Dr Tomasz Ciurus – kierownik oddziału kardiologicznego szpitala wojewódzkiego w Piotrkowie Trybunalskim- zaingurował szczepienia na covid-19 w tym mieście. Szczepionka pobrana z pierwszej otwartej ampułki to dla doktora symbol i szansa na pracę bez strachu o zakażenia. więcej tutaj: Pierwsza szczepionka podanaSzczepienie miało miejsce w dniu 27 grudnia 2020r.
– Nie bolało, więc spokojnie możecie się państwo nie bać mówił tuż po szczepieniu. – Mam nadzieję, że rozsądek pracowników służby zdrowia zwycięży, i jako pracownicy powinniśmy dać przykład. Jesteśmy cały czas narażeni na kontakt z osobami zakażonymi, więc poczucie bezpieczeństwa jest dla nas ważne zaznaczył Tomasz Ciurus. Do zaszczepienia się zachęcała także zastępca dyrektora ds. lecznictwa piotrkowskiego szpitala, dr Aneta Baranowska. Sama to zrobiła i tłumaczyła, że to jedyna droga, która pozwoli przywrócić normalność. Odniosła się do osób, które nie chcą tego zrobić.
– To indywidualny wybór każdego człowieka. Może rozczarowujące jest to, że tak naprawdę nie myślimy o bezpieczeństwie całego społeczeństwa. Osoby, które twierdzą, że nie będą się szczepić, myślą tak naprawdę o sobie. Nie żyją jako jednostki na samotnej wyspie, tylko funkcjonują w społeczeństwie. Ta odpowiedzialność za bezpieczeństwo własne, ale również członków tego społeczeństwa, powinna być priorytetem każdego człowieka przekonywała.
Nie wiemy jakim zajzajerem wyszczepił się doktor Ciurus, ani dyrektor Baranowska. Oboje jeszcze żyją, a więc nie wykluczone, że była to sól fizjologiczna lub woda destylowana, czego im życzymy! Co też skłoniło, doktora Ciurusa do wyszczepienia się? Jako medyk powinien on wiedzieć, że szczepionka przed niczym nie chroni a daje dużą ilość powikłań które sam producent wymienił w karcie informacyjnej. Może karty informacyjnej doktor nie czytał, albo mu ją podstępnie wyjęto z pudełeczka po fiolkach??
Dzisiaj już wiemy, że firma Pfajzer wiedziała o ok. 1300 możliwych powikłaniach poszczepiennych, ale fakt ten zataiła przed ludnością, w tym i przed doktorem Ciurusem. A jednak on zaryzykował! Dlaczego?
Za co firma farmaceutyczna zapłaciła mu 2 tysiące złotych? Czy może za to, aby własnym przykładem zachęcić innych do przyjęcia niebezpiecznego preparatu? Czy dla celów propagandowych przyjął placebo, czy zajzajer właściwy, co w wielu wypadkach miało miejsce? Przypominam, że doktor Rogiewicz przyjął zajzajer właściwy i po kilku tygodniach “kopnął w kalendarz”, a wcześniej nakręcił filmik w ktorym szydził z anty szczepionkowców! Anty szczepy mają się dobrze a dr Rogiewicz wącha kwiatki od spodu i jest już dość starym nieboszczykiem!
Jeśli doktor przyjął zajzajer właściwy to mam niego fatalną wiadomość: oficer medyczny Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych poinformował, że: „Częstość występowania niewydolności serca wzrosła po szczepionkach o 973%!” https://twitter.com/i/status/1729564116061192318
Doktor Ciurus zna zapewne przypadek kardiologa-jego kolegi po fachu- z Piotrkowa który po szczepieniu miał już dwa zawały!?
Pacjentów kardiologowi Ciurusowi raczej nie zabraknie, gdyż choroby serca stanowią obecnie główne powikłania poszczepienne i główną przyczynę zgonów.
Życzymy zdrowia dr Ciurusowi, bo roboty będzie miał co niemiara!!! O ile oczywiście nie prześladuje go pech, i sam za chwilę nie będzie potrzebował porady jakiegoś innego nie zaszprycowanego kardiologa, to przyszłość rysuje się przed nim w różowych barwach! Firma Astra Zeneca zapewne o nim nie zapomni i będzie wspierać jego karierę zawodową następnymi donacjami, zapewne w kwotach większych niż 2 tys. zł.
Anthony Ivanowitz 2.12.2023r. www.pospoliteruszenie.org
czyli jakie intelektualne barachło kształci i jest kształcone na polskich uczelniach!
Najlepiej zaszczepione uczelnie w Polsce
STUDENCI
Gdański Uniwersytet Medyczny – 95,5% (5062 w pełni zaszczepionych/5299 ogółem) Akademia Teatralna im. A. Zelwerowicza w Warszawie – 95,4% (353/370) Uniwersytet Medyczny im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu – 95,3% (6024/6319) Warszawski Uniwersytet Medyczny – 94,2% (8605/9133) Uniwersytet Medyczny im. Piastów Śląskich we Wrocławiu – 93,8% (4996/5327) Uniwersytet Medyczny w Łodzi – 91,8% (7904/8610) Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach – 91,4% (8950/9790) Uniwersytet Medyczny w Lublinie – 89,3% (5115/5730) Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. L. Schillera w Łodzi – 89,2% (672/753) Szkoła Główna Handlowa w Warszawie – 86,6% (7810/9022)
Czołówka uniwersytetów klasycznych:
Uniwersytet Warszawski – 85,5% (28 312/33 130) Uniwersytet Jagielloński – 83,6% (25 565 / 30 577) Uniwersytet Gdański – 81,2% (16 637/20 480) Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – 80,9% (22 439/27 750) Uniwersytet Wrocławski – 79,9% (16 746/20 952)
DOKTORANCI
Uniwersytet Medyczny im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu – 97,3% (180/185) Uniwersytet Medyczny im. Piastów Śląskich we Wrocławiu – 96,8% (275/284) Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego w Warszawie – 95,6% (43/45) Gdański Uniwersytet Medyczny – 94,6% (296/313) Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach – 94,3% (484/513) Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie – 94% (203/216) Akademia Wychowania Fizycznego im. J. Piłsudskiego w Warszawie – 93,8% (15/16) Uniwersytet Medyczny w Łodzi – 93,8% (486/518) Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie – 93,3% (28/30) Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. L. Schillera w Łodzi – 93,1% (95/102)
Czołówka uniwersytetów klasycznych:
Uniwersytet Jagielloński – 90% (1617/1797) Uniwersytet Wrocławski – 90% (761/846) Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – 89,4% (1156/1293) Uniwersytet Warszawski – 89% (1627/1829) Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu – 87,4% (567/649)
PRACOWNICY
Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego w Warszawie – 97% (425/438) Akademia Teatralna im. A. Zelwerowicza w Warszawie – 96,6% (225/234) Akademia Marynarki Wojennej im. Bohaterów Westerplatte w Gdyni – 96,3% (285/296) Gdański Uniwersytet Medyczny – 95,7% (1614/1686) Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach – 95,5% (1757/1840) Państwowa Uczelnia Angelusa Silesiusa w Wałbrzychu – 94,9% (296/312) Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. L. Schillera w Łodzi – 94,9% (296/312) Uniwersytet Medyczny im. Piastów Śląskich we Wrocławiu – 94,9% (1630/1717) Uniwersytet Medyczny im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu – 94,7% (1670/1763) Warszawski Uniwersytet Medyczny – 94,6% (2086/2204)
Czołówka uniwersytetów klasycznych:
Uniwersytet Warszawski – 93% (5437/5849) Uniwersytet Zielonogórski – 92,3% (1152/1248) Uniwersytet Jagielloński – 91,8% (5561/6058) Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – 91,8% (3574/3892) Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu – 91,8% (2914/3174) W zestawieniu politechnik najlepiej wypada Politechnika Poznańska, na której zaszczepionych jest 82,9% studentów oraz 90,9% doktorantów. Najwięcej pracowników zaszczepiło się na Politechnice Gdańskiej (90,6%). (źrodło: https://forumakademickie.pl/zycie-akademickie/najlepiej-zaszczepione-uczelnie/
Przedstawione dane pokazują, że na polskich uczelniach jest nie więcej niż 10 % ludzi myślących i odważnych, którzy nie dali się zastraszyć i szczepienia olali! To jest katastrofalny wynik, który podważa sens istnienia tych “uczelni”
——————————
O tym jak szmatławe mamy elity polityczne, wiedzieliśmy od dawna. Jednak dopiero tak zwana “pandemia covid-19“, pokazała w pełnej kasie dno intelektualne i moralne środowisk medycznych, oraz kadr naukowo dydaktycznych polskich wyższych uczelni!
Ponad 90 % polskich naukowców i co gorsze studentów „wyszczepiło” się jakąś cieczą o nieznanym składzie chemicznym i nieznanym działaniu ani w krótkim ani w długim okresie.
Ciecz tę wyprodukowała firma kilkanaście razy karana sądownie za działanie na szkodę pacjentów, zmuszona wyrokami sądów do wypłacenia miliardów dolarów odszkodowań ofiarom swoich przestępczych działań.
Również dużej części lekarzy i innego personelu medycznego nie przeszkadzał fakt iż tak zwaną „szczepionkę” wyprodukowała firma którą prokuratura w USA określiła jako notorycznego przestępcę i zaszprycowała siebie i najbliższych nie wiadomo czym i nie wiadomo po co!
Ci ludzie obecnie koncertowo „kopią w kalendarz” czego dobrym przykładem jest uniwersytet w Poznaniu, którego kadra naukowa wykrusza się w szybkim tempie w wyniku zgonów „nagłych i niespodziewanych”.
Wymienione wyżej środowiska skompromitowały się w żałosny sposób. Mając do dyspozycji świetnie wyposażone laboratoria analiz chemicznych, żaden z naukowych bęcwałów nie zadał sobie trudu aby sprawdzić co zawierają tak zwane szczepionki. Albo im się nie chciało albo nie potrafili takich analiz przeprowadzić, co jest bardziej prawdopodobne.
Gdyby wykonali taki minimalny ruch, to by się dowiedzieli, że tak zwana szczepionka, to broń biologiczna będąca mieszaniną przeróżnych trucizn, za pomocą której globalna mafia finansowa chce wytruć większość ludzi na Ziemi, z czym przedstawiciele owej mafii nawet się nie kryją!
Ale nawet gdyby było tak, że polscy naukowcy nie potrafią wykonać prostych analiz chemicznych, to chyba wszyscy z nich potrafią obsługiwać komputer i bez trudu wyszukują informacji w internecie. Dlaczego więc nie zadali sobie trudu aby zapoznać się z wynikami badań szczepionek, przeprowadzonych przez prawdziwych naukowców z całego świata?
To niezrozumiałe zaniechanie dotyczyło przecież ich zdrowia i życia, oraz zdrowia i życia ich rodzin, gdyż regułą było, że zaszczepiony naukowy bęcwał, szczepił też swoją rodzinę.
Znany mi lekarz kardiolog „wyszczepił” siebie i rodzinę i w tej chwili jest już po dwóch zawałach i ledwie „zipie”, zaś jego dziesięcioletni syn „wysechł” na wiór i przebywa bezustannie w szpitalach z nie zdiagnozowaną chorobą.
I takie to mamy „elity” medyczno – naukowe: żałosnych durni którzy stanowią zagrożenie nie tylko dla pacjentów i studentów ale i dla samych siebie. Koncertowo popełnili samobójstwo szczepionkowe, przymuszając do tego samego swoje rodziny, swoich pacjentów i studentów, czego efekty obserwujemy codziennie czytając nekrologi o zgonach „nagłych i niespodziewanych.”
Przez całe lata nie było sposobu pozbycia się z medycyny, nauki i edukacji ludzi głupich i ograniczonych umysłowo, którzy swój awans do grona „elit” zawdzięczali różnym zabiegom politycznym.
Tak zwane „szczepionki” już przetrzebiły grono tych pasożytów i nadal dewastują to środowisko, co dobrze rokuje na przyszłość!
Anthony Ivanowitz 3.12.2023r. www.pospoliteruszenie.org
Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto) • 3 grudnia 2023 michalkiewicz.pl/tekst
Zgodnie z zapowiedziami, 27 listopada pana prezydent Andrzej Duda dokonał zaprzysiężenia rządu przedstawionego przez pana Mateusza Morawieckiego. Z dawnego gabinetu pozostały trzy osoby: pan Mariusz Błaszczak, który zachował tekę ministra obrony narodowej, pani Marlena Maląg, która jednak z resortu rodziny i polityki społecznej została przesunięta na stanowisko ministra rozwoju i technologii oraz dotychczasowy minister do spraw integracji europejskiej, pan Szymon Szynkowski vel Sęk, który został ministrem spraw zagranicznych. Poza tą trójką do rządu weszli „eksperci” – a w każdym razie tak zostali przedstawieni panu prezydentowi, który zresztą – jak powiedział – większość z nich już znał.
Wszystko wskazuje na to, że będzie to rząd tymczasowy, który przetrwa do 11 lub 12 grudnia. 11 grudnia bowiem premier Mateusz Morawiecki będzie musiał przedstawić Sejmowi expose swojego rządu, a potem odbędzie się głosowanie w sprawie udzielenia mu votum zaufania, którego, według wszelkiego prawdopodobieństwa, nie uzyska. W tej sytuacji pan prezydent będzie musiał powierzyć misję stworzenia rządu Sejmowi, który powoła rząd złożony z przedstawicieli Volksdeutsche Partei, Trzeciej Drogi i Lewicy. Kto jakie resorty w tym rządzie obejmie – tego oficjalnie nie wiadomo, chociaż na mieście krążą różne fałszywe pogłoski. Ten rząd z pewnością votum zaufania uzyska, bo tworzące go ugrupowania dysponują w Sejmie 248 mandatami, co jest liczbą nawet większą od wymaganej większości bezwzględnej, czyli 231 mandatów.
Formalnie kierownikiem politycznym tego rządu ma być Volksdeutsche Partei, a jej szef, czyli Donald Tusk, jest niekwestionowanym kandydatem na premiera. Faktycznie jednak rząd ten będzie ograniczony dwiema trudnymi do przeskoczenia barierami krajowymi, nie licząc oczywiście tych, które już poustawiały i jeszcze ustawią władze Unii Europejskiej.
Pierwszą barierą będzie pan prezydent Andrzej Duda, który dysponuje prawem veta, a może też skierować każdą ustawę przed jej podpisaniem do Trybunału Konstytucyjnego. Do obalenia veta prezydenckiego potrzebne jest 276 mandatów, którymi przyszła większość rządowa nie dysponuje i chyba nie będzie dysponowała. Nie ma bowiem najmniejszej możliwości, by w przełamaniu veta prezydenckiego uczestniczyli posłowie PiS, któremu szykująca się do skoku koalicja wypowiedziała wojnę na wyniszczenie. Pozostaje jeszcze 18 posłów Konfederacji, ale – po pierwsze – to i tak za mało – a po drugie – współpraca Konfederacji z rządem też wydaje się mało prawdopodobna w sytuacji, gdy przyszła rządowa koalicja już teraz daje do zrozumienia, że i ją traktuje jako wroga.
Drugą barierą dla Donalda Tuska będzie Trzecia Droga i to nawet nie dlatego, że zwącha się ona z PiS-em, tylko dlatego, że bez jej poparcia ani Donald Tusk, ani Lewica nie będą mogli przeforsować w Sejmie nie tylko ustawy, ale nawet uchwały. Mówiąc inaczej – rząd Donalda Tuska będzie mógł zrobić tylko to, na co pozwoli mu Trzecia Droga, czyli pan Michał Kobosko i pan Władysław Kosiniak-Kamysz. Co więcej – Donald Tusk nie będzie w stanie jej do niczego zmusić, bo w przypadku jakiegoś szantażu Trzecia Droga zawsze może przejść na stronę PiS, a wtedy mielibyśmy przesilenie rządowe w następstwie którego KO i Lewica utraciłyby z dnia na dzień wszystkie stanowiska i związane z nimi konfitury, ale w dodatku doświadczyłyby na własnej skórze takiego samego odwetu, jaki właśnie przygotowują znienawidzonemu PiS-owi.
Z uwagi bowiem na te bariery na razie „obóz demokratyczny” – jak się z upodobaniem określają te trzy formacje, być może nieświadomie nawiązując w ten sposób do tradycji Rządu Tymczasowego z roku 1944 roku, w skład którego weszła PPR i „stronnictwa sojusznicze”, tworząc „blok demokratyczny”. Nie jest to zresztą analogia jedyna, bo aktualny „blok demokratyczny” zapowiada poparcie dla inicjatywy niemieckiej, by w tempie ekspresowym znowelizować traktat lizboński. Będzie to milowy krok na drodze budowy w Europie IV Rzeszy, w której Polska prawdopodobnie zostanie przekształcona w coś w rodzaju Generalnego Gubernatorstwa, a więc organizmu politycznego o statusie zbliżonym do PRL w okresie stalinowskim. Parlament Europejski już tę nowelizację zalecił, więc teraz zostanie uruchomiona procedura nowelizacyjna, którą Niemcy będą chciały pomyślnie zakończyć przed 5 listopada przyszłego roku, kiedy w Ameryce odbędą się wybory prezydenckie. Chodzi o to, by wybrany na kolejnego prezydenta ulubieniec ulicy został postawiony przed faktem dokonanym. Toteż periculum in mora, a w tej sytuacji Niemcy nie zamierzają tolerować żadnego warcholstwa. Tak właśnie traktuję nawoływania, by Węgry pozbawić prawa głosu – oczywiście za karę z powodu „gwałcenia” tam „demokracji”, a nie dlatego, że Wiktor Orban mógłby się sprzeciwić projektowanej nowelizacji.
W tej sytuacji i „obóz demokratyczny” nie bardzo wie, co mu wolno, a czego nie, więc przezornie nie zapowiada żadnych konkretów – jak to będzie obywatelom przychylał nieba – tylko całą aktywność skupia na igrzyskach. Nie mówię o obsadzaniu takich operetkowych stanowisk, jak np. rzecznik praw dziecka, czy rzecznik praw obywatelskich, bo wiadomo, że jak one są, to trzeba je obsadzić, tylko o komisjach śledczych. „Blok demokratyczny” ma powołać co najmniej trzy takie komisje, chociaż Konfederacja proponowała jeszcze trzy, m.in. w sprawie pandemii i związanych z nią paroksyzmów – ale nie zanosi się na to, by ta inicjatywa została przez wspomniany „blok” poparta. Rzecz w tym, że nie wypada mówić o sznurze w domu wisielca, a przecież zarówno Volksdeutsche Partei, jak i Lewica, nie mówiąc o PSL, do wszystkich epidemicznych zamordyzmów przyłożyły rękę. Inna rzecz, że z dotychczasowych doświadczeń wynika, że te komisje śledcze kończyły się wesołym oberkiem, dostarczając tylko obywatelom sterowanej rozrywki. Tak ma być i tym razem, bo Volkdeutsche Partei chciałaby, by przejęta przez zorganizowany przez nią rząd rządowa telewizja na żywo te wszystkie psychodramy przed komisjami śledczymi transmitowała. Wytarzanie rozmaitych dygnitarzy w smole i pierzu niewątpliwile wzbudzi uczucie Schadenfreude wśród subtelnych pięknoduchów, jacy tworzą grono płomiennych szermierzy demokracji i praworządności, a w dodatku również Niemcy będą z tego zadowoleni. Zaabsorbowani tarzaniem dygnitarzy w smole i pierzu obywatele nawet nie zauważą, kiedy traktat lizboński zostanie znowelizowany, a oni pewnego dnia obudzą się już w Generalnym Gubernatorstwie.
Atom jest przyszłością. W centrum polityki klimatycznej musi stać człowiek – jego bezpieczeństwo, zdrowie, jakość życia. Temu ma służyć racjonalny proces przechodzenia na wydajne i niskoemisyjne źródła energii. Dokładnie takie jak atom – powiedział prezydent Andrzej Duda w Dubaju. Polityk przyjął deklarację o potrojeniu mocy wytwórczej energii jądrowej w skali globalnej do 2050 r.
Polski prezydent, który bierze udział w konferencji klimatycznej COP28 w Dubaju, podkreślił, że atom jest przyszłością czystej, bezpiecznej i stabilnej energii i przyszłością sprawiedliwej transformacji energetycznej.
„Bez energii jądrowej nie uda się zrealizować ambitnych planów klimatycznych, które wszyscy sobie stawiamy. Ochronić naszej planety” – powiedział Andrzej Duda.
Dlatego – jak zaznaczył – tak ważna jest przyjęta w sobotę deklaracja. „Potrojenie mocy wytwórczej energii jądrowej do 2050 roku, zwiększenie i ułatwienie finansowania budowy elektrowni jądrowej, promowanie energii nuklearnej jako czystej energii – to ważne zobowiązania, pod którymi jako prezydent Polski z pełnym przekonaniem się podpisuję” – oświadczył.
Deklarację przyjęło ponad 20 państw; oprócz Polski są to m.in. Francja, Stany Zjednoczone, Rumunia, Finlandia, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kanada, Szwecja, Bułgaria.
Sygnatariusze zobowiązali się do współpracy na rzecz realizacji globalnego celu potrojenia mocy energii jądrowej do 2050 r., podejmowania działań wewnętrznych w celu zapewnienia, że elektrownie jądrowe są eksploatowane w sposób odpowiedzialny, zgodnie z najwyższymi standardami bezpieczeństwa, zrównoważonego rozwoju, zabezpieczeń i nieproliferacji oraz do odpowiedzialnego, długoterminowego gospodarowania zużytym paliwem, a także do mobilizowania inwestycji w energię jądrową, w tym również innowacyjnych mechanizmów finansowych.
Duda zaznaczył, że Polska, choć nie posiada jeszcze swoich elektrowni jądrowych, intensyfikuje od kilku lat Program polskiej energetyki jądrowej. Wskazał, że trwają już zaawansowane prace nad budową naszej pierwszej elektrowni, która ma powstać do 2033 roku, a którą wybuduje należąca do państwa firma Polskie Elektrownie Jądrowe we współpracy z amerykańskimi koncernami Westinghouse i Bechtel.
„Polska prowadzi proces wyboru lokalizacji i technologii pod budowę drugiej elektrowni jądrowej w naszym kraju. Pragnę podkreślić naszą otwartość na rozmowy o współpracy ze wszystkimi państwami reprezentującymi podobne podejście do kwestii rozwoju energetyki jądrowej” – dodał.
„Ruszyły także prace nad rozpoczęciem budowy kolejnej elektrowni jądrowej w oparciu o silną, sformalizowaną współpracę polskich podmiotów: pozostającej w rękach skarbu państwa PGE S.A. oraz prywatnej ZE PAK, a także koreańskiego koncernu KHNP. W ostatnich dniach polskie ministerstwo klimatu wydało decyzję zasadniczą, która pozwala przejść do kolejnego etapu uzyskiwania decyzji i pozwoleń. Będziemy te ważne inwestycje wspierać” – mówił polski prezydent.
Podkreślił, że uzupełnieniem pełnoskalowych elektrowni jądrowych mogą być reaktory mniejsze i przyznał, że nasz kraj ma ambicje być europejskim liderem w budowie małych reaktorów jądrowych – SMR.
[To wyjątkowo głupie oświadczenie. Chce, byśmy byli królikami doświadczalnymi nie sprawdzonej prze4z projektantów, ale na pewno droższej technologii. . MD
„W COP28 uczestniczy polska firma ORLEN Synthos Green Energy, która zamierza zbudować reaktory w technologii SMR. Współpracuje przy tym projekcie z firmami ze Stanów Zjednoczonych i Kanady. Jestem zadowolony, że rozpoczyna współpracę także z firmą ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich – Emirates Nuclear Energy Corporation. ZEA, czyli gospodarze naszego szczytu klimatycznego, właśnie ukończyły budowę swojej pierwszej, wielkiej elektrowni jądrowej. To pokazuje najlepiej, że energetyka jądrowa ma przyszłość na całym świecie” – ocenił prezydent. Docenił też działania Stanów Zjednoczonych na rzecz rozwoju wielko- i małoskalowej technologii jądrowej.
„Atom jest przyszłością. Pokazaliśmy to także na forum Unii Europejskiej, skutecznie zabiegając o włączenie energii jądrowej do Net-Zero Industry Act. Zaledwie dwa tygodnie temu Parlament Europejski uwzględnił w niej także atom. Zabiegaliśmy o to jako Polska bardzo mocno. To sukces wielu państw członkowskich z panem prezydentem (Francji) Emmanuelem Macronem na czele” – oświadczył.
[“Atom” ma też przeszłość, dyletancie. MD]
W ocenie prezydenta Dudy potrzebne są kolejne zdecydowane kroki w kwestii wsparcia energetyki jądrowej w ramach Unii Europejskiej. Zapowiedział, że jednym z priorytetów polskiej prezydencji w UE w pierwszym półroczu 2025 roku będzie sprawiedliwa transformacja energetyczna ze szczególnym uwzględnieniem energii jądrowej.
„Sprawiedliwa transformacja [a cóż to za nowotwór językowy, marionetko?? Mirosław Dakowski] jest niezwykle istotna. Zgodziliśmy się co do tego podczas COP24, który miał miejsce w Polsce, w Katowicach. W centrum polityki klimatycznej musi stać człowiek – jego bezpieczeństwo, zdrowie, jakość życia. Temu ma służyć racjonalny proces przechodzenia na wydajne i niskoemisyjne źródła energii. Dokładnie takie jak atom” – powiedział Duda.
„Jeśli chcemy zrealizować ambitne cele klimatyczne, to musimy działać w kwestii rozwoju energii atomowej jeszcze odważniej, szybciej i skuteczniej! Pamiętajmy, że nie robimy tego dla siebie! Robimy to dla przyszłych pokoleń, dla naszych dzieci, dla naszych wnuków. Nie mamy czasu, musimy działać teraz” – podkreślił prezydent.
Źródło: PAP/Aleksandra Rebelińska
====================
Mail:
Jak pan może, panie profesorze, tak niesprawiedliwie pisać o naszym kochanym Panu Prezydencie!
Wyjaśniam i informuję:
Jeśli ktoś zdobył wykształcenie co najmniej na poziomie szkoły podstawowej, ale dla osób z nieuszkodzonym mózgiem [w odróżnieniu od tych, którzy zdobywali wiedzę w szkołach specjalnych], to rozumie argumenty przedstawiane przez specjalistów danej dziedziny i uczciwych popularyzatorów. A Duda, jak się wydaje, ich nie rozumie, może nie czyta? Określenie DUREŃ jest więc chyba właściwe?
Jeśli jednak odczytuje napisane dla niego dużymi literami zdania nieprawdziwe czy kłamliwe, to jest marionetką. Uprzejmie nie sugeruję, czyją. MD
„Systematycznie okradany przez prezydium Sejmu” – taki dopisek do oświadczenia majątkowego załączył poseł Grzegorz Braun. Nawiązał tym samym do covidowego cyrku, jaki na sali sejmowej odbywał się za kadencji Elżbiety Witek.
Zgodnie z ustawą, posłowie i senatorowie są obowiązani do złożenia oświadczenia o swoim stanie majątkowym. Oświadczenie to dotyczy majątku odrębnego oraz objętego małżeńską wspólnością majątkową.
Oświadczenie zawiera na przykład informacje o zasobach pieniężnych, nieruchomościach, uczestnictwie w spółkach cywilnych lub w osobowych spółkach handlowych, udziałach i akcjach w spółkach handlowych, a także o prowadzonej działalności gospodarczej i stanowiskach zajmowanych w spółkach handlowych.
Dotyczy także dochodów osiąganych z tytułu zatrudnienia lub innej działalności zarobkowej, mienia ruchomego o wartości powyżej 10 tys. zł i zobowiązań pieniężnych o wartości powyżej 10 tys. zł, w tym zaciągniętych kredytów i pożyczek.
Oświadczenie o stanie majątkowym – zgodnie z ustawą – składa się Marszałkowi Sejmu albo Marszałkowi Senatu do dnia złożenia ślubowania oraz do 30 kwietnia każdego roku, według stanu na dzień 31 grudnia roku poprzedniego, a także w terminie miesiąca od dnia zarządzenia nowych wyborów do Sejmu i Senatu.
Oświadczenie majątkowe Grzegorza Brauna
W dniu składania oświadczenia, czyli 7 listopada 2023 roku, Braun miał na koncie 758,23 zł oraz 383,8 dolarów.
W roku podatkowym 2022 poseł Konfederacji z racji wykonywania mandatu posła otrzymał 66,6 tys. zł, a z tytułu praw autorskich za książki oraz prowadzenie kanału na YouTube zarobił 74,4 tys. zł. Jak zaznaczył, nie ma żadnych kredytów ani pożyczek. Poinformował też, że jest członkiem Fundacji „Osuchowa”.
Jednocześnie w oświadczeniu majątkowym Braun zaznaczył, że z „pozostałej części uposażenia (poselskiego) i całości tzw. diet był systematycznie okradany przez prezydium Sejmu, które kontynuuje te złodziejską praktykę także w roku bieżącym 2023”.
Chodzi m.in. o czasy covidowego szaleństwa, gdy Braun raz po raz był wykluczany z obrad Sejmu (co wiąże się z karami finansowymi lub brakiem wynagrodzenia) za brak maski. Byliśmy wtedy świadkami potężnej hipokryzji rządzących i tzw. totalnej opozycji. Posłowie, w większości, poza kamerami mieli nakaz noszenia maseczek w głębokim poważaniu, ale gdy tylko kamery pojawiały się w zasięgu, od razu przykładnie kawałek materiału na twarz zakładali. Nakaz maskowania w Sejmie (i nie tylko tam) był także niezgodny z prawem, ale tym posłowie stanowiący prawo się w ogóle nie przejmowali.
Nie tylko za brak maski karano Brauna. Za słynną już wypowiedź w kierunku Adama Niedzielskiego, twarzy polityki covidowej, prezesa Konfederacji Korony Polskiej ukarano na kwotę 62,5 tys. zł. W trakcie kampanii wyborczej Krzysztof Bosak mówił, że Braunowi odebrano „w sumie kilkaset tysięcy złotych”.
Kiedy się zastanawiamy nad tym niezadowalającym poziomem moralności naszego społeczeństwa, a przede wszystkim jego elit politycznych i społecznych, nad takim drastycznym obniżeniem ich lotów, poziomu kultury, moralności, uczciwości w ogóle, nasuwają się pytania o przyczyny. Jak to jest, że nie dorobiliśmy się po tylu latach jakichś przyzwoitych elit, które mogłyby naszym krajem rządzić w sposób po prostu uczciwy. I uczciwy przede wszystkim w stosunku do nas, Polaków. Obserwujemy co się dzieje dookoła nas i widzimy, że te elity się rotują, zmieniają, mamy z powrotem te same twarze, to samo spychanie polskiej narracji gdzieś tam w tył. Wszystko jest ważniejsze, wszyscy są ważniejsi. Mamy teraz kilka takich równoczesnych ‘zderzeń’. I ta zmiana polityczna po wyborach, to dlaczego Polacy tak, a nie inaczej wybrali, równocześnie 1 i 2 listopada minął, czyli ta chwila refleksji. Co się stało? Odpowiedź jest z pozoru prosta, prawda? Bo społeczeństwo zostało zepsute, zdemoralizowane przez kilkadziesiąt lat trwania w Polsce komunizmu, a z drugiej strony demoralizowane jest przez płynące z Zachodu trendy liberalne, z kultem pieniądza, relatywizmem moralnym. Jest na pewno w tym wiele racji, ale uważam, że do zrozumienia tego wszystkiego, co się dzieje dzisiaj, trzeba sięgnąć głębiej, dalej nieco do historii. Jest bowiem faktem, że każdy naród poddaje się tym łatwiej deprawacji im mniej ma dobrych przykładów płynących od swoich pierwotnych elit. Mówię tu głównie o elitach polskich…
−∗−
Kto nami rządzi i dlaczego – dr Lucyna Kulińska
−∗−
Uzupełnienie – subiektywny wybór artykułów z archiwum Portalu:
Szczyt klimatyczny COP28 w Dubaju. APOSTOŁ: Prezydent kraju bez EJ, skutecznie od pół wieku walczącego PRZECIW, ambitnie pouczy „świat” o jej znaczeniu w przyrodzie.
[Był kiedyś filmik dla dzieci, gdzie Miś wygłaszał referat „O miodzie i jego roli i znaczeniu w Przyrodzie”. Tamten chociaż wiedział, o czym mówi… md]
Szczyt klimatyczny COP28 w Dubaju. Prezydent Duda podkreśli znaczenie energii jądrowej
Prezydent Andrzej Duda w czwartek udaje się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich; w Dubaju weźmie udział w konferencji klimatycznej COP28. Jak zapowiedział prezydencki minister Mieszko Pawlak, podczas tegorocznego szczytu Andrzej Duda będzie przede wszystkim podkreślał znaczenie energii jądrowej.
Polska ma w planach budowę kilku elektrowni atomowych.Foto: Shutterstock/hrui
W czwartek w Dubaju rozpocznie się coroczna konferencja sygnatariuszy Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu – COP28. Najpierw obradować będą przywódcy państw, następnie zaplanowano fazę negocjacji, które potrwają do 12 grudnia.
Realizacja celu z porozumienia paryskiego z 2015 roku
Na tegorocznej konferencji ma zostać dokonana ocena postępów krajów w ograniczaniu wzrostu temperatury na świecie do 1,5 st. Celsjusza – czyli realizacji celu z porozumienia paryskiego z 2015 roku. Możliwe jest także porozumienie w sprawie specjalnego funduszu do rekompensowania szkód i strat wywoływanych przez zmiany klimatyczne. Podczas COP27 w 2022 r. uczestnicy zgodzili się na powstanie funduszu, teraz doprecyzowane mają zostać szczegóły jego funkcjonowania.
Wokół COP28 narosło sporo kontrowersji, przede wszystkim związanych z faktem, że odbędzie się ona w kraju będącym jednym z największych na świecie producentów ropy, zaś szczytowi przewodniczył będzie Sułtan Ahmed Al Jaber, dyrektor generalny Abu Dhabi National Oil Company (ADNOC), państwowej spółki paliwowej.
Polskę na szczycie reprezentował będzie prezydent Andrzej Duda. Wizyta polskiego prezydenta w Zjednoczonych Emiratach Arabskich rozpocznie się w czwartek i potrwa do soboty.
– Dlatego też prezydent weźmie udział w bardzo ważnym wydarzeniu odbywającym się w ramach COP, czyli Net Zero Nuclear, którego uczestnicy – w tym Polska – podejmą zobowiązanie do potrojenia produkcji energii jądrowej w skali globalnej do roku 2050 (Declaration to Triple Nuclear Energy). Przyjęcie podczas tegorocznego szczytu tej niezwykle ważnej deklaracji to znaczący krok, który w mojej ocenie zaważy o sukcesie tego wydarzenia – uważa Pawlak.
[MD: 0*3 = 0 , panowie eksperci.. ]
Prezydent będzie przekonywał, jak wartościowym instrumentem polityki proklimatycznej jest energia jądrowa. Przekazał, że rozwój projektu atomowego w Polsce i współpraca z partnerami zagranicznymi na tym polu będzie także jednym z tematów spotkań bilateralnych prezydenta na marginesie szczytu.
Transformacja energetyczna
Zapowiedział, że podczas tegorocznego szczytu prezydent będzie mówił też o konieczności sprawiedliwej transformacji energetycznej, współpracy międzynarodowej w wypracowywaniu ambitnych rozwiązań proklimatycznych, ale i mających na uwadze godność i jakość życia naszych społeczeństw. Jak podkreślił, to będą główne tematy wystąpienia podczas sesji plenarnej.
Prezydent zabierze również głos w panelu poświęconemu sprawiedliwej transformacji, a także panelu żywnościowym. – Prezydent będzie przypominał m.in. założenia zrównoważonej produkcji rolno-spożywczej i polskim rosnącym wkładzie w globalne bezpieczeństwo żywnościowe – dodał.
Państwowe Biuro Śledcze i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy rozbiły grupę przestępczą zajmującą się nielegalną sprzedażą produktów przeznaczonych dla wojska, które pochodziły m.in. z Polski. Żywność trafiała do prywatnych sklepów, restauracji i na lokalne bazary, którymi opiekuje się ukraińska mafia.
Ukraińcy sprzedawali na bazarach pomoc humanitarną z Polski. O zatrzymaniu kilku mundurowych z jednostki wojskowej w obwodzie kijowskim poinformowała służba prasowa Państwowego Biura Śledczego.
“W skład zorganizowanej grupy wchodzili żołnierze i pracownicy jednostki wojskowej, którzy weszli w spisek z prywatnymi przedsiębiorcami i sprzedawali w sklepach, restauracjach i na bazarach produkty przeznaczone dla wojskowych. Z magazynu zabranych zostało co najmniej 30 procent produktów, ograniczając codzienne dostawy żywności dla wojska” – czytamy w komunikacie.
Nie był to jedyny przestępczy proceder, którego się dopuszczono. Jak wynika ze wstępnych ustaleń śledczych, przedstawiciele jednostki wojskowej wystawiali także “puste” faktury na dostawy produktów, które w rzeczywistości nigdy nie trafiały do magazynów. Mowa o wielomilionowych kwotach.
Fikcyjne faktury trafiały do Ministerstwa Obrony Narodowej, które dokonywało przelewów za zamówione przez jednostkę produkty. Następnie środki były wypłacane przez przedsiębiorców i dzielone pomiędzy członków grupy przestępczej.
W toku śledztwa ustalono, że przestępcy wzbogacili się co najmniej o pięć milionów hrywien.
Ujawnione działania grupy mundurowych z Kijowa to kolejna afera związana z nieprawidłowościami dotyczącymi zakupów dla Sił Zbrojnych Ukrainy. Pod koniec października audytorzy Izby Obrachunkowej Ukrainy zatwierdzili raport dotyczący wydatków ukraińskiego Ministerstwa Obrony. Jego wyniki okazały się druzgocące dla urzędników, którzy przez wiele miesięcy kupowali mienie i żywność dla wojska po znacznie zawyżonych cenach.
1 listopada Ministerstwo Obrony ogłosiło radykalną zmianę w podejściu do zakupów dokonywanych na rzecz Sił Zbrojnych Ukrainy. Wprowadzone zostały m.in. minimalne i maksymalne ceny produktów. “Zmiany w zasadach zakupów żywności to rozwiązanie tymczasowe, które pozwala znacząco ograniczyć ryzyko korupcji” – napisano w komunikacie. Póki co jednak, złodziejstwo i korupcja na Ukrainie nadal rosną. Wszystko wskazuje też, że będą rosły, wraz z pogarszaniem się sytuacji frontowej.
NASZ KOMENTARZ: Gdy Polacy publikowali zdjęcia z ukraińskich sklepów, gdzie sprzedawano żywność i inne produkty z naszej pomocy humanitarnej, wyzywano ich od ruskich agentów, a aferę nazywano fejkiem. Brylował w tym m.in. lewicowy kolektyw “Demagog”.
Jeśli kogoś dziwi, że polskie towarzystwa medyczne do dzisiaj nie ostrzegają przed NOP-ami po szprycy przeciwko covidowi, to powinien przyjrzeć się liście jałmużnej polskiej medycyny. Wśród beneficjentów jest m. in. Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, które w 2022 r. otrzymało od Pfizera prawie 700 tys. zł. https://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/ejhf.2978https://pubs.rsna.org/doi/10.1148/ryct.220247
========================
mail:
Może to jakieś “zarobione” pieniądze za wciskanie kitu, lekarstw, procedur?
Powinna się tym zająć prokuratura i dziennikarze śledczy. Poza tym należy sprawdzić na jakiej podstawie te pieniądze zostały wpłacone na konta i kto konkretnie je dostał i za co. To akurat nie powinno stanowić problemu. Można się spodziewać odpowiedzi, że przeznaczone zostały na “cele statutowe towarzystwa”, ale i to chyba można sprawdzić na jakie konkretnie i komu?
W całkowitej ciszy medialnej i ukryte przed opinią publiczną mają zostać przegłosowane poprawki do Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych WHO.
Nasze państwo straci już 1 grudnia okazję do tego, by zyskać dodatkowy czas na przeciwdziałanie groźnym zmianom. Tymczasem chodzi o przygotowanie prawnego podłoża pod kolejną czekającą nas pandemię.
Jak twierdzi Dyrektor Generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus – nadejdzie ona na pewno! Prawdopodobnie, gdy tylko zaczną obowiązywać nowe poprawki, dając bezgraniczną władzę WHO i możliwość nieograniczonej niczym ingerencji w życie obywateli państw! Pozbawiając ich podstawowych wolności, godności i prawa!
Jak pisze Radca Prawny WHO Derek Walton we wstępie do pierwszych przegłosowanych już 5 poprawek: mają one pominąć instrument renegocjacji! To oznacza, z kolei, że kwestie wagi traktatowej i podlegające z racji swojej rangi ratyfikacji, w tym przypadku mają „ze zrozumieniem” (to jak puszczenie oka do rządów państwa) ominąć taką drogę! Zostaną więc przegłosowane zwykłą większością głosów państw i uczestniczących w głosowaniach organizacji/korporacji z pominięciem opinii publicznej!
Na zapytanie Stowarzyszenia Nauczycieli dla Wolności Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało , że nie planuje przeprowadzać publicznej debaty w tej kwestii, ani poinformować społeczeństwa o wadze procedowanych zmian. O poprawkach dowiemy się wyłącznie wtedy, gdy spijamy każde opublikowane słowo ze strony ministerstwa. Tam bowiem pojawiły się dwie lakoniczne na ten temat notatki. Decyzję za społeczeństwo podejmie więc dwu-, może trzyosobowy skład „specjalistów” pod osłoną medialnej ciszy. Ewa Nowacka, która od niedawna w WHO zajęła stanowisko w Regionalnej Grupie Ewaluacyjnej (REG WHO) odpisuje Nauczycielom w imieniu Ministerstwa Zdrowia: „Polscy eksperci podzielają opinię ekspertów i ciał doradczych WHO, iż pandemia COVID-19 pokazała, że aktualizacja IHR-ów i dostosowanie ich do obecnych realiów jest konieczna” i również „polska delegacja na WHA75 nie sprzeciwiła się przyjęciu zaproponowanych wówczas poprawek”.
Natomiast na stronie internetowej Ministerstwa aktualna Dyrektor Departamentu Współpracy Międzynarodowej w MZ Katarzyna Drążek-Laskowska, która również niedawno została wybrana do Rady Wykonawczej WHO (Executive Board – EB WHO) deklaruje, że priorytetem jej działania jest „zdrowie cyfrowe”.
Oznacza to, że raczej nie powinniśmy się spodziewać oporu polskiej reprezentacji rządowej wobec proponowanych poprawek.
Istotnym, innym czynnikiem mogącym mieć wpływ na przychylne poprawkom decyzje Ministerstwa Zdrowia może mieć również proamerykańska polityka zagraniczna naszego rządu, liczne interesy strategiczne, których długa lista i dotychczasowy polityczny bezwarunkowy wasalizm, może zaważyć na lekkomyślnie podejmowanych decyzjach. Propozycje poprawek i inicjatywa zmiany MPZ wyszła bowiem ze Stanów Zjednoczonych i to one wysunęły większość propozycji zmian!
Zmiany w Międzynarodowych Przepisach Zdrowotnych będą więc przegłosowywane w tym samym czasie, co proponowany i przygotowany już Traktat WHO. Procedowanie w tym samym czasie obu niemal identycznych dokumentów: IHR 2005 oraz WHO CA+, być może właśnie ma odwrócić uwagę od regulacji MPZ (IHR), które omijają wymóg ratyfikacji! Ich realizacja będzie obligacyjna! Zgodnie z art. 21 oraz art. 22 Konstytucji WHO Światowe Zgromadzenie Zdrowia może przyjmować regulacje, które są prawnie wiążące względem państw, chyba że dane państwo wyraźnie je odrzuci lub zgłosi zastrzeżenia.
Najważniejsze propozycje nowych Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych (2024?)
WHO organem zarządzającym, bynajmniej nie doradczym
Ministerstwo Zdrowia w opublikowanej na stronie internetowej notatce dotyczącej MPZ pisze, że „Międzynarodowe Przepisy Zdrowotne (2005) nie zastępują krajowych przepisów prawnych w zakresie zarządzania zagrożeniami zdrowia publicznego, tylko mają za zadanie je wspierać i uzupełniać w celu lepszego zabezpieczenia wszystkich państw przed transgranicznymi zagrożeniami dla zdrowia”. Oczywiście informacja jest prawdziwa w stosunku do aktualnych przepisów, a nie projektowanych, gdzie „zalecenia” nabierają charakteru obligujących rozwiązań.
Najpoważniejszą kwestią nowych rozwiązań pandemicznych ma być bowiem przekazanie decyzyjności w szerokim zakresie kwestii zdrowia (nie tylko w stanie pandemii!) w ręce WHO!
Zmiana w Art.1 MPZ z definicji terminów „stałe rekomendacje” oraz „tymczasowe rekomendacje” usuwa słowo „niewiążące”. Oznacza to, że Międzynarodowe Przepisy Zdrowotne, mają stać się wiążące i taką intencjonalność poprawki potwierdza opinia w raporcie Komisji Recenzyjnej MPZ.
Artykuł 4 zmienia rolę WHO z organizacji doradczej, która jedynie wydaje zalecenia do organu zarządzającego, na organizację, której postanowienia byłyby wiążące.
Postępy we wdrażaniu podjętych przez WHO rozwiązań w system prawa oraz poziom ich realizacji przez państwa strony miałby nadzorować Krajowy Punkt Centralny IHR, który z kolei podlegałby specjalnie powołanemu do tego celu tzw. Punktowi Kontaktowemu IHR działającemu przy WHO. Przekazywałby on obligujące wytyczne do Krajowego Punktu Centralnego IHR oraz zwrotnie pozyskiwał dane dotyczące realizacji. Art. 42 zobowiązuje państwa do niezwłocznego zainicjowania i zakończenia przez wszystkie Państwa-Strony wszystkich zaleceń wydanych na mocy art. 15 i 16 – ostatecznie to Dyrektor Generalny WHO wydawał będzie dyspozycje.
Artykuł 13A (podobnie art.16 i art.17) obliguje państwa do przekazania kierownictwa i koordynacji w zakresie międzynarodowego zdrowia publicznego. Państwa-Strony „podczas stanu nadzwyczajnego zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym zobowiązują się do przestrzegania zaleceń WHO w swoich działaniach w zakresie międzynarodowego reagowania w zakresie zdrowia publicznego”, a „na żądanie WHO” udostępnią własne zasoby produktów zdrowotnych, przy okazji nadając szerokie kompetencje kontrolera i dyspozytora państwowych dóbr Dyrektorowi Generalnemu WHO. W punkcie 7a tego przepisu państwa zobowiązują się również do przestrzegania mechanizmu alokacji, przekazania procentu swojej produkcji, deponowania linii komórkowych i dzielenia się technologiami, know-how, a przede wszystkim wszystkimi pożądanymi przez WHO informacjami, gromadzonymi kolejno w bazach danych.
Nie ma więc mowy o dowolności, ale przeciwnie o daleko idących zobowiązaniach wobec nadzoru, kontroli, dyspozycji, udostępniania, wymagań i roszczeń finansowych, przekazywania materiału genetycznego pobranego od obywateli i budowania baz danych!
Art. 43 pkt.6 omawia procedurę wdrożenia wskazanego przed Dyrektora Generalnego WHO środka zdrowotnego – „Zainteresowane Państwo-Strona może zwrócić się do WHO w ciągu 7 dni od daty zaleceń wydanych na mocy ustępu 4 niniejszego artykułu, aby ponownie rozpatrzyć takie zalecenia. Komitet ds. Sytuacji Nadzwyczajnych rozpatruje wniosek o ponowne rozpatrzenie w terminie 7 dni i podejmuje decyzję w sprawie wniosku ponowne rozpatrzenie jest ostateczne”.
Zdecydowanie Komitet ds. Sytuacji Nadzwyczajnych posiada prawo do unieważnienia decyzji podejmowanych przez suwerenne narody w odniesieniu do środków zdrowotnych, a wydane przez niego decyzje są ostateczne i nie podlegają dowolnej interpretacji!
Potencjalne zagrożenie
Ogromne znaczenie ma tworzenie kompetencji WHO w zakresie zapobiegania, wstępnego przygotowania systemów opieki zdrowotnej, kontroli „wszystkich zagrożeń zdrowia publicznego” i „mogących mieć potencjalny wpływ na zdrowie publiczne” (all risks with a potential to impact public health) (art.2). Interpretacja, zatem tych potencjalnych zagrożeń i ryzyk, potrzeb kontroli i tworzenia systemów ochrony stwarza ogromne możliwości ingerowania WHO i Dyrektora Generalnego (art.50) praktycznie w każdą związaną ze zdrowiem dziedzinę.
Usunięcie “poszanowania godności, praw człowieka i podstawowych wolności ludzi”.
Z art.3 przepisu usuwa się “poszanowanie godności, praw człowieka i podstawowych wolności ludzi”. Zamiennie wprowadza się pojęcia zasady równości, inkluzywności, spójności. Brakuje wyjaśnienia, bynajmniej w przepisach, co miałyby one oznaczać – możemy tylko się upewnić, że realizacja owych równości, inkluzywności i spójności wyklucza podstawowe wolności, godności i prawa ludzi.
Ujednolicony system nadzoru obywateli
W art. 18 mamy zarysowany obszar wytycznych kierowanych przez WHO do państw w odniesieniu do osób fizycznych. Są to: przegląd historii podróży, wymaganie badań lekarskich, dowodu szczepienia lub innej profilaktyki, nakaz izolacji i kwarantanny wobec „podejrzanych”, nakaz izolacji i leczenia chorych, śledzenie kontaktów podejrzanych lub chorych, odmowa wyjazdów, konieczność przedstawienia planu podróży, wymagane oświadczenie o stanie zdrowia podróżnego, kontrola wjazdowa i wyjazdowa, inspekcje bagażowe, zniszczenie podejrzanego lub skażonego bagażu, ładunków, środków transportu.
Kolejno kwestie te regulują artykuły 23, 24, 27, 28, 31, 35, 36 i 44, a załączniki 6 i 8 dostarczają wzory dokumentów w formie papierowej, z kodem QR pozwalającym na bezpośredni dostęp do bazy o wszystkich aspektach zdrowia osoby.
Cenzura
Wolność słowa, określona w Art. 54. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej to jedna z tych wolności, którą wykreśla się z art. 3 MPZ.
„Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane”
Z Załącznika 1, New 7 e, str 36, dowiadujemy się, że na poziomie globalnym WHO wzmocni zdolności do przeciwdziałania błędnym informacjom i dezinformacji!
Jest to roszczenie całkowicie sprzeczne z naszym porządkiem prawnym!
Bazy danych materiałów genetycznych pozyskanych od obywateli!
Artykuł 6 pkt.2 i 3 (także Załącznik 1, New 7 c, str. 36) włącza w udostępniane przez państwa WHO informacje pozyskane od obywateli, materiały genetyczne, dane epidemiologiczne i kliniczne, a także dane mikrobiologiczne i dotyczące genomu osoby oraz dane dotyczące sekwencjonowania genomu. Mowa jest o bazie danych i równym dostępie oraz sprawiedliwym podziale korzyści państw wynikających z przetwarzania i wykorzystania zgromadzonych danych, a także możliwości udostępniania ich podmiotom prywatnym.
Nie trzeba chyba wyjaśniać jak wielkim polem nadużyć mogą być przekazane dane biologiczne obywateli. Aktualny spór wokół patentowania materiału biotechnicznego jest gorący, ale zdecydowanie, nieuprawnione pobranie i przekazanie własnego genomu, jest nadal naruszeniem dóbr osobistych każdej osoby. Na bazie europejskiego prawa, póki co każdy jest właścicielem i jedynym dysponentem własnej informacji genetycznej, chyba, że prawo to przejdzie na bliskich w przypadku jego śmierci.
Zobowiązania finansowe
Artykuł 44A nowych proponowanych przepisów umożliwiają przekierowanie nieokreślonych miliardów dolarów do kompleksu farmaceutyczno-szpitalnego bez jakiejkolwiek mechanizmu ponoszenia odpowiedzialności finansowej i przejrzystości oraz konieczności zarządzania pozyskanymi środkami.
W Załączniku 10 MPZ mowa jest również o obowiązku państw do budowania, udostępniania i utrzymania infrastruktury IHR w punktach wjazdu.
Także wspomniany już powyżej art. 13A wzywa do dzielenia się środkami zdrowotnymi, środkami produkcji poprzez “plan przydziału produktów zdrowotnych”, co nakłada obowiązek dla rozwiniętych państw do dostarczania produktów reagowania na pandemię zgodnie z zarządzeniami.
Przesłanki do odrzucenia Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych
Kwestie ograniczenia w zawieranej umowie międzynarodowej konstytucyjnych wolności, praw i narzucenia nowych poza konstytucyjnych obowiązków obywatelskich, a także jeżeli umowa dotyczy znacznego obciążenia państwa pod względem finansowym, lub spraw wymagających uregulowań w ustawie lub w których Konstytucja wymaga ustawy, powinny według art. 89 Konstytucji RP być ratyfikowane!
Przekazanie „organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencji organów władzy państwowej w niektórych sprawach” również na mocy art. 90 pkt.1 Konstytucji powinno zostać uregulowane ratyfikowaną umową, a nie „regulacjami”.
Międzynarodowe Przepisy Zdrowotne to Regulacje, które na podstawie art. 60 (b) Konstytucji WHO są przyjmowane przez Światowe Zgromadzenie Zdrowia zwykłą większością głosów.
WHO proceduje równocześnie dwa dokumenty o tożsamym zakresie i podobnej treści, z których jeden stara się ominąć polski porządek prawny w zakresie przekazania kompetencji wymagających decyzji narodu! Skandalem jest fakt, że polskie Ministerstwo stara się po cichu przeprowadzić tak ważne dla Polaków i naruszające ich wolności zmiany.
Nie możemy się na to zgodzić, ani pozwolić na tak daleko idący zamach na nasze prawa, wolności i finanse!
Zachęcam wszystkich do odwiedzenia stron i włączenie się w akcje wywierania presji na polskie władze w tym zakresie:
Prawnik, dziennikarka – członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, wiceprezes Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci, współwłaściciel Wydawnictwa Wektory
„Tylko w ciągu jednego roku ubyło ponad ćwierć miliona Europejczyków – wynika z najnowszych danych Eurostatu. Polska znalazła się w grupie najbardziej poszkodowanych”, informuje w poniedziałek „Dziennik Gazeta Prawna”.
Dziennik przytacza dane, z których wynika, że między 1 stycznia 2021 r. a 1 stycznia 2022 r. populacja UE zmniejszyła się o 265,3 tys. osób.
„Spadek ten można przypisać naturalnym zmianom populacji: umiera więcej osób, niż się rodzi. Z jednej strony zmniejsza się liczba urodzeń, liczba kobiet w wieku, w którym dzieci mogą rodzić, ale kluczową rolę odegrała też pandemia, z powodu której zmarło więcej osób niż w poprzednich latach”, czytamy.
Niestety, ale Polska znalazła się w niechlubnym gronie pięciu państw, razem z Włochami, Słowenią, Czechami i Słowacją, gdzie „prawie każdy region zanotował ujemny wynik”, tzn. więcej osób zmarło niż się urodziło.
„Z ostatnich danych GUS wynika, że różnica w ostatnich latach znacząco wzrosła. W Polsce na koniec 2022 r. było o 143 tys. więcej zgonów niż urodzeń, pod koniec 2021 r. – 188 tys. Dla porównania w przedpandemicznym roku 2019 wynosiła ona 35 tys.”, podkreślono.
„DGP” przypomina, że we wrześniu tego roku urodziło się zaledwie 22 tys. dzieci, czylli aż o 4,7 tys. mniej niż rok wcześniej. „Łącznie od początku tego roku na świat przyszło niespełna 210 tys. – o 25 tys. mniej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego”, podsumowano.
Niedawno zabytkowy kościół św. Michała Archanioła w Okrzeszynie znalazł się na liście ogłoszeń portalu otodom.pl. Obecny zarządca wystawił go na sprzedaż za 800 tys. złotych. Według ogłoszeniodawcy idealnie spełni rolę sali bankietowej, weselnej, lub konferencyjnej.
W województwie dolnośląskim w miejscowości Okrzeszyn w gminie Lubawka, stoi XVI wieczny zabytkowy kamienny kościół św. Michała Archanioła. Choć w okresie powstania należał do Królestwa Czech, dziś znajduje się po stronie polskiej, jedynie 30 metrów od granicy.
Niedawno świątynia znalazła się na liście ogłoszeń portalu otodom.pl. Obecny zarządca wystawił go na sprzedaż za 800 tys. złotych. Kwota podlega negocjacji. Według ogłoszeniodawcy idealnie spełni rolę sali bankietowej, weselnej, lub konferencyjnej. Zdaniem portalu budynek ma świetną akustykę, w związku z czym można tam organizować wydarzenia muzyczne.
Kościół św. Michała Archanioła powstał w latach 1580-85, następnie w roku 1736 został przebudowany. Nie był on jednak pierwszym obiektem sakralnych zbudowanym w tym miejscu. Ponad dwa wieki wcześniej, w 1352 r., kościół postawili tam cystersi z Krzeszowa.
Ostatni sakrament w kościele św. Michała Archanioła został odprawiony w 1945 r. Od tego czasu świątynia była opuszczona. W pewnym momencie „przeszedł w ręce prywatne” [??? md]. Jest wpisany do wojewódzkiego rejestru zabytków.
W ogłoszeniu czytamy, że kościół jest kamienny, jednonawowy, ma wydzielone prezbiterium, drewniany strop i dwuspadowy dach. „W nawie naprzeciw prezbiterium zachowała się drewniana konstrukcja chóru muzycznego”. Dookoła kościoła rosną stare drzewa. Natomiast sama świątynia obrasta roślinnością.
Burzliwe dzieje miejscowości…
Okrzeszyn po II wojnie światowej znalazł się po polskiej stronie, jednak podczas konfliktu o granicę z Czechosłowacją, był wymieniany jako jeden z obszarów, które w ramach wymiany terenów mogą zostać oddane Czechosłowacji, aby w ten sposób skrócić granicę między obydwoma krajami. Miejscowość leży bowiem na obszarze nazywanym workiem okrzeszyńskim i z trzech stron – od zachodu, południa i wschodu – otoczony był Czechosłowacją.
Miejscowość pozostała w granicach Polski, ale zlikwidowano tu przejście graniczne, które funkcjonowało w czasie, gdy znajdowała się tu granica niemiecko-czechosłowacka i wcześniej prusko-austriacka. Likwidacja przejścia granicznego odbiła się na dalszych losach miejscowości, która straciła na znaczeniu. Zresztą jak przycmentarny kościół.
W Okrzeszynie zaprzestano wydobywania węgla kamiennego, czym zajmowano się do 1925 r., gdy był niemieckim Albendorfem. Za to w 1947 r. – w ramach radzieckiego planu nuklearnego, zaczęto poszukiwać tu uranu. W ciągu dziesięciu lat wybudowano tu niezbędną infrastrukturę, wydrążono dwa szyby i wykopano około 40 kilometrów podziemnych korytarzy. [—]
Stanisław Michalkiewicz 25 listopada 2023 michalkiewicz
Między komentatory trwają spory, czy wybrany 15 października Sejm jest najweselszy w Europie, czy są może weselsze od niego. Niektórzy wskazują na sejm Kosowerów w Kosowie, który podobno jest jeszcze weselszy, bo dochodzi tam do tak zwanych rękoczynów, vulgo – mordobicia – podobnie jak to było, a może jest nadal, bo na czas wojny cenzura na wszelki wypadek żadnych takich scen nie pozwala pokazywać – w wierchownym sowiecie ukraińskim. Zasiadają tam wybrani przez naród delegaci poszczególnych oligarchów, żeby pilnowali interesu, a ponieważ interesy oligarchów bywają rozbieżne, to i tam dochodziło do rozmaitych scen myśliwskich.
W naszym nieszczęśliwym kraju wesołość aż tak daleko się nie posuwa, bo noblesse oblige, co w praktyce przekłada się na „haj lajf, bą tą, sawuar wiwr, pardą” – jak śpiewał Adolf Dymsza. Dla przykładu, Wielce Czcigodny poseł Pupka nieubłaganym palcem wytknął panu prezesowi Orlenu, Obajtkowi, że pochodzi on z Pcimia. Najwyraźniej pochodzenie z Pcimia jest w oczach wielce Czcigodnego posła Pupki dyskredytujące. Już gotów byłem w to uwierzyć, bo jakże nie wierzyć Wielce Czcigodnemu posłowi Pupce, ale z kolei pani Beata Szydło nieubłaganym palcem wytknęła Wielce Czcigodnemu posłowi Pupce, że pochodzi z Czeladzi. Hmm… Z Czeladzi… To miejscowość z tradycjami, bo wydała z siebie Księcia Regenta Leszka Wierzchowskiego, który w cywilu pracował w „Głosie Czeladzi”, co nadawało jego arystokratycznym tytułom niezamierzony efekt komiczny – ale nie przeszkadzało to amatorom kupować od Księcia Regenta tytuły arystokratyczne. Wśród nabywców bywały osobistości o sporym ciężarze gatunkowym, co sprzyjało wzrostowi reputacji Czeladzi, a to z kolei mogło przełożyć się na splendor, którym dzisiaj w mondzie cieszy się Wielce Czcigodny poseł Pupka.
Wróćmy jednak do spraw wesołych. Jak wiadomo, marszałkiem Sejmu został pan Szymon Hołownia. Najwyraźniej musiał dopuścić sobie do głowy, że został kimś w rodzaju Ojczyka Narodu. Nie Ojca, co to, to nie; taki tytuł przysługiwał Józefu Stalinu, a właściwie jeszcze lepszy, bo był on Ojcem nie jednego narodu, tylko Wszystkich Narodów, a poza tym – Chorążym Pokoju. W przypadku pana Hołowni pasuje bardziej tytuł „ojczyka” Narodu, jako, że dwukrotnie w zakonie Ojców Dominikanów odbywał on nowicjat, który najwyraźniej mu się nie przyjął, podobnie jak Andrzejowi Szczypiorskiemu, tajnemu współpracownikowi SB, który w stanie wojennym ostentacyjnie się ochrzcił i nawet opisał swoje przełomy duchowe w „Tygodniku Powszechnym” – nie przyjął się pierwszy chrzest – a w każdym razie tak wtedy mówiono na mieście.
Tedy, dopuściwszy sobie do głowy, że został „ojczykiem Narodu”, pan Szymon Hołownia zwrócił się do niego z „orędziem”, w którym obiecywał złote góry, a na początek pochwalił się, że „otworzył Sejm”, nakazując rozbiórkę barierek, które dotychczas oddzielały Przybytek Demokracji od rozmaitych aktywistek w rodzaju Babci Kasi, która właśnie przez niezawisły sąd została wynagrodzona kwotą bodajże 10 tysięcy złotych. Jestem pewien, że po takiej zachęcie i rozmontowaniu barierek, Babcia Kasia zadomowi się w Sejmie na dobre i kto wie, czy nie zacznie wyręczać Pana Marszałka w co trudniejszych obowiązkach. Wszystko jest bowiem możliwe w sytuacji, gdy pani wicemarszałek, Wielce Czcigodna Dorota Niedziela dała wyraz pragnieniu, by w pracy dla Polski mógł jej towarzyszyć pies. Komentatorzy wysuwają przypuszczenie, że ten pies może być konsyliarzem Pani Wicemarszałek w ważnych sprawach państwowych, w związku z czym jego obecność w Sejmie może być jeszcze bardziej uzasadniona, niż obecność Babci Kasi.
Na razie jednak Sejm działa, jakby tu powiedzieć – na biegu jałowym – bo pan Mateusz Morawiecki, który na pierwszym posiedzeniu Sejmu złożył dymisję rządu i jednocześnie otrzymał od pana prezydenta misję stworzenia nowego, ogłosi swoją decyzję dopiero w najbliższy piątek 24, listopada, albo jeszcze później – bo w poniedziałek, 27 listopada. Prawdopodobieństwo, że ten rząd uzyska w Sejmie votum zaufania, jest bardzo niewielkie, chyba, żeby pan Mateusz Morawiecki powołał do tego rządu samych starych kiejkutów od pułkownika wzwyż. Wtedy może nawet Donald Tusk nie odważyłby się wierzgać przeciwko ościeniowi. Na to się jednak nie zanosi, a najlepszą poszlaką na to wskazującą, jest słynny „agent Tomek”, który za rozmaite przysługi został nawet Wielce Czcigodnym posłem PiS. Otóż „agent Tomek” właśnie zaczął denuncjować pana ministra Kamińskiego i pana wiceministra Wąsika, że kazali mu przekazywać materiały „tajne specjalnego znaczenia” do użytku państwa redaktorów: Cezarego Gmyza, Tomasza Sakiewicza, Doroty Kani i innych – co on w podskokach, chociaż podobno pełen wewnętrznego sprzeciwu, wykonywał. Ten wewnętrzny sprzeciw dobrze o panu „agencie Tomku” świadczy – ale tylko z jednej strony, bo z drugiej – zwłaszcza gdyby taki sprzeciw odczuwał naprawdę, to powinien zgłosić to do prokuratury od razu, a nie dopiero teraz, kiedy i jemu za to przestępstwo grozi odsiadka. Teraz jednak „agent Tomek”, gwoli zapewnienia sobie bezkarności, ubiega się podobno o status „świadka koronnego” , a te rewelacje najwyraźniej traktuje jako wpisowe. Tedy pierwszy wniosek, w jakim się na przykładzie tej sprawy utwierdzam, to ten, że lepiej nie mieć żadnych służb, niż takie, w których mogą pracować tacy jegomoście, jak „agent Tomek”. Drugi natomiast wniosek jest taki, że niepisana zasada, która do tej pory konstytuowała III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”, chyba zostanie uchylona, przede wszystkim ze względu na pośpieszne przekształcanie przez Niemcy Unii Europejskiej w IV Rzeszę, w której Polska będzie miała status zbliżony do Generalnego Gubernatorstwa. W Generalnym Gubernatorstwie nie może być i nie będzie miejsca na żadne polskie safandulstwo, toteż Donald Tusk i Volksdeutsche Partei zapowiadają odwet.
Wprawdzie pan prezydent Duda już na otwarciu Sejmu przestrzegał posłów przed uleganiem pokusie „jakobinizmu”, który będzie hamował przy użyciu dostępnych mu środków, m.in. prawa wetowania ustaw, albo odsyłania ich do Trybunału Konstytucyjnego, żeby się tam zaśmierdziały – ale nie osłabiło to namiętności odwetowców. Kombinują, że w takim razie będą mścili się przy pomocy uchwał, który prezydent wetować nie może. Czy jednak można uchwałami odwoływać sędziów, co to „podlegają tylko ustawom”? Najbardziej płomienni szermierze praworządności, z panią prof. Ewą Łętowską na czele, nie mają co do tego wątpliwości, zgodnie ze wskazówką Voltaire’a, że „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”, więc jeśli w grę wchodzi święta sprawa praworządności, to nikogo nie powinny powstrzymywać żadne jurydyczne dyrdymały. Jeszcze dalej idzie Kukuniek, który wprost nawołuje, żeby pana prezydenta Dudę odwołać w drodze „referendum”. Wprawdzie koszulka z nadrukiem „konstytucja” chyba już przyrosła Kukuńkowi do skóry, jakby nie zdejmował jej od 2017 roku – ale w swojej niechęci do czytania czegokolwiek, oczywiście poza pracą naukową nad krzyżówkami, najwyraźniej tej konstytucji też nie czytał, bo w przeciwnym razie by wiedział, że to niemożliwe. Że nie czytał jej Kukuniek, to zrozumiałe, bo jaki on jest – każdy widzi – ale że powtarza po nim pan prof. Marek Chmaj, to już sprawa trochę zagadkowa.
Pewne światło rzuca na nią historia, jak to po rozpoczęciu II wojny światowej, w październiku, czy może listopadzie 1939 roku powstał w Paryżu komitet pomocy uchodźcom. Werbowano do niego tłumaczy i pewien Polak się zgłosił. Prowadzący tę rekrutację garbaty Żyd pyta go o znajomość języków. – Rosyjski, niemiecki, francuski biegle w mowie i piśmie, angielski, hiszpański i włoski trochę gorzej – odpowiada zapytany. – No a jidysz? – pyta garbusek. – Jidysz nie. – Ja rozumiem – powiada na to garbusek – pan zapomniał.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Szanowni Państwo, z przykrością informujemy, że od dzisiaj nie znajdziecie nas na Katolickich Targach Książki w Lublinie, odbywających się w holu Collegium Jana Pawła II na „Katolickim” Uniwersytecie Lubelskim, na których mieliśmy stoisko.
Dziś rano zostaliśmy wyrzuceni z targów.
Cały czas czekamy na podanie oficjalnej przyczyny. Nieoficjalnie przekazano nam, że powodem była ekspozycja książki „Wołyń bez mitów”. Decyzję przekazał nam Prezes Stowarzyszenia Wydawców Katolickich, a kierownictwo KUL wysłało dwóch „pomocników”, którzy mieli dopilnować, abyśmy niezwłocznie opuścili teren uczelni. W związku z tym musieliśmy odwołać wizyty Leszka Żebrowskiego, Piotra Plebaniaka, dr Ewy Kurek oraz dr. Leszka Pietrzaka, którzy mieli być na naszym stoisku.
Od wielu lat uczestniczymy w targach książki, a z taką sytuacją spotkaliśmy się po raz pierwszy. Szczególnie oburzający jest fakt, że próba kneblowania ust nastąpiła na Uniwersytecie, z definicji mającym być forum wymiany i ścierania się myśli. To, że dochodzi do tego na uczelni mającej w nazwie „katolicki” i odwołujący się do spuścizny św. Jana Pawła II, jest wprost niewyobrażalne. Kryjącym się w cieniu władzom uczelni dedykujemy słowa jej patrona: „Nie lękajcie się”.
Ludobójstwo wołyńskie jest niezaprzeczalnym faktem, a jego skala i okrucieństwo do dzisiaj budzi przerażenie. Pamięć o ofiarach jest nie tylko obowiązkiem, jest koniecznością, choćby by taka zbrodnia nigdy więcej się nie powtórzyła, a domaganie się chrześcijańskiego pochówku dla niepogrzebanych jest na wskroś katolickie. Zamilczanie tego bolesnego tematu w imię fałszywie pojmowanej poprawności politycznej jest czymś gorszym niż błąd – jest podłością.
Jako zespół Capital deklarujemy, że nie ulegniemy tej nienawistnej kampanii wykluczania i dalej będziemy kontynuować naszą misję. Jesteśmy jeszcze bardziej zmotywowani do pracy i tworzenia nowych projektów. Nadal też będziemy współpracować ze Stowarzyszeniem Wspólnota i Pamięć, której to współpracy owocem jest zakazana od dziś na KUL książka „Wołyń bez mitów”.
„Gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych – każdy swego” – zachęcał szlachtę Klucznik Gerwazy do zajazdu na Sędziego Soplicę, zanim jeszcze Napoleon ruszył na Rosję w czerwcu 1812 roku. Warto dodać, że Sędzia Soplica miał „fundusz prawie cały” to znaczy – majątek – z łaski Jacka Soplicy, który początkowo był hołyszem, ale po zabójstwie Stolnika, który „popierał prawo trzeciego maja”, został hojnie wynagrodzony przez Targowicę. Toteż Klucznik, namawiając szlachtę do przeprowadzenia zajazdu na Soplicowo, nie miał specjalnych trudności w nadaniu swemu działaniu pozorów patriotycznych. Podobnie zresztą Jacek Soplica; kiedy już, jako Ksiądz Robak, agent francuski, zdekonspirował się przez Sędzią, namawiał go mianowicie, by zorganizował przeciwko Rosji powstanie, stanął na jego czele i w tym charakterze powitał Napoleona. Kiedy Napoleon spyta, kto zacz, powstańcy odrzekną, że są powstańcami pod wodzą Sędziego Soplicy” – „Ach bracie, kto by potem pisnąć śmiał o Targowicy!” – perswadował Sędziemu Ksiądz Robak.
Donald Tusk zaczynał swoją polityczną karierę w tak zwanej „wolnej Polsce” jako przywódca Kongresu Liberalno-Demokratycznego. KL-D w latach 1991 – 1992 współtworzył rząd z Janem Krzysztofem Bieleckim na czele, który zapoczątkował odwrót od „ustawy Wilczka”, przywracając koncesjonowanie obrotu paliwami. W tym rządzie stanowisko ministra przekształceń własnościowych sprawował Janusz Lewandowski. Jak pamiętamy, z jego udziałem wykombinowano tek zwane „fundusze inwestycyjne”, które na podstawie ustawy „o narodowych funduszach inwestycyjnych i ich prywatyzacji” miały być „prywatyzowane”. Był to gigantyczny, znacznie większy od Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego przekręt, dzięki któremu stare kiejkuty stały się już nie posiadaczami, ale właścicielami naszego nieszczęśliwego kraju. Po latach nawet sam Janusz Lewandowski przyznawał, że wprawdzie „chciał dobrze” – cokolwiek by to miało znaczyć – ale wyszło jak zawsze to znaczy – obywatele zostali wydymani, a żeby końce wsadzić w wodę, to w roku 2005 Narodowe Fundusze Inwestycyjne zostały zlikwidowane. Janusz lewandowski zaś trafił do Komisji Europejskiej, gdzie zażywa reputacji tęgiej głowy do interesów. Inaczej recenzowali polityków KL-D tubylcy – oczywiście nie wszyscy, co to, to nie – bo ci, co się obłowili, to specjalnie ich nie krytykowali, ale pozostali z upodobaniem nazywali ich „aferałami”. Zresztą KL-D wkrótce zlał się z Unią Demokratyczną i w ten sposób powstała Unia Wolności, która nawet była w koalicji z Akcją Wyborczą „Solidarność”, za pomocą której nisze ekologiczne w zezwłoku Rzeczypospolitej drążyli sobie działacze związkowi, czyli – „hersztowie fabryczni” – jak ich nazywał kol. Rafał Ziemkiewicz. Kiedy już je sobie wydrążyli, m.in. dzięki wiekopomnym reformom charyzmatycznego premiera Buzka (pseudonimy operacyjne: „Karol” i „Docent”), to AW”S” zniknęła z horyzontu politycznego bez śladu, niczym sól w ukropie. Na gruzach tej koalicji powstała Platforma Obywatelska, początkowo pod kierownictwem „trzech tenorów”, ale wkrótce stare kiejkuty uznały, że trzy grzyby to za dużo, zwłaszcza, jak na bigos hultajski, więc Wielką Nadzieją Białych został Donald Tusk. Pan dr Olechowski (pseudonim operacyjny „Must”) wycofał się bowiem w interesy, a pan Maciej Płażyński najpierw zrezygnował z członkostwa, a potem taktownie zginął w katastrofie smoleńskiej. W tak zwanym „międzyczasie” był jeszcze rząd pod przewodnictwem premiera Marka Belki, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne, ale najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało i rządził on sobie, jak-gdyby-nigdy-nic. Inna rzecz, że pan premier Belka też miał dwa pseudonimy operacyjne, więc gdyby tak teraz pan Mateusz Morawiecki powołał do rządu samych starych kiejkutów jako „ekspertów”, to myślę, że taki rząd bez problemów uzyskałby w Sejmie votum zaufania tym bardziej, że pan Mateusz też miał dwa pseudonimy operacyjne i to nie w tubylczej SB, tylko w STASI, co w tym sezonie politycznym liczy się podwójnie. Ale nie wybiegajmy w przyszłość, bo być może BND postanowiła inaczej, więc skoncentrujmy się raczej na przeszłości.
Okres dobrego fartu dla PO rozpoczął się w roku 2007, po przeintrygowaniu przez premiera Jarosława Kaczyńskiego sprawy tzw. „przystawek” do rządu, czyli Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin pod kierownictwem pana Romana Giertycha. Donald Tusk, niepomny niepowodzenia przy forsowaniu swego „gabinetu cieni”, najwyraźniej wskutek tego musiał utracić „więź z masami”, co spowodowało wsadzenie go przez starych kiejkutów za karę na aferę hazardową, z której musiała ratować go osobiście Nasza Złota Pani, załatwiając mu nagrodę im. Karola Wielkiego oraz – na wszelki wypadek – Mocną Ręką przenosząc go na brukselskie salony, gdzie zrobiła z niego człowieka formatu europejskiego. Stamtąd Donald Tusk wrócił jako najukochańsza duszeńka naszej Nowej Złotej Pani, czyli pani Urszuli von der Layen z misją przywrócenia w naszym bantustanie demokracji i praworządności, dzięki czemu będzie mógł on zostać przekształcony w Generalne Gubernatorstwo w składzie IV Rzeszy.
Jeśli w grę wchodzi przywrócenie demokracji i praworządności, to jasne jest, że w obliczu tak potężnych zadań, nikogo nie mogą wstrzymywać jakieś prawnicze dyrdymały. Jak pisał Voltaire – „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”. Toteż wszystkie autorytety moralne uważają, że wrogów demokracji i praworządności można, a nawet powinno się dusić jeśli już nie gołymi rękami, to w ostateczności – nawet gazem – a pozór moralnego i prawnego uzasadnienia można sobie stworzyć przy pomocy „uchwał” przeciwko trzęsieniom ziemi, ewentualnie – za pomocą parlamentarnych „rezolucji” przeciwko lodowcom. Już widać, że przy przywracaniu demokracji i praworządności nikt nie będzie się nudził.
Na pierwszy ogień ma pójść złowrogi ojciec Tadeusz Rydzyk. Był on najpierw podejrzewany przez Jarosława Kaczyńskiego o niebezpieczne związki z Moskwą, ale wkrótce poszło to w zapomnienie, a miejsce podejrzliwości zajęła amikoszoneria. Dzięki temu ojciec Tadeusz stworzył swego rodzaju imperium eklezjalno- medialno-edukacyjne, co budziło narastające rozgoryczenie Judenratu „Gazety Wyborczej”, według którego monopol na rząd dusz w naszym bantustanie powinien zachować pan red. Adam Michnik, jako, że tak właśnie było uzgodnione w Magdalence z generałem Kiszczakiem. Ponieważ Donald Tusk, przynajmniej na tym etapie, musi liczyć się z Judenratem, jego upodobaniami i uprzedzeniami, to walka o przywrócenie demokracji i praworządności rozpocznie się od ojca Tadeusza Rydzyka. Ciekawe, czy pomogą mu bliskie spotkania III stopnia z panem Jonatanem Danielsem, czy też Donald Tusk i BND okażą się na nie odporni.
Dzietność w Polsce jest na tragicznie niskim poziomie. We wrześniu przyszło na świat 22 tys. dzieci – prawie 5 tys. mniej, niż w tym samym miesiącu rok wcześniej. W sumie od początku tego roku, względem roku poprzedniego, „brakuje” aż 25 tys. dzieci. Jeżeli pod koniec roku nie nastąpi jakiś nagły boom urodzeniowy – a nic na to nie wskazuje – w 2023 roku urodzi się w Polsce najmniej dzieci od końca II wojny światowej.
W przyszłości będzie już tylko gorzej. Powoli przestają rodzić dzieci kobiety z wyżu demograficznego lat 80. W dorosłość wchodzą kobiety urodzone po roku 2000, kiedy urodzeń było już wyraźnie mniej.
Co więcej cały czas w górę idzie wiek urodzenia pierwszego dziecka, a to sprawia, że statystycznie kobieta urodzi dzieci mniej. Demografowie wskazują też na spadek poczucia stabilności związany z Covid-19 oraz wojną na Ukrainie.
To oznacza, że Polska wymiera coraz szybciej. W 2022 roku w naszym kraju odnotowano 305 tysięcy urodzeń, podczas gdy zgonów było 448 tysięcy. To oznacza, że każdego roku liczba Polaków zmniejsza się o ponad sto tysięcy – a z roku na rok będzie tylko gorzej.
Politycy próbują naprawiać tę sytuację całkowicie nieskutecznymi metodami. Obok świadczeń socjalnych to przede wszystkim rozbudowa sieci żłobków czy zachęcanie ojców do brania urlopów wychowawczych. Jest to oczywiście dokładnie przeciwskuteczne, bo żeby rodzina była wielodzietna, matka musi zajmować się domem i dziećmi, a ojciec pracować zarobkowo.
W modelu proponowanym przez polityków jest inaczej: matka musi łączyć rodzenie dzieci z pracą, a ojciec ograniczać pracę na rzecz dzieci. To pomieszanie prowadzi wyłącznie do bałaganu, czego skutkiem jest demograficzna katastrofa i wymieranie Polski.
70-letni Andrzej Łukawski, działacz kresowy i organizator Marszu Pamięci o Ofiarach ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej trafił do więzienia. Wniosek o jego ukaranie złożył Związek Ukraińców w Polsce. A poszło o komentarze w internecie.
Do zdarzenia doszło w środę. Tego samego dnia Andrzej Łukawski miał wziąć udział w konferencji prasowej w Sejmie, jednak tam nie dotarł. Wcześniej bowiem został zatrzymany przez policję. 70-latek zgłosił się na komisariat policji, by odebrać „przesyłkę”. Jak się okazało, było to zawiadomienie o zatrzymaniu celem odbycia kary 7 miesięcy pozbawienia wolności. A stało się tak za sprawą Związku Ukraińców w Polsce.
Sprawa ma swój początek w roku 2019, kiedy to Łukawski – redaktor naczelny Kresowego Serwisu Informacyjnego, a także organizator Marszu Pamięci o Ofiarach ukraińskiego Ludobójstwa – został oskarżony za zamieszczane na Facebooku komentarze. Sprawą zajmował się prok. Maciej Młynarczyk z Prokuratury Rejonowej Praga-Północ.
Chodziło o zwroty takie jak m.in. „bandersyny”, „swołocz banderowska”, czy „dzicz stepowa”. Cytowany przez kresy.pl Łukawski miał powiedzieć, że prokurator sugerował mu, że powinien „przeprosić i wyrazić skruchę”, a wówczas zostanie łagodniej potraktowany.
Ostatecznie jednak Łukawski został skazany w kwietniu 2021 roku m.in. za słowa „znajdzie się kij na banderowski ryj”. Usłyszał wyrok 7 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Miał też zapłacić grzywnę w wysokości 2 tys. zł. Dodatkowo sąd zobowiązał go do „zaniechania publikowania w Internecie wypowiedzi «znieważających i zawierających treści dyskryminujące z uwagi na przynależność narodową i etniczną» oraz przeczytania książki autorstwa Witolda Szabłowskiego pt. «Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia»”.
Pierwszym sygnałem do odwieszenia wyroku był wniosek kuratora sądowego, który twierdził, że Łukawski nie przeczytał zadanej mu lektury. Wówczas jednak sąd oddalił jego wniosek. Później wniosek złożył Związek Ukraińców w Polsce. Dotyczył on „rozważenia zarządzenia wykonania kary” więzienia oraz zobowiązanie Łukawskiego do „powstrzymania się od korzystania i zamieszczania wpisów w serwisie internetowym Facebook”.
W sierpniu 2023 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa wniosek rozpatrzył pozytywnie i odwiesił wyrok. W październiku Sąd Okręgowy utrzymał wyrok w mocy. W uzasadnieniu twierdzono, że Łukawski nie przeczytał książki, a na domiar złego we wpisach na Facebooku używa słów „nachodźcy” i „banderyzacja”. W ocenie sądu wyrok więc nie spowodował „pozytywnej zmiany”. Co więcej, sąd stwierdził, że podeszły wiek mężczyzny oraz fakt leczenia onkologicznego nie stanowią powodów do zaniechania odwieszenia wyroku.
Jak podaje portal kresy.pl, otrzymał potwierdzenie informacji o tym, że Łukawski trafił do więzienia.
W środę posłowie Konfederacji Grzegorz Braun i Andrzej Zapałowski nagłośnili sprawę oraz zwrócili się do prezydenta Andrzeja Dudy z wnioskiem o ułaskawienie działacza kresowego.
– Doszło do nieprawdopodobnej sytuacji, a mianowicie Związek Ukraińców w Polsce w oskarżeniu Pana Łukawskiego zrównał słowo Ukrainiec jako synonim banderowca tzn. zgodnie z Kodeksem Karnym art. 256 z nazizmem, czyli banderowiec jest dla nich synonimem Ukraińca. Coś nieprawdopodobnego. To będzie miało daleko idące konsekwencje – ocenił prof. Zapałowski.
„Szanowny Panie Prezydencie,
wnoszę o skorzystanie z przysługujących Panu uprawnień ustawowych i o darowanie panu Andrzejowi Łukawskiemu kary 7 miesięcy pozbawienia wolności orzeczonej prawomocnym wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 21 kwietnia 2021 r. za czyn określony w art. 119§ 1 i art. 257 k.k. II AKa 212/20” – czytamy.
Gimnastyczka z Ukrainy, Wlada Nikolczenko, w mediach społecznościowych wyjawila, co mysli o Polsce. Napisala: “Zrujnowany nastroj z samego rana. Nienawidzę tego kraju, a zwlaszcza ludzi, ktorzy tu mieszkaja. Jestem tu tylko dlatego, bo zamknęli lotnisko na Ukrainie…”
To się nie mieści w głowie! Ministrowie wskazują: “O przyjęciu rezolucji zadecydowały głosy 9 europosłów wybranych w Polsce”
Niepojęte! „O przyjęciu rezolucji zadecydowały głosy 9 europosłów wybranych w Polsce”; „Gdyby wszyscy polscy europosłowie zagłosowali PRZECIW, procedura zmiany traktatów zostałaby zatrzymana” – wskazują ministrowie. O których europosłach mowa?
9 europosłów z Polski zagłosowało za zmianą traktatów UE
Parlament Europejski w przyjętej w środę w Strasburgu rezolucji opowiedział się za zmianą traktatów unijnych. W głosowaniu 291 europosłów było za, 274 przeciw, a 44 wstrzymało się od głosu.
Wśród “polskich” europosłów, który poparli rezolucję, znalazło się 9 osób – Róża Thun, Marek Balt, Marek Belka, Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Łukasz Kohut, Bogusław Liberadzki, Leszek Miller oraz Sylwia Spurek – wybrani do PE w 2019 r. z list Koalicji Europejskiej (PO, PSL, SLD, N., Zieloni) oraz Wiosny Roberta Biedronia. Europosłowie ci reprezentują frakcje Socjalistów i Demokratów oraz Renew i Zielonych.
Pozostali polscy europosłowie – reprezentujący PiS (należący w PE do Europejskich Konserwatystów i Reformatorów – EKR), a także Koalicję Obywatelską i PSL (należący w PE do Europejskiej Partii Ludowej – EPL) – sprzeciwili się uchwale.
„Gdyby głosowali tak jak inni posłowie z Polski, rezolucja by przepadła”
Do wyników głosowania nawiązał we wpisie na portalu X minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk. We wpisie przedstawił zdjęcie dokumentu wskazującego nazwiska europosłów, którzy poparli rezolucję, i którzy się jej sprzeciwili, z zaznaczonymi nazwiskami polskich europosłów.
Mamy wyniki głosowania imiennego nad rezolucją PE ws. uruchomienia arcygroźnej reformy traktatów mającej na celu odebranie państwom kompetencji na rzecz UE w strategicznych obszarach. Chyba jasne staje się dlaczego politycy PO, Trzeciej Drogi, Lewicy nie chcieli wczoraj przyjęcia w Sejmie uchwały zobowiązującej polskich europosłów do sprzeciwienia się propozycji zmian traktatowych
— stwierdził we wpisie Szynkowski vel Sęk.
Jak zaznaczył, „gdyby wszyscy polscy europosłowie zagłosowali przeciw rezolucja by upadła a procedura zostałaby zatrzymana. A tak, przeszła niewielką większością”.
Nagły zwrot posłów PO miał charakter wyłącznie wizerunkowy i taktyczny
— dodał.
O przyjęciu rezolucji zadecydowały glosy 9 europosłów wybranych w Polsce – z list Koalicja Europejska PO-PSL-SLD-.N-Zieloni oraz „Wiosna“ Roberta Biedronia (…) Rezolucja przeszła 17 głosami
— podał również wiceszef MSZ Paweł Jabłoński na platformie X.
Gdyby wszyscy polscy europosłowie zagłosowali PRZECIW, procedura zmiany traktatów zostałaby zatrzymana
— podkreślił.
9 posłów z Polski, których ugrupowania chcą tworzyć rząd głosowało za zmianą traktatów. Gdyby głosowali tak jak inni posłowie z Polski, rezolucja by przepadła, a procedura nie zostałaby uruchomiona. Wówczas wynik byłby 282 ZA przy 283 PRZECIW. Koalicja Tuska w pozornym rozkroku pozwoliła Niemcom na wdrażanie ich planów
— napisał także wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.
Rzecznik rządu Piotr Müller wskazał, że „właśnie dlatego tak ważna była uchwała, którą złożyliśmy w polskim Sejmie”.
Jej przegłosowanie wstrzymała koalicja z @donaldtusk na czele
— przypomniał.
Gdyby wszyscy polscy eurodeputowani zagłosowali przeciw w PE, szkodliwa procedura zmian w traktatach nie zostałaby dzisiaj rozpoczęta
— dodał rzecznik.
Zmiany traktatów UE
Treść przyjętego w środę przez PE dokumentu została uzgodniona przez przedstawicieli pięciu frakcji – Europejskiej Partii Ludowej (EPL), socjaldemokratów (S&D), liberałów (Renew), Zielonych i Lewicy. Zawiera on propozycję 267 zmian w obu traktatach – O Unii Europejskiej (TUE) oraz O Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE).
Główne proponowane zmiany to rezygnacja z zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE w 65 obszarach i przeniesienie kompetencji z poziomu państw członkowskich na poziom UE, m.in. poprzez utworzenie dwóch nowych kompetencji wyłącznych UE – w zakresie ochrony środowiska oraz bioróżnorodności (art.3 TFUE) – oraz znaczne rozszerzenie kompetencji współdzielonych (art.4), które obejmowałyby siedem nowych obszarów: politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, ochronę granic, zdrowie publiczne, obronę cywilną, przemysł i edukację.
Zmiany w traktatach UE mógł zatrzymać polski Sejm. Gdyby wszyscy europosłowie z Polski zagłosowali przeciw…
Parlament Europejski w przyjętej w środę w Strasburgu rezolucji opowiedział się za zmianą traktatów unijnych. W głosowaniu 291 europosłów było za, 274 przeciw, a 44 wstrzymało się od głosu.
Do wyników głosowania nawiązał w środę po południu we wpisie na portalu X minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk. We wpisie przedstawił zdjęcie dokumentu wskazującego nazwiska europosłów, którzy poparli rezolucję, i którzy się jej sprzeciwili, z zaznaczonymi nazwiskami polskich europosłów. Listę podał tę wcześniej portal Niezalezna.pl.
“Mamy wyniki głosowania imiennego nad rezolucją PE ws. uruchomienia arcygroźnej reformy traktatów mającej na celu odebranie państwom kompetencji na rzecz UE w strategicznych obszarach. Chyba jasne staje się dlaczego politycy PO, Trzeciej Drogi, Lewicy nie chcieli wczoraj przyjęcia w Sejmie uchwały zobowiązującej polskich europosłów do sprzeciwienia się propozycji zmian traktatowych“
– stwierdził we wpisie Szynkowski vel Sęk. Odniósł się on w ten sposób do zgłoszonego w poniedziałek projektu uchwały dotyczącego “zatrzymania niebezpiecznych dla Rzeczypospolitej Polskiej zmian Traktatu o Unii Europejskiej oraz Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej”.
Projekt został skierowany do sejmowej Komisji do Spraw Unii Europejskiej, a opozycyjna większość nie poparła wniosku Pawła Jabłońskiego (PiS), aby skrócić zaplanowaną do środy do godz. 11 przerwę w obradach i jeszcze tego dnia zająć się projektem uchwały PiS dotyczącym sprzeciwu wobec zmiany Traktatów UE.
Jak zaznaczył, “gdyby wszyscy polscy europosłowie zagłosowali przeciw rezolucja by upadła, a procedura zostałaby zatrzymana. A tak, przeszła niewielką większością”. “Nagły zwrot posłów PO miał charakter wyłącznie wizerunkowy i taktyczny” – dodał.
“O przyjęciu rezolucji zadecydowały glosy 9 europosłów wybranych w Polsce – z list Koalicja Europejska PO-PSL-SLD-.N-Zieloni oraz “Wiosna” Roberta Biedronia”
– wtórował Szynkowskiemu vel Sękowi również na Twitterze wiceszef MSZ Paweł Jabłoński.
“Rezolucja przeszła 17 głosami. Gdyby wszyscy polscy europosłowie zagłosowali PRZECIW, procedura zmiany traktatów zostałaby zatrzymana” – dodał, wymieniając nazwiska europosłów, którzy poparli rezolucję.
Sprawę skomentował na Twitterze również Mateusz Morawiecki.
– Mimo wczorajszych zapewnień Donalda Tuska, ludzie go popierający zaakceptowali prawo UE do nakładania podatków według ich postanowień, do odebrania nadzoru państw członkowskich nad granicami i do odebrania wielu innych funkcji państwa, a w konsekwencji całkowitej zależności Polski i innych państw członkowskich od decyzji Brukseli i od woli dwóch najsilniejszych państw w Unii – wskazał.
Krok w stronę superpaństwa
Treść przyjętego w środę przez PE dokumentu została uzgodniona przez przedstawicieli pięciu frakcji – Europejskiej Partii Ludowej (EPL), socjaldemokratów (S&D), liberałów (Renew), Zielonych i Lewicy. Zawiera on propozycję 267 zmian w obu traktatach – O Unii Europejskiej (TUE) oraz O Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE).
Główne proponowane zmiany to rezygnacja z zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE w 65 obszarach i przeniesienie kompetencji z poziomu państw członkowskich na poziom UE, m.in. poprzez utworzenie dwóch nowych kompetencji wyłącznych UE – w zakresie ochrony środowiska oraz bioróżnorodności (art.3 TFUE) – oraz znaczne rozszerzenie kompetencji współdzielonych (art.4), które obejmowałyby siedem nowych obszarów: politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, ochronę granic, zdrowie publiczne, obronę cywilną, przemysł i edukację.
Zgodnie z propozycjami zmian traktatowych Komisji Spraw Konstytucyjnych PE edukacja ma się stać jedną z kompetencji „współdzielonych” między UE a państwami członkowskimi.
– Gdyby do tego doszło, to w szkołach i na uniwersytetach doszłoby do ograniczenia wolności myśli i zaczęłaby się +produkcja+ prymitywów o umysłowości bolszewickiego politruka – ostrzega w rozmowie z PAP eurodeputowany PiS prof. Ryszard Legutko.
– Zacznijmy od tego, że realnie nie ma czegoś takiego jak kompetencje współdzielone. De facto, kompetencje, które nazywają się współdzielone to są kompetencje Unii. Ona je natychmiast przejmuje. Słowo współdzielone jest fikcyjne – zaznacza filozof i pisarz.
– Po co zatem Unii wpływ na edukację w państwach członkowskich? Możemy z dużą dozą pewności założyć, że nie jest to dążenie do podniesienia poziomu nauczania matematyki, czy fizyki, tylko do indoktrynacji. Chodzi o uformowanie określonej umysłowości, która zinternalizuje i nie będzie kwestionować coraz bardziej ekstrawaganckich szaleństw tego ideologicznego tworu jakim staje się obecnie Unia Europejska – przewiduje profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zdaniem polityka, środkiem do osiągnięcia tego celu jest wykorzenienie ludzi, pozbawienie ich poczucia przynależności i przywiązania do tradycji już na poziomie szkoły.
– Nie musimy nawet specjalnie wysilać wyobraźni, żeby uświadomić sobie, jak to będzie wyglądało. W wielu krajach Europy Zachodniej ten program jest już dawno realizowany. Polega to na zastąpieniu wykształcenia historycznego i literackiego ideologią. Wiedza ogólna, która wyposaża człowieka w zdrowy sceptycyzm, szerszą perspektywę i świadomość, że mądrość ludzka nie zawiera się w ostatnich dokumentach Komisji Europejskiej jest tam reglamentowana. Efekty widać np. w Parlamencie Europejskim wśród lewicowych i liberalnych kolegów ze starych państw Unii. Nie mają oni pojęcia o historii, literaturze, filozofii. Umiejętność posługiwania się logiką, jako narzędziem badania rzeczywistości, jest wśród nich na poziomie jaskiniowca. Te braki nadrabiają szermowaniem sofizmatami, frazesami i tropieniem myślozbrodni. Jak Poligraf Poligrafowicz Szarikow z Bułhakowa – ironizuje uczony.
– Nic dziwnego, że szacunek, jakim do pewnego stopnia jeszcze darzy się w niektórych państwach członkowskich klasyczne wykształcenie, ewidentnie bardzo denerwuje europejski mainstream – dodaje.
Polityk zwraca przy tym uwagę, że tzw. liberalna demokracja, zachodnie elity akademickie i polityczne wyprodukowały znacznie dłuższą listę myślozbrodni, niż reżim komunistyczny.
– Możemy się z tego śmiać, ale na zachodnich uniwersytetach już od dawna „homofobia, transfobia, binaryzm, eurosceptycyzm, logocentryzm, fallocentryzm, seksizm, mizoginia, negacjonizm klimatyczny” itd. są „zbrodniami”, które karze się ostracyzmem. Stamtąd praktyki te przeszły do mediów i korporacji – tłumaczy Ryszard Legutko.
– Niestety, polskie uniwersytety – mówiąc oględnie – nie są na to odporne. Paradoksalnie, środowiska uniwersyteckie są najbardziej podatne na konformizm, najbardziej wrogie wolności. Akademicy, którzy są w ogromnej większości papugami tego co powstaje na Zachodzie uważają się za akuszerów nowych czasów, „nowego Polaka”. Będą zatem naturalnymi sojusznikami eurokratów – prognozuje intelektualista.
– Jeszcze nie tak dawno w języku polskim w użyciu był wyraz „cudzobiesie” – bezkrytyczne przyjmowanie wszystkiego co przychodzi z zagranicy. Jest to stary polski grzech. Kiedyś był jednak przynajmniej przez część naszych elit krytykowany i wyśmiewany. Proszę przypomnieć sobie fragment Pana Tadeusza o Podczaszycu: „Ogłosił nam, że jacyś Francuzi wymowni; Zrobili wynalazek: iż ludzie są równi. Choć o tem dawno w Pańskim pisano zakonie, I każdy ksiądz toż samo gada na ambonie. Nauka dawną była, szło o jej pełnienie! Lecz wtenczas panowało takie oślepienie, że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie, Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie – cytuje Legutko.
– Cudzobiesie to zaraza. Jest oznaką myślenia niewolniczego – udawanie pana, kiedy jest się zniewolonym. Mentalność niewolnicza – to charakteryzuje duże rzesze polskich akademików. Stąd wredność w postepowaniu. Najgorszy jest niewolnik, który został nadzorcą innych niewolników i dostał bat do ich poganiania – ocenia naukowiec.
– Biorąc to wszystko pod uwagę, obawiam się, że skutki wprowadzenia „europejskiej” edukacji w Polsce będą jak najgorsze. Będzie ona oczywiście realizowana w polskim idiomie. Młodym ludziom będzie się wmawiać, że cała nasz historia to ksenofobia, zaściankowość i antysemityzm. Materiał heroiczno-patriotyczny zostanie całkowicie wycięty, bo „wybieramy przyszłość”. Ze szkół zaczną wychodzić kulturowi analfabeci o mentalności politruków, tropiących myślozbrodnie – ubolewa profesor.
– Ktoś mógłby pomyśleć, że przecież przetrwaliśmy zabory, PRL i jakoś to było. Chciałbym przestrzec przed tym „jakoś”. Umysłowość ludzka nie powstaje sama z siebie. Nie istnieje jakaś naturalna umysłowość wbrew temu co sądził Fryderyk Barbarossa. Mentalność jest kształtowana. W dawniejszych czasach, np. pod zaborami, równolegle do rządowych istniały instytucje, które pozwoliły przechować i przekazać polskie umysłowe dziedzictwo. W dworskich bibliotekach przechowywano „zakazane” książki i kształcono włościańskie dzieci; ludzie Kościoła, wyposażeni w kategorie pojęciowe tomizmu nie chodzili na kompromisy z ideologiami będącymi zaprzeczeniem prawa naturalnego, ani nie zajmowali się ratowaniem klimatu. Słowem, istniała przeciwwaga dla prób wynarodowienia. Teraz ta przeciwwaga jest dużo słabsza – podsumowuje intelektualista.