Franek siedzi z Gabrysią w jednej ławce. Mają po osiem lat. Pani na lekcji powoli traci cierpliwość, bo ta dwójka nieodłącznych przyjaciół znowu chichocze. Tak, to prawda — śmieją się, rozmawiają i są niegrzeczni. Pani jednak cierpliwie i spokojnie mówi: — Gabrysia, Franek, przestańcie przeszkadzać!
Na korytarzu zamęt. Na przerwie wszystkie dzieci skupione są wokół Gabrysi i Franka. Ale heca! — Franek trzyma w rączkach mały różowy pierścionek z plastiku, z ładnym różowym oczkiem. To ulubiony kolor Gabrysi, a Franek o tym wie.— Czy wyjdziesz za mnie za mąż, Gabrysia? Już wybrałem kościół — pyta z uśmiechem Franek. — Termin za miesiąc.
I podaje jej różowy pierścionek.
Wszystkie dzieci wybuchają śmiechem, a Gabrysia — czerwona — też próbuje się śmiać, ale milczy.
— Wiesz, Gabrysia… — kontynuuje Franek — ja wiem, że jesteśmy bardzo młodzi, ale ja mogę mieć żonę tylko teraz, bo nie wiem, czy za rok… — tu zapada cisza — no, czy za rok będę mógł.
==================================================== Koniec sceny.
Franek od roku ma zdiagnozowaną dystrofię mięśniową Duchenne’a (DMD). Na terapię genową w USA rodzice potrzebują około 16 000 000 zł.
prowadzona jest ogólnopolska zrzutka do 20.01.2026.
Przekazanie 1.5% podatku:
Nr KRS 0000396361. Cel szczegółowy 1.5%: 0769364 Franciszek.
Zebrano na dzień 9 grudnia 2025 — 3 000 000 zł. To są tylko zimne liczby, nie mówią o dramacie Franka ani o strachu jego rodziców. Oni wciąż mają nadzieję.
Dziewczynka, która z nim siedzi, to moja wnuczka, Gabrysia. Robi, co może. Daje mu swój czas i dba, żeby się śmiał — tylko tyle, a może aż tyle.
Chciałabym coś zrobić teraz, natychmiast! Wysłałam znajomym prośby o wpłatę. My, dorośli, jesteśmy tak zajęci swoimi sprawami. Pomagamy chętnie, ale czasem tylko dla poprawy własnego samopoczucia. Kiedy państwo nie może nic zrobić w takiej sytuacji dla swojego małego obywatela — to czy potrafi zadbać o kogokolwiek? Mówią rodzicom: radźcie sobie sami, my nic nie możemy, to nie nasz problem. Jeśli ośmioletnia Gabrysia widzi ten problem, to czy my, dorośli, naprawdę możemy go nie zauważyć?
Powiem tak — jako babcia moich wnuków: Nie może być praworządnej Polski, jeśli obojętnie przechodzimy obok dramatów małych dzieci.Nie zgadzam się, by nasze wnuki nosiły na plecach brzemię strachu i odpowiedzialności za życie swoich rówieśników. Podziel się, człowieku, choćby kroplą dobroci. Bo jeśli nawet jedna kropla wydaje Ci się nieważna — to czy ocean nie jest zbudowany właśnie z takich kropli?
Premier Węgier Viktor Orban w mocnych słowach odpowiedział Komisji Europejskiej, próbującej wymusić na Budapeszcie przyjmowanie nielegalnych migrantów z zachodniej Europy lub też płacenie przez ten kraj wysokich kar finansowych w przypadku odmowy.
Viktor Orban przypomniał, że to jego kraj powstrzymał południowe granic Unii Europejskiej przed zalewem Starego Kontynentu przez nielegalnych migrantów.
„Powstrzymaliśmy ich naszym ogrodzeniem granicznym i tysiącami strażników granicznych, których Bruksela karze grzywną w wysokości € 1 miliona dolarów dziennie. Zamknęliśmy południowy szlak, ale pakt migracyjny stawia nas teraz przed frontem zachodnim. Najnowsza decyzja Brukseli wymaga, aby od lipca przyszłego roku Węgry albo przyjmowały migrantów z innych krajów europejskich, albo płaciły za ich przyjazd” – oznajmił węgierski premier za pośrednictwem mediów społecznościowych.
„Chcę raz na zawsze jasno powiedzieć, że dopóki Węgry będą miały rząd narodowy, nie wdrożymy tej skandalicznej decyzji” – zadeklarował Orban.
Premier Węgier nazwał decyzję Brukseli w sprawie Paktu Migracyjnego „niedopuszczalną”.
„Nie przyjmiemy ani jednego migranta i nie będziemy płacić za migrantów innych. Węgry nie wdrożą postanowień Paktu Migracyjnego. Rozpoczyna się bunt!” – skonkludował Orban.
[Ponad 16,5 tysiąca dzieci znajduje się w domach dziecka]
Szanowni Państwo, Zazwyczaj wygląda to tak: gdy w sercach małżonków pojawia się pragnienie powiększenia rodziny, rozpoczynają starania o dziecko i po jakimś czasie pod sercem mamy zaczyna kiełkować nowe życie. To naturalna i najpiękniejsza droga.Czasami jednak coś idzie nie tak. Kolejne miesiące bez upragnionych dwóch kresek na teście ciążowym stopniowo zabijają nadzieję, zamieniając ją w stres, frustrację i ogromny smutek. Niekiedy pojawia się diagnoza, która daje jednoznaczną odpowiedź: na ciążę nie ma szans. Dla innych par taka odpowiedź nie przychodzi nigdy, muszą mierzyć się z ciągłą niepewnością, mając świadomość upływającego czasu.Gdy droga do stania się mamą i tatą zamyka się, pozostaje tęsknota. Ale w sercach niektórych par otwierają się wówczas inne drzwi. Myśl o tym, by mimo wszystko zrealizować swoje pragnienie rodzicielstwa, dając dom dziecku, które na niego czeka.Bywa zresztą i tak, że u początków takiej decyzji nie leżą wcale problemy z poczęciem. Niekiedy pragnienie dzielenia się miłością rodzicielską jest tak silne, że rozlewa się nie tylko na biologiczne dzieci, a otwartość na przyjęcie do rodziny malucha, który potrzebuje bezpiecznego domu, pojawia się w sercach małżonków nawet wówczas, gdy mają już pełną rodzinę.W każdej takiej historii jest też i druga strona.To dziecko, które czeka na mamę i tatę. Ludzi, którzy stworzą dla niego bezpieczny, ciepły dom, pełen miłości, szczęścia i dbałości o jego potrzeby.Z tym pragnieniem rodzi się przecież każdy maluch.Decyzja o adopcji to otwarcie nowego rozdziału – czasu oczekiwania na dziecko, ale… zupełnie innego niż to, czego spodziewała się większość z nas. Przyszli rodzice nie odliczają kolejnych tygodni ciąży, nie obserwują z napięciem wszystkich objawów, nie oglądają maluszka na badaniach USG. Nie znają terminu porodu.Zamiast tego – przechodzą szereg procedur, badań, szkoleń i rozmów. A gdy zapada decyzja, że mogą zostać rodzicami, czekają już tylko na ten jeden telefon. Po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiewa tak długo wyczekiwane zaproszenie na pierwsze spotkanie z synem lub córką. A to wciąż nie koniec – przed nimi jeszcze okres oczekiwania na ostateczną decyzję o przysposobieniu dziecka, znów pełen formalności do załatwienia, niekiedy stresu i obciążenia związanego z nową, niełatwą przecież rolą rodzica. Kolejne miesiące i lata to bardzo wymagający okres budowania więzi, poznawania się nawzajem i tworzenia wymarzonej rodziny. W tym szczególnym czasie, gdy początki rodzicielstwa przebiegają w tak wyjątkowy sposób, rodzice potrzebują wsparcia, tak merytorycznego, jak emocjonalnego czy duchowego.Dostrzegając te potrzeby, chcemy stworzyć dla przyszłych rodziców przestrzeń, w której uzyskają pomoc na każdym etapie tej drogi: od pomocy prawnej i materiałów edukacyjnych, przez opiekę mentalną, aż po wspólnotę rodzin gotowych dzielić się swoim doświadczeniem i sercem. Chcemy budować mosty pomiędzy dziećmi, które czekają, a dorosłymi, którzy pragną otworzyć swoje domy i serca. Dlatego pragniemy dziś zaprosić Państwa do włączenia się w inicjatywę „Mecenas dla maluszka”, którą podejmujemy wraz z Instytutem Ordo Iuris, a której celem jest kompleksowe wsparcie w procesie adopcji.Bo adopcja nie jest tylko formalnością – to akt miłości, który odmienia całe życie. To szansa, by stworzyć miejsce, gdzie dziecięce łzy zamieniają się w uśmiech, a samotność ustępuje poczuciu przynależności.W Polsce w 2024 roku w pieczy zastępczej (tak rodzinnej, jak i instytucjonalnej) przebywało blisko 76 tysięcy dzieci. Większość z nich mieszkała w rodzinach zastępczych, ale ponad 16,5 tysiąca znajdowało się w domach dziecka. Te liczby wciąż rosną.Każde z takich dzieci to osobna historia. Często tragiczna i naznaczona cierpieniem. Niektóre z nich, mimo że są na świecie zaledwie od kilku tygodni czy miesięcy, na starcie swojego życia doświadczyły straty i bólu osamotnienia. Inne stały się ofiarami zaniedbań i przemocy ze strony tych, którzy powinni dawać im miłość i bezpieczeństwo.Jednak każde nosi w sercu pragnienie relacji z kimś, kto w trudnych chwilach przytuli i wysłucha, kto wesprze dobrym słowem, kto wieczorem utuli do snu, a następnego ranka znów będzie obok. Bezpieczny dom i rodzina, która daje stabilizację i opiekę, to dla nich szansa.Nawet najlepiej funkcjonująca instytucja i najbardziej oddani opiekunowie w domu dziecka nie zastąpią rodziny.Bo każdy maluch potrzebuje tej wyjątkowej więzi – więzi z rodzicem. Rodzina daje nie tylko zabezpieczenie podstawowych potrzeb, daje też (a może przede wszystkim) poczucie przynależności. W domu rodzinnym dziecko uczy się ufać, kochać i być kochanym, buduje swoją tożsamość, rozwija poczucie własnej wartości i odkrywa sens relacji. Dzieciom, które z różnych powodów nie mogą wychowywać się w biologicznych rodzinach, szansę na nowy, bezpieczny dom, daje adopcja.A jednak wciąż zbyt wiele maluchów czeka na rodziców.Rodziny adopcyjne i zastępcze mają za sobą trudne, ale i piękne historie. Z cierpienia, które ich spotkało, rodzice potrafili wyciągnąć coś, co koniec końców doprowadziło zarówno ich, jak i ich adopcyjne dzieci, do spełnienia marzeń o domu pełnym miłości, ciepła i bezpieczeństwa.Ale droga, która doprowadziła ich do tego miejsca, nie była łatwa.Decyzja dwojga ludzi o tym, że chcą otworzyć swoje serca dla dziecka szukającego domu, to przecież zaledwie początek. Po niej następują kolejne kroki, począwszy od kontaktu z ośrodkiem adopcyjnym, poprzez skompletowanie niezbędnych dokumentów, diagnozy, szkolenia, rozmowy i opinie.To oczywiście ważny etap, celem jest przecież dobro dziecka i znalezienie dla niego domu, w którym będzie mogło dorastać w miłości. Ogrom procedur, formalności i niezbędnych badań może jednak przerażać.Wielu potencjalnych rodziców poddaje się już na etapie wejścia na tę drogę. Przekonani, że proces adopcyjny jest długi i skomplikowany, rezygnują ze starania się o kwalifikację, choć czują powołanie, by stworzyć dom dla dziecka, które go potrzebuje. Jednak dzięki fachowemu doradztwu prawnemu i wsparciu psychologicznemu wiele spraw można wyjaśnić, uporządkować i znacząco przyspieszyć, zwiększając szanse na pozytywne zakończenie procedury adopcyjnej. Właśnie dlatego chcemy dziś zaprosić Państwa do udziału w ważnej kampanii, którą podejmujemy wspólnie jako Centrum Życia i Rodziny oraz Instytut Ordo Iuris.Chcemy, aby każde dziecko, które marzy o domu, mamie i tacie, mogło trafić do kochającej rodziny. Chcę zostać Mecenasem dla maluszka! Z tą właśnie myślą rozpoczęliśmy kampanię „Mecenas dla maluszka”. Naszym celem jest to, aby dzieci, które z różnych powodów utraciły opiekę rodziców biologicznych, nie były jedynie kolejnym numerem w systemie, lecz by mogły stać się synem lub córką – kimś niepowtarzalnym, kochanym i bezpiecznym.Aby rodzice, którzy decydują się otworzyć swoje serca, nie pozostawali sami na drodze prowadzącej do adopcji.Wiemy, że czeka na nich wiele wyzwań, emocji, pytań i wątpliwości. Dlatego tak ważne jest, aby w tym czasie mogli liczyć na profesjonalne wsparcie. Na każdym etapie tej drogi, począwszy od procesu rozeznawania, czy adopcja to dla nich dobry wybór, aż po stworzenie rodziny, zapewnimy im pomoc specjalistów. Oferujemy wsparcie prawne i doradcze, od pierwszego kontaktu, aż po ostateczne orzeczenie sądu. Opiekujący się rodziną prawnik wyjaśni wszelkie formalności, pomoże w skompletowaniu odpowiednich dokumentów, doradzi, jak przejść przez stresujące procedury.Dla par dopiero rozważających adopcję chcemy przygotowaćpakiet materiałów informacyjnych oraz praktyczny poradnik, o tym, jak adoptować dziecko, w którym znajdą wszelkie niezbędne informacje o przebiegu całego procesu.Naszym wsparciem pragniemy objąć także istniejące i nowo powstające rodziny. Z myślą o nich budujemy sieć rodzin adopcyjnych i zastępczych, które dzielą się doświadczeniem, wspierają się nawzajem i są inspiracją dla innych.Naszym celem jest również pokazanie, że troska o życie nie kończy się na narodzinach. Dlatego chcemy promować adopcję i mówić o niej głośno – na Marszach dla Życia i Rodziny, w kościołach, w mediach i internecie. Kampanię „Mecenas dla maluszka” kierujemy więc zarówno do osób, które potrzebują wsparcia w procesie decyzyjnym, rodzin planujących adopcję, prowadzących różne formy pieczy zastępczej, jak i do osób, które nie mogą adoptować dziecka, ale chcą wspierać innych na tej drodze i promować ideę adopcji i pieczy zastępczej.Tak szeroko zakrojone przedsięwzięcie wiąże się oczywiście z dużymi kosztami. Kampania tej skali wymaga znacznego zaangażowania finansowego i organizacyjnego. Dlatego pilnie prosimy Państwa o wsparcie inicjatywy Mecenas dla maluszka dobrowolnym datkiem w wysokości 50 zł, 100 zł, 200 zł czy 500 zł lub nawet wyższej, a jeśli to możliwe, prosimy także o rozważenie stałego, comiesięcznego wsparcia. Wspieram tę inicjatywę! Każda Państwa pomoc przełoży się na konkretne działania:dotarcie do rodzin, które mają możliwości, aby otworzyć się na dzieci, w tym szczególnie dzieci chore, z niepełnosprawnością czy trudną historią;udzielanie bezpłatnego wsparcia prawnego, merytorycznego i emocjonalnego dla rodzin gotowych adoptować dziecko;przygotowanie poradników prawnych, broszur i kampanii społecznych promujących adopcję i różne formy pieczy zastępczej;produkcję filmu z historiami tych, którzy odważyli się dać dziecku dom;towarzyszenie rodzinom na każdym etapie adopcji – od pierwszego kroku aż po stworzenie bezpiecznego domu;tworzenie sieci rodzin adopcyjnych i zastępczych, gotowych przyjąć dzieci, które mają szczególne trudności ze znalezieniem rodziców. Chcemy także zaprosić Państwa do osobistego włączenia się w inicjatywę „Mecenas dla maluszka”. Być może sami tworzycie Państwo rodzinę adopcyjną i moglibyście podzielić się swoim świadectwem i doświadczeniem, wspierając inne rodziny na tej drodze? A może wspieracie Państwo ideę adopcji i chcielibyście włączyć się w działania promocyjne, aby inspirować kolejne rodziny do otwarcia się na przyjęcie dzieci? Zapraszamy do kontaktu! Wszystkie potrzebne informacje znajdą Państwo na stronie www.MecenasDlaMaluszka.plTroska o życie nie kończy się na narodzinach. Adopcja i inne formy pieczy zastępczej są jej kontynuacją, sprawowaną wobec dzieci, które z różnych przyczyn nie mogą wychowywać się w biologicznych rodzinach. Wszystkie zasługują jednak na własny dom, bezpieczeństwo i miłość.Żadna, nawet najlepiej działająca instytucja nigdy nie zastąpi przecież wychowania w rodzinie. Instytucjonalnie można zastąpić podstawową opiekę, edukację, działania wychowawcze. Nic jednak nie zastąpi wyjątkowej, jednostkowej relacji między rodzicem a dzieckiem, uczestniczenia w zwykłej rodzinnej codzienności, poczucia przynależności.Troska o to, aby każde dziecko mogło dorastać otoczone miłością mamy i taty, to prawdziwa służba życiu.W 2023 roku do adopcji trafiło 1,4 tysiąca dzieci.To 1400 serc, które wreszcie mogą rozpalić się miłością, której tak bardzo pragnie i potrzebuje każde dziecko: miłością do mamy i taty.Wciąż jednak jest też ogrom tych, które czekają, dorastając bez rodziny. I wielu rodziców marzących o tym, by pewnego dnia przytulić swojego syna czy córkę.Pomóżmy im się spotkać.Liczę na Państwa pomocWSPIERAM DZIAŁANIA CENTRUM ŻYCIA I RODZINY!Dane do przelewu:Centrum Życia i Rodziny Skrytka pocztowa 99, 00-963 Warszawa 81 Nr konta: 32 1240 4432 1111 0011 0433 7056, Bank Pekao SA Z dopiskiem: „Darowizna na działalność statutową Centrum Życia i Rodziny”SWIFT: PKOPPLPW IBAN: PL32 1240 4432 1111 0011 0433 7056Centrum Życia i Rodziny Skrytka Pocztowa 99, 00-963 Warszawa tel. +48 22 629 11 76
W piątek 5.12.2025 było już pierwsze czytanie zmian jakie chce proniemiecki rząd wprowadzić do Kodeksu Wyborczego. Wcześniej, kilka tygodni temu, Żurek masowymi czystkami, wyrzucił tych Komisarzy Wyborczych, którzy powołani byli przez poprzednie rządy – przygotował grunt pod znane z komunizmu określenie „kadry są najważniejsze”. Teraz nastąpił kolejny krok. Milczy PKW, milczą media, milczy tzw. opozycja.
Proponowane zmiany w Kodeksie Wyborczym cofną nas do czasów stalinowskich!
Chcą wprowadzenia nowej osoby do składu Obwodowych Komisji Wyborczych – tzw. sekretarza, który nie będzie pochodzić z oddolnego, społecznego wyboru a będzie on nadzorować wszystkie czynności komisji, dotychczasowa funkcja Przewodniczącego OKW będzie marionetkowa!
Sekretarze będą się rekrutować tylko z administracji państwowej lub samorządowej. Kandydatów na owych sekretarzy wskaże wójt a zatwierdza komisarz wyborczy, czyli wszystko w ramach „nadzwyczajnej kasty” i nadzorować wybory będą ci, którzy w ich efekcie mają być wybrani.
Komitety Wyborcze Wyborców będą mogły delegować jedynie po jednym kandydacie na OKW, nawet jeśli będzie wakat to już nie będzie, tak jak do tej pory, że można było zgłaszać kolejnej osoby. O nie!!! Obsadzaniem wakatu już zajmie się tylko komisarz wyborczy, wyciągając go sobie z dziupli.
W ten centralistyczny i zamordystyczny sposób zostanie ograniczona oddolna, swobodna kontrola wyborów poprzez obywatelska kontrolę i blokowanie fałszerstw na poziomie Obwodowych Komisji Wyborczych, które teraz będą naszpikowane ludźmi z rządowych i urzędniczych „centrali” narzucanych przez Komisarzy Wyborczych. Do minimum spadnie możliwość obsadzania składów przez Komitety Wyborcze delegujące obywateli.
Prawica bez Boga musi prędzej czy później przeobrazić się w kult siły, prymitywny terytorializm oraz pochwałę cwaniactwa i dorobkiewiczostwa. Potwierdzają to niepokojące kierunki, w jakich ewoluują dziś polityczne postulaty i medialne przekazy młodego pokolenia prawicowców.
Inna jest prawica „stara”, wychowana w PRL-u; inna „średnia”, której dorastanie przypadło na czas przełomu ustrojowego; a jeszcze inna „młoda” – uformowana już w całości w demokracji liberalnej i gospodarce kapitalistycznej. Sam pochodzę z pokolenia „przełomu”, więc pamiętam jeszcze brud i monotonię „Polski Ludowej”, a równocześnie niepokój powodowany obserwacją mentalnościowych przemian Polaków w III RP. Muszę jednak przyznać, że z wiekiem coraz częściej ciążę ku prawicy „starej”: pomimo wszelkich jej wad, a także dostrzegania zalet nowego pokolenia. By nie brzmiało to jak fałszywa kurtuazja, śpieszę wymienić: w młodej prawicy cenię duży szacunek do nauki, dociekliwość i poszukiwanie dowodów na poparcie swoich tez; doceniam większą dbałość o formę przekazu, która dla „starych” była czymś całkowicie marginalnym; wreszcie: dążenie do pogłębienia znajomości własnej doktryny i do bycia na bieżąco ze zmieniającymi się wyzwaniami technologicznymi. Na tym tle stara prawica jawi się jako obskurancka, odrzucająca nowe odkrycia naukowe, a do tego żyjąca dawno już stoczonymi bitwami, nie rozumiejąca i nie chcąca dostrzec tych toczących się aktualnie.
A jednak, gdy spojrzeć na statystyki dotyczące praktyk religijnych, zakładania rodzin czy gotowości do obrony kraju, okazuje się, że to właśnie „stare dziadki”, a nie rzutcy chłopcy mówiący o posłaniu ich na emeryturę, chętniej ruszyłyby np. na front bić się o Polskę. Młoda prawica (umownie tak tu nazwana) ma oczywiście setki „wyrafinowanych” wyjaśnień, dlaczego do żadnej z tych rzeczy specjalnie się nie pali. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że te intelektualizacje są wtórne wobec czegoś, co tkwiło w niej już wcześniej, i co jest właśnie efektem uformowania przez taki, a nie inny system.
Możemy oczywiście godzinami porównywać PRL i III RP, rozbijając je na czynniki pierwsze i powtarzając po raz setny te same diagnozy: że żyjemy w czasach egoizmu, indywidualizmu, materializmu, „samorealizacji” i kultu sukcesu. Nikt, kto od początku dorastał w takim klimacie nie umknął temu wpływowi, bo liberalny rdzeń został mu zaszczepiony już w trakcie socjalizacji. Co tu dużo mówić: jesteśmy częścią systemu opartego na potwornej chciwości, w którym wszystko zostaje zredukowane do „transakcji”, panuje mentalność lichwiarsko-handlarska, a wizerunek w mediach społecznościowych staje się ważniejszy od duszy. I nawet ci, którzy okazali się na to wszystko dosyć odporni, aby przetrwać w tym systemie muszą przynajmniej do pewnego stopnia grać na jego warunkach.
Dzieje się ze szkodą dla duchowej sfery człowieka. W demoliberalnym kapitalizmie bowiem wszelka duchowość wymykająca się kontroli jest dla kluczowych ośrodków wpływu niepożądana, bo z natury kontemplatywna, a nie konsumpcyjna. Uduchowiony (zwłaszcza po katolicku) pracownik czy pracodawca zgrzyta w tej wielkiej maszynie i trzeba coś z nim zrobić. Próbuje się więc „przyciąć” jego katolicyzm do potrzeb demoliberalnego kapitalizmu (rolę tych „przycinaczy” pełnią „katoliberałowie”, „fajnokatolicy”, „katolicy otwarci na przestrzał” etc.). Można też zastąpić go jakąś inną, bardziej „zglobalizowaną” mutacją religijności lub wręcz ezoteryki, albo po prostu unieważnić. Biorąc pod uwagę bardzo niski współczynnik młodych osób praktykujących religijnie, system ten walczy z duchowością ze szczególną skutecznością. Nic więc dziwnego, że im wcześniej ktoś w ten świat wszedł, tym poniósł większe ryzyko religijnego zobojętnienia albo sprowadzenia duchowości do roli zaledwie symbolicznej lub tożsamościowej. To wszystko zostawiło niestety ślad również na samej idei prawicy.
Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło: „młoda prawica”, podobnie jak ta „stara”, walczy z postępowcami równie intensywnie, a chwilami nawet głośniej, bo działa w środowisku, które premiuje hałas, ironię i dobitne epitety. Gdy jednak przyjrzeć się tej walce uważniej, szybko okazuje się, że obie strony idą do boju z zupełnie innych pobudek. Dla starej prawicy przeciwnik pozostawał przeciwnikiem przede wszystkim moralnym i metafizycznym: bezbożnym, nihilistycznym, wykorzenionym. To ciągle spór o naturę człowieka, cywilizację, grzech, transcendencję.
Dla młodej prawicy, uformowanej już przez główny nurt kapitalizmu i kult jednostki – kategorie te praktycznie nie istnieją. W „lewactwie” nie jest dla niej najgorsze to, że jest bezbożne, grzeszne czy niemoralne. O wiele bardziej boli ją to, że ogranicza „świętą wolność” bogacenia się i konsumowania. W jej optyce lewica jest irytująca nie dlatego, że neguje istnienie obiektywnej moralności, lecz dlatego, że coś nakazuje i czegoś zakazuje: każe budować domy w ten, a nie inny sposób; mówi ile można emitować CO2, jak przedstawiać postaci w filmach; sugeruje, czego nie należy kupować; ogranicza ilość plastiku, mięsa czy godzin, w których można zakupić alkohol. Jednym słowem – ogranicza, uderzając w komfort i swobodę.
Jeżeli naczelną wartością współczesnego systemu jest liberalnie (a więc niechrześcijańsko) rozumiana „wolność”, to myśl „młodej prawicy” w gruncie rzeczy niewiele się od niej różni. Różnica polega jedynie na tym, że inaczej diagnozuje zagrożenia dla tej „wolności”. Lewicowi liberałowie widzą je w „faszystach”, „populistach”, „autokratach”, „nacjonalistach”, którzy według nich chcą ich styl życia zdusić.
Młoda prawica z kolei widzi największe niebezpieczeństwo w „Unii Europejskiej”, „mainstreamie”, „biurokratach” i „politycznej poprawności”… ale nie dlatego, że są bezbożne (to aspekt dla niej drugorzędny); nie chodzi o walkę o duszę, lecz o walkę o swobodę użytkownika i konsumenta. Paradoks polega na tym, że ci młodzi prawicowcy, tak chętnie mówiący o obronie „tradycji i cywilizacji łacińskiej”, często bronią ich jedynie w sferze symbolicznej, a w praktyce posługują się retoryką niemal identyczną z językiem wielkich platform technologicznych i think tanków wolnorynkowych z USA. Ich bohaterowie kultury to nie św. Tomasz z Akwinu czy Prymas Wyszyński, ale „self-made millionaire” i influencer od produktywności.
Kiedy więc przychodzi do realnej oceny sporu, wychodzi na jaw rzecz podstawowa: młoda prawica nie walczy z lewicą jako „zepsuciem moralnym”, lecz jako z biurokratycznym przeszkadzaczem. Lewica jest dla niej przeciwnikiem dopóty, dopóki podnosi ceny energii, wprowadza zakazy, reguluje rynek najmu albo proponuje podatki progresywne. Gdyby jutro jakaś część lewicy powiedziała: „wolność gospodarcza jest nienaruszalna, róbta co chceta”, większość młodej prawicy z ulgą przestałaby się nią interesować, o ile nie w ogóle zaczęłaby ją traktować jako potencjalnego sojusznika. W tym sensie ich antylewicowość jest raczej odruchem konsumenckim niż cywilizacyjną walką dobra ze złem. I właśnie to pokazuje, jak bardzo duch został z tej prawicy wypłukany.
Jeżeli ideałem wielu prawicowców było „nowe średniowiecze”, jako symbol duchowej odnowy, powrotu do zakorzenienia, do chrześcijańskiego porządku i hierarchii sensu to zwycięstwo „młodej prawicy” w formie opisanej powyżej do niczego takiego nas nie doprowadzi. W najlepszym wypadku urządzi nam za to wielki, globalny bazar, w którym wszystko można kupić, sprzedać i przeliczyć, a jedyną wartością realnie chronioną pozostaje wartość obrotu. Będzie to świat może mniej irytujący niż ten rządzony przez „lewaków”, bo pozbawiony ich moralizatorskiej pasji i niekończących się regulacji, lecz słabe to pocieszenie. Co z tego, że na bazarze łatwiej jest oddychać, skoro nie ma tam miejsca na coś naprawdę wzniosłego? Co z tego, że zniknie lewicowy kaznodzieja od emisji CO2, skoro w jego miejsce pojawi się kaznodzieja od „optymalizacji”, „efektywności”, „skalowania” i „personal brandingu”?
Młoda prawica, triumfująca w swojej wersji bez Boga, nie odtworzy żadnego „ładu chrześcijańskiego”; odtworzy raczej porządek centrów handlowych, giełd kryptowalut i „duchowości instant”.
Z Maryją Królową Polski modlić się będziemy o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu
BIŁGORAJ – w każdą drugą niedzielę miesiąca w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny o godz. 18.00 Msza Święta za Ojczyznę i Pokutny Marsz Różańcowy!
WARSZAWA – zapraszamy na comiesięczny Pokutny Marsz Różańcowy, który już od 9 lat odbywa się w stolicy. Rozpoczynamy Mszą Świętą o godz. 8.00 w kościele św. Andrzeja Apostoła i św. Brata Alberta na pl. Teatralnym 20, po niej udajemy się ulicami Warszawy pod Sejm RP.
Zgodnie ze słowami Najświętszej Dziewicy Maryi (zawartych we wszystkich uznanych objawieniach) modlitwa na Różańcu Świętym jest ostatnim ratunkiem dla świata. To jest FAKT – władze tego świata, odrzucają Boga a na Jego miejsce intronizują zachcianki człowieka (lub w najlepszym wypadku sentymentalnie celebrują humanizm).
Trasa naszego comiesięcznego Pokutnego Marszu Różańcowego w Warszawie: Po drodze z placu Teatralnego idziemy ogarniając modlitwą Różańca Świętego ważne instytucje i ministerstwa położone przy Krakowskim Przedmieściu, modlimy się za Prezydenta RP pod jego siedzibą, skręcamy w ul. Świętokrzyską by modlić się pod Ministerstwem Finansów, później przy pl. Powstańców Warszawskich 7 dochodzimy do budynku TVP, gdzie mieszczą się główne studia informacyjne telewizji publicznej (przez dziesięciolecia komunizmu i liberalizmu siejących nienawiść oraz kłamstwa). Modlić się będziemy o konieczne zmiany w mediach i nawrócenie środowisk dziennikarskich. Kierujemy się później w stronę placu Trzech Krzyży i na ul. Wiejską aby ogarnąć modlitwą władze ustawodawcze naszego Kraju. Zakończenie Pokutnego Marszu Różańcowego będzie pod Sejmem i Senatem RP (wcześniej podejdziemy pod ambasadę Kanady, gdzie Panu Bogu i Jego Matce zawierzać będziemy Mary Wagner, która toczy samotny bój o przestrzeganie prawa Bożego w Kanadzie).
Będziemy się modlić o ustanie kłamliwych ataków na nasz Kościół i Ojczyznę, o nawrócenie nieprzyjaciół i pojednanie ludzi, narodów i państw na fundamencie prawdy, aby wobec ofiar zbrodni i ludobójstwa nastąpiło sprawiedliwe zadośćuczynienie za zło jakiego doświadczyli od prześladowców. Będziemy modlić się także o to by dla wszystkich narodów, dawniej i dziś zamieszkujących ziemie Rzeczypospolitej i Europę Środkowo Wschodnią, Jezus Chrystus był j e d y n ą Drogą, Prawdą i Życiem, o to też by na ziemiach nasączonych krwią ofiarną poprzednich pokoleń umocniona została święta wiara katolicka, poza którą nie ma zbawienia, by porzucone zostały błędne wyznania i religie wiodące na bezdroża nienawiści
Spotkanie Ministra Waldemara Żurka z aktywistami i przedstawicielami organizacji pozarządowych, które miało miejsce w poniedziałek, 25 listopada 2025 roku w gmachu Prokuratury Regionalnej w Warszawie.
Tematem rozmów była głównie „odbudowa praworządności”, a wśród uczestników, których obecność odnotowała prasa, znaleźli się m.in.:
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, Król chwały, który Polskę szczególnie umiłował i który do wolności nas wyswobodził!
Jutro, w XLIV rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego – jak zawsze 13. dnia miesiąca – będzie w Wałbrzychu comiesięczne czuwanie Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę, tym razem w 2 turach: pierwsza rano w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej, Patronki Wałbrzycha – jak zawsze w sobotę – różaniec za Ojczyznę przed Mszą św. o godz. 8, która będzie sprawowana w comiesięcznej intencji: o nowy cud za przyczyną sługi Bożego o. Giulia Mancinellego SJ, potrzebny do wznowienia jego procesu beatyfikacyjnego, druga zaś tura w kolegiacie Św. Aniołów Stróżów od godz. 15 do comiesięcznej Mszy św. za Ojczyznę o godz. 18. W godzinie Miłosierdzia – jak już się stało tradycją 13 grudnia – odprawimy Drogę Krzyżową bł. ks. Jerzego Popiełuszki, Patrona „Solidarności”.
Gorąco zapraszam do zestrzelenia się w jednomyślność, apelując o ukonkretnienie adwentowej postawy czuwania w obecności na wspólnotowej modlitwie „o pomyślność tej ziemi” i o zwycięstwo, które ma przyjść przez Maryję, Królową Polski wniebowziętą, która 494 lata temu objawiła się w Guadalupe jako „Ta, która depcze głowę węża”!
On Monday, the publisher of the “Franklin the Turtle” children’s book series issued a response after Defense Secretary Pete Hegseth shared a depiction of the “beloved” character that the left-wing media police labeled as “violent” on X.
US Secretary of War Hegseth shared the post on Sunday, saying, “For your Christmas wish list.” This provoked howls of outrage from the lefties – including from the publisher of the Franklin Book series.
“Franklin the Turtle is a beloved Canadian icon who has inspired generations of children and stands for kindness, empathy, and inclusivity,” Kids Can Press, the series publisher, wrote online. “We strongly condemn any denigrating, violent, or unauthorized use of Franklin’s name or image, which directly contradicts these values.”
Because these are now newsworthy and worthy of a comedic skit, the Franklin images above are for educational purposes only.
<Senator Blumenthal – these memes examine a cultural phenomenon and do not promote violence. These “violent” images do not represent the views of the US government or malone.news.>
MAHA gets rightly ‘blamed’ <insert sarcasm> for Trump winning the Presidential election, but I have to say…
The Vance/Walz debate was awesome.
So, I do believe that VP Vance also deserves some credit for Trump’s reelection.
Vance, as VP, has proven to be a brilliant choice!
Zrobię mamie na złość; niech mi ręce zmarzną. Tak w najkrótszych, żołnierskich, a właściwie nie żołnierskich, tylko infantylnych słowach, można podsumować najnowszą ofertę obywatela Tuska Donalda, którą przedłożył niemieckiemu kanclerzowi, Fryderykowi Merzowi. Obywatelu Tusku Donaldu najwyraźniej zaczynają przychodzić do głowy coraz to nowe „koncepcje” – w czym upodabnia się do Kukuńka, któremu w głowie „koncepcje” lęgną się niczym króliki – aż postronny obserwator ma wrażenie gonitwy myśli. Warto jednak dodać, że nie jest to oryginalna „koncepcja” obywatela Tuska Donalda, ani nawet żaden podszept teściowej, która – jak niesie wieść gminna – podobno sztorcuje wszystkich twardzieli w Volksdeutsche Partei. Wszystko bowiem wskazuje na to, iż obywatel Tusk Donald musiał zapatrzyć się na Naczelnika Państwa, a ściślej – nie tyle może na niego, co na Wielce Czcigodnego Arkadiusza Mularczyka, który Naczelnika Państwa w swoim czasie do tej „koncepcji” przekonał.
Można się dziwić sugestii, jakoby obywatel Tusk Donald zapatrzył się akurat na Naczelnika Państwa, z którym przecież – niczym Kargul z Pawlakiem ze znanego serialu „Sami swoi” – toczy nieubłaganą wojnę. Ale już prof Zbigniew Brzeziński w latach 60-tych ubiegłego wieku lansował teorię konwergencji, za co strasznie był krytykowany przez „Trybunę Ludu”. Chodziło o to, że „Trybunie Ludu” nie podobała się ta teoria, bo głosiła ona, iż tkwiące w śmiertelnym zwarciu antagonistyczne mocarstwa: USA i ZSRR, w miarę upływu czasu coraz bardziej się do siebie upodabniają. Dla mełamedów z „Trybuny Ludu” była to herezja pierwszej wody, bo jakże komunistyczny Związek Radziecki mógł się upodabniać do kapitalistycznej Ameryki, albo odwrotnie, kiedy przecież Ameryka porażona była, niczym zarazą, gnijącym kapitalizmem, podczas gdy ZSRR zdobywczym krokiem maszerował ku świetlanej przyszłości? Ciekawe, że te mądrości mełamedów z „Trybuny Ludu” były przedmiotem gorącej wiary części naszego społeczeństwa, które zupełnie nie zwracało uwagi na drobiazg, że zarówno w USA, jak i na tzw. „Zachodzie”, u władzy były partie socjaldemokratyczne, czasami nawet w koalicjach z partiami komunistycznymi.
Odpowiednikiem europejskiej socjaldemokracji jest w USA Partia Demokratyczna, której lewe skrzydło, to wręcz czysta – jeśli taki przymiotnik tu pasuje – komuna. A cóż robiły te socjaldemokracje, gdy były u steru? Ano, wprowadzały tyle socjalizmu, ile tylko mogły. Z kolei w ZSRR, podobnie jak w innych krajach „demokracji ludowej”, gdzie oficjalnie zniesiono ekonomiczną kategorię zysku, mądrale łamały sobie głowy nad wynalezieniem jakiejś kategorii zastępczej – ale bez skutku – i w rezultacie już od lat 70-tych ( a Polska nawet wcześniej, bo już w latach 60-tych) ZSRR musiał kupować w Ameryce zboże, chociaż zajmował jedną szóstą globu ziemskiego. Tedy wbrew oficjalnej propagandzie zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, teoria konwergencji miała solidne podstawy.
Wróćmy jednak do „koncepcji” która wylęgła się w głowie obywatela Tuska Donalda.
Wszystko wskazuje na to, że sprawcą owego wylęgnięcia jest Wielce Czcigodny Arkadiusz Mularczyk, który wpadł na pomysł, by się wylansować na żądaniu od Niemiec reparacji wojennych. Najwyraźniej musiał przekonać do tej „koncepcji” Naczelnika Państwa, który dostrzegł w tym znakomity instrument uwodzenia swoich wyznawców – bo któż by nie chciał wypić i zakąsić za niemieckie pieniądze, otrzymane w charakterze „reparacji”? Takich ludzi jest u nas Legion, toteż nic dziwnego, że Wielce Czcigodny Arkadiusz Mularczyk dostał od Naczelnika Państwa licencję na hulanie po całym świecie. Widząc rezonans, z jakim ta hulanka spotyka się w tak zwanych szerokich kręgach naszego społeczeństwa, obywatel Tusk Donald musiał poczuć kłującą zazdrość tym bardziej, że przecież Stwórca Wszechświata nie tylko dla grzeszników z PiS-u stworzył rzeczy smaczne, ale dla członków Volksdeutsche Partei też. Zatem – cóż to szkodzi, żeby i obywatel Tusk Donald oraz Volksdeutsche Partei też sobie trochę pouwodziła swoich wyznawców „dochodzeniem” reparacji od Niemiec?
To oczywiście nic nie szkodzi – chociaż z drugiej strony obywatel Tusk Donald najwyraźniej musi pamiętać, skąd wyrastają mu nogi. Nie mógł przecież zapomnieć, że to Nasza Złota Pani z Berlina w 2008 roku uratowała go przed katastrofą, załatwiając mu nagrodę im. Karola Wielkiego, co było aluzją, że jeśli ktoś odtąd podniesie rękę na Tuska Donalda, to będzie miał z nią do czynienia. Toteż stare kiejkuty aluzję zrozumiały i nawet się okazało, że nie było żadnej „afery hazardowej”, która zatrzęsła ówczesnym vaginetem obywatela Tuska Donalda. Na wszelki jednak wypadek Nasza Złota Pani mocną ręką przeniosła obywatela Tuska Donald na brukselskie salony, gdzie zrobiła z niego człowieka i europejsa całą gębą. Wprawdzie Nasza Złota Pani kanclerzyną Niemiec już nie jest – ale to nic nie szkodzi, bo teraz w obywatelu Tusku Donaldu upodobała sobie Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje, no i kanclerz Fryderyk Merz, który dostał go w spadku po swoim poprzedniku Olafie Sholzu. Jak w tej – przyznajmy – delikatnej sytuacji podjąć próbę pouwodzenia swoich wyznawców :domaganiem się” od Niemiec wojennych reparacji?
Obywatel Tusk Donald wykombinował tedy sobie, że on reparacji od niemieckiego kanclerza owszem – zażąda – ale wzorem Kukuńka – „jednocześnie” da mu do zrozumienia, że tak naprawdę żadnych reparacji nie chce. Jakże inaczej wytłumaczyć pogróżkę, że jeśli Niemcy nie wypłacą odszkodowań ofiarom wojny w Polsce, to Polska zrobi to sama, ze swojego budżetu? Podobne to jest do pogróżek meksykańskiej cesarzowej Charlotty, która – po uwięzieniu w Meksyku cesarza Maksymiliana [1867] – przyjechała do Europy i molestowała w Paryżu cesarza Napoleona III, żeby go ratował. Kiedy ten się ociągał, Charlotta zagroziła abdykacją. – Ależ abdykujcie jak najprędzej – wypalił Napoleon III, a wtedy Charlotta zaczęła mu wyrzucać niepewne pochodzenie, dostała spazmów, aż wreszcie zwariowała. Żyła jeszcze bardzo długo; kiedy w 1914 roku wojska niemieckie wkroczyły do Belgii, w jednym z zamków natrafiły na Charlottę, żyjącą w stanie całkowitego obłąkania.
Jestem tedy pewien, że słysząc deklarację obywatela Tuska Donalda, że jeśli Niemcy nie zechcą zadośćuczynić polskim ofiarom wojny, to Polska ich w tym wyręczy, kanclerz Merz musiał całą siłą woli powstrzymywać się od okrzyku – ależ wypłacajcie jak najprędzej! Gdyby wydał z siebie taki okrzyk, popełniłby wobec obywatela Tuska Donalda gruby nietakt, bo każdy by zrozumiał, że tego tylko Niemcom brakowało. Jednak zamilczał roztropnie, co klakierom i pochlebcom obywatela Tuska Donalda w naszym nieszczęśliwym kraju stworzyło możliwość snucia karkołomnych teorii, jak to obywatel Tusk Donald Niemców „zawstydził” i jaki w związku z tym odniósł dyplomatyczny sukces.
Równo dwa lata temu Grzegorz Braun użył w Sejmie gaśnicy, by zgasić świecznik chanukowy, który ustawiono na sejmowym korytarzu. Po zdarzeniu polityk zabrał głos z mównicy sejmowej, by wyjaśnić swoje motywacje.
– Nie może być miejsca na akty rasistowskiego, plemiennego, dzikiego, talmudycznego kultu na terenie Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Jak rozumiem, przez zebranych przemawia ignorancja. Nie jesteście państwo świadomi przesłania treści tego aktu zwanego niewinnie świętami „Chanuka” – mówił z mównicy sejmowej Grzegorz Braun.
Marszałek Krzysztof Bosak upomniał swojego partyjnego kolegę, by odniósł się „do słów, które pana dotyczyły” – Braun wszedł bowiem na mównicę w trybie sprostowania.
– Panie marszałku, przypisano mi tutaj pobudki rasistowskie, gdy tymczasem ja właśnie przywracam stan normalności i równowagi, kładąc kres aktom satanistycznego, talmudycznego, rasistowskiego triumfalizmu, ponieważ takie jest przesłanie tych świąt – mówił dalej Braun, pomimo przerywania ze stron Krzysztofa Bosaka.
Szef Konfederacji Korony Polskiej zaprosił także posłów, którzy się z nim nie zgadzają, na „dysputę teologiczną”.
– Proszę zejść z mównicy – zwrócił się do Brauna Krzysztof Bosak.
Gdy wicemarszałka Bosaka zastąpił marszałek Szymon Hołownia, Grzegorz Braun dostał ostrzeżenie przed wykluczeniem z obrad Sejmu (co później i tak się stało, gdy polityk Konfederacji nie zastosował się, według interpretacji Hołowni, do poleceń marszałka). Po słowach Hołowni Braun ponownie wszedł na mównicę sejmową.
– Panie marszałku, wyzywam słuchaczy i widzów na dysputę historyczno-teologiczną. Chętnie wykażę panu, panie marszałku, ignorancję pańską i wszystkich zebranych w dziedzinie, w której tak śmiało się pan wypowiada – stwierdził polityk. – Nie ma pan pojęcia o istotnym przesłaniu tego aktu religijnego – mówił Braun, podczas gdy Hołownia jednocześnie wymieniał artykuł, na podstawie którego wykluczył prawicowca z obrad.
Na temat całego zdarzenia wypowiedział się wtedy w swoich mediach społecznościowych także redaktor naczelny Najwyższego Czasu!, Tomasz Sommer.
„Warto przypomnieć, że chanuka to skrajnie nacjonalistyczne święto upamiętniające 'odzyskanie świątyni’ w Jerozolimie przez Żydów z rąk Greków. Takie odzyskanie w ówczesnych realiach wiązało się z rzezią, która miała miała miejsce w Jerozolimie w r. 166 przed Chrystusem. Nie do końca rozumiem, dlaczego niby mamy to świętować” – napisał na X (dawniej Twitter) dziennikarz.
Dzisiejsze media obfitują w nagłówki zawierające słowo „niesamowite”. W ten sposób wydawcy chcąc przyciągnąć widza – i często im się udaje. Jednak to, co reklamowane jest jako niesamowite, często okazuje się zwykłą tanią sensacją lub rzeczą zupełnie niewartą uwagi. Wizerunek Matki Bożej z Guadalupe, na kawałku meksykańskiego ubrania – tilmy – jest naprawdę niesamowity. Naprawdę niesamowity! Zobacz dlaczego.
1. To niemożliwe, by człowiek mógł go odtworzyć!
Tilma – wykonana głównie z włókien kaktusowych, była zazwyczaj bardzo słabej jakości i miała szorstką powierzchnię, co utrudniało jej noszenie, a tym bardziej utrudniało namalowanie na niej trwałego obrazu.
Niemniej jednak, obraz Matki Bożej powstał i istnieje do dziś, a naukowcy, którzy go badali twierdzą, że w czasie gdy powstawał nie znano techniki stosowanej do obróbki powierzchni. Powierzchnia, na której znajduje się obraz w dotyku przypomina jedwab, podczas gdy niewykorzystana część tilmy pozostaje gruba i chropowata.
Co więcej, eksperci od fotografii w podczerwieni studiujący tilmę pod koniec lat 70. XX wieku, stwierdzili, że nie można tam zobaczyć pociągnięć pędzlem, tak jakby obraz był „nakładany” na powierzchnię jednorazowo.
Phillip Callahan, biofizyk z Uniwersytetu Florydy odkrył, że różnice w fakturze i zabarwieniu, które powodują, że skóra Matki Bożej wygląda inaczej z bliska i z daleka, są niemożliwe do odtworzenia! Taka technika byłaby czymś niemożliwym do zrealizowania przez ludzi. Często zjawisko to występuje w przyrodzie, w barwie piór ptaków i łusek motylkowych, albo jaskrawo kolorowych chrząszczy. Mówiąc precyzyjnie, chodzi o to, że gdy powoli oddalamy wzrok od obrazu, na odległość mierzoną w milimetrach, gdzie pigment i rzeźba powierzchni mieszają się ze sobą, wydaje się, jakby warstwa farby… unosiła się nad materiałem.
To, wraz z nieco zmieniającymi się kolorami w zależności od kąta, pod jakim patrzymy na obraz, i fakt, że farby użyte do stworzenia obrazu nie zawierają elementów odzwierzęcych czy mineralnych (a przecież syntetyczne barwniki nie istniały w 1531 roku), dostarcza nam wielu powodów do zdumienia!
To po prostu niesamowite.
2. Ludzie mówią, że to tylko obraz, ale tilma przeżył ich wszystkich, nie tracąc na jakości
Jedną z najczęściej powtarzanych przez sceptyków rzeczy, jest sugestia, że wizerunek musi być jakimś rodzajem fałszerstwa. Jednak po każdej próbie odtworzenia obrazu, podczas gdy oryginał nigdy nie wydaje się blaknąć, duplikaty uległy pogorszeniu w krótkim czasie.
Miguel Cabrera, artysta z połowy XVIII wieku, wykonał trzy z najbardziej znanych kopii – jedną dla arcybiskupa, jedną dla papieża, jedną dla siebie. Napisał kiedyś o trudnościach w odtworzeniu obrazu nawet na najlepszych powierzchniach: „Wierzę, że najbardziej utalentowany i ostrożny malarz, gdyby chciał wykonać kopię tego świętego obrazu na płótnie o tak złej jakości, przyznałby wreszcie po wielkich bólach, że mu się to nie udało. Można to wyraźnie sprawdzić w licznych egzemplarzach, które zostały wykonane z wykorzystaniem lakieru, na starannie przygotowanych płótnach, przy użyciu tylko jednego medium, oleju, który oferuje największe udogodnienia”.
Adolfo Orozco, fizyk z Narodowego Uniwersytetu Meksykańskiego, mówił w 2009 roku o niezwykłej warstwie ochronnej tilmy, którą najłatwiej dostrzec porównując ją do jej licznych kopii.
Jeden z egzemplarzy, wykonany w 1789 roku, został namalowany na podobnej powierzchni przy użyciu najlepszych dostępnych wówczas technik, a następnie zamknięty za szkłem i przechowywany obok właściwej tilmy. Po namalowaniu wyglądał pięknie, ale nie minęło osiem lat, a gorący i wilgotny klimat Meksyku spowodował, że duplikat zaczął zanikać i strzępić się. Wkrótce został wyrzucony.
Jednak, jak powiedział Orozco, żadne naukowe wytłumaczenie tego nie jest możliwe, ponieważ „oryginalna tilma była wystawiona na działanie promieni podczerwonych i ultrafioletowych przez około 116 lat i pozbawiona jakiejkolwiek ochrony, otrzymując całą podczerwień i promieniowanie ultrafioletowe z dziesiątek tysięcy świec w jej pobliżu i wystawiona na działanie wilgotnego i słonego powietrza wokół świątyni”.
To niesamowite!
3. Tilma wykazała cechy zaskakująco podobne do… ludzkiego ciała
W 1979 roku, gdy Callahan, biofizyk z Florydy, analizował tilmę przy użyciu podczerwieni, odkrył również, że tilma utrzymuje stałą temperaturę około 37 stopni Celsjusza, taką samą jak temperatura ciała żywego człowieka.
Kiedy Carlos Fernandez del Castillo, meksykański ginekolog, zbadał tilmę, po raz pierwszy zauważył namalowany tam czteropłatkowy kwiat nad tym, co było łonem Maryi. Kwiat, nazwany przez Azteków Nahui Ollin, był symbolem słońca i symbolem pełni.
Po dalszych badaniach Castillo doszedł do wniosku, że wymiary ciała Matki Bożej na obrazie to wymiary ciała matki spodziewającej się porodu w niedługim czasie. 9 grudnia, dzień odsłonięcia, to zaledwie dwa tygodnie od Bożego Narodzenia.
Jednym z najczęstszych atrybutów i najczęściej badanych fragmentów obrazu są oczy Dziewicy.
Kiedy Jose Aste Tonsmann, peruwiański okulista, przeprowadził badanie, jednym z jego testów było zbadanie oczu narysowanych na tilmie przy powiększeniu 2.500 razy. Dzięki obrazom powiększonych oczu, naukowiec zidentyfikował obraz aż 13… osób w obu oczach.
Być może jest to coś w rodzaju fotografii tamtej chwili, w której Juan Diego rozwinął tilmę przed arcybiskupem.
To jest niesamowite!
4. Wydaje się, że tilma jest praktycznie niezniszczalna
Na przestrzeni wieków dwa wydarzenia mogły zaszkodzić tilmie, jedno w 1785 roku i jedno w 1921 roku.
W 1785 r. robotnik oczyszczał szklaną obudowę obrazu i przypadkowo rozlał na dużą część obrazu silny rozpuszczalnik – kwas azotowy.
Obraz i reszta tilmy, która powinna była zostać rozpuszczona niemal natychmiast po rozlaniu, podobno samoistnie, odrestaurowały się w ciągu następnych 30 dni i pozostają nienaruszone do dnia dzisiejszego, poza małymi plamami.
W 1921 roku szalony antyklerykał ukrył bombę zawierającą 29 lasek dynamitu w garnku z różami i umieścił ją przed obrazem wewnątrz bazyliki na Guadalupe. Kiedy bomba wybuchła, rozbiła się marmurowa szyna ołtarzowa i okna. Zniszczeniu uległ też potężny mosiężny krucyfiks. Ale tilma i jej szklana obudowa pozostały nienaruszone.
Kandydat na prezydenta Polski Grzegorz Braun na spotkaniu z wyborcami w Piotrkowie Trybunalskim. Foto: X/Grzegorz Braun
To miało być wydarzenie, jakich wiele lidera Konfederacji Korony Polskiej. Tymczasem zaplanowane na dzisiejszy wieczór spotkanie z Grzegorzem Braunem w Szczecinie zamieniło się w logistyczny thriller. Atmosfera wokół wydarzenia przypomina działania konspiracyjne – lokalizacja trzymana jest w ścisłej tajemnicy. Na właścicieli lokali wywierana jest bowiem bezprecedensowa presja, aby nie gościć Brauna i jego sympatyków.
Dzisiejsze wydarzenie, połączone z promocją książki Mateusza Piskorskiego pt. „Ostatni więzień Rakowieckiej”, miało pierwotnie odbyć się w refektarzu Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego (AWSD) w Szczecinie. Miało, ale do spotkania w tym miejscu nie dojdzie.
Sytuacja wokół wynajmu sali w Seminarium stała się zarzewiem ostrego konfliktu. Ks. kan. dr Krzysztof Łuszczek, rzecznik kurii, poinformował media, że umowa została zerwana, ponieważ organizatorzy rzekomo wnioskowali o udostępnienie miejsca na „spotkanie opłatkowe”, podczas gdy plakat jednoznacznie wskazuje na wydarzenie polityczne.
Z tą narracją kategorycznie nie zgadzają się przedstawiciele Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna. W ich ocenie tłumaczenie strony kościelnej to próba ratowania wizerunku w obliczu zewnętrznych nacisków.
„Ksiądz rektor niestety kłamie, co jest tym bardziej smutne” – pisze Michał Jakubowski. „Odbyła się rozmowa, w której ustalono, że 12 grudnia ma odbyć się spotkanie partii Konfederacji Korony Polskiej z udziałem Grzegorza Brauna na 300 osób, a 3 stycznia spotkanie noworoczne. Ksiądz rektor zastosował typowy 'damage control’ rodem z podręczników do PR-u, zrzucając winę na rzekome spotkanie opłatkowe” – dodaje.
—————————————————
Atmosfera „Top Secret”
Wydarzenie w Szczecinie odbywa się w atmosferze, którą można określić mianem „Top Secret”. Organizatorzy nie podają publicznie nowej lokalizacji sali. Utrzymują, że jest to konieczny środek ostrożności.
W ostatnich tygodniach coraz częściej zdarza się bowiem, że lewicowe grupy aktywistów wywierają silną presję na właścicieli prywatnych i publicznych obiektów, grożąc różnymi konsekwencjami, jeśli ci zgodzą się wynająć przestrzeń na spotkanie z Grzegorzem Braunem. W efekcie umowy najmu są zrywane w ostatniej chwili, a organizatorzy zmuszeni są do działania w trybie niemal podziemnym.
Zbiórka „Pod Seminarium”
Spotkanie z Grzegorzem Braunem w Szczecinie i tak się odbędzie. Organizatorzy zastosowali rozwiązanie awaryjne. Na zaktualizowanym plakacie widnieje informacja, że spotkanie rozpocznie się o godzinie 18:00.
Punktem zbiórki dla sympatyków, którzy chcą wziąć udział w wydarzeniu, jest miejsce pod Seminarium Duchownym przy ul. Papieża Pawła VI 2 w Szczecinie. To tam uczestnicy dowiedzą się, gdzie ostatecznie udadzą się na spotkanie.
Coraz częściej stwierdzamy, że to co nam się przedstawia jako fakty jest fikcją. Fikcja zaczęła dominować w przestrzeni publicznej, to fakt.
Jak odróżnić sztuczną inteligencję od tej zwyczajnej, ludzkiej? Obydwie mówią ludzkim głosem. AI miewa nawet lepszą dykcję, ale z jakichś powodów nie umie poprawnie wymawiać liczb. Natomiast świetnie się wpisuje w rolę zamiany ról. Udaje, że opowiada jakąś prawdziwą historię, sensacyjną oczywiście, a jakżeby inaczej!
A faktycznie, to zmyśla.
Ja proponuję zmyślenia z moich książek. Jedną z nich zatytułowałam nawet „Zdarzenia i zmyślenia”. Do kupienia jest ich 10, więc jest w czym wybierać. Są to nie tylko zbiory felietonów i opowiadań, ale również powieści.
Nadają się na gwiazdkowe prezenty, a nabyć je można w księgarni Multibook, (ul. Dymińska 4 w Warszawie) która prowadzi też sprzedaż wysyłkową.
Wystarczy zamówić na stronie Można już chyba ciut przed czasem? Merry Christmas! www.multibook.pl
„Wojna sprawiedliwa” ojca Tomasza Pegues’a OP to nie tylko książka – to prawdziwa wyprawa w głąb odwiecznego dylematu: kiedy walka staje się słuszna i sprawiedliwa? Autor z prawdziwą pasją rozkłada na części pierwsze zasady św. Augustyna i Tomasza z Akwinu, wciągając czytelnika w labirynt moralnych dylematów. Czy wojna może być sprawiedliwa? Jakie podłoża skrywają decyzje o życiu i śmierci? Ta wciągająca lektura odsłania przed nami jasne granice między dobrem a złem w chaosie konfliktów. W momencie, gdy globalne spory i lokalne wojny, narastające od lat, wchodząc w coraz ostrzejszą fazę, grożąc rozstrzygnięciami o nieprzewidywalnych skutkach dla przyszłości narodów, podjęcie tematu „wojny sprawiedliwej” wydaje się aktualne jak nigdy wcześniej.
„Znam dobrych przywódców. Znam złych przywódców. Znam mądrych. Znam głupich. Są też naprawdę głupi” – mówił o politykach w Europie Donald Trump. Prezydent USA skrytykował postawę europejskich przywódców wobec wojny na Ukrainie i masowej migracji. Wśród nielicznych wyjątków wymienił Węgry i Polskę.
– Znam ich bardzo dobrze. Znam ich naprawdę dobrze. Niektórzy są moimi przyjaciółmi. Niektórzy są w porządku. Znam dobrych przywódców. Znam złych przywódców. Znam mądrych. Znam głupich. Są też naprawdę głupi. Ale nie wykonują dobrej roboty. Europa nie wykonuje dobrej roboty pod wieloma względami – przyznał Trump, pytany przez POLITICO o postawę państw UE w odniesieniu do wojny na Ukrainie.
W ocenie prezydenta USA, europejskie mocarstwa „nie osiągają żadnych rezultatów” w kwestii ukraińskiej. – Gadają, ale nie osiągają żadnych rezultatów. A wojna trwa i trwa. Trwa już cztery lata, długo przed moim przybyciem tutaj (…) jedynym powodem, dla którego naprawdę mnie to obchodzi, jest to, że nie znoszę patrzeć, jak giną młodzi, piękni ludzie – powiedział.
W ocenie prezydenta USA, dalszy kierunek polityki czołowych państw UE doprowadzi do sytuacji, w której „wiele z tych krajów przestanie być krajami zdolnymi do funkcjonowania”. – Ich polityka imigracyjna to katastrofa. To, co robią w kwestii imigracji, to katastrofa – przyznał.
– Jeśli spojrzeć na Paryż, to jest to zupełnie inne miejsce. Kochałem Paryż. Hm, jest to zupełnie inne miejsce niż kiedyś. Jeśli spojrzeć na Londyn, to mamy burmistrza o nazwisku Khan. Jest okropnym burmistrzem. Jest niekompetentnym burmistrzem, ale jest też okropnym, złośliwym, obrzydliwym burmistrzem. Myślę, że wykonał fatalną robotę – doprecyzował.
Trump całkowicie odrzucił sugestie, jakoby interesowało go zdobycie władzy w Europie poprzez wspieranie pro-amerykańskiej opozycji w poszczególnych krajach. Przyznał jednocześnie, że udziela niektórym kandydatom wsparcia przed wyborami. W tym kontekście wymienił Viktora Orbána i prezydenta Argentyny Javiera Mileia. W Białym Domu przed czerwcowymi wyborami prezydenckimi gościł również Karol Nawrocki.
W odniesieniu do kwestii migracyjnych, Trump uważa, że niektórzy przywódcy „powinni być przerażeni tym, co robią swoim krajom”. Podkreślił, że przybysze z Afryki i Bliskiego Wschodu przynoszą „swoją ideologię”, a jako wyborcy głosują na kandydatów ze swojego środowiska. W konsekwencji dochodzi do przejęcia kraju przez obcy kulturowo żywioł. Jako przykład ponownie wskazał burmistrza Londyu, Sadiqa Khana.
– Burmistrz Londynu to katastrofa. Ma zupełnie inną ideologię niż powinien. Został wybrany, ponieważ przybyło tak wielu ludzi. (…) Ale nienawidzę tego, co stało się z Londynem, i nienawidzę tego, co stało się z Paryżem – podkreślił. W jego opinii Europa „jest słaba” ponieważ chce być politycznie poprawna.
Jako wyjątek od tej reguły, prezydent USA wskazał Węgry stawiające tamę masowej migracji. – Polska również wykonała bardzo dobrą robotę w tym zakresie. Jednak większość europejskich narodów…one podupadają. Gniją – przyznał.
Słowacki premier Robert Fico napisał list do przewodniczącego Rady Europejskiej Antonia Costy, w którym zapowiedział, że podczas szczytu Unii Europejskiej nie poprze żadnego finansowania przez UE wydatków wojskowych Ukrainy, w którym miałaby uczestniczyć Słowacja.
Fico cytował list w czwartek w parlamencie. Podkreślił, że jego stanowisko przeciwko eskalacji wojny nie zmieni się pod żadną presją i niezależnie od tego, jak długo będzie trwać grudniowy szczyt. Dodał jednak, że uszanuje decyzję innych państw członkowskich, jeśli zdecydują się one na własne, dobrowolne zobowiązania.
Jak podkreślił, konflikt na Ukrainie nie ma rozwiązania militarnego, a strategia UE wobec tego konfliktu jest niewłaściwa i nieskuteczna. Zauważył, że popiera inicjatywy pokojowe i wysiłki amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa.
Fico cytował list podczas interpelacji poselskich. W parlamencie odniósł się także do strategii bezpieczeństwa USA. Według niego, dokument stwierdza, że UE odchodzi od swoich podstawowych wartości.
– Jeśli UE będzie nadal postępować w ten sposób i nie będzie szanować suwerennej polityki, tradycji i korzeni historycznych, to zginie. A jeśli ma zginąć, to niech ginie – powiedział Fico.
Strategia Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Strategy), którą administracja Donalda Trumpa opublikowała 4 grudnia 2025 r. zrywa z tzw. liberalnym porządkiem międzynarodowym, którego budowniczym i strażnikiem po II wojnie światowej były same Stany Zjednoczone oraz koryguje kurs polityki zagranicznej. Chodzi o to, odbudować siłę wewnętrzną Ameryki, która powinna być zdolna do ograniczenia wpływów mocarstw zagrażających realizacji interesów i ambicji Waszyngtonu w świecie wielobiegunowym. Równocześnie Stany Zjednoczone wypowiadają wojnę dekarbonizacji gospodarki i Zielonemu Ładowi.
Ambicją USA jest „pozostanie najsilniejszym, najbogatszym, najpotężniejszym i najbardziej odnoszącym sukcesy krajem na świecie przez kolejne dekady”.
Już we wstępie dokumentu zaznaczono, że „Strategia to konkretny, realistyczny plan, który wyjaśnia zasadniczy związek między celami a środkami: zaczyna się od dokładnej oceny tego, co jest pożądane i jakie narzędzia są dostępne lub mogą zostać realistycznie stworzone, aby osiągnąć pożądane rezultaty”.
Strategia ustala priorytety i „nie każdy kraj, region, problem czy sprawa – jakkolwiek godna uwagi – może być przedmiotem amerykańskiej strategii”.
Zasadniczym celem Ameryki jest „ochrona podstawowych interesów narodowych”. I to „jest jedyny cel” przedstawionej strategii.
Zdaniem jej autorów, wszystkie poprzednie tego typu dokumenty, jakie pojawiły się od czasu zakończenia zimnej wojny „zawiodły”, dlatego, że były idealistyczne, a nie realistyczne. Zawierały „niejasne banały” i „często błędnie oceniały, czego powinniśmy chcieć”.
Błędnie zakładano, że Ameryka musi pozostać „policjantem świata” i że ma wystarczające zasoby, aby pełnić tę rolę. Ponadto postawiono na dalszy rozwój globalizmu i „tak zwanego wolnego handlu, które wydrążyły klasę średnią i bazę przemysłową, a od niej zależy amerykańska dominacja gospodarcza i militarna”. Nadto „pozwolono sojusznikom i partnerom przerzucić koszty obronności na Amerykanów”, a czasami także „wciągano ich w konflikty i kontrowersje”, kluczowe dla interesów tych państw, ale „peryferyjne lub nieistotne” dla interesów USA. Wreszcie, naciskano na globalny zarząd poprzez sieć instytucji międzynarodowych, „z których niektóre kierują się jawnym antyamerykanizmem, a wiele transnacjonalizmem, jawnie dążąc do zniesienia suwerenności poszczególnych państw”.
Krótko mówiąc, amerykańskie elity dążyły do „fundamentalnie niepożądanego i niemożliwego do osiągnięcia celu” i „podważały w ten sposób środki niezbędne do jego osiągnięcia”, to jest „charakter” narodu amerykańskiego, dzięki któremu możliwe było zbudowanie „potęgi, bogactwa i przyzwoitości” Ameryki.
Stąd konieczna stała się korekta tej polityki, aby „rozpocząć nowy złoty wiek”.
Strategia stawia trzy pytania: 1) Czego powinny chcieć Stany Zjednoczone?; 2) Jakie są dostępne środki, aby to osiągnąć?; oraz 3) Jak można połączyć cele i środki w możliwą do zrealizowania Strategię Bezpieczeństwa Narodowego?
Czego chcą Stany Zjednoczone?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: „Przede wszystkim zależy nam na dalszym przetrwaniu i bezpieczeństwie Stanów Zjednoczonych jako niezależnej, suwerennej republiki, której rząd chroni prawa naturalne obywateli nadane przez Boga i priorytetowo traktuje ich dobrobyt i interesy. Chcemy chronić ten kraj, jego mieszkańców, jego terytorium, jego gospodarkę i jego styl życia przed atakami militarnymi i bezwzględnymi wpływami zagranicznymi, czy to szpiegostwem, drapieżnymi praktykami handlowymi, handlem narkotykami i ludźmi, destrukcyjną propagandą i operacjami wpływu, subwersją kulturową, czy jakimkolwiek innym zagrożeniem dla naszego narodu”.
W dokumencie podkreśla się konieczność zachowania pełnej kontroli nad polityką migracyjną. Amerykanie nie chcą promowanej przez oenzetowskie agendy i UE „uporządkowanej migracji”, lecz „powstrzymania” „destabilizujących przepływów ludności”.
Ponadto pragną zapewnić „odporną infrastrukturę narodową”, która nie tylko przetrzyma klęski żywiołowe, ale także wszelkie ataki i inne „zagrożenia” szkodzące narodowi i gospodarce.
Wreszcie Amerykanie chcą mieć „najpotężniejszą, najskuteczniejszą i najnowocześniejszą armię świata”, by chronić własne interesy i zapobiegać wojnom, a w razie konieczności je toczyć, „wygrywać szybko i zdecydowanie, z jak najmniejszymi stratami”.
Chcą „najsolidniejszego, najbardziej wiarygodnego i najnowocześniejszego na świecie odstraszania nuklearnego, a także obrony przeciwrakietowej nowej generacji – w tym Złotej Kopuły dla amerykańskiej ojczyzny – aby chronić naród amerykański, amerykańskie aktywa za granicą i amerykańskich sojuszników”.
USA chcą także mieć „najsilniejszą, najbardziej dynamiczną, innowacyjną i najnowocześniejszą gospodarkę świata”, która jest „fundamentem amerykańskiego stylu życia”. Styl ten „obiecuje i zapewnia powszechny i szeroki dobrobyt, mobilność społeczną i nagradza za ciężką pracę”.
Bez silnej gospodarki nie ma silnej armii. Ta pierwsza zależy od silnego sektora przemysłowego, a ten można zbudować, dostosowując produkcję do potrzeb przemysłu obronnego.
„Pielęgnowanie amerykańskiej siły przemysłowej musi stać się najwyższym priorytetem krajowej polityki gospodarczej” – zaznaczono w dokumencie.
Jednocześnie, Amerykanie pragną „najsolidniejszego, najbardziej produktywnego i innowacyjnego sektora energetycznego na świecie – takiego, który zdolny jest nie tylko do napędzania amerykańskiego wzrostu gospodarczego, ale także do bycia jednym z wiodących amerykańskich sektorów eksportowych”. I wcale nie porzucają paliw kopalnych, a nawet wypowiedzieli wojnę globalnej dekarbonizacji.
Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o ochronę własności intelektualnej przed kradzieżą z zagranicy.
Autorzy strategii zapowiadają utrzymanie „niezrównanej miękkiej siły” obiecują wywierać pozytywny wpływ na świat, „szanując odmienne religie, kultury i systemy rządzenia innych krajów”. Ale by to móc osiągnąć, konieczne jest zachowanie wiary „w inherentną wielkość i przyzwoitość” Ameryki.
Kolejna rzecz, jakiej pragną stratedzy to „przywrócenie i ożywienie amerykańskiego zdrowia duchowego i kulturowego, bez którego długoterminowe bezpieczeństwo jest niemożliwe”. Dlatego tak ważne jest pielęgnowanie patriotyzmu, docenianie i pamięć o bohaterach itp.
Kraj ma być pozostawiony przyszłym pokoleniom w lepszym stanie, niż go zastano i wszyscy Amerykanie powinni pracować dla wspólnego dobrobytu, tworząc „silne, tradycyjne rodziny, które wychowują zdrowe dzieci”.
W strategii sformułowano oczekiwania względem świata.
Czego Ameryka chce od świata?
Przede wszystkim zwraca się ku półkuli zachodniej, która ma pozostać „w miarę stabilna i wystarczająco dobrze rządzona, aby zapobiegać i zniechęcać do masowej migracji do Stanów Zjednoczonych”. Amerykanie oczekują, że kraje Ameryki Łacińskiej będą współpracować w celu zwalczania handlu narkotykami i innych transnarodowych organizacji przestępczych. Nie dopuszczą do tego, by inne mocarstwa – w domyśle Chiny, ale także Rosja – przejmowały kluczowe aktywa w państwach Ameryki Południowej. To Stany Zjednoczone zamierzają zapewnić sobie w nich „stały dostęp do kluczowych lokalizacji strategicznych”. Po prostu potwierdzono słynną doktrynę Monroe’a pochodzącą z 2 grudnia 1823 r., która ewoluowała na przestrzeni lat i dzisiaj bardziej kojarzona jest z uznaniem półkuli zachodniej za tradycyjną sferę wpływów USA.
Oczekuje się także utrzymania wolnego i otwartego Indo-Pacyfiku, zachowując swobodą żeglugi morskiej na wszystkich kluczowych szlakach, a także utrzymania „bezpiecznych i niezawodnych łańcuchów dostaw i dostępu do kluczowych materiałów”.
Jednocześnie zadeklarowano, że USA nie zrezygnują ze wspierania „sojuszników w zachowaniu wolności i bezpieczeństwa Europy, przywracając jej jednocześnie cywilizacyjną pewność siebie i zachodnią tożsamość”. Ma to o tyle istotne znaczenie, że Waszyngton zadeklarował większą aktywność, jeśli chodzi o obronę obywateli europejskich przed ograniczaniem ich podstawowych wolności, w tym wolności słowa i wyznania.
Zadeklarowano również, że USA nie dopuszczą do dominacji „wrogiego mocarstwa na Bliskim Wschodzie”, w tym nad zasobami surowców energetycznych, ale będą starali się uniknąć „wiecznych wojen”.
Wreszcie kolejny priorytet to uzyskanie przewagi nad resztą świata w zakresie technologii i regulacji odnośnie do sztucznej inteligencji, biotechnologii i komputerów kwantowych.
„To są podstawowe, żywotne interesy narodowe Stanów Zjednoczonych”. To na nich Ameryka się skupi.
Jakie mają środki, by osiągnąć cele?
Są to: elastyczny system polityczny, który można korygować, największa i najbardziej innowacyjna gospodarka świata, dzięki której możliwe jest utrzymanie „dźwigni nad innymi krajami pragnącymi uzyskać dostęp do rynku amerykańskiego”, wiodący system finansowy i rynki kapitałowe, w tym utrzymywanie statusu dolara jako globalnej waluty rezerwowej, najbardziej zaawansowany, innowacyjny i dochodowy sektor technologiczny na świecie (dzięki niemu wzmacniane są globalne wpływy Ameryki i zapewniona jest jakościowa przewaga sił zbrojnych), „najpotężniejsza i najzdolniejsza armia świata”, sieć sojuszy w różnych regionach świata, świetne położenie geograficzne z bogatymi zasobami naturalnymi, brak konkurencyjnych mocarstw fizycznie dominujących na półkuli zachodniej, granice bez ryzyka inwazji militarnej i wielkie mocarstwa oddzielone rozległymi oceanami. Inne atuty to: niezrównana „miękka siła” i wpływy kulturowe, odwaga, siła woli i patriotyzm narodu amerykańskiego, a wraz z nową administracją Donalda Trumpa przywracana jest „kultura kompetencji, wykorzeniając tzw. DEI i inne dyskryminacyjne oraz antykonkurencyjne praktyki, które degradują nasze instytucje i hamują nasz rozwój”. Uwalniane są „ogromne moce produkcyjne energii jako strategiczny priorytet w celu napędzania wzrostu i innowacji oraz wspierania i odbudowy klasy średniej”, a ponadto Ameryka się „reindustrializuje”.
Deklaruje się „przywrócenie wolności gospodarczej obywatelom poprzez historyczne obniżki podatków i działania deregulacyjne, czyniąc ze Stanów Zjednoczonych główne miejsce do prowadzenia działalności gospodarczej i inwestowania kapitału”. Z kolei inwestowanie w nowe technologie i nauki podstawowe ma zapewnić ciągły dobrobyt, przewagę konkurencyjną i dominację militarną Ameryki w przyszłości.
Zasady
Polityka zagraniczna USA ma być pragmatyczna, realistyczna, oparta na zasadach, ale nie „idealistyczna”, muskularna, ale jednocześnie nie „jastrzębia” i powściągliwa, chociaż nie „gołębia”. Ma być po prostu skuteczna.
Stawia się na negocjacje pokojowe i dyplomację, które mają doprowadzić do zakończenia konfliktów i sporów w różnych regionach świata, mogących być potencjalnym zarzewiem nowych wojen globalnych. W tym celu ma być wykorzystywana „niekonwencjonalna dyplomacja, amerykańska potęga militarna i wpływy ekonomiczne”.
Polityka zagraniczna, obronna i wywiadowcza musi opierać się na wąsko – a nie szeroko – określonym interesie narodowym, aby były szanse na realizację celów zasadniczych w zakresie bezpieczeństwa narodowego.
Zgodnie z maksymą osiągania „pokoju przez siłę”, wrogowie i konkurenci mają być odstraszani dzięki utrzymaniu „najsilniejszej gospodarki” na świecie, rozwijaniu „najnowocześniejszych technologii, wzmacnianiu zdrowia kulturowego społeczeństwa i wystawianiu najsprawniejszych na świecie sił zbrojnych”.
Inną istotną zasadą jest „skłonność do nieinterwencjonizmu” – ale nie wykluczenie go – uznając za Deklaracją Niepodległości, że inne narody są uprawnione z racji prawa naturalnego do zachowania odrębnej, a jednocześnie równej pozycji względem innych narodów.
Kolejna zasada to „elastyczny realizm”, który ma zapewnić dobre i pokojowe stosunki handlowe z innymi państwami, bez narzucania własnych zmian społecznych odrębnym kulturowo wspólnotom. Innymi słowy, Amerykanie rezygnują z narzucania własnego modelu demokracji innym krajom, które mogą mieć inne systemy rządów, chociaż nie zrezygnują z „nakłaniania podobnie myślących przyjaciół do przestrzegania wspólnych norm”.
I co chyba najistotniejsze potwierdzono to, co od dawna wiadomo, a co próbowano rozmyć wraz z forsowaniem globalizmu i sfederalizowania całego świata, w którym państwa narodowe przekażą znaczną część kompetencji na rzecz rządów federalnych w regionach, a potem jednego światowego rządu, jak to postulują federaliści związani z Grupą Spinellego, która zawiązała się wiele lat temu w Parlamencie Europejskim.
Otóż uznano prymat państw narodowych. Wskazano, że „Podstawową jednostką polityczną jest i pozostanie państwo narodowe. Jest naturalne i sprawiedliwe, że wszystkie narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu i strzegą swojej suwerenności. Świat funkcjonuje najlepiej, gdy narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu. Stany Zjednoczone będą stawiać własne interesy na pierwszym miejscu i – w stosunkach z innymi narodami – będą zachęcać je do stawiania na pierwszym miejscu również swoich interesów. Opowiadamy się za suwerennymi prawami narodów, przeciwko podważającym suwerenność najazdom najbardziej inwazyjnych organizacji transnarodowych, a także za reformą tych instytucji, aby wspierały, a nie utrudniały suwerenność jednostki i amerykańskie interesy”.
W polityce zagranicznej, obronnej i wywiadowczej istotne jest strzeżenie suwerenności przed zapędami organizacji transnarodowych i międzynarodowych oraz niektórych państw, które dążą do narzucenia cenzury.
Jednocześnie Amerykanie nie pozwolą na „operacje wywierania wpływu” przez obce mocarstwa lub podmioty i lobbing, które miałyby po raz kolejny uwikłać ich w konflikty zagraniczne, a także „cynicznie manipulowałyby” ich systemem imigracyjnym w celu „budowania bloków wyborczych lojalnych wobec zagranicznych interesów” w USA. Ameryka wytyczy własny kurs i będzie sama decydować o swoim losie, bez ingerencji z zewnątrz.
Następną zasadą jest „równowaga sił”, czyli powrót do koncertu mocarstw i budowania porządku w oparciu o zasady westfalskie promowane m.in. przez byłego sekretarza stanu i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Henry Kissingera. Ameryka będzie współpracować z sojusznikami i partnerami, by nie dopuścić do dominacji jakiegokolwiek państwa, które mogłoby zagrozić jej interesom. Celem jest utrzymanie globalnej i regionalnej równowagi sił.
Wreszcie polityka zagraniczna ma służyć pracownikom. Jak najwięcej ludzi ma korzystać z gospodarki dobrobytu.
Amerykanie obiecują także zachowanie sprawiedliwości, co odnoszą do sprawiedliwego handlu, sprawiedliwych sojuszy, jak i sprawiedliwego dzielenia obciążeń związanych ze wspólną obroną.
Dużą wagę przywiązuje się do kompetencji i zasług, które dają przewagę cywilizacyjną, jednoczenie wypowiadając wojnę „radykalnym ideologiom, które dążą do zastąpienia kompetencji i zasług uprzywilejowanym statusem grupowym”. Odniesiono się w ten sposób do „kultury wokeizmu” i szkoleń DEI prowadzonych przez korporacje, uniwersytety i instytucje promujące paradygmat zrównoważonego rozwoju (w tym obowiązek raportowania ESG służący wywłaszczaniu przedsiębiorstw). Zaznaczono, że uleganie tym ideologiom doprowadzi do tego, że „Ameryka stanie się nierozpoznawalna i niezdolna do obrony”.
Priorytety
Za priorytet uznano konieczność zakończenia masowej migracji. Amerykanie wskazują, że „Każdy kraj, który uważa się za suwerenny, ma prawo i obowiązek określić swoją przyszłość. W całej historii suwerenne państwa zabraniały niekontrolowanej migracji i przyznawały obywatelstwo rzadko, i tylko tym cudzoziemcom, którzy również musieli spełnić rygorystyczne kryteria”. Wskazano, że masowa migracja jest po prostu zła. Nie tylko nadwyręża zasoby krajowe, ale przyczynia się do wzrostu przemocy i przestępczości, osłabia spójność społeczną, zaburza rynki pracy i podważa bezpieczeństwo narodowe. Dlatego „era masowej migracji musi się skończyć”. Nie ma niczego istotniejszego dla bezpieczeństwa narodowego, jak zapewnienie bezpieczeństwa granic. „Musimy chronić nasz kraj przed inwazją, nie tylko przed niekontrolowaną migracją, ale także przed zagrożeniami transgranicznymi, takimi jak terroryzm, narkotyki, szpiegostwo i handel ludźmi. Granica kontrolowana wolą narodu amerykańskiego, realizowaną przez jego rząd, jest fundamentalna dla przetrwania Stanów Zjednoczonych jako suwerennej republiki”.
Drugim priorytetem jest „ochrona podstawowych praw i wolności”, „praw naturalnych nadanych przez Boga obywatelom amerykańskim”. Stąd wypowiedziano wojnę polityce poprzedniej administracji Biden-Harris, która – pod pretekstem „ochrony demokracji” i „deradykalizacji” – wykorzystywała swoją władzę do ograniczania praw i wolności obywateli, w szczególności „prawa do wolności słowa, wolności religii i sumienia oraz prawo do wyboru i kierowania wspólnym rządem”. Są to „fundamentalne prawa, których nigdy nie wolno naruszać”. Stany Zjednoczone mają zdecydowanie opowiadać się za ich przestrzeganiem w literze i duchu, wymagając tego także od sojuszników i partnerów, którzy twierdzą, że podzielają te same wartości. „Będziemy sprzeciwiać się elitarnym, antydemokratycznym ograniczeniom podstawowych wolności w Europie, w anglosferze i resztach demokratycznego świata, zwłaszcza wśród naszych sojuszników” – wskazano.
Kolejny priorytet to dzielenie się obciążeniami i przerzucanie kosztów w związku z utrzymaniem równowagi sił w różnych regionach świata. Przypomniano sojusznikom „nowy globalny standard” ustanowiony w ramach „Zobowiązania Haskiego”, a związany z przeznaczaniem przez państwa NATO do 5% PKB na obronność. Ponadto mają one odpowiadać za bezpieczeństwo swoich regionów. „Stany Zjednoczone zorganizują sieć podziału obciążeń, której koordynatorem i podmiotem wspierającym będzie rząd amerykański”.
Zakłada się m.in. korzystniejsze traktowanie w kwestiach handlowych, dzielenie się technologią i sprzedaż broni tym krajom, które dobrowolnie wezmą na siebie większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w swoich regionach i dostosują swoją kontrolę eksportu do amerykańskiej.
Inny priorytet to reorganizacja przez pokój, czyli dążenie do pokojowych porozumień w regionach i krajach peryferyjnych względem bezpośrednich, kluczowych interesów Ameryki, co miałoby sprzyjać zwiększeniu stabilności i wzmocnieniu Ameryki.
Następny priorytet dotyczy zachowania bezpieczeństwa ekonomicznego jako fundamentu bezpieczeństwa narodowego. Stąd nacisk zostanie położony na „zrównoważony handel”, który ma doprowadzić m.in. do redukcji deficytów handlowych, ograniczenia barier dla eksportu, dumpingu i innych antykonkurencyjnych praktyk szkodzących amerykańskiemu przemysłowi i pracownikom. USA muszą także zapewnić sobie dostęp do kluczowych łańcuchów dostaw i materiałów niezbędnych dla obronności lub gospodarki kraju. Agencje wywiadowcze zintensyfikują monitoring kluczowych łańcuchów dostaw i zmapują postęp technologiczny, aby szybko zniwelować powstające luki i zagrożenia dla bezpieczeństwa i dobrobytu Ameryki.
Realizacja priorytetu dotyczącego zachowania bezpieczeństwa ekonomicznego wymaga także reindustrializacji. Amerykanie, którzy jeszcze do niedawna kładli nacisk na usługi mówią teraz, że „Przyszłość należy do producentów”. Dlatego „Stany Zjednoczone zreindustrializują swoją gospodarkę, przeniosą produkcję przemysłową z innego kraju oraz będą zachęcać i przyciągać inwestycje w rodzimą gospodarkę i siłę roboczą, koncentrując się na kluczowych i wschodzących sektorach technologii, które zdefiniują przyszłość”. By to osiągnąć, wykorzystają politykę celną i nowe technologie. Przemysł ma się odrodzić „w każdym zakątku” Stanów Zjednoczonych, aby, podnieść standard życia amerykańskich pracowników i zapewnić na zawsze niezależność od „jakiegokolwiek przeciwnika, obecnego ani potencjalnego, w zakresie kluczowych produktów lub komponentów”.
Ma się odrodzić przemysł zbrojeniowy dostosowany do obecnych warunków panujących na polu walki, jednoczenie produkcja powinna być nisko kosztowa na wielką skalę i dostarczać najwydajniejsze oraz najnowocześniejsze systemy i amunicję, a także relokować łańcuchy dostaw przemysłu zbrojeniowego. Żołnierze mają mieć dostęp do taniej broni, ale także do najwydajniejszych i zaawansowanych systemów do walki z wyrafinowanym wrogiem. Amerykanie nie tylko chcą odbudować swój przemysł zbrojeniowy, ale będą zachęcać do tego także sojuszników i partnerów.
I co niezwykle istotne, Amerykanie chcą zapewnić swoją dominację energetyczną na świecie, jeśli chodzi o produkcję paliw kopalnych i energię jądrową.
Waszyngton wypowiada wojnę dekarbonizacji i oczekuje, że inne kraje będą importować amerykańską energię. To między innymi dzięki temu mają pojawić się dobrze płatne miejsca pracy w Stanach Zjednoczonych, zmniejszyć się obciążenia dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, postępować reindustrializacja, i pozwoli to USA utrzymać przewagę w dziedzinie najnowocześniejszych technologii, takich jak tak zwana sztuczna inteligencja. Dodatkowo eksport surowców pozwoli zacieśnić relacje z sojusznikami, ograniczając wpływy przeciwników i ochroni zdolność USA do obrony swoich wybrzeży, a nadto pozwoli – w razie konieczności – na projekcję siły.
„Odrzucamy katastrofalne ideologie zmiany klimatu i zerowej emisji netto, które tak bardzo zaszkodziły Europie, zagrażają Stanom Zjednoczonym i subsydiują naszych przeciwników”. Szczerze powiedziawszy, to ten fragment strategii ma kolosalne znaczenie dla europejskich decydentów, którzy wbrew logice i instynktowi samozachowawczemu postawili na tak zwany zrównoważony rozwój, starając się jak najszybciej zdekarbonizować się (zdeindustrializować), przyczyniając się nie tylko do drastycznego obniżenia własnego bezpieczeństwa w sytuacji uzależnienia od chińskich surowców i technologii, ale doprowadzając do ruiny coraz większe rzesze mieszkańców kontynentu europejskiego, którzy nie są w stanie udźwignąć kosztów transformacji eko-cyfrowej, generując przy tym wiele nowych problemów społecznych.
Amerykanie zamierzają także zachować dominację w sektorze finansowym, aby móc dalej wywierać nacisk na inne państwa. Zastrzeżono przy tym, że amerykańskiej pozycji lidera „nie można traktować jako pewnik”, a zagraża jej rozwój finansów cyfrowych.
Polityka regionalna
Jeśli chodzi o politykę regionalną, uznano, że Ameryka musi skupić się na priorytetach i dlatego kluczowe jest po pierwsze potwierdzenie i egzekwowanie doktryny Monroe’a, by „przywrócić amerykańską dominację na półkuli zachodniej oraz chronić ojczyznę i dostęp do kluczowych obszarów geograficznych w całym regionie”.
Ameryka nie zgodzi się nie tylko na rozmieszczenie sił wojskowych swoich konkurentów na tym obszarze, co np. robią Chiny i Rosja w Wenezueli, Chiny w Panamie itd., ale nie pozwolą także „konkurentom spoza półkuli” na „posiadanie lub kontrolowanie strategicznie ważnych zasobów na swojej półkuli”. „To trumpowskie uzupełnienie doktryny Monroe’a jest zdroworozsądkowym i skutecznym sposobem na przywrócenie amerykańskiej potęgi i priorytetów, zgodnych z amerykańskimi interesami bezpieczeństwa”.
Polityka na półkuli zachodniej ma polegać na „werbowaniu i ekspansji”, czyli pozyskiwaniu przyjaciół i zwalczaniu migracji, przepływu narkotyków oraz wzmacnianiu stabilność i bezpieczeństwa na lądzie i morzu. Ameryka chce być preferowanym partnerem gospodarczym krajów Ameryki Łacińskiej i partnerem bezpieczeństwa na półkuli zachodniej.
Wszystko to ma pomóc w stworzeniu „znośnej stabilności w regionie”, by powstrzymać nielegalną i destabilizującą migrację, zneutralizować kartele przestępcze i rozwijać lokalne gospodarki. Dlatego kraje podzielające priorytety USA będą nagradzane i wspierane. Podobnie, rząd USA będzie wspierać „partie polityczne i ruchy regionu, które zasadniczo podzielają zasady i strategię amerykańską”.
W strategii jest mowa o „czterech oczywistych rzeczach”, jeśli chodzi o półkulę zachodnią. Dotyczą on dostosowania globalnej obecności wojskowej w celu stawienia czoła pilnym zagrożeniom na półkuli, odpowiedniej obecności Straży Przybrzeżnej i Marynarki Wojennej w celu kontrolowania szlaków morskich i zapobieganiu nielegalnej migracji, ograniczania handlu ludźmi i narkotykami oraz kontrolowania kluczowych szlaków tranzytowych w sytuacjach kryzysowych, a ponadto ukierunkowanego rozmieszczenia sił w celu zabezpieczenia granicy i pokonania karteli, w tym użycie śmiercionośnej siły oraz ustanowienia lub rozszerzenia dostępu do strategicznie ważnych lokalizacji.
Ameryka sięgnie do dyplomacji handlowej, ceł i porozumień handlowych, ale także będzie sprzedawać broń, prowadzić wspólne manewry i dzielić się informacjami wywiadowczymi. Miałaby powstać rozległa sieć powiązań w regionie. Kraje Ameryki Łacińskiej będą zniechęcane do współpracy z Chinami i innymi konkurentami USA. Ma to istotne znaczenie ze względu na bogactwa naturalne, do których chcą sobie zapewnić dostęp Amerykanie. Rada Bezpieczeństwa Narodowego ma nawet natychmiast rozpocząć pracę nad zmapowaniem „strategicznych punktów i zasobów na półkuli zachodniej w celu ich ochrony i wspólnego rozwoju z partnerami regionalnymi”.
Podkreślono, że brak pilnowania dostępu do zachodniej półkuli przed konkurentami w ostatnich dekadach był „strategicznym błędem”, ponieważ dominacja Ameryki na tej pokuli jest „warunkiem bezpieczeństwa i dobrobytu” USA. Dlatego – co zresztą już obserwujemy w polityce administracji Trumpa – Ameryka konsekwentnie będzie starała się wyprzeć „obce” wpływy z portów, instalacji wojskowych i kluczowej infrastruktury, szeroko rozumianych aktywów strategicznych państw Ameryki Łacińskiej.
Chociaż zaznaczają, że będzie to trudne, to jednak liczą, że argumenty ekonomiczne przekonają państwa Ameryki Łacińskiej do zmiany partnera. Tym bardziej, że wiele z nich robi interesy z Chinami czy Rosją nie dlatego, że podobają im się wyznawane przez te kraje ideologie, co raczej z powodu niskich kosztów i mniejszej liczby przeszkód regulacyjnych, ułatwiających wymianę handlową.
Do zmiany decyzji mają przekonać partnerów polityka finansowa i zreformowany system licencjonowania nowych technologii. Ma to przyczynić się do budowania sojuszu państw pod przywództwem Ameryki w kontrze do sojuszu pod przywództwem Chin.
Urzędnicy pracujący w placówkach dyplomatycznych mają zmapować wszystkie szkodliwe wpływy zewnętrzne, wywierając presję i zachęcając kraje Ameryki Łacińskiej do zmiany partnera na USA. Mowa jest m.in., o zaktywizowaniu współpracy z rządami, aby amerykańscy przedsiębiorcy mogli przejmować ważne aktywa i prowadzić kluczowe inwestycje w regionie.
Waszyngton zawalczy o cofnięcie niekorzystnego opodatkowania dla amerykańskich korporacji, podejmie działania, by „wyprzeć zagraniczne firmy budujące infrastrukturę w regionie”.
Indo-Pacyfik kluczem
Jeśli chodzi o Azję, którą uznano za drugi istotny region, to mówi się o sprawowaniu przywództwa z pozycji siły. Stratedzy zauważyli, że globalizacja i otwarcie rynków na chińskie towary sprawiły, iż Chiny wzbogaciły się potężnie i teraz wykorzystują swoje bogactwo oraz władzę.
Tymczasem region Indo-Pacyfiku jest istotny dla całego świata, ponieważ jest „źródłem prawie połowy światowego PKB liczonego w oparciu o parytet siły nabywczej (PPP) i jednej trzeciej w oparciu o nominalny PKB”. Ten udział będzie rósł i dlatego region Indo-Pacyfiku będzie „jednym z kluczowych pól bitew gospodarczych i geopolitycznych następnego stulecia”. „Aby prosperować w kraju, musimy tam skutecznie konkurować – i tak właśnie robimy” – wskazano w strategii.
Ameryka będzie dalej budować sojusze w regionie i wzmacniać partnerstwa, by „w przyszłości przywrócić równowagę w stosunkach gospodarczych z Chinami, nadając priorytet wzajemności i uczciwości”. Handel z Chinami ma być zrównoważony i skoncentrowany na towarach „niewrażliwych”.
Zaznacza się, że jeśli uda się USA utrzymać ścieżkę wzrostu, to stosunki handlowe z Chinami mogą być korzystne dla obu stron i przynieść gospodarkę o wartości 40 bln USD w latach 30. XXI wieku w porównaniu z obecną wartością 30 bilionów dolarów. Stratedzy szacują, że Ameryka mogłaby nawet zachować status wiodącej gospodarki świata. Jednak, musi „zdecydowane i stale skupiać się na odstraszaniu, aby zapobiec wojnie w regionie Indo-Pacyfiku. To połączone podejście może stać się skutecznym mechanizmem, ponieważ silne amerykańskie odstraszanie otwiera przestrzeń dla bardziej zdyscyplinowanych działań gospodarczych, a bardziej zdyscyplinowane działania gospodarcze prowadzą do większych amerykańskich zasobów, które pozwolą utrzymać odstraszanie w perspektywie długoterminowej”.
Waszyngton nie zrezygnuje z walki z subsydiami i wszelkimi nieuczciwymi praktykami handlowymi, które prowadzą do niszczenia miejsc pracy w USA i deindustrializacji. Będą walczyć z kradzieżą własności intelektualnej i szpiegostwem przemysłowym oraz z zagrożeniami dla łańcuchów dostaw, w tym minerałów i pierwiastków ziem rzadkich, eksportem prekursorów fentanylu, które napędzają epidemię opioidów w Ameryce, czy też z operacjami wpływu i innymi formami subwersji kulturowej.
Będą współpracować z sojusznikami i partnerami traktatowymi, by przeciwdziałać drapieżnym praktykom gospodarczym, w szczególności z Indiami, Australią i Japonią. Będą rozwijać technologie wojskowe i podwójnego zastosowania, kładąc nacisk na dziedziny, w których przewaga USA jest największa, to jest na technologie podwodne, kosmiczne i nuklearne, a także inne, które zadecydują o przyszłości potęgi militarnej, takie jak sztuczna inteligencja, komputery kwantowe i systemy autonomiczne. Będą rozwijać zasoby taniej energii.
Zapowiedziano dalszą deregulację sektora technologicznego, który pomaga w zapewnieniu cyberbezpieczeństwa i ochronie infrastruktury krytycznej, a także sektora energetycznego. Chodzi o nowe poszukiwania i eksploatację paliw kopalnych, a także innych surowców naturalnych.
Rząd położy nacisk na dyplomację America First, dążąc do zrównoważenia globalnych relacji handlowych zarówno z Europą, jak i Japonią, Koreą, Australią, Kanadą, Meksykiem i innymi krajami, by doprowadzić do zrównoważenia chińskiej gospodarki.
Amerykanie chcą zawalczyć o dobre relacje handlowe z krajami średnio zamożnymi i uboższymi, wykorzystując aktywa sojuszników, w tym Europy, Japonii, Korei Południowej o wartości 7 bilionów dolarów, a także międzynarodowe instytucje finansowe, w tym wielostronne banki rozwoju na finansowanie infrastruktury w innych państwach.
Przewaga gospodarcza Ameryki i rozwój nowych technologii ma skutecznie odstraszać przed zagrożeniami militarnymi na dużą skalę, ale wskazuje się także, że trzeba zachować równowagę sił konwencjonalnych.
Oko na Tajwan
W strategii istotne miejsce zajmuje Tajwan ze względu na dominację w produkcji półprzewodników i położenie geograficzne, zapewniające „bezpośredni dostęp do Drugiego Łańcucha Wysp i dzielące Azję Północno-Wschodnią i Południowo-Wschodnią na dwa odrębne teatry działań”.
Region ma szczególne znaczenie dla USA, ze względu na to, że „jedna trzecia globalnej żeglugi przepływa rocznie przez Morze Południowochińskie”. Stąd w interesie USA jest odstraszanie od konfliktu o Tajwan. Ameryka nie chce także „żadnej jednostronnej zmiany status quo w Cieśninie Tajwańskiej”. Ewentualna obrona Tajwanu ma się odbywać przy współpracy z sojusznikami. Oczekuje się od państw z „Pierwszego Łańcucha Wysp” lepszego dostępu do portów i innych obiektów, ważnych dla obrony. Amerykanie nie chcą dopuścić do dominacji jakiegokolwiek innego mocarstwa, które mogłoby wprowadzić opłaty za żeglugę na Morzu Południowochińskim lub zamknąć szlak.
Podobnie, jak Europejczycy, również sojusznicy Waszyngtonu z Japonii i Korei Południowej mają zwiększyć wydatki na obronę w celu zbudowania zdolności odstraszających wroga i zapewniania ochrony „Pierwszego Łańcucha Wysp”.
Stratedzy wskazali, że Ameryka także zwiększy swoją obecność wojskową na zachodnim Pacyfiku i będzie nalegać na zwiększenie wydatków na zbrojenia przez Tajwan i Australię.
Co z Europą?
Trzecim istotnym regionem jest Europa i „promowanie europejskiej wielkości”. Zauważając, że nasz kontynent nie tylko przeżywa stagnację gospodarczą, ale co istotne systematycznie „traci udział w globalnym PKB – z 25% w 1990 roku do 14% obecnie – częściowo z powodu krajowych i międzynarodowych regulacji, które podważają kreatywność i pracowitość”, o wiele gorsze jest jednak zagrożenie związane z „wymazaniem cywilizacyjnym”. „Do ważniejszych wyzwań stojących przed Europą należą: działania Unii Europejskiej i innych organizacji międzynarodowych, które podważają wolność polityczną i suwerenność, polityka migracyjna, która przekształca kontynent i wywołuje konflikty, cenzura wolności słowa i tłumienie opozycji politycznej, spadający wskaźnik urodzeń oraz utrata tożsamości narodowych i pewności siebie. Jeśli obecne trendy się utrzymają, kontynent będzie nie do poznania za 20 lat lub mniej”.
Chociaż niektóre kraje europejskie zachowają silną pozycję ekonomiczną i będą miały silną armię, stąd pozostaną „wiarygodnymi sojusznikami” Ameryki, to jednak Waszyngton oczekuje, że „Europa pozostanie europejska, odzyska cywilizacyjną pewność siebie i porzuci nieudane skupienie się na regulacyjnym duszeniu” inicjatywy ludzkiej.
Odnosząc się do braku „pewności siebie”, autorzy strategii zwracają uwagę na relacje z Rosją. „Europejscy sojusznicy cieszą się znaczną przewagą w zakresie twardej siły nad Rosją, niemal pod każdym względem, z wyjątkiem broni jądrowej. W wyniku wojny Rosji na Ukrainie, relacje europejskie z Rosją uległy znacznemu osłabieniu, a wielu Europejczyków postrzega Rosję jako zagrożenie egzystencjalne. Zarządzanie relacjami europejskimi z Rosją będzie wymagało znacznego zaangażowania dyplomatycznego Stanów Zjednoczonych, zarówno w celu przywrócenia warunków strategicznej stabilności na obszarze Eurazji, jak i w celu zmniejszenia ryzyka konfliktu między Rosją a państwami europejskimi” – wskazano.
Ameryka zaznacza, że w jej żywotnym interesie jest jak najszybsze „zakończenia działań wojennych na Ukrainie, aby ustabilizować gospodarki europejskie, zapobiec niezamierzonej eskalacji lub ekspansji wojny oraz przywrócić strategiczną stabilność z Rosją, a także umożliwić odbudowę Ukrainy”, by mogła przetrwać jako samodzielne państwo.
Wojna ta bowiem przyniosła większe uzależnienie Europy od zewnętrznych dostawców. Jako przykład podano niemiecki przemysł chemiczny, który uzależniony jest od chińskich zakładów przetwórczych, wykorzystujących rosyjski gaz. W strategii dodaje się, że europejskie państwa mają „nierealistyczne oczekiwania co do wojny prowadzonej przez niestabilne rządy mniejszościowe, z których wiele depcze podstawowe zasady demokracji, aby stłumić opozycję”.
Europejczycy, chociaż zastrzegają, że pragną pokoju, to jednak nie prowadzą polityki pokojowej, „w dużej mierze z powodu podważania przez te rządy procesów demokratycznych. Ma to strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych właśnie dlatego, że państwa europejskie nie mogą się zreformować, jeśli będą tkwić w kryzysie politycznym”.
Chociaż Europa wciąż pozostaje „strategicznie i kulturowo istotna dla Stanów Zjednoczonych”, to jednak musi się zreformować. „Europejskie sektory, od produkcji, przez technologię, po energię, pozostają jednymi z najsilniejszych na świecie. Europa jest siedzibą najnowocześniejszych badań naukowych i wiodących światowych instytucji kulturalnych”. Ameryka nie może tego zignorować i Europa jest jej potrzebna w realizacji strategii bezpieczeństwa narodowego, ale Waszyngton oczekuje, że europejska polityka zmieni swój kurs.
Ameryka będzie „bronić prawdziwej demokracji, wolności słowa i bezkompromisowego celebrowania indywidualnego charakteru i historii narodów europejskich”. Będzie zachęcać sojuszników do promowania patriotyzmu, odrodzenia duchowego. Pochwalono w strategii „rosnący wpływ patriotycznych partii europejskich”. Waszyngton „pomoże” w korekcie kursu UE w taki sposób, aby nie dopuścić do dominacji na naszym kontynencie innego mocarstwa. „Chcemy współpracować z krajami sprzymierzonymi, które chcą przywrócić swoją dawną świetność” – dodano.
Priorytetem będzie: „przywrócenie warunków stabilności w Europie i strategicznej stabilności z Rosją; umożliwienie Europie stanięcia na własnych nogach i działania jako grupa sprzymierzonych suwerennych państw, w tym poprzez przejęcie głównej odpowiedzialności za własną obronę, bez bycia zdominowanymi przez jakiekolwiek wrogie mocarstwo; kultywowanie oporu wobec obecnej trajektorii Europy w narodach europejskich; otwarcie rynków europejskich na towary i usługi z USA oraz zapewnienie sprawiedliwego traktowania amerykańskich pracowników i przedsiębiorstw; budowanie zdrowych narodów Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej poprzez powiązania handlowe, sprzedaż broni, współpracę polityczną oraz wymianę kulturalną i edukacyjną”. Ponadto USA są przeciwne stałemu rozszerzaniu NATO i będą zachęcać Europę do „zwalczania merkantylistycznej nadwyżki mocy produkcyjnych, kradzieży technologicznej, cybernetycznego szpiegostwa i innych wrogich praktyk gospodarczych”.
Bliski Wschód
Czwarty istotny region to Bliski Wschód, gdzie Ameryka chce przerzucić na inne państwa regionu obciążenia związane z budowaniem pokoju. O ile przez pół wieku amerykańska polityka zagraniczna priorytetowo traktowała ten region ze względu na to, że był najważniejszym dostawcą energii na świecie, a przez to także głównym teatrem rywalizacji supermocarstw, o tyle dzisiaj sytuacja wygląda zgoła odmiennie. „Dostawy energii znacznie się zdywersyfikowały, a Stany Zjednoczone ponownie stały się eksporterem netto energii. Rywalizacja supermocarstw ustąpiła miejsca rywalizacji między mocarstwami, w której Stany Zjednoczone zachowują najbardziej godną pozazdroszczenia pozycję, wzmocnioną przez prezydenta Trumpa, udaną rewitalizację naszych sojuszy w Zatoce Perskiej, z innymi partnerami arabskimi i z Izraelem”.
Chociaż wciąż jest to obszar nękany konfliktami, jednak nie jest to – jak ujęto w dokumencie – aż tak dotkliwe. Iran został znacznie osłabiony przez działania Izraela i operację prezydenta Trumpa „Młot Północy” z czerwca 2025 r. Konflikt izraelsko-palestyński „pozostaje drażliwy, ale dzięki zawieszeniu broni i uwolnieniu zakładników, wynegocjowanym przez prezydenta Trumpa, poczyniono postępy w kierunku trwalszego pokoju”. Waszyngton liczy, że uda się ustabilizować Syrię przy wsparciu ze strony Arabii Saudyjskiej, Izraela i Turcji. Miałaby ona „odzyskać należne jej miejsce jako integralny, pozytywny gracz w regionie”.
Docelowo Bliski Wschód ma być „źródłem i celem międzynarodowych inwestycji”. Nie wykluczono współpracy z partnerami z Bliskiego Wschodu w celu m.in. zabezpieczenia łańcuchów dostaw i wzmocnienia możliwości rozwoju przyjaznych i otwartych rynków w innych częściach świata, takich jak Afryka.
Ameryka zrywa z „błędnym eksperymentem” pouczania narodów, zwłaszcza monarchii Zatoki Perskiej, aby porzuciły swoje tradycje i historyczne formy rządów. Będzie pochwalać reformy, ale nie narzucać.
Kraje Zatoki Perskiej zawsze będą ważne ze względu na dostawy energii i konieczność utrzymania otwartej Cieśniny Ormuz. Zapewniono przy tym, że Ameryka nie zrezygnuje ze zwalczania terroryzmu, który zagrażałby „amerykańskim interesom lub amerykańskiej ojczyźnie” oraz bezpieczeństwu Izraela. Chcą także rozszerzyć Porozumienia Abrahamowe (zawarte z inicjatywy Trumpa za jego I kadencji w celu normalizacji stosunków Izraela z krajami świata muzułmańskiego).
Porządki w Afryce
Podobna polityka ma obowiązywać w Afryce Wschodniej. USA nie zamierzają narzucać porządku liberalnego, ale będą współpracować z krajami takimi, jakimi one są w celu „łagodzenia konfliktów, wspierania wzajemnie korzystnych relacji handlowych i przejścia od paradygmatu pomocy zagranicznej do paradygmatu inwestycji i wzrostu, który pozwoli na wykorzystanie bogatych zasobów naturalnych Afryki i ich ukrytego potencjału gospodarczego”.
Ameryka zachowa czujność wobec odradzającego się terroryzmu w niektórych częściach Afryki, unikając jednocześnie jakiejkolwiek długoterminowej obecności lub zobowiązań militarnych.
Zamiast pomocy humanitarnej Amerykanie obiecują liczne korzyści z rozwoju handlu „kompetentnym, wiarygodnym państwom, które zobowiążą się do otwarcia swoich rynków na towary i usługi z USA”, głownie czyniąc inwestycje w sektor energetyczny i rozwój kluczowych surowców mineralnych. Chodzi o płynny i skroplony gaz, technologie energii jądrowej i nie tylko.
Właściwe to są główne założenia publikowanej wersji Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA, która ma niespełna 30 stron.
***
Komentarze: panika idealistów i radość amerykańskich realistów
W komentarzach płynących z różnych źródeł odnośnie tego dokumentu niezwykle istotnego, komunikującego światu, jakie są priorytety Ameryki w zakresie polityki zagranicznej i obronnej można spotkać się ze spektrum skrajności.
Przykładowo Rebecca Lissner, która pełniła funkcję zastępcy asystenta prezydenta i głównego zastępcy doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego wiceprezydenta w administracji Biden-Harris, obecnie członek Council on Foreign Relations sugeruje, że jest to pierwsza Strategia Bezpieczeństwa Narodowego, która wskazuje, że „Stany Zjednoczone mogą być skłonne do ingerencji za granicą w celu promowania nieliberalnego świata”.
„Błędem byłoby, gdyby sojusznicy lub przeciwnicy czytali Strategię Bezpieczeństwa Narodowego (NSS) prezydenta Donalda Trumpa (…), jako przewodnik po działaniach Waszyngtonu w ciągu najbliższych trzech lat. Jest ona jednak znacząca z innego powodu: pierwsza strategia bezpieczeństwa narodowego MAGA zapowiada nową wizję Stanów Zjednoczonych jako nieliberalnego supermocarstwa. Demokratyczni sojusznicy Stanów Zjednoczonych na całym świecie, a zwłaszcza w Europie, powinni wziąć ją pod uwagę” – radzi, strasząc „wyniesieniem niegdyś marginalnych poglądów do rangi najbardziej autorytatywnego oświadczenia Stanów Zjednoczonych o zamiarach strategicznych”, co jest „oszałamiającym zwycięstwem skrzydła MAGA w Partii Republikańskiej, reprezentowanym głównie przez wiceprezydenta J.D. Vance’a. Stanowi to radykalną zmianę w polityce zagranicznej USA”.
Oburza ją, że ekipa Trumpa zamierza korygować kurs polityczny UE, co ma być „wyraźnym celem amerykańskiej polityki zagranicznej”. Dwie kluczowe frazy tej strategii wszak dotyczą wspierania przez USA „rosnącego wpływu patriotycznych partii europejskich” i priorytetowe „kultywowanie oporu wobec obecnej trajektorii Europy w państwach europejskich”.
Była urzędniczka administracji Bidena, która stawiała na system ograniczania wolności obywatelskich, w tym budowę globalnego mechanizmu cenzury, obawia się zacieśnienia współpracy Waszyngtonu z krajami Trójmorza i Włochami. Dodaje, że MAGA ma „gęstą sieć powiązań z partiami rewizjonistycznymi na europejskiej skrajnej prawicy”. W jej przekonaniu „nowością jest jednak mandat do ingerencji”. Dodaje, że „Strategia i ostatnie decyzje polityczne sugerują, że Trump opracowuje zestaw narzędzi, które pomogą jego nieliberalnym sojusznikom politycznym na całym świecie”.
Niepokoi ją, podobnie jak i wielu innych analityków europejskich, kwestia braku wyartykułowania – co miało miejsce w poprzednich strategiach – państw głównych przeciwników, konkurentów. Zamiast napiętnowania ich, Trump chce z nimi współpracować i ułożyć poprawne relacje handlowe.
Analityk obawia się większej ingerencji zagranicznej USA w celu promowania światopoglądu MAGA w Europie wspieranego przez duże platformy. Poleciła przygotować się obecnym elitom liberalnym na ciężką batalię z globalną koalicją partii nacjonalistycznych. Spodziewa się nawet, że „ten strategiczny zwrot” dokonujący się w polityce zagranicznej USA „prawdopodobnie nie zakończy się wraz z jego (Trumpa) prezydenturą. Wręcz przeciwnie, jego najaktywniejszym orędownikiem w administracji jest Vance, który aspiruje do przejęcia ruchu MAGA. W obliczu ewoluującej roli Stanów Zjednoczonych, sojusznicy i partnerzy powinni rozważyć przyszłość, która odwróci postzimnowojenne dążenie Waszyngtonu do szerzenia demokracji – i zamiast tego wykorzysta znaczną potęgę Stanów Zjednoczonych, aby uczynić świat bezpieczniejszym dla nieliberalizmu” – komentowała.
Niektórzy analitycy, którzy wypowiadali się dla Council on Foreign Relations posunęli się nawet tak daleko, że zachęcili inne państwa do zignorowania amerykańskiej strategii.
Wyraźnie z niej cieszy się Greg Lawson, analityk „National Interest”, który sugeruje, że wygrał „zdroworozsądkowy realizm”.
„Administracja Trumpa słusznie przeorientowała amerykańską politykę zagraniczną na odnowę wewnętrzną, bardziej zrównoważone sojusze i ochronę półkuli. Od prawie dekady niewielka, ale rosnąca grupa analityków argumentuje, że amerykańska polityka zagraniczna potrzebuje gruntownej korekty kursu. Wraz z wczorajszym ujawnieniem Strategii Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Donalda Trumpa, ta szeroko zakrojona korekta kursu jest już na wyciągnięcie ręki i została jasno sformułowana” – wskazał w komentarzu z 5 grudnia.
Lawson uważa, że „Stany Zjednoczone nie mogą i nie powinny popadać w izolacjonizm”, ale „rozpaczliwie potrzebują reorientacji wobec świata takiego, jaki jest naprawdę”. Realistyczne spojrzenie sugeruje, że nie jest możliwe pożądane utrzymanie świata jednobiegunowego. Świat staje się wielobiegunowy i wbrew temu, co twierdzili „przez długi czas zachodni intelektualiści, eksperci polityczni i przywódcy polityczni”, którzy „ślepo wierzyli w wizję końca historii i momentu jednobiegunowego jako sposobu funkcjonowania świata po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku”, dziś już nie ma co „odgrywać roli Atlasa podtrzymującego świat”.
Realistyczna analiza polityki pokazuje, że „Stany Zjednoczone nie mogą już sobie pozwolić na politykę zagraniczną napędzaną ideologicznymi aspiracjami, instytucjonalną bezwładnością lub kojącymi iluzjami jednobiegunowości”. Zamiast idealizmu potrzebny był „realizm na miarę nowej ery rywalizacji – nie karykatura realizmu, która udaje, że Ameryka może się wycofać za oceany, ale realizm oparty na sile materialnej, strategicznej selekcji i beznamiętnym spojrzeniu na to, jak faktycznie działa polityka mocarstw”.
Jest oczywistym dla Lawsona, iż mamy powrót do koncertu mocarstw i polityki równowagi sił.
Chociaż w opinii autora, dokument nie jest doskonały, to „stanowi najważniejszy postęp intelektualny w amerykańskiej strategii globalnej od czasów administracji Nixona”.
Udało się wreszcie określić priorytety. „Chiny stanowią wyzwanie, a Indo-Pacyfik jest priorytetowym teatrem działań”. Autor przypomina, że dokładnie taką wizję przedstawił w swoich analizach, by stworzyć „strategiczne ramy łączące Stany Zjednoczone, Indie, Japonię i (w odpowiednich okolicznościach) Rosję, aby zapobiec powstaniu chińskocentrycznego porządku euroazjatyckiego”.
Drugim istotnym priorytetem jest położenie nacisku na geoekonomię i związaną z tym odbudowę amerykańskiej bazy przemysłowej. Dziś bowiem „globalna konkurencja zmieniła się z czysto militarnej konfrontacji w rywalizację o łańcuchy dostaw, platformy technologiczne i moce produkcyjne”. Strategia łączy „bezpieczeństwo narodowe z polityką przemysłową, odpornością łańcuchów dostaw, zaawansowaną produkcją i przywództwem technologicznym. NSS zasadniczo uznaje, że siła ekonomiczna jest formą siły strategicznej. Nie jest to zmiana retoryczna. To uznanie, że strategia zaczyna się w kraju”.
Ponadto „NSS przyjmuje również niezwykle pragmatyczne podejście do sojuszy”, które nie są nienaruszalne, ale stanowią instrumenty prowadzenia polityki. Nie mają one być „wsparciem moralnym” czy „retorycznym”, lecz „realną siłą”, bez „pasożytowania” na Ameryce i moralizowania. Liczy się trzeźwa ocena sytuacji i realny podział obciążeń, a także wyznaczenie i realizacja realnych celów. Nikt bowiem nie ma nieograniczonych zasobów.
„Co być może najważniejsze, NSS 2025 ogólnie przyjmuje formę realizmu opartego na zdrowym rozsądku, którego od dawna brakowało w amerykańskiej strategii. Dokument nie obiecuje przekształcenia świata na obraz Ameryki. Nie oferuje transcendentnych misji ani krucjat moralnych. Zamiast tego proponuje świat, w którym Stany Zjednoczone realizują swoje interesy poprzez siłę, rozwagę i selektywne zaangażowanie. To również wpisuje się w neo-nixonowskie podejście: gotowość do dyplomatycznego zaangażowania, nawet z trudnymi państwami, do wykorzystywania nacisków zamiast pouczeń i do stawiania rezultatów ponad pozory” – wskazał analityk.
Autor ma zastrzeżenia do tego, że strategia „nie idzie wystarczająco daleko”, jeśli chodzi o politykę wobec Rosji, która musi być „zdystansowana od Chin, aby uniknąć dalszej konsolidacji osi chińsko-rosyjskiej, prawdziwego geopolitycznego koszmaru, który zagraża równowadze sił w Eurazji i na świecie. Takie posunięcie byłoby koncepcyjnie powtórzeniem dyplomacji trójkątnej, którą Nixon i Kissinger tak skutecznie stosowali w latach 70. XX w.”
Powraca próba ugłaskania Rosji, aby nie sprzymierzała się z Pekinem. Koncentracja zaś na półkuli zachodniej (nowe „Trump Corollary” do doktryny Monroe’a) ma pomóc w zwalczaniu problemów wewnętrznych rozsadzających Amerykę, związanych z masowym napływem migrantów i „odwróconą wojną opiumową opartą na fentanylu”, a jednocześnie dąży się do przywrócenia amerykańskiej dominacji na strategicznym „podwórku” USA, zamiast oddawania Chinom kluczowych terytoriów.
Lawosn uważa, że strategia jest „w miarę spójna”, zakłada „odnowienie wewnętrzne” Ameryki i odrzuca „ideologiczne awanturnictwo na rzecz strategicznej powściągliwości”, kładąc nacisk na kształtowanie równowagi sił w regionie Indo-Pacyfiku i ponowną kalibrację sojuszy, w obliczu słabnącej Europy.
„Przez wiele lat analitycy polityki zagranicznej i obronności, działający w duchu America First, słusznie obawiali się, że Stany Zjednoczone dryfują bez strategicznego kompasu, wiedzione nawykami, ideologią i instytucjonalną bezwładnością. NSS 2025 jest sygnałem, że ten dryf może wreszcie dobiegać końca” – ocenia analityk, który podkreśla, że wiele teraz zależy od tego, jak te cele będą realizowane.
Autor wskazał, że z pewnością jest to „po raz pierwszy od pokolenia amerykańska wielka strategia, która opiera się na fundamencie, spójnym intelektualnie, strategicznie realistycznym i zgodnym z rzeczywistym światem geopolitycznym, a nie z wyobraźnią naiwnych idealistów”.
„Ostatecznie NSS to nie tylko dokument programowy. To strategiczna korekta – taka, którą realistyczni analitycy od dawna uznają za konieczną – i której Stany Zjednoczone nie mogą dłużej odwlekać”, konkluduje.
Europejscy analitycy udają najczęściej, że są zaskoczeni takim postawieniem rzeczy przez Amerykanów, widząc potencjalne zarzewie różnych konfliktów. Ubolewają z powodu niejasnego stanowiska wobec agresywnej Rosji i chęci pomagania przez USA „partiom nieliberalnym”.
Zasadnicza zmiana a polskie strategie
Oczywistym jest natomiast, że zasadnicza korekta USA polega na odejściu od polityki klimatycznej i dekarbonizacji świata. Przynajmniej na obecnym etapie wkraczania w coraz bardziej zaciętą rywalizację państw, Amerykanie stawiają na skroplony gaz, na jego eksport i eksploatację paliw kopalnych, które mają przynieść obniżkę cen energii, tak bardzo potrzebną w procesie transformacji cyfrowej. Z dawnej eko-cyfrowej transformacji pozostawiają jedynie cyfrową, w której chcą zachować dominację. W przeciwieństwie do Europy i obecnej ekipy rządzącej w Polsce, która w tym roku przedstawiła dwa kluczowe dokumenty strategiczne: długo oczekiwaną „Koncepcję Rozwoju Kraju 2050” (KRK 2050) i „Strategię Rozwoju Państwa do 2035 r.”
Ten pierwszy dokument miał być zaprezentowany pod koniec 2023 roku, określając ścieżki rozwoju na następne 30 lat. Dokument ostatecznie pojawił się w maju 2024 roku, a Rada Ministrów go zatwierdziła 25 lipca 2025 roku.
Jako „dokument-drogowskaz dla planowania rozwoju państwa mającym dać szeroki kontekst w dłuższej perspektywie czasowej” snuje wyidealizowaną wizję państwa polskiego, jakie pojawi się w 2050 r., koncentrując się na szybszej realizacji założeń polityki klimatycznej UE, dekarbonizacji i zrównoważonym rozwoju, zakładając jeszcze szybsze odchodzenie od paliw kopalnych i bolesną transformację w innych sektorach niż energetyczny, tj. zwłaszcza w transporcie, przemyśle, rolnictwie oraz logistyce i budownictwie, przez co tylko osłabi potencjał polskiego przemysłu.
Podobnie drugi dokument, najnowsza „Strategia Rozwoju Państwa do 2035 r.”, która powstała w związku z dynamicznie rozwijającą się sytuacją na arenie międzynarodowej (kryzys migracyjny, „pandemia Covid-19” i atak Rosji na Ukrainę), zakłada budowę odporności na kryzysy i szybką mobilizację zasobów, ale nie ma alternatywnego scenariusza dotyczącego – już wcześniej przecież obserwowanej – wojnie wypowiedzianej przez USA dekarbonizacji.
W Strategii zaznacza się, że „Dekarbonizacja krajowej i globalnej gospodarki jest niezbędna dla ochrony klimatu, a sprawnie przeprowadzona może być także korzystna dla wzrostu gospodarczego i jakości życia obywateli” (s. 27). Na poparcie tej tezy przywołuje się badania Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, a więc ciała politycznego, który forsuje „konsensus naukowy”, jakoby działalność człowieka przyczyniła się do wzrostu emisji gazów cieplarnianych, tym samym odpowiadając za ocieplenie się klimatu i rzekomo związane z tym ekstremalne zjawiska naturalne takie, jak fale gorąca, susze, pożary, gwałtowne cyklony czy intensywne opady.
Strategia ta przewiduje konsekwentną – aż do bólu – realizację Europejskiego i Polskiego Zielonego Ładu.
Dobrze, że prezydent Nawrocki nie zdecydował się na przyjęcie trzeciego ważnego dokumentu, to jest nowej przedłożonej latem 2025 roku przez rząd Tuska Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, która całkowicie abstrahowała od zwrotu USA.
Dziś kluczowi gracze, chcąc zapewnić sobie jak najlepszą pozycję na arenie międzynarodowej, sięgają do coraz bardziej bezkompromisowych działań, w tym do naruszania granic i suwerenności innych państw. Nie przejmują się, tak jak Polska, transformacją energetyczną, a w okresie zaciekłej rywalizacji uruchamiają potężne złoża paliw kopalnych. Stany Zjednoczone, nasz główny sojusznik, idą jeszcze dalej, kwestionując sens prowadzenia polityki klimatycznej. Nie tylko wycofały się z porozumienia paryskiego w sprawie klimatu z 2015 roku, lecz również wypowiedziały wojnę dekarbonizacji i finansowemu „kartelowi klimatycznemu” narzucającemu firmom zasady raportowania ESG (w tym DEI).
Amerykanie, którzy zbudowali liberalny porządek oparty na demokracji, wolnym handlu i instytucjach wielostronnych, zdając sobie sprawę, że obecnie ponoszą z jego powodu raczej szkody, sami postanowili go zakłócić, kwestionując przy tym jego zasady.
Świat staje się wielobiegunowy. Waszyngton przeciwstawia się chińskiemu modelowi budowania z krajami BRICS „wspólnoty wspólnego przeznaczenia” (Community of Common Destiny). Oferuje alternatywny model pod swoim przywództwem. Wyraźnie przy tym pozostaje na kursie kolizyjnym z unijną wizją rozwoju świata. Ta bowiem koncentruje się na polityce klimatycznej, osiągnięciu zrównoważonego rozwoju, zgodnie z Agendą ONZ i forsowaniu rewolucji w dziedzinie praw człowieka (ekocentryczny paradygmat i rewolucyjna koncepcja praw podstawowych natury degradująca człowieka).
Wydaje się jednak, że zwycięża wizja powrotu do westfalskiego porządku opartego na prymacie państw narodowych i utrzymywaniu równowagi sił w regionach i na świecie, przy czym Amerykanie zdecydowali się na powstrzymywanie dekarbonizacji. Zdają sobie bowiem sprawę, że jako kraj, który dysponuje ogromnymi rezerwami paliw kopalnych, będących źródłem dobrobytu od dziesięcioleci, nie mogą popierać tak zwanej zielonej transformacji energetycznej, sprzyjającej hegemonii Chin. One wszakże dominują w dziedzinie „zielonych technologii”.
Ameryka sama nie ma ani zasobów, ani siły, by zachować dominację na świecie. Musi odbudować swoją potęgę. Sekretarz stanu, Marco Rubio stwierdził, że „nie jest normalne, aby świat miał po prostu jednobiegunową potęgę”. „To była anomalia. Był to efekt zakończenia zimnej wojny, ale ostatecznie trzeba wrócić do punktu, w którym istniał świat wielobiegunowy, wiele wielkich mocarstw w różnych częściach planety. Z tym mierzymy się teraz”. Podobnie widzi to większość opinii publicznej. Z tego też powodu zmieniają się również priorytety Ameryki.
W związku z decentralizacją władzy na arenie międzynarodowej, pojawiają się zarówno szanse, jak i ryzyka dla innych podmiotów państwowych.
Można powiedzieć, że powoli zaczyna ziszczać się postulat byłego sekretarza stanu i obrony USA Henry’ego Kissingera z 2014 r. o przywracaniu ładu globalnego, który uwzględniałby interesy silnych państw narodowych i powrocie do zasad kształtujących porządek westfalski w 1648 roku. Chodzi o zbiór zasad określających „granice dopuszczalnej interwencji” i równowagę sił, która powściągałaby zapędy innych podmiotów politycznych, chcących uzyskać przewagę.
W analizie Kissingera kluczowe dla zachowania porządku na świecie okazują się dwa pojęcia: suwerenność i nieingerencja. Zasada równowagi sił jest natomiast sposobem na zarządzanie systemem międzynarodowym.
Na rok przed swoją śmiercią Kissinger podkreślał, że wciąż państwa narodowe, a nie instytucje ponadnarodowe ani podmioty niepaństwowe, pozostają głównymi graczami na arenie międzynarodowej. Najistotniejsza w sferze polityki międzynarodowej pozostaje rywalizacja państw o wpływy. UE, będąc ponadnarodową strukturą bez granic, jawi się jako utopia. Dlatego, zdaniem Kissingera, „byłoby nierozważne i niebezpieczne oczekiwać, że reszta świata pójdzie w ślady Europy”.