W łapach humanistów II. „Protokół terapii daremnej”.

W łapach humanistów II. „Protokół terapii daremnej”.

Izabela BRODACKA

Okres wielkanocny w wielu kulturach, nie tylko w cywilizacji chrześcijańskiej traktowany jest jako czas zwycięstwa życia nad śmiercią. 25 marca w 30 rocznicę wydania przez Jana Pawła II encykliki „Evangelium vitae” obchodzony jest Dzień Świętości Życia.

I właśnie w tym okresie w mediach pojawiały się doniesienia o dzieciach którym odmówiono pomocy medycznej, gdyż jacyś lekarze wystawili im „protokół terapii daremnej” oznaczający nakaz rezygnacji z jakiekolwiek terapii i ratowania życia.

Dzieci te otrzymały zatem wyrok śmierci wydany przez zespół dwóch czy trzech lekarzy, wyrok śmierci od którego nie przysługuje żadna procedura odwoławcza i nie przysługuje nawet możliwość ułaskawienia ich przez prezydenta, która przysługuje przecież każdemu przestępcy.

Dodajmy, że obecnie żaden sąd nie może skazać nawet wyjątkowo okrutnego seryjnego mordercy i gwałciciela na śmierć. Anders Breivik  morderca blisko 100 osób na wyspie Utøya skazany tylko na 21 lat więzienia, żyje sobie w dobrych warunkach w norweskim więzieniu, a władze troszczą się czy jest dobrze odżywiany i czy ma dostęp do Internetu. W Polsce w marcu opuścił więzienie Ryszard Cyba skazany na dożywocie za morderstwo działacza PiS Marka Rosiaka.

W kontrowersyjnej w środowisku lekarskim sprawie „protokołu terapii daremnej” dziennikarze relacjonowali między innymi sprawę rodziców 4-letniego Kacpra, którym odmówiono wysłania karetki do ich chorego dziecka ze względu na wystawiony dziecku „protokół terapii daremnej”. Rodzice przez godzinę próbowali sami bezskutecznie reanimować w domu umierające dziecko. Błagali lekarzy o pomoc, ale usłyszeli, że „wystawionego raz protokołu nie da się cofnąć czy anulować”.

Anonimowy anestezjolog z jednego z małopolskich szpitali przyznał, że zespół lekarski na jego zlecenie wydał w ciągu roku ponad 30 „protokołów terapii daremnej”.

Chyba pierwszy raz w historii te same osoby pełnią rolę sądu wydającego nieodwołalny wyrok śmierci, oraz czasami kata wykonującego ten wyrok w szpitalu. Co gorsza ta niepojęta podwójna rola przypadła lekarzom, którzy powinni reprezentować zawód społecznego zaufania. Od lekarza człowiek powinien oczekiwać wyłącznie pomocy a nie wydania i wykonania wyroku śmierci, w dodatku na niewinnym dziecku.

Argument, że to dziecko i tak umarłoby jest idiotyczny. Wszyscy umrzemy, a jednak dla większości nie jest obojętne kiedy to nastąpi. Do prawników Ordo Iuris zgłosiła się również lekarka, której dorosły syn zmarł, gdyż nie udzielono mu koniecznej pomocy medycznej po tym jak lekarze wystawili mu „protokół terapii daremnej”.

Zwolennicy eutanazji w białych rękawiczkach epatują ostatnio odbiorców pośmiertnym listem chorej na nowotwór kobiety do jej lekarzy. Kobieta ta pisze, że bezskutecznie błagała lekarzy o wyzwolenie jej od cierpień. Zapewne istnieją nieliczni, udręczeni chorobą pacjenci, którzy naprawdę chcieliby umrzeć. Dlaczego zatem nie ograniczyć „protokołu terapii daremnej” tylko do tych przypadków?

Zapewne istnieją również dzieci, które wolałyby sierociniec od rodzinnego domu? Zdarzały się takie przypadki i do nich powinno się ograniczyć odbieranie dzieci rodzicom. Tymczasem odbiera się dzieci na wniosek niedouczonej pani psycholog, za nieład w domu czy muszki owocówki w kuchni, wyrywa się je siłą, zrozpaczone, z rodziny i skazuje na pobyt w „ bidulu” gdzie dopiero mogą się spotkać z prawdziwą przemocą i prawdziwym okrucieństwem.

Istnieją również starzy ludzie, którzy chcieliby znaleźć się w domu pomocy społecznej. Dlaczego jednak wyrokiem sądu umieszcza się w DPS-ach staruszków, którzy wcale tego nie chcą tylko dlatego, że mają nieład w domu, podczas gdy chętni czekają na miejsce w takim domu czasami kilka lat? Dlaczego krzywdzi się, a nawet zabija ludzi rzekomo dla ich własnego dobra?

Odpowiedzialność za praktyki związane z „ protokołem terapii daremnej” ponoszą – jak już pisałam – dwa dokumenty. Jednym z nich jest stanowisko Towarzystwa Internistów Polskich dotyczące umierających – zdaniem lekarzy- pacjentów, którzy sami nie mogą decydować o sobie. Zmiany wprowadza się po cichu, tylnymi drzwiami jako wytyczne dla lekarzy sprzeczne z obowiązującym prawem i z etyką lekarską.

Poza tym wprowadzone od 1 stycznia zmiany w Kodeksie Etyki Lekarskiej zdecydowanie zakazują stosowania „terapii daremnej”, czyli ratowania pacjenta.

Prawnicy Ordo Iuris kierują do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w przypadku dzieci, którym lekarze odmówili pomocy z powodu zastosowania wobec nich „protokołu terapii daremnej”. Interweniują również w Towarzystwie Internistów Polskich w sprawie ich, budzącego powszechne oburzenie, stanowiska oraz w sprawie zmian w Kodeksie Etyki Lekarskiej, w świetle których lekarze udzielający pomocy ciężko czy nawet beznadziejnie chorym pacjentom popełniają wykroczenia zawodowe.

Jak doniosły media 9-miesięcznemu chłopcu zdolnemu do życia, przed samym porodem wstrzyknięto truciznę prosto do serca. Miał 37 tygodni — do narodzin brakowało mu zaledwie kilku dni. Odbyło się to w Polsce, w szpitalu w Oleśnicy. Gizela Jagielska, zastępca dyrektora szpitala w Oleśnicy z dumą poinformowała media, że szpital wykonał zalecaną aborcję. Pozwolę sobie użyć argumentum ad hominem. Ciekawe czy  pani Gizela chciałaby dostać prosto w serce zastrzyk z fenolu . Taki, jaki stosowali niemieccy lekarze w Oświęcimiu. Można byłoby zresztą objąć ją „protokołem terapii daremnej”. Pomimo wielu lat studiów i wieloletniej praktyki lekarskiej nie zrozumiała na czym polega powołanie lekarza i nie ma najmniejszych szans żeby to kiedykolwiek zrozumiała. Małe są również szanse żeby zrozumiała co czyni minister zdrowia, „humanistka” Izabela Leszczyna choć uzyskała tytuł magistra filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz ukończyła liczne studia podyplomowe, w tym filozofię i etykę.

Te panie nie rozumieją i chyba nigdy nie zrozumieją, że nie wolno nikogo i pod żadnym pozorem wykluczać ze wspólnoty ludzkiej – Żydów, nienarodzone dzieci, ciężko chorych, rudych, otyłych, Rosjan czy Czeczenów.

======================================

Nie wiedziałem, że to aż tak..

Mam 88 lat i parę chorób. Więc z ciekawości zapytałem znajomego lekarza:

Panie Doktorze !

Z przerażeniem czytam od pewnego czasu, np. tu: 

W łapach humanistów II. „Protokół terapii daremnej”.

o zbrodniczym “protokole” OBOWIĄZUJĄCYM już lekarzy. 

Jak to wygląda z Pana strony?

Bo my już boimy się kontaktów z lekarzami, by nas staruszków na przykład, nie zabili

Jeśli to tak, to musicie gromadnie zaprotestować, by się z tego musieli wycofać

pozdrawiam

M. Dakowski

===================================

Oto odpowiedź:

Terapia daremna, to jest od 2 lat stosowana polityka wewnątrz szpitalna, narzucona przez NFZ

gdzie po tzw. diagnostyce przychodzi lekarz tzw. prowadzący, oraz ordynator, rodzina jest też zaproszona na te rozmowę i wtedy pan ordynator ( dodanie powagi tej sytuacji ) zaczyna taka przemowę;

Proszę pana/ pani po wykonaniu badan diagnostycznych i analizie ich wyników doszliśmy  do wniosku, że dalsze leczenie pana ( terapia ) jest daremne.

Wypisujemy pana do domu. Nie będzie leczenie . Mam Pan może 6 mcy może max rok życia, proszę się zająć sprawami domowymi, spadki, testamenty i te sprawy… bo dłużej jak 6-12 m-cy pan nie pożyje.
Pacjent robi wielkie oczy, rodzina w szoku mało nie zemdleją. A oni chcą odejść…

tu padają  gorączkowe pytania, ale ja przecież  płacę składki zdrowotne  w ZUS, musicie mnie leczyć!   a wy składaliście przysięgę Hipokratesa,   wiec jak to?  tak mnie  wywalacie z tego szpitala??

To jest mniej więcej podobna opowieść od 4-6 moich pacjentów

Problem tej „wymuszanej eutanazji”  jest  szeroko dyskutowany przez prawników na YT

Sa już książki poradniki na ten temat

https://edraurban.pl/ksiazka/terapia-daremna-dla-lekarzy-i-prawnikow

pozdrawiam  Pana Profesora

dr

=============================

Mirosław Dakowski:

Aha, więc mnie niedługo tak zabiją. Bo mam dwie choroby wymagające normalnego leczenia. A Narodowy Fundusz Zdrowie “nakazuje” nie-leczenie… Zabawne.

Czy mordować dzieci przed narodzeniem? Lekarze piszą do Leszczyny


Czy zabijać dzieci chlorkiem potasu? Lekarze piszą do Leszczyny

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Czy mordować dzieci przed narodzeniem? Nawet Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników ma wątpliwości.


Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników (PTGiP) – organizacja, która co do zasady nie jest pro-life i która w przeszłości publikowała wytyczne ułatwiające dostęp do aborcji – złożyła właśnie oficjalne stanowisko do Minister Zdrowia Izabeli Leszczyny. Wskazują, że w przypadku późnych aborcji nie należy wewnątrzmacicznie uśmiercać dzieci poprzez wstrzyknięcie chlorku potasu w serce. Wnoszą, aby Minister Zdrowia potwierdziła, że należy ratować życie dziecka.

Oto fragment pisma:

Zdaniem Zarządu Głównego PTGiP, zasadny jest pogląd wyrażony m.in. w Systemie prawa medycznego, że „co do zasady możliwa jest zatem w takich przypadkach terminacja ciąży bardzo zaawansowanej, jednak w doktrynie podnosi się, że w sytuacji, gdy płód osiągnął już zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki, przerwanie ciąży powinno być dokonane w sposób, który umożliwia także jego uratowanie, np. poprzez indukowanie wcześniejszego porodu lub wykonanie cesarskiego cięcia”. Innymi słowy, po osiągnięciu przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki i po zaistnieniu przesłanki w postaci zagrożenia życia lub zdrowia matki, zabieg przerwania ciąży, jakkolwiek całkowicie legalny, nie może jednak polegać na celowym uśmierceniu płodu

To nie jest sprawa z sali wykładowej. To efekt realnych wydarzeń, które wstrząsnęły nawet środowiskami przychylnymi aborcji.

Chodzi o sprawę małego Felka z Oleśnicy, który został zabity przez dr Gizelę Jagielską tuż przed porodem. Był w pełni ukształtowanym chłopcem, który chciał żyć i zasługiwał na życie. Zginął, bo był podejrzewany o wadę.

To, co się wydarzyło w Oleśnicy, obnaża okrutne realia tzw. aborcji „ze względów psychiatrycznych”. Nawet organizacje, które przez lata akceptowały aborcję, dziś zaczynają zadawać pytania, czy naprawdę musimy mordować pacjentów zamiast pomóc im przeżyć?

Szanowny Panie,

Nie można milczeć.

Musimy zatrzymać spiralę śmierci – zanim kolejne maluszki zostaną skazane na podobny los.

Proszę Pana o pilne podpisanie petycji o natychmiastowe zatrzymanie aborcji w szpitalu w Oleśnicy i przedstawienie opinii publicznej oficjalnego stanowiska szpitala wobec barbarzyństwa, do jakiego tam dochodzi.

 Petycja znajduje się pod linkiem:

https://twojepetycje.pl/petycja/zatrzymaj-aborcje-w-olesnicy/.

Dla Felka już za późno. Ale tysiące innych dzieci jeszcze możemy uratować.
Nie pozwólmy, by ta zbrodnia przeszła bez echa.

Czy może Pan złożyć swój podpis pod petycją i rozesłać ją dalej – do Rodziny, Znajomych, Wspólnoty? 

Każdy głos się liczy. Każdy pomaga dzieciom, które same nic nie mogą zrobić w swojej obronie…

Serdecznie Pana pozdrawiam,

Kaja GodekKaja Godek
Kaja GodekFundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Tylko masowy nacisk na dyrekcję szpitala może uratować życie dzieci. Raz jeszcze podaję link do petycji: https://twojepetycje.pl/petycja/zatrzymaj-aborcje-w-olesnicy/

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

List do Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasza Jankowskiego w sprawie [zamordowania człowieka w szpitalu]

[w tytule w nawiasach – moje. Powinienem napisać: “Mordowania ludzi w szpitalach”. Ale p. Dzierżawski omawia przypadek pojedynczy. Mirosław Dakowski]

List do Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej

Publikujemy list do Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasza Jankowskiego w sprawie tragicznych wydarzeń, jakie rozegrały się w szpitalu w Oleśnicy.

============================

Szanowny Panie!

Według potwierdzonych informacji medialnych, pod koniec roku 2024, w Powiatowym Zespole Szpitali w Oleśnicy, zastępczyni dyrektora tego szpitala, Gizela Jagielska, zabiła zastrzykiem z chlorku potasu chłopca w 37. tygodniu ciąży. Dziecko było podejrzane o łamliwość kości.

Prof. Piotr Sieroszewski, kierownik I Katedry Ginekologii i Położnictwa oraz Kliniki Medycyny Płodu i Ginekologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, gdzie kobieta była hospitalizowana wcześniej, zaproponował zakończenie ciąży przez cesarskie cięcie, co było najbezpieczniejszym rozwiązaniem dla matki i dziecka. Pod wpływem środowisk aborcyjnych matka domagała się uśmiercenia dziecka. Profesor Sieroszewski odmówił, a śmiertelny zastrzyk podała Gizela Jagielska.

Art. 2. 1. Kodeksu Etyki Lekarskiej stwierdza: Powołaniem lekarza jest ochrona życia i zdrowia ludzkiego, zapobieganie chorobom, leczenie chorych oraz niesienie ulgi w cierpieniu; lekarz nie może posługiwać się wiedzą i umiejętnością lekarską w działaniach sprzecznych z tym powołaniem.

Z kolei Art. 39. 1. Stwierdza: …. . Podejmując działania lekarskie u kobiety w ciąży lekarz równocześnie odpowiada za zdrowie i życie nienarodzonego dziecka.

Gizela Jagielska zamiast chronić życie i zdrowie nienarodzonego dziecka, uśmierciła je. Oprócz naruszenia zasad moralnych i prawa polskiego, co jest przedmiotem śledztwa prokuratury, Gizela Jagielska naruszyła co najmniej dwa artykuły kodeksu etyki lekarskiej.

W obliczu tej szokującej dla opinii publicznej sytuacji powinien Pan zająć zdecydowane stanowisko i skierować sprawę do sądu lekarskiego. Lekarz, który zabija pacjentów powinien być wykluczony z zawodu.

Bierność w tej oczywistej sytuacji będzie odebrana przez wiele środowisk jako wsparcie dla lekarzy, którym wydaje się, że są panami życia i śmierci pacjentów. Dlatego oczekujemy szybkiej reakcji z Pana strony i poinformowania opinii publicznej o podjętych działaniach.

Obojętność NIL wobec zabójstwa w Oleśnicy będzie uznana za przyzwolenie tej instytucji dla zabijania pacjentów.

Z poważaniem

Mariusz Dzierżawski

Abp Aguer: Celem Kościoła nie jest walka z globalnym ociepleniem, ale zbawienie dusz

Abp Aguer: Głównym celem Kościoła nie jest walka z globalnym ociepleniem, ale zbawienie dusz

https://pch24.pl/abp-aguer-glownym-celem-kosciola-nie-jest-walka-z-globalnym-ociepleniem-ale-zbawienie-dusz

(Abp Hector Aguer, fot. youtube)

W ostatniej części swojego listu na temat kryzysu powołań w Kościele, arcybiskup Héctor Aguer omawia widoczne w dzisiejszych czasach złe zrozumienie liturgii, kapłaństwa i Kościoła w ogóle. Wskazuje on problemy w trzech aspektach formacji seminaryjnej: złą formację liturgiczną, pastoralną i duchową.

Na początku hierarcha omawia dostrzegalne w dzisiejszych czasach błędne rozumienie Kościoła w ogóle. Wielu księży bowiem przesadnie troszczy się o zaspokajanie ziemskich potrzeb ludzi, co samo w sobie jest rzeczą dobrą, jednak nie na tym winna skupiać się działalność Kościoła.

„Kościół nie jest organizacją pozarządową, której celem jest zapewnienie ludziom ziemi, mieszkań czy pracy, ani też walka z globalnym ociepleniem bądź wylesianiem Amazonii (…). Jego zasadniczym celem jest staranie się, by ludzie uwierzyli w Chrystusa, żyli w łasce Bożej i dotarli do nieba­” – pisze abp Aguer.

Arcybiskup przypomniał, że źródło i cel wszystkich działań Kościoła stanowi liturgia, a w szczególności Msza święta. Liturgia jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i zarazem jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc” – mówi Konstytucja o Świętej Liturgii Sacrosanctum Concilium. To właśnie z eucharystycznej Ofiary Chrystusa Kościół czerpie siłę do swoich działań apostolskich. Dlatego piękno i podniosłość obrzędów winny wskazywać, iż są one działaniem Chrystusa, a nie czysto ludzkim wytworem – dziełem spontanicznej twórczości celebransa bądź wspólnoty.

Dużym problemem w dzisiejszym Kościele jest zeświecczenie liturgii, wprowadzenie do niej elementów, które są jej obce – w skrócie: pomieszanie sfer sacrum i profanum. A przecież Msza św. powinna jak najbardziej skupiać się na sacrum, bo sam Chrystus w niej jest obecny. Jednak ze współczesnej liturgii co raz częściej usuwa się piękną muzykę organową, polifoniczną i chorał gregoriański. Wreszcie, nie znajduje się miejsca na ciszę – tak potrzebną w dobrym przeżyciu Mszy świętej.

Problem ze złym rozumieniem liturgii zaczynia się już w seminariach, gdzie klerycy nie otrzymują odpowiedniej formacji. Nie stają się więc – jak to być powinno – ekspertami od liturgii, a to skutkuje niewystarczającą wiedzą o tym, jak powinna ona wyglądać i przebiegać. Kapłan staje się dziś „przewodniczącym” postawionym pośrodku, podczas gdy centralną Osobą Mszy świętej jest faktycznie Chrystus, a celebrans to wyłącznie Jego pokorny sługa.

Kolejną sferę problemów, na które wskazuje emerytowany biskup La Platy, stanowi zła formacja pastoralna przyszłych księży. Jakkolwiek widać zdecydowane przeakcentowanie tej sfery kosztem innych aspektów formacji do kapłaństwa, to jest ona jednak prowadzona w nieodpowiedni sposób. W wielu seminariach kleryków wysyła się nawet na cały rok na parafie, by tam pomagali księżom i „zdobywali doświadczenie”. W rzeczywistości jednak jest to przerzucenie odpowiedzialności za ich formację pastoralną na proboszczów, podczas gdy to na wykwalifikowanej kadrze seminaryjnej powinno spoczywać zadanie odpowiedniego przygotowania przyszłych kapłanów. Poza tym, poprzez zastąpienie jakiegoś czasu formacji pracą na parafii, klerycy mają być „użyteczni” i wyręczać duszpasterzy w części ich obowiązków. Jednak na tym etapie seminarzyści winni się skupić na formacji i nauce, a na pracę duszpasterską przyjdzie jeszcze czas. Podobnym aspektem problemu ze zbyt użytkowym patrzeniem na kapłaństwo jest fakt, iż biskupi niechętnie wysyłają księży na dalsze studia, tłumacząc to potrzebą wykorzystania ich na parafiach. To powoduje, że diecezje nie mają wystarczającej liczby ekspertów, tak potrzebnych w wielu dziedzinach.

Wreszcie ostatnim omawianym przez abp. Aguera problemem jest zła formacja duchowa kleryków. Powinni oni żyć w bliskości i przyjaźni z Chrystusem, a nie traktować kapłaństwa jako sposobu na łatwe i wygodne życie. To rozwijanie swojego życia duchowego musi nastąpić poprzez modlitwę, adorację, bliskość z Chrystusem i miłość bliźniego.

„To jest to, co seminarium musi zaszczepić młodym mężczyznom, którzy aspirują do kapłaństwa. Wszystkie jego wysiłki powinny być skierowane na towarzyszenie im na tej wznoszącej się drodze, od Galilei do Jerozolimy, gdzie ma miejsce Krzyż i Zmartwychwstanie, tak aby wizja Boga – na ile możemy się do niej zbliżyć na tej ziemi – oświecała ich i ich pracę duszpasterską” – pisze abp Aguer.

Źródło: lifesitenews.com AF

Kto zabił Felka? O egzekucji chorego dziecka w dziewiątym miesiącu ciąży

Kto zabił Felka? O egzekucji chorego dziecka w dziewiątym miesiącu ciąży

https://pch24.pl/kto-zabil-felka-o-egzekucji-chorego-dziecka-w-9-miesiacu-ciazy

(PCh24TV)

Nasze prawo pozwala na to, że można zabić dziecko w 9 miesiącu (ciąży – przyp. red.)

No wiem…

Oto dialog pomiędzy redaktorem telewizji Polsat a wiceminister zdrowia Urszulą Demkow, po tym jak media obiegła informacja o uśmierceniu Felka, w 37 tygodniu jego życia pod sercem matki. Do tych straszliwych wydarzeń doszło w Szpitalu Powiatowym w Oleśnicy. Zrezygnowany, rozpaczliwy wręcz ton pani minister pokazuje jaskrawo dysonans poznawczy umiarkowanych zwolenników aborcji. Jak to, to my promujemy zabijanie dzieci w terminie porodu? Tak! Zwolennicy tzw. „przesłanki psychiatrycznej” i bezkarności matek, które decydują się na zabicie w łonie własnego dziecka nie pozostają tu bez winy.

Śmiertelny zastrzyk na wszelki wypadek

Uporządkujmy fakty. Cała historia miała miejsce w październiku 2024 roku, choć media zajęły się tematem dopiero w kwietniu 2025 roku, po obszernej publikacji „Gazety Wyborczej”, w której mama Felka ze szczegółami opisała ścieżkę, która doprowadziła do wstrzyknięcia chlorku potasu w serce jej dziecka.

U Felka zdiagnozowano w fazie prenatalnej wrodzoną łamliwość kości. Rokowania dla osób dotkniętych tą chorobą mogą być różne i przed narodzeniem nie sposób stwierdzić z całą pewnością, jak zaawansowana jest choroba u danego dziecka. Zdarzają się przypadki łagodne, w których możliwe jest niemal normalne życie. Bywają przypadki cięższe i przypadki śmiertelne. Nie dowiemy się, jaki jest ten konkretny, jeśli człowiekowi nie damy szansy.

W liście do Fundacji Pro – Prawo do Życia pan Adam, który nie tylko sam zmaga się z tą chorobą, ale też ma dwóch synów cierpiących na tę samą przypadłość, napisał: „O tym, w jakim stopniu dziecko urodzi się z wrodzoną łamliwości kości dowiadujemy się… po urodzeniu. (…) Żadne badania, w tym USG 3D, nie są w stanie nakreślić tego, w jakim stopniu (poza stopniem śmiertelnym dla dziecka) jest ono chore. W opisanym przez Panią Anitę [mamę Felka] przypadku mówimy o fazie raczej łagodnej. Wygięcie kości udowych jest dowodem na złamania w fazie ciążowej, które jednak szybko się goją (w ciągu kilku dni max). Oczywiście nie znamy pełnego kontekstu choroby dziecka, jednak Pani Anita trafiła do Łodzi – jednego najlepszych ośrodków w Polsce w leczeniu osteogenesis imperfecta. Jeśli oni twierdzą, że dziecko można było uratować i otoczyć opieką, to znaczy, że mogło spokojnie żyć”.

Pani Anita trafiła jednak nie tylko do specjalistycznego szpitala w Łodzi, ale także w „pomocne ręce” aborcjonistów z Federy. Wiemy, że kobieta finalnie zażądała natychmiastowego przerwania ciąży na podstawie zagrożenia dla jej zdrowia psychicznego. I natychmiastowe przerwanie ciąży zostało jej zaproponowane. Prof. Sieroszewski, kierownik I Katedry Ginekologii i Położnictwa oraz Kliniki Medycyny Płodu i Ginekologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi zaproponował „natychmiastowe rozwiązanie przez cięcie cesarskie (ze względu na zły stan psychiczny pani Anity) w znieczuleniu ogólnym z objęciem dziecka wysokospecjalistycznym leczeniem pediatrycznym” (cytat z oświadczenia prof. Sieroszewskiego). Mama Felka wręczyła jednak lekarzom pismo z żądaniem „indukcji asystolii płodu” (czyli zabicia dziecka zdolnego do życia poprzez wbicie igły do jego serca z podaniem chlorku potasu).

Szpital odmówił twierdząc, że uśmiercanie w trzecim trymestrze ciąży dzieci zdolnych do życia nie jest zgodne z prawem.

Na nieszczęście Felka doradzono jego mamie wyjazd do Oleśnicy, gdzie będzie mogła liczyć na „pomoc” lekarki, która takich „świadczeń zdrowotnych” nie odmawia. Tam przeprowadzono „zabieg”. W bijące serce 8-miesięcznego dziecka wstrzyknięto chlorek potasu, a następnie wywołano poród martwego już maleństwa.

A jakie scenariusze czekały na Felka, gdyby się urodził?

W przypadku łagodnej formy choroby Florek żyłby, potrzebowałby wsparcia lekarzy i rehabilitacji, ale rozwijałby się intelektualnie jak każde inne dziecko, chodził do szkoły i bawił się ze swoim bratem Krzysiem (którego dobrem kierowali się podobno jego rodzice zabijając jego brata). Czerpałby z życia garściami, dokładnie tak jak chłopcy chorzy na wrodzoną łamliwość kości, których aktywne i pełne przygód życie możemy śledzić na instagramowym profilu @KrucheBułki.

W przypadku większego nasilenia choroby, nawet gdyby rodzice zostawiliby go w szpitalu, zgodnie z zapewnieniem lekarzy z łódzkiego ośrodka zostałby otoczony opieką i zapewniono by mu leczenie. Jak czytamy w oświadczeniu prof. Sieroszewskiego „Wrodzona łamliwość́ kości jest wadą, przy której dzieci są sprawne intelektualnie i istnieje leczenie celowane tej wady, bez potrzeby terapii eksperymentalnej”.

W najgorszym wypadku, gdyby wada okazała się letalna, Felek od razu po porodzie otrzymałby leki uśmierzające ból i pozwolono by mu odejść w spokoju, bez cierpienia, bez morderczej igły zatrzymującej pracę serca. Dzieci, które są śmiertelnie chore też mogą odchodzić z godnością, a o tym, że ich cierpienie da się opanować wielokrotnie mówił dr Tomasz Dangel, specjalista anestezjologii z Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci.

Jego słowa z wywiadu dla Przewodnika Katolickiego powinni wbić sobie do głowy wszyscy, którzy lubią argumentować za aborcją chorych dzieci rzekomym oszczędzaniem im cierpienia: „Nie można arbitralnie twierdzić, że dziecko po urodzeniu będzie cierpieć. W większości przypadków potrafimy to cierpienie opanować. Na tym polega nasz zawód i umiejętności. Jestem anestezjologiem i specjalistą medycyny paliatywnej. Pracuję jako lekarz 38 lat. W dziedzinie leczenia bólu u dzieci i pediatrycznej opiece paliatywnej jestem ekspertem. Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem pacjenta naszego hospicjum, któremu nie potrafiłbym pomóc. W rzadkich, najtrudniejszych przypadkach stosujemy tzw. sedację terminalną, zgodnie z etyką lekarską i katolicką. Dlatego twierdzenie, że należy zabić nienarodzone dziecko, bo po urodzeniu będzie cierpiało, uważam za fałszywe i demagogiczne”.

Aborcje w terminie porodu

Felek został pochowany, ale jego historia nie da się tak łatwo zakopać. Jego śmierć wstrząsnęła polską opinią publiczną i doprowadziła do wszczęcia śledztwa przez Prokuraturę Rejonową w Oleśnicy. Przedmiotem analizy będzie ustalenie czy doszło do przestępstwa w rozumieniu art. 152 KK par. 3, czyli przerwania ciąży za zgodą kobiety, gdy dziecko osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki. Kara za to przestępstwo to pozbawienie wolności od 6 miesięcy do 8 lat. 

Jak jednak w ogóle doszło do tego, że 4 lata po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który jasno zakazał mordowania dzieci przed narodzeniem ze względu na ich stan zdrowia, w polskich szpitalach na porządku dziennym są aborcje eugeniczne po 20 tygodniu ciąży, a dochodzi nawet do tak skrajnych sytuacji, że dzieci zabijane są w terminie porodu?

Po pierwsze: głośno popierana również przez rzekomych obrońców życia z PiS, z Prezydentem Dudą i Prezesem Kaczyńskim na czele, furtka w postaci zezwolenia na zabijanie dzieci w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia matki została otwarta na oścież – zabijanie dzieci jest dopuszczalne, na wzór hiszpański, w przypadku zagrożenia dla zdrowia psychicznego kobiety. A zagrożeniem tym na większości skierowań na aborcje są tzw. „zaburzenia adaptacyjne”, tzn. chociażby trudności psychologiczne z odnalezieniem się w nowej sytuacji, takiej jak… np. ciąża.

Po drugie: wytyczne Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Sprawiedliwości z sierpnia 2024 mówią, że niepodważalne mają być zaświadczenia od psychiatrów, na podstawie których można zamordować dziecko nawet do końca ciąży z powodu zagrożenia „dobrostanu psychicznego i społecznego” kobiety. Jeśli kobieta zgłosi się do szpitala z tego typu zaświadczeniem, to szpital nie może kwestionować dokumentu i ma obowiązek uśmiercić dziecko, w przeciwnym wypadku bowiem ryzykuje karę finansową. Ta może zostać na szpital nałożona nie tylko za odmowę wykonania wyroku śmierci na niewinnym dziecku, ale nawet za zażądanie opinii drugiego lekarza lub zwołania konsylium.

„Jeśli w podmiocie leczniczym będzie wymagana druga opinia lub konsylium, to może to być podstawa do nałożenia kary na podmiot leczniczy. NFZ może też nałożyć karę do 2% kontraktu, ma też prawo rozwiązać kontrakt z placówką. Również Rzecznik Praw Pacjenta może w takim przypadku nałożyć na podmiot leczniczy karę do 500 tys. zł – czytamy w oświadczeniu na stronie Ministerstwa Zdrowia.

Po trzecie: bezkarność zarówno podżegaczy, pomocników, jak i samych matek prowadzi wprost do nadużyć. Skoro i tak nikt nie będzie sądzony za mord na bezbronnym dziecku, to po co się przejmować? Prawo chroni wszystkich uczestników procesu uśmiercania dzieci przed narodzeniem. Procesy w sprawie aborcji są rzadkością, a udowodnienie komuś winy graniczy z cudem.

W kontekście śmierci Felka warto wspomnieć jeszcze o wytycznych Ministra Sprawiedliwości Adama Bodnara, który zalecił prokuratorom, żeby w toku oceny merytorycznej spraw dotyczących tzw. aborcji, rozważali umarzanie postępowań z uwagi na znikomy stopień szkodliwości społecznej czynu.

Mamy więc nie tylko dziurawe prawo, ale też wytyczne dla wymiaru sprawiedliwości, aby zabójstwom prenatalnym nie przypisywać zbyt dużej wagi, wszak ofiara nie ma możliwości przemówić we własnej obronie i żądać sprawiedliwości.

Efekt jest taki, że dzieci podejrzewane o choroby wciąż są w polskich szpitalach zabijane, z tą różnicą, że wcześniej lekarze trzymali się granicy zdolności dziecka do życia poza organizmem matki, a teraz – czego jesteśmy świadkami – zabijane są również po 24 tygodniu ciąży. Nie dziwi więc, że promotorzy aborcji mówią o rozluźnieniu przepisów z zauważalnym zadowoleniem… I nie tylko mówią. Bowiem śmierć Felka nie była jedyna. W 2024 roku w Oleśnicy w wyniku tzw. aborcji uśmiercono 159 dzieci, w tym 25 (!) już po 24 tygodniu ciąży. A to tylko jeden szpital! Co więcej, przesłanka psychiatryczna pozwala także na zabijanie w łonach matek dzieci zdrowych, pod warunkiem, że ich matka otrzymała od psychiatry zaświadczenie o potrzebie „aborcji”. Nie muszę dodawać, że w dobie receptomatów i konsultacji on-line, takie zaświadczenie można otrzymać po teleporadzie lub rozmowie na czacie. To oznacza, że polskie prawo pozwala – w praktyce – na zabijanie zdrowych i chorych dzieci do końca ciąży, pod warunkiem przedstawienia (niepodważalnego w świetle wytycznych MZ) świstka od jednego lekarza psychiatry.

Co dalej?

Sprawa Felka, ze względu na oburzenie jakie wywołała, mogłaby przynieść przełom.

Gdyby prokuratorzy i sędziowie mieli sumienie, do odpowiedzialności pociągnięta zostałaby m.in. lekarka, która „dokonała aborcji”, prawnik kierujący procesem, i wszyscy, którzy „przekonywali” matkę do decyzji o zatrzymaniu bijącego serca dziecka śmiertelnym zastrzykiem.

Gdyby tylko politycy mieli odwagę stanąć w obronie najmłodszych, można byłoby zmienić wytyczne dla lekarzy i prokuratorów oraz wprowadzić prawo, które chroni najmłodszych, a karze sprawców ich cierpienia i śmierci.

Anna Szczerbata, Fundacja Pro – Prawo do Życia

Sztandar Allaha. Kto planuje i organizuje demonstracje “Eid Al Fitr” w Polsce?

Sztandar Allaha. Czy zdążymy się opamiętać, zanim pójdziemy drogą Zachodu?

Leszek Szymowski 15.04.2025 –nczas/sztandar-allaha-czy-zdazymy-sie-opamietac

Muzułmanie w Gdańsku
Muzułmanie w Gdańsku. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: screen X

Z okazji zakończenia Ramadanu przebywający w Polsce muzułmanie zorganizowali prowokacyjne modlitwy w najważniejszych miastach Polski. Rozpoczęło się właśnie islamizowanie Polski. Czy zdążymy się opamiętać, zanim pójdziemy drogą Zachodu?

Powodem był Eid Al Fitr – święto kończące Ramadan, czyli muzułmański okres wielkiego postu. Zgodnie z nakazami Koranu w trakcie ramadanu wyznawcom Allaha nie wolno od świtu do zmierzchu pić, jeść i oddawać się przyjemnościom cielesnym. W tym czasie należy poświęcać się medytacjom i czytaniu Koranu.

Mieszkający w Polsce muzułmanie (głównie imigranci z krajów odległych nam kulturowo) postanowili w tym roku uroczyście obchodzić zakończenie swojego postu. W tym celu tłumnie zebrali się na ulicach Wrocławia, Gdańska oraz wynajęli salę w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji w Mysłowicach, gdzie świętowali. Nie obyło się oczywiście bez nagrań filmów amatorskich wykonanych smartfonami przez samych świętujących albo osoby postronne. Widać na nich, że liczba celebrujących Eid Al Fitr muzułmanów jest rekordowa wysoka. Jak interpretować te bezprecedensowe obchody muzułmańskiego święta?

Tysiące wyznawców

Po pierwsze, jeśli spojrzeć na filmy nagrywane smartfonami i spróbować policzyć widocznych tam muzułmanów, można dojść do wniosku, że świętujących koniec Ramadanu jest co najmniej kilka tysięcy. Po drugie obchodzili oni swoje święto w najważniejszych punktach miasta. Można z tego wywieść wniosek, że robili to demonstracyjnie, aby zostać zauważonymi i aby informacje o ich aktywności obiegły Internet (tak się też stało). Z tego samego też powodu tłumnie zjawili się pod meczetem w Gdańsku, co wymusiło wyłączenie jednej z ulic z powodu dużej ich liczy. Wreszcie po trzecie wszystko to miało miejsce w okresie katolickiego Wielkiego Postu, co dodatkowo można oceniać jako wyzwanie rzucone katolikom.

Przybysze z daleka

Skąd wzięło się tylu muzułmanów w tradycyjnie katolickiej Polsce? Od wieków ze społeczeństwem polskim zintegrowali się polscy Tatarzy. Przybyli oni na nasze ziemie w czasach wczesnego Średniowiecza, a potem dali się poznać jako lojalni obywatele Rzeczpospolitej Obojga Narodów – także wspierając polską armię w licznych wojnach.

Karaimi (bo tak nazywa się ta grupa etniczna) są oficjalnie uznaną mniejszością narodową, jednak historia pokazuje, że zasymilowali się z Polakami, byli tolerowani i nigdy nie prowokowali wojen wewnętrznych. Jednak Karaimów jest w Polsce kilkuset i nigdy wcześniej nie organizowali uroczystych modłów. Widoczni na zdjęciach muzułmanie nie wywodzą się jednak ze społeczności polskich Tatarów. To imigranci, którzy przyjechali do Polski z takich krajów, jak Azerbejdżan, Pakistan czy Afganistan. Przyjechali, bo zgodę na to dawały kolejne rządy PiS-u i PO. Łącznie dzięki liberalnej polityce rządów Mateusza Morawieckiego i Donalda Tuska do Polski trafiło legalnie około 300 tysięcy przybyszów z krajów odległych od nas kulturowo. Większość nie zasymilowała się. Przeciwnie – postawa osób widocznych na filmie prowadzi do wniosku, że to oni oczekują asymilacji ze strony Polaków, na warunkach islamskich przyjezdnych. Co z tego wynika?

Przekroczona granica

Wynika z tego, że właśnie dotarliśmy do momentu pierwszego etapu kolonizacji polskich ziem przez muzułmanów. Kolonizacja ta – jak pokazują doświadczenia państw Zachodu – przebiega kilkaetapowo.

Najpierw muzułmanie przyjeżdżają do kraju odmiennego kulturowo i cywilizacyjnie. Jest ich bardzo mało, starają się więc wtopić w tłum, niczym się nie wyróżniać, zachowywać się poprawnie i nie łamać prawa.

Pierwszy etap kolonizacji polega na tym, aby na nową ziemię przyjechało jak najwięcej wyznawców Allaha a ci, którzy już przyjechali, aby płodzili jak najwięcej dzieci. Zachodnia Europa – ze swoimi wariackimi programami socjalnymi – była idealnym miejscem muzułmańskiej „wędrówki ludów”. Dawała bowiem możliwość życia na koszt europejskiego podatnika i w tym czasie płodzenia dzieci. Pierwszy etap kolonizacji kończy się wtedy, gdy muzułmanie pokazują swoją obecność i demonstrują, że jest ich bardzo wielu.

Etap drugi polega na tym, że domagają się dla siebie specjalnych praw. Pierwszym jest prawo do posiadania meczetu i odprawiania tam modłów. Jeśli uda im się to wymusić (przy pomocy prawników, firm lobbingowych i głupich dziennikarzy – orędowników „politycznej poprawności”), to prowadzi to do pierwszego konfliktu. Jego stroną stają się mieszkańcy okolic najbliższych meczetowi. Życie uprzykrza im bowiem głośne wołanie muezzina z meczetu. Dochodzi wówczas do pierwszych niepokojów społecznych, ale na to liczni już muzułmanie nie zwracają uwagi.

Etap trzeci polega na tym, że muzułmanie zaczynają tworzyć „państwo w państwie”. W dzielnicach, które zamieszkują, wprowadzają własne prawa i zwyczaje. Do czego to prowadzi, można było się przekonać w Wielkiej Brytanii. Wokół większych miast powstały tam no-go zone, czyli strefy, do których nie wpuszcza się obcych (zwłaszcza chrześcijan) ani sił porządkowych. W tych strefach obowiązują już islamskie prawa: zakaz spożywania alkoholu, nakaz noszenia odpowiedniej odzieży, obowiązek modlitw, postu w Ramadan itp.

A prawo państwowe ustępuje lokalnym zwyczajom, w tym prawu szariatu. Inaczej mówiąc: na terytorium państwa goszczącego powstają strefy niemal eksterytorialne. Wyroki wydają tam sądy szariackie, prawo przegrywa z islamską tradycją (dlatego w Wielkiej Brytanii i Niemczech mamy już małżeństwa poligamiczne), a porządku pilnują islamskie bojówki uzbrojone w noże czy meczety.

Etap czwarty polega na wyrzucaniu lokalnych mieszkańców z dzielnic zamieszkanych w większości przez muzułmanów. Polega to albo na utrudnianiu życia, albo na siłowym wręcz zmuszaniu do wyjazdu. Polak mieszkający w Birmingham i prowadzący tam z sukcesem sklep z alkoholem opowiadał mi, jak pewnego dnia przyszli do niego muzułmanie, powiedzieli, że teraz rządzi tutaj ich prawo, kazali mu zamknąć sklep i wynieść się wraz z rodziną z „ich terenu”. Grozili śmiercią jemu i jego najbliższym, jeśli nie posłucha. Oczywiście swój dom Polak mógł sprzedać tylko muzułmaninowi i za znacznie niższą od rynkowej cenę.

Etap piąty to wprowadzanie muzułmanów do wszelkich organizacji państwowych, samorządów, organów bezpieczeństwa itp. Tworzy to dualizm prawny, albowiem – jak pokazują doświadczenia Niemiec i Wielkiej Brytanii – islamiści w takich miejscach nie służą państwu, tylko swoim współwyznawcom. I tak muzułmanin przyłapany na gwałcie może liczyć na pełną bezkarność, jeśli śledztwo przeciwko niemu prowadzi inny wyznawca Allaha. Kobieta bita przez męża nie może liczyć na pomoc policji, jeśli patrol będzie się składał z muzułmanów. Wprawdzie patrol zobowiązany jest przestrzegać wytycznych państwowych i procedur, ale praktyka pokazuje, że zawsze lojalność wobec islamskiej tradycji bierze górę.

Etap ostatni (widzieliśmy w Iraku, a teraz widzimy w Syrii) to siłowe kolonizowanie terenu. Polega ono na zaprowadzeniu siłą islamskiego już porządku, w taki sposób aby na zajmowanej ziemi panował już jeden system prawny, ale… muzułmański. Polega on na zakazie prowadzenia innej aktywności religijnej poza islamską, zamykaniu świątyń innych religii, obkładaniu „niewiernych” specjalnym podatkiem, czyli dżizzą, przy czym dotyczy to tylko chrześcijan i Żydów. Wyznawcy pozostałych religii mają iść „pod nóż”, jeśli nie zechcą przyjąć islamu i podporządkować się jego tradycji.

Zła droga

Doświadczenie krajów zachodnich, głównie Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii pokazuje, że islamska kolonizacja przebiega zawsze w ten sam sposób, w który zaczęła przebiegać w Polsce. Trzy i cztery dekady temu konserwatywni Niemcy, Francuzi i Anglicy też dziwili się, że muzułmanie chcą w ich miastach budować meczety. Wtedy traktowali to jako „folklor”, a wszelkie przejawy sceptycyzmu wobec islamu i wszelkie formy braku zgody na coraz większe wpływy wyznawców Allaha – tak jak i przewidywania racjonalnych umysłów – tłumiła polityczna poprawność. Jesteśmy w tym samym momencie, w którym bogate państwa Zachodu były 40 lat temu. Czy zdążymy zawrócić z tej błędnej drogi?

Choroba X jako pretekst do utworzenia rządu światowego? – Alex Jones o globalnych planach

Choroba X jako pretekst do utworzenia rządu światowego? – Alex Jones o globalnych planach energetycznych

Źródło: Alex Jones; Infowars.com

DR IGNACY NOWOPOLSKI APR 15

W tej wybuchowej rozmowie Alex Jones i Tucker Carlson omawiają domniemane globalne plany rozszerzenia władzy za pomocą strategii pandemicznych. Jones, znany ze swoich ostrych i kontrowersyjnych wypowiedzi, szczegółowo opisuje, jak jego zdaniem na przestrzeni lat przygotowywano globalny system kontroli – pod przykrywką kryzysu zdrowotnego. Nawiązuje do oświadczeń i programów ONZ, WHO, Fundacji Rockefellera, Billa Gatesa i agencji rządowych USA i twierdzi, że pandemia jest częścią „scenariusza”. 

Alex Jones w rozmowie z Tuckerem Carlsonem – Transkrypcja 

Tak wiele z tego, co potrafię przewidzieć, nie jest tak naprawdę prognozą – sami to przyznają. ONZ mówi od 20 lat: wykorzystamy chorobę X do wprowadzenia globalnego systemu, globalnej cyfrowej waluty banku centralnego, globalnego wskaźnika zaufania społecznego, globalnego identyfikatora szczepień, który będzie używany jako globalny identyfikator internetowy, globalny identyfikator podatkowy.

To już oficjalne – Bill Gates, ONZ i wszystkie te najważniejsze organizacje przygotowują się do wdrożenia tych zmian. Mają Fundację Rockefellera z Operation Lockstep 2010, 2011, opisującą zamknięcie stadionów sportowych, zamykanie domów w odległości dwóch metrów od siebie, noszenie masek ze strachu.

Mam na myśli… A potem Bush – George W. – wprowadził to w programie BioShield, który został uchwalony w 2005 r., w ramach którego wysłano miliony zestawów do wszystkich, do Czerwonego Krzyża, z zachowaniem sześciu stóp dystansu, z maskami i tym wszystkim. Ale nie przeprowadzili ataków biologicznych, chociaż myślę, że mieli je załadowane i uzbrojone. Potem czekali do 2020 roku.

Tak więc po prostu trzeba im wierzyć na słowo. Po prostu płacisz — i robisz to, czego ja nie robię wystarczająco często — czyli słuchasz ludzi, z którymi się nie zgadzam, i starasz się uczciwie ocenić to, co mówią.

Mam na myśli, że… Fauci powiedział w zeszłym tygodniu: o wiele gorsza, o wiele wyższa zachorowalność, to dotyczy układu oddechowego, to nadchodzi. I masz Hoteza: Och, nie martw się, Trump będzie miał duży problem, który wróci do niego, by go prześladować. Zobaczymy, jak będzie próbował ponownie pobudzić gospodarkę.

A potem wiesz, potem dowiadujesz się: Fauci i wszyscy oni są powiązani z Obamą, a Chapel Hill i Karolina Północna – powodują COVID-19. To był wielki skandal w 2015 roku: nabycie funkcji, SARS. A potem przenoszą to do Wuhan – z tą wiarygodną możliwością zaprzeczenia. Więc jeśli chcą, mogą zrzucić winę na Chińczyków. Nie twierdzę, że Chińczycy są dobrzy. Chińczycy są okropni. Był to pewnego rodzaju projekt społeczny.

A potem to wypuszczają i mają tak zwaną szczepionkę – to jest mRNA. Mam na myśli, że całość jest bardzo dobrze zaplanowana.

A kiedy go tam widzisz leżącego: „Nie, senatorze Paul, mylisz się. Żadnego zysku na funkcji”. A we wszystkich jego e-mailach jest napisane: „To jest ulepszenie funkcji”. I organizuje publiczne sympozja, w których broni idei zysku na funkcjonalności. Mam na myśli, że on jest panem Wzmocnienia Funkcji. Gdyby był superbohaterem, to miałby po prostu funkcjonalne ulepszenie na klatce piersiowej i z tyłu peleryny. A potem mówi: „Nic o tym nie wiem”.

A mam na myśli, że ci goście traktują nas po prostu jak dzieci. I tak ciągle powtarzali: „Użyjemy wirusa. Będziemy szerzyć panikę, aby doprowadzić nasz światowy rząd do władzy”.

Pamiętam, jak Lou Dobbs z Judicial Watch w 2006 r. wnosił pozew o uzyskanie dokumentów od North American Union. I w nim spotykają się w Banff w Kanadzie i mówią: „Wykorzystamy załamanie się migracji spowodowane wirusem, który ogarnie Zachód, i wykorzystamy ten kryzys, aby uruchomić nowy Plan Marshalla. Wykorzystamy Chorobę X, aby — wiesz — w końcu zmusić świat do zaakceptowania tego rządu światowego”.

Więc ciągle snują plany. Masz wydarzenie 201. Ale publiczne. Publicznie.

Mają skąpą grę wojenną, 2025, 2028, która ukazała się kilka lat przed 2020 rokiem, i wirusową premierę, która jest faktycznie zaplanowana na lata 2020–2024. I staje się jasne, jak wszyscy to zrobią. Zawarte tam tweety odzwierciedlają to niemal dosłownie. Właśnie zmienili nazwę Spars na COVID-19.

Tak więc jest to plan. A potem, gdy już zostaną złapani, „Och, to nie jest plan ataku wirusowego. Och, to tylko gra wojenna”. Ale gra wojenna jest dokładnie taka sama jak sam atak – dlatego wszystkie mają formę scenariusza.

Pokorna postawa narcystycznego papieża

Pokorna postawa narcystycznego papieża

narcystyczny

Włoski filozof Luisella Scrosati skomentował pontyfikat Franciszka na LaNuovaBq.it (14 kwietnia). Główne punkty.

– Wizerunek Jorge Mario Bergoglio na wózku inwalidzkim, ubranego w białą koszulę z długimi rękawami, do połowy przykrytego poncho w paski, z rozczochranymi włosami i w czarnych spodniach, jest być może najbardziej wymownym wyrazem tego, jak on – i jego otoczenie – rozumieją papiestwo.

– Franciszek wykorzystał swój pontyfikat do promowania własnych idei i odsuwania na bok tych, których postrzega jako przeciwników jego osobistej agendy.

– Od 13 marca 2013 r. nie było miesiąca, w którym Franciszek nie próbowałby nagiąć papiestwa, by służyło jemu i jego ideom, czasem wyraźnie, czasem pośrednio. I nie tylko papiestwo: sprawiedliwość, doktryna, struktura Kościoła, wszystko zostało przekształcone, aby służyć projektowi i osobie Jorge Mario Bergoglio.

– To przedstawienie siebie jako prostego człowieka na wózku inwalidzkim w Bazylice Watykańskiej – czy to była jego decyzja, czy nie, to nie ma znaczenia – jest tylko logiczną konkluzją jednego z najbardziej narcystycznych papieży w historii Kościoła.

– Pod przykrywką Kościoła synodalnego, zdegenerowanego pasierba kolegialności soborowej, Franciszek stworzył najbardziej absolutystyczny pontyfikat w historii, depcząc kardynałów i biskupów, jakby byli niczym więcej niż podnóżkiem.

– Watykański ekspert Gian Franco Svidercoschi powiedział 2 kwietnia we włoskim programie telewizyjnym La Storia Siamo Noi, że “Kościół Franciszka stracił wiele, wiele, wiele autorytetu moralnego”: “Istnieją rzekome reformy lub zmiany, które wprowadził, a które rozbiły Kościół… Podczas gdy wcześniej istniał podział na szczycie, teraz istnieje podział wśród ludu Bożego”.

I Svidercoschi: “Przez ¾ jego pontyfikatu brakowało absolutu. Brakowało Boga”.

– Pragnienie Franciszka, by być w centrum uwagi, doprowadziło do przesłonięcia Boga i degradacji papiestwa, a ten nowy wyczyn polegający na publicznym pojawianiu się w “piżamie” jest tego kolejnym potwierdzeniem, po różnych dobrych porankach i dobrych wieczorach, występach w “Fazio”, drobnych żartach na temat sióstr zakonnych i rodziców mających dzieci jak króliki.

===========================================

W sprawie tego oto smutnego widoku…

babylonianempire/w-sprawie-tego-oto-smutnego-widoku

Data: 11 aprile 2025Author: Uczta Baltazara 0 Commenti

Jakiś czas temu portal Duc in altum pisał, że nigdy nie będziemy publikować zdjęć chorego papieża. Z szacunku dla Piotra i dla papiestwa. Dziś jednak nie mogę uniknąć refleksji nad tym, w jaki sposób Franciszek zdecydował się wczoraj pokazać publicznie w bazylice watykańskiej.

Widok jest niepokojący i –  jak zwykło się mawiać – mówi sam za siebie. Decydując się na kilkuminutowe udanie się do bazyliki, Franciszek doskonale wiedział, że napotka wiernych. Wiedzieli o tym również jego najbliżsi współpracownicy. Mimo to, popatrzcie, jak był ubrany.

Ktoś powie: ale taki właśnie jest Franciszek – papież prostoty i ubóstwa, papież, który nigdy nie przepadał za wystawnymi szatami. Tyle, że tutaj nie chodzi o wystawność. To jest kwestia godności Piotra. Jorge Mario Bergoglio może mieć swoje upodobania, ale w momencie, gdy staje się Piotrem, nie wolno mu deptać owej godności.

Jan Paweł II chorował przez długi czas i w ostatnich latach życia ujawniał wszystkim swój stan zdrowia, ale nigdy nie pojawił się publicznie bez poszanowania godności Piotrowej.

Na zdjęciach opublikowanych przez Watykan widać, że pielęgniarz Massimiliano Strappetti, który pcha wózek inwalidzki, w pewnym momencie zachęca jakieś dziecko, by podeszło i przywitało się z papieżem. Ale dziecko jest niepewne i w końcu mówi: „To nie jest papież”. Oto głos niewinności.

Przykro mi to mówić w odniesieniu do starego i chorego człowieka, ale wczoraj Bergoglio zadał kolejną ranę urzędowi papieża i papiestwu. A jeśli on sam nie jest już w stanie zdać sobie z tego sprawy, to ochroną jego godności powinni zająć się ludzie z jego otoczenia.

A Storm Brews over the Credibility of Climate Studies

A Storm Brews over the Credibility of Climate Studies

by Gary Isbell April 14, 2025 https://www.tfp.org/a-storm-brews-over-the-credibility-of-climate-studies/?PKG=TFPE3580

A Storm Brews over the Credibility of Climate Studies
A Storm Brews over the Credibility of Climate Studies

Objectivity gives credibility to scientific study. When scientific research is swayed by political agendas, both science and politics are compromised. Nowhere is this conflict of interest more apparent than in the realm of climate science.

For decades, climate activists have alternated between alarming scenarios of global cooling and global warming. When the weather refused to cooperate, they adopted the term climate change to encompass all possibilities.

The ever-changing field of climate science has shaped global policies, public perceptions and financial investments. However, few discuss the undisclosed conflicts of interest (COIs) that seriously undermine climate science’s credibility.

Indeed, many published climate reports and studies reveal non-governmental organizations (NGOs) funding or links to advocacy groups. Those involved in the studies generally fail to disclose crucial financial and non-financial connections.

A groundbreaking study by Jessica Weinkle et al. illustrates just how serious this problem is. An analysis of a substantial number of peer-reviewed articles examining the relationship between climate change and hurricane behavior revealed significant flaws in disclosure practices. None of the 331 authors analyzed reported any financial or non-financial conflicts of interest. This failure to report stands in stark contrast to other fields, such as biosciences, where conflict of interest disclosures range from 17 to 33 percent.

The study identified problematic affiliations among the authors, including undisclosed connections to climate risk analytics firms, financial institutions, and litigation advocacy groups. For example, one author who advised both a risk analytics firm and a financial company failed to disclose these conflicts. Such affiliations often influence the selection of research topics, methodologies, and interpretations of outcomes. This can lead to biased results that align more with the funders’ objectives than with the interests of science.

The study also expressed great concern about the effect of NGO funding. The data revealed that NGO-funded studies were significantly more likely to indicate a positive correlation between “climate change” and extreme weather events, such as hurricanes.

Such conclusions align with the strategic interests of these organizations, which often use these findings to enhance advocacy campaigns, influence policy and initiate climate litigation at taxpayers’ expense.

Other fields, such as medicine, have taken measures to prevent these issues. For example, the medical research establishment has implemented mandatory disclosures through mechanisms like the Physician Payments Sunshine Act.

However, climate science has not adopted similar measures despite its considerable influence on global policy, finance and energy decisions.

COIs do not inherently undermine the value of scientific research since many scientists produce reliable work despite these affiliations. However, disclosure is crucial for maintaining transparency, objectivity and public trust. Without full disclosure, it is hard to assess the credibility of the research or the neutrality of its conclusions.

Financial incentives, political stakes, and institutional affiliations tend to shape research outcomes. Criteria for assessing COI risks should include questions such as:

  • Do sponsors or researchers hold significant financial or political interests in the study’s outcome?
  • Do financial interests relate to carrying out impartial research?
  • Is the study open to manipulation that might yield desired results?

Without these disclosure measures, climate science appears highly vulnerable to bias. Radical eco-activists are all too ready to capitalize on skewed studies to promote their agenda.

The absence of rigorous COI policies impacts more than academic integrity. It can distort reality and change policies and practices in many other fields.

For instance, flawed science leads to exaggerated risk assessments, inflated insurance premiums, misguided carbon taxes and unnecessary energy restrictions. Litigation driven by selective climate research, commonly called “extreme event attribution,” poses financial and reputational risks for industries and governments.

Journals, professional organizations, and funding agencies should implement mandatory COI disclosure policies to enhance credibility in climate science.

Inspired by frameworks like the International Committee of Medical Journal Editors (ICMJE), these policies should include:

  • Financial Transparency: Authors must disclose all financial ties, including consulting fees, stock ownership and funding from advocacy groups.
  • Non-Financial Transparency: Relationships with NGOs, litigation-related activities or political affiliations must also be disclosed.
  • Centralized Databases: A centralized platform for maintaining COI disclosures across journals can reduce administrative burdens and ensure accessibility.

The study of the earth’s climate is an important field. However, it must limit itself to areas where it has competence and not stray into hidden political agendas. Embracing transparency will enhance the credibility of this research and generate realistic policies that will benefit the public.

Minnesota zaciąga hamulec bezpieczeństwa: szczepionki mRNA należy traktować jako broń biologiczną

Minnesota zaciąga hamulec bezpieczeństwa: szczepionki mRNA należy traktować jako broń biologiczną

Źródło: minnesota-zieht-die-notbremse-mrna-impfstoffe-sollen-als-biowaffen-gelten

Stąd: Breaking-mrna-mrna-bioweapons-prohibition

DR IGNACY NOWOPOLSKI APR 15

Podczas gdy rządy i służby zdrowia na całym świecie nadal wspierają eksperymentalną technologię mRNA, amerykański stan Minnesota podejmuje radykalny, ale zdaniem wielu obserwatorów, od dawna oczekiwany krok: nowy projekt ustawy , „mRNA Bioneapons Prohibition Act”, ma na celu sklasyfikowanie zastrzyków mRNA – zwłaszcza szczepionek przeciwko COVID-19 – jako broni masowego rażenia i zakazanie ich w tym stanie .

To, co media i technokraci odruchowo odrzucają jako „skrajne” lub „teorie spiskowe”, po bliższym przyjrzeniu się okazuje się być wysoce wybuchową logiką, konieczną zarówno z medycznego, jak i demokratycznego punktu widzenia .

Terapia genowa pod fałszywą flagą: szczepionka czy interwencja genetyczna?

Pomimo wszystkich kampanii PR i języka, jedno jest jasne: tzw. szczepionki mRNA nie są klasycznymi szczepionkami, ale formą terapii genowej , która powoduje, że komórki same produkują składniki wirusa – w nadziei na uzyskanie odpowiedzi immunologicznej.

Tę technologię szybko udostępniono miliardom ludzi bez przeprowadzania długoterminowych testów bezpieczeństwa, co pociągnęło za sobą dramatyczne konsekwencje:

  • Nagłe problemy z sercem u nastolatków,
  • niewyjaśniona nadmierna śmiertelność,
  • Zaburzenia cyklu, uszkodzenia neurologiczne i
  • drastyczny wzrost problemów z płodnością.

Jednak zamiast przejrzystości, świat doświadczył niespotykanej dotąd cenzury krytyków , agresywnej kampanii reklamowej wykorzystującej pieniądze podatników – i rekordowych zysków Pfizera, Moderny i spółki.

Projekt ustawy: Zakaz wstrzykiwania syntetycznych genów

Przepisy wprowadzone w Minnesocie brzmią jak prawne rozliczenie z przemysłem mRNA:

  • Klasyfikuje ona iniekcje mRNA, modyfikowany informacyjny RNA, terapie inżynierii genetycznej i produkty nanotechnologiczne jako potencjalnie niebezpieczną broń biologiczną.
  • Ich posiadanie, dystrybucja i produkcja powinny być karane – zgodnie z przepisami, które są normalnie stosowane do środków bojowych lub broni terrorystycznej.
  • Urzędnicy, którzy nie egzekwują tych przepisów , również mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności.
  • Obywatele państwa mogą pozwać władze, jeśli odmawiają one wypełniania swoich obowiązków – jest to rzadki, wyraźny sygnał świadczący o współudziale instytucji w przestępczości farmaceutycznej.

Big Pharma: Zysk zamiast zapobiegania

Nie jest przypadkiem, że ten krok następuje właśnie teraz. Coraz więcej dowodów wskazuje na to, że pandemia została wywołana nie tylko przez politykę zdrowotną, ale także przez czynniki ekonomiczne :

  • Miliardy zysków z zatwierdzeń awaryjnych,
  • Tajne traktaty z państwami za zamkniętymi drzwiami,
  • Zastrzeżenie dotyczące wszystkich skutków ubocznych.

Przemysł farmaceutyczny uwolnił się od kontroli demokratycznej w niespotykanym dotąd stopniu – za sprawą posłusznych rządów, organizacji pozarządowych i firm medialnych.

Minnesota próbuje teraz przełamać tę strukturę – dając ludziom, a nie akcjonariuszom, kontrolę nad ich własnymi ciałami.

Precedens dla innych państw?

Oczywiście, ustawa ta spotyka się z ogromnym oporem ze strony grup lobbingowych, władz federalnych, instytucji powiązanych ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO) i głównych mediów. Oskarżenie: „antynaukowe”, „niebezpieczne”, „populistyczne”.

Ale to jest właśnie centralny konflikt naszych czasów: Komu służy nauka? Ludzie czy korporacje?
Jak długo technologię można nazywać „bezpieczną”, jeśli jej długoterminowe konsekwencje są zupełnie nieznane?

Wnioski: Odważny krok przeciwko toksycznemu systemowi

Minnesota pokazuje, że nie wszystkie rządy pozwalają sobie na bycie przedłużeniem przemysłu farmaceutycznego. Klasyfikacja zastrzyków mRNA jako potencjalnej broni biologicznej może wydawać się drastyczna – jest jednak wyrazem uzasadnionej obawy:
nie mamy do czynienia ze zbawcami, lecz biologicznymi końmi trojańskimi.

Ludzie mają prawo do integralności fizycznej, do świadomej zgody – i do praw, które chronią ich przed bio-politycznym nadużyciem władzy . Jeśli to wymaga zakazu, to zakaz ten nie jest radykalny, lecz konieczny.

Minnesota dała początek temu wydarzeniu. Kto następny?

Bangladesz przywraca w paszportach zakaz podróży do Izraela

zmianynaziemi.pl

Bangladesz przywraca zakaz podróży do Izraela w paszportach


Bangladesz oficjalnie przywrócił kontrowersyjną adnotację „Ważny we wszystkich krajach oprócz Izraela” w swoich paszportach, co formalnie zabrania obywatelom tego państwa podróżowania do Izraela. Decyzja ta, ogłoszona 13 kwietnia 2025 roku, jest bezpośrednią odpowiedzią na masowe protesty społeczne związane z konfliktem w Strefie Gazy i stanowi znaczący zwrot w polityce paszportowej kraju.

Przywrócenie klauzuli wykluczającej Izrael nastąpiło zaledwie cztery lata po jej usunięciu. W maju 2021 roku ówczesny rząd Bangladeszu, kierowany przez premier Sheikh Hasinę, zdecydował się na usunięcie tej adnotacji z nowo wprowadzanych e-paszportów, argumentując tę decyzję koniecznością dostosowania dokumentów do międzynarodowych standardów i regulacji Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO).

Chociaż usunięcie klauzuli w 2021 roku nie oznaczało zmiany polityki Bangladeszu wobec Izraela – kraj nadal nie uznawał państwa izraelskiego i utrzymywał formalny zakaz podróży dla swoich obywateli – decyzja ta wywołała wówczas kontrowersje. Minister spraw zagranicznych AK Abdul Momen zapewniał wtedy, że zmiana ma charakter wyłącznie techniczny i nie wpływa na stanowisko Bangladeszu w kwestii konfliktu izraelsko-palestyńskiego.

Tegoroczna decyzja o przywróceniu adnotacji została podjęta w zupełnie innym kontekście politycznym. Po upadku rządu Sheikh Hasiny w sierpniu 2024 roku, będącym skutkiem masowych protestów studenckich, władzę w kraju przejął rząd tymczasowy pod przewodnictwem laureata Pokojowej Nagrody Nobla, Muhammada Yunusa. Nowe władze wydały dyrektywę w sprawie przywrócenia klauzuli 7 kwietnia 2025 roku, a oficjalnie ogłosiły ją sześć dni później.

Bezpośrednim powodem tej decyzji były nasilające się w Bangladeszu protesty związane z sytuacją w Strefie Gazy. Tysiące demonstrantów wyszło na ulice Daki, stolicy kraju, gromadząc się głównie w Suhrawardy Udyan w pobliżu Uniwersytetu w Dace. Protestujący wznosili hasła wzywające do „Wolnej Palestyny” i wyrażali swój sprzeciw wobec polityki Izraela. Demonstracje nie zawsze miały pokojowy charakter – według doniesień medialnych co najmniej 72 osoby zostały aresztowane po eskalacji przemocy podczas tych protestów.

Bangladesz, jako państwo z przeważającą większością muzułmańską, tradycyjnie wspiera sprawę palestyńską i opowiada się za istnieniem niezależnego państwa Palestyny. Kraj ten nigdy nie nawiązał stosunków dyplomatycznych z Izraelem, a adnotacja w paszportach była jednym z widocznych przejawów tej polityki przez dekady.

Przywrócenie klauzuli „Ważny we wszystkich krajach oprócz Izraela” jest postrzegane w Bangladeszu jako wyraz solidarności z Palestyńczykami. Dla władz izraelskich może to być interpretowane jako krok wstecz w potencjalnym rozwoju stosunków między krajami, choć biorąc pod uwagę napięcia na Bliskim Wschodzie, nawiązanie takich relacji wydawało się już wcześniej mało prawdopodobne.

Decyzja rządu tymczasowego Bangladeszu odzwierciedla szerszą tendencję, w której polityka wewnętrzna i presja społeczna mogą bezpośrednio wpływać na decyzje dotyczące polityki zagranicznej. Przywrócenie adnotacji można również interpretować jako próbę legitymizacji nowego rządu poprzez podkreślenie jego zaangażowania w sprawy cieszące się szerokim poparciem społecznym.

Na dzień 14 kwietnia 2025 roku, wszystkie nowo wydawane paszporty bangladeskie ponownie zawierają adnotację wykluczającą Izrael, co formalnie zabrania obywatelom Bangladeszu podróżowania do tego kraju. Decyzja ta jest zgodna z historycznym stanowiskiem Bangladeszu i podkreśla znaczenie kwestii palestyńskiej w polityce zagranicznej kraju.

Prof. Kowalczak: Traktują zmiany klimatyczne jak quasi-religię! A są zwykłe przepowiednie [kłamców i niedouków]

Prof. Kowalczak: Traktują zmiany klimatyczne jak quasi-religię! To są zwykłe przepowiednie [kłamców i niedouków]

14.04.2025 nczas/prof-kowalczak-traktuja-zmiany-klimatyczne-jak-religie-to-sa-zwykle-przepowiednie

piotr kowalczak
Piotr Kowalczak / fot. Rumble / Tomasz Sommer

Piotr Kowalczak podczas XVI Konferencji Prawicy Wolnościowej mówił o kłamstwie klimatycznym. Wyjaśnił m.in., w jaki IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu) przekłamuje i niszczy naukę o klimacie a także ujawnił, że osoby związane z tą organizacją wprost traktują swoje przepowiednie jako pseudoreligijną doktrynę.

Prelegent wyjaśnił, że jest tylko „prawdziwa nauka”, zaś klimatyści „uważają, że są różne nauki”.

– Nauka się składa z dobrze przygotowanych danych wyjściowych, dobrej metodyki, sprawdzalnej metodyki […]. I wtedy, jeżeli jeszcze można to w różny sposób rozpracowywać, wskazać źródła, wskazać sposób budowy modelu, itd., wtedy mamy do czynienia z nauką – powiedział Piotr Kowalczak.

– A jeżeli tworzy się takie rzeczy, jak np. IPCC, to są zwykłe przepowiednie – podkreślił.

– Oni od samego początku byli atakowani o metodykę itd.. I stwierdzili, że rzeczywiście nie można tego nazywać prognozami. Stąd to, co tworzą, żeby nie używać słowa „przepowiednia”, to używają pojęcia „scenariusz”. To nic nie mówi. Ładnie brzmi – stwierdził.

Następnie odniósł się do samego IPCC.

Ten obszar, na którym było oddziaływanie IPCC gwałtownie się zmniejsza. Poza tym, że pewne kraje już w ogóle wystąpiły z tego, niektóre kraje wprost oficjalnie twierdzą, że wychodzą ze sfery IPCC, na przykład ostatnio Słowacja. Ale również wśród krajów, które niby jeszcze siedzą w tym nurcie, widać takie odstępstwa, propozycje odstępstw od wdrożenia pewnych idei IPCC. Co też świadczy, że pozycje naszych oponentów są coraz słabsze – zauważył Piotr Kowalczak.

– Religia. Takim spojrzeniem wszystkich wyznawców ocieplenia na świecie, znaczy – tych zmian klimatycznych, jest to, że traktują to jako religię. Nie ma prawa poprawiać nikt. Jak jest rzeczywiście jakieś takie bardzo fachowe podcięcie tematu, to wówczas zaproponowali coś takiego jak konsensus. Przeprowadzono ankiety. Dokładnie opisałem to w książce. To jest wszystko też nie tak, niezgodnie z metodyką. Tak się rozpędzili, że na liście “przeciwników mojego sposobu myślenia” znaleźli się najbardziej wybitni klimatolodzy na świecie, którzy akurat też stwierdzą tak samo jak ja, że to, co robi IPCC jest szaleństwem – kontynuował Kowalczak.

– Poza tym takie twierdzenie, kwestia dotyczące ocieplenia globalnego przedstawione są nieomal z religijną żarliwością, zwykle odwrotnie proporcjonalnie do formalnej wiedzy dyskutanta. Ale to jest tradycja IPCC – podkreślił.

– Najdłużej trzymający władzę w IPCC przewodniczący Ryena Kuman-Pachuri był z wykształcenia inżynierem kolejowym. Poza tym te całe towarzystwo jest bez przerwy nękane jakimiś klęskami kadrowymi. Ludzie, którzy na początku byli wyznawcami tej pseudo-religii, nagle potem gwałtownie zrywają i potem w atmosferze awantury kontakty z tą organizacją. To wszystko w szczegółach jest u mnie w książce – wyjaśnił.

– Wychowałem się na bajkach Andersena. Właśnie sytuacja wokół IPCC przypomina mi najbardziej baśń Christiana Andersena „Nowe Szaty Króla”. Dzięki IPCC zachowała aktualność do dzisiaj. Po prostu w dobrze wychowanym środowisku naukowym, na uczelni nie wypada mówić inaczej jak “główny nurt”, bo wszelkie inne odstępstwa w sposobie prezentowania problemu są traktowane jako „gość się nie zna na temacie”. A to najbardziej łagodne. W innych przypadkach można stracić pracę. Znam przykłady ludzi, którzy stracili pracę wskutek tego, że różnili się poglądami od oficjalnych – zauważył Kowalczak.

Następnie ocenił, że „największa tragedia spotkała w tym momencie tych starych pracowników naukowych, klimatologów”.

– Klimatologia jest tak samo żmudna, jak ta archeologia, którą przed chwilą prezentowano. Żeby dojść do jakiegoś rozwiązania, trzeba przekopać się przez tysiące danych. Trzeba to zweryfikować. Coś niesamowitego. Pracowałem na początku swojej kariery przez kilka tygodni w zespole klimatologów i to mi tak obrzydziło to towarzystwo. siedzenie w papierach, a też nie było komputerów, że no, powiedziałem, że „już nigdy się tym w życiu nie zajmę” – zażartował.

– No i tutaj proszę spojrzeć na ten cytat Tim Ball, to jest profesor z Uniwersytetu Unipec, pogrubionym tekstem przedstawia, jest to tekst pełen goryczy, przedstawiający zaangażowanie człowieka w zawód, który poświęcił całe życie i na samym końcu następuje tragedia, bo to wszystko, co mówił, jest nieważne – mówił dalej Piotr Kowalczak.

„Patrzyłem, jak moja wybrana dyscyplina, klimatologia – została porwana i wykorzystana w służbie politycznej agendy, obserwowałem jak ludzie, którzy wiedzieli niewiele lub nic, wkraczają do walki i obserwowałem jak naukowcy angażują się z powodów politycznych lub finansowych – chętnych do zepsucia nauki z przynajmniej , zignoruj to co naprawdę się działo. Opowieść jest czymś więcej niż smutną historią, ponieważ cofnęła klimatologię o trzydzieści lat i naruszyła wiarygodność nauki w ogóle” – napisano na prezentacji.

– Powstają jakieś nowe teorie, które łamią dotychczasowe doświadczenia, dotychczasowe wyniki badań – kontynuował.

– Ocena zjawiska tego wchodzenia tego IPCC tak agresywnie w pracę klimatologów oceniła pani Judith Curry. To jest pani, która jest profesorem na Uniwersytecie Stanforda i ona stwierdziła wprost, że tracimy pokolenie klimatologów. Jest taki rodzaj przekupstwa. „Jestem młodym pracownikiem, jeżeli będę grzeczny, uległy, to zrobię karierę, staże, wyjazdy i tak dalej. Jeżeli będę młody, krnąbrny, to wiadomo, los jest z góry opisany”. Tu się odbywa to w komplecie nie tylko, że to walka z indywidualnością pracownika, tylko walka z poglądami pracownika. W nauce to nie powinno mieć miejsca – stwierdził Piotr Kowalczak.

– No i poza tym zachowanie poprawności w dziedzinie rozmyślań o klimacie jest wyrazem europejskości w Europie. Gdzie indziej do tego podchodzi się w całkowicie inny sposób. W każdym razie mniej egzotycznie. Tyle o zasadach, raczej ich braku, w pracach IPCC – podsumował.

“Wojna między Rosją a Ukrainą to wojna Bidena, nie moja” – oświadczył Donald Trump.

Trump: Wojna na Ukrainie to nie moja wojna

14.04.2025 https://www.tysol.pl/a138716-trump-wojna-na-ukrainie-to-nie-moja-wojna

“Wojna między Rosją a Ukrainą to wojna Bidena, nie moja” – oświadczył w poniedziałek prezydent USA Donald Trump.

Donald Trump  Trump: Wojna na Ukrainie to nie moja wojna

Donald Trump

Trump o wojnie na Ukrainie

Donald Trump opublikował swoje oświadczenie za pośrednictwem portalu Truth Social. Jak stwierdził, wojna na Ukrainie to “wojna Bidena”, a nie jego. “Dopiero co tu trafiłem i przez cztery lata mojej kadencji nie miałem problemu z jej zapobieżeniem. Prezydent Putin i wszyscy inni szanowali waszego prezydenta!” – stwierdził.

NIE MIAŁEM NIC WSPÓLNEGO Z TĄ WOJNĄ, ALE PRACUJĘ CIĘŻKO, ABY ZATRZYMAĆ ŚMIERĆ I ZNISZCZENIE!

Zdaniem Trumpa, gdyby nie “sfałszowane wybory prezydenckie w 2020 roku”, to do wojny na Ukrainie by nie doszło.

Prezydent Zełenski i skorumpowany Joe Biden wykonali absolutnie okropną robotę, pozwalając na rozpoczęcie tej farsy. Było tak wiele sposobów, aby zapobiec jej rozpoczęciu. Ale to przeszłość. Teraz musimy ją ZATRZYMAĆ, I TO SZYBKO. TAKIE SMUTNE! -dodał.

III RP; przygotowanie do oczyszczania kraju z globalistów – satanistów

III RP; przygotowanie do oczyszczania kraju z globalistów

Socjalistyczna trójca: proletariacki i narodowy socjalizm, oraz globalizm

DR IGNACY NOWOPOLSKI APR 14

Pomimo, że do niektórych obywateli III RP zaczyna powoli docierać świadomość, że unia, będąca de facto emanacją globalizmu, nie jest aż tak „zbawienna” dla Polski i Polaków, jak to przedstawia masowa propaganda medialna, to jednak dalej nie pojmują oni samej natury tego systemu i konsekwencji z niej wypływających.

Tymczasem działania administracji Trumpa, bez względu jak bardzo lub mało efektywne, oznaczają faktyczny koniec globalizmu.

W całej historii europejskiej cywilizacji, a zapewne też światowej, było wiele systemów politycznych, jednakowoż tylko trzy: komunizm (proletariacki socjalizm), hitleryzm (nazizm, narodowy socjalizm), globalizm mienią się być systemami u fundamentu których plasuje się satanizm.

Nie bez przyczyny, twórcami i przywódcami tych systemów byli przedstawiciele szatańskiego plemienia: Hitler (już nawet genetycznie udowodniono związek krwi z judaistami), Lenin, Stalin (nieślubny syn Gruzinki i żydowskiego kupca), izraelski pederasta Yuval Noah Harari (https://en.wikipedia.org/wiki/Yuval_Noah_Harari), a nawet Führer banderowców, błazen Zełenski!

Dlatego też, Trybunał Norymberski przyjął zasadę, że każdy nazista jest „z prawnej definicji”, przestępcą. To, że większość z nich uniknęła stryczka był jedynie spowodowany faktem, że dwu pozostałych zbrodniarzy bolszewickie Sowiety i globalistyczni Anglosasi (USA, UK), znajdowali się pod drugiej stronie sędziowskiej ławy. Natomiast tym razem już nie będą i odbiorą swoją należną porcję „nagrody”!

Stąd też, mówi się o ustanowieniu Norymbergi 2, bez której nie może być prawdziwego oczyszczenia Ludzkości.

Pogląd ten staje się coraz bardziej popularny wśród autentycznych (choć ciągle niewielkich) zachodnich elit.

III RP autentycznych elit nie posiada, a jedynie globalistyczną szumowinę w okupacyjnych władzach, wysokim cyrku, itd.

Oczywiście, nie wszyscy w tzw. „instytucjach gremialnych”, takich jak „cyrk na wiejskiej”, są globalistami, a jedynie ci, którzy dzierżą w III RP władzę obecnie, lub dzierżyli ją poprzednio.

Opozycja taka, jak Konfederacja nie jest jak dotąd splamiona kolaboracją z szatanem.

Natomiast ci, którzy są współodpowiedzialni za zbrodnie globalizmu w Polsce, muszą być jasno zidentyfikowani i nakazani w Krajowym Trybunale, lub Norymbergi 2. To, że są oni winni, wiadomo już z prawnej definicji.

Bez klarownego zrozumienia tych reguł prawa karnego, żadnej sanacji w Polsce nie będzie, ze wszystkimi tego faktu katastrofalnymi konsekwencjami. Tak więc do dzieła, ci, którzy ciągle jeszcze w Polsce pojmują różnicę pomiędzy DOBREM a ZŁEM. W przeciwnym razie celem polskiej pielgrzymki na Ziemi będą bramy piekielne!

“Protest ludzi lasu”. Leśnicy, drzewiarze i myśliwi przyjadą do stolicy

“Protest ludzi lasu”. Leśnicy, drzewiarze i myśliwi przyjadą do stolicy

14.04.2025 https://www.tysol.pl/a138671-protest-ludzi-lasu-lesnicy-drzewiarze-i-mysliwi-przyjada-do-stolicy

Sztab Protestacyjny Leśnych Związków Zawodowych wraz z organizacją Protest Branży Drzewnej organizuje 25 kwietnia protest w Warszawie.

/ fot. Krajowa Sekcja Pracowników Leśnictwa NSZZ “Solidarność”

Leśnicy, myśliwi, rolnicy i drzewiarze zgromadzą się o godzinie 11:00 w parku przed Ministerstwem Klimatu i Środowiska, a później przemaszerują pod budynek Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. 

– Dziś w obliczu nieprzemyślanych i szkodliwych decyzji Ministerstwa Klimatu i Środowiska, które zapadają bez rozmów z tymi, którzy znają lasy najlepiej, chcemy się spotkać – pokojowo, wspólnie, z troską, by pokazać, że zależy nam na lasach i że zrównoważona gospodarka leśna to nie pusty slogan, lecz mądra i sprawdzona droga troski – o przyrodę, ludzi i przyszłe pokolenia – tłumaczą organizatorzy. 

“Troska o przyszłość naszych lasów”

Do udziału w proteście zapraszają wszystkich, którym las nie jest obojętny. Nie tylko leśników i pracowników Zakładów Usług Leśnych, ale również naukowców, studentów, właścicieli lasów prywatnych, przedsiębiorców, pracowników tartaków, przemysłu drzewnego, papierniczego, myśliwych, zatrudnionych w parkach narodowych czy przy transporcie drewna. 

– Jeśli kochasz lasy, chcesz, by nasze dzieci i wnuki mogły z nich korzystać; wierzysz, że las to przyroda, ale także miejsca pracy, kultury i wspólnoty; widzisz wartość w odpowiedzialnym gospodarowaniu, a nie pustych hasłach – Przyjdź! To miejsce również dla tych, którzy dopiero szukają swojej opinii. Nie musisz wiedzieć wszystkiego ani mieć gotowych odpowiedzi. Wystarczy, że chcesz porozmawiać i być częścią wspólnej troski o przyszłość naszych lasów – zachęcają. 

  • Autor: oprac. Marcin Krzeszowiec,kor.
  • Źródło: Krajowa Sekcja Pracowników Leśnictwa

Niemcy ogłaszają, że będą odsyłać osoby ubiegające się o azyl na swoich granicach w ramach „ofensywy repatriacyjnej”

Daily Mail 12 kwietnia 2025 r.: Niemcy ogłaszają, że będą odsyłać osoby ubiegające się o azyl na swoich granicach w ramach „ofensywy repatriacyjnej”

Po raz pierwszy w historii antyimigracyjna partia AfD zajmuje pierwsze miejsce w sondażach opinii publicznej w kraju

DR IGNACY NOWOPOLSKI APR 14
Niemiecki rząd koalicyjny: (LR) premier Bawarii Markus Soeder, przewodniczący partii i frakcji Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) Friedrich Merz, współprzewodniczący Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) Lars Klingbeil i współprzewodnicząca SPD Saskia Esken

Przyszły rząd Niemiec złożony z konserwatystów i centrolewicowych socjaldemokratów uzgodnił szereg środków mających na celu ograniczenie nielegalnej migracji, w tym odmowę wjazdu osobom ubiegającym się o azyl, umożliwienie deportacji do Syrii i zawieszenie łączenia rodzin.

Jak czytamy w dokumencie, osobom ubiegającym się o azyl odmawiać się będzie wjazdu na wszystkich granicach Niemiec , a polityka „turbo-naturalizacji” – umożliwiająca niektórym imigrantom uzyskanie obywatelstwa już po trzech latach pobytu – zostanie zniesiona.

Partie chcą zawiesić na dwa lata program łączenia rodzin dla osób posiadających tzw. status ochrony uzupełniającej i zakończyć wszystkie federalne programy przyjmowania uchodźców.

Zgodnie z dokumentem umowy koalicyjnej rząd koalicyjny, na którego czele stanie przyszły kanclerz Friedrich Merz z konserwatywnego bloku CDU/CSU, rozpocznie także deportacje migrantów do Syrii i Afganistanu .

W porozumieniu stwierdzono, że program deportacji rozpocznie się od usuwania przestępców i osób potencjalnie niebezpiecznych.

Proponowane represje są konsekwencją zaciętej rywalizacji wyborczej , w której migracja była kluczowym tematem ze względu na wzrost znaczenia skrajnej prawicy i kilka głośnych ataków migrantów.

Wczoraj konserwatywny blok CDU/CSU Merza zawarł koalicję z socjaldemokratami (SPD), a skrajnie prawicowa partia AfD po raz pierwszy w historii zajęła pierwsze miejsce w dużym sondażu, co jest oznaką rosnącego niezadowolenia z głównych partii.

Według sondażu Instytutu Ipsos, poparcie dla CDU/CSU, która wygrała wybory 23 lutego, spadło o pięć punktów procentowych do 24%, podczas gdy Alternatywa dla Niemiec (AfD) zyskała trzy punkty procentowe i osiągnęła 25%.

AfD zajęła drugie miejsce w wyborach, co jest najlepszym wynikiem partii “skrajnie prawicowej” od czasów II wojny światowej.

Jego silne poparcie w sondażach jest porażką konserwatywnego sojuszu Merza, który chciał odzyskać wyborców od partii.

Sondaż Ipsos wykazał, że poparcie dla Socjaldemokratów (SPD) ustępującego kanclerza Olafa Scholza pozostało na niezmienionym poziomie 15%.

Liderka AfD Alice Weidel pochwaliła przełom swojej partii w sondażach w poście na X. „Ludzie chcą zmian politycznych, a nie «zwykłej» koalicji CDU/CSU i SPD” – napisała.

Na razie jednak AfD została odsunięta od władzy przez te partie.

Merz i jego nowy rząd najprawdopodobniej obejmą władzę na początku maja, a porozumienie między jego konserwatystami a SPD będzie zwieńczeniem tygodniowych targów między tymi dwiema grupami.

Oprócz twardego stanowiska w sprawie migracji, koalicja ma na celu ożywienie wzrostu w największej gospodarce Europy w momencie, gdy prezydent USA Donald Trump wydaje się być gotowy do wywołania globalnej wojny handlowej.

Podczas konferencji prasowej z partnerami koalicyjnymi Merz skierował wiadomość do Białego Domu w języku angielskim.

„Kluczowym przesłaniem dla Donalda Trumpa jest to, że Niemcy wracają na właściwe tory” – powiedział, obiecując zwiększenie wydatków na obronę i poprawę konkurencyjności gospodarki.

Wojna celna czy koniec globalizacji?

Wojna celna czy koniec globalizacji?

Data: 13 aprile 2025Author: Uczta Baltazara INFO: https://italiaeilmondo.com/2025/04/12/guerra-dei-dazi-di-michele-rallo/

Co się dzieje?Krach na rynkach?Recesja?Planetarna wojna handlowa?

Pomijając aroganckie zachowania Donalda Trumpa, propagandową buńczuczność i wreszcie niewłaściwą politykę komunikacyjną, odpowiedź brzmi NIE. Całkiem zwyczajnie, mamy do czynienia ze zmianą kierunku – radykalną, ekstremalną, o 180 stopni – amerykańskiej polityki gospodarczej oraz spazmatyczną reakcją przegrywających: przede wszystkim w samych Stanach Zjednoczonych, a następnie w reszcie świata.

Kim są przegrywający?Są nimi tzw. „rynki”, lub raczej duże międzynarodowe korporacje, które zdominowały rynki i które za rynkami się kamuflują i ukrywają. To przede wszystkim one zostaną ukarane przez cła Trumpa, ponieważ od tej pory nie będą mogły już więcej oddawać się swojej ulubionej zabawie: „delokalizacji”, czyli produkowaniu w Chinach lub krajach Trzeciego Świata przy śmiesznie niskich kosztach, a następnie sprzedawaniu gotowych produktów na rynku amerykańskim po cenach niebotycznie wyśrubowanych – nie tylko osiągając oszałamiające zyski, ale także powodując efekt uboczny w postaci powalania małych firm na kolana, nie będących w stanie konkurować z „chińskimi” kosztami produkcji.

Kiedy gazety i serwisy informacyjne mówią nam, że w tym i tym dniu biliony dolarów wyparowały z giełd, nie jest to wcale prawdą, ponieważ pieniądze nie „parują”, nie znikają, nie ulegają zniszczeniu. Zmieniają tylko właściciela. To, co ktoś traci, ktoś inny zyskuje. W szczególności, to głównie duże międzynarodowe korporacje z nałogiem relokacji straciły pieniądze poprzez deprecjację ich akcji. Pieniądze te zostały jednak w tym samym czasie pozyskane przez kogoś innego, na przykład poprzez zakup tychże samych akcji po korzystnych, a niekiedy bardzo korzystnych cenach, z konkretnymi perspektywami przyszłych (i znacznych) zysków. W grze rynków, „czarny dzień” dla kogoś prawie zawsze odpowiada „pomyślnemu dniu” dla kogoś innego.

Abstrahując jednak od kwestii niewyparowanych miliardów, to, co zapoczątkował Trump, jest zmianą o gigantycznych proporcjach, z pewnością pozytywną, ogromnie pozytywną. Naturalnie patrząc perspektywicznie, z zastrzeżeniem nieuniknionych negatywnych reperkusji krótkoterminowych. Podobnie, pozytywne tego skutki mogą być również w Europie, jeśli i w Europie, zamiast funkcjonować jak pudło rezonansowe dla żalów „rynków”, znajdzie się odwagę, by dokonać radykalnej zmiany kursu; jeszcze lepiej, jeśli zrezygnuje się z niektórych idiotycznych „reform” i powróci do współpracy gospodarczej z Rosją.

Ale na czym, poza środkami warunkowymi, polega zmiana Trumpa? – Krótko mówiąc, na odrzuceniu globalizacji i powrocie do starego i wypróbowanego protekcjonizmu. Oznacza to wyrzucenie za burtę całej amerykańskiej historii XX wieku i pierwszych dekad XXI wieku i powrót do głębokiej Ameryki XIX wieku, z (rosnącym) bogactwem, które rozlewało się na ludzi, a nie było zarezerwowane wyłącznie dla wielkiego kapitału spekulacyjnego, jak stało się później za sprawą globalizacji.

To wielki anglosaski kapitał spekulacyjny – co więcej, z siedzibą w Londynie, a nie w Waszyngtonie – doprowadził do końca amerykańskiego protekcjonizmu; a także do ustanowienia polityki „wolności handlu”, która zubożyła naród amerykański i wzbogaciła wielkie międzynarodowe korporacje oraz wielki kapitał. I to zawsze w imię „wolności handlu” Ameryka podjęła dwie wojny światowe, oraz kolejne, które po nich nastąpiły (ostatnio tę zakamuflowaną jako wojna rosyjsko-ukraińska) pod – kłamliwym – pretekstem chęci eksportu anglosaskiej demokracji do wszystkich zakątków globu ziemskiego.

Pamiętacie „Czternaście Punktów” https://en.wikipedia.org/wiki/Fourteen_Points, za pomocą których prezydent Wilson podyktował zasady, jakim miał podlegać świat po pierwszej wojnie światowej? – W szczególności, trzeci z owych punktów, który stwierdza: „Zniesienie, w największym możliwym stopniu, wszelkich barier gospodarczych i ustanowienie równych warunków handlu dla wszystkich narodów, które zgadzają się na pokój i stowarzyszają się w celu jego utrzymania.”  Był to manifest globalizacji ante litteramwytrych, który miał pozwolić anglo-amerykańskiej finansjerze na inwazję na świat za pomocą jej „handlowych” oraz finansowych machinacji. I nie dla dobra narodu amerykańskiego, ale dla własnego zysku, to znaczy dla zysku owego bardzo wąskiego kręgu macherów i spekulantów, którzy za sznurki światowego „handlu” pociągali tak wczoraj, jak i dziś.

Oczywiście, na krótką metę trudno jest ogarnąć skalę protekcjonistycznej rewolucji, która stawia właśnie pierwsze kroki. To, co się wyłania, to „wojna celna” z jej bezpośrednimi konsekwencjami dla gospodarek innych krajów. Aż do momentu, gdy inne kraje – poczynając od naszego własnego – zdadzą sobie sprawę, że powrót do protekcjonizmu z pewnością byłby dobry także dla nich. Że dobrze i słusznie byłoby przekazać owoce rozwoju gospodarczego własnym społeczeństwom, a nie pozwalać na to, by korzystali z nich znani potentaci należący do korporacji międzynarodowych oraz finansjery.

Przypominam, że taryfy celne istniały zawsze: jako instrument ochrony produkcji gospodarczej państw (dawniej także poszczególnych gmin) przed konkurencją ze strony innych krajów. Były instrumentem obrony interesów narodowych. Ich stopniowe osłabianie szło w parze z osłabianiem obrony interesów narodowych, na rzecz bardzo wąskiego kręgu macherów hiperkapitalizmu pasożytniczego.

Dlatego racjonalna rewaloryzacja ceł, ze szkodą dla wysokiej finansjery, będzie mile widziana, pod warunkiem, że taka rewaloryzacja nie będzie dotyczyć tylko jednego kraju. Pod warunkiem, że – żeby wszystko było jasne – zamiast szukać nierealistycznej „zemsty”, która połaskotałaby tylko Stany Zjednoczone, zaczniemy dążyć do powrotu do protekcjonizmu również w naszym kraju, po to, by chronić naszą produkcję, naszą gospodarkę, nasze interesy. Także za cenę niezadowolenia »rynków« oraz banków „inwestycyjnych”.

INFO: https://italiaeilmondo.com/2025/04/12/guerra-dei-dazi-di-michele-rallo/

Mieszko I autentycznie uwierzył Ewangelii. I diametralnie odmienił życie własne i całego narodu

14 kwietnia 2022

Mieszko I autentycznie uwierzył Ewangelii. I diametralnie odmienił życie własne i całego narodu

https://pch24.pl/mieszko-i-autentycznie-uwierzyl-ewangelii-i-diametralnie-odmienil-zycie-wlasne-i-calego-narodu

(Jan Matejko, Public domain, via Wikimedia Commons)

Mieszko I autentycznie uwierzył Ewangelii i diametralnie odmienił nie tylko własne życie, ale i życie całego narodu, którego fundamenty położył pod całe tysiąclecie – mówi profesor Krzysztof Ożóg, kierownik Zakładu Historii Polski Średniowiecznej w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, dyrektor Archiwum UJ, w rozmowie z Jaromirem Palką.

Mieszko I – Jan Matejko

Rozmowa pierwotnie ukazała się w magazynie „Polonia Christiana”, numer 48, styczeń-luty 2016

Polska otrzymała chrzest w wieku niemowlęcym, zaraz po urodzeniu – czy zdaniem Pana Profesora taka analogia jest uprawniona?

Państwo polskie stworzył Siemomysł, ojciec Mieszka I. Jego początek jest doskonale uchwytny poprzez źródła archeologiczne. Metodą dendrochronologiczną możemy bowiem z dużą precyzją określić datę ścięcia dębów, których pni użyto do budowy grodów stanowiących podstawę państwa wczesnopiastowskiego. I co się okazuje? W głównych grodach tegoż państwa – Poznaniu, Gnieźnie, Ostrowie Lednickim, Grzybowie, Gieczu, Moraczewie, Bninie i szeregu pomniejszych – dęby te ścięto w latach 920–940.

Przed rokiem 920 mamy do czynienia z małymi gródkami o charakterze plemiennym, typowym dla społeczności organizacyjnie rozproszonej. A potem nagle w ciągu krótkiego czasu wyrasta kilka wielkich grodów – co oznacza, że wówczas właśnie zostały stworzone podstawy państwa, i najpewniej stało się to za panowania Siemomysła, czyli wyprzedziło chrzest o zaledwie jedno pokolenie.

Chrzest Polski nastąpił niecałe jedno pokolenie od momentu rozpoczęcia budowy organizacji państwowej. Dla porównania, na Rusi tworzenie państwa zaczęło się około roku 862, a jego chrzest odbył się dopiero po ponad stu latach, za panowania Włodzimierza Wielkiego, w roku 987. Oba wydarzenia dzieli więc z górą wiek, gdy tymczasem w przypadku państwa piastowskiego przyjęcie chrześcijaństwa nastąpiło niemal natychmiast po jego utworzeniu. Dlatego uprawniona jest teza, iż chrześcijaństwo leży u początków budowy państwa polskiego.

Trochę też zdumiewa łatwość, z jaką się to dokonało.

Polski językoznawca, profesor Leszek Moszyński, w książce zatytułowanej Die vorchristliche Religion der Slaven im Lichte der slavischen Sprachwissenschaft (Przedchrześcijańskie wierzenia Słowian w świetle językoznawstwa słowiańskiego) zauważył – co zresztą podkreślał także inny wybitny językoznawca, profesor Stanisław Urbańczyk – że Słowianie mieli w swym języku pojęcie jednego świętego Boga. Oczywiście, w religii Słowian roiło się od różnego rodzaju pogańskich duchów, jednak takie właśnie pojęcie – świętego Boga – silnie funkcjonowało w ich umysłach i religijnym przeczuciu.

Moszyński dostrzegał w tych przedchrześcijańskich wierzeniach niejako naturalne podłoże dla szybkiego przyjęcia chrześcijaństwa. Niemniej nie należy zapominać, że ugruntowanie chrześcijaństwa w państwie pierwszych Piastów było procesem długim i żmudnym.

Jakie korzyści przyniósł chrzest Polski zarówno samemu Mieszkowi I, jak i państwu polskiemu?

Przede wszystkim korzyści duchowe dla ochrzczonych, wynikające z faktu przyjęcia przez nich wiary chrześcijańskiej. Sam Mieszko wstąpił na drogę ku osobistemu zbawieniu i wprowadził na nią, poprzez zaszczepienie wiary chrześcijańskiej w swoim państwie, również swych poddanych. Społeczeństwo Polan weszło na drogę, którą wyznacza wiara w Jezusa Chrystusa Zbawiciela – wiara, która jako jedyna prowadzi do zbawienia.

Ponadto należy tutaj wskazać cały szereg korzyści natury cywilizacyjnej. Chrzest był wejściem w świat cywilizowany i Mieszko doskonale wiedział, czego może się spodziewać po wkroczeniu w ten świat – związany przede wszystkim z cesarstwem, z kulturą niewątpliwie atrakcyjną dla świata słowiańskiego, choćby przez samą organizację sfery polityczno‑społecznej. Atrakcyjny był każdy materialny aspekt tej cywilizacji – wszystko, co Mieszko i jego ludzie, podróżując do cesarstwa czy do leżących w jego obrębie Czech, mogli widzieć i podziwiać.

Bo niewątpliwie podziwiali wielką, murowaną architekturę, zarówno rezydencji monarszych, chociażby rezydencji Ottona I Wielkiego, jak i wielkich świątyń. Mogli podziwiać cały sposób funkcjonowania społeczeństwa i poziom jego życia.

Wreszcie, przyjęcie chrześcijaństwa dawało Mieszkowi korzyści natury politycznej. Było to przecież wejście w krąg wielkiej polityki światowej. Bez wątpienia atrakcyjna była dla Mieszka sama organizacja władzy cesarskiej i cesarskiego dworu, stąd również musiał czerpać impulsy do lepszego urządzenia wewnętrznego własnej monarchii.

Jak widać, korzyści były liczne i mocno ze sobą powiązane. Mieszko mógł, oczywiście, pozostać przy pogaństwie i w kręgu tradycyjnej kultury, ale zrobił niezwykle odważny krok ku zmianie nie tylko wiary, ale także ku powolnej przemianie obyczajów. Przez cały okres swojego panowania po roku 966 z ogromnym zaangażowaniem wspierał budowanie struktur Kościoła i podstaw chrześcijaństwa na ziemiach polskich.

Czy Mieszko był człowiekiem wiary? Czy polityczne motywy przyjęcia chrześcijaństwa wykluczały prawdziwe nawrócenie? Co możemy na ten temat wyczytać w źródłach?

Moim zdaniem Mieszko był człowiekiem autentycznie wierzącym. Mamy na ten temat wyraźne przesłanki źródłowe, które pozwalają na stwierdzenie, że nie przyjął on chrztu tylko formalnie, wyłącznie dla pozoru i korzyści politycznej – po to, aby wobec świata zewnętrznego uchodzić za władcę chrześcijańskiego – a jego serce pozostało przy starej wierze.

Wręcz przeciwnie. Istnieją namacalne ślady, że Mieszko autentycznie uwierzył. Biskup merseburski Thietmar, piszący swą kronikę za panowania Bolesława Chrobrego, bardzo wyraźnie stwierdza, że Mieszko się nawrócił, uwierzył i przyjął chrzest za sprawą Dobrawy, która długo pracowała nad jego osobistym nawróceniem. Z kolei Gall Anonim pisze, że Dobrawa nie podzieliła z Mieszkiem łoża małżeńskiego, dopóki nie przyjął on wiary chrześcijańskiej. Oto dwa zbieżne świadectwa z epoki.

Ale to nie wszystko. To, że Mieszko prawdziwie uwierzył, możemy zobaczyć poprzez owoce jego dalszego panowania, kiedy z osobistym zaangażowaniem przyczyniał się do krzewienia chrześcijaństwa. Mieszko sprowadzał i bardzo konsekwentnie duchownych, wznosił i wyposażał świątynie w głównych grodach – i to był klucz chrystianizacji.

Zaledwie dwa lata po chrzcie Mieszko zdołał się wystarać o biskupstwo dla swojego władztwa, i to biskupstwo bezpośrednio zależne od Stolicy Apostolskiej (pierwszy polski biskup – Jordan – został wyświęcony w Rzymie).

Zauważmy tu, że Przemyślidzi w Czechach uzyskali własne biskupstwo później niż Mieszko, bo dopiero w roku 974. A przecież pierwszym ochrzczonym księciem czeskim był Borzywój, który przyjął chrzest z ręki świętego Metodego, czyli przed rokiem 885. Chociaż więc Czechy były bardziej zależne od cesarstwa, wcale nie przyspieszyło to otrzymania biskupstwa!

Kolejnym faktem, świadczącym o szczerości intencji Mieszka, było związanie jego państwa ze Stolicą Apostolską, która nie miała wówczas żadnego znaczenia politycznego, żadnej mocy oddziaływania na stosunki polskie czy dynastyczne – taki czyn nie mieścił się więc w żadnej politycznej rachubie. Jedyną władzą uniwersalną, która dominowała w sensie politycznymi i cywilizacyjnym było cesarstwo. Związanie się księcia Mieszka ze Stolicą Apostolską świadczy więc o jego wewnętrznym zaangażowaniu, a nie tylko formalnym przyjęciu chrztu.

A czy istnieje jakiś bardziej osobisty na to dowód, jakieś świadectwo dotyczące bądź to jego własnej osoby, bądź też jego bliskich?

Takim świadectwem może być, na przykład, fakt wysłania przezeń do Stolicy Apostolskiej pukla włosów po postrzyżynach syna Bolesława w roku 974. U władcy, który przyjąłby chrzest w sposób czysto formalny, oddanie swojego syna i pierworodnego potomka pod protekcję świętego Piotra – Księcia Apostołów – wydawałoby się niezrozumiałe. Okazuje się jednak w pełni zrozumiałe po dostrzeżeniu, że Mieszko przyjął wiarę głęboko, całym sercem. Polski władca chciał z pełną świadomością ugruntować wiarę chrześcijańską w swoim państwie, co świadczy, iż był chrześcijaninem w pełnym tego słowa znaczeniu.

Dodajmy do tego fakt jeszcze bardziej znaczący. W roku 985 lub 986 Mieszko wspierał swoimi oddziałami wojska cesarskie małoletniego Ottona III w walkach przeciwko groźnym pogańskim Słowianom połabskim, którzy w roku 983 na trwałe powrócili do pogaństwa, niszcząc cały efekt wysiłków chrystianizacyjnych podejmowanych od czasów Ottona I (zniknęły dwa biskupstwa: w Brennie i Hobolinie).

Podczas tej wojny Mieszko odniósł bardzo groźną ranę – został ugodzony w ramię zatrutą strzałą. Skąd to wiemy? Z zapisu cudu, którego doświadczył. Ktoś z jego otoczenia poradził mu, żeby się modlił za wstawiennictwem świętego Udalryka z Augsburga, który niedawno zmarł otoczony kultem i wiele cudów działo się przy jego grobie. Mieszko poszedł za tą radą i doświadczył cudu, po czym jako wotum wdzięczności wysłał do Augsburga odlane ze srebra ramię. Jest to zapisane w miraculach, czyli w rejestrze cudów zdziałanych za przyczyną świętego Udalryka.

Z chrztu wynika obowiązek pielęgnowania otrzymanej wiary i przekazywania jej następnym pokoleniom, jak również sąsiadom. Jak z tego zadania wywiązali się następcy Mieszka?

Jak najlepiej. Piastowie wspierają Kościół i się nim opiekują. Od czasów Bolesława Chrobrego popierają misje u sąsiadów żyjących w pogaństwie. Bolesław Chrobry będąc chrześcijaninem zaledwie w drugim pokoleniu, znakomicie wykorzystał okazję, którą stworzył Wojciech Sławnikowic, biskup praski. Pokłosiem jego męczeńskiej śmierci w Prusach w 997 roku było przecież utworzenie polskiej prowincji kościelnej.

Dalej mamy Pięciu Braci Męczenników Polskich z eremu w Kazimierzu Biskupim, którzy planowali misję na Połabiu, oraz Brunona z Kwerfurtu głoszącego Ewangelię pogańskim Prusom i Jaćwięgom. Tym śladem idą także późniejsi Piastowie, na przykład, Bolesław Wstydliwy popiera misję jaćwięską, zabiega o utworzenie biskupstwa łukowskiego – co prawda istnieje ono bardzo krótko, ale jest to bardzo wyraźny ślad.

Ta ewangelizacyjna troska przechodzi poprzez Piastów na Jadwigę Andegaweńską. Chrystianizacja Litwy jest w istocie dziełem Kościoła polskiego i polskich elit politycznych.

Jednak nie mniej ważne od ewangelizacji pogańskich sąsiadów było formowanie własnego społeczeństwa w oparciu o Dekalog i wynikające z niego zasady moralności chrześcijańskiej.

Oczywiście. Już działania Bolesława Chrobrego, o których pisze Thietmar – niekiedy zresztą nazbyt brutalne w naszym rozumieniu – miały na celu wprowadzanie w życie i funkcjonowanie społeczeństwa norm Dekalogu, by zeń wywodzić chrześcijańskie obyczaje i zachowania społeczne. Długofalowym skutkiem przyjęcia wiary było więc przeniknięcie społeczeństwa zasadami życia chrześcijańskiego i moralności chrześcijańskiej.

Innym długofalowym skutkiem chrztu była recepcja całego przejętego przez Kościół dorobku greckiego i rzymskiego, we wszystkich aspektach. Polskie społeczeństwo weszło w strefę języka łacińskiego – wówczas języka międzynarodowej komunikacji – a tym samym w strefę łacińskiej kultury i cywilizacji.

I nie pozostało bierne, lecz włączyło się – już właściwie od XII wieku – we współtworzenie tej kultury i cywilizacji. Przy kościołach katedralnych powstają katedralne szkoły, których program opiera się na szkołach karolińskich, których program został stworzony w oparciu o program siedmiu sztuk wyzwolonych ze schyłku antyku – oto pas transmisyjny kultury starożytnej w jej najistotniejszych elementach do Polski. Później powstają także szkoły przy innych kościołach, na przykład, przy kolegiatach; od XIII wieku mnożą się szkoły w ośrodkach miejskich. Na świetnym poziomie rozwija się szkolnictwo zakonne, zwłaszcza w kręgu zakonów mendykanckich – dominikanów, franciszkanów, karmelitów, augustianów. Wreszcie powstaje uniwersytet…

Wcześniej jednak zaistniała literatura…

Tak jest – wspomnieć należy chociażby Kronikę polską biskupa krakowskiego Wincentego Kadłubka, która jest jednym z najświetniejszych dzieł renesansu XII wieku w sensie zarówno erudycji autora, jak i na poziomie literackim. Mistrz Wincenty – znakomicie wykształcony w starożytnych autorach, świetnie znający prawo rzymskie i kościelne – to również twórca podstaw polskiej myśli politycznej (państwo to res publica, czyli organizm współtworzony przez zatroskane o wspólne dobro społeczeństwo, w którym monarcha nie stoi ponad prawem, ale jest mu poddany, podobnie jak poddany jest osądowi moralnemu).

Zresztą cała polska kultura wyrasta z chrześcijaństwa – architektura i sztuki piękne nierozerwalnie przecież wiążą się z kultem. Na tym samym gruncie powstaje uniwersytet ufundowany przez Kazimierza Wielkiego w roku 1364 (i ponownie z fundacji Władysława Jagiełły w roku 1400) – jako wspólnota o charakterze stricte chrześcijańskim.

A skoro o wspólnocie mowa, to nie wolno zapomnieć, że w oparciu o Kościół zrodziła się również nasza tożsamość narodowa – także ugruntowana kulturą chrześcijańską.

Jan Paweł II podczas jednej z pielgrzymek do Francji zadał dramatyczne pytanie: „Francjo, co uczyniłaś z twoimi przyrzeczeniami chrztu?”. Jaką odpowiedź mógłby usłyszeć, gdyby dzisiaj zadał podobne pytanie Polakom? Czy Polska nadal pozostaje wierna przyrzeczeniom chrzcielnym?

– Niewątpliwie trzeba podkreślić, że żywa wiara była i jest nieustannie przekazywana z pokolenia na pokolenie. Przez ponad czterdzieści pokoleń od generacji Mieszkowej aż po naszą. Oczywiście, kiedy społeczeństwo było chrześcijańskie, proces przekazywania był łatwiejszy. Ale pomimo trudności cały czas się dokonywał.

Zagadką jest obecne pokolenie. Co robimy z chrztem, w którym zostaliśmy zanurzeni? Co robimy z łaską sakramentu?

Z jednej strony, daje się zaobserwować nieprzerwana transmisja wiary, bo przecież wciąż istnieją żywe wspólnoty, żywe parafie, żywe środowiska, w których wiara przechodzi z pokolenia na pokolenie. Płomień wiary wciąż w nas goreje. Z drugiej jednak, mamy do czynienia z potężnym nurtem sekularyzacji, czyli w istocie podważaniem fundamentów społeczeństwa opartego na Dekalogu oraz poszanowaniu prawa naturalnego i Bożego.

Niewątpliwie stoimy wobec wielkiej, narastającej konfrontacji – i w tym okazuje się wartość naszej wiary, bo taka sytuacja zmusza nas do jednoznacznego opowiedzenia się po jednej ze stron. Zmusza nas do odpowiedzi na pytanie: czy wierzę autentycznie, czy tylko tradycyjnie, formalnie? W kogo wierzę, w co wierzę, komu wierzę? Czym jest dla mnie sakrament chrztu? Czy żyję jego łaską? Kim dla mnie jest Chrystus?

Współczesny czas domaga się takich deklaracji. W dawniejszych pokoleniach być może nie każdy stawał wobec podobnych dylematów, jednak obecnie każdy Polak powinien zadać sobie takie pytania i znaleźć na nie odpowiedź. Każdy Polak powinien szukać prawdy; szukać tego, co daje sakrament chrztu, a co prowadzi do zbawienia.

A obecna chwila jest decydująca, ponieważ od odpowiedzi na powyższe pytania zależy, czy następne pokolenie otrzyma (i w jakim zakresie) od naszego pokolenia żywą wiarę i zakorzenienie w tradycji oraz kulturze chrześcijańskiej. Czy nasze pokolenie ułatwi następnym pokoleniom odkrycie własnej tożsamości, która wyrasta z tysiącletniej kultury? Czy pomoże im znaleźć w niej swoje miejsce i odpowiedzieć na powołanie otrzymane od Boga?

Dziękuję za rozmowę.

Rozmowa pierwotnie ukazała się w magazynie „Polonia Christiana”, numer 48, styczeń-luty 2016

„Święto Chrztu Polski”. Wspominamy jeden z ważniejszych dni w historii Polski

„Święto Chrztu Polski”. Wspominamy jeden z ważniejszych dni w historii Polski

https://pch24.pl/dzis-swieto-chrztu-polski-wspominamy-jeden-z-wazniejszych-dni-w-historii-polski

(Jan Matejko, Public domain, via Wikimedia Commons)

Na mocy ustawy przyjętej przez Sejm w 2019 roku, 14 kwietnia obchodzimy „Święto Chrztu Polski”. To jedna z najważniejszych dat w historii Polski, która rozpoczęła chrystianizację naszej Ojczyzny i dała początek naszej państwowości.

14 kwietnia jest datą nieprzypadkową. Historycy oceniają, że właśnie z nią należy łączyć wielkie dla Polski wydarzenie, jakim było przyjęcie chrztu przez Mieszka I, a co za tym idzie – przyjęcie Chrztu Polski.

„Chrzest Polski to kluczowe wydarzenie w dziejach naszego Narodu i Państwa. Poza wymiarem religijnym miał również wymiar strategiczny i polityczny”, napisali zaś w uzasadnieniu projektu sejmowej uchwały, ustanawiającej Święto Chrztu Polski. Posłowie wyrazili też nadzieję, że 14 kwietnia stanie się okazją do „zadumy i refleksji nad odpowiedzialnością za przyszłość Polski” wszystkich obywateli, w tym szczególnie polityków.

Na wagę tego zadania wskazywał w swoich komentarzach ksiądz profesor Waldemar Chrostowski. Jak ocenił, wdzięczność wobec dziedzictwa pokoleń zobowiązuje nas do pracy dla ojczyzny i podkreślał, że szczególnie potrzebna jest organiczna, wytrwała praca, a także przywracanie zgody społecznej i pojednania.

Jak mówił, chrzest określał polską państwowość i tożsamość. – Polski innej niż chrześcijańska po prostu nie było, Polska zaistniała wraz z Chrztem i wraz z chrztem pojawiła się na mapach Europy – podkreślił duchowny w rozmowie z Polskim Radiem.

Jak zauważył, historia Polski bez chrztu byłaby radykalnie inna. Kto wie, czy w ogóle byśmy zaistnieli i kto wie, czy byśmy przetrwali – mówił. Jak dodał, w historii Polski było wiele „różnych kryzysów, z których wychodziliśmy w dużej mierze dzięki wierze chrześcijańskiej i zasadom”. I bardzo często nie zdajemy sobie sprawy „jak wiele zawdzięczamy Kościołowi, który konsolidował scalał naród w trudnych okresach historii”.

MA