„Zatrute umysły”. Czy uda się uratować dzieci przed szkołą urządzaną przez minister Nowacką?

„Zatrute umysły”. Czy uda się uratować dzieci przed szkołą urządzaną przez minister Nowacką? – PCH24.pl

https://pch24.pl/zatrute-umysly-czy-uda-sie-uratowac-dzieci-przed-szkola-urzadzana-przez-minister-nowacka


To, z czym dziś mamy do czynienia w całym systemie edukacji, to nic innego jak próba przejęcia kontroli nad dziećmi i młodzieżą. By to się udało, trzeba wyrwać je z więzów rodziny, tradycji, kultury oraz spod wpływu nauczania Kościoła…

Zresztą przedstawiciele ministerstwa edukacji wcale nie ukrywają swoich zamiarów. Wprost mówią o tym, że to nie rodzice, a politycy – a co za tym idzie, także szkoła – wiedzą lepiej, co dla dzieci jest dobre  mówi Łukasz Korzeniowski, reżyser filmu „Zatrute umysły”, w rozmowie z PCh24.pl.

Czytaj rozmowę pod oknem filmu

Zapraszamy na premierę filmu ZATRUTE UMYSŁY:

https://youtu.be/Jq6znu0bVqs

Mamy w Polsce kryzys demograficzny, coraz mniej osób chce zakładać rodziny, a zapotrzebowanie na psychologów rośnie. Zwykle w trudnych sytuacjach mawia się, że „nadzieja w młodym pokoleniu”… Tymczasem młodzi otrzymują „edukację zdrowotną”. Ona pomoże czy tylko pogłębi dzisiejsze problemy?

Niestety, założenia tak zwanej edukacji zdrowotnej idą w bardzo niebezpiecznym kierunku. Promuje się skrajny indywidualizm, skupianie na sobie samym i na własnej przyjemności. Co więcej, owa przyjemność ma być często dostępna „na życzenie” – tu i teraz. Właśnie w tym kierunku idą zmiany systemu edukacji. To ma konsekwencje. Bo właśnie takie wzorce – a może właściwszym będzie powiedzieć tu: modele zachowań – będą promowane i utrwalane wśród ludzi młodych.

Myślę, że wszystkim doskonale jest znane powiedzenie: „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” – ono znakomicie oddaje powagę sytuacji. Bowiem owe złe nawyki, bardzo szkodliwe z punku widzenia właściwego rozwoju człowieka, zaszczepione w młodych ludziach za sprawą szkoły, zostaną z tymi ludźmi do końca życia – i to jako problem. Sytuacja jest zatem bardzo poważna.

Ponadto okazuje się, że wartości takie jak rodzina, troska o dzieci, patriotyzm, praktycznie w proponowanej podstawie programowej nie istnieją. W filmie zwróciła na to uwagę Agnieszka Pawlik-Regulska z Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły. Wskazała, że słowa: „matka” czy „ojciec” w dokumentach Ministerstwa Edukacji Narodowej nie są wymienione ani razu!

W podstawie programowej nie zabrakło za to miejsca na szerokie omówienie antykoncepcji czy aborcji, i to w afirmatywnym ujęciu. Za to ciąża traktowana jest jako problem, którego za wszelką cenę trzeba unikać… I mając to wszystko na uwadze, odpowiedź na powyższe pytanie jest jasna i jednoznaczna.

Tytuł filmu, który trafia właśnie do Widzów, brzmi: „Zatrute umysły”. To wyjaśnijmy, czyje to umysły, czym są zatrute… I w jakim celu?

Nie od dziś wiadomo, że lewica chce jak najmocniej kontrolować społeczeństwo. Aby to czynić, potrzebne jest narzędzie wpływu. A skoro mówimy o „hodowaniu” sobie przyszłego odbiorcy lewackich treści, to nie ma wątpliwości, że idealnym narzędziem jest tu szkoła. W ten sposób już od najmłodszych lat można decydować, jak ukształtować obywateli i sukcesywnie zatruwać ich umysły.

To, z czym dziś mamy do czynienia w całym systemie edukacji, jest niczym innym, jak próbą przejęcia kontroli nad dziećmi i młodzieżą. By taki zamiar się powiódł, trzeba wyrwać je z więzów rodziny, tradycji, kultury oraz spod wpływu nauczania Kościoła…

Zresztą przedstawiciele ministerstwa edukacji wcale nie ukrywają swoich zamiarów. Wprost mówią o tym, że to nie rodzice, a politycy – a co za tym idzie, także szkoła – wiedzą lepiej, co dla dzieci jest dobre. Proszę zauważyć, że mówimy tu o sytuacji, w której ci, którzy są najbliżej dziecka – czyli rodzice – nie będą mogli decydować o jego wychowaniu. Zrobi to urzędnik, nauczyciel, wychowawca pracujący pod dyktando aktualnie „obowiązujących” trendów.

Dziś w świecie Zachodu takim trendem jest np. edukacja seksualna prowadzona według standardów WHO, a zatem – i to pokazuję dokładnie w filmie – mówimy o systemowej deprawacji młodych ludzi od najmłodszych lat.

Wszystko to bardzo przypomina mi czasy komunistyczne, kiedy państwo wiedziało zawsze lepiej, co jest dobre dla obywatela…

Film pokazuje też między innymi, kto odpowiada za „edukację seksualną” i z jakich wzorców czerpie… Ta analiza powinna zaalarmować rodziców?

Może nie będę zdradzał szczegółów, ale rzeczywiście w filmie pokazujemy, do jakich źródeł sięgają owe standardy edukacyjne i jacy ludzie za nimi stoją. To nie jest „wiedza tajemna”, ale jakoś nieprzebijająca się do szerokiej publiczności. I myślę, że wielu Widzów ubogaconych o te fakty – jeśli dotąd nie zweryfikowało swoich poglądów na tzw. edukację seksualną w zakresie jej szkodliwości – z pewnością to uczyni. Choćby dla dobra swoich dzieci.

Podam tylko jeden przykład. W dokumencie przedstawiamy np. osoby odpowiedzialne za przygotowanie podstawy programowej Edukacji zdrowotnej. Szczególnie dokładnie omawiamy postać Zbigniewa Izdebskiego, który kieruje zespołem ministerialnym. A jak się okazuje, jest to osoba w tym kontekście bardzo niebezpieczna; osoba, która już wcześniej „zasłynęła” skandalicznymi badaniami młodzieży szkolnej i konsekwentnym promowaniem wulgarnej seksedukacji.

Film pokazuje również rolę wspomnianej już Światowej Organizacji Zdrowia i jej standardów edukacji seksualnej w powstawaniu nowego przedmiotu.

Jeśli idzie o agendę LGBT, gender – gdy oglądamy napływające z Zachodu obrazki ilustrujące prawdziwe oblicze edukacji seksualnej, często spotykają się one z opiniami, że to straszenie, że nic takiego w Polsce się nie wydarzy… To przejaw lekkomyślności?

Niestety, ale doświadczenia tutejszej ustrojowej transformacji po 1989 roku pokazują, że Polska często w sposób bezmyślny i nieodpowiedzialny kopiowała różne wzorce kulturowe i społeczne z krajów Zachodu.

Od wielu lat obserwujemy, jakie spustoszenie sieje seksedukacja w krajach starej Unii. Dzieci są tam deprawowane od najmłodszych lat. Stają się ofiarą propagandy gender i LGBTQ+. Coraz częściej dochodzi do promowania okaleczania własnego ciała w ramach tak zwanej tranzycji. I mówimy tu o małych dzieciach!

Tu nie zadziała mechanizm: „u nas to niemożliwe”; przecież „nasza chata z kraja”… Obawiam się, iż o ile władza nie natrafi na mocny, zorganizowany opór społeczeństwa, to ministerstwo edukacji wprowadzi w naszym kraju obowiązkową wulgarną seksedukację, wraz ze wszystkimi negatywnymi jej skutkami. Dziś, jak wiemy – z powodu wyborów i buntu społecznego – sprawę odłożono. Ale ona powróci szybciej niż nam się wydaje. Trzeba być czujnym. Tu chodzi o dobro dzieci!

A przecież szykowany przez lewaków eksperyment na młodym pokoleniu skończyłby się dla dzieci tragicznie. Patrzmy na efekty lewackich działań na Zachodzie i bądźmy tym razem mądrzy przed szkodą! Nasz film dokumentuje wszystkie te zjawiska. Tym bardziej zachęcam do zapoznania się z tym dokumentem.

Z pewnością warto poznać fakty i wsłuchać się w głos ekspertów, którzy na co dzień zajmują się edukacją, ale w dobrym słowa tego znaczeniu. Kogo zatem zobaczymy w filmie?

Przede wszystkim oddaliśmy głos osobom, które mocno włączyły się w społeczny ruch oporu wobec działań polskiego rządu. W filmie usłyszymy i zobaczymy m.in. Hannę Dobrowolską – eksperta oświatowego, autorkę podręczników szkolnych. Głos zabrała także Agnieszka Pawlik-Regulska – nauczycielka, koordynator Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły. Nie zabrakło też głosu dziennikarzy i publicystów od lat zajmujących się sprawami polskiej edukacji. W filmie wystąpili: Jan Pospieszalski, Łukasz Warzecha, Łukasz Karpiel, Paweł Chmielewski, a także Sławomir Skiba ze Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i Rafał Dorosiński z Ordo Iuris.

Dziękuję za rozmowę.

Marcin Austyn

Zapraszamy na premierę filmu ZATRUTE UMYSŁY

Najważniejszy przedmiot w klasach 1-3? FILOZOFIA!

Najważniejszy przedmiot w klasach 1-3? FILOZOFIA!

Filip Obara https://pch24.pl/najwazniejszy-przedmiot-w-klasach-1-3-filozofia/

Po co nam wiedza bez umiejętności poznania prawdy i odróżnienia dobra od zła? A dokładnie taką wiedzę przekazuje naszym dzieciom edukacja w systemie przymusu szkolnego. Nie dziw, że wyszedłszy ze szkoły nie możemy się dogadać i wchodzimy w tryby wojny polsko-polskiej, skoro nie rozumiemy podstawowych pojęć, którymi operujemy. Remedium na ten stan rzeczy jest nauka filozofii od lat najmłodszych. Ale nie mam tu na myśli wykładu historii filozofii, tylko przekazanie narzędzi poznawczych i ewentualnie uprawianie filozofii w jej pierwotnym znaczeniu.

Jedną z rzeczy, które zrobiły na mnie ostatnio największe wrażenie, był pewien drobny szczegół z rozmowy dwóch generałów na Kanale Zero. Otóż, jeden z nich powiedział, że żołnierze dysponujących śmiercionośną bronią mają… zajęcia z filozofii.

Tak, żeby ponosić odpowiedzialność za ludzkie życie, które można odebrać jednym ruchem palca, trzeba mieć najpierw ukształtowany rozum i potrafić odróżniać dobro od zła. Właśnie temu służy filozofia.

Z czym do ludzi?

Dyskusje, które jako rodzice odbywaliśmy na temat tzw. „edukacji zdrowotnej” pokazują jak radykalnie różnimy się w pojmowaniu samych nawet już transcendentaliów, a więc najbardziej pierwotnych kategorii: prawdy, dobra i piękna. Jeden rodzic twierdzi, że dobrem dla jego dziecka jest nierozbudzanie przedwcześnie sfery seksualnej i postrzeganie intymności w kontekście małżeństwa, rodziny i odpowiedzialności. Drugi zaś z całym przekonaniem deklaruje, że „dobrem” dla jego dziecka jest przekazanie mu „wiedzy naukowej” na temat tego, że „korekta płci” może być dla niego… „drogą do szczęścia”. Nie zmyślam, usłyszałem takie zdanie od jednego z rodziców.

Kiedy jesteśmy już przy przykładzie nieszczęsnej „edukacji zdrowotnej” (omówienie programu tego przedmiotu zawarłem tu), napotykamy szereg pułapek polegających właśnie na tym, że pod pozornie zrozumiałymi pojęciami umieszcza się zupełnie inne znaczenia. Weźmy pierwsze z brzegu. Co Państwo myślą, kiedy słyszą słowo „samopoznanie”. Ano, pewnie, że człowiek został z natury obdarzony pewnymi cechami (i to są nasze cechy istotowe, wspólne dla wszystkich) i że istnieją pewne zasady, którym powinien się podporządkować; natomiast poza tym każdy posiada swoje cechy indywidualne (przypadłościowe), które sprawiają, że musimy znaleźć naszą własną drogę realizacji swojej natury i sposób na „odnalezienie” się wobec zasad.

To jest normalne rozumienie samopoznania. Ale obecny świat w swoim dążeniu do „wyzwolenia” człowieka spod „więzów” obyczajowych i religijnych rozumie samopoznanie zgoła inaczej. W kontekście „edukacji zdrowotnej” może chodzić na przykład o rozpoznanie do której z „kilkuset płci” w swoim subiektywnym mniemaniu pasujemy. W takiej wizji człowieka nie ma miejsca na posłuszeństwo woli wobec rozumu i zasad, które nasz rozum rozpoznaje. Jest tylko szukanie usprawiedliwień dla własnego wybujałego indywidualizmu. Żadnych obowiązków, które budziłyby w nas poważniejszy egzystencjalny dyskomfort.

Widząc, z jakim zapałem niektórzy rodzice bronią przedmiotu, przy pomocy którego rząd chce indoktrynować i demoralizować ich dzieci, byłem zdumiony, jak głęboka podmiana pojęć musiała się w nich dokonać. Nie wierzę bowiem, że ktoś świadomie chce zła dla swoich dzieci. Nie wierzę, że w normalnej matce może wygasnąć instynkt macierzyński. Sądzę, że ci ludzie zostali tak „sformatowani”, że do głębi swego bazowego rozumienia rzeczywistości przyjęli, że zło jest dobrem, a dobro złem. Wmówiono im, że nie istnieje żadna obiektywna rzeczywistość i żadne uniwersalne prawo, żadna przyrodzona sprawiedliwość, natomiast oni będą ludźmi światowymi (europejskimi) i światłymi, jeżeli będą nadążali za trendami i przestrzegali przepisów i wytycznych, którymi władza polityczna miłościwie opasuje wszystkie dziedziny naszego życia.

A więc: prawda i rozum, dobro i moralność, piękno, prawo i praworządność, sprawiedliwość, władza, posłuszeństwo – to pojęcia, które zostały fundamentalnie wypaczone. A nie mamy wątpliwości, że nie sposób się bez nich obejść? Doliczmy do tego pojęcie, które zostało właściwie usunięte z przestrzeni publicznej, a jest pojęciem podstawowym dla wychowania, dla życia osobistego i społecznego. Chodzi o cnotę, czyli sprawność moralną. Nawyk wykonywania dobrych uczynków. Stałą zdolność do praktykowania dobra. A podstawą dla cnoty jest rozumne poznanie, dzięki któremu odróżniamy dobro od zła i to jemu powinna być posłuszna (znów to okropne posłuszeństwo, którego tak nie lubią liberałowie!) nasza wola w wykonywaniu tego, co dobre.

Bez filozofii ani rusz

Rolą filozofii jest dążenie do poznania istoty rzeczy. Mówimy tu oczywiście o tzw. filozofii realistycznej, na której została ufundowana nasza cywilizacja, a także nasze myślenie religijne w ramach paradygmatu rzymskiego katolicyzmu. Chrześcijaństwo wniosło łaskę, zbawienie, przebaczenie, cnoty nadprzyrodzone itd. – uszlachetniło naturę człowieka i otworzyło mu prostą drogę do Boga, ale – uwaga! – nie wymyśliło tej natury na nowo – ani sposobów jej poznania.

Zasadnicze zręby antropologii i właściwego rozumienia, czym jest życie społecznego i państwowe, dała nam grecka filozofia, głównie w osobie Arystotelesa. Na nim zostało zbudowane chrześcijańskie rozumienie świata w tym, co dotyczy natury. Od filozofów greckich przejęliśmy pojęcie cnoty i zdolność krytycznego myślenia. Filozofia daje nam aparat poznawczy – właśnie ten, którego dziecko potrzebuje, by móc ocenić, czy to, czego się uczy, jest prawdziwe i dobre.

Powtórzę: nie chodzi o wykład na temat koncepcji filozoficznych czy opowiadanie dzieciom, że Tales z Miletu patrzył na gwiazdy, bla, bla, bla… Chodzi o przekazanie – i to ZANIM zaczną poważną naukę przedmiotów w klasie IV – właściwego rozumienia pojęć. To najlepsze, co możemy im dać, żeby nie pogubiły się w świecie.

Co to znaczy być filozofem? Zadawać pytania o naturę rzeczy. Człowiek, w którym rozbudzimy „zmysł filozoficzny” nie da się łatwo oszukać logicznie brzmiącymi, choć nieprawdziwymi, wykładniami. Weźmy przykład posłuszeństwa. Już w czasie nauki katechizmu nasze dzieci dowiadują się, że powinny być pod grzechem posłuszne rodzicom, jednak z jednym wyjątkiem: gdyby rodzice nakazywali coś niemoralnego. Czyli już na tak wczesnym etapie uczymy dziecko, że będąc w wieku rozumu (około siódmego roku życia), nie ma kierować się ślepym posłuszeństwem, ale ma znać zasady i samodzielnie oceniać, czy polecenia są z tymi zasadami zgodne. I uczymy, że przy okazji tego, że kiedy jest grzeczne ze względu na cnotę i rozumne pragnienie dobra, to takie zachowanie ma wartość moralną, natomiast gdyby robiło dobrze tylko ze strachu przed karą, to jest to postawa niewolnika, pozbawiona wartości moralnej. Ostatecznie poznanie natury posłuszeństwa pomaga w jego praktykowaniu.

Arystoteles dzielił nasz rozum na część niższą, zależną od poznania zmysłowego, oraz wyższą – czyli intelekt, zdolny do poznania abstrakcyjnego. Podkreślał, że nie jest możliwe w pełni dobre działanie, jeżeli opieramy się wyłącznie na poznaniu zmysłowym, z pominięciem myślenia nastawionego na rozpoznanie istoty rzeczy. Skąd mamy wiedzieć, jak postąpić dobrze w danej sytuacji (szczególnie bardziej niejednoznacznej), jeżeli nie wiemy, czym jest dobro? 

I nie dziwmy się, że niektórzy robią użytek ze swojej inteligencji, aby bronić mistyfikacji w rodzaju „edukacji zdrowotnej”. Bo, jak podkreśla Arystoteles w Zachęcie do filozofii, „rzeczy, w które jesteśmy wyposażeni do życia, jak np. ciało i to, co należy do ciała służą jako pewnego rodzaju narzędzia, a posługiwanie się nimi jest niebezpieczne; ci bowiem, którzy się nimi posługują w niewłaściwy sposób, uzyskują skutek odwrotny”. I dodaje: „Należy przeto dążyć do zdobycia tej wiedzy i posłużyć się nią w sposób właściwy; dzięki niej bowiem zrobimy dobry użytek z tych wszystkich narzędzi. Musimy więc stać się filozofami, jeżeli chcemy dobrze rządzić państwem i pożytecznie przeżyć życie”.

Używanie zdrowo ukształtowanego intelektu w procesach decyzyjnych zapewnia poprawność sądów. Chodzi o to, by nauczyć nasze dzieci dociekliwości, a tego nie zrobi się wyłącznie w oparciu o praktyczne rozważania. Proces intelektualny nazywa Arystoteles „czystą myślą” albo też „wolną myślą” (nie mylić z wolnomyślicielstwem w nowożytnym rozumieniu!). Czytamy: Czyste myślenie jest zatem lepsze i cenniejsze niż myślenie skierowane ku poszukiwaniu pewnych korzyści. Czyste myślenie jest samo przez się bardziej cenne, a mądrość rozumu jest w tym rodzaju myślenia najcenniejsza, tak jak w myśleniu dla działania najcenniejsza jest mądrość połączona z praktyczną wnikliwością. A więc to, co dobre i cenne, zawarte jest przede wszystkim w filozoficznych dociekaniach, ale oczywiście nie w każdym rodzaju dociekań. Nie każdy bowiem rodzaj dociekań jest cenny w sensie bezwzględnym, lecz tylko taki, który dotyczy naczelnej i kierującej światem zasady. Ten rodzaj myślenia jest ściśle złączony z filozoficzną mądrością i słusznie możemy twierdzić, że jest to mądrość we właściwym znaczeniu.

To właśnie ten rodzaj myślenia każe nam zadawać pytania: Dlaczego mam być posłuszny prawu (poleceniom, zasadom)? Czy to prawo jest sprawiedliwe? Czym jest sprawiedliwość? Co jest miarą prawa, którego mam przestrzegać? Czy istnieje jakieś prawo uniwersalne, z którym prawo państwowe powinno być zgodne? Czym jest prawo naturalne? Co mam zrobić, gdy prawo nakazuje coś, co wydaje się złe? Czy coś może być jednocześnie uznane przez władzę za legalne, ale faktycznie być niemoralne?

Takie ukształtowanie sprawia, że ciekawość dziecka w naturalnej kolei rzeczy prowadzi do idealizmu młodzieńca z jego pragnieniem bezwzględnej słuszności i sprawiedliwości. Tak dawniej wychowywano ludzi szlachetnych i bohaterskich (czego pięknym literackim wzorem jest Staś Tarkowski z W pustyni i w puszczy). Jeżeli chcemy, żeby nasze dziecko wyrosło na człowieka z zasadami, który potrafi kierować się rozumem, a nie porywami namiętności i emocji, który ma kręgosłup moralny, a nie jest wyznawcą tzw. etyki sytuacyjnej, to potrzeba naszego wysiłku.

Nie wystarczy już być normalnym i rozsądnym człowiekiem, ponieważ system, w którym żyjemy represjonuje normalność i rozsądek właśnie dlatego, że stał się wrogi wobec zdrowych zasad filozoficznych, które zbudowały naszą cywilizację. Musimy dać z siebie więcej i wziąć na siebie większą odpowiedzialność.

Czy filozofia jest trudna?

Na to pytanie najlepiej odpowiedzieć słowami samego Filozofa, który w cytowanej już Zachęcie do filozofii stwierdza, żetrudność w opanowaniu filozofii jest czymś znikomym wobec ogromu jej użyteczności”. 

Ale gdzie właściwie tej filozofii szukać? Przede wszystkim we własnym rozumie, bo przecież na nim bazował Arystoteles, gdy tworzył najwspanialszy system rozumienia świata w dziejach ludzkości. Po drugie: w źródłach. Po trzecie: w podręcznikach. Krótko o dwóch ostatnich.

Źródła. Możemy sięgać do dzieł Arystotelesa, by szukać interesujących nas zagadnień i fragmentów: do Etyki nikomachejskiej czy Polityki, a dla bardziej wnikliwych – O duszy. Ale pamiętajmy, że Arystoteles znalazł najwybitniejszego kontynuatora swojej myśli i swojego systemu w osobie św. Tomasza z Akwinu. To on zaadoptował filozofię realistyczną jako model myślenia rzymskiego katolicyzmu, a dodatkowo wzbogacił ją o to wszystko, co wniosło chrześcijaństwo.

Kiedy spojrzymy na obszerność i rozpiętość zagadnień w Sumie Teologicznej, to przekonamy się jak wiele kwestii jest tam bardzo szczegółowo i praktycznie wytłumaczonych. Ponadto, czytanie Sumy daje jeszcze jeden pożytek: uczy myśleć. Zagadnienia zbudowane są na zasadzie postawienia tezy – przeciwstawienia jej antytezy – a następnie rozumowego rozstrzygnięcia (nie mylić z tezą, antytezą i syntezą Hegla). Taka metoda gimnastykuje inteligencję i uczy nie poprzestawać na prostych stwierdzeniach, lecz sięgać do meritum.

Podręczniki. Gdyby ktoś jednak uznał, że zagłębianie się w arkana źródeł przekracza jego możliwości (choćby czasowe), to spieszę uspokoić: nie trzeba sięgać nawet po opracowania filozoficzne (pisane trudniejszym językiem) – dysponujemy bowiem czymś, co dziś należałoby określić jako… ukryty skarb. Chodzi mi katolickie książki i katechizmy, ale pochodzące z czasów sprzed rewolucji Soboru Watykańskiego II, kiedy model tomistyczny stał jeszcze u podstaw całego myślenia i nauczania katolickiego. Pierwszy lepszy przyzwoity przedwojenny katechizm – jak np. doskonały Apologetyczny katechizm katolicki ks. Wincentego Gadowskiego, wznowiony przez wydawnictwo Te Deum – napisany jest na gruncie aparatu intelektualnego zaczerpniętego z greckiej filozofii. Wspomniany katechizm ks. Gadowskiego zawiera mnóstwo praktycznie wytłumaczonych kwestii i sama jego lektura uczy już myślenia w rozumnych i logicznych kategoriach. Ponadto każdy dobry podręcznik życia chrześcijańskiego – jak choćby nieocenione, dwutomowe Życie duchowe św. Józefa Sebastiana Pelczara – pełen jest wykładu cnót i obowiązków (w praktyce: sztuki kształtowania charakteru), który pełnymi garściami czerpie z odkrytego przez Arystotelesa sposobu używania rozumu.

Mam świadomość, że zaledwie musnąłem koniuszkiem palca to arcyważne zagadnienie i już słyszę w głowie zarzuty, na które chętnie bym odpowiedział. Jest też wiele rzeczy do uściślenia, jak granice pomiędzy wykładem religijnym a filozoficznym albo kwestia tego, na ile nasza moralność jako katolików opiera się na rozumnym rozpoznaniu prawa naturalnego, a na ile mamy kierować się wprost objawieniem (o kwestii rozumu pisałem więcej tutaj). Niemniej, mam nadzieję, że udało mi się zachęcić do uprawiania filozofii przynajmniej w jej najbardziej praktycznym wymiarze, sprowadzającym do umiłowania mądrości.

Filip Obara

Katastrofa, której na co dzień nie widać


Centrum Życia i Rodziny
 Szanowni Państwo,
Komentatorzy prześcigają się w alarmistycznych nagłówkach: „bezprecedensowa sytuacja”, „drastyczne załamanie”, „katastrofa”.
O czym mowa? Nie, nie o wojnie ani o żadnym kataklizmie.To katastrofa, której nie widać na ulicach. I to dosłownie: nie widać.
Coraz mniej na nich bowiem… dziecięcych wózków. Na osiedlach coraz bardziej opustoszałe place zabaw i boiska. Zamykane szkoły, do których nie ma już kto chodzić.251,8 tys. – tyle dzieci urodziło się w Polsce w ubiegłym roku.Demografowie określają te dane jako bezprecedensowe, bo tak znaczącego spadku jeszcze kilka lat temu nikt nie przewidywał.W 2022 roku eksperci z ONZ szacowali, że w Polsce współczynnik dzietności spadnie do poziomu 1,12 dopiero w 2055 roku. Tymczasem stało się to… 31 lat wcześniej. Taki właśnie poziom odnotowano w Polsce w ubiegłym roku.
Z jednej strony badacze usiłują teraz znaleźć odpowiedź na pytanie: skąd aż tak katastrofalne wyniki? Dlaczego Polacy nie chcą mieć dzieci? I co zrobić, żeby odwrócić ten destrukcyjny trend? Czy w ogóle jest to możliwe?Ale szczerze mówiąc, uważam, że nie powinno nas to dziwić.
Czy możemy spodziewać się czegoś innego w kraju, w którym media niemal codziennie zalewają swoich odbiorców tytułami takimi jak: „Marzyłam o dziecku, ale teraz nienawidzę być matką”, „Nie decyduj się na dziecko. Ja żałuję, że je mam” czy „Nikt nie powiedział mi, że macierzyństwo to taki koszmar”, z okładki topowego pisma dla kobiet uśmiechają się trzy znane aborcjonistki, ogłaszające, że „Aborcja jest ok”, a wielkie marki produkują całe kampanie reklamowe oparte na wychwalaniu bezdzietności z wyboru?grafikaI oczywiście przyczyn niskiej dzietności jest znacznie więcej, a wiele z nich ma nawet większe znaczenie.
Jednak sposób przedstawiania rodziny w kulturze i mediach ma kluczowy wpływ: to właśnie ten czynnik pozwala kształtować postawy społeczne – zarówno postawę prorodzinną czy sprzyjającą rodzicielstwu, jak i tę przeciwną, postawę dobrowolnej bezdzietności. To właśnie przekazy medialne mają więc możliwość zbudować niezbędną bazę do tego, by młodzi ludzie w ogóle chcieli zakładać rodziny.Mają jednak też władzę przeciwną: niszczyć wizerunek rodziny, wprowadzać negatywne wzorce i sączyć wprost do umysłów młodych ludzi jad egoizmu.
Dlatego prorodzinne i prorodzicielskie nastawienie mediów musi być kluczowym obszarem zmian, jeśli nie chcemy, by Polska, jaką znamy, zniknęła na zawsze.
Wspieram działania Centrum Życia i Rodziny!
Być może pomyślą Państwo teraz, że to bzdura. Przecież nikt, kto chce mieć dzieci, nie zrezygnuje z rodzicielstwa tylko przez to, że przeczytał nieprzychylny artykuł.Ale co, jeśli taki negatywny obraz macierzyństwa czy ojcostwa będzie otrzymywał konsekwentnie przez lata? Jeśli będzie on dobiegał właściwie ze wszystkich stron, nie dając większej szansy na poznanie innego obrazu świata?A przecież dokładnie to dzieje się obecnie!Media – i to zarówno tradycyjne, jak telewizja czy prasa, jak i internet – od lat w dość jednoznaczny sposób starają się wpływać na decyzje rodzicielskie młodych ludzi. Wystarczy wspomnieć wymienione już wyżej tytuły.I proszę mi wierzyć, takich i podobnych treści nie trzeba nawet szukać, a tytułów tego rodzaju mogłabym przytoczyć jeszcze dziesiątki.
Taki przekaz, czy tego chcemy, czy nie, trafia często na podatną glebę coraz bardziej rozbitego społeczeństwa, kultywującego kulturę indywidualizmu.Bycie mamą czy tatą jawi się dziś wielu młodym ludziom jako „koniec życia” czy „koniec wolności”. Dziecko widzą jako barierę dla swojego rozwoju: czy to drogi do wymarzonej kariery, czy też uniemożliwienie realizacji marzeń.
Próżno w mediach głównego nurtu szukać przedstawienia dziecka jako daru, a rodzicielstwa jako drogi niosącej spełnienie i radość.
Zmiana takiego stanu to oczywiście ogromne wyzwanie!Ale wierzę, że podejmując je, możemy zawalczyć o zmianę mentalności, niezbędną do tego, aby odwrócić katastrofalne trendy związane z dzietnością.Dlatego pod koniec września wzięłam udział w debacie na temat dzietności w telewizji PCH24. Wraz z pozostałymi gośćmi – redaktorem Pawłem Chmielewskim, doktorem Marcinem Kędzierskim i redaktorem Tomaszem Wróblewskim – miałam okazję porozmawiać o tym, dlaczego w Polsce rodzi się tak mało dzieci i jakie działania mogłyby przynieść poprawę tej sytuacji (link poniżej).
Mimo różnych podejść do wielu aspektów tego złożonego tematu, udało nam się naświetlić wiele obszarów, które często w podobnych dyskusjach są pomijane lub bagatelizowane.Czynniki wpływające na dzietność to przecież nie tylko świadczenia socjalne czy mieszkalnictwo (choć i tych tematów nie zabrakło w naszej rozmowie). To także problematyka rozpadu wspólnoty i zmiana struktury rodziny czy choćby kwestia podejścia Kościoła do problemu rodzicielstwa.Wspieram takie działania!Rozważania o przyczynach to jednak nie wszystko. Równie istotne jest promowanie naprawdę skutecznych i korzystnych dla rodzin rozwiązań.
Niestety obecny rząd często w kwestii polityki prorodzinnej strzela sobie w stopę. Ważniejsze są przecież ideologiczne postulaty. Zmiany w edukacji prowadzone pod wodzą lewicowej minister, które ukształtują dzieci i młodzież na “postępową” modłę, nie przekażą za to wartości rodziny i nierozerwalnego małżeństwa. Nie nauczą budowania trwałych, całożyciowych relacji.
Wprowadzenie związków partnerskich, które w dłuższej perspektywie przyczynią się do jeszcze większej dewastacji instytucji małżeństwa.
Promowanie aborcji na żądanie, zamiast odpowiedzialnego podejścia do rodzicielstwa i uznania podmiotowości i godności życia od poczęcia.To prosta droga do pogłębiania kryzysu dzietności! Niefrasobliwym i szalenie krótkowzrocznym podejściem rządzący tylko przyspieszają zupełne załamanie systemu społecznego.
Fundamentalne dla odbudowy wskaźników dzietności jest wytworzenie w młodych ludziach poczucia, że posiadanie rodziny to najlepsza droga do osobistego szczęścia, a dzieci to dar, a nie obciążenie ponad siły!
Tak długo, jak rodzicielstwo będzie im przedstawiane jako decyzja, której będą żałować, nie możemy marzyć o tym, że wskaźnik dzietności choćby drgnie w górę.Eksperci wskazują jasno: musimy odbudować społeczny prestiż rodziny! Sprawić, by wejście w trwały, całożyciowy związek i urodzenie kilkorga dzieci przestały być postrzegane jako życiowa porażka, nuda czy „zaściankowość”, a stały się celem i marzeniem kolejnych pokoleń.Medialna ofensywa prorodzinna będzie mieć tu niebagatelne znaczenie.
Dlatego w Centrum Życia i Rodziny od lat inicjujemy działania, które budują pozytywny obraz rodziny, małżeństwa i rodzicielstwa, starając się jednocześnie docierać z nim do szerokiego grona odbiorców.Te działania to z jednej strony Marsze dla Życia i Rodziny, które rokrocznie przechodzą ulicami kilkudziesięciu miast w Polsce, a także za granicą.Przypomnę – już dwa lata temu, w roku 2023 za hasło Marszu przyjęliśmy właśnie wezwanie do zadbania o dzietność: „Dzieci przyszłością Polski”. Choć wówczas daleko jeszcze było do poruszenia, które towarzyszy temu tematowi obecnie, alarmowaliśmy, że pikujące wskaźniki wymagają pilnej interwencji.
Z drugiej strony to także nasza bezpośrednia obecność w mediach, podczas debat, konferencji czy paneli dyskusyjnych. Niekiedy to trudne starcia jeden na jeden, rozmowy, które właściwie można by określić próbą zakrzyczenia przeciwnika. Co znamienne, w tym wypadku zazwyczaj temat jest ten sam – aborcja. Słowne ataki ze strony aborcjonistek powtarzają się właściwie przy każdym bezpośrednim spotkaniu.Na szczęście częściej to jednak merytoryczne rozmowy i starcia co najwyżej na argumenty. Niezależnie jednak od charakteru i przebiegu tych wystąpień, zawsze najważniejsze pozostaje dla nas to, aby w naszych wypowiedziach wybrzmiał jasny przekaz za życiem, małżeństwem i rodziną.
W naszych działaniach efektywnie wykorzystujemy też media społecznościowe. Jak istotna jest ta sfera, nie muszę zapewne wyjaśniać: badania wskazują, że dziś z mediów cyfrowych informacje czerpie ponad 40% Polaków, a prym wiodą tu młodzi ludzie.
Nasza aktywność w mediach społecznościowych daje więc ogromne możliwości dotarcia do tych, którzy najbardziej potrzebują przekazu o wartości życia i rodziny. To właśnie o nich najzacieklejszy bój toczą środowiska lewicowe, próbując wyrugować ze szkół religię, a na jej miejsce wprowadzając ukrytą pod płaszczykiem dbałości o zdrowie skrajnie zideologizowaną edukację seksualną. Media społecznościowe, z których najliczniej korzysta młodzież i młodzi dorośli, są więc często jedyną platformą przekazu treści podważających fałszywy i deprawujący obraz świata, który wpaja się im na co dzień.
I na tym polu Centrum Życia i Rodziny jest znaczącym graczem. Wystarczy wspomnieć, że na jednym z największych portali społecznościowych, Facebooku, profil CŻiR ma ponad 66 tys. obserwujących, czyli ponad sześciokrotnie więcej niż nasz brytyjski odpowiednik, March For Life UK.Zapotrzebowanie na treści związane z obroną godności życia od poczęcia, małżeństwa i rodziny jest więc duże. Działalność medialna pochłania też jednak znaczne środki. Dla przykładu – dotarcie w do 130 000 odbiorców poprzez media społecznościowe to dla nas koszt kilku tysięcy złotych.
Widzimy wciąż rosnącą potrzebę zwiększania naszego zaangażowania na tym polu. Konieczność zarówno świadczenia o nich, jak i informowania, dyskutowania, argumentowania w rozmowach z nieprzekonanymi staje się dziś jeszcze pilniejsza.Merytorycznych głosów stających w mediach po stronie wartości wciąż jest za mało. Za mało, by ten przekaz przebił się do szerszego grona odbiorców, by przekonał tych, którzy na co dzień są wręcz zalewani lewicową narracją.
Dlatego bardzo proszę Państwa o wsparcie w naszej misji odbudowy pozytywnego wizerunku rodziny w mediach datkiem w dowolnej wysokości, na przykład 50 zł, 100 zł, 200 zł, 500 zł lub innej. Każda Państwa wpłata przyczyni się do poszerzania naszej działalności w tym zakresie i dotarcia do kolejnych grup odbiorców z przekazem o wartości życia, małżeństwa i rodziny.Wspieram walkę o wizerunek rodziny w mediach
Proszę pozwolić, że na koniec podzielę się z Państwem osobistym wspomnieniem.Kilka lat temu, spacerując z moim mężem po jego rodzinnym mieście, zawędrowaliśmy w okolice szkoły, do której chodził jako dziecko. Wszystko wyglądało zwyczajnie: niezmieniona od lat spokojna okolica, ten sam budynek. Dopiero, gdy podeszliśmy bliżej zauważyliśmy, że coś jednak uległo zmianie. W tym miejscu nie było już szkoły, ale… dom spokojnej starości.Mamy już pewność, że rok 2024 zapisze się pod względem dzietności na czarnych kartach historii – odnotowana liczba urodzeń jest nie tylko najniższa po II wojnie światowej, ale i najniższa od 200 lat na całym obszarze obecnych ziem polskich.O ile więc jeszcze kilka lat temu alarmowaliśmy, że Polskę czeka demograficzna katastrofa, to dziś możemy powiedzieć po prostu: ta katastrofa już dzieje się na naszych oczach. A to prawdopodobnie dopiero początek – skutki tych destrukcyjnych procesów dopiero zaczynają być widoczne.Jeśli jednak chcemy mieć przynajmniej szansę na odwrócenie tego procesu, musimy zacząć działać już teraz. Tego bowiem, co czeka nas, jeśli nic się nie zmieni, nikt z nas nie chce oglądać.
Aleksandra Gajek PS. Debatę, o której wspomniałam wcześniej mogą Państwo do obejrzeć w tym miejscu, do czego bardzo serdecznie Państwa zachęcam! 
WSPIERAM DZIAŁANIA CENTRUM ŻYCIA I RODZINY!
 Dane do przelewu:Centrum Życia i Rodziny
Skrytka pocztowa 99, 00-963 Warszawa 81
Nr konta: 32 1240 4432 1111 0011 0433 7056, Bank Pekao SA
Z dopiskiem: „Darowizna na działalność statutową Centrum Życia i Rodziny”
SWIFT: PKOPPLPW
IBAN: PL32 1240 4432 1111 0011 0433 7056Centrum Życia i Rodziny
Skrytka Pocztowa 99, 00-963 Warszawa
tel. +48 22 629 11 76

Tylenol, Leucovorin, and Child Neurodevelopment

Tylenol, Leucovorin, and Child Neurodevelopment

Just the proven biochemical, pharmacologic, and clinical facts, Ma’am.

ROBERT W MALONE MD, MS SEP 25

Metabolism and transport of acetaminophen in the liver at highly toxic doses.

Figure 2, from “PharmGKB summary: Pathways of acetaminophen metabolism at the therapeutic versus toxic doses

Here we go again. Even former President Obama is jumping into the Tylenol/Acetaminophen controversy. Everyone is suddenly an expert, and every statement about public health must be politically weaponized. Suppose you had any doubt that Trump Derangement Syndrome is a real thing. In that case, all you need to do is watch the Instagram reels of left-wing pregnant women downing large doses of Tylenol, which is a high-speed route to the emergency room promptly followed by a potential rather unpleasant death from liver failure. Quod erat demonstrandum (QED).

And by the way, even way back in the day when I was an MD/PhD (Medical Research Scholar Training Program) student at Northwestern University in Chicago, we were taught to be on the lookout for suicide by Tylenol overdose. Whatever you may think of Northwestern U (now rather woke…), it was ranked in the top tier of US Medical Schools at the time, primarily due to its exceptional clinical training.

Note to those suffering from TDS- do not overdose on Tylenol. Tylenol overdose can kill you. How does it kill? By depleting a key molecule called glutathione, which is involved in the biochemical pathway by which Acetaminophen (eg Tylenol) is metabolized (broken down), which happens primarily in the liver. Like all drugs (and vaccines), Tylenol is toxic when taken in sufficient doses that exceed the “therapeutic window”. 

The only question is whether or not the FDA has previously defined that “therapeutic window” too broadly. And, in the case of the developing brain, data suggest a strong risk that, in fact, the FDA has been too promiscuous in its Tylenol dosing guidance. For the most part, epidemiological analyses suggesting otherwise appear to have been compromised by previously unrecognized and unaccounted-for confounding variables. I am running a few minutes late; my previous meeting is running over.

Sound familiar?

The FDA and US HHS are now moving to correct that longstanding oversight. POTUS, who has a deep, longstanding, 20 year personal interest in Autism and ASD, has announced this shift in FDA policy and guidance in a press conference. And both dead media and their clients have mounted an aggressive campaign to attack and delegitimize the messengers. But unlike propaganda and marketing, data and actual objective clinical/scientific research are stubborn things.

For budding, wannabe or armchair Biochemists and Pharmacologists, here are the gory details:

Acetaminophen metabolism occurs primarily in the liver through three main pathways: glucuronidation (accounting for 45-55% of metabolism), sulfation (30-35%), and cytochrome P450-mediated oxidation, mainly by CYP2E1, which produces the highly reactive toxic intermediate N-acetyl-p-benzoquinone imine (NAPQI). At therapeutic doses, NAPQI is rapidly detoxified by conjugation with glutathione (GSH), forming non-toxic metabolites excreted in the urine. However, during overdose, the glucuronidation and sulfation pathways become saturated, leading to increased oxidation and NAPQI formation, which depletes hepatic GSH stores; unbound NAPQI then covalently binds to cellular proteins, causing oxidative stress, mitochondrial dysfunction, and hepatocyte necrosis.

For further details, see “PharmGKB summary: Pathways of acetaminophen metabolism at the therapeutic versus toxic doses”. 

Metabolism and transport of acetaminophen in the liver at highly toxic doses. After ingestion of highly toxic doses of acetaminophen, glucuronidation and sulfation pathways get saturated and higher portion of the drug gets oxidized and excreted unchanged. Excess NAPQI depletes glutathione stores causing liver injury. Administration of NAC provides an exogenous source of glutathione that will neutralize NAPQI and prevent further hepatotoxicity. Enzymes playing a major role in the corresponding pathway are denoted with a star. APAP, acetaminophen; APAP gluc, acetaminophen glucuronide; APAP-cys, acetaminophen cysteine; NAPQI, N-acetyl-p-benzoquinone imine; NAC, N-acetylcysteine. A fully interactive version is available online at http://www.pharmgkb.org/pathway/PA166117881.

What is Leucovorin?

What is this drug that the FDA and NIH are endorsing as a potential treatment for some cases of Autism/Autism Spectrum disorder (ASD)? Leucovorin is otherwise known as Folinic acid. It is basically a synthetic vitamin, chemically and pharmacologically related to the vitamin known as Folic acid or B9. 

Once again, for budding, wannabe or armchair Biochemists and Pharmacologists, here are the gory details: 

Folic acid and folate differ significantly in their chemical structure. Folic acid is the fully oxidized, synthetic form of vitamin B9, existing as a monoglutamate, meaning it contains only one glutamate residue. In contrast, naturally occurring folates in food are predominantly in the reduced form and exist as polyglutamates, containing multiple glutamate residues (typically more than one). The pteridine ring in folic acid is fully oxidized, which contributes to its high stability, whereas natural folates have a reduced pteridine ring that is chemically less stable and more susceptible to degradation by heat, oxidation, and light. Furthermore, folic acid is not found in nature and is not a normal metabolite, while folate is the generic term for a group of compounds with similar nutritional properties, including natural food folates and bioactive reduced forms. The chemical structure of folic acid consists of a pterin ring conjugated to para-aminobenzoic acid (PABA) by a methylene bridge, which is then linked to a single glutamic acid residue via a peptide bond.

Adequate levels of folate are necessary to support fetal and child neurodevelopment. Administration of Folinic acid to a subset of children with ASD can result is marked improvements in ASD symptoms, including overall cognitive and communication function.

As mentioned, Folinic acid has been clinically observed to provide benefits to a subset of patients suffering from ASD.

Here are some references that you (or Dead Media narrative reinforcers masquerading as “reporters” ) might wish to review-

James SJ, Melnyk S, Fuchs G, Reid T, Jernigan S, Pavliv O, Hubanks A, Gaylor DW. Am J Clin Nutr. 2008 Dec 3;89(1):425-30. doi: 10.3945/ajcn.2008.26615. PMCID: PMC2647708

Frye RE, Sequeira JM, Quadros EV, James SJ, Rossignol DA. Mol Psychiatry. 2012 Jan 10;18(3):369-81. doi: 10.1038/mp.2011.175. PMCID: PMC3578948

Frye RE, Slattery J, Delhey L, Furgerson B, Strickland T, Tippett M, Sailey A, Wynne R, Rose S, Melnyk S, Jill James S, Sequeira JM, Quadros EV. Mol Psychiatry. 2016 Oct 18;23(2):247-256. doi: 10.1038/mp.2016.168. PMCID: PMC5794882

Sun C, Zou M, Zhao D, Xia W, Wu L. Nutrients. 2016 Jun 7;8(6):337. doi: 10.3390/nu8060337. PMCID: PMC4924178

Apparently these findings are supported by expert opinion and research at the NIH. Notice anything about these publications and journals? These findings are not being published in ‘big” journals. Despite the growing incidence and prevalence of ASD, this basic and clinical research area has been treated as if any research or findings relating to ASD diagnosis and treatment are outside the Overton window of allowable medical and scientific discourse.

Why, you ask? Good question. I do not have a good answer. “Ask your doctor”.

How are glutathione and folic acid related to neurodevelopment?

Glutathione and folic acid are both closely tied to neurodevelopment, although through different yet interconnected biochemical pathways. Folic acid fuels the methylation cycle and supplies precursors for glutathione, while glutathione safeguards the developing brain from oxidative stress. Together, they form a biochemical partnership essential for healthy neurodevelopment.

Tylenol depletes the body’s reserves of glutathione by the mechanisms discussed above. At sufficient doses, this can cause death. At sublethal doses in infants and the developing fetus, reduction in available glutathione can result in neurodevelopmental damages. 

Commonly recommended prenatal folic acid administration during pregnancy improves outcomes partly because it supports both methylation for neurodevelopment and glutathione production for oxidative balanceLow glutathione levels have been observed in some children with neurodevelopmental disorders, and boosting folate/related nutrients (B12, B6, betaine) can sometimes improve redox balance. There are currently active investigations into whether supporting folate-dependent glutathione pathways can reduce neurodevelopmental risk in susceptible populations.

Folic Acid in Neurodevelopment

  • DNA synthesis & repair: Folic acid (vitamin B9) is crucial for one-carbon metabolism, which provides methyl groups needed for DNA synthesis and repair during rapid cell division in the developing brain.
  • Neural tube closure: Adequate folate in early pregnancy prevents neural tube defects (like spina bifida and anencephaly). This is why folic acid supplementation is universally recommended before and during pregnancy.
  • Methylation & gene regulation: Folate supports S-adenosylmethionine (SAMe) production, the body’s main methyl donor, which regulates gene expression via DNA and histone methylation. Epigenetic regulation is vital for brain development and function.

Glutathione in Neurodevelopment

  • Master antioxidant: Glutathione protects developing neurons from oxidative stress, which is especially high in the brain due to rapid growth and high oxygen consumption.
  • Detoxification: It helps remove reactive oxygen species and toxic byproducts that, if left unchecked, can impair neuronal migration, synapse formation, and myelination.
  • Redox regulation: Beyond antioxidant defense, glutathione influences redox signaling that guides normal neuronal differentiation and survival.

The Link Between Folic Acid and Glutathione

  • Shared pathway: one-carbon metabolism
    • Folate metabolism produces homocysteine. Homocysteine can either be remethylated back to methionine (with folate/B12 help) or enter the transsulfuration pathway, where it ultimately contributes to glutathione synthesis.
    • In other words, folate status indirectly determines how much raw material is available for glutathione production.
  • Balance of methylation vs. antioxidant defense: The body must allocate one-carbon units between methylation (epigenetics, DNA synthesis) and glutathione (redox protection). Both are critical for neurodevelopment.
  • Deficiency links: Low folate can raise homocysteine and impair glutathione synthesis, leading to both oxidative stress and disrupted epigenetic programming—factors implicated in conditions such as autism spectrum disorder, developmental delay, and neural tube defects.

Those are just the facts, Ma’am. And by the way, neither Obama during this three terms as POTUS/shadow POTUS nor his HHS “leadership”, did nothing substantial about autism and ASD, and he has absolutely no medical training. That is also a fact.

Now there is an issue that Dead Media narrative reinforcers SHOULD be looking into.

„Fstyt i chańba” – zwolennicy Barbary Nowackiej w akcji

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Tak wyglądają banery, które ostrzegały przed edukacją zdrowotną. Jeszcze kilka dni temu wisiały pod kościołem w województwie mazowieckim. Zostały zdewastowane przez zwolenników edukacji zdrowotnej. Zdjęcia pochodzą od jednego z Przyjaciół Fundacji Życie i Rodzina.

Na banerach pojawiły się napisy: „Fstyt i chańba”, „państwo wyznaniowe” oraz… Gwiazdy Dawida. Sprawcy zamazali też kody QR, aby nie można ich było zeskanować i pobrać oświadczenia o rezygnacji z edukacji zdrowotnej.

Wspieram

Gdy zobaczyłam te zdjęcia, byłam przerażona. Jak wielka musi być nienawiść do wszystkiego, co dobre i piękne, skoro prowadzi ona do tak wielkiej agresji i do niszczenia cudzego mienia. Jak bardzo trzeba pragnąć demoralizacji polskich dzieci, skoro dewastuje się plakaty skierowane do rodziców, będące apelem, aby ochronili swoje dzieci przed złem. I jak bardzo trzeba nienawidzić Polski, by kaleczyć nasz piękny język…

I tak – dziś w Polsce stopniowo zaczynamy mieć państwo wyznaniowe.

Obowiązujące wyznanie to religia nihilizmu, wojującego ateizmu i hedonizmu. I najważniejsza religia – religia seksu. Plan narzucenia tego specyficznego wyznania realizuje m.in. właśnie Barbara Nowacka, próbując zmusić uczniów do uczęszczania na nowy przedmiot.

Ma on być antidotum na moralność chrześcijańską, ma odciągać dzieci od Pana Boga i utrudnić im budowanie zdrowej, stabilnej przyszłości.

Zniszczenie baneru pod kościołem na Mazowszu to nie jedyny atak na naszą kampanię. W ostatnich dniach otrzymałam wiele sygnałów, że w różnych częściach Polski plakaty były demolowane lub wręcz ginęły. Złodzieje odcinali plastikowe zaciski i kradli plakaty. Dosyłaliśmy ludziom nowe egzemplarze, aby mogły ponownie zawisnąć na płotach i balkonach.

Wspieram

Szanowny Panie,

Czy wie Pan, kim jest Zbigniew Izdebski? To ekspert od seksu, w tym od różnego rodzaju zboczeń. Stał na czele zespołu, który na polecenie minister edukacji przygotował podstawę programową EZ.

Kilka lat temu Izdebski kierował innym zespołem – także zajmującym się seksem nieletnich – a do szkół trafiły wówczas ankiety z pedofilskimi pytaniami. Jakie to były pytania, mówię w nagraniu poniżej. Ostrzegam jednak – jest to materiał dla osób powyżej 18 roku życia i o mocnych nerwach

Wspieram

Już tylko do najbliższego czwartku – 25 września – można złożyć rezygnację z edukacji zdrowotnej. Przesyłam ponownie link do formularza do złożenia w szkole. Tu, w tym liście do Pana, linku nie zamaże żaden zwolennik Barbary Nowackiej: https://ratujzycie.pl/wp-content/uploads/2025/08/rezygnacja-z-edukacji-zdrowotnej-oswiadczenie.pdf .

Bardzo Pana proszę o podawanie tej wiadomości dalej, czas biegnie nieubłaganie, zostało tylko kilkadziesiąt godzin na wypisanie dziecka z zajęć EZ.

Z wyrazami szacunku,

Kaja Godek
Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Z serca dziękuję za wszelkie wsparcie w walce, w której stajemy naprzeciw czystego zła. Dzięki Pańskiemu wsparciu finansowemu i modlitewnemu podejmujemy działania, by ochronić przed demoralizacją jak najwięcej polskich dzieci…

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

To ostatni dzwonek. Za 11 dni edukacja zdrowotna będzie obowiązkowa.

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

To ostatni dzwonek.

Już za 11 dni edukacja zdrowotna będzie obowiązkowa dla każdego dziecka, którego rodzice nie złożą rezygnacji z zajęć. A wielu wciąż nie złożyło…

Jednocześnie coraz więcej osób wiesza banery w swoich miejscowościach i przestrzega przed przedmiotem Barbary Nowackiej. Ludzie widzą banery, zaczynają pytać i dostają szansę, by podjąć dobrą decyzję.

Fundacja Życie i Rodzina działa na najwyższych obrotach: udzielamy setek porad odnośnie składania rezygnacji z EZ, odbieramy telefony po kilkanaście godzin na dobę. Okazuje się, że szkoły robią ludziom mnóstwo problemów i często musimy kierować indywidualne sprawy do naszego zespołu prawnego. Oprócz tego drukujemy i wysyłamy – plakaty, materiały informacyjne, druki.

Oddolne działania to obecnie jedyna droga, aby dotrzeć na masową skalę do ludzi i dać im do myślenia. Dlatego cieszę się, że w ostatnim czasie z centrum logistyki Fundacji wyszło kilkaset przesyłek do Dobrych Ludzi w całej Polsce. Te banery już wiszą i ostrzegają rodziców i pełnoletnich uczniów.

Szanowny Panie,

Działamy dzień i noc, ale muszę Panu powiedzieć szczerze: koszt tej kampanii szybuje w górę. Każdy baner, przesyłka, porada prawna – to realne wydatki, które codziennie rosną.

Nie mamy rządowych ani unijnych dotacji. Wszystko, co robimy, dzieje się tylko dzięki ludziom takim jak Pan.

Przed kilkoma dniami pisałam, że do sfinansowania kampanii brakuje 19500 złotych. Dziś – dzięki Dobrym Ludziom brak już tylko 7200 złotych.

Jednak te 7200 to także pieniądze, które muszę pozyskać na pokrycie kosztów.

Potrzebuję znaleźć 72 osoby, które wpłacą po 100 złotych. Czy może Pan być jedną z nich?

Bardzo proszę o wpłatę 100 złotych na numer konta:

Fundacja Życie i Rodzina 

47 1160 2202 0000 0004 7838 2230

Kod SWIFT dla przelewów transgranicznych: BIGBPLPW

Wpłaty można też dokonać Blikiem, kartą lub przelewem online: 

www.RatujZycie.pl/wesprzyj

Jesteśmy na ostatniej prostej, by przekonać rodziców do zabierania dzieci z edukacji zdrowotnej. Po 25 września te same osoby, które dziś uspokajają, że w programie nie ma nic złego, zaczną ten demoralizujący program realizować – bez żadnych skrupułów, bo nie będzie już można wypisać dziecka z EZ.

Ostrzegajmy. Czuwajmy. Ratujmy życie dzieci.

Z wyrazami szacunku,

Kaja GodekKaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Jeszcze raz bardzo proszę o pomoc w sfinansowaniu akcji. Trwa wyścig z czasem, a sytuacja już dawno nie była tak poważna

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

Przymus zastrzyków dla dzieci? Najnowsze dane są bezlitosne: To ZBRODNIA

Przymus zastrzyków dla dzieci? Najnowsze dane są bezlitosne

https://pch24.pl/przymus-zastrzykow-dla-dzieci-najnowsze-dane-sa-bezlitosne

Przed komisjami Kongresu Stanów Zjednoczonych odbywają się interesujące przesłuchania ukazujące wpływ wielkiego biznesu na politykę zdrowia. Rezultaty badań mocno kontrastują ze szczepionkową pseudoreligią wyznawaną przez wpływowe postaci „służby zdrowia”, także w Polsce.

Dziennikarze portalu Tarnogorski.Info zagadnęli prezesa Śląskiej Izby Lekarskiej o jego wcześniejszą wypowiedź popierająca przymus szczepienia dzieci. Doktor n. med. Tadeusz Urban to na co dzień ordynator Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Specjalistycznego nr 2  w Bytomiu.

– Mówi pan, że jest pan chyba zwolennikiem pomysłu, żeby dzieciaki niezaszczepione nie mogły chodzić do przedszkoli publicznych, zgadza się? – upewniał się reporter lokalnego serwisu.

– To już było – padła odpowiedź.

– I chciałby pan, żeby to wróciło?

Oczywiście – odparł prezes. I dalej dopowiada posługując się argumentem dobrze znanym z okresu tak zwanej pandemii Covid-19:

Chciałbym, żeby moje wnuki, jeżeli będą zaszczepione, były bezpieczne, a jeżeli nie będą mogły być szczepione, mogły iść do przedszkola i też były bezpieczne.

Film dokumentujący ten krótki dialog trafił do mediów społecznościowych. Odpowiedział na słowa prezesa między innymi dr nauk medycznych biolog i immunolog Piotr Witczak. Przytoczył wnioski z badań nagłośnionych ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Porównują one podatność na rozmaite choroby dzieci szczepionych i tych, których rodzice zachowują sceptycyzm wobec rozmaitych preparatów wstrzykiwanych w Polsce na masową skalę na podstawie „kalendarza” – począwszy już od pierwszej doby po narodzeniu.

Doktor Witczak nawiązał konkretnie do waszyngtońskiej prezentacji wygłoszonej przez senatora Rona Johnsona podczas posiedzenia kongresowej podkomisji na temat wpływów Big Pharmy.

„Podczas przesłuchania Aaron Siri, główny radca prawny organizacji Informed Consent Action Network ujawnił wyniki nieopublikowanego badania przeprowadzonego przez Henry Ford Health System w Michigan. Śledzono kohortę dzieci (n=18 468) od urodzenia przez 10 lat.

– 57% zaszczepionych w porównaniu z 17% niezaszczepionych cierpiało na choroby przewlekłe.

 Ponadto zaszczepione dzieci miały:

– 496% więcej chorób autoimmunologicznych

– 453% więcej zaburzeń neurorozwojowych

– 329% więcej astmy

– 203% więcej chorób atopowych.

Leczenie tych chorób to żyła złota, dlatego poprawa bezpieczeństwa szczepień po prostu się nie opłaca! Okrutne, ale pieniądze i wpływy są ważniejsze od życia i zdrowia dzieci” – podkreślił biolog medyczny i immunolog.

Do wyników badania odniósł się też na X epidemiolog Nicolas Hulscher, dodając:

„U niezaszczepionych dzieci nie stwierdzono ŻADNYCH przypadków dysfunkcji mózgu, ADHD, trudności w uczeniu się, niepełnosprawności intelektualnej ani tików. Najważniejsze badanie dotyczące bezpieczeństwa szczepionek, jakie kiedykolwiek zatajono”.

Oryginalny tytuł badania brzmi: Impact of Childhood Vaccination on Short- and Long-Term Chronic Health Outcomes in Children: A Birth Cohort Study.

Źródła: Twitter (X), Tarnogorski.Info

RoM

AGRESJA !! “Edukacja zdrowotna” – pilne i ważne na TERAZ

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Powiem to wprost: sytuacja z edukacją zdrowotną jest bardzo poważna. W ostatnim czasie w szkołach – z odgórnej inspiracji i nakazu – ma miejsce szantaż i presja na rodziców i na dzieci, aby jak najwięcej uczniów pozostało na lekcjach EZ.

Szkoły:

– utrudniają składanie rezygnacji z zajęć (bezprawnie ograniczają termin i/lub formę rezygnacji),

– zmuszają dzieci do uczestnictwa w zajęciach przed 25 września,

– dezinformują rodziców co do programu zajęć, ukrywają prawdziwe cele nowych lekcji,

– szantażują, że nieuczęszczanie na EZ obniży ocenę z biologii, wf-u lub zachowania.

Tym bezprawnym działaniom odpór może dać tylko zorganizowany wysiłek społeczny. Oddolny ruch Dobrych Ludzi budzi się na naszych oczach.

Co jest kluczowe? Informacja. Bo większości ludzi wciąż brakuje wiedzy o tym, czym grozi posłanie dziecka na lekcje autorstwa Barbary Nowackiej i jej pomocników.

W telewizji słyszą lewicowo-liberalne kłamstwa.

W szkole dostają materiały propagandowe rządu, gdzie uspokaja się ich, ze wszystko będzie dobrze, byle tylko nie zabrali swoich dzieci z EZ.

Usypia się ich czujność.

A szkody będą nieodwracalne.

Co pozostaje Dobrym Ludziom, którzy chcą ostrzegać przed EZ?

Działanie bezpośrednie. Czyli ulica. To już się dzieje.

Przez ostatnie 6 dni Fundacja została zasypana zgłoszeniami od osób, które chcą rozwiesić banery informacyjne o EZ. Łącznie mam teraz zamówienia na niemal 400 sztuk, a pierwsza partia już powędrowała do zamawiających. Nasz dział logistyki jest zwarty i gotowy, aby wysłać kolejne banery, ale wszystko jest zablokowane z uwagi na koszty. I muszę prosić o pomoc finansową. 

Moja prośba jest tym pilniejsza, że zostało mniej niż 3 tygodnie, aby przekonać ludzi do składania rezygnacji z edukacji zdrowotnej.

Bez owijania w bawełnę: cena jednego baneru wraz z przesyłką to 92 złote. W tej chwili muszę pokryć koszty 212 banerów, czyli zebrać 19500 złotych.

Sprawa jest pilna i naprawdę na teraz. Termin na rezygnację z EZ nieuchronnie się zbliża.

Czy może Pan pomóc pokonać tę przeszkodę finansową? 

Czy może Pan wpłacić kwotę, o której wysokości sam Pan zdecyduje?Może to być np. 46 złotych (50% baneru), 92 złote (1 baner), 184 złote (2 banery).

Fundacja Życie i Rodzina

Numer konta:

47 1160 2202 0000 0004 7838 2230

Kod SWIFT: BIGBPLPW

Blik/płatności kartami/przelewy online pod linkiem:

www.RatujZycie.pl/wesprzyj

Bardzo proszę właśnie Pana o szybką wpłatę, bo czas biegnie nieubłaganie. Proszę o hojność, bo musimy działać natychmiast. 25 września już niedługo, trzeba ostrzegać rodziców i ratować polskie dzieci.

Z góry dziękuję za szybką reakcję.

Z wyrazami szacunku, we wspólnym wysiłku ku dobru,

Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Zostało 19 dni na intensyfikację działań, banery muszą zawisnąć natychmiast.

Wysyłka kurierem to 24/48 h, ale blokują nas koszty. Proszę o pomoc w tej sprawie.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

====================================

Czy zboczeńcy cieszą się z nowego przedmiotu dla dzieci?

Czy zboczeńcy cieszą się z nowego przedmiotu dla polskich dzieci?

Autor: CzarnaLimuzyna, 4 września 2025

Nie czytam ostatnio artykułów na powyższy temat, ale sprawa jest na tyle ważna, że postanowiłem krótko o tym napisać, dołączając  film. Być może ta krótka forma będzie łatwiejsza do przyswojenia.

Nikt normalny nie inicjuje rozmów z małymi, kilkuletnimi lub niewiele starszymi dziećmi o praktykach seksualnych ludzi dorosłych. Nieważne czy dotyczą praktyk normalnych czy dewiacji. Robili to i wciąż robią zboczeńcy lub inni degeneraci.

W jakim celu to robią?

Z niewychowanego, zdemoralizowanego dziecka wyrasta dysfunkcyjny potwór. To parafraza z Krzysztofa Karonia.

Zakłócenia normalnych etapów rozwoju u dzieci, ułatwiają późniejszą tresurę i uniemożliwiają osiągnięcie dojrzałości. Jeżeli dodać do tego indoktrynację w+lgbt+p mamy do czynienia z przypadkami osób z zaburzoną świadomością i poczuciem tożsamości, które w konsekwencji zabijają siebie lub swoich rówieśników.

Dzieci o zdeformowanej programami „edukacyjnymi” psychice stają się też łatwiejszym łupem zboczeńców.

Dołączam bezlitosną, logiczną wiwisekcję Pawła Lisickiego

To co perwersyjne, nienaturalne i wynaturzone jest traktowane na równi z tym co normalne, naturalne, właściwe.

Dzielne dziecko uciekło z edukacji zdrowotnej. Do toalety, skąd płacząc zadzwoniło do rodziców o ratunek. “Grooming” w szkole!!

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Było to w ostatni wtorek w mieście w województwie pomorskim. Jedenastoletni Jaś (imię zmienione na prośbę rodziców) wyszedł z sali lekcyjnej pod pretekstem skorzystania z toalety. W szkolnej łazience wyjął telefon i zadzwonił do rodziców. 

Zaalarmował ich, że właśnie zaczęła się lekcja edukacji zdrowotnej, a dyrektor i nauczyciel zmusili go do pójścia na zajęcia, choć wcześniej rodzice złożyli oświadczenie o rezygnacji z EZ. Jaś mówił półgłosem, aby nikt go nie podsłuchał, był zdenerwowany, szukał pomocy u mamy i taty.

Ojciec chłopca natychmiast wsiadł w samochód i pojechał do szkoły z interwencją, a matka skontaktowała się z Fundacją Życie i Rodzina z pytaniem, co robić. Szkoła złamała prawo, a dziecko zostało narażone na wysłuchiwanie treści, na które rodzice nie wyrazili zgody.

Ponadto placówka naraziła dziecko na znaczny stres w sytuacji, w której nigdy nie powinno się znaleźć. Jaś płakał, a nauczyciel edukacji zdrowotnej zawstydzał go przed całą klasą.

Fundacja udzieliła już rodzinie Jasia pierwszych instrukcji i przedstawiła możliwe opcje działania, w tym interwencji prawnej, którą zaoferowaliśmy. Pozostajemy w kontakcie z rodzicami chłopca, poinstruowaliśmy także, co na przyszłość robić w podobnej sytuacji.

Wspieram

Dyrekcja wspomnianej szkoły ubzdurała sobie, że rezygnację z edukacji zdrowotnej można złożyć dopiero we wrześniu i to dopiero po zebraniu, na którym zostanie rodzicom przedstawiony program nauczania przedmiotu. Do tego czasu wszystkie dzieci traktuje jako zapisane na EZ i nie mogą one opuścić zajęć. A kiedy ma być zebranie? W drugiej połowie miesiąca… Jaki to sprytny plan, by jak najwięcej uczniów zostało poddane lewackiemu praniu mózgu – chociaż przez pierwsze tygodnie roku szkolnego.

To nie jedyna niebezpieczna sytuacja, do jakiej doszło w ostatnich dniach w polskich szkołach.

Otrzymuję informacje, że niektóre placówki nie przyjmują rezygnacji w formie oświadczeń rodzicielskich. Twierdzą, że ważna rezygnacja może być złożona jedynie na dokumentach, które sami podsuną. Część szkół produkuje własne formularze, ale spotkałam się także z co najmniej kilkunastoma sygnałami, że dyrektorzy czekają na formularz z Ministerstwa Edukacji Narodowej. Twierdzą, że tylko na arkuszach z MEN rezygnacja ma moc prawną. Na pytanie, kiedy ministerstwo dostarczy arkusze, padała odpowiedź: nie wiemy, pewnie przed 25 wrześniaTo próba złamania sumień rodziców i zmuszenia dzieci do uczestnictwa w demoralizujących lekcjach.

Wspieram

Poprosiłam zespół prawny Fundacji o dokładną analizę przepisów i dzielę się z Panem następującymi informacjami:

– Dyrektorzy nie mają prawa wymagać złożenia rezygnacji z EZ wyłącznie na formularzu, który sami stworzą. Brak jest podstawy prawnej dla takiej praktyki.

– Tym bardziej nie mają prawa nakazywać, aby czekać na formularze, które miałoby wyprodukować ministerstwo lub kuratorium oświaty. 

– Nie istnieje żaden akt prawny, który by zawierał wzornik rezygnacji z edukacji zdrowotnej. Przepisy nakazują jedynie złożyć oświadczenie w formie pisemnej – rodzice za uczniów niepełnoletnich, uczniowie pełnoletni osobiście.

– Rozporządzenie MEN mówi o terminie granicznym 25 września 2025 r., jednak nie podaje początku terminu. Rezygnacje złożone przed 1 września są skuteczne. Można je ponowić po rozpoczęciu roku, ale nie jest to niezbędne.

– Szkoła nie może odmówić przyjęcia rezygnacji. Dyrektor szkoły jest organem administracji publicznej i jako taki nie może odmówić przyjęcia żadnego pisma. Ma je przyjąć, odnotować w dzienniku korespondencji i poświadczyć wpływ na kopii. Jeśli pracownik sekretariatu uporczywie odmawia przyjęcia pisma, można wysłać je listem poleconym za potwierdzeniem odbioru. Najlepiej poprosić potem o poświadczenie, że takie pismo wpłynęło pocztą.

– W razie problemów dobrze jest zgłosić sprawę do organu prowadzącego szkołę (wójt, burmistrz, prezydent miasta itp.).

Wspieram

Szanowny Panie,

Wprowadzając na siłę edukację zdrowotną Barbara Nowacka twierdzi, że chce nauczyć dzieci, jak obronić się przed niekorzystnymi zjawiskami. Wymienia m.in. tzw. grooming. Ten neologizm oznacza działania podejmowane w celu pozyskania dziecka, nawiązania z nim relacji, aby następnie wykorzystać dziecko (najczęściej seksualnie).

To, co wydarzyło się w szkole na Pomorzu, to był właśnie grooming połączony z wykorzystaniem relacji podległości uczeń – nauczyciel.

Mały Jaś obronił się przed wykorzystaniem bo miał zaufanie do rodziców i u nich szukał wsparcia. Bo to najbliższa rodzina jest dla dziecka źródłem bezpieczeństwa, a nie nauczyciel z pasją instruujący dzieci o różnorodnościach seksualnych, tolerancji dla LGBT i aborcji.

W chwili obecnej MEN stosuje grooming systemowo wobec dzieci w szkołach, a także usypia czujność rodziców, aby tym łatwiej dostać dzieci do rąk – choćby na ten jeden rok – i następnie potraktować je treściami, które często wyczerpują definicję pornografii.

Nie dajmy niszczyć polskich dzieci.

Raz jeszcze podaję link do oświadczenia o rezygnacji z edukacji zdrowotnej: 

https://ratujzycie.pl/wp-content/uploads/2025/08/rezygnacja-z-edukacji-zdrowotnej-oswiadczenie.pdf.

Z wyrazami szacunku i serdecznymi pozdrowieniami,

Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – W ostatnich dniach do Fundacji zgłaszają się setki zaniepokojonych rodziców. Możemy im pomagać dzięki naszym Darczyńcom – dziękuję za każde wsparcie, jakiego Pan udziela w tym gorącym czasie. 

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM:

 https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Współpraca z pedofilami, kryminalistami, kłamstwa, dewiacje. Oto Kinsey – ojciec rewolucji „edukacji” seksualnej

2 września 2025

Współpraca z pedofilami, kłamstwa, dewiacje. Oto Kinsey – ojciec rewolucji „edukacji” seksualnej

Filip Adamus https://pch24.pl/wspolpraca-z-pedofilami-klamstwa-dewiacja-oto-kinsey-ojciec-rewolucji-seksualnej/

(Oprac. PCh24.pl)

Alfred Kinsey to „naukowiec” kluczowy dla rewolucji seksualnej. To na podstawie jego prac oparto nową – liberalną wizję erotyzmu, a ideał cnoty odesłano do lamusa. Jednak wbrew renomie tego badacza, Kinsey z pewnością nie był bezstronnym obserwatorem. Jego „nowoczesna” wizja seksualności nie jest owocem rozumowego badania, a próbą usprawiedliwienia własnych dewiacji i obsesji erotycznych. Swoje przedsięwzięcie Kinsey oparł bowiem w rzeczywistości na manipulacjach i zignorowaniu naukowych standardów. W walce z zasadami moralnymi, którym sam nie potrafił sprostać, posunął się nie tylko do manipulacji, ale również zbrodni. Współpracował z oprawcami dzieci, a przesyłane przez nich materiały wykorzystywał, by przekonywać, że pedofilia jest sama w sobie nieszkodliwa. To nie rozum, a obłęd i dewiacja legły u podstaw zepsucia obyczajów i porzucenia moralności seksualnej.

Dewiacje i obsesje „bezstronnego badacza”

Rola Kinsey’owskich badań w odejściu od zakazów sodomii, kultury cnoty i czystości przedmałżeńskiej jest niepodważalna. Amerykańskie periodyki naukowe poświęcone prawu odwoływały się ponad 6 000 razy do jego prac, komentując odchodzenie od ustaw strzegących dobrych obyczajów. Kinsey był zdecydowanym przeciwnikiem takich standardów. Wedle promotorów jego myśli, udowodnił, że seksualność przez tradycyjne normy moralne i religię jest jedynie upośledzana… Pełny rozwój uzyskuje zaś, gdy nie hamuje się przed niczym… Agitował więc za porzuceniem „pruderyjnych” wzorców.

Agitował? Czy tak w ogóle wolno powiedzieć o – jak chcieliby spadkobiercy Kinseya – „naukowcu” i „badaczu”? Nie tylko można – ale i nie sposób wyrazić się inaczej. Jak bowiem dowodzi ciesząca się międzynarodową sławą dr Judith Reisman, praca specjalisty daleko odbiegała od wymaganej od badaczy bezstronności. O tych wypaczeniach autorytet „rewolucji seksualnej” doskonale wiedział, przestrzegany przez renomowanych naukowców i krytyków. Mimo to nigdy nie skorygował swoich błędów. Obawiał się ich ujawnienia, a w konsekwencji podważenia jego kampanii przeciwko czystości i obyczajowi… Obsesyjnie skonfliktowany z nimi Kinsey nie zamierzał na to pozwolić.

Ten konflikt spadkobiercy i zwolennicy Kinsey’a długo starali się ukryć. W wielu opisach i notach przedstawia się go jako człowieka przez długi czas stroniącego od aktywności seksualnej, statecznego naukowca. To wizja zupełnie odległa od prawdy. Ma utwierdzać przekonanie, że jego propozycje to owoc refleksji sine ira et studio. Do dziś komentatorzy mają w zwyczaju twierdzić, że zainteresowanie erotyzmem obudziła w zoologu Uniwersytetu Indiana dopiero grupa studentów prosząc go, by przeprowadził na kampusie kurs przedmałżeński…

Według Judith Reisman, to zręcznie opracowana propaganda. W świetle dostępnej wiedzy o liberalnym seksuologu pozostaje jednak nie do utrzymania. Biografowie Kinseya, a także jego listy czy wspomnienia studentów jeszcze z czasów, gdy wykładał jedynie zoologię, potwierdzają, że Kinsey był nękanym przez seksualne obsesje dewiantem.

Owe obsesje dały o sobie znać we wczesnych latach jego kariery, przede wszystkim w czasie wyjazdów naukowych ze studentami. Miały one służyć badaniu galasówkowatych. Jednak Alfred Kinsey wykorzystywał te wyprawy również w innym celu… W czasie jednego z takich obozów nawiązał homoseksualną relację z uczącym się pod jego kierunkiem Ralphem Vorisem. Ten ostatni od 1926 roku aż do ostatnich dni prowadził z Kinseyem intymną korespondencję, którą wykładowca starał się zachować w tajemnicy – w swoich pismach nie zwracał się do adresata po imieniu, a tytułował go „Panem mężczyzną”.

Jak doszło do tego sodomickiego romansu na profesjonalnym, zdawałoby się przecież, wyjeździe? Wiele wyjaśniają relacje innych studentów, którzy mieli wątpliwą przyjemność przebywać z Kinseyem w terenie. Jak wspominało dwóch uczestników wyprawy, starali się oni zachować dystans wobec pracownika akademickiego, który miał „liczne epizody nagości”. W trakcie wyjazdu odbywały się również… sesje grupowego onanizmu. Zdaniem Jamesa Jonesa – przychylnego Kinseyowi biografa– relacje poświadczają, że podczas obozów, w których brał udział jako nauczyciel akademicki, przechadzał się nago między studentami, publicznie oddawał mocz, a także uczestniczył w kąpielach podopiecznych.

To ekscentryczne zachowanie znacząco różni się od standardu, którego oczekiwano by po pracowniku uniwersyteckim. Z pewnością ekshibicjonizm i gotowość na homoseksualne relacje ze studentami również dziś wydają się jak na te okoliczności niesłychanie ryzykowne. Przed dekadami tym bardziej oznaczały spore ryzyko wizerunkowe. Fakt, że Kinsey nie mógł się im oprzeć dowodzi, że miotały nim seksualne obsesje.

Wybryki podczas wyjazdów uniwersyteckich czy gromadzenie nudystycznych magazynów pokazują, że w sprawach seksualnych Kinsey pozostawał jak najdalej od chłodnego obiektywizmu… Tym bardziej fałsz tej narracji udowadnia przyjrzenie się „od kuchni” jego pracy nad przełomowymi dla moralności seksualnej książkami Sexual Behaviour in the Human Male oraz Sexual Behaviour in the Human Female.

Te dwa tomy to opus magnum Kinseya, w których miał on rzekomo dać „naukowe” podwaliny pod program seksualnej emancypacji. Ich rewolucyjna wartość tkwiła w liczbach: autorzy przekonywali, że znakomita większość Amerykanów regularnie oddaje się czynnościom erotycznym zakazanym przez prawo oraz powszechnie uznawanym za niemoralne. Uderzająca częstość dewiacji miała uzasadniać zmianę optyki na ich temat.

Z kart Kinseyowskich książek czytelnicy dowiedzieć się mogli m.in., że dla przeciętnego mieszkańca USA homoerotyzm to chleb powszedni. Autorzy twierdzili, że ustawy przeciwko sodomii, prostytucji i tym podobnym łamało 95 proc. mężczyzn w USA. Ich zdaniem, 69 procent Amerykanów stale korzystało z usług prostytutek; 45 proc. miało dopuszczać się cudzołóstwa, a od 10 do aż 37 procent przynajmniej raz doświadczyło „orgazmu w stosunku homoseksualnym”. Wreszcie niemal co piąty młody mężczyzna – bo 17 proc. – utrzymywał, wedle Kinseya, erotyczne stosunki ze zwierzętami.

Ale jak autorzy zdobyli podobną „wiedzę”? Tu właśnie zaczyna się historia manipulacji i zbrodni, jakie wykorzystał Kinsey, by usprawiedliwić również własne skłonności i propagować odłączenie seksualności od religii oraz zasad moralnych.

Kłamstwo – oręż rewolucji seksualnej

Podobne dane już na pierwszy rzut oka nakazują przecież ostrożność. Czy naprawdę są reprezentatywne dla amerykańskiego społeczeństwa lat 30-tych i 40-tych? Nawet dziś statystyka przypisująca 17 procentom populacji doświadczenia zoofilskie wydaje się mocno naciągana. Stałe korzystanie niemal 70 proc. społeczeństwa z usług prostytutek czy sugerowana przez Kinseya częstość homoerotyzmu, również trącą przesadą…

W rzeczywistości wywarcie na czytelnikach przekonania o powszechności tych zjawisk było uprzednio przyjętym, propagandowym celem. Wraz ze swoim zespołem ten „badacz” na każdym kroku odbiegał od wymogów naukowości, by „sprzedać” społeczeństwu tę rewolucyjną agendę…

Kluczową manipulacją Kinseya było opieranie swoich twierdzeń na zupełnie nieadekwatnej próbie… Wyniki, które następnie „badacze” przełożyli na całe społeczeństwo zbierano w dużej mierze wśród… osadzonych w więzieniach, w tym sprawców przestępstw seksualnych. W sumie niemal 2 000 osób spośród liczącej zdaniem statystyków około 4 000 – 6 000 uczestników próby Kinsey’a, na podstawie której napisano Sexual Behaviour in the Human Male, stanowili kryminaliści. Ustalenie dokładnej ilości badanych nie jest łatwe ze względu na statystyczne nieścisłości.

Według dr Judith Reisman, badanych najprawdopodobniej było w sumie 4 120, a 39 proc. ankietowanych miało na koncie przestępstwa na tle erotycznym oraz objawy psychopatii. 7-procentowy udział w grupie badanych przypadł „męskim prostytutkom”, 16-procentowy – zdeklarowanym homoseksualistom. To takie jednostki opowiadały zespołowi Kinseya historię swoich seksualnych doświadczeń. Na podstawie ich relacji ukuto wizję wyzwolonej erotyki, jaka legła u podstaw rewolucji obyczajowej…

Dlaczego Kinsey miałby zdecydować się na podobny krok i pozyskiwać dane od więźniów? Przeciętny człowiek nie da się nawet i w XXI wieku łatwo namówić na opowiedzenie obcemu o wszystkich swoich doświadczeniach erotycznych. W Stanach Zjednoczonych czasu Kinseya tak poufałe opowieści pozyskać było jeszcze trudniej. Wstyd i skrępowanie wiarygodnie wyjaśniają tę nieśmiałość. Sprawiło to, że Kinsey narzekał na niechętny udział w jego przedsięwzięciu…

Do czasu aż sięgnął po więźniów. Dla nich współpraca była czystą korzyścią: oderwaniem od rutyny życia za kratami, odrobiną rozrywki i kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie mieli więc oporów, by współpracować. Psychopaci i dewianci czerpali zaś z tego oczywistą satysfakcję…

Ale przecież wytrawny naukowiec mógł domyślać się, że oparcie badań na dewiantach i osobach skonfliktowanych z prawem jest – mówiąc delikatnie – ryzykowne z metodycznego punktu widzenia… Kinsey miał dla tego „zręczne” wyjaśnienie. Miał subiektywną pewność, że osadzeni nie różnili się pod względem seksualnym od reszty populacji. Oni po prostu mniej podlegali wiktoriańskiemu zakłamaniu…

Próba badawcza skażona była jeszcze z innego powodu. Nie została dobrana przypadkowo – a w oparciu o zgłoszenia ochotników. Wybitny psycholog Abraham Maslow, blisko współpracując z Kinseyem i sprzyjając jego liberalnemu podejściu do seksualności, udowodnił, że oznaczało to wypaczenie wyników. Reakcja słynnego dziś „seksuologa” na to ostrzeżenie wiele mówi o jego rzekomym obiektywizmie i motywach.

Maslow w jednym ze swoich eksperymentów dowiódł, że badania nad ludzką seksualnością prowadzone w oparciu o zgłoszenia ochotników, nie mają wartości. Przeważają w nich znacząco osoby o skłonnościach dewiacyjnych. Dysponując wiedzą o tym „błędzie ochotnika” Maslow zachęcał, by Kinsey wziął pod uwagę to niebezpieczeństwo. Seksuolog przekonywał jednak, że jego próba będzie wolna od zniekształceń. Wobec tego zgodzili się, by Maslow eksperymentalnie zweryfikował to założenie. Późniejszy współtwórca „psychologii humanistycznej” dowiódł, że ochotnicy zgłaszający się do badań Kinseya cechują się ekscentryczną seksualnością, a ci bardziej uporządkowani nie podejmują współpracy.

Jaka była reakcja tego „naukowca”? Niezwłocznie zerwał jakąkolwiek korespondencję i współpracę z Maslowem. Nie zgodził się też wspomnieć o jego wnioskach w swojej książce… Jednocześnie w Sexual behaviour in the human male perfidnie dziękował temu badaczowi za odkrycie „błędu ochotnika” – sugerując, że sam go uniknął. Chciał w ten sposób zataić przed czytelnikami to, czego sam mógł być pewien – jego badania kulały metodologicznie. Zamiast poprawić swój warsztat, Kinsey zwiódł swoich odbiorców.

Kiedy przestrzegałem go przed błędem, nie zgodził się ze mną i był pewien, że jego przypadkowy test będzie w porządku – opowiadał o swoim udziale w projekcie Abraham Maslow. – Zatem przygotowaliśmy rozstrzygający, połączony test. Popracowałem nad moimi wszystkimi pięcioma grupami w Brooklyn College i poczyniłem naprawdę duży wysiłek, aby skłonić ich wszystkich, by zgodzili się odpowiedzieć na pytania Kinseya. Mieliśmy wyniki testów dominacji osobowości w przypadku wszystkich z nich, a następnie Kinsey dał mi nazwiska studentów, którzy rzeczywiście pojawili się na rozmowie. Tak jak się spodziewałem, błąd ochotnika został potwierdzony, i cała podstawa statystyczna danych Kinseya okazała się chwiejna. Ale następnie on odmówił publikacji tego i nie zgodził się, by choćby wspomnieć o tym w swoich książkach – czytamy w książce „Kinsey. Zbrodnia i Nauka” – polskim tłumaczeniu pracy dr Judith Reisman.

Nie tylko Maslow ostrzegał ojca seksualnej rewolucji przed kiepską jakością naukową jego pracy. Na palące statystyczne niedociągnięcia wskazywał nawet recenzent grantu badawczego, jaki Kinsey otrzymał od Fundacji Rockefellera. Warren Weaver, bo tak się nazywał, zgłaszał w liście do przełożonych z 1951 roku – po publikacji książek Kinseya – brak reakcji zespołu i władz fundacji na „bezsprzecznie podstawowe niedociągnięcia statystyczne” przedsięwzięcia.

Kinseyowski opór i niechęć do zmian sprawiły, że jego „badania” stały się niereplikowane. Oznacza to, że żaden uczony nie może powtórzyć jego przedsięwzięcia, by sprawdzić, czy uzyska podobne wyniki. Możliwość takiej weryfikacji to kryterium empiryczności prac badawczych i warunek „naukowego” charakteru.

Projekt Kinseya jest go pozbawiony, bo dopuszczał on m.in. nieokreśloną i nieopisaną ingerencję badaczy w zebrany materiał. Zestaw pytań, jakie zadawano ankietowanym, nie był zawsze ten sam. Na podstawie własnej decyzji współpracownicy Kinseya dopytywali o różne fakty. Wreszcie jego ankieterzy zastrzegli sobie prawo „poprawiania” usłyszanych odpowiedzi. Jeśli uznali, że uczestnik badań ukrywa fakty, ulegając pruderyjnemu zahamowaniu, mieli szacować, jak wiele informacji zataił. Mieli również spekulować, co „naprawdę” mogły oznaczać jego zbyt skryte słowa. Żaden klucz takich uzupełnień nigdy nie został ujawniony i nie wiadomo, w ilu sytuacjach rzeczywiście go zastosowano.

Rozumiejąc przecież doniosłość tych błędów Kinsey nigdy nie chciał postarać się o większą rzetelność. Ba! Najwyraźniej w ogóle miał naukowy warsztat „w poważaniu”. Nie postarał się nawet o to, by jego zespół miał na usługach profesjonalnego i doświadczonego statystyka. Przeciwnie – rolę tę powierzył Claydeowi Martinowi, niedoświadczonemu badaczowi, który nie był do tej roli przygotowany ani z wykształcenia, ani nigdy wcześniej nie zajmował się tą dziedziną. Tak jak reszta zespołu, miał jednak inną „zaletę”.

Partnerzy Kinseya: „naukowi” i… seksualni

Ta grupa była bowiem przynajmniej w równym stopniu przedsięwzięciem „towarzyskim”, co badawczym. Zgodnie z przekonaniem, że erotyzm wymaga pełnego uwolnienia i swobodnej eksploracji, uczestnicy prac wspólnie „eksperymentowali” też między sobą.

Grupa Kinseya była po prostu homoseksualnym klubem… O fakcie tym świadczy chociażby historia krótko współpracującego z tym gronem Vincentego Nowlisa. Mężczyzna zrezygnował z udziału w pracach zespołu po dość niespodziewanym wydarzeniu. Koledzy zjawili się w jego pokoju z żądaniem, by się rozebrał. Jak wspominał Nowlis w rozmowie z BBC, „było jasne, że miała nastąpić aktywność seksualna”. Zszokowany zaprotestował i poddał współpracę.

Podobnych oporów nie mieli jednak trzej najwierniejsi wspólnicy Kinseya: Paul Gebhard, W. Pomeroy i Clayde Martin. Ci trzej bywali – jak to określał jeden z biografów – „kochankami” przełożonego. Być może to zdecydowało o ich doborze… Bowiem, gdy szef przedsięwzięcia zaprosił ich do współpracy, nie posiadali ani doktoratów, ani poważniejszych osiągnięć naukowych. Rolę w ambitnym i niełatwym badaniu otrzymali dlatego, że zgodzili się podzielić z Kinseyem historią swoich seksualnych doświadczeń, dając pewność co do braku „uprzedzeń”.

Mężczyźni ci otwarci byli na homoseksualne doświadczenia z Kinseyem, a także jego żoną. Na materiałach przechowywanych przez Instytut Kinseya widać, jak Clara Kinsey oddaje się erotycznym uniesieniom w objęciach współpracowników i sodomickich partnerów męża. Taki układ powstał „zarówno w celach badawczych, jak i prywatnych”, pisał James Jones – historyk i biograf Kinseya. Pisał w książce przychylnej – trzeba dodać – i reklamowanej dziś przez niektóre środowiska LGBT…

Niecodzienne relacje w zespole rzucają jasne światło na niechęć do metodologicznej staranności oraz manipulacje… Grupa „badając” zachowania seksualne była sędzią we własnej sprawie. Sam Kinsey brał aktywny udział w życiu homoerotycznego półświatka USA… Według jego brytyjskiego biografa Johathana Gathorne-Hardy’ego, ten rzekomo obiektywny badacz erotyzmu gościł w herbaciarniach – jak nazywano miejsca przeznaczone do dewiacyjnych uciech. Oddawał się tam nawet najbardziej obrzydliwym praktykom. Na normalizacji homoseksualizmu nie mogło mu zatem nie zależeć.

„Naukowa” działalność miała jedynie spełnić rolę wytrycha, który umożliwiłby rewolucyjne oderwanie seksualności od religii i prawa naturalnego. Być może podczas całego przedsięwzięcia Kinsey istotnie myślał o sobie jako o obiektywnym badaczu. Jeśli tak – to poczucie to czerpał nie z ostrożności naukowca, ale fanatycznej wierności ideologicznym założeniom. „Naukowość” uznawał za brak jakichkolwiek zahamowań i gotowość do nawet najbardziej wstrząsających praktyk. Ostatecznie każdą formę erotyzmu uznał za „normalną” – w tym… pedofilię.

Pedofile jako „przeszkoleni ankieterzy”

Kinsey wraz z zespołem posunął się do szokującej współpracy z oprawcami dzieci. Kontakt z nimi – również wolny od „uprzedzeń” i obiekcji – był oczywistą konsekwencją filozofii ojca rewolucji seksualnej. Skoro każda forma erotyzmu wymagała otwartego badania, to również i ta, szczególnie perwersyjna i krzywdząca wobec innych, bezbronnych ofiar. Dane o seksualnym funkcjonowaniu dzieci trudno było jednak uzyskać od rodziców. Wobec czego zespół Kinseya nawiązywał współpracę ze zbrodniarzami.

Na podstawie zapewnień nadesłanych m.in. przez pedofilów, Kinsey doszedł do wniosku, że dzieci od swoich pierwszych dni gotowe są na seksualną aktywność. Zapewniał, że chłopcy od niemowlęctwa doświadczają orgazmów. Opis takiego „szczytowania” ujawnia mroczną i wstrząsającą prawdę o tym, jakim człowiekiem naprawdę był autorytet liberalnej seksuologii:

Kinsey przekonywał, że w odróżnieniu od dorosłych mężczyzn, chłopcy mogą doświadczać kilkukrotnego orgazmu. Jak miałby się on wyrażać? W swojej klasyfikacji Kinsey twierdził, że o szczytowaniu dziecka może świadczyć na przykład delikatna, niemal bezobjawowa reakcja, ale również… „gwałtowne konwulsje całego ciała, okrzyki, niekiedy z obfitymi łzami, spazmatyczne drżenie ciała”, a nawet stan, w którym „genitalia stają się nadwrażliwe, niektórzy cierpią straszliwy ból i mogą krzyczeć, (…) będą odrywać się od partnera i dokonywać gwałtownych prób szczytowania chociaż czerpią określoną przyjemność z tej sytuacji

Uważny czytelnik musi zaniemówić, gdy uświadamia sobie, co tak naprawdę „seksuolog” opisywał w ten sposób jako orgazm dzieci… Przekonywał o erotycznym spełnieniu dzieci molestowanych i gwałconych przez pedofilów, z którymi współpracował.

Dwaj najbardziej obrzydliwi degeneraci, z jakimi nawiązał kontakt Kinsey, to Rex King i Fritz von Balluseck. Pierwszy wykorzystać miał na różne sposoby niemal… 800 dzieci, nawet niemowlęta, najmując się jako opiekun. Drugi był zaś… hitlerowskim komendantem okupowanego Jędrzejowa. Molestował młodych Polaków, dając im wybór: „albo ja, albo komora gazowa”…

Mając sprawozdanie z krzywdy i bólu, jaki ci zbrodniarze zadawali dzieciom, Kinsey wmawiał światu, że strach, przerażenie i poszukiwanie ratunku to tak naprawdę… świadectwo satysfakcji. Podobną interpretację wysnuć może jedynie obsesyjny wykolejeniec.

Obłęd tego „naukowca” potwierdzają również zdjęcia dziecięcych twarzy, na których doszukiwał się ekspresji w czasie „szczytowania”. Jeśli do tych samych fotografii zastosować ewolucyjne interpretacje ekspresji emocjonalnej, wedle dr Judith Reisman staje się jasne, że ukazują one strach i cierpienie…

Na tak zbrodniczej i tendencyjnej podstawie zbudowano teorię Kinseya o erotycznym życiu dzieci już od najmłodszych lat. Do listy „dowodów” na to, że gotowość do współżycia wyprzedza dojrzewanie, „seksuolog” dołożył fizjologiczne reakcje dzieci, takie jak spontaniczna erekcja chłopców, nawilżanie się narządów rozrodczych dziewcząt przed pokwitaniem czy (sic!) „ruchy miednicowe”. W rzeczywistości reakcje te wyjaśnia z jednej strony spontaniczna aktywność neuronów i mięśni oraz potrzeba rozwoju i utrzymania organizmu w zdrowej kondycji. Nie ma żadnych dowodów na ich seksualne znaczenie.

A jednak Kinsey doszukał się go i w takich niewinnych zachowaniach – tak jak dostrzegł rzekomą przyjemność krzywdzonych ofiar pedofilów. Można zresztą sądzić, że sam Kinsey osobiście pobierał „materiał spermatyczny” od młodych chłopców podczas spotkań z nimi „w celach badawczych”.

Jak „naukowcy” kryli oprawcę polskich dzieci

Zespół Kinseya nie tylko współdziałał z degeneratami „naukowo”, ale również krył ich przed organami sciągania. Jak udowadniała niemiecka prasa – m.in. „Tagesspiegel”, czy „Frankfurter Allgemeine Zeitung” – Kinsey nie zrobił nic, by o ciągnących się jeszcze długo po wojnie zbrodniach von Ballusecka poinformować niemieckie władze. A wiedział o nich wszystko.

Podczas swojego procesu sądowego w 1957 roku von Balluseck wyznał, że sam Kinsey prosił go o sporządzanie dokumentacji zbrodni. Zachęcał, by kontynuował „badania”, a nawet przestrzegał pedofila listownie, by „był ostrożny” w swoich działaniach.

Niezgodę zespołu na współpracę z władzami w celu ukarania zbrodniarza potwierdził jeden z najbliższych współpracowników Kinseya, Paul Gebhard. Jego wyznanie na ten temat trafiło do książki Ethical Issues in sex therapy and research, wydanej w Bostonie w 1977 roku.

„Kinseyów” będzie tylko więcej

Ta haniebna współpraca Kinseya z piekłoszczykami to odrażające przypomnienie, do czego zdolny jest rozum przekonany o swojej „oświeceniowej roli”. Etykieta walki z zabobonem sprawiła, że Kinsey nie cofnął się przed niczym – ani zbrodnią, ani kłamstwem – by propagować własne tezy. Jego kariera do złudzenia przypomina „sukces” innych sławnych zwolenników emancypacji seksualności. Na przykład Freuda…

Dziś wiemy już, że twórca psychoanalityki wybiórczo informował o sukcesach swojej metody, by ją popularyzować… Dokładnie tę samą drogę wybrał John Money – autor pierwszej w historii „zmiany płci”. Choć zakończyła się ona tragedią, prekursor tej praktyki uparcie twierdził, że był to sukces – a jego krytyka to przejaw wpływów „skrajnej prawicy”.  Kinsey podobnie za wszelką cenę próbował przekonać świat, iż tysiące lat kultury i wzorce prawa naturalnego są niczym niepoparte – a jego pseudonauka może je zanegować. Ta „mesjanistyczna” rola uświęciła w jego przekonaniu środki, które stosował, z sukcesem dając podwaliny pod nowe myślenie o seksualności człowieka.

Sukces tej propagandy przywodzi na myśl utopię oświeceniowego filozofa Henriego de Saint-Simona. Ten myśliciel wyobrażał sobie świat porewolucyjny jako miejsce, w którym naukowcy będą darzeni religijnym kultem – wchodząc w rolę kasty „niosącej światło” zabobonnemu ludowi… Taki charakter miała właśnie działalność Kinseya. Zbrodnie i najgorsze nadużycia uszły na sucho dzięki etykiecie walki z obskurantyzmem. Dla „racjonalistów” wyrafinowany dewiant stał się bożyszczem wyłączonym z chłodnego osądu – co by nie padło z jego ust, to nauka miała przez nie przemawiać…

Jednak dla zdrowego rozumu działalność Kinseya to tylko przypomnienie o wartości tradycyjnej etyki seksualnej. Jej sednem jest podporządkowanie erotyzmu celowi, dla jakiego został powołany – prokreacji i budowaniu rodziny. Tak długo jak seksualność służy tej roli, tak służy człowiekowi i jego przyrodzonym celom. Gdy zaczyna obierać inne perspektywy, człowiek staje się jej sługą…

Tak właśnie stało się z Kinseyem, który przekonany, że seksualność jest jak gdyby zabawką służącą fizjologicznemu ujściu, pozbył się resztek rozsądku. Był gotów nawet płacz i przerażenie dręczonych dzieci uznać za przejaw szczytowania.

W jego pseudonauce błąd nazywa się wpływem badacza na wyniki i ich interpretację. W sensie moralnym zaś Kinsey to modelowy przykład człowieka, który pozwolił opanować swój rozum zmysłom i zaprząc własny intelekt wyłącznie do próby racjonalizowania i apologii swoich pragnień…

Jego marny życiorys to sedno propozycji, jakie rewolucja seksualna ma dla nas wszystkich. „Wolna miłość” oznacza zrzeczenie się rozumowej kontroli nad sferą kluczową dla postrzegania siebie i psychicznego dobrostanu. Erotyka, używana wyłącznie dla przelotnych doznań, z czasem skłania do coraz bardziej ryzykownych zachowań… Ich zaś gorzkie konsekwencje próbuje się tłumaczyć zewnętrznym wpływem… byle tylko utrzymać źródło satysfakcji…

Tak właśnie czyni lobby homoseksualne, które zepsute owoce wypaczonego erotyzmu usilnie przypisuje społeczeństwu i kulturze. To ludzie, którzy utracili zdolność do zmierzenia się z faktami. Takim właśnie człowiekiem był Kinsey. Takiego człowieka zbudować chce rewolucja seksualna. Bo każdy, kto popełnia grzech, staje się niewolnikiem grzechu. Kluczowa wartość moralnych zasad i zakazów tkwi właśnie w tym. Nie są one zagrożeniem dla wolności i obiektywnego badania, lecz ich najlepszym strażnikiem.

Filip Adamus

Roześmiane „ministry” Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer a deprawacja dzieci jak u Kinseya

Centrum Życia i Rodziny
 Szanowni Państwo,
Ministerstwo edukacji rozpoczęło masową kampanię, której celem jest przekonanie rodziców do wysyłania dzieci na zajęcia z edukacji zdrowotnej.

Roześmiane „ministry” Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer przekonują w krótkich dynamicznych filmikach, jak bardzo dbają o nauczycieli i że edukacja zdrowotna „przyda się w życiu”.
Media społecznościowe zostały zasypane grafikami przekonującymi, że na tych zajęciach uczeń dowie się m.in. dlaczego profilaktyka onkologiczna może uratować życie, jak chronić się przed dezinformacją w sieci oraz że warto dbać o środowisko naturalne w swoim otoczeniu.Ten drugi aspekt rzeczywiście może się rodzicom przydać – szczególnie w kontekście działań ministerstwa z edukacją zdrowotną.
Historia wprowadzania tego przedmiotu do polskich szkół, to od samego początku historia „ściemniania” i ukrywania niewygodnych faktów!
Dlatego tylu rodziców nadal tkwi w nieświadomości i w przekonaniu, że ich dzieci na tych lekcjach będą uczyły się pożytecznych i przydatnych życiowo kwestii!
My natomiast robimy wszystko, aby jak najbardziej nagłośnić fakt, że w ramach edukacji zdrowotnej dzieci będą oswajane z zagadnieniami takimi jak masturbacja, orientacja psychoseksualna, transpłciowość czy aborcja. Że będą niepotrzebne erotyzowane. Że w kontekście życia seksualnego program ignoruje naturalny kontekst rodziny, miłości i trwałych relacji.
Czasu zostało niewiele. Dziecko można wypisać z zajęć do 25 września.
Dlatego:
• w ubiegłym tygodniu rozesłaliśmy kilkanaście tysięcy petycji z apelem o dymisję Barbary Nowackiej oraz kilkadziesiąt tysięcy wzorów oświadczenia o wypisaniu dziecka z zajęć edukacji zdrowotnej
• wczoraj w trakcie konferencji pod Ministerstwem Edukacji Narodowej, w obecności mediów po raz kolejny pokazaliśmy, jakie szkody wyrządzi młodym Polakom jest kurs ministerstwa;
• dziś wysyłamy do naszych lokalnych współpracowników w całej Polsce kilka tysięcy ulotek, które będą rozdawać w swoich parafiach, wspólnotach, środowiskach i szkołach ich dzieci;
• a już wkrótce – dokładnie 13 września – organizujemy wielki społeczny protest przeciw deprawacji naszych dzieci!
Zapraszam Państwa bardzo serdecznie do udziału w tym wydarzeniu, a zarazem proszę o wsparcie i zaangażowanie całej tej kampanii: od tego zależy moralność tysięcy młodych Polaków!ManifestacjaWSPIERAM OBRONĘ POLSKIEJ MŁODZIEŻY!

Dlaczego napisałem wyżej o historii „ściemniania” i ukrywania?
Proszę pozwolić, że przypomnę jak wyglądało wprowadzanie tego przedmiotu.
Podstawa programowa przedmiotu edukacja zdrowotna ukazała się na stronach ministerstwa… w czwartek 31 października 2024 roku po godz. 17:00.
Zapewne Państwo byli już wtedy po pracy, przygotowując się do wyjazdu na groby bliskich lub szykując spotkania w rodzinnym gronie. Podobnie i media: wydania gazet były już zamknięte, wieczorne wiadomości gotowe, a dyżury na portalach pełnili pojedynczy dziennikarze.To znacznie ograniczyło rozgłos towarzyszący wprowadzaniu tak kontrowersyjnych tematów. Ponadto realnie skróciło czas udziału w konsultacjach społecznych (według prawa jest to 21 dni), bo niewiele osób ma ochotę ślęczeć przed komputerem w dni świąteczne.
Tamtą „ściemę” udało się nam i całej Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły ujawnić i tym samy nagłośnić temat.
W rezultacie do MEN w ramach konsultacjach spłynęło mnóstwo głosów sprzeciwu – do czego zresztą zachęcaliśmy. Udało się nam zorganizować 1 grudnia w stolicy wielki protest, który odbił się szerokim echem w mediach i dał impuls do organizacji podobnych zgromadzeń w innych miastach. Równocześnie prowadziliśmy aktywne działania w mediach społecznościowych, docierając z tymi informacjami do tysięcy Polaków.W kolejnych miesiącach dotarliśmy do wielu polskich rodziców – tydzień w tydzień odwiedzaliśmy miejscowości w całej Polsce, gdzie wyświetlaliśmy film „To nic takiego” nt. prawdziwych korzeni edukacji seksualnej i przestrzegaliśmy przed edukacją zdrowotną.

Odnieśliśmy sukces: resort wycofał się i zapowiedział, że edukacja zdrowotna będzie przedmiotem nieobowiązkowym. Przez zaciśnięte zęby ogłosiła to sama minister Nowacka.
CHCĘ WESPRZEĆ TAKIE DZIAŁANIA!
Z kolei ostatnie miesiące to czas ukrywania jednego z głównych autorów podstawy programowej tego przedmiotów – prof. Zbigniewa Izdebskiego.
Czemu? Pozwolę sobie najpierw zacytować niektóre z jego wypowiedzi:Moim cichym wyzwaniem jest przyczynienie się do tego, by jak najwięcej kobiet w Polsce umiało wybrać fizyczną przyjemność, a nie czekanie latami na „głębokie uczucie”, jeśli tylko tego chcą.Kobieta także, jak mężczyzna, ma prawo nie umawiać się na związek, tylko na sam seks.Albo: Mamy prawo decydować o tym, aby prowadzić satysfakcjonujące i bezpieczne życie seksualne. To jest takie życie seksualne, które daje nam na prawo do decydowania czy, kiedy i ile dzieci posiadać (…) kobieta ma prawo do bezpiecznej aborcji.Te słowa chyba jasno pokazują, że prof. Izdebski jest zdecydowanym propagatorem wyzwolenia seksualnego i oderwania współżycia od relacji małżeńskiej!
Co więcej, prof. Izdebski za swojego mistrza uważa innego seksuologa prof. Andrzeja Jaczewskiego, który twierdził, że stosunki seksualne pomiędzy dorosłymi, a 9-letnimi dziećmi nie powinny być karane!
Przy takich poglądach nie dziwią doniesienia medialne o stałej współpracy prof. Izdebskiego z:
• Instytutem im. Alfreda Kinseya, którego wątpliwej rzetelności badania – najprawdopodobniej oparte na relacjach notorycznych pedofilów – stały się zaczynem rewolucji seksualnej lat 60;
• Planned Parenthood, czyli główną siecią klinik, w których w USA zabija się nienarodzone dzieci!
Dlaczego zatem MEN nie chwali się, że ten jednym z głównych autorów tego „prozdrowotnego” przedmiotu jest właśnie osoba o takich poglądach?
Ludzi o takich poglądach minister Nowacka upoważniła do zajmowania się jednym z najbardziej intymnych i delikatnych wymiarów życia ludzkiego. Upoważniła do formowania postaw młodego pokolenia w tym wymiarze, co w przyszłości będzie rzutowało na budowę struktur społecznych, w tym rodzinnych, a pośrednio na sytuację demograficzną i ekonomiczną kraju.Myślę, że gdyby większość rodziców dowiedziała się, według czyjego pomysłu będą realizowane te zajęcia, na które będą uczęszczać ich dzieci – natychmiast by je wypisała.Ale nie dowiedzą się o tym z mediów mainstreamowych, dlatego musimy dołożyć wszelkich starań, by dotrzeć do nich z tą prawdą!
CHCĘ, BY RODZICE WIEDZIELI!
Szanowni Państwo,właśnie po to 13 września organizujemy protest pod hasłem „Stop likwidacji polskiej edukacji!”: aby dotrzeć do każdego polskiego rodzica z rzetelną informacją i aby władze usłyszały zdecydowany głos sprzeciwu wobec ich planów.Powiemy „NIE!” ogłupianiu i demoralizowaniu najmłodszych! Powiemy „NIE!” usuwaniu treści patriotycznych z podstawy programowej! Powiemy „NIE!” marginalizowaniu roli religii w polskiej szkole!Jeśli to możliwe, gorąco zachęcam do udziału. Wierzę, że tak jak poprzednio zgromadzimy tysiące Polaków i że będzie to czerwona kartka dla pani minister!Zapraszam zatem wszystkich Państwa 13 września na godz. 12.00 do Warszawy na Plac Zamkowy w pobliże kościoła św. Anny.
Bardzo liczę na Państwa obecność i zaangażowanie w działania, które podejmujemy. Tylko masowe wypisywanie uczniów z zajęć edukacji zdrowotnej może powstrzymać ministerstwo przed dokręcaniem śruby demoralizacji.Pisałem o tym niedawno – ich celem jest powrót do pierwotnego planu i objęcie systemową deprawacją wszystkich dzieci.I nie ma dla nich znaczenia, co na ten temat myślą rodzice.Dlatego raz jeszcze proszę o rozpowszechnianie naszych petycji, informowanie w swoich środowiskach o możliwości wypisania dziecka ze szkodliwych zajęć i przekazywanie zaproszenia na protest w Warszawie.
Ale bardzo Państwa proszę także o finansowe wsparcie naszych działań związanych z informowaniem rodziców. Tylko dziś spakowaliśmy kilka tysięcy ulotek na temat edukacji zdrowotnej, które trafią wkrótce w ręce rodziców w całej Polsce i przyczynią się do wypisania kolejnych dzieci z deprawujących zajęć – musimy opłacić fakturę za ich wydruk i dystrybucję.
Przygotowujemy również plakaty, które w stołecznych parafiach i na warszawskich ulicach będą zachęcały do udziału w proteście, a także bannery, które znajdą się na scenie podczas wydarzenia. To koszty rzędu co najmniej 6 000 zł.
Dlatego bardzo Państwa proszę o finansowe wsparcie działań na rzecz ochrony polskich dzieci dobrowolnym datkiem w wysokości 50 zł, 100 zł lub 200 zł czy nawet 500 zł bądź innymi, jaki uznają Państwo za właściwy.

WSPIERAM TAKIE DZIAŁANIA!

Kończąc tę wiadomość, podzielę się z Państwem informacjami, które dochodzą do nas z terenu.
Są miejsca, gdzie całe klasy wypisują się z edukacji zdrowotnej, ale są i takie, w których wypisują się jedynie pojedyncze osoby.
Nie zatrzymujemy się więc ani na moment – to ostatnie chwile, aby ostrzec rodziców i dotrzeć do nich z przekazem odkłamującym resortową propagandę.. Liczę na Państwa wsparcie i zaangażowanie w tym wyjątkowym czasie!Serdecznie pozdrawiamMarcin Perłowski - Dyrektor Centrum Życia i Rodziny, Wiceprezes Zarządu    WSPIERAM DZIAŁANIA CENTRUM ŻYCIA I RODZINY! 
Dane do przelewu:Centrum Życia i Rodziny
Skrytka pocztowa 99, 00-963 Warszawa 81
Nr konta: 32 1240 4432 1111 0011 0433 7056, Bank Pekao SA
Z dopiskiem: „Darowizna na działalność statutową Centrum Życia i Rodziny”SWIFT: PKOPPLPW
IBAN: PL32 1240 4432 1111 0011 0433 7056
Centrum Życia i Rodziny
Skrytka Pocztowa 99, 00-963 Warszawa
tel. +48 22 629 11 76

Barbara Nowacka – rewolucjonistka w akcji

Łukasz Warzecha: Barbara Nowacka – rewolucjonistka w akcji

Łukasz Warzecha pch24/lukasz-warzecha-barbara-nowacka-rewolucjonistka-w-akcji

(PCh24.pl)

W konkursie na najgorszego ministra edukacji w historii III RP pani Barbara Nowacka miałaby ogromne szanse na wygraną. Można bowiem uznać, iż nie mieliśmy dotąd w Polsce tak skrajnie zideologizowanego ministra edukacji.  

Ideologizacja edukacji jest oczywiście przedmiotem sporu. Wiadomo, jak to działa: strona, która aktualnie nie jest u władzy, zawsze będzie oskarżać stronę w danym momencie rządzącą o ideologizację edukacji. To nudny i zgrany standard, nawet jeżeli czasami w tych oskarżeniach coś jest.

Nie jest też tak, że strona konserwatywna jest tutaj bez winy i że nie można jej postawić żadnych zarzutów. Czasami i ona przeginała. Zwłaszcza że edukacja to dziedzina bardzo szczególna – nie tylko dlatego, że przygotowuje przyszłych obywateli Rzeczypospolitej, a więc również kształtuje przyszłość naszego państwa (jak oczywistość powinno brzmieć słynne motto Jana Zamoyskiego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – dokładnie tak przecież jest). Również dlatego, że nieuchronnie na tym polu ścierają się dwa porządki i uprawnienia. Z jednej więc strony mamy władzę państwową, wybieraną demokratycznie, a zatem dysponującą mandatem do kształtowania państwa w określony sposób, w tym w sferze edukacji; z drugiej zaś rodziców, którzy chcą zachować konstytucyjne prawo do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, te zaś mogą być sprzeczne z linią danej władzy. Właściwie nie ma z tego dylematu dobrego i uniwersalnego wyjścia. Tu cały czas trwa spór.

W niektórych dziedzinach może on być rozwiązywany poprzez swobodę wyboru, tak jak to jest z nauczaniem religii: kto chciał i czyi rodzice chcieli, ten uczęszczał na lekcje religii; kto nie chciał, mógł na nie nie chodzić. Wydaje się to wyjściem dość rozsądnym, bo nawet jeżeli szkoła jest – lub chcielibyśmy, aby była – generalnie posadowiona na jasno zdefiniowanych wartościach, stanowiących fundament naszej zachodniej cywilizacji, to jednak w sprawie uczestniczenia w konkretnych zajęciach szanuje autonomię rodziców i ich wolę.

Ale nie z każdego sporu da się tak wybrnąć. Weźmy choćby nauczanie historii. Jak pogodzić realistyczną, stańczykowską w duchu interpretację polskiej historii XIX wieku z ambicjami romantycznych kręgów politycznych, aby utwierdzać w uczniach straceńcze postawy insurekcyjne? A cóż dopiero, gdy mówimy o Powstaniu Warszawskim. Nie da się przecież zrobić osobnych zajęć „historia dla romantyków” i osobnych „historia dla realistów”.

Co więcej, ideologia wpycha się coraz śmielej w dziedziny, które jeszcze nie tak dawno opierały się wyłącznie na nauce. Tak jest w wciskaniem kolejnych elementów zielonej indoktrynacji do przedmiotów przyrodniczych. Przedstawianie OŹE jako rozwiązania bezwzględnie najlepszego czy twierdzenie, że zasoby naturalne planety się kończą – o tezie na temat antropogenicznych zmian klimatu nie mówiąc – to nie jest przekaz neutralny, ale nacechowany światopoglądowo. Zwłaszcza jeśli jednocześnie nie przedstawia się uczniom poglądów alternatywnych, mimo że są doskonale naukowo podbudowane.

Albo teoria ewolucji. Oczywiste jest, że trzeba o niej nauczać. Ale czy nie powinno się jednocześnie wskazywać jej mielizn, skoro są one przedmiotem naukowej krytyki od dawna, i czy nie powinno się choćby krótko wspomnieć o alternatywnych hipotezach, takich jak inteligentny projekt?

To są wszystko poważne pytania, ukazujące właściwie niemal nierozstrzygalny spór i napięcie pomiędzy rządową edukacją a rodzicielskim wychowaniem, przynajmniej w przypadku rodziców świadomych. Ten spór mógłby zostać złagodzony, gdyby państwo zaczęło prywatyzować edukację choć w części i zostawiło szkołom znacznie większą swobodę wyboru programu. Rodzice mogliby wtedy wysłać dziecko do szkoły „oświeceniowej” albo „konserwatywnej” wedle swojego upodobania. Dziś niby taką możliwość też mają, ale w bardzo niewielkim zakresie.

Wszystko to pokazuje, że polska szkoła jest systemem chwiejnej i dynamicznej równowagi. Raz ten, raz inny minister przeciąga trochę szalę na swoją stronę, coś dodaje, coś odejmuje, a rządy się przecież zmieniają. Pozostaje mieć nadzieję, że uczniowie w toku nauki nie zostają nadmiernie zdominowani przez tę czy inną stronę. To znaczy – tak było do momentu nastania pani Nowackiej. Wbrew pozorom, nawet pan Przemysław Czarnek nie był takim rewolucjonistą edukacyjnym. Ba, przy bliższym spojrzeniu jego rządy w MEN jawią się nawet jako relatywnie umiarkowane.

Pani Nowacka natomiast zerwała swego rodzaju niepisany konsens, który zakładał trzymanie się w tych przechyłach w pewnych granicach, uznawanych przez prawie wszystkich. Ta ciotka rewolucji całkiem otwarcie oznajmiła, że nie zamierza się przejmować zastrzeżeniami czy w ogóle wrażliwością drugiej strony na najbardziej podstawowym poziomie i wdroży własną skrajną agendę.

Sztandarowym jej elementem jest edukacja nazywana obłudnie zdrowotną. Przedmiot, który miał być obowiązkowy, pod wpływem protestów ostatecznie taki na razie nie będzie, ale perfidnie założono, że domyślnie dziecko ma być na niego zapisane, a ewentualnie będzie je można wypisać, składając oświadczenie do 25 września.

***

Wypisz dziecko z edukacji zdrowotnej

Kliknij TUTAJ i pobierz wzór pisma, wypełnij i złóż w szkole

***

Wbrew pozorom, to wcale nie elementy wprost seksualizacyjne są w podstawie tego przedmiotu najgorsze – je widać wyraźnie. Zaimplementowano do niej również wiele wątków nie mniej niebezpiecznych, ale znacznie trudniejszych do zidentyfikowania.

Podstawę programową dla klas IV-VI otwierają „wartości i podstawy”. W opisie wymagań ogólnych czytamy, że uczeń „okazuje szacunek sobie i rozwija poczucie własnej wartości; okazuje szacunek i empatię w relacjach międzyludzkich i jest gotów przyjąć perspektywę drugiego człowieka”, a także „prezentuje postawę optymizmu życiowego, sprzyjającego zdrowiu”. „Poczucie własnej wartości” zostało wyniesione przez lewicę na piedestał, a zwolennicy postępu przekonują, że powinno ono być całkowicie niezależne od własnych osiągnięć czy sposobu, w jaki jesteśmy oceniani przez otoczenie – co oczywiście sprzyja atomizacji społecznej i skrajnym egoizmom.

Czym z kolei miałoby być przyjmowanie perspektywy drugiego człowieka i właściwie dlaczego uczeń miałby być edukowany w takich kwestiach? Co to ma w ogóle wspólnego ze zdrowiem? Jak w ramach przedmiotu, który ma się nim zajmować, można wymagać od ucznia czegoś, co sprowadza się w dużej mierze do rezygnacji z obrony własnych zapatrywań? Wreszcie – czym jest ów „optymizm życiowy”? Czy uczeń ma być przekonywany, że nie powinien patrzeć na życie jak realista, ale jak optymista?  

W tym samym dziale „Wartości i podstawy”, tyle że dla szkoły ponadpodstawowej, czytamy, że uczeń „rozumie, że godność ludzka i szacunek wobec człowieka wykluczają wszelkie formy dyskryminacji ze względu na różnorodność ludzkiej natury”. Nie trzeba tłumaczyć, że jest to klasyczny wstęp do lewicowej indoktrynacji. Zastosowano tutaj słowa klucze, które wypełnione konkretną treścią staną się narzędziem prania mózgów: dyskryminacja – którą lewica rozciąga na praktycznie każdą krytykę postępowych w swoim mniemaniu trendów – oraz „różnorodność ludzkiej natury”, pod którym to pojęciem lewica rozumie rozmaite destrukcyjne upodobania i zachowania.

Jeszcze jeden przykład, tym razem z podstawy dla klas VII-VIII szkoły podstawowej, z działu „zdrowie społeczne”: uczeń „rozpoznaje manipulację w środowisku społecznym i rodzinnym oraz asertywnie na nią reaguje”. Czym jest manipulacja w środowisku rodzinnym, a tym bardziej – czym jest „asertywna” reakcja na nią? I dlaczego szkoła ma się tym w ogóle zajmować? Ten punkt podstawy programowej brzmi jak nawiązanie wprost do komunistycznej indoktrynacji w czasach Peerelu: uczeń ma być uodporniony na wraże przekazy płynące od rodziców i ma na nie odpowiednio reagować. Najlepiej donosząc do NKWD.

Edukacja zdrowotna jest więc po prostu programem indoktrynacji, wykraczającej dalece poza cokolwiek, co dotychczas widziała polska szkoła. Oczywiście dłużej klasztora niż przeora. Pani Nowacka wreszcie odejdzie, zwłaszcza że ma jak najgorszą opinię również w środowisku nauczycielskim. Wreszcie odejdzie również ten rząd. Wtedy przed następcami stanie pytanie, jak przywrócić zburzoną równowagę – o ile w ogóle da się to zrobić.

Łukasz Warzecha

How the American Academy of Pediatrics Betrayed Children Everywhere

How the American Academy of Pediatrics Betrayed Children Everywhere

by: Clayton J. Baker, MD

ROBERT W MALONE MD, MS SEP 1

The prime directive of Western medicine, its golden rule, is expressed by the Latin maxim primum non nocere – first, do no harm. Unfortunately, the Covid era taught us that from the patient’s point of view, a better motto for our times might be caveat emptor – let the buyer beware.

Every medical student is taught that, first and foremost, they should not cause harm to their patients, and every doctor is familiar with this maxim. It is echoed in the Hippocratic Oath and forms the basis for the four pillars of medical ethics: autonomy, beneficence, non-maleficence, and justice.

This rule, and the core tenets of medical ethics that it underpins, were all abandoned during the Covid era. They were replaced with a brutal, inhumane, and unethical martial-law-as-public-health approach to medicine. The results were unconstitutional lockdowns, prolonged school closures, suppression of early treatment, mandated vaccinations, and silencing of dissenting views. These abuses were justified by constant propaganda and lies from public health authorities, the medical establishment, the mainstream media, and medical professional associations.

Enter the American Academy of Pediatrics.

The American Academy of Pediatrics (AAP) is the largest professional association for pediatricians in the United States. Nearly one hundred years old, the AAP’s motto is “Dedicated to the Health of All Children.” But as with so much of the medical establishment, the Covid era revealed that the AAP has abandoned its stated mission, and in the process, it has betrayed children everywhere.

During the Covid era, no group was harmed more – or more unnecessarily – than children, who lost multiple years of education, socialization, and normal growth and development. Many millions of kids also received the fraudulently tested, toxic, experimental mRNA-based injections that were coercively imposed upon the population at large. Countless children have been harmed or killed by these products, with myocarditis being only the most universally acknowledged of the many toxicities associated with the shots.

Adding insult to injury, it was known from the beginning of the pandemic that the gain-of-function-produced SARS-CoV-2 virus affected children very mildly, rarely causing severe illness, and almost never killing them. Even at the height of the pandemic, an article in the preeminent journal Nature described pediatric Covid deaths as “incredibly rare.” A very large population-based Korean study from 2023 found the case-fatality rate in children from Covid to be well under 1 death in every 100,000 cases.

If no segment of the population was harmed more egregiously than children during the Covid era, few medical organizations betrayed their patient population more thoroughly than the American Academy of Pediatrics.

While the AAP has for many years taken questionable stances on a variety of issues, including the ever-enlarging pediatric vaccine schedule, “gender reassignment,” and others, at one early point during Covid, the AAP did attempt to advocate appropriately in the interest of children. It didn’t last long, however, and a review of this incident shows how the AAP, like so many other medical professional organizations, effectively sold its soul during Covid.

Summer 2020: The AAP Changes Its Tune on In-School Learning

From mid-March 2020, when the Covid lockdowns began, until the end of that school year in June, most American schoolchildren had been kept completely out of school. On July 9, 2020, the AAP released a statement arguing forcefully for the return of American schoolchildren back:

The AAP strongly advocates that all policy considerations for the coming school year should start with a goal of having students physically present in school. The importance of in-person learning is well-documented, and there is already evidence of the negative impacts on children because of school closures in the spring of 2020.

The July AAP statement went on to say that school closure “places children and adolescents at considerable risk of morbidity and, in some cases, mortality.” It went even further to state that:

the preponderance of evidence indicates that children and adolescents are less likely to be symptomatic and less likely to have severe disease resulting from SARS-CoV-2 infection. In addition, children may be less likely to become infected and to spread infection.

All of these claims the AAP made in July 2020 were known to be true to those who did the proper research (as the AAP apparently had done), and they have been repeatedly and definitively confirmed in the following years.

I was acutely aware of that July 9, 2020, AAP statement. I used it as an important resource in my own advocacy during the summer of 2020 to try to get schools reopened for full-time learning in New York State by the fall. The July AAP document was a well-researched, well-constructed, and well-argued advocacy tool that supported all children’s best interests.

So far, so good. Very soon thereafter, however, the AAP shamefully succumbed to pressure from public health officials, teachers’ unions, and others pushing for continued school closures. By August 19, 2020, with school reopening imminent, the AAP suddenly “revised” their recommendations. The AAP dramatically changed its tune, stating that they would go along with whatever measures public health officials decreed:

…many schools where the virus is widespread will need to adopt virtual lessons and [AAP] is calling for more federal funding to support both models.

“This is on us – the adults – to be doing all the things public health experts are recommending to reduce the spread of the virus,” said AAP President Sara “Sally” H. Goza, M.D., FAAP.

In an act of cowardice and dereliction of duty, the AAP surrendered. It abandoned the strong and sound advocacy for normalizing children’s education contained in its July document. As a physician actively following the issues of the day surrounding Covid and publicly fighting for school reopening, I can testify that nothing changed regarding our knowledge of the virus that justified the AAP’s abdication of its responsibility to children. In fact, multiple foreign countries had already returned children to school without ill effect. The AAP’s capitulation significantly undermined school reopening efforts, especially in Blue states.

The AAP’s sudden and craven volte-face regarding in-school learning was just one of many disgraceful acts committed by medical associations during the Covid era, and it acted to the severe harm of schoolchildren across the nation. Millions of American schoolchildren continued to languish in “remote” or “hybrid” learning for the entire 2020-2021 school year. Many thousands simply dropped out of school, never to return.

In retrospect, the AAP cannot claim that they “didn’t know” enough to push for school reopening. Their July 2020 document proves they knew the correct course of action – before caving in to the establishment’s false narrative, and then subsequently devolving into just one more shameless shill organization, pushing for the mass inoculation of children with the toxic Covid mRNA injections.

Why would the AAP have done such a thing?

Money, for one thing. And plenty of it.

The AAP’s Federal Funding Windfall During Covid

As the Covid vaccine push intensified, the AAP became one of the trusted legacy medical associations that was handsomely rewarded to “push vaccines and combat ‘Misinformation’.” By 2023, the year for which data is most available, the AAP was absolutely raking it in.

As journalist Michael Nevradakis explains:

AAP… received $34,974,759 in government grants during the 2023 fiscal year, according to the organization’s most recent tax disclosure. The grants are itemized in the AAP’s single audit report for 2023-2024.Documents show some of the money was used to advance childhood vaccination in the U.S. and abroad, target medical “misinformation” and “disinformation” online, [and] develop a Regional Pediatric Pandemic Network.

In summary: in July 2020, the AAP ever-so-briefly and correctly sided with the lockdown dissenters, in service of its self-proclaimed motto to serve “the health of all children.” But by mid-August, the AAP switched sides and subsequently got a massive payout to do so. In fiscal 2023 alone, the AAP was receiving $35 million of tax money, much of it directly tied to pushing the Covid mRNA shots in children and to silence dissenters, whom it knew were telling the truth.

Unfortunately, this is unsurprising. Years before Covid, the AAP had already morphed into a highly compromised organization, straying far from its stated goal of being “dedicated to the health of all children.”

The Dinosaurs Sell Themselves to Survive

The business model for the old establishment medical professional organizations, like the AAP, is a dinosaur. The value of paid membership to these organizations has disappeared over the years, causing income from membership fees to fall. Individual paid subscriptions to their flagship journals have nosedived as well. Their financial survival increasingly relies upon Big Pharma largesse and, as we saw above for the AAP during Covid, government payouts.

In return for Big Pharma and government money, these professional organizations function less and less as champions for their professional members and their patients. They become mouthpieces for government initiatives and advertisers for Pharma. If you’ll pardon the mixed metaphor, they have become a strange species of dinosaur-prostitutes.

The AAP in particular is deeply tied to and heavily subsidized by Big Pharma, especially in the area of vaccine promotion.

Starting with the 1986 National Childhood Vaccine Injury Act (NCVIA), which effectively eliminated tort liability for vaccine manufacturers, the CDC pediatric vaccine schedule has ballooned from 7 vaccines in 1985 to 23 vaccines (and over 70 total doses!) in 2024. Since then, the AAP has largely been in the vaccine promotion business.

In accordance with the CDC vaccine schedules, the Federal government purchases huge quantities of the recommended vaccines from pharmaceutical companies. The shots are promoted to the public and to physicians through well-paid organizations like the AAP, and administered by pediatricians, many of whom receive payment – essentially kickbacks – to do so. Every step of the way, palms are greased.

As a result, American children have become what Dr. Meryl Nass calls “a delivery system to transfer taxpayer funds to big pharmaceutical companies, via your child or grandchild’s arm.”

As HHS Secretary Kennedy recently noted, the AAP posts on its own website its financial indebtedness to its corporate “donors.” Lo and behold, the four top vaccine manufacturers for the products on the pediatric vaccine schedule – Merck, Pfizer, Moderna, and Sanofi – stand at the top of the AAP’s corporate “donor” list. (The total amounts of the payouts the AAP receives are not disclosed.)

The AAP, originally created a century ago to advocate for pediatricians and their patients, has devolved into an advertiser and lobbyist for the corporate interests that fund their operations. So much for “dedicated to the health of all children.


Ratujmy dzieci ! – Chcę wysłać Panu przesyłkę – baner. “edukacja zdrowotna”…

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Chcę wysłać Panu przesyłkę. Proszę przeczytać ten e-mail do końca.

Minister Edukacji Narodowej Barbara Nowacka prowadzi wojnę przeciw uczniom i ich rodzicom. Ta wojna właśnie wchodzi w decydujący etap.

==========================

Już w poniedziałek zabrzmi pierwszy dzwonek, a wraz z początkiem nowego roku szkolnego do szkół wchodzi edukacja zdrowotna, która wbrew swojej nazwie nie jest dla zdrowia, ale realizuje interesy: rządu, wielkich korporacji, lobby LGBT, aborterów, globalistów i lewackiej międzynarodówki.

Ten przedmiot to oczko w głowie Barbary Nowackiej, dlatego wydała rodzicom wojnę.

Obecnie robi wszystko, aby zniechęcić do wypisywania dzieci z zajęć.

Sytuacja jest poważna. Jeśli rodzice się nie obudzą i pozwolą się przekonać, że “edukacja zdrowotna” jest dla zdrowia, jeśli zostawią dzieci na zajęciach – nawet „na próbę” – na ten jeden rok, w przyszłym roku edukacja zdrowotna stanie się przedmiotem obowiązkowym. I wtedy nie będzie już uspokajania, tylko odgórny przymus i jeszcze większe zradykalizowanie podstawy programowej.

Trzeba składać rezygnację z tych ideologicznych lekcji.

Czujność rodziców jest jednak usypiana przez pseudo-ekspertów związanych z rządem i ośrodkami lewicowego lobbingu.

Szanowny Panie,

Fundacja Życie i Rodzina przygotowała banery ostrzegające przed edukacją zdrowotną – wraz z kodem QR i adresem strony, gdzie można pobrać oświadczenie o rezygnacji z zajęć.

Chcę wysłać te banery każdej osobie, która może je rozwiesić – na płocie, drzewie, jakimkolwiek ogrodzeniu lub słupie. Mają one wymiary 1m x 1,5m i posiadają dziurki ułatwiające montaż za pomocą plastikowych zacisków lub zwykłego sznurka. Tak wyglądają banery:

Jeśli tylko ma Pan, gdzie powiesić taki baner, proszę o pilną informację na kontakt@RatujZycie.pl lub kliknięcie „odpowiedz” na niniejszy email. W treści wiadomości proszę podać:

– adres fizyczny, pod który ma przyjechać kurier (kod pocztowy, miejscowość, ulica, numer domu i mieszkania) lub numer paczkomatu InPost (np. WAW221AP, LOD307M itd.),

– koniecznie telefon kontaktowy i adres e-mail – tam przyjdą powiadomienia, że przesyłka czeka na odbiór.

Druk i wysyłka banerów jest po stronie Fundacji.

Tak wyglądają pierwsze banery, które rozwiesili już ludzie zatroskani o edukację dzieci:

Jeśli nie ma Pan gdzie powiesić baneru, można samodzielnie wydrukować plakat na papierze A3 lub A4 – do pobrania w linku: https://ratujzycie.pl/edukacja-zdrowotna-rezygnacja-oswiadczenie/#h-zaangazuj-sie-w-obrone-dzieci-przedstawiaj-prawde-o-ez.

Czy pomoże Pan bronić dzieci przed Barbarą Nowacką?

Bardzo proszę o tę pomoc.

Z wyrazami szacunku i serdecznymi pozdrowieniami,

Kaja Godek
Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Fundacja Życie i Rodzina podejmuje znaczny wysiłek organizacyjny i finansowy związany z drukiem i wysyłką banerów, bo wiemy, że jest to obecnie najważniejsza sprawa w Polsce.

Czas na rezygnację z EZ jest tylko do 25 września, trzeba działać natychmiast.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Nowacka, czyli „szkoła zamiast rodziców”

Nowacka, czyli „szkoła zamiast rodziców”

Józef Zawadzki 30.08.2025

Pani minister edukacji Barbara Nowacka znów postanowiła uświadamiać Polakom, jak bardzo „niekompetentni” są w wychowaniu własnych dzieci. W najnowszych wywiadach stwierdza z pełną powagą, że to szkoła ma nauczyć dzieci o „tych sprawach”, bo rodzice „nie zawsze mają czas i wiedzę”, a nauczyciele — wedle jej słów — „są najlepiej przygotowani”.

I tu nie może nie pojawić się pytanie: skąd p. Nowacka dowiedziała się „o tych” sprawach, skoro w czasach, w których dorastała, w szkole nie było takiego zbędnego przedmiotu?!

MEN wprowadza „edukację zdrowotną” jako przedmiot… nieobowiązkowy, z prawem rodziców do rezygnacji. A więc niby rodzice są niekompetentni, ale to oni decydują, czy ich dziecko pójdzie na lekcje. Trochę jak w kabarecie: „Rodzice nie wiedzą, ale to oni mają wiedzieć najlepiej, czy MEN może wiedzieć za nich”, Rzecz jasna owa nieobowiązkowość to nie „łaska” ministerstwa, tylko efekt sprzeciwu i konsultacji (KEP, rodzice, opinia publiczna). W styczniu była ścieżka obowiązkowa; w marcu MEN „sam” ogłosił „nieobowiązkowe”.

Retoryka pani Nowackiej brzmi jak podręcznik hejtera: krytyków nazywa „szurią”, „pornolobby” i „urojeniowcami”, obraża prof. Czarnka, swojego poprzednika, któremu nie dorasta do pięt. Gdy ktoś pyta o rolę rodziny w wychowaniu, słyszy tego typu etykiety zamiast argumentów.

To ciekawe, bo w podstawie programowej jej własny resort mówi o „godności i szacunku” jako fundamencie zajęć. Gdzie ta godność, skoro minister edukacji obraża rodziców i w ogóle jej krytyków?

Kolejny zgrzyt: Nowacka zapewnia, że „nauczyciel jest przygotowany”. Tymczasem MEN dopiero uruchamia 11 uczelni z podyplomówkami, które mają w przyszłości wyszkolić „kadrę”. To nie jest gotowość — to dopiero plan. Na razie lekcje poprowadzą przypadkowi chętni z łapanki. Dzieci jako poligon doświadczalny? Brzmi znajomo.

Najbardziej przewrotne jest to, że „edukacja zdrowotna” obejmuje wiele działów realizowanych na lekcjach biologii: np. żywienie, zdrowie psychiczne, uzależnienia, profilaktykę, system ochrony zdrowia. Cały pakiet. Ale pani minister redukuje spór do seksu. To klasyczny zabieg PR-owy: sprowadzić całą krytykę do jednego punktu, łatwo przykleić etykietę, łatwo krzyknąć o „porno-lobby”. A że rodzice pytają o jakość, o sens, o wpływ szkoły na rodzinę? To już się nie liczy. To, co było tej pory w programie szkoły, zupełnie wystarcza i nie ma powodu, by wprowadzać do niej lewackie fantasmagorie w sprawach wychowania.

Pani minister mówi, że „życie seksualne jest elementem naszego życia” – no odkryła Amerykę, sentencja nadaje się fasadę MEN. Tylko że to niczego nie rozwiązuje. Bo edukacja to nie podmiana rodziców przez urzędnika, tylko współpraca szkoły i domu. A tej współpracy zabrakło.

Dlatego, pani Minister, mniej krzyków o „szurii” i „pornolobby”, a więcej szacunku dla rodziców. Bo prawdziwa edukacja zaczyna się w rodzinie, a szkoła ma wspierać — nie zastępować. Przekonania Barbary Nowackiej w sferze nauki i wychowania są w sprzeczności z tymiż u większości Polaków, dlatego wszyscy oni czekają, kiedy wreszcie opuści ona ten resort.

Autorstwo: Józef Zawadzki

PRL-bis? Resort Nowackiej chce kontrolować dodatkowe lekcje religii

PRL-bis? Resort Nowackiej będzie kontrolował dodatkowe lekcje religii

https://pch24.pl/prl-bis-resort-nowackiej-bedzie-kontrolowal-dodatkowe-lekcje-religii

(PCh24.pl)

Zapowiedzi resortu Barbary Nowackiej przywodzą na myśl głęboką komunę, kiedy trwała wojna wytoczona Kościołowi przez partię. Dziś dowiadujemy się, że ministerstwo edukacji naśle kuratorów na… dodatkowe lekcje religii, organizowane w odpowiedzi na ograniczenia nałożone przez resort od 1 września.

– Ministerstwo Edukacji będzie kontrolować, czy gminy, które sfinansują dodatkowe lekcje religii, robią to zgodnie z prawem – poinformowała we wtorek wiceszefowa MEN Katarzyna Lubnauer. 

Decyzją Barbary Nowackiej, od 1 września w szkołach będzie tylko jedna godzina religii lub etyki tygodniowo, przed lub po obowiązkowych zajęciach. To ostatnia z zapowiadanych przez resort edukacji zmian dotyczących religii.

W odpowiedzi na zmiany w prawie, niektóre gminy poinformowały o sfinansowaniu dodatkowych lekcji religii, z których mogą skorzystać uczniowie. MEN wydaje się szukać sposobów, by jak najbardziej ograniczyć zjawisko. W tym celu posłuży się kuratoriami, które otrzymają nakaz kontroli takich lekcji. 

Lubnauer powiedziała, że chodzi o „kontrole pod jednym kątem”. Zaznaczyła, że nie wolno, na przykład, na dodatkową lekcję religii przeznaczyć godzin tzw. do dyspozycji dyrektora, bo przepisy dokładnie określają, na co mogą być one przeznaczone.

My tylko kontrolujemy to, czy to się odbywa zgodnie z prawem (…). Jeżeli się odbywa zgodnie z prawem to „wolnoć, Tomku, w swoim domku” – dodała.

Niemniej jednak, fakt wykorzystania aparatu państwa do kontroli inicjatywy samorządowej w kontekście wychowania religijnego jest tutaj niezaprzeczalny.

Pomysł finansowania dodatkowych lekcji religii staje się w Małopolsce coraz popularniejszy, a kolejne gminy zapowiadają działania uchwałodawcze w tej sprawie. Takie rozwiązania miałyby funkcjonować już m.in. w Czarnym Dunajcu, Tuchowie oraz Szerzynach.

Gminy sfinansują w szkołach drugą lekcję religii? Satanistki w min. “oświaty” i w kuratorium w szale.

Gminy sfinansują w szkołach drugą lekcję religii? Kuratorium zapowiada dyscyplinowanie takich placówek

https://pch24.pl/gminy-sfinansuja-w-szkolach-druga-lekcje-religii-kuratorium-zapowiada-dyscyplinowanie-takich-placowek

Część gmin w województwie małopolskim zamierza sfinansować dzieciom drugą lekcję religii w ramach „kółka zainteresowań”.

Zacietrzewione kuratorium oświaty reaguje i już zapowiada kontrole w szkołach, w których uczniowie otrzymają możliwość uczestnictwa w drugiej lekcji religii.

Jak podaje Radio Kraków, w Małopolsce odnotowano przypadki gmin, których władze i mieszkańcy nie zgadzają się z decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej. Chodzi o ograniczenie lekcji religii do jednej godziny w tygodniu. W związku z okrojeniem liczby godzin lekcyjnych przez resort Barbary Nowackiej, niektóre gminy zamierzają same ufundować uczniom dodatkową lekcję religii, tak aby uczniowie na lewicowych zmianach nie byli stratni, a rodzice byli spokojniejsi o edukację dzieci.

Pomysł staje się w Małopolsce coraz popularniejszy, a kolejne gminy zapowiadają działania uchwałodawcze w tej sprawie. Dodatkowa lekcja religii dla uczniów miałaby zostać zorganizowana w ramach „kółka zainteresowań”. Gminy, które zamierzają wprowadzić takie rozwiązania to m.in. Czarny Dunajec, Tuchów oraz Szerzyny.

Jednak stojące „na straży” lokalne kuratorium oświaty nie zamierza stać bezczynnie. Wpadło już na pomysł jak zniechęcić gminy, które chcą pomóc uczniom, udostępniając im drugą lekcję religii. Te placówki, które wprowadzą takie możliwości dla uczniów, muszą liczyć się ze specjalnymi kontrolami.

Kuratorium oświaty chce skrupulatnie badać, czy organizacja dodatkowej lekcji religii zostanie zorganizowana w zgodzie z przepisami prawa. „Sprawdzamy, w jaki sposób, czy przez przypadek nie została wykorzystana tak zwana godzina do dyspozycji dyrektora. Gminy deklarują, że znajdą własne środki, my sprawdzimy arkusze, czy nie ma tam godziny do dyspozycji, bo takie zakusy były. Godziny do dyspozycji dyrektora są finansowane centralnie” – mówi Gabriela Olszowska, małopolska kurator oświaty.

Źródło: radiokrakow.pl

Polscy rodzice chcą wyrwać dzieci ze szponów systemu! Kościół nareszcie reaguje! – Bartosz Kopczyński

Polscy rodzice chcą wyrwać dzieci ze szponów systemu! Kościół nareszcie reaguje! – Bartosz Kopczyński

Autor: AlterCabrio , 25 sierpnia 2025

Kościół nie jest częścią żadnego ziemskiego systemu. Natomiast część ziemskich struktur Kościoła, czyli przynajmniej część Episkopatu, część hierarchii w jakiś sposób wchodzi w różne interakcje z tym systemem, czyli z tym porządkiem szatańskim. Niektórzy robią to świadomie, kierują się dobrą wolą popadając w błędy, inni robią to świadomie. Są tacy, tu można nawet z imienia i nazwiska wymienić, którzy najprawdopodobniej robią to w pełni świadomie i wiedzą, w czym biorą udział. Nie mówmy, że Kościół jest częścią systemu. Część ludzi Kościoła przeszła na stronę wroga, ale udaje, że tego nie zrobiła.

To też nie jest tak, że Episkopat do tej pory milczał, bo Episkopat wypowiadał się w tych kwestiach i wypowiadał się po naszej stronie. Oczywiście było to na skutek działań, usilnych działań KROPSu, czyli Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły.

−∗−

Polscy rodzice chcą wyrwać dzieci ze szponów systemu! Kościół nareszcie reaguje! Bartosz Kopczyński u Julii Gubalskiej!

https://banbye.com/embed/v_BckUGc60yOMB

BONUS:

KAJA GODEK MIAŻDŻY SZKODLIWE POMYSŁY BARBARY NOWACKIEJ

Kaja Godek (Fundacja Życie i Rodzina) i Paweł Momro (Fundacja Wolność i Własność) byli gośćmi Pawła Ozdoby w programie “Tygodnik PCh24”.

00:00 wstęp
01:00 rozmowa z Kają Godek na temat „reform” Nowackiej
26:25 Paweł Momro o pułapce wiatrakowej i systemie ETShttps://www.youtube.com/embed/FWvMZlyZiis?si=256LVDbxpamCMtk9

Dzieci „własnością” państwa. O czym nie chce wiedzieć Tusk?

Dzieci „własnością” państwa. O czym nie chce wiedzieć Tusk?

Filip Obara https://pch24.pl/dzieci-wlasnoscia-panstwa-o-czym-nie-chce-wiedziec-tusk/

Najnowsza odsłona sprawy rodziny Klamanów, której dzieci zostały – bez powodu – odebrane przy użyciu przemocy i przekazane szwedzkim służbom, pokazuje, jak zatrważająca i wołająca o pomstę do nieba jest skala zbrodni przeciwko władzy rodzicielskiej, jakie popełnia rząd w Warszawie. Uznaniowość i absurdalność tych bezprawnych działań wymaga poważnej refleksji na temat zmian prawnych, które – na poziomie konstytucji – zapowiedział prezydent Karol Nawrocki.

Gdy rok temu po raz pierwszy usłyszałem o rodzinie Klamanów, zastanawiałem się, czy tak nieprawdopodobna sytuacja naprawdę mogła się wydarzyć. Dziś wiem ponad wszelką wątpliwość: to naprawdę się stało. Polska rodzina dysponująca wyłącznie polskim obywatelstwem mieszkała od kilku lat w Szwecji. Po tym jak jedna z córek, nastolatka przeżywająca okres buntu, nierozważnie poskarżyła się w szkole, że rodzice „zmuszają” ją do wykonywania obowiązków domowych, uruchomiła się nieludzka machina. Dziecko zostało odebrane rodzicom i nic nie pomogło, że samo przyznało się, iż skłamało, by odgryźć się rodzicom. Jednorazowe pogwałcenie władzy rodzicielskiej nie wystarczyło jednak szwedzkim służbom, które wystąpiły o „przekazanie” do „pieczy zastępczej” pozostałych trzech córek.

Rodzice wyjechali do Polski, by uratować pozostałe dzieci. Sądzili, że w Polsce będą bezpieczni…

I tu wydarza się najbardziej niewiarygodna część historii. Rząd Donalda Tuska nie zdecydował się bronić polskiej rodziny przed działaniami zagranicznej organizacji przestępczej (bo jak nazwać instytucję, która trudni się odbieraniem dzieci z byle wydumanego powodu?), mało tego – nie zdecydował się nawet zostawić tej rodziny w spokoju.

Nastąpił dramatyczny finał. „Polska” policja nasłana przez „polskie” władze wkroczyła do domu państwa Klamanów i siłą odebrała pozostałe trzy córki po to, by następnie przekazać je w ręce zagranicznej organizacji trudniącej się de facto porywaniem dzieci. Z pogwałceniem wszelkich praw, w tym międzynarodowych, dzieci zostały nie tylko odebrane rodzicom, ale również rozdzielone, chociaż powinny przynajmniej znaleźć się razem w „pieczy zastępczej”.

Czy to już dla Państwa za wiele? Jeżeli tak, to mam złe wieści. Nie jest to najbardziej tragiczny przypadek wrogich działań „polskiej” władzy przeciwko polskim obywatelom. Jestem świeżo po rozmowie z mec. Magdaleną Majkowską, zawodowo zajmującą się podobnymi nadużyciami, do której Czytelników z naciskiem odsyłam (pod tym linkiem). A tymczasem przytoczę tylko jeden z wielu omawianych w naszej rozmowie przypadków.

Chodzi o kobietę, którą media określają jako Magdalenę W. Została skazana za „drobne oszustwo internetowe”, którego rzekomo miała się dopuścić. Nie była jednak w stanie stawić się na prace społeczne, ponieważ była w ciąży. Tu do akcji wkroczyła „polska” władza. Kobieta trafiła do więzienia, a dzieci – choć mają ojca i babcię, którzy deklarowali opiekę – zostały gwałtem odebrane rodzinie i przekazane do tzw. pieczy zastępczej. Gdy matka była w więzieniu 4-miesięczny Oskarek, pozbawiony właściwej opieki i pokarmu… zmarł. Tak, dobrze Państwo czytają. Zmarł.

Czy na tym kończy się bestialska nikczemność „polskiej” władzy? Nie. Zrozpaczona pani Magdalena została doprowadzona na pogrzeb własnego dziecka… w kajdankach i stroju więziennym, po czym nie pozwolono jej nawet otrzeć twarzy, gdy patrzyła jak jej ukochane dziecko – zamordowane przez bezduszny system gwałcący wszelkie prawo ludzkie i Boskie – jest spuszczane w trumnie do ziemi.

U źródeł bezprawia

Co jest nie tak z prawem obowiązującym w Polsce i co należy rekomendować prezydentowi Nawrockiemu przy pisaniu nowej ustawy zasadniczej – o tym w rozmowie z mec. Majkowską (pod tym linkiem). Tu podkreślę i rozwinę zagadnienie samej władzy rodzicielskiej, której niewłaściwe rozumienie, albo po prostu gwałcenie leżą u podstaw tak przerażających i skandalicznych działań rządu w Warszawie.

Zacznijmy od tego, że coraz częściej mówi się nam o tzw. „prawach rodzicielskich”, a nie o władzy rodzicielskiej. Już na etapie języka mamy do czynienia z próbą zafałszowania prawdy na temat władzy, którą dysponujemy. Mówienie o prawach rodzicielskich – w logice dzisiejszego państwa, które uzurpuje sobie możliwość ingerowania we wszystkie dziedziny naszego życia – może sugerować, że te prawa są nam „przyznane” przez Konstytucję, czyli de facto przez władzę ustawodawczą.

Nic bardziej mylnego. Władza rodzicielska jest władzą odrębną od władzy politycznej, wyprzedza ją i ma przed nią pierwszeństwo w sprawach dotyczących dobra i wychowania dzieci. Źródłem takiego stanu rzeczy jest prawo naturalne, które dla wszystkich ludzi wszystkich epok było w tej kwestii jasne i niekwestionowalne. Gdy władza próbuje czynić się „właścicielem” naszych dzieci, jest to niesprawiedliwość tak oczywista, tak rażąca i tak bezdyskusyjna, że – nawet bez głębszego poparcia filozoficznego czy religijnego – w praktyce uznajemy fakty płynące z prawa naturalnego.

Władza rodzicielska posiada swoją autonomię względem władzy politycznej. Pełniąc władzę rodzicielską, nie mamy praw, które ktoś nam nadał, ale prerogatywy, które wypływają z natury sprawowanej przez nas władzy (oczywiście mającej służyć dobru dzieci przy określonych moralnych ograniczeniach wynikających z tego celu).

Tylko w dwóch przypadkach władza polityczna ma prawo wkroczyć w kompetencje władzy rodzicielskiej:

Po pierwsze, gdy w sposób drastyczny rodzice używają tej władzy przeciwko dziecku (znęcając się nad nim, co grozi poważnym uszczerbkiem na zdrowiu bądź nawet utratą życia albo też demoralizując podopiecznych poprzez skrajnie patologiczne zachowania, choćby seksualne). Tym jednak zajmuje się kodeks karny i nie potrzeba uzbrajania żadnych specjalnych instytucji przeciwko rodzinom.

Po drugie, gdy wymaga tego sprawiedliwie rozumiane dobro wspólne. Gdy na przykład władza jest zmuszona do prowadzenia działań wojennych w celu zachowania samego bytu państwowego i narodowego, to wtedy mogą być usprawiedliwione działania zawieszające obowiązywanie praw wynikających z prawa naturalnego.

Poza tymi dwoma przypadkami władza polityczna nie ma prawa ingerować w prerogatywy władzy rodzicielskiej. Oznacza to, że władza nie ma prawa oceniać „zdolności” do pełnienia opieki nad dziećmi na podstawie czynników ekonomicznych, nie ma prawa ograniczać władzy rodzicielskiej z powodu niespełniania rzekomego „obowiązku” szkolnego, nie ma prawa ingerować w metody wychowawcze i szczególnie nie ma prawa występować przeciwko rodzicom z powodu wychowywania dzieci w wierze katolickiej i w obiektywnej moralności opartej o prawo naturalne i poszanowanie przyrodzonej sprawiedliwości.

Wszelkie odchylenie od zdrowego rozumienia władzy rodzicielskiej, wszelka nieścisłość w zapisach prawnych oraz udzielanie urzędnikom jakichkolwiek kompetencji ingerowania w autonomię rodziny, stanowią przyczyny patologii i aberracji władzy, jakie z najgłębszym przerażeniem obserwujemy obecnie w Polsce.

Uznanie władzy rodzicielskiej oznaką cywilizacji

Na koniec, jeżeli ktokolwiek identyfikujący się z katolicyzmem, bądź ogólnie z normalną, tradycyjną wizja świata, miałby wątpliwości, warto przypomnieć, że taki porządek rzeczy jest nie tylko wpisany w naturę i wystarczy odrobina zdrowego rozsądku, by go rozpoznać, ale został on także skodyfikowany przez najwybitniejsze umysły naszej cywilizacji, od Arystotelesa po św. Tomasza z Akwinu.

Już Arystoteles opisał na kartach Polityki proces organicznego rozwoju ludzkiej wspólnoty, w której władza rodzicielska jest władzą podstawową i niezbędną do funkcjonowania społeczeństwa. Zaś św. Tomasz w Sumie Teologicznej szczegółowo rozwinął naukę na temat rodzajów władzy i naszego moralnego zobowiązania do posłuszeństwa.

Akwinata podkreśla kluczową w tym kontekście prawdę. Mianowicie, że „podwładny nie ma obowiązku być posłusznym przełożonemu, jeśli ten nakazuje mu coś, w czym nie podlega mu ów podwładny”. Czyli nawet, gdy uznamy, iż władza polityczna jest władzą zwierzchnią nad narodem, której sprawiedliwym nakazom naród winien jest posłuszeństwo – to i tak wyłącznie w granicach przewidzianych dla tej władzy, a nie w każdej dowolnej kwestii, w której władza ubzdura sobie, że wolno jej podejmować decyzje.

Władza państwowa zgodnie ze swoją naturą odpowiada wyłącznie za bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne oraz ład moralny zgodny z prawem naturalnym i dobrymi obyczajami narodu. Tylko w tych kwestiach i w takich ramach władza ma prawo regulować funkcjonowanie podstawowej komórki społecznej, jaką jest rodzina i w ogóle wkraczać w sferę niezależności obywateli.

Władza, która wykracza poza swoje kompetencje i świętokradczo przestępuje granice autonomii rodziny, staje się w takim wypadku władzą niesprawiedliwą, której nie jesteśmy winni posłuszeństwa i przed którą mamy prawo się bronić. Ze względu na obowiązki rodziców względem dzieci (zawarte w naturze władzy rodzicielskiej) mamy wręcz moralną powinność zbuntować się przeciwko władzy, która stacza się w mroki opresyjnego barbarzyństwa i uzurpuje sobie prawo do decydowania o naszym życiu rodzinnym i o zasadach, zgodnie z którymi wychowujemy nasze dzieci, o ile zasady te zgodne są z wyższą – ponadpaństwową – normą prawa, jaką jest prawo naturalne.

Filip Obara