Przedziwny obraz. Najświętsze Serca Jezusa w Milejczycach przemawia miłością

Przedziwny obraz. Najświętsze Serca Jezusa w Milejczycach przemawia miłością

Adam Białous https://pch24.pl/przedziwny-obraz-najswietsze-serca-jezusa-w-milejczycach-przemawia-miloscia/

W niewielkiej miejscowości Milejczyce na Podlasiu, w zabytkowym, drewnianym kościele znajduje się niezwykły obraz Najświętszego Serca Jezusowego. Nieznany jest jego autor, nie wiadomo jak znalazł się w świątyni. Podczas niedawno przeprowadzonej renowacji tego malowidła dużej klasy artystycznej, ustalono, że prawdopodobnie jest ono najstarszym w Polsce przedstawieniem Najświętszego Serca Pana Jezusa, namalowanym według objawień św. Marii Małgorzaty Alacoque.

Co najciekawsze, do proboszcza parafii napływa coraz więcej świadectw uzdrowień osób powierzonych Bożej opiece, podczas modlitwy w obliczu obrazu Najświętsze Serca Jezusa z milejczyckiego kościoła. 

Historia świątyni i obrazu

Pierwsza zachowana w dokumentach archiwalnych wzmianka o wsi Milejczyce pochodzi z roku 1479. W pewnym okresie swojej historii miejscowość posiadała prawa miejskie. Parafia pw. Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Milejczycach została erygowana na początku XVI wieku. Pierwszy, drewniany kościół, ufundowany przez króla Zygmunta Starego, stanął w Milejczycach w roku 1529. Obecna, również drewniana świątynia, została wzniesiona około roku 1650. Nie wiadomo, w którym dokładnie roku obraz Najświętsze Serca Jezusa znalazł się w kościele. Jednak najstarsze odnalezione w archiwach zapisy, dotyczące tego malowidła, pochodzą z połowy wieku XVIII i świadczą, że obraz w Milejczycach był otoczony niezwykłą czcią już wtedy, ale zapewne też wcześniej.

Historia niezwykłego obrazu Najświętsze Serca Jezusa z kościoła pw. Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Milejczycach jest tajemnicza, niewiele o jego pochodzeniu wiadomo. Do tej pory badaczom nie udało się ustalić kim był autor wizerunku. Głowią się też oni nad tym, w jaki sposób ten obraz, o ogromnych walorach artystycznych i historycznych, znalazł się w małym kościółku w Milejczycach. Z informacji, które udało się do tej pory pozyskać księżom pracującym w Archiwum Diecezjalnym w Drohiczynie, wiadomo jedynie, że  obraz Najświętsze Serce Jezusa na pewno był obecny w świątyni już w roku 1740. W drohiczyńskim archiwum znajduje się najwięcej zapisów dotyczących kościoła w Milejczycach. Obecnie trwa kwerenda tych materiałów.

Sporo też ustalono podczas, przeprowadzonej w roku 2019 przez konserwator dzieł sztuki Joannę Polaską, renowacji obrazu Serca Jezusa. Najważniejszym odkryciem jakiego udało się jej dokonać, było to, że obraz najpewniej został namalowany pod koniec XVII wieku. Co czyniłoby z niego najstarszy, z do tej pory odkrytych, wizerunków Najświętszego Serca Pana Jezusa, namalowanych według objawień św. Marii Małgorzaty Alacoque w Polsce, a być może nawet na całym świecie. Do tej pory za najstarsze takie malowidło w Polsce uważa się obraz z roku 1704 znajdujący się u sióstr Wizytek w Warszawie.

Konserwator, która odnawiała i badała obraz z Milejczyc uważa, że jest bardzo prawdopodobne, iż został on namalowany pod koniec XVII wieku. – O tym, iż obraz powstał najpewniej pod koniec XVII wieku świadczą takie jego cechy jak – płótno na którym został namalowany, sposób malowania, pigmenty które zostały użyte przez twórcę. Żeby jednak z całą pewnością móc powiedzieć, w którym dokładnie roku to malowidło powstało, trzeba by zrobić bardzo szczegółowe jego badania – powiedziała dla PCh24.pl Joanna Polaska.

Obraz dużej klasy artystycznej

Konserwator zwróciła również uwagę na niezwykłą wartość artystyczną obrazu z milejczyckiego kościoła. – Malarz, który stworzył to dzieło był znakomitym artystą. Walory artystyczne tego obrazu są dużej klasy. Widać, że twórca tego obrazu, znakomicie opanował warsztat malarski . Zwróciła jednocześnie uwagę na niestandardowość tego dzieła sztuki religijnej. – To przedstawienie typu Najświętsze Serca Jezusa jest bardzo nietypowe. Mocno odsłonięta pierś Jezusa, a w jej centrum Serce Zbawiciela. Albo ten baranek na jego ramionach – dodała Polaska.

To nietypowe przedstawienie może być również dowodem na bardzo wczesne powstanie obrazu. Zaraz po uznaniu przez Kościół objawień św. Marii Małgorzaty Alacoque, malarze bardzo różnie, według swojej wyobraźni, przedstawiali Jezusa, którego oglądała jedynie wizjonerka. Jako wzorcowy obraz Najświętsze Serca Jezusa Kościół wskazał na dzieło powstałe w roku 1760, a stworzone przez włoskiego malarza Pompeo Batoniego.  Obraz ten znajduje się w słynnym jezuickim kościele Il Gesu w Rzymie i stał się wzorem dla wszystkich innych tego typu malowideł.

Jak tłumaczy Joanna Polaska, obraz Najświętsze Serca Jezusa z milejczyckiego kościoła, zostało wykonane techniką olejną na lnianym płótnie. Tło obrazu jest w ciemnej tonacji, jednak postać Jezusa, kontrastowo, jest bardzo jasna. Autor dzieła ukazał Chrystusa frontalnie. Dobry Pasterz zwraca swoje oblicze w prawą stronę, czyli w stronę niesionego na ramionach baranka. Tunika, w która odziany jest Chrystus ma kolor czerwony – królewski, a jednocześnie męczeński. Niebieski płaszcz narzucony na tunikę jest symbolem również ludzkiej natury Jezusa Chrystusa. Dłonie Jezusa trzymające baranka mają wyraźne ślady ran, pozostawionych przez gwoździe. Centralnym punktem tego niezwykłego obrazu jest Serce Jezusa, umiejscowione na odsłoniętej piersi Chrystusa. Serce to jest oplecione cierniową koroną i krwawice z rany zadanej włócznią.   

Skąd do Milejczyc trafił ten niezwykły obraz?

Historycy przypuszczają, że obraz Najświętsze Serca Jezusa znajdujący się w kościele pierwotnie mógł znajdować się w katedrze w Drohiczynie. Świątynia ta w wieku XVII i XVIII należała do Jezuitów, którzy intensywnie szerzyli kult Najświętszego Serca Pana Jezusa. Stało się tak za sprawą jezuity św. Klaudiusza de la Colombière, który był spowiednikiem Marii Małgorzaty Alacoque. Stał się on również pierwszym gorącym orędownikiem objawień swojej penitentki. 

Joanna Polaska podczas prowadzonych nad obrazem prac ustaliła, iż został on przycięty u góry i u dołu do wymiarów obecnych ram czyli do wymiaru – 151 cm na 92 cm. Stało się tak, aby dopasować obraz do bocznego, niewielkiego ołtarza milejczyckiego kościoła. Pierwotnie obraz był więc większy. Potwierdzało by to przypuszczenie o wcześniejszym przebywania dzieła w kościele jezuickim w Drohiczynie, który jest świątynią dużą, obecnie katedralną. Skąd jednak obraz mógł być sprowadzony przez jezuitów – tego na razie nie wiadomo. Może kwerenda prowadzona właśnie w drohiczyńskim archiwum diecezjalnym da odpowiedź na to pytanie?

Nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa

Żywe nabożeństwo do Serca Pana Jezusa obecne było wśród wiernych Kościoła katolickiego już w średniowieczu, ale energicznie zaczęło się ono rozwijać dopiero na przełomie wieku XVI i XVII wieku, niedługo po objawieniach św. Marii Małgorzaty Alacoque. Objawienia te miały swój czas w latach 1673-5. Gorącym propagatorem kultu Serca Jezusa na terenie Polski był jezuita Kacper Drużbicki. Co ciekawe kult ten szerzył on jeszcze przed objawieniami św. Marii Małgorzaty Alacoque. Ojciec Drużbicki zmarł 10 lat przed tymi objawieniami, które przyniosły Kościołowi skarb nabożeństw pierwszych piątków miesiąca. Współbracia polskiego Jezuity tak intensywnie kontynuowali jego dzieło, iż ojciec święty Klemens XIII liturgiczne obchody ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa zatwierdził w roku 1765 jedynie dla diecezji Polski.

Dopiero w roku 1856 roku bł. papież Pius IX rozszerzył tę uroczystość, obchodzoną 12 czerwca, na Kościół obecny we wszystkich innych częściach świata.  W Polsce kult Najświętszego Serca Jezusa swój szczególny renesans przeżywał w pierwszej połowie XX wieku. Wówczas to niemal we wszystkich kościołach pojawiły się obrazy przedstawiające Serce Jezusa. Kulminacją był akt oddania Narodu Polskiego Boskiemu Sercu dokonany przez episkopat Polski 3 czerwca 1921 roku w Krakowie. Jeszcze w czasach powojennych wizerunek Serca Jezusa był obecny w bardzo wielu polskich domach. Na porządku dziennym było też uczestnictwo w pierwszych piątkach miesiąca. W czasach obecnych kult ten jakby przygasł.

Kult Najświętszego Serca Jezusa w Milejczycach

Zastanawiające jest więc, że nabożeństwo to jest wciąż żywe w milejczyckiej parafii. Nie dość powiedzieć, iż żywe, ale można też śmiało rzec – nabierające duchowego rozpędu.   Zapisy historyczne umieszczone w księgach przechowywanych w drohiczyńskim archiwum diecezjalnym wskazują, że od połowy XVIII wieku obraz w Milejczycach cieszył się wielką czcią, której wyrazem były srebrne korony, zdobiące do 1866 roku. Korony te, nie wiedzieć kiedy na obraz włożone, zdobiły  głowy Chrystusa i baranka. W roku 1866 korony usunęły zaborcze władze carskie. Z ksiąg parafii wiadomo, że w XIX wieku w niedzielę i święta wierni, niezależnie od obrządku i wyznania, bo w Milejczycach jest również cerkiew i wyznawcy prawosławia,  gromadzili się w kościele o godzinie 15-tej, aby śpiewać „Godzinki o Najświętszym Sercu Jezusa”. Ta piękna tradycja trwa do dziś.

Przerwana była jedynie w okresie kiedy, władze carskie, w ramach represji po Powstaniu Styczniowym, zlikwidowały parafię Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika w Milejczycach (w roku 1866). Świątynię zamieniono w cerkiew prawosławną. W Cerkwi nie było kultu Serca Jezusa, obrazu nie zdjęto, ale duchowni prawosławni nakazali go zakryć. Świątynia na powrót stała się kościołem parafialnym [katolickim] w maju 1917 roku.  Co warto wspomnieć, ponownego poświęcenia świątyni 4 lipca 1921 roku dokonał biskup wileński ks. Jerzy Matulewicz, który w roku 1987 ogłoszony został w Rzymie przez ojca świętego Jana Pawła II – błogosławionym. 

Coraz więcej świadectw uzdrowień

W ciągu ostatnich trzech lat, czyli  w czasie kiedy jestem tu proboszczem, otrzymałem od wiernych już ponad 30 świadectw dotyczących cudownych uzdrowień, osób które prosiły o łaski w obliczu obrazu Najświętsze Serce Jezusa, znajdującego się w naszym kościele – powiedział PCh24.pl proboszcz parafii pw. Św. Stanisława Biskupa i Męczennika ks. Jarosław Rosłon. Świadectwa te dotyczą m.in. poczęć dzieci przez małżeństwa z problemem niepłodności, które to poczęcia z punktu widzenia medycyny, były niemożliwe. Są też świadectwa uzdrowień z nowotworów. – Zaraz kiedy zostałem proboszczem w Milejczycach ludzie zaczęli mi przesyłać czy przynosić świadectwa niezwykłych uzdrowień. Najpierw, szczerze mówiąc, trochę to lekceważyłem, myślałem sobie – Pan wysłuchał prośby wiernego, no to „Chwała Panu”. Kiedy jednak tych świadectw zaczęło do mnie spływać coraz więcej, postanowiłem potraktować to poważniej i zacząłem  je gromadzić – dodał ksiądz proboszcz.

Okazuje się, że również wcześniej takie cuda się zdarzały. – Kiedy zacząłem wertować archiwalne dokumenty parafialne znalazłem tam, kilka adnotacji dotyczących cudownych uzdrowień. Dla przykładu uzdrowienie polskiego żołnierza w roku 1938. On był ułanem i nieszczęśliwie spadł z konia, Lekarze twierdzili, że wkrótce umrze. Ułan poprosił o modlitwę w milejczyckim kościele przed cudownym obrazem i wyzdrowiał – powiedział ks. Rosłon.

Proboszcz milejczyckiej parafii opowiedział nam o kolejnym uzdrowieniu. – 3,5 letni chłopiec z Hajnówki był bardzo ciężko chory. Jego ojciec mówił mi, że lekarze dawali mu 1 procent szans na przeżycie. Rodzice, za namową zaprzyjaźnionego księdza, zamówili kilka Mszy św. w naszym kościele, przed obrazem Najświętsze Serca Jezusa. Po odprawieniu dwóch Mszy św. chłopiec wstał ze szpitalnego łóżka i zaczął chodzić. Sami lekarze powiedzieli rodzicom, że to wyzdrowienie trzeba rozpatrywać w kategorii cudu a nie wiedzy medycznej – wskazał proboszcz milejczyckiej parafii.

Obraz peregrynuje, a Jezus udziela łask

Parafia pw. Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Milejczycach ma około 400 wiernych a obrazków kopii obrazu rozeszło się już 9 tysięcy. Są rozchwytywane. – To jakiś ruch oddolny, bo ja tego nie rozgłaszam. Zaczęło się od jednej kobiety, która kupiła u nas kopię obrazu. Po modlitwie w obliczu tej kopii obrazu, zaczęły się rozwiązywać ludzkie  problemy życiowe, czasem bardzo trudne. Obecnie już ponad 20 kopii obrazu peregrynuje po rodzinach w Warszawie i Lublinie. Ta peregrynacja to inicjatywa wiernych – wskazał ksiądz Rosłon. 

Kult Najświętszego Serca Jezusa zaczyna się na nowo budzić. Być może ma to związek z zapowiedzią Jezusa, którą usłyszała podczas objawień św. Maria Małgorzata Alacoque – „To nabożeństwo jest ostatnim wysiłkiem mojej miłości i będzie dla ludzi jedynym ratunkiem w tych ostatnich czasach”. Zauważmy, że niezwykłe przemiany Hostii jakie miały miejsce w ostatnich latach w Sokółce i Legnicy, również ukazują nam cierpiące Serce Jezusa.

Być może Milejczyce to kolejny sygnał, który Chrystus przekazał ludziom za pośrednictwem  św. Marii Małgorzaty Alacoque – „Moje Boskie Serce tak płonie miłością ku ludziom, że nie może dłużej utrzymać tych płomieni gorejących zamkniętych w moim łonie. Ono pragnie rozlać je za twoim pośrednictwem i wzbogacić ludzi swymi Bożymi skarbami. W nim znajdą wszystko czegokolwiek będzie im potrzeba dla ratowania swych dusz z przepaści zguby”. 

Adam Białous

Oto 12 stopni do piekła wg św. Bernarda z Clairvaux. „Babcia Kasia” się kłania

Oto 12 stopni do piekła wg św. Bernarda z Clairvaux

Masoneria polska i okolice”, Stanisław Krajski, 1997, 316-331

Oto 12 stopni do piekła wg św. Bernarda z Clairvaux

Proces schodzenia po stopniach pychy opisał szczegółowo w XII w. św. Bernard z Clairvaux w traktacie „O stopniach pokory i pychy”. Mówi tam o tym jak pewni ludzie „schodzą” po stopniach pychy osiągając wreszcie stan „śmierci duszy”. Człowiek „umarły na duszy” – „żywy trup” zaczyna się „rozkładać” tracąc powoli, ale nieubłagalnie to, co można nazwać resztką jego człowieczeństwa, stając się coraz bardziej „trupem” i to tak dalece, stwierdza wielki Doktor Kościoła, że aż, w pewnym momencie „już cuchnie”. Ten stan jest czymś najgorszym, co może nas spotkać, szczytem nieprawości i niegodziwości, a zarazem nieodwracalną, całkowitą degeneracją duchową i moralną człowieka. W jaki sposób dochodzi do tej degeneracji? Św. Bernard wyróżnia dwanaście etapów tego procesu.

l. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła

Każdy z nas, mówi św. Bernard, musi, przede wszystkim, poznać samego siebie i „dojrzeć własną nędzę”. Musimy przecież wiedzieć kim jesteśmy, co się w nas i co się z nami dzieje, dokąd zmierzamy, gdzie chcemy zmierzać, dokąd powinniśmy zmierzać.
Musimy wiedzieć. co powoduje, że jesteśmy wolni, a co nas zniewala. co nam służy, a co nas niszczy, kiedy wzrastamy a kiedy się degenerujemy. Musimy znać swoje braki. wady. słabości i błędy. Potrzebne jest to nam do odnalezienia własnego miejsca w życiu, do znalezienia się w każdej sytuacji, do uniknięcia nieszczęścia. Przykrości, kompromitacji. Potrzebne jest to nam również po to, byśmy mogli pracować nad sobą. doskonalić się, posuwać się do przodu, a nie do tyłu, w górę, a nie w dół. Musimy być w ciągłym kontakcie z prawdą o nas samych, by móc sprawować nad sobą kontrolę i nad wszystkim tym co robimy.

Człowiek jest istotą niedoskonałą. Jego możliwości są bardzo ograniczone. Jest też ograniczony czasem i przestrzenią. Jego „pojemność” jest zatem niewielka. Musi więc bardzo roztropnie gospodarować swoim „potencjałem”. Jeśli uczyni jedną „inwestycję” nie uczyni innej. Musi zatem wybierać jedno kosztem drugiego. Wybór taki jest często bardzo ograniczony. Niekiedy wcale go nie ma. Tylko bowiem szaleniec odrzuca to, co mu służy na rzecz tego, co go niszczy.

W pierwszym rzędzie nie może nam, co chyba jest oczywiste. zabraknąć „potencjału” dla poznania samego siebie, zobaczenia i pełnego uświadomienia sobie własnej „nędzy”. dla sprawowania nieustannej kontroli nad sobą. Tym, co nie tylko utrudnia ale także, w konsekwencji, faktycznie uniemożliwia spełnienie tej podstawowej dla nas czynności jest, stwierdza św. Bernard, ciekawość. Jest ona, sama w sobie, czymś absurdalnym. W jej efekcie przecież, angażując często wiele sił, środków i czasu, nabywamy informacje i rozumienia, które są i będą dla nas całkowicie bezużyteczne. Jest ona ponadto rodzajem obżarstwa. Obżarstwo zaś nie powoduje jedynie „niestrawności”. Nie bez powodu jest jednym z grzechów głównych. Przede wszystkim jednak ciekawość odwraca naszą uwagę od samych siebie, jest, jak mówi św. Bernard, chorobą duszy będącą przyczyną zaniedbywania siebie i zajmowania się wszystkim innym.

Ponieważ dusza taka nie zna siebie – czytamy w traktacie „O stopniach pokory i pychy” – wygnana jest jakby na zewnątrz, „aby paść koźlęta” (por. Pnp 1.8). Koźlętami. oznaczającymi grzech, słusznie mógłbym nazwać oczy i uszy. bowiem jak śmierć weszła na świat przez grzech, tak do duszy przez te właśnie okna przenika. Takie to więc koźlęta wyprowadza na pastwisko w ciekawości swojej, nie troszcząc się o poznanie swojego wnętrza. Bo istotnie gdybyś, człowiecze, badał się dokładnie byłoby dziwne, żebyś jeszcze na co innego zwracał swą uwagę! Posłuchaj ciekawcze, Salomona, posłuchaj głupcze, Mędrca: „Z całą pilnością strzeż serca swego” (Prz. 4. 23), w tym mianowicie celu. by wszystkie zmysły czuwały i strzegły źródła dającego życia. Dokąd to ciekawcze od siebie odchodzisz? Czyjej opiece powierzasz się na ten czas? Jak śmiesz podnieść oczy ku niebu – ty, co zgrzeszyłeś przeciwko niemu? Patrz w ziemię, abyś poznał samego siebie”.

Ciekawość zamienia naszą świadomość w wielkie śmietnisko. Wszystkie te śmieci zakrywają to co ważne, cenne, istotne. Rodzi się w nas chaos, w którym się gubimy. Zarazem zaczynamy mieć poczucie pewnego nasycenia, wewnętrznego bogactwa. Czujemy się pełni. To, w połączeniu z brakiem samokontroli powoduje, iż zaczyna nas powoli ogarniać pycha. Nie widzimy naszych błędów, słabości, nie czujemy pustki. Jesteśmy zatem we wszystkim O.K. Nasze wady, których nie zwalczamy, powiększają się. Zaczynają coraz bardziej dawać znać o sobie skutki grzechu pierworodnego. Uwalniają się niskie instynkty. Zaczynają w nas, przyjmując taką czy inną, czasami, wydawałoby się zaskakującą postać, dominować. Budzą się w nas „demony”.
To ciekawość. mówi św. Bernard. spowodowała upadek szatana, grzech Ewy. „Szatan – czytamy – odpadł od prawdy przez ciekawość, albowiem wpierw z wielkim zainteresowaniem podglądał to czego potem grzesznie pożądał i zuchwałe oczekiwał”. Ewa wiedziona ciekawością uległa namowom szatana.

2. Zazdrość i poczucie wyższości

Pierwszym efektem ciekawości jest powierzchowne, płytkie, małostkowe myślenie. Św. Bernard nazywa to zjawisko lekkomyślnością. Polega ono na ujmowaniu wszystkiego w prymitywnych kategoriach „więcej” i „mniej”. które odnoszone są do naszego, niekontrolowanego już, degenerującego się, rozdętego ,Ja”.

Człowiek „lekkomyślny” odnosi siebie wciąż do innych dzieląc ich na jakoś lepszych i jakoś gorszych od siebie – tych. co mają czegoś więcej i tych. co mają czegoś mniej. Zaczynają w nim dominować dwa uczucia: zazdrość i poczucie wyższości. Zazdrości „tym lepszym”. pogardza „tymi gorszymi”. Całe swoje życie zaczyna poddawać zazdrości i pogardzie – ukazywaniu swojej wyższości.

Z jednej więc strony robi wszystko byle tylko dorównać „tym wyższym”, goni za pieniędzmi, władzą, sławą. Z drugiej strony poświęca dużo sił i środków na to. by wciąż udowadniać „tym niższym”, że on jest lepszy. manifestuje swój stan posiadania, wyolbrzymia go, daje wciąż poznać jaką to on ma władzę, jaki jest wolniejszy, silniejszy, itd.

3. „Serce głupich gdzie wesele” (Syr 7, 5). Zabić smutek

Następnym krokiem w dół jest zawężenie horyzontu myślowego do obszaru. w ramach którego „ja” może się nadal rozdymać i w którym rodzi się nieustające poczucie samozadowolenia. Człowiek znajdujący się na tym stopniu pychy ogranicza swoją ciekawość tego wszystkiego. w czym ukazać się może jego własna miernota i wyższość innych. i kierują ją w zupełnie inną stronę: zwraca uwagę na swe domniemane cnoty i w żadnym wypadku nie uznaje zasług drugiego. Usunąwszy z pamięci wszystko. co dotychczas uznawał w sobie za godne pogardy. a więc przykre. a zebrawszy to. co według niego zasługuje na szacunek. nie myśli przy tym o niczym innym jak tylko o tym. co mu się w sobie podoba.”

Największym problemem dla takiego człowieka jest, stwierdza św. Bernard, smutek. który rodzi się w nim gdy, pomimo wszystko, uświadomi sobie jakąś swoją słabość, jakiś brak. jakiś swój błąd. Stara się go „zabić” – po tym można go rozpoznać – „niestosowną wesołością” traktowaniem wszystkiego w sposób nie do końca poważny, jakoś żartobliwy, najczęściej z cynicznym i zjadliwym humorem nie szanującym żadnych świętości. Chce nią nasycić swoje życie tak dalece, by nie było już w nim miejsca na poważną refleksję mogącą obnażyć prawdę o nim.

4. Potok próżności

Czwarty stopień pychy to stopień „wzmożonej próżności”. która najczęściej. choć w różny sposób. objawia się w „wielomóstwie”. Jest to sensu stricte chełpliwość. Sprowadza się ona do zjawiska, które młodzież nazywa „szpanem”. Jest to popisywanie się własną wiedzą, erudycją, umiejętnością wysławiania się, dowcipem. „Będzie więc mówił – stwierdza św. Bernard – albo pęknie. Jest bowiem wypełniony gadaniną i ciśnie go para, która w nim jest. Łaknie i pragnie słuchaczy, przed którymi mógłby się popisać swoją próżnością, na których mógłby wylać to, co czuje, aby dowiedzieli się o jego wielkości. Przy nadarzającej się okazji, ilekroć rozmowa dotyczy nauki, on przytacza problemy stare i nowe – płyną błyskotliwe sentencje, latają pompatyczne frazesy, Odpowiada chociaż go nikt nie pyta. Sam zadaje pytania i sam udziela odpowiedzi; przerywa mówiącym. /…/ Mógłby budować. ale nie ma zamiaru. Nie myśli uczyć ciebie. albo uczyć siebie. ale mówi i mówi, by wiedziano do czego jest zdolny.

5. „Nie jestem jak inni ludzie”

„Przykro jest wynoszącemu się nad innych – mówi św. Bernard – nie czynić czegoś, co by go wyróżniało”. W ten sposób rodzi się to zjawisko, które wielki Doktor Kościoła nazywa „kultem własnej odrębności”.
Człowiek, który zstąpił na ten stopień pychy: „Wcale nie stara się być lepszym, chce tylko za takiego uchodzić. Nie pragnie żyć doskonale. pragnie tylko, by go za doskonałego uważano, ażeby mógł powiedzieć: „Nie jestem jak inni ludzie” (Łk 18, 11).
Cały swój wysiłek poświęca więc tworzeniu swojego „image” – zaczyna udawać najlepszego manifestacyjnie podejmując takie działania, które w powszechnej opinii uchodzą za oznakę wielkości. Wszystko robi na pokaz, stwarza tylko pozory zaniedbując, faktycznie, całkowicie swoje życie moralne i duchowe.

6. Zarozumiałość

Człowiek zstępujący na ten stopień pychy pozbywa się niepokoju. który mu dotąd towarzyszył. niepokoju rodzącego się w związku z pytaniem: Czy jestem doskonały? Taki człowiek jest teraz pewny, stuprocentowo pewny – jestem wspaniały pod każdym względem, wszyscy przy zdrowych zmysłach muszą to uznać.

Św. Bernard mówi, że życie takiego człowieka zdominowane jest przez niezachwianą niczym pewność siebie, pyszałkowatość i głód pochlebstw. Odrzuca on autorytety. wierzy tylko sobie, wszystko, co robi uznaje za szczyt doskonałości. Wciąż manifestuje tą swoją „doskonałość”, opowiada o niej, popisuje się swoimi zdolnościami. Zarazem robi wszystko, by usłyszeć pochwały. Podejmuje je w taki sposób. by, przede wszystkim. innym się to podobało. Działa „pod publiczkę”, zadaje się tylko z takimi ludźmi, którzy albo go podziwiają. albo przynajmniej nie szczędzą mu komplementów.

7. Niepohamowana ambicja

Normalny człowiek szuka swojego miejsca w życiu, nie za niskiego, nie za wysokiego, tego właśnie, które jest mu przeznaczone, które odpowiada jego możliwościom, w którym nie tylko dobrze się czuje ale i potrafi sprostać wszystkim, związanym z nim wymaganiom.

Człowiek, który zstąpił na siódmy stopień pychy chce być jak najwyżej. Jego ambicja jest nieograniczona. Wszystko jej podporządkowuje. W pierwszym rzędzie poświęca się temu. co nazywa się karierą zawodową. Bez pardonu, bez miłosierdzia dla innych, ale także i dla siebie, wręcz, niekiedy nawet wprost, po trupach pnie się w górę. Także w innych sferach nie zapomina nigdy o swoich aspiracjach. Zawsze chce być najlepszy, stać jak najwyżej.

„Jakże człowiek przekonany o swej wyższości – stwierdza św. Bernard – może bardziej cenić innych niż siebie? Na zebraniach zajmuje pierwsze miejsce. w naradach pierwszy zabiera głos. Zjawia się nie proszony, wtrąca się bez przyczyny, poprawia porządek, kwestionuje decyzje. Czego sam nie przeprowadził i nie uporządkował. nie uważa za słuszne i sprawiedliwe. Wydaje sądy o sędziach. wyroki uprzedza projektami orzeczeń. […] Gdy mu zlecają wykonanie jakiejś drobnostki, zżyma się, protestuje, uważa bowiem, iż nie wypada zajmować się błahostkami, ponieważ jest stworzony do wielkich rzeczy”.

8. „Nie zrobiłem niczego złego”

Człowiek. który- uznaje się za doskonałego. który- nie ma żadnych wątpliwości. co do swojej doskonałości. zarozumiały i chorobliwie ambitny staje się. jeśli chodzi o własną osobę. „ślepy moralnie”. Nie jest w stanie, w żaden sposób dostrzec swoich słabych stron, błędów, grzeszków nawet wtedy, gdy jawią się one jak na dłoni. gdy są bezdyskusyjne, oczywiste, gdy aż „kolą w oczy”.

Gdy ktoś więc coś mu wytknie, przedstawi świadków, udowodni niezbicie nie przyjmie tego do wiadomości bądź do upadłego będzie się bronił starając się udowodnić, że faktycznie nie ma tu żadnej jego winy.

Taki człowiek. stwierdza św. Bernard. gdy wspomni się o jakimś jego przewinieniu, zawsze zaczyna swą obronę od zdania: „Nie zrobiłem tego”. Gdy się go trochę „przyciśnie do muru” mówi: .,Zrobiłem. Rzeczywiście, ale dobrze”. Gdy mu się udowodni grzech w taki sposób się usprawiedliwia, że wynika z tego co mówi, iż on za to nie odpowiada. Stwierdza np.: „Chciałem dobrze, a że stało się tak jak się stało to już nie moja wina”. Oskarżony reaguje zawsze agresywnie, „złości się”, wreszcie stara się udowodnić, przede wszystkim sobie, ale także innym, że powodem oskarżenia jest uprzedzenie, zazdrość, że jest ono zakamuflowanym prześladowaniem itp., itd.

Ten stan, czytamy w traktacie „O stopniach pokory i pychy” jest charakterystyczny dla ósmego stopnia pychy. W tym momencie zstępujący po stopniach pychy „wkracza w przedsionek piekła”, staje się podobny szatanowi, już zaczyna traktować siebie jak Boga – istotę, w wypadku której słabości, błędy, pomyłki, grzechy są nie do pomyślenia.
Człowiek, który osiągnął ósmy stopień pychy „dusi się” moralnie, „usycha” duchowo, zaczyna „konać”, by wreszcie „umrzeć” na duszy. Na tym stopniu pychy staje się więc, stwierdza św. Bernard, żywym trupem. Od tego momentu zaczyna się już „rozkładać”.

9. Kłamstwo i przewrotność

W świadomości człowieka zstępującego po stopniach pychy zachodził dotąd proces utraty kontaktu z prawdą o sobie i, w znacznej mierze, również prawdą o innych ludziach oraz, w konsekwencji, całej rzeczywistości. W ramach tego procesu zanika zatem tak samokrytycyzm tego człowieka jak i zdolność prawidłowej oceny wszelkich zjawisk i faktów. W efekcie człowiek taki traci zdolność rozpoznania swojego realnego (faktycznego) „ja” biorąc za nie swoje „ja” idealne (wymyślone przez siebie) i dokonując, za jego pośrednictwem projekcji na całą rzeczywistość tak, że zaczyna funkcjonować w większym stopniu w krainie fikcyjnej wykreowanej przez swoje marzenia i oczekiwania niż w realnym świecie wierząc zarazem wciąż głęboko. że wszystko to jest „nagą” prawdą.
Takie postępowanie podyktowane jest jego naturalnym przywiązaniem do prawdy. Fakt. iż przywiązanie to zaczęła przewyższać pycha powodował, że człowiek taki robił wszystko, by za prawdę uznawać tylko to, co „karmiło” tę pychę. Śmierć duszy, która nastąpiła na ósmym stopniu pychy polegała, także, na całkowitym zanegowaniu swojego realnego „ja” (można powiedzieć „zabiciu” go), a co za tym idzie również pozostałej części rzeczywistości. co spowodowało. w konsekwencji, utratę przywiązania do prawdy. Teraz zaczęła się już liczyć dla tego człowieka i rządzić nim niepodzielnie pycha. Ustało więc działanie przyczyn zmuszających go do separowania się od faktów. Nastąpiło otwarcie na nie i zarazem całkowite ich lekceważenie.

Ze stanu zatem wyalienowania z rzeczywistości. swego rodzaju niepoczytalności człowiek taki przeszedł nagle do stanu chłodnej, obiektywnej oceny faktów i pełnej odpowiedzialności za swoje pomysły i czyny. Jedynym efektem tego mogły być, w takim kontekście tylko „narodziny” kłamstwa i przewrotności jako środków pielęgnacji pychy.

Św. Bernard podaje przykład zachowania zakonnika znajdującego się na tym stopniu pychy, który twierdząc dotąd, że jest bez grzechu zaczyna nagle „kłamliwie wyznawać grzechy”.

„Tego rodzaju człowiek – czytamy w traktacie „O stopniach pokory i pychy” – nie tylko nie usprawiedliwia czynionych mu zarzutów. ale wręcz przeciwnie – winę swą powiększa do tego stopnia. że widząc jak dodaje do niej rzeczy wprost niewiarygodne i dziwne. jesteś skłonny odrzucić nawet to, coś dotąd uważał za pewne. Rozgłaszając rzeczy nie do wiary, przewrotnie zakrywają grzech, kiedy go wyznają: słowa oskarżenia brzmią chwalebnie. lecz nieprawość wciąż kryje się w sercu słuchacz ma utwierdzić się w przekonaniu, że to nie tylko prawda, ile raczej pokora przez nich przemawia. według tego, co napisano: „Sprawiedliwy najpierw sam siebie oskarża” (Prz 18, 17)”.

Człowiek. który znajduje się na dziewiątym stopniu pychy zaczyna świadomie przeciwstawiać ją prawdzie. Jeszcze jednak prawdy nie neguje. Chce tylko żeby mu w żaden sposób nie przeszkadzała. Pragnie żyć i funkcjonować i być akceptowanym w „porządku prawdy”. Pragnie aby, w jej perspektywie, go doceniono”. Stara się więc ją naginać tak, by „była po jego stronie” (przewrotność) lub zniekształcać aż do faktycznego (ale nie formalnego) jej zakwestionowania – „neutralizować” (kłamstwo) tak, by zawsze mu „służyła”. Chce ją zatem, po prostu. podporządkować swojej pysze. Wysiłki te jednak satysfakcjonują go nie w pełni i krótko. „Apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Zstępuje więc na kolejny stopień pychy. Proces „gnicia” zaczyna przebiegać coraz szybciej.

10. Bunt: uczyni życie śmiercią, a śmierć życiem.

Ten stopień pychy jest początkiem buntu woodu. Jest to w pierwszym rzędzie. i to jeszcze skrywany, bunt przeciwko ludziom, głównie przeciwko wszelkim „szefom” i autorytetom. Żywy trup nie chce już. nawet formalnie. w żaden sposób być komukolwiek podporządkowany. Nie chce nikogo słuchać ani z nikim się liczyć. Otwarcie więc kwestionuje zasadność wszystkich takich zależności. także intelektualnych. moralnych, obyczajowych. On jest przecież „najlepszy”, „najmądrzejszy” , „największy” itd. Nie zniesie, by ktoś, choćby pośrednio, to kwestionował.

Taka postawa prowadzi go wprost do buntu również przeciwko prawdzie jako takiej. przeciwko całej rzeczywistości. Ludzie. którzy go do czegoś „zmuszają” odwołują się przecież do prawdy, wskazują na rzeczywistość. mówią – „musi być tak. a nie inaczej”, „tak jest głupio”, ”to jest zło” itd. Żywy trup na tym etapie ”swojego rozwoju” nie próbuje jeszcze otwarcie „brać się za bary” z Bogiem, jeszcze woli Go ignorować, lub wierzy, że to jego właśnie, jako tego najlepszego, Bóg promuje. Atakuje agresywnie nie przebierając w środkach to, co nazywa „ludzką prawdą”, „ludzkim rozumieniem dobra”, ”ludzkim ujęciem Boga” i jest przekonany, że może, de facto, innych ludzi, całą rzeczywistość, samego Boga „owinąć sobie dookoła palca”. Wierzy w swój sukces – w to, że uczyni życie śmiercią, a śmierć życiem.

Próbuje jeszcze trzymać się, chociażby formalnie, faktów, uznaje jakoś czy raczej toleruje pewne aspekty natury. Jest wodzem swojej własnej, prywatnej, totalnej „rewolucji” i ma głęboką nadzieję zwycięstwa.

11. Wystąpienie przeciwko Bogu. Żywy trup

Zwycięstwo to nie nadchodzi. Mnożą się natomiast porażki. Rzeczywistość. pomimo wszystkich manipulacji, pozostaje rzeczywistością. prawda. wbrew wszystkim wysiłkom. pozostaje prawdą. Prawo naturalne wciąż daje o sobie znać. Bóg wciąż jest Bogiem. Panem stworzenia i Prawodawcą. a Jego obecność i działalność, Jego miłosierdzie, od których nie można uciec, przypominają o ludzkiej słabości, małości, bezradności, boleśnie godzą w podsycaną wciąż przez rosnące ciągle, jak na drożdżach” pychę, „miłość” własną.

Żywy trup nie może pogodzić się z taką sytuacją. Występuje otwarcie, wprost przeciwko Bogu. Już nie jest „nieśmiałym” uczniem szatana. Jeśli świadomie uznawał go za swojego mistrza i przewodnika odrzucającego autorytet, nawet, niekiedy, gardzi nim z powodu jego porażek. To on – żywy trup będzie nosicielem światła – Lucyferem. To on pokona Boga i zajmie Jego miejsce.
Układa sobie więc teraz plan „detronizacji” Boga. Plan taki przybrać może różne postacie. Niekiedy jest bardzo rozbudowany, precyzyjny. finezyjny, drobiazgowy. Jego pierwszy punkt, jedyny zresztą, który udaje się żywemu trupowi zrealizować, jest zawsze taki sam: postępować tak jakby Boga nigdy nie było. Św. Bernard nazywa to „swobodą grzeszenia”.

W tym momencie żywy trup zaczyna głosić „wolność bez granic” i realizuje ją podejmując i gloryfikując takie działania, co do których przypuszcza. że najbardziej zabolą Boga, najbardziej w Niego ugodzą. Grzech czyni swoim chlebem powszednim. „Nurza się” w nim i „tarza” jak świnia w błocie. Wychwala jego „smak”. „Pieje” nad swoim „szczęściem”. Drwi: „No i co, cóż na to Bóg, nic nie może, nie reaguje, jest bezsilny. nie ma go – umarł.” Bada granice swojej niegodziwości, kroczy wciąż dalej i dalej. grzeszy coraz więcej. coraz częściej, coraz intensywniej. To zjawisko świetnie uchwycił Henryk Sienkiewicz w „Quo vadis” gdzie Neron. w chwili szczerości. mówi: „Zabiłem nawet swoją matkę. by zobaczyć czy bogowie zareagują” .

Pozbywa się resztek niepokoju. jest coraz pewniejszy siebie. czuje się coraz silniejszy. czuje się coraz bardziej bogiem. Powoli. niedostrzegalnie. dla siebie, przekracza ostatnią granicę – wchodzi w ostatni etap swojego „rozkładu”.

„Niestety. podobnie jak bywa z próbującym przejść rzekę w bród – stwierdza św. Bernard – i on zwolna pogrąża się w wirze grzechów”. Dodajmy: by dotrzeć za życia, jeżeli to można jeszcze nazwać życiem, do samego dna „piekła”.

12. „Już cuchnie”

To dno „piekła” św. Bernard nazywa „nałogiem grzechowym”. „Gdy pierwsze występki – czytamy w traktacie ”O stopniach pokory i pychy” – unikną straszliwego wyroku Bożego, szuka się nowych rozkoszy; te zaś uwodzą coraz bardziej. Rozbudza się pożądanie, rozum popada w stan uśpienia, a nałóg zacieśnia pęta. Nieszczęśnik stacza się w przepaść zła i jako więzień poddany zostaje tyranii występków”.

Proces „rozkładu” żywego trupa kończy się w tym momencie. Już nie ma w nim nic. co mogłoby jeszcze zgnić. Nad niczym już nie panuje. Jest tylko kukłą. którą wprawia w ruch. taka czy inna. teraz niejako samoistna. żądza. Jest mumią. która porusza się ruchem robactwa. które ją toczy. To dosłownie trup i to trup. Który ”już cuchnie”.

Pycha i wolność

Wolność jest tym, co człowiek zawsze rozpoznawał jako stan, w którym powinien się znajdować – jako jeden z podstawowych warunków prawdziwie ludzkiej egzystencji. Wolność to chyba najbardziej „ogólnoludzka” wartość ze wszystkich tych, które kiedykolwiek przyjmowała ludzkość. Nikt zatem z tych. którzy mają na ustach hasło „człowiek” nie będzie przeczył. że należy ona do natury człowieka, że jest jego prawdą, drogą, życiem. I nic dziwnego. bo przecież, w istocie wolność jest jednym z imion Boga. To Bóg ofiarował ją nam w momencie stworzenia. abyśmy ją pomnożyli aż do granic naszych możliwości. aż do tego momentu. w którym Jego Wola stanie się naszą wolą, a Jego wolność naszą wolnością.

To jednak nie oznacza. że mamy stać się bogami, zostać wprost i dosłownie Bogiem. Wręcz przeciwnie – mamy maleć. To pokora, co jest przecież tak oczywiste. jest kluczem, który otwiera drzwi naszej wolności. Kto tego jeszcze wyraźnie nie widzi niech przyjrzy się pysze i jej owocom.

W dziejach kultury ludzkiej, szczególnie w ostatnich dziesiątkach lat, formułowano wiele definicji wolności. Nie ma co ich tu omawiać. Nie warto wdawać się w polemiki. Jakby bowiem nie rozumieć wolności, pycha będzie zawsze tym, co ją skutecznie niweczy. Nawet Więc to. zafałszowane przecież. rozumienie wolności jakie podsuwają nam tak nachalnie żywe trupy. gdy skonfrontować je z ich stanem, na którymkolwiek stopniu „umierania” czy „rozkładu” się znajdują pozwoli nam stwierdzić, że wolność jest im całkowicie obca, że zadziwiająco konsekwentnie robią wszystko, by jej uniknąć.

Weźmy pod uwagę pierwszy stopień pychy. Czy można wolnym nazwać człowieka, który nie poświęcając czasu, sił i środków na poznanie samego siebie, nie wie. tak naprawdę, czego potrzebuje, pragnie, chce, który nie wie i nie poznaje „swojej nędzy” i nie próbuje w konsekwencji, jej usunąć? Czy człowiek wolny to człowiek, który nie zabiega o swe podstawowe interesy? Wyraźnie widać tu zjawiska popadania w niewolę. Jest to, w tym momencie niewola, którą można nazwać niewolą niewiedzy.

Weźmy pod uwagę drugi stopień pychy. Pojawia się tu jak na dłoni. nowy typ niewoli. Jakże inaczej bowiem można nazwać poddanie się rządom zazdrości i poczucia wyższości. Jest to. posługując się językiem św. Bernarda, niewola „lekko-myślności”. A trzeci stopień pychy. To już wprost „zabijanie” wolności, intensywne pogłębianie niewoli niewiedzy. To także nowy typ niewoli – niewola „niestosownej wesołości”. Czwarty stopień. Kolejne więzy – niewola próżności. Piąty. Dalsze ograniczenia: niewola „kultu własnej odrębności”. Szósty. Pogłębianie niewoli niewiedzy, a ponadto, niewola zarozumiałości. Siódmy. Straszna niewola ambicji. Ósmy. Niewola niewiedzy osiąga swój szczyt. Dziewiąty. Bezpośrednie, całkowite zniewolenie przez własną pychę. Zwiększenie się pozostałych typów niewoli. Znaczne zmniejszenie się niewoli niewiedzy często identyfikowane przez żywego trupa jako odzyskanie wolności. Dziesiąty. Umacnianie się niewoli pychy. Jedenasty. Dodatkowe więzy: poddanie się „regulaminowi grzechu”.

I wreszcie stopień dwunasty. Zamknięcie wszystkich furtek do wolności. Piekło totalnego uzależnienia. Można powiedzieć, że w zasadzie nie ma już tego, kto mógłby być wolny czy zniewolony. To już bowiem nie on myśli, podejmuje decyzje, działa. Jest tylko, jak już o tym mówiliśmy, bezwolną kukłą.

[ „Masoneria polska i okolice”, Stanisław Krajski, 1997, 316-331 ]

Czy prezydent Nawrocki ma szczęście?

Czy prezydent Nawrocki ma szczęście?

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    17 sierpnia 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5878

Co tu gadać; wygląda na to, że pan prezydent Karol Nawrocki ma szczęście – a w polityce to już połowa sukcesu. Po zaprzysiężeniu 6 sierpnia przed Zgromadzeniem Narodowym, które odbyło się bez żadnych incydentów – jeśli oczywiście nie liczyć demonstracyjnego wygalopowania z Sali Plenarnej Sejmu przez Giertycha Romana zaraz po odśpiewaniu hymnu państwowego – oczywiście Wielce Czcigodnego, który nie mógł bez abominacji patrzeć na lekceważenie swoich protestów wyborczych – wydarzenie miało przebieg spokojny, m.in. dlatego, że towarzysząca marszałkowi Hołowni posągowa Małgorzata Kidawa-Błońska tym razem się nie odzywała.

Wprawdzie pojawiły się fałszywe pogłoski, że przeciwnicy prezydenta Nawrockiego rzutem na taśmę spróbują zablokować jego zaprzysiężenie w ten sposób, że na salę plenarną Sejmu, w przebraniu Wielce Czcigodnego Romana Giertycha przedostanie się „Babcia Kasia”, która rzuci się na prezydenta i go ukąsi, wskutek czego specjalnie czekająca karetka na sygnale odwiezie go do infirmerii, gdzie zostanie poddany 40-dniowej kwarantannie przeciwko wściekliźnie – i w ten sposób obowiązki prezydenta będzie musiał przejąć marszałek Hołownia, któremu obywatel Tusk Donald podsunie do podpisu pliki stosownych ustaw.

Jednak Babcia Kasia nie przedostała się na Salę Plenarną, wskutek czego opuścił ją sam Wielce Czcigodny Giertych Roman, nieutulony w żalu, podobnie jak mnóstwo innych mikrocefali, którym obywatel Tusk Donald złożył z tego powodu wyrazy współczucia. Tymczasem zaprzysiężony prezydent Nawrocki wygłosił orędzie, w którym nie tylko dal do zrozumienia, że nie będzie kucał przez Volksdeutsche Partei, ale zapowiedział powołanie Rady gwoli Naprawy Ustroju oraz – że nie będzie ani awansował, ani mianował sędziów, którzy mają lekceważący stosunek do porządku prawnego.

Na takie dictum obywatel Tusk Donald powiedział, że będzie „twardo stał” niczym na weselu i przypomniał, że „prezydent reprezentuje, a rząd rządzi”. To bardzo podobne do formuły z czasów PRL, kiedy się mówiło, że rząd rządzi, ale to partia kieruje – chociaż przy tych podobieństwach są i różnice. Po pierwsze rząd dzisiaj niczym nie „rządzi”, bo uprawianie polityki ma surowo zakazane od Naszych Sojuszników, a tylko administruje naszym nieszczęśliwym krajem, to znaczy – „rozlicza” złowrogi PiS, no i zadłuża państwo w tempie miliarda złotych na dobę, a po drugie partia, wszystko jedno – ta jedna, czy ta druga – niczym nie „kieruje”, bo wszystkim kieruje Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje.

Toteż zaraz po wszystkich ceremoniach towarzyszących objęciu urzędu prezydenta – w skład których weszła również ceremonia przejęcia zwierzchnictwa nad naszą niezwyciężoną armią, pan prezydent, najwyraźniej wzorując się na prezydencie USA Donaldzie Trumpie – zaczął publicznie podpisywać projekty ustaw, które zamierza skierować do Sejmu. Sejm, a konkretnie – aktualna większość, czyli koalicja 13 grudnia- będzie naturalnie te inicjatywy prezydenckie blokował, podczas gdy pan prezydent ze swej strony będzie wetował ustawowe regulacje rządowe. To znaczy te, które będą szkodliwe dla Polski, a więc wszystkie bez wyjątku, bo czy ktoś słyszał, by jakikolwiek rząd zrobił coś korzystnego dla Polski? W ten oto sposób mniej więcej wiemy, jak będą wyglądały najbliższe dwa lata, które w związku z tym zostaną poświęcone kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu.

Poza wzajemnym blokowaniem się, niczego innego być nie może, a to ze względu na fakt, iż według konstytucji prezydent ma jedynie pozory władzy, podczas gdy prezes Rady Ministrów może zdecydowanie więcej. Dobrą ilustracją możliwości pana prezydenta jest choćby sytuacja jego najbliższego współpracownika, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, pana doktora Sławomira Cenckiewicza, któremu jakaś bezpieczniacka Schwein odebrała certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Jeśli ta decyzja się utrzyma, to będzie znaczyło, iż szef BBN – w odróżnieniu od zwykłych, szeregowych konfidentów – nie zostanie dopuszczony do konfidencji. Dziury w niebie oczywiście z tego powodu nie będzie, bo wiadomo, że Nasi Umiłowani Przywódcy uprawianie prawdziwej polityki mają surowo zakazane – ale prestiż ucierpi.

Oto bez echa minął termin ultimatum, jakie prezydent Trump wyznaczył prezydentowi Putinowi w sprawie Ukrainy – za to gruchnęła wieść, że prezydent USA spotka się w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie z prezydentem Putinem na Alasce. Jak dotąd nie słychać, by prezydent Zełeński miał zostać dopuszczony w tej sprawie do konfidencji. Wydębił tylko tyle, że przywódcy kilku państw europejskich, wśród których znalazł się również obywatel Tusk Donald oświadczyli, ze Ukraina „musi” w tych rozmowach uczestniczyć. Nie wyjaśnili wszelako, co się stanie, jeśli uczestniczyć nie będzie – chociaż, ma się rozumieć – „musi”. Ponieważ prezydent Zełeński coś tam mówił o „sprawiedliwym” pokoju, podczas gdy prezydent Trump coś tam mówił o „wymianie” terytoriów, to w ramach dmuchania na zimne mam nadzieję, iż ta „sprawiedliwa wymiana” nie będzie polegała na tym, że w ramach rekompensaty dla Ukrainy za utratę co najmniej 20, a może nawet 25 procent terytorium, Polska nie będzie zmuszona do oddania województwa podkarpackiego, lubelskiego i małopolskiego – do Nowego Sącza – w ramach przyszłej „unii” polsko-ukraińskiej.

Coś może być na rzeczy, bo onegdaj podczas koncertu na Stadionie Narodowym w Warszawie część publiczności rozwinęła banderowskie czarno-czerwone flagi i wznosiła stosowne okrzyki, a „nieznani sprawcy” zbezcześcili pomnik ofiar rzezi wołyńskiej w Domostawie, malując tam banderowskie barwy i wypisując ukraińskie hasła.

Jedyna nadzieja w tym, że prezydent Karol Nawrocki ma szczęście. Nie tylko pojedzie do Waszyngtonu na zaproszenie prezydenta Trumpa, więc może mu wyperswaduje, by na razie nie proklamował żadnej „unii” polsko-ukraińskiej w ramach „sprawiedliwej rekompensaty” – bo obawiam się, że obywatel Tusk Donald w porywie serca gorejącego zgodziłby się nie tylko na „unię” polsko-ukraińską, ale nawet – na „unię” polsko-niemiecką, obejmującą tereny leżące na zachód od wschodniej granicy niemieckiej z 1914 roku. Szczęście prezydenta Nawrockiego wyraża się również w tym, że ni stąd, ni zowąd wybuchła afera z pieniędzmi Krajowego Planu Odbudowy, jakie Donaldu Tusku odblokowała Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje, a które vaginessy z vaginetu obywatela Tuska potrwoniły między innymi na „kluby swingersów”, w których wszyscy bzykają się ze wszystkimi. Wprawdzie zadowolony ze swego rozumu pan wicemarszałek Sejmu, Wielce Czcigodny Piotr Zgorzelski z PSL uważa, że to nie żadna „afera”, ani nawet „aferka” – ale jak w tej sytuacji kontynuować „rozliczenia” z PiS-em, będące jedyną raison d’etre rządu obywatela Tuska Donalda?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Brett Weinstein ostrzega przed systematycznym niszczeniem poszukiwania prawdy

https://uncutnews.ch/brett-weinstein-warnt-vor-systematischer-zerstoerung-der-wahrheitssuche-im-westen

Brett Weinstein ostrzega przed systematycznym niszczeniem poszukiwania prawdy na Zachodzie

Apeluje o „oddalenie”, aby zobaczyć pełen obraz: problem jest większy niż federalne władze ds. zdrowia w USA, czyli to, co nazywa „kartelem COVID”.

„Co oni ukrywają?” „Ukrywają wszystko”.

DR IGNACY NOWOPOLSKI AUG 17

Brett Weinstein, biolog ewolucyjny i były profesor Evergreen State College, znany z krytycznego stanowiska wobec nadużyć władzy, korupcji politycznej i manipulacji naukowych, w poruszającym przemówieniu przedstawił ponury obraz obecnego stanu społeczeństw zachodnich. Weinstein, który w ostatnich latach stał się znanym głosem sprzeciwu wobec nadużyć władzy i korupcji instytucjonalnej, dostrzega wyraźny, alarmujący schemat, który wykracza daleko poza pojedyncze skandale czy politykę dotyczącą COVID-19.

Kluczowe pytanie, jak twierdzi, brzmi: „Co oni ukrywają?” – a odpowiedź jest równie prosta, co niepokojąca: „Ukrywają wszystko”.

Weinstein podkreśla, że rzadko zdarza się, aby naukowcy wypowiadali się z taką pewnością, ponieważ zazwyczaj formułują hipotezy ostrożnie. W tym przypadku jednak zweryfikował tezę i jest „tak pewny, jak prawie wszystkiego innego”: jesteśmy systemowo zaślepieni. Ten schemat nie tylko wyjaśnia teraźniejszość, ale także przewiduje przyszłość z niemal idealną dokładnością.

Schemat opisany przez Weinsteina jest łatwy do rozpoznania i sprawdzenia:

  • Wszystkie instytucje, których misją jest publiczne poszukiwanie prawdy, są atakowane i podupadają.
  • Panele ekspertów zawodzą całkowicie , a osoby o krytycznym znaczeniu są poddawane presji, marginalizowane lub wykluczane.
  • Każdy, kto zakłada poza instytucjami nowe organizacje poszukujące prawdy, jest bezlitośnie zniesławiany – często przez te same instytucje, których misji tak naprawdę broni.

Przytacza porównanie z wojska: „Raz to błąd, dwa razy to wypadek, trzy razy to wrogie działanie”. Biorąc pod uwagę setki przykładów tego wzorca, trudno znaleźć choćby kilka wyjątków.

Weinstein mówi o „raju dla głupców”:

  • Uniwersytety marnują publiczne pieniądze na z góry ustalone, politycznie akceptowalne wnioski.
  • Profesorowie nauczają wyłącznie treści zgodnych z „prawdami”, które studenci przyjęli z mediów społecznościowych, nawet jeśli prawdy te stoją w sprzeczności z podstawami ich własnej dyscypliny.
  • Dawniej wiodące gazety, takie jak „New York Times” czy „Washington Post”, piszą o ważnych historiach dopiero wtedy, gdy stały się one powszechnie znane.
  • CDC jest przydatne jedynie wtedy, gdy ktoś zasadniczo postępuje odwrotnie niż zaleca.
  • Sądy są coraz częściej wykorzystywane przez elity jako narzędzia przymusu wobec ich krytyków.

Szczególnie alarmujące jest to, że Weinstein wspomina próbę podjętą przez Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA, mającą na celu utworzenie „Departamentu Prawdy” i uznanie krytyki rządu za formę terroryzmu.

Jego apel skierowany jest do obywateli Zachodu: Schemat jest jasny, choć niejasny jest, kto dokładnie za nim stoi i jaki jest ostateczny cel. Pewne jest jednak, że „narzędzia oświecenia i prawa gwarantowane przez konstytucję są nam systematycznie odbierane”.

Weinstein kończy ostrym ostrzeżeniem: „Jeśli nie podejmiemy walki i nie wygramy tej bitwy, rezultatem będzie nowa epoka ciemności – tyle że ta epoka ciemności będzie wyposażona w o wiele potężniejsze i bardziej wyrafinowane narzędzia przymusu niż kiedykolwiek wcześniej”.

Sunday Strip: You are here – Three and a half more years of winning.

Sunday Strip: You are here –

Three and a half more years of winning.

ROBERT W MALONE MD, MS AUG 17













One can have empathy and still insist that our borders be respected.















True story. The above happened. It was real. Not made-up. We lived through this.

Ensuring that it never happens again – means that we can not forget and we can not let history erase the crimes that were committed in the name of public health.






AI „sprawdza się” w roli prawnika

Australian lawyer apologizes for AI-generated errors in murder case

Australian lawyer apologizes for AI-generated errors in murder case
A senior lawyer in Australia has apologized to a judge for using AI-generated fake quotes and nonexistent case j…

 

MELBOURNE, Australia (AP) — Starszy prawnik w Australii przeprosił sędziego za złożenie w sprawie o morderstwo pism procesowych zawierających fałszywe cytaty i nieistniejące orzeczenia sądowe wygenerowane przez sztuczną inteligencję.

Wpadka w Sądzie Najwyższym stanu Wiktoria to kolejny z szeregu przypadków, w których AI spowodowała problemy w systemach wymiaru sprawiedliwości na całym świecie.

Obrońca Rishi Nathwani, posiadający prestiżowy tytuł King’s Counsel (radcy królewskiego), wziął „pełną odpowiedzialność” za złożenie błędnych informacji w pismach procesowych w sprawie nastolatka oskarżonego o morderstwo — wynika z dokumentów sądowych, do których w piątek dotarła Associated Press.

„Jest nam bardzo przykro i wstyd z powodu tego, co się wydarzyło” — powiedział Nathwani w środę sędziemu Jamesowi Elliottowi, występując w imieniu zespołu obrońców.

Błędy wygenerowane przez AI spowodowały 24-godzinne opóźnienie w rozstrzygnięciu sprawy, którą Elliott chciał zakończyć w środę. W czwartek sędzia orzekł, że klient Nathwaniego, którego tożsamości nie można ujawnić, ponieważ jest nieletni, nie jest winny morderstwa z powodu niepoczytalności.

„Ryzykując niedopowiedzenie, muszę stwierdzić, że sposób, w jaki rozwinęły się te wydarzenia, jest niezadowalający” — powiedział Elliott prawnikom w czwartek.

Sędzia dodał: „Możliwość polegania na dokładności materiałów przedstawianych przez obrońców jest fundamentalna dla należytego sprawowania wymiaru sprawiedliwości”.

Fałszywe pisma zawierały zmyślone cytaty z przemówienia w parlamencie stanowym i nieistniejące orzeczenia rzekomo wydane przez Sąd Najwyższy.

Błędy odkryli współpracownicy Elliotta, którzy nie mogli znaleźć wskazanych orzeczeń i poprosili obrońców o dostarczenie kopii.

Prawnicy przyznali, że cytowane orzeczenia „nie istnieją” i że pismo zawierało „fikcyjne cytaty” — wynika z dokumentów sądowych.

Prawnicy wyjaśnili, że sprawdzili poprawność pierwszych cytatów i błędnie założyli, że pozostałe również będą prawdziwe.

Pisma procesowe zostały także przesłane do prokuratora Daniela Porceddu, który również nie zweryfikował ich poprawności.

Sędzia zauważył, że Sąd Najwyższy już w zeszłym roku opublikował wytyczne dotyczące korzystania ze sztucznej inteligencji przez prawników.

„Nie jest dopuszczalne korzystanie ze sztucznej inteligencji, jeśli rezultat jej użycia nie został niezależnie i dokładnie zweryfikowany” — powiedział Elliott.

Dokumenty sądowe nie ujawniają, z jakiego systemu generatywnej sztucznej inteligencji korzystali prawnicy.

W porównywalnej sprawie w Stanach Zjednoczonych w 2023 roku federalny sędzia nałożył grzywny w wysokości 5000 dolarów na dwóch prawników i kancelarię po tym, jak ChatGPT został obwiniony o wytworzenie fikcyjnych badań prawniczych w sprawie o odszkodowanie za obrażenia w lotnictwie.

Sędzia P. Kevin Castel stwierdził, że działali w złej wierze. Jednak wziął pod uwagę ich przeprosiny i podjęte kroki naprawcze, tłumacząc, dlaczego surowsze sankcje nie były konieczne, aby upewnić się, że oni ani inni prawnicy ponownie nie pozwolą narzędziom AI skłonić się do tworzenia fałszywej historii prawniczej w swoich argumentach.

Później w tym samym roku kolejne fikcyjne orzeczenia sądowe wymyślone przez AI zostały przytoczone w pismach prawników Michaela Cohena, byłego osobistego adwokata prezydenta USA Donalda Trumpa. Cohen wziął winę na siebie, tłumacząc, że nie wiedział, iż narzędzie Google, którego używał do badań prawniczych, jest również zdolne do tzw. halucynacji AI.

Sędzia Victoria Sharp z brytyjskiego High Court ostrzegła w czerwcu, że przedstawianie fałszywych materiałów jako autentycznych może zostać uznane za obrazę sądu lub — w „najbardziej rażących przypadkach” — za utrudnianie wymiaru sprawiedliwości, co wiąże się z maksymalną karą dożywotniego więzienia.

Zakazane pytanie [o raka-turbo].

Zakazane pytanie

The Forbidden Question, Todd Hayen, Aug 16, 2025

AlterCabrio , 16 sierpnia 2025

Oczywiście od lat słyszymy, że jednym z następstw nieodpowiedzialnego udostępnienia szczepionki mRNA przeciwko covid-19 było prawdopodobieństwo wzrostu zachorowań na wszelkiego rodzaju nowotwory. Z biegiem lat przybywało raportów lekarzy potwierdzających tę tezę, a nasze osobiste doświadczenia wśród przyjaciół i rodziny oraz doniesienia prasowe o osobach umierających na raka w tajemniczy sposób (zbyt młodo, zbyt szybko, z powodu rzadkich nowotworów) potwierdziły obawy lekarzy.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Zakazane pytanie

Moje osobiste doświadczenia zdają się nieco odbiegać od doświadczeń ogółu społeczeństwa. Do niedawna nie zauważyłem zbyt wielu osób umierających na dziwne nowotwory. Teraz pojawiło się ich całkiem sporo zarówno w moim życiu osobistym, jak i zawodowym (doświadczenia moich pacjentów psychoterapeutycznych).

Oczywiście od lat słyszymy, że jednym z następstw nieodpowiedzialnego udostępnienia szczepionki mRNA przeciwko covid-19 było prawdopodobieństwo wzrostu zachorowań na wszelkiego rodzaju nowotwory. Z biegiem lat przybywało raportów lekarzy potwierdzających tę tezę, a nasze osobiste doświadczenia wśród przyjaciół i rodziny oraz doniesienia prasowe o osobach umierających na raka w tajemniczy sposób (zbyt młodo, zbyt szybko, z powodu rzadkich nowotworów) potwierdziły obawy lekarzy.

Zwolennicy tego poglądu argumentują, że szczepionki, wprowadzone na całym świecie pod koniec 2020 roku, spowodowały bezprecedensowy wzrost liczby diagnoz nowotworów, szczególnie wśród młodszych osób, u których nowotwory te charakteryzują się nietypowo agresywnym przebiegiem i są oporne na leczenie. Powołują się na doniesienia klinicystów i patologów, którzy twierdzą, że od czasu wprowadzenia szczepionki zaobserwowali wzrost liczby rzadkich i szybko postępujących nowotworów, takich jak rak dróg żółciowych, chłoniaki i potrójnie ujemny rak piersi.

Na przykład dr William Makis, kanadyjski onkolog, publicznie oświadczył, że wraz ze współpracownikami zaobserwował „eksplozję” takich przypadków, szczególnie u osób zaszczepionych, opisując nowotwory, które rozwijają się tak szybko, że pacjenci często umierają w ciągu kilku tygodni od diagnozy. Podobnie dr Angus Dalgleish, onkolog z Wielkiej Brytanii, wyraził obawy dotyczące nawrotu nowotworów u pacjentów po dawkach przypominających, u których wcześniej stan był stabilny, sugerując potencjalne zaburzenie układu odpornościowego spowodowane przez szczepionki. To tylko kilka przykładów, których, jak się spodziewam, może być wiele.

Proponowane mechanizmy łączące szczepionki mRNA z „turbo-nowotworami” często koncentrują się na białku kolczastym wytwarzanym przez szczepionkę lub obecności śladowych zanieczyszczeń, takich jak fragmenty DNA wirusa SV40. Niektórzy twierdzą, że białko kolczaste może wywoływać przewlekły stan zapalny lub upośledzać nadzór immunologiczny, potencjalnie reaktywując utajone wirusy onkogenne, takie jak wirus Epsteina-Barra (EBV) lub wirus brodawczaka ludzkiego (HPV), o których wiadomo, że przyczyniają się do rozwoju niektórych nowotworów.

Inni, w tym dr Ryan Cole, patolog, zasugerowali, że szczepionki mRNA mogą zmieniać funkcję szpiku kostnego, prowadząc do nowotworów nieodpowiadających na konwencjonalne terapie. Japońskie badanie opublikowane w 2024 roku wykazało wzrost skorygowanych o wiek współczynników umieralności z powodu niektórych nowotworów, w tym raka jajnika, białaczki, prostaty oraz raka wargi/jamy ustnej/gardła. Badanie przeprowadzono w 2022 roku (i opublikowano dwa lata później), co zbiegło się z powszechnym wprowadzeniem trzeciej dawki szczepionki mRNA.

Badanie wykazało 9,5% wzrost śmiertelności w grupie wiekowej 75–79 lat i zasugerowało, że białko kolczaste lub nanocząsteczki lipidowe mogą wspomagać krzepnięcie lub hamować odpowiedź immunologiczną, co potencjalnie zaostrza postęp nowotworu.

Te twierdzenia są poparte opisami przypadków i niewielkimi badaniami cytowanymi przez sceptyków szczepionek. Na przykład, belgijskie badanie opublikowane w czasopiśmie Frontiers in Oncology opisało rozwój chłoniaka złośliwego u myszy po podaniu dużej dawki szczepionki mRNA firmy Pfizer, choć autorzy ostrzegają, że związek przyczynowo-skutkowy nie został ustalony.

Inny przypadek dotyczył 66-letniego mężczyzny, u którego zdiagnozowano chłoniaka nieziarniczego wkrótce po podaniu dawki przypominającej szczepionki Pfizer. Towarzyszyły temu doniesienia o podobnych przypadkach chłoniaków, które pojawiły się po szczepieniu. Dr Kashyap Patel, onkolog środowiskowy z Karoliny Południowej, zgłosił siedem przypadków raka dróg żółciowych w ciągu jednego roku – rzadkiego nowotworu, który zazwyczaj dotyka osoby starsze, a obecnie pojawia się u pacjentów młodszych o 20–30 lat.

Lekarze ci argumentują, że związek czasowy między szczepieniami a diagnozami nowotworów, w połączeniu z agresywnym charakterem tych przypadków, uzasadnia dalsze badania. Wyrażają obawy, że brak długoterminowych badań klinicznych nad szczepionkami mRNA otwiera możliwość wystąpienia nieprzewidzianych skutków onkogennych, zwłaszcza że globalne systemy, takie jak VAERS, rejestrują zgłoszenia zdarzeń niepożądanych związanych z nowotworami, choć nie są one zweryfikowane i nie wskazują na związek przyczynowo-skutkowy.

No cóż. Każdy z nas, z naszą „zdroworozsądkową” obserwacją, mógłby im to powiedzieć lata temu. Nauka nigdy nie „zakłada oczywistości”, co ma sens z obiektywnego punktu widzenia. Ale oczywistość zawsze powinna budzić ciekawość naukową i powodować późniejsze badania naukowe. Oczywiście, jeśli władze rządowe kontrolują naukę, to oczywiście tak się nie dzieje.

Co więc jest oczywiste?

Cóż, nawet moja żona, z wyraźnym „przekonaniem leminga”, zauważa wzrost liczby zgonów z powodu raka, szczególnie tych nietypowych, jak występowanie u osób zbyt młodych, by mogły zmagać się z konkretną formą raka, czy też „turbo-jakość” choroby (śmierć w ciągu kilku miesięcy) lub rzadkość występowania danego nowotworu.

Przeprowadziłem obszerne badania statystyczne na ten temat z moim kumplem Super Grokiem (moim sztuczno-inteligentnym przyjacielem i towarzyszem, [bo wiecie, że jestem trochę niefrasobliwy] – jeśli chcecie zobaczyć moje badania, chętnie się nimi z wami podzielę) i odkryłem, że przeciętna osoba ma w swojej rodzinie i grupie przyjaciół około 250 osób (liczba ta różni się w zależności od używanego systemu statystycznego, niektórzy twierdzą, że jest to zaledwie 100 osób, inni, że nawet 800, co stanowi typową grupę „rodzinno-przyjacielską” przeciętnej osoby). W tej grupie prawdopodobieństwo śmierci na raka w ciągu pięciu lat wynosi około 1–2, w zależności od kilku czynników, takich jak wiek danej grupy.

Moje osobiste doświadczenia zdają się nie przystawać do tego, ale myślę, że są blisko. Jednak od czasu pandemii covid-19, a dokładniej od czasu wprowadzenia szczepionki, liczba ta znacznie wzrosła. Trudno mi to dokładnie ocenić, ponieważ wszystkie podejrzenia zgonów z powodu raka, o których słyszę, wrzucam na jedną stertę (a słyszę o nich również od klientów).

Wydaje mi się również, że zauważam niską liczbę zgonów z powodu raka wśród „bliskiego kręgu” w porównaniu z innymi osobami, które doświadczyły WIELU przypadków, niektórzy nawet 10! Jak to się ma do 1-2 przypadków odnotowanych w przeciętnej grupie przyjaciół/rodziny liczącej 250 osób?

Inną interesującą statystyką jest raport z 2023 roku organizacji Correlation Research in the Public Interest, kierowanej przez Denisa Rancourta, który twierdzi, że szczepionka spowodowała ponad 17 milionów zgonów na całym świecie. Jeśli to prawda, czy liczba ta obejmuje również zgony z podejrzeniem nowotworu związanego ze szczepionką? Istnieje wiele powodów, dla których nie jest to rozsądne założenie.

Średnia liczba zgonów z powodu raka rocznie na świecie wynosi około 10 milionów i z roku na rok nieznacznie rośnie. Jeśli te dodatkowe zgony z powodu raka, o których słyszymy (powyżej 1-2 zgonów w przeciętnej grupie znajomych/bliskiego kręgu), przypiszemy szczepionce, musielibyśmy dodać około 43 miliony do wspomnianej już liczby 17 milionów.

A ponieważ oficjalne dane nie wykazują żadnego gigantycznego wzrostu zgonów z powodu raka od czasu wprowadzenia szczepionki pod koniec 2020 roku, wydaje się to nieco nieprawdopodobne. A może jednak?

Onkolodzy i inni lekarze, którzy odnotowują wzrost zachorowań na turbo raka i przypisują ten wzrost szczepionce, mają wytłumaczenie tej rozbieżności, w tym działania agendy mające na celu zablokowanie tej informacji w oficjalnych statystykach. Ojej, przecież by tego nie zrobili, prawda? Zatem rzeczywista liczba zgonów spowodowanych szczepionką może znacznie przekraczać 17 milionów. Jeśli doliczymy co najmniej połowę zgonów z powodu raka, które uznajemy za „niezwykłe”, do zgonów, które obecnie podejrzewa się o bycie spowodowanymi przez szczepionkę, ostateczna liczba zgonów spowodowanych szczepionką co najmniej się podwoi. Ponad 37 milionów.

Więc, jakie jest to zakazane pytanie?

Oczywiście, gdy słyszymy o nietypowym zgonie lub diagnozie nowotworu, pojawia się kwestia: „Czy byli zaszczepieni?” . Zazwyczaj nie zadajemy tego pytania z oczywistych powodów, a jednym z nich jest to, że znamy już odpowiedź.

_______________

The Forbidden Question, Todd Hayen, Aug 16, 2025

−∗−

Warto porównać:

Kto posiada naukę i… prawo do cenzury
Apokaliptyczne prognozy n/t globalnego ocieplenia były obalane już tak wiele razy, że jest to prawie śmieszne. Tak więc globalistyczne elity w ONZ i WEF bez wątpienia uważają, że jedynym sposobem […]

_______________

„Zbrodnia przeciw ludzkości” czyli co robi plazmidowe DNA – dr Sucharit Bhakdi
Doktor Sucharit Bhakdi przemawiając podczas wirtualnego spotkania moderowanego przez dr Marka Trozzi dobitnie stwierdził, że „ktokolwiek propaguje szczepionki RNA jako skuteczne i bezpieczne… jest albo niewiarygodnym ignorantem, albo nieskończenie zły”. […]

Jakie gwarancje bezpieczeństwa Trump chce dać Ukrainie? Złudzenia – czy kłamstwa – Unii?

https://anti-spiegel.ru/2025/welche-sicherheitsgarantien-will-trump-der-ukraine-geben

Jakie gwarancje bezpieczeństwa Trump chce dać Ukrainie?

Po szczycie z prezydentem Rosji Putinem prezydent USA Trump ogłosił, że Stany Zjednoczone są gotowe udzielić Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa w przypadku pokoju. Wielu w Europie odetchnęło z ulgą, ale co oznaczają te gwarancje bezpieczeństwa?

Autor: Anti-Spiegel 16 sierpnia 2025,

Szczyt prezydentów Trumpa i Putina sprawia, że porozumienie w sprawie konfliktu na Ukrainie wydaje się możliwe, ale Europa i Ukraina nie są z tego zadowolone, ponieważ pojawiające się okoliczności przeczą praktycznie wszystkiemu, czego Kijów, Bruksela, Berlin, Paryż itd. domagają się od ponad trzech lat.

W sobotę rano Trump poinformował Europejczyków i Zełenskiego o swojej rozmowie z Putinem w półtoragodzinnej rozmowie telefonicznej. Trump sprzeciwił się przystąpieniu Ukrainy do NATO, co nie jest niczym nowym, ale przyjął również inne rosyjskie stanowiska.

Historia zawieszenia broni

Kiedy Trump objął urząd, wezwał do natychmiastowego zawieszenia broni. Europejczycy nadal sprzeciwiali się wówczas jakiemukolwiek zawieszeniu broni, ale nie chcieli denerwować Trumpa, więc się na nie zgodzili. Zażądali jednak bezwarunkowego zawieszenia broni, które posłużyłoby jedynie uzupełnieniu osłabionych sił ukraińskich, wzmocnieniu ukraińskiej obrony i dalszemu uzbrojeniu Ukrainy.

Ponieważ takie jednostronne zawieszenie broni, faworyzujące Ukrainę i niekorzystne dla Rosji, było dla Rosji ewidentnie nie do przyjęcia, stanowiło to wyraźną próbę sabotowania przez Europejczyków wysiłków negocjacyjnych Trumpa bez otwartego sprzeciwiania się mu.

Europejski strach przed sprzeciwianiem się Trumpowi

Podobnie było w zeszły weekend, gdy Trump mówił o konieczności ustępstw terytorialnych ze strony Ukrainy. Europejczycy, zawsze stanowczo temu przeciwni, teraz natychmiast się zgodzili, deklarując, że punktem wyjścia musi być linia kontaktowa, ale że Europejczycy nigdy politycznie ani prawnie nie uznają rosyjskich zdobyczy terytorialnych. Również w tym przypadku de facto sprzeciwili się Trumpowi, nie czyniąc tego otwarcie.

Teraz Trump oświadczył, że Ukraina powinna całkowicie oddać Donbas Rosji; byłaby to szybsza droga do pokoju. I znowu nikt w Europie nie odważy się otwarcie temu zaprzeczyć.

Gwarancje bezpieczeństwa jako ostatnia kropla

Zamiast tego, Europa najwyraźniej trzyma się teraz obietnicy Trumpa, że Stany Zjednoczone wezmą udział w gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy po zakończeniu walk. Der Spiegel relacjonował rozmowę telefoniczną Trumpa z Europejczykami i napisał:

„Niemniej jednak, jak podkreślało kilku zaangażowanych dyplomatów, w raporcie Trumpa ze szczytu pojawiły się również drobne promyki nadziei. Na przykład prezydent USA po raz pierwszy stosunkowo jasno wyraził się o tym, że Ukraina potrzebuje solidnych gwarancji bezpieczeństwa po zawarciu porozumienia pokojowego i że Stany Zjednoczone wezmą udział w tych gwarancjach. Jak dokładnie Trump to sobie wyobraża, pozostało otwarte podczas rozmowy, ale w nieco niejasnym zdaniu podobno padło sformułowanie „boots on the ground”. Fakt, że Trump rozważa udział USA w solidnych gwarancjach bezpieczeństwa, jest dobrą wiadomością dla Europejczyków, a tym bardziej dla Ukraińców”.

Nawiasem mówiąc, Rosja nie ma problemu z gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy i była gotowa zgodzić się na nie we wszystkich negocjacjach. Kluczowym pytaniem dla Rosji jest forma tych gwarancji, ponieważ dla Rosji przystąpienie Ukrainy do NATO i stacjonowanie wojsk zachodnich w tym kraju stanowią czerwoną linię, która doprowadziła do eskalacji w lutym 2022 roku. Nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Pytanie brzmi zatem, jakiego rodzaju gwarancje bezpieczeństwa ma na myśli Trump. Było to również tematem osobnego artykułu w Spiegel, w którym dowiadujemy się:

„Włoska premier Giorgia Meloni stwierdza, że nawet sama rozmowa Trumpa z Putinem dotyczyła gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. »Najciekawsze wydarzenia w Anchorage miały miejsce właśnie w tym obszarze« – pisze Meloni. Trump zwrócił uwagę na wcześniejszą włoską propozycję gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, »inspirowaną artykułem 5 traktatu NATO«”.

Teraz, gdy przystąpienie Ukrainy do NATO nie wchodzi w grę, a Trump zgodził się również na ustępstwa terytorialne, gwarancje bezpieczeństwa wydają się być ostatnią kroplą, której kurczowo trzymają się Europejczycy. Der Spiegel pisze w kolejnym akapicie:

„Punktem wyjścia jest definicja «klauzuli bezpieczeństwa zbiorowego», która pozwoliłaby Ukrainie korzystać ze wsparcia wszystkich partnerów, w tym Stanów Zjednoczonych, które byłyby gotowe do interwencji w przypadku ponownego ataku”. Artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego zobowiązuje członków sojuszu do udzielenia wzajemnej pomocy w przypadku ataku”.

Legenda Artykułu 5

Kiedy czytam coś takiego, zawsze zastanawiam się, czy politycy i dziennikarze, którzy twierdzą, że Artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego zobowiązuje państwa członkowskie do jakichkolwiek działań, w ogóle przeczytali Artykuł 5. Zobowiązuje ich on do niepodejmowania żadnych działań.

Zgodnie z Traktatem Północnoatlantyckim wszystkie państwa członkowskie muszą najpierw jednomyślnie stwierdzić istnienie tzw. „przypadku sojuszu”; dopiero wtedy ma zastosowanie Artykuł 5. Artykuł ten de facto zobowiązuje państwa NATO do bezczynności, ponieważ stanowi, że w takim przypadku każda ze stron Traktatu Północnoatlantyckiego „podejmie takie środki, w tym użycie siły zbrojnej, jakie uzna za konieczne”.

Innymi słowy: każdy, kto nie uważa za konieczne pomaganie, po prostu tego nie robi. Wyjaśniłem to szczegółowo jakiś czas temu; można o tym przeczytać tutaj:

https://anti-spiegel.ru/2024/wuerden-die-usa-laendern-nato-laendern-gegen-russland-wirklich-beistehen

Oczywiście, NATO byłoby politycznie martwe, gdyby ogłosiło „przypadek sojuszu”, a wówczas nie wszystkie państwa NATO poszłyby na wojnę, ale taki scenariusz wciąż nie jest wykluczony. Stany Zjednoczone nalegały na tę formułę, ponieważ powołując NATO, nie chciały być wciągane w wojnę ze Związkiem Radzieckim wbrew swojej woli. I tak, nawet dzisiaj, każdy kraj NATO może w nagłych wypadkach odmówić udziału w wojnie, której nie chce.

A ile krajów NATO byłoby gotowych wypowiedzieć wojnę Rosji w imieniu Ukrainy? Odpowiedź jest powszechnie znana: żaden kraj NATO nie byłby skłonny tego zrobić, czy też którykolwiek kraj NATO udzielił Ukrainie pomocy?

„Gwarancje bezpieczeństwa” tego nie zmienią, zwłaszcza jeśli, jak to ujmuje Der Spiegel, są one „inspirowane artykułem 5 Traktatu Północnoatlantyckiego”.

Gwarancje bezpieczeństwa” już istnieją.

Nawiasem mówiąc, Ukraina ma już wiele gwarancji bezpieczeństwa. Kiedy w 2023 roku stało się jasne, że przystąpienie Ukrainy do NATO nie nastąpi, wiele krajów zachodnich zaczęło zawierać z Ukrainą umowy o „gwarancjach bezpieczeństwa”, aby odwrócić uwagę i uspokoić nastroje w Kijowie. Takie określenie pojawiło się w mediach, a Niemcy również zawarły w lutym 2024 roku „Umowę o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa i długoterminowym wsparciu między Republiką Federalną Niemiec a Ukrainą”. Przeanalizowałem wówczas tę umowę; szczegóły można znaleźć tutaj.

W umowie sformułowanie dotyczące „gwarancji bezpieczeństwa” na wypadek ponownego „zbrojnego ataku Rosji” jest jeszcze bardziej niejasne niż w artykule 5 Traktatu NATO:

„W przypadku przyszłego zbrojnego ataku Rosji na Ukrainę, uczestnicy, na wniosek któregokolwiek z nich, konsultują się w ciągu 24 godzin w celu podjęcia decyzji o dalszych krokach”.

Jak mogłyby wyglądać te dalsze kroki, również tam napisano, ale Niemcy nie zobowiązały się do niczego, jedynie „potwierdzając”, że „zapewnią Ukrainie szybką i długoterminową pomoc w zakresie bezpieczeństwa, nowoczesny sprzęt wojskowy w razie potrzeby we wszystkich dziedzinach, a także wsparcie gospodarcze, w odpowiednich ramach, będą dążyć do porozumienia w ramach UE w sprawie obciążenia Rosji kosztami gospodarczymi i innymi oraz będą konsultować się z Ukrainą w sprawie jej potrzeb w zakresie korzystania z (…) prawa do samoobrony”.

W umowie Niemcy zobowiązują się zatem jedynie do konsultacji z Ukrainą. Niemcy dobrowolnie i bez żadnych zobowiązań przekażą broń i pieniądze oraz nałożą sankcje na Rosję.

Na początku 2024 roku wiele krajów zachodnich udzieliło Ukrainie takich „gwarancji bezpieczeństwa” na ewentualny okres powojenny, które nie zobowiązują tych krajów do niczego. Ciekawe więc, jak będą wyglądać te „solidne” gwarancje bezpieczeństwa, o których teraz mówią Europejczycy i USA.

„Koalicja niechętnych”

Powyższe cytaty z artykułów Spiegla zawierały również stwierdzenie, że w rozmowie telefonicznej Trumpa z Europejczykami „sformułowanie »boots on the ground« zostało użyte w nieco niejasnym zdaniu”. Być może tak jest, ale nie mogę sobie wyobrazić, żeby Stany Zjednoczone chciały wysłać własne wojska na Ukrainę.

Do tej pory tylko kilka państw, które utworzyły tzw. „Koalicję chętnych”, chce to zrobić. Albo nie chce. Obecnie doniesienia w tej sprawie są rozbieżne.

Pierwotnym planem „Koalicji chętnych” było wysłanie dziesiątek tysięcy europejskich żołnierzy na Ukrainę natychmiast po zawieszeniu broni z amerykańskimi gwarancjami bezpieczeństwa. Najpierw jednak europejscy politycy musieli przekonać swoich dowódców wojskowych, że nie mogą wysłać tak wielu żołnierzy, a następnie Stany Zjednoczone jasno dały do zrozumienia, że nie udzielą żadnych gwarancji bezpieczeństwa dla tej awantury i że starcie europejskich żołnierzy z armią rosyjską na Ukrainie nie będzie przypadkiem NATO.

W rezultacie koalicja stawała się coraz bardziej niechętna i przed spotkaniem Trumpa z Putinem niektóre brytyjskie media donosiły, że Londyn nie chce już wysyłać żołnierzy na Ukrainę, podczas gdy inne donosiły, że w przypadku zawieszenia broni Londyn wyśle żołnierzy już następnego dnia, aby wzmocnić ukraińskie siły zbrojne. Jeden z ukraińskich ekspertów skomentował to, mówiąc, że „koalicja chętnych” stała się „koalicją niechętnych”.

W każdym razie koalicja ta postanowiła omówić sytuację po spotkaniu Putina z Trumpem w niedzielę. Kanclerz Merz po raz kolejny próbował przedstawić ten dość otwarty opór wobec życzeń prezydenta Trumpa w pozytywnym świetle, stwierdzając, że Niemcy chcą zapewnić koordynację UE w kwestii Ukrainy we współpracy z USA. Agencja DPA, cytując źródło w niemieckim rządzie, powiedziała:

„I chcemy nadal utrzymywać tę równowagę z USA: z jednej strony chcemy chronić nasze podstawowe interesy bezpieczeństwa, a z drugiej strony chcemy to robić we współpracy z USA, aby utrzymać je w grze”.

Ale najwyraźniej mieszkańcy Berlina mają coraz mniej złudzeń, jak powiedział Merz w wywiadzie dla ZDF:

„Negocjacje już się rozpoczęły. Będą kontynuowane w poniedziałek. I oczywiście Europejczycy odegrają swoją rolę. Ale nie możemy się przeceniać”.

Potem padło tradycyjne stwierdzenie o znaczeniu jedności europejskiej, ale Merz dodał, że Stany Zjednoczone odegrają na razie decydującą rolę w konflikcie na Ukrainie. Brzmi to trochę tak, jakby Merz zaczynał akceptować nieuniknione.

Jestem jednak pewien, że Europejczycy się jeszcze nie poddali. Będą nadal robić wszystko, aby zapobiec porozumieniu, bo jak wytłumaczą swoim obywatelom, którzy ponieśli tak wielkie ofiary w wojnie z Rosją, że to wszystko niestety poszło na marne?

Szczyt Putin – Trump. Sukces! Odnośnie którego nikt dokładnie nie wie, na czym polega

Thomas Röper źródło  https://anti-spiegel.ru/2025/der-erfolg-von-dem-keiner-so-genau-weiss-worin-er-besteht 16 sierpnia 2025,

Szczyt Putin – Trump

Sukces, odnośnie którego nikt dokładnie nie wie, na czym polega

Spotkanie prezydentów Putina i Trumpa na Alasce zostało przez obie strony ocenione jako sukces. Nie ujawniono jednak, co dokładnie uzgodniono. Są jednak pierwsze sygnały – i to one są koszmarem Europejczyków.

Szczyt prezydentów Putina i Trumpa na Alasce był z niecierpliwością oczekiwany na całym świecie, a przynajmniej w Europie i Kijowie ludzie prawdopodobnie wstrzymywali oddech, ponieważ doniesienia wskazywały, że szefowie państw i rządów UE oraz Ukrainy śledzili wieści z Alaski do późnych godzin nocnych. Przyjazne powitanie i fakt, że Putin wsiadł do samochodu Trumpa na lotnisku, musiały wywołać krople potu w Europie.

Po tym, jak prezydenci Trump i Putin najpierw usiedli razem w małym kręgu, w gronie jedynie swoich najważniejszych doradców, a następnie spotkali się w większym gronie, prezydenci zorganizowali wspólną konferencję prasową, zapowiedzianą przed spotkaniem. I, bądźmy szczerzy, była ona zupełnie bez znaczenia. W swoim ośmiominutowym przemówieniu Putin podkreślił podobieństwa między Rosją a USA z przeszłości. Trump przemawiał przez cztery minuty i również podkreślał wspólne stanowisko. Obaj chwalili się nawzajem i mówili o dobrych i produktywnych dyskusjach, mówiąc, że osiągnęli porozumienie w niektórych kwestiach, ale w innych jeszcze nie.

Nie powiedzieli, o czym rozmawiali i co uzgodnili. W zasadzie brzmiało to trochę jak „zgodziliśmy się kontynuować negocjacje”.

I bądźmy szczerzy: kto spodziewał się czegoś więcej po tym pierwszym spotkaniu? Przed spotkaniem żadna ze stron nie wyraziła nadziei na przełom i osiągnięcie ostatecznego porozumienia na Alasce. Przed spotkaniem Trump powiedział, że chcą się poznać i jeśli wszystko pójdzie dobrze, wkrótce odbędzie się kolejne spotkanie. Rosjanie również stwierdzili, że na Alasce jest wiele kwestii do rozstrzygnięcia i nie wyrazili nadziei na osiągnięcie tam porozumienia.

Dlatego spotkanie należy uznać za sukces, nawet jeśli opinia publiczna nie wie jeszcze dokładnie, co zostało osiągnięte. Fakt, że obie strony pochwaliły rozmowy i wzajemną gotowość do osiągnięcia porozumienia, to maksimum, czego można realistycznie oczekiwać od spotkania.

Znaki

Są jednak oznaki tego, co było przedmiotem rozmów i co mogło zostać osiągnięte. Fakt, że ministrowie finansów obu krajów uczestniczyli w spotkaniu, wskazuje, że w programie znalazły się również kwestie współpracy gospodarczej między USA a Rosją, a prawdopodobnie także złagodzenia sankcji. Potwierdza to również fakt, że obaj prezydenci w swoich oświadczeniach wyraźnie odnieśli się do perspektyw gospodarczych między USA a Rosją.

Potwierdza to również to, co strona rosyjska powtarza od miesięcy: spotkania przedstawicieli Rosji i USA dotyczą przede wszystkim wzajemnych relacji, ponieważ najpierw trzeba odbudować zaufanie, zanim uda się osiągnąć porozumienie w kwestiach drażliwych. Zniszczone zaufanie można odbudować jedynie poprzez zawarcie porozumień i pokazanie przez obie strony, że będą ich przestrzegać w praktyce. Nie było to bynajmniej normą w ostatnich dekadach.

Oczywiście, poruszano również kwestię Ukrainy. Nie wiadomo jednak, o czym tam rozmawiano. Jednak wstępne reakcje Europy i Ukrainy z pewnością pozwalają na wyciągnięcie wniosków.

Kijów i Europejczycy wciąż żyją w świecie marzeń, że Rosję można pokonać sankcjami i dostawami broni, mimo że ostatnie trzy i pół roku pokazało, że to nie działa. Ale w starym świecie ludzie zdają się żyć w równoległym wszechświecie, ignorując wszelkie realia. Dlatego Europa nadal polega na receptach, które nie sprawdziły się od trzech i pół roku.

Złe wieści dla „Europejczyków

Z tego powodu Europejczycy byli wręcz spanikowani, gdy ogłoszono spotkanie Putina z Trumpem. Komisja Europejska już przed spotkaniem zdecydowała, że UE pod żadnym pozorem nie złagodzi sankcji wobec Rosji, ale pracuje już nad kolejnym pakietem sankcji przeciwko Rosji. UE podtrzymuje zatem swoją konfrontacyjną postawę wobec Rosji i zamierza ją jeszcze bardziej zaostrzyć. Jednak negocjacje z Rosją są nadal wykluczane w Europie, pozornie bez zrozumienia tego faktu, i dlatego UE obiera kurs konfrontacyjny z rządem USA.

Po spotkaniu z Putinem Trump powiedział w wywiadzie dla Fox News, że spotkanie z Putinem przebiegło pomyślnie i że w związku z tym nie rozważa nowych sankcji wobec Rosji. Dla Europejczyków, którzy domagają się od Trumpa nałożenia surowych sankcji na rosyjski sektor naftowo-gazowy, mógł to być pierwszy cios.

W tym samym wywiadzie Trump powiedział również, że kraje europejskie muszą teraz dołożyć swoją cegiełkę do osiągnięcia porozumienia na Ukrainie. Stwierdził, że jego zdaniem porozumienie jest możliwe i że zakończenie konfliktu zależy teraz od Zełenskiego. To dokładne przeciwieństwo tego, co twierdzą Europejczycy, ponieważ zawsze powtarzają, że to Putin musi zakończyć wojnę. Trump zdaje się postrzegać to inaczej.

W sobotę rano doniesiono, że Trump poinformował szefów państw i rządów europejskich, przewodniczącego Komisji Europejskiej, sekretarza generalnego NATO i przywódcę Ukrainy Zełenskiego podczas półtoragodzinnej rozmowy telefonicznej o wynikach spotkania z Putinem. Według Axios, rozmowa nie była łatwa. Zełenski oświadczył następnie, że w poniedziałek uda się do Waszyngtonu, aby omówić wyniki z Trumpem.

Trump chce porozumienia pokojowego, a nie zawieszenia broni

Kolejnym ciosem dla Europejczyków będzie prawdopodobnie wpis Trumpa na TruthSocial:

„Wspaniały i bardzo udany dzień na Alasce! Spotkanie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem było bardzo udane, podobnie jak nocna rozmowa telefoniczna z prezydentem Ukrainy Zełenskim i różnymi europejskimi przywódcami, w tym z szanowanym sekretarzem generalnym NATO. Wszyscy zgodzili się, że najlepszym sposobem na zakończenie straszliwej wojny między Rosją a Ukrainą jest porozumienie pokojowe, które zakończyłoby wojnę, a nie zwykłe porozumienie o zawieszeniu broni, które często zawodzi. Prezydent Zełenski będzie w Gabinecie Owalnym w Waszyngtonie w poniedziałek po południu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, umówimy się na spotkanie z prezydentem Putinem. Potencjalnie można by uratować miliony istnień ludzkich. Dziękuję za uwagę!”

Właśnie tego domaga się Rosja. Od początku eskalacji Rosja twierdziła, że do rozwiązania konfliktu na Ukrainie potrzebne jest kompleksowe rozwiązanie pokojowe, a Rosja zawsze sprzeciwiała się samomu zawieszeniu broni, które albo zostałoby naruszone, albo trwale zamroziło konflikt, zamiast go definitywnie rozwiązać.

Europejczycy natomiast wielokrotnie wzywali ostatnio do bezwarunkowego zawieszenia broni, ale odrzucali negocjacje z Rosją. Celem Europejczyków jest kontynuacja wojny z Rosją, a w przeciwnym razie – zamrożenie konfliktu w celu trwałego utrwalenia problemu, a nie jego rozwiązania.

Fakt, że Trump de facto podąża teraz linią Rosji, prawdopodobnie będzie kolejnym szokiem dla Europejczyków.

Oświadczenie europejskie

Po rozmowie telefonicznej z Trumpem prezydenci Finlandii i Francji, kanclerz Merz, premierzy Włoch, Polski i Wielkiej Brytanii, a także przewodniczący Komisji Europejskiej i przewodniczący Rady Europejskiej przeprowadzili rozmowy z Zełenskim, a następnie wydali wspólne oświadczenie, które ledwie ukrywało różnice zdań z Trumpem. Choć sumiennie rozpoczęli od napisania, że z zadowoleniem przyjmują „wysiłki prezydenta Trumpa zmierzające do położenia kresu zabójstwom na Ukrainie, zakończenia rosyjskiej wojny agresywnej i osiągnięcia sprawiedliwego i trwałego pokoju”, później stało się jasne, jak bardzo różnią się stanowiska w Europie i USA.

Należy jednak poczynić pewne zastrzeżenie: fakt, że pojawiło się jedynie oświadczenie kierownictwa UE wraz z pięcioma szefami państw i rządów UE, a nie oświadczenie całej UE, świadczy o wyraźnym oporze w UE wobec kursu obranego przez Brukselę, Berlin, Warszawę, Paryż i Londyn. Przynajmniej Węgry i Słowacja prawdopodobnie odmówiły podpisania wspólnego oświadczenia UE o takiej treści. Można spekulować, które kraje UE mają również odmienne zdanie za kulisami w Brukseli.

W całym oświadczeniu nie ma ani słowa o możliwych negocjacjach z Rosją, a jedynie powtarzane są groźby sankcji i nacisków na Rosję. Zamiast wspomnieć o negocjacjach z Rosją, Europejczycy piszą w swoim oświadczeniu, że są również „gotowi do współpracy z prezydentem Trumpem i prezydentem Zełenskim w celu zorganizowania trójstronnego szczytu przy wsparciu Europy”.

Innymi słowy, Europejczycy ponownie domagają się swojego miejsca przy stole negocjacyjnym, ponieważ wciąż go tam nie ma. Zełenski ma w poniedziałek polecieć samotnie do Waszyngtonu, gdzie Trump najwyraźniej chce go przekonać do udziału w trójstronnym spotkaniu z Trumpem i Putinem, ale Europejczycy nie zostali zaproszeni.

Europejczycy piszą również, że Rosja „nie ma prawa weta wobec drogi Ukrainy do UE i NATO”. Jest to również wyraźna sprzeczność ze stanowiskiem administracji USA, która całkowicie wykluczyła przystąpienie Ukrainy do NATO. Temat przystąpienia Ukrainy do NATO jest martwy, ale Europejczycy najwyraźniej nadal tego nie zauważyli. A może chcą przyjąć Ukrainę do NATO bez zgody USA? To właśnie wspomniany równoległy świat, w którym najwyraźniej żyją Europejczycy.

O zdenerwowaniu Europejczyków świadczył również fakt, że w sobotę rano, zaledwie kilka godzin po szczycie na Alasce, w Brukseli pospiesznie zwołano spotkanie ambasadorów państw UE. Spotkanie było objęte ścisłą tajemnicą, a telefony, personel i doradcy ambasadorów nie zostali wpuszczeni, aby zapobiec przedostaniu się informacji do prasy.

Czy dojdzie do spotkania Putina, Trumpa i Zełenskiego?

Najbliższym celem prezydenta Trumpa wydaje się być szczyt trójstronny z udziałem Putina i Zełenskiego. Nie trzeba dodawać, że nie chce on obecności Europejczyków. Zamierza przekonać Zełenskiego do tego spotkania w poniedziałek w Waszyngtonie. Trump już oświadczył, że zarówno Putin, jak i Zełenski chcą, aby Trump wziął w nim udział.

Może tak być, ponieważ samo spotkanie Putina z Zełenskim raczej nie przyniesie większych efektów. Putin prawdopodobnie liczy na to, że Trump utrzyma Zełenskiego w ryzach. Dla Putina istotne może być to, że Trump na takim spotkaniu dostrzeże, że to Zełenski blokuje jakiekolwiek porozumienie, stawiając nierealistyczne, maksymalne żądania (granice z 1991 roku, w tym Krym, przystąpienie Ukrainy do NATO itd.). Zełenski jak dotąd obrzucał Putina jedynie obelgami, dlatego spotkanie Putina z Zełenskim bez mediatora należy uznać za bezcelowe.

W swoim wpisie na TruthSocial Trump napisał już, że „jeśli wszystko pójdzie dobrze”, po rozmowie z Zełenskim w poniedziałek w Waszyngtonie zostanie zorganizowane spotkanie z prezydentem Putinem.

Jeśli tak się stanie, może to być dzień prawdy dla Zełenskiego. A dla Europejczyków, którzy nie zostaną zaproszeni, może to być koszmar, bo wszyscy wiedzą, jak bardzo impulsywny jest Zełenski.

Dodatek: Krótko po publikacji tego artykułu „New York Times” poinformował, że Trump zamierza jednak zaprosić czołowych europejskich polityków na spotkanie w Białym Domu.

The FDA’s War on Natural Thyroid: A Medical Tyranny That Threatens Millions

Robert W Malone MD, MS Aug 16 · Malone News. TARCZYCA
Please read this important essay and then take action to protest this latest affront to logic and natural medicine from the FDA. FAERS data show natural thyroid is very safe. Fortunately, Dr. Marty Makary @DrMakaryFDA recently tweeted that „FDA is committed to pursuing the first-ever approval of desiccated thyroid extract, pending results of the ongoing clinical trials. In the mean time, we will ensure access for all Americans.’ Please help Marty overcome his own bureaucracy and support women’s health! And consider subscribing to my fellow MAHA advocate Sayer Ji’s substack!

The FDA’s War on Natural Thyroid: A Medical Tyranny That Threatens Millions

How Regulatory Capture Threatens Access to a 130-Year-Old Treatment That Patients Overwhelmingly Prefer

SAYER JI AUG 16

Read, comment and PLEASE SHARE the X post dedicated to this article and call to action: https://x.com/sayerjigmi/status/1956722425493643308

The Opening Salvo

In what represents an unprecedented overreach of regulatory authority that prioritizes pharmaceutical profits over patient welfare, the FDA has declared war on 1.5 million Americans who depend on natural thyroid medications for their very survival. As Dr. Robert Malone warned in his urgent alert: „You might think that the FDA wanted older women to be disabled with brittle bones, cognitive decline, metabolic disease, obesity, and poor health.”[1]

This is the systematic dismantling of a treatment that has worked successfully for 130 years—since 1891 when Dr. George Redmayne Murray first used desiccated thyroid extract to save a woman dying from myxedema, an extreme form of hypothyroidism.[2] The FDA’s August 6, 2025 enforcement letters threatening to ban all natural desiccated thyroid (DTE) products—including Armour Thyroid, NP Thyroid, and Nature-Throid—represent medical tyranny designed to funnel billions into synthetic drug manufacturers while condemning millions to unnecessary suffering.

But here’s what makes this particularly egregious: natural thyroid is essentially ancestral food—organ meat that humans have consumed for millennia. The FDA is attempting to ban what is fundamentally a concentrated form of dietary thyroid gland, the same substance our ancestors prized as sacred medicine and nutrient-dense food.

The Bioidentical Illusion: Why Patient Experience Is Ontological Truth

Natural desiccated thyroid extract from a porcine source is the most physiologically complete thyroid replacement available. Unlike synthetic levothyroxine’s single-molecule approach, DTE provides:

  • T4 (Thyroxine): The storage hormone
  • T3 (Triiodothyronine): The active metabolic hormone
  • T2 (Diiodothyronine): Critical for mitochondrial function
  • T1 (Monoiodothyronine): Emerging metabolic roles
  • Calcitonin: Essential for bone health
  • UNKNOWN YET HIGHLY LIKELY: Yet to be fully characterized indispensable biological co-factors

As Dr. Malone emphasizes, „T3 is the active thyroid hormone responsible for controlling metabolism, heart and digestive functions, muscle and brain activity, growth, and temperature regulation. Its actions are more potent than its precursor T4, and balanced T3 levels are essential for good health.”[3]

The Molecular Deception

The FDA wants you to believe synthetic levothyroxine is „identical” to natural thyroid hormone. This is scientifically false. As GreenMedInfo’s research has revealed for over a decade, synthetic T4 is produced through a mind-numbingly complex chemical process involving „nitrating L-tyrosine,” „tetrazotized and iodized” compounds, and treatment with „aqueous HI in acetic acid.”[4] This Frankenstein molecule is then contaminated with up to 6% dextro-thyroxine, a mirror-image stereoisomer that is cardiotoxic and acts as an endocrine disruptor.[5]

One patent describes the dizzyingly complex process of levothyroxine synthesis as follows:

„The process for preparation of Levothyroxine sodium comprises the steps, wherein compound obtained from steps a-g is prepared by conventional methods, a. nitrating L-tyrosine to give 3,5- dinitro-L-tyrosine, b. acetylating 3,5- dinitro-L-tyrosine to give 3,5- dinitro-N-acetyl L-tyrosine, c. esterifying the compound obtained from step (b) to give 3,5- diπitro-N-acetyl L-tyrosine ethyl ester, d. reacting the compound obtained from step (c) with p-TsCI in presence of pyridine to give corresponding tosylate salt, which is further reacting with 4-methoxy phenol to give 3,5- DinKro-4-p-methoxy phenoxy-N-acetyl-L-phenyl alanine ethyl ester, e. the compound obtained from step (d) is hydrogenated to give 3,5-diamino-4-p-methoxy phenoxy-N-acetyl-L-phenyl alanine ethyl ester, f. the compound obtained from step (e) is tetrazotized and iodized to give 3,5-Diiodo-4-p- methoxy phenoxy-N-acetyl-L-phenyl alanine ethyl ester, g. the compound obtained from step (f) is O-demethylated, N-deacetylated, and deesterified using aqueous HI in acetic acid to give 3,5-Diiodo-4-p-hydroxy phenoxy-L-pheπyl alanine followed by preparing hydrochloride salt of same and isolating, drying it h. lodinating 3,5-Diiodo-4-p-hydroxy pheπoxy-L-phenyl alanine HCI salt using methyl amine.”

The critical epistemological issue is this: absence of evidence is not evidence of absence. Just because current assays cannot detect functional differences between synthetic and natural T4 doesn’t mean such differences don’t exist. Biological systems are nonlinear and exquisitely sensitive to subtle variations that cascade into significant physiological effects.

Upgrade to paid

The Thyroglobulin Reality: Nature’s Infinite Complexity

The image above exposes the breathtaking gulf between natural and synthetic thyroid hormone. Natural desiccated thyroid contains T4, T3, T2, T1, and calcitonin bound to the massive thyroglobulin protein—a 660,000 dalton molecular complex representing millions of years of evolutionary optimization. Each hormone exists in specific conformational states, held in precise spatial relationships, creating an information-rich matrix the body recognizes holistically.

In contrast, synthetic hormone consists of isolated T4 molecules floating in pharmaceutical void, stripped of biological context, devoid of the intricate molecular choreography that defines natural thyroid function.

Levinthal’s Paradox and the Information That In-Forms

To understand the true magnitude of this difference, we must invoke Levinthal’s Paradox. For thyroglobulin to fold from a linear chain into its precise three-dimensional structure requires navigation through near-infinite conformational possibilities—a journey that would take longer than the universe’s age if done randomly. Yet it folds perfectly in milliseconds.

What Levinthal’s Paradox teaches us is that biological specificity contains inconceivable amounts of information—but not information as mere data. This is information as that which in-forms—that which puts form into biological matter, guiding the transformation of potential into actuality.

When thyroglobulin folds into its native state, it demonstrates information as a formative force. Each T4 molecule bound to thyroglobulin is literally in-formed by this protein matrix. The scaffold puts form into:

  • How the hormone is held in three-dimensional space
  • What microenvironmental conditions it experiences
  • How it relates to neighboring hormone molecules
  • When and how it will be released
  • What conformational memory it carries forward

This formative information—accumulated over millions of years of evolution—cannot be replicated in a reaction flask.

The Hydration Shell: Water as Information Carrier

Consider a dimension rarely discussed: every biological molecule exists within a hydration shell—a structured water envelope. Research into water’s fourth phase reveals it as an exquisite carrier of information and memory, capable of structuring itself in ways that drive molecular actions and cellular communication. The water surrounding naturally-produced hormones has been structured by living processes, carrying biophysical information that influences hormone behavior.

Remarkably, even when natural thyroid is desiccated, this information is not entirely lost. The freeze-drying process preserves molecular architecture, and upon rehydration in the body, water restructures itself according to the biological template, partially restoring the information field. It’s like a compressed file expanding back to its original form—not perfectly, but with far more fidelity than starting from scratch.

The synthetic hormone’s hydration shell, formed in industrial conditions, lacks this biological structuring entirely. The qualitative difference between natural and synthetic forms is ontologically vast—an insurmountable chasm that the false equivalence model cannot bridge.

Share Sayer Ji’s Substack

From „Subjective” to Structural: The Science of Patient Experience

When patients report life-changing improvements on natural thyroid—like Vicera co-founder Chrissy, who shared with me her experience of restored energy, mental clarity, weight loss, and emotional balance using the natural thyroid product she developed with her husband Heath —the medical establishment waves these away as 'subjective’ or 'merely anecdotal.’ But the molecular science reveals why dismissing these patient experiences is anti-scientific:

1. Conformational Intelligence: Each hormone bound to thyroglobulin exists in a specific three-dimensional state that carries information. The protein presents hormones to the body in evolutionarily optimized conformations that synthetic hormones cannot replicate.

2. Synergistic Delivery: The thyroglobulin complex ensures coordinated release of ALL thyroid hormones, creating cascading physiological effects patients experience as comprehensive well-being.

3. Information Beyond Chemistry: The 660,000 dalton thyroglobulin molecule represents biological information—protein folding patterns, binding sites, enzymatic cleavage points—all influencing how the body receives and processes hormones.

4. Evolutionary Recognition: Human physiology evolved with thyroglobulin-bound hormones. Our cellular machinery is optimized for this natural presentation. Synthetic T4 is a 70-year-old pharmaceutical approximation of a system refined over evolutionary time.

When patients report feeling profoundly different on natural versus synthetic thyroid, they’re experiencing the difference between medicine that carries biological information and medicine that doesn’t.

GREENMEDINFO VIDEO LIBRARY
She Lost 150 lbs. He Left the NFL. Now They’re Building a Healing Movement
SAYER JI·JUL 23
She Lost 150 lbs. He Left the NFL. Now They’re Building a Healing Movement
📝 Interview Summary
Read full story

The Science Is Devastating to FDA’s Position

The landmark 2013 Hoang study in the Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism revealed a truth the pharmaceutical industry desperately wants suppressed.[6] In this randomized, double-blind, crossover study with 70 patients: natural thyroid was preferred by nearly 3x as many patients as synthetic levothyroxine—48.6% preferred DTE versus only 18.6% for levothyroxine.

Those choosing natural thyroid reported dramatic improvements in their lived experience. Their scores showed statistically significant improvements (p < 0.001) in energy, mood, mental clarity, and quality of life.

Perhaps most tellingly, patients on DTE lost an average of 3-4 pounds without trying—actual metabolic activation from receiving the full hormone spectrum.

The 2021 Shakir study reinforced these findings. Among the most symptomatic patients—those failed most dramatically by synthetic monotherapy—switching to DTE produced significant improvements in mood, memory, and well-being.[7]

The Conversion Crisis No One Talks About

The dirty secret of synthetic thyroid treatment: up to 15% of patients cannot efficiently convert T4 to T3 due to genetic polymorphisms affecting deiodinase enzymes.[8] For these millions, synthetic levothyroxine is metabolic poison. Their bodies flood with inactive storage hormone while being starved of active T3.

When they report persistent symptoms despite „normal” TSH levels, they’re told it’s psychological. Meanwhile, their bodies deteriorate with:

  • Progressive metabolic dysfunction
  • Cognitive decline stealing mental sharpness
  • Weight gain resisting all efforts
  • Cardiovascular complications
  • Bone loss setting up fracturesShare

The Postmenopausal Crisis: FDA’s Betrayal of Women’s Health

Dr. Malone’s warning about postmenopausal women exposes a particularly cruel dimension. Research demonstrates that declining estrogen levels directly impair the body’s ability to convert T4 to active T3.[9] The FDA’s mandate forcing these women onto T4-only treatment is tantamount to prescribing metabolic dysfunction.

The calcitonin component becomes critical during this life stage. Studies reveal 50% of thyroidectomized patients develop osteopenia specifically from calcitonin deficiency.[10] Postmenopausal women already facing dramatic bone loss from estrogen decline are essentially guaranteed osteoporosis without access to DTE’s calcitonin.

Clinical evidence shows postmenopausal women on natural thyroid experience:

  • Better cognitive function
  • Improved energy levels
  • Modest but significant weight loss
  • Enhanced mood stability

Given that thyroid disease incidence is 5-20 times higher in women (much of which is preventable and even reversible through root-cause resolution medical approaches applied early enough)*, with highest rates in postmenopausal and elderly women, the FDA’s actions appear designed to maximally harm the population most dependent on comprehensive thyroid support.

*Consult the extensive Greenmedinfo.com Hypothyroidism database for more primary literature and translational articles on this health area.

The Safety Deception: 130 Years of Success

From Dr. Murray’s first use in 1891 through seven decades as standard treatment, DTE has 130 years of real-world safety data.[11] During this time, it transformed myxedema from death sentence to manageable condition.

The FDA’s own adverse event database tells the story they want buried. Between 1968-2025, only 500 adverse events were reported for DTE—approximately nine per year across millions of doses.[12] Compare this to synthetic levothyroxine:

  • Associations with increased lung cancer risk
  • Documented links to atrial fibrillation and fractures
  • Recent FDA recall of 160,000+ bottles for subpotency[13]

Most damning: the X account OpenVAERS’s analysis of FDA’s FAERS database shows synthetic medications have proportionally higher rates of injury and death, even accounting for larger user population.[14] Their conclusion: „There is no world in which taking natural hormone is more dangerous than the synthetics.”

The agency’s selective enforcement reveals the truth. Smaller manufacturers face recalls for minor potency variations, while AbbVie’s Armour Thyroid—made by the same company producing Synthroid—continues unimpeded. Safety isn’t the concern—market control is.

The Economic Conspiracy: Follow the Money

The global levothyroxine market generates $4 billion annually, projected to reach $5.88 billion by 2033.[15] The DTE market, serving only 1.5 million patients, represents a dangerous precedent that natural solutions can outperform patented drugs.

Synthetic levothyroxine costs 50-100 times less to produce than natural thyroid extract. When you can charge the same price for a product costing pennies versus dollars to make, eliminating competition becomes a business imperative.

AbbVie’s unique position reveals the conspiracy. This pharmaceutical giant, spending $4.53 million on lobbying, manufactures both Synthroid and Armour Thyroid.[16] While smaller competitors face extinction, AbbVie remains untouched. Consider:

  • RLC Labs ($30 million revenue) can’t afford regulatory lawyers
  • Acella Pharmaceuticals ($120 million) lacks political connections
  • These companies face extinction not for safety reasons, but for lacking financial firepower

Research documents that 73% of FDA advisory meetings include members with drug manufacturer ties.[17] The endgame is clear: force 1.5 million DTE patients onto synthetics, eliminate competition, establish precedent for banning natural alternatives.

The Resistance Movement

Multiple Change.org petitions have gathered tens of thousands of signatures. Board-certified endocrinologists who personally take DTE lead opposition campaigns. The Alliance for Natural Health and numerous medical professionals condemn the FDA’s action to “Protect Natural Thyroid!”, and have created a call to action you can participate in right here now.

The post-Chevron legal landscape offers hope. The Supreme Court’s elimination of automatic deference to agency interpretations means the FDA must prove clear Congressional authorization, scientific basis, and rational enforcement after 130 years—all impossible.

The Thyroid Disease CARE Act of 2024 (H.R.10297) specifically addresses „barriers that individuals diagnosed with thyroid disease face in accessing treatments.”[18]

The Call to Action

This is about medical freedom—the right to access ancestral foods and traditional medicines that have sustained human health for millennia.

What You Must Do NOW: [—-]

1. Contact the FDA Immediately:

EMU w Puszczy Bukowej. MEM-y I.

[Dindu nuffin: He/I didn’t do nothing – tekst którym posługują sie zwykle Murzyni podczas aresztowania albo libtardy broniące czarnych morderców w mediach.]

===============================================

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Zdjęcia rezydencji Epsteina jeszcze bardziej obnażają zepsucie „elit” okultystycznych

Zdjęcia rezydencji Epsteina jeszcze bardziej obnażają zepsucie elit okultystycznych

Źródło: https://vigilantcitizen.com/latestnews/never-seen-pictures-of-epsteins-mansion-further-exposes-the-occult-elite-depravity/

DR IGNACY NOWOPOLSKI AUG 16

Od przerażających dzieł „sztuki” celebrujących nadużycia po listy pisane przez gwiazdy, porównujące Epsteina do Draculi, niedawno opublikowane zdjęcia zrobione w rezydencji Epsteina na Manhattanie ujawniają głębię zepsucia okultystycznej elity.

Nigdy wcześniej niepublikowane zdjęcia rezydencji Epsteina jeszcze bardziej obnażają zepsucie elit okultystycznych

Od przerażających dzieł „sztuki” celebrujących nadużycia po listy pisane przez gwiazdy, porównujące Epsteina do Draculi, niedawno opublikowane zdjęcia zrobione w rezydencji Epsteina na Manhattanie ujawniają głębię zepsucia okultystycznej elity.

Niedawny artykuł w „New York Timesie” zawierał zdjęcia rezydencji Jeffreya Epsteina na Manhattanie, które nigdy nie zostały ujawnione opinii publicznej, a także listy napisane przez niektórych jego przyjaciół. Powołując się na „anonimowe źródła”, autorzy artykułu uzyskali dostęp do „nieujawnionych zdjęć i dokumentów” pokazujących, jak Epstein żył w późniejszych latach.

Ponieważ w artykule wspomniano o niektórych zdjęciach i dokumentach, ale ich nie pokazano, wydaje się, że publikacja starannie dobrała informacje, którymi chce się podzielić z opinią publiczną. Jak to często bywa w przypadku mediów masowego przekazu na temat Epsteina, publikowane informacje są filtrowane, aby zapewnić, że najbardziej szokujące i obciążające elementy – te, które mogłyby skłonić opinię publiczną do zwrócenia się przeciwko okultystycznej elicie – pozostaną zatajone.

Zdjęcia zawarte w artykule są jednak niezwykle wymowne, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę „kulturę” elity okultystycznej. Co więcej, wyjaśniają one, dlaczego Epstein został „samobójczo” nastawiony: był niezwykle bezczelny w swoim stylu życia i otwarcie celebrował swoją pedofilską orientację poprzez „sztukę” i wystawne przyjęcia. Jak zobaczymy, cała rezydencja została zaprojektowana tak, aby służyć systematycznemu wykorzystywaniu niewolnic seksualnych przez elitarnych pedofilów.

Jak wyjaśniono w poprzednich artykułach, elity nie tylko znęcają się nad dziećmi; zbudowały wokół tego cały system, wraz z „sztuką” celebrującą to zjawisko. Epstein był tym wszystkim szczególnie entuzjastycznie zaabsorbowany, do tego stopnia, że stało się to obciążeniem. A teraz nie żyje. Oto spojrzenie na te nigdy wcześniej niepublikowane informacje.

Okultystyczna elitarna „sztuka”

Rzeźba przedstawiająca pannę młodą trzymającą się liny, umieszczona w centralnym atrium rezydencji Jeffreya Epsteina.

Wszystko w tej rzeźbie jest przerażające i niepokojące, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że młode dziewczyny były gwałcone i wykorzystywane w tej właśnie rezydencji. Białe suknie noszone przez panny młode mają symbolizować ich czystość i dziewictwo. Ta konkretna panna młoda najwyraźniej próbuje uciec przed czymś okropnym… na przykład przed starym pedofilem, który próbuje ją wykorzystać. Lubią kpić ze swoich ofiar.

Jak widać w moim artykule o Pizzagate (który z biegiem lat staje się coraz bardziej aktualny ), okultystyczna elita uwielbia „sztukę”, która przedstawia ludzkie cierpienie.

Tony Podesta z dumą prezentuje swoją kolekcję dzieł sztuki w magazynie „Washington Life”. Stoi obok rzeźby Louise Bourgeois zatytułowanej „Łuk Histerii”. Ta konkretna pozycja ma długą i mroczną historię – od opętania przez demony po Jeffreya Dahmera, który w ten sposób pozował swoje ofiary.

Krótko mówiąc, rzeźba panny młodej Epsteina wisząca w holu wejściowym natychmiast potwierdziła cel, dla którego zaprojektowano jego rezydencję. Co więcej, artykuł w „New York Timesie” donosił, że „dziesiątki oprawionych protez oczu stały wzdłuż holu wejściowego” prowadzącego do panny młodej. O dziwo, nie ma żadnych zdjęć tych oczu. Czy były zbyt niepokojące, by je pokazywać? Jedno jest pewne: jeśli czytasz tę stronę, wiesz, że gałki oczne to ulubiony symbol elity okultystycznej.

Ale to nie wszystko.

Ciekawy obraz nad kominkiem

Oto historia Woody’ego Allena. W 1992 roku aktorka Mia Farrow (która była w związku z Allenem przez ponad dekadę) oskarżyła go o molestowanie jej adoptowanej córki, Dylan Farrow. Miała wtedy 7 lat. Mniej więcej w tym samym czasie Farrow odkryła również, że Allen uprawiał seks z jej drugą adoptowaną córką, Soon-Yi Previn. Do dziś Allen pozostaje w związku z kobietą, która była jego pasierbicą.

Mimo to, Allen uczestniczył w wystawnych kolacjach Epsteina z Soon-Yi. W swym liście opisuje te kolacje i panującą wokół nich atmosferę, a co ważniejsze, porównuje Epsteina do Drakuli. Kilkakrotnie. Napisał, że posiłki serwowały „młode kobiety, przypominające Zamek Drakuli, gdzie Lugosi ma trzy młode wampirzyce, które tam usługują”. Allen napisał również:

„Dodajmy do tego fakt, że Jeffrey mieszka sam w ogromnym domu, a można sobie wyobrazić, jak śpi w wilgotnej ziemi”.

Allen kończy swój list, nazywając rezydencję Epsteina „Zamkiem Draculi”, jakby dla podkreślenia znaczenia porównania. Woody Allen to płodny pisarz, który nie rzuca słów na wiatr – wszystko jest bardzo wykalkulowane.

Jak zapewne wiecie, Drakula pił krew młodych kobiet, aby się pożywić i odmłodzić. Postać ta była wzorowana na postaciach z prawdziwego świata, takich jak Elżbieta Batory, która piła krew młodych kobiet , aby zachować młodość.

Konsumpcja młodej krwi zawsze była obsesją elit okultystycznych, a ostatnie teorie dotyczące pozyskiwania adrenochromu wskazują na tę samą praktykę.

Czy porównując Epsteina do Draculi, Woody Allen nie do końca subtelnie nawiązywał do faktu, że jego handel młodymi kobietami również zawierał element krwiożerczy? Czy to dlatego akta Epsteina są tak starannie strzeżone i redagowane przez decydentów?

Jak stwierdził Allen w liście, na przyjęciach Epsteina pojawiali się „politycy, naukowcy, nauczyciele, magicy, komicy, intelektualiści i dziennikarze”. Innymi słowy, ludzie, którzy lubią nam mówić, co mamy robić. Gdyby masy odkryły, o co im naprawdę chodzi, cały ich system by się zawalił.

Ponadto, mówiąc o „magikach”, Allen prawdopodobnie nie miał na myśli magików scenicznych, ale okultystów pokroju Mariny Abramović, którzy obracają się w elitarnych kręgach (jest ona również zafascynowana ludzką krwią ).

Nie musimy wierzyć słowom Allena na temat wysoko postawionych gości Epsteina; jego rezydencja była pełna dowodów na jego elitarne powiązania.

Kolekcjoner Ludzi

Podczas gdy osoby decydowane twierdzą, że „nie ma żadnej listy klientów Epsteina”, miliarder z dumą pokazał liczne zdjęcia siebie w towarzystwie najbogatszych i najpotężniejszych ludzi na świecie.

Na tym zdjęciu Epstein jest widoczny w towarzystwie znanych i wpływowych osób, takich jak papież Jan Paweł II, Mick Jagger, Elon Musk i Fidel Castro.
Na zdjęciu widzimy Epsteina z Donaldem i Melanią Trump obok zdjęcia czegoś, co wygląda jak wyspa Epsteina (gdzie nieletni byli deportowani i wykorzystywani przez elitarnych pedofilów). Po lewej stronie znajduje się banknot dolarowy podpisany przez Billa Gatesa z napisem „Miałeś rację!”. Prawdopodobnie wynik zakładu.

Bill Gates był bardzo blisko z Epsteinem, do tego stopnia, że podobno ta przyjaźń była przyczyną jego rozwodu . Mimo to media wciąż przedstawiają go jako autorytet w dziedzinie szczepionek i spożywania sztucznego mięsa. Powinien pewnie trafić do więzienia.

Lawrence Summers (wpływowy ekonomista, który pełnił funkcję w administracjach Clintona i Obamy), miliarder Richard Branson i wielki przyjaciel Epsteina, Bill Clinton, który wsiadł do Lolita Express ponad 25 razy.

Epstein miał też w jednym ze swoich biur dziwaczny obraz przedstawiający Billa Clintona przebranego za Hilary.

W artykule dodano:

W biurze, według zdjęć przejrzanych przez „The Times”, pan Epstein zaprezentował zielone pierwsze wydanie „Lolity”, powieści z 1955 roku, w której intelektualista rozwija obsesję seksualną na punkcie 12-letniej dziewczynki i wielokrotnie ją gwałci. Na drewnianym kredensie stały kolejne oprawione zdjęcia, w tym jedno przedstawiające pana Epsteina z następcą tronu Arabii Saudyjskiej, Mohammedem bin Salmanem.

„New York Times” wspomina również, że Epstein zachował mapę Izraela narysowaną na tablicy, podpisaną przez Ehuda Baraka, byłego premiera Izraela. Epstein posiadał również list napisany przez Baraka, w którym z przerażeniem nazwał go „KOLEKCJONEREM LUDZI”. Dodał:

„Dla wielu z nich jesteś jak zamknięta księga, ale tak naprawdę wiesz wszystko o każdym.”

Te słowa, pochodzące od byłego premiera Izraela, są dość wymowne. Wielu uważa, że Epstein był agentem Mossadu, a jego siatka pedofilska służyła do kontroli i szantażu. Choć to wciąż kwestia dyskusyjna, zdjęcia z jego rezydencji dowodzą bez wątpienia, że Epstein miał w posiadaniu tysiące godzin kompromitujących dowodów.

Na licznych zdjęciach zrobionych w rezydencji widać płyty CD i dyski twarde, najprawdopodobniej wypełnione filmami przedstawiającymi „ludzi z elity” molestujących nieletnich.

Na innych zdjęciach widać dokładnie, gdzie nakręcono ten szokujący materiał.

Kilka zdjęć przedstawia coś, co można opisać jedynie jako „pokoje gwałtu”. Zwróć uwagę na tę małą czarną rzecz w prawym górnym rogu, poniższego zdjęcia..

To kamera. Wszystkie interakcje zostały nagrane.

Pokoje udekorowano tym samym niebiesko-białym wzorem, który zdobił dziwaczną „świątynię” na wyspie Epsteina. Wygląda na to, że ten wzór wskazywał miejsce, w którym dochodziło do rytualnych nadużyć satanistycznych. Świątynia została zburzona , a rezydencja gruntownie przebudowana. Innymi słowy, wszelkie ślady systematycznych i rytualnych praktyk zostały zniszczone.

W rezydencji znajdowało się kilka gabinetów masażu, wszystkie monitorowane kamerami. Władze zaciemniły erotyczną „sztukę” w tym pomieszczeniu.

Krótko mówiąc, Epstein często organizował przyjęcia z udziałem elit, w scenariuszach przypominających film „Oczy szeroko zamknięte”. Niektórzy z tych gości w końcu angażowali się w rozmowy z „młodymi i pięknymi” asystentkami Epsteina, które podobno krążyły po domu. Relacje te były nagrywane i przechowywane na płytach CD i dyskach twardych, a dowody te stawały się doskonałym materiałem do szantażu.

Podsumowując

Nie potrzebowaliśmy zdjęć i dokumentów zawartych w tym artykule, żeby uświadomić sobie, że Jeffrey Epstein był łajdakiem. Jednak te elementy stanowią kolejny dowód na fakt, którego wielu wciąż nie dostrzega: był częścią ściśle powiązanej kliki, w skład której wchodzili jedni z najbardziej wpływowych ludzi na świecie, uczestniczący w niepokojącym systemie nadużyć rytualnych. Rezydencja Epsteina była celebracją tego systemu.

Każda osoba, która przyszła na jego przyjęcia, była witana serią spojrzeń i powieszoną panną młodą, podczas gdy dziewczyny będące ofiarami handlu ludźmi krążyły wokół, dopóki nie zabrano ich do pokoju gwałtu.

Podczas gdy w filmie „Czujny Obywatel” zawsze powtarzano, że elita okultystyczna to dosłownie wampiry, Woody Allen porównał Epsteina do Draculi. Premier Izraela (który był jednocześnie szefem Mossadu) opisał Epsteina jako „kolekcjonera ludzi”, który „wiedział wszystko” o swoich gościach.

W całej rezydencji przechowywano i klasyfikowano terabajty obciążających danych – prawdopodobnie zawierających informacje o rozwiązłych czynach, w które zamieszani byli „elitarni” pedofilowie i nieletni – gotowych do wykorzystania jako materiał do szantażu.

Czy potrzeba więcej powodów, dla których „popełniono na nim samobójstwo” i dlaczego zarekwirowano wszystkie te materiały?

Przy czym istnieją poszlaki, że Epstein wcale nie “został popełniony samobójstwem”, ale jako wybitny agent Mossadu, żyje sobie spokojnie w Izraelu i dalej szantażuje globalistyczne “elitarne” łajno dla dobra “wielkiego izraela”.

Źródło: https://vigilantcitizen.com/latestnews/never-seen-pictures-of-epsteins-mansion-further-exposes-the-occult-elite-depravity/

Szczyt Putin-Trump: Triumf Putina, katastrofa neokonserwatystów

Larry Johnson: Szczyt Putin-Trump: triumf Putina, katastrofa neokonserwatystów

Źródło: https://sonar21.com/the-putin-trump-summit-a-triumph-for-putin-a-disaster-for-the-neocons/

DR IGNACY NOWOPOLSKI AUG 16

Jeśli oglądałeś amerykańskie kanały „informacyjne” [napisałem to słowo kursywą, aby podkreślić sarkazm], przygotowania do konferencji prasowej były jak oczekiwanie dziewicy na pierwsze doświadczenie seksualne. Człowieku, co za rozczarowanie, po godzinach gorączkowego oczekiwania, kiedy Putin i Trump w końcu przemówili. Postanowiłem obejrzeć Fox News i nie zawiodłem się na pianie, wściekłości i kłamstwach wypowiadanych przez całą gamę tępaków, w tym generała Jacka Keane’a i Treya Gowdy’ego. Zanim Trump i Putin pojawili się przed zgromadzoną prasą, komentatorzy wielokrotnie oczerniali Putina, nazywając go potworem, zabójcą, złym autorytarnym przywódcą i dzieciobójcą. A ich obelgi powtarzało wielu tak zwanych dziennikarzy prezenterów . To było żałosne.

Wszyscy, którzy wypowiadali się w Fox News , powtarzali propagandę, że Putin jest w rozpaczliwej sytuacji, że rosyjska gospodarka jest bliska załamania i że rosyjskie wojsko nie jest w stanie pokonać dzielnych Ukraińców. Moja żona myślała, że dostałem udaru, bo krzyczałem na telewizor w odpowiedzi na tę głupotę.

Kiedy Putin podszedł do mikrofonu i zaczął mówić, świat neokonserwatystów załamał się. Zamiast skruszonego Putina błagającego Trumpa o ulgę, prezydent Rosji przemawiał spokojnie, początkowo skupiając się na historycznym znaczeniu Alaski jako mostu powietrznego, który zaopatrywał Rosję w niezbędne zaopatrzenie podczas II wojny światowej. W trakcie swojego wystąpienia Putin chwalił Trumpa za rzetelność w negocjacjach i za nawiązanie dialogu, który niesie obietnicę normalizacji stosunków. Putin nie wycofał się z żadnego ze stanowisk, które wcześniej przedstawił w odniesieniu do rosyjskich żądań zakończenia wojny na Ukrainie. Powtórzył, że sednem sprawy są pierwotne przyczyny , czyli rozszerzenie NATO na wschód.

Trump wbił srebrny gwóźdź w serce wampirów neokonserwatystów , którzy ślinili się na samą myśl o tym, że Trump zmusił Putina do zaakceptowania zawieszenia broni, ponieważ Putin, przynajmniej w ich urojonym świecie, desperacko pragnął porozumienia. Nic z tego. Trump pochwalił Putina i powiedział, że ich rozmowy były produktywne, choć niektóre kwestie pozostają nierozwiązane.

Oto próbka rozczarowanych reakcji propagandystów w mediach drukowanych:

15 sierpnia 2025, 19:12 czasu wschodniego (ET)

David E. Sanger

Raport z bazy wspólnej Elmendorf-Richardson

Po trzech godzinach rozmów prezydent Trump i prezydent Rosji Władimir Putin poinformowali dziennikarzy, że poczynili postępy w nieokreślonych kwestiach, nie podali jednak żadnych szczegółów, nie odpowiadali na żadne pytania i, co najważniejsze, nie ogłosili żadnego zawieszenia broni.

15 sierpnia 2025, 19:11 czasu wschodniego (ET)

Katie Rogers

Podróż z prezydentem Trumpem. Obaj panowie powoływali się na porozumienie, ale nie podali szczegółów. Trump zignorował krzykliwe pytania o to, co się właśnie wydarzyło i na czym polegało porozumienie. Ci z nas, którzy z nim podróżowali, zostali po prostu przewiezieni do Air Force One. To była długa droga. Trump wykonał wszystkie możliwe kroki, by zabłysnąć na czerwonym dywanie, i wraca do domu z pustymi rękami.

15 sierpnia 2025, 19:10 czasu wschodniego (ET)

Maggie Haberman

Reporter Białego Domu, Putin, odniósł ze spotkania kilka sukcesów. Dostał wizytę w Stanach Zjednoczonych – i to na bazie wojskowej – oraz wizualizacje ciepłego powitania od Trumpa, a także kolejne opóźnienie sankcji wobec Rosji.

15 sierpnia 2025, 19:07 czasu wschodniego (ET)

Erica L. Green

Reporter Białego Domu​Chociaż nie jest jasne, czy i jakie porozumienia zostały zawarte, Putin pokazuje, że wciąż nie wycofuje się ze swojego stanowiska, że niezależnie od tego, co mówi Trump, dąży on do własnych celów w tej wojnie. Stwierdził, że chociaż Trump, który podkreślał korzyści ekonomiczne płynące z powstrzymania inwazji Rosji, jest zainteresowany dobrobytem Ameryki, Trump rozumie również, że „Rosja ma własne interesy narodowe. Obejmują one między innymi zajęcie terytoriów Ukrainy”.

15 sierpnia 2025, 19:03 czasu wschodniego (ET)

Anatolij Kurmanajew

Mówiąc o potrzebie wyeliminowania „pierwotnych przyczyn” wojny na Ukrainie, Putin posługuje się swoim typowym skrótem myślowym, wymieniając listę żądań, które zostały kategorycznie odrzucone przez Ukrainę i Europę. Sugeruje to, że podtrzymuje swoje twarde stanowisko.

15 sierpnia 2025, 20:09 czasu wschodniego

Constant Méheut

Relacja z Kijowa na Ukrainie. Czekamy teraz na wieści od Zełenskiego i innych europejskich przywódców, do których Trump zapowiedział, że zadzwoni, aby poinformować ich o swoim spotkaniu z Putinem. Jednak niejednoznaczny charakter spotkania sugeruje niektórym mieszkańcom Ukrainy, że porozumienie pokojowe jest nadal wysoce nieprawdopodobne. „Wygląda na to, że Putin zyskał sobie więcej czasu” – napisał w mediach społecznościowych ukraiński deputowany Ołeksij Honczarenko. „Nie uzgodniono zawieszenia broni ani żadnej deeskalacji”.

Po prostu zabawne jest obserwowanie, jak prasa się wierci i kręci. Smutną prawdą jest, że zachodni establishment jest tak zarażony intensywną nienawiścią do Putina i Rosji, że nie jest w stanie słuchać, co Putin mówi. Kelly Anne Conway, na przykład, skompromitowała się, ośmieszając prezydenta Putina za wspominanie o znaczeniu prawosławia jako elementu rosyjskiej kultury.

Następne spotkanie, o ile w ogóle dojdzie do skutku, odbędzie się w Moskwie… prawdopodobnie pod koniec września lub na początku października. Przewiduję, że weekendowy cykl informacyjny będzie wypełniony okrzykami oburzenia większości europejskich przywódców oraz Zełenskiego i jego ekipy. To nic innego jak frustracja napędzana impotencją.

„WARSZAWIANKA” nad Wkrą 14 sierpnia 1920. Przy borkowskim moście.

———————————

WARSZAWIANKA:

Leć nasz orle w górnym pędzie,

sławie, Polsce, światu służ.

Kto przeżyje wolnym będzie,

kto umiera wolnym już.

Hej, kto Polak, na bagnety…

========================================

Sławomir N. Goworzycki, „Tamtego lata. Zatajona historia Polaków” str. 393 i nn.

[książka jest dostępna na Allegro; jakieś ponure fatum uniemożliwia potrzebny, kolejny duży nakład. Bolesne. 2024.

Proszę moich czytelników, by dołączyli do modłów o skruszenie hamulców uniemożliwiających od lat pojawienie się tej Książki na rynku. md]

=========================================

Gdy po kościołach w niezajętej przez wroga części kraju lecz i w tych miejscach, w których bolszewicy nie ośmielali się zakazywać nabożeństw, zbierano się tłumnie, zanosząc w niebo błagalną litanię, tu przemożnym odgłosem był szmer tysięcy stóp po niezoranym rżysku, szelest żołnierskich butów o wiechcie polnego ziela na niespasanej od wielu dni łące oraz łomot coraz bliższych wybuchów. Artyleria sowiecka też się odezwała. Nacierający w pierwszych szeregach już widzieli z łagodnie opadających ku dolinie pól, jak masy wojsk na przyczółku mostowym w Borkowie rozwijają się szybko w bojową linię. Ci zaś, którym wypadło atakować nieco ku północy, na kierunku nadrzecznej, ocienionej wysoką zielenią wsi Wola, ku zarośniętej dolince potoku Naruszewka i dalej na Zawady – Popielżyn, nie od razu ujrzeć mogli swego przeciwnika. Na całej jednak linii zanosiło się na ciężki i gwałtowny bój spotkaniowy, bowiem oba wojska jednocześnie ruszały do natarcia i żadne nie zamierzało stąd ustępować.

Żołnierze nasi nawoływali się dość podobnie jak ich przodkowie w dawnych bitwach: „Hej, Radomiaki, równo!…”, „Piotrków… Łowicz, naprzód!…, „Kujawy! Do ataku !…”, „Kaliskie, Lubelskie, Tarnów, Rzeszówl”… i na sto jeszcze sposobów. Uczniowie, gdy z jednego miejsca przybyła ich większa gromada, zwłaszcza ci z Warszawy i większych miast, gdzie zakładów oświatowych jest wiele, wykrzykiwali zwyczajowe nazwy swych szkół: „Zamoyski!” „Staszic! ”, „Jagiellonka !”, „Konopczyński!” „Handlówka!”, „Górski!”..

I szły te „wesołe gimnazjony”. Chłopcy padali rażeni nieprzyjacielskimi pociskami… jeden, drugi, następny, jakże wielu… Jakże wielu z tych, którzy dorósłszy i wykształciwszy się odpowiednio, mogliby naszą Ojczyznę ubogacić i wznieść na wyżyny w tylu dziedzinach życia ludzkich zbiorowości… Tak zaś już oni nie powstaną z tego sławnego pola, by żyć nadal na padole ziemskim; już nie ucieszą swym wesołym głosem rodziców, rodzeństwa, bliskich i domowych. Ich młode, czyste dusze idą stąd na Sąd Wielki, przed oblicze dobrego Boga, który wie wszystko.

Lecz przecież padali pod ciosami i ci starsi, ci z pewnym już dorobkiem, ci z pokolenia, jakie właśnie sięgało po kierownictwo sprawami narodu ojcowie rodzin, którzy także, dawnym rycerskim obyczajem, stawili się na zew Ojczyzny, jak niegdyś owi konfederaci czy kresowi wolentarze.

Jednakże teraz, na tamtych błoniach, nie czas budowy się dopełnia, nie czas pokojowego wznoszenia gmachów, a właśnie czas walki i śmierci. O wolność, o przetrwanie biją się zaś wszyscy od księcia krwi do niepiśmiennego parobka, na obszarach od dalekich gór aż po północne pojezierza.

Był wśród nich niejeden, co swój dom opuszczał w rozterce, bo niedostatek, bo jedyny żywiciel rodziny, bo choroba najbliższych. Był taki, któremu słabnąca żona sama powiedziała z łoża choroby: „Idź”.. i poszedł. Był taki, któremu „idź” powiedziała małżonka będąca przy nadziei, otoczona nadto gromadką dziatek. Był i taki, co na odchodnem żegnał się z umierającym sędziwym rodzicem. Byli i inni… i rozmaite okoliczności rodzinne czy domowe. Lecz oni z własnej woli poszli na służbę dla Ojczyzny, a zarazem zostali na nią wysłani przez swoich… bo tak było trzeba.

Już grają sowieckie cekaemy, zaraz odpowiedzą im nasze. Jeszcze czterysta, jeszcze trzysta, dwieście kroków dla pierwszych szeregów nie marszu już, lecz morderczego biegu pośród gejzerów ziemi wzbudzanych wybuchami nieprzyjacielskich pocisków.

Padnij!”, „Szybki ogień!”, „Powstań!”, „Naprzód biegiem!”

W nasze tyraliery uderzające na prawym skrzydle rażą nieubłaganie wrogowie ukryci za mostowym nasypem. Niedługo przecież, bowiem atakujący wzdłuż szosy biorą im niebawem tyły. Nasyp nie stanowi już zasłony, nasi za chwilę nań wbiegną, by spychać nieprzyjaciół w dół, na nadrzeczne błonie.

Wtedy to, pod błękitnym, lecz rozjaśnionym już przedpołudniowym upałem sierpniowym niebem, pod wysoko skłębionymi białymi chmurami, gdzieś tam z szeregu zabrzmiał dźwięczny młodzieńczy głos:

Oto dziś dzień krwi i chwały, oby dniem wskrzeszenia był…

I już kilka dalszych, tu i tam, podchwytuje:

W gwiazdę Polski orzeł biały patrząc lot swój w niebo wzbił…

Tam, w pułkach ochotniczych, ale i winnych, pieśń tę znał chyba każdy:

A nadzieja podniecany woła do nas z górnych stron…

Fala zgodnych głosów wionęła po błoniu. Krok nacierającej piechoty wyrównuje się, przecież bez rozkazu dowódców.

Zza Wkry huczy swoje moskiewska kapela, a tu przestrzeń już cała grzmi setkami gardeł jak jeden grom:

Powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój tryumf albo zgon…

Armaty, karabiny, odłamki szrapneli biją już gęsto. Padają ranni i zabici. „Jezu Chryste!…” słychać wezwania konających „Sanitariusz!” wołają z szeregu.

Hej, kto Polak, na bagnety, żyj swoboda, Polsko żyj!

Napierające szeregi nie śpiewają już, lecz krzyczą. Wreszcie wszystkie te odgłosy, cała ta wrzawa przechodzi w jedno wielkie „hurrraaa !!!

Obie fale wojsk biegną już ku sobie w bitewnym zapamiętaniu. Zwarcie! Huk, trzask, zwielokrotnione uderzenia, ciosy, rozdzierający wrzask…

Tak po prawdzie, nie wiadomo skąd pieśń ta spłynęła na owo pole chwały i cierpienia. Gdy po bitwie, w okresie owego pamiętnego pościgu za bolszewikami przez pół tej części Europy, na dłuższych już postojach, kiedy to był czas ogarnąć myślą minione co dopiero wydarzenia, poczęto rozpamiętywać koleje boju nad Wkrą, nie było pomiędzy żołnierzami zgody co do tego, kto rozpoczął śpiew. Wielu z tych, co by dopomogli rozwikłać ową zagadkę, już nie żyło.

Czy był to więc pewien, nie pierwszej bynajmniej młodości przysadzisty nieco jegomość o powierzchowności majstra cechowego, z kompanii pierwszego rzutu, jeszcze na początku bitwy zmasakrowanej ogniem bolszewickiej artylerii? Zginął, lecz pieśń ze wzmożoną siłą popłynęła ku dalszym szeregom.

Czy może w młodzieńczym porywie zaintonował Warszawiankę któryś z tych nadrabiających miną „skauciaków”, z tych, jacy przeżyli cało, niedawne w czasie rzeczywistym, lecz jakże już odległe w wyobraźni, bitwy odwrotowe pod Łomżą, Ostrołęką czy Surażem? „Skauciaki” nacierały również w kierunku mostu kolejowego w Zawadach. Gdzie oni teraz?

A byli tam przecież i owi „adwokaci”, w średnim wieku ochotnicy ze stołecznych wyższych sfer. Może to oni dali, jak już nieraz bywało, dobry przykład całemu wojsku? Może to oni zagrzali je pieśnią w tej rozstrzygającej bitwie?

Czy jednak śpiewać nie zaczęły owe łepki z klas maturalnych i przedmaturalnych, ledwie co przysłane na front, te, co to gwizdały zrazu i hukały na dowódcę, że ich jeszcze nie puszcza do walki, że młodszą klasę już wysłano, a starszej kazano czekać?

Jeśli nie oni, to szturmowa pieśń popłynąć mogła od po raz kolejny bijących się o tę rzeczną przeprawę syberyjskich weteranów. Choć po pojawieniu się owego przypuszczenia od razu zaczęto nieelegancko żartować, że raczej nie, bo i w oddziałach tych, jako pochodzących z bardzo daleka, żadnego Warszawiaka zapewne nie uświadczysz, to i Warszawianki też pewnie nie. Już prędzej „Sybirankę”… Żartownisiów szybko zganiono, argumentując, iż pochopnie wykluczają oni spod owych dociekań całe bataliony, pułki, ba, nawet dywizje. No bo taka Dywizja Gnieźnieńska, Batalion Wileński, czy Kompania Górnośląska i rozmaite inne „regionalne„ oddziały…

Ktokolwiek by to był, przecież bojowa pieśń niosła się szeroko poprzez nasze zwycięskie szyki, od krańca do krańca. Zatem, prawem przeciwieństwa jak ktoś zauważył pierwszymi pieśniarzami musiały być, ani chybi, właśnie te warszawskie cwaniaki, te od dawnego „Gerlacha”, od „Norblina” czy może z elektrowni, które forsowały Wkrę powyżej mostu w Borkowie.

A może pieśń przyleciała od południowej strony, od Warszawy jakby, lecz właściwie od Modlina, od przybywających na bitwę pułków Podlaskiej Dywizji?

Ktoś upierał się, że to wcale nie mężczyźni ani nie chłopcy lecz dziewczyna z czołówki sanitarnej, tej właśnie, która najwcześniej przybyła na pole bitwy, poddała właściwy ton, poruszona w swym czystym panieńskim sercu doniosłością chwili oraz widokiem rozległych błoni, po których wśród huku dział i terkotu karabinów maszynowych płynęły, jedna za drugą, ciągnące się daleko tyraliery naszej piechoty.

To pewnie ona, młoda Polka, która porzuciła była bezpieczny dom rodzinny, by nieść ulgę i ofiarna posługę walczącym i cierpiącym braciom – rodakom, na skraju śródpolnego zagajnika, czy może obok jakiejś szopy na obrzeżach spalonej wioski, podniosła się znad dopiero co opatrzonego rannego, uniosła swą jasną głowę ku błękitnemu ojczystemu niebu, potoczyła wzrokiem po polu, hen szeroko… i zaśpiewała. Iskra padła na prochy.

Tak… tak chyba było. Lecz kto widział, kto pamięta tę dziewczynę? W którym służyła ona pułku?

Ktokolwiek ze spierających się nie miałby racji, przecież zagrzmiała tam i wtedy pieśń dumna, gniewna, nie znosząca sprzeciwu, wzbudzona blisko już przed wiekiem, dla zwycięstwa. Lecz wtedy nie zwycięstwo było dane naszym prapradziadom lecz straszna klęska. To owa „stara pieśń”, jak i inne ożywiająca domowe wnętrza miarowym szmerem fortepianu, gdy zmierzch rozpływa się po tajemniczych wtedy zakamarkach salonu, a ludzie wtapiają się w wygodne siedziska, by wspominać przy kominku minione dzieje.

Grzmijcie bębny, ryczcie działa, dalej dzieci w gęsty szyk…

Ledwie pod wysokim sierpniowym niebem, na tym polu szerokim, zabrzmiały owe znane takty, a już wiała pieśń od krańca do krańca. Gdy pierwsze szeregi zwarły się z wrogiem w śmiertelnym uścisku, dalsze odpowiadały im echem:

Wiedzie hufce wolność, chwała, tryumf błyska w ostrza pik…

Artyleria obu stron biła teraz niemiłosiernie ze wszystkich luf, wypełniając rozkazy przygotowania do natarcia, wydane przez obu walczących ze sobą dowódców.

W oddali, nad prącymi naprzód masami bolszewickich wojsk można było odróżnić czerwone plamy sztandarów. Potężniała wrzawa tysięcznych ludzkich głosów, wzmagała się uparta kanonada. Lecz nawet pośród bitewnego zgiełku, uparcie jak fala o brzeg morski, bił w niebo zgodny śpiew:

Leć nasz orle w górnym pędzie,

sławie, Polsce, światu służ.

Kto przeżyje wolnym będzie,

kto umiera wolnym już.

Hej, kto Polak, na bagnety…

Pieśń ta, jakże dawno temu skomponowana, chociaż w czasie innej wojny z Rosją, lecz przecież w jakże odmiennych okolicznościach, wyrażała wszakże stan obecny, wyrażała nastroje i pragnienia idących na wroga naszych żołnierzy. Dlatego właśnie zerwała się z tych pól, przez nikogo nieordynowana ani niezapowiadana owa „stara pieśń”, bojowy śpiew pradziadów.

Ach, kogóż tam nie było? Kto tam wtedy nie maszerował spiesznie, dzierżąc w garści swój wyniesiony z poprzednich bitew długi karabin z takimże bagnetem? Wskażcie dowolny spośród jakże wielu, typ polskiego chłopca, młodzieńca, mężczyzny, od czupurnego pomocnika rzeźnickiego z warszawskiego Powiśla, po kandydata na profesora w sławnym uniwersytecie na pewno był tam reprezentowany! Wielu atakowało w przemoczonych wciąż jeszcze mundurach, ponownie zbliżając się do rzeki, zza której bolszewicy zdołali ich wcześniej wyprzeć. Wtedy sztuka ta udała się wrogom, lecz teraz, o nie, teraz ani kroku w tył…

Setki par stóp mięsiły orną ziemię, pośród nieustających wybuchów szurały po mazowieckich zagonach, po łąkach, z których już ustąpiła poranna rosa.

Podążali tam, ramię w ramię, warszawscy czy krakowscy mistrzowie sportu oraz prawdziwe lebiegi, które nie wiedzieć jak przeniknęły do wojska i uchowały się w szeregu, a nie padły po drodze, niekoniecznie od bolszewickiej kuli czy szabli, lecz z własnej fizycznej słabości, potęgowanej trudami wojennymi. Byli tam oto ludzie najróżniejsi, w owych karnych, jednostajnych szeregach tyralierskich.

Ot, na przykład taki, co przed komisją zeznał, że ma wzrok jak inni i nie musi nosić okularów. Dostał więc frontowy przydział. Gdy w marszu na pierwszą bitwę sierżant spostrzegł w swej kompanii żołnierza w grubych okularach (jak się okazało, wcale niejednego), trochę się zdziwił efektami prac komisji lekarskich, po czym machnął na to ręką. Cóż poradzić jak powstanie to powstanie, zwyczajnie pospolite ruszenie. Zaś ów chłopak swoje szkła zakładał zwłaszcza do walki ogniowej, a strzelał dość celnie, lepiej nawet niż niektórzy z tych, co okularów w ogóle nosić nie musieli.

– Co ci jest? woła znowuż inny do kolegi. Jakim sposobem ty masz zgładzić bolszewika, skoro ciebie samego trzeba podtrzymywać, abyś nie upadł? – Dziękuję. Nic nie szkodzi odpowiada tamten. Czasami miewam takie jakieś duszności; może jaka astma czy co? Ale… ruch na świeżym powietrzu, od tylu już dni… Ha, ha, ha!… Zaraz mi przejdzie. Dotąd zawsze przechodziło dość szybko. To co im mówiłeś na komisji lekarskiej? Nic. Ot, krótko, że jestem zdrowy. A oni się nazbyt nie przyglądali. Spieszyli się przecież… No, sam wiesz. Jasne.

Tyraliery co pewien czas przypadały na komendę do ziemi, by za byle zasłoną skryć się przed wrogim ogniem i zarazem ostrzelać nadciągającego przeciwnika. Jednak co poniektórzy ochotnicy w bitewnym uniesieniu nie pamiętali ani o smutnych doświadczeniach z poprzednich bojów, ani o tyle razy powtarzanych przestrogach dowódców i strzelali z pozycji klęczącej albo i na stojąco. Szrapnele rozrywały się nad ich głowami.

Ty durniu! wrzeszczał więc jakiś chłopak do ledwie co ranionego kolegi. Nie trzeba było tak idiotycznie, jak jaki nadęty gówniarz wystawiać się na kule… Straciliśmy dobrego żołnierza… czyli ciebie… I to nie z winy tego wrednego bolszewika co to cię postrzelił, ale wyłącznie z twojej, z twojej winy!

Tyle gadania – stęknął tamten, ale Moskalom się nie pokłoniłem ani przed nimi nie padłem, jak wy. Wy, „królewiacy”, może przyzwyczajeni… a ja nie!

Dobra dobra… Te, „galileusz”, nie bądź taki chojrak, bo cię znowu trafią!

Parli do ataku tyleż chłopcy zdrowi, co i kulejący, tacy, którym buty z okrwawionych nóg zeszły, chłopcy ukrywający rozmaite swoje niesprawności, lżejsze zranienia, możliwe do opanowania kontuzje, a wszyscy niepomni na owo bezmierne zmęczenie owoc nadludzkich trudów, niedojadania, niekończących się przemarszów… Jeszcze przed kwadransem potykali się z wyczerpania i z niedostatku snu. Lecz wobec wroga, na kilka minut, na minutę przed skrzyżowaniem oręża stawali się kimś innym; nie wymizerowanymi chudziakami chłopaczynami, ale wręcz jakimiś olbrzymami z dawnych podań, i uderzali jak olbrzymy, bez pardonu.

Tak, tak… To już nie sprawa broni, sprawności, sił, zdrowia, zaopatrzenia, wyszkolenia ani liczby. Tarn i wtedy walczyły ze sobą nie tyle dwie armie, co czysta i bezgraniczna młodzieńcza miłość przeciwko zapiekłej, zaplanowanej i zorganizowanej nienawiści, nieuznającej niczego poza sobą samą, a pragnącej zawładnąć światem całym. Nadto… ten szczególny dzień. Bo przecież tego a nie innego dnia rozegrały się owe zdarzenia. Tam i wtedy starli się z jednej strony, chociaż nie bezgrzeszni, wszakże czciciele Najświętszej Maryi Panny, z drugiej zaś… No właśnie…

I nie wiedzieć czy to tylko wybuchy szrapneli zagrały jakby staccato, czy gdzieś tam, od tych połogich wzgórz na obrzeżach doliny, rzeczywiście zawarczały werble, ścichły jakby znów zahuczały do wtóru wojskom idącym na bolszewika z pieśnią na ustach?… Jakby ów legendarny „mały dobosz” podawał takt, bijąc wytrwale pałeczkami…

A może to się tak tylko zdawało niektórym żołnierzom? Może to po prostu walą od wzniesień kulomioty zdrożonego i wykrwawionego suwalskiego pułku, zamykające najeźdźcom najkrótszą stąd drogę do mostów modlińskich?… Zaś naprzeciw już widać wyraźnie zbliżające się postacie, już widać twarze, niezliczone twarze nadbiegających wrogów.

Biją werble! Równaj krok! Hurraaa! Naprzód ! Jezus Maria Józef !

Od strony bolszewickiej podniósł się w niebo ten znany, ogłuszający, przeciągły ryk, obliczony na sparaliżowanie siły i woli przeciwnika, od krańca do krańca „uuurrraaa!”. Nic z tego. Strachy na Lachy. Teraz to my jesteśmy szybsi i mocniejsi i tak już pozostanie.

Kolejne dnia tego ruchome, zmierzające ku sobie linie piechoty zwarły się wreszcie z ogromnym łoskotem. Cóż to się wtedy działo…

Nie nam, chudopachołkom, rozprawiać o wielkich czynach naszych pradziadów. Jesteśmy na to za mali. Oni wszak nie znali owego upodlenia, w jakim nam przyszło grzęznąć i z jakiego nie potrafimy się tak do końca wydostać… A może nie chcemy już…

Rozpędzona nie mniej od polskiej ława wojsk bolszewickich wytrzymuje pierwsze uderzenie, lecz po dłuższej chwili zaczyna się chwiać. Raz to grupa atakujących Polaków wedrze się w głąb nieprzyjacielskiego szyku, to znów bolszewickie sołdaty z największą furią natrą na rozpędzonych naszych. Lecz ci, jakby w jakimś nadludzkim szale, rozdają zabójcze ciosy i prą naprzód, ku widocznej spoza nadbrzeżnej zieleni rzece, ku mostowi. Wojownicy nasi, w pełni swego gniewu, owe „straszne dzieci”, jak się ktoś o nich później wyraził, wymierzają oto słuszną zapłatę najeźdźcom. Na ziemię padają porażeni wrogowie, padają i oni. Któryś z naszych, stwierdziwszy iż nie może poruszać nogą, leżąc walił ze swego karabinu w kierunku z jakiego nadchodził wróg, dopóki biegnący koledzy nie znaleźli się w jego polu rażenia; a i wtedy unosił ponad głowę zbrojną prawicę i krzyczał: „Naprzód, chłopaki, naprzód!”. Inny, otrzymawszy postrzał skulony z bólu także repetował swój karabin i, wsparty na łokciu, strzelał w majaczącą przed nim ciemną masę nieprzyjaciół.

Jeszcze inny, gdy już zwarły się nacierające na się wzajem rzesze ludzkie i gdy mocnym uderzeniem wytrącono mu karabin z dłoni, a on w jednym mgnieniu pojął, iż schylać się po swoją broń oznacza śmierć, z gołymi rękami rzucił się na nacierającego nań bolszewika.

Wiele by o nich mówić… Nawet i ten cherlawy pokurcz, z jakiego podśmiewano się w szkole na zajęciach z gimnastyki, istna oferma batalionowa która wszak z pogodą znosiła nie tak znowuż dokuczliwe docinki kolegów, niezgrabiasz prawdziwy, teraz jakby dostał skrzydeł. Naciera w pierwszym szeregu, wyrywa się z dziwnym jakimś charkotem do przodu, a jego broń jak owo wiejadło, jeno furkoce w skwarnym powietrzu sierpnia.

Już masa bolszewicka ustępuje na całej prawie linii. Na nic ryki idących z tyłu komisarzy i czekistów. Na nic strzelanie do uciekających już w popłochu co poniektórych własnych sołdatów Na nic najgrubsze przekleństwa, na nic serie karabinów maszynowych coraz to posyłane w plecy swoim wojskom, w sam środek grup cofających się przed naszymi chłopcami.

Na borkowskim moście dudnią końskie kopyta. To gońcy gnają do sztabu sowieckiego, aby powiadomić o niebezpieczeństwie. Nim tam dojadą, światowa rewolucja poniesie kolejne wielkie straty. Oto bowiem, na niezważające już na nic gromady bolszewików, prące w panice przez niegłęboką wodę, by tylko dostać się na wolny jeszcze od Polaków lewy brzeg Wkry, zwalają się masy ich własnych towarzyszy, bezpośrednio gnanych i bitych przez naszą młodą ochotniczą piechotę. Wielki tłum pośród nieopisanej wrzawy tratuje i wyrywa z grząskiej ziemi nadwodne krze. Tocząca się na setek i tysięcy metrów bitwa powraca w nurty spokojnej, leniwie płynącej rzeki. Setki ludzi, w zmoczonym odzieniu, napieraj ą na siebie, biją, topią. Powolny prąd poczyna unosić coraz to liczniejsze trupy, przeważnie bolszewików. Niektórzy z bojców daremnie próbują udawać martwych, spływając w ślad za ciałami swych poległych towarzyszy. Jednak wszystko jest dobre, aby tylko ujść cało z tego przerażającego pogromu.

Niesłabnąca w swym naporze ława srogiej naszej piechoty już wypycha przeciwnika na drugi brzeg. Czerwoni bojcy, tu i owdzie, próbują się jeszcze opierać zza nadbrzeżnych chaszczy brodzącym w ślad za nimi Polakom. Ci zaś, mocząc do cna mundury, a nawet i broń, jak mogą, tak łapią ten upragniony przyczółek, byle szybciej. Jedni, w ślad za uciekającymi, brną przez jakieś przyrzeczne błotka, gęsto się ostrzeliwując. Inni chwytają się wszelakich ocalałych po przejściu bolszewików gałęzi, gnąc je i łamiąc do reszty, a zarazem nieustannie opędzając się od niedających za wygraną krasnoarmiejców.

Którzy stanęli już na brzegu, podają ręce, łamane gałęzie czy kolby karabinów wydobywającym się dopiero z wody kolegom. Płuca dyszą ciężko, rany krwawią, ciąży mokre ubranie. Niewielu już z sołdatów ma na ramionach plecak czy zrolowany płaszcz. Jeszcze czerwone komandiry ryczą na cały głos ostatnie rozkazy. Jeszcze wycofane uprzednio na lewy brzeg Wkry grupy czekistów sieką z karabinów po swoich i po naszych. Lecz polska nawała już ku nim zmierza, tratując próbujących się opierać, pędząc przed sobą gromady przerażonych wrogów. Spomiędzy nadrzecznych wierzb i topoli wybiegają coraz to liczniejsze postacie z orłem i z dwubarwną kokardą na czapce.

Polska artyleria przestała bić, by nie razić swoich. Pilnie potrzebne są namiary na nowe cele, bo tych nie brak. Na owym etapie zmagań nie śpiewa nikt już, ani nie zagrzewa do walki. Wśród strzałów, jęków i krzyków wybija się człapanie setek par mokrych buciorów i utrudzony oddech setek trzewi. Stojące dalej polskie baterie szykują się do zajęcia pozycji bliżej rzeki, aby lepiej wspierać to niezwykłe natarcie. Na niezniszczony most w Borkowie wpada obserwator artyleryjski na rączym wierzchowcu, rozpytując się na prawo i lewo o dowódców piechoty. Spodziewa się, że ci właśnie pomogą mu w ustaleniu nowych celów, lecz te zmieniają się z każdym kwadransem, bowiem oddalają się ku wschodowi. A tu już gromady słaniających się na nogach bolszewików rzucają broń, unoszą w górę ręce. Trzeba je ogarnąć, uformować w kolumny, pognać czym prędzej za rzekę, na nasze tyły. „Naprzód!” krzyczą oficerowie idący z najpierwszymi oddziałami.

Aby tylko jak najdalej od Wkry, aby „urobić” jak najwięcej terenu, wyrwać go ze szponów wszechświatowej rewolucji ocalić od zniszczenia, od zniewolenia, aby zagrozić siłom bolszewickim opierającym się o nieodległy Nasielsk miasto i stację kolejową. Przed naszymi czołowymi oddziałami znowu zaczynają się rozrywać pociski. Lecz nie, tym razem to nie wróg strzela… To własna uważna artyleria zaczęła już oczyszczać przedpole dla wciąż nacierającej, niezłomnej piechoty.