Myślę, że już się wycwaniliśmy. Tu, u mnie na blogu, chyba się nauczyliśmy, że jak gruchnie coś ważnego (medialnie, dodajmy), to zapadamy w krzaki i… czekamy. Po co? Z trzech co najmniej powodów: po pierwsze – trzeba zobaczyć czy to naprawdę ważne. Jak nieważne to się tym nie zajmujemy. Nawet nie, że opowiadamy, że to nieważne, bo to część już zwycięstwa narracyjnych wrzucaczy – w ten sposób, nawet w kontekście negatywnym, zawłaszczają naszą uwagę, przekierowując ją w strony nieistotne.
Po drugie – czekamy, aż wyjdą spod kamienia rzeczywiste robaczki kręcące sprawą. Po trzecie – co wynika z poprzedniego: przez aktorów-robaczków właściwych można zobaczyć, że jeśli już coś ważnego się stało, to dopiero wtedy widać jaki jest właściwy kontekst tych zdarzeń. I wtedy można oddzielić prawdę czasów od prawdy ekranu.
Amerykanie ostatnio opublikowali swoją długofalową strategię. Została ona poddana wielu ocenom, z różnych punktów, ale nie można jej odmówić powagi analitycznej i bezwzględnej logiki oraz dyscypliny. Dyscyplina polega tu na konsekwentnym wyciąganiu wniosków, nawet jeżeli te są smutne i nawet okrutne. To rzadkość w dzisiejszych post-politycznych czasach, gdzie rządzi się prawdą czasu za pomocą „prawdy ekranu”. Nie będę tu brnął w analizę tego dokumentu, tylko spróbuję zastanowić się nad fenomenem – jeden i ten sam tekst został bowiem przeczytany na trzy różne sposoby, co może pokazywać nie tyle wieloznaczność jego przekazu, a ten jest bardzo klarowny, ale nastawienie oceniających go stron, a właściwie oceniających nie tyle sam przekaz, co jego konsekwencje. Takie rozstrzelenie ocen wynika bardziej z „chciejstwa”, czyli nastawienia a priori oceniaczy. To ciekawe zjawisko i stosunek do tego dokumentu pokazuje bardziej jak się mogą potoczyć losy świata w zależności nie od tego kto i jak je ocenia, ale od tego kto będzie miał sprawczość w procesie wdrażania swej interpretacji konsekwencji amerykańskiego dokumentu. Mamy tu trzy poważne podejścia i czwarte, malutkie. Pogadajmy o nich wszystkich, bo któreś z nich się utrze niedługo w koleinę, z której będzie później ciężko wyjść.
Wersja Tuska
Wersja Tuska nie jest jego autorstwa, bo poddaństwo, a o tym tu mówimy, ma formy zadane przez hegemona. Można się przyłączyć albo nie. Jedyna różnica może polegać na gradacji entuzjazmu w zastosowaniu się do poleceń. Mamy do czynienia z dwoistą postacią odniesienia się do propozycji Trumpa ze strony Unii Europejskiej, a właściwie Niemiec. Pierwszy element tej schizofrenii polega na tym, że pomstuje się na amerykańskiego prezydenta, że ten opuścił Europę. Ale tu też mamy dwoistość – przecież cały czas się pluło na niego, że się w Europę miesza, a więc jak tu pluć dalej, że przestał chcieć się mieszać. Ta naiwno-sprzeczna postawa jest fundowana ludowi. Ma pokazać, że zostaliśmy zdradzeni, a więc co? A więc mamy się sami ogarnąć. A któż nas ma ogarnąć jak nie Niemcy w unijnych rękawiczkach? Ta oficjalna narracja jest dla ludu, by stworzyć wrażenie zagrożenia. Bo przecież Putin cały czas dybie na Europę. Teraz ta, opuszczona przez Trumpa, nie ma co ze sobą zrobić, a więc trzeba się skupić pod światłym przywództwem, godzić na zwalanie zapaści gospodarczej na Putina, a teraz na USA, akceptować federalistyczne przyspieszenie. Byleby – uwaga! – wojna trwała.
Drugie podejście, to bardziej skrywane, jest w sumie radością europejskich, a właściwie niemieckich elit – wreszcie mamy wolną rękę, żeby bezkarnie poszaleć w Europie. Zrealizować – uwaga! – bezkrwawo idee czwartej Rzeszy z zapleczem podarowanej Niemcom gestem Trumpa Europy Środkowej, jako zaplecza produkcyjnego niemieckiej dominacji. Takie małe Chiny Niemcy dostaną, ale nie takie, które jak te właściwe, mogą się wybić na niezależność i podmiotowość. Te procesy będą Niemcy sami regulować w swoich rozproszonych koloniach. A więc lud się martwi, zaś elity się cieszą.
Co więc proponują Niemcy jako odpowiedź Trumpowi? Po pierwsze ogłąszają od dawna znany fakt końca pax americana, po drugie obiecują kontynuację pomocy dla „naszej wojny” na Ukrainie, po trzecie namawiają do konsolidacji sił zbrojnych w ramach armii europejskiej – w skrócie: wojska wjadą do Polski jako armia niemiecka i doczekają czasu, gdy przeobrażą się w wojska europejskie, zgadnijcie pod czyim dowództwem? A od armii europejskiej to już tylko krok do państwa federalnego Europy. Znowu – zgadnijcie pod czyim dowództwem? Unia aspiruje już do praktycznie wszystkich cech państwa federalnego: odbiera podmiotowość konstytucyjną państwom narodowym, reguluje ich podatki, obyczaje, oświatę, nie mówiąc już o systemie politycznym. Klamra militarna, czyli wspólna armia, domyka już ostatnie ogniwo łańcucha funkcji państwa i to bez rewolucji, potyczek – nawet głośniejszej debaty.
Co ciekawe – jak się popatrzy na te wszystkie warunki tych wszystkich europejskich programów zbrojeniowych, to Niemcy dostaną tę armię za pieniądze Europejczyków, co będzie stanowiło kuriozum: nowa Rzesza powstanie za pieniądze przyszłych poddanych, którzy złożą ją na poduszce własnych decyzji przed tronem Berlina. Mało tego – sprzęt się kupi Niemcom za nasze, ale kto będzie wojował? Ano jak to kto – ci co zawsze, odpadki po ludach „ziem skrwawionych”, czyli obszaru zgniotu, na którym Słowianie od lat płacą za zgrzyty w aktualnej wersji koncertu mocarstw. Na pancerzach niemieckich czołgów, kupionych za nasze, będą ginęli nasi, dowodzeni ze schronów przez niemieckich generałów. Taka jest odpowiedź wersji niemiecko-europejskiej na decyzje Trumpa: ok, nie chcesz nas bronić zdrajco, to sobie poradzimy sami (to wersja dla oburzonego ludu), ale tak, by na tym skorzystały Niemcy (tu wersja dla uradowanych niemieckich elit).
Ale Trump w swej decyzji mówił co innego: tu zasadza się sygnalizowana różnica interpretacji kroku USA. Każdy będzie czytał to po swojemu, choć powiedziano w tym dokumencie jasno co innego. Dla Trumpa wrogiem nie jest Europa, ale Europa dowodzona przez Unię. I Trump jest przeciwko Unii, nie Europie, co wyraźnie wybrzmiało w dodatkowym do strategii dokumencie, ale o konsekwencjach tego będziemy mówili dalej. A więc Trump powiedział mniej więcej tak: chcecie wojować – proszę bardzo, ale na swój rachunek. Ja mogę pozostawić parasol atomowy, zaś konwencjonalnie – zapraszam do kasy, płaćcie nam za sprzęt i wszystko na własny rachunek. A parasol nuklearny Trumpa oznacza tylko to, że zareaguje nukiem [chodzi o atomówki… md] tylko wtedy jak się zaczną nukiem Rosjanie. Do tego momentu Europa jest sama naprzeciw Rosji i się bujajcie.
Europa udaje, że nie rozumie. Trump przeszedł już poziom wyżej – widzi Rosję jako partnera Stanów, nie wroga. Nie będzie więc finansował, a tym bardziej zabezpieczał via „boots on the ground” jakichkolwiek europejskich awantur. W ten sposób jego „ucieczka z Europy” jest gestem wobec Kremla i nie może Trump siedzieć okrakiem pomiędzy próbami zbratania się z Putinem, by go odciągać od Chin, a jednoczesnym wspieraniem europejskich awantur przeciwko Rosji, czynionych w dodatku nie tylko z powodów dętej ideologii walki o kontestowaną przecież niepodległość państw, tylko czynionej przez elity europejskie rachubie na powrót do interesów, jak już się za pieniądze wyciśnięte z wojny, przejdzie do biznesu jak zwykle. Po co Stany miałyby kredytować swym militarnym zagrożeniem interes, który – znowu – jest skierowany przeciwko nim?
Będziemy więc bronili pośrednio nie Europy, ale Unii przed skutkami opuszczenia kontynentu przez Amerykanów. Będziemy to czynili na nasz koszt, bez żadnego wpływu na ten proces, oczywiście jeśli obecne władze się nie zmienią. Bo żeby obecne władze same zmieniły swój stosunek do tej beznadziei bierności procesu, w którym nie uczestniczymy, a jednocześnie jesteśmy jego obiektem – nie wierzę. Nie po to te władze nam tu Niemcy ustanowili.
Wersja Bartosiaka
Jacek Bartosiak, szef think-tanku Strategy&Future, ma tu swoją wersję reakcji na opublikowaną strategię USA. Jest ona konsekwencją meandrów jego ocen, które – tak jak on uważa – zbierają się w ciąg logicznych i przewidzianych przez niego i jego organizację kroków. Od dawna sygnalizował on odejście USA od prymatu na świecie, jako konstatację faktu już dokonanego i tu się mu zgadza. Ale diagnozy diagnozami – najważniejsze co z tego wynika. Można mówić bowiem – „a nie mówiłem?” tylko nie przybliża nas to do żadnego rozwiązania.
A tu się Bartosiak mocno po drodze pogubił. Jeszcze niedawno prorokował, że jak się Europa za siebie nie weźmie, to będzie źle. Wcześniej wieszczył wielki PolUkr, że razem z największą armią Europy, jaką jest wedle niego armia ukraińska, to my możemy dyktować warunki Europie itd. Co z tego wyszło, to widać. Po takich wróżbach wychodzi na to, że armia ukraińska nie wygrywa, była i jest amią „na pożyczkę”, a pożyczkodawcy się właśnie zbiesili, zaś jej główny mankament, czyli siła żywa właśnie został wypuszczony na emigrację. Sytuacja się więc diametralnie różni od poprzednich rachub.
Najpierw popatrzmy co proponuje Bartosiak. Otóż uważa on, że skoro USA sobie idą, to w pewnym stopniu dla Bartosiaka to dobrze, bo ten akt pokaże rzeczywistą słabość pokładania nadziei w USA i – uwaga! – zmusi Europę do działania. Wcześniej, przy podobnej diagnozie, przechodził Bartosiak gładko, że Europejczycy powinni zrobić to czy tamto. To jest moment wskazujący duże braki w koncepcjach S&F. Diagnozy – owszem, zaś wnioski: od czapy. Ekspertyzy tego grona bardzo często abstrahują od realiów politycznych. Bo Europejczycy, czyli kto? Konkretnie – kto? Przywódcy poszczególnych państw, czy Unia Europejska? Widać, że w te procesy Unia się wtranżala bez żenady, zaś solistycznie przywódcy europejscy albo będą realizować mokre sny o potędze (Macron), albo czynić wszelkie odpornościowe ruchy jedynie w rachubie na własne, tu krajowe, korzyści, czyli kosztem innych państw. Takie postawienie sprawy czyni z wszelkich remediów Bartosiaka – pięknoduchową utopię.
Europa czyli kto? Przecież tu Niemcy, rękami Unii, będą blokowali wszystko, co nie jest w ich interesie. Tak samo propozycje wobec Polski – kompletnie utopijne. Żadnej własnej polityki: jak będzie w Polsce rządzić Tusk, to będzie robione to, co chcą Niemcy, jak Kaczyński – wszystko co chcą Amerykanie. Koniec, kropka. Nie można wyższościowo unosić się nad zgnilizną polskiej polityki i jednocześnie proponować jej nieosiągalne utopie. Nic z tego nie będzie. I kiedy S&F to zobaczyło wcale nie przeszło na poziom pragmatyczny swoich rekomendacji, poszło jeszcze bardziej w dziedzinę ułudy. Jaka jest więc obecna wersja reakcji Bartosiaka na strategię Trumpa? Otóż jest nią stworzenie własnej, trzeciej siły, realizującej swoje interesy, wbrew zakusom i Amerykanów, i Brukseli.
Ma być stworzony południkowy pas sojuszu militarnego, oczywiście obok resztek NATO, z uczestnictwem takich krajów jak Finlandia, Polska, Ukraina i… Turcja, który ma złożyć całą strefę „strategicznej presji” na Rosję, która nie poważyłaby się otworzyć takiego frontu. To oznacza powiązanie się członków takiego „militarnego trójmorza” czymś w rodzaju artykułu Piątego, kiedy reagowano by wzdłuż granic z Rosją na atak na każdego z jej członków. W dodatku odczepiłoby to nas od inicjatyw Berlina, który – nagle – został zauważony przez Bartosiaka jako militarny problem. Piękne, co? Tylko całkowicie nierealne.
Jest to piękna instrukcja obsługi maszyny, która nigdy nie powstanie. Po pierwsze definiuje ona Rosję jako zagrożenie o genetycznie wręcz wdrukowanej inklinacji do agresji. Jest to myślenie dwudziestowieczne. Rosja może mieć swoje wpływy w Europie bez wojny kinetycznej, co jest obecnie niezauważane. Niemcy gadają z Rosjanami w Dubaju, zaś ludowi pokazują nowe czołgi „na Ruskich”. Po co Rosji Europa, zadzieranie z jeszcze żyjącym NATO? Można mieć kraje i kontynenty u stóp za pomocą samego zagrożenia, uzależnienia gospodarczego, agentury czy wpływów finansowych. I jest to w zasięgu Rosji. Bartosiak cały czas walczy o to, by Rosja nie siedziała przy europejskim stoliku decyzji. A ona cały czas tam siedzi i będzie siedzieć – nawet w czasie wojny Europa nie jest w stanie wyjść z jej kieszeni, na co długo pracował Kreml z Berlinem. Takich rzeczy nie załatwia się strzałem z armaty, i na takie rzeczy nie można skutecznie odpowiedzieć strzałem z armaty naszej.
Po drugie – znowu problem Bartosiaka – nie można abstrahować od twórcy. Kto ma zmontować taką układankę? Wiadomo, że nie Trump, bo to już Bartosiak ustalił. To ma się zrobić „samo”. Ot, Turcja, która od samego początku w sprawie wojny na Ukrainie siedzi na płocie, ma się nagle zaangażować przeciwko Putinowi? Bo co? W czyim interesie? W czyim interesie ma podtrzymywać nawet Ukrainę w wojnie, której beznadziejna kontynuacja może doprowadzić do kompletnego callapsu państwa już upadłego, co stworzy jej na północy dziurę strategiczną, zmieniającą cały układ regionu? Bo co? Bo Bartosiak tak chce?
A nawet Polska tego nie chce. Znowu – wróćmy do realiów. Kto ma tego chcieć? Proniemiecki Tusk ma budować militarną suwerenność poza systemem unijno-niemieckim? Ma to zrobić Kaczyński? Po pierwsze – ten nie rządzi. Po drugie – ten grał zawsze w amerykańską dutkę, a Amerykanie nigdy na takie coś nie pójdą, żeby poza ich kontrolą w Europie powstało takie cudo.
Dla nich, owszem, dobrze by było, by u boku Rosji pojawiła się jakaś militarna struktura, niezależna od europejskich ciołków niemocy, która, na wszelki wypadek – uwaga! – odgradzałaby zwariowaną Europę zachodnią od Rosji. On to może zrobić nie w celach skierowanych przeciwko Kremlowi, tylko przeciwko Brukseli. Bo to w brukselskich odjazdach widzą amerykanie zagrożenie. Oni tu się dogadują na światowe deale z Putinem, a tu sobie jakieś lewaki w mariażu z korporacjami wykombinują jakąś prowokację wysterowaną w Rosję, coś odpalą, dostaną wpierdziel i zaczną piszczeć – Ameryko, broń nas! I cały misterny (inna sprawa czy realizowalny) deal na odciągnięcie Rosji od Chin pójdzie się czochrać. Takie cuda ewokowane przez Bartosiaka nie powstaną bez inicjatywy Amerykanów, co dopiero skierowane przeciwko ich rachubom. A więc mamy do czynienia z utopią. Kolejną.
Wersja Lisickiego
Też nazywam ją na wyrost, bo nie jest to koncepcja naczelnego Do Rzeczy, tylko właściwe odczytanie dokumentu przygotowanego przez Waszyngton. Po pierwsze Lisicki przypomina oczywistość, co do której nawet zgadzał się i Bartosiak, czyli, że Stany się zwijają, bo już całej planety nie ogarniają, tracą przez rozczłonkowanie i muszą wychodzić z różnych miejsc w sposób uporządkowany na tyle, by pozostawiona sytuacja nie wygenerowała jeszcze większych problemów. Nie robi tego „na złość”, ale też nie dlatego, że straciły wpływ na wszystko.
Lisicki zwraca uwagę, że w dokumencie nie ma syndromu porzucenia Europy przez USA. Jest deklaracja porzucenia Europy, jeśli ta będzie szła drogą wytyczoną przez Unię. Tej Europy Trump nie ma zamiaru bronić. I jest to arcyciekawa konstatacja.
To znaczy Trump obiecał protekcję, ale po pewnymi warunkami. Podstawowy to odejście od filarów postawionych przez Unię, jako swoją istotę, a które stanowią sprzeczność z byłymi już wartościami transatlantyckimi. Jest to kontynuacja deklaracji JD Vance z Monachium, że USA nie będą bronić Europy, dopóki ta będzie pod agendą lewacką, ze wszystkimi swoimi dążeniami do biurokratycznego autorytaryzmu, z dybaniem na wolność wypowiedzi włącznie.
Jest to deklaracja nie do pogodzenia z obecnym stanem w Europie, godzi bowiem w podstawy ideologiczne projektu Unii Europejskiej. Jest więc to zadeklarowana wrogość projektów i to nieprzezwyciężalna. Oczywiście dopóki w Europie rządzi Unia. A że Unia to tylko narzędzie niemieckiej dominacji – jest to deklaracja wrogości wobec Berlina. Rękawica została rzucona, i jak widać po reakcji Berlina – podjęta (jak pisałem wcześniej), tyle, że kosztem innych krajów europejskich, z naszym na czele.
W drugiej, dodatkowej a nieujawnionej od razu, wersji strategii USA wskazane zostały kraje jako potencjalne „kasztelanie” pozostawione w Europie, którymi zainteresowane są Stany. Są to Austria, Węgry, Włochy i Polska. W rozdziale „Make Europe Great Again” to te kraje mają rozmontować unijnego kolosa na pożyczkowych nogach. To jest odpowiedź Trumpa na bajania o Trójmorzu. To także pokazuje, że jego podejście nie jest południkowo militarne. On nie chce zrobić zapory przed Rosją, z omówionych już względów, tylko polityczną zaporę przed Unią.
I wydaje się, że jedynie w oparciu o taką inicjatywę można montować coś militarnego. Będzie jakiś czynnik jednoczący i inicjujący, którego brakowało w koncepcji Bartosiaka. W dodatku jest to ciekawa propozycja z punktu widzenia politycznego. Obecnie nie widać bowiem większych europejskich ruchów, które w sposób realny mogłyby zagrozić unijnemu prymatowi w Europie. Pojawia się jednak czynnik zewnętrzny, amerykański, z czego warto byłoby skorzystać. Nie po to, by „zapisać się” do Amerykanów, tylko by uwolnić Europę, w tym Polskę, od tego jarzma, które ciągnie nas w rozwojową przepaść i ideologiczne nierozwiązywalne destrukcyjne spory. Jak to mają zrobić Amerykanie, to warto byłoby się przyłączyć, nawet tylko taktycznie. Taki układ niweluje prymat niemiecki na kontynencie i realizację idei kolejnej Rzeszy, które do tej pory kosztowały nas dwie wojny światowe, z trzecią – z tego samego powodu – wiszącą nad nami. A więc same korzyści.
Stoimy więc przed dylematem – albo w Europie zrobią porządek Niemcy, albo Amerykanie.
Każdy jak sobie udzieli na to pytanie odpowiedzi – będzie wiedział gdzie jest. Zaś mrzonki, że zrobimy to sami i „Europejczycy” i Polacy odsyłam do przemyśleń: jak mamy sobie ułożyć niezależny byt Europy abstrahując od rzeczywistych wektorów sił światowych, skoro tu u siebie, w Europie, czy w Polsce, sami ze sobą nie jesteśmy sobie w stanie poradzić?
Problem ten w przypadku Polski wymagałby przeprowadzenia procesu zmiany władzy. Za dwa lata będzie po ptokach. USA tu (jeszcze) nic nie robią, Berlin zaś szaleje, jakby to była ostatnia możliwość, ostatni taniec na Titanicu. Tusk, nie z głupoty przecież, tylko z misji, doprowadza do krańcowej zapaści Polski jako państwa. Szkody mogą być już nieodwracalne. Umacnia swoją, na szczęście tylko twitterową, władzę, ale systemowo niszczy i tak wątpliwy ustrój, chwieje szacunkiem obywateli do państwa, obniża do zera międzynarodową podmiotowość kraju.
Co ciekawe – wynika z tego, że w rozmontowaniu Unii USA widzą szansę na postawienie Europy na nogi, oczywiście w swoim – Ameryki – interesie. Obecnie Europa jest dla USA tylko obciążeniem. Siła Europy brała się z konkurowania ambitnych państw, dużą słabością tego konstruktu były konflikty zbrojne. Ale ta rywalizacja cywilizacyjnie promieniowała na świat. Jej konfliktowy potencjał miała mitygować idea Unii Europejskiej. Ale idea ta została przejęta przez lewactwo, co uczyniło ją instytucją zideologizowaną. A to ideologie, głównie w Europie w XX wieku, doprowadziły do konfliktów zbrojnych, które rozlały się na cały świat. Teraz jest tak samo – by obronić się przed negatywną oceną europejskiego projektu, w dealu lewactwa z korporacjonizmem, Unia jest gotowa wywołać konflikty, za które zapłacą narody z limes, obrzeży Europy. I skończy się tak jak w poprzednich wojnach, kiedy ci co je wywołali przy zielonym stoliku bezkarnie układali los już tylko niedoszłych ofiar swych postępków.
Wersja trzecia i pół
To Kaczyński i, niestety, prezydent Nawrocki. Jest bowiem jeszcze jedna wersja rozumienia dokumentu strategii amerykańskiej. Tą wersją rozumienia jest jego… niezrozumienie, a właściwie – wyparcie. Jest to liczenie, że wszystko się jakoś ułoży po staremu. Obecna sytuacja nie da pogodzić ze sobą opierania się na USA jako strategicznym partnerze i jednocześnie bycie antyrosyjskim. No, nie da się. I dlatego albo PiS to zrozumie, albo Amerykanie przestaną w swym dziele widzieć Polaków jako ludzi rozsądnych. Jeżeli w wielkiej grze Trump chce się dogadać z Putinem, to w Europie nie można zostawić jako swego przedstawiciela rządu i kraju oficjalnie deklarującego nieusuwalną do granic spotykania się, wrogość. No, nie da się. Jednocześnie ta pisowska antyrosyjskość zgrywa się z fałszywą – jak starałem się wykazać – wrogością Europy do Putina. A więc nie ma dla publiki żadnej różnicującej postawy pomiędzy Nawrockim i Tuskiem. Są jakieś wewnętrzne poboczności, ale w sprawie polityki międzynarodowej wygląda to tak samo. Wszyscy popierają Ukrainę w „naszej wojnie”, wyprujemy się z ostatków na pomoc Zełeńskiemu w konflikcie, który paradoksalnie im dłużej trwa, tym nasza pozycja bardziej słabnie. Będziemy w to inwestować PRZECIW intencjom Białego Domu, który jako jedyny zdaje się być zainteresowany pokojem.
I cały PiS jest zdruzgotany tą nieprzekraczalną granicą do przejścia, gdyż na tę narrację – wiecznego trwania animozji naszego odwiecznego wroga Rosji z Ameryką – postawił wszystkie żetony, nawet polską niepodległość. Zobaczymy czy PiS bardziej nienawidzi Rosji, niż kocha Polskę. Jak z tego wyjdzie – zobaczymy.
Jeśli nie wyjdzie, to kto może być polskim partnerem dla amerykańskiej propozycji? Może nikt – i zostaniemy tak „pomiędzy”: szmaceni w Europie i odpuszczeni dzięki własnej głupocie przez Biały Dom. Znowu słabi, tak pomiędzy światowymi siłami, z własną, zawinioną bezradnością.
Michael Flynn, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA, oskarżył CIA o zmowę z europejskimi służbami wywiadowczymi w celu utrudnienia prezydentowi Donaldowi Trumpowi pracy na rzecz osiągnięcia negocjowanego pokoju na Ukrainie.
W poście opublikowanym w niedzielę na X, Flynn stwierdził, że CIA „współdziała z MI6 i innymi członkami społeczności wywiadowczej UE” – powtarzając swoje ostrzeżenie, że „głębokie państwo” spiskuje przeciwko Trumpowi. Swój wpis zatytułował: “BREAKING: RYCHŁA WOJNA W EUROPIE!”
„UE, tj. NATO (bez USA), desperacko chce wojny z Rosją” – napisał Flynn, dodając, że „podżegacze wojenni w naszej administracji i w Kongresie chcą wiecznej pierdolonej wojny”. Jego uwagi nawiązują do niedawnych wypowiedzi dyrektor Wywiadu Krajowego USA, Tulsi Gabbard, która oskarżyła agencję Reuters o rozpowszechnianie„kłamstw i propagandy”na temat rosyjskich intencji w celu osłabienia działań dyplomatycznych Trumpa i sprzyjania eskalacji.
“Osobiście mam tego dość. To już ponad dziesięć (10) lat! Należy pamiętać, że byliśmy w AFG i Iraku przez dwadzieścia lat i kosztowało nas to biliony wraz z ogromną utratą prestiżu” – dodał.
Następny akapit wpisu generała nosi tytuł:
“TO GÓWNO MUSI SIĘ SKOŃCZYĆ!”
Flynn wezwał w nim Trumpa do odrzucenia narracji promowanych przez europejskich popleczników Kijowa: „Powinien Pan zająć stanowisko w sprawie sytuacji w Europie Wschodniej i nonsensów rozpowszechnianych przez Europę i część USIC (United States Intelligence Community)”.
Były doradca skrytykował również to, co nazwał marnowaniem pieniędzy amerykańskich podatników na finansowanie Kijowa, oskarżając ukraińskiego przywódcę Wołodymyra Zełenskiego o represjonowanie opozycji i odkładanie wyborów pod pretekstem konfliktu.
“My, obywatele Stanów Zjednoczonych, nie chcemy już tej wojny. Nie chcemy wydawać ani grosza na tandetnego dyktatora, który tłumi głosy opozycji, także we własnym parlamencie i mediach” – oświadczył Flynn.
can speak for herself and does in her typically courageous way (read below). First, our CIA is in cahoots with MI6 and others in the EU IC community. These and other warmongers in our own administration as well as the Congress want perpetual f’ing war. I’m personally sick of it. It’s been over ten (10) years now! Keep in mind we were in AFG and Iraq for twenty years and it cost us trillions along with a massive loss of prestige. THIS SH!T HAS TO STOP!
sir, you need to put your foot down on the situation in Eastern Europe and the total bs you’re being fed by Europe and parts of the USIC. Russia is pulling resources from the FEMD (Far East Military District) and has been for some time now. Russian’s ambitions (and conventional capabilities) are the complete opposite of what is being presented in the media that is salivating for expanding the war. Russia has neither the A$$ nor the desire to go any further. If they did, it would be over by now. We the People of the United States NO LONGER want this war. We don’t want to spend another penny on a tin pot dictator who arrests opposition voices to include in his own Rada (Congress) and the media. ENOUGH IS ENOUGH!
No, this is a lie and propaganda @Reuters is willingly pushing on behalf of warmongers who want to undermine President Trump’s tireless efforts to end this bloody war that has resulted in more than a million casualties on both sides. Dangerously, you are promoting this false x.com/erinbanco/stat…
Większość komentarzy amerykańskiej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego jest zdecydowanie tendencyjna, co więcej oderwana od analizy samego tekstu i bardziej ujawniająca uprzedzenia autora, niż zawartość tego dokumentu. A jest to niezwykle ważny tekst dla zrozumienia tego, co się dzisiaj dzieje na naszym globie, więc warto poświęcić mu więcej uwagi.
Jak już pisałem, szczególnie ci, którzy przedstawiają obecne lewacko-liberalne elity Europy starają się ten dokument obśmiać nie unikając jawnych manipulacji i przemilczeń. Powód jest prosty: Amerykanie poddają całą klasę polityczną UE totalnej krytyce oskarżając ją o brak koncepcji i jeszcze większą niemoc w realizacji jakiejkolwiek strategii. Według nich to nie USA, ale UE zdradza europejskie wartości i prowadzi do deeuropeizacji naszego kontynentu. Ameryka chce podtrzymywać swoich sojuszników, ale wtedy gdy ją coś z nimi łączy. Ultraliberalna światopoglądowo lub muzułmańska Europa nie jest dla obecnej ekipy w Białym Domu partnerem do wspólnego działania. Dla tych krytyków Strategia jest świadectwem amerykańskiego egoizmu i zdrady wspólnych z Europą wartości (np. wolność, sprawiedliwość, demokracja)
Kluczowym krajem w amerykańskiej wizji geopolityki nie jest Rosja, lecz Chiny. I to musimy sobie dobrze przyswoić, wręcz wyryć na nosie. Jak sobie wyobrażam Putina czytającego amerykańską Strategię Bezpieczeństwa Narodowego? Bo to przecież jest list Trumpa między innymi do niego. Myślę, że Władymir Władymirowicz czytał go z wzrastającym rozdrażnieniem. I bynajmniej nie dla tego, że jest tam coś, co przeciwstawia się jego planom, bo może tam sobie znaleźć rzeczy, które uzna za miłe. Rozdrażnienie z zupełnie innego powodu.
Putin to człowiek wychowany w ZSRR i do tego z mentalnością kagebisty. Jego obsesją są Stany Zjednoczone: nienawidzi ich, pogardza, boi się i zazdrości. Kiedy Stanami rządziły takie mięczaki jak Obama czy Biden to uśmiech nie znikał z jego twarzy – jego kompleksy wobec USA były przysypane poczuciem wzrastającej potęgi. Trump rozwala to uczucie samozadowolenia i Ameryka znowu staje się tym przebiegłym potworem, który doprowadził do upadku ZSRR – według Putina największej tragedii XX wieku. Lecz nie to złości Putina czytającego amerykańską Strategię. Kompleksy budzą się na nowo kiedy widzi, że Amerykanie lekceważą jego Imperium, uważając je co najwyżej za regionalne mocarstwo („papierowy tygrys” Trumpa), a nie równego sobie przeciwnika. Armia Putina skompromitowała się na Ukrainie i nie potrzeba tak wiele, aby się nawet sypnęła. Nie sypie się dzięki słabości Europy i braku chęci do mieszania się ze strony Trumpa. Nic nie boli mocniej takiego samca alfa jak Putin, niż lekceważenie ze strony drugiego samca alfa. Dla Trumpa wiele ważniejsze w globalnej grze są rosnące ekonomicznie Indie, niż szamocąca się Rosja.
Także nam Polakom i Europejczykom trzeba się pogodzić z tym, że Europa i jej konflikt z Rosją w skali globalnej nie są sprawą zasadniczą dla USA. Czy zakończy się tak, czy inaczej Ameryce to nie robi większej różnicy, bo Ameryka myśli tylko o jednym: o Chinach. Udział UE w globalnej ekonomice świata spada od lat, a udział Chin wraz z azjatyckimi tygrysami niezmiennie rośnie. Ekonomikę Rosja można postawić gdzieś koło Włoch, a od USA jest przynajmniej 10 razy słabsza. W ciągu jednego roku Putin stracił takiego sojusznika jak Syria, po łapach dostał Iran, a Wenezuela ledwie dyszy. Globalne mocarstwo Federacja Rosyjska rozsypało się jak domek z kart. Putin dobry jest w różnych grach i gierkach, ale fakt jest taki, że za przeproszeniem „wyżej sra niż dupę ma”.
Trump chce zakończyć wojnę na Ukrainie, ponieważ z każdym dniem jej trwania Rosja staje się coraz bardziej surowcowym wasalem Pekinu. Chińczyk korzysta na najprostszej zasadzie każdej gry: gdzie dwóch się bija, tam trzeci korzysta. Jakakolwiek pomoc USA dla Ukrainy to amerykańskie pieniądze wyrzucone w błoto, a dokładniej do chińskiego budżetu. Ruble, które miliardami idą do rosyjskiego wojska, które ugrzęzło w Donbasie, to radość dla Chińczyka. Chińczycy sprzedają komponenty dla dronów tak rosyjskich, jak ukraińskich. Rosja musi sprzedawać Chinom coraz tańszy gaz i ropę zarazem uzależniając się od tego klienta. Czyż to nie musi radować Chińczyka? Nie jest w interesie Ameryki, aby Rosja wpadała w coraz mocniejsze uściski Pekinu i dlatego wojnę trzeba szybko kończyć, a Rosję ciągnąć w swoją stronę. Taki jest punkt widzenia Ameryki, która patrzy na wojnę w Donbasie w kontekście konfliktu ze swoim największym adwersarzem, czyli Chinami.
Największą wadą Strategii Trumpa jest jej racjonalność. Tak, właśnie racjonalność. Z jednej strony to jej zasadnicza zaleta, a z drugiej jej racjonalność powoduje, że ta geopolityczna diagnoza jest jednostronna. W polityce międzynarodowej liczy się nie tylko chłodna kalkulacja, ekonomika, wszechstronna analiza informacji, lecz liczy się także ludzki czynnik. Jeśli posłuchać to, co Putin mówi np. o Ameryce i zdegradowanej moralnie Europie, które od upadku ZSRR myślą tylko o tym jak zniszczyć wspaniałą Rosję, to nietrudno zrobić wywód, że inspiracją jego działania nie są wyłącznie racjonalne analizy typu: bez Ukrainy Imperium nie jest ekonomicznie stabilne, ale przede wszystkim osobiste maniakalne fantazje, kompleksy i agresja. Oto jedna z ostatnich wypowiedzi Putina, osobista, nie czytana z kartki:
„Europejskie „podświnie”: Tam nie ma żadnej cywilizacji, tam jest tylko pełna degradacja. Po rozpadzie ZSRR nam wydawało się, że staniemy się szybko członkami tak nazywanej „rodziny cywilizowanych europejskich narodów”. Dzisiaj okazuje się, że tam nie ma żadnej cywilizacji, tam tylko całkowita degeneracja. Poprzednia amerykańska władza świadomie doprowadziła do konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Myślę, że to jest jasne dlaczego? Wszyscy byli pewni, że za krótki czas oni Rosję zniszczą. A europejskie „podświnie” od razu przyłączyły się do tej akcji mając nadzieję, że będą się mogli najeść na upadku naszego kraju, zwrócić sobie to, co było utracono w przeszłości i zemścić się. Teraz wszystkim stało się jasne, że wszystkie te próby i destruktywne plany w stosunku do Rosji całkowicie zawiodły. Całkowicie!”
Wielokrotnie widziałem granicę chińsko-radziecką. Jeszcze dzisiaj jest to pas ziemi kilkudziesięciu kilometrów szerokości, całkowicie bezludny i niezamieszkały. Spotkamy tam po stronie radzieckiej bunkry i umocnienia, wiele rzędów zasieków. Co ciekawe nie budowano tam też żadnych dróg. Wszystko to wskazuje, że strategia radzieckiego sztabu generalnego wobec komunistycznych Chin była wybitnie obronna, czyli była całkowitym przeciwieństwem strategii wobec Europy Zachodniej. Dlaczego? Wszystko zaczęło się w latach 50-tych, kiedy narastał konflikt ideologiczny między Chinami i Sowietami. W 1969 roku przerodził się on w lokalny konflikt graniczny sprowokowany przez pretensje terytorialne Chińczyków. Rosjanie jak mogli unikali starć z Chinami, które później zostały nazwane konfliktem ussuryjskim, nie dotyczył on tylko walk na dalekim Wschodzie, ale także chińskich ataków na granicę w Kazachstanie. Konflikt zażegnano, ale to Rosjanie musieli ustąpić przekazując sporną wyspę na rzece Ussuri. Co ciekawsze w 2004 Putin po cichutku oddał jeszcze Chińczykom 340 km kwadratowych świętej rosyjskiej ziemi na Amurze! Czy mogą sobie czytelnicy wyobrazić coś takiego na granicy rosyjsko-ukraińskiej lub w okręgu kaliningradzkim?
O co w tym wszystkim chodzi? Chiny w ciągu 40 ostatnich lat wyrosły na mocarstwo, które chce konkurować z Stanami Zjednoczonymi. [Ale to zrobili milionerzy z Zachodu, głównie z USA md]
W pierwszym lepszym chińskim powiatowym mieście jest więcej drapaczy chmur niż w Moskwie – takie jest porównanie ekonomik obu państw. Czym jest Rosja wobec Chin? Niczym. A właściwie łakomym kąskiem.
Syberia to ogromne obszary niezamieszkanej ziemi uprawnej, przebogate złoża wszelkich minerałów i … 4250 km granicy z Chinami. Na Syberii żyje … 25 milionów ludzi, a w Chinach tuż za granicą 1500 milionów. Gęstość zaludnienia po obu stronach granicy na Amurze jest jak 1:100 i wiadomo na czyją korzyść. Od lat Chińczycy arendują ziemię kołchozów na Amurem i pracują tam od wiosny od jesieni. Pracują tam, gdzie nie ma komu pracować, bo Rosjan jest coraz mniej, a ci którzy jeszcze żyją we wsiach na Dalekim Wschodzie piją wódkę kupioną za pieniądze z dzierżawy ziemi Chińczykom.
Rosja wygrała z Niemcami w II Wojnie Światowej swoimi nieograniczonymi zasobami ludzkimi. Po pierwszym dniu Bitwy na łuku kurskim panami pola bitwy byli Niemcy. Naprawili uszkodzone czołgi i następnego dnia znowu odparli atak nowych czołgów radzieckich, trzeciego dnia sytuacja się powtórzyła i choć Niemcy wydawali się mieć przewagę, to Rosjanie ostatecznie bitwę wygrali, ponieważ znowu mogli wprowadzić do walki nowe oddziały. [Synku, toć to była broń, amunicja i transport- amerykańskie. md]
Straty rosyjskie na froncie wschodnim były wielokrotnie większe niż niemieckie, ale wygrywali tym, że mieli większe odwody. Niemcy nie mieli możliwości uzupełnić swoje wyczerpane oddziały. Podobną sytuację widzimy teraz na Ukrainie: Rosjan jest wielokrotnie więcej, ich straty są katastrofalnie większe od ukraińskich, a jednak wolno posuwają się do przodu. Natomiast w konflikcie ussuryjskim było dokładnie na odwrót: Chińczycy tracili wiele więcej żołnierzy, ale następnego dnia mieli nowych żołnierzy do walki. Rosja ciągle stosuje na zachodzie taktykę: ludzie za ziemię. I to jest właśnie przyczyna, że radzieccy, a teraz rosyjscy generałowie tak boja się Chińczyków. Dla Mao utrata 10 milionów byłoby rozwiązaniem problemu uciążliwych nadwyżek demograficznych, dla ZSRR 1 mln. zabitych byłby tragedią nie do odrobienia. Na froncie zachodnim Rosjanie mogą wygrywać przy taktyce „mięsa armatniego”, na wschodnim także dzisiaj nie byłoby na to szans.
Można powiedzieć, że Chiny są biologicznym zagrożeniem dla Rosji, tymczasem Putin twierdzi, że takim zagrożeniem jest Europa „podświni”. Prawda, że to irracjonalne? Putin powinien szukać sojuszu z Europą i Ameryką, aby równoważyć chińską dominację i na to liczy Trump. Tymczasem Putin oddaje Chińczykom świętą ruską ziemię, przymila się do Pana Xi i zachowuje jak jego wasal. Dlaczego? Bo polityka jest irracjonalna. Putin ma obsesje na punkcie Europy, USA, Niemiec, Polski. Ta obsesja nim kieruje i współgra ona z narodowymi kompleksami Rosjan. Putin przemilcza chińskie zagrożenie, a może to robić, ponieważ chińskie ekspansjonizm był zawsze inny niż zachodni, w tym rosyjski. Chiński ekspansjonizm jest polityczno-ekonomiczny, a nie militarny. Chiny podporządkowują sobie państwo za państwem, kontynent za kontynentem poprzez swoje tanie towary i żywy pieniądz za surowce. Putin kieruje anachronicznym Imperium, które jak w epoce lodowcowej opiera się na sile fizycznej. Chiny budują swoją potęgę na wiedzy, technologiach, biznesie i pracowitości. Kiedy na początku lat 90tych uczyłem się na Tajwanie, to ciągłe słyszałem od Chińczyków, że oni lubią trzy rzeczy: pracowanie, kupowanie i jedzenie. Dlatego też chiński imperializm jest ukryty, nie potrzebuje nowych terytoriów tak jak Rosja, która ciągle musi coś pożerać, aby przeżyć.
Chińczycy są niezwykle merkantylni i biznesowi: wszystko sprowadza się do kasy. Jak mieszkałem w Kirgistanie to godzinami, po kilkanaście razy stałem w urzędzie paszportowym, aby przedłużyć wizę. A tu przychodzi Chińczyk, daje paszport (100 baksów w środku) i na moich oczach za kilka minut ma nową wizę. Tak kupili już pół Afryki.
Chińczycy dobrze wiedzą, że stopniowo skolonizują Syberię, bo taka jest demografia, taka jest ekonomia. Dziś na zimę większość z nich pracujących w rolnictwie w okolicach Chabarowska wraca do domu, ale wielu innych cały rok zaludnia chińskie bazary w rosyjskich miastach. Jutro zaludnią wsie, fabryki, porty. Chińskie towary nieustannie opanowują rosyjski rynek mimo prób rosyjskich władz aby to ograniczyć. I pewnego dnia kiedy w mieście lub wsi będzie 90 % Chińczyków, to oni po prostu pokojowo przejmą najpierw Daleki Wschód, a potem całą Syberię. I to Putina nie martwi, bo o tym nie chce myśleć, kiedy krok za krokiem uzależnia swój „dumny” naród od skośnookich. Putin, który rządzi Imperium, które opiera się na sile militarnej, nie chce brać pod uwagę zagrożenie ekspansją ekonomiczną i demograficzną. Jeśli nas nie atakują chińskie czołgi to nie ma problemu – w ten sposób uspokaja rosyjskich patriotów. Chińczykom zaś nie przeszkadza, że na Kremlu będzie wisieć rosyjska flaga, ważne, że łopotać będzie na chińskim wietrze.
To jest właśnie błąd amerykańskiej strategii, ponieważ Trump uważa, że problemy można załatwić przy pomocy szukania wspólnego interesu. Marzy, że Rosja zrobi z nim deal, dlatego że Rosji to się opłaca, a nie opłaca się rola surowcowego wasala Państwa Środka. Ale tu niestety wchodzą czynniki duchowe, ideowe, osobiste. Ideologia Putina jest prosta i nieskomplikowana: narodowy szowinizm, imperializm i „zdrowy, moralny sposób życia” (w odróżnieniu od europejskich „podświni”). W ideologii Putina jest jednak jeszcze jeden element, o którym rzadziej się mówi: euroazjatyzm. Putin wspomina o nim np. w kontekście Szanghajskiej Organizacji Współpracy (Rosja, Chiny, Azja Centralna, Indie, Iran) – ma to być przeciwwaga dla UE i NATO. Euroazjatyzm odwołuje się do idei „zdrowej siły” cywilizacji kontynentalnej przeciwstawianej „pasożytniczej” cywilizacji atlantyckiej. Mają ją tworzyć narody Azji Centralnej (głównie koczownicze) i wschodni Słowianie.
Dosyć to wszystko enigmatyczne, ale jeśli spojrzymy na historię to sprawa staje się jaśniejsza. Hunowie, Turcy, Mongołowie – kolejne hordy wojowniczych plemion koczowników ruszały na zachód pchając przed sobą inne plemiona, co powodowało np. w starożytności Wielką Wędrówkę Ludów. W 1223 Mongołowie podbili Ruś Kijowską i doszli aż do Legnicy budząc przerażenie w całej Europie – to właśnie konkretny przejaw euroazjatyzmu. Tatarzy nie okupowali Rusi, tylko korzystali z usług jednego z ruskich książąt, który dla nich kontrolował inne księstwa, a przede wszystkim zbierał daniny. W tym czasie Aleksander Newski za pomoc w tłumieniu powstania księcia Tweru przeciwko Złotej Ordzie otrzymał od wielkiego chana tytuł wielkiego księcia Włodzimierskiego oraz prawo poboru daniny. Wyśmienity przykład współpracy między koczownikami Azji Centralnej i wschodnimi Słowianami. Z księstwa Włodzimierskiego wyłoniło się Księstwo Moskiewskie, które wykorzystując „przyjaźń” Tatarów i ich sposoby działania stopniowo podporządkowało sobie inne księstwa ruskie. Z czasem powstało z tego Imperium Rosyjskie dziedzicząc po Mongołach nieustanne parcie na Zachód. Można więc mieć wrażenie, że sojusz Rosji z Chinami (zastępującymi poprzednich koczowników-azjatów), gdzie Rosja „zarządzała” by Europą jako zapleczem intelektualnym jest nowym modelem euroazjatyzmu.
Wiarę w racjonalizm widać też w strategii USA wobec Chin. Kluczowa na dzisiaj jest sprawa Tajwanu, pytanie jednak brzmi: Czy Tajwan jest ważny dla Xi wyłącznie z przyczyn strategicznych, jako wyspa strzegąca Morze Południowochińskiego – najważniejszego obecnie akwenu świata? Gdyby tak było można by zrobić z Chińczykami jakiś deal, ale niestety Chińczyk ma kuku na punkcie tej wyspy z innych, mniej racjonalnych powodów. Chiny są niezwykle wrażliwe na wszelkie wpływy obcych państw na swoim terytorium, a Tajwan uznają za swoją ziemię. Państwo Środka, to środek świata i nikt nie może na nim postawić swojej nogi i z tego powodu Tajwan zawsze będzie ujmą na honorze Chińczyków. Drugi powód jest taki, że istnienie innego modelu funkcjonowania Chin niż model postkomunistyczny jest nieustannym zagrożeniem dla kapitalistycznej despotii nacjonal-komunizmu ChRL. Tajwan jest wiecznym zagrożeniem ideowym, podważa zasadność istnienia władzy, która rządzi Chinami od 1949. Amerykanie w swoim racjonalizmie biorą pod uwagę wyłącznie interesy ekonomiczne, a dla Chin ekonomia, polityka są ważne, ale w przypadku Tajwanu jeszcze więcej poczucie swojej godności.
A co to znaczy dla nas? Amerykanie nie traktują Rosji ani jako szczególny problem, ani szczególnego wroga. Ponieważ rozumują w kategoriach biznesu, więc trudno im pojąć irracjonalną drapieżność rosyjskiego Imperium. Oczywiście mogą zmienić zdanie, jeśli zobaczą rosyjskie czołgi w Wilnie, tylko czy wtedy nie będzie za późno? Tym bardziej musimy liczyć na siebie i na lokalne sojusze, z których najważniejszy jest z Ukrainą. USA biorą na siebie zmaganie z chińską despotię, której możliwości ekonomiczne są gigantyczne i ciągle rośnie potencjał militarny. Pax China – mocarstwo, które zniewala człowieka przy użyciu najnowocześniejszych technologii, jest zagrożeniem dla całego globu. Osłabiona Europa nie ma sił, a nawet chęci, aby się Chinom przeciwstawić, pozostaje więc tylko Ameryka. Pamiętajmy jednak, że zwycięstwo Chin może też oznaczać zwycięstwo Rosji: będziemy wtedy wasalem wasala i na nas poniżona Rosja będzie wyładowywać swoją frustrację.
Wygląda na to, że jankesi nie mają jeszcze jasnej wizji jak uspokoić azjatyckiego smoka i macają po omacku chcą ograniczyć na początek chińskie wpływy na swoim kontynencie, budować sojusze na Pacyfiku, przeprowadzić reindustrializację swojego kraju, ograniczyć chiński handel zagraniczny, transfer technologii itp. Przynajmniej dają Chińczykom jasny sygnał, że Ameryka się budzi i gotowa jest walczyć o swoją globalną pozycję. Dzisiaj tylko Ameryka jest w stanie przeciwstawić się totalitarnym Chinom, co dla wolnej i demokratycznej Europy ma kolosalne znaczenie, szczególnie patrząc na nowy euroazjatyzm łączący Rosję z Chinami. Niestety trzeba być realistą i pamiętać wiele lekcji historii, kiedy tyranie zawsze lepiej się dogadywały ze sobą niż z krajami demokratycznymi. To jedna z przyczyn, że mimo zagrożenia, które Chiny niosą Rosji, Putinowi jest bardziej po drodze z Panem XI niż z Donaldem. Tak więc na naszych oczach toczy się Wielka Gra i to o wiele większą niż w XIX wieku w Azji Centralnej między Rosją a Imperium Brytyjskim.
This is just as true in 2026 as it was in 2017- when Branco first penned it…
For some reason, Joe Biden has raised only a small fraction of the funds needed to construct a presidential library…
Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work here and elsewhere, consider becoming a free or paid subscriber.
Przemawiając w czwartek do europejskich przywódców w Belgii, ukraiński dyktator oświadczył, że będzie kontynuował wojnę do 2026 roku, a także przystąpi do NATO „po śmierci prezydenta Donalda Trumpa”.
„Polityka USA jest spójna w kwestii członkostwa Ukrainy w NATO. Nie widzą nas tam… Może w przyszłości sytuacja się zmieni” – powiedział Zełenski uczestnikom. „To kwestia polityki. Świat się zmienia, jedni żyją, inni umierają. Takie jest życie”.
BRUKSELA, BELGIA – 18 GRUDNIA: Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski rozmawia z mediami podczas szczytu UE w budynku Europa, siedzibie Rady UE, 18 grudnia 2025 roku w Brukseli w Belgii. Dzisiejszy szczyt UE skupi się na pomocy dla Ukrainy, kolejnym wieloletnim budżecie i rozszerzeniu, podczas gdy rozmowy handlowe UE-Mercosur pozostają w impasie, ponieważ Włochy i Francja twierdzą, że podpisanie umowy jest przedwczesne, a UE zapewniła jedynie tymczasowe zabezpieczenia importu produktów rolnych. Wołodymyr Zełenski, urodzony 25 stycznia 1978 roku w Krzywym Rogu, w Ukraińskiej SRR, ZSRR, jest ukraińskim politykiem, komikiem, aktorem, scenarzystą i reżyserem, który pełni urząd prezydenta Ukrainy od momentu swojej inauguracji 20 maja 2019 roku.
Infowars.com donosi: Zełenski od lat zabiega o członkostwo w NATO. Częścią jego „planu zwycięstwa” z października 2024 roku było natychmiastowe członkostwo w NATO, co było dla Rosji nie do przekroczenia.
Co ciekawe, jeden z zamachowców na Trumpa, Ryan Wesley Routh, dawniej pracował nad rozszerzeniem działalności Amerykańskiej Legii Cudzoziemskiej na Ukrainie i nawet wzywał do wojny nuklearnej.
W środę Zełenski ogłosił, że prawdopodobnie będzie kontynuował wojnę w 2026 roku, ponieważ Rosja nie planuje jej przerwać bez podpisania przez Ukrainę planu pokojowego – działania, którego dyktator odmawia pomimo niestrudzonych wysiłków urzędników w Waszyngtonie. Zamiast zgodzić się na porozumienie pokojowe, dyktator zażądał od europejskich przywódców zwiększenia poparcia dla jego wojny i kontynuowania go przez Stany Zjednoczone.
Prezydent Trump powiedział, że dyktator ma czas do Święta Dziękczynienia , aby zaakceptować pokój, w przeciwnym razie zostanie odcięty od wsparcia ze strony USA. Ponieważ jednak termin ten już minął, Trump będzie nadal wspierał Ukrainę aż do Bożego Narodzenia (prawdopodobnie zachodniego Bożego Narodzenia przypadającego na 25 grudnia, a nie prawosławnego Bożego Narodzenia, którego dyktator nie obchodzi, gdyż jest żydem).
Biorąc pod uwagę wspomnianą bezczynność Trumpa, Zełenski prawdopodobnie uważa, że może nadal korzystać z tych przedłużeń nie tylko do świąt Bożego Narodzenia, ale do 2026 roku, a być może nawet do śmierci Trumpa.
Szef FBI Kash Patel poinformował o udaremnieniu zamachu terrorystycznego, przygotowywanego przez skrajnie lewicową organizację Turtle Island Liberation Front (Front Wyzwolenia Wyspy Żółwia). Aktywiści mieli planować detonację pięciu ładunków wybuchowych w Los Angeles w sylwestra.
„W miniony weekend FBI udaremniło wiarygodne, bezpośrednie zagrożenie terrorystyczne i aresztowało cztery osoby powiązane z Los Angeles. Miały one planować skoordynowane ataki bombowe z użyciem improwizowanych ładunków wybuchowych (IED) w sylwestra, mające na celu pięć różnych lokalizacji w Los Angeles” – oznajmił Patel na platformie X.
Podczas konferencji prasowej na temat akcji służb, prokurator generalna USA Pam Bondi powiadomiła, że śledczy udaremnili potencjalnie „potężny i zabójczy” zamach terrorystyczny. W sprawie zatrzymano czworo podejrzanych należących do antyrządowej i skrajnie lewicowej organizacji Turtle Island Liberation Front (Front Wyzwolenia Wyspy Żółwia). Liderem grupy miała być 30-letnia Audrey Carroll. Inni członkowie grupy byli w wieku 24, 32 i 41 lat.
Według śledczych plany grupy przewidywały jednoczesną detonację pięciu bomb wymierzonych w amerykańskie firmy, których nazw nie podano.
Na swojej stronie w sieci Facebook organizacja mówi m.in. o sprzeciwianiu się amerykańskiemu imperializmowi. Wyspa Żółwia to nazwa kontynentu amerykańskiego używana przez niektóre rdzenne ludy Ameryki. Grupa miała na Facebooku jedynie nieco ponad 30 sympatyków.
Wśród zarekwirowanych dowodów i materiałów zebranych przez śledczych przedstawiono materiały do produkcji bomb, a także nagranie wideo z próby detonacji bomb na pustyni Mojave. Przedstawiono też transparenty, m.in. z napisem „Śmierć Ameryce, niech żyje Wyspa Żółwia i Palestyna”.
Poza czwórką zatrzymanych w Kalifornii, aresztowano także piątego członka grupy, znajdującego się w Nowym Orleanie. Według Bondi, poza zamachami w Los Angeles grupa planowała też ataki na służby imigracyjne ICE.
Tak zaczynała się piosenka śpiewana przez Lizę Minelli w filmie „Kabaret” opowiadającym o schyłkowej fazie Republiki Weimarskiej w Niemczech, kiedy to tamtejsi Żydowie i celebryci jeszcze używali życia – jak mówi poeta – „całą paszczą”, a tymczasem na horyzoncie majaczył już wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler ze swoimi zwolennikami.
Jak pamiętamy, reprezentował ich cherubinkowaty młodzieniec z Hitlerjugend, śpiewający zaczynającą się od bukolicznego wstępu sentymentalną piosenkę, jak to przyroda i w ogóle wszystko budzi się do życia – ale po nim następowała w refrenie twarda konkluzja, że „przyszłość należy do mnie”. I – jak pamiętamy – tę coraz bardziej stanowczo brzmiącą konkluzję stopniowo podchwytują wszyscy zebrali w piwiarnianym ogródku ludzie, z wyjątkiem pochylonego nad kuflem piwa starowiny, pozostającego w wyraźnej mniejszości.
„Co ci przypomina widok znajomy ten”? Ach, czyż przypadkiem nie piosenkę Macieja Zembatego o Anastazji Pietrownie, która pędziła sankami przez ulice Piotrogrodu, a na jej twarz padały płatki śniegu wielkości złotych pięciorublówek? „A tymczasem na Newie już cumował krążownik »Aurora«”. A potem krążownik „Aurora” wystrzelił – i od tego czasu śpiewamy inne piosenki? Między innymi tę, rozpropagowaną przez Żannę Biczewską: „Nie nada grustit, Gospoda oficery. Czto my potieriali, nikak nie wiernuś. Uż nietu otieczestwa, nietu uż wiery…”.
Ale dość tych sentymentów, bo przecież forsa, która „wprawia w ruch ten świat”, sentymentów nie lubi, a może nawet nie zna, a w każdym razie – nie chce znać? Wracając tedy na nieubłagany grunt forsy, wypada odnotować deklarację amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, który 2 grudnia br. powiedział nie tylko, że Ameryka już „nie uczestniczy finansowo” w wojnie na Ukrainie, ale również – że administracja poprzedniego prezydenta Józia Bidena od roku 2022 wpompowała w Ukrainę co najmniej 350 mld dolarów?
Pioruny w Kijowie walą coraz bliżej
Ale nie zaczęło się to przecież bynajmniej od Józia. Wszystko zaczęło się od 5 mld dolarów, jakie administracja prezydenta Obamy wyłożyła w roku 2014 na zorganizowanie na Ukrainie „majdanu”, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy Europy. Bo na podstawie decyzji szczytu NATO w Lizbonie, 20 listopada 2010 roku, proklamowane zostało „strategiczne partnerstwo NATO-Rosja”, którego najtwardszym jądrem było ustanowione wcześniej strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym był podział Europy na strefę niemiecką i strefę rosyjską, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow. Prawie – bo obecne mocarstwa bałtyckie, które w pierwszej wersji znajdowały się po wschodniej stronie kordonu, teraz – jako członkowie NATO od grudnia 1999 roku – znalazły się po jego stronie zachodniej. Ale Ukraina i Białoruś po staremu były po stronie wschodniej.
Wspomniane 5 mld dolarów doprowadziło nie tylko do wysadzenia w powietrze politycznego „porządku lizbońskiego” – co było – jak można przypuszczać – pierwotną przyczyną obecnej wojny na Ukrainie, ale również – bo Amerykanie wprawdzie sypią szmalem, ale chcą mieć nad nim jakąś kontrolę – stało się też powodem utworzenia przez prezydenta Piotra Poroszenkę, co to zastąpił zbiegłego do Rosji Wiktora Janukowycza – NABU, czyli specjalnej agencji antykorupcyjnej. Ta agencja przez długie lata nie dawała jakichś wyraźnych oznak życia, a w każdym razie „niezależne media głównego nurtu” specjalnie się nią nie interesowały – aż do lipca ubiegłego roku, kiedy to prezydent Zełenski podjął próbę podporządkowania jej rządowi. Mimo wojennej dyscypliny doprowadziło to do gniewnych demonstracji w Kijowie, które może przeszłyby bez echa – ale też do protestu ze strony „Europy”, która też wpompowała w Ukrainę pod pretekstem wojny bajońskie sumy. W rezultacie prezydent Zełenski się wycofał, bo jużci – nie może jednocześnie wojować i z Putinem, i z Ameryką, i z Europą na dodatek. No i się zaczęło.
W odwecie NABU „odkryło” gigantyczną aferę korupcyjną, której głównymi bohaterami byli najbliżsi kolaboranci prezydenta Zełenskiego: Timur Mindycz i Aleksander Cymerman. Timura Mindycza jakiś życzliwy (czy przypadkiem nie prezydent Zełenski?) w ostatniej chwili ostrzegł, dzięki czemu przyjechał on sobie do Warszawy, gdzie wziął nawet udział w nabożeństwie w synagodze sekty Chabad Lubawicz, a następnie, już in odore sanctitatis – odleciał do Izraela, który Żydów nikomu nie wydaje, zwłaszcza, jak przybywają z milionami dolarów.
Wydawało się, że ten grom, który wprawdzie strzelił blisko, już się nie powtórzy – a tymczasem, tuż przed zapowiedzianą wizytą amerykańskiej delegacji w Moskwie, która miała się namawiać z prezydentem Putinem w sprawie „sprawiedliwego pokoju” na Ukrainie, usłyszano w Kijowie kolejną potężną detonację.
Tym razem piorun strzelił tuż obok samego prezydenta Zełenskiego, porażając jego „prawą rękę” w osobie Andrzeja Jermaka, ongiś producenta filmowego, a do niedawna – drugą osobę w państwie po prezydencie Zełenskim. Tego grzmotu, który spowodował łoskot znacznie większy od wybuchu zwiastującego rozpoczęcie operacji „dywersji kolejowej” w rejonie przystanku Mika na trasie Warszawa-Lublin – już wyciszyć się nie dało, toteż pan Jermak nie tylko zrezygnował ze wszystkich funkcji, którą to rezygnację prezydent Zełenski ze zrozumieniem przyjął, ale jeszcze taktownie ogłosił, że rusza na front.
Czy ten ruch miałby oznaczać, że na froncie taktownie da się odstrzelić, czy też tylko zszedł z linii strzału, by – tym razem już bez ostentacyjnego udziału w nabożeństwie – wylądować w bezcennym Izraelu? Jak tam było, tak tam było – bo każdy rozumie, że w delikatnym momencie, gdy ważą się przecież losy „sprawiedliwego pokoju” na Ukrainie, żaden piorun nie powinien trafić prezydenta Zełenskiego.
Na to ewentualnie przyjdzie czas później, kiedy już nastanie ów „sprawiedliwy pokój” – no a wtedy również prezydent Zełenski może doświadczyć rozmaitych przygód – chyba że przytomnie zdąży dotrzeć do Izraela, gdzie w miłym towarzystwie Timura Mindycza, a być może i swojego wynalazcy – Igora Kołomojskiego – w przerwach między toastami będzie się zaśmiewał z ukraińskich – a pewnie i polskich – głupich gojów.
W Brukseli też pioruny
Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po piorunowym gromie trafiającym w Andrzeja Jermaka, kiedy belgijska policja nie tylko aresztowała gwiazdę Unii Europejskiej Madame Fryderykę Mogherini, która po owocnej służbie dla „Europy” wylądowała na posadzie rektora tamtejszego Collegium Thumanum, przygotowującego dla Unii Europejskiej kadry co to w brukselskiej dżungli zawsze potrafią znaleźć najkrótszą drogę do żerowiska. Nie tylko ją aresztowała, ale nawet przeszukała jej apartamenty.
Czego tam szukała, czy to znalazła i jaki zamierza zrobić z tego użytek – tego, ma się rozumieć, jeszcze nie wiemy – ale i bez tego widzimy, że pioruny zaczynają walić też w – wydawałoby się, że bezpiecznej od wszystkich klimatycznych gwałtowności Brukseli. Czy Niebo w ten sposób dało do zrozumienia również Reichsführerin Urszuli Wodęleje, że nie jest bezpiecznie? Tego z góry wykluczyć się nie da i to z kilku powodów.
Po pierwsze wypada zwrócić uwagę, że belgijska policja aresztowała panią Fryderykę zaraz potem, jak Reichsführerin Urszula Wodęleje w ramach konstruowania nie tylko „sprawiedliwego pokoju” dla Ukrainy, ale również – a może nawet przede wszystkim – wpadła na pomysł, by odbudowywać Ukrainę za pieniądze z „zamrożonych” ruskich aktywów. Nawet nie śmiem sobie wyobrazić, ile z tego prezydent Zełenski czy jakiś inny musiałby „koalicji chętnych” odpalić. Rząd belgijski stanowczo się temu sprzeciwił, nie bez powodu obawiając się, że jak już kurz bitewny opadnie, to od kogo ruscy szachiści zażądać mogą zwrotu owych „zamrożonych” aktywów? Czy przypadkiem nie od rządu belgijskiego? W tej sytuacji konieczność aresztowania pani Fryderyki stała się palącą i naglącą oczywistością. A ponieważ ruskie przysłowie powiada, że nikt nie jest bez grzechu wobec Boga ani bez winy wobec cara, to z powodu sprzeciwu rządu belgijskiego co do skonfiskowania i podarowania Ukrainie zamrożonych aktywów rosyjskich, również Europejski Bank Centralny, 2 grudnia br., odrzucił pomysł Reichsführerin Urszuli Wodęleje. Ale Reichsführerin Urszuli Wodęleje może czasami brakować forsy, jednak nigdy nie brakuje jej pomysłów niczym Kukuńkowi „koncepcji”. Toteż zaraz wpadła na pomysł, że skoro nie da się ruszyć zamrożonych ruskich aktywów, to przecież „Europa” zawsze może zaciągnąć „dług” i z tego sfinansować odbudowę Ukrainy.
Ta niebywała pomysłowość Reichsführerin Urszuli Wodęleje utwierdza mnie w podejrzeniach zarówno co do niej, jak również – całej „koalicji chętnych”, że przebiegły prezydent Zełenski owszem – dzielił się krociami, jakimi „Europa” futrowała Ukrainę – ale starannie zapisywał w kapowniku nie tylko, z kim się podzielił i jakimi kwotami – ale również – kto i gdzie te walory schował. W przypadku Reichsführerin nie byłby to zresztą debiut – ale czy innym uczestnikom „koalicji chętnych” jakaś forsa by się nie przydała? Najwyraźniej prezydent Zełenski, chociaż z korzeniami, mógł w swoim postępowaniu kierować się wskazówką Ewangelii, która doradza, by „czynić sobie przyjaciół niegodziwą mamoną” (Por. Łk 16, 9). Jakże inaczej wyjaśnić pragnienie „koalicji chętnych”, by „stać murem” za Ukrainą, kiedy nie wiadomo nawet w ogólnych zarysach, ile ten mur będzie kosztował? Jeśli tedy moje podejrzenia są uzasadnione, to wydaje się oczywiste, że wojna na Ukrainie prędko się nie skończy, bo – jak przestrzegają militaryści – pokój, chociaż oczywiście „sprawiedliwy” – może być też „straszny”.
Pioruny a sprawa polska
Dotychczas poczciwie przypuszczałem, że nasi Umiłowani Przywódcy są za głupi, żeby czerpać jakieś korzyści z wojny – ale jeśli nawet ogólnie to może być prawda, to – jak przy każdej regule – mogą zdarzyć się wyjątki. Dopiero olśniła mnie skwapliwość, z jaką Książę-Małżonek zadeklarował „w imieniu Polski” przekazanie Ukrainie 100 milionów dolarów – dokładnie tyle, ile miał przytulić Timur Mindycz z kolegami. Taka skwapliwość, taka hojność, a przede wszystkim – taka dokładność – przypadkowa przecież być nie może. Mamy w związku z tym dwa alternatywne podejrzenia. Pierwsze – że vaginet obywatela Tuska Donalda też mógł składać jakieś propozycje prezydentowi Zełenskiemu, a ten w kapowniku – i tak dalej. Drugie – że vaginet obywatela Tuska Donalda – jako „sługa narodu ukraińskiego” – żadnych propozycji prezydentowi Zełenskiemu nie ośmielał się złożyć, a skwapliwość Księcia-Małżonka jest rezultatem iskrówki, jaką do vaginetu wysłała Reichsführerin Urszula Wodęleje: wiecie, rozumiecie; przekażcie telegraficznie Ukrainie 100 mln dolarów, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa.
Prezydent USA Donald Trump podpisał w poniedziałek rozporządzenie uznające fentanyl za broń masowego rażenia. W uzasadnieniu stwierdził, że „wrogowie USA używają go, by zabijać Amerykanów”. Oświadczył zarazem, że rozważa złagodzenie federalnych restrykcji obejmujących marihuanę.
Przed podpisaniem rozporządzenia, zgodnie z którym fentanyl jest traktowany jako broń masowego rażenia, Trump powiedział, że „nie ma wątpliwości, że przeciwnicy Ameryki przemycają fentanyl do Stanów Zjednoczonych, po części dlatego, że chcą zabijać Amerykanów”. Nazwał przy tym przemyt syntetycznego narkotyku „wojną, w której ginęło 200-300 tys. osób rocznie”.
Dokument stwierdza, że nielegalny fentanyl jest „bliższy broni chemicznej niż narkotykowi”, a śmiertelna dawka wynosi dwa miligramy. Dekret nakazuje m.in. Pentagonowi ustalenie, czy zagrożenie związane z fentanylem wymaga przeznaczenia zasobów wojskowych ministerstwu sprawiedliwości oraz każe resortowi obrony uaktualnić procedury reagowania na incydenty chemiczne, by uwzględnić w nich też zagrożenie fentanylem. Ponadto rozporządzenie poleca wszczęcie śledztw w sprawie przemytu zakazanego środka oraz nakładania sankcji finansowych na osoby i organizacje, które się tym zajmują.
Fentanyl był w ostatnich latach najczęstszym powodem śmierci Amerykanów z przedawkowania. Według rządowych statystyk w 2024 r. z powodu przedawkowania fentanylu zginęło ok. 48 tys. osób, co stanowiło 60 proc. tego typu zgonów. W szczytowym roku 2022 przedawkowanie narkotyków było przyczyną śmierci ponad 105 tys. osób.
Podczas poniedziałkowego wystąpienia w Gabinecie Owalnym Trump ponownie zapowiedział lądowe ataki wojska na przemytników narkotyków. Wcześniej wielokrotnie składał podobne deklaracje, grożąc uderzeniami nie tylko przeciwko Wenezueli – przez którą przemycana jest głównie kokaina – ale też Kolumbii i Meksykowi, który jest jednym z głównych źródeł nielegalnego fentanylu. Środki chemiczne, tzw. prekursory do jego wytwarzania, pochodziły dotąd głównie z Chin.
Trump potwierdził też w poniedziałek doniesienia, że rozważa zmianę statusu prawnego marihuany. Dekret miałby zmienić jej klasyfikację ze środka obłożonego najpoważniejszymi restrykcjami (kategoria I) – na równi m.in. z heroiną i powyżej dotychczasowego statusu fentanylu, które jest używane w medycynie – do kategorii III, w której są m.in. kodeina, sterydy anaboliczne, testosteron czy ketamina.
– Rozważamy to, tak. Wiele osób chce, by zmienić tę klasyfikację, co umożliwi ogromną liczbę badań, a nie da się ich bez tego przeprowadzić. Dlatego bardzo się temu przyglądamy – powiedział Trump.
Prace nad tymi zmianami zaczęły się za prezydentury Joe Bidena, jednak proces ten zwykle zajmował lata. Zmiana klasyfikacji marihuany nie zalegalizuje tego środka na poziomie federalnym, choć jest on legalny – do celów medycznych i/lub rekreacyjnych w większości stanów (w 24 z 50 w celach rekreacyjnych, w 40 – medycznych).
„Znam dobrych przywódców. Znam złych przywódców. Znam mądrych. Znam głupich. Są też naprawdę głupi” – mówił o politykach w Europie Donald Trump. Prezydent USA skrytykował postawę europejskich przywódców wobec wojny na Ukrainie i masowej migracji. Wśród nielicznych wyjątków wymienił Węgry i Polskę.
– Znam ich bardzo dobrze. Znam ich naprawdę dobrze. Niektórzy są moimi przyjaciółmi. Niektórzy są w porządku. Znam dobrych przywódców. Znam złych przywódców. Znam mądrych. Znam głupich. Są też naprawdę głupi. Ale nie wykonują dobrej roboty. Europa nie wykonuje dobrej roboty pod wieloma względami – przyznał Trump, pytany przez POLITICO o postawę państw UE w odniesieniu do wojny na Ukrainie.
W ocenie prezydenta USA, europejskie mocarstwa „nie osiągają żadnych rezultatów” w kwestii ukraińskiej. – Gadają, ale nie osiągają żadnych rezultatów. A wojna trwa i trwa. Trwa już cztery lata, długo przed moim przybyciem tutaj (…) jedynym powodem, dla którego naprawdę mnie to obchodzi, jest to, że nie znoszę patrzeć, jak giną młodzi, piękni ludzie – powiedział.
W ocenie prezydenta USA, dalszy kierunek polityki czołowych państw UE doprowadzi do sytuacji, w której „wiele z tych krajów przestanie być krajami zdolnymi do funkcjonowania”. – Ich polityka imigracyjna to katastrofa. To, co robią w kwestii imigracji, to katastrofa – przyznał.
– Jeśli spojrzeć na Paryż, to jest to zupełnie inne miejsce. Kochałem Paryż. Hm, jest to zupełnie inne miejsce niż kiedyś. Jeśli spojrzeć na Londyn, to mamy burmistrza o nazwisku Khan. Jest okropnym burmistrzem. Jest niekompetentnym burmistrzem, ale jest też okropnym, złośliwym, obrzydliwym burmistrzem. Myślę, że wykonał fatalną robotę – doprecyzował.
Trump całkowicie odrzucił sugestie, jakoby interesowało go zdobycie władzy w Europie poprzez wspieranie pro-amerykańskiej opozycji w poszczególnych krajach. Przyznał jednocześnie, że udziela niektórym kandydatom wsparcia przed wyborami. W tym kontekście wymienił Viktora Orbána i prezydenta Argentyny Javiera Mileia. W Białym Domu przed czerwcowymi wyborami prezydenckimi gościł również Karol Nawrocki.
W odniesieniu do kwestii migracyjnych, Trump uważa, że niektórzy przywódcy „powinni być przerażeni tym, co robią swoim krajom”. Podkreślił, że przybysze z Afryki i Bliskiego Wschodu przynoszą „swoją ideologię”, a jako wyborcy głosują na kandydatów ze swojego środowiska. W konsekwencji dochodzi do przejęcia kraju przez obcy kulturowo żywioł. Jako przykład ponownie wskazał burmistrza Londyu, Sadiqa Khana.
– Burmistrz Londynu to katastrofa. Ma zupełnie inną ideologię niż powinien. Został wybrany, ponieważ przybyło tak wielu ludzi. (…) Ale nienawidzę tego, co stało się z Londynem, i nienawidzę tego, co stało się z Paryżem – podkreślił. W jego opinii Europa „jest słaba” ponieważ chce być politycznie poprawna.
Jako wyjątek od tej reguły, prezydent USA wskazał Węgry stawiające tamę masowej migracji. – Polska również wykonała bardzo dobrą robotę w tym zakresie. Jednak większość europejskich narodów…one podupadają. Gniją – przyznał.
Strategia Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Strategy), którą administracja Donalda Trumpa opublikowała 4 grudnia 2025 r. zrywa z tzw. liberalnym porządkiem międzynarodowym, którego budowniczym i strażnikiem po II wojnie światowej były same Stany Zjednoczone oraz koryguje kurs polityki zagranicznej. Chodzi o to, odbudować siłę wewnętrzną Ameryki, która powinna być zdolna do ograniczenia wpływów mocarstw zagrażających realizacji interesów i ambicji Waszyngtonu w świecie wielobiegunowym. Równocześnie Stany Zjednoczone wypowiadają wojnę dekarbonizacji gospodarki i Zielonemu Ładowi.
Ambicją USA jest „pozostanie najsilniejszym, najbogatszym, najpotężniejszym i najbardziej odnoszącym sukcesy krajem na świecie przez kolejne dekady”.
Już we wstępie dokumentu zaznaczono, że „Strategia to konkretny, realistyczny plan, który wyjaśnia zasadniczy związek między celami a środkami: zaczyna się od dokładnej oceny tego, co jest pożądane i jakie narzędzia są dostępne lub mogą zostać realistycznie stworzone, aby osiągnąć pożądane rezultaty”.
Strategia ustala priorytety i „nie każdy kraj, region, problem czy sprawa – jakkolwiek godna uwagi – może być przedmiotem amerykańskiej strategii”.
Zasadniczym celem Ameryki jest „ochrona podstawowych interesów narodowych”. I to „jest jedyny cel” przedstawionej strategii.
Zdaniem jej autorów, wszystkie poprzednie tego typu dokumenty, jakie pojawiły się od czasu zakończenia zimnej wojny „zawiodły”, dlatego, że były idealistyczne, a nie realistyczne. Zawierały „niejasne banały” i „często błędnie oceniały, czego powinniśmy chcieć”.
Błędnie zakładano, że Ameryka musi pozostać „policjantem świata” i że ma wystarczające zasoby, aby pełnić tę rolę. Ponadto postawiono na dalszy rozwój globalizmu i „tak zwanego wolnego handlu, które wydrążyły klasę średnią i bazę przemysłową, a od niej zależy amerykańska dominacja gospodarcza i militarna”. Nadto „pozwolono sojusznikom i partnerom przerzucić koszty obronności na Amerykanów”, a czasami także „wciągano ich w konflikty i kontrowersje”, kluczowe dla interesów tych państw, ale „peryferyjne lub nieistotne” dla interesów USA. Wreszcie, naciskano na globalny zarząd poprzez sieć instytucji międzynarodowych, „z których niektóre kierują się jawnym antyamerykanizmem, a wiele transnacjonalizmem, jawnie dążąc do zniesienia suwerenności poszczególnych państw”.
Krótko mówiąc, amerykańskie elity dążyły do „fundamentalnie niepożądanego i niemożliwego do osiągnięcia celu” i „podważały w ten sposób środki niezbędne do jego osiągnięcia”, to jest „charakter” narodu amerykańskiego, dzięki któremu możliwe było zbudowanie „potęgi, bogactwa i przyzwoitości” Ameryki.
Stąd konieczna stała się korekta tej polityki, aby „rozpocząć nowy złoty wiek”.
Strategia stawia trzy pytania: 1) Czego powinny chcieć Stany Zjednoczone?; 2) Jakie są dostępne środki, aby to osiągnąć?; oraz 3) Jak można połączyć cele i środki w możliwą do zrealizowania Strategię Bezpieczeństwa Narodowego?
Czego chcą Stany Zjednoczone?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: „Przede wszystkim zależy nam na dalszym przetrwaniu i bezpieczeństwie Stanów Zjednoczonych jako niezależnej, suwerennej republiki, której rząd chroni prawa naturalne obywateli nadane przez Boga i priorytetowo traktuje ich dobrobyt i interesy. Chcemy chronić ten kraj, jego mieszkańców, jego terytorium, jego gospodarkę i jego styl życia przed atakami militarnymi i bezwzględnymi wpływami zagranicznymi, czy to szpiegostwem, drapieżnymi praktykami handlowymi, handlem narkotykami i ludźmi, destrukcyjną propagandą i operacjami wpływu, subwersją kulturową, czy jakimkolwiek innym zagrożeniem dla naszego narodu”.
W dokumencie podkreśla się konieczność zachowania pełnej kontroli nad polityką migracyjną. Amerykanie nie chcą promowanej przez oenzetowskie agendy i UE „uporządkowanej migracji”, lecz „powstrzymania” „destabilizujących przepływów ludności”.
Ponadto pragną zapewnić „odporną infrastrukturę narodową”, która nie tylko przetrzyma klęski żywiołowe, ale także wszelkie ataki i inne „zagrożenia” szkodzące narodowi i gospodarce.
Wreszcie Amerykanie chcą mieć „najpotężniejszą, najskuteczniejszą i najnowocześniejszą armię świata”, by chronić własne interesy i zapobiegać wojnom, a w razie konieczności je toczyć, „wygrywać szybko i zdecydowanie, z jak najmniejszymi stratami”.
Chcą „najsolidniejszego, najbardziej wiarygodnego i najnowocześniejszego na świecie odstraszania nuklearnego, a także obrony przeciwrakietowej nowej generacji – w tym Złotej Kopuły dla amerykańskiej ojczyzny – aby chronić naród amerykański, amerykańskie aktywa za granicą i amerykańskich sojuszników”.
USA chcą także mieć „najsilniejszą, najbardziej dynamiczną, innowacyjną i najnowocześniejszą gospodarkę świata”, która jest „fundamentem amerykańskiego stylu życia”. Styl ten „obiecuje i zapewnia powszechny i szeroki dobrobyt, mobilność społeczną i nagradza za ciężką pracę”.
Bez silnej gospodarki nie ma silnej armii. Ta pierwsza zależy od silnego sektora przemysłowego, a ten można zbudować, dostosowując produkcję do potrzeb przemysłu obronnego.
„Pielęgnowanie amerykańskiej siły przemysłowej musi stać się najwyższym priorytetem krajowej polityki gospodarczej” – zaznaczono w dokumencie.
Jednocześnie, Amerykanie pragną „najsolidniejszego, najbardziej produktywnego i innowacyjnego sektora energetycznego na świecie – takiego, który zdolny jest nie tylko do napędzania amerykańskiego wzrostu gospodarczego, ale także do bycia jednym z wiodących amerykańskich sektorów eksportowych”. I wcale nie porzucają paliw kopalnych, a nawet wypowiedzieli wojnę globalnej dekarbonizacji.
Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o ochronę własności intelektualnej przed kradzieżą z zagranicy.
Autorzy strategii zapowiadają utrzymanie „niezrównanej miękkiej siły” obiecują wywierać pozytywny wpływ na świat, „szanując odmienne religie, kultury i systemy rządzenia innych krajów”. Ale by to móc osiągnąć, konieczne jest zachowanie wiary „w inherentną wielkość i przyzwoitość” Ameryki.
Kolejna rzecz, jakiej pragną stratedzy to „przywrócenie i ożywienie amerykańskiego zdrowia duchowego i kulturowego, bez którego długoterminowe bezpieczeństwo jest niemożliwe”. Dlatego tak ważne jest pielęgnowanie patriotyzmu, docenianie i pamięć o bohaterach itp.
Kraj ma być pozostawiony przyszłym pokoleniom w lepszym stanie, niż go zastano i wszyscy Amerykanie powinni pracować dla wspólnego dobrobytu, tworząc „silne, tradycyjne rodziny, które wychowują zdrowe dzieci”.
W strategii sformułowano oczekiwania względem świata.
Czego Ameryka chce od świata?
Przede wszystkim zwraca się ku półkuli zachodniej, która ma pozostać „w miarę stabilna i wystarczająco dobrze rządzona, aby zapobiegać i zniechęcać do masowej migracji do Stanów Zjednoczonych”. Amerykanie oczekują, że kraje Ameryki Łacińskiej będą współpracować w celu zwalczania handlu narkotykami i innych transnarodowych organizacji przestępczych. Nie dopuszczą do tego, by inne mocarstwa – w domyśle Chiny, ale także Rosja – przejmowały kluczowe aktywa w państwach Ameryki Południowej. To Stany Zjednoczone zamierzają zapewnić sobie w nich „stały dostęp do kluczowych lokalizacji strategicznych”. Po prostu potwierdzono słynną doktrynę Monroe’a pochodzącą z 2 grudnia 1823 r., która ewoluowała na przestrzeni lat i dzisiaj bardziej kojarzona jest z uznaniem półkuli zachodniej za tradycyjną sferę wpływów USA.
Oczekuje się także utrzymania wolnego i otwartego Indo-Pacyfiku, zachowując swobodą żeglugi morskiej na wszystkich kluczowych szlakach, a także utrzymania „bezpiecznych i niezawodnych łańcuchów dostaw i dostępu do kluczowych materiałów”.
Jednocześnie zadeklarowano, że USA nie zrezygnują ze wspierania „sojuszników w zachowaniu wolności i bezpieczeństwa Europy, przywracając jej jednocześnie cywilizacyjną pewność siebie i zachodnią tożsamość”. Ma to o tyle istotne znaczenie, że Waszyngton zadeklarował większą aktywność, jeśli chodzi o obronę obywateli europejskich przed ograniczaniem ich podstawowych wolności, w tym wolności słowa i wyznania.
Zadeklarowano również, że USA nie dopuszczą do dominacji „wrogiego mocarstwa na Bliskim Wschodzie”, w tym nad zasobami surowców energetycznych, ale będą starali się uniknąć „wiecznych wojen”.
Wreszcie kolejny priorytet to uzyskanie przewagi nad resztą świata w zakresie technologii i regulacji odnośnie do sztucznej inteligencji, biotechnologii i komputerów kwantowych.
„To są podstawowe, żywotne interesy narodowe Stanów Zjednoczonych”. To na nich Ameryka się skupi.
Jakie mają środki, by osiągnąć cele?
Są to: elastyczny system polityczny, który można korygować, największa i najbardziej innowacyjna gospodarka świata, dzięki której możliwe jest utrzymanie „dźwigni nad innymi krajami pragnącymi uzyskać dostęp do rynku amerykańskiego”, wiodący system finansowy i rynki kapitałowe, w tym utrzymywanie statusu dolara jako globalnej waluty rezerwowej, najbardziej zaawansowany, innowacyjny i dochodowy sektor technologiczny na świecie (dzięki niemu wzmacniane są globalne wpływy Ameryki i zapewniona jest jakościowa przewaga sił zbrojnych), „najpotężniejsza i najzdolniejsza armia świata”, sieć sojuszy w różnych regionach świata, świetne położenie geograficzne z bogatymi zasobami naturalnymi, brak konkurencyjnych mocarstw fizycznie dominujących na półkuli zachodniej, granice bez ryzyka inwazji militarnej i wielkie mocarstwa oddzielone rozległymi oceanami. Inne atuty to: niezrównana „miękka siła” i wpływy kulturowe, odwaga, siła woli i patriotyzm narodu amerykańskiego, a wraz z nową administracją Donalda Trumpa przywracana jest „kultura kompetencji, wykorzeniając tzw. DEI i inne dyskryminacyjne oraz antykonkurencyjne praktyki, które degradują nasze instytucje i hamują nasz rozwój”. Uwalniane są „ogromne moce produkcyjne energii jako strategiczny priorytet w celu napędzania wzrostu i innowacji oraz wspierania i odbudowy klasy średniej”, a ponadto Ameryka się „reindustrializuje”.
Deklaruje się „przywrócenie wolności gospodarczej obywatelom poprzez historyczne obniżki podatków i działania deregulacyjne, czyniąc ze Stanów Zjednoczonych główne miejsce do prowadzenia działalności gospodarczej i inwestowania kapitału”. Z kolei inwestowanie w nowe technologie i nauki podstawowe ma zapewnić ciągły dobrobyt, przewagę konkurencyjną i dominację militarną Ameryki w przyszłości.
Zasady
Polityka zagraniczna USA ma być pragmatyczna, realistyczna, oparta na zasadach, ale nie „idealistyczna”, muskularna, ale jednocześnie nie „jastrzębia” i powściągliwa, chociaż nie „gołębia”. Ma być po prostu skuteczna.
Stawia się na negocjacje pokojowe i dyplomację, które mają doprowadzić do zakończenia konfliktów i sporów w różnych regionach świata, mogących być potencjalnym zarzewiem nowych wojen globalnych. W tym celu ma być wykorzystywana „niekonwencjonalna dyplomacja, amerykańska potęga militarna i wpływy ekonomiczne”.
Polityka zagraniczna, obronna i wywiadowcza musi opierać się na wąsko – a nie szeroko – określonym interesie narodowym, aby były szanse na realizację celów zasadniczych w zakresie bezpieczeństwa narodowego.
Zgodnie z maksymą osiągania „pokoju przez siłę”, wrogowie i konkurenci mają być odstraszani dzięki utrzymaniu „najsilniejszej gospodarki” na świecie, rozwijaniu „najnowocześniejszych technologii, wzmacnianiu zdrowia kulturowego społeczeństwa i wystawianiu najsprawniejszych na świecie sił zbrojnych”.
Inną istotną zasadą jest „skłonność do nieinterwencjonizmu” – ale nie wykluczenie go – uznając za Deklaracją Niepodległości, że inne narody są uprawnione z racji prawa naturalnego do zachowania odrębnej, a jednocześnie równej pozycji względem innych narodów.
Kolejna zasada to „elastyczny realizm”, który ma zapewnić dobre i pokojowe stosunki handlowe z innymi państwami, bez narzucania własnych zmian społecznych odrębnym kulturowo wspólnotom. Innymi słowy, Amerykanie rezygnują z narzucania własnego modelu demokracji innym krajom, które mogą mieć inne systemy rządów, chociaż nie zrezygnują z „nakłaniania podobnie myślących przyjaciół do przestrzegania wspólnych norm”.
I co chyba najistotniejsze potwierdzono to, co od dawna wiadomo, a co próbowano rozmyć wraz z forsowaniem globalizmu i sfederalizowania całego świata, w którym państwa narodowe przekażą znaczną część kompetencji na rzecz rządów federalnych w regionach, a potem jednego światowego rządu, jak to postulują federaliści związani z Grupą Spinellego, która zawiązała się wiele lat temu w Parlamencie Europejskim.
Otóż uznano prymat państw narodowych. Wskazano, że „Podstawową jednostką polityczną jest i pozostanie państwo narodowe. Jest naturalne i sprawiedliwe, że wszystkie narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu i strzegą swojej suwerenności. Świat funkcjonuje najlepiej, gdy narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu. Stany Zjednoczone będą stawiać własne interesy na pierwszym miejscu i – w stosunkach z innymi narodami – będą zachęcać je do stawiania na pierwszym miejscu również swoich interesów. Opowiadamy się za suwerennymi prawami narodów, przeciwko podważającym suwerenność najazdom najbardziej inwazyjnych organizacji transnarodowych, a także za reformą tych instytucji, aby wspierały, a nie utrudniały suwerenność jednostki i amerykańskie interesy”.
W polityce zagranicznej, obronnej i wywiadowczej istotne jest strzeżenie suwerenności przed zapędami organizacji transnarodowych i międzynarodowych oraz niektórych państw, które dążą do narzucenia cenzury.
Jednocześnie Amerykanie nie pozwolą na „operacje wywierania wpływu” przez obce mocarstwa lub podmioty i lobbing, które miałyby po raz kolejny uwikłać ich w konflikty zagraniczne, a także „cynicznie manipulowałyby” ich systemem imigracyjnym w celu „budowania bloków wyborczych lojalnych wobec zagranicznych interesów” w USA. Ameryka wytyczy własny kurs i będzie sama decydować o swoim losie, bez ingerencji z zewnątrz.
Następną zasadą jest „równowaga sił”, czyli powrót do koncertu mocarstw i budowania porządku w oparciu o zasady westfalskie promowane m.in. przez byłego sekretarza stanu i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Henry Kissingera. Ameryka będzie współpracować z sojusznikami i partnerami, by nie dopuścić do dominacji jakiegokolwiek państwa, które mogłoby zagrozić jej interesom. Celem jest utrzymanie globalnej i regionalnej równowagi sił.
Wreszcie polityka zagraniczna ma służyć pracownikom. Jak najwięcej ludzi ma korzystać z gospodarki dobrobytu.
Amerykanie obiecują także zachowanie sprawiedliwości, co odnoszą do sprawiedliwego handlu, sprawiedliwych sojuszy, jak i sprawiedliwego dzielenia obciążeń związanych ze wspólną obroną.
Dużą wagę przywiązuje się do kompetencji i zasług, które dają przewagę cywilizacyjną, jednoczenie wypowiadając wojnę „radykalnym ideologiom, które dążą do zastąpienia kompetencji i zasług uprzywilejowanym statusem grupowym”. Odniesiono się w ten sposób do „kultury wokeizmu” i szkoleń DEI prowadzonych przez korporacje, uniwersytety i instytucje promujące paradygmat zrównoważonego rozwoju (w tym obowiązek raportowania ESG służący wywłaszczaniu przedsiębiorstw). Zaznaczono, że uleganie tym ideologiom doprowadzi do tego, że „Ameryka stanie się nierozpoznawalna i niezdolna do obrony”.
Priorytety
Za priorytet uznano konieczność zakończenia masowej migracji. Amerykanie wskazują, że „Każdy kraj, który uważa się za suwerenny, ma prawo i obowiązek określić swoją przyszłość. W całej historii suwerenne państwa zabraniały niekontrolowanej migracji i przyznawały obywatelstwo rzadko, i tylko tym cudzoziemcom, którzy również musieli spełnić rygorystyczne kryteria”. Wskazano, że masowa migracja jest po prostu zła. Nie tylko nadwyręża zasoby krajowe, ale przyczynia się do wzrostu przemocy i przestępczości, osłabia spójność społeczną, zaburza rynki pracy i podważa bezpieczeństwo narodowe. Dlatego „era masowej migracji musi się skończyć”. Nie ma niczego istotniejszego dla bezpieczeństwa narodowego, jak zapewnienie bezpieczeństwa granic. „Musimy chronić nasz kraj przed inwazją, nie tylko przed niekontrolowaną migracją, ale także przed zagrożeniami transgranicznymi, takimi jak terroryzm, narkotyki, szpiegostwo i handel ludźmi. Granica kontrolowana wolą narodu amerykańskiego, realizowaną przez jego rząd, jest fundamentalna dla przetrwania Stanów Zjednoczonych jako suwerennej republiki”.
Drugim priorytetem jest „ochrona podstawowych praw i wolności”, „praw naturalnych nadanych przez Boga obywatelom amerykańskim”. Stąd wypowiedziano wojnę polityce poprzedniej administracji Biden-Harris, która – pod pretekstem „ochrony demokracji” i „deradykalizacji” – wykorzystywała swoją władzę do ograniczania praw i wolności obywateli, w szczególności „prawa do wolności słowa, wolności religii i sumienia oraz prawo do wyboru i kierowania wspólnym rządem”. Są to „fundamentalne prawa, których nigdy nie wolno naruszać”. Stany Zjednoczone mają zdecydowanie opowiadać się za ich przestrzeganiem w literze i duchu, wymagając tego także od sojuszników i partnerów, którzy twierdzą, że podzielają te same wartości. „Będziemy sprzeciwiać się elitarnym, antydemokratycznym ograniczeniom podstawowych wolności w Europie, w anglosferze i resztach demokratycznego świata, zwłaszcza wśród naszych sojuszników” – wskazano.
Kolejny priorytet to dzielenie się obciążeniami i przerzucanie kosztów w związku z utrzymaniem równowagi sił w różnych regionach świata. Przypomniano sojusznikom „nowy globalny standard” ustanowiony w ramach „Zobowiązania Haskiego”, a związany z przeznaczaniem przez państwa NATO do 5% PKB na obronność. Ponadto mają one odpowiadać za bezpieczeństwo swoich regionów. „Stany Zjednoczone zorganizują sieć podziału obciążeń, której koordynatorem i podmiotem wspierającym będzie rząd amerykański”.
Zakłada się m.in. korzystniejsze traktowanie w kwestiach handlowych, dzielenie się technologią i sprzedaż broni tym krajom, które dobrowolnie wezmą na siebie większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w swoich regionach i dostosują swoją kontrolę eksportu do amerykańskiej.
Inny priorytet to reorganizacja przez pokój, czyli dążenie do pokojowych porozumień w regionach i krajach peryferyjnych względem bezpośrednich, kluczowych interesów Ameryki, co miałoby sprzyjać zwiększeniu stabilności i wzmocnieniu Ameryki.
Następny priorytet dotyczy zachowania bezpieczeństwa ekonomicznego jako fundamentu bezpieczeństwa narodowego. Stąd nacisk zostanie położony na „zrównoważony handel”, który ma doprowadzić m.in. do redukcji deficytów handlowych, ograniczenia barier dla eksportu, dumpingu i innych antykonkurencyjnych praktyk szkodzących amerykańskiemu przemysłowi i pracownikom. USA muszą także zapewnić sobie dostęp do kluczowych łańcuchów dostaw i materiałów niezbędnych dla obronności lub gospodarki kraju. Agencje wywiadowcze zintensyfikują monitoring kluczowych łańcuchów dostaw i zmapują postęp technologiczny, aby szybko zniwelować powstające luki i zagrożenia dla bezpieczeństwa i dobrobytu Ameryki.
Realizacja priorytetu dotyczącego zachowania bezpieczeństwa ekonomicznego wymaga także reindustrializacji. Amerykanie, którzy jeszcze do niedawna kładli nacisk na usługi mówią teraz, że „Przyszłość należy do producentów”. Dlatego „Stany Zjednoczone zreindustrializują swoją gospodarkę, przeniosą produkcję przemysłową z innego kraju oraz będą zachęcać i przyciągać inwestycje w rodzimą gospodarkę i siłę roboczą, koncentrując się na kluczowych i wschodzących sektorach technologii, które zdefiniują przyszłość”. By to osiągnąć, wykorzystają politykę celną i nowe technologie. Przemysł ma się odrodzić „w każdym zakątku” Stanów Zjednoczonych, aby, podnieść standard życia amerykańskich pracowników i zapewnić na zawsze niezależność od „jakiegokolwiek przeciwnika, obecnego ani potencjalnego, w zakresie kluczowych produktów lub komponentów”.
Ma się odrodzić przemysł zbrojeniowy dostosowany do obecnych warunków panujących na polu walki, jednoczenie produkcja powinna być nisko kosztowa na wielką skalę i dostarczać najwydajniejsze oraz najnowocześniejsze systemy i amunicję, a także relokować łańcuchy dostaw przemysłu zbrojeniowego. Żołnierze mają mieć dostęp do taniej broni, ale także do najwydajniejszych i zaawansowanych systemów do walki z wyrafinowanym wrogiem. Amerykanie nie tylko chcą odbudować swój przemysł zbrojeniowy, ale będą zachęcać do tego także sojuszników i partnerów.
I co niezwykle istotne, Amerykanie chcą zapewnić swoją dominację energetyczną na świecie, jeśli chodzi o produkcję paliw kopalnych i energię jądrową.
Waszyngton wypowiada wojnę dekarbonizacji i oczekuje, że inne kraje będą importować amerykańską energię. To między innymi dzięki temu mają pojawić się dobrze płatne miejsca pracy w Stanach Zjednoczonych, zmniejszyć się obciążenia dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, postępować reindustrializacja, i pozwoli to USA utrzymać przewagę w dziedzinie najnowocześniejszych technologii, takich jak tak zwana sztuczna inteligencja. Dodatkowo eksport surowców pozwoli zacieśnić relacje z sojusznikami, ograniczając wpływy przeciwników i ochroni zdolność USA do obrony swoich wybrzeży, a nadto pozwoli – w razie konieczności – na projekcję siły.
„Odrzucamy katastrofalne ideologie zmiany klimatu i zerowej emisji netto, które tak bardzo zaszkodziły Europie, zagrażają Stanom Zjednoczonym i subsydiują naszych przeciwników”. Szczerze powiedziawszy, to ten fragment strategii ma kolosalne znaczenie dla europejskich decydentów, którzy wbrew logice i instynktowi samozachowawczemu postawili na tak zwany zrównoważony rozwój, starając się jak najszybciej zdekarbonizować się (zdeindustrializować), przyczyniając się nie tylko do drastycznego obniżenia własnego bezpieczeństwa w sytuacji uzależnienia od chińskich surowców i technologii, ale doprowadzając do ruiny coraz większe rzesze mieszkańców kontynentu europejskiego, którzy nie są w stanie udźwignąć kosztów transformacji eko-cyfrowej, generując przy tym wiele nowych problemów społecznych.
Amerykanie zamierzają także zachować dominację w sektorze finansowym, aby móc dalej wywierać nacisk na inne państwa. Zastrzeżono przy tym, że amerykańskiej pozycji lidera „nie można traktować jako pewnik”, a zagraża jej rozwój finansów cyfrowych.
Polityka regionalna
Jeśli chodzi o politykę regionalną, uznano, że Ameryka musi skupić się na priorytetach i dlatego kluczowe jest po pierwsze potwierdzenie i egzekwowanie doktryny Monroe’a, by „przywrócić amerykańską dominację na półkuli zachodniej oraz chronić ojczyznę i dostęp do kluczowych obszarów geograficznych w całym regionie”.
Ameryka nie zgodzi się nie tylko na rozmieszczenie sił wojskowych swoich konkurentów na tym obszarze, co np. robią Chiny i Rosja w Wenezueli, Chiny w Panamie itd., ale nie pozwolą także „konkurentom spoza półkuli” na „posiadanie lub kontrolowanie strategicznie ważnych zasobów na swojej półkuli”. „To trumpowskie uzupełnienie doktryny Monroe’a jest zdroworozsądkowym i skutecznym sposobem na przywrócenie amerykańskiej potęgi i priorytetów, zgodnych z amerykańskimi interesami bezpieczeństwa”.
Polityka na półkuli zachodniej ma polegać na „werbowaniu i ekspansji”, czyli pozyskiwaniu przyjaciół i zwalczaniu migracji, przepływu narkotyków oraz wzmacnianiu stabilność i bezpieczeństwa na lądzie i morzu. Ameryka chce być preferowanym partnerem gospodarczym krajów Ameryki Łacińskiej i partnerem bezpieczeństwa na półkuli zachodniej.
Wszystko to ma pomóc w stworzeniu „znośnej stabilności w regionie”, by powstrzymać nielegalną i destabilizującą migrację, zneutralizować kartele przestępcze i rozwijać lokalne gospodarki. Dlatego kraje podzielające priorytety USA będą nagradzane i wspierane. Podobnie, rząd USA będzie wspierać „partie polityczne i ruchy regionu, które zasadniczo podzielają zasady i strategię amerykańską”.
W strategii jest mowa o „czterech oczywistych rzeczach”, jeśli chodzi o półkulę zachodnią. Dotyczą on dostosowania globalnej obecności wojskowej w celu stawienia czoła pilnym zagrożeniom na półkuli, odpowiedniej obecności Straży Przybrzeżnej i Marynarki Wojennej w celu kontrolowania szlaków morskich i zapobieganiu nielegalnej migracji, ograniczania handlu ludźmi i narkotykami oraz kontrolowania kluczowych szlaków tranzytowych w sytuacjach kryzysowych, a ponadto ukierunkowanego rozmieszczenia sił w celu zabezpieczenia granicy i pokonania karteli, w tym użycie śmiercionośnej siły oraz ustanowienia lub rozszerzenia dostępu do strategicznie ważnych lokalizacji.
Ameryka sięgnie do dyplomacji handlowej, ceł i porozumień handlowych, ale także będzie sprzedawać broń, prowadzić wspólne manewry i dzielić się informacjami wywiadowczymi. Miałaby powstać rozległa sieć powiązań w regionie. Kraje Ameryki Łacińskiej będą zniechęcane do współpracy z Chinami i innymi konkurentami USA. Ma to istotne znaczenie ze względu na bogactwa naturalne, do których chcą sobie zapewnić dostęp Amerykanie. Rada Bezpieczeństwa Narodowego ma nawet natychmiast rozpocząć pracę nad zmapowaniem „strategicznych punktów i zasobów na półkuli zachodniej w celu ich ochrony i wspólnego rozwoju z partnerami regionalnymi”.
Podkreślono, że brak pilnowania dostępu do zachodniej półkuli przed konkurentami w ostatnich dekadach był „strategicznym błędem”, ponieważ dominacja Ameryki na tej pokuli jest „warunkiem bezpieczeństwa i dobrobytu” USA. Dlatego – co zresztą już obserwujemy w polityce administracji Trumpa – Ameryka konsekwentnie będzie starała się wyprzeć „obce” wpływy z portów, instalacji wojskowych i kluczowej infrastruktury, szeroko rozumianych aktywów strategicznych państw Ameryki Łacińskiej.
Chociaż zaznaczają, że będzie to trudne, to jednak liczą, że argumenty ekonomiczne przekonają państwa Ameryki Łacińskiej do zmiany partnera. Tym bardziej, że wiele z nich robi interesy z Chinami czy Rosją nie dlatego, że podobają im się wyznawane przez te kraje ideologie, co raczej z powodu niskich kosztów i mniejszej liczby przeszkód regulacyjnych, ułatwiających wymianę handlową.
Do zmiany decyzji mają przekonać partnerów polityka finansowa i zreformowany system licencjonowania nowych technologii. Ma to przyczynić się do budowania sojuszu państw pod przywództwem Ameryki w kontrze do sojuszu pod przywództwem Chin.
Urzędnicy pracujący w placówkach dyplomatycznych mają zmapować wszystkie szkodliwe wpływy zewnętrzne, wywierając presję i zachęcając kraje Ameryki Łacińskiej do zmiany partnera na USA. Mowa jest m.in., o zaktywizowaniu współpracy z rządami, aby amerykańscy przedsiębiorcy mogli przejmować ważne aktywa i prowadzić kluczowe inwestycje w regionie.
Waszyngton zawalczy o cofnięcie niekorzystnego opodatkowania dla amerykańskich korporacji, podejmie działania, by „wyprzeć zagraniczne firmy budujące infrastrukturę w regionie”.
Indo-Pacyfik kluczem
Jeśli chodzi o Azję, którą uznano za drugi istotny region, to mówi się o sprawowaniu przywództwa z pozycji siły. Stratedzy zauważyli, że globalizacja i otwarcie rynków na chińskie towary sprawiły, iż Chiny wzbogaciły się potężnie i teraz wykorzystują swoje bogactwo oraz władzę.
Tymczasem region Indo-Pacyfiku jest istotny dla całego świata, ponieważ jest „źródłem prawie połowy światowego PKB liczonego w oparciu o parytet siły nabywczej (PPP) i jednej trzeciej w oparciu o nominalny PKB”. Ten udział będzie rósł i dlatego region Indo-Pacyfiku będzie „jednym z kluczowych pól bitew gospodarczych i geopolitycznych następnego stulecia”. „Aby prosperować w kraju, musimy tam skutecznie konkurować – i tak właśnie robimy” – wskazano w strategii.
Ameryka będzie dalej budować sojusze w regionie i wzmacniać partnerstwa, by „w przyszłości przywrócić równowagę w stosunkach gospodarczych z Chinami, nadając priorytet wzajemności i uczciwości”. Handel z Chinami ma być zrównoważony i skoncentrowany na towarach „niewrażliwych”.
Zaznacza się, że jeśli uda się USA utrzymać ścieżkę wzrostu, to stosunki handlowe z Chinami mogą być korzystne dla obu stron i przynieść gospodarkę o wartości 40 bln USD w latach 30. XXI wieku w porównaniu z obecną wartością 30 bilionów dolarów. Stratedzy szacują, że Ameryka mogłaby nawet zachować status wiodącej gospodarki świata. Jednak, musi „zdecydowane i stale skupiać się na odstraszaniu, aby zapobiec wojnie w regionie Indo-Pacyfiku. To połączone podejście może stać się skutecznym mechanizmem, ponieważ silne amerykańskie odstraszanie otwiera przestrzeń dla bardziej zdyscyplinowanych działań gospodarczych, a bardziej zdyscyplinowane działania gospodarcze prowadzą do większych amerykańskich zasobów, które pozwolą utrzymać odstraszanie w perspektywie długoterminowej”.
Waszyngton nie zrezygnuje z walki z subsydiami i wszelkimi nieuczciwymi praktykami handlowymi, które prowadzą do niszczenia miejsc pracy w USA i deindustrializacji. Będą walczyć z kradzieżą własności intelektualnej i szpiegostwem przemysłowym oraz z zagrożeniami dla łańcuchów dostaw, w tym minerałów i pierwiastków ziem rzadkich, eksportem prekursorów fentanylu, które napędzają epidemię opioidów w Ameryce, czy też z operacjami wpływu i innymi formami subwersji kulturowej.
Będą współpracować z sojusznikami i partnerami traktatowymi, by przeciwdziałać drapieżnym praktykom gospodarczym, w szczególności z Indiami, Australią i Japonią. Będą rozwijać technologie wojskowe i podwójnego zastosowania, kładąc nacisk na dziedziny, w których przewaga USA jest największa, to jest na technologie podwodne, kosmiczne i nuklearne, a także inne, które zadecydują o przyszłości potęgi militarnej, takie jak sztuczna inteligencja, komputery kwantowe i systemy autonomiczne. Będą rozwijać zasoby taniej energii.
Zapowiedziano dalszą deregulację sektora technologicznego, który pomaga w zapewnieniu cyberbezpieczeństwa i ochronie infrastruktury krytycznej, a także sektora energetycznego. Chodzi o nowe poszukiwania i eksploatację paliw kopalnych, a także innych surowców naturalnych.
Rząd położy nacisk na dyplomację America First, dążąc do zrównoważenia globalnych relacji handlowych zarówno z Europą, jak i Japonią, Koreą, Australią, Kanadą, Meksykiem i innymi krajami, by doprowadzić do zrównoważenia chińskiej gospodarki.
Amerykanie chcą zawalczyć o dobre relacje handlowe z krajami średnio zamożnymi i uboższymi, wykorzystując aktywa sojuszników, w tym Europy, Japonii, Korei Południowej o wartości 7 bilionów dolarów, a także międzynarodowe instytucje finansowe, w tym wielostronne banki rozwoju na finansowanie infrastruktury w innych państwach.
Przewaga gospodarcza Ameryki i rozwój nowych technologii ma skutecznie odstraszać przed zagrożeniami militarnymi na dużą skalę, ale wskazuje się także, że trzeba zachować równowagę sił konwencjonalnych.
Oko na Tajwan
W strategii istotne miejsce zajmuje Tajwan ze względu na dominację w produkcji półprzewodników i położenie geograficzne, zapewniające „bezpośredni dostęp do Drugiego Łańcucha Wysp i dzielące Azję Północno-Wschodnią i Południowo-Wschodnią na dwa odrębne teatry działań”.
Region ma szczególne znaczenie dla USA, ze względu na to, że „jedna trzecia globalnej żeglugi przepływa rocznie przez Morze Południowochińskie”. Stąd w interesie USA jest odstraszanie od konfliktu o Tajwan. Ameryka nie chce także „żadnej jednostronnej zmiany status quo w Cieśninie Tajwańskiej”. Ewentualna obrona Tajwanu ma się odbywać przy współpracy z sojusznikami. Oczekuje się od państw z „Pierwszego Łańcucha Wysp” lepszego dostępu do portów i innych obiektów, ważnych dla obrony. Amerykanie nie chcą dopuścić do dominacji jakiegokolwiek innego mocarstwa, które mogłoby wprowadzić opłaty za żeglugę na Morzu Południowochińskim lub zamknąć szlak.
Podobnie, jak Europejczycy, również sojusznicy Waszyngtonu z Japonii i Korei Południowej mają zwiększyć wydatki na obronę w celu zbudowania zdolności odstraszających wroga i zapewniania ochrony „Pierwszego Łańcucha Wysp”.
Stratedzy wskazali, że Ameryka także zwiększy swoją obecność wojskową na zachodnim Pacyfiku i będzie nalegać na zwiększenie wydatków na zbrojenia przez Tajwan i Australię.
Co z Europą?
Trzecim istotnym regionem jest Europa i „promowanie europejskiej wielkości”. Zauważając, że nasz kontynent nie tylko przeżywa stagnację gospodarczą, ale co istotne systematycznie „traci udział w globalnym PKB – z 25% w 1990 roku do 14% obecnie – częściowo z powodu krajowych i międzynarodowych regulacji, które podważają kreatywność i pracowitość”, o wiele gorsze jest jednak zagrożenie związane z „wymazaniem cywilizacyjnym”. „Do ważniejszych wyzwań stojących przed Europą należą: działania Unii Europejskiej i innych organizacji międzynarodowych, które podważają wolność polityczną i suwerenność, polityka migracyjna, która przekształca kontynent i wywołuje konflikty, cenzura wolności słowa i tłumienie opozycji politycznej, spadający wskaźnik urodzeń oraz utrata tożsamości narodowych i pewności siebie. Jeśli obecne trendy się utrzymają, kontynent będzie nie do poznania za 20 lat lub mniej”.
Chociaż niektóre kraje europejskie zachowają silną pozycję ekonomiczną i będą miały silną armię, stąd pozostaną „wiarygodnymi sojusznikami” Ameryki, to jednak Waszyngton oczekuje, że „Europa pozostanie europejska, odzyska cywilizacyjną pewność siebie i porzuci nieudane skupienie się na regulacyjnym duszeniu” inicjatywy ludzkiej.
Odnosząc się do braku „pewności siebie”, autorzy strategii zwracają uwagę na relacje z Rosją. „Europejscy sojusznicy cieszą się znaczną przewagą w zakresie twardej siły nad Rosją, niemal pod każdym względem, z wyjątkiem broni jądrowej. W wyniku wojny Rosji na Ukrainie, relacje europejskie z Rosją uległy znacznemu osłabieniu, a wielu Europejczyków postrzega Rosję jako zagrożenie egzystencjalne. Zarządzanie relacjami europejskimi z Rosją będzie wymagało znacznego zaangażowania dyplomatycznego Stanów Zjednoczonych, zarówno w celu przywrócenia warunków strategicznej stabilności na obszarze Eurazji, jak i w celu zmniejszenia ryzyka konfliktu między Rosją a państwami europejskimi” – wskazano.
Ameryka zaznacza, że w jej żywotnym interesie jest jak najszybsze „zakończenia działań wojennych na Ukrainie, aby ustabilizować gospodarki europejskie, zapobiec niezamierzonej eskalacji lub ekspansji wojny oraz przywrócić strategiczną stabilność z Rosją, a także umożliwić odbudowę Ukrainy”, by mogła przetrwać jako samodzielne państwo.
Wojna ta bowiem przyniosła większe uzależnienie Europy od zewnętrznych dostawców. Jako przykład podano niemiecki przemysł chemiczny, który uzależniony jest od chińskich zakładów przetwórczych, wykorzystujących rosyjski gaz. W strategii dodaje się, że europejskie państwa mają „nierealistyczne oczekiwania co do wojny prowadzonej przez niestabilne rządy mniejszościowe, z których wiele depcze podstawowe zasady demokracji, aby stłumić opozycję”.
Europejczycy, chociaż zastrzegają, że pragną pokoju, to jednak nie prowadzą polityki pokojowej, „w dużej mierze z powodu podważania przez te rządy procesów demokratycznych. Ma to strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych właśnie dlatego, że państwa europejskie nie mogą się zreformować, jeśli będą tkwić w kryzysie politycznym”.
Chociaż Europa wciąż pozostaje „strategicznie i kulturowo istotna dla Stanów Zjednoczonych”, to jednak musi się zreformować. „Europejskie sektory, od produkcji, przez technologię, po energię, pozostają jednymi z najsilniejszych na świecie. Europa jest siedzibą najnowocześniejszych badań naukowych i wiodących światowych instytucji kulturalnych”. Ameryka nie może tego zignorować i Europa jest jej potrzebna w realizacji strategii bezpieczeństwa narodowego, ale Waszyngton oczekuje, że europejska polityka zmieni swój kurs.
Ameryka będzie „bronić prawdziwej demokracji, wolności słowa i bezkompromisowego celebrowania indywidualnego charakteru i historii narodów europejskich”. Będzie zachęcać sojuszników do promowania patriotyzmu, odrodzenia duchowego. Pochwalono w strategii „rosnący wpływ patriotycznych partii europejskich”. Waszyngton „pomoże” w korekcie kursu UE w taki sposób, aby nie dopuścić do dominacji na naszym kontynencie innego mocarstwa. „Chcemy współpracować z krajami sprzymierzonymi, które chcą przywrócić swoją dawną świetność” – dodano.
Priorytetem będzie: „przywrócenie warunków stabilności w Europie i strategicznej stabilności z Rosją; umożliwienie Europie stanięcia na własnych nogach i działania jako grupa sprzymierzonych suwerennych państw, w tym poprzez przejęcie głównej odpowiedzialności za własną obronę, bez bycia zdominowanymi przez jakiekolwiek wrogie mocarstwo; kultywowanie oporu wobec obecnej trajektorii Europy w narodach europejskich; otwarcie rynków europejskich na towary i usługi z USA oraz zapewnienie sprawiedliwego traktowania amerykańskich pracowników i przedsiębiorstw; budowanie zdrowych narodów Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej poprzez powiązania handlowe, sprzedaż broni, współpracę polityczną oraz wymianę kulturalną i edukacyjną”. Ponadto USA są przeciwne stałemu rozszerzaniu NATO i będą zachęcać Europę do „zwalczania merkantylistycznej nadwyżki mocy produkcyjnych, kradzieży technologicznej, cybernetycznego szpiegostwa i innych wrogich praktyk gospodarczych”.
Bliski Wschód
Czwarty istotny region to Bliski Wschód, gdzie Ameryka chce przerzucić na inne państwa regionu obciążenia związane z budowaniem pokoju. O ile przez pół wieku amerykańska polityka zagraniczna priorytetowo traktowała ten region ze względu na to, że był najważniejszym dostawcą energii na świecie, a przez to także głównym teatrem rywalizacji supermocarstw, o tyle dzisiaj sytuacja wygląda zgoła odmiennie. „Dostawy energii znacznie się zdywersyfikowały, a Stany Zjednoczone ponownie stały się eksporterem netto energii. Rywalizacja supermocarstw ustąpiła miejsca rywalizacji między mocarstwami, w której Stany Zjednoczone zachowują najbardziej godną pozazdroszczenia pozycję, wzmocnioną przez prezydenta Trumpa, udaną rewitalizację naszych sojuszy w Zatoce Perskiej, z innymi partnerami arabskimi i z Izraelem”.
Chociaż wciąż jest to obszar nękany konfliktami, jednak nie jest to – jak ujęto w dokumencie – aż tak dotkliwe. Iran został znacznie osłabiony przez działania Izraela i operację prezydenta Trumpa „Młot Północy” z czerwca 2025 r. Konflikt izraelsko-palestyński „pozostaje drażliwy, ale dzięki zawieszeniu broni i uwolnieniu zakładników, wynegocjowanym przez prezydenta Trumpa, poczyniono postępy w kierunku trwalszego pokoju”. Waszyngton liczy, że uda się ustabilizować Syrię przy wsparciu ze strony Arabii Saudyjskiej, Izraela i Turcji. Miałaby ona „odzyskać należne jej miejsce jako integralny, pozytywny gracz w regionie”.
Docelowo Bliski Wschód ma być „źródłem i celem międzynarodowych inwestycji”. Nie wykluczono współpracy z partnerami z Bliskiego Wschodu w celu m.in. zabezpieczenia łańcuchów dostaw i wzmocnienia możliwości rozwoju przyjaznych i otwartych rynków w innych częściach świata, takich jak Afryka.
Ameryka zrywa z „błędnym eksperymentem” pouczania narodów, zwłaszcza monarchii Zatoki Perskiej, aby porzuciły swoje tradycje i historyczne formy rządów. Będzie pochwalać reformy, ale nie narzucać.
Kraje Zatoki Perskiej zawsze będą ważne ze względu na dostawy energii i konieczność utrzymania otwartej Cieśniny Ormuz. Zapewniono przy tym, że Ameryka nie zrezygnuje ze zwalczania terroryzmu, który zagrażałby „amerykańskim interesom lub amerykańskiej ojczyźnie” oraz bezpieczeństwu Izraela. Chcą także rozszerzyć Porozumienia Abrahamowe (zawarte z inicjatywy Trumpa za jego I kadencji w celu normalizacji stosunków Izraela z krajami świata muzułmańskiego).
Porządki w Afryce
Podobna polityka ma obowiązywać w Afryce Wschodniej. USA nie zamierzają narzucać porządku liberalnego, ale będą współpracować z krajami takimi, jakimi one są w celu „łagodzenia konfliktów, wspierania wzajemnie korzystnych relacji handlowych i przejścia od paradygmatu pomocy zagranicznej do paradygmatu inwestycji i wzrostu, który pozwoli na wykorzystanie bogatych zasobów naturalnych Afryki i ich ukrytego potencjału gospodarczego”.
Ameryka zachowa czujność wobec odradzającego się terroryzmu w niektórych częściach Afryki, unikając jednocześnie jakiejkolwiek długoterminowej obecności lub zobowiązań militarnych.
Zamiast pomocy humanitarnej Amerykanie obiecują liczne korzyści z rozwoju handlu „kompetentnym, wiarygodnym państwom, które zobowiążą się do otwarcia swoich rynków na towary i usługi z USA”, głownie czyniąc inwestycje w sektor energetyczny i rozwój kluczowych surowców mineralnych. Chodzi o płynny i skroplony gaz, technologie energii jądrowej i nie tylko.
Właściwe to są główne założenia publikowanej wersji Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA, która ma niespełna 30 stron.
***
Komentarze: panika idealistów i radość amerykańskich realistów
W komentarzach płynących z różnych źródeł odnośnie tego dokumentu niezwykle istotnego, komunikującego światu, jakie są priorytety Ameryki w zakresie polityki zagranicznej i obronnej można spotkać się ze spektrum skrajności.
Przykładowo Rebecca Lissner, która pełniła funkcję zastępcy asystenta prezydenta i głównego zastępcy doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego wiceprezydenta w administracji Biden-Harris, obecnie członek Council on Foreign Relations sugeruje, że jest to pierwsza Strategia Bezpieczeństwa Narodowego, która wskazuje, że „Stany Zjednoczone mogą być skłonne do ingerencji za granicą w celu promowania nieliberalnego świata”.
„Błędem byłoby, gdyby sojusznicy lub przeciwnicy czytali Strategię Bezpieczeństwa Narodowego (NSS) prezydenta Donalda Trumpa (…), jako przewodnik po działaniach Waszyngtonu w ciągu najbliższych trzech lat. Jest ona jednak znacząca z innego powodu: pierwsza strategia bezpieczeństwa narodowego MAGA zapowiada nową wizję Stanów Zjednoczonych jako nieliberalnego supermocarstwa. Demokratyczni sojusznicy Stanów Zjednoczonych na całym świecie, a zwłaszcza w Europie, powinni wziąć ją pod uwagę” – radzi, strasząc „wyniesieniem niegdyś marginalnych poglądów do rangi najbardziej autorytatywnego oświadczenia Stanów Zjednoczonych o zamiarach strategicznych”, co jest „oszałamiającym zwycięstwem skrzydła MAGA w Partii Republikańskiej, reprezentowanym głównie przez wiceprezydenta J.D. Vance’a. Stanowi to radykalną zmianę w polityce zagranicznej USA”.
Oburza ją, że ekipa Trumpa zamierza korygować kurs polityczny UE, co ma być „wyraźnym celem amerykańskiej polityki zagranicznej”. Dwie kluczowe frazy tej strategii wszak dotyczą wspierania przez USA „rosnącego wpływu patriotycznych partii europejskich” i priorytetowe „kultywowanie oporu wobec obecnej trajektorii Europy w państwach europejskich”.
Była urzędniczka administracji Bidena, która stawiała na system ograniczania wolności obywatelskich, w tym budowę globalnego mechanizmu cenzury, obawia się zacieśnienia współpracy Waszyngtonu z krajami Trójmorza i Włochami. Dodaje, że MAGA ma „gęstą sieć powiązań z partiami rewizjonistycznymi na europejskiej skrajnej prawicy”. W jej przekonaniu „nowością jest jednak mandat do ingerencji”. Dodaje, że „Strategia i ostatnie decyzje polityczne sugerują, że Trump opracowuje zestaw narzędzi, które pomogą jego nieliberalnym sojusznikom politycznym na całym świecie”.
Niepokoi ją, podobnie jak i wielu innych analityków europejskich, kwestia braku wyartykułowania – co miało miejsce w poprzednich strategiach – państw głównych przeciwników, konkurentów. Zamiast napiętnowania ich, Trump chce z nimi współpracować i ułożyć poprawne relacje handlowe.
Analityk obawia się większej ingerencji zagranicznej USA w celu promowania światopoglądu MAGA w Europie wspieranego przez duże platformy. Poleciła przygotować się obecnym elitom liberalnym na ciężką batalię z globalną koalicją partii nacjonalistycznych. Spodziewa się nawet, że „ten strategiczny zwrot” dokonujący się w polityce zagranicznej USA „prawdopodobnie nie zakończy się wraz z jego (Trumpa) prezydenturą. Wręcz przeciwnie, jego najaktywniejszym orędownikiem w administracji jest Vance, który aspiruje do przejęcia ruchu MAGA. W obliczu ewoluującej roli Stanów Zjednoczonych, sojusznicy i partnerzy powinni rozważyć przyszłość, która odwróci postzimnowojenne dążenie Waszyngtonu do szerzenia demokracji – i zamiast tego wykorzysta znaczną potęgę Stanów Zjednoczonych, aby uczynić świat bezpieczniejszym dla nieliberalizmu” – komentowała.
Niektórzy analitycy, którzy wypowiadali się dla Council on Foreign Relations posunęli się nawet tak daleko, że zachęcili inne państwa do zignorowania amerykańskiej strategii.
Wyraźnie z niej cieszy się Greg Lawson, analityk „National Interest”, który sugeruje, że wygrał „zdroworozsądkowy realizm”.
„Administracja Trumpa słusznie przeorientowała amerykańską politykę zagraniczną na odnowę wewnętrzną, bardziej zrównoważone sojusze i ochronę półkuli. Od prawie dekady niewielka, ale rosnąca grupa analityków argumentuje, że amerykańska polityka zagraniczna potrzebuje gruntownej korekty kursu. Wraz z wczorajszym ujawnieniem Strategii Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Donalda Trumpa, ta szeroko zakrojona korekta kursu jest już na wyciągnięcie ręki i została jasno sformułowana” – wskazał w komentarzu z 5 grudnia.
Lawson uważa, że „Stany Zjednoczone nie mogą i nie powinny popadać w izolacjonizm”, ale „rozpaczliwie potrzebują reorientacji wobec świata takiego, jaki jest naprawdę”. Realistyczne spojrzenie sugeruje, że nie jest możliwe pożądane utrzymanie świata jednobiegunowego. Świat staje się wielobiegunowy i wbrew temu, co twierdzili „przez długi czas zachodni intelektualiści, eksperci polityczni i przywódcy polityczni”, którzy „ślepo wierzyli w wizję końca historii i momentu jednobiegunowego jako sposobu funkcjonowania świata po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku”, dziś już nie ma co „odgrywać roli Atlasa podtrzymującego świat”.
Realistyczna analiza polityki pokazuje, że „Stany Zjednoczone nie mogą już sobie pozwolić na politykę zagraniczną napędzaną ideologicznymi aspiracjami, instytucjonalną bezwładnością lub kojącymi iluzjami jednobiegunowości”. Zamiast idealizmu potrzebny był „realizm na miarę nowej ery rywalizacji – nie karykatura realizmu, która udaje, że Ameryka może się wycofać za oceany, ale realizm oparty na sile materialnej, strategicznej selekcji i beznamiętnym spojrzeniu na to, jak faktycznie działa polityka mocarstw”.
Jest oczywistym dla Lawsona, iż mamy powrót do koncertu mocarstw i polityki równowagi sił.
Chociaż w opinii autora, dokument nie jest doskonały, to „stanowi najważniejszy postęp intelektualny w amerykańskiej strategii globalnej od czasów administracji Nixona”.
Udało się wreszcie określić priorytety. „Chiny stanowią wyzwanie, a Indo-Pacyfik jest priorytetowym teatrem działań”. Autor przypomina, że dokładnie taką wizję przedstawił w swoich analizach, by stworzyć „strategiczne ramy łączące Stany Zjednoczone, Indie, Japonię i (w odpowiednich okolicznościach) Rosję, aby zapobiec powstaniu chińskocentrycznego porządku euroazjatyckiego”.
Drugim istotnym priorytetem jest położenie nacisku na geoekonomię i związaną z tym odbudowę amerykańskiej bazy przemysłowej. Dziś bowiem „globalna konkurencja zmieniła się z czysto militarnej konfrontacji w rywalizację o łańcuchy dostaw, platformy technologiczne i moce produkcyjne”. Strategia łączy „bezpieczeństwo narodowe z polityką przemysłową, odpornością łańcuchów dostaw, zaawansowaną produkcją i przywództwem technologicznym. NSS zasadniczo uznaje, że siła ekonomiczna jest formą siły strategicznej. Nie jest to zmiana retoryczna. To uznanie, że strategia zaczyna się w kraju”.
Ponadto „NSS przyjmuje również niezwykle pragmatyczne podejście do sojuszy”, które nie są nienaruszalne, ale stanowią instrumenty prowadzenia polityki. Nie mają one być „wsparciem moralnym” czy „retorycznym”, lecz „realną siłą”, bez „pasożytowania” na Ameryce i moralizowania. Liczy się trzeźwa ocena sytuacji i realny podział obciążeń, a także wyznaczenie i realizacja realnych celów. Nikt bowiem nie ma nieograniczonych zasobów.
„Co być może najważniejsze, NSS 2025 ogólnie przyjmuje formę realizmu opartego na zdrowym rozsądku, którego od dawna brakowało w amerykańskiej strategii. Dokument nie obiecuje przekształcenia świata na obraz Ameryki. Nie oferuje transcendentnych misji ani krucjat moralnych. Zamiast tego proponuje świat, w którym Stany Zjednoczone realizują swoje interesy poprzez siłę, rozwagę i selektywne zaangażowanie. To również wpisuje się w neo-nixonowskie podejście: gotowość do dyplomatycznego zaangażowania, nawet z trudnymi państwami, do wykorzystywania nacisków zamiast pouczeń i do stawiania rezultatów ponad pozory” – wskazał analityk.
Autor ma zastrzeżenia do tego, że strategia „nie idzie wystarczająco daleko”, jeśli chodzi o politykę wobec Rosji, która musi być „zdystansowana od Chin, aby uniknąć dalszej konsolidacji osi chińsko-rosyjskiej, prawdziwego geopolitycznego koszmaru, który zagraża równowadze sił w Eurazji i na świecie. Takie posunięcie byłoby koncepcyjnie powtórzeniem dyplomacji trójkątnej, którą Nixon i Kissinger tak skutecznie stosowali w latach 70. XX w.”
Powraca próba ugłaskania Rosji, aby nie sprzymierzała się z Pekinem. Koncentracja zaś na półkuli zachodniej (nowe „Trump Corollary” do doktryny Monroe’a) ma pomóc w zwalczaniu problemów wewnętrznych rozsadzających Amerykę, związanych z masowym napływem migrantów i „odwróconą wojną opiumową opartą na fentanylu”, a jednocześnie dąży się do przywrócenia amerykańskiej dominacji na strategicznym „podwórku” USA, zamiast oddawania Chinom kluczowych terytoriów.
Lawosn uważa, że strategia jest „w miarę spójna”, zakłada „odnowienie wewnętrzne” Ameryki i odrzuca „ideologiczne awanturnictwo na rzecz strategicznej powściągliwości”, kładąc nacisk na kształtowanie równowagi sił w regionie Indo-Pacyfiku i ponowną kalibrację sojuszy, w obliczu słabnącej Europy.
„Przez wiele lat analitycy polityki zagranicznej i obronności, działający w duchu America First, słusznie obawiali się, że Stany Zjednoczone dryfują bez strategicznego kompasu, wiedzione nawykami, ideologią i instytucjonalną bezwładnością. NSS 2025 jest sygnałem, że ten dryf może wreszcie dobiegać końca” – ocenia analityk, który podkreśla, że wiele teraz zależy od tego, jak te cele będą realizowane.
Autor wskazał, że z pewnością jest to „po raz pierwszy od pokolenia amerykańska wielka strategia, która opiera się na fundamencie, spójnym intelektualnie, strategicznie realistycznym i zgodnym z rzeczywistym światem geopolitycznym, a nie z wyobraźnią naiwnych idealistów”.
„Ostatecznie NSS to nie tylko dokument programowy. To strategiczna korekta – taka, którą realistyczni analitycy od dawna uznają za konieczną – i której Stany Zjednoczone nie mogą dłużej odwlekać”, konkluduje.
Europejscy analitycy udają najczęściej, że są zaskoczeni takim postawieniem rzeczy przez Amerykanów, widząc potencjalne zarzewie różnych konfliktów. Ubolewają z powodu niejasnego stanowiska wobec agresywnej Rosji i chęci pomagania przez USA „partiom nieliberalnym”.
Zasadnicza zmiana a polskie strategie
Oczywistym jest natomiast, że zasadnicza korekta USA polega na odejściu od polityki klimatycznej i dekarbonizacji świata. Przynajmniej na obecnym etapie wkraczania w coraz bardziej zaciętą rywalizację państw, Amerykanie stawiają na skroplony gaz, na jego eksport i eksploatację paliw kopalnych, które mają przynieść obniżkę cen energii, tak bardzo potrzebną w procesie transformacji cyfrowej. Z dawnej eko-cyfrowej transformacji pozostawiają jedynie cyfrową, w której chcą zachować dominację. W przeciwieństwie do Europy i obecnej ekipy rządzącej w Polsce, która w tym roku przedstawiła dwa kluczowe dokumenty strategiczne: długo oczekiwaną „Koncepcję Rozwoju Kraju 2050” (KRK 2050) i „Strategię Rozwoju Państwa do 2035 r.”
Ten pierwszy dokument miał być zaprezentowany pod koniec 2023 roku, określając ścieżki rozwoju na następne 30 lat. Dokument ostatecznie pojawił się w maju 2024 roku, a Rada Ministrów go zatwierdziła 25 lipca 2025 roku.
Jako „dokument-drogowskaz dla planowania rozwoju państwa mającym dać szeroki kontekst w dłuższej perspektywie czasowej” snuje wyidealizowaną wizję państwa polskiego, jakie pojawi się w 2050 r., koncentrując się na szybszej realizacji założeń polityki klimatycznej UE, dekarbonizacji i zrównoważonym rozwoju, zakładając jeszcze szybsze odchodzenie od paliw kopalnych i bolesną transformację w innych sektorach niż energetyczny, tj. zwłaszcza w transporcie, przemyśle, rolnictwie oraz logistyce i budownictwie, przez co tylko osłabi potencjał polskiego przemysłu.
Podobnie drugi dokument, najnowsza „Strategia Rozwoju Państwa do 2035 r.”, która powstała w związku z dynamicznie rozwijającą się sytuacją na arenie międzynarodowej (kryzys migracyjny, „pandemia Covid-19” i atak Rosji na Ukrainę), zakłada budowę odporności na kryzysy i szybką mobilizację zasobów, ale nie ma alternatywnego scenariusza dotyczącego – już wcześniej przecież obserwowanej – wojnie wypowiedzianej przez USA dekarbonizacji.
W Strategii zaznacza się, że „Dekarbonizacja krajowej i globalnej gospodarki jest niezbędna dla ochrony klimatu, a sprawnie przeprowadzona może być także korzystna dla wzrostu gospodarczego i jakości życia obywateli” (s. 27). Na poparcie tej tezy przywołuje się badania Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, a więc ciała politycznego, który forsuje „konsensus naukowy”, jakoby działalność człowieka przyczyniła się do wzrostu emisji gazów cieplarnianych, tym samym odpowiadając za ocieplenie się klimatu i rzekomo związane z tym ekstremalne zjawiska naturalne takie, jak fale gorąca, susze, pożary, gwałtowne cyklony czy intensywne opady.
Strategia ta przewiduje konsekwentną – aż do bólu – realizację Europejskiego i Polskiego Zielonego Ładu.
Dobrze, że prezydent Nawrocki nie zdecydował się na przyjęcie trzeciego ważnego dokumentu, to jest nowej przedłożonej latem 2025 roku przez rząd Tuska Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, która całkowicie abstrahowała od zwrotu USA.
Dziś kluczowi gracze, chcąc zapewnić sobie jak najlepszą pozycję na arenie międzynarodowej, sięgają do coraz bardziej bezkompromisowych działań, w tym do naruszania granic i suwerenności innych państw. Nie przejmują się, tak jak Polska, transformacją energetyczną, a w okresie zaciekłej rywalizacji uruchamiają potężne złoża paliw kopalnych. Stany Zjednoczone, nasz główny sojusznik, idą jeszcze dalej, kwestionując sens prowadzenia polityki klimatycznej. Nie tylko wycofały się z porozumienia paryskiego w sprawie klimatu z 2015 roku, lecz również wypowiedziały wojnę dekarbonizacji i finansowemu „kartelowi klimatycznemu” narzucającemu firmom zasady raportowania ESG (w tym DEI).
Amerykanie, którzy zbudowali liberalny porządek oparty na demokracji, wolnym handlu i instytucjach wielostronnych, zdając sobie sprawę, że obecnie ponoszą z jego powodu raczej szkody, sami postanowili go zakłócić, kwestionując przy tym jego zasady.
Świat staje się wielobiegunowy. Waszyngton przeciwstawia się chińskiemu modelowi budowania z krajami BRICS „wspólnoty wspólnego przeznaczenia” (Community of Common Destiny). Oferuje alternatywny model pod swoim przywództwem. Wyraźnie przy tym pozostaje na kursie kolizyjnym z unijną wizją rozwoju świata. Ta bowiem koncentruje się na polityce klimatycznej, osiągnięciu zrównoważonego rozwoju, zgodnie z Agendą ONZ i forsowaniu rewolucji w dziedzinie praw człowieka (ekocentryczny paradygmat i rewolucyjna koncepcja praw podstawowych natury degradująca człowieka).
Wydaje się jednak, że zwycięża wizja powrotu do westfalskiego porządku opartego na prymacie państw narodowych i utrzymywaniu równowagi sił w regionach i na świecie, przy czym Amerykanie zdecydowali się na powstrzymywanie dekarbonizacji. Zdają sobie bowiem sprawę, że jako kraj, który dysponuje ogromnymi rezerwami paliw kopalnych, będących źródłem dobrobytu od dziesięcioleci, nie mogą popierać tak zwanej zielonej transformacji energetycznej, sprzyjającej hegemonii Chin. One wszakże dominują w dziedzinie „zielonych technologii”.
Ameryka sama nie ma ani zasobów, ani siły, by zachować dominację na świecie. Musi odbudować swoją potęgę. Sekretarz stanu, Marco Rubio stwierdził, że „nie jest normalne, aby świat miał po prostu jednobiegunową potęgę”. „To była anomalia. Był to efekt zakończenia zimnej wojny, ale ostatecznie trzeba wrócić do punktu, w którym istniał świat wielobiegunowy, wiele wielkich mocarstw w różnych częściach planety. Z tym mierzymy się teraz”. Podobnie widzi to większość opinii publicznej. Z tego też powodu zmieniają się również priorytety Ameryki.
W związku z decentralizacją władzy na arenie międzynarodowej, pojawiają się zarówno szanse, jak i ryzyka dla innych podmiotów państwowych.
Można powiedzieć, że powoli zaczyna ziszczać się postulat byłego sekretarza stanu i obrony USA Henry’ego Kissingera z 2014 r. o przywracaniu ładu globalnego, który uwzględniałby interesy silnych państw narodowych i powrocie do zasad kształtujących porządek westfalski w 1648 roku. Chodzi o zbiór zasad określających „granice dopuszczalnej interwencji” i równowagę sił, która powściągałaby zapędy innych podmiotów politycznych, chcących uzyskać przewagę.
W analizie Kissingera kluczowe dla zachowania porządku na świecie okazują się dwa pojęcia: suwerenność i nieingerencja. Zasada równowagi sił jest natomiast sposobem na zarządzanie systemem międzynarodowym.
Na rok przed swoją śmiercią Kissinger podkreślał, że wciąż państwa narodowe, a nie instytucje ponadnarodowe ani podmioty niepaństwowe, pozostają głównymi graczami na arenie międzynarodowej. Najistotniejsza w sferze polityki międzynarodowej pozostaje rywalizacja państw o wpływy. UE, będąc ponadnarodową strukturą bez granic, jawi się jako utopia. Dlatego, zdaniem Kissingera, „byłoby nierozważne i niebezpieczne oczekiwać, że reszta świata pójdzie w ślady Europy”.
1000 chrześcijańskich pastorów syjonistycznych ze Stanów Zjednoczonych odwiedza Izrael w ramach podróży finansowanej przez izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Grupa ponad 1000 amerykańskich pastorów i wpływowych osób związanych z chrześcijańskim syjonizmem spędziła tydzień w Izraelu w ramach wycieczki, której wszystkie koszty pokryło izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych — poinformowała we wtorek izraelska gazeta „Haaretz”.
„Po raz pierwszy w historii państwo Izrael nawiązało oficjalną współpracę z tysiącem strategicznych pastorów, aby powierzyć im rolę ambasadorów w walce z antysemityzmem i dotarciu do młodzieży ich pokolenia” – powiedział Mike Evans, pastor ewangelicki, który pomógł zorganizować tę podróż, w wywiadzie dla CBN News. „Obecnie trwa wojna ideologiczna, w której Izrael przegrywa, więc potrzebuje ewangelików i syjonistów, aby walczyć w tej wojnie ideologicznej” – dodał Evans.
Chrześcijańscy syjoniści, tacy jak Evans, wierzą, że współczesne państwo Izrael ma prawo do wszystkich ziem historycznej Palestyny, w tym okupowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu, w oparciu o „Biblię”. Pogląd ten ma swoje korzenie w dyspensacjonalizmie, chrześcijańskiej teologii opracowanej w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku.
Pogląd ten jest sprzeczny z tysiącletnią tradycją chrześcijańską, ponieważ odrzuca go Kościół katolicki, Kościół prawosławny i wiele wyznań protestanckich, ale ma on znaczący wpływ na politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Podczas przemówienia do zgromadzonych pastorów w stanowisku archeologicznym Shiloh na Zachodnim Brzegu Evans odniósł się do ostatnich wypowiedzi wiceprezydenta JD Vance’a i prezydenta Trumpa na temat niepoparcia aneksji terytorium palestyńskiego przez Izrael, które nazywa Judeą i Samarią.
„Powiedział pan, że polityka administracji zakłada, że Zachodni Brzeg nie zostanie zaanektowany przez Izrael. Panie wiceprezydencie, kochamy pana i kochamy Amerykę, ale polityka Boga, który stworzył Amerykę, i polityka Boga, który dał tym ludziom tę ziemię, zakłada, że Judea i Samaria są ziemią biblijną” – głosi Evans. „Osiemdziesiąt procent historii biblijnych pochodzi z Judei i Samarii. Nie naciskajcie więc na Izrael, aby oddał Judeę i Samarię nielegalnym, radykalnym islamskim wrogom Żydów” – powiedział, dodając, że ruch MAGA opiera się na „Biblii” i „na Bogu tej księgi, Bogu Izraela”.
Chociaż amerykańscy ewangelicy zawsze stanowili solidną bazę wsparcia dla Izraela, poparcie to maleje, co jest częścią ogólnej tendencji wśród Amerykanów spowodowanej brutalną kampanią Izraela w Strefie Gazy. „W ruchu ewangelikalnym w Ameryce rozwija się nowotwór, ponieważ ludzie uważają, że Izrael nie ma znaczenia i że nasze relacje z Izraelem nie mają nic wspólnego z »Biblią«. Jest to bardzo niebezpieczne” – powiedział ambasador USA w Izraelu Mike Huckabee podczas szczytu w wywiadzie dla CBN News.
Izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych podjęło inne kroki, aby wpłynąć na amerykańskich chrześcijan, w tym wydało miliony dolarów na kampanię propagandową skierowaną do kościołów ewangelickich w Stanach Zjednoczonych, nazwaną „największą kampanią geofencingową w historii Stanów Zjednoczonych”, projekt ujawniony w federalnym zgłoszeniu zgodnie z ustawą o rejestracji agentów zagranicznych.
Szczyt pastorów w Izraelu zakończył się „mianowaniem” przez Huckabee uczestników „ambasadorami”, którzy mają wspierać państwo Izrael. Podczas pobytu w Izraelu do pastorów przemówił premier Izraela Benjamin Netanjahu, który powiedział im: „Powstańcie i dajcie się policzyć. Mówcie prawdę. Przemawiajcie do młodych ludzi. Zabierajcie głos, abyście zostali policzeni. Liczę na was i wiem, że zrobicie to, co należy. Takie jest nasze przeznaczenie”.
“NATO to relikt zimnej wojny. Powinniśmy wycofać się z NATO i wykorzystać te pieniądze do obrony naszego kraju, a nie krajów socjalistycznych” – powiedział Massie w oświadczeniu.”
Wbrew pozorom nie jest to tak absurdalne jakby mogło się wydawać. Pomimo całej amerykańskiej degrengolady, kraj ten jest bardzo daleko ponad obłąkaną i szaloną Europą, która już porzuciła nawet kosmetyczne pretensje do jakichkolwiek norm cywilizacyjnych.
W takiej sytuacji najłatwiej jest USA opuścić zbankrutowany euroatlantycki blok i zająć się swymi interesami.
Europejscy globaliści doprowadzili kontynent do bankructwa, de-industrializacji, antagonizmu z największymi swymi sąsiadami: Rosją i zamorską Ameryką. Sprowadzili do Europy monstrualną liczbę jej wrogów, mieszkańców byłych kolonii.
Teraz koncentrują się rozpętaniu bezpośredniej wojny z Rosją. Wojny, której ani Europa, ani USA, ani obie „potęgi” razem nie są w stanie wygrać. Mogą jedynie doprowadzić do nuklearnej katastrofy na skalę globalną.
Stąd też wynika pozornie paradoksalne posunięcie Waszyngtonu.
Odcinając się od UE i NATO, Stany Zjednoczone gwarantują sobie przetrwanie w nadchodzącym konflikcie.
Aby zniszczyć Europę i zamienić ją w popiół, Rosja nie będzie używać broni nuklearnej, bo ma wystarczający potencjał rakiet hipersonicznych, które są nieprzechwytywane, a skutki ich uderzenia są identyczne do użycia arsenału nuklearnego, za wyjątkiem skażenia.
We własnym interesie Rosja nie użyje broni nuklearnej, bo nie chce skażenia w swym sąsiedztwie.
Gdyby Ameryka współpracowała z NATO i UE, nie można by wykluczyć scenariusza wciągnięcia jej do nadchodzącej wojny z Europą. A wtedy scenariusz nuklearny byłby więcej niż prawdopodobny.
Po „rozwodzie” z Europą, sytuacja zmieni się diametralne. Może ona przyglądać się z założonymi rękami, jak europejscy globaliści popełniają zbiorowe samobójstwo ze swymi poddanymi.
Nie stanie to na drodze tak pożądanej przez Trumpa i Putina strategicznej współpracy wymierzonej w Chiny. W opublikowanej w listopadzie tego roku przez Biały Dom nowej strategii, wszystko jest klarownie przedstawione. Ale prawdomówne media wolą milczeć na ten temat niż ukazywać „całą nagą prawdę” o kompletnym bankructwie Europy i NATO!
Tak więc ten pozorny paradoks jest po prostu manifestacją tego, że Waszyngton zaczyna wracać do zmysłów!
Stany Zjednoczone powinny działać na rzecz odciągnięcia Polski, a także Austrii, Węgier i Włoch od Unii Europejskiej – napisał portal Defense One, powołując się na dłuższą wersję najnowszej strategii bezpieczeństwa narodowego USA.
W niepublikowanej wersji strategii „proponuje (się) też nowe sposoby sprawowania przywództwa na arenie międzynarodowej oraz inne podejście do wywierania wpływu na przyszłość Europy” – podał Defense One, założony w 2013 r. amerykański portal poświęcony obronności i bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych.
W przypadku Starego Kontynentu stosunki USA miałyby skoncentrować się na współpracy z kilkoma państwami „w celu odciągnięcia ich” od Unii Europejskiej. W grupie tych krajów znalazły się: Polska, Austria, Węgry i Włochy.
„Powinniśmy wspierać partie, ruchy oraz intelektualistów i działaczy kultury dążących do suwerenności i zachowania/przywrócenia tradycyjnego europejskiego stylu życia” – podkreślono w dokumencie cytowanym przez Defense One.
W niepublikowanej wersji strategii mowa jest też o stworzeniu nowego międzynarodowego formatu współpracy o nazwie Core 5 (C5), który obejmowałby USA, Chiny, Rosję, Indie i Japonię – bez udziału UE ani żadnego państwa wchodzącego w jej skład. Grupa miałaby zająć się m.in. kwestią bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.
W oficjalnej, opublikowanej w piątek strategii bezpieczeństwa narodowego USA, podkreślono, że polityka USA w sprawie Europy powinna traktować jako priorytet m.in. powrót do stabilności strategicznej w relacjach z Rosją, umożliwienie Europie wzięcia odpowiedzialności za własną obronę i zapobieganie dalszemu rozszerzaniu NATO.
„Minęły już czasy, kiedy Stany Zjednoczone podtrzymywały cały porządek światowy jak Atlas” – napisano w dokumencie, zapowiadając przeniesienie odpowiedzialności za bezpieczeństwo w poszczególnych regionach na sojuszników Ameryki.
W dokumencie mowa jest też o odrzuceniu „niefortunnej koncepcji globalnej dominacji” USA, przy równoczesnym zapewnieniu „równowagi sił”, by żadne inne mocarstwo nie osiągnęło pozycji dominującej. Dotyczy to również Europy, która w dokumencie jest mocno krytykowana.
Wskazując na hipokryzję Donalda Trumpa, prezydent Rosji Władimir Putin stwierdził, że Stany Zjednoczone nadal kupują od Rosji uran, kluczowy surowiec do produkcji paliwa do reaktorów jądrowych, jednocześnie wywierając presję na Indie, aby zaprzestały importu surowców energetycznych od Moskwy. W ekskluzywnym wywiadzie dla India Today, Putin, który przebywał w New Delhi z dwudniową wizytą, podkreślił, że Indie powinny cieszyć się tym samym przywilejem, jeśli Stany Zjednoczone mają prawo kupować paliwo od Rosji.
„Stany Zjednoczone nadal kupują od nas paliwo jądrowe do swoich elektrowni jądrowych. To również jest paliwo, surowiec energetyczny. To jest uran dla elektrowni jądrowych działających w Stanach Zjednoczonych” – powiedział Putin w wywiadzie przed swoją pierwszą od czterech lat wizytą w Indiach.
Rosja jest drugim co do wielkości dostawcą wzbogaconego uranu do Stanów Zjednoczonych, co stanowi około 25% jego sprzedaży. Oczekuje się, że w tym roku, Rosja zarobi około 1,2 miliarda dolarów na sprzedaży uranu do Ameryki. W 2024 roku, Rosja zarobiła około 800 milionów dolarów na eksporcie uranu do Stanów Zjednoczonych.
Przedstawiając tę kwestię jako problem sprawiedliwości i równowagi strategicznej, Putin powiedział, że omówi tę sprawę z Trumpem.
„Jeśli Stany Zjednoczone mają prawo kupować od nas paliwo, dlaczego Indie miałyby być pozbawione tego prawa? Jest to kwestia wymagająca dokładnego zbadania i jesteśmy gotowi omówić ją i przedyskutować z prezydentem Trumpem” – podkreślił Putin.
„SANKCJE NIE MAJĄ WPŁYWU NA WSPÓŁPRACĘ ENERGETYCZNĄ”
W wywiadzie Putin utrzymywał, że partnerstwo energetyczne Rosji z Indiami jest stabilne i nie ma na nie wpływu zachodnich sankcji. „Nasza współpraca energetyczna z Indiami pozostaje niezmieniona pomimo obecnej sytuacji, przejściowych zmian politycznych, a nawet tragicznych wydarzeń na Ukrainie” – zapewnił rosyjski przywódca.
Ostre uwagi Putina pojawiły się w momencie, gdy Indie znalazły się pod presją Trumpa, aby ograniczyć import rosyjskiej ropy. Stany Zjednoczone twierdzą, że umożliwia to Rosji wytrzymanie presji sankcji gospodarczych ze strony Zachodu i kontynuowanie wojny z Ukrainą, która wkracza w czwarty rok.
W sierpniu Trump nałożył na Indie dodatkowe cło w wysokości 25% za zakup rosyjskiej ropy, zwiększając łączną taryfę do 50%. Kwestia ta pogorszyła stosunki między dwoma sojusznikami, ale od tego czasu sytuacja uległa poprawie.
Rosja jest dostawcą 35% importowanej przez Indie ropy naftowej, w porównaniu z 1-2% sprzed wojny na Ukrainie.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwróciło wcześniej uwagę na podwójne standardy Stanów Zjednoczonych, wskazując, że Ameryka nadal importuje z Moskwy sześciofluorek uranu dla swojego przemysłu jądrowego oraz pallad do pojazdów elektrycznych.
CO PUTIN POWIEDZIAŁ O MODIM I WOJNIE NA UKRAINIE
Podczas 100-minutowego wywiadu Putin pochwalił również styl przywództwa premiera Modiego i jego inicjatywę „Make in India”, nazywając ją „praktyczną” i potężną siłą kształtującą współpracę między Rosją a Indiami. „Premier Modi jest bardzo wiarygodną osobą. Indie mają szczęście. On żyje Indiami” – powiedział Putin.
W kwestii wojny na Ukrainie Putin podkreślił, że to Kijów rozpoczął konflikt pod wpływem Zachodu, a Moskwa zakończy go po osiągnięciu swoich celów.
Zmiana kursu: Dokument strategii bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa
Autor analizy: Paul Craig Roberts
Jeśli dokument prezydenta Trumpa dotyczący strategii bezpieczeństwa narodowego na rok 2025 ma jakiekolwiek znaczenie, a mam nadzieję, że ma, Unia Naukowców Atomistyki może cofnąć wskazówkę zegara zagłady o kilka godzin.
Jeśli strategia prezydenta Trumpa przetrwa opór grup interesu i ideologicznej lewicy Partii Demokratycznej, a jego następcy będą ją kontynuować, prezydent Trump rzeczywiście zmienił bieg Ameryki i świata.
Dokument popiera wiele punktów, które poruszałem od dziesięcioleci. Do niektórych z nich przejdę za chwilę, ale najpierw najważniejsze jest porzucenie w dokumencie doktryny Wolfowitza o amerykańskiej hegemonii.
Zamiast tej doktryny sprzyjającej wojnie, strategią Trumpa jest podejście do świata oparte na konkurencyjności gospodarczej. Najważniejsze jest zawarte w dokumencie wezwanie do przywrócenia strategicznej stabilności między Rosją a Stanami Zjednoczonymi i Europą. Brak strategicznej stabilności między Zachodem a Rosją to droga do wojny nuklearnej. Zatem podejście Trumpa do bezpieczeństwa narodowego odnosi się do najbardziej fundamentalnej kwestii naszych czasów.
W dokumencie stwierdzono, że amerykańskie elity błędnie i destrukcyjnie postawiły na globalizm i tak zwany „wolny handel”, który wyjałowił klasę średnią i bazę przemysłową, od której zależy amerykańska potęga gospodarcza i militarna, i przyznano, że to polityka offshoringu amerykańskich miejsc pracy w przemyśle zbudowała chińską gospodarkę.
\Dokument krytykuje amerykańskie elity polityczne za powiązanie amerykańskiej polityki z siecią międzynarodowych instytucji, z których wiele kieruje się antyamerykanizmem i trans-nacjonalizmem, który wyraźnie dąży do rozpuszczenia suwerenności poszczególnych państw w Wieży Babel. Aby zapewnić sobie sukces, Ameryka musi być bezkompromisowa w stosunku do przeszłości i teraźniejszości kraju. Musimy odzyskać naszą pewność siebie, nadszarpniętą przez elity intelektualne. Musimy odwrócić się od wysiłków liberałów, by zniszczyć naszą wiarę w siebie poprzez głoszenie poczucia winy i spójności narodowej z otwartymi granicami.
Dokument uznaje znaczenie zdrowia duchowego i kulturowego oraz ludzi dumnych ze swoich osiągnięć i bohaterów. Wysiłek liberalnej lewicy, by stworzyć kulturę samokrytyki i poczucia winy, jeśli się powiedzie, doprowadzi do porażki kraju. Dokument odrzuca liberalno-lewicową politykę DEI. Bez systemu opartego na zasługach Stany Zjednoczone nie będą w stanie konkurować na świecie i zostaną pominięte przez innych.
Dokument wyraża zaniepokojenie poczuciem własnej wartości i tożsamości Zachodu w Europie, których słabość, w połączeniu z niskim wskaźnikiem urodzeń i masową imigracją, grozi Europie cywilizacyjnym wymazaniem . Jeśli obecne tendencje się utrzymają, Europa za 20 lat lub krócej będzie nie do poznania.
Dokument nie jest idealny. Unika on przypisywania Waszyngtonowi jakiejkolwiek odpowiedzialności za konflikt na Ukrainie. Nie łączy też offshoringu amerykańskiej produkcji z deficytem handlowym USA. Niemniej jednak jest to o wiele lepsza strategia niż cokolwiek, czego spodziewałem się po Waszyngtonie. Jeśli polityka bezpieczeństwa narodowego Trumpa wpłynie na jego podejście do negocjacji z Putinem, wkrótce powinniśmy znaleźć rozsądne rozwiązanie.
The European Commission fined Elon Musk’s X Platform €120 million ($140 million) on December 5, 2025, for not following transparency rules under the Digital Services Act (DSA).
The main complaints were:
Deceptive Blue Checkmarks: X’s policy of selling blue verification badges for $8/month (via X Premium) without rigorous identity checks. This accounted for €45 million of the fine. It is important that the EU track each and every user for non-PC speech
Inadequate Advertising Repository: X failed to maintain a transparent database of ads, including details on payers, targeting, and content.
Restricted Data Access for Researchers: X did not provide adequate access to public platform data, hindering studies on content moderation, algorithms, and systemic risks.
The DSA claims this penalty is relatively modest, signaling an initial warning – but plans to fine billions more if X is non-compliant.
New word for the day: OVERVAXXER
Words matter: So let’s reach consensus on a concise definition of overvaxxer to include in a dictionary, and then work get it into the lexicon of everyday Americans.
Overvaxxer Derangement Syndrome (ODS)
ODS pronunciation: /ō′dē-əs/
extra points for those that understand the meaning of “double entendre”. Double extra points for those that understand why this is relevant.
Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.
Thanks for reading Malone News! This post is public so feel free to share it.
Unijne dyrektywy spowodowały obniżenie się europejskiego PKB z 25% udziału globalnego w 1990 do 14% dziś.
Katastrofalna polityka Unii przyczyniła się nie tylko do upadku gospodarczego, ale również, politycznego, społecznego, wzrostu totalitaryzmu, destabilizacji w stosunkach z mocarstwową Rosją, a co najważniejsze, upadku cywilizacyjnego i kulturowego.
Źródła tego tkwią w polityce migracyjnej, która powoduje, że za maksimum 20 lat wiele europejskich państw przestanie być „europejskimi”, ale obco kulturowymi. Jednym z wielu tego efektów, będzie dalszy dysonans z NATO, jako euro-atlantycką strukturą.
Dalsze podważanie poszczególnych państw członkowskich, przez ponadnarodowe struktury europejskie w coraz większym stopniu będzie skutkować pozbawianiem narodów wolności, suwerenności, narodowych cech, upadkiem demograficznym i godności narodowej.
Celem Stanów Zjednoczonych jest zakończenie wojny na Ukrainie i stabilizacja kontynentu.
Biorąc pod uwagę obecny kierunek w polityce Unii, jest mało prawdopodobne, by poszczególne państwa były samowystarczalne w zakresie polityki bezpieczeństwa. USA będzie starać się stabilizować sytuację na kontynencie, a nie eskalować konflikt militarny.
USA wita z zadowoleniem wzrost znaczenia patriotycznych partii w niektórych państwach Europy i ich wysiłków w zabezpieczeniu narodowego i kulturowego ich dziedzictwa.
Aby móc wypełnić te zadania niezbędna jest stabilizacja stosunków z Rosją, jako fundament europejskiego bezpieczeństwa.
Pragniemy budowy zdrowych i prosperujących państw w Europie Wschodniej i zaprzestania przez NATO niekończącej się ekspansji w tym kierunku.
Poniżej cytaty z oryginalnego tekstu dokumentu.
Continental Europe has been losing share of global GDP—down from 25 percent in 1990 to 14 percent today—partly owing to national and transnational regulations that undermine creativity and industriousness.
The larger issues facing Europe include activities of the European Union and other transnational bodies that undermine political liberty and sovereignty, migration policies that are transforming the continent and creating strife, censorship of free speech and suppression of political opposition, cratering birthrates, and loss of national identities and self-confidence.
Should present trends continue, the continent will be unrecognizable in 20 years or less
As such, it is far from obvious whether certain European countries will have economies and militaries strong enough to remain reliable allies. Many of these nations are currently doubling down on their present path. We want Europe to remain European, to regain its civilizational self-confidence, and to abandon its failed focus on regulatory suffocation.
It is a core interest of the United States to negotiate an expeditious cessation of hostilities in Ukraine, in order to stabilize European economies, prevent unintended escalation or expansion of the war, and reestablish strategic stability with Russia, as well as to enable the post-hostilities reconstruction of Ukraine to enable its survival as a viable state.
A large European majority wants peace, yet that desire is not translated into policy, in large measure because of those governments’ subversion of democratic processes. This is strategically important to the United States precisely because European states cannot reform themselves if they are trapped in political crisis.
American diplomacy should continue to stand up for genuine democracy, freedom of expression, and unapologetic celebrations of European nations’ individual character and history. America encourages its political allies in Europe to promote this revival of spirit, and the growing influence of patriotic European parties indeed gives cause for great optimism.
Over the long term, it is more than plausible that within a few decades at the latest, certain NATO members will become majority non-European. As such, it is an open question whether they will view their place in the world, or their alliance with the United States, in the same way as those who signed the NATO charter.
Reestablishing conditions of stability within Europe and strategic stability with Russia;
Building up the healthy nations of Central, Eastern, and Southern Europe through commercial ties, weapons sales, political collaboration, and cultural and educational exchanges; • Ending the perception, and preventing the reality, of NATO as a perpetually expanding alliance; and • Encouraging Europe to take action to combat mercantilist overcapacity, technological theft, cyber espionage, and other hostile economic practices.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump zaskoczył świat nową strategią bezpieczeństwa narodowego, w której Europa jawi się jako słaby i niepewny sojusznik. Dokument, opublikowany cicho w piątek 5 grudnia 2025 roku, zawiera ostre słowa pod adresem Unii Europejskiej i państw kontynentu. Trump, podpisując wstęp do 33-stronicowego raportu, podkreśla, że Ameryka musi skupić się na własnych interesach. Europa, według niego, dryfuje ku przepaści, a jej problemy wykraczają poza gospodarkę – dotykają samej istoty tożsamości.
Raport oskarża Unię Europejską o naruszanie wolności politycznej i suwerenności państw członkowskich. Twierdzi, że brukselska biurokracja tłumi wolność słowa, a samobójcza polityka migracyjna zmieniają oblicze kontynentu. Bez zmian, ostrzega dokument, niektóre narody z NATO staną się w ciągu dwóch dekad mniejszością w swoich krajach. To grozi „wymazaniem cywilizacyjnym”, jak nazywa to waszyngtoński dokument.
Trump nie ukrywa, że Stany Zjednoczone powinny wspierać „patriotyczne partie” w Europie, by zatrzymać ten proces. Chodzi o ugrupowania, które domagają się wzmocnienia granic i ograniczenia wpływu Brukseli – te same, które w Niemczech czy Francji zyskują na popularności wśród niezadowolonych wyborców. Ta retoryka nie jest nowa dla Trumpa. Od lat powtarza, że europejscy liderzy są pasożytami, którzy nie płacą dość na obronę. W strategii ta krytyka nabiera kształtu oficjalnej polityki.
Ameryka nie będzie dłużej gwarantem bezpieczeństwa kontynentu. Kraje europejskie mają przejąć główną odpowiedzialność za swoją obronę, w tym wywiad i systemy rakietowe. To wyzwanie rzucone NATO, które Trump wielokrotnie nazywał przestarzałym. Dokument wzywa też do szybkiego zakończenia wojny na Ukrainie, krytykując europejskich polityków za nierealne oczekiwania. Ich rządy, często mniejszościowe, jego zdaniem ignorują wolę większości pragnącej pokoju.
Reakcje w Europie są gwałtowne. Niemiecki minister spraw zagranicznych Johann Wadephul stwierdził, że Stany Zjednoczone pozostają kluczowym partnerem w kwestiach bezpieczeństwa, ale nie będą dyktować zasad wolności słowa czy organizacji społeczeństw. „Nie potrzebujemy lekcji od nikogo”, dodał. Włoch Nathalie Tocci, szefowa think tanku Istituto Affari Internazionali, oskarżyła Waszyngton o rozbijanie jedności kontynentu przez popieranie nacjonalistów, którzy rzekomo mają powiązania z Rosją.
Były premier Szwecji Carl Bildt napisał w mediach społecznościowych, że strategia Trumpa plasuje się bardziej na prawo niż europejska skrajna prawica. Eksperci porównują tezy do propagandy Kremla, która od lat przedstawia Unię jako zagrożenie dla suwerenności. Gdyby się nad tym zastanowić może się rzeczywiście okazać, że PRL rzekomo całkowicie dyspozycyjny względem Moskwy był bardziej niepodległy i suwerenny niż III RP całkowicie zależna od Brukseli.
Paradoksalnie, to nie pierwsze starcie Trumpa z Europą w tym roku. Latem 2025 roku chwalił negocjacje handlowe, w których Unia zobowiązała się kupić amerykańską energię za 750 miliardów dolarów i zainwestować 600 miliardów w USA do 2028 roku. Zlikwidowano cła na towary przemysłowe z Ameryki, co miało napędzić eksport. Teraz jednak ton się zmienił. Strategia podkreśla, że Europa musi otworzyć rynki na amerykańskie towary, ale nie może liczyć na bezwarunkowe wsparcie militarne.
Trump widzi nasz kontynent jako balast – gospodarka w stagnacji z powodu ideologicznych projektów typu Zielony Ład, agresywna retoryka wobec Rosji, a do tego polityka, która osłabia tradycyjne więzi międzyludzkie.
Co to oznacza dla relacji transatlantyckich? Dokument odwraca porządek świata po II wojnie światowej, kiedy Ameryka budowała sojusz z Europą przeciw ZSRR. Teraz priorytety to Ameryka Łacińska i Indo-Pacyfik.
Strategia przywraca Doktrynę Monroe, wzmacniając wpływy w półkuli zachodniej, i tonuje ambicje wobec Bliskiego Wschodu. Europa, choć wciąż ważna strategicznie, musi udowodnić wartość. Bez tego grozi jej izolacja – nie tylko od USA, ale i od globalnych łańcuchów dostaw.
1️⃣ Ameryka na pierwszym miejscu. USA formalnie wracają do myślenia w duchu doktryny Monroe’a — skupiając się przede wszystkim na zabezpieczeniu własnej półkuli. Obejmuje to przesunięcie zasobów wojskowych z Europy, Bliskiego Wschodu i części Azji na zagrożenia takie jak masowa migracja, kartele i niestabilność w Ameryce Łacińskiej.
2️⃣ Chiny nie są zagrożeniem Chiny nie są już określane jako największe zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Zamiast tego, USA postrzegają Pekin głównie jako: • konkurenta ekonomicznego • ryzyko dla łańcuchów dostaw • potęgę regionalną, której USA chcą zapobiec w dominacji nad Azją
3️⃣ Tajwan nie jest już „kluczowym interesem”. USA twierdzą, że powstrzymanie konfliktu o Tajwan jest ważne — ale nie jest już najwyższym priorytetem. Dokument otwarcie przyznaje: • Chiny wkrótce mogą przewyższyć USA militarnie w regionie • obrona Tajwanu może stać się niemożliwa, jeśli sojusznicy nie zwiększą własnych zobowiązań wojskowych
4️⃣ Koniec ideologicznych krucjat. Po raz pierwszy od dekad polityka zagraniczna USA wyraźnie odrzuca próbę szerzenia demokracji lub przebudowy społeczeństw za granicą. Zamiast tego USA deklarują chęć pragmatycznych relacji nawet z krajami o odmiennych systemach politycznych.
5️⃣ Walka z Chinami staje się ekonomiczna. Chiny nie są już przedstawiane jako wróg definiujący zagrożenie cywilizacji, lecz jako silny konkurent gospodarczy, z którym trzeba sobie radzić poprzez odbudowę amerykańskiej potęgi w kraju, a nie prowadzenie niekończących się walk za granicą. Celem jest „wygranie przyszłości gospodarczej”, a nie pokonanie Chin militarnie. Strategia przyznaje: • cła od 2017 roku nie zadziałały — Chiny się dostosowały • USA nie są wystarczająco silne i potrzebują koalicji ekonomicznej do rywalizacji.
To rodzi oczywiste napięcie: Jak stworzyć koalicję antychińską: narzucając sojusznikom cła i żądając od nich większych wydatków na obronę?
Strategia Ameryki uległa fundamentalnej zmianie. Nowa hierarchia priorytetów:
1️⃣ Ochrona ojczyzny i granic 2️⃣ Dominacja na półkuli zachodniej 3️⃣ Odbudowa siły gospodarczej 4️⃣ Zarządzanie — a nie konfrontacja z Chinami
Era globalnego policjanta i promowania demokracji oficjalnie się zakończyła. Co najbardziej zdumiewające, strategia odrzuca starą misję narzucania demokracji na świecie. Koniec z przygodami zmiany reżimów, koniec z globalistycznymi fantazjami o przekształcaniu całych narodów. Stany Zjednoczone teraz dążą do praktycznych, pokojowych relacji z innymi państwami, niezależnie od ich wewnętrznych systemów.
Według doniesień polskojęzycznych mediów „głównego nurtu”, Polska znów awansuje do grona „prymusów”.
Dla tych, którzy nie pamiętają sławetnego roku 1989, w którym to Polska „odzyskała niezależność”, przypominam, że natychmiast została Ona mianowana „prymusem” wśród byłych sowieckich wasali z Europy Środkowej, których wchłonęło Zachodnie Imperium Kłamstwa, a konkretnie UE.
W miarę przekształcania się Polski w trzeciorzędną unijną kolonię, zapomniano o tym pięknym tytule.
Dlatego też, z przerażeniem skonstatowałem fakt tego, że Moja Ojczyzna staje się „przyjacielem USA”!
Poniżej cytaty z polskojęzycznych elektronicznych szmatławców głównego nurtu.
Amerykanie zorganizują na swoim terenie spotkanie największych gospodarek świata. Zaproszenie dostaną “przyjaciele, sąsiedzi i partnerzy” — zapowiedział Marco Rubio sekretarz stanu USA. Przy tej okazji sporo ciepłych słów padło o Polsce.
Stany Zjednoczone, które 1 grudnia przejęły przewodnictwo w grupie G20, zapowiedziały, że Polska zostanie zaproszona na przyszłoroczny szczyt w Miami.
Marco Rubio, sekretarz stanu USA, podkreślił, że nasz kraj zasługuje na miejsce w gronie największych gospodarek świata.
Stany Zjednoczone po raz pierwszy od 2009 roku będą gościć w przyszłym roku 20 największych gospodarek świata — zaznaczył Rubio w opublikowanym w środę komunikacie.
Sekretarz stanu napisał, że “szczyt G20 w 2026 roku będzie okazją, by docenić wartości innowacyjności, przedsiębiorczości i wytrwałości, które uczyniły Amerykę wielką i które wyznaczają ścieżkę do dobrobytu dla całego świata”.
Wiele lat temu sekretarz stanu USA, Henry Kissinger wypowiedział znamienną i niezwykle trafną sentencję:
„Niebezpiecznie jest bycie wrogiem Stanów, jedyne co jest jeszcze bardziej groźnie, to bycie ich przyjacielem”.
Setki amerykańskich agentów, marionetek na kluczowych stanowiskach, zdrajców swych własnych narodów, itd. przekonało się już o tym na własnej skórze. Wielu dopiero się o tym przekona.
W kolejce czekają już Jarosław Kaczyński, Wladimir Zelenski, itd.
Lech Kaczyński już się o tym przekonał, jak Saddam Hussein, Osama bin-Laden i cała plejada innych.
Dlatego z głębokim niepokojem obserwuję „zaloty” amerykańskiego globalisty i członka deep state „premiera USA” Marco Rubio w stosunku do Naszej nieszczęsnej Ojczyzny.
Czyżby nasz nowy Prezydent Karol Nawrocki, już sprzedał się Zachodniemu Imperium Kłamstwa?
Jego ostatnie obraźliwe zachowanie w stosunku do węgierskiego Premiera Viktora Orbana, może to sugerować.
W tysiącletniej polskiej historii nie brak zdrajców i głupców.
Można więc spokojnie założyć, że Pan Nawrocki jest kolejnym z nich.[oby nie… md]
Jednakowoż moment do zdrady jest wyjątkowo niefortunny, zarówno dla Polski, jak i ewentualnych zdrajców.
Zachodnie Imperium Kłamstwa z USA na czele znajduje się na ekspresowej autostradzie do zagłady.
Wielka szkoda, że polityczne hieny, masowo okupujące polską „scenę polityczną”, nie są w stanie tego pojąć.
Stwierdzenie Rubio, że „innowacyjność, przedsiębiorczość i wytrwałość uczyniły Amerykę wielką”, zakrawa na kpinę. Zbrodnie, kłamstwa i finansowe manipulacje uczyniły Amerykę jednym z największych zbrodniarzy w historii świata. That is it!
Równie komiczna jest jego „pochwała” odnośnie „wielkości polskiej gospodarki”.
Na obecnym etapie „rozwoju” polska gospodarka z trudem produkuje opakowania, w które wkłada się importowane produkty. That is it!
Jednakowoż w dzisiejszej transformacji geopolitycznej, Nasza Ojczyzna pod mądrymi i patriotycznymi rządami, mogłaby ponownie znaleźć się w czołówce państw świata, zamiast w czołówce neokolonialnych rabów Zachodniego Imperium Kłamstwa.