Leszek Miller w programie „Prezydenci i premierzy” w stanowczych słowa skomentował informacje o ujawnionej aferze korupcyjnej z udziałem najbliższego współpracownika Wołodymyra Zełeńskiego Andrija Jermaka. Podkreślił, że polski rząd powinien dokładnie zbadać, na co idą pieniądze wysyłane na Ukrainę.
——————————
Temat kolejnej korupcyjnej afery na Ukrainie był tematem programu „Prezydenci i premierzy” w Polsat News. Były prezydent Bronisław Komorowski bronił interesu Kijowa. – Dla nas najważniejsze jest to, żeby Ukraina utrzymała niezależność od Rosji i kurs prozachodni.[i bla, bla… md]
Leszek Miller natomiast stwierdził, że kolejna ukraińska afera korupcyjna będzie miała „ogromny wpływ na zakończenie negocjacji i ewentualny rozejm”.
– Na zapleczu czai się kolejna afera dotycząca ukraińskiego ministerstwa obrony narodowej. Każda taka wiadomość bardzo osłabia pozycję Ukrainy i chęć krajów europejskich do pomocy – stwierdził Miller.
– Ja w żadnym wypadku nie chcę jako Polak brać odpowiedzialności – nie czuję się współodpowiedzialny – za kolejne afery, które wybuchają w Kijowie. Natomiast chciałbym, żeby polski rząd bardzo wnikliwie przyglądał się, jak pomoc płynąca z Polski jest tam wykorzystywana, bo nie chciałbym być obywatelem kraju, który nie jest w stanie tego sprawdzić i powiedzieć, gdzie ciężko zarobione przez nas środki wędrują – do jakich kieszeni – podkreślił.
Polsat News przypomina przy tym, że pod koniec ubiegłego tygodnia szef MSZ Radosław Sikorski przekazał, iż do końca roku MSZ wyda 100 mln dolarów na zakup dla Ukrainy amerykańskiej broni.
Miller przypomniał też, że w poprzednim programie zastanawiali się, jak będą wyglądały rozmowy ws. zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. – Dalej te kluczowe historie są nieomówione do końca. Bez porozumienia w tych podstawowych sprawach nie ma szans na porozumienie i trwały rozejm, trwały pokój – stwierdził Miller.
—————————–
Były premier Waldemar Pawlak z kolei pochwalił ukraińskie służby, gdyż – jego zdaniem – [i bla, bla… md]
Od wielu lat wprowadzenie tak zwanej edukacji seksualnej do szkół włoskich pozostaje jednym z najbardziej pożądanych celów partii lewicowych. Systemowa deprawacja obyczajowa już od wczesnej młodości, obok rozwodów, aborcji i eutanazji, należała do pakietu „zdobyczy cywilizacyjnych”, o które w latach siedemdziesiątych zabiegali komuniści, socjaliści i radykałowie, pragnąc rozchwiać włoskie społeczeństwo u samych jego podstaw.
Te postulaty mają odległe korzenie. Bez sięgania aż do Rewolucji Francuskiej wystarczy przypomnieć, że rewolucja komunistyczna XX wieku, zwłaszcza w swojej pierwszej fazie – leninowsko-trockistowskiej – zamierzała przekształcić nie tylko porządek społeczny i gospodarczy, lecz także wizję człowieka, rodziny i wychowania.
W krótkim, lecz burzliwym okresie Węgierskiej Republiki Rad (marzec–maj 1919) György Lukács, filozof marksistowski i komisarz ludowy do spraw oświaty i kultury, podjął jedną z najśmielszych prób przeobrażenia kulturowego europejskiego narodu według zasad bolszewizmu. Podczas tych zaledwie dwóch miesięcy – badanych przez historyków takich jak Werner Jung (Georg Lukács, Metzler, 2017) oraz Michael Löwy (Georg Lukacs. From Romanticism to Bolshevism, Verso Books, 1979) – węgierski rewolucjonista skoncentrował się na radykalnej reformie programów szkolnych.
Do najważniejszych posunięć należało zniesienie katolickiego nauczania religii, przez stulecia kształtującego moralną świadomość rodzin i młodzieży. Nauczanie to zastąpiono socjologią marksistowską, uważaną przez Lukácsa za teoretyczny fundament niezbędny do stworzenia „nowego typu człowieka”, uwolnionego od chrześcijańskiej tradycji i naturalnych instytucji – na pierwszym miejscu od rodziny. Równocześnie Lukács wprowadził w szkołach program edukacji seksualnej, pomyślany jako element zerwania z moralnością religijną. Celem nie było jedynie przekazanie informacji o ciele, lecz rozmontowanie tego, co Lukács nazywał „represyjną moralnością społeczeństwa mieszczańskiego”, czyli chrześcijańskich zasad dotyczących czystości, wstydu i związku między seksualnością a odpowiedzialnością rodzinną.
Choć środki te trwały bardzo krótko z powodu szybkiego upadku Węgierskiej Republiki Rad, wyznaczyły historyczny precedens: po raz pierwszy w Europie rząd rewolucyjny próbował reformować seksualność i moralność, zaczynając od szkoły, zastępując magisterium rodziny i Kościoła edukacją opartą na ideologii politycznej. Idee Lukácsa nie pozostały odosobnione. Znajdowały oddźwięk w Rosji komunistycznej, gdzie w kolejnych latach różne eksperymenty pedagogiczne – jak psychoanalityczne przedszkole Wiery Szmidt w Moskwie – zmierzały w tym samym kierunku: uwolnić dziecko od tradycyjnych „więzów moralnych”, sprzyjając wczesnej ekspresji impulsów, także seksualnych, w imię przyszłego, odnowionego społeczeństwa socjalistycznego.
W 1929 roku przywódcy sowieccy zaprosili ucznia Freuda, austriackiego psychoanalityka Wilhelma Reicha, na cykl wykładów, które doprowadziły do opublikowania w Moskwie eseju pt. „Materializm dialektyczny a psychoanaliza”, stanowiącego tekst założycielski tak zwanego freudo-marksizmu. W nim i w późniejszych pracach Reich przedstawiał rodzinę jako najbardziej represywną instytucję społeczną. Twierdził, że sedno ludzkiego szczęścia tkwi w zaspokojeniu płciowym. Edukacja seksualna była integralną częścią jego projektu rewolucyjnego przekształcenia społeczeństwa. Idee Reicha i innych teoretyków freudomarksizmu, jak Marcuse, zatriumfowały wraz z rewolucją 1968 roku i weszły do politycznego zasobu międzynarodowej lewicy.
Kościół i prawy rozum ukazują nam natomiast, że przekazywanie życia dokonuje się w rodzinie, w wychowaniu tego, kto jest owocem aktu miłości Boskiej i ludzkiej: człowieka obdarzonego duszą i ciałem. Benedykt XVI podkreślał, że wychowanie należy do tak zwanych wartości nienegocjowalnych, obok życia i rodziny, z którymi jest ściśle związane. Prawo rodziców do wychowania własnych dzieci jest wcześniejsze niż prawo społeczeństwa obywatelskiego i nie może być przez państwo usunięte, zwłaszcza tam, gdzie usiłuje się zastąpić wychowanie religijne i moralne edukacją seksualną opartą na wizji człowieka sprzecznej z chrześcijańską antropologią.
Edukacja seksualna jest zawsze zła, gdy rości sobie prawo do bycia szkolną, a więc publiczną, podczas gdy z samej natury może być jedynie osobista i prywatna, i dlatego powinna być powierzona rodzinom. W przeciwnym razie grozi przekształceniem się w formę kulturowego i moralnego zepsucia. […]
Lewica pozostaje konsekwentna, domagając się obowiązkowej edukacji seksualnej we wszystkich szkołach, na każdym poziomie nauczania. Nie jest konsekwentny ten, kto deklaruje sprzeciw wobec lewicy, a potem jej żądaniom ulega lub się do nich przyłącza w dziedzinie tak delikatnej i wrażliwej, jak wychowanie naszych dzieci.
Sobór Watykański II zmienił sposób, w jaki zarówno katolicy, jak i niekatolicy postrzegają Kościół Święty. Od twierdzeń, że był on był w pełni zgodny z Tradycją, ale został źle zinterpretowany, po opinie, że stanowił zerwanie z integralną całością przeszłości, Sobór nadal jest przedmiotem gorącej debaty.
W przeszłości wszelkie krytyczne recenzje lub dyskusje na temat rzeczywistych wydarzeń około soborowych były odrzucane jako nie do przyjęcia dla katolików. Dzisiaj to podejście nie jest już możliwe do narzucenia w debacie publicznej.
Ceniony włoski historyk, prof. Roberto de Mattei, podejmuje się odpowiedzi na pytanie, co naprawdę wydarzyło się podczas Vaticanum Secundum i jakie są źródła jednego z najpoważniejszych kryzysów w dziejach Kościoła katolickiego, z jakim się mierzymy każdego dnia…
Książka – w nowym przekładzie – została opublikowana z okazji 60. rocznicy zakończenia obrad soborowych.
***
„Sześćdziesiąt lat od II Soboru Watykańskiego katolicy w Polsce nadal spierają się o prawdziwe znaczenie tego wydarzenia. Roberto de Mattei pomaga znaleźć światło prawdy w mylącym gąszczu fałszywych narracji. Jego książka pozwala zrozumieć korzenie rewolucji, której doświadcza dziś Kościół katolicki. Dla każdego, kto interesuje się wiarą w XXI wieku, to jedna z podstawowych lektur”.
Paweł Chmielewski (PCh24.pl)
„Każdy, kto choć odrobinę interesuje się Kościołem katolickim, musi sięgnąć po najważniejsze dzieło profesora Roberto de Mattei. Sobór Watykański II. Historia dotychczas nienapisana to doskonale udokumentowana praca, którą w dodatku pochłania się niczym najlepszy thriller – gdyż owa nieopowiedziana dotąd dostatecznie głośno historia jest rzeczywiście przejmująca i, niestety, przerażająca. A z pewnością pozwala zrozumieć dojmujący kryzys, w którym tkwimy od dziesięcioleci”.
Krystian Kratiuk (PCh24.pl)
„Kto nie przeczyta tej książki, nie zrozumie przewrotu, jakim był Sobór Watykański II w życiu katolików. Roberto de Mattei, być może najwybitniejszy współczesny historyk Kościoła, precyzyjnie, rzetelnie, ze znawstwem, ale też z prawdziwym zaangażowaniem odtwarza przebieg zdarzeń. Pokazuje ukryte motywy działania głównych aktorów, ich idee i metody działania. Widzimy Sobór takim, jaki był naprawdę, bez lukru i patyny poprawności. Obserwujemy, z punktu widzenia najważniejszych uczestników, epokowe starcie o sens wiary. Lektura tej książki to obowiązek, ale także, dodam od razu, wielka przyjemność”.
Zabawne, jak ci sami ludzie mogą być absolutnie przekonani, że ich własne ulubione katastrofy – powrót Trumpa do władzy, zmiany klimatyczne, systemowy rasizm, supremacja białych, przeludnienie czy wzrost skrajnej prawicy – to zagrożenia egzystencjalne, które położą kres życiu, jakie znamy, jeśli natychmiast nie zrezygnujemy z wszelkich wolności, by im zapobiec.
Ale wspomnij o cyfrowych dowodach tożsamości, cyfrowych walutach banków centralnych (CBDC), paszportach szczepionkowych, systemach kredytu społecznego czy podstępnej agendzie transhumanizmu, a nagle stajesz się tym paranoikiem w czapeczce z folii aluminiowej.
Inną rzeczą, którą ciągle słyszysz od lemingów będących po drugiej stronie, jest: „To po prostu nie jest aż tak wielka sprawa” albo „Po prostu do tego nie dojdzie” albo „Dlaczego zawsze myślisz o najgorszym?”.
Zabawne, jak ci sami ludzie mogą być absolutnie przekonani, że ich własne ulubione katastrofy – powrót Trumpa do władzy, zmiany klimatyczne, systemowy rasizm, supremacja białych, przeludnienie czy wzrost skrajnej prawicy – to zagrożenia egzystencjalne, które położą kres życiu, jakie znamy, jeśli natychmiast nie zrezygnujemy z wszelkich wolności, by im zapobiec. Ale wspomnij o cyfrowych dowodach tożsamości, cyfrowych walutach banków centralnych (CBDC), paszportach szczepionkowych, systemach kredytu społecznego czy podstępnej agendzie transhumanizmu, a nagle stajesz się tym paranoikiem w czapeczce z folii aluminiowej.
Wielkie katastrofy się zdarzają. Historia jest ich pełna.
Lemingi do pewnego stopnia zdają sobie z tego sprawę. Panicznie boją się asteroid, superwulkanów czy zbuntowanej sztucznej inteligencji stworzonej przez jakiegoś złowrogiego miliardera. Ale jeśli wydarzy się prawdziwa katastrofa, nigdy – NIGDY – nie będzie to ta, przed którą ostrzegaliśmy. Zawsze będzie to ta, którą agenda określiła jako stan wyjątkowy dnia: nowy „wariant”, cyberatak, za który obwinią Rosję lub Iran, atak „krajowego terroryzmu” pod fałszywą flagą lub jakiś całkowicie sfabrykowany kryzys, któremu towarzyszyć będą obszerne materiały generowane przez sztuczną inteligencję, tak przekonujące, że nawet sceptycy zatrzymają się na chwilę.
Gdyby jutro czapy lodowe nagle stopniały i Manhattan znalazłby się pod wodą, idealnie wpisywałoby się to w akceptowaną przez lemingi narrację o katastrofie klimatycznej. Nieważne dekady udokumentowanych programów geo-inżynieryjnych – HAARP, wstrzykiwanie aerozoli stratosferycznych (SAI), zasiewanie chmur na skalę planetarną, czy odtajnione propozycje „zawłaszczania pogody” jako narzędzia bezpieczeństwa narodowego. Nie, to będzie po prostu „globalne ocieplenie”, a zatem twoja wina, że prowadzisz SUV-a albo jesz stek.
Wszystko, co rzeczywiście zmierza w naszym kierunku – wszystko, o czym krytyczni myśliciele krzyczą od lat – po prostu nie znajduje się na radarze lemingów. „Co jest takiego złego w cyfrowej walucie?” – piszczą. „Dlaczego mielibyśmy się martwić cyfrowymi dowodami tożsamości?” Bla, bla, bla.
Pozwólcie, że wyjaśnię to powoli:
Programowalna cyfrowa waluta banku centralnego w połączeniu z obowiązkowym cyfrowym identyfikatorem to koniec ludzkiej wolności, jaką kiedykolwiek znaliśmy. To więzienny panoptikon z niewidzialnymi kratami. Każda transakcja, którą wykonasz, może być śledzona, opodatkowana, zatwierdzona lub odrzucona w czasie rzeczywistym. Kupiłeś za dużo czerwonego mięsa w tym miesiącu? Przepraszamy, transakcja odrzucona — zalecenia lekarza dla planety. Przekazałeś darowiznę na rzecz niewłaściwej partii politycznej lub dziennikarza dysydenta? Konto zamrożone. Wyjechałeś poza swoją 15-minutową strefę miejską bez pozwolenia? Grzywny zostaną naliczone automatycznie. Twój kredyt społeczny właśnie spadł, ponieważ opublikowałeś niewłaściwy mem lub ponieważ algorytm uznał, że twój ślad węglowy jest niedopuszczalny? Powodzenia w zakupach spożywczych. Ale, jak mówią, wszystko jest konieczne, wszystko jest dla nas dobre w dłuższej perspektywie, tak mówią… a jeśli złamiesz zasady? To jasne, że zasłużyłeś na karę.
To nie science fiction. To już jest testowane w Chinach, Nigerii, na Bahamach i po cichu w całej Europie. Infrastruktura jest budowana właśnie teraz, podczas gdy ludzie ziewają i przewijają ekran w smartfonie.
A jednak lemingi co najwyżej wzruszają ramionami. Dlaczego?
Ponieważ większość z nich była psychologicznie i edukacyjnie wychowywana przez dziesięciolecia w przekonaniu, że socjalizm, marksizm, a nawet jawny komunizm są nie tylko łagodne, ale i moralnie wyższe. „Od każdego według możliwości, każdemu według potrzeb” brzmi szlachetnie, gdy nigdy nie widziałeś, jak państwo decyduje o twoich rzeczywistych potrzebach. Myślą, że komunizm to darmowa opieka zdrowotna, umorzenie długów studenckich i rządowe czeki z UBI (Universal Basic Income). Nie mają pojęcia, że to tajna policja o 3 nad ranem, sąsiedzi donoszący na sąsiadów za dodatkowe racje chleba, gułagi, obozy reedukacyjne, wymuszone zeznania i but depczący ludzką twarz – na zawsze.
W prawdziwym komunizmie przeciętny człowiek nie dostaje przytulnego mieszkania rządowego i nieograniczonego Netflixa. Dostajesz przydzielone mieszkanie (jeśli masz szczęście), kartki żywnościowe, pracę, której nie możesz rzucić, ograniczenia w podróżowaniu, cenzurę, limity, inwigilację i ciągły, podły strach, że powiedzenie czegoś niewłaściwego w niewłaściwym momencie spowoduje zniknięcie całej twojej rodziny. Twoje dzieci będą indoktrynowane od przedszkola, by zgłaszać „przestępstwa myślowe” popełniane w domu. Twoje oszczędności będą bezwartościowe, gdy reżim postanowi ponownie zdemolować walutę. A jeśli się sprzeciwisz? Kula, obóz pracy albo powolna śmierć głodowa.
Tak to wyglądało w Związku Radzieckim, Chinach Mao, Kambodży Pol Pota, dzisiejszej Korei Północnej i coraz częściej w „miękkich” wersjach, które wkradają się na Zachód. Większość Amerykanów Północnych i Europejczyków nigdy nie poszła spać głodna, ponieważ państwo uznało, że ich lojalność polityczna jest niewystarczająca. Uważają, że u nas to się nie uda, bo powiedziano im, że „tym razem będzie inaczej” – demokratyczny socjalizm, kapitalizm interesariuszy, Wielki Reset z tęczowymi flagami i zaimkami.
Szczerze wierzą, że te same podmioty, które kłamały na temat pochodzenia covid-19, skuteczności maseczek, bezpieczeństwa szczepionek i „tymczasowego” charakteru uprawnień nadzwyczajnych, nagle staną się dobrotliwymi władcami, którzy będą chcieli ich jedynie utulić do snu na noc i zapewnić im bezpieczeństwo.
Kiedy cyfrowy gułag w końcu zamknie swoje podwoje, będą autentycznie zszokowani. Nie połączą kropek między powtarzaną przez siebie mantrą „nie masz nic do ukrycia, nie musisz się niczego obawiać” a faktem, że nie mogą już kupować jedzenia, bo ich punkty w ramach kredytu społecznego to 312 na 800. Obwinią za to ludzi myślących zdroworozsądkowo, „faszystów” lub „rosyjskie boty” – każdego, poza architektami, którzy latami wmawiali im, że wszystko będzie dobrze.
„Tutaj nigdy nie będzie aż tak źle.”
Słynne ostatnie słowa. Wystarczy zapytać Wenezuelczyków, którzy głosowali za socjalistycznym marzeniem w 1999 roku i jedli zwierzęta z zoo do 2017 roku. Albo Kubańczyków, którzy wciąż czekają w kolejce po olej kuchenny sześćdziesiąt pięć lat po rewolucji. Albo Niemców ze Wschodu, którym wmawiano, że Mur Berliński to „antyfaszystowska bariera ochronna”, aż do momentu, gdy zostali zastrzeleni, próbując się na niego wspiąć.
Historia krzyczy do nas. My po tej stronie przepaści słyszymy to. Lemingi słyszą jedynie kojący głos nadzorcy, który mówi im, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko będą cicho wchodzić do zagrody.
Obudźcie się, zanim bramy się zamkną. Bo kiedy to nastąpi, „To nie jest aż tak wielka sprawa” stanie się epitafium wolnego społeczeństwa.
NCZAS.INFO | Adam Mickiewicz według dagerotypu paryskiego z 1842 roku. / Fot. culture.plGallica, Wikimedia Commons
Śmierć Adama Mickiewicza, której 170. rocznica przypadła 26 listopada, nadal otacza tajemnica. Wielu badaczy nie wierzy, że poeta zmarł na cholerę. Na jego śmierci mogło zależeć Rosjanom, oraz przeciwnikom politycznym z kręgów polskiej emigracji; a okoliczności zgonu mogą wskazywać na otrucie.
Od dekad mickiewiczolodzy zastanawiają się, czy poeta zmarł na cholerę, czy też został otruty, a jeżeli tak, to przez kogo? Tadeusz Boy-Żeleński wskazywał, że motyw miało niechętne Mickiewiczowi stronnictwo emigracyjne skupione wokół gen. Władysława Zamoyskiego, któremu nie podobał się lansowany przez poetę pomysł stworzenia żydowskiego legionu. Zygmunt Wasilewski uważał, że za otruciem stali, z tego samego powodu, żydowscy bankierzy. Juliusz Harbut twierdził natomiast, że truciznę podali poecie Rosjanie. Wszyscy oni teoretycznie mieli motyw, aby Mickiewicza usunąć.
Jesienią 1855 r. poeta przebywał w tureckim Stambule, gdzie organizował oddział, który miał walczyć po stronie Turcji przeciwko Rosji w wojnie, nazwanej później krymską (1853–56). Wydawało się, że jest ona spełnieniem marzeń Polaków o europejskim konflikcie, który mógłby przynieść im niepodległość – Anglia i Francja stanęły u boku Turcji przeciw najważniejszemu zaborcy Polaków – carskiej Rosji. Największe nadzieje wojna wzbudziła w konserwatywnym obozie emigracji polskiej, skupionym wokół sędziwego księcia Adama Czartoryskiego. To on wysłał Mickiewicza do Stambułu, by organizował polski legion. Sekretarz poety Armand Lévy zanotował: „Przyszła Mickiewiczowi myśl otrząsnąć z siebie troski i zajęcia osobiste… Miał nadzieję zanurzyć się cały w życiu czynnym”. Poeta uznał, że nadeszła „uroczysta chwila, gdy Polskę należy nam wydzierać, a nie żebrać o nią”.
We wrześniu 1855 r. Mickiewicz i syn księcia Adama, Władysław Czartoryski, dopłynęli do Stambułu, gdzie mieli nawiązać współpracę z organizującym już wojsko Sadykiem Paszą, czyli Michałem Czajkowskim, powstańcem listopadowym, podróżnikiem, konwertytą na islam. Misją Mickiewicza było uporządkowanie sytuacji i pogodzenie różnych koncepcji powstających w Turcji polskich formacji. Generał Zamoyski i stronnictwo Czartoryskich zamierzali werbować wyłącznie Polaków-katolików, Sadyk Pasza skłaniał się ku tworzeniu pod dowództwem tureckim oddziałów bułgarskich, serbskich i rumuńskich. Mickiewicz miał swoim autorytetem zapanować nad chaosem i poskromić nieco ambicje Sadyka Paszy. Poeta jednak zdecydowanie opowiedział się za koncepcją legionu wielonarodowego, a nawet poszedł dalej – chciał tworzyć wojsko żydowskie.
Wizja żydowskiego legionu i ostatnie dni
Ostatnie tygodnie życia upłynęły Mickiewiczowi głównie na zabiegach o utworzenie pułku żydowskiego w ramach formacji Sadyka. Mickiewicz zakładał, że formowanie wielonarodowej armii najłatwiej zacząć właśnie od werbowania Żydów, którzy ją także sfinansują, co uniezależni oddziały od wsparcia państw zachodnich. Idea stworzenia żydowskiego wojska wynikała też z sympatii Mickiewicza do „starszych w wierze”. Lévy zanotował, że poeta podkreślał wspólnotę losu Polaków i Żydów – wygnanie z ojczyzny. „Tak jak unia Polski z Litwą acz różne były ich rasy i religie, dała wielkość polityczną i militarną naszej Rzeczpospolitej, tak wierzę, że unia Polski z Izraelem powiększyłaby naszą siłę duchową i materialną” – zapisał Lévy słowa Mickiewicza. Sekretarzowi poety udało się nawet ściągnąć do Turcji Alphonse’a Rotszylda, który przybył już po śmierci wieszcza – z pomysłu ostatecznie nic nie wyszło.
Mickiewicz po przyjeździe do Turcji przebywał przez kilka miesięcy w obozie wojskowym Sadyka Paszy. Prowadził tam tryb życia prawdziwie żołnierski: sypiał pod namiotem, jeździł konno na polowanie, jadł proste, niezdrowe i niestrawne potrawy. 57-letni poeta już w obozie zaczął chorować, ale poczuł się zdrowszy i powrócił do Stambułu. Jarosław Marek Rymkiewicz w swoich książkach o Mickiewiczu pokusił się o zrekonstruowanie ostatniego dnia życia poety. W poniedziałek 26 listopada 1855 r. Mickiewicz obudził się w nocy, kazał sobie podać herbatę i usnął. Kiedy około godz. 10 przyszedł do niego płk Emil Bednarczyk, zobaczył świeżo startą podłogę, znak, że rano poeta „womitował”. Inni odwiedzający nie zauważyli umytej podłogi, może dlatego, że została zadeptana przez gości. Około południa poeta poczuł się źle. Bednarczyk zobaczył go stojącego w drzwiach w samej koszuli, obiema rękami trzymającego się futryny drzwi. Chory nie chciał wrócić do łóżka.
„Około godziny w pół do dwunastej uczuł mdłości i lekką diarię, w skutek czego położył się do łóżka. Symptomata tych cierpień były jednak tak słabe, że nikogo z obecnych nie trwożyły. Około godziny 3 [po południu] poczuł się lepiej i zapragnął spoczynku. Kuczyński, Lévy wyszli, a pozostał tylko Henryk Służalski. Zanim upłynęła godzina, gdy boleści gwałtowniej wystąpiły i Służalski wezwał lekarza wojskowego Gębińskiego. Ten przepisał laudanum i kazał natychmiast ogrzewać ciało, ale na zapytanie Służalskiego odpowiedział, że chory jest w stanie bardzo niebezpiecznym. Wobec tego wezwał Służalski dwóch innych jeszcze lekarzy, mianowicie Szostakowskiego i Bednarskiego, którzy natychmiast złożyli consilium. Z zafrasowanych ich twarzy wyczytać musiał Mickiewicz niepomyślne dla siebie wieści, gdyż zapytał Służalskiego: »Powiedz mi prawdę, co oni mówią o mnie?« Służalski ze łzami w oczach odparł: »Mówią, że możesz umrzeć«” – wspominał Bednarczyk. Mickiewicz poprosił wtedy o sprowadzenie księdza Ławrynowicza, kazał też sobie podać pióro, ale nie miał już siły pisać.
Stan chorego gwałtownie się pogarszał, pojawiły się konwulsje. Około 19 przyszedł ksiądz, ale konający tracił już świadomość. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział do Bednarczyka, brzmiały: „Powiedz tylko dzieciom, niech się kochają. Zawsze”. Świadectwo zgonu wystawione przez miejscowego lekarza Jana Gembickiego jako przyczynę śmierci podaje wylew krwi do mózgu. Zawsze uważano to za wybieg – gdyby lekarz napisał, że poetę zabiła cholera, niemożliwe byłoby wywiezienie zwłok do Francji. Informacje, że Mickiewicza zabiła cholera, rozpowszechniał Henryk Służalski, potem syn poety – Władysław, który w ten sposób chciał odciąć się od pogłosek o otruciu ojca.
Zagadka cholery i spory o pochówek
Ale jesienią 1855 roku w Konstantynopolu nie było cholery. Pojawiała się tam ona w XIX wieku często, ale raczej w lecie i wśród biedoty. W dodatku objawy cholery, zdaniem lekarzy, mogą być podobne do objawów zatrucia arszenikiem. O otruciu poety szeptano od pierwszych dni po jego śmierci. Na pożegnalnej mszy w paryskim kościele św. Magdaleny doszło do skandalu: jeden z towarzyszy Mickiewicza w Konstantynopolu kpt. Franciszek Jaźwiński pobił laską na schodach kościoła znanego z niechęci do Mickiewicza gen. Władysława Zamoyskiego z Hotelu Lambert. Oskarżenia o trucicielstwo nie wypowiedziano, ale wisiało ono w powietrzu.
Wiadomo, że Mickiewicz przed śmiercią obawiał się o swoje życie, czemu dawał wyraz w listach do przyjaciół. Cyprian Norwid, po mszy pożegnalnej, napisał wiersz „Coś ty Atenom zrobił Sokratesie?”, w którym prof. Alina Witkowska z IBL odnajduje sugestię, że Mickiewicz zginął od trucizny, tak jak Sokrates. Ale dyskusję na temat niejasnych okoliczności śmierci Mickiewicza podjęto dopiero w 1932 roku z inicjatywy Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który jako pierwszy wyraził swoje wątpliwości – nie tylko jako badacz literatury, ale także lekarz. Nie można też wykluczyć, że rację miała Wisława Knapowska, która w trzy lata po artykule Boya postawiła tezę, że Mickiewicza zabiło wycieńczenie organizmu spowodowane wyczerpującym trybem życia w Turcji. Ludwika Śniadecka wypominała poecie w listach, że nie dba o siebie – próbuje jeździć konno jak młodzik, sypia byle gdzie i jada byle co.
Nie tylko niejasna przyczyna śmierci wywoływała kontrowersje, niemal od razu powodem kłótni było miejsce spoczynku ciała poety. Brano pod uwagę katolicki kościół w Stambule, generał Zamoyski chciał, aby ciało poety zostało pochowane w tworzonej właśnie „osadzie polskiej nad Bosforem, która odtąd z dwóch tytułów wsią Adama zwać się będzie”, czyli późniejszym Adampolu. Nad grobem zaś usypany miał zostać kopiec wzorowany na kościuszkowskim w Krakowie, który wieńczyłaby kolosalna „statua żelazna poety, (…) jak zwykle widzieliśmy, w jego ciemnej kapocie, z twarzą natchnioną, a przecież nieporównywalnej prostoty, z jedną ręką na sercu, drugą wskazującą stronę, gdzie Polska”. Czartoryski odrzucił jednak te plany, przychylając się do próśb sprowadzenia ciała poety do Francji i pochowania go na Montmorency, gdzie czekać miał „aż się otworzą dla niego bramy Wawelu”. Było to zgodne z życzeniem Mickiewicza, aby jego zwłoki spoczęły w Montmorency, obok żony. Poeta zastrzegł też, że nie życzy sobie żadnych mów nad trumną, ani kościelnych, ani świeckich.
Jeszcze w Stambule zwłoki Mickiewicza zostały zabalsamowane – jamę brzuszną wypełniono węglem, Lévy dopilnował, żeby serce pozostawiono w środku. Wykonano wówczas także maskę pośmiertną poety – do trumny ubrano go w ulubione futerko i konfederatkę. Zwłoki umieszczono w trzech trumnach – najpierw w cynkowej, a tę w dwu drewnianych. 30 grudnia 1855 r. ciało wyruszyło z Konstantynopola na pokładzie francuskiego parowca Eufrat. „Dzień był grudniowy, posępny, mglisty – mgła niekiedy zmieniła się w drobniuchny deszczyk, który mżył i moczył. Ulice zalewało błoto. W ścisku nie można się było parasolami osłaniać. Depcąc błoto i moknąc, posuwaliśmy się powoli za wozem (…) Ludzie szli w milczeniu, w skupieniu ducha, znamionującym udział w przejmujących nas żalu i smutku. Niespodziankę sprawili nam Bułgarzy. Uczcili oni w nieboszczyku geniusz poezji słowiańskiej. Nie sami jednak oni, spośród ludności Konstantynopol zamieszkującej, na eksportację się stawili. Nie było jeno Turków; ci nieobecnością świecili; okrom nich atoli, wszystkie zresztą narodowości miały swoich w orszaku pogrzebowym przedstawicieli. Widziałem: Serbów, Dalmatów, Czarnogórców, Albańczyków, Greków, Włochów, Bułgarzy zeszli się najliczniej” – wspominał Bednarczyk dzień wyprawienia trumny do Paryża.
Ekshumacja i powrót na Wawel
Pogrzeb w Paryżu odbył się w poniedziałek, 21 stycznia 1856 r. Ciało wieszcza spoczywało w Paryżu do 1883 roku, kiedy podjęto starania, aby przenieść je na Wawel. 27 i 28 czerwca odbyła się w Montmorency ekshumacja, której świadkiem był m.in. Adam Asnyk. „Cynkowa trumna wieszcza, po odgarnięciu z niej warstwy ziemi i prochu (…) okazała się pękniętą u góry przez całą długość, a przegryzioną rdzą i podziurawioną w podstawie” – czytamy w jego relacji. Podczas przekładania zwłok do nowej ołowianej trumny stwierdzono, że zabalsamowane ciało spoczywało na przegniłym posłaniu z morskich traw. „Niestety zabalsamowanie to okazało się bezskutecznem i nic nie pozostało z wielbionych przez nas rysów” – wspominał Asnyk.
W starej trumnie znaleziono jeszcze metalowego Chrystusa, który prawdopodobnie był częścią rozsypanego w proch krzyżyka, monetę i biały, porcelanowy guziczek od koszuli. Te pamiątki zabrał Władysław Mickiewicz. Cynkową trumnę Mickiewicza grabarze paryscy pocięli na kawałeczki i „w kilka dni po ekshumacji za pół franka można było nabyć taką pamiątkę” – napisał Stanisław Rosiek („Mickiewicz po śmierci. Studia i szkice nekrograficzne”, 2013). 4 lipca 1890 r. w Krakowie, na Wawelu, odbył się drugi pogrzeb Adama Mickiewicza – nazywany „narodowym”. Było to „uroczyste zwłok przeniesienie i podniesienie podobne temu, jakie obchodzi Kościół Boży, kiedy relikwie świętych z jednego miejsca na drugie przenosi” – ocenił świadek wydarzeń Karol Suchodolski.
Swoją wizję śmierci poety zapisał Jan Lechoń w wierszu „Śmierć Mickiewicza”: „Gdy przyszli, by jak co dzień odebrać rozkazy,/ Zaszli drogę im ludzie, co umarłych strzegą,/ I rzekli: Nie możemy wpuścić was do niego,/ Bo ten człowiek umiera od strasznej zarazy./ Więc wtedy oni płakać zaczęli jak dzieci/ I szeptali z przestrachem: Przed nami noc ciemna!/ Ten księżyc, który teraz nad Stambułem świeci, /Patrzcie, jaki jest inny niż ten nasz znad Niemna/ A on w tej samej chwili myślał: Jak to blisko!/ Słyszę pieśń, co śpiewano nad moją kołyską,/ Widzę zioła i kwiaty nad Świtezi tonią, / I jeszcze tylko chwila a dotknę je dłonią”.
Prezenterka BBC, będąc na antenie, zmieniła tekst, który miała wygłosić do kamery. Zamiast powiedzieć „osoby w ciąży” powiedziała normalnie – „kobiety w ciąży”. Do brytyjskiej stacji napłynęły skargi do widzów, którzy poczuli się zaniepokojeni promowaniem „fundamentalistycznej wizji świata”. Bo przecież w ciąży mogą być także transseksualiści, którzy „zmienili” płeć z kobiety na mężczyznę – a zatem mężczyźni w ciąży. Ta historia wydarzyła się naprawdę, kilka tygodni temu na Wyspach Brytyjskich…
Tak wygląda poprawność polityczna w swojej pełnej odsłonie – tej, do której lobby LGBT chce doprowadzić także Polskę. Jak skończyła się absurdalna historia z BBC? O tym w tekście na portalu www.RatujZycie.pl. Zapraszamy także do lektury innych artykułów, które w ostatnim czasie ukazały się na portalu Fundacji Życie i Rodzina – ich wybór prezentujemy poniżej. Bądźmy czujni i świadomi, co dzieje się w Polsce i na świecie.
Kobiety, a nie „osoby” w ciąży – prezenterka BBC na fali krytyki
Brytyjska prezenterka telewizyjna Martine Croxall poprawiła termin „osoby w ciąży”, który miała w skrypcie wiadomości, na „kobiety w ciąży”. W związku z tym do stacji BBC napłynęły liczne skargi w związku z jej rzekomą stronniczością. Część widzów poczuła się dotknięta nie tylko użytymi słowami, ale i … miną prezenterki, która wyrażała ich zdaniem „osobisty pogląd na kontrowersyjną tematykę osób trans”.Czytaj dalej >
Kanada: trzech gejów adoptowało dziewczynkę
Adoptowana w Kanadzie trzyletnia dziewczynka będzie miała samych ojców. Trzech ojców. Żaden z nich nie jest jej biologicznym rodzicem. Wszyscy żyją w tzw. związku poliamorycznym. Adopcja dziecka przez mężczyzn była możliwa dzięki nowym kanadyjskim przepisom, które mają nikogo „nie dyskryminować”.Czytaj dalej >
In vitro to aborcja. Masowo zabija dzieci!
Najnowszy raport Live Action pokazuje, że więcej ludzi ginie w ramach procedury in vitro, niż w wyniku „typowej” aborcji. W samych Stanach Zjednoczonych sztuczne zapłodnienie pochłania miliony ofiar rocznie. Na jedno dziecko urodzone z in vitro, 20 nie przeżywa: są albo latami mrożone, albo utylizowane, albo przeznaczane na eksperymenty medyczne. Część z nich trafia do tzw. adopcji zarodków, czyli po prostu na handel. Jednak im więcej czasu spędzają w ciekłym azocie, tym mniejsza szansa, że uda im się prawidłowo zagnieździć w macicy kobiety i urosnąć.Czytaj dalej >
Biżuteria z dzieci z in vitro. Makabryczny pomysł brytyjskiej firmy
Brytyjska firma Blossom Keepsake ma w swojej ofercie biżuterię, w której zatapia porzucone po in vitro nadliczbowe dzieci. Można je łączyć z włosami, mlekiem matki lub ludzkimi prochami i umieścić w materiale, z którego powstaje wisiorek lub oczko pierścionka. Oczywiście dziecko wyjęte z zamrażarki w klinice in vitro umiera i nie ma już szans na implantację do organizmu mamy. Jego maleńkie szczątki sprowadzone zostają do roli gadżetu.Czytaj dalej >
Zmiana Komendanta Policji w Częstochowie. Poprzedni pozwalał nękać proliferów!
Częstochowa ma nowego Komendanta Miejskiej Policji. Został nim mł. insp. Sławomir Zagrobelny. Zastąpił on na stanowisku komendanta mł. insp. Dariusza Kiedrzyna, za którego kadencji komenda przy Popiełuszki stała się ośrodkiem nękania obrońców życia. O tej kwestii pisaliśmy już wielokrotnie. Funkcjonariusze wytoczyli działaczom Fundacji Życie i Rodzina kilkadziesiąt spraw sądowych za takie „przewinienia” jak stanie na chodniku z transparentami czy obrona Jasnej Góry przed profanacją ze strony marszy LGBT. Działania policji w Częstochowie to było bezpodstawne nękanie i marnotrawienie publicznych pieniędzy.Czytaj dalej >
Aborcja wpływa też na ojców. Syndrom postaborcyjny u mężczyzn
Wraz z decyzją o zabiciu własnego dziecka kobieta naraża się na wielkie cierpienie psychiczne, wyrzuty sumienia i traumę. Mimo nachalnie promowanego przez środowiska feministyczne podejścia, próbującego uczynić z aborcji całkiem zwykłe wydarzenie, większość ludzi jest świadomych istnienia zjawiska syndromu postaborcyjnego. Mówi się o nim jednak zwykle w kontekście kobiet. A przecież mężczyźni także cierpią, gdy stracą dziecko. Zwłaszcza jeśli matka postanawia pozbyć się malucha wbrew ich woli.Czytaj dalej >
Aborcja podstępem. Kobieta zabiła dwoje dzieci swojej przyjaciółki
Aresztowano jedną ze współwłaścicielek kancelarii prawnej w Warszawie po tym, gdy wyszło na jaw, że kobieta potajemnie podawała swojej biznesowej partnerce i wieloletniej przyjaciółce środki poronne. Doprowadziła w ten sposób do śmierci dwojga dzieci. Powodem miała być zazdrość o życie prywatne koleżanki.Czytaj dalej >
Lublin, Publiczny Różaniec o zatrzymanie aborcji. „Jesteście obrzydliwi!”
„Jesteście obrzydliwi! To jest chore!” Tak zwolennicy aborcji próbowali nas zmusić do złożenia baneru i przerwania Publicznego Różańca w Lublinie, który odbywał się – jak zawsze – w drugą sobotę miesiąca, 8 listopada, przy Krakowskim Przedmieściu.Czytaj dalej >
Jeśli uważa Pan, że to, co robimy, jest ważne i potrzebne, prosimy o wsparcie modlitewne i finansowe. Mówimy i piszemy to, o czym inni boją się nawet pomyśleć. Bo ma Pan prawo do prawdy. Działamydzięki hojności Darczyńców – ludzi takich jak Pan. Dziękujemy za każdą modlitwę, gest życzliwości i wpłatę.
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Ojcze nasz, któryś jest w Niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w Niebie tak i na ziemi.
To jest przecież najważniejsze, o to powinniśmy prosić, błagać Ojca.
Jeśli rozumiemy Ziemię, jako naszą ojczyznę materialną, to w Niebie są wszystkie duchy, tak dobre jak i złe. W takim rozumieniu to przecież i piekło nie jest fizycznie na Ziemi [choć to, co się dzieje na Ziemi, często nazywamy piekłem; tu tylko szatan szaleje na gościnnych występach], to znaczy, że piekło jest obecnie w sferze duchowej, czyli w tak pojętym niebie.
Błagamy więc w tej modlitwie, by Bóg jak najbardziej, najmocniej interweniował w to co się dzieje na Ziemi. Nie jest to więc prośba o przyspieszenie Apokalipsy, lecz o ulżenie nam teraz, o zmniejszenie ciężaru działań szatana i jego sług na Ziemi.
===================================
Dowiedziałem się o rewizji bezpieki ukraińskiej u najbliższego współpracownika Zełenskiego. Uradowany poszedłem do [—] Ukrainki, bardzo rozsądnej i zorientowanej. Ma jakąś najnowszą wersję smartfona. Okazało się jednak, że ona tym się zmartwiła i całą winę za korupcję na Ukrainie, którą potwierdza, zwaliła na rosyjskich sługusów, agentów, którzy wdarli się w otoczenie patriotycznego prezydenta. „I tak był bogaty, więc kraść nie musi. Walczy o nasze dobro, o dobro Ukrainy”.
Widzimy więc skutki używania smartfona. Nie ma się co dziwić, że i w Polsce tacy ludzie, oglądający zresztą ” krytycznie” dostępne im telewizacje, są zupełnie odporni na argumenty racjonalne, odrzucają je z punktu.
Wszyscy zauważyliśmy, że do pracy jako służąca [pojęcie to od czasów komuny uznawana jest za niewłaściwe, wstydliwe…] można znaleźć tylko Ukrainki. Nie znaleźliśmy, nie słyszeli o ani jednej chętnej Polce z Ukrainy, czy z Białorusi w czasie kiedy tam naprawdę była nędza. A jedyna Polka, siedząca bezczynnie na wsi u taty w chałupie, przyjechała kiedyś do Warszawy do opieki nad dzieckiem z magazynem Metropolitan pod pachą [bo telewizor w chałupie mieli]. Szybko jej się jednak tu znudziło, jakieś fantazje pierzchły, i nagle uciekła do siebie zostawiając notkę „psycha mi wysiadła”. Niedługo potem dowiedziałem się, że pracuję tam u siebie na wsi jako prostytutka w domu wypoczynkowym członków krwawej mafii. Oni maja ochronę policji zapewnioną.
Żadnych wyjaśnień racjonalnych tych spostrzeżeń nie znalazłem.
———————————————–
Ja nie oglądam w telewizji jakieś „wiadomości” czy innych bloków propagandowych już chyba od dwóch dziesięcioleci. Jednak telewizja jest mi potrzebna. Chcę oglądać właściwie jedynie zwycięstwa polskich tenisistów i tenisistek. Jedyny tenisista, Hubert Hurkacz, zapadł na wiarę w jakąś religię weganizmu. Spowodowało to, że zawsze albo sobie łamie nóżkę, albo wykręca rączkę. Pozostają dziewczyny. Wśród dziewczyn zaś jedyną zwykle zwyciężającą jest Iga. Dlatego też wykosztowałem się na telewizję satelitarną Polsatu, ale okazało się, że oni tenisa dziewczyn nie pokazują. To jest w jakimś innym, jeszcze bardziej zapewne płatnym kanale.
Na jakiekolwiek sugestie czy żądania tak zwany „doradca” odpowiada że on nie ma na to wpływu. Na list polecony do Centrali Polsatu jakiś ważny dyrektor odpowiada po trzech tygodniach – wklejonym standardem że „Drogi kliencie wszystko jest w porządku” – i nic na to nie można poradzić.
W każdym razie ja nie potrafię, bo ewentualny następny list z wyjaśnieniem, że ten dyrektor powinien zostać w trybie dyscyplinarnym wyrzucony za szkodzenie własnej firmie, trafi oczywiście do niego – i wyrzuci go do kosza. Może ktoś z moich czytelników wie, jak w internecie znaleźć jakąś światową stację, która bez problemów pokazuje tenis dziewcząt?
============================
O zainteresowaniu Marszami Różańcowymi,
– w tym u mnie na Stronie.
Martwi mnie, że :
To zainteresowanie to jakaś jedna dwudziesta [1/20 ] jakichś „rewelacji” o Unii Europejskiej, a 1/60 zainteresowania MEM-ami.[No i dlatego tyle tych memów daję, bo bawią ale i uczą sporą gromadkę].
Tak mała część czytających Polaków zainteresowana najważniejszą naszą bronią?! To bardzo źle rokuje Polsce. Ci wszyscy, którzy dzielnie wybierają swoich idoli z wnętrza ekipy PoPiS-u… A ci pochyleni, ciągle klepiący swoje smarkfony?
Musimy ich przecież obudzić… Ale jak??
Marsze Różańcowe to nasza realna broń w obecnej sytuacji polityczno-terrorowej.
Powinniśmy pamiętać, pisali o tym różni, również ja, że Austria wyrwała się spod gniotu komunistów, bolszewików w roku 1953 i 4-tym na skutek Krucjaty Różańcowej. Wielkie dzieło zapoczątkowane przez Ojca Pawliczka jest jawnym dowodem na ingerencję Matki Bożej w brudną dziedzinę polityki.
Tymczasem od kilkunastu chyba lat w Polsce prowadzone Marsze Pokutne Różańcowe nie mają wielu uczestników. Promujemy na przykład co miesiąc Marsz Pokutny w Warszawie i Biłgoraju. Liczba uczestników powinna rosnąć.
Przed laty, na początku Marszów w Warszawie liczba uczestników szybko rosła od 200, 400 aż do 800, … by potem ustabilizować się… na ok. 50 wytrwałych. „Ktoś” włączył hamulce.
Moi czytelnicy, mam nadzieję że w większości katolicy, wiedzą że Matka Boża prosi, radzi i sugeruje odmawianie różańca. Szczególnie publiczne, tak przecież mówiła w Lourdes, w Gietrzwałdzie czy w Fatimie. To ostatnia nasza broń.
Piszą mi czytelnicy że „u nas przecież takich marszów nie ma”.No to zorganizujcie! Przecież Ojciec Pawliczek, mały franciszkanin potrafił!
II
O internecie
Zauważyliście państwo na mojej stronie, podkulawienie tej strony w połowie listopada [znacznie mniej artykułów, znacznie mniej wejść czytelników]. Było to wymuszone tak zwaną „aktualizacją” fundamentalnych programów [Linux]. Wymuszono aktualizacją – ale do kolejnych wersji !! I tak wlekliśmy się z tymi miliardami bajtów od wersji 7 aż do 13… Chłopcy nie pomyśleli, że ktoś nie wczytał ich kolejnych produkcji !
Po dwóch tygodniach męki, poszukiwań okazało się, że przyczyna afery leżała jedynie w tym, że jacyś chłopcy się pokłócili. Nie wiem i nie chcę wiedzieć kiedy. Podzieli się na Chrome i Chromium! I mój dobry programik zapisujący mowę przestał przez to działać.. A był to tylko program dla mnie mały, pomocniczy. A cóż szkodziło, gnojki, zawiadomić użytkowników??
Przewaliliśmy niepotrzebnie, chyba miliony miliardów bajtów.
To statystyki z listopada:
————————————————–
To skierowało moją uwagę na racjonalność internetu [iii, nie.. widziałem to dawno, ale teraz postanowiłem napisać…]
Tak, jak komputery przed 80 czy więcej lat wymyślili matematycy genialni, tak też internet powstał, jako dzieło ludzi, chłopaków genialnych. Rozbudowywali to dalej ludzie bardzo zdolni.
Ale internet szybko wzrastał. Najpierw dziesięciokrotnie, potem stokrotnie, na pewno 1000-krotnie i tak dalej. Tymczasem ilość ludzi genialnych czy bardzo zdolnych oczywiście nie narastała w tym tempie. Mamusie nie rodziły przecież coraz większej ilości geniuszy. W związku z tym w tak ogromnie rozbudowanym przemyśle internetowym ilość ludzi średnio inteligentnych, czy ilość kretynów czy idiotów jest zbliżona do wynikającej z krzywej Gaussa dla ludzi średnich. A ci pracują jak mróweczki, bo żeby dostać pensję czy promocje na wyższe stanowisko, to muszą się wykazać ilością przerobionego materiału. Jak widzimy jednak nie przeradza się to w jakość tego materiału, i stąd nasze, nas wszystkich, ogromne kłopoty – i zapracowanie.
Z obserwacji osobistych widzę, że 90 do 95% ruchu to przelewanie z pustego w próżne, – to sprawdzanie – nie wiem czego… To przesyłanie z powrotem starych maili.
Czytam zaś że [a nie wiem czy to wiarygodne],
– 90% ruchu w internecie, to militarne i szpiegowskie
– inni piszą że 90% ruchu to porno,
– a inni, że 90% to „czarny internet” – , gdzie handluje się ludźmi, organami, narkotykami, bronią itp.
– A ile elektrycznej energii Ziemi zużywa rosnąca eksponencjalnie informatyka? Podobno od 2% do [ jak mówią inni] 10 do 12%! To oczywiście w ramach ochrony Planety.
Czy samo to, te wątpliwości nie są sygnałem Apokalipsy?
==================================
Aha… Ja nie mam następcy.
Miałem następcę, Jacek. O ćwierć wieku młodszy. Świetnie odróżniał złoto od tombaku w tekstach religijnych, politycznych, ekonomicznych… Pisywał jasno, bez dłużyzn, odważnie. Partner. Fizyk, katolik, harcerz, żeglarz. Zmarł nagle. Nie mogę odżałować, Jacku.
A te miliony otwarć artykułów na mojej stronie? Czy one coś ludziom dały? Miał być „krzaczek na drodze lawiny”. Ale takich krzaczków powinno być multum, mądrze posadzonych, by lawina odbiła się na przeciwstok.
Rozumiem, że młodzi gonią za pracą, za pieniędzmi, za dziewczynami, za njusami.
Ale młodzi renciści i emeryci??
Wy twórzcie Strony Prawdy, Uczciwości i Odwagi!
Póki co, to nie zostało jeszcze zabronione jako „mowa nienawiści”…
Z tej ostatniej groźby też przecież znajdziecie dobre wyjście!
Zmienili się marszałkowie w polskim Sejmie. I choć to było wiadomo od dawna i wiadomo było także kto to będzie, to zerwał się ponadnormatywny rwetes. Że jak to, że komunista, że umoczon on w aferze Rywina, że uważał ci on radzieckich żołnierzy za wyzwolicieli, wreszcie, taki co to zdradził sekret Okrągłego Stołu, co tam nikt z nikim nie wygrał, tylko się dogadał. No – ucieleśnienie zła wszelkiego i to, wydawałoby się, dla wszystkich stron sceny politycznej. Dla PiS-u komuch, to wiadomo, ale dla uśmiechniętych podważacz niepokalaności okrągłego mebla, który coś tam bredził o dogadywaniu się z komunistami.
A ten mit ma być nieskazitelny – ot, komuna padła nad kolana przed autorami listów protestacyjnych, po czym oddała im wszystko w nadziej na wybaczenie. I ci… wybaczyli. Rzecz jasna w imieniu narodu, którego co prawda o nic nie pytano, ale przecież (do dziś) elity wiedzą lepiej.
Rzucono się więc na Czarzastego właściwie czemu? Taktycznie rzecz biorąc chodziło o osłabienie uśmiechniętej koalicji, zwrócenia grota oburzenia w kierunku tuskowym, jakichż to on tam sobie kumpli nie nawymyślał. Ale hola-hola panowie i panie. Przecież Czarzasty nie spadł z kosmosu – ktoś go do tego Sejmu wybrał i to w dodatku w takiej konstelacji, że był jedną z przystawek do obdarowania w celu utrzymania większości. Pragnę przypomnieć, że od samego zadzierzgnięcia się III Najjaśniejszej Czarzaści byli wybierani, takie były resentymenty za komuną. Przypomnę także że dosłownie parę lat po odzyskaniu przy Okrągłym Stole tej słynnej niepodległości postkomuniści wrócili do pełni władzy.
O co więc taki szum że komuna wraca, jak ona wcale nie wyszła? Kwaśniewski, Oleksy, Miller, Cimoszewicz piastowali przecież najwyższe stanowiska i jakoś nikt się nie dziwił, nie pomstował. Kordon sanitarny wokół postkomunistów był wciąż kruszony przez obóz postsolidarnościowy. Nawet jak za czasów rządów „naszych” trzeba było sięgnąć po parę głosów, to się dealowało z komuchami (choćby na przykładzie porozumienia z 2011 roku). A tu teraz takie oburzenie. Skąd ono?
Głównie chce tu ubić interes PiS pokazując, że Donaldy schodzą na lewo, dają dojść do władzy komuchom, wcześniej nie do pomyślenia. Donald nie brał wcześniej komuchów do rządzenia, bo mu byli rachunkowo do niczego nie potrzebni. Teraz są, a więc musiał ich jakoś nagrodzić. I wedle rachunkowej demokracji tak to się dzieje. Jak państwo jest pozbawione nie tylko ideologicznych ale i organizacyjnych przymiotów, to pozostają już tylko stanowiska, jako prawdziwy wynik rządzenia, jako podziału łupów.
Demokracja zawróciła i służy już tylko uwalnianiu rękoma suwerena dostępu do dóbr publicznych którejś z politycznych sitw.
PiS udaje, że się urodził wczoraj i nie wie o co chodzi. Dyma więc tę bańkę oburzenia, ale – powtarzam – od dwóch lat było wiadome, ogłoszone w umowie koalicyjnej, że w połowie kadencji tego Sejmu zmieni się partyjne pochodzenie marszałka, a równie dobrze było wiadomo, że będzie to ówczesny wicek – Czarzasty. A tu drą się szaty królów, od dawna nagich. W dodatku obecnie mianuje się z prawej strony na świętego marszałka już byłego – Hołownię. Jakiż to on nie był dobry, ale trzeba dodać, że wszystko to wynika z bazy porównawczej. Jaki on tam cudowny, stylowy itd. – ot, po prostu jak na garbatego to nawet przystojny.
Mnie on żenował tymi swoimi popędami do bon mocików, jakby nie wyszedł z roli zakulisowego konferansjera, który musi zgrabnie skomentować każdy występ i to w sposób, w którym to on wychodzi na gwiazdę. No, że przyjął przysięgę od Nawrockiego, to mu się chwali, ale widocznie chłopak nie chciał za kraty, jakby się suweren rozmyślił na za dwa lata. Cała ta Polska 2050 bez szemrania wybrała dziś Czarzastego, co nie dowodzi ich lojalności wobec zapisów umowy – przeciwnie, to dowód na podległość Tuskowi i rozpad tej organizacji, którą – jak większość sezonowych formacji – trzyma w kupie i przy życiu stan umoczenia w dzieleniu (z prowizją rzecz jasna) grosza publicznego.
Teraz zobaczymy te „inną” stylówę i będzie pewnie gorsza. Ale co to za fucha – druga postać w państwie – ten marszałek? Co on tam może – wszystko klepie, i animuje i tak rząd, on zaś może tylko hamować inicjatywy opozycji i popychać swoje, koalicyjne w dodatku, bo przecież nie własne. Dobrze jest przypomnieć, że spadamy tu z wysokiego konia. Nie tak dawno Hołownia się chwalił, że dostanie „złoty przycisk” od Youtube’a, bo takie mu swymi występami robił zasięgi. Telewizyjny kanał Sejm TV nawet otwarto – dziś pies ze złamana kończyną tam nie zagląda. A przecież apogeum było wtedy jak ludzie do kin na transmisje chodzili, takie było wzmożenie, klaskano tam jak na meczach. A teraz, no cóż – przyszła codzienność i kto tam będzie chciał słuchać godzinnych tyrad o zmianie art. 3 ust. 4 o godzinach nadliczbowych w świetle przepisów ustawy o licznikach na gaz art. 16 i zmianie go na art. 16a. Skończyło się harcowanie i przyszedł komuch.
Trucizny w nim tyle ile siarki w zapałce. Nie ma co szat rozdzielać, że świat się skończył. Nie – on tylko wylazł na wierzch, bośmy już wszystko zapomnieli. Upojeni ułudą, że stare już odeszło, bo wymarło, dziś mamy szansę sobie przypomnieć że i te korzenie są zatrute, i że wiadomo dlaczego owoce są przegniłe. Tak to wychodzą wypryski starego, nie ma co się gniewać na widoczne pryszcze. One są tylko znakiem tego co jest głębiej – ciągłej infekcji wszczepionej nam u zarania III RP. Nawracającej mutacji po ustrojowym eksperymencie, w którym nowa Polska urodziła się in vitro, poza organizmem suwerena i została mu tylko (ze wszelkimi genetycznymi konsekwencjami tego dziejowego eksperymentu) wszczepiona do narodowego łona. By to karmić, ze wszystkim chorobami przenoszonymi na i tak obciążony komunizmem organizm.
Nie gniewajcie się więc na Czarzastych. Nie mylcie przypadków ze znakami. Właśnie – znakami czego? Tego, że komunista to komunista, zaś tygrys to tygrys i nie ma się za bardzo co gniewać? Zdziwieni? Naszą rolą było (bo już chyba nie jest) eliminowanie takich na drodze wyborczej z życia politycznego. I jak widzę teraz postkomunistów, którzy nam się z pozycji drugich osób w państwie śmieją w twarz, to wiedzmy, że na to zasługujemy. Bo przy Okrągłym Stole zrobiliśmy z nimi deal (wiem, że nie my, ale postsolidarnościowe elity, którym naiwny tłum zawierzył), zaś zapisaliśmy to sobie w ordynacji wyborczej, ba w Konstytucji – że będziemy się wybierać proporcjonalnie.
A wtedy, kiedy można było zmieść komunistów zaraz na początku, to się nasze solidaruchy przestraszyły, że w ordynacji większościowej i ich kanapowe partyjki przegrają – i zgodziły na ordynację proporcjonalną.
W większościowej po komuchach do dziś śladu by nie było, a tak teraz, a właściwie do dziś, wychodzą takie indywidua spod okrągłego stołu, jak wyrzut sumienia, których chce się dzisiaj zakrzyczeć fałszywym lamentem, że „komuna wróciła”! Jakżeż wróciła, jak ona tam cały czas siedzi i siedziała, wylazła jedynie i usiadła w głowie stołu jako druga osoba w państwie, co o nim – państwie, nie Czarzastym – świadczy jak najgorzej.
Unia opowiada o wartościach, humanitaryzmie i miliardowych funduszach. Luboš Blaha zdziera tę maskę jednym zdaniem: to nie misja pomocy, tylko neokolonialny biznes oparty na korupcji, kupowaniu lokalnych elit i utrzymywaniu kontynentu w politycznej śpiączce. „Lis nie będzie pilnował kurnika” — mówi polityk, nazywając unijne przepływy finansowe krwiobiegiem grabieży, z którego korzysta Zachód, a płaci Afryka. Dla portalu WolneMedia.net rozmawiał Piotr Jastrzębski.
– UE chwali się miliardową pomocą dla Afryki. To faktycznie pomoc — czy coś zupełnie innego?
– To nie jest pomoc, tylko biznes podszyty neokolonializmem. Pieniądze nie trafiają do ludzi, tylko do skorumpowanych elit, które Zachód kupuje jak swoich zarządców. A część środków wraca później do Europy, domykając globalny łańcuch korupcji. To krwiobieg wyzysku, a nie gest serca.
– Ale UE zapewnia, że środki są kontrolowane. Audyty, przejrzystość… To działa?
– To fikcja. Audyt unijnych funduszy przez zachodnie instytucje to jak proszenie lisa, żeby pilnował kurnika. Ten system nie jest projektowany po to, żeby był uczciwy — tylko po to, żeby był skuteczny dla Zachodu. Kontrola jest jedynie fasadą.
– Bruksela inwestuje w „społeczeństwo obywatelskie”, promuje demokrację, prawa człowieka. To pomoc czy ingerencja?
– To narzędzie wpływu. Pod hasłami praw człowieka Zachód ingeruje w suwerenne państwa i utrzymuje przy władzy struktury, które realizują jego interesy. „Eksport demokracji” to oszustwo. Demokracji nie da się spakować i wysłać kurierem — albo wyrasta oddolnie, albo jej nie ma. Najlepsza pomoc Zachodu? Zostawić te kraje w spokoju i przestać je okradać.
– Unijne pieniądze są uzależnione od warunków politycznych. To uczciwe?
– To klasyczna dźwignia kontroli. Zachód chce mieć kolonię w stanie politycznej śpiączki: biedną, uzależnioną i sterowalną. To model neokolonialny w czystej postaci. Nic dziwnego, że Afryka coraz częściej wybiera BRICS, Chiny czy Rosję — tam są konkretne projekty, a nie moralizatorskie kazania.
– Czy polityka UE w Afryce nie sprowadza się dziś do jednego celu — zatrzymać migrantów przed Europą?
– Oczywiście. Unia płaci autorytarnym rządom, żeby robiły za strażników granicznych. Problem w tym, że to nie działa i działać nie będzie. Zachód sam stworzył problem migracji, utrzymując Afrykę w biedzie i chaosie. A teraz próbuje zasypać tę studnię pieniędzmi. Absurd. Nie można rozpalać konfliktów daleko od siebie i udawać, że ogień nie wróci do domu. Karma jest za darmo.
– A kraje Europy Środkowo-Wschodniej? Mają być solidarne z Zachodem w kwestii migracji?
– Dlaczego? My nikogo nie kolonizowaliśmy. To Zachód ma długi wobec świata. Kraje takie jak Słowacja są wasalami, a nie kolonizatorami. Nie mamy żadnego powodu, by płacić za cudze grzechy.
Co naloty na dom Jermaka mają wspólnego z pokojowym planem Trumpa?
Dziś rano ukraińskie Narodowe Biuro Antykorupcyjne przeprowadziło naloty na domy i biura Andrija Jermaka, szefa administracji prezydenckiej Zełenskiego. Naloty są prawdopodobnie bezpośrednio związane z pokojowym planem Trumpa i mają na celu zwiększenie presji na Zełenskiego.
Anti-Spiegel28 listopad 2025
Często poruszałem kwestię, że skandal korupcyjny na Ukrainie jest prawdopodobnie bezpośrednio powiązany z nowym planem pokojowym Trumpa. Powodem tego jest fakt, że Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU), które prawie trzy tygodnie temu zaczęło publikować nagrania audio, w których osoby bliskie Zełenskiemu omawiają, jak oszukają ukraińską firmę energetyczną Energoatom na co najmniej sto milionów dolarów za pomocą sfałszowanych faktur za prace budowlane, zostało założone przez rząd USA w 2016 roku i jest kontrolowane przez rząd USA. Oznacza to, że publikacje te zostały dokonane co najmniej za przyzwoleniem rządu USA, a prawdopodobnie nawet na jego polecenie.
Przez pięć dni NABU publikowało drobne informacje, pogrążając polityczny Kijów w chaosie i wywierając ogromną presję na Zełenskiego, po czym wstrzymało się z ich publikacją. Zaledwie kilka dni później ujawniono nowy plan pokojowy Trumpa, którego treść Zełenski uznał za głęboko nie do przyjęcia.
Nie trzeba być jasnowidzem, żeby dostrzec związek: rząd USA ewidentnie chciał wywrzeć presję, publikując zarzuty korupcyjne w bliskim otoczeniu Zełenskiego, mając nadzieję, że skłoni go do zaakceptowania planu pokojowego. Stało się tak, ponieważ wisiała w powietrzu niewypowiedziana groźba, że NABU ujawni kolejne nagrania audio i inne dowody dotyczące jeszcze bliższych współpracowników Zełenskiego, a w szczególności jego szefa sztabu, Andrieja Jermaka, i potwierdzające jego udział w korupcji. NABU prawdopodobnie posiada nagrania potwierdzające udział Zełenskiego.
Wiedziano już, że Jermak odgrywa rolę w nagraniach. Skorumpowani urzędnicy zwracali się do siebie, używając pseudonimów w nagraniach, a także wspomniano o roli pewnego „Ali Baby”, co odnosi się do Jermaka, którego pełne imię brzmi Andriej Borisowicz Jermak. „Ali Baba” pochodzi od inicjałów jego imion, A. B.
Jermak od dawna uważany jest za siłę stojącą za tronem w strukturze władzy Zełenskiego na Ukrainie, ponieważ sprawuje kontrolę nad służbami wywiadowczymi, agencjami rządowymi, przedsiębiorstwami państwowymi i parlamentem. Jermak kontroluje Ukrainę tak wszechstronnie, że niektórzy w Kijowie uważają jego, a nie Zełenskiego, za prawdziwego władcę.
W parlamencie, gdzie Jermak narobił sobie wielu wrogów i ma niewielu przyjaciół, od dawna pojawiają się wezwania do dymisji Zełenskiego. Oczywiście żądania te stały się jeszcze głośniejsze po ujawnieniu korupcji, ale Zełenski jak dotąd odmawia podporządkowania się i kurczowo trzyma się Jermaka. Jest to zrozumiałe z perspektywy Zełenskiego, ponieważ bez Jermaka Zełenski prawdopodobnie straciłby kontrolę nad krajem.
Jermak jest również zagorzałym przeciwnikiem planu Trumpa i przewodniczył delegacji ukraińskiej podczas ostatnich negocjacji z delegacją USA, w tym z sekretarzem stanu USA Rubio, w Genewie. Nic więc dziwnego, że kontrolowana przez rząd USA agencja NABU przeszukała w piątek rano zarówno mieszkanie, jak i biuro Jermaka.
Fakt, że NABU przeprowadziło już pierwsze przeszukanie w administracji prezydenckiej Zełenskiego, można z pewnością interpretować jako ostrzeżenie skierowane osobiście do Zełenskiego.
==========================
md:
A czemu nie wezmą się za głównego Srula – rabusia?? On jest tam celowo wsadzony, jako reprezentant tak sił Izraela, jak i finansów z USA?
Chyba najbliższe dni dadzą rozwiązanie tej ciekawej łamigłówki
Stanisław Michalkiewicz 29 listopada 2025 michalkiewicz
„Ino te ciarachy tworde; trza by stoć i walić w morde” – wtrąca się do rozmowy Pana Młodego z Księdzem w „Weselu” Wyspiańskiego Panna Młoda. Ksiądz zaskoczony – więc Pan Młody delikatnie wyjaśnia żonie:” Ależ duszko, tu się mówi o „kościelnej dostojności!” – więc Panna Młoda, trochę speszona, powiada: „Jo myślała, ze co inne” – co uspokojony Ksiądz kwituje: „Naiwne to i niewinne”.
W ramach zagospodarowywania kolejowej dywersji na Kolei Nadwiślańskiej na dystansie Życzyn -Dęblin w rejonie przystanku kolejowego Mika, obywatel Tusk Donald przybił piątkę, niczym Marcin Luter swoje tezy na drzwiach katedry w Wirtemberdze. Chodzi oczywiście o pięć zasad, których powinien przestrzegać każdy obywatel, pragnący zostać „odpowiedzialnym państwowcem” – oczywiście według wyobrażeń folksdojczów na ten temat.
Oto i one. Pierwsza zasada – nie atakuj polskich służb i polskiego wojska. Nietrudno się domyślić, o co tu obywatelu Tusku Donaldu chodzi. Rzecz w tym, że po trochę – co tu ukrywać – partackiej dywersji kolejowej, pojawiły się podejrzenia, że żadnej „dywersji” nie było, tylko obywatel Tusk Donald, nie wiedząc, jak zatuszować bankructwo NFZ, z którym nawet jego teściowa nie potrafi się uporać, nakazał „służbom”, to znaczy – zdolnej do wszystkiego Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnemu Biuru Śledczemu Policji zorganizowanie „dywersji” – ale tak, żeby ani nie było żadnych ofiar, ani większych szkód materialnych. Sprawstwo zostało przypisane dwóm „obywatelom Ukrainy”, którzy w zagadkowy sposób mieli przedostać się na terytorium naszego bantustanu, a po taktownym wykonaniu „dywersji” – ewakuować się na Białoruś przez przejście graniczne w Terespolu.
Podejrzewam, że żadnych ”obywateli Ukrainy” nigdy nie było, w czym utwierdza mnie tempo, w jakim ABW ustaliła ich personalia, chociaż – jak się okazało – nie dysponowała „wizerunkami”. Podejrzewam, że wszystko wykonały „służby tubylcze” o czym świadczy zarówno partanina, jak i brak ofiar oraz szkód. Podobnie było z operacją „Menora”, jaką ABW prowadziła w roku bodajże 2012 przeciwko prof. Jerzemu Robertowi Nowakowi, Waldemarowi Łysiakowi i mnie. Planowaliśmy coś tak okropnego na rocznicę powstania w Getcie, że nawet między sobą utrzymywaliśmy to w tajemnicy i tylko energiczna akcja ABW zapobiegła nieszczęściu.
Przypuszczam, że prawdziwe w tym wszystkim były tylko pieniądze, jakimi abewiaki się podzieliły w nagrodę za udaną operację – podobnie jak stare kiejkuty, co to dostały od Amerykanów 15 mln dolarów w gotówce za stanie na świecy w Starych Kiejkutach, żeby nikt nie przeszkadzał amerykańskim fachowcom w oprawianiu delikwentów dowożonych tam z bazy w Guantanamo. Więc – jak to mawiano w SS – „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty” – a cóż dopiero – w służbach pracujących dla „demokracji”?
Druga zasada wzywa, by nie powtarzać rosyjskiej propagandy. Jeśli już taki kandydat na „odpowiedzialnego państwowca” ma coś powtarzać, to albo powtarzać to, co podaje mu do wierzenia Judenrat obywatela Michnika Adama, albo – co podaje mu do wierzenia Wydział Propagandy Sztabu Generalnego Ukrainy. Żadnych własnych przemyśleń, żadnych własnych konkluzji – bo jeśli takie własne konkluzje nie będą się pokrywały ani z zaleceniami i Judenratu, ani SBU, to nieomylny to znak, iż będą uznane za powtarzanie ruskiej propagandy, a wtedy kwasiżurkowie z niezależnej prokuratury już się takimi zajmą, zaciągną ich przed niezawisłe sądy, które w podskokach sypną im „piękne wyroki”.
Trzecia zasada odnosi się do pana prezydenta Karola Nawrockiego, nakazując mu surowo „skończyć z wetami” i „sabotażem legislacyjnym”. Z wetami – wiadomo – ale co to jest ten „sabotaż legislacyjny”? Najwyraźniej chodzi o to, by pan prezydent powstrzymał się od realizacji uprawnienia do inicjatywy ustawodawczej, pozostawiając monopol w tej kwestii choćby Wielce Czcigodnej Kotuli Katarzynie, albo jakiejś innej bystrej vaginessie z vaginetu obywatela Tuska Donalda. W przeciwnym razie pan prezydent ani chybi zostanie oskarżony o sypanie piasku w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, którym obywatel Tusk Donald ma nas dowieźć jeśli nawet nie na rampę w Oświęcimiu, w ramiona dr Gizele-Mengele, to w każdym razie – do Generalnej Guberni. Ciekawe, czy obywatel Tusk Donald sam to wykombinował, czy też tak doradziła mu teściowa?
Kolejna zasada nakazuje „odpowiedzialnemu państwowcu” by był „za Zachodem” a nie za „Wschodem” i nie bluźnił Unii Europejskiej. Jestem przekonany, że tę zasadę przetelegrafowała obywatelu Tusku Donaldu sama Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje, którą najwyraźniej muszą irytować do żywego uszczypliwości Wielce Czcigodnej Anny Bryłki, czy Ewy Zajączkowskiej-Hernik, więc nakazała obywatelu Tusku Donadu, by nałożył im surdynę.
No i wreszcie zasada piąta: „jestem po stronie Ukrainy w wojnie z Rosją”. Ta zasada budzi zaniepokojenie, bo co to właściwie znaczy, że „odpowiedzialny państwowiec” musi być „po stronie Ukrainy” w wojnie z Rosją? Czy basowanie Ukrainie ma posuwać się tak daleko, by kłaść lachę na polski interes państwowy? Obywatel Tusk Donald właśnie to zrobił, deklarując niedawno, że wojna na Ukrainie, to „nasza wojna”. Dobrze byłoby wyjaśnić, kogo konkretnie obywatel Tusk Donald ma na myśli, używając zaimka „nasza”, Czy tylko agentów BND ewentualnie agentów SBU, czy kogoś jeszcze innego – bo chyba nie wszystkich obywateli Polski, którzy w sprawie wojny na Ukrainie, jaką USA i NATO prowadzą do ostatniego Ukraińca, mają zdania podzielone? Te wątpliwości nabierają wagi zwłaszcza teraz, gdy ogłoszony został 28 punktowy amerykański plan zakończenia wojny na Ukrainie, przewidujący coś w rodzaju zamrożenia konfliktu na obecnej linii frontu i rezygnacji Ukrainy z członkostwa w NATO. Prezydent Zełeński pyskuje przeciwko tym ustaleniom, ale po ostatniej aferze korupcyjnej jego autorytet sięgnął dna – oczywiście nie u nas, gdzie Książę-Małżonek zadeklarował przekazanie Ukrainie przez Polskę 100 mln dolarów – dokładnie tyle, ile ogłoszono, że parchy-oligarchy tam ukradły.
Gdyby obywatel Tusk Donald był humorystą, to te pięć zasad mogłoby wzbudzić wśród publiczności jakiegoś kabaretu sporo wesołości. Ale obywatel Tusk Donald humorystą niestety nie jest. Analiza tych jego pięciu zasada pokazuje, że jeśli myśli, iż ktokolwiek się do tych głupstw zastosuje, to jest naiwniakiem jeszcze większym, niż Panna Młoda z „Wesela”. Puszek niewinności natomiast stracił oddając się na służbę Naszym Złotym Paniom z Berlina – tej poprzedniej i tej obecnej.
Według byłego doradcy Pentagonu Douglasa Macgregora, na Ukrainie przygotowywany jest wojskowy zamach stanu mający na celu obalenie Wołodymyra Zełenskiego. Otwarcie mówi się o natarciu wojsk ukraińskich na Kijów. Jednocześnie Waszyngton przygotowuje ponoć ucieczkę Zełenskiego do Izraela.
A zaczęło się tak: 2022 rok – Wiele firm na całym świecie oferuje świece modlitewne z wizerunkiem Zełenskiego stylizowanego na Jezusa Chrystusa. Niektóre z nich miały być przeznaczone ‚na szczytny cel’, a zyski miały ‚trafić na Ukrainę’.
Wysiłki USA zmierzające do znalezienia politycznego rozwiązania konfliktu na Ukrainie mogą wkrótce okazać się nietrafione. Płk Macgregor uważa, że Ukraina stoi na krawędzi wojskowego zamachu stanu. Według niego ukraińskie siły zbrojne mogą wkrótce ‚obrać kurs na Kijów’, aby obalić Zełenskiego. Macgregor uważa również, że Waszyngton może przygotowywać ucieczkę byłego prezydenta.
Udzielił tych ostrzeżeń w kilku wywiadach, w tym z profesorem Glennem Diesenem na swoim kanale YouTube oraz z Danielem Davisem na kanale Deep Dive. Macgregor mówi o otwartych rozmowach na Ukrainie na temat ewentualnego marszu sił zbrojnych na stolicę. W wywiadzie z Glennem Diesenem wyjaśnił:
„Teraz toczy się otwarta dyskusja o natarciu wojsk ukraińskich na Kijów w celu pozbycia się Zełenskiego i jego skorumpowanego rządu. Dlatego nie jestem pewien, czy którykolwiek z tych fantastycznych pomysłów na porozumienie pokojowe – jakiekolwiek porozumienie, które Waszyngton opracowuje, a następnie uzgadnia z Europejczykami – jest nadal realny, a nawet aktualny. Wydarzenia rozwijają się szybciej, niż Zachód jest w stanie nadążyć”.
‚Wszystko się wali’ – pułkownik o sytuacji reżimu w Kijowie
Ekspert dostrzega gwałtowne osłabienie ukraińskiego systemu przywództwa. W rezultacie opinia publiczna zaczyna lepiej rozumieć prawdziwą naturę relacji między Zachodem a Rosją:
„Wszystko się wali. Cała sieć oszustw, głęboko zakorzeniona na Zachodzie, rozpada się. Wszyscy politycy, którzy byli hojnie opłacani za podtrzymywanie mitu, że Ukraina walczy z agresywną i niebezpieczną Rosją, znikają. Ponieważ Rosja nie jest zainteresowana wojną z nami – państwami zachodnimi – i nigdy nie była”.
USA mogą przygotowywać odejście Zełenskiego
W rozmowie z Danielem Davisem Macgregor poszedł jeszcze dalej. Uważa, że możliwe jest, że Waszyngton przygotowuje plan wywiezienia Zełenskiego i jego otoczenia z kraju: „Myślę, że trwają przygotowania do wysłania Zełenskiego i jego otoczenia do Izraela”. Według eksperta były prezydent mógłby tam skorzystać z immunitetu.
Zełenski jest obecnie ‚jedną nogą na Ukrainie, a drugą już na pokładzie samolotu’ – powiedział Macgregor. Wcześniej amerykański ekonomista Jeffrey Sachs oskarżył Waszyngton o zorganizowanie zamachu stanu na Ukrainie już w 2014 roku. Przypomniał, że w lutym 2014 roku wspierany przez USA zamach stanu doprowadził do odsunięcia od władzy prezydenta Wiktora Janukowycza.
Śledztwa w sprawie korupcji przeciwko otoczeniu Zełenskiego
Jednocześnie Ukraina rozszerza śledztwa korupcyjne przeciwko osobom bliskim Zełenskiemu. W centrum uwagi znajduje się biznesmen Timur Mindicz – jeden z najważniejszych finansistów prezydenta.
Jest on oskarżony o korupcję w związku z zakupem dronów dla ukraińskich sił zbrojnych przez firmę Fire Point. Śledztwo dotyczy również przestępczych praktyk na rynku energetycznym. Mindicz opuścił już Ukrainę [udając się przez Polskę do Izraela – przypis ZB]. (udając – uciekł. md)
Tytuł tego artykułu może odstraszać czy też zniechęcać czytelników polskich do zapoznawania się z nim, bo przecież co nas tutaj nad Wisłą interesuje jakaś tam Ameryka Północna? Jeżeli jednak przeczytacie państwo ten tekst, zrozumiecie, że jego treść jest niezwykle dla nas istotna. Dla nas mieszkańców Europy Środkowej.
Dwa dni temu w stolicy USA Waszyngtonie doszło do strzelaniny. Niby nic nowego i nadzwyczajnego – Stany Zjednoczone to przecież kraj strzelanin. Jest jednak coś, co musi przykuwać uwagę: ofiarami strzelaniny byli żołnierze, natomiast zamachowcem był współpracownik CIA. Prosty schemat się więc tutaj nasuwa: CIA to ci źli, wojsko to ci dobrzy. Byłoby to zgodne z administracją Trumpa, którą przede wszystkim popierają wojskowi a wywiad jest przez Trumpistów, MAGA-owców i innych tego typu nazywany siedliskiem zła, złowrogim głębokim państwem. Wytwory wyobraźni Trumpistów są tutaj jednak mało istotne. Istotniejsze są fakty.
Otóż do strzelaniny pod Białym Domem, z udziałem agenta CIA i żołnierzy Gwardii Narodowej, dochodzi w przeddzień zatwierdzenia przez Trumpa Strategii Bezpieczeństwa Narodowego i Strategii Obronnej USA. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że ich treść będzie podobno rewolucyjna. Tak, nie ewolucyjna, lecz rewolucyjna.
Otóż pierwszeństwa nie ma mieć wojna z terrorem, która już w pierwszej administracji Trumpa nie miała pierwszeństwa. Pierwszeństwa nie mają mieć również mocarstwa konkurencyjne – Rosja i Chiny – a przynajmniej to pierwsze. Priorytet uzyskać ma obrona terytorium USA oraz problem chiński. Krótko mówiąc: po części mocarstwa, jednak po części obszar doktryny Monroe – zachodnia półkula. A gdzie islamski terroryzm? Cóż, daleko.
Teraz zagadka: który kraj traci najwięcej na wycofywaniu USA na półkulę zachodnią, a jego istnienie zależy wyłącznie od dobrej woli Waszyngtonu? Jeżeli pomyśleliście państwo, że Izrael to mieliście racje. Największym przegranym wycofywania USA na zachodnią półkulę jest Izrael. Ale w doktrynach tych może też być coś jeszcze. Coś, co wynika z powyższego. Otóż sekretarz wojny Hegseth w marcu roku bieżącego nakreślił tymczasowe wytyczne, według których kraje wrogie interesom USA, oprócz Chin i półkuli zachodniej, mają być tłamszone przez sojuszników Waszyngton, a nie samych Amerykanów. A więc w przypadku Bliskiego Wschodu przez Izrael. USA więc sygnalizują jasno zmniejszanie wsparcia dla porządków bliskowschodnich.
I tym momencie, już po zatwierdzeniu dwóch strategii przez Kongres a tuż przed zatwierdzeniem ich przez Trumpa, pod nosem Trumpa agent CIA, Afgańczyk, dokonuje zamachu terrorystycznego na amerykańskich wojskowych. Jak należy to rozumieć?
Cóż, bardzo prosto: islamski terroryzm jest wciąż zagrożeniem i USA nie mogą wycofywać się z Bliskiego Wschodu. Kto jest więc głównym beneficjentem tej strzelaniny pod Białym Domem? Oczywiście Izrael. Ale także Arabia Saudyjska czy też Zjednoczone Emiraty Arabskie. Jak wiemy, kraje te często ze sobą współpracują, na przykład przeciwko słabym wobec Iranu amerykańskim Demokratom.
Nie wierzycie państwo? Oto chyba najbardziej znana syjonistyczna propagandzistka z USA Laura Loomer.
Wpis oczywiście ma usprawiedliwiać ludobójstwo w Strefie Gazy. Jednak fakt, że szefowa wywiadu narodowego Tulsi Gabbard także podnosi larum o radykalny islamski terroryzm, sugeruje nam, że powiew nowej wojny z terrorem może być wkrótce odczuwalny. Albo chociaż wojenki.
„Z całego serca modlę się za żołnierzy Gwardii Narodowej stanu Wirginia Zachodnia, którzy zostali postrzeleni przez radykalnego islamskiego terrorystę z Afganistanu i nie będą mogli spędzić Święta Dziękczynienia w gronie swoich bliskich” – napisała w serwisie „X”.
Dlaczego jednak tak bardzo istotne jest to, że szefowa wywiadu narodowego USA wspomina islamski terroryzm w kontekście zamachowca? Otóż Jednostka 03, szwadron śmierci CIA, dla którego pracował Afgańczyk, zajmowała się… likwidacją „terrorystów”, czyli wrogów amerykańskiej dominacji nad Afganistanem. Generalnie Talibów. Jednostki Zero, szwadrony śmierci CIA, nazywano także „zespołami ds. zwalczania terroryzmu”.
Jest coś jednak jeszcze. Otóż kompromitacja wywiadu.
Jeżeli pamiętacie państwo późną wiosnę 2025 roku i wojnę Iranu z Izraelem to pamiętacie zapewne, że wywiad USA był przeciwko wojnie. Iran nie posiada wojskowego programu nuklearnego — tak mówiła w marcu wspomniana już Tulsi Gabbard. A do budowy bomby potrzebuje jeszcze trzy lata — brzmiały tezy służb szpiegowskich USA. Fanatyczny Syjonista Trump jednak nic sobie z tych doniesień nie robił i wsparł żydowską agresję, a potem sam dokonał agresji na islamską republikę, bombardując jej cywilny program jądrowy. Stwierdził, że Gabbard mówiąca o nieposiadaniu przez Iran wojskowego programu nuklearnego, się myli.
Ale wywiad był nie tylko przeciwko wojnie z Iranem w 2025 roku. Był także przeciwko wojnie z Iranem w 2019 roku, hamując zapędy Trumpa, Wówczas ten miał twierdzić, że CIA nie zna się na rzeczy. A więc on, oligarcha z Nowego Jorku, jest w wywiadzie lepszy. Mniej więcej to samo co w roku bieżącym.
Ten żałosny kabaret był jednak sygnałem, że wywiad będzie przez syjonizm podważany. Przypomnijmy, że w 2003 roku CIA także była przeciwko wojnie z Irakiem, którą napędzali żydowscy neokonserwatyści z Biura Planów Specjalnych w Pentagonie. Amerykański wywiad był więc 3-krotnie przeciwko wojnom Stanów Zjednoczonych w interesie reżimu syjonistycznego.
I teraz, być może w czasie całkowitej redefinicji amerykańskiej obronności i bezpieczeństwa na rzecz Chin i Ameryki Łacińskiej, współpracownik wywiadu amerykańskiego dokonuje ataku na Gwardzistów Narodowych pod samym nosem Trumpa.
Przecież to oczywista kompromitacja amerykańskich służb szpiegowskich. W czyim interesie była ona? Stanów Zjednoczonych? Bynajmniej. Jednak prosyjonistycznych kręgów w USA już tak. Koncernów zbrojeniowych? Zapewne. Lecz przede wszystkim była w interesie Izraela. Izrael jest głównym beneficjentem próby ponownego przekierowania polityki zagranicznej i obronnej USA na Bliski Wschód i szerzej na Afganistan, skąd zamachowiec Rahmanullah Lakanwal pochodził. Ale także uzasadniania tym zamachem ludobójstwa Palestyńczyków.
Oczywiście skompromitowani zostali także Demokraci, którzy tego terrorystę do USA sprowadzili. Ale przyznacie państwo: agent CIA zabija amerykańskich żołnierzy — to nie brzmi korzystnie dla amerykańskiego wywiadu.
Co jednak ma to wspólnego z Polską i Europą Środkową?
Otóż jak wiemy, w słownikach języka angielskiego w USA nie ma słowa pokój. Kiedyś udawali, że takie słowo tam istnieje, jednak od 2025 roku maska została zrzucona i nawet Departament Obrony zmieniono na Departament Wojny. Oznacza to, że USA cały czas muszą gdzieś prowadzić wojny. A więc napadać, mordować i grabić, bo taka jest idea każdej wojny. Przekierowanie uwagi USA na Amerykę Łacińską i Chiny i odciągnięcie jej od Bliskiego Wschodu jest niezwykle korzystne dla Polski. Po pierwsze, bo polscy żołnierze nie pojadą na amerykańskie wojny – niby dlaczego mielibyśmy zabijać jakichś Wenezuelczyków? Po drugie, bo USA nie będą tworzyć kolejnych mas imigrantów do Europy. Po trzecie więc i najważniejsze: im więcej wojen USA w Azji Wschodniej i w Ameryce Łacińskiej, tym mniej w Europie Wschodniej.
Odwrócenie uwagi USA, w ramach nowych strategii obronności i bezpieczeństwa, od Europy i Bliskiego Wschodu, jest więc dla nas korzystne. Tak, są jakieś aspekty rządów Trumpa dla nas korzystne. Przynajmniej teoretycznie. Jednak powrót USA na Bliski i Środkowy Wschód, w ramach np. Afganistanu, jest oczywiście niekorzystny, bo tworzy pretekst dla jakiejś kolejnej koalicji chętnych, w którą amerykańska nadwiślańska agentura może nas czasami chcieć wciągać. A kolejna wojna może otworzyć nowe szlaki migracji, biorąc pod uwagę, że chociażby stolicy Iranu Teheranowi zaczyna brakować wody. Jak wiemy, o wodę Iran prowadzi wojnę właśnie z Afganistanem.
Zamach z Waszyngtonu był więc dla nas niekorzystny. Miejmy nadzieję, że nie zmieni jednak polityki USA i nie spowoduje powrotu do syjonistycznej farsy pod tytułem wojna z terroryzmem, w ramach której, jak pamiętamy, terroryści wspierani przez CIA walczyli z terrorystami wspieranymi przez Pentagon.
W przypadku tego zamachu należy rozpatrzyć jeszcze jedną opcję: obecny szef CIA John Ratcliffe jest znany z miłości do Izraela. Serwis „The Grayzone” nazwał dyrektora CIA „stenografem Mossadu”, czyli osobą prowadzącą izraelską politykę. Informacje te pochodzą od urzędnika Białego Domu Trumpa, który izolował przeciwników wojny z Iranem.
Ratcliffe miał dostarczać administracji sfabrykowane dane wywiadowcze odnośnie Iranu, celem legitymizacji wojny. Dyrektor Wywiadu Narodowego USA Tulsi Gabbard, koordynująca działania całej wspólnoty wywiadowczej Stanów Zjednoczonych, mniej więcej w tym samym czasie, lecz trochę wcześniej twierdziła, jak już wspomniałem, że Iran nie ma programu wojskowych zbrojeń jądrowych. A więc że nie ma podstaw do wojny.
Czyżby więc ktoś chciał, aby i w CIA terroryzm islamski powrócił na świecznik? Ja nic nie sugeruje. Ja tylko głośno myślę.
Autorstwo tekstu i zrzutów ekranów: Terminator 2019 Źródło: WolneMedia.net
Obecnie, w kulturze obowiązuje demonstrowanie jej braku. Nieśmiałe próby okazywania jej mimo wszystko, wymagają odwagi. Niebezpiecznie jest być wolnym wśród zdeklarowanych niewolników, nawet takich zniewolonych modą. Bezpieczniej jest pozować na niechlujnego obdartusa obwieszczając tym pogardę, wszystkimi, którzy na ciebie patrzą. Fajna fajność polega jednak na tym, żeby się wyróżniać.Dobrze jest na przykład być najgrubszą i najszpetniejszą babą, bo to zapewnia oglądalność w mediach.
Kultura słowa kieruje się nieco innymi kryteriami. Nie chodzi mi o komunikację „elyt”, bo te wiadomo używają „q” jako przerywnika między wszystkimi innymi wulgaryzmami. Pozostali, żeby zostać zauważeni w internecie muszą swoje wypowiedzi zaczynać słowami kluczowymi, takimi jak: szok, przerwał milczenie, geniusz,trucizna, nie do wiary,rewelacja,premier oniemiał, świat zaniemówiłitp.
Ale czy zajmowanie się kulturą, albo jej brakiem ma jeszcze sens? Może jednak nie czas żałować róż, gdy płoną lasy?
Od ponad stu dni prezydenckie inicjatywy czekają w Sejmie na jakiekolwiek procedowanie. Projekty dotyczą bezpieczeństwa, rodzin, energii, zdrowia i rozwoju państwa, jednak izba niższa nie kieruje ich nawet do prac komisji.
Na stronie prezydent.pl, uruchomiono również licznik tzw. zamrażarki sejmowej pokazujący, ile dni projekty czekają na rozpoczęcie procedowania.
Karol Nawrocki / Mikołaj Bujak KPRP
Wizja państwa przedstawiona w orędziu
W orędziu inauguracyjnym z 6 sierpnia prezydent Karol Nawrocki zapowiedział budowę Polski „suwerennej, bezpiecznej, praworządnej i normalnej, a także Polski dobrobytu i dużych inwestycji”. Jak przypomniano na stronie prezydent.pl, realizacja tej wizji odbywa się poprzez kierowanie do Sejmu kolejnych inicjatyw ustawodawczych.
Dlaczego projekty trafiają do zamrażarki
W Kancelarii Prezydenta przygotowano regulacje mające przyspieszać rozwój państwa, wzmacniać rodzinę, chronić polskie rolnictwo i wspierać ratowanie służby zdrowia.
Podkreślono, że inicjatywy te często odpowiadają na problemy, wobec których rząd nie przedstawia rozwiązań, a ich powstanie jest realizacją zobowiązań z kampanii popartych przez 10,6 mln wyborców.
Koalicja nie realizuje własnych obietnic
Zaznaczono, że obecna większość sejmowa nie tylko nie wdraża własnych zapowiedzi, lecz także utrudnia wprowadzanie prezydenckich regulacji.
Wskazano, że sam marszałek Sejmu zapowiedział obstrukcję wobec inicjatyw prezydenta, choć jego rolą jest organizowanie pracy nad wszystkimi projektami.
Jak napisano, rządzący krytykują stosowanie weta przez głowę państwa, podczas gdy własnym politycznym wetem obejmują wszystkie przedłożenia prezydenta.
Apel o rzetelną debatę
Prezydent zwrócił się do marszałka Sejmu, ugrupowań rządzących i całego parlamentu o podjęcie uczciwej debaty nad przesyłanymi projektami, z pełnym poczuciem odpowiedzialności za przyszłość kraju.
Ponad sto dni zwłoki. Lista zablokowanych inicjatyw
Jak przypomniano na prezydenckiej stronie, złożone w pierwszych dniach prezydentury projekty od ponad stu dni zalegają w izbie niższej. Obywatele czekają na ich rozpatrzenie. Na liście znajdują się:
Tak dla CPK – 07.08.2025
PIT Zero. Rodzina na Plus – 08.08.2025
Ochrona polskiej wsi – 09.08.2025
Mrożenie cen energii – 21.08.2025
Ustawa ukraińska – 25.08.2025
Technologie Przełomowe – 29.08.2025
Stop Banderyzmowi – 26.09.2025
Obywatelstwo polskie – 26.09.2025
Tak! Dla Polskich Portów – 17.10.2025
Godna Emerytura – 03.11.2025
Tani prąd –33 proc. – 07.11.2025
Prawo o ruchu drogowym – 07.11.2025
Fundusz Medyczny – 18.11.2025
Jak napisano, na stronie prezydent.pl, uruchomiono również licznik tzw. zamrażarki sejmowej pokazujący, ile dni projekty czekają na rozpoczęcie procedowania.
Minister: Sejm blokuje, a my nie możemy nawet uzasadnić projektów
Pokazujemy jak długo czekają prezydenckie inicjatywy ustawodawcze na rozpatrzenie ich przez Sejm
– wyjaśniał prezydencki minister Rafał Leśkiewicz, wskazując, że wiele z nich nie znajduje uznania u marszałka i posłów, a tym samym nie trafia pod obrady.
Nie mamy szans na to, aby zaprezentować merytoryczne uzasadnienie, dlaczego prezydenckie są dobre – dodał.
(Giuseppe Calì, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons)
Centralną obietnicą wiary chrześcijańskiej jest możliwość otrzymania wiecznego zbawienia. Niebo, czyli osiągnięcie życia wiecznego, powinno być głównym celem doczesnej egzystencji każdego człowieka wierzącego. Temu celowi winny być podporządkowane nasze życiowe wybory i nasze pragnienia. Kościół, będąc wierny nauczaniu Pana Jezusa, głosi nadzieję zbawienia wszystkim ludziom. Ten artykuł ma za zadanie przedstawienie i podsumowanie katolickiej doktryny na temat stanu wiecznej szczęśliwości, a także kończy serię „O rzeczach ostatecznych”. Zapraszam do lektury!
Czy zbawienie jest wieczne? Co czynić, aby je uzyskać?
Pan Jezus głosił w Swoim nauczaniu dobrą nowinę o zbawieniu, o wiekuistym odpoczynku w Bogu. Uzyskanie życia wiecznego jest jednak uzależnione od prawdziwie chrześcijańskiego odrodzenia dokonanego w człowieku. Chrystus, jak podaje Ewangelia według Jana, powiedział Nikodemowi, że „[j]eśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Świętego, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Wiara w Jezusa i przyjęcie Jego przesłania jest konieczne, gdyż to wiara w Niego zbawia: „Ja jestem bramą. Jeśli kto wejdzie przez mnie, będzie zbawiony” (J 10, 9). Kto tę wiarę zachowa, ten otrzyma zaproszenie na wieczną ucztę w niebie: „A ta jest wola Ojca mego, który mię posłał, żeby każdy, który widzi Syna, i wierzy weń, miał życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dzień ostatni” (J 6, 40). Zbawienie jednak nie jest wyłącznie z wiary, ale otrzyma je tylko ten, kto także, wraz z wiarą, zachowa przykazania i będzie pokutował za swoje grzechy: „Jeśli zaś chcesz wejść do życia, chowaj przykazania” (Mt 19, 17). To przekonanie o wiecznej naturze zbawienia podtrzymuje uroczyste nauczanie Kościoła katolickiego. Sobór Laterański IV, zwołany przez Innocentego III, wyznał z pełnym przekonaniem, iż wybrani, którzy postępowali zgodnie z Bożą wolą, otrzymają „z Chrystusem wieczną chwałę” (BF, s. 148). Według „Katechizmu Kościoła katolickiego”, który pozostaje wierny słowom Zbawiciela, to właśnie „Jezus Chrystus „otworzył” nam niebo przez swoją Śmierć i swoje Zmartwychwstanie”, a nagrodę wiecznego życia z Bogiem otrzymują ci, „którzy uwierzyli w Niego i pozostali wierni Jego woli” (KKK 1026).
Widzenie Boga nagrodą w niebie. Czy nagrody wieczne są równe dla wszystkich?
Zgodnie z wiarą katolicką, każdy zbawiony człowiek cieszy się widzeniem Stwórcy w wieczności. Jest to wizja, która daje nieskończoną radość duszy. Paweł Apostoł, w 1 Liście do Koryntian, pisał o tym jak na różnych etapach naszego istnienia widzimy Najwyższego. I tak, Boga w życiu doczesnym „widzimy przez zwierciadło, przez podobieństwo”, natomiast po naszej śmierci zobaczymy Go „twarzą w twarz” (1 Kor 13, 12). Widzenie to jest pełne, wyraźne i pozbawione pośredników, lecz należy pamiętać, że nie przysługuje ono człowiekowi jakby z natury. Widzenie to, osiągane przez wiernych chrześcijan w niebie, jest łaską daną przez Pana. Zgodnie z Ewangelią wg Mateusza, Jezus Chrystus powiedział, iż „nikt nie zna Syna tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu by Syn chciał objawić” (Mt 11, 27).
Wiara w to, że zbawieni w niebie widzą Boga w pełni, głoszona była również przez Ojców Kościoła. Augustyn z Hippony, w swoim dziele „Państwo Boże”, stwierdza jasno, iż tak jak aniołowie widzą Boga, „tak i my będziemy (Go) widzieć, lecz jeszcze nie widzimy”, gdyż „to widzenie jest zachowane dla nas jako nagroda za wiarę” („De Civitate Dei” – PL 41, 797). To niebiańskie widzenie Stwórcy Hieronim ze Strydonu nazwie „doskonałą radością” (PL 24, 662). Jan Złotousty, cytując św. Piotra mówiącego „dobrze nam tu być”, stwierdził w piękny sposób, że cóż powie człowiek, gdy „sama prawda rzeczy objawi się, kiedy po otwarciu królewskich pałaców wolno będzie zobaczyć samego króla nie w niejasność albo przez zwierciadło, lecz twarzą w twarz” („Ad Theodorum lapsum” – PG 42, 349).
Magisterium Kościoła, w osobie papież Benedykta XII na łamach jego „Benedictus Deus”, ogłosiło definitywnie, iż zbawieni w niebie, jeszcze przed sądem ostatecznym, „oglądają Boża istotę widzeniem intuitywnym, a nawet twarzą w twarz, bez pośrednictwa żadnego stworzenia, które służyłoby za przedmiot widzenia, ale Boża Istota ukazuje się im bez osłony, jasno i wyraźnie; i tak to oglądając, rozkoszują się tą Bożą Istotą” (BF, s. 157). Nagroda w niebie nie jest jednak równa dla wszystkich. Na to wskazuje już sam św. Paweł, gdy stwierdza, że „[g]wiazda bowiem różni się od gwiazdy w jasności; tak i zmartwychwstanie umarłych” (1 Kor 15, 41-42). Koncylium Florenckie, przypominając jednocześnie prawdę wiary o tym, że wszystkie dusze zbawionych oglądają Boga, zastrzegło jasno, iż nagroda wieczna nie jest taka sama dla wszystkich: „Dusze (…) zostają natychmiast przyjęte do nieba i oglądają jasno samego Boga w Trójcy jedynego, jakim jest, w zależności jednak od różnych zasług, jedni doskonalej od drugich” (BF, s. 161). Prawda ta powinna skłaniać nas do jeszcze większych wysiłków na rzecz naszego zbawienia, abyśmy otrzymali jak największą nagrodę w niebie.
Wszystkie cytaty biblijne za: „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie polskim W. O. Jakuba Wujka S. J., Wydanie trzecie poprawione, Kraków 1962”.
Nie ma wątpliwości co do tego, że na naszych oczach budowane jest społeczeństwo nadzorowane, które jest nowoczesną formą tyranii. Dowodem na to jest epizod, który miał niedawno miejsce w Paryżu, gdzie grupa agentów z brygady antyprzestępczej, niesławnego BAC (https://fr.wikipedia.org/wiki/Brigade_anti-criminalit%C3%A9), interweniowała, aby rozproszyć gazem łzawiącym grupę licealistów, którzy przeprowadzali tradycyjną «bitwę jodeł». Niewinna manifestacja młodzieńczej witalności, która została jednak zinterpretowana jako coś buntowniczego, mimo że – i to jest ważne – bitwa na jodły odbyła się między uczniami dwóch najważniejszych szkół średnich w Paryżu, a zatem we Francji, a mianowicie Louis le Grand i Henri IV, instytutów, w których kształci się cała elita i znaczna część francuskiej inteligencji, i gdzie oczywiście studiują potomkowie transalpejskiej wyższej klasy średniej.
Co przetrwać? – Świat, który sami stworzyli. Globalistyczni władcy Europy, komisarze UE, cały stworzony przez nich system i media nieustannie przypominają nam, że Europa znajduje się na szczycie cywilizacji i że demokratyczne wartości europejskie, znane również jako „wartości zachodnie”, są nadrzędne. Obejmują one wolność słowa i nienaruszalność ludzkiego ciała, zapisane w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku.
Ale wszystko to istnieje teraz tylko na papierze, ponieważ w rzeczywistości jest to mgliste wspomnienie: w trakcie coraz szybszego procesu, który rozpoczął się wraz z upadkiem muru berlińskiego, wszystko to zostało obalone. Paradoksalnie, dopóki istniał Związek Radziecki, antykeynesowski neokapitalizm – który w międzyczasie ćwiczył w domu, na przykład dokonując zamachu stanu w Chile – musiał być ostrożny, ponieważ istniała polityczna alternatywa, która w pewnych warunkach i w wielu regionach świata mogła być atrakcyjna. Dlatego też pewne formy i zasady były zasadniczo przestrzegane, zwłaszcza dlatego, że na Zachodzie straszenie komunizmem, szerzone jak pożar, pozwoliło na szeroki konsensus – owe 80 procent, które zgodnie z teoriami Vilfredo Pareto stanowiło procent potrzebny do kontrolowania społeczeństwa.
Po upadku ZSRR nie było już przeszkód dla projektu stworzenia nowego feudalizmu, z wyjątkiem tych wynikających z utrzymania konsensusu na bezpiecznym poziomie. Według niemieckiego intelektualisty, Hansa Vogela, zostało to osiągnięte za sprawą serii chwytów ogniskujących uwagę opinii publicznej i zdolnych do generowania poparcia dla systemu, choć w sposób pośredni: tak więc kwaśne deszcze i dziura w warstwie ozonowej znalazły się na pierwszych stronach gazet, zapowiadając ogromną katastrofę ekologiczną. Uwaga została przeniesiona z kwestii politycznych, na przykład praw pracowniczych, które zaczęły wchodzić do maszynki do mięsa, na kwestie ekologiczne.
Znaleziono również winowajcę, tj. chlorofluorowęglowodory, znane również jako Cfc, które znajdowały się w każdym aerozolu. Nie wynikało to bynajmniej z poważnych badań naukowych, ale z faktu, że patenty na wspomniane substancje wygasały i obawiano się, że będą one produkowane na Południu po nader niskich cenach. Co ciekawe, obecnie produkuje się ich nawet więcej niż w latach 90-tych, ale w międzyczasie dziura ozonowa się zamknęła, a nawet odkryto, że jest to zjawisko cykliczne.
W rzeczywistości, wszystkie te problemy całkowicie zniknęły po 11 września 2001 r., który zogniskował uwagę opinii publicznej na terroryzmie i ograniczeniach związanych z jego zwalczaniem: nie była to już kwestia wyboru pojemnika wolnego od Cfc, ale akceptacji coraz ściślejszego monitorowania obywateli dla rzekomego bezpieczeństwa. Jednak oficjalne śledztwo w sprawie ataku na Wieże było tak nieudolne i nieprawdopodobne, że wzbudziło wiele wątpliwości powodujących, że grono niedowierzających zaczęło rosnąć, mimo że byli oni napiętnowani jako “spiskowcy” (słowo wymyślone przez CIA w celu określenia tych, którzy mieli poważne wątpliwości co do oficjalnej wersji zamachu na Kennedy’ego). To, co nastąpiło później, znamy z oskarżeń o negowanie zmian klimatycznych lub szczepionek.
Ale konflikt na Ukrainie wraz z oczywistymi fałszywymi narracjami i konsekwencjami ekonomicznymi, za które w całości zapłacili obywatele, masakry w Strefie Gazy, wspierane praktycznie w całości przez Zachód, stawiają obecnie konsensus dla polityk elit w poważnym niebezpieczeństwie. W rezultacie doprowadziło to do cenzury, w niektórych przypadkach do nielegalnych aresztowań i prób kontrolowania całej Sieci pod różnymi pretekstami, na przykład walki z pedofilią, która jest raczej tajnym nałogiem oligarchii. Albo poprzez tworzenie bezsensownych pojęć, takich jak dezinformacja, w celu ukrycia natury cenzury i nadania jej mylącej szaty. Krótko mówiąc, jasne jest, że europejscy przywódcy są przerażeni rosnącym sprzeciwem, z jakim się spotykają. Ale, jak mówi Vogel, nie mogą zawrócić.
Pozostaje więc wyłącznie represja, ślepa represja, która czasami, jak to miało miejsce w Paryżu, jest również skierowana przeciwko ich własnym kręgom odniesienia. Już teraz owe elity polityczne, wyhodowane jak kurczaki w bateriach, mają bardzo małą głowę, ale dziś tracą ją całkowicie.
Fragment artykułu Stefano Montefiori dla „Corriere della Sera” na temat interwencji policji w Paryżu:
Gaz pieprzowy w oczy, pobici uczniowie, uczeń zatrzymany i aresztowany za to, że odważył się zaprotestować przeciwko policjantowi, który prysnął mu w twarz gazem łzawiącym: przemoc policyjna powróciła na pierwsze strony gazet w Paryżu i to nie z powodu demonstracji, która źle się skończyła, czy wandalizmu podmiejskich casseurs, ale z powodu bezprecedensowej interwencji, która położyła dramatyczny kres staremu i pokojowemu rytuałowi „wojny jodeł” między dwoma najlepszymi, rywalizującymi ze sobą liceami we Francji.
Licea Henri-IV i Louis-le-Grand w Paryżu od wieków są sercem elity, szkołami, w których uczyli się prezydenci Republiki, premierzy i wielcy intelektualiści (między innymi Emmanuel Macron i Michel Foucault w pierwszym, Jacques Chirac i Roland Barthes w drugim, Jean-Paul Sartre w obu).
Z kilkoma wyjątkami, ze względu na pochodzenie, ambicje i prawdopodobne przeznaczenie, uczniowie nie są wandalami predysponowanymi do buntu, a moment ich największego szaleństwa przychodzi co roku, gdy licealiści biorą udział w tzw. „wojnie jodłowej”: rodzaju goliardycznego rytuału, w którym Henri-IV i Louis-le-Grand rywalizują o choinki umieszczone w nadmiarze przez gminę na Place du Pantheon.
Jest to tak głęboko zakorzeniona tradycja uczniowska, że jest akceptowana, a nawet faworyzowana przez dyrektorów obu szkół i gminę VI dzielnicy, która uczestniczy w organizacji: na Place du Pantheon znajdują się duże udekorowane choinki, przeznaczone dla wszystkich mieszkańców i turystów, ale gmina dostarcza również kilka jodeł pozostawionych na chodniku, gotowych do zabrania przez uczniów: zwycięzcą jest ten, komu uda się zabrać najwięcej, a następnie wyeksponować je jako trofea przy wejściu do własnego liceum.
Nie stanowiło to większego zagrożenia dla porządku publicznego, niemniej jednak kilka dni temu zabawa została przerwana przez ubranych po cywilnemu funkcjonariuszy Brygady Zwalczania Przestępczości, którzy wmieszali się w tłum młodzieży i zaczęli używać gazu łzawiącego na wysokości ich oczu. Ku zdumieniu uczniów, założyli oni na ramiona opaski z napisem „Policja” i przystąpili do rozpraszania niewielkiego tłumu.
„Interwencja była tak szybka i nagła, że natychmiast wywołała chaos” – mówi Clara, jedna z dziewcząt biorących udział w „wojnie jodłowej”. “Policjanci byli agresywni, próbowaliśmy z nimi spokojnie rozmawiać, ale funkcjonariusz zagroził nam aresztowaniem, a potem rzucono kogoś na ziemię. Nadużycie władzy”.
Na jednym z wielu nagrań wideo z tego wieczoru widać policjanta w cywilu, który krąży wśród uczniów i bez ostrzeżenia pryska im gazem w oczy, a następnie goni i bije ucznia, który ośmielił się zaprotestować w obronie koleżanki.
Około 200 uczniów rzuciło się do jedynej fontanny przy Panteonie lub do pobliskich kawiarni. Rektorat Paryża twierdzi, że „studenci, którzy wymagali leczenia, otrzymali opiekę w szkolnym ambulatorium, a czterech z nich zostało przewiezionych do okulistycznej izby przyjęć szpitala Cochin”. […]