Dyplomatołectwo obywatela Tuska

Dyplomatołectwo obywatela Tuska

 Stanisław Michalkiewicz 12 grudnia 2025 michalkiewicz.pl/

Zrobię mamie na złość; niech mi ręce zmarzną. Tak w najkrótszych, żołnierskich, a właściwie nie żołnierskich, tylko infantylnych słowach, można podsumować najnowszą ofertę obywatela Tuska Donalda, którą przedłożył niemieckiemu kanclerzowi, Fryderykowi Merzowi. Obywatelu Tusku Donaldu najwyraźniej zaczynają przychodzić do głowy coraz to nowe „koncepcje” – w czym upodabnia się do Kukuńka, któremu w głowie „koncepcje” lęgną się niczym króliki – aż postronny obserwator ma wrażenie gonitwy myśli. Warto jednak dodać, że nie jest to oryginalna „koncepcja” obywatela Tuska Donalda, ani nawet żaden podszept teściowej, która – jak niesie wieść gminna – podobno sztorcuje wszystkich twardzieli w Volksdeutsche Partei. Wszystko bowiem wskazuje na to, iż obywatel Tusk Donald musiał zapatrzyć się na Naczelnika Państwa, a ściślej – nie tyle może na niego, co na Wielce Czcigodnego Arkadiusza Mularczyka, który Naczelnika Państwa w swoim czasie do tej „koncepcji” przekonał.

Można się dziwić sugestii, jakoby obywatel Tusk Donald zapatrzył się akurat na Naczelnika Państwa, z którym przecież – niczym Kargul z Pawlakiem ze znanego serialu „Sami swoi” – toczy nieubłaganą wojnę. Ale już prof Zbigniew Brzeziński w latach 60-tych ubiegłego wieku lansował teorię konwergencji, za co strasznie był krytykowany przez „Trybunę Ludu”. Chodziło o to, że „Trybunie Ludu” nie podobała się ta teoria, bo głosiła ona, iż tkwiące w śmiertelnym zwarciu antagonistyczne mocarstwa: USA i ZSRR, w miarę upływu czasu coraz bardziej się do siebie upodabniają. Dla mełamedów z „Trybuny Ludu” była to herezja pierwszej wody, bo jakże komunistyczny Związek Radziecki mógł się upodabniać do kapitalistycznej Ameryki, albo odwrotnie, kiedy przecież Ameryka porażona była, niczym zarazą, gnijącym kapitalizmem, podczas gdy ZSRR zdobywczym krokiem maszerował ku świetlanej przyszłości? Ciekawe, że te mądrości mełamedów z „Trybuny Ludu” były przedmiotem gorącej wiary części naszego społeczeństwa, które zupełnie nie zwracało uwagi na drobiazg, że zarówno w USA, jak i na tzw. „Zachodzie”, u władzy były partie socjaldemokratyczne, czasami nawet w koalicjach z partiami komunistycznymi.

Odpowiednikiem europejskiej socjaldemokracji jest w USA Partia Demokratyczna, której lewe skrzydło, to wręcz czysta – jeśli taki przymiotnik tu pasuje – komuna. A cóż robiły te socjaldemokracje, gdy były u steru? Ano, wprowadzały tyle socjalizmu, ile tylko mogły. Z kolei w ZSRR, podobnie jak w innych krajach „demokracji ludowej”, gdzie oficjalnie zniesiono ekonomiczną kategorię zysku, mądrale łamały sobie głowy nad wynalezieniem jakiejś kategorii zastępczej – ale bez skutku – i w rezultacie już od lat 70-tych ( a Polska nawet wcześniej, bo już w latach 60-tych) ZSRR musiał kupować w Ameryce zboże, chociaż zajmował jedną szóstą globu ziemskiego. Tedy wbrew oficjalnej propagandzie zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, teoria konwergencji miała solidne podstawy.

Wróćmy jednak do „koncepcji” która wylęgła się w głowie obywatela Tuska Donalda.

Wszystko wskazuje na to, że sprawcą owego wylęgnięcia jest Wielce Czcigodny Arkadiusz Mularczyk, który wpadł na pomysł, by się wylansować na żądaniu od Niemiec reparacji wojennych. Najwyraźniej musiał przekonać do tej „koncepcji” Naczelnika Państwa, który dostrzegł w tym znakomity instrument uwodzenia swoich wyznawców – bo któż by nie chciał wypić i zakąsić za niemieckie pieniądze, otrzymane w charakterze „reparacji”? Takich ludzi jest u nas Legion, toteż nic dziwnego, że Wielce Czcigodny Arkadiusz Mularczyk dostał od Naczelnika Państwa licencję na hulanie po całym świecie. Widząc rezonans, z jakim ta hulanka spotyka się w tak zwanych szerokich kręgach naszego społeczeństwa, obywatel Tusk Donald musiał poczuć kłującą zazdrość tym bardziej, że przecież Stwórca Wszechświata nie tylko dla grzeszników z PiS-u stworzył rzeczy smaczne, ale dla członków Volksdeutsche Partei też. Zatem – cóż to szkodzi, żeby i obywatel Tusk Donald oraz Volksdeutsche Partei też sobie trochę pouwodziła swoich wyznawców „dochodzeniem” reparacji od Niemiec?

To oczywiście nic nie szkodzi – chociaż z drugiej strony obywatel Tusk Donald najwyraźniej musi pamiętać, skąd wyrastają mu nogi. Nie mógł przecież zapomnieć, że to Nasza Złota Pani z Berlina w 2008 roku uratowała go przed katastrofą, załatwiając mu nagrodę im. Karola Wielkiego, co było aluzją, że jeśli ktoś odtąd podniesie rękę na Tuska Donalda, to będzie miał z nią do czynienia. Toteż stare kiejkuty aluzję zrozumiały i nawet się okazało, że nie było żadnej „afery hazardowej”, która zatrzęsła ówczesnym vaginetem obywatela Tuska Donalda. Na wszelki jednak wypadek Nasza Złota Pani mocną ręką przeniosła obywatela Tuska Donald na brukselskie salony, gdzie zrobiła z niego człowieka i europejsa całą gębą. Wprawdzie Nasza Złota Pani kanclerzyną Niemiec już nie jest – ale to nic nie szkodzi, bo teraz w obywatelu Tusku Donaldu upodobała sobie Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje, no i kanclerz Fryderyk Merz, który dostał go w spadku po swoim poprzedniku Olafie Sholzu. Jak w tej – przyznajmy – delikatnej sytuacji podjąć próbę pouwodzenia swoich wyznawców :domaganiem się” od Niemiec wojennych reparacji?

Obywatel Tusk Donald wykombinował tedy sobie, że on reparacji od niemieckiego kanclerza owszem – zażąda – ale wzorem Kukuńka – „jednocześnie” da mu do zrozumienia, że tak naprawdę żadnych reparacji nie chce. Jakże inaczej wytłumaczyć pogróżkę, że jeśli Niemcy nie wypłacą odszkodowań ofiarom wojny w Polsce, to Polska zrobi to sama, ze swojego budżetu? Podobne to jest do pogróżek meksykańskiej cesarzowej Charlotty, która – po uwięzieniu w Meksyku cesarza Maksymiliana [1867] – przyjechała do Europy i molestowała w Paryżu cesarza Napoleona III, żeby go ratował. Kiedy ten się ociągał, Charlotta zagroziła abdykacją. – Ależ abdykujcie jak najprędzej – wypalił Napoleon III, a wtedy Charlotta zaczęła mu wyrzucać niepewne pochodzenie, dostała spazmów, aż wreszcie zwariowała. Żyła jeszcze bardzo długo; kiedy w 1914 roku wojska niemieckie wkroczyły do Belgii, w jednym z zamków natrafiły na Charlottę, żyjącą w stanie całkowitego obłąkania.

Jestem tedy pewien, że słysząc deklarację obywatela Tuska Donalda, że jeśli Niemcy nie zechcą zadośćuczynić polskim ofiarom wojny, to Polska ich w tym wyręczy, kanclerz Merz musiał całą siłą woli powstrzymywać się od okrzyku – ależ wypłacajcie jak najprędzej! Gdyby wydał z siebie taki okrzyk, popełniłby wobec obywatela Tuska Donalda gruby nietakt, bo każdy by zrozumiał, że tego tylko Niemcom brakowało. Jednak zamilczał roztropnie, co klakierom i pochlebcom obywatela Tuska Donalda w naszym nieszczęśliwym kraju stworzyło możliwość snucia karkołomnych teorii, jak to obywatel Tusk Donald Niemców „zawstydził” i jaki w związku z tym odniósł dyplomatyczny sukces.

Stanisław Michalkiewicz

Braun: „Przywracam stan normalności”

Tak Braun wyjaśniał swój słynny czyn. Słowa niezmiennie aktualne. „Przywracam stan normalności”

12.12.2025 nczas/tak-braun-wyjasnial-swoj-slynny-czyn-slowa-niezmiennie-aktualne-przywracam-stan-normalnosci

Grzegorz Braun. Foto: X/Grzegorz Braun
Grzegorz Braun. Foto: X/Grzegorz Braun

Równo dwa lata temu Grzegorz Braun użył w Sejmie gaśnicy, by zgasić świecznik chanukowy, który ustawiono na sejmowym korytarzu. Po zdarzeniu polityk zabrał głos z mównicy sejmowej, by wyjaśnić swoje motywacje.

– Nie może być miejsca na akty rasistowskiego, plemiennego, dzikiego, talmudycznego kultu na terenie Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Jak rozumiem, przez zebranych przemawia ignorancja. Nie jesteście państwo świadomi przesłania treści tego aktu zwanego niewinnie świętami „Chanuka” – mówił z mównicy sejmowej Grzegorz Braun.

Marszałek Krzysztof Bosak upomniał swojego partyjnego kolegę, by odniósł się „do słów, które pana dotyczyły” – Braun wszedł bowiem na mównicę w trybie sprostowania.

https://nczas.info/2025/12/12/to-juz-dwa-lata-gdy-braun-zgasil-swiece-chanukowe-kkp-gasnica-byla-impulsem-teraz-czas-na-video/embed/#?secret=VxULYXrYjK#?secret=GeQcUGXKdH

– Panie marszałku, przypisano mi tutaj pobudki rasistowskie, gdy tymczasem ja właśnie przywracam stan normalności i równowagi, kładąc kres aktom satanistycznego, talmudycznego, rasistowskiego triumfalizmu, ponieważ takie jest przesłanie tych świąt – mówił dalej Braun, pomimo przerywania ze stron Krzysztofa Bosaka.

Szef Konfederacji Korony Polskiej zaprosił także posłów, którzy się z nim nie zgadzają, na „dysputę teologiczną”.

– Proszę zejść z mównicy – zwrócił się do Brauna Krzysztof Bosak.

Gdy wicemarszałka Bosaka zastąpił marszałek Szymon Hołownia, Grzegorz Braun dostał ostrzeżenie przed wykluczeniem z obrad Sejmu (co później i tak się stało, gdy polityk Konfederacji nie zastosował się, według interpretacji Hołowni, do poleceń marszałka). Po słowach Hołowni Braun ponownie wszedł na mównicę sejmową.

– Panie marszałku, wyzywam słuchaczy i widzów na dysputę historyczno-teologiczną. Chętnie wykażę panu, panie marszałku, ignorancję pańską i wszystkich zebranych w dziedzinie, w której tak śmiało się pan wypowiada – stwierdził polityk.

– Nie ma pan pojęcia o istotnym przesłaniu tego aktu religijnego –
mówił Braun, podczas gdy Hołownia jednocześnie wymieniał artykuł, na podstawie którego wykluczył prawicowca z obrad.

Na temat całego zdarzenia wypowiedział się wtedy w swoich mediach społecznościowych także redaktor naczelny Najwyższego Czasu!, Tomasz Sommer.

„Warto przypomnieć, że chanuka to skrajnie nacjonalistyczne święto upamiętniające 'odzyskanie świątyni’ w Jerozolimie przez Żydów z rąk Greków. Takie odzyskanie w ówczesnych realiach wiązało się z rzezią, która miała miała miejsce w Jerozolimie w r. 166 przed Chrystusem. Nie do końca rozumiem, dlaczego niby mamy to świętować” – napisał na X (dawniej Twitter) dziennikarz.

Cztery naprawdę niesamowite fakty dotyczące wizerunku Matki Bożej z Guadalupe

Cztery naprawdę niesamowite fakty dotyczące wizerunku Matki Bożej z Guadalupe

pch24.pl/cztery-naprawde-niesamowite-fakty-dotyczace-wizerunku-matki-bozej-z-guadalupe

(Źródło: Wikimedia Commons)

Dzisiejsze media obfitują w nagłówki zawierające słowo „niesamowite”. W ten sposób wydawcy chcąc przyciągnąć widza – i często im się udaje. Jednak to, co reklamowane jest jako niesamowite, często okazuje się zwykłą tanią sensacją lub rzeczą zupełnie niewartą uwagi. Wizerunek Matki Bożej z Guadalupe, na kawałku meksykańskiego ubrania – tilmy – jest naprawdę niesamowity. Naprawdę niesamowity! Zobacz dlaczego.

1. To niemożliwe, by człowiek mógł go odtworzyć!

Tilma – wykonana głównie z włókien kaktusowych, była zazwyczaj bardzo słabej jakości i miała szorstką powierzchnię, co utrudniało jej noszenie, a tym bardziej utrudniało namalowanie na niej trwałego obrazu.

Niemniej jednak, obraz Matki Bożej powstał i istnieje do dziś, a naukowcy, którzy go badali twierdzą, że w czasie gdy powstawał nie znano techniki stosowanej do obróbki powierzchni. Powierzchnia, na której znajduje się obraz w dotyku przypomina jedwab, podczas gdy niewykorzystana część tilmy pozostaje gruba i chropowata.

Co więcej, eksperci od fotografii w podczerwieni studiujący tilmę pod koniec lat 70. XX wieku, stwierdzili, że nie można tam zobaczyć pociągnięć pędzlem, tak jakby obraz był „nakładany” na powierzchnię jednorazowo.

Phillip Callahan, biofizyk z Uniwersytetu Florydy odkrył, że różnice w fakturze i zabarwieniu, które powodują, że skóra Matki Bożej wygląda inaczej z bliska i z daleka, są niemożliwe do odtworzenia! Taka technika byłaby czymś niemożliwym do zrealizowania przez ludzi. Często zjawisko to występuje w przyrodzie, w barwie piór ptaków i łusek motylkowych, albo jaskrawo kolorowych chrząszczy. Mówiąc precyzyjnie, chodzi o to, że gdy powoli oddalamy wzrok od obrazu, na odległość mierzoną w milimetrach, gdzie pigment i rzeźba powierzchni mieszają się ze sobą, wydaje się, jakby warstwa farby… unosiła się nad materiałem.

To, wraz z nieco zmieniającymi się kolorami w zależności od kąta, pod jakim patrzymy na obraz, i fakt, że farby użyte do stworzenia obrazu nie zawierają elementów odzwierzęcych czy mineralnych (a przecież syntetyczne barwniki nie istniały w 1531 roku), dostarcza nam wielu powodów do zdumienia!

To po prostu niesamowite.

2. Ludzie mówią, że to tylko obraz, ale tilma przeżył ich wszystkich, nie tracąc na jakości

Jedną z najczęściej powtarzanych przez sceptyków rzeczy, jest sugestia, że wizerunek musi być jakimś rodzajem fałszerstwa. Jednak po każdej próbie odtworzenia obrazu, podczas gdy oryginał nigdy nie wydaje się blaknąć, duplikaty uległy pogorszeniu w krótkim czasie.

Miguel Cabrera, artysta z połowy XVIII wieku, wykonał trzy z najbardziej znanych kopii – jedną dla arcybiskupa, jedną dla papieża, jedną dla siebie. Napisał kiedyś o trudnościach w odtworzeniu obrazu nawet na najlepszych powierzchniach: „Wierzę, że najbardziej utalentowany i ostrożny malarz, gdyby chciał wykonać kopię tego świętego obrazu na płótnie o tak złej jakości, przyznałby wreszcie po wielkich bólach, że mu się to nie udało. Można to wyraźnie sprawdzić w licznych egzemplarzach, które zostały wykonane z wykorzystaniem lakieru, na starannie przygotowanych płótnach, przy użyciu tylko jednego medium, oleju, który oferuje największe udogodnienia”.

Adolfo Orozco, fizyk z Narodowego Uniwersytetu Meksykańskiego, mówił w 2009 roku o niezwykłej warstwie ochronnej tilmy, którą najłatwiej dostrzec porównując ją do jej licznych kopii.

Jeden z egzemplarzy, wykonany w 1789 roku, został namalowany na podobnej powierzchni przy użyciu najlepszych dostępnych wówczas technik, a następnie zamknięty za szkłem i przechowywany obok właściwej tilmy. Po namalowaniu wyglądał pięknie, ale nie minęło osiem lat, a gorący i wilgotny klimat Meksyku spowodował, że duplikat zaczął zanikać i strzępić się. Wkrótce został wyrzucony.

Jednak, jak powiedział Orozco, żadne naukowe wytłumaczenie tego nie jest możliwe, ponieważ „oryginalna tilma była wystawiona na działanie promieni podczerwonych i ultrafioletowych przez około 116 lat i pozbawiona jakiejkolwiek ochrony, otrzymując całą podczerwień i promieniowanie ultrafioletowe z dziesiątek tysięcy świec w jej pobliżu i wystawiona na działanie wilgotnego i słonego powietrza wokół świątyni”.

To niesamowite!

3. Tilma wykazała cechy zaskakująco podobne do… ludzkiego ciała

W 1979 roku, gdy Callahan, biofizyk z Florydy, analizował tilmę przy użyciu podczerwieni, odkrył również, że tilma utrzymuje stałą temperaturę około 37 stopni Celsjusza, taką samą jak temperatura ciała żywego człowieka.

Kiedy Carlos Fernandez del Castillo, meksykański ginekolog, zbadał tilmę, po raz pierwszy zauważył namalowany tam czteropłatkowy kwiat nad tym, co było łonem Maryi. Kwiat, nazwany przez Azteków Nahui Ollin, był symbolem słońca i symbolem pełni.

Po dalszych badaniach Castillo doszedł do wniosku, że wymiary ciała Matki Bożej na obrazie to wymiary ciała matki spodziewającej się porodu w niedługim czasie. 9 grudnia, dzień odsłonięcia, to zaledwie dwa tygodnie od Bożego Narodzenia.

Jednym z najczęstszych atrybutów i najczęściej badanych fragmentów obrazu są oczy Dziewicy.

Kiedy Jose Aste Tonsmann, peruwiański okulista, przeprowadził badanie, jednym z jego testów było zbadanie oczu narysowanych na tilmie przy powiększeniu 2.500 razy. Dzięki obrazom powiększonych oczu, naukowiec zidentyfikował obraz aż 13… osób w obu oczach.  

Być może jest to coś w rodzaju fotografii tamtej chwili, w której Juan Diego rozwinął tilmę przed arcybiskupem.

To jest niesamowite!

4. Wydaje się, że tilma jest praktycznie niezniszczalna

Na przestrzeni wieków dwa wydarzenia mogły zaszkodzić tilmie, jedno w 1785 roku i jedno w 1921 roku.

W 1785 r. robotnik oczyszczał szklaną obudowę obrazu i przypadkowo rozlał na dużą część obrazu silny rozpuszczalnik – kwas azotowy.

Obraz i reszta tilmy, która powinna była zostać rozpuszczona niemal natychmiast po rozlaniu, podobno samoistnie, odrestaurowały się w ciągu następnych 30 dni i pozostają nienaruszone do dnia dzisiejszego, poza małymi plamami.

W 1921 roku szalony antyklerykał ukrył bombę zawierającą 29 lasek dynamitu w garnku z różami i umieścił ją przed obrazem wewnątrz bazyliki na Guadalupe. Kiedy bomba wybuchła, rozbiła się marmurowa szyna ołtarzowa i okna. Zniszczeniu uległ też potężny mosiężny krucyfiks. Ale tilma i jej szklana obudowa pozostały nienaruszone.

To jest rzeczywiście niesamowite.

Źródło: Crux Now

Grzegorz Braun dzisiaj w Szczecinie. Spotkanie w trybie podziemnym i walka o salę. Gdzie odbędzie się wydarzenie? […a Ks. kan. dał dupy].

Grzegorz Braun dzisiaj w Szczecinie. Spotkanie w trybie podziemnym i walka o salę. Gdzie odbędzie się wydarzenie?

12.12.2025 https://nczas.info/2025/12/12/grzegorz-braun-dzisiaj-w-szczecinie-spotkanie-w-trybie-podziemnym-i-walka-o-sale-gdzie-odbedzie-sie-wydarzenie/

Kandydat na prezydenta Polski Grzegorz Braun na spotkaniu z wyborcami w Piotrkowie Trybunalskim. Foto: X/Grzegorz Braun
Kandydat na prezydenta Polski Grzegorz Braun na spotkaniu z wyborcami w Piotrkowie Trybunalskim. Foto: X/Grzegorz Braun

To miało być wydarzenie, jakich wiele lidera Konfederacji Korony Polskiej. Tymczasem zaplanowane na dzisiejszy wieczór spotkanie z Grzegorzem Braunem w Szczecinie zamieniło się w logistyczny thriller. Atmosfera wokół wydarzenia przypomina działania konspiracyjne – lokalizacja trzymana jest w ścisłej tajemnicy. Na właścicieli lokali wywierana jest bowiem bezprecedensowa presja, aby nie gościć Brauna i jego sympatyków.

Dzisiejsze wydarzenie, połączone z promocją książki Mateusza Piskorskiego pt. „Ostatni więzień Rakowieckiej”, miało pierwotnie odbyć się w refektarzu Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego (AWSD) w Szczecinie. Miało, ale do spotkania w tym miejscu nie dojdzie.

Sytuacja wokół wynajmu sali w Seminarium stała się zarzewiem ostrego konfliktu. Ks. kan. dr Krzysztof Łuszczek, rzecznik kurii, poinformował media, że umowa została zerwana, ponieważ organizatorzy rzekomo wnioskowali o udostępnienie miejsca na „spotkanie opłatkowe”, podczas gdy plakat jednoznacznie wskazuje na wydarzenie polityczne.

Z tą narracją kategorycznie nie zgadzają się przedstawiciele Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna. W ich ocenie tłumaczenie strony kościelnej to próba ratowania wizerunku w obliczu zewnętrznych nacisków.

„Ksiądz rektor niestety kłamie, co jest tym bardziej smutne” – pisze Michał Jakubowski. „Odbyła się rozmowa, w której ustalono, że 12 grudnia ma odbyć się spotkanie partii Konfederacji Korony Polskiej z udziałem Grzegorza Brauna na 300 osób, a 3 stycznia spotkanie noworoczne. Ksiądz rektor zastosował typowy 'damage control’ rodem z podręczników do PR-u, zrzucając winę na rzekome spotkanie opłatkowe” – dodaje.

—————————————————

Atmosfera „Top Secret”

Wydarzenie w Szczecinie odbywa się w atmosferze, którą można określić mianem „Top Secret”. Organizatorzy nie podają publicznie nowej lokalizacji sali. Utrzymują, że jest to konieczny środek ostrożności.

W ostatnich tygodniach coraz częściej zdarza się bowiem, że lewicowe grupy aktywistów wywierają silną presję na właścicieli prywatnych i publicznych obiektów, grożąc różnymi konsekwencjami, jeśli ci zgodzą się wynająć przestrzeń na spotkanie z Grzegorzem Braunem. W efekcie umowy najmu są zrywane w ostatniej chwili, a organizatorzy zmuszeni są do działania w trybie niemal podziemnym.

Zbiórka „Pod Seminarium”

Spotkanie z Grzegorzem Braunem w Szczecinie i tak się odbędzie. Organizatorzy zastosowali rozwiązanie awaryjne. Na zaktualizowanym plakacie widnieje informacja, że spotkanie rozpocznie się o godzinie 18:00.

Punktem zbiórki dla sympatyków, którzy chcą wziąć udział w wydarzeniu, jest miejsce pod Seminarium Duchownym przy ul. Papieża Pawła VI 2 w Szczecinie. To tam uczestnicy dowiedzą się, gdzie ostatecznie udadzą się na spotkanie.

Zamiana ról

Małgorzata Todd www.mtodd.pl

Zamiana ról 48/2025(752)

     Coraz częściej stwierdzamy, że to co nam się przedstawia jako fakty jest fikcją. Fikcja zaczęła dominować w przestrzeni publicznej, to fakt.

   Jak odróżnić sztuczną inteligencję od tej zwyczajnej, ludzkiej? Obydwie mówią ludzkim głosem. AI miewa nawet lepszą dykcję, ale z jakichś powodów nie umie poprawnie wymawiać liczb. Natomiast świetnie się wpisuje w rolę zamiany ról. Udaje, że opowiada jakąś prawdziwą historię, sensacyjną oczywiście, a jakżeby inaczej! 

A faktycznie, to zmyśla.

   Ja proponuję zmyślenia z moich książek. Jedną z nich zatytułowałam nawet „Zdarzenia i zmyślenia”. Do kupienia jest ich 10, więc jest w czym wybierać. Są to nie tylko zbiory felietonów i opowiadań, ale również powieści. 

Nadają się na gwiazdkowe prezenty, a nabyć je można w księgarni Multibook, (ul. Dymińska 4 w Warszawie) która prowadzi też sprzedaż wysyłkową.

Wystarczy zamówić na stronie Można już chyba ciut przed czasem? Merry Christmas! www.multibook.pl

„Wojna sprawiedliwa” ojca Tomasza Pegues’a OP


kontakt@dereggio.org
„Wojna sprawiedliwa” ojca Tomasza Pegues’a OP  to nie tylko książka – to prawdziwa wyprawa w głąb odwiecznego dylematu: kiedy walka staje się słuszna i sprawiedliwa? 
Autor z prawdziwą pasją rozkłada na części pierwsze zasady św. Augustyna i Tomasza z Akwinu, wciągając czytelnika w  labirynt moralnych dylematów. 
Czy wojna może być sprawiedliwa? Jakie podłoża skrywają decyzje o życiu i śmierci? Ta wciągająca lektura odsłania  przed nami jasne granice między dobrem a złem w chaosie konfliktów.
W momencie, gdy globalne spory i lokalne wojny, narastające od lat, wchodząc w coraz ostrzejszą fazę, grożąc rozstrzygnięciami o nieprzewidywalnych skutkach dla przyszłości narodów, podjęcie tematu „wojny sprawiedliwej” wydaje się aktualne jak nigdy wcześniej.

Rabat 30% z kodem „zima2025”
Kup teraz

„Są naprawdę głupi”, „sprowadzają katastrofę na swoje kraje”. Trump bez litości dla europejskich przywódców

„Są naprawdę głupi”, „sprowadzają katastrofę na swoje kraje”. Trump bez litości dla europejskich przywódców

https://pch24.pl/sa-naprawde-glupi-sprowadzaja-katastrofe-na-swoje-kraje-trump-bez-litosci-dla-europejskich-przywodcow

(fot. EPA/YURI GRIPAS / POOL Dostawca: PAP/EPA.)

„Znam dobrych przywódców. Znam złych przywódców. Znam mądrych. Znam głupich. Są też naprawdę głupi” – mówił o politykach w Europie Donald Trump. Prezydent USA skrytykował postawę europejskich przywódców wobec wojny na Ukrainie i masowej migracji. Wśród nielicznych wyjątków wymienił Węgry i Polskę.

– Znam ich bardzo dobrze. Znam ich naprawdę dobrze. Niektórzy są moimi przyjaciółmi. Niektórzy są w porządku. Znam dobrych przywódców. Znam złych przywódców. Znam mądrych. Znam głupich. Są też naprawdę głupi. Ale nie wykonują dobrej roboty. Europa nie wykonuje dobrej roboty pod wieloma względamiprzyznał Trump, pytany przez POLITICO o postawę państw UE w odniesieniu do wojny na Ukrainie.

W ocenie prezydenta USA, europejskie mocarstwa „nie osiągają żadnych rezultatów” w kwestii ukraińskiej. – Gadają, ale nie osiągają żadnych rezultatów. A wojna trwa i trwa. Trwa już cztery lata, długo przed moim przybyciem tutaj (…) jedynym powodem, dla którego naprawdę mnie to obchodzi, jest to, że nie znoszę patrzeć, jak giną młodzi, piękni ludzie – powiedział.

W ocenie prezydenta USA, dalszy kierunek polityki czołowych państw UE doprowadzi do sytuacji, w której „wiele z tych krajów przestanie być krajami zdolnymi do funkcjonowania”. – Ich polityka imigracyjna to katastrofa. To, co robią w kwestii imigracji, to katastrofa – przyznał.

Jeśli spojrzeć na Paryż, to jest to zupełnie inne miejsce. Kochałem Paryż. Hm, jest to zupełnie inne miejsce niż kiedyś. Jeśli spojrzeć na Londyn, to mamy burmistrza o nazwisku Khan. Jest okropnym burmistrzem. Jest niekompetentnym burmistrzem, ale jest też okropnym, złośliwym, obrzydliwym burmistrzem. Myślę, że wykonał fatalną robotędoprecyzował.

Trump całkowicie odrzucił sugestie, jakoby interesowało go zdobycie władzy w Europie poprzez wspieranie pro-amerykańskiej opozycji w poszczególnych krajach. Przyznał jednocześnie, że udziela niektórym kandydatom wsparcia przed wyborami. W tym kontekście wymienił Viktora Orbána i prezydenta Argentyny Javiera Mileia. W Białym Domu przed czerwcowymi wyborami prezydenckimi gościł również Karol Nawrocki.

W odniesieniu do kwestii migracyjnych, Trump uważa, że niektórzy przywódcy „powinni być przerażeni tym, co robią swoim krajom”. Podkreślił, że przybysze z Afryki i Bliskiego Wschodu przynoszą „swoją ideologię”, a jako wyborcy głosują na kandydatów ze swojego środowiska. W konsekwencji dochodzi do przejęcia kraju przez obcy kulturowo żywioł. Jako przykład ponownie wskazał burmistrza Londyu, Sadiqa Khana.

Burmistrz Londynu to katastrofa. Ma zupełnie inną ideologię niż powinien. Został wybrany, ponieważ przybyło tak wielu ludzi. (…) Ale nienawidzę tego, co stało się z Londynem, i nienawidzę tego, co stało się z Paryżem – podkreślił. W jego opinii Europa „jest słaba” ponieważ chce być politycznie poprawna.

Jako wyjątek od tej reguły, prezydent USA wskazał Węgry stawiające tamę masowej migracji. – Polska również wykonała bardzo dobrą robotę w tym zakresie. Jednak większość europejskich narodów…one podupadają. Gniją – przyznał.

Źródło: politico.com

Premier Fico: Nie poprę żadnego finansowania wydatków wojskowych Ukrainy z udziałem Słowacji

Premier Fico: Nie poprę żadnego finansowania wydatków wojskowych Ukrainy z udziałem Słowacji

https://pch24.pl/premier-fico-nie-popre-zadnego-finansowania-wydatkow-wojskowych-ukrainy-z-udzialem-slowacji

(fot. Robert Fico / Facebook.com)

Słowacki premier Robert Fico napisał list do przewodniczącego Rady Europejskiej Antonia Costy, w którym zapowiedział, że podczas szczytu Unii Europejskiej nie poprze żadnego finansowania przez UE wydatków wojskowych Ukrainy, w którym miałaby uczestniczyć Słowacja.

Fico cytował list w czwartek w parlamencie. Podkreślił, że jego stanowisko przeciwko eskalacji wojny nie zmieni się pod żadną presją i niezależnie od tego, jak długo będzie trwać grudniowy szczyt. Dodał jednak, że uszanuje decyzję innych państw członkowskich, jeśli zdecydują się one na własne, dobrowolne zobowiązania.

Jak podkreślił, konflikt na Ukrainie nie ma rozwiązania militarnego, a strategia UE wobec tego konfliktu jest niewłaściwa i nieskuteczna. Zauważył, że popiera inicjatywy pokojowe i wysiłki amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa.

Fico cytował list podczas interpelacji poselskich. W parlamencie odniósł się także do strategii bezpieczeństwa USA. Według niego, dokument stwierdza, że UE odchodzi od swoich podstawowych wartości.

Jeśli UE będzie nadal postępować w ten sposób i nie będzie szanować suwerennej polityki, tradycji i korzeni historycznych, to zginie. A jeśli ma zginąć, to niech ginie powiedział Fico.

Piotr Górecki Źródło: PAP

pap logo

„Realistyczna” korekta. Strategia Bezpieczeństwa Narodowego USA

„Realistyczna” korekta i powrót „zasad westfalskich”. Co zawiera Strategia Bezpieczeństwa Narodowego USA?

Agnieszka Stelmach https://pch24.pl/realistyczna-korekta-i-powrot-zasad-westfalskich-co-zawiera-strategia-bezpieczenstwa-narodowego-usa/

(Oprac. PCh24.pl)

Strategia Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Strategy), którą administracja Donalda Trumpa opublikowała 4 grudnia 2025 r. zrywa z tzw. liberalnym porządkiem międzynarodowym, którego budowniczym i strażnikiem po II wojnie światowej były same Stany Zjednoczone oraz  koryguje kurs polityki zagranicznej. Chodzi o to, odbudować siłę  wewnętrzną Ameryki, która powinna być zdolna do ograniczenia wpływów mocarstw zagrażających realizacji interesów i ambicji Waszyngtonu w świecie wielobiegunowym. Równocześnie Stany Zjednoczone wypowiadają wojnę dekarbonizacji gospodarki i Zielonemu Ładowi.

Ambicją USA jest „pozostanie najsilniejszym, najbogatszym, najpotężniejszym i najbardziej odnoszącym sukcesy krajem na świecie przez kolejne dekady”.

Już we wstępie dokumentu zaznaczono, że „Strategia to konkretny, realistyczny plan, który wyjaśnia zasadniczy związek między celami a środkami: zaczyna się od dokładnej oceny tego, co jest pożądane i jakie narzędzia są dostępne lub mogą zostać realistycznie stworzone, aby osiągnąć pożądane rezultaty”.

Strategia ustala priorytety i „nie każdy kraj, region, problem czy sprawa – jakkolwiek godna uwagi – może być przedmiotem amerykańskiej strategii”.

Zasadniczym celem Ameryki jest „ochrona podstawowych interesów narodowych”. I to „jest jedyny cel” przedstawionej strategii.

Zdaniem jej autorów, wszystkie poprzednie tego typu dokumenty, jakie pojawiły się od czasu zakończenia zimnej wojny „zawiodły”, dlatego, że były idealistyczne, a nie realistyczne. Zawierały „niejasne banały” i „często błędnie oceniały, czego powinniśmy chcieć”.

Błędnie zakładano, że Ameryka musi pozostać „policjantem świata” i że ma wystarczające zasoby, aby pełnić tę rolę. Ponadto postawiono na dalszy rozwój globalizmu i „tak zwanego wolnego handlu, które wydrążyły klasę średnią i bazę przemysłową, a od niej zależy amerykańska dominacja gospodarcza i militarna”. Nadto „pozwolono sojusznikom i partnerom przerzucić koszty obronności na Amerykanów”, a czasami także „wciągano ich w konflikty i kontrowersje”, kluczowe dla interesów tych państw, ale „peryferyjne lub nieistotne” dla interesów USA. Wreszcie, naciskano na globalny zarząd poprzez sieć instytucji międzynarodowych, „z których niektóre kierują się jawnym antyamerykanizmem, a wiele transnacjonalizmem, jawnie dążąc do zniesienia suwerenności poszczególnych państw”.

Krótko mówiąc, amerykańskie elity dążyły do „​​fundamentalnie niepożądanego i niemożliwego do osiągnięcia celu” i „podważały w ten sposób środki niezbędne do jego osiągnięcia”, to jest „charakter” narodu amerykańskiego, dzięki któremu możliwe było zbudowanie „potęgi, bogactwa i przyzwoitości” Ameryki.

Stąd konieczna stała się korekta tej polityki, aby „rozpocząć nowy złoty wiek”.

Strategia stawia trzy pytania: 1) Czego powinny chcieć Stany Zjednoczone?; 2) Jakie są dostępne środki, aby to osiągnąć?; oraz 3) Jak można połączyć cele i środki w możliwą do zrealizowania Strategię Bezpieczeństwa Narodowego?

Czego chcą Stany Zjednoczone?

Odpowiedź na to pytanie brzmi: „Przede wszystkim zależy nam na dalszym przetrwaniu i bezpieczeństwie Stanów Zjednoczonych jako niezależnej, suwerennej republiki, której rząd chroni prawa naturalne obywateli nadane przez Boga i priorytetowo traktuje ich dobrobyt i interesy. Chcemy chronić ten kraj, jego mieszkańców, jego terytorium, jego gospodarkę i jego styl życia przed atakami militarnymi i bezwzględnymi wpływami zagranicznymi, czy to szpiegostwem, drapieżnymi praktykami handlowymi, handlem narkotykami i ludźmi, destrukcyjną propagandą i operacjami wpływu, subwersją kulturową, czy jakimkolwiek innym zagrożeniem dla naszego narodu”.

W dokumencie podkreśla się konieczność zachowania pełnej kontroli nad polityką migracyjną. Amerykanie nie chcą promowanej przez oenzetowskie agendy i UE „uporządkowanej migracji”, lecz „powstrzymania” „destabilizujących przepływów ludności”.

Ponadto pragną zapewnić „odporną infrastrukturę narodową”, która nie tylko przetrzyma klęski żywiołowe, ale także wszelkie ataki i inne „zagrożenia” szkodzące narodowi i gospodarce.

Wreszcie Amerykanie chcą mieć „najpotężniejszą, najskuteczniejszą i najnowocześniejszą armię świata”, by chronić własne interesy i zapobiegać wojnom, a w razie konieczności je toczyć, „wygrywać szybko i zdecydowanie, z jak najmniejszymi stratami”.

Chcą „najsolidniejszego, najbardziej wiarygodnego i najnowocześniejszego na świecie odstraszania nuklearnego, a także obrony przeciwrakietowej nowej generacji – w tym Złotej Kopuły dla amerykańskiej ojczyzny – aby chronić naród amerykański, amerykańskie aktywa za granicą i amerykańskich sojuszników”.

USA chcą także mieć „najsilniejszą, najbardziej dynamiczną, innowacyjną i najnowocześniejszą gospodarkę świata”, która jest „fundamentem amerykańskiego stylu życia”. Styl ten „obiecuje i zapewnia powszechny i ​​szeroki dobrobyt, mobilność społeczną i nagradza za ciężką pracę”.

Bez silnej gospodarki nie ma silnej armii. Ta pierwsza zależy od silnego sektora przemysłowego, a ten można zbudować, dostosowując produkcję do potrzeb przemysłu obronnego.

Pielęgnowanie amerykańskiej siły przemysłowej musi stać się najwyższym priorytetem krajowej polityki gospodarczej” – zaznaczono w dokumencie.

Jednocześnie, Amerykanie pragną „najsolidniejszego, najbardziej produktywnego i innowacyjnego sektora energetycznego na świecie – takiego, który zdolny jest nie tylko do napędzania amerykańskiego wzrostu gospodarczego, ale także do bycia jednym z wiodących amerykańskich sektorów eksportowych”. I wcale nie porzucają paliw kopalnych, a nawet wypowiedzieli wojnę globalnej dekarbonizacji.

Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o ochronę własności intelektualnej przed kradzieżą z zagranicy.

Autorzy strategii zapowiadają utrzymanie „niezrównanej miękkiej siły” obiecują wywierać pozytywny wpływ na świat, „szanując odmienne religie, kultury i systemy rządzenia innych krajów”. Ale by to móc osiągnąć, konieczne jest zachowanie wiary „w inherentną wielkość i przyzwoitość” Ameryki.

Kolejna rzecz, jakiej pragną stratedzy to „przywrócenie i ożywienie amerykańskiego zdrowia duchowego i kulturowego, bez którego długoterminowe bezpieczeństwo jest niemożliwe”. Dlatego tak ważne jest pielęgnowanie patriotyzmu, docenianie i pamięć o bohaterach itp.

Kraj ma być pozostawiony przyszłym pokoleniom w lepszym stanie, niż go zastano i wszyscy Amerykanie powinni pracować dla wspólnego dobrobytu, tworząc „silne, tradycyjne rodziny, które wychowują zdrowe dzieci”.

W strategii sformułowano oczekiwania względem świata.

Czego Ameryka chce od świata?

Przede wszystkim zwraca się ku półkuli zachodniej, która ma pozostać „w miarę stabilna i wystarczająco dobrze rządzona, aby zapobiegać i zniechęcać do masowej migracji do Stanów Zjednoczonych”. Amerykanie oczekują, że kraje Ameryki Łacińskiej będą współpracować w celu zwalczania handlu narkotykami i innych transnarodowych organizacji przestępczych. Nie dopuszczą do tego, by inne mocarstwa – w domyśle Chiny, ale także Rosja – przejmowały kluczowe aktywa w państwach Ameryki Południowej. To Stany Zjednoczone zamierzają zapewnić sobie w nich „stały dostęp do kluczowych lokalizacji strategicznych”. Po prostu potwierdzono słynną doktrynę Monroe’a pochodzącą z 2 grudnia 1823 r., która ewoluowała na przestrzeni lat i dzisiaj bardziej kojarzona jest z uznaniem półkuli zachodniej za tradycyjną sferę wpływów USA.

Oczekuje się także utrzymania wolnego i otwartego Indo-Pacyfiku, zachowując swobodą żeglugi morskiej na wszystkich kluczowych szlakach, a także utrzymania „bezpiecznych i niezawodnych łańcuchów dostaw i dostępu do kluczowych materiałów”.

Jednocześnie zadeklarowano, że USA nie zrezygnują ze wspierania „sojuszników w zachowaniu wolności i bezpieczeństwa Europy, przywracając jej jednocześnie cywilizacyjną pewność siebie i zachodnią tożsamość”. Ma to o tyle istotne znaczenie, że Waszyngton zadeklarował większą aktywność, jeśli chodzi o obronę obywateli europejskich przed ograniczaniem ich podstawowych wolności, w tym wolności słowa i wyznania.

Zadeklarowano również, że USA nie dopuszczą do dominacji „wrogiego mocarstwa na Bliskim Wschodzie”, w tym nad zasobami surowców energetycznych, ale będą starali się uniknąć „wiecznych wojen”.

Wreszcie kolejny priorytet to uzyskanie przewagi nad resztą świata w zakresie technologii i regulacji odnośnie do sztucznej inteligencji, biotechnologii i komputerów kwantowych.

„To są podstawowe, żywotne interesy narodowe Stanów Zjednoczonych”. To na nich Ameryka się skupi.

Jakie mają środki, by osiągnąć cele?

Są to: elastyczny system polityczny, który można korygować, największa i najbardziej innowacyjna gospodarka świata, dzięki której możliwe jest utrzymanie „dźwigni nad innymi krajami pragnącymi uzyskać dostęp do rynku amerykańskiego”, wiodący system finansowy i rynki kapitałowe, w tym utrzymywanie statusu dolara jako globalnej waluty rezerwowej, najbardziej zaawansowany, innowacyjny i dochodowy sektor technologiczny na świecie (dzięki niemu wzmacniane są globalne wpływy Ameryki i zapewniona jest jakościowa przewaga sił zbrojnych), „najpotężniejsza i najzdolniejsza armia świata”, sieć sojuszy w różnych regionach świata, świetne położenie geograficzne z bogatymi zasobami naturalnymi, brak konkurencyjnych mocarstw fizycznie dominujących na półkuli zachodniej, granice bez ryzyka inwazji militarnej i wielkie mocarstwa oddzielone rozległymi oceanami. Inne atuty to: niezrównana „miękka siła” i wpływy kulturowe, odwaga, siła woli i patriotyzm narodu amerykańskiego, a wraz z nową administracją Donalda Trumpa przywracana jest „kultura kompetencji, wykorzeniając tzw. DEI i inne dyskryminacyjne oraz antykonkurencyjne praktyki, które degradują nasze instytucje i hamują nasz rozwój”. Uwalniane są „ogromne moce produkcyjne energii jako strategiczny priorytet w celu napędzania wzrostu i innowacji oraz wspierania i odbudowy klasy średniej”, a ponadto Ameryka się „reindustrializuje”.

Deklaruje się „przywrócenie wolności gospodarczej obywatelom poprzez historyczne obniżki podatków i działania deregulacyjne, czyniąc ze Stanów Zjednoczonych główne miejsce do prowadzenia działalności gospodarczej i inwestowania kapitału”. Z kolei inwestowanie w nowe technologie i nauki podstawowe ma zapewnić ciągły dobrobyt, przewagę konkurencyjną i dominację militarną Ameryki w przyszłości.

Zasady

Polityka zagraniczna USA ma być pragmatyczna, realistyczna, oparta na zasadach, ale nie „idealistyczna”, muskularna, ale jednocześnie nie „jastrzębia” i powściągliwa, chociaż nie „gołębia”. Ma być po prostu skuteczna.

Stawia się na negocjacje pokojowe i dyplomację, które mają doprowadzić do zakończenia konfliktów i sporów w różnych regionach świata, mogących być potencjalnym zarzewiem nowych wojen globalnych. W tym celu ma być wykorzystywana „niekonwencjonalna dyplomacja, amerykańska potęga militarna i wpływy ekonomiczne”.

Polityka zagraniczna, obronna i wywiadowcza musi opierać się na wąsko – a nie szeroko – określonym interesie narodowym, aby były szanse na realizację celów zasadniczych w zakresie bezpieczeństwa narodowego.

Zgodnie z maksymą osiągania „pokoju przez siłę”, wrogowie i konkurenci mają być odstraszani dzięki utrzymaniu „najsilniejszej gospodarki” na świecie, rozwijaniu „najnowocześniejszych technologii, wzmacnianiu zdrowia kulturowego społeczeństwa i wystawianiu najsprawniejszych na świecie sił zbrojnych”.

Inną istotną zasadą jest „skłonność do nieinterwencjonizmu” – ale nie wykluczenie go – uznając za Deklaracją Niepodległości, że inne narody są uprawnione z racji prawa naturalnego do zachowania odrębnej, a jednocześnie równej pozycji względem innych narodów.

Kolejna zasada to „elastyczny realizm”, który ma zapewnić dobre i pokojowe stosunki handlowe z innymi państwami, bez narzucania własnych zmian społecznych odrębnym kulturowo wspólnotom. Innymi słowy, Amerykanie rezygnują z narzucania własnego modelu demokracji innym krajom, które mogą mieć inne systemy rządów, chociaż nie zrezygnują z „nakłaniania podobnie myślących przyjaciół do przestrzegania wspólnych norm”.

I co chyba najistotniejsze potwierdzono to, co od dawna wiadomo, a co próbowano rozmyć wraz z forsowaniem globalizmu i sfederalizowania całego świata, w którym państwa narodowe przekażą znaczną część kompetencji na rzecz rządów federalnych w regionach, a potem jednego światowego rządu, jak to postulują federaliści związani z Grupą Spinellego, która zawiązała się wiele lat temu w Parlamencie Europejskim.

Otóż uznano prymat państw narodowych. Wskazano, że „Podstawową jednostką polityczną jest i pozostanie państwo narodowe. Jest naturalne i sprawiedliwe, że wszystkie narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu i strzegą swojej suwerenności. Świat funkcjonuje najlepiej, gdy narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu. Stany Zjednoczone będą stawiać własne interesy na pierwszym miejscu i – w stosunkach z innymi narodami – będą zachęcać je do stawiania na pierwszym miejscu również swoich interesów. Opowiadamy się za suwerennymi prawami narodów, przeciwko podważającym suwerenność najazdom najbardziej inwazyjnych organizacji transnarodowych, a także za reformą tych instytucji, aby wspierały, a nie utrudniały suwerenność jednostki i amerykańskie interesy”.

W polityce zagranicznej, obronnej i wywiadowczej istotne jest strzeżenie suwerenności przed zapędami organizacji transnarodowych i międzynarodowych oraz niektórych państw, które dążą do narzucenia cenzury.

Jednocześnie Amerykanie nie pozwolą na „operacje wywierania wpływu” przez obce mocarstwa lub podmioty i lobbing, które miałyby po raz kolejny uwikłać ich w konflikty zagraniczne, a także „cynicznie manipulowałyby” ich systemem imigracyjnym w celu „budowania bloków wyborczych lojalnych wobec zagranicznych interesów” w USA. Ameryka wytyczy własny kurs i będzie sama decydować o swoim losie, bez ingerencji z zewnątrz.

Następną zasadą jest „równowaga sił”, czyli powrót do koncertu mocarstw i budowania porządku w oparciu o zasady westfalskie promowane m.in. przez byłego sekretarza stanu i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Henry Kissingera. Ameryka będzie współpracować z sojusznikami i partnerami, by nie dopuścić do dominacji jakiegokolwiek państwa, które mogłoby zagrozić jej interesom. Celem jest utrzymanie globalnej i regionalnej równowagi sił.

Wreszcie polityka zagraniczna ma służyć pracownikom. Jak najwięcej ludzi ma korzystać z gospodarki dobrobytu.

Amerykanie obiecują także zachowanie sprawiedliwości, co odnoszą do sprawiedliwego handlu, sprawiedliwych sojuszy, jak i sprawiedliwego dzielenia obciążeń związanych ze wspólną obroną.

Dużą wagę przywiązuje się do kompetencji i zasług, które dają przewagę cywilizacyjną, jednoczenie wypowiadając wojnę „radykalnym ideologiom, które dążą do zastąpienia kompetencji i zasług uprzywilejowanym statusem grupowym”. Odniesiono się w ten sposób do „kultury wokeizmu” i szkoleń DEI prowadzonych przez korporacje, uniwersytety i instytucje promujące paradygmat zrównoważonego rozwoju (w tym obowiązek raportowania ESG służący wywłaszczaniu przedsiębiorstw). Zaznaczono, że uleganie tym ideologiom doprowadzi do tego, że „Ameryka stanie się nierozpoznawalna i niezdolna do obrony”.

Priorytety

Za priorytet uznano konieczność zakończenia masowej migracji. Amerykanie wskazują, że „Każdy kraj, który uważa się za suwerenny, ma prawo i obowiązek określić swoją przyszłość. W całej historii suwerenne państwa zabraniały niekontrolowanej migracji i przyznawały obywatelstwo rzadko, i tylko tym cudzoziemcom, którzy również musieli spełnić rygorystyczne kryteria”. Wskazano, że masowa migracja jest po prostu zła. Nie tylko nadwyręża zasoby krajowe, ale przyczynia się do wzrostu przemocy i przestępczości, osłabia spójność społeczną, zaburza rynki pracy i podważa bezpieczeństwo narodowe. Dlatego „era masowej migracji musi się skończyć”. Nie ma niczego istotniejszego dla bezpieczeństwa narodowego, jak zapewnienie bezpieczeństwa granic. „Musimy chronić nasz kraj przed inwazją, nie tylko przed niekontrolowaną  migracją, ale także przed zagrożeniami transgranicznymi, takimi jak terroryzm, narkotyki, szpiegostwo i handel ludźmi. Granica kontrolowana wolą narodu amerykańskiego, realizowaną przez jego rząd, jest fundamentalna dla przetrwania Stanów Zjednoczonych jako suwerennej republiki”.

Drugim priorytetem jest „ochrona podstawowych praw i wolności”, „praw naturalnych nadanych przez Boga obywatelom amerykańskim”. Stąd wypowiedziano wojnę polityce poprzedniej administracji Biden-Harris, która – pod pretekstem „ochrony demokracji” i „deradykalizacji” – wykorzystywała swoją władzę do ograniczania praw i wolności obywateli, w szczególności „prawa do wolności słowa, wolności religii i sumienia oraz prawo do wyboru i kierowania wspólnym rządem”. Są to „fundamentalne prawa, których nigdy nie wolno naruszać”. Stany Zjednoczone mają zdecydowanie opowiadać się za ich przestrzeganiem w literze i duchu, wymagając tego także od sojuszników i partnerów, którzy twierdzą, że podzielają te same wartości. „Będziemy sprzeciwiać się elitarnym, antydemokratycznym ograniczeniom podstawowych wolności w Europie, w anglosferze i resztach demokratycznego świata, zwłaszcza wśród naszych sojuszników” – wskazano.

Kolejny priorytet to dzielenie się obciążeniami i przerzucanie kosztów w związku z utrzymaniem równowagi sił w różnych regionach świata. Przypomniano sojusznikom „nowy globalny standard” ustanowiony w ramach „Zobowiązania Haskiego”, a związany z przeznaczaniem przez państwa NATO do 5% PKB na obronność. Ponadto mają one odpowiadać za bezpieczeństwo swoich regionów. „Stany Zjednoczone zorganizują sieć podziału obciążeń, której koordynatorem i podmiotem wspierającym będzie rząd amerykański”.

Zakłada się m.in. korzystniejsze traktowanie w kwestiach handlowych, dzielenie się technologią i sprzedaż broni tym krajom, które dobrowolnie wezmą na siebie większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w swoich regionach i dostosują swoją kontrolę eksportu do amerykańskiej.

Inny priorytet to reorganizacja przez pokój, czyli dążenie do pokojowych porozumień w regionach i krajach peryferyjnych względem bezpośrednich, kluczowych interesów Ameryki, co miałoby sprzyjać zwiększeniu stabilności i wzmocnieniu Ameryki.

Następny priorytet dotyczy zachowania bezpieczeństwa ekonomicznego jako fundamentu bezpieczeństwa narodowego. Stąd nacisk zostanie położony na „zrównoważony handel”, który ma doprowadzić m.in. do redukcji deficytów handlowych, ograniczenia barier dla eksportu, dumpingu i innych antykonkurencyjnych praktyk szkodzących amerykańskiemu przemysłowi i pracownikom. USA muszą także zapewnić sobie dostęp do kluczowych łańcuchów dostaw i materiałów niezbędnych dla obronności lub gospodarki kraju. Agencje wywiadowcze zintensyfikują monitoring kluczowych łańcuchów dostaw i zmapują postęp technologiczny, aby szybko zniwelować powstające luki i zagrożenia dla bezpieczeństwa i dobrobytu Ameryki.

Realizacja priorytetu dotyczącego zachowania bezpieczeństwa ekonomicznego wymaga także reindustrializacji. Amerykanie, którzy jeszcze do niedawna kładli nacisk na usługi mówią teraz, że „Przyszłość należy do producentów”. Dlatego „Stany Zjednoczone zreindustrializują swoją gospodarkę, przeniosą produkcję przemysłową z innego kraju oraz będą zachęcać i przyciągać inwestycje w rodzimą gospodarkę i siłę roboczą, koncentrując się na kluczowych i wschodzących sektorach technologii, które zdefiniują przyszłość”. By to osiągnąć, wykorzystają politykę celną i nowe technologie. Przemysł ma się odrodzić „w każdym zakątku” Stanów Zjednoczonych, aby, podnieść standard życia amerykańskich pracowników i zapewnić na zawsze niezależność od „jakiegokolwiek przeciwnika, obecnego ani potencjalnego, w zakresie kluczowych produktów lub komponentów”.

Ma się odrodzić przemysł zbrojeniowy dostosowany do obecnych warunków panujących na polu walki, jednoczenie produkcja powinna być nisko kosztowa na wielką skalę i dostarczać najwydajniejsze oraz najnowocześniejsze systemy i amunicję, a także relokować łańcuchy dostaw przemysłu zbrojeniowego. Żołnierze mają mieć dostęp do taniej broni, ale także do najwydajniejszych i zaawansowanych systemów do walki z wyrafinowanym wrogiem. Amerykanie nie tylko chcą odbudować swój przemysł zbrojeniowy, ale będą zachęcać do tego także sojuszników i partnerów.

I co niezwykle istotne, Amerykanie chcą zapewnić swoją dominację energetyczną na świecie, jeśli chodzi o produkcję paliw kopalnych i energię jądrową.

Waszyngton wypowiada wojnę dekarbonizacji i oczekuje, że inne kraje będą importować amerykańską energię. To między innymi dzięki temu mają pojawić się dobrze płatne miejsca pracy w Stanach Zjednoczonych, zmniejszyć się obciążenia dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, postępować reindustrializacja, i pozwoli to USA utrzymać przewagę w dziedzinie najnowocześniejszych technologii, takich jak tak zwana sztuczna inteligencja. Dodatkowo eksport surowców pozwoli zacieśnić relacje z sojusznikami, ograniczając wpływy przeciwników i ochroni zdolność USA do obrony swoich wybrzeży, a nadto pozwoli – w razie konieczności – na projekcję siły.

„Odrzucamy katastrofalne ideologie zmiany klimatu i zerowej emisji netto, które tak bardzo zaszkodziły Europie, zagrażają Stanom Zjednoczonym i subsydiują naszych przeciwników”. Szczerze powiedziawszy, to ten fragment strategii ma kolosalne znaczenie dla europejskich decydentów, którzy wbrew logice i instynktowi samozachowawczemu postawili na tak zwany zrównoważony rozwój, starając się jak najszybciej zdekarbonizować się (zdeindustrializować), przyczyniając się nie tylko do drastycznego obniżenia własnego bezpieczeństwa w sytuacji uzależnienia od chińskich surowców i technologii, ale doprowadzając do ruiny coraz większe rzesze mieszkańców kontynentu europejskiego, którzy nie są w stanie udźwignąć kosztów transformacji eko-cyfrowej, generując przy tym wiele nowych problemów społecznych. 

Amerykanie zamierzają także zachować dominację w sektorze finansowym, aby móc dalej wywierać nacisk na inne państwa. Zastrzeżono przy tym, że amerykańskiej pozycji lidera „nie można traktować jako pewnik”, a zagraża jej rozwój finansów cyfrowych.

Polityka regionalna

Jeśli chodzi o politykę regionalną, uznano, że Ameryka musi skupić się na priorytetach i dlatego kluczowe jest po pierwsze potwierdzenie i egzekwowanie doktryny Monroe’a, by „przywrócić amerykańską dominację na półkuli zachodniej oraz chronić ojczyznę i dostęp do kluczowych obszarów geograficznych w całym regionie”.

Ameryka nie zgodzi się nie tylko na rozmieszczenie sił wojskowych swoich konkurentów na tym obszarze, co np. robią Chiny i Rosja w Wenezueli, Chiny w Panamie itd., ale nie pozwolą także „konkurentom spoza półkuli” na „posiadanie lub kontrolowanie strategicznie ważnych zasobów na swojej półkuli”. „To trumpowskie uzupełnienie doktryny Monroe’a jest zdroworozsądkowym i skutecznym sposobem na przywrócenie amerykańskiej potęgi i priorytetów, zgodnych z amerykańskimi interesami bezpieczeństwa”.

Polityka na półkuli zachodniej ma polegać na „werbowaniu i ekspansji”, czyli pozyskiwaniu przyjaciół i zwalczaniu migracji, przepływu narkotyków oraz wzmacnianiu stabilność i bezpieczeństwa na lądzie i morzu. Ameryka chce być preferowanym partnerem gospodarczym krajów Ameryki Łacińskiej i partnerem  bezpieczeństwa na półkuli zachodniej.

Wszystko to ma pomóc w stworzeniu „znośnej stabilności w regionie”, by powstrzymać nielegalną i destabilizującą migrację, zneutralizować kartele przestępcze i rozwijać lokalne gospodarki. Dlatego kraje podzielające priorytety USA będą nagradzane i wspierane. Podobnie, rząd USA będzie wspierać „partie polityczne i ruchy regionu, które zasadniczo podzielają  zasady i strategię amerykańską”.

W strategii jest mowa o „czterech oczywistych rzeczach”, jeśli chodzi o półkulę zachodnią. Dotyczą on dostosowania globalnej obecności wojskowej w celu stawienia czoła pilnym zagrożeniom na półkuli, odpowiedniej obecności Straży Przybrzeżnej i Marynarki Wojennej w celu kontrolowania szlaków morskich i zapobieganiu nielegalnej migracji, ograniczania handlu ludźmi i narkotykami oraz kontrolowania kluczowych szlaków tranzytowych w sytuacjach kryzysowych, a ponadto ukierunkowanego rozmieszczenia sił w celu zabezpieczenia granicy i pokonania karteli, w tym użycie śmiercionośnej siły oraz ustanowienia lub rozszerzenia dostępu do strategicznie ważnych lokalizacji.

Ameryka sięgnie do dyplomacji handlowej, ceł i porozumień handlowych, ale także będzie sprzedawać broń, prowadzić wspólne manewry i dzielić się informacjami wywiadowczymi. Miałaby powstać rozległa sieć powiązań w regionie. Kraje Ameryki Łacińskiej będą zniechęcane do współpracy z Chinami i innymi konkurentami USA. Ma to istotne znaczenie ze względu na bogactwa naturalne, do których chcą sobie zapewnić dostęp Amerykanie. Rada Bezpieczeństwa Narodowego ma nawet natychmiast rozpocząć pracę nad zmapowaniem „strategicznych punktów i zasobów na półkuli zachodniej w celu ich ochrony i wspólnego rozwoju z partnerami regionalnymi”.

Podkreślono, że brak pilnowania dostępu do zachodniej półkuli przed konkurentami w ostatnich dekadach był „strategicznym błędem”, ponieważ dominacja Ameryki na tej pokuli jest „warunkiem bezpieczeństwa i dobrobytu” USA. Dlatego – co zresztą już obserwujemy w polityce administracji Trumpa – Ameryka konsekwentnie będzie starała się wyprzeć „obce” wpływy z portów, instalacji wojskowych i kluczowej infrastruktury, szeroko rozumianych aktywów strategicznych państw Ameryki Łacińskiej.

Chociaż zaznaczają, że będzie to trudne, to jednak liczą, że argumenty ekonomiczne przekonają państwa Ameryki Łacińskiej do zmiany partnera. Tym bardziej, że wiele z nich robi interesy z Chinami czy Rosją nie dlatego, że podobają im się wyznawane przez te kraje ideologie, co raczej z powodu niskich kosztów i mniejszej liczby przeszkód regulacyjnych, ułatwiających wymianę handlową.

Do zmiany decyzji mają przekonać partnerów polityka finansowa i  zreformowany system licencjonowania nowych technologii. Ma to przyczynić się do budowania sojuszu państw pod przywództwem Ameryki w kontrze do sojuszu pod przywództwem Chin.

Urzędnicy pracujący w placówkach dyplomatycznych mają zmapować wszystkie szkodliwe wpływy zewnętrzne, wywierając presję i zachęcając kraje Ameryki Łacińskiej do zmiany partnera na USA. Mowa jest m.in., o zaktywizowaniu współpracy z rządami, aby amerykańscy przedsiębiorcy mogli przejmować ważne aktywa i prowadzić kluczowe inwestycje w regionie.

Waszyngton zawalczy o cofnięcie niekorzystnego opodatkowania dla amerykańskich korporacji, podejmie działania, by „wyprzeć zagraniczne firmy budujące infrastrukturę w regionie”.

Indo-Pacyfik kluczem

Jeśli chodzi o Azję, którą uznano za drugi istotny region, to mówi się o sprawowaniu przywództwa z pozycji siły. Stratedzy zauważyli, że globalizacja i otwarcie rynków na chińskie towary sprawiły, iż Chiny wzbogaciły się potężnie i teraz wykorzystują swoje bogactwo oraz władzę.

Tymczasem region Indo-Pacyfiku jest istotny dla całego świata, ponieważ jest „źródłem prawie połowy światowego PKB liczonego w oparciu o parytet siły nabywczej (PPP) i jednej trzeciej w oparciu o nominalny PKB”. Ten udział będzie rósł i dlatego region Indo-Pacyfiku będzie „jednym z kluczowych pól bitew gospodarczych i geopolitycznych następnego stulecia”. „Aby prosperować w kraju, musimy tam skutecznie konkurować – i tak właśnie robimy” – wskazano w strategii.

Ameryka będzie dalej budować sojusze w regionie i wzmacniać partnerstwa, by „w przyszłości przywrócić równowagę w stosunkach gospodarczych z Chinami, nadając priorytet wzajemności i uczciwości”. Handel z Chinami ma być  zrównoważony i skoncentrowany na towarach „niewrażliwych”.

Zaznacza się, że jeśli uda się USA utrzymać ścieżkę wzrostu, to stosunki handlowe z Chinami mogą być korzystne dla obu stron i przynieść gospodarkę o wartości 40 bln USD w latach 30. XXI wieku w porównaniu z obecną wartością 30 bilionów dolarów. Stratedzy szacują, że Ameryka mogłaby nawet zachować status wiodącej gospodarki świata. Jednak, musi „zdecydowane i stale skupiać się na odstraszaniu, aby zapobiec wojnie w regionie Indo-Pacyfiku. To połączone podejście może stać się skutecznym mechanizmem, ponieważ silne amerykańskie odstraszanie otwiera przestrzeń dla bardziej zdyscyplinowanych działań gospodarczych, a bardziej zdyscyplinowane działania gospodarcze prowadzą do większych amerykańskich zasobów, które pozwolą utrzymać odstraszanie w perspektywie długoterminowej”.

Waszyngton nie zrezygnuje z walki z subsydiami i wszelkimi nieuczciwymi praktykami handlowymi, które prowadzą do niszczenia miejsc pracy w USA i deindustrializacji. Będą walczyć z kradzieżą własności intelektualnej i szpiegostwem przemysłowym oraz z zagrożeniami dla łańcuchów dostaw, w tym minerałów i pierwiastków ziem rzadkich, eksportem prekursorów fentanylu, które napędzają epidemię opioidów w Ameryce, czy też z operacjami wpływu i innymi formami subwersji kulturowej.

Będą współpracować z sojusznikami i partnerami traktatowymi, by przeciwdziałać drapieżnym praktykom gospodarczym, w szczególności z Indiami, Australią i Japonią. Będą rozwijać technologie wojskowe i podwójnego zastosowania, kładąc nacisk na dziedziny, w których przewaga USA jest największa, to jest na technologie podwodne, kosmiczne i nuklearne, a także inne, które zadecydują o przyszłości potęgi militarnej, takie jak sztuczna inteligencja, komputery kwantowe i systemy autonomiczne. Będą rozwijać zasoby taniej energii.

Zapowiedziano dalszą deregulację sektora technologicznego, który pomaga w zapewnieniu cyberbezpieczeństwa i ochronie infrastruktury krytycznej, a także sektora energetycznego. Chodzi o nowe poszukiwania i eksploatację paliw kopalnych, a także innych surowców naturalnych.

Rząd położy nacisk na dyplomację America First, dążąc do zrównoważenia globalnych relacji handlowych zarówno z Europą, jak i Japonią, Koreą, Australią, Kanadą, Meksykiem i innymi krajami, by doprowadzić do zrównoważenia chińskiej gospodarki.

Amerykanie chcą zawalczyć o dobre relacje handlowe z krajami średnio zamożnymi i uboższymi, wykorzystując aktywa sojuszników, w tym Europy, Japonii, Korei Południowej o wartości 7 bilionów dolarów, a także międzynarodowe instytucje finansowe, w tym wielostronne banki rozwoju na finansowanie infrastruktury w innych państwach.

Przewaga gospodarcza Ameryki i rozwój nowych technologii ma skutecznie odstraszać przed zagrożeniami militarnymi na dużą skalę, ale wskazuje się także, że trzeba zachować równowagę sił konwencjonalnych.

Oko na Tajwan

W strategii istotne miejsce zajmuje Tajwan ze względu na dominację w produkcji półprzewodników i położenie geograficzne, zapewniające „bezpośredni dostęp do Drugiego Łańcucha Wysp i dzielące Azję Północno-Wschodnią i Południowo-Wschodnią na dwa odrębne teatry działań”.

Region ma szczególne znaczenie dla USA, ze względu na to, że „jedna trzecia globalnej żeglugi przepływa rocznie przez Morze Południowochińskie”. Stąd w interesie USA jest odstraszanie od konfliktu o Tajwan. Ameryka nie chce także „żadnej jednostronnej zmiany status quo w Cieśninie Tajwańskiej”. Ewentualna obrona Tajwanu ma się odbywać przy współpracy z sojusznikami. Oczekuje się od państw z „Pierwszego Łańcucha Wysp” lepszego dostępu do portów i innych obiektów, ważnych dla obrony. Amerykanie nie chcą dopuścić do dominacji jakiegokolwiek innego mocarstwa, które mogłoby wprowadzić opłaty za żeglugę na Morzu Południowochińskim lub zamknąć szlak.

Podobnie, jak Europejczycy, również sojusznicy Waszyngtonu z Japonii i Korei Południowej mają zwiększyć wydatki na obronę w celu zbudowania zdolności odstraszających wroga i zapewniania ochrony „Pierwszego Łańcucha Wysp”.

Stratedzy wskazali, że Ameryka także zwiększy swoją obecność wojskową na zachodnim Pacyfiku i będzie nalegać na zwiększenie wydatków na zbrojenia przez Tajwan i Australię.

Co z Europą?

Trzecim istotnym regionem jest Europa i „promowanie europejskiej wielkości”. Zauważając, że nasz kontynent nie tylko przeżywa stagnację gospodarczą, ale co istotne systematycznie „traci udział w globalnym PKB – z 25% w 1990 roku do 14% obecnie – częściowo z powodu krajowych i międzynarodowych regulacji, które podważają kreatywność i pracowitość”, o wiele gorsze jest jednak zagrożenie związane z „wymazaniem cywilizacyjnym”. „Do ważniejszych wyzwań stojących przed Europą należą: działania Unii Europejskiej i innych organizacji międzynarodowych, które podważają wolność polityczną i suwerenność, polityka migracyjna, która przekształca kontynent i wywołuje konflikty, cenzura wolności słowa i tłumienie opozycji politycznej, spadający wskaźnik urodzeń oraz utrata tożsamości narodowych i pewności siebie. Jeśli obecne trendy się utrzymają, kontynent będzie nie do poznania za 20 lat lub mniej”.

Chociaż niektóre kraje europejskie zachowają silną pozycję ekonomiczną i będą miały silną armię, stąd pozostaną „wiarygodnymi sojusznikami” Ameryki, to jednak Waszyngton oczekuje, że „Europa pozostanie europejska, odzyska cywilizacyjną pewność siebie i porzuci nieudane skupienie się na regulacyjnym duszeniu” inicjatywy ludzkiej.

Odnosząc się do braku „pewności siebie”, autorzy strategii zwracają uwagę na relacje z Rosją. „Europejscy sojusznicy cieszą się znaczną przewagą w zakresie twardej siły nad Rosją, niemal pod każdym względem, z wyjątkiem broni jądrowej. W wyniku wojny Rosji na Ukrainie, relacje europejskie z Rosją uległy znacznemu osłabieniu, a wielu Europejczyków postrzega Rosję jako zagrożenie egzystencjalne. Zarządzanie relacjami europejskimi z Rosją będzie wymagało znacznego zaangażowania dyplomatycznego Stanów Zjednoczonych, zarówno w celu przywrócenia warunków strategicznej stabilności na obszarze Eurazji, jak i w celu zmniejszenia ryzyka konfliktu między Rosją a państwami europejskimi” – wskazano.

Ameryka zaznacza, że w jej żywotnym interesie jest jak najszybsze „zakończenia działań wojennych na Ukrainie, aby ustabilizować gospodarki europejskie, zapobiec niezamierzonej eskalacji lub ekspansji wojny oraz przywrócić strategiczną stabilność z Rosją, a także umożliwić odbudowę Ukrainy”, by mogła przetrwać jako samodzielne państwo.

Wojna ta bowiem przyniosła większe uzależnienie Europy od zewnętrznych dostawców. Jako przykład podano niemiecki przemysł chemiczny, który uzależniony jest od chińskich zakładów przetwórczych, wykorzystujących rosyjski gaz. W strategii dodaje się, że europejskie państwa mają „nierealistyczne oczekiwania co do wojny prowadzonej przez niestabilne rządy mniejszościowe, z których wiele depcze podstawowe zasady demokracji, aby stłumić opozycję”.

Europejczycy, chociaż zastrzegają, że pragną pokoju, to jednak nie prowadzą polityki pokojowej, „w dużej mierze z powodu podważania przez te rządy procesów demokratycznych. Ma to strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych właśnie dlatego, że państwa europejskie nie mogą się zreformować, jeśli będą tkwić w kryzysie politycznym”.

Chociaż Europa wciąż pozostaje „strategicznie i kulturowo istotna dla Stanów Zjednoczonych”, to jednak musi się zreformować. „Europejskie sektory, od produkcji, przez technologię, po energię, pozostają jednymi z najsilniejszych na świecie. Europa jest siedzibą najnowocześniejszych badań naukowych i wiodących światowych instytucji kulturalnych”. Ameryka nie może tego zignorować i Europa jest jej potrzebna w realizacji strategii bezpieczeństwa narodowego, ale Waszyngton oczekuje, że europejska polityka zmieni swój kurs.

Ameryka będzie „bronić prawdziwej demokracji, wolności słowa i bezkompromisowego celebrowania indywidualnego charakteru i historii narodów europejskich”. Będzie zachęcać sojuszników do promowania patriotyzmu, odrodzenia duchowego. Pochwalono w strategii „rosnący wpływ patriotycznych partii europejskich”. Waszyngton „pomoże” w korekcie kursu UE w taki sposób, aby nie dopuścić do dominacji na naszym kontynencie innego mocarstwa. „Chcemy współpracować z krajami sprzymierzonymi, które chcą przywrócić swoją dawną świetność” – dodano.

Priorytetem będzie: „przywrócenie warunków stabilności w Europie i strategicznej stabilności z Rosją; umożliwienie Europie stanięcia na własnych nogach i działania jako grupa sprzymierzonych suwerennych państw, w tym poprzez przejęcie głównej odpowiedzialności za własną obronę, bez bycia zdominowanymi przez jakiekolwiek wrogie mocarstwo; kultywowanie oporu wobec obecnej trajektorii Europy w narodach europejskich; otwarcie rynków europejskich na towary i usługi z USA oraz zapewnienie sprawiedliwego traktowania amerykańskich pracowników i przedsiębiorstw; budowanie zdrowych narodów Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej poprzez powiązania handlowe, sprzedaż broni, współpracę polityczną oraz wymianę kulturalną i edukacyjną”. Ponadto USA są przeciwne stałemu rozszerzaniu NATO i będą zachęcać Europę do „zwalczania merkantylistycznej nadwyżki mocy produkcyjnych, kradzieży technologicznej, cybernetycznego szpiegostwa i innych wrogich praktyk gospodarczych”.

Bliski Wschód

Czwarty istotny region to Bliski Wschód, gdzie Ameryka chce przerzucić na inne państwa regionu obciążenia związane z budowaniem pokoju. O ile przez pół wieku amerykańska polityka zagraniczna priorytetowo traktowała ten region ze względu na to, że był najważniejszym dostawcą energii na świecie, a przez to także głównym teatrem rywalizacji supermocarstw, o tyle dzisiaj sytuacja wygląda zgoła odmiennie. „Dostawy energii znacznie się zdywersyfikowały, a Stany Zjednoczone ponownie stały się eksporterem netto energii. Rywalizacja supermocarstw ustąpiła miejsca rywalizacji między mocarstwami, w której Stany Zjednoczone zachowują najbardziej godną pozazdroszczenia pozycję, wzmocnioną przez prezydenta Trumpa, udaną rewitalizację naszych sojuszy w Zatoce Perskiej, z innymi partnerami arabskimi i z Izraelem”.

Chociaż wciąż jest to obszar nękany konfliktami, jednak nie jest to – jak ujęto w dokumencie – aż tak dotkliwe. Iran został znacznie osłabiony przez działania Izraela i operację prezydenta Trumpa „Młot Północy” z czerwca 2025 r. Konflikt izraelsko-palestyński „pozostaje drażliwy, ale dzięki zawieszeniu broni i uwolnieniu zakładników, wynegocjowanym przez prezydenta Trumpa, poczyniono postępy w kierunku trwalszego pokoju”. Waszyngton liczy, że uda się ustabilizować Syrię przy wsparciu ze strony Arabii Saudyjskiej, Izraela i Turcji. Miałaby ona „odzyskać należne jej miejsce jako integralny, pozytywny gracz w regionie”.

Docelowo Bliski Wschód ma być „źródłem i celem międzynarodowych inwestycji”. Nie wykluczono współpracy z partnerami z Bliskiego Wschodu w celu m.in. zabezpieczenia łańcuchów dostaw i wzmocnienia możliwości rozwoju przyjaznych i otwartych rynków w innych częściach świata, takich jak Afryka.

Ameryka zrywa z „błędnym eksperymentem” pouczania narodów, zwłaszcza monarchii Zatoki Perskiej, aby porzuciły swoje tradycje i historyczne formy rządów. Będzie pochwalać reformy, ale nie narzucać.

Kraje Zatoki Perskiej zawsze będą ważne ze względu na dostawy energii i konieczność utrzymania otwartej ​​Cieśniny Ormuz. Zapewniono przy tym, że Ameryka nie zrezygnuje ze zwalczania terroryzmu, który zagrażałby „amerykańskim interesom lub amerykańskiej ojczyźnie” oraz bezpieczeństwu Izraela. Chcą także rozszerzyć Porozumienia Abrahamowe (zawarte z inicjatywy Trumpa za jego I kadencji w celu normalizacji stosunków Izraela z krajami świata muzułmańskiego).

Porządki w Afryce

Podobna polityka ma obowiązywać w Afryce Wschodniej. USA nie zamierzają narzucać porządku liberalnego, ale będą współpracować z krajami takimi, jakimi one są w celu „łagodzenia konfliktów, wspierania wzajemnie korzystnych relacji handlowych i przejścia od paradygmatu pomocy zagranicznej do paradygmatu inwestycji i wzrostu, który pozwoli na wykorzystanie bogatych zasobów naturalnych Afryki i ich ukrytego potencjału gospodarczego”.

Ameryka zachowa czujność wobec odradzającego się terroryzmu w niektórych częściach Afryki, unikając jednocześnie jakiejkolwiek długoterminowej obecności lub zobowiązań militarnych.

Zamiast pomocy humanitarnej Amerykanie obiecują liczne korzyści z rozwoju handlu „kompetentnym, wiarygodnym państwom, które zobowiążą się do otwarcia swoich rynków na towary i usługi z USA”, głownie czyniąc inwestycje w sektor energetyczny i rozwój kluczowych surowców mineralnych. Chodzi o płynny i skroplony gaz, technologie energii jądrowej i nie tylko.

Właściwe to są główne założenia publikowanej wersji Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA, która ma niespełna 30 stron.

 ***

Komentarze: panika idealistów i radość amerykańskich realistów

W komentarzach płynących z różnych źródeł odnośnie tego dokumentu niezwykle istotnego, komunikującego światu, jakie są priorytety Ameryki w zakresie polityki zagranicznej i obronnej można spotkać się ze spektrum skrajności.

Przykładowo Rebecca Lissner, która pełniła funkcję zastępcy asystenta prezydenta i głównego zastępcy doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego wiceprezydenta w administracji Biden-Harris, obecnie członek Council on Foreign Relations sugeruje, że jest to pierwsza Strategia Bezpieczeństwa Narodowego, która wskazuje, że „Stany Zjednoczone mogą być skłonne do ingerencji za granicą w celu promowania nieliberalnego świata”.

„Błędem byłoby, gdyby sojusznicy lub przeciwnicy czytali Strategię Bezpieczeństwa Narodowego (NSS) prezydenta Donalda Trumpa (…), jako przewodnik po działaniach Waszyngtonu w ciągu najbliższych trzech lat. Jest ona jednak znacząca z innego powodu: pierwsza strategia bezpieczeństwa narodowego MAGA zapowiada nową wizję Stanów Zjednoczonych jako nieliberalnego supermocarstwa. Demokratyczni sojusznicy Stanów Zjednoczonych na całym świecie, a zwłaszcza w Europie, powinni wziąć ją pod uwagę” – radzi, strasząc „wyniesieniem niegdyś marginalnych poglądów do rangi najbardziej autorytatywnego oświadczenia Stanów Zjednoczonych o zamiarach strategicznych”, co jest „oszałamiającym zwycięstwem skrzydła MAGA w Partii Republikańskiej, reprezentowanym głównie przez wiceprezydenta J.D. Vance’a. Stanowi to radykalną zmianę w polityce zagranicznej USA”.

Oburza ją, że ekipa Trumpa zamierza korygować kurs polityczny UE, co ma być „wyraźnym celem amerykańskiej polityki zagranicznej”. Dwie kluczowe frazy tej strategii wszak dotyczą wspierania przez USA „rosnącego wpływu patriotycznych partii europejskich” i priorytetowe „kultywowanie oporu wobec obecnej trajektorii Europy w państwach europejskich”.

Była urzędniczka administracji Bidena, która stawiała na system ograniczania wolności obywatelskich, w tym budowę globalnego mechanizmu cenzury, obawia się zacieśnienia współpracy Waszyngtonu z krajami Trójmorza i Włochami. Dodaje, że MAGA ma „gęstą sieć powiązań z partiami rewizjonistycznymi na europejskiej skrajnej prawicy”. W jej przekonaniu „nowością jest jednak mandat do ingerencji”. Dodaje, że „Strategia i ostatnie decyzje polityczne sugerują, że Trump opracowuje zestaw narzędzi, które pomogą jego nieliberalnym sojusznikom politycznym na całym świecie”.

Niepokoi ją, podobnie jak i wielu innych analityków europejskich, kwestia braku wyartykułowania – co miało miejsce w poprzednich strategiach – państw głównych przeciwników, konkurentów. Zamiast napiętnowania ich, Trump chce z nimi współpracować i ułożyć poprawne relacje handlowe.

Analityk obawia się większej ingerencji zagranicznej USA w celu promowania światopoglądu MAGA w Europie wspieranego przez duże platformy. Poleciła przygotować się obecnym elitom liberalnym na ciężką batalię z globalną koalicją partii nacjonalistycznych. Spodziewa się nawet, że „ten strategiczny zwrot” dokonujący się w polityce zagranicznej USA „prawdopodobnie nie zakończy się wraz z jego (Trumpa) prezydenturą. Wręcz przeciwnie, jego najaktywniejszym orędownikiem w administracji jest Vance, który aspiruje do przejęcia ruchu MAGA. W obliczu ewoluującej roli Stanów Zjednoczonych, sojusznicy i partnerzy powinni rozważyć przyszłość, która odwróci postzimnowojenne dążenie Waszyngtonu do szerzenia demokracji – i zamiast tego wykorzysta znaczną potęgę Stanów Zjednoczonych, aby uczynić świat bezpieczniejszym dla nieliberalizmu” – komentowała.

Niektórzy analitycy, którzy wypowiadali się dla Council on Foreign Relations posunęli się nawet tak daleko, że zachęcili inne państwa do zignorowania amerykańskiej strategii.

Wyraźnie z niej cieszy się Greg Lawson, analityk „National Interest”, który sugeruje, że wygrał „zdroworozsądkowy realizm”.

„Administracja Trumpa słusznie przeorientowała amerykańską politykę zagraniczną na odnowę wewnętrzną, bardziej zrównoważone sojusze i ochronę półkuli. Od prawie dekady niewielka, ale rosnąca grupa analityków argumentuje, że amerykańska polityka zagraniczna potrzebuje gruntownej korekty kursu. Wraz z wczorajszym ujawnieniem Strategii Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Donalda Trumpa, ta szeroko zakrojona korekta kursu jest już na wyciągnięcie ręki i została jasno sformułowana” – wskazał w komentarzu z 5 grudnia.

Lawson uważa, że „Stany Zjednoczone nie mogą i nie powinny popadać w izolacjonizm”, ale „rozpaczliwie potrzebują reorientacji wobec świata takiego, jaki jest naprawdę”. Realistyczne spojrzenie sugeruje, że nie jest możliwe pożądane utrzymanie świata jednobiegunowego. Świat staje się wielobiegunowy i wbrew temu, co twierdzili „przez długi czas zachodni intelektualiści, eksperci polityczni i przywódcy polityczni”, którzy „ślepo wierzyli w wizję końca historii i momentu jednobiegunowego jako sposobu funkcjonowania świata po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku”, dziś już nie ma co „odgrywać roli Atlasa podtrzymującego świat”.

Realistyczna analiza polityki pokazuje, że „Stany Zjednoczone nie mogą już sobie pozwolić na politykę zagraniczną napędzaną ideologicznymi aspiracjami, instytucjonalną bezwładnością lub kojącymi iluzjami jednobiegunowości”. Zamiast idealizmu potrzebny był „realizm na miarę nowej ery rywalizacji – nie karykatura realizmu, która udaje, że Ameryka może się wycofać za oceany, ale realizm oparty na sile materialnej, strategicznej selekcji i beznamiętnym spojrzeniu na to, jak faktycznie działa polityka mocarstw”.

Jest oczywistym dla Lawsona, iż mamy powrót do koncertu mocarstw i polityki równowagi sił.

Chociaż w opinii autora, dokument nie jest doskonały, to „stanowi najważniejszy postęp intelektualny w amerykańskiej strategii globalnej od czasów administracji Nixona”.

Udało się wreszcie określić priorytety. „Chiny stanowią wyzwanie, a Indo-Pacyfik jest priorytetowym teatrem działań”. Autor przypomina, że dokładnie taką wizję przedstawił w swoich analizach, by stworzyć „strategiczne ramy łączące Stany Zjednoczone, Indie, Japonię i (w odpowiednich okolicznościach) Rosję, aby zapobiec powstaniu chińskocentrycznego porządku euroazjatyckiego”.

Drugim istotnym priorytetem jest położenie nacisku na geoekonomię i związaną z tym odbudowę amerykańskiej bazy przemysłowej. Dziś bowiem „globalna konkurencja zmieniła się z czysto militarnej konfrontacji w rywalizację o łańcuchy dostaw, platformy technologiczne i moce produkcyjne”. Strategia łączy „bezpieczeństwo narodowe z polityką przemysłową, odpornością łańcuchów dostaw, zaawansowaną produkcją i przywództwem technologicznym. NSS zasadniczo uznaje, że siła ekonomiczna jest formą siły strategicznej. Nie jest to zmiana retoryczna. To uznanie, że strategia zaczyna się w kraju”.

Ponadto „NSS przyjmuje również niezwykle pragmatyczne podejście do sojuszy”, które nie są nienaruszalne, ale stanowią instrumenty prowadzenia polityki. Nie mają one być „wsparciem moralnym” czy „retorycznym”, lecz „realną siłą”, bez „pasożytowania” na Ameryce i moralizowania. Liczy się trzeźwa ocena sytuacji i realny podział obciążeń, a także wyznaczenie i realizacja realnych celów. Nikt bowiem nie ma nieograniczonych zasobów.

„Co być może najważniejsze, NSS 2025 ogólnie przyjmuje formę realizmu opartego na zdrowym rozsądku, którego od dawna brakowało w amerykańskiej strategii. Dokument nie obiecuje przekształcenia świata na obraz Ameryki. Nie oferuje transcendentnych misji ani krucjat moralnych. Zamiast tego proponuje świat, w którym Stany Zjednoczone realizują swoje interesy poprzez siłę, rozwagę i selektywne zaangażowanie. To również wpisuje się w neo-nixonowskie podejście: gotowość do dyplomatycznego zaangażowania, nawet z trudnymi państwami, do wykorzystywania nacisków zamiast pouczeń i do stawiania rezultatów ponad pozory” – wskazał analityk.

Autor ma zastrzeżenia do tego, że strategia „nie idzie wystarczająco daleko”, jeśli chodzi o politykę wobec Rosji, która musi być „zdystansowana od Chin, aby uniknąć dalszej konsolidacji osi chińsko-rosyjskiej, prawdziwego geopolitycznego koszmaru, który zagraża równowadze sił w Eurazji i na świecie. Takie posunięcie byłoby koncepcyjnie powtórzeniem dyplomacji trójkątnej, którą Nixon i Kissinger tak skutecznie stosowali w latach 70. XX w.”

Powraca próba ugłaskania Rosji, aby nie sprzymierzała się z Pekinem. Koncentracja zaś na półkuli zachodniej (nowe „Trump Corollary” do doktryny Monroe’a) ma pomóc w zwalczaniu problemów wewnętrznych rozsadzających Amerykę, związanych z masowym napływem migrantów i „odwróconą wojną opiumową opartą na fentanylu”, a jednocześnie dąży się do przywrócenia amerykańskiej dominacji na strategicznym „podwórku” USA, zamiast oddawania Chinom kluczowych terytoriów.

Lawosn uważa, że strategia jest „w miarę spójna”, zakłada „odnowienie wewnętrzne” Ameryki i odrzuca „ideologiczne awanturnictwo na rzecz strategicznej powściągliwości”, kładąc nacisk na kształtowanie równowagi sił w regionie Indo-Pacyfiku i ponowną kalibrację sojuszy, w obliczu słabnącej Europy.

„Przez wiele lat analitycy polityki zagranicznej i obronności, działający w duchu America First, słusznie obawiali się, że Stany Zjednoczone dryfują bez strategicznego kompasu, wiedzione nawykami, ideologią i instytucjonalną bezwładnością. NSS 2025 jest sygnałem, że ten dryf może wreszcie dobiegać końca” – ocenia analityk, który podkreśla, że wiele teraz zależy od tego, jak te cele będą realizowane.

Autor wskazał, że z pewnością jest to „po raz pierwszy od pokolenia amerykańska wielka strategia, która opiera się na fundamencie, spójnym intelektualnie, strategicznie realistycznym i zgodnym z rzeczywistym światem geopolitycznym, a nie z wyobraźnią naiwnych idealistów”.

„Ostatecznie NSS to nie tylko dokument programowy. To strategiczna korekta – taka, którą realistyczni analitycy od dawna uznają za konieczną – i której Stany Zjednoczone nie mogą dłużej odwlekać”, konkluduje.

Europejscy analitycy udają najczęściej, że są zaskoczeni takim postawieniem rzeczy przez Amerykanów, widząc potencjalne zarzewie różnych konfliktów. Ubolewają z powodu niejasnego stanowiska wobec agresywnej Rosji i chęci pomagania przez USA „partiom nieliberalnym”.

Zasadnicza zmiana a polskie strategie

Oczywistym jest natomiast, że zasadnicza korekta USA polega na odejściu od polityki klimatycznej i dekarbonizacji świata. Przynajmniej na obecnym etapie wkraczania w coraz bardziej zaciętą  rywalizację państw, Amerykanie stawiają na skroplony gaz, na jego eksport i eksploatację paliw kopalnych, które mają przynieść obniżkę cen energii, tak bardzo potrzebną w procesie transformacji cyfrowej. Z dawnej eko-cyfrowej transformacji pozostawiają jedynie cyfrową, w której chcą zachować dominację. W przeciwieństwie do Europy i obecnej ekipy rządzącej w Polsce, która w tym roku przedstawiła dwa kluczowe dokumenty strategiczne: długo oczekiwaną „Koncepcję Rozwoju Kraju 2050” (KRK 2050) i „Strategię Rozwoju Państwa do 2035 r.”

Ten pierwszy dokument miał być zaprezentowany pod koniec 2023 roku, określając ścieżki rozwoju na następne 30 lat. Dokument ostatecznie pojawił się w maju 2024 roku, a Rada Ministrów go zatwierdziła 25 lipca 2025 roku.

Jako „dokument-drogowskaz dla planowania rozwoju państwa mającym dać szeroki kontekst w dłuższej perspektywie czasowej” snuje wyidealizowaną wizję państwa polskiego, jakie pojawi się w 2050 r., koncentrując się na szybszej realizacji założeń polityki klimatycznej UE, dekarbonizacji i zrównoważonym rozwoju, zakładając jeszcze szybsze odchodzenie od paliw kopalnych i bolesną transformację w innych sektorach niż energetyczny, tj. zwłaszcza w transporcie, przemyśle, rolnictwie oraz logistyce i budownictwie, przez co tylko osłabi potencjał polskiego przemysłu.

Podobnie drugi dokument, najnowsza „Strategia Rozwoju Państwa do 2035 r.”, która powstała w związku z dynamicznie rozwijającą się sytuacją na arenie międzynarodowej (kryzys migracyjny, „pandemia Covid-19” i atak Rosji na Ukrainę), zakłada budowę odporności na kryzysy i szybką mobilizację zasobów, ale nie ma alternatywnego scenariusza dotyczącego – już wcześniej przecież obserwowanej – wojnie wypowiedzianej przez USA dekarbonizacji.

W Strategii zaznacza się, że „Dekarbonizacja krajowej i globalnej gospodarki jest niezbędna dla ochrony klimatu, a sprawnie przeprowadzona może być także korzystna dla wzrostu gospodarczego i jakości życia obywateli” (s. 27). Na poparcie tej tezy przywołuje się badania Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, a więc ciała politycznego, który forsuje „konsensus naukowy”, jakoby działalność człowieka przyczyniła się do wzrostu emisji gazów cieplarnianych, tym samym odpowiadając za ocieplenie się klimatu i rzekomo związane z tym ekstremalne zjawiska naturalne takie, jak fale gorąca, susze, pożary, gwałtowne cyklony czy intensywne opady.

Strategia ta przewiduje konsekwentną – aż do bólu – realizację Europejskiego i Polskiego Zielonego Ładu.

Dobrze, że prezydent Nawrocki nie zdecydował się na przyjęcie trzeciego ważnego dokumentu, to jest nowej przedłożonej latem 2025 roku przez rząd Tuska Strategii Bezpieczeństwa  Narodowego, która całkowicie abstrahowała od zwrotu USA.

Dziś kluczowi gracze, chcąc zapewnić sobie jak najlepszą pozycję na arenie międzynarodowej, sięgają do coraz bardziej bezkompromisowych działań, w tym do naruszania granic i suwerenności innych państw. Nie przejmują się, tak jak Polska, transformacją energetyczną, a w okresie zaciekłej rywalizacji uruchamiają potężne złoża paliw kopalnych. Stany Zjednoczone, nasz główny sojusznik, idą jeszcze dalej, kwestionując sens prowadzenia polityki klimatycznej. Nie tylko wycofały się z porozumienia paryskiego w sprawie klimatu z 2015 roku, lecz również wypowiedziały wojnę dekarbonizacji i finansowemu „kartelowi klimatycznemu” narzucającemu firmom zasady raportowania ESG (w tym DEI).

Amerykanie, którzy zbudowali liberalny porządek oparty na demokracji, wolnym handlu i instytucjach wielostronnych, zdając sobie sprawę, że obecnie ponoszą z jego powodu raczej szkody, sami postanowili go zakłócić, kwestionując przy tym jego zasady.

Świat staje się wielobiegunowy. Waszyngton przeciwstawia się chińskiemu modelowi budowania z krajami BRICS „wspólnoty wspólnego przeznaczenia” (Community of Common Destiny). Oferuje alternatywny model pod swoim przywództwem. Wyraźnie przy tym pozostaje na kursie kolizyjnym z unijną wizją rozwoju świata. Ta bowiem koncentruje się na polityce klimatycznej, osiągnięciu zrównoważonego rozwoju, zgodnie z Agendą ONZ i forsowaniu rewolucji w dziedzinie praw człowieka (ekocentryczny paradygmat i rewolucyjna koncepcja praw podstawowych natury degradująca człowieka).

Wydaje się jednak, że zwycięża wizja powrotu do westfalskiego porządku opartego na prymacie państw narodowych i utrzymywaniu równowagi sił w regionach i na świecie, przy czym Amerykanie zdecydowali się na powstrzymywanie dekarbonizacji. Zdają sobie bowiem sprawę, że jako kraj, który dysponuje ogromnymi rezerwami paliw kopalnych, będących źródłem dobrobytu od dziesięcioleci, nie mogą popierać tak zwanej zielonej transformacji energetycznej, sprzyjającej hegemonii Chin. One wszakże dominują w dziedzinie „zielonych technologii”.

Ameryka sama nie ma ani zasobów, ani siły, by zachować dominację na świecie. Musi odbudować swoją potęgę. Sekretarz stanu, Marco Rubio stwierdził, że „nie jest normalne, aby świat miał po prostu jednobiegunową potęgę”. „To była anomalia. Był to efekt zakończenia zimnej wojny, ale ostatecznie trzeba wrócić do punktu, w którym istniał świat wielobiegunowy, wiele wielkich mocarstw w różnych częściach planety. Z tym mierzymy się teraz”. Podobnie widzi to większość opinii publicznej. Z tego też powodu zmieniają się również priorytety Ameryki.

W związku z decentralizacją władzy na arenie międzynarodowej, pojawiają się zarówno szanse, jak i ryzyka dla innych podmiotów państwowych.

Można powiedzieć, że powoli zaczyna ziszczać się postulat byłego sekretarza stanu i obrony USA Henry’ego Kissingera z 2014 r. o przywracaniu ładu globalnego, który uwzględniałby interesy silnych państw narodowych i powrocie do zasad kształtujących porządek westfalski w 1648 roku. Chodzi o zbiór zasad określających „granice dopuszczalnej interwencji” i równowagę sił, która powściągałaby zapędy innych podmiotów politycznych, chcących uzyskać przewagę.

W analizie Kissingera kluczowe dla zachowania porządku na świecie okazują się dwa pojęcia: suwerenność i nieingerencja. Zasada równowagi sił jest natomiast sposobem na zarządzanie systemem międzynarodowym.

Na rok przed swoją śmiercią Kissinger podkreślał, że wciąż państwa narodowe, a nie instytucje ponadnarodowe ani podmioty niepaństwowe, pozostają głównymi graczami na arenie międzynarodowej. Najistotniejsza w sferze polityki międzynarodowej pozostaje rywalizacja państw o wpływy. UE, będąc ponadnarodową strukturą bez granic, jawi się jako utopia. Dlatego, zdaniem Kissingera, „byłoby nierozważne i niebezpieczne oczekiwać, że reszta świata pójdzie w ślady Europy”.

Agnieszka Stelmach

Europa – upadek na własne życzenie

Miller: Europa – upadek na własne życzenie

Leszek Miller https://myslpolska.info/2025/12/11/miller-europa-upadek-na-wlasne-zyczenie

[Cóż to – na starość p. Miller zmądrzał?

Bo jako premier – tej cechy nie wykazywał. md]

Dwadzieścia lat temu relacje transatlantyckie opierały się na oczywistym aksjomacie: Europa jako szybko rozwijający się partner, a USA jako gwarant bezpieczeństwa. Dziś dokument NSS 2025 odwraca tę perspektywę.

Ameryka nie postrzega już Europy jako równorzędnego partnera, lecz jako kontynent ulegający cywilizacyjnemu osłabieniu, demograficznemu kurczeniu się, szkodliwym wpływom imigracji, erozji tożsamości narodowych, cenzurze i ograniczeniom dla opozycji.

Widzi też nadmierne regulacje ze strony Brukseli i w efekcie spadek produktywności oraz rosnący dystans technologiczny, naukowy i gospodarczy w stosunku do USA. To pierwsza tak bezpośrednia i brutalna diagnoza wypowiedziana przez Waszyngton – diagnoza, która w Europie wywołała histerię zamiast refleksji.

Wnioski są jednoznaczne: Europa nie kontroluje już własnej przyszłości, a USA nie zamierzają prowadzić jej za rękę. Nowa strategia bezpieczeństwa USA nie jest antyeuropejska – jest lustrem, w którym Europa dostrzega własną słabość i dlatego reaguje z trudem ukrywanym przerażeniem. Tu właśnie dotykamy sedna sprawy. Panika wokół NSS 2025 nie wynika z polityki Waszyngtonu, lecz z braku kompetentnego europejskiego przywództwa, kompromitacji unijnej dyplomacji i spójnej wizji.

USA nie muszą rozbijać Unii – ona może rozpaść się sama, na własne życzenie. Jeśli Berlin i Paryż definiują „jedność” jako zgodę reszty Europy na ich decyzje, trudno mówić o prawdziwym partnerstwie. Europa boi się USA nie dlatego, że Trump jest wyjątkowo silny, lecz dlatego, że sama jest słaba.

Symbolicznym potwierdzeniem przesunięcia ciężaru decyzji są ostatnie rozmowy w Londynie z udziałem liderów Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec oraz prezydenta Zełenskiego. To tam właśnie dyskutowano warunki pokoju na Ukrainie. W miejsce Trójkąta Weimarskiego wkroczył nowy triumwirat, w którym Wielka Brytania – kraj, który zagłosował za Brexitem, aby „odzyskać kontrolę” – zajął miejsce kiedyś należne Polsce, i to on dziś kształtuje „architekturę pokoju”. Gdy Macron mówi o „godzeniu wizji pokoju Ameryki z wizją Europy i Ukrainy”, a Merz podkreśla sceptycyzm wobec rozwiązań narzucanych przez USA, to nie jest to tylko dyplomatyczna etykieta – to test na europejskie przywództwo. Test, w którym Warszawa nie uczestniczy, ale którego wyniki bezpośrednio ją dotyczą. Każdy z członków tego triumwiratu jest nisko oceniany we własnym kraju.

W listopadowym badaniu zaledwie 15% Francuzów miało pozytywną opinię o Macronie, a aż 82% – negatywną. W Wielkiej Brytanii tylko 19% Brytyjczyków ocenia Starmera pozytywnie, podczas gdy 74% – negatywnie. W Niemczech 23% badanych miało pozytywną opinię o Merzu, a 75% – negatywną. \

Cała trójka tkwi w głębokim kryzysie zaufania, niezależnie od różnic krajowych i systemowych. To ma kluczowe znaczenie dla stabilności ich rządów, perspektyw wyborczych oraz szans opozycji w tych krajach. Przekłada się także na pragnienie odgrywania większej roli niż to jest możliwe.

Według amerykańskiej strategii, większość Europejczyków pragnie zakończenia wojny na Ukrainie – niestety to rządy i przywódcy w tarapatach przedłużają konflikt. USA oczekują pokoju jak najszybciej. Ameryka nie dąży do wojny z Rosją, lecz do stabilizacji. Przedłużanie konfliktu niesie ryzyko eskalacji, niekontrolowanej reakcji łańcuchowej i potencjalnego konfliktu kontynentalnego.

Waszyngton podkreśla, że to Europa postrzega Rosję jako zagrożenie egzystencjalne, ale nie Ameryka. Jeśli Unia chce być siłą negocjacyjną przy stole z Waszyngtonem, musi najpierw stać się siłą we własnym domu – z koncyliacyjnymi liderami i wspólną wolą polityczną. Jeśli chce zakończyć wojnę, jej przywódcy muszą prawidłowo odczytać znaki czasu. Jeśli Polska pragnie wpływu, musi wrócić do gry z pragmatyczną doktryną otwartą na wszystkie kierunki. Bo dziś świat nie czeka – świat przestawia priorytety.

Leszek Miller

NGT, „nowe techniki genomowe”. Zagrożenie ze stron nowych GMO przyspieszyło…

Zagrożenie ze stron nowych GMO przyspieszyło…

Zła umowa w sprawie nowych GMO dotycząca deregulacji GMO w rozmowach trójstronnych UE

4 grudnia 2025 r.

Brak oceny ryzyka, identyfikowalności i etykietowania dla 94% nowych GMO; sprawozdawca zdradza intencje Parlamentu

Wczoraj wieczorem w ramach rozmów trójstronnych między Parlamentem Europejskim, Radą UE i Komisją osiągnięto porozumienie w sprawie nowego wniosku dotyczącego deregulacji GMO (NGT, „nowe techniki genomowe”).

Jest to porozumienie fatalne dla zdrowia publicznego i środowiska.

* W przypadku roślin kategorii NGT1 (uznawanych za równoważne roślinom konwencjonalnym – oczekuje się, że około 94% nowych GMO będzie należało do tej kategorii) nie ma oceny ryzyka, etykietowania, identyfikowalności, monitorowania, obowiązkowych stref buforowych ani innych środków współistnienia (państwa członkowskie „mogą” podjąć środki współistnienia, a nie „muszą”). Jedynie nasiona będą podlegały oznakowaniu, aby pomóc rolnikom nie stosującym GMO uniknąć sadzenia GMO NGT.

* Nie ma odpowiednich środków ochrony/współistnienia dla sektora ekologicznego i konwencjonalnego oraz innych łańcuchów wolnych od GMO.

* Nie będzie możliwości cofnięcia zezwolenia w przypadku wykrycia ryzyka.

* Nie ustanawia się odpowiedzialności w przypadku szkód, co daje firmom zajmującym się GMO carte blanche.

* Patenty: Jedyne „zabezpieczenia” są słabe, w tym niejasny dobrowolny kodeks postępowania w zakresie licencjonowania patentów. Dostęp do materiałów hodowlanych będzie ograniczony, co będzie niekorzystne dla mniejszych hodowców. Rolnicy będą narażeni na ryzyko naruszenia patentów.

* Jeśli chodzi o kryteria zrównoważonego rozwoju, rośliny NGT1 nie mogą być odporne na herbicydy i nie mogą same wytwarzać środków owadobójczych. Oto tekst dotyczący środków owadobójczych:

Cecha: „Produkcja znanej substancji owadobójczej”

„Cechy sprzyjające produkcji znanej substancji owadobójczej powinny być traktowane jako kryterium wykluczające z kategorii 1 NGT. Cechy takie mają na celu zabijanie szkodników, ale mogą również mieć niekorzystny wpływ na owady pożyteczne, takie jak zapylacze. W związku z tym rośliny, które zostały opracowane tak, aby zawierały takie cechy, powinny podlegać przepisom dotyczącym roślin NGT kategorii 2 (które zostaną poddane uproszczonej ocenie ryzyka i oznakowaniu)”. To małe zwycięstwo dla obywateli i środowiska.

Państwa członkowskie mogą zrezygnować z uprawy (zakazać) NGT2 (ale nie NGT1).

Komentarz GMWatch

Porozumienie to nie mogło być znacznie gorsze – a sprawozdawczyni Polfjärd zdradziła intencje Parlamentu.”

Kolejne kroki

Ministrowie rolnictwa i plenum Parlamentu Europejskiego muszą uzgodnić wyniki rozmów trójstronnych.

Większość w Radzie i Parlamencie nie jest zdecydowana co do swojego głosowania. Niektóre kraje i posłowie do PE mogą nie poprzeć porozumienia.

Źródło: Bad deal reached on new GMO deregulation file in EU trilogue ( https://www.gmwatch.org/en/106-news/latest-news/20617-bad-deal-reached-on-new-gmo-deregulation-file-in-eu-trilogue )

Jeden ze sposobów obrony jest tu: https://www.dakowski.pl/w-sprawie-roslin-ngt-nowych-gmo-nowe-zagrozenie/ (Przypis redakcji)

Analiza porównawcza psów

Analiza porównawcza psów

11.12.2025 Grzegorz GPS Świderski https://wolnemedia.net/analiza-porownawcza-psow

Mo­ral­no­ść ob­raz­ko­wa sku­pia się na tym, co wi­docz­ne – łań­cu­ch wy­glą­da źle. Eto­lo­gia sku­pia się na tym, co re­al­ne – śro­do­wi­sko miej­skie czę­sto je­st dla psa dra­ma­tycz­nie gor­sze. To od­wró­ce­nie in­tu­icji po­win­no być sy­gna­łem alar­mo­wym – je­śli chce­my na­praw­dę dbać o do­bro­stan psów, mu­si­my pa­trzeć na ich świat psi­mi ocza­mi, nie ludz­ki­mi pro­jek­cja­mi.

Eto­lo­gia psów a róż­ni­ca mię­dzy wsią a mia­stem

W po­wszech­nym od­czu­ciu pies na łań­cu­chu na wsi to ob­raz opre­sji, a pies na smy­czy w mie­ście to sy­no­nim no­wo­cze­snej tro­ski o do­bro­stan zwie­rząt. Eto­lo­gia mó­wi coś do­kład­nie od­wrot­ne­go. Gdy zdej­mie­my z oczu mo­ral­ne me­my, a za­ło­ży­my oku­la­ry na­uki, po­rów­na­nie ty­ch dwó­ch śro­do­wi­sk oka­zu­je się za­ska­ku­ją­co jed­no­znacz­ne.

Pies je­st zwie­rzę­ciem te­ry­to­rial­nym, sen­so­rycz­nym i za­da­nio­wym. To nie je­st mi­nia­tu­ro­wy czło­wiek w fu­trze. Je­go świat je­st zbu­do­wa­ny z za­pa­chów, ru­tyn, map wę­cho­wy­ch oraz za­dań do wy­ko­na­nia. Wszyst­kie głów­ne ba­da­nia eto­lo­gicz­ne – od kla­sy­ków jak Scott i Ful­ler, po współ­cze­sne pra­ce Udell, Ran­ge, Ho­ro­wit­za czy Ka­min­sky – po­ka­zu­ją, że do­bro­stan psa wy­ni­ka nie z te­go, czy je­st przy­wią­za­ny, le­cz ja­ki świat ma wo­kół sie­bie i czy ma ro­lę, sens i bodź­ce.

Pies wiej­ski: śro­do­wi­sko bo­ga­te, sen­sow­ne, sty­mu­lu­ją­ce

Ba­da­nia nad za­cho­wa­niem psów stró­żu­ją­cy­ch i go­spo­dar­ski­ch (np. Mer­tens & Unshelm 1996; Lind­blad-Toh et al. 2010) wska­zu­ją, że do­stęp do zróż­ni­co­wa­ny­ch bodź­ców śro­do­wi­sko­wy­ch ob­ni­ża po­ziom kor­ty­zo­lu, za­po­bie­ga ste­reo­ty­piom (powtarzalne, rytmiczne, bezcelowe ruchy) oraz po­zwa­la psu w peł­ni wy­ko­rzy­sty­wać je­go ewo­lu­cyj­ny re­per­tu­ar za­cho­wań. Wieś to na­tu­ral­na sce­na dla psa: wie­lo­wy­mia­ro­wa, pach­ną­ca, dy­na­micz­na.

Na­wet pies na łań­cu­chu czy lin­ce ma do­stęp do se­tek mi­kro­bodź­ców dzien­nie – zmie­nia­ją­cy­ch się za­pa­chów, dźwię­ków, ru­chu zwie­rząt, lu­dzi, ma­szyn. Lin­ka 8–10 me­trów da­je mu 200–300 m² wła­sne­go te­ry­to­rium, któ­re co­dzien­nie pa­tro­lu­je i zna­cze­nio­wo opi­su­je. Z ba­dań wy­ni­ka, że psy z po­czu­ciem sta­bil­ne­go te­ry­to­rium ma­ją lep­szą re­gu­la­cję emo­cjo­nal­ną niż psy po­zba­wio­ne te­re­nu, na­wet je­śli te dru­gie ży­ją luk­su­so­wo.

Co naj­waż­niej­sze: pies wiej­ski ma ro­lę. Stró­żu­je, ostrze­ga, pil­nu­je. W eto­lo­gii na­zy­wa się to be­ha­wio­ral­nym wy­peł­nie­niem ni­szy – zwie­rzę wy­ko­nu­je czyn­no­ści, dla któ­ry­ch zo­sta­ło ukształ­to­wa­ne. To da­je po­czu­cie sen­su, a sens u psa re­du­ku­je stres bio­lo­gicz­ny tak sa­mo, jak u lu­dzi re­du­ku­je go po­czu­cie ce­lo­wo­ści.

Tak więc wię­zie­nie psa wiej­skie­go by­wa wy­łącz­nie fi­zycz­ne, ale nie sen­so­rycz­ne ani po­znaw­cze. Świat prze­cho­dzi obok nie­go, a on w nim uczest­ni­czy.

Pies miej­ski: sen­so­rycz­na pu­sty­nia uda­ją­ca do­bro­stan

Pies w mie­ście do­świad­cza cze­goś ra­dy­kal­nie prze­ciw­ne­go. Wszyst­kie klu­czo­we ba­da­nia nad stre­sem psów miej­ski­ch (m.in. Be­er­da et al. 1997; Rehn & Ke­eling 2016) po­ka­zu­ją, że śro­do­wi­sko miesz­ka­nio­we je­st dla psów zu­bo­żo­ne sen­so­rycz­nie. Be­ton, za­pa­ch spa­lin, jed­no­staj­ne dźwię­ki i ogra­ni­czo­ny kon­takt z na­tu­rą pro­wa­dzą do chro­nicz­nej de­pry­wa­cji bodź­ców.

Spa­cer – zwy­kle po tej sa­mej tra­sie, 10–20 mi­nut dzien­nie – nie re­kom­pen­su­je 23 go­dzin za­mknię­cia. Smy­cz krót­ka, prze­strzeń mi­kro­sko­pij­na, brak te­ry­to­rium i brak ce­lu. To wa­run­ki, któ­re w ba­da­nia­ch eto­lo­gicz­ny­ch kla­sy­fi­ku­je się ja­ko śro­do­wi­sko de­pry­wa­cyj­ne: ma­ło bodź­ców zna­cze­nio­wy­ch, du­żo bodź­ców stre­so­wy­ch.

Mia­sto je­st dla psa jed­no­cze­śnie za gło­śne i zbyt pu­ste. Prze­strzeń kom­plet­nie po­zba­wio­na na­tu­ral­ny­ch śla­dów za­pa­cho­wy­ch nie two­rzy ma­py po­znaw­czej, któ­rą pies mógł­by się po­słu­gi­wać. W neu­ro­ety­ce zwie­rząt okre­śla się to ja­ko prze­ry­wa­nie łań­cu­cha eks­plo­ra­cji, co pro­wa­dzi do nu­dy, fru­stra­cji i zwięk­szo­nej re­ak­tyw­no­ści.

Pies miej­ski nie ma ro­li. Nie stró­żu­je, nie wy­ko­nu­je za­dań, nie ży­je ryt­mem na­tu­ry. Eto­lo­gicz­nie rze­cz bio­rąc, funk­cjo­nu­je ja­ko zwie­rzę po­zba­wio­ne ni­szy – trzy­ma­ne w śro­do­wi­sku ludz­kim, któ­re dla psa je­st ob­ce i czę­sto nie­zro­zu­mia­łe. To nie je­st wol­no­ść, tyl­ko de­si­gner­ska klat­ka.

Zde­rze­nie świa­tów i złu­dzeń mo­ral­ny­ch

Z punk­tu wi­dze­nia bio­lo­gii róż­ni­ca je­st bru­tal­na…

Pies wiej­ski ma te­ren, ru­ty­nę, sens, za­da­nia, kon­takt z na­tu­ral­ny­mi bodź­ca­mi, sta­ły prze­pływ in­for­ma­cji za­pa­cho­wy­ch. Je­go ogra­ni­cze­nie je­st fi­zycz­ne, a nie po­znaw­cze.

Pies miej­ski ma miesz­ka­nie, be­ton, cze­ka­nie i krót­ką smy­cz. Je­go ogra­ni­cze­nie je­st to­tal­ne: te­ry­to­rial­ne, sen­so­rycz­ne i za­da­nio­we.

Autorstwo: Grzegorz GPS Świderski
Kanały autora: T.me, X.com, YouTube.com

Izrael „kupuje” 1000 syjonistycznych „pastorów” z USA

Izrael „kupuje” 1000 syjonistycznych pastorów z USA

11.12.2025 https://wolnemedia.net/izrael-kupuje-1000-syjonistycznych-pastorow-z-usa

1000 chrześcijańskich pastorów syjonistycznych ze Stanów Zjednoczonych odwiedza Izrael w ramach podróży finansowanej przez izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych

Grupa ponad 1000 amerykańskich pastorów i wpływowych osób związanych z chrześcijańskim syjonizmem spędziła tydzień w Izraelu w ramach wycieczki, której wszystkie koszty pokryło izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych — poinformowała we wtorek izraelska gazeta „Haaretz”.

Po raz pierwszy w historii państwo Izrael nawiązało oficjalną współpracę z tysiącem strategicznych pastorów, aby powierzyć im rolę ambasadorów w walce z antysemityzmem i dotarciu do młodzieży ich pokolenia” – powiedział Mike Evans, pastor ewangelicki, który pomógł zorganizować tę podróż, w wywiadzie dla CBN News. „Obecnie trwa wojna ideologiczna, w której Izrael przegrywa, więc potrzebuje ewangelików i syjonistów, aby walczyć w tej wojnie ideologicznej” – dodał Evans.

Chrześcijańscy syjoniści, tacy jak Evans, wierzą, że współczesne państwo Izrael ma prawo do wszystkich ziem historycznej Palestyny, w tym okupowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu, w oparciu o „Biblię”. Pogląd ten ma swoje korzenie w dyspensacjonalizmie, chrześcijańskiej teologii opracowanej w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku.

Pogląd ten jest sprzeczny z tysiącletnią tradycją chrześcijańską, ponieważ odrzuca go Kościół katolicki, Kościół prawosławny i wiele wyznań protestanckich, ale ma on znaczący wpływ na politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Podczas przemówienia do zgromadzonych pastorów w stanowisku archeologicznym Shiloh na Zachodnim Brzegu Evans odniósł się do ostatnich wypowiedzi wiceprezydenta JD Vance’a i prezydenta Trumpa na temat niepoparcia aneksji terytorium palestyńskiego przez Izrael, które nazywa Judeą i Samarią.

„Powiedział pan, że polityka administracji zakłada, że Zachodni Brzeg nie zostanie zaanektowany przez Izrael. Panie wiceprezydencie, kochamy pana i kochamy Amerykę, ale polityka Boga, który stworzył Amerykę, i polityka Boga, który dał tym ludziom tę ziemię, zakłada, że Judea i Samaria są ziemią biblijną” – głosi Evans. „Osiemdziesiąt procent historii biblijnych pochodzi z Judei i Samarii. Nie naciskajcie więc na Izrael, aby oddał Judeę i Samarię nielegalnym, radykalnym islamskim wrogom Żydów” – powiedział, dodając, że ruch MAGA opiera się na „Biblii” i „na Bogu tej księgi, Bogu Izraela”.

Chociaż amerykańscy ewangelicy zawsze stanowili solidną bazę wsparcia dla Izraela, poparcie to maleje, co jest częścią ogólnej tendencji wśród Amerykanów spowodowanej brutalną kampanią Izraela w Strefie Gazy. „W ruchu ewangelikalnym w Ameryce rozwija się nowotwór, ponieważ ludzie uważają, że Izrael nie ma znaczenia i że nasze relacje z Izraelem nie mają nic wspólnego z »Biblią«. Jest to bardzo niebezpieczne” – powiedział ambasador USA w Izraelu Mike Huckabee podczas szczytu w wywiadzie dla CBN News.

Izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych podjęło inne kroki, aby wpłynąć na amerykańskich chrześcijan, w tym wydało miliony dolarów na kampanię propagandową skierowaną do kościołów ewangelickich w Stanach Zjednoczonych, nazwaną „największą kampanią geofencingową w historii Stanów Zjednoczonych”, projekt ujawniony w federalnym zgłoszeniu zgodnie z ustawą o rejestracji agentów zagranicznych.

Szczyt pastorów w Izraelu zakończył się „mianowaniem” przez Huckabee uczestników „ambasadorami”, którzy mają wspierać państwo Izrael. Podczas pobytu w Izraelu do pastorów przemówił premier Izraela Benjamin Netanjahu, który powiedział im: „Powstańcie i dajcie się policzyć. Mówcie prawdę. Przemawiajcie do młodych ludzi. Zabierajcie głos, abyście zostali policzeni. Liczę na was i wiem, że zrobicie to, co należy. Takie jest nasze przeznaczenie”.

Na podstawie: Haaretz.com, CBN.com
Źródło zagraniczne: News.AntiWar.com
Źródło polskie: Nieznane.info

„Europa” [UE] chce wojny. Mamy znowu ginąć?

Europa chce wojny. Mamy znowu ginąć?

11.12.2025 wolnemedia.net/europa-chce-wojny-mamy-znowu-ginac

Publiczne oświadczenia generała Fabiena Mandona, szefa francuskiego sztabu obrony, wywołały spore poruszenie we Francji. Według Mandona musimy powrócić do „zaakceptowania straty naszych dzieci. Brakuje nam siły ducha, by zaakceptować cierpienie, by chronić to, kim jesteśmy. Jeśli nasz kraj chwieje się, bo nie jest gotowy pogodzić się ze stratą synów, bo, trzeba to powiedzieć, cierpi gospodarczo, bo priorytetem będzie produkcja zbrojeniowa, to jesteśmy zagrożeni”. Dlatego musimy przyzwyczaić się nie tylko do poświęcania naszego standardu życia, by sfinansować wzrost zbrojeń, ale przede wszystkim do umierania na wojnie we Francji i, jak się wydaje, w całej Europie.

Sto lat temu możliwość śmierci młodego Europejczyka na wojnie była uważana za coś normalnego, choć nieprzyjemnego. Po masakrach I i II wojny światowej, Europa, a szerzej – rozwinięte kraje Zachodu, uznały śmierć na wojnie za coś oczywistego. Takie stanowisko prezentowały również Stany Zjednoczone, choć w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, utrzymywały one wyraźnie imperialistyczną postawę nawet po II wojnie światowej.

Punktem zwrotnym w Stanach Zjednoczonych była wojna w Wietnamie, podczas której poborowi okazali się nieodpowiedni do stawiania czoła śmiertelnym niebezpieczeństwom walki, a trudności dominującej ideologii w motywowaniu żołnierzy (i wsparcia cywilnego) stały się oczywiste. Reakcją USA było wprowadzenie profesjonalnych Sił Zbrojnych. Rzeczywiście, od zakończenia wojny w Wietnamie to zawodowi ochotnicy walczyli w licznych wojnach prowadzonych przez USA. Jednak, jak pokazuje wycofanie się z Afganistanu, nawet straty wśród zawodowców są trudne do zniesienia dla amerykańskiej opinii publicznej. Ten sam trend przejścia od obowiązkowej służby wojskowej do zawodowego poboru ochotniczego utrzymywał się również między latami 90. a początkiem XXI wieku w głównych państwach Europy Zachodniej, począwszy od Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii. Także w Polsce zawieszono powszechną służbę wojskową.

Koncepcja strategiczna leżąca u podstaw tego rozwiązania polegała na tym, że wraz z upadkiem ZSRR zniknęła potrzeba „obrony ojczyzny”, a rozmieszczenie wojsk musiało zostać skierowane na tzw. misje poza obszarem strategicznym, ponieważ rozpoczęła się era sił ekspedycyjnych. Istniała zatem potrzeba mniejszego, bardziej mobilnego instrumentu wojskowego, nadającego się do rozmieszczenia w odległych krajach, zwłaszcza w Trzecim Świecie, w „operacjach pokojowych” lub „egzekwowania pokoju”.
Spodziewano się konfliktów o niskiej intensywności, z partyzantami lub milicjami z niewielką, lub zerową ilością broni ciężkiej. Dzięki temu Europa przez długi czas unikała konfliktów wiążących się z dużymi stratami w ludziach, z którymi kraje Globalnego Południa musiały się zawsze zmagać, często właśnie z powodu wojen wszczynanych przez państwa zachodnie przy użyciu sił powietrznych lub manipulacji lokalnymi frakcjami.

Dziś pojmowanie Sił Zbrojnych zdaje się ponownie zmieniać. Nowym wrogiem dla zachodnioeuropejskich polityków jest Rosja, a wojna, którą „trzeba” stoczyć, nie jest już wojną o niskiej intensywności z partyzantami, lecz wojną o wysokiej intensywności z silnie uzbrojonymi i zaawansowanymi technologicznie siłami. Powodem, jak twierdzą różne źródła, jest dążenie Rosji do odbudowy „imperium sowieckiego”, co stanowiłoby również zagrożenie dla Europy Zachodniej.

Ta narracja ignoruje fakt, że to NATO niebezpiecznie rozszerzyło się na granice Rosji, pomimo obietnic złożonych Gorbaczowowi przez zachodnich przywódców po rozwiązaniu Układu Warszawskiego, i że NATO zawsze zamierzało włączyć do niego również Ukrainę. Równie pomijany jest fakt, że wojna na Ukrainie, między ukraińskim rządem a rosyjskojęzyczną mniejszością w Donbasie, rozpoczęła się na długo przed interwencją Rosji i pochłonęła 15 000 ofiar śmiertelnych wśród tej rosyjskojęzycznej ludności.

W obliczu tego domniemanego nowego zagrożenia Europa modyfikuje swoje narzędzia wojskowe, zarówno pod względem zasobów materialnych, jak i kadrowych. Program ReArm Europe, przedstawiony przez Komisję Europejską w marcu 2025 r., przewiduje przeznaczenie oszałamiającej kwoty 800 mld euro na zbrojenia oraz możliwość przekroczenia przez państwa europejskie limitu deficytu budżetowego wynoszącego 3% ze względu na wydatki wojskowe. Środki te zostaną przekierowane z funduszy socjalnych (opieki zdrowotnej, edukacji itp.).

Ważne zmiany dotyczą również personelu, który będzie musiał obsługiwać tę nową broń. Rzeczywiście, armie zawodowe ery ekspedycyjnej są zbyt małe do nowych zadań. Z tego powodu niektóre kraje europejskie – Litwa, Łotwa, Szwecja i Chorwacja – przywróciły obowiązkową służbę wojskową, a Norwegia i Dania rozszerzyły ją na kobiety. Co ważniejsze, Niemcy i Francja, a także Belgia i Polska, zdecydowały się na wprowadzenie służby wojskowej, choć nie jest ona obowiązkowa. W Niemczech kanclerz Merz podjął decyzję o zwiększeniu liczby żołnierzy ze 180 000 czynnych i 50 000 rezerwistów do 260 000 czynnych i 100 000 rezerwistów. Polska armia ma osiągnąć ponoć poziom 300 ooo żołnierzy. Jeśli szeregi nie zostaną obsadzone ochotnikami, obowiązkowa służba wojskowa zostanie przywrócona.

Te wzrosty liczebności personelu wojskowego i rezerwy mobilizacyjnej nie są porównywalne z masowym poborem, który byłby konieczny w przypadku realnej wojny z krajem takim jak Rosja, licząca 146 milionów mieszkańców i drugie co do wielkości siły zbrojne na świecie, z 1,32 milionami żołnierzy w służbie czynnej i 2 milionami rezerwistów. Jest to jednak poważny sygnał, że Europa Zachodnia przyjmuje agresywną postawę wyraźnie skierowaną przeciwko Rosji. Staje się to oczywiste, jeśli połączymy powyższe decyzje z wypowiedziami ważnych zachodnich dowódców wojskowych, w tym nie tylko Francuza Mandona.

W tym kontekście niepokojące oświadczenie złożył „Financial Times” admirał Giuseppe Cavo Dragone, który oprócz zajmowania stanowiska szefa Sztabu Obrony jest obecnie najwyższym rangą oficerem wojskowym NATO. Admirał stwierdził, że NATO rozważa prewencyjne ataki na Rosję. Co prawda Cavo Dragone wspomniał o wojnie hybrydowej, która obejmuje cyberataki, wojnę ekonomiczną, fake newsy i inne operacje o niskiej intensywności, ale nadal są one bardzo szkodliwe dla krajów będących celem ataków.

Co więcej, wygłaszanie takich oświadczeń w czasie, gdy trwają próby rozwiązania konfliktu na Ukrainie, jest, delikatnie mówiąc, niestosowne. Co więcej, najważniejsze państwa europejskie – tak zwane „chętne” – już sprzeciwiły się proponowanemu planowi pokojowemu Trumpa, proponując nowy tekst negocjacji, który jest ewidentnie nie do przyjęcia dla Kremla.

Reakcja Rosji na słowa Cavo Dragone’a była dość zdecydowana. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa stwierdziła, że ​​wypowiedzi włoskiego admirała były „skrajnie nieodpowiedzialnym krokiem, pokazującym, że sojusz jest gotowy do dalszej eskalacji. Widzimy celową próbę podważenia wysiłków na rzecz przezwyciężenia kryzysu ukraińskiego. Osoby, które wygłaszają takie oświadczenia, powinny być świadome ryzyka i możliwych konsekwencji, w tym dla samych członków sojuszu”.

Reakcja Władimira Putina była równie zdecydowana: „Nie mamy zamiaru walczyć z Europą; mówiłem to setki razy. Ale jeśli Europa chce walczyć z nami i zaatakuje, jesteśmy gotowi już dziś”.

Krótko mówiąc, Europa przyjmuje agresywną postawę wobec Rosji, utrudniając powstrzymanie wojny, która jest już ewidentnie przegrana dla Ukrainy (i NATO), a im dłużej się ona przeciąga, tym bardziej nie do utrzymania będzie sytuacja na Ukrainie. W tym momencie należy jednak zadać jedno pytanie: dlaczego Europa przyjmuje taką postawę, zamiast odgrywać rolę trzeciej strony, mediatora między obiema stronami? Wydaje się to tym bardziej niezrozumiałe dla niektórych, biorąc pod uwagę, że sankcje wobec Rosji pozbawiły Europę tanich dostaw gazu, na których zbudowała swoje fortuny eksportowe. Co więcej, finansowanie wojny na Ukrainie kosztowało Europę oszałamiające 50 miliardów euro w okresie od stycznia do sierpnia 2025 roku i będzie kosztować znacznie więcej, ponieważ Trump dostarczy Ukrainie tylko taką broń, za którą Europa będzie gotowa zapłacić.

Dwie trzecie ukraińskich potrzeb finansowych w ciągu najbliższych dwóch lat wynosi 90 miliardów euro, które zostaną pokryte przez Komisję Europejską. Sposoby, w jakie Komisja ma nadzieję pozyskać te fundusze, są niejasne: albo poprzez pozyskiwanie środków na rynkach finansowych, co jest nieatrakcyjne dla państw niechętnych wspólnemu zadłużaniu, albo poprzez wykorzystanie 210 mld euro rosyjskich aktywów zamrożonych w zachodnioeuropejskich instytucjach finansowych, co byłoby równoznaczne z kradzieżą majątku innych osób.

Aby zrozumieć przyczyny uporczywości państw Europy Zachodniej w stosunku do Rosji, należy podać następujące wyjaśnienia. Pierwsze polega na istnieniu kolektywnego imperializmu, który obejmuje kraje G7 (USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy, Japonia i Kanada), który sprzeciwia się globalnemu Południu i BRICS, których Rosja jest jednym z najważniejszych członków. Dla tego imperializmu (lub kolektywnego Zachodu) silne i autonomiczne państwo rosyjskie jest przeciwnikiem, który należy wyeliminować lub strategicznie osłabić i zredukować. Ta orientacja charakteryzuje relacje między Rosją a Wielką Brytanią, które historycznie czerpią inspirację z doktryny Halforda Mackindera (1861-1947), brytyjskiego geografa i posła oraz twórcy geopolityki. Według Mackindera, jeśli chce się dominować nad światem, trzeba dominować nad Eurazją, a jeśli chce się dominować nad Eurazją, trzeba dominować nad tak zwanym Heartlandem, światowym centrum geopolitycznym. To centrum, obszar między Azją a Europą, pokrywa się z Rosją. Z tego powodu Imperium Brytyjskie na przełomie XIX i XX wieku sprzeciwiło się Imperium Rosyjskiemu w tzw. „wielkiej grze” o dominację w Azji Środkowej. Motywacje brytyjskie są potęgowane przez motywacje Francji, której wpływy na byłe kolonie afrykańskie w ostatnich latach drastycznie się zmniejszyły, a wiele z nich zostało zastąpionych przez Rosję. Nie jest zatem przypadkiem, że Wielka Brytania i Francja były zalążkiem „chętnych” do poparcia Kijowa i przeciwstawienia się Moskwie.

Ale to wszystkie zachodnioeuropejskie elity finansowe, w przeciwieństwie do swoich narodów, sprzeciwiają się silnej i autonomicznej Rosji. Imperializm, w istocie, jak argumentował brytyjski ekonomista John A. Hobson na początku XX wieku, wynika z akumulacji nadwyżek kapitału w państwach rozwiniętych, które w związku z tym muszą go inwestować za granicą. Stąd potrzeba kontrolowania świata politycznie i militarnie.

Imperializm tych elit opierał się najpierw na europejskich imperializmach narodowych, a następnie, po II wojnie światowej, na swego rodzaju imperializmie kolektywnym, na czele ze Stanami Zjednoczonymi. Imperialistyczna doktryna tych ostatnich opierała się przez dziesięciolecia, aż do czasów Bidena, na teorii opracowanej przez Brzezińskiego w 1997 roku, która opowiadała się, zgodnie z Mackinderem, za włączeniem Europy Wschodniej do NATO w celu osłabienia Rosji. Strategia ta została podważona przez pojawienie się Trumpa, który jest nie mniej imperialistyczny niż Biden, ale identyfikuje Chiny jako strategicznego przeciwnika USA i dlatego dąży do podziału obu mocarstw, Rosji i Chin, ponieważ razem są niemożliwe do pokonania. Co więcej, Trump jasno dał do zrozumienia, powtarzając koncepcję zawartą w niedawno opublikowanym dokumencie Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, że Europa musi zacząć sama zapewniać sobie obronę. W tym momencie dezorientacja europejskich elit, które przez dekady polegały na potędze USA, a teraz gorączkowo starają się wzmocnić swoją siłę militarną, jest całkowicie zrozumiała.

Ostatecznym wytłumaczeniem wrogości wobec Rosji jest fakt, że stanowi ona dobry powód do zwiększenia wydatków publicznych, w tym wydatków na cele wojskowe, które są jedynymi wydatkami, na które UE zezwala poza ograniczeniami budżetowymi. Jest to swego rodzaju militarny keynesizm, czyli państwowe wsparcie kapitału w okresie trwającej stagnacji gospodarczej. Dotyczy to w szczególności gospodarek Włoch, Francji i Niemiec, które akurat są największymi producentami broni w Europie. OECD opublikowała niedawno prognozy PKB dla swoich krajów członkowskich, pokazujące, że trzy główne gospodarki strefy euro znajdują się na szarym końcu, z powolnym rocznym tempem wzrostu, które w 2026 r. wyniesie +0,3% dla Niemiec, +0,5% dla Włoch i +0,8% dla Francji. Spółki, które odnotowały największy wzrost wartości na europejskich giełdach w ciągu ostatniego roku, to spółki zbrojeniowe, takie jak niemiecki Rheinmetal (+135,7%). Ponadto wojna, ze swoimi zniszczeniami budynków, zakładów i infrastruktury, stanowi bogatą okazję inwestycyjną. Państwa Europy Zachodniej, dzięki wsparciu rządu Zełenskiego, starają się zabezpieczyć kontrakty na odbudowę Ukrainy.

Podsumowując, wydaje się oczywiste, że europejski imperializm prowadzi nas po równi pochyłej w kierunku wojny z państwem, które w rzeczywistości nam nie zagraża. Stanowisko Europy opiera się na interesach mniejszości, kapitału finansowego, które są sprzeczne z szerszymi interesami narodów europejskich w pokoju i współpracy gospodarczej. W każdym razie europejskie elity sprzeciwiające się Rosji igrają z ogniem. W rzeczywistości Europa Zachodnia nadal nierealistycznie prowokuje państwo, które oprócz posiadania drugiej co do wielkości armii na świecie jest również supermocarstwem nuklearnym z największą liczbą głowic jądrowych na świecie. Ledwo wspominając o tym, że Rosja pokazała, że ​​jej próg tolerancji na straty ludzkie jest o wiele wyższy niż w przypadku Europy Zachodniej. Nieodpowiedzialna i potencjalnie zbrodnicza wobec narodu polskiego polityka prowadzona najpierw przez PiS i radośnie kontynuowana przez obecną ekipę KO powinna zostać zablokowana przez Polaków. Tylko czy doczekamy do następnych wyborów?

Autorstwo: Jarek Ruszkiewicz SL
Źródło: WolneMedia.net

Zaszufladkowano do kategorii Wojna | Otagowano

NATO wychodzi z NATO ??

NATO wychodzi z NATO!

Republikanin Massie złożył wniosek o wystąpienie USA z NATO.

DR IGNACY NOWOPOLSKI DEC 11

“NATO to relikt zimnej wojny. Powinniśmy wycofać się z NATO i wykorzystać te pieniądze do obrony naszego kraju, a nie krajów socjalistycznych” – powiedział Massie w oświadczeniu.”

Wbrew pozorom nie jest to tak absurdalne jakby mogło się wydawać. Pomimo całej amerykańskiej degrengolady, kraj ten jest bardzo daleko ponad obłąkaną i szaloną Europą, która już porzuciła nawet kosmetyczne pretensje do jakichkolwiek norm cywilizacyjnych.

W takiej sytuacji najłatwiej jest USA opuścić zbankrutowany euroatlantycki blok i zająć się swymi interesami.

Europejscy globaliści doprowadzili kontynent do bankructwa, de-industrializacji, antagonizmu z największymi swymi sąsiadami: Rosją i zamorską Ameryką. Sprowadzili do Europy monstrualną liczbę jej wrogów, mieszkańców byłych kolonii.

Teraz koncentrują się rozpętaniu bezpośredniej wojny z Rosją. Wojny, której ani Europa, ani USA, ani obie „potęgi” razem nie są w stanie wygrać. Mogą jedynie doprowadzić do nuklearnej katastrofy na skalę globalną.

Stąd też wynika pozornie paradoksalne posunięcie Waszyngtonu.

Odcinając się od UE i NATO, Stany Zjednoczone gwarantują sobie przetrwanie w nadchodzącym konflikcie.

Aby zniszczyć Europę i zamienić ją w popiół, Rosja nie będzie używać broni nuklearnej, bo ma wystarczający potencjał rakiet hipersonicznych, które są nieprzechwytywane, a skutki ich uderzenia są identyczne do użycia arsenału nuklearnego, za wyjątkiem skażenia.

We własnym interesie Rosja nie użyje broni nuklearnej, bo nie chce skażenia w swym sąsiedztwie.

Gdyby Ameryka współpracowała z NATO i UE, nie można by wykluczyć scenariusza wciągnięcia jej do nadchodzącej wojny z Europą. A wtedy scenariusz nuklearny byłby więcej niż prawdopodobny.

Po „rozwodzie” z Europą, sytuacja zmieni się diametralne. Może ona przyglądać się z założonymi rękami, jak europejscy globaliści popełniają zbiorowe samobójstwo ze swymi poddanymi.

Nie stanie to na drodze tak pożądanej przez Trumpa i Putina strategicznej współpracy wymierzonej w Chiny. W opublikowanej w listopadzie tego roku przez Biały Dom nowej strategii, wszystko jest klarownie przedstawione. Ale prawdomówne media wolą milczeć na ten temat niż ukazywać „całą nagą prawdę” o kompletnym bankructwie Europy i NATO!

Tak więc ten pozorny paradoks jest po prostu manifestacją tego, że Waszyngton zaczyna wracać do zmysłów!

I to jest bardzo dobre! Dla niego!

Zabłądziłem w swym Archiwum: „Niewygodne fakty o pederastii”

Niewygodne fakty o pederastii

Opublikował/a Marucha w dniu 2008-04-04

Opr. na podstawie artykułu Jana Bodakowskiego w http://prawica.net/node/10725 (przy usilnym powstrzymywaniu odruchu wymiotnego)

            W USA 61% pederastów i 37% lesbijek żyje samotnie. Jeśli chodzi o osoby starsze, liczby te są z oczywistych względów o wiele większe; w świecie homoseksualistów, ukierunkowanym na seks, nie ma miejsca dla nich miejsca. Homoseksualiści dwa razy częściej niż heteroseksualiści odczuwają samotność. Heteroseksualiści cieszą się z trwałych związków i posiadania dzieci, homoseksualizm odbiera te radości.

            29% homoseksualistów uprawiało przypadkowy seks a 23% zmieniało partnerów jak rękawiczki – nawet zagrożenie AIDS nie zmieniło tego nader ryzykownego “stylu życia”. Homoseksualiści trzy razy częściej zarażają się drogą płciową, niż osoby normalne. Ponadto ze względu na dużą ich mobilność uprawiają przygodne kontakty seksualne na całym świecie, co umożliwia rozwój globalnych epidemii. 60% z nich uprawia seks w brudnych publicznych toaletach, 67% w łaźniach przeznaczonych dla homoseksualistów. 90% homoseksualistów miało kontakt z narkotykami. Homoseksualiści propagują niezdrowe zachowania, często wśród nieletnich – np. lizanie odbytu, defekacja i oddawanie moczu na partnera itp. Wszystkie te praktyki wiążą się z ogromnym zagrożeniem epidemiologicznym.

            Homoseksualiści dwa razy częściej, niż heteroseksualiści, maja choroby weneryczne i pięć razy częściej umyślnie zarażają partnerów choroba weneryczna. Od 70% do 78% homoseksualistów chorowało na choroby przenoszone droga płciową. Od 25% do 39% miało pasożyta jelit. 83% chorych na AiDS miało kontakty homoseksualne. Homoseksualiści stanowiący od 1 do 3% społeczeństwa stanowią aż 29-66% przypadków wśród chorych na zapalenie wątroby typu A. Uszkodzone podczas stosunków analnych ścianki odbytu mają kontakt z zarażoną krwią, śliną, nasieniem, krwią, w wyniku czego dochodzi do częstych zakażeń i zachorowań na zapalenie wątroby typu B, HIV, syfilis, choroby przenoszone przez krew. Lizanie odbytu praktykowane przez 75% homoseksualistów prowadzi do zapaleń wątroby typu A, zakażeń pasożytami jelit (syndrom Gaya Bowela), durem brzusznym, opryszczką, zakażeń prowadzących do raka.

            Zakażeni homoseksualiści pracujący w gastronomii zarażają klientów lokali gastronomicznych. Od homoseksualistów zarażają się również leczący ich lekarze i pacjenci wspólnie z nimi leczeni, co prowadzi do wyższych kosztów opieki leczniczej i podwyższania podatków; homoseksualiści powinni być podobnie jak palacze zniechęcani do szkodliwych dla zdrowia praktyk.

            Średnia życia wynosi dla pederasty 40 lat a dla lesbijki 45. Żonaci heteroseksualni mężczyźni żyją 75 lat, zamężne heteroseksualistki 75 lat, rozwiedzeni i samotni heteroseksualni mężczyźni 57 lat, rozwiedzione lub samotne heteroseksualistki 71 lat. Co ciekawe, w wypadkach samochodowych ginie 0,6% pederastów i 4,3% lesbijek, czyli 17 razy więcej niż heteroseksualistów.

            Homoseksualiści wykazują niezdrową skłonność do eksperymentowania. Seks ze zwierzętami miało uprawiać od 17 do 20% pederastów, od 3 do 5% heteroseksualistów, od 7 do 10% lesbijek, do 1% heteroseksualistek.

            Związki homoseksualne są b. krótkotrwałe, średnio 1-3 lat. Możliwość zawierania “małżeństw” nic tu nie zmienia. W Danii w latach 1989-1995 związek taki zawarło tylko 5% homoseksualistów, z czego 28% zakończyło się rozwodem. Tylko w w 2 do 3% małżeństw heteroseksualnych dochodzi do przemocy. Jeśli chodzi o heteroseksualne konkubinaty – liczby te rosną i wynoszą 20-25%. Natomiast aż w 48% związków lesbijek (o wiele bardziej agresywnych względem siebie od pederastów) oraz w 39% związków pederastów ma miejsce przemoc. Wśród studentek lesbijek wskaźnik przemocy dochodzi do 56% (studentów pederastów do 29%). Przemoc w związkach lesbijskich dotyka 50% matek żyjących w związkach lesbijskich. Warto zauważyć, że 50% ataków “homofobicznych” to wyłącznie przemoc werbalna.

            Dzieci homoseksualistów znacznie częściej niż dzieci heteroseksualistów padają ofiarami pedofilii ze strony rodziców, trzy razy częściej zostają homoseksualistami, są seksualnie molestowane, rozpoczynają współżycie od aktów homoseksualnych, są niezadowolone ze swego dzieciństwa.

            Homoseksualiści stanowiący od 1 do 3% populacji odpowiadają za 20 do 30% aktów pedofilskich, 30% aktów seksualnych osób dorosłych z nieletnimi, od 35 do 40% przypadków molestowania nieletnich. W badaniach anonimowych od 25% do 50% homoseksualistów przyznaje się do dokonywania aktów pedofilskich. Ofiary pederastów pedofilów często same zostają pederastami. Od 32 do 34% osób molestujących dzieci to homoseksualiści, od 36 do 45% pedofilów to homoseksualiści. 35% młodocianych przestępców seksualnych to homoseksualiści. Nauczyciele homoseksualiści (od 1 do 3% populacji, 4% nauczycieli) odpowiadają za 35% aktów pedofilii wśród nauczycieli (w Australii za 64% aktów pedofilskich nauczycieli na uczniach). Bardzo aktywne w molestowaniu uczennic są nauczycielki lesbijki które odpowiadają za 35% przypadków. Na poziomie podstawówek homoseksualni nauczyciele odpowiadają za 29% przypadków pedofilii, na poziomie gimnazjum za 16%. Homoseksualiści nauczyciele są więc nad-reprezentowani wśród nauczycieli pedofilów.

            Nie jest tajemnicą, że celem środowisk homoseksualnych jest legalizacja pedofilii. W 1990 w Holandii zalegalizowano stosunki homoseksualne 12 letnich dzieci z dorosłymi (za zgodą rodziców), bez zgody rodziców od lat 15. Pedofile aktywni są w ruchu gejowskim.

            Homoseksualiści częściej niż heteroseksualiści popełniają przestępstwa. Są dwa razy częściej aresztowani za zwykłe przestępstwa kryminalne, osiem razy częściej są aresztowani za przestępstwa seksualne, dwa razy częściej skazywani za przestępstwa seksualne. Homoseksualiści trzy razy częściej wykonują obsceniczne telefony. Trzy razy częściej dokonują samobójstw, cztery razy częściej dokonują gwałtów, dwa razy częściej biorą udział w bójkach, wykazują postawy aspołeczne, odbywają przygodne stosunki seksualne, osiem razy częściej uprawiają sadomasochizm, zażywają narkotyki, cztery razy częściej popełniają zabójstwa, trzy razy częściej niebezpiecznie jeżdżą samochodami. 

            Sześciu największych seryjnych morderców w USA było homoseksualistami. Największą seryjną morderczynią w USA była lesbijka. W Auschwitz nazista pederasta Ludwig Tiene zaspokajał swój popęd gwałcąc i mordując więźniów. Mordy i gwałty dokonywane przez pederastów są niezwykle okrutne. W USA 44% seryjnych morderców było homoseksualistami – co jest szokującą nad-reprezentacją grupy stanowiącej 2% społeczeństwa. Zabili oni 68% ofiar. Homoseksualizm wiąże się też w 50% morderstw z homoseksualizmem  sprawcy lub ofiary.

            Fetyszyzacja przemocy przez homoseksualistów przejawia się również w praktykach sadomasochistycznych uprawianych przez 37% pederastów (podczas gdy 5% mężczyzn heteroseksualnych praktykuje sadomasochizm) i przez 17% lesbijek (4% kobiet). Powszechność praktyk sadomasochizmu odpowiada za 10% tragicznych śmierci wśród pederastów.  Wbrew propagandzie homoseksualnej to heteroseksualiści częściej są ofiarami przemocy homoseksualistów, niż na odwrót.

            Homoseksualiści częściej niż heteroseksualiści świadomie zarażają partnerów chorobami przenoszonymi drogą płciową (robi tak 7% pederastów, 3% lesbijek a tylko 1% heteroseksualnych kobiet).

            Pomimo że homoseksualiści stanowią tylko 2% populacji aż 7% gwałtów ma podłoże homoseksualne. Ofiarami gwałtów dokonywanych przez pederastów staje się 1 na 10.000 chłopców powyżej 11 roku życia. Gwałty homoseksualne są dokonywane 2 razy częściej w miastach gdzie homoseksualizm jest bardziej akceptowany. Ofiarami gwałtów dokonywanych przez pederastów są do 40% nieletni.

            Homoseksualiści mają skłonności do zachowań patologicznych: prowokują ataki na siebie by kreować się na ofiary, są złośliwi, nieodpowiedzialni, maja częściej depresje, są narcystyczni, okazują innym pogardę, przypisują sobie prawo do przywilejów i łamania norm moralnych.

            Nie ma naukowych dowodów na genetyczne lub biologiczne uwarunkowania homoseksualizmu: ani różnice hormonalne, ani różnice w budowie mózgu nie wpływają na na orientacje seksualną. 80% homoseksualistów deklaruje że swoją orientacje nabyło z zewnątrz. Przyczynami nabycia skłonności homoseksualnych było: uwiedzenie, bycie ofiarą  pedofilii (ze strony obcych, rodzica, rodzeństwa), pierwsze doświadczenia seksualne z homoseksualistami, dominujący, zaborczy i nie okazujący uczuć rodzic, brak religijnego środowiska, rozwód rodziców, społeczna akceptacja homoseksualizmu, traumatyczne przeżycia z dzieciństwa (onanizm, kontakt z porno, seks grupowy, seks ze zwierzętami, wczesna inicjacja dziewczynki przez mężczyznę). Pierwsze doświadczenia homoseksualne prowadzą do późniejszego homoseksualizmu w 60% (pierwsze doświadczenia heteroseksualne prowadzą do próżniejszego heteroseksualizmu w 95%).

            Homoseksualiści nie są skazani na homoseksualizm, często zmieniają swoją orientacje. 88% lesbijek i 73% pederastów deklarowało że miało normalne heteroseksualne reakcje. 85% lesbijek i 73% pederastów odbywało normalne heteroseksualne akty seksualne. 82% lesbijek i 66% pederastów zakochiwało się w osobie mającej odmienną płeć.

2500 miliardów złotych za dostosowanie polskich budynków do standardów unijnej „dyrektywy budynkowej”

Eksperci Fundacji SET alarmują:

2,5 biliona złotych

za pełne dostosowanie polskich budynków

do standardów unijnej dyrektywy budynkowej

11.12.2025 tysol/2-5-biliona-za-pelne-dostosowanie-polskich-budynkow-do-standardow-unijnej-dyrektywy-budynkowej

Fundacja SET opublikowała raport „Skutki wdrożenia Dyrektywy EPBD (dyrektywa budynkowa) do porządku prawnego w Polsce”. Wynika z niego, że pełne dostosowanie polskich budynków do nowych standardów unijnej dyrektywy będzie kosztować Polskę 2,5 biliona złotych. To koszt termomodernizacji naszych domów, wymiany źródeł ciepła, przebudowy sieci ciepłowniczych, obligatoryjnej instalacji fotowoltaiki. Polska ma czas na pełną implementację do 29 maja 2026 roku.

Prezentacja raportu pt. „Skutki wdrożenia Dyrektywy EPBD (dyrektywa budynkowa) do porządku prawnego w Polsce”.

Bardzo wysokie obciążenia finansowe dla polskiego społeczeństwa

Najlepszym rozwiązaniem dla Polski byłoby uniknięcie implementacji Dyrektywy EPBD w tym kształcie i budowa własnej, uwzględniającej polską specyfikę, strategii poprawy efektywności energetycznej

Unijna dyrektywa EPBD, tzw. dyrektywa budynkowa, to kluczowy element pakietu „Fit for 55” wpisujący się w Europejski Zielony Ład.

W praktyce oznacza konieczność modernizacji do 2050 roku budynków w Unii Europejskiej: niemieszkalnych – użyteczności publicznej, magazynów, przemysłowych, usługowych, oraz mieszkalnych – jednorodzinnych i wielorodzinnych.

Wprowadzenie dyrektywy EPBD oznacza bardzo wysokie obciążenia finansowe dla polskiego społeczeństwa, ponieważ koszty modernizacji budynków i wymiany źródeł ciepła znacznie przekraczają realne możliwości gospodarstw domowych. Nakładane wymagania są niemożliwe do spełnienia w tak szybkim tempie, co grozi wzrostem kosztów życia, presją inflacyjną i pogłębieniem ubóstwa energetycznego. Ujednolicone wymogi ignorują specyfikę polskiego zasobu mieszkaniowego – mówił podczas prezentacji raportu Wojciech Dąbrowski, prezes zarządu Fundacji SET, wieloletni menedżer branży energetycznej i współautor raportu.

Według ekspertów Fundacji SET całkowity koszt dostosowania do dyrektywy EPBD został oszacowany na bagatela 2,5 biliona złotych, co grozi poważnymi perturbacjami społecznymi i gospodarczymi – dodał Wojciech Dąbrowski.

„Będziemy przyglądać się projektom legislacyjnym”

Z kolei Adam Tywoniuk, członek zarządu Fundacji SET, jeden ze współautorów raportu i ekspert ds. regulacji, zwrócił uwagę na to, że w maju 2026 r. Polska musi przyjąć ustawę wdrażającą dyrektywę, a w grudniu 2026 r. ostateczną wersję Krajowego Planu Renowacji Budynków oraz rozpocząć realizację obliga w zakresie instalowania paneli fotowoltaicznych, wymiany indywidualnych źródeł ciepła oraz termomodernizacji. 

Będziemy się tym projektom legislacyjnym jako Fundacja bardzo przyglądać, bo bardzo często wprowadzamy przepisy, które są bardziej restrykcyjne, niż wynika to z dyrektywy. Wiele gmin wciąż nie wie, czy będzie korzystać z dobrodziejstwa przyłączenia do efektywnego systemu ciepłowniczego, co pozwoliłoby ograniczyć zakres prac związanych z dyrektywą

– powiedział Adam Tywoniuk i dodał, że specyficzna sytuacja Polski, polegająca na dużej liczbie nieefektywnych energetycznie budynków, może rodzić ryzyko przeciążenia rynku wykonawców i skokowego wzrostu kosztów usług i materiałów budowlanych.

Wyobraźmy sobie dom jednorodzinny w małej miejscowości, którego cena wynosi obecnie 300 tysięcy. A biorąc pod uwagę jego niską efektywność, modernizacja będzie kosztowała ponad 200 tysięcy. I tu nasuwa się pytanie – czy modernizować, czy wybudować nowy budynek? – dodał Adam Tywoniuk.

Z kolei obecna na prezentacji Raportu Anna Zalewska, europoseł (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy), zwróciła uwagę, że „Dyrektywa budynkowa obliguje państwa członkowskie UE do nakreślenia działań mających na celu odsunięcie paliw kopalnych w ogrzewaniu i chłodzeniu z perspektywą całkowitego wycofania piecyków na paliwa kopalne do 2040 roku. Co dodatkowo ważne, wszystkie nowe budynki mieszkalne od 2030 r. będą musiały być budynkami o zerowych emisjach, natomiast od 2050 r. taki wymóg będzie obowiązywał również wszystkie istniejące już budynki. W praktyce oznacza to koniec kotłów na paliwa kopalne, bowiem emisja dwutlenku węgla na miejscu jest niekompatybilna z definicją budynku o zerowych emisjach zawartą w artykule drugim”.

Po wejściu w życie dyrektywy EPDB w samej Polsce trzeba będzie wyremontować i poddać termomodernizacji prawie 14,5 mln budynków, na co nie ma pieniędzy w systemie. Coraz więcej będziemy płacić za to, czym będziemy grzać lub chłodzić swoje domy lub mieszkania. Będzie bezwzględny zakaz finansowania wymiany na piece gazowe, tzw. kopciuchów, a od 2040 roku nie będzie w ogóle można montować niczego co kopalne, czyli węglowe i gazowe

– dodała Anna Zalewska.

W debacie Fundacji SET udział również wzięli Wojciech Pawlik, prezes zarządu PEC Siedlce, praktyk ciepłownictwa systemowego, Jarosław Margielski – prezydent Miasta Otwock, oraz Andrzej Grad – prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Wyżyny w Warszawie.

Co jeszcze znajduje się w raporcie?

W raporcie znajdują się także m.in.:

Szczegóły dotyczące instalacji PV (wymagane terminy i powierzchnie według typu budynków);

Koszty zastąpienia ciepła wytwarzanego w kotłach węglowych na inne warianty (biomasa, pompy ciepła);

Szczegóły dotyczące transformacji systemów ciepłowniczych w kierunku utrzymania lub utworzenia efektywnych systemów ciepłowniczych (modernizacja bloków kogeneracyjnych, budowa źródeł OZE, rozwój pomp ciepła wysokiej mocy i magazynów ciepła, modernizacja sieci i węzłów);

Łączne koszty termomodernizacji (podział kosztów według typów budynków: jednorodzinne, wielorodzinne, publiczne, według okresów: 2025–2030/ 2030–2040 / 2040–2050 oraz według struktury finansowania);

Koszty wdrożenia Dyrektywy EPBD w Polsce: wymiana indywidualnych źródeł ciepła: 16–40 mld zł; modernizacja sektora ciepłowniczego: 466 mld zł; termomodernizacja budynków: ok. 2 bln zł. Łączny koszt: ok. 2,5 bln zł (koszty inwestycyjne związane przede wszystkim z termomodernizacją, wymianą indywidualnych źródeł ciepła i modernizacją systemów ciepłowniczych. Kwota nie uwzględnia kosztów instalacji paneli fotowoltaicznych, bo skala tego przedsięwzięcia jest trudna całościowo do oszacowania ).

Dyrektywa EPBD nakłada minimalne standardy charakterystyki energetycznej, plan renowacji budynków, czyli termomodernizację z celami na 2030, 2035 i 2040 rok oraz zeroemisyjność nowo budowanych budynków od 2028, obligatoryjną instalację PV na wybranych kategoriach dachów, zakaz dotowania kotłów gazowych po 2025 i harmonogram ich eliminacji oraz jednolity w całej UE nowy system EPC A–G.

Zgodnie z harmonogramem Polska ma czas na pełną implementację do 29 maja 2026 r., planując wprowadzenie m.in. jednolitej klasyfikacji energetycznej budynków (od A+ do G) i nowych wymogów dotyczących zeroemisyjności budynków od 2028/2030 r.

Pełny tekst raportu „Skutki wdrożenia Dyrektywy EPBD (dyrektywa budynkowa) do porządku prawnego w Polsce” dostępny jest na stronie Fundacji SET: https://set.org.pl/publikacje/.