Słowicze dźwięki w mężczyzny głosie…”. [UE, USA, neo-PRL…]

„Słowicze dźwięki w mężczyzny głosie…”

Stanisław Michalkiewicz 1 stycznia 2023 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5312

Wygląda na to, że wojna hybrydowa, jaką Niemcy od początku 2016 roku prowadzą przeciwko Polsce, w ostatnim czasie doznała eskalacji. Już nie wystarczyło zablokowanie Funduszu Odbudowy, ale za pośrednictwem niemieckich owczarków, jacy obsadzili instytucje europejskie, Niemcy doprowadziły do zablokowania środków z tzw. funduszy spójności, które, w kwocie 76 miliardów euro, zostały dla Polski preliminowane w budżecie Unii Europejskiej na lata 2021-2027. Pretekstem jest oczywiście „brak praworządności”, to znaczy brak zgody sędziów zwerbowanych w charakterze konfidentów jeszcze przez Wojskowe Służby Informacyjne, albo przez ABW w ramach operacji „Temida”, albo sędziów politycznie sympatyzujących z Volksdeutsche Partei z Donaldem Tuskiem na czele, na „nową” Krajową Radę Sądownictwa”, poprzez którą rząd „dobrej zmiany” chciałby przejść na ręczne sterowanie sądownictwem. Taka potrzeba pojawiła się w związku z tym, że kiedy przestała istnieć PZPR, sędziowie wyemancypowali się z jakiejkolwiek zależności od jakiejkolwiek władzy państwowej, co im się bardzo spodobało, bo stwarzało nieograniczone możliwości dokazywania i spokojnego korumpowania się.

Ale nie chodzi tu o to, by roztrząsać problemy niezawisłych sędziów, czy proponować jakieś wyjście z sytuacji, bo to jest jedna sprawa, a praworządność, jest tylko pretekstem do szantażowania Polski i gdyby, wskutek na przykład ustępliwości rządu, go zabrakło, to znalazłby się jakiś inny. Nawet już się znalazł w postaci tzw. Karty Praw Podstawowych. Została ona przyjęta na szczycie Rady Europejskiej w Nicei w roku 2000. Nazwa tego dokumentu jest myląca, bo w istocie jest to manifest komunistyczny, w którym promotorzy komunistycznej rewolucji poupychali wszystkie wynalazki zmierzające do destrukcji organicznych więzi społecznych, by – zgodnie z „Manifestem z Ventotene” unijnego świątka, włoskiego komunisty Spinellego, doprowadzić do likwidacji historycznych narodów europejskich. Bo to właśnie na obecnym etapie, jest celem Unii Europejskiej, którego jej polityczni kierownicy nawet nie starają się specjalnie ukrywać.

Prehistoria

Po dwóch próbach, jakie w XX wieku podjął cesarz Wilhelm II i Adolf Hitler, narzucenia Europie niemieckiego przywództwa siłą, Niemcy, kiedy ich państwo w 1949 roku zostało odtworzone, zrozumiały, że nie tędy droga, że znacznie bezpieczniejsze i tańsze jest narzucenie Europie swego przywództwa metodą pokojowego jednoczenia.

Rozpoczęło się ono niewinnie i w postaci Wspólnego Rynku nawet przyniosło Europie potężny impuls rozwojowy. Co więcej – stworzyło wrażenie, że we wspólnej Europie Niemcy sie rozpuszczą i nie będą stanowiły żadnego zagrożenia. Jednak nie z Niemcami tanie numery! Jeśli nie kijem, to pałką – ale cel cały czas jest ten sam; poddanie Europy niemieckiemu przywództwu. Najtwardszym jądrem metody pokojowego jednoczenia było korumpowanie biurokratycznych gangów, pod pozorem „demokracji” okupujących europejskie narody.

To się znakomicie udało i w dodatku nawet za stosunkowo niewielkie pieniądze, bo nie przekraczające 2 procent europejskiego Produktu Krajowego Brutto. Toteż po upadku porządku jałtańskiego, na przełomie lat 80-tych i 90-tych, kiedy Niemcy odzyskały swobodę ruchów w Europie, nawróciły się na linię kanclerza Bismarcka, według której Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. Zewnętrznym wyrazem tego nawrócenia jest strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, obecnie poddawane przez Stany Zjednoczone próbom niszczącym w związku z wojną na Ukrainie, jaką USA na czele państw NATO prowadzą z Rosją do ostatniego Ukraińca. Żeby jednak nie płoszyć ptaszków zawczasu, początkowo Wspólnoty Europejskie funkcjonowały w formule konfederacji, czyli związku państw, nazywanym przez entuzjastów „Europą Ojczyzn”.

Traktat z Maastricht

Skoro jednak Niemcy nawróciły się na linię polityczną kanclerza Bismarcka, to dzieje Europy weszły w następny etap. Zwiastunem tej zmiany było przyjęcie traktatu z Maastricht, który wszedł w życie w roku 1993. Zmieniał on radykalnie formułę funkcjonowania Wspólnot Europejskich. Odszedł od formuły konfederacji, czyli związku państw, ku formule federacji, czyli państwa związkowego.

Od tego momentu trwają przygotowania do narzucenia Wspólnotom Europejskim politycznej czapy w postaci Unii. W ramach przygotowań do budowy europejskiego państwa federalnego pod niemieckim kierownictwem, Niemcy w latach 90-tych wysadziły w powietrze projekt „Heksagonale”, inicjując rozbiór Jugosławii, czyli „Wielkiej Serbii”, którą zawsze uważały za enklawę rosyjskich wpływów w „swojej” części Europy, a potem, już po roku 2000 doprowadzając do rozbioru samej Serbii, poprzez ustanowienie Kosowa zamieszkałego przez „Kosowerów”, co wymagało już bombardowań Serbii przez bombowce NATO, żeby w ten sposób ją zmłotować.

Ten eksperyment potwierdził zdolność Niemiec do przewodzenia Europie, wobec czego nie było na co czekać, tylko doprowadzić do przekształcenia Wspólnot Europejskich w Unię Europejską, czyli odrębny podmiot prawa międzynarodowego.

Traktat lizboński

Początkowo Unia Europejska miała być utworzona na podstawie tzw. traktatu konstytucyjnego, ale nie wszedł on w życie z powodu sprzeciwu Holandii, wobec czego z dwóch traktatów sklecono jeden w postaci poprawek do każdego z nich, co w znacznym stopniu zniechęcało do uważnego przeczytania go. Do obiegu politycznego twór ten wszedł pod nazwą „traktatu lizbońskiego” i rozpoczęły się przygotowania do jego przyjęcia. Polska, to znaczy – premier Donald Tusk, w towarzystwie Księcia-Małżonka, który wtedy akurat piastował stanowisko ministra spraw zagranicznych w rządzie obozu zdrady i zaprzaństwa oraz w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego, podpisała ten traktat akurat w rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, 13 grudnia 2007 roku. Jak potem premier szczerze przyznał, podpisał go bez czytania – bo niby po co Donald Tusk miałby go czytać, może jeszcze ze zrozumieniem, skoro starsi i mądrzejsi już go napisali i przeczytali?

Toteż 11 kwietnia 2008 roku Sejm głosami posłów należących [obecnie… md] do obozu zdrady i zaprzaństwa oraz głosami obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, uchwalił ustawę upoważniającą prezydenta Kaczyńskiego do ratyfikowania tego traktatu, co nastąpiło 10 października 2009 roku. Traktat lizboński wszedł w życie 1 grudnia 2009 roku i od tego dnia zaistniała Unia Europejska, jako odrębny od państw członkowskich podmiot prawa międzynarodowego. Warto zwrócić uwagę, że środowiska stręczące Polakom ratyfikację traktatu lizbońskiego podkreślały z naciskiem, że „Unia nie jest państwem”. Było to z jednej strony dziwne, bo Unia Europejska ma wszystkie atrybuty państwa. Ma terytorium – o czym każdy może przekonać się w Terespolu, który nie tylko leży nad wschodnią granicą Polski, ale również – nad wschodnią granicą Unii Europejskiej. Ma „ludność”, bo każdy obywatel każdego państwa członkowskiego, jest jednocześnie obywatelem Unii Europejskiej. Do tej pory obywatelstwo było związane z państwem, a nie „organizacją międzynarodową”, bo nie można być np. „obywatelem UNESCO”, chociaż pewien strażnik w gmachu ONZ w Nowym Jorku myślał, że „to mały, ale bardzo dzielny naród”. Ma wreszcie władze w postaci Rady Europejskiej jako władzy ustawodawczej, Komisji Europejskiej, jako władzy wykonawczej i Parlamentu Europejskiego, jako demokratycznego kwiatka do tego kożucha. Ma też Trybunał, bank centralny, walutę, policję w postaci Europolu, prokuraturę w postaci Eurojustu, słowem prawie wszystko, co mają inne państwa, z wyjątkiem armii, ale to tylko kwestia czasu.

Z drugiej strony uporczywe utrzymywanie, że Unia państwem nie jest było oczywiste w sytuacji, że gdyby „była”, to trzeba by odpowiedzieć na kłopotliwe pytanie, jaki w takim razie jest prawno-międzynarodowy status państw członkowskich: czy nadal są niepodległe, czy też mają tylko autonomię. Są one bowiem częściami składowymi państwa pod nazwą „Unia Europejska”, a dotychczas żadna część składowa jakiegokolwiek państwa nie była niepodległa. Przeciwnie – podlegała władzom tego państwa, właśnie jako jego część składowa.

Odrębną sprawą jest kwestia suwerenności. Traktat lizboński ustanawia „zasadę przekazania”, głoszącą, że Unia Europejska ma tylko takie uprawnienia, jakie przekażą jej państwa członkowskie. Oznaczałoby to, że polityczna suwerenność w Unii jest podzielona. Władze UE są suwerenne w zakresie kompetencji przekazanych, bo to one decydują, jaki zrobić z nich użytek, ale państwa członkowskie całkiem suwerenności nie tracą, bo to one decydują, które kompetencje przekazać, a których nie.

Ale traktat lizboński ustanawia też „zasadę lojalnej współpracy”, która głosi, że państwo członkowskie MUSI powstrzymać się przez KAŻDYM działaniem, które MOGŁOBY zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej. Widzimy, że zasada ta unieważnia „zasadę przekazania”, bo obowiązek powstrzymania się nie zależy wcale od zakresu kompetencji przekazanych, tylko od tego, czy jakaś sprawa została uznana za „cel Unii Europejskiej”. Ponieważ chodzi o cele Unii, a nie żadnego z państw członkowskich, to jest oczywiste, że wyłączną właściwość określania, co jest „celem Unii”, a co nie i przed czym państwo członkowskie ma się powstrzymać, mają władze Unii Europejskiej. W ten sposób traktat lizboński wypłukuje z państw członkowskich suwerenność, stwarzając zarazem pozory legalności dla przekształcania Unii Europejskiej w państwo federalne pod kierownictwem Niemiec. Dlaczego pod kierownictwem Niemiec? Dlatego, że przed ratyfikowaniem tego traktatu przez Niemcy, został on zaskarżony do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe jako sprzeczny z konstytucją RFN. Trybunał uznał, że sprzeczny nie jest, ale uzależnił zgodę na jego ratyfikację przez prezydenta od uprzedniego przyjęcia ustawy, na podstawie której żadne prawo nie może wejść w życie na terenie RFN bez zgody obydwu izb parlamentu: Bundestagu i Bundesratu. I taka ustawa został przyjęta. Oznacza to, że Niemcy mogą forsować na terenie Unii jakieś rozwiązanie prawne, które wejdzie w życie wszędzie, z wyjątkiem Niemiec. Oznacza to, że tylko Niemcy zastrzegły sobie w Unii suwerenność.

Polska pod kuratelą

17 września 2009 roku amerykański prezydent Obama dokonał „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, polegającego na wycofaniu USA z aktywnej polityki w Europie Środkowej. Próżnię polityczną wypełnili strategiczni partnerzy, tj. Niemcy i Rosja – każdy w „swojej” części Europy. Polska leży w strefie „niemieckiej” więc siłą rzeczy przeszła pod kuratelę Niemiec, z czego zdawali sobie sprawę nasi Umiłowani Przywódcy – a świadczy o tym choćby „hołd pruski”, jaki w Berlinie złożył Książę-Małżonek. I dopóki Polska była pod kuratelą niemiecką, to rzeczą oczywistą było, że na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu jest Volksdeutsche Partei Donalda Tuska tym bardziej, że 20 listopada 2010 roku, na szczycie NATO w Lizbonie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, którego najtwardszym jądrem było strategiczne partnerstwo, niemiecko- rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym – podział Europy na strefę „niemiecką” i strefę „rosyjską”. Ale w roku 2013 prezydent Obama wysadził to strategiczne partnerstwo w powietrze, wykładając 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „Majdanu”, którego celem było wyłuskanie tego kraju spod kurateli rosyjskiej, by trafił pod amerykańską – podobnie jak Polska.

Zmiana kuratora wymagała dla przyzwoitości zmiany lidera sceny politycznej naszego bantustanu, co nastąpiło nie w następstwie strzelaniny – jak na Ukrainie – tylko „afery podsłuchowej”. W rezultacie wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda, a parlamentarne – PiS – który jesienią 2015 roku utworzył rząd z panią Beatą Szydło na czele. Pani Szydło jeszcze nie zdążyła nic zrobić, ani nawet – niczego powiedzieć – a już w początkach stycznia 2016 roku Komisja Europejska, na której czele stały dwa niemieckie owczarki: Jan Klaudiusz Juncker i Franciszek Timmermans, wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę „badania stanu demokracji”. Oczywiście nie chodzi o żadną demokrację, ani o żadną praworządność, ani o zapewnienie dobrostanu dla sodomczyków – czego domaga się Karta Praw Podstawowych – tylko o powrót na pozycję lidera tubylczej sceny politycznej Volksdeutsche Partei, a jeśli to by się nie udało, to przynajmniej o zmuszenie politycznej ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego do posłuszeństwa wobec Berlina. Nasz obecny kurator, czyli USA, na razie trzyma PiS przy władzy, ale najwyraźniej nie za wszelką cenę. Kiedy bowiem Naczelnik Państwa poskarżył się ambasadorowi Brzezińskiemu, że Niemcy nie wykazują należytego zrozumienia dla proklamowanego przezeń programu „dążenia” do reparacji wojennych, ten udzielił odpowiedzi wprawdzie długiej, ale kompletnie pozbawionej treści, słowem – wymijającej. Myślę, że z kilku powodów. USA wiedzą, że PiS i tak zrobi dla nich wszystko, co każą, więc po cóż miałby wdawać się w jakieś spory z Niemcami, skoro jak nie dziś, to jutro może ich potrzebować?

Co czeka nas w 2023 roku? Michalkiewicz:

Co czeka nas w 2023 roku? Michalkiewicz:

https://nczas.com/2023/01/01/co-czeka-nas-w-2023-roku-michalkiewicz-przyszlosc-zalezy-od-tego-jak/

Zwiększa się nasza zależność od Niemiec, które specjalnie nie ukrywają zamiaru budowania w Europie państwa o strukturze federalnej pod własnym przewodnictwem.

Do tego dochodzi rewelacja z ostatnich dni przed Świętami, a mianowicie wiadomość o zarejestrowaniu premiera Morawieckiego w 1989 roku jako tajnego współpracownika Stasi.

Przypomnę, że po zjednoczeniu Niemiec aktywa Stasi zostały przejęte przez BND, czyli agencję RFN. Możliwe, że był jakiś ciąg dalszy. To pokazuje, że pod osłoną tromtadrackiej retoryki w 2023 roku będzie się pogłębiało nasze uzależnienie od Niemiec.

Przyszłość zależy od tego, jak potoczą się losy wojny na Ukrainie, od stopnia determinacji USA, które – jak wyjaśnił sekretarz obrony Lloyd Austin – dążą do osłabienia Rosji.

Ważne jest to, czy na tej drodze zatrzymają się dopiero przy ostatnim Ukraińcu, czy istnieje groźniejsza możliwość, że będą starać się rozszerzyć wojnę poza granice Ukrainy na teren innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski.

Różne deklaracje sekretarza NATO Jensa Stoltenberga wskazują, że on takiej możliwości „nie wyklucza”. Niedawno wyraził obawę, że wojna wymknie się spod kontroli, chociaż dotychczas była utrzymywana w ryzach.

Warto zwrócić uwagę, że z punktu widzenia USA, Ukraina jest znakomitym przedpolem, aby wyposażać tamtejsze wojsko w broń, amunicję i kasę do wojowania z Rosją. Niestety Polska również się do tego nadaje, więc wcale bym nie wykluczał i tej możliwości.

Stany Zjednoczone posłużą się nami, jeśli stwierdzą, że to leży w ich interesie. Będzie się to wykonywało pod osłoną hurraoptymistycznej retoryki, natchnienia narodu, jak w pierwszych latach II wojny światowej.

Szczerze powiedziawszy, nie chcę sobie wyobrażać, jak skończyłaby się wojna, która objęłaby terytorium Polski. Wojna na Ukrainie przechodzi właśnie w stan chroniczny, przewlekły, a dotychczasowe straty są ogromne.

Obawiam się także konsekwencji masowego napływu do Polski ukraińskich uchodźców. Raczej nie będą one przyjemne.

Forsa i tabu – skąd ten klangor?

Forsa i tabu – skąd ten klangor?

30.12.2022 Stanisław Michalkiewicz https://prawy.pl/123497-stanislaw-michalkiewicz-forsa-i-tabu-felieton/

Miałem pisać o finansowaniu partii politycznych, bo akurat media nierządne rozpętały klangor, jak to obywatele, których Naczelnik Państwa, albo któryś z jego pretorianów, wystrugał na menedżerów w spółkach Skarbu Państwa, opłacają haracz na rzecz Prawa i Sprawiedliwości.

Gwoli prawdy jest to legalne, więc ani prawo, ani sprawiedliwość z tego powodu żadnego uszczerbku nie doznają, ale w takim razie – skąd ten klangor? Przyczyna jest prosta; niezależne media nierządne twierdzą, że w ten sposób złamana została zasada “równości” wyborów. Gdyby tak było, to by oznaczało, że prawo jednak zostało złamane, bo zasada równości wyborów mieści się wśród pięciu przymiotników, jakimi powinny charakteryzować się demokratyczne wybory. A więc powinny być one powszechne, co oznacza, że w zasadzie wszyscy obywatele korzystają z czynnego i biernego prawa wyborczego. Powinny być bezpośrednie, co oznacza, że uczestniczący w głosowaniu obywatel oddaje swój głos osobiście. Dalej – powinny być tajne, to znaczy, że nikt nie ma prawa domagać się od obywatela wyjaśnień, na kogo głosował. Powinny być też proporcjonalne, to znaczy, że podział mandatów poselskich w okręgach powinien następować w proporcji do liczby głosów oddanych na poszczególne listy wyborcze i wreszcie powinny być równe, co nie tylko oznacza, że każdemu wyborcy przysługuje jeden głos, ale również – że siła każdego głosu jest taka sama.

Wynika z tego, że opowieści nierządnych mediów, jakoby z tej przyczyny, iż jeden komitet wyborczy jest bogatszy od drugiego, miałaby być złamana zasada równości, są wyssane z palca. Nawiasem mówiąc w takiej na przykład Monarchii Austro-Węgierskiej, zasada równości nie była przestrzegana. Panował tam bowiem tzw. system “kurialny”, co oznaczało, iż wyborcy byli podzieleni na pięć grup, zwanych “kuriami”. Najpierw tych grup było cztery, a w końcu dodano piątą – “kurię” powszechnego głosowania – do której zaliczali się poddani nie mieszczący się w żadnej z czterech kurii poprzednich.

A te poprzednie, to: I kuria – wielka własność ziemska. Liczyła ona ponad 5 tys. wyborców, którzy wybierali 85 posłów. Kuria II, to izby przemysłowo-handlowe. Ponad 500 wyborców wybierało 21 posłów. Kuria III, to miasta. Prawie pół miliona wyborców wybierało 118 posłów. Kuria IV, to gminy wiejskie. Ponad półtora miliona wyborców wybierało 129 posłów. Kuria piąta, dodana po roku 1897, do której wchodziła cała reszta, wybierała 72 posłów.

Jak z tego wynika, siła głosów przedstawicieli poszczególnych “kurii” nie była jednakowa. Jak zauważył kiedyś w Parlamencie Wiedeńskim Ignacy Daszyński, zwracając się do jakiegoś posła z kurii pierwszej, bodaj czy nie Wojciecha Dzieduszyckiego, “pana wybrało obiadowe towarzystwo jakichś szlachciców, podczas gdy na mnie głosowało 75 tysięcy obywateli”. Mimo to jednak monarchia Austro-Węgierska, już nie na tle czasów stalinowskich, ale nawet współczesnych, jawi się nam jako kraina wolności dzisiaj już nie spotykanej, o czym każdy może się przekonać, czytając “Przygody dobrego wojaka Szwejka” jako dokument obyczajowy.

No dobrze – ale dlaczego media nierządne podniosły w tej sprawie taki klangor?

Pewne światło na tę sprawę rzuca okoliczność, że najbardziej oburzony tą sytuacją jest pan marszałek Zgorzelski z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Wcale mu się nie dziwię, bo PSL przez te siedem lat, jakie minęło od wyborów w 2015 roku zdążyło się już wypościć, a tu pojawia się niebezpieczeństwo, że post w postaci odsunięcia od koryta w spółkach Skarbu Państwa może przedłużyć się o dodatkowe cztery lata. W takiej sytuacji rzeczywiście można nabrać wątpliwości, czy służba Polsce ma jeszcze jakiś sens. Co innego podczas kadencji Sejmu w latach 1993-1997 i kilku następnych. W latach 1993-1997 rządy sprawowała koalicja SLD-PSL, która – całkiem zresztą słusznie – oskarżana była przez ówczesną opozycję, że “zawłaszczyła państwo”. Polegało to na obsadzeniu wszystkich możliwych synekur w sektorze publicznym przez członków zaplecza politycznego SLD i PSL, które w dodatku zadbały o to, by obsadzie tych synekur nie mogła zagrozić nawet zmiana rządu.

Toteż kiedy w roku 1997 wybory wygrała Akcja Wyborcza “Solidarność” i wraz z Unią Wolności utworzyła rząd, okazało się, że wszystkie synekury są już zajęte i nie ma gdzie ulokować zaplecza politycznego tych koalicyjnych partii. Dlatego też charyzmatyczny premier Buzek przeforsował cztery wiekopomne reformy, których skutkiem było skokowe zwiększenie liczby synekur w sektorze publicznym, obsadzonych przez zaplecze politycznej AW”S” i UW, z prawnymi gwarancjami, że nawet zmiana rządu nie może nikogo “ruszyć z posad”.

Pociągnęło to za sobą skokowe zwiększenie kosztów funkcjonowania państwa o 100 mld złotych, no bo przecież beneficjenci tych synekur byle czego nie zjedli. Więc kiedy w roku 2001 rządy ponownie objęła koalicja SLD-PSL, okazało się, że nie można ruszyć z posad m.in. nikogo w Kasach Chorych. W tej sytuacji premier Miller zlikwidował Kasy Chorych, a na ich miejsce utworzył Narodowy Fundusz Zdrowia, obsadzony już, jak się należy, przez właściwe osoby. Przypominam o tym wszystkim m.in. po to, by podkreślić, że PSL może z PiS-em spierać się nie o jakieś zasady, a tylko – o różnicę łajdactwa.

Więc, jak zaznaczyłem na początku, miałem o tym wszystkim pisać, ale nabrałem wątpliwości, czy warto, bo przecież nawet jeśli obywatele będą wiedzieli, jak jest naprawdę, to niczego to nie zmieni. Zauważył to już w XVII wieku Franciszek ks. de La Rochefoucauld pisząc, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego.

Postanowiłem tedy napisać o tabu, bez którego nie może istnieć żadna cywilizacja. Tabu jest to jakiś zakaz kulturowy, którego złamanie wywołuje gwałtowną reakcję całej społeczności, która odbiera to jako zamach na to, co dla niej najświętsze. Ale nasze czasy charakteryzują się powszechnym dążeniem do łamania wszelkich tabu, zgodnie z rzuconym w 1968 roku hasłem “zabrania się zabraniać”. Manifestuje się to zwłaszcza w sferze seksualnej, gdzie sama myśl o wprowadzeniu jakiegokolwiek ładu traktowana jest jako orwellowska myślozbrodnia. Ulega tej tendencji nawet Kościół, w którym coraz częściej słychać głosy duchownych domagających się akceptacji dewiacji seksualnych, jako szlachetnej normy. Najwyraźniej nie mają oni większych zmartwień, co w niektórych konserwatywnych kołach katolickich rodzi tęsknotę za prześladowaniami, które może przywóciłyby właściwe proporcje.

Ale żadna cywilizacja bez tabu istnieć nie może, toteż i w naszym kręgu cywilizacyjnym pojawiły się intensywne starania, by we charakterze tabu potraktować dzieci. Wprawdzie zalecane jest, by wszyscy rżnęli się ze wszystkimi – jednak z wyjątkiem dzieci. One bowiem – jak twierdzi nie tylko pan Betlejewski, ale nawet renegat z zakonu jezuitów i z Kościoła, pan prof. Obirek – nie są w stanie rozróżnić między dobrem i złem, toteż nie powinno się nawet ich spowiadać, ponieważ naraża to je na niewypowiedziane katiusze. Ja chętnie wierzę, że pan Betlejewski, podobnie jak pan prof. Obirek, nawet i teraz nie są w stanie rozróżnić między dobrem, a złem, ale może byłoby lepiej, gdyby z takich osobistych ułomności nie robić społecznej normy. Tak czy owak, udział w pośpiesznym budowaniu i umacnianiu nowego tabu musi być dobrym interesem, skoro wokół tego tak się zaczął uwijać pan red. Tomasz Terlikowski.

Utopia czy dystopia 

Utopia czy dystopia 

Izabela Brodacka 31 grudnia 2022

Utopię rozpoznaje się jak wiadomo po tym, że twórcy utopii nigdy nie widzą siebie w roli członka idealnego ich zdaniem społeczeństwa. Rządzący zawsze przypisują sobie szczególne prawa natomiast rządzeni lubią wierzyć, że jest wprost przeciwnieDo takich egalitarnych mitów należą opowieści, że w czasie II Wojny światowej królowa brytyjska kąpała się w wannie napełnionej tylko do połowy wodą, Lenin w Pałacu Zimowym jadał tylko картошкy, a mały Bolek Bierut przez tydzień nosił sąsiadce wodę żeby za zarobione pieniądze kupić jajeczko dla chorej na gruźlicę siostrzyczki.

Termin „utopia” powstał dzięki napisaniu przez Tomasza Morusa w 1516 roku książki przedstawiającej idealny jego zdaniem system społeczny.

Według Morusa źródłem wszelkiego zła jest bogactwo. Własność prywatna i pieniądz nie powinny istnieć (skąd my to znamy?) Każdy mieszkaniec Utopii musi zajmować się rolnictwem pracując przez 6 godzin dziennie. Wszyscy powinni mieć takie same ubranie. Obowiązuje tolerancja religijna lecz ateizm jest zabroniony, a fanatyzm religijny grozi  deportacją. Wprawdzie władza w Utopii  jest wybierana, lecz trudno ją nazwać demokratyczną. Na szczycie hierarchii władzy wybieranej (etapami, pośrednio) stoi książę. Nie wiem czy Morus widział siebie właśnie w tej roli, lecz doświadczenia z realizowaniem podobnych utopii, które okazały się w praktyce zbrodniczymi totalitaryzmami uczą, że prawa utopii nigdy nie obowiązują wszystkich.

Pol Pot nie pracował na roli choć zmuszał do tego intelektualistów, a wprawdzie Mao nosił drelichowy mundurek lecz używał życia przy powszechnej nędzy, w której wegetowali jego poddani.

Innym utopijnym projektem wspólnoty równych i wolnych ludzi zarządzającej własnym miastem był falanster stworzony w pierwszej połowie XIX wieku przez  socjalistę Charlesa Fouriera.

Idea Fouriera znalazła swoje odbicie w projekcie „ Familister” w Guise we Francji, którego autorem i  realizatorem był Jean-Baptiste André Godin. Familister  założony w 1859 roku działał aż do wybuchu II Wojny Światowej. Był  to budynek przeznaczony dla pracowników fabryki Godina. W budynku były sale jadalne, żłobki, przedszkola, szkoły, pralnie, łaźnie, biblioteki i teatr. Każda rodzina w odróżnieniu od falansteru miała tutaj własne mieszkanie. 

Jednak Godin realizował swoje fantasmagorie za własne pieniądze, a do mieszkania w familisterze nikogo nie zmuszał. Przymus ekonomiczny należy odróżniać od zwykłej przemocy za pomocą której były wcielane w życie choćby idee Marksa. Były wcielane kolbą karabinu jak to raczył określić filozof Kroński. [muszę dodać cytat „My sowieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez alienacji” (T. Kroński do Cz. Miłosza, 7 grudnia 1948, md]

Bo jak uczy historia każda utopia może być realizowana tylko pod przymusem i każda  jej realizacja staje się totalitaryzmem. Przede wszystkim dlatego, że utopia nie zaspakaja prawdziwych potrzeb ludzkich, lecz realizuje cele  wydumane przez jej twórcę i to według zasad, którym ten twórca sam nie chciałby podlegać.

Trudno uwierzyć, że po doświadczeniach zbrodniczych dwudziestowiecznych totalitaryzmów ktokolwiek chciałby powtarzać podobne próby. A jednak dobrze widać jak kiełkuje nowy totalitaryzm.

29 września 2021 r. Komisja Europejska w ramach programu „Horyzont Europa” uruchomiła pięć projektów, które z założenia mają poprawić jakość życia mieszkańców miast. Jeden z nich dotyczy stworzenia do końca obecnej dekady neutralnych dla klimatu „inteligentnych miast”. W kwietniu 2022 r. wybrano do eksperymentalnego programu 100 miast z całej Europy i kilka spoza niej. Z Polski wybrane zostały: Kraków, Warszawa, Łódź, Rzeszów i Wrocław. Pomiędzy włodarzami miast a mieszkańcami zostaną zawarte  „kontrakty klimatyczne”. 

Do 2023 r. wybrane aglomeracje mają położyć podwaliny pod realizację planów pełnej dekarbonizacji, na co przeznaczono 1,9 mld euro z unijnych środków. Jednym z głównych założeń projektu jest urzeczywistnienie  idei „miasta 15-minutowego”, którego  mieszkańcy mają zaspakajać wszystkie potrzeby życiowe w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania.  „15-minutowe miasta” są tworzone poprzez usuwanie miejsc parkingowych, mnożenie barier dla kierowców i zmuszanie ich poprzez wysokie opłaty do rezygnacji z posiadania samochodów. Należy nakłonić obywateli do chodzenia pieszo, jazdy na rowerze albo hulajnogami, ewentualnie wynajmowanymi samochodami elektrycznymi.

Dzielnice mają być maksymalnie zróżnicowane – etnicznie, pod względem dochodów, czy też orientacji seksualnej, a ludzie stłoczeni na małej powierzchni, aby wchodzili w interakcje i się integrowali. Nakłanianie do integracji będzie się odbywać przez wysiedlanie ze śródmieść ludzi mniej zamożnych, lub zmuszanie ich do wspólnego zamieszkiwania z obcymi osobami (co-living). 

Ludzie mają wzajemnie się obserwować i oddziaływać na swoje zachowanie. Pomogą w tym systemy monitoringu  „inteligentnych miast”. To przygotowanie do wdrożenia systemu „kredytu społecznego”, jaki wdrożono już w Chinach, gdzie pożądane przez władze zachowanie jest nagradzane, a niepożądane karane. 

„Miasta 15-minutowe”nawiązują do idei „jednostek sąsiedzkich” opracowanej przez amerykańskiego planistę Clarence’a Perry’ego.  W Paryżu burmistrz Anne Hidalgo poprzez program La Ville Du Quart d’Heure chce sprawić, by stolica Francji do 2030 r stała się zero-emisyjna. W Sztokholmie w 2020 r. też rozpoczęto realizację podobnego pilotażowego projektu.

Nie ma się co pocieszać, że brednie wypisywane przez europejskich propagatorów zielonego ładu (który dla ludzi stanie się zielonym piekłem) nigdy nie zostaną zrealizowane  i że opis „miast 15 minutowych” to właściwie dystopia, a nie utopia, czyli literacka fantazja mająca na celu zwrócenie uwagi społeczeństwa na grożące mu niebezpieczeństwa. Na przykład płacenie zegarkiem czy telefonem jest pierwszym krokiem do odebrania obywatelom możliwość dysponowania własnymi dochodami. Od tego już tylko jeden krok do karania ich jak  w Chinach zablokowaniem konta. Przymusową integrację we wspólnym mieszkaniu przećwiczyli najstarsi z nas za czasów realnego socjalizmu.

Czy naprawdę chcemy przeżywać to wszystko jeszcze raz?

Cejrowski o oficjalnej ukraino-manii: Nie popieram premiera. Nie podoba mi się, co wywinął Prezydent Duda

Cejrowski OSTRO o oficjalnej ukraino-manii: Nie popieram premiera. Nie podoba mi się, co wywinął Prezydent Duda

https://nczas.com/2022/12/29/cejrowski-ostro-nie-popieram-premiera-nie-podoba-mi-sie-co-wywinal-prezydent-duda-video/

W pierwszym odcinku programu „Antysystem” Wojciech Cejrowski i Paweł Lisicki omawiali kwestię wojny na Ukrainie. Znany podróżnik odniósł się między innymi do słów premiera Mateusza Morawieckiego.

============================

Przypomnijmy, iż podczas wizyty w Kijowie premier Morawiecki stwierdził, że Polska zawsze będzie wspierać Ukrainę. – Stoimy ramię w ramię z ukraińskimi przyjaciółmi i partnerami i zawsze będziemy was wspierać powiedział Morawiecki.

„A gdyby Ukraina nagle zaczęła…”

Czy premier pytał wyborców o zdanie? Na przykład mnie. Czy bezczelnie głosi tezy sięgające daleko poza swoją kadencję, jakieś takie strategiczne i absurdalne? Zawsze? Pod każdymi warunkami? A gdyby Ukraina nagle zaczęła strzelać do nas, to też będziemy ją popierać? pytał znany podróżnik.

Lisicki zapytał „jak się ma do tego mianowanie na wiceministra spraw zagranicznych p. Andrieja Melnyka”? Przypomniał, iż Melnyk „w czerwcu tego roku udzielił wywiadu niemieckim mediom, gdzie podważył ludobójstwo na Wołyniu, stwierdził, że Polacy mordowali dziesiątki tysięcy Ukraińców podczas II Wojny Światowej i powiedział, że los Ukraińców w II Rzeczpospolitej był niesłychany, niewyobrażalny i porównał to, tak jakby II Rzeczpospolita była czymś porównywalnym z III Rzeszą albo Związkiem Sowieckim”.

On to wszystko publicznie powiedział, a my twierdzimy, że my zawsze będziemy popierali Ukrainę – dodał. Cejrowski jednak na to zaprotestował i powiedział, że „nie my twierdzimy. Premier Morawiecki, czyli jakaś drobna frakcja, która ma lojalistów po tej stronie”.

„Mi się bardzo nie podoba”…

Ja ani nie popieram premiera, ani takich wypowiedzi. Tak samo jak mi się bardzo nie podoba to, co wywinął prezydent urzędujący Duda – powiedział.

Rodzinom Wołyńskim powiedział, że muszą ważyć słowa, gdy mówią o swoich przodkach rozdzieranych na strzępy, obdzieranych ze skóry, nadziewanych na sztachety. Że mają ważyć słowa i chwilę później postawił świeczkę w oknie pałacu prezydenckiego z okazji Wielkiego Głodu na Ukrainie – dodał.

Czyli on zważył, że los rozszarpywanych Polaków i dzieci nadziewanych na sztachety jest mniej wart i trzeba ważyć słowa od Wielkiego Głodu na Ukrainie. Kto go ustanowił takim sędzią? – pytał Cejrowski.

Tak się zastanawiam jak komuś mogło przyjść do głowy, żeby tym ludziom, tym Polakom powiedzieć, że powinni ważyć słowa. Brak słów – podsumował Lisicki.

Tak plują Polakom w twarz! Ukraińskie ulice nazwane imionami zbrodniarzy: Stepana Bandery, Romana Szuchewycza.

Tak plują Polakom w twarz! Ukraińskie ulice nazwane imionami zbrodniarzy: Stepana Bandery, Romana Szuchewycza.

https://nczas.com/2022/12/28/tak-pluja-polakom-w-twarz-ukrainskie-ulice-nazwane-imionami-zbrodniarzy/

Miasto Izium w obwodzie charkowskim przeprowadza derusyfikację nazw ulic. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że otrzymują one imiona banderowskich zbrodniarzy. Ostatnio jedną z ulic nazwano na cześć Stepana Bandery, przywódcy OUN-B, a teraz kolejną ulicę przemianowano na ul. Romana Szuchewycza, naczelnego dowódcy UPA, odpowiedzialnego za ludobójstwo na Polakach.

Obrazek ilustracyjny. Marsz ukraińskich nacjonalistów w 2019 r. fot. Wikimedia Commons

Izium stał się teatrem walk od końca lutego. Od początku kwietnia miasto było pod kontrolą Rosjan. Siły ukraińskie wkroczyły do niego 10 września.

Z informacji agencji Ukrinform podawanych w pierwszym tygodniu grudnia wynika, że w mieście zmieniono nazwy 21 ulic, które miały związek z Rosją. Szef administracji wojskowej miasta podpisał zarządzenie w tej sprawie, a dokument opublikował w mediach społecznościowych zastępca mera Wołodymyr Matsokin. Wcześniej zmieniono nazwy 22 innych ulic. Kolejny, trzeci dekret podpisany przez szefa lokalnych władz Walerego Marczenkę, Matsokin opublikował w poniedziałek. Dotyczy on 19 ulic.

I tak w Iziumie nie ma już m.in. ul. Puszkińskiej, której nadano imię Stepana Bandery. Przypomnijmy, że Ukrainiec został w styczniu 1936 roku skazany przez sąd w Warszawie na karę śmierci za zorganizowanie zamachu na ministra spraw wewnętrznych RP Bronisława Pierackiego. Później zamieniono ją na dożywocie. Bandera jednak we wrześniu 1939 roku wyrwał się z więzienia.

Bandera był też jednym z przywódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), a od 1940 r. przywódcą Prowodu OUN-B. Ta organizacja była zaś odpowiedzialna za Rzeź Wołyńską.

Inną z ulic przemianowano na ul. Romana Szuchewycza, naczelnego dowódcę Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), przewodniczącego Sekretariatu Generalnego Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej i zbrodniarza wojennego. To Szuchewycz, jako główny dowódca UPA, ponosi bowiem bezpośrednią odpowiedzialność za przyjęcie Rzezi Wołyńskiej jako taktyki walki z Polakami. W wyniku „czystki etnicznej” przeprowadzonej przez Ukraińców na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej śmierć, w bestialski sposób, zadano około 100 tys. Polaków. Na Wołyniu zamordowano ok. 40-60 tys. Polaków, w Małopolsce Wschodniej – od 20 tys. do 40 tys., a na ziemiach współczesnej Polski od 6 tys. do 8 tys.

Matsokin, jak przystało na przedstawiciela państwa ukraińskiego, nazwał Szuchewycza „wybitnym Ukraińcem”, który wraz ze zmianą nazwy ulicy otrzymał „swoje należne miejsce”.

Przy wódeczce – o kwadraturze koła

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)  •  25 grudnia 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5308

Nie ma mowy, by – wzorem lat ubiegłych – nasz nieszczęśliwy kraj pogrążył się choćby na kilka dni w świątecznej nirwanie. To znaczy – kraj może się i pogrąży, natomiast w kręgach rządowych i w kręgach skupionych wokół Kancelarii Prezydenta będzie trwała burza mózgów, jakby tu i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić.

Chodzi o to, że pan prezydent Duda nieugięcie stanął na nieubłaganym gruncie porządku konstytucyjnego i niewzruszonego charakteru dokonanych przez niego 3000 nominacji sędziowskich, podczas gdy pan premier Morawiecki, po którym powtórzył to rzecznik jego rządu pan Miller, powiedział, że warunkiem odblokowania pieniędzy z UE jest przyjęcie ustawy o Sądzie Najwyższym w brzmieniu zaproponowanym przez Komisję Europejską panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi), zaś pan Miller dodał, że jeśli nawet byłyby jakieś modyfikacje, to nie powinny one odbiegać od podanego wzorca.

A wzorzec przewidywał, że sprawy dyscyplinarne sędziów przejmie od Sądu Najwyższego Naczelny Sąd Administracyjny – co jest ewidentnie sprzeczne z konstytucyjnym zakresem kompetencji tego Sądu – no i że musi być zachowana możliwość „testowania niezawisłości”, to znaczy – sytuacja, w której sędziowie rekomendowani do nominacji przez „starą” Krajową Radę Sądownictwa, w której zasiadali sędziowie, co to samego jeszcze znali Stalina, a w każdym razie – generała Jaruzelskiego – mogli podważać legalność nominacji sędziów rekomendowanych przez „nową” Krajową Radę Sądownictwa, w której zasiadają już tylko sędziowie, co to znają samego Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego.

Mamy zatem do czynienia z próbą rozwiązania kwadratury koła i gdyby nie obawa przed oskarżeniem o ruską agenturę, to przytoczyłbym na tę okoliczność ruskie przysłowie, że „biez wodki dieła nie razbieriosz”, co się wykłada, że bez wódki sprawy rozwiązać się nie da. Na szczęście idą Święta, potem Sylwester, Nowy Rok i tak aż do „Sześciu Króli”, których liczbę, jak wiadomo, podwoił pan Ryszard Petru, dzięki czemu przeszedł już do historii, jako wybitny teolog. W tym czasie okazji do pokrzepienia umysłu wódeczką nie zabraknie, toteż nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania, lepiej…” – no, mniejsza z tym), że jakieś rozwiązanie znajdą panowie jurysprudensi, dzięki czemu Pani Kierowniczka Sejmu Elżbieta Witek będzie mogła przeprowadzić głosowanie w tempie stachanowskim, a posłom, którzy próbowaliby kręcić na to nosem, każe przyjść następnego dnia z rodzicami.

Nawiasem mówiąc, pan premier Morawiecki próbował ekscytować opinię publiczną opisami, co będziemy za te unijne pieniądze mogli zrobić, a tymczasem – jak ujawnił Wielce czcigodny europoseł Jacek Saryusz-Wolski – wszystkie wydatki zostały już odgórnie rozplanowane: ponad 40 procent forsy ma pójść na walkę z klimatem, ponad 20 – na cyfryzację – i tak dalej. Wprawdzie na walce z klimatem niejedno można ukręcić, podobnie jak i na cyfryzacji, więc podniecenie w kręgach rządowych jest całkowicie zrozumiałe, jednak z punktu widzenia naszego nieszczęśliwego kraju może to wyglądać całkiem inaczej. Właśnie bowiem Sejm uchwalił ustawę budżetową na przyszły, 2023 rok, z której wynika, że dochody państwa mają wynosić 604 mld złotych, a wydatki – prawie 70 mld złotych więcej. Nie o to jednak przede wszystkim chodzi, tylko o to, że pan minister Miller uznał to za wielki sukcesie, bo w roku 2015 dochody budżetowe były prawie 3 razy mniejsze. Gdyby porównał to z czasami Bolesława Chrobrego, to wypadłoby to jeszcze korzystniej.

To prawda – tylko dlaczego obywatele mieliby się cieszyć z tego, że rząd aż tak bardzo zdziera z nich skórę?

Tym bardziej, że mamy kolejne zmartwienie. Oto zaprzyjaźniony ukraiński dygnitarz – jak to między bracią-szlachtą – podarował swemu przyjacielowi, Głównemu Komendantowi Policji w Polsce w prezencie granatnik. I kiedy tak pan komendant się tym granatnikiem w gabinecie bawił, broń w pewnym momencie wystrzeliła, „przebijając dwa stropy”. Wszyscy koncentrują się na komicznym, czy może groteskowym aspekcie tego wydarzenia, ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na aspekt symboliczny. „Nie ma przypadków, są tylko znaki” – mawiał ś.p. ks. Bronisław Bozowski, więc nie można wykluczyć, że po tragedii w Przewodowie , gdzie od ukraińskiego prezentu zginęły dwie osoby, może to być kolejne poważne ostrzeżenie ze strony Pana Boga, by z tą całą przyjaźnią polsko-ukraińską jednak nie przesadzać. Wprawdzie strona ukraińska twierdzi, że „nikt” nie chciał „skrzywdzić” komendanta głównego polskiej policji, ale w takim razie dlaczego generał, który granatnik sprezentował, został właśnie „zawieszony”? Dlatego wyjątkowo popieram pomysł Wielce Czcigodnego posła Łajzy, który domaga się powołania do wyjaśnienia tej sprawy specjalnej komisji. Od siebie dodam tylko, że byłoby dobrze, gdyby na jej czele stanął Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz, bo wtedy komisja ponad wszelką wątpliwość stwierdzi, że granatnik został podmieniony przez Putina, który w ten sposób nie tylko chciał dopełnić miary swoich nieprawości, ale i rzucić cień na odwieczną przyjaźń polsko-ukraińską.

Nawiasem mówiąc, nie tylko ukraiński generał został zawieszony. Na karę zawieszenia prawa wykonywania zawodu lekarza został właśnie skazany przez Sąd Lekarski pan doktor Zbigniew Martyka za to, że głosił „poglądy sprzeczne z aktualnym stanem wiedzy medycznej”. Nooo, to nie on jeden, bo w historii medycyny takich winowajców na szczęście było wielu, bo w przeciwnym razie nadal leczylibyśmy rozmaite choroby zamawianiem. Poza tym takie rzeczy chyba powinno się ustalać na naukowych sympozjonach, a nie w trybie kiblowym – bo okoliczności wskazują na to, że rozprawa odbywała się bez udziału publiczności, przed którą jakieś fagasy zwyczajnie zatrzasnęły drzwi. Nie tylko zresztą przed publicznością, ale również przed Wielce Czcigodnym posłem Grzegorzem Braunem i Wielce Czcigodnym posłem Konradem Berkowiczem, którzy chcieli przysłuchiwać się rozprawie w ramach wykonywania swoich obowiązków poselskich. Posłowi Braunowi nieznany sprawca omal nie złamał drzwiami ręki, a tylko go skaleczył. Przybyła na miejsce policja oczywiście okazała się wobec fagasów bezsilna, bo dowódca patrolu nie miał nawet granatnika, którym mógłby przynajmniej ich postraszyć. Nie o to jednak przede wszystkim chodzi, bo nasi obywatele wiedzą, że na policję w takich sytuacjach liczyć nie można.

Co innego, gdyby chodziło o przysolenie posłowi Braunowi mandatu za „niemanie” maseczki – ooo, tu skuteczność byłaby stuprocentowa! Chodzi o to, że wyrok sądu lekarskiego kolektywu potwierdza podejrzenia, że pod pretekstem epidemii promotorzy komunistycznej rewolucji znacznie przyspieszyli proces rewolucyjnych przemian. Sytuacja bowiem przypomina czasy stalinowskie, kiedy to w awangardzie nauki przodującej stał Trofim Łysenko [Академик, Народный Учёный md] , którego teorie szalenie spodobały się Stalinowi. Tedy każdego, kto w Łysenkę nie wierzył, brał w obroty stosowny kolektyw, co często kończyło się dołem z wapnem.

Pan dr Martyka szczęśliwie dołu jeszcze uniknął, ale przecież znajdujemy się dopiero na początku drogi, chociaż – jak widzimy – na odcinku kolektywów rewolucja naukowa została już zabezpieczona. No a w przyszłym roku – zobaczymy.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

„Scrabblizm”, czyli pół-świadomy bełkot: Sposób komunikacji kowidowych ekspertów. Dr Basiukiewicz komentuje sprawę dr. Martyki

„Scrabblizm”, czyli świadomy bełkot: Sposób komunikacji kowidowych ekspertów. Dr Basiukiewicz komentuje sprawę dr. Martyki

https://pch24.pl/scrabblizm-czyli-sposob-komunikacji-kowidowych-ekspertow-dr-basiukiewicz-komentuje-sprawde-dr-martyki/

Dominujący pogląd w polskich (i nie tylko polskich) mediach na temat wirusa i wszystkiego co się z nim łączy to chaotyczna układanka przypadkowych znalezisk z piśmiennictwa, dla których wspólną cechą jest straszenie.

Eksperci z prędkością karabinu wypluwają pojedyncze słowa nie łączące się w żaden logiczny ciąg – przekonuje dr Paweł Basiukiewicz, elektrokardiolog, komentując styl komunikacyjny kowidowych „ekspertów”.

„Słuchałem wywiadu z pewnym lekarzem (NN) uważanym za eksperta w dziedzinie wirusa SARS-CoV-2. Ta osoba stanowi swego rodzaju reprezentatywną próbkę dla innych ekspertów – jak w soczewce skupia pewną cechę naukowców i lekarzy zapraszanych do mediów i określanych mianem „eksperci”. Tę cechę (…) chciałbym nazwać „scrabblizm”” – pisze na swoim blogu lekarz, od co najmniej dwóch lat przekonujący o szkodliwych skutkach izolacji, kwarantanny i innych „niemedycznych” metod walki z SARS-CoV-2.

„Dlaczego „scrabblizm” ? – ponieważ dominujący pogląd w polskich (i nie tylko polskich) mediach na temat wirusa i wszystkiego co się z nim łączy to chaotyczna układanka przypadkowych znalezisk z piśmiennictwa, dla których wspólną cechą jest straszenie. Eksperci z prędkością karabinu wypluwają pojedyncze słowa nie łączące się w żaden logiczny ciąg. Wyobraźnia wypowiadającego się często nie sięga dalej niż do pierwszego zakrętu za pozytywnym testem” – wyjaśnił.

Komentując wypowiedź „eksperta”, dr Basiukiewicz podkreślił, że znając „receptory, cytokiny, wykresy nowych zakażeń „eksperci” nie potrafią dokonać syntezy problemu”. Dlatego wciąż bronią podstawowych „dogmatów” koronapsychozy, takich jak izolacji, kwarantanny, powszechnego testowania, konieczności paraliżu systemu ochrony zdrowia, quasi-obowiązku szczepień czy traktowania każdego obywatela jak zagrożenia biologicznego; mimo ewidentnych dowodów nie tylko na ich nieskuteczność, ale przede wszystkim – szkodliwość. 

„Postarajmy się przekazać tylko kilka myśli w języku, którego używamy do myślenia, do tworzenia idei i do ochrony obywatelskiej wolności, nie tylko do gry w Scrabble, a więc:

  • Naprawdę to nie ma żadnego istotnego znaczenia dla dzieci, które straciły bezpowrotnie 2 lata edukacji czy wirus wchodzi przez taki czy inny receptor i czy działa przez taką czy inną cytokinę.
  • 1 rok życia uratowany dzięki lockdownowi kosztował nawet 141 lat życia utraconych na skutek działań niepożądanych lockdownu (Allen, 2021).
  • 2/3 osób poddanych izolacji doświadczyło pogorszenia stanu psychicznego (Crestani, 2021).
  • Wśród pacjentów poddawanych kwarantannie ok. 30% doświadczyło objawów PTSD, kolejne 30% ujawniło objawy depresji (Ries, 2006)
  • Reakcja na pandemię w samej tylko edukacji w UE i USA to straty sięgające 14,6 mln lat życia (Christiakis, 2020).
  • W 2020 r. 229 tys. dzieci [do 5 roku życia] więcej niż rok wcześniej zmarło na skutek reakcji na pandemię w Azji południowej (Unicef, 2021; The Telegraph)”

A więc przyszli eksperci, nie znający ni w ząb języka polskiego i wygrali w Scrabble z dr. Zbigniewem Martyką, który piękną polszczyzną wielokrotnie już problem opisał” – konkluduje dr Basiukiewicz.

Źródło: trzyfilary.org PR

Wisła za Włocławkiem przestanie płynąć na kilka godzin. Ponad sto razy… Ile milionów ryb zabiją? A narybek?

Wisła za Włocławkiem przestanie płynąć na kilka godzin. Powtórzy się to ponad sto razy…

https://nczas.com/2022/12/24/wisla-przestanie-plynac-na-kilka-godzin-powtorzy-sie-to-ponad-sto-razy/

„Wody Polskie” zamierzają remontować stopień wodny we Włocławku na Kujawach. W tym celu zatrzymają bieg Wisły. Sytuacja powtórzy się ponad sto razy.

Zgodę na działanie wyraziła RDOŚ w Bydgoszczy. Nie będzie to pierwszy raz, gdy bieg Wisły zostanie wstrzymany. Miało to już miejsce w 2018 r. podczas remontu progu spiętrzającego wodę – również we Włocławku.

Według szacunków działaczy zajmujących się rzekami, miało wtedy umrzeć ok. 4 milionów ryb. [Usnąć, zdechnąć, głuptasku! Umierają tylko ludzie – i pszczoły, nieuku. MD]

Akcja ma potrwać do 31 marca 2025 roku. W tym czasie Wisła ma zostać zatrzymana 110 razy, a mocno ograniczona – 45 razy. Jeśli każde zatrzymanie będzie trwało standardowe 4 godziny, to w sumie rzeka zostanie zatrzymana na 18 dni.

=======================

Wisła bliska historycznego rekordu. Królowa rzek w Polsce ...
Zdjęcia pokazują odsłaniające się dno Wisły. To najniższy stan wód od lat
Niski poziom wody w Wiśle. Coraz bliżej do rekordu. Hydrolog uspokaja |  Warszawa Nasze Miasto

Dlaczego ojcostwo budzi dziś przerażenie? Rozważania część 3

Dlaczego ojcostwo budzi dziś przerażenie? Rozważania część 3

Ojcostwo, które jest darem i powołaniem każdego mężczyzny, budzi u wielu współczesnych mężczyzn przerażenie. Dlaczego tak się dzieje? 

Mariusz Dzierżawski <pomagam@stopaborcji.pl

Dzisiaj trzecia część naszych adwentowych rozważań. Może Pan przeczytać tekst lub odsłuchać go, klikając w link.   Inspiracją dzisiejszych rozważań będzie postawa św. Józefa. Ojcostwo, które jest darem i powołaniem każdego mężczyzny, budzi u wielu współczesnych mężczyzn przerażenie. Dlaczego tak się dzieje? 
Bóg wybrał na rodzicielkę swego Syna Najświętszą Marię Pannę, zachowując Ją od zmazy grzechu pierworodnego i napełniając wszelkimi łaskami. Na ziemskiego ojca wybrał Józefa z Nazaretu, mężczyznę pełnego cnót. Józef jest roztropny i potrafi obserwować rzeczywistość. Dostrzega wspaniałość swojej Narzeczonej i raduje się głęboko, że będzie mógł spędzić swoje życie z tą Niewiastą u boku, choć zapewne wie, że złożyła ślub dziewictwa. Kontakt z rzeczywistością pozwala dostrzec Mu, że Maryja, zanim zamieszkali razem, jest w stanie błogosławionym. Z pewnością było to dla niego trudne. Józef nie wie co w tej sytuacji robić. Zmaga się z myślami i postanawia oddalić Ją potajemnie, aby nie narażać Maryi na zniesławienie.   Józef jest nie tylko człowiekiem sprawiedliwym i roztropnym. Jest człowiekiem pobożnym. Szuka kontaktu z Panem Bogiem i jest otwarty na Jego natchnienia, dlatego potrafi usłyszeć głos Anioła we śnie: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Uwolniony od rozterek Józef bierze na siebie z radością brzemię ojcostwa. Ojcostwo, które jest darem i powołaniem każdego mężczyzny, budzi u wielu współczesnych przerażenie. Dlaczego tak się dzieje? Brakuje nam ludzkich cnót świętego Patriarchy, stąd lęk przed odpowiedzialnością. Nie rozpoznajemy swojego powołania do ojcostwa, bo nie rozumiemy swojej natury, a często zaprzeczamy jej. Zdewastowani przez kulturę współczesną szukamy przyjemności, zamiast otworzyć się na wspaniałość, którą chce obdarzyć nas Bóg.   Braki współczesnych mężczyzn, istniejące zresztą od czasów grzechu pierworodnego, mogłyby zostać przezwyciężone przez pobożność i łaskę, którą chce nas obdarzyć Pan Bóg. Pobożność jest jednak towarem deficytowym w krajach dzisiejszego Zachodu. Modne teorie przedstawiają ją jako przejaw niedojrzałości, a media masowe ośmieszają.   Królewskie cnoty Józefa, pokora i miłość, ujawniają się w dramatycznych okolicznościach związanych z narodzeniem Jezusa. Józef potrafi znaleźć odpowiednie miejsce na narodziny Syna Bożego. Nie biadoli, że w jego rodzinnym mieście, a pochodzi z królewskiego rodu Dawida, nikt nie chce przyjąć brzemiennej Niewiasty i jego. Nie złorzeczy, że Pan Bóg nie troszczy się o Nich. Potrafi dostrzec, że skrajne ubóstwo, w którym rodzi się Syn Boży, stanie się świadectwem Jego królewskości. Józef jest wzorem dla nas, uzależnionych od wygód i zewnętrznych oznak prestiżu, że prawdziwa wielkość ujawnia się w pokorze i czystości. Być może Józef mógłby znaleźć w Betlejem wygodniejszy lokal, ale atmosfera tam nie była odpowiednia dla Świętej Rodziny, a nawet dla żadnej rodziny. Czy my potrafimy patrzeć w ten sposób na otoczenie, w którym wychowują się nasze dzieci?   Sytuacja materialna Świętej Rodziny poprawia się radykalnie po hołdzie Mędrców i przekazaniu przez nich darów. Bynajmniej nie oznacza to końca kłopotów Józefa. Tej samej nocy objawia mu się Anioł Pański i mówi: Wstań weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby je zgładzić. Józef nie odwleka wykonania polecenia do rana, jeszcze w nocy budzi Żonę i Syna i ucieka z Nimi do Egiptu. Nie paraliżuje go świadomość, że w rodzinie wszyscy przewyższają go godnością. Jest świadom odpowiedzialności i nie boi się jej przyjąć. Widząc zagrożenie dla najbliższych podejmuje działanie, które wypływa z inspiracji Bożej.   Święty Józef jest wzorem dla wszystkich ojców. Troska o najbliższych jest obowiązkiem każdego ojca. Czystość, pokora i pobożność pozwalają mu znaleźć wyjście z najtrudniejszych sytuacji, ponieważ słucha natchnień Bożych.   Jest wzorem dla wszystkich mężczyzn. Jesteśmy wezwani do obrony słabych. Dzisiaj najbardziej zagrożone są dzieci w łonach matek. Obrona ich to męska rzecz.   Módlmy się do Najświętszej Maryi Panny, aby mężczyźni zrozumieli swoje powołanie, a kobiety dostrzegły, że męskość nie jest dla nich zagrożeniem, tylko podporą.   Zachęcam też do przekazania adwentowej jałmużny na potrzeby ratowania dzieci zagrożonych aborcją i budowania świadomości Polaków na temat aborcji i deprawacji: Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Z wyrazami szacunku,
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków stronazycia.pl

Nachalna promocja Chanuki przez Chabad-lubawicz to działalność celowa, zaplanowana, mocno finansowana.

Mirosław Dakowski

…aby przykryć, lub zlekceważyć normalną przecież w Polsce katolicką radość, katolickie święto Bożego Narodzenia, radość z przyjścia obiecanego Mesjasza na Ziemię.

Bezczelne a chamskie czerwone krasnale z Laponii ze swoimi reniferami mają zastąpić świętego biskupa z Miry – Mikołaja [IV wiek]. Mrugające sklepy z błyskotkami – mają zastąpić nastrój skupienia adwentowego, podniosłość i piękno Rorat…

Przykro, że od lat w tej anty-katolickiej propagandzie biorą udział „wybrani” w farsach wyborczych [„proporcjonalnie” – w ordynacji narzuconej przez rebe Geremka] rząd, sejm, p.rezydent.

==============

Oni, ich przodkowie, przed sądem Piłata odrzucili i skazali na haniebną śmierć swojego przecież, zapowiadanego od stuleci przez Proroków Mesjasza, którym był i jest Jezus Chrystus.

Teraz, od wielu wieków promują swoich mesjaszy: Sabataja Cwi, jakiegoś Franka, teraz jakiegoś zboczonego Harari.

sabataj_cwi_en_face_zw.jpg [488.96 KB]

Ogromne jest ich niezadowolenie, że prawdziwy Mesjasz odbiera uwielbienie na całej planecie.

Te bezczelne próby narzucenia „wesołej Chanuki” są skoordynowane z innymi zaplanowanymi działaniami.

Od kilku lat zdziwieni byliśmy, ci naiwni, czemu Trzaskowski w Warszawie każe sadzić 30-letnie obce drzewa sprowadzono za ogromne pieniądze z obcych krajów, czemu zamiast rozszerzać ulice, to je każe zwężać przy pomocy drzew i trawników ustawianych na jezdni w jakiś brzydkich, wielkich skrzynkach.

Wydawało nam się to działalnością anty-racjonalną, ale zgodną z dyrektywami Zielonego Ładu i 15-minutowego podziału miast. Zielone piekło: „15-minutowe miasta”. „Pionierskie”: Kraków, Warszawa, Łódź, Rzeszów i Wrocław. Poligony doświadczalne dla Agendy 2030.

Śródmieście ma być dla tych, którzy potrafią wycisnąć „głupich gojów” podatkami, cenami najmu, cenami elektryczności i gazu czy miejskiego ciepła – na obrzeża, skąd będą musieli „wykonywać usługi” dla Panów.

To jest spójne.

To plan – czy się uda? Zależy od naszej świadomości, od naszej determinacji.

==========================

Mail:

Boże Narodzenie: porządek nabożeństw

BajerzeBiałystokBielsko-BiałaBolesławiecBydgoszczChorzówGnieznoHerbyJarosławJózefówKrakówLubatowaLublinNowy SączOpoleOstrołękaPoznańRadomRzeszówSuwałkiSzczecinTarnówToruńWarszawaWrocławZamośćŁódź

Izraelska sieć aptek Super-Pharm odnotowała miliardowe zyski w Polsce! Nie zapłaciła ani grosza podatku dochodowego.

Izraelska sieć aptek Super-Pharm odnotowała miliardowe zyski w Polsce! Nie zapłaciła ani grosza podatku dochodowego.

Związek Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek opublikował raport dotyczący przychodu sieci aptecznych prowadzących działalność gospodarczą na terenie Rzeczpospolitej. Wnioski są przerażające!

Raport obejmuje działalność sieci w latach 2017-2020. Wynika z niego, że odprowadzane przez sieci apteczne podatki są blisko 5 razy mniejsze od tych, które płacą apteki indywidualne i to pomimo znacznie większych obrotów. Największe sieci nie płacą prawie nic, a izraelska Super-Pharm nie wpłaciła ani grosza podatku dochodowego do polskiego budżetu. Sieci apteczne, które odnotowały obrót wynoszący 65 mld zapłaciły w podatkach tylko 137,2 mln złotych.

Z raportu dowiadujemy się, że polski rynek generuje ogromne zyski sieci aptecznych. Zwrócił na to uwagę m.in. dyrektor generalny izraelskiej sieci Super-Pharm Nitzan Lavie: – Poświęcamy nasz zysk operacyjny i brutto w celu obniżenia cen w Izraelu, podczas gdy nasze źródła zysku znajdują się w Polsce i Chinach – dla izraelskiego portalu Haaretz mówił Lavie. Raport podaje, że izraelska sieć według raportu w latach 2017 i 2019 (brak danych za 2018) odnotowała łączny przychód 2,330 mld zł. Od tego zapłaciła okrągłe 0 zł podatku dochodowego.

Niewiele więcej w latach 2017-2019 zapłaciła sieć aptek DOZ – przy dochodzie 1,395 mld. zapłaciła trochę ponad pół miliona, co stanowi zaledwie 0,04 proc. obrotów.
100 procent udziałów w DOZ SA ma spółka prawa holenderskiego, CEPD NV – czytamy w raporcie.

Nieco więcej, wszak równie minimalne sumy w ramach podatku dochodowego odprowadziła sieć aptek Dr. Max, która należy do funduszu inwestycyjnego Penta Investments, zarejestrowanego na Cyprze, wokół której rodzą się liczne wątpliwości.
Założycielami funduszu są absolwenci moskiewskiego instytutu stosunków międzynarodowych – kuźni dyplomatów czasów ZSRR – wynika z ustaleń Biura Bezpieczeństwa Narodowego, które cytuje portal Dziennik.pl. Na tym nie koniec. Portal Forsal.pl wskazuje także, że sieć Penta, do której należy sieć aptek Dr. Max uchodzi za podręcznikowy przykład korporacji, która zawładnęła elitami politycznymi Słowacji.
Takie wnioski wypływają ze stenogramów z operacji o kryptonimie „Gorila”, która polegała na założeniu podsłuchu w mieszkaniu Jaroslava Haszczaka, jednego z właścicieli firmy. Jeśli są autentyczne, Penta przejdzie do historii jako koncern, który skutecznie przejął kontrolę nad państwem. Państwem, które nie jest prowincjonalną republiką bananową, tylko członkiem UE i strefy euro – czytamy na portalu Forsal.pl.

Wnioski. Po pierwsze, apteki indywidualne są znacznie bardziej dochodowe i generują znacznie niższe straty niż apteki sieciowe, czyli funkcjonowanie aptek w tym modelu jest korzystniejsze dla budżetu państwa.

Po drugie, apteki indywidualne płacą ponad 4,5 krotnie wyższe podatki, niż sieci apteczne. Po trzecie, sieci apteczne (w Polsce są to sieci zagraniczne) odpowiadają za zmniejszenie wpływów do budżetu państwa o około 500 milionów złotych w badanym okresie.

Konkluzja, a w zasadzie pytania bez odpowiedzi. Dlaczego rząd Mateusza Morawieckiego wielokrotnie chwalący się łataniem luk budżetowych i kojarzony z natrętnych kontroli skarbowych, nie podejmuje się tematu izraelskiej i wyrosłej na moskiewskim chowie siec aptecznej, których działalność w Polsce nie przynosi realnego dochodu do budżetu państwa? Dlaczego apteki indywidualne płacą kilkukrotnie wyższe podatki dochodowe od ich sieciowych, zagranicznych konkurentów generujących o wiele większe przychody? O czyj interes zabiega polski rząd: polskich obywateli czy zagranicznych kolosów farmaceutycznych?

Źródło informacji: Raport ZAPPA, Dziennik.pl, Forsal.pl, Haaretz.com

„Obowiązki względem Ukrainy” ważniejsze od polskich rolników? Skandaliczna wypowiedź wicepremiera Kowalczyka.

„Obowiązki względem Ukrainy” ważniejsze od polskich rolników? Skandaliczna wypowiedź wicepremiera Kowalczyka.

21 grudnia 2022 https://pch24.pl/obowiazki-wzgledem-ukrainy-wazniejsze-od-polskich-rolnikow-skandaliczna-wypowiedz-wicepremiera/

Rolnicy zrzeszeni w „Solidarności” przygotowują protesty w odpowiedzi na zagrożenie dla polskiego rynku spowodowane „niekontrolowanym” napływem produktów rolnych z Ukrainy, związanym z ich eksportem przez nasz kraj. Jak zapewnił wicepremier i minister rolnictwa, Henryk Kowalczyk, władze rozumieją postulaty rolników, ale nie wszystkie mogą spełnić, ze względu na „obowiązki” względem wschodniego sąsiada.

– Musimy pamiętać, że mamy pewne obowiązki wobec Ukrainy, obowiązki pomocowe – mówił członek rządu podczas wtorkowej konferencji prasowej. W swoim wystąpieniu polityk oświadczył, że jest przekonany o możliwości osiągnięcia porozumienia ze związkowcami. – Jestem przekonany, że wszystkie argumenty, które są po naszej stronie, zostaną przyjęte – mówił Kowalczyk, zapowiadając swoją wizytę na kolejnym zebraniu Rady Krajowej.

Jak zapowiedział minister, resort otwarty jest na dyskusję, a żądania rolników są „do uzgodnienia z solidarnością”. Szef resortu rolnictwa oświadczył także, że władze będą starały się minimalizować negatywne konsekwencje przedostawania się ukraińskiego zboża na krajowy rynek.

Według ustaleń Rady Krajowej Rolników Indywidualnych NSZZ Solidarność do protestu ma dojść w skali całego kraju 17 stycznia przyszłego roku. „Sytuacja gospodarcza w rolnictwie przechodzi kryzys spowodowany między innymi (przez- red.) niekontrolowany napływ zbóż z Ukrainy, co zagraża dalszemu funkcjonowaniu gospodarstw rodzinnych w Polsce” – czytamy w komunikacie instytucji, towarzyszącym ogłoszeniu daty strajku.

Do słów ministra rolnictwa odniósł się na Twitterze publicysta Łukasz Warzecha. „Nie, nie mamy żadnych obowiązków pomocowych wobec Ukrainy, Panie Premierze. Obowiązki polska władza ma wyłącznie wobec polskich obywateli”, zauważał „Wobec Ukrainy możemy najwyżej podejmować jakieś zobowiązania dobrowolnie, o ile nie stoi to w sprzeczności ze wspomnianymi obowiązkami”, dodawał komentator.

Źródła: rp.pl, Twitter

Katastrofa opakowana w retorykę nie jest sposobem na uratowanie ludności Ukrainy.

Waszyngton przedłuża cierpienia Ukrainy.

Katastrofa opakowana w retorykę nie jest sposobem na uratowanie ludności Ukrainy.

Płk. Douglas Macgregor

https://www.theamericanconservative.com/washington-is-prolonging-ukraines-suffering/

Podczas swojego wystąpienia, wygłoszonego 29 listopada, polski(?) wiceminister obrony narodowej (MON) Marcin Ociepa powiedział: „Prawdopodobieństwo wojny, w której będziemy uczestniczyć, jest bardzo wysokie. Zbyt wysokie, byśmy mogli traktować ten scenariusz jedynie hipotetycznie”. Polskie MON planuje rzekomo powołać 200 tysięcy rezerwistów w 2023 roku na kilkutygodniowe szkolenie, ale obserwatorzy w Warszawie podejrzewają, że ta akcja może łatwo doprowadzić do pełnej mobilizacji.

Tymczasem wewnątrz administracji Bidena narasta obawa, że ukraiński wysiłek wojenny załamie się pod ciężarem rosyjskiej ofensywy. I w miarę zamarzania ziemi na południu Ukrainy, obawy administracji są wysoce uzasadnione. W wywiadzie opublikowanym w „Economist”, szef ukraińskich sił zbrojnych generał Walery Zalużny przyznał, że zarówno rosyjska mobilizacja jak i taktyka przynoszą oczekiwane skutki. Zasugerował nawet, że siły ukraińskie nie będą w stanie powstrzymać  Rosjan.Jednocześnie, Zalużny odrzucił wszelkie możliwości negocjacji i zamiast tego błagał o więcej sprzętu i wsparcia.  Upierał się, że z 300 nowymi czołgami, 600-700 nowymi bojowymi wozami piechoty i 500 nowymi haubicami może wygrać wojnę z Rosją. Prawdę mówiąc, generał Zaluzhny nie prosi o pomoc, on prosi o nową armię.

W tym tkwi największe niebezpieczeństwo dla Waszyngtonu i jego sojuszników z NATO. Kiedy w polityce zagranicznej Waszyngtonu sprawy idą w złym kierunku, wtedy prawdziwi wyznawcy „wielkiej sprawy” zawsze czerpią głęboko ze studni ideologicznych iluzji, aby przygotować się do ostatecznej bitwy. Blinken, Klain, Austin i reszta partii wojennej (podżegaczy wojennych po prostu -dop. tłumacza) nadal deklarują nieustające wsparcie dla Kijowa bez względu na koszty. Podobnie jak „najlepsi i najzdolniejsi” w latach 60-tych, chętnie poświęcają realizm na rzecz myślenia życzeniowego, by pławić się w rozgłosie i autopromocji podczas kolejnych wizyt na Ukrainie.

Ten spektakl w przerażający sposób przypomina wydarzenia sprzed ponad 50 lat, gdy poniosła klęskę wojna zastępcza Waszyngtonu w Wietnamie. Ci w administracji Johnsona, którzy wątpili w mądrość interwencji lądowej w celu uratowania Sajgonu przed pewnym upadkiem, pochowali się wtedy. W 1963 roku, Waszyngton miał już w Wietnamie 16 tysięcy doradców wojskowych. Myśl o tym, że wspierany przez USA, Wietnam Południowy, może przegrać z Wietnamem Północnym, została z miejsca odrzucona. Sekretarz stanu Dean Rusk powiedział: „Nie wycofamy się, dopóki nie wygramy wojny”.

Wiosną 1965 roku, amerykańscy doradcy wojskowi już tracili nadzieję. Generał Westmoreland, ówczesny dowódca Military Assistance Command Vietnam, raportował Johnsonowi: „Jest coraz bardziej oczywiste, że obecny poziom pomocy Stanów Zjednoczonych nie może zapobiec upadkowi Wietnamu Południowego… Wietnam Północny zmierza ku zwycięstwu… Działając na prośbę rządu Wietnamu Południowego, należy podjąć decyzję o jak najszybszym zaangażowaniu 125 000 żołnierzy Stanów Zjednoczonych, aby zapobiec przejęciu władzy przez komunistów.

„Bezwarunkowe wsparcie administracji Bidena dla reżimu Żeleńskiego w Kijowie osiąga swój strategiczny punkt zwrotny,  podobny do tego, jaki nastąpił w 1965 roku. Tak jak w 1964 roku, gdy Johnson nagle zdecydował, że pokój i bezpieczeństwo w Azji Południowo-Wschodniej jest żywotnym interesem strategicznym USA, tak teraz administracja Bidena wysuwa podobny argument w odniesieniu do Ukrainy. I również tym razem, podobnie jak Wietnam Południowy w latach 60-tych, Ukraina przegrywa wojnę z Rosją.Ukraińskie szpitale i kostnice są wypełnione po brzegi rannymi i umierającymi ukraińskimi żołnierzami. Waszyngtoński Pełnomocnik w Kijowie, roztrwonił swój kapitał ludzki i znaczną pomoc zachodnią w serii samobójczych  kontrofensyw. Ukraińscy żołnierze obsadzający linie obrony na południu Ukrainy są odważnymi ludźmi,  nie są też głupcami. Spartanie w Termopilach też byli odważni, a i tak zginęli.

Prawdziwe niebezpieczeństwo polega teraz na tym, że Biden wkrótce pojawi się w telewizji, aby powtórzyć występ Johnsona w 1965 roku, zastępując słowa „Wietnam Południowy” słowem „Ukraina”:Dzisiaj, moi drodzy Rodacy, chcę mówić do was o wolności, demokracji i walce narodu ukraińskiego o zwycięstwo. Żadna inna sprawa nie przykuwa obecnie uwagi naszego narodu jak ta. Żadne inne marzenie nie pochłania tak bardzo milionów mieszkańców Ukrainy i Europy Wschodniej… Nie mówię jednak o ataku NATO na Rosję. Proponuję raczej wysłanie na Ukrainę kierowanej przez USA zdeterminowanej koalicji, składającej się z amerykańskich, polskich i rumuńskich sił zbrojnych, w celu ustanowienia naziemnego odpowiednika „strefy zakazu lotów”.

Proponowana przeze mnie misja ma charakter pokojowy i ma na celu stworzenie bezpiecznej strefy w zachodniej części Ukrainy dla ukraińskich sił zbrojnych i uchodźców, przed niszczycielskimi atakami Rosji…Katastrofa opakowana w retorykę nie jest sposobem na uratowanie ludności Ukrainy. Wojna na Ukrainie nie jest fantazją w stylu Call of Duty. To pogłębianie ludzkiej tragedii, którą stworzyła ekspansja NATO na wschód. Ofiary nie mieszkają w Ameryce Północnej. Żyją w regionie, którego większość Amerykanów nie potrafi znaleźć na mapie. Waszyngton wezwał Ukraińców do walki. Teraz Waszyngton musi wezwać ich do jej zaprzestania.

Rządy państw NATO są podzielone w swoim myśleniu o wojnie na Ukrainie. Z wyjątkiem Polski i ewentualnie Rumunii, żaden z członków NATO nie spieszy się z mobilizacją swoich sił do długiej, wyczerpującej wojny z Rosją na Ukrainie. Nikt w Londynie, Paryżu czy Berlinie nie chce ryzyka wojny atomowej z Moskwą. Amerykanie nie popierają wojny z Rosją, a ci nieliczni, którzy to robią, to ideolodzy, płytcy polityczni oportuniści lub chciwi kontraktorzy z branży najemników wojennych.Kiedy wojska amerykańskie w końcu wycofały się z Azji Południowo-Wschodniej, Amerykanie myśleli, że Waszyngton wykaże się większą powściągliwością, uzna granice amerykańskiej potęgi i będzie prowadził mniej wojowniczą i bardziej realistyczną politykę zagraniczną. Amerykanie byli wtedy w błędzie.

Dzisiaj, zarówno  Amerykanie jak i Europejczycy wiedzą, że odmowa Waszyngtonu uznania uzasadnionych interesów bezpieczeństwa Rosji na Ukrainie i wynegocjowania zakończenia tej wojny jest drogą do przedłużającego się konfliktu i większych cierpień ludzkich.

Douglas Macgregor tłum. Sławomir Soja

Douglas Macgregor,  jest emerytowanym pułkownikiem Armii Stanów Zjednoczonych. Współpracownikiem The American Conservative, byłym doradcą sekretarza obrony w administracji Trumpa, odznaczonym weteranem wojennym i autorem pięciu książek.

Po skandalicznym wyroku na doktora Martykę Polska oficjalnie dołącza do krajów trzeciego świata. [Może właśnie przoduje w pierwszym??].

[RW: Ten tytuł jest mylący. W trzecim świecie tylko jedna czwarta ludności została zaszczepiona.
Polska jest, niestety w pierwszym świecie.
]

Po skandalicznym wyroku na doktora Martykę Polska oficjalnie dołącza do krajów trzeciego świata.

a czemu to GUS podał w zeszłym roku ponad 200 tysięcy więcej zgonów”

19 grudnia 2022 https://pch24.pl/po-skandalicznym-wyroku-na-dr-martyke-polska-oficjalnie-dolacza-do-krajow-trzeciego-swiata/

Pięć dni przed wigilią Bożego Narodzenia 2022 roku etyka lekarska została oficjalnie anulowana przez skorumpowany establishment korporacji medycznej w Polsce.

Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych coraz głośniej mówi się o sądzeniu covidowego „guru” dr. Fauciego, nad Wisłą zapada wyrok na lekarza, którego jedyną winą jest to, że nie złamał przysięgi, zachował uczciwość intelektualną i… sumienie.

Jeżeli nie ma winy, to i kara jest moralnie nieprawomocna. Ale, jak uczy nas życie, dura lex sed lex i pomimo moralnej słuszności można zostać pokonanym przez nieuczciwy system. Dr Zbigniew Martyka ma jeszcze możliwość odwołania się od skandalicznej decyzji tzw. Okręgowego Sądu Lekarskiego i oby wygrał. Niemniej sam fakt, że taki wyrok zapadł pokazuje, że etyka lekarska została w Polsce instytucjonalnie przekreślona, a standardy debaty publicznej i postępowania prawnego plasują nas w niechlubnym gronie „republik bananowych”.

W państwie prawa nie może być mowy o uznaniowym cenzurowaniu debaty pod dyktando przestępczych karteli farmaceutycznych. W państwie prawa sędzia może całym sercem nienawidzić podsądnego, ale nie może go skazać, jeżeli nie znajduje dowodów winy. Jeżeli winą lekarza jest dzielenie się z opinią publiczną ustaleniami naukowymi sprzecznymi z polityczno-biznesową narracją, to możemy już tylko postawić znicz na grobie państwa prawa, któremu na imię Polska…

Czy dr. Martyce udowodniono wyrządzenie choć jednej konkretnej szkody na rzecz pacjentów? Czy powołano na świadka choć jedną osobę, która poszedłszy za jego radą straciła zdrowie bądź naraziła życie?

Chcielibyśmy poznać odpowiedzi na te pytania, ale z jakiegoś powodu lekarski sanhedryn uznał, że rozprawa ma być tajna. Proces za rzekome wprowadzanie w błąd opinii publicznej w debacie publicznej jest… niepubliczny? A jakże, logika republiki bananowej w pełnej krasie! Jeszcze, nie daj Boże, ta przebrzydła opinia publiczna mogłaby sama zobaczyć i ocenić, że proces jest sfingowany, a jak się sprawę wyciszy, to nic nie stoi na przeszkodzie, by potem uznać ją za niebyłą.

Cui bono? – zapytajmy. Co zyskuje establishment lekarski na takim wyroku? Choć wydaje się, że posunięcie jest desperackie, to w tym szaleństwie jest metoda. Skoro skazany, to może choć trochę winy miał – ma teraz myśleć przeciętny człowiek. A gdyby czasem przyszło mu do głowy zapytać: „a czemu to GUS podał w zeszłym roku ponad 200 tysięcy więcej zgonów”, to zawsze można mu powiedzieć: „Gdyby nie ci wstrętni pandemiczni negacjoniści, to wszyscy przyjęliby eliksir szczęścia i zgonów byłoby mniej”.

Odpowiedź na pytanie cui bono? dotyczy oczywiście nie tylko awangardy karteli farmaceutycznych (z różnych powodów wciąż nazywającej się środowiskiem medycznym), ale także samych tych przestępczych organizacji, odpowiedzialnych za co najmniej setki tysięcy oficjalnie raportowanych powikłań po tzw. szczepieniach przeciw COVID-19…

Święte krowy Rockefellera, od dekad robiące biznes kosztem ludzkiego zdrowia, daj Boże, już wkrótce mogą utracić niezachwiane przekonanie o swojej bezkarności. Gubernator Florydy powołuje właśnie specjalną ławę przysięgłych przy stanowym Sądzie Najwyższym. Zadaniem tego gremium będzie pociągnięcie karteli farmaceutycznych do odpowiedzialności za kłamstwa na temat rzekomej nieszkodliwości eksperymentalnych preparatów oraz za szkody na zdrowiu i życiu obywateli Florydy.

Na szczęście kropla drąży skałę. Jakikolwiek promyk nadziei ze Słonecznego Stanu – nie mówiąc już o ewentualnym skazaniu globalnego szamana covidowego, Fauciego – może sprawić, że skorumpowani sprawcy pohańbienia zawodu lekarskiego nie będą mogli już tak łatwo ferować wyroków na tych, dla których przysięga Hipokratesa ma jeszcze jakieś moralne znaczenie.

Tymczasem jednak wysocy funkcjonariusze tzw. służby zdrowia (istotnie jest to służba, jeżeli potraktujemy ją jako przedłużenie aparatu represji), napawają się swoim łajdackim tryumfem, tym bardziej, że jest on dla nich symboliczny. Nie tylko przenosi ciężar winy z rządowego systemu, który rujnował opiekę zdrowotną polityką lockdownów i absurdów „sanitarnych”, ale przede wszystkim znajduje wyrazistego kozła ofiarnego, którego można złożyć na ołtarzu branżowych interesów. Jak można się domyślać, intencją tych dzierżących urzędową władzę sługusów koncernów farmaceutycznych jest przykładne ukaranie właśnie takiego lekarza, którego niewinność jest najbardziej oczywista.

Tzw. Okręgowa Izba Lekarska w Krakowie, która wydała wyrok na dr. Zbigniewa Martykę, pomijając jego osobistą krzywdę, w sumie oddała wszystkim Polakom przysługę. Wobec jawnej niesprawiedliwości, łatwiej ocenić moralną zgniliznę i zerowy autorytet takiego gremium. Niestety, wciąż posiada ono moc odebrania licencji na wykonywanie zawodu. Widzimy jednak przynajmniej, że celem jego działalności nie jest dobro pacjenta, lecz wysługiwanie się władzy i dochowywanie wierności narzucanym z Warszawy narracjom – z pogwałceniem prawdy, etyki i misji zawodowej. Niech ta granda będzie kolejnym punktem zapalnym na ropiejącym cielsku polskiej „służby zdrowia”, a odrobina nowego smrodu z otwartej rany, którą musi teraz znieść uczciwy lekarz, niech będzie reszcie Polaków na otrzeźwienie i uświadomienie, że ten chory twór o nazwie NFZ (ze wszystkimi przyległościami) nie może istnieć wiecznie.

Filip Obara

========================

mail:

Ten tytuł jest mylący. W trzecim świecie tylko jedna czwarta ludności została zaszczepiona.
Polska jest, niestety w pierwszym świecie.

Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie. Na czym to nawracanie polega, pytamy, jak tłumy otaczające Jana 2 000 lat temu.

Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie. Na czym to nawracanie polega, pytamy, jak tłumy otaczające Jana 2 000 lat temu.

Mariusz Dzierżawski <pomagam@stopaborcji.pl >

Przed nami druga część przygotowanych na Adwent rozważań, które będziemy publikować do zbliżających się Świąt. Może Pan przeczytać tekst lub odsłuchać go, klikając w link.   Dziś zastanowimy się nad tym, co znaczą słowa Jana Chrzciciela i czy są jeszcze aktualne. Spojrzymy na nie w szerszym kontekście, aby zaczerpnąć sił do zadań, które dzisiaj stoją przed nami.
W oczekiwaniu na Mesjasza towarzyszy nam, a właściwie przewodzi, Jan Chrzciciel, który kieruje do nas słowa: Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskieNa czym to nawracanie miałoby polegać, moglibyśmy zapytać, podobnie jak tłumy otaczające Jana 2 000 lat temu. Jan powiedział wówczas: „Kto ma dwie suknie, niech się podzieli z tym, który nie ma; a kto ma żywność niech tak samo czyni”. Celnikom Jan odpowiada: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co wam wyznaczono”. Żołnierzom mówi: „na nikim pieniędzy nie wymuszajcie i nikogo nie uciskajcie lecz poprzestawajcie na waszym żołdzie.”   W dzisiejszej Polsce trudno spotkać człowieka, który nie miałby się w co odziać, głodni też zdarzają się rzadko. Z wypowiedzi publicznych i wpisów w mediach społecznościowych wynika, że prawie wszyscy uważają, że potrzebującym należy pomagać. Popularność rozmaitych zbiórek internetowych wskazuje, że wielu ludzi realnie pomaga. 
Czy znaczy to, że Polacy XXI wieku po Chrystusie zdecydowanie górują nad Izraelitami wieku I? Wystarczy przypomnieć sobie hordy młodych, wykształconych, z większych ośrodków, biegające po ulicach i domagające się prawa do zabijania dzieci poczętych, aby ten optymistyczny wniosek porzucić. Dla Izraelitów I wieku dziecko było źródłem radości i nadziei, podarunkiem od Pana Boga. Dla wielu współczesnych Polaków, czy szerzej mówiąc Europejczyków, jest źródłem lęku i frustracji.   Czy zatem słowa Jana są nieaktualne? Bynajmniej, trzeba jednak słyszeć je w szerszym kontekście. Jan wzywa nas, abyśmy potrafili dostrzec człowieka który potrzebuje naszej pomocy.
Kim są ludzie najbardziej zagrożeni w Polsce roku 2022? Nie powinniśmy mieć wątpliwości, że są nimi dzieci poczęte zagrożone aborcją. Co roku w Polsce, przy pomocy środków aborcyjnych, zabijanych jest kilkadziesiąt tysięcy dzieci. Jak możemy im pomóc?   Po pierwsze, powinniśmy głośno mówić, że dziecko poczęte jest człowiekiem, a więc dla chrześcijanina bliźnim. Zabójstwo bezbronnego dziecka jest odrażającą zbrodnią, której nie da się usprawiedliwić. Niestety, możni tego świata i media im podległe, zaprzeczają tym oczywistym faktom, dlatego potrzebne jest nasze świadectwo. Musimy domagać się zmian w prawie, które zapewnią ochronę życia dzieci poczętych. Musimy domagać się, aby funkcjonariusze państwa skutecznie bronili życia najsłabszych.  
Ale jesteśmy wezwani również do tego, aby zajmować się konkretnymi osobami. Bardzo możliwe, że wśród naszych znajomych znajduje się kobieta w ciąży, która nie czuje się na siłach, aby urodzić i wychować dziecko. Czy zwracamy uwagę na ludzi wokół, czy potrafimy dostrzec, że są w trudnej sytuacji? Czy widzimy w naszym otoczeniu ludzi, którzy postrzegają płciowość tylko jako źródło przyjemności, nie dostrzegając odpowiedzialności, jaka wynika ze współżycia seksualnego? Czy potrafimy poruszać te tematy z przyjaciółmi, kolegami, znajomymi, własnymi dziećmi?   Jan nie boi się mówić o konkretnych ludziach, którzy prowadzą niemoralne życie nawet wtedy, gdy jest to niebezpieczne dla niego. Upomina Heroda, który żyje z żoną swego brata, co jest źródłem publicznego zgorszenia. Przykazania Boże są dla Jana ważniejsze niż opinia ludzi. 
Dzisiejsze czasy, podobnie jak czasy Cesarstwa Rzymskiego, to czasy rozwiązłości. Czy potrafię upominać, z szacunkiem, ale również z respektem dla prawdy, ludzi, którzy prowadzą życie niemoralne?   Jan za słowa prawdy pod adresem Heroda został uwięziony i skazany na śmierć, ale otrzymał nagrodę życia wiecznego. Jaką wartość ma dla mnie życie wieczne? Czy jestem gotów dla wierności Bogu wyrzec się wygód, dobrej opinii w środowisku, wreszcie życia?   Prośmy Najświętszą Marię Pannę, aby pomogła nam dorosnąć do heroicznych zadań, które stawia przed nami Bóg.  
============================
Zachęcam też do przekazania adwentowej jałmużny na potrzeby ratowania dzieci zagrożonych aborcją i budowania świadomości Polaków na temat aborcji i deprawacji: Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW   Z wyrazami szacunku,

Mariusz Dzierżawski pomagam@stopaborcji.pl
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków stronazycia.pl

Kliknij jeśli nie chcesz od nas otrzymywać tego typu korespondencji. 

ANDRZEJ BOBOLA, ŚWIĘTY NA DZISIEJSZE CZASY. Należy czekać na wypełnienie się przepowiedni św. Andrzeja…

ANDRZEJ BOBOLA, ŚWIĘTY NA DZISIEJSZE CZASY.

ŻYCIE BŁOGOSŁAWIONEGO ANDRZEJA BOBOLI, MĘCZEŃSTWO I PRZEPOWIEDNIE.

Andrzej Sarwa 20. XII. 2022.

Urodził się w 1592 r. w województwie sandomierskim. Dotąd nie wiemy imion jego rodziców i miejscowości, w której przyszedł na świat. Niesiecki 1) podaje, że ojcem błogosławionego był Krysztof, za Niesieckim powtarza to samo O. Marcin Czerminski 2) zaznaczając, że Krysztof Bobola oprócz syna Jędrzeja miał córkę Urszulę poślubioną przez Andrzeja Zborowskiego. Na podstawie dokumentów znajdujących się w archiwum parafialnym w Jankowicach twierdzimy z wszelką pewnością, że Krysztof Bobola nie dwoje, a czworo miał dzieci, a mianowicie: 1. Andrzeja ożenionego z Marcjanną, z Łapszów Trembecką dziedzica Ruszczy, Nietni, Niedrzwicy, Zbigniewic i folwarku Kąpie. 2. Jakuba ożenionego z Zofią z Tulkowic Tulkowską, dziedzica Jankowic, Wilczyc, Dacharzewa i Pęczyn. 3. Córkę Urszulę za Andrzejem Zborowskim i 4. Córkę Katarzynę za Pawłem Suliszowskim.

Odnośnie do Bobolów, Niesiecki podaje inne jeszcze błędne wiadomości. Błogosławiony Andrzej ówczesne nauki gimnazjalne skończył w kolegium jezuitów w Sandomierzu, w 1611 r. wstąpił do ich nowicjatu w Wilnie, gdzie uczył się filozofii trzy, teologii cztery lata. W przerwie pomiędzy filozofią a teologią był przez dwa lata nauczycielem, w kolegiach swojego zakonu. Odznaczał się szczególną zdolnością w uczeniu się obcych języków, po grecku nprz. mówił tak biegle, jak po polsku. Po przyjęciu świeceń kapłańskich w Wilnie rozpoczął życie pełne pracy i poświęceń; wielka jego nauka, znajomość obcych języków i niepospolita wymowa, złożyły się na to, że był jednym z najznakomitszych mówców. Oprócz kazań, głoszonych z ambony, oddawał się z wielkim zapałem pracy misyjnej w okolicach Bobrujska i Pińska, gdzie nawracał nie tylko całe rodziny, ale i parafie z popami prawosławnymi. Podczas grasującej w tych okolicach zarazy chętnie śpieszył z pomocą zadżumionym, lecząc nie tylko dusze, ale i ciała.

W 1657 r. gdy motłoch kozacki w okolicach Bobrujska i Pińska urządzał formalne obławy na Polaków katolików, błogosławiony Andrzej udał się do Janowa, który uważał jako bezpieczniejsze miejsce. 16 maja oddział kozaków dopytywał się o niego w miejscowości Peredile; kiedy modlił się po odprawionej Mszy św., zawiadomiono go, że kozacy blisko i szukają „duszochwata”, na razie chciał zostać we wsi i spokojnie oczekiwać śmierci męczeńskiej, potem dał się namówić naleganiom katolików i wyjechał, w drodze jednak wpadł w ręce kozaków pod wsią Mogilno niedaleko Janowa; woźnica uciekł do lasu; kozacy, obstąpiwszy Andrzeja, namawiali go do odstępstwa od wiary katolickiej i przyjęcia prawosławia. Po stanowczej jego odpowiedzi, że prawdziwego Kościoła Katolickiego nigdy się nie wyprze, zdarli z niego sutannę, przywiązali do płotu i bili nahajkami; widząc to, pracujący w polu wieśniacy, ze strachu pouciekali. Potem kozacy uwili z wierzbowych gałęzi koronę, wcisnęli Andrzejowi na głowę, ściskając tak mocno, że aż czaszka trzeszczała; pokaleczywszy ręce, przytroczyli je do dwóch siodeł i między dwoma końmi zawlekli do Janowa, w drodze okładali toporkami, zadając dwie rany w głowę. W Janowie esauł kozacki zapytał: „Toś ty jest księdzem katolickim?”

Wtedy męczennik stanowczo i z pewnym akcentem radości wypowiedział otwarcie: „Jestem kapłanem katolickim, urodziłem się w tej wierze i chcę w niej umrzeć. Moja wiara jest prawdziwa i prowadzi do zbawienia i zaprzeć się jej nie mogę. Raczej wy się nawróćcie i pokutujcie, bo nie zbawicie się w błędach waszych. Jeżeli wzgardzicie waszymi schizmatyckimi błędami i przyjmiecie tę wiarę, którą ja wyznaję, rozpoczniecie poznawać Boga i zbawicie swe dusze”. Spokojna odpowiedź zakonnika doprowadziła esauła do wściekłości, zamierzył się szablę i tylko mimowolne zasłonięcie się ręką ocaliło Andrzeja. Cięcie jednak szabli skaleczyło palec u prawej ręki; nastąpiło drugie cięcie, przecięło żyły i nadwerężyło kość w lewej nodze. Odpowiedzią Boboli na te cięcia było nowe wyznanie wiary: „Wierzę i wyznaję, że jest tylko jeden Bóg i jeden prawdziwy Kościół i jedna prawdziwa wiara katolicka”.

Wtedy jeden z kozaków wyłupił końcem szabli oko Andrzejowi. To wszystko jednak było tylko wstępem do dalszych stokroć okrutniejszych męczarni. Zaprowadzono Andrzeja, a raczej zawleczono do rzeźni, pociągając za lewą nogę tak gwałtownie, że ją, wyrwali ze stawu w biodrze i w rzeźni rozłożono na rzeźnickim stole, zamknięto drzwi i poczęto gorejącymi drzazgami przypiekać boki; przy tej męczarni ponowiono namowy do odstępstwa. Zauważywszy wygoloną, na głowie tonsurę, czyli koronę, wycięli mu w tym miejscu do kości duży krąg skóry, u lewej ręki poranili palce, a z prawej zdarli skórę, przewrócili twarzą, do stołu i zawołali z szyderstwem: „Ubierzemy cię w ornat”, nożami rzeźniczymi zaczęli wycinać skórę na ramionach i plecach, nadając formę ornatu, rany posypali sieczką i obrócili męczennika twarzą, do góry dla lepszego wciśnięcia się sieczki w rany i bili po twarzy tak, że nabrzmiała krwią, wbijali igły i drzazgi za paznokcie u prawej ręki, obcięli nos i wargi, wyrznęli kilka sztuk ciała w okolicach serca i tułowia, wycięli w szyi otwór, wyrwali język, rzucając na ziemię, przywiązali postronki do nóg, pociągnęli ciało do góry, głową, na dół, a widząc konwulsyjne drgania, żartowali: „Patrzcie, jak Lach tańcuje”, Po wyjściu katów z rzeźni wiszącego jeszcze z godzinę i walczącego ze śmiercią, dwoma cięciami szabli dobił oficer kozacki.

To wszystko stało się 16 maja 1657 r. o godzinie 3 po południu. Po męczeństwie Boboli kozacy w popłochu i nieładzie uciekli z Janowa. Ciało męczennika wyrzucone z rozkazu esauła na pole przeniesione było wkrótce do kościoła parafialnego, gdzie, przybrane w kapłański mszalny ubiór, spoczywało na katafalku dwa tygodnie i ciało nie psuło się, było giętkie, jak żywe. Z Janowa przeniesiono zwłoki do grobów zakonnych w Pińsku i umieszczono w podziemiach kościoła jezuitów, gdzie w zapomnieniu zostawały przez 44 lata. W 1701 r. O. Marcinowi Godebskiemu ukazał się jakiś nieznajomy jezuita, a zapytany, kto jest, odpowiedział: „Ja jestem Andrzej Bobola, wasz brat, umęczony przez kozaków za wiarę. Szukajcie mojego ciała i odłączcie je od innych. Ja będę opiekunem waszego kolegium”. Na trzecią, noc objawił się znowu jednemu z zakonników i dokładnie opisał miejsce, gdzie znajdowało się jego ciało doskonale zachowane.

W 1730 r. komisja złożona z zaprzysiężonych lekarzy badała relikwie, okazało się, że ciało było giętkie i miękkie, krew zakrzepnięta, ale nie zepsuta.

Ks. Aleksander Bastrzykowski, Monografia historyczna parafii Jankowice Kościelne Sandomierskie, Warszawa 1927, s. 157-158.

————————-

Z Okólnika J. O. Arcypasterza, tyczący się zaprowadzenia czci błogosławionego A. Boboli.

Leon Przyłuski

z Bożego zmiłowania i łaski Ś. Stolicy Apostolskiej

arcybiskup gnieźnieński i poznański, legat tejże Stolicy, prałat domowy

i asystent tronu papieskiego i t. d.

Wszem wobec i każdemu z osobna, komu o tem wiedzieć należy, a w szczególności szanownemu duchowieństwu archidiecezji Naszych gnieźnieńskiej i poznańskiej wiadomo czynimy, żeśmy idąc w ślady ś.p. poprzedników naszych Stanisława Szembeka, arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa państwa, jako też Piotra Tarły, biskupa poznańskiego, którzy po kilkakrotnie prosili świętą Stolicę Apostolską o uzyskanie beatyfikacji świątobliwego sługi Bożego Andrzeja Boboli i powodowani szczególnym nabożeństwem prowincji naszej kościelnej ku temuż znakomitemu męczennikowi, a mając tylko na uwadze w powiększeniu czci dla świątobliwego sługi Bożego chwałę Boga w Trójcy jedynego, który jest także chwalebny w męczennikach swoich, mając na celu zbawienie wieczne mych kochanych owieczek, za przyzwoleniem Jego Świątobliwości Pana naszego Piusa papieża IX. z dnia 6. grudnia roku zeszłego udzielonem nam w formie należytej ku nabożeństwu publicznemu i kościelnemu błogosławionego Andrzeja Boboli męczennika towarzystwa Jezusowego dzień dwudziesty pierwszy lutego w powyżej rzeczonej połączonej archidiecezji naszej powagą naszą ordynariusza i wieczne czasy naznaczyli i niniejszym naznaczamy. Ku temu celowi oracje właściwe do mszy według modły od świętej kongregacji obrzędów naznaczonej, jako też lekcje właściwe do officium kościelnego, z obowiązku przypadającego, na nowo publikować polecamy.

Dan w Poznaniu dnia 29. września 1855.

+Leon, arcybiskup.

(L. S.)

Ks. Mirucki.

Lekcja IV

Andrzej Bobola, Polak, w województwie Sandomierskiem z szlacheckiej pochodzący rodziny, pierwsze młodości czasy w takiej skromności i niewinności chwalebnej przepędził, iż młodzieniec latami obyczajami zdawał się dojrzałym. Zapalony pragnieniem doskonalszego żywota, zrzekłszy się rodzicielskich dostatków, wstąpił do Towarzystwa Jezusowego: gdzie co dzień większe czyniąc postępy, z natężeniem pracował nad ćwiczeniem się w cnocie doskonałości, i wkrótce tak daleko doprowadził, że był drugim pobudką i wzorem świętości. Po ukończonym nowicjacie życia zakonnego poruczono mu naukę i chrześcijańskie wychowanie młodzieży, a wyświęcony na kapłana całkiem się poświęcił na pozyskiwanie dusz dla Boga i całą prawie Litwę na apostolskich przeszedł wyprawach.

Przegląd Poznański. Pismo Sześciotygodniowe, Półrocze Drugie, Poszyt II, III i IV, Poznań 1855, s. 491-492

PRZEPOWIEDNIA ŚW. ANDRZEJA BOBOLI

List O. Grzegorza Felkierzamb o pojawieniu się błog. Boboli.

Jeden z białoruskich Jezuitów znajdujących się obecnie w Rzymie opisał szczegóły cudownego pojawienia się błog. Andrzeja Boboli na Litwie, w liście prywatnym, który dziennik Union franc-comtoise przed kilkoma miesiącami wydrukował. List ten podajemy w tłumaczeniu:

W r. 1819 znajdował się w Wilnie o. Korzeniecki dominikanin, kapłan wysokiej świętości i sławny kaznodzieja. Walczył on nieustannie a z niezmordowaną gorliwością przeciw błędom schizmatyckim i to nie tylko z kazalnicy, ale także w uczonych dziełach, które sprowadziły ze strony rządu rosyjskiego zakaz miewania kazań, ogłaszania jakichkolwiek pism, ba nawet spowiadania. Tak tedy zamknięty w klasztorze i skazany na nieczynność, biedził się w swojej samotności z myślą, że nic nie może dla chwały Bożej i zbawienia braci.

Owóż jednego razu, gdy był przyciśnięty smutkiem (zdarzyło się to w roku 1819, miesiąca i dnia nie pomnę), otworzył późno wieczór okno swojej celi i patrząc w niebo, zaczął wyzywać wielebnego Andrzeja Bobolę, ku któremu od dzieciństwa swojego czuł szczególniejsze nabożeństwo, chociaż jeszcze Kościół nie był tego Męczennika na ołtarzach postawił. O wielebny Andrzeju, mówił, wiele już lat przeszło, jak przepowiedziałeś wskrzeszenie nieszczęśliwej Polski. Kiedyż się ziści twoje proroctwo? Wiesz lepiej ode mnie, z jaką nienawiścią schizmatycy prześladują naszą świętą wiarę i jak starają się nasz kochany kraj, twoją ojczyznę, do schizmy popchnąć. Ach święty Męczenniku nie pozwól na takie nieszczęście; wyjednaj u Boga Miłosiernego litość dla biednych Polaków. Niech Polska stanie się znowu jednym królestwem prawowiernym i Bogu podległym.

Już było późno w noc. O. Korzeniecki, skończywszy modlitwę, zamknął okno i chciał iść spać; aliści skoro się obrócił, ujrzał na środku celi poważną postać męską w ubiorze jezuity. Ta postać ozwała się: Stawiam się na twe wezwanie Ojcze Korzeniecki, jestem Andrzej Bobola. Otwórz jeszcze raz okno twoje, a dziwy obaczysz. Chociaż nieco przestraszony, uczynił dominikanin, co mu było rozkazane i z wielkim zdziwieniem ujrzał nie ciasny ogródek klasztorny, ale niezmierną przestrzeń rozciągająca się do krańców horyzontu. Płaszczyzna, którą masz przed sobą, mówił dalej wielebny Bobola, to okolica Pińska, śród której miałem szczęście ponieść męczeństwo dla wiary, przyjrzyj się, a dowiesz się o tym, co cię tak żywo obchodzi.

Ojciec Korzeniecki zwrócił znowu oczy na krajobraz, tą razą płaszczyzna była pokryta niezliczonymi batalionami Moskali, Turków, Anglików, Francuzów, Niemców i innych ludów, których nie umiał rozróżnić. Wszyscy oni walczyli z zaciekłością bezprzykładną. Zakonnik nie rozumiał, co to miało znaczyć; przyszedł mu w pomoc święty. Kiedy, rzekł, ludzie doczekają się takiej wojny, za przywróceniem pokoju nastąpi wskrzeszenie Polski, i ja zostanę uznany Jej głównym patronem. Uradowany obietnicą o. Korzeniecki, zawołał: O mój święty jakże mogę mieć pewność, że to widzenie, te odwiedziny niebiańskie i ta przepowiednia nie są złudzeniem wyobraźni, snem jedynie? – Daję ci na to rękę, odrzekł wiel. Andrzej, widzenie twoje jest prawdziwe i rzeczywiste. Wszystko się tak stanie, jakem ci powiedział. Udaj się teraz na spoczynek, zaś abyś miał znak mojego pojawienia się, ślad dłoni mojej na stoliku twoim zostawiam. To mówiąc, położył dłoń na stole i znikł.

O. Korzeniecki długo nie mógł przyjść do siebie; gdy się nieco uspokoił, podziękował z wylaniem Bogu i swojemu kochanemu Świętemu za otrzymaną pociechę potem zbliżywszy się do stołu, ujrzał wyciśnięty na nim ślad prawej dłoni Męczennika. Pamiątkę tę ucałował stokroć, zanim się spać położył. Nazajutrz ledwie się ocknął, pobiegł zaraz do stołu, aby się przekonać, azali ślad cudowny pozostał, a widząc go równie wyraźnym, jak w nocy, zbył wszelkiej wątpliwości. Zaczym zawołał do swej celi wszystkich ojców i braci klasztoru, i opowiedział im o niesłychanej łasce, jaka go spotkała. Wszyscy wtedy oglądali wycisk dłoni przez wielebnego dla przekonania pozostawiony.

Że o. Korzeniecki żył w ścisłej przyjaźni z ojcami naszego Towarzystwa, uwiadomił o wszystkim Jezuitów Wielkiego Kolegium w Połocku, między którymi się znajdowałem. Opowiadanie całego zdarzenia słyszałem na własne uszy.

Przegląd Poznański. Pismo Sześciotygodniowe, tom XX, Poznań 1855, s. 292-293.

Objaśnienia redakcji:

W dawnej literaturze, a także i oficjalnych dokumentach kościelnych jest podawane, iż św. Andrzej Bobola rodził się w województwie sandomierskim, a wg litewskiej (i tylko litewskiej!) Wikipedii wprost, że w samym mieście Sandomierzu: „Šv. Andriejus Bobola (lenk. Andrzej Bobola; 1591 m. spalio 3 d. Sandomeže, Lenkija – 1657 m. gegužės 16 d. Polesės Janovo apylinkėse) – šventasis, kunigas, kankinys. (…) Šv. Andriejaus Bobolos gimęs 1591 m. Sandomieže (Sandomierz, Lenkija), Andriejus Bobola 1611 m. įstojo į Jėzaus Draugiją. 1622 m. įšventintas kunigu jis buvo vienos Vilniaus marijinės kongregacijos pamokslininkas ir vadovas. Nuo 1636 m. jis tapo keliaujančiu misionieriumi ir siekė sutaikyti stačiatikius su Šventuoju Sostu [w:] Šv. Andriejus Bobola – https://lt.wikipedia.org/wiki/Andriejus_Bobola – dostęp: 20 grudnia 2022].

Informacje dot. województwa sandomierskiego podaje także autor pierwszego życiorysu świętego, jaki ukazał się w języku polskim, Ks. Aleksander Sobieszczański S.J., Rektor Kolegium Jezuickiego w Przemyślu w dziełku: Apostoł Piński, żarliwością zbawienia dusz ludzkich pałający, to iest Życie y Śmierć Świątobliwej Pamięci W.X. Jędrzeja Boboli, Societatis Jesu etc., Sandomierz 1755, s. 14 i n.).

Tymczasem Strachocina, wszędzie dziś uznawana za miejsce narodzin św. Andrzeja, chociaż i tam Bobolowie mieli swoje posiadłości, leżała już w województwie ruskim. Jako rzekomo pewne miejsce narodzin świętego niezbyt dawno wymyślił je proboszcz tamtejszej parafii.

W samym Sandomierzu do dziś zachował się budynek konwiktu dla ubogiej młodzieży szlacheckiej pobierającej nauki w sandomierskim kolegium jezuickim ufundowanego przez Jakuba Bobolę (1578-1636), podczaszego sandomierskiego, prawdopodobnie stryjecznego brata św. Andrzeja. Licznych śladów po Bobolach w powiecie sandomierskim I Rzeczypospolitej nie brakuje.

Jednakże jest to sprawa zapewne nie najważniejsza, bo ważniejsza jest inna, tycząca się przepowiedni św. Andrzeja Boboli zawartej wliście o. Grzegorza Felkierzamb i warto opatrzyć ją kilkoma uwagami. Mamy nadzieje, że dość istotnymi, zadając pewne pytania:

– Czy się już ona wypełniła?

– Bez wątpienia nie.

– Dlaczego?

– Otóż chociaż w roku 1819 po Kongresie Wiedeńskim (1815) formalnie przywrócono nazwę Królestwa Polskiego, a car Aleksander I (1777-1825) przybrał tytuł króla polskiego, to jednak koronowany nie był. Oficjalnie na króla polskiego koronował się dopiero jego następca Mikołaj I Romanow (1796-1855). Zatem w roku 1819 funkcjonowała nazwa, ale nie było króla. Mikołaj I natomiast i formalnym i faktycznym królem Polski był zaledwie kilkanaście lat. Potem go zdetronizowano, chociaż władzę zachował. A więc tego krótkiego czasu nie można uznać za odzyskanie przez Polskę niepodległości.

Taki stan rzeczy utrzymał się aż do roku 1918, kiedy to ogłoszono, iż przepowiednia św. Andrzeja Boboli w końcu się sprawdziła. Ale czy rzeczywiście? Niepodległość okresu „międzywojnia” trwała zaledwie dwie dekady, można więc ten czas uznać co najwyżej za okres pieredyszki i nic ponadto. Poza tym wielka wojna ludów i narodów bynajmniej nie zakończyła się na terenie obecnej Białorusi.

– Na co więc czekamy?

– Warto ponownie przywołać słowa świętego: Kiedy, rzekł [św. Andrzej], ludzie doczekają się takiej wojny, za przywróceniem pokoju nastąpi wskrzeszenie Polski, i ja zostanę uznany Jej głównym patronem.

– Czy taka wojna już miała miejsce, kończąc się tam, gdzie św. Andrzej poniósł śmierć męczeńską?

– Nie.

– Czy został głównym patronem Polski?

– Nie. W roku 2005 Jan Paweł II ogłosił św. Andrzeja jedynie patronem drugorzędnym. „Głównymi patronami Polski są: Najświętsza Maryja Panna Królowa Polski oraz dwóch świętych biskupów męczenników: Stanisław i Wojciech. Prócz tego za naszą ojczyzną orędują w niebie tzw. patronowie drugorzędni: bliski sercu młodzieży św. Stanisław Kostka oraz św. Andrzej Bobola”. (Wojciech Nowicki, ŚWIĘCI PATRONOWIE POLSCY, [w:] „Przewodnik Katolicki” 19/2007 – https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2007/Przewodnik-Katolicki-19-2007/Rodzina/SWIECI-PATRONOWIE-POLSCY – dostęp: 20 grudnia 2022 r.].

A zatem? Zatem wciąż należy czekać na wypełnienie się przepowiedni św. Andrzeja…

Bezwarunkowa kapitulacja Polski

Bezwarunkowa kapitulacja Polski

Stanisław Michalkiewicz  20 grudnia 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5303

Wydawało się, że Naczelnik Państwa ze swoimi pretorianami brnie od sukcesu do sukcesu. Głosowanie w Sejmie nad złożonym przez Wielce Czcigodnego posła Pupkę wnioskiem o wotum nieufności wobec ministra Zbigniewa Ziobry zostało przez stronnictwo rządowe wygrane, podobnie jak powtórne głosowanie nad uchwałą, że Rosja „sponsoruje terroryzm”, do której – jako akt rosyjskiego terroryzmu – włączona została również katastrofa smoleńska. Zwłaszcza to musiało szczególnie spodobać się Naczelnikowi, bo pogląd, iż prezydent Lech Kaczyński „poległ” w Smoleńsku w następstwie zamachu, jest wszak podstawą kultu, ubarwianego opowieściami o jego proroctwach, które spełniają się jeszcze dokładniej, niż przepowiednie Nostradamusa.

Czy to jednak była droga ku świetlanej przyszłości, czy też – jak mawiał Witkacy – „los ultimos podrigos”? Pewności niestety nie ma, bo jakby na zakończenie tego pasma sukcesów przyszedł „kompromis” z Unią Europejską w sprawie praworządności.

Jak pamiętamy, walka o praworządność w naszym bantustanie rozpoczęła się w marcu 2017 roku, po gospodarskiej wizycie Naszej Złotej Pani w Warszawie. Przedtem Unia walczyła w Polsce o „demokrację”, co zakończyło się „ciamajdanem” w grudniu 2016 roku i chociaż wcześniej w obronie demokracji kicał nawet pan mecenas Roman Giertych, to mimo tych poświęceń Nasza Złota Pani zdecydowała, że lepiej będzie walczyć o praworządność. Toteż już w marcu 2017 roku wszystkie organizacje broniące praw człowieków zażądały od Komisji Europejskiej, kierowanej podówczas przez dwa niemieckie owczarki: Jana Klaudiusza Junckera i Franciszka Timmermansa, by zrobiła z Polską porządek, bo poziom ochrony praw człowieków w naszym bantustanie urąga wszelkim standardom. Tedy na pierwszą linię frontu walki o praworządność zostali wypchnięci niezawiśli sędziowie, przede wszystkim ci zwerbowani w charakterze konfidentów jeszcze przez WSI, podobnie jak ci zwerbowani przez ABW w ramach operacji „Temida”, no i rozmaici ambicjonerzy, co to – jak powiedziałby Józef Ozga Michalski – „w dymach bijących z wojny o praworządność, zamierzali uwędzić swoje półgęski” – nie tyle „ideowe”, co w postaci karier – bo jeśli w ramach walki o praworządność pojawił się pomysł, by jedni niezawiśli sędziowie mogli testować niezawisłość innych niezawisłych sędziów – to nieomylny to znak, że w efekcie nieuchronnych ruchów kadrowych, szanse na awanse wzrastają w postępie geometrycznym.

Pojawiły się tedy dwa stronnictwa polityczne; sędziów rządowych i sędziów nierządnych, popieranych przez instytucje Unii Europejskiej, opanowane przez niemieckie owczarki. W maju 2017 roku wprawdzie rząd przeforsował w Sejmie ustawy regulujące ustrój sądowy w Polsce, ale już w lipcu pan prezydent Duda, po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią zapowiedział ich zawetowanie, a potem je zawetował. W tej sytuacji rząd uznał, że najlepiej będzie jeśli ustrój sądowy zaprojektuje pan prezydent – i tak się stało. Pomysły pana prezydenta, a przynajmniej – przez niego firmowane – Sejm przyklepał i dopiero się zaczęło. Okazało się bowiem, że te wszystkie wynalazki są sprzeczne z zasadami praworządności ludowej, co Polsce wytknął nie tylko Europejski Trybunał Sprawiedliwości, „srogie głosząc kary”, ale i Komisja Europejska, wykorzystując ten pretekst do rozmaitych szantażów, spośród których najskuteczniejszy okazał się szantaż finansowy. Nawiasem mówiąc, do skuteczności tego szantażu przyczyniła się również Polska, to znaczy – pan premier Morawiecki – lekkomyślnie – co jest przypuszczeniem chyba nazbyt uprzejmym – godząc się na tzw. mechanizm warunkujący, to znaczy – uzależniający przekazywanie środków finansowych od swobodnej oceny praworządności.

Wskutek tego pieniądze z funduszu odbudowy, a być może również i inne, zostały przez Komisję Europejską zablokowane. Tymczasem zaczęły dawać o sobie znać finansowe skutki prowadzonej przez rząd „dobrej zmiany” polityki rozrzutności. W tej sytuacji pan minister Szynkowski vel Sęk rozpoczął w Brukseli „negocjacje”, które właśnie zakończyły się bezwarunkową kapitulacją Polski. Oczywiście zostało to otrąbione jako jeszcze jeden wielki sukces, ale natychmiast ujawniły się plusy ujemne. Chodzi m.in. o to, że Komisja Europejska, za pośrednictwem pana ministra Szynkowskiego (vel Sęka), nie tylko kazała Polsce zlikwidować Izbę Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego, ale w dodatku kazała przekazać rozpoznawanie spraw dyscyplinarnych sędziów sądów powszechnych Naczelnemu Sądowi Administracyjnemu.

Tymczasem konstytucja naszego bantustanu wyposażyła NSA tylko w uprawnienie badania zgodności z prawem decyzji organów administracji publicznej, natomiast nie przyznała mu żadnych kompetencji w zakresie dyscyplinowania sędziów sądów powszechnych. Poza tym Komisja Europejska nakazała utrzymanie możliwości wzajemnego testowania się niezawisłych sędziów pod kątem ich niezawisłości.

Premier Morawiecki niemal nie dostał zawrotu głowy od tego sukcesu, przekonując nieprzejednaną opozycję, że została postawiona pod ścianą: krytykowała rząd, że nie potrafi przełamać blokady środków, no to teraz – proszę! – przełamał, więc nie ma innego wyjścia, jak przyłożyć rękę do sukcesu, czyli – bezwarunkowej kapitulacji. Tedy Wielce Czcigodny poseł Pupka oświadczył, że owszem – przyczynią się do tego z radością – ale rząd powinien procedować w tej sprawie nie po stachanowsku, tylko dbając, by nieprzejednana opozycja mogła to zrobić „z godnościom osobistom”. Pojawiły się wszelako niespodziewane trudności z innej strony. Oto Solidarna Polska, której przywódca, minister Ziobro, dzięki poparciu Zjednoczonej Prawicy wygrał głosowanie nad wnioskiem o wotum nieufności, oświadczyła, że „kompromisu” w postaci nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym nie poprze, z obawy przed całkowitą anarchizacją wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Rzeczywiście – wprowadzenie wzajemnego testowania się sędziów przekształciłoby wymiar sprawiedliwości w – jak to mawiał marszałek Piłsudski – „burdel i serdel”. Pomruk niezadowolenia wydał z siebie także pan prezydent Duda, który z kolei utwardził się na odcinku obrony porządku konstytucyjnego, najwyraźniej wyręczając płomiennych obrońców konstytucji, którym oficerowie prowadzący chyba jeszcze nie zdążyli przekazać instrukcji, co myślą i co mają robić.

Na tym tle znakomitym pendant jest informacja podana przez pana red. Szymowskiego, że w roku 1989 Mateusz Morawiecki został zarejestrowany pod dwoma pseudonimami: „Student” i „Jakub”, w charakterze tajnego współpracownika NRD-owskiej STASI. Ponieważ po zjednoczeniu Niemiec aktywa STASI, łącznie z agenturą, zostały przejęte przez BND, to casus pascudeus pana Mateusza Morawieckiego mógł mieć swój dalszy ciąg, a może ma go nadal. W takich podejrzeniach utwierdza mnie również zagadkowa cisza, jaka w tej sprawie zapanowała zarówno w mediach i środowiskach rządowych, jak i nierządnych. Tylko Konfederacja podczas specjalnej konferencji prasowej domagała się wyjaśnienia tej sprawy przez odpowiednie organy naszego bantustanu, ale na razie głuche milczenie było jej odpowiedzią. Zatem jest prawdopodobne, że ta sprawa będzie miała podobny przebieg, jak oskarżenie o zdradę stanu, rzucone w 1992 roku przez Krzysztofa Wyszkowskiego wobec ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego. Wtedy też wszyscy, ponad podziałami, udali, że nie słyszą, wskutek czego sprawa nie mogła nawet zakończyć się wesołym oberkiem, bo w ogóle się nie zaczęła.