Pod koniec lipca 2020 r. francuskie media obiegła informacja o niedoszłej próbie zabójstwa Marie-Hélène Dini – w zasadzie szerzej nieznanej trenerki osobistej i hipnotyzerki.
Zainteresowanie wiadomością, a zarazem powszechne zdziwienie wzbudził jednak fakt, że zatrzymani pod jej domem z bronią siepacze okazali się wojskowymi, którzy w dodatku zeznali, że są agentami francuskiego wywiadu i operowali w ramach misji likwidacji agentki Mossadu we Francji. Wywiad wprawdzie potwierdził, że obaj panowie pracują dla wywiadu, jednakże w ramach ochraniania baz, a nie jako agenci, a tym bardziej nie jako ludzie od brudnej roboty, którą zlecić może – teoretycznie – jedynie prezydent Republiki.
Śledczy miesiącami pracowali nad ustaleniem mocodawców niedoszłego, tajemniczego zabójstwa, jednak bez skutku. Wiadomo było, że do zabójstwa nie doszło w zasadzie przez przypadek. Dini tego dnia wyszła później niż zazwyczaj z domu, gdy policja, powiadomiona wcześniej przez jej sąsiada o stojącym od kilku godzin na ulicy podejrzanym samochodzie z ludźmi w środku, zdążyła już zatrzymać samozwańczych agentów.
Tymczasem w styczniu br. nastąpił sensacyjny przełom w śledztwie. Powołując się na informatorów w organach ścigania tygodnik “Marianne” doniósł, że zatrzymano byłego oficera francuskiego wywiadu, członka loży masońskiej w podparyskiej miejscowości Puteaux, który na przesłuchaniach miał wsypać dwóch innych “braci” ze swej loży. Ich zeznania pozwoliły z kolei zatrzymać czwartego braciszka, którego podejrzewa się o bycie zleceniodawcą całej operacji. W zasadzie nie tyle podejrzewa, co oskarża, a same francuskie media otwarcie piszą już o masońskiej szajce z Puteaux.
Powód okazał się dość prozaiczny. Domniemany zleceniodawca, coach i dyrektor szkoły formacyjnej, miał odpłatnie zlecić zgładzenie swej rynkowej konkurentki. Pytana o sprawę Marie-Hélène Dini odpowiedziała dziennikarzom, że rzeczywiście zna podejrzanego, i że miała z nim już nieprzyjemności w przeszłości, ale nigdy nie pomyślałby, że mogłaby paść jego ofiarą.
Z kolei dziennik “Le Parisien” donosił, że według śledczych ten sam mocodawca oraz jego masońska siatka stoją za zabójstwem korsykańskiego kierowcy rajdowego, Laurenta Pasquali, który zniknął bez śladu w listopadzie 2018 r. Jego szczątki odnaleziono niecały rok później, zakopane w lesie Cistrières w środkowej Francji, a motywem zabójstwa miały być kwestie finansowe.
Jest tajemnicą Poliszynela, że francuska masoneria, choć niejednolita i nierzadko wewnętrznie skłócona, stanowi we Francji państwo w państwie, w którym “bracia” wspierają “braci”. W ramach czystej koincydencji potwierdził to w ostatnich dniach dziennikarz śledczy Karl Zéro w wywiadzie dla miesięcznika “L’Incorrect” z lutego br., komentując swe dochodzenie w sprawie pedofilii we Francji:
“Problemem jest, że chronią się wzajemnie gdy jakaś «sprawa» dotyka jednego z braci. To automatyczne, jak refleks Pawłowa. I to «niezależnie» o jaką sprawę chodzi. W sprawach pedo-przestępczości ich instynkt przetrwania czy stawiania oporu doprowadza do tego, że chronią daną owcę nawet gdy wiedzą doskonale, że jest to czarna owca, a wykorzystują w tym celu całą siatkę. Owcę przesłucha wpierw żandarm-brat, a następnie osądzi ją sędzia-brat itd.”.
Czas pokaże, czy w przypadku siatki z Puteaux francuski wymiar sprawiedliwości okaże się ślepy, czy też podejdzie do sprawy po “bratersku”. Szczęście w nieszczęściu, w najgorszym wypadku towarzystwo braci w fartuszkach będzie sobie wzajemnie umilać pobyt za kratkami. Wszak przewodnim hasłem masonerii jest, jak widać, odpowiednio ukierunkowana filantropia.
W Rouen doszło do pożaru iglicy na katedrze. Według wstępnych informacji francuskiego ministerstwa kultury, przyczyną pożaru było „niewłaściwe obchodzenie się ze sprzętem w czasie renowacji żeliwnej iglicy katedralnej”.
Pożar wybuchł około południa w czwartek 11 lipca. Obecnie pożar znajduje się „pod kontrolą”, ale na godzinę 14 nie został do końca ugaszony. Akcja strażaków zakończy się po zabezpieczeniu całego otoczenia.
Zdarzenie zostało zgłoszone około południa przez pracowników pracujących przy odnowie iglicy. Ci próbowali sami ugasić ogień, ale musieli w końcu zadzwonić po straż. Iglica jest wykonana z metalu, ale osadzona na drewnianym podłożu na wysokości 151 merów nad ziemią.
Pierwsze ustalenia wskazywały tylko na pożar rusztowania. Płonęły zwłaszcza plastikowe elementy placu budowy. Podano, że sama iglica i poszycie dachowe katedry nie zostały poważnie uszkodzone. Minister kultury Rachida Dati napisała, że „wydaje się, że sytuacja jest pod kontrolą”. W akcji brały udział 33 pojazdy i 63 strażaków.
Katedra poddana jest renowacji, która ma potrwać ponad siedem lat. Od 2021 roku projekt skupia się na iglicy wzniesionej w XIX wieku przez architekta Jean-Antoine’a Alavoine’a. Eksperci byli zaniepokojeni uszkodzeniami konstrukcji. Iglica została postawiona w wieku XVI. Była wówczas wykonana z ołowiu [?? konstrukcyjnie – niemożliwe; za miękki metal. md] . Po uderzeniu pioruna w 1830 r. w całości odbudowano ją z żeliwa.
Materiał ten, wówczas uważany za nowoczesny, z biegiem lat ujawnił jednak swoje słabości i w 1970 r. zdecydowano się wzmocnić konstrukcję stalą. Bieżące prace dotyczą wymiany i renowacji elementów żeliwnych, które uległy zniszczeniu. Na renowację przeznaczono sumę 430 000 euro.
Pięć lat po pożarze katedry Notre-Dame de Paris wszystkie tego typu wydarzenia budzą jednak niepokój. Katedra Najświętszej Marii Panny w Rouen to zabytek sztuki gotyckiej. W latach 1876–1880 był najwyższy budynek na świecie, a iglica na 151-metrowej wieży stanowi, że jest to czwarty co do wysokości kościół na świecie, a trzeci w Europie.
W tym kościele znajduje się grobowiec króla Ryszarda Lwie Serce zawierający jego serce, epitafium wraz ze szczątkami cesarzowej Matyldy oraz niezwykła XI-wieczna półkolista krypta odkryta w 1934. Katedra inspirowała malarstwo Claude’a Moneta.
Źródło: Le Figaro [więc masońsko- wazeliniarsko opisuje sprawę md]
================================
vikii:
Katedra Najświętszej Marii Panny w Rouen (fr.Cathédrale Notre-Dame de Rouen, pełna nazwa: La cathédrale primatiale Notre-Dame de l’Assomption de Rouen) – gotyckakatedra pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny w Rouen we Francji.
Jest ona ujęta dwiema różnej wysokości wieżami – północną Tour St-Romain oraz późniejszą Tour du Beurre, wybudowaną prawdopodobnie za podatek od konsumpcji masła. Środkowa wieża katedry ma żeliwną neogotyckąiglicę, dodaną w 1876 roku. Warto obejrzeć Portal des Libraires z XIII wieku oraz XIV-wieczny Portal de la Calende z kunsztowną rzeźbą i delikatnym maswerkowaniem.
Osobliwościami są: grobowiec króla Ryszarda Lwie Serce zawierający jego serce, epitafium wraz ze szczątkami cesarzowej Matyldy oraz niezwykła XI-wieczna półkolista krypta odkryta w 1934.
W latach 90. XIX w. Claude Monet namalował cykl 31 obrazów katedry w Rouen, z których kilka jest wystawianych w Musée d’Orsay w Paryżu. Artysta badał efekt zmiany światła padającego na zachodnią fasadę i opisał zarówno detale powierzchni, jak i bryłę, przedkładając kolor nad rysunek.
W latach 1876–1880 najwyższy budynek na świecie. Najwyższy kościół we Francji, wyższa wieża ma 151 m wysokości[1], to czwarty co do wysokości kościół na świecie, a zarazem trzeci w Europie.
=========================================
Brytyjski portal podaje, iż w świątyni prace remontowe trwają niemal nieustannie od 1944 roku. Katedrę zbombardowały wówczas powietrzne siły brytyjskie i amerykańskie.
Katedrę poświęcono w 1062 roku. W uroczystości udział wziął Wilhelm, książę Normandii, późniejszy Wilhelm Zdobywca.
Źródło: Daily Mail
=============================
Katedra w Rouen znajduje się w pobliżu miejsca, gdzie w XV wieku męczeńską śmierć poniosła św. Joanna d’Arc.
[W 1846 roku papież Pius IX zezwolił na publikację dokumentów Alta Vendita. Powstała w 1819 roku.MD]
Poniżej publikujemy ją nie w całości, ale te fragmenty, które są najbardziej istotne dla naszej dyskusji.
W dokumencie czytamy:
Naszym ostatecznym celem jest cel Woltera i Rewolucji Francuskiej – ostateczne zniszczenie Katolicyzmu, a nawet idei chrześcijańskiej. Papież, kimkolwiek by nie był, nigdy nie zostanie członkiem tajnych stowarzyszeń; bo to właśnie ich zadaniem jest zrobienie pierwszego kroku w kierunku Kościoła, aby zawładnąć nim i papieżem. Zadanie, którego się podejmujemy, to praca nie na dzień, miesiąc czy rok; może trwać kilka lat, może nawet całe stulecie; ale w naszych szeregach żołnierz ginie a bitwa toczy się dalej.
Naszym zamiarem nie jest pozyskanie papieży dla naszej sprawy, uczynienie z nich wyznawców naszych zasad, propagatorów naszych idei. To byłoby absurdalne marzenie; i gdyby nawet tak się stało w jakimś stopniu, gdyby np. kardynałowie lub prałaci, z własnej woli lub niespodziewanie, poznali część naszych sekretów, nie może to być zachętą do pragnienia wyniesienia ich na Stolicę Piotrową.
To by nas zrujnowało. Sama ambicja doprowadziłaby ich do apostazji; żądza władzy zmusiłaby ich do poświęcenia nas. Tym o co musimy zabiegać, czego powinniśmy szukać i oczekiwać, tak jak żydzi oczekują na Mesjasza, to papież odpowiadający naszym potrzebom… Wtedy będziemy mogli o wiele pewniej maszerować do ataku na Kościół, niż jedynie z broszurami naszych francuskich braci, czy nawet z angielskim złotem.
Chcecie poznać powód? Chodzi o to, że po to by roztrzaskać skałę, na której Bóg zbudował swój Kościół, nie potrzebujemy ani octu Hannibala, ani prochu, ani nawet broni.
Żeby tylko któryś z następców Piotra zamoczył w spisku choćby mały palec; i ten mały palec będzie dla naszej krucjaty tak dobry, jak wszyscy Urbanowie II i wszyscy święci Bernardowie Chrześcijaństwa. Nie mamy żadnych wątpliwości, że dojdziemy do tego wzniosłego końca naszych wysiłków.
Ale kiedy? I jak? To co nieznane nadal jest nieujawnione. Tym niemniej, nic nie powinno nas odwieść od nakreślonego planu, a wręcz przeciwnie, wszystko powinno do niego dążyć, tak jak gdyby już jutro sukces miał ukoronować dopiero co naszkicowane dzieło, to pragniemy, poprzez tę instrukcję, która pozostanie tajna dla większości nowicjuszy, udzielić osobom kierującym naszą najwyższą Ventą [Lożą] pewnych rad, które powinni wpajać wszystkim braciom, w formie instrukcji albo memorandum… A zatem, aby zapewnić sobie papieża o odpowiednich cechach, należy najpierw ukształtować temu papieżowi pokolenie warte rządów o jakich marzymy.
Zostawcie na boku starców i ludzi dojrzałych; idźcie do młodych, a jeśli możliwe, nawet do dzieci… Wypracujecie sobie, niskim kosztem, reputację dobrych katolików i nieskazitelnych patriotów. Ta reputacja włoży nasze doktryny zarówno do młodego duchowieństwa, jak i głęboko do klasztorów.
Po kilku latach, siłą rzeczy, ci młodzi księża przejmą wszystkie funkcje; będą rządzić, utworzą papieską radę, zostaną wezwani do wyboru papieża, który będzie rządził. A ten papież, jak większość mu współczesnych, będzie musiał być mniej lub bardziej przesiąknięty zasadami włoskimi [rewolucyjnymi] i humanistycznymi, które właśnie zamierzamy puścić w obieg.
I to jest to maleńkie ziarenko gorczycy powierzone ziemi; ale słońce sprawiedliwości rozwinie z niego najwyższą władzę, aż pewnego dnia zobaczycie, jak wielkie żniwo przyniesie to małe ziarenko.
Na drodze jaką przygotowujemy naszym braciom, piętrzą się wielkie przeszkody do pokonania, więcej niż jednego rodzaju trudności do opanowania. Ale oni je pokonają dzięki swojemu doświadczeniu i wnikliwości; bo nasz cel jest tak wspaniały, że trzeba podnieść wszystkie żagle, aby go zrealizować.
Macie zrewolucjonizować Włochy, poszukać papieża, którego portret właśnie naszkicowaliśmy. Macie ustanowić panowanie wybranych na tronie nierządnicy Babilonu; niech kler maszeruje pod waszym sztandarem, cały czas wierząc, że maszeruje pod sztandarem kluczy apostolskich. Chcecie by zniknęły ostatnie ślady tyranów i ciemiężycieli; zarzućcie swoje sieci, jak Szymon Syn Jony; zarzućcie je raczej w zakrystiach, seminariach i zakonach, a nie na dnie morza: a jeżeli nie będziecie się spieszyć, obiecujemy wam połów bardziej cudowny, niż jego.
Rybak łowiący ryby stanie się rybakiem ludzi; zgromadzicie swych przyjaciół wokół Tronu Apostolskiego.
Będziecie głosić rewolucję w tiarze i kapie, maszerującą z krzyżem i sztandarem, rewolucję, którą trzeba będzie tylko lekko wzniecić, by wywołała pożar we wszystkich czterech krańcach świata”.
——————
Teraz pozostaje nam zbadać jak udany był ten plan. Oświecenie, mój przyjacielu, „rozwiewa wiatr”. Przez cały XIX wiek społeczeństwo coraz bardziej przesiąkało liberalnymi zasadami Oświecenia i Rewolucji Francuskiej, z wielką szkodą dla Wiary katolickiej i katolickiego państw…
Celem (masonerii) nie jest już zniszczenie Kościoła, ale wykorzystanie go poprzez inflitrację.
Przypominam, warto sobie skopiować i wydrukować, bo w internecie „zanika”.md John Vennari 2014-4-11 www.bibula.com Transkrypcja przemówienia wygłoszonego na Fatimskiej Konferencji Pokoju w Rzymie, październik 2001
To przemówienie będzie krótkim expose na temat XIX-wiecznego dokumentu masońskiego “Stała Instrukcja Alta Vendita” [Permanent Instruction of Alta Vendita]. Autor który nakreślił plan pomocy w zrozumieniu tego czym jest “diaboliczna dezorientacja wyższej hierarchii”, o czym mówiła s. Łucja. Uważam, że “Stała Instrukcja” tłumaczy pochodzenie tej diabolicznej dezorientacji.
Alta Vendita była najwyższą lożą Carbonari [Karbonariusze], włoskiego tajnego stowarzyszenia powiązanego z masonerią, i obie potępił Kościół Katolicki [1]. Jezuita E Cahill w książce “Masoneria i ruch antychrześcijański” [Freemasonry and the Anti-Christian Movement] twierdzi, że Alta Vendita “ogólnie miała być wtedy ośrodkiem zarządzającym europejską masonerią” [2]. Karbonariusze byli najbardziej aktywni we Włoszech i Francji.
W książce “Atanazy i współczesny Kościół” [Athanasius and the Church of Our Time], bp Rudolph Graber zacytował masona, który oświadczył, że “celem (masonerii) nie jest już zniszczenie Kościoła, ale wykorzystanie go poprzez inflitrację” [3]. Inaczej mówiąc, skoro masoneria nie mogła całkowicie zniszczyć Kościoła Chrystusowego, to planuje nie tylko wykorzenić wpływ katolicyzmu na społeczeństwo, ale wykorzystać organizację Kościoła jako narzędzie “odnowy”, “postępu” i “oświecenia” – jako środka do realizacji własnych zasad i celów.
Zarys ogólny Nakreślona w “Stałej Instrukcji” strategia zdumiewa swoją bezczelnością i oszustwem. Od samego początku dokument mówi o procesie którego realizacja będzie wymagała dziesięcioleci. Autorzy dokumentu wiedzieli, że nie doczekają jego realizacji. Rozpoczynali dzieło, które będzie realizowane przez przyszłe pokolenia wtajemniczonych. “Instrukcja” mówi: “W naszych szeregach jest tak, że żołnierz ginie, a walka toczy się dalej”. “Instrukcja” wzywała do rozpowszechniania liberalnych idei i aksjomatów w społeczeństwie i w instytucjach KK, tak żeby na przestrzeni lat świeccy, seminarzyści, klerycy i prałaci przyzwyczajali się do postępowych zasad. Z czasem ten sposób myślenia będzie tak przekonujący, że tacy będą wyświęcani księża, konsekrowani biskupi i mianowani kardynałowie, których myślenie będzie zgodne z nowoczesną myślą przedstawioną w “Zasadach z 1789″ [Principles of 1789] (pluralizm, równość religii, oddzielenie Kościoła od państwa itp.). W końcu spośród tych szeregów zostanie wybrany papież, który będzie prowadził Kościół ścieżką “oświecenia i odnowy”. Należy podkreślić, że ich celem nie było ulokowanie masona na stolicy piotrowej. Ich celem było stworzenie środowiska, które w końcu wyprodukuje papieża i hierarchię popierające liberalny katolicyzm, cały czas wierzący, że są wiernymi katolikami. Ci katoliccy przywódcy już nie będą sprzeciwiać się nowoczesnym ideom rewolucji (co było stałą praktyką papieży w okresie 1789 do 1958 krytykujących te liberalne zasady), ale będą wprowadzać je do Kościoła. Ostatecznym tego rezultatem będą katoliccy duchowni i świeccy maszerujący pod sztandarem oświecenia, cały czas myśląc, że maszerują pod sztandarem stolicy apostolskiej.
Czy to możliwe? Ci którzy uważają ten plan za zbyt ambitny, a cel wroga za zbyt beznadziejny do realizacji, powinni zauważyć, że dwaj papieże – Pius IX i Leon XIII zażądali publikacji “Stałej Instrukcji”, bez wątpienia po to, by zapobiec wydarzeniu się takiej tragedii. Ci wielcy papieże wiedzieli, że takie nieszczęście nie było niemożliwe.
Ale gdyby zrealizował się tak ciemny scenariusz, będą trzy bezbłędne sposoby jego rozpoznania: 1) Powstanie tak wielkie zamieszanie, że cały świat zrozumie, iż KK przeszedł przez wielką rewolucję w kwestii nowoczesnych pomysłów. Wszyscy zrozumieją, że Kościół się “zaktualizował”. 2) Wprowadzi się nową teologię sprzeczną z wcześniejszymi naukami. 3) Sami masoni będą piać triumfalnie, uważając że KK w końcu “dojrzał światło” w kwestiach pluralizmu, świeckiego państwa, równości religii i wszystkich innych osiągniętych kompromisów.
Prawdziwość dokumentów Alta Vendita Tajne dokumenty Alta Vendita, najwyższej loży Karbonariuszy, które wpadły w ręce papieża Grzegorza XVI, obejmują okres od roku 1820 do 1846. Na prośbę bł. Piusa IX opublikował je Cretinau-Joly w książce “Kościół Rzymski a rewolucja” [The Roman Church and Revolution] [4].
Krótką aprobatą z 25 lutego 1861 roku, zaadresowaną do autora, papież Pius IX potwierdził autentyczność tych dokumentów, ale nie pozwolił nikomu na ujawnienie prawdziwych członków Alta Vendita zamieszanych w tą korespondencję. Pełny tekst “Stałej instrukcji” jest również w książce ks. George’a E. Dillona “Wielka masoneria wschodu zdemaskowana” [Grand Orient Freemasonry Unmasked]. Kiedy Leonowi XIII wręczono egzemplarz tej książki, zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, że nakazał opracowanie i opublikowanie włoskiej wersji na własny koszt [5]. W encyklice Humanum Genus, Leon XIII wezwał przywódców katolickich do “zdarcia maski z masonerii i wyjaśnienia wszystkim jaka ona naprawdę jest” [6]. Publikacja tych dokumentów jest metodą “zdarcia tej maski”. A skoro papieże poprosili o opublikowanie tych listów, to dlatego, że chcieli by wszyscy katolicy poznali plany tajnych organizacji niszczących Kościół od środka, żeby byli czujni i mogli udaremnić wydarzenie się tej katastrofy.
Stała Instrukcja Alta Vendita
Poniżej publikujemy ją nie w całości, ale ten fragment, który najbardziej wiąże się z naszą dyskusją:
“Papież, kimkolwiek by nie był, nigdy nie zostanie członkiem tajnych stowarzyszeń; bo to właśnie ich zadaniem jest zrobienie pierwszego kroku w kierunku Kościoła, aby zawładnąć nim i papieżem. Zadanie, którego się podejmujemy, to praca nie na dzień, miesiąc czy rok; może trwać kilka lat, może nawet całe stulecie; ale w naszych szeregach żołnierz ginie a bitwa toczy się dalej. Naszym zamiarem nie jest pozyskanie papieży dla naszej sprawy, uczynienie z nich wyznawców naszych zasad, propagatorów naszych idei. To byłoby absurdalne marzenie; i gdyby nawet tak się stało w jakimś stopniu, gdyby np. kardynałowie lub prałaci, z własnej woli lub niespodziewanie, poznali część naszych sekretów, nie może to być zachętą do pragnienia wyniesienia ich na stolicę piotrową. To by nas zrujnowało. Sama ambicja doprowadziłaby ich do apostazji; żądza władzy zmusiłaby ich do poświęcenia nas. Tym o co musimy zabiegać, czego powinniśmy szukać i oczekiwać, tak jak żydzi oczekują na Mesjasza, to papież odpowiadający naszym potrzebom. . . Wtedy będziemy mogli o wiele pewniej maszerować do ataku na Kościół, niż jedynie z broszurami naszych francuskich braci, czy nawet z angielskim złotem. Chcecie wiedzieć dlaczego? Chodzi o to, że po to by roztrzaskać skałę, na której Bóg zbudował swój Kościół, nie potrzebujemy ani octu Hannibala, ani prochu, ani nawet broni. Żeby tylko któryś z następców Piotra zamoczył w spisku choćby mały palec; i ten mały palec będzie dla naszej krucjaty tak dobry, jak wszyscy Urbanowie II i wszyscy święci Bernardowie chrześcijaństwa. Nie mamy żadnych wątpliwości, że dojdziemy do tego wzniosłego końca naszych wysiłków. Ale kiedy? I jak? To co nieznane nadal jest nieujawnione. Tym niemniej, skoro nic nie powinno nas odwieść od nakreślonego planu, a wręcz przeciwnie, wszystko powinno do niego dążyć, tak jak gdyby już jutro sukces miał ukoronować dopiero co naszkicowane dzieło, to pragniemy, poprzez tę instrukcję, która pozostanie tajna dla większości nowicjuszy, udzielić osobom kierującym naszą najwyższą Vente pewnych rad, które powinni wpajać wszystkim braciom, w formie nauki albo memorandum. . .
A zatem, aby zapewnić sobie papieża o odpowiednich cechach, należy go najpierw ukształtować. . . bo ten papież będzie zasługiwał na panowanie przez pokolenie, panowanie o jakim marzymy. Zostawmy na boku starców i ludzi dojrzałych; idźmy do młodych, a jeśli możliwe, nawet do dzieci. . . Wypracujecie sobie, niskim kosztem, reputację dobrych katolików i prawdziwych patriotów.
Ta reputacja sprawi, że nasze doktryny dotrą zarówno do młodego duchowieństwa, jak i głęboko do klasztorów. Po kilku latach, siłą rzeczy, ci młodzi księża przejmą wszystkie funkcje; będą rządzić, utworzą papieską radę, zostaną wezwani do wyboru papieża który będzie rządził. A ten papież, jak większość mu współczesnych, będzie musiał być mniej lub bardziej przesiąknięty zasadami włoskimi i humanitarnymi, które właśnie zamierzamy puścić w obieg. I to jest to maleńkie ziarenko gorczycy powierzone ziemi; ale słońce sprawiedliwości rozwinie z niego najwyższą władzę, aż pewnego dnia zobaczycie, jak wielkie żniwo przyniesie to małe ziarenko.
Na drodze jaką przygotowujemy naszym braciom, piętrzą się wielkie przeszkody do pokonania, więcej niż jednego rodzaju trudności do opanowania. Ale oni je pokonają dzięki swojemu doświadczeniu i wnikliwości; bo nasz cel jest tak wspaniały, że trzeba podnieść wszystkie żagle na wiatr, aby go zrealizować. Macie zrewolucjonizować Włochy, poszukać papieża, którego portret właśnie naszkicowaliśmy. Macie ustanowić panowanie wybranych na tronie nierządnicy Babilonu, niech księża maszerują pod waszym sztandarem, cały czas wierząc, że maszerują pod sztandarem stolicy apostolskiej. Chcecie by zniknęły ostatnie ślady tyranów i ciemiężycieli; zastawcie swoje pułapki, jak Simon Barjone; wyłóżcie je raczej w zakrystiach, seminariach i zakonach, a nie na dnie morza: a jeżeli nie będziecie się spieszyć, obiecujemy wam połów bardziej cudowny, niż jego. Rybak łowiący ryby stanie się rybakiem ludzi; wokół tronu apostolskiego zgromadzicie swych przyjaciół. Będziecie głosić rewolucję tiary i kapy, maszerującą z krzyżem i sztandarem, rewolucję, którą trzeba będzie tylko lekko wzniecić, by wywołała pożar we wszystkich czterech krańcach świata” [7].
Teraz pozostaje nam zbadać jak udany był ten plan.
Oświecenie, przyjacielu, przyjdzie z wiatrem W XIX wieku społeczeństwo coraz bardziej przesiąkało liberalnymi zasadami rewolucji francuskiej, z wielką szkodą dla wiary katolickiej i katolickiego państwa. Rzekome “łagodniejsze i delikatniejsze” pojęcia o pluralizmie, obojetności religijnej, demokracji według której wszelka władza pochodzi od narodu, fałszywe pojęcia wolności, zgromadzenia międzywyznaniowe, oddzielenie Kościoła od państwa i inne nowinki, zdobywały umysły po-oświeceniowej Europy, infekując tak samo mężów stanu jak i duchownych. Papieże w XIX wieku i na początku XX-go wypowiedzieli tym niebezpiecznym trendom wojnę w pełnej zbroi. Dzięki wyraźnej przytomności umysłu wpojonej bezkompromisowym przeświadczeniem wiary, ci papieże nie dali się nabrać. Oni wiedzieli, że te diabelskie zasady, niezależnie od tego jak szlachetne mogą wyglądać, nie przyniosą dobrych owoców, i były to złe zasady w najgorszym wydaniu, bo pochodziły nie tylko z herezji, ale i z apostazji. Jak dowodzący generałowie, którzy wiedzą, że mają obowiązek utrzymania za wszelką cenę swoich pozycji, ci papieże skierowali swoje potężne armaty na błędy nowoczesnego świata, i nieustannie strzelali. Ich kulami były encykliki, i nigdy nie pudłowali. Najcięższe uderzenie przyszło w roku 1864 w formie monumentalnej encykliki bł. papieża Piusa IX “Wykaz błędów” [Syllabus of Errors], a kiedy rozproszył się dym, nikt uczestniczący w bitwie nie miał wątpliwości kto stał po której stronie. Jasno określono linię demarkacyjną. W tym wielkim “Syllabusie”, Pius IX potępił zasadę błędów nowoczesnego świata, nie dlatego że były nowoczesne, ale dlatego że te nowe idee pochodziły z panteistycznego naturalizmu, a zatem były sprzeczne z katolicką doktryną, a także niszczące dla społeczeństwa. Nauki zawarte w “Syllabusie” były sprzeczne z liberalizmem, a zasady liberalizmu były sprzeczne z “Syllabusem”. To bezdyskusyjnie zrozumiała każda ze stron.
Do tej ostatecznej rozgrywki nawiązał o. Denis Fahey w książce “Św. Pius IX a panteistyczna deifikacja człowieka” [Pius IX vs. the Pantheistic Deification of Man] [8]. Wypowiadając się za stronę przeciwną, francuski mason Ferdynand Buissont oświadczył podobnie: “Szkoła nie może pozostać neutralna między Syllabusem i Deklaracją Praw Człowieka” [9].
Ale XIX wiek był świadkiem pojawienia się katolika nowego rodzaju, który utopijnie szukał kompromisu pomiędzy nimi obu. Ci ludzie poszukiwali czegoś co uważali za “dobre” w zasadach z 1789 roku, i próbowali wprowadzać je do Kościoła. Wielu duchownych, zainfekowanych duchem epoki, złapało się w tę sieć, “zastawioną w zakrystiach i seminariach”. Ci ludzie stali się znani jako liberalni katolicy. Bł. papież Pius IX podchodził do nich z absolutnym horrorem. Powiedział, że ci “liberalni katolicy” byli “najgorszymi wrogami Kościoła”. W liście z 18 czerwca 1871 do francuskiej delegacji pod przewodnictwem biskupa Nevers, papież Pius IX napisał: “Tym czego się boję nie jest komuna paryska – nie – boję się liberalnego katolicyzmu. . . Mówiłem o tym ponad 40 razy, i powtarzam teraz, z uwagi na miłość jaką mam dla was. Prawdziwą plagą dla Francji jest liberalny katolicyzm, który chce zjednoczyć dwie zasady tak sprzeczne ze sobą jak ogień i woda” [10]. Ale pomimo to zwiększała się liczba liberalnych katolików.
Papież Pius X a modernizm Ten kryzys osiągnął szczyt na przełomie wieku, kiedy “przyniesiony z wiatrem” liberalizm z roku 1789 skłębił się w tornado modernizmu. O. Vincent Miceli określił tę herezję jako “trójcę rodziców / przodków”. Napisał: “1) Jej religijnym przodkiem jest protestancka reformacja “2) Jej filozoficznym rodzicem jest oświecenie “3) Jej politycznym źródłem jest rewolucja francuska” [11].
Papież św. Pius X, który zasiadł na tronie piotrowym w 1903 roku, modernizm uznał za najgroźniejszą plagę, którą należy powstrzymać. Napisał, że najważniejszym obowiązkiem papieża jest zachowanie czystości i integralności katolickiej doktryny, i dalej powiedział, że gdyby nic nie zrobił, to nie poniósłby fiaska w kwestii podstawowego obowiązku [12].
Św. Pius X wypowiedział wojnę modernizmowi, przeciwko niemu wydał encykliki (Pascendi) i Syllabus (Lamentabili), ustanowił “Przysięgę Antymodernistyczną” obowiązującą wszystkich księży i nauczycieli, wyczyścił seminaria i uniwersytety z modernistów, i ekskomunikował upartych i nieskruszonych. Pius X skutecznie zatrzymał szerzenie się modernizmu w tym czasie. Ale mówi się, że kiedy pogratulowano mu wytępienia tego poważnego błędu, Pius X natychmiast odpowiedział, że pomimo jego wszelkich wysiłków, nie udało mu się zabić tej bestii, a tylko wpędził ją w podziemie. Ostrzegł, że jeśli przywódcy Kościoła nie zachowają czujności, to powróci ona bardziej jadowita niż kiedykolwiek [13].
Kuria w pogotowiu Mało znany dramat jaki rozegrał się za panowania papieża Piusa XI pokazuje, że podziemny nurt modernizmu miał się dobrze w okresie tuż po Piusie X.
O. Raymond Dulac opowiada, że na tajnym konsystorzu 23 maja 1923 roku papież Pius XI zapytał 30 kardynałów kurii o termin zwołania soboru ekumenicznego. Obecni byli wybitni prałaci tacy jak Merry del Val, De Lai, Gasparri, Boggiani i Billot. Kardynałowie wypowiedzieli się przeciwko. Kard. Billot ostrzegł: “Nie da się ukryć istnienia głębokich różnic wśród członków samego episkopatu. . . [Oni] ryzykują dyskusjami, które będą się przedłużać w nieskończoność”. Boggiani przypomniał modernistyczne teorie, które nie są obce części kleru i biskupom. “Ten sposób myślenia może skłaniać pewnych Ojców do przedstawiania pojęć i wprowadzania metod niezgodnych z tradycjami katolickimi”. Billot był jeszcze bardziej precyzyjny. Wyraża obawę o “wmanewrowanie” soboru przez “najgorszych wrogów Kościoła, modernistów, którzy już się przygotowują, o czym mówią pewne oznaki, do wywołania rewolucji w Kościele, nowego roku 1789” [14].
Zniechęcając do pomysłu zwołania soboru z tych powodów, ci kardynałowie wykazali się wtedy bardziej skłonni do tego by rozpoznać “znaki czasu”, niż wszyscy posoborowi teolodzy razem. Ale ich ostrożność miała dużo głębsze źródło. Mogli także czuć się zastraszeni pracami notorycznego iluminata, ekskomunikowanego kanonika Roca (1830-1893), który głosił rewolucję i “reformę” Kościoła, i który prognozował subwersję Kościoła wynikłą z soboru.
Rewolucyjny bełkot Roca W książce “Atanazy i Kościół naszych czasów”, bp Graber cytuje proroctwo Roca o “nowo-oświeconym Kościele”, który będzie pod wpływem socjalizmu Jezusa” [15]. W połowie XIX wieku Roca zaprorokował “Nowy Kościół, który może nie być w stanie zachować niczego ze scholastycznej doktryny i oryginalnej formy wcześniejszego Kościoła, to jednak otrzyma błogosławieństwo i kanoniczne uzasadnienie z Rzymu”. Przewidział również reformę liturgiczną. W odniesieniu do przyszłej liturgii, uważał, że “boski kult w formie zalecanej przez liturgię, ceremoniał, rytuał i przepisy KK wkrótce przejdą transformację na soborze ekumenicznym, który przywróci w nim odwieczną prostotę złotego wieku apostołów, zgodną z nakazami sumienia i nowoczesną cywilizacją”. Przewidział, że w wyniku tego soboru nastąpi “pełna zgoda między ideałami nowoczesnej cywilizacji i ideałem Chrystusa i Jego Ewangelii. Będzie to poświęcenie NWO i uroczysty chrzest nowoczesnej cywilizacji”. Roca powiedział także o przyszłości papiestwa. Napisał: “Już organizuje się ofiarę, która ma reprezentować uroczysty akt ekspiacji. . . Papiestwo upadnie; zginie od uświęconego noża, jaki ukują ojcowie ostatniego soboru. Papieski cezar jest żywicielem [ofiarą] ukoronowaną na poświęcenie“. Roca entuzjastycznie przewidział “nową religię, nowe dogmaty, nowy rytuał, nowe kapłaństwo”. Nowych księży nazwał “progresywistami” i powiedział o “zniesieniu” sutanny i “małżeństwie księży” [16].
Mrożące słowa Roca i Alta Vendita znajdują potwierdzenie u Różokrzyżowca, dr Rudolpha Steinera, który w roku 1910 oświadczył: “Potrzebny jest nam sobór i papież który to ogłosi” [17]. Bp Graber w komentarzu o tych przewidywaniach mówi: “Kilka lat temu byłoby to jeszcze nie do pomyślenia, ale teraz. . .” [18]
Wielki sobór który się nie odbył Około roku 1948, papież Pius XII, na prośbę mocno ortodoksyjnego kard. Ruffiniego, rozważał zwołanie soboru ogólnego, a nawet spędził kilka lat na koniecznych przygotowaniach. Istnieją dowody na to, że postępowe elementy w Rzymie w końcu wyperswadowały to Piusowi XII, gdyż ten sobór pokazywał wyraźne oznaki synchronizacji z “Humani Generis”. Tak jak ta wielka encyklika z roku 1950, nowy sobór będzie zwalczał “fałszywe opinie zagrażające osłabieniu fundamentów katolickiej doktryny” [19]. Tragicznie, papież Pius XII nabrał przekonania, że był zbyt stary by podołać tak istotnemu zadaniu, i zrezygnował mówiąc, że “to zostawiam mojemu następcy” [20].
“Roncalli dokona kanonizacji ekumenizmu” W czasie pontyfikatu Piusa XII, Święte Oficjum pod kierownictwem kard. Ottavianiego zachowało bezpieczny katolicki pejzaż twardo zatrzymując dzikie konie modernizmu w zagrodzie. Wielu z dzisiejszych modernistycznych teologów lekceważąco wspomina jak wtedy im i ich przyjaciołom nałożono “kagańce”. Ale nawet Ottaviani nie mógł zapobiec temu co miało miejsce w roku 1958. Nowy typ papieża, “którego postępowcy uważali za sprzymierzeńca” [21] wstąpi na papieski tron i zmusi wahającego się Ottavianiego do usunięcia skobla, otwarcia zagrody i przygotowania się do masowego pędu tabunu.
Jednak takiej sytuacji nie przewidziano. Kiedy podano wiadomość o zgonie Piusa XII, stary ks. Lambert Beauduin, przyjaciel Roncallego (przyszły Jan XXIII) zwierzył się o. Bouerowi: “Jeśli wybiorą Roncallego, wszystko się uratuje; będzie mógł zwołać sobór i konsekrować ekumenizm” [22]. I stało się tak jak przepowiedział ks. Lambert. Wybrano Roncallego, ten zwołał sobór i konsekrował ekumenizm. Toczyła się “rewolucja tiary i kapy’.
Rewolucja papieża Jana Powszechnie znany i wspaniale udokumentowany jest [23] fakt, że klika liberalnych teologów (periti) i biskupów porwała II SW z programem przerobienia Kościoła na ich własny obraz, poprzez wprowadzenie “nowej teologii”. W tym punkcie zgadzają się zarówno krytycy jak i obrońcy II Soboru.
W książce “Powrót do II SW” [Vatican II Revisited], bp Aloysius J. Wycisło (rapsodyczny obrońca soborowej rewolucji) deklaruje z trzpiotowatym entuzjazmem, że “teolodzy i badacze biblijni, którzy od lat byli ‘pod chmurą’, pojawili się jako periti (doradcy teologiczni biskupów na soborze), a ich książki o II SW i komentarze stały się popularną lekturą” [24]. Napisał, że encyklika “papieża Piusa XII” Humani Generis miała. . . dewastujący skutek na prace licznych przedsoborowych teologów” [22] i wyjaśnia, że “Podczas początkowych przygotowań do soboru, ci teolodzy (głównie francuscy, a także niemieccy), których działalność ograniczył Pius XII, byli nadal ‘pod chmurą’. Papież Jan spokojnie anulował zakaz nałożony na niektórych z najbardziej wpływowych. Ale wielu z nich nadal podejrzewali członkowie Świętego Oficjum” [26]. Wycislo wyśpiewuje pochwały dla triumfujących postępowców takich jak Hans Kung, Karl Rahner, John Courtney Murray, Yves Congar, Henri de Lubac, Edward Schillebeeckx i Gregory Baum, uważanych za podejrzanych przed soborem (nie bez powodu), że teraz są wiodącym światłem posoborowej teologii [27].
W rezultacie, ci których Pius XII uważał za nieodpowiednich do podążania drogą katolicyzmu, teraz kontrolowali miasto. I jakby ukoronowaniem ich osiągnięć było ciche wycofanie “Przysięgi Antymodernistycznej” tuż po zakończeniu soboru. Św. Pius X prawidłowo to przepowiedział. Brak czujności w kręgach władzy pozwolił na powrót modernizmu z zemsty.
“Marsz pod nowym sztandarem” Na II SW toczyły się niezliczone bitwy między międzynarodową grupą ojców obrońców tradycji i grupą reńskich postępowców. Rezultat był tragiczny, w końcu zwyciężył element liberalny i modernistyczny. Dla każdego kto miał oczy do widzenia było oczywiste, że II SW ogłosił wiele pomysłów wcześniej uznanych za anatemę wobec nauk Kościoła, ale one były zgodne z nowoczesnym sposobem myślenia. To nie nastąpiło przez przypadek, ale zgodnie z planem. Postępowcy na II SW unikali potępienia błędów modernistów. Także umyślnie wprowadzili dwuznaczności do soborowych tekstów, którymi zamierzali się posługiwać po soborze. Liberalny peritus soboru, o. Edward Schillebeeckx, przyznał, że “na soborze używaliśmy dwuznacznych wyrażeń i wiedzieliśmy jak będziemy je interpretować później” [28]. Używając umyślnych dwuznaczności, dokumenty soborowe promowały ekumenizm potępiony przez papieża Piusa XI, swobodę religijną potępioną przez papieży XIX wieku (szczególnie bł. Piusa IX), nową liturgię bardziej podobną do protestanckiej, i ekumenizm, który Bugnini nazwał “głównym podbojem KK”, kolegialność która uderza w serce prymatu papieża, i “nową postawę wobec świata” – zwłaszcza w jednym z najbardziej radykalnych soborowych dokumentów, Gaudium et Spes. (Nawet kard. Ratzinger przyznał, że Gaudium et Spes jest przesiąknięty duchem Teilharda de Chardina) [29].
Tak jak oczekiwała “Stała Instrukcja Alta Vendita“, wymysł liberalnej kultury w końcu znalazł sprzymierzeńców wśród głównych graczy w katolickiej hierarchii, i poszerzył się na cały Kościół. Rezultatem tego był bezprecedensowy kryzys wiary, który się pogarsza, choć jednocześnie niezliczeni hierarchowie wysokiego szczebla, oczywiście upojeni “duchem II SW” nadal chwalą te reformy soboru, które sprowadziły to nieszczęście.
Okrzyki radości masonów Ale obrót wydarzeń dokonanych przez sobór świętowali nie tylko liderzy Kościoła, lecz także masoni. Cieszą się z tego, że katolicy w końcu “dojrzeli światło”, i że Kościół usankcjonował wiele z masońskich zasad. Yves Marsaudon ze szkockiego rytu masonerii, w książce “Ekumenizm postrzegany oczyma tradycyjnego masona” [Ecumenism Viewed by a Traditional Freemason] pochwalił ekumenizm soborowy. Powiedział: “Katolikom. . . nie wolno zapominać o tym, że wszystkie drogi prowadzą do Boga. I będą musieli zaakceptować to, że ta odważna idea wolnomyślicielska, którą naprawdę nazywamy rewolucją, wylewa się z naszych lóż masońskich, rozciągnęła się wspaniale nad kopułą św. Piotra” [30]. Yves Marsaudon powiedział dalej: “Można dostrzec, że ekumenizm jest prawowitym synem masonerii” [31].
Posoborowy duch zwątpienia i rewolucji oczywiście rozgrzał serce francuskiego masona Jacquesa Mitteranda, kóry napisał z aprobatą: “Coś się zmieniło w Kościele, a odpowiedzi papieża na najpilniejsze sprawy takie jak celibat księży i kontrola urodzeń są przedmiotem gorących dyskusji w samym Kościele; słowo papieża kwestionują biskupi, księża i wierni. Według masona, człowiek który kwestionuje dogmat już jest masonem bez fartuszka” [32]. Marcel Prelot, senator z francuskiego regionu Doubs jest chyba najdokładniejszy w określeniu tego co się wydarzyło. Pisze: “Przez 150 lat walczyliśmy o to, żeby nasze opinie zwyciężyły w Kościele i nam się nie udało. W końcu nadszedł II SW i odnieśliśmy triumf. Od tej pory propozycje i zasady liberalnego katolicyzmu zostały stanowczo i oficjalnie przyjęte przez Święty Kościół” [23].
Zerwanie z przeszłością “Konserwatyści” którzy zaprzeczają temu, że II SW stanowił zerwanie z tradycją, i że to jest sprzeczne z wcześniejszym Magisterium, nie chcieli słuchać ludzi czynu soboru, którzy bezwstydnie to uznają. Yves Congar, jeden z architektów reformy, zauważył ze spokojną satysfakcją, że “Kościół spokojnie przeszedł swoją rewolucję październikową” [34]. Przyznał również, jakby to było powodem dumy, że soborowa “Deklaracja o swobodzie religijnej” jest sprzeczna z “Syllabusem” papieża Piusa IX. Powiedział: “Nie da się zaprzeczyć, że potwierdzenie przez II Sobór swobody religijnej faktycznie mówi coś innego niż “Sylllabus” z 1864, a nawet wręcz przeciwnego do propozycji 16, 17 i 19 tego dokumentu” [35]. I w końcu kilka lat temu, kard. Ratzinger, widocznie niewzruszony tym przyznaniem, napisał, że soborowy tekst “Gaudum et spes” postrzega jako “anty-Syllabus“. Powiedział: “Jeśli wymagane jest przedstawienie diagnozy tekstu (Gaudium et Spes) jako całości, można powiedzieć, że (w związku z tekstem o swobodzie religijnej i światowych religii) jest to rewizja “Syllabusa” Piusa IX, rodzaj anty-syllabusa. . . Powiedzmy że ten tekst służy jako anty-syllabus, i jako taki, według Kościoła stanowi próbę oficjalnego pogodzenia się z nową erą rozpoczętą w roku 1789” [36]. Inaczej mówiąc, z rewolucją francuską i oświeceniem. Ten komentarz kard. Ratzingera jest niepokojący, szczególnie dlatego, że pochodzi od człowieka, który będąc szefem Kongregacji Doktryny Wiary, rzekomo stoi na straży czystości katolickiej doktryny. Ale możemy także przywołać podobną opinię postępowego kard. Suensensa, jednego z najbardziej liberalnych prałatów w tym stuleciu, sam będąc ojcem soboru, płomiennie wypowiadał się o starych reżimach, które upadły. Słowa których użył chwwaląc sobór są najbardziej mówiące, najbardziej przerażające i najbardziej obciążające. Suenses oświadczył: “II SW to rewolucja francuska Kościoła” [37].
Status dokumentów soborowych Oczywiście katolicy mają prawo, a nawet obowiązek, odrzucenia tych nauk pochodzących z soboru, króre są w konflikcie z wiecznym Magisterium. Od lat katolicy tkwili w błędnym przekonaniu, że muszą akceptować sobór duszpasterski, II SW, z takim samym aktem wiary jaki należy się soborom dogmatycznym. Ale tu nie o to chodzi. Ojcowie soboru wielokrotnie mówili o II SW jako o duszpasterskim, to znaczy, że jest to sobór który zajmuje się nie definiowaniem wiary, ale jej wdrożeniem. Fakt, że II SW jest gorszy od dogmatycznego potwierdza świadectwo ojca soboru, bpa Thomasa Morrisa. Teraz na jego prośbę to świadectwo ujawniono po jego śmierci: “Poczułem ulgę kiedy powiedziano nam, że ten sobór nie miał na celu definiowania czy wydawania ostatecznych opinii o doktrynie, ponieważ oświadczenie o doktrynie musi być ostrożnie sformułowane, i dokumenty soborowe uwazałbym za niepewne i mogące podlegać reformie” [38]. Jest też ważne świadectwo sekretarza soboru, abpa (później kardynała) Pericle Feliciego. Na zakończenie II SW biskupi poprosili abpa Feliciego o coś co teolodzy nazywają “teologiczną notą” soboru, czyli o doktrynalny “ciężar” nauk II SW. Felici odpowiedział: “Musimy rozróżnić zgodnie ze schemas i rozdziałami, tymi które już były przedmiotem definicji dogmatycznych w przeszłości; zaś jeśli chodzi o deceleracje [zwolnienie tempa] które mają charakter nowości, musimy mieć zastrzeżenia” [39]. Sam papież Paweł VI również podobnie skomentował, że “biorąc pod uwagę pastoralny charakter soboru, uniknął ogłoszenia w niezwykły sposób dogmatów obdarzonych notą nieomylności” [40]. A zatem, w przeciwieństwie do soboru dogmatycznego, II SW nie wymaga aktów wiary bez zastrzeżeń. Rozwlekłe i dwuznaczne oświadczenia II SW nie są na równi z wypowiedziami dogmatycznymi. Nowości II SW nie są bezwarunkowo wiążące dla wiernych. Katolicy mogą “mieć zastrzeżenia”, a nawet sprzeciwiać się każdej nauce soboru, która byłaby sprzeczna z odwiecznym Magisterium.
“Rewolucja tiary i kapy” Rewolucja posoborowa ma wszystkie znamiona realizacji planów “Stałej Instrukcji Alta Vendita”, jak również przepowiedni kanonika Roca: 1.Cały świat dostrzegł głęboką zmianę w KK na skalę międzynarodową zgodną z nowoczesnym światem. 2. Zarówno obrońcy jak i krytycy II SW pokazują, że pewne nauki soboru stanowią zerwanie z przeszłością. 3.Sami masoni radują się z soboru, że ich pomysły “rozciągnęły się wspaniale nad kopułą św. Piotra”. Dlatego cierpienia jakie teraz dotknęły KK naprawdę nie są tajemnicą. Lekkomyślnie ignorując przeszłych papieży, nasi obecni liderzy Kościoła zbudowali zepsutą strukturę, która się rozpada. Choć papież Paweł VI ubolewał nad tym, że “Kościół jest w stanie samozniszczenia”, to on, tak jak obecny papież, nalegał by katastrofalne aggiornamento odpowiedzialne za to samozniszczenie szło pełną parą. Chciałbym poruszyć jeden punkt końcowy. Nie twierdzę, że każdy duchowny promujący nowe praktyki, takie jak ekumenizm, umyślnie działa jako wróg Kościoła. Znany ksiądz z XIX wieku, o. Frederick Faber, okazał się być prawdziwym prorokiem kiedy w niezwykłej homilii wygłoszonej w Zielone Świątki w londyńskim Oratorium powiedział: “Musimy pamiętać, że gdyby wszyscy wyraźnie dobrzy ludzie byli po jednej stronie, a wszyscy wyraźnie źli po drugiej, nie byłoby niebezpieczeństwa dla nikogo, a już najmniej dla wybranych, oszukiwanych przez kłamliwe cuda. To dobrzy ludzie, wcześniej dobrzy, musimy mieć nadzieję że nadal dobrzy, którzy mają wykonywać dzieło antychrysta i tak smutno ukrzyżować Pana na nowo. . . Pamiętajmy tę cechę ostatnich dni, że ten fałsz pojawia się wśród dobrych ludzi, będących po niewłaściwej stronie” [41].
Dlatego uważam, że wielu (nie wszyscy) duchownych, którzy ulegają duchowi epoki i promują nowy program soboru, są dobrymi ludźmi po złej stronie.
Obowiązek sprzeciwu Jak powiedziałem na początku, uważam że “Stała Instrukcja Alta Vendita” i jej skutki pomagają wyjaśnić to o czym mówiła s. Łucja, kiedy ostrzegała o diabolicznej dezorientacji hierarchów wyższego szczebla, określenie użyte przez nią wiele razy. W obliczu takiej diabolicznej dezorientacji, jedyną odpowiedzią dla wszystkich zaniepokojonych katolików jest: 1) dużo się modlić, zwłaszcza na Różańcu 2) uczyć się i żyć tradycyjną doktryną i moralnością KK, zawartymi w pracach przedsoborowych 3) trwać przy łacińskiej Mszy Trydenckiej, w której wiara katolicka i nabożeństwo są wolne od skażenia dzisiejszym novus ordo ekumenizmu 4) sprzeciwiać się całą duszą trendom II SW siejącym takie spustoszenie w Mistycznym Ciele Chrystusa 5) z miłością mówić innym o tradycjach wiary i ostrzegać ich przed błędami czasów 6) modlić się o to by zaraźliwy powrót do normalności objął wystarczającą liczbę hierarchów 7) nigdy nie zgadzać się na kompromis 8) i na koniec, powodem tego że tu jesteśmy: by praktykować i głosić najlepiej jak potrafimy, są prośby Matki Bożej Fatimskiej.
Publikację zatytułowaną Eseje dla Kasandrynapisał w 1950 r., ale pierwsze wydanie ukazało się w 1961 r., nakładem Instytutu Literackiego w Paryżu. Pierwsze polskie wydanie to 1981 r. (z inicjatywy bezdebitowego krakowskiego wydawnictwa ABC). Po roku 1989 r. reprint Esejów, z zachowaniem okładki z wydania 1981 r. był dziełem gdańskiej oficyny wydawniczej o nazwie „słowo/obraz/terytoria”. Od czasu do czasu pisma literackie (oraz inne o niejedno- znacznie określonej proweniencji) zamieszczają pojedyncze eseje.
Tytułową publikację Jerzy Stempowski zadedykował: Cieniom L. R.* *) L.R. – Ludwika Rettingerowa; nazywana przez przyjaciół Wichuną – żona Mieczysława Rettingera (dziennikarza i krytyka). https://tei.nplp.pl/entities/5343 ). Zaprzyjaźniony z Rettingerami Jerzy Stempowski mieszkał z nimi przy ul. Flory 1 w Warszawie i przez 13 lat opiekował się bliską jego sercu, chorą na raka p. Ludwiką, kierując jej kuracją. Ludwika zmarła w 1940 r. w pensjonacie w Słobodzie Rungurskiej niedługo po opuszczeniu go przez J. Stempowskiego, który we wrześniu 1939 r. przekroczył granicę polsko-węgierską. Słoboda Rungurska – wówczas (II RP) wieś w Galicji Podolskiej w województwie stanisławowskim (w RON – woj. ruskie; ziemia halicka) na przedgórzu Gorganów (wschodnie przedłużenie Bieszczadów), ok. 22 km na płd. zach. od Kołomyi; Po 1945 r. woj. stanisławowskie zostało włączone do terenu sowieckiej Ukrainy – S.O.). Przytaczam kilka fragmentów z ww. zbioru esejów, które uzupełniłem linkami oraz przypisami (sygnatura: S.O.).
1. Zdolność przewidywania przyszłych wypadków politycznych nie musi być rzeczą rzadką, bo w okresie międzywojennym słyszałem wiele przewidywań, które spełniły się dokładnie. Przewidywania te nie wychodziły nigdy z ust osób zajmujących wielkie urzędy, posiadających wszystkie dane materialne do słusznej oceny sytuacji i powołanych niejako do patrzenia w przyszłość. Mniemanie, że orzeczenia ekspertów, wyczerpujące dokumentacje i tajne raporty mogą zaciemnić najbardziej nawet przejrzyste sprawy, nie jest zatem bezpodstawne.
Patrząc obecnie na te czasy z oddalenia mam wrażenie, że w okresie międzywojennym zdolność przewidywania była przeszkodą we wszelkiej karierze politycznej. Zjawisko to wydaje mi się dziś nawet zrozumiałe. Przyszłość Europy była ciemna i ktokolwiek ją słusznie oceniał był czarnowidzem, którego nikt chętnie nie słucha. Ludzie dobrze wychowani unikali wszelkich wynurzeń na te tematy. Tragiczne w tej sytuacji było to, że przez długie lata niewielki nawet wysiłek ludzi dobrej woli mógł odwrócić grożącą naszemu kontynentowi katastrofę.
Wspominając ówczesnych proroków zagłady, na pierwszym miejscu powinienem wymienić Szymona Askenazego. https://sztetl.org.pl/pl/biogramy/5036-askenazy-szymon Okres pracy twórczej i sławy Szymona Askenazego przypada na jego młodość, na lata poprzedzające pierwszą wojnę światową. Pochodzący, jak Julian Klaczko, z rabinicznej rodziny wileńskiej, ożeniony z zamożną warszawianką. (Felicja Tykocinerz rodziny bankierów – S.O.) [wikipedia/Julian_Klaczko md]
Askenazy był przez długie lata profesorem historii nowożytnej uniwersytetu lwowskiego. Miał tam setki słuchaczy; w seminarium jego pracowało do 80 studentów, przetrząsających według wskazówek mistrza archiwa całej Europy. Co roku prawie ukazywała się jakaś nowa, rewelacyjna książka Askenazego: “Książę Józef“, “Łukasiński“, wiele tomów rozpraw i szkiców historycznych. Już wówczas zaczął się w Europie zmierzch historycyzmu, cechującego poprzednie stulecie. Najznakomitsi historycy Zachodu, Aulard, Chuquet czy Ferrero nie znajdowali większego audytorium i kontentowali się co najwyżej małą grupką uczniów. https://fr.wikipedia.org/wiki/Alphonse_Aulard https://fr.wikipedia.org/wiki/Arthur_Chuquethttps://fr.wikipedia.org/wiki/Guglielmo_Ferrero W porównaniu z nimi Askenazy wyglądał na wielkiego szefa szkoły, sternika łodzi wiozącej młodzież zapalną i uczoną. Dopiero później miało się wyjaśnić, że ów późny historycyzm polski był w znacznej mierze zjawiskiem koniunkturalnym i przypadkowym. Młodzi ludzie, którzy w kraju niepodległym marzyliby o karierach dyplomatów, generałów lub bankierów, w Polsce porozbiorowej studiowali historię lub pisali sonety.
W 1914 Askenazy wyjechał zagranicę. Po powrocie do kraju, w odrodzonym uniwersytecie warszawskim słusznym tytułem pretendował do katedry historii. Obudzona do nowego życia Polska była jednak młoda, rozrzutna i kapryśna. W 1920 senat akademicki odrzucił kandydaturę Askenazego. [por. wcześniejszą jego, naszą przygodę, opisana przez Boya: O tem co w Polszcze dzieyopis mieć winien MD]
Powołany wkrótce potem na stanowisko delegata do Ligi Narodów, Askenazy porzucił na dwa lata kraj. Złożywszy dymisję jesienią1922 wrócił do Warszawy i pozostał tam aż do śmierci w 1935 r.
Zbliżyłem się doń w latach 1928 – 1932. W swym mieszkaniu przy ulicy Czackiego Askenazy żył wówczas samotnie i bezczynnie. Porzucił wszelką pracę naukową. Liczne rękopisy niektóre niemal gotowe do druku, drzemały na półce. Kiedy w 1932 uniwersytet warszawski ofiarował mu katedrę na wydziale prawnym, Askenazy odmówił. “Miałem 12 lat czasu do zastanawianiasię co im powiedzieć”, mówił o wizycie u niego delegatów senatu akademickiego. “Pocałujcie mnie w d… , powiedziałem im tylko trzy razy”.
Decyzja jego wydawała się słuszna. Od wielu lat już poziom uniwersytetu obniżył się do wymagań coraz liczniejszej młodzieży, oczekującej od studiów korzyści doraźnych, przede wszystkim dyplomów. Audytorium, jakie Askenazy posiadał niegdyś we Lwowie, nie było już ani w Polsce ani gdzie indziej. Askenazy był jak gdyby żywym świadectwem głębokich zmian, jakie zaszły w owych czasach, zmian, których nikt nie chciał widzieć. Był wysoki, koszmarnie chudy, z wielką głową, bardzo długim nosem i parą ciemnych, bystrych i nieżyczliwych oczu. Język i sąd jego były tnące jak nóż. W ostatnich latach życia był zupełnie samotny. Z biegiem czasu odwiedzano go coraz rzadziej. Być może dlatego, że moje myśli nie odbiegały wówczas zbytnio od jego własnych, Askenazy znosił mnie lepiej niż innych. Przychodziłem doń zwykle wczesnym popołudniem. Przez godzinę lub dwie opowiadał anegdoty z życia Adama Czartoryskiego, czytał czasami jakiś fragment porzuconego rękopisu. Potem około 5-tej ubierał melonik koloru brązowego zimą, perłowego latem i razem wychodziliśmy na miasto. Droga nasza prowadziła zazwyczaj przez Krakowskie Przedmieście, Miodową, plac Bankowy. Przed każdym starym domem Askenazy zatrzymywał się i opowiadał co się w tym domu działo w Noc Listopadową, jakie osoby były tam zebrane i o czym mówiono. Wersja słowna tej historii odbiegała nieraz znacznie od tej, jaką zostawił w “Łukasińskim“.
Z opowiadanych przezeń fragmentów wyłaniał się powoli obraz chaosu, rozbieżnych i bezwstydnych interesów, nieporadności. Bohaterstwo sąsiadowało z bezmyślnym egoizmem i prowokacją. Cień końcowej klęski zdawał się ciążyć na powstaniu od pierwszego dnia. “Historię” – mówił – „pisałem w znacznej mierze ad usum delphini, dlamłodzieży, którą starałem się wychować, przygotować moralniedo nowej walki o niepodległość. Dziś możnaby to oczywiścieopowiedzieć na nowo, inaczej, ale dla kogo? Kto się tym interesuje?Komu taka wiadomość może byćpotrzebna?”.
W pogodny letni dzień 1932, obszedłszy utartym szlakiem starszą część miasta, wyszliśmy w aleję 3-go Maja i usiedliśmy na ławce. Naprzeciw zakładano właśnie fundamenty pod jakiś wielki budynek. „Co też tu zamierzająbudować?” – zapytał Askenazy”. – „Słyszałem, że Muzeum Narodowe”. “Że też ludzie mają zdrowie i ochotę wznosić tak kosztowne budynki w mieście na zagładę przeznaczonym”. – „Dlaczego na zagładę?” – zapytałem.
“Kiedy tu z panem siedzę na ławce, widzę niemal jak Niemcy jadą w samolotach i rzucają bomby na miasto”. I na moją sceptyczną uwagę o proroctwach, zawołał żywo: “Jak pan tego nie widzi? Jak pan może tego nie widzieć? Niech się pan przez chwilę tylko zastanowi! Czy może być inaczej?”
Znałem wówczas nieźle sprawy niemieckie i jego dalsze wywody wydały mi się bardzo prawdopodobne. Tymczasem Askenazy rozwijał dalej swą wizję przyszłości: “Tylko zupełnie naiwni mogą sobie wyobrażać, że Polska może toczyć wojnę inaczej niż na dwa fronty. Niemcy nie mogąprzekroczyć granicy pod Zbąszyniem bez tego, aby Rosjanie przekroczyli ją ze swej strony pod Baranowiczami. Trzeba się liczyć z najprostszym mechanizmem takich wypadków. Przed uderzeniem na Polskę Niemcy zgromadzą przeważające siły izapewnią sobie neutralność czy bezczynność mocarstw zachodnich. Będzie więc bardzo prawdopodobne, że prędzej czy później zajmą kraj i dojdą aż do Baranowicz. Czy Rosjanie mogączekać aż Niemcy dojdą do ich granicy? Nie. Elementarna przezorność każe im już przedtem przekroczyć granicę i zająć cosię da, aby mieć coś w ręku przy pertraktacjach z Niemcamii w razie możliwego konfliktu trzymaćich jak najdalej od własnych granic. Czy tego dnia Unia Sowiecka będzie w aliansie z Niemcami czy też z Anglią i Francją, czy nawet z nami, będzie to zależne od gry aliansów na ten dzień, ale bynajmniej nie zmieni sprawy. Przejście granicy i zajęcie wschodniej części Polski będzie w owej chwili dla Rosji sprawą nierównie pilniejszą od gry aliansów”. I po chwili namysłu: “Ten sam mechanizm działa także w razie pokojowego przebiegu wypadków, jeżeli dla jakichś przyczyn Polska będziemusiała cedować Rosji Wilno i Lwów, następnego dnia będziemusiała oddać Niemcom Śląsk i Pomorze. Po oddaniu Lwowa i Wilna dalsza egzystencja Polski byłaby możliwa tylko w oparciuo Niemcy, i to oparcie kosztowałoby ją Śląsk i Pomorze. I na odwrót: w razie konieczności cedowania Niemcom Śląskai Pomorza dalsza egzystencja Polski byłaby możliwa tylko pod opieką Rosji, która w zamian zażądałaby Lwowa i Wilna. Zresztąpo takim okrojeniu nie byłoby już mowy o jakiejś egzystencji niepodległej. Dla mocarstw zachodnich Polska jest tylko pionkiem do szachowania bądź Niemiec, bądź Rosji i po okrojeniunie przedstawiałaby już żadnej wartości”. W trzy lata po tej rozmowie Szymon Askenazy zmarł rzekomo na skutek niedomagania nerek. W istocie zabiły go własne myśli, świadomość nadchodzących wypadków, których nikt oprócz niego nie widział. Żona jego zmarła w 1940 w szpitalu warszawskim, jedyna zaś córka została zamordowana przez Niemców.
Nikomu zapewne nie przyjdzie na myśl szukać słusznych przewidywań u dziennikarzy, fabrykantów efemeryd, ważnych tylko na dzień bieżący i obracających się w makulaturę z chwilą ukazania się następnego numeru gazety. Od dawna już prasa utraciła ambicję informowania, kontentując się dostarczaniem czytelnikowi rozrywki dla osłodzenia nieuniknionej w gazecie codziennej sieczki wiadomości oficjalnych. Mimo to widziałem i dziennikarzy robiących na prywatny użytek trafne przewidywania. Możność osobistego poznania środowisk politycznych i parlamentarnych w krajach, gdzie przygotowywały się przyszłe wypadki, dawało im często przesłanki do słusznej oceny najbliższej przyszłości. Z okresu międzywojennego zostało mi w pamięci kilka rozmów z Robertem Dell’em, jednym z ostatnich dziennikarzy niezależnych. https://digital.janeaddams.ramapo.edu/items/show/8366
W listopadzie 1922 spotkałem go w Düsseldorfie. Wojska francuskie zajęły były właśnie okręg Ruhry. Od kilku tygodni między Francją l Anglią istniał stan, który dziś określamy mianem zimnej wojny. Anglicy dokładali starań do zrujnowania franka i stworzenia Francji trudności finansowych. Nikt nie wiedział, jak zachowa się w Ruhrze ludność niemiecka. Dowódca niewielkiej armii okupacyjnej, generał Mangin, nawiązał rozmowy z przybyłym do Ruhry Karolem Radkiem, podówczas kierownikiem polityki niemieckiej Kominternu. Paul-Prudent Painlevé, którego odwiedziłem poprzedniego tygodnia w Paryżu, oderwał się był od lektury Einsteina aby powiedzieć, że uważa sytuację za wręcz groźną i okupacja Ruhry wydaje mu się – tak z punktu widzenia wojskowego jak politycznego – niezmiernie ryzykowna. https://pl.wikipedia.org/wiki/Charles_Manginhttps://pl.wikipedia.org/wiki/Paul_Painlev%C3%A9
Niepokój ogarnął także sprzymierzeńców Francji. Niemcy sudeccy, sądząc że będą mogli znaleźć oparcie w Anglii, dążącej do osłabienia Francji także od strony czeskiej, zaczęli poszukiwać kontaktów w Londynie. W hallu hotelu, zbudowanego przez Hugo Stinnesa, zrobiliśmy krótki przegląd tych wypadków. https://enwikipedia.org/wiki/Hugo_Stinnes. Dell był poważny i blady, jak gdyby czuł na sobie współodpowiedzialność za szaleństwa wielkich tego świata. “System polityczny ustalony przez zwycięzców w 1919″ – powiedział – „leży już w gruzach. Ameryka cofnęła swój podpis,Anglia i Francja są tak poróżnione, że wpływy ich wzajemniesię znoszą, Rosja nie jest jeszcze gotowa do objęcia po nichspadku. Nie ma komu bronićpokoju z 1919. Niemcy są na raziew stanie chaosu, ale droga dla nich stoi otworem. Anglia niechce, Francja sama nie potrafi bronić obecnego porządku. Otym czym będzie Europa decydowali będą Niemcy. Przyszłość Europy zależy od ewolucji wewnętrznej Niemiec”. To co widziałem w ciągu następnych dni w Niemczech utwierdziło mnie w słuszności tej prognozy i napełniło złymi przeczuciami. Patrząc w przyszłość widziałem tylko ruinę wszystkiego, na czym od pokoju westfalskiego usiłowano oprzeć zgodne współżycie Europejczyków. W końcu grudnia kupiłem w Paryżu garść złotych dolarów, które przechowałem do 1939 i dzięki którym mogłem uciec z okupowanej Polski.
Della spotkałem znów w Genewie późną jesienią 1936. Wojna hiszpańska była już w pełnym biegu i Anglia zdążyła była narzucić Francji, trawionej kryzysem wewnętrznym, politykę nieinterwencji. Role więc były już podzielone: dywizje pancerne włoskie i lotnictwo niemieckie atakowały republikę hiszpańską, system nieinterwencji trzymał za ręce mogących jej przyjść z pomocą. Moskwa nie powzięła była jeszcze decyzji, i jej prasa wylewała co dzień kubeł pomyjów na republikę hiszpańską. Dell był bardzo niewesoły. Jego niezależna publicystyka przyniosła mu same zawody: został wydalony z Niemiec i z Francji. Mieszkając w Genewie pisywał korespondencje z Ligi Narodów, o której nie było już wiele do powiedzenia. Kiedyśmy zostali sami, zaczął mówić: „Z Europy, w której wyrosłem i do której byłem głęboko przywiązany, nie zostało już nic. Jedynym logicznym dla mnie wyjściem z tej sytuacji byłoby samobójstwo. Jeżeli, mimo to wciąż żyję,ma to dwa powody: jako Anglik mam odrazę do skrajnych posunięć, po wtóre mam 67 lat i w tym wieku samobójstwo byłoby wyważaniem drzwi otwartych”. Starałem się go pocieszyć jak umiałem, ale na próżno. Chcąc więc zwrócić jego myśli na inne tory, zacząłem mówić o sytuacji politycznej. Dell przerwał mi: „Właściwie nie ma już o czym mówić. Sytuacja jest jasna. W ciągu ostatnich kilkunastu lat głównym celem polityki angielskiej było sprowadzenie Francji do rzędu Portugalii i ten cel został obecnie osiągnięty. Pozbywszy się jedynego możliwego alianta w Europie, Anglia w sprawach kontynentalnych nie będzie miała odtąd żadnego głosu. W ten sposób i los Polski zostałprzesądzony. Na francuskiej Portugalii Polska opierać się nie może, Anglia zaśjuż zrzekła się głosu“. Widząc go w coraz smutniejszym nastroju, zacząłem rozwijać fantazyjną teorię przeciwstawności pokoleń. Młodzież wychowana w dyscyplinie totalitarnych państw będzie musiała zrazu tajnie, potem jawnie tęsknić do jakiegoś nowego liberalizmu. Cytowałem przykłady takich zwrotów z różnych epok i zakończyłem takim mniej więcej obrazem przyszłości: “Za 10 lub 15 lat zostaniemy obaj zaproszeni do Berlina na odsłonięcie pomnika Dickensa na Nollendorfplalz. Z tej okazji polski minister oświaty zaleci dzieła Godwina jako szkolnąlekturę . Wieczorem w Kaiserhofie odbędzie się bankiet na cześć Garrisona-Villarda. Bzy będą kwitły na wszystkich skwerach Charlottenburgu. Będziemy pili jasne piwo z malinowym sokiem wradosnym i podniosłym nastroju, bo dokoła nas będą sami Niemcy życzliwi i liberalni”. Mrużąc oczy Dell słuchał mnie z uśmiechem, jak człowiek chwytający się wszelkiego pretekstu do oderwania się od własnych myśli. potem sposępniał znów: „Jak wszyscy Anglicy mego pokolenia byłem przez całe życie trochę germanofilem. Ostatnie lata uleczyły mnie z tej słabości.Pokoju w Europie nie będzie tak długo dopóki ogień nie spadnie z nieba i nie wypali miejsca, które nazywa się Germany“. Tego wieczora Dell musiał być – jak się mówi o prorokach – “inspirowany”, bo nawet “ogień spadający z nieba”, który wówczas wydawał mi się tylko biblijną metaforą, okazał się później rzeczywistością.
Nawet w chaosie wypadków wojennych, gdzie wszystko wydaje się możliwe i brak punktu wyjścia do jakichkolwiek wiarygodnych kalkulacji, słyszałem uderzająco dokładne przewidywania. Latem 1940 mówiono wiele o nieuniknionym i bliskim konflikcie między armią niemiecką i dyktatorem. W razie zwycięstwa, rozumowano, generałowie zostaną zgładzeni przez Hitlera jako już niepotrzebni, w razie klęski – przy niemieckim sposobie prowadzenia wojny – zostaną rozstrzelani przez zwycięzców. Dopóki stoją na czele zwycięskiej armii powinni korzystać z sytuacji, która później nie wróci.
W tym czasie spotkałem wyższego oficera niezwykłej inteligencji, który związkom rodzinnym i wyszkoleniu zawdzięczał głęboką znajomość generalicji niemieckiej. Na moje pytanie odpowiedział: “Niech pan nie pozwala sobie zawracać głowy tymi bzdurami. Wodzowie armii niemieckiej są najlepszymi w tej chwili technikami rzemiosła wojennego i mogą nawet dzięki temu wygraćwojnę. Obalenie dyktatury wymaga jednak zupełnie innych kwalifikacji, przede wszystkim zaś charakteru, którego nikt z nich nie posiada. Nic więc z tego nie będzie. To, że zginą powieszeni, wydaje mi się natomiast bardzo prawdopodobne”. Kiedy myślę dziś o tej rozmowie, uderza mnie w niej najwięcej słowo “powieszeni”. W 1940 nikt jeszcze nie używał tego słowa mówiąc o osobach wojskowych, które według starego obyczaju rozstrzeliwano. Nawet Tuchaczewski zginął rozstrzelany. Słowo “powieszeni” posiada w sobie konkretność wizji wychodzącą poza ramy teoretycznej kalkulacji.
2. W okresie międzywojennym nie brakło także proroctw pisanych. Przykłady ich znaleźć można np. w literaturze surrealistycznej. Właściwy sens jej, zaciemniony przez krytykę, uszedł uwagi czytelników. W latach 1939 – 1940, patrząc w różnych krajach na stłoczone na brzegach wód masy uciekających, poznawałem w nich klimat powieści Ribemont – Dessaignes’a “Les frontieres humaines“. Widok jadących sznurami automobili przykrytych modnymi wówczas materacami przypominał mi słowa czytanego przed wielu laty tzw. drugiego manifestu surrealistów: „Partez sur les routes. Semez les enfants au coin dubois“. https://pl.wikipedia.org/wiki/Georges_Ribemont-Dessaignes Partez sur les routes. Semez les enfants au coin dubois – jedno z surrealistycznych haseł André Bretona. (Idźcie przez ulice/ ewentualnie: idźcie drogami. Siejcie dzieci na rogu lasu);
W przewidywaniach posiadających taką dokładność i konkretność uderza często prostota, suchość i niemal ubóstwo przesłanek rozumowania, wyodrębnionych z chaosu rzeczywistości. Przychodzi mi tu myśl proroctwa spełnione dopiero w połowie, które słyszałem w 1923 z ust Mahmuda Tarzy. https://en.wikipedia.org/wiki/Mahmud_Tarzi Osoba jego wymaga krótkiego objaśnienia. Afganistan jest krajem górskim graniczącym z jednej strony z Indiami, z drugiej z rosyjskim Turkiestanem. Abdurrachman, ostatni emir z pierwszego okresu niepodległości mawiał o tej sytuacji: „Jestemjak łabędź pływający po strumieniu. Po jednym brzegustrumienia, chodzi tygrys bengalski, po drugim niedźwiedź syberyjski,ja zaś pływam pośrodku, i woda nie jest za bardzo głęboka”. Kiedy w 1882 rząd petersburski zaproponował mu ratyfikację granicy na Pamirze, emir przeląkł się tak, że zrezygnował z niepodległości i przyjął protektorat brytyjski. https://en.wikipedia.org/wiki/Abdur_Rahman_Khan
W 1917 dwaj Afgańczycy, Weli Chan i Mahmud Tarzy, pojechali do Moskwy i przez półtora roku śledzili na miejscu bieg rewolucji. (Mohammad Wali Khan Darwazi:https://www.ijrah.com/index.php/ijrah/article/view/192/352 Przyszedłszy do przekonania. że w ciągu najbliższych lat nic nie grozi Afganistanowi od północy, wrócili do kraju, obalili ówczesnego emira i osadzili na tronie głośnego później Ammanullacha, który niezwłocznie ogłosił niepodległość Afganistanu, wydał wojnę Wielkiej Brytanii i w wyniku jej osiągnął ponowne uznanie niepodległości kraju. Wkrótce potem emir poślubił córkę MahmudaTarzy. Odtąd z Weli Chanem dzierżyli na zmianę dowództwo armii i prezydencję rządu cywilnego. W 1923 Mahmud Tarzy wyjechał do Europy i po starannym zwiedzeniu Włoch, Francji i Anglii osiadł w Paryżu w charakterze posła swego kraju. Tam odwiedziłem go kilkakrotnie w towarzystwie muzuł- mańskich przyjaciół.
Weli Chan był niewielkiego wzrostu, z twarzą okrągłą jak księżyc, wyrażająca głębokie zadowolenie. Mahmud Tarzy był wyższy, szczuplejszy, skórę miał ciemną jak cholewa, nosił czarną brodę, patrzył najczęściej w ziemię i zdawał się nie przewidywać niczego dobrego. Pewnego razu objaśnił mi różnicę między wyglądem swoim i swego znakomitego kolegi. „Czy pan rozmawiał kiedy z Weli Chanem w cztery oczy. Czy też widywał go pan w otoczeniu innych Afgańczyków?” Odpowiedziałem, że nigdy nie widziałem go na osobności. „W cztery oczy wydałby się panu mniej wniebowzięty. Uśmiechi zadowolenie jest u nas grzecznością, którą wykonujący władzę winien jest swoim poddanym. Aby jeden mógł byćna wierzchu, wszyscy muszą się na to złożyć w pieniądzach, upokorzeniach i przykrościach! Byliby więc nieprzyjemnie zdziwieni, widząc że emir jest niezadowolonyi ofiary ich były próżne”. Tu wyjął z szuflady fotografię Weli Chena w otoczeniu kilkunastu Afgańczyków i ciągnął dalej: „Patrząc na tę grupę może pan poznać od razu rangę każdej osoby. Twarz stojących na najniższych szczeblach wyrażaskupioną uwagę i gotowość do usług. Twarz stojących wyżej wyraża gotowość do usług i przekonanie, że usługi ich będą należycie ocenione. Stojący na samym wierzchu patrzy trochę ponad głowy innych i ma taki wyraz twarzy, jak gdyby widziałjuż z bliska raj Mahometa“.
Mahmud Tarzy był więc człowiekiem nie tylko doświadczonym, ale przywykłym do rozważania spraw ludzkich w ich wielkich aspektach. Korzystając z jego pogodnego nastroju, zapytałem go jakie wrażenia wyniósł z objazdu Europy i co myśli o jej przyszłości. Odpowiedział: „Nic dobrego. Gdyby Europejczycy zajmowali się jak my wypasaniem kóz inie mieli innych kłopotów, mogliby być może patrzyćpogodnie w przyszłość. Administracjatak wielkich bogactw i złożonych przedsiębiorstw wymaga jednakpewnej inteligencji, której tu nigdzie nie mogę się dopatrzyć.Dlatego myślę, że Europa stoi na progu bezprzykładnejkatastrofy i że wy wszyscy zginiecie marnie, niesławnie jak zwierzęta idące pokornie pod nóż“. I po chwili dodał: „Najlepiej jeszcze podobali mi się Anglicy. Nie są mądrzejsi od innych, ale jeszcze na razie mają więcej pieniędzy”.
Od tego czasu minęło wiele lat. Słowa Mahmuda Tarzy przypominały mi się nieraz, ilekroć patrzyłem na zdumiewa- jącą dyscyplinę obecnych mrowisk ludzkich. Pod komendą szalonych dyktatorów czy nie mniej nieprzytomnych rządów demokratycznych całe narody szły “w karnych szeregach” do nieuniknionych i z dala widocznych katastrof. Nikt nie próbował myśleć samodzielnie, nikt nawet nie uciekał, chyba że porwany owczym pędem. Zmiany jakie zaszły w Europie, niegdyś centralnym laboratorium myśli krytycznej, są tak głębokie, że sami nie dostrzegamy już prawie groteskowości naszego zachowania się, które napełniało zdumieniem górala z Afganistanu.
3. Zaczynając od Jakóba Burckhardta, wszyscy, którzy w ostatnich dziesiątkach lat widzieli jasno rzeczy przyszłe, byli samotni. https://pl.wikipedia.org/wiki/Jacob_Burckhardt Ciążyła na nich samotność i bezużyteczność ich wiedzy. W czasach mojej młodości ze słusznych przewidywań można było wyciągnąć pewne skromne korzyści osobiste. Dziś i te możliwości są zamknięte. Z miejsca, w które ma uderzyć piorun, przezorność nakazuje uciekać. Ale dokąd? Wojna i chaos mogą się zacząć wszędzie. Wojna ostatnia zaczęła się w leżącej na uboczu Hiszpanii. Dyktatorzy rozważali także rozpoczęcie jej w Ameryce Południowej. Uciekać więc nie ma dokąd. Nieliczne kraje spokojniejsze strzegą swych przywilejów na użytek własnej ludności i zamykają granice dla obcych. Państwo nowożytne z jego drobiazgową reglamentacją życia nie daje zresztą obcym żadnego wartego zachodu azylu. Uciekać więc nie ma dokąd i nie ma po co.
Zdolność przewidywania nie jest potrzebna współobywatelom, którzy nie przypisują jej żadnego znaczenia. Nie jest potrzebna również samemu przewidującemu, który w obecnej organizacji społecznej nie może z niej wyciągnąć żadnej korzyści. Jest więc nieznośnym ciężarem, dziś trudniejszym do niesienia niż kiedykolwiek. Po co więc przewidywać? Jeden z przyjaciół zajmujący się polityką powiedział mi niedawno: „Po 40 latach doświadczenia przyszedłem do pewności, że największy handicap naszego życia stanowią rozsądek i zastanowienie”. Czy wobec jego całkowitej bezużyteczności uzdolnienie do widzenia rzeczy przyszłych będzie jeszcze nawiedzało wybranych? To pytanie przypomina mi bardzo już dawną rozmowę w laboratorium, do którego jako młody student przyniosłem kiedyś nową podówczas książkę Blaringhama o nagłych mutacjach roślin i zwierząt. https://en.wikipedia.org/wiki/Louis_Blaringhem Kierownik laboratorium, uczony fizjolog i członek wielu towarzystw naukowych, zainteresował się tą książką i czytał ją przez cały wieczór. Następnego dnia rankiem zapytał: ,,Studiował pan przedtem historię, czy pana zdaniem cywilizacje historyczne nie były, skutkiem mutacji podob- nych do tych,jakie opisuje Blaringham? Wszystko, co o tym wiemy, zdajesię na to wskazywać. Każda nowa cywilizacja była dziełem paru pokoleń, które – trafiając na pomyślne okoliczności – ujawniałanieznane przedtem uzdolnienia”. “To samo przychodzi mi na myśl, kiedy patrzę na rozwój nauk przyrodniczych. Uzdolnieniapotrzebne do tego, co robimy obecnie w naszych laboratoriach, rozwinęły się dopiero u paru ostatnich pokoleń, i nie ma żadnego dowodu, aby istniały poprzednio”. Tu westchnął i dodał: „Wyciągam z tego wnioski bardzo dla nas wszystkich niepomyślne. Odmiany oparte na mutacjach są niestale i ulegają równie nagłej regresji. Możemy więc któregoś dnia obudzić się pośród kretynów niezdolnych w ogóle do zrozumienia tego, w cowłożyliśmy tyle pracy i dowcipu”.
W pewnym węższym sensie słowa jego spełniły się, bo w dziesięć lat później, z okazji czystek politycznych w Niemczech, został usunięty z uniwersytetu i pozbawiony możności pracy naukowej.
*******
Z autorów przytoczonych wyżej przewidywań nikogo już prawie nie ma przy życiu. („prawie” odnosi się do czasu napisania eseju, czyli 75 lat temu– S.O.) Uzdolnienia takie na pewno nie sprzyjają długowieczności. Nawet mnie, który ich tylko słuchałem w milczeniu, nie wyszło to na dobre. Tymczasem jest jasne, że dyscyplina i cierpliwość dziś nie wystarczy. Jeżeli Europa, zrujnowana tylu szaleństwami, ma uniknąć zagłady, mieszkańcy jej muszą nauczyć się lepiej przewidywać skutki swych czynów i nie mogą więcej lekceważyć tych, kto to potrafi. Dla starszych jest to już prawie obojętne. Myślę tu o młodych, mających całe życie przed sobą.
Kto z nich zechce ubrać płaszcz, o którym Kassandra mówi do Apollona: „W tym płaszczu proroka wystawiłeś mnie na pośmiewisko swoich wrogów“.
O autorze: stan orda
lecturi te salutamus
========================================
18 komentarzy
Pokutujący łotr 27 marca 2024 godz. 22:04
Stary mason, ponury wolterianin Jerzy Stempowski, na którego grobie na Powązkach nie ma krzyża. Syn Stanisława, wielkiego mistrza Loży Narodowej Polski i ministra rolnictwa Ukraińskiej Republiki Ludowej u Szymona Petlury, wieloletniego prezesa Towarzystwa Polsko-Ukraińskiego
================================
W oryginale ważna, świetna DYSKUSJA o masonach i Prawdzie, a także prawdzie cząstkowej . Tym, którzy dotarli do tego miejsca, gorąco polecam. Mirosław Dakowski
Drodzy czytelnicy, tematem przewodnim obecnego numeru dwumiesięcznika „Zawsze Wierni” jest, podobnie jak ostatnio, kwestia należąca niewątpliwie do kanonu problemów poruszanych przez prawdziwie katolicką prasę – tym razem jest to masoneria.
Należy przy tym zauważyć, że w kwestii wolnomularstwa mamy do czynienia z wyraźnym paradoksem. Z jednej strony temat ten jest niesłychanie znany i popularny, zwłaszcza jeśli chodzi o szczegóły dotyczące rozmaitych „list masonów”, tajemnych obrządków czy innych tego typu – zresztą niemal niemożliwych do dokładnej weryfikacji – ciekawostek i sensacji. Z drugiej strony wybrany temat jest jednocześnie faktycznie niedoceniony, a to dlatego, że w codziennym życiu łatwo umyka nam realność masonerii i jej działań – to, że jej obliczona i rozplanowana na stulecia strategia rozkładu katolickiego świata okazała się wyjątkowo efektywna. Wszystko to pozostaje dla nas często niewidoczne, a przez to nieuświadomione, ponieważ większość z nas nigdy nie widziała (i zapewne nigdy nie zobaczy w przyszłości) ani jednej świątyni masońskiej, ani też nawet nie spotkała się z kimś, kto by się wprost przyznał do działania na rzecz omawianej organizacji.
Wystarczy jednak – nawet tylko pobieżnie – zacząć na chłodno analizować umysłem (dodajmy: dobrze wykształconym, czyli ukształtowanym!) otaczającą nas rzeczywistość, by przekonać się o tym, jak wiele z zasad „oczywistych” dla dzisiejszego mieszkańca naszego (rzekomo katolickiego) kraju zostało wtłoczonych w świadomość społeczną właśnie przez masonerię. Jest to uderzające, jeśli tylko rozpatrzy się kwestie tak istotne jak: religia (ekumenizm, wolność religijna, kolegializm), polityka (demokratyzm, etatyzm), społeczeństwo (humanizm, równość, prawa człowieka, pacyfizm), ekonomia (socjalizm, „kapitalizm” wielkich korporacji i banków), nauka (technokratyzm), rodzina (feminizm).
Mamy zatem do czynienia z pewnego rodzaju dysonansem poznawczym: oto wolnomularstwo jawi nam się jednocześnie jako coś egzotycznego, lecz także – poprzez skutki swoich działań – coś jak najbardziej realnego. Warto zauważyć, że taki stan rzeczy tylko ułatwia działania wymierzone w katolicki porządek, gdyż każdemu, kto tylko nieco głębiej próbuje badać tajemnice owej organizacji, można łatwo przypiąć łatkę „szura” czy „oszołoma” walczącego z urojonym wrogiem, z czymś, czego nie widać, co przecież od dawna już nie odgrywa istotnej roli…
Jednak ów – odbierający nam intelektualny komfort – dysonans znika, kiedy tylko sięgniemy po metodę właściwą realistycznej filozofii: gdy próbujemy wyjaśnić otaczającą nas rzeczywistość poprzez odwołanie się do przyczyn, które ją wywołały; ponieważ każdy skutek odnosi nas do właściwej sobie, powodującej go przyczyny.
W badaniu tego typu zjawisk najważniejsze wcale nie jest znalezienie winnego, zrzucanie odpowiedzialności za stan dzisiejszego świata i Kościoła na klikę ludzi oddanych demonicznej idei buntu wobec Stwórcy… Nie – w pierwszej kolejności chodzi tu o ciągłe uświadamianie katolików, że przyszło nam żyć w świecie mocno zakażonym obcymi nam ideami. Ideami niedającymi się pogodzić z objawioną przez Boga prawdą, a nawet stojącymi w jawnej sprzeczności z pochodzącą od Stwórcy naturą rzeczy.
Oznacza to, że my, katolicy Tradycji, mimo wyjątkowo pożądanego realistycznego, zdroworozsądkowego podejścia do życia i świata, musimy być w istocie bardzo czujni, a przez to zdolni do skutecznego odsiewania ziarna od plew. Aby to było jednak możliwe, potrzebne jest systematyczne i dogłębne dokształcanie się w omawianej tematyce. Stąd też pomysł na obecny numer naszego czasopisma.
Niech nam w tym towarzyszy i dopomaga Najświętsza Maryja Panna, Ta, która zdeptała – i wciąż nieustannie depcze – głowę piekielnego węża, pierwszego rewolucjonisty i najwyższego przełożonego nad wszystkimi masońskimi sektami.
1. “Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.”
[Prof. P. Wieczorkiewicz]
2. „Nie uwzględniając działań i wpływu tajnych związków, można być może, zrozumieć historię dynastii i rządów, ale nie historię ludów, z towarzyszącymi jej wielkimi przeobrażeniami dziejowymi, które urzędowa historia kładzie zwyczajnie na karb jakiegoś nieokreślonego fermentu.”
[Z. Balicki]
Znakomity, inspirujący kompleksowy tekst Adama Doboszyńskiego na temat rzadko poruszany a po II wojnie prawie że zamilczany. Rzeczy zamilczane znikają z horyzontu dysputy społecznej ale nie nikną z realności, tyle że jeszcze silniej tę ralność modelują. Kto nie rozumie “szaleństwa” ścieżki, którą obrał od paru lat świat (plandemia, Wielki Reset, klimatyzm zabójczy dla Europy, ekspansja dewiacji z pórkami w sempiternach) musi z namysłem przeczytać poniższy tekst. To co się dzieje to nie jest szaleństwo, to jest m e t o d a. To nie jest bezhołowie – to ściśle określone grupy, choć skryte w półcieniu niczym w półświatku.
Fragmenty książki Adama Doboszyńskiego pt. Konspiracje
Z góry jedno zastrzeżenie: mówić będę o konspiracji dobrowolnej, stosowanej w warunkach, w których krycie się nie stanowi konieczności, jak w wypadku np. spisku, lecz jest formą organizacyjną obraną świadomie ze względu na wrodzoną ludziom skłonność do otaczania się atmosferą tajemniczości. Spiski, sprzysiężenia, konspiracje zawiązywane celem obalenia władzy, względnie przeprowadzenia jakiejś akcji wbrew woli czynników rządzących, zawsze na świecie były i będą; bywają w życiu często sytuacje, w których tajemnica stanowi nieodzowny warunek działania. Konspiracje tego rodzaju mogą być etycznie dodatnie lub ujemne, zależnie od celu, który sobie stawiają. Spisek zawiązany celem obalenia wybitnie krzywdzącej władzy należy nieraz oceniać bardzo wysoko pod względem moralnym.
Tego rodzaju spiski stanowią jeden z ustrojowych wentylów bezpieczeństwa; dają one ludziom możliwość działania, wprawdzie pozalegalną, ale tym nie mniej w niektórych wypadkach nieodzowną.
Przeciwieństwem sprzysiężenia, w którym tajemnica stanowi warunek życia i śmierci, jest konspiracja dobrowolna (którą w dalszych mych rozważaniach nazywać będę krótko konspiracją). Przykład: Francja; w której wszystkie sprężyny władzy, a przede wszystkim policja (słynna Sûreté Générale) i administracja polityczna, są w stu procentach oddane masonerii, zachowuje konspiracje nadal jako bazę ustroju. To samo Anglia, w której Wielkim Mistrzem masonerii jest zawsze członek rodziny królewskiej , a do loży należy każdy prawie sklepikarz i podoficer. Konspiracja wydaje się tu chyba zbyteczna, a jednak podniesiona jest do godności niewzruszalnej zasady. To samo w Stanach Zjednoczonych” itd. Jeśli chodzi np. o polskie stosunki, to nie tylko tzw. Obóz Niepodległościowy zachował po odzyskaniu niepodległości swą strukturę konspiracyjną (co jest zrozumiałe ze względu na silne kontakty tego obozu z masonerią), ale tą samą drogą poszła również Liga Narodowa , której działalność nastawiona była zdecydowanie antymasońsko. Jak wiadomo Liga Narodowa była organizacją tajną; jej jawną ekspozyturą była przed Wielką Wojną i w czasie tej wojny Narodowa Demokracja. Rzecz zrozumiała, że póki Polska nie odzyskała Niepodległości, Liga Narodowa działać musiała tajnie. Ale powstała Polska, Liga Narodowa wyłoniła jawny Związek Ludowo-Narodowy, który przeprowadził ponad stu posłów do Sejmu. Zdawałoby się, że tajna organizacja stała się już zbyteczna i powinna się była zaraz rozwiązać. Tymczasem rozwiązała się dopiero w r. 1928! Aż do tego czasu decyzja utrzymała się po staremu przy konspiracyjnej Lidze, a Związek] Ludowo – Narodowy trwał w roli jawnej fasady maskującej kulisy konspiracyjne.
O tym typie konspiracji dobrowolnej, nie narzuconej żadną zewnętrzną koniecznością, obecnie pomówimy.
Konspiracja jako problem etyczny
Czy konspiracja ma jakiś związek z etyką?
Rozpatrzmy sprawę na chłopski rozum. Przeciętny człowiek należący do konspiracji jest uwikłany stale w sieci kłamstw. Opowiada żonie, że był na brydżu — a był w loży. Głosi jakiś pogląd jako własny — a kazano mu go głosić. Popierając jakiegoś człowieka twierdzi, że czyni to dla jego zdolności — w rzeczywistości popiera go jako „brata”. Kłamstwo jest niewątpliwie grzechem
— członek konspiracji zupełnie na ten grzech tępieje. Rychło i ósme przykazanie traci u niego walor, podporządkowuje się zleceniom konspiracji. Szczerość, otwartość, prawdomówność — to cechy prawdziwie męskie, cenione wysoko w ciągu tysiącleci. Co więcej — są to niewątpliwie cnoty. Z cnót tych konspirator rezygnuje. Wręcz przeciwnie wytwarza się u niego z biegiem czasu, poprzez ciągłe drobne kłamstewka i wybiegi, obłuda. Każdy konspirator jest obłudnikiem. Nie uważam bynajmniej za przypadkowy zbieg okoliczności faktu, że obłuda uważana jest przez cały świat za typową cechę anglosaską. To nie przypadek. Przecież to społeczeństwa anglosaskie wykształciły nowoczesny system masoński, i u nich doszedł ten system do największej potęgi. Anglik — z warstw wykształconych — od dwustu lat żyje w konspiracji. To niewątpliwie
— obok purytanizmu — źródło jego obłudy.
A więc konspiracja jest źródłem stałych potknięć przeciw prawdzie. Niejeden zauważy, że to raczej grzeszki niż grzechy. Możliwe. Ale konspiracja ma drugą, znacznie poważniejszą wadę. Wytwarza mroki, w których mogą się lęgnąć już nie tylko grzechy, ale nawet zbrodnie. Jeśli uprzejmy gospodarz zostawi obok sali balowej kilka gościnnych pokoi otwartych, lecz nieoświetlonych, skutki nie dadzą długo na siebie czekać . Konspiracja stwarza sposobność do korzystania z mroku, i człowiek nie byłby człowiekiem, gdyby się nie rzucał na taką okazję. Konspiracja staje się w tych warunkach pułapką na słabe charaktery. Niejeden grzech, niejedna zbrodnia, które w świetle dziennym nie byłyby doszły do skutku, dojrzewają w mroku.
Ale konspiracja jest przede wszystkim czymś jeszcze innym. Jest namiętnością. Tragicy greccy, i ich naśladowcy w późniejszych wiekach, wprowadzili do literatury pewną ilość zasadniczych namiętności ludzkich: miłość, zazdrość, chciwość, fanatyzm polityczny i religijny, mściwość, ambicję, potrzebę poświęcenia się dla innych i sadyzm, hedonizm i ascetyzm, żądzę sławy i żądzę krwi. Wprowadzili również na deski teatru typ konspiratora, który przychodzi w czarnej masce na zebranie spiskowców i rzuca losy o to, czyj sztylet zgładzi tyrana. Banalny to typ, którego wstydzi się szanujący się autor współczesny. Ale typ konspiratora nowoczesnego, konspirującego z namiętności do tajnego działania, czeka jeszcze na swego Szekspira. Może dlatego nie znalazł się jeszcze w literaturze, że mówić o nim nie jest bezpiecznie, a dyrektorzy teatrów i wydawcy nie są bohaterami. Może i dlatego, że dopiero jego tak szerokie rozpowszechnienie w naszej epoce daje dostateczny materiał do jego obserwacji, do uchwycenia jego cech istotnych, jego profilu i klimatu.
Pociąg do konspiracji stanowi niewątpliwie jedną z zasadniczych namiętności człowieka. Wchodzącego w życie chłopca czekają różne silne emocje: pierwszy papieros, pierwszy kieliszek, pierwszy pocałunek, pierwsza mowa — ale i pierwsze zebranie konspiracyjne. Spróbuj, czytelniku, zebrać kilkunastu jałowych „szarych ludzi” i nakłonić ich, by się schodzili raz czy dwa razy w miesiącu i pletli trzy po trzy. Przyjdą raz i drugi, ale rychło im się to znudzi: Zrób żywcem to samo, ale zwiąż ich węzłem konspiracji, przysięgą i tajemnicą. Będą ci przychodzili latami całymi, i będziesz mógł obserwować zachodzące w nich przemiany. Konspiracja stanie się nieodzowną koniecznością ich życia, jak opium czy morfina, jak dobrze dopasowana kobieta, jak tytoń dla palacza, jak wódka dla alkoholika. Oczywiście, że niejeden będzie szukał w konspiracji możności do ukrycia swych brudnych zamierzeń i brudnych postępków, będzie szukał protekcji i kariery. Od takich ludzi roi się w masonerii . Ale jest dużym błędem przypuszczenie, że są tam tylko tacy. Główny trzon konspiratorów stanowią niewątpliwie ci, którzy w ten sposób dają folgę wrodzonej im namiętności do konspirowania. Jest wśród nich wielu takich, którzy by się tej namiętności oparli, gdyby im kto wytłumaczył jej szkodliwość. Lecz nikt im tego nie tłumaczy. Ludzie wierzący dostosowaliby się do wskazań Kościoła. Lecz Kościół nie tylko że w tej sprawie milczy, ale sami księża tworzą konspiracje i wiernych do nich kierują8. Przeto nic nie stoi na przeszkodzie, by konspirator z upodobania nie hołdował swej skłonności. Bez przesady można powiedzieć, że dla milionów ludzi życie pozbawione konspiracji straciłoby na zainteresowaniu. Jedni czują się dobrze z wędką nad rzeką, inni w kawiarni, inni w domu publicznym. Konspirator potrzebuje dokoła siebie atmosfery tajemniczości, choćby konspiracji do żadnych celów nie potrzebował i żadnych korzyści z niej nie ciągnął.
Takich bezinteresownych konspiratorów jest sporo. Wśród nich wyodrębnia się grupa ludzi, dla których konspiracja staje się z biegiem lat czymś więcej niż narkotykiem, którzy zaczynają wkładać w nią nie tylko upodobania, ale i umiłowanie, a w końcu całą duszę. Od konspiracji krok tylko jeden do mistyki, związanej zawsze z elementem tajemniczości. A mistyka sprowadza nas już w kompleksy psychologiczne, w których z tajemnicą łączy się wiara. Toteż nie zdziwi nikogo, rozumiejącego wewnętrzny mechanizm człowieka, fakt, że każdy żarliwy konspirator nabiera z biegiem lat cech mistyczno-religijnych. Sto razy już to powiedziano i napisano, że masoneria jest religią. Konspirator nie może być katolikiem takim samym, jak katolicy nie należący do konspiracji9. Przypuśćmy nawet, że byłby to członek loży pro-katolickiej. W praktyce zdarza się to rzadko. Ale przypuśćmy, że w pewnej epoce stałoby się to nawet regułą: Jeśli ten człowiek będzie dobrym konspiratorem, jeśli całą duszą da się ponieść konspiracyjnej mistyce, katolicyzm jego będzie na pewno daleki od ortodoksji.
I tu wyłania się pytanie: czy jakakolwiek działalność konspiracyjna, choćby jak najdalsza od masonerii, da się pogodzić z katolicyzmem?
Oto pytanie naszej epoki.
Konspiracja a katolicyzm
Trudny to temat. Trzeba by do niego wielkiego teologa i ogromnej erudycji Trzeba by prześledzić element tajemniczości w historii wierzeń religijnych, poprzez misteria eleuzyjskie i kult Mitry, którego wierni utworzyli w II. i III. wieku po Chrystusie coś w rodzaju masonerii rządzącej imperium rzymskim. Niewątpliwie miała większość religii — a może wszystkie poza chrześcijań¬stwem — swe zakamarki tajemnicze. Falliczne pierwiastki, tak częste w religiach starożytności, łączyły się z zasady z elementem konspiracji. Nie wątpię, że z biegiem czasu nauka, wyzwoliwszy się z dzisiejszej kurateli masońskiej, rzeczy te przestudiuje i opisze. Dojdziemy wtedy zapewne do wniosku, że konspiracja zdarzała się we wszystkich epokach i u wszystkich ras. Dowiemy się ciekawych rzeczy o przemożnej roli konspiracji u wszystkich szczepów murzyńskich, u Chińczyków, u ludów Ameryki sprzed Kolumba, u mieszkań¬ców Australii i Polinezji. Dowiemy się zapewne, że konspiracja nie jest dowodem kultury, ale prymitywizmu, może nawet zacofania’”. Uwypukli się wówczas niesłychana predylekcja narodu żydowskiego do wszelkich form konspiracji . Stanie się jasne, dlaczego wbrew prawom tego świata jeden jedyny naród żydowski potrafił zachować w rozproszeniu swą więź i swą odrębność narodową. Uwypukli się żydowski geniusz do konspiracji. Ale okaże się przede wszystkim, że w świat starożytny, przetkany tysiącem wierzeń i związanych z nimi konspiracji, wkroczył chrystianizm jako pierwsza może religia, stawiająca na ołtarzu tajemnice, ale wykluczająca ze swych obrzędów tajemniczość. I jeśli będziemy obserwować w ciągu wieków zmagania chrystianizmu z podmywającymi go wciąż falami herezji, judaizmu i odszczepieństwa, to będziemy u wszystkich wrogów katolicyzmu niezmiennie widzieli element konspiracji, aż ujrzymy wreszcie w czasach nowych jak największa schizma, protestantyzm, wyda największą konspirację — masonerię.
Nie tylko wyda, ale się z nią zidentyfikuje do tego stopnia, że kraje protestanckie, będące kolebką masonerii (Anglia, Holandia, Szwajcaria, Niemcy) zdają się już dzisiaj przekształcać swój zniekształcony chrystianizm w zupełnie nową religię — w deizm masoński14. W Anglii można tę ewolucję uważać za fakt już dokonany, choć nie nazwany jeszcze po imieniu. Piewca tego wyznania — Rudyard Kipling — doskonale uwydatnił cechy mistyczno-religijne masonerii angielskiej, będącej przy tym doskonałym narzędziem nie tylko do trzymania w kupie imperium, ale i do tworzenia „Anglików kolorowych”. Odpowiednikiem Galla czy Syryjczyka, obdarzonego zaszczytnym tytułem civis romanus, jest Hindus lub Malajczyk przyjmowany do loży brytyjskiej. Daleko idący upadek protestantyzmu w Anglii jest jasny dla każdego uważnego obserwatora. Ale gmach oficjalny protestantyzmu stoi silnie, dzięki intymnemu związaniu się z masonerią i z niesłabnącą siłą odpiera ponawiane od stu lat (kard. Maning, kard. Newman) ataki katolicyzmu. Nie odważyłbym się prorokować rychłego triumfu katolicyzmu w Anglii. Na miejsce protestantyzmu weszła tam już masoneria jako religia. Ewolucja ta będzie się zapewne rozwijała dalej. Może Kościół katolicki potrafi jej zadać cios śmiertelny. A może za tysiąc lat historycy będą konstatowali wytworzenie się w Anglii pod koniec drugiego tysiąclecia po Chrystusie nowego systemu moralno-religijnego, pośredniego między chrystianizmem a judaizmem, czegoś analogicznego do Konfucjanizmu, którego cechą fundamentalną będzie konspiracja.
Religia ta przeciwstawia się już dziś religii katolickiej, której zasadniczą cechą są tajemnice wiary przy jawności obrzędów.
Istota masonerii
W tym miejscu musimy zrobić pewną dygresję i zastanowić się nad pytaniem, po czym poznajemy, czy dana konspiracja ma charakter masoński? Jakie są cechy charakterystyczne masonerii? Jakie są znaki rozpoznawcze takiej konspiracji, do której pasuje etykieta „masonerii”?
Utarło się, że znakami takimi są: wrogi stosunek do katolicyzmu, kierownic¬two żydowskie i działanie zbieżne z interesem Żydów, organizacja lożowa i tradycyjny rytuał.
Wszelkie bardziej precyzyjne lub dalej idące definicje rozbijają się o to, że wśród rozlicznych form masonerii znajdzie się zawsze ta lub owa, do której dana definicja nie pasuje. A nawet i wyżej wymienione bardzo ogólnikowe znaki rozpoznawcze w praktyce nieraz zawodzą. Np. szeroko rozpowszechnione zdanie, że Żydzi kierują15 masonerią, budzi w każdym Angliku uśmiech politowania. Znając dumę Anglików nie można wątpić, że przemożny (nie¬wątpliwie) wpływ Żydów na politykę angielską nie odbywa się w tej prymitywnej formie, by w najwyższym stopniu hierarchii masońskiej po prostu komenderowali Żydzi. Wpływ żydowski zaznacza się w sposób o wiele subtelniejszy, zapewne przez to, że w kierujących ośrodkach znajdują się jednostki żydowskie, górujące nad swymi aryjskimi kolegami rasowymi zdolnościami do konspiracyjnego działania, jak również tym, że otrzymują instrukcje z zewnątrz i skutkiem tego konsekwentnie dążą w pewnym kierunku, zbieżnym z interesem narodowym żydowskim. To samo można powiedzieć i o lożach staropruskich, silnie wprawdzie zażydzonych, ale kierowanych przez Żydów tylko bardzo pośrednio, i wyłamujących się nieraz spod ich wpływu, jak to się stało np. wtedy, gdy loże te zdecydowały się poprzeć Hitlera.
Podobnie ostrożnie należy rozumować gdy się chce wnioskować o stosunku pewnej konspiracji do masonerii na podstawie jej stosunku do religii. Twierdzenie, że masoneria zwalcza katolicyzm, rzadko daje praktyczne kryteria rozpoznawcze. Mówiąc z grubsza, Wielki Wschód i afiliowane do niego loże reprezentują ateizm, loże anglosaskie deizm. Stąd krok już tylko do masonów-praktykujących katolików, których sporą ilość obserwujemy w Polsce. Jest między nimi niewątpliwie część, która robi to cynicznie, ale są również i ludzie, którzy rozgrzeszają się na tym punkcie sami od bulli papieskich, grożących ekskomuniką za przynależność do masonerii, i szczerze łączą w sobie tak sprzeczne pojęcia jak katolicyzm i masoneria. Pamiętając o tym, do jakich wewnętrznych kompromisów zdolna jest natura ludzka, musimy się więc liczyć i z tym, że nawet kryterium działalności antykatolickiej, o ile je stosować powierzchownie, również nieraz w praktyce zawodzi i nie pozwala zdemaskować masońskiego charakteru danej konspiracji.
Podobnie możemy zejść na manowce, o ile pojęcie masonerii łączymy z pojęciem „loży”. System lożowy, wraz z przynależną do niego obrzędowością nie stanowi bynajmniej nieodzownego atrybutu wszelkiej masonerii. System lożowy, to forma konspiracji powiedziałbym burżuazyjna, dobra tam, gdzie masoneria nie potrzebuje się kryć i opiera się na warstwach zamożnych. Ale obok systemu lożowego istnieją o wiele poufniejsze formy konspiracji, o obrzędowości mocno uproszczonej, lub w ogóle tej obrzędowości pozbawione. W szczególności odnosi się to do wyższych stopni masońskich. Poza tym istnieją przeróżne formy poufnych organizacji operujących „na przedpolu” masonerii, mających na celu ułatwiać kierowanie społeczeństwem, a zarazem przygotowywać narybek masoński. W takich poufnych ugrupowaniach kryteria antykatolickie i prożydowskie ustępują nieraz miejsca pozornym tendencjom wprost nawet przeciwnym. Wytyczenie granicy między konspiracją „masońską” a niemasońską jest niesłychanie trudne i w praktyce życia całkowicie zawodne.
Jedyną cechą niezmienną wszystkich masońskich form organizacyjnych jest ich konspiracyjność. Jak napisał trafnie Bernard Fay „masoneria, pogardzająca dogmatami, niezależna od królów i religii, lecz spowita w swój sekret, który ją opromienia jak aureola, z najwyższą zręcznością w miejsce tajemnicy Bóstwa ustanawia bóstwo Tajemnicy”.
Tajemnica podniesiona do godności bóstwa — oto istotna cecha rozpoznawcza masonerii. Wszelka konspiracja, bez względu na jej cele i założenia, przygotowuje wyznawców bóstwa Tajemnicy.
Wnioski
Nie wątpię, że epoka nasza otrzyma kiedyś w historii miano „epoki konspiracji”. Niemało się napocą uczeni, zanim oczyszczą dzieje naszych czasów z naiwnych bajeczek i dojdą da tego, jak się to działo naprawdę — za kulisami. Ich punktem wyjścia będzie niewątpliwy fakt, że w roku, powiedzmy, 1920 cała ludzkość kierowana była metodą konspiracji, nawet Japonia, nawet Sowiety . Pierwszą reakcją antykonspiracyjną był faszyzm, którego program, słabo sprecyzowany jeszcze w epoce marszu na Rzym, miał jeden tylko wyraźny punkt: walkę z masonerią. Punkt ten został wykonany, Wielka Loża włoska rezyduje od r. 1922 w Londynie. O wiele mętniej przedstawia się sprawa z antykonspiracyjnąpostawąhitleryzmu, skoro mimo głoszonych haseł antymasońskich jeszcze w trzecim i czwartym roku rządów Hitlera czytaliśmy o roz-wiązywaniu lóż w III—ej Rzeszy, i nigdy nie dodano, że rozwiązana loża była ostatnią . Pokrywa się to z poglądem, że jeśli nie genezy hitleryzmu, to w każdym razie inicjatorów dopuszczenia go do władzy należy szukać w staro- pruskich lożach junkierskich, które, jak się zdaje, istnieją dalej i potrafiły nawet narzucić Hitlerowi walkę z katolicyzmem, stanowiącą przecież główny postulat każdego masona . Zabójstwo Róhma i tow. miało również typowe cechy zniszczenia konspiracji. Porównując dzieje faszyzmu i hitleryzmu spostrzegamy od razu zasadniczą różnicę, dzielącą naród katolicki — a więc z natury antykonspiracyjny — od narodu protestanckiego, współtwórcy nowożytnych form masońskich. Ten trójlistek koniczyny — protestantyzm-antykatolicyzm-masoneria, wydaje się nierozdzielny, i dlatego to, co tak stosunkowo łatwo udało się Mussoliniemu, wydaje się zadaniem ponad siły narodu niemieckiego.
I tu wracamy do postawionego uprzednio pytania: czy konspiracja niema- sońska da się pogodzić z katolicyzmem? Albo, mówiąc inaczej, czy konspiracja może być w ogóle pozbawiona cech masońskich?
Z tego, co powiedzieliśmy dotychczas, wypływa podwójna odpowiedź:
1) najistotniejszą cechą wszelkiej masonerii jest konspiracja;
2) konspirowanie wyzwala mistykę, współzawodniczącą w duszy katolika z religią, przeto każda konspiracja stanowi przygotowanie do masonerii.
Wniosek: udział we wszelkiej konspiracji jest zasadniczo sprzeczny z obowiązkami katolika.
W tym wniosku leży niewątpliwie jeden z kluczy do zrozumienia naszych czasów. Przyjęcie zasady, że bez konspiracji nie może się obyć żadna działalność organizacyjna — prowadzi automatycznie do zmasonizowania społeczeństwa. Wszelka konspiracja, to swoista masoneria. Nie róbmy kierownikom świata masońskiego przyjemności, wdając się w pożądane przez nich rozważania na temat różnych odłamów masonerii, ich mniejszego lub większego zażydzenia, mniejszej lub większej pointy antykatolickiej. Każdy praktyczny polityk staje co chwila wobec dylematu: czy ta lub owa konspiracja jest rzeczywiście antymasońska, czy też z ukrycia jest kierowana przez masonerię? Odpowiedź bywa niezmienna: Jeśli nawet jakaś konspiracja jest szczerze antymasońska, to jednak wychowując ludzi przy pomocy metod konspiracyjnych przygotowuje grunt pod masonerię.
Nie ma pod tym względem bardziej pouczających dziejów, niż historia Ligi Narodowej w Polsce. Od lat trzydziestu, regularnie co kilka lat, odłamuje się jakiś fragment od konspiracji narodowych i rzuca się w objęcia masonerii. Tragiczny błąd, polegający na tym, że Obóz Wielkiej Polski (tak już manifestacyjnie antymasoński) utworzono również według tego samego szablonu konspiracyjnego, doprowadził do utraty większości przywódców tej organizacji na rzecz kół obracających się w orbicie wpływów masońskich. Trudno o lepszy przykład, jak dalece forma organizacji łączy się z treścią ideową29. Organizacje oparte na kośćcu konspiracyjnym będą stale wychowywały przyszłych masonów, choćby akcentowały Bóg wie jak silnie hasła katolickie i antymasońskie.
Demoralizujące skutki konspiracji wezmą zawsze górę nad najbardziej nawet wzniosłą ideologią.
Luka w nauczaniu Kościoła
Niestety nie zrozumiał tego jeszcze —jak się zdaje — Kościół katolicki, i przez najtrudniejszy okres swego istnienia, od XV po XIX wiek, tolerował w świecie swych wyznawców istnienie konspiracji, które miały się stać dźwignią Kościoła, a na skutek zawartej w nich contradictio in adiecto — konspiracji jako narzędzi prawdy i światła — przyniosły bodajże więcej szkody niż pożytku, mimo olbrzymich zasług indywidualnych i najlepszych chęci ich uczestników. W szczególności zasadniczym błędem taktycznym wydaje się oparcie życia katolickiego w Anglii i Stanach Zjednoczonych] na „masonerii katolickiej”. Są to niewątpliwie pewne ustępstwa, na które poszedł Kościół, podobne do ustępstwa w sprawie pobierania odsetek, o czym pisałem w mej „Gospodarce Narodowej”. Jestem głęboko przekonany, że włączenie przez Kościół do swego nauczania zasady, iż konspiracja jako stała forma organizacyjna (a nie dla celów ściśle doraźnych) jest sprzeczna z etyką katolicką, stałoby się początkiem wielkiej akcji, z której masoneria wyszłaby ostatecznie pokonana. Przeprowadzenie tej zasady w Polsce pozwoliłoby nam przełamać wreszcie ten zaczarowany krąg, w którym bezwładnie kręcą się czynniki katolickie i narodowe, oddając masonerii co chwila wartościowe jednostki, wychowane w tych konspiracjach, które, mając być sztabami akcji antymasońskiej, są w rzeczywistości przedsionkami Świątyni Hirama, przedszkolami dla przyszłych „dzieci Wdowy”.
Fragment z rozdziału „Katolicka koncepcja ustroju”
Zasada ustroju bez konspiracji nie znalazła do tej pory uwzględnienia w nauce Kościoła. Znajdzie się wielu sceptyków, którzy wysnują stąd wniosek, że Kościół nie zdecyduje się nigdy na wysunięcie takiej zasady. Nie podzielam tego zdania, lecz rozumiem, że będzie jeszcze trzeba pewnego czasu przygotowawczej pracy myśli, nim Kościół zdecyduje się poprzeć tę zasadę całą powagą swego autorytetu. Podobnie było z zasadami społecznymi, sformułowanymi w Encyklice „Rerum Novarum”, których ogłoszenie poprzedziło kilkadziesiąt lat solidnej pracy intelektualnej myślicieli katolickich.
Mam tu na myśli konspiracje humanistów w wieku XV i XVI, konspirację kierowaną przez Tow. Jezusowe, „Rycerzy Kolumba” itp.
Konspiracja jako narzędzie selekcji
We wszystkich społeczeństwach, w których u podstawy wszelkich zbiorowych poczynań leżą konspiracje (jak np. w Polsce do ostatnich czasów), awans społeczny prowadzi z konieczności poprzez konspirację.
Przez to sito przedostają się w górę:
1) urodzeni konspiratorzy, 2) karierowicze i hochsztaplerzy,
3) ludzie mniej podatni do konspiracji, którzy się jednak do niej naginają inaczej mówiąc, którzy pozwalają konspiracji przerobić się na jej kopyto.
Sito eliminuje najwartościowsze jednostki, nie chcące iść na kompromis ze swym sumieniem.
Tak zrekrutowana elita wyciska na życiu społecznym specyficzne piętno. Przede wszystkim narzuca swe obyczaje organizacyjne. W społeczeństwach antykatolickich, gdzie wszystkie konspiracje są jednokierunkowe, łączą się one rychło w jeden schemat, co ułatwia zadanie rządzących. Natomiast w społeczeństwie katolickim, istnienie równoległe konspiracji prokatolickich i antykatolickich oraz form pośrednich prowadzi do praktycznego uniemożliwienia konsolidacji całego Narodu, do rozbicia go na kliki i mafie, do wytworzenia nieprzebytych zapór (pod postacią przysiąg i tajemnic) między ludźmi, którzy skądinąd mogliby się łatwo z sobą porozumieć. Pisząc te słowa miałem lat trzydzieści trzy, a zdążyłem już stracić szereg kolegów i przyjaciół przez to, że z chwilą ich wstąpienia do takiej czy innej konspiracji z naszych stosunków wzajemnych znikała od razu nuta szczerości, bez której nie ma mowy o prawdziwej przyjaźni i owocnej współpracy. Jeśli mimo szybkiego rozszerzania się idei narodowej w Polsce rozbicie Narodu nie maleje, to zawdzięczamy to tej uranii konspiracyjnej, skutkiem której przypominamy Czerwonoskórych tropiących się nawzajem na ścieżce wojennej i polujących — w żydowskim interesie — na skalpy swych najbliższych.
Drugi skutek tej selekcji konspiracyjnej, to sztuczny rozdźwięk między elitą narodu a głębiej pojętym katolicyzmem, i chroniczna niemożność wyprowadzenia katolicyzmu w życie społeczne i gospodarcze poza tradycyjną ambonę. Człowiek, który uformował się w łonie konspiracji i przez jej sito przedostał się do hierarchii rządzącej, nie nadaje się na lidera katolickiego społeczeństwa, choćby był nawet żarliwym katolikiem. Jest spaczony, instynkty jego grają inaczej, zawodzi intuicja. Społeczeństwo kierowane przez takich ludzi nie znajdzie w sobie siły do oporu przeciw ukrytym siłom, podgryzającym jego korzenie.
Owocem konspiracyjnej selekcji jest osobliwy typ działacza społecznego, którego zasługi są niewidoczne dla ogółu, który może kroczyć od gafy do niepowodzenia, od niepowodzenia do wpadki, od wpadki do skandalu, a mimo to awansuje: w hierarchii jawnej z tajnej, w nagrodę za ślepe wykonywanie poleceń otrzymywanych od nieznanych zwierzchników.
Jeśli widzimy kogoś, kto fatalnie nie dorasta do powierzonych mu funkcji, a mimo to wydaje się nieusuwalny ze stanowiska w oczywisty sposób przerastającego jego zdolności, to możemy być pewni, że jest to człowiek, którego talenty konspiracyjne równoważą jego ujawnione braki. W społeczeństwie opanowanym przez konspiracje odwraca się hierarchia zdolności: jawne uzdolnienia ważą mało wobec tajnych znakomitości:Zupełnie inni ludzie wybijają się, inne są kryteria zasługi u geniuszu. Możliwe, że za sto lat nasi prawnukowie dowiedzą się o rządzących światem w naszej epoce znakomitościach, nieznanych swym współczesnym nawet z nazwiska. Świat konspiracji ma swych wodzów i proroków, swych Mahometów i swych Napoleonów; oni to piszą naszą historię. Zbyteczne dodać, że historia ta pisze się na naszej skórze.
Jednorodność konspiracyjna
Istnienie i działalność konspiracji wyciska piętno na naszej epoce. Był moment (przed rewolucją faszystowską) kiedy dogmat tajnego organizowania ludzi, który uznaliśmy za istotę masonerii, zatriumfował już był na całej kuli ziemskiej. Wszelka zorganizowana działalność ludzka miała, bezpośrednio po Wielkiej Wojnie, swą podszewkę konspiracyjną. Dlatego nie ma bardziej uciesznej lektury, niż grube tomy, traktujące o ustrojach liberalno-parlamentarnych naszych czasów, w których słowo konspiracja nawet nie figuruje. Jest to zwykłe „bujanie gości”, sport, któremu oddaje się wielu mądrych ludzi, dla celów łatwo zrozumiałych. Jeśli ktoś zachwala czysty system parlamentarny w tej formie, w jakiej funkcjonuje np. jeszcze w Anglii, Francji, krajach skandynawskich itd., a nie dodaje, że system taki nie doprowadza automatycznie do rozbicia społeczeństwa tylko dzięki silnej podbudowie masońskiej — ten albo jest niezmiernie naiwny, albo świadomie wprowadza ludzi w błąd. Każda konstytucja tego typu, jak chociażby polska z roku 1921, ma tylko wówczas jakiś sens, jeśli założyć istnienie wspólnoty masońskiej, na której podłożu mogą się rozgrywać bezkarnie walki partyjne, przyjęte już niejako malum necessarium, ale jako alfa i omega ustroju.
W oparach frazeologii, przesłaniającej sprawy ustrojowe, można łatwo zbłądzić, o ile nie mieć stale na uwadze pewnych prawd zasadniczych. Do takich prawd należy zasada — komunał, że społeczeństwo oparte jest przede wszystkim na współdziałaniu. Rzecz prosta, że współdziałanie to nie powinno nabierać cech wzajemnej adoracji ani mechanicznego posłuchu, i z tego względu ścieranie się z sobą ludzi i opinii jest wskazane; lecz walka taka powinna przebiegać na podobieństwo fal, tworzących się jedynie na powierzchni morza, ale nie wprowadzających w ruch całej masy jego wód, jak się to na przykład dzieje, gdy zaczniemy huśtać wodę w miednicy, co może się rychło skończyć katastrofą — wylania tej wody. Walki ideowe w społeczeństwie nie mogą przekraczać granic takiej właśnie powierzchniowej fali na zasadniczym podłożu współdziałania, bo inaczej społeczeństwo po prostu się rozleci.
Rozumieją to społeczeństwa anglosaskie, Anglia i Stany Zjednoczone, oparte w zasadzie na dwupartyjnym parlamentaryzmie. System ten funkcjonuje (przynajmniej w Anglii) świetnie, lecz po prostu dlatego, że zarówno wszyscy Anglicy, jak wszyscy Amerykanie, są jednomyślni co do — powiedzmy 95% problemów życia zbiorowego, i jednomyślność ta wyraża się we wspólnym należeniu do masonerii ludzi obu partii. Dlatego jest typowo „żydowskim kawałem” przeciwstawianie społeczeństwa jawnie jednopartyjnego, ale za to bezmasońskiego (faszyzmu, hitleryzmu, bolszewizmu) — społeczeństwom jakoby wielopartyjnym, a w rzeczywistości również jednopartyjnym, tylko że tajnie. Fakt przynależności przywódców konserwatywnych i laburzystów do tej samej konspiracji umożliwia Anglikom rozgrywkę jawną o dzielące ich poglądy na sprawy podrzędnej wagi. Gdyby nie zasiadali przy sobie w loży, a jedynie tylko naprzeciw siebie w parlamencie, Połączone Królestwo (wzgl. Zjednoczone Stany) rozleciałyby się w szybkim czasie.
Stwierdzenie, że społeczeństwo nie może istnieć bez dużego stopnia jednorodności organizacyjnej i ideowej, odnosi się do wszystkich krajów i wszelkich epok. Np. Polska przedrozbiorowa. Jakże ciekawe śledzić żmudne wysiłki królów, dążących do „absolutum dominium”, od Zygmunta III po Augusta II; jak usiłują stale tworzyć swą partię i oprzeć się na niej, przeciw reszcie Narodu, i jak kończy się zawsze na tym, że w gruncie rzeczy i regaliści i rokoszanie, Żółkiewski i Zebrzydowski, Sobieski i Lubomirski zapatrują się jednakowo na konstytucję narodową i nie udaje się Narodu skłócić dalej w głąb poza różnice taktyczne i personalne. Jednorodność ówczesnego Narodu polskiego (tzn. szlachty) była rzeczywiście tak przemożna, że najdziksza swawola właściwie w niczym tej jednorodności nie osłabiała33. Dopiero gdy udało się tę jednorodność zerwać — a to przez zmasonizowanie części elity w epoce króla Stasia34 — Polska upadła. Ale o tym pomówmy w innym miejscu.
Nie ma nic ciekawszego, jak obserwacja niesłychanych perturbacji, jakie w społeczeństwach opartych na jednorodności masońskiej wprowadza zjawienie się jakiejś grupy anty masońskiej. Zdawałoby się, że to partia jak każda inna; tymczasem okazuje się, że można rządzić przy istnieniu dwudziestu innych partii (kontrolowanych przez masonerię) — a z tą jedną ani rusz. Nie ma spokoju, póki się jej albo nie usunie poza nawias ustroju, albo ona nie połknie całego społeczeństwa. Pierwszy wypadek usunięcia poza nawias ustroju przydarzył się we Francji Action Française [Akcja Francuska], w Belgii reksistom; natomiast faszyści i hitlerowcy połknęli całe społeczeństwo. Nawet bolszewicy mieli swój okres walki w ramach ustroju masońsko-parlamentarnego, w okresie marzec-listopad 1917, podobnie jak hitlerowcy przed rokiem 1933, jak faszyści przed marszem na Rzym; wszystkie te ruchy paraliżowały całkowicie funkcjonowanie systemu masońsko-parlamentarnego. We Francji tzw. prawica jest tak samo masońska jak i tzw. lewica, przeto ustrój funkcjonuje nieźle. Action Française nie mogła się w tym zaczarowanym kręgu pomieścić — ze swym antymasoństwem i nie umiejąc zwyciężyć musiała ustąpić.
Wielką jednorodność — tyle że nie ściśle masońską, lecz konspiracyjną — obserwujemy dziś w Polsce. Wszystkie bez wyjątku organizacje ideowo-polityczne oparte były u nas do niedawna na zrębie konspiracji35. Już w ostatnich klasach gimnazjalnych dostaje się przeciętny uczeń do konspiracji *’. W ramach konspiracji przechodzi studia wyższe, wchodzi do organizacji ideowo-politycznej partii czy kliki, i zostaje w niej do grobowej deski (awansując po drodze z niektórych konspiracji do oficjalnej masonerii). Działacz robotniczy czy rzemieślniczy; nawet lokalny lider chłopski ląduje rychło w konspiracji. Oczywiście stan to przejściowy; wprawdzie wspólność struktury konspiracyjnej całego życia w Polsce wytwarza pewien surogat jednorodności organizacyjnej, dostatecznie wiążący, by społeczeństwo się nie rozsypało, lecz w braku monoidei społeczeństwo nie może harmonijnie żyć.
Ten stopień jednorodności, który by pozwolił społeczeństwu normalnie funkcjonować, możemy — w teorii — osiągnąć na dwa sposoby: albo
1) wlewając w jednorodność konspiracyjną jednolitą odpowiadającą jej treść ideową mówiąc inaczej masonizując całe społeczeństwo; albo
2) stwarzając jednorodność antykonspiracyjną organizacyjnie i ideowo (patrz ustęp następny).
Stan obecny może trwać jeszcze długo (ze względu na swą — mimo wszystkich różnic ideowych — jednorodność konspiracyjną) i, o ile rzeczywiście dłużej potrwa, doprowadzi niechybnie Polskę do monoidei masońskiej. O ile natomiast któreś z większych działających u nas ugrupowań zdecyduje się stanąć na platformie antykonspiracyjnej, wówczas będzie musiała rychło zapaść decyzja, gdyż nastąpi stan niejednorodności, w którym Naród ani żyć, ani działać nie może.
Czym zastąpić konspiracje?
Czym zastąpić masonerię? Czym zastąpić konspiracje?
Chcąc odpowiedzieć na te pytania należałoby im poświęcić grubą książkę. Nie mogąc tego uczynić, muszę się ograniczyć do paru zdań, których celem będzie zorientowanie czytelnika, w jakim kierunku należy — moim zdaniem — szukać odpowiedzi.
Czym zastąpić masonerię? Oczywiście katolicyzmem. Masoneria jest religią (w której cieniu żeruje wielu karierowiczów, ale dzieje się to w cieniu każdej religii). Masoneria jest religią może być przeto zastąpiona tylko przez inną religię. W odwiecznej walce — masoneria contra katolicyzm, Izrael contra Rzym — decyzja musi zapaść na korzyść Rzymu.
Czym zastąpić konspiracje? Tu musimy rozróżnić dwoistą funkcję konspiracji: jako praktycznej metody organizowania ludzi, oraz jako dostarczycielki wzruszeń i dreszczów, swoistej mistyki. Jeśli chodzi o to pierwsze zadanie, to znam wielu ludzi, którzy uważają formy konspiracyjne za niezastąpione. Nie podzielam ich zdania: przecież Średniowiecze potrafiło dojść do swych wspaniałych wyników właśnie w ramach form organizacji jawnych. Natomiast nie ulega wątpliwości, że metody organizowania ludzi muszą być inne, jeśli ograniczamy się do form jawnych, niż przy użyciu form tajnych.
A więc, po pierwsze: organizacja bez podszewki konspiracyjnej musi być rządzona bardziej autorytatywnie , musi w niej panować większa dyscyplina, obyczaje muszą być mniej „parlamentarne”, głosowania mniej „mechaniczne” (patrz rozdział „Wola zbiorowa”). W niektórych wypadkach odda tu dobre usługi „Fuhrer-prinzip” (zasada przywództwa jednostkowego), w innych nieliczny, a silnie związany zespół kierowniczy.
Po drugie: koniec z tłumnymi organizacjami, które trzyma w ryzach zręcznie zarzucona „siatka” konspiracyjna. W jej braku należy liczniejsze organizacje rozczłonkowywać na mniejsze grupy i zespoły, budować piramidę tam, gdzie była dotąd „równa” masa, zastąpić konspirację nową i jawną hierarchią.
Po trzecie: organizator mający przed sobą zadanie zorganizowania pewnego odcinka społecznego (np. gminy, miasta, województwa) w formy jawne, powinien położyć wielki nacisk na dostosowanie swej organizacji do naturalnych linii podziału społecznego, a więc przede wszystkim do istniejących podziałów regionalnych i korporacyjnych. Sztucznie wycięty region potrzebuje kierownictwa konspiracyjnego; naturalnemu wystarczy hierarchia jawna. Niezmierną wagę ma organizacja korporatywna (patrz rozdział „Korporacjonizm”). W pewnej mierze można powiedzieć, że o ile w płaszczyźnie metafizycznej przeciwieństwem masonerii jest katolicyzm, to w płaszczyźnie organizacyjnej przeciwieństwem masonerii jest korporacjonizm. Nic dziwnego, że rozrost masonerii szedł w parze z zanikiem korporacji; vice versa, wzrost korporacji ułatwi wypieranie konspiracji.
Cenną bardzo formą organizacji „antykonspiracyjnej” jest ród (oparty na licznych rodzinach); w społeczeństwie katolickim musi się odrodzić znaczenie rodu, dając jednostce to oparcie, którego szuka dziś nieraz w loży. Trudno mi tu wymienić wszystkie płaszczyzny organizacyjne, zdolne wiązać ludzi w sposób naturalny i odciągać ich tym samym od konspiracji; mogą tu oddać duże usługi i korporacje studenckie z ich związkami filistrów, i organizacje koleżeńskie byłych] wojskowych, i związki sportowe, i kluby towarzyskie itd.
Po czwarte: spotkałem się nieraz z takim zdaniem: „Moja organizacja funkcjonuje sprawnie, bo poza oficjalnymi imprezami poświęcam trzy wieczory tygodniowo na poufne zespoły. Co będzie, jak te zespoły zlikwiduję? Wszystko się rozprzęgnie…”
Odpowiedź: „Jeśli po zlikwidowaniu konspiracji poświęcisz te trzy wieczory na chodzenie do kina, to organizacja ci się rozlezie w palcach; ale jeśli umiejętnie organizację swą rozczłonkujesz, powołasz w niej do życia nowe działy, nowe hierarchie i nowe zespoły, i będziesz w nie wkładał tę samą sumę wysiłku osobistego, którą wkładałeś uprzednio w organizację jawną plus tajną, to organizacja na pewno się utrzyma, i w ogólnym bilansie (trzeba tu mierzyć na lata) da ci rezultaty o wiele bardziej wartościowe”.
Uwaga: Istnieją rzeczywiście organizacje, które się nie utrzymają bez konspiracyjnej podszewki: to organizacje nieszczere. Np. organizacje afiszujące głośno swój katolicyzm, a faktycznie kierowane przez ludzi wrogich katolicyzmowi. Albo organizacje z oblicza i haseł „narodowe”, a sterowane ku celom sprzecznym z interesem Narodu. Takie organizacje nie mogą się obyć bez konspiracyjnego kierownictwa.
Wreszcie ostatnie pytanie: czym zastąpić tę specyficzną „atmosferę”, ten „klimat” konspiracji, tę swoistą mistykę, ten „smaczek”, ten narkotyk, bez którego pewni ludzie po pewnym czasie już żyć nie mogą? Średniowiecze wytwarzało ten „klimat”, nieodzowny dla niektórych jednostek ze względu na ich psychofizyczną strukturę, w Trzecich Zakonach (Franciszkanów i Dominikanów) i w Bractwach religijnych, związanych często z korporacjami zawodowymi. Nie wątpię, że i nasza epoka wytworzy odpowiednie organizacje, gdy tylko wyłoni się ich potrzeba, z chwilą wyzwolenia się społeczeństwa z więzów konspiracyjnych. Potrzeba rodzi zaspokojenie. Lecz póki to nie nastąpi (a tym bardziej skoro już nastąpi) musi ludzkość zrezygnować z niezdrowej rozkoszy konspirowania w myśl nakazu etycznego. Tak jak zrezygnowała z mężobójstwa, z wielożeństwa, z ludożerstwa, z kazirodztwa i tylu innych drogich wielu ludziom zboczeń, które w każdym pokoleniu zwalczane są w imię starych, nudnych, ale nieuniknionych zawołań moralności.
Czytałem w pewnej powieści francuskiej opis spowiedzi jakiegoś poczciwego starowiny, notariusza z zapadłej prowincji. Z czasów młodości został mu nałóg, niezmiernie szeroko rozpowszechniony na prowincji francuskiej, chodzenia na karty i plotki do miejscowego domu publicznego. O niczym więcej nie ma mowy: wiek kazał mu już dawno zrezygnować z właściwych przyjemności udzielanych w tej instytucji. Spowiednik zna jego tryb życia i nalega na niego, by się przeniósł ze swą partią „belotki” do kawiarni. A nasz staruszek tłumaczy się, że przyzwyczaił się do tego „klimatu”; ze jak wchodzi do owego zakładu, to odczuwa zawsze pewien specyficzny dreszczyk; że karty nie będą mu w kawiarni ani przez pół tak smakowały. Lecz spowiednik jest nieugięty i żąda od niego wyrzeczenia się dla wyższych celów.
Tego samego musimy i my żądać od konspiratorów z zamiłowania i nałogu.
Fragment z końcowego rozdziału
Taki stan rzeczy, w którym wielki Naród uzależniony był całkowicie od zagranicznego kierownictwa, nie mógł się utrzymywać w nieskończoność. Toteż w r. 1893 następuje pierwsza — od czasów Baru — poważna próba wyłonienia organizacji zdolnej do kierowania Narodem niezależnie od jakichkolwiek wpływów postronnych. Próbą tą było wyłamanie się pewnej ilości osób — z Balickim, Popławskim i Dmowskim na czele — z Ligi Polskiej, i założenie Ligi Narodowej.
Czym była Liga Polska? Była to organizacja konspiracyjna, założona w 1886 r. w Szwajcarii przez Zygmunta Miłkowskiego , „pułkownika” z 1863 roku, wysoko wtajemniczonego masona3”. Miłkowski, po długoletniej burzliwej włóczędze po Bałkanach, której perypetii nie zrozumie nikt, kto spuści z oka konspiracyjne związki karbonariusza Miłkowskiego z podziemnym światem rewolucjonistów bałkańskich, osiadł w Szwajcarii, będącej wówczas, jak i dzisiaj, centralą masońską na światową skalę. Działając niewątpliwie na polecenie wyższych władz masońskich założył Miłkowski w r. 1886 Ligę Polską, mającą ująć w karby i poddać komendzie masońskiej tę część młodego, popowstaniowego pokolenia polskiego, która nie chciała iść do konspiracji „czerwonej”40, związanej z narastającym w tym czasie ruchem socjalistycznym. Stara to i wypróbowana metoda „braci w fartuszkach”: prowadzić stale robotę swą dwutorowo, by obejmować zasięgiem swych wpływów prawe i lewe, czyli mówiąc ówczesnym stylem, „białe” i „czerwone” skrzydło społeczeństwa. W roku 1830 masonami byli zarówno Czartoryski jak i Mochnacki .
W r. 1863 Wielopolski i Mierosławski na równi słuchają komendy lóż. W dwadzieścia lat po powstaniu styczniowym, gdy naród już ochłonął po niedawnej klęsce i podrosło nowe pokolenie, zdecydowane ponowić zbrojny wysiłek o niepodległość, powołuje masoneria do życia nowy dwutorowy schemat konspiracyjny. Zgodnie z duchem czasu: tor międzynarodowy i tor „narodowy”.
I oto staje się rzecz niespodziewana: w r. 1893 następuje w Lidze Polskiej rozłam, i secesjoniści zakładają Ligę Narodową. Okoliczności tego rozłamu pozostają do dziś niewyjaśnione, zapewne ze względu na dawne przysięgi masońskie, wiążące niektórych secesjonistów, wśród których nie tylko Balicki — co do którego poszlaki są bardzo poważne — był masonem ; byli masonami może i inni. Nie wiemy również, czy bezpośrednim powodem rozłamu była chęć wyzwolenia się spod wpływów masonerii; może działały początkowo motywy inne. Tak czy owak staje się Liga Narodowa w niedługim czasie organizacją świadomie stawiającą sobie dobro Narodu za wyłączny cel, z wykluczeniem ingerencji zagranicznej w sprawy tyczące Narodu polskiego. Nie wiemy również, czy początkowo nie przyświecała twórcom Ligi Narodowej myśl stworzenia masonerii „narodowej”, tzn. niezależnej od zagranicy, lecz zachowującej zasadniczą antykatolicką i „postępową” ideologię masońską. Na takie właśnie początkowe nastawienie twórców Ligi Narodowej zdawałoby się wskazywać choćby sztandarowe dzieło Balickiego pt. „Egoizm narodowy” , którego toku rozumowania nie powstydziłby się najprawowierniejszy mason. Możliwe zresztą że Balicki już w chwili tworzenia Ligi Narodowej definitywnie zerwał z masonerią i że po prostu przy pisaniu „Egoizmu narodowego” odezwały się w nim jeszcze te resztki ideologii masońskiej, którymi zakaził gasnący wiek XIX wskrzesicieli narodowego sposobu myślenia w Polsce. Tak czy owak, już na długo przed wojną światową stała się Liga Narodowa, według świadomej woli jej kierowników, polską antymasonerią.
Walkę z lożami o rząd dusz nad Polakami postanowiono prowadzić własną metodą masonerii, tj. ścisłą konspiracją. W tak obranej metodzie walki leżał zarodek wielu niepowodzeń Ligi Narodowej. Przypominam twierdzenie, znane czytelnikom z poprzednich naszych rozważań, że wszelka konspiracja, choćby w swym założeniu antymasońska, stanowi sprzyjające podłoże dla rozwoju bakcyli masońskich. Tak było i z Ligą Narodową. Aż do chwili odzyskania niepodległości, walka z masonerią przypominała u nas błędne koło: walka ta musiała się toczyć konspiracyjnie, jak wszelka w ogóle poważniejsza akcja polityczna podbitego Narodu; w konspiracji „antymasońskiej” zagnieżdżała się z niesłychaną łatwością masoneria, bijąc „antymasonów”, przeważnie aryjczyków, na głowę w zdolności do konspirowania, będącej atrybutem rasowym kierujących masonerią Żydów.
Twórcy Ligi Narodowej, w szczególności Dmowski, strawili życie całe na tropieniu masonów w szeregach swej konspiracji i na ich usuwaniu. Mimo to wpływy masonerii w Lidze były zawsze silne, chwilami (jak np. w 1926 roku) przemożne, a ciągłe rozłamy , wywoływane za poduszczeniem masonerii, stanowią namacalny dowód, jak dalece podkopy te były skuteczne. Co gorzej: wielu ludzi, wychowanych przez Ligę Narodową, z biegiem czasu znalazło się w masonerii. Nie zdziwi nas to, skoro zważymy, że niejeden, przyzwyczaiwszy się żyć w konspiracji, szedł potem po prostu do tego sklepu, w którym sprzedawano ten tajemniczy towar w lepszym gatunku. A gdzież znaleźć lepszą reżyserię jak w konspiracji sterowanej przez Żydów?
Heroiczne zmagania twórców Ligi Narodowej wewnątrz własnej organiza¬cji dały jednak ten rezultat, że w przełomowych dla Narodu polskiego latach wojny światowej istniał wreszcie — po raz pierwszy od półtora wieku — niezależny od zagranicy ośrodek polskiej myśli politycznej. Znaczenie tego faktu było ogromne, bezpośrednio i pośrednio, gdyż musiała się z nim liczyć i masoneria, dając zależnym od siebie konspiracjom „niepodległościowym”, stojącym w ostrej walce z Ligą Narodową z konieczności również dyrektywy zgodne przeważnie z interesem narodowym polskim. Udaremnienie powstania antyrosyjskiego w Królestwie w latach 1905 i 1914, Komitet Narodowy we Francji, armia Hallera oraz odzyskanie Pomorza i części Śląska w traktacie wersalskim, to wielkie sukcesy Ligi Narodowej, których dalszym ciągiem będą pierwsze wybory do Sejmu w r. 1919, dające trzecią część głosów narodowych, oraz wybory z r. 1922, dające głosom narodowym47 większość w Sejmie. Na wiosnę 1923 r. dochodzi wreszcie do rządów gabinet narodowy (tzw. Chjeno- Piasta) pod wodzą Witosa, którego to gabinetu członkiem jest przez krótki czas i Dmowski. Wydaje się, że Liga Narodowa, narzuciwszy Polsce granice i strukturę państwa według koncepcji własnej, potrafi obecnie definitywnie usunąć masonerię od wpływów na życie wewnętrzne Polski.
Niestety stało się inaczej. Dlaczego? Przyczyna leży w grzechu pierworodnym, którym obciążona była polska „antymasoneria” — w jej konspiracyjnej strukturze, tak podatnej na penetrację masońską. Z początkiem XX stulecia wyłoniła Liga Narodowa jako swą jawną ekspozyturę Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne , mając również swych ludzi w Narodowej Partii Robotniczej , w ugrupowaniach chrześcijańsko-społecznych i w niektórych konserwatywnych. W czasie wojny wciągnięto do Ligi Witosa. Tego rodzaju schemat — konspiracja, kierująca szeregiem ugrupowań jawnych — był oczywiście zapożyczony od masonerii. Po wojnie, kiedy powstało niepodległe państwo polskie, odpada potrzeba konspirowania się. Mimo to kierownicy Ligi Narodowej utrzymują konspirację nadal, w przeświadczeniu, że walka z masonerią wymaga w dalszym ciągu istnienia tajnej antymasonerii. Rezultat był łatwy do przewidzenia: wpływy masońskie w Lidze Narodowej wzrastają gwałtownie, kierownictwo jej obejmuje Stanisław Grabski, zacięty wróg Dmowskiego. Nowe kierownictwo Ligi Narodowej dopuszcza do upadku „Rozwoju”, co staje się symbolem faktycznego zawieszenia walki antyżydowskiej. Zakulisowa rola prof. Stanisława] Grabskiego w epoce przygotowań do zamachu majowego czeka jeszcze na swego historyka . W rezultacie misternych zabiegów, w pamiętnych dniach maja 1926 roku wszystkie siły narodowe w Polsce zostały jak najdokładniej sparaliżowane przez masonerię, zagnieżdżoną wewnątrz Ligi Narodowej i inspirowanych przez Ligę jawnych organizacji politycznych, jak Związku Ludowo-Narodowego (utworzonego w miejsce dawnej Narodowej — Demokracji), Narodowej Partii Robotniczej, Chrześcijańskiej- Demokracji], Piasta itp. oraz organizacji bojowej zwanej „Straż Narodowa”. Maj 1926 r. to klasyczne fiasko idei zwalczania masonerii — konspiracją.
I wówczas to popełniono poważny błąd, gdy, zamiast wykorzystać doświadczenia ostatniego czterdziestolecia i porzucić wreszcie formy konspiracyjne, zakładając na jesieni 1926 r. O.W.P. dano mu z góry tradycyjną formę organizacji jawnej, opartej o podszewkę konspiracyjną.
Po wypadkach majowych udało się wreszcie Dmowskiemu odsunąć od wpływów Stanisława] Grabskiego. W r. 1928 rozwiązano Ligę Narodową (w której walka z masonerią była już zupełnie beznadziejna) oraz jawną ekspozyturę Ligi — Związek] Ludowo-Narodowy, i utworzono na ich miejsce nową konspirację z jawną fasadą ochrzczoną mianem Stronnictwa Narodowego. W ten sposób młode pokolenie narodowe, wychowane już w niepodległej Polsce i powołane do budowy nowego państwa (które to zadanie okazało się ponad siły pokolenia wychowanego w niewoli), otrzymuje nadal, poczynając od ławy gimnazjalnej, ortodoksyjne przeszkolenie konspiracyjne. Rezultat nie dał długo na siebie czekać: w osiem lat po założeniu O.W.P. katastrofalny rozłam usuwa spod komendy Dmowskiego elitę narodowej konspiracji we Lwowie, Warszawie i Poznaniu . Od tej chwili konspiracja ta nie wraca już do dawnej świetności. Przez chwilę wydaje się, że O.N.R. położy główny nacisk na robotę jawną. Jednak masoneria rozgrywa partię po mistrzowsku, uniemożliwiając O.N.R.-owi jawne działanie, lecz tolerując dobrotliwie jego tajne istnienie i zmuszając tym samym jego członków do „masonizowania się” w kręgu organizacji wyłącznie tylko konspiracyjnych.
W roku 1939 masoneria może być spokojna o przyszłe losy Polski, skoro poczynając od ławy gimnazjalnej wszystko, co bardziej w Polsce rozgarnięte, należy do konspiracji. Po staremu nie ma u nas organizacji ideowej bez podszewki konspiracyjnej. Konspiracyjną podbudowę otrzymało w ostatnich latach nawet harcerstwo (starsze), nawet robotnicze związki zawodowe.
W tych warunkach masoneria, mimo pozornych sukcesów jej przeciwników, nie ma powodu do poważniejszych obaw o przyszłość, gdyż wie, że młode pokolenie polskie, wychowane w całości w szkole konspiracyjnej, musi z biegiem czasu przyjść na jej podwórko.
Centralnym problemem polityki wewnętrznej Polski jest od szeregu lat dziwna impotencja Obozu Narodowego do uchwycenia władzy. Póki w tym Obozie nie weźmie góry zrozumienie, że zasadniczym powodem tej impotencji jest konspiracyjne wychowanie elity narodowej, póty Mędrcy Syjonu mogą spać spokojnie.
Konspiracje – Adam Doboszyński [audiobook] https://www.youtube.com/embed/9nohOEUIEGI?version=3&rel=1&showsearch=0&showinfo=1&iv_load_policy=1&fs=1&hl=pl-PL&autohide=2&wmode=transparent
Plakaty Igrzysk Olimpijskich i Paraolimpijskich Paryż 2024 zostały odsłonięte w Musée d’Orsay 4 marca. Ich autorem jest niejaki Ugo Gattoni.
Kompozycja mikroelementów i małych scen utopijnej, fantastycznej wersji Paryża, obejmuje Wieżę Eiffla, Patrouille de France, metro, Sekwanę, Łuk Triumfalny. Znane miejsca, pomniki i symbole są przestawiane i reinterpretowane.
Najbardziej godne uwagi: Krzyż na Les Invalides w Paryżu, gdzie mieszczą się muzea historii wojskowości, został usunięty.
Nursułtan (do niedawna znany jako Astana) jako nowa stolica powstała w XXI wieku uchodzi za prawdziwą rewolucję w architekturze społecznej. Jej surrealistyczna koncepcja, wznosząca się z jałowych stepów na północy Kazachstanu, stanowi inwestycję wartą miliardów petrodolarów i przedstawia najbardziej rewolucyjny projekt, jaki świat kiedykolwiek widział. Na całym świecie zwraca się jednak uwagę na bogatą okultystyczną symbolikę, która wydaje się tak głęboko zakorzeniona w estetyce miasta, że nazwano go stolicą Iluminatów…Pierwowzór imienia Szatan to Satana, więc wystarczy tylko zamienić jedną literę i mamy Astana.
Astana została zbudowana z niesamowitą prędkością, przekształcając północne miasto Akmoła („Biały Grobowiec”) w dziwną, oszałamiającą metropolię.
Nie oszczędzono wydatków na jego powstanie, przy projekcie zatrudniono światowej klasy architektów, których futurystyczne pomysły są warte miliardy dolarów.
Nic w tym dziwnego, jeśli budowa nowego miasta była finansowana przez Illuminati, którzy w ten sposób planują utworzyć przyszłą stolicę nadchodzącego „Nowego Porządku Świata”.
Świątynia masońska w Nursułtan
Na pierwszy rzut oka w nowej stolicy Kazachstanu dziwi wciąż małe zaludnienie.
Podczas gdy dzielnice centralna i biznesowa zostały mozolnie zaprojektowane przez jednych z najbardziej prestiżowych architektów na świecie, w mieście nadal brakuje stref mieszkaniowych.
Do dziś wielu urzędników państwowych dojeżdża do pracy, lecąc z dawnej stolicy Ałmaty.
Nic dziwnego, że czasami, a szczególnie w niektórych dzielnicach, może się wydawać, że dawna Astana jest miastem duchów.
Efekt ten wzmacnia architektura krajobrazu.
Centrum Nursułtan jest zaplanowane i zrealizowane w najdrobniejszym szczególe.
Brukowana promenada biegnie centralnym bulwarem Nurzhol, od nieziemskiego centrum handlowego Khan Shatyr na zachodzie, do pałacu prezydenckiego na wschodzie.
Pałac o nazwie „Ak Orda” jest oficjalną siedzibą prezydenta Kazachstanu, a po obu jego stronach stoją wysokie złote filary.
Układ ten przypomina podstawową formę świątyni masońskiej: ołtarz umieszczony pośrodku wraz z bliźniaczymi filarami („J” i „B”), a Wielki Mistrz siedzi na tronie.
Wiele rytuałów masońskich wymaga przejścia wtajemniczonych między te filary, więc umieszczenie złotych filarów po obu stronach centralnego bulwaru w dawnej Astanie pozwala na okultystyczne działania na wielką skalę.
Do tego dochodzi dekoracyjna Wieża Bayterek umieszczona w sercu centralnego placu Nursułtan.
Jej projekt miał zilustrować stary kazachski mit – historię Samruka, „magicznego ptaka szczęścia”.
Wieża Bayterek została zaprojektowana, aby symbolizować złote jajo ptaka ułożone między gałęziami drzewa życia.
Jednak niektórzy porównują ją do ołtarza słonecznego, tym bardziej że jej położenie wskazuje na miejsce [kierunek ] zachodzącego słońca.
Oko w piramidzie
Kolejnym iluminackim znakiem rozpoznawczym w stolicy Kazachstanu jest „Pałac Pokoju i Pojednania”.
Położona po drugiej stronie rzeki od Pałacu Ak Orda, na obrzeżach centrum miasta, duża piramida służy jako miejsce spotkań kongresu w Kazachstanie i przywódców religijnych.
Na dolnym poziomie znajduje się sala koncertowa bez dziennego oświetlenia, ale z ogromnym obrazem słońca, który zajmuje prawie cały sufit.
Na środkowym piętrze znajduje się sala z dużym, okrągłym stołem w kształcie słońca, wokół którego rozstrzygane są sprawy państwowe, „kongresy międzyreligijne” i konferencje masońskie.
Taras widokowy w swojej górnej części jest całkowicie przeszklony i zapewnia 360-stopniowy widok na miasto.
Na oknach znajdują się podobizny gołębi „reprezentujących pokój”, a na suficie solarne bóstwo „lśniące nad oświeconymi”.
Niektórzy sugerują, że motywy słońca i gołębicy, które zdobią wierzchołek kazachskiej piramidy, oznaczają odpowiednio szatana i powierzchowny spokój planety zjednoczonej pod Nowym Porządkiem Świata.
Jawne NWO?
Jednym bardzo dobrym pytaniem, które należy w tym miejscu zadać, jest pytanie, dlaczego tajna elita rządząca poświęca tyle czasu i pieniędzy na zaprojektowanie stolicy, która ujawnia swoje cele w tak spektakularnie jawny sposób?
Według brytyjskiej pisarki i teozofki Alice A. Bailey jest to proces eksternalizacji.
Otóż najprościej wyjaśniając – eksternalizacja – to proces, w którym masy są delikatnie przygotowywane na przyszłość, ponieważ ci, którzy kontrolują świat zza kulis, stopniowo ujawniają się za pomocą coraz bardziej wyraźnych znaków.
Nowa stolica Kazachstanu to metropolia zbudowana po to, by zaimponować światu i stać się przyszłym centrum władzy zgodnie z założeniami NWO.
Światło Loży nie jest tożsame ze Światłem Chrystusa. Masoneria proponuje swoją własną religię – religię gnozy i relatywizmu. Dlaczego Kościół katolicki podejmuje z nią dialog? Takie pytanie stawia na łamach „La Nuova Bussola Quotidiana” franciszkanin Niepokalanej, o. Paolo Siano, włoski ekspert ds. masonerii.
Ojciec Siano odwołuje się do słynnego spotkania 16 lutego w Mediolanie pomiędzy przedstawicielami trzech największych włoskich lóż a ludźmi Kościoła. Przypomina, że mediolańskie spotkanie przyniosło dwie zasadnicze konkluzje, przynajmniej na ile można to stwierdzić na podstawie przecieków medialnych. Po pierwsze, kardynał Francesco Coccopalmerio zaproponował ustanowienie „okrągłego stołu” dialogu Kościoła z masonerią. Po drugie, bp Antonio Staglianò wezwał do oddzielania podejścia prawnego od duszpasterskiego, proponując „miłosierną drogę” wobec wolnomularzy.
Duchowny zwrócił następnie uwagę na treść przemówień dwóch mistrzów masońskich, Stefano Bisiego i Luciano Romoliego, które zostały opublikowane w sieci. Stefano Bisi zarzucał Kościołowi wrogość i nieuzasadnioną walkę z masonerią, co, jak przypomniał ojciec Siano, nie ma żadnego uzasadnienia historycznego, bo było raczej dokładnie odwrotnie. Autor wskazał ze szczególnym naciskiem na te partie przemówienia Bisiego, które dotykały samej istoty masonerii: relatywizmu. Bisi wzywał bowiem Kościół, by ten odszedł od pojęcia Prawdy, sugerując, że ci, którzy twierdzą, że wyznają jedyną Prawdę – jak katolicy – po prostu „oszukują samych siebie”. Masoneria ma być bardziej wolnościowa i „nieustannie szukać prawdy, pozostawiając dogmaty innym”. W tych słowach Bisiego dobrze widoczna jest wrogość do dogmatów Kościoła, relatywizm, budowanie kontrastu pomiędzy Słowem Bożym a nauką dogmatyczną Kościoła. Dalej Stefano Bisi sugerował, że mianem „boga” (w tekście pisał „bóg” z małej litery) można określić wszechświat, co odsyła nas do panteizmu w stylu heretyka Giordana Bruno, na którego w innym miejscu wystąpienia Bisi się zresztą powoływał.
Podobne tezy prezentował w swoim przemówieniu Luciano Romoli. Wielki mistrz stwierdzał, że masoneria kultywuje takie idee jak „tolerancja, relatywizm, wiara w postęp badań i wiedzy, równość i wolność”. Przekonywał, że idee „tolerancji i relatywizmu” są szczególnie istotne „w odniesieniu do religii” – zwłaszcza w takim świecie, jak zachodni, który staje się „coraz bardziej wieloetniczny i wieloreligijny”. Romoli mówił też nieco o ezoteryce i gnozie masonerii. Członków masonerii nazywał „adeptami”, wskazując na łączenie przez wolnomularzy „tego, co racjonalne, z tym, co przed-racjonalne”, mówił o „procesie aktywnej transformacji i stopniowej identyfikacji ze świętym jądrem własnej osobowości”, o doświadczaniu sacrum oraz o „zrozumieniu współistotności materii i ducha” czy wreszcie o „współuczestnictwie w powszechnej harmonii”.
Ojciec Siano pyta na koniec, jaki jest zatem cel publicznego i oficjalnego dialogu Kościoła i masonerii. Z perspektywy wolnomularzy, wskazuje, jest to dość oczywiste: masoneria prezentuje się jako szanowany, uznany i zgoła niezbędny partner Kościoła, co daje też szansę na otwarcie drogi do „pojednania”, tak, by katolicy mogli być częścią masonerii. „Jednak masońskie Światło, Światło Wielkiego Architekta Wszechświata… nie jest Światłem Chrystusa i Kościoła katolickiego” – podsumowuje kapłan.
Masoneria wciąż żyje i aktywnie działa, dążąc do zniszczenia Kościoła katolickiego. Jej istotę stanowi relatywizm, a korzenie sięgają gnostycyzmu i lucyferyzmu. Nie wolno o tym zapominać w dobie, w której hierarchowie Kościoła proponują „okrągły stół” z wolnomularzami. Pisze o tym włoski historyk prof. Roberto de Mattei.
16 lutego 2024 roku w Mediolanie na spotkaniu roboczym zebrali się reprezentanci najważniejszych obediencji masońskich Włoch oraz kilku ważnych katolickich prałatów. Seminarium zostało zorganizowane w Fundacji Ambrosianum przez GRIS (Gruppo di ricerca e informazione socio-religiosa). Zgromadzili się na nim trzej Wielcy Mistrzowie włoskiej masonerii: Stefano Bisi z Wielkiego Wschodu Włoch (GOI), Luciano Romoli z Wielkiej Loży Włoch ALAM (GLDI) oraz Fabio Venzi (zdalnie) z Wielkiej Loży Regularnej Włoch (GLRI). Ze strony katolickiej w spotkaniu uczestniczyli: arcybiskup Milanu Mario Delpini, kardynał Francesco Coccopalmerio, dawniej przewodniczący Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych, teolog franciszkański ojciec Zbigniew Suchecki oraz biskup Antonio Staglianò, przewodniczący Papieskiej Akademii Teologicznej.
Arcybiskup Delpini wygłosił otwierające przemówienie, a kardynał Coccopalmerio – słowo na koniec. Spotkanie odbyło się za zamkniętymi drzwiami, ale ze względu na znaczenie uczestników informacje wyciekły na zewnątrz. Pierwszy wydobył je na światło dzienne Riccardo Cascioli w artykule na łamach „La Nuova Bussola Quotidiana” z 19 lutego.
Dzień później na stronie Wielkiego Wschodu Włoch zaprezentowano obszerne przemówienie Wielkiego Mistrza Bisiego, który od dziesięciu lat kieruje najważniejszą włoską organizacją masońską. – Na przestrzeni 300 lat istnienia żadna inna instytucja nie była tak krytykowana, zwalczana, zakłamywana i zniesławiana i tak demonizowanajak masoneria – powiedział Bisi, krytykując za to Kościół katolicki, który „widział w masonerii potencjalnego konkurenta w dziedzinie duchowości i wyniesienia Człowieka”. [Bisi] nie wspomniał jednak, że to właśnie masoneria krytykowała, zwalczała, zakłamywała i zniesławiała Kościół w ciągu ostatnich trzech stuleci.
– Dlaczego loża masońska jest piękna i dlaczego nie podoba się autorytetowi kościelnemu? – pytał Wielki Mistrz. – Bo pod tym samym niebem – które reprezentuje Stworzenie – każdy człowiek jest bratem drugiego, a więź braterska jest niezależna od wiary. Wystarczy wierzyć w Wielkiego Architekta Wszechświata. Gwiaździste niebo jest takie samo dla buddysty, katolika, waldensa, muzułmanina, dla wszystkich, którzy wierzą w najwyższy byt. (…) Nie ma u nas prawdy absolutnej i mentalnych murów; według nas powinny zniknąć – przekonywał.
Bisi miał czelność prosić papieża o spotkanie przy pomniku heretyka i apostaty Giordana Bruno. Wśród prawd, które jego zdaniem należy zburzyć, znajduje się oczywiście wiara katolicka, która przedstawia się jako absolutna i uniwersalna. Pragnienie Bisiego, by „ogłosić zgodność pomiędzy przynależnością do loży masońskiej i do wiary katolickiej” nie jest niczym innym, jak tylko apelem do Kościoła, by dokonał odstępstwa od swojej doktryny i wkroczył do masońskiego Panteonu, gnostyckiego i relatywistycznego. To wrażenie potwierdza fakt, że Wielki Mistrz przywołał nazwiska kardynałów Ravasiego i Martiniego, jako swoistych bóstw opiekuńczych.
Bisi przypomniał, że kardynał Martini „czuł się jak w domu” w środowisku masońskim; pochwalił też słynny artykuł kardynała Ravasiego „Drodzy bracia masoni” ogłoszony w „Il Sole 24 Ore” 14 lutego 2016 roku. Ich awangardową działalność chce najwyraźniej kontynuować kardynał Coccopalmerio, który na spotkaniu w Mediolanie powiedział między innymi: – Pięćdziesiąt lat temu było mniej wiedzy, ale sprawy poszły naprzód i mam nadzieję, że nie jest to ostatnie spotkanie tego rodzaju. Zadaję sobie pytanie, czy nie można byłoby pomyśleć o jakimś okrągłym stole, nawet na poziomie oficjalnym, przy którym można byłoby prowadzić lepszą dyskusję.
Biskup Staglianò skrytykował z kolei dokument, jaki 13 listopada 2023 roku ogłosiła Dykasteria Nauki Wiary, a który podpisał kardynał Victor Manuel Fernández i który otrzymał aprobatę papieża Franciszka ex audientia. Zgodnie z tym dokumentem katolicy nie mogą wstępować do lóż masońskich „ze względu na niezgodność pomiędzy doktryną katolicką a masońską”. Dokument potwierdził akty potępienia, które Kościół publikował wielokrotnie na przestrzeni wieków. O tych tekstach przypomniał na spotkaniu ojciec Zbigniew Suchecki. Trzeba jednak poczekać na opublikowanie wszystkich wystąpień, zanim będzie można sformułować konkretny osąd o przebiegu obrad.
Jest w każdym razie pewne, że według Wielkiej Loży Włoch ALAM (Antichi Muratori Liberi e Accettati), spotkanie „zakończyło się jednogłośnym konsensusem w sprawie możliwości ustanowienia stałego stołu spotkań”.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że sedno masonerii stanowi relatywizm, nawet jeżeli nie wyczerpuje to całości jej istoty. Ponadto masoneria chciałaby stać się „religią powszechną”, depozytariuszem sekretu, który mason będzie sobie stopniowo uświadamiać dzięki rytom, symbolom i tekstom, z jakimi się zapozna; a także dzięki atmosferze, którą oddycha się w lożach, gdzie przebywa.
Trzeba dodać, że nie istnieje coś takiego, jak „zła” i „dobra” masoneria; zła, czyli antyklerykalna; dobra, czyli „religijna” i „duchowa”. Często słyszy się takie głosy wśród ludzi rozróżniających masonerię łacińską (lewicową) i anglo-amerykańską (prawicową). W rzeczywistości we wszystkich lożach po pierwszych stopniach przychodzą systemy Wyższych Stopni masońskich, „Rytów”, które cechuje treść magiczna i kabalistyczna. Nie wszyscy członkowie masonerii są świadomi jej ostatecznych celów. Te poznają jedynie wtajemniczeni w najwyższe stopnie, przysięgając pod groźbą śmierci, że ich nie zdradzą. Jednak za różnymi rytami i obediencjami kryje się dokładnie ten sam światopogląd, który diametralnie przeciwstawia się katolickiemu.
Badania Jean-Claude Lozac’hmeur’a nad okultystycznymi początkami masonerii pokazują, że odziedziczyła ona wiarę i obyczaje gnostycyzmu (Fils de la veuve: essai sur le symbolisme maçonnique, Éditions Sainte Jeanne d’Arc, Chiré 1990). Z kolei ojciec Paolo Siano poświęcił głębokie studia masońskiemu lucyferyzmowi, zwalczając tezę tych, którzy twierdzą, że lucyferyzm jest kultywowany tylko przez „odłamy masońskie”, czyli jakiś margines, ale jest jakoby obcy masonerii regularnej (Studi vari sulla Libera Muratoria, Casa Mariana Editrice, Frigento 2012). Ten sam ojciec Siano pokazał, że masoneria nie znajduje się bynajmniej w stanie upadku, ale wciąż żyje i działa (https://www.fidescatholica.com/1828-2/; https://www.corrispondenzaromana.it/in-merito-alla-mia-recensione-al-libro-la-tiara-e-la-loggiadi-g-masciullo-e-la-replica-dellautore/); o. Siano poświęcił też również ostatnio wiele esejów masonerii na łamach „Corrispondenza Romana”, uprzejmie polemizując z Gaetano Masciullo, autorem [książki] La tiara e la loggia.
Istnieje niebezpieczeństwo odwrócenia uwagi od masonerii celem śledzenia form nowych teorii spiskowych, które skupiają się na działaniach „elit plutokratycznych” i „kabał” różnego rodzaju, co wiąże się z zapomnieniem o obecności tego, o czym pisał Leon XIII w swoim liście Custodi di quella fede z 8 grudnia 1982 roku, wskazując na „sektę, która po dziewiętnastu stuleciach cywilizacji chrześcijańskiej dąży do obalenia Kościoła katolickiego”. Jeżeli masoneria nie stanowi już zagrożenia, to nawet takie spotkania jak to przeprowadzone w Mediolanie, mają swoją rację.
FOTO: Biskup Antonio Stagliano witający Stefano Bisi, wielkiego mistrza loży masońskiej Grand Orient, w siedzibie Fundacji Kulturalnej Ambrosianum w Mediolanie, 16 lutego 2024 r. (zdjęcie: Riccardo Cascioli / La Nuova Bussola Quotidiana)
Nazwisko Coccopalmerio prawdopodobnie nie jest nowością dla czytelników, ponieważ w przeszłości był on kojarzony przez niektóre media katolickie z udziałem w orgii homoseksualnej jaka miała ponoć odbyć się w pałacach Watykanu.
Afera Capozzi W czerwcu 2017 r.[23] pojawiły się informacje, że w pewnym momencie tego miesiąca[24] bp Luigi Capozzi, prywatny sekretarz kardynała Francesco Coccopalmerio, został aresztowany przez żandarmerię watykańską po nielegalnym zażyciu kokainy na imprezie orgii gejowskiej w jego (Capozziego) mieszkaniu w Watykanie[23][24].23][24] Następnie został hospitalizowany w rzymskiej klinice Piusa XI, aby mógł przejść detoks.[24][23] Następnie odbył krótki okres rekolekcji w pobliskim klasztorze, a następnie spędził czas w szpitalu Gemelli w Rzymie[24][23].[Pomimo faktu, że Capozzi mieszkał w mieszkaniu, mieszkanie było własnością Coccopalmerio.[25] Przed aresztowaniem Coccopalmerio zalecił również mianowanie Capozziego na biskupa.[26] Artykuł z 24 lipca 2019 r. w The Jerusalem Post ujawnił, że po aresztowaniu Capozzi otrzymał nakaz poddania się terapii odwykowej i nie przebywał już w Watykanie, ale raczej w duchowym odosobnieniu gdzieś we Włoszech.[27].
Afera Inzoli W wydaniu z października 2018 r. niemieckiego czasopisma katolickiego Herder Korrespondenz, Benjamin Leven, niemiecki teolog i redaktor wspomnianego czasopisma poinformował, że według jego własnych źródeł, to kardynał Coccopalmerio zwrócił się do papieża w sprawie krzywdziciela dzieci Don Mauro Inzoli, aby częściowo przywrócić go do stanu kapłańskiego. Leven twierdził również, że Coccopalmerio jest znany w Rzymie z tego, że generalnie sprzeciwia się usuwaniu winnych księży ze stanu kapłańskiego, co jest dla niego równoznaczne z “karą śmierci”[28].
Dialogo z masonerią
16 lutego 2024 r. w siedzibie fundacji kulturalnej Ambrosianeum w Mediolanie wziął udział jako prelegent (wraz z Mario Delpinim i Antonio Staglianò) w konferencji na temat historii stosunków między Kościołem katolickim a masonerią, zorganizowanej przez trzy większe włoskie obediencje masońskie. Coccopalmerio był pierwszym kardynałem, który zaproponował utworzenie stałego stołu dialogu między Kościołem a masonerią[29]. https://en.wikipedia.org/wiki/Francesco_Coccopalmeriohttps://it.wikipedia.org/wiki/Francesco_Coccopalmerio
Kardynał Coccopalmerio nawołuje do powstania “stałego stołu dialogu” z Wielkim Orientem Włoch:
Nie powinno to niestety dziwić, ponieważ Kościół jest chory od dawna, a to niedawne seminarium jest tylko najnowszym objawem przerzutów, które dotykają Kościół Chrystusowy od wielu dziesięcioleci.
Kościół katolicki przez wieki był prawdziwym bastionem powstrzymującym lucyferiański projekt, na którym opiera się masoneria.
Od samego początku swojego istnienia i od czasu pojawienia się filozofii oświecenia spłodzonej przez francuskich filozofów, takich jak Voltaire i Rousseau (obaj zwolennicy wolnomularstwa i z zadeklarowanym zamiarem dechrystianizacji Europy), masoneria zawsze wiedziała, że aby umocnić swoją duchową i polityczną tyranię, będzie musiała skorumpować Kościół katolicki.
Wolter żywił tak wielką nienawiść do cywilizacji katolickiej i chrześcijańskiej, że napisał w swoim “Traktacie o tolerancji” takie słowa na ten temat.
“Religia chrześcijańska jest haniebną religią, obrzydliwą ideą, potworem, który musi zostać zniszczony przez sto niewidzialnych rąk … Konieczne jest, aby filozofowie przemierzali szlaki, aby ją zniszczyć, tak jak misjonarze podróżują po ziemi i morzach, aby ją propagować. Muszą odważyć się na wszystko, zaryzykować wszystko, choćby nawet spłonąć, by ją zniszczyć. Zmiażdżyć, zmiażdżyć hańbę!”.
Założyciele i filozofowie tej organizacji są, jak widzimy, przesiąknięci rewolucyjnym i antychrześcijańskim duchem francuskiego 1789 roku i od tego właśnie momentu Europa weszła w stan permanentnego chaosu, gdy rozpoczęło się przewrotne przejście od świata chrześcijańskiego do liberalno-progresywnego.
Liberalizm, poprzez swoją obłudną fasadę “neutralności” wobec wszystkich religii, w rzeczywistości zdołał zakazać chrześcijaństwa i promować inne kulty, zwłaszcza żydowski, któremu liberalny świat jest całkowicie podporządkowany.
Kościół katolicki jest obiektem zaciekłej walki ze strony liberałów i masonów, ponieważ stanowi przeszkodę lub bastion powstrzymujący manifestację Antychrysta.
Kościół został wybrany jako katechon (ten, który powstrzymuje)o którym mówił św. Paweł.
Masoneria ma Kościół katolicki za swojego wroga, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę, że jedynym prawdziwym Kościołem, który strzeże objawionej prawdy, jest ten i żaden inny.
Z pewnością to nie protestantyzm jest wrogiem masonerii, ponieważ ze swoją fałszywą teologią luterańską, która w rzeczywistości zwalnia człowieka z wszelkiej odpowiedzialności i daje mu licencję na popełnienie każdego grzechu – Pecca fortiter, sed crede fortius – doskonale pasuje do gnostyckiej i relatywistycznej filozofii masonów.
Kardynał Caro y Rodriguez, arcybiskup Santiago de Chile w latach dwudziestych XX wieku, ostro zauważył w swojej pracy “Masoneria zdemaskowana”, że bycie protestantem jest w rzeczywistości byciem pół-masonem, ponieważ w tej fałszywej religii jest bardzo mało chrześcijaństwa.
Katolicyzm jest potężną przeszkodą uniemożliwiającą masonerii manifestację jej lucyferiańskiego społeczeństwa, w którym chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy, są najbardziej prześladowani.
Wojna masonerii z Kościołem rozpoczęła się wieki temu
Dlatego masoneria od samego początku swojego istnienia robiła wszystko, co w jej mocy, aby spróbować unicestwić Kościół i zredukować go do niemocy.
Alta Vendita było tajnym stowarzyszeniem, które niektórzy, w tym francuski prałat, Monsignor Henry Delassus, uważają za bezpośredniego spadkobiercę bawarskich Iluminatów założonych przez byłego ucznia jezuitów, Adama Weishaupta.
Alta Vendita składała się z zaledwie 40 członków, wśród których był James Rothschild, znany członek aszkenazyjskiej rodziny bankowej, który uważany był za najwyższą głowę tego co było rodzajem super-masonerii.
W rzeczywistości masoneria nie składa się jedynie z 33 zwykłych stopni bardziej popularnego Rytu Szkockiego, ale ma też jeszcze wyższe tajne stopnie, na których znajdują się prawdziwi przywódcy i mistrzowie tej tajnej sekty, którzy rządzą nią z ukrycia.
Mason znajdujący się na najniższym szczeblu nie wie komu tak naprawdę służy i często jest jedynie pionkiem łatwym do poświęcenia przez tych, którzy naprawdę są absolutnymi władcami tego stowarzyszenia.
Historia masonerii to nic innego jak historia satanistycznego kultu, do którego prawdziwie wtajemniczani są jedynie “wybrańcy”, wybrani przez najwyższe szczeble masonerii.
Wielu byłych masonów, w tym Domenico Margiotta, były Wielki Mistrz 33 stopnia, już w XIX wieku wyjaśniło, że prawdziwą religią masonów jest nic innego jak lucyferianizm.
Również w nowszych czasach inni skruszeni byli masoni, tacy jak Serge Gallardo, ujawnili, że kultem, na którym opiera się ta sekta, jest satanizm.
Aby wolnomularstwo mogło zatriumfować, musi doprowadzić do unicestwienia Kościoła katolickiego, ponieważ żaden kult lucyferiański nie będzie w stanie ugruntować swojej pozycji na świecie, dopóki instytucja założona przez Nazarejczyka będzie żyła.
To wyjaśnia, dlaczego w swoich pismach masoni z Alta Vendita obmyślali plany infiltracji i osadzenia na tronie Piotrowym człowieka, który pewnego dnia będzie w pełni służył ich celom.
To, co widzimy obecnie w postaci “dialogu” między Kościołem a masonerią, nie jest wynikiem pracy, która dopiero się rozpoczęła.
Jest to wynik nieustannej i wytrwałej wojny, jaką wrogowie Chrystusa wypowiedzieli Jego Kościołowi, aby go zinfiltrować i lepiej podporządkować swym celom.
Infiltracja w rzeczywistości rozpoczęła się już w latach, gdy masoni Mazzini i Garibaldi, wspierani przez zawsze nieogarnioną koronę brytyjską, pracowali nad położeniem kresu doczesnemu panowaniu Kościoła i ustanowieniem liberalnego państwa włoskiego, które nie miało nic wspólnego z wielowiekowymi tradycjami chrześcijańskimi i grecko-rzymskimi tego jednego kraju.
Francuski eseista i historyk Claudio Jannet, który żył w tamtych latach i zmarł w 1894 roku, wspomina, jak owa infiltracja była już wówczas w toku:
“Kiedy przegląda się listy lóż w drugiej połowie XVIII wieku, zdumiewa stosunkowo znaczna liczba duchownych i zakonników, którzy do nich należeli.
Leon XIII i św. Pius X, papieże, którzy żyli pod koniec XIX i na początku XX wieku, byli bardzo zaniepokojeni, ponieważ fałszywe ideologie liberalizmu i kantyzmu rozprzestrzeniały się w seminariach, a duchowieństwo zaczynało być skażone duchem nowoczesności.
Apostazja Kościoła, o której mowa, została zapowiedziana właśnie Leonowi XIII, który miał słynną wizję tego, jak Kościół katolicki zostanie zaatakowany przez dym herezji, aż stanie się megafonem swoich wrogów.
Sobór Watykański II z początku lat sześćdziesiątych XX wieku był zatem niczym innym jak naturalnym procesem abjuracji dla Kościoła, który na swoim papieskim tronie ujrzał tych, którzy zamiast strzec objawionej Prawdy, poświęcili się bezlitosnemu szerzeniu apostazji i kłamstw liberalizmu.
Uważa się, że człowiek, który zainaugurował sezon soborowy, Jan XXIII, urodzony jako Angelo Roncalli, był członkiem francuskiego Grand Orient, podobnie jak jego następca, Paweł VI, Giovanni Montini, był, według ojca Luigi Villa, wybrany przez samego Ojca Pio do obrony Kościoła przed agresją masońską, kolejnym wtajemniczonym wolnomularzem.
Sobór jest spełnieniem tego, o czym marzyła Alta Vendita. Kościół wyrzeka się samego siebie. W miejsce Tradycji i Prawdy Pisma Świętego pojawia się ekumenizm, zgodnie z którym każda religia może dotrzeć do Boga.
Konsekwencje tego wyrzeczenia się katolicyzmu można zobaczyć podczas wizyty Jana Pawła II w synagodze żydowskiej w roku 1986, kiedy to nazwał on “starszymi braćmi” wyznawców tej religii, która odrzuciła Chrystusa jako ich Mesjasza.
To, co obserwujemy w ostatnich latach za sprawą Bergoglio, jest niczym innym jak nowym rozdziałem w długiej świeckiej walce, która chce osiągnąć swój ostateczny cel, a mianowicie rozpuszczenie Kościoła w masonerii.
Czy czas apostazji zbliża się ku końcowi?
Owo najnowsze seminarium Kościoła Bergoglia należy rozumieć jako zdeklarowaną próbę wrogów Chrystusa, którzy zasiadają dziś na tronie Piotrowym, jako ostatni desperacki atak masonów na instytucję, której tak bardzo nienawidzą.
Masoneria łudzi się, że może wygrać bitwę, której wygrać się nie da, ponieważ Kościół nie jest instytucją ziemską, lecz boską.
Może być on okupowany przez pederastów i masonów w obecnej epoce, ale zapominają oni, że Opatrzność zawsze sprawuje kontrolę i nikt inny.
Naszym zdaniem, znaczenie tego okresu można znaleźć właśnie w wizji Leona XIII, w której papież widział, jak szatan rzuca wyzwanie Bogu i prosi o czas 100 lat, aby móc wciągnąć Kościół i świat w piekielny chaos, który szaleje zwłaszcza od XX wieku.
Inne proroctwa, w których Matka Boża dała do zrozumienia, że Jej Niepokalane Serce zatriumfuje, takie jak te z Fatimy, Garabandal i Akita, sugerują, że czas pozostający do dyspozycji wrogów Kościoła nie jest zbyt długi i kończy się.
Z każdym swoim publicznym wystąpieniem Bergoglio wydaje się coraz słabszy i coraz bardziej stępiały terapią antyrakową, której zdaje się być poddawany przez ostatnie dwa lata.
Pontyfikat Bergoglio wydaje się być summą tej apostazji, po której, jeśli dobrze interpretujemy proroctwa maryjne, może nastąpić jedynie późniejsza odbudowa i triumf Kościoła wolnego wreszcie od wrogów, którzy go przeniknęli.
Pierwszym, który zdaje się być świadomy, że nie pozostało już wiele czasu, wydaje się być były biskup Buenos Aires, który w ciągu ostatnich sześciu miesięcy zwiększył intensywność swoich ataków na Kościół katolicki poprzez błogosławienie par homoseksualnych, msze wspólne z protestanckimi heretykami, aż po seminarium z masonerią mające na celu fuzję katolicyzmu z tajemną i gnostyczną religią masonów.
Wydaje się jednak, że ataki te przyniosły skutek odwrotny do zamierzonego, ponieważ nawet kardynałowie, którzy wcześniej milczeli przed Franciszkiem, teraz zaczynają podnosić głos przeciwko tego rodzaju herezjom.
Wydaje się, że masoński i jezuicki krąg Domu Świętej Marty chce spróbować wszystkiego, mając świadomość, że czas, który został im dany, właśnie się kończy.
Jeśli podążamy ścieżką wytyczoną przez objawienia Dziewicy, przekonanie to umacnia się.
Apostazja, którą tak długo widzieliśmy na naszych oczach, osiągnęła swoje granice i nie może być dłużej kontynuowana.
Nowy Porządek Świata poniósł już porażkę odnośnie wszystkich swoich celów politycznych, począwszy od Wielkiego Resetu, który miał zainaugurować okres tyranii rządu światowego.
Wraz z końcem globalizacji i powrotem władzy narodów rozpoczęła się faza odwrotna.
Teraz czekamy już tylko na wyzwolenie najważniejszego elementu w tejże wojnie między siłami światła i ciemności.
Jeżeli urzędnik jest katolikiem, to mniej więcej wiadomo jakim kieruje się światopoglądem. Jeśli jest masonem, to ma obediencję nie wobec religii, tylko wobec organizacji, jej mniej lub bardziej wyartykułowanych ideałów, wobec swojego mistrza czy przełożonego z danej loży – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Wojciech Golonka (Instytut Dziedzictwa Europejskiego Andegavenum).
Kiedy masoni zaczęli orientować się na ideologię LGBT i wspierać, promować wszelkiej maści „tęczowe” ruchy? A może to sami masoni wymyślili ideologię LGBT?
LGBT nie wymyślili masoni. LGBT to skutek grzechu pierworodnego. Natomiast robienie z tego ideologii, roszczeń prawnych, miny pod dotychczasowy porządek społeczny, to druga połowa XX wieku i nasze czasy, w formie gradacji.
Nie jestem w stanie wskazać, kiedy masoneria podchwyciła „tęczową” ideologię i w mojej ocenie byłoby to zresztą trudne do zbadania. Musielibyśmy mieć bowiem dostęp do archiwów, do których nie ma dostępu. Ale mamy jednak wypowiedzi masonów i wywiady z nimi. Otóż mistrz Wielkiego Orientu Francji mówi wprost i chwali się tym, że zasługą masonerii jest wprowadzenie wszystkich tzw. praw LGBT, począwszy od tzw. związków partnerskich przez małżeństwa homoseksualne i adopcję dzieci dla tych par, po in vitro dla par lesbijskich (a w niedalekiej przyszłości pewnie i gejowskich) – to dlaczego mu nie wierzyć? Jeśli sami masoni chwalą się i mówi otwartym tekstem, że najpierw pracują nad tego typu przepisami w swoich lożach, a później lądują one w parlamencie i nikt temu nie zaprzecza, to widocznie coś jest na rzeczy w tych przechwałkach.
Abstrahując od tego co i kiedy powstało widzimy, że jest pewna organizacja chwaląca się, że to jej „zasługa”. Musimy więc przyjąć do wiadomości, że te osoby za tym stoją i nie przechwalają się na próżno.
Przyjmujemy do wiadomości i co dalej?
Kolejny krok to obnażenie takiego stanu rzeczy, że pewna niedemokratyczna siła mebluje nam cywilizację, a raczej buduje nam anty-cywilizację.
Papieże ongiś przez dziesięciolecia nawoływali do tego, aby państwa doczesne zakazywały masonerii. Stąd m.in. nienawiść masonerii do Stolicy Apostolskiej i próby zlikwidowania samego papiestwa poprzez wyprowadzanie ciosów w kolejnych następców świętego Piotra.
Przypomnijmy sobie tę wielką manifestację, która wstrząsnęła Maksymilianem Kolbe w 1917 roku, czyli roku objawień fatimskich. Co widział w tamtym czasie w Rzymie Maksymilian Kolbe? W Rzymie, przypomnijmy, nie podlegającym władzy papieskiej. Młody Maksymilian Kolbe widzi procesję masońską, w której niesione są sztandary przedstawiające Lucyfera miażdżącego św. Michała Archanioła oraz hasła, iż papież będzie poddany masonerii, że będzie jej służącym. Oni to mieli wypisane wprost na swoich sztandarach podczas bluźnierczych manifestacji i się z tym nie kryli.
To wstrząsnęło Maksymilianem Kolbe i dlatego powołał on Rycerstwo Niepokalanej, które miała nie tylko zwalczać wpływy masonerii na świecie, ale także, przede wszystkim, walczyć o to, żeby masonów nawracać na katolicyzm. To dobry kierunek i odpowiedź na pytanie: co dalej? W rzeczy samej, Maksymilian Kolbe dał nam przykład jak walczyć z masonerią.
Pierwsza rzecz, jaką zatem możemy zrobić, to obnażać prawdziwe oblicze masonerii. W momencie, kiedy mówi się, że to instytucja filantropijna, która działa na rzecz dobra ludzkości, to można ją zestawić praktycznie ze wszystkim – organizacją charytatywną, stołówką dla bezdomnych, pomocą dzieci z biednych rodzin etc. W momencie jednak, kiedy owa filantropia polega na tym, żeby zerwać z człowieka „łańcuchy porządku naturalnego i objawionego”, a następnie zarzucić na niego „łańcuchy porządku lucyferycznego” to nie jest to już żadna filantropia, tylko anty-cywilizacja i musimy jej stawiać opór. To właśnie robili papieże potępiając masonerię: ujawniali, głośno mówili, zrywali maskę, pokazywali światu, jaki jest prawdziwy cel masonerii. Świadomość o niej, to w sumie ogromny krok do tego, żeby kontrować jej działalność.
Pierwsza rzecz, i od tego każdy z nas musi zacząć, to stwierdzenie pewnych obiektywnych faktów: zachodzą wpływy masonerii na współczesne ustawodawstwo w kwestiach obyczajowych, potwierdzone przez samych masonów, obalające nasz porządek cywilizacyjny. We Francji, przynajmniej, masoni już mogą się otwarcie chwalić, że to oni stoją za rewolucją obyczajową. W Polsce jeszcze tego nie powiedzą wprost.
Dlaczego?
Bo by to przeszkadzało działalności masonów. Dopóki masoni muszą działać pod przykrywką ogólnej filantropii, to będą mówili o pomocy biednym i cierpiącym, o demokracji, o dostosowaniu społeczeństwa do współczesności i postępu etc. W Polsce masoni, tudzież ludzie po prostu przesiąknięci ich duchem, jeszcze nie mogą tak otwarcie chwalić się przygotowywaniem ustaw i wdrażaniem rewolucyjnych zmian anty-cywilizacyjnych.
Zresztą, tak jak wspomniałem, nie wszystko musi sprowadzać się formalnie do członków masonerii, choć w dużej mierze sprowadza się do jej ideałów, kiedy partnerzy umysłowi wolnomularstwa są „nośnikami transmisyjnymi” dla pewnych działań organizacji, w ramach „wolontariatu”. Sama działalność masonerii nie znaczy oczywiście, że nie ma innych „lóż”, które mogą działać, to jest innych tajnych stowarzyszeń. Bo gdy mówimy o masonerii, mówimy tak naprawdę o tajnych stowarzyszeniach mających pewne, konkretne cele. Nie mówimy tylko o samej, ścisłej masonerii. To może być na przykład jakiś klub globalistów, gdzie też ludzie mają swoje tajne cele. Ale prawdą jest, że niezależnie od tego czy przynależą do masonerii, czy nie, są oni przesiąknięci masońską ideologią i działają na swój, czyli dość masoński obraz i podobieństwo.
Zauważmy jedną rzecz: we Francji na przykład zmieniają się partie polityczne – raz rządzi prawica, raz lewica, raz socjaliści, raz liberałowie – ale nie zmienia się jedno, mianowicie: masoneria cały czas pozostaje przy władzy. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z prezydentem Hollandem, czy z prezydentem Sarkozym, to w tych ekipach praktycznie wszystko jest naszpikowane masonami. Oni mogą się nie zgadzać, co do szczegółów, na przykład: są masoni wierzący, czy też uznający istnienie Boga, ale są i ateiści. Są masoni uważający, że nie należy zbyt wojować z Kościołem, albo utrzymywać modus vivendi, ale są i tacy, którzy twierdzą, że walka z Kościołem to najważniejszy cel ich życia. Są tacy, którzy chcą „postępu” za wszelką cenę oraz tacy, którzy preferują bardzo długi, powolny marsz rewolucji. Tak działa na przykład francuska prawica – ona nie robi większych zmian społecznych. Są oczywiście wyjątki jak legalizacja związków partnerskich za prezydenta Jacquesa Chiraca. Kiedy zaś zmian obyczajowych dokonują socjaliści, po których do władzy wraca prawica, to owa prawica zostawia to co jest i nawet nie próbuje tego odkręcić. Lewica więc działa w trybie przyspieszonym, a prawica w jakimś stopniu utrzymuje status quo, ale nigdy nie narusza tego, co wprowadziła lewica.
Ponadto we Francji istnieje loża parlamentarna łącząca masonów z różnych partii politycznych dzięki czemu mogą się oni dogadywać w różnych sprawach i tworzyć konsensus ponadpartyjny.
Masoneria lubi wielki biznes, czy wielki biznes lubi masonerię?
Rewolucja zawsze potrzebuje wielkich pieniędzy. Za rewolucją zawsze stoją jakieś siły finansowe, które mają pewien interes, chociażby dlatego, że na rewolucjach można zarabiać. Współpraca między masonami, a wielkim biznesem byłaby zatem jak najbardziej zrozumiała. Ale to nie znaczy, że mamy dowody, że w takiej a takiej sytuacji mason promuje konkretnie innego masona, choć jest to wpisane w ich „braterstwo”. Jeden dziennikarz śledczy we Francji zwrócił uwagę, że jeśli chodzi np. o przestępstwa pedofilii, to w przypadku ludzi Kościoła nastąpiła przejrzystość. Natomiast w przypadku masonerii tej przejrzystości nie ma, bo w momencie, kiedy mason oskarżony o pedofilię jest przesłuchiwany przez policjanta-masona, a wyrok ma wydać sędzia-mason, to istnieje prawdopodobieństwo tuszowania, wyciszania sprawy. O tym piszą niezależni dziennikarze. W związku z tym ta sama machina wsparcia może działać w biznesie.
Nie znaczy to oczywiście, że każdy bogaty człowiek na świecie, że każdy kapitał jest zbijany na zasadzie kolesiostwa, a tym bardziej, że ktoś oddał pokłon Lucyferowi. Lucyfer jak wiemy z Pisma Świętego, podczas kuszenia Pana Jezusa na pustyni powiedział: „Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon” (Mt 4, 9). Obietnica brzemienna w skutki, choć nie twierdzę, że każdy bogacz oddał pokłon Lucyferowi. Wiemy natomiast, że rewolucja wymaga finansowania.
Ale myślę, że związki masonerii z wielkim kapitałem są, tu znowu, mniej istotne, niż sedno sprawy: jej element masońskiego braterstwa, skutkującego de facto państwem w państwie, „deep state”.
Jeżeli urzędnik jest katolikiem, to mniej więcej wiadomo jakim kieruje się światopoglądem. Jeśli jest masonem, to ma obediencję nie wobec religii, tylko wobec organizacji, jej mniej lub bardziej wyartykułowanych ideałów, wobec swojego mistrza czy przełożonego z danej loży.
Śledzenie kapitału, śledzenie przepływu pieniędzy między wielkim biznesem a masonerią na pewno byłoby ciekawe, ale cały czas pojawia się tutaj problem źródeł i jednoznacznych dowodów. A w momencie kiedy przesadzamy z ciekawostkami, to robimy to, na czym być może zależy masonerii – popadamy w sensacyjność i odchodzimy od meritum. Zatem jeśli ktoś chce poznać konkrety na temat masonów, to powinien przeczytać papieskie encykliki na ten temat oraz te wyznania masonów, które zostały upublicznione przez Kościół katolicki, albo z polecenia Kościoła katolickiego, jak uczyniono to za pontyfikatu Piusa IX. I to jest najważniejsza kwestia. Nie zgubimy się wówczas w sensacyjnych szczegółach, tylko skupimy się na tym jak Kościół postrzega masonerię i dlaczego tak bezwzględnie ją potępił, do dziś dnia, mimo prób relatywizacji tego potępienia.
Kiedy mówimy o masonerii, lepiej jest stronić od pewnych sensacji, które nie są łatwe do zweryfikowania i potwierdzenia, jak na przykład ta, że ktoś składa pokłon Lucyferowi. O wiele łatwiej powiedzieć, że masoneria to projekt lucyferyczny, bo jego orientacja w oderwaniu od obiektywnego porządku Bożego jest z natury rzeczy lucyferyczna – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Wojciech Golonka (Instytut Dziedzictwa Europejskiego Andegavenum).
Szanowny Panie doktorze, gdyby miał Pan wskazać największe, najbardziej jaskrawe, najistotniejsze różnice między masonami z XVIII wieku, a współczesnymi masonami, to co by to było?
Masoneria w XVIII wieku działała jako organizacja budząca zainteresowanie sporej części ówczesnych elit. Uważano wręcz, iż wypada należeć do masonerii, organizacji o szyldzie „filantropijnym”. Ten szyld jest obecny również i dzisiaj, choć dziś bardziej widziałbym w przynależności do masonerii trampolinę do kariery, podczas gdy w wieku XVIII był to w dużej mierze snobizm, wabiący także „światowych” katolików.
Obecnie, po wszystkich potępieniach masonerii przez papieży, przynależność praktykującego katolika do masonerii jest o wiele mniej oczywista i to pomimo faktu, że niejednokrotnie niektórzy hierarchowie w ostatniej dekadzie rozmywali niekompatybilność bycia katolikiem i masonem.
Warto jednak zaznaczyć, że gdy chodzi o ogólny, gruntowny ideał, to nic się nie zmieniło na przestrzeni ponad 200 lat. Masoneria chce zbudować świat całkowicie antropocentryczny, oparty wyłącznie o wolę człowieka niepodporządkowanego pryncypialnie de facto czemukolwiek.
Owszem, mason XVIII-wieczny być może nie był w stanie wyciągnąć wszystkich konkluzji ze swojej działalności; być może nie potrafiłby on sobie wyobrazić współczesnego świata ze wszystkimi przemianami obyczajowymi i społecznościowymi; być może przeraziłby się widząc pewne konsekwencje swoich ówczesnych działań, ale raz jeszcze podkreślam – ogólna zasada jest taka sama, czyli budowa świata opartego nie o wyraźny porządek natury ani tym bardziej o objawione Prawo Boże, tylko budowa świata, którego porządek społeczny jest skupiony wyłącznie na woli człowieka.
Być może XVIII-wieczni masoni uznawali pewien obiektywizm prawa naturalnego, ale mimo wszystko przeważał u nich antropocentryzm. Summa summarum niezależnie od tego, czy masoneria to artykułuje wprost czy nie, jej wizja państwa i świata koliduje wprost z porządkiem chrześcijańskim. Jeżeli cywilizacja chrześcijańska zakładała, iż porządek polityczny uwzględnia konsekwencje objawienia, Dekalogu itd., to siłą rzeczy przebudowanie społeczeństwa na model antropocentryczny oznacza odejście, tudzież likwidację dorobku cywilizacji chrześcijańskiej, który może pozostać co najwyżej w wymiarze spuścizny czysto kulturowej, mniej lub bardziej tolerowanej (dziś znacznie mniej niż bardziej), ale z pewnością nie jako zasadniczy element tożsamościowy.
Dlaczego najważniejsze dla masonerii jest obalenie Kościoła i porządku zbudowanego przez cywilizację chrześcijańską? Przecież do masonerii należało i należy wielu wpływowych katolików, wielu kapłanów, a nawet biskupów, którzy mówili o tym wprost, którzy się tym wręcz chwalili i szczycili.
Problem jest następujący: papieże potępili masonerię, ponieważ było to tajne zgromadzenie, a więc nie można poznać wprost jego celów. To po pierwsze. Po drugie: rzeczywistym celem masonerii na tyle, na ile można było to wywnioskować było i jest obalenie porządku chrześcijańskiego i Kościoła w sferze doczesnej.
Już sam fakt, że masoneria jest tajnym zgromadzeniem, które ma swoje rytuały jest z perspektywy nauki Kościoła nie do przyjęcia, ale i także z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, albowiem tajne stowarzyszenia to państwo w państwie, słynny, ale jakże realny „deep state”. Masoni do tego charakteru skrytości podchodzą bardzo poważnie. Dla przypomnienia: jakiś czas temu podczas jednego z masońskich rytuałów inicjacji w Nowym Jorku został zamordowany człowiek. Dlaczego tak się stało? Bo, jakkolwiek to nie zabrzmi, nie przeszedł on rytuału dochowywania tajemnicy. W ramach takiego rytuału strzelano do osoby przechodzącej masońską inicjację. To miała być symulacja strzału, tyle że okazała się, że broń była nabita a koniec końców ten człowiek został zastrzelony. Czy było to przypadkowe, czy celowe tego nie wiem, ale w świat poszedł jasny sygnał: mason ma dochować tajemnicy pod groźbą śmierci. Nie dochowa tajemnicy to zostanie zlikwidowany przez samą masonerię – to jest symbolika tego rytuału.
Wróćmy jeszcze na moment do tajności masonerii. Jeśli kieruje się ona taką zasadą to jednocześnie trzeba wysunąć wniosek, że niektórzy członkowie są lepiej wtajemniczeni, a niektórzy gorzej i w związku z tym nie zdają sobie sprawy z tego, jakie mogą być najwyższe cele działania takiej organizacji. Mniej wtajemniczeni, mówiąc brutalnie, często służą za pożytecznych idiotów. Ale bycie pożytecznym idiotą nie zwalnia z pewnych skutków prawnych. Powiedział Pan, że do masonerii przynależą katolicy, kapłani, a nawet biskupi. Otóż nie! Nie przynależą, bo z miejsca zaciągają na siebie ekskomunikę, czyli zostają odcięci od społeczności wiernych Kościoła. Co najwyżej może im się wydawać, że są katolikami, ale formalnie nimi nie są.
Wracając do elementu walki masonerii z Kościołem: jest wystarczająco dużo źródeł, publikacji masońskich, w których jest mowa wprost o przebudowaniu świata i odejściu od cywilizacji chrześcijańskiej i nie można mieć żadnych wątpliwości, jaki jest ostateczny cel masonerii. Ten cel ma typowo lucyferyczny aspekt i nie jest to żadna złośliwość, teoria spiskowa czy nadużycie z mojej strony. To Lucyfer był pierwszym umysłem, który postanowił budować jakiś doczesny porządek w oderwaniu od Boga, a w oparciu wyłącznie o samego siebie, i w takim porządku znaleźć swą doskonałość. Budowanie porządku doczesnego świata w totalnej abstrakcji, totalnym zaprzeczeniu Boga jest projektem lucyferycznym i dlatego jest to projekt nie do pogodzenia z religią katolicką. A pamiętajmy, że „anioł niosący światło”, to jest Lucyfer, to typowo masoński symbol.
Jak to jest z tymi stopniami wtajemniczenia w masonerii? Jedni twierdzą, że jest ich trzydzieści kilka, inni że siedem, a jeszcze inni, że sto pięćdziesiąt. Jedni twierdzą, że na ostatnim stopniu wtajemniczenia trzeba oddać pokłon Lucyferowi, inni że trzeba przejść na islam. Kto wymyśla takie teorie i czemu mają one służyć? A może to sami masoni rozpuszczają po świecie totalną dezinformację, żeby nikt nie wiedział, jaka jest prawda i żeby sprowadzić dyskusję o masonerii do kwestii pobocznych, a nie meritum?
Jest wielki problem z wiarygodnością w tej kwestii, ale nie tylko w tej. We Francji żyje ksiądz Michel Vion, który ma obecnie niecałe 80 lat. W przeszłości był on pastorem protestanckim jak i masonem. Tego typu ludzie czasem nawracają się i wstępują do Kościoła katolickiego. Ks. Vion opuścił Wielką Lożę we Francji, w której otrzymał 31. stopień wtajemniczenia, a następnie przedstawił światu swoje świadectwo o masońskich procedurach, inicjacjach, kolejnych stopniach wtajemniczenia. Są więc ludzie – byli masoni, którzy nawracają się na wiarę w Chrystusa i mówią nam, jak wygląda masoneria od wewnątrz.
Ale moim zdaniem, kiedy mówimy o masonerii, lepiej jest stronić od pewnych sensacji, które nie są łatwe do zweryfikowania i potwierdzenia, jak na przykład ta, że ktoś składa pokłon Lucyferowi. O wiele łatwiej powiedzieć, że masoneria to projekt lucyferyczny, bo jego orientacja w oderwaniu od obiektywnego porządku Bożego jest z natury rzeczy lucyferyczna. To nie wymaga dowodu, bo to fakt, natomiast to, czy ktoś oddaje pokłon Lucyferowi… Ja nie mam możliwości zweryfikowania takiego twierdzenia i chyba nikt poza samymi masonami nie może tego potwierdzić bądź temu zaprzeczyć. Moim zdaniem to jest jednak nieistotne dla naszych rozważań, ponieważ w ten sposób skupia się uwagę na wątkach sensacyjnych odwracając uwagę od meritum: istnieje potężna organizacja mająca ponadnarodowe powiązania, która jest w stanie wpływać na ustawodawstwo konkretnych państw, co z kolei powoduje erozję naszej cywilizacji, w kierunku, o którym wspomniałem.
W momencie, kiedy skupiamy się na tym, czy na 31., czy na 33. stopniu wtajemniczenia przechodzi się na islam odchodzimy od tego, co jest najistotniejsze. Wewnętrzne procedury masonów są po pierwsze trudne do udowodnienia, a po drugie, powtarzam raz jeszcze – ma to odwracać naszą uwagę. Papiestwo nie dlatego potępiło masonerię, że ktoś oddaje cześć szatanowi, tylko dlatego, że ten projekt ma konkretne cele i prowadzi do konkretnych skutków, a w praktyce jak i w założeniach ten projekt zwalcza Kościół katolicki i wpływ Kościoła na społeczeństwo.
Wiele się mówi o rozdziale państwa i Kościoła. Bardzo często ci, którzy rzucają takie hasło popierają jednak cudzołożny związek państwa z masonerią. Można powiedzieć, że masoneria jest w pewnym sensie kontr-Kościołem niezależnie od tego, czy jej członkowie zdają sobie z tego sprawę, czy nie. Masoneria to „świecki kościół”, który rości sobie prawo do budowy nowego społeczeństwa bez Stwórcy; to o wiele istotniejsze w tej kwestii, niż ewentualne ciekawostki dotyczące stopni przynależności do masonerii.
Dlaczego francuskie loże masońskie cieszą się tak dużym zainteresowaniem u polskich wolnomularzy? Przecież nie starczyłoby nam czasu, gdybyśmy zaczęli wymieniać Polaków, którzy zaliczyli „inicjację” właśnie u francuskich masonów…
W XVIII wieku polskie elity były całkowicie zwrócone na Paryż. Nasza młodzież w rodzinach arystokratycznych mówiła do siebie po francusku; było w tym wyrachowanie jak i snobizm.
XVIII-wieczne powiązania Warszawy z Paryżem skutkowały powiązaniami z lożami francuskimi. Następnie mamy okres napoleoński, kiedy Bonaparte roznosi na bagnetach po całej Europie swój Kodeks Cywilny, a w Polsce był postrzegany jako główny sojusznik w walce o niepodległość. To, że zostaliśmy cynicznie zinstrumentalizowani w jego rozgrywce nie miało wówczas dla naszych elit znaczenia, ponieważ Polska była maksymalnie zwrócona na Francję. Sama Rewolucja francuska była postrzegana jako okazja do osłabienia naszych zaborców, więc można powiedzieć, że wpływy masonerii w Polsce były jak najbardziej właśnie znad Sekwany. To nie znaczy, że później, w ramach na przykład zaboru pruskiego nie powstawały inne loże mające orientację na Berlin, bo i takie powstawały, ale pierwotnie to wpływy francuskie były zdaje się najsilniejsze.
Zresztą i podobnie było w XX wieku, kiedy za czasów komuny emigracja intelektualistów obierała za swój cel Francję, i tam mogły zachodzić kolejne powiązania z masonerią.
Oczywiście, są różne gałęzie masonerii, które są nawet mniej lub bardziej masońskie. Niektórzy ludzie podchodzą bowiem do masonerii jak do jakiegoś elitarnego klubu, gdzie można się spotkać, zapalić cygaro, napić koniaku i porozmawiać o „sprawach ważnych”. Choć tacy ludzie albo udają, że nie wiedzą do jakiej organizacji należą, albo im to nie przeszkadza.
Przy czym, gdyby zapytał mnie Pan, czym różni się np. Polska Masoneria Narodowa od francuskiego Wielkiego Orientu, to powiedziałbym, że nie wiem i nie będę tego sprawdzał, ponieważ to nie jest sedno sprawy, choć z pewnością można na tym zarabiać pieniądze pisząc bardziej lub mniej wiarygodne książki.
Ba! Różne ośrodki mogą być częściowo ze sobą skłócone rywalizując o pewne wpływy, co w jakimś stopniu pomniejsza ich skuteczność, aczkolwiek co do pewnego rodzaju meritum niezależnie od kwestii spornych loże ze sobą współpracują – jak pojawiają się nowe ustawy społeczne uderzające w chrześcijański porządek, to widać, że wprowadza je jeden kraj po drugim. Moim zdaniem tutaj nie ma przypadku, jeśli chodzi o zbieżność chronologiczną. To wskazuje nam, że nie tyle obywatele danych krajów myślą tak samo, tylko że pewne ośrodki decyzyjne realizują tę samą agendę. Masońską. Nie ma w tym żadnego spisku: sama masoneria mówi, że jest to właśnie ich agenda.
Dziękuję za rozmowęTomasz D. Kolanek
Drugą część rozmowy opublikujemy 17 stycznia 2024r.
“Pod hasłem “SZALOM. Pokój – Dar Boga” 17 stycznia w Kościele w Polsce będzie obchodzony 27. Dzień Judaizmu”. Zanim zorientujemy się CO to jest i SKĄD się wzięło trzeba powiedzieć, że obchodzenie Dnia Judaizmu przez katolików (i to pod hasłem “Pokój – Dar Boga”) w czasie, gdy liczba ofiar ludobójstwa izraelskiego na Palestyńczykach przekracza już 20 000 zakrawa na krwawą drwinę z ofiar. Może czas zmienić R.I.P. na R.I.S (rest in SHALOM)?
Netanjahu już czterokrotnie na konferencjach prasowych wymachiwał Biblią hebrajską cytując z niej fragmenty mające uzasadniać ludobójstwo. Prawie nikogo to nie bulwersuje, prawie nikt tego nie komentuje… Aż tak zgłupieliśmy, zobojętnieliśmy, wyprano nam mózgi (niepotrzebne skreślić)…
Taki to “dialog” z judaizmem wmusili nam, że boimy się nawet szepnąć słowa prawdy.
Nawracać ludobójców nie możemy, bo zabroniła nam tego “Nostra Aetate”. Ba, nawet obawiamy się wyrazić ludzką, chrześcijańską opinię o tych zbrodniach, by nie zostać zdzielonymi przez łeb pałką antysemityzmu. Takiego stopnia schizofrenii skrzyżowanej z syndromem sztokholmskim sięgnęła relacja Chrześcijan do Żydów. A zaczęło się od “Nostra Aetate” i obchodzenia Dnia Judaizmu pod znakiem “dialogu”. A jeszcze wcześniej był wielki wysiłek murarski Francuzów i Niemców…
DIALOG Z JUDAIZMEM
„Wyobraź sobie, że nie ma Niebios
To proste, gdy spróbujesz
Nie ma Piekła pod nami
Nad nami tylko niebo
Wyobraź sobie wszystkich ludzi
Żyjących z dnia na dzień
Aha-ah”
[John Lennon – Imagine]
—————–
Dzień Judaizmu w Kościele Katolickim – to tajemnicze i kuriozalne zjawisko od samych początków, które zrodziło się w pewnym filosemickim kręgu niemieckich luteran a szczególnie w głowie Holgera Banse, członka międzyreligijnej grupy Teshuva (Skrucha). Ewangelicki pastor Banse fascynował się od młodości dziejami syjonizmu, wolnomularstwa judaizmu reformowanego, sytuacją państwa Izrael i takimi organizacjami, jak przykładowo Światowa Unia dla Judaizmu Postępowego.
Frankmasońska (najprawdopodobniej) misja Holgera Banse spełnić się miała w Nostra aetate, ogłoszonej 28 października 1965 r. Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich
Jak wiadomo, Kościół na Vaticanum II w kontrowersyjnym dokumencie Nostra Aetate zbliżył się do zanegowania pewnych najważniejszych elementów swej doktryny. Stało się to poprzez wyłączenie Żydów z misji ewangelizacyjnej i uznanie, że… jest im ona niepotrzebna z powodu nieodwołalnego wybraństwa bożego (emerytowany profesor St. Mary’s College w Notre Dame, Indiana – E. Michael Jones nazywa to odstępstwo herezją). Stworzyło to precedens: w istocie rzeczy ustanowiło religię judaistyczną równorzędną względem chrześcijaństwa, czego bez wypaczenia przesłania ewangelii i spuścizny pawłowej nie da się zrobić.
Jak widać, Holger Banse był to bardzo postępowy i nowoczesny sługa boży. Stworzony w sam raz na inicjatora erodującej katolicyzm, powstałej w niemieckim protestantyzmie, „ideowej wkładki” pod nazwą Dzień Judaizmu. Oczywiście kwestią najważniejszą nie jest tu ów „dzień” jako taki, lecz to, iż stał się on otwarciem bramy do wielu późniejszych zjawisk i wydarzeń. Jak wiadomo: nawet najdłuższa droga zaczyna się od jednego, pierwszego kroku…
Kuriozalna jest informacja o Dniu Judaizmu w polskiej Wiki: „Dzień Judaizmu – święto w polskim Kościele katolickim”.
Otóż, drodzy parafianie – nie jest to żadne święto. Gdyby tak każdy arcybiskup mógł z podszeptu swoich niemieckich i włoskich kolegów (lobbowanych przez ortodoksyjnych rabinów) wymyślać wg kaprysu nowe święta – ładny byśmy mieli męt i zamęt w Kościele. Na szczęście jednak tak nie jest. Jest to pewna nieokreślona i „niesformalizowana forma” propagandy jednego z lobby, bardzo silnego.
W Niemczech nazywają ten „dzień”: dzień refleksji. Jest to wymuszona refleksja narzucana odgórnie, nie zakorzeniona ani w roku liturgicznym, ani w Piśmie Św. i nie mająca prawa być nazywaną „świętem w kościele katolickim”.
Tylko polski Kościół ma ów dzień, owo “święto”! We Włoszech, Austrii i Holandii niektórzy rabini i biskupi w niektórych ośrodkach organizują tego dnia jakieś wspólne imprezy religijno-kultowo-kulturowe.
Takiego zadęcia i czasowego rozciągnięcia dnia do… 7-10 dni jak w Polsce – nie ma nigdzie… A i te 10 dni, to tylko fragment całego ciągu świąt, które za pomocą dziesiątek powstałych później fundacji pokryły przeróżnymi „inicjatywami” wszystkie miesiące roku w wielu polskich miastach.
Ta inwazja, to w dużej mierze „wkład” abpa Gądeckiego.
Ale cofnijmy się do początków. Nazwa „grupy inicjatywnej”: „Teshuva” („Skrucha”) daje naiwnym (a tych nigdy nie brak) nadzieję, że może chodzi tu o wzajemne wyznanie win. Jednak zapoznanie się z tłem i tekstami propagandowymi („programowymi”) stawia sprawy we właściwym świetle. To chrześcijaństwo ma… „skruszeć”. Aby je lepiej… zjeść.
W pewnym uproszczeniu, na rzecz tego eseju, można powiedzieć, iż uchwytny początek filozofii dialogu Chrystusa z Judaszem, ups, chrześcijaństwa z judaizmem ma swoje korzenie w dziedzictwie II Międzynarodówki i jej żydowskiego, ostro antyklerykalnego ( i antychrześcijańskiego, ściślej: antykatolickiego, gdyż na rzecz luteranizmu były robione różne ustępstwa ideowe, vide: Jean Jaures) kierownictwa.
Pierwszym jawnym bojownikiem o wkład rabinacki do tradycji Kościoła był francuski Żyd, Jules Isaak, z wykształcenia historyk. Zwany bywał czasem „profesorem” ;), z tego powodu, iż… nauczał historii w liceum w Lyonie (praktyka hiper-nominacji, albo nominacji życzeniowej, znana z naszego życia medialnego i paranaukowego). Autor dwóch książek, w obu udowodniono mu mnóstwo manipulacji („Jezus i Izrael”, „Nauka pogardy: chrześcijańskie korzenie antysemityzmu”). Manipulacje nie manipulacje – zapotrzebowanie na takie „dzieła” było w kręgach judaizmu progresywnego i wśród diaspory, jak zawsze – ogromne.
Ilustracja 1. Jules Isaac
Gdy tylko skończyła się wojna nasz „profesor” (w wielu punktach podobny do naszego „profesora”, „historyka” W.Bartoszewskiego) – owładnięty przez zamysł wciągnięcia chrześcijan w „wymianę ideową” przystąpił do dzieła. Postawił sobie za cel pouczenie Kościoła i Synagogi (oczywiście, synagoga miała być tu pouczana tylko deklaratywnie, gdyż jak wszyscy wiedzą ten byt duchowy jest doskonały, wyjęty spod korekt wszelakich).
Hasło owego gwałtu na doktrynie zwanego dla niepoznaki „dialogiem” brzmiało tak: Synagoga musi uznać „the reality of Christ” („and the glory of the Church”, co, oczywiście było słownym odpowiednikiem zwykłego wciągnięcia do gry w 3 kubki, przez podstawionego kusiciela) a Kościół musi uznać „the glory of the Synagogue,”. Przekładając to na ludzki język (język cywilizacji łacińskiej a nie na bełkot tzw. filozofii dialogu) otrzymujemy coś w tym rodzaju: Chrystus był fajnym człowiekiem („reality”), ale musicie zatwierdzić i ogłosić, że istnieje tylko jedna, prawdziwa wiara, którą na zawsze (nieodwracalnie) posiada Synagoga, a gdy to uznacie, to powiemy, że jesteście fajni, młodsi bracia („the glory of the Church”).
„Profesora” nie zadowalały półśrodki, uznanie lokalne jego herezji. Mierzył aż po sam szczyt. Potrzebne było przybicie swego świstka papieru z 18 punktami żądań (sfabrykował bowiem taką listę… postulatów) wobec… doktryny chrześcijańskiej do jakichś drzwi, najlepiej papieskich. Oczywiście, żaden wielki przywódca duchowy chrześcijaństwa takich herezji by nie potraktował poważnie. Mówiąc „wielki” mam na myśli np. papieża Leona XIII, pamiętanego z niezapomnianych, genialnych słów zawartych w encyklice Humanum genus (20 kwietnia 1884): „Jeśli nie kochacie prawdy, to choćbyście twierdzili, że ją kochacie i stwarzalibyście takie pozory, wiedzcie, że w danym momencie zabraknie wam odrazy wobec tego, co jest fałszywe, i po tym da się rozpoznać, że w rzeczy samej prawdy nie kochacie”.
Bez zagłębiania się w niuanse kombinatoryki „nepotyzmu mesjanistycznego i lobbystycznego” realizowanej przez „profesora” Julka w latach powojennych powiedzieć możemy, iż drążył tunele i drążył, aż się dokopał do audiencji u papieża Jan XXIII. Ale zanim to się stało, 18 żądań wobec chrześcijaństwa skondensowalo się w 10 punktów (ach, ta rozwlekłość Lutra, potrzebował aż 95 tez…). Dzieła „ekstrakcji” dokonała zwołana tuż po wojnie najprawdopodobniej przez niemieckich rabinów Rada Chrześcijan i Żydów na drugim posiedzeniu, w swojej siedzibie, którą był dom, w którym – notabene – niegdyś mieszkał twórca nieortodoksyjnego syjonizmu (nie po drodze mu było z Theodorem Herzlem) – Martin Buber.
„Profesor” Jules Isaac przechował troskliwie przez 13 lat owe 10 żądań. W roku 1960 były socjalistyczny prezydent Francji, Vincent Auriol „załatwił” Isaacowi dłuższą, „merytoryczną” audiencję u papieża Jana XXIII (Jules Isaak, emisariusz rabinów znany już był na dworze papieskim. W 1949 udało mu się dopchać do Piusa XII z żądaniami ocenzurowania liturgii chrześcijańskiej). Oficjalna historiografia zastanawia się nad przyczynami zaangażowania się b.prezydenta Francji w 1960 r. w tę dziwną misję judaistyczną (dokładniej: judaizującą).
Ilustracja 2. Vincent Auriol
Sprawa, po bliższym przyjrzeniu się, nie wydaje się jednak zbyt złożona. Vincent Auriol złączony był jeszcze z lat 30 więzami dość ścisłej przyjaźni z Leonem Blumem, socjalistą, pierwszym żydowskim premierem Francji, w rządzie którego był ministrem. Licznie rozgałęziona alzacka, żydowska rodzina Blumów miała dwie pasje: wolnomularstwo i komunizm 2).
Ilustracja 3. Leon Blum na wiecu socjalistycznym
Wolnomularstwo było tą ścieżką, którą dotarł do papieża Jules Isaac dzięki prezydentowi Vincentowi Auriol (miłośnikowi Izraela, vide: rocznicowa wizyta w Izraelu, w 1958 r.). Kto był pośrednikiem ze strony bractwa kielni i cyrkla? Ten sam chyba, kto późniejszym egzekutorem postulatów magistra historii z Lyonu, czyli kardynał Augustyn Bea, niemiecki jezuita mający jeszcze sprzed wojny przyjaźnie z kręgu najstarszej loży żydowskiej B’nai B’rith. W każdym razie, gdy papież wyraził wstępne zainteresowanie „pomysłami” magistra Isaaca z Lyonu – kardynał Bea był tym, któremu zlecono „dalsze prace”.
Potem już było z górki. Przed Vaticanum II zapoczątkował „dialog” Światowy Kongres Żydów 1) ustami swego prezydenta, Nahuma Goldmanna, próbując wmusić swojego „obserwatora” na sobór, Chaima Wardiego z Ministerstwa Religii Izraela. Tak podały izraelskie gazety. Goldmann zaprzeczył mówiąc, że nie zrobiłby tego, bo przecież wiedział, że gośćmi i obserwatorami soboru mogli być wyłącznie chrześcijanie i to mający specjalne zaproszenie watykańskiego Sekretariatu Stanu.
W sposób oczywisty było to testowanie nieprzyjaciela i jego zmiękczanie. Kula śniegowa herezji toczyła się, czasem zatrzymując się, czasem przyspieszając. Na końcu pierwszego etapu jej drogi był czwarty punkt Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich (Nostra aetate) – dotyczący stosunku chrześcijaństwa do Żydów i judaizmu. W opinii wielu katolików było to wdarcie się zgorszenia w obręb Tradycji.
Był rok 1965, dwa lata po śmierci żydowskiego nauczyciela gimnazjalnego jego misja dobiegła końca, dzięki dawnym, niemieckim rodom rabinackim, „ekumenicznym” luteranom, braciom kielni i cyrkla oraz powojennej międzynarodówce socjalistycznej. I tak oto nawa Kościoła zaczęła nabierać wody. Jak Costa Concordia.
===================
Przypisy:
1) WJC (World Jewish Congress) to ta sama organizacja, która w już bardziej zaawansowanej fazie „dialogu żydowsko-chrześcijańskiego”przez swojego sekretarza, Izraela Singera, zagroziła Polsce, że jeśli nie zastosuje się do żądań Kongresu i nie przekaże co najmniej 60 miliardów dolarów za mienie pozostawione przez Żydów zabitych w czasie wojny przez Niemców, to „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. No cóż, jeżeli ktoś myślał, że bilet na to coroczne świętowanie przy dźwiękach klezmerskich kapel będzie tani, albo, że wstęp będzie wolny – grubo się mylił.
A byli tacy, co ostrzegali, i to nawet podczas Vaticanum II (88 głosów przeciw Nostra Aetate) – mówiąc, że to nie chodzi o żaden dialog, lecz o zwykły monolog, za wysłuchanie którego trzeba będzie w dodatku słono zapłacić – gotówką i erozją depozytu wiary.
2) Inna odnoga rodu alzackiego rodu Blumów wydała takie bezcenne perełki, jak wieloletni europarlamentarzysta, żydowski intelektualista, socjalista i wolnomularz Vincent Peillon, minister edukacji Francji 2012-2014, (uczeń wolnomyśliciela Ferdynanda Buissona), owładnięty, jak niektórzy piszą „antykatolickim delirium” i autor projektu nowej, świeckiej religii dla Francji: „ w celu dokończenia rewolucji socjalizm francuski powinien dążyć do ustanowienia nowej religii w miejsce katolicyzmu (…). Rola nowej religii powinna przypaść socjalizmowi, który ma uosabiać rewolucję religijną, będącą jednocześnie rewolucją moralną i materialistyczną. Laickość powinna być właściwą religią francuskiej Republiki demokratycznej i socjalnej”.
„Nad społeczeństwem dominować będzie elita, która dla osiągnięcia swoich politycznych celów nie będzie wzbraniać się przed stosowaniem najnowocześniejszych technik kształtowania publicznych zachowań i utrzymywania społeczeństwa pod ścisłą kontrolą i inwigilacją.”
Zbigniew Brzeziński w książce „Between Two Ages” 1970 rok.
„Jesteśmy na krawędzi globalnej transformacji. Wszystko, czego teraz potrzebujemy to odpowiednio wielki kryzys, a wtedy narody zaakceptują Nowy Porządek Świata.”
David Rockefeller.
Ludzie mówią, że zwolennicy teorii spiskowych są „wariatami”, którzy widzą diabła za każdym drzewem, za każdym rogiem. Ale prawda w tej sprawie oraz rzeczywiste cytaty „elity rządzącej”, wydają się weryfikować i potwierdzać, że wiele z tego, co mówią zwolennicy teorii spiskowych, jest rzeczywiście całkiem dokładne. Zanim podamy wam niesamowity cytat George’a Washingtona na temat Iluminatów, oto krótki przegląd sytuacji. Zacznijmy od miliardera, członka CFR i rzecznika Nowego Porządku Świata Davida Rockefellera.
„Niektórzy nawet wierzą, że należymy do tajnej kabały, działającej przeciwko interesom Stanów Zjednoczonych, charakteryzując moją rodzinę i mnie jako internacjonalistów, oraz spiskujących wraz z innymi na świecie, by zbudować bardziej zintegrowaną globalnie polityczną i ekonomiczną strukturę – jeden świat, jeśli chcecie to tak nazwać. Jeśli to jest oskarżeniem, to jestem winny i jestem z tego dumny.”
David Rockefeller.
A co powiesz na ten niesamowity „zbieg okoliczności”? Otóż prezydent USA George Bush senior wygłasza przemówienie dziesięć lat przed „wysadzeniem w powietrze” Bliźniaczych Wież World Trade Center, i wzywa do wprowadzenia w życie Nowego Porządku Świata? Media „głównego rynsztoku” powiedzą, że to przypadek, a w zasadzie nie podejmą nawet tego tematu, gdyż panicznie boją się „prawdy” oraz „wartościowych informacji”.
Szanowni Państwo, intencje i aspiracje „magnatów” Nowego Porządku Świata i Iluminatów nigdy nie były ukryte. A teraz zapoznajcie się z cytatem wypowiedzianym w Senacie USA w 1950 roku: „Będziemy mieli rząd światowy, czy wam się to podoba, czy nie. Pozostaje tylko pytanie, czy rząd ten zostanie osiągnięty przez podbój i wojnę czy też po przez zgodę.” Paul Warburg. 17 lutego 1950 roku. Fragment pochodzący z zeznań przed Senatem USA.
Nowy Porządek Świata w twojej kieszeni, czyli dlaczego, nawet banknoty dolarowe, które są teraz w waszej kieszeni (myślę, że większość z nas miała do czynienia z dolarami), noszą ewidentne „znamiona kabały” Iluminatów, które de facto Iluminaci z premedytacją tam umieścili. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, do czego odnoszą się te wszystkie znaki i symbole? A zatem zastanówmy się teraz. Spójrzcie:
1. Novus Ordo Seclorum: łacińska fraza, która oznacza „nowy porządek wieków”. Dosłownie wzywa do „Nowego Porządku Świata”.
2. Annuit Coeptis: łacińska fraza, która oznacza „faworyzował nasze przedsięwzięcia”.
3. Egipska piramida: jeden z wielkich symboli Iluminatów, trójkąt, reprezentujący starożytną mądrość Egiptu. W Biblii Egipt jest zawsze typem niezbawionego świata buntującego się przeciwko Bogu.
4. Wszechwidzące Oko Horusa: Horus był czczony w starożytnym świecie jako bóg ochrony i często był przedstawiany jako sokół. Horus był dzieckiem Izydy i Ozyrysa poczętym przez czary w mitologii egipskiej. Wszechwidzące Oko zostało „zapożyczone” z „dźwiękowego” oka Horusa.
5. 13 poziomów: piramida ma 13 stopni lub poziomów prowadzących do zwieńczenia. W Biblii 13 to liczba oznaczająca bunt. Ameryka została stworzona, gdy ojcowie założyciele zbuntowali się przeciwko królowi Jerzemu.
6. MDCCLXXVI: te rzymskie cyfry odnoszą się do założenia Zakonu Iluminatów jako organizacji 1 maja 1776 roku. Nie jest to odniesienie do Dnia Niepodległości USA z 4 lipca 1776 roku.
7. 13 Gwiazd: ponownie, biblijna liczba buntu – 13 – stanowi podstawę Wielkiej Pieczęci. Liczba 13 znajduje się na całym banknocie dolarowym.
8. E Pluribus unum: kolejne łacińskie wyrażenie, które oznacza „z wielu, jeden”. Zauważysz, że ta fraza zawiera dokładnie 13 liter. Niesamowity zbieg okoliczności.
9. Pajęczyna: kiedy spojrzysz na wzór tła banknotu dolarowego, wyraźnie zobaczysz, że jest to pajęcza sieć. Pająk i pajęczyna w starożytnych kulturach reprezentowały śmierć, zdradę i podbój.
10. Liście oliwne i jagody: zauważysz, że orzeł trzyma 13 liści oliwnych z 13 jagodami oliwnymi? Liść oliwny jest znakiem pokoju, ale pazury orła są zamknięte, aby reprezentować, że te rzeczy są zabierane, a nie ofiarowane.
=============================================
A teraz coś co jest „wisienką na torcie” otóż, przedstawiamy Wam opublikowane w oficjalnym czasopiśmie masonerii: „The New Age”, szczegółowe wyjaśnienie i przyznanie od samych masonów, że symbole na banknocie dolarowym są rzeczywiście symbolami masońskimi. Od tego czasu zmienili nazwę swojego czasopisma na: „The Scottish Rite Journal”. Jest to coś, czemu dzisiejsi masoni gwałtownie próbują zaprzeczyć, ale fakty są uparte. Spójrzcie:
Zadajcie sobie więc pytanie – dlaczego ojcowie założyciele USA i ci, którzy przyszli później, mieliby wypełniać amerykańskie pieniądze symbolami okultyzmu ze starożytnego świata? Dlaczego widzimy to ciągłe odniesienie do ukrytych i tajnych stowarzyszeń na najwyższych szczeblach rządu USA?
George Washington pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, ostrzegał wiele wieków temu, że splecione z nowymi narodzinami Ameryki, nasiona złej kabały zostały już zasiane wraz z utworzeniem Zakonu Iluminatów 1 maja 1776 roku, zaledwie dwa miesiące przed ogłoszeniem niepodległości USA od Anglii.
Barack Obama i Mistrzowie Marionetek są dowodem na to, że naród amerykański nie posłuchał tego ostrzeżenia. Aczkolwiek istnieje tutaj pewien paradoks, gdyż sam George Washington był masonem, ale to już historia na inne „karty”. A teraz zapoznajcie się z ostrzeżeniem pierwszego prezydenta USA:
„Nie miałem zamiaru wątpić, że doktryny Iluminatów i zasady jakobinizmu nie rozprzestrzeniły się w Stanach Zjednoczonych. Wręcz przeciwnie, nikt nie jest bardziej zadowolony z tego faktu niż ja. Ideą, którą chciałem przekazać, było to, że nie wierzyłem, że loże wolnych masonów w tym kraju, jako stowarzyszenia, starały się propagować diaboliczne zasady.”
George Washington, na krótko przed śmiercią, przyznał że plany Iluminatów infekują USA. List do wielebnego G. W. Snydera, Pisma Jerzego Waszyngtona, str. 518-519).
Autor. Tomasz Magielski
=====================
Mail:
A ten banknot, z 1935 roku, zaprojektował Roerich, oficer GRU w stalinowskiej Rosji. Jeździł spec-salonką po krajach Wschodu, tam knuł, malował, fałszował i popularyzował “biografię Jezusa”, którą zresztą napisał inny agent Ochrany – Notowicz, syn rabina, w XIX wieku.
Wojna Izrael-Hamas to „wewnętrzna robota” globalistycznej elity, która pracuje nad tym, aby izraelska „fałszywa flaga” zapaliła lont, aby rozpalić „świętą wojnę”, która wymknie się spod kontroli i położy podwaliny pod jej całkowitą władzę i zapoczątkuje „jeden rząd światowy” i „jedną światową religię”. Ale jest tylko jeden problem dla elity globalistycznej i jej planów zniewolenia rasy ludzkiej. Ich plany zakładają, że ludzie na świecie pozostaną ignorantami, czemu trzeba zapobiec.
Rothschild przyznał , że jego rodzina stworzyła Izrael w ramach wielkiego planu III wojny światowej – a teraz ich plan rozgrywa się na naszych oczach.
W zeszłym miesiącu People’s Voice przekazał wiadomość , że były agent izraelskiego wywiadu dał znać o sobie i przyznał, że atak Hamasu był pod fałszywą flagą.
Potem rozeszła się wiadomość, że syn przywódcy Hamasu przyznał, że CIA stworzyła tę grupę bojowników w celu wykonywania poleceń globalnej elity.
Od tego czasu stale napływają dowody na istnienie fałszywej flagi Izrael-Hamas. W tym momencie tylko ci, którzy nadal oglądają CNN, nie mają pojęcia o prawdziwej naturze wojny Izrael-Hamas.
Nie ma już potrzeby zastanawiać się, dlaczego izraelskiemu wojsku zajęło 7 godzin, aby odpowiedzieć na ataki Hamasu z 7 października.
Netanjahu to globalistyczny marionetka , który od lat po cichu wspiera Hamas – w Izraelu jest to tajemnica poliszynela.
Teraz pojawił się materiał filmowy przedstawiający izraelski helikopter Apache, który zabił wielu Izraelczyków podczas koncertu 7 października w Izraelu.
Rząd Izraela później oskarżył o zabójstwo Hamas.
W rzeczywistości Izrael i Hamas współpracują, realizując program elity globalistycznej. W zeszłym miesiącu skrajnie lewicowy miliarder George Soros został przyłapany na potajemnym przekazywaniu terrorystom Hamasu ponad 15 milionów dolarów z zamiarem „destabilizacji Zachodu”.
Hamas prowadzi biuro w stolicy Kataru, Doha, a przywódcy Ismail Haniyeh, Moussa Abu Marzuk i Khaled Mashal prowadzą luksusowy styl życia .
Skąd wzięły się miliardy dolarów na ich kontach bankowych? Prowadzenie rebelii nie jest najbardziej oczywistym sposobem na zostanie miliarderem… Chyba że pracujesz w imieniu elity globalistycznej, wdrażając ważną część jej planu mającego na celu wywołanie III wojny światowej i powołanie rządu światowego.
Przywódcy Hamasu są cennymi pionkami w grze elity i zostali odpowiednio wynagrodzeni.
W mrożącym krew w żyłach liście przepowiadającym pierwszą i drugą wojnę światową stwierdzono również, że pomiędzy Zachodem a islamskimi przywódcami wojennymi rozegra się trzecia globalna bitwa.
Albert Pike napisał list 152 lata temu, opisując szczegółowo, w jaki sposób elity planują rozpocząć trzy wojny światowe, aby przejąć całkowitą kontrolę nad ludzkością.
Pike był masonem 33 stopnia, wielkim mistrzem okultyzmu masońskim i twórcą południowej jurysdykcji masońskiego zakonu rytu szkockiego, a także notorycznym lucyferianinem i generałem Konfederacji podczas amerykańskiej wojny domowej.
W swoim liście szczegółowo opisuje, w jaki sposób Nowy Porządek Świata sprowokuje Świętą Wojnę pomiędzy syjonistami a światem islamskim.
Widzieliśmy już, co Nowy Porządek Świata zrobił z islamem. Wykorzystali to do wywołania kryzysu, zderzenia cywilizacji. Nie dajcie się zwieść, Nowy Porządek Świata wznieca kolejny kryzys, aby osiągnąć swoje cele.
Wiadomo, że Albert Pike mówił, że jego program wojskowy może zająć 100 lat lub trochę dłużej, zanim dotrze do dnia, w którym ci, którzy kierują spiskiem na szczycie, ukoronują swojego przywódcę na króla-despotę całego świata i narzucą lucyferiańską totalitarną dyktaturę na to, co pozostało z rodzaju ludzkiego.
Pike wydaje się wskazywać na spisek mający na celu rozpoczęcie wojny, aby Antychryst mógł wspiąć się na pozycję władcy świata.
List Pike’a szczegółowo opisał także specyfikę pierwszych dwóch wojen światowych – z mrożącą krew w żyłach dokładnością:
„Należy przekupić I wojnę światową, aby umożliwić iluminatom obalenie władzy carów w Rosji i uczynienie z tego kraju fortecy ateistycznego komunizmu”.
„Druga wojna światowa będzie toczona z dwóch powodów. Aby ustanowić państwo Izrael i rozszerzyć komunistyczną kontrolę nad Europą.”
„Trzeba wywołać III wojnę światową, wykorzystując różnice między politycznymi syjonistami a przywódcami świata islamskiego”.
Widzieliśmy, co robią z kryzysem migracyjnym, atakami terrorystycznymi i wojnami zastępczymi. Światowa elita co do joty podąża za przewidywaniami Pike’a. Tylko poprzez zrozumienie historii iluminatów (https://thepeoplesvoice.tv/the-history-of-the-illuminati-in-7-minutes/) możemy zrozumieć obecny stan świata i spowodować, że elita globalistyczna nie będzie kształtować naszej przyszłości.
Francuski prezydent odwiedził siedzibę loży masońskiej Grand Orient [nr.16 md] przy ulicy Cadet w Paryżu, gdzie 8 listopada wygłosił przemówienie do jej członków. Okazją była 250. rocznica działalności Wielkiego Wschodu Francji.
W siedzibie masonerii przemówienia wysłuchali „bardzo szanowani wielcy mistrzowie”, ale gośćmi byli także deputowani i prefekci. Ciekawostką jest, że Macron określił siebie jako „profana”, czyli człowieka, który nie przynależy do masonerii. Jednak zwrócono uwagę, że w 28-minutowym przemówieniu używał wszystkich kodów języka masońskiego, aż do ostatniej formuły – „Powiedziałem”.
Przemówienie Emmanuela Macrona nazwano pochwalną „odą do masonerii”, przedstawionej jako „najstarsza córka Oświecenia”, co było niewątpliwie nawiązaniem do formuły dotyczącej Francji, jako „najstarszej córki Kościoła”. Pokazuje to prawdziwe „korzenie” Republiki.
Zresztą sam prezydent Macron mówił o wewnętrznych powiązaniach łączących masonerię i Republikę Francuską: „Masoneria została utworzona jako wzór zamysłu narodu francuskiego”. Przedstawił też „bliźniacze losy” masonerii i projektu republikańskiego. „Wkład masonerii jest prawdą historyczną” – dodał.
Prezydent odnosząc się do „ojców założycieli republiki”, oświadczył, że chociaż „nie wszyscy z nich byli masonami, to wszyscy bronili takich wartości”. Macron stwierdził nawet, że bez masonerii „republika nie powstałaby”, a „loże rozumu były kuźniami naszych praw”. Wymienił tu m.in. ustawę o rozdziale Kościoła od państwa z 1905 roku. Na końcu prezydent poruszył aktualny wątek „antysemityzmu”. Stwierdził, że „atak na Żyda (…) jest zawsze próbą zaatakowania republiki”.
Macron wymienił też trzy wyzwania stojące obecnie przed masonerią: „musimy utrzymać żywy związek między masonerią a republiką”. Dla ilustracji podał przykład wprowadzania… eutanazji, zwanej „prawem do godnej śmierci”. Podziękował tu masonom za ich wkład w tego typu projekty.
Drugie wyzwanie dla masonerii to konfrontacja z teoriami spiskowymi: „Nienawiść do Żydów, nienawiść do masonów, to dwa oblicza nienawiści do Republiki”.
Za trzecie wyzwanie dla wolnomularzy, Macron uznał „ponowne połączenie się z duchem humanizmu”, „projektem, którego formę kształtowaliście przez 250 lat”. „Dopóki masoneria będzie działać, republika nie usypia” – zakończył. Wystąpienie ważne, bo pokazujące wprost, że tzw. „wartości republikański” są tożsame z „wartościami” propagowanymi przez loże masońskie.
Jezus Chrystus – to „do Niego należy czas i wieczność”, o czym przypomina nam liturgia Wigilii Paschalnej. Coraz częściej jednak człowiek nie tylko zapomina o Boskim wymiarze czasu, czy wręcz wyrzuca Stwórcę ze swojego ograniczonego czasem życia, ale również próbuje samego siebie uczynić panem czasu. To jednak nic innego jak pierwszy z siedmiu grzechów głównych, grzech szatana, o którym mówi się, że „z nieba spycha” – pycha.
[Oczywiście to nie “człowiek”, ale słudzy szatana, mieniący się “czcigodnymi”, czy “mędrcami”. md]
Stwórcą i jedynym panem Czasu jest Pan Wszechświata – Bóg. To On, tworząc czas, sam pozostaje poza czasem. Jest bowiem wieczny – nie ma ani początku, ani końca, gdyż takie pojęcia charakterystyczne są właśnie dla istnienia w czasie.
Nam, ludziom, niezwykle trudno pojąć rzeczywistość pozostającą poza czasem, rzeczywistość wieczności. Żyjemy bowiem w czasie. Potrafimy wskazać w kalendarzu ważne momenty z życia człowieka, z jego początkiem i końcem włącznie. Życie toczy się od początku do końca, tak jak świat, zmierzający do nieuchronnego, bo zapowiedzianego przez Pismo dnia Sądu Ostatecznego, Końca Czasów.
Początek i koniec czasu, początek i koniec świata to dla nas sprawy oczywiste. Zmierzanie od punktu A do punktu B nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, nie było jednak sprawą jasną dla ludów nieoświeconych jeszcze blaskiem Chrystusowego Kościoła. Poganie w wielu miejscach świata (w tym także niektórzy z uznawanych za wybitnych filozofowie greccy) czas postrzegali w sposób cykliczny, niczym powtarzające się pory roku.
Chrześcijaństwo, opierając się na biblijnym mozaizmie – jako pierwszym niepostrzegającym czasu w sposób cykliczny – i czerpiąc z Pism oraz teologicznej głębi, nauczyło ludy świata linearnego pojmowania czasu – a więc czasu mającego początek i koniec. My, ludzie wierzący, czekamy więc nie tylko nadejścia lata, czy – jak w odleglejszych perspektywach spoglądaliby poganie – końca obecnego świata i nadejścia nowego, w odrodzonej formie, by w końcu także on, po przejściu poszczególnych faz, obumarł robiąc miejsce kolejnemu. Starożytni Żydzi czekali na Mesjasza, zaś Kościół oczekuje na Paruzję – ponowne przyjście Jezusa Chrystusa. Będzie to jednak wydarzenie niepowtarzalne, jednorazowe. Po Sądzie Ostatecznym, po Końcu Świata, nie pojawi się świat w znanej nam obecnie formie. Pojawi się Nowe Jeruzalem – miasto dla zbawionych, życie wieczne. Tak bowiem zaplanował Stwórca.
To Pan Bóg jest jedynym, wyłącznym Panem czasu. Czas to Jego dzieło i tylko On wie, kiedy nastąpi koniec czasu. Człowiek jednak w swojej pysze próbuje ze swojego pojmowania czasu Boga usunąć. Dlatego też czas współczesnego Europejczyka z roku na rok staje się coraz bardziej… świecki.
Wielu nie mówi już o Bożym Narodzeniu – pojawiają się oderwane od wydarzeń z życia Jezusa Chrystusa Święta Zimowe, z kolei kalendarz na urządzeniach mobilnych produkowanych przez jedną z potężnych amerykańskich korporacji nie pokazuje swoim użytkownikom Wielkanocy, centralnego dnia całego roku, wspomnienia centralnego wydarzenia całej historii.
Bardzo wielu z nas dotknęła ta wszechogarniająca sekularyzacja. Mało kto planuje swoją przyszłość przez pryzmat liturgicznych wspomnień czy opisuje rzeczywistość czasu przy pomocy katolickich pojęć. Choć jeszcze nasi dziadkowie rozumieli, że jeśli ktoś zapowiedział odwiedzenie ich – dajmy na to – w świętego Wojciecha, to pojawi się 23 kwietnia, to dziś ta wiedza wydaje się niezwykle odległa, a dla niejednego sprawia wręcz wrażenie wiedzy tajemnej.
Podobnie rzecz ma się z porami dnia. Tradycyjna pobożność katolicka i związany z Wiarą obraz świata bogaty był – i nadal jest – w liczne modlitwy przewidziane na daną porę dnia. To liturgia godzin, ale również Anioł Pański, bliski sercom ludu chrześcijańskiego. Dziś jednak niewielu z nas zauważa godzinę 12 czy 15 – godzinę śmierci Pana Jezusa. A co dopiero mówić o odmawianiu przeznaczonych na te momenty modlitw? Zamiast modlitwy, coraz częściej obok głosu dzwonów słychać głosy niezadowolonych z sakralnego wymiaru czasu wpływającego na sakralny wymiar dźwięków w przestrzeni publicznej. Taka forma walki z Bogiem w czasie i przestrzeni nie jest jednak domeną XXI wieku – prowadzili ją już francuscy rewolucjoniści.
Próba wyrzucania Pana Boga z czasu polega również na niewłaściwym traktowaniu pewnych dni tygodnia – jedzenie mięsa w piątek czy robienie zakupów w niedzielę to najczęstsze przejawy tego chorobliwego nieuporządkowania. Boga ze swojego rozumienia czasu próbują się pozbyć również ludzie zaniedbujący niedzielną Mszę Świętą i codzienną modlitwę.
Człowiek, począwszy od “oświecenia”, przez wiek XIX aż po współczesność, próbował i próbuje nie tylko wyrzucić Boga z czasu, ale również pozbawić Stwórcy nad tym czasem władzy. Układ tygodnia z niedzielą jako dniem świętym próbowali zlikwidować francuscy rewolucjoniści oraz bolszewicy. Obie rewolucje pragnęły również oderwać początek naszej ery od roku narodzin Jezusa Chrystusa, a w miejsce tego wydarzenia wpisać wydarzenia dające początek rewoltom.
Znamiona rzucania Stwórcy wyzwania ma również praktykowana i we współczesnej Polsce zmiana godzin w związku z rozpoczynającą się porą roku. Działanie takie rodzi błędne przekonanie o ludzkiej wszechmocy. Skoro bowiem możemy „przesuwać do przodu” bądź „cofać czas”, to stajemy się – oczywiście jedynie w naszym mniemaniu – panami czasu. Taki pogląd jest w sposób jednoznaczny emanacją głęboko rewolucyjnego nieposłuszeństwa wobec naturalnego porządku.
Jednak to do Pana Jezusa należy czas i nie zmieni tego żadna administracyjna decyzja. „Chrystus wczoraj i dziś, początek i koniec, Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność, Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen” – mówi kapłan zapalając w Wielką Sobotę Paschał, symbol Zmartwychwstania.
Już niedługo te słowa wybrzmią w świątyniach na całym świecie. Kapłani w obecności wiernych, całego Kościoła, przypomną nam Prawdę o tym, że to Jezus Chrystus jest królem świata i to do Niego należy czas.
I to pomimo tego, że wielu z nas mawia: „mam czas”. Prawda jest bowiem zupełnie inna. Nie jesteśmy panami czasu. Nie dysponujemy nim. Nie mamy go. Czas nie jest nasz, gdyż to nie człowiek, a Pan Bóg go stworzył. Niejednemu „mającemu czas” o faktycznej marności przypomniał tragiczny wypadek, brutalnie pokazujący, że czas, który rzekomo „mieliśmy”, skończył się szybciej, niż planowaliśmy.
Zwrot „mam czas” jest zmysłowi katolickiemu (łac. sensus catholicus) niezwykle odległy. Godna noszenia w pamięci jest natomiast średniowieczna formuła Memento mori – pamiętaj człowiecze o śmierci. Pamiętaj i bądź gotowy. To na nią bowiem przyjdzie czas, niezależnie czy zimowy, czy letni.
MW
Noe 29 październik 2023
Tak zwany „czas letni” nie jest czasem astronomicznym i fizjologicznym ustanowionym przez Boga. Jest to czas państwowy, sztucznie narzucony przez rządzących i pogardzających ludźmi.