Stowarzyszenie Użytecznych Idiotów zaprasza na marsz 4 czerwca

Stowarzyszenie Użytecznych Idiotów zaprasza na marsz 4 czerwca

Autor: CzarnaLimuzyna , 3 czerwca 2024

W 1988 roku w obaleniu komuny przeszkodził Lech Wałęsa jeżdżąc i gasząc strajki Solidarności. Rok później komuna obaliła Solidarność. Triumfalny powrót żydokomuny na synekury, po trwającej od 1968 roku przerwie, stał się faktem.

Libacja w Magdalence była koszerna. Chanuki nie palono, ale na stole stał 6- ramienny świecznik. Na dołączonym zdjęciu, na pierwszym planie, widoczny jest Adam Michnik, syn żydowskiego przestępcy Ozjasza Szechtera członka Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, dalej po prawej Lech Kaczyński, którego rodzinne korzenie czerpały soki z ukraińskiej ziemi w okolicach Odessy.

W operacji brali udział komuniści z okresu stalinowskiego oraz szef całego przedsięwzięcia, generał komunistycznej Bezpieki, Czesław Kiszczak. Przy okazji nie wypada pominąć faktu, że słynna szafa Kiszczaka z dokumentami, wśród których znalazły się też te dotyczące tajnego, a potem już jawnego współpracownika o kryptonimie Bolek, odnalazła się w… USA.

Na specjalne wyróżnienie również zasługuje urodzony się jako Benjamin Lewertow w rodzinie Borucha i Szarcy Lewertowów – używający nazwiska – Geremek. W niektórych publikacjach można przeczytać, że „Drogi Bronisław” nie uważał się za Żyda. Jeszcze dalej idą jego wielbiciele, którzy nie uważają go za komunistę. Geremek spędził w organizacjach komunistycznych 20 lat (1948-1968).

„Wasz prezydent nasz premier”.

Istotą sprawy było porozumienie. Frakcja Chamów po długotrwałej wojnie z frakcją Żydów porozumiała się ponad głowami naiwnych Polaków w sprawie podziału władzy. Oznaczało to ostateczną klęskę niepodległościowego ruchu Solidarność. Po 4 czerwca 1989 roku prezydentem został, z rekomendacji USA, komunistyczny zamordysta, Jaruzelski, a premierem komunistyczny publicysta, Mazowiecki.

 „Chamy i Żydy” powołują rząd Mazowieckiego

Autor nowego rozdania Kiszczak posługując się agentem „Chamów” Bolkiem i pomniejszym sortem tajnych i jawnych współpracowników ustalił z przedstawicielami odsuniętych od koryta „Żydów” parytety w ramach których 65% miejsc w przyszłym sejmie zajmą „Chamy”, a 35% przypadnie na użytecznych idiotów i „Żydów” mających za zadanie reprezentować  “opozycję”.

3 lipca 1989 roku w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł Adama Michnika pod znamiennym tytułem „Wasz prezydent, nasz premier”…

Geopolityczny kontekst całej operacji był dopięty na ostatni guzik. W 1985 roku autor Stanu Wojennego w Polsce generał Jaruzelski, nie bacząc na niewygody przewiózł przez ocean i zdeponował u Rockefellera realne insygnia władzy w PRL – kijek i marchewkę. W ten oto symboliczny sposób centrum zarządzające przeniosło się z Moskwy do innych ośrodków kierowniczych. W „chwilę potem”, Soros zarejestrował w Polsce swoją fundację (1988).

Nie wymieniam wszystkich polskich i żydowskich pionków oraz figur na tej szachownicy. Można je wszystkie odnaleźć w historycznych publikacjach.

Wpasowując się jednak w atmosferę jutrzejszego święta wznieśmy toast:

Szybsze rozbiory, Więcej wody w kranie, mniej dwutlenku węgla!

_________________________________________________

1) Chamy– “Natolińczycy byli przeciwnikami liberalizacji systemu, głosili hasła nacjonalistyczne (nie było to prawdą – przypis mój) i antysemickie”.

2) Żydy – “Puławianie, wielu pochodzenia żydowskiego, co natolińczycy wykorzystywali w propagandzie, nazywając puławian Żydami”.

_________________________________________________

Grafika: Barbara Piela GIF/link/

Szczecin straci ważny terminal zbożowy. Ma zostać sprzedany i wycofany z eksploatacji. Transporty przejmą Niemcy.

Szczecin straci ważny terminal zbożowy. Ma zostać sprzedany i wycofany z eksploatacji money.pl/gospodarka/szczecin-straci

Kurczy się sieć terminali zbożowych w polskich portach. Po doniesieniach o niepewnym losie tych w Gdyni i Gdańsku teraz okazuje się, że zniknie kolejny. Szczeciński terminal ma zostać sprzedany Amerykanom i wycofany z eksploatacji – pisze w poniedziałek “Rzeczpospolita”.

Szczecin straci ważny terminal zbożowy. Ma zostać sprzedany i wycofany z eksploatacji
Przeładunek zboża w porcie (East News, Wojciech Strozyk/REPORTER)

Jak ustaliła “Rzeczpospolita”, elewator zbożowy Andreas w Porcie Szczecin ma zostać sprzedany i wycofany z eksploatacji. Jego kupcem ma być amerykańska firma, producent klejów, która chce zlikwidować terminal do przeładunku zbóż i przechowywać tam składniki do produkcji klejów.

Z mapy znika jeden z kluczowych punktów przeładunku

“Rz” zwraca uwagę, że elewator jest własnością prywatnej firmy, trudno zatem podważać jej decyzję. Ale oznacza ona też, że z mapy znika jeden z kluczowych punktów przeładunku polskich zbóż i pasz kierowanych na eksport.

Bo szczeciński terminal to ważny punkt dla rolników z województwa zachodniopomorskiego, lubuskiego, a nawet z Wielkopolski czy Dolnego Śląska, skąd zboże może trafiać do Szczecina pociągiem – podkreśla “Rz”.

Rocznie obsługiwał nawet 650 tys. ton produktów rolnych, co w skali całego polskiego eksportu oznacza jakieś 6 proc. Według gazety regionalnego znaczenia elewatora nie sposób przecenić: obsługiwał on lwią część producentów z kilku regionów.

Sytuacja w portach zaczyna się komplikować

“Rzeczpospolita” wskazuje, że terminale zbożowe w polskich portach stały się w ostatnich latach jednym z kluczowych elementów infrastruktury handlu: poza eksportem polskich producentów miały też służyć jako okno na świat dla tranzytu z Ukrainy.

Tymczasem sytuacja w portach wydaje się komplikować niemal z miesiąca na miesiąc – zauważa gazeta.

Tłumaczy, że rolnicy z Zachodniopomorskiego mogą zboże odwieźć tylko do Szczecina lub do mniejszych terminali w Świnoujściu i Kołobrzegu. Gdy terminal zbożowy w Szczecinie zostanie zlikwidowany, transporty mogą przejąć Niemcy, bo do Gdyni jest dużo dalej.

Do Gdyni ze Szczecina jest 355 km, gdy do alternatywnego portu Mukran w Niemczech – jedynie 130. Jeśli zamknie się ten jeden z większych terminali w zachodniej części kraju, część zboża będzie musiała jechać gdzie indziej, a najbliżej jest do Mukran. Bliskość jest kluczowa, bo koszty transportu bardzo wpływają na atrakcyjność ceny polskiego zboża – podkreśla “Rzeczpospolita”.

Szczury uciekają z tej łajby. Ponad 31 % posłów na Sejm ubiega się o mandat europarlamentarzysty.

Eurowybory 2024. Doszło do sytuacji bez precedensu

oprac. Anna Lewicka dziennik

Do PE kandyduje aż 154 parlamentarzystów, w tym szefowie i wiceszefowie wielu resortów. To bezprecedensowa sytuacja w historii polskiej polityki.
Do PE kandyduje aż 154 parlamentarzystów, w tym szefowie i wiceszefowie wielu resortów. To bezprecedensowa sytuacja w historii polskiej polityki. / ShutterStock

Ponad 31 proc. posłów na Sejm ubiega się o mandat europarlamentarzysty. To sytuacja bez precedensu – ocenił dr Bartłomiej E. Nowak politolog z akademii Vistula.

Zdaniem eksperta, przyczyną “politycznego exodusu” są nie tylko znacznie wyższe uposażenia europosłów, ale i lepsze warunki pracy, które gwarantuje Parlament Europejski. W ocenie politologa nie bez znaczenia jest też prestiż wiążący się z pełnieniem funkcji europarlamentarzysty.

Wybory do Parlamentu Europejskiego

W czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego o mandat europosła ubiega się 154 obecnych parlamentarzystów: 146 posłów i 8 senatorów. Oznacza to, że ok. 31 proc. posłów X – trwającej zaledwie pół roku – kadencji Sejmu, planuje opuścić Wiejską na rzecz Brukseli.

Zdaniem dr Nowaka, Parlament Europejski jest idealnym miejscem na początek lub koniec kariery politycznej. – PE to miejsce, w którym można się na początku wiele nauczyć. Z kolei jeśli jest się b. ministrem lub premierem, to automatycznie ma się w polityce europejskiej wyższy status, jest się osobą, do której słów przykłada się większą wagę – powiedział. Dodał, że dotychczas w polskiej polityce dominował właśnie ten schemat.

Sytuacja bezprecedensowa w historii polskiej polityki

Jednak, jak zaznaczył, sytuacja, w której do PE kandyduje aż 154 parlamentarzystów, w tym szefowie i wiceszefowie wielu resortów, jest bezprecedensowa w historii polskiej polityki. – To pierwszy taki przypadek od momentu wejścia Polski do UE – zauważył.

Pytany o przyczyny tak wielkiego zainteresowania mandatem europosła odparł: – Jeżeli ktoś jest posłem z ugrupowania rządzącego, to jego praca raczej nie należy do fascynujących. Posłowie zazwyczaj zatwierdzają to, co proponuje rząd. Mają niewielkie możliwości wybicia się. Z tej perspektywy europarlament jawi się niezwykle atrakcyjnie.

Jak zauważył, nie chodzi wyłącznie o znacznie wyższe niż w polskim parlamencie, diety poselskie. Nowak wyjaśnił, że dużą rolę odgrywa też zaplecze, które PE zapewnia europosłom. – Przykładem mogą być biura europarlamentarzystów, które często są znacznie większe niż przestrzeń, która przysługuje małym klubom w Sejmie – zauważył.

Oprócz tego, każdy europoseł otrzymuje wysokie dodatki “na całą grupę asystentów parlamentarnych, których może zatrudnić zarówno w kraju, jak i w Brukseli”. “Polskiego posła ledwo stać na jednego asystenta, o ile w ogóle takiego ma” – dodał.

Nadmienił też, że polityk to jeden z zawodów o najniższym poziomie zaufania i prestiżu społecznego. – Być może kariera polityczna w Polsce przestała być atrakcyjna. Jeżeli ktoś jest posłem w Polsce, to trzeba przyznać, że finansowo cierpi, bo na rynku, jeśli jest w miarę dobry, to na pewno zarobi więcej – zaznaczył. – Kiedyś zarobki poselskie były znacząco wyższe w stosunku do średniej krajowej. Teraz już tak nie jest – dodał.

Pytany o to, jak Polska wypada na tle innych państw europejskich wyjaśnił, że dla parlamentarzystów z Niemiec czy Włoch wyprowadzka do Brukseli wiąże się z “poważnym obniżeniem statusu materialnego”. – W krajowych parlamentach zarabiają znacznie więcej – zaznaczył.

Nowak wskazał, że mechanizm ten działa zupełnie odwrotnie na Węgrzech. – Na Węgrzech pensje parlamentarzystów są jeszcze niższe niż w Polsce. Generuje to spory problem – ocenił. Zdaniem eksperta, w skali płac parlamentarzystów w Europie, Polska plasuje się w dolnej części. – Polscy parlamentarzyści zarabiają znacznie mniej niż ich zachodni koledzy, dlatego atrakcyjność PE jest dla nich znacząco większa – stwierdził.

Pensje polskich posłów i senatorów

Pytany czy w związku z tym pensje polskich posłów i senatorów powinny zostać zwiększone, ocenił, że, ponieważ jest to trudne politycznie, znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby zapewnienie polskim posłom solidnego zaplecza. – Środki na biuro i asystentów są niewielkie. Polityka wymaga solidnej ekspertyzy, a obecnie jest jej bardzo mało – wyjaśnił.

Politolog odniósł się również do byłych ministrów, którzy podali się do dymisji, by kandydować w wyborach do PE. Chodzi o b. szefa resortu aktywów państwowych Borysa Budkę, ministra spraw wewnętrznych i administracji Marcina Kierwińskiego, szefa resortu kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomieja Sienkiewicza oraz ministra rozwoju i technologii Krzysztofa Hetmana. – Ciężko nawet nazywać ich ministrami, bo dopiero co objęli swoje resorty. Z sondaży wynika, że decyzje te są dla wyborców niezrozumiałe i zniechęcające do głosowania. To wygląda tak, jakby nie traktowali poważnie ani swojej funkcji, ani wyborców, ani mandatów, które chwilę temu uzyskali – powiedział.

Dr Bartłomiej E. Nowak – wykładowca Uczelni Vistula, politolog, dr nauk ekonomicznych. Ekspert fundacji im. Kazimierza Pułaskiego. Członek Komitetu Prognoz Polskiej A

===================

Czy Polska może uniknąć wciągnięcia w wojnę?

Czy Polska może uniknąć wciągnięcia w wojnę?

Stanisław Lewicki konserwatyzm

Zaczynają się dla naszego kraju zarysowywać coraz bardziej niebezpieczne perspektywy związane z wojną na Ukrainie. Od samego jej początku, w lutym 2022 roku, byliśmy mocno zaangażowani we wspieranie Ukrainy i jeśli chodzi o ilość dostarczonej broni, to w pewnych jej kluczowych segmentach, jak czołgi, dostawy z Polski to nadal aż około połowy wszystkich czołgów dostarczonych Ukrainie. Dokonałem podsumowania danych z otwartych źródeł i wyszło, że Polska dostarczyła do tej pory Ukrainie 330 czołgów, zaś wszystkie pozostałe państwa razem tylko 315.
Nasz ówczesny rząd podjął wtedy duże ryzyko dostarczając masowo broń i amunicję dla Ukrainy w sytuacji gdy inne, o wiele od Polski silniejsze państwa, wstrzymywały się, z uwagi na możliwą reakcję Rosji, z wysyłaniem broni do obszaru tego konfliktu. Dziś tamte, bardzo ryzykowne dla Polski, działania naszego rządu zostały już zapomniane, a podziękowaniem ze strony prezydenta Ukrainy Zełenskiego było mało zakamuflowane oskarżenie Polski, na forum ONZ, o współdziałanie z Putinem.

Pamiętać też należy, że pierwszym politykiem, który otwarcie mówił o możliwości wysłania wojska na Ukrainę, był Jarosław Kaczyński, który już 15 marca 2022 roku, podczas wspólnego z premierami Czech, Polski i Słowenii  wyjazdu do Kijowa, stwierdził: „Potrzebna jest misja pokojowa NATO lub szerszego układu międzynarodowego, która będzie w stanie także się obronić i która będzie działała na terenie Ukrainy”.
Wtedy była to szokująca, wręcz nie do pomyślenia, propozycja i można było odnieść wrażenie, że przywódcy Zachodu, w tym USA, mogli dojść do przekonania, że to Polska jest  chętna to udziału w takiej ekspedycji i należy raczej ją przed tym powstrzymywać i dawać sygnały, że w przypadku nierozważnego wplątania się Polski w tę wojnę, nie będzie to objęte systemem gwarancji NATO.

Od tego oświadczenia Jarosława Kaczyńskiego upłynęło prawie dwa lata i pod koniec lutego 2024 roku, podczas  spotkania 20 przywódców państw europejskich w Paryżu, prezydent Francji, Emmanuel Macron, nie wykluczył, że członkowie NATO i UE mogą w przyszłości wysłać swoje wojska na Ukrainę. Ta sprawa miała była omawiana podczas wspomnianego spotkania ale nie osiągnięto konsensusu. Były też jakieś przecieki co do tego, które to państwa miały być za wysłaniem wojska.
Kwestia musiała być postawiona poważnie, skoro przywódcy dwóch państw, Węgier i Słowacji, publicznie i sposób zdecydowany odrzucili jakąkolwiek możliwość uczestniczenia w takiej imprezie. Sprawa ta jednak zaczęła żyć swoim życiem i weszła niejako na stałą agendę polityczną. Nie ma już prawie dnia, by o tym nie mówiono.

Ponieważ żadne państwo konkretnie nie zadeklarowało posłania swoich żołnierzy na Ukrainę, to zrobił to w końcu sam prezydent Macron i w dniu 27 maja pojawiła się informacja, że będą wysłani francuscy instruktorzy by szkolić ukraińskie oddziały na tamtejszych poligonach.
W kontekście tego, że możliwość wysłania własnych żołnierzy na Ukrainę odrzuciły Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Włochy, nie mówiąc już o Niemczech, to trzeba stwierdzić, że Francuzi wychodzą na najodważniejszych w całej Unii i NATO. Nie wiemy dziś na ile im tej odwagi wystarczy, ale tak to właśnie wygląda.
Ponieważ Polska sprawiła zawód wielu zagranicznym obserwatorom i nie zadeklarowała stanięcia w pierwszym szeregu tego przedsięwzięcia to zaraz pojawiły się zachęty, wyrażane przez niemieckich polityków (CDU, FPD i Zieloni), byśmy przynajmniej przystąpili, działając ze swego terytorium, do zestrzeliwania rosyjskich rakiet nad Ukrainą.
I tu kolejne dla nich rozczarowanie, bo znowu nikt poważny w Polsce tego nie poparł. Pewnie dlatego, że każdy przytomny człowiek wie, że aktywowanie obrony przeciwlotniczej wymagałoby, dla bezpieczeństwa, wyłączenia także własnego cywilnego ruchu lotniczego na sporym obszarze, gdyż inaczej istnieje ryzyko, że możemy strącić własny samolot. Inną rzeczą jest też przecież oczywista sprawa, że włączanie się do działań militarnych w przestrzeni powietrznej Ukrainy oznacza faktyczne wejście do tej wojny.

Niemcom mało lub wcale nie zależy na bezpieczeństwie Polski, stąd takie ich rady nie dziwią. Dla znających trochę historię może to przypominać działania ze strony Prus w prowokowaniu powstania styczniowego, czy też wcześniej ich oszukańcze zapewnienia o wsparciu Rzeczpospolitej podczas Sejmu Wielkiego, co skutkowało wejściem Polski w wojnę z Rosją i ostatecznie drugim rozbiorem.
W obu tych przypadkach Prusy odniosły duże korzyści, oczywiście kosztem Polski.
Francuzi też uważali nas za łatwych do wykorzystania w swoim interesie. To sprawa znana od czasów Napoleona, który nie wahał się poświęcać polskich żołnierzy w samobójczych akcjach, a swoim generałom mówił: „zostawcie to Polakom”. A jak przestali być potrzebni w wojnach europejskich to zostali wysłani na Santo Domingo, by tam masowo umierali walcząc o francuskie kolonie.
Jest zatem oczywiste, że dziś, z tak zakodowanym wyobrażeniem głupiego Polaka, Niemcy i Francuzi mogą czuć zdziwienie, że Polacy nie śpieszą się na Ukrainę. Tym niemniej te wysiłki, by jednak popchnąć nas do wojny, nie ustają.

Najbardziej, co oczywiste, zależy na tym rządowi w Kijowie, któremu mocno zaczyna brakować siły żywej na froncie i dlatego oficjalnie zwrócił się do Warszawy o wzięcie udziału w szkoleniu ukraińskich poborowych. Dobrze się stało, że nasza odpowiedź wykluczyła możliwość wysłania polskich żołnierzy  na teren Ukrainy. Byłoby to zbyt niebezpieczne, gdyż zwiększałoby możliwości wszelkich prowokacyjnych działań mających na celu wciągnięcie nas do wojny. Ukraina nie rozliczyła się dotychczas z incydentu w Przewodowie, który także mógł mieć znamiona tego rodzaju prowokacji. Ogromna większość  ludzi w Polsce jest świadoma tych zagrożeń i aż 71 proc. respondentów sondażu  SW Research dla Rzeczpospolitej wyraziło sprzeciw dla wysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę, a tylko 9 proc. dopuściło taką możliwość.
Jeśli zaś Francja i takie potęgi jak Litwa i Estonia bardzo chcą wysłać swoich żołnierzy na Ukrainę, to należy kurtuazyjnie puścić ich przodem i podziwiać determinację.

Tak często i z wiadomym skutkiem odgrywaliśmy w ostatnim stuleciu rolę bohaterów, że pora dać szansą i innym, by się też wykazali.

Stanisław Lewicki

Poznań: 11-latek z Ukrainy zaatakował fletem nauczycielkę muzyki. I dokopał jej, j…Ляшкe проклятoй

Poznań: 11-latek z Ukrainy zaatakował fletem nauczycielkę muzyki

Daniel Głogowski 2 czerwca 2024 zaatakowal-fletem-nauczycielke-muzyki

W poniedziałek, 27 maja, w Szkole Podstawowej nr 23 im. gen. Józefa Bema w Poznaniu 11-letni uczeń narodowości ukraińskiej zaatakował fletem nauczycielkę na lekcji muzyki. Informację tę przekazał lokalnej prasie znajomy poszkodowanej nauczycielki.

POLECAMY: Dwunastoosobowa grupa Ukraińców zaatakowała polską młodzież na Bulwarach Wiślanych [VIDEO] – Aktualizacja

Jak podaje portal „epoznan” nauczycielka udała się na obdukcję oraz zgłosiła sprawę odpowiednim służbom, co potwierdził nadkomisarz Maciej Święcichowski z biura prasowego wielkopolskiej policji.

Podczas zajęć nauczycielka została uderzona fletem przez jednego z uczniów, została również przez niego kopnięta. Cała sytuacja została zgłoszona policjantom, policjanci przyjechali na miejsce. Z tego zdarzenia została sporządzona notatka, która zostanie przekazana do sądu rodzinnego i to sąd będzie decydował, co dalej będzie się w tej sprawie działo – mówi Święcichowski.

Przypominamy, że w myśl prawa polskiego dzieci poniżej 13. roku życia nie są prawnie odpowiedzialne za popełnione przestępstwa. Sąd rodzinny może jednak nałożyć środki wychowawcze, takie jak upomnienie, nadzór odpowiedniej organizacji lub kuratora sądowego. Jedenastolatek pochodzi z Ukrainy.

Dyrekcja szkoły zapowiedziała organizację lekcji wychowawczych.

Zastępca dyrektora Wydziału Oświaty Urzędu Miasta Poznania, Wiesław Banaś, poinformował portal „epoznan”, że do szkoły wezwano rodziców ucznia. Dyrekcja utworzyła zespół do zbadania sprawy i zapewniła wsparcie psychologiczno-pedagogiczne nauczycielce, uczniowi, jego rodzicom oraz świadkom zdarzenia. Wychowawcy mają przeprowadzić lekcje dotyczące relacji międzyludzkich oraz poszanowania godności i nietykalności osobistej.

[Zamiast wyrzucić gnoja, bandytę ze szkoły – z wilczym biletem !! M.D.]

HONOROWA INSTRUKCJA POSELSKA – Debata o wyborach do Parlamentu Europejskiego 2024. Warszawa – sobota, 1 czerwca.

1.06.2024 Warszawa – HONOROWA INSTRUKCJA POSELSKA – Debata o wyborach do Parlamentu Europejskiego 2024

stowarzyszenie/rkw

„Posyłając swych przedstawicieli na sejmy Rzeczpospolitej, wydawaliśmy im instrukcje od
pięciu wieków.  Dziś mandat posła nie zobowiązuje do wykonywania instrukcji wyborców. A
jednak czas znowu mówić, czego chcemy. Czas zmienić obyczaj, że to od polityków
dowiadujemy się, co z naszym państwem zrobią. Wynajmujemy ich do pracy dla nas, zatem
mówmy im, co mają dla nas zrobić, a czego w naszym imieniu robić nie mogą.”

Debata odbędzie się Warszawie w ostatnią sobotę przedwyborczą,

1 czerwca 2024 roku. w godzinach 11.00 – 14.00

na Skwerze Księdza Twardowskiego przy Krakowskim Przedmieściu, róg Karowej.

Dzień Dziecka jest także dobrym powodem, chodzi wszak o przeszłość naszych dzieci.

Debata będzie relacjonowana przez media.
Składać się będzie z trzech części:
 Wystąpień sygnatariuszy
 Wystąpień kandydatów do Europarlamentu
 Otwartej dyskusji
W części pierwszej swe wystąpienia zapowiedzieli m.in.
 Paweł Lisicki
 Witold Gadowski
 Jerzy Kwaśniewski
 Marcin Dybowski
 Artur Bartosiewicz
 Jan Pospieszalski

Honorową Instrukcją Poselską podpisało do chwili obecnej 1667 osób.
Podpisy można składać na stronie www.honorowainstrukcjaposelska.pl

HONOROWA INSTRUKCJA POSELSKA

  1. W polskim interesie leży wyłącznie Unia, która szanuje suwerenność poszczególnych narodów, tworzy „Europę ojczyzn”. Celem naszym jest odrzucenie idei i praktyki centralizacji i federalizacji Unii.
  2. Naszym celem jest zdecydowane przeciwstawienie się szybko postępującej moralnej, prawnej i organizacyjnej degeneracji Unii Europejskiej.  Nie zgadzamy się na traktatowe ograniczenie prawa weta. Z zasady samostanowienia narodów wynika, że wszelkie próby tworzenia sztucznego narodu europejskiego należy odrzucić.
  3. Zawsze i w każdych warunkach pierwszym i najważniejszym zadaniem polskich władz tj. prezydenta, sejmu, senatu, rządu, władz administracyjnych, samorządowych, sądowniczych i branżowych  jest troska o dobro obywateli Rzeczpospolitej Polskiej. Interes czy wola żadnego innego państwa, narodu, zbiorowości, organizacji, osoby czy podmiotu gospodarczego nie będzie stać przed interesem Polski i Polaków.
  4. Polskie władze nie będą wykonywały jawnych i niejawnych  poleceń innego państwa,  organizacji międzynarodowej, branżowej, społecznej czy podmiotu gospodarczego
  5. Naszym celem jest utrzymanie, a  raczej  – po raz kolejny w naszych dziejach – odzyskanie właśnie traconej niepodległości. Polskie władze  nie będą oddawały fragmentów polskiej suwerenności, podpisując dokumenty wyrzekające się władzy nad polskim bezpieczeństwem, obronnością, bezpieczeństwem energetycznym, gospodarką, ochroną środowiska, geologią,  polityką społeczną, rolną, zdrowotną, edukacją, kulturą ani żadną inną sferą.
  6. Wypowiedziane zostaną wszelkie dokumenty, które suwerenność oddały i działają na szkodę polskiej gospodarki, zdrowia, kultury, edukacji, w pierwszej kolejności te będące narzędziem gospodarczej czy politycznej  dominacji innych państw lub podmiotów zewnętrznych oraz oparte na ideologicznych obsesjach,  a nie na naukowych podstawach i fundamentach etycznych.  Chodzi m.in. o ETS, Fit for 55, Zielony ład, Kamienie milowe, Pakt migracyjny. Wszelkie uzurpacje władz Unii Europejskiej wykraczające poza dotychczasowe Traktaty należy ogłosić jako niebyłe, bo nie mające prawnych podstaw, a więc i prawnych skutków.  Wszelkie zgody, jakich udzieliły polskie władze na bezprawne działania władz Unii Europejskiej, zostaną wycofane jako siłowo wymuszone, a władze Unii zostaną wezwane do zaprzestania bezprawnych działań.
  7. Dyskusja nad bilansem zysków, strat i zagrożeń członkostwa musi zawierać opcję wystąpienia z coraz bardziej autorytarnej organizacji, jeżeli nie uda się ocalić pierwotnej istoty Unii w obrębie jej obecnych struktur. Ci, dla których przynależność do międzynarodowej organizacji jest niepodważalnym dogmatem, nie mogą nas reprezentować ani stanowić władz Rzeczpospolitej.  Mogą Ją reprezentować i  z naszego nadania  stanowić Jej władze tylko ci, dla których to Jej dobro jest celem najwyższym.

Artur Bartoszewicz, Adam Borowski, Lidia Dudkiewicz, Marcin Dybowski, Witold Gadowski, Grzegorz Górny, prof. Tomasz Grzegorz Grosse, Jacek Karnowski, Bogusław Kiernicki, Wojciech Korkuć, Cezary Krysztopa, Jerzy Kwaśniewski, Paweł Lisicki, Tomasz Łysiak, Paweł Nowacki, prof. Andrzej Nowak, Marzena Nykiel, Katarzyna Obłąkowska, Maciej Pawlicki, Jan Pietrzak, Jan Pospieszalski, Rafał Ziemkiewicz.

III RP wybuduje drugą Linię Maginota na granicy z Białorusią i enklawą królewiecką. Histeria wojenna w III RP

III RP wybuduje drugą Linię Maginota na granicy z Białorusią i enklawą królewiecką

Histeria wojenna w III RP staje się nie tylko coraz bardziej absurdalna, ale również kosztowna

DR IGNACY NOWOPOLSKI MAY 28
READ IN APP
 

Przed II Wojną Światową, genialni francuscy generałowie zaprojektowali linię fortyfikacji zwaną Linią Maginota. Zlokalizowana ona była na granicy z Niemcami i w zamyśle wspomnianych “strategów”, miała chronić Francję przed Niemiecką agresją. Francuscy tchórze byli tak pewni swego bezpieczeństwa, że pomimo gwarancji sojuszniczych dotyczących Polski, nie kiwnęli nawet palcem, kiedy III Rzesza zaatakowała Polskę wszystkimi posiadanymi siłami, pozostawiając na granicy francuskiej jedynie dwie dywizje naprzeciw ogromnej armii francuskiej ukrywającej się za wspomnianą Linią Maginota. 

Dzięki temu francuskiemu tchórzostwu, zaprzaństwu i wiarołomstwu, II RP została pokonana, a w następnym roku niemiecki kapral Adolf Hitler wystawił do wiatru francuską generalicję, omijając Linię Maginota szybkim manewrem poprzez Belgię, wychodząc na tyły armii francuskiej. W niecały miesiąc kampania zakończyła się spektakularnym sukcesem Niemiec.

Dziś, błazny z “polskiego rządu” postanowiły wyrzucić 10 miliardów złotych na podobną “inwestycję” na granicy z Białorusią i Rosją, pozostawiając całkowicie otwartą “granicę przyjaźni” z banderowską Ukraina, na której terytorium prowadzi działania kilkuset-tysięczna armia rosyjska. 

Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie podejmowałby takich “posunięć obronnych”.

Na nieszczęście, wśród administracji w Warszawie nie ma indywiduów z powyższymi walorami. Cała moc ich marnych intelektów skupia się na usatysfakcjonowaniu swych zagranicznych pryncypałów. A ci domagają się podkręcania histerii wojennej wśród społeczeństwa III RP, by łatwiej móc je przekonać do złożenia daniny krwi na ołtarzu globalizmu, w walce z Rosją całkowicie pochłoniętą problemami Donbasu, Zaporoża i Kaukazu! 

Cezary Tomczyk, deputy defence minister, presents the East Shield at the General Staff headquarters in Warsaw, on Monday - Marcin Obara/Avalon

poland-unveils-new-iron-curtain-to-protect-europe

Plan dla Polski: Niepodległość – neutralność – współpraca

Konrad Rękas

Niepodległość – neutralność – współpraca

Posted by Marucha w dniu 2024-05-28 marucha

Najważniejszymi obecnie kwestiami dla Polski i dla całej środkowej Europy, a być może również dla świata – pozostają zagadnienia bezpieczeństwa międzynarodowego, w tym problem zakończenia wojny na Ukrainie, w powiązaniu oczywiście z innymi konfliktami, które obserwujemy już w tej chwili niemal w każdym zakątku globu.

Globalizacja wojny

Choćby niedawna decyzja Kongresu amerykańskiego o dalszym finansowaniu kijowskiego reżimu wskazuje, jak związane są ze sobą kwestie pokonania nazizmu na Ukrainie i oporu wobec syjonizmu w Gazie. Być może już wkrótce będziemy świadkami kolejnego potencjalnie globalnego konfliktu między supermocarstwami, Chinami a Stanami Zjednoczonymi na Morzu Południowochińskim pod pretekstem kwestii tajwańskiej. Żyjemy bowiem w fazie globalizacji wojny.

Zastanawiając się jak zakończyć wojnę na Ukrainie, zmuszeni jesteśmy przyznać, że za wyjątkiem pierwszych kilkunastu tygodni, kiedy przynajmniej stronie rosyjskiej wydawało się, że zna odpowiedź, obecnie nikt nie mógłby z czystym sumieniem stwierdzić, że ma gotowe rozwiązanie.

Na początku tej gorącej fazy konfliktu (trwającego wszak od 2014 roku) w rosyjskim planie mieściło się zapewne zostawienie samym Ukraińcom prawa do decydowania o swoim rządzie, oczywiście więc i prawa do zawarcia pokoju, przeprowadzenia neutralizacji i denazyfikacji na własną rękę. Ta nadzieja umarła wraz z fiaskiem rozmów pokojowych w Turcji, wraz z inicjatywą premiera Borisa Johnsona, który storpedował wszelkie szanse na zawarcie jakiegokolwiek, możliwie równorzędnego pokoju między Kijowem a Moskwą. Od tamtej pory możemy się obawiać, że żadna ze stron nie wie, jak tę wojnę zakończyć.

Ukraina jako przedmiot, nie strona konfliktu

Przez strony należy rozumieć w tym przypadku oczywiście już tylko Rosję i mocarstwa zachodnie. Ukraina jest bowiem jedynie przedmiotem, polem bitwy tej wojny między Zachodem a Rosją, toczonej jedynie na terytorium ukraińskim.

Skądinąd można domniemywać, że po stronie rosyjskiej dominują teraz tendencje do rozstrzygnięcia militarnego, a więc zdobycia wyraźnej przewagi wojskowej, opanowania kolejnych terytoriów, przełamania kolejnych linii obrony (co zresztą dzieje się w tej chwili na naszych oczach po raz kolejny na odcinku charkowskim, jak i chersońskim), wreszcie do uzyskania takiej pozycji militarnej i strategicznej, która wymusi na Kijowie zawarcie pokoju, a na początek przynajmniej prośbę o zawieszenie broni, o przystąpienie do rozmów na warunkach znanych od samego początku tego konfliktu.

Pozostają nimi nieodmiennie denazyfikacja, neutralizacja, przywrócenie i gwarancje prawa ludności rosyjskojęzycznej i wszystkich mniejszości narodowych (podkreślmy: wszystkich mniejszości narodowych, w tym polskiej, rumuńskiej, węgierskiej, bułgarskiej i innych mieszkających na Ukrainie), zmienia się zaś tylko dodatkowa cena, jaką Kijów będzie musiał zapłacić w ubytkach terytorialnych (zresztą być może nie tylko na rzecz Rosji, ale także swoich aktualnych teoretycznych sojuszników).

Czy rosyjskie nadzieje na takie właśnie rozstrzygnięcie mają rację bytu? Jedno, co możemy powiedzieć, to że gdyby to Kijów decydował, być może taki pokój byłby już zawarty.

Wojna niczym COVID

Gdyby decydowali sami Ukraińcy, jakiś pokój byłby zawarty na pewno i już dawno Ukraina mogłaby zająć się odbudową tego terytorium, które przy niej zostanie. Jednak decyzje nie zapadają w Kijowie, lecz w stolicach Zachodu, w Waszyngtonie, w Londynie, w tym rozproszonym ośrodku władzy globalizmu, neoimperializmu i neoliberalizmu, który wciąż dominuje we współczesnym schyłkowo jednobiegunowym świecie, kruszącym się na naszych oczach.

Polityka tej strony konfliktu z Rosją zmierza zaś wyraźnie do kontynuowania wojny bez wyraźnego końca. Mamy więc sytuację żywcem z Roku 1984 George’a Orwella, w którym Oceania płynnie przechodziła od wojny z Wschódazją do starcia z Eurazją i odwrotnie, byle sama walka i jej skutki społeczne były wieczne. Czy tak będzie i w naszym przypadku? Cóż, COVID też się wydawał trwać bez końca, a jednak rosyjskie czołgi błyskawicznie fikcję pandemiczną zakończyły. Być może więc i ten konflikt w końcu dojrzeje do jakiejś formy przesilenia.

Pamiętam też, co pisałem w dniu, kiedy konflikt ten wszedł w fazę gorącą, a więc 24 lutego 2022 roku, gdy wzywałem (oczywiście na próżno) władze III Rzeczypospolitej do trzymania się jak najdalej od tej wojny, jak najdalej od związanych z nią kosztów, jak najdalej od związanych z nią zagrożeń dla bezpieczeństwa Polski, dodatkowo potęgowanych prowadzeniem samobójczej nieodpowiedzialnej polityki. Bezskutecznie apelowałem, aby skupiać się wyłącznie na bezpieczeństwie mniejszości polskiej na Ukrainie w okresie pacyfikacji oraz przede wszystkim na zapewnieniu bezpieczeństwa Polakom mieszkającym w Polsce.

Pacyfikacja karykatury Hetmanatu

Swoją drogą, gdy wspominam o pacyfikacji – samozwańczy tropiciele „wszechobecnych ruskich agentów” oczywiście snują wizję, jak to „rusofile w Polsce chcą ogniem i żelazem dusić ukraińskie wsie”. Zachodzi w tych kręgach klasyczne przeniesienie, bo przecież tak rozumianych aktów terroru dopuszczali się właśnie banderowcy na ludności polskiej Wołynia i całych Kresów Południowo-Wschodnich.

Tymczasem, jeśli sięgniemy do słowników XIX-wiecznych, piękne słowo pacificationem, pacyfikacja – oznaczało po prostu zaprowadzenie pokoju, takie samo znacznie podają też słowniki Orgelbranda z 1861 roku, Arcta z 1929 roku oraz Karłowicza, Kryńskiego i Niedźwieckiego z lat 1900-1927. Sejm pacyfikacyjny był to w systemie Rzeczypospolitej szlacheckiej ten sejm, który zaprowadzał pokój pomiędzy zwaśnionymi stronami konfliktów wewnętrznych, wojen domowych, często bardzo gorących sporów w obrębie ówczesnego narodu politycznego, a zwłaszcza między stanami a królem.

I w tym sensie w takim razie podtrzymuję swoje zdanie z 2022 roku: życzmy naszym ukraińskim przyjaciołom (bo nadal za przyjaciela Ukraińców się uważam) pacyfikacji, zaprowadzenia pokoju, tak, aby mogli w swoim własnym interesie zająć się odbudową, no i oczywiście, aby mogli szczęśliwie udać się do swoich domów w tej wielomilionowej rzeszy, która znalazła się jako przesiedleńcy w Polsce i innych krajach europejskich.

Nauka dla Polaków?

A czy wyciągniemy z tego konfliktu jakieś wnioski dla polityki bezpieczeństwa państwa polskiego? Oczywiście doświadczenie tych dwóch lat wskazuje, że wniosków nie wyciągamy żadnych, co zresztą nie powinno dziwić w przypadku tzw. elit politycznych.

Klasa polityczna Rzeczypospolitej składa się po prostu ze zdrajców. Są to osoby sprzedajne, pozostające na służbie ośrodków zagranicznych. To obca agentura, wrogie Polsce kompradorskie ciało, narośl na państwie i narodzie polskim. Niestety jednak, dostrzegamy też problem z pewną niedojrzałością wielu środowisk, które chcą angażować się w politykę, zakładając przynajmniej, że robią to w celach patriotycznych czy z pobudek patriotycznych, ale niestety nadal bez zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości i zachodzących w Polsce i wokół Polski procesów geopolitycznych.

Otóż oczywiście na dziś fundamentem bezpieczeństwa Polski (tak jak i każdego innego państwa środkowej Europy) jest trzymać się jak najdalej od konfliktu ukraińskiego, a zatem: zakończyć całą idiotyczną tak zwaną pomoc dla Kijowa, która jest nie tylko przeciwskuteczna, bo podtrzymuje niepotrzebny opór, ale jest też masowo rozkradana, będąc przedmiotem gigantycznej korupcji, ponieważ banderowsko-oligarchiczny twór w Kijowie jest skorumpowany systemowo i nie da się go naprawić od środka inaczej, niż po prostu pozbywając się wszystkich tamtejszych klanów, grup i sitw oraz oczywiście wpływów zachodniego kapitału i zachodnich wywiadów, które rządzą tą parodią Hetmanatu.

Poza tą palącą kwestią bieżącą, oszczędzająca miliardy polskich złotówek i tysiące ukraińskich żyć – pozostaje jednak niezmiennie kwestia strategiczna: co dalej? Przerwać fałszywą pomoc i co?

Przede wszystkim suwerenność

Rzecz jasna, łatwiej byłoby szukać teoretycznych odpowiedzi dla świeta idealnego, w którym rzeczywiście problem bezpieczeństwa Polski i Europy Środkowej byłby traktowany poważnie, mając szansę znaleźć swoje polityczne rozwiązanie.

Dla takiego właśnie świata idealnego pod koniec lat dziewięćdziesiątych, będąc młodym jeszcze autorem tygodnika Myśl Polska wraz z naszym narodowo-demokratycznym kręgiem politycznym – dawaliśmy odpowiedź: neutralność. Proponowaliśmy budowę systemu bezpieczeństwa zbiorowego choćby w oparciu o OBWE. Podnosiliśmy wówczas, że NATO, jeśli już musi istnieć, skoro nie rozwiązało się po zakończeniu zimnej wojny, to aby być prawdziwym paktem bezpieczeństwa – powinno rozszerzyć się także o Rosję, a być może i o Chiny.

Oczywiście tak się nie stało. NATO pozostaje tylko agresywnym ośrodkiem władzy i militarnego nacisku imperialistów zachodnich, a neutralność zeszła w ogóle z agendy polskiej, a nawet europejskiej. Okno przesunęło się daleko, daleko od niej. W dyskursie publicznym, nie tylko zresztą polskim, dominuje dziś krzyk, że „neutralność jest niemożliwa w naszej części Europy, że tu zawsze trzeba być po czyjejś stronie”.

Odpowiedź na te wrzaski jest zupełnie prosta: dlaczego niby samo odrzucenie neutralności miałoby równocześnie znaczyć, że mielibyśmy być po stronie wrogów Polski, nazistów, oligarchów, globalistów, którzy trzymają Polskę i resztę naszej części Europy w pułapce średniego rozwoju?

Kolejną odpowiedzią, którą chętnie udzielaliśmy i którą nadal uważamy, częściowo przynajmniej, za aktualną, pozostaje bowiem współpraca, współpraca regionalna. Niestety jednak kraje Europy Środkowej do niej skutecznie zniechęcane, paradoksalnie wraz ze wzmożeniem pustej propagandy, różnych Trójmórz i Międzymórz.

A przecież trudno było o lepszy przykład współpracy między narodami europejskimi niż Jugosławia, bandycko zniszczona: militarnie, przemocą, za pomocą czystek etnicznych, zbrodni, secesji i sterowanego przede wszystkim przez Waszyngton i Berlin rozpadu.

Trudno i dziś mówić o współpracy między narodami europejskimi w momencie, kiedy jest ona tak wyraźnie nie na rękę centrom globalizmu. Niemniej jednak kooperacja z pewnością jest koniecznością, na co wskazują dobre przykłady, które znamy z obszarów pozaeuropejskich, jak Organizacja Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego, Szanghajska Organizacja Współpracy czy inicjatywa BRICS, efektywne nie tylko z punktu widzenia geopolityki i bezpieczeństwa, ale przede wszystkim gospodarki.

Wszystko to, co ciągle jeszcze było w zasięgu Polski i innych krajów środkowej Europy na początku czy w pierwszej dekadzie XXI wieku – znów zostało odsunięte, zepchnięte ze stołu na rzecz jednostronnego udziału w agresji Zachodu przeciwko Rosji, a także w spodziewanej agresji Zachodu przeciwko Chinom.

Dzisiaj więc pierwszą odpowiedzią co zrobić, jak zapewnić bezpieczeństwo Polsce – pozostaje odpowiedź najprostsza: metodą zapewnienia bezpieczeństwa Polsce jest suwerenność.

Państwo Polaków zamiast III RP

Nie może być mowy o bezpieczeństwie Polski bez odzyskania kontroli przede wszystkim nad polską gospodarką, efektywnie będącą tylko częścią gospodarczych Wielkich Niemiec, bez odzyskania kontroli nad prawodawstwem, które jest obecnie związane nadrzędnością prawa superpaństwa europejskiego. Nie dajmy się oszukiwać, że tak nie jest. Prawo III RP jest podrzędne wobec tego stanowionego przez elity brukselskie, transnarodowe, beznarodowe, całkowicie podporządkowane planom światowego neoliberalnego globalizmu.

Dopóki nie odzyskamy kontroli nad granicami, nie tylko tymi z płotami, szturmowanymi (jak to się pięknie pokazuje w telewizji) przez uchodźców z globalnego Południa, ale przede wszystkim nad granicami otwartymi na oścież przed przesiedleńcami z Ukrainy, przed ukraińską nieuczciwą konkurencją wobec polskiej gospodarki – dopóty nie staniemy się państwem suwerennym, nowym, prawdziwym państwem polskim. Nie kompradorską, skorumpowaną, neokolonialną III Rzeczpospolitą, ale państwem Polaków. A bez niego nie może być mowy o jakimkolwiek bezpieczeństwie naszego kraju, bezpieczeństwie naszego narodu, naszych rodzin i bliskich.

Siła równowagi

Odzyskawszy suwerenność, wówczas dopiero możemy myśleć o współpracy międzynarodowej z innymi suwerennymi podmiotami, zarówno w bezpośrednim naszym sąsiedztwie, jak i na całym świecie: z wielkim projektem Pasa i Drogi, z wielkim projektem BRICS, z organizacjami, które starają się zapewniać obustronne korzyści swoim członkom, a nie tylko ich eksploatować, tak jak to się dzieje w przypadku Unii Europejskiej, już nie mówiąc o NATO.

Słowem, wówczas dopiero na bazie równorzędnych porozumień suwerennych państw możemy uzyskać stan bezpieczeństwa, również związany z neutralnością. My nie potrzebujemy, opowiadać się w konflikcie Wschodu i Zachodu po którejkolwiek ze stron. Powinniśmy natomiast zawsze i ponad wszystko pilnować polskich interesów narodowych. A w naszym właśnie interesie w przyszłym świecie wielobiegunowym pożądana jest nie tyle równowaga sił, co siła równowagi.

I tym punktem równowagi może i powinna być niepodległa, suwerenna, neutralna Polska.

Konrad Rękas

Wystąpienie na konferencji „Problems of European security – how to avoid war?” zorganizowanej w Warszawie, 27 kwietnia 2024 r. przez Center for Geostrategic Studies oraz Fundację Swobód Obywatelskich im. Andrzeja Leppera.

Straszliwe zagrożenie III RP i co z niego wyniknąć może. Czyli nowy poziom polskojęzycznej propagandy medialnej

Straszliwe zagrożenie III RP i co z niego wyniknąć może

Czyli nowy poziom polskojęzycznej propagandy medialnej

DR IGNACY NOWOPOLSKI MAY 27
 
READ IN APP
 

WP donosi dziś o wynikach badania opinii publicznej, zamówionych przez kogoś komu leży na sercu by Polacy dowiedzieli się co „uważają”.  A mianowicie uważają oni, że „Rosja stanowi zagrożenie dla III RP”.  Zapewne za kilka dni następne „badanie opinii publicznej” udowodni dobitnie, że „Polacy skłaniają się do uderzenia prewencyjnego na wojska Federacji Rosyjskiej na Donbasie, a może bezpośrednio na enklawę kaliningradzką!?  Tego jeszcze nie wiemy, przynajmniej do momentu, kiedy nasi pryncypałowie w sztabie NATO w Brukseli, nie dopracują tego szczegółu.

Sprawcą powyższego propagandowego paroksyzmu jest „wybitny polski polityk” i obecnie „minister spraw zagranicznych”, Radosław Sikorski- Applebaum, który niedawno wypowiadał się w „polskim parlamencie” w tej kwestii.  

Zostawmy „pana ministra” w spokoju, ponieważ nie jest zbyt przyjemnie babrać się w globalistycznym łajnie i spójrzmy na zagadnienie z perspektywy historycznej.

Od okresu schyłkowego I RP do dnia dzisiejszego ( za wyjątkiem krótkiego przebłysku II RP), nieprzerwanie rządzą Polską zdrajcy, sprzedawczycy, agenci obcych  mocarstw i inna kanalia wszelkiej proweniencji.

Przez ten okres udało im się sprowadzić Rzeczpospolitą od przodującego i najzamożniejszego w Europie Mocarstwa, do podrzędnej kolonii Stanów Zjednoczonych, zarządzanej przez pozbawioną jakiejkolwiek legitymacji demokratycznej, Unię Europejska.

Dumna kiedyś Nacja Lechitów, została zredukowania do poziomu białych murzynów, których jedynym zmartwieniem jest zagadnienie komu najkorzystniej jest, w obecnej sytuacji, wchodzić do tyłka?

Przy czym takie „krytyczne” wybory dokonywane są przez społeczeństwo, jedynie w zależności od stopnia, kierunku i nasilenia kampanii propagandowej, w polskojęzycznych mediach „głównego nurtu”.

Setki lat władzy kolaborantów owocowały hekatombą nieszczęść: poronionych powstań, wypełnianiu „zobowiązań sojuszniczych” w stosunku do zawsze zdradzieckich i wiarołomnych „aliantów”, itp.   

Rezultatem tych „rządów” była ruina Polski, degradacja kulturowa i cywilizacyjna, zniszczenie gospodarki, masowy upust krwi w postaci strat wojennych i masowej emigracji, itd.

To co oczekuje teraz III RP, która ma zastąpić praktycznie już nie istniejące państwo Zełenskiego i jego banderowskich sojuszników, to jak minimum całkowita destrukcja tego co pozostało jeszcze z Państwa Polskiego, a jak maksimum nuklearna anihilacja.

Przy czym, wszyscy chętni do walki z Rosją za globalistyczne interesy, powinni w wprzódy odbyć krótką wycieczkę po dzisiejszej Ukrainie, by upewnić się, że jest to coś czego oczekują w Polsce w wyniku wojny!

“Radykałowie” lewaccy na wojnie z macierzyństwem

Ordo Iuris
 
Szanowny Panie,
nadzwyczaj trudno oderwać się od natłoku zadań związanych z obroną obecności krzyża i symboliki religijnej w Warszawie. Już za kilka dni poinformujemy Pana o naszych nowych krokach, które podejmujemy, by powstrzymać zdejmowanie krzyży ze ścian, gdzie zawieszono je po upadku komunizmu.
Dzisiaj jednak chciałabym napisać do Pana o temacie jeszcze bardziej strategicznym, od którego zależeć będzie przyszłość całego naszego Narodu. Kontynuacja lat zaniechań w tym obszarze oznaczać będzie w perspektywie jednego lub dwóch pokoleń oddanie Polski w ręce fal imigrantów, niezbędnych do wypełnienia strat ludnościowych spowodowanych przez antyrodzinną kulturę, politykę i prawo.
W niedzielę będziemy świętować Dzień Matki. Zapewne media będą prześcigać się w publikowaniu pięknych tekstów i materiałów, doceniających i afirmujących macierzyństwo. Ale niestety to tylko jeden dzień w roku…Przez pozostałe 364 dni jesteśmy zewsząd atakowani propagandą zniechęcania do macierzyństwa (podobnie jak ojcostwa). W mediach społecznościowych, memach i artykułach na portalach dla nastolatków – macierzyństwo jest regularnie wyśmiewane i pogardzane.
Młode dziewczyny słyszą na każdym kroku, że kobiety nie różnią się niczym od mężczyzn i powinny pragnąć przede wszystkim kariery zawodowej. Ponadto powinny skoncentrować się na realizacji osobistych marzeń, dla których macierzyństwo jest tylko przeszkodą i cierpieniem. A za zagłuszanie instynktu macierzyńskiego ma być odpowiedzialny piesek lub kotek…Czy zatem musimy się po prostu pogodzić z tym, że współczesny świat skutecznie wygasza w kobietach instynkt macierzyński i jedynym sposobem na demograficzne przetrwanie Polski jest przyjmowanie masowo imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu?
Na te pytania kompleksowe odpowiedzi przygotowuje od lat zespół ekspertów polityki rodzinnej Ordo Iuris. Jednak co z tego, jeżeli politycy – z lewa i z prawa – zainteresowani są jedynie szybkimi, doraźnymi efektami i politycznym poparciem, jakie może wygenerować „polityka rodzinna” już przy następnych wyborach. Tymczasem, odpowiedzialna polityka rodzinna to oddziaływanie na kulturę prorodzinną i systemowa budowa instrumentów wsparcia, których efekty będziemy dostrzegać w perspektywie pokoleń.Według badań CBOS tylko 30 procent badanych do 40. roku życia ma zaspokojone tzw. potrzeby prokreacyjne, a 57 procent ma mniej dzieci, niż by chciało. Dlaczego zatem tak wiele kobiet nie decyduje się na dziecko pomimo głębokiego pragnienia jego posiadania?Nie mam wątpliwości, że winę za to ponosi w decydującym stopniu współczesna kultura – wroga macierzyństwu (szczególnie wielodzietnemu), ojcostwu i wiążącemu się z nimi poświęceniu; rozdzielenie i przeciwstawienie sobie kobiecości i macierzyństwa, macierzyństwa i ojcostwa, stygmatyzujące rodziców – zarówno matki i ojców – słownictwo.
Dlatego, aby zażegnać kryzys demograficzny, musimy działać dwutorowo.Po pierwsze – trzeba dążyć do zmiany społecznego odbioru rodzicielstwa; walczyć ze stygmatyzacją i pogardą dla matek konsekwentnie szerzoną wśród młodego pokolenia, przez ukazywanie piękna szczęśliwej i licznej rodziny w mediach i kulturze.
A po drugie – musimy inspirować budowę systemu, realnie premiującego macierzyństwo, aby mądre i celowe wsparcie było w stanie docenić realny wkład matek w przyszły dobrobyt Polski.Oba kierunki systemowej polityki rodzinnej rozwijamy w Instytucie Ordo Iuris. Dlaczego piszę o tym w czasach, gdy rząd nie zdradza zainteresowania rozwojem takich działań? Bo ten czas jest najlepszy do przygotowania gotowych rozwiązań, analizy przykładów dobrej polityki rodzinnej, upowszechnienia wiedzy o przyczynach niepowodzenia polityki nastawionej wyłącznie na transfery pieniężne. Gotowa, sprawna polityka demograficzna i rodzinna musi stać się programem całej, prorodzinnej opozycji. Nie stanie się to bez naszego zaangażowania.
W Instytucie Ordo Iuris analizujemy i opiniujemy wszelkie projekty i zmiany prawne obejmujące szeroko rozumianą politykę prorodzinną. Przygotowujemy raporty, analizy i własne rekomendacje oraz projekty ustaw, organizujemy debaty i konferencje. Najnowszym rządowym projektem o charakterze rzekomo prorodzinnym jest program „Aktywny rodzic”, czyli tzw. „babciowe”. Program miał być wsparciem dla matek, ale w rzeczywistości jest swoistym szantażem i próbą przymuszenia kobiet do wybrania pracy zawodowej, kosztem samodzielnej czyli najlepszej opieki nad dzieckiem. Takie programy „prorodzinne” nie mają nic wspólnego z promowaniem rodzicielstwa. Wręcz przeciwnie. Wpisują się w realizacje „celów barcelońskich”, czyli unijnego programu narzucającego państwom członkowskim budowanie żłobków i stosowanie zachęt czy nacisków, aby jak najwięcej maluchów trafiło do żłobka oraz „aktywizację zawodową” kobiet, których zawodowa praca ma stać się wyłącznym wyznacznikiem „życiowej aktywności”. To tak, jakby pełna poświęceń praca wychowawcza była stratą czasu, relaksem lub zwykłym… lenistwem.
Każda odpowiedzialna polityka demograficzna musi rozpocząć się od docenienia ciężkiej pracy wychowawczej matek, promując posiadanie dzieci, macierzyństwo a także ojcostwo jako atrakcyjny styl życia i spełnienie niezwykle ważnej części swoich pragnień. Musi także pozwalać matce na podjęcie autentycznie wolnej decyzji o pozostaniu w domu z dzieckiem bez poczucia winy i skazywania się na ubóstwo.
Tym zagadnieniom kulturowej wojny o popularność rodziny, małżeństwa, macierzyństwa i rodzicielstwa poświęciliśmy wielką, międzynarodową konferencję we wrześniu ubiegłego roku. Zbudowane wówczas relacje z badaczami z USA, Węgier, Czech, Francji czy Wielkiej Brytanii pozwalają nam kontynuować prace nad całościową, systemową rodzinną polityką kulturową dla Polski.
Niedawno w jednym z uniwersyteckim czasopism w USA nasz przyjaciel dr Bracy Bersnak podsumował nasze starania słowami „wierzę, że Lwy Ordo Iuris powstaną do obrony swej wielkiej Ojczyzny”.
Nasi eksperci w ciągu ostatnich lat przygotowali także szereg konkretnych rekomendacji, które w miejsce szerokiego socjalnego rozdawnictwa wprowadziłyby precyzyjne instrumenty wsparcia o sprawdzonej już demograficznie wartości. To między innymi wprowadzenie tzw. ilorazu rodzinnego, obniżającego opodatkowanie rodzin proporcjonalnie do liczby posiadanych dzieci, podniesienie świadczenia dla matek, które nie mają prawa do zasiłku macierzyńskiego, oraz wydłużenie płatnego urlopu rodzicielskiego (który odpowiada za nadzwyczaj wysokie wskaźniki dzietności w Czechach).
Analizy i staranne planowanie systemowej polityki demograficznej i rodzinnej to wyzwanie, którego obecnie podjąć może się jedynie Ordo Iuris. I to wyłącznie dzięki wsparciu naszych Darczyńców, którzy podobnie jak ja i Pan rozumieją, że strategiczne planowanie przesądzi o przyszłości całego Narodu.Dzięki Pana wsparciu, Polska może zyskać gotowe rozwiązania, dające nam szansę kulturowego, cywilizacyjnego i… biologicznego przetrwania w XXI wieku.

Po pierwsze – promować założenie rodziny!

Niemal od początku istnienia Instytutu Ordo Iuris, nasi eksperci zajmują się poszukiwaniem odpowiedzi na pytania o przyczyny i rozwiązania problemu kryzysu dzietności w Polsce. Do pierwszego naszego raportu „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska” wprost odwoływał się rząd w czasie wprowadzania wybranych instrumentów polityki rodzinnej w 2016 roku. Później część naszych pomysłów została uwzględniona w rządowej Strategii Demograficznej 2040, a część była realizowana pośrednio w takich programach jak chociażby Rodzinny Kapitał Opiekuńczy.
choć niektóre rządowe programy prorodzinne przynosiły krótkotrwałe zmiany trendów demograficznych, to jednak długofalowe efekty wciąż nie są wystarczające. Dlaczego? Nasi eksperci od zawsze podkreślają, że dobre rozwiązania podatkowe czy socjalne są tylko wsparciem dla tego, co w skutecznej polityce prorodzinnej musi być fundamentem i absolutnym priorytetem, czyli dla budowania kultury posiadania dzieci, społecznego szacunku dla macierzyństwa i rodzicielstwa i odkłamywania coraz częściej obecnego ­– zwłaszcza w młodym pokoleniu – przekonania o tym, że rodzicielstwo to tylko wyrzeczenia i cierpienia. Jeśli młode Polki nie odkryją piękna macierzyństwa i tego, jak wielkim szczęściem i spełnieniem jest posiadanie dzieci, to nawet najlepsze rozwiązania polityki prorodzinnej państwa nie przyniosą skutku.Aby szerzej przeanalizować to zagadnienie, zorganizowaliśmy w ubiegłym roku międzynarodową, konferencję naukową „Kulturowe aspekty polityki prorodzinnej – dodatek czy podstawa skutecznej recepty na kryzys demograficzny”. Wybitni, światowi naukowcy oraz przedstawiciele think-tanków z Polski, Węgier, Wielkiej Brytanii i USA prezentowali swe badania oraz dyskutowali na temat kulturowego tła kryzysu demograficznego w świecie zachodnim. Szerzej całą konferencję relacjonowaliśmy już kilka miesięcy temu.
Dlatego proszę pozwolić, że przypomnę tylko głos jednego z prelegentów – wspomnianego poniżej profesora Bracy’ego Bersnaka z amerykańskiego Christendom College, który przytoczył wyniki amerykańskich badań, dowodzących, że ludzie ceniący karierę zawodową wyżej od rodziny mają średnio o 0,6 dziecka mniej od tych, którzy wyżej cenią rodzinę. Profesor zauważył, że współczesna kultura masowa prezentuje rodzinę i małżeństwo jako zagrożenie dla ludzkiej wolności rozumianej w duchu skrajnego indywidualizmu. Jednocześnie podkreślił, że aby dać odpór tej antyrodzinnej narracji, powinniśmy podkreślać korzyści wynikające z życia rodzinnego. Powołując się na liczne badania, wskazał, że małżeństwo sprawia, że małżonkowie oceniają swoje życie jako bardziej szczęśliwe. I o tym właśnie trzeba mówić głośno!Wszyscy prelegenci byli zgodni, że dobra polityka prorodzinna to nie tylko rozwiązania socjalne i ulgi podatkowe, ale też przede wszystkim promocja małżeństwa i rodzicielstwa. Kluczem do jej sukcesu jest nieustanne przekonywanie, że małżeństwo i rodzina pozytywnie wpływają na całe życie człowieka. Państwo powinno wykorzystać swoje środki do wspierania twórców kultury – filmów, seriali, muzyki – promujących pozytywny obraz macierzyństwa i rodzicielstwa, będącego źródłem szczęścia, spełnienia i realizacji samego siebie. 
Matka w domu też jest „aktywna”!Niestety wprowadzane przez polskie rządy programy prorodzinne bardzo rzadko spełniają te postulaty.Ostatnio nasi eksperci przeanalizowali przyjęty w ubiegłym tygodniu projekt „Aktywny rodzic”, znany też jako „babciowe”. Program wprowadza dodatkowe świadczenie w wysokości 1 500 zł (lub 1 900 zł w przypadku rodziców dzieci z niepełnoprawnościami) dla rodziców, chcących wrócić do pracy po narodzeniu dziecka. Rząd deklarował, że program ma charakter wolnościowy i wychodzi naprzeciw preferencjom rodziców, bo to oni będą mogli zdecydować, czy zostawić dziecko pod opieką np. członka rodziny (stąd nazwa „babciowe”), czy też zostawić je w instytucjonalnym miejscu opieki, takim jak żłobek.
Niestety program wyraźnie promuje rodziców, którzy zdecydują się na powrót do pracy zawodowej, za co otrzymają 1 500 zł „babciowego” lub 1 500 zł dofinansowania na żłobek. Jeśli jednak matka nie zdecyduje się na powrót do pracy zawodowej, otrzyma tylko 500 zł miesięcznie. Program jest więc de facto próbą przymuszenia kobiet do wybrania pracy zawodowej, kosztem samodzielnej opieki nad dzieckiem. Dlatego w naszych analizach wskazujemy, że to rozwiązanie nie przyczyni się do przeciwdziałania kryzysowi demograficznemu, a w dłuższej perspektywie może go wręcz pogłębić. Aby naprawdę przysłużyć się polepszeniu dzietności, nowe świadczenie powinno objąć matki osobiście opiekujące się swoimi dziećmi w tym samym stopniu, co matki, decydujące się na powrót do pracy zawodowej. 
Jak prowadzić skuteczną politykę demograficzną?
Oprócz opiniowania rządowych inicjatyw, nasi eksperci analizują także skuteczne rozwiązania przyjmowane w innych państwach.Jednym z nich jest tzw. iloraz podatkowy, którego wprowadzenie w Polsce postulujemy już od 2015 roku. W trakcie ubiegłorocznej kampanii wyborczej o wprowadzeniu podobnego rozwiązania mówił prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz, który zadeklarował, że jednym z postulatów ustawodawczych Trzeciej Drogi jest wprowadzenie „PIT-u rodzinnego” – „wspólnego rozliczania dzieci wraz z rodzicami. Dziś tylko małżonkowie mogą się wspólnie rozliczać, przez to mają niższy podatek. Jak doliczymy do tego jedno, drugie, trzecie dziecko, to ten podatek z każdym dzieckiem jest niższy. Od trzeciego dziecka duże rodziny przestają płacić podatek”. 
Nasi eksperci dysponują gotowym projektem ustawy wprowadzającej iloraz rodzinny do polskiego systemu podatkowego wraz z uzasadnieniem, z którego rząd może skorzystać w każdej w chwili, jako z gotowej propozycji legislacyjnej.Rekomendujemy także reformę systemu emerytalnego. Dziś kobiety, która rezygnują z kariery zawodowej, by poświęcić swój czas i energię na wychowanie dzieci, wciąż znajdują się w o wiele gorszej pozycji, pod względem zabezpieczenia emerytalnego, od osób pracujących zarobkowo – pomimo tego, że ich praca w domu ma konkretną, wymierną wartość dla społeczeństwa. 
Wykonywanie czynności opiekuńczych nad własnymi dziećmi nie znajduje jednak odpowiedniego odzwierciedlenia w budowaniu stażu emerytalnego i gromadzeniu kapitału, przekładającego się na wysokość przyszłej emerytury. Dla porównania, praca zawodowa niani wiąże się z odprowadzaniem składek emerytalnych i budowaniem tym samym stażu emerytalnego mającego wpływ na wysokość przyszłej emerytury. Ta sama praca kobiety – tyle, że we własnym domu – nie jest zaś honorowana i to pomimo tego, że z punktu widzenia dziecka, jego rozwoju, relacji rodzinnych, niewątpliwie o wiele bardziej pożądaną sytuacją jest ta, w której pieczę nad nim sprawuje jego biologiczny rodzic.
Obecnie od 2019 r. funkcjonuje w Polsce program „Mama 4+”, w ramach którego matki co najmniej czwórki dzieci otrzymają najniższą emeryturę. Przyjęte rozwiązanie nie honoruje jednak w żaden sposób pracy rodziców wychowujących mniej niż czworo dzieci oraz nie uwzględnia w sposób proporcjonalny trudu włożonego przez rodziców pięciorga i większej liczby dzieci. 
Alternatywnym rozwiązaniem może być wprowadzenie tzw. emerytury alimentacyjnej, w ramach której wysokość emerytury rodziców byłaby powiązana z liczbą posiadanych dzieci, ich przyszłymi dochodami lub z wysokością odprowadzanych przez nie składek emerytalnych. Możliwym rozwiązaniem jest także wprowadzenie bezpośredniego transferu części składek emerytalnych odkładanych przez pełnoletnie dzieci na świadczenia emerytalne ich rodziców.
Poza tym proponujemy też między innymi podwyższenie świadczenia dla matek, które nie mają prawa do zasiłku macierzyńskiego. Od 2015 roku świadczenie utrzymuje się na niezmiennym poziomie 1 000 zł miesięcznie. Proponujemy, by było ono „aktualizowane” i stanowiło zawsze 60% minimalnego miesięcznego wynagrodzenia za pracę brutto. 
Dzietność Polek leży w naszym interesie!
Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że niezarobkowa praca wykonywana przez kobiety w domu powiększa światowe PKB średnio o… 40%! Dlatego wszystkim nam powinno zależeć na tym, by kobiety chciały i mogły mieć dzieci. Pamiętając o tym, nasi eksperci nie ustają w monitorowaniu i analizowaniu polityki prorodzinnej i prodemograficznej w Polsce i innych państwach, którym udawało się w przeszłości wychodzić z demograficznego dołka. Obecnie analizujemy między innymi politykę prorodzinną Czech i Węgier.
Ta systematyczna praca analityczna ekspertów Ordo Iuris odbywa się w cieniu bieżącej działalności interwencyjnej w pilnych i głośnych sprawach – takich jak ostatni atak Rafała Trzaskowskiego na wolność wyznania i chrześcijańskie dziedzictwo Polski. Jednak w perspektywie dekad to właśnie ta praca może okazać się kluczowa nie tylko dla dobrobytu, ale też po prostu dla przetrwania Polski. Nie będziemy w stanie jednak kontynuować tej pracy bez wsparcia naszych Przyjaciół i Darczyńców. 
Monitorowanie prac legislacyjnych parlamentu i samorządów oznacza dla naszych analityków wiele godzin pracy. Miesięczny koszt tej aktywności to wydatek rzędu 8 000 zł. Dodatkowo opracowanie analizy każdego z proponowanych przez posłów lub radnych projektu to w zależności od rozległości zmian i stopnia skomplikowania zagadnienia koszt od 8 000 do nawet 20 000 zł. Jak pokazuje doświadczenie, nasze merytoryczne argumenty często wpływały na końcowy kształt aktów prawnych.
Dlatego bardzo Pana proszę o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli kontynuować naszą pracę analityczną w trosce o budowanie skutecznej polityki i kultury prorodzinnej w Polsce.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Z wyrazami szacunkuMonika Leszczyńska - Wiceprezes ds. Członkowskich Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo IurisP.S. Gdy na początku tego roku, media obiegła przekazana przez Główny Urząd Statystyczny informacja o kolejnym roku katastrofalnych wskaźników demograficznych w Polsce, Gazeta Wyborcza opublikowała artykuł, którego autor stwierdził, że rodzenie dzieci przez Polki jest… niepotrzebne, bo i tak już wkrótce Polskę zaleją fale imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, a „jeśli ktokolwiek boi się utraty «polskiego dziedzictwa» genetycznego i kulturowego, niech poda choć jeden argument za tym, że jest ono warte ochrony”.
Myślę, że akurat Pana nie muszę przekonywać, że Polska jest warta ochrony. Ale żeby czarna wizja redaktorów z Czerskiej się nie spełniła, musimy doceniać macierzyństwo częściej niż raz w roku! Wszystkim zaś mamom czytającym tę wiadomość składam najserdeczniejsze życzenia z okazji tego pięknego święta – sił i wytrwałości, radości i satysfakcji oraz poczucia spełnienia w tej jakże ważnej misji naszego życia.
Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia.Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji.
Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris

Można metodami ziemskimi obalić plany NWO, satanistów, antychrystów.

Można metodami ziemskimi obalić plany NWO, satanistów, antychrystów.

Mirosław Dakowski. Styczeń 2023

Nawet t. zw. „uczciwe portale”, nie tylko oficjalna propaganda, piszą w trybie oznajmującym, ale katastroficznie, że NWO, UE [itp] „wprowadzą, nakażą, zrealizują”. A tymczasem „tamci” głównie „zapowiadają”, straszą. Dotyczy to najróżniejszych, ewidentnie szkodliwych i głupich wymysłów i mrzonek.

==========================

Dodaję:

Starają się nas zaszokować, ale jednocześnie przyzwyczaić do różnych potworności. W swoim czasie mówiono o przygotowanych w Stanach Zjednoczonych stadionach czy obozach dla internowania milionów ludzi. Szokują nas również tym, że powiadają iż w najbliższym czasie będziemy musieli jeść głównie jakieś robaki… na filmikach pokazują te robaki. Ostatnio czytałem o „fabryce dzieci” w której te dzieci będą taśmowo „wykonane”: najpierw będą sztuczne zapłodnienia, potem karmienie tych malutkich jeszcze dzieci chemikaliami, a później wychowywanie – zgodnie z zasadami tej diabelskiej wiary. Przecież opisywał to już znany pisarz, narkoman, propagator LSD, przed 90 laty: Nowy wspaniały świat (Brave New World) – powieść Aldousa Huxleya napisana w 1931. Był „humanistą i pacyfistą”, blisko związanym z satanistą Aleisterem Crowleyem. W książce „Drzwi percepcji” Huxley opisuje skutki i efekty działania meskaliny. Dzieło bywało nazywane „biblią hipisów”. Swą śmierć – i zapewne spotkanie ze “swoim Panem” – przyspieszył przez LSD – 100 µg i godzinę później kolejne 100 µg.

———————————-

O tym wszystkim staram się nie pisać, żeby ludzie, moi czytelnicy do takich okropności, horrorów nie przywykli. Bo kto przywyknie, to jeśli potem zdarzy się w rzeczywistości coś podobnego, ale mniejszego, to odetchnie z ulgą: „Oj, to nie jest jednak tak straszne jak to co obiecywali”. O planach konc-łagrów pod tytułem „15 minutowe miasta” musiałem jednak napisać, bo od kilku lat łobuzeria rządząca Warszawą już to wykonuje.

=========================

Dla nas istotne jest byśmy ich potwornych planów nie brali za „już wykonane czy łatwe do wykonania”. 

============================

Te sformułowania, to słownictwo, ludzi przeraża, otumania ich, nakłania do poddania się i bierności. Odbiera nadzieję.

Zobaczmy, czy jest to uzasadnione.

Wiemy, to zostało przez Feliksa Konecznego jednoznacznie udowodnione, że mieszanki cywilizacyjne są stanami chorobliwymi, nietrwałymi. Wiemy także, że cywilizacje powstają i rozwijają się, w walkach oczywiście, ale w drodze zmian naturalnych, często nie zauważanych przez ich uczestników. Jednak plany budowy sztucznych, „nowych, najlepszych” cywilizacji od tysiącleci były z uporem wprowadzane w życie plemion, społeczności, grup narodów.

Przypomnę plany Platona [„Państwo”, dyktatura „filozofów”], czy ucznia Arystotelesa – Macedończyka Aleksandra, lubiącego nazywać siebie „Wielkim”. Już Grecy i Macedończycy, zjednoczeni przez Aleksandra militarnie, wychowywali się, żyli w bardzo różnych, często nieprzystających do siebie, ustrojach życia zbiorowego czyli cywilizacjach. Jednak Aleksander, po podbiciu Mezopotamii, Persji, królestwa obecnego Uzbekistanu, po zbrojnym wejściu do Indii, postanowił stworzyć super- cywilizację synkretyczną, ujednoliconą z kilku już istniejącymi, azjatyckimi. Koniecznie więc było też narzucenie religii „ogólnoludzkiej”. Ku zaskoczeniu wodza wszystkie członki [tak greckie jak i perskie] tego nowego przedsięwzięcia stawiły opór, głównie zaś uwielbiający go wcześniej wojacy jego zwycięskich armii.

Pięknie i prosto, zrozumiale opisuje ten proces Feliks Koneczny w dziele Cywilizacja Bizantyńska. Takich prób syntezy cywilizacji było sporo, wspomnę Antoniusza, Cezara, kajzarów bizantyńskich, którzy [szczerze !] próbowali połączyć państwo, katolicyzm, chrześcijaństwo, swą „rzymskość’ – na przykład z silnym, zwycięskim wtedy islamem.

Plany „Tysiącletniej Rzeszy”, wspierane przez tybetańskich lamów i czarowników, były bardziej realistyczne, bo oparte o powszechną germańską żądzę podboju, zdobyczy. Wypaliły się po 12 latach.

Lenin i Trocki, wykonawcy planu globalistów umiejscowionych wtedy głównie w Ameryce Północnej, chcieli użyć proletariatu jako „motłoch sprawczy” [sic!]. W pysze i głupocie swojej zaczęli od Rosji, gdzie robotników było przecież niewielu. Ale na 70 lat tych zbrodniczych sił wystarczyło.

W skrócie, dalej i później:

Przeflancowanie czerwonego komunizmu do Europy Zachodniej i USA, „długi marsz przez instytucje” włoskiego komunisty Antonio Gramsciego, przemalowanie na zielono komunizmu w UE, zrównanie ludzi ze zwierzętami [Gaja, ekologizm oraz nowe płcie, nobilitacja i kanonizacje zboczeń ] zajęło kolejne dziesięciolecia. Żeby zwiększyć ilość swoich wojowników [„pożyteczny motłoch” jak mówią o nich ich „władcy”], przez posiadane media i propagandę – kłamliwie podnoszą realną ilość zboczeń, która [bez ich propagandy] wynosi pół procenta, a podnoszą ją wielokrotnie. Są więc ludzie [ofiary], którzy dla kariery na przykład w TV, czy poddając się sztucznie kreowanej modzie, uważają się za „wesołków” – gejów. Tym można pomóc np. realistycznym opisem „Mięsaka Kaposiego” [nie zaglądaj, jeśli nie musisz] i skutków rozpadu mięśni odbytu. Działa, sprawdziliśmy. „Wesołek” trzeźwieje.

O całej tej, planowanej pokoleniami gnostyków i satanistów – cywilizacji planetarnej, synkretycznej pisałem przed laty. Por:.Czy cywilizacja globalistów jest naturalnym rozwojem, czy sztucznym piekielnym planem. Tam odsyłam czytelnika po szczegóły. Tam jest szkic, czy krótka diagnoza. Warto, by ktoś młody rozszerzył, zilustrował przykładami, doprowadził analizę do obecnego czasu.

Tu przypomnę tylko, że lansowana ostatnio przez różnych pseudo-proroków, [ostatnio to Schwab i Harari, Illuminaci] – “cywilizacja” jest dokładnie antycywilizacją do cywilizacji Łacińskiej: Zamiast prawdy lansuje wygodne kłamstwo, zamiast dobra – zło, zamiast piękna – brzydotę, zamiast dobrobytu – dobrobyt dla siebie i niewielu wybranych, a nędzę dla 95% „motłochu”. W dziedzinie zdrowia – szczepienia, kowidy, kagańce. To ostatnie [kagańce] głównie, ale nie tylko dosłownie – lecz także w dziedzinie myśli, religii, sztuki, nauki, nawet nauk ścisłych [sic!].

Ponawiam pytanie:

Czy więc, tak planowana od stuleci, ciągle uszczegółowiana, „nowa” synkretyczna cywilizacja może zwyciężyć, może zapanować na planecie? Analiza historyczna wskazuje, że cywilizacje mechanistyczne, sztuczne, planowane, zawsze padały w klęsce, w katastrofie. Oczywiście pociągały w katastrofę często ogromne ilości niewinnych ludzi, ofiar.

Powinniśmy sobie jasno uświadomić, że po stronie głównego Planisty są różne nurty: Globaliści, klimatyści, masoni bardzo różnych obediencji, illuminaci, wybrani uczniowie World Economic Forum od Schwaba.

Czy globaliści [lub masoni] chińscy [silni !!] mogą przyjaźnie współdziałać z Chabad-lubawicz, czy Rockefellerami? Jak długo? Oni wszyscy się wzajemnie nienawidzą, intrygują, szkodzą. Już wielokrotnie takie plany wspólnego ataku były przez wewnętrzne nienawiści niweczone.

Inne, realny obraz tego stanu: Piekło oparte jest o wzajemną nienawiść, wrogość. Działania spójne może wymusić jedynie ich Szef. Więc – tylko na jakiś czas. Potem musi sklejać inne koalicje.

Przypominam: Analizy, szczególnie Feliksa Konecznego, prowadzą do jednoznacznego wniosku, że cywilizacje synkretyczne, „łączące pozytywne cechy” wszystkich dotychczasowych cywilizacji, nie mogą powstać.

Powtarzam :

Jeśli będą się dalej tak pchali, to powstanie jedynie delirium maximum, ogromny stan a-cywilizacyjny.

Wielu mądrych ludzi, myślicieli zastanawia się, jak tego uniknąć, jak zablokować czy zabić tego potworka, póki mały. Wielu szuka jednego zaklęcia, jednego pocałunku Księcia, by zaklęta księżniczka się obudziła. To zaklęcie miałoby być dla globalizmu pocałunkiem Almanzora.

Takiego zaklęcia chyba nie znaleziono, ale mamy potężną broń: Powszechny opór, stałe wyślizgiwanie się im i wyśmiewanie ich. MEM -y grają tu dużą rolę. Tak dla nas, jak dla nich.

Sądzę, że będzie tu właściwe przypomnienie sentencji rosyjskich wesołków z pierwszych lat krwawego terroru CzeKa:

Спасение утопающих в руках самих утопающих. 

W latach 90-tych zeszłego wieku tłumaczył nam mądry, znany Włoch, na czym polegał sukces gospodarczy Włochów. Przecież kilkadziesiąt procent obuwia, torebek, kosmetyków, szczególnie w Europie, to produkty włoskie. Zbiurokratyzowane państwo, ogromne podatki, były takim hamulcem dla gospodarki, że przedsiębiorcy oddawali się pod parasol ochronny różnych odłamów mafii. Mafiosi wyznaczali o wiele niższe opłaty, niż państwo i zapewniali ochronę produkcji oraz eksportu. Zwano to „szarą strefą”, znana i tolerowaną przez administrację. Nie wiem jak to wygląda obecnie.

————

Nie słuchać tchórzy, piętnować zdrajców i agentów. ONI naprawdę – i słusznie – się tego boją.

Władców, planistów globalizmu należy podgryzać, podskubywać równocześnie ze wszystkich stron, tak, jak stada piranii atakują lekkomyślnego pływaka. Jeśli atakujących lub choćby utrudniających płynięcie będzie dużo, to wykrwawi się i utonie on szybciej. Jeśli zaś zdecydowanych na podgryzanie będzie mniej, to skutkiem jego pływania, działalności, będzie więcej ofiar a spektakularne utonięcie odsunie się w czasie, trochę się opóźni. Jest ono jednak nieuniknione.

Na tę piekielną, różnych nurtów zarazę, nie ma panaceum. Ale są liczne środki rozproszone. Powszechnego oporu i pogardy bardzo się boją.

I najważniejsze – trzymać się stanowczo poglądów, zwyczajów cywilizacji łacińskiej – Zachować ten pięcioksztat życia zbiorowego. O to anty-cywilizacja wydumana medytacyjnie musi się rozbić, rozkruszyć.

Tyle od strony świeckiej.

Bo od strony duchowej – modlimy się o przyjście Zbawiciela.

Modlimy się tak od dwóch tysięcy lat.

Ale kiedy to nastąpi?

=====================================

Ten tekst umieszczono też na Legionie św. Ekspedyta. Dzięki.

Oto tam komentarz:

CzarnaLimuzyna 13 stycznia 2023

Tak jak już napisałem: Bóg nie pomoże ani głupcom ani niewolnikom. W tym sensie metoda ziemska stanowi cześć składową działania. Husaria modliła się, a potem zabijała wrogów. Naturalna kolej działania.

Aktualnie, jak widzę, wielu Polaków nie stać nawet na symboliczny lub bierny opór. Pomijam głupców, ale ludzie bardziej świadomi nie powinni zgadzać się na tresurę. Nie zakładać masek, nie płacić kartą, nie udostępniać danych, ograniczać łączenie swojego mózgu z siecią, mówić prawdę. Dbać o siebie, o swoją rodzinę, przyjaciół, dbać o swój rozwój, NIE ŻREĆ BYLE CZEGO

Niemcy, Rosja i Żydzi a sprawa polska. KONECZNY Cz.II.

[pierwsza jest tu: Walka wzorców cywilizacyjnych, czyli Niemcy, Rosja i Żydzi a sprawa polska. KONECZNY. Cz. I. ]

Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby; któraś z cywilizacji musi być panującą, bo inaczej upadek niezawodny.

wawel, 23 maja 2024 ekspedyt/niemcy-rosja-i-zydzi-a-sprawa-polska

W drugiej połowie wieku XIV zanosiło się na znaczne rozszerzenie obszaru prawosławia. Dynastia Gedyminowiczow przenosiła się coraz bardziej na ruskie panowanie. Nie bronili Rusini wcale swoich Rurykowiczow, a nawet woleli letuwskich dynastow, bo nie dawali daniny tatarskim “carom”, a zatem nie dopuszczali się też zdzierstw na ludności pod pozorem ściągania “wychoda”. Gedyminowicze nie tylko nie wnosili nic a nic letuwskiego na Ruś, lecz sami się ruszczyli. Olgierd żenił się z Rusinkami, wszyscy synowie jego używali języka ruskiego, a ci z nich, ktorzy otrzymali księstwa na Rusi, przyjmowali chrzest w cerkwii wschodniej, i sam Olgierd uczynił to na łożu śmierci. Następca jego Jagiełło, gotow był zrobić to samo niemal na wstępie swojego panowania i oprzeć się tylko na Rusi, uważając Letuwę za straconą, nie dającą się już obronić przeciwko Krzyżakom. W tym najniespodzianiej dokonała się całkowita zmiana stanu rzeczy, gdy Jagiełłę wezwano na tron polski. 

Na tron państwa, wyznającego chrześcijaństwo od poł tysiąca lat, wezwano poganina, ktory dopiero miał się chrzcić za… koronę. Był to straszny “skandal europejski”, tym bardziej, że dwor wileński nie słynął z łagodności obyczaju, a małżeństwu z Jadwigą towarzyszyła rozgłośna plotka o bigamii, i w ogole powątpiewano, czy brać na serio chrzest krakowski. Krzyżacy, Habsburgowie i Luksemburgowie urobili opinię Europy; sama Stolica Apostolska dopiero w roku 1388 odezwała się za Jagiełłą. Na zachodzie uchodził Zakon krzyżacki za pokrzywdzonego, ciężko pokrzywdzonego przez Jagiełłę i przez Polakow; nigdy jeszcze Krzyżacy nie byli tak popularni w zachodniej Europie, nigdy przedtem nie doznawali takiego wydatnego poparcia. Z całym zapałem szło zachodnie rycerstwo do Prus na pomoc uciśnionemu przez Polskę i Litwę Zakonowi niemieckiemu. Rozbrzmiewało hasło, żeby ratować chrześcijaństwo zagrożone przez niby chrzest krakowski; nawoływano do ofiar, bo oto Polska pod Jagiełłą gotowa sama powrocić do pogaństwa. Polacy zdrajcami Krzyża! Tak odnosił się do nas Zachod.

Nie brakowało głosow, uważających ewentualne zwierzchnictwo Polski nad Letuwą i połnocną Rusią litewską za rabunek, dokonany na państwie krzyżackim. To ich ziemie, bo oni nawracają je od XIII wieku, i oni jedni tylko mają prawo organizować tam Chrześcijaństwo. Chrzest z poręki Krzyżakow, zakonu rycerskiego poświęconego nawracaniu, byłby pewny i bezpieczny; ale czyż można zaufać chrztowi z poręki polskiej, z poręki wroga tegoż bogobojnego Zakonu?! Rzeczy stoją tedy tak samo. jak przed chrztem krakowskim, a zatem kraje owe połnocne są pogańskie, a jako takie podlegają Krzyżakom. W imię Chrześcijaństwa nie można dopuścić, żeby Polacy rabowali i przywłaszczali sobie własność Zakonu! Widzimy, jako nie brakło kolcow, i to bardzo grubych, naszemu stosunkowi do Zachodu. I to także stanowi… historię starą…

Światopogląd “świętego rzymskiego cesarstwa narodu niemieckiego” górą był niemal w zupełności; panował nad umysłami Zachodu bizantynizm niemiecki. Trzeba było dopiero przeprowadzać umyślną kampanię, by odgrzebać spod bizantyńskich popiołow światopogląd łaciński i rozdmuchać go na nowo. Zabrano się do tego, i po dłuższym czasie pozyskano dla sprawy polskiej szereg najwybitniejszych umysłów Francji i Włoch. Walkę stanowczą stoczono na soborach, zwłaszcza na konstanckim. Wygraliśmy dzięki użytkowi nowoczesnej broni, a mianowicie : książki. Jęliśmy się przekonywania opinii fundamentalnie, poprzez wywody naukowe, dostępne samym tylko uczonym w scholastycznej filozofii. Trudno orzekać, co bardziej Krzyżakom zaszkodziło: Grunwald (1410), czy też napisana w pięć lat potem rozprawa krakowskiego profesora, Pawła Włodkowica z Brudzewa, i przedstawiona soborowi jako podkład pod wytoczoną Zakonowi sprawę: De potestate papae et imperatoris respectu infidelium.Uczony polski wywodził, jako ziemia pogańska nie jest bynajmniej “niczyją”, lecz prawą własnością tubylców, których nie wolno nawracać przemocą, bo fides ex necessitate esse non debet.

Obie tezy całkiem proste – a jednak w owczesnym świecie rewolucyjne. Nie zastanawiano się głębiej nad tymi sprawami, aż dopiero na żądanie Polski i pod przewodem polskiego uczonego; zastanowiwszy się, dziwowano się, jak można było dać się powodować Krzyżakom. Ci bronili się zaciekle. W ich imieniu zaciął sobie pioro na Polskę zawodowy pamflecista Jan Falkenberg i nawoływał przeciw Polakom, ktorzy czczą bożka, ktory nazywa się Jagajło, i są “psy bezwstydne”, ktorzy “wrocili do odmętu niewiary”; toteż cała Europa winna ruszyć na krucjatę przeciw nim. Każdego Polaka wolno zabić bez grzechu, a nawet będzie to zasługa przed Bogiem; dostojnikom zaś i biskupom polskim należą się szubienice i trzeba ich powywieszać dla dobra Chrześcijaństwa.

Tak tedy nie w XIX dopiero wieku wymyślił niemiecki bizantynizm hasło “ausrotten”.Polemika pociągnęła za sobą dalsze rozprawy i innych autorow, objęła Polskę, Niemcy, Francję i Włochy – aż skończyła się zwycięstwem naszym, gdy w roku 1424 Falkenberg odwoływał swe pismo w Rzymie na konsystorzu publicznym wobec Marcina V, Papieża. Zdawano sobie sprawę z tego, że walczy się z pewnym światopoglądem, reprezentowanym przez cesarstwo niemieckie, a ktory zdaniem Polakow nie godzi się z Chrześcijaństwem, ani z cywilizacją łacińską; nazywano rzecz innymi wyrazy, stosownie do owczesnej terminologii “wojną z całą nacją niemiecką”. Tak nazywali wspołcześni ostatni okres wielkiej wojny polsko-krzyżackiej (1431- I435), zakończony świetnym zwycięstwem pod Wiłkomierzem. Bitwę tę porownywano wspołcześnie z Grunwaldem. Odrębna polska kultura wywalczyła sobie prawo do życia. Odtąd poczynała sobie śmiało, krocząc wbrew utartym przez niemiecki bizantynizm szlakom.

* * *

Ideologia Pawła Włodkowica z Brudzewa przyjęła się w umysłach polskich. Nie dbając o przeciwne poglądy Niemcow, zyskujących tu i owdzie czasem uznanie na Zachodzie, przyznano rownouprawnienie schizmie, nawracając tylko namową i przykładem. Zaczyna się to już od roku 1432 i przechodzi przez szereg etapow, ktorych tu bliżej wyłuszczać nie ma czasu. A w XVI wieku otwiera się istna przepaść między kierunkiem polskim a zachodnim, gdy na tle rewolucji religijnej luterańskokalwińskiej  Francja nieraz dawała się powodować światopoglądowi bizantyńsko-niemieckiemu. Bizantyński kierunek zatriumfował w całych Niemczech na długo – dzięki tzw. “reformacji”. Wiadomo, jako nie brakło w Polsce herezji. Wtedy to Zygmunt August oświadczył, jako jest krolem kozłow i baranow jednakowo – a wielki Zamojski, zwrocony na sejmie do innowiercow, powiedział, że dałby sobie obciąć rękę za ich nawrocenie, lecz dałby drugą rękę, gdyby im miano zadawać gwałt. Tak powtarzano nieustannie rozmaitymi słowy dawną tezę Włodkowica, że “wiara nie ma być z przymusu”. A głosił to ten sam Zamojski, ktory był wspołpracownikiem (czy kierownikiem ?) Stefana Batorego w wyprawach na połnocny wschod, znaczonych zakładaniem kolegiow jezuickich. Czyż przyśniła się komu w Polsce barbarzyńska zasada: cuius regio, illius religio?! A jednak nawrocono olbrzymią większość zbłąkanych! Co więcej, gdy inteligencja schizmatycka całymi krainami przechodziła do obozu protestanckiego, nawracana następnie, nie chciała słyszeć o greckim obrządku, lecz tłumnie przyjmowała obrządek rzymski w łaciństwie. I zaczęła się mocna ekspansja kultury polskiej ku wschodowi. Aż po Dniepr przemawiano publicznie słowy: “Panowie bracia!”. A rownocześnie panował z tamtej strony Dniepru Iwan Groźny, oddający niemiłych sobie wielmożow rozdziczonym psom żywcem na pożarcie.

Ekspansja szła raźno, a sięgała tym głębiej, iż nie robił tego rząd sztucznymi sposobami, nakazami czy zakazami, lecz szerzenie kultury polskiej ku wschodowi odbywało się wyłącznie pracą i staraniem społeczeństwa, ktoremu nie przyśniło się wówczas żądać pomocy od urzędow państwowych. Dokonywało się to metodą typowo chrześcijańską; czy ktory Rusin lub Letuwin zdoła przytoczyć choćby jeden przykład jakiegokolwiek przymusu lub choćby tylko nacisku?

Miała Litwa, tj. Wielkie Księstwo litewskie, pośrod swej ludności już naowczas te same materiały etniczne, jak dziś: Rusinow (Białorusinow), Letuwinow, Polakow, Tatarow i żydow; taki sam materiał pstry pod względem wyznaniowym: katolikow, schizmatykow, starozakonnych i muzułmanow. Litwini – tj. obywatele Wielkiego Księstwa – sławnym wyborem i ogolną zgodą uczynili język białoruski swym językiem urzędowym (dlatego-to zwany był stale językiem litewskim), a Polska nie narzucała im nigdy ani polskiego języka, ani łaciny – i “litewski” został tam urzędowym do końca. Nie był nim letuwski dla tej prostej przyczyny, że żadnemu a żadnemu Letuwinowi nigdy to nie wpadło na myśl!

Dotychczas też nie wiadomo dokładniej, w jaki sposob polszczyła się inteligencja litewska, mianowicie ruska, letuwska i tatarska. Kto chciałby pisać dzieje tej polonizacji, miałby nie lada kłopot ze źrodłami, bo w źrodłach tego nie ma! Działo się to jakoś “samo przez się”, wpływami cywilizacyjnymi, współzawodnictwem cywilizacji, do czego używało się środkow wyłącznie cywilizowanych, zgodnych z duchem cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej. Tyle tylko wiadomo, że protestantyzm stanowił do tej polonizacji pomost, ale przez to, że porzucanie protestantyzmu wiodło do katolicyzmu, a ten łączył się siłą okoliczności z polskością; siłą okoliczności niezależnych od woli ni Kościoła ni Polakow. Miejmyż na uwadze, jako najwybitniejsi nawet prawosławni lgną do polskości i nienawidzą Moskwy, np. Konstanty Ostrogski. O gdybyż władza państwowa nie była się nadal zgoła mieszała w te rzeczy, czyż prawosławie nie byłoby wygasło w Wielkim Księstwie litewskim?

Z początkiem drugiej połowy wieku XVI powstaje w Polsce pomysł, czy nie możnaby dojść do unii z “Moskwicinem” podobnie, jak za Jagiełły z Litwą, z ktorą bywały rownież przedtem zaciekłe spory i wojny. Za wyborem Iwana Groźnego na następcę Zygmunta Augusta przemawiały względy wielkiej miary. Wojny z Moskwą miały zamienić się na spółkę handlową i polityczną z caratem. Za dopuszczenie Moskwy do morza otwarłyby się handlowi i przemysłowi polskiemu rozległe szlaki owczesnego Dalekiego Wschodu.

Gdyby połączył siły wojenne Polski, Litwy, Moskwy, możnaby śmiało zabrać się do wypędzenia Turka z Europy, do oswobodzenia Słowian bałkańskich, do spełnienia misji Władysława Warneńczyka. Powstawała koncepcja polityczna, jedna z najwspanialszych jakie zna historia, a do tego opromieniona marzeniem o nawroceniu moskiewskich krain – lecz koncepcja zarazem jedna z najbardziej… fantastycznych. O tym miał pouczyć Polakow sam car – jak o tym wiadomo z każdego podręcznika historii polskiej. Nieporozumienie było co najmniej rowne ogromowi marzeń! A jednak pomysł kiełkował dalej i kandydatura moskiewska powracała podczas drugiego bezkrolewia. W Moskwie rozumiano wowczas tę chęć wyboru, jako dowod słabości, jako poddawanie się Moskwie z obawy przed wojną. Toteż gdy elekcja zawiodła, ruszył Iwan na polskie Inflanty, lecz Batory zadusił “Moskwicina” na dłuższy okres czasow. Idea unii z Moskwą trwała nadal. Zbiegiem okoliczności, wynikłych z wewnętrznych stosunkow polskich, poczyna się pomysł polityczny wikłać z religijnym. Zniechęceni do Zygmunta III protestanci porozumieli się z prawosławnymi, gotowi zrzucić krola z tronu. Wtedy obmyślił Zygmunt III klin do rozsadzenia – jak mniemał – tego związku: wznowić unię florencką. I to było ingerencją państwową w sprawy wyznaniowe, ingerencją zawsze i wszędzie niebezpieczną i dla religii i dla polityki! Polska nie miała nic wspólnego z unią florencką 1419 roku.

Ruscy bojarzy woleli już w XV wieku przechodzić wprost na łaciński obrządek. Ani jednego Polaka nie było we Florencji, a zawartej tam unii nie uznał nie tylko uniwersytet krakowski, ale ani prymas gnieźnieński, ani biskup wileński. W Wilnie nie pozwolono metropolicie-kardynałowi Izydorowi odprawić liturgii wschodniej w katedrze łacińskiej. Nie dopuszczono też wowczas do zorganizowania biskupstw unickich. Potem za Aleksandra “unia Bołgarynowicza” zeszła niemal od razu na nic nie znaczący epizod, o ktorym się już nie mowiło, a w następnym pokoleniu za Zygmuntow Jagiellończykow, zaginęła nawet jej pamięć. Tak tedy sprawa unii była za Zygmunta III czymś całkiem nowym dla umysłow.

Logika mowiła, że w czasie, kiedy dokonywano setkami nawracań z kalwinizmu, czy nawet z arianizmu, nawracanie ze schizmy (a więc nie z herezji) winnoby być znacznie jeszcze łatwiejsze. Jakżeż tedy nie miało, być prób, zmierzających do “jedności Kościoła Bożego na Rusi”. Były te próby popierane przez wybitne osoby prawosławne! Krol tego ruchu unijackiego nie wymyślił, ale chwycił się go ręką niezdarną (bo polityczną), chwycił go się zaś oburącz, poparł i co najgorsze: przyspieszył, nie mogąc się doczekać, aż dojrzeje bo mu było pilno ze względow politycznych. Pokierował też całym ruchem po swojemu, jak wszystkim zawsze pozbawiony ten krol zdolności, “di ingenio stretto”, jak go scharakteryzował sam Possewin. Ogłoszona pospiesznie w roku 1596 unia brzeska była dziełem na poł religijnym, na poł politycznym. Tylko Ruś Biała i Podlasie pragnęły unii i były do niej jako tako przygotowane, a krol kazał ogłosić ją na całą Ruś, sądząc, że polityką usunie ze swego państwa schizmę. Miał krol odtąd zaciekłych wrogow w Rusi południowej i sam Konstanty Ostrogski staje na czele opozycji; ten sam Ostrogski, ktory był tak zasadniczym wrogiem Moskwy. W jego drukarni ostrogskiej tłoczą się odtąd odezwy gwałtowne, podburzające przeciwko Polsce, jako tworczyni unii, ktorą pojęto wprost, jako prześladowanie prawosławia. Wznowienie unii florenckiej poruszyło Moskwę i… Stambuł. Prawosławny patriarchat carogrodzki pozostawał od samego początku, zaraz od roku I453, w zażyłej przyjaźni z sułtanem – wdzięczny Turkom właśnie za wybawienie od unii florenckiej.

“Raczej turban, niż tiarę”! – wołano w Konstantynopolu i hasłu temu hołdowano zawsze, nie cofając się przed żadną konsekwencją. Rządy sułtańskie prześladowały tylko katolikow, prawosławie cieszyło się zupełną swobodą i autonomią taką, iż tworzyło państwo w państwie. Stanął też sojusz polityczny Fanaru z kalifem przeciwko wspolnemu niebezpieczeństwu łacińskiej, papieskiej krucjaty. Obawa wspolna przed ligą antyturecką łączyła też Fanar i kalifat przeciwko Polsce. Wysłannicy carogrodzcy jeżdżą coraz częściej do Moskwy. Tam starano się jeszcze od czasow Iwana III o jak najlepszą przyjaźń z sułtanami. Fanar stawał się coraz bardziej turecką agencją polityczną na świat prawosławny. Muzułmański kalif w ciągu całych pokoleń uprawiał politykę swą względem prawosławnej Moskwy przez pośrednictwo patriarchatu. Fanar spełniał skwapliwie wszelkie poruczane sobie przez sułtanow misje polityczne. Dyplomatami w służbie połączonych w taki sposob kalifatu i patriarchatu bywali patriarchowie tytularni jerozolimscy, antiocheńscy itp., nawiedzający ciągle Moskwę, a potem i Ruś litewską. Już w roku I588 jeździł jednak do Moskwy sam carogrodzki patriarcha Jeremiasz, przyjmując wskazane sobie od kalifa islamu zadanie: jako agent sułtański miał wybadać, Moskwa da się skłonić do wspolności oręża z Polską i przeciwdziałać temu zawczasu. Teraz tedy poczęto wysyłać z Konstantynopola agitatorow, mających unię uczynić niemożebną.

Głownym agentem był Cyryl Lukaris, dawny rektor ostrogskiej, mający głowną kwaterę w Ostrogu i wielce popierany przez Konstantego Ostrogskiego. Lukaris i jemu podobni upatrywali interes prawosławia przede wszystkim w rozwoju moskiewskiej potęgi, toteż każdy taki agent, nasłany od patriarchatu w porozumieniu z rządem tureckim, stawał się zarazem moskiewskim agentem. Tak zbierały się z wolna okoliczności, mające dopuścić Moskwę do daleko sięgającej ingerencji w sprawy i dzieje Polski. Na razie zdawało się to niemożliwością, bo wypadki przybierały kierunek wręcz przeciwny: ingerencji i Litwy w dzieje Moskwy! Tak to niełatwo wspołczesnym odróżnić, co jest epizodem, a co ma posiąść historyczną trwałość. Na razie miał wnet nastąpić epizod z Samozwańcem, carem katolickim, składającym katolickie wyznanie wiary w krakowskim kościele św. Barbary.

A oto tło sprawy Samozwańca: W dalszym ciągu dążeń do unii politycznej z Moskwą (na wzor, mniemano, litewskiej unii) jeździł w roku 1600 do Moskwy Lew Sapieha z projektem ścisłego związku prawnopaństwowego. Godunow projekt odrzucił, a Sapieha natenczas zostawił w Moskwie przywiezionego z sobą samozwańca, hodowanego od dawna przez grono opozycyjnych bojarow na dworach wielmożow Rusi południowej.

Kimkolwiek był właściwie ow Samozwaniec, chował się przez kilka ostatnich przed wystąpieniem lat pod panowaniem polskim, przejął się niemało obyczajem polskim i faktem jest, jako potem okazywały się w nim liczne rysy europejskie, co nawet miało stać się powodem jego zguby. Burzył się potem lud moskiewski, widząc, jak to car obcuje z polskimi ochotnikami zgoła nie po carsku, nie według moskiewskiego ceremoniału. Obyczaj zachodni, nie dość poddańczy, wydawał się ludowi temu poniżaniem majestatu carskiego. Samozwaniec popadł w gruby błąd, chcąc przeszczepiać tam formy zachodnie, a gdy potem widział, jak te eksperymenty europejskości stają się dlań niebezpieczne, sam pomagał przerzucić “winę” na Polakow.

Wtedy to, w roku 1606, powtórzono propozycje, wiezione przed sześciu laty przez Sapiehę, określając je ściślej i obszerniej w następujących punktach: Przymierze wieczyste, wspolna polityka zagraniczna (liga antyturecka), wzajemna swoboda przesiedlania się i nabywania majętności, nawet piastowania urzędow publicznych; wolność handlu z jednej strony aż do Niemiec, z drugiej aż do Persji; wolność zakładania kościołow katolickich, szkoł i kolegiow (jezuickich) w głownych miastach carstwa; wspolna moneta i zamiar wystawienia wspolnej floty (Bałtyk i Morze Czarne); w razie bezpotomnej śmierci Samozwańca następcą jego będzie Zygmunt III; gdyby zaś krol polski (mający synow) zmarł wcześniej, nowa elekcja nastąpi dopiero po porozumieniu się z carem.Co za warunki ścisłej unii! Co za wspaniały dla wyobraźni obraz!

Ale opozycja w Moskwie rośnie, autentyczność cara coraz bardziej podejrzana, bo jakżeżby prawy car mogł tak dalece lekceważyć swoj majestat, żeby jadać z posłami zagranicznymi przy jednym stole! Pamiętajmy, że w Moskwie klękało się przed carem, padało się następnie na ziemię i dosłownie “biło czołem”, podpełzając pod tron na czworakach. Na uczcie koronacyjnej jadło się palcami, kości rzucając pod stoł. Europejskość wprowadzanego nowego obyczaju stanowiła rodzaj herezji. I z takimi ludźmi zawierać unię?! nikt z nich nie wiedział, co to jest! Nie pomogła ani następna elekcja krolewicza Władysława carem. Dwie wielce rożne cywilizacje miały zmierzać ku wspolnemu celowi… w wyobraźni panow polskich: chrześcijańsko- klasyczna i turańska, kultura polsko-łacińska i turańsko-słowiańska, tj. moskiewska. Chodziło o syntezę Zachodu i Wschodu. Dobierano się do tego poprzez unię cerkiewną i polityczną. Stara – to sprawa, starożytna, bo datująca się jeszcze z czasow rzymskich. Roma probowała tego i na tym się potknęła; bogowie syryjscy zniszczyli imperium rzymskie! A tymczasem unia brzeska sprawiła, że hierarchia prawosławna poczęła się zajmować Kozakami. Cyryl Lukaris został patriarchą carogrodzkim i ustanowił na Rusi tajną hierarchię dyzunicką w roku 1620, wysławszy w tym celu na ziemie ruskie Rzpolitej patriarchę jerozolimskiego Teofana.

Fanar zwrocił szczegolną uwagę na Zaporożcow, bo ci, jako wojsko stałe na stepach pomiędzy rubieżami Polski a Tatarami krymskimi i Morzem Czarnym, stanowili ważny obiekt polityczno-wojenny dla… Wysokiej Porty. Nowsze badania wykazały jako geneza wojen kozackich w Carogrodzie! Długotrwałe te wojny ( 1634-1682), to rezultat spisku kalifatu i patriarchatu przeciw Polsce; zmowa ta kierowała wojnami kozackimi, wznawiała je, kiedy się wydawało, że przyczyny wojen usunięte, rozfanatyzowała tłum areligijny przeciw unii, by go użyć przeciw Polsce, by w zarodku stłumić możność ligi antytureckiej, a zwłaszcza by nie dopuścić połączenia sił zbrojnych Moskwy i Polski przeciwko Turcji. Od wojen kozackich zaczął się “potop” – a o skutkach jego nie trzeba się rozwodzić, bo to powszechnie wiadome.

Zwracam tylko uwagę, że był to owoc poszukiwania syntezy dwoch kultur, syntezy Zachodu i Wschodu na ziemiach polskich. Odtąd szło się po rowni pochyłej ku Wschodowi. Unię cerkiewną – obok uznanej na nowo hierarchii prawosławnej – utrzymywało się sztucznie, w ten mianowicie sposob, że część kleru polskiego przechodziła na obrządek wschodni, że polska młodzież obierała sobie “ruski” stan duchowny.

Pomiędzy duchowieństwem unickim stanowili Rusini drobną zaledwie mniejszość. Dopiero za czasow Sobieskiego przybywa więcej księży ruskich. Wiadomo, jako dopiero też za Sobieskiego złamano przewagę turecką. I nagle – za tegoż jeszcze Sobieskiego – przestała istnieć armia polska! Łamigłowka istna! “Ocaliwszy Wiedeń i Chrześcijaństwo” straciliśmy w znacznej części niepodległość, bo odtąd tronem polskim Polacy nie dysponowali. Odtąd nigdy elekt narodowy nie zasiadł na naszym tronie, zajmowali go stale krolowie nam przez wrogow narzuceni. Byli tacy, ktorzy dali się skusić tej rownoczesności i rozumowali według zasady: post hoc, ergo propter hoc. Ocaliliśmy Niemcy, wzmocniliśmy je, a one odwdzięczyły się rozbiorami etc. Gdyby Sobieski nie był ruszył pod Wiedeń, wszystko poszłoby innym torem! Nie będę się zajmował kwestią bliżej tak postawioną, tylko obejdę ją do okoła: Rozbiory powiodły się, ponieważ Polska nie posiadała armii odpowiedniej, żeby się obronić. Armii nie było już pod koniec panowania Sobieskiego. Czyż zwycięstwo wiedeńskie zniszczyło armię polską? czy byłaby ona istniała nadal, gdybyśmy byli pomagali Turkom, a zniknęła nagle skutkiem tego, żeśmy pomogli chrześcijanom? Oczywista rzecz, jako to nie ma związku z tamtym, i przyczyny trzeba szukać w czymś innym. Polska, krzewicielka i obrończyni cywilizacji łacińskiej, baszta Zachodu, porzuciła ją i zorientalizowała się. Poszukiwanie syntezy Zachodu i Wschodu doprowadziło wreszcie do tego, żeśmy przeszli do obozu wschodniego. Polska kontuszów i podgolonych łbów, Polska porzucająca mody zachodnie, a przyjmująca modę tatarsko- moskiewską, nie same tylko szaty miała ze Wschodu. Skądżeż ta orientalizacja po rozgromieniu islamu, po odzyskaniu Podola z Kamieńcem, po walnym rozszerzeniu unii cerkiewnej nawet na południową Ruś (właśnie za Sobieskiego), i wreszcie w czasie niezmąconej katolickiej prawowierności, w dobie najnabożniejszej? Tak jest, najnabożniejszej, lecz niezbyt pobożnej może – bo forma brała w Polsce gorę nad treścią, całkiem po orientalnemu. Największa ilość osob posiadała biegłość w łacinie, nie umiejąc w ogole niemal nic procz łaciny – wtenczas, kiedy duch łaciński z Polski uleciał, ustępując miejsca duchowi Orientu.

Za czasow wojen kozackich byliśmy prawdziwie obrońcami cywilizacji łacińskiej, boć Kozacy byli pionierami panowania tureckiego i za ich przyczynieniem się powstawała na granicy Polski i Eurazji nowa kultura, bizantyńsko-turecka, synteza bizantynizmu i turańskości. Kiedy w roku 1651 odniesiono zwycięstwo w trzydniowej bitwie pod Beresteczkiem, obchodzono je uroczyście w Rzymie, w Wiedniu i w Paryżu, rozumiejąc słusznie, że pokonano straż przednią zalewu muzułmańskiego, wstrzymanego przez “przedmurze chrześcijaństwa”. I pokazało się, że rozumowano słusznie; Ukraina wraz z większą częścią Podola stała się ostatecznie prowincją turecką – nie moskiewską. Moskwa stała na drugim planie i dopiero z polecenia kalifa muzułmańskiego wezwał był Chmielnicki także Moskwę do najazdu na Polskę. Odtąd wyłania się atoli nowy cel, dla państwa polskiego zasadniczo fatalny: żeby Moskwa uznana była zwierzchniczką wszelkiego prawosławia. Miało się to kiedyś poźniej zwrocić przeciwko Turcji, lecz na razie nie tyczyło Bałkanu, lecz tylko prowincji polsko-litewskich i było dla tureckich interesow pożądanym osłabieniem Polski, jako tego państwa, ktore układało wciąż projekty ligi przeciw połksiężycowi. Odtąd interesy Moskwy i Turcji złączyły się na długo przeciw polsko-litewskim.

Moskwa nabrawszy pozy obrońcy prawosławia przeciw unii, jako łacińskiej herezji, zrobiła sobie z tego wnet pozycję polityczną. Skończył się czas, kiedy to Polska wywierała wpływ na Moskwę, a zaczyna się odwrotny kierunek wpływów poprzez Ruś litewską i Ukrainę. I przyjmują się wpływy te wschodnie, podmywając kulturę polską na wschodzie coraz widoczniej. Okazało się, jako kultura ta mocno jest osadzona tylko tam, dokąd sięgnęło “łaciństwo”. Unia cerkiewna nie stanowiła niczego a niczego pod względem cywilizacyjnym; li tylko kler unicki pochodzenia polskiego stanowił pomost cywilizacyjny w łonie unii, ale unia sama nie stanowiła wcale zwrotu ku cywilizacji zachodnio-europejskiej.

W razie osłabienia się w Polsce tej cywilizacji chrześcijańsko- klasycznej, w razie gdyby Polska przestała promieniować tą cywilizacją ku wschodowi, Ruś – sama cywilizacyjnie bierna – oddana byłaby wyłącznie pod wpływ cywilizacji turańskiej, mianowicie kultury moskiewskiej. A moment taki nadszedł w osławionych czasach saskich.

Przyczyna tak zasadniczo zmienionego toku naszych dziejow tkwiła w naszych stosunkach wewnętrznych. Myśmy rozszerzyli łacińską cywilizację na państwo litewskie aż po Dniepr – ale miejmy na uwadze, że dwie trzecie tego państwa, to Ruś prawosławna, wpływom Polski poddana już to więcej, już to mniej, lecz nigdy dla cywilizacji zachodnio europejskiej w całości nie pozyskana. Tylko katolicyzm obrządku łacińskiego stanowił zresztą rękojmię historyczną w tej kwestii. Doniosłe sprawy ekonomiczne – w co tu bliżej wdawać się nie mogę – sprawiły, że na Rusi litewskiej wytworzył się ów typ “królewiąt”, pojmujących życie zbiorowe wcale nie po zachodniemu, żyjących i innym urządzających życie zgoła odmiennie, niż to bywało w prowincjach “Korony”, a zwłaszcza w Wielkopolsce, nie mogącej nigdy zrozumieć metod życia publicznego w Wielkim Księstwie litewskim. W trzeciej redakcji statutu litewskiego czuje się mieszaninę Zachodu a Wschodu, a litewscy magnaci stają się z czasem istnymi kacykami orientalnymi. Korona nie znała zgoła takiego typu magnata – a zresztą najwięksi latyfundyści koronni byli ubogimi w porównaniu z litewskimi panami. Właściwie w Koronie nie było całkiem “panów”; wszyscy pochodzili z Litwy. Im uboższy kraj, im więcej nędzy w społeczeństwie, tym większe znaczenie bogaczy, choćby nieliczną stanowili warstwę. Polska i Litwa zubożały niesłychanie przez “potop” doznały straszliwych skutkow katastrofalnej deprecjacji pieniądza i… wyludnienia ponownego.

Zapanowała nie bieda, lecz wprost nędza, a zatem… trzęśli odtąd Polską i Litwą bogaci “panowie” z Litwy. Przestaje Korona wywierać wpływ na Litwę; wszystko przesuwa się wręcz odwrotnie: Korona ulega wpływowi Litwy. Demokracja polska zamienia się w litewską oligarchię, oświata polska ustępuje litewsko- ruskiej niższości kulturalnej.Wszystkie sprawy państwa opanowane zostały przez żywioł litewsko-ruski, Koroniarze zepchnięci w życiu państwowym na drugi plan. Sejmy stały się igraszką samowoli panów litewskich, ich chuci władzy, ktora dochodziła aż do tego, że niejeden raz pojawiały się pomysły utworzenia osobnego udzielnego państwa dla tego lub owego magnata, ktoremu zachciewało się korony na jakiej prowincji, gdy nie mogł zostać krolem całości. W Koronie bądź co bądź takich pomysłów nie bywało! Na Litwie powstały “milicje nadworne” panów, po prostu wojska prywatne wielmożów, na ich żołdzie i posłuszeństwie, siła zbrojna mająca jawnie służyć prywacie jednostki. Pod sam koniec XVII wieku związała się na Litwie szlachta przeciwko Sapiehom; trwała lat kilka wojna domowa, prawdziwa wojna, ani nawet zwycięstwem walnym szlachty pod Olkienikami nie zakończona (listopad 1700 r.), ani też nie załatwiona “komisją” roku 1702. To był doprawdy Wschód! Co za orientalizm w “Pamiątkach Soplicy”! Ale skąd się to wzięło?

Zubożeniem wyjaśnia się wiele, bardzo wiele – ale ubostwo może nastać w obrębie każdej cywilizacji. Oczywiście, że nędza cywilizację kazi, psowa, obniża, ale nam tu nie o to chodzi, ale o zmianę cywilizacji. Pijanego szlachcica, najmującego się do zerwania sejmu; analfabetę wyniesionego nad mieszczaństwo, z prawem noszenia szabli na sznurku i otrzymywania kary cielesnej na kobiercu; dewociarza, ktory każe się braciszkowi od Bernardynow biczować za łotrostwa, ktore jutro będzie popełniać na nowo; takich typow nie sposob zaliczać do cywilizacji zachodniej. Czyż miała choćby cień jakiegoś pojęcia o prawie publicznym “Alba” Radziwiłłowska? Czy znajdowała posłuch inna władza, jak tylko oparta na majątku i sile, wypływającej ze stosunkow osobistych, prywatnych, a mogącej użyć przemocy? czy na rozległej Rusi litewskiej uznawano jakąś powagę, procz przemocy? czy gwałt nie stał się tam jedynym regulatorem życia? I to miała by być cywilizacja nasza, chrześcijańsko-klasyczna?

Spojrzmy na tę sprawę głębiej :Ustrój życia zbiorowego zmienił się radykalnie, z demokratycznego na oligarchiczny, a dostęp do urzędow wpływowych zawisł od osobistych stosunkow do członkow oligarchii. Nie ma stronnictw, nie ma programow; są tylko partie tego i owego oligarchy. Tylko bogacz, ktorego stać na utrzymanie dworu i milicji, posiada głos w sprawach państwowych; on bowiem mianuje po prostu posłow sejmowych, wybieranych za jego pieniądze i pod przemocą gwałtow jego zbirow. Wszystko, co się wydaje sprawą publiczną, ma źrodło gdzieś w jakiejś sprawie prywatnej.

Organizacje wszelkie pochodzą z inicjatywy jakiegoś “pana”, noszą nawet jego mundur. Wytwarza się specjalny feudalizm litewski, iż każdy szlachcic, chcąc żyć spokojnie, musi chwytać się jakiejś pańskiej klamki, zaciągnąć się do czyjejś kohorty. Trzeba się oddać w zawisłość prywatną silniejszemu, jeżeli kto nie chce znaleźć się poza urządzeniami społecznego ładu i względnego przynajmniej bezpieczeństwa. Oto stan Wielkiego Księstwa!

Ten brak prawa publicznego odrębnego, a oparcie porządku publicznego na prawie prywatnym, wielce pomnożonym, rozszerzonym – to zasadnicza cecha cywilizacji turańskiej. Cała szlachta zorganizowana jest militarnie; wszelka szabla znajduje się zawsze w pogotowiu do służby temu, kto ją opłaca czy to bezpośrednio, czy dzierżawą folwarku, czy utrzymywaniem dzieci w szkołach itp., lecz do służby państwu w takim tylko razie, gdy prywatny zwierzchnik wyda odpowiednie rozkazy: Już są bez znaczenia organizacje dawne, wszystkie rozwiały się wobec tej jednej. Społeczeństwo może się rozwijać tylko w ramach wskazywanych przez oligarchow. To jest czysto turańskie (europejska oligarchia, np. wenecka, nie wkraczała w sprawy społeczne, ograniczając się do polityki). Taki stan rzeczy nastał już pod koniec panowania Jana III, a rozwijał się z przeraźliwą szybkością i wszechstronnością. Męty i ciemnota, oto żywioł, w ktorym przygotowywał się upadek państwa. Byliśmy zupełnie oddaleni od cywilizacji łacińskiej, a wytwarzaliśmy jakąś nową odmianę turańskiej, przynajmniej w prowincjach wschodnich Rzplitej. 

Oto skutki dążeń do wynalezienia syntezy Zachodu i Wschodu! Przez tę syntezę zginęliśmy. Bo Wschód zawsze gorą, gdy Zachód w imię poszukiwania syntezy do niego się zniża. Utraciliśmy związek z krajami cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, łacińskiej. Nie sąsiadowaliśmy bezpośrednio z żadnym takim krajem. Niegdyś czerpaliśmy cywilizację wprost ze źrodeł, z Francji i z Włoch, tak dalece, iż Sienkiewicz mogł wyrazić się, jako inteligentny Polak posiada dwie ojczyzny: polską własną rodzimą, tudzież Włochy, rodzimej uzupełnienie. Niegdyś! Ale jakież były stosunki z Włochami lub Francją w okresie saskim?

A w bezpośrednim sąsiedztwie niemieckim triumfowała właśnie kultura bizantyńsko – niemiecka, wydobywały się na pierwsze miejsce Prusy, a prawo dynastyczne uznawane było powszechnie jako najwyższe prawo państwowe. Okoliczność ta miała zaważyć rozstrzygająco na losach Polski. Kiedy  sapere ausus X. Konarski rozpoczął swe zbożne dzieło odrodzenia, zaczął od społeczeństwa, nie od państwa, a więc brał się do rzeczy całkiem po zachodniemu. Podniety i w znacznej mierze wzorow szukał we Francji, a spopularyzowanie języka francuskiego stanowiło środek do wytkniętych przez niego celow. Ponad głowami Niemiec sięgnęliśmy do krynicy Zachodu i to ocaliło przynajmniej narodowość polską, skoro już za poźno było ocalić państwo. Tu bowiem padły na szalę siły, ktorym nie zdołaliśmy jeszcze przeciwstawić dostatecznych własnych: pojęciu państwa dynastycznego i absolutnego jakżeż przeciwstawić skutecznie to państwo, ktore istniało w Polsce w czasie pierwszego rozbioru, a ktore stanowiło przedmiot szyderstw w Europie? Karykaturą też była nasza armia, ktorej przesmutne opisy mamy we wspołczesnych pamiętnikach; siła zbrojna właściwa była w prywatnych milicjach, ofiarowywanych czasem państwu z łaski, za co było się nawet… patriotą. Samo pojęcie patriotyzmu musiało ulec zmianie.

Trzeba 30 lat, żeby mogli zająć odpowiedzialne stanowiska i zacząć wpływać na opinię wychowankowie danej szkoły; trzeba drugich lat 30, żeby otrzymać rezultaty przez dostateczną ilość zwolennikow, należycie zdecydowanych, choćby na walkę orężną. Pierwsza szkoła Konarskiego stanęła w roku 1740 (Collegium Nobilium w Warszawie). Sejm Wielki obradował w lat 48-52 potem; Konstytucję Trzeciego Maja ogłoszono w 51 lat po zawiązku “reformy Konarskiego”; powstanie Kościuszkowskie wypada w 54 lat po roku 1740. Były to reformy niewątpliwie z łacińskiej wynikłe cywilizacji. Odrodziła się w Polsce i z początkiem wieku XIX miała zapanować na nowo niepodzielnie.

Gdybyż to było nastąpiło o jakie 20 lat wcześniej! Ale za czasow Sejmu Czteroletniego turańska opozycja była jeszcze dość silna, a z pomocą zewnętrzną postawiła na swoim i dzieło Trzeciego Maja obaliła. Należy traktować te wypadki na podłożu ogolno-cywilizacyjnym, jako walkę dwoch metod ustroju życia zbiorowego, a zatem walkę dwoch cywilizacji. Szczęsny Potocki jest typem turańskim, Kościuszko łacińskim.

W porozbiorowych dziejach nie brakło mocnych uderzeń obydwóch wrogich polskości cywilizacji: bizantyńsko-niemieckiej i słowiańsko- turańskiej, ale odpieraliśmy je zwycięsko aż do końca XIX wieku. Ileż w tym zasługi Kościoła! Odpadło, co w nim samym nie było związane z cywilizacją zachodnio-europejską, łacińską, odpadła niemal cała unicka cerkiew, ale to, co zostało, stanowiło niewzruszoną twierdzę. Po roku 1863 nastąpił istny nowy najazd mongolski na nasze ziemie.

Czynownictwo i szkolnictwo rosyjskie dotarło do każdej gminy wiejskiej. Odtąd nie było pod zaborem rosyjskim Polaka, ktory by za młodu nie podlegał wpływom kulturalnym moskiewskim. Wszystko zależało od tego, co będzie silniejsze: dom, czy szkoła? Z reguły dom polski okazywał się bez porownania silniejszym i nawet nie odczuwało się wpływow rosyjskiej szkoły; strzepywało się to, jak pył z ubioru chłopca, przyjeżdżającego na wakacje do rodzicielskiego domu.

Ale nie każdy chłopiec pochodził z silnego domu, nie każdy dom posiadał tradycję i świadomość cywilizacyjną, nie w każdym znalazły się odpowiednio silne charaktery. Czasy zaś demokratyzowały się nawet pod rządami rosyjskimi, i coraz więcej ubiegało się o nabycie “praw” przez szkołę młodzieży takiej, ktora wychodziła z domu licho uzbrojona, a nawet zgoła nieuzbrojona do walki z rusyfikacją intelektu. Dostojewski, a potem Tołstoj rozstrajali duszę polską… Właśnie na przełomie wieku XIX i XX począł się pojawiać w Polsce typ nowy: Polaka o gorącym sercu polskim, gotowego do wszelakich ofiar, nawet do męczeństwa za Polskę, ale mającego… mozg zrusyfikowany.

W literaturze polskiej wskazać można na bardzo głośne nazwiska autorów, którzy nie tylko przejęli fakturę literacką od Rosjan, ale szerzyli rosyjskie “nastroje”, a nawet wprost rosyjskie pojęcia o życiu prywatnym i publicznym – nienawidząc Rosję z całej duszy! Nasiąkli rosyjską metodą myślenia i starali się stosować ją… dla dobra sprawy polskiej. Skutek musiał być oczywiście wręcz przeciwny zamiarom. Dlatego to tak znaczna część przedsięwzięć naszych literackich, podjętych z patriotycznym zapałem, nie wyszła bynajmniej na dobro polskości.

Gdybyż rosyjska metoda rozumowania ograniczyła się w polskich mozgach do literatury! Nie jest to wcale najważniejsza część bytu zbiorowego!

Ale chodziło i chodzi o stawki grubsze, o sprawy  społeczne i polityczne. Te, traktowane na modłę rosyjską, wywierały skutki przeraźliwe, burzyły ustroj polski, osłabiały strukturę narodu, odbierały nam oporność. Zwłaszcza socjaliści polscy lubowali się w rosyjskich metodach. Oni, najwięksi wrogowie caratu, nieubłagani w walce z Rosją oficjalną, rusyfikowali mozgi polskie bardziej, niż całe czynownictwo.

Nihilizm rosyjski odbił się fatalnie na całej lewicy polskiej. A pojęcia państwowe opozycja ta brała żywcem od caratu; chodziło im tylko o zmianę osob rządzących, o zmianę osob prześladowanych, ale nie o zmianę systemu rządow. Terror, przemoc, stanowiły w ich oczach rownież jedyne środki rządzenia. Przez rewolucję nie rozumieli nic innego, jak tylko odwrocenie kierunku i pola działania terroru despotycznego. żaden a żaden rewolucjonista rosyjski nie pomyślał ni sekundy o praworządności, bo… nie miał w sobie tego pojęcia, nie wiedział, co to jest.

Koniec wieku XIX i początek XX zaznacza się w Polsce innym jeszcze przejawem orientalizmu: od drugiej połowy wieku XV kwitnie w Polsce cywilizacja żydowska, ubezpieczona już od połowy XVI mocnym podłożem ekonomicznym, od czasow “potopu” i jego następstw zagarniająca coraz wyłączniej cały ruch ekonomiczny w Polsce dla siebie. Nauka talmudyczna dostąpiła na ziemiach Rzplitej rozwoju najwyższego, a w wieku XIX stała się Polska klasyczną ziemią cywilizacji żydowskiej.

Zamknięta dotychczas w sobie, o kulturę polską zgoła się nie troszcząca, poczyna cywilizacja żydowska pod koniec wieku XIX występować do wspołzawodnictwa z cywilizacją chrześcijańsko-klasyczną, a nie bez powodzenia, ktore wzmogło się znacznie z początkiem wieku XX. Metody żydowskie zdobywały pozycje w belletrii i sztukach pięknych polskich, a wkrótce żydowska metoda ustroju życia zbiorowego poczęła wspołzawodniczyć w życiu społecznym i politycznym z metodą chrześcijańsko-klasyczną, łacińską, gdzie niegdzie nawet rugując ją zwycięsko. Żydowskie pojęcia prawnicze znajdowały zwolenników pośrod inteligencji polskiej, toteż żydzi stawali się nawet oficjalnymi rzecznikami interesow polskich, w prasie, w sejmie lwowskim i w parlamencie wiedeńskim. Zastał nas tedy wiek nowy pod silnym naporem Wschodu, pod falami dwoch cywilizacji obcych, turańskiej i żydowskiej, działających jednak jeszcze całkiem niezależnie od siebie. Po odzyskaniu niepodległości napor ten ogromnie się zwiększył, ślepy chyba tego nie widzi! Kultura polska, łacińskopolska, poczęła doznawać niebezpiecznych wstrząśnień. Napor tamtych dwoch zamienił się w ataki, tym groźniejsze że obie połączyły się w akcji przeciw cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, reprezentowanej w Polsce niepodległej nadal przez katolicyzm. Od kilku lat jesteśmy świadkami skoncentrowanej roboty moskiewsko- żydowskiej na ziemiach polskich.

Czy tylko na ziemiach polskich? Ależ całą Europę obejmuje ta systematyczna akcja przeciwko Polsce! Uderza ona w podstawy cywilizacji łacińskiej wszędzie, od Wilna po Londyn, ale zgnębienie państwa polskiego jest jej pierwszym celem. Tu bowiem, u nas w Polsce, rozegra się walna rozprawa o cywilizację łacińską; gdy orientalne kierunki zawładną Polską, owładnięcie całą Europą będzie wielce ułatwione. Należy brać pod uwagę jak najpoważniej niebezpieczeństwo zagłady naszej cywilizacji. Jest ono tym większe, iż rownocześnie wzmogła się nadzwyczaj cywilizacja bizantyńska. Sprawił to traktat wersalski układany nie przez najtęższe głowy spośrod zwycięskich narodow Zachodu; ileż dowodow zabawnej ignorancji złożyli tworcy tego traktatu! Pierwszym, kto spostrzegł się na świetnych dla bizantynizmu następstwach wojny nieudolnie zakończonej był metropolita belgradzki, ktory wydał w lot płomienną i triumfalną odezwę o nastającej dobie wielkiego odrodzenia całej cywilizacji bizantyńskiej. A nie wiedział dostojnik ow prawosławnej cerkwi i nie zdawał sobie z tego sprawy, jako na geograficznym zachodzie ma nadzwyczajnego sojusznika do wschodniego dzieła: bizantynizm niemiecki. Dzięki arcydziwnej omyłce zwycięzców, iż zwrócili się przeciwko Niemcom w ogole, zamiast ostrze warunkow pokoju zwrocić wyłącznie przeciwko Prusom, dzięki jakiemuś zaślepieniu dyplomacji Zachodu, ktora postępowaniem swym narzucała wprost Niemcom, iżby sprawę niemiecką identyfikowali z powodzeniem Prus – powiększyła się jeszcze bardziej hegemonia pruska w Niemczech, zyskując na powadze moralnej.

Dzięki błędom traktatu wersalskiego kierunek pruski góruje w Niemczech jeszcze bardziej, a jest to niemiecki bizantynizm. Skoro jesteśmy świadkami, jak judaizm połączył się z moskiewszczyzną, związany przeciw wspolnie znienawidzonemu katolicyzmowi (reprezentowanemu na Wschodzie przez Polskę), nie wolno nie przewidywać rownież możliwości, że podadzą sobie ręce z tego samego powodu  i w tym samym celu bizantynizm południowy i połnocny.

Cywilizacja chrześcijańsko-klasyczna jest poważnie zagrożona w całej Europie, a najgroźniej w Polsce. Otucha w tym, że prawdopodobnie Kościoł zidentyfikuje się w Europie z tą cywilizacją, ktora jest jego dziełem. Kościoł stoi wprawdzie w zasadzie ponad cywilizacjami, lecz w danym kraju i w danym czasie hierarchia kościelna musi oczywiście należeć do pewnej cywilizacji, właściwej dobie i miejscu.

Z czterech rozsiadłych w Europie cywilizacji (łacińska, bizantyńska, turańska, żydowska) trzy są katolicyzmowi wrogie tak dalece, iż zniszczenie go zaliczają do swych celow, a czwarta, łacińska była i jest Kościoła podporą. A zatem nasuwają się nieuchronnie pewne wnioski, całkiem logiczne i jasne. Oto garść uwag, ktorymi pragnąłem się podzielić z audytorium jednolicie i gorąco katolickim.

Jakżeż mylne jest mniemanie, jakoby na naszych ziemiach nie bywało nigdy innej cywilizacji, jak tylko zachodnio-europejska, łacińska! Polska położona jest pomiędzy Zachodem a Wschodem nie tylko geograficznie, ale cywilizacyjnie. Wschód wysunął swe macki daleko ku Zachodowi, a orientalizm cywilizacyjny ciśnie nas z dwóch stron; nadto zaś trzeci orientalizmu rodzaj wytwarza się w samej Polsce (cywilizacja żydowska).

Nie uważajmy Polski za kraj niedostępny dla cywilizacji innych, jak łacińska, bo historia temu przeczy! W okresie saskim szerzyliśmy nie łacińską cywilizację ku Wschodowi, lecz turańską ku Zachodowi i byliśmy sami tworem orientalnym. Baczmy, żeby się to nie powtorzyło! A zasadniczą rzeczą do uniknięcia niebezpieczeństwa jest to, żeby sobie z niego zdawać sprawę. Polska albo będzie katolicką, albo jej nie będzie. Katolicyzm jest w Polsce związany ściśle z cywilizacją łacińską, i bez niej nie ma panowania katolicyzmu u nas. Losy Kościoła związane są w Polsce z losami tej cywilizacji.

Geograficznie nie przestaniemy być pomiędzy Wschodem a Zachodem – ale cywilizacyjnie nie musimy wcale być pomiędzy Wschodem a Zachodem, lecz możemy przychylić szalę stanowczo na rzecz Zachodu. Nie dajmy uwodzić się syrenim głosom, nawołującym nas znow do jakiejś syntezy Zachodu i Wschodu na ziemiach Polski, bo przy tym możemy się znow zorientalizować, a to znaczy: pozbawić się wszelkich sił i duchowych i fizycznych, jak o tym uczy doświadczenie czasow saskich.

W dążeniu do syntezy cywilizacyjnej zachodnio-wschodniej kryje się dla Polski nicość kulturalna i nicość polityczna.

Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby; któraś z cywilizacji musi być panującą, bo inaczej upadek niezawodny.

Walka wzorców cywilizacyjnych, czyli Niemcy, Rosja i Żydzi a sprawa polska. KONECZNY. Cz. I.

wawel, 23 maja 2024 ekspedyt/niemcy-rosja-i-zydzi-a-sprawa-polska

WSTĘP

1.

Polecam kapitalnej wagi tekst Konecznego o tym, jak przez wieki Polska opierała się hegemonii rosyjskiej i niemieckiej oraz wpływom żydowskim, czyli o walce wzorców cywilizacyjnych. Fragmenty dotyczące nigdy nie ustających hegemonicznych zapędów Niemiec wobec Polski oraz niszczącej roli Niemiec wobec cywilizacji łacińskiej wyróżniłem innym kolorem czcionki, aby uprościć odnalezienie  w tym bogatym tekście  akapitów dotyczących walki wzorca niemieckiego z polskim.

Tekst Konecznego wyjaśnia w sposób niepodważalny moment dziejowy, w którym jesteśmy. Na drodze do piekła z pomnikami kastowych, rodzinnych, partyjnych mitów na plecach. Czy zrzucimy ten balast i damy radę zawrócić?

Cz też będzie tak, jak w tym wersecie: ” I wyszedłszy duchy nieczyste weszły w wieprze. A stado prawie dwutysięczne w wielkim pędzie ze stromego zbocza wpadło w morze i utonęło.”

2.

Sytuacja Polski jest nie do pozazdroszczenia. Jako naród i państwo jesteśmy między Scyllą europeistów apatrydów (opozycja totalna, Lewica, PSL, 3D) a Charybdą mitomanów udających patriotów i godzących się na poddanie nas hegemonii Niemiec Unijnych, na wywłaszczanie nas z mieszkań, nieocieplonych domów, z naszej historii i tradycji, z naszego języka potworniejącego w jakiś przestępczy slang polit-pop, na wygaszanie gospodarki, górnictwa, rolnictwa i małej przedsiębiorczości za pomocą pakietu klimatycznego (postępujący wzrost cen energii, czyli rekietu i haraczu dla międzynarodowego lobby klimatycznego) oraz na wygaszanie cywilizacji łacińskiej za pomocą inwazji pogańskich, gnostyckich herezji (konwencja stambulska itp.) wymuszanych na Polsce przez UE.

Równolegle trwa ulubiona gra “ludu zamieszkującego symulakrum”, czyli tworzenie pseudokomisji do pseudobadania pseudowpływów pseudorosyjskich, czyli mącenie w szklance wódki serwowanej przez karczmarzy żydowskich aktywnych w tumanieniu populacji jak za czasów Staszica.

Bajania o “obronie chrześcijaństwa” przez Polskę są częścią rytuału odprawianego przed pomnikiem Lecha Kaczyńskiego. Popiskiwania o tym, jak to UE ingeruje w nasze sprawy są śpiewem kastratów śpiewających przeciw UE tak cienko, by nie nie powstała żadna rysa na micie Lecha Kaczyńskiego i genialności każdego jego posunięcia. To droga ku upadkowi Polski. Niech Polska szczeźnie ekonomicznie, kulturowo i cywilizacyjnie, byle tylko mogły stawać coraz to nowe pomniki realne i mentalne dworzan partyjnych. Jak pisał Koneczny najbardziej niszczący Polskę i polskość są ci, którzy publicznie… nienawidzą Rosji, zaś mają umysły zrusyfikowane do szczętu i rosyjskie porządki zaprowadzają w polityce, ekonomii i kulturze. I ci właśnie zrusyfikowani… przeciwnicy Rosji najbardziej działają w interesie drugiego hegemona – Niemiec.

Nie miejmy złudzeń, UE zbudowana wg niemieckiego wzorca wszechwładzy i biurokracji państwowej (statolatria) i realizująca interesy niemieckiej dominacji ekonomicznej jest wrogiem Polski i prowadzi do jej stopniowego wyniszczenia. UE jest antyłacińska, antyeuropejska a więc niosąca anihilację Polsce. I jest aż do fundamentów i EX DEFINITIONE socjalistyczna. Rodzinne mity i kulty przyczyniające się do utrwalania wasalizacji Polski wobec tego imperialnego projektu niszczą ją. Nie ma socjalizmu nie będącego międzynarodowym, zaś międzynarodowy znaczy “zbudowany na trupach narodów”.

image

FELIKS KONECZNY

POLSKA MIĘDZY WSCHODEM A ZACHODEM

Wygląda to może na banalność, żeby mowić na temat “Polski między Wschodem a Zachodem”. Ktoż nie wie, że Polska położona jest tak nie tylko geograficznie, lecz zarazem duchowo: religijnie i cywilizacyjnie; wiadome każdemu są przejawy i skutki tego położenia, i nie sztuka, że wiadome, bo są widome każdego dnia i na każdym kroku. Wystarczy wziąć do rąk gazetę polską i czytać ją uważnie, komentując treść ze stanowiska cywilizacji, a uderzy nas aż nazbyt wyraźnie mieszanina Zachodu i Wschodu! Olbrzymia Większość inteligencji polskiej uważa to za coś całkiem naturalnego, wychodząc z założenia, jako położeniu geograficznemu nie mogą nie towarzyszyć następstwa cywilizacyjne, a wcale się tym nie martwiąc, owszem biorąc z tego otuchę do wielkiej przyszłości Polski, jako mającej dokonać syntezy Zachodu i Wschodu, co ma być największym z wielkich dzieł historii powszechnej. W tym upatruje się misję dziejową Polski. Dodaje się, że zawsze to było misją naszą, lecz niestety nic umieliśmy wywiązać się z niej, nie dość wiernie jej służyliśmy, niebacznie od niej odstępowaliśmy i skutkiem tego nastąpił upadek i rozbiory.

Otoż ja jestem innego o tym wszystkim zdania. Syntezę Zachodu a Wschodu uważam za czczy frazes literacki. a widoczna obecnie w Polsce mieszanina cywilizacyjna jest w mych oczach świadectwem upadku cywilizacji. Cywilizacja albo jest czysta, albo jej nie ma; nie można być cywilizowanym na dwa sposoby. Upadła Polska dlatego, że poszukując niby syntezy Zachodu ze Wschodem, zrobiła ze siebie karykaturę cywilizacyjną – i upadnie znowu, jeżeli nie przestanie na nowo tej karykatury urządzać. Ale nie po to zabieram głos, ażeby motywować tę odmienność poglądu na rzeczy, niby powszechnie wiadome. Robiłem to przy innych sposobnościach, a robiłem – przyznaję-niedokładnie. Sprawa jest bowiem tego rodzaju, iż trzeba wiele rzeczy przemyśleć i przygotować niektore studia wstępne, ażeby potem wynik ostateczny rozumowań przedstawił się jako logiczna konieczność. Te studia wstępne obejmują rozmaite tematy. Nie może między nimi zabraknąć roztrząsania, co w historii polskiej było Zachodem czy Wschodem, i jaki to był Zachod, i co za Wschod? Trzeba się przyjrzeć bliżej pojęciom, ktorymi szermuje się u nas w mowie potocznej, nie poddawszy ich naukowej, że tak powiem, ekspertyzie.

Ta ekspertyza – i nic innego – ma stanowić przedmiot udzielonego mi łaskawie głosu. Chodzi o ścisłe określenie faktow, ażeby dojść do ścisłości pojęć.

* * *

Zrobmy chronologiczny przegląd faktow, ktore stawiały naszą przeszłość “pomiędzy Zachodem a Wschodem”. Za najstarszy objaw “Wschodu” na ziemiach polskich uważa się zazwyczaj misję apostołow słowiańskich św. Cyryla i św. Metodego, a tymczasem to właśnie polega na pomyłce – szerzonej skwapliwie przez literaturę rosyjską. Do państwa bułgarskiego na Bałkanie docierało chrześcijaństwo z obu głownych ognisk, z Bizancjum i Rzymu. Wśrod zwolennikow Rzymu wyłonił się pomysł, żeby ułatwić sobie nawracanie utworzeniem obrządku słowiańskiego, rzymsko-słowiańskiego, tj. według rytuału rzymskiego, a tylko w języku słowiańskim – i głownymi przedstawicielami tego kierunku byli właśnie “bracia soluńscy”. Apostołowalioni jak wiadomo, pośrod Chazarow, ktorzy posiadali wtedy zwierzchnictwo nad znaczną częścią słowiańszczyzny wschodniej. A jednak nie przedostał się najmniejszy promyk wiary świętej z nad Donu nad Dniepr, w stronę Kijowa! To, co się mowi o apostolstwie braci soluńskich na Rusi, jest wierutnym wymysłem. Cała działalność misyjna św. Cyryla i św. Metodego nie ma najmniejszego związku ze słowiańszczyzną wschodnią, a w biografii Apostołow słowiańskich nie ma miejsca ni czasu na pobyt ich na Rusi. Na dworze księcia bułgarskiego zwyciężył atoli prąd bizantyjski, bracia więc soluńscy usunęli się (czy też zostali usunięci?). W kilka miesięcy po ich wyjeździe przyjmuje car Bogorys chrzest w obrządku wschodnim, greckim. Ale dwojakie wpływy ścierały się w Bułgarii nadal, i Bogorys przerzucił się wnet do łaciństwa, ażeby w roku 870 powrocić do obrządku greckiego. Z tymi zmianami nie mieli św. Cyryl i św. Metody nic do czynienia, gdyż nie powrocili już na Bałkan. Pragnęli poświęcić się znowu pracy misyjnej poza Bałkanem, wśrod pogan. Chętnych do nawiedzenia obcych stron zastały poszukiwania księcia wielkomorawskiego Rastyca, ktory wiedział zapewne o zawiązkach obrządku rzymskosłowiańskiego. Oczywiście Rastyc musiał wiedzieć po co sprowadza braci soluńskich.

Językiem obrządku rzymsko-słowiańskiego jest narzecze bułgarsko- macedońskie, dla ktorego Cyryl obmyślił nowe abecadło, zwane głagolicą, ktora to nazwa przylgnęła i do obrządku. Na macedońską bułgarszczyznę przetłumaczyli apostołowie zachodniej Słowiańszczyzny rzymskie księgi liturgiczne i spisali je głagolicą. Podnoszone co do ich wierności Rzymowi wątpliwości, uważanie ich za “wysłannikow bizantyńskich”, upadają wobec faktu, że obmyślony przez nich obrządek był rzymskim, czysto rzymskim. Widocznie nie chcieli greckiego.Cyryl i Metody dwa razy jeździli do Rzymu i uzyskali potwierdzenie osobnej prowincji kościelnej, głagolickiej. Misyjne jej granice sięgały na wschod w pogańskie kraje ludow polskich (“Lachow”) aż po Bug i Stryj. Około roku 880 jeden z wysłannikow św. Metodego ochrzcił księcia ludu Wiślan (w Wiślicy na lewym brzegu średniej Wisły) – i to jest początkiem chrześcijaństwa na ziemiach polskich.

A zatem początki te należą do obrządku rzymsko-słowiańskiego, bezwarunkowo do rzymskiego. Nie było w tym żadnych wpływow cywilizacyjnych Wschodu. Głagolica w Polsce niedługo się utrzymała. Istnieje dotychczas w kilkunastu parafiach Istrji i Dalmacji, skazana na zagładę, czego powody i okoliczności nie należą tu do tematu naszego. Nigdy nie miała w sobie nic a nic wschodniego. W nowszych dopiero czasach, kiedy zaczęto “cyrylicę” identyfikować (tendencyjnie) ze św. Cyrylem, rozpowszechniono błędne mniemanie, jakoby apostołowie słowiańscy byli apostołami Słowiańszczyzny wschodniej i jako byli tworcami obrządku grecko- słowiańskiego i praszczurami… prawosławia. Poważna nauka włożyła to dość dawno już między bajki.W 80 lat po chrzcie księcia Wiślan nastąpił chrzest dynastii Piastow, a aczkolwiek w obrządku rzymsko- łacińskim, bliższymi byliśmy natenczas wpływow wschodnich, bizantyńskich, niż za czasow archidiecezji głagolickiej, gdy do niej należały południowe ludy polskie. Chrzest Mieszka I i ostateczne zupełne nawrocenie Polski przypadają na czasy najsilniejszej ekspansji bizantynizmu. Poprzez Illiricum i Dalmację sięgnęły wpływy bizantyńskie jeszcze raz do Italii, ażeby przeważyć tam następnie na południu, maleć zaś ku połnocy; nie przekroczyły one nigdy Alp bezpośrednio od strony włoskiej. Z Sycylii dotarły morzem do Hiszpanii. Z Dalmacji drugim szlakiem sięgnęły na połnoc i tamtędy przekroczyły Alpy, poddunajską drogą handlową w gorę docierały do Niemiec, dalej do Burgundii – umacniając, co tam już było z bizantynizmu z poprzedniej jego ekspansji. Były to niemal wyłącznie wpływy zewnętrzne, form tylko dotyczące – z jednym atoli wyjątkiem, ktory Polskę obchodził właśnie jak najbardziej.

W Niemczech  przyjął się bizantynizm tak dalece, iż powstała tam osobna jego gałąź: kultura bizantyńsko-niemiecka.

Cesarstwo Karola Wielkiego powstało przeciw bizantyńskiemu. Koronował Karola Leon III, ten sam Papież, ktory utwierdził “filioque”. Ale cesarstwo zawiodło i rozprzęgło się, zanim jeszcze dosięgł końca wiek IX. Epizodycznie zabłądziła korona cesarska w roku 896 na głowę krola niemieckiego, Arnulfa, ale to epizod bez znaczenia. Karolingowie niewiele mieli sposobności oprzeć się o Niemcy, ani też nie utrzymała się w Niemczech ich tradycja dynastyczna. Wznowienie cesarstwa przez Ottona Wielkiego w roku 962 – na cztery lata przed chrztem Mieszka I – nie ma ani genetycznego, ani ideowego związku z problematem cesarstwa Karola Wielkiego, z problematem wskrzeszenia władzy i godności rzymskich cezarow na pożytek świata chrześcijańskiego, ażeby być świeckim ramieniem Papiestwa. To drugie cesarstwo zachodnie powstało wśrod walk orężnych z Papieżami. Powstałe za Mieszka I “święte państwo rzymskie narodu niemieckiego” wywodzi się od bizantyńskich “kajdzarow”, przejmując nawet ich nazwę. W przeciwieństwie do dawniejszego, nowe to cesarstwo oparło się o Bizancjum, a zwrociło się przeciw Papiestwu.

Za Ottona Wielkiego dokonuje się owo gruntowne zaszczepienie bizantynizmu w Niemczech. Panowanie jego zaczyna się od urządzenia dworu na modłę bizantyńską, a kończy się w 927 ożenkiem jego syna z cesarzowną bizantyńską Teofanią (corka Romanosa II, siostra Bazylego II Bułgarobojcy i Anny, poźniejszej księżny kijowskiej). Księżniczka ta stanowi osobą swą wykładnik całego rozdziału w dziejach Niemiec i w dziejach powszechnych. Jako małżonka Ottona II, a potem rejentka podczas małoletności Ottona III, posiadała znaczne wpływy polityczne. Dwor jej zasłynął po całym świecie.

Roztoczyła niewidziany dotychczas na zachodzie przepych monarszy i wprowadziła bizantyński ceremoniał. Tym razem nie skończyło się jednak na rzeczach zewnętrznych, na sztuce i dworskości. Z gronem wybitnych bizantyńskich uczonych i statystow wytworzyła Teofania środowisko bizantyńskiej idei politycznej, ktora przyjęła się w Niemczech do tego stopnia, iż stanowi cechę istotną dziejow niemieckich i wywołała dwoistość kultury niemieckiej, przesiąkniętej w znacznej części bizantynizmem. Jakkolwiek nigdy nie opanował on całego społeczeństwa niemieckiego w zupełności, tak, iżby nie było prądu przeciwnego, opierającego się o cywilizację łacińską, jednakże faktem jest, że nigdzie na całym świecie nie osadził się bizantynizm tak mocno, jak w Niemczech. Istnieje niemiecki rodzaj bizantynizmu. Z wyjątkiem panowania Ottona III (ktorego wyjątkowość stanowi przedmiot zgorszenia pruskiego kierunku historiografii niemieckiej) brnęło cesarstwo niemieckie coraz mocniej w bizantynizm. Odtąd dzieje Niemiec przedstawiają ustawiczne ścieranie się pojęć bizantyńskich z zachodnio-europejskimi; istny dualizm cywilizacyjny w samym środku Europy. Tym tłumaczy się niemoc państwowa cesarstwa niemieckiego, jako takiego, i częste okresy bierności kulturalnej w życiu narodu niemieckiego i samoż utrudnione przyjmowanie się idei narodowej.

Reprezentował zaś dwor Teofanii nie lokalne zacieśnienie się niemieckie, lecz uniwersalność. Pod wpływem niemieckim podniosła się na nowo, i to wielce, powaga Bizancjum we Włoszech nawet. Luitprand, biskup kremoński, głośny dziejopis tej doby i jeden z najtęższych umysłow owczesnych, tytułuje cesarza w Konstantynopolu wprost “kosmokratos” tj. władca świata. Niemiecki bizantynizm oddziałał ogromnie na stosunek cesarstwa do Kościoła, tudzież do państw ościennych. Nam tu potrzebne tylko stwierdzenie, że sąsiedztwo bezpośrednie z Niemcami niekoniecznie było sąsiadowaniem z łacińską cywilizacją. Gdyby pierwszy okres naszych dziejow rozwijał się był w zupełnej, bezwzględnej zależności od Niemiec, lub w zupełnej zgodzie z Niemcami, bylibyśmy weszli w krąg cywilizacji bizantyńskiej.

Szczęściem zorganizowaliśmy się w państwo chrześcijańskie nie tylko bez pomocy Niemiec, ale w znacznej części wbrew nim, a za to przy pomocy Papiestwa, zwalczającego już bizantyńskie macki, wysunięte na zachod.

Skuteczniejsze było inne uderzenie bizantyńskiej fali, tym razem od wschodu. Państwo piastowskie składało się tylko z ziem ludow zachodnio-polskich; wschodnie znajdowały się jeszcze poza horyzontem politycznym dynastii Piastow. Z obu stron Karpat mieszkający Lachowie pogrążeni byli jeszcze w bycie plemiennym. Połnocnym trzonem ich osadnictwa były Grody Czerwieńskie, tj. poźniejsza ziemia chełmska, skąd rozszerzyli się ku Karpatom i dalej na południe przełęczą użocką. Kiedy Waregowie poznali Dunaj dolny podczas wypraw bałkańskich wnuka Rurykowego Światosława (964-973), wyśledzili, jako zmierza ku niemu kilka drog z zachodu. Od wielkiego poddunajskiego szlaku handlowego szło odgałęzienie wschodnie przez południowe Podkarpacie i następnie ku połnocy przez wąwoz dukielski wielkim łukiem, żeby okrążyć puszczę, ciągnącą się Wisłokiem aż do ujścia Sanu i Wiaru, do lackiego grodu Przemyśla, a stąd w stronę Bełza i dalej na połnoc nad ujście Huczwy do Bugu (Hrubieszow). Bardzo mała przestrzeń dzieli tu dorzecza Wisły i Dniepru, mianowicie Bugu i Prypeci. Waregowie, urządzający nieustannie i wszędzie wyprawy eksploracyjne, wyśledzili, że tędy droga ze Słowiańszczyzny wschodniej na Węgry i do poddunajskiego szlaku. Postanowili tedy drogę tę opanować, żeby zapewnić sobie łączność ze szlakiem poddunajskim, niezmiernie zyskownym szlakiem handlowym, a zarazem, żeby mieć o jedną drogę więcej do wypraw bałkańskich, poprzez kraj Lachow i Węgry Dunajem.

Plan ow Światosława wznowił Włodzimierz (980-1015) i w tym celu – jak się dowiadujemy z tzw. Nestora – w roku 981: “ide Wołodimer k Lachom i zają hrady ich, Priemyszl, Czerwień i iny hrady” i od tego ludu Lachow Rusini nazwali potem cały narod polski Lachami. Powstały tam stacje waregskie z załogami, ktore po chrzcie Włodzimierza także musiały chrzest przyjąć w obrządku greckosłowiańskim, a od grodow szła propaganda pomiędzy ludność. W ten sposob lud Lachow został wciągnięty w sferę wpływow patriarchatu carogrodzkiego i wschodnio-słowiańskich stosunkow politycznych. Jak wiadomo, ziemia Lachow połnocnych i Grodow Czerwieńskich przechodziła następnie kilka razy od Piastow do Rurykowiczow i odwrotnie. świadectwem polskości zaludnienia była struktura społeczna, nieznana zgoła Rusi, mianowicie “bojarstwo ziemskie”, jako warstwa przodownicza społecznie. Rurykowicze ze swymi drużynami wojennymi znaleźli się niebawem w odszczepieństwie schizmy, i nienawiść do “łaciństwa” stała się dominującą cechą tej kultury. Kiedy potem Kazimierz Wielki przyłączył te ziemie ostatecznie na nowo do państwa polskiego, wprowadził rownouprawnienie obydwu wyznań i poczynił w Carogrodzie starania o hierarchię schizmatycką – za co znalazł się nawet na pewien czas pod klątwą papieską.

Tymczasem na zachodzie działały wpływy bizantyńskie coraz bardziej, wypaczywszy zupełnie ideę cesarstwa. Jak w Bizancjum cesarze mianowali i strącali patriarchow, z duchowieństwa zrobili sobie narzędzie swego samowładztwa, podobnie postępowali cesarze zachodni. Inwestytura świecka biskupow stwierdziła zależność Kościoła od państwa. Europie zachodniej groziło niebezpieczeństwo utracenia powagi duchowej, niezależnej od siły materialnej.

Bizantyńska cywilizacja posiada jedną tylko powagę: władzę państwową, ktorej podporządkowano wszystko bez najmniejszego wyjątku. Wręcz przeciwne są drogi rozwoju cywilizacji łacińskiej, zachodnio-europejskiej: cały jej rozwoj, wszystkie swobody obywatelskie i dojrzałość społeczeństw do spraw publicznych, wyrobiły się dzięki niezależności władzy kościelnej od świeckiej. O tę niezależność toczyła się walka w całej Europie, np. o immunit duchowieństwa. Kler pociągał za sobą do walki o wpływ na państwo, aż wreszcie połączyły się w tym “stany”. Ten rozwoj cywilizacyjny został częściowo przerwany przez wpływy kultury bizantyńsko-niemieckiej. Gdyby ten kierunek niemiecki zwyciężył, groziła zagłada cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, cywilizacji Zachodu, a całe chrześcijaństwo byłoby zeszło na zbior liturgii, odprawianych dla wodzenia ludu na pasku orientalnego absolutyzmu. Szczęściem opozycja powstała; i w samych Niemczech nigdy jej nie brakło. Zasługa wytworzenia przeciwwagi kulturze bizantyńsko-niemieckiej, a zatem ocalenia cywilizacji łacińskiej, przypada Francji.

Opozycja zasadnicza i zarazem program reform wyszły od uczonych mnichow opactwa benedyktyńskiego Cluny, z hasłem oddania władzy świeckiej wprost pod nadzor duchownej. Pierwszym etapem reform klunijackich było uwolnienie wyboru Papieża od ingerencji cesarskiej, a przelanie wyboru wyłącznie na kolegium kardynalskie w roku 1059. Papież Grzegorz VII stał się wykonawcą klunijackiego programu i na tym tle odbywała się jego walka z Henrykiem IV, będąca walką cywilizacji łacińskiej z niemieckim bizantynizmem. Polska odzyskała wowczas własną prowincję kościelną i koronę krolewską – lecz Bolesław Śmiały, choć umiał wyzyskać stosunki do celow politycznych, nie zdawał sobie sprawy z właściwego związku rzeczy. Kiedy prądy klunijackie dotarły do Polski, krol wystąpił przeciw nim. Zabojstwo św. Stanisława było wymierzone przeciwko immunitowi, przeciw prawu testamentu, przeciw posiadaniu przez Kościoł własności ziemskiej (ażeby był skazany na łaskę dziesięciny grodowej, zawisłej od skinienia krola). Łączyło się to ze sprawą o wpływ społeczeństwa na państwo. Wiadomo, jako społeczeństwo, oparte o Kościoł, sprawę ostatecznie wygrało.Niestety stało się to kosztem zachodniej połaci państwa. Władysław II był ostatnim monarchą, ktory pamiętał o Połabiu i o szczecińskim wybrzeżu. Wraz z upadkiem Połabia upadła potęga polityczna Polski. A rownocześnie Niemcy, wyzyskując godność cesarską w celach wyłącznie niemieckich, doścignęły właśnie punkt kulminacyjnego swego znaczenia w średniowiecznej Europie.

Shołdowawszy Burgundię i Danię, ruszył Fryderyk Rudobrody w roku 1157 na Polskę (mając posiłki czeskie) z katastrofalnym dla Polski skutkiem. Bolesław Kędzierzawy musiał się uznać w obozie cesarskim w Krzyszkowie nad Wartą lennikiem cesarza, zdającym się na jego łaskę i niełaskę. Obok książąt obotryckich, lutyckich, czeskich mieli i polscy być lennikami krola niemieckiego a członkami (trzeciorzędnymi) Rzeszy Niemieckiej, bez praw da uprawiania polityki zewnętrznej. Stawał się Bolesław Kędzierzawy księciem Rzeszy, ktoremu zwierzchnik niemiecki mogł księstwo odebrać, nadając je komukolwiek innemu według własnego uznania. Powaga cesarstwa przerobiona była już całkowicie na przewagę Niemiec, osiąganą przemocą.

Jest to szczyt przewagi bizantynizmu niemieckiego. Zaraz następnego roku wybiera się Rudobrody na wyprawę włoską (1158- 1162), pamiętną zburzeniem Mediolanu. Bizantynizm miał triumfować  rownocześnie w Polsce i we Włoszech, a rownoczesność Krzyszkowa z katastrofą włoską nie jest przypadkowa. Bolesław Kędzierzawy nie wypełnił jednak żadnego z warunkow krzyszkowskich; Polska nie chciała być w Rzeszy, w przeciwieństwie do Czech, ktore dostarczyły posiłkow na zburzenie Mediolanu.W taki sposob uniknęliśmy podboju cywilizacyjnego przez bizantynizm, a synod łęczycki (1180), kronika Kadłubka (sięgająca do roku 1202), wolna elekcja biskupa w Krakowie (1208), działalność rodu Odrowążow ze św. Jackiem i z biskupem Iwonem – obok wielu innych faktow stwierdzają, jakośmy przyłączyli się do cywilizacji klasyczno-chrześcijańskiej, łacińskiej, w ktorej łacina jest nie tylko zewnętrzną oznaką. W tym nastąpiło przywołanie Krzyżakow, ktorzy nieco poźniej, od początku XIV wieku, mieli stać się głownym ku wschodowi filarem bizantynizmu niemieckiego.

Niemal rownocześnie zaznaliśmy najazdu cywilizacji turańskiej. Krzyżacy przybyli w roku 1228, a pierwszy najazd mongolski spadł na Polskę 1241 roku. Całkiem błędne jest mniemanie o najściu “dzikich hord mongolskich”, bo była to armia jak najregularniejsza, za ktorą postępowała zorganizowana biurokracja. Mongolski dżingishan, pod ktorego rozkazami odbywały się ruchy wojsk na przestrzeni od Odry do Oceanu Spokojnego, imieniem Temudżin, był wynalazcą nowej taktyki i nowej organizacji wojskowej, godzien jako wojownik stać w historii obok Aleksandra Wielkiego, Cezara, najbardziej zaś obok Napoleona. Podobnie, jak Korsykanin, wytworzył Temudżin całą szkołę wielkich wodzow i podobnież był wielkim organizatorem i administratorem, podobnież umiał być prawodawcą.

Sam będąc chińskim uczonym wysokiego stopnia “taiming”, miał bez liku urzędnikow chińskich we wszystkich swych zaborach. Mongolska atoli dopiero cywilizacja wytworzyła biurokratyzm nieznany przedtem Chińczykom. Mongołom Temudżina, “niebieskim” , znane było chrześcijaństwo, mianowicie nestorianizm. Bitwę pod Legnicą rozstrzygnęli głownie nestorianie, będący w ogole filarem imperializmu mongolskiego. W następnym pokoleniu nie brakło na tronie dżingishańskim nestorian i nestorianek.

Mongołowie mieli zamiar podbić Węgry, ktory to zamiar nie został wykonany; nie zamierzali jednak bynajmniej podbijać Polski, ktorą napadli tylko dlatego, iż pozostawała w sojuszu wojennym z Węgrami. Na wschodnią Słowiańszczyznę wywarły te najazdy wpływ zasadniczy i rozstrzygnęły one ostatecznie (po dawnych wpływach chazarskich, fińsko-ugryjskich i połowieckich), że Słowianie wschodni należeć będą do cywilizacji turańskiej. Dzięki administracji mongolskiej utworzyło się następnie Wielkie Księstwo Moskiewskie, centrum tej cywilizacji, gdzie wyrobiła się nowa jej odmiana, kultura turańsko-słowiańska, czyli moskiewska. O bizantynizmie nie ma co mowić w całym tym okresie.  

Ruś południowa podlegała wpływom turańskim jeszcze przez Pieczyngow i Połowcow, a kultura połowiecka wywarła znaczny na nią wpływ. Mongolska, oparta częściowo na chińskiej, stanowiła wielki postęp wobec tamtej. Ale dzingishanat wnet rozpadł się (z powodu walk islamu, buddyzmu i nestorianizmu), a Ruś znalazła się w podległości zachodnim, barbarzyńskim kresom dzingishanatu, tatarskiemu Kipczakowi. Zdziczenie Tatarow niosło istną kulturę bezprawia.

Dzięki najazdom tatarskim rozszerzyła się Ruś. Zbiegając tłumnie spod ucisku tatarskich baskatow, emigrowano z Kijowszczyzny ku zachodowi. Wtenczas dopiero ziemia połnocnych Lachow zaczęła być etnograficznie mieszaną, podczas gdy dotychczas przybysze wschodnio-słowiańscy siedzieli tylko na grodach; teraz dopiero otrzymuje ta ziemia osadnictwo rolnicze wiejskie ze wschodu i odtąd dopiero datuje się jej “ruskość” w nowoczesnym znaczeniu. Część tłumnej emigracji musiała się udać jeszcze dalej, a przekroczywszy Karpaty, data początek “Rusi węgierskiej”. Nie ma w ogole o niej żadnej wzmianki w ruskich źrodłach; w węgierskich dopiero od XIII wieku. Trwał atoli i polski żywioł Lachow, utrzymując się zawsze nawet w liczebnej przewadze aż do wieku XVIII. Przybysze wschodniosłowiańscy byli schizmatykami religijnie, a cywilizacyjnie turańcami. Sąsiedztwo coraz większej liczby takich sąsiadow, rozmieszczonych pośrod ludności polskiej w rozległej prowincji – nie mogło nie pociągnąć za sobą następstw cywilizacyjnych ujemnych. Epizod unii cerkiewnej i krolestwa (1254) Daniela na modłę zachodnio-europejską przeminął bez następstw. Nawet w ziemi Lachow gospodarowali od roku 1264 baskakowie. Cała Ruś południowa mogła być powołana do życia tylko przez Polskę, a tymczasem Polska popadła właśnie w zupełną nicość polityczną. Nie dotknęła Polski cywilizacja turańska, ani jej nawet nie drasnęła. Jedyną, na ktorej tle rozwijała się kultura polska, była cywilizacja łacińska. Nie przyjmowaliśmy jej biernie, w prostym naśladownictwie. Przeciwnie! bywały nieporozumienia pomiędzy cywilizacją zachodnio-europejską, a naszą rodzimą metodą ustroju życia zbiorowego. Kiedy po długim oporze zamienili Piastowie jedynowładztwo na system dzielnicowy, właściwy wowczas wszystkim państwom europejskim, wyszła na tym Polska jak najgorzej. Złudzeniem okazały się proby rzucenia na szale walki pomiędzy cesarstwem a Papiestwem własnego polskiego ciężaru. Nastała całkowita bezsilność polityczna. Kolej losow wprzęgała nas coraz mocniej w rydwan niemiecki, ktoremu mieliśmy dopomagać, by się po nas potoczył.

Nie mogliśmy nie przyłączyć się do ustroju europejskiego, a w jego obrębie spotkaliśmy się z niebezpieczeństwem groźnym: idea cesarstwa stała się w interpretacji bizantyjsko-niemieckiej wyrokiem zagłady na społeczeństwa młodsze cywilizacyjnie – jak gdyby Kościoł rzymski, mater nationum, wychowywał je po to, by cesarstwo niemieckie miało żeru pod dostatkiem! Na to wychodziła głowna wytyczna owczesnych dziejow europejskich, odkąd kierunek bizantyński zwyciężył w Niemczech, a Niemcy triumfowały, nad Włochami.

Dalsze przystosowywanie się do takich form politycznych wiodłoby do zguby. Zgubne byłoby oparcie się o kulturę bizantyńsko- niemiecką. Ocalenie mogło nastąpić tylko przez wytworzenie własnej, swoistej polskiej odmiany w cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej. Dotychczasowe koncepcje ustroju “rodziny ludow chrześcijańskich” zwracały się przeciw nam; trzeba było obmyśleć formę nową dla niezmiennej treści chrześcijańskiego ideału politycznego (wieczysty pokoj i braterstwo narodow).Zachodziła przy tym walna rożnica między Polską a całym Zachodem: u nas nie było feudalizmu, owej szczeblowatości ustroju społecznego i państwowego. My ocieraliśmy się o ten system tylko od strony niemieckiej. Słowiańszczyźnie nie był on potrzebny; byłaby to forma niepotrzebna, niewłaściwa, w ktorą trzeba by wtłaczać organizm sztucznie.

Już w Niemczech feudalizm został zaprowadzony w znacznym stopniu sztucznie, bez potrzeby społecznej i przez to musiał się wypaczać. Zjawiskiem normalnym mogł być tylko w tej części Niemiec, ktora rozwinęła się pod panowaniem rzymskim do pewnego poziomu społecznego, z bardzo nieznacznym ku zachodowi obszarem; dalej ku wschodowi był sztuczny, wprowadzany nie dla potrzeb społecznych, lecz w imię organizacji państwowej. Społeczna organizacja feudalna wytworzyła z czasem państwo feudalne, a krolowie niemieccy zaprowadzili feudalizm na wschodzie, by sobie zabezpieczyć siłę zbrojną ludow wschodnio-niemieckich. Nienaturalny ten tok spraw wytworzył wreszcie niemiecką odmianę feudalizmu, rożniącą się od zachodniego cechami wielce ujemnymi. Na Zachodzie wytworzyło się posiadanie ziemi na prawie wojskowym, ale najpierw rozwinęło się gospodarstwo, a potem dopiero gospodarze dla obrony ziemi zorganizowali się wojskowo, feudalnie.

We wschodniej połaci Niemiec odwrócił się ten porządek rzeczy: krol organizował sobie wojsko, ktoremu za służbę oddawał ziemię. Żołnierz obdarzony ziemią nie miał interesu w tym, żeby się zamieniać w gospodarza, do czego nie był zobowiązany; więc też myślał o tym, jakby ciągnąć zyski z ziemi, nie trudząc się gospodarstwem. Wygodniejsza ta forma walki o byt udzielała się czasem i zachodnim krajom niemieckim. Można było naśladować zachodnie państwo feudalne, ale nie sposob naśladować urządzeń społecznych; te muszą wyrość na gruncie, przenosić się nie dadzą. Zrost organiczny społeczeństwa a państwa polegał w zachodnim państwie feudalnym na tym, że pług i miecz łączyły się w jednym ręku (choćby pośrednio systemem wielkich dzierżaw). Niemiecki właściciel krolewskiego nadania ani sam nie gospodarował, ani nie szukał dzierżawcy, lecz poszukiwał lennikow, rownież na prawie wojskowym. Rycerz niemiecki stał się tedy w społeczeństwie pośrednikiem, sam w społeczeństwie niczego nie wytwarzając. Na lennikow swych nałożył także obowiązek pewnych dostaw ekonomicznych, ktore to ciężary każdy lennik starał się przerzucić na swych podlennikow. Ciężary, oparte na szeregu pośrednictw, muszą zamienić się w wyzysk – bez ktorego w końcu trudno się wyżywić. Ten tylko pewny jest swego w takim systemie, kto nie krępuje się niczym. Wynikiem ostatecznym tych okoliczności jest “Raubritter” – zwany w Polsce zawsze po prostu “łotrzykiem”, z charakterystycznym opuszczeniem stanu rycerskiego; w Niemczech atoli aż do XVI wieku zawód ten rycerzowi nie uwłaczał.

W Polsce feudalizmu nie było; zaledwie coś niecoś tu i owdzie się do Polski przesączyło. Naturalny rozwoj stosunkow doprowadził do tego, iż wspolnota rodowa zanikała i w połowie XII wieku przeważała już w Polsce stanowczo własność osobista. Warstwa wojskowa, osiadła na własności ziemskiej, pochodząca z gospodarzy i gospodarować nie przestająca, łączyła i u nas pług z mieczem w jednym ręku. Przez to zbliżaliśmy się do Zachodu chrześcijańsko-klasycznego, a niemieckobizantyńskie urządzenia stały się nam do reszty obcymi. Jak brakiem feudalizmu, podobnież rożniliśmy się od Zachodu pojęciami o stosunku państwa do dynastii. Nieznaną była w Polsce zasada, jakoby państwo było dynastii. Dlatego sławny zapis Gryfiny na rzecz krola polskiego był aktem bez znaczenia w polskiej umysłowości. Bez znaczenia też wobec Polakow było oddanie pod zwierzchnictwo krola niemieckiego Rudolfa Habsburga w roku 1290. Dokonał tego Wacław czeski, tytułem swego zwierzchnictwa nad pewnymi księstwami śląskimi, a wasalstwa swojego wobec Niemiec. Oddał więc Śląsk swemu suwerenowi i dopiero od niego przyjął go z powrotem pod swą zwierzchność, jako lennik Rzeszy Niemieckiej, posiadający swoich wasalow drugiego rzędu w osobach książąt śląskich. Wobec prawa feudalnego było to czymś całkiem naturalnym. Podobnież postąpił Wacław poźniej, gdy wyjeżdżając z Pragi na koronację do Gniezna, najpierw poddał całą koronę polską Albrechtowi I, synowi Rudolfa Habsburga.

W Europie owczesnej dynastia stanowiła spojnię państwa. Wszędzie dążono do łączenia się pod jednym berłem, do zmniejszania ilości państw, a dokonywało się to na tle ekonomicznym z poparciem głownie mieszczaństwa. Obmyślano sposoby, jak rozszerzać granice państw bez wojen, a to przez traktaty wzajemnego dziedziczenia w kilku formach. Nastało nieznane przedtem przenoszenie się dynastii z jednego końca na drugi. Wyrodziło się to wnet w istne frymarczenie państwami przez dynastie, z czym jednak godzono się, byle osiągnąć zjednoczenie jak największych obszarow pod jedną władzą państwową. A uznane powszechnie prawa dynastii do państw stały się podstawą nowego prawa międzynarodowego, ktorego ostatnim wyrazem miał stać się “legitymizm” XIX wieku.

Zaczątkow szukać należy w tzw. legizmie, tj. w stosowaniu pojęć bizantyńsko- rzymskiego prawa do ustroju państwowego. Początki recepcji prawa rzymskiego przypadają właśnie na drugą połowę XIII wieku. Wszyscy legiści byli zwolennikami nieograniczonej władzy monarszej. Legizm stawał w najostrzejszej opozycji przeciw kościelnemu prawu państwowemu; żądali też legiści podporządkowania Kościoła świeckiemu prawu państwowemu. Kościoł zwalczał legizm bezskutecznie i niebawem uległ, gdyż postąpił połowicznie, akceptując w całej rozciągłości ideę dynastyczną – a tylko przeciwstawiając dynastie sobie przychylne nieprzychylnym. W Polsce ozwało się tymczasem poczucie narodowe i w przeciwieństwie do ościennych państw dynastycznych wyrabiało się państwo narodowe. Tworcami nowej idei są arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka, krakowski biskup Paweł z Przemankowa, wrocławski Tomasz II i książę kaliski Bolesław Pobożny (+1279); wykonawcami wychowanek jego Przemysław i zięć Władysław Niezłomny (Łokietek). Tego popierano jako krola narodowego; nie dynastę, lecz wybrańca i przedstawiciela narodu, wyraziciela polskości w przeciwstawieniu zalewowi cudzoziemszczyzny. Polska zrastała się i odradzała w imię idei narodowej. Odrodzenie to wymagało walki z bizantynizmem niemieckim, z prawem dynastycznym i feudalnym. Na tym tle wywiązuje się wojna długa, ktorej początkiem rzeź Gdańska (1309) i roszczenia Jana Luksemburczyka do tronu polskiego.

Kierunek wszczęty rzezią gdańską żyje wciąż i działa; podobnie uroszczenia do panowania nad polskimi ziemiami wcale nie wygasły. Tu wskazać wypada, gdzie początek kłopotow, towarzyszących i obecnie nowemu odrodzeniu państwa polskiego. Są to nieskończone jeszcze, bynajmniej nie wyczerpane walki prądow, posiadających znaczenie powszechno-historyczne. I znowu przyszłość zależy walnie od stanowiska Kościoła. Ale wracajmy do wieku XIV. Panowania Władysława Niezłomnego i Kazimierza Wielkiego (ktory odziedziczył po ojcu państwo najszczuplejsze) nastręczały aż nadto sposobności do stwierdzenia, jako im mniej łączą się miecz i pług w jednym ręku, tym potężniejsza państwowość, tym większym mocarzem monarcha. System feudalny i dynastyczność miały wiele ponęt, zwłaszcza że polskie urządzenia były pod niejednym względem przestarzałe i często nie dopisywały. Kazimierz zyskał przydomek Wielkiego dlatego, że przebudował ustroj państwa polskiego. Rownocześnie zaczęła się wydatna praca kulturalna. Poczyna się krystalizacja odrębnej polskiej kultury w obrębie cywilizacji łacińskiej. Robiło się to wśrod ciężkich przeciwieństw. Prawo feudalne i dynastyczne, te dwie zasadnicze podstawy zachodnio-europejskiego prawa publicznego, okazywały się jeszcze nieraz przeciwnikami polskości, a przynajmniej przeszkodami do jej rozwoju.

Budowa i ustroj państwa polskiego były przeto niedostępnymi dla umysłowości zachodniej. Tytuły Władysława Niezłomnego i Kazimierza Wielkiego do panowanie w Polsce były bez znaczenia wobec feudalnego Zachodu; ich prawo dynastyczne zniesione już było przez szereg traktatow dynastycznych i feudalnych frymarkow, nietykalnych dla Zachodu.

Toteż państwa dynastyczne spiknęły się przeciwko narodowemu, a obrona przed tym spiskiem zajęła największą ilość energii owego pokolenia. A spiski tego rodzaju i na tym samym tle miały się powtórzyć w dziejach Polski kilka razy.

Wiadomo, jako Kazimierz Wielki zmuszony był ponosić ofiary, pośrod ktorych nie najmniejszą było następstwo Ludwika Węgierskiego. Od chrztu księcia Wiślan (około 870 r.) do zgonu Kazimierza Wielkiego ( 1370), lat pięćset; w sam raz połowa całej naszej przeszłości w ogole.

Mylą się ogromnie ci, ktorzy czasy piastowskie traktują, jakby jakiś wstęp do historii narodowej.

Komu obcy ten okres, ten stanowczo nie umie historii polskiej !

***

==============================

[koniec części pierwszej atrykułu. Obok będzie część II. MD

Przegraliśmy („naszą”) wojnę przed jej rozpoczęciem

Posted by Marucha w dniu 2024-05-23 prof. Witold Modzelewski https://myslpolska.info marucha/przegralismy-wojne

Wbrew medialno-politycznej propagandzie, nie jesteśmy w sensie prawnym w stanie wojny z kimkolwiek, a zwłaszcza z Rosją. Nie wypowiedziały nam wojny również Afganistan oraz Irak, mimo że bez ich zgody wkroczyliśmy zbrojnie na ich terytorium.

Nie wiem na ile prawdziwe są stwierdzenia o naszej obecności wojskowej na Ukrainie (ponoć już zginęli tam nasi żołnierze), ale z tego co wiem również nie prowadzimy wojny z tym państwem. Prawdą jest to, że na naszym terytorium stacjonują obce wojska oraz materialnie wspieramy jedną z walczących stron w konflikcie rosyjsko-ukraińskim: oddajemy istotną część (większość?) sprzętu pancernego, zapasów amunicji, dostarczamy paliwo, energię elektryczną (prawdopodobnie za darmo).

Tezę o tym, że nie jesteśmy w stanie wojny potwierdzają również oficjele twierdząc, że żyjemy w czasie „przedwojennym”, czyli najlepsze jeszcze przed nami.

Oryginalne są również zmiany w oficjalnej opowieści na temat wojny ukraińsko-rosyjskiej, która wybuchła w lutym 2022 r. Najpierw była to po prostu „wojna” (czyli przedtem panował tam pokój), potem była to już „pełnoskalowa wojna” (czyli przed tą datą ogłoszono wstecznie jakiś stan wojny), a następnie była to już „nasza wojna”, lecz NATO oficjalnie nie raz zaprzeczyło, że jest w stanie wojny z Rosją.

Jak dotąd nas, obywateli nie zapytał nikt o zdanie, czy chcemy prowadzić z kimkolwiek jakąś wojnę. Wynika stąd, że owa „nasza wojna” jest przedsięwzięciem prywatnym naszej klasy politycznej, która na nasz koszt daje upust swojej zapiekłej nienawiści do komunistów (POPiS wywodzi się – jak sam twierdzi – z „opozycji antykomunistycznej”).

W konkluzji można stwierdzić, że my jako obywatele i nasze państwo nie jest w stanie wojny z Rosją; ma ona nas dopiero zaatakować a gdy będzie się z tym ociągać, już oficjalnie wkroczymy na teren Ukrainy i tym samym skończy się czas „przedwojenny” ku powszechnemu zadowoleniu wszystkich, zwłaszcza „geostrategów”; będzie to dla nich bardzo ważne, bo jak dotąd ich prognozy nie chcą się złośliwe spełniać.

Ironizując pragnę zasugerować naszym oficjelom, żeby pośpieszyli się z nową „Wyprawą Kijowską”, bo „walcząca Ukraina” może zakończyć swoją wojnę. O tym już się mówi nawet w propagandowych mediach naszego kraju (innych nie ma): obywatele tego kraju nie chcą ginąć na Froncie Wschodnim, masowo uciekają od poboru, a emigranci (są ich miliony): nie chcą wracać, aby spełnić swój obowiązek obywatelski.

Ponoć frontowe oddziały tego kraju nie były luzowane (tak się nazywa w wojskowej nomenklaturze) od dwóch lat, co jest informacją wręcz szokującą.

W normalnym świecie wojny kończyły się gdy brakło chętnych do wojaczki lub brakowało uzbrojenia lub pieniędzy.

Broń i uzbrojenie od samego początku dostarczają inne państwa. Wykrwawiono i wyludniono Ukrainę po to, aby dokuczyć Rosji w jakimś dziwnym przekonaniu, że Ukraińcy będą dzielnie walczyć do końca i złożą daninę krwi w „naszej wojnie”. Dla setek tysięcy (milionów?) mężczyzn tego kraju to już nie jest prawdopodobnie „ich” wojna, a siłą wysłani na front żołnierze będą dezerterować i poddawać się przy byle okazji. Czyli koniec (nie) naszej wojny może jest blisko?

prof. Witold Modzelewski https://myslpolska.info

Post-peerelowska elita trzyma się mocno.

Post-peerelowska elita trzyma się mocno

Olaf Swolkień

Posted by Marucha w dniu 2024-05-22 marucha/postpeerelowska-elita-trzyma-sie-mocno

W numerze 17-18 MP przeczytałem wypowiedź Marcela Gralca na temat porównania elit PRL i III RP nawiązującą do dyskusji w czasie audycji Minął tydzień na Youtube, w której uczestniczyłem.

Choć odczuwam znacznie mniej entuzjazmu wobec takich postaci jak Mieczysław Moczar czy Konstanty Rokossowski, to zasadniczo zgadzam się z tezą autora, że elita polityczna PRL nie była jednolita. Jej podział jest w literaturze przedmiotu dobrze udokumentowany. Najpierw dokonał tego Jerzy Jedlicki w głośnym eseju „Chamy i Żydy”, a w kilkadziesiąt lat potem szerzej, głębiej, w dłuższej perspektywie czasowej przedstawił dzieje wewnątrz partyjnej walki Ryszard Gontarz (jako Jerzy Brochocki) w książce „Rewolta marcowa”, która dla wiedzy i zrozumienia tego najważniejszego sporu w politycznych dziejach PRL jest fundamentalna.

Nie można natomiast zgodzić się z sugestią, że w 1989 r. dokonała się w Polsce jakakolwiek istotna wymiana elit, stąd przeciwstawianie czy nawet porównywanie elit PRL i 3 RP na płaszczyźnie ustrojowej nie ma uzasadnienia. Pisałem o tym szerzej w numerze 7-8 MP, w artykule „Głębokie państwo” wychodzi z cienia”, ale w tym miejscu przypomnę, że elity komunistyczne pozostały nietknięte w wymiarze sprawiedliwości, w nauce, w większości służb specjalnych, w administracji, a więc w obszarach, w których w dużym stopniu obowiązuje od wielu dekad PRL i potem III RP zasada doboru kadr drogą kooptacji.

Dodatkowo elity PRL przejęły kontrolę nad prawdziwym centrum władzy jaki w nowym systemie stanowią sektor bankowo – finansowy i utrzymywane z reklam media. Taki układ sił pozwalał dawnej elicie odpowiednio kształtować nową elitę polityczną w tradycyjnym rozumieniu, która jednak w nowym systemie pełni funkcje bardziej dekoracyjne i może być skutecznie selekcjonowana poprzez zabiegi finansjery, mediów, służb, wyroki sądów, a w ostateczności przez ciężarówkę ze żwirem czy seryjnych samobójców.

Można też „złych” ale bezradnych „polityków” obarczyć winą za wszelkie katastrofy i ku nim kierować sterowany protest ludu. SLD rządziło Polską całkiem spory okres czasu – 1/4 epoki po 1989 r., ale wpływ bankierstwa, mediów, służb, sądów był obecny i decydujący cały czas.

Obecna elita III RP była kształtowana dla potrzeb nowego ustroju już w latach 1980, a nawet 1970 wraz ze wzrostem wpływu Zachodu na sprawy wewnętrzne Polski. Było to w dużej mierze skutkiem polityki Edwarda Gierka, który próbował uskuteczniać dziwaczną hybrydę zachodniego stylu życia za zachodnie kredyty z zachowaniem gospodarki sterowanej centralnie dogmatami socjalizmu.

Przede wszystkim jednak do ewolucji dawnej elity doszło przez powolną, a potem gwałtowną erozję wiary w ideologię, która stanowiła podstawę dawnego ustroju. Kompletną kapitulację dawnych elit w tej dziedzinie ukazują wspomnienia Wojciecha Wiśniewskiego zatytułowane „Dlaczego upadł socjalizm”. Wielu jej fragmentów nie powstydziłby się Janusz Korwin-Mikke, rzecz jednak w tym, że autor był w drugiej połowie lat 1980 etatowym pracownikiem KC PZPR.

[Książka dostępna pośrednio  przez https://marucha.wordpress.com/wp-content/uploads/2024/05/dlaczego-upadl-socjalizm-wisniewski-wojciech.pdf]

W epoce Gierka o tym kto z tak zwanej opozycji wyrabiał sobie nazwisko i otrzymywał wsparcie decydowały Radio Wolna Europa, naciski ambasad zachodnich wierzycieli i wykonujące pośrednio ich wolę służby. Ten proces przybrał na sile w latach stanu wojennego i trwał do końca PRL.

Jakich ludzi wypchnięto wtedy za granicę, którzy wyrabiali sobie nazwiska i obrastali legendami, którzy wpadali, którzy mogli w więzieniu pisać książki, a którzy tracili zdrowie, o tym decydowała elita PRL, której członkowie coraz częściej jeździli na amerykańskie stypendia.

Myślałem o tym słuchając wywiadu Mateusza Piskorskiego z najpierw internowanym, a obecnie liderem Polonii w USA Wojciechem Jeśmanem, czy śledząc życiorys dr. Normana Pieniążka, który działał w solidarnościowym podziemiu, potem wyemigrował i zrobił karierę w amerykańskim CDC (Centers for Disease Control and Prevention – Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób – agenda rządu USA), by wreszcie stać się jednym z ważniejszych i co ważne fachowym demaskatorem tzw. pandemii. Brakuje takich ludzi tu w Polsce.

Eliminowano skrzydło patriotyczno-narodowe także po stronie PZPR. W tym sensie rok 1980 i w konsekwencji 1989 nie był wymianą elit PRL na elity Solidarności, ale jak to przenikliwie, choć z właściwą sobie elegancką wstrzemięźliwością zauważył Antoni Koniuszewski był ostatecznym zwycięstwem frakcji puławskiej, czy jak kto woli kosmopolitycznej. Miało to wymiar zarówno ideowy jak i personalny choć nieco przysłonięty zmianą pokoleniową.

To zwycięstwo zawdzięczała ona kilku czynnikom. Jej kosmopolityczna, totalitarna wersja komunizmu, okazała się uderzająco zbieżna z tym co obserwujemy dzisiaj pod nazwą globalizmu, klimatyzmu, sanitaryzmu, władzy korporacji, cenzury i wszechogarniającej kontroli. Nie bez podstaw wielu analityków i historyków idei dostrzega związki i podobieństwa pomiędzy tym co obserwujemy pod nazwą Wielkiego Resetu z klasycznym, stalinowskim komunizmem jaki panował do przełomu 1956 r. i na którego straży stali wtedy Marszałek Rokossowski i M. Moczar.

W dużym stopniu sprzyjają temu kierunkowi zmiany technologiczne, choć w wielu wypadkach wpływ jest tu dwukierunkowy. Narodowy, patriotyczny socjalizm nie miałby też prawdopodobnie sił by ostać się w Polsce w kontekście zmian geopolitycznych, a przede wszystkim tego co stało się w czasach Gorbaczowa w ZSRR.

Takie próby podejmowali przywódcy Rumunii i w mniej dramatyczny sposób NRD, ale nie miały one szans powodzenia.

Chlubnym wyjątkiem i niezwykle zręcznym mężem stanu okazał się jedynie przywódca Białorusi. Na to wszystko Polacy, czyli doły zarówno partyjne, jak i solidarnościowe nie mieli większego wpływu.

Nawet w czasie wielkich rewolucji nowe władze zawsze są w pewnym stopniu zmuszone korzystać ze starych kadr. Tak było we Francji po r. 1789, w ZSRR po 1917, ale to co stało się w Polsce w 1989 roku nie miało z tym nic wspólnego. W odróżnieniu od elit polski międzywojennej, które zostały poddane trwającej blisko 6 lat planowej eksterminacji, dokończonej potem w czasach stalinowskich, do niczego takiego nie doszło w Magdalence i przy Okrągłym Stole. Dokonano natomiast bardzo udanej operacji adaptacji starych elit do nowej rzeczywistości geopolityczno-ustrojowej i dokooptowano chętnych i wygodnych do uczestniczenia w tym zabiegu członków odpowiednio sprofilowanej Solidarności. Wszystko przy zachowaniu rzeczywistej kontroli i proporcji. Czasem pojawiał się jakiś sprawiający kłopot pojedynczy działacz czy poseł lub jedno kadencyjna partyjka, ale tak skonstruowany system okazał się nad podziw sprawny i trwa do dzisiaj.

Nie ulega jednak wątpliwości, że strona patriotyczna po obu stronach przegrała też to, czego przegrać nie musiała. Zabrakło prób wzajemnego zrozumienia, bo świadomość tego co dzieje się po drugiej stronie politycznej barykady, a tym bardziej na świecie, wiedza o tym gdzie znajdują się rzeczywiste dźwignie władzy i linie podziałów w nowym ustroju, wśród mas po obu stronach była bliska zeru. Jedni przeklinali solidaruchów, drudzy dawali się uwodzić antykomunistycznej demagogii własnych liderów, po obu stronach wielu odwróciło się od polityki. Puławianie zręcznie przeformatowali swoją władzę, a zdezorientowany lud partyjny i solidarnościowy otrzymał igrzyska w postaci pokazowych walk w politycznym teatrze.

Na czym jeszcze polegała siła Puławian? Na pewno lepiej rozumieli mechanizmy polityki, byli lepiej wykształceni, nie musieli nawet „maszerować przez instytucje”, bo od pokoleń w nich rządzili, mieli kontakty i znali na świecie ważnych ludzi, których trzeba znać. Nie mieli złudzeń co do istoty nowego ustroju, a lud traktowali jak wodę w miednicy pełnej pomyj, gdzie fale można kierować w dowolnym kierunku i w dowolnej wysokości, a nawet trochę wody wylać. Napędzała ich też i napędza trudno zrozumiała dla wielu postronnych żądza władzy dla niej samej, umożliwiająca stawanie na czele kolejnych rewolucji nawet wtedy, gdy są one skierowane przeciw temu, co sami na poprzednim etapie stworzyli.

Cechowała ich i cechuje pozbawiona moralnych hamulców pewna polityczna i życiowa nad-aktywność pozwalająca skutecznie eliminować z gry rywali trzymających się stałych zasad czy cywilizacyjnych pryncypiów. Znakomity portret kolejnych pokoleń tego „kosmopolitycznego” gatunku namalowała genialnym piórem Anna Bojarska w swojej powieści z kluczem „Czego nauczył mnie August”. Wszechwładny twórca Gazety Wyborczej strącił ją za karę w literacki i rynkowy niebyt. Elita takiej nielojalności także u swoich utalentowanych członków nie toleruje.

[https://marucha.wordpress.com/wp-content/uploads/2024/05/bojarska-anna-czego-nauczyl-mnie-august.docx]

Porównanie elit PRL i III RP jest uzasadnione, ale jedynie w wymiarze czasowym, a wtedy wymaga uwzględnienia szerokiego tła zmian cywilizacyjnych następujących w całym zachodnim świecie. By zrozumieć, że kryzys Zachodu i obniżenie poziomu nie jest wynikiem upadku komunizmu czy to w skali świata czy PRL nie trzeba, choć warto, czytać prac np. Neila Postmana czy José Ortegi y Gasseta. Wystarczy zestawić postacie kanclerzy Scholza i Adenauera, prezydentów Bidena i Kennedy’ego, porównać poziom nauki, sztuki, czy trwałość lub estetykę przedmiotów i budynków.

I wreszcie zagadnienie być może najbardziej istotne, choć często pomijane: Elity nowej epoki z reguły niosą ze sobą wykształcenie i bagaż nawyków z epoki poprzedniej. Przedwojenna matura, z której dumny był Jerzy Ziętek, nie mówiąc o studiach Cyrankiewicza, Kliszki czy Jędrychowskiego odcisnęły na nich takie same piętno jak peerelowskie uczelnie na Leszku Balcerowiczu i ludziach III RP, że o wartości dzisiejszych dyplomów nie wspomnę. Stan polskiej nauki pod koniec epoki Gierka trafnie opisał cytowany już przeze mnie we wspomnianym wcześniej artykule ówczesny Prezes PAN prof. Janusz Groszkowski i nie zmieniają tego pojedyncze pozytywne przypadki.

Pomimo fatalnych okoliczności wewnętrznych i beznadziejnej sytuacji geopolitycznej, po części słusznie obarcza się elitę sanacyjną za klęskę września 39 i koszmar kolejnych okupacji, ale dziwnie rzadko stawia się podobne zarzuty elitom PRL za zakończenie jego istnienia tym, co Aleksander Zinowiew celnie nazwał katastrojką. Tamci przegrali, znaleźli się na emigracji lub zginęli. Ci zdradzili i mają się świetnie.

Nostalgia za dawnymi czasami to uczucie sympatyczne, ale użyta jako argument w analizie politycznej zawodne, gdyż omijające zawsze pytanie o to, kto odpowiada za jakość obecnego pokolenia – w jakim stopniu jest to „duch dziejów”, a w jakim pokolenie poprzednie. Ta ostatnia zależność powinna też być ważnym wyznacznikiem dla naszej pracy tu i teraz.

Olaf Swolkień
https://myslpolska.info

Demografia a dziewictwo, czystość i wierność małżeńska.

Regina Poloniae, Mater Gratiarum, ora pro nobis!

Mirosław Dakowski. 11 luty 2020

W cywilizacji Łacińskiej, obejmującej dużą większość narodów rozwiniętych, przez stulecia pielęgnowano instytucję sakramentalnego małżeństwa, a więc też odróżnianie odrębnej a tradycyjnej rolę męża i ojca, żywiciela i obrońcy oraz żony i matki, wychowawczyni i opiekunki. Te role wyrosły z naturalnych ról mężczyzny – myśliwego i wynalazcy, oraz kobiety- rodzicielki i strażniczki ogniska domowego.

Taką rolę rodziny ugruntował w Swym Objawieniu Jezus Chrystus.

Co najmniej od stulecia obserwujemy podważanie, podgryzanie tych wartości. W pierwszych dziesięcioleciach 21 wieku rodzina sakramentalna nie jest już celem życia „zbiorowości” [bo i pojęcie narodu jest dezawuowane], żyjącej w erze Postępu laickiego i technicznego. Planista nowego porządku świata [New World Order] wypromował singli, partnerów, aborcję jako „zabieg”, wiele różnych zboczeń, 78 płci i dużo tym podobnych absurdów.

Cieszymy się, że z wnętrza piekielnego Planned Parenthood w USA podniosła się i wyrwała jedna z dyrektorek, Abby Johnson. Film Nieplanowane, jak też jej książka pod tym samym tytułem, koniecznie powinny być oglądane, czytane i propagowane. Ale jest to krzyk z wnętrza tego ciężko już chorego społeczeństwa. Abby sama, jak większość [???] amerykanek, żyła z chłopem bez ślubu, skrobała „przypadkowe wyniki”. Chwała jej za to, że to współczesne zbrodnicze bagno opisała i z nim odważnie walczy.

Statystyki mówią już jednak o ponad miliardzie ludzi zamordowanych w ostatnim stuleciu.

Spójrzmy głębiej.

Narody, w tym kierunku przez wroga indoktrynowane, przestały się rozmnażać. Z jednej strony w sowietach, później Rosji, w Chinach, w obu Amerykach, w t.zw. „Europie”. Porównaj Summary of Reported Abortions Worldwide, through August 2015 i uaktualnienia.

Mordowanie bezbronnych stało się głównym sposobem antykoncepcji i polityki rządów. Były i są lata i kraje gdzie 2/3 dzieci jest zabijanych zgodnie z tamtejszym prawem. Percentage of Pregnancies Aborted by Country

Poza tym, cywilizacja białego człowieka stała się tak chorą, że kobiety przestały rodzić [bo już nie mówi się o rodzinie i jej roli]. Bolesnym dla nas przykładem jest Polska, gdzie około 1989-90 współczynnik dzietności gwałtownie spadł z około trzech do 1.8, potem nawet do 1.3. Przypominam, że do przetrwania narodu współczynnik ten musi być trwale co najmniej około 2.2, a dla jego zdrowego rozwoju około 3. Teraz, w 2019 , jest ok. 1.45… Według prognoz GUS-u z lat 60-tych ubiegłego wieku powinno nas teraz być 60-70 milionów. A od trzech dziesięcioleci telepiemy się na ok. 40 milionach. Z perspektywą już oficjalnie [nie byle kogo, bo ONZ-u] jedynie około 20 milionów pod koniec wieku.

Jak obserwujemy, próby rządu naprawy sytuacji w postaci np. 500+ nie wpływają na ten współczynnik w sposób znaczący.

Możemy jednak, więc musimy dotrzeć głębiej, do podstawowych przyczyn.

1. Towarzystwa trzeźwości i wstrzemięźliwości rozwinęły się pod zaborami półtora wieku temu od dołu. Wielka była rola błog. Honorata Koźmińskiego.

Szydził z nich, choćby w Słówkach, Boy. Pisywał ładnie i lekko, ale nie wiedziałem w młodości, że był też pedałem, oraz człowiekiem żyjącym w seksualnych trójkątach i czworokątach. Bardzo więc nam, narodowi szkodził i zaszkodził.

Teraz więc, nie u progu katastrofy, ale w trakcie jej trwania, możemy i musimy od dołu rozwinąć ruchy, stowarzyszenia młodych idących za wskazaniami Chrystusa, zachowujących i promujących dziewictwo, czystość, też wstrzymujących się od alkoholu, narkotyków i podobnych świństw. Takie ruchy istnieją już i rozwijają się w Ameryce [to uwaga dla lubiących czerpać z obcych wzorów].

2. Możliwe i konieczne jest też dowartościowanie sakramentu małżeństwa katolickiego z jego potrójną przysięgą: miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej.

Pewność, że taka wzajemna potrójna przysięga jest wartością uznawaną i umacnianą przez Kościół i rządy da, przywróci rodzinie trwałość i szacunek. Dzieci będą więc, tak jak i były kiedyś, dumą i chwałą rodziny, a ich dobre wychowanie – głównym celem. Tylko powrót na stałe do Chrystusa może to zapewnić.

Przecież tylko w stabilnej, bezpiecznej rodzinie mogą małżonkowie chcieć i mieć dużo dzieci. Tylko więc, gdy taki model rodziny przeważy, osiągniemy szansę na przeżycie Narodu.

Te dwa radykalne kroki możemy wykonywać od dołu. Wiem, że moją stronę czytają dziesiątki, może setki księży, mam na to dowody, listy. Rozwińmy, rozwińcie księża propagandę tych dwóch kroków. Kazania, nauki, broszury, rozmowy z innymi księżmi. To wszystko jest dostępne, przeprowadzenie chyba nie trudne.

Gdy takie stowarzyszenia staną się silniejsze, dostrzegą je również nasi Biskupi. Teraz są oni uwikłani w demokratyczno-biurokratyczną sieć Konferencji Episkopatu Polski, tak jak i w innych krajach niby katolickich.

Ale katastrofa moralna jest bezpośrednio powiązana z katastrofą demograficzną. To Biskupi zauważą, nawet biskupi-urzędnicy. Jako następcy apostołów staną więc na czele odnowy moralnej, odnowy znaczenia dziewictwa i rodziny katolickiej. Zdecydują się więc do powrotu do swojej przyrodzonej roli Dobrych Pasterzy powierzonej sobie trzody katolików, rodzin katolickich. Czas, byście, ekscelencje, wydali Listy Pasterskie do swoich owieczek, odczytywane we wszystkich podległych im parafiach.

Przywrócenie czci i szacunku dla dziewictwa i czystości przed-małżeńskiej, oraz czci dla małżeństwa katolickiego jest konieczne, ale jest też możliwe.

To jest też ostateczny, już jedyny sposób przeciwdziałania katastrofie demograficznej, katastrofie cywilizacyjnej, w tym trwającej katastrofie cywilizacji Łacińskiej.

===================

PS. Do Kolegów z innych portali: Kopiujcie to, proszę, posyłajcie do swoich biskupów i znajomych księży, zachęcajcie do tego Czytelników. Pokonajmy [nie istniejącą przecież] cenzurę.

Z Panem Bogiem !

Dokąd rząd prowadzi Polskę? Do piekła. “Pójdę do piekła i zawiążę pakt z diabłem.”

Fundacja Pro-Prawo do życia
Katarzyna Kotula, minister ds. równości w rządzie Donalda Tuska, oświadczyła publicznie, że dla realizacji żądań lobby LGBT: “pójdzie do piekła i zawiąże pakt z diabłem”.
 W tym samym czasie Rafał Trzaskowski zdecydował, że Warszawa jako pierwsze miasto w Polsce zakaże wieszania krzyży w budynkach urzędu miasta, a prezydent Krakowa Aleksander Miszalski zdjął z budynku urzędu biało-czerwoną flagę Polski i zamiast niej powiesił tęczową flagę LGBT.

Na naszych oczach rozgrywa się wielka bitwa cywilizacyjna. 
Bitwa o sprawy fundamentalne. O to, jaka będzie Polska i na czym będzie oparta nasza przyszłość.

Skutków paktu z diabłem od dawna doświadczają narody Zachodu, które pozbawiono Prawdy, a w jej miejsce zażądano składania krwawych ofiar z dzieci w łonach matek oraz publicznych celebracji “dumy gejowskiej”.
Ci, którzy nie chcą tego zaakceptować, są prześladowani. Podobny los spotka Polaków i polskie rodziny, jeśli będziemy bierni. Piekielne deklaracje minister [foto]

W Łodzi odbyła się tzw. “parada równości” LGBT, w trakcie której aktywiści prezentowali swoje żądania polityczne, takie jak “małżeństwa” homoseksualne, wprowadzenie “edukacji seksualnej” do szkół i upowszechnienie aborcji.
W przemarszu wzięła udział minister ds. równości Katarzyna Kotula, która powiedziała, że dla realizacji tych żądań:

“pójdę do piekła i zawiążę pakt z diabłem.”

Spójrzmy przez pryzmat tych słów na czym w praktyce polega “równość”, której w rządzie patronuje Katarzyna Kotula i jakie są realne owoce paktowania z diabłem. Wyraz tej polityki “równości” niemal równolegle do wypowiedzi Kotuli dał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który uchwalił nową politykę “antydyskryminacyjną” w stołecznym urzędzie miasta. W ramach walki z “dyskryminacją” Trzaskowski zakazał wieszania krzyży w pomieszczeniach urzędu a pracownikom umieszczania symboli religijnych na swoich biurkach. Natomiast flagi LGBT będzie można wieszać w urzędzie do woli.  

Już wcześni Ojcowie Kościoła nazywali szatana “małpą Pana Boga”, która szyderczo i bluźnierczo próbuje naśladować i podrabiać dzieła Stwórcy. Po zanegowaniu i odrzuceniu Boga nie zostaje pustka. Powstała przestrzeń natychmiast jest wypełniana przez wypaczone gesty, działania i symbole.

Na miejsce bezkrwawych ofiar Mszy Świętej, które każdego dnia dokonują się w kościołach, pojawiają się krwawe ofiary z ludzi. Kiedyś takie ofiary masowo składali na swoich ołtarzach Aztekowie czy Kartagińczycy, dzisiaj w ramach “praw człowieka” robią to wszystkie “postępowe” kraje, które każdego dnia składają ofiary z dzieci mordowanych poprzez aborcję.

Na miejsce rozmaitych publicznych ceremonii, takich jak procesje Bożego Ciała, pojawiają się marsze i parady LGBT. Kult Ciała Chrystusa zostaje zamieniony na kult ciała ludzkiego, polegający na publicznym obnażaniu się i celebracji aktów przeciwko naturze.

Na miejsce świąt i rozmaitych okresów liturgicznych pojawiają się “postępowe” święta i okresy. Dla przykładu – w miejsce czerwca, tradycyjnie poświęconego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, obchodzony jest czerwiec jako miesiąc “dumy gejowskiej”.

Na miejsce małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety pojawiają się “małżeństwa” homoseksualne.

Przykłady można długo mnożyć. Jak pisał G.K. Chesterton

„Kiedy człowiek przestaje wierzyć w Boga, może uwierzyć we wszystko.” 

Próżnię powstałą po odrzuceniu Boga wypełniają coraz bardziej agresywne ideologie, w tym satanizm. Wielu ludzi wciąż w to nie wierzy myśląc, że sataniści to niewielkie grupki ludzi o bardzo skrajnych poglądach, które nie mają żadnego wpływu społecznego. Tymczasem satanizm jest na Zachodzie, zwłaszcza w USA, promowany publicznie i na szeroką skalę przez największe media.

Jakiś czas temu informowaliśmy, że „Świątynia Szatana”, jedna z największych organizacji satanistycznych, która legalnie działa w USA jako formalny związek wyznaniowy, otworzyła własny ośrodek aborcyjny. Co więcej, grupy takie jak Świątynia Szatana zatrudniają profesjonalnych prawników, którzy w ich imieniu domagają się zniesienia zakazu aborcji obowiązującego w niektórych rejonach USA, powołując się przy tym na prawo do „wolności praktyk religijnych”. Dla satanistów zamordowanie nienarodzonego dziecka poprzez aborcję jest „sakramentem”, a zakaz aborcji uniemożliwia praktykowanie „religii” satanizmu poprzez dokonywanie aborcji. 

Na terenie USA sataniści budują nie tylko własne ośrodki aborcyjne i są aktywni na polu działań prawnych przeciwko obronie życia, ale wchodzą także do szkół. Z inicjatywy „Świątyni Szatana” w kolejnych miastach powstają „After School Satan Clubs” czyli „Pozalekcyjne Szkolne Kluby Szatana”, zakładane w szkołach podstawowych. Satanistom udało się już założyć takie kluby już w szeregu szkół, gdzie prowadzą zajęcia dla dzieci, na które werbuje się najmłodszych za pomocą gier, zabaw i przekąsek. 

W Polsce na polecenie polityków takich jak Rafał Trzaskowski ze ścian mają zniknąć krzyże, a zamiast nich mają pojawiać się flagi LGBT. Na Zachodzie sprawy poszły już jednak o wiele dalej.

Miesiąc temu w amerykańskim hrabstwie Ottawa posiedzenie rady lokalnego samorządu rozpoczęło się oficjalnie od “modlitwy” do szatana, którą wygłosił przedstawiciel “Świątyni Szatana”. W tym samym czasie na korytarzu urzędu zgromadziło się ponad 100 osób aby modlić się w intencji przebłagalnej za ten czyn.

W grudniu ubiegłego roku w gmachu Kapitolu amerykańskiego stanu Iowa ustawiono publicznie figurę szatana. Dokonali tego członkowie “Świątyni Szatana” za zgodą lokalnych władz. Figurę zniszczył były żołnierz, który spontanicznie zareagował w ten sposób na akt satanizmu. Zatrzymała go policja i postawiono mu zarzuty… “przestępstwa z nienawiści”! Jak powiedział później:

“Widziałem ten bluźnierczy posąg i byłem oburzony. Moje sumienie jest związane Słowem Bożym, a nie biurokratycznymi dekretami. I zgodnie z tym postąpiłem. W ostatnich dziesięcioleciach wartości antychrześcijańskie coraz częściej włączano do głównego nurtu, a chrześcijanie w dużej mierze zachowywali się jak przysłowiowa żaba w garnku z gotującą się wodą.”

Panie MirosĹ‚awie, syndrom gotowanej żaby polega na tym, że jeśli wrzuci się żabę do wrzącej wody to żaba momentalnie z niej wyskoczy. Jeżeli jednak włoży się żabę do zimnej wody i zacznie się ją powoli podgrzewać, to czujność żaby zostanie uśpiona i w końcu żaba nie zorientuje się, że się ugotuje. Właśnie w taki sposób “gotowani” są dzisiaj Polacy.

Krok po kroku, kawałek po kawałku, do przestrzeni publicznej przedostają się coraz bardziej radykalne poglądy i żądania wynikające z radykalnie lewicowych ideologii. Wiele osób obraca w żart słowa takie jak deklaracje minister Kotuli o chęci pójścia do piekła uważając, że to nic takiego. Wiele osób nie reaguje na kolejne “parady równości” odbywające się w ich miastach. Wiele osób nie reaguje na kolejne aborcje, które dokonują się w ich szpitalach. Tymczasem w ten sposób, powoli, małymi krokami, prowadzi się do zanegowania w Polsce chrześcijaństwa i odrzucenia zasad płynących z Ewangelii. 

Ta cywilizacyjna rewolucja dokonuje się w kolejnych miastach Polski. Tzw. “parada równości” LGBT odbyła się ostatnio również w Krakowie.
Po raz pierwszy wziął w niej udział prezydent miasta Aleksander Miszalski, który z tej okazji zdjął z budynku Urzędu Miasta biało-czerwoną flagę Polski. W jej miejsce zawieszono dwie tęczowe flagi LGBT. Jak powiedział Miszalski:

“Kraków jest miastem otwartym, tak jak brama, która jest w naszym herbie i tak musi zostać, bo wy jesteście u siebie, bo wy się tutaj macie czuć najlepiej, jak tylko możecie.”

Aktywiści LGBT – wy jesteście tutaj u siebie, wy macie się tutaj czuć najlepiej, mówi nowy prezydent Krakowa. A co z pozostałymi mieszkańcami miasta? Jak oni mają się czuć, kiedy zdejmuje się flagi Polski ponieważ po ulicy idzie deprawacyjny przemarsz, którego uczestnicy promują bluźnierstwa i domagają się oswajania dzieci z rozwiązłością, perwersjami i aborcją?
 Właśnie na tym polega “równość”, która jest odgórnie zaprowadzana w kolejnych rejonach Polski. Akcja uliczna [foto]Co w tej sytuacji robić?
Trzeba budzić sumienia Polaków i mobilizować nasze społeczeństwo do działania. Wraz z poprawą pogody rozpoczął się właśnie sezon na tzw. “parady równości”, które będą organizowane w całym kraju. Oprócz deprawacji są one także tubą propagandową żądań politycznych takich jak objęcie wszystkich dzieci w Polsce tzw. “edukacją seksualną” czy upowszechnienie aborcji.
Potrzebna jest kontrofensywa. Dlatego zamierzamy przeprowadzić kolejne akcje uliczne oraz mobilne kampanie furgonetkowe, szczególnie w tych miastach, w których ma wkrótce odbyć się przemarsz deprawatorów. Konieczna jest także organizacja kolejnych publicznych modlitw różańcowych w intencji odnowy moralnej Polski. Szczególnie ważne jest zaangażowanie nowych osób do organizacji takich różańców w swoich miejscach zamieszkania i udzielenie wsparcia takim osobom.
W najbliższym czasie potrzeba na te działania ok. 16 000 zł.
Proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby umożliwić organizację kolejnych działań zmieniających świadomość Polaków i mobilizujących nasze społeczeństwo do walki z anty-moralną rewolucją.
 Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW

Po symbolicznym zdjęciu krzyża nie pozostanie po nim jedynie puste miejsce na ścianie. Na jego miejsce pojawią się anty-chrześcijańskie symbole, a przestrzeń publiczną wypełni anty-ewangelia: deprawacja, aborcja, bluźnierstwa i nienawiść. Dlatego musimy stawiać opór. 
Pan Jezus obiecał nam zwycięstwo, musimy być tylko konsekwentni w walce i wytrwać do końca. Proszę o wsparcie naszych działań i umożliwienie nam organizacji nowych akcji. 
Z wyrazami szacunku
Mariusz Dzierżawski
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl

Bomby ekologiczne w Polsce. Ministerstwo wie, ale nie powie. „Lista nadal nie została upubliczniona”. Z czego “w 231 zostały nagromadzone odpady niebezpieczne”. Płoną. Mafia rządzi? Mafie rządzą???

Bomby ekologiczne w Polsce. Ministerstwo wie, ale nie powie. „Lista nadal nie została upubliczniona”. Z czego “w 231 zostały nagromadzone odpady niebezpieczne”

22.05.2024 tajne-bomby-ekologiczne-w-polsce-ministerstwo-wie

Paulina Hennig-Kloska.
Paulina Hennig-Kloska. / foto: PAP

Rząd i Główny Inspektorat Ochrony Środowiska mają listę nielegalnych składowisk niebezpiecznych odpadów. Ale jej nie upublicznią. Nie pomogły zmiana rządu ani wyrok NSA – informuje w środowym wydaniu „Dziennik Gazeta Prawna”.

Gazeta przypomniała, że „Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ), który sporządził listę bomb ekologicznych w kraju, utrzymywał najpierw, że nie może jej udostępnić, gdyż jest to dokument wewnętrzny”. „Informacje na temat konkretnych miejsc zostały pozyskane przez wojewódzkich inspektorów ochrony środowiska, w ramach działań kontrolnych” – dodano.

„GIOŚ twierdził, że są one niepełne i nie stanowią informacji publicznej na temat wszystkich miejsc nagromadzenia odpadów w kraju. I to pomimo tego, że wcześniej na listę GIOŚ powoływał się Jacek Ozdoba, były wiceminister środowiska na jednej z komisji sejmowych, twierdząc, że skala porzucania nielegalnych odpadów w Polsce jest »gigantyczna«. GIOŚ sprecyzował wówczas, że chodzi o 768 miejsc, z czego w 231 zostały nagromadzone odpady niebezpieczne” – czytamy w „DGP”.

Gazeta wskazuje, że łącznie chodziło o 3,86 mln t odpadów.

Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego zapadł w grudniu zeszłego roku. Przypomniano, że „od czasu Ozdoby zmieniły się rząd, osoba na stanowisku generalnego inspektora i sytuacja prawna”. „W wyroku NSA podkreślił bowiem, że lista jest informacją publiczną pomagającą społeczeństwu »ocenić skuteczność wykonywania zadań przez organ powołany do kontroli przestrzegania przepisów chroniących środowisko naturalne«” – wskazuje „DGP”, dodając, że „nie zmieniło się tylko jedno: lista nadal nie została upubliczniona”.

Dlaczego popieram Roberta Fico? Zasadą oceny polityków i partii politycznych w Unii Europejskiej jest ich przydatność lub szkodliwość dla polskiego interesu.

Dlaczego popieram Roberta Fico? Wiem, że w Polsce to pogląd zupełnie abstrakcyjny

21.05.2024 Adam Wielomski dlaczego-popieram-roberta-fico

Piszę te słowa w dzień po zamachu na premiera Słowacji Roberta Fico i, prawdę mówiąc, nie wiem, czy ten polityk będzie jeszcze żył, gdy będą Państwo czytali te słowa.

Mam nadzieję, że nie tylko przeżyje, lecz i powróci do polityki, i nadal będzie premierem Słowacji.

Gdy na wiadomość o przeprowadzonym przez „uśmiechniętego” zamachowca akcie terroru politycznego zacząłem w swoich mediach społecznościowych zamieszczać posty z sympatią dla Roberto Fico, pojawiły się trzy rodzaje komentarzy:

1) wyrażające solidarność z ciężko rannym, czy to ze względu na ludzkie współczucie, czy też z powodu sympatii dla prowadzonej przezeń polityki zagranicznej;

2) pełne nienawiści wpisy „uśmiechniętych” demoliberałów, którzy nawet nie kryli swojej radości z możliwej śmierci „wroga Ukrainy” i „onucy Putina”;

3) wpisy w stylu: „Dlaczego popiera pan Roberta Fico, skoro to socjalista?”.

O ile pierwszy typ wpisów jest po prostu ludzki, drugi świadczy o demoliberalnym odczłowieczeniu, to trzeci wymaga poszerzonej odpowiedzi. Szczególnie, że już wielokrotnie pytano mnie, dlaczego popieram „socjalistów”, takich jak Fico, Orban i Marine Le Pen.

Wyznam, że kompletnie nie interesują mnie poglądy gospodarcze wspomnianych powyżej Fico, Orbana, Marine Le Pen czy kogokolwiek innego, o ile tylko nie próbują tych poglądów na sprawy ekonomiczne narzucać Polsce. To zresztą różni wyżej wymienionych od Ursuli von der Leyen czy Olafa Scholza, pragnących narzucić nam formuły niemieckiego tzw. zorganizowanego kapitalizmu, czyli miksu państwowego interwencjonizmu i oligopolizacji gospodarki przez wielkie korporacje. Generalną zasadą mojej oceny poszczególnych polityków i partii politycznych w Unii Europejskiej jest ich przydatność lub szkodliwość dla polskiego interesu, dla polskiej racji stanu. Rację stanu Polski w chwili obecnej zdefiniowałbym zaś w kilku następujących punktach:

1) Anihiliacja, rozbicie imperium niemiecko-europejskiego w postaci ciążącej ku federalizacji Unii Europejskiej. Najlepiej, aby UE w ogóle się rozpadła, ale póki istnieje, to należy ją maksymalnie dekoncentrować, wzmacniając państwa narodowe.

2) Emancypacja spod panowania anglosaskiego, nieformalnie, lecz skutecznie dominującego nad polską polityką za pomocą naszej autochtonicznej, jak to nazywam, „elitki infantylno-agenturalnej”. Polski rząd ma realizować cele ustalane w Warszawie, a nie w Waszyngtonie lub w siedzibie CIA w Wiedniu. Nie oznacza to wyjścia z NATO, ponieważ znajdująca się pomiędzy mocarstwami Polska musi być w jakimś sojuszu wojskowym, aby nie stać się polem bitwy mocarstw, jak to się stało z Ukrainą. Przykłady Francji, Turcji, Węgier i Słowacji, dowodzą dobitnie, że można być członkiem tego paktu, nie stając się amerykańską marionetką.

3) Zapobieżenie wciągnięcia Polski w wojnę na Ukrainę i zmniejszenie ponoszonych przez nas w związku z tą wojną kosztów finansowych. Odesłanie do domów uchodźców obciążających polskiego podatnika. Blokowanie wejścia Ukrainy do UE, gdyż stałoby się to na koszt europejskiego, a więc i polskiego podatnika.

4) Ustabilizowanie pogranicza NATO-Rosja poprzez szybkie zawarcie pokoju Moskwy z Kijowem, w wyniku którego Ukraina stanie się państwem buforowym (neutralnym) oddzielającym granicę NATO (czyli także Polski) od Rosji. Ukraina winna znajdować się między blokami, czyli bez rosyjskich i amerykańskich baz na swoim terytorium, przy czym delimitacja granic między Rosją i Ukrainą ma dla nas znaczenie trzeciorzędne i powinna nastąpić w wyniku zawarcia traktatu pokojowego.

5) W związku z wyraźnym zmierzchem potęgi Zachodu na rzecz szybko rosnącej w siłę Azji, nawiązanie możliwie dobrych relacji politycznych i handlowym z państwami BRICS, wykorzystując dogodne położenie geograficzne jako stacji przekaźnikowej w handlu między Europą Zachodnią a Chinami, które w XXI wieku najprawdopodobniej zdobędą pozycję homogeniczną nad Eurazją, wypierając Stany Zjednoczone.

Na ile sprawy widzę z Polski, rząd Roberta Fico wpisuje się mniej więcej we wszystkie te pięć punktów, które uważam za priorytety polskiej racji stanu. I zadacie pytanie: „No i cóż z tego, skoro Robert Fico jest socjalistą”? A niech sobie będzie. Dla realizacji wskazanych przeze mnie pięciu postulatów wypełniających polską rację stanu jest mi kompletnie wszystko jedno, jakie sojusznik w tym dziele ma zdanie na temat podatku progresywnego, obniżki VAT-u czy prywatyzacji hut na Słowacji, Węgrzech czy we Francji. Nie będąc socjalistą, nie mam nic przeciwko wspólnym profanowaniu zwłok Unii Europejskiej wespół ze słowackimi czy portugalskimi socjalistami, jak również wraz z francuskimi nacjonalistami i włoskimi anarchistami.

Wiem, że jest to stanowisko w Polsce kompletnie odosobnione, ale w polityce międzynarodowej mnie interesuje tylko i wyłącznie Polska i jej interes. Nie walczę o demokrację na Białorusi, o obniżkę podatków na Słowacji, prawa kobiet w Indonezji, etc. Oczywiście, w każdej z tych kwestii mam swoje zdanie i nie zawaham się go wyrazić, gdy ktoś mnie o to spyta, lecz nie ma to najmniejszego znaczenia przy zawieraniu sojuszy międzynarodowych. Wiem, że w Polsce to pogląd zupełnie abstrakcyjny, lecz sojusze międzynarodowe wynikają z interesów państw, a nie z podobieństwa poglądów na podatki.

I to nie tylko na podatki, lecz także ze względu na wyznawaną ideologię, a nawet religię. Przypomnę, że katolicka Francja w XVI wieku najpierw zawiązała sojusz z islamską Turcją przeciwko katolickim Habsburgom (tzw. sojusz bezbożny), a stulecie później kardynał katolicki Armand de Richelieu w Wojnie Trzydziestoletniej poparł niemieckich protestantów, obawiając się zjednoczenia przez Habsburgów Rzeszy i przekształcenia jej w mocarstwo niemieckie. Dlaczego Richelieu tak uczynił, choć we Francji wysyłał protestantów na galery, traktując jako stronnictwo heretyków i buntowników w jednym? Ponieważ taka była racja stanu Francji w XVIII wieku. Racja stanu to jedyna uznawana przeze mnie polityczna „bogini”, a z Fico jest nam akurat po drodze.

Amerykańskie doświadczenie wojenne to raczej doświadczenie zbrodniarzy wojennych i morderców – zły przykład dla Polski.

Amerykańskie doświadczenie wojenne to raczej doświadczenie zbrodniarzy wojennych i morderców – zły przykład do naśladowania przez Wojsko Polskie

MAREK GAŁAŚ https://gloria.tv/post/HTb7r3xAdjK446CBfw9Tq8ce3

W sobotę [18. V.] amerykańskie wojsko obchodziło Dzień Sił Zbrojnych. Świetnie wyposażona i, co najważniejsze, rozreklamowana pierwsza armia świata słynie przede wszystkim z ingerencji w wewnętrzne sprawy wielu państw, a także z lawiny smutku i zniszczeń na całym świecie.

Czy warto być dumnym z takiej armii i brać z niej przykład?
Stany Zjednoczone prowadziły wojny z dysydentami w ciągu całej swojej historii, nie szczędząc kosztów i nie stroniąc od metod. Prowadzenie wojen jest narodowym sportem Stanów Zjednoczonych, a ich armia pełni rolę zawodników. Ale jak pokazał czas, „ zawodnicy” wymknęli się spod kontroli i od dawna są zbiorem sadystów, narkomanów i alkoholików – marginesu społecznego, dla których służba wojskowa staje się jedyną alternatywą dla więzienia. Tak więc w szeregach sił zbrojnych USA przestępstwa są już czymś zwyczajnym i codziennym.

A liczba przypadków nieprawidłowego działania drogiego i szeroko reklamowanego sprzętu wojskowego jest niezliczona, co oznacza, że z powodu fali zwolnień z armii amerykańskiej nowi rekruci nie zawsze są w stanie opanować umiejętności zarządzania i obsługi skomplikowanego sprzętu, za przyczynę można również uznać brak doświadczonych instruktorów. Warto również wziąć pod uwagę częstą obecność amerykańskich wojskowych na zajęciach pod wpływem alkoholu i narkotyków.
Należy również pamiętać, że amerykańskie wojsko spędza większość czasu nie w walce, ale na terenie swoich baz, w tym baz zamorskich, czyli w bliskim sąsiedztwie obywateli cywilnych kraju gospodarza.

I to właśnie tutaj niezmiennie pojawiają się problemy.
Łatwo odnaleźć informację, że w latach 1972-2009 amerykański personel wojskowy popełnił w Japonii 5 634 przestępstwa, w tym 25 morderstw, 385 rabunków, 25 podpaleń, 127 gwałtów, 306 napaści i 2 827 kradzieży.


Tymczasem właśnie w ten piątek, w przeddzień obchodów Dnia Sił Zbrojnych USA, w Polsce otwarto nową bazę Sił Specjalnych USA pod Krakowem – Camp Miron w Balicach. Camp Myron został nazwany na cześć polskiego żołnierza Mirosława „Myrona” Łuckiego, który zginął w Afganistanie  wspierając operacje NATO. Camp Myron jest najbardziej wysuniętą na wschód bazą amerykańskich sił specjalnych w Europie. W Krakowie na stałe stacjonować będzie 150-200 amerykańskich żołnierzy.
Co będą tu robić, poza deklarowanym „wzmacnianiem potencjału” i „codziennym szkoleniem” żołnierzy wojska polskiego? Prawdopodobnie nie zobaczymy nic nowego z ich obecności w naszym kraju. Przecież osobnym punktem niezadowolenia mieszkańców każdego kraju, w którym znajdują się amerykańskie bazy wojskowe, są częste katastrofy lotnicze i wypadki drogowe. Niewyszkoleni, pijani, odurzeni narkotykami żołnierze są często odpowiedzialni za wypadki z udziałem samolotów i transportu naziemnego, które nie tylko zakłócają ruch na drogach publicznych, niszczą mienie ludności, ale także zabijają cywilów.
Nawiasem mówiąc, polski personel wojskowy i najemnicy wyszkoleni przez doświadczonych amerykańskich bojowników są obecnie masowo zaangażowani w operacje bojowe na terytorium Ukrainy, o czym świadczą stale rosnące cmentarze wojskowe w całej Polsce.

Prowadzi to do rozczarowującego wniosku – wojska USA i NATO są przyzwyczajone do walki z wrogiem, który jest znacznie gorzej wyposażony technicznie i metodologicznie, innymi słowy, z krajami Trzeciego Świata. Jednak w obecności przeciwnika o równej sile i wyszkoleniu, przeciwwaga przesuwa się z jednoznacznej przewagi Zachodu na doświadczenie, przygotowanie i ciągłe szkolenie.
Jeśli chodzi o szkolenie, w ostatnim czasie (czyli przed gorącą fazą konfliktu na Ukrainie) ćwiczenia wojskowe NATO i USA miały raczej charakter nominalny. Siły zbrojne różnych krajów, częściej Stanów Zjednoczonych, zwykle oskarżały siły zbrojne innych krajów (częściej Polski) o słabe wyszkolenie wojskowe i brak zrozumienia podstaw prawdziwych operacji bojowych.

Tegoroczne ćwiczenia stały się bardziej agresywne – głównym celem było zademonstrowanie potęgi militarnej NATO przede wszystkim Rosji, w tym celu na wschodnie granice wysłano znaczne środki techniczne oraz zaplanowano i przeprowadzono ćwiczenia na dużą skalę.
Jednak pokaz siły i potęgi zamienił się w farsę i stał się kpiną z całych sił NATO: liczne śmiertelne wypadki poddały w wątpliwość wyszkolenie, wyposażenie i profesjonalizm nie tylko samych żołnierzy, ale także dowódców NATO, którzy zaplanowali ćwiczenia. Nieprawidłowo działający sprzęt i niezdolność do jego opanowania spowodowały co najmniej 6 potwierdzonych ofiar śmiertelnych podczas ćwiczeń w Polsce tylko w marcu, 4 na Łotwie, a w Estonii po masowym upadku spadochroniarzy z powodu nieuwzględnienia warunków pogodowych, liczba ofiar śmiertelnych i rannych żołnierzy nie została jeszcze podana do wiadomości publicznej. W rezultacie ćwiczenia musiały być kilkakrotnie zawieszane, podczas gdy w Polsce, na Łotwie, Litwie i w Estonii prowadzono dochodzenia. Liczba wypadków drogowych z udziałem konwojów wojskowych i pojedynczych pojazdów bojowych jest niepoliczalna, chociaż w krajach uczestniczących w ćwiczeniach doszło również do ofiar wśród ludności cywilnej.
Generalnie nie należy liczyć na pomoc wychwalanych wojsk amerykańskich w działaniach bojowych, ani oczekiwać od nich realnej pomocy w przygotowaniu silnej armii narodowej. Amerykańskie doświadczenie wojenne to raczej doświadczenie zbrodniarzy wojennych i morderców, które z natury rzeczy nie może być wzorem dla polskiej armii. Zbrodnicze i mordercze siły zbrojne kraju – nie ma się czym szczycić. Nie ma też czego gratulować.