Tulsi ogłasza kolejne dokumenty! Obama w opałach. A Epstein – niewiniątko.

Tulsi ogłasza kolejne dokumenty! Obama w opałach

Czy Deep State zostało zdemaskowane?

Tulsi ogłasza kolejne dokumenty! Obama w opałach

– szefowa wywiadu Tulsi Gabbard ujawnia

celową manipulację wyborami w USA

przez Państwo Głębokie

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 23

Polityczne trzęsienie ziemi wstrząsa Stanami Zjednoczonymi: Barack Obama, niegdyś czczony jako gwiazda establishmentu, znalazł się teraz w centrum jednego z najpoważniejszych oskarżeń w historii Ameryki – ZDRADY STANU. Tym razem oskarżenia nie pochodzą od osób z zewnątrz, lecz bezpośrednio z centrum władzy: Tulsi Gabbard , pełniąca obowiązki dyrektora Wywiadu Narodowego (DNI) , potwierdziła w wywiadzie telewizyjnym, że Obama osobiście brał udział w manipulowaniu służbami wywiadowczymi po wyborach w 2016 roku.

Obama reaguje – i zdradza samego siebie

W obliczu narastających dowodów biuro Obamy zostało zmuszone do wydania  publicznego oświadczenia – rzadkość po jego prezydenturze. Mowa w nim o „nonsensie” i „rozproszeniu uwagi”, ale właśnie ten dobór słów ujawnia skalę presji, pod jaką znajduje się były prezydent. Po raz pierwszy Obama publicznie odpowiedział na bezpośrednie zarzuty, a nie za pośrednictwem osób trzecich – i zrobił to z widoczną nerwowością.

Gabbard potwierdza: Obama nakazał przeprowadzenie nowej oceny wywiadowczej

Tulsi Gabbard nie pozostawiła wątpliwości w wywiadzie telewizyjnym: Pierwotna ocena amerykańskiej społeczności wywiadowczej, zgodnie z którą Rosja nie miała zamiaru manipulować wynikami wyborów, została następnie zrewidowana na bezpośrednie polecenie prezydenta Obamy przez ówczesnego dyrektora wywiadu narodowego, Jamesa Clappera. Celem było stworzenie mitu, że to Rosja wprowadziła Donalda Trumpa do władzy.

Gabbard dosłownie wyjaśnia:

„Prezydent Obama polecił następnie swojemu dyrektorowi wywiadu, Jamesowi Clapperowi, przeprowadzenie prac mających na celu opracowanie nowej oceny prób Moskwy wpłynięcia na wynik wyborów”.

Pierwotna ocena – że Rosja nie działała na rzecz zmiany wyniku aż do dnia wyborów – została zignorowana. Dopiero po zwycięstwie Trumpa Obama osobiście nakazał zmianę narracji. Decyzja ta była obecnie postrzegana jako kluczowy element zamachu stanu.

Ponad 100 dokumentów dowodzi celowego oszustwa

Gabbard ogłosiła publikację ponad 100 wewnętrznych dokumentów potwierdzających ingerencję polityczną. Dokumenty te szczegółowo opisują, jak wysoko postawieni członkowie ekipy Obamy – w tym obecni senatorowie i członkowie Kongresu – współpracowali z posłusznymi strukturami medialnymi, aby stworzyć scenariusz, którego jedynym celem było podważenie legitymacji Trumpa.

Podczas gdy Gabbard odwołuje się do konkretnej treści, Obama ucieka się do niejasnych sformułowań – i tym samym się obnaża.

Mit Obamy upadł

Ikona liberalnej elity stoi na krawędzi. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, który w czasie urzędowania uczynił z wojny dronów, inwigilacji i operacji zmiany reżimu swoją wizytówkę, w końcu stanął przed najpoważniejszym oskarżeniem, jakie można postawić byłemu prezydentowi: aktywnym spiskiem przeciwko porządkowi demokratycznemu.

Fakty są jasne. Odpowiedzialność jest udokumentowana. Atmosfera polityczna jest napięta. Obama nie ponosi już tylko odpowiedzialności moralnej – wkrótce będzie musiał odpowiedzieć przed sądem.

Punkt zwrotny w historii USA

To, co wychodzi na jaw, to nie zwykła intryga polityczna, ale szkielet tajnego reżimu. Głębokie Państwo – długo wyśmiewane jako teoria spiskowa – ujawnia teraz swoje struktury: ingerencję wywiadu, skoordynowaną dezinformację i delegitymizację demokratycznych wyników wyborów. A na szczycie: Barack Obama.

Oświadczenie jego biura nie jest zaprzeczeniem – to przyznanie się. A oświadczenia Tulsi Gabbard wyznaczają punkt, w którym system zaczyna się rozpadać.

Obama jest osamotniony. Społeczeństwo jest zaniepokojone. A prawda zaczyna nieubłaganie wychodzić na jaw.

W międzyczasie Tusli ujawnia kolejne dokumenty .

=====================================

Odsłonięty powyżej przez Tulsi model “amerykańskiej globalistycznej demokracji”, jest też naśladowanym powszechnie wzorcem w całym zachodnim imperium kłamstwa (ZIK): UE, NATO, ponadpaństwowych organizacjach pozarządowych, tzw. NGO i wszystkich “szacownych” organizacjach ponadpaństwowych (ONZ, WHO, itd.).

Wszystkie one, tak jak i “demokratyczne rządy” państw ZIK, sterowane są ręcznie przez konglomerat “służby specjalnych” (czytaj organizacji przestępczych) działających na zlecenie światowej oligarchii finansowej.

Demaskacja elementów tego zbrodniczego globalistycznego systemu, daje promyk nadziei, że również w UE i jej kolonii III RP, dojdzie wreszcie do załamania i rozpadu tego przestępczego systemu, ukrytego za kurtyną pseudo-demokratycznej demagogii.

Stąd też tak ważne dla ogółu obywateli ZIK są wszystkie działania administracji Trumpa i to pomimo wielu jej niepowodzeń i błędów!

===========================================

mail:

Kiedy szefowa 18. amerykańskich organizacji do specjalnych poruczeń, 
Tulsi Gabbard usłyszała, że leżąca na biurku Pam Bondi lista Epsteina 
czeka na publikacje,
nie wiedziała o tym, że przyjdzie czas, gdy będzie 
musiała oficjalnie oświadczyć, że nie ma takiej listy i że sprawa 
została umorzona. Takie już są meandry wielkiej polityki, więc nie 
dziwmy się takiemu przebiegowi wydarzeń.

=====================================

Departament Sprawiedliwości wycofał wszystkie zarzuty wobec lekarza chroniącego pacjentów przed śmiertelnymi zastrzykami mRNA

Dr. Kirk Moore relacjonuje po tym, jak

Departament Sprawiedliwości

wycofał wszystkie zarzuty wobec lekarza

chroniącego pacjentów przed śmiertelnymi zastrzykami mRNA

https://www.globalresearch.ca/dr-kirk-moore-doj-drops-charges-protecting-patients-lethal-mrna-shots/5895823

Wstań, sprzeciw się i nie poddawaj się

==========================

[Departament Sprawiedliwości Stanów ZjednoczonychUSDepartment of Justice, DOJ)]

==========================

W obliczu grożących mu 35 lat w więzieniu, dr. Kirk Moore odmówił naruszenia przysięgi Hipokratesa. Zamiast wstrzykiwać dzieciom i dorosłym śmiertelne zastrzyki mRNA, podawał sól fizjologiczną – z pełną świadomą zgodą „ofiar” – aby rodziny mogły uniknąć mandatów, które zagrażają ich zdrowiu, pracy, edukacji i wolności medycznej.

Rząd federalny próbował zrobić z niego przykład, kozła ofiarnego. Departament Sprawiedliwości oskarżył go o oszustwo, spisek i „zniszczenie własności rządowej” – wszystko za poszanowanie prawa jego pacjentów do wyboru.

Ale doktor. Moore nie przyjął żadnej zapłaty, nie wyrządził żadnej krzywdy i stanął przy swoich przekonaniach.

12 lipca 2025 r. – pięć dni przed rozprawą sądową – DOJ nagle umorzył sprawę w połowie postępowania karnego. Dzięki przytłaczającej presji publicznej i rzeczniczki ze strony Rep. Marjorie Taylor Greene, senator Mike Lee i Rep. Thomas Massie i wielu innych w końcu zwyciężyła sprawiedliwość.

W tym potężnym wywiadzie, Dr. Moore dołącza do mnie, by przekonywać , że warto:

  • Dlaczego zaryzykował wszystko, by chronić swoich pacjentów
  • Jak Departament Sprawiedliwości próbował uciszyć swoją obronę
  • Co tak naprawdę spowodowało umorzenie sprawy
  • Dlaczego „wstać, sprzeciw się i nie podporządkować się” jest jego przesłaniem dla każdego lekarza w Ameryce

Jego sprawa zostanie zapamiętana jako decydujący moment w walce o wolność medyczną i sprawiedliwość.

https://www.thefocalpoints.com/p/dr-kirk-moore-speaks-out-after-doj?utm_source=post-email-title&publication_id=1119676&post_id=168982360&utm_campaign=email-post-title&isFreemail=false&r=1ifz5&triedRedirect=true&utm_medium=email

Dr. Kirk Moore Speaks Out After DOJ Drops All Charges for Protecting Patients from Lethal mRNA Shots by Peter A. McCullough, MD, MPH

“Stand up, push back, and don’t comply.”

Read on Substack

Koniec polityki klimatycznej w USA. CO2 już „nie będzie powodowało ocieplenia klimatu”

Koniec polityki klimatycznej w USA. CO2 już „nie będzie powodowało ocieplenia klimatu”

24.07.2025 https://www.tysol.pl/a144084-koniec-polityki-klimatycznej-w-usa-co2-juz-nie-bedzie-powodowalo-ocieplenia-klimatu

Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) chce znieść niemal dwudziestoletnią opinię prawną mówiącą o tym, że emisje gazów cieplarnianych są szkodliwe dla zdrowia ludzkiego, czyli tzw. stwierdzenie zagrożenia – donosi „Washington Post”.

Fabryka - zdjęcie poglądowe Koniec polityki klimatycznej w USA. CO2 już

Fabryka

Rewolucja w polityce klimatycznej

Tak zwane stwierdzenie zagrożenia, opublikowane w 2009 r., stanowi podstawę prawną szerokiego zakresu przepisów klimatycznych zgodnie z obowiązująca w Stanach Zjednoczonych ustawą o czystym powietrzu (Clean Air Act). 

Projekt wniosku o formalne porzucenie tej polityki jest rozpatrywany przez EPA – podał „Washington Post”. W swoim oświadczeniu Agencja Ochrony Środowiska poinformowała, że wniosek zostanie opublikowany, gdy tylko Agencja go przeanalizuje, a szef EPA Lee Zeldin podpisze. 

Gruntowna reforma przepisów środowiskowych

Jak pisze „Washington Post”, Lee Zeldin zainicjował gruntowną reformę przepisów środowiskowych, ponieważ Trump zobowiązał się do ograniczenia kosztów regulacyjnych i przyspieszenia rozwoju energetyki w USA. W zeszłym tygodniu producenci chemikaliów, elektrownie węglowe i inne zakłady otrzymały zwolnienia pozwalające na ominięcie szeregu przepisów środowiskowych.

Opinia prawna mówiąca o tym, że emisje gazów cieplarnianych są szkodliwe dla zdrowia ludzkiego leży u podstaw przepisów dotyczących emisji w takich branżach jak lotnictwo, motoryzacja i energetyka. Od dawna jest ono w Stanach Zjednoczonych krytykowane przez sceptyków globalnego ocieplenia i konserwatystów, którzy argumentują, że nakazy wynikające z ustawy o czystym powietrzu (Clean Air Act) nie są odpowiednie do objęcia gazów cieplarnianych, które nie respektują granic państwowych.

Od ponad 25 lat w Polsce mamy dziką orgię zaprzeczania zbrodniom nazistowskim

Decyzje w Polsce podejmują jakieś gremia, o których my nie wiemy [VIDEO]

24.07.2025 https://nczas.info/2025/07/24/sommer-decyzje-w-polsce-podejmuja-jakies-gremia-o-ktorych-my-nie-wiemy-video/

W środę przed Sejmem odbyła się zorganizowana przez środowisko Konfederacji Korony Polskiej Pikieta przeciwko oszczerstwom wobec Polski i Polaków. Głos zabrał m.in. redaktor naczelny „Najwyższego CZAS!”-u Tomasz Sommer.

– Padły ostatnio oskarżenia z różnych gremiów o zaprzeczanie zbrodniom nazistowskim. Ja oczywiście uważam, że to przestępstwo kryminalne, jakiemu przypisano taki desygnat to jest oczywiście dziki skandal, niemniej jednak zaprzeczanie zbrodniom nazistowskim, to też jest skandal – wskazał Sommer.

https://nczas.info/2025/07/16/tylko-u-nas-braun-wyzywam-kazdego-kto-mnie-potepil-do-debaty-lista-jest-dluga-video/embed/#?secret=vlRjdpKiLF#?secret=9S1FwrzVNw

Dowcip polega na tym, że od ponad 25 lat w Polsce mamy właściwie dziką orgię zaprzeczania zbrodniom nazistowskim, konkretnie zbrodni jedwabieńskiej – podkreślił.

Historyk przypomniał, że w tej „orgii” uczestniczą m.in. były prezydent Aleksander Kwaśniewski, był premier Jerzy Buzek czy rabin Michael Schudrich. – Można powiedzieć, że mamy do czynienia z masowym zaprzeczaniem zbrodni nazistowskiej i co? – pytał retorycznie.

https://nczas.info/2025/07/10/zbrodnia-w-jedwabnem-ataki-zydostwa-na-polakow-i-naciski-wysokich-ranga-politykow/embed/#?secret=xFMlf6GVcx#?secret=WEmodS9J3X

– Czy ktokolwiek z tych dygnitarzy kiedykolwiek trafił przed sąd? Nie trafił. Dlaczego? Dlatego że zaprzeczanie jedno jest dozwolone, a zaprzeczanie drugie jest zakazane. I teraz: kto podejmuje decyzję ws. zaprzeczania? Podejmują jakieś gremia, o których my nie wiemy i one pozwalają na to, że prezydenci Polski, premierzy, zaprzeczają zbrodni nazistowskiej i wtedy to jest dobre, a jak ktoś inny zaprzecza jakiejś innej zbrodni nazistowskiej – chociaż tego nie robi – to to jest złe – skwitował Sommer.

Portki w dół!

Portki w dół!

Stanisław Michalkiewicz www.magnapolonia.org)    24 lipca 2025

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5864

Niebieskim oznajmiona cudem i poprzedzona głuchą wieścią między ludem rekonstrukcja vaginetu obywatela Tuska Donalda oddala się w mglistość, jak zresztą większość jego wspaniałych planów. Obywatel Tusk Donald odgrażał się, że vaginet zostanie odchudzony, że odejdzie co najmniej 20 procent dygnitarzy, co to – jak pisze poeta – „z pustego w próżne przelewają, a sobie na konto” – ale tak to już bywa z vaginetami koalicyjnymi, że każdemu z koalicjantów trzeba dać jakąś trafikę, gdzie mógłby przychylać nieba znękanemu ludowi. Rzeczywiście vaginet obywatela Tuska jest bardzo liczny, chociaż nie rekordowo, bo rekord należy do vaginetu panny Hanny Suchockiej, który powstał po przejściowym vaginecie obywatela Pawlaka Waldemara, co to podczas „nocnej zmiany” na głos przepowiadał sobie, co ma zrobić po obaleniu rządu premiera Olszewskiego: „czyszczę sobie MSW…” – i tak dalej.

Ale i vaginet obywatela Tuska Donalda budzi respekt. Razem z premierem liczy 27 ministrów – ale to jeszcze nic, bo najliczniejszą armię dygnitarzy tworzą wiceministrowie, których jest 89 – i każdy ma oczywiście pełne ręce roboty. Ot na przykład teraz – Lewica chciałaby, żeby przydzielić jej „mieszkalnictwo”. „Niech mi chociaż dyferencjał dadzą!” – śpiewał Kazimierz Grześkowiak w piosence „To je moje”. No ale inni też by chcieli przychylać ludowi nieba – każdy na swoim odcinku – wskutek czego dług publiczny rośnie, jak na drożdżach. Według Ministerstwa Finansów, które przecież raczej zainteresowane jest pomniejszaniem długu niż jego rozdymaniem, na koniec kwietnia br. wynosił on ponad 1750 miliardów złotych, a powiększa się w tempie prawie 10 mld miesięcznie. Inni twierdzą jednak, że dług publiczny Polski powiększa się o miliard złotych dziennie. Jak tam jest, tak tam jest; w każdym razie tak rządzić, to potrafi każdy głupi – i dlatego właśnie twierdzę, że vaginet obywatela Tuska Donalda to najgłupsza ekipa przy władzy od czasów Bolesława Chrobrego.

Zapowiedź rekonstrukcji vaginetu wywołała oczywiście tak zwane „wrzenie” w koalicji – a każdy dygnitarz próbuje dowieść, że jego obecność w vaginecie jest dla Polski niezbędna. Wprawdzie trudno sobie wyobrazić, żeby w następstwie rekonstrukcji rządu zlikwidowane zostało Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ale najwyraźniej jaskółczy niepokój musiał udzielić się nawet Księciu-Małżonku. Między nami mówiąc, gdyby akurat to ministerstwo zostało zlikwidowane, to nikt nie zauważyłby różnicy, bo – jak powszechnie wiadomo – prowadzenie polityki zagranicznej Nasi Umiłowani Przywódcy mają surowo od naszych sojuszników zakazane – ale MSZ trwa siłą inercji, również ze względu na tak zwaną „godność narodową”. Teraz jednak, kiedy w koalicji „wrze”, również Książę-Małżonek zrobił pokazuchę, demonstrując nie tylko samodzielne politykowanie, ale nawet – politykowanie mocarstwowe. Pretekstem stała się pielgrzymka Radia Maryja na Jasną Górę, podczas której biskup Wiesław Mering i biskup Antoni Długosz dopuścili się myślozbrodni, wprawdzie nie tak strasznej, jak to zrobił Grzegorz Braun, niemniej jednak wypowiedzieli „niedopuszczalne słowa, które godzą w fundamentalne zasady godności człowieka”. Tak w każdym razie głosi nota, którą ambasador naszego nieszczęśliwego kraju przy Watykanie przekazał tamtejszemu szefowi protokołu dyplomatycznego. Ale nie tylko o opis myślozbrodni chodziło, bo Książę-Małżonek zażądał również, by Watykan zaprzestał ingerowania w polskie sprawy wewnętrzne.

Na razie nie ma jeszcze odpowiedzi z Watykanu i nie wiadomo, czy w ogóle będzie, bo na mieście krążą fałszywe pogłoski, iż tamtejsze władze uznały, iż Książę-Małżonek sobie zażartował, jak niegdyś Nikita Chruszczow na spotkaniu z kołchoźnikami. – Jak wam się żyje – zażartował towarzysz Chruszczow? – Znakomicie – zażartowali kołchoźnicy. Jeśli by jednak Watykan na wspomnianą notę odpowiedział, to mógłby co najwyżej zapytać Księcia-Małżonka od kiedy ma te objawy. Chodzi o to, że gdyby myślozbrodni na Jasnej Górze dopuścił się, dajmy na to, nuncjusz apostolski w Warszawie, to taka nota miałaby przynajmniej jakieś uzasadnienie.

Tymczasem obydwaj biskupi nie reprezentowali Watykanu. Są obywatelami polskimi i wypowiadali się w granicach wolności słowa, zagwarantowanej konstytucyjnie. Wolność słowa zaś polega m.in. na tym, że dopuszczane do dyskursu publicznego są również opinie, które innym się nie podobają. Tedy wysyłając do Watykanu wspomnianą, mocarstwową notę, Książę-Małżonek zwyczajnie się wygłupił. To nie byłaby tragedia, bo prawdopodobnie wszyscy na świecie wiedzą, że największą zaletą Księcia-Małżonka jest wiązanie krawatów i że w tej dziedzinie rzeczywiście ociera się o genialność, podczas gdy z innymi zaletami jest znacznie gorzej.

Ot na przykład podczas ostatniej narady w eurokołchozie, kto ma zapłacić za amerykańską broń dla Ukrainy, podobno właśnie Książę-Małżonek zaproponował, by w tym celu ukraść pieniądze z zamrożonych w UE aktywów rosyjskich. Podobno był bardzo ze swojego pomysłu zadowolony, aż dopiero ktoś starszy i mądrzejszy zwrócił mu uwagę, że byłoby to sprzeczne z prawem międzynarodowym. Najwyraźniej tedy Książę-Małżonek mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, bo podobno studiował w Anglii teologię stomatologii, czy jakąś podobno do niej dyscyplinę, dzięki czemu myśli, że nabrał eksperiencji w sprawach watykańskich.

Najgorsze są nieproszone rady, ale w czynie społecznym, dla dobra Polski, radziłbym, żeby mimo planowanej rekonstrukcji vaginetu obywatela Tuska, MSZ zostało wzmocnione kadrowo – ale nie kimś w rodzaju pana red. Wrońskiego, tylko poprzez zaangażowanie w charakterze doradczyni doskonałej Wielce Czcigodnej Marty Wcisło, o której wieść gminna głosi, że wszystko u niej poszło w warkocz. Pani Marta charakteryzuje się poczuciem godności w stopniu porównywalnym do pani Anny Fotygi, więc może odradziłaby Księciu-Małżonku kierowanie do biskupa Meringa apelu, by „zdjął sukienkę”. W dzisiejszych czasach bowiem taka propozycja może być uznana za zaproszenie do bliskich spotkań III stopnia – a od tej strony jeszcze Księcia-Małżonka do tej pory nikt o nic nie podejrzewał.

Wielce Czcigodny Biedroń, czy inny Śmiszek – to co innego – ale Książę-Małżonek? Ładny interes! W dodatku w ten sposób naraża się na ewentualną radę wzajemną biskupa Wiesława Meringa, który mógłby mu zacytować wezwanie Wojciecha Cejrowskiego, z którego przed laty zasłynął podczas Ciemnogrodu na Kociewiu: „Podatki w dół i portki w dół!” Jak wiadomo, chodziło o to, że wtedy łatwiej sprawdzić, czy ktoś przeprowadził sobie drobną operację chirurgiczną. Aż strach pomyśleć, jaki klangor by się wtedy podniósł, aż po same nozdrza Najwyższego. Ajajajajajajajaj!

Stanisław Michalkiewicz

Dziewictwo jest lepsze niż małżeństwo. To prawda, której zaprzecza herezja egalitaryzmu

Dziewictwo jest lepsze niż małżeństwo. To prawda, której zaprzecza herezja egalitaryzmu

https://pch24.pl/dziewictwo-jest-lepsze-niz-malzenstwo-to-prawda-ktorej-zaprzecza-herezja-egalitaryzmu

Dziewictwo i życie bezżenne jest lepsze od małżeństwa. To prawda, którą głosi katolicyzm! Tylko rewolucyjny egalitaryzm, z gruntu wrogi wszelkim hierarchiom, nie chce zgodzić się na takie postawienie sprawy. Ojcowie i Doktorzy Kościoła, papieże i sobory – wiedzieli, jak jest naprawdę. Pisze o tym amerykański publicysta, Thomas V. Mirus.

Jak pisze Mirus na łamach „The Catholic Culture”, w dzisiejszych czasach nie ma takiej możliwości, by przypomnieć, że celibat jest lepszy od małżeństwa – i nie obrazić przy tym wielu katolików.

Nawet jeżeli poczyni się różne zastrzeżenia, ludzi po prostu denerwuje stwierdzenie, że jeden stan życia jest lepszy od drugiego.

Autor przypomina, że jest to jednak stara chrześcijańska prawda – głoszona nie tylko przez Ojców i Doktorów Kościoła, ale również przez „papieża rodziny” Jana Pawła II.

W Familiaris consortio święty papież pisał: „[D]ziewictwo świadczy o tym, że Królestwo Boże i jego sprawiedliwość są ową cenną perłą pożądaną nad wszelkie, nawet największe wartości, której człowiek winien szukać jako jedynej wartości ostatecznej. Dlatego też Kościół w ciągu swych dziejów zawsze bronił wyższości tego charyzmatu w stosunku do charyzmatu małżeństwa, z uwagi na jego szczególne powiązanie z Królestwem Bożym”.

Autor przypomniał, że tak samo rzecz ujmował Pius XII w „Sacra virginitas”. Innymi słowy, dziewictwo jest lepsze niż małżeństwo, a zresztą – wskazał – wszyscy jesteśmy powołani do celibatu, bo w Królestwie Bożym nie będziemy żyć w związkach małżeńskich.

„Zatem małżeństwo istnieje po to, by wydawać na świat osoby żyjące w celibacie. Kiedy coś istnieje tymczasowo i częściowo dla celu, który jest trwały i uniwersalny, cel jest lepszy niż rzecz, przez którą cel ten jest osiągany. Małżeństwo istnieje również w tym świecie, aby dać obraz niebiańskiej (celibatowej) uczty weselnej Baranka. W życiu przyszłym obraz przeminie, a pozostanie jedynie rzeczywistość. To, co obraz przedstawia, jest lepsze niż obraz. Logika jest niezaprzeczalna” – podkreślił.

Dzisiejsza niechęć do uznania wyższości dziewictwa nad małżeństwem, pisze amerykański autor, wynika z rewolucyjnego egalitaryzmu. „Największym zwycięstwem szatana w epoce nowożytnej było przekonanie ludzi, że hierarchia jest opresyjna, a to, co wyższe, zagraża godności tego, co niższe. Nawet wielu katolików unika słów „wyższe” i „lepsze” z obawy, że może to poniżać dobra niższego rzędu” – napisał.

Hierarchia tymczasem, pisze, jest dobra – „jest ustanowiona przez Boga, pełna miłości i hojności”. „To, co wyższe, chroni i obejmuje błogosławieństwem to, co niższe”, dodaje. Egalitaryści, wskazuje Mirus, marnują swoje życie, dążąc dumnie do równości – i nie zauważają najgłębszych dóbr swojego stanu.

Bez hierarchii, zauważa, „porządek wszechświata i właściwe uporządkowanie naszego życia są niezrozumiałe”. Przyjęcie hierachii „jest niezbędne, aby zniszczyć pychę, główną wadę współczesnego świata”. Hierarchia „uderza w samo sedno niechęci szatana do Boga, w przyczynę upadku naszych pierwszych rodziców”.

Nie można odrzucać hierarchii, nie skazując się jednocześnie na duchową mizerię – albo na coś jeszcze gorszego, puentuje autor.

Źródło: catholicculture.org Pach

„List pasterski” czyli wycieranie sobie Pismem św. na doraźny użytek

„List pasterski” czyli wycieranie sobie Pismem św. na doraźny użytek

https://teologkatolicki.blogspot.com/2025/07/list-pasterski-czyli-wycieranie-sobie.html

O wypowiedziach tej osoby była już mowa kilkakrotnie (tutaj i tutaj). Obecnie wygląda na to, że pozostaje on wierny swojej linii czyli oszukiwaniu publiczności, aczkolwiek poziom oszukiwania staje się coraz podlejszy. Tym podlejszy, że w formie „listu pasterskiego” nakazanego do przeczytania w niedzielę w parafiach, przez co rażenie staje się szczególnie perfidne.

Przy tej okazji należy wspomnieć, że – praktykowany chyba jedynie w Polsce – zwyczaj zastępowania homilii niedzielnej listem biskupa, konferencji biskupów czy nawet rektora KUL jest nadużyciem liturgicznym.

Homilia nie jest i nie powinna być odczytem, nawet niezależnie od mądrości czy braku mądrości odczytywanego tekstu, lecz ma być żywym, realnym nauczaniem wiary katolickiej podanym przez tego, który wygłasza. Mówiąc „nowocześnie”: ma być świadectwem wiary duszpasterza w danym miejscu i danej chwili, nawet jeśli jest on osobiście mniej mądry czy mniej inteligentny niż autor „listu pasterskiego”.

Kard. Ryś w swoim „liście pasterskim” na ostatnią niedzielę (20 lipca 2025) próbuje stworzyć pewien pozór homilii, przywołując czytania mszalne (z obrzędu Novus Ordo). Chciał widocznie sprawić wrażenie, że wszystko jest w porządku. Oczywiście biskup jako pierwszy ma prawo i obowiązek nauczania, a to nauczanie deleguje kapłanom do sprawowania tam, gdzie w danej chwili, w danej celebracji nie jest obecne. Z tego nie wynika jednak w żaden sposób, by miał prawo zastępować homilię, która jest częścią liturgii, swoim listem. 

Przejdźmy do treści owego „listu duszpasterskiego”, który zresztą wzbudził już sporo głosów krytycznych, nawet protestów. Póki co, nie zauważyłem krytyki teologicznej, a przecież powinna być ona kluczowa. 

Twierdzenie, jakoby Abraham w dzień po obrzezaniu wyczekiwał gości przy wejściu do namiotu, świadczy nie tylko o zupełnej ignorancji egzegetycznej, lecz o braku uważnego czytania Pisma św., przy tym to o bardzo bujnej a wypaczonej fantazji. O obrzezaniu Abrahama, jego syna i domowników jest mowa w poprzednim rozdziale (Rdz 17). Rozdział 18 zaczyna się od zdania, że Bóg ukazał się Abrahamowi, i nie ma tutaj żadnego odniesienia do chronologii. Jeśli ktoś twierdzi, że poszczególne rozdziały opisują poszczególne dni, to ani nie wie o specyfice Księgi Rodzaju (i w ogóle textów biblijnych), ani nie czyta choćby zdroworozsądkowo. 

Podobnie jest z Rysiową „interpretacją” miejsca, gdzie znajdował się Abraham. Nie trzeba mieć obfitej wiedzy geograficznej i historycznej, by wiedzieć, że w skwarze dnia wewnątrz namiotu jest najgoręcej, a wejście do namiotu daje zarówno cień jak też przewiewność. Nie ma więc podstaw budowanie narracji, jakoby Abraham dlatego znajdował się w tym miejscu, ponieważ chciał być gotowy na przyjęcie przybyszów. 

Owszem, ten fragment Księgi Rodzaju jest zwłaszcza w teologii i egzegezie wschodniej niekiedy nazywany „gościnnością Abrahama”. W tle znajdują się oczywiście ówczesne zwyczaje czyli typowa wschodnia gościnność, którą należy jednak rozumieć prawidłowo w kontekście kulturowo-historycznym.

Mamy tutaj do czynienia ze społecznością plemienną, która jest oczywiście różna od społeczeństwa państwa czy nawet już miasta. Plemię jednoczyły więzy krwi bardziej niż terytorium. Ktoś spoza pokrewieństwa, a zwłaszcza ktoś z innego środowiska kulturowego, nie mógł stać się członkiem plemienia, lecz najwyżej albo niewolnikiem, albo tymczasowym gościem. Plemiona nie dzieliły się swoim terytorium czy posiadłością, lecz albo brały obcych jako klasę niższą i służebną, albo przyjmowały jedynie jako podróżnych czyli na krótkotrwały pobyt. Nie było to więc nigdy przyznawanie im praw właściwych dla członków plemienia, ani tym bardziej stawianie obyczajów obcych na równi z własnymi.

Słynna gościnność wschodnia była więc wyznaczeniem i kulturalnym wyrażeniem granic swojego plemienia i też swojego terytorium, a nie naiwną otwartością na roszczenia przybyszów niezależnie od ich intencyj i zamiarów. 

Analogicznie należy powiedzieć: Jeśli by ktoś chciał przyjąć do swojego domu, na własnych koszt, dając mieszkanie i utrzymanie, kogoś obcego, gwarantując przy tym, iż ten obcy nie wyrządzi krzywdy ani komuś w rodzinie, ani tym bardziej komuś spoza rodziny, to sprawa byłaby zupełnie inna niż kwestia w obecnej dyskusji co do przyjmowania nielegalnych imigrantów z zagranicy.

Powyższe wymogi są wymogami minimalnymi.

Należałoby dodać aspekt pożytku społecznego obecności takiej osoby. Jeśli by np. dana osoba zamierzała szerzyć np. fałszywy kult czy fałszywą ideologię, stanowiąc przy tym zagrożenie dla osób czy społeczności spoza rodziny czy wręcz państwa, to byłby to również powód dla państwowej ingerencji w prywatne prawo przyjęcia danej osoby czyli niedozwolenia na takie przyjęcie.

Według katolickiej doktryny społecznej bowiem granicą praw indywidualnych jest zawsze dobro innych osób i to nie tylko materialne lecz także, a nawet przede wszystkim duchowe.

Innymi słowy:

Nawet jeśli ktoś chce przyjąć obcego do swojego domu i na swoje utrzymanie, bez obciążania w jakikolwiek sposób kosztami społeczności czy budżetu państwa, to ma prawo to uczynić jedynie wtedy, gdy ten obcy nie stanowi zagrożenia także dla dobra duchowego innych osób, czy to w danej rodzinie czy tym bardziej w szerszej społeczności. 

Oczywiście jest kwestia stwierdzenia tego zagrożenia. Są jednak dość proste kryteria, zarówno indywidualne jak też wspólnotowe.

Indywidualne to zwłaszcza zdolność i chęć do pracy, odpowiedni poziom moralny na poziomie przynajmniej prawa naturalnego.

Do kryteriów wspólnotowych należy zwłaszcza wyznawana ideologia oraz religia. Jeśli dana osoba wyznaje ideologię czy religię sprzeczną choćby w jednej kwestii z prawem naturalnym, to stanowi to ewidentne zagrożenie przynajmniej dla dobra duchowego innych osób i tym samym powód do odmowy pobytu takiej osobie ze strony społeczności i państwa, nawet jeśli ktoś chciałby prywatnie „ugościć” daną osobę. 

Szczególnie perfidne jest przywoływanie tego fragmentu z Księgi Rodzaju w kwestii nielegalnych imigrantów wobec zdania w 18,2-3:

A oddawszy im pokłon do ziemi, Abraham rzekł: O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi!

Jak łatwo dostrzec już choćby zdroworozsądkowo w kontekście, a jak wykładają to wszyscy Ojcowie Kościoła i teologowie, Abraham oddał tutaj cześć Bogu, nie obcym przybyszom. Według św. Augustyna byli to aniołowie posłani przez Boga. Inni Ojcowie Kościoła dodają, że w przybyciu tych trzech wysłańców Bożych nastąpiło pierwsze objawienie Trójjedności Boga, na co wskazują słowa Abraham skierowane do przybyszów w liczbie pojedynczej („Panie”, „Twego”), nie w mnogiej.

Jeśli kard. Ryś w tych przybyszach widzi jakąkolwiek analogię do nielegalnych imigrantów, to albo nie potrafi czytać prostych słów ze zrozumieniem, zwłaszcza z uwzględnieniem egzegezy katolickiej i ogólno-chrześcijańskiej, albo po prostu bezczelnie oszukuje publiczność licząc na jej niezdolność do rozumienia prostych zdań. 

Kard. Ryś zmyśla, że Abraham „miał pragnienie gościnności„, czyli jakby tylko czekał, aby kogoś obcego ugościć. Nic z tego nie ma w tekście biblijnym. Nie ma też niż o „śmiertelnikach”, lecz jest mowa o trzech „mężczyznach” (Septuaginta: τρεις ανδρες). Text talmudycznych masoretów nie może być miarodajny, ponieważ jest skażony fałszerstwami antychrześcijańskimi. 

Kłamstwem jest zwłaszcza czasowe oddzielenie ukazania się Boga Abrahamowi od ujrzenia owych trzech „mężów”. Pierwsze zdanie (Rz 18,1) jednoznacznie łączy jedno z drugim przez składnię. Nie ma więc następstwa czasowego, lecz jest to opis jednego zdarzenia:

Objawienie Boga wydarzyło się w nawiedzeniu przez wysłańców Bożych, których liczba – według zgodnego zdania Ojców Kościoła i teologów chrześcijańskich – jest objawieniem Trójjedności Boga, zresztą stanowczo odrzucanej przez judaizm i islam. 

Kłamstwem jest także, jakoby Abraham ugościł „trzech obcych wędrowców”. Wszak poznał w nich kogoś, kogo nazwał „Panem” i oddał cześć okazywaną Bogu. 

Podobnie ma się rzecz z przywołaniem słów Pana Jezusa z Ewangelii św. Mateuszowej.

Otóż wystarczy czytać ten fragment (Mt 25, 31-45) ze zrozumieniem w kontekście bliższym i dalszym, by dostrzec, jak fałszywe i przewrotne jest posługiwanie się tymi słowami przez kard. Rysia.

Gdy bowiem Pan Jezus mówi i głodnych, łaknących, obcych, nagich, chorych i uwięzionych, jakby utożsamiając się z nimi, to z całą pewnością nie ma na myśli kogoś, kto płaci przemytnikom kilka tysięcy dolarów, żeby dostać się do Europy i tam żyć na koszt ludzi uczciwie pracujących.

Takie utożsamienie – prezentowane regularnie przez pseudo-katolickich pachołków lewaków i globalistów – jest fałszujące właściwy sens tych słów Ewangelii i bluźniercze względem Jezusa Chrystusa. 

Kolejnym szczytem fałszu i absurdu jest powiązanie goszczenia Pana Jezusa w domu Marty, Marii i Łazarza z przyjmowaniem nielegalnych imigrantów.

Czyżby kard. Ryś twierdził, że Pan Jezus był dla tej rodziny obcym przybyszem, domagającym się mieszkania i utrzymywania? Przecież to jest tak potężne zakłamanie i absurd, że nawet nie wymaga żadnego komentarza. 

Fałszem jest także twierdzenie, jakoby według katolickiej doktryny społecznej każdy miał prawo imigrować i osiedlać się tam, gdzie ma ochotę.

Otóż nie ma takiej zasady w całym nauczaniu Kościoła, a Ryś nie jest też w stanie wskazać dokumentu Magisterium, który by takową zasadę podawał.

Wręcz przeciwnie, gdyż z głównych zasad Magisterium w kwestiach społecznych – czyli subsydiaryzmu i solidaryzmu – wynika dokładnie coś innego, mianowicie konieczność odpowiedniej proporcji i harmonii między prawami i obowiązkami indywidualnymi z jednej strony, a prawami i obowiązkami zbiorowymi z drugiej.

Innymi słowy:

Z katolicką doktryną społeczną wprost sprzeczna jest praktyka polegająca na przyjmowaniu osób niechętnych i niegotowych i niezdolnych do odpowiedniego wkładu w dobro społeczeństwa i państwa, a nawet wręcz zagrażających temu dobru, przynajmniej przez życie na koszt społeczeństwa i państwa, gdyż do tego sprowadza się pobyt większości imigrantów przyjmowanych w Europie od dziesięcioleci. Do tego dochodzi zagrożenie realne życia i zdrowia, a przede wszystkim zagrożenie duchowe poprzez nawet nie ukrywany zamysł przejęcia Europy przez islam. 

Nie mniej fałszem jest twierdzenie, jakoby z jedności rodzaju ludzkiego wynikało prawo do dowolnego osiedlania się gdziekolwiek.

Otóż oprócz jedności rodzaju ludzkiego jest także podstawowa, ustanowiona przez Boga komórka społeczeństwa jaką jest rodzina. Rodzice, zwłaszcza ojciec rodziny, ma obowiązek zabezpieczyć byt i bezpieczeństwo swojej rodzinie. Analogicznie każda społeczność i państwo, które powinno być rodziną rodzin, ma obowiązek zabezpieczyć swoim obywatelom i rodzinom bezpieczeństwo zarówno materialne jak też dobro duchowe, popierając prawdziwą religię, jaką jest religia katolicka.

Wynika z tego prawo i obowiązek nieprzyznawania takich samych praw osobom spoza danego społeczeństwa i państwa, zwłaszcza gdy zagraża to bezpieczeństwu kogokolwiek w państwie.

Owszem, w sytuacjach nadzwyczajnych, gdy ktoś obcy jest zmuszony chronić swoje życie, wolno a nawet należy udzielić mu koniecznego schronienia tymczasowego, oczywiście na zasadach gościa i też z obowiązkiem uczciwej pracy na swoje utrzymanie.

Z całą pewnością z jedności rodzaju ludzkiego nie wynika darmowe, bez jakichkolwiek zobowiązań dzielenie się dobrostanem, a to choćby z tego powodu, że taka sytuacja demoralizuje zarówno przybysza jak też własnych obywateli przyzwyczajanych w ten sposób mentalnie do życia na czyjś koszt, co jest niczym innym jak kradzieżą. 

Ostatni temat „listu pasterskiego” to komisja ds. badania pedofilii w Kościele.

Właściwie nie ma to nic wspólnego z pierwszym tematem. To jest zapewne zagranie taktyczne. Kard. Ryś ma zapewne świadomość, że swoją linią w pierwszym temacie nie znajdzie ani uznania ani poparcia u większości Polaków, a nawet wręcz przeciwnie. Dlatego postanowił włączyć temat, który gwarantuje mu powszechne i szerokie poparcie i uznanie publiczności. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z autentyczną troską o ofiary – rzeczywiste czy rzekome – tego typu czynów ze strony przedstawicieli hierarchii Kościoła. Mógł już dawno podjąć odpowiednie kroki, zresztą podane już od wielu lat w wytycznych wydanych przez Stolicę Apostolską.

Czynności komisji, którą stworzył i prowadził dotychczas abp Wojciech Polak – zresztą poplecznik poglądowy abpa Rysia – sprowadzały się do podlizywania się lewacko-liberalnym środowiskom i mediom, aż do zawożenia rzekomych ofiar pedofilii do Rzymu na spotkanie z Franciszkiem, tudzież do obłożenia wszystkich duchownych podatkiem na rzecz funduszu, z którego mają być wypłacane zadośćuczynienia rzeczywistym bądź rzekomym ofiarom.

Już sam pomysł takiego podatku jest przewrotny i podły. Wszak jakim prawem ktoś ma sięgać do kieszeni kogoś niewinnego na rzecz płacenia za kogoś winnego (rzeczywiście bądź rzekomo)?

To jest dość podłe działanie dla zapewnienia sobie sympatii i poklasku zarówno lewacko-liberalnych środowisk i mediów jak też naiwnej gawiedzi nie ogarniającej, na czym sprawa polega.

Według tej podłej zasady wymyślonej przez abpa Polaka i jego ekipę wszyscy duchowni w Polsce przez płacenie owej daniny muszą de facto uznać swoją winę ja występki – rzeczywiste bądź rzekome – znikomego odsetka przedstawicieli duchowieństwa. Zaiste przewrotne działanie, zwłaszcza w wykonaniu najwyższych przedstawicieli hierarchii Kościoła w Polsce. 

Mamy więc do czynienia niestety z następnym, a tym razem szczególnie głośnym epizodem działalności Grzegorza Rysia, która niestety nie odbiega od jego dotychczasowych fałszerskich poczynań nawet jeszcze z okresu krakowskiego przed karierą w hierarchii. Szczytu kariery sięgnął za poprzedniego pontyfikatu, co też nie jest przypadkiem. Tym bardziej potrzebny jest trzeźwy sprzeciw, wykazujący fałsz i błędy. 

Na koniec jeszcze istotna uwaga.

Otóż autor tegoż „list pasterskiego” usiłuje stworzyć wrażenie, jakoby przedstawiał czystą Ewangelię czyli nauczanie Kościoła (niby w ramach i według wzoru „gościnności” Abrahamowej oraz Chrystusowej zasady traktowania „obcych”). Co jest oczywiście kłamstwem, wobec wskazanych powyżej faktów.

Faktycznie zabiera on głos w aktualnej debacie społeczno-politycznej, opowiadając się jednoznacznie po stronie tych, którzy forsują i popierają przyjmowanie i osiedlanie nielegalnych imigrantów w Polsce i nie tylko, czyli środowisk skrajnie lewackich i antychrześcijańskich. Z pozycji wysokiego urzędu w hierarchii, który piastuje, niestety może wyrządzić szkodę wielu umysłom nieświadomym zakłamania i ślepo ufającym w kompetencję i prawowierność osoby na takim urzędzie.

Dzięki Bogu jednak podniosło się sporo głosów, głównie katolików świeckich. Oby też nie brakowało głosów teologów i duchownych, dających prawdziwą orientację katolikom oraz szukającym prawdziwego nauczania Kościoła. 

Autor: sacdrdjo o lipca 22, 2025

https://teologkatolicki.blogspot.com/2025/07/list-pasterski-czyli-wycieranie-sobie.html

Negacjonista, rewizjonista czy…patriota? O Grzegorzu Braunie.

Negacjonista, rewizjonista czy…patriota? O Grzegorzu Braunie.

Jarosław Luma https://konserwatyzm.pl/luma-negacjonista-rewizjonista-czypatriota-o-grzegorzu-braunie/

Przerwany wywiad…

Nie wiem skąd właściwie wzięła się afera związana z wywiadem Grzegorza Brauna dla Radia Wnet. Nie rozumiem powodu tak dużego zainteresowania kilkoma zdaniami wypowiedzianymi przez tego znanego ale jeszcze mało wpływowego posła. Chcę się jednak tego dowiedzieć, korzystając z własnej ścieżki myślowej. Taki mały wewnętrzny dialog.

Jak wiemy Radio Wnet w dniu 10 lipca 2025 r. prowadziło, w osobie p. red. Łukasza Jankowskiego, wywiad z p. Grzegorzem Braunem. Pan Poseł użył takiego oto zdania: ,,mord rytualny to fakt, a dajmy na to Auschwitz z komorami gazowymi to fake”. To oburzyło p. redaktora Jankowskiego i po krótkiej wymianie zdań przerwał wywiad. Przy okazji oczywiście pokazał jak to jest ogromnie oburzony takimi ,,antysemickimi” stwierdzeniami p. Posła.

Właściwie to taki przerwany wywiad powinien przejść bez echa. Ten ,,skrócony” z przyczyn subiektywnych, krótki wywiad, stał się znany niemalże całemu światu. Zdarza się, że goście wychodzą ze studia radiowego czy telewizyjnego. Potem słyszymy w jakimś komentarzu, że taka sytuacja miała miejsce.

Zapytuję więc sam siebie: to skąd takie oburzenie? Jeżeli p. Braun mówi nieprawdę, to w prosty sposób można mu to udowodnić. Są historycy, dziennikarze, pasjonaci w wystarczającej liczbie, by p. Posła intelektualnie ,,wdeptać w ziemię”. Jest jednak jeszcze na tym etapie jeden problem: p. Poseł nie zdążył przedstawić swoich argumentów, bo wywiad został przerwany. Mimo to jednak powszechne potępienie zalało zarówno polskie, jak i światowe media.

Nawet sam p. Prezes Kaczyński nie krył oburzenia, a to już nadaję sprawie rangę arcyważnej i mówi nam, po której stronie barykady ukrywa się ta, podobno prawicowa, partia.

Kontynuacja u Pospieszalskiego.

Kilka dni później p. Grzegorza Brauna przepytywał red. Jan Pospieszalski. Rozmowa była długa i mogliśmy się dowiedzieć, że p. Braun ma sporo wątpliwości co do faktów prezentowanych w nauce i w przestrzeni publicznej, w tym także w edukacji, związanych z Holokaustem, Jedwabnem i ogólnie pojętymi stosunkami polsko-żydowskimi. Obaj Panowie cytowali fragmenty raportów, dokumentów i wspomnień świadków tamtego, jakże okrutnego, okresu historii. Do porozumienia oczywiście nie doszli ale dało się zauważyć, że p. Pospieszalski dążył do jakiegoś ,,pokajania się”, przeprosin ze strony Brauna, czego oczywiście ten ostatni nie uczynił, bo i nie mógł.

O co więc chodziło p. Braunowi? Czy jego wypowiedź podlega pod ustawę o IPN dotyczące „kłamstwa oświęcimskiego”? Mówią one bowiem (te przepisy), że za zaprzeczanie takim zbrodniom grozi kara nawet trzech lat pozbawienia wolności. Pan Braun jednak nie zaprzeczał zbrodniom niemieckim ale wątpił w liczbę ofiar żydowskich, podawanych publicznie i co jakiś czas zmienianych, co akurat nie jest dziwne, bo nie mamy ,,precyzyjnych” wyliczeń oraz zachowanej dokumentacji (raporty, statystyki, sporządzane przez Niemców). Każdy może więc szacować według własnego klucza. I druga wątpliwość p. Brauna to sprawa komór gazowych.

Czy Niemcy takowe zbudowali w Auschwitz, czy w Birkenau? Czy w ogóle ktoś badał sprawę istnienia komór gazowych: w jakich obozach istniały, w jakiej liczbie, etc.? Czy te obecne, istniejące w muzeum Auschwitz, zostały zbudowane po wojnie? Takie wątpliwości na pewno nie są zaprzeczeniem zbrodniom niemieckim więc nie podlegają ustawie. To o co tutaj chodzi – zapytam naiwnie? Odpowiadam: chodzi o dwa problemy, z których jeden dotyczy żydowskiej ,,polityki historycznej”, a drugi to zwykły przyziemny interes grup politycznych walczących o to, by dokonać w Polsce zmian, zostawiając wszystko po staremu i przy okazji wykluczyć z życia publicznego wszelkie ruchy antysystemowe. A Korona Grzegorza Brauna ostatnio rośnie w sondażach.

Co do ,,polityki historycznej” to wpływowe lobby nie pozwoli na jakiekolwiek wątpliwości dotyczące Holokaustu, bo to niweczy narzucone światu interpretacje historii, w której naród żydowski niewątpliwie ucierpiał i to bardzo, ale razem z nim cierpieli nie mniej Polacy czy Rosjanie, ale widocznie są to narody mało istotne jeżeli chodzi o znaczenie historii martyrologii. Z narzucaną polityką historyczną wiążą się też potężne interesy finansowe, choćby słynna ustawa 447, wisząca nad nami jak miecz Damoklesa oraz coraz bardziej agresywna polityka ,,nowej świadomości” u Niemców, chcących przerzucić winę za swoje zbrodnie na innych, w tym przypadku na Polaków.

I drugi aspekt tej sprawy: komu przeszkadza p. Braun i kto korzysta z tych wypowiedzi p. Posła, próbując odesłać go do politycznego kąta? Odpowiadam: Prawo i Sprawiedliwość oraz… Konfederacja. Niespodzianka? Ależ w żadnym wypadku. Poparcie partii p. Brauna czyli Konfederacji Korony Polskiej rośnie, co stanowi zagrożenie i dla tandemu Bosak/Mentzen (odbiera im po prostu głosy), i dla PIS-u, który liczy na przyszły sojusz z Konfederacją, a nie z ,,radykalnym”, kontrowersyjnym ,,hepenerem” Braunem. Oburzenie więc jest wielkie, co widać choćby po reakcji tub propagandowych Kaczyńskiego czyli Telewizji Republika czy w wPolsce24 oraz po ,,zimnej” reakcji niektórych prawicowych publicystów.

Reakcja tzw. antysystemu była dwojaka. Jedni uznali, że p. Grzegorz Braun postąpił właściwie, bo poruszył temat wrażliwy, który w badaniach historycznych jakby zamarł kilkadziesiąt lat temu i jest opanowany przez jedną ,,narrację”. A drudzy przyznali p. Braunowi rację ale stwierdzili, że i czas był nie ten (a kiedy jest właściwy?) i tematyka niepotrzebnie drażni polskie i światowe elity, bo po co ponownie się narażać na razy ze strony prożydowskich sił.

Osobiście obie postawy rozumiem, ale popieram tę pierwszą, bo jestem historykiem i stawiam na prawdę w badaniach historycznych. Nie rozumiem tematów tabu w rozumieniu przeszłości. Każdy fragment naszej przeszłości powinien podlegać skrupulatnym badaniom amatorów, pasjonatów i zawodowych historyków, których przecież tylu mamy, wszak rocznie nasze uczelnie opuszcza setki magistrów historii i archeologii. Może czas zacząć badać te tematy, które elity uznały za kontrowersyjne i na nowo je ,,podważyć”, by nauka zyskała jakiś postęp. A przy okazji konieczna jest korekta wiedzy historycznej, przekazywanej w szkole w podręcznikach do historii.

Kim jest więc Grzegorz Braun? Negacjonista, rewizjonista, patriota? Pierwszego określenia nie lubię ale drugie na myśl przywołuje mi człowieka, który wątpi czyli podważa a więc myśli i ma odwagę. Zgodnie z definicją: ,,Rewizjonista to osoba, która kwestionuje, krytykuje i dąży do zmiany utrwalonych poglądów, zasad, tradycji, lub ustaleń, szczególnie w dziedzinie historii, ideologii lub polityki. W kontekście historycznym, rewizjonista to ktoś, kto analizuje i interpretuje wydarzenia historyczne inaczej niż powszechnie przyjęta narracja.”

Postawa rewizjonisty jest więc postawą na wskroś patriotyczną, bo poszerza pole do odkrywania prawdy, a jak wiemy fałszywa historia jest matką fałszywej polityki. Tkwimy więc dalej w zafałszowanej interpretacji naszych dziejów, spisanych przez zwycięzców ostatniej wojny.

A czy p. Braun wybrał odpowiedni czas na rewizję mało zbadanych wydarzeń historycznych? Hm, ile lat jeszcze będziemy żyli w złudzeniu, że nie teraz, za szybko. Nie rozliczajmy Ukraińców z rzezi wołyńskiej, bo trwa wojna, nie badajmy Jedwabnego, bo lobby żydowskie jest zbyt silne i zrobi nam krzywdę. Kolejne tematy, których poruszać nam nie wolno, to: Holokaust, udział Żydów w aparacie władzy do 1956 roku, wydarzenia marcowe, finansowanie Solidarności w l. 80-tych, wpływy wywiadów niemieckiego, izraelskiego, amerykańskiego, rosyjskiego, etc. na tworzenie elit III RP.

Jeżeli nie ruszymy przeszłości, to błędnie zrozumiemy teraźniejszość i w przyszłości łagodnie przejdziemy w niewolę tych, którzy nie mają złudzeń i bezwzględnie realizują własne interesy.

Jarosław Luma

Kardynał Müller: Katolicyzm w Niemczech umiera – biskupi podporządkowani władzy politycznej

https://gloria.tv/post/E1DL6QiEpKhR4oDQdzRxsXngS

Kardynał Müller: Katolicyzm w Niemczech umiera – biskupi podporządkowują się władzy politycznej

Kardynał Gerhard Müller skrytykował niemieckich biskupów za brak obrony prawa do życia nienarodzonych dzieci.

W oświadczeniu opublikowanym 23 lipca odniósł się do toczącej się w Niemczech debaty na temat tego, czy ekstremistyczna lewicowa aktywistka Frauke Brosius-Gersdorf – która stwierdziła, że godność ludzka „zaczyna się dopiero w momencie narodzin” – powinna zostać sędzią niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego.

Według kard. Müllera, takie stwierdzenie pochodzi „z pustej głowy ideologa i lodowatego serca strasznych prawników”.

Kardynał zauważył, że niemieccy biskupi unikali udzielenia jasnej odpowiedzi na rzecz życia. Zamiast tego stawiają na pierwszym miejscu sojusze polityczne i obawy o potencjalne reakcje opinii publicznej.

I: „Różnica między dobrym pasterzem a najemnikiem staje się widoczna, gdy biskup postrzega siebie nie jako urzędnika państwowego aż do emerytury, ale jako sługę Chrystusa aż do męczeństwa”.

Kardynał Müller pisze o „śmierci katolicyzmu” w Niemczech, gdzie pseudo-synodalna ścieżka wydaje się być inspirowana bardziej przez Judith Butler niż Edytę Stein i bardziej przez Karola Marksa niż Johna Henry’ego Newmana.

Kardynał Müller marzy o biskupach – mianowanych przez kogo? – uwalniając się od spowodowanej przez siebie zależności od ideologicznych i politycznych walk o władzę.

Demografia walcząca. Trzeba zakazać propagandy antynatalistycznej!

Demografia walcząca.

Trzeba zakazać propagandy antynatalistycznej!

MOCNA ROZMOWA w PCh24 TV

https://pch24.pl/demografia-walczaca-trzeba-zakazac-propagandy-antynatalistycznej-mocna-rozmowa-w-pch24-tv

[Na obrazku mężów i ojców małowato... md]

Propaganda wroga rodzinie i dzietności musi zostać zakazana – dla ochrony moralności publicznej i dla przetrwania polskiego narodu. Mówił o tym w PCh24 TV Michał Adam Szymański. 

Gościem PCh24 TV był Michał Adam Szymański, prawnik i publicysta. Autor napisał niedawno artykuł pt. „Prawo kontra antynatalizm. Pora na demografię walczącą”, który opublikował na łamach „Nowego Ładu”. Stawia w nim w tezę, że państwo powinno penalizować publiczne wypowiedzi o charakterze antynatalistycznym.

O tej sprawie Michał Adam Szymański rozmawiał z red. Pawłem Chmielewskim.

Szymański wskazał, że Polska jest na światowym dnie, gdy idzie o liczbę urodzeń. Znacząco więcej dzieci rodzi się nawet w Syrii, kraju od lat ogarniętym wojną domową. W Europie prowadzimy w negatywnym peletonie, na świecie gorzej jest w Korei Południowej, ale to niemal wszystko – Polska wymiera praktycznie najszybciej na świecie.

W roku 2100 według prognoz ONZ mieszkańców Polski ma być około 14 milionów – ale tylko w części będą to Polacy, bo ONZ zakłada dużą migrację każdego roku. Poza tym, ONZ przyjęła nierealistyczne dane – dzietność jest tak naprawdę mniejsza, niż założyła organizacja, więc ostateczny „wynik” może być jeszcze gorszy.

Gość PCh24 TV wskazał, że pomimo tak dramatycznego kryzysu demograficznego, czołowe polskie serwisy informacyjne „regularnie dostarczają tzw. kontentu, który przedstawia rodzinę i dzieci w szczególności jako problem”. Promuje się prostytucję, zdrady małżeńskie, różnego rodzaju szkodliwe zachowania – szkodliwe nie tylko z punktu widzenia nauczania Kościoła katolickiego, ale po prostu zdrowego rozsądku.

Według Michała Adama Szymańskiego należałoby takich treści po prostu zakazać, korzystając z cywilizacyjnej normy, jaką jest ograniczanie wolności słowa, kiedy ta wolność godzi w dobro wspólne.

W Polsce, przypomniał, tak samo jak w Europie, wolność słowa nie jest nieograniczona. Mamy różne ograniczenia tej wolności, jak choćby zakaz promowania ideologii totalitarnych czy zakaz obrażania uczuć religijnych. Są też przepisy, które zabraniają obrażać wartości narodowe, jak na przykład znak Polski Walczącej.

Michał Adam Szymański stwierdził, że propagowanie antynatalizmu, czyli sianie niechęci do posiadania dzieci, godzi w moralność publiczną, a poniekąd także w bezpieczeństwo państwa. Konstytucja Rzeczpospolitej, wyjaśnił, opiera się na chrześcijańskim systemie etycznym, który jest podstawą polskiej tradycji i kultury. W związku z tym propagowanie antynatalizmu po prostu godzi w ten porządek i jako takie mogłoby zostać zakazane na gruncie konstytucji. W jego ocenie jest też możliwe, by utworzyć kategorię bezpieczeństwa demograficznego. Mówi się dziś o bezpieczeństwie energetycznym, bezpieczeństwie militarnym, bezpieczeństwie żywnościowym, cyberbezpieczeństwie – można byłoby więc mówić również o bezpieczeństwie demograficznym, bo chodzi tu przecież o biologiczne [i kulturowe md] przetrwanie narodu. Stąd potencjalnie zakaz propagandy antynatalistycznej można byłoby oprzeć również o zapisy konstytucji mówiące o możliwości ograniczenia wolności słowa dla ochrony bezpieczeństwa publicznego.

Według prawnika należałoby zatem stworzyć „jawny, czytelny katalog treści, które są penalizowane”, obejmujący na przykład „przedstawianie w negatywnym świetle instytucji rodziny, rodzicielstwa, macierzyństwa” i tak dalej. W jego ocenie „z perspektywy techniki legislacyjnej stworzenie takich przepisów byłoby jak najbardziej możliwe”, a propaganda antynatalistyczna byłaby do uchwycenia tak, by w praktyczny sposób te przepisy stosować, bez narastania jakichś większych wątpliwości.
Michał Adam Szymański zaapelował też do prawicy, by nie bała się ograniczać wolności słowa, kiedy jest to potrzebne dla ochrony moralności i porządku publicznego.

Niektórzy prawicowcy twierdzą, że tak nie można, bo wtedy lewica zacznie robić to samo; ale lewica już to robi, wskazał prawnik, dlatego nie ma na co czekać; potrzeba działać, bo stawką jest w zupełnie dosłownym sensie – przetrwanie Polski.

Więcej w nagraniu.

Prof. Bogusław Wolniewicz: Odrzucamy fałsz urojonej „tradycji judeochrześcijańskiej“

Prof. Bogusław Wolniewicz: Odrzucamy fałsz urojonej „tradycji judeochrześcijańskiej“

, 24 lipca 2025

Jesteśmy dalej czy bliżej? Dalej czy bliżej osiągnięcia celów – paru dóbr politycznych, o których powiedział prof. Bogusław Wolniewicz na II Kongresie Nowej Prawicy, w Warszawie, 23 marca 2014 r.

Fragmenty

Czego chcemy – my, prawa strona polskiej sceny politycznej? Chcemy paru dóbr politycznych…

Więc po pierwsze: chcemy Polski – to znaczy, Polski niepodległej. Nie tej kolonii obcego kapitału, jaką jest obecnie: zarządzanej przez kompradorskie gangi, z nami w roli białych Murzynów.

Po drugie: chcemy państwa – to znaczy, państwa silnego, lecz ograniczonego.

Po trzecie: chcemy pełnej wolności słowa – to znaczy, bez ograniczania jej podstępnymi klauzulami, jak kryminalizacja tzw. „mowy nienawiści“. Wolne słowo ma być obyczajne – ale nic ponadto.

Po czwarte: chcemy poszanowania polskiej kultury i jej tysiącletniej tradycji – dziś zuchwale deptanej przez zastępy tęczowej międzynarodówki.

I wreszcie po piąte: żądamy szacunku dla świętej wiary chrześcijańskiej. Dość bluźnierstw! Z tej naszej wiary wyrosła wielka cywilizacja Zachodu i ma ją nadal za swój duchowy trzon. Cywilizacja nasza jest w samym swoim normotypie chrześcijańska – nie inna.

Odrzucamy fałsz urojonej „tradycji judeochrześcijańskiej“. Nigdy takiej nie było, zmyślono ją na poczekaniu trzydzieści lat temu. Judaizm to Talmud. A Talmud na naszą cywilizację wpływu nie wywarł żadnego, był w niej ciałem obcym. Wspólnota jego wyznawców trwała przez tysiąclecia obok naszej – osobno, choć na tym samym terytorium. Podziwiamy niezłomność tego wytrwania.

Nie godzimy się jednak na dorabianie przez nich sobie cudzym kosztem sztucznej glorii. „Judeochrześcijaństwo“ to chytry chwyt. Lewactwo godzi we wszystkie pięć naszych dóbr, by na zniwelowanym po nich miejscu postawić swoją nową wieżę Babel: ustrój totalnego „humanizmu“, czy jak sami go zwą „humanizmu globalnego“. (To taka nowa nazwa komuny.)

Z tą czwartą (IV), tęczową międzynarodówką współdziałają od lat nasze władze państwowe z premierem i prezydentem na czele – lub są nawet wprost jego ekspozyturą. Świeżym przykładem jest nikczemny wyrok Sądu Najwyższego skazujący znanego profesora wszechnicy jagiellońskiej na przepraszanie dwu rozwydrzonych młokosów za to, że skarcił okazany przez nich brak szacunku dla szkoły i krzyża.

*

Nasz cel polityczny rysuje się więc wyraźnie: Polska – niepodległa; państwo – silne; słowo – wolne; odrębność narodowa – zachowana; chrześcijaństwo – we czci.

Izrael jest niewinny wywołania głodu w Strefie Gazy, dlatego ogranicza wizy pracownikom ONZ

Izrael jest niewinny wywołania głodu w Strefie Gazy, dlatego ogranicza wizy pracownikom ONZ

24.07.2025 https://nczas.info/2025/07/24/izrael-jest-niewinny-wywolania-glodu-w-strefie-gazy-dlatego-ogranicza-wizy-pracownikom-onz/

Matka z dziećmi w ruinach miasta Gaza. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/EPA
Matka z dziećmi w ruinach miasta Gaza.

– Izrael będzie od teraz przyznawał wizy pracownikom humanitarnym ONZ na miesiąc – ogłosił w środę izraelski ambasador przy ONZ Dani Danon. Stanowczo odrzucił oskarżenia o to, że Izrael ponosi odpowiedzialność za katastrofalną sytuację humanitarną w Strefie Gazy.

Oficjalnym powodem decyzji dotyczącej skrócenia ważności wiz pracowników ONZ ma być, według Izraela, „utrata neutralności” przez Biuro ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA).

– W Strefie Gazy nie ma dziś głodu spowodowanego przez Izrael – przekonywał Danon podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa poświęconego sytuacji na tym terytorium.

– To niedobór żywności wywołany przez Hamas – dodał rzecznik izraelskiego rządu Dawid Mencer.

Zarzucił też organizacji celowe sabotowanie dystrybucji żywności i rzekome przejmowanie pomocy dla bojowników.

Tymczasem nawet Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ostrzega, że „duża część ludności Strefy Gazy głoduje”.

– Nie wiem, jak inaczej to nazwać, to masowy głód wywołany przez człowieka – powiedział dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus.

Organizacja odnotowała w tym roku co najmniej 21 zgonów dzieci poniżej piątego roku życia z powodu niedożywienia, zaznaczając, że rzeczywista liczba może być znacznie wyższa.

– Śmierć głodowa staje się kolejnym zabójcą obok bomb i kul – podkreślił.

Sytuacja humanitarna w Strefie Gazy pozostaje krytyczna mimo formalnego, lecz niedotrzymanego złagodzenia przez Izrael blokady pomocy humanitarnej pod koniec maja. Według danych ONZ ponad 2 mln mieszkańców Strefy cierpi z powodu skrajnych niedoborów żywności i podstawowych artykułów. Winne temu są państwo Izrael, jego rząd i ludzie, którzy taką władzę wybrali i na nią przyzwalają.

Od końca maja oficjalnie ponad tysiąc Palestyńczyków zginęło, próbując zdobyć jedzenie z ciężarówek z pomocą. Wielu zostało zastrzelonych przez izraelskich żołnierzy lub amerykańskich pracowników ochrony w pobliżu punktów dystrybucji.

Wojsko twierdzi, że oddawało „strzały ostrzegawcze”.

W ubiegłym tygodniu Izrael odmówił przedłużenia wizy Tomowi Fletcherowi, szefowi OCHA ds. pomocy humanitarnej w terytoriach okupowanych. Według rzecznik tej agencji Eri Kaneko decyzję przekazano bezpośrednio po tym, gdy Whittall podczas briefingu powiedział, że „ludzie w Strefie Gazy są zabijani, próbując dotrzeć do żywności”.

Jak poinformował gazetę „Washington Post” rzecznik sekretarza generalnego ONZ Farhan Haq, Izrael od miesięcy systematycznie skraca okres ważności wiz dla pracowników agend ONZ lub całkowicie ich odmawia – szczególnie tym, którzy zajmują się ochroną praw człowieka i dokumentowaniem sytuacji ludności cywilnej.

Od czerwca wizy nie otrzymał m.in. dyrektor UNRWA Philippe Lazzarini, a także lokalni szefowie UN Women i Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka.

Od samego czytania cierpnie skóra. Tak tęczowi wykorzystują dzieci w Niemczech

Od samego czytania cierpnie skóra.

Tak tęczowi wykorzystują dzieci w Niemczech

24.07.2025 Waldemar Krysiak https://nczas.info/2025/07/24/od-samego-czytania-cierpnie-skora-tak-teczowi-wykorzystuja-dzieci-w-niemczech/

Dzieci w przedszkolu oraz tęczowa flaga.
Dzieci w przedszkolu oraz tęczowa flaga.

Taniec na rurze dla dzieci, pokoje masturbacyjne dla kilkulatków, tęczowe przedszkola prowadzone przed pedofilów: to nie są teorie spiskowe prawicy. To Niemcy ostatnich lat. Nasi zachodni sąsiedzi tak bowiem zapędzili się w krzewieniu „postępu”, że trudno powiedzieć, czy mają jeszcze jakieś granice.

Pedofilskie skandale nie są jednak niczym nowym za Odrą: największe tragedie wielu dzieci działy się tam przez wiele dekad. To my jedynie dowiadujemy się o nich z opóźnieniem, gdy sprawcy zdążyli już uciec przed sprawiedliwością.

Jest sobota, 5 lipca bieżącego roku. W jasnej salce wyłożonej parkietem na rurze tańczy mężczyzna w stringach, udając płeć przeciwną. Tancerz wygina się w erotycznych ruchach, a kiedy jego występ dobiega końca, zastępuje go praktycznie naga kobieta.

Taniec na rurze dla dzieci

Gdy ta przestanie masować swoje piersi, na rurę wskoczy kolejny mężczyzna przebrany za kogoś, kim nie jest. Trudno powiedzieć, czy to transwestyta w żeńskich fatałaszkach, czy transseksualista, który dopiero zaczął hormonoterapię. I on jednak ostatecznie ustępuje miejsca kolejnej osobie i następnemu występowi erotycznemu. Pod oknem salki siedzą małe dzieci. Sądząc po ich wyglądzie, są jeszcze w podstawówce.

Pokaz tańca na rurze zorganizowała marka odzieżowa Mutti Pole Wear – w jej sklepach sprzedaje się skąpe ubiory nabywane przez erotycznych tancerzy i striptizerki. Wydarzenie przyciągnęło zarówno dorosłych, jak i dzieci, ponieważ… dla dzieci były nawet specjalne bilety. Można było kupić je online.

Mutti Pole Wear próbuje po wszystkim usunąć ślady wydarzenia z mediów społecznościowych. Kiedy „sprawa się rypła” (dzisiaj nazywa się to „kiepską optyką”), a wydarzenie zaczęli komentować internauci i prawicowe media, strach obleciał nawet tancerzy, którzy jeszcze niedawno obnażali się chętnie przed nieletnimi. Jeden z nich próbuje obrócić sprawę w żart, podkreślając, że „żadne dziecko” obecne w salce „nie zostało straumatyzowane” jego bezwstydnym zachowaniem. Tym samym przyznaje, oczywiście, że naprawdę tańczył na rurze przed dziećmi.

Pokoje masturbacyjne

Zaczyna się lipiec 2023 roku. Niemieckie media zwracają swój (zszokowany, obrzydzony) wzrok na Nadrenię Północną-Westfalię, gdzie Arbeiterwohlfahrt, jeden z sześciu głównych związków dobroczynnych w Niemczech, próbuje właśnie zrealizować absurdalny pomysł: pokoje masturbacyjne dla dzieci. Te oczywiście nie noszą oficjalnie takiej nazwy. AWO nazywa je „pokojami do eksploracji ciała”. Sama nazwa jednak pomysłu nie ratuje. Wszyscy i tak wiedzą, o co chodzi.

Projekt ma bowiem umożliwić dzieciom w wieku przedszkolnym (3–6 lat) „odkrywanie własnej seksualności” poprzez zabawy, takie jak „gra w doktora”, wzajemne dotykanie się i nagość. Inicjatywa wywołuje ogromne oburzenie rodziców i lokalnych władz, a media dowiadują się o niej prawdopodobnie tylko dzięki oburzeniu opiekunów. Ci zostają bowiem poinformowani pisemnie o planowanym eksperymencie, czekającym na ich dzieci i polegającym na stworzeniu dedykowanych pomieszczeń w lokalnych przedszkolach, w których dzieci mogłyby „głaskać i badać” swoje ciała. Oraz ciała innych dzieci. W liście określone są też zasady funkcjonowania tych przestrzeni: najmłodsi mają do nich wchodzić z własnej woli, a zabawa ma być przyjemna dla wszystkich uczestników. Dzieciom nie wolno też wkładać sobie do otworów ciała żadnych przedmiotów, wszystko inne jest jednak dozwolone.

Rodzice, poinformowani o planach, protestują słusznym oburzeniem. Pomysłodawcy projektu starają się ich jednak zastraszyć, twierdząc, że eksperyment ma rzekomo poparcie Ministerstwa Kultury. To okazuje się jednak później nieprawdą. Ostatecznie zareagować musi Krajowy Urząd ds. Młodzieży (Jugendamt) w Dolnej Saksonii, blokując powstanie pokojów masturbacyjnych, które jak się jednak okazuje, „zagrażają dobru dziecka” i nie mają podstaw pedagogicznych.

Lis w kurniku

Jesienią 2022 roku organizacja Berliner Schwulenberatung (dawne „Doradztwo dla gejów”, obecnie organizacja queerowa), ogłasza ambitny projekt: „Lebensort Vielfalt”, Różnorodne Miejsce Zamieszkania w dzielnicy Südkreuz. Kompleks ma obejmować 69 apartamentów, placówkę dla seniorów, restaurację oraz dwa przedszkola z programem edukacyjnym, promującym „tęczowy świat”. Różnorodność płciową i seksualną. Projekt, wspierany przez berliński Senat ds. Młodzieży, Edukacji i Rodziny, od początku budzi kontrowersje – bo czy dzieci w przedszkolu muszą uczyć się o seksualności? Do mediów przedostaje się jednak jeszcze inna (gorsza) wiadomość: w zarządzie organizacji ma zasiąść Rüdiger Lautmann, socjolog znany z normalizowania pedofilii.

Lautmann to od listopada 2022 roku emerytowany profesor socjologii Uniwersytetu w Bremie. Jego najbardziej szokująca książka z 1994 roku to „Die Lust am Kind: Porträt des Pädophilen” („Pożądanie dziecka: portret pedofila”), oparta na wywiadach z 60 mężczyznami, którzy przyznali się do wykorzystywania seksualnego dzieci. Lautmann prezentuje w niej pedofilię jako „orientację seksualną”, sugerując, że dzieci, nawet czteroletnie, mogą wyrazić zgodę na kontakty intymne z dorosłymi. W przeszłości mężczyzny książka potwierdza jednak tylko pewien wzór: jego wcześniejsza działalność zachwala wszak „seksualność między dziećmi a dorosłymi”. Lautmann to obrońca i promotor pedofilii – to żaden sekret.

Ekspert zasiada jednak w zarządzie Berliner Schwulenberatung nadzorującym projekt „Lebensort Vielfalt”, w tym planowanie przedszkoli. Placówki chcą edukować dzieci w wieku od 3 do 5 lat na temat transseksualizmu i interpłciowości, z naciskiem na „akceptację różnorodności seksualnej”. Projekt reklamuje się więc jako odpowiedź na (rzekomy) brak edukacji w tym zakresie w tradycyjnych przedszkolach. Kiedy więc więcej i więcej osób dowiaduje się, kto ma wywierać wpływ na „tęczowe przedszkola”, obecność Lautmanna nagłaśniana jest już przez największe niemieckie media. Sprawa jest nawet na tyle szokująca, że donoszą o niej poza granicami kraju.

W odpowiedzi na presję społeczną i medialną Lautmann rezygnuje z funkcji w zarządzie, tłumacząc, że chce „zapobiec dalszym szkodom dla organizacji i projektu”. Schwulenberatung kontynuuje projekt bez jego pomocy, a Lautmann… działa dalej. Zamiast jednak otwierać „tęczowe przedszkola”, skupia się na działalności politycznej jako sekretarz berlińskiego oddziału SPDqueer, organizacji współpracującej z Socjaldemokratyczną Partią Niemiec (SPD). To w tej partii zwolennik pedofilii pomaga promować „zmiany płci” u nieletnich. Również w tym przypadku, zdaniem zwyrodnialca, dzieci mogą wyrazić świadomą zgodę.

Nieodwracalna krzywda

Zaczyna się lato 2020. Nagle Niemcy obiega wiadomość, która jeszcze tego samego czerwca dotrze do większości zagranicznych mediów. Na światło dzienne przedostaje się bowiem informacja, że w latach 1969–2003 w Berlinie Zachodnim realizowano „eksperyment Kentlera”. Pod kierownictwem psychologa i seksuologa o rzeczonym nazwisku i z poparciem berlińskiego Senatu, bezdomne dzieci, głównie chłopcy w wieku od 6 do 15 lat, były przez wiele dekad umieszczane w domach mężczyzn o skłonnościach pedofilskich, uznanych za „odpowiednich” opiekunów. Projekt miał niby na celu resocjalizację młodzieży, a w rzeczywistości prowadził do systemowego wykorzystywania nieletnich.

Kentler, seksuolog i profesor pedagogiki społecznej na Uniwersytecie w Hanowerze, w latach 60. i 70. XX wieku był uznawany za autorytet w dziedzinie edukacji seksualnej. Podobnie jak Lautmann był on przekonany, że kontakty seksualne między dziećmi a dorosłymi są nieszkodliwe, a nawet mogą mieć „pozytywne skutki”. Profesor twierdził też, że pedofile są idealnymi opiekunami dla zaniedbanych dzieci. Jego teoria opierała się na ideach wyzwolenia seksualnego, które w powojennych Niemczech łączyły odrzucenie tradycyjnych norm moralnych z antyfaszystowską retoryką. Normy społeczne są złe, tłamszą człowieka, szczególnie dorastającego, a na sztywnych normach opiera się zawsze faszyzm, jeżeli więc normy się odrzuci, to faszyzm (oraz nazizm) nigdy już się nie odrodzi!

Media nagłaśniają też fakt, że pedofile, w łapskach których lądowały z (nie)łaski państwowej dzieci, otrzymywali od miasta regularne zasiłki na opiekę nad nimi. Ich ofiary natomiast pochodziły z marginesu społecznego – byli to bezdomni, dzieci ulicy, często zmagające się z traumą, uzależnieniami lub prostytucją. Kentler osobiście nadzorował zaś projekt, wiedząc nawet, że w wielu przypadkach dochodzi do molestowania i gwałtów. Profesor jednak taką krzywdę najmłodszych uważał za „naturalną” część relacji, które pomógł stworzyć.

Szczegóły eksperymentu Kentlera pozostawały jednak długo w dużej mierze nieznane opinii publicznej – aż do 2015 roku, kiedy to pierwsze doniesienia medialne wywołują publiczną debatę. Dopiero w 2016 roku berliński Senat zleca zbadanie sprawy, a raport Uniwersytetu w Hildesheim, który ją opisuje, zostaje opublikowany właśnie w 2020. Z takim opóźnieniem ujawniona zostaje pełna skala tragedii: umieszczanie dzieci „pod opieką” pedofilów było tolerowane przez berlińskie urzędy opieki społecznej przez niemal 30 lat. Niemcy – a chwilę po nich reszta świata – dowiadują się również o istnieniu sieci powiązań między pedofilami a wpływowymi instytucjami, takimi jak Instytut Maxa Plancka, Wolny Uniwersytet w Berlinie czy szkoła Odenwald, gdzie od lat 60. dochodziło do systemowego wykorzystywania seksualnego uczniów przez nauczycieli i dyrektora.

Kentler, który zmarł w 2008 roku, nigdy nie poniósł żadnej odpowiedzialności karnej.

Koszmar pod Wrocławiem. Imigranci nie dają Polakom normalnie żyć.

Koszmar pod Wrocławiem. Imigranci nie dają Polakom normalnie żyć. „Mieszkańcy zgłaszają obawy”

23.07.2025 https://nczas.info/2025/07/23/koszmar-pod-wroclawiem-imigranci-nie-daja-polakom-normalnie-zyc-mieszkancy-zglaszaja-obawy/

Policja podczas interwencji na osiedlu domków jednorodzinnych.
Policja podczas interwencji na osiedlu domków jednorodzinnych. / foto: Urząd Gminy w Kobierzycach

Pani Katarzyna przed pięcioma laty przeprowadziła się z Wrocławia do domku w Długołęce pod miastem. Liczyła rzecz jasna na cichy azyl, tymczasem tuż obok powstały kwatery pracownicze, w których zamieszkali imigranci. Teraz mieszkańcy zgłaszają obawy o swe bezpieczeństwo i piszą petycję do premiera, ministrów oraz parlamentarzystów.

Pod Wrocławiem, jak grzyby po deszczu wyrosły, tzw. domy pracownicze. W praktyce są to domy jednorodzinne, przekształcone w mini hostele, w których zakwaterowanych jest często po kilkadziesiąt osób. Są to głównie imigranci z Ukrainy, Gruzji, Indii, czy Bangladeszu.

– Ruch zaczyna się grubo przed piątą rano, gdy wstają do pracy. Głośne rozmowy, śmiechy, czasem awantury. Potem krążące w tę i z powrotem pracownicze busy. Wieczorem imprezy na dworze do późnych godzin – mówi portalowi tuwroclaw.com pani Katarzyna, która pięć lat temu przeprowadziła się z Wrocławia do Długołęki.

Podobny problem dotyczy także innych miejscowości na Dolnym Śląsku. „Wystarczy lektura internetowych ogłoszeń, by przekonać się, że w Długołęce jest dziś co najmniej kilkanaście domów pracowniczych, podobnie w sąsiednim Kiełczowie. Tak samo w Kobierzycach. W mniejszych miejscowościach bywa ich kilka” – czytamy na portalu tuwroclaw.pl.

Skalę problemy wykazała wizyta policji na osiedlu w Domasławiu pod Kobierzycami. W kwaterach pracowniczych znajdowało się blisko sto osób, część z nich była w naszym kraju nielegalnie, inni nie posiadali dokumentów uprawniających do pracy, a jeden z przybyszów posiadał nawet amunicję. [Bo kałacha lepiej schował md]

Mieszkańcy mają dość uciążliwych sąsiadów i podpisują petycję do premiera, ministra oraz parlamentarzystów. Do tej pory poparło ją kilkaset osób.

– Agencje pośrednictwa pracy nie przejmują się ani warunkami zakwaterowania pracowników, ani okolicznymi mieszkańcami. Idą już krok dalej, wynajmując lub wykupując całe nowo budowane osiedla, gdzie kwaterując po 15-20 osób w lokalu w zabudowie szeregowej powodują patologiczną gęstość zaludnienia – mówi jej autor radny powiatu wrocławskiego Tomasz Ostaszewski.

Z petycji wprost bije odór państwowego interwencjonizmu. Ostaszewski domaga się od rządzących podjęcia działań legislacyjnych w celu uregulowania przekształcania domów jednorodzinnych w kwatery pracownicze, w których umieszczanych bywa po kilkadziesiąt osób.

Co więcej, autor petycji chciałby, aby wprowadzone zostały odpowiednie normy. „Np. maksymalnej liczby osób mogących zamieszkać w jednym domu w zabudowie jednorodzinnej lub uzależnienie tej liczby od pokrewieństwa” – donosi tuwroclaw.pl.

Mniej szokujący jest jednak inny z pomysłów, by umożliwić gminom ograniczanie takiego działania przy pomocy uchwał i planów zagospodarowania przestrzennego. W końcu, jeżeli komuś nie podoba się sąsiedztwo, zawsze może się przeprowadzić. Z kolei zupełnie rozsądne wydaje się, by władze samorządowe miały możliwość określenia, że w konkretnej lokalizacji mogą być tylko faktycznie domki jednorodzinne.

Do sprawy w swoich mediach społecznościowych odniósł się wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak. „Prawo budowlane i regulacje działalności hotelowej są dla Polaków. Imigranci mogą robić co chcą. I narastają problemy z takimi nielegalnymi hostelami, także wokół Szczecina, Warszawy i innych miast. Czas z tym skończyć. Jak Polak ma z nimi konkurować, jak oni koszty zamieszkania sobie podzielą przez 15 albo 30?” – napisał na portalu X jeden z liderów Konfederacji.

Polski magister głupszy niż czeski licealista? Druzgocące dane.

https://ibe.edu.pl/images/Badania%20midzynarodowe/Publikacje/Raport-PIAAC-2023.pdf

Polski magister głupszy niż czeski licealista? Druzgocące dane.

W badaniu OECD PIAAC Polska wypadła fatalnie. We wszystkich trzech kategoriach zajęliśmy przedostatnie miejsce. Polaków z wyższym wykształceniem moggują zachodni licealiści.

W badaniu mierzono trzy kompetencje podstawowe dorosłych (16-65 lat):

– rozumienie tekstu,

– rozumowanie matematyczne,

– rozwiązywanie problemów.

39% Polaków nie poradziło sobie nawet z najprostszymi zadaniami mierzącymi rozumienie tekstu, 38% zawaliło zadania dotyczące umiejętności matematycznych, a 48% nie ogarnęło podstaw rozwiązywania problemów. Dla porównania, w Czechach jest to ok. 18%, w Niemczech 16%, w Estonii 9%. Znaczna część dorosłych w Polsce nie radzi sobie z zadaniami mierzącymi umiejętności podstawowe.

W porównaniu z 2012 rokiem Polska odnotowała jeden z największych spadków: w rozumieniu tekstu aż o 31 punktów, w rozumowaniu matematycznym o 21 punktów.

Elita? Prawie nie istnieje.

Na poziomie najwyższym, czyli L4 i L5, w zadaniach tekstowych i matematycznych Holendrów czy Norwegów jest sześciokrotnie więcej niż Polaków na mieszkańca. W kategorii rozwiązania problemów jest jeszcze gorzej: na jednego Polaka na poziomie 4/5 przypada aż 9 Norwegów i 8 Holendrów.

Przegrywamy ze wszystkimi państwami regionu: Bałtami, Słowakami, Czechami. We wszystkich trzech kategoriach zajęliśmy przedostatnie miejsce ze wszystkich badanych krajów.

Co to znaczy?

– Bankowość online – prawie połowa dorosłych może utknąć przy prostej reklamacji, bo formularz wymaga kilku kroków i porównania opłat.

– Praca biurowa – ledwie co dwudziesty pracownik jest w stanie samodzielnie sprawdzić, skąd bierze się błąd w arkuszu z formułami.

– Fake newsy – brak analizy złożonych tekstów = większa podatność na manipulację.

Pełen raport:

https://ibe.edu.pl/images/Badania%20midzynarodowe/Publikacje/Raport-PIAAC-2023.pdf

==========================================

mail:

Wydaje się, że artykuł jest nieco mylący, gdyż sam raport sugeruje, że

wyniki Polaków w badaniu PIAAC 2023 były zaniżone.

1. Liczba osób z wyższym wykształceniem była zaniżona w porównaniu z

innymi krajami.

2. Motywacja uczestników była zaniżona w porównaniu z innymi krajami,

co widać po szybkości odpowiedzi na pytania.

3. W Polsce najlepiej wypadli najmłodsi respondenci. Wyróżnia to

Polskę na tle innych krajów, gdzie lepsze wyniki uzyskują zazwyczaj

osoby w wieku 25–34 lat. [—-]

Studium patologii: Czy istnieje plan syjonistów?

Studium patologii: Czy istnieje plan syjonistów?

RK

Ich plan to kontynuowanie eskalacji, dopóki nie zostaną zmuszeni do jej zaprzestania – przez niszczycielską wojnę, paraliżujące sankcje, wewnętrzny upadek, albo wojnę domową (najlepiej: wszystko naraz).

Syjoniści mają notorycznie martwy mózg i martwą duszę, ponieważ są zwiedzeni przez szatana. Oni doskonale wiedzą, że nie mogą przejąć Bliskiego Wschodu i podporządkować całej ludzkości swoim rządom. Byłoby to jedynym sposobem, w jaki mogliby cenzurować „krytykę Izraela” i powstrzymać opór na zawsze. Wiedzą, że to niemożliwe (chyba że Bóg wkroczy i interweniuje w ich psychopatycznym imieniu, co jest wykluczone z racji Bożego planu stworzenia).

Ich planem nie jest konkretne osiągnięcie; planem jest śmierć lub aresztowanie podczas podejmowania niszczycielskiej próby. To nie jest plan, ale odwieczna tęsknota, której nie są w stanie kontrolować. Oni muszą ponieść klęskę w czymś wielkim, a następnie opłakiwać zniszczenie i porażkę, tak jak tak bardzo lubią robić Żydzi aszkenazyjscy.

Uczynili żałobę i skargi na ludzkość centrum swojej kultury i tożsamości, i to jest dokładnie przestrzeń mentalna, do której chcą wrócić. To jedyna przestrzeń, w której poczują się bezpiecznie i jak w domu: kiedy są znienawidzeni i wszystko, co zbudowali, zostanie zniszczone. Dla nich taki scenariusz jest ostatecznym dowodem na to, że naprawdę zostali w wybrani przez Boga.

To brzmi psychotycznie, ale tak jest. Niemniej jednak, to jest ich chora zbiorowa tęsknota: próbować wielkich porażek i powrotu do pocieszającego poczucia prześladowań i nienawiści.

Dlatego robią te wszystkie sprzeczne z ludzką intuicją rzeczy (z punktu widzenia instynktu samozachowawczego). Chcą być powstrzymani. Pragną być oczerniani i znienawidzeni. Oni rozkoszują się odwzajemnioną nienawiścią znienawidzonych przez siebie gojów. To ich pociesza i koi. Kiedy są znienawidzeni, w swoim umyśle stają się ponownie wiecznymi Żydami, wypełniając wiernie dekrety starożytnej żydowskiej egzystencji.

Nie mają nic przeciwko byciu znienawidzonymi. Oni to uwielbiają i tym się skrycie delektują. Gdyby zdać sobie z tego sprawę, wszystkie irracjonalne zachowania żydów zaczynają mieć sens. Tu nie ma żadnej racjonalności.

Już dawno temu zachodnie mocarstwa powinny były to sobie uświadomić. Gdyby zatrzymali Izrael rok lub dekadę temu, mogli uratować siebie i swój system. Ale teraz stali się zbyt zaangażowani i znienawidzili samych siebie wskutek tej karygodnej bezczynności.

W swojej głupocie, niemoralności i korupcji, zachodnie mocarstwa czekają, aż Izrael odzyska zdrowe zmysły (których nigdy nie posiadał), aby opanować rzeczywistość, aby przestać ulegać haniebnym ludobójczym fantazjom. Ale powinni wiedzieć, że Izrael nigdy się nie zatrzyma, ponieważ chce być zmuszony do zatrzymania, a następnie złamany. Nie chce niczego innego i będzie nadal eskalować i szaleć, coraz bardziej spektakularnie, aż dostanie to, czego naprawdę pragnie jego serce: zniszczenie i demontaż żydowskiego państwa i kolejna poważna, historyczna żydowska katastrofa.

Zachodnie mocarstwa powinny były interweniować dawno temu, aby powstrzymać to szaleństwo i być może pomóc syjonizmowi wydobyć się z tej nieuleczalnej choroby. Ale oni tego nie zrobili, popełniając niewybaczalny grzech zaniechania. Może dlatego, że potajemnie podzielają to głębokie, perwersyjne życzenie autodestrukcji.

Rządcy dusz. Przemysł pogardy.

Rządcy dusz. Przemysł pogardy.

Izabela BRODACKA

Jedyny przemysł, który kwitnie w Polsce za rządów Donalda Tuska to przemysł pogardy. Termin „przemysł” jest tu wyjątkowo trafny. Osoby zajmujące się dla zysku wypisywaniem na portalach społecznościowych obelżywych treści czyli tak zwane trolle można traktować ze statystycznego punktu widzenia podobnie jak pracowników agencji reklamowych. Ich dochody włącza się po prostu do dochodu narodowego.

Jednym z najistotniejszych zarzutów używanych w przemyśle pogardy jest zarzut kolaboracji z Putinem. Jest to zarzut- jak już wielokrotnie pisałam – obrotowy, bo używają go obydwie strony politycznego sporu. Zabawne, że nadużywa go strona kiedyś faktycznie współpracująca z Putinem. Tego nie trzeba udowadniać. Nikt nie jest w stanie zlikwidować krążących w sieci zdjęć Donalda Tuska przybijającego sobie żółwiki z Putinem nad ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej czy konwersującego z nim na molo w Sopocie.

To nie te czasy gdy Stalin wycinał niewygodne dla niego osoby nie tylko z życia- i to w sensie dosłownym – lecz nawet ze wspólnych zdjęć. Sieć jest bezlitosna i dlatego zapewne reżim Tuska szykuje zamach na wolność słowa. Również zamach na sztuczną inteligencję. Pomysł cenzurowania sztucznej inteligencji jest tak absurdalny, że przebija go tylko dyskusja nad kwestią jakie prawa jej przysługują. Przede wszystkim czy przysługuje jej prawo do swobody wypowiedzi. I pomyśleć, że lewactwo wyśmiewało kiedyś dywagacje na temat: „ile diabłów mieści się na końcu szpilki?”, które były – jak twierdzili – esencją średniowiecznej myśli teologicznej.

Wracając do przemysłu pogardy. Donald Tusk który jak typowa nastolatka lubi dzielić się ze społeczeństwem perełkami swego intelektu poprzez wpisy na popularnych portalach zaatakował w sieci premiera Węgier, z którym ma na pieńku za azyl udzielony Romanowskiemu. „Jeśli Viktor Orbán naprawdę zablokuje europejskie sankcje w kluczowym momencie wojny, będzie absolutnie jasne, że w tej wielkiej grze o bezpieczeństwo i przyszłość Europy gra w drużynie Putina, a nie w naszej”

Szef dyplomacji Węgier, Peter Szijjarto odpisał: „Agentowi Sorosa może być trudno to zrozumieć, ale jeśli chodzi o drużyny, gramy dla drużyny węgierskiej. Reprezentujemy węgierskie interesy. Nie chcemy nadal płacić ceny za cudze wojny i nie pozwolimy nikomu zagrozić naszemu bezpieczeństwu energetycznemu”.

Jak Piłat w credo wtrącił się Radek Sikorski wypominając Victorowi, że za jego studia w Oksfordzie płacił Soros. Jak się okazuje Soros też może służyć jako straszak obrotowy. Ale od kiedy to konszachty z Sorosem są dla polskiej elity władzy i intelektu kompromitujące? Z pieniędzy Sorosa korzystała między innymi Fundacja Batorego. Przewodniczący Rady Fundacji, profesor Marcin Król wzywał kiedyś wprost w tygodniku (nomen omen) „Wprost” do łamania prawa. Cytuję: ” trzeba znaleźć środki na przeciwstawienie się (…)rozwaleniu demokracji od środka, co jest także zbrojną formą jej obalenia. (…) Wzywam władze państwa polskiego do zdecydowanej i twardej reakcji, nawet jeżeli nie będzie ona zgodna z prawem”. Królowi pieniądze Sorosa jakoś nie śmierdziały.

Sikorski niepotrzebnie wywoływał wilka z lasu. Wprawdzie jak twierdzi posiada dwa dyplomy ukończenia studiów na Oksfordzie: Bachelor of Arts i Master of Arts lecz o ten tytuł może wystąpić każdy zapisany na uczelnię płacąc za jego wydanie 10 funtów. Jest to więc dokument czysto kolekcjonerski. Natomiast pobyt Sikorskiego w Wielkiej Brytanii sponsorował Zygmunt Bauman.

I tu jest pies pogrzebany. Komunizm nie został nigdy potępiony jak system ludobójczy. Komunizm nie miał swojej Norymbergii. Jako autorytety intelektualne a co gorsza moralne funkcjonują zainstalowani na sowieckich tankach komunistyczni zbrodniarze, o których czynach skwapliwie się zapomina. Na przykład Zygmunt Bauman uważany jest powszechnie za wybitnego socjologa, twórcę badań nad postmodernizmem. Kiedy przeciwko zapraszaniu go na uniwersytet we Wrocławiu zaprotestowali wrocławscy studenci w obronie Baumana stanęli solidarnie premier Tusk oraz minister nauki.

Tymczasem Zygmunt Bauman w latach 1945-1953 był funkcjonariuszem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, specjalnego oddziału wojskowego tropiącego żołnierzy podziemia niepodległościowego. Był też agentem Informacji Wojskowej. Wśród dokumentów istnieje wniosek dowódcy KBW generała Juliusza Hibnera do ministra Bezpieczeństwa Publicznego o zatwierdzenie kandydatury Baumana na stanowisko Szefa Oddziału Propagandy i Agitacji Zarządu Politycznego KBW. Jako argument Hibner podaje : „dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej ilości bandytów. Odznaczony za to Krzyżem Walecznych”. Bandyci w języku Hibnera to żołnierze AK, NSZ i WiN.

Bauman gorąco wspierał politykę „Herzlich willkommen” Angeli Merkel. Napisał: „Jeśli Europa w ciągu 30 lat nie przyjmie co najmniej 30 milionów imigrantów, stanie w obliczu upadku demograficznego, który spowoduje upadek cywilizacji europejskiej”. Wspominam akurat Baumana bo pewna profesor uniwersytecka zrobiła mi kiedyś publiczną awanturę za to że nazwałam Baumana komunistycznym aparatczykiem. To było najłagodniejsze określenie jakiego mogłam na jego temat użyć. Takich komunistycznych zbrodniarzy reprezentujących Polskę na forach międzynarodowych było jednak wielu. Wśród nich Stefan Michnik – sądzony w Polsce za zbrodnie sądowe, Salomon Morel – komendant więzienia w Jaworznie, Helena Wolińska -Brus – prokurator oskarżający z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej w procesach politycznych, kończących się mordami sądowymi. W marcu 1968 roku wraz z mężem Włodzimierzem Brusem schroniła się w Wielkiej Brytanii.

Brus był oficerem politycznym w Armii Berlinga. Był profesorem  ekonomii politycznej, autorem znienawidzonego przez studentów podręcznika zwanego „cegłą”. Już na emigracji podjął współpracę ze wschodnio-niemiecką służbą bezpieczeństwa Stasi. Równocześnie wspierał „opozycję demokratyczną” w Polsce. Zbrodnicza przeszłość nie przeszkadzała i nie przeszkadza jak widać im wszystkim rządzić duszami.

Jak radykalni transseksualiści przynieśli porażkę ruchowi LGBTQ

Jak radykalni transseksualiści przynieśli porażkę ruchowi LGBTQ

Jak radykalni transseksualiści przynieśli porażkę ruchowi LGBTQ

John Horvat II | 23/07/2025 https://polskakatolicka.org/pl/artykuly/jak-radykalni-transseksualisci-przyniesli-porazke-ruchowi-lgbtq

Sąd Najwyższy w USA właśnie zadał cios ruchowi transseksualistów, wydając orzeczenie w sprawie Stany Zjednoczone przeciwko Skrmetti. Orzeczenie z 18 czerwca zezwala stanom na zakazanie podawania hormonów zmieniających płeć oraz operacji zmiany płci nieletnim.

Nie było to jednak całkowite zwycięstwo. Decyzja nadal pozwala niektórym stanom promować okaleczanie dzieci. Jednakże hamuje ona impet ruchu, który miał nadzieję na nieograniczone rozprzestrzenianie się swoich idei. Po wielu zgodnych opiniach ktoś powiedział „nie” i zablokował drogę.

To częściowe zwycięstwo i inne ostatnie porażki sprawiają wrażenie, że ruch traci grunt pod nogami. Według słów adwokata w sprawie Skrmetti, decyzja o wniesieniu sprawy do Sądu Najwyższego była „jednym z największych błędów w historii aktywizmu transpłciowego”.

Zagrożenie dla wszystkiego

Konsekwencje tej decyzji nieuchronnie rozprzestrzeniają się na inne obszary debaty dotyczącej „płci”. Transpłciowość jest tylko jednym z elementów ruchu LGBTQ. Dla ogółu społeczeństwa wszystkie litery są postrzegane jako jedna sprawa. Dlatego też, gdy ruch transpłciowy zostanie pokonany, zagrożone będą osiągnięcia całego alfabetu LGBTQ.

Dla chrześcijańskiej opozycji porażka ta stanowi zachętę i dodatkowy bodziec do walki z tyranią transpłciową oraz potwierdza potrzebę moralności.

To, co sprawia, że te wydarzenia są tak niezwykłe, to fakt, że były one nieoczekiwane. Wszystko to wydarzyło się w momencie, gdy ruch LGBTQ wydawał się osiągać szczyt sukcesu w walce prawnej i kulturowej o narzucenie społeczeństwu swojego dewiacyjnego stylu życia. Media, Hollywood, środowisko akademickie, rząd, a nawet kościoły były gotowe pokonać wszelkie przeszkody stojące na drodze do akceptacji. Sondażowe wyniki wskazywały na rosnącą sympatię dla tej sprawy.

Kilka lat temu sytuacja ruchu wyglądała lepiej niż kiedykolwiek. Teraz to, co kiedyś wydawało się tak pewne, znów stało się przedmiotem dyskusji – nawet „małżeństwa” osób tej samej płci stoją w obliczu wyzwań.

Wywrócenie wszystkiego do góry nogami

Większość obserwatorów zgadza się, że radykalni transseksualiści nagle wywrócili wszystko do góry nogami, nalegając na realizację swojego ekstremalnego programu. Złamali wszystkie zasady aktywizmu społecznego, skupiając się szczególnie na dzieciach. Nie chcieli czekać na stopniowe zmiany, które wprowadzili przed nimi inni. Nagle ukryty program przestał być ukryty. Cały obraz stał się boleśnie jasny.

Amerykańscy rodzice stanęli w szranki z nauczycielami i krzykliwymi drag queen, którzy nalegali na czytanie dzieciom w szkołach książek promujących LGBTQ, bez możliwości rezygnacji. Uczennice były zmuszane do rywalizacji i korzystania z szatni z zdezorientowanymi mężczyznami, którzy wygrywali zawody i otrzymywali nagrody dzięki nieuczciwemu dopuszczeniu do nich.

W czasie wyborów w 2024 r. ekstremalne skupienie się na prawach osób transpłciowych wielu uznało za czynnik, który przyczynił się do porażki Demokratów w wyborach powszechnych. Partia ta nie wydawała się już reprezentować Amerykanów, a jedynie grupę demograficzną określającą się jako „oni/one”.

Znaczna część amerykańskiej opinii publicznej była oburzona i odrzucała przytłaczającą propagandę transpłciową, która była skierowana do domów towarowych i pojawiała się na piwie.

Kryzys w szeregach

Kryzys wywołuje panikę i zamieszanie we wszystkich grupach społeczności LGBTQ. Wszyscy próbują wyjaśnić, co się stało i przypisać winę.

Promotorzy ruchu, tacy jak The New York Times, gorączkowo szukają wymówek, obwiniając za porażkę „prawicowych polityków”, a nawet „stronnicze media” (na pewno nie swoje własne). Wielu aktywistów słusznie uważa, że ta porażka otwiera drzwi do kolejnych.

Rzeczywiście, zaraz po wydaniu orzeczenia w sprawie Skrmetti, Sąd Najwyższy wydał orzeczenie w sprawie Mahmoud przeciwko Taylor. To ważne orzeczenie dotyczące praw rodzicielskich pozwala dzieciom na rezygnację z obowiązkowej lektury książek o tematyce LGBTQ w szkołach, co jest praktyką równoważną indoktrynacji.

W 2025 r. wiele liberalnych korporacji wycofało swoje poparcie dla wydarzeń związanych z „dumą”, a inne obawiały się bojkotu podobnego do tego, jaki spotkał firmę Budweiser. LGBTQ stało się toksyczne w niektórych kręgach, o czym świadczy znaczny spadek popularności czerwcowych wydarzeń i parad.

Szukanie przyczyn

Większość analityków, nawet tych przychylnych, nie zadowala się obwinianiem prawicy za tę porażkę. Wielu wskazuje na rosnącą radykalizację aktywistów transpłciowych jako przyczynę niepowodzenia.

New York Times Magazine (19 czerwca 2025 r.) opublikował obszerny reportaż na temat porażki prawnej, wykazując wyraźną stronniczość wobec osób transpłciowych. W reportażu tym okaleczenia związane ze zmianą płci zostały sumiennie określone jako „opieka potwierdzająca tożsamość płciową”. Sprawdzono każdy zaimek, aby odzwierciedlić „zamieszanie płciowe” głównych bohaterów.

W eseju dołożono wszelkich starań, aby przedstawić sprawę Skrmettiego jako kolejne rozszerzenie podstawowych i nieodwracalnych praw obywatelskich. Jednak autor Nicholas Confessore zatytułował swój esej „Jak ruch na rzecz praw osób transpłciowych postawił na Sąd Najwyższy i przegrał” i tym samym musiał przyznać, że to aktywiści transpłciowi ponoszą główną odpowiedzialność za decyzję sądu, która „może cofnąć ruch o całe pokolenie”.

Aktywista homoseksualny Andrew Sullivan również napisał długi artykuł opublikowany 26 czerwca w New York Times zatytułowany „Jak ruch na rzecz praw gejów zradykalizował się i zboczył z drogi”. W ramach wczorajszej rewolucji potępia on awangardowe taktyki szokowe stosowane przez osoby transpłciowe, które jego zdaniem zagrażają również ruchowi homoseksualnemu, który tak usilnie promował.

Studium przypadku porażki

Częściowa porażka ruchu transpłciowego stanowi studium przypadku tego, co dzieje się, gdy aktywiści próbują narzucić swoją radykalną agendę niechętnej opinii publicznej, żądając zbyt wiele.

Aktywiści ci popełnili błąd, jasno określając swoje cele, jakim była zmiana całego społeczeństwa i moralności. Potwierdzili swoje zaprzeczenie natury ludzkiej i fantazję o świecie płynnej płciowości, w którym każdy mógłby tworzyć własną tożsamość.

Zmusili ruch, nawet jego bardziej umiarkowane elementy, do zajęcia niewygodnego stanowiska, polegającego na krytykowaniu nie radykalnych celów trans, ale jedynie nadmiernego tempa, w jakim dążyli do ich osiągnięcia oraz siły, z jaką je narzucali.

Takie deklaracje pomogły osobom walczącym z programem LGBTQ, ponieważ mogą one twierdzić, że istnieje radykalny plan, ponieważ aktywiści transpłciowi nie starają się tego ukrywać. Konserwatyści mogą pokazać przykłady aktywistów narzucających go społeczeństwu, a nawet niewinnym dzieciom. W tym przypadku aktywiści przyznają, że teoria tożsamości płciowej jest tym, do czego musi dążyć ruch i społeczeństwo, nawet jeśli jest to niepopularne.

W ten sposób radykalizm trans lewicy ujawnia swój ostateczny plan działania. Ci, którzy bronią moralnego prawa Bożego, mogą wykorzystać słowa samych aktywistów przeciwko nim i przejść do ofensywy.

Zmiana natury ludzkiej

Według aktywistów i sympatyków ruchu transpłciowego istnieją trzy powody, dla których ruch ten poniósł porażkę.

Pierwszym powodem było wprowadzenie przez ruch transpłciowy rewolucji, która zmieniła rozumienie seksualności. W przeciwieństwie do wcześniejszych aktywistów homoseksualnych, którzy przedstawiali seksualność jako wybór, nowi rewolucjoniści podważali ideę sztywnego podziału na płeć męską i żeńską i na nowo zdefiniowali tożsamość seksualną jako nieskończone spektrum. Płeć stała się arbitralna i „przypisywana przy urodzeniu”.

Według pana Confessore radykałowie twierdzili, że „wszyscy ludzie mają prawo do określenia własnej płci, niezależnie od tego, jak się ubierają lub czy zdecydowali się na zmianę płci”. Tożsamość ta może nawet zmieniać się z miesiąca na miesiąc lub z dnia na dzień, a społeczeństwo będzie zmuszone dostosować się do tego.

Aktywiści wprowadzili marksistowską koncepcję binarnego podziału płci męskiej i żeńskiej jako struktury opresyjnej (a nawet rasistowskiej), którą należy znieść. Andrew Sullivan zauważa, że transrewolucjoniści twierdzą, że sprawa LGBTQIA+70 innych płci jest jedną rewolucją zjednoczoną przez „intersekcjonalność”. Sprawa transseksualistów splata się z każdą lewicową sprawą, „od Black Lives Matters po Queers for Palestine”. Prosta tęczowa flaga rozrosła się obecnie do postaci mylącej palety pasków i trójkątów, których niewielu rozumie lub chce.

Ci sami aktywiści nalegali, aby ta rewolucyjna perspektywa stała się narracją dla całego społeczeństwa, znalazła odzwierciedlenie w prawie, była nauczana w szkołach i praktykowana w placówkach medycznych. Nie dopuszczano żadnych wyjątków. Każdy, kto odrzucał ten pogląd, mógł spodziewać się, że zostanie nazwany bigotem, rasistą lub innym epitetem.

Polityzacja i wykorzystywanie tożsamości seksualnej jako broni stanowiły atak na naturę ludzką i tłumiły opozycję. Była to główna przyczyna porażki ruchu transpłciowego.

Za wcześnie

Drugim powodem porażki było to, że aktywiści transpłciowi nalegali na porzucenie polityki stopniowych zmian, która sprawdziła się w przypadku powolnego marszu ruchu homoseksualnego w kierunku „małżeństw” osób tej samej płci. Takie taktyki mogą trwać dziesiątki lat. Aktywiści transpłciowi byli niecierpliwi i chcieli wyzwolenia już teraz.

Aktywiści homoseksualni starej daty krytykują ruch transpłciowy za to, że nie podchodzi do sprawy powoli. Takie gwałtowne stanowisko wywołuje reakcje opinii publicznej, które szkodzą całemu ruchowi. Twierdzą oni, że lepiej jest włączyć się do debaty w duchu dialogu, a nie konfrontacji. Lepiej rozmawiać o toaletach niż o rozrywaniu dzieci na strzępy.

Szybkie tempo rewolucji przynosi efekt przeciwny do zamierzonego, gdy prowadzi opinię publiczną w kierunku, w którym nie chce ona podążać. Znacznie lepiej jest przygotowywać grunt stopniowo.

Cel uświęca środki

Ostatecznie ruch transpłciowy postanowił, że cel uświęca środki. W artykule opublikowanym w magazynie „The New York Times Magazine” napisano, że aktywiści transpłciowi przedstawiali konieczność przeprowadzania operacji zmiany płci u nieletnich jako dogmat medyczny, którego nie można podważać.

Jednak dowody medyczne przeciwko takim zabiegom stopniowo się mnożyły, a kolejne kraje europejskie wycofywały się z nich, twierdząc, że mogą one być szkodliwe dla młodzieży. Pomimo dowodów kampania na rzecz tych zabiegów nadal przedstawiała wątpliwe wyniki badań medycznych jako fakty. Dane naukowe zostały zafałszowane, aby pasowały do agendy politycznej. Nawet sędziowie Sądu Najwyższego nie mogli zignorować braku rygoru naukowego.

Taka postawa, polegająca na pragnieniu, aby coś było prawdą, prowadzi do tłumienia wolnej debaty. Sullivan zauważa, że radykalni aktywiści „nie starają się angażować przeciwników ani ich przekonywać; starają się ich demonizować, zastraszać lub wykluczać”.

Prawdziwa natura walki

Wszystkie te czynniki przyczyniły się do porażki ofensywy transpłciowej w ostatnich orzeczeniach Sądu Najwyższego w USA.

Bardziej umiarkowani obserwatorzy mogą sprzeciwić się, twierdząc, że rozwiązaniem jest przekonanie radykalnych transpłciowców do złagodzenia swojego przekazu, aby uwzględnić osoby, które się z nimi nie zgadzają. Muszą oni spowolnić tempo realizacji swojego programu, aby wszyscy mogli stopniowo osiągnąć kompromis.

Jednak osoby takie nie rozumieją natury tych radykałów. Prawdziwym problemem jest to, że ruch LGBTQ nie może zwolnić tempa. Jego dynamika opiera się na zaspokajaniu niepohamowanych namiętności. Jego radykalna awangarda nigdy nie będzie zadowolona i zawsze będzie chciała więcej, ponieważ jej aktywiści są zniewoleni przez swoje nałogi i dążą do paroksyzmu. Zawsze znajdzie się kolejna litera alfabetu, która będzie wyrażać bardziej ekstremalną i bezpośrednią formę zniewolenia. Ruch ten zawsze będzie tłumił tych, którzy sprzeciwiają się jego żądaniom. Zawsze będzie odrzucał dawnych rewolucjonistów, którzy staną mu na drodze.

Rzeczywiście, jest to walka moralna oparta na obiektywnych pojęciach dobra i zła, a nie na wyobrażonej tożsamości seksualnej. Jedynym sposobem na wygranie tej walki jest obrona prawa moralnego, które uznaje ograniczenia ludzkiej natury. Jest to oddawanie czci sprawiedliwemu, kochającemu i transcendentnemu Bogu, który stworzył porządek, który wyzwala ludzi i daje ludzkości udział w łasce, która pomaga przezwyciężyć skutki upadłej natury ludzkiej. Prawdziwego szczęścia nie można znaleźć w niepohamowanej namiętności, ale w poznaniu, miłości i służbie Bogu, dla którego wszyscy zostaliśmy stworzeni.

Źródło: tfp.org

Niedziela: Siedlce – Msza święta i Pokutny Marsz Różańcowy za Ojczyznę

27.07.25 Siedlce – Msza święta i Pokutny Marsz Różańcowy za Ojczyznę

23/07/2025 przez antyk2013

Niech Będzie Pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica.

Zapraszamy 27 lipca, niedziela, na 105 Pokutny Marsz Różańcowy ulicami Siedlec w intencji naszej kochanej Ojczyzny – Polski. Tym razem zaczynamy o godzinie 16.00, pod Pomnikiem Św. Jana Pawła II. Msza Święta w intencji Ojczyzny zostanie odprawiona w katedrze siedleckiej o godzinie 18.00. Uwielbiając Boga w Trójcy Świętej Jedynego, modlimy się razem z Maryją Królową Polski, o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu. Szczegóły na plakacie.

Z Panem Bogiem,

Andrzej Woroszyło