Stefan Banach – samouk, geniusz, matematyk, #GameChanger

=======================

[Znalazłem film: Stefan Banach: Wielki syn polskiej nauki. Samouk, który zadziwił świat – geniusz mimo przeznaczenia. Gdyby Ktoś przesłał mi jego pisaną kopię – też umieszczę. Mirosław Dakowski]

Michał Lutak 17/06/2019

Stefan Banach – geniusz, matematyk, samouk, #GameChanger

Syn niepiśmiennej góralki, który stał się polskim Euklidesem.

Urodził się w 1892 roku jako nieślubne dziecko górala służącego w wojsku austriackim. Nazywał się Greczek. Niechciany i niekochany wychowywał się w rodzinie zastępczej u lwowskiej praczki. Do historii przeszedł pod nazwiskiem, które przyjął po swojej przybranej matce. Pozwól, że przedstawię Ci geniusza, którego życie nadaje się na scenariusz filmowy, i który wywarł jeden z największych wpływów na światową naukę w XX wieku. Oto Stefan Banach.

„Filmowa” droga #GameChangera – Stefana Banacha

Od ubogiego chłopaka, który nie miał nic do matematycznego geniusza, któremu stawia się pomniki. Tak w skrócie można nakreślić drogę naszego matematycznego #GameChangera.

Od dzieciństwa wykazywał ponadprzeciętne zdolności matematyczne. Tak bardzo „wzięła” go ta dyscyplina nauki, że w klasie maturalnej groziło mu aż 8 ocen niedostatecznych z innych przedmiotów. Udało mu się jednak w 1910 roku zdać maturę, by… zamiast rozwijać swoje niezwykłe umiejętności, rozpocząć pracę jako sprzedawca w księgarni.

Banach się jednak nie poddał. Mimo że nie kontynuował formalnej edukacji, tajniki matematyki starał się zgłębiać sam. Nagle, w zaledwie dwa lata po maturze, jednym egzaminem zaliczył dwa lata studiów na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Lwowskiej otrzymując tzw. pół-dyplom.

Jego plany zostają jednak znów pogrzebane – wybuchła pierwsza wojna światowa, a on zarabiał jako nadzorca przy budowie dróg. Cudem udało mu się jednak uniknąć wcielenia do armii. A właściwie nie cudem, ale dzięki własnym „dysfunkcjom” – leworęczność i wada wzroku zdyskwalifikowały go jako sprawnego żołnierza. Postanowił zatem wykorzystać daną mu od losu szansę i wciąż uczy się matematyki. Oczywiście na własną rękę.

Polskim Euklidesem został przez przypadek

Przychodzi rok 1916. Wojna jeszcze trwa, ale w Krakowie życie toczy się swoim torem. Po Plantach przechadzał się, jak gdyby nigdy nic, jeden z najwybitniejszych ówcześnie matematyków, dr Hugo Steinhaus.

Idąc letnim wieczorem roku 1916 wzdłuż plant, usłyszałem rozmowę, a raczej tylko kilka słów; wyrazy „całka Lebesgue’a” były tak nieoczekiwane, że zbliżyłem się do ławki i zapoznałem z dyskutantami: to Stefan Banach i Otto Nikodym rozmawiali o matematyce.

Wtedy uczony postanowił przedstawić spotkanemu przypadkiem Banachowi pewne zagadnienie, nad którym od dłuższego czasu pracował. Ku zdziwieniu Steinhausa, w parę dni później, nasz #GameChanger przyszedł do niego z gotowym rozwiązaniem.

Odkrycie Banacha było moim największym odkryciem naukowym” – mówił po latach Steinhaus.

Banach poczuł, że nareszcie może coś zmienić. Bez wahania przyjął asystenturę w Katedrze Matematyki na Wydziale Mechanicznym Politechniki Lwowskiej. I już w 1920 roku dokonał czegoś niemożliwego nie tylko ówcześnie, ale i dziś. Nie mając dyplomu ukończenia studiów, doktoryzował się na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, dzięki podstępowi swoich przełożonych.

Nasz #GameChanger rozwiązywał matematyczne problemy dosłownie wszędzie. Inspirację znajdował nawet w kawiarni, w której zawiłe funkcje spisywał na serwetkach lub przypadkowych skrawkach papieru. Wysłano więc za nim dwóch asystentów, skrupulatnie zbierających wszelkie notatki. Tak powstała rozprawa doktorska Banacha. Ten jednak nie zamierzał jej bronić. Liczyły się efekty, osiągnięcie celu, a nie spełnienie własnych naukowych ambicji.

Pewnego dnia zaczepiono Banacha na korytarzu Uniwersytetu Jana Kazimierza: „Czy mógłby pan wpaść do dziekanatu, są tam jacyś ludzie, którzy mają pewne problemy matematyczne, a pan na pewno potrafi im wszystko wyjaśnić?”. Banach udał się zatem do wskazanego pokoju i chętnie odpowiedział na wszystkie pytania, nieświadom tego, że właśnie zdaje egzamin doktorski przed komisją specjalnie w tym celu przybyłą z Warszawy.

Jeszcze w tym samym roku uzyskał nominację na profesora nadzwyczajnego, a w 5 lat później zwyczajnego, zostając najmłodszym profesorem w historii uniwersytetu.

Bezkompromisowość i pracowitość – tak działa prawdziwy #GameChanger

Na czym polega zapoczątkowana przez niego rewolucja? Banach nie tyle odmienił matematykę, co stworzył całkowicie nową dyscyplinę matematyczną: analizę funkcjonalną. Jej twierdzenia zaakceptowano na całym świecie. Napisał ok. 60 prac naukowych, a także skupił wokół siebie młode talenty, które dały początek tzw. lwowskiej szkole matematycznej.

Jego cel: „odmienić oblicze matematyki, a tym samym zmienić globalne myślenie i zapoczątkować nowe odkrycia”, liczył się ponad wszystko. Nie znosił skostniałych akademickich posiedzeń, na których omawiano wciąż te same zagadnienia. Gdy otrzymywał zaproszenie na takowe, mówił: „Wiem, gdzie nie będę”.

W okresie międzywojennym w Polsce trzykrotnie pojawiał się Von Naumann zwany „Gaussem XX wieku”. Na polecenie Norberta Wienera (twórcy cybernetyki) zawsze składał Banachowi tę samą propozycję: wyjazdu do Stanów Zjednoczonych i dołączenia do ekipy. Dał matematykowi nawet czek z wpisaną liczbą 1 oraz prośbą, by ten dopisał tyle zer ile chce. To wtedy nasz #GameChanger odpowiedział: „To za mała suma, aby opuścić Polskę”.

I tak wrócił do Kawiarni Lwowskiej, w której przesiadywał ze swoimi uczniami, wypisując na kawiarnianym blacie problematy matematyczne. Dzięki przebiegłości jego żony znalazły się one w końcu w Księdze, którą wziąć do ręki mógł każdy. A za poprawne rozwiązanie otrzymywał od matematyków nagrodę: od małej czarnej po żywą gęś.

To ta Księga właśnie została skopiowana i przesłana do Ameryki, skąd rozesłano ją po całym świecie. A Stefan Banach stał się obok Euklidesa najczęściej wymienianym nazwiskiem w świecie matematycznym.

#GameChanger, który ma swoją planetoidę

Determinacja pozwoliła mu osiągnąć sukces na skalę światową, a wyniki na miarę stulecia. Nie wahał się zostać karmicielem wszy podczas okupacji, by ochronić się przez represjami hitlerowców i móc kontynuować swoje badania. Jak wspominał Steinhaus: „umiał pracować zawsze i wszędzie. Nie był przyzwyczajony do wygód”.

Banach – mimo że nie ukończył studiów – był profesorem już w wieku 30 lat, przystojny, lubił się bawić i tańczyć, zdarzało się, że na wykłady przychodził prosto z balu. Przedwojenny Lwów był oburzony zachowaniem profesora, który potrafił pokazać się na mieście w koszuli z krótkim rękawem, (…) wolał mecz Pogoni-Lwów od koncertu w filharmonii. Kiedy zamykano kawiarnię, a on czuł potrzebę dalszych rozmyślań przy kielichu, udawał się na dworzec, gdzie piwo serwowano całą dobę.

Nie był jednak również marzycielem – był realistą aż do cynizmu, który skrupulatnie realizował swój cel. Prócz odmiany reguł w świecie matematyki, odmienił oblicze Polski na świecie: „Jego najważniejszą zasługą jest przełamanie raz na zawsze i zniszczenie do reszty kompleksu polegającego na poczuciu niższości Polaków w naukach ścisłych, maskującego się wywyższaniem jednostek miernych” – dodawał Steinhaus. Nic dziwnego, że odkryta w 1997 roku planetoida, w 2001 roku otrzymała nazwę polskiego matematyka, prawdziwego #GameChangera, Stefana Banacha.

================================

MD: Gdy Lwów dostał się w łapy sowietów, chciał i mógł wrócić do Krakowa, czekała katedra na UJ. Ale zmarł na raka płuc, jako nałogowiec palenia

Zaszufladkowano do kategorii Nauka | Otagowano

Zamykają porodówki. Nie zdążyła do szpitala, urodziła na stacji benzynowej.

Nie zdążyła do szpitala, urodziła na stacji benzynowej.

Porody „w trasie” będą w Polsce normą?

https://pch24.pl/nie-zdazyla-do-szpitala-urodzila-na-stacji-benzynowej-porody-w-trasie-beda-w-polsce-norma

Do niecodziennej sytuacji doszło 6 grudnia w miejscowości Harklowa k. Nowego Targu. Kobieta urodziła dziecko na stacji benzynowej. Poród pomogła odebrać położna, która akurat w tym czasie przyjechała zatankować swój samochód. Ostatecznie wszystko skończyło się szczęśliwie. Jednak zapowiedzi likwidacji kolejnych oddziałów ginekologiczno-położniczych w całej Polsce każą zapytać o to, czy do podobnych sytuacji będzie dochodzić częściej?

—————————————————–

Pierwsze skurcze pojawiły się u kobiety ok. godziny 15-tej. Do szpitala w Nowym Targu małżeństwo wyruszyło dwie godziny później. Sytuację znacznie pogorszyła gęsta mgła, utrudniająca sprawną jazdę. Jakby tego było mało, akcja porodowa niespodziewanie przyspieszyła, a kobieta zaczęła rodzić już w samochodzie. Zdesperowany ojciec zaparkował na najbliższej stacji benzynowej, skąd wezwał służby.

Najszybciej zareagowali funkcjonariusze Ochotniczej Straży Pożarnej, ale ich rola sprowadziła się do głównie zabezpieczenia miejsca porodu przed oczami ciekawskich.

Szczęśliwym trafem w tym samym czasie na stacji zatrzymała się położna by zatankować swój samochód.

Położna miała w torebce specjalistyczny sprzęt; klem do przytrzymania pępowiny, rękawiczki i maść. Pogotowie dotarło na miejsce kilka minut po narodzinach dziewczynki. Mama i córka zostały zabrane do szpitala w Nowym Targu.

Żaden z zaangażowanych w akcję pracowników ochrony zdrowia i strażaków nie przypominał sobie podobnej sytuacji. Czy jednak może zdarzyć się tak, że podobne informacje będą do nas docierały częściej? Jest bowiem obawa, że rodzące kobiety będą narażone na znaczne ograniczenie możliwości bezpiecznego dojazdu do szpitala. Wszystko za sprawą planów rządu, który z powodów finansowych zapowiedział likwidację kilkudziesięciu oddziałów szpitalnych, głównie o profilu ginekologiczno-położniczym. 

Oddziały będą zamykane m.in. w szpitalach w woj. podkarpackim, łódzkim, wielkopolskim czy podlaskim. Sytuację próbuje ratować Ministerstwo Zdrowia, które proponuje, aby szpitale urządzały punkty rodzenia przy szpitalnych oddziałach ratunkowych (SOR) lub izbach przyjęć. Dyżurująca położna miałaby oceniać, czy przyjąć poród, czy też przekierować pacjentkę do szpitala specjalistycznego. Planuje się również powołanie specjalnego transportu karetki pogotowia, wyposażonego w sprzęt do przyjęcia porodu.

Źródło: krakow.tvp.pl / polsatnews.pl

PR

Znowu chanuka; w Katowicach. „Kiedy nastąpi rozdział synagogi od państwa?”

Znowu chanuka w Katowicach za pieniądze podatników. „Kiedy nastąpi rozdział synagogi od państwa?”

10.12.2025 nczas/znowu-chanuka

Wnętrze kościoła oraz menora chanukowa z gaśnicą
NCZAS.INFO | Wnętrze kościoła oraz menora chanukowa z gaśnicą. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: Pixabay (kolaż)

W Katowicach m.in. za pieniądze podatników po raz kolejny organizowany jest chanukowy spęd będący upamiętnieniem sukcesu swego rodzaju żydowskiej wojny domowej, którą w mainstreamie przedstawia się jako coś „chrześcijańskiego” czy istotnego dla ludzi. „Kiedy w końcu nastąpi rozdział synagogi od państwa?” – pyta redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” dr Tomasz Sommer.

„I oto w Katowicach jak co roku świętować będziemy to „święto” rasizmu i żymskiej [to forma obchodzenia cenzury dotyczącej Żydów w Internecie – red. nczas] supremacji / dominacji” – napisał na X Roman Fritz.

Udostępnił przy tym grafikę promującą chanukę. Organizatorami wydarzenia, jak wynika z grafiki są: Klub Niezależnych Stowarzyszeń Twórczych „Marchołt”, Gmina Wyznaniowa Żydowska w Katowicach, Województwo Śląskie, Biblioteka Śląska, Instytucja kultury Samorządu Województwa Śląskiego i AE Katowice. Ponadto Miasto Katowice objęło wydarzenie mecenatem.

Partnerami wydarzenia są m.in. US-Polish Trade Council, Centrum Macierz Polonii i Federacja Przedsiębiorców Polskich.

Chanukowy spęd odbędzie się w Bibliotece Śląskiej w Katowicach 18 grudnia. Z okazji odpalenia świec wykład wygłosi diakon Adam Dylus, oczywiście przekonując, że tzw. dialog Kościoła z judaizmem jest potrzebny. Odbędzie się też koncert zespołu Jarmuła Band.

Do zapowiedzi odniósł się również redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” dr Tomasz Sommer.

„Czy Województwo Śląskie, miasto Katowice i Biblioteka Śląska to żydowskie organizacje religijne? Kiedy w końcu nastąpi rozdział synagogi od państwa?” – zapytał dr Sommer.

Tron dla króla Anglii w Bazylice Świętego Pawła za Murami – w imię ekologii

——————————-

Dla Leona byłoby krępujące przypominać o katolickich męczennikach zamordowanych przez poligamicznego monarchę, począwszy od Johna Fishera i Thomasa More’a.

===================================================

Tron dla króla Anglii w Bazylice Świętego Pawła za Murami – w imię ekologii

Data: 22 ottobre 2025 Author: Uczta Baltazara babylonianempire/tron-dla-krola-anglii-w-bazylice-swietego-pawla-za-murami

FOTO: https://it.wikipedia.org/wiki/Basilica_di_San_Paolo_fuori_le_mura

Podczas wizyty Karola III w Rzymie, w Bazylice Świętego Pawła za Murami zostanie przyznany mu specjalny tron: drewniane siedzenie, wykonane specjalnie przez wspólnotę monastyczną Świętego Pawła, na którym wygrawerowany będzie herb królewski oraz łacińska fraza „Ut unum sint” („Aby byli jednym”), zaczerpnięta z Ewangelii według św. Jana.

Wydarzenie ma na celu promowanie jedności chrześcijan na całym świecie. Podczas celebracji, Król Karol usiądzie na tym tronie, który po zakończeniu uroczystości zostanie trwale umieszczony w absydzie bazyliki, gotowy do przyjęcia również jego następców.

Jest to dar towarzyszący tytułowi Royal Confrater Świętego Pawła, który zostanie nadany monarsze przez kardynała Jamesa Michaela Harveya i opata Donato Ogliariego, za aprobatą Papieża Leona XIV. https://www.funweek.it/roma-news-curiosita-eventi/re-carlo-roma-scranno-sovrano/

Abp Carlo Maria Viganò komentuje:

«Spotkanie między głową kościoła synodalnego i głową kościoła anglikańskiego będzie miało swój punkt kulminacyjny w postaci ekumenicznej modlitwy na rzecz troski o dzieło stworzenia w Kaplicy Sykstyńskiej, pod hasłem ekologicznej retoryki „krzyku ziemi” oraz „ekologicznego nawrócenia”.

Dwójka najwyższych autorytetów swoich „kościołów” identyfikuje się z ideologią ekologiczną i neomaltuzjanizmem Światowego Forum Ekonomicznego i Agendy 2030, i to właśnie na tej nowej religii opiera się dialog między synodalnymi a anglikanami.

Potwierdzając swoją ciągłość z ekumenizmem soborowym, Leon zaoferuje Karolowi „miejsce” (z tabliczką „Ut unum sint”) w bazylice św. Pawła za Murami, która już wcześniej była miejscem zwołania II Soboru Watykańskiego i od tamtego czasu jest świątynią ekumenizmu soborowego i synodalnego.

To nie przypadek, że nie ma tam miejsca dla wiary katolickiej: dla Leona byłoby krępujące przypominać o katolickich męczennikach zamordowanych przez poligamicznego monarchę, począwszy od Johna Fishera i Thomasa More’a.

Wyobraźcie sobie papieża Klemensa VII oferującego Henrykowi VIII miejsce w bazylice papieskiej…»

===========================

Putin: “USA kupują uran w Rosji; dlaczego innym zabrania się kupowania rosyjskich węglowodorów?”

Putin: “USA kupują uran w Rosji;

dlaczego innym zabrania się

kupowania rosyjskich węglowodorów?”

Data: 9 dicembre 2025 Author: Uczta Baltazara babylonianempire/putin-usa

Wskazując na hipokryzję Donalda Trumpa, prezydent Rosji Władimir Putin stwierdził, że Stany Zjednoczone nadal kupują od Rosji uran, kluczowy surowiec do produkcji paliwa do reaktorów jądrowych, jednocześnie wywierając presję na Indie, aby zaprzestały importu surowców energetycznych od Moskwy. W ekskluzywnym wywiadzie dla India Today, Putin, który przebywał w New Delhi z dwudniową wizytą, podkreślił, że Indie powinny cieszyć się tym samym przywilejem, jeśli Stany Zjednoczone mają prawo kupować paliwo od Rosji.

„Stany Zjednoczone nadal kupują od nas paliwo jądrowe do swoich elektrowni jądrowych. To również jest paliwo, surowiec energetyczny. To jest uran dla elektrowni jądrowych działających w Stanach Zjednoczonych” – powiedział Putin w wywiadzie przed swoją pierwszą od czterech lat wizytą w Indiach.

Rosja jest drugim co do wielkości dostawcą wzbogaconego uranu do Stanów Zjednoczonych, co stanowi około 25% jego sprzedaży. Oczekuje się, że w tym roku, Rosja zarobi około 1,2 miliarda dolarów na sprzedaży uranu do Ameryki. W 2024 roku, Rosja zarobiła około 800 milionów dolarów na eksporcie uranu do Stanów Zjednoczonych.

Przedstawiając tę kwestię jako problem sprawiedliwości i równowagi strategicznej, Putin powiedział, że omówi tę sprawę z Trumpem.

„Jeśli Stany Zjednoczone mają prawo kupować od nas paliwo, dlaczego Indie miałyby być pozbawione tego prawa? Jest to kwestia wymagająca dokładnego zbadania i jesteśmy gotowi omówić ją i przedyskutować z prezydentem Trumpem” – podkreślił Putin.

„SANKCJE NIE MAJĄ WPŁYWU NA WSPÓŁPRACĘ ENERGETYCZNĄ”

W wywiadzie Putin utrzymywał, że partnerstwo energetyczne Rosji z Indiami jest stabilne i nie ma na nie wpływu zachodnich sankcji. „Nasza współpraca energetyczna z Indiami pozostaje niezmieniona pomimo obecnej sytuacji, przejściowych zmian politycznych, a nawet tragicznych wydarzeń na Ukrainie” – zapewnił rosyjski przywódca.

Ostre uwagi Putina pojawiły się w momencie, gdy Indie znalazły się pod presją Trumpa, aby ograniczyć import rosyjskiej ropy. Stany Zjednoczone twierdzą, że umożliwia to Rosji wytrzymanie presji sankcji gospodarczych ze strony Zachodu i kontynuowanie wojny z Ukrainą, która wkracza w czwarty rok.

W sierpniu Trump nałożył na Indie dodatkowe cło w wysokości 25% za zakup rosyjskiej ropy, zwiększając łączną taryfę do 50%. Kwestia ta pogorszyła stosunki między dwoma sojusznikami, ale od tego czasu sytuacja uległa poprawie.

Rosja jest dostawcą 35% importowanej przez Indie ropy naftowej, w porównaniu z 1-2% sprzed wojny na Ukrainie.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwróciło wcześniej uwagę na podwójne standardy Stanów Zjednoczonych, wskazując, że Ameryka nadal importuje z Moskwy sześciofluorek uranu dla swojego przemysłu jądrowego oraz pallad do pojazdów elektrycznych.

CO PUTIN POWIEDZIAŁ O MODIM I WOJNIE NA UKRAINIE

Podczas 100-minutowego wywiadu Putin pochwalił również styl przywództwa premiera Modiego i jego inicjatywę „Make in India”, nazywając ją „praktyczną” i potężną siłą kształtującą współpracę między Rosją a Indiami. „Premier Modi jest bardzo wiarygodną osobą. Indie mają szczęście. On żyje Indiami” – powiedział Putin.

W kwestii wojny na Ukrainie Putin podkreślił, że to Kijów rozpoczął konflikt pod wpływem Zachodu, a Moskwa zakończy go po osiągnięciu swoich celów.

INFO: https://www.indiatoday.in/india/story/if-us-has-right-to-buy-fuel-from-us-why-shouldnt-india-have-the-same-privilege-putin-calls-out-hypocrisy-2830923-2025-12-04

https://babylonianempire.wordpress.com/2023/06/16/stany-zjednoczone-nadal-wydaja-miliardy-dolarow-na-rosyjski-uran/embed/#?secret=3QsOYVubPn#?secret=ky7zUJjbLZ

Condividi:

No i jak tu wątpić w profetyczne zdolności Radia Erewań?

Walka o pokój

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    9 grudnia 2025 michalkiewicz

No i jak tu wątpić w profetyczne zdolności Radia Erewań? Jeszcze za głębokiej komuny zadzwonił tam zaniepokojony słuchacz pytając, czy będzie wojna. Radio Erewań odpowiedziało mu, że wojny oczywiście nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Dotychczas uważano powszechnie, że to tylko taki dowcip – ale wygląda na to, że właśnie znajdujemy się w przededniu tej metamorfozy – że mianowicie wojen już nie będzie, ale tylko dlatego, że ich miejsce zajmie walka o pokój, w następstwie której nie zostanie nawet kamień na kamieniu.

Oto w dniach ostatnich pojawiły się pogłoski, że Amerykanie opracowali zbawienny plan zakończenia wojny na Ukrainie, Składał się on aż z 28 punktów, wśród których znajdowały się postanowienia, że Ukraina zrzeknie się, chociaż chyba nieformalnie, 20 procent terytorium, aktualnie zajmowanego przez wojska Federacji Rosyjskiej, że porzuci myśl przystąpienia do NATO, że zredukuje armię do 600 tysięcy żołnierzy [hi,hi.. to „redukcja”? md] , nie będzie miała dalekosiężnej broni – i tak dalej i tak dalej.

Wkrótce okazało się, że plan ten, przygotowany ponoć przez pana Witkoffa, nie tylko autoryzował sam prezydent Trump, ale w dodatku wyznaczył prezydentowi Żełeńskiemu termin do 27 listopada, kiedy to w USA jest Święto Dziękczynienia – żeby do tego dnia się oświadczył, czy się zgadza, czy nie. Jeśli by się nie zgodził, to prezydent Trump dał mu do zrozumienia, że może sobie dalej wojować z Rosją, ile dusza zapragnie – ale już bez współpracy wywiadowczej ze strony USA i bez dostaw amerykańskiej broni. Na takie dictum prezydent Zełeński zwrócił się z orędziem do narodu, że stoi on przed alternatywą – albo utracić godność, albo utracić najważniejszego sojusznika.

Ale kiedy wydawało się, że prezydent Zełeński został przyparty do ściany, w sukurs ruszyła mu „Europa” to znaczy – Niemcy, Francja i Wielka Brytania, które pospiesznie urządziły spotkanie w Genewie. Z tego pospiechu, który – jak pamiętamy – jest wskazany tylko w dwóch przypadkach: przy biegunce i przy łapaniu pcheł – zapomniały doprosić obywatela Tuska Donalda. Najwyraźniej musiały uznać, że skoro jest tam nie tylko niemiecki kanclerz Merz, ale i Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje, to nie ma co obywatela Tuska fatygować – bo i tak dowie się przecież z gazet, co tam w naszych, to znaczy – polskich sprawach – postanowiono.

A postanowiono, że w Polsce będą stacjonować „myśliwce NATO”. Jakaś dobra dusza wytłumaczyła obywatelu Tusku, że to może być pułapka, bo skoro mowa będzie tylko o „myśliwcach”, to ruscy szachiści zaraz zażądają, by z Polski wycofały się siły lądowe, czy tarcza antyrakietowa – i tak dalej. Tedy obywatel Tusk Donald buńczucznie oświadczył, że „nic o nas bez nas”, a kiedy – jak powiadają – poradził się teściowej, to uznał, ze tego punktu w zbawiennym planie pokojowym „nie ma”. Czy poinformował o tym od razu europejskich jego autorów, czy zrobił to dopiero, gdy w jednej koszuli wylądował na lotnisku w angolańskiej stolicy Luandzie – to nie jest do końca jasne.

Coś jednak mogło być na rzeczy, bo w rezultacie okazało się, że gdy narady nad ostateczną wersją zbawiennego planu pokojowego zaczęły się przeciągać, liczba punktów zmniejszyła się z 28 do 19. Ale ruscy szachiści na Kremlu powiedzieli, że oni tego nowego zbawiennego planu oficjalnie nie znają, więc nie będą komentowali medialnych doniesień na ten temat. Sprawiało to wrażenie, że bardziej odpowiada im pierwotna, amerykańska wersja, niż wersja genewsko-luandyjska – bo chyba tak można nazwać wersję drugą. To by się nawet zgadzało z nader krytycznymi ocenami wersji amerykańskiej, którą pan Jerzy Marek Nowakowski uznał w związku z tym za absolutnie nie do przyjęcia nie tylko przez Ukrainę, ale również – nasz nieszczęśliwy kraj. Najwyraźniej nasz nieszczęśliwy kraj stoi na nieubłaganym gruncie zbawiennego planu genewsko-luandyjskiego.

Dlaczego jednak „Europa” postanowiła przyjść w sukurs Ukrainie? Składa się na to szereg zagadkowych przyczyn, wśród których chciałbym wskazać na dwie. Oto po ostatniej aferze korupcyjnej na Ukrainie nasiliły się podejrzenia, iż prezydent Zełeński mógł nie tylko patrzeć przez palce na dokazywania tamtejszych parchów-oligarchów, ale że mógł również odpalać część środków, którymi futrowana była Ukraina, swoim europejskim przyjaciołom. Byłoby to nawet zgodne z ewangelicznym nakazem, by „czynić sobie przyjaciół niegodziwą mamoną” – ale nie można wykluczyć, że sprytny prezydent Zełeński mógł pójść nawet krok dalej i w kapowniku pozapisywał nie tylko z kim się forsą podzielił, ale również – gdzie tamten tę forsę schował. To by nawet rzucało światło na skwapliwość, z jaką Książę-Małżonek, jak tylko Timur Mindycz, co to przytulił 100 mln dolarów, uciekł do Izraela, natychmiast zaoferował, że „Polska” przekaże te 100 mln dolarów Ukrainie, żeby przynajmniej w papierach było gites-tenteges.

Druga przyczyna to taka, że od 1990 roku Niemcy i Francja próbują „europeizować Europę” – co mówiąc po chamsku, oznacza cierpliwe i metodyczne wypychanie Ameryki z polityki europejskiej. Niemcy bowiem pamiętają, że na skutek dwukrotnego wtrącenia się Ameryki do europejskiej polityki, przegrały dwie wojny, które przecież mogły wygrać, a z kolei Francja nie może Ameryce darować, że w XX wieku dwukrotnie widziała ją w sytuacji bez majtek. W takich okolicznościach każdy pretekst – niechby nawet i Ukraina – jest dobry, byle prowadził do celu w postaci wspomnianej „europeizacji”.

Co z tego wszystkiego może być? Zwróćmy uwagę, że w miarę przedłużania się dyskusji nad planem pokojowym, liczba punktów zdecydowanie się zmniejsza – a przecież ruscy szachiści jeszcze nawet do dyskusji nie przystąpili. Jaki może być zatem finał? Czy nie taki, że w rezultacie zbawienny plan pokojowy może pojawić się w dwóch alternatywnych wersjach; korzystnej dla Ukrainy i korzystnej dla Rosji. Nie tylko w dwóch wersjach – ale każda z nich będzie zawierała jeden punkt. Wersja korzystna dla Rosji – że Ukraina powinna podpisać bezwarunkową kapitulację, podczas gdy wersja korzystna dla Ukrainy – że bezwarunkową kapitulację będzie musiała podpisać Federacja Rosyjska.

Jak zatem mogą rozwinąć się wypadki? Ano – tylko tak, że wojna na Ukrainie będzie trwała nadal – ale nikt nie będzie mógł powiedzieć, że to jest kontynuacja „wojny” – bo przecież jej celem będzie walka o pokój, to znaczy – o pożądany kształt pokoju. Czyż nie dokładnie to przewidziało Radio Erewań w swojej profetycznej odpowiedzi na pytanie zaniepokojonego słuchacza?

W tej sytuacji powinien chyba zmienić się również nasz emocjonalny stosunek do tej sprawy. O ile bowiem wojnę można i trzeba potępiać i narody miłujące pokój nic innego nie robią, to czyż można potępiać szlachetną walkę o pokój, nawet jeśli w jej następstwie nie pozostanie nawet kamień na kamieniu?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

„Ali” i „Aiden”. Czy imiona „osób transpłciowych” zapisane są w Księdze Życia?

„Ali” i „Aiden”.

Czy imiona „osób transpłciowych”

zapisane są w Księdze Życia?

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

(Oprac. PCh24.pl)

„Kiedy Bóg stwarzał świat, czynił to z mądrością, to jest zamysłem, porządkiem, celem (por. Prz 3,19). W Księdze Rodzaju czytamy, że Adam i Ewa, czyli pierwsi ludzie, powołani zostali do istnienia jako mężczyzna i kobieta. Żyli w bliskiej relacji z Bogiem do czasu swojego nieposłuszeństwa polegającego na spożyciu owocu z zakazanego drzewa. Na skutek ich buntu została skażona cała natura. To zaś oznacza, że grzech pierwszych rodziców zniekształcił w całości pierwotny projekt. Przychodzimy więc na świat ze skłonnością do sprzeciwu wobec zamysłów Stwórcy. Jeśli zatem Bóg ukształtował człowieka jako mężczyznę, a ten twierdzi, że jest kobietą, Biblia mówi, że to nieprawda.

Odrzucenie Bożego projektu to powiedzenie swojemu Stwórcy: „wiem lepiej”. I choć wybór ten usprawiedliwić będzie można tysiącem zdań, Księga Przysłów napomina: „Jest droga, która wydaje się człowiekowi słuszna, lecz w końcu prowadzi do śmierci” (14,12).

Gdy w 1992 roku ukazała się słynna książka Johna Graya pt. „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”, mieszkańcy zachodniej części globu jeszcze rozumieli, że pomiędzy „Marsjanami” a „Wenusjankami” zionie – parafrazując jeden z biblijnych wersetów – biologiczna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać (por. Łk 16,26). Mężczyznę w kobiecych fatałaszkach nazywano wówczas transwestytą, a kobietę z brodą – mówiąc żartobliwie – odsyłano do cyrku.

Dziś na pytanie: „Kim jest kobieta?” spora grupa ludzi z powagą godną lepszej sprawy przekonuje, że „to ktoś, kto identyfikuje się jako kobieta”. Konia z rzędem temu, kto obroni taki wywód. W tym szaleństwie jest jednak metoda – chodzi o zmianę znaczenia słów, ponieważ – jak zauważył George Orwell w swojej słynnej powieści pt. „Rok 1984” – zmieniając znaczenie słów, ogranicza się ludzkie horyzonty myślowe, a więc i widzenie świata.

W przypadku zmian, które chcą osiągnąć propagatorzy transgenderowej narracji, mamy do czynienia z zakrojonym na szeroką skalę gaslightingiem skutkującym utratą zaufania do własnego osądu, a tym samym poczucia kontroli nad życiem. Stałe podważanie obrazu rzeczywistości sprawia, że poddawana tego typu manipulacjom osoba staje się podatna na wpływy i podporządkowana. Z takiego stanu wytrącić ją może moment „przebłysku”, w którym obnażony zostaje fałsz manipulatora. Prowadzi to czasem do sytuacji wręcz zabawnych. Podczas jednego z protestów liberalnej lewicy w Stanach Zjednoczonych zapytano kobietę, czego najbardziej boi się w nadchodzącym wówczas 2025 roku. W dostępnym na You Tube materiale słyszymy, że najpoważniejszą trudnością jest dla niej fakt, że ludzie nie odróżniają prawdy od kłamstwa. Na pytanie: „kim jest kobieta” miała odpowiedzieć: „To tak naprawdę nie ma znaczenia”. W trakcie innego z politycznych eventów lewicy poproszono uczestników o wyjaśnienie powodu swojej obecności. Jeden z nich stwierdził, że zależy mu na poważnym podejściu do ustaleń nauki. Dziennikarz dopytał, czy ma na myśli prawdę naukową mówiącą o tym, że istnieją tylko dwie płcie. W odpowiedzi miał jednak usłyszeć, że „jest w błędzie, myśląc, że istnieją tylko dwie”.

Ikoniczne stały się wręcz potyczki słowne Piersa Morgana, brytyjskiego dziennikarza i prezentera telewizyjnego, z tak zwanymi osobami transpłciowymi. W jednej z debat, którą prowadził na żywo, zwrócił się do uczestniczki deklarującej się jako „osoba niebinarna” z prośbą o wyjaśnienie pojęcia „niebinarność” i sens stosowania zaimków they/them. Naturalna z punktu widzenia prowadzącego dyskusję ciekawość okazała się dla zaproszonej „osobiście niewygodna”. Komentujący to spotkanie Andrew Klavan w rozmowie z Megan Kelly na jej kanale YT zauważył, że społeczność „osób transpłciowych” oderwana jest od rzeczywistości. Według amerykańskiego pisarza i komentatora politycznego, ludzie z mentalnymi zaburzeniami, a także stojąca za nimi agenda, zmuszają nas poprzez różnego rodzaju naciski do akceptacji swojej prawdy, która jest w istocie kłamstwem.

Odpowiedzialną za propagowanie nierealnej wizji świata ma być, zdaniem Klavana, lewica. Wykorzystuje ona bowiem problemy psychiczne innych do kolportowania kłamliwych treści mających na celu przekonanie opinii publicznej do poglądów sprzecznych ze stanem faktycznym. Jak mówił: „Ale faktem jest, że to jest wywoływane – wywoływane przez lewicę, głównie u młodych, często homoseksualnych ludzi, którzy nie wiedzą, kim są, są zdezorientowani, zmartwieni i przestraszeni. A lewica przychodzi i mówi im to kłamstwo, jak szatan ludziom mówi – że to sprawi, że poczują się lepiej, że będą silniejsi, jeśli zaakceptują to kłamstwo, zamiast żyć w rzeczywistości”.

Autor powieści kryminalnych powiedział też, że zapoznał się z książkami poruszającymi zagadnienie transpłciowości i są one, w jego ocenie, nieprawdziwe. „To opowieści przekonujące ludzi, że świat nie jest tym, czym jest” – mówił. Według rozmówcy Megan Kelly, upowszechnianie tego typu przekazów jest samo w sobie naganne, ponieważ – jak twierdził – „ludzie wpędzają zdezorientowaną młodzież w szaleństwo. Wywołana choroba psychiczna to coś naprawdę złego. Oznacza, że ktoś zrobił coś złego”.

Spostrzeżenia Andrew Klavana są cenne z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, obnażają kłamstwa trans-agendy. Po drugie zaś – zawarty w nich moralny osąd pozwala dostrzec w zjawisku tym niebezpieczeństwa mające realne następstwa w funkcjonowaniu młodego pokolenia. O wielu zagrożeniach, jakie wiążą się z przyjęciem i praktyczną realizacją głównego przesłania transgenderowej narracji – że zmiana płci jest skutecznym rozwiązaniem problemów osób cierpiących z powodu dysforii płciowej – mówił wielokrotnie w publicznych wystąpieniach Łukasz Sakowski, biolog, dziennikarz i bloger popularnonaukowy. W udzielonych jakiś czas temu wywiadach na „jutubowych” kanałach Moniki Jaruzelskiej i Bogdana Rymanowskiego opowiedział o swoich zmaganiach z brakiem akceptacji siebie jako homoseksualnego mężczyzny, którym próbowano zaradzić poprzez procedurę tak zwanej zmiany płci. Z podjętej decyzji o tranzycji wycofał się jednak, ponieważ jego zły stan psychiczny oraz niepożądane efekty podjętej „terapii” świadczyły o błędnym rozpoznaniu przyczyn sygnalizowanych trudności. Za skutki uboczne nieprawidłowych działań winił poznaną w sieci „osobę transpłciową”, a także lekarzy i psychologów będących częścią intratnej branży usług medycznych związanych z tranzycją. Tym samym przestrzegł przed bezkrytycznym przyjmowaniem poglądów transgenderowych aktywistów, wskazując na ich negatywny wpływ na młodych ludzi. Jak zauważył, istnieje zależność między popularyzacją określonych zachowań a skalą ich rozprzestrzeniania się, co w psychologii i socjologii określone jest mianem „zjawiska zaraźliwości społecznej”. Jako naukowiec stanowczo zaprzeczył też istnieniu więcej niż dwóch płci, argumentując, że u ssaków płeć jest zdeterminowana genetycznie.

Wśród krytycznych polemik z głównym przekazem trans-agendy rzadko pada argument o jego zgubnym wpływie na duchowość człowieka. Ciekawym odniesieniem do rozważenia tego problemu są udostępnione na platformie You Tube dwa wywiady. Zestawione relacje prowadzą do wniosku, że transgenderyzm jest ideologią stojącą w kontrze do Bożego zamysłu względem stworzenia, a jego przyjęcie stanowi formę buntu wobec Stwórcy.

W pierwszym z nich poznajemy „transpłciową kobietę” o imieniu Ali Weezy. Z rozmowy przeprowadzonej przez Bryca Crawforda, chrześcijańskiego podcastera, dowiadujemy się, że „Ali” jako chłopiec dorastał w religijnej rodzinie meksykańskich imigrantów w USA. W dzieciństwie miał zatem styczność najpierw z Kościołem Katolickim, później zaś związał się z chrześcijańskim ruchem z nurtu pentekostalizmu. Duchową potrzebę bliskości z Bogiem zaspokajał chodząc do kościoła, czuł się jednak odrzucony przez wspólnotę z powodu homoseksualnej orientacji. Jego wewnętrzny głos mówił mu, że Bóg go kocha i nie ocenia. Interpretował więc swoją chęć realizowania się jako kobieta w kluczu Bożej woli, ale jednocześnie słyszał, że za dokonane wybory „pójdzie do piekła”, albowiem uległ podszeptom diabła. Z tego powodu odsunął się od chrześcijańskich środowisk, samotnie zmagając się z brakiem rozumienia ukazanej w Słowie Bożym prawdy, że tożsamość istoty ludzkiej określona jest przez Boga, a nie w pełni konstruowana przez samego człowieka. Zdezorientowany wewnętrzną sprzecznością swoich najgłębszych pragnień miał zapytać prowadzącego rozmowę o to, co jest złego w jego stylu życia, w którym stara się nikogo nie krzywdzić.

Odpowiedź Crawforda w przystępny sposób wyjaśnia istotę chrześcijańskiej antropologii, a w kontekście naszych rozważań stanowi wstęp do zaprezentowania kolejnego świadectwa. W świetle przytoczonych przez amerykańskiego podcastera biblijnych prawd, zasadniczo nieróżniących od katolickiej wykładni, ukazany w Biblii grzech rozumieć należy nie tylko jako działanie, ale też stan świata. Gdy Bóg stwarzał świat, czynił to – jak mówi nam Księga Przysłów – z mądrością, to jest zamysłem, porządkiem, celem (por. Prz 3,19).

W Księdze Rodzaju czytamy, że Adam i Ewa, czyli pierwsi ludzie, powołani zostali do istnienia jako mężczyzna i kobieta, żyli w bliskiej relacji z Bogiem do czasu swojego nieposłuszeństwa polegającego na spożyciu owocu z zakazanego drzewa. Na skutek ich buntu została skażona cała natura. To zaś oznacza, że grzech pierwszych rodziców zniekształcił w całości pierwotny projekt Stwórcy. Przychodzimy więc na świat ze skłonnością do sprzeciwu wobec Boga, dlatego tak wiele ludzkich pragnień idzie na przekór Jego zamysłom. I dotyczy to każdego. W praktyce wygląda to tak: jeśli myślę, że mogę robić, co chcę, kochać, kogo chcę, czy definiować siebie według własnego uznania, Słowo Boże poucza nas, że to kolejna odsłona tego pierwotnego buntu.

Zatem, jeśli Bóg ukształtował człowieka z taką pieczołowitością w łonie jego matki, a ktoś urodzony jako mężczyzna twierdzi, że jest kobietą, Biblia mówi, że to nieprawda. Odrzucenie Bożego projektu to powiedzenie swojemu Stwórcy: „wiem lepiej”. I choć wybór ten usprawiedliwić będzie można tysiącem zdań, Księga Przysłów napomina: „Jest droga, która wydaje się człowiekowi słuszna, lecz w końcu prowadzi do śmierci” (14,12). Wiodącą do życia wyboistą i wąską ścieżyną idą jedynie ci, którzy chcą wypełnić wolę Boga. Wybór tej drogi wiąże się jednak z odrzuceniem oferty świata mówiącej: „rób, co chcesz” i bolesną konfrontacją z własnymi pragnieniami. Nadzieją wszystkich utrapionych i wątpiących w pomyślność obranego kierunku jest Boży Syn, który powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28). W Jezusie Chrystusie odnajdujemy zatem moc przemieniającą i zbawiającą pogubionego człowieka.

Objawienie tej rzeczywistości osobie zmagającej się z dysforią płciową może być podwójnie bolesne. Pragnienie miłości i akceptującej obecności Stwórcy zderza się tu bowiem z trudnym do spełnienia wymogiem rezygnacji z przyjętej dotąd wizji siebie i uznania Bożej prawdy o własnej tożsamości. Z taką sytuacją konfrontuje nas rozmówca Bryca Crawforda. Dla „Ali’ego” powrót do istnienia w ciele Raymunda, czyli tego, jakim chciał go widzieć Bóg, oznaczało wewnętrzny rozpad, zniknięcie tej istoty, którą uważał za siebie. W jego przekonaniu wolą kochającego Ojca nie może być cierpienie i śmierć dziecka. Ta perspektywa dystansuje go więc od religii, w której starał się odnaleźć sens i pokój. Na pytanie, czy porzuciłby styl swojego dotychczasowego życia, gdyby Bóg objawił mu, że grzech, w którym tkwi, tworzy głęboki wyłom w ich miłosnej relacji, miał oświadczyć, że nie nigdy dotąd nie stanął w obliczu takiego wydarzenia, a tym samym nie potrafi przewidzieć swojej odpowiedzi.

Zdumiewającym odniesieniem do powyższego pytania, a także zarysowanych wątków z historii bohatera podcastu Bryca Crawforda, jest dostępne na platformie cyfrowego giganta świadectwo Jessiki Rose, byłej transseksualistki, dla której wewnętrzny dialog ze Stwórcą okazał się życiodajnym przełomem. Wychowana bez ojca w wielodzietnej rodzinie pragnęła wieść życie mężczyzny o imieniu Aiden, nieświadoma przyczyn owego wyboru. Z powodu doznanych krzywd w dzieciństwie ze strony bliskich jej osób nie czuła się adekwatna w ciele kobiety, co ostatecznie skłoniło ją do podjęcia decyzji o zmianie płci. Pomimo wielu sukcesów zawodowych, licznych relacji z partnerkami, w tym z „żoną”, jej stan psychiczny wskazywał na głęboki kryzys tożsamości, w którym samotnie trwała do dnia samobójczej próby.

Dzięki rozmowom z terapeutą podczas szpitalnej obserwacji na oddziale psychiatrycznym odkryła podłoże trapiących ją problemów. Kilak miesięcy później oddała życie Jezusowi za sprawą spontanicznej modlitwy swojego szefa. Od tego momentu pozwoliła prowadzić się Duchowi Świętemu, jednocześnie zmagając się z decyzją o powrocie do prawdziwej identyfikacji.

Punktem zwrotnym w ostatecznym rozrachunku okazała się modlitwa, w czasie której miała usłyszeć wewnętrzne wołanie: „Aiden nie jest zapisany w Księdze Życia, bo Ja go nie stworzyłem”. „Jak mogłam z tym dyskutować? – mówiła dalej – Jak mogłam powiedzieć, że Bóg „to” stworzył? Skoro nie stworzył. Sama nadałam to imię na przerwie w McDonald’s. I wtedy powiedziałam: Dobrze, Boże, co mam robić?”. Po dwóch miesiącach wewnętrznej walki postanowiła wyznać publicznie prawdę.

Jak słyszymy w wywiadzie: „Powiedziałam więc moim bliskim: mamie, siostrze, przyjaciołom, pastorom, zespołowi uwielbienia, liderom młodych dorosłych. Powiedziałam wszystkim: Bóg mnie prowadzi. Jestem kobietą. Mam na imię Jessica. Chcę wrócić do Jess, bo to było moje ukochane przezwisko. Nie wiem, jak to ma wyglądać, ale chcę zgolić zarost na twarzy i chcę uszczęśliwić Boga”.

Jakże znamienne wobec tego niezwykłego świadectwa są wypowiedziane w domu Korneliusza słowa św. Piotra: „Teraz naprawdę pojmuję, że Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły Mu jest ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,34–35).

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

Koniec makabry? Jagielska wyrzucona ze szpitala w Oleśnicy. „Nie była to moja decyzja”

Koniec makabry. Jagielska wyrzucona ze szpitala w Oleśnicy. „Nie była to moja decyzja”

10.12.2025

Gizela Jagielska.
NCZAS.INFO | Gizela Jagielska. / Fot. FB/babkibabkom

===========================================

Patrzę na to-to. Czy nie jest to spojrzenie diablicy? Pomódlmy się o nią, bo inaczej będzie dalej mordowała. Mirosław Dakowski]

=============================

Gizela Jagielska została zwolniona z oddziału położniczego w szpitalu w Oleśnicy. Poinformowała o tym w nagraniu w mediach społecznościowych, z którego bije rozgoryczenie. Jagielska przyznaje, że „nie była to jej decyzja”.

Wokół Gizeli Jagielskiej powstało wiele kontrowersji na wielu płaszczyznach. Niechlubnie zasłynęła z zamordowania 9-miesięcznego nienarodzonego dziecka.

Sama Jagielska skupiła na sobie uwagę mediów. Pisaliśmy o tym wielokrotnie.

=============================================================

Czytaj więcej:

Pół roku temu pojawiły się informacje o rzekomym zwolnieniu Jagielskiej ze szpitala w Oleśnicy. Jak się jednak okazało, wówczas sama zrezygnowała i tylko z funkcji kierowniczej, nie z pracy w ogóle. Więcej o tym przeczytacie w artykule poniżej.

https://nczas.info/2025/06/30/szpital-w-olesnicy-gizela-jagielska-nie-zrezygnowala-z-pracy/embed/#?secret=I73TAWWkPT#?secret=jxu7e11uI9

Tym razem jednak coś się zmieniło, gdyż rzeczywiście została zwolniona. Potwierdziła to Jagielska na nagraniu w mediach społecznościowych. Od 1 stycznia nie spotka się już jej w szpitalu w Oleśnicy.

– Nie jest to moja decyzja, bo gdyby była moja, to kontynuowałabym to, co robię nadal – podkreśliła.

Jednak nadal będzie pracować w zawodzie. Zapowiedziała, że wkrótce „zdradzę, gdzie będziecie mogli mnie zobaczyć w przyszłym roku”.

– Tym, którzy sprawili, że muszę stamtąd odejść, życzę powodzenia w zarządzaniu samemu, samej oddziałem, który został nie przez was stworzony – dodała Jagielska.

– Czy jestem zawiedziona? Tak, trochę tak. Natomiast jak to zawsze bywa, mierzę wszystkich swoją miarą i nie miałam świadomości, że można mieć tyle tupetu i posunąć się do takich rzeczy. Ale jak widać, pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że jestem naiwna – przyznała.

Zaznaczyła, że „nadal zostaje u siebie” i można ją „spotkać w Kiełczowie”, a od nowego roku będzie też „w innym oddziale”.

https://www.facebook.com/plugins/video.php?height=476&href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Freel%2F1415754313283392%2F&show_text=true&width=267&t=0

Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy prowadziła śledztwo w w sprawie aborcji wykonanej przez Gizelę Jagielską w 37 tygodniu ciąży. Śledztwo prowadzono na podstawie art. 152 Kodeksu karnego dotyczącego zamordowania nienarodzonego dziecka, gdy te osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki.

Grozi za to od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. We wtorek pojawiła się informacja, że śledztwo zostało umorzone.

Jagielska mordowała nienarodzone dzieci m.in. poprzez zastrzyk trucizny prosto w serce.

=======================

No i – będzie mordowała, ma już reklamę, i poparcie „władz”… md

„O wojnie” Clausewitza. Dlaczego nie jestem patriotą.

„O wojnie” Clausewitza. Dlaczego nie jestem patriotą


=================================================================

Carl Phillip Gottlieb von Clausewitz (ur. 1780, zm. 1831)

Powszechnie znane są jego powiedzenia: Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami.

oraz: Pokój to zawieszenie broni pomiędzy dwiema wojnami.

================================================

kelkeszos


https://www.salon24.pl/u/qqc1968/1477356,o-wojnie-dlaczego-nie-jestem-patriota

O dziele ca słyszał chyba każdy, choćby zdawkowo zainteresowany historią, mało jednak osób wie, że pierwsze polskie tłumaczenie tej fundamentalnej dla rozumienia kwestii wojny pracy, dostaliśmy dopiero w 1928r.

W tym czasie przemyślenia Clausewitza zdążyły już zrobić furorę w całym cywilizowanym świecie, w samych Niemczech książka doczekała się ośmiu wydań, a przedmowę do piątego, w 1905r. osobiście napisał  Alfred von Schlieffen.

Być może jakaś część polskich myślicieli korzystała z oryginału niemieckiego, albo tłumaczeń na inne od ojczystego języki, tym niemniej znajomość pracy Clausewitza, w całym kluczowym dla dziejów narodowych okresie – była marginalna. Jedyny wykrywalny ślad rodzimej wiedzy o zasadach pruskiego stratega, to wydana w Berlinie w 1844r. analiza słynnego generała Wojciecha Chrzanowskiego „Wyciągi z celniejszych dzieł o wyższej części sztuki wojskowej „, zawierająca cytaty z Clausewitza.

Ta oczywista ułomność naszej świadomości czym w istocie jest wojna, miała i swoje głębokie przyczyny i daleko idące skutki, aktualne po dziś dzień. W czasach gdy polskie elity jak jeden mąż wmawiały światu i narodowi, że Polska jest „Chrystusem narodów”, a jej głównym zadaniem jest zginąć w walce, aby swoim cierpieniem zbawiać świat, inni działali według wbitej im przez Clausewitza zasady:

„Wojna jest aktem przemocy, mającym na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli”  i dalej „Przemoc i to przemoc fizyczna [ …] jest tedy środkiem, gdy celem jest narzucenie swej woli wrogowi. Aby cel ten osiągnąć, musimy wroga rozbroić – i to stanowi bezpośredni cel czynności wojennych”.

Konsekwencją tej prostej i niedającej się zbić obserwacji jest konieczny wniosek: 

„Dusze miłosierne mogłyby może łatwo mniemać , że możliwe jest sztuczne rozbrojenie lub powalenie przeciwnika bez zadawania wielu ran, i że do tego powinna zmierzać sztuka wojenna . Choć brzmi to bardzo pięknie, jednak błąd ten sprostować należy; w rzeczach bowiem tak niebezpiecznych jak wojna, najgorsze są błędy , wypływające z dobroduszności „.

Oczywiście, aby osiągnąć cel wojny musimy doprowadzić po swojej stronie do „krańcowego napięcia sił”, będącego sumą posiadanych środków wojny i „napięcia siły woli”. W innym wypadku – przegrywamy i nie mając pewności, że jesteśmy po swojej stronie owo „krańcowe napięcie sił” wywołać, powinniśmy wojny unikać. Ta jest wprawdzie przedłużeniem polityki, ale tylko na zasadzie sprzężenia zwrotnego – polityka to bowiem prowadzenie wojny niemilitarnymi środkami.

Gdy zatem nie jesteśmy w stanie już wojną osiągnąć jej celu, czyli narzucenia wrogowi naszej woli, musimy zacząć negocjacje pokojowe.

Strona niezdolna do „krańcowego napięcia sił” przegrywa, a znamiona klęski są najczęściej widoczne poprzez oznaki braku „napięcia siły woli”, objawiające się najczęściej hordami dezerterów i dekowników, a także skorumpowaniem i złodziejstwem dowództwa wojska i polityków zarządzających krajem. To są zazwyczaj symptomy niemożności wygrania wojny, a raczej przesłanki poniesienia w niej całkowitej klęski.

Polacy jako naród skrajnie pacyfistyczny, w zakresie wzniecania wojny nie mają praktycznie żadnych doświadczeń, poza wywołaniem Powstania Listopadowego i Powstania Krakowskiego. Obydwa te zrywy różnią się skalą, choć nie swoim bezsensem w rozumieniu zasad sztuki wojennej i jej ścisłego, nierozerwalnego związku z polityką.

Obydwa przy tym dają najlepsze świadectwo tego, że polskie ówczesne elity ( tu obawiam się, że niewiele uległo zmianie ), nadal uważają, że parzący nas płomień z ogniska, nie jest efektem intensywnego procesu utleniania, tylko działalności złego ducha ukrytego w palenisku. I według takiej wiedzy o świecie działały i działają.

Jakie cele zakładali przywódcy tych dwóch powstań? Wzniecenie i wygranie wojny, czyli obezwładnienie wroga. Jakimi środkami? Insurekcji krakowskiej udało się zgromadzić według różnych szacunków około dwóch tysięcy ludzi i przy pomocy tej siły, rzucić wyzwanie Austrii, Rosji i Prusom. Skutek znamy. Bratobójcza tragiczna rzeź „myśmy wszystko zapomnieli, mego ojca piłą rżnęli”.

Powstanie Listopadowe to już wojna w „obronie konstytucji”. Jego przywódcy niemal na samym jej początku określili cele tak ekstremalne i tak niemożliwe do zrealizowania, że tylko ludzie głęboko rozminięci z rzeczywistością, mogą rozważać tu jakieś szanse.

Przypomnijmy: 25 stycznia 1831r. Sejm Królestwa Polskiego zdetronizował króla – Mikołaja I. Konstytucja nie przewidywała takiej możliwości, co więcej na zasadzie swoich artykułów 1 i 3 przewidywała, że królem mógł być tylko rosyjski car, panujący w zgodzie z wydaną w 1797r. przez Pawła I „Ustawą o rodzinie carskiej”.

Czyli konstytucję posłowie wyrzucili do śmieci, zdając sobie sprawę, że w tej sytuacji wywołują wojnę nie tylko z Rosją, ale z całą legitymistyczną Europą, bo samo istnienie Królestwa Polskiego było oparte na włączonych jako załączniki do „Aktu Finalnego Wiedeńskiego” traktatów z dnia 30 kwietnia 1815r. , zawartych między Rosją i Austrią oraz Rosją i Prusami. W tej sytuacji detronizacja Mikołaja I ” w obronie konstytucji”, była zniszczeniem całego ładu po-wiedeńskiego, ze wszystkimi konsekwencjami.

Takie działanie wymaga siły zdolnej do skrajnego przeprowadzenia „aktu przemocy”, aby zmusić przeciwnika, a raczej w tym wypadku kilku, do spełnienia naszej woli. Jeśli się takich środków nie posiada, wezwanie „do broni” jest wezwaniem do rzezi. To rozumiał Clausewitz dokładnie w tych samym czasie, gdy wyznaczający cele ekstremalne polskiemu powstaniu patrioci, najbardziej cierpieli, że Warszawa we wrześniu 1831r. została przez Krukowieckiego i Prądzyńskiego poddana, a nie zagrzebana z całą ludnością we własnych ruinach.

Nie sądzę abyśmy z tych wszystkich naszych nieszczęść potrafili wyciągać wnioski. Może społecznie, instynktownie – tak, bo publiczność do wojny się nie garnie, ale już nasze narodowe elity – wręcz przeciwnie. I choć wiara w Chrystusa mocno już współcześnie zwątlała, to nadal te nauki „Wieszczów” tkwią mocno w głowach naszych elit. Polska już może nie tyle „Chrystusem narodów”, ale sumieniem to tak.

Może dla otrzeźwienia różnych wielkich geostrategów winno się wprowadzić do kanonu lektur na wyższych uczelniach Clausewitza, a już z pewnością „Dzieje głupoty w Polsce”. Nawet jeśli to by nie otrzeźwiło naszych elit, to przynajmniej potem, w trakcie różnych procesów, różni wielcy gadacze, nie mogliby się powoływać, na nieznajomość zasad.

Póki co, osobnikom takim jak ja, mającym w głębokim niepoważaniu polskich romantyków, „wieszczów”, rewolucjonistów non stop krzyczących „za mną” i „do broni”, musi wystarczać bolesna świadomość, że nie zaliczamy się do grona patriotów.

Trudno, pożyjemy i zobaczymy, czy i jak pożyjemy. Lepiej by było abyśmy trwali z jakąś możliwością działania, bo w Polsce najwięksi bohaterowie nigdy się nie zastanawiają, kto i jak ma karmić pozostałe po wojnie wdowy i sieroty, najczęściej przy tym zdane na niełaskę zwycięzców.

Niedziela. Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

14.12.25 Biłgoraj, Warszawa – comiesięczne Msze Święte za Ojczyznę i Pokutne Marsze Różańcowe

10/12/2025 przez antyk2013

Z Maryją Królową Polski modlić się będziemy o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu

BIŁGORAJ – w każdą drugą niedzielę miesiąca w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny o godz. 18.00 Msza Święta za Ojczyznę i Pokutny Marsz Różańcowy!

=================================================================

WARSZAWA – zapraszamy na comiesięczny Pokutny Marsz Różańcowy, który już od 9 lat odbywa się w stolicy. Rozpoczynamy Mszą Świętą o godz. 8.00 w kościele św. Andrzeja Apostoła i św. Brata Alberta na pl. Teatralnym 20, po niej udajemy się ulicami Warszawy pod Sejm RP.

Zgodnie ze słowami Najświętszej Dziewicy Maryi (zawartych we wszystkich uznanych objawieniach) modlitwa na Różańcu Świętym jest ostatnim ratunkiem dla świata. To jest FAKT – władze tego świata, odrzucają Boga a na Jego miejsce intronizują zachcianki człowieka (lub w najlepszym wypadku sentymentalnie celebrują humanizm).

Trasa naszego comiesięcznego Pokutnego Marszu Różańcowego w Warszawie: 

 Po drodze z placu Teatralnego idziemy ogarniając modlitwą Różańca Świętego ważne instytucje i ministerstwa położone przy Krakowskim Przedmieściu, modlimy się za Prezydenta RP pod jego siedzibą, skręcamy w  ul. Świętokrzyską by modlić się pod Ministerstwem Finansów, później przy pl. Powstańców Warszawskich 7 dochodzimy do budynku TVP, gdzie mieszczą się główne studia informacyjne telewizji publicznej (przez dziesięciolecia komunizmu i liberalizmu siejących nienawiść oraz kłamstwa).

Modlić się będziemy o konieczne zmiany w mediach i nawrócenie środowisk dziennikarskich.

Kierujemy się później w stronę placu Trzech Krzyży i na ul. Wiejską aby ogarnąć modlitwą władze ustawodawcze naszego Kraju. Zakończenie Pokutnego Marszu Różańcowego będzie pod Sejmem i Senatem RP (wcześniej podejdziemy pod ambasadę Kanady, gdzie Panu Bogu i Jego Matce zawierzać będziemy Mary Wagner, która toczy samotny bój o przestrzeganie prawa Bożego w Kanadzie).

Będziemy się modlić o ustanie kłamliwych ataków na nasz Kościół i Ojczyznę, o nawrócenie nieprzyjaciół i pojednanie ludzi, narodów i państw na fundamencie prawdy, aby wobec ofiar zbrodni i ludobójstwa nastąpiło sprawiedliwe zadośćuczynienie za zło jakiego doświadczyli od prześladowców. Będziemy modlić się także o to by dla wszystkich narodów, dawniej i dziś zamieszkujących ziemie Rzeczypospolitej i Europę Środkowo Wschodnią, Jezus Chrystus był  j e d y n ą  Drogą, Prawdą i Życiem, o to też by na ziemiach nasączonych krwią ofiarną poprzednich pokoleń umocniona została święta wiara katolicka, poza którą nie ma zbawienia, by porzucone zostały błędne wyznania i religie wiodące na bezdroża nienawiści

Przewodnik po piekle

Przewodnik po piekle

Autor książki: Sławomir M. Kozak

https://www.poczytaj.pl/ksiazka/przewodnik-po-piekle-slawomir-m-kozak,633788

Opis książki:

Ameryka zachłystuje się ujawnionymi ostatnio aktami sprawy Epsteina. W czołowych mediach pojawiają się nazwiska celebrytów i, co gorsza, polityków mających bliskie relacje z najsłynniejszym pedofilem świata. () Media demokratyczne w tym sensie, że opanowane przez ludzi związanych z obozem Demokratów i zwolenników krótkiej ścieżki dla nas wszystkich, prześcigają się w uwypuklaniu w owym zestawie zamieszanych w sprawę najpoważniejszego ich rywala, czyli Donalda Trumpa. Nie stanie się on naturalnie przeciwnikiem globalnych zmian, ale z pewnością je spowolni i być może, zmieni ich wektor na taki, który kilku krajom, w tym Polsce, pozwoli uniknąć całkowitej anihilacji. Paradoksalnie, jako przychylny lubawiczerom, stał się przy tej okazji mimowolnym sprawcą bezprecedensowego na nich ataku.

Przeciętny Amerykanin nie pojmie potęgi tej organizacji, ale nam Polakom wystarczy przypomnieć, że najsłynniejszego przywódcę tego ruchu (z kilkunastoma najbliższymi współpracownikami), jesienią 1939 r., wywozili z okupowanej Polski, w tajemnicy przed Gestapo, oficerowie Abwehry. Nie do obozu zagłady, ale do odległych Stanów Zjednoczonych, w których silny już wtedy Chabad umocnił się dzięki temu jeszcze bardziej.

***

Przyzwyczajeni do medialnej narracji Zachodu, książek szpiegowskich i filmów, na ogół zresztą bardzo dobrych, przywykliśmy uważać, że w efekcie zmagań wywiadów giną tylko jednostki, a agenci służb eliminują je w ograniczonej ilości i zawsze dla ochrony demokracji oraz w obronie społeczeństw, którym rzekomo służą. Tymczasem, zapewne niewiele osób ma świadomość, że w wyniku poczynań CIA, tylko do końca 1987 r., zginęło na świecie ponad 6 mln ludzi. Dzięki uruchomieniu takich propagandowych działań, jak opisywana przeze mnie operacja Mockingbird, odbiorcy medialnej papki nie mają o tym pojęcia.

Były analityk Departamentu Stanu William Blum, który porzucił pracę w proteście wobec amerykańskiej polityki w Wietnamie, określił efekty działalności CIA mianem amerykańskiego holokaustu. Jego opinia była tym ważniejsza i trudna do zbicia przez potencjalnych oponentów, że Blum był uznanym felietonistą i autorem książki Państwo zła. Przewodnik po mrocznym Imperium, której lekturę polecał Amerykanom rzekomo sam Osama Bin Laden, natomiast z całą pewnością znany filozof i działacz polityczny Noam Chomsky nazwał inną pozycję jego autorstwa (Killing Hope) traktującą o zagranicznych interwencjach USA, bez wątpienia najlepszą książką napisaną na ten temat.

Musimy pamiętać o tym, że od 1987 r. minęły trzy dekady, w czasie których miały miejsce wszystkie wojny z terroryzmem, bombardowanie Jugosławii i wszelkie kolorowe rewolucje. Część z nich nadal trwa i rozwija się na naszych oczach.

***

Zwracam na to uwagę nie tylko zwolennikom wojny o Ukrainę, ale też ludziom idealizującym dziś Rosję, jako rzekomą przeciwwagę dla globalistów zanurzonych w satanistycznych planach depopulacji świata. Nie ma sztucznej inteligencji. Są sztuczni inteligenci próbujący wmówić nam, że to wszystko dookoła dzieje się naprawdę. Że Rosja prowadzi wojnę z USA i resztą globu, któremu za chwilę urządzi atomowy Armagedon.

Dziś otwierają nową narrację o globalnej wojnie z tzw. terroryzmem wewnętrznym, zainicjowaną 6.01.2021 r. w USA. () Walczące na śmierć i życie państwa nie tylko wysłały 4 marca z centrum Kennedy Space trzech amerykańskich astronautów i jednego rosyjskiego kosmonautę na Międzynarodową Stację Kosmiczną, statkiem Space X, ale 23 marca z kosmodromu Bajkonur dosłały im rakietą Sojuz kolejnego Amerykanina, Rosjanina i, dla osłody Białorusinkę.

Książka „Przewodnik po piekle” – Sławomir M. Kozak – oprawa miękka – Wydawnictwo Oficyna Aurora. Książka posiada 298 stron i została wydana w 2025 r. Cena 61.69 zł. Zapraszamy na zakupy! Zapewniamy szybką realizację zamówienia.

Chorał gregoriański. Najpiękniejsze, łacińskie śpiewy chorałowe

Chorał gregoriański. Najpiękniejsze, łacińskie śpiewy chorałowe [Opactwo Benedyktynów w Tyńcu]

Opactwo Benedyktynów w Tyńcu 71,9 tys. subskrybentów 1 413 092 wyświetlenia 11 paź 2018

Chorał gregoriański to śpiew liturgiczny Kościoła rzymskokatolickiego, który przez wieki uchodził za najczystszą i najbardziej duchową formę muzyki sakralnej. Jego istota tkwi w nierozerwalnym związku między melodią a słowem – melodia nie tylko ilustruje tekst, ale jakby wypływa z jego sensu, prowadząc słuchacza ku spotkaniu z Tajemnicą.

Choć trudno go jednoznacznie zdefiniować, chorał jawi się jako coś więcej niż muzyka – jako żywy nośnik teologii, przestrzeń spotkania człowieka z Bogiem. Jego korzenie sięgają starożytnej tradycji żydowskiej i wczesnochrześcijańskiej kantylacji, a w swej dojrzałej postaci – ukształtowanej między VII a IX wiekiem – stanowi syntezę śpiewów rzymskich i gallikańskich.

Tradycja przypisuje jego ostateczne skodyfikowanie papieżowi Grzegorzowi I Wielkiemu, od którego imienia pochodzi jego nazwa. Znaczenie chorału gregoriańskiego dla kultury europejskiej trudno przecenić – jest on nie tylko źródłem i wzorcem całej późniejszej muzyki liturgicznej, ale również matrycą rozwoju muzyki Zachodu w ogóle.

Tradycja chorału to nieprzerwany dialog z Pismem Świętym, prowadzony przez modlitwę i kontemplację, co nadaje mu charakter niemal mistyczny. Przez wieki stanowił serce liturgii, a jego prostota, spójność i głębia sprawiły, że przetrwał mimo zmieniających się epok.

Jego oddziaływanie nie ogranicza się do Kościoła – chorał żyje także poza liturgią, inspirując muzyków, badaczy i słuchaczy na całym świecie. W epoce hałasu i rozproszenia jawi się jako niezwykle potrzebna przestrzeń ciszy, skupienia i duchowego piękna, które wciąż przyciąga i porusza.

🔥 Utwory pochodzą z płyt dostępnych w naszym wydawnictwie:

👉 Gemma Caelestis – http://tyniec.com.pl/choral-i-multime…

👉 Barwy Chorału ton pierwszy – http://tyniec.com.pl/choral-i-multime… 👉 Barwy Chorału ton drugi – http://tyniec.com.pl/choral-i-multime…

👉 Barwy Chorału ton trzeci – http://tyniec.com.pl/choral-i-multime…

📚 Publikacje na temat chorału gregoriańskiego – http://tyniec.com.pl/15-choral-i-mult… Zdjęcia: Paweł Krzan

Pozdrawiamy Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC https://tyniec.com.pl

Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium

Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium.

Autorem tekstu jest św. Tomasz z Akwinu.

Tekst łaciński[4] Mioduszewski, 1838[5] Polska liturgia rzymskokatolicka[6]
Pange, lingua, gloriosi
corporis mysterium,
sanguinisque pretiosi,
quem in mundi pretium
fructus ventris generosi
rex effudit gentium.

Nobis datus, nobis natus
ex intacta Virgine,
et in mundo conversatus,
sparso verbi semine,
sui moras incolatus
miro clausit ordine.

In supremae nocte coenae
recumbens cum fratribus,
observata lege plene
cibis in legalibus,
cibum turbae duodenae
se dat suis manibus.

Verbum caro panem verum
verbo carnem efficit,
fitque sanguis Christi merum;
et si sensus deficit,
ad firmandum cor sincerum
sola fides sufficit.

Tantum ergo sacramentum
veneremur cernui,
et antiquum documentum
novo cedat ritui,
præstet fides supplementum
sensuum defectui.

Genitori Genitoque,
laus et iubilatio,
salus, honor, virtus quoque
sit et benedictio.
Procedenti ab utroque
compar sit laudatio.
Sław języku chwalebnego
Ciała i krwie świętości,
Które na okup całego
Świata z wielkiej miłości,
Wydał owoc Panieńskiego
płodu, Król wielmożności.

Nam jest dany, nam się zrodził
Z czystych Panny wnętrzności,
I po świecie siejąc chodził
Ziarno Boskiej mądrości;
Gdy mu czas zejścia przychodził
Cud czyni swej miłości.

Ostatni raz, gdy za stołem
Siedząc z Apostołami,
Wieczerzając z niemi społem,
Zakon wprzód z obrządkami
Wypełniwszy, wszystkim kołem
Dał się swemi rękami.

Słowo co się Ciałem stało,
Słowem swem chleb prawdziwy
Przemienia w swe własne ciało,
Wino w krwi napój żywy;
Lubby się zmysłom nie zdało,
Wierz, a bądź niewątpliwy.

Przed tak wielkim Sakramentem
Upadajmy na twarzy;
Niech ustąpią z Testamentem
Nowym sprawom już starzy;
Wiara będzie suplementem
Co się zmysłom nie zdarzy.

Ojciec z Synem niech to sprawi,
By mu dzięka zabrzmiała;
Niech Duch Święty błogosławi
By się jego moc stała;
Niech nas nasza wiara stawi
Gdzie jest wieczna cześć, chwała.
Sław języku tajemnicę
Ciała i najdroższej Krwi,
którą jako Łask Krynicę
wylał w czasie ziemskich dni,
Ten, co Matkę miał Dziewicę,
Król narodów godzien czci.

Z Panny czystej narodzony,
posłan zbawić ludzki ród,
gdy po świecie na wsze strony
ziarno słowa rzucił w lud,
wtedy cudem niezgłębionym
zamknął Swej pielgrzymki trud.

W noc ostatnią, przy Wieczerzy,
z tymi, których braćmi zwał,
pełniąc wszystko jak należy,
czego przepis prawny chciał,
sam Dwunastu się powierzył,
i za pokarm z Rąk Swych dał.

Słowem, więc Wcielone Słowo
chleb zamienia w Ciało Swe,
wino Krwią jest Chrystusową,
darmo wzrok to widzieć chce.
Tylko wiara Bożą mową
pewność o tym w serca śle.

Przed tak wielkim Sakramentem
upadajmy wszyscy wraz,
niech przed Nowym Testamentem
starych praw ustąpi czas.
Co dla zmysłów niepojęte,
niech dopełni wiara w nas.

Bogu Ojcu i Synowi
hołd po wszystkie nieśmy dni.
Niech podaje wiek wiekowi
hymn triumfu, dzięki, czci,
a równemu Im Duchowi
niechaj wieczna chwała brzmi.

24 godziny na dobę – aż do końca świata. W Czechowicach-Dziedzicach otwarto kaplicę Wieczystej Adoracji. Może w twojej parafii też zorganizujesz?!

24 godziny na dobę – aż do końca świata. W Czechowicach-Dziedzicach otwarto kaplicę Wieczystej Adoracji

https://pch24.pl/24-godziny-na-dobe-az-do-konca-swiata-w-czechowicach-dziedzicach-otwarto-kaplice-wieczystej-adoracji

(fot. pixabay.com / davideucaristia)

8 grudnia 2025 r. w Czechowicach-Dziedzicach zainaugurowano pierwszą w diecezji bielsko-żywieckiej ogólnodostępną kaplicę Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Jak powiedział w kazaniu bp Roman Pindel, adoracja będzie tam trwać nieprzerwanie „być może aż do końca świata”.

Nowo powstała kaplica znajduje się przy parafii Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych. Jej otwarcie poprzedziły dwa spotkania przygotowawcze – najpierw robocze z koordynatorami dzieła adoracji, a następnie z osobami, które zadeklarowały stałe godziny modlitwy. Na patrona kaplicy wybrano błogosławionego Carla Acutisa – młodego Włocha, który zyskał miano „Bożego influencera”.

Mszę św. inaugurującą Wieczystą Adorację odprawił ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, bp Roman Pindel. W homilii hierarcha podkreślił wyjątkowość chwili zarówno dla parafii, jak i całego dekanatu. – Choć jedna osoba trwać będzie przed Jezusem w każdym dniu tygodnia, niezależnie od pogody, wydarzeń w świecie, kataklizmu czy wojny – mówił. Dodał, że nie sposób określić, jak długo potrwa ta forma modlitwy. – Być może aż do końca świata – zauważył, podkreślając jednocześnie, że w chwili ostatecznego przyjścia Chrystusa adoracja eucharystyczna ustanie, bo zbawieni „oglądać będą Boga twarzą w twarz”.

Biskup przypomniał, że na terenie diecezji bielsko-żywieckiej istnieje miejsce, gdzie adoracja trwa nieprzerwanie od ponad 115 lat – w kaplicy sióstr klarysek od Wieczystej Adoracji w Kętach. Adoracja rozpoczęła się tam 6 lutego 1910 r. z inicjatywy bp. Anatola Nowaka, a w 1999 r. kaplica została podniesiona przez bp. Tadeusza Rakoczego do rangi lokalnego sanktuarium. – Siostry trwały na modlitwie nawet w czasie wojen i przechodzenia frontu – zaznaczył.

Bp Pindel dodał, że w organizacji stałej adoracji czechowicka parafia korzystała z doświadczenia fundacji Adoremus te Christe. Podkreślił także, że otwarcie kaplicy właśnie w uroczystość Niepokalanego Poczęcia wpisuje to dzieło w tajemnicę początków odkupienia.

Wskazał, że każdy, kto wchodzi do kaplicy, powinien zacząć modlitwę od uświadomienia sobie własnej godności dziecka Bożego i łaski zaproszenia na spotkanie z Jezusem obecnym w Eucharystii. Zasugerował, by adorujący prosili Pana, aby to On mówił do ich serca przez słowo Boże. – Zobaczmy, co Jezus mówi do nas przez ten właśnie tekst. Co obiecuje? Do czego zaprasza? Ku czemu pociąga? – powiedział.

Biskup przypomniał, że wierni będą przychodzić do kaplicy ze sprawami własnymi i swoich rodzin, ale nie powinni zapominać o modlitwie za wspólnotę parafialną, kapłanów, miasto, o powołania kapłańskie i zakonne, za chorych, zniewolonych oraz za Kościół i ojczyznę. – Przede wszystkim jednak trwajmy przed Panem: czujni, otwarci na Jego natchnienia, wsłuchani w Jego głos, nasycający się Jego miłością i dziękujący, że wybrał nas do swojej przyjaźni i obdarzył zaufaniem – podkreślił.

Po Mszy św. Najświętszy Sakrament został przeniesiony w uroczystej procesji – z krzyżem, asystą liturgiczną, kapłanami i biskupem – do nowej kaplicy. Wcześniej zebrani odmówili Litanię do Najświętszego Sakramentu i wspólnie zaśpiewali hymn „Sław, języku, tajemnicę”, który w XIII wieku ułożył św. Tomasz z Akwinu. [Powinno się śpiewać: Pange, lingua, gloriosi corporis mysterium md]

Po wystawieniu Najświętszego Sakramentu biskup jako pierwszy zatrzymał się na adoracji.

Uroczystość miała przełomowy charakter dla parafii, dekanatu i całej diecezji. Nowo otwarta Kaplica Wieczystej Adoracji – pierwsza całodobowa kaplica dostępna dla wszystkich wiernych – ma być miejscem duchowej jedności, modlitwy i nieustannej obecności Chrystusa, które odtąd pozostaje otwarte „dniem i nocą” dla każdego, kto pragnie stanąć przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie.

Źródło: KAI

„Protestancka” teologia odkupienia kard. Fernandeza. Komisja mariologów miażdży „Mater Populi Fidelis”

„Protestancka” teologia odkupienia kard. Fernandeza? Komisja mariologów miażdży „Mater Populi Fidelis”

https://pch24.pl/protestancka-teologia-odkupienia-kard-fernandeza-komisja-mariologow-miazdzy-mater-populi-fidelis

(Nheyob, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons)

Międzynarodowe Stowarzyszenie Maryjne opublikowało odpowiedź na notę Dykasterii Nauki Wiary, która krytycznie oceniła nazywanie Najświętszej Maryi Panny „Współodkupicielką”. W analizie watykańskiego dokumentu eksperci w mocnych słowach skomentowali twierdzenia zawarte w Mater Populi Fidelis. Ich zdaniem kard. Fernandez pominął w nim kluczowe fakty, w krzywym świetle ukazując wagę, jaką do tego tytułu przywiązuje Kościół. 

Analiza ukazała się w poniedziałek 8 grudnia w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Komisja teologiczna Stowarzyszenia, odpowiedzialna za jego publikację, liczy w swoim składzie kardynałów, biskupów, księży i uczonych.

W skład gremium wchodzą m.in. kard. Baselios Cleemis Thottunkal, stojący na czele Kościoła Syromalankarskiego (położonego w Indiach katolickiego Kościoła obrządku wschodniego w jedności z papieżem), kard. Sandoval-Iñiguez (jeden z sygnatariuszy dubiów, skierowanych do papieża Franciszka podczas Synodu o synodalności), a także biskupi abp Ramon Cabrera Argüelles z filipińskiej archidiecezji Lipa, Arcybiskup Feliks Alaba Adeosen Job – pasterz diecezji Ibadan w Nigerii, Abp Sebastian Francis Shaw, OFM, biskup pakistańskiej diecezji Lahuar, bp Oliver Dashe Doeme z Maiduguri w Nigerii oraz biskupi John Keenan ze szkockiej diecezji Paisley, holenderski biskup-emeryt Joseph Maria Punt, bp Jose Rico Paves z Hiszpanii, bp David Ricken z diecezji Green Bay w USA oraz bp William Waltersheid z diecezji Pittsburgha.

Głos Komisji trzeba zatem traktować poważnie. A w odniesieniu do wydanej 4 listopada przez Dykasterię Nauki Wiary noty „Mater Populi Fidelis” jest on zdecydowanie krytyczny. Według analizy ekspertów Międzynarodowego Stowarzyszenia Maryjnego dokument kard. Fernandeza, zawiera „poważne wątki teologiczne, które wymagają gruntowanego wyjaśnienia i zmiany”. Jak zaznaczyli teologowie, zdają oni sobie sprawę, że zaakceptowana przez papieża nota ma charakter nauczania zwyczajnego Kościoła. Jednak nie jest ona orzeczeniem o najwyższym stopniu autorytetu, który oznaczałoby nieomylność samą z siebie, dodali. Zamiast tego dokument, w zakresie w jakim nie jest powtórzeniem nauczania nieomylnego, pozostaje otwarty na dyskusję wśród wiernych odpowiednio do niej przygotowanych.

„Magisterium jako takie, a szczególnie Dykasteria Nauki Wiary uznaje prawo teologów do przedstawiania trudności władzy magisterialnej w odniesieniu do argumentów i nauczania pewnych dokumentów dla celu ich lepszego rozumienia i wyrażenia wiary katolickiej. Co więcej, kanon 212 ustęp 3 Kodeksu Prawa Kanonicznego uznaje, prawo i zobowiązanie wszystkich wiernych katolików do przedstawiania ich opinii pasterzom Kościoła: Wierni, świadomi własnej odpowiedzialności, obowiązani są z chrześcijańskim posłuszeństwem wypełniać to, co święci pasterze, jako reprezentanci Chrystusa, wyjaśniają jako nauczyciele wiary lub postanawiają jako kierujący Kościołem. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i znaczenia, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek dla pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym”, przypomnieli autorzy analizy.

Na tej podstawie Komisja zdecydowała się przedstawić szereg zastrzeżeń wobec treści zawartych w nocie Dykasterii Nauki Wiary. Eksperci przypomnieli, że nota stwierdza, iż użycie tytułu „Współodkupicielki” wobec Najświętszej Panny jest „zawsze niewłaściwe”. Występuje jednak poważna rozbieżność w tłumaczeniach. Wersje włoska, angielska i niemiecka uznają takie tytułowanie Matki Bożej za „zawsze niewłaściwe”, podczas gdy portugalska, włoska i hiszpańska za „zawsze niefortunne”. „Opisanie tytułu jako niewłaściwego sugeruje, że jest nieodpowiedni lub nie do zaakceptowania. Opisanie go jako niefortunnego sugeruje za to, że jest nierozważnie go używać”. Jak dodali autorzy, wyjaśnienia wymaga również użyte w Nocie sformułowanie „zawsze”. Jeśli bowiem potraktujemy je tak, jak nakazywałaby logika, w takim wypadku źle czynili papieże, święci i mistycy, kiedy posługiwali się tym tytułem.

Członkowie Komisji wskazali, że argument, jaki Dykasteria wysunęła przeciwko tytułowi „Współodkupicielki”, wydaje się mało przekonywający. Chodzi o stwierdzenie, że gdy jakieś wyrażenie „wymaga licznych i nieustannych objaśnień, by nie zostało błędnie zrozumiane, nie służy wierze Ludu Bożego i staje się niestosowne [tu duża rozbieżność między wersją polską, a angielską – bo po angielsku użyto pojęcia unhelpful, dosł. Niepomocny – red.]”.  

Podobne sformułowanie wydaje się o tyle problematyczne, że wiele stosowanych w kulcie bożym wyrażeń takich wyjaśnień wymaga. Jak przypomnieli autorzy, debata dotycząca dokładnego rozumienia pojęć obejmowała m.in. określenie Maryi jako Matki Bożej. Mało tego, stałego tłumaczenia wymaga przekraczająca pojęcie Tajemnica Trójcy Świętej, przeistoczenie eucharystycznych postaci w Ciało i Krew Pańską, czy dogmat o Niepokalanym Poczęciu.

Jak zadeklarowali przedstawiciele komisji, są oni zgoła innego zdania niż Dykasteria Nauki Wiary, jeśli chodzi o stosowanie terminu „Współodkupicielka” i sądzą, że po jego odpowiednim wyjaśnieniu z łatwością można zauważyć trafność tego tytułu. Co więcej, jak przypomnieli, papieże w bardzo ważnych tekstach magisterium używali bardzo bliskoznacznego ze „Współodkupicielką” łacińskiego terminu „Reparatrix”. Słowo to spotykamy m.in w bulli bł. Piusa IX ustanawiającej Dogmat o Niepokalanym Poczęciu, pojawia się ono w encyklikach Piusa X, Piusa XI i Leona XIII.

Dykasteria w swojej nocie pominęła jeszcze inny kluczowy fakt. W treści wspomniano, że niektórzy papieże, tacy jak Pius X, Pius XI i Jan Paweł II sięgali po tytuł „Współodkupicielki”. Tymczasem, jak wskazali autorzy, zapomniano kluczowej wiadomości o tym, że Leon XIII zdecydował o dopuszczeniu używania tego tytułu w modlitwach.

Na podstawie ważnych opracowań i przywołanych faktów autorzy podkreślili, że nota, choć zaznacza użycie tego tytułu przez papieży, zupełnie niedoszacowuje powagi i częstości, z jaką pojawiał się on u Ojców Świętych.

Co więcej, według analizy dokument Dykasterii nietrafnie stwierdza, że Sobór Watykański II wycofał się z użycia tytułu „Współodkupicielki” z powodów „dogmatycznych, pastoralnych i ekumenicznych”. Jak zaznaczyła komisja, w aktach soborowych czytamy, że „niektóre tytuły i wyrażenia używane przez papieży zostały pominięte, które, choć same w sobie najzupełniej poprawne, mogą być trudne do zrozumienia dla braci odłączonych. Do tych określeń zaliczono m.in. tytuł „Współodkupicielki”. Jednym słowem – przedstawienie stosunku Soboru do tego określenia w nocie Dykasterii było – delikatnie rzecz biorąc – nie do końca właściwe.

Nieścisłe historycznie autorom analizy wydaje się również stwierdzenie, jakoby papieże nie wyjaśniali sensu tytułu „Współodkupicielki”. Jak przypomnieli autorzy analizy, choćby Jan Paweł II w pogłębiony sposób tłumaczył, jak należy go pojmować.

Eksperci przywołali również wspomnianą w Mater Populi Fidelis krytykę tytułu „Współodkupicielki” przez papieża Franciszka. Jak zaznaczyli, komentarze byłego papieża miały charakter spontanicznych wypowiedzi i nie odnosiły się do właściwie rozumianego znaczenia tego tytułu.

Według mocnej oceny autorów, stanowisko Dykasterii zamiast doceniać rolę Matki Bożej w Dziele Odkupienia, w sposób charakterystyczny dla refleksji protestanckiej, ukazuje cierpienia Odkupieńcze Chrystusa jako wyłączone od współudziału ludzi, który posiadałby rzeczywistą Odkupieńczą wartość.   

Przedstawiciele Komisji  zaznaczyli również, że dokument dystansuje się też od tytułu „Pośredniczki Wszelkich Łask”, jednak inaczej, niż w wypadku „Współodkupicielki” nie krytykuje jego użycia w sposób jednoznaczny i mocny. 

Podobnie, jak w poprzednim wypadku zdaniem ekspertów Dykasteria nie przedstawiła rzetelnie powagi i częstości, z jaką papieże sięgali po ten termin. Przykładów jego użycia jest całe mnóstwo od Benedykta XIV aż do… papieża Franciszka. Dykasteria „nie wzięła pod uwagę spójnego nauczania papieskiego na temat powszechnego pośrednictwa łaski” Maryi, uważają autorzy analizy. Dość zaznaczyć, że papież Benedykt XV zatwierdził Święto Pośredniczki Wszelkich Łask, by zrozumieć, że poparcie Ojców świętych dla tego tytułu było wyraźne i jednoznaczne.

Jak dodali eksperci, wyrażona w dokumencie Dykasterii nauka, według której Maryja sama otrzymała łaskę uprzednią wobec jej zasług, w żaden sposób nie sprzeciwia się określeniu jej „Pośredniczką Wszelkich Łask”. Dotyczy ono bowiem roli Maryi jako „prawdziwej wtórnej przyczyny łask, jakich grzeszna ludzkość doznaje od Chrystusa”. Termin oznacza pośrednictwo Maryi w łaskach, jakie Chrystus sprowadza na grzeszną ludzkość, a nie w odniesieniu do łaski, jaką sama została obdarzona.  

Wobec powyższego Międzynarodowe Stowarzyszenie Maryjne zaapelowało o „wydanie przez Stolicę Świętą w przyszłości magisterialnego orzeczenia, aprobującego długotrwałe nauczanie doktrynalne i prawo wiernych do powrotu czczenia Maryi jako Pośredniczki Wszelkich Łask w celebracjach kościelnych”.

Całość analizy Stowarzyszenia zawiera wiele trafnych uwag, jednoznacznie wskazujących, że Mater Populi Fidelis to dokument mało rzetelny i bardzo poważnie wybrakowany. Inaczej niż Dykasteria, w tytułach Matki Bożej Komisja widzi nie ryzyko, a okazję do wyłożenia autentycznej i trafnej katolickiej doktryny.

Źródło: internationalmarian.com, ncregister.com

FA

Grzegorz Braun cytuje w Sądzie wykładnię żydowskiego rasizmu Schneersona

Grzegorz Braun cytuje w Sądzie

wykładnię żydowskiego rasizmu Schneersona

9 grudnia 2025

Wysoki Sądzie, to już zapowiedziałem i teraz chętnie odniosę się do wszystkich postawionych mi zarzutów, ale myślę, że ponieważ mój obrońca zwrócił na to uwagę, to będzie nie od rzeczy w tym momencie podyktować do protokołu kilka zdań z obfitego dorobku i twórczości Schneersona. Cytuję owego Schneersona, którego portret był wyeksponowany w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej 12 grudnia 2023 roku /podczas “palenia Chanuki”- przypis red./.

Oto co należy powiedzieć na temat ciała:

Ciało osoby żydowskiej jest całkowicie innej jakości niż ciało przedstawicieli wszystkich narodów świata. Ciało żydowskie wygląda tak, jak gdyby było z substancji podobne do ciał nieżydów, ale znaczenie jest takie, że ciała jedynie wydają się być podobne pod względem materialnej substancji, zewnętrznego wyglądu i powierzchownej jakości.

Różnica wewnętrznej jakości jest jednak tak wielka, że ciała te należy uważać za całkowicie odmienne gatunki.

Jeszcze większa różnica istnieje w odniesieniu do duszy

Istnieją dwa przeciwstawne rodzaje duszy. Dusza nieżydowska pochodzi z trzech sfer satanicznych, podczas gdy dusza żydowska wywodzi się ze świętości, ze sfery boskiej.

Ogólna różnica między Żydami a nieżydami

Żyd nie został stworzony jako środek do jakiegoś innego celu. On sam jest celem, ponieważ substancja wszystkich boskich emanacji została stworzona jedynie po to, aby służyć Żydom.

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. To oczywiście cytat z Księgi Rodzaju. To oznacza, że niebo i ziemia zostały stworzone ze względu na Żydów, którzy nazywani są początkiem.

Oznacza to, że wszystko, cały postęp, wszystkie odkrycia, stworzenie, włącznie z niebem i ziemią są marnością w porównaniu z Żydami. Istotni są Żydzi, ponieważ oni nie istnieją dla żadnego innego celu. Oni sami są boskim celem.

Cała rzeczywistość nieżyda jest jedynie marnością

Rzeczywistość nieżyda, Szanowni Państwo, jest marnością. Jest napisane, obcy będą stać i paść wasze stado. To z Księgi Izajasza.

Całe stworzenie nieżyda zaistniało tylko ze względu na Żydów.

====================================

Wysoki sądzie, oto krótki w pigułce wykład rasizmu. Wykład rasizmu, którego niewątpliwie Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej nie tylko nie pochwala, nie propaguje, ale też i nie dozwala. (…)

Więc to była najpierw fałszywa teologia. A ponieważ fałszywa teologia rodzi fałszywą antropologię, zobaczmy jej przykład, przechodząc od abstrakcji do konkretu. Ten sam Schneerson, zwany rebe i ubóstwiony dosłownie przez swoich wyznawców, w roku 1994, mówi:

—————————

główną broń walki skierujemy bezpośrednio na Słowian, poza renegatami ożenionymi z Żydami poprzez wspólne interesy:

Prawda, wszyscy ożenieni z nami zostaną w końcu usunięci z naszej wspólnoty, kiedy już wykorzystamy ich dla naszych celów.

Słowianie, wśród nich na przykład Rosjanie, są najbardziej nieugiętymi narodami na świecie. Słowianie są nieugięci w wyniku swoich zdolności psychologicznych i intelektualnych utworzonych przez wiele pokoleń przodków. Niemożliwe jest zmienić ich gen. Słowianina można zniszczyć, ale nigdy nie podbić. To dlatego ten lud podlega likwidacji, a najpierw ostrej redukcji liczebności.

————————————

Otóż tu mamy z teologii fałszywej fałszywą antropologię

A teraz jaką mamy praktykę?

Praktykę w Wysokim Sądzie oglądamy w szczególnie jaskrawych, tragicznych przejawach, w sprawozdaniach z Gazy, gdzie właśnie od 2023 roku trwa akcja żydowskiego ludobójstwa Palestyńczyków, których pobratymcy, współplemieńcy, naśladowcy rebe Schneersona publicznie definiują jako nieludzi, jako podludzi.

Rabini, ministrowie, generałowie państwa położonego w Palestynie mówią o Palestyńczykach, że to nieludzie. Zresztą ludobójstwo, którego eskalacja nastąpiła w Gazie w ostatnich latach, to jest tylko i aż szczególnie intensywne stosowanie w praktyce tej rasistowskiej ideologii, która wcześniej już szereg razy była nam prezentowana w publicznych wypowiedziach osób publicznych z państwa żydowskiego i z diaspory żydowskiej.

Przypominam sobie słowo innego rabina, które przebiło się do mediów w szerszym zakresie. „Goje są jak zwierzęta, aby służyć Żydom”. I otóż stwierdzam, że to zdanie, że goje są jak zwierzęta, aby służyć Żydom, nie jest ekscesem, nie jest żadną anomalią, nie jest jakimś wyjątkiem od reguły, jest właśnie normą w świecie, w którym czczeni są osobnicy tak potworni i wynaturzeni duchowo i intelektualnie jak Schneerson.

I dokładnie tak jak to powiedziałem, podnosząc się do tych spraw w prokuraturze, wyeksponowanie portretu Schneersona w Sejmie miało dla mnie dokładnie taki sam walor, jaki miałaby ekspozycja portretów Hitlera i Stalina.

Nie działałem na bazie jakiegokolwiek resentymentu, który usiłuje mi się tutaj eks post przypisać. (…) Żadnych słów do pani, do agresorki nie wypowiedziałem. Ale właśnie, żadnego resentymentu działanie polskiego państwowca, polskiego posła, które ma na celu przywrócenie powagi Sejmu i w ogóle polskiego życia publicznego, działanie wynikające ze sprzeciwu wobec propagandy rasizmu, rasizmu pojmowanego jako dzielenie ludzi na ludzi i podludzi.

To właśnie Schneerson jest jednym z wyrazicieli tej antyludzkiej, na pewno antypolskiej ideologii.

Sejm Rzeczpospolitej Polskiej jest to miejsce, w którym przynajmniej nominalnie stanowimy prawo i było dla mnie i pozostaje rzeczą szczególnie domagającą się potępienia i natychmiastowego przeciwdziałania propagowanie sprzecznych z Konstytucją, sprzecznych ze standardem naszej cywilizacji, rasistowskich zasad.

______________________________________________________

Cytowany fragment jest transkrypcją z filmu wRealu24

Rządowe fake news. MEM-y

—————————–

————————————

————————

—————————————–

——————————-

————————————————

——————————

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Warszawa utonie w długach? Trzaskowski planuje kolejne miliardy pożyczek


Warszawa tonie w długach?

Trzaskowski planuje kolejne miliardy,

ale… na kredyt

fronda/Warszawa-tonie-w-dlugach-Trzaskowski-planuje-kolejne-miliardy-ale-na-kredyt


Rada Warszawy szykuje się do podjęcia jednej z najważniejszych decyzji finansowych ostatnich lat – zgody na zadłużenie miasta na łączną kwotę ponad 2 miliardów złotych. Prezydent Rafał Trzaskowski tłumaczy to koniecznością dostosowania infrastruktury do wzrostu liczby mieszkańców po inwazji Rosji na Ukrainę. Krytycy widzą w tym jednak oznakę nieodpowiedzialnej polityki finansowej i przerzucania kosztów obecnych decyzji na barki przyszłych pokoleń.

Na najbliższej sesji radni Warszawy podejmą decyzję w sprawie dwóch długoterminowych zobowiązań finansowych:

  • 1,05 mld zł z Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI)
  • 1 mld zł z Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK)

Władze stolicy chcą przeznaczyć środki z EBI głównie na inwestycje infrastrukturalne – modernizację dróg, rozwój transportu publicznego, budowę obiektów użyteczności publicznej i zieleń miejską. Wszystko to w ramach dostosowania Warszawy do zwiększonej liczby ludności, wynikającej z napływu uchodźców wojennych z Ukrainy.

Z kolei kredyt z BGK ma służyć pokryciu deficytu budżetowego w 2026 roku oraz spłacie wcześniejszych zobowiązań w wysokości 400 mln zł. Całkowita spłata tej pożyczki zaplanowana jest na rok 2045.

W dokumentach przygotowanych przez ratusz pojawiają się sformułowania o „korzystnej ofercie banków” i „realizacji celów Wieloletniego Planu Finansowego”. Jednak dla wielu mieszkańców staje się jasne, że Warszawa coraz częściej sięga po kredyt jako sposób na łatanie dziur budżetowych, zamiast szukać głębszych reform systemowych czy oszczędności.

Zadłużenie stolicy już teraz przekracza 8 miliardów złotych – a kolejne zobowiązania tylko powiększą to obciążenie. Eksperci ostrzegają, że rolowanie długów może doprowadzić do sytuacji, w której znacząca część budżetu miasta będzie przeznaczana nie na inwestycje czy usługi publiczne, lecz na obsługę zadłużenia.

Prezydent Trzaskowski tłumaczy się, że decyzje kredytowe są odpowiedzią na wyjątkową sytuację geopolityczną, a Warszawa przyjęła dziesiątki tysięcy uchodźców z Ukrainy. Potrzeby lokalowe, edukacyjne, transportowe i zdrowotne miały wymusić na mieście rozbudowę wielu obszarów infrastruktury. Nie wskazuje jednak jakich.

Wielu jednak wskazuje, że Trzaskowski wykorzystuje sytuację międzynarodową jako pretekst do dalszego zadłużania miasta, które od lat ma problemy z utrzymaniem równowagi finansowej. Zarzuca mu się również brak przejrzystości w prezentowaniu długoterminowych skutków finansowych tych decyzji.

Jak czytamy, zarówno kredyt z EBI, jak i pożyczka z BGK mają długi okres spłaty – odpowiednio do 2052 i 2045 roku. Oznacza to, że obecni radni i prezydent nie będą już ponosić odpowiedzialności za konsekwencje finansowe podejmowanych dziś decyzji.

Dla warszawiaków oznacza to natomiast rosnące ryzyko podnoszenia opłat lokalnych w przyszłości – podatków od nieruchomości, cen biletów komunikacji miejskiej czy opłat za usługi komunalne. Dług publiczny, choć w teorii nieodczuwalny bezpośrednio, może stać się realnym ciężarem dla budżetów domowych mieszkańców.

Prezydent – król. Zbudujmy wreszcie własny, polski ustrój

Prezydent król. Zbudujmy wreszcie własny, polski ustrój

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/prezydent-krol-zbudujmy-wreszcie-wlasny-polski-ustroj/

Czy prezydent może być królem? Nie, bo jest prezydentem. Może jednak króla naśladować – a przy wszystkich ograniczeniach i niedoskonałościach taka monarchiczna prezydentura to coś, na co Polacy mogliby i chyba już powinni się zdecydować.

Rok 2025 powinien był być rokiem monarchicznym – czasem głębokiego i poważnego wspominania polskiej monarchii, ciągłej refleksji nad jej kształtem i specyfiką, nieustannego zastanawiania się nad naszym szczególnym porządkiem (samo)rządzenia. 1000 lat koronacji Bolesława Chrobrego to przecież niebyle jaka data – można zaryzykować tezę, że tak pięknie okrągła rocznica polskiej korony nie musi się wydarzyć, bo czy Rzeczpospolita będzie istniała dalej w 3025 roku, Bóg raczy wiedzieć.

Niestety, tak się prawie w ogóle nie stało (dlaczego piszę: „prawie”, o tym zaraz”). Trudno podać jakąś inną tak wielką rocznicę, którą byśmy przespali w podobny sposób. Owszem, zgoda: 100-lecia Niepodległości czy Bitwy Warszawskiej [chodzi o Cud nad Wisłą md] też nie były świętowane tak, jak na to zasłużyły. Bądź co bądź, kaliber jest jednak inny – koronacja Chrobrego to moment, który niejako cywilizacyjnie wyznacza nasze polskie bytowanie.

Dlaczego tak się stało? Pierwsza i zasadnicza przyczyna jest taka, jak zawsze: bo mało kogo to obchodzi. Nasza kultura polityczna zbudowana po 1989 roku nie wykształciła żadnego sposobu celebrowania wielkich rocznic państwowych. Myślimy o Polsce niemal wyłącznie w kategoriach bieżącej walki partyjnej, względnie mając na myśli konfrontację prawno-aspiracyjną z Unią Europejską albo konfrontację (pół)militarną z Rosją czy Białorusią.

Nie zastanawiamy się głębiej nad ustrojem – ani nad jego mechaniką, ani nad jego podstawami; nie zgłębiamy szerzej zasadniczych celów istnienia Polski. Jeżeli coś się w ogóle reflektuje, to tylko dramatyczne cierpienie – te momenty, w których występujemy jako ofiara; te potrafimy przeżywać. Tych, w których triumfujemy – orężnie, kulturowo, duchowo – już nie.

Druga przyczyna to odległość – chronologiczna i ideowa. Bolesław Chrobry i Piastowie w ogóle nie poruszają – uważa się, że to jest zamknięta karta naszych dziejów. Miło jest o tym poczytać, dobrze powspominać, można obejrzeć w jakimś filmie – ale nic ponadto, to nie rozgrzewa ani nie rozpala. Nasza historyczna wyobraźnia niejako ugrzęzła w II wojnie światowej, a jeżeli to się przekracza, to tylko do powstań albo czasów, kiedyśmy „bili ruskich za Sarmacji”, ale też nie na poważnie. Weszliśmy w demokrację tak mocno, że zapomnieliśmy, co było wcześniej – i chyba nie mamy ochoty o tym pamiętać. Trauma? Może, nie wnikam w przyczyny; grunt, że o tym nie pamiętamy i pamiętać nie chcemy, że to nas po prostu mało obchodzi.

Wreszcie trzecia przyczyna przespania wielkiej rocznicy to obecność tej konkretnej ekipy u władzy – Donald Tusk et consortes to nie są ludzie, którzy byliby ideowo zdolni do tego, by z 1000-lecia polskiej Korony robić coś wielkiego. Nie miejmy jednak złudzeń – gdyby rządziło PiS, nie byłoby wcale dużo lepiej, co pokazały już dwie wspomniane wcześniej rocznice, a dlaczego tak jest: patrz punkt wcześniejszy, czyli brak politycznego modus operandi względem wielkich kart historii naszej własnej wspólnoty.

W efekcie 1000-lecie Koronacji Chrobrego po prostu zignorowaliśmy. Piszę: „zignorowaliśmy”, ale przecież to wielki kwantyfikator, a takie prawdziwe są dość rzadko. Tu i ówdzie pojawiały się różne inicjatywy, nawet jeżeli z racji na swoją izolację czy po prostu zbyt małą liczbę nie były w stanie skumulować się w jedną masę, która wpłynęłaby faktycznie i skutecznie na świadomość polityczną Polaków. Choćby Stowarzyszenie ks. Skargi zorganizowało kongres monarchiczny; na portalu PCh24 nie zabrakło też wielu publikacji na temat władzy królewskiej – zarówno w wymiarze historycznym i politycznym, jak i duchowym. Podobnych inicjatyw było oczywiście więcej – marsze, spotkania, prelekcje, konferencje – choć wszystkiego, owszem, za mało.

Tu chciałbym polecić Państwa uwadze jeszcze jedną – książkową i dzięki temu, mam nadzieję, dość trwałą. Wydawnictwo Dębogóra przygotowało pracę pt. „Obecność Korony. Raport o wielkiej tradycji państwowej”. To zbiór tekstów dużej grupy autorów, którzy od lat piszą o polskich sprawach, z tej czy innej perspektywy. J co do zasady takich zbiorów nie lubię – zbyt często znakomite teksty towarzyszą w nich zupełnie przypadkowym; rzadko tylko wyłania się jakaś szersza i spójna myśl. W tym przypadku jest jednak inaczej – bo duża różnorodność pokazuje właśnie to, czym jest polska tradycja monarchiczna, to znaczy niesamowitą złożoność tematu. Ot, ks. dr Maciej Zachara pokazuje rzecz zupełnie nieoczekiwaną, czyli liturgię koronacji Bolesława Chrobrego – perełka, która unaocznia nam sprawy kompletnie zapomniane, a przecież wielkie i święte. Paweł Lisicki szuka związków europejskiego królowania średniowiecznego ze Starym Testamentem i tradycją Dawida, pokazując duchowy sens monarchii. Jacek Bartyzel pochyla się nad polskim kolorytem monarchizmu i naszą własną pamięcią o nim… Tekstów jest o wiele więcej, nie chcę ani ich wszystkich wymieniać, ani ich streszczać; Czytelnik sam wybierze to, co znajdzie wśród nich najwartościowszym – czy będą to refleksje Pawła Milcarka, Tomasza Rowińskiego, Filipa Memchesa czy Aleksandra Halla albo Krzysztofa Koehlera.

Pójdę tylko za jedną z myśli, które znalazłem w tym tomie, a która mi się akurat bardzo udała – bo pokazuje bardzo ważny, piękny i pożyteczny aspekt monarchii; rzecz, która powinna być obecna w każdym ustroju, a która jednak nam w III Rzeczpospolitej całkowicie ginie…

Otóż Marek Jurek pisze o różnych walorach ładu monarchicznego. Wśród nich wymienia „właściwe rozumienie polityki, która, wbrew potocznym pojęciom, nie jest w swej istocie «walką o władzę», bo przecież dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi (Mt 12, 25)”. „Właściwym sensem polityki, również godnej walki politycznej, jest udział we władzy suwerennej. […] Istnienie suwerennej władzy, reprezentowanej przez utrwalone instytucje, warunkuje możliwość polityki. Bez tego pozostaje wojna domowa, choćby zimna. Polityka więc, która nie ma świadomości względności walk partyjnych, która (choćby w imię przekonań) absolutyzuje ich znaczenie – będzie zawsze destrukcyjna dla państwa, będzie hamować jego postęp”, wskazuje.

Historia powszechna, choć przecież także polska, podaje nam liczne przykłady dramatycznej walki o władzę – brutalnej gry o tron, która wstrząsa całym państwem i niejednokrotnie staje się dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Bywało, że to nie najazdy zewnętrzne, ale właśnie zawierucha zmagających się pretendentów stanowiła dla tego czy innego bytu państwowego największe w dziejach ryzyko. Z drugiej strony okresy, w których jeden panuje mocno i niepodzielnie, są dla trwałości państw błogosławieństwem. To proste: najgorsza jest wojna domowa, bo tak jak pisze Marek Jurek powołując się na mądrościową maksymę Ewangelii, dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi. W monarchii ten stan rzeczy jest doskonale widoczny, bo różnica pomiędzy pokojem wewnętrznym a wojną domową jest bardzo wyraźna.

A w demokracji – zwłaszcza w naszej, polskiej demokracji? Czy mamy świadomość istnienia suwerennej władzy, reprezentowanej przez utrwalone instytucje? Albo jeszcze inaczej: czy takie instytucje w ogóle istnieją? Ma się wrażenie, że ich istnienie jest przynajmniej wątpliwe: w III Rzeczpospolitej nawet Trybunał Konstytucyjny staje się przedmiotem walk politycznych, jakby „zdobyczą” w nieustannie trwającej wojnie domowej.

Nasza polska demokracja, inaczej niż w monarchicznym ideale opisanym przez Marka Jurka, jest właśnie „walką o władzę” – nie jest walką o „udział we władzy”, ale walką o samą władzę. To gigantyczny, może nawet największy problem naszej polityki. Oczywiście, to trzeba przyznać, nie tylko polskiej – podobne rzeczy dzieją się przecież również w innych krajach demokratycznych, choć nie zawsze i nie we wszystkich. W Republice Federalnej Niemiec, na przykład, toczy się jak dotąd rzeczywiście walka o udział we władzy, a nie o samą władzę. Politycy mają świadomość, że państwo jest większe niż ich partie – może dlatego, że RFN posiada bardzo silny kręgosłup instytucjonalny, którego nikt nie podważa ani nie narusza. W każdym razie, praktyka pokazuje, że można prowadzić demokratyczną grę w sposób bardziej właściwy – tak, by zachować obecność tego, co tak pięknie uobecnia król, czyli stabilności i majestatu państwowego. To się w RFN właśnie dziś kończy, ale to drugorzędne – pokazuję tylko samą możliwość.

Warto zastanowić się, co można poprawić w naszym kraju, by silniej uobecnić „monarchiczny” aspekt trwałości i majestatu. Każdy poda rozwiązania, które dyktuje mu jego własny ogląd spraw politycznych – takich rozwiązań mogą być dziesiątki. Ja polecam Państwa uwadze jedno rozwiązanie, to, które – wydaje mi się – ma tę jeszcze zaletę, że stanowi swego rodzaju imitatio regni, czyli imitację królestwa. To mocna i długotrwała prezydentura – nie taka, jaką dziś mamy w Polsce, czyli bardzo osłabiona przez silną, „kanclerską” pozycję premiera i dwuznaczne zapisy konstytucyjne. Zarazem jednak i nie taka, jak w USA, gdzie przez bardzo krótką kadencję i niejasne reguły kampanii wyborczych „monarchiczna” władza prezydenta jest nader chybotliwa w perspektywie długiego trwania. Polski model prezydentury, gdybyśmy mogli na nowo przemyśleć, mógłby naprawdę wiele zaczerpnąć z naszej tradycji monarchicznej – stać się, mutatis mutandis, nowoczesną formułą monarchii elekcyjnej. Czy to ideał? Nie. Czy to realne? Być może – a to już wiele.

Realne kompetencje, które dają wyraźną przewagę nad rządem; długa kadencja, która uniezależnia od partyjnej polityki – to dwa predykaty władzy prezydenckiej, która mogłaby pomóc Polsce wydobyć się z opisanej wcześniej patologii walki o władzę zamiast o udział we władzy.

Takich myśli, które mogą współkształtować nasze „dziś” i „jutro” w życiu politycznym, znajdą Państwo we wspomnianym tomiku znacznie więcej. Warto tam zajrzeć – niech choć tyle zostanie nam z 1000-lecia Korony Chrobrego.

Paweł Chmielewski