatyczne dla postawy Niemiec, ale ostatecznie także rządu amerykańskiego. Ekspert amerykańskiej polityki zagranicznej Walter Russell Mead poskarżył się niedawno w „Wall Street Journal”, że konflikt był ostatecznym celem administracji Bidena: wyczerpani Ukraińcy powinni w pewnym momencie zaoferować Rosji pokój, „a Biały Dom sprzedaje to wówczas jako chwalebne zwycięstwo demokracji i rządów prawa”.

Artykuł w die Welt kończy się jednak kontrowersyjną notatką.

Pomimo faktu, że znaczna część artykułu opisuje, w jaki sposób wojna znalazła się w impasie, powodując niewiarygodne straty zarówno dla Rosji, jak i Ukrainy, z artykułu wynika, że ​​jedynym wyjściem jest podwoić wsparcie militarne dla Ukrainy, zamiast pracować na rzecz pokojowego rozwiązania.

„Zachód będzie musiał zdecydować, czy nadal wierzy w siebie. I to szybko” – podsumowuje die Welt.

Ukraina awaryjnie importuje energię elektryczną z Polski. Już mrozik…

Ukraina awaryjnie importuje energię elektryczną z Polski

7 December 2023|

W związku z deficytem mocy w systemie energetycznym Ukrainy, Polska w ramach pomocy doraźnej zaopatrywała ją w energię elektryczną.

W czwartek operator ukraińskiego systemu przesyłowego poinformował, że w związku z brakami mocy w systemie energetycznym Ukrainy tego dnia Centrum Dyspozytorskie „Ukrenergo” skorzystało z pomocy doraźnej trzech krajów. Jak informuje strona ukraińska, pomocy Ukrainie udzieliły systemy energetyczne Rumunii, Polski i Słowacji. Trwało to od godziny 11:00 do godziny 19:00 czasu kijowskiego.

W związku z tym Ukrenergo zaapelowało do Ukraińców o wyłączanie zbędnego oświetlenia w mieszkaniach, nie włączanie naraz kilku urządzeń zużywających relatywnie dużo prądu czy odłączanie ładowarek, jeśli urządzenia zostały naładowane.

„Zużycie przewyższa produkcję, w systemie elektroenergetycznym powstał deficyt energii elektrycznej. Pomoc awaryjna jest doraźnym środkiem mającym na celu przezwyciężenie deficytu” – podkreśla Ukrenergo.

Miesiąc temu informowaliśmy, że Polska przeznaczyła na pomoc Ukrainie około 100 mld złotych, a Ukraina zwraca się do Polski o pilny zakup nadwyżek energii elektrycznej, a Polski operator nadwyżki kupuje. Przykładowo, 6 listopada NPC Ukrenergo zwrócił się do polskiego operatora systemu przesyłowego Polskich Sieci Elektromagnetycznych (PSE) w sprawie pilnego zakupu 900 MWh. nadwyżki energii elektrycznej wyprodukowanej przez stronę ukraińską. Ukraiński operator podał, że strona polska udzieliła Ukrainie pomocy.

Czytaj także: Ukraiński system energetyczny w połowie zniszczony

epravda.com.ua / Kresy.pl

Władcy Poznania mają gest! Za cudze pieniądze. Siedem nowych karetek z wyposażeniem za 5 mln jedzie na Ukrainę.

Siedem nowych karetek z wyposażeniem za blisko 5 mln zł jedzie z Poznania na Ukrainę. “Pomoc nadal jest potrzebna”

, 6.12.2023 r., epoznan-siedem_nowych_karetek-za_5_mln_jedzie_z_poznania_na_ukraine

fot. UMWW Poznań
fot. UMWW Poznań

Marszałek Marek Woźniak przekazał w środę kluczyki do 7 ambulansów, które trafią do Obwodu Charkowskiego.

Podczas spotkania p Marka Woźniaka, Marszałka Województwa Wielkopolskiego z Tetianą Jehorową-Łucenko, Przewodniczącą Charkowskiej Rady Obwodowej zostało przekazanych 7 ambulansów z wyposażeniem za blisko 5 mln zł, sfinansowanych z budżetu Samorządu Województwa Wielkopolskiego. W spotkaniu wziął udział Wasyl Zwarycz, Ambasador Ukrainy w RP.

“Finalizujemy dziś projekt, który rozpoczęliśmy na początku tego roku. Chcieliśmy wtedy w znaczący, materialny sposób wesprzeć Ukrainę, który zmaga się na co dzień z rosyjską agresją. Solidaryzujemy się z tym heroicznym wysiłkiem narodu ukraińskiego w obronie wolności. Zdajemy sobie sprawę, jak ogromne są straty ludzkie i materialne” – podkreślił Marek Woźniak, marszałek województwa wielkopolskiego. “W pierwszych tygodniach wojny entuzjastów pomocy było wielu, w Polsce pojawił się wtedy wielki, społeczny ruch pomocy uchodźcom ukraińskim. Niestety po wzniosłych chwilach następuje szara codzienność, która już nie jest tak bogata w działania. Dlatego teraz chcieliśmy dać wyraźny sygnał, że pomoc nadal jest potrzebna” – dodał.

“Strona polska przekazała wiele używanych pojazdów, ale my chcieliśmy dać nowy sprzęt” – stwierdził marszałek. “To nie jest nasze ostatnie słowo. W Wielkopolsce jesteśmy organicznikami, wiemy, że jeśli chce się osiągnąć sukces i zwycięstwo, trzeba być upartym, konsekwentny, być długodystansowcem. Możecie na nas liczyć, bo jesteśmy cały czas z wami” – podkreślił.

W przyszłym roku Województwo Wielkopolskie ma pomóc ukraińskim partnerom z obwodu charkowskiego w stworzeniu centrum dla weteranów. “To będzie forma wsparcia psychologicznego, rehabilitacyjnego, by osoby poszkodowane w działaniach wojennych mogły normalnie funkcjonować” – powiedział Marek Woźniak.

To, że w obwodzie charkowskim pojawi się siedem nowych karetek, będzie ogromnym wsparciem, a także informacją dla naszego wspólnego wroga, że stoimy razem – Polska i Ukraina, ramię w ramię. Chciałbym podziękować wszystkim Wielkopolanom za ogromne serce i solidarność z mieszkańcami Ukrainy. Po długim dystansie będzie wspólna, szczęśliwa meta” – mówił Wasyl Zwarycz, Ambasador Ukrainy w RP.

“Marszałek Marek Woźniak jest naszym potężnym sprzymierzeńcem w Europejskim Komitecie Regionów i w innych instytucjach europejskich. Dzięki niemu udało się załatwić wszelkie formalności i otrzymałam zaproszenie, żeby osobiście wystąpić w na tym forum i opowiedzieć, jak realnie wygląda sytuacja w Ukrainie” – przyznała Jehorowa – Łucenko.

Do Charkowa pojedzie 7 ambulansów typ B Volkswagen Crafter, wyposażonych m.in. w urządzenia do mechanicznej kompresji klatki piersiowej, defibrylatory, nosze główne z transporterami czy przenośne ssaki elektryczne.

“Cudowne” zamiany tira z komercyjnym ładunkiem na pomoc humanitarną dla Ukrainy. Łapią płotki lub konkurencja przejmuje teren.

“Cudowna” zamiana tira z komercyjnym ładunkiem na pomoc humanitarną dla Ukrainy. W tle 22 tys. dolarów łapówki [ZDJĘCIA]

Norbert Ziętal 5 grudnia 2023, cudowna-zamiana-tira-z-komercyjnym-ladunkiem-na-pomoc-humanitarna-dla-ukrainy-w-tle-22-tys-dolarow-lapowki

Ukraiński celnik (nz. w jasnej kurtce, drugi z prawej)jest podejrzany o przyjmowanie ogromnych łapówek za "zamieniania" w dokumentach komercyjnych ładunków na "pomoc humanitarną".
Ukraiński celnik (nz. w jasnej kurtce, drugi z prawej)jest podejrzany o przyjmowanie ogromnych łapówek za “zamieniania” w dokumentach komercyjnych ładunków na “pomoc humanitarną”. Państwowe Biuro Śledcze Ukrainy

Zobacz galerię (10 zdjęć)

22 tys. dolarów USA (równowartość 88 tys. złotych) miał wziąć funkcjonariusz Państwowej Służby Celnej ze Lwowa za załatwienie przewozu na terytorium Ukrainy komercyjnych towarów pod pozorem pomocy humanitarnej. Został zatrzymany przez funkcjonariuszy Państwowego Biura Śledczego Ukrainy, którzy twierdzą, że celnik “systematycznie brał łapówki”.

Pracownicy Państwowego Biura Śledczego zatrzymali pracownika lwowskiego urzędu celnego za “systematyczne przyjmowanie łapówek”.

– Zażądał od przedsiębiorców pieniędzy za zorganizowanie „przyspieszonej” procedury odprawy ładunków pod pozorem pomocy humanitarnej – informuje Olga Czikanowa z Państwowego Biura Śledczego Ukrainy.

W ten sposób nieuczciwi przewoźnicy nie tylko zyskują szybszą odprawę swoich ładunków na granicy, ale również znaczne korzyści finansowe, gdyż unikają ukraińskich opłat celnych.

Śledztwo w tej sprawie prowadzone było przez kilka miesięcy. Zaczęło się od przedsiębiorcy, do którego celnik zwrócił się z propozycją zamiany w dokumentach jego ładunku na pomoc humanitarną.

– W maju 2023 roku (funkcjonariusz-przyp. red) poinformował przedstawiciela firmy handlowej o możliwości udzielenia pomocy w szybkiej rejestracji towarów pod przykrywką „pomocy humanitarnej”, bez konieczności płacenia obowiązkowych opłat celnych – podaje O. Czikanowa.

Jak wyjaśnia, celnik ustalił wysokość łapówki jako procent całkowitej wartości ładunku. W ten sposób przewoźnicy opłacali go “sprawiedliwie”.

– W sierpniu tego roku celnik otrzymał 22 tys. dolarów za niezakłócony przewóz towarów pod pozorem pomocy humanitarnej na terytorium Ukrainy, bez płacenia obowiązkowych opłat celnych. Zysk podejrzanego wyniósł 14 proc. rzeczywistej wartości ładunku – precyzuje O. Czikanowa.

Pracownicy PBŚ zatrzymali sprawcę po otrzymaniu kolejnej łapówki w wysokości 16,3 tys. dolarów. Celnik usłyszał zarzuty z art. 368 Kodeksu karnego Ukrainy, który mówi o przyjmowaniu łapówek w “szczególnie dużej wysokości”.

Czynności w tej sprawie trwają nadal, a śledczy chcą ustalić ewentualnych wspólników funkcjonariusza. Sprawa jest na tyle poważna, że zajmuje się również Biuro Prokuratora Generalnego Ukrainy.

To nie jedyny ujawniony w ostatnim czasie przypadek korupcji wśród ukraińskich celników. Zaledwie tydzień temu PBŚ Ukrainy poinformowało o zatrzymaniu sześciu celników z Gródka w obwodzie lwowskim, niedaleko granicy z Polską. Za łapówki umożliwiali przejazd przez granice bez opłat celnych używanych samochodów z importu. W dokumentach przewozowych nieprawdziwą (wcześniejszą) datę przekroczenia granicy. Chodziło o to, aby skorzystać z zerowej stawki celnej, uchwalonej przez Rade Najwyższa Ukrainy na kilka miesięcy po wybuchu wojny.

– Wszystkim sześciu oskarżonym zarzuca się nadużycie stanowiska służbowego, co spowodowało poważne konsekwencje. Grozi im kara do sześciu lat pozbawienia wolności – informuje Państwowa Służba Śledcza.

Zgodnie z ukraińskim prawem, państwo skonfiskowało wszystkie 41 samochodów, które były przedmiotem przestępstwa. “Aby zrekompensować wyrządzone szkody” – wyjaśnia ten krok PBŚ. Wysokość uszczuplenia ukraińskiego fiskusa wyniosła 1,5 mln hrywien (równowartość ok. 170 tys. złotych).

https://geo.dailymotion.com/player/xbw28.html?video=x8q994v&subtitles-default=pl&mute=true

Wojna gospodarcza z Polską trwa. Kto chce zniszczyć polskich rolników?

Wojna gospodarcza z Polską trwa. Kto chce zniszczyć polskich rolników?

pch24.pl/wojna-gospodarcza-z-polska-trwa

Poziom dezinformacji na temat rolnictwa i na temat żywności jest niewyobrażalny. Ktoś może powiedzieć, że popełniono błąd, że przekazano jakąś nie do końca sprawdzoną informację, albo celowo podkręcono tytuł, żeby wywołać mini-sensację. Otóż nie, szanowni Państwo! Mamy do czynienia z wojną gospodarczą, w której nie ma miejsca na jakiekolwiek sentymenty, półśrodki i litość mówi w rozmowie z PCh24.pl Monika Przeworska, dyrektor w Instytucie Gospodarki Rolnej.

W ubiegłym roku przez wiele tygodni media lewicowo-liberalne alarmowały, że chleb będzie po 30 zł, kiełbasa po 100 zł, cukier po 200 zł, a pozostałych produktów spożywczych po prostu nie będzie. Z drugiej strony niemal codziennie minister Kowalczyk zapewniał, że zbiory są rekordowe i żywności na pewno nie zabraknie. W tym roku cisza jak makiem zasiał. Czy Polska jest bezpieczna, jeśli chodzi o żywność?

W tym roku cisza, bo na tradycyjnej polskiej wsi praca jak zawsze wrze. Cały rok 2023 był dla polskich rolników niezwykle intensywny i naprawdę ciężki.

Przede wszystkim za nami sezon wielu podwyżek, jeśli chodzi o ceny środków do produkcji żywności, a jednocześnie sezon rekordowych spadków, jeśli chodzi o ceny zbytu na produkty rolno-spożywcze. Ogniwem najbardziej poszkodowanym; ogniwem, któremu nie wiodło się zbyt dobrze; ogniwem, które można uznać za najbardziej poszkodowane w całym systemie gospodarczym jest niestety po raz kolejny rolnik, ale dzięki wykonanej przez niego pracy; dzięki temu, co faktycznie zostało w Polsce zrealizowane możemy śmiało powiedzieć, że bezpieczeństwo żywnościowe Polaków jest zabezpieczone.

W ostatnich kilkunastu miesiącach mieliśmy znaczny wzrost cen żywności. Wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze inflacja jest, jaka jest, ale po drugie: wzrost cen żywności nie jest dyktowany cenami produktów rolno-spożywczych tylko innymi narzutami, które ostatecznie składają się na cenę żywności zakupywanej przez nas w sklepie.

To, że w sklepach możemy kupować jedzenie to zasługa polskich rolników, którzy wykonali swoją pracę bardzo dobrze. Niestety w wielu przypadkach nie zarobili, tylko wyszli na zero, a czasami wręcz musieli dokładać do interesu. Na szczęście obserwowaliśmy sporo działań pomocowych skierowanych do polskich rolników, które wielu ludziom żyjącym z uprawy i hodowli pomogły.

Często panuje przeświadczenie, że rolnictwo to proste zajęcie, bo wystarczy wyjść na pole, coś tam zasiać, potem leżeć kilka miesięcy jak będzie rosło, zebrać i zarabiać na sprzedaży. No niestety wygląda to zupełnie inaczej i nie jest tak różowo. W ostatnim czasie mieliśmy sporo materiałów na temat polskiego rolnictwa w mediach. Mam nadzieję, że coraz więcej osób zdaje sobie sprawę jak bardzo skomplikowanym mechanizmem i jak skomplikowanym organizmem jest rolnictwo, a co za tym idzie mniej osób będzie powtarzać, jak rolnik ma dobrze. Po drugie: wraz z coraz większą świadomością społeczną na temat pracy rolnika większość powinna zrozumieć, że negatywne i czarne scenariusze, jakimi byliśmy bombardowani w ubiegłym roku są póki co nierealne.

Niemniej jednak w perspektywie kilkunastu najbliższych lat musimy zacząć inaczej patrzeć na żywność, bo niestety będzie ona drożeć. Nie lawinowo, ale powoli i systematycznie, a główną przyczyną nie będą zarobki samych rolników, tylko przede wszystkim wzrost kosztów produkcji, a tenże wzrost będzie spowodowany sytuacją geopolityczną i prowadzoną przez UE polityką rolno-klimatyczno-środowiskową.

Zdrowa, konwencjonalna żywność produkowana nawet nie w tzw. eko-gospodarstwach, tylko w normalnych, konwencjonalnych gospodarstwach w najbliższych latach będzie drożeć i w związku z tym politycy niezależnie od opcji politycznych powinni zastanowić się jak wspierać rolników, żeby żywność oferowana w sklepach w Polsce była produkowana na miejscu, bo to stanowi o naszym bezpieczeństwie żywieniowym.

Wszyscy pamiętamy jak wyglądał świat, kiedy zaczęła się tzw. pandemia koronawirusa, kiedy łańcuchy dostaw w wielu przypadkach się urwały, kiedy nie wszystkie dostawy były realizowane. Doskonale wiemy jak wyglądały niektóre państwa, które nie są tak bezpieczne żywnościowo jak Polska i nie stoją tak silnie rolnictwem jak my. U nich przez wiele tygodni sklepy świeciły pustymi półkami. U nas na szczęście czegoś takiego nie było i mam nadzieję, że nigdy nie będzie.

Generalnie zgadzam się z Panią, że w tym przypadku działania pomocowe ze strony rządu są jak najbardziej na miejscu. Pytanie tylko, czy takie coś wystarczy? Dlaczego nie podjęto rozwiązań systemowych? Podam przykład: w jednej sieci handlowej na początku tygodnia mleko 3,2 proc. kosztowało 4,49 zł. W połowie tygodnia ogłoszono promocję i to samo mleko kosztowało 2,49 zł. Przepraszam, ale za ile w związku z tym jest kupowane mleko od rolnika, skoro sieci handlowej opłaca się zejść z ceny niemal 50 proc. i dalej zarabia na sprzedaży?

[no to odpowiedz, nie zadawaj głupich pytań !!! MD]

W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z ogromną zmianą, ze swego rodzaju transformacją na rynku żywności. Nie jest już tak, że najważniejszy jest rynek pośredników, że to oni dyktują ceny i najwięcej zarabiają. Obecnie najważniejszy jest rynek sieci handlowych. Sieci handlowe chwytają się niestety wielu bardzo nieuczciwych praktyk.

Sytuacja bardzo często wygląda tak, że do producenta żywności przychodzi przedstawiciel sieci handlowej i mówi, że może kupić dany produkt za tyle i tyle i ani grosza więcej. Producent żywności musi się dostosować do tej ceny i poinformować rolnika, ile jest mu w stanie zapłacić za dostarczony do skupu surowiec. W związku z tym, że handel w Polsce wygląda tak, że to wielkie sieci handlowe są głównym operatorem największego wolumenu produktów rolno-spożywczych i przetworów rolno-spożywczych sprzedawanych w Polsce, to niestety ale ich działania mają ogromny, a nawet decydujący wpływ, jak wygląda sytuacja na rynku.

Najbardziej poszkodowany w tym wszystkim jest rolnik, ponieważ on na tym wszystkim najbardziej traci. Z jednej strony konsument może powiedzieć: „Przecież rolnik zarobił na towarze, bo ja go kupiłem”. Niestety, ale często zdarza się tak, że ów zarobek jest mniejszy niż koszty produkcji.

Tutaj ma Pan rację – potrzeba systemowych rozwiązań zarówno dla rolników jak i dla przetwórców żywności. Jeden i drugi powinni grać do jednej bramki i wiedzieć, że po ich stronie stoi państwo, które nie pozwoli na dyktat zagranicznych sieci handlowych.

Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało tzw. ustawę hiszpańską, która definiowała, że nie można kupić od rolnika produktu za cenę rażąco poniżej kosztu wyprodukowania, a tak się niestety działo. Rolnicy dokładali i dokładali aż w końcu, po kolejnym sezonie nie mieli z czego dokładać. „Ustawa hiszpańska” była zapowiadana, była dostosowana do polskich warunków, ale ostatecznie jeszcze nie trafiła pod sejmowe głosowanie i jestem strasznie ciekawa, czy Sejm nowej kadencji będzie ją procedował. Marszałek Hołownia zapowiedział, że nie będzie zamrażarki i wszystkie ustawy składane do laski marszałkowskiej będą procedowane. Mam więc nadzieję, że słowo zostanie dotrzymane i ustawa broniąca polskich rolników będzie procedowana.

Ja jednak się boję, że nawet jeśli taka ustawa wejdzie w życie, to wiele się nie zmieni. Wystarczy sobie bowiem przypomnieć kary liczone w setkach milionach złotych jakie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta nakładał na zagraniczne sieci handlowe m. in. za oszukiwanie polskich rolników. I co? I nic…

I dalej im się opłaca…

No właśnie… Boję się, że nawet zmiana reguł gry nic w rzeczywistości nie zmieni…

W pierwszej kolejności „chapeau bas” dla UOKiK-u za to, że w ogóle nałożył kary dla zagranicznych sieci handlowych i to kary rekordowe, co przez lata było wręcz nie do pomyślenia. To też pokazuje o jakich w ogóle pieniądzach mówimy. Każdy z nas, gdy słyszy, że jakaś sieć handlowa ma zapłacić kilkaset złotych kary i nie stanowi to dla niej jakiegoś większego problemu, to może zdać sobie sprawę ze skali tego jak wiele na tych nieuczciwych praktykach można zarobić. Gdyby się to nie opłacało, to nikt by przecież tego nie robił i nie ryzykowałby, że będzie musiał zapłacić wielomilionową karę.

Czasem myślę, że być może te kary są jeszcze za niskie, bo przecież w poczuciu sprawiedliwości kara powinna być adekwatna i odstraszać. Skoro nie odstrasza, to może trzeba ją zwiększyć…

Nie zmienia to jednak faktu, że rozwiązania systemowe są potrzebne od zaraz i w połączeniu z wychwytywaniem nieuczciwych praktyk handlowych uda się zmienić ten mętny, żeby nie powiedzieć szemrany system.

Pozwolę sobie teraz na złośliwość: ile osób zginęło od zboża technicznego z Ukrainy, które według samozwańczych ekspertów od rolnictwa miało zawierać toksyny, cyjanek i materiały promieniotwórcze? Miały zginąć miliony…

Problemów ze zbożem technicznym było bardzo dużo i nadal jest bardzo dużo. Nie oszukujmy się – był to wytrych do tego, żeby ściągać do Polski tanie zboże z Ukrainy…

Tak, ale chyba zgodzi się Pani ze mną, że to był prawdziwy problem – szukanie kruczków prawnych, żeby ściągać do Polski miliony ton taniego zboża z Ukrainy. Niestety z poważnego problemu, czyli wwożeniu do Polski zboża z Ukrainy zrobiono hucpę opowiadając coś o toksynach i materiałach rozszczepialnych…

Niestety… Poziom dezinformacji na temat rolnictwa i na temat żywności jest niewyobrażalny. Ktoś może powiedzieć, że popełniono błąd, że przekazano jakąś nie do końca sprawdzoną informację, albo celowo podkręcono tytuł, żeby wywołać mini-sensację. Otóż nie, szanowni Państwo! Mamy do czynienia z wojną gospodarczą, w której nie ma miejsca na jakiekolwiek sentymenty, półśrodki i litość.

Czytając o tym, co dzieje się na polskiej wsi, w jakich warunkach jest produkowana żywność, w jakich warunkach są przetrzymywane (niczym zakładnicy) są zwierzęta, to włos się na głowie jeży. Niewielu jednak decyduje się na to, aby medialne sensacje zweryfikować i sprawdzić, jakie są fakty. Bez tej weryfikacji łatwo rzucać oskarżenia i ogłaszać kolejne bojkoty polskiej żywności czy produktów pochodzenia zwierzęcego wytwarzanych na terytorium Polski, bo ponoć w innych krajach jest lepiej i bezpieczniej, co przecież nie jest prawdą.

Taka perfidna dezinformacja, tak perfidne manipulowanie informacjami to nic innego jak wojna gospodarcza, a taka wojna gospodarcza jest przeciwko nam prowadzona. Polska jest jednym z największych w Europie producentów żywności. W wielu obszarach jesteśmy liderami. Produkcja zbóż, produkcja mleka, produkcja drobiu, produkcja jaj, czy nawet produkcja futer – wszystkie sektory, które w jakikolwiek sposób kojarzą się z rolnictwem i doskonale sobie radzą są z różnych stron atakowane.

Często obserwujemy w mediach, że nijak ma się to do stanu rzeczywistego i do prawdy. Wielokrotnie apelowaliśmy jako Instytut Gospodarki Rolnej do wszystkich, którzy zabierają głos i mówią na temat bezpieczeństwa żywnościowego, czy też na temat jak wygląda rolnictwo w Polsce, żeby ważyli słowa, bo to naprawdę nie są żarty. Negatywne i jednocześnie fałszywe opinie bardzo często przekładają się na wybory konsumenckie.

Wracając do kwestii zboża technicznego. Nic mi nie wiadomo, żeby ktokolwiek się zatruł bądź miał problemy ze zdrowiem. Wszyscy od początku mówiliśmy, że problemem jest niekontrolowany napływ ukraińskiego zboża do Polski i z tym trzeba walczyć. Takie zboże zagrażało polskim rolnikom, a nie konsumentom.

Polscy rolnicy chcieli dbać o swoje interesy za co byli atakowani z niemal każdej strony. Ukraińcy krzyczeli, że polscy rolnicy chcą ich zniszczyć. W Brukseli krzyczano, że polscy rolnicy łamią unijne traktaty. Nasi rodzimi liberałowie krzyczeli, że będą cierpieć konsumenci, a poza tym, po co w Polsce rolnictwo, skoro jest na Ukrainie…

Najgorszy był jednak atak dwóch sprzymierzeńców – Unii Europejskiej i Ukrainy. O ile dobrze pamiętam to Polska jest częścią UE, a nie Ukraina i to nas powinna bronić Bruksela, a nie Ukrainę. Patrząc jednak na to, co robi Bruksela odnoszę wrażenie, że to Ukraina jest częścią UE, którą Bruksela broni przed jakimiś warchołami znad Wisły.

OK, wszyscy rozumiemy, że Ukraina została zaatakowana przez Rosję, że sytuacja jest ekstra ordynaryjna, że Ukraina potrzebuje pomocy, ale prawda jest taka, że działania podjęte przez UE dążyły do tego, że Polska za chwilę nie miałaby pieniędzy na własne funkcjonowanie. Ciężko w ogóle podchodzić do tej sprawy bez emocji. Wielu z nas czuje się oszukanych, bo tak wiele zrobiliśmy dla Ukraińców, a oni tak nam za to wszystko „dziękują”.

W ostatnim czasie do protestu przewoźników na granicy z Ukrainą dołączyli rolnicy. Tutaj znowu z jednej strony wszyscy mówią, że Ukrainie trzeba pomagać. Szkoda, że nikt nie chce prześledzić o co tak naprawdę chodzi i o co Polacy walczą, a dopiero potem zabierać głos. Powiem szczerze: kiedy słyszę od polityków z różnych stron, że ludzie, którzy protestują na przejściach granicznych z Ukrainą i starają się wywalczyć dla sektora transportu inne warunki współpracy z Ukrainą są sabotażystami to robi mi się słabo. To szalenie nieodpowiedzialna postawa, bo patrząc na dokumenty źródłowe, na to jak faktycznie sytuacja wygląda i na to w jakiej sytuacji znajdują się obecnie polscy przewoźnicy to naprawdę nie wiem jak można było doprowadzić do takiej sytuacji.

Lista sektorów zagrożonych, bądź będących w bardzo trudnej sytuacji nie jest krótka i tych problemów w najbliższych tygodniach i miesiącach będzie raczej przybywać niż ubywać. Tutaj wracamy znowu do tego, że to Bruksela ma takie, a nie inne kompetencje, ale my też musimy prowadzić dużo bardziej skuteczną politykę, żeby lepiej dbać o nasze interesy i interesy naszych obywateli.

Bóg zapłać za rozmowę

Tomasz D. Kolanek

Bruksela przeciwko Polsce. Jesteśmy ofiarą bezwarunkowej pomocy Ukrainie.

Bruksela przeciwko Polsce. Jesteśmy ofiarą bezwarunkowej pomocy Ukrainie.

Bruksela przeciwko Polsce

Unijna komisarz do spraw transportu Adina Vălean zwoła wspólny komitet Unii Europejskiej i Ukrainy dotyczący problemów transportu, ale dopiero po zniesieniu blokad na polsko-ukraińskiej granicy – to jedno z ustaleń posiedzenia Rady UE ds. transportu – poinformowała korespondentka RMF FM w Brukseli. Dodała, że unijna komisarz wyraźnie powiedziała, że nie może być powrotu do zezwoleń dla przewoźników z Ukrainy.

 Obecne porozumienie o przewozach w transporcie drogowym z Ukrainą jest przecież częścią „szlaków solidarnościowych”. Nie możemy wrócić do zezwoleń. Mogę sobie wyobrazić, ile udzieliłaby ich Polska, Słowacja i Węgry, skoro te kraje już teraz nie godzą się na obecność Ukraińców na naszym rynku. (…) Nie możemy wznawiać dyskusji o wspólnych zobowiązaniach za każdym razem, gdy w naszych krajach pojawiają się protesty. Wzywam wszystkich do opamiętania i do jak najszybszego odblokowania granicy – nawoływała w Brukseli komisarz Valean.

UE odrzuca oczekiwania Polski, Słowacji i Węgier w kwestii przywrócenia systemu zezwoleń i uregulowania ekolejki. Wręcz ustami komisarz żąda od Polski przywrócenia możliwości wykonywania tej umowy. Eurokołchoznicy są głusi na nasze argumenty. Gdyby mieli u nas swoje siły porządkowe czy unijną straż graniczną już byśmy byli pacyfikowani. Unia wygenerowała problem którego by nie było gdyby nie odebrano Polsce tej kompetencji, a teraz wymaga od nas że w milczeniu oddamy kolejną po rolnictwie gałąź gospodarki – komentuje Rafał Mekler, jeden z liderów protestu przewoźników.

– To co jest Polsce proponowane to „rozwiązanie polityczne”, czyli że niszczonej przez ukraińską konkurencję branży możemy płacić odszkodowania z własnego budżetu.

Wczoraj na Radzie UE przeciw Polsce stanęły nawet wszystkie państwa bałtyckie – przedstawiane w kontekście Ukrainy jako bliscy sojusznicy Polski, także zagrożeni przez Rosję. Jest źle. W UE nie ma ani zrozumienia polskiej sytuacji w kontekście wpływu Ukrainy na rynek UE, ani nawet poważnego zainteresowania nią – pisze w mediach społecznościowych poseł Konfederacji, Krzysztof Bosak.

Ukraina bezwzględnie korzysta z nadanych przez Brukselę przywilejów

Przypomnijmy, iż  2021 r. udział polskich przedsiębiorców w przewozach drogowych wykonywanych w relacji: Polska-Ukraina wynosił około 38%, zaś przewoźników z Ukrainy – 62%. Według stanu na koniec października 2023 r. polscy przewoźnicy drogowi wykonywali zaledwie około 8% takich przewozów, zaś przewoźnicy z Ukrainy – 92%.

Dodajmy, że presja handlowa ze strony Kijowa trwa od dawna. Jak przypomina portal dorzeczy.pl w styczniu 2022 r. Ukraina zablokowała tranzyt kolejowy z Azji do Polski przez swoje terytorium. Oficjalnym powodem była konieczność przeprowadzenia prac remontowych na kolei.

Tajemnicą poliszynela było jednak, że Kijów w ten sposób chciał na Warszawie wymusić ustępstwa w kwestii transportu drogowego. Ekipa Zełenskiego zdecydowała się na ten krok dosłownie w przededniu wybuchu wojny. Warto w tym kontekście przypomnieć, że od kilku miesięcy Kijów publicznie oskarża Warszawę o blokadę eksportu do UE ukraińskiego zboża, choć rzeczona blokada dotyczy tylko kilku krajów, a tranzyt przez polskie terytorium odbywa się bez problemów przypomina redakcja Do Rzeczy, która podkreśla, że „Ukraina bezwzględnie korzysta z nadanych przez Brukselę przywilejów, żeby podbić europejskie rynki, w tym przede wszystkim polski”.

Ukraina nadal sprzedaje sprzęt wojskowy Rosji.

Ukraina nadal sprzedaje sprzęt wojskowy Rosji

https://www.magnapolonia.org/ukraina-nadal-sprzedaje-sprzet-wojskowy-rosji/

Według portalu “Ważne Historie” oraz Organized Crime and Corruption Reporting Project, rosyjskie wojsko w 2022 i 2023 roku otrzymało części zamienne pochodzące z Ukrainy o wartości ponad 370 mln rubli (4,2 mln dolarów).

Ukraina nadal sprzedaje sprzęt wojskowy Rosji. Pomimo trwającej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, części do wyposażenia wojskowego potrzebnego armii rosyjskiej nadal dostarczane są przez ukraińskie firmy do Rosji – wynika ze śledztwa dziennikarzy śledczych oraz wolontariuszy niezależnej organizacji badającej zjawiska korupcyjne w Rosji. Od początku wojny, spółka rosyjska Avia FED Service dostarczyła rosyjskiemu lotnictwu części zamienne o wartości 650 mln rubli (7,3 mln dolarów) z czego 370 mln rubli (4,2 mln dolarów) pochodziło z Ukrainy.

Według danych celnych do których dotarli śledczy, spółka dostarczyła do Rosji części służące naprawom samolotów transportowych AN-124 z Charkowskiego Zakładu Budowy Maszyn o wartości 120 mln rubli. Za 67 mln rubli dostarczono części do naprawy stacji radiolokacyjnych śmigłowców szturmowych Ka-52 z kijowskiej fabryki Radar, części do naprawy silników An-24 i An-12 wyprodukowanych przez Motor Sich, kijowskiego zakładu „Artem” i innych ukraińskich przedsiębiorstw za około 170 milionów rubli.

Dodatkowo rosyjska spółka importowała części i wyposażenie wojskowe z Francji, Wielkiej Brytanii i USA.

Avia FED Service (FED jest akronimem od Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego) powstała w 1993 roku jako rosyjska spółka-córka Charkowskiego Zakładu Budowy Maszyn im. Dzierżyńskiego. Spółka zajmuje się pośredniczeniem w zakupach ukraińskich części pomiędzy zakładem a klientami m.in. rosyjskim ministerstwem obrony. Na czele rosyjskiej spółki stoi urodzony w Ługańsku Oleksandr Reszetnik.

Od 2018 roku Avia FED Service została obłożona ukraińskimi sankcjami za wspieranie wysiłków wojennych Rosji, jednak współpraca i sprzedaż produktów ukraińskich firm nadal trwała. Dostawa owych części nie odbywała się jednak bezpośrednio. Pośrednikiem w transakcji jest zarejestrowana w Dubaju spółka Linker.

To tam trafiają produkty z Ukrainy a dalej wysyłane są do Rosji. Linker otrzymywał w szczególności ukraińskie produkty od Motor Sicz, którego dyrektor Wiaczesław Bogusław został zatrzymany w październiku ubiegłego roku pod zarzutem zdrady stanu za „nielegalne dostawy towarów wojskowych do rosyjskich samolotów szturmowych”.

Poza Linkerem w transakcjach uczestniczy również firma z Kirgistanu, która została założona w kwietniu 2023 roku. Od tego czasu dostarczyła do Rosji produkty Charkowskiego Zakładu Budowy Maszyn o wartości 40 mln rubli. Rosyjska spółka Avia FED Service wyjaśniała dziennikarzom, że sprzęt dostarczany z Ukrainy do Rosji został zakupiony w latach 2020-2021 i był składowany „za granicą”. Spółka nie wyjaśniła jednak jak możliwe jest, że dostawy odbywają się poprzez założony kilka miesięcy temu spółkę kirgiskiego pośrednika.

Wartości dostarczonego wyposażenia może wydawać się niewielka, jednak warto pamiętać, że dostawy dotyczą zazwyczaj tych elementów, których nie da się wyprodukować w Rosji, a ich brak powoduje całkowite uziemienie rosyjskich maszyn.

Gigantyczna korupcja na szczytach ukraińskiej armii. Oszustwa przy zakupach dronów i komputerów.

Gigantyczna korupcja na szczytach ukraińskiej armii. Generał zdefraudował 62 miliony hrywien

gigantyczna-korupcja-na-szczytach-ukrainskiej-armii

(fot. Pixabay)

Defraudacja blisko 62 milionów hrywien w związku z zakupami dronów i komputerów dla Sił Zbrojnych Ukrainy – takie zarzuty usłyszał generał brygady Jurij Szczygol i jego zastępca Wiktor Żory. Wojskowi popełnili przestępstwa działając w Państwowej Służbie Specjalnej Ochrony Łączności i Informacji. W proceder ma być zaangażowane również ukraińskie ministerstwo cyfryzacji.

Podejrzenia wobec wojskowych pojawiły się już w zeszłym roku. Podczas aresztowania w mieszkaniu oskarżonych znaleziono korespondencję z „kontrahentami” oraz pokłady kryptowalut o wartości 1,5 miliona dolarów. Sprawą zajmuje się prokuratura. Szczegóły ujawnił były wiceminister obrony Ukrainy i założyciel funduszu „Return Alive” Witalij Deinega.

Według najnowszych informacji, oskarżeni wojskowi odpowiedzialni są za oszustwa finansowe dokonywane przy zakupach specjalistycznego sprzętu m.in. dronów i komputerów, które miały trafić do jednostek Sił Zbrojnych Ukrainy.

Zdaniem Deinegi, śledztwo jest celowo prowadzone w taki sposób, by nie skazać odpowiedzialnych za korupcję. Dodatkowo, sprawa jest wyciszana medialnie, gdyż w proceder mają być zaangażowani czołowi przedstawiciele Ministerstwa Cyfryzacji.

Jednym z głównych celów zreformowanego w 2019 r. resortu było rozprawienie się z plagą korupcji. Miała w tym pomóc realizacja wizji „państwa w Smartfonie”, w którym wszystkie spawy urzędowe można załatwić przez rządową aplikację. Według Deinegi, ministerstwo cyfryzacji zamiast zwalczać proceder, przyczyniło się do rozwoju nowego rodzaju korupcji, tzw. „korupcji w stylu SMART”.

„Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do korupcji w starym stylu. Do korupcji, w której kradną ludzie starsi od naszego pokolenia, którzy mają niewielu obserwujących na Instagramie, a Elon Musk nie robi sobie z nimi zdjęcia. Nie jesteśmy gotowi na korupcję w stylu SMART z dobrymi prezentacjami i aplikacjami na telefon” – zauważył. 

Źródło: interia.pl
PR

Ukraińcy, wojskowi i mafiozi, sprzedawali na bazarach pomoc humanitarną z Polski. Także tanio chodzą “puste” faktury…

Ukraińcy sprzedawali na bazarach pomoc humanitarną z Polski

magnapoloni/ukraincy-sprzedawali-na-bazarach-pomoc-humanitarna-z-polski

Państwowe Biuro Śledcze i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy rozbiły grupę przestępczą zajmującą się nielegalną sprzedażą produktów przeznaczonych dla wojska, które pochodziły m.in. z Polski. Żywność trafiała do prywatnych sklepów, restauracji i na lokalne bazary, którymi opiekuje się ukraińska mafia.

Ukraińcy sprzedawali na bazarach pomoc humanitarną z Polski. O zatrzymaniu kilku mundurowych z jednostki wojskowej w obwodzie kijowskim poinformowała służba prasowa Państwowego Biura Śledczego.

“W skład zorganizowanej grupy wchodzili żołnierze i pracownicy jednostki wojskowej, którzy weszli w spisek z prywatnymi przedsiębiorcami i sprzedawali w sklepach, restauracjach i na bazarach produkty przeznaczone dla wojskowych. Z magazynu zabranych zostało co najmniej 30 procent produktów, ograniczając codzienne dostawy żywności dla wojska” – czytamy w komunikacie.

Nie był to jedyny przestępczy proceder, którego się dopuszczono. Jak wynika ze wstępnych ustaleń śledczych, przedstawiciele jednostki wojskowej wystawiali także “puste” faktury na dostawy produktów, które w rzeczywistości nigdy nie trafiały do magazynów. Mowa o wielomilionowych kwotach.

Fikcyjne faktury trafiały do Ministerstwa Obrony Narodowej, które dokonywało przelewów za zamówione przez jednostkę produkty. Następnie środki były wypłacane przez przedsiębiorców i dzielone pomiędzy członków grupy przestępczej.

W toku śledztwa ustalono, że przestępcy wzbogacili się co najmniej o pięć milionów hrywien.

Ujawnione działania grupy mundurowych z Kijowa to kolejna afera związana z nieprawidłowościami dotyczącymi zakupów dla Sił Zbrojnych Ukrainy. Pod koniec października audytorzy Izby Obrachunkowej Ukrainy zatwierdzili raport dotyczący wydatków ukraińskiego Ministerstwa Obrony. Jego wyniki okazały się druzgocące dla urzędników, którzy przez wiele miesięcy kupowali mienie i żywność dla wojska po znacznie zawyżonych cenach.

1 listopada Ministerstwo Obrony ogłosiło radykalną zmianę w podejściu do zakupów dokonywanych na rzecz Sił Zbrojnych Ukrainy. Wprowadzone zostały m.in. minimalne i maksymalne ceny produktów. “Zmiany w zasadach zakupów żywności to rozwiązanie tymczasowe, które pozwala znacząco ograniczyć ryzyko korupcji” – napisano w komunikacie. Póki co jednak, złodziejstwo i korupcja na Ukrainie nadal rosną. Wszystko wskazuje też, że będą rosły, wraz z pogarszaniem się sytuacji frontowej.

NASZ KOMENTARZ: Gdy Polacy publikowali zdjęcia z ukraińskich sklepów, gdzie sprzedawano żywność i inne produkty z naszej pomocy humanitarnej, wyzywano ich od ruskich agentów, a aferę nazywano fejkiem. Brylował w tym m.in. lewicowy kolektyw “Demagog”.

Skandal na KUL. Boją się książki „Wołyń bez mitów”.

Szanowni Państwo, z przykrością informujemy, że od dzisiaj nie znajdziecie nas na Katolickich Targach Książki w Lublinie, odbywających się w holu Collegium Jana Pawła II na „Katolickim” Uniwersytecie Lubelskim, na których mieliśmy stoisko.

Dziś rano zostaliśmy wyrzuceni z targów.

Cały czas czekamy na podanie oficjalnej przyczyny. Nieoficjalnie przekazano nam, że powodem była ekspozycja książki „Wołyń bez mitów”. Decyzję przekazał nam Prezes Stowarzyszenia Wydawców Katolickich, a kierownictwo KUL wysłało dwóch „pomocników”, którzy mieli dopilnować, abyśmy niezwłocznie opuścili teren uczelni. W związku z tym musieliśmy odwołać wizyty Leszka Żebrowskiego, Piotra Plebaniaka, dr Ewy Kurek oraz dr. Leszka Pietrzaka, którzy mieli być na naszym stoisku.

Od wielu lat uczestniczymy w targach książki, a z taką sytuacją spotkaliśmy się po raz pierwszy. Szczególnie oburzający jest fakt, że próba kneblowania ust nastąpiła na Uniwersytecie, z definicji mającym być forum wymiany i ścierania się myśli. To, że dochodzi do tego na uczelni mającej w nazwie „katolicki” i odwołujący się do spuścizny św. Jana Pawła II, jest wprost niewyobrażalne. Kryjącym się w cieniu władzom uczelni dedykujemy słowa jej patrona: „Nie lękajcie się”.

Ludobójstwo wołyńskie jest niezaprzeczalnym faktem, a jego skala i okrucieństwo do dzisiaj budzi przerażenie. Pamięć o ofiarach jest nie tylko obowiązkiem, jest koniecznością, choćby by taka zbrodnia nigdy więcej się nie powtórzyła, a domaganie się chrześcijańskiego pochówku dla niepogrzebanych jest na wskroś katolickie. Zamilczanie tego bolesnego tematu w imię fałszywie pojmowanej poprawności politycznej jest czymś gorszym niż błąd – jest podłością.

Jako zespół Capital deklarujemy, że nie ulegniemy tej nienawistnej kampanii wykluczania i dalej będziemy kontynuować naszą misję. Jesteśmy jeszcze bardziej zmotywowani do pracy i tworzenia nowych projektów. Nadal też będziemy współpracować ze Stowarzyszeniem Wspólnota i Pamięć, której to współpracy owocem jest zakazana od dziś na KUL książka „Wołyń bez mitów”.

Capitalbook

Dokąd jedzie i płynie ukraińskie zboże? Oj, nie do “biednych murzynków”…

Ukraińskie zboże ratuje świat przed głodem? Prawda jest inna

ukrainskie-zboze

Jeszcze niedawno władze naszego kraju mydliły nam oczy, że zboże z Ukrainy chroni kraje potrzebujące przed klęską głodu, a przez Polskę odbywa się jedynie tranzyt tych towarów. Tymczasem okazało się, że ukraińskie zboże zalało polski rynek.

Ukraińskie zboże nie ratuje świata przed głodem. Dane za okres  1.08.2022 – 17.07.2023 pokazują, że na 31 mln ton wyeksportowanego ziarna z Ukrainy 8 mln ton trafiło do Chin, 6 mln ton do Hiszpanii, 3,2 mln t do Turcji, 2,1 mln t do Włoch i 2 mln ton do Holandii. – Czy to są kraje zagrożone głodem? – dopytuje Karol Olszanowski, prawnik i ekonomista związany z branżą rolną. Odpwiedź jest oczywista.

-W Afryce największym importerem jest Egipt 1,6 mln t. Dalej Libia 0,5 mln – informuje Olszanowski w publikacji na portalu X (dawny Twitter). –Celem mojego wpisu nie jest pokazanie, że inicjatywa czarnomorska nie jest potrzebna. Jest wręcz niezbędna dla prawidłowego handlu. Moim celem jest zwrócenie uwagi, że duża część medialnego przekazu jest po prostu niezgodna z faktami. 

Argumenty jakoby w Afryce i Azji miała się rozlać fala głodu wobec braku dostaw ziarna z Ukrainy,  są w świetle tych danych nierzetelne, ponieważ to ziarno i tak nie trafia (a przynajmniej w swojej masie i nie bezpośrednio) do odbiorców zagrożonych głodem – wskazuje prawnik.

– Dane dot. eksportu proszę połączyć z poprzednimi moimi wpisami, gdzie pokazywałem kraje rejestracji największych producentów rolnych na Ukrainie, połączonych z mechanizmem offshore, gdzie za pomocą konkretnych danych pokazano jak zboże z Ukrainy jest tak naprawdę sprzedawane przez spółki zarejestrowane w Szwajcarii, na Cyprze etc. – wskazuje Olszanowski, pokazując wykresy danych.

Karol Olszanowski

@KarolOlszanows1

Dokąd wypływa ziarno z [ 1.08.22 – 17.07.23]?

Zdjęcie

Zdjęcie

NASZ KOMENTARZ: Wszyscy pamiętamy jak epatowano nas tekstami o głodujących przez Putina dzieciach z Afryki. Jak zwykle okazało się, że to kłamstwo, by urabiać ciemny lud.