Czy „zbiorowy” Putin jest pod kontrolą globalistów. To samo dotyczy „zbiorowego Zełeńskiego”.
Dziwna wojna na Ukrainie Anthony Ivanowitz 14.08.2023r. o-w-trawie-piszczy Był taki polityk w „polskim” Sejmie, który widziany na schodach sprawiał wrażenie, że albo wchodzi na schody, albo z nich schodzi. Nikt tego nie wiedział na pewno. Identyczne refleksje mam obserwują „wojnę” na Ukrainie. Nie wiadomo kto tą wojnę wygrywa czy przegrywa, zaś działanie armii Rosji jest co najmniej zdumiewające. Otóż dysponując możliwościami łatwego zniszczenie szlaków przerzutowych amunicji i broni z krajów NATO na Ukrainę, Rosjanie tego nie robią. Gigantyczne dostawy uzbrojenia docierają na Ukrainę bez przeszkód, choć w kilka godzin można by ten proceder ukrócić bombardują kilka linii kolejowych i kilkanaście dróg na granicy z Polską. Jak to wyjaśnić? Wyjaśnienie jest [chyba md] tylko jedno: Wojna na Ukrainie to ustawka- drugi etap depopulacji- której głównym celem jest stworzenie światowego straszaka, który usprawiedliwia niszczenie gospodarek państw „białego” człowieka. Winny tej destrukcji jest oczywiście Putin i Rosja, tak to przedstawia chazarska propaganda! Aby ten rosyjski straszak był skuteczny, wojna musi trwać w nieskończoność, co wymaga ciągłych, niczym nie zakłóconych dostaw broni i amunicji na Ukrainę, oraz ciągłych dostaw „siły żywej”, czyli mięsa armatniego z całego świata. Jeśli „zbiorowy” Putin na to pozwala, to znaczy, że jest sterowany i pod kontrolą globalistów. To samo dotyczy „zbiorowego Zełeńskiego”. Obaj grają do jednej bramki! Amerykański Newsweek podał, iż w wyniku wielowątkowego dziennikarskiego śledztwa ustalono, że agencja CIA już trzy miesiące przed wojną rosyjsko-ukraińską wiedziała o nadchodzącej wojnie i ustalała z Rosją reguły gry. (źródło: szokujace-fakty-ws-wojny-na-ukrainie-rosji-i-usa Czy trzeba aż “wielowątkowego, dziennikarskiego śledztwa” aby dostrzec prawdę “bijącą po oczach”, taką, że “wojna” na Ukrainie to ustawka? Żyjemy w rzeczywistości podstawionej nam przez media, na co daje się nabierać większość ludzi w tym tak zwani „analitycy” i blogerzy, w tym niestety również ci z Neona, onanizujący się “wojną” na Ukrainie od rana do wieczora. Oto plan globalistów na depopulację ludności świata: Pandemia- wojna na Ukrainie- sztucznie wywołany krach gospodarczy w państwach „białego” człowieka usprawiedliwiany “wojną” Na Ukrainie. Oczekiwany przez mafię depopulacyjną efekt przedstawionego scenariusza: chaos- bieda- głód-masowa śmiertelność spowodowana szczepionkami i biedą. I na końcu upragniona przez nich DEPOPULACJA! Taka jest zaplanowana przez globalistów kolejność wymordowania większości ludzi na Ziemi. Jesteśmy na drugim etapie (wojna na na Ukrainie) i początkach etapu trzeciego: krachu gospodarczego w krajach „białego” człowieka. Przed nami pozostałe następne „atrakcje”, w tym zapowiedziana przez WHO na rok 2024 następna pandemia choroby o jeszcze nie ustalonych objawach!! Zostaną one zrealizowane nie napotykając żadnego oporu ze strony ofiar, gdyż te są tak otumanione przez chazarskie media, że nie mają pojęcia co się wokół nich dzieje!
Barometr nastrojów w krajach, które otworzyły swoje drzwi dla imigrantów, wychyla się ponad miarę. Podobnie – statystyki kryminalne. Na antenie TVP Info przytoczono najnowsze dane na temat odnotowanych przestępstw.
Kradzieże
Belgia jest także niechlubnym liderem jeśli chodzi o unijne statystyki dotyczące kradzieży. W przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców odnotowano tam ponad 1914 tego typu przestępstw. Na drugim miejscu jest Luksemburg ze wskaźnikiem na poziomie 1712, a trzecia Holandia – 1362. Tuż za tymi krajami plasują się Niemcy – 1307 kradzieży; i Austria – 1276.
Polska daleko w tej statystyce z wynikiem 260.
Zabójstwa
Kolejna kategoria to zbrodnie umyślnego zabójstwa – również w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Na czele stawki Finlandia, Cypr i (ponownie) Belgia – z kolejno wskaźnikami: 1,63; 1,62 i 1,55 na 100 tys. mieszkańców. Nieco mniej zbrodni odnotowano we Francji (1,16) i Szwecji (1,07). W Polsce to 0,7.
Gwałty
Ostatnia tabela dotyczy gwałtów. Francja i Belgia są zdecydowanymi niechlubnymi liderami. W pierwszym z tych krajów potwierdzono 29,38 gwałtów w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców, a w drugim – 29,25.
Kolejne są: Austria (14,93), Luksemburg (12,62), Holandia (11,06) i Niemcy (10,91). W Polsce wskaźnik ten wynosi 1,99.
Spekulacyjny handel świadectwami emisyjnymi CO2 doprowadził do sytuacji, że UE wdała się w wykańczanie konkurencji wewnątrz UE pod pretekstem fałszywej teorii globalnego ocieplenia od węgla.
Część Pierwsza
DEFINICJE
Media szermują całą gamą określeń dotyczących zmian w energetyce, jakie tworzone były na terenie Unii Europejskiej, w Stanach Zjednoczonych i w ciałach ONZ.
Najbardziej znane to:
Transformacja energetyczna (niem. Energiewende) – lansowana w Niemczech od 1980 roku populistyczna idea całkowitej rezygnacji Niemiec z energii atomowej, węgla i ropy naftowej, z przejściem na niskoemisyjne źródła energii, które na dodatek miały by być tanie, niezawodne i przyjazne dla środowiska.
Europejski Zielony Ład (European Green Deal) – zbiór inicjatyw Komisji Europejskiej pochodzący z roku 2019 i przypieczętowany przez Radę Europy, ukierunkowanych na osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku.
3. Fit for 55 – pakiet aktów prawnych Komisji Europejskiej z 2021 roku, związanych z redukcją emisji CO2 w Unii Europejskiej.
Kompletny harmonogram zdarzeń wiodących do zapędzenia Unii Europejskiej w ślepy zaułek przedstawił w swoim referacie „Historia globalnego o…” na konferencji w Dychowie w maju 2023 roku profesor dr hab. Marian Miłek.
PODSTAWA TEORETYCZNA DZIAŁAŃ POLITYKÓW EUROPEJSKICH
Podstawą teoretyczną aktywności polityków w latach 1980 -2021, była, jak się wydaje, wiedza, jaką posiadali z filmu „Niewygodna prawda”, pochodzącego z 2006 roku, powstałego z inicjatywy Ala Gore’a – wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, a także z wytycznych pisanych pod kontrolą Rajendry Pachauriego, przewodniczącego IPCC przy ONZ, a przyjaciela Ala Gore’a. Informacje te utwierdzały polityków w przeświadczeniu, że przyczyną globalnego ocieplenia miałby być dwutlenek węgla.
Jak udało się wykazać w szeregu artykułów (m.in. Kurier WNET, ABC Niepodłeglość , a wkrótce będzie przedstawione w formie książkowej), działalność człowieka jest ewidentną przyczyną globalnego ocieplenia, przyczyn jest kilka, nie jest nią jednak fałszywie oskarżony dwutlenek węgla.
GŁĘBSZA HISTORIA TEORII CO2-CENTRYCZNEJ GLOBALNEGO OCIEPLENIA
Interes ZSRR / Rosji.
Jak zostało opisane w innych artykułach, najważniejszym źródłem dezinformacji o powodowaniu przez dwutlenek węgla globalnego ocieplenia był około połowy u. wieku najprawdopodobniej Kirył Kondratiew, dyrektor Instytutu Fizyki Atmosfery w Leningradzie. Celem dezinformacji było takie przekonanie zachodnich społeczeństw, aby same doprowadziły do dekarbonizacji, deindustrializacji, a w konsekwencji – demilitaryzacji Zachodu.
W latach 70. ub. wieku Niemcy stawały się potęgą w budowie elektrowni atomowych, co budziło obawy Rosji, że Niemcy, pomimo umów międzynarodowych, mogą w pewnym momencie wykorzystać swoje elektrownie do produkcji plutonu niezbędnego do broni atomowej. Dziś już nie jest tajemnicą, że blok wschodni finansował wtedy (i jeszcze do bardzo niedawna) w Niemczech ruchy tzw. ekologiczne. Ponieważ według wspomnianej, sfałszowanej teorii gaz ziemny miałby mniej szkodzić na globalne ocieplenie (choć w rzeczywistości jest odwrotnie, co zostało wykazane w innych artykułach), ZSRR, kusząc niskimi cenami gazu ziemnego, zyskał na wiele lat jego zbyt w Niemczech i innych krajach europejskich, jednocześnie niebezpiecznie uzależniając je od tego źródła energii. W lutym 2022 cały świat się przekonał, że faktycznym, dalekosiężnym celem polityki Putina było takie uzależnienie Zachodu, aby stał się bezbronny militarnie i można było posunąć się do szantażu „Ukraina za gaz” w rewizjonistycznej polityce odbudowy imperium radzieckiego.
2. Interesy Stanów Zjednoczonych.
Drugim kamieniem milowym był pomysł Ala Gore’a, aby zamiast zaprzeczać kłamstwu ekologicznemu, zrobić na nim interes. Założył w Chicago giełdę handlującą pozwoleniami do emisji dwutlenku węgla Climate Exchange PLC, CCX . Handlując CO2, czyli „niczym”, przy obrotach rzędu bilionów $, zysk z prowizji może sięgać miliardów. Ważnymi graczami w całej aferze byli Maurice Strong, Richard Sandor, szereg firm i międzynarodowych banków. Próba dekarbonizacji w Stanach Zjednoczonych dała oręż przemysłowi wydobycia gazu ziemnego do niszczenia swojej konkurencji – węgla jako surowca energetycznego. Chora konkurencja wewnętrzna to radość dla nieprzyjaciół. Obecnie w związku z dekarbonizacją Unii Europejskiej otwiera się dla Stanów Zjednoczonych rynek dla sprzedaży elektrowni atomowych. Ponieważ działania Komisji Europejskiej narzuciły rygory czasowe ostatecznej dekarbonizacji, nabywcy elektrowni muszą się spieszyć, a wtedy nie ma czasu na negocjowanie ceny przez nabywców.
Kolejnym interesem dekarbonizacji Europy mogła być obawa, że Rosja wchłonie Unię Europejską, jak to zostało przedstawione w profetycznej powieści George’a Orwella Rok 1984, co w przypadku obserwowanego do niedawna zbliżenia UE i Rosji, wzajemnych uzależnień i ekspansji Rosji na Zachód stawało się coraz bardziej realne, a wtedy już Ameryce przestało zależeć na silnej Europie, więc akceptowała, że sobie idzie w ślepy zaułek dekarbonizacji.
Interesy ChRL.
Dekarbonizacja Zachodu wprost prowadziła do przenoszenia tzw. wysokoemisyjnego przemysłu do Chin, a więc do nieprawdopodobnego wręcz wzrostu gospodarczego tego kraju. Dzięki temu Chiny uzyskują właśnie dominację gospodarczą w świecie.
Podobnie jak Rosja również ChRL prowadzi ekspansję gospodarczą w krajach trzeciego świata, zastępując neokolonializm zachodni – własnym. Analitycy sugerują, że ChRL przygotowuje się również do ekspansji terytorialnej, w pierwszej kolejności na Tajwan. Dekarbonizacja, deindustrializacja i demilitaryzacja Zachodu są w tej sytuacji bardzo na rękę Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Lobbystą interesów ChRL w obszarze ONZ był m.in. Maurice Strong.
Interesy Indii.
W okresie działalności Rajendry Pachauriego w IPCC przy ONZ dzięki kłamstwu ekologicznemu, że CO2 szkodzi klimatowi na Zachodzie (tak, jakby dwutlenek węgla w powietrzu znał granice) oraz dlatego, że Indie nie zostały zmuszone do spekulacyjnego handlu emisjami CO2, niszczącego gospodarki, doszło, podobnie jak w przypadku ChRL, do transferu przemysłu ciężkiego i nieprawdopodobnego rozwoju gospodarczego Indii (oczywiście również kosztem Zachodu). Pochodzące z IPCC Rajendry Pachauri’ego, a rozpowszechniane na Zachodzie informacje, że to nadmierna populacja odpowiada za nadmierne emisje CO2 i globalne ocieplenie, zasiały na zachodzie ruchy depopulacyjne. W ten sposób na własną prośbę Zachód ogarnięty został już czterema procesami: dekarbonizacją, deindustrializacją, demilitaryzacją i depopulacją.
Można to nazwać polityką 4D. Tym samym czasie Rajendra Pachauri zapewnił swojej ojczyźnie prawdziwą eksplozję demograficzną, dzięki czemu Indie stały się najludniejszym krajem na świecie (obecnie około 1,4 mld) i do tego z 3 razy większą gęstością zaludnienia niż w Chinach. Wyludniające się miasta europejskie to Lebensraum dla imigrantów także z przeludnionych Indii i ekspansja kultury wschodniej, zastępująca tę tradycyjną, lecz wymierającą.
Interesy partykularne krajów Unii Europejskiej.
Dopuszczając na swój teren spekulacyjny handel świadectwami emisyjnymi CO2 , Komisja Europejska, Rada Europy i (chyba zdezorientowany) Parlament Europejski doprowadziły do sytuacji, że Unia Europejska, zamiast konkurować z państwami zewnętrznymi, na ćwierć wieku wdała się w wykańczanie konkurencji wewnątrz Unii Europejskiej pod pretekstem fałszywej teorii globalnego ocieplenia od węgla.
Do największych przegranych można tu zaliczyć Polskę, która, jak nadgorliwy uczeń, zamiast unowocześniać swój przemysł, ochoczo go likwidowała za nagrodę – płynące (albo tylko obiecane) dopłaty z Unii Europejskiej – przysłowiową miskę soczewicy. Wystarczy spojrzeć do Rocznika Statystycznego, porównując, którą potęgą gospodarczą była Polska jeszcze w 1980 roku, a jakie miejsce w rankingu zajmuje obecnie.
Wygrywamy w walce z propagandą LGBTQ+ szerzoną przez „obudzone” korporacje.
Jestem George Christensen, dyrektor ds. kampanii w CitizenGO i z ogromną radością informuję o naszych niedawnych sukcesach w walce przeciwko radykalnej propagandzie LGBTQ+ promowanej przez „obudzone” korporacje.
Jak Państwo wiecie, CitizenGO koncentruje się na promowaniu i obronie życia, wolności oraz rodziny, a dzięki Państwa nieustannemu wsparciu robimy duże postępy i zyskujemy przewagę.
Burzymy status quo i powoli przekształcamy społeczeństwo w takie, które szanuje te najważniejsze wartości.
Nasze kampanie przeciwko wydarzeniom „Pride Nite” organizowanym przez Disney, promocjom piwa Bud Light przez aktywistę transpłciowego Dylana Mulvaneya oraz sprzedaży przez firmę Target artykułów związanych z ruchem LGBTQ+ dla dzieci (nawet niemowląt!) nie pozostały niezauważone.
Lewicowe media głównego nurtu, kiedyś lekceważące problem, obecnie informują, że wiele firm wycofuje się z radykalnej propagandy LGBTQ+ ze względu na szkody w reputacji i słabe wyniki finansowe.
CNBC tak napisała ostatnio w jednym nagłówku: „Bojkoty rzadko przynoszą rezultaty – ale sprzeciw wobec społeczności LGBTQ+ zmusza firmy do trudnych wyborów”.
Amerykański portal PBS zauważył, że „sprzeciw zmusił niektóre firmy do przemyślenia swojego podejścia do ruchu Pride”, podczas gdy Axios podkreślił zadziwiającą „utratę wartości rynkowej w wysokości 28,7 miliardów dolarów” wśród trzech firm promujących radykalną agendę LGBTQ+.
NewsWeek również doniósł, że „marki, które ostatnio były przedmiotem krytyki w internecie, nie angażowały się w mediach społecznościowych w pierwszym dniu tzw. Miesiąca Dumy LGBTQ+”.
Podzielenie się taką wiadomością cztery lub pięć lat temu wydawałoby się niemożliwe.
Wówczas rozpoczynaliśmy kampanię przeciwko gigantycznym korporacjom takim jak Disney i Netflix, które otwarcie promowały (i nadal promują) indoktrynację LGBTQ+ oraz seksualizację dzieci w swoich filmach i programach telewizyjnych. Nie brali nas poważnie i śmiali się z nas.
Teraz nie jest im już do śmiechu.
Teraz boją się nas i Państwa. Gratulujemy!
Nasze wysiłki przynoszą owoce, ale walka się nie skończyła. Batalia przeciwko radykalnej propagandzie LGBTQ+ trwa i potrzebujemy Państwa wsparcia bardziej niż kiedykolwiek.
Dzielcie się Państwo naszymi e-mailami, podpisujcie nasze petycje i stawajcie po naszej stronie. Razem możemy skutecznie bronić życia, wolności i rodziny.
Dziękuję za Państwa wsparcie,
George Christensen z całym zespołem CitizenGO
PS Szala zwycięstwa w walce o dzieci i rodziny przeciwko radykalnej propagandzie LGBTQ+ zaczyna się przechylać na naszą stronę i z Państwa pomocą wygramy tę walkę.
Więcej informacji w języku angielskim:
Boycotts rarely work — but anti-LGBTQ+ backlash is forcing companies into tough choices (CNBC)
W dzisiejszych czasach lewicowcy szybko zmieniają temat lub wręcz zaprzeczają swoim autorytarnym działaniom podczas covidu. To ma sens, oni postrzegają następne wybory jako decydujące i chcą, aby ludzie zapomnieli, że z powodu ich polityki prawie straciliśmy to, co pozostało z naszych praw konstytucyjnych. Ale znów, nie możemy pozwolić, aby te rzeczy rozpłynęły się w eterze.
Nigdy nie zapomnimy: lewica pokazała swoje prawdziwe autorytarne barwy podczas covid
Kiedy wracam myślami do pierwszych dni lockdownów spowodowanych pandemią covid, podejrzewam, że większość ludzi, nawet wielu konserwatystów i zwolenników ruchu wolnościowego, miała zdrowotne obawy co do skutków wirusa i potencjalnego wstrząsu strukturalnego, gdyby [wirus] okazał się być tak śmiercionośnym, jak początkowo twierdziła Światowa Organizacja Zdrowia. Gdyby covid miał wskaźnik śmiertelności z powodu infekcji wynoszący 3% lub więcej, jak ostrzegali światowi urzędnicy ds. zdrowia, szkody byłyby na tyle istotne, aby zmienić nasz świat na wiele lat.
Każdy, kto nie był chociaż częściowo zaniepokojony katastrofą biologiczną (lub wojną biologiczną), był prawdopodobnie idiotą. Każdy, kto był mądry, był przygotowany. Jednak po kilku miesiącach rozprzestrzeniania się wirusa i po pierwszej fali danych naukowych kilka faktów stało się oczywiste:
3) IFR [wskaźnik śmiertelności z powodu infekcji] dla covid wyniósł zaledwie 0,23%, co nie uwzględnia wszystkich zgonów z powodu współzachorowalności, które zostały fałszywie oznaczone jako zgony covidowe.
4) Szczepionki nie zapobiegły transmisji u milionów ludzi. W wielu przypadkach nie zapobiegły zakażeniu, a wiele zaszczepionych osób zmarło z powodu wirusa. A ponadto osoby niezaszczepione z naturalną odpornością były lepiej chronione niż te, które przyjęły szczepionkę i dawki przypominające.
5) Badania pokazują, że szczepionki powodują niebezpieczne skutki uboczne w znacznie większym stopniu niż przyznało to CDC.
Wszystko, co powiedzieli nam urzędnicy państwowi podczas pandemii, było kłamstwem. To nie był błąd, to nie było biurokratyczne zamieszanie, to było kłamstwo. Nawet po tym, jak te informacje stały się dostępne, ONI KONTYNUOWALI – trzymali ludzi w zamknięciu, trzymali ich w maskach, a nawet próbowali przymusowo zaszczepić populację. Było kilku republikańskich polityków, którym również udzieliła się ta panika, wielu z nich to neokonserwatyści (fałszywi konserwatyści). Jednak większość Czerwonych Stanów szybko zniosła ograniczenia po upublicznieniu sprzecznych danych. W międzyczasie Niebieskie Stany wyglądały śmiesznie i paranoicznie, gdy desperacko trzymały się nakazów.
Uważam, że jedynym powodem, dla którego Biden, Demokraci i globalistyczne instytucje w końcu się zatrzymali, nie było to, że zdali sobie sprawę, że ich nauka jest błędna. To dlatego, że zdali sobie sprawę, że miliony konserwatystów i niezależnych były gotowe rozpocząć działania zbrojne z powodu nakazów i wiedzieli, że przegrają.
Nawet dzisiaj, kilka miesięcy po tym, jak Biden został zmuszony do ostatecznego zniesienia w kraju stanu wyjątkowego z powodu covid, wciąż jest wielu ludzi biegających w maskach, wciąż izolujących się w swoich domach i wciąż narzekających w mediach społecznościowych, że opinia publiczna odeszła od histerii związanej z pandemią. Skąd bierze się to zachowanie? I dlaczego tak wielu Amerykanów (głównie lewicowców) poddało się tej autorytarnej modzie na lockdowny i przymusowe szczepienia?
Chcę tutaj zbadać psychikę takich ludzi, ponieważ uważam, że naturalną skłonnością dzisiejszej opinii publicznej jest szybkie odejście od dyskomfortu związanego z okropnymi wydarzeniami i ignorowanie głębszych implikacji. Nie możemy od tego odejść, ponieważ ostateczny problem nigdy nie został rozwiązany. Ci sami lewicowcy i globaliści nigdy nie zostali napomnieni za swoje zachowania, nigdy nie musieli przyznać, że się mylili i BĘDĄ ponownie próbować tych samych drakońskich środków w przyszłości, jeśli pozostawi się ich bez kontroli.
Oto, co moim zdaniem wydarzyło się podczas szaleństwa kultu covid…
Przydatna broń przeciwko konstytucji
W dzisiejszych czasach lewicowcy szybko zmieniają temat lub wręcz zaprzeczają swoim autorytarnym działaniom podczas covidu. To ma sens, oni postrzegają następne wybory jako decydujące i chcą, aby ludzie zapomnieli, że z powodu ich polityki prawie straciliśmy to, co pozostało z naszych praw konstytucyjnych. Ale znów, nie możemy pozwolić, aby te rzeczy rozpłynęły się w eterze. Oto lista najgorszych przewinień ze strony lewicowców i globalistów podczas tej pandemii:
Kłamali na temat skuteczności lockdownów.
Kłamali na temat skuteczności masek.
Kłamali na temat skuteczności szczepionek.
Kłamali na temat tego, jak obszerne były testy szczepionek przeciwko covid.
Kłamali na temat „pandemii niezaszczepionych”.
Wymusili lockdowny NA ZEWNĄTRZ, gdzie zarażenie się wirusem jest prawie niemożliwe.
Oni (rząd i Big Tech) spiskowali, aby wykorzystać media społecznościowe jako narzędzie do masowej cenzury sprzecznych danych.
Wykorzystywali algorytmy za pośrednictwem wyszukiwarek, aby ukryć wszelkie sprzeczne informacje.
Jak otwarcie przyznało wielu lewicowców, celem było takie utrudnienie życia niezaszczepionym, aby ostatecznie ulegli, aby przeżyć. W ten sposób elity establishmentu i lewicowcy mogli twierdzić, że ludzie „zgłosili się” na ochotnika do szczepień i nikogo nie zmuszano. Tak naprawdę mieli na myśli to, że nikt nie był zmuszany pod groźbą użycia broni, ale wszyscy wiedzieliśmy, że to zagrożenie zaraz nastąpi. W rzeczywistości sondaże wykazały, że duży procent Demokratów był skłonny całkowicie odrzucić Kartę Praw [Bill of Rights] i wypowiedzieć wojnę niezaszczepionym…
Wreszcie zdecydowana większość lewicowców poparła zarządzenia Bidena dotyczące paszportów szczepionkowych dla pracowników w firmach zatrudniających 100 lub więcej pracowników, co ostatecznie doprowadziłoby do paszportów szczepionkowych dla wszystkich. To zniszczyłoby konstytucję, jaką znamy, i stworzyłoby społeczeństwo, w którym udział ekonomiczny jest całkowicie kontrolowany przez rząd. Należy pamiętać, że wszystko to było usprawiedliwione wirusem o niewielkiej średniej śmiertelności wynoszącej 0,23%.
Ponieważ lewica polityczna widzi Kartę Praw jako przeszkodę w realizacji większości swoich celów politycznych, twierdzę, że po prostu postrzegali pandemię jako narzędzie, które mogliby wykorzystać do usunięcia ochrony konstytucyjnej, której i tak zawsze chcieli się pozbyć.
Chorzy psychicznie opanowali kraj
Szacuje się, że około 23% populacji USA cierpi na co najmniej jedną chorobę psychiczną. Średnio około 3% populacji cierpi na epizody psychotyczne, a 1% populacji to pełnoobjawowi psychopaci (niezdolni do empatii i czerpiący radość z cierpienia innych). Ameryka to chory kraj pełen ludzi z zaburzeniami psychicznymi i obecnie nie ma możliwości rozwiązania tego problemu.
Zamiast tego, zgodnie z lewicową metodologią, chorzy psychicznie są wywyższani, ubóstwiani i uzdolnieni, podczas gdy brutalni przestępcy są wielokrotnie wypuszczani na ulice. Rzuć okiem na wszystkie główne miasta na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, w których panuje postępowa polityka, i zobacz niepokojący upadek. Ale co to ma wspólnego z medyczną tyranią w czasach covid?
Lewica polityczna używa chorych psychicznie jako pałki, łatwego w manipulacji narzędzia chaosu. Podczas lockdownów i ograniczeń establishment i media podsycały płomienie paranoi. Same w sobie nie mają mocy. Potrzebują oszalałego tłumu jako broni, aby reszta kraju bała się i trzymała w ryzach. Potrzebowali dobrej, małej Stasi, która zawsze obserwowała, zawsze korygowała, zawsze krzyczała na tych bez masek, atakowała tych, którzy nie chcieli się zaszczepić i kpiła z tych, którzy mówili o naukowych sprzecznościach.
W zamian establishment sprawił, że chorzy psychicznie czuli się jak normalni ludzie. Przez krótką chwilę najbardziej niestabilni i narcystyczni ludzie na planecie poczuli się, jakby to ONI byli po właściwej stronie historii i racjonalności. To była pasożytnicza pętla sprzężenia zwrotnego, która prawie zniszczyła ostatnie oznaki Ameryki.
Malutcy tyrani żebrzący o resztki ze stołu globalistów
Generalnie na świecie są dwa rodzaje ludzi – ci, którzy chcą władzy nad innymi, i ci, którzy chcą, aby po prostu zostawić ich w spokoju. Postępowa ideologia wydaje się być wylęgarnią „malutkich tyranów”: ludzi, którzy nie mają indywidualnej władzy, mają niewielkie osiągnięcia i żadnych wpływów, ale wciąż są dotknięci obsesją mikrozarządzania otaczającym ich światem. Ci ludzie postrzegają kryzys i nadmierne działania rządu jako szansę, a nie zagrożenie.
Są też ludzie, którzy postrzegają swoją egzystencję jako tak mało interesującą i pozbawioną ekscytacji, że mają tendencję do przeżywania nieszczęść i konfliktów zastępczych. Postrzegali epidemię covid-19 i lockdowny jako moment, który nadał ich życiu „sens”. Tak, to smutne i żałosne, ale w taki właśnie sposób wielu ludzi radzi sobie z zapomnieniem i brakiem zasług.
Ci oportuniści nie chcieli końca pandemii. Chcieli, żeby to trwało wiecznie, ponieważ gdyby tak było, mogliby się utuczyć zmianą władzy establishmentu. Mogliby zbierać resztki ze stołu globalistów i, niczym padlinożercy, ucztować na trupie naszej Republiki. Motyw? Samolubna próżność. I już.
Wszystko to równie dobrze może się powtórzyć. Ci wielcy tyrani i ci malutcy tyrani wciąż tam są, czekając na następny kryzys. Następne wydarzenie z wybuchem paniki, aby odwrócić uwagę opinii publicznej. Kolejne wydarzenie z wirusem jest mało prawdopodobne, ale wydaje się, że chcą wykorzystać zmiany klimatyczne, wojnę i zawirowania gospodarcze jako kolejny wielki przycisk „resetu”. Koniec końców, będzie musiała nastąpić dramatyczna zmiana w sposobie interakcji zwolenników wolności z autorytarną lewicą. Oczywiste jest, że nie możemy dzielić tego samego kraju ani tej samej cywilizacji. Nasze wartości są zasadniczo sprzeczne. To tylko kwestia czasu, zanim pojedyncza iskra wznieci burzę.
Czy lewica ma prawo wtrącać się do polityki? Część pierwsza [2014] Jednym z najsilniej działających tabu, które spętało umysł, a tym samym możliwość skutecznego działania u przeciętnego „prawicowca”, jest pogląd polegający na tym, że lewica ma prawo do istnienia w „demokratycznym porządku” świata. […]
______________
Czy lewica ma prawo wtrącać się do polityki? Część druga [2022] Czy istnieje prawicowa wersja kradzieży? Czy istnieje prawicowa wersja morderstwa? Jedni odpowiadają, że tak, inni mówią, że w momencie popełnienia przestępstwa dana osoba traci status osoby prawej. A co oznacza słowo “prawy” według słownika PWN? […]
______________
Dekonstrukcja czyli inwazja, ucisk i opętanie Globalizm i postępowy autorytaryzm w Stanach Zjednoczonych suną naprzód od dłuższego czasu, ale dopiero w ciągu ostatnich dziesięciu lat ten program stał się bardziej oczywisty dla ogółu społeczeństwa. Podczas covidowych lockdownów i nakazów ludzie wreszcie byli świadkami prawdziwych intencji lewicy politycznej, która szeroko popierała drakońskie restrykcje i wzywała do brutalnych kar dla osób, które odmówiły ich przestrzegania. […]
______________
Powrót Resetu czyli kiedy spróbują ponownie Reset, czasem nazywany czwartą rewolucją przemysłową, byłby początkiem nowej, przerażającej epoki feudalizmu. To powrót do modelu oligarchów i chłopów, powrót do zniewolenia. Przeciętnemu człowiekowi pozwolono by na pracę, ale tylko […]
−∗−
====================================
mail:
Co to znaczy lewica? Za tzw. pandemią stał rząd amerykański, Watykan, a w Polsce PiS. Jeśli to jest lewica, to gdzie jest prawica?
A to wszystko nie minęło, dopiero się rozkręca.
Podjąłem decyzję o przyjęciu rezygnacji ministra Adama Niedzielskiego – przekazał we wtorek po południu premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu ogłosił, że nową szefową resortu zdrowia ma zostać Katarzyna Sójka.
“Chcę podziękować panu ministrowi Adamowi Niedzielskiemu za podjęcie się tej funkcji, kiedy to wybuchła światowa pandemia i pojawiły się nowe dodatkowe zadania” – podkreślono w komunikacie Kancelarii Premiera.
Poseł Katarzyna Sójka (PiS) podczas tzw. pandemii otwarcie mówiła, że “antyszczepionkowców należy wyłapywać i szczepić”.
Koniec dolara amerykańskiego i towarzyszący mu koniec dominacji USA nad światem są coraz częściej przywoływane w mediach głównego nurtu, a także w niektórych mediach alternatywnych. Często prognozie towarzyszy aluzja do wzrostu chińskiego juana lub oczekiwanie na wspólną walutę emitowaną przez kraje BRICS.
Taki pogląd ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Zakłada, że często autodestrukcyjna polityka amerykańskiego przywództwa i coraz bardziej oczywista niekompetencja personelu Białego Domu, kierowanego przez cierpiącego na rosnącą dezorientację prezydenta, są wskaźnikami upadku imperium USA.
Ale tak nie jest. Oba wydarzenia pokazują tylko, że rzekomo najpotężniejszy człowiek na świecie i jego sztab to nic innego jak narzędzia znacznie silniejszej potęgi w tle, której interesy muszą reprezentować bez żadnych zastrzeżeń.
Tą silniejszą siłą jest cyfrowy kompleks finansowy największych zarządzających majątkiem z Wall Street i gigantów IT z Doliny Krzemowej. Udało im się przejąć kompleks militarno-przemysłowy jakieś trzy dekady temu i stać się najpotężniejszym kartelem, jaki kiedykolwiek znał świat. To właśnie ten kartel, a nie Biały Dom decyduje, w jakim kierunku powinni podążać politycy i jakie działania podjąć – na całym świecie.
W swoim powstaniu kompleksowi cyfrowo-finansowemu udało się podporządkować lub uczynić instrumentami swojej dominacji najważniejsze organizacje międzynarodowe. Należą do nich Organizacja Narodów Zjednoczonych, Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), Bank Światowy, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i główne banki centralne, w tym ich międzynarodowa organizacja parasolowa, Bank Rozrachunków Międzynarodowych BIS, a także fundacje, takie jak Fundacja Billa i Melindy Gatesów oraz Światowe Forum Ekonomiczne.
Wszystkie te organizacje pracują obecnie na pełnych obrotach nad najważniejszym projektem dla kompleksu cyfrowo-finansowego: wprowadzeniem nowego systemu monetarnego opartego na cyfrowych walutach banku centralnego, angielskiego: Central Bank Digital Currencies lub CBDC. Ich rozwój postępuje skokowo. Obecnie 130 krajów przygotowuje się na różnych etapach do ich wprowadzenia – ale żaden rząd nie informuje o tym swoich obywateli.
Jest ku temu powód: nowe pieniądze oznaczają nic innego jak ustanowienie cyfrowej dyktatury, w której populacja jest w 100 procentach podporządkowana sojuszowi firm IT, zarządzających aktywami i kontrolowanych przez nich banków centralnych.
Ponieważ taka dyktatura nie zostałaby dobrowolnie zaakceptowana przez większość obywateli, osoby odpowiedzialne uciekają się do wypróbowanej i przetestowanej metody: ukrywają swoje prawdziwe intencje i odwracają uwagę dotkniętych nimi osób od ich planów – na przykład poprzez ukierunkowane rozpowszechnianie dezinformacji.
Właśnie o to chodzi, kiedy media głównego nurtu przekonują ludzi, że dolar i imperium USA się skończyły i że wkrótce przejdziemy do wielobiegunowego świata, w którym poprzedni przegrani zapewnią więcej sprawiedliwości i lepsze współistnienie z nową walutą.
Z drugiej strony faktem jest, że dolar jest celowo niszczony, ponieważ kompleks cyfrowo-finansowy wykorzystuje ostatnią fazę poprzedniego systemu monetarnego do jego kontrolowanego zniszczenia i jednocześnie przygotowuje nowy, w tle, znacznie wydajniejszy system kar, który w bezprecedensowy sposób ograniczy wolność ludzi.
Tak więc dla tych, którzy dzisiaj zacierają ręce, ponieważ wierzą, że dominacja dolara może ustąpić systemowi walutowemu kontrolowanemu przez BRICS i uczynić świat lepszym i sprawiedliwszym miejscem, rzeczywistość wkrótce wyrwie ich z marzeń.
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Kampania wyborcza w Polsce polega na tym, że poszczególne mafie polityczne licytują która z nich bardziej załagodzi skutki swojej wieloletniej polityki. Nic nie mówią o likwidacji przyczyn, lecz cały czas o łagodzeniu objawów.
Wczoraj, Jarosław Kaczyński zaprezentował pierwsze pytanie w ramach manipulacji wyborczej. Przy okazji nie omieszkał sam sobie zaprzeczyć, mówiąc nieprawdę i wpisując się tym samym w obowiązującą w głównym nurcie manipulacji i „narracji wyborczych” – normę.
Głos obcych polityków, w tym niemieckich nie ma żadnego znaczenia
Glapiński, Morawiecki, Schwab
Być może, szef antynarodowych socjalistów, wykluczył z tego grona polityków “zaprzyjaźnionych”, w tym żydowskich, ukraińskich, amerykańskich oraz wbrew ogólnej deklaracji, niemieckich czyli tych, których prezydent Duda zaliczył do przyjaciół oraz tych, których słucha się premier Morawiecki, ze szczególnym wskazaniem na wodzirejów ze Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) z sympatycznym Klausem Schwabem na czele.
Nie będę dalej dywagować.
Postanowiłem zaprezentować zestaw kilku pytań na Referendum, których nie chce zamieścić PiS.
Czy jesteś za przerwaniem Wielkiego Resetu (realizacji: Agendy 2030, energetycznego lockdownu – czy jesteś za unieważnieniem wszystkich pakietów klimatycznych, przywracając korzystanie z naturalnych i tanich źródeł energii?
Czy jesteś za wyproszeniem z Polski wszystkich osób niepracujących, żyjących na koszt Polaków, w tym niepracujących mężczyzn w wieku poborowym z Ukrainy?
Czy jesteś za zmianą zapisów zawartej w 2016 roku w tajemnicy przed opinią publiczną umowy nakładającej na Polskę zobowiązanie do nieodpłatnego przekazywania Ukrainie strategicznych zasobów polskiego uzbrojenia [link]. Nie chodzi o świadczenie pomocy humanitarnej!
Czy jesteś za wszczęciem śledztwa w sprawie 250 tys. zgonów nadmiarowych spowodowanych wprowadzeniem nieuzasadnionego i tragicznego w skutkach lockdownu w „Służbie Zdrowia”?
Czy jesteś za ukaraniem osób odpowiedzialnych za promocję toksycznych preparatów „big-pharmy” oraz za malwersacje środków finansowych z budżetu państwa?
Czy jesteś za prawnym zakazem głoszenia ideologii totalitarnych zawierającej m.in. elementy neomarksizmu (“antykultury”) i „zielonego faszyzmu” w formie promocji gender i rzekomej ochrony klimatu? Czy jesteś za karaniem molestowania nieletnich w formie „edukacji seksualnej” będącego wstępem do pedofilii?
Jeżeli zgadzasz się z tym, że to właśnie takie pytania powinny znaleźć się w szykowanym na październik zestawie wyborczym, podaj dalej.
Większość z nas doskonale zna nazwisko Zygmunt Freud, bo też temu żydowskiemu twórcy psychoanalizy poświęcono mnóstwo opracowań, a jego koncepcje eksploatowane są do znudzenia w rozlicznych książkach i filmach, po dziś dzień. Ale, zapewne mniej osób kojarzy postać jego siostrzeńca, którym był Edward Bernays, twórca propagandy i pionier imagistyki społecznej, czyli mówiąc potocznie – public relations. Zakładam, że jego dokonania powinny znać miliony absolwentów, jakże niestety popularnych u nas szkół uczących tzw. marketingu i zarządzania. Tym bardziej dziwi, że w polskiej wersji Wikipedii, tradycyjnie już, nie ma nawet wzmianki o najważniejszej jego pracy, czyli książce zatytułowanej „Propaganda”, którą wydał w roku 1928. Pisał w niej, że „cokolwiek ma znaczenie społeczne, czy to w polityce, finansach, produkcji, rolnictwie, działalności charytatywnej, edukacji czy w innych dziedzinach, musi odbywać się za pomocą propagandy”. Bernays wskazywał, że manipulowanie opinią publiczną jest niezbędną częścią demokracji, w której jednostki są z natury niebezpieczne dla pazerności elit, jednak mogą być wykorzystywane i kierowane przez te same elity dla ich własnych korzyści ekonomicznych. „Jeśli zrozumiemy mechanizm i motywy grupowego myślenia, możliwe będzie kontrolowanie i regulowanie mas zgodnie z naszą wolą, bez ich wiedzy”.
Ale, zanim Bernays dokonał swych rewolucyjnych zmian na rynku marketingu korporacyjnego, o których można gdzieniegdzie poczytać, odegrał niebagatelną rolę w świecie polityki i w pewien sposób jego dzieło towarzyszy nam wszystkim nieprzerwanie od ponad stu lat. Otóż, prezydent Woodrow Wilson, od którego jego mocodawcy oczekiwali wprowadzenia USA do I wojny światowej, borykał się właśnie z opinią publiczną, która nie podzielała woli ówczesnej, międzynarodowej banksterki, w tym zakresie. W roku 1917 Wilson powołał więc do życia tzw. Komitet Informacji Publicznej, w którym pierwsze skrzypce odegrał właśnie Bernays.
To wtedy, popularne się stały, autoryzowane przez Wilsona, wystąpienia grup (Four Minute Men) propagujących konieczność amerykańskiego zaangażowania w europejski wysiłek wojenny. Ich członkowie (ponad 75 000 osób) mogli przekonywać w teatrach (w antraktach), restauracjach, na placach całej Ameryki, do konieczności wejścia USA do wojny. Na swe wystąpienia mieli 4 minuty, stąd ich nazwa. W działania te zaprzęgnięto 200 000 szkół. W czasach bez Internetu i telewizji wysłuchało tych nawoływań około 400 milionów osób. Straszono Niemcami powszechnie, zabronione zostało wystawianie jakichkolwiek sztuk, czy koncertów, w których prezentowana była muzyka takich sław, jak Bach, Beethoven, czy Mozart. Ba, zmieniano nazwy potraw i tak, na przykład kiszona kapusta (sauerkraut) stała się kapustą wolności (liberty cabbage), a niemiecki owczarek (German Shepherd) zmienił bez swej wiedzy nazwę na owczarka alzackiego. Departament Sprawiedliwości powołał do życia Amerykańską Ligę Ochrony, szukającą nieprawomyślnie myślących i zwolenników ruchów antywojennych, przekazując ich dane do FBI. Tych ścigających, jakbyśmy dziś powiedzieli, niemieckie onuce, było ponad ćwierć miliona ludzi w ponad 600 miejscowościach USA. Jak zatem widzimy, wszystko już w historii było. Czy zapobiegło to wymordowaniu milionów ludzi 20 lat później?
Bernays był zresztą obecny także na rozmowach pokojowych w Paryżu, w r. 1918. Bez przesady możemy uznać, że to dzięki jego działalności narodziła się fałszywa idea wprowadzenia demokracji w Europie, jakże skuteczna w odwracaniu poglądów społecznych. Z pewnością, Edward Bernays stał się ojcem marketingu wojennego, który wykorzystywany był przez amerykańskiego hegemona również w kolejnej wojnie światowej, jak i wszystkich następnych misjach „stabilizacyjnych” i „pokojowych” na naszym globie. To z jego nauk korzystano tworząc, ciągle obecne nie tylko w USA, gabinety cieni zarządzające polityką z drugiego, niewidocznego rzędu.
Nie chcę opisywać roli, jaką w ciągu stulecia odegrała propaganda, poprzez książki, prasę, kino i telewizję („film jest najważniejszą ze sztuk” – W. I. Lenin), a także niedoceniony jeszcze ogromny rynek gier komputerowych. Pomysł, by o tym zaledwie wspomnieć, przyszedł na fali corocznego rozpamiętywania zysków i strat, jakie stały się udziałem Powstania Warszawskiego, na temat których licytuje się nadal mnóstwo osób. Te spory będą trwały długo, być może nigdy się nie skończą, bo przecież, poza osobistym nadal podejściem do tego zagadnienia wielu Polaków, są one wykorzystywane cynicznie przez animatorów polskiej sceny politycznej. Animozje te podgrzewane są celowo.
Pomijając wszystkie, niezwykle ważne argumenty przemawiające za nieuchronnością wybuchu walk w Warszawie w r. 1944, nie mogę się jednak nie odnieść do tego, który mówił o konieczności powstania, by świat usłyszał o niedoli polskiej i przetarł wreszcie oczy. Miałby wobec tego być ów zryw powstańczy argumentem propagandowym! Pominę miałkość tego założenia, choćby w konfrontacji ze znanym już wówczas doskonale zerowym odzewem „cywilizowanego świata” na likwidację żydowskiego getta w tym samym przecież mieście, zaledwie rok wcześniej. „Świat” miał to wszystko w głębokim poważaniu, bo nie kieruje się emocjami, a interesami polityków, którzy realizują stawiane przed nimi wymagania ich rządców.
Jakże inaczej sternicy międzynarodowej sceny politycznej potrafili przekuć na sukces tragiczne wydarzenia amerykańskie z 11.09.2001 r.! Wszelkie kolejne wojny, trwające także w chwili obecnej, są kuponami odcinanymi od owego dramatu. Tamtego dnia zginęło około 3000 osób.
Gdybyśmy podeszli do strat poniesionych przez naród polski, pomijając zrujnowanie stolicy, anihilację dóbr kultury, zniszczenie dorobku pokoleń, statystycznie – tyle samo cywilnej ludności Warszawy ginęło każdego dnia!Ale nie jednego dnia, kiedy w wyniku kilku eksplozji runęły trzy budynki WTC (1, 2, 7) i kawałek muru Pentagonu, a przez niekończące się dla tych, którym udało się cudem przeżyć, 63 dni i noce tej hekatomby! W Warszawie kamienice waliły się w morze ruin, grzebiąc na zawsze ludzi nie przez kilka minut w odstępie dwóch godzin, a przez ponad dwa miesiące!
Pomijam fakt, że poza jednym przypadkiem morderstwa na tle rabunkowym, nawiasem mówiąc na Polaku, 11.09.2001 r. w stolicy przestępczości, jaką był wówczas Nowy Jork, nie odnotowano ani jednego przypadku rozboju, grabieży, ani gwałtu. Nie chcę przywoływać doskonale udokumentowanych zbrodni tego typu, które były udziałem cywilnej ludności Warszawy w ciągu dwóch, letnich miesięcy roku 1944. Są powszechnie znane.
Czy „świat” spojrzał na nasz dramat ze zrozumieniem? Oto, czym jest propaganda, zarówno ta kierowana wobec własnego narodu, jak i krzycząca kłamliwymi tytułami mediów na użytek reszty świata. I niech mi nikt nie próbuje tłumaczyć, że w 2001 to był akt terroryzmu, bo to oczywiste. To zawsze jest efekt terroru.
„Terroryzm polega na użyciu siły lub przemocy fizycznej przeciwko osobom lub własności z pogwałceniem prawa, mające na celu zastraszenie i wymuszenie na danej grupie ludności lub państwie ustępstw w drodze do realizacji określonych celów. Działania terrorystyczne mogą dotyczyć całej populacji, jednak najczęściej są one uderzeniem w jej niewielką część, aby pozostałych obywateli zmusić do odpowiednich zachowań. Terroryzm skutkuje zwiększaniem podziałów i zaognianiem konfliktów między grupami co prowadzi do pogarszania nastrojów w społeczeństwie i wzrostu poparcia liderów politycznych chcących go zwalczać (…)”.
Polecam moim rodakom, by w te szczególne, sierpniowe dni, zastanowili się nad tą definicją. Ale też w październiku, może nawet bardziej wtedy, gdy milkną powstańcze piosenki na stołecznych festynach, z dawno odbudowanych kamienic znikają biało-czerwone flagi i plakaty z uśmiechniętą buzią małego powstańca w zbyt dużym hełmie. Abyśmy nie ulegali po raz kolejny zaczadzeniu propagandą.
Afryka została dotknięta przez COVID-19 w bardzo szczególny sposób: populacja nie zauważyła choroby, chociaż praktycznie nikt nie został zaszczepiony, ale politycy tego kontynentu zapłacili wysoką cenę – padając jak muchy.
Na przykład prezydent Burundi Pierre Nkurunziza zmarł kilka tygodni po wydaleniu przedstawicieli WHO w roku 2020, w wieku zaledwie 55 lat. Premier Eswatini Ambrose Mandvulo Dlamini, który zmarł pod koniec 2020 roku w wieku zaledwie 52 lat. Minister usług publicznych Eswatini Ntshangase Christian, który zmarł w styczniu 2021 r. w wieku 60 lat. Minister pracy Eswatini Makhosi Vilakati, zmarł w styczniu 2021 r. w wieku 45 lat.
Po owych zgonach rząd premiera Eswatini zezwolił na powszechne szczepienia w kwietniu 2021 r. i nie odnotowano więcej zgonów wśród polityków, podczas gdy zaczęły się «przypadkowe» zgony wśród ludności.
Minister transportu Malawi Sidik Mia zmarł w styczniu 2021 r. w wieku 55 lat. Minister samorządu lokalnego Malawi Lingson Belekanyama zmarł w styczniu 2021 r. W marcu 2021 r. Malawi zezwoliło na stosowanie szczepionek przeciwko Covid i żaden polityk już nie umarł.
Minister ds. prezydencji Republiki Południowej Afryki – Jackson Mphikwa Mthembu zmarł w styczniu 2021 r. w wieku 62 lat.
Minister sprawiedliwości Tanzaniizmarł w maju 2020 roku. Prezydent Tanzanii Johm Magufuli zmarł w marcu 2021 r. w wieku 61 lat. Zdenerwował WHO, pokazując pozytywne wyniki testów przeprowadzonych na kozie i papai. Następca Magufuliego zmienił prawo, aby spełnić żądania WHO dotyczące szczepionek i lockdown’ów.
Wiceprezydent Zanzibaru Maalim Seif Sharif Hamad zmarł w lutym 2021 r.
Minister rolnictwa Zimbabwe Perrance Shiri zmarł w lipcu 2020 roku. Minister spraw zagranicznych Zimbabwe Sibuso Moyo zmarł w styczniu 2021 r. w wieku 60 lat. Minister transportu Zimbabwe Joel Matiza zmarł w styczniu 2021 r. w wieku 60 lat.
Premier Wybrzeża Kości Słoniowejzmarł w marcu 2021 r. w wieku 56 lat.
Królowa i król Zulusów (brat i siostra) zmarli w lipcu 2020 r. i marcu 2021 r.
Wokół rocznicy apogeum ludobójstwa Ukraińców na Polakach działy się rzeczy zadziwiające. Wyglądały na paniczne ruchy obozu władzy wywołane najpewniej przez sondaże pokazujące, że bierność w tej sprawie zagraża wynikom PiS w wyborach oraz postawą sporej części społeczeństwa, coraz wyraźniej zniecierpliwionego ukraińską butą i nieustępliwością, którą w kilku krótkich słowach wyraził Drobowycz z ukraińskiego IPN, że nie będzie żadnej zgodny na ekshumację ofiar, dopóki Polska wcześniej nie odbuduje na swoim terytorium wszystkich pomników UPA. W ramach nieudolnie, naprędce, na chybcika skleconej akcji, premier odwiedził wieś Puźniki, gdzie w sposób upokarzający dla pomordowanych Polaków „uczcił” ofiary dwoma kijami, stawiając w szczerym polu zbity z gałęzi krzyż.
Kiedy pojawiła się informacja, że nasz „strategiczny partner” wykonał wiekopomny gest – zezwolił na poszukiwania, ekshumację i upamiętnienia mogił Polaków zamordowanych przez UPA na terenie Ukrainy, szybko okazało się, że zgoda dotyczy tylko jednej wsi i otrzymał ją nie IPN, czyli instytucja do tego powołana, ale Fundacja Wolność i Demokracja (WiD), i że jak nie było, tak nie ma zgody na ekshumację szczątków dzieci, kobiet i starców, ofiar ukraińskich rezunów leżących w tysiącach dołów śmierci. Okazało się też, że nie chodzi o ekshumację, bo groby pomordowanych w Puźnikach są od dawna znane, ale jedynie o wypromowanie Fundacji Wolność i Demokracja.
Okazało się też, że Fundacja, która ma w statucie „pomoc Polakom na Wschodzie”, zajmuje się wyłącznie pomocą Ukraińcom na Wschodzie. Na swojej internetowej witrynie epatuje, a nawet szczyci się: wyekspediowaniem na Ukrainę blisko 100 „TIR-ów” z pomocą humanitarną dla Ukrainy, ewakuacją 7,2 tys. ukraińskich rodzin z kompleksowym wsparciem rzeczowym i finansowym, pomocą dla kilkunastu ukraińskich szpitali wojskowych oraz opracowaniem i dystrybucją „Biznesowego ABC dla uchodźców z Ukrainy”. Okazało się też, że druga fundacja, też zasilana pieniędzmi rządowymi i też mająca w statucie „pomoc Polakom na Wschodzie”, powołała Wschodni Fundusz Dobroczynności, w ramach którego prowadzi zbiórkę pieniędzy „na rzecz ofiar wojny w Ukrainie, dla potrzebujących przebywających zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy, uchodźców przebywających w Polsce oraz osób w potrzebie, które przebywają w Ukrainie”. Ale to nie wszystko – Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, bo taką nadała sobie nazwę, na swojej witrynie internetowej szczyci się: „Przy dystrybucji pomocy korzystamy z rozgałęzionej sieci kontaktów z organizacjami polskiej mniejszości narodowej, polskimi szkółkami i parafiami rzymskokatolickimi”. Tak więc, zamiast służyć Polakom na Wschodzie przerabia tamtejszych Polaków na sługi narodu ukraińskiego.
Do fundacji WiD płynie rzeka rządowych pieniędzy. Tylko w latach 2017-2021 z ministerstwa edukacji, spraw zagranicznych, kultury i z Senatu otrzymała 64 mln zł dotacji. W roku 2021 r. najwięcej, bo blisko 11 mln przekazała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, na której czele stał wówczas Michał Dworczyk. Założyciel fundacji, zausznik i najbliższy współpracownika premiera utrzymuje, że po uzyskaniu mandatu poselskiego, zrezygnował z funkcji prezesa zarządu Fundacji i obecnie nie ma wpływu na jej działania. To jednak nie do końca prawda. Bo zgodnie ze statutem, to jemu przysługuje prawo powoływania i odwoływania członków rady fundacji, którzy później decydują o wyborze jej władz. Z fundacją od lat związana jest również żona Mychajło Dworczuka (bo jego pierwotne nazwisko brzmi tak) Agnieszka. Do zarządu, jako wiceprezes, dołączył Maciej Dancewicz, wcześniej naczelnik wydziału w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który zasiadał w komisji ekspertów rozpatrujących wnioski fundacji ubiegających się o dofinansowanie. Członkiem rady programowej WiD jest Rafał Dzięciołowski, pełniący jednocześnie funkcję prezesa Fundacji Solidarności Międzynarodowej, która w latach 2017-2021 wsparła działalność WiD kwotą 2,5 mln zł. Dzięciołowski to również członek rady innej fundacji – „Niezależne Media”, założonej przez Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, ukraińskiej gazety dla Polaków, też futrowanej olbrzymimi pieniędzmi rządowymi. W radzie WiD zasiada Zofia Romaszewska, której córka to prezes telewizji Biełsat finansowo wspomaganej przez „WiD”. I tu zapytać należy: Czy to nie jest gigantyczny konflikt interesów, jawna niegospodarność groszem publicznym, i czy nie powinien tego zbadać instytucje, które zajmują się legalnością wydatkowania pieniędzy publicznych takie, jak NIK, prokuratura i CBA?
Trzeba też zapytać: Dlaczego zgodę na ekshumację lub raczej jej atrapę otrzymała pozarządowa fundacja związana z Dworczykiem, czyli powiązana z lobby ukraińskim w rządzie, a nie dostał jej publiczny IPN? Czy nie chodziło o jednorazowy gest, który miała być wykorzystany propagandowo w celu umocnienia lobby ukraińskiego w rządzie? Czy nie chodziło o obniżenie rangi IPN, a nawet wyeliminowania z prac badawczo-ekshumacyjnych, prof. Krzysztof Szwagrzyka oraz Leona Popka, którzy dotychczas się tym zajmowali? Czy nie chodziło o przyzwolenie Ukraińcom na wysuwanie kolejnych żądań, „w zamian za Puźniki”?
20 lipca ambasador Ukrainy stwierdził, że prace trwające w Puźnikach świadczą, że na Ukrainie nie ma całkowitego zakazu prowadzenia poszukiwań i ekshumacji szczątków Polaków, ofiar rzezi wołyńskiej. Według niego, prace zaczęły się w 2019 roku, ale zostały zakłócone najpierw przez pandemię COVID-19, a potem przez rosyjską inwazję i że „nawet w takich warunkach Ukraina wydała zgodę” na prowadzenie poszukiwań w Puźnikach. Wasyl Zwarycz uznał też, że znaczny postęp nastąpił już w kwestii pojednania: „Koncentrujemy nasze wysiłki i czynimy to konsekwentnie na uczczeniu pamięci niewinnych ofiar Wołyńskiej Tragedii” (tak nazwał ludobójstwo Polaków na Wołyniu!). I…, na tym samym wydechu, zażądał, aby Polska odnowiła pomnik ku czci OUN-UPA na górze Monastyrz, czyli nagrobek upamiętniający bojowców OUN-UPA, którzy mordowali Polaków. Tu przypomnijmy, że na rzecz odnowienia tego pomnika od dawna działa też Fundacja Wolność i Demokracja, co potwierdził szef ukraińskiego IPN w wywiadzie dla „Naszego Słowa”.
Czy nie chodziło o wykorzystanie teatralnego gestu premiera w Puźnikach, dla wzmocnienia tezy, że Kijów zezwolił na ekshumacje? Czy nie chodziło o stworzenie ukraińskim mediom okazji do podania, że premier Polski odwiedził „miejsce zbrodni dokonanej przez Sowietów”? Dnia 8 lipca 2023, czyli w dniu wbicia przez Morawieckiego krzyża z patyków na skraju lasu w nieistniejącej już wsi Puźniki, ukraiński portal „Suspilne Nowyny” cytuje historyka twierdzącego, że UPA zaatakowała „wieś – centrum polsko-bolszewickiej agresji”, z powodu żołnierzy AK i współpracujących z sowietami Polaków”. Portal pisze, że według doniesień ukraińskiego podziemia w Puźnikach działał oddział polskiego podziemia nacjonalistycznego, a przyczyną zniszczenia wsi była „działalność jednostki zbrojnej AK, która z nadejściem władzy radzieckiej na teren naszego obwodu automatycznie przekształciła się w tak zwany ‘istribitielnyj batalion’, które formowano pod egidą NKWD”. Krótko mówiąc, Fundacja WiD, która w swoim statucie ma „promowanie wiedzy o antykomunistycznym podziemiu w Polsce”, wypromowała ukraińską narrację o AK. A co w tym było najbardziej pikantne? O tym, że w Puźnikach Ukraińcy zamordowali bagnetami, nożami i siekierami kobiety, dzieci i starców, a nie „istribitielnyj batalion” milczał zasiadający w radzie WiD, znany z publikacji o Polakach zamordowanych na Wschodzie, Tadeusz Płużański. Tak, jak milczał, że fundusze fundacji, zamiast na pomordowanych na Wschodzie idą na tych, którzy mordowali Polaków na Wschodzie.
Mateusz Morawiecki pojechał na Ukrainę, nazwał rzeź wołyńską ludobójstwem, i wcale nie wywołał tymi słowami kryzysu w relacjach Warszawy z Kijowem, Ukraińcy nie wypowiedzieli umowy z 2 grudnia 2016 roku o bezpłatnym udostępnieniu Ukrainie wszystkich zasobów państwa polskiego i nie zerwali przyjaźni, jaka rozkwitła między Polakami i Ukraińcami „wobec tragedii, jakiej doświadcza Ukraina”. Nie uraził też przeżywających wojenną traumę ukraińskich przesiedleńców, których „Polska tak gościnnie przyjęła”. Dlaczego? Bo to była zasłona dymna, pozorowane działanie, wyreżyserowane przedstawienie, kamuflażpotajemnie uzgodniony z Zełenskim i skoordynowany z ambasadorem Ukrainy. Bo chodziło o naprawienie wyjątkowo prostackiej wypowiedzi Dudy o „bieganiu z widłami”, o spacyfikowanie coraz silniejszych nastrojów antyukraińskich w Polsce, o pozwolenie Ukraińcom, by, „w zamian za Puźniki”, mogli wysuwać inne żądania.
Gdy minister finansów nieopatrznie ujawniła, że Polska wydała na pomoc Ukrainie 50 miliardów złotych, z pomocą pospieszył ambasador Ukrainy, informując, że od chwili rosyjskiej agresji Polska udzieliła Ukrainie pomocy tylko w wysokości 3,4 mld dolarów, tj. 14 mld zł. Czemu jeszcze służyła prymitywna teatralna inscenizacja Kijowa i Warszawy? Stworzeniu premierowi okazji do głoszenia: „Zawsze będziemy bronić dobrego imienia Polski, jej bezpieczeństwa, a interes żadnego innego państwa nigdy nie będzie stał ponad interesem Rzeczypospolitej. Prezydenckiemu ministrowi do wygłoszenia: „To, co najważniejsze dziś, to obrona interesu polskiego rolnika”. Ministrowi edukacji i nauki popisania się bon motem: „Politycy z Ukrainy muszą wiedzieć, że jesteśmy sojusznikami, ale nie frajerami”. Wiceszefowi MSZ-u, to jest resortu, którego rzecznik przyznał, że „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”, do złożenia deklaracji: „My kierujemy się polityką polskiego interesu narodowego. Wspieramy Ukrainę w takim zakresie, jaki jest w polskim interesie narodowym”.
Ten ostatni nieopatrznie wygadał się jednak: „Podchodzimy z wyrozumiałością do emocji, jakie przeżywają Ukraińcy będący obiektem barbarzyńskiej agresji. Emocje bywają jednak złym doradcą, i nie pomagają w osiąganiu dyplomatycznych celów, np. w staraniach o zwiększenie skali i form pomocy”. Sekundował mu Przemysław Czarnek: My pomagamy, pomagaliśmy i pomagać będziemy, bo to jest w interesie narodu polskiego (…) Nam jest potrzebna niepodległa Ukraina i dlatego w naszym interesie i każdego Polaka jest pomagać”. Intrygę ostatecznie zdemaskował minister Kułeba, oznajmiając: „Strona ukraińska ma bardzo spokojny stosunek do jakichś wewnętrznych politycznych procesów w Polsce. To ich sprawa. Zdajemy sobie sprawę z tego, że mają swoje procesy, swoje interesy. Ale także ten kryzys minie, wszystko się ułoży, bo żywotne interesy Ukrainy i Polski są całkowicie jednakowe. Kiedy mówię żywotne, to są to naprawdę sprawy życia i śmierci państwa”.
Na nasilenie żądań zwiększenia pomocy nie musieliśmy długo czekać. Jeszcze tego samego dnia minister oświaty przekazał „subwencję oświatową” dla ukraińskich uczniów w wysokości 200 mln zł., a minister cyfryzacji przekazał ukraińskiemu ministrowi cyfryzacji 500 akumulatorów Tesla o wartości 25 mln zł., „dzięki którym nauczyciele będą prowadzić lekcje, a Ukraińcy pozostaną w kontakcie”. Ponieważ o hojności Polaków polski Żyd poinformował ukraińskiego Żyda 1 sierpnia, bloger zapytał: PiS dał te akumulatory w podzięce za Rzeź Woli? Czy z jakiej to okazji? Zabrali się też do przygotowania opinii publicznej, że chociaż walczyli jak lwy, będą musieli ustąpić Ukrainie w eksporcie zboża, bo Nec Hercules contra plures, bo presja Komisji Europejskiej, bo nie podoba się to administracji USA, bo będą ukraiński retorsje w postaci embarga na produkty drobiowe z Polski.
Duda, Morawiecki, Kaczyński – wszyscy wzięli udział w tym przestępczym dziele. Podzielili między sobą role. Grali po tamtej stronie. Przy czym nie była to tylko zmowa. Było gorzej – Duda zniechęcał Zełenskiego do wydania zgody na ekshumacje, bo to kłóciłoby się z całą jego wizją ukrainizacji Polski i burzyło całą misternie utkaną żydowsko-amerykańską intrygę z powołaniem UkroPolin. Zwykle coś utajnia się przed wrogami. W tym przypadku nie chodziło jednak o Ruskich, Szwabów czy totalną opozycję, lecz o zwykłych Polaków, w tym towarzyszy partyjnych z PiS. I tu pytanie: Jeśli rządzący dogadują się za kulisami, to czy nie jest to spisek, czyli przestępstwo?
Nie będzie przeprosin. Nie będzie zgody na ekshumację. Rządzące Ukrainą oligarchiczne i hajdamacki klany nie ustąpią, bo w międzyczasie zbudowali silną żydobanderowską tożsamość Ukrainy. Wiedzą przy tym, że patron zza Wielkiej Wody nie zgadza się na polską martyrologię, gdyż monopol na tym polu przysługuje tylko Żydom. Wiedzą też, że amerykańscy Żydzi wybaczyli banderowcom unicestwienie ukraińskich Żydów, bo są znakomitym materiałem dla potrzeb dywersji wobec Rosji, i nawet żydowskim niedobitkom na Ukrainie nie pozwalają powiedzieć na Banderę złego słowa.
Sprawdzą się wszystkie złowieszcze prognozy. „Strona polska” zgodzi się na wszystko: Na zbudowanie 100 pomników Bandery w miejscach wskazanych przez ambasadora Ukrainy (nie wyłączając miejsca obok pomnika Lecha Kaczyńskiego na Placu Piłsudskiego). Na wyasygnowanie 100 mln zł w celu renowacji pomników UPA. Na zalanie Polski 100 milionami ton ukraińskiego zboża. Na bezzwrotną 100-milionową pożyczkę, którą – dla udobruchania rezunów – Duda osobiście zawiezie do Kijowa. Na restytucję mienia poukraińskiego w Bieszczadach. Na wypłacanie 100 euro miesięcznego świadczenia 100 tysiącom Ukraińców wysiedlonych z Bieszczad w wyniku Akcji Wisła. Na przeszkolenie 100 tysięcy funkcjonariuszy Policji i prokuratury w ramach „Treningu przeciwdziałania przestępstwom z nienawiści wobec Ukraińców i uchodźców”.
Nad Wisłą niewiele się zmieni. Polska będzie dalej wspierać Ukrainę, aż do „wyzwolenia wszystkich okupowanych terytoriów” czyli po wsze czasy, za darmo i bez jakichkolwiek zobowiązań ze strony obdarowanych. Dalej będzie utrzymywać tabuny ukraińskich „uchodźców” z Dzikich Pól. Dalej będzie realizować, zamiast polskiej, ukraińską rację stanu. A lud pracujący miast i wsi Podkarpacia dalej będzie głosował na PiS.
Premier Ukrainy podzielił się smutną reflekcją – jego kraj ma funkcjonować wyłącznie dzięki pomocy finansowej od zachodnich partnerów.
Ukraina przestała być stabilnym finansowo państwem. W marcu 2023 roku minister finansów Siergiej Marczenko poinformował, że kraj wydaje co miesiąc na kampanię wojskową około 130 miliardów hrywien, a miesięczne wpływy do budżetu to zaledwie 80 miliardów hrywien. Według tych wyliczeń roczne wydatki wynosiły 1,56 bln hrywien.
Ujawniono nowe wyliczenia w tym zakresie. Jak podała agencja UNIAN, Ukraina wydaje na wojnę około 2 bilionów hrywien rocznie. Nowe oszacowanie kosztów wojny ogłosił na konferencji ambasadorów premier Denys Szmyhal.
-Koszt funkcjonowania sił zbrojnych i wojny wynosi około 2 bilionów hrywien – powiedział. Po chwili przypomniał, że to więcej niż dochody budżetowe w czasie pokoju (było to 1,3 biliona hrywien). Premier podkreślił, że państwo utrzymuje się głównie dzięki wsparciu finansowemu partnerów, dzięki różnym dotacjom i pożyczkom. Kijów miał pozyskać 28 mld dolarów takich środków w tym roku i 31 mld dolarów w roku ubiegłym. Umożliwiło to wypłacenie pensji pracownikom admininistracji cywilnej oraz prowadzić bieżące remonty infrastruktury krytycznej.
Przechodząc do szczegółowych danych, Szmychal podał, że w ciągu pierwszych sześciu miesięcy wojny (od lutego do sierpnia 2022 roku) Ukraina wydała z budżetu państwa prawie bilion hrywien. Zaznaczył, że 40% kosztów to potrzeby wojska. Według niego 288 miliardów hrywien poszło na pensje wojskowe, 135 miliardów hrywien – na zakup i naprawę sprzętu wojskowego.
Co więcej, według wyliczeń gospodarczych agencji, Ukraina traci co miesiąc około 2 miliardów dolarów, gdyż miliony Ukraińców opuściły kraj, mieszkają i pracują za granicą.
NASZ KOMENTARZ: Powyższe dane jasno mówią, że Ukraina wydaje na wojnę 2 biliony hrywien rocznie, przy zaledwie 960 mld hrywien swoich CAŁKOWITYCH wpływów budżetowych. Tymczasem jak wskazuje ta sama ukraińska agencja UNIAN, Rosja wydaje na wojsko w ujęciu rocznym 17% swojego budżetu. Jak mało co pokazuje to kto wygra przewlekającą się, wojnę na wyniszczenie.
– Jak wspominałem już grubo ponad rok temu, Chiny mając po lutym 2022 roku empiryczne dowody iluzoryczności „potęgi militarnej” Rosji, z drugiej zaś strony pełną świadomość własnych, rosnących dynamicznie wewnętrznych problemów społecznych i gospodarczych, postanowiły bezwzględnie wykorzystać trudne położenie Moskwy w każdym możliwym wymiarze. Uwerturą do tego było faktyczne przejęcie kontroli nad Kazachstanem, a następnie nad kolejnymi republikami środkowoazjatyckimi. Sukcesy te pozwoliły Xi osłabić wewnętrzne ataki ze strony krytyków jego polityki w Chinach. Na wyraźnie eksponowanych sukcesach tej polityki, zdołał on utrzymać swoją pozycję w partii i w państwie – pisze w swoim najnowszym wpisie prof. Grzegorz Górski
——————
Pojawił się „układ przejściowy”?
Przez ostanie dwa i pół miesiąca nie kontynuowałem rozważań dotyczących „nowego porządku”. Dlaczego? Z jednej, fundamentalnej przyczyny.
Moje rozważania mają na celu naszkicowanie owego potencjalnego i optymalnie korzystnego dla Polski „nowego układu”. Przedstawiłem ogólnie kilka jego elementów w momencie, gdy rozwój wydarzeń radykalnie przyspieszył. W przeciętnym odbiorze, jest to proces jeszcze słabo dostrzegalny, ale z pewnością przełom maja i czerwca, a następnie kolejne tygodnie przyniosły tak niezwykłe i nieoczekiwane zmiany, że zmuszają do ich uwzględnienia w przygotowywanym schemacie.
Czy to oznacza, że jesteśmy już blisko wygenerowania owego „nowego porządku”, a tym samym takiego czy innego zamrożenia wojny ukraińsko – rosyjskiej?
Moim zdaniem nie, bowiem właśnie wydarzenia ostatnich tygodni pokazują postęp w ucieraniu jakichś przejściowych rozwiązań, które nie są wszakże ostatecznym rozwiązaniem. Niemniej także owa forma przejściowa może stawać się elementem „nowego porządku”, warto więc poświęcić jej naszą uwagę. Tym bardziej, że najwyraźniej istoty rysującej się dynamicznie konstrukcji, zdają się nie zauważać właściwie żadne ośrodki w Polsce.
Co było zatem najważniejszym wydarzeniem, katalizującym ten „układ przejściowy”? W moim przekonaniu – z wielu powodów – „bunt” Prigożyna, który był zwieńczeniem procesu trwającego od ponad roku w relacjach chińsko – rosyjskich, a zarazem uwerturą do możliwych wielkich przetasowań. Przyjrzyjmy się z grubsza najważniejszym wedle mnie elementom tego procesu.
Chiny wasalizują Rosję
We wrześniu ub. roku w Samarkandzie podczas szczytu Szanghajskiej Organizacji Handlowej odbył się akt pierwszy publicznego upokarzania Rosji przez jej najbliższych „sojuszników”. Pod możnym protektoratem przewodniczącego Xi w rolę oprawców Putina wcielili się tam przywódcy środkowoazjatyckich „stanów’, którzy powetowali sobie – czując za plecami wsparcie Chin – trwające od dekad upokorzenia ze strony Moskwy.
„Wsparcie” jakie Rosja otrzymała tam od swoich „sojuszników”, oznaczało po prostu brutalne wykorzystanie jej izolacji będącej efektem zachodnich sankcji. Rosja już wtedy zaczęła drogo płacić swoim „sojusznikom” za przełamywanie blokady i już nie tylko Chiny stały się bezpośrednim profitentem jej położenia.
Jak wspominałem już grubo ponad rok temu, Chiny mając po lutym 2022 roku empiryczne dowody iluzoryczności „potęgi militarnej” Rosji, z drugiej zaś strony pełną świadomość własnych, rosnących dynamicznie wewnętrznych problemów społecznych i gospodarczych, postanowiły bezwzględnie wykorzystać trudne położenie Moskwy w każdym możliwym wymiarze. Uwerturą do tego było faktyczne przejęcie kontroli nad Kazachstanem, a następnie nad kolejnymi republikami środkowoazjatyckimi. Sukcesy te pozwoliły Xi osłabić wewnętrzne ataki ze strony krytyków jego polityki w Chinach. Na wyraźnie eksponowanych sukcesach tej polityki, zdołał on utrzymać swoją pozycję w partii i w państwie.
Jednak niewątpliwe sukcesy które uzyskał, zachęciły go do wykorzystania coraz trudniejszego położenia Rosji. Kulminacją tej części gry była jego wizyta w końcu marca tego roku w Moskwie. Przychylam się do tych opinii, że okoliczności i przebieg tej wizyty pokazują, że chiński lider w symboliczny sposób upokorzył Putina, dając do zrozumienia, iż to on – jak niegdyś mongolscy chanowie – utrzymuje go u steru władzy, nadając mu „jarłyk na Rosję”.
Co niezmiernie istotne w kontekście naszego głównego „punktu zwrotnego”, kilka tygodni wcześniej w Pekinie zameldował się A. Łukaszenka. Werbalnie wspierający Putina od pierwszego dnia wojny na Ukrainie, w praktyce wijący się jak piskorz przed ostatecznym wchłonięciem przez Rosję, wykonał – jak się okazało – ruch genialny. Homagium złożone Pekinowi, natychmiast zmieniło jego pozycję wobec Moskwy i to w stopniu zupełnie nieoczekiwanym. Kontynuując zresztą swoją grę, Łukaszenka tydzień po wizycie w Pekinie odwiedził Teheran i tam również uzyskał wsparcie dla siebie od kolejnego gracza, mającego rosnący wpływ na Moskwę.
W tym samym czasie – w połowie marca – dzięki pośrednictwu Chin nastąpiło wznowienie relacji pomiędzy Arabią Saudyjską i Iranem. Krok ten był oczywiście kolejną konsekwencją pozbawionej jakiejkolwiek racjonalności polityki ekipy Bidena na Bliskim Wschodzie i odczytany został jako wymierzony przeciw USA. Jednak w nie mniejszym stopniu był to kolejny cios wymierzony przez Chińczyków Rosjanom. W jego konsekwencji bowiem, zapewnili sobie oni pełną możliwość nieskrępowanego ekonomicznego szantażowania Rosji. Ta bowiem utrzymując się właściwie wyłącznie z eksportu ropy i gazu do Chin i poprzez Chiny, straciła w tym momencie jakiekolwiek możliwości szantażowania Pekinu nie tyle nawet dostawami surowców, ile nawet względnie swobodnego kształtowania ich cen.
To tylko kilka, najbardziej spektakularnych elementów „wielkiej gry” Pekinu. Gry, w której w moim przekonaniu docelowo chodzi przynajmniej o przywrócenie status quo ante sprzed traktatów nerczyńskiego, ajguńskiego i pekińskiego w XVII i XIX wieku. A także podporządkowania sobie Rosji jako junior partnera.
Białoruś z jarłykiem?
I tu dochodzimy do uwarunkowań związanych z „puczem Prigożyna”. Oczywiście próba interpretowania tego wydarzenia w kategoriach jakiejś wyrafinowanej gry samego Putina, czy kogoś z jego otoczenia, nie zasługuje na choćby dwa słowa analizy. To bezsens, choć Kreml jako rasowy gracz usiłował wyciągnąć z tego nieszczęścia jakieś minimalne choćby korzyści. Na nic się to zdało, a odpowiedzi qui bono to „szaleństwo” się odbyło udziela to, kto był architektem rozwiązania kryzysu.
Gdyby ktoś w przeddzień całej tej awantury powiedział, że rolę tę pełnić będzie Łukaszenka, wszyscy pukaliby się w głowę. A jednak to on „poprosił” Prigożyna o zaprzestanie szturmu na Moskwę i „zaprosił” jego siły na Białoruś. Działo się to w momencie, w którym rajd wagnerowców osiągał fazę krytyczną, po której mogło dojść do rzeczywistej dekompozycji ośrodków władzy w Moskwie.
Łukaszenka „ratujący” reżim Putina mógł działać wyłącznie mając świadomość tego, że występuje w tej roli jako umocowany przez Pekin. A tam – jak ze zdumieniem konstatowali zachodni obserwatorzy – gdy siły wagnerowców zajęły główny rosyjski węzeł wojskowy i zarządziły zbrojny marsz na Moskwę 24 czerwca, chińscy urzędnicy milczeli.
Dziwne? Nie, bo Pekin utwierdzał właśnie swoją pozycję rozdającego karty w Rosji. Pokazał Putinowi i jego ludziom, jak niewiele trzeba, aby zastąpić ich choćby sprzymierzonym z Prigożynem Łukaszenką. I ostentacyjnie pokazywał, że Rosja nie jest już czynnikiem samodzielnie kształtującym swoją pozycję w „wielkiej grze”.
Cios był tak potężny, że Putin – mimo zapowiedzi – nawet nie próbował wyciągać jakichkolwiek konsekwencji wobec autora buntu. To sygnał jak słaba i jak zależna od Pekinu jest dziś jego władza. Do tego Pekin wzmocnił swój potencjał na Białorusi, a nie ulega też wątpliwości, że siły rosyjskie stacjonujące w tym kraju, będą bacznie przyglądały się komu służyć.
A po co to Pekinowi? – zada ktoś pytanie. Jest tu jeszcze jeden element, który koniecznie trzeba wziąć pod uwagę. W reakcji na ustalenia szczytu NATO w Wilnie w odniesieniu do Chin, Pekin zadeklarował, że „wykorzysta szeroki zakres, politycznych, ekonomicznych i militarnych narzędzi, by wzmocnić globalne oddziaływanie i projekcję siły”, a „wszelkie działania zagrażające uzasadnionym prawom i interesom Chin spotkają się ze zdecydowaną reakcją”. Nikt nie powinien wątpić w to, że Pekin ma już możliwości realizowania tych zapowiedzi w bezpiecznej dla siebie, bardzo odległej strefie buforowej.
Polska wobec nowego wyzwania
Ten wielki game changer ostatnich tygodni rzutuje bardzo silnie na naszą sytuację z dwóch powodów.
Po pierwsze czyniąc z Rosji de facto narzędzie chińskich gier przeciwko Ameryce, radykalnie zwiększa zagrożenie zaangażowania Polski w zupełnie niekontrolowane, chaotycznie kreowane i potencjalnie ekstremalnie groźne zdarzenia prowokowane przez Pekin na konto Moskwy.
Po drugie – co już odczuliśmy w Wilnie – radykalnie zmienia optykę amerykańską. Akcja chińska zwiększyła w obliczu wyborów prezydenckich w USA presję na szybkie pivotowanie [umiejętność przetrwania md] Rosji, w celu osłabienia nieoczekiwanej ekspansji chińskiej. To zaś uaktywniło natychmiast zapotrzebowanie amerykańskiej polityki na rolę „wypróbowanych specjalistów od Rosji”.
I tak oto weszliśmy w fazę najbardziej niebezpieczną dla Polski, bowiem – co było już sygnalizowane kilka tygodni temu – w Waszyngtonie pojawiło się zapotrzebowanie na jakiegoś nowego Ribbentropa, który znalazł w Moskwie nowego Mołotova. Ale o tym w następnym tekście.
“Od 20 do 50 tys. Ukraińców straciło od początku rosyjskiej agresji co najmniej jedną kończynę” – podaje amerykański dziennik “The Wall Street Journal”, powołując się na informacje placówek medycznych i ukraińskiego rządu.
“Prawdziwe statystyki mogą być jednak wyższe, ponieważ rejestracja pacjentów wymaga czasu. Z początkiem ukraińskiej kontrofensywy wojna może też wkroczyć w jeszcze bardziej brutalną fazę” – zauważono.
Fundacja Houp zauważa, że poważnie rannych zostało dotąd ok. 200 tys. Ukraińców, z których 10 proc. wymagało amputacji. Na początku wojny główną przyczyną amputacji były urazy poniesione wskutek ostrzału artyleryjskiego. Obecnie wiele osób traci kończyny w wyniku wybuchów min.
Dla porównania, w czasie I wojny światowej amputacje przeszło 67 tys. Niemców i 41 tys. Brytyjczyków; jedną z kończyn straciło też mniej niż 2 tys. amerykańskich żołnierzy walczących w Afganistanie i Iraku .
Statystyki w sekrecie
“Kijów utrzymuje statystyki w sekrecie, by nie siać demoralizacji w społeczeństwie. Ale nawet biorąc to pod uwagę liczby z pewnością dają porażający obraz rosyjskiej inwazji – skutków, które będą odczuwane przez lata” – podkreśla “WSJ”.
Ukraińscy spadkobiercy antysemity Stepana Bandery i amerykańscy neokonserwatyści pochodzenia żydowskiego prowadzą wspólną krucjatę przeciwko Rosji.
W Kijowie rządzą polityczni zwolennicy Stepana Bandery, którego Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) była zaangażowana w masowe mordy na tle [m.inn. md] antysemickim. Obecny reżim ukraiński jest szczególnie mocno wspierany przez amerykańskich neokonserwatystów, których czołowi przedstawiciele mają w większości żydowskie korzenie z Europy Wschodniej. Łączy ich nienawiść do Rosji. W dalszej części oba nurty zostaną zbadane politycznie oraz przeanalizowane zostaną wspólne motywy i potencjalne sprzeczności.
Reżim w Kijowie, będący kontynuacją tradycji Stepana Bandery, jest wspierany przez państwa NATO i jego rzekomo „antyfaszystowski” polityczny i medialny establishment. Tak więc Barak Obama, Jean-Claude Juncker i Angela Merkel, którzy sprawowali urząd podczas przewrotu na Majdanie, nie mieli problemu, a Joe Biden, Ursula von der Leyen i Annalena Baerbock nie mają problemu z przeoczeniem kultu morderczych antysemitów, takich jak bojowników UPA i współpracą z prawdziwymi nazistami.
Większość zachodnich polityków zasadniczo robi to, co dyktują wiodące siły w USA za pośrednictwem różnych sieci transatlantyckich. W Waszyngtonie był to ostatnio nurt neokonserwatystów, fanatycznych ideologów i antyrosyjskich fanatyków.
Ci ludzie stali już za przewrotem na Majdanie w Kijowie w latach 2013/14, za wojną z Donbasem, za stale rosnącym zbrojeniem Ukrainy i jej formacjami neonazistowskimi, za zapowiedzią przyjęcia Ukrainy do NATO i za wprowadzeniem broni nuklearnej USA stacjonowałyby tam rakiety, za odrzuceniem rosyjskich propozycji wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa pod koniec 2021 roku, za zintensyfikowanym atakiem na Donbas w styczniu 2022 roku.
Ron Paul, były republikański kongresman i krytyk amerykańskich interwencji w Iraku i na Ukrainie, mówi o 100 miliardach dolarów, które Kongres zatwierdził na sfinansowanie „Projektu Ukraina” neokonserwatystów. Uważa on, że Ukraina stanie się kolejną porażką polityki zagranicznej w historii Stanów Zjednoczonych – po tym, jak setki tysięcy zostało zabitych po obu stronach w służbie odwiecznego dążenia amerykańskich neokonserwatystów do „zmiany reżimu” w Rosji (1).
A generał A. D. Dominique Delawarde, były szef wywiadu i walki elektronicznej w sztabie planowania armii francuskiej i oficer łącznikowy w Kolegium Sztabu Połączonego Armii Stanów Zjednoczonych w Fort Leavenworth w stanie Kansas, powiedział w marcu 2023 r.:
„Dzisiaj nie mam wątpliwości, że najbardziej skrajna frakcja amerykańskich neokonserwatystów nadal stoi na czele działań NATO, których celem jest rozczłonkowanie Rosji. Osoby te są wyraźnie zidentyfikowane i można je nazwać: Blinken, Nuland, Sullivan, Garland, Mayorkas, Janet Yellen są najbardziej znane. (…) Oni nie działają w interesie swojego kraju, ale podtrzymują neokonserwatystyczną wizję jasno przedstawioną przez think tank Project for a New American Century. Są niepoprawni, ucieleśniają twardą frakcję amerykańskiego „Deep State”” (2).
Kim więc są ci neokonserwatyści? Co to jest ten prąd? Ruch neokonów pojawił się w latach 70. wokół grupy wybitnych intelektualistów. Niektórzy z nich byli pierwotnie lewicowcami pochodzenia żydowskiego z Europy Wschodniej, którzy odrzuciwszy najpierw sowiecki stalinizm, a potem także antysyjonizm lewicy z 1968 r., stali się coraz bardziej zwolennikami imperializmu Stanów Zjednoczonych. Oprócz głównego bohatera, Irvinga Kristola, byli to także Max Shachtman, Nathan Glazer, Daniel Bell i Irving Howe. Inni wcześni neokonserwatyści byli pod wpływem politologa z University of Chicago, Leo Straussa i klasycznego uczonego z Yale University, Donalda Kagana. Ten ostatni jest teściem Victorii Nuland, zastępcy sekretarza w Departamencie Stanu USA.
Wśród przywódców neokonów byli Norman Podhoretz, Irving Kristol, Richard Perle, Paul Wolfowitz, Elliot Cohen, Robert Kagan (syn Donalda) i jego żona Victoria Nuland. Podobnie ekonomista Jeffrey Sachs, który sam odgrywał wątpliwą rolę jako doradca Banku Światowego w sprawie neoliberalnej terapii szokowej w Rosji na początku lat 90-tych, później zajął krytyczne stanowisko, trafnie wskazując, że głównym przesłaniem neokonserwatystów jest to, że Stany Zjednoczone w każdym regionie świata muszą sprawować dominację militarną. To przeciwdziałałoby pojawiającym się regionalnym mocarstwom, które pewnego dnia mogłyby rzucić wyzwanie globalnej lub regionalnej dominacji USA, w szczególności mając na uwadze Rosję i Chiny (3).
W tym celu wojsko USA powinno zostać rozmieszczone w setkach baz wojskowych na całym świecie, a Stany Zjednoczone powinny być przygotowane do prowadzenia wojen z wyboru, jeśli to konieczne. Organizacja Narodów Zjednoczonych powinna być używana przez Stany Zjednoczone tylko wtedy, gdy jest to przydatne do ich celów. Podejście to zostało po raz pierwszy nakreślone przez Paula Wolfowitza w jego projekcie wytycznych dotyczących polityki obronnej (DPG) dla Departamentu Obrony w 2002 r. W projekcie tym wezwano również do dalszej ekspansji NATO w Europie Środkowo-Wschodniej. A Wolfowitz dał jasno do zrozumienia już w 1991 r., że Stany Zjednoczone będą prowadzić operacje zmiany reżimu w Iraku, Syrii i innych byłych sowieckich sojusznikach.
Według Sachsa, neokonserwatyści stanowczo opowiadali się za rozszerzeniem NATO o Ukrainę, jeszcze zanim w 2008 roku za rządów George’a W. Busha jr. stał się to oficjalną polityką USA. Postrzegali członkostwo Ukrainy w NATO, jak przekonywał Robert Kagan w 2006 roku, jako klucz do regionalnej i globalnej dominacji USA. Już wtedy otwarcie przyznał, że doprowadzi to do „bitwy o Ukrainę” (4).
Podczas gdy Kagan formułował politykę, jego żona Nuland pod rządami George’a W. Busha jr. pełniła funkcję ambasadora USA przy NATO. Ponadto Nuland była asystentką sekretarza stanu Baracka Obamy do spraw europejskich i euroazjatyckich w latach 2013-2017, gdzie była zaangażowana w zamach stanu na Majdanie przeciwko prorosyjskiemu prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Janukowyczowi, a obecnie jest podsekretarzem stanu Joe Bidena, który kieruje polityką USA wobec wojny na Ukrainie.
Osoba Nuland bardzo wyraźnie pokazuje, że neokonserwatyści nie są związani z żadną z dwóch partii systemowych w USA, ale reprezentują własny nurt, który wywiera wpływ na obie partie. W administracji George’a W. Busha Paul Wolfowitz był zastępcą sekretarza obrony, a Richard Perle był kluczowym doradcą Departamentu Obrony jako przewodniczący Komitetu Doradczego Rady Polityki Obronnej, obaj odegrali kluczową rolę w egzekwowaniu amerykańskiego ataku na temat Iraku.
W dzisiejszym rządzie Joe Bidena sekretarz stanu Anthony Blinken, sekretarz skarbu Janet Yellen, minister spraw wewnętrznych Nicholas Mayorkas, prokurator generalny Merrick Garland i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan są uważani za neokonserwatystów obok sekretarza stanu Nuland. Ten prąd kontroluje bardzo ważne obszary – politykę zagraniczną, finanse, wewnętrzny aparat represji oraz sądownictwo.
Ocena neokonserwatystów jako nurt
Uderzające jest to, że wielu czołowych neokonserwatystów pochodzi z rodzin o żydowskim pochodzeniu z Europy Wschodniej. Dotyczy to – poza Sullivanem – wspomnianych obecnych członków rządu: dziadek Blinkena pochodzi z Kijowa, dziadkowie Nulanda z Mołdawii, przodkowie Yellen z Polski, rodzina Garlanda z carskiej Polski/Litwy, Mayorkas jest kubańskim zesłańcem, ale jego przodkami byli rumuńscy Żydzi . I nie inaczej jest ze starszym pokoleniem neokonów: Donald Kagan urodził się na Litwie, ojciec Wolfowitza pochodzi z polsko-żydowskiej rodziny, Kristol ma rosyjsko-żydowskich przodków, a rodzina Podhoretza pochodzi z Galicji.
Jacob Heilbrunn, obecny redaktor wpływowego amerykańskiego czasopisma National Interest, założonego przez Irvinga Kristola, opisał neokonserwatystów jako „ruch żydowski” w swojej książce z 2008 roku „Wiedzieli, że mają rację: powstanie neokonserwatystów”. Nie tylko prawie wszyscy jej bohaterowie są Żydami, ale jej filozofia polityczna jest również autentycznie żydowska (5).
Według Heilbrunna neokonserwatyści to „dobrze zorganizowana grupa, której korzenie sięgają lat czterdziestych XX wieku. To wtedy grupa młodych trockistów z New York City College zaczęła przeciwstawiać się stalinizmowi. Ci sami ludzie stali się demokratami i antykomunistami po II wojnie światowej (…). Ale dopiero pod koniec lat 60. to, co dziś znamy jako program neokonserwatywny, pojawiło się w odpowiedzi na lekceważenie reżimów komunistycznych i antysyjonizm lewicy z 1968 roku. Neokonserwatyści, pierwotnie zwolennicy Partii Demokratycznej, zwrócili się do Republikanów z apelem o twarde stanowisko wobec Związku Sowieckiego (…) i pomogli Reaganowi dojść do władzy. Ich ostatnia sztuczka: przygotowania do wojny w Iraku” (6).
Według Heilbrunna neokonserwatyzm to „nastawienie umysłu ukształtowane przez doświadczenia żydowskich imigrantów i Holokaust”. W oczach neokonserwatystów protestanckie elity Stanów Zjednoczonych nie zrobiły wystarczająco dużo, aby zapobiec mordowaniu europejskich Żydów. Dlatego stworzyli „kontr-establishment”, aby nakłonić amerykańską politykę, aby nie dopuściła do drugiego holokaustu (7).
Doświadczenie dyskryminacji i prześladowań jest z pewnością głęboko wpisane w zbiorową pamięć historyczną wschodnioeuropejskich rodzin żydowskich. Dotyczy to nie tylko Holokaustu, ale wykracza poza niego. Dotyczy to zarówno pamięci o antysemityzmie w carskiej Rosji, jak i antysemickich nastrojów, którymi stalinizm – zwłaszcza w walce z opozycjonistami pochodzenia żydowskiego – wielokrotnie się posługiwał. Podsyciło to również postawy antyrosyjskie i antysowieckie w żydowskim środowisku emigracyjnym.
W połączeniu z rozczarowaniami co do pozytywnej socjalistycznej przyszłości w Europie, w której wielu Żydów od dawna widziało nadzieję na wyjście z ich dyskryminacji, doprowadziło to do skupienia się z jednej strony na syjonizmie, a z drugiej na USA jako „ „prawdziwej” utopii. Dla Irvinga Howe’a, który pochodził ze wschodnioeuropejskiej rodziny żydowskiej i został trockistą w latach 30., a później znanym literaturoznawcą, autorem i neokonserwatystą, Stany Zjednoczone zawsze pozostawały „ziemią obiecaną” (8).
Stany Zjednoczone jako „ziemię obiecaną” dla Żydów i siłę ochronną dla Izraela, taka jest przynajmniej ukryta logika neokonserwatystów, muszą być następnie bronione i wzmacniane wszelkimi sposobami, a ich globalna hegemonia musi być skonsolidowana i uczyniona nie do zdobycia. Globalizm jednego świata jest odpowiednią ideologią do tego, a NATO, a zwłaszcza armia amerykańska, są jego zbrojnym ramieniem.
To wysoce absurdalne, że opowiadanie się za globalną hegemonią USA i jej „pełną dominacją” w ciągu ostatnich 20 lat, rzekomo po to, by zapobiec nowemu holokaustowi, doprowadziło do poparcia politycznych spadkobierców Stepana Bandery i Dywizji SS Galizien.
Dzisiejsza Rosja również nawiązuje do starszych tradycji historycznych, ale nie do carskiego antysemityzmu. Raczej dla Władimira Putina i jego zwolenników sowiecka wojna z nazizmem stanowi centralny aspekt rosyjskiej tożsamości narodowej. Pod rządami sowieckimi niewątpliwie były pewne podteksty antysemickie, ale ogólnie antysemityzm był zwalczany – a Armia Czerwona uratowała miliony Żydów przed nazistowskimi okupantami i ich kolaborantami, nie tylko na Ukrainie, ale w całej Europie Wschodniej, wyzwalając ocalałych z nazistowskich obozów śmierci (8).
Finansowanie i uzbrajanie zwolenników Bandery w Kijowie, a docelowo także stowarzyszeń Azow, czyli sił w tradycji masowego mordu eliminacyjnego antysemityzmu, przeciwko tej sowiecko-rosyjskiej tradycji jest albo chore, albo cyniczne. Możliwe, że niektórzy neokonserwatyści stali się tak zideologizowani i fanatyczni w swojej gloryfikacji USA i swojej antyrosyjskiej nienawiści, że potrafią postrzegać rzeczywistość tylko całkowicie jednostronnie i ignorować pewne aspekty – z tym wkraczają w obszar upośledzenia umysłowego .
Możliwe też, że niektórzy neokonserwatyści są tak cyniczni, że skreślają ukraińskich fanów Bandery jako „pożytecznych idiotów” i mięso armatnie w walce z ciemną Rosją. Tacy cynicy nie przejmowaliby się tym, że większość ofiar wojny na Ukrainie to cywile i poborowi, którzy nie sympatyzują z nazizmem i że wojna wzmocniła nacjonalizm i banderyzm wśród ludności ukraińskiej. Ale być może w nurcie neokonserwatystów ideowe zaburzenia percepcji mieszają się z cynizmem.
Neokonserwatyści i banderowcy
Wydaje się oczywiste, że rząd USA, na który wpływ mają neokonserwatyści, chce walczyć z Rosją „do ostatniego Ukraińca”. Wątpliwe jest, czy ekstremistyczni neokonserwatyści po porażkach w Iraku i Afganistanie będą w stanie wysłać na Ukrainę żołnierzy amerykańskich na dużo większą skalę niż dotychczas. Ponieważ większość amerykańskich patriotów nie chce prowadzić amerykańskich chłopców na rzeź dla skorumpowanego reżimu w Kijowie.
Należy mieć nadzieję, że racjonalne siły w amerykańskiej elicie, od wielkich kapitalistów, takich jak Elon Musk, po korporację RAND i Pentagon, zapobiegną pełnej eskalacji w kierunku otwartej wojny z Rosją. Neokonserwatyści wokół i za Bidenem nie powinni działać racjonalnie, ale raczej ideologicznie aż do histerii. Będą miotać się, stojąc plecami do ściany. Wątpliwe, czy mają jeszcze moc w kręgach decyzyjnych zepchnięcia świata w przepaść.
Wspomniany były francuski generał Delawarde uważa, że gang podżegaczy wojennych należy zdestabilizować „poprzez wskazanie i potępienie przed całym światem ich najbardziej wpływowych członków. Nie wolno nam na to pozwolić, bo tych kilku wpływowych, ale szalonych neokonserwatystów igra z życiem naszych współobywateli i naszych dzieci”.
Ziemia „nie jest stołem pokerowym dla kłamców, dla małej globalistycznej elity neokonów, gdzie stawką może być rozczłonkowanie Rosji za wszelką cenę. Może to posunąć się aż do unicestwienia całej ludzkości lub jej części. Musimy powstrzymać tych maniaków, destabilizując ich i nazywając ich po imieniu przed światową opinią publiczną. Nasi współobywatele muszą wiedzieć, kto stoi za wojną i kto popiera jej kontynuację i dlaczego” (10).
Zidentyfikowanie i nazwanie niebezpieczeństwa, jakie ruch neokonserwatystów stwarza dla świata, nie oznacza wspierania jakichkolwiek spisków „żydowskich”. Większość Żydów jest sceptyczna, a nawet wrogo nastawiona do banderowskiego reżimu w Kijowie.
A państwo izraelskie, które zwykle kieruje się linią polityki zagranicznej USA, [jest raczej odwrotnie: to ogon mach psem. MD] do tej pory, w przeciwieństwie do większości państw zachodnich, bardzo niechętnie wspierało Ukrainę – ponieważ izraelska opinia publiczna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, które siły polityczne nadają ton w Kijowie.
OUN wykorzystała okupację nazistowską w latach 1941-1944, aby w dużej mierze pozbyć się Żydów i Polaków oraz zbliżyć się do swojego celu, jakim jest jednorodna narodowo Ukraina. Dzisiejsi banderowcy i lud Azow na Ukrainie mogą wierzyć, że wykorzystują USA, Wielką Brytanię i NATO do swoich nacjonalistycznych celów „oczyszczenia” kraju ze wszystkiego, co rosyjskie, zabijając w ten sposób, wypędzając lub ukrainizując ludność rosyjskojęzyczną, by ostatecznie móc zachować ich terytoria.
To może częściowo zadziałać. Ogólnie rzecz biorąc, ogon nie macha psem. Ostatecznie ukraińscy nacjonaliści są instrumentalizowani dla interesów imperium USA, a ich „bohaterstwo” i poświęcenie na polu bitwy obiektywnie służą programowi globalistycznego wielkiego biznesu kierowanego przez USA.
W tej chwili banderowców i neokonserwatystów, zjednoczonych w nienawiści do Rosji, łączy wojna. W mało prawdopodobnym przypadku zwycięstwa Ukrainy lub, co bardziej prawdopodobne, w przypadku rozbioru kraju, sprzeczności między tymi dwoma nurtami ostatecznie powrócą. To, że ukraińscy antysemici i naziści, po tym, jak zostali wykorzystani jako pomocnicy w ekspansji NATO przeciwko Rosji, zostaną odstawieni na tor boczny z błogosławieństwami programu globalistycznego, nawet w przypadku zwycięstwa, leży w logice sprawy. Różnorodność, wielokulturowość, sponsorowana przez ONZ pozaeuropejska imigracja, niszczenie narodów, „programy szczepień” WHO i LGBTQ+ raczej nie zachwycą banderowców i wywołają pewne napięcia.
Bezwstydna koalicja banderowców z tak wpływowymi na Zachodzie neokonserwatystami pokazuje coś jeszcze: oskarżenia o antysemityzm w coraz większym stopniu stają się politycznym instrumentem dominacji w USA i Europie Zachodniej, zwłaszcza w Niemczech i Austrii.
Używają go partie systemowe i media tam, gdzie spodziewają się na tym skorzystać, czyli uciszyć dysydentów. Na przykład wszelka krytyka żydowskiego George’a Sorosa, a nawet nieżydowskiego Billa Gatesa lub banków została zniesławiona jako antysemicka.
Jednocześnie ci sami politycy głównego nurtu i dziennikarze ignorują lub bagatelizują często agresywny i brutalny antysemityzm wielu muzułmańskich migrantów sprowadzonych do kraju w ramach neoliberalnej polityki migracyjnej (11). I chwalą reżim w Kijowie, który jest w tradycji Stepana Bandery – ponieważ wykorzystują go do swoich celów geopolitycznych. Te sprzeczności pokazują, że traktowanie antysemityzmu przez główny nurt globalizmu jest demagogicznym nadużyciem.
Eric Angerer
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Sztuczna inteligencja [AI], sztuczna prawda, jest również sztuczna fizyka, sztuczna biologia, sztuczna medycyna i sztuczna moralność. Sztuczny świat?
Mirosław Dakowski, 1 sierpień 2023
Ostatnio ciągle czyta się i słyszy w mediach o osiągnięciach, ewentualnie groźbach związanych z tak zwaną „sztuczną inteligencją” AI.
Ponieważ od kilkunastu lat zajmuję się filtrowaniem wiadomości prawdziwych z całego bagna, czy szamba wiadomości ogólnych, tak zwanych „pewnych”, więc zauważyłem, że poza sztuczną inteligencją od dziesięcioleci promowane są coraz bardziej inne pojęcia sztuczne.
Jest to na przykład sztuczna medycyna, jest również sztuczna fizyka, sztuczna moralność i sztuczna prawda. O sztucznej muzyce, sztucznej plastyce, czy ogólniej o sztucznej sztuce ledwo wspomnę.
Widzimy i słyszymy przekazy lecące do nas przez eter. Większość z nas, ludzi, wierzy, że to dzieje się naprawdę. Część jednak z nas stara się zrozumieć czy interpretować to, co słyszymy – jako „stuprocentową prawdę”.
Pojawiają się kolejne groźby, kolejne epidemie, przemianowywane przez WHO od razu jako pandemie, od dawna straszą nas ptasią grypą, świńską grypą, w tych dniach również kocią grypą.
A kolejne wagnery?
Nie wiem czy można mówić, że to co słyszy się czy widzi w polskich mediach oficjalnych to są „szczyty zakłamania”. Przecież takie podobne szczyty zakłamania osiągają media we Francji, w Holandii w Wielkiej Brytanii czy w Belgii. A w USA… ho,ho…
Przywykamy do tego, że karmią nas tylko kłamstwem. Kto z was potrafi uwierzyć, że na przykład jakaś rosyjska, kosztująca miliardy sterowana rakieta, np. Kalibr, wystrzelona czy to ze środka Rosji, czy gdzieś z Kamczatki, jest na tyle precyzyjna i okrutna, że w jakimś miasteczku ukraińskim trafiła w żłobek i zabiła jedno dziecko, w obecności ekipy telewizyjnej..
Muszę codziennie, z uporem śledzić przekazy medialne z całego świata. Mam wrażenie, że większość dostępnych interpretacji są wzięte zupełnie z próżni, może z powietrza, a raczej z kloaki.
Żurnaliści wyżywają się w tym, by pisać długie, puchate ale pustawe wypowiedzi. I „twierdzenia”. Wydaje mi się, że tam czyli gdzieś na świecie na przykład na styku Rosji i Ukrainy czy w Chinach czy gdziekolwiek indziej, walczą między sobą jakieś potwory, krwawe tyranozaury – i to tak między sobą, jak też pożerając te inne, roślinożerne, łagodne dinozaury.
Jako ilustrację podam, z ogromnej masy sztucznych prawd, jedynie kilka w tych dziedzinach, którymi zajmowałem się w swoim naukowym życiu.
– Sztuczna fizyka – to na przykład rozważania [„twierdzenia” !!] o wszechświatach równoległych, o wieczności w czasie tego wszechświata czy kolejnych wszechświatów, czy teoria strun. A ze spraw bardzo konkretnych – od 60 czy 70 lat ciągle czytam w prasie, nie tylko popularnej, ale i naukowej, że „już już… jesteśmy blisko rozwiązania taniej energii z fuzji lekkich jąder”. I setki podobnych.
– Z biologii ignoruje się wszystko, poza „teorią” ewolucji i darwinizmem. Ciągle omija się sprawę ważności celowości a przypadku, jak również matematycznego prawdopodobieństwa powstania życia poprzez ewolucję chemikaliów. Ledwo wspomnę o braku choćby jednego przykładu na samoistne powstanie nowych gatunków zwierząt.
– Cała klimatologia jest dętą anty-nauką, a tymi sprawami od stulecia zajmuje się przecież w sposób rozsądny geofizyka.
– Medycyna – stała się nadętą, opartą na „procedurach”, kłamstwie, korupcji, nienawiści do człowieka i pacjenta anty-nauką.
To tylko przykłady.[Żurnalista by dodał „spod dużego palca”. Bo mu płaca za ilość sloganów].
Jedyne jednak co my, to znaczy ludzie uczciwi, wiemy na pewno, to to, że w rzeczywistości są tylko dwa sztandary, dwie armie.
Te walczące między sobą potwory należą jednak wszystkie do jednej z tych armii, to znaczy do armii kłamstwa, armii przemocy, armii szatana.
W ostatecznym rachunku żaden z tych potworów nie wygra!
Nasz optymizm opiera się na tym, że wiemy na pewno, że w ostatecznej rozgrywce zwycięży armia pod sztandarem Chrystusa, pod sztandarem Trójcy Świętej. To ta nasza armia z całą pewnością zwycięży armię bytów sztucznych, sztucznych prawd, sztucznej inteligencji również, armię sztucznej nauki, sztucznej fizyki, sztucznej logiki.
Od nas jednak zależy, czy stanie się to za naszego życia czy dopiero potem.
Te problemy są absurdalnie skrajne z jakiegoś powodu. Celem nie jest rozwiązanie ich samych. Tu chodzi o zmianę psychiki społeczeństwa. Gdy opinia publiczna spędzi kilka lat z głowami podzielonymi między „skrajnie prawicowym ekstremizmem”, a tym, co jest zatwierdzone przez Ministerstwo Prawdy, wtedy wystarczająco wielu ludzi zostanie przerobionych na niemyślących proli, aby można było przedstawić projekt ustawy z szerokim i umyślnie nieokreślonym celem, jakim jest zakazanie skrajnie prawicowego ekstremizmu we wszystkich jego formach.
Wszyscy słyszeliśmy bzdury o krowach stanowiących zagrożenie dla kontynuacji życia na ziemi – że metan spowodowany wzdęciami u krów spowoduje zmiany klimatu szybciej niż odrzutowiec Johna Kerry’ego.
Każdy myślący człowiek (podgatunek Homo sapiens, który chyli się ku upadkowi, ale jeszcze nie jest zagrożony) zgodzi się, że pogląd, iż zwierzę żyjące w harmonii z naturą od ponad dwóch milionów lat, jeśli nie zostanie eksterminowane, może zniszczyć ziemię w ciągu czternastu lat, jest naprawdę absurdalna.
A jednak ci, których zdolność rozumowania spada, są skłonni uwierzyć w to twierdzenie. Przypuszczalnie te osoby to te same osoby, które zaczynają wierzyć, że mężczyźni mogą rodzić dzieci i że jednostka może stać się kimś, kim nie jest, po prostu „identyfikując się” jako taka.
Ale tym z nas, którzy widzą absurdalność w tak wyraźnie bezsensownych przekonaniach, nie jest do śmiechu, gdy obserwujemy, że te koncepcje są rozpowszechniane przez globalistyczne rządy za pośrednictwem uległych mediów… i, co gorsza, są akceptowane przez więcej niż garstkę osób.
Dla przykładu, niedawno w jednym z wydań Natural News, ukazał się artykuł zatytułowany „13 krajów zgadza się na wywołanie globalnego GŁODU poprzez zniszczenie rolnictwa, mówiąc, że produkcja żywności jest ZŁA dla planety”.
[Te kraje to: Argentyna, Australia, Brazylia, Burkina Faso, Chile, Czechy, Ekwador, Niemcy, Panama, Peru, Hiszpania, Stany Zjednoczone i Urugwaj. LINK – tłum.]
W artykule tym opisują konferencję prowadzoną przez amerykańskiego cara klimatycznego Johna Kerry’ego, na której przedstawiciele trzynastu krajów zobowiązali się do zmniejszenia populacji krów na całym świecie w celu zwalczania zmian klimatycznych.
Cóż, ta konferencja faktycznie się odbyła, a tematem dyskusji był metan wytwarzany przez krowy, a trzynastu uczestników zgodziło się, że potrzebne są jakieś środki.
Ale to nie jest tak, że trzynaście krajów uchwaliło przepisy mające na celu wyeliminowanie krów.
Możemy cofnąć się o krok i zbadać, co tak naprawdę się wydarzyło. W ten sposób możemy nie tylko dowiedzieć się, czy czerwone mięso zostanie wkrótce wyeliminowane na całym świecie. Możemy również uzyskać pewien wgląd w to, w jaki sposób globalistyczne rządy dążą do osiągnięcia swoich celów.
W większości krajów rola ministra środowiska to niskie stanowisko ministerialne, przyznawane w darze lojalnemu członkowi partii. Większość ministrów środowiska wypowiada się trochę autorytatywnie, ale rzadko wprowadza znaczące zmiany. Prześledźmy więc wątki tego, co się wydarzyło.
John Kerry kontaktuje się z ministrami środowiska w wielu „mniejszych” krajach na całym świecie, kierując się niejasnym założeniem „poczynienia zmian”. Kraje te chętnie biorą udział, ponieważ Kerry zapewnia im lepszą widoczność i legitymizuje ich raczej bezsensowną pracę. .
Konferencja ma miejsce gdzieś w czterogwiazdkowym hotelu przez kilka dni. Wszyscy słuchają, jak mówcy załamują ręce nad niebezpieczeństwami związanymi ze zmianami klimatycznymi, a każdy minister próbuje zrobić sobie zdjęcie z Johnem Kerrym. .
W tekście przewodniej prezentacji Kerry’ego jest bardzo mało – głównie niejasne komentarze na temat niebezpieczeństw związanych z metanem i konieczności zaangażowania każdego kraju w dokonywanie zmian. .
Pod koniec konferencji uczestnicy z dumą podpisują dokument, który jest pozbawiony szczegółów, ale mówi, że wszyscy są zgodni co do nadziei na zmianę. .
Wydawany jest komunikat prasowy przedstawiający wszystkich ministrów razem, stwierdzający, że metan jest niebezpieczny i że wszystkie kraje są zgodne co do koncepcji światowej polityki kontroli metanu. .
Wiadomość, która dociera do opinii publicznej jest taka, że wszyscy eksperci zgadzają się co do tego, co mówią, chociaż to, co mówią, jest nadal dość niejasne. .
Serwis taki jak Natural News publikuje artykuł o odpowiednio alarmującym tytule. .
Dostrzegana przez Natural News przesada [overstatement] jest uważana przez kontrolowane źródła informacji, takie jak Wikipedia, za prowokację w celu zaalarmowania opinii publicznej. Co ciekawe, ilekroć Wikipedia dyskredytuje publikator, grupę lub osobę, zawsze robi to w pierwszej linii opisu, tj. .
„Natural News to skrajnie prawicowa strona z antyszczepionkową teorią spiskową i z fałszywymi wiadomościami, znana z promowania medycyny alternatywnej, pseudonauki, dezinformacji i skrajnie prawicowego ekstremizmu”.
Wikipedia dzieli teraz wszystkie publikacje, ekspertów i innych jako mówiących prawdę lub skrajnie prawicowych zwolenników spisku. Prawdziwym problemem tutaj nie jest smrodzenie krów [farting], podobnie jak to, czy mężczyźni mogą mieć dzieci. To wyłącznie ćwiczenia.
Jeśli więc cofniemy się o krok i zastanowimy się, co to wszystko oznacza – dlaczego jest tak rozpowszechnione i dlaczego proces ten jest tak konsekwentnie wykorzystywany – możemy dojść do następującego wniosku:
Te problemy są absurdalnie skrajne z jakiegoś powodu. Celem nie jest rozwiązanie ich samych. Tu chodzi o zmianę psychiki społeczeństwa.
Gdy opinia publiczna spędzi kilka lat z głowami podzielonymi między „skrajnie prawicowym ekstremizmem”, a tym, co jest zatwierdzone przez Ministerstwo Prawdy, wtedy wystarczająco wielu ludzi zostanie przerobionych na niemyślących proli, aby można było przedstawić projekt ustawy z szerokim i umyślnie nieokreślonym celem, jakim jest zakazanie skrajnie prawicowego ekstremizmu we wszystkich jego formach.
Aby zapewnić uchwalenie takiej ustawy, znaczna większość ludzi będzie musiała już dojść w swoim nowym procesie myślowym do etapu, na którym poczują, że prawo jest nie tylko uzasadnione, ale niezbędne. Oczekuje się, że ci ludzie, którzy wciąż będą zdolni myśleć, podporządkują się.
Celem nie jest eliminacja krów. Celem jest eliminacja myślenia i sprzeciwu. Jeśli będziemy o tym pamiętać jako o procesie, a nie o zamierzonym wyniku, mamy wtedy większą zdolność skupienia się na krytycznej kwestii.
Z pewnością są podmioty, które chciałyby wyeliminować czerwone mięso i w zamian karmić ludzi owadami. Ale nie to jest tutaj głównym problemem.
Głównym celem jest ni mniej, ni więcej, tylko wyeliminowanie indywidualnego [samodzielnego] myślenia i sprzeciwu. Jest to niezbędne do stworzenia w pełni kolektywistycznego państwa i leży w samym sercu ogólnego globalistycznego celu.
Ukraińscy spadkobiercy antysemity Stepana Bandery i amerykańscy neokonserwatyści pochodzenia żydowskiego prowadzą wspólną krucjatę. Perwersyjna koalicja
Ukraińscy spadkobiercy antysemity Stepana Bandery i amerykańscy neokonserwatyści pochodzenia żydowskiego prowadzą wspólną krucjatę przeciwko Rosji.
Część 1/2.
W Kijowie rządzą polityczni zwolennicy Stepana Bandery, którego Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) była zaangażowana w masowe mordy na tle antysemickim. Obecny reżim ukraiński jest szczególnie mocno wspierany przez amerykańskich neokonserwatystów, których czołowi przedstawiciele mają w większości żydowskie korzenie z Europy Wschodniej. Łączy ich nienawiść do Rosji. W dalszej części oba nurty zostaną zbadane politycznie oraz przeanalizowane zostaną wspólne motywy i potencjalne sprzeczności.
29 czerwca 2023 roku prestiżowy Uniwersytet Stanforda w Kalifornii postawił na imponującą symbolikę: po raz kolejny powitał członków neonazistowskiego ukraińskiego batalionu „Azow”. I tym razem w wydarzeniu wziął udział wpływowy politolog z USA Francis Fukuyama. Nie znalazł się tam przypadkowo, ale gorąco podziękował jednemu z członków Azowa „za jego służbę i bohaterstwo podczas bitwy o Mariupol”, wyrażając tym samym swoje „poparcie dla Ukrainy na jej pewnej drodze do zwycięstwa” (1).
Fukuyama słynie z tego, że w 1992 roku postulował ostateczne zwycięstwo kapitalizmu i liberalnej demokracji, a tym samym – niesłusznie – „koniec historii”. Nie oznacza to, powiedział wówczas Fukuyama, że „nie będzie już więcej ważnych wydarzeń, ale że nie będzie dalszego postępu w rozwoju podstawowych zasad i instytucji, ponieważ wszystkie naprawdę ważne kwestie zostałyby ostatecznie wyjaśnione”. Uniwersalizacja zachodniej liberalnej demokracji postrzegał Fukuyama jako „ostatnią formę ludzkich rządów” (2).
W latach 90. liberał Fukuyama dał się poznać jako zagorzały neokonserwatysta, czyli członek amerykańskich jastrzębi militarystów. Był członkiem niesławnego obecnie think tanku Project for a New American Century, który otwarcie opowiadał się za globalną hegemonią Stanów Zjednoczonych. Publicznie poparł brutalne obalenie Saddama Husajna po ataku na wieże World Trade Center z 11 września, mimo że nie było dowodów na to, że iracki władca miał z tym coś wspólnego.
Później, po zniszczeniu Iraku i powieszeniu Saddama, Fukuyama publicznie zdystansował się od neokonserwatystów, wzywając między innymi do „demilitaryzacji” amerykańskiej „wojny z terroryzmem”. Jednak dzisiaj ten sam człowiek śpiewa w chórze popierających Ukrainę przeciw Rosji marzenie wszystkich neokonserwatystów – trwałe osłabienie Rosji – i jednocześnie nawołuje do dalszej militaryzacji, czyli przeciwko negocjacjom pokojowym do czasu osiągnięcia przez Ukrainę militarnego powodzenia.
Takie usytuowanie wyraźnie pokazuje sprzeczności w panującej ideologii.
Ponieważ Fukuyama poparł Joe Bidena – z powodu „rasizmu” Donalda Trumpa. Ale nie ma problemu z zabieganiem o względy ukraińskich neonazistów.
Fukuyama jest zatem doskonałym przykładem intelektualistów medialnych zachodniego reżimu, doskonale zorientowanych w „dwójmyśleniu” i „nowomowie” George’a Orwella „1984” (3).
Dywizja OUN i SS Galizien.
OUN powstała w Wiedniu w 1929 roku. Celem organizacji nacjonalistycznej była niepodległość Ukrainy. W tym samym roku OUN rozpoczęła zbrojną walkę z państwem polskim, które wówczas rządziło [obecną md] zachodnią Ukrainą. Otrzymała wsparcie od niemieckiej Reichswehry i Litwy. Dokonywano napadów na urzędników państwowych, podpaleń i rozbierania torów, co jesienią 1930 roku doprowadziło do masowych kontrataków militarnych ze strony państwa polskiego.
Wraz z napływem młodych Ukraińców OUN kontynuowała próby destabilizacji państwa polskiego i nasiliła działania partyzanckie w Polsce. Powstanie chłopskie w powiecie leskim zostało stłumione przez 4000 polskich żołnierzy i policjantów przy pomocy lotnictwa. OUN dokonywała zamachów na polskich polityków, m.in. ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego w 1934 r., ale także na Ukraińców chętnych do współpracy z Polską. W rezultacie presja państwa polskiego na Ukraińców uległa dalszemu zwiększeniu i zniszczeniu uległo ponad 90 cerkwi.
W międzyczasie OUN rozszerzyła swoje kontakty z niemiecką Reichswehrą i niemieckimi tajnymi służbami. Od 1938 roku OUN pod przewodnictwem nowego przewodniczącego Andrija Melnyka obrała kurs silnie zorientowany na nazistowskie Niemcy. OUN postrzegała nazistowską inwazję na Polskę jako początek wyzwolenia przez Niemców. Jednak na kongresie w Krakowie w 1940 r. podzielili się na „melnykistów” (OUN-M), w większości starszych emigrantów, i „banderowców” (OUN-B), w większości młodszych zwolenników lidera Stepana Bandery z doświadczeniem w walce podziemnej (4).
W 1940 roku Wehrmacht utworzył „Bataillon Nachtigall” i „Bataillon Roland” z członków OUN-B na okupowanych ziemiach polskich, które zostały rozmieszczone podczas inwazji na Ukrainie podczas kampanii rosyjskiej. Po wkroczeniu Wehrmachtu do Lwowa 30 czerwca 1941 r. część sił policyjnych przejęły milicje utworzone przez OUN-B.
Tam pogromów na żydowskich mieszkańcach miasta dokonywali głównie członkowie batalionu „Nachtigall”. Niemieccy żołnierze w dużej mierze trzymali się z dala od tych zamieszek. Ale Wehrmacht również nie przerwał publicznego polowania: rozkaz zabraniał użycia siły zbrojnej przeciwko ukraińskim milicjantom (5).
Leon W. Wells, Żyd, który przeżył pogromy lwowskie, pisze o banderowskiej OUN w swoim raporcie Ein Sohn Hiobs: „Żydzi bali się Banderowców nawet bardziej niż SS-manów, bo miejscowi Ukraińcy rozpoznawali Żyda znacznie łatwiej od Niemców” (6).
Jednostki niemieckie zostały entuzjastycznie przyjęte przez dużą część ludności, kiedy zaatakowały Związek Radziecki na zachodniej Ukrainie. Szczególny hołd otrzymał batalion „Nachtigall”, który był obchodzony jako „Batalion Stepana Bandery” i otrzymał nie tylko kwiaty, ale także klękanie i modlitwy.
„Zabić Żydów i komunistów!” żądali zachodni Ukraińcy na tablicach ogłoszeniowych w dużym formacie i ścianach budynków. „Niech żyje Stepan Bandera, niech żyje Adolf Hitler!” skandowały ogromne tłumy zachodnich Ukraińców, gdy Niemcy wkraczali.
Bardzo niewielu zachodnich Ukraińców musiało być motywowanych przez nazistów, większość była antysemitami na długo przed przybyciem Niemców. Zachodni Ukraińcy entuzjastycznie uczestniczyli w wojnie z Żydami. Odpowiadało to rezolucji przyjętej przez „Drugi Wielki Zjazd Bandery-OUN” w Krakowie w kwietniu 1941 r., który określił Żydów jako „najbardziej niezawodny filar sowieckiego reżimu i prekursorów moskiewskiego imperializmu na Ukrainie” (7). .
Sam Stepan Bandera pracował dla niemieckich tajnych służb pod pseudonimem Konsul II, założył batalion czystki Nachtigall i był odpowiedzialny za wymordowanie setek tysięcy Żydów, Polaków i Rosjan. Na przykład we wschodniej Galicji ekscesy mordów we wczesnej fazie okupacji miały miejsce, zdaniem Saula Friedländera, „bez widocznego udziału Niemców”.
Oprócz OUN-B szalała też zachodnioukraińska „Dywizja SS Galizien”, rekrutująca dużą liczbę członków OUN-M, przez co społeczność żydowska w Galicji, czyli ponad 540 tys została praktycznie całkowicie eksterminowana . Według Klausa Kellmanna większość zachodnio-ukraińskich Żydów nie została uprowadzona ani deportowana, ale zamordowana w masowych strzelaninach na otwartym polu lub na własnym podwórku, często przez ludzi, których znali przez całe życie (8).
OUN chciała „czystej etnicznie” Ukrainy, bez Żydów, bez Polaków i bez Rosjan. Dla OUN masowe mordy na Żydach były ważnym krokiem w „oczyszczaniu” narodu. „Zamordujemy Żydów, udusimy Polaków, ale musimy zdobyć Ukrainę” – tak brzmiała popularna piosenka OUN (9).
O skali współpracy zachodniej Ukrainy świadczą masowe mordy Żydów w Kijowie. Podczas gigantycznej masakry nad osławionym wąwozem Babi Jar pod Kijowem wisiał ogromny transparent z napisem „Wypełniamy wolę narodu ukraińskiego” po ukraińsku. Przez dziesięć dni, począwszy od 29 września 1941 r., dwa bataliony ukraińskich policjantów, jednostka wojskowa OUN-B, Wehrmacht i niemiecka służba bezpieczeństwa rozstrzelały w niekończących się salwach 33 771 osób (9). Mówi się, że zabójstwo miało tak psychologiczny wpływ na żołnierzy Wehrmachtu, że stres ten został przedstawiony na konferencji w Wannsee jako argument za utworzeniem komór gazowych. Spośród 1500 katów około 1200 było Ukraińcami, a 300 Niemcami.
Później doszło do rozbieżności między hitlerowskimi okupantami a OUN – co do kwestii stworzenia własnego państwa na wzór ustaszy-Chorwacji, któremu sympatyzował Wehrmacht, ale który został kategorycznie odrzucony przez Adolfa Hitlera i Heinricha Himmlera. Niektórzy przywódcy OUN byli tymczasowo przetrzymywani w uprzywilejowanych warunkach. W przeciwieństwie do Dywizji SS Galizien, OUN i jej formacje wojskowe „Ukraińska Powstańcza Armia” (UPA) działały częściowo samodzielnie.
Mimo to ich walka nadal była skierowana przede wszystkim przeciwko armii sowieckiej oraz żydowskiej, polskiej i rosyjskiej ludności cywilnej. Nadal byli pomocnikami hitlerowskiego okupanta i jego polityki eksterminacji. Stepan Bandera, Andrij Melnyk i ich faszystowska i antysemicka OUN byli odpowiedzialni za zabójstwo setek tysięcy Żydów, Polaków i Rosjan. 84 000 zachodnich Ukraińców zgłosiło się do służby w SS, a kolejne 200 000 mordowało w organizacjach kolaborujących z OUN/UPA (10).
Do czerwca 1941 r. na terenach dzisiejszej Ukrainy mieszkało około 2,7 mln Żydów, z czego 1,6 mln zostało zabitych przez niemieckich okupantów i ich ukraińskich sojuszników.
Około 100 000 Żydów przeżyło „pod ziemią” w lasach i z partyzantami. Latem i jesienią 1941 r. opór Armii Czerwonej umożliwił ucieczkę w głąb Związku Sowieckiego ok. 900 tys. Żydów, głównie ze wschodniej Ukrainy. Jednak ukraińscy funkcjonariusze policji pomocniczej z oddziałów Wehrmachtu i OUN nadal rozstrzeliwali Żydów, którzy wiosną 1944 r. uciekli do lasów (11).
Reżim Majdanu i batalion Azow
Podczas gdy w Niemczech i Austrii każdy krytyk obecnej polityki imigracyjnej lub reżimu covidowego jest szybko zniesławiany jako „nazista”, a nawet krytyka Billa Gatesa (który nie jest pochodzenia żydowskiego) jest piętnowana jako antysemita, globalistyczny establishment przeocza kult Stepana Bandery, a nawet hojnie go pomijają gangi nazistowskich morderców na Ukrainie – co służy obecnym interesom USA, NATO i globalistów.
To ignorowanie wykorzystania prawdziwych nazistów do ich celów w imponujący sposób pokazuje, jak bardzo instrumentalne i priorytetowe dla rządów UE i mediów zachodniego reżimu jest naprawdę „antyfaszyzm” i odrzucenie antysemityzmu.
Na Ukrainie w latach 2013-14 wybrany rząd został obalony w wyniku gwałtownych protestów na kijowskim Majdanie. Najbardziej radykalnymi i decydującymi siłami były ugrupowania skrajnie prawicowe, a mianowicie skrajnie prawicowa partia Swoboda i bandyci z tzw. Prawego Sektora, obie siły w tradycji ukraińskich nazistowskich kolaborantów. Byli to prawdziwi naziści, zarówno w swojej ideologii, jak i brutalnej praktyce terroru. Mimo to siły te, które od miesięcy szkoliły się w lasach, były od lat sponsorowane przez USA, ale Zachód poparł zdominowany przez nazistów pucz na Majdanie. Niemniej zastępca sekretarza stanu USA Victoria Nuland i inni zachodni politycy zbratali się z nazistowskimi bandytami na Majdanie.
Kiedy w przeważającej mierze rosyjskojęzyczna ludność południowo-wschodniej Ukrainy wyszła na ulice przeciwko nacjonalistycznemu puczowi, to czołowe prawicowe grupy ekstremistyczne brutalnie przywróciły miasta takie jak Mariupol, Słowiańsk-Kramatorsk i Charków z powrotem pod kontrolę reżimu w Kijów.
A Prawy Sektor zmobilizował swoich faszystowskich zbirów do Odessy, wtargnął tam na wiec antymajdanowy 2 maja 2014 r. i ostatecznie podpalił dom związkowy, w którym schronili się antymajdanowi działacze; W domu spłonęły żywcem 42 osoby, inne, próbujące uciekać zostały zlinczowane przez ukraińskich faszystów. Jurij Odarchenko , nowo mianowany gubernator Chersoniu po masakrze, nazwał nawet Hitlera wyzwolicielem w przemówieniu publicznym. W zachodnich mediach wydarzenia były ukrywane lub trywializowane, ponieważ imperializm UE wspierał ukraińskich nacjonalistów przeciwko Rosji (12).
Po tym, jak zrobiły to już ugrupowania nacjonalistyczne, rządząca wówczas partia Swoboda we Lwowie wzięła udział w marszu w 2014 roku z okazji 71. rocznicy powstania Dywizji SS Galicja. W miastach Iwano-Frankiwsk i Tarnopol nazwano ulicę po podziale. Kibice zachodnio-ukraińskiego klubu piłkarskiego Karpaty Lwów użyli sztandaru z insygniami ukraińskiego SS. W mieście Czerwone na zachodniej Ukrainie odbyło się nabożeństwo żałobne za poległych żołnierzy dywizji SS, w którym uczestniczyli przedstawiciele regionalnej administracji państwowej, podczas którego statyści i weterani nosili mundury dywizyjne.
W wojnie domowej, która nastąpiła we wschodniej Ukrainie, faszystowskie gangi morderców z Prawego Sektora również odegrały ważną rolę w tzw. batalionach ochotniczych Azow, Ajdar i tak dalej. Na przykład Azow powstał pod dowództwem znanego neonazisty Andrija Biletskiego. Oświadczył, że misją Ukrainy jest „poprowadzenie białych ras świata w ostatniej krucjacie (…) przeciwko podludziom prowadzonym przez Semitów”.
Światopogląd Azowa opisuje Centrum Bezpieczeństwa Międzynarodowego i Współpracy tego samego Uniwersytetu Stanforda, na którym ostatnio przebywał: „Azow i szerzej ukraińska skrajna prawica łączą klasyczne prawicowe motywy, w tym antysemityzm, etnocentryzm, homofobię i rasizmu, z bardziej populistycznymi ideami ekonomicznymi i apelami o większą rolę państwa w społeczeństwie”. Azowianie są zatem zaprzysięgłymi wrogami „kapitalistycznej liberalnej demokracji” Fukuyamy.
Azow chwyta symbolikę, której SS już używało, wielu ich bojowników ma wytatuowane swastyki i inne nazistowskie symbole. Ukraińskie wojsko i te nazistowskie bataliony, z których część otwarcie okazywała nazistowskie sympatie, były uzbrojone w broń z UE i USA oraz wyszkolone przez doradców polskich, brytyjskich, niemieckich i amerykańskich.
Jeśli zachodnie media głównego nurtu nie ukrywają całkowicie tych rzeczy, zwykle mówi się, że „w każdym społeczeństwie jest kilku nazistów i że te nazistowskie odniesienia w żaden sposób nie są w stanie zdobyć większości w społeczeństwie ukraińskim”, które wykazało słabe wyniki wyborów dla tych partii.
Chociaż może to nie być takie pewne w przypadku niektórych regionów zachodniej Ukrainy, to drugie z pewnością dotyczy całej Ukrainy – jeśli uwzględnisz rosyjskojęzyczną południowo-wschodnią Ukrainę. Zasadnicza różnica w stosunku do innych krajów polega jednak na tym, że reżim na Majdanie wspiera siły nazistowskie oraz finansuje i wyposaża ich formacje wojskowe. Wpływ jawnych nazistowskich następców na państwo i reżim jest znacznie większy niż ich odsetek w populacji.
Ogólnie reżim w Kijowie nie odnosi się pozytywnie do dywizji SS Galizien i nazizmu. Jego frontman ma nawet żydowskie pochodzenie, ponieważ zachodni mainstream zawsze ukrywał nazistowskie wpływy na Ukrainie. A naziści z Azow są ostatecznie pożytecznymi idiotami i mięsem armatnim dla NATO i globalistycznego ataku na Rosję. Ale to wcale nie poprawia sytuacji.
Jednostki Azowskie podlegają Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, więc ukraiński reżim otwarcie dowodzi jednostkami nazistowskimi.
Azow otrzymał nawet najpierw zajęcie, a potem obronę strategicznie ważnego miasta Mariupola. Za swoją brudną robotę przeciwko mieszkańcom Donbasu bojownicy Azow otrzymywali podwójną pensję zwykłego żołnierza.
Sam Wołodymyr Zełenski pozytywnie odniósł się do Azowa, m.in. podczas transmisji na żywo w greckim parlamencie w kwietniu 2022 r., przedstawiając tych ludzi jako bohaterów (13). A w lipcu 2023 dumnie i demonstracyjnie sprowadził dowódców Azowa z Turcji. Taki hołd podnosi prestiż tych nazistów w nacjonalistycznych częściach ukraińskiego społeczeństwa. A przede wszystkim Azow to tylko wierzchołek skrajnie prawicowej góry lodowej na Ukrainie, pod powierzchnią wody jest powszechny kult nazistowskiego kolaboranta Bandery.
W całej Ukrainie burzone są pomniki żołnierzy radzieckich, a w ich miejsce wznoszone są pomniki antysemickiego masowego mordercy Stepana Bandery. Jeszcze przed wybuchem wojny na zachodniej Ukrainie znajdowało się 40 ponad-gabarytowych pomników i sześć poświęconych mu muzeów. Bandera jest czczony jako święty narodowy przez reżim zamachu stanu na Majdanie, uhonorowany znaczkami pocztowymi, upamiętnieniami i świętami państwowymi. Jego imieniem nazwano setki ulic, w tym główną ulicę w Kijowie.
Urodziny Bandery hucznie obchodzono już w Radzie, ukraińskim parlamencie, w 2018 roku.
Andrij Melnyk, który był ambasadorem Ukrainy w Niemczech od stycznia 2015 do października 2022 i nie był spokrewniony z przywódcą OUN-M, natychmiast po objęciu urzędu złożył kwiaty na grobie Bandery w Monachium i poza tym wydawał się wielbicielem nazistowskiego kolaboranta i zaprzeczył swojej odpowiedzialność za masakry (14).
A Zełenskiego, wychowany w języku rosyjskim, który został wybrany na podstawie obietnicy rozwiązania pokojowego, a następnie pomógł w eskalacji wojny, która podobno doprowadziła do uzależnienia od kokainy i eksplozji jego majątku osobistego (15), proklamował w kwietniu 2019 r.: „Są niezaprzeczalni bohaterowie, Stepan Bandera jest bohaterem dla pewnej części Ukraińców i to jest normalna i fajna rzecz. Był jednym z tych, którzy bronili wolności Ukrainy” (16).
Część 2 dotyczy z jednej strony korzeni amerykańskich neokonserwatystów w środowisku lewicowych Żydów pochodzenia wschodnioeuropejskiego i ich przemianie we wpływowy ruch agitatorów na rzecz globalnej dominacji USA, z drugiej strony ocenie tego politycznego ruchu i jego motywy, zwłaszcza w odniesieniu do Ukrainy.
Eric Angerer
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Wygląda to na powtórkę z drugiej wojny światowej, gdy Stany Zjednoczone należały do koalicji antyhitlerowskiej, a amerykańskie banki finansowały Hitlera.
Przypomina o tym Song Hongbing w książce Wojna o pieniądz.
Już w okresie drugiej wojny światowej Niemcy opracowali dokładny plan podporządkowania sobie terenów położonych za ich wschodnią granicą. Brutalna, masowa eksterminacja Polaków, Ukraińców czy Rosjan nie wchodziła w grę. Trzeba było poszukać „miękkich” rozwiązań, skutecznie wspomagających pomniejszenie niechcianych populacji. Postawiono zatem na promocję aborcji, rozdzielanie rodzin wskutek emigracji ekonomicznej, stłoczenie ludzi w miastach i „cichą sterylizację”. Tak osłabiane, niechciane narody miały się degradować do czasu, gdy pleniący się Niemcy będą mogli zastąpić „słabe” populacje.
Politykę Niemiec wobec ludności na okupowanych ziemiach polskich najlepiej opisują dokumenty wytworzone w czasie drugiej wojny światowej przez wysokich niemieckich funkcjonariuszy. Nie do przecenienia jest w tej kwestii memoriał Traktowanie ludności byłych obszarów Polski z punktu widzenia polityki rasowej autorstwa doktora Erharda Wetzela i Günthera Hechta opublikowany na łamach „Zeszytów Oświęcimskich”.
Nędza dla Polaków
Problem Polski oraz jej ludności postrzegali autorzy dokumentu dwupłaszczyznowo: jako rasowo‑polityczny oraz narodowościowo‑polityczny.
Rozpoczynają oni od dość dokładnej analizy polskiej populacji, próbując przedrzeć się przez – jak się okazało – rozbieżne polskie dane statystyczne dotyczące stanu polskiego społeczeństwa i liczby narodzin.
Liczba urodzin wśród mas polskich wynosi, według niezgodnych zresztą z sobą polskich spisów ludności, jakieś 30 do 32 narodzin na 1000 mieszkańców rocznie, wśród masy żydowskiej trochę poniżej 30, wśród polskiej, jak również żydowskiej inteligencji poniżej 26. Niemcy mieli we wschodnich obszarach rolniczych ponad 25, częściowo do 30 narodzin, w Polsce środkowej i Prusach Zachodnich – Poznańskiem: na wsi około 20, w miastach przeciętnie poniżej 15 narodzin rocznie na tysiąc mieszkańców – czytamy w dokumencie.
Niemcy dane skomentowali w dość jednoznaczny sposób, oceniając, że gdyby nie przesiedlenie Polaków z obszaru Rzeszy, to słuszne byłyby obawy, że polska ludność rozmnażałaby się dalej mniej więcej w tych samych rozmiarach jak przed wojną i dotychczas. To niebezpieczeństwo mogłoby jednak zostać usunięte, gdyby do kraju napłynęły nowe masy ludności i w ten sposób zwiększyłaby się gęstość zaludnienia. Już choćby dlatego, by przeszkodzić szybkiemu przyrostowi ludności tych terenów, przesiedlenie Polaków z obszaru Rzeszy w tę okolicę jest naglącą koniecznością.
W okresie, gdy powstawał dokument, rozwiązanie kwestii organizacji prawno‑państwowej tak zwanej pozostałej części Polski nie było przesądzone. Jednakże Niemcy zakładali, że Polska – zamieszkana przez Polaków i Żydów – będzie w przyszłości pod dominującym wpływem Niemiec. Przy czym nie było wątpliwości, że są to nacje rodzajowo obce i nienadające się do zasymilowania. Stąd też uznano, że niemieckie państwo nie ma żadnego interesu w narodowym i kulturalnym podniesieniu i wychowaniu ani polskiej, ani żydowskiej ludności pozostałego polskiego obszaru.
I ten problem Niemcy musieli jakoś rozwiązać. Proponowano dwa schematy działań. Obydwa rozwiązania polegały na tym samym założeniu: utrzymaniu Polaków i Żydów w jednakowy sposób na niskim poziomie życiowym i pozbawieniu ich wszelkich praw zarówno pod względem politycznym, jak narodowym i kulturalnym. Drugi wariant zakładał, że nieco lepiej traktowani będą Żydzi – mieliby oni otrzymać nieco więcej wolności w zakresie kulturalnym i gospodarczym, tak, że niektóre decyzje w sprawie zarządzeń administracyjnych i gospodarczych następowałyby przy współudziale żydowskiej ludności. Plan był taki, aby rękoma Żydów skrępować Polaków, a Żydom dać powód do ciągłych zażaleń i trudności.
Aborcja i eugenika dla „podludzi”
Niemców zupełnie nie interesował standard życia podbijanych nacji – byleby tylko był on na odpowiednio niskim poziomie. Zadbać należało wyłącznie o to, aby ewentualne choroby nie przenosiły się na teren Rzeszy. A jak Polacy i Żydzi będą korzystać z opieki lekarskiej, to już nikogo nie interesowało. Nie znaczy to jednak, że Niemcy nie byli zainteresowani stroną medyczną. Owszem, byli, a ich plan zakładał szeroki dostęp i promocję wszelkich środków ograniczających rozrodczość.
Spędzenie płodu musi być na pozostałym obszarze Polski niekaralne. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm należy uznać za niekaralny. Przeciwko instytucjom i osobom, które trudnią się zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być wszczynane policyjne dochodzenia. Rasowo‑higienicznych zarządzeń w żadnym razie nie należy popierać. Podobna polityka miała dotyczyć Żydów.
Niemcy pracowali też nad metodami cichej sterylizacji. Doświadczenia w zakresie wykorzystania do tego celu promieni rentgenowskich prowadzone były w obozach koncentracyjnych. Opracowano specjalne, bezpieczne dla obsługi pomieszczenia, w których dokonywano próbnych sterylizacji poprzez naświetlanie jąder lub jajników. Metoda ta miała być skrycie wykorzystywana na masową skalę, ale wyniki eksperymentów uznano za mało satysfakcjonujące, szczególnie z uwagi na liczne skutki uboczne spowodowane przyjęciem nadmiernych dawek promieniowania. Jak w marcu 1942 roku pisał odpowiedzialny za wszelakie niemieckie programy masowej zagłady Victor Brack, te niedoskonałości eksperymentowanej metody narażały ją na dekonspirację.
Skazani na zagładę
O takich próbach w swoich zeznaniach z 10 stycznia 1947 roku wspomniał Rudolf Höss, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz‑Birkenau: Himmler kładł nacisk i przywiązywał wagę do wyszukania takiego sposobu sztucznego wywoływania bezpłodności, który działałby szybko, pewnie, mógł być przeprowadzany niespostrzeżenie i nadawał się do stosowania masowego. Pierwotny plan był taki, by płodności pozbawiać przestępców niekontrolujących swoich popędów oraz patologiczne grupy społeczne (pijaków, włóczęgów i tym podobnych). Osób takich nie obejmowała ustawa o zapobieganiu choremu dziedzicznie potomstwu, a ich rozmnażanie było uznawane za niecelowe. Niemcy nazywali to cichym rozszerzeniem tej regulacji. Plany poszły jednak dalej, bo Himmler zamierzał wykorzystać metodę Clauberga do zlikwidowania i biologicznego wyniszczenia narodu polskiego i narodu czeskiego.
Stał on na stanowisku, że oba te narody należy usunąć z zajmowanych przez nie terytoriów, które należały organicznie do niemieckiej przestrzeni życiowej. Jeszcze przed objęciem władzy przez narodowy socjalizm planował on przesiedlenie obu tych narodów na wschód – zeznał Höss.
Plany te nie były możliwe do przeprowadzenia w praktyce, stąd też Himmler godził się z tym, że Polacy i Czesi pozostaną w ramach niemieckiej przestrzeni życiowej, zorganizowani w formie zależnych od Rzeszy krajów wasalnych. Plan zakładał wytępienie wszystkich elementów, które nie chciałyby się podporządkować niemieckiemu zwierzchnictwu i kierownictwu. Właśnie temu celowi służyć miał sposób na wywoływanie bezpłodności testowany przez Clauberga na Żydówkach więzionych w Auschwitz.
Kolejne ciekawe zapiski dotyczące polityki wschodniej Niemiec pochodzą z 2 października 1940 roku i zostały zawarte w tajnej notatce sygnowanej przez Martina Bormanna, przybocznego Führera. Sygnalizował on, iż Adolf Hitler zainteresowany jest pozyskiwaniem dla Rzeszy własności ziemskich. Chodziło o zapewnienie wyżywienia wielkim miastom. Prócz ziemi potrzebna była tania – i co ważne, sezonowa – siła robocza. Oczywiście robotnicy ściągani byliby z Polski, a po zakończeniu zbiorów – odsyłani z powrotem.
Gdyby robotnicy przez cały rok pracowali w rolnictwie, wówczas sami zjedliby znaczną część tego, co zostało zebrane, a zatem jest całkowicie słuszne, ażeby z Polski przybywali do uprawy ziemi i do żniw sezonowi robotnicy – pisał Bormann. Bezwarunkowo należy baczyć, aby nie było żadnych polskich panów. Tam, gdzie istnieją, powinni – jakkolwiek może to brzmieć twardo – zostać wytępieni – ciągnął Bormann. Jak określił, Generalna Gubernia jest polskim rezerwatem, wielkim polskim obozem pracy. Polacy mają z tego korzyść, ponieważ utrzymujemy ich w zdrowiu, dbamy o to, ażeby nie wyginęli z głodu itd. Nigdy jednak nie wolno nam podnieść ich na wyższy poziom, gdyż wówczas staliby się anarchistami i komunistami – ostrzegał.
Asymilacja albo eliminacja
Taka wizja Polaka – jako najemnego, słabo opłacanego robotnika – znakomicie łączyła się z polityką osłabiania polskiej populacji. Jej tezy w piśmie z 12 grudnia 1941 roku do Centrali Przesiedleńczej w Łodzi wyłożył (bazując na elaboracie niewymienionego z nazwiska autora – honorowego członka służby bezpieczeństwa), Ernst Damzog, rezydujący w Poznaniu inspektor niemieckiej policji bezpieczeństwa, który zasłynął z masowych wysiedleń Polaków z Wielkopolski do Generalnego Gubernatorstwa.
Damzog wskazywał, iż celem polityki państwa jest niszczenie odrębności życiowej obcych narodowości za pomocą odpowiednich środków stosownych do panującego ducha czasów. Rozwiązania były zasadniczo dwa: asymilacja lub eliminacja.
Ludy pierwotne stosowały najczęściej tę ostatnią metodę. Jest to wprawdzie metoda twarda i brutalna, jednakże w ostatecznej konsekwencji prowadzi do naturalnego wyniku, polegającego na tym, że biologicznie silniejszy wchodzi w posiadanie większej przestrzeni życiowej – pisał Ernst Damzog.
Wróćmy jednak do bardziej „cywilizowanych” metod. To na przykład planowe wysyłanie na roboty do Rzeszy w pierwszej kolejności żonatych Polaków i zamężnych Polek. Przez to bowiem rozrywa się rodziny, co spowoduje, przy dłuższym tam zatrudnieniu, wydatne zmniejszenie liczby urodzeń.
Kolejną metodą była sterylizacja polskich warstw prymitywnych. Jak wskazano, postulatu tego oraz jego rezultatów nie można w żadnym wypadku porównywać ze skutkami metod eugeniki. Jak bowiem zauważono, ucisk gospodarczy, stosowany wobec prymitywnych warstw, nie przeszkodzi im w produkowaniu licznego potomstwa. Można więc położyć temu kres jedynie przez środki wypleniające. Ponieważ zaś warstwa ta najczęściej nie przedstawia w procesie pracy zbyt wielkiej wartości, można by, również z gospodarczego punktu widzenia patrząc, przyjąć odpowiedzialność za tę metodę. Oczywiście należałoby, stosując ją, zrobić szeroki użytek z pojęcia „chory dziedzicznie” względnie „społecznie niepotrzebny”. Rozchodzi się tutaj nie o negatywną metodę eugeniczną, lecz po prostu o sposób wyplenienia narodu.
Zakładano, że warstwy wyższe, społecznie wartościowe można znacznie osłabić już w przeciągu kilku pokoleń, gdyż na skutek zarządzeń godzących w rodzinę i jej sytuację gospodarczą, warstwy te zawierałyby małżeństwa dopiero bardzo późno, a i potem zmuszone by były świadomie ograniczyć liczbę potomstwa.
Osobą odpowiedzialną za realizację zagadnień rasowych i narodowościowo-biologicznych miał być lekarz urzędowy. Jego aktywność, jego zdolności i wiedza w tej niezmiernie ważnej życiowo dziedzinie nie będą ostatnim czynnikiem w kształtowaniu przyszłego, rasowego i narodowego oblicza okręgu Warty. Walka narodowościowa nie jest politycznym, lecz biologicznym zmaganiem, z którego zawsze wychodzi zwycięsko naród biologicznie silniejszy i życiowo dzielniejszy. Walka narodowościowa oznacza w swojej ostatecznej konsekwencji alternatywę: ty albo ja, a tym razem chcemy być tymi, którzy walkę poprowadzili lepiej.
Niemcy oczywiście nie skupiali się tylko na sprawie polskiej, bo plan wschodni był znacznie szerszy. Pisał o nim doktor Wetzel w piśmie z 27 kwietnia 1942 roku.
Polacy, których liczbę szacowano na 20–24 milionów, są najbardziej wrogo usposobieni w stosunku do Niemców, liczebnie najsilniejsi, a wskutek tego najniebezpieczniejsi ze wszystkich obcoplemieńców, których wysiedlenie plan przewiduje – diagnozował Wetzel. Jego zdaniem, Polacy są też narodem, który najbardziej skłania się do konspiracji. Niemniej jednak doktor Wetzel odżegnywał się od rozwiązania kwestii polskiej w sposób ostateczny, czyli poprzez masową eliminację.
Tego rodzaju rozwiązanie kwestii polskiej obciążyłoby naród niemiecki na daleką przyszłość i odebrałoby nam wszędzie sympatię, zwłaszcza, że inne sąsiednie narody musiałyby się liczyć z możliwością, iż w odpowiednim czasie potraktowane zostaną podobnie. Moim zdaniem, musi zostać znaleziony taki sposób rozwiązania kwestii polskiej, ażeby wyżej wskazane polityczne niebezpieczeństwa zostały sprowadzone do możliwie najmniejszych rozmiarów – postulował.
Bądźcie bezpłodni i nie rozmnażajcie się!
Wetzel pisał też o rozwiązaniu problemu Rosjan i Ukraińców poprzez stosowanie opisanych już metod zmniejszających i osłabiających populację oraz sprowadzenie liczby urodzin do poziomu leżącego poniżej liczby niemieckiej. Niemcy chcieli utrzymywać w lepszej kondycji społeczeństwo ukraińskie, które miało być przeciwwagą dla Rosjan. Tu Wetzel postulował jednak ostrożność, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której to Ukraińcy zajmą miejsce Rosjan. Chodziło o „znośny” poziom rozmnażania.
Aby ten cel osiągnąć, Wetzel postulował zaniechanie na terenach wschodnich wszelkich zachęt (stosowanych w Rzeszy) mających na celu zwiększenie liczby narodzin. Na terenach tych musimy świadomie prowadzić negatywną politykę ludnościową. Poprzez środki propagandowe, a w szczególności przez prasę, radio, kino, ulotki, krótkie broszury, odczyty uświadamiające itp. należy stale wpajać w ludność myśl, jak szkodliwą rzeczą jest posiadanie wielu dzieci.
Zniechęcać też miały koszty, jakie powoduje posiadanie dzieci. Rozwijane miały być bowiem postawy konsumpcyjne, w myśl: ile więcej mogę mieć dla siebie, nie mając dzieci. Kobiety od ciąż miała odstraszać propaganda groźnych dla zdrowia porodów, która przy okazji napędzałaby zapotrzebowanie na środki zapobiegawcze. Przemysł produkujący tego rodzaju środki musi zostać specjalnie stworzony. Nie może być karalne zachwalanie i rozpowszechnianie środków zapobiegawczych ani też spędzenie płodu. Należy też w pełni popierać powstawanie zakładów dla spędzania płodu.
Postulowano też kształcenie akuszerek i felczerek specjalizujących się w przeprowadzaniu sztucznych poronień. Ich wysoka fachowość miała wzbudzać zaufanie. Rozumie się samo przez się, że i lekarz musi być upoważniony do robienia tych zabiegów, przy czym nie może tu wchodzić w rachubę uchybienie zawodowej lekarskiej godności – wskazywano. Stawiano też na propagowanie dobrowolnej sterylizacji, niezapobieganie śmiertelności niemowląt – ba, wręcz postulowano, aby nie edukować matek w zakresie pielęgnacji niemowląt.
Niemcy chcieli utrzymywać taką politykę do czasu, w którym oni sami byliby w stanie zasiedlić tereny wschodnie. Całkowite biologiczne wyniszczenie Rosjan nie może tak długo leżeć w naszym interesie, jak długo nie jesteśmy sami w stanie zapełnić tego terenu naszymi ludźmi. W przeciwnym bowiem razie inne narody objęłyby ten obszar, co również nie leżałoby w naszym interesie. Naszym celem przy wprowadzeniu tych środków jest tylko to, ażeby Rosjan o tyle osłabić, ażeby nie mogli nas przytłaczać masą swoich ludzi.
Niemcy dążyli bowiem do niezagrożonego przewodnictwa na kontynencie europejskim.
Marcin Austyn
* * *
Wykorzystane fragmenty dokumentów pochodzą z opracowania zawartego w „Zeszytach Oświęcimskich” nr 2 (1958), s. 43-50, publikowanych przez Wydawnictwo Państwowego Muzeum w Oświęcimiu.
Tekst pierwotnie ukazał się w magazynie Polonia Christiana
Roszkowski: Rewolucja cywilizacyjna toczy się na 3 poziomach
Miesięcznik WPIS\
Prof. Roszkowski: Rozwija się już badania nad teorią i praktyką manipulacji. Wiedza z tej dziedziny może nas jeszcze uratować
W kulturowej wojnie, która toczy Zachód, używa się na razie słów i wyroków sądowych, ale ofensywa „progresistów” nabiera ostrości. W wielu państwach obrońcy status quo są atakowani nie tylko w sferze publicznej, na przykład na Facebooku czy Twitterze, ale na drodze sądowej – pisze prof. Wojciech Roszkowski w swoim eseju opublikowanym w nowej książce „Tyrania postępu”.
Kulturalni ludzie śpią spokojnie, zadowoleni z coraz większego dobrobytu i coraz większej wolności i myślą o spokoju w domu rodzinnym. Większość w ogóle nie zauważa, że pod tym domem i pod tą rodziną ktoś ryje. Mamy bowiem do czynienia z prawdziwą rewolucją cywilizacyjną. Rewolucja ta rozgrywa się na trzech poziomach.
Antropologia
Poziom pierwszy, najbardziej ogólny, dotyczy filozofii człowieka, czyli antropologii. Gilbert K. Chesterton napisał przed laty: „Różnica zdań co do systemu podatkowego jest powszechnie akceptowana. Różnica zdań co do ludzkiej egzystencji jest uznawana za nieważną i nie wypada o niej wspominać (…) I to właśnie nazywa się oświeceniem” . (…)
Myśląc o pozytywnych celach swojego życia, chrześcijanie Zachodu na ogół uciekali się dawniej do myśli o zbawieniu. Później zaczęto odchodzić od wiary w „inny świat” i w drugiej połowie XX wieku coraz częściej myślano o „pogoni za szczęściem” (pursuit of happiness). Z biegiem czasu, gdy zdano sobie sprawę, jak ulotne jest pojęcie szczęścia, zamieniono je na pojęcie „zaspokajania potrzeb”. Niewidzialnymi idolami stały się na Zachodzie wolność i postęp. „Jeśli w imię postępu mamy się poruszać ‘do przodu’ – pytał jednak ks. prof. Piotr Mazurkiewicz – to skąd wiemy, gdzie jest ‘przód’ a gdzie ‘tył’?”. Ubóstwienie postępu prowadzi do uznania, że „zbawienie” człowieka przychodzi „z zewnątrz” – poprzez politykę. Nic jednak samo z zewnątrz nie przychodzi.
Ateizm jest podstawą polityki większości państw zachodnich. Unijni sekularyzatorzy ograniczają wolność religijną nie wprost, ale poprzez przepisy, które mają działać ograniczając religię. Jako przykład podać można zakaz dyskryminacji kobiet w przypadku kapłaństwa czy zakaz zabraniania katechizacji przez innowierców lub ateistów. Kuriozalną ilustracją tego procesu były „lekcje o niczym” (les cours de rien) w szkołach belgijskich, oparte na założeniu, że żadna etyka religijna, a nawet „niezależna”, nie jest dostatecznie „neutralna”. W Unii powstała swego rodzaju „świecka teokracja”, oparta na sakralizacji prawa stanowionego, i to interpretowanego na sposób czysto polityczny .
Wykluczanie religii ze świata polityki prowadzi do fatalnych skutków. Religijność jest bowiem częścią ludzkiej natury. Po wyparciu Boga, a nawet prawa naturalnego, pojawia się w niej natychmiast masa idoli, które Go zastępują. Jaką przyszłość ma więc cywilizacja zachodnia, skoro w miejscu natury umieszczono w niej kulturę, która wszak obejmuje nieograniczone możliwości wyrażania uczuć czy pragnień, a rozum pozbawiono dawnego znaczenia? (…)
Błędne koło „niezależnej etyki” ateistycznej widać doskonale w kwestii praw człowieka. Rozkład cywilizacji zachodniej został przyspieszony przez pozytywizm prawniczy. Doprowadził on do stałego poszerzania katalogu praw człowieka, co prowadzi do ich relatywizacji. Okazuje się bowiem, że nie wynikają one z ludzkiej natury, ale są skutkiem działań politycznych. W przypadku „nowych” praw chodzi już o prawo do bycia wszystkim, kim chce się być. Ludzka racjonalność schodzi na plan dalszy, zagłuszona wrażeniami i emocjami. (…)
Innym ciosem w cywilizację zachodnią jest uznanie „postprawdy”, czyli sytuacji, w której „sama kategoria prawdy została uznana za coś nieistotnego, bezwartościowego, pozbawionego znaczenia w komunikacji między ludźmi, także w polityce” . Zamiast prawdy uprawnione stają się osobiste przekonania i emocje, co rujnuje wymiar sprawiedliwości i obrót gospodarczy zarazem. Z zanikiem stosowania pojęcia prawdy wiąże się zanik pojęć dobra i zła. Chaos w tej dziedzinie pogłębia ideologia multikulturalizmu, zrównująca wszystkie elementy różnych kultur bez uwzględnienia leżących u ich podstaw wartości. Jeśli bowiem rzecz dotyczy zwyczajów kulinarnych lub odzienia, to pół biedy, jeśli jednak chodzi o tolerowanie zabijania nadliczbowych córek, przymusowe „obrzezanie” kobiet, poligamię, „honorowe” zabójstwa, nie mówiąc o niewolnictwie, to systemowi, w którym lansuje się tego rodzaju multikulturalizm, grozi zagłada.
Procesy rozkładu cywilizacji zachodniej można dobrze zilustrować coraz szerszą akceptacją wywodzącej się z marksizmu „antropologii nieograniczonej”, w której człowiek może zmieniać swoją naturę w sposób niemal dowolny, a więc w dużej mierze stwarza się sam. „Antropologia nieograniczona” jest zbieżna z marksizmem kulturowym głoszonym jeszcze w latach trzydziestych przez włoskiego komunistę Antonio Gramsciego. Ponieważ ujrzał on niedostatki ekonomicznego myślenia o człowieku przez Marksa, zaproponował, by rewolucję społeczną zacząć od przemian obyczajowych. W tym samym duchu wypowiadał się Altiero Spinelli, patron jednego z gmachów Parlamentu Europejskiego, główny promotor „Manifestu z Ventotone” (1941). Ich sukcesorzy byli ideowymi liderami młodzieżowej rewolucji lat sześćdziesiątych, która wychowała politycznych przywódców współczesnej „liberalnej lewicy”, takich jak piewca pedofilii Daniel Cohn-Bendit . Jako zawodowi rewolucjoniści, zwolennicy tego podejścia do życia wykazują ogromny temperament dyskusyjny i niezwykłą nieraz agresję wobec poglądów tradycyjnych, tak jakby zagrażały im one osobiście. (…)
Z materialistycznego podejścia progresistów do świata wynikają dość nieoczekiwane konsekwencje. Człowiek winien według nich dbać o przyrodę, choć nie bardzo wiadomo, skąd bierze się odpowiedzialność za nią, skoro sam człowiek jest jej częścią. Czy małpa dba o przyrodę? Jej troska o nią nie jest chyba większa niż troska żaby, ślimaka czy konika polnego. Wszystkie elementy przyrody co najwyżej współzależą od siebie, ale trudno powiedzieć, by ponosiły jakąś osobistą odpowiedzialność za przyrodę. Dla materialistów istnieje tylko jeden powód, by dbać o przyrodę, mianowicie wtedy, gdy traktują ją jak Matkę Ziemię, istotę metafizyczną. Materializm zmierza więc do kultu przyrody i jest formą panteizmu.
Równie szkodliwe efekty wywołały próby pozbawiania człowieka społecznej cechy jego natury. W starożytności i średniowieczu różne szczeble organizacji społecznej, od rodziny przez plemię aż do państwa, uznawane były za zjawiska naturalne. Dopiero Thomas Hobbes i Jean Jacques Rousseau zakorzenili współczesne mniemanie, że „naturalny stan” człowieka polega na egoizmie i anarchii, a organizacja społeczna jest wynikiem umowy między ludźmi. Teoria „umowy społecznej” utorowała drogę społeczeństwu obywatelskiemu, ale zabiła w ludziach poczucie naturalności związków między nimi. Kontrakt stał się podstawą nie tylko życia społecznego i gospodarczego, ale także rodzinnego. (…)
Panseksualizm i ideologia gender
Jedną z ukrytych broni rewolucji cywilizacyjnej jest wywindowanie na szczyt ludzkich potrzeb seksu traktowanego w kategoriach przyjemności bez odpowiedzialności, a więc „bezpiecznego”. Co więcej, poza wszechobecnością tak rozumianego seksu w domenie publicznej, w podobnym duchu wychowuje się dzieci. Jakie są bowiem cele „edukacji seksualnej”? Ktoś naiwny mógłby sądzić, że pojęcie to odnosi się do uczenia dzieci wszystkiego, co dotyczy ludzkiej płciowości zgodnie z wiekiem, w którym sprawy z tym związane mogą być przez dzieci zrozumiane i przyswojone. Wobec tak sformułowanego programu nauczania trudno podnieść zastrzeżenia. Tymczasem edukatorzy seksualni mają swoją agendę. Problem w tym, co jest „wszystkim” w tym nauczaniu i w jakim wieku można odpowiednie treści przekazywać. Niestety, „Standardy edukacji seksualnej w Europie” Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), stanowiące rzekomy wzorzec edukacji seksualnej, jednoznacznie promują hedonizm i dążą do przyspieszenia aktywności seksualnej dzieci, na przykład akceptując masturbację dzieci w wieku do czterech lat .
Narzucanie tych standardów szkołom jest zabiegiem ze wszech miar szkodliwym, tym bardziej, że i tak „edukacja” pozaszkolna w postaci internetu, mediów czy mody krzewionej wśród rówieśników dokonała już poważnych spustoszeń w podejściu młodego pokolenia do seksu. Każdy dorosły i w miarę rozgarnięty człowiek powinien zdawać sobie sprawę z wagi psychiki oraz moralności w relacjach damsko-męskich, powinien wiedzieć, w jakim wieku zaczyna się pojawiać zainteresowanie, a w jakim – zrozumienie różnic płci, jak różnie odczuwają swoją seksualność kobiety i mężczyźni, jak szybko dojrzewają dziewczynki, a jak szybko – chłopcy, jak różnie podchodzą do spraw aktywności seksualnej jedne i drudzy, jakie konsekwencje psychiczne i moralne rodzą się w wyniku podejmowania tej aktywności i w jakim wieku człowiek zaczyna być w pełni dojrzały emocjonalnie. „Edukatorzy seksualni” wiedzą lepiej. Treścią nauczania są dla nich kwestie fizjologii oraz osiągania satysfakcji. To jest ich „wszystko”. Odpowiedzialność za swoje czyny i za losy drugiego człowieka jest im obojętna. Edukatorzy ci są w istocie erotomanami i erotomankami pragnącymi wciągnąć jak najmłodsze dzieci w swoje wcale nie tak niewinne igraszki. Niepokoją się jedynie o „bezpieczeństwo” seksu, czyli o choroby i niepożądane ciąże. Oburzają się jedynie, gdy ktoś chce prawnie ograniczać wiek legalności aktywności seksualnej. Granica między tak rozumianą „edukacją seksualną” a pedofilią jest płynna.
Przez tysiąclecia różnica płci była jednym z głównych tematów ludzkiej kultury, dziś sprowadza się ją do czystej przyjemności i fizjologii. Współcześni „edukatorzy seksualni” po prostu zabijają kulturę. Nie ukrywają tego zresztą, lansując „rewolucję seksualną” jako nowy etap rewolucji . Dzieciom i młodzieży mówi się więc o tolerancji i miłosierdziu, a w rzeczywistości skupia się uwagę na seksualności bez zobowiązań, a nawet lansuje się swobodny wybór płci i „płynność” orientacji seksualnej. Trafia to do młodzieży szkolnej w fazie „homofilnej”, w wieku, gdy chłopcy i dziewczęta wolą przebywać w swoim towarzystwie i wkraczając w okres dojrzewania nie czują się pewnie ze sobą i z płcią przeciwną. Dlatego też obserwujemy wśród młodzieży wzrost problemów z identyfikacją płciową. Jest on w sposób oczywisty rezultatem operacji tworzenia nowego człowieka.
Obok panseksualizmu na zachodnią scenę wkroczyła ideologia gender. Jej zwolennicy gwałtownie protestują przeciw nazywaniu swych nauk ideologią. Jak jednak inaczej można nazwać pomysł oparty na tezie, że społeczne role mężczyzn i kobiet nie mają wiele wspólnego z płcią biologiczną i że są produktem kultury? Wyzwolenie człowieka z przynależności do jednej z dwóch płci jest równie głupim celem jak wyzwolenie człowieka z konieczności pracy. Co prawda, wśród ludzi występuje niewielki procent osób o niejasnej orientacji seksualnej, podobnie jak wśród innych gatunków role seksualne bywają odmienne od dwupłciowego standardu, to jednak standardem ludzkim jest podział na dwie płcie, związany z prokreacją. Nazywanie w rodzinie matki i ojca „rodzicem 1” i „rodzicem 2” jest absurdem. Nikt inny niż matka i ojciec razem nie mogą być rodzicami. (…)
W ideologii gender wyróżniono już kilkadziesiąt rodzajów (gender) ludzi w odniesieniu do ich orientacji seksualnej. Dokonano tu więc epokowego „odkrycia”, że ludzie występują nie w dwóch postaciach, wynikających z podstawowej różnicy płci, która ostatecznie służy prokreacji, ale w większej liczbie równoprawnych postaci. „Odkrycie” to można by nazwać wymysłem chorej wyobraźni, gdyby nie fakt, że jest ono obecnie lansowane przez potężne lobbies akademickie, medialne i polityczne .
Konsekwencje tego „odkrycia” były i są niezwykle dalekosiężne. Przejawiają się one w pojęciu gender mainstreaming, które oznacza mniej więcej tyle, co włączenie walki z biologicznym podziałem ludzi wedle płci do szeroko rozumianych działań politycznych i ekonomicznych. Podobnie jak było to w przypadku komunizmu, ideologowie gender używają dwóch rodzajów broni: znieczulającej i zastraszającej. Propaganda gender opiera się na żądaniu tolerancji, przeciwników gwałtu na naturze ucisza się zaś pomówieniem o dyskryminację. Tymczasem to ideolodzy gender dyskryminują oponentów przezwiskami typu „homofob” lub „transfob”. Ideologia gender, określana popularnie skrótem LGBT i uzurpująca sobie miano nauki, jest w istocie pochodną marksizmu. Poza wymienionymi podobieństwami obu ideologii warto zwrócić uwagę na wrogość rzeczników gender do religii i Kościoła, odwoływanie się do walki politycznej jako środków osiągania postępu, i to walki, w której stosuje się wszelkie możliwe chwyty, łącznie z masową propagandą, zastraszaniem i odpowiedzialnością zbiorową, a nawet przymusem bezpośrednim.
Ideologia gender nie ma nic wspólnego z nauką. Przyznał to ostatnio jeden z pionierów tej ideologii, Christopher Dummit . Głosząc społeczną i kulturową, a nie biologiczną istotę płciowości, ideolodzy gender lansują jednocześnie jeden zasadniczy wyjątek od tej reguły: homoseksualizm. Dla „genderystów” homoseksualizm ma bowiem charakter genetyczny i nie daje się zmienić pod wpływem społeczeństwa i kultury. Akcje informacyjne o możliwości terapii homoseksualistów są blokowane, tak jak stało się to w 2014 roku z akcją Core Issues Trust w Wielkiej Brytanii. Jej szef, dr Mike Davidson, były gej, twierdzi, że homoseksualizm jest bardziej sprawą wyboru niż genów i jest z tego powodu nieustannie atakowany przez środowiska gejowskie. Również wedle badań Massachusetts Institute of Technology w Bostonie homoseksualizm jest związany głównie z oddziaływaniem środowiska i kultury, tak jak tego właśnie chcą zwolennicy gender, a nie z jakimkolwiek uwarunkowaniem genetycznym.
Wedle ideologów gender instytucjami, które utrwalają hierarchizację ról społecznych, zgodnie z męskim „seksizmem”, są małżeństwo i rodzina, a macierzyństwo wyklucza kobietę ze sfery publicznej, skazując ją na pozostawanie w sferze prywatnej. To małżeństwo i rodzina ma więc być głównym powodem cierpień kobiet, a macierzyństwo jest podstawą ich dyskryminacji w rolach publicznych. Ideałem byłoby więc „wyzwolenie” kobiet od macierzyństwa, a w idealnym społeczeństwie, całkowicie wolnym, role publiczne byłyby przydzielane niezależnie od płci biologicznej . W oczywisty sposób wyzwolenie kobiet od rodzicielstwa zapowiada jednak rychły koniec cywilizacji opartej na takim ideale. Oczywiście cywilizacji zachodniej, bo inne systemy kulturowe i religijne nie ulegają genderyzacji. (…)
Transhumanizm
Wśród współczesnych transhumanistów jedno z czołowych miejsc zajmuje Max More, założyciel Extropy Institute, który sformułował główne założenia ideologii. Jej składnikiem jest wiara w stały postęp, którego ostatecznym celem jest osiągnięcie nieśmiertelności dzięki przekształceniu struktury biologicznej człowieka za pomocą biotechnologii i teorii krytycznej. Innym założeniem transhumanizmu jest, wedle More’a, „praktyczny optymizm”, czyli myślenie pozytywne eliminujące religię i refleksję egzystencjalną jako przeszkody na drodze postępu. Środkiem działania mają być inteligentne technologie, pozwalające przekraczać ograniczone zdolności człowieka. Budowa nowego człowieka ma następować wraz z budową nowego społeczeństwa. „Społeczeństwo otwarte” ma być w myśl transhumanistów oparte na totalnej wolności umożliwiającej postęp. Należy więc likwidować statyczne struktury społeczne i chroniące je autorytety. Na drodze do stworzenia „nowego człowieka” nic nie może ograniczać nowych pomysłów, poza swoiście rozumianym kryterium racjonalności. (…)
Wiara w postęp nauki jest fundamentem ideologii, które już nieraz doprowadziły do katastrof. Wiara ta oparta jest w dodatku na dość wątłych podstawach. Jest wiarą w naukę, która ostatecznie nie daje więcej pewności niż wiara. Rozwój wiedzy o świecie w ostatnich dziesięcioleciach jest tego dobrym dowodem, co znakomicie wykazał toruński fizyk kwantowy i kognitywista prof. Grzegorz Osiński. Autor nie zatrzymuje się nad analizą pułapek transhumanizmu, ale prowadzi czytelnika przez świat współczesnej nauki i filozofii przyrody. Wskazuje, że od momentu wykrycia superpozycji kwantów tłumaczenie istoty Wszechświata opiera się na coraz bardziej skomplikowanych obliczeniach matematycznych, a matematyka jest ścisłym sposobem objaśniania świata, ale opartym zawsze na systemie aksjomatów, a więc wstępnych założeniach, które można rozumieć jako akty wiary. Mówi o tym obowiązujące dziś twierdzenie o nierozstrzygalności Kurta Gödla, które nota bene nie wyłącza kryterium prawdy .
Jeśli transhumaniści planują skanowanie mózgu i transfer ludzkiego umysłu, to powinni chyba najpierw jednoznacznie wyjaśnić, czym jest czas i przestrzeń, skoro wiemy, że jedyną stałą wielkością we Wszechświecie jest prędkość światła (300 000 km/sek) a więc iloraz przestrzeni i czasu, a także jak rozumieć zasadę superpozycji kwantów, a więc zjawisko lokacji cząstek elementarnych wedle zasad rachunku prawdopodobieństwa. Wreszcie fundamentalne pytanie, na które fizycy kwantowi nadal nie potrafią znaleźć odpowiedzi, brzmi: jaka jest relacja i jak przebiegają procesy w obrębie ludzkiego organizmu żyjącego w skali mezo, ale złożonego z cząstek elementarnych występujących w skali mikro.
Grzegorz Osiński zauważa, że pojęcie upływu czasu jest zbędne przy analizie układu cząstek elementarnych i pyta, „czy oznacza to, że czas pojawia się dopiero na poziomie makro”, czy też raczej mezo, w którym żyje człowiek ? Na to fundamentalne pytanie nie znamy odpowiedzi. Czym jest bowiem człowiek, który niewątpliwie przeżywa czas starzejąc się, podczas gdy cząstki elementarne, z których jest zbudowany, czasu nie znają? Czy język matematyki jest związany z ludzką świadomością, czy też jest uniwersalnym sposobem opisu świata, niezależnym od tej świadomości? Czy Ogólna Sztuczna Inteligencja da nam odpowiedź na te wątpliwości? Być może biotechnolodzy potrafią stworzyć coś, czego istoty do końca nie potrafią przewidzieć. Miła perspektywa. Wedle metafory Goethego są oni uczniami czarnoksiężnika, tyle że jeśli coś pójdzie nie tak, kto będzie czarnoksiężnikiem, który zaradzi konsekwencjom ich lekkomyślnych działań? (…)
Negatywne skutki „cyfrowego” sposobu przekazywania i pozyskiwania informacji świetnie opisał niemiecki neurobiolog Manfred Spitzer, wskazując na to, że używanie komputera przez kształtujące się dopiero umysły dzieci i młodzieży nie tyle rozwija, co bardziej hamuje ich rozwój. Dzieci i młodzież używają komputerów przede wszystkim do gier. Opóźnia to ich zdolność do koncentracji, utrudnia umiejętność czytania, a także ogranicza rozwój kontaktów społecznych. Liczne badania potwierdziły negatywny w zasadzie wpływ wyposażania szkół niemieckich i amerykańskich w laptopy na poziom nauczania. Wysiłek intelektualny, wykonywany dotąd przy zdobywaniu wiedzy, miał samoistne znaczenie w ugruntowywaniu wiedzy i umiejętności. Obecnie zaś ograniczany jest przez klikanie myszą. Również umiejętność pokolenia sieci zwana szumnie „wielozadaniowością” jest w istocie fikcją. Eksperymenty neurologiczne wykazały bowiem, że młodzież wykonująca jednocześnie wiele czynności przy pomocy mediów cyfrowych, często już przy pomocy interfejsów dotykowych, tylko pozornie potrafi je koordynować. W normalnych warunkach wykazuje jednak mniejszą podzielność uwagi i sprawność w rozwiązywaniu wielu problemów w krótkim czasie 25. Neurobiolodzy niedwuznacznie wskazują, że tradycyjne czytanie dłuższych tekstów uruchamia korę wizualną, słuchową oraz płaty ciemieniowy i skroniowy, wpływając na aktywność mózgu i kształtując jego większe zdolności poprzez głębsze zapamiętywanie. Głębsza pamięć daje zaś większe możliwości analizy rozumowej informacji. Myślenie zaś jest ważniejsze od samego zdobywania informacji. (…)
Środki działania
Na koniec trzeba powiedzieć wyraźnie, że nie mamy do czynienia z akademickimi sporami, z debatami wyrafinowanych uczonych i ekspertów, ale z wojną kulturową, a na wojnie wszystkie środki są dozwolone. Rozważając przemiany we współczesnej demokracji liberalnej, ks. Mazurkiewicz zauważył za Chantal Delsol rolę drwiny i szyderstwa jako narzędzi walki ideologicznej. Dotyczy to w rosnącej mierze stosunku wojujących liberalnych demokratów do chrześcijaństwa, które jest przedstawiane nie tylko jako zabobon, ale wręcz rzecz śmieszna. Drwina i szyderstwo stosowane są wybiórczo. Delsol pyta „dlaczego wolno się wyśmiewać z Chrystusa, a nie wolno wyśmiewać Auschwitz?” . W walce o „postęp” wymyślono całą masę słów, mających na celu wyłączenie adwersarzy z dyskusji. Słowa „homofob”, „faszysta” lub „putinista”, nie mówiąc już o dalej idących inwektywach, są stosowane nagminnie, żeby wykluczyć poglądy nie pasujące do narracji rewolucyjnej.
W kulturowej wojnie, która toczy Zachód, używa się na razie słów i wyroków sądowych, ale ofensywa „progresistów” nabiera ostrości. W wielu państwach obrońcy status quo są atakowani nie tylko w sferze publicznej, na przykład na Facebooku czy Twitterze, ale na drodze sądowej. Przykładów agresji zwolenników aborcji, seksualizacji dzieci czy też samodzielnego określenia płci przez osoby niezrównoważone emocjonalnie wobec rzeczników normalności jest mnóstwo. (…)
Armiami progresistów dowodzą politycy „głównego nurtu” Zachodu, ale ich szeregi są finansowane przez potężne organizacje.
Powstaje na koniec pytanie, komu może zależeć, żeby przekonywać ludzi, że mogą być kim chcą, ale jednocześnie winno ich być mniej, bo zagrażają Planecie (pisanej właśnie z dużej litery), że winni się bawić seksem, a nie myśleć o skutkach tych zabaw, że wreszcie winni przestrzegać „politycznej poprawności” i tak dalej. Elicie, która ma pieniądze i wpływy polityczne, jest na rękę, że ludzie wierzą w katastrofę klimatyczną, że zajmują się rozważaniami o sensowności zmiany płci, prawem do toalet unisex, że gotowi są bronić interesów mniejszości nawet wbrew interesowi większości, do której należą, czy też, że obawiają się posądzenia o „homofobię”, „męski szowinizm” czy „faszyzm”. Ludźmi obawiającymi się wyrażać samodzielne opinie, ludźmi wierzącymi tylko w to, co „tu i teraz” łatwiej manipulować, łatwiej ich urobić w kampaniach politycznych czy komercyjnych. Kiedy im się wmówi, że najważniejsze są rzeczy nieważne, że potrzebują rzeczy niepotrzebnych lub że powinni walczyć o rzeczy, na które nie mają wpływu, pozostanie im bierna akceptacja politycznego status quo. Ludzie zmanipulowani nie zauważą nawet, że powtarzają slogany, które szkodzą im samym lub ich najbliższym. Będą się czuli „nowocześni”, pozbawieni przesądów oraz wrażliwi na rzekome krzywdy manipulatorów. Osłabieni mentalnie będą ich łatwiejszym przedmiotem obróbki. Nie przypadkiem na niektórych wyższych uczelniach amerykańskich rozwija się już badania nad teorią i praktyką manipulacji. Wiedza z tej dziedziny może nas jeszcze uratować.
Tekst jest fragmentem eseju prof. Wojciecha Roszkowskiego zamieszczonego w najnowszej książce Białego Kruka pt. „Tyrania postępu”.