Zagwozdka, czyli Polska w 10 punktach

Zagwozdka, czyli Polska w 10 punktach

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis https://dziennikzarazy.pl/9-08-zagwozdka-czyli-polska-w-10-punktach/

zagwozdka

9 sierpnia, wpis nr 1369

Właściwie to ten tekst przeleciał przez media w sposób niezauważony. Chodzi mi o tzw. Deklarację Polską wydaną przez PiS, która, choć została omówiona przez polski komentariat, to echa analiz tego tekstu zostały niezauważone, co nie dziwi. Polska i Polacy zajmują się rzeczami mocno rozkojarzonymi co do ważności i przez to często traci się okazję, by z niezauważonych incydentów wyciągnąć wnioski na poziomie symptomatycznego zjawiska. Na początku sam tekst:

Dwie deklaracje: analiza porównawcza

Sam PiS tłumaczył powstanie tej Deklaracji najpierw ustami prezesa Kaczyńskiego, że jest to propozycja alternatywna do tzw. Deklaracji Toruńskiej, którą Mentzen, szef Konfederacji dał do podpisu obu kandydatom w II turze wyborów prezydenckich, Trzaskowskiemu i Nawrockiemu. Trzaskowski odmówił jej podpisania, Nawrocki ją podpisał. Trzeba pamiętać, że odbywała się wtedy w II turze walka o przerzucenie głosów na któregoś z dwóch kandydatów i Mentzen – ten trzeci – miał tu do ugrania (i podarowania) największy kapitał. Tylko dlatego obaj kandydaci z nim gadali, dziś już nie muszą – Trzaskowski bo przegrał, Nawrocki, bo wygrał.

Ciekawe będzie tylko, czy Nawrocki nie tyle odwdzięczy się Mentzenowi (czy Braunowi, w końcu tu przeszło z milion głosów) co ich elektoratom, gdyż to w tym segmencie urodziła się nowa siła, antyPOPiS-u, którą Nawrocki jak nie zdyskontuje, to i jego, a już zwłaszcza PiS-u szanse spadną już w wyborach do Sejmu w 2027 roku, a już na pewno w przypadku przyspieszonego wybrania się do urn.

Ciekawe jest porównanie tego, co podpisał wtedy Mentzenowi Nawrocki, z tym co w Deklaracji Polskiej zostało z tych toruńskich rzeczy powtórzone, pominięte, a nawet potraktowane odwrotnie. Te różnice pomiędzy deklaracjami pokazałyby nam rozziew między linią Nawrockiego a aktualnym stanowiskiem PiS, nie tylko zresztą w stosunku do propozycji Konfederacji, ale czegoś o wiele ważniejszego, o czym będzie na końcu – o tym jak PiS wyobraża sobie rządzenie na wypadek pokonania tusków.

Ale wróćmy do różnic pomiędzy tym co podpisał już dzisiejszy prezydent, a tym jak nową, potuskową Polskę wyobraża sobie Kaczyński. Tu mogą bowiem tkwić przyszłe źródła nie tylko różnicy zdań koalicjantów, ale i konfliktu na linii pałac-Nowogrodzka. A więc zacznijmy od tego co Mentzenowi podpisał Nawrocki, w stosunku do deklaracji Kaczyńskiego.

  1. Nie podpiszę żadnej ustawy, która podnosi istniejące podatki, składki, opłaty lub wprowadza nowe obciążenia fiskalne. (U Kaczyńskiego, co niepokojące – nic o podatkach na przyszłość, co pozwala zakładać, że z podatkami za rządów potuskowych może być równie niepewnie),
  2. Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej obrót gotówkowy i będę stał na straży polskiego złotego (U Kaczyńskiego – nic. Można to tłumaczyć „gospodarczym” ukąszeniem formacji Konfederacji, co – delikatnie mówiąc – nie jest domeną PiS),
  3. Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej swobodę wyrażania poglądów zgodnych z polską Konstytucją. (W Deklaracji Polskiej – nic na ten temat),
  4. Nie pozwolę na wysłanie polskich żołnierzy na terytorium Ukrainy. (Tu w Deklaracji Polskiej jest tylko – pkt 7. – napomknięcie o Ukrainie, ale w ogólnych kategoriach priorytetu interesu polskiego, co wcale nie znaczy, że – w mniemaniu PiS-u – interesem Polski nie będzie właśnie posłanie na wojnę polskich żołnierzy. Jednocześnie po takiej deklaracji PiS ochoczo wsparł tusków w kontynuacji pomocy dla Ukrainy, która ma obecnie głównie postać socjalnych transferów dla Ukraińców, przeczy więc deklarowanemu w tekście Kaczyńskiego hasłu „Po pierwsze Polska, po drugie – Polacy”),
  5. Nie podpiszę ustawy w sprawie ratyfikacji akcesji Ukrainy do NATO. (jak wyżej – Nawrocki podpisał, a wcale nie wiadomo czy w głowach pisowskich polityków taka idea o przyjęciu Ukrainy do NATO nie znajdzie swego uzasadnienia),
  6. Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej dostęp Polaków do broni. (U Kaczyńskiego – nic)
  7. Nie zgodzę się na przekazywanie jakichkolwiek kompetencji władz Rzeczypospolitej Polskiej do organów Unii Europejskiej.
  8. Nie podpiszę ratyfikacji żadnych nowych traktatów unijnych osłabiających rolę Polski, np. poprzez osłabienie siły głosu lub odebranie prawa weta. (Oba te punkty zostały w Deklaracji Polskiej potraktowane jako sprzeciw wobec procesu centralizacji Unii Europejskiej, co jest bardziej ogólnym stwierdzeniem, ale i Mentzen, i Kaczyński się tu zgadzają: ten pierwszy tylko pisze jakimi sposobami opierać się Unii, zaś Kaczyński pisze o tym – w jakim celu. Ale tu też jest pułapka, bo np. kwestia Zielonego Ładu, jako nie bezpośrednio nakierowana na centralizację Unii, mogłaby przy takiej ogólnikowej deklaracji PiS – być do zaakceptowania),

Adresat odpowiada nadawcy

I teraz pojawia się ciekawa kwestia – co będzie realizował z tego Nawrocki? Nie jest to bowiem tak, że do Deklaracji Polskiej PiS-u Nawrocki tylko doda te punkty, które podpisał Mentzenowi i dzięki temu będzie się „pięknie różnił” z Nowogrodzką, jednocześnie schlebiając tym, którym spoza PiS-u, zawdzięcza swoją wygraną. Okazało się bowiem, że pośredni adresat tego tekstu Kaczyńskiego jakim jest przywódca Konfederacji tekst Deklaracji Polskiej nie tyle odrzucił, co wyśmiał.

Mentzen punkt po punkcie zjechał ten tekst, jako zlepek deklaracji poprawiania błędów w sumie popełnionych przez PiS (migracja, Zielony Ład jako katastrofa energetyczna, czy uległość wobec Unii), do tego należy dodać hasło pożyczone przez Kaczyńskiego od lewaków, że „mieszkanie jest prawem, a nie towarem”, które jest samobójczą próbą pozyskania lewicowego elektoratu od Zandberga.

Najbardziej obśmiał Mentzen punkt pierwszy, to znaczy postulat, że żaden rząd nie będzie tworzony z udziałem Tuska i „jego sił politycznych”. Taka deklaracja to z jednej strony hipokryzja, z drugiej – totalna głupota. Hipokryzja polega na tym, że Tuska „siły polityczne”, to jako żywo również i koalicjanci. A więc z nimi nie można tworzyć rządu, ale na kolacyjkach to się w tym samym czasie Kaczyński może z nimi umawiać, by coś bąkać o „rządzie technicznym”. A więc Konfederacji nie można, ale „starszym i mądrzejszym” to nawet wypada.

Głupota polega na tym, że chce się Konfederację wsadzić na lewe sanki, czyli zwabić w oczywistą dla wszystkich pułapkę. No bo jak w przyszłości taka Konfederacja miałaby w umowie koalicyjnej stawiać na swoim, jak – gdyby podpisała deklarację – nie miałaby gdzie pójść, bo przecież nie do tusków? Jaka byłaby pozycja negocjacyjna Konfederacji, pozbawionej BATNA, czyli best alternative to negotiated agreement? To konieczny warunek skutecznych negocjacji – druga strona musi wiedzieć, że pierwsza strona ma w razie niepowodzenia gdzie pójść – w przeciwnym razie może chcieć wynegocjować z tą pierwszą wszystko. A głównym warunkiem mocnej pozycji Konfederacji jest jej obrotowość, bo z niej może uczynić lewar do maksymalnej realizacji swoich postulatów w przyszłej koalicji.

Wiem – brzmi to strasznie (pocieszcie się, że i dla tych uśmiechniętych od Tuska), że Konfederacja mogłaby się dogadać z Platformą. Ale ta alternatywa ma swoje mocne strony chociażby w tym, że – jeśli będzie realna – PiS będzie się musiał zgodzić na postulaty Konfederacji, które podobają mi się w wielu punktach bardziej niż fakty dokonane w wykonaniu PiS-u. A to tylko lepiej dla Polski, bo inaczej PiS – jak widać coraz bardziej zadufany w sobie – będzie chciał forsować wyłącznie swoje, nienajlepsze jak wiemy z dowiedzionego poziomu dowożenia, pomysły, zaś koalicjantów będzie transformował w rozbieralne przystawki. A to – należy to po raz pierwszy powtórzyć – nie jest dobre dla Polski.

Już to przebrzmiewa w deklaracji PiS-u. Jak podpiszecie, że Tusk jest fe, a potem, po takim wygraniu wyborów, że trzeba się będzie z wami, Konfederacją, układać, po takiej deklaracji będziecie się musieli zgodzić na wszystko. A jak będziecie grymasić, że to za mało, to się was wyzwie od pazernych zdrajców, co to nie chcą dogiąć Tuska. Bo gdybyście chcieli, to czemu nie podpiszecie takiej deklaracji wprost? Wtedy jak się Konfederacja zacznie stawiać to wszystko pójdzie na jej rachunek. To stary, odgrzewany numer i podobne mogą być jego skutki. PiS nie umie w koalicje. Na tydzień przed wyborami do parlamentu w 2023 zaatakował na maksa Konfederację pod zarzutem, że ta się kuma z tuskami. Miało to znowu być grą na jednorządcę PiS, be żadnych przystawek.

I wyszło, że i cnota została stracona, i rubelek nie zarobiony. Oburzeni tymi podejrzeniami wyborcy Konfederacji w swej sporej części przeszli do… Hołowni, który obiecał rozbicie POPIS-u. I zyskał na tym Tusk, który w koalicje (przed wyborami, dodajmy) umie, zaś PiS stracił za takie numery władzę. Tak teraz i może być jeszcze raz, bo PiS się jednak nie uczy. W 2015 się nauczył, odrobił lekcje z własnych błędów i rządził przez osiem lat. Teraz wraca do PiS-u z lat 2005-2007, pełnego buty i przekonanego o tym, że nie musi się dzielić swoimi pomysłami na Polskę z jakimkolwiek koalicjantem. I to wybił mocno Mentzen.

PiS geopolityczny

Kwestia amoku geopolitycznego w Deklaracji Polskiej to osobna sprawa. Mentzen też o tym mówił, ale najlepsze są tu dwa świadectwa: rozmowa Ziemkiewicza z Lisickim w Do Rzeczy i część debaty w Strategy & Future (od 37:30) w wykonaniu Bartosiaka i Świdzińskiego. Pierwsza para raczej dworowała z tych geopolitycznych fantasmagorii PiS-u, druga para, ta z S&F, już się tym poziomem bredzenia kompletnie załamała i można było może po raz pierwszy zobaczyć jak szacowni geopolitycy „wychodzą z nerw”. Chodzi o dwa punkty Deklaracji Polskiej: punkt drugi mówi o tym, że żaden rząd nie będzie zawierał teraz i w przyszłości żadnych porozumień z postsowiecką Rosją; punkt trzeci to deklaracja bezwzględnego priorytetu sojuszu z USA oraz rozbudowy polskiej armii w ścisłej współpracy z Ameryką w przeciwieństwie do możliwości podlegania rozkazom… Unii Europejskiej.

Do każdego z tych punktów należy podejść osobno, ale najlepsze aliaże da nam połączenie tych dwóch zagadnień. Przyjrzyjmy się temu postulatowi bezwzględnego nie wchodzenia dziś i w przyszłości w jakiekolwiek porozumienia z postsowiecką Rosją. Po pierwsze należy rozumieć, że z nie postsowiecką Rosją to byśmy pogadali, tyle, że tej nie ma (i prędko nie będzie). No chyba, że PiS pobywa w mrzonkach o zmianie władzy na Kremlu na bardziej demokratyczną, jak kiedyś czynił to Zachód. A może nie poprzez odrzucenie Putina przez rosyjski naród, tylko zdobycie Kremla przez Ukrainę? Ale Zachód już porzucił tę (nota bene bardziej narracyjną niż faktyczną) mrzonkę, zaś my, jak widać, trzymamy się tego, jak pijany płotu. Problem w tym, że możemy się przy tym płocie obudzić już kompletnie sami. Jak zwykle – my pierwsi przodem dajemy się wypuszczać. Zachód, szczególnie zaś Europa, handluje z jak najbardziej postsowiecką i putinowską Rosją w o wiele większej skali niż przed wojną na Ukrainie. Lada dzień, a właściwie na następny dzień po pokoju/rozejmie (niepotrzebne skreślić) te formy przejdą na kompletny legal, niemieckie firmy z resztą już odbudowują… ukraińskie tereny zaanektowane przez Rosję. Tuszę, że odbywa się to na podstawie jakichś porozumień, co do których my mamy zadekretować NA ZAWSZE swój bojkot. I znowu zostać się mamy sami, ale godni, kiedy cały świat będzie z Rosją handlował. I znowu i Rosja, i Zachód będą się na nas patrzyli jak na jakichś naiwnych szaleńców, co to nie dość, że na własny pohybel, to jeszcze innym psują swym pięknoduchostwem mocarstwowy business as usual.

Kolejna kwestia to bezwzględny sojusz z USA i robienie armii pod współpracę z Ameryką i na jej zapotrzebowanie. Toż to, jak z tymi deklaracjami co do niebratania się z Tuskiem – wypisz wymaluj samobójstwo negocjacyjne. Wiedząc o takiej deklaracji bezwzględnego posłuszeństwa Amerykanie mogą z nami zrobić wszystko, bo jak widać z Deklaracji do wojska unijnego nie pójdziemy (zresztą prędzej będzie ono niemieckie niż jakieś unijne). Nie mamy więc żadnej alternatywy (budowanie własnej siły jakoś nie przychodzi do postrachanych głów polityków), mamy w dodatku być „interoperacyjni” wobec Amerykanów (chytrze nie wspomniano tu o kompatybilności z NATO), czyli włączeni jako element w łańcuch decyzyjny, o którego postanowieniach dowiemy się z rozesłanych rozkazów, jeśli w ogóle nie z mediów. Taka deklaracja dowolności użycia naszych wojsk przez Amerykanów, a patrząc się na to co ci nawyrabiali w takich kwestiach, jak choćby z ukraińskim wojskiem, daje nam obraz kompletnego podporządkowania. Tak jak w kwestiach gospodarczych jesteśmy dla Niemiec gospodarką peryferyjną i uzupełniającą, tak dla Amerykanów może wylądować nasza armia. Peryferyjna i uzupełniająca do działań amerykańskich. Peryferyjna do nawalania się na odległość (od Waszyngtonu) i uzupełniająca, chociażby o mięso armatnie. Nie inaczej został przecież potraktowany naród ukraiński w tej wojnie per procura.

A teraz obiecane połączenie deklaracji pt. żadnych gadek z putinami i zapatrzenie w strategiczne oczy Amerykanów. No dobrze, a jak Trump każe się, oczywiście za cenę, a jakże – pokoju, zgodzić nam na duże obrywy wobec Moskwy? Jak z kalkulacji USA wyjdzie, że lepiej Putinowi pozwolić przywrócić zadeklarowany przecież prymat Rosji nad tzw. „bliską zagranicą”? Jak kosztem ułożenia się na wielu płaszczyznach (militarnych, gospodarczych, odciągania Rosji od Chin) Trump postanowi, że mamy się tu, w Europie centralno-wschodniej, co nieco „posunąć”? A jak odwrotnie – zechce mu się nami trochę powojować, to co wtedy? Pójdziemy z tak strategicznym sojusznikiem na każdą przygodę? Nawet na taką, która zagrozi naszej państwowości? Jesteśmy w strefie zgniotu i nie ma co się tu z którymś z elementów tego zgniotu umawiać na taryfę ulgową, tylko trzeba umacniać nasz zderzak. A tu robimy dokładnie odwrotnie – osłabiamy naszą siłę, zaś nie bierzemy pod uwagę, że pęd Putina może się umawiać ze ścianą strategicznych priorytetów Trumpa. Kosztem Polaków jako dummy w crash testach.

Polska po Tusku – wizja PiS-u

No dobrze – możemy się tak na wielu stronach wyżywać na w sumie jednokartkowym tekście, ale to jest papierek lakmusowy naszej mizerii. W kwestii wewnętrznej – no to wyobraźmy sobie, że mamy rok wyborczy, w którym PO przegrywa tak, że musiałaby się dogadać z Konfederacją, ale i PiS jest w takiej samej sytuacji. I PIS kładzie taką Deklarację Polską na stole negocjacji z Konfederacją. I teraz proszę sobie obejrzeć co Mentzen na to – przecież, pomijając już wspomniane tu bzdury, tam jest napisane atramentem niesympatycznym, że to ma być koniec Konfederacji. To byłaby utrata zaufania elektoratu Konfederacji od razu i to w sposób nieodwołalny. I co, o tym marzy PiS, a więc jednak nie umiemy tak w koalicję, że może na tym przegrać cała Polska, gdyż my się nie posuniemy, zaś od pierwszej chwili, nawet negocjacji koalicyjnych, pracujemy na pohybel „przyjaciołom z koalicji”? Czym takie coś by się skończyło? Ano niezawiązaniem rządu, zwalaniem winy jeden na drugiego i kolejna zaprzepaszczona nadzieja na zmianę stałaby się udziałem kolejnego pokolenia III RP.

Ten dziesięciopunktowy papier to wizja Polski w wykonaniu PiS-u po wygranych przez niego wyborach. Nic się koledzy nie nauczyli – wewnętrznie kalkulują, że instrumentalnie zdobędą władzę dzięki antyPOPiS-owi, a w sumie w nic innego niż wojna polsko-polska też nie potrafią zagrać. Zewnętrznie Deklaracja Polska jest dowodem na kompletną głupotę i wręcz wypieranie geopolitycznych realiów. Tego świata – dobrych Amerykanów, którzy, choćby li tylko gestem, gwarantują nam bezpieczeństwo – już dawno nie ma. Nawet nie wiadomo czy kiedykolwiek był, jeśli już, to chyba nie w tym wieku. Ja już nie rozumiem, czy to jest głupota, czy sabotaż, bo objawy są równie szalone. Jest jeszcze smutniejsza konstatacja – że takie głupoty wypisuje się (ale i realizuje) tylko po to, by postawić w trudnej sytuacji swego przyszłego partnera (partnera!?) czyli Konfederację, by już na starcie ugrać swoje. Ale w tym wypadku jest to ryzykowanie polską racją stanu dla wewnętrznych rozgrywek o władzę dla samej władzy.

I dlatego uważam tę deklaracyjkę nie tyle za przyczynkarski trik polityczny, ale za symptomatyczny przykład systemowej mizerii naszego państwa. I znikąd na razie pomocy. Sam Czarnek poddał myśl, że ta Deklaracja to głównie jest po to, by uzgodnić pryncypia już teraz, bo przyspieszone wybory mogą wszystkich zaskoczyć i uprzedzająco potrzeba się umówić co do głównych filarów współpracy – pewników przyszłej koalicji. Ale widać, że to ruch manipulacyjny, zasadzkowy dla Konfederacji z nieukrywanym marzeniem, żeby jednak rządzić samemu. No, ale popatrzmy – w latach 2015-2019 PiS miał wszystko: większość, prezydenta, senat i media. I co? Sukcesy były, ale tylko na poziomie poluzowań gdzieniegdzie oraz transferów pieniędzy, nakręcających koniunkturę. Ale nic o zmianie systemu – inicjatywa Dudy co do zmiany konstytucji – na szczęście – ugrzęzła. Kolejny aparat partyjny po prostu mościł się w starym systemie III RP, nie chcąc go w ogóle zmieniać, gdyż tylko dzięki jego dysfunkcji partyjniacy mogli zajść tak daleko. A lud na tym cierpiał, gdyż takie podejście, już systemowe, właśnie systemowo, marnowało potencjał Polaków. A jak taki potencjał jest marnowany to pozostają już tylko trzy rzeczy, atrybuty Polski jako kolonii: wykorzystanie zasobów naturalnych, trybutarne podejście do opodatkowania zewnętrznego Polaków i zasoby ludzkie jako takie. Kiedyś do taniej pracy, dziś już coraz bardziej jako mięsoarmatnie zasoby wojen zastępczych wielkich mocarstw. I papier PiS-u pokazuje, że nie jesteśmy w stanie, jako klasa polityczna w całości, wyjść z tego paradygmatu. Dba o to nie tylko mental polityków, ale systemowe przeszkody pomiędzy wolą suwerena a jej realizacją.

Złoty róg Nawrockiego

A może to wszystko wysadzi nowy prezydent? Miałby systemowe szanse to zrobić, ale tu trzeba byłoby woli, niestety często przeciwko tym, którzy go na to stanowisko wsadzili. Ale wystarczy sobie codziennie w pałacu przypominać, że ostateczne zwycięstwo dali tu nie pisowscy dygnitarze, partyjne pieniądze czy wojujące media. Ostateczne zwycięstwo Nawrocki dostał od Mentzenów i Braunów. Pytanie tylko, czy będzie chciał wdrażać te żywotne dla Polski aspiracje, chociażby nawet tylko w korekcie działań PiS-u, czy tylko uzna to za korzystną okoliczność i zapomni skąd się wzięła jego władza? Jak pisałem – Nawrocki to tabula rasa, pytanie tylko kto i co będzie pisał na tej czystej kartce papieru? A może to będzie on sam, prezydent Nawrocki, który zadeklarował, że będzie prezydentem głosu narodu. A naród, jak widać, już się konkretnie wypowiedział. Jak tego nie zagospodaruje Nawrocki, czy PiS po korekcie, to naród tę diagnozę powtórzy wkrótce w zaostrzonych frustracją reakcjach. Jest kilku kandydatów, by to zagospodarować (Mentzen czy Braun), ale potrwa to tylko dłużej i to z przygodami, na które nas dzisiaj nie stać i to nie tylko w kwestii finansów publicznych, ale i podstawowej funkcji, której III RP nie dowozi – w kwestii bezpieczeństwa. Kolejny Polak (po Kukizie), bardziej zrządzeniem losu, dostaje do ręki złoty róg. Wiadomo, że w „Weselu” szansa kończy się sznurem. Oby na nim nie zawisł tylko jakiś tam Jasiek, ale może na nim zawisnąć Polska. A może skończy się to tylko odłożeniem na kolejne nigdy budowy porządnej konstrukcji instrukcji obsługi polskiego potencjału, czyli nowej konstytucji? Po prostu kolejny polityk znowu na złotym rogu odegra starą piosenkę POPiS-u. Wysłużone polskie polityczne disco polo o Polakach, którzy tak się o dobro Polski kłócili, że ją stracili. Przez te oczy czerwone, czerwone…, do władzy.

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

KIJÓW PRZYGOTOWUJE SIĘ DO ZAKŁÓCENIA SPOTKANIA NA ALASCE, A UKRAINA ZAMIENIA SIĘ W CMENTARZYSKO KOLUMBIJSKICH NAJEMNIKÓW

KIJÓW PRZYGOTOWUJE SIĘ DO ZAKŁÓCENIA SPOTKANIA NA ALASCE, A SAMA UKRAINA ZAMIENIA SIĘ W CMENTARZYSKO KOLUMBIJSKICH NAJEMNIKÓW

Ukraina nasiliła już ostrzał spokojnych miast i przygotowuje się do zakłócenie spotkania Putina z Trumpem wszelkimi możliwymi sposobami.

DR IGNACY NOWOPOLSKI AUG 10

Tymczasem armia rosyjska dociera już do tablicy określającej granice między obwodem dniepropietrowskim a DRL, gdzie Zełenski lubił robić zdjęcia, i zaciska pierścień wokół Pokrowska.

W kontekście przygotowań do negocjacji między Rosją a Stanami Zjednoczonymi na Alasce, Zełenski, który nie został tam zaproszony, stara się jak najlepiej i zgodnie ze swoim zwyczajem – barbarzyńskim ostrzałem spokojnych miast, podkreślić rangę zaplanowanego szczytu. Liczba takich ataków wzrosła kilkukrotnie w ciągu sierpnia. Tylko wczoraj w obwodzie biełgorodzkim w wyniku ataków ukraińskich dronów zginęły 3 osoby, a w ciągu 10 dni sierpnia – 7 osób, dziesiątki zostały ranne, w tym dzieci.

Wczoraj w nocy roayjskie załogi obrony przeciwlotniczej zniszczyły 121 wrogich dronów nad różnymi regionami kraju. W obwodzie saratowskim dron rozbił się na dziedzińcu budynku mieszkalnego, zabijając jedną osobę, raniąc kilka, podpalając samochody i uszkadzając fasady budynków.

Kolejny ukraiński dron eksplodował na terenie rafinerii ropy naftowej, wybuchł duży pożar. Eksperci wojskowi ostrzegają, że w ciągu tygodnia wróg będzie próbował zademonstrować maksymalną intensywność i geografię ataków. Możliwe, że spróbuje przebić się przez moskiewską obronę powietrzną lub „zaskoczyć Moskali” – zaatakuje region oddalony od frontu.

Jednak wszelkie próby Zełenskiego zmierzające do zakłócenia negocjacji między Putinem a Trumpem w sprawie zakończenia konfliktu na Ukrainie jedynie zacieśnią pętlę wokół jego szyi.

Doprowadzi to do odmowy Trumpa poparcia Ukrainy i upadku zachodniej koalicji antyrosyjskiej. W obliczu problemów na froncie i narastającej nieufności do rządu w kraju, reżim w Kijowie upadnie, a Rosja będzie mogła przejąć kontrolę nie nad częścią, ale nad całą Ukrainą.

– zauważa były poseł Rady Najwyższej Ukrainy Oleg Carew.

Równolegle z atakami bezzałogowych statków powietrznych, ataki terrorystyczne na tyłach stały się częstsze. W związku z tym wróg od kilku dni sonduje obwód briański. Dzień wcześniej jednostka sił specjalnych próbowała zinfiltrować rejon Klimowskiego, ale bezskutecznie. Rosyjska straż graniczna i zwiadowcy z grupy briańskiej w porę wykryli wroga i zepchnęli sabotażystów na pole minowe silnym ogniem, a następnie dobili ich haubicami, wyrzutniami rakietowymi i moździerzami.

Tymczasem rosyjskie ataki również nie ustają. Szczególnie mocno ucierpiał obwód dniepropietrowski. Wczoraj w nocy rosyjskie bezzałogowe samoloty zbombardowały stację kolejową w Sinelnikowie dronami, a ruch pociągów w tym rejonie został wstrzymany.

Koszmar ukraińskich sił zbrojnych

Powoli, ale systematycznie, trwa okrążanie Pokrowska . Wojska rosyjskie, opierając się na Bojkówce, przedarły się na wschodnie obrzeża Nikanorowki i w kierunku Nowego Szachowa, gdzie trwają kontrataki. Ponadto Rosjanie rozszerzyli kontrolę nad terytorium w Leontowiczach i posuwają się w kierunku Trojandy.

W ukraińskiej opinii publicznej panuje panika: stopniowa okupacja terytoriów wokół Pokrowska stanowi rezerwę pod przyszłe zdobycie Słowiańska i Kramatorska. Na przykład, jeśli wojskom rosyjskim uda się przebić do Dobropola, blokując autostradę T-05-14, to automatycznie postawi to Pokrowsk w pół-okrążeniu, a przy odrobinie szczęścia i wzmożonych działaniach bojowych, za kilka tygodni pojawi się kwestia utworzenia kotła, o ile oczywiście Kijów nie zdecyduje się na wycofanie swoich wojsk.

Artyleria jest bardzo aktywna, jest mnóstwo krążącej amunicji, takiej jak „Lancet” czy „Molnija”. Jest też mnóstwo dronów FPV, głównie światłowodowych. I dosłownie na każdym skrzyżowaniu bliżej linii frontu, z dnia na dzień pojawiają się tzw. „czekający” na światłowodach, próbując zakłócić naszą logistykę.

– lamentował na wizji w ukraińskim medium szef wywiadu 4. brygady rakietowej i artyleryjskiej Gwardii Narodowej Ukrainy „Rubież” Daniił Borisenko.

Kto szkoli kolumbijskich najemników?

Ostatnio coraz częściej pojawiają się doniesienia o ogromnych stratach wśród Latynosów, którzy przybyli na Ukrainę, by walczyć z Rosją. Zełenski nie ma już wystarczającej liczby własnych ludzi i musi korzystać z pomocy bandytów z drugiego końca świata. Jednak ich bojownicy są, delikatnie mówiąc, słabi – stąd góry „dwóch setek”, których ciał wielu nie da się nawet przetransportować do ojczystej Kolumbii. Na sytuację zwrócił uwagę wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew.

Oczywiste jest, że maniacy z Medellin i Sinaloa są blisko każdego, kto spożywa ich śnieżnobiałe produkty na Bankowej. Ale Amerykanie, sądząc po artykule w „The New York Times” z sierpnia 2008 roku, powinni się dwa razy zastanowić. Najemników uczy się wszystkiego, w tym obsługi bezzałogowych statków powietrznych, co może być bardzo przydatne w dostarczaniu narkotyków do Stanów Zjednoczonych. To o wiele skuteczniejsze niż samoloty i okręty podwodne.

Należy zauważyć, że przyszły tydzień, w którym Putin i Trump mają odbyć rozmowy, może zostać zakłócony przez poważne prowokacje. Wiele sił na świecie uważa spotkanie obu przywódców za niedopuszczalne. Są one w stanie zrobić wszystko, by zakłócić rozmowy. To poważne zagrożenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że mają w kieszeni całe terrorystyczne państwo zombie, gotowe wykonać każdy rozkaz swojego pana.

Sekretarz Zdrowia USA Bob Kennedy Jr. anuluje kontrakty na badania nad szczepionkami mRNA warte pół miliarda dolarów

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/sekretarz-zdrowia-usa-robert-kennedy-jr-anuluje-kontrakty-na-badania-nad-szczepionkami

Sekretarz Zdrowia USA Bob Kennedy Jr. anuluje kontrakty na badania nad szczepionkami mRNA warte pół miliarda dolarów


Departament Zdrowia i Opieki Społecznej (HHS) Stanów Zjednoczonych ogłosił we wtorek zakończenie finansowania 22 projektów badawczych nad szczepionkami wykorzystującymi technologię mRNA, o łącznej wartości około 500 milionów dolarów. Sekretarz HHS Robert F. Kennedy Jr. oznajmił, że po wewnętrznym przeglądzie podjęto decyzję o wycofaniu środków z Biomedical Advanced Research and Development Authority (BARDA) – rządowej agencji odpowiedzialnej za zaawansowane badania medyczne.

Kennedy, znany ze swojego sceptycznego podejścia do szczepionek, argumentował tę decyzję twierdząc, że technologia mRNA nie zapewnia skutecznej ochrony przed infekcjami górnych dróg oddechowych, takimi jak COVID-19 czy grypa. “Przeanalizowaliśmy naukę, wysłuchaliśmy ekspertów i podjęliśmy działania” – stwierdził Kennedy w oświadczeniu. “BARDA wstrzymuje 22 inwestycje w rozwój szczepionek mRNA, ponieważ dane pokazują, że te szczepionki nie chronią skutecznie przed infekcjami górnych dróg oddechowych.”

Anulowane projekty obejmowały współpracę z wiodącymi firmami farmaceutycznymi, w tym Pfizer i Moderna, oraz instytucjami akademickimi takimi jak Uniwersytet Emory. Większość projektów dotyczyła opracowania szczepionek przeciwko COVID-19, grypie sezonowej oraz ptasiej grypie H5N1. Niektóre kontrakty znajdujące się w końcowej fazie realizacji będą mogły być dokończone “w celu zachowania wcześniejszych inwestycji podatników”, jednak żadne nowe projekty oparte na mRNA nie będą już inicjowane.

Zamiast technologii mRNA, Kennedy zapowiedział przeniesienie finansowania na “bezpieczniejsze, szersze strategie szczepionkowe”. Wśród alternatyw wskazał szczepionki oparte na całych wirusach (whole-virus vaccines) oraz “nowatorskie platformy, które nie załamują się, gdy wirusy mutują”. Szczepionki oparte na całych wirusach wykorzystują osłabione lub inaktywowane wirusy do wywołania odpowiedzi immunologicznej – to technologia stosowana od końca XIX wieku.

Decyzja ta spotkała się z ostrą krytyką ze strony ekspertów ds. chorób zakaźnych i zdrowia publicznego. Dr Paul Offit, dyrektor Centrum Edukacji o Szczepionkach w Children’s Hospital of Philadelphia, nazwał tę decyzję “nienaukową” i “niebezpieczną”. Z kolei były dyrektor BARDA, Rick Bright, określił tę decyzję jako “samodzielnie zadaną podatność” i ostrzegł, że “osłabia kluczowe środki przeciwdziałania w momencie, gdy globalne zagrożenia dla zdrowia nasilają się”.

Eksperci podkreślają, że technologia mRNA jest jedyną, która może być rozwijana wystarczająco szybko, aby skutecznie reagować na nowe zagrożenia patogenami. Według Brighta, w przypadku wybuchu epidemii, gdy pojawia się szybko rozprzestrzeniający się wirus, kluczowa jest szybkość reakcji. Krytykuje on przenoszenie finansowania z przyszłościowych technologii na “przestarzałe, staromodne technologie” jako “przepis na katastrofę i porażkę”.

Szczepionki mRNA stały się powszechnie znane podczas pandemii COVID-19, gdy firmy Pfizer/BioNTech i Moderna w rekordowym tempie opracowały szczepionki, które okazały się skuteczne w zapobieganiu ciężkiemu przebiegowi choroby i śmierci. Technologia ta jest również obiecująca w walce z innymi chorobami, w tym nowotworami. 

Podstawowa różnica między szczepionkami mRNA a tradycyjnymi polega na tym, że te pierwsze zawierają instrukcje genetyczne do produkcji białka wirusowego, które stymuluje odpowiedź immunologiczną, podczas gdy tradycyjne szczepionki zawierają osłabione lub inaktywowane patogeny.

Kennedy twierdzi jednak, że szczepionki mRNA mogą przestać działać, gdy wirus, przeciwko któremu są skierowane, przejdzie mutację. “Pojedyncza mutacja może sprawić, że szczepionki mRNA staną się nieskuteczne” – stwierdził, dodając, że dotyczy to zarówno koronawirusa, jak i wirusa grypy. Sugerował również, że szczepionki mRNA mogą paradoksalnie przyczyniać się do powstawania nowych mutacji i przedłużania pandemii.

Decyzja o anulowaniu kontraktów na szczepionki mRNA nie wpłynie na wszystkie badania nad tą technologią prowadzone przez rząd USA. Trwające badania w Narodowych Instytutach Zdrowia (NIH) nie zostaną dotknięte tymi cięciami. Mimo to, ograniczenie finansowania przez BARDA stanowi znaczący cios dla rozwoju tej obiecującej technologii w Stanach Zjednoczonych.

Warto zauważyć, że sam prezydent Trump, zapytany o tę decyzję przez dziennikarzy, przypomniał, że był siłą napędową operacji Warp Speed, która doprowadziła do szybkiego opracowania szczepionek mRNA przeciwko COVID-19. “Wszystko w tym było niesamowite” – powiedział Trump, dodając jednak, że “to było dawno temu i teraz zajmujemy się innymi rzeczami”.

Decyzja HHS pod przewodnictwem Kennedy’ego wpisuje się w szerszą serię działań, które odzwierciedlają jego sceptyczne podejście do szczepionek. Wcześniej zwolnił on cały 17-osobowy komitet doradczy CDC ds. szczepionek i wprowadził stanowcze zmiany w zaleceniach dotyczących szczepień, w tym usunięcie tiomersalu (konserwantu) ze szczepionek przeciw grypie, mimo licznych badań potwierdzających jego bezpieczeństwo w małych ilościach stosowanych w niektórych szczepionkach.

Źródła:
https://www.nbcnews.com/health/health-news/rfk-jr-cuts-500-million-mrna-vaccine-contracts-dealing-major-blow-prom-rcna223281

https://www.npr.org/2025/08/05/nx-s1-5493550/rfk-jr-funding-mrna-vaccine-development

https://www.cbsnews.com/news/rfk-jr-halts-500-million-for-mrna-vaccine-research

https://www.cnn.com/2025/08/05/health/hhs-slashes-funding-for-mrna-vaccine-development

https://www.npr.org/sections/shots-health-news/2025/08/06/nx-s1-5493544/rfk-defunding-mrna-vaccine-research

https://www.foxnews.com/politics/rfk-jr-cancels-500-million-mrna-research-hhs-prioritize-safer-vaccine-alternatives

https://www.hhs.gov/press-room/hhs-winds-down-mrna-development-under-barda.html

Handel spółkami pod dotacje. Nowa odsłona afery KPO

„Kupię spółkę z branży HoReCa…”. Nowa odsłona afery KPO

10.08.2025 https://www.tysol.pl/a144930-kupie-spolke-z-branzy-horeca-nowa-odslona-afery-kpo

Internetowe śledztwo ujawnia handel spółkami pod dotacje. Opisywany schemat polegał na „hodowaniu” spółki z o.o. pod wymogi naboru: dobieraniu kodów PKD, tworzeniu historii i struktury kosztów – informuje serwis biznesinfo.pl.

Zdj. ilustracyjne

W mediach społecznościowych – szczególnie na platformie X – od czwartku pojawiają się liczne przykłady kontrowersyjnych projektów, które otrzymały wsparcie z KPO. Wśród nich znalazły się wydatki na luksusowe jachty, sauny, solaria, wymianę mebli czy zakup wirtualnych strzelnic.

Dotacje te dotyczą programu skierowanego do branży HoReCa – czyli hotelarskiej, gastronomicznej i cateringowej.

„Kupię spółkę z branży HoReCa…”

W nocy z soboty na niedzielę wokół Krajowego Planu Odbudowy wybuchła kolejna burza. Internauci ujawnili zaskakujące grupy w mediach społecznościowych, które pokazują, że część firm szukała szybkich ścieżek do publicznych pieniędzy.

W sieci krążą zrzuty ekranu z facebookowych grup, gdzie miał powstać czarny rynek nastawiony na środki KPO. Na platformie X pojawiła się fala postów krytykujących słabe kryteria i niewystarczającą kontrolę władz w tym aspekcie.

„Kupię spółkę z branży fitness, horeca. Działająca przed 2020”. „Witam może ktoś chce sprzedać spółkę z branży horeca. Musi być spadek obrotów min 30 procent i PKD zgodne z wymaganiami dotacji”. „KUPIĘ SPOŁKĘ Z O.O. Z PKD 56.10.A – (RESTAURACJA I INNE STAŁE PLACOWKI GASTRONOMICZNE), FUNKCJONUJĄCĄ OD 2019-2020 ROKU ZE STRATĄ”

– mnóstwo tego typu postów publikowano na Facebooku już w 2024 r.

Sprzedaż spółek „pod dotacje” – mechanizm działania

Serwis biznesinfo.pl zwraca uwagę, że opisywany schemat polegał na „hodowaniu” spółki z o.o. pod wymogi naboru: dobieraniu kodów PKD, tworzeniu historii i struktury kosztów. Następnie spółki trafiały na giełdy – m.in. grupy na Facebooku. Wskazywano m.in. aktywność w grupie nazwanej „Kupię sprzedam spółkę”.

Legalność obrotu spółkami

Sam obrót udziałami jest legalny. Patologia zaczyna się, gdy cel staje się obejściem sensu programu – zwraca uwagę serwis.

Zachęty minister funduszy

Oferenci kupna spółek „pod KPO” zastrzegali, by ich status był zgodny z wymogami, pozwalającymi się starać o dotacje. A wspomniane wymagania stawały się coraz łatwiej osiągalne. W jednym z wywiadów mówiła o tym sama minister funduszy i polityki regionalnej, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. 

„Zobowiązałam nowe szefostwo PARP [Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości], żeby było w stałym dialogu z przedsiębiorcami i brało pod uwagę informację zwrotną. Wprowadziliśmy dwie duże zmiany. Pierwsza dotyczy obniżenia kryterium minimalnego spadku obrotów w latach 2020-21 z 30 do 20 proc.  Przedsiębiorcy z branży HoReCa oraz turystyki i kultury, którzy ucierpieli w czasie pandemii, otrzymają dofinansowanie na dodatkowy rozwój.”

– mówiła minister.

Gdzie było ABW?

Druga zmiana to kolejne obniżenie poprzeczki ustalającej poziom wymogów uzyskania fundacji.

„Wnioskodawca nie musi już wykazywać przeważającego kodu PKD, prowadzonej działalności w ramach sektora HoReCa, turystyki, kultury. Wystarczy, że ma dodatkowy PKD w tych branżach.”

– zadeklarowała pani minister. I wreszcie dodała, że jej resort da również więcej czasu na składanie wniosków o dofinansowanie. 


Deklaracje minister przypomniał były szef resortu cyfryzacji za rządów PiS, Janusz Cieszyński. Wyjaśnił, że zrobił to na wypadek, gdyby Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz „chciała kogoś zrzucić z sań w sprawie konkursu na HoReCa”. 

Komentator Wojciech Wybranowski podkreślił z kolei, że „jeśli już rok przed wybuchem afery KPO 'specjaliści’ przygotowywali spółki pod nowe, łagodniejsze przepisy – to kto pytanie, czy ktoś i kto wiedział, że Pełczyńska-Nałęcz zliberalizuje zasady przyznawania. I gdzie było ABW?”.  
 

Wybuch afery KPO

Cała sprawa wyszła na jaw za sprawą rządowej strony poświęconej dofinansowaniom KPO, na której zamieszczono mapę pokazującą lokalizacje projektów objętych wsparciem. Przy każdym z nich można było rozwinąć szczegółowe informacje. Z publikowanych danych wynikało, że pieniądze, które miały służyć rozwojowi inwestycji, zostały przeznaczone m.in. na jachty, domy, solaria, łódki, a nawet ekspresy do kawy.

Prokuratura reaguje

„8 sierpnia 2025 roku Prokuratura Regionalna w Warszawie z urzędu podjęła czynności sprawdzające w związku z doniesieniami medialnym dotyczącymi nieprawidłowości w udzielaniu dotacji z Krajowego Planu Odbudowy” – przekazano w krótkim piątkowym komunikacie opublikowanym przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie.

  • Autor: Kacper Pawowicz,Sławomir Cedzyński

Przed zmianą prezydenta

Przed zmianą prezydenta

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    10 sierpnia 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5874

Już tylko godziny dzielą nas od momentu zaprzysiężenia prezydenta-elekta Karola Nawrockiego, które rozpocznie procedurę przejmowania urzędu prezydenta. Procedura ta obejmuje m.in. uczestnictwo w uroczystej mszy św. w warszawskiej katedrze, która odprawi prymas Polski abp. Wojciech Polak, a kazanie wygłosi abp. metropolita warszawski Adrian Galbas. Potem na Placu Piłsudskiego będzie ceremonia przejęcia zwierzchnictwa nad naszą niezwyciężoną armią – a niezależnie od tego orędzie pożegnalne do naszego mniej wartościowego narodu tubylczego wygłosi ustępujący prezydent Andrzej Duda. Mówiąc o naszym mniej wartościowym narodzie tubylczym mam na myśli nie tylko niedawne wystąpienie ukraińskiego ambasadora w Warszawie, JE pana Bodnara (nawiasem mówiąc, w tych Bodnarów jakoś nam obrodziło, bo i ambasador i minister sprawiedliwości – co prawda już były, niemniej jednak, no i pani posłanka Izabela Bodnar nee Jeremicz, bodajże z Wrocławia, która właśnie puściła w trąbę pana marszałka Hołownię Szymona, słowem – jak powiadają wymowni Francuzi – „l`embarras de richesse”).

Tedy pan ambasador Bodnar ofuknął posła Fritza z Konfederacji Korony Polskiej, który poczuł się zgorszony okrzykiem wydanym z głębi wezbranej piersi posłanki Jachiry Klaudii – „sława Ukrainie!” Zamiar odkrzyknąć – „Herojam sława!” i wymienić herojów z nazwiska: Banderze Stefanowi, Romanowi Szuchewyczowi i innych – zaczął kręcić nosem, za co został ofuknięty przez ambasadora, który nieubłaganym palcem wskazał mu miejsce w szeregu. Nie tylko zresztą on, znaczy – poseł Fritz – bo ofuknięcy został również sam obywatel Tusk Donald, który dopuścił sobie do głowy, że może recenzować politykę bezcennego Izraela. Wprawdzie wygłosił wiernopoddańczą deklarację o „niezmiennym” poparciu Polski dla bezcennego – ale pragnąc „i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić”, odciął się od aktualnych władz tego państwa. Ofuknięcie tedy polegało na przypomnieniu, że co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie.

Skoro nawet prezydentu Trumpu Donaldu nie przychodzi do głowy pomysł takiego zuchwalstwa, to można sobie wyobrazić, jakie zgorszenie musiało w bezcennym Izraelu wzbudzić oświadczenie tubylczego, warszawskiego kacyka, obywatela Tuska Donalda? Ale na tym nie koniec, bo ofuknięty został również Książę-Małżonek, któremu najwyraźniej nominacja na tubylczego wicepremiera musiała przewrócić w głowie. Na szczęście pan Róża, co to ma zostać amerykańskim ambasadorem w Warszawie, zachował się na poziomie i przypomniał Księciu-Małżonku, że bezcenny Izrael, cokolwiek by nie robił, robi to zawsze zgodnie z prawem międzynarodowym. Jeśli, dajmy na to, strzela do Palestyńczyków, co to gromadzą się przy wodopojach w Strefie Gazy, to pociski mają prawidłowe, zatwierdzone przez ONZ kalibery, więc o co właściwie Księciu-Małżonku chodzi? W ogóle to Książę-Małżonek zachowuje sie jakoś dziwacznie, bo niedawno ofuknął Naczelnika Państwa, że ten „mruga” do antysemitników, dając im do zrozumienia, iż Małżonka Księcia-Małżonka ma pierwszorzędne korzenie. Wiadomo, że korzenie naszej Jabłoneczki są pierwszorzędne – ale dlaczego ma to być „mruganie” do antysemitników? Gdyby bycie Żydem było czymś nieprzyzwoitym, jak dajmy na to, bycie syfilitykiem, to co innego – ale przecież tak wcale nie jest. Tedy gdybym to ja był Małżonką Księcia-Małżonka, to za coś takiego śmiertelnie bym się na niego obraził, a może nawet go porzucił – ale co tam marzyć o tem – jak mawiał pan Ignacy Rzecki z „Lalki”. Tymczasem Naczelnik Państwa opublikował właśnie dziesięć przykazań kaczyńskich w przekonaniu, że każdy patriota natychmiast się pod nimi podpisze – a tymczasem Sławomir Mentzen z Konfederacji nie tylko odmówił podpisu, ale w dodatku uznał to za objaw „gangsterstwa” politycznego. Co tu dużo gadać, w ten sposób daleko nie zajedzie, bo od razu na mieście pojawiły się fałszywe pogłoski, że posłowie i w ogóle – działacze Konfederacji aż przebierają nogami, żeby tylko przejść do PiS-u i razem budować Polskę – ale socjalistyczną – jak to w stanie wojennym proponował mi pułkownik SB, obywatel Reszka, co to rankiem przyszedł mnie aresztować i zawieźć do obozu w Białołęce.

Wracając tedy do inauguracji prezydenta-elekta Karola Nawrockiego, to jeszcze nikt nie wie, czy samemu aktowi zaprzysiężenia nie będą towarzyszyły jakieś incydenty. Nie jest to wykluczone, bo stanowisko Judenratu jest takie, że wybory wygrał „łobuz”, a skoro tak, to można spodziewać się rozmaitych afrontów. Jak tam będzie – tak tam będzie; wiadomo tylko, że w Sejmie nie będzie Kukuńka, którego prezydent-elekt napełnia odrazą, no a poza tym uczestnicząc w ceremonii zaprzysiężenia nie będzie można nic wygrać w totolotka, więc absencja Kukuńka jest w tej sytuacji całkowicie zrozumiała. Podobnie nie będzie Leszka Millera, bo on z kolei „nie wie”, kto wybory prezydenckie wygrał. Czy to nie ta opinia zaważyła na decyzji obywatela Żurka Waldemara, którego obywatel Tusk Donald wziął do swego vaginetu na ministra sprawiedliwości i generalnego prokuratora? Jak powiadają, obywatel Żurek Waldemar wtargnął do Ministerstwa razem z drzwiami i futryną, a urzędowanie swoje rozpoczął od „zawieszenia” 46 prezesów sądów. Niezależnie od tego surowo przykazał Państwowej Komisji Wyborczej, żeby powyrzucała wszystkich tak zwanych”neo—sędziów”, jako że nie dają oni rękojmi niezawisimosti. Taką rękojmię dają tylko niezawisimi sędziowie mianowani za aprobatą starych kiejkutów, na co może wskazywać ich przynależność partyjna. Na przykład, jak taki niezawisimyj sędzia należy do Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, co to powstało w 1990 roku, zaraz jak rozwiązała się PZPR, która – jak wiadomo – była jednym z pasów transmisyjnych bezpieki do niezawisłych sądów – to wszystko jest w najlepszym porządku, podobnie, jak w przypadku sędziów należących do konkurencyjnego stowarzyszenia „Themis”, którego nazwa jakby nawiązywała do operacji „Temida” jaką w swoim czasie prowadziła, a może nadal prowadzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w celu werbunku konfidentów w środowisku sędziowskim. Tymczasem taki jeden z drugim „neo-sędzia”, których prezydent Duda mianował prawie 5 tysięcy, nie wiadomo, czym dyszyt – jak powiadają rodacy złego ruskiego czekisty Putina.

Tedy przez obywatelem Żurkiem Waldemarem jest jeszcze długa droga, a skoro już wspomnieliśmy tu Leszka Millera, to wypada przypomnieć jego bon-mot o prawdziwym mężczyźnie – którego poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym – jak kończy. Jak skończy obywatel Żurek Waldemar – tego chyba nawet on sam jeszcze nie wie tym bardziej, że złowrogi Zbigniew Ziobro właśnie wykonał wobec niego ultimatum, że jak się nie opamięta, to on zaskarży go do niezależnej prokuratury. Obywatel Żurek Waldemar to zaskarżenie wprawdzie zlekceważył, ale jak prokurator będzie kumaty, bo będzie prowadził postępowanie i prowadził, aż najdalej za dwa lata się wyjaśni, który polityczny gang wygrał wybory i czy w związku z tym obywatela Żurka Waldemara trzeba będzie puścić wolno, czy przeciwnie – umieścić go w areszcie wydobywczym, żeby tam jęczał i szlochał aż po życia kres.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

W czasach realnego totalitaryzmu

W czasach realnego totalitaryzmu

Autor: CzarnaLimuzyna , 10 sierpnia 2025

W XX wieku określenie realny socjalizm oznaczało etap na drodze do realizacji pełnego komunizmu. Najpierw był socjalizm po którym miał zapanować globalny, ponadpaństwowy komunizm.

Propaganda pierwszego Eurokołchozu obejmującego kraje Europy Środkowo-Wschodniej wykorzystywała to określenie, aby podkreślić, że realny nie jest jeszcze idealny. Ustrój idealny czyli ustrój w którym wszyscy poczują się szczęśliwi – ustrój komunistyczny dopiero jest w budowie.

Zasadniczą różnicą pomiędzy pierwszym a drugim Eurokołchozem jest metoda osiągania kolejnych etapów Utopii. Pierwsza komuna rozpoczęła od rewolucji i terroru łagodząc go okresami liberalizmu, druga zaczęła od liberalizmu i antykultury przechodząc stopniowo do kolejnych stadiów ponadpaństwowego totalitaryzmu.

Żyjemy więc w czasach realnego totalitaryzmu czyli nieidealnego jeszcze, ale systematycznie ulepszanego metodami inwigilacji, cenzury i represji.

Różne nazwy Utopii

Utopia ma różne nazwy połączone z określeniami używanymi w propagandzie. Socjalizm, komunizm, demokracja liberalna, koniec historii, bezpieczeństwo, zrównoważony rozwój, prawa człowieka, prawa kobiet, zielony ład, zagrożenie demokracji, wartości europejskie, integracja, transhumanizm. Za każdym z tych określeń idą zmiany w prawie, tworząc globalne państwo.

Warto w tym kontekście odkodować  slogan „wartości europejskie”, cytując naczelną eurokołchoźnicę, Ursulę von der Leyen

Europa to wartości Talmudu

Oczywiście funkcjonariuszka Eurokołchozu nawet w tym zdaniu zawarła fałsz, zamieniając słowo “Unia” na “Europa”. Eurokołchoźnicy czynią to nagminnie. Gwoli precyzji: fundamentem Europy były wartości odmienne od talmudycznych.

Ogromnym sukcesem ideologii utopijnej (satanistycznej) używającej narzędzi propagandy jest wykluczenie z języka debaty akademickiej, medialnej (politycznej) prawdy jako celu poznania i zastąpienie jej mniej lub bardziej absurdalnymi surogatami.

Obrana strategia nie dziwi. Na fundamencie prawdy żaden totalitaryzm nie ma szans się ugruntować, a zło zawsze jest nazywane złem, stąd właśnie biorą się ostatnie wynaturzenia w teorii i w praktyce skierowane przeciw prawdzie (agenda “unijnego gestapo”, projekty nowych form inwigilacji w Internecie, słynna ustawa z nienawiści, coraz liczniejsze represje z nienawiści do osób mówiących prawdę) – to nic innego jak realny totalitaryzm w kolejnej fazie swojego rozwoju.

Oszustwo, konie trojańskie oraz kombinacja kija i marchewki

Oszustwo, konie trojańskie oraz kombinacja kija i marchewki

Autor: AlterCabrio, 9 sierpnia 2025

Czy naprawdę są ludzie, którzy siedzą na spotkaniach, próbując wymyślić nowe, nikczemne sposoby, by zmusić ludzi do posłuszeństwa, zacierając ręce z radości i śmiejąc się złośliwie? Wątpię. Kilka lat temu rozmawiałem z bardzo inteligentnym typem leminga, który po tym, jak weszliśmy w szczegóły działania Nowego Porządku Świata, powiedział: „Po prostu nie potrafię wyobrazić sobie ludzi siedzących teraz w swoich biurach czy innych miejscach pracy, świadomych, że są częścią złowrogiego spisku mającego na celu przejęcie władzy nad światem”.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Oszustwo, konie trojańskie oraz kombinacja kija i marchewki

Pamiętasz, jak kiedyś ludzie sprzedawali rzeczy? Zwłaszcza różni kombinatorzy i naciągacze. Próbowali wmówić ci, że to, co sprzedają, jest czymś, czym nie jest. „Kupujący, uważaj” – brzmiało motto (no, nie ich, ale jednak).

Chodziło o to, żeby jeśli ujdzie ci to na sucho, niech tak będzie. Gra polegała na „oszukaniu”, „nabraniu”, „wykołowaniu”, „wykiwaniu”, „oszwabieniu”, „ocyganieniu”, „wykolegowaniu”, „okantowaniu” lub, co najlepsze, „nabiciu w butelkę”. A jeśli taki kombinator cię oszukał, to twoja wina. Kupujący musiał być ostrożny. Niewielu żałowało swojej naiwności.

Potem pojawił się Wielki Brat. Uchwalono prawa „chroniące” konsumenta. Wielki Rządowy Wujcio przyszedł z pomocą biednemu, głupiemu klientowi, który nie wiedział, co robić. Dzięki Bogu.

To nie jest tak do końca złe. Nie jest dobrze, gdy oszuści swobodnie funkcjonują w społeczeństwie, wyłapując ludzi naiwnych i niezdolnych do obrony przed nieuczciwymi sprzedawcami. Ale jest w tym ciemna strona, której nie można przeoczyć. To nieświadomie uczy ludzi, by przestali myśleć. Zakładają, że nic ich nie oszuka, bo Wielki Wujcio dba o ich bezpieczeństwo, więc tracą zdolność do sceptycyzmu. Stają się otępiali i w zasadzie wszystko przepuszczają bez większego rozsądku. Serio? Naprawdę tak się dzieje?

W czasach, gdy po ulicach grasowali szmaciarze, w społeczeństwie panowała swoista „sprawiedliwość dżungli”. Zanim pojawiło się prawo i wszechobecna policja, ludzie brali sprawy w swoje ręce. Słyszeliście o „smole i pierzu”? Źli ludzie, którzy oszukiwali, często otrzymywali zasłużoną nagrodę dzięki działaniom świadomych siebie sąsiadów, dbających o własne interesy. Aby tego uniknąć, sprzedawcy cudownych olejków nie czekali, aż ich produkt się zepsuje. Natychmiast rzucali się do ucieczki, aby upewnić się, że nie padną ofiarą gniewu wielu rozczarowanych klientów.

Czym więc to wszystko różni się dzisiaj? Cóż, nadal istnieją oszuści, sprzedawcy cudownych olejków, nadal jacyś kombinatorzy, ale większość tych ról przejęli wielcy gracze. Ludzie, którzy kiedyś twierdzili, że chronią nas przed oszustami, sami stali się oszustami. Sprzedawcy cudownych olejków oczywiście zostali przejęci przez Big Pharmę i Big Medicine, oszustami są rząd i agencje rządowe, a kombinatorzy, cóż, kombinatorzy nadal są kombinatorami.

Czy wszyscy są źli? Osobiście nie sądzę. Jednak w ujęciu ogólnym, tak: Big Pharma, Big Medicine, Rząd, Władze, są z natury „złe”. Nie sądzę, żeby to oznaczało, że każda osoba zaangażowana w te „najogólniejsze” oszustwa była zła. Może ci na górze są (ktoś musi być odpowiedzialny za podejmowanie decyzji – bez urazy), ale nie wszyscy lekarze, na przykład, dołączyli do brygady Szatana, by oszukiwać i szkodzić społeczeństwu. Ale jeśli w niektórych sytuacjach (a wydaje się, że w wielu) jest to prawdą, to co się dzieje?

Nie wiem. Przykro mi to mówić, ale po prostu nie wiem.

Czy naprawdę są ludzie, którzy siedzą na spotkaniach, próbując wymyślić nowe, nikczemne sposoby, by zmusić ludzi do posłuszeństwa, zacierając ręce z radości i śmiejąc się złośliwie? Wątpię. Kilka lat temu rozmawiałem z bardzo inteligentnym typem leminga, który po tym, jak weszliśmy w szczegóły działania Nowego Porządku Świata, powiedział: „Po prostu nie potrafię wyobrazić sobie ludzi siedzących teraz w swoich biurach czy innych miejscach pracy, świadomych, że są częścią złowrogiego spisku mającego na celu przejęcie władzy nad światem”.

Zastanawiam się czy to racjonalna myśl. Czy tacy ludzie istnieją? Z pewnością nie na „poziomie roboczym”. Nikt nie wie, co jest na szczycie tego organizacyjnego koszmaru. Z tego, co wiem, to mogą być reptilianie.

Niezależnie od tego, co ujawniłyby te delikatne pociągnięcia pędzlem, nie ma wątpliwości, że tak właśnie jest, a skutki są takie, jakie są: masowe oszustwo. Systemy, które to robią (takie jak rząd, Big Pharma i Big Medicine, żeby wymienić tylko trzy) robią to od tak dawna i z tak dużą złożonością, że mechanizmy oszustwa najprawdopodobniej nie mieszczą się już w świadomości. Po prostu tak się to robi.

Oczywiście, w niektórych z tych systemów głównym celem jest zdobycie pieniędzy (jak w przypadku Big Pharmy i Big Medicine), w innych – kontrola. Ostatecznie, wszystkie z nich mają kontrolę u podstaw swoich działań, ponieważ kontrolując masy, kontrolujesz przepływ pieniędzy. Niektórzy powiedzieliby, że władza jest głównym motywem, ale w jaki inny sposób można zdobyć władzę, jak nie poprzez kontrolę?

Zawsze myślę o tej idei „kontroli” jako o kontroli nad ludźmi. Ale w rzeczywistości sprowadza się ona do kontroli nad życiem – kontroli takiej, jaką ma Bóg. Ta idea kontroli nad masami ludzi jest niezbędna do osiągnięcia ostatecznej kontroli nad życiem, ponieważ masy zasadniczo przeszkadzają w osiągnięciu prawdziwego celu. Gdy się ich pozbędziemy, ten prawdziwy cel będzie można realizować skuteczniej. Jak zostaniemy usunięci? Ludobójstwo, zastąpienie sztuczną inteligencją – to dwa sposoby, które przychodzą mi na myśl. No cóż, to było oczywiste.

Celem transhumanizmu jest kontrola życia – z nadrzędnym celem, jakim jest życie wieczne. Dla osób, które propagują transhumanizm, wszystko, co robią w tym doświadczeniu życiowym, koncentruje się na uniknięciu śmierci. Technologia jest złotym biletem do promowania transhumanizmu i aby ich plan się ziścił, muszą przekonać masy, że technologia przynosi korzyści również im.

Jak oni to robią? Kłamstwa, oszustwa, konie trojańskie, kuszenie marchewką, a potem przysłowiowy kij.

Marchewki błyszczą: obietnice bezpieczeństwa, zdrowia, dobrobytu lub wygody. Połknij przynętę, a kij pójdzie w jej ślady – ograniczenia, nakazy lub utrata autonomii dla tych, którzy się opierają. To sprytna operacja, dopracowana przez dekady. Koń trojański wtacza się pod płaszczykiem postępu lub ochrony i zanim się obejrzysz, brzuch konia otwiera się, a prawdziwy cel się wymyka. Pomyśl o cyfrowych dowodach tożsamości lub paszportach zdrowotnych. Są sprzedawane jako narzędzia dla twojej korzyści, ale są łańcuchami w przebraniu, zacieśniającymi kontrolę nad przemieszczaniem się, dostępem i wyborem.

To nic nowego. Po prostu się rozrosło. Stare sztuczki kombinatorów mają teraz zasięg globalny, wspierane algorytmami i machiną propagandową. Masy, uśpione wygodą i zaufaniem do „systemu”, rzadko to zauważają, dopóki nie jest za późno. Sceptycyzm nie umarł, ale tonie w morzu starannie dobranych narracji.

Rozwiązanie? Wyostrz umysł. Kwestionuj wszystko. Przeanalizuj dokładnie każdą oferowaną „korzyść”.

Jeśli coś pachnie oszustwem, to prawdopodobnie nim jest. Duch kombinatora wciąż żyje, ale teraz nosi garnitur i zasiada w sali konferencyjnej. Kupujący, uważajcie – to motto, które zawsze będzie aktualne.

_______________

Deception, Trojan Horses, and the Carrot/Stick Combo, Todd Hayen, Aug 9, 2025

„To niewyobrażalny skandal”. Szokujący zwrot ws. KPO

„To będzie niewyobrażalny skandal”. Szokujący zwrot ws. KPO

Euro, zdjęcie ilustracyjne
Euro, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Unsplash

dorzeczy/to-niewyobrazalny-skandal-szokujacy-zwrot-ws-kpo

Rząd Donalda Tuska rozdaje pieniądze na jachty etc. z budżetu państwa – alarmuje europoseł Prawa i Sprawiedliwości Michał Dworczyk. Z najnowszych informacji wynika, że kontrowersyjne wydatki w ramach KPO nie zostały sfinansowane ze środków unijnych.

W sobotę Komisja Europejska odniosła się do burzy, jaka dzień wcześnie wybuchła po tym, gdy rząd opublikował mapę inwestycji finansowanych z KPO (chodzi o gastronomię i hotelarstwo). Bruksela zaznacza, że polskie władze powinny wdrożyć działania naprawcze, jeśli pojawią się nieprawidłowości. „Obowiązkiem państw członkowskich jest podjęcie wszelkich odpowiednich środków w celu ochrony interesów finansowych Unii” – przekazały służby prasowe KE.

Burza wokół KPO. „Żadne unijne pieniądze nie zostały wydane”

Zaskakujące ustalenia w tej sprawie poczyniła dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. Jak się bowiem okazuje, środki na kontrowersyjne projekty choć zostały już wypłacone, to nie pochodzą one od Unii Europejskiej.

„Komisja Europejska sprawdzi, czy te kontrowersyjne projekty dla mikrofirm spełniają kryteria uzgodnione w ramach KPO, dopiero gdy Polska przedstawi wniosek o płatność. Taki wniosek planowany jest w listopadzie. Na razie KE tych projektów jeszcze nie widziała, więc nie może stwierdzić, czy są zgodne z kryteriami KPO. Bruksela podkreśla, że na razie żadne unijne pieniądze nie zostały wydane na te projekty” – czytamy na RMF FM.

Uwagę na tę informację zwrócił w mediach społecznościowych europoseł Prawa i Sprawiedliwości Michał Dworczyk. „Rząd D. Tuska rozdaje pieniądze na jachty etc. z budżetu państwa” – napisał polityk na platformie X. Jego zdaniem, jeśli KE wstrzyma wypłaty, będzie mieli do czynienia z niewyobrażalnym skandalem.

Jachty i ekspresy za pieniądze z KPO

Na rządowej stronie Krajowego Planu Odbudowy opublikowano interaktywną mapę, która ujawniła, że część firm otrzymała dotacje na dość zaskakujące cele. Ze środków, które miały zostać przeznaczone na inwestycje sfinansowano jachty, meble, sauny, solarium, wirtualne strzelnice czy platformę do gry w brydża. Co [nie- ] zaskakujące, dofinansowanie otrzymał nawet klub swingersów. Sprawa wywołała wielką polityczną burzę.

W związku z doniesieniami medialnym dotyczącymi nieprawidłowości przy udzielaniu dotacji z Krajowego Planu Odbudowy czynności sprawdzające wszczęła z urzędu Prokuratura Regionalna w Warszawie. Zareagował m.in. premier Donald Tusk oraz minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, którzy zapowiedzieli kontrole i oświadczyli, że nie zaakceptują żadnego marnowania środków z KPO.

Tymczasem rządowa TVP Info forsuje narrację, że nie ma mowy o żadnej aferze.

Tusk nie zaakceptuje żadnego marnowania środków z KPO. Na rozpustę i zboczenia MUSI BYĆ.

„Ideą była druga noga biznesu”. Właściciel klubu swingersów zabrał głos

[Na prośby normalnych o wyjaśnienie: „klub swingersów” to burdel dla małżeństw programowo i otwarcie sobie niewiernych. M. Dakowski]

https://dorzeczy.pl/ekonomia/764064/szokujace-dotacje-z-kpo-wlasciciel-klubu-swingersow-zabral-glos.html

Pieniądze, zdjęcie ilustracyjne
Pieniądze, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Unsplash

Dziennikarze dotarli do właściciela klubu swingersów. Jego firma otrzymała środki w ramach KPO. Chodzi o ponad 400 tys. złotych.

Wśród beneficjentów środków z KPO znalazł się klub swingersów spod Częstochowy. – Prowadzę działalność od 2007 r. Miałem knajpki, wcześniej była tu dyskoteka, dopiero po covidzie powstał tu klub swingersów – mówi „Faktowi” Rafał Kulejewski, właściciel firmy, która dostała 443 tysiące złotych. – Dotacja, o którą wystąpiłem, to właśnie pomoc pocovidowa na rozszerzenie działalności gospodarczej. Idea byłą taka, by zbudować „drugą nogę”, tak by w razie kolejnego kryzysu można było się utrzymać – mówi przedsiębiorca. Wskazuje, że za pieniądze z KPO kupił maszynę do działalności metalurgicznej.

– Kosztowała 600 tys. zł. Dotacja, jaką dostałem wyniosła 400 tys. zł, więc musiałem mieć 200 tys. wkładu własnego. To nie były pieniądze, które leżały na ulicy. Wziąłem kredyt w banku, ryzykując, czy ten interes wypali – zaznacza. Przyznaje, że przyzwyczaił się, że jego działalność budzi wielkie emocje. – Działam legalnie, miałem w klubie wszystkie możliwe kontrole – opowiada. Jego zdaniem, całe zamieszanie związane z dotacjami to nic innego jak „polityczna rozgrywka”. Jak odnosi się do zapowiedzi premiera Donalda Tuska, który zapowiedział kontrolę każdej złotówki z KPO? – Nie ma problemu, proszę kontrolować. Dotacja jest zamknięta i rozliczona, mogę pokazać wszystkie faktury – dodaje Rafał Kulejewski w rozmowie z „Faktem”.

Afera wokół KPO. Reakcja prokuratury

Na rządowej stronie Krajowego Planu Odbudowy opublikowano interaktywną mapę, która ujawniła, że część firm otrzymała dotacje na dość zaskakujące cele, takie jak jachty, meble, sauny, solarium, wirtualne strzelnice czy platformę do gry w brydża. Sprawa wywołała wielką polityczną burzę, ponieważ unijne fundusze miały wspierać polskie mikro-, małe i średnie przedsiębiorstwa, zwłaszcza z branż HoReCa (hotele, gastronomia, catering), które szczególnie dotknęła pandemia COVID-19. Wiele z inwestycji budzi wątpliwości. Podobnie jak wiele z uzasadnień projektów, które można znaleźć w sieci. W kilku przypadkach wnioskodawcy nie podali opisu inwestycji, wpisując jedynie… swoje imię i nazwisko.

Prokuratura Regionalna w Warszawie poinformowała w piątek, że podjęła z urzędu czynności sprawdzające w związku z doniesieniami medialnym dotyczącymi nieprawidłowości w udzielaniu dotacji z Krajowego Planu Odbudowy.

Zareagował m.in. premier Donald Tusk oraz minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, którzy zapowiedzieli kontrole i oświadczyli, że nie zaakceptują żadnego marnowania środków z KPO.

Mordercy związani z Abotakiem zabili maleńkiego Emilianka

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Piszę dziś do Pana z ciężkim sercem. W Katowicach rozegrała się tragedia, o której nie sposób mówić bez emocji.

Tak wygląda grób malutkiego Emilianka – ofiary przestępców aborcyjnych (screen z dziennika „Fakt”):

14-letnia Karolina była w piątym miesiącu ciąży, gdy wpadła w sidła bezdusznych aborterów, którzy handlują zdalnie tabletkami do aborcji.

Polska odnoga tego zagranicznego lobby skupiona jest wokół Aborcyjnego Dream Teamu i Abotaku.

Ostatniej zimy Karolina zaszła w ciążę ze swoim chłopakiem starszym od niej o 4 lata. Fakt ten ukrywała przed swoją rodziną, jednak do czasu. Gdy wyszło na jaw, że nosi pod sercem dziecko, dorośli zaczęli naciskać, aby zrobiła aborcję. Siostra Karoliny wraz z matką znalazły organizację aborcyjną, która wysyła tabletki i ustaliły, co robić. Ojciec poczętego dziecka zapłacił za przesyłkę od aborcyjnych przestępców.

Karolina dostała tabletki pocztą, zażyła je i czekała. 14 marca br. rozpoczęło się poronienie, które okazało się dla dziewczyny trudne do wytrzymania fizycznie i psychicznie. W końcu zobaczyła swojego synka – widać było, że jest to maleńki człowiek z główką i rączkami – dzieciątko było martwe. 

Podczas aborcji doszło do komplikacji, więc 14-latka zadzwoniła po pomoc. Pogotowie przyjechało razem z policją, a ratownicy oszacowali, że zabity chłopczyk miał około 15 tygodni od poczęcia. Następnie w szpitalu lekarze określili wiek dziecka na jeszcze bardziej zaawansowany – około 20 tygodni.

Emilianek, maleńki synek Karoliny, już nie żył, gdy trafił w ręce swojej przerażonej mamy – nastolatki, która sama była jeszcze dzieckiem i potrzebowała ochrony i pomocy. Jednak dorośli pchnęli ją w sidła aborcyjnych przestępców, gdzie na nią i jej dziecko czekało tylko to: ból, cierpienie i śmierć.

Karolina chodzi teraz na grób Emilianka i płacze. „Śniło mi się dziecko, że ma już 3 latka. Widziałam je, jak wygląda, uśmiecha się do mnie. Chciałam to dziecko wychować”  mówi dziennikarce. Matka Karoliny, a równocześnie babcia martwego chłopczyka, ma wątpliwości, czy postąpiła słusznie, pomagając zabić własnego wnuka. Nie ma w tej historii radości ani ulgi, jest smutek, brak nadziei i niewielki nagrobek na cmentarzu.

Czy Aborcyjny Dream Team przejmie się tym, co się wydarzyło? Czy ktokolwiek z Abotaku przeprosi za reklamowanie przesyłek z tabletkami? A może kolejny raz powtórzą, że „aborcja jest ok” i wulgarnie zachęcą do praktykowania seksu „for fun”? Ci ludzie wciąż działają, wciąż wysyłają paczki ze śmiercią i rekrutują kolejne ofiary. Ogłaszają swoje mordercze usługi w Internecie i lewicowych mediach. Brylują na salonach i organizują zbiórki pieniędzy, by zabijać jeszcze więcej.

Kto ponosi winę za dramat Karoliny i Emilianka? Odpowiedź jest jasna: to organizacje aborcyjne.


Ale winę ponoszą też organy ścigania, które od dawna wiedzą o przestępczej działalności Abotaku i Aborcyjnego Dream Teamu, a mimo to nie podejmują skutecznych działań, by ich powstrzymać.

Dla aborterów Emilianek był tylko płodem do spędzenia domowym sposobem. Wysłali środki do aborcji 14-latce. I to w piątym miesiącu ciąży…

Drogi Panie,

Właśnie zaczął się szósty miesiąc, od kiedy Fundacja Życie i Rodzina organizuje oblężenie Abotaku – miejsca, z którego organizowane są (także zdalnie) podobne zbrodnie. Stajemy tam, aby ratować życie dzieci takich jak Emilianek. Aby powstrzymać bandytów, którzy żerują na cierpieniu. Każdy dzień pikiet to presja na władze, by wreszcie zamknęły tę zbrodniczą pseudo-przychodnię.

W ostatnich tygodniach stanęliśmy jednak przed perspektywą, że będziemy musieli zakończyć akcję pod Abotakiem z przyczyn finansowych.

Każda pikieta generuje koszty – przede wszystkim organizacyjno-logistyczne (sprzęt, jego serwisowanie i wymiana, dojazdy koordynatora), ale też prawne, bo Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski jest przeciwny działaniom prolife, a jego podwładni rzucają nam kłody pod nogi – odmawiają zgromadzeń i zgłaszają na policję i do sądu.

Czas wakacji wielu osobom wydaje się czasem przestoju i przerwy w działaniu. Ale my od obrony życia nie mamy wakacji.

Abyśmy nie musieli kończyć akcji pod Abotakiem, potrzebujemy Pańskiego wsparcia. Czy może Pan pomóc?

Czy może Pan przekazać 50, 100, 150 złotych lub inną sumę, jaka jest w tej chwili dla Pana możliwa, aby pomóc zwalczać ośrodek aborcyjny Abotak?

Bardzo proszę o hojną odpowiedź na mój apel.

Fundacja Życie i Rodzina

Numer konta: 

47 1160 2202 0000 0004 7838 2230

Kod SWIFT: BIGBPLPW

Blik/karty/przelewy online: 

www.RatujZycie.pl/wesprzyj

Emilianek już nie żyje, ale musimy ratować następne dzieci. Każda nasza pikieta pomaga paraliżować działania rzeźni w Śródmieściu Warszawy.

Z wyrazami szacunku i pozdrowieniami,

Kaja GodekKaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – 14-letnia Karolina płacze za swoim synkiem. Dziecko nie żyje. Aborterzy chcą dalej prowadzić biznes, bo to dla nich dobre pieniądze i świetna zabawa. Proszę o pomoc, bo pikiety pod Abotakiem to absolutna konieczność.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Lekarze wrócili ze Strefy Gazy. Skutki ludobójczej okupacji Izraela.

Lekarze wrócili do Europy ze Strefy Gazy. Oto, co mówią.

9.08.2025 nczas/lekarze-wrocili-do-europy-ze-strefy-gazy

Palestyńskie kobiety i izraelskie wojsko w Strefie Gazy
Palestyńskie kobiety i izraelskie wojsko w Strefie Gazy. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP/EPA

„Le Monde” opublikowało relacje medyków ze Szwajcarii i z Francji, którzy powrócili z misji humanitarnych w Strefie Gazy. W gorzkich słowach opisali skutki ludobójczej okupacji Izraela i stwierdzają, że „wrócili z bliznami na duszach”.

Szwajcarski i francuski lekarze, którzy od 2023 roku pracowali w Strefie Gazy stwierdzili, że „to, co tam zobaczyli, przerosło ich najgorsze wyobrażenia”. Mehdi El Melali powiedział, że po trzech tygodniach „zostawił tam część siebie”. Powrót do życia w Europie zaś był dla niego „wyzwaniem psychologicznym”.

François Jourdel, ortopeda miał doświadczenie w pracy w trudnych warunkach. Wcześniej był w Angoli.

Jednak w rozmowie z „Le Monde” stwierdził, że Gaza była „nieporównywalnie bardziej niebezpieczna”. Codziennością były bombardowania, zaś ludność cywilna nie miała gdzie uciec. – Byłem przerażony – przyznał.

Karin Huster, pielęgniarka z doświadczeniem około 20 misji humanitarnych od 2014 roku, kierowała w ubiegłym roku działem medycznym Lekarzy bez Granic w szpitalu Al-Aqsa w Deir Al-Balah w Gazie.

– Na Izbie przyjęć były tylko trzy łóżka, obiekt nie przypominał normalnego szpitala. Pacjenci leżeli na podłodze z otwartymi, zakażonymi ranami. Kiedy umierali, odkładaliśmy ich w kąt, bo nie mieliśmy czasu na przewiezienie do kostnicy — napływały kolejne ofiary – powiedziała Huster.

Inna pielęgniarka, 36-letnia Sonam Dreyer-Cornut ze Szwajcarii zauważyła, że wiele osób cierpiało na poważne oparzenia. Wymagały spożywania dziennie co najmniej 3 tys. kalorii, by rany mogły się zagoić.

Pod koniec jej misji w Gazie nie było natomiast mąki, owoców ani mięsa. Dostępnych było tylko „kilka konserw”.

– Ich rany nie goiły się, a proces leczenia trwał dwa razy dłużej. […] Niektórzy borykali się z zakażeniami, ponieważ nie mieli dostępu do wody, aby je oczyścić – podkreśliła.

The Moral Cost of Modern Transplant Medicine

The Moral Cost of Modern Transplant Medicine

By: Joseph Varon 

ROBERT W MALONE MD, MSA UG 9

By. Dr. Joseph Varon

In a time when trust in public health is already hanging by a thread, recent revelations from the US Department of Health and Human Services (HHS) have delivered another blow—one that strikes at the very heart of medical ethics.

“Our findings show that hospitals allowed the organ procurement process to begin when patients showed signs of life, and this is horrifying,” Secretary Kennedy said. “The organ procurement organizations that coordinate access to transplants will be held accountable. The entire system must be fixed to ensure that every potential donor’s life is treated with the sanctity it deserves.”

Hidden beneath the surface and quietly ignored by corporate media is a story that should horrify every physician, patient, and policymaker: the commodification of human life in the American transplant system.

The Independent Medical Alliance (IMA), a coalition of physicians dedicated to restoring transparency and patient-centered care, has publicly denounced the findings of a recent HHS report. As President of IMA, I can tell you this: what we’ve uncovered is not a case of benign negligence. It is a deliberate erosion of the most sacred values in medicine—consent, dignity, and the inviolability of the human body.

A System That No Longer Sees the Patient

Organ transplantation is, in theory, one of the great achievements of modern medicine. When practiced ethically and transparently, it has saved countless lives. But like so many institutions corrupted by profit and policy, it has drifted far from its original mission.

In 2024 alone, over 45,000 organ transplants were performed in the United States. That number should inspire hope—but instead, it invites scrutiny. A substantial portion of those organs were harvested under ethically ambiguous conditions, including donation after circulatory death (DCD) and questionable determinations of brain death. The line between patient and donor is blurring—and not in a way that honors either.

Organ Procurement Organizations (OPOs) are incentivized not by patient outcomes, but by volume. The more organs they harvest, the more funding they receive. Hospitals, too, receive significant reimbursement for transplant procedures, creating a perverse system where terminal patients are seen less as individuals with complex medical stories and more as reservoirs of reusable parts. The New York Times has published a piece that urges standards of death to be liberalized even further. “We need to figure out how to obtain more healthy organs from donors… We need to broaden the definition of death.”

Where Are These Organs Coming From?

The public assumes, understandably, that most organ donors are willing participants—cadaveric donors who’ve signed cards or checked boxes. But the data doesn’t support that rosy picture. A growing percentage of organ procurement comes from patients who are not dead in the traditional sense but are declared brain dead or transitioned to DCD protocols under murky guidelines.

Let’s talk plainly: Who decides when a person is truly dead? And how confident are we, as physicians, that our criteria are airtight?

The Trouble with Brain Death

Brain death is defined as the irreversible cessation of all brain activity, including the brainstem. On paper, that sounds final. In practice, it’s anything but.

There is no universal standard for determining brain death in the United States. Each state, and often each hospital, may have its own protocol.

Here’s how it’s supposed to be done:

  1. Prerequisites:
    • Establish cause of coma (e.g., trauma, hemorrhage, anoxic injury)
    • Rule out confounding factors: intoxication, metabolic disturbances, hypothermia
    • Ensure normothermia, normal electrolytes, and absence of sedatives or paralytics
  2. Neurological Exam:
    • No responsiveness to verbal or noxious stimuli
    • Absent brainstem reflexes:
      • Pupillary response to light
      • Corneal reflex
      • Oculocephalic reflex (“doll’s eyes”)
      • Oculovestibular reflex (cold calorics)
      • Gag and cough reflex
      • No spontaneous breathing on apnea testing (typically ≥8 minutes off ventilator with rising PaCO₂)
  3. Confirmatory Testing (if clinical exam incomplete or legally required):
    • Cerebral blood flow studies
    • EEG (flatline)
    • Nuclear medicine perfusion scans

It’s a thorough process—when done correctly. But that’s precisely the issue: it’s not always done correctly. There are documented cases where brain death was declared prematurely or without full testing. Hospitals under pressure to free up ICU beds or meet organ quotas may streamline protocols, sometimes performing incomplete assessments or skipping confirmatory imaging altogether.

In one documented case from a major metropolitan hospital, a patient declared brain dead still had spontaneous movements and reactive pupils—until a more experienced intensivist reversed the call and the patient recovered. That is not “rare.” That is underreported.

Even the apnea test, long considered a gold standard, is increasingly controversial. It requires removing the patient from mechanical ventilation long enough to provoke a rise in CO₂. But this test, by definition, stresses the brain and may worsen injury. In borderline cases, it can tip a patient from injured to truly nonviable. And it assumes that the absence of any spontaneous respiration equals death, a standard that conflates clinical irreversibility with absolute neurologic death.

The Rise of DCD and the Ethical Quagmire

Donation after circulatory death (DCD) is another increasingly common method of procurement. In DCD, life support is withdrawn, and after the heart stops—typically for just 2 to 5 minutes—organ harvesting begins. The ethical argument here is that the patient has died a “natural” death. But how natural is it when withdrawal of care is timed and orchestrated to maximize organ viability?

Imagine this scenario: a family is told their loved one is not brain dead but has “no chance” of recovery. They agree to withdraw support. Moments after the heart stops, a surgical team—already scrubbed and waiting—enters the room. The skin is still warm. The body is still perfused. And the scalpel goes in.

That’s not hypothetical. That’s protocol in many transplant centers today.

And it’s not only adults. Pediatric DCD cases are growing, too, with parental consent forms often filled out under stress, confusion, or duress.

This is not medicine. It’s logistics.

Incentives, Pressure, and Profit

The transplantation field has become a multi-billion-dollar industry. The average kidney transplant is reimbursed at over $300,000. Liver and heart transplants exceed $1 million. OPOs operate as pseudo-nonprofit organizations but are rewarded financially based on volume.

HHS oversight of these organizations is minimal. Even after several critical reports by the Office of Inspector General, no sweeping reforms have followed. In 2022, a Senate committee hearing revealed that one-third of OPOs had failed basic performance metrics—but not one was shut down.

Meanwhile, transplant candidates who refuse certain medical mandates—like Covid-19 vaccination—have been removed from waitlists, despite being otherwise viable recipients. So we will reject a healthy, unvaccinated patient but harvest a heart from someone whose family didn’t understand what “circulatory death” really meant?

That’s not health care. That’s institutionalized hypocrisy.

What Must Be Done

This is not a call to end transplantation. It is a call to reclaim the ethical foundation of organ donation before it’s too late. We can—and must—do better.

Policy Recommendations:

  • Standardized, federally mandated brain death protocols across all 50 states
  • Mandatory confirmatory testing (4-vessel cerebral angiogram or cerebral perfusion nuclear scan) for all brain death declarations
  • Real-time video documentation of brain death exams and DCD processes
  • Mandatory waiting period before DCD procurement to ensure true irreversibility
  • Full, informed consent recorded on video, with independent patient advocates present
  • Transparent audit logs from every OPO, published annually
  • Publicly searchable transplant registry, including donor status and procurement pathway
  • These are not radical ideas. These are the bare minimum requirements for a system that claims to respect life

Final Thoughts: Medicine Must Be Moral or It Is Nothing

There is no dignity in a system that cuts corners to save organs. There is no science in a system that calls someone dead based on arbitrary timelines and vague reflex testing. There is no trust in a system that silences physicians who speak up.

The medical profession is not a manufacturing line. Our job is not to optimize supply chains—it is to protect life, and when necessary, honor death. We must stop pretending that efficiency is equivalent to morality.

For years, I have trained residents and students to perform brain death exams. I’ve overseen transplants. I’ve supported grieving families and celebrated recipients. But I’ve also seen the shift—the slow erosion of principle under pressure. It’s time to draw a line.

Let us be the generation that doesn’t look away.

Rysie w owczych skórach

Rysie w owczych skórach

9.08.2025 Adam Wielomski nczas/wielomski-rysie-w-owczych-skorach

Kard. Grzegorz Ryś
Kard. Grzegorz Ryś Fot. PAP/Marian Zubrzycki

Polskimi katolikami, ale i wszystkimi Polakami, wstrząsnął ostatni list kard. Grzegorza Rysia o przyjmowaniu imigrantów. Listowi duszpasterskiemu towarzyszyło kilka wypowiedzi purpurata, z których wynikało, że każdy z nas powinien przyjąć pod swój dach grupkę „inżynierów”, „doktorów” i „pielęgniarek” w celu ubogacenia siebie, domu i kraju. Prawdę mówiąc, mnie te wypowiedzi nie zbulwersowały, gdyż wpisują się w pewną logikę, której my, Polacy staramy się nie dostrzegać.

Nadal żywy jest pośród nas mit Polaka-katolika powstały za zaborów, w czasie walki polskości z prawosławną Rosją i luterańskimi Prusami i II Rzeszą Bismarcka. Mit ten stanowi zresztą rozwinięcie mitu jeszcze z XVII wieku o Rzeczypospolitej jako „przedmurzu chrześcijaństwa”. Mity te i podobne zespoliły w jedno polski interes narodowy i interes Kościoła. Niestety jak to z mitami historycznymi bywa, jest w nich tyle prawdy co fałszu. Jest to problem, gdyż – jak pisał nasz konserwatywny klasyk – „fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki”.

Z racji najpierw słabości państwa w epoce Złotej Wolności, a potem jego ciągłego nieistnienia, w Polsce nie wykształciła się tradycja regalistyczna, czyli myślenia w kategoriach racji stanu. W tej sytuacji przewodnictwo Narodu często pełnił Kościół, co spowodowało unię w świadomości w jedno raison d’Etat (racji stanu) i raison d’Eglise (racji Kościoła), przy czym ta druga zaczęła definiować tę pierwszą. Niestety interesy Kościoła i państwa mogą być tożsame, lecz wcale takimi być nie muszą.

Państwo narodowe jest instytucjonalnym wyrazem egoistycznego interesu grupy ludzi o wspólnym języku, historii i obyczaju, subiektywnie czującej się wspólnotą narodową. Kościół katolicki jest korporacją ponadnarodową o celach uniwersalistycznych, dla której narody i państwa narodowe mogą być czasami sojusznikiem, a czasem wrogiem. Historia XX wieku zna przynajmniej dwóch papieży będących wrogami państw narodowych. Mam tutaj na myśli Piusa XI i Piusa XII.

Ten pierwszy w 1926 roku, obkładając sankcjami kościelnymi Action Française, chciał poświęcić francuski nacjonalizm na ołtarzu pojednania Kościoła z wolnomularską III Republiką. Z kolei radykalny germanofil Pius XII najpierw odmawiał potępienia publicznego III Rzeszy, aby po 1945 roku głosić, że za wybuch wojny i towarzyszące jej zbrodnie nazistowskie odpowiadali nie sami Niemcy, lecz mityczne „nacjonalizmy”. Pius XII był jednym z ojców współczesnej koncepcji federalizacji Europy, gdyż wyobrażał sobie, że Europą będą rządzić partie chrześcijańsko-demokratyczne, którymi on jako papież będzie ręcznie sterować niczym Innocenty III w średniowieczu. W ten sposób propaganda katolicka, wolnomularska i socjalistyczna zawarły nieświęty sojusz przeciwko nacjonalizmom i idei państwa narodowego. Jego widomym skutkiem jest współczesna Unia Europejska, której fundamenty zostały poświęcone przez Piusa XII, będącego jednym z jej fundatorów, obok słynnego Altiero Spinelliego.

Niemiecko-europejska imperialistka Ursula von der Leyen jest z niemieckiej CDU, czyli z partii chadeckiej, stanowiąc późne dziedzictwo błędnej doktryny politycznej, która narodziła się w Watykanie. Drugim pełnoprawnym późnym dziedzicem europejskiej doktryny Piusa XII jest kard. Ryś, powszechne określany jako „Ryś w owczej skórze” (copyright by Grzegorz Braun).

Nie jest przypadkiem, że Jan Paweł II i polski episkopat tak gorąco poparły wejście Polski do Unii Europejskiej. Kościół miał tutaj własne rachuby polityczne. Jakkolwiek zdawano sobie sprawę, że spowoduje to przyśpieszenie laicyzacji w Polsce, to liczono, że per saldo spowoduje to wzmocnienie katolicyzmu i chrześcijaństwa w Europie. Słowem, celowo poświęcano interesy katolicyzmu polskiego na ołtarzu rechrystianizacji całego kontynentu, co zresztą od samego początku do końca było utopią.

Biskupi jednak nigdy się do tej porażki nie przyznają, przytulając całkiem obfite dotacje unijne dla swoich diecezji, na remonty kościołów etc. Jakby nie zauważają, że jakkolwiek europejskie kościoły są pięknie wyremontowane za unijne pieniądze, to świecą pustkami. Ten sam kierunek przeciwko interesom państwa narodowego, lecz w imię interesów katolickich, przyświecał polskim biskupom, którzy w 1966 roku wygłosili przesłanie do niemieckich biskupów, ze słynnym „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Czytałem reakcje biskupów niemieckich i niemieckiej prasy katolickiej na to przesłanie: w RFN nikt nic nie słyszał o zbrodniach niemieckich na Polakach, więc nie bardzo wiedziano, co polscy biskupi wybaczają katolikom niemieckim, ale dobrze zrozumiano frazę „prosimy o przebaczenie”. Uznano, że jest to pokajanie się polskich katolików za zbrodnię… wypędzenia Niemców z Ziem Zachodnich.

Przykładów rozejścia się interesów narodowych i interesu polskiego państwa narodowego jest oczywiście więcej. Dziś obserwujemy to w bezwarunkowym poparciu biskupów polskich dla Ukrainy. W Watykanie trwa cały czas proces beatyfikacyjny skrajnie kontrowersyjnego arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego. Trudno nie dostrzec, że po śmierci ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego zaangażowanie duchownych katolickich w sprawę prawdy o Wołyniu jest nikłe. Słowem, episkopat wydaje się poświęcać prawdę o tych straszliwych dla Polaków wydarzeniach w imię… no właśnie, w imię czego? Odpowiedź jest prosta: w imię powiększania zasięgu unitów (grekokatolików) na Wschodzie.

Śmiem sądzić, że jakkolwiek nikt tego jeszcze nie powiedział zupełnie wprost i bez ogródek, to w przeprowadzonej przez Władimira Zełenskiego schizmie prawosławnej przeciw patriarchatowi moskiewskiemu, władze kościelne wyczuły szansę dołączenia jej do kościoła greko-katolickiego i podporządkowania Rzymowi. Gdy więc podstawowy interes Polski to niemieszanie się w wojny graniczne w państwach sukcesyjnych po ZSRR, to podstawowy interes „Kościoła” zdefiniowany jest jako aktywne mieszanie się w te sprawy. Stąd wspólna polityka wschodnia polskich biskupów i globalisty, jakim jest małżonek Anne Applebaum.

O początkach wojny na Ukrainie, o KWK Pstrowski, „prywatnych” kopalniach dla Czechów i Ukraińców.

O początkach wojny na Ukrainie, o KWK Pstrowski, „prywatnych” kopalniach dla Czechów i Ukraińców.

To ciekawy komentarz pod artykułem: https://pch24.pl/dlugopis-ideowiec-suwerenista-dekada-andrzeja-dudy/ , którego nie kopiuję. MD

Michał Rogoziński 4 sierpień 2025

Zupełnie nie na temat, ale o tym za chwilę, bo pod tematem się nie da. W temacie to tyle, że prezydent Duda został bardzo łagodnie potraktowany przez redaktora. Obawiam się że historia nie będzie taka łagodna. Największa zasługa – odebranie władzy Komorowskiemu, największa wina – zaprzepaszczenie niepodległości i suwerenności Polski, wbicie w plecy noża narodowi polskiemu, poprzez ściągniecie piątej kolumny banderowskiej na plecy Polakom i wpędzenie Polski w trzecią wojnę światową „w obronie Ukrainy”. Nikt nic nie wiedział? Kto się mógł spodziewać?

Bardzo prosta odpowiedź – dwa miesiące przez wojną na żydobanderowii zwanej Ukrainą, przez Polskę i za polskie pieniądze ściagano w te pędy z Ukrainy, mieszkających tam Żydów. Potem ekspediowano ich dalej. (Powtórzyła się sytuacja sprzed lat, kiedy z pomocą Polski i za pieniądze Polaków wywożono z Rosji Żydów odpowiedzialnych za to co się stało w bolszewickiej Rosji, w tym morderców polskich oficerów w Katyniu i dziadka mojej żony, tak na marginesie).

Gdy się ich pytano: Co się dzieje, co wy robicie? Odpowiadali: Dostaliśmy informację, że mamy wyjeżdżać. Na dwa miesiące przed wojną, której miało nie być! W sytuacji, gdy wybrany na prezydenta Ukrainy po to by wojny nie było, żydowski komik i striptizer zapewniał, ze żadnej wojny nie będzie.

Tak więc NIEKTÓRZY WIEDZIELI CO BĘDZIE.

Kto doprowadził do tego, ze ta wojna wybuchła? Zgodnie z wypowiedzią prezydenta USA Donalda Trumpa – USA. Kto doprowadził do tego że wojna, która mogła zakończyc się w dwa tygodnie, lub 2 miesiace, trwa do dzisiaj?

Polska pod rządami PiS i Dudy futrując żydobanderowię wszystkim co Polska ma i nieusuwalny żydowski komik i striptizer na stanowisku prezydenta żydobanderowii. Oczywiście miał w tym pomagierów typu premier GB nieprzechwalający się matką Żydówką, ale bez tego mielibyśmy od ponad 3 lat sprawę dawno zamkniętą, żadnej wojny by dzisiaj nie było i banderowcy w bantustanie nie mieliby co robić (ale byłoby ich jakieś 800 tys. więcej na świecie – sam nie wiem jak to oceniać, chociaż taki zysk naiwniaków(?), tyle, że Ukraińcy uciekli, a do ich wojska wciela się tzw. mniejszości narodowe – podobnie robi Rosja).

Polska dobrowolnie zostala wpędzona przez Dudę w unię z wrogą jej żydobanderowią, ktora wcale tej unii nie chce, w której to „unii” Polacy zostali wyzuci z wszelkich praw, a jak sa traktowani czy to w bantustanie, czy w żydobanderowii, to każdy sobie moze sprawdzić.

W ktorym miejscu prezydent Duda bronil rzeczywistego interesu POLAKÓW? Co zrobił dla zapobieżenia wybuchowi trzeciej wojny światowej? To się kwalifikuje wszystko jako podzeganie do wojny i doprowadzenie do niej zupelnie jak działania ministra Becka w 1938 r. i do maja 1939. Tyle, że Beck mial perspektywę zostania prezydentem w 1940 r. i ta pycha go determinowała (i urażone ego w stosunku do Francji i Hitlera, ktory nie dotrzymał słowa, i Słowacja nie zostala inkorporowana do Polski), a jaka perspektywa przyświecała prezydentowi Dudzie?


W temacie głównym, czyli co wyprawia żydobanderowia w Polsce, bo pod tematem nie można. To i tak bez znaczenia, skoro będzie wojna i nikt niczego nie rozliczy, ale gwoli prawdy historycznej.

Ukraińcy przejmują polskie kopalnie taki jest tytuł artykułu obok.

Nie da się tego skomentować, więc tylko podam fakty z miasta w którym się urodziłem (rodzice dostali nakaz pracy, wiec jestem „zesłańcem” z „miejsc zakazanych” i tak na marginesie pogrobowcem IV komendy VIN, ktora jak wiadomo mieściła się w Zabrzu, 50 m od miejsca w ktorym mieszkał mój tata, zanim trafil do wiezienia UB i po powrocie z niego, więc mogę mieć swoje zdanie o tym wszystkim odmienne od powszechnie obowiązującej wersji), jako że jestem z urodzenia i przekonania Ślązakiem – proszę nie mylić tego, że jestem Slązakiem z przekonania, z ostatnim wyczynem prezydenta Dudy, ktory rzutem na taśmę nadal odznaczenie facetowi, ktory chce przyłączyć Ślask (do macierzy), czyli do IV Rzeszy – bez owijania bawełny – wprost do Niemiec, z poparciem Donalda Tuska, i pisał w tej sprawie nawet wiernopoddańcze listy do „kagiebisty Putina” (W razie ataku na Polskę, prosze Śląsk ominąć, bo to nie Polska tylko Niemcy).

Nota bene zetknąłem się z tym osobnikiem na początku stanu wojennego (nawiedzal duszpasterstwo akademickie przy katowickiej katedrze i próbował głosić tam swoje dzisiejsze poglądy) i tzw. szeptany przekaz brzmiał – uważać i trzymac się od niego z daleka, tyle w temacie działalności prezydenta Dudy do ostatniej chwili urzędowania.


Ukraincy chcą przejąć, z tego co wiem, na razie jedną kopalnię, którą znam dosyć dobrze. Chodzi o KWK Pstrowski, a właściwie o jeden jej szyb. (Pod pomnikiem Pstrowskiego postawionym przez I sekretarza KW PZPR tow. Dycymbra, czyli Grudnia, (któremu Ślązacy spuścili spodnie i łomot), by podlizać się Gierkowi, a który Pstrowskiego [tego co przyjechał do Polski chyba w 1947, ogłosił „Kto do wincej wungla co jo?!”] i 3 miesiace potem zdechł] szczerze nienawidził, bo Pstrowski doskonale wiedział, ze Gierek nie tylko nigdy w kopalni nie pracował (sklepik prowadził), ale i czytac i pisac za bardzo nie poradził, ten inż. górnik.

Ja musiałem w swoim czasie składac uroczyste przyrzeczenie studenckie zanim zostalem przyjety na Politechnike Gliwicką im. Wincentego Pstrowskiego, którą tak na marginesie budował jeden z moich wujków, po drodze prowadząc podchody z UB, ale to inna historia. Tak więc Pstrowskiego estymą nie darzę. Z pochodnią pod pomnikiem Pstrowskiego pilnowanym dzień i noc przez milicję obywatelską stalem, żadnych przyrzeczeń nie składałem. Młodzi górnicy mieli gorzej, bo zanim zostali górnikami, musieli niezależnie od posterunku milicji pod nim, wspiąć się na pomnik i narobić Pstrowskiemu na głowę. Pomnik chyba do dzisiaj stoi (nie sprawdzałem), ponieważ wdowa po Pstrowskim przeżyła go o cale wieki i pomnika wyburzyć nie pozwoliła.
Sama kopalnia powstala w połowie XIX w., jako kopalnia Jadwiga [Hedwigswunsch, „Bertha Hedwig, Jadwiga, wreszcie od 1948 r. (po śmierci przodownika pracy Pstrowskiego) Pstrowski]. W latach 70-tych włączono do niej KWK Rokitnica i kilka innych pól i szybów. Z nastaniem premiera chemika z Politechniki Śląskiej T.W. Buzek rozpoczeła się likwidacja kopalń wegla kamiennego w Polsce i KWK Pstrowski przeszła w stan likwidacji.

Górnicy dostali kopa w odwrotną część ciała, a kopalnia przestała istniec jako taka. Co to jednak oznacza w rzeczywistosci? Ano ktoś się na niej uwlaszczył. Był to wieloletni dyrektor KWK Pstrowski, (od 1966 r. w PZPR) lokalny baron SLD dziś prawie 80-cio letni Jan Chojnacki. Wyodrębiono z KWK Pstrowski najbardziej wartosciowe złoże , szyb i całą infrastrukturę i sprywatyzowali go towarzysze z byłego PZPR, ktorzy stali się załogą pierwszej prywatnej kopalni wegla kamiennego w Polsce. By ta część kopalni mogła działać, pozostała część KWK Pstrowski w likwidacji musi zapewniac jej do dzisiaj warunki działania, czyli np. zapewniać odwadnianie, dostarczać energię, inaczej mówiąc utrzymywałc calą infrastrukturę, bez ktorej cale to złoże już dawno byłoby niedostępne. Czyli przez te wszystkie lata (ponad 25) cale społeczeństwo składało sie na to by ta prywatna kopalnia, ktorą obecnie chca przejąć Ukraińcy była dochodowa.
Dodam, że dla mnie prywatnie wykończenie górnictwa w Polsce było zbrodnią (rękami dawnych TW w solidarnościowym rządzie uwłaszczyli się na tym także towarzysze z PZPR, kosztem tysięcy górników, którzy wylądowali na bruku, a Polska przeszła korzystną dla Niemiec dezindustrializację, dzięki której stała się zapleczem taniej siły roboczej dla UE), natomiast do towarzyszy, ktorzy tę prywatyzację przeprowadzili – osobiscie nic nie mam. Są to prywatnie bardzo sympatyczni i rozsadni ludzie, Polacy o pogladach z którymi mi nie zawsze po drodze, ale nie mam wątpliwości co do tego, że to polska lewica o dosyć zdrowym oglądzie tzw. rzeczywistości i ludzie znajacy się na swojej robocie. Z tego co wiem przez cały okres istnienia tej prywatnej kopalni był jeden wypadek śmiertelny. Raz wystapił tam chyba jakiś zawał, podczas którego nic nikomu się nie stało, ale była jedna ofiara śmiertelna – na wieść o zwale, człowiek odpowiedzialny za tzw. utrzymanie ruchu, bardzo odpowiedzialny zawodowo fachowiec, tak na marginesie [znałem go], dostał zawału serca i nie udało się go uratować.

To tyle w temacie prywatnej kopalni, a właściwie jednego szybu do którego przymierzają się Ukraińcy. Nie wiem w jakim jest stanie, jak bardzo jest wyeksploatowany, ale cokolwiek tam będzie dalej, podejrzewam że rozmowy dotyczą tego, ile będą musieli do dalszej eksploatacji i utrzymania kopalni dołożyć Polacy. Bo samo wydobycia w oparciu o istniejaca infrastrukturę to nikła część wszystkich kosztów. KWK Pstrowski nie ma od 30 lat, ale by mogła istnieć prywatna kopalnia przez ten cały czas, nieistniejąca kopalnia (czytaj społeczeństwo) musiało łożyć niemałe kwoty. Różnica jest taka, że wtedy te pieniądze pracowały jednak w Polsce i na Polaków.
A znaczną część złóż, których eksploatacja była dla Polski oficjalnie nieopłacalna w latach 90-tych, odkupili od nas Czesi, także w moim mieście. I polscy górnicy jeździli do pracy w Ostrawie.