Przypominamy: Powojenne odszkodowania Polski wobec Zachodu

Powojenne odszkodowania Polski wobec Zachodu – dr Ryszard Ślązak

Prezentujemy pierwszą część analizy dr Ryszarda Ślązaka, wraz z bardzo ważnym dokumentem. Notka opublikowana za zgodą autora.

Po zakończeniu w Europie II wojny światowej, po kapitulacji zbrodniczej III Rzeszy niemieckiej, w maju 1945 roku, Polska miała już właściwie dwa rządy. Rząd konstytucyjny II Rzeczypospolitej przebywający na emigracji, który już pozostał na niej. Ten rząd w czasie wojny zaciągał w imieniu Państwa Polskiego zobowiązania i miał też należności dla Polski. W kraju sowieci instalowali nowe podległe im wasalne władze, później zwane ludowymi. Te nowe krajowe władze natychmiast przystąpiły programowo do zmiany istniejącej struktury organizacyjnej Państwa i jego struktur własnościowych i wynikających z nazewnictwa reformatorskiego represji ekonomicznych. Najdotkliwszą represję nałożono na powstańczą Warszawę, tak zwanym dekretem Bieruta oraz na rodaków o podwójnym, polsko-włoskim obywatelstwie zabierając ich majątki w tak zwany zarząd przymusowy, prawnie istnieje do dziś, na podstawie odrębnego dekretu z 15 listopada 1946 roku o zajęciu w zarząd przymusowy mienia państw i ich obywateli, pozostających z Państwem Polskim w stanie wojny w latach 1939-1945.

Wcześniej, bo już 3 stycznia 1946 roku, zszokowany nową władzą Naród został zaskoczony ustawą nacjonalizacyjną o przejęciu na własność Państwa podstawowych gałęzi gospodarki narodowej, pozbawiającą Polaków w kraju i za zagranicy majątków produkcyjnych. Ustawa ta dla państw zachodnich była zupełnym doktrynalnym zaskoczeniem   jej zastosowania i to w tym okresie i tym, że w Polsce. Zaskakującym emigrację i państwa europejskie przejawem tej nacjonalizacji i upaństwawiania w Polsce był fakt, skierowania przede wszystkim tego procesu przez władze ludowe na przejmowanie nieruchomości ziemskich i miejskich nad innymi składnikami mienia oraz wysoki stopień ingerencji samomianującej się władzy komunistycznej w struktury własnościowe, dla pełnego przejęcia mienia prywatnego. W odwecie za tę nacjonalizację i inne formy przejmowania indywidualnej i instytucjonalnej prywatnej własności przez nowe władze ludowe, zachodnioeuropejskie kraje, polscy sojusznicy z czasów wojny, zaczęli zgłaszać wszelkie swoje roszczenia majątkowo-rzeczowe i finansowe wobec tych władz, wobec Państwa Polskiego.

Pierwszym krajem, który zgłosił swoje roszczenia majątkowo-finansowe, później zwane odszkodowawczymi, była Francja, a drugim Wielka Brytania. Już w czerwcu 1946 roku rząd Bieruta potwierdza wobec Francji, że spłaci własność i współwłasność francuską w Polsce. Natomiast w sierpniu 1946 roku rząd ludowy potwierdza oficjalnie Francji, że spłaci zobowiązania zaciągnięte przez poprzednie rządy polskie wobec rządu francuskiego, jak też zobowiązania wobec francuskich instytucji i osób prywatnych zamieszkałych we Francji na czas podpisania umowy. Uzgodniono już wówczas, 1 sierpnia 1946 roku, sposób a za mienie osób prywatnych ocalałe po wojnie w Polsce, a sposób rozwiązania ewentualnego odszkodowania za mienie Polaków osiadłych po wojnie we Francji odłożono do odrębnego, późniejszego rozwiązania.

Wielka Brytania oficjalnie swoje roszczenia odszkodowawcze zgłosiła już w końcu 1946 roku. W trakcie roku 1947 trwały polsko-angielskie rozmowy odszkodowawcze i 31 października 1947 roku został podpisany w Warszawie tzw. protokół w sprawie odszkodowawczej za brytyjskie interesy dotknięte polskim ustawą nacjonalizacyjną, z dnia 3 stycznia 1946 roku o przejęciu na własność Państwa podstawowych gałęzi gospodarki narodowej. Określono w nim termin obywateli brytyjskich, przez których rozumie się wszystkich obywateli brytyjskich i osoby pozostające pod ochroną brytyjską, jako przynależne do Zjednoczonego Królestwa lub do jakiejkolwiek kolonii obszaru zamorskiego lub innych obszarów znajdujących się pod protektoratem lub mandatem Zjednoczonego Królestwa. Użyto też dodatkowego terminu „brytyjskie osoby zainteresowane”, przez który to termin należy rozumieć wszystkie osoby fizyczne, które posiadały obywatelstwo brytyjskie w dniu 3 stycznia 1946 roku. Protokół ten, także uzgodnienia z polsko-brytyjskej konferencji do spraw Niepolitycznych, stał się częścią składową układu zawartego pomiędzy rządem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej a rządem Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii w dniu 14 stycznia 1949 roku, a dotyczącego ułatwienia spraw finansowych. Układ miał szersze i ponad odszkodowawcze znaczenie, bo regulował jednocześnie odszkodowania majątkowe i inne kwestie finansowe z umów polsko-brytyjskich z okresu międzywojennego. Regulował kwestie finansowe w całości, choć zawierał wymienione kwoty odszkodowań majątkowych przyjęte przez Polskę do zapłaty. Drugi układ już o charakterze niemal wyłącznie odszkodowawczym został zawarty w Warszawie 11 listopada 1953 roku. W tym układzie odszkodowawczym ujęto łączną wartość odszkodowania w kwocie 5.465.000 funtów szterlingów, płatnej ratalnie, i użyto terminu obywatel brytyjski oraz brytyjska własność. Brytyjska własność oznaczała wszelkie mienie, prawa i interesy dotknięte przez różne polskie zarządzenia nacjonalizacyjne i wywłaszczeniowe które w dacie ustawy, dekretu lub dacie zastosowania do danego rodzaju mienia stanowiły własność w całości lub w części i to zarówno prawnie jak i w terminie faktycznego użytkowania, w takim rozumieniu w jakim posiadali je obywatele brytyjscy. Za datę powstania roszczenia przyjęto datę ,w której zarządzenie zostało zastosowane do własności brytyjskiej. Rząd brytyjski zawierał układ we własnym imieniu i w imieniu obywateli brytyjskich. Dla udowadniania roszczeń w odniesieniu do każdej pozycji roszczeniowej ,Rząd Brytyjski przedkładał stronie polskiej wymagane dokumenty, które według wymogów prawnych w obu krajach były bardzo zbliżone proceduralnie, a jeśli dokumenty dotyczące jakiegoś roszczenia nie były możliwe do okazania a Rząd brytyjski nie mógł ich przedłożyć stronie polskiej, uzyskiwał od swojego obywatela któremu miało być przyznane roszczenie wniosek o zrzeczenie się na zawsze tego roszczenia od strony polskiej. W roszczeniu brytyjskim jako najważniejsze pojedyncze pozycje występowały dwa towarzystwa, Lazard Brothers and Company Limited iPrudential Company Limited którym Polska wypłaciła odszkodowanie w łącznej kwocie 531.400 funtów szterlingów. Układ odszkodowawczy, po spłacie odszkodowania wygasł ostatecznie w roku 1967.

Stanowisko roszczeniowe Wielkiej Brytanii wobec Polski Ludowej wynikało w części z faktu, że na terytorium tego państwa zarówno w czasie wojny jak i po jej zakończeniu znalazło się najwięcej liczebnie polskiej inteligencji, która w Polsce posiadała jakąś własność majątkową. Rząd Wielkiej Brytanii zgłaszając swoje roszczenia, znał procesy nacjonalizacyjne i wywłaszczeniowe nowej władzy w Polsce i chciał uchronić własność polskiej emigracji przed zniszczeniem, czy całkowitym rozparcelowaniem, a w Polsce w tym okresie trwała emocja polityczna niszczenia burżuazyjnej przeszłości, w tym majątkowej. Faktycznie te zgłoszone roszczenia hamowały różnorodne zapędy władz, przed przyzwalaniem na różnego rodzaju samowole dewastacyjne czy rozbiórkowe, a nawet rabunkowe. Zgłaszane roszczenia zmuszały władze krajowe do zagwarantowania stanu istnienia tych substancji majątkowych.

W ślad za Francją i Wielką Brytanią poszły inne, prawie wszystkie istniejące wówczas państwa zachodnioeuropejskie, a później i Kanada i Stany Zjednoczone. Wszystkie te państwa wymuszały po roku 1947 inwentaryzację pozycji majątkowych ocalałych w Polsce po wojnie, majątku ich obywateli i ich instytucji (podmiotów gospodarczych) pozostającego w Polsce. Zgłaszanie tych roszczeń przez rządy innych państw zachodnich w krótkim powojennym okresie było o tyle zasadne, że we wszystkich tych krajach trwał proces szacowania strat powojennych, przywracania pełności procesów gospodarczych, demobilizacja i przestawianie gospodarek z okresu wojennego na cywilno-pokojowy i wolnorynkowy. Normalność procesu życiowego i gospodarczego sprawiała, że każdy czy to obywatel czy podmiot gospodarczy liczył straty i inwentaryzował to, co zostało i użyteczne. W Polsce było odwrotnie. Nacjonalizacyjne i poza nacjonalistyczne upaństwowienie dotychczasowej własności prywatnej oraz opór polityczny przed powrotem emigracji wojennej do kraju, a nawet duże liczebnie ucieczki z kraju, wywoływały nieufność i niepewność posiadania tego, co z wojny ocalało, a ocaleć niewiele ocalało, bo stopień zniszczenia infrastrukturalnego i rzeczowego w Polsce był ponad 85%. Z drugiej strony, nowe władze spieszyły się z nacjonalizacją i upaństwawianiem wiedząc, że mogą to zrobić tylko i natychmiast zaraz po wojnie, kiedy emigracja nie ma jeszcze możliwości powrotu i kiedy życie polityczne w Polsce po kataklizmie wojennym nie jest zorganizowane, kiedy trwa proces przemieszczania obywateli na odzyskane od Rzeszy prastare, ziemie polskie. Ta złożoność sytuacji ułatwiała władzom wprowadzenie procesów wywłaszczeniowych i jednocześnie spełnienie roszczeń zagranicznych warunkujących nawiązanie współpracy handlowej a nawet uznania dyplomatycznego.

Pod jednym względem jeszcze do roku 1951, do czasu tzw. reformy pieniężnej w Polsce, to znaczy do czasu wymiany złotego przedwojennego na nową złotówkę socjalistyczną, była wspólność systemu walutowego Polski z Europą Zachodnią, głównie z systemem anglosaskim. Wspólność tego systemu była bardzo użyteczna, przy powojennej wycenie stopnia i stanu zniszczenia i wyrabowania Polski oraz przy wycenie resztek ocalałego majątku, dóbr rzeczowych oraz zobowiązań i należności przedwojennych, wojennych i zaraz powojennych. A to pozwalało na utrzymanie przedwojennego poziomu wartości i cen przy szacowaniu wartości ocalałego majątku przyjętego później do poziomu kwotowego odszkodowań wojennych.

Nowa krajowa władza ludowa szybko wykorzystała instrument odszkodowawczy w polityce zagranicznej. Przyjmowała propozycje roszczeń odszkodowawczych i uzależniała ja od dyplomatycznego jej uznania. Tak np. zrezygnowano z odrębnego traktatu pokojowego i odszkodowań wojennych od Włoch w zamian za uznanie dyplomatyczne polskiego rządu krajowego i podpisanie z Włochami umowy na dostawę polskiego węgla. Większą wartość miało dla komunistycznego rządu polskiego uznanie dyplomatyczne przez rząd Republiki Włoskiej, niż odszkodowania wojenne od Włoch, czy zwrot polskiego mienia, które w różny sposób znalazło się po wojnie na terenie Włoch, np. 1 468 polskich wagonów kolejowych, o które kłóciliśmy się do lat 70-tych. Nowa władza opanowująca kraj, po straszliwym zniszczeniu i wyrabowaniu przez sąsiadów, przyjęła na siebie i na Naród ciężkie różnorodne zobowiązania ekonomiczne odmawiając jednocześnie przyjęcia zagranicznej i międzynarodowej pomocy gospodarczej, np. w ramach Planu Marshalla dla Europy, aby świat zewnętrzny nie miał wglądu w to, co pod pozorem reform i doktryny równości społecznej wprowadzała w Polsce i aby nikt nie miał wglądu w jej stosunki gospodarcze ze Związkiem Sowieckim. Narodowi za zupę dano hasło odbudowy stolicy i zagospodarowania Ziem Zachodnich, ale bez prawa do własności czegokolwiek. W tych okolicznościach spłata zobowiązań wobec zagranicy, Zachodu czy Wschodu, stała się przymusem państwowym.

W całym powojennym okresie, począwszy od roku 1947 do roku 1975 ,Polska zawarła z 12 państwami umowy/układy odszkodowawcze za mienie i interesy cudzoziemskie, ocalałe i pozostałe po II wojnie światowej w Polsce, a przejęte przez władze państwowe, powojennej Polski. I tak:

Z Republiką Francuską Polska podpisała najpierw protokół uzgodnień w przedmiocie odszkodowań z 1 sierpnia 1946 roku   a następnie układ z dnia 19 marca 1948 roku dotyczący udzielenia przez Polskę odszkodowań dla interesów francuskich dotkniętych ustawą nacjonalistyczną z dnia 3 stycznia 1946 roku oraz protokół uzupełniający z dnia 7 września 1951 roku ,a następnie uzupełnienie do tego układu z dnia 30 listopada 1963 roku, którymi Polska zobowiązała się wypłacić Francji odszkodowanie w łącznej kwocie 65 mln dolarów USA. Odszkodowanie obejmowało upaństwowienie francuskich towarzystw działających w Polsce do 1 września 1939 roku i według stanu ocalałego na dzień ustawy nacjonalizacyjnej z dnia 3 stycznia 1946 roku, np. towarzystwa włókiennicze /3/ , węglowe/3/, oraz towarzystwa polskie z większościowym udziałem kapitału francuskiego /39 /oraz z mniejszościowym udziałem kapitału francuskiego /7/, oraz za mienie osób prywatnych obywatelstwa francuskiego. Układ obejmował także zobowiązania za mienie prywatnych osób polskich zamieszkałych we Francji, których Francja zaliczyła do interesów francuskich. Władze francuskie przedłożyły imienną listę tzw. francuskich osób prywatnych, których przejęte przez Państwo polskie mienie było wspólnie przez grupę polsko-francuskich ekspertów weryfikowane, inwentaryzowane i wyceniane. Osoby te, ani żadni inni ich późniejsi spadkobiercy, szczególnie odkryci po roku 1990 nie są uprawnieni prawnie do ponownego zgłaszania swych roszczeń do tego samego mienia objętego już w przeszłości umową odszkodowawcza, nawet okrężną drogą z zatajeniem układu polsko-francuskiego a którego wcześniej, osoby których teraz są spadkobiercami otrzymały za pośrednictwem rządu francuskiego od Polski takie odszkodowanie. Wspomnieć należy, że Francja swoje roszczenia wyceniała w zasadzie wg cen i wartości francuskich, gdyż motywowano poziom odszkodowań do francuskich możliwości zamiennego nabycia mienia we Francji. Z analityki warunków negocjacyjnych i materiałów gospodarczych wynika, że ówczesny poziom wartościowo-cenowy w Polsce i we Francji w znacznym stopniu w krótkim okresie powojennym, był zbliżony. Skutek wojny i powojenna bieda w zasadzie analogicznie oddziaływały na poziomy wartościowo-cenowe tego okresu, w którym w życiu obywateli dominowało szczęście z ocalenia i przeżycia i wiara w trwałość warunków pokojowego rozwoju.

Z Królestwem Szwecji rząd Polski najpierw podpisał dnia 28 lutego 1947 roku protokół w sprawie interesów osób i firm szwedzkich w Polsce, a następnie protokół i układ z dnia 29 października 1964 roku w sprawie interesów szwedzkich w Polsce, następnie uzupełniony 16 stycznia 1966 roku, zobowiązując się do wypłaty odszkodowania w łącznej kwocie 116 mln koron szwedzkich w 17-letnim okresie. Zobowiązanie to zostało w pełni spłacone, a układ wygasł w roku 1967.

Z Danią Polska podpisała w dniu 13 grudnia 1948 roku protokół w sprawie interesów i mienia duńskiego w Polsce, następnie drugi protokół w dniu 26 lutego 1953 roku oraz układ odszkodowawczy w sprawie interesów i mienia duńskiego w Polsce z marca 1953 roku. Zgodnie z postanowieniem tego układu Polska wypłaciła państwu duńskiemu w okresie piętnastoletnim kwotę 5,7oo.ooo koron duńskich. Za interesy duńskie uznano mienie, prawa i inne interesy należące bezpośrednio lub pośrednio do osób fizycznych narodowości duńskiej, do osób prawnych lub spółek handlowych, mających swą siedzibę w powojennych granicach Polski Polska uznała także swoje zobowiązania z tytułu rent i wszelkich długów przedwojennych zaciągniętych przez Państwo Polskie i przedsiębiorstwa państwowe wobec osób duńskich. Zarazem rząd polski potwierdził także wszelkie obowiązujące gwarancje dane przez Państwo Polskie za polskie gminy publiczne.Za okres do uznania obywatelstwa jako kryterium prawne do odszkodowania narodowość duńską lub charakter duński osób prawnych i spółek handlowych które powinny istnieć w momencie wprowadzania polskich ustaw nacjonalizacyjnych i innych zarządzeń które dotknęły interesów duńskich, jak i z momentu wejścia w życie pierwszego protokołu uzgodnień Wprowadzono też termin osób duńskich w potrzebie który w zasadzie nie dotyczył Duńczyków tylko inne grupy narodowościowe w tym także Polaków. Tymczasowo do czasu ostatecznego uzgodnienia terminarza spłaty odszkodowania, mienie będące w posiadaniu obywateli duńskich w Polsce, zostało przez tych właścicieli przekazane w zarządzanie mandatariuszowi w Polsce. Duńscy właściciele mienia przejętego przez Państwo Polskie byli proszeni przez stronę polską do sporządzenia i przekazania protokołu zdawczo-odbiorczego dla przejmowanego przez państwo mienia, jako zgłoszenia nabytych praw, i uprawnień do odszkodowania, z podaniem kwoty wartości, datę powstania i sposób nabycia mienia lub praw. Chodziło o to aby nie uwzględniać przypadków nabycia mienia od Niemców w czasie wojny lub zaraz po wojnie Po spłacie umowa odszkodowawcza ostatecznie wygasła po roku 1968.

Z Konfederacja Szwajcarską i Księstwem Lichtenstein Polska podpisała w Warszawie w dniu 25 czerwca 1949 roku układ o odszkodowaniu za interesy szwajcarskie w Polsce, a następnie jego uzupełnienie sporządzone w Warszawie w dniu 26 czerwca 1964 roku, którymi zobowiązała się do wypłaty Szwajcarii odszkodowania w łącznej kwocie 53.500.ooo franków szwajcarskich płatnych w 13 ratach. Umowa ta została wykonana w pełni i w umownym terminie. Państwo Polskie miało też należności od strony szwajcarskiej w paru . tytułach, np. z tytułu tak zwanych martwych kont bankowych obywateli Polski z okresu międzywojennego lub wojennego, zaginionych którzy do roku 1949 nie podjęli środków. z tych rachunków rząd szwajcarski przekazał Polsce wykaz będących obywatelami polskimi właścicieli kont bankowych i polis ubezpieczeniowych wraz ze zgromadzonymi na nich środkami finansowymi .Decyzją polskiego rządu już lat 90-tych wszystkie środki otrzymane przez Polskę w dotychczasowym powojennym okresie od Szwajcarii w związku z likwidacją tych martwych kont w tym kraju po roku 1945, w łącznej kwocie 480.301,65 franków szwajcarskich zostały zwrócone prawowitym ich właścicielom lub ich prawnym spadkobiercom. Do wypłaty tych środków na rzecz uprawnionych spadkobierców. W Polsce właściwym było Ministerstwo Finansów, które wypłacało spadkobiercom te środki i należy się liczyć z faktem ich całkowitej wypłaty. Dane odnośnie tych wypłat zostały w Polsce po roku 1997 opublikowane.

Układem tym spłacono Szwajcarii odszkodowanie za mleczarnie, serowarnie i ich urządzenia techniczne, za przedsiębiorstwa o charakterze handlowym, przemysłowym i rzemieślniczym, a także za gospodarstwa rolne Odszkodowanie wypłacono za mienie należące do osób szwajcarskich ,które w dniu podpisania układu było w bezpośrednim lub pośrednim władaniu państwa polskiego. Państwa strony dysponowały wykazem imiennym mienia prywatnego objętego odszkodowaniem. Do osób szwajcarskich na datę podpisania układu ,należały osoby, które jako miejsce zamieszkania wybrały Szwajcarię i Szwajcarzy. Tak więc do osób szwajcarskich zaliczono osoby o podwójnym obywatelstwie, polsko – szwajcarskim czy szwajcarsko – polskim W póżniejszym okresie kiedy polskie władze nie mogły wyłączyć z puli roszczeń zgłaszanych przez różne kraje obywateli polskich posiadających obywatelstwo tego kraju, kraju tego już zamieszkania ,władze polskie postanowiły nie uznawać podwójnego już obywatelstwa. Niemniej tan fakt w umowach odszkodowawczych musiały przyjąć do wiadomości, choć obecnie ci obywatele polscy, którzy zostali ujęci w roszczeniach rządu kraju ich powojennego zamieszkania, zatajają ten fakt i jakby z zaniku pamięci powojennej wszczynają roszczenia o ówczesne mienie, już raz zapłacone przez Polskę, tylko, że ich rządowi kraju ich powojennego zamieszkania.

Przyjmując za punkt wyjścia przeliczeniowego, opartym na ówczesnym międzynarodowym systemie walutowym, a system ten był przecież oparty na parytecie złota, i trwał aż do kwietna 1971 roku, można stwierdzić, że Polska w całości i ze wszystkiego cudzoziemskiego mienia rozliczyła się z dwunastoma państwami Zachodu, którym w najtrudniejszym okresie w swojej historii gospodarczej wypłaciła żądane przez nie odszkodowanie. Z tego przynajmniej względu w póżniejszym już okresie mieliśmy uporządkowane stosunki finansowe z Zachodem. Uporządkowane powojenne stosunki finansowe były bardzo przydatne w epoce Gierka, kiedy to Polska zaczęła realizować program modernizacji gospodarki i kiedy poprzez kredyty zagraniczne zaczęła zadłużać się finansowo na Zachodzie. Dla gospodarki polskiej, dla stanu finansów państwa i stopy życiowej społeczeństwa polskiego tamtych lat, było to ogromne obciążenie .Jego ciężar został przymusem politycznym władz przerzucony na całe zubożałe społeczeństwo ,obciążone licznością obowiązkowych świadczeń nie tylko świata pracy, a głównie rolnictwa indywidualnego zwalczanego terminem karnym kułaka ,czy karnym wydobywaniem węgla przez specjalnie organizowane jednostki karno-obozowe z wcielanymi tam dziećmi opozycji niepodległościowej, a kierowanego na eksport, na spłatę zagranicznych, narzuconych nam zobowiązań odszkodowawczych .Należy nadto pamiętać, że w tamtym okresie kiedy powojenne rządy podpisywały umowy odszkodowawcze/ indemnizacyjne w Polsce za posiadanie obcych walut ,groziła nie tylko karna ich konfiskata, ale nawet wyrok śmierci jak w Związku Sowieckim, w którym kara śmierci groziła za posiadanie futra, a nawet czapki sobolowe. Polska, ówczesna krajowa opinia publiczna, raczej się przychylała do stanowiska władz aby mienie cudzoziemskie zostało znacjonalizowane i przeszło na własność ogółu, na własność społeczną. Naród pamiętał pomoc jakiej kraje Zachodu udzieliły Polsce we Wrześniu 1939 roku W Polsce władze podpisując zagraniczne odszkodowania zatajały je przed krajową opinią publiczną ,a ich spłata tam gdzie następowała węglem jak np. do Francji, propagandowo wychwalano eksport polskiego węgla do tego kraju z chwała dla górniczego stanu. O tym, że węgiel jedzie na spłatę zobowiązań po nacjonalizacyjnych społeczeństwo, aż do lat 90-tych nie było informowane.

Z Królestwem Holandii, Polska podpisała odpowiednio dwa protokoły uzgodnień, a następnie układ z dnia 20 grudnia 1963 roku o odszkodowaniu za niektóre interesy holenderskie w Polsce i z godnie z jego postanowieniami wypłaciła Holandii kwotę 9.050.000 florenów holenderskich. Spłaty następowały w ratach. Po wykonaniu spłat układ ostatecznie wygasł w latach siedemdziesiątych.

Z Grecją rząd Polski podpisał układ o odszkodowaniu za interesy greckie w Polsce, w Warszawie w dniu 22 listopada 1963 roku, którym zobowiązał się do wypłaty gotówkowo odszkodowania w kwocie 230.000 dolarów amerykańskich. Po spłacie odszkodowania układ wygasł.

Z Królestwem Norwegii rząd Polski podpisał w Oslo, w dniu 23 grudnia 1955 roku układ o wzajemnej redukcji zobowiązań/roszczeń jakie oba Państwa miały wzajemnie w stosunku do siebie. Kwota roszczenia odszkodowawczego Norwegii była określona na 90 mln koron norweskich. Po redukcji wzajemnych zobowiązań strony potwierdziły wygaśnięcie układu.

Ponadto rząd Polski podpisał taki układ z Austrią wypłacając jej odszkodowanie w kwocie 71.5 miliona szylingów austriackich płatnych w 12 ratach. Podpisano także taki układ z Belgią i Luksemburgiem którym wypłacono 600 mln franków belgijskich oraz z Kanadą której wypłacono odszkodowanie w kwocie 1,225 tys dolarów kanadyjskich płatnych w 7 ratach. Tak więc w bardzo krótkim okresie po zakończeniu wojny o odszkodowania w pierwszej kolejności wystąpiły państwa europejskie sojusznicy Polski z czasów wojny, a potem dopiero kraje Ameryki Północnej.

Odszkodowania majątkowe wobec USA

Izba Reprezentantów Kongresu USA już w lipcu 2008 roku zaczęła przygotowywać rezolucję wzywającą władze polskie do zwrotu lub do wypłaty rekompensaty właścicielom mienia prywatnego – jak użyto terminu „zagrabionego przez III Rzeszę i rządy komunistyczne”. We wrześniu 2008 roku projekt ten został przyjęty i Kongres Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej przyjął taką rezolucję Nr 371 z dnia/ …………………. , której treść zasadniczo nie odbiega od projektu. Projekt tej rezolucji był omawiany w prasie polskiej, a sama rezolucja w małym stopniu, również w Parlamencie Polskim projekt był omawiany, i był przedmiotem oświadczeń i interpretacji poselskich, głównie Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Rezolucja ta nie wspomina, że problem powojennych odszkodowań majątkowych za pozostałe i ocalałe po straszliwej niemieckiej, wojennej okupacji Polski, mienie amerykańskie zostało przez ówczesne polskie władze krajowe, uznawane przez Stany Zjednoczone, zostało mocą układu odszkodowawczego zawartego przez rząd Polski z rządem Stanów Zjednoczonych już w roku 1960. spłacone w całości.

Rezolucja ingeruje w wewnętrzne sprawy polskie, gdyż ujmuje się przede wszystkim jakby za mniejszością żydowską Polski międzywojennej, której mienie rzekomo zostało zrabowane przez polskie rządy. Należałoby to mienie wymienić i omówić publicznie. Stany Zjednoczone już od roku 1960 dysponują wykazem takiego mienia tej mniejszości przekazanego im przez ich powojennych, a przedwojennych polskich, obywateli oraz przez powojenne rządy polskie. Takim zestawem mienia dysponowały organizacje mniejszości narodowej w Polsce, a nam ten wykaz był dobrze znany i w Polsce on jest, powinien być upubliczniony, aby było wiadomym, za które mienie już raz Polska (obywatele polscy) zapłaciła i jakie pozycje tego upaństwowionego przez władze komunistyczne mienia majątkowego zostały póżniej, nie tylko po roku 1990 zwrócone, a potem natychmiast sprzedane.

Rezolucja wzywa kraje Europy Środkowej i Wschodniej wyzwolone po 1989 roku spod sowieckiego zwierzchnictwa i dyktatury komunistycznej, do zwrotu lub rekompensaty za mienie prywatne i społeczno-wyznaniowe, niestosownie skonfiskowane podczas epoki nazistowskiej i komunistycznej, a nawet ponagla poszczególne kraje tego regionu do zapewnienia, że ustawodawstwo zwrotu lub rekompensowania zajętego mienia nie jest należycie wdrażane. W rezolucji używa się nawet terminu „złupionego”, stawiając jakby znak równości pomiędzy hitlerowskim reżimem okupacyjnym a powojennymi dyktaturami komunistycznymi w tych krajach. Nie wspomina natomiast nic w rezolucji i nie wymienia się spadkobierców reżimu nazistowskiego, a więc Niemiec, jako zobowiązanego płatnika do wypłaty rekompensaty za zrabowane czy zniszczone przez ten ludobójczy reżim niemieckiej III Rzeszy, odszkodowań tym, o których resztkowe ocalałe z wojny mienie, w większości odbudowane po wojnie przez narody tych krajów, Kongres w rezolucji się dopomina. Jakoś nigdy Stany Zjednoczone i Kongres nie upomniały się o odszkodowania dla ofiar wojennych od tego reżimu, który wywołał tak straszliwą w skutkach dla ludzkości wojnę. Wzywa, niemal natychmiast, Polskę do uchwalenia ustawodawstwa takiego, aby posiadacze przedwojennego mienia prywatnego przejętego i upaństwowionego przez komunistyczny rząd polski po II wojnie światowej, byli w stanie otrzymać zwrot tego mienia lub, tam gdzie to nie możliwe wypłacono rekompensatę, nadmieniając, że wielu z tych byłych właścicieli mienia jest już dobrze po 80-tce, a nawet starszych. Wzywa też Sekretarza Stanu USA do dalszego zaangażowania się w otwarty dialog z Rządem Polski i aby w Polsce wszechstronnie i rzetelnie zwrócono lub zrekompensowano za byłe mienie prywatne. O czyje mienie więc chodzi. Powojenni obywatele Stanów Zjednoczonych, a byli przedwojenni obywatele polscy już taką rekompensatę otrzymali i to za pośrednictwem Rządu USA. Wykazem tych byłych obywateli Polski, którzy za mienie otrzymali odszkodowania Rząd USA dysponował, a był on załącznikiem do polsko-amerykańskiego układu odszkodowawczego, który to układ jest w zbiorze Biblioteki Kongresu USA, a tym samym i ten jej integralny załącznik ,choć w zestawie internetowym układ jest, ale bez załącznika. Tym zawartym układem odszkodowawczym Stany Zjednoczone wzięły na siebie odpowiedzialność wypłaty otrzymanego od Polski odszkodowania swoim obywatelom zgłoszonym na amerykańskiej liście roszczeń prywatnych od Polski ustalonej po inwentaryzacyjnie i w Polsce przed rokiem 196o.Zawarcie układu z Polska oznaczało że Rząd USA zgodził się na wynegocjowaną kwotę, która miała stanowić żródło finansowania roszczeń ich obywateli. Tym samym układ przeniósł odpowiedzialność za wypłatę tego odszkodowania osobom indywidualnym ze strony polskiej na amerykańską.

Skoro rezolucja nie dotyczy mienia lub interesów obywateli USA znaczy to, że Kongres ingeruje w wewnętrzne sprawy polskie. Polska ma prawo rozwiązywać swoje wewnętrzne problemy bez dyktatu zewnętrznego, tym bardziej, że sprawa tak zwanych zobowiązań za armię gen. Hallera z czasów I wojny światowej i tworzenia jej na terenie USA potem Kanady nie była przez Rząd Stanów Zjednoczonych rozwiązana niemal do lat 1990-tych, a więc przez ponad 70 lat. Amerykanie znają zapewne stanowisko Rządu USA w kwestii powojennego zwrotu polskiego mienia, państwowego i prywatnego, zrabowanego przez ludobójczy nazistowski reżim w Polsce w czasie II wojny światowej, jego losy i powojenne przywłaszczenie, czy też przez inny obcy nam reżim, a co jakoś zostało zapomniane. Rezolucja nie mająca mocy prawnej, powinna być w publicystyce naukowej przedmiotem analitycznych i ekonomiczno-prawnych rozważań.

W dniu 16 lipca 1960 roku rząd Polski podpisał z rządem USA układ dotyczący roszczeń majątkowych obywateli i instytucji USA od Polski za pozostawiony i ocalały w Polsce majątek obywateli i instytucji amerykańskich. Zgodnie z art.1 tegoż traktatu/umowy Rząd Polski zobowiązał się zapłacić, z Rząd USA przyjąć, 40 mln ówczesnych dolarów amerykańskich za całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli USA, zarówno osób fizycznych jak i prawnych, z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów związanych lub odnoszących się do mienia, które nastąpiło w Polsce przed dniem podpisania i wejścia tego układu w życie. Spłata tego zobowiązania przez Polskę następowała do Sekretarza Stanu USA w rocznych ratach i została w całości spłacona i rozliczona dnia 10 stycznia 1981 roku.

Do roszczeń objętych tą umową zaliczono wówczas nacjonalizację i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów związanych lub odnoszących się do mienia, przejęcia własności albo utraty używania lub użytkowania mienia na podstawie polskich ustaw, dekretów lub innych zarządzeń ograniczających lub uszczuplających prawa i interesy przedsiębiorstw, które zostały znacjonalizowane lub przejęte przez Polskę i długów, które obciążały mienie znacjonalizowane, czy przejęte przez Polskę.

Za datę przejęcia przez Polskę tego mienia przyjęto datę polskich ustaw, dekretów lub innych decyzji. Wszystkie mienie przejęte przez Polskę, a ocalałe z wojny było oceniane, przez specjalistów obu stron. Dla tego celu powołano dwustronne grupy eksperckie i do tej grupy ekspertów, USA delegowały swoich przedstawicieli do swojej Ambasady w Warszawie. Eksperci ci weryfikowali poszczególne pozycje zgłaszane przez ich właścicieli oraz przez przedstawicieli władz polskich, które pozycje i czyjego mienia zostały znacjonalizowane po stanie inwentaryzacyjnym.

Zasady umów odszkodowawczych polegały na tym, że były zawierane z tymi państwami ,których przedwojenne resztkowe po wojnie mienie zostało upaństwowione, utrata jego własności lub użytkowania przez pierwotnych cudzoziemskich właścicieli, a przeszło w użytkowanie Państwa Polskiego .Istotą tych umów była i jest zasada, że przy spełnieniu przez stronę polską warunków zapłaty uzgodnionej kwoty odszkodowawczej ,umowy te dla strony polskiej miały skutek zwalniający stronę polską w przedmiocie zaspokojenia roszczeń podmiotów /osób fizycznych i prawnych/ uprawnionych i obcych, skutek zwalniający został osiągnięty bez względu na fakt czy osoby uprawnione wystąpiły z właściwym roszczeniem czy też nie. Państwa strony zawierające układ były świadome faktu, że wypłata odszkodowań w pełnej przedwojennej wartości i przez wyniszczone i wyrabowane wojną Państwo Polskie była z ekonomicznego punktu widzenia nie możliwa do spełnienia. Dążono do ustalenia możliwie najrealniejszego poziomu wartości, i możliwości spłaty komunizowanej gospodarki. Rządy państw roszczeniowych godziły się na wynegocjowane kwoty uznając w stopniu porównywalnym, że uzyskane poziomem kwotowym odszkodowanie pozwala jego byłym posiadaczom na właściwe zagospodarowanie już nowym mieniem w kraju otrzymującym odszkodowanie. Ze strony niektórych państw było to rozważne stanowisko. Zarzuty czy ewentualne póżniejsze roszczenia ,co do rzekomego nie wypłacenia odszkodowania indywidualnym osobom pojawiające się już po zawarciu tych układów, nie mogły i nie mogą być kierowane do Polski, czy w Polsce, ponieważ to rządy tych państw ,otrzymując odszkodowanie w całości spłaty interesów swojego państwa, przejęły na siebie rozdział tych kwot i to bez prawa jakiegokolwiek udziału strony polskiej. Polska strona nie miała w żadnym okresie prawa ani wpływu na decyzje wydawane przez rząd, który otrzymał odszkodowanie w przedmiocie wypłaty odszkodowania w kraju, który je otrzymał czy też ewentualnej odmowy wypłaty odszkodowania komuś za kogo ten rząd pobrał od Polski to odszkodowanie. Rozdziałem kwot w kraju otrzymującym odszkodowanie zajmowały się specjalne organa powołane w tych państwach do realizacji zadań i programów wynikających z tych zawartych z Polską układów. Zaznaczyć należy, że współczesna wartość wypłaconych odszkodowań wynosi około dwóch miliardów dolarów amerykańskich…

Warunkiem wspólnym niemal wszystkich umów odszkodowawczych stawianym przez rządy państw roszczeniowych było posiadanie obywatelstwa tego kraju. Niektóre z tych państw do terminu własnego obywatelstwa zaliczały także obywatelstwo podwójne np. polsko-amerykańskie oraz fakt stałego osadnictwa w tym kraju. Z tego też względu pewna część byłych obywateli polskich, która po ocaleniu znalazła się w danym państwie roszczeniowym nabyła poprzez rząd tego kraju prawo do odszkodowania za utracone /upaństwowione/ swoje mienie i swoje interesy w Polsce. Skoro nabyła odszkodowanie ponad 50 lat temu, nie może liczyć, ani ich spadkobiercy ,że teraz wolna i demokratyczna Polska zwróci im to mienie w zmienionej wielonakładowo inwestycyjnie naturze lub, że ponownie wypłaci im rekompensatę pieniężną i to według ich obecnej wartości wolnorynkowej. Sytuacja gospodarcza lat 50-tych czy 60-tych ubiegłego wieku w niczym nie równa się obecnej, to dwie odmienne ekonomicznie epoki. Nie należy też liczyć, że w Polsce jest życzeniowy bałagan, ze nie posiadamy dowodów inwentaryzacyjnych mienia przypisanego do każdej umowy odszkodowawczej. Wszelka tego rodzaju dokumentacja została zarchiwizowana, można i należy się nią obowiązkowo posługiwać przy wszelkiego rodzaju zgłaszanych roszczeniach majątkowych. Polskie Sądy powinny dysponować wszystkimi tymi umowami odszkodowawczymi wraz z przypisanymi do nich wykazami majątkowymi i w każdym przypadku żądać udowodnienia obywatelstwa z czasokresu umowy odszkodowawczej oraz przedkładania państwowego potwierdzenia, że za dane mienie /nieruchomość/ zostało lub nie zostało w żadnym przypadku wypłacone odszkodowanie. Należy też od własnych, polskich urzędów żądać dowodów i potwierdzeń czy za daną nieruchomość zostało wypłacone odszkodowanie, komu i kiedy, tzn. umową z danym państwem lub w inny sposób, bo takie indywidualne przypadki wypłaty odszkodowań osobom fizycznym w okresie powojennym były. Tymi wszystkimi dowodami wypłaty odszkodowania dysponowało powojenne Ministerstwo Skarbu, Ministerstwo Finansów, Bank Handlowy w Warszawie S.A., Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Prezydent m.st.Warszawy a także kilka innych instytucji państwowych funkcjonujących nadal.

Koniec Części I

Załącznik:

UKŁAD MIĘDZY RZĄDEMPOLSKIEJ RZECZYPOSPOLITEJ LUDOWEJI RZĄDEM STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKIDOTYCZĄCY ROSZCZEŃ OBYWATELI STANÓW ZJEDNOCZONYCH

Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Rząd Stanów Zjednoczonych Ameryki, pragnąc dokonać uregulowania roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych do Polski oraz pragnąc dokonać postępu w stosunkach gospodarczych między obu krajami, uzgodniły, co następuje:

ARTYKUŁ I

A.   Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, zwany dalej Rządem Polskim, zgadza się zapłacić a Rząd Stanów Zjednoczonych przyjąć sumę$ 40.000.000.-wwalucie Stanów Zjednoczonych na całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych, zarówno os6b fizycznych jak prawnych, do Rządu Polskiego z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów związanych lub odnoszących się do mienia, które miało miejsce w dniu lub przed dniem wejścia w życie niniejszego Układu.

B.    Zapłata przez Rząd Polski sumy $ 40.000.000będzie dokonana do rąk Sekretarza Stanu Stanów Zjednoczonych w dwudziestu rocznych ratach po $ 2.000.000 w walucie Stanów Zjednoczonych, przy czym każda rata powinna być uiszczonawdziesiątym dniu stycznia, poczynając od dnia dziesiątego stycznia1961roku.

ARTYKUŁ II

Roszczeniami, o których mowa w artykuleiktóre są uregulowane i zaspokojone niniejszym układem, są roszczenia obywateli Stanów Zjednoczonych z tytułu:

a)     nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przezPolskęmienia oraz prawi interesów związanych lub odnoszących się do mienia;

b)     przejęcia własności albo utraty używania lub użytkowania mienia na podstawie polskichustaw,dekretów lub innych zarządzeń, ograniczających lub uszczuplających prawa i interesy związane lub odnoszące się do mienia, przy czym rozumie się, że dla celów niniejszego ustępudatą przejęcia własności a1bo utraty używania lub użytkowania jest data, wktórej tego rodzaju polskie prawa, dekrety lub inne zarządzenia zostały po raz pierwszy zastosowanedo mienia; oraz

c)     długów przedsiębiorstw, które zostały znacjonalizowane lub przejęte przez Polskę i długów, które obciążyły mienie znacjonalizowane, przejęte na własność lub inaczej przejęte przez Polskę.

ARTYKUŁ III

Suma zapłacona Rządowi Stanów Zjednoczonych w myśl artykułu I niniejszego układu zostanie rozdzielona w sposób i zgodnie z metodą podziału, zastosowanymi wedle uznania Rządu Stanów Zjednoczonych.

ARTYKUŁ IV

Po wejściu w życie niniejszego układu Rząd Stanów Zjednoczonych nie będzie przedstawiał Rządowi Polskiemu ani nie będzie popierał roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych do Rządu Polskiego, o których mowa w artykule I niniejszego układu. W przypadku gdyby takie roszczenia zostały bezpośrednio przedłożone przez obywateli Stanów Zjednoczonych Rządowi Polskiemu. Rząd Polski przekaże je Rządowi Stanów Zjednoczonych.

ARTYKUŁ V

A.   Dla ułatwienia Rządowi Stanów Zjednoczonych rozdziału pomiędzy wnoszących roszczenia sumy mającej być zapłatą przez Rząd Polski, Rząd Polski dostarczy na życzenie Rządu Stanów Zjednoczonych takich informacji lub dowodów zawierających szczegóły dotyczące własności i wartości mienia oraz praw i interesów związanych lub odnoszących się do mienia, jakie mogą być potrzebne lub odpowiadające temu celowi, a w przypadku gdyby takie informacje lub dowody zostały uznane za niewystarczające, zezwoli na zbadanie przez przedstawicieli Rządu Stanów Zjednoczonych, w zakresie dopuszczalnym przez przepisy polskie, mienia do którego zgłoszono roszczenie, jako do mienia znacjonalizowanego lub przejętego przez Polskę.

B.    W celu zabezpieczenia Rządu Polskiego przed możliwym dochodzeniem praw za pośrednictwem krajów trzecich, lub w inny sposób, roszczeń uregulowanych niniejszym układem, Rząd Stanów Zjednoczonych dostarczy Rządowi Polskiemu kopii takich formalnych oświadczeń odnośnie roszczeń, jakie zostaną przedstawione przez wnoszących roszczenia oraz kopii decyzji dotyczących ważności i wysokości roszczeń.

C.    Odnośnie każdego roszczenia, które zostało przez Rząd Stanów Zjednoczonych uznane za ważne, Rząd Stanów Zjednoczonych dostarczy Rządowi Polskiemu oryginalne dokumenty odnoszące się do mienia znacjonalizowanego lub przejętego przez Polskę, z których wynika roszczenie, włączając akcje osób prawnych, stanowiące własność wnoszącego roszczenie, o ile całość mienia takiej osoby prawnej zostało znacjonalizowana lub przejęta przez Polskę. W przypadku gdy roszczenie nie jest oparte na takich dokumentach, Rząd Stanów Zjednoczonych dostarczy Rządowi Polskiemu zwolnienie z zobowiązania podpisane przez wnoszącego roszczenie.

D.   Obydwa Rządy będą sobie wzajemnie dostarczać informacji lub udzielać pomocy w zakresie podanym w paragrafach A, B i C niniejszego artykułu, wedle procedury mającej być uzgodnioną pomiędzy obu Rządami.

ARTYKUŁ VI

W ciągu 30 dni po wejściu w życie niniejszego układu Rząd Stanów Zjednoczonych odwoła swoje zarządzenia blokujące wszelkie polskie mienie w Stanach Zjednoczonych.

ARTYKUŁ VII

Załącznik do niniejszego układu stanowi integralną część tego układu.

ARTYKUŁ VIII

Niniejszy układ wchodzi w życie z dniem jego podpisania. Na dowód czego podpisani, zaopatrzeni we właściwe pełnomocnictwa przez swoje Rządy, złożyli podpisy na niniejszym układzie. Sporządzono w Waszyngtonie dnia 16 lipca 1960 r. w dwóch egzemplarzach, każdy w językach polskim i angielskim, przy czym oba teksty są jednakowo autentyczne.

ZA RZĄD POLSKIEJ RZECZYPOSPOLITEJ LUDOWEJ

ZA RZĄD STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKI

 ZAŁĄCZNIK (do załącznika, czyli powyższego dokumentu)

Dla ce1ów rozdziału przez Rząd Stanów Zjednoczonych sumy mającej być zapłaconą przez Rząd Polski, „roszczeniami obywateli Stanów Zjednoczonych” są prawa i interesy związaneiodnoszące siędomienia znacjonalizowanego, przejętego na własność lub inaczej przejętego przez Polskę, które od daty nacjonalizacji, przejęcia na własność lub innego przejęcia, do dnia wejścia w życie niniejszego układu, były nieprzerwanie, z zastrzeżeniem postanowieńwparagrafachBi C niniejszego załącznika:

a)     bezpośrednio własnością osób fizycznych będących obywatelami Stanów Zjednoczonych;

b)     bezpośrednio własnością os6b prawnych utworzonych na podstawie prawa Stanów Zjednoczonych, jednego z wchodzących w skład stanów lub ich innej jednostki politycznej, których pięćdziesiąt procent lub więcej kapitału akcyjnego lub udziałów majątkowych było własnością obywateli Stanów Zjednoczonych;

c)     bezpośrednio własnością osób prawnych utworzonych na podstawie prawa Stanów Zjednoczonych, jednego z wchodzącychwskład stanówlub ich innej jednostki po1itycznej, których pięćdziesiąt procent lub więcej kapitału akcyjnego lub udziałów majątkowych było własnością osób fizycznych będących obywatelami Stanów Zjednoczonych, bezpośrednio lub pośrednio poprzez udziaływjednej lub kilku osobach prawnych jakiejkolwiek narodowości.;

d)    pośrednio własnością osób fizycznych będących obywatelami Stanów Zjednoczonych lub osób prawnych utworzonych na podstawie prawa Stanów Zjednoczonych, jednego z wchodzących w skład stanów lub ich innej jednostki politycznej,poprzez udziały w osobach prawnych utworzonych na podstawie prawa Stanów Zjednoczonych, jednego z wchodzących w skład stanów lub ich innej jednostki politycznej, które nie zostały objęte wyżejkategorią/b/lub/c/;

e)     pośrednio własnościąosób objętych wyżej kategorią /a/, /b/lub /c/, poprzez własność kapitału akcyjnego lub bezpośrednich udziałówmajątkowych w osobach prawnych utworzonych na podstawie prawa polskiego, których. jakakolwiek część mienia została przejęta przez Polskę, lubwosobach prawnych utworzonych na podstawie prawa niemieckiego, których przeważająca część mienia została przejętaprzez Polskę;

f)       pośrednio własnością osób objętych wyżej kategorią /d/ poprzez własność osób prawnych, o których mowa w końcu zdania dotyczącego tej kategorii, kapitału akcyjnego lub bezpośrednich udziałów majątkowych w osobach prawnych utworzonych na podstawie prawa polskiego, których jakakolwiek część mienia została przejęta przez Polskę, lub w osobach prawnych utworzonych na podstawie prawa niemieckiego, których przeważająca część mienia została przejęta przez Polskę, a które zaprzestały swej działalności; lub

g)     pośrednio własnością osób objętych wyżej kategorią/a/, /b/, /c/lub/d/,mających interesy, które łącznie stanowią znaczną sumę, przez każdą ilość osób prawnych zorganizowanych na podstawie prawa jakiegokolwiek kraju, kt6rych znacznaczęść mieniazostała przejęta przez Polskę, z wyjątkiem jednak interesów, które podlegają odszkodowaniu na mocy jakiegokolwiek innego układu międzynarodowego, w których stroną jest Polska.

B.    Osobyprawne utworzone na podstawie prawaStanów Zjednoczonych, jednegoz wchodzących w skład stanów lub innej jednostki politycznej, które zostały zreorganizowane w drodze postępowania sądowego, po tym, jak ich mienie lub prawa i interesy związane lub odnoszące się do mienia zostały znacjonalizowane lub przejęte przez Polskę, będą uczestniczyły w sumie mającej być zapłaconą przez Rząd Polski tylko w takiej mierze, w jakiej kapitał akcyjny lub udziały majątkowe w takich osobach prawnych były w czasie nacjonalizacji lub innego przejęcia własnością osób fizycznych będących obywatelami Stanów Zjednoczonych, bezpośrednio lub pośrednio poprzez udziały w jednej lub kilku osobach prawnych, utworzonych na podstawie prawa Stanów Zjednoczonych, jednego z wchodzących w skład stanów lub ich innej jednostki politycznej.

C.    Roszczenia oparte w całości lub części na własności nabytej po dacie zastosowania dyskryminujących niemieckich zarządzeń, pozbawiających lub ograniczających prawa właścicieli takiej własności, będą partycypować w sumie mającej być zapłaconą przez Rząd Polski tylko w takiej części tych roszczeń, które nie są oparte na własności nabytej w tych warunkach.

PROTOKÓL

Przedstawiciele Ministerstwa Finansów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej

oraz Rządu Stanów Zjednoczonych, mając na uwadze realizację postanowień

Artykułu 5-go Układu pomiędzy Rządami Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej

oraz Stanów Zjednoczonych, dotyczącego Roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych, zawartego w Waszyngtonie w dniu 16 lipca 1960 r., spotkali się w Warszawie i uzgodnili, co następuje:

W celu wykonania postanowień Artykułu 5-go Układu dotyczącego Roszczeń Rząd Stanów Zjednoczonych wyznaczy specjalnego reprezentanta oraz jego zastępcę, którzy będą wchodzić w skład Ambasady Stanów Zjednoczonych, jako urzędnicy dyplomatyczni, odpowiedzialni przed Ambasadorem Stanów Zjednoczonych.

Reprezentant Stanów Zjednoczonych pełnić będzie rolę łącznika pomiędzy „Foreign Claims Settlement Commission” Stanów Zjednoczonych a Ministerstwem Finansów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, zwanym dalej Reprezentantem Polskim, które będzie dostarczać informacji przewidzianych w Artykule 5-ym Układu dotyczącego Roszczeń. Reprezentant Stanów Zjednoczonych, pełniąc swoje czynności przy pomocy odpowiedniego zespołu współpracowników, będących również członkami zespołu pracowników Ambasady, wyznaczonymi do tego celu będzie kierować zapytania na piśmie do Polskiego Ministerstwa Finansów i/lub do jego wyznaczonych przedstawicieli – oraz pozostawać będzie z nim w łączności w celu uzyskania informacji niezbędnych do sprawdzenia bądź oddalenia roszczeń, objętych wyżej wymienionym Układem.

1.   Reprezentant Stanów Zjednoczonych pełnić będzie swe czynności tak długo, jak długo wymagać tego będzie wykonanie postanowień Artykułu5-go, lecz jeżeli Kongres -Stanów Zjednoczonych zakreśliłby termin dla zakończenia prac związanych z zaspokojeniem roszczeń, Ministerstwo Finansów zgadza się w miarę możliwości współdziałać z „Foreign Claims Settlement Commission” dla ułatwienia tej Komisji wywiązania się z jej obowiązków.

2.   Ministerstwo Finansów wyraża zgodę i gotowość do udzielania wymaganych informacji, opartych na istniejących dokumentach oraz innych dostępnych danych – w czasie nie dłuższym niż 6 miesięcy od otrzymania prośby o taką informację. Każda taka prośba winna szczegółowo wskazywać, jakich informacji potrzebuje „Foreign Claims Settlement Commission” dla ustalenia tytułu prawnego, stanu i wartości mienia, na którym opiera się roszczenie.

3.   Dla ułatwienia „Foreign Claims Settlement Commission” określenia wartości małych miejskich i wiejskich posiadłości, Reprezentant Polski dostarczy Reprezentantowi Stanów Zjednoczonych informacji o przedwojennych cenach gruntów ornychileśnych różnych klas, położonych w różnych rejonach kraju, o cenach placów miejskich oraz o cenach typowych budynków mieszkalnych miejskich i wiejskich, jak również o wartości typowych małych przedsiębiorstw przemysłowych i handlowych, zakładów rzemieślniczych i t.d., opartych na szacunkach ubezpieczeniowych oraz na innych dostępnych danych. Jeżeli tak sporządzony szacunek wartości określonego mienia z rodzaju wyżej wymienionych, okazałby się, wskutek szczególnych warunków,niewystarczającym dla celów „Foreign Claims Settlement Commission” , to Reprezentant Polski dostarczy wszystkich dostępnych danych o przedwojennej wartości takiego określonego mienia.

4.   Na prośbę Reprezentanta Stanów Zjednoczonych Reprezentant Polski dostarczać będzie szacunki wartości mienia znacjonalizowanego, tak jak zostały one sporządzone przez władze polskie w dniu przejęcia tego mienia. Reprezentant Polski dostarczać będzie przez swych przedstawicieli w miarę możliwości, informacji co do rozmiarów i stopnia szkód, poniesionych przez dane mienie w wyniku wojny oraz okupacji przez nieprzyjaciela.

5.   Uzgodniono, że inspekcje i badania na miejscu przeprowadzane będą wówczas gdy „Foreign Claims Settlement Commission” uzna informacje dostarczone stosownie do paragrafu 3 i 4 – za niewystarczające do ustalenia faktów, niezbędnych dla oceny wchodzącego w grę roszczenia.W takich przypadkach stosować się będzie następujący sposób postępowania:

a)   Reprezentant Stanów Zjednoczonych przedkładać będzie Reprezentantowi Polskiemu prośbę na piśmie o przeprowadzenie badania na miejscu, wskazując okoliczności, które takie badanie będzie miało ustalić.

b)   Nie później niż w ciągu jednego miesiąca od otrzymania takiej prośby, Reprezentant Polski uzgodni z Reprezentantem Stanów Zjednoczonych zakres i czas takiego badania lub dostarczy takich dodatkowych materiałów, informacji i danych dotyczących tej sprawy, które mogą – według oceny „Foreign Claims Settlement Commission” – uczynić takie badanie zbędnym

c)   Reprezentant Polski będzie towarzyszyć Reprezentantowi Stanów Zjednoczonych przy dokonywaniu inspekcji i badań na miejscu. Reprezentant Polski powiadamiać będzie Reprezentanta Stanów Zjednoczonych o tym, że określone wymagane badania nie mogą być przeprowadzone z uwagi na zakazy przepisów polskich.

6.   Reprezentant Stanów Zjednoczonych przekazywać będzie Reprezentantowi Polskiemu kopię każdego roszczenia zgłoszonego w terminie, określonym przez „Foreign Claims Settlement Commission” zgodnie z przepisami Stanów Zjednoczonych, jak również kopię każdej ostatecznej decyzji „Foreign Claims Settlement Commission” w odniesieniu do zgłoszonych we właściwym terminie roszczeń, wniesionych na zasadzie Polsko-Amerykańskiego Układu dotyczącego Roszczeń.

7.   Reprezentant Stanów Zjednoczonych przekazywać również będzie Reprezentantowi Polskiemu następujące dokumenty:

a)   papiery wartościowe emitowane przez osoby prawne a stanowiące własność takich osób, które uzyskują zaspokojenie roszczeń opartych na nacjonalizacji lub innego rodzaju przejęciu przez Polskę całej własności takich osób prawnych,

b)   podpisane przez osoby wnoszące roszczenia uwierzytelnione zrzeczenia się na rzecz Państwa Polskiego ich praw z tytułu udziałów w spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością lub podobnych, jeżeli udziały te nie są oparte na akcjach7jak również praw opartych na przejęciu własności lub utracie używania i korzystania z mienia położonego w Polsce – jeżeli osoby takie uzyskają zaspokojenie roszczeń swoich opartych na tego rodzaju prawach,

c)    uwierzytelnione zrzeczenia się podpisane przez osoby, które uzyskają zaspokojenie roszczeń opartych na długach przedsiębiorstw znacjonalizowanych lub przejętych przez Polskę oraz roszczeń opartych na długach, które stanowiły obciążenie mienia znacjonalizowanego lub w inny sposób przejętego przez Polskę.

8.   Foreign Claims Settlement Commission zgadza się pokrywać koszty poniesione przez Ministerstwo Finansów przy sporządzaniu uwierzytelnionych lub foto statycznych kopii dokumentów urzędowych lub akt oraz koszty specjalnych usług polskich inżynierów, architektów i innych techników w przypadkach, gdy usług takich zażąda Reprezentant Stanów Zjednoczonych.

Podpisano w Warszawie, dnia 29 listopada 1960 roku, w dwóch egzemplarzach, każdy w językach polskim i angielskim, przy czym oba teksty są jednakowo autentyczne.

dr Ryszard Ślązak

=================================

 umowy 
https://traktaty.msz.gov.pl/getFile.php?action=getfile;0&iddok=17992
https://traktaty.msz.gov.pl/getFile.php?action=getfile;0&iddok=18026
https://www.wykop.pl/link/4817301/umowa-indemnizacyjna-z-1960-r-pomiedzy-usa-i-prl/strona/2/

Jeszcze przypomnienie o żydowskiej hucpie finansowej. 447.

Polsko, nie daj się naciągać https://www.tygodnikprzeglad.pl/polsko-daj-sie-naciagac/

Polsko, nie daj się naciągać Autor: Robert Walenciak | Marzec 4, 2019

Środowiska amerykańskich Żydów nie mają podstaw prawnych, by domagać się od Polski odszkodowań czy zwrotu utraconych majątków

Czy Polska będzie musiała płacić odszkodowanie za mienie utracone w czasie II wojny światowej i po niej przez Żydów – obywateli polskich? Organizacje żydowskie w USA i pozostająca pod ich wpływem amerykańska administracja regularnie tego się domagają. Te apele i rezolucje długo można by wyliczać, ostatnio dołączył do ich autorów sekretarz stanu USA Mike Pompeo, który w Warszawie, w czasie konferencji bliskowschodniej, pouczył Polskę, że powinna „poczynić w restytucji mienia postępy”.

Mamy więc regularny nacisk. Nie ma zresztą czemu się dziwić – różne wyliczenia wskazują, że wartość mienia pożydowskiego w Polsce to 60-90 mld dol. Jeżeli udałoby się wyrwać z tej sumy nawet niewielki procent, i tak byłyby to potężne sumy. Jest więc o co walczyć.

Słowo ministra

A co na to Polska? Od kilku lat odpowiada podobnie. „Sprawa jest zamknięta. USA otrzymały rekompensatę już w latach 60., tak jak inne państwa” – to słowa szefa MSZ Jacka Czaputowicza. Minister nawiązuje w ten sposób do polsko-amerykańskiej umowy indemnizacyjnej zawartej w roku 1960, na mocy której rząd Stanów Zjednoczonych bierze na siebie sprawę odszkodowań za mienie utracone w Polsce przez obywateli USA.

Wcześniej tę umowę w rozmowach z Amerykanami przypominał Radosław Sikorski. Pisze o tym zresztą w książce „Polska może być lepsza. Kulisy polskiej dyplomacji”. Oto ten fragment: „Już podczas swej pierwszej podróży do Polski jako sekretarz stanu Hillary Clinton dała znać poprzez swego ambasadora, że będzie chciała poruszyć potrzebę uchwalenia ustawy restytucyjnej. Sprawa jest skomplikowana, bo z jednej strony Polska rzeczywiście – w odróżnieniu od większości państw regionu – nie uchwaliła takiej ustawy w odniesieniu do mienia prywatnego. A raczej uchwaliła, za rządów AWS, ale prezydent Aleksander Kwaśniewski ją zawetował. Z drugiej strony, własność prywatna nie była ani żydowska, ani aryjska, bo polskie księgi wieczyste i sądy nie stosują takich kategorii. Natomiast prawdziwa własność żydowska – czyli mienie przedwojennych żydowskich gmin wyznaniowych – została szczodrze zwrócona na zasadach podobnych co kościołom chrześcijańskim. (…)

Uważałem też, że akurat USA są ostatnim krajem, który powinien się w tej sprawie wypowiadać. Kazałem odgrzebać z archiwum MSZ oryginał umowy indemnizacyjnej, na której podstawie Stany Zjednoczone już w latach 60. otrzymały spore jak na ówczesne możliwości Polski kwoty – kilkadziesiąt milionów dolarów. Przejrzałem tekst i w duchu podziękowałem gomułkowskim dyplomatom. Umowa stwierdzała, że odtąd wszelkie roszczenia majątkowe obywateli USA wobec Polski powinny być kierowane do rządu Stanów Zjednoczonych, a ten uznaje sprawę za zamkniętą i zobowiązuje się do tego, że już nigdy nie poruszy sprawy w stosunkach dwustronnych. Aby stronie amerykańskiej uświadomić kategoryczność naszego stanowiska, powiedziałem w wywiadzie radiowym w poranek przylotu Clinton, że »jeśli Stany Zjednoczone chciały coś zrobić dla polskich Żydów, to właściwym momentem był okres 1943-1944, gdy większość z nich jeszcze żyła i gdy Polska, głosem Jana Karskiego, o to błagała«”.

Eureka! Podziękujmy gomułkowskim dyplomatom! Okazuje się więc, że układ podpisany między Polską a USA 16 lipca 1960 r. w Waszyngtonie, a potem uzupełniony w listopadzie 1960 r. w Warszawie protokołem dotyczącym punktu 5., reguluje te wszystkie sprawy.

Ale to dopiero początek opowieści. Dowiadujemy się bowiem, że umowa była tajna, władze Polski Ludowej nie chciały, żeby lud pracujący o niej wiedział. Dlaczego? O tym za chwilę.

Skoro była tajna, jak dowiedział się o niej Radosław Sikorski? A wcześniej szefowa MSZ w rządzie PiS, Anna Fotyga? To z kolei zasługa jednego z wiceministrów z czasów rządu koalicji SLD-PSL, który ją odnalazł, a potem uporczywie, także korzystając z PRZEGLĄDU, przypominał o niej decydentom. Gdyby nie jego upór, nie można wykluczyć, że do dziś byśmy o niej nie wiedzieli, a Warszawa negocjowałaby wysokość odszkodowania za pożydowskie mienie.

Adwokat z USA

Urzędnikiem, który nagłośnił sprawę umowy Polska-USA, był dr Jan Bogutyn, w latach 1994-1997 wiceminister finansów. W ministerstwie podlegało mu m.in. Biuro Skarbu Państwa (później przekształcone w Departament Skarbu Państwa). Pewnego dnia przyszedł do niego dyrektor tego biura Janusz Ostaszewski (dziś profesor SGH, członek Rady Nadzorczej PKO BP) ze zdenerwowaną urzędniczką. Z ważną sprawą. – Panie ministrze, mamy problem – tak zaczęli. I mówią, że przychodzi do nich adwokat z Nowego Jorku w sprawie kamienicy w Krakowie, jako pełnomocnik spadkobierców, przychodzi i krzyczy – opowiada Bogutyn. – To były jeszcze czasy, kiedy do ministerstwa można było wejść z ulicy, tylko legitymując się przy wejściu, toteż urzędnik nawet nie za bardzo mógł przed takim adwokatem się bronić. Przyszli więc z pytaniem, co robić. I przynieśli plik materiałów, m.in. tę umowę z roku 1960. Zostawili mi to, a ja zacząłem zapoznawać się z materiałami. No i gdy przeczytałem tę umowę, wiedziałem już, co Ostaszewskiemu powiedzieć – że jak adwokat przyjdzie jeszcze raz, trzeba mu wskazać adres w Waszyngtonie. Był on zresztą podany w umowie. I tak się stało. Gdy adwokat przyszedł – pokazano mu umowę. I już więcej się nie pojawił.

Ale ta sprawa i tak miała ciąg dalszy. Bogutyn zainteresował się umowami indemnizacyjnymi, bo było ich więcej. Poprosił zatem, by mu je przekazano.

– To były czasy – mówi – kiedy nie było w ministerstwie komputerów, kiedy tzw. pamięć ministerstwa, pamięć departamentów, tkwiła w głowach urzędników. Oni wiedzieli, jakie są dokumenty dotyczące danej sprawy i gdzie się znajdują. Ale był to również czas gwałtownej wymiany urzędników, odsuwania starych, peerelowskich, i zastępowania ich nowymi. Czasami dochodziło więc do przerwania ciągłości pamięci. Bo już nie było urzędników, którzy przepracowali wiele lat, i ci nowi nie mieli od kogo nie tylko się uczyć, ale i dowiadywać, jak departament działa. Ostaszewski należał do nowego pokolenia, ale miał zmysł do odkopywania zapomnianych dokumentów i spraw. I to on dotarł do umowy Polska-USA, a potem mi ją dostarczył.

Można zatem powiedzieć, że w tej sprawie nastąpił korzystny zbieg okoliczności. Dobrze się stało, że egzemplarze umów znajdowały się w Ministerstwie Finansów. To było logiczne – umowy dotyczyły wypłaty przez Polskę odszkodowań. W ratach. Ta z USA zakładała spłatę 20 rat po 2 mln dol. Ostatnią ratę Polska spłaciła więc w roku 1981. Dobrze też, że był dyrektor departamentu, który nie lekceważył dokumentów sprzed lat i szybko docenił ich wartość. No i był wiceminister, który chciał się wgłębić w sprawę.

Jan Bogutyn: – Przeczytałem wszystkie umowy indemnizacyjne, które w tamtym czasie Polska zawierała. Jeszcze w latach 40. podpisano umowy z Belgią, Francją, Szwajcarią, Szwecją, Danią i Wielką Brytanią. Polska wtedy była w ruinie, w tych pierwszych umowach zobowiązywaliśmy się do spłat, ale w węglu. To była nasza jedyna waluta. Umowy przewidywały powołanie komisji mieszanych, które pomogłyby oszacować wartość mienia. Czytałem m.in. sprawozdanie z przyjazdu do Polski komisji brytyjskiej w 1949 r. I na co zwróciłem uwagę – już wtedy były dziwne sytuacje. Ktoś zgłaszał utracone w Polsce mienie, a na miejscu okazywało się, że takiego adresu w ogóle nie ma i nie było, nie ma takiej działki itd. Jeżeli więc próby różnych nadużyć były wtedy, to co dopiero może się dziać teraz?

Gomułka i 40 mln dolarów

Wszyscy, którzy czytają umowę z roku 1960, zwracają uwagę na jedno – jest sporządzona bardzo profesjonalnie, precyzyjnie chroni polskie interesy. Nie dziwi to prof. Andrzeja Werblana, biografa Władysława Gomułki. Przypomina on, że Gomułka przywiązywał wielką wagę do tego, by w administracji czy w szkołach wyższych pracowali ludzie wykształceni, najlepsi fachowcy. I ostro walczył z partyjnym układaniem kadr naukowych, czego próbowali niektórzy towarzysze. „Innych profesorów nie mamy”, mawiał. W Ministerstwie Ziem Odzyskanych, którym kierował i które było jego oczkiem w głowie, kierownicze stanowiska zajmowali przedwojenni urzędnicy, działacze związanego z endecją Polskiego Związku Zachodniego, żołnierze Armii Krajowej.

Warta uwagi jest tu kariera Leopolda Glucka, w czasie wojny pracującego w Delegaturze Rządu na Kraj. W Ministerstwie Ziem Odzyskanych Gluck najpierw był dyrektorem departamentu, potem podsekretarzem stanu. Po powrocie Gomułki do władzy został mianowany zastępcą prezesa Narodowego Banku Polskiego, gdzie pracował do emerytury. Był także jednym z założycieli konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość.

Podobnie było z MSZ i umową indemnizacyjną. Widnieje na niej podpis Stanisława Rączkowskiego, z kolei nadzór nad negocjacjami sprawował wiceminister Józef Winiewicz. Stanisław Rączkowski to jeden z najwybitniejszych polskich ekonomistów, profesor, autor podręczników akademickich, a w czasie wojny komendant chorągwi krakowskiej Szarych Szeregów. Józef Winiewicz natomiast to ekonomista, przedwojenny redaktor naczelny związanego z endecją „Dziennika Poznańskiego”. Po wojnie rozpoczął pracę w MSZ, w latach 1947-1956 był ambasadorem w USA, potem wiceministrem spraw zagranicznych.

Umowę ze Stanami Zjednoczonymi negocjowali więc ludzie nieprzypadkowi i wykształceni. I na pewno nie z klucza partyjnego. Tacy – jeśli wierzyć dzisiejszej propagandzie – powinni być raczej w peerelowskim więzieniu niż w rządzie. A jednak administracja PRL zachowała ciągłość z poprzednią, przedwojenną, na ile to było możliwe.

Józef Winiewicz we wspomnieniach „Co pamiętam z długiej drogi życia” o umowie indemnizacyjnej wypowiada się półgębkiem. W zasadzie dowiadujemy się o niej więcej, gdy opisuje wizytę wiceprezydenta Nixona w Warszawie i jego rozmowy z Gomułką w sierpniu 1959 r. Dla Gomułki priorytetem było uznanie naszej granicy zachodniej (w tym czasie państwa Zachodu, z USA na czele, jej nie uznawały). Dopiero po sprawie granicy, kwestii egzystencjalnej dla ówczesnej Polski (Gomułka mówił Nixonowi, że każda próba jej zmiany oznacza wojnę), poruszono temat współpracy gospodarczej. Gomułka domagał się przywrócenia Polsce klauzuli najwyższego uprzywilejowania. „Stworzenie innych, lepszych warunków rozwoju handlu narysował jako problem drugi – pisze Winiewicz, który był obecny przy rozmowach. – Chodziło przecież nie tylko o zakupy konsumpcyjne, lecz również inwestycyjne. Za jedną z przeszkód w dojściu do tworzenia korzystniejszych warunków wymiany handlowej uznał zbyt wygórowane żądania amerykańskie co do odszkodowań za znacjonalizowane w Polsce mienie amerykańskie. Nie omieszkał przypomnieć, że byliśmy gotowi to załatwić jeszcze w 1947 r.; strona amerykańska się na to nie zgadzała. I potem podniosła swoje żądania”.

Zapiski Winiewicza współgrają z tym, co powiedział prof. Werblan, gdy zapytałem go o umowy indemnizacyjne. Otóż w tamtym okresie przygotowywano je z inną, niż dziś się wydaje, intencją. Chodziło przede wszystkim o zamknięcie sprawy nacjonalizacji majątków obywateli USA w Polsce. Nacjonalizacji firm, przedsiębiorstw itd. I dlatego władze Polski Ludowej uznały, że te umowy powinny być utajnione. Nie chciały się przyznać, że nacjonalizacja, wywłaszczenie obcych „fabrykantów”, „kamieniczników” itd., nastąpiła za odszkodowaniem. A to, że w dalszej kolejności umowa objęła mienie pożydowskie, osób, które wyemigrowały do USA i przyjęły tamtejsze obywatelstwo, było już tylko logiczną konsekwencją precyzyjnie sformułowanych zapisów.

Jak pokazują wspomnienia Winiewicza, polskie władze zabiegały o zawarcie tych umów. Ich brak utrudniał bowiem wymianę handlową i współpracę gospodarczą. Dlatego Warszawie tak bardzo zależało, żeby sprawy wyprostować, zlikwidować bariery we współpracy gospodarczej. Przy tym Gomułka twardo negocjował i podkreślał, że jeżeli odszkodowanie będzie przekraczać polskie możliwości spłaty, nie podpisze takiej umowy. „My podchodzimy do spraw zaciągania zobowiązań, indemnizacji i kredytów z punktu widzenia możliwości płatniczych – mówił. – Jeżeli nie będziemy mieli możliwości spłat przez rozszerzenie handlu (…), byłoby nam trudno wykonywać nasze zobowiązania. Takiej polityki nie prowadzimy”.

Ostatecznie kilkanaście miesięcy po wizycie Nixona w Warszawie umowa została podpisana. Polska zobowiązała się zapłacić za przejęte mienie obywateli amerykańskich 40 mln dol. w 20 ratach.

Czy było to dużo? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że śmiesznie mało. Ale wysokość tej sumy określały okoliczności. Inna w tamtym czasie była wartość dolara, ale przede wszystkim inna wartość nieruchomości – zrujnowanych, często gruzowisk, w biednym, odciętym od światowej gospodarki kraju. I to kraju o gospodarce socjalistycznej.

Poza tym miejmy świadomość, że umowa z USA nie była jedyna. Polska w latach 1948-1971 podpisała umowy z 14 państwami: 12 krajami Europy Zachodniej (Danią, Francją, Szwajcarią, Liechtensteinem, Szwecją, Wielką Brytanią, Norwegią, Belgią, Luksemburgiem, Grecją, Austrią, Holandią) oraz Kanadą i USA. Osoby fizyczne i prawne z tych właśnie państw posiadały największe udziały w mieniu zagranicznym skonfiskowanym od 1944 r. przez PRL. Nie ma na tej liście państw uznanych za sojuszników III Rzeszy – Włoch, Hiszpanii i Finlandii, państw sojuszniczych Układu Warszawskiego i innych, mniejszych.

W sumie wartość odszkodowań przekazanych przez Polskę 14 państwom wyniosła w przeliczeniu ponad 250 mln dol. Żeby określić ich dzisiejszą wartość, trzeba pomnożyć tę kwotę przez pięć.

Umowę z USA warto zresztą widzieć w szerszym kontekście. Stany Zjednoczone, po dojściu Gomułki do władzy w październiku 1956 r., poczyniły gesty stawiające Polskę w wyjątkowej sytuacji. Podpisano np. umowę o przekazywaniu Polsce nadwyżek zbożowych. Była niezwykle dla naszego kraju korzystna. Płaciliśmy za zboże… w złotówkach, po kursie najkorzystniejszym z możliwych. Co więcej, złotówki te były lokowane na koncie w Polsce i wykorzystywane do finansowania badań z dziedziny medycyny oraz współpracy naukowej polsko-amerykańskiej. Innym elementem był program stypendialny dla młodych polskich naukowców, który zaproponowały amerykańskie fundacje i z którego szeroko korzystaliśmy.

Gesty te wyróżniały Polskę na tle innych państw socjalistycznych. A Gomułka tej polityki nie hamował, tzw. polska specyfika zupełnie mu nie przeszkadzała. Z kolei dla Stanów Zjednoczonych możliwość różnicowania państw Układu Warszawskiego była cenna, otwierała pole do gry politycznej.

Niemcy zapłaciły

A środowiska żydowskie? Po pierwsze, w tamtym czasie nie były jeszcze tak silne jak dziś. A jeżeli ktoś domagał się odszkodowania za majątek pozostawiony w Polsce? W takiej sytuacji umowa indemnizacyjna była dla obywateli amerykańskich bardzo wygodna. Mogli ubiegać się o odszkodowanie od rządu amerykańskiego, co było znacznie mniej kłopotliwe (i tańsze) niż podróż nad Wisłę i kierowanie sprawy do polskiego sądu. Dodajmy, że umowa przewidywała też wspólną komisję, która szacowałaby wartość utraconego majątku.

Tak więc z punktu widzenia polityki zarówno wewnętrznej, jak i globalnej, wobec państw bloku wschodniego, umowa indemnizacyjna była dla Stanów Zjednoczonych korzystna. W tym kontekście, a także w kontekście innych umów z Polską, suma 40 mln dol. odszkodowania była dla Ameryki sprawą trzeciorzędną. Zdecydowanie większe pieniądze Stany Zjednoczone angażowały bowiem w umowę zbożową i program stypendialny.

Po drugie, w tamtym czasie środowiska żydowskie chyba inaczej pojmowały sprawę powojennych odszkodowań. Adresatem ich żądań były Niemcy. Na mocy traktatu z 1952 r. między Izraelem a NRF państwo niemieckie przekazało ok. 3,5 mld marek jako zadośćuczynienie za Holokaust. Ponadto udzielało Izraelowi corocznej pomocy gospodarczej i finansowej. Łączną wartość wszystkich świadczeń z Niemiec na rzecz Izraela i jego obywateli oszacowano na prawie 60 mld marek.

Z prawnego punktu widzenia umowa ta zaspokaja roszczenia Żydów, którzy utracili majątki w Polsce podczas II wojny światowej. Odszkodowanie za skutki Holokaustu zostało wypłacone przez państwo niemieckie. To logiczne, bo przecież Niemcy napadły na Polskę, odebrały Żydom majątki, zorganizowały i przeprowadziły Zagładę.

Dodajmy, że te 60 mld marek najwyraźniej zostało uznane za wystarczającą zapłatę, bo dziś środowiska żydowskie nie zgłaszają żadnych roszczeń wobec Niemiec.

Dlaczego więc próbują zgłaszać, i to znacznie większe, pod adresem Polski? Odpowiedź wydaje się jedna – bo mogą. Bo polski rząd nie potrafi odpowiedzieć na to w sposób jednoznaczny, przekonujący i udokumentowany. A kolejnymi zapowiedziami wprowadzenia ustawy reprywatyzacyjnej ożywia nadzieje różnych amatorów spadków i odszkodowań.

To Donald Tusk, jeszcze jako premier rządu RP, jeździł do USA i do Izraela i tam, w rozmowach z przedstawicielami środowisk żydowskich, obiecywał, że ustawa reprywatyzacyjna zostanie uchwalona. Nawet przy tym się nie zająknął, że praktycznie wszystkie te roszczenia są regulowane przez ustawy indemnizacyjne. Wolał być fajnym Donaldem. Projekt ustawy reprywatyzacyjnej ma też rząd PiS. Choć na razie nie odważył się skierować jej do Sejmu.

Ale to wszystko daje nadzieję organizacjom żydowskim. Bo jeżeli ktoś otwiera drzwi, to dlaczego nie włożyć w nie nogi? Naciski trwają więc od lat. – Poprzednie rządy przymykały oko na sprawę własności ukradzionej przez nazistów i komunistów. To musi się zmienić – mówił w czerwcu 2008 r. Ronald S. Lauder, prezes Światowego Kongresu Żydów i honorowy prezes Światowej Organizacji ds. Restytucji Mienia Żydowskiego. – Odbieranie prawa do zwrotu zagrabionego majątku lub do odpowiedniej rekompensaty jest pogwałceniem podstawowych zasad demokratycznych. A w przypadku ofiar Holokaustu jest podwójnym upokorzeniem. Ludzie, którzy cudem przeżyli wojnę, aby się dowiedzieć, że wszystko, co posiadali, zostało im odebrane – m.in. przez państwo polskie – nie mogą dłużej czekać.

Zdaniem środowisk żydowskich projekt ustawy reprywatyzacyjnej powinien być konsultowany z zagranicznymi organizacjami dawnych właścicieli. A wnioski o zwrot mienia lub odszkodowanie można byłoby składać w języku angielskim, nie tracąc czasu w wielu urzędach, w sposób możliwie uproszczony, bez konieczności przedkładania zbędnych dokumentów.

A co z mieniem, którego spadkobierców nie można ustalić? Nie szkodzi, Polska powinna je zwrócić (w naturze lub gotówce) fundacjom żydowskim, upamiętniającym ofiary Holokaustu. Innymi słowy, mienie obywateli RP, utracone w zawierusze wojennej, powinno zostać przekazane fundacjom amerykańskim. Bo one upamiętniają.

Takie są efekty niewiedzy, zaniechania i miękkiego kręgosłupa.


To był rok 1960
Ponad 20 lat temu wiceminister Jan Bogutyn (na zdjęciu) odnajdywał umowy indemnizacyjne w archiwach Ministerstwa Finansów. Zapomniane, nieznane. Dziś ich skany możemy mieć na ekranie komputera, w domu, w ciągu paru sekund. Umowy są bowiem w elektronicznej bazie danych MSZ.

Ale i tak warto przypomnieć najważniejsze zapisy umowy z roku 1960.

Art. I mówi wyraźnie, że kwota 40 mln dol. przeznaczona jest „na całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych, zarówno osób fizycznych, jak prawnych, do Rządu Polskiego z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów (…), które miało miejsce w dniu lub przed dniem wejścia w życie niniejszego Układu”.

Art. III stwierdza: „Suma zapłacona Rządowi Stanów Zjednoczonych (…) zostanie rozdzielona w sposób i zgodnie z metodą podziału, zastosowanymi wedle uznania Rządu Stanów Zjednoczonych”.

Art. IV odsyła wszelkie żądania odszkodowawcze obywateli amerykańskich do rządu USA, stwierdzając: „Rząd Stanów Zjednoczonych nie będzie przedstawiał Rządowi Polskiemu ani nie będzie popierał roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych do Rządu Polskiego (…). W przypadku gdyby takie roszczenia zostały bezpośrednio przedłożone przez obywateli Stanów Zjednoczonych Rządowi Polskiemu, Rząd Polski przekaże je Rządowi Stanów Zjednoczonych”.

Polscy negocjatorzy przewidzieli też sytuację, gdy ktoś zrzeka się obywatelstwa amerykańskiego i przyjmuje np. obywatelstwo Izraela (ten kraj nie ma umowy odszkodowawczej z Polską), by tą drogą domagać się zwrotu mienia. Art. V mówi: „W celu zabezpieczenia Rządu Polskiego przed możliwym dochodzeniem za pośrednictwem krajów trzecich, lub w inny sposób, roszczeń uregulowanych niniejszym układem, Rząd Stanów Zjednoczonych dostarczy Rządowi Polskiemu kopii takich formalnych oświadczeń odnośnie roszczeń, jakie zostaną przedstawione przez wnoszących roszczenia oraz kopii decyzji dotyczących ważności i wysokości roszczeń”.

Zapisy są więc bardzo precyzyjne, nie pozostawiają pola do interpretacji. Tak zresztą widzi to amerykański rząd – do tej pory nie popierał żadnych roszczeń swoich obywateli wobec Polski i brał ich realizację na siebie. A rezolucje Izby Reprezentantów? Mają znaczenie polityczne, jako forma nacisku, ale nie są wiążące.

Dlatego środowiska amerykańskich Żydów, obywateli USA, po części składające się z potomków tych, którzy utracili w Polsce majątki, nie mają podstaw prawnych, by domagać się od Polski ich zwrotu czy odszkodowań.

Dotyczy to zarówno osób fizycznych, jak i osób prawnych. Jeśli nie otrzymały odszkodowania od Niemiec, pozostaje im zgłosić się do Departamentu Stanu. To jedyna dla nich droga prawna.

RW

==================

https://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=0B009E3Bhttp://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/63E61385http://orka.sejm.gov.pl/izo7.nsf/www1/i00457/$File/i00457.pdf
https://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=0B009E3B

http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/63E61385

http://orka.sejm.gov.pl/izo7.nsf/www1/i00457/$File/i00457.pdf

Liga Przeciwko Zniesławieniu (ADL) a żydowska metodyka inwigilacji Ameryki

2014-01-16 https://www.bibula.com/?p=72680

Poniżej prezentujemy tłumaczenie opracowania, które ukazało się na najnowszym (styczeń 2014) numerze miesięcznika Culture Wars. Pismo to, prowadzone od początku przez dr. E. Michaela Jones’a, stanowi obecnie najbardziej konstruktywne konserwatywne pismo wydawane w świecie angielskojęzycznym. Porusza, najczęściej przemilczane przez inne wydawnictwa, kluczowe zagadnienia dotyczące wydarzeń w USA i na świecie.

————————————-

Liga Przeciwko Zniesławieniu (ADL) a żydowska kultura inwigilacji Ameryki

Wieczorem 30 kwietnia [2013 roku] wiceprezydent Joe Biden wygłosił ważne przemówienie na gali z okazji 100-lecia Ligii Przeciwko Zniesławieniu (Anti-Defamation League – ADL) w Waszyngtonie, DC. Chociaż Biden miał inne plany na ten wieczór, zmienił je i pojawił się tutaj ponieważ (w jego własnych słowach):

„Już dawno dowiedziałem się, że nie ma możliwości odmówienia Abe (Foxmanowi). Wiem, że myślicie, iż żartuję. Nie, nie żartuję”. Później Biden kontynuował: „Będzie to zuchwałe z mojej strony kiedy to powiem, ale ja się tu czuję jak w rodzinie. Byłeś ze mną, ja byłem z tobą, od czasu kiedy jako 30-letni dzieciak zostałem zaprzysiężony w Senacie amerykańskim na początku 1973 roku. Tak więc wpadnięcie tu jest dla mnie zaszczytem”. [1]

W dalszej części przemówienia Biden nadal wyrażał głęboki respekt i podziw dla swoich słuchaczy. Zażartował:

„Wiem, iż ogromna większość Amerykanów myśli, że jestem Żydem, ale naprawdę jestem katolikiem. Jestem prawdziwym katolikiem”. Ale, przyznał Biden: „Wykształciła mnie ADL i wiele osób, które znajdują się na tej sali. Byliście ze mną, i uważam że słuszne jest by powiedzieć: byliście w każdej ważnej sprawie. I w każdej sprawie. Nawet nie pamiętam ani jednej sprawy, w której byśmy się nie zgadzali”. [2]

[…] Przemówienie Bidena skupiało się również na przeszłości i biegu historii. Biden wspominał:

„Kiedy 50 lat temu był tu John Kennedy, oto co powiedział o was wszystkich. Powiedział, cytuję, że ‘Wasza niestrudzona pogoń za równością traktowania wszystkich Amerykanów wniosła trwały i znaczący wkład w naszą demokrację’.”

Biden zauważył:

„50 lat później powiem wam, i mówię to szczerze: staliście się sumieniem Ameryki. Staliście się sumieniem tego kraju. Niezależnie od tego jaki jest problem”. [3]

Rozwijając swoje przemówienie, Biden rozwodził się nad wychwalaniem ADL jako „amerykańskiego sumienia”. Przyznał:

„Jak może słyszeliście, wtedy miałem drobny problem z poparciem dla gejowskich małżeństw. Ale spójrzcie na was wszystkich, spójrzcie na walkę w jaką się zaangażowaliście. I znowu nie żartuję: ta społeczność mnie wykształciła”. Później Biden dumnie oświadczył: „Dla mnie praca z Abe i jego poprzednikami przez ostatnich 40 lat, była zaszczytem, i to dzięki wam jesteśmy lepszym, bardziej ludzkim, przyzwoitszym społeczeństwem”. [4]

faktyczne skutki działalności ADL były jednak bardzo destrukcyjne dla społeczeństwa

Pomimo tak żarliwego poparcia prezydenta, faktyczne skutki działalności ADL były jednak bardzo destrukcyjne dla społeczeństwa. Od jej utworzenia w 1913 roku, ADL była siłą napędową za dekryminalizacją sodomii i aborcji, jak również główną siłą za stworzeniem państwa inwigilacyjnego w Ameryce.

Na zakończenie swojego przemówienia, Biden obdarował ADL kolejnymi pochwałami:

„Jesteście najbardziej wpływową, najbardziej słuchaną i najbardziej szanowaną organizacją w tym mieście. Wy jesteście sumieniem naszej większej społeczności. I za to wam dziękuję. I chcę życzyć wam kolejnych 150 lat. Bardzo dziękuję wam wszystkim”. [5]

Biorąc wiceprezydenta za słowo, wydaje się iż 100-letnia rocznica ADL jest odpowiednią okazją do zbadania spuścizny tej organizacji. Wiceprezydent Biden zadeklarował, iż była najbardziej wpływową, najbardziej słuchaną i najbardziej szanowaną organizacją w Ameryce.

Patrząc z drugiej strony, pismo The American Mercury* zaznaczyło także tę okazję, ale doszło do innego wniosku. W artykule „ADL: 100 lat nienawiści” [ADL: 100 Years Of Hate] napisano:

ADL działa jako prywatna agencja wywiadowcza, wysyłając szpiegów, infiltratorów, mącicieli i agentów-prowokatorów do tych obozów – zarówno żydowskich jak i nie-żydowskich – które nie zgadzają się z radykalnie proizraelskim i rasistowskim programem żydowskim. Również, tak jak agencja wywiadu, sporządza ogromną bazę danych zawierającą osobiste informacje o politykach, pisarzach, dysydentach, działaczach, wydawcach, blogerach, a nawet niezrzeszonych obywatelach, żeby, jeśli ci ludzie, zgodnie z opinią ADL, „wyjdą przed szereg”, można było zastraszać, „demaskować”, szantażować, i tym sposobem uciszać z maksymalną skutecznością. [6]

The American Mercury przedstawił także techniki stosowane przez ADL w celu wpływania na organizacje publiczne i rządowe, twierdząc że:

ADL bezczelnie wykorzystuje swoje fundusze na „edukację” funkcjonariuszy służb porządkowych poprzez swoją organizację zwaną ‘Law Enforcement Agency Resource Network’ (LEARN), która wykorzystuje perswadujące techniki do przekonywania organów policji aby uznawały nielubiane przez ADL jednostki i grupy jako kryminalnie niebezpieczne, zarazem uznając ADL i jej sojuszników jako grupy o duchu pro-społecznym i korzystnym. Dlatego nazwa ADL i jej faktyczny cel są sprzeczne: „Jak na ironię, biorąc pod uwagę jej nazwę, jedną z używanych przez nią głównych technik, dla których najbardziej przydatne jest jej ogromne archiwum wywiadowcze, jest publiczne zniesławianie tych, których ADL uznała za wrogów.”[7]

Zwolennicy ADL uważają, że te sprzeczności są konieczne do promowania „demokracji” i „wolności”. W „Słowniku historycznym izraelskiego wywiadu” [Historical Dictionary of Israeli Intelligence], dr Ephraim Kahana z Wydziału Politologii w Western Galilee College w Izraelu, twierdzi:

„Każda demokracja, a demokracja bardziej niż nie-demokracja, wymaga narzędzia tajnego działania. Zwykle uważa się to za „trzecią opcję”, która jednak często nie przynosi skutecznych efektów. Izraelski wywiad działa w sposób tajny. Niektóre z jego akcji były bardzo skuteczne i robiły wrażenie, podczas gdy inne nie udały się i były fiaskiem”. [8]

Pomimo ryzyka, że te szemrane akcje zawsze w końcu zamieniają się w chaos, judaizm popiera je do celów strategicznych. Jan Goldman bada te idee w książce „Etyka szpiegostwa: podręcznik dla zawodowego szpiega” [Ethics of Spying: A Reader for the Intelligence Professional, t. 2] W rodziale 6., Shlomo Shapiro z Wydziału Socjologii Bar-Ilan University w Izraelu twierdzi:

„Państwo Izrael daje bardzo szerokie uprawnienia swoim służbom wywiadowczym do walki z terroryzmem i zabezpieczenia jego ładu demokratycznego. Te uprawnienia obejmują: aresztowania, przesłuchania, przeprowadzanie głębokich nalotów na prywatność, ograniczanie swobód jednostki, a nawet dokonywanie egzekucji”. [9]

Shapiro wyjaśnia również, że te oszukańcze techniki są w judaizmie nie tylko aprobowane, ale także promowane. Nawiązuje on  do „Podstaw etyki – mówienie kłamstw na zewnątrz, prawdy wewnątrz” [Basic Of Ethics – Lying Outside, Telling Truth Inside] i wyjaśnia:

„Najbardziej zasadniczą podstawą etyki wywiadu w Izraelu jest mówienie – wewnątrz organizacji – całkowitej prawdy. Ten element może wydawać się prawie oczywisty, a nawet banalny, ale historia wywiadu uczy inaczej”.

Shapiro zauważa, że:

„Agenci i zajmujący się sprawą oficerowie, pracując przez długi okres pod fałszywą tożsamością, nabierają innych percepcji ‘prawdy’, albo ‘prawd’. Ale prawda, albo prawdziwe i pełne raporty, stanowią istotę skutecznej pracy wywiadu”. [10]

Shapiro tłumaczy tę zasadę wnioskując:

„Oficerów izraelskiego wywiadu uczy się od samego początku, że to oni mają okłamywać cały świat, jednak nigdy swoich zwierzchników i kolegów”.

Później potwierdza tę ideę stosując żydowską zasadę „Wojnę będziesz wywoływał sprytem”:

„Wykorzystywanie wywiadu i tajnych akcji to legalne narzędzia wojny i polityki obronnej. Żydowska religia uznaje konieczność ‘brudnych sztuczek’ i działań, które w innych okolicznościach byłyby nie do przyjęcia, żeby zapewnić bezpieczeństwo społeczeństwu i zachować żydowską ciągłość”. [11]

Stuletnia historia ADL w Ameryce pokazała, że założono ją na tych samych zasadach i jest gotowa i chętna do stosowania „brudnych sztuczek” w celu promowania żydowskich interesów.

Na przestrzeni ostatniego stulecia, ADL wyrosła na międzynarodową organizację z główną siedzibą w Nowym Jorku i 29 biurami w głównych miastach. Kierowana przez krajowego dyrektora Abrahama [Abe] Foxmana, organizacja ma aktywa wartości $171 milionów i wydaje $55 milionów rocznie na promocję żydowskich interesów. [12]

Choć ADL z zasady była odporna na krytykę, doświadczyła jednego wielkiego koszmaru PR-owskiego w 1993, kiedy to agent ADL o nazwisku Roy Bulock – handlarz sztuki z San Francisco i znany tam w społeczności gejowskiej, którego specjalnością była infiltracja patriotycznych, arabsko-amerykańskich organizacji na rzecz Ligi – posiadał nielegalnie zdobyte i bardzo prywatne dane na temat swoich ‘celów’, dane które mógł dostać tylko od policji i z innych poufnych teczek rządowych, a które to dane wykryto również w teczkach samej ADL, kiedy policja zrobiła nalot na siedziby ADL w San Francisco i Los Angeles w wyniku zdemaskowania Bullocka. [13]

W rzeczywistości media głównego nurtu nawet wspomniały o tej historii. The Los Angeles Times 9 kwietnia 1993 roku napisał:

„W czwartek policja skorzystała z nakazu przeszukania ADL tutaj [San Francisco] i w Los Angeles, zatrzymując dowody na [istnienienie i działanie] krajowej sieci wywiadu, oskarżonej o przechowywanie teczek o ponad 950 grupach politycznych, gazetach i związkach zawodowych, jak również o aż 12.000 osobach”.

Pomimo tych szkodliwych rewelacji, ADL nigdy nie oskarżono, a tych 48 wysuniętych zarzutów przestępstw – umorzono. [14] Jak pisze The American Mercury:

„W roku 2000 zawarto piękną umowę, zgodnie z którą ADL nie przyznała się do niewłaściwych czynów, w ramach pozasądowej ugody wypłaciła kwotę poniżej $200.000, część opłat sądowych, a resztę przekazała dla ‘grup charytatywnych zwalczających nienawiść’ (inaczej mówiąc, grup jakie mogłaby wspierać ADL – jedną z nich była ’Hate Crimes Reward Fund’), wydała słabą apologię za korzystanie z usług ‘zdobywców informacji’, którzy naruszali prawo, rzekomo bez wiedzy ADL, a następnie z niewyobrażalną bezczelnością potwierdzenia swoje ‘prawa’ do szpiegowania każdej grupy i każdego, co zawsze robiła!” [15]

Oprócz tego skandalu z 1993 roku, ADL w zasadzie udawało się uciec spod publicznej krytyki. Każdy na tyle odważny by wypowiadać się przeciwko ich tajnym działaniom zostaje automatycznie oskarżany o antysemityzm. Dlatego nigdy nie obarczono jej odpowiedzialnością za zbrodnie dokonane przeciwko amerykańskim obywatelom. Ale niedawno ujawnione teczki FBI w ramach Uchwały o Wolności Informacji [Freedom of Information Act – FOIA] pokazują prawdę o ADL i jej tajnych kampaniach w ostatnim stuleciu.

Leo Frank

Sto lat temu ADL wszczęła reakcję na proces Leo Franka w Atlancie w stanie  Georgia. W książce „Żydowski duch rewolucyjny” [The Jewish Revolutionary Spirit], dr E. Michael Jones napisał, że „Uprzedzenia rasowe na południu Ameryki dotyczyły sprawy czarnych i białych”. W tamtych czasach Żydów postrzegano jako „naród z księgi” i na Południu panował bardzo mały antysemityzm. [16]

Jones wyjaśnia:

Proces Franka odbywał się w czasie kiedy uwolnienie się Południa z okresu Rekonstrukcji było faktem dokonanym. Linczowanie, jeśli w ogóle, zanikało w 1913 roku, i obywatele stanu Georgia chętnie pokazywali swoją lojalność wobec prawa. Pod tym względem większość jej mieszkańców proces Franka postrzegała z poczuciem dumy, jako pokazujący jak daleko doszli od niedawnej trudnej przeszłości. Pomimo wybuchowych materiałów u sedna sprawy Leo Franka – gwałt i mord 14-letniej dziewczyny – nikogo nie zlinczowano, nawet murzyńskiego strażnika Jima Conleya, zanim sprawa trafiła przed sąd. Jeśli cokolwiek miał pokazać, to proces Franka właśnie nie wykazał żadnych uprzedzeń, gdy oskarżył Franka zamiast murzyńskiego strażnika fabryki ołówków, Jima Conleya.

W tym kontekście historycznym proces Leo Franka był dosyć niezwykły. Pomimo brutalnej, strasznej zbrodni, mieszkańcy Georgii pozostali stosunkowo spokojni i pozwolili sądowi zdecydować o jego wyniku. Ponadto, zamiast natychmiastowego oskarżenia Jima Conleya, murzyńskiego strażnika fabryki, śledczy badali dowody i doszli do wniosku, że odpowiedzialnym był kierownik fabryki, Leo Frank. Podczas procesu kilku świadków zeznało przeciwko osobie Leo Franka: „Pracownice zeznały, że Frank często wchodził do ich szatni i obdarowywał je niechcianymi uprzejmościami w formie pocałunków i pieszczot’. Świadkowie stwierdzili również, że: „Chłopiec-gazeciarz, który był przyjacielem Mary Phagan, zeznał, że Frank śledził ją i bała się ona przebywać z nim kiedy była sama, tak jak to miało miejsce w ostatnim dniu jej życia gdy weszła do jego biura by odebrać wypłatę”. [18]

Chociaż dowody piętrzyły się przeciwko Leo Frankowi, jego zrozpaczeni adwokaci w końcu zaczęli grać przeciwko Jimowi Conleyowi, podejrzanemu Murzynowi, kartą rasizmu. Jeden z adwokatów Franka, Luther Z. Rosser, powiedział ławie przysięgłych:

„Conley jest prostym, nieludzkim, pijanym, brudnym i kłamliwym Murzynem o szerokim nosie, przez który prawdopodobnie wciągnął tony kokainy”. Dodał: „Oni mają brudnego, czarnego Murzyna, a żeby nadać rozmachu jego zeznaniu, obcięli mu włosy, ogolili go i wykąpali. Ściągnęli szmaty z jego pleców i wszedł tutaj jak gładka cebula. Próbowali by wyglądał jak szanowany Murzyn”. [19]

W końcu prawnicy Franka zrozumieli, że ich strategia poniosła fiasko i tym razem postanowili wyrazić pogląd, że sądem motywowało uprzedzenie wobec Żydów. Ale prokurator stanowy Hugh Dorsey zapytał ławę przysięgłych:

„Panowie, czy według was mną, albo tymi detektywami, kieruje uprzedzenie? Czy my jako zaprzysiężeni funcjonariusze prawa chcieliśmy oskarżyć Leo Franka z powodu jego rasy i religii, a odpuścić Jimowi Conleyowi, Murzynowi? Czy to miałoby być uprzedzenie?” [20]

13 października 1913 roku sąd uznał Franka winnym i skazał go na karę śmierci. Po odczytaniu wyroku, Dorseya „nosili na rękach trzej mężczyźni pośród tłumu liczącego 5.000 ludzi, zebranego by usłyszeć wyrok”. Proces Franka zrobił z prokuratora Dorseya lokalnego bohatera, a później wybrano go na amerykańskiego senatora. Jones wyjaśnia:

„Mieszkańcy Georgii poczuli, że sprawa Franka potwierdziła praworządność organów stanowych. Frank miał swój dzień w sądzie. Nikt nie uciekał się do samosądu. Wymierzono sprawiedliwość”. [21]

Ale wspólnotę żydowską Atlanty oburzył ten werdykt skazujący. Uważali, że skazanie Franka było osobistym atakiem na ich wspólnotę. Rabin David Marx ze sprawy Franka zrobił swoją własną i przekonał pewnych wpływowych Żydów by zebrali się i zrobili wszystko co konieczne żeby unieważnić ten wyrok. I rzeczywiście, rabin Marx wyjechał do Nowego Jorku w celu zdobycia poparcia innych grup żydowskich. [22]

Jones zauważa:

Chodziło o sprawę praworządności i o to czy prawo odnosiło się do wszystkich mieszkańców Georgii, niezależnie od ich rasy, majątku i koneksji. . . Byli dumni z ich powrotu do procesów sądowych, a jednak prasa krajowa okrzyczała ich fanatykami, bo skazali Żyda; w procesie, który przez każdego który w nim uczestniczył, był uznany jako sprawiedliwy i ponad podziałami. Dla przeciętnego mieszkańca Georgii, fakt że stan nie przeforsował skazania Jima Conleya, czy fakt że tłum go nie zlinczował, był oznaką iż system prawny Georgii pokonał uprzedzenia. Teraz jednak prasa krajowa atakowała Georgię za uprzedzenia, które – jak sama wiedziała – nie występowały, a mianowicie antysemityzm i ignorowała wszelkie zebrane w procesie dowody poświadczające o ich zaufaniu w praworządność i sprawiedliwość procedur. [23]          

Jones twierdzi:

„Mieszkańców Georgii faktycznie nazwano antysemickimi fanatykami, bo dali Leo Frankowi sprawiedliwy proces i nie ulegli wstawianiu się północnych dzienników, z których większość należała do Żydów”.

W tamtym czasie grupy żydowskie zyskiwały również siłę polityczną z powodu zwiększającej się imigracji i ich wpływu w wydawnictwach, na Broadwayu i w przemyśle filmowym. [24] Kombinacja tych elementów doprowadziła do ogromnej żydowskiej kampanii o unieważnienie wyroku Franka.

Kiedy rabin Marx spotkał się z Amerykańskim Komitetem Żydowskim (AJC), ten „zgodził się poprzeć sprawę Franka poprzez zakulisowe manipulowanie opinią publiczną”. Źeby zrealizować te cele, AJC zatrudnił Alberta Laskera, członka ich własnej wspólnoty i szefa chicagowskiej firmy PR. W przeszłości Lasker wykorzystywał techniki marketingowe by wykreować słynne marki, takie jak powo Budweiser i Quaker Oats. W tym przypadku Lasker wykorzysta te metody by „podważyć legalność werdyktu Franka i zaangażować opinię publiczną do jego anulowania”. [25]

Lasker zgodził się na prowadzenie kampanii PR, a nawet zainwestował kwotę $1.000 z własnych pieniędzy na wsparcie tej sprawy. Laker wymyślił PR-owy slogan „Prawda maszeruje” [„The Truth is on the March„], który dzienniki w całym kraju powtarzały podczas trwania procesu.

Lasker wynajął również znanego prywatnego detektywa Williama Burnsa, by przyjechał do Georgii i przeprowadził dochodzenie w sprawie tej zbrodni. W rzeczywistości Burns nie prześledził nic, a pieniądze wykorzystał do przekupienia świadków aby wycofali swoje zeznania przeciwko Frankowi. Faktycznie: „Większość pieniędzy z tej kampanii poszła do detektywa Burnsa, który wykorzystywał je na przekupienie świadków by odwołali złożone pod przysięgą zeznania”. [26]

W końcu stan Georgia wezwał Burnsa przed sąd i ujawnił tajną kampanię przekupienia świadków. Kiedy Dorsey przepytywał Burnsa, ten wyznał, że przekupywał, groził i kilku świadków wprowadził w błąd żeby wycofali swoje zeznania przeciwko Frankowi. Ostatecznie Burnsa i jego współtowarzyszy skazano za przekupstwo świadków, a Burnsa wypędzono z miasta. W międzyczasie Sąd Najwyższy Georgii podtrzymał opinię sędziego Benjamina Hilla –  odrzucenia wszczęcia nowego procesu Franka 14 października 1914 roku. Po kolejnej apelacji sprawa Franka została wysłuchana i 25 lutego 1914 roku, głosami 7 do 2, wyrok został podtrzymany przed Sądem Najwyższym USA.[27]

Po decyzji sądu najwyższego, jedynym sposobem unieważnienia wyroku wobec Leo Franka było przekonanie gubernatora Georgii, Johna Slatona, by odwrócił decyzję sądu. Otrzymał on listy i telegramy od amerykańskich senatorów reprezentujących stany Connecticut, Idaho, Illinois, Louisiana, Michigan, Mississippi, Pennsylwania, Teksas i Wirginia z prośbą by unieważnił decyzję sądu. Otrzymał również ponad 100.000 listów i petycji zawierających ponad 2 miliony podpisów. Ponadto sam Slaton miał również konflikt interesów, gdyż był członkiem tej samej kancelarii prawnej co prawnicy Franka. [28]

Niemniej jednak, 21 czerwca 1915 roku Slaton złagodził wyrok Franka, na pięć dni przed wygaśnięciem swojej kadencji gubernatora. Po tej decyzji Slaton opuścił stan i serdecznie przyjęto go w Nowym Jorku. Ale mieszkańcy Georgii byli wściekli: „Kiedy historie o fetowaniu Slatona przez bogatych nowojorczyków dotarły do Georgii, oburzenie jeszcze raz wzrosło. Mieszkańców Georgii, których oburzyło złagodzenie wyroku Franka, a jeszcze bardziej oburzyło przyjęcie ich zdradzieckiego gubernatora w Nowym Jorku, pewna ich liczba postanowiła wziąć prawo w swoje ręce”. [29]

17 sierpnia 1915 roku grupa wpływowych ludzi porwała Franka z więzienia stanowego w Milledgeville, Georgia, i przetransportowała go do Marietta, Georgia, miasta Phagana, gdzie został zlinczowany. Rozwiązany w 1869 Ku Klux Klan, odrodził się w Święto Dziękczynienia tego samego roku. Oczywiście ironia całej tej sytuacji jest taka, że grupy żydowskie twierdziły iż interweniowały by bronić Franka i zwalczać uprzedzenie. W rzeczywistości, do całej sytuacji wprowadzili własne uprzedzenia, które rozlały się na inne grupy.

W reakcji na proces Leo Franka, „Żydowska Loża Masońska” [30], znana także pod nazwą B’nai B’rith, 31 października 1913 roku zorganizowała ADL. Organizacja ta kontynuowała dziedzictwo rozpoczęte przez Leo Franka, rabina Marxa i Alberta Laskera.

ADL była organizacją PR-owską,  utworzoną w celu kreowania i manipulowania opinią publiczną. Ale jej tajne działania często złe sytuacje czyniły jeszcze gorszymi i stwarzały więcej problemów. Tak jak podpalacz w straży pożarnej, ADL spieszy by gasić pożary, które ich uprzedzenie pomogło wzniecić.

Początkowe lata

Kiedy utworzono ADL jej program założycielski deklarował: „Najpilniejszym celem Ligi jest powstrzymanie, poprzez odwoływanie się do rozsądku i sumienia, i jeśli konieczne, do prawa, zniesławiania żydowskiego narodu”. W książce „B’nai B’rith i wyzwanie przywództwa etnicznego” [B’nai B’rith and the Challenge of Ethnic Leadership], Deborah Dash Moore napisała: „Wierząc w zdolność ‘ważnych osobistości żydowskich, które taktownie bronią sprawy tolerancji’, ADL uważała iż mogła wpływać na postawy wywołujące powszechne uprzedzenia. Faktycznie zdobyła siłę dzięki indywidualnym przedstawicielom w całym kraju, często należącym do lokalnych lóż B’nai B’rith, którzy działali jako obserwatorzy w swoich społecznościach”. [31]

Ale wkrótce ADL zrozumiała, że odwoływanie się do „rozsądku” i „sumienia” nie było bardzo skuteczne. Ich „obserwatorzy” donosili o incydentach, które uważali za antysemickie, ale to nic nie dawało. Stopniowo przywódzwo ADL postanowiło, że konieczne było „odwoływanie się do prawa”. Jak wyjaśnia Deborah Moore, zgodnie z duchem czasu [Sigmund] Livongston i [Richard] Gutstadt przekształcili ADL pod koniec lat 1930 w ogromny magazyn informacji o nazistach w Ameryce, materiał, którym później podzielono się z Federalnym Biurem Śledczym (FBI), którego ludzie przychodzili by fotografować teczki  ADL”. [32]

Oczywiście, analiza Moore wywołuje więcej pytań niż odpowiedzi. Na przykład, w jaki sposób ADL zdobywała te informacje? Czy szpiegowała obywateli amerykańskich? Ponadto, w jaki sposób ADL definiowała tych ludzi jako nazistów? Czy ci ludzie sami utożsamiali się z nazistami, czy byli tylko przeciwni amerykańskiemu zaangażowaniu w wojnę? A także, w jaki sposób ADL związała się z FBI? Czy te organizacje współpracowały ze sobą, czy działały niezależnie od siebie?

Przez wiele lat te pytania pozostawały bez odpowiedzi, ale ostatnio ujawnione dokumenty FBI pokazują, że ADL szpiegowała amerykańskich obywateli, często swoich wrogów etykietowała jako „nazistów” – albo od niedawna jako „terrorystów” – bez żadnego dowodu, i że działali bardzo blisko z FBI. Odpowiadając na prośby w ramach Uchwały o Wolności Informacji [FOIA], FBI ujawniła tysiące wcześniej tajnych dokumentów wykazujących bliskie relacje między obu tymi organizacjami. Relacje te rozpoczęły się kiedy ADL zaproponowała FBI swoją sieć przedstawicieli i zasobów.

W dniu 8 sierpnia 1940 FBI odniosła się do poufnej listy 1.600 przedstawicieli ADL wysłanej przez ADL. Miles Goldberg z ADL sporządził listę i oczekiwał, że FBI wykorzysta członków ADL jako informatorów i tajnych agentów. Ponadto: „komandor J W Gregory z IX Regionu Marynarki. . . poprosił o kopię [listy]”. [33]

Ale ADL próbowała także pozostać niezależna od FBI i kontynuować własne tajne działania. 22 sierpnia tajny agent ADL powiedział FBI, że „został poinstruowany przez Dave’a Blackera, jednego z liderów lokalnej ADL. . . by nigdy nie ujawniać FBI ani nikomu innemu iż jest w taki sposób zatrudniony”. Według raportu, Blacker „jako powód podał to, że element antyżydowski oskarżył ADL o posiadanie prywatnych śledczych, i ADL nie życzy sobie by stać się powszechnie znaną instytucją, która zatrudnia prywatnych śledczych”. [34] Inne wczesne incydenty także ingerowały w relacje między obu organizacjami.

16 września agent FBI G.B. Norris napisał, że informatora ADL Rice A. Pierce’a agenci tego biura, którzy się z nim kontaktowali, uważali za „niezrównoważonego psychicznie”. Samuel I. Sievers, żydowski adwokat i prezes ADL wynajął Pierce’a w celu składania raportów i sporządzenia listy ludzi „podejrzanych przez niego o działania nie-amerykańskie”. Agent FBI Norris wyjaśnia, że Sievers „oryginalnie skierował [Pierce’a] do tego biura żebyśmy mogli skorzystać z dostarczonych przez niego informacji. Ogromna większość tych informacji, na pierwszy rzut oka, jest ewidentnie niewiarygodna”. [35]

Inaczej mówiąc, FBI nie ufała ADL. Rozumieli, że każda otrzymana od nich informacja była prawdopodobnie nieobiektywna i „niewiarygodna”. Ale FBI musiała widzieć jakąś wartość w tych danych, gdyż pozostawała z kontakcie z ADL. Wiarygodna czy nie, ADL nadal twierdziła, że była dość chętna do usług dla FBI w każdy możliwy sposób. 20 września w raporcie sporządzonym przez agenta FBI W. S. Devereaux: „Ustalono z panem Milesem Goldbergiem, sekretarzem ADL, B’nai B’rith, Chicago, Illinois, żeby udostępniać FBI nazwiska i adresy ich osobistych kontaktów i źródeł informacji w całych Stanach Zjednoczonych”. [36]

W rzeczywistości to ustalenie między FBI i ADL sięgało głębiej niż dostarczanie podstawowych informacji kontaktowych.

Agent FBI Devereaux wyjaśnił: „Pan Goldberg poinformował, że wymienione na listach osoby będą współpracowały i udostępnią każdą posiadaną przez nie teczkę, również jeśli się je poprosi zdobędą informacje o osobach którymi szczególnie interesuje się Biuro”. Później Miles Goldberg rzeczywiście wyjechał do Waszyngtonu, DC w celu złożenia osobistej wizyty w siedzibie FBI. [37]

W liście z 19 listopada 1940 FBI podziękowała Goldbergowi za „przekazywanie im numerów publikowanego ‘Biuletynu’, które były przydatne dla FBI”. [38]

List był podziękowaniem dla Goldberga i ADL za „wspaniałego ducha współpracy wykazanego w tej jak i w wielu innych sprawach. Mam nadzieję że odwiedzi nas Pan podczas kolejnej podróży do Waszyngtonu”. Dosyć ciekawe jest to, że biuletyny ADL, które były „przydatne dla FBI”, zawierały stronnicze i pełne uprzedzeń raporty przeciwko „Amerykanom o dwuczłonowych nazwiskach”** i dziennikach publikowanych w językach obcych.

W tygodniowym biuletynie ADL z 11 września 1940, w nagłówku czytamy: „Goebbels wykorzystuje wolność amerykańskiej prasy”:

„Wywrotowe węże” – jak rysownik The New York Telegram 21 lat temu nazwał publikacje niemiecko-języczne – jeszcze raz czołgają się przez propagandowe zarośla. Te samozwańcze ‘amerykańskie gazety w języku niemieckim’, przez Theodora Roosevelta nazwane ‘Hyphen Press’, znowu ciężko pracują by narzucić sprawę niemieckich rasistów. Większość z nich, oprócz ograniczonej liczby dzienników drukowanych w ojczystych językach, wszystkie swoje zagraniczne informacje polityczne czerpią z tworzonych przez Goebbelsa wiadomości. [39]

Inaczej mówiąc, ADL uważała, że każdy dziennik drukowany po niemiecku był automatycznie propagandą rasistowską. Faktycznie sam język niemiecki uważano za rasistowski z natury. Te ataki trwały w kolejnym biuletynie, wydanym 18 września, których nagłówek brzmiał: „Hyphen Press sprzyja autonomii kulturowej” . W następnym tygodniu, 25 września nagłówek nawet deklarował: „Hail Lindberg! Kampania wspierana przez amerykańskich nazistów” [40] Dlatego dosyć pouczające jest to, że FBI uważała te źródła za tak ważne, iż chciała je otrzymywać do swojego wykorzystania przez Biuro.

15 stycznia 1941 roku FBI doniosła, że ADL przysłała im listę „dotyczącą osób o tendencjach wywrotowych mieszkających w Cincinnati, Ohio”. Dalej podaje: „Informacji o typie organizacji, do których należą te osoby nie można dostarczyć do czasu powrotu do miasta Milesa M. Goldberga, szefa ADL”. Kiedy Goldberg wrócił, raport wyjaśniał: „[Miles Goldberg] poradził mi, że zdobyli oryginalną listę członków Przyjaciół Nowych Niemiec (Friends of New Germany), i że aktualizują adresy tych osób”. [41]

Inaczej mówiąc, osoby określone przez ADL jako posiadające „skłonności wywrotowe” zostały odszukane i śledzone przez ich organizację. Ale nie wspomina się o zastosowanych przez nich kryteriach definiujących co faktycznie znaczy określenie „wywrotowy”. 6 marca FBI doniosła, że George Furth, członek ADL z Cleveland, „zaproponował zasadność skontaktowania się z przedstawicielami w innych  miastach regionu w celu ustanowienia bliższych relacji, żeby informacje można było przekazać FBI w tym mieście”. [42] W tej sytuacji FBI współpracowała z ADL poprzez Ligę Praw Człowieka, którą zorganizował rabin Abba Hillel Silver i reprezentowała wspólnotę żydowską w Cleveland.

26 sierpnia Liga Praw Człowieka wysłała FBI oświadczenie denuncjujące ks. Charlesa Coughlina i jego zwolenników z grupy kobiecej w Cleveland, Unii Amerykańskich Matek [United Mothers Of America]***. W oświadczeniu były również nazwiska i adresy należących do niej kobiet. Liga twierdziła: „Wykorzystują one Pierwszy Komitet Amerykański [First Committee] i Wheelera, Lindbergha i Martina Sweeneya jako rzeczników do swoich pokojowych zamiarów, choć faktycznie pełnią rolę promotorów dyskryminacji rasowej i sabotażystów wszelkich wysiłków obrony demokracji. Świadomie czy nie, są agentami nazistów w tym kraju”. [43]

Zgodnie z tą opinią, każdy kto promuje pokój był oczywiście rasistą i automatycznie nazistą, niezależnie od tego czy wiedział o tym czy nie. Żydowska definicja „nazisty” jest wyjątkowa i pokazuje, że uważali oni, iż ludzie mogli być agentami „nazistów” nie mając o tym nawet świadomości. Ponadto, żydowska definicja „nazisty” nie jest dosłownym określeniem opisującym ludzi z reżimu niemieckiego, ale symboliczną etykietą wykorzystywaną w automatycznym dyskredytowaniu każdego kto nie zgadza się z ADL. Dlatego w tamtych czasach typowo używali tego wyrażenia żeby atakować osoby zaangażowane w ruch America First.

11 listopada FBI wydała „Raport  o ADL i jej potajemnych działaniach” na Zjeździe Komitetu America First [America First Committee Rally], który odbył się w czwartek 30 października w Madison Square Garden. Raport mówił, że agenci ADL zinfiltrowali zjazd posługując się skradzionymi przepustkami prasowymi. Agent FBI zatrzymał Arnolda Forstera i jego fotografa, którzy mieli fałszywą Policyjną Kartę Prasową [Police Press Card]. Kiedy FBI chiała przeprowadzić śledztwo jak do tego doszło, ADL wywarła „ogromną presję na komisarza Seery i Komitet Burmistrza ds. Kart Prasowych [Mayor’s Committee on Press Cards] żeby nie zajmować się incydentem Fostera”. Później agent FBI stwierdził: „Cały incydent jest typowy dla pewnych nagannych metod, jak również wpływu, wykorzystywanych przez ADL. . .” [44]

Ale 7 grudnia 1914 wszystko w końcu się zmieniło i wepchnęło Amerykę w wojnę. Wkrótce potem ADL uznała swoją misję za zakończoną i rabin Paul Richman rzekomo zapytał specjalnego agenta FBI, L. B. Nicholasa, czy „przydatność ADL wygasła i powinna się rozwiązać”. [45]

Ale FBI nie poinstruowała ADL o jej rozwiązaniu. Zamiast tego postrzegała ADL jako cenne źródło, które powinni wykorzystywać do zbierania wojennych danych wywiadowczych o amerykańskich cywilach.

Pierwsze konflikty

16 stycznia 1942 roku agent FBI A. H. Johnson napisał raport o niedawnym przemówieniu wygłoszonym przez członka ADL na temat zacieśniania się relacji między obu organizacjami:

Jerry Friedman poinformował 40 kobiet z różnych lóż [ADL], że FBI uznała ADL za najbardziej skuteczną organizację cywilngo wywiadu. Przy zachowaniu utrzymania ścisłej tajemnicy, przeczytał on kilka linijek listu Wywiadu Wojskowego do ‘pewnej agencji rządowej’. Friedman powiedział również tym kobietom, że ADL przekazała FBI 30.000 nazwisk osób ze swoich teczek, które współpracowały z FBI w kwestii informacji o rekrutach do wojska i marynarki. [46]

Ale relacje między obu organizacjami szybko stały się napięte, kiedy FBI zrozumiała, że ADL miała własne cele. Niektórzy agenci FBI narzekali, że agenci ADL mówili coś innego innym osobom, zależnie od tego z kim rozmawiali. Wielu z nich irytowało się kiedy członkowie ADL mówili grupom publicznym, że ich organizacja szkoliła agentów FBI. Ogólnie rzecz biorąc, wielu z ich uważało, że większość agentów ADL była bardzo nieprofesjonalna i niewykwalifikowana do działań śledczych, w które się angażowali.

Było jasne, że FBI otrzymała w wyniku utrzymywania kontaktów z ADL więcej niż się spodziewała. FBI uważała, że ADL istniała po to by dostarczać FBI wojenne dane wywiadowcze o amerykańskich cywilach. Ale ADL chciała aby przepływ informacji działał w obie strony. Agentów FBI szczególnie alarmowały prośby ADL o tajne teczki FBI w celu uniknięcia „dublowania wysiłków”. Zrozumieli, że ADL zawsze próbowała manipulować sytuacjami w celu promowania własnych interesów.

16 marca 1943 roku agent FBI Caroll Doyle sporządził raport na temat rozmowy jaką odbył z Williamem I. Boxermanem z ADL: „Pan Boxerman uczestniczył w dyskusji o nieefektywnym sposobie zajmowania się sprawą i podkreślił, że ADL miała informację, która byłaby dużo przydatniejsza, gdyby Biuro zwróciło na nią większą uwagę.” Boxerman skrytykował także dyrektowa FBI, J.  Edgara Hoovera i jego decyzje. 7 maja Hoover sporządził własny raport w którym zakwestionował te zarzuty i stwierdził, że uwagi Boxermana dotknęły go osobiście. Hoover ostrzegł również o zwiększającym się podziale między FBI i ADL. Później ADL zwolniła Boxermana, ale problemy pozostały. [47]

19 maja wicedyrektor FBI, P. E. Foxworth ostrzegł Hoovera, że informatorzy z ADL i Liga AntyNazistowska (ANL) brali udział  w „szantażowaniu osób, które prawdopodobnie były lojalne i niewinne, jak również dlatego, że takie organizacje uważali dla własnych celów za pro-faszystowskie”. Raport sugerował również, że ADL „bardziej interesowała się własnymi korzyściami materialnymi, a jej praca jest skierowana bardziej na prześladowania i wrabianie jej wrogów, niż ujawnianie nazizmu i faszyzmu i ochronę narodu żydowskiego. . . któremu hołdują”. [48]

Innymi słowy, FBI poszła do łóżka z ADL, a następnego ranka obudziła się pełna żalu. Uważali, że ADL mogła dostarczać im cenne informacje, ale szybko dowiedzieli się, że ADL bardziej interesowały „własne korzyści” i „wrabianie wrogów”. W międzyczasie członkowie żydowskich grup zaczęli mówić, że ADL miała oficjalne koneksje z FBI. Według raportów FBI: „ADL wydała raport pokazujący, że w ciągu roku organizacja przeprowadziła dla FBI 373 śledztwa „. [49]

4 lutego 1942, FBI wyraziła swoją frustrację o tych raportach: „Dyrektor Hoover został zmuszony do zajęcia stanowiska na długo przed okazaniem się, że prywatne agencje śledcze nia miały powodu do istnienia, że jedynie tworzyły histerię i przyczyniały się do organizowania samoobrony i ducha tłumu”. Inaczej mówiąc, FBI zaczęła rozumieć niebezpieczeństwo tajnej działalności i czarnych operacji, a mianowicie, że zawsze wymykały się spod kontroli. Źeby ograniczyć szkody, skontaktowała się z ADL by jasno powiedzieć, że „FBI nigdy nie prosiła ADL o prowadzenie dochodzeń, ale, oczywiście, chętnie zobaczą posiadane przez nią informacje. . .” [50]

FBI wyraźnie powiedziała, że nie chcieli aby publicznie wiązano ich z ADL, ale chciała kontynuować badanie ich materiałów. Innymi słowy, FBI i ADL nie miały oficjalnych „relacji”, ale mieli nadzieję być „przyjaciółmi odnoszącymi korzyści”. Raporty pokazują również, że FBI martwiła się prowadzonym przez Kongres śledztwem, które ujawniłoby relacje między obu grupami. Kiedy FBI skontaktowała się z ADL, rabin Richman zaprzeczył wszelkiej odpowiedzialności i za krążące żenujące raporty publiczne obwinił Amerykański Komitet Żydowski (AJC). Ale raport zauważył również, że „Richman stał się w jakiś sposób podekscytowany. Podczas rozmowy był bardzo niespokojny, najwyraźniej zdenerwowany”. [51]

Konflikt między FBI i ADL nadal się nasilał i wybuchł kiedy Frank Prince, tajny śledczy ADL, publicznie ogłosił, że wkrótce zastąpi J. Edgara Hoovera jako dyrektor FBI. 25 listopada ADL chciała ograniczyć szkody i zorganizowała spotkanie z agentem FBI – L .B. Nicholsem. W spotkaniu uczestniczyli: rabin Paul Richman, waszyngtoński przedstawiciel ADL; Maurice Bisgyer, dyrektor wykonawczy B’nai B’rith, oraz Richard Gudstadt, dyrektor ADL. [52]

Na spotkaniu ADL nadal ogólnie obwiniała AJC, a szczególnie Jacoba Spolansky’ego. Gustadt uważał, że ADL i AJC zaciekle rywalizowały między sobą, mimo że przyszłe dowody wykazały, iż  jego opinia była absolutnie fałszywa i myląca. Późniejszy raport FBI mówi:

Gudstadt stwierdził, że chciał aby było wyraźnie zrozumiałe, że ADL w 100 procentach stała za Biurem, że zrobią wszystko co Biuro zechce, nawet że się rozwiążą. Prawdę mówiąc, to on poruszył wizytę Richmana do Biura wkrótce po wypowiedzeniu wojny, kiedy to Richman zapytał mnie czy ich przydatność się skończyła i powinni się rozwiązać. Oczywiście nie skomentowałem tego. [53]

Inaczej mówiąc, Gudstadt zrozumiał, że ADL przekroczyła granice i desperacko chciał naprawić relacje organizacji z FBI. Faktycznie Gudstadt nawet był gotów przedstawić kolejną propozycję rozwiązania ADL na prośbę FBI. Ale po raz drugi FBI nie poinstruowała ADL by się rozwiązała. [54] Oni nadal postrzegali ADL jako cenne źródło, które mogli wykorzystywać do gromadzenia informacji wywiadu wojennego o amerykańskich cywilach.

Podczas pozostałej części spotkania Gudstadt kontynuował swoją „obietnicę wierności” wobec FBI. Nichols donosi, że Gudstadt powiedział mu: „Jeśli będą konflikty między ich ludźmi i naszymi, albo jeśli ich ludzie nie działali prawidłowo, szybko ich zwolni. W tym momencie powiedziałem wyraźnie, że Biuro nie próbowało kierować ani B’nai B’rith, ani ADL”. [55] Tymczasem FBI dalej naciskała o więcej odpowiedzi, podczas gdy ADL kontynuowała zaprzeczać swoim powiązaniom z Frankiem Princem.

Nichols donosił:

„Powiedziałem Gudstadtowi, że doszło do nas z różnych źródeł w Detroit, że Prince został wysłany do Detroit by śledzić [Geralda L .K.] Smitha i słyszeliśmy, że otrzymywał $1.000 tygodniowo. . .” Kiedy Gudstadt próbował temu zaprzeczać, Nichols otwarcie to odrzucił: „Pozostał fakt, że on, Gudstadt, jako szef ADL, wykazał ich zdecydowane zaufanie do Prince’a, że dobrze wiedział, iż Prince był przeciwny FBI i posunął się tak daleko, że próbował zastąpić jego dyrektora, że spreparował długotrwałą kampanię by usunąć dyrektora z urzędu”. [56]

Nichols dalej wyjaśnił Gudstadtowi, że „Jeśli chodzi o Biuro, gdyby ADL wolała trwać przy Prince’u, to była ich sprawa, ale nie mogli grać na dwa fronty, i będziemy zmuszeni zerwać kontakty z ADL”. W odpowiedzi Gudstadt nieśmiało „wtrącił jeszcze raz i zapytał czy chcemy by się rozwiązali, a jeśli tak, to rozwiążą się w ciągu 24 godzin. Powiedziałem mu, że to nie my kierujemy ADL”. [57]

Zasadniczo Nichols dał Gudstadtowi ultimatum i chciał wiedzieć czy ADL była za czy przeciwko FBI. W odpowiedzi Gustadt nadal zaprzeczał wszelkiej odpowiedzialności i wielokrotnie proponował rozwiązanie ADL. Nichols wielokrotnie twierdził, że nie interesowało go „kierowanie ADL”, ale podzielił się z Gudstadtem kilkoma propozycjami. Nichols uważał, że agent ADL John Metcalfe „był człowiekiem gadatliwym” i Gudstadt „wtedy zapytał czy powinien zwolnić Metcalfe’a. Powiedziałem mu jeszcze raz, że to nie my kierowaliśmy ADL, że to on powinien podjąć decyzję”. [58]

Na zakończenie spotkania, co pokazuje raport Nicholsa, „Gudstadt dalej oświadczył, że chciał by wyraźnie zrozumiano, że jeśli kiedykolwiek będzie coś w ich organizacji co nas będzie niepokoić, powinniśmy mu powiedzieć i zrobią wszystko co w ich mocy by to naprawić”. [59] Dwa dni po spotkaniu John Metcalfe zadzwonił do agenta FBI Nicholsa i powiedział mu, że ADL go zwolniła.

Nichols poinformował, że „wtedy Metcalfe zapytał czy mógłby przygotować memorandum i wysłać je do Biura. Powiedziałem mu, że to byłoby w pełni zadowalające. . .” [60] Podsumowując, FBI „nieoficjalnie” poinstruowała ADL by ta zwolniła Metcalfe’a, gdyż „był człowiekiem gadatliwym”, tylko po to by później wykorzystać go do poznania wewnętrznych mechanizmów ADL. Inaczej mówiąc, FBI wykorzystywała takie same tajne działania i mroczne operacje prowadzone przez ADL, nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwa stosowania takiej taktyki.

2 czerwca 1943 roku, Luigi S. Criscuolo, wydawca nowojorskiego biuletynu „The Rubicon”, poinformował, że został zwabiony przez agentów ADL, którzy mówili iż są „nieoficjalnymi pomocnikami Departamentu Sprawiedliwości i prowadzili dla niego dochodzenie”. Raport FBI pokazuje, że „dwukrotnie do jego biura przyszły dwie różne kobiety i próbowały wymusić na nim jakąś antysemicką wypowiedź, ale nie dał się w to wciągnąć. Jedna z tych kobiet podała swoje nazwisko jako pani K. D’Oxylion. Zadzwonił tam i dowiedział się, że nazywała się Stefani Kaahn albo Kuhn”. [61]   

Criscuolo dowiedział się także o drugiej kobiecie która go odwiedziła. Jeszcze raz raport FBI pokazuje, że druga kobieta, podająca swoje nazwisko jako Maher, udawała iż jest pro-niemiecka i antysemitka. Uważa, że przysłała ją albo ADL, albo Liga Anty-Nazistowska. W mieście szerzyła się pogłoska, że ADL i Liga Anty-Nazistowska były nieoficjalnymi pomocnikami Departamentu Sprawiedliwości i prowadziły dochodzenia w jego imieniu”. [62]

Jeszcze raz FBI zastosowała presję, i jeszcze raz ADL zapewniała o swojej lojalności. 24 sierpnia FBI wydała raport mówiący o tym, że ADL „jawi się być chętna pomagać FBI w każdym prowadzonym przez nich śledztwie. Teczki organizacji mają być udostępnione agentom, i każda informacja mogąca pomóc w śledztwie ma być dostarczona do tego biura. . .” Ale FBI ostrzegła również:

„Oczywiście, nawiązując te kontakty agenci byli ostrożni by uniknąć ujawnienia jakiejkolwiek tajnej informacji. Pan Arnold Foster jest głównym śledczym tej organizacji i w przeszłości dostarczał informacji naszym agentom”. [63]

W tym momencie FBI coraz bardziej irytowały ciągłe wypowiedzi, że od ADL otrzymywała raporty o „incydentach antysemickich”. W raporcie FBI z 30 sierpnia agent FBI Sears stwierdził, że tajne operacje ADL i raporty o antysemityzmie były „nic nie warte”, były to „pogłoski dla celów politycznych”. Później przyznał po przejrzeniu ich, że „nie martwią go pośrednie narzekania, bo w ten sposób dodają sobie znaczenia”. Inaczej mówiąc, Sears przyznał, że ADL miała własne cele. Zrozumiał ich „cel polityczny” i wiedział, że narzekania na temat antysemityzmu były „sposobem dodawania sobie znaczenia”. [64]

Ale dyrektor FBI, J. Edgar Hoover, nadal nalegał by agenci FBI uczestniczyli w spotkaniach ADL. W raporcie z 15 listopada agent FBI Drayton napisał: „Piszę do Biura bo nie mogę zrozumieć powodu nacisków ADL żeby przedstawiciel tego Biura spotykał się z tą grupą. Ale czuję, że na ich presję w tej kwestii wpływa jakiś ukryty powód”. [65] Oczywiście, tym ukrytym powodem było to, że ADL miało nadzieję na wykorzystywanie swoich koneksji z FBI do ataków na swoich krytyków.

Tymczasem ADL rozrastała się jako organizacja. 9 lutego 1944 FBI wydała raport, że w ubiegłym roku ADL otrzymała w darowiznach 3 miliony dolarów ***. Jak mówi raport, Jack Holmes z Warner Brothers Studio stwierdził: „większość [z tych $3 milionów] pochodziła od głównych studio filmowych i prominentnych żydowskich aktorów filmowych, reżyserów i innych wybitnych osób z tego przemysłu. Powiedział, że tylko Warner Brothers Studio wpłaciło na fundusz $60.000. . .” [66]

Dzięki tym dodatkowym funduszom ADL poszerzyła swoją tajną kampanię przeciwko krytykom. Według raportu FBI z 22 marca, agent Nichols twierdził, że ADL podrzucała historie do dzienników. Nichols szczególnie odniósł się do historii w Chicago Sun i St. Louis Dispatch o National Synarchist Union w Meksyku ****. W książce „Meksyk: biografia władzy” [Mexico: Biography of Power], Enrique Krauze napisał, że Ruch Synarchistyczny był pod wpływem „katolicyzmu społecznego zaproponowanego przez papieża Leona XIII w encyklice Rerum Novarum„. [67]

W rzeczywistości amerykańscy katolicy ogólnie zgadzali się z ruchem National Synarchist i jego celami. W książce „Orzeł i Dziewica” [The Eagle and the Virgin], Mary Kay Vaughn napisała: „Większość północno-amerykańskich katolików była konserwatywna i pozytywnie postrzegała program społeczny Sinarquista, zgodny z encyklikami Rerum Novarum (1891) i  Quadragesimo Anno (1931)”. [68]

Ale ADL uważała, że National Synarchist Union zasadniczo ograniczała się do faszyzmu klerykalnego i faktycznie atakowała wolność i demokrację. Dlatego ADL zorganizowała kampanię PR by zdyskredytować meksykański ruch społeczny. W raporcie, agent FBI Nichols przyznał: „Coś mi mówi, że ADL podrzuca ten materiał, bo ostatnio przysłała nam kopię memorandum o Ruchu Sinarquistów” Innymi słowy, ADL zorganizowała kampanię PR żeby manipulować opinią publiczną. [69]

„Żydowskie Gestapo”

4 kwietnia 1944 roku amerykański senator Rufus Holman z Oregonu skontaktował się z agentem FBI C. W. Steinem i poprosił go o spotkanie. Kiedy Stein pokazał się 15 minut później, senator Holman poprosił FBI i Departament Sprawiedliwości o przeprowadzenie dochodzenia o działalności ADL. Uważał, że ADL wykorzystywała swoje fundusze i wpływy do organizowania tajnej kampanii przeciwko jego reelekcji. Jak mówi raport FBI, C. W. Stein wrócił do pracy po spotkaniu i skonsultował się z innym agentem:

Kiedy wróciłem do biura rozmawiałem z agentem specjalnym Davidem A. Silverem, z pochodzenia Żydem, którego dom jest w Portland. Z powodu jego religii i miejsca zamieszkania [Portland], dobrze zna żydowską działalność i politykę stanu Oregon. Poinformował mnie, że David Robinson, prawnik, jest szefem lokalnej ADL. Silver powiedział, że Robinson jest tajnym informatorem #7 na liście Biura i jest / był ważny w dostarczaniu informacji o działalności German American Bund, zanim Department uznał ją za organizację wywrotową. [70]

David Robinson, szef lokalnej ADL, był również znany FBI jako „tajny informator #7” i inwigilował amerykańskich cywilów. W dalszej części raportu Stein pisze:

„Silver powiedział, że wie o tym iż Robinson jest bardzo przeciwny reelekcji sen. Holmana, bo uważa go za antysemitę, i że Robinson określił Holmana potencjalnym amerykańskim faszystą, przeciwnym pracownikom / związkom zawodowym [anti-labor], i że jest głupi. Silver powiedział, że Robinson jest bardzo mocnym zwolennikiem Wayne’a L Morsea’a. . . Powiedział również, że Robinson stara się zdobyć żydowskie głosy dla Morse’a”. [71]

Inaczej mówiąc, podejrzenia sen. Holmana były słuszne. Ale FBI postanowiła nie wszczynać dochodzenia. W raporcie agent FBI C. W. Stein wyjaśnia:

„Zastępca dyrektora D. M. Ladd. . . powiedział, że podjęta przeze mnie akcja była zgodna z polityką Biura, i że powinienem powiedzieć p. Holmanowi, że Biuro nie będzie wszczynać dochodzenia, gdyż nie było dowodów na działalność wywrotową. . .” [72]

W rzeczywistości było mnóstwo dowodów na działalność wywrotową. Ale FBI angażowała się w taką samą działalność wywrotową jak ADL i obawiała się, iż dochodzenie zdemaskuje obie. Ostatecznie FBI miała legalny obowiązek przyjąć apel sen. Holmana i przeprowadzić śledztwo o działaniach wywrotowych ADL. Ale zignorowała prośbę amerykańskiego senatora, wybranego na reprezentanta narodu, by chronić tożsamość „tajnego informatora #7”, Davida Robinsona.

Kiedy sen. Holman dowiedział się iż nie będzie dochodzenia, wściekł się. Zgodnie z raportem:

„[Holman] powiedział, że nie ma żadnej kontroli nad działalnością ADL, i że on ‘zamierza informować o tych s—ynach’.” Następnie Holman powiedział, że zwróci się do prokuratora generalnego by odpowiedział na cztery pytania: 1) Czy ADL ma oficjalne uznanie amerykańskiego rządu? 2) W jaki sposób oni określają kto jest antysemitą? 3) Jakiej używają broni? 4) Kto ich finansuje? Kto ich dotuje i jakimi kwotami?” [73]

Pytania sen. Holmana były absolutnie słuszne i prawidłowe śledztwo w tej kwestii zdemaskowałoby ADL. Pokazałoby zacieśniające się relacje między FBI i ADL. Drugi kierunek śledztwa zbadałby etykietę „antysemicką” wykorzystywaną przez ADL w celu dyskredytacji jej krytyków, trzeci ujawniłby ich tajne kampanie inwigilacyjne, i czwarty zwróciłby uwagę na mętnych dawców opłacających całą jej działalność.

Krytycy zawsze stosowali „antysemityzm” żeby piętnować sen. Holmana, głównie opierając się na jego wypowiedzi z 4 marca 1941 roku w amerykańskim Senacie:

Wątpię czy prawo jest całkowicie po jednej stronie obecnych walczących stron. Hitler przynajmniej. . . złamał kontrolę międzynarodowych bankierów i handlowców nad ich [nieadekwatnym] wynagrodzeniem za pracę niemieckiego narodu. Uważam, że korzystne byłoby, gdyby kontrola międzynarodowych bankierów i handlowców nad wynagrodzeniem i standardem życia Anglików została złamana przez naród angielski, i gdyby kontrola międzynarodowych bankierów i handlowców nad zarobkami i oszczędnościami w poziomie życia ludzi w USA została złamana przez amerykański naród. [74]

Oczywiście, w swoim przemówieniu tego dnia sen. Holman nie wspomniał o narodzie żydowskim, ani nie wymienił żadnych żydowskich nazwisk, jednak wypowiedzi te automatycznie określono jako „antysemickie”. Dlatego żydowska idea „antysemityzmu” przekracza dosłowną definicję, a mianowicie rasistowską opinię, że naród żydowski jest genetycznie gorszy. Zgodnie z żydowską ideą „antysemityzmu”, wszelka krytyka narodu żydowskiego z jakiegokolwiek powodu – to oczywiście „antysemityzm”. Żydowską definicję „antysemityzmu” poszerzono o wszelką krytykę Wall Street, Hollywood, czy [później] państwa Izrael.

Pomimo przytłaczających dowodów na to, że podejrzenia sen. Holmana były słuszne, jego prośbę do prokuratora generalnego Francisa Biddle odrzucono. Biddle’a, który był również głównym amerykańskim sędzią w procesach norymberskich, nie interesowało śledztwo w sprawie ADL, czy ujawnienie ich tajnej inwigilacji amerykańskiego narodu. 19 maja 1944 zajmujący urząd sen. Rufus Holman przegrał w republikańskich wyborach wstępnych.

Dziennik The  Spokane Daily Chronicler napisał, że zdenerwowany Holman wrócił do Waszyngtonu, niezadowolony ze swojej klęski i cytował jakoby obwiniał za nią „pieniądze i oszczerczą kampanię przeciwko mnie”. [75] Choć większość mass-mediów szybko odrzuciła opinię Holmana jako paranoidalną „teorię spiskową”, Pittsburgh Post-Gazzette napisała, że zwycięstwo Wayne’a Morse’a nad Holmanem było dość dziwaczne: „Zwykli republikanie go nie lubią. . . a Morse, nie mając prawie funduszy i poparcia organizacji, ku zdziwieniu większości obserwatorów, pokonał Holmana”. [76]

Chociaż ADL uniknęła kontrowersji i pokonała jednego z najpotężniejszych krytyków, coraz bardziej niepokoiła się z powodu wszelkiej publicznej krytyki. W memorandum biurowym FBI, agent Nichols napisał:

Przyszedł [Rabin] Paul Richman z ADL. Powiedział, że zauważył rosnącą reakcję ze strony liderów rządowych przeciwko jego organizacji. Na przykład spotyka osoby, które wydają się być wobec niego przyjazne, a na kolejnych spotkaniach stają się oficjalne. Podobnie słyszał pogłoski, że ADL nie ma dobrej opinii i w niektórych grupach mówi się o niej jako o ‘żydowskim Gestapo’. Nie wie w jaki sposób poprawić to uczucie, i zastanawiał się czy mógłbym mu coś poradzić. Powiedziałem mu, iż nie miałem żadnej rady. Następnie zastanawiał się czy czułem iż on był takim złym facetem. Odpowiedziałem, że według mnie był dobrym człowiekiem. . . [77]

Dziecinna i żałosna rozmowa rabina Richmana z agentem Nicholsem ujawniła nieczyste sumienie, jak również pokazała wzrastający niepokój w szeregach ADL. Widocznie  martwiła ich potencjalna reakcja albo konsekwencje jeśli ujawni się opinii publicznej ich „mroczną działalność”. ADL martwiła się konsekwencjami co może się wydarzyć gdyby ich program potajemnej inwigilacji wymknął się spod kontroli. Niemniej jednak, nadal spiskowali nowe przedsięwzięcia w swoich kampaniach PR w celu szpiegowania amerykańskich cywilów i manipulowania opinią publiczną.

24 listopada 1944 roku raport FBI pokazał, że tajny agent ADL Arnold Forster, wcześniej zatrzymany za kradzież przepustki prasowej by dostać się na zjazd America First, planował następną tajną operację inwigilacji obywateli amerykańskich: tym razem planował zemstę za proces Leo Franka. „Do mojego biura przyszedł p. Arnold Forster  z ADL z nowojorskiego biura. . . P. Forster oświadczył, że wybierał się na południe, odwiedzi Atlantę, Georgię, Birmingham, Alabama, Nowy Orlean, Luizjanę i Teksas w celu zdobycia informacji o ostatnich trendach, które mogą interesować ADL”. [78]

Spiskując w ramach misji przeciwko Południu, Forster poprosił o teczki FBI, które pomogą mu wytypować ważne grupy:

Powiedziano p. Forsterowi, że z oczywistych powodów teczki w biurze dotyczące takich spraw były bardzo tajne, i że nie mogłem dostarczyć mu potrzebnych mu danych. Powiedział mi, że p. Paul Richman, waszyngtoński przedstawiciel ADL, był w bardzo bliskim kontakcie z zastępcą dyrektora Biura L. B. Nicholsem, a ja poradziłem p. Forsterowi, że z uwagi na te relacje między p. Richmanem i p. Nicholsem w Waszyngtonie, byłoby bardziej wskazane, z punktu widzenia ADL jak również FBI, by takie dane otrzymał  przez p. Richmana. P. Forster stwierdził, że rozumiał stanowisko Biura w tej kwestii. [79]

Inaczej mówiąc, FBI dała ADL te tajne dokumenty FBI poprzez rabina Richmana, który dostarczył je Forsterowi. On wykorzystał je do przeprowadzenia swojej kampanii inwigilacji przeciwko Południu, które ADL chciała zniszczyć od czasu procesu Leo Franka. Faktycznie ADL zamierzała rozpocząć nowy projekt przypominający olbrzymią kampanię PR zorganizowaną przez rabina Marxa i Alberta Laskera. Ale nowy program miał utylizować nowoczesne techniki medialne i stworzyć podstawę nowoczesnej kultury amerykańskiej.

ADL, PR i media

Na początku 1945 roku, Joint Defense Appeal z Amerykańskiego Komitetu Żydów i ADL rozesłały apel o fundusze by zebrać 4 miliony dolarów i wszczęła nową kampanię PR. Apel stwierdzał, że nowy program ma za zadanie „dotarcie do każdego mężczyzny, kobiety i dziecka każdego dnia w roku; każdego programu w prasie. . . radio. . . reklamach. . . komiksach. . . szkołach. . . przemówieniach. . . informacji. . . lokalnych społecznościach. . . filmach. . . kościołach. . . w związkach zawodowych i grupach specjalnych. . . ” [80]

W liście tym czytamy: „Na każdych 100 Amerykanów, 25 jest skażonych antysemityzmem! 25 jest przeciwnych antysemityzmowi! 50 nie ma zdania i mogą zostać przekonani albo do grupy przeciwnej antysemityzmowi, albo zdecydowanie antysemickiej. . .”

Dlatego nowy program będzie „dynamiczny, zgodny z obecnymi trendami i od razu stał na baczności w celu zwalczania każdej powstającej nowej sytuacji. Jest to program skoordynowanej obrony, uwzględniającej techniki profesjonalne i mass-media gotowe dotrzeć do 136 milionów amerykańskich mężczyzn, kobiet i dzieci”. [81]

Joint Defense League (JDL) zadeklarowała:

Ta wojna na froncie krajowym wymaga osób dobrze wyszkolonych i znających  techniki zwalczania fanatyzmu religjnego i rasowego. . . Ludzi którzy znają antysemitów takimi jakimi naprawdę są. . . Ludzi którzy rozpuszczą siłę słowa drukowanego i mówionego. . .”

Inaczej mówiąc, ADL chciała ludzi rozumiejących techniki marketingowe i potrafiących manipulować opinią publiczną. Ta krajowa kampania będzie kosztować 4 miliony dolarów rocznie, gdyż „potrzebne są duże kwoty do operowania ogromną machiną wykwalifikowanych ludzi. . . 4 miliony dolarów to minimum na podejmowaną teraz działalność krajową. . . na opracowanie rozwijającego się programu. . . na zapewnienie materiału dla nowych kanałów. . . na zapewnienie opinii publicznej i badań naukowych”. [82]

ADL uznała także, że nadszedł kluczowy czas dla tej kampanii i okazję kształtowania i wpływania na powojenną Amerykę:

Podsumowując 4-milionową [$] kampanię JDL można powiedzieć, że nigdy wcześniej tak mała kwota nie mogła kupić tak ogromnego programu działania. . . Ta kampania musi być subskrybowana – więcej niż subskrybowana – byśmy nie stracili tego dogodnego momentu zadania teraz decydującego ciosu naszym wrogom – w czasie kiedy amerykańska chłonność umysłu jest w momencie szczytu. . . Jutro powojenna zmiana postaw będzie centralnym punktem i nasz moment wielkiej okazji już przejdzie. . . Musimy zdobyć fundusze żeby w pełni skorzystać z tej niezwykle sprzyjającej nam sytuacji. [83]

Ta nowa kampania PR opierała się na wykorzystaniu różnych rodzajów mediów by dotrzeć do wielkich grup ludzi. W 1945 roku ADL „miała średnio ponad  65.000 pojedynczych emisji radiowych w tym roku, podczas gdy w ubiegłym roku było ich 60.000, średnio 216 pojedynczych emisji dziennie. . . każdego dnia w roku!” Także poprzez reklamy w dziennikach, „seria 26 pełnostronicowych reklam teraz toczy się w 397 dziennikach, w przeciwieństwie do ubiegłego roku, całkowitej liczbie reklam liczącej 2.000, wobec 1.000 w ubiegłym roku, teraz o całkowitej cyrkulacji 100 milionów czytelników”. [84]

Kampania obejmowała również różne formy literatury propagandowej: „Ponad 330.000 egzemplarzy ważnych książek zawierających nasz przekaz wysyłano do bibliotek i innych instytucji gdzie są dostępne publiczności w tym roku, wobec 50.000 w roku ubiegłym. Ponadto: „Nasz wydział PR dystrybuował ponad 9 milionów ulotek w tym roku, wobec 3 milionów w ubiegłym! Wszystko to przygotowuje się tak by odpowiadała publiczności, do której jest skierowana”. Dystrybuowali także 40 milionów komiksów by dotrzeć do młodszej publiczności. [85]

JDL miała również nadzieję na zdobycie wpływu na młodzież poprzez system szkół publicznych: „Z organizacjami edukacyjnymi dzielimy rozwój podręczników szkolnych i materiałów opracowanych w celu umożliwienia lepszego zrozumienia i docenienia wartości kulturowych różnych grup składających się na amerykański naród. . . wysoko wyszkoleni w fazach edukacji międzykulturowej”. Mieli także nadzieję na wprowadzenie „edukacji wizualnej” i utworzenia filmów edukacyjnych do dystrybucji w szkołach. [86]

Kolejnym aspektem nowego programu było poszerzenie programu tajnej inwigilacji by monitorować amerykańskich obywateli: „Wydział Rozpoznawczy i Dochodzeniowy jest powstającą sekcją programu obronnego. . . Gromadzone przez ten wydział fakty kieruje się do odpowiednich władz w celu podjęcia działań zaradczych i wykorzystania jako przewodnika dla wszystkich operacji programu obronnego”. Ponadto Wydział Badań i pracownicy biblioteki prowadzą bazy danych skatalogowanych faktów. . . ponad 2 miliony istotnych  informacji dla programu obronnego. . . rzadkich oficjalnych dokumentów poszukiwanych przez agencje rządowe. . .” [87] Faktycznie dyrektor Wydziału Rozpoznawczego i Dochodzeniowego, Arnold Forster, nadal zajmował się prowadzeniem misji tajnych inwilgilacji przeciwko stanom południowym.

ADL mierzy i celuje w arabskich Amerykanów

Wydział Rozpoznawczy i Dochodzeniowy JDL publikował miesięczny biuletyn The Facts zawierający dane z inwigilacji zebranej o grupach uważanych przez nich za niebezpieczne. Chociaż wiele z celów inwigilacji to byli „zwykli podejrzani”, w tajną kampanię ADL przeciwko obywatelom  amerykańskim wprowadzono nową grupę. W czerwcowym numerze The Facts z 1946 roku, jego otwierająca sekcja skupiła się na „szerzenie zorganizowanej propagandy arabskiej w USA”. ADL oskarżyła arabskie grupy o „tajną propagandę wrogą dobrostanowi wspólnoty żydowskiej”. [88]

ADL ostrzegła, że arabskie grupy „nie są od razu uznawane przez nas za wrogów, bo unikają inwektyw i bezczelnych kłamstw. Ich ukryte powody nie są skieroowane przeciwko naszej subtelności. A zatem, ich propaganda, pozornie wiarygodna i rozsądna, jest tym skuteczniejsza i w konsekwencji bardziej niebezpieczna”. Uważają również, że nie powinno się ufać żadnej dobroci: „Oczywiście, jest to strategia dobra dla arabskich rzeczników w USA, by niekiedy zapewniać Żydów o ich sympatii i przyjaźni. Ale żeby zrealizować swój cel, podżegacze nie wahają się by wywołać antyżydowskie uczucia wśród amerykańskiego narodu, nawet zaakceptowali i zachęcali do współpracy notorycznych, najgorszego kalibru ludzi „podgryzających” Żydów „. [89]

Inaczej mówiąc, ADL zdecydowała, że ich nowym oponentem w powojennej Ameryce będą grupy arabskie. Dalej wyjaśniali: „Członkowie Instytutu Spraw Arabsko-Amerykańskich, jak również członkowie Komitetu Wykonawczego i jego Rady Doradczej, często wysyłali listy do amerykańskiej prasy, zwłaszcza New York Timesa i The Herald-Tribune, krytykujące żydowski poglądy o Palestynie”. [90] Co ważniejsze, ADL była absolutnie przerażona tym, że te grupy arabskie będą współpracować z innymi istniejącymi organizacjami i utworzą koalicję przeciwko tajnej kampanii „czarnych operacji” jaką zorganizowali. Dlatego Wydział Rozpoznawczy i Dochodzeniowy ADL zaczął działać i w jakiś sposób zdobył poufne dane finansowe z Chase National Bank: „Instytut [ds. Arabsko-Amerykańskich], który ma konto w Chase National Bank, ma widocznie zapewnione istotne fundusze. Źródła bankowe ujawniły, że jego organizacja zabiega tylko o składki członkowskie w wysokości $10 z ich listy około 3.500, z czego oni otrzymują tylko niewielką część opłaconych składek. W ubiegłym tygodniu, ich bilans w banku wynosił 9 tysięcy dolarów. . .” [91]

Oczywiście w związku z powyższym twierdzeniem nasuwają się słuszne pytania. Co dokładnie oznacza termin „źródła bankowe”? Czy była to poufna informacja zdobyta dzięki nielegalnym działaniom? Czy Chase National Bank dostarczył danych, czy agenci ADL ukradli te informacje? Również, od których innych organizacji ADL otrzymała poufne bilanse kont bankowych? Choć na te pytania nigdy nie odpowiedziano, ADL wyraźnie wykorzystywała swoje kontakty i ludzi do szpiegowanoa amerykańskich obywateli. Tymczasem Arnold Forster wrócił z Południa i swoimi informacjami podzielił się w październikowym numerze The Facts. W biuletynie było także ostrzeżenie: „Słowo ostrzeżenia: ten raport jest tajny i nie mamy pozwolenia na przekazanie go poza naszą grupą profesjonalistów. Dlatego prosimy was byście nie pokazywali jego treści żadnej zajmującej się rozpowszechnianiem informacji osobie lub agencji. Jest ona wyłącznie dla waszej osobistej informacji”. [92]

ADL również nadal lobbowała FBI i wykorzystywała swoje kontakty z gubernatorem. Jak mówi raport FBI z 6 maja 1947, Forster wysłał list do sekretarza stanu George’a C. Marshalla z prośbą by Normanowi Jaques, kanadyjskiemu politykowi z Social Credit Party, zakazano przyjazdu do USA. [93] Ale te działania też wywołały krytykę ADL ze strony urzędników rządowych.

6 października 1947 roku w Kongresie odbyło się przesłuchanie w celu zbadania utraty reputacji spowodowanej tajnymi teczkami. Kiedy na przesłuchaniu wspomniano o ADL, Harry B. Mitchell, przewodniczący Komisji Służby Cywilnej skomentował: „Domniemam iż są to organizacje komunistyczne, [ale] naprawdę nie wiem”. Amerykańska senator Clare E. Hoffman z Michigan szybko dodała: „Powiem wam, że są to artyści w sztuce szkalowania”. [94]

Dyrektor FBI J. Edgar Hoover wydawał się zgadzać i ADL coraz bardziej go irytowała. W raporcie FBI z 23 listopada Hoover napisał: „materiał dostarczony przez ADL w przeszłości do tego Biura funkcjonariusze Ligi uważają teraz za absolutnie niewiarygodny. . . organizacja B’nai B’rith została nieuczciwie oszukana przez informatora”. [95]

Innymi słowy, tajne, mroczne działania ADL niebezpiecznie wymykały się spod kontroli, jak zawsze. Niemniej jednak, tajna kampania ADL przeciwko arabskim Amerykanom nadal się rozwijała. W raporcie FBI z 21 grudnia 1951, FBI odpowiedziała na inwigilację o „Pracownikach Ligi Arabskiej w USA”. Raport pokazuje, że agenci FBI rozmawiali z tajnym agentem ADL, któremu płacono za zajmowanie się arabską działalnością w ONZ, kiedy udawał zagranicznego korespondenta. [96]

7 lipca 1961 roku, Benjamin R. Epstein, krajowy dyrektor ADL, wysłał bardzo ważny list do Saula Joftesa, sekretarza wykonawczego B’nai B’rith. Epstein napisał: „Jak panu wiadomo, od wielu lat ADL zajmowała się bardzo ważną, poufną inwigilacją arabskiej działalności i propagandy”. Następnie Epstein dodał:

„Nasze informacje, poza tym iż są istotne dla własnych operacji, były bardzo cenne i służyły zarówno Departamentowi Stanu USA jak i izraelskiemu rządowi. Wszystkie dane udostępniano obu krajom za pełną wiedzą każdego, że pochodzą od nas”. [97]

Następnie Epstein zaproponował program poszerzonej inwigilacji monitorowania arabskich Amerykanów i ich organizacji:

W celu pozyskania kompletnych i dokładnych informacji o tych działaniach, musimy śledzić polityczne wysiłki arabskiego korpusu dyplomatycznego, ich lobby i programy propagandowe wychodzące z ich ambasad, z wyszczególnieniem Ligi Arabskiej, relacje Arabów z organizacjami takimi jak Przyjaciele Ameryki na Bliskim Wschodzie i ich profesjonalne działania promocyjne. Charakter tych działań dostarczył nam istotne, udokumentowane informacje, które stanowiły podstawę działalności antysemickiej, anty-izraelskich programów i posunięć politycznych. W wielu przypadkach nasze informacje demaskowały arabskie plany zanim zostały wdrożone. [98]

Ale Epstein twierdził także, że na rozpoczęcie kampanii ADL potrzebowała dodatkowych funduszy:

Na ostatnim spotkaniu naszej komisji odbyliśmy poważną dyskusję na ten temat. Panowało przekonanie, że ta działalność jest niezmiernie ważna i nie powinno się jej przerywać. Dlatego zwracamy się z prośbą by Pan przedstawił ten problem Radzie Międzynarodowej o wsparcie finansowe. Koszt całego tego wysiłku to 25 tysięcy dolarów. Mamy nadzieję, że Międzynarodowa Rada B’nai B’rith rozważy międzynarodowe aspekty tej usługi jako sprawę właściwej troski o jej poparcie. Oczywiście chętnie dostarczymy wam wszelkich szczegółowych informacji o tej działalności, co może pomóc wam w podjęciu decyzji. [99]

Podsumowując, Epstein otwarcie przyznał iż ADL prowadziła ogromną kampanię inwigilacyjną przeciwko amerykańśkim cywilom, która dostarczała informacje dla amerykańskiego Departamentu Stanu i izraelskiego rządu. Faktycznie program nadal się poszerzał i rósł dzięki funduszom z Międzynarodowej Rady B’nai B’rith. Te misje szpiegowskie obejmowały Krajową Konwencję Studentów Arabskich 22 sierpnia 1969 roku, kiedy agenci ADL, wykorzystując kryptonimy, udawali dziennikarzy i zinfiltrowali konfrencję. Zamierzali rozpoznać grupę i określić jak zdobyć nad nią kontrolę od wewnątrz. [100]

Ale niektórych w FBI faktycznie niepokoiło wymykanie się spod kontroli „czarnych operacji” ADL. 26 sierpnia FBI sporządziła raport, w którym czytamy, że prowadzona przez ADL inwigilacja Krajowej Konwencji Arabskich Studentów „w żaden sposób nie wzbogaca informacji dostarczonych przez tajnych informatorów Biura, którzy uczestniczyli w corocznej Konwencji OAS***** w sierpniu 1969. Ponadto uważa się, że informacje wcześniej przekazane przez Biuro miały większą wartość wywiadowczą dla Biura i może pochodziły z bardziej obiektywnego źródła”. [101]

Ponadto, raport FBI kwestionował legalność ADL i uważał, że można ją uznać za agencję zagraniczną: „Poza stronniczym, widocznym podejściem, uważa się, iż najprawdopodobniej reprezentuje naruszenie zmienionej Uchwały o Rejestracji Zagranicznych Agentów. Ten raport pokazuje dochodzenie prowadzone przez ADL przy wykorzystaniu szyfrowanych źródeł, pretekstów takich jak raporty o lokalnych wiadomościach, itd.”  FBI niepokoił się również proponowanym przez ADL planem obejmującym wykorzystanie „HIAS [Hebrew Immigrant Aide Society = Towarzystwo Pomocy Hebrajskim Imigrantom] do infiltracji OAS w Nowym Jorku”. [102]

Niektórzy członkowie FBI zauważyli również bliski kontakt ADL z izraelskim rządem:

„Nie ma żadnych dowodów wskazujących na to, że te informacje są gromadzone w imieniu zagranicznego kierownictwa, ale za nieprawdopodobne uważa się przypuszczenie, żeby nie przekazywano ich funcjonariuszowi z izraelskiego rządu, w związku z wyjątkowo bliskimi powiązaniami między ADL i izraelską stroną”. Niepokoje te wydają się być dość poważne, gdyż raport sporządzono anonimowo i agent zdecydował „nie oddawać go  do upowszechniania w odpowiedniej. . .” [103]

FBI wchłania ADL

Pomimo tego niepokoju, przywództwo FBI z chęcią nawiązało jeszcze bliższe relacje z ADL.  Raport dyrektora Edgara J. Hoovera z 17 stycznia 1968 praktycznie wchłonął ADL w struktury FBI.  W memorandum, Hoover powiedział swoim agentom: „ADL otrzymuje znaczne informacje interesujące to Biuro i dobrze współpracowała w przeszłości przekazując nam takie informacje. Macie natychmiast zorganizować łączność z szefem regionalnego biura ADL na waszym terenie i wyjaśnić jurysdykcję i zaintresowania tego Biura”. [104] Do raportu załączył nawet listę regionalnych biur ADL.

Dyrektywa Hoovera doprowadziła do odnowionych bliskich relacji FBI z ADL. Jak czytamy w raporcie z 30 maja 1979, biuro ADL w Nowej Anglii [Region Stanów Zjednoczonych, obejmujący 6 stanów: Maine, New Hampshire, Vermont, Massachusetts, Rhode Island i Connecticut – przyp. Tłumacza] skontaktowało się z FBI i zaproponowało spotkanie w celu przedyskutowania „zagrożeń terrorystycznych”. Późniejszy raport z 29 czerwca pokazał, że FBI spotkało się z ADL i przekazało jej kontakty, które ta powinna wysłać swoim informatorom. Dodatkkowy raport z 2 lipca mówi, że dyrektor ADL Leonard Zakim podziękował agentom FBI i miał nadzieję na „pozytywne relacje w przyszłości”. [105]

W innym memorandum z 8 stycznia 1985, dyrektor William H. Webster nakazał, by „każde biuro FBI skontaktowało się z regionalnym biurem w celu ustanowienia łączności i linii komnikacyjnych żeby szybko otrzymywać wszelkie zarzuty w kwestii naruszania praw obywatelskich”. W następnym miesiącu, FBI nawet rozpowszechniła raport ADL z 1984 roku ona temat Ku Klux Klanu i grup neonazistowskich. Dyrektor Webster nakazał swoim agentom przejrzenie raportu i załączonej listy regionalnych biur ADL, do współpracy z którymi ich zachęcał. [106]

Faktycznie ADL rozpoczęła organizowanie ćwiczeń szkolenowych dla agentów FBI. 24 sierpnia 1990 roku akademia FBI wysłała list z podziękowaniami do Irwina J. Sualla z Wydziału Rozpoznawczego i Dochodzeniowego ADL za przeprowadzenie „seminarium szkoleniowego na akademii FBI w Quantico, Wirginia”. [107] W innym liście z 13 października 1993, dyrektor ADL Abe Foxman powiedział dyrektorowi FBI – Louisowi Freeh: „Było dla mnie przyjemnością spędzić czas z panem w ubiegłym miesiącu i jestem zachwycony tym, że był pan przygotowany na wznowienie szkolenia w ramach programu „Inne miejsca pracy” organizowanego przez ADL”. [108]

Foxman tłumaczył:

„W ramach wysiłków zwalczania uprzedzeń i dyskryminacji, ADL zorganizowała Instytut „Świat Różnorodności” (A World of Difference Institute), kompleksowe szkolenie i doradztwo prowadzące programy edukacyjne dla przedsiębiorstw, instytucji akademickich, agencji rządowych i ogólnie, dla całego społeczeństwa. ADL zorganizowała specjalne szkolenie dla pracowników organów ścigania odpowiadające ich szczególnym potrzebom”. [108]

Foxman stwierdził z dumą:

„’Specjalne szkolenie dla pracowników organów ścigania’ odzwierciedla historię Ligi jako uznawanego w kraju lidera w dziedzinie praw obywatelskich i relacji międzyludzkich. Program umożliwia społeczności organów ścigania badanie sposobów świętowania i wdrażania [multietnicznej, multirasowej i multirasowej] różnorodności istniejącej w naszym społeczeństwie.  To Szkolenie, zaprojektowane  jako interaktywne, wykorzystuje ćwiczenia eksperymentalne przeznaczone dla społeczności korporacyjnej i przedsiębiorstw w celu promowania koncepcji różnorodności kulturowej. Nadaje się dla wszystkich szczebli zatrudnienia, jest dostępne jako seminaria pół-dniowe, jedno- lub dwudniowe, i jako tylko prezentacja. [110]

Inaczej mówiąc, ADL teraz zarządzała szkoleniem personelu organów ścigania na temat różnorodności:

Każdą sesję prowadzi 2-osobowy zespół szkoleniowców o innym pochodzeniu rasowym i kulturowym. Jak panu wiadomo, od marca 1992 roku zorganizowaliśmy różne formy szkolenia przy czterech różnych okazjach, w tym sesje ‘Szkolimy szkoleniowców’ i dwie sesje dla Instytutu Rozwoju Dyrektorów FBI (FBI Director’s Executive Development Institute). Staramy się wzbogacać zdolność FBI w zapewnianiu szkolenia o różnorodności dla jej personelu poprzez nasz program ‘Szkolenie szkoleniowców’. Podobnie jesteśmy gotowi zaproponować ciągłe 1-dniowe sesje dla Instytutu Akcji Afirmatywnej (Affirmative Action Training Institute). [111]

W końcowej części listu Foxman napisał:

„Na zakończenie, jesteśmy gotowi zapewnić usługi doradcze by pomóc wam w rozwoju przyszłego planu działań FBI w kwestii różnorodności. Proszę dzwonić do mnie o sprawie Instytutu i programu „Świat różnorodności” albo do pracowników Instytutu w celu opracowywania lub wyjaśniania. Oczekuję iż wkrótce się spotkamy i wznowimy z FBI nasze programy szkoleniowe w zakresie różnorodności”. [112]

10 listopada dyrektor FBI Freeh napisał krótką odpowiedź do Foxmana:

Drogi Abe. . . Jak wiesz, w FBI kładziemy szczególny nacisk na szkolenie o różnorodności. Mocno zaangażowałem się  w równość i rożnorodność w biurze i publicznie zobowiązałem się do tego by stały się jedną z priorytetów mojej kadencji. Nie ma żadnej innej alternatywy jeśli chcemy zrealizować naszą misję”. [113]

Ale w kwietniu następnego roku ADL stanęła wobec kryzysu krajowego, kiedy ujawniono inwigilację grup i kradzież tajnych teczek przez tajnego śledczego Roya Bullocka i oficera policji z San Francisco. Po przeszukaniach i nalotach na biura ADL, zarzuty jednak umorzono, opracowano ugody sądowe, i FBI nadal pracowała blisko z ADL.

W 2008 roku ADL sponsorowała podróż  grupy 15 agentów FBI do Izraela, „gdzie na własne oczy widzieli strategie i taktyki  antyterrorystyczne”. [114] ([zob. np.] „Amerykańscy funkcjonariusze organów ścigania uczą się strategii antyterrorystycznych od izraelskich odpowiedników.” – U.S. Law Enforcement Officials Learn Counterterrorism Strategies from Israeli Counterparts, 19 grudnia 2008 – [informacja na stronie ADL – przyp. Tłumacza])

W styczniu 2009 roku ADL otrzymała Nagrodę dla Liderów Społecznych (Community Leadership Award), „która nagradza jednostki i organizacje za wysiłki w zwalczaniu przestępczości, terroryzmu, narkotyków i przemocy w Ameryce”. Jak mówi zastępca dyrektora FBI, John Miller, „ADL była nieocenionym partnerem w naszych wysiłkach dotarcia do społeczeństwa. Wykonana przez nią praca w pomocy społeczeństwu i wspólnocie w organach ścigania w kwestii zrozumienia pochodzenia i konsekwencji przestępstw na tle uprzedzeń, grup nienawiści i terrorystów, była wzorowa”. [115] W ciągu kolejnych lat ADL często koordynowała sesje szkoleniowe dla FBI i wysłała wielu agentów FBI do Izraela by zdobyli wiedzę o „antyterroryzmie”.

Nowoczesna żydowska epoka inwigilacji

Wieczorem 21 maja, dokładnie 3 tygodnie po swoim porywającym przemówieniu w ADL, wiceprezydent Joe Biden wygłosił kolejne oświecające przemówienie honorujące amerykańskich Żydów. Dla upamiętnienia Miesiąca Dziedzictwa Amerykańsko-Żydowskiego, Biden zadeklarował:

„Prawdą jest, że żydowskie dziedzictwo, żydowska kultura, żydowskie wartości, są tak istotną częścią tego kim jesteśmy, że słuszne jest powiedzenie, iż żydowskie dziedzictwo jest amerykańskim dziedzictwem. Naród żydowski ma ogromny wkład w Amerykę. Źadna inna grupa nie miała takiego ogromnego wpływu per capita niż wy wszyscy tutaj obecni wraz z waszymi poprzednikami”[116]

Biden dalej chwalił:

„Zajmujecie 11% miejsc w amerykańskim Senacie. Stanowicie 1/3 laureatów Nagrody Nobla. Tak wiele myśli występujących w tym narodzie, szczególnie emanuje z ponad 5.000-letniej żydowskiej historii, tradycji i kultury”. Następnie dodał: „Nie możecie mówić o ruchu praw obywatelskich w tym kraju nie mówiąc o żydowskich jeźdźcach wolności  i Jacku Greenbergu. Nie możecie mówić o zaangażowaniu kobiet nie mówiąc o Betty Friedan, albo amerykańskim postępie w nauce i technologii nie wspominając Einstena i Carla Sagana, albo muzyki Gershwina, Boba Dylana i tak wielu, wielu innych ludzi”. [117]

Biden zauważył również przekształcający cel nowoczesnej kultury amerykańskiej:

Uważam, że kultura i sztuka wpływa na ruchy w Ameryce, wpływa na nasze postawy w Ameryce, w takim samym stopniu jak wszystko inne. . . Nie moglibyśmy tego zrobić polegając tylko na części legislacyjnej. To było dokonane poprzez „Will and Grace” ****** i poprzez media społecznościowe. Dosłownie. To zmieniło postawy ludzi. I dlatego jestem pewien, że ogromna większość zaakceptuje i szybko zaakceptuje [gejowskie małżeństwo]. Myśląc o tym co za tym stało, założę się że 85% tych zmian, czy w Hollywood czy w mediach społecznościowych, są rezultatem żydowskich liderów w przemyśle. Ten wpływ jest ogromny, wpływ jest ogromny. I dodam, że to wszystko przynosi dobro. [118]

Na zakończenie Biden oświadczył, że „żydowskie wartości” są „tak głębokie i tak zakorzenione w amerykańskiej kulturze”.

Wyjaśnił, że „żydowskie dziedzictwo ukształtowało nas takimi jakimi jesteśmy – nas wszystkich, nas, mnie – tak bardzo, albo bardziej iż jakikolwiek inny czynnik w ostatnich 223 latach. I taki jest fakt”. Zadeklarował: „Uważam, że jak zwykle, nie doceniacie wpływu żydowskiego dziedzictwa. Naprawdę tak myślę. Jesteśmy wam wdzięczni, jesteśmy wdzięczni waszym wcześniejszym pokoleniom”. [119]

Dlatego, jak mówią Biden i Slezkine, wartości żydowskie zakorzenione w amerykańskiej kulturze odpowiadają za kulturę tajnych inwigilacji, która charakteryzuje nowoczesną epokę żydowską. Faktycznie, Międzynarodowe Muzeum Szpiegowskie w Waszyngtonie, DC [International Spy Museum], założone by gloryfikować historię szpiegostwa, utworzył Milton Maltz, członek zarządu ADL. Maltz, który nadal służy jako założyciel i prezes zarządu Międzynarodowego Muzeum Szpiegowskiego, „rozwinął w sobie zainteresowanie wywiadem i sprawami bezpieczeństwa narodowego kiedy pracował dla Agencji Bezpieczeństwa Narodowego [NSA] w Waszyngtonie, DC”. [121]

Ale nasila się także reakcja przeciwko tym programom tajnej inwigilacji i wielu krytyków, których irytuje nowoczesna żydowska epoka szpiegowania. W tej grupie jest 35 światowych liderów, których rozmowy telefoniczne ostatnio podsłuchiwała NSA. Najbardziej znany cel, niemiecki kanclerz Angela Merkel, stwierdziła, że zmniejszyło się jej zaufanie do USA. Niemiecki minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich powiedział: „Jeśli Amerykanie podsłuchiwali telefony komórkowe w Niemczech, to złamali niemieckie prawo na niemieckiej ziemi”. [122]

Eugene Robinson z Washington Post także ukazał oburzenie w artykule „NSA poza kontrolą” [The Out-of-Control NSA]: „Powiedzmy to wyraźnie: NSA wścibiała nos w rozmowy przez telefony komórkowe niemieckiej kanclerz Angeli Merkel? Może aż przez dekadę? A prezydent Obama nic o tym nie wiedział? Albo ktoś tu kłamie, albo Obama musi uznać, że NSA, w dążeniu do wszechwiedzy poza wszystko co mógł wymyślić Orwell, wymknęła się spod kontroli”. [123]

Ponadto, Robinson zapytał o cel takiego programu inwigilacji: „Co agencja zrobiła ze zdobytymi  tajemnicami? Czy te informacje są jeszcze przetrzymywane? Czy wymienieni zagraniczni przywódcy – a nie wiemy kim są – mają wierzyć, że nie ma żadnego problemu w tym, że NSA wie wszystko o ich osobistych rozmowach, tak jak Amerykanie mają wierzyć, że można zaakceptować fakt, że agencja przetrzymuje zapisy wszystkich naszych rozmów telefonicznych?” [124]

W obronie naszej wolności

Pomimo tych ważnych problemów, neokonserwatywni patrioci szybko zaczęli bronić NSA ‘w obronie naszej wolności”. Sen. Marco Rubio z Florydy mimowolnie wyjaśniał: „Każdy szpieguje każdego. I taki jest fakt. A czy chcą to przyznać publicznie, czy nie, to inna sprawa. Każdy kraj ma inne możliwości. Ale w końcu, jeśli jesteś urzędnikiem amerykańskiego rządu, podróżującym zagranicę, wiesz że wszystko co masz na swojej komórce, na iPadzie, może być monitorowane przez zagraniczne agencje wywiadowcze, łącznie z należącymi do twoich własnych sojuszników”. [125]

Uzasadnienie Rubio, że „każdy to robi” jest zarówno niedojrzałe jak i niemoralne. On i jego neokoserwatywni kumple odrzucają tradycyjne reguły prawa i suwerenność państwa. Zamiast tego bronią tych nieudanych programów tajnej inwigilacji, które wymknęły się spod kontroli, i wywołali więcej problemów niż rozwiązali. Nadal promują oszustwo usiłujące wmówić, że szpiegostwo w jakiś sposób promuje wolność.

Dr E. Michael Jones bada tę dychotomię w swojej e-książce „Kultura dżihadu w Teheranie” [Culture Jihad in Tehran]:

„Tak jak Mossad, tak i masońska republika Ameryki realizuje swoje cele metodą oszustwa. W każdej organizacji masońskiej są dwie prawdy – ezoteryczna prawda dla mistrzów wszechświata, którzy stanowią personel tajnych stowarzyszeń rządzących krajem – i egzoteryczna prawda dla zwykłych idiotów oglądających Super Bowl w TV i chodzących na wyścigi NASCAR”. [126]

Podobnie, film z 2012 roku „Argo” symbolizuje nowoczeą epokę żydowską i gloryfikuje amerykańską kulturę tajnej inwigilacji:

Argo to perwersyjny hołd oddany i pokazujący jak zaniepokojone amerykańskie elity widzą udane peryferyjne powstanie przeciwko ich powszechnej hegemonii kulturowej. Przesłaniem Argo jest to, czego można oczekiwać od masońskiej republiki Ameryki. Amerykanie są oszustami. Ben Affleck porusza się beztrosko z jednego oszustwa do drugiego, fałszuje wizy, jest zaangażowany w produkcję fałszywego filmu, który jest produkowany przez Hollywood – amerykańskie ministerstwo propagandy. Uczy zakładników jak oszukać porywaczy. Każdego szkoli w oszustwach, i dlatego mamy uznawać go za amerykańskiego bohatera”. [127]

Michael Timmons

Artykuł jest tłumaczeniem opracowania pt „The Anti-Defamation League and America’s Jewish Culture of Surveillance„, które wydrukowane zostało w miesięczniku Culture Wars, styczeń 2014, vol. 33, no. 2

Przypisy w klamrach dostępne są w Redakcji Culture Wars.

Tłumaczenie: Ola Gordon i LM

PRZYPISY TŁUMACZA [LM]:

* The Mercury Magazine – jedno z najbardziej wpływowych intelektualnych pism wydawanych w Stanach Zjednoczonych, ukazujące się w latach 1924-1981. W połowie lat 1950 przyjęło bardzo wyrazistą postawę ukazując zgubny dla Ameryki wpływ środowisk żydowskich, co przyczyniło się do izolacji pisma i jego upadku. W w/w tekście mowa jest o piśmie (i stronie internetowej http://theamericanmercury.org/), które wznowiło swoją działalność w 2010 roku.

** Ang. Hyphenated Americans – pejoratywny termin stosowany na początku XX wieku w odniesieniu do osób mających, w uproszczeniu, podwójne, łączone myślnikiem nazwiska. Określenie było jednak szersze i obejmowało głównie osoby, nie tyle o dwuczłonowych nazwiskach, ile osoby z korzeniami w innych państwach, najczęściej urodzonych w krajach katolickich, jak Irlandia oraz pochodzących z Niemiec. Uważano, że osoby te, bądź określane mianem Hyphen Press media, są w pierwszej kolejności wierne krajowi swego pochodzenia, a dopiero później nowemu miejscu osiedlenia. W rzeczywistości, nieufność wobec tych osób wynikała nie tyle z ich związków z państwami pochodzenia, lecz z ich sprzeciwu wobec planów wciągania Stanów Zjednoczonych w wojnę światową, czy też ogólniej, katolickiemu światopoglądowi. Wpływowe środowiska żydowskie, które parły do światowych konfliktów – tak I, jak i później II wojny światowej – cechowały się wrogim nastawieniem wobec tych osób i rozpowszechniło ten termin i wrogość wobec tych antywojennie nastawionych osób i grup. Takie samo wrogie nastawienie było widoczne i wielokrotnie afiszowane przez prezydentów – Teodora Roosevelta i Woodrowa Wilsona. Prezydent T.Roosvelt wprost oskarżył szanowaną organizację katolicką Rycerze Kolumba o „dwuczłonowość”. W rzeczywistości, najbardziej nielojalną, antyamerykańską grupą w Stanach Zjednoczonych, do której termin jest niemal szyty na miarę, są wpływowe grupy amerykańskich Żydów. Szczególnie jest to widoczne współcześnie, kiedy to osoby o podwójnych obywatelstwach – amerykańskim i izraelskim – zajmują kluczowe pozycje w najważniejszych instytucjach życia politycznego, finansowego, tzw. wymiaru sprawiedliwości, mediów czy przemysłu rozrywkowego. „Dwuczłonowymi” są też ci żydowscy amerykańscy obywatele, z duchem skierowanym ku syjonistycznej ideologii i – wrogiemu interesom Ameryki – Izraelowi.

*** Ks. Charles Couglin (1891-1979) był jedną z najbardziej szanowanych osób w całych Stanach Zjednoczonych, i jedną z najbardziej znanych, głównie w latach 1926-1945. Swoją fenomenalną popularność zawdzięczał jasnemu przekazowi opartemu na solidnej doktrynie Kościoła katolickiego, klarownym i prostym przekazie ujawniającym zgubne skutki i knowania masonerii oraz wpływowych grup żydowskich. Medialny rozgłos uzyskał poprzez wykorzystanie swego wielkiego talentu oratorskiego i organizatorskiego, co zaowocowało m.in. stworzeniem audycji radiowych, przez wiele lat najpopularniejszych w całej Ameryce (nawet najwięksi oponenci szacują, że ich słuchalność przekraczała 30 milionów słuchaczy tygodniowo); poprzez wydawanie, a następnie rozdawanie i przesyłanie za darmo na życzenie, doskonałych książek i broszur o tematyce społecznej, itp. Ks. Couglin pisał w nich wprost np. o żydowskich korzeniach przywódców rewolucji bolszewickiej, podając wiele szczegółów biograficznych; pisał o manipulacjach bankierów żydowskich wyzyskujących amerykańskich obywateli (m.in. wskazywał na prawdziwe cele utworzenia prywatnej instytucji o zwodniczej nazwie „Federalny Bank”); o wciąganiu Ameryki do światowych konfliktów zbrojnych przez żydowskich graczy, itp. Był wielkim wrogiem antykatolickich ideologii, tak nazizmu jak i komunizmu.

Jego audycja została we wrześniu 1940 roku zdjęta z anten radiowych, za sprawą zarówno bezpośrednich nacisków prezydenta F.D. Roosevelta (którego wysłannikiem był Joseph P. Kennedy, ojciec przyszłego prezydenta Johna F.Kennedy’ego), jak i knowań – układających się z rządem wprowadzającym program New Deal – grupy biskupów amerykańskich. Od strony prawnej, jako pretekst wykorzystano nowe przepisy przyznające i limitujące koncesje na programy radiowe. Postać ks. Couglina jest celowo, jeśli nie zapominana (np. w polskojęzycznej Wikipedii nie ma nawet hasła o nim), to zniekształcana, właśnie przez żydowskie i antykatolickie grupy wpływu, oskarżające go bezpodstawnie o antysemityzm, fanatyzm religijny, a nawet faszyzm czy nazizm.

Nota bene, postać ks. Ch.Couglina domaga się wręcz solidnego opracowania biograficznego. Powinno się w niej znaleźć zestawienie tej postaci i jego dzieł, z innym fenomenem, działającym tym razem pół wieku później i na drugiej półkuli, czyli z o. Tadeuszem Rydzykiem. Oczywiście porównanie wskazuje na zbieżności w talentach organizacyjnych i ich efektach, jakkolwiek każdy obserwator zauważy diametralnie odmienne ukształtowanie i przekaz sfery teologiczno-liturgicznej: ks. Couglin operował pojęciami tomistycznymi i solidnymi podstawami tradycji Kościoła, zaś o. Rydzyk jest typowym przykładem posoborowego modernizmu.

Natomiast jedną ze zbieżności obu postaci i ich dzieł, jest ukryty wróg ich działalności, czyli masoneria żydowska, której naciski doprowadziły do zamknięcia audycji radiowych ks. Couglina, a w przypadku ks. Rydzyka, od lat usiłuje tego dokonać. (zob. np. tutaj)

*** Stosując oficjalny kalkulator inflacyjny, i bez uwzględniania innych czynników, stanowi to kwotę 40 milionów dolarów w 2013 roku.

**** National Synarchist Union (hiszp. Unión Nacional Sinarquista) – Narodowy Związek Synarchistyczny, założona w 1937 roku w Meksyku organizacja, opierająca się na katolickiej doktrynie społecznej wyłożonej m.in. w encyklice Rerum Novarum Leona XIII. Pokojowo zwalczająca komunizm i wrogów Kościoła katolickiego. Znienawidzona przez masońskie i żydowskie wpływowe grupy i bezpodstawnie oskarżana o antysemityzm, nazizm i faszyzm.

***** OAS – (ang. Organization of American States) – Organizacja Państw Amerykańskich, utworzona w 1948 r. panamerykańska organizacja skupiająca 35 państw, w tym wszystkie państwa Ameryki Łacińskiej (bez Kuby) oraz USA i Kanadę.

****** „Will & Grace” – nadawany w latach 1998-2006 przez kanał NBC serial (sitcom) opowiadający o losach dwóch bohaterów mieszkających razem ze sobą w Nowym Jorku: Will jest prawnikiem i gejem, a Grace dekoratorką wnętrz. Serial upowszechnił tematykę gejowską. Twórcami i producentami serialu jest dwóch Żydów, z których jeden jest zadeklarowanym homoseksualistą. Serial był forsowany wśród odbiorców (poprzez reklamę, dobór najlepszych pór nadawania, powtórki, prasowe komentarze, itp) i stał się najbardziej oglądanym serialem w telewizji w latach 2001-2005.

Two Treatises on Jews and Freemasonry.

Introduction to Two Treatises on Jews and Freemasonry: Édouard Drumont and Nicolae Paulescu

Alexander Jacob • July 20, 2022 https://www.unz.com/article/introduction-to-two-treatises-on-jews-and-freemasonry-edouard-drumont-and-nicolae-paulescu/

Jewish Freemasonry: Two Treatises by Éduard Frumont & Nicholae Paulescu
with an Introduction by Alexander Jacob

Contents

  • Introduction — Alexander Jacob
  • I. “The Freemasons” (Jewish France, Book VI, Chapter 1) — Édouard Drumont
  • II. “Freemasonry,” from The Hospital, the Qur’an, the Talmud, the Kahal, and Freemasonry, Ch. V – Nicolae Paulescu

Introduction

Freemasonry and its goals have been the subject of innumerable studies seeking to investigate, or expose, this secretive and powerful organisation. The Jesuit priest Abbé Augustin Barruel’s magisterial work Mémoires pour servir à l’histoire du Jacobinisme (1798), for instance, attempted to uncover the anti-Christian character of Freemasonry by detailing the conspiratorial role played by the Enlightenment philosophes and the Freemasons and the Illuminati in the genesis and conduct of the French Revolution. The aims of the Revolution, according to Barruel, were primarily anti-Christian, anti-monarchical and Anarchical. Barruel did not focus on the Jews in this work though his curiosity was aroused when he received a letter in 1806 from a certain Giovanni-Battista Simonini who claimed to have infiltrated the Piedmont Jewish community and learnt from them about the Jewish origins of both the Freemasons and the Illuminati.[1]

The two extracts presented in this edition shed more light on the Jewish origins and ambitions of the Freemasonic organization. More importantly, both authors place an emphasis on the remarkable contrast between the Jewish character of the Masonic ethos and the social doctrines of the Catholic Church which it seeks to replace as the prime mover of politics in the West. Whereas the Catholic Church has an avowed commitment to Christian charity and social harmony, Freemasonry is marked by a contempt of poverty and a singular desire to establish the supremacy of Israel in the world.

Édouard Drumont: “The Freemasons”

Of the two authors presented here, Édouard Drumont (1844–1917) was indeed one of the first to insist that the entire Masonic enterprise was Jewish in origin even though he based his conviction on Masonic texts that had been available in France from the late eighteenth century.[2] Drumont was a French journalist who wrote many works on the Jews including La France juive: Essai d’histoire contemporain, 2 volumes (1886), Testament d’un antisémite (1891), Les Juifs et l’affaire Dreyfus (1899), La Tyrannie maçonnique (1899), Les Juifs contre la France (1899) and Le Peuple juif (1900). Drumont also ran a newspaper La libre parole, which was markedly anti-Semitic. In 1899 he founded the ‘Ligue antisémitique de France’ and argued for the exclusion of Jews from society.

The last book of Drumont’s Jewish France contains three chapters devoted to the three Judeocentric groups portrayed to be persecuting Catholic France, the first chapter on the Freemasons, the second on the Protestants and the third on the Jews. Drumont begins his chapter on Freemasonry by pointing out the peculiarly Jewish nature of Freemasonry. Freemasonry is not a variety of Freethought since freethinkers like Lord Byron and Delacroix at least “do not attack our citizenship rights, our human rights, and our rights as Frenchmen. “ Rather, it is an essentially Jewish institution and imbued with a specially Jewish character.

The Jewish origin and constitution of the Masonic organization are evident from the various rituals it employs in its meetings and particularly in the dramatic reenactments of Old Testament scenes depicting the revenge taken by Jews on their oppressors, such as that of Judith on Holofernes. These rituals are all intended to impress on the candidates and members the principal goal of Masonry, which is to reunite the tribes of Israel as a nation after their dispersal at the destruction of Jerusalem in A.D. 70, a destruction that must also be avenged. The particular focus of the Masonic revenge is Christianity since the great crime of the Christ in the view of the Jews is his usurpation of the supremacy of Jehovah. The essence of Masonry therefore is, as Drumont puts it, “Sympathy and tenderness for Jerusalem and its representatives; hatred for Christ and Christians: all of Masonry is contained in this.”

The means whereby Masonry seeks to overthrow the Europeans is always a

politics of dissolution: whether it is a matter of financial companies or of secret societies, they are able to give an appearance of order and seriousness to appetites, to collective bad instincts.

The growing influence of Masonry on European politics has resulted in a steady dissolution of traditional European society. Thus Republicanism is, in the nineteenth century, the culmination of the French Revolution with Napoleon and Bismarck contributing to the process of Jewish bourgeois supremacy.

In their enormous and far-sighted political task, the Jewish Masons have been aided through the centuries by ambitious mediocrities from among the European peoples who were the hosts of the Jews during the diaspora. The second part of Drumont’s essay on Freemasonry includes several detailed examples of public figures in French Republican life who have duped the public through various nefarious dealings that have been disguised by the false honors that have been bestowed upon them by the Third Republic.[3] The entire Republican ethos is indeed marked not by a desire to liberate the oppressed French populace but rather by a hatred of society. In fact, one particularly odious characteristic of Freemasonry is its contempt and hatred for the poor, which is in marked contrast to the importance of charity in the Catholic Church. And if the Masons seem occasionally to tolerate the social status quo, it is only because they wish to focus their mind more sharply on their inveterate religious enemy, the Christian Church:

Thus, many in Masonry are pseudo-scholars, pseudo-orators, they hate society with a hatred that is not at all the courageous revolt of Spartacus, the bitter anger of Vindex, but like a venomous envy that smells of the [4] ante-chamber and the office; they do not intend to destroy the social edifice completely because they hope to make a place there through more or less correct procedures, but they attack the Church because it can give them only noble instructions, counsels of respect and devotion that they do not want.

Nicolae Paulescu: Freemasonry

The Jewish nature of Freemasonry and its hatred of Christianity are reinforced in the work of Nicolae Paulescu (1869–1931). His chapter on Masonry in his work Philosophic Physiology: The Hospital, the Koran, the Talmud, the Kahal and Freemasonry pivots on the same contrast between the Christian concept of charity — exemplified in Paulescu’s own medical profession by ‘the hospital’ included in the title — and the sheer avarice for material possession and political domination of the Jews who conduct the Masonic organizations.

Paulescu was a Romanian physiologist and professor of medicine, as well as a political activist. In 1897 Paulescu graduated with a Doctor of Medicine degree from a medical school in Paris. He was appointed assistant surgeon at the Notre-Dame du Perpetuel-Secours Hospital but in 1900 he returned to Romania, where he remained until his death as Head of the Physiology Department of the University of Bucharest Medical School, as well as Professor of Clinical Medicine at the St Vincent de Paul Hospital in Bucharest. He is well-known for his work in extracting insulin for the treatment of diabetes and petitioned the Nobel Prize committee to object to the award given to two Canadian scientists. From Wikipedia:

Professor Ian Murray was particularly active in working to correct “the historical wrong” against Paulescu. Murray was a professor of physiology at the Anderson College of Medicine in Glasgow, Scotland, the head of the department of Metabolic Diseases at a leading Glasgow hospital, vice-president of the British Association of Diabetes, and a founding member of the International Diabetes Federation. In an article for a 1971 issue of the Journal of the History of Medicine and Allied Sciences, Murray wrote:

Insufficient recognition has been given to Paulesco, the distinguished Roumanian scientist, who at the time when the Toronto team were commencing their research had already succeeded in extracting the antidiabetic hormone of the pancreas and proving its efficacy in reducing the hyperglycaemia in diabetic dogs.

In a recent private communication Professor Tiselius, head of the Nobel Institute [and a recipient of the Nobel Prize for Chemistry in 1948], has expressed his personal opinion that Paulesco was equally worthy of the award in 1923.

Paulescu was also involved in Romanian political movements and influenced Corneliu Zelea Codreanu, the leader of the Iron Guard. In 1922, he partnered with Codreanu’s anti-Semitic friend, Prof. A.C. Cuza, to create a political group called the National Christian Union. In 1925, Paulescu joined Cuza’s later organization, the National Christian Defense League as well.

Nicolae Paulescu’s sociological writings include Philosophical Physiology: Instincts Social — Passions and Conflicts — Moral Remedies (1910), which advocated the regeneration of the population through Christian education. Paulescu’s most famous book was the second volume of “philosophical physiology” which was entitled Philosophical Physiology: Hospital, Quran, Talmud, Cahal, Franc-Masonry (1913). He later wrote more works on the Jewish Problem, including Philosophical Physiology: The Synagogue and the Church to the Pacification of Mankind, 2 vols, 1923; The Judeo-Masonic Plot against the Romanian People, 1924; The Degeneration of the Jewish Race, 1928, Jewish Debauchery, 1928; and Interpretation of Revelation, the future fate of the Jews, 1941.

In The Hospital, the Koran, the Talmud, the Kahal and Freemasonry, Paulescu first explains the duties of doctors and relates hospitals to the notion of Christian charity: “Hospitals are an inspiration of Christian charity.” He then considers the two other religions that claim to cure the illnesses of mankind, Islam and Judaism, both of which he considers as opposed to Christian morality. Islam and Judaism are both characterised by a cruel desire for possessions and dominion but the Muslim Arabs are superior to the Jews in that they possess a real valor whereas the Jews “manifest themselves only through cowardice.”

Paulescu begins his study of Judaism with the principal legal text of the Jews, the Talmud, which uses usury, fraud and perjury to rob and enslave the Gentiles. The development of the Jewish political ambition is accomplished through the “Kahal,” the Jewish governing body typical of Jewish communities well into the twentieth century. The Kahal conceives of the Jewish nation as one based on “the Talmudic dogma of the chosen people, a doctrine according to which the Jews must not merge with other nations, because God has promised them to possess the whole earth and to rule the world.” He demonstrates the financial and social depredations wrought by Jewish immigration into European lands and discusses Freemasonry too within the context of the resolute war that the Jews have been conducting against Christianity through the ages by means of the various religious heresies and political revolutions that they have fostered in Europe.

Paulescu’s section on Freemasonry, which constitutes the final chapter of his book, relies considerably on Drumont’s work but it is rather more comprehensive than it. Paulescu here reveals the hatred that informs all of the Jewish involvement in European intellectual and political history. The source of this hatred is evident most clearly in the Talmud but its enduring effects are manifest in the various Jewish-sponsored heretical movements that have sought to distort Christianity and Catholicism through the ages, beginning with the Ebionites in the first century A.D. and passing through Protestantism to Freemasonry. The purported goal of the Freemasons to rebuild the Temple of Solomon is, according to Paulescu, only a watchword that indicates the ambition of Israel to dominate the world. Regarding the organization of Freemasonry, Paulescu points out that, in spite of its proclaimed philanthropy, the secretive nature of the whole is a clear indication of its suspect character: “And to think that no one wonders why this society is hidden, when it has purposes as sublime as the search for the truth.

More carefully than Drumont, Paulescu — relying on the work of Paul Copin-Albancell’s Le drame maçonnique: le pouvoir occulte contre la France (“The Masonic Drama: The Occult Power against France” ( 1908) — details the hierarchy within the Masonic organization where the lower degrees of Masons are mostly blindfolded followers of an uppermost elite that is constituted of Jews alone. And the bizarre rituals that mark a Mason’s progress through the organization are all marked by sentiments of hatred and revenge for those responsible for the destruction of the Temple. Among the various targets of the Masons’ hatred, the chief are undoubtedly the Christians. Quoting Copin-Albancelli Paulescu, Paulescu points out that Masons are instructed to the effect that “Freemasonry has one enemy – Christianity, and Catholicism in particular — that you need to hate and fight.”[5]

Further, Masonry constantly spawns various sub-groups that carry out its agenda, as Copin-Albancelli had noted:

Examples of such tentacles are the Freethinking (Libre-Pensée) Leagues, those of human and civil rights, those of education, houses of schools, studying clubs, library societies, of conferences, of Popular Universities … even of unions.[6]

During the times of the French Revolution, the Masons were aided particularly by the Masonic sub-group that called itself the “Jacobins.” Of the political effects that resulted from these several organizations, the French Revolution aimed simultaneously at emancipating the Jews and at persecuting the Christians. Among the Catholics, the chief targets of the Masons are the Jesuits, whom they fear above all Christian orders. The monasteries of the Jesuits were attacked in Portugal, Spain, France and Austria and the campaign against Jesuitry continued with constant vilifications of Jesuits among the public so that the common people gradually came to believe that the term Jesuit could be used as a synonym for scoundrel.

According to Paulescu, The Jewish support of the revolutionaries was intended to bolster the third estate of the bourgeoisie, which at first supported Napoleon in spite of his imperialistic ambitions. When the Masons found that Napoleon’s tyranny was becoming dangerous to their plans, they worked to bring him down. All through this period they benefited from their gradual emancipation in several European states. But their ultimate aim of total revolution was not manifest until the Revolution of 1848, which sought to impose bourgeois capitalist Liberalism as a major political movement that would lead to the institution of a socialist republic. The latter goal was achieved after the Paris Commune of 1871 when the Third Republic was established, and French society was henceforth marked by the separation of Church and State.

The real aims of all Masonic republics were to destroy monarchies, abolish Christianity from the education of the public, and to convert the people into a proletariat that could easily be made to serve the ambitions of Judah. Based on Bernard Lazare’s work L’Antisémitisme, son histoire et ses causes (Anti-Semitism: Its History and Its Causes) (1894), the religious subversion of the Masons is related by Paulescu also to the Kulturkampf that Bismarck conducted against the Roman Catholic Church between 1872 and 1878 and to the Jules Ferry laws of 1882 that mandated secular education in France.

At the same time, Paulescu claims that “Jewish Socialism” works towards the dispossession of private property by a state that is essentially Jewish in its composition and interests. These false socialist movements were crystallized in the doctrines of the Jew Karl Marx. And they were bolstered in their subversive agenda by the Anarchists, who constituted the more murderous and iconoclastic elements of the several revolutions that sprang up in Europe from 1848 onwards.

Paulescu then goes on to examine the subversive socialist role of Masonry in various European countries such as their support of the Templars in Romania and the Young Turks in Turkey. In France, they focused on the destruction of Christianity in the nation by eliminating it from public education and the military establishment. This anti-clericalism was especially strong in the regime of the Jew Léon Gambetta, President of the Council of Ministers[7] between 1881 and 1882, who declared “Le cléricalisme, voilà l’ennem” (Clericalism is the enemy). Thus the attacks on the clergy were regularized and Christian education was replaced by a secular education which was made free and compulsory in the nation. This in turn fostered atheistic doctrines, such as those of Darwin, and a general contempt for the Christian Church. Even the Latin language was deposed as a language of learning since it had been the language of the Church.

By positing a world constituted of matter and energy alone the Masonic-Marxist revolutions succeeded in repudiating the notions of the soul and of God on which Christian civilization had been based. As Drumont had already pointed out, whereas Christianity stresses love and charity, Masonry has a distinctive contempt for, and hatred of, poverty. Thus, Paulescu is arguing that by steadily obliterating the Christian doctrines of compassion and charity and enlarging the worldly possessions and power of the Jews, Masonry has finally accomplished in post-Revolutionary Europe what the Talmud has striven to achieve from the very first centuries of the Christian era.

Notes

[1] See, for example, C. Oberhauser, ‘Simonini’s Letter or the Roots of the Alleged Jewish-Masonic World Conspiracy’, Jews in Central Europe, 2012, pp. 10-17.

[2] For instance, in pointing to the Judaic character of the Masonic rituals, he quotes from The Most mysterious mysteries of the high ranks of Masonry revealed or the true Rosicrucian, which was published in 1766.

[3] He cites particularly the example of the shallow Charles Cousin (1822–1894), who was the administrator of the Northern Railway and president of the Council of the Grand Orient of France until 1885.

[4] The Gaulish leader who led a revolt against the Roman Emperor Nero in 68 A.D. He was defeated by the military legate Lucius Rufus and committed suicide.

[5] Cherry Albancell i, The drama maçonnique, I. p. 31 32.

[6] Ibid., II, 195.

[7] Léon Gambetta was thus the Prime Minister.

(Republished from The Occidental Observer by permission of author or representative)

HAGADA CZY FAKTY? (ZAPISKI PODSĄDNEGO)

HAGADA CZY FAKTY? SSR K. RYMARZ-BŁASZKIEWICZ ZDAJE SIĘ NIE MIEĆ ŻADNYCH WĄTPLIWOŚCI (ZAPISKI PODSĄDNEGO)

Henryk Jezierski 16 lipca 2022 https://moto.media.pl/hagada-czy-fakty-ssr-k-rymarz-blaszkiewicz-zdaje-sie-nie-miec-zadnych-watpliwosci-zapiski-podsadnego/

Stopień zażydzenia tzw. wymiaru sprawiedliwości w powojennej Polsce dałoby się porównać tylko z „naszą” dyplomacją, przy czym w obydwu przypadkach procesu tego nie osłabiła nawet rzekoma demokratyzacja po magdalenkowym układzie z 1989 roku.

Można powiedzieć – wręcz przeciwnie. Do głosu doszli bowiem spadkobiercy – nie tylko ideowi – żydokomuny z czasów stalinowskich, najbardziej krwawej i bezwzględnej wobec Polaków.

Ma to uzasadnienie w ich rodowodzie. Żydzi władający naszym krajem nie mają nic wspólnego z historyczną nacją semicką w jej tradycyjnym, biblijnym rozumieniu. To potomkowie tzw. żydochazarów, czyli jednego z plemion mongolskich, które w VIII wieku przyjęli jako swoją religię judaizm rabiniczny (talmudyczny), który został wymyślony po zburzeniu świątyni jerozolimskiej w 70 roku po Chrystusie. Przy okazji – ten fakt w sposób jednoznaczny zaprzecza tezie, jakoby żydzi byli naszymi starszymi braćmi w wierze.

Do charakterystycznych cech osobowościowych żydochazarów zaliczyć należy ich ograniczenie intelektualne i niemal całkowity brak uczuć wyższych przy jednoczesnej perfidii postępowania, mściwości i okrucieństwie wobec nie-żydów zwanych gojami. Stąd m.in. zbrodnie ludobójstwa popełniane przez żydochazarów z Izraela na Palestyńczykach, obecnie akurat jedynym narodzie o semickich korzeniach. Mówiąc krótko – największymi antysemitami są ci, którzy z antysemityzmu uczynili oręż w walce ze swoimi przeciwnikami.

Mamy także wyjątkowo liczne przykłady żydochazarskich zbrodni na Polakach, z sądowymi włącznie. Najwymowniejszy to mord na gen. Auguście Emilu Fieldorfie, m.in. zastępcy komendanta głównego Armii Krajowej oraz organizatora i dowódcy Dywersji Komendy Głównej AK, zwanej Kedywem. Dokonano go dokładnie 24 lutego 1953 roku, nie przez rozstrzelanie lecz przez – stosowane wobec pospolitych przestępców – powieszenie, aby jeszcze bardziej poniżyć bohaterskiego oficera w oczach Polaków.

Za sprawców tej sądowej zbrodni podaje się anonimowych „komunistów”, co łatwo nasuwa skojarzenie z polskimi sprzedawczykami lub ruskimi namiestnikami. Takiej wersji jakoś nie kwapi się podważyć w sposób jednoznaczny nawet IPN, uchodzący za wyrocznię w kwestiach dotyczących najnowszej historii Polski. Co gorsze, w ślad za tą instytucją, też zdominowaną przez żydochazarów oraz wysługujących się im „historyków” głównie o ukraińskim, niemieckim, białoruskim i litewskim rodowodzie idą nawet tak – wydawałoby się – niezależne i propolskie organizacje jak np. Fundacja Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga Przeciw Zniesławieniom. Jej prezes, niejaki Maciej Świrski także bredzi o „komunistach, którzy oskarżyli, sądzili i skazali gen. Fieldorfa”.

A jaka jest prawda?

Z pozycji skromnego badacza historii o technicznym wykształceniu wyręczam setki pasożytów (choc bardziej pasowałoby tu określenie: pasożydów) mieniących się historykami i kosztujących polskich podatników nie miliony lecz miliardy złotych (vide: budżet IPN oraz jemu podobnych instytutów preparowania „prawdy historycznej”). Fakty w odniesieniu do sądowych morderców gen. Fieldorfa są takie:

– Helena Wolińska reprezentująca Naczelną Prokuraturę Wojskową. Żydówka o rodowych personaliach Fajga Mindla. Była odpowiedzialna m.in. za pozbawienie wolności w latach 1950-53 ponad 20 żołnierzy Armii Krajowej, Postanowienie o aresztowaniu gen. Fieldorfa wydała 21 listopada 1950, a następnie nadzorowała prowadzone przeciwko niemu śledztwo. Zasiadała także w komisji weryfikującej sędziów i prokuratorów w ramach fali czystek i represji w Wojsku Polskim na początku lat 50-ych ubiegłego wieku. Po wydarzeniach marcowych 1968 roku wyemigrowała z Polski i osiedliła się w Wielkiej Brytanii. Dała się poznać jako zdeklarowana sympatyczka „Solidarności”. Prawdopodobnie podzielała pogląd swojego żydowskiego ziomka, niejakiego Bronisława Geremka, który twierdził, że „Solidarność” powstała po to, „aby Żydom w Polsce było lepiej niż Polakom”, co zresztą urzeczywistniło się w 100 procentach.

Beniamin Wajsblech, wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL. Pochodził z zamożnej rodziny żydowskiej zajmującej się handlem (ojciec Hersz). Przesłuchiwał gen. Fieldorfa, a następnie zażądał dla niego kary śmierci. Po zwolnieniu ze służby został… radcą prawnym.

– Maria Gurowska, sędzia, która wydała wyrok śmierci na gen. Fieldorfa w pierwszej instancji. Żydówka zarówno po ojcu (Moryc Zand), jak i matce (Frajda z domu Eisenbaum). W latach 1950-54 zasiadała w składach sędziowskich tajnych sekcji Sądów Wojewódzkiego i Apelacyjnego w Warszawie oraz Sądu Najwyższego, ferujących wyroki w sprawach politycznych zleconych przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Od 1956 do 1970 roku pracowała w warszawskim Sądzie Wojewódzkim.

– Emil Merz, pochodzenie żydowskie, syn Salomona (sędzia Sądu Okręgowego w Tarnowie) i Reginy. Od 1949 roku jako sędzia Sądu Najwyższego stał na czele tajnego Wydziału III Izby Karnej rozpoznającego odwołania od wyroków sądów pierwszej instancji. Tylko w 1952 roku utrzymał 14 z 34 wyroków kary śmierci ogłoszonych przez te sądy. Brał aktywny udział w mordzie sądowym na gen. Fieldorfie z finałem w postaci negatywnego zaopiniowania prośby o ułaskawienie, podjętego 12 grudnia 1952 roku. Mimo powyższych „dokonań” orzekał w Sądzie Najwyższym aż do osiągnięcia wieku emerytalnego w 1962 roku. Na emeryturze publikował artykuły z zakresu prawa, m.in. na łamach pisma „Państwo i Prawo”.

Gustaw Auscaler, żydowski działacz komunistyczny, a w okresie stalinowskim sędzia Sądu Najwyższego oraz rektor Wyższej Szkoły Prawniczej im. Teodora Duracza. Wraz z wyżej przedstawionym Emilem Merzem oraz Igorem Adrejewem 20 października 1952 roku na posiedzeniu tajnym zatwierdził wyrok kary śmierci na gen. Fieldorfie, a 12 grudnia tego samego roku i w tym samym gronie odrzucił prośbę o ułaskawienie. W grudniu 1957 roku wyjechał wraz z rodziną do Izraela, gdzie przyjął imię Samuel. Zmarł osiem lat później.

Igor Andrejew, przedstawiany w sposób cokolwiek ekwilibrystyczny jako potomek „wileńskiej, spolszczonej rodziny rosyjskiej pochodzenia żydowskiego”. Czyż nie prościej byłoby napisać „żyd z Wilna”? Syn i wnuk adwokatów, odpowiednio Pawła i Bazylego. Nie poszedł ich śladem. W 1948 roku wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej i od tego samego roku przez pięć lat był dyrektorem Centralnej Szkoły Prawniczej im. T. Duracza w Warszawie. W 1952 roku został sędzią Sądu Najwyższego i z takiej właśnie pozycji skazał gen. Fieldorfa na śmierć. Co ciekawe, aż do 1989 roku nie był kojarzony z osobistym udziałem w tej zbrodni sądowej. Mógł zatem spokojnie realizować swoją karierę naukową, przypieczętowaną m.in. uzyskaniem tytułu profesora nauk prawnych (1964), funkcją prodziekana Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektora Instytutu Prawa Karnego na tym wydziale (od 1968 do 1975 roku), a także wychowaniem paru pokoleń nowych – oczywiście, demokratycznych i antykomunistycznych – prawników, w tym niejakiego Lecha Falandysza – żyda od tzw. pomroczności jasnej zastosowanej na potrzeby obrony jednego z synow Lecha Wałęsy, Przemysława, który spowodował wypadek samochodowy po pijanemu.

Alicja Graff, żydówka z domu Fuks, prokurator wojskowa i wicedyrektor Departamentu III Prokuratury Generalnej w latach stalinowskich. To ona podpisała się m.in. pod nakazem wykonania wyroku śmierci na gen. Fieldorfie.

Jak widać, w powyższym wykazie sądowych morderców nie ma ani jednego Polaka czy choćby Rosjanina. Skąd zatem taka zapobiegliwość w ukrywaniu żydów pod oklepaną i nic nie wyjaśniającą etykietą „komunistów”? Od kiedy to w polskim interesie leży tuszowanie żydowskich zbrodni sądowych na Polakach?

ŁAPAJ ZŁODZIEJA!” CZYLI KTO JEST ANTYSEMITĄ

Poza oczywistym, dziennikarskim obowiązkiem mam swój osobisty powód zdemaskowania i upublicznienia stopnia zażydzenia wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju. Doświadczam go bowiem na własnej skórze, choć – na szczęście – nie w tak tragiczny sposób jak bohaterowie i patrioci pokroju gen. Augusta Fieldorfa. W ostatnich paru latach uczestniczyłem i uczestniczę nadal jako aktywna strona w kilkunastu procesach karnych i cywilnych. Najczęściej jest to rola oskarżyciela prywatnego lub powoda lecz także oskarżonego. W każdym, podkreślam w każdym z nich atakowany jestem przez drugą stronę jako „antysemita” chociaż temat i powód rozpraw sądowych nie ma nic wspólnego z działaniem, które dawałoby podstawy do wysuwania takich zarzutów. To jakby starannie przemyślana „wrzutka” mająca na celu zdyskredytowanie mojej osoby i sygnał dla sądzących, aby potraktowali mnie w sposób szczególny.

I niestety, to skutkuje. Znaczącym zmniejszeniem moich, uzasadnionych oczekiwań w wygranych sprawach, gdzie występowałem w roli poszkodowanego (włącznie z odmową zwrotu kosztów obsługi prawnej!), jak i drastycznym wzmocnieniem zasądzonych sankcji tam, gdzie jestem oskarżany. Ba, wątek mojego rzekomego antysemityzmu wplatany jest nawet w uzasadnienia serwowanych wyroków. Czynią to sędziowie, którym jestem w stanie z łatwością udowodnić ich antysemityzm – autentyczny, wynikający z prawidłowej interpretacji tego słowa. Jak bowiem nie określić antysemitą kogoś, kto przechodzi do porządku dziennego np. nad zbrodniami popełnianymi przez żydochazarskich oprawców na Semitach zamieszkujących tereny okupowanej Palestyny (w tym na kobietach i dzieciach), przypisując jednocześnie tę cechę niżej podpisanemu, który w obronie prawowitych mieszkańców tych ziem występował – podobnie zresztą jak wiele organizacji międzynarodowych, z ONZ na czele – konsekwentnie i wielokrotnie?

Niech nikt jednak nie wyciąga pochopnych wniosków, że obecnie wszyscy sędziowie, a także prokuratorzy i adwokaci to talmudyczni żydzi z mongolskim rodowodem. Tacy akurat zwykle pozostają w cieniu, umiejętnie i skutecznie sterując wykonawcami zleconych zadań. Ci ostatni to tzw. szabesgoje. Nazwa wzięła się od nie-żydow (gojów) wyręczających talmudystów w wykonywaniu czynności, które są zakazane w czasie ich świąt (szabat) – od ogrzania mieszkania po… wyłączenie światła.

Faktycznie jednak pojęcie szabesgoja jest znacznie szersze i najlepiej oddaje je charakterystyka stosowana przez samych zainteresowanych, z ich rabinami na czele. Według nich szabesgoj to po prostu „użyteczne BYDLĘ o ludzkiej twarzy służące żydowskiej sprawie”. Przyjemne, nieprawdaż? Nie potrafię opisać wyrazu twarzy paru moich znajomych, którym powtórzyłem to określenie, a których znam z ich wyjątkowej fascynacji żydowskimi zarządcami naszej umęczonej Ojczyzny. Chyba łatwiej przeżyliby solidne kopnięcie w d…

Powyższy, obszerny wstęp uważam za szczególnie uzasadniony akurat w odniesieniu do przebiegu sprawy sądowej wytoczonej mi z oskarżenia prywatnego przez niejaką Ewę Leśniewską-Jagaciak. Poświęciłem jej obszerny fragment tekstu pt. „VOLKSWAGENDOJCZE ZZA… BUGA”, toteż tam odsyłam zainteresowanych poznaniem cech osobowościowych tej pani. Tutaj wspomnę tylko, że moją wypowiedź oceniającą ją jako „osobę kwalifikującą się do miana swołoczy sowieckiej” adresowaną do ledwie kilku członków Rady Nadzorczej Spółdzielni „Stągiewna”, E. Leśniewska-Jagaciak uznała za godną wszczęcia procesu sądowego.

Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę z konsekwencji tego kroku. Pozostaje faktem, że teraz – po zapoznaniu się z dokumentacją Służby Bezpieczeństwa PRL na jej temat oraz samym przebiegiem sprawy – mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że Ewa Leśniewska-Jagaciak nie tylko kwalifikuje się lecz w pełni zasłużyła na miano swołoczy sowieckiej, w dodatku wyjatkowo perfidnej. Wprawdzie o tym fakcie powiadamiam grono po stokroć większe od wspomnanej rady nadzorczej lecz przyjmijmy, iż jest to dodatkowy „bonus” dla zainteresowanej.

Żydochazarski wątek odnoszę jednak nie do samej oskarżycielki (choć go oczywiście nie wykluczam, zważywszy na „repatriancki” rodowód) lecz do jej pełnomocnika, magistra prawa z adwokacką aplikacją, niejakiego Jakuba Tekieli. Zarówno same personalia, jak i charakterystyczna fizjonomia oraz sposób gestykulacji wyżej wymienionego na sali sądowej sugerują żydowskie pochodzenie. Gdyby nawet tak było, to w niczym nie nie usprawiedliwia to traktowania obowiązującego w III/IV RP prawa według własnego „widzimisię”, w dodatku na talmudyczną modłę. Można powiedzieć – wręcz przeciwnie, zważywszy żydowski rodowód zbrodniarzy w togach z okresu stalinowskiego, nie ograniczający się bynajmniej do wspomnianej na wstępie sądowej egzekucji gen. Fieldorfa.

Adw. Jakub Tekieli niemal w każdym akapicie spreparowanego aktu oskarżenia udowadnia, iż nad obiektywną, popartą faktami i oczywistą dla cywilizacji łacińskiej prawdę, przedkłada typową dla „cywilizacji” żydowskiej hagadę, czyli takie preparowanie faktów, aby zawsze przemawiały na korzyść żydowskiego preparatora.

Na dowód jeden z wymownych przykładów. Nigdy i nigdzie nie wspominałem nawet słowem o współpracy Ewy Leśniewskiej-Ignaciak z SB, chociaż były ku temu poważne przesłanki. Takie choćby, jak fakt jej rejestracji jako OZ, czyli osoby zaufanej, a także zgoda SB na zamianę przez Leśniewską obywatelstwa polskiego na niemieckie.

Tymczasem Jakub Tekieli w wysmażonym przez siebie akcie oskarżenia wskazuje, że zarzuciłem oskarżycielce – cytuję – „co najmniej współpracę ze Służbami Bezpieczeństwa PRL”. Chciałoby się odpowiedzieć, zachowując stosowną, żydochazarską narrację: „Panie Kuba, taka insynuacja to niedobre jest”. Pomijając brak jakiegokolwiek dowodu na przedstawioną tezę, warto przypomnieć, że Służba Bezpieczeństwa PRL była tylko jedna toteż liczba mnoga w tym wypadku jest całkowicie zbędnym nadużyciem hagady. Magistrze Tekieli, na którym WUML-u (skrót od wojewódzkiego uniweresytetu marksizmu-leninizmu) wręczyli panu dyplom prawnika?

Być może Jakub Tekieli uchodzi w swoim środowisku, a także w środowisku sędziowskim za wybitnego prawnika. Ja zdecydowanie nie podzielam tego poglądu. Bardziej przychylam się do tezy o bezczelnym gudłaju w adwokackiej todze. Niestety, nie jedynym.

Nawet średnio zorientowany czytelnik wie jednak, że adwokaci lub radcowie prawni, zwani potocznie – zwłaszcza przez skazańców – „papugami”, to tylko jedna ze stron w sprawie. Głos decydujący powinien mieć tutaj sędzia, którego obowiązkiem jest oddzielenie ziarna od plew i wydanie werdyktu w oparciu o potwierdzone fakty. Niestety, Katarzyna Rymarz-Błaszkiewicz, sędzia Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe zadała zdecydowany kłam tej tezie.

Nie zamierzam dociekać, czy uczyniła to powodowana swoim rodowodem, czy też chciała wywiązać się z powierzonego jej zadania z iście stachanowską nadgorliwością. Ograniczę się tylko do wyrażenia przekonania, że skompromitowała środowisko sędziowskie w sposób porażający, podważając zawodowy prestiż tych spośród swoich koleżanek i kolegów, którzy traktują swój zawód, a właściwie służbę, z należytą powagą.

Materialnym potwierdzeniem powyższego przekonania jest wyrok oraz jego uzasadnienie sporządzone przez SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz. Uważna lektura tego dokumentu – innej nie dopuszczam, zwłaszcza w roli oskarżonego – dowodzi jednoznacznie, że jego autorka albo ma poważne problemy z percepcją oczywistych i łatwych do zweryfikowania faktów, albo – do czego przychylam się bardziej – chciała udowodnić, że dla magister prawa namaszczonej na członkinię kasty sędziowskiej nie ma rzeczy niemożliwych. Można wszystko, w dodatku z użyciem sprawdzonych i prostych w użyciu narzędzi.

Takich choćby, jak powielane w setkach sędziowskich uzasadnień metodą „kopiuj i wklej” oddzielanie niewiarygodnych z definicji argumentów oskarżonego z wiarygodnymi z definicji argumentami oskarżyciela. W wykonaniu SSR Rymarz-Błaszkiewicz wygląda to dokładnie tak:

Sąd ocenił jako wiarygodne zeznania oskarżycielki prywatnej. Ewa Leśniewska-Jagaciak w obszernych zeznaniach opisała w jakich okolicznościach dowiedziała się pomówieniach rozsiewanych przez Henryka Jazierskiego. A także przedstawiła dowody na nieprawdziwość twierdzeń wypowiadanych przez oskarżonego.”

I dalej:

Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego. W oparciu o ww. wiarygodny materiał dowodowy, jego nieprzyznanie się do winy należy ocenić tylko i wyłącznie jako linię obrony i chęć uniknięcia odpowiedzialności karnej.”

Gdybym czytał powyższe dywagacje tylko w aktach jednej sprawy, wówczas mógłbym zrzucić je na karb np. ograniczonej zdolności poznawczej konkretnego sędziego czy sędzi. Ale ja, z dokładnie taką samą „narracją” spotykam się w praktycznie każdym uzasadnieniu wyroku skazujacego. Jego „intelektualna głębia” w połączeniu z regularną powtarzalnością (wspomniane „kopiuj i wklej”) wręcz generuje odruchy wymiotne czytającego. Zwłaszcza, jeśli wyłączne podzielanie racji jednej strony z całkowitym pominięciem racji drugiej strony ma uzasadnienie tylko w mniemaniu samego sądu, w dodatku – z oczywistą obrazą dla materialnych dowodów dołączonych do akt sprawy.

Na potwierdzenie tylko jeden z wielu przykładów. Otóż, Ewa Leśniewska-Jagaciak, jak przystało na wyjątkową swołocz sowiecką, stwierdziła – co ważne, także przed obliczem sądu – jakobym w okresie stanu wojennego 1981-82 namawiał ją do podpisania jakiejś listy dziennikarskiej lojalności, gwarantującej pracę w tym zawodzie. Perfidia tego pomówienia polega na tym, że ja w tym czasie – po likwidacji Tygodnika „Czas” – byłem poza zawodem dziennikarskim, pracując jako doker w portach Gdańska i Gdyni, aby utrzymać żonę i dwójkę dzieci. A gdzie wówczas przebywała swołocz Leśniewska? Ludziom znającym realia tamtych lat zapewne będzie trudno w to uwierzyć lecz w… Paryżu, dokąd wyjechała w apogeum stanu wojennego, z rekomendacji – uwaga! – Zarządu Głównego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Czy mam jakieś dowody na potwierdzenie tej tezy. Nie tylko mam, ale przekazałem je do wiadomości sądu. Są nimi dostępne w IPN akta Służby Bezpieczeństwa PRL.

I jeszcze jeden, osobisty wątek zadający kłam oszczerstwom E. Leśniewskiej. Otóż, nawet gdybym miał taką możliwośc nie powierzyłbym jej nawet funkcji gońca w redakcji, cóż dopiero mówić o etacie dziennikarskim. Absolwentka nauk sowieckich po uniwersytecie o poziomie wspomnianych wcześniej WUML-i, z ograniczoną znajomością języka polskiego (teraz jest jeszcze gorzej) i z zerowym poczuciem polskiego patriotyzmu oraz służby społecznej, bardziej nadawałaby się np. na propagatorkę unijnego kołchozu, czemu zresztą dała wyraz w relacjach z niżej podpisanym.

Nie lekceważyłbym też faktu dobrowolnego przyjęcia przez oskarżycielkę obywatelstwa Niemiec. Rozumiem motywacje Polaków, którzy jadą do Niemiec powodowani względami ekonomicznymi, po czym – wcześniej lub później – wracają do swojej Ojczyzny. Ale dla tych, którzy świadomie ubiegają się i otrzymują obywatelstwo obcego państwa takiej wyrozumiałości już nie mam. Zwaszcza, jeśli tym państwem są Niemcy. Wraz z paszportem obcego państwa akceptuje się bowiem jego historię, cywilizację, kulturę oraz – to ważne – stosunek do dotychczasowej ojczyzny. Tymczasem niemieckich „dokonań” wobec Polaków przedstawiać nie trzeba. Nie tylko zresztą wobec Polaków. W historii Europy nie było i nie ma nadal bardziej zbrodniczego państwa i bardziej zbrodniczej nacji, choć może za jakiś czas doszlusują do niej banderowcy z Ukrainy i żydochazarzy z Rosji. Obawiam się, że moje określenie E. Leśniewskiej mianem swołoczy, czyli osoby postępującej podle nie oddaje w pełni jej cech osobowościowych.

Niestety, SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz raczyła nie zauważyć perfidii postępowania E. Leśniewskiej i uznała jej kłamstwa za bardziej wiarygodne niż dokumenty z archiwów IPN. Co gorsze, w swoim uzasadnieniu kilkakrotnie odwołuje się do „materiałów dowodowych”, a jednocześnie konsekwentnie zbywa milczeniem wszystkie dowody potwierdzone nie zeznaniami lecz dokumentami – włącznie z aktami Służby Bezpieczeństwa PRL, których wiarygodności, choćby w słynnej sprawie TW „Bolek”, nie był w stanie podważyć żaden z wynajętych przez L. Wałęsę – ponoć najwybitniejszych – prawników. Czyżby zatem ww. sędzię dopadł wtórny analfabetyzm, a jeśli tak to dlaczego akurat w sytuacji, gdy uważne przeczytanie dostarczonych dowodów zajęłoby nie więcej niż pół godziny?

A propos dowodów dostarczonych przeze mnie i nie podważonych w jakikolwiek sposób przez E. Leśniewską i jej pełnomocnika… Otóż zasadność mojego podejrzenia SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz o wtórny analabetyzm wzmacnia jej dziwny stosunek do elementarnej zasady prowadzenia procesu sądowego w sprawach karnych. Podstawowa zasada obowiązująca w tychże sprawach stanowi, że ciężar przeprowadzenia dowodu ewentualnej winy oskarżonego spoczywa na oskarżycielu (art. 369 KPK). Sędzia prowadząca najpierw przerzuciła ten obowiązek na mnie, a następnie – mówiąc kolokwialnie lecz adekwatnie do sytuacji – „olała” wszystkie moje argumenty, wyżej przedkładając prymitywną hagadę magistra prawa J. Tekieli.

Obawiam się, że właśnie ten wątek procesu, dotyczący oczywistego i skandalicznego z punktu obowiązującej pragmatyki sądowej zamienienia ról oskarżyciela i oskarżonego, czyni moje sugestie co do wtórnego analfabetyzmu sędzi prowadzącej zbyt pobłażliwymi. Wprawdzie ewentualnej „pomroczności jasnej” zdecydowanie nie dopuszczam ale wobec ewentualnego zadaniowania SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz przez jej przełożonych bądź „dobrodziejów” już taki zdecydowany nie będę. Powód? Poza wymienionymi obszernie wcześniej, warto podkreślić zakres wymierzonej kary oraz osobliwy komentarz pełnomocnika oskarżonej do wyroku.

W roli autora uzasadnienia wyroku SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie wykazała się szczególnym szacunkiem do – wypływającej ze źródeł cywilizacji łacińskiej – prawdy obiektywnej, popartej niezaprzeczalnymi faktami. Co innego, gdy przyszło orzekać o wymiarze kary, gdzie sędzia nie musi uciekać się do – często karkołomnych – uzasadnień. No może poza jednym, wyrażonym słowami: „Realizacja ww. środka… stanowić będzie element oddziaływania wychowaczego w stosunku do oskarżonego” i wzmocnionym stwierdzeniem, że zasądzona kwota nawiązki w wysokości 10 tys. zł, ponad dwukrotnie wyższa od mojej emerytury „mieści się w możliwościach zarobkowych oskarżonego”.

Innymi słowy – nie waż się demaskować obcej agentury w jakiejkolwiek formie (ze szczególnie groźną niemiecką agenturą wpływu włącznie), gdyż czeka cię przykładna kara. Mogę tylko wyrazić radość, że SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie ma takich możliwości, jak jej poprzednicy z czasów niedawno minionych, określanych jako wczesny PRL. Mogłoby bowiem skończyć się wieloletnium więzieniem, a nawet gorzej.

A tak, z tytułu bezpodstawnego oskarżenia o czyny, których nie popełniłem SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz poza kosztami sądowymi i zwrotem kosztow poniesionych przez oskarżycielkę w kwocie łącznej 480,00 zł, raczyła mnie ukarać „tylko”:

a) karą łączną w wysokości 8 (ośmiu) miesięcy ograniczenia wolności polegającą na wykonywaniu nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 (dwudziestu) godzin w stosunku miesięcznym.

b) nawiązką na rzecz Ewy Leśniewskiej-Jagaciak w kwocie 10 000 (dziesięciu) tysięcy złotych.

Zacznijmy od kary ograniczenia wolności. SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie raczyła sprawdzić, czy z racji swojego wieku (ponad 70 lat) oraz stanu zdrowia będę w stanie wykonywać jakiekolwiek prace społeczne w ich potocznym rozumieniu (np. sprzątanie chodnika przed siedzibą Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe). Być może, w swojej dobrotliwości, wskaże na prace o charakterze umysłowym. Już cieszę się na taką ewentualność i zgłaszam konkretną propozycję: „Analiza orzeczeń SSR Katarzyny Rymarz- Błaszkiewicz w świetle obowiązującego prawa”.

Z nawiązką finansową mam natomiast problem podwójny. Po pierwsze – gdyby potraktować serio zapis w orzeczeniu wówczas musiałbym zapłacić córce tzw. repatrianta z desantu sowieckiego, która z miłości do Polski została Niemką, w dodatku emocjonalnie zaangażowaną, kwotę – uwaga! – 10.000.000 (słownie: dziesięciu milionów) złotych. Taki bowiem wynik daje pomnożenie, zgodnie z treścią orzeczenia, liczby 10 000 z tysiącami.

Tę głupotę polegającą na postawieniu nawiasu nie tam, gdzie trzeba składam na karb wynikającego z nadgorliwości pośpiechu SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz w wykonywaniu swojej pracy.

Po drugie – przyjmując miłosiernie, że faktyczna kwota jest zgodna z życzeniem mgr. prawa Jakuba Tekieli i wynosi „jedynie” 10 tys. zł, pójdę w swoim miłosierdziu jeszcze dalej i uznam, że akceptując ten wymiar kary SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz kierowała się szacunkiem wobec możliwości finansowych mojej skromnej osoby. Konkretnie – zestawiając swoje zarobki jako sędzi sądu rejonowego, akurat najniższej w hierarchii sędziowskiej z zarobkami inżyniera po Politechnice Gdańskiej, łączącego ten zawód od blisko 45 lat z zawodem dziennikarza, mogła przyjąć, że wobec wyżej wymienionej jestem krezusem toteż kwota 10 tys. zł. jest dla mnie równie drenująca kieszeń jak np. cena butelki piwa w Juracie w szczycie sezonu letniego.

Niestety, tak nie jest i SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz doskonale o tym wie, a przynajmniej powinna, bowiem w aktach sprawy jest moje oświadczenie w tej kwestii. Różnicę na moją niekorzyść można liczyć nie w procentach lecz w setkach procent. Według ostrożnych szacunków wyżej wymieniona zarabia około 16 tys. zł, pomniejszone o podatek dochodowy (zwykle do odzyskania w rozliczeniu rocznym) lecz bez składki na ZUS drenującej kieszenie milionów Polaków.

Wprawdzie jako osoba o minimalnych potrzebach nie narzekam na swoją emeryturę, o czym świadczy m.in. fakt utrzymywania niniejszego portalu bez powszechnie uprawianej żebraniny („prosimy o łapki w górę i wpłatę na konto”) lecz mogę oświadczyć, iż na konto SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz wpływa co miesiąc 300 (słownie: trzysta!) procent tego, czym mnie uszczęśliwia ZUS. A ww. jest jeszcze beneficjentką dodatkowych grantów, choćby w postaci trzynastej pensji czy specjalnej „pożyczki na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych”. O zdecydowanie korzystniejszym sposobie naliczania emerytury nie informuję, gdyż SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz do tego statusu brakuje jeszcze sporo lat.

Wielce wymowne jest tutaj oświadczenie majątkowe SSR Katarzyny Rymarz-Błaszkiewicz, sporządzone 19 kwietnia br.. Na jej zadeklarowany stan posiadania, prawdopodobnie dzielony z mężem i obejmujący – co podkreślam – wyłącznie dobra o wartości poniżej 10 tys. zł, składają się m.in.:

1. Oszczędności w kwocie 90.000 zł

2. Dom o powierzchni 118 m.kw. na działce o powierzchni 472 m.kw.

3, Mieszkanie o powierzchni 101 m.kw.

4. Działka o powierzchni 815 m.kw.

5. Samochód marki Jeep Renegade, rocznik 2014.

Lekko licząc, w dodatku bez samochodu którego cena spada z każdym rokiem, mamy majątek o wartości między jednym, a dwoma milionami złotych, z wyraźnym odchyleniem w stronę drugiej, wyższej sumy. Można by rzec: nieźle jak na sędzię najniższego szczebla.

Ale to jeszcze nie wszystko. Ciekawostką, zawartą w ww. oświadczeniu, jest wspomniana wcześniej „pożyczka na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych”, przyznana sędzi w grudniu 2012 roku w kwocie 90.000 zł na okres 15 lat. Według stanu na 31 grudnia 2021 roku do spłacenia zostało 36.000 zł. Nie trzeba być dziennikarzem z dyplomem inżyniera, aby wyliczyć, że jest to pożyczka nieoprocentowana (!) z ratą miesięczną w wysokości 500 zł. Uwzględniając inflację, zwłaszcza tę z ostatnich miesięcy, można spokojnie założyć, że 31 grudnia 2027 roku, tj. w dniu spłacenia ostatniej raty, SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz (może wówczas będzie już SSO, czyli Sędzią Sądu Okręgowego za zasługi w profesjonalnym traktowaniu swoich obowiązków) odnotuje ostateczne pozbycie się długu za nie więcej niż połowę jego rzeczywistej wartości. Co dedykuję uwadze innych pożyczkobiorców z „frankowiczami” na czele.

Przedstawione powyżej niebagatelne profity SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz powinny skłaniać do przypuszczenia, iż zarówno w sposobie prowadzenia procesu, jak i w sformułowaniu ostatecznego orzeczenia kierowała się ona wyłącznie niezawisłością i troską o maksymalny obiektywizm w ocenie argumentów obydwu stron. Też chciałbym tak myśleć lecz na przeszkodzie stanęła tutaj odpowiedź mgr. prawa Jakuba Tekieli na moją apelację z 6 maja br.

Odpowiedź osobliwa, jakby laudacja na cześć sędzi, która wydała wyrok wykraczający nawet poza oczekiwania strony oskarżającej. Powodowany ponownie miłosierdziem – choć wiem, że w relacjach z tzw. wymiarem sprawiedliwości jest to naiwność granicząca z głupotą – zakładam, że wspomniana „laudacja” to jedyna forma wdzięczności strony oskarżającej wobec sędzi.

Z tym większym przekonaniem cytuję jej obszerne fragmenty:

…Zdaniem oskarżyciela prywatnego postawione przez oskarżonego zarzuty stanowi jedynie polemikę z prawidłowo ustalonym stanem faktycznym

Sąd Rejonowy w uzasadnieniu wyroku szczegółowo odniósł się do zeznań wszystkich świadków, jak również innych przeprowadzonych w sprawie dowodów i w oparciu o te rozważania skonstruował stan faktyczny oceniając poszczególnie wskazywane przez różnych świadków okoliczności przez pryzmat zasad logiki i doświadczenia życiowego.

Jedynym słusznym wnioskiem, który wypływa ze zgromadzonego materiału dowodowego, jest uznanie, iż oskarżony jest winny zarzucanych mu w akcie oskarżenia czynów.

Podsumowując, zdaniem oskarżyciela prywatnego zaskarżony wyrok jest prawidłowy. Ocena dowodów została przeprowadzona w sposób zgodny z przepisami, logiką oraz zasadami doświadczenia życiowego. Wnioski wyciagnięte przez Sąd Rejonowy są prawidłowe i opierają się na całokształcie zgromadzonego materiału dowodowego. Zaskarżone orzeczenie jest słuszne, prawidłowo uzasadnione, nie sposób dopatrzeć się obrazy przepisów postępowania ani błędów w ustaleniach faktycznych.

Sąd Rejonowy wskazał wyraźnie w uzasadnieniu na jakich dowodach oparł się przy wydawaniu orzeczenia, a jakim odmówił waloru wiarygodności. Ocena materiału dowodowego została dokonana zgodnie z zasadami postępowania a także zgodnie z wiedzą i doświadczeniem życiowym…”

Gdy czyta się, wielokrotnie powtarzane – jak na zgranej płycie – sformułowania o ocenie dowodów „w sposób zgodny z przepisami, logiką oraz zasadami doświadczenia życiowego”, gdy w nawiązaniu do powyższych dowodów nie ma ani słowa o jedynych dowodach niepodważalnych w postaci dokumentów IPN, gdy wreszcie za powyższy bełkot spreparowany metodą „kopiuj i wklej” żąda się wynagrodzenia w wysokości tysiąca złotych, wówczas zasadne wydaje się pytanie nie tylko o rzeczywiste powody spreparowania takiej laurki na rzecz SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz ale także o poziom inteligencji jej autora.

Panie Tekieli!

Ja nie zamierzam tracić swojego cennego czasu na sprawdzanie, czy Pan jest np. mongołem talmudycznym (określenie równorzędne to żydochazar), czy szabes-gojem. Ja Panu tylko radzę, aby stuknął się Pan w swoją kiepełę i zrozumiał, że Pańską pracę oceniają nie tylko podobni Panu osobnicy z sądu, prokuratury lub adwokatury. Czasami może Pan trafić także na Polaków wystarczająco inteligentnych, aby oddzielić wymagany w cywilizacji łacińskiej obowiązek stosowania prawdy obiektywnej, opartej na faktach od żydowskiej hagady. I niech Pan w takim wypadku nie liczy na szacunek, należny ponoć „mecenasom”. Wprost przeciwnie.

Mimo wszystko, jako skromny inżynier redaktor nie ocenię Pana poziomu intelektualnego, wykazanego podczas samego procesu oraz w pismach sądowych na podobieństwo szmoncesu, czyli autoryzowanego żydowskiego dowcipu. Brzmi on następująco:

Żona zwraca się do swojego męża:
– Mosze, ty jesteś jak rycerz.
– Z powodu ta męskość, Salcia?

– Nie, z powodu ten zakuty łeb”.

Jeszcze raz gratuluję daru przekonywania, wykazanego wobec SSR Katarzyny Rymarz-Błaszkiewicz z Wydziału II Karnego Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe. Sądzę, że jej przełożeni też to zauważą.

Henryk Jezierski


Hagada postrzega świat ze specyficznie żydowskiego punktu widzenia. Nie chodzi w niej o obiektywizm, lecz o subiektywizm wynikający z pojmowania i przeżywania żydowskości. O ile, używając kategorii grecko-rzymskich, pytamy, co jest dobre i prawdziwe, o tyle na gruncie hagady dominuje pytanie, co jest dobre i prawdziwe dla Żydów.

Chrześcijanie dla lwów! – czy już Lwów dla chrześcijan?

Stanisław Michalkiewicz https://www.bibula.com/?p=135146

Antoni Słonimski twierdził, że dzieje ludzkości mają charakter dwusuwowy. Suw pierwszy – “chrześcijanie dla lwów!” Suw drugi – Lwów dla chrześcijan!”

Warto tedy przypomnieć, że prześladowania chrześcijan w Rzymie, który – jako stolica wielonarodowego imperium – w sprawach religijnych był tolerancyjny, pod jednym wszelako warunkiem; każdy mieszkaniec imperium, bez względu na wyznawaną religię, musiał dowieść swojej lojalności  wobec Rzymu. Dowód ten polegał na zapaleniu kadzidła przed posągiem Jowisza Najlepszego i Największego, który był bóstwem opiekuńczym Rzymu, podobnie jak Atena – Grecji.

Wyznawcy rozmaitych religii politeistycznych palili kadzidło bez oporów. Inaczej Żydzi. Żydzi za żadne skarby nie chcieli palić kadzideł przed Jowiszem. Ponieważ ani perswazje, ani groźby nie pomagały, to w końcu rzymscy władcy uznali, że Jowiszowi nie ubędzie chwały, jeśli Żydzi nie będą mu kadzili. Żeby jednak nie przewróciło im się w głowach, to zostali z tego tytułu obciążeni podatkiem, który został zniesiony dopiero za cesarza Nerwy. Ten cesarz, kulturalny starszy pan, z zawodu adwokat, uznał ten podatek za coś niewłaściwego, bo z okazji jego zniesienia kazał wybić monetę z napisem: “hańba podatku żydowskiego zniesiona”. Nawiasem mówiąc, cesarz Nerwa, chociaż panował zaledwie rok, położył fundamenty pod  epokę chwały Cesarstwa, adoptując generała z Hiszpanii, późniejszego cesarza Trajana, który z kolei adoptował Hadriana, który w roku 135 stłumił żydowskie powstanie Bar Kohby w Palestynie, na miejscu Jezozolimy założył rzymską kolonię Aelia Capitolina, do której zabronił Żydom zbliżać się pod karą śmierci. Właśnie od cesarza Hadriana datuje się w dziejach Żydów epoka życia w diasporze.

Wracając do chrześcijan, to początkowo uważani byli przez władze rzymskie za jedną z sekt żydowskich i nikt nie żądał od nich kadzenia Jowiszowi. Prześladowania rozpoczęły się na skutek donosu, skierowanego przez Żydów do rzymskich władz, że chrześcijanie nie są żadnymi Żydami, a unikanie przez nich palenia kadzidła przed posągiem Jowisza Najlepszego i Największego, spowodowane jest ich wrogością wobec rzymskiego państwa.

Nie była to oczywiście prawda, bo Pan Jezus nakazywał oddawać cesarzowi, co cesarskie, a św. Paweł przestrzegał przed lekceważeniem władzy państwowej, bo ta “nie na próżno nosi miecz” – ale Żydzi ani wtedy, ani teraz nie przywiązują wagi do prawdy, to znaczy – do zgodności opinii z rzeczywistością, zwłaszcza gdy chodzi o zwalczanie osób czy środowisk uznanych przez nich za wrogów. Warto tedy zwrócić uwagę, że poza wariatami w sensie medycznym, w rodzaju Kaliguli, czy Nerona, prześladowaniem chrześcijan zajmowali się przede wszystkim tak zwani “dobrzy” cesarze, aż wreszcie w roku 313 edyktem mediolańskim kres temu położył Konstantyn Wielki. Od tego momentu chrześcijanie przestali być wypędzani na areny dla lwów. Aliści w roku 395 władzę objął cesarz Teodozjusz Wielki, który zlikwidował rzymską religię “pogańską”, a chrześcijaństwo zyskało status religii państwowej.

Można by powiedzieć, że od tego momentu rozpoczyna się drugi suw dziejowy, pod nazwą “Lwów dla chrześcijan!”, gdyby nie to, że ta okoliczność zapewniła Żydom dominację w sektorze finansowym. Otóż św. Hieronim i św. Ambroży, doktorowie Kościoła, rozmyślali nad rozmaitymi rzeczami, miedzy innymi – nad lichwą, czyli pożyczaniem  pieniędzy na procent i doszli do wniosku, że chrześcijaninowi nie godzi się zajmować lichwą. Dopóki chrześcijaństwo pozostawało w konspiracji, to nic osobliwego się nie działo; chrześcijanie lichwy unikali, ale “poganie” i Żydzi – nie – i obrót finansowy funkcjonował bez zarzutu. Sytuacja zmieniła się za panowania Teodozjusza Wielkiego, bo lichwa, jako grzech, stała się również przestępstwem. Ale już w czasach Pana Jezusa obrót finansowy był bardzo rozwinięty i w  przypowieści o talentach Chrystus wspomina o możliwości oddania gotówki bakierom, by ci ją rozmnożyli. W lukę, która w systemie finansowym pojawiła się wskutek awansowania chrześcijaństwa do statusu religii państwowej, wskoczyli Żydzi i obrót finansowy zdominowali, można powiedzieć – aż do dnia dzisiejszego – chociaż ta opinia jest uznawana przez Ligę Antydefamacyjną za “antysemicką”, co pokazuje, że Liga stawia znak równości między antysemityzmem i spostrzegawczością.

Do uzyskania przez Żydów dominującej pozycji w obrocie finansowym przyczyniła się również diaspora. Jeden Żyd mieszkał, dajmy na to, w Rawennie, inny – w Konstantynopolu, a jeszcze inny – w Akwizgranie. Ponieważ po upadku Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego w roku 476, poziom bezpieczeństwa zmalał niemal do zera, przesyłanie pieniędzy, zwłaszcza na większe odległości, stało się bardzo ryzykowne. Zamiast tedy przewozić złoto lub srebro, Żyd, dajmy na to, z Paryża, pisał list do Żyda z Genui, żeby temu to a temu wypłacił ileś tam dukatów – a oni się potem między sobą rozliczali. Toteż weksel czy czek są wynalazkami żydowskimi. Jak widzimy, jeśli nawet by uznać, że po Teodozjuszu Wielkim nastał suw: “Lwów dla chrześcijan!”, to nie da się ukryć, że z punktu widzenia Żydów ta sytuacja, oprócz plusów ujemnych, miała też wiele plusów dodatnich – jak powiedziałby Kukuniek.

No a w jakiej fazie znajdujemy sie obecnie? W odróżnieniu od roku 1968, kiedy to przywódcy młodzieżowej rewolty, będącej pilotażowym programem nowej strategii rewolucji komunistycznej, w której Żydzi zawsze byli w awangardzie, rzucili hasło: “zabrania się zabraniać!” – teraz najwyraźniej wchodzimy w etap surowości, w którym z roku na rok wydłuża się lista tematów i spraw, o których nie wolno mówić głośno, a najlepiej – wcale. Na tej właśnie fali, niezawisły sąd we Wrocławiu, który z jakichś zagadkowych powodów “powinność swej służby zrozumiał”, z oskarżenia żydowskiej loży “Synów Przymierza” , skazał pana Jacka Międlara na karę ograniczenia wolności za cytowanie Talmudu, użycie sformułowania: “Polska banderowska” oraz przekazanie informacji, że pani reprezentująca amerykański Komitet Żydowski ukradła na lotnisku kosmetyki na ponad 1500 złotych.

Zwraca uwagę okoliczność, że – o ile mi wiadomo – niezawisły sąd we Wrocławiu nie stwierdził, by cytaty z Talmudu były fałszywe, przeszedł do porządku nad okolicznością, że “Polska banderowska” jest skrótową i bardzo trafną charakterystyką polityki rządu “dobrej zmiany” – co pokazała reakcja MSZ w Warszawie na “banderowską” deklarację ukraińskiego ambasadora w Berlinie, pana Melnyka, ani też nie podważył prawdziwości informacji o złodziejce kosmetyków.

W tej sytuacji wyrok wrocławskiego sądu jest oczywistym złamaniem konstytucyjnej wolności słowa, a okoliczność, że pana Międlara oskarżali Żydzi z loży B`nai B`rith, czyli “Synów Przymierza” tylko pogarsza sprawę, bo  dowodzi, że Polska wchodzi w mroczny i niebezpieczny suw dziejowy: “chrześcijanie dla lwów!”

Warto tedy przypomnieć że – zgodnie z teorią Antoniego Słonimskiego – następnym suwem powinien być: “Lwów (i Wrocław chyba też) dla chrześcijan!”, co może nadejść dość szybko, jeśli Żydzi będą tak dalej dokazywać.

WIZYTA ŻYDKA Z GALICJI, czyli od tyłu nachodzą nas Judejczykowie

Krzysztof Baliński 11 lipiec 2022

Były minister finansów Tadeusz Kościński znów zacznie pracować dla polskiego rządu. Wraca, by pomóc w działaniach związanych z programem zbrojeniowym, zapisanym w Ustawie o Obronie Ojczyzny. Obejmie funkcję ministra w Kancelarii Premiera. Będzie zaangażowany w rozmowy zarówno dotyczące amerykańskiej broni, jak i innej – taki komunikat przytoczył należący do tygodnika „Sieci” portal wPolityce. Portal nie omieszkał dodać, że Kościński posiada 30-letnie doświadczenie w międzynarodowym sektorze bankowym, że pełnił funkcję dyrektora w banku, którego prezesem był premier, że wcześniej pracował w wielu innych bankach oraz że jest absolwentem Goldsmith University w Londynie.

W jakim celu premier powołał na tak wrażliwy odcinek potwornie kaleczącego język polski osobnika?

W 2015 mieliśmy dług publiczny 1 bilion, dziś mamy 2 biliony. Ministrami finansów byli kolejno Morawiecki i Kościński, a prezesem NBP Glapiński. Czy to przypadek, że wszyscy pochodzą z jednej nacji i wszyscy mają korzenie na polskich niegdyś Kresach?

Czy nominacja Kościńskiego nie ma coś wspólnego z mieniem pożydowskim? Czy pod pretekstem zakupu uzbrojenia nie chodzi o przykrywkę dla transferów finansowych do Izraela? A może kanałem tych transferów ma być Ukraina, czyli ukraińscy oligarchowie, których łączy jedno – na święto chanuki gremialnie udają się prywatnymi odrzutowcami do Izraela?

Niemal w tym samym czasie Polskę zaatakowała dziennikarka CNN, pytając prezydenta RP, „czy polska pomoc dla Ukrainy nie jest próbą naprawienia krzywd polskich obozów koncentracyjnych”. Sekundowały jej inne żydowskie media: „Antysemici twierdzą, że sama wojna jest aranżowana przez Żydów. Aby usprawiedliwić a nawet gloryfikować rosyjską inwazję, odwołują się do „mafii chazarskiej” i że wkroczenie Putina na Ukrainę pomogło Ukraińcom odeprzeć inwazję „chazarskich Żydów”.

W podobnym tonie pałką antysemityzmu okładał izraelski minister ds. diaspory: Ekstremistyczne, skrajnie prawicowe ruchy, przywołując żydowskie pochodzenie Zełenskiego, wykorzystują konflikt rosyjsko-ukraiński dla szerzenia antysemickiej propagandy o żydowskiej odpowiedzialności za wojnę.

Na niwie grillowania „naszych” polityków organizacje diaspory żydowskiej osiągnęły fantastyczne rezultaty. Dowodów, i to spektakularnych, dostarcza historia kontaktów polsko-żydowskich ostatnich lat. Podczas swego krótkiego urzędowania w gmachu przy al. Szucha w Warszawie, Witold Waszczykowski zdążył czterokrotnie spotkać się z Davidem Harrisem, prezesem Komitetu Żydów Amerykańskich. Oficjalne komunikaty ministerialne z tych spotkań milczały o roszczeniach żydowskich. Mogliśmy za to przeczytać, że „strony omówiły perspektywy rozwiązania konfliktu ukraińsko-rosyjskiego”. Ale to nie wszystko – David Harris zaczął cieszyć się szczególnymi względami głowy naszego państwa i szefa naszego rządu. W dniach, kiedy wszystkie zasoby polskiej dyplomacji nakierowane są na obronę „ukraińskich przyjaciół” przed złowrogim Putinem, tego dziwnego osobnika gościli 25 kwietnia w Warszawie Duda i Morawiecki. Lakoniczny komunikat z rozmów ujawnia, że poruszono działania pomocowe podjęte przez Polskę na rzecz obywateli Ukrainy. Wcześniej, bo w połowie marca, David Harris zamieścił na Twitterze filmik z podziękowaniami i pochwałami dla polskiego państwa i społeczeństwa za przyjęcie uchodźców z Ukrainy.

Przekaz, że pofatygował się zza Oceanu, aby rozmawiać o uchodźcach, nie jest wiarygodny jeszcze z innego powodu – w jego dotychczasowych kontaktach z polskimi politykami zawsze dominowała kwestia zwrotu majątków pożydowskich. Przy czym modus operandi był zawsze taki sam – wyprzedzające wizytę alarmujące raporty o wzroście antysemityzmu w Polsce. Gdy w lutym 1997 r. Polska przystąpiła do zwrotu wartego miliardy mienia gmin żydowskich, namolnie nalegał na przyspieszenie restytucji mienia bezspadkowego, to media przytoczyły jego wypowiedź: „Podziwiamy Polskę i jesteśmy jej wdzięczni za udział w operacji wojskowej w Iraku i Afganistanie”.

W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje trockistowska formacja, przewrotnie (albo dla niepoznaki) zwana neokonserwatywną, która wywołała inwazję na Irak i Afganistan, stała za obroną „demokracji” w Syrii i Libii oraz za przewrotem na Majdanie, a dziś jest dobrze okopana w ośrodku administracji najbardziej Polsce wrogim – Departamencie Stanu.

To grupa skrajnie proizraelskich polityków wywodzących się z polskich Kresów, synów lub wnuków liderów Komunistycznej Partii USA, a wcześniej funków Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Przy tym, co ciekawe, wszyscy odziedziczyli po przodkach ambicje „robienia porządków” w Polsce i na Ukrainie. I tu pytanie: O czym rozmawiali z Harrisem albo w jakiej sprawie się układali? Czy warszawska wyprawa Harrisa nie ma związku z Zełenskim i jego oligarchami. Czy wojenka na Ukrainie nie jest w interesie żydków z Galicji”?

Czy tylko prostą koincydencją czasową jest to, że ambasador RP w Waszyngtonie przystąpił do negocjowania spłaty roszczeń żydowskich, w tajemnicy przed polską opinią publiczną, a nawet przed ministrami w rządzie i (być może) przed samym Kaczyńskim?

Sprawę można drążyć innym pytaniem: Czy „ukrainizacja”(a nawet „banderyzacja”)Polski nie jest dziełem środowisk lobbujących na rzecz ukraińskich oligarchów? Czy w całej miłości PiS do Ukrainy nie chodzi o żydowskich oligarchów, którzy stworzyli system mafii rabującej i rozkradającej Ukrainę i doprowadzili do obecnej sytuacji? Na Ukrainie interesy robią wszyscy, a Polska… daje kredyty. I to nie Ukraińcom, lecz żydowskim oligarchom.

Aby ratować z opresji, oddaje do ich dyspozycji wszystkie swe zasoby dyplomatyczne, ekonomiczne, wojskowe, dzieli się polskim PKB, gotowa jest na powołanie UkraPolin. Czy przyczyną miłości do Ukrainy nie jest także to, że i Polską i Ukrainą od dekad rządzi żydokomuna pochodząca z polskich Kresów?

W tym miejscu przypomnijmy, że banderowców wybielają redaktorzy „Wyborczej”, którzy pielęgnują pamięć braterstwa broni bojówek terrorystycznych KPZU z OUN, wymierzonego przeciwko Państwu Polskiemu. Pamiętajmy też, że we wrześniu ‘39 Rzeczpospolita padła nie tylko ofiarą Niemców i Sowietów, ale także, nigdy nieukaranej, zdrady ze strony mniejszości ukraińskiej i żydowskiej.

Teraz trochę historii.

Gdy w 2005 roku Polska a właściwie jej nieszczęśliwy rząd, za pieniądze Sorosa,zabrała się za krzewienie demokracji na Białorusi, od tyłu zaczęli nachodzić nas Judejczykowie, naciskając na ówczesnego premiera, aby zadośćuczynił żydowskim roszczeniom finansowym. Kiedy wiosną 2006 roku Polska zaangażował się w instalowanie demokracji na Ukrainie, od tyłu zaczęli zachodzić nas Judejczykowie, naciskając na premiera, żeby zwrócił majątki pożydowskie. Kiedy w 2014 roku, wspomagając paramilitarne bojówki nazistowskie, rząd zaangażował się w instalowanie demokracji na Majdanie, historia się powtarza, bo z inspiracji Judejczyków brytyjska Izba Lordów podjęła uchwałę, w której oskarżała: „Najbardziej bezczelnym przestępcą jest Polska, która rozsiadła się na własności trzech milionów ofiar nazistów”.

Nie wyjaśniła, na jakiej własności Polska „rozsiadła się”. Może chodziło o odebrane Polsce w 1945 roku, przy wsparciu rządu brytyjskiego, Kresy? Tam, bowiem mieszkała większość ludności żydowskiej II RP i tam robiła geszefty.

No a dzisiaj? No a dzisiaj, kiedy – używając terminologii St. Michalkiewicza – zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i obóz płomiennych obrońców polskich interesów narodowych, zaangażował wszystkie zasoby państwa w obronę Zełenskiego, od tyłu też zaczynają zachodzić Judejczykowie.

No, bo czymże jest wizyta Harrisa i dziwny tekst „Gazety Wyborcze” z 28 kwietnia pod tytułem: 75 lat od akcji “Wisła”. Co stało się z majątkiem przesiedlonych Ukraińców? Tu małe przypomnienie. Środowiska ukraińskie w Polsce konsekwentnie drążą temat prześladowań Ukraińców podczas tej akcji. Z uporem temat potępienia akcji stawia w Sejmie Miron Sycz. W jakim celu, skoro akcja była już potępiona przez Senat, a wyrazy ubolewania z tego powodu wyrazili w przeszłości i Kwaśniewski i Kaczyński?

Otóż kilka lat temu Światowy Kongres Ukraińców wystąpił do Polski z żądaniem wypłacenia odszkodowań za akcję. Przy czym żądania restytucji mienia ukraińskiego różnią się od żądań Światowego Kongresu Żydów jedynie skalą nagłośnienia i kwotą roszczeń. Stąd zabiegi lobby ukraińskiego i żydowskiej gazety dla Polaków należy uznać za perfidną grę, bo otwiera nową furtkę ku roszczeniom wobec Państwa Polskiego. I jeszcze jedno – zobaczyli, jak słabi jesteśmy wobec roszczeń żydowskich.

Dla wyszlamowania z Polski pieniędzy, podobne modus operandi zaczyna stosować Ukraina. Przykład z ostatnich dni – ambasador Ukrainy w Berlinie, na zarzut, że Ukraińcy „dokonywali masakr na Polakach” odpowiedział: „podobne masakry dokonywane były przez Polaków na Ukraińcach, dziesiątki tysięcy”, a „Ukraińcy byli uciskani przez Polaków w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić”. Na koniec zrównał Polskę z hitlerowskimi Niemcami.

Polskie władze odniosły się do tego jak zwykle. Na Twitterze odezwał się Zbigniew Rau: Odbyłem rozmowę z moim przyjacielem MSZ Ukrainy @DmytroKuleba. Podziękowałem mu za szybką publiczną interwencję w tej sprawie. A na czym ona polegała? Rzecznik ukraińskiego MSZ napisał: Słowa ambasadora są jego osobistym zdaniem.

Nie było słowa „przepraszam”. Komunikat wybrzmiał jak kpina, bo to, co powiedział ambasador było stanowiskiem ukraińskiego państwa.

A to, co powiedział Rau kwintesencją polskiej polityki historycznej i dowodem na to, że to nie incydent, lecz reguła, w dodatku przez większość polskiej opinii publicznej i mediów uznana za sukces polskiej dyplomacji. I jeszcze jedno – Melnyk pokajał się wobec Żydów, Polaków nie przeprosił. I to właśnie był wzorcowy przykład stosowania przez ukraiński MSZ metod i schematów żydowskich. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Melnyk wpisał się w narrację rosyjską o potrzebie denazyfikacji Ukrainy – i niech Ruscy zrobią z nimi, co chcą.

Z Andijem Melnykiem powiązana jest inna sprawa. Gdy w 2018 roku kongres USA uchwalił Act 447, PiS lekceważył, a nawet negował płynące z tego zagrożenia. Równocześnie mamił opinię publiczną tym, że spłaty Żydom nie naruszą interesów Polaków, bo zostaną zrekompensowane wypłatami od Niemiec.

Dziś mami opinię publiczną tym, że wielomiliardowa „pomoc” dla Ukrainy nie narusza interesów Polaków, bo zostanie zrekompensowana wypłatami od… Rosjan! Chodzi o postulat pozyskania kosztów „pomocy” przekazanej oligarchom ukraińskim i kosztów odbudowy ich majątków z konfiskaty rosyjskich rezerw walutowych.

Występując na łamach mediów z żądaniami odszkodowań wojennych od Niemiec, PiS świadomie popełnia ogromny błąd wobec najbliższego potężnego sąsiada, kraju, od którego Polska jest zależna w wielu kwestiach, z którym jest zespawana gospodarczo, którego życzliwość będzie Polsce w różnych sytuacjach niezbędna. Zamiast zdecydowanie i bez wchodzenia w żadne negocjacje odrzucić roszczenia żydowskie, pogorszył stosunki z Niemcami.

Przypomnijmy, że gdy 27 stycznia 2018 roku Izrael zaatakował Polskę w kontekście nowelizacji ustawy o IPN, kanclerz Angela Merkel oświadczyła, że Niemcy ponoszą wyłączną odpowiedzialność za Holokaust. Rosja natomiast poparła nowelizację ustawy o IPN w części dotyczącej negowania zbrodni nacjonalizmu ukraińskiego. To był jasny sygnał ze strony Berlina i Moskwy, że są gotowe poprzeć Polskę w jej konflikcie ze stroną izraelsko-żydowską.

Wyciągniętej ręki w Warszawie nikt nie podjął. Po raz kolejny okazało się, że utrzymywanie dobrych stosunków z sąsiadami nie jest polską racją stanu, że Kaczyńskiego woli ponad wszystko swój egzotyczny sojusz z Izraelem i lobby żydowskim w USA. Reparacji wojennych chce też PO. Po co? Nietrudno domyśleć się – po to, aby zaspokoić roszczenia Żydów. Wiceprzewodniczący PO krzyknął na rząd, że „jest połowiczny w swoich roszczeniach, bo nie domaga się odszkodowań od Rosji”. A nazwisko „Neumann” i „doktryna Neumanna” w kwestiach majątkowych coś przecież mówi!

Gdy 20 lutego 1997 r. Sejm przyjął ustawę o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, i gdy państwo polskie przekazało organizacjom żydowskim w Polsce i tym zza Oceanu 5 miliardów za mienie bezspadkowe, nie używano prawnego terminu „zwrot” lub „restytucja”, lecz dziwoląg prawniczy „PRZENIESIENIE” własności.

Była to więc nie tylko defraudacja mienia państwowego, ale i ewidentne naruszenie obowiązującego w Polsce prawa, w tym konstytucji. Zauważmy jednak, że równie dziwny termin prawniczy stosują przy udzielaniu „pomocy” Ukrainie, w tym przy darmowych transferach broni – „PRZEKAZANIE”.

Nie bronią, ale podpowiadają, jak się „bronić”. „Dlaczego naród ukraiński jest tak rzadko krytykowany za postawę podczas II wojny światowej w porównaniu z narodem polskim, i dlaczego – w odróżnieniu od Polski – w przestrzeni publicznej na Ukrainie nie istnieje niemal w ogóle temat odszkodowań za bezspadkowe mienie żydowskie?

Co jest o tyle zastanawiające, że większość przedwojennych obywateli narodowości żydowskiej zamieszkiwała wschodnie tereny II RP należące dziś do Ukrainy (a także Białorusi i Litwy). To właśnie te trzy kraje powinny być więc w pierwszym rzędzie adresatami żydowskich roszczeń, ponieważ tam pozostały majątki większości ofiar Holokaustu.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego Kijów nie jest poddawany w tej sprawie takiej presji jak Warszawa”? – zapytuje na łamach „Sieci” Grzegorz Górny. I natychmiast podsuwa pomysł:  „Tajemnica tkwi w tym, iż wielu przedstawicieli tamtejszych elit politycznych i biznesowych jest z pochodzenia Żydami, którzy otwarcie to przyznają. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o obecnego prezydenta. Bo podobnych przykładów można podać więcej. Co z tego jednak wynika? Otóż politycy i biznesmeni, którzy są zarazem aktywnymi działaczami organizacji żydowskich i hojnymi mecenasami żydowskiego życia kulturalnego, a często nawet obywatelami Izraela, mają zupełnie inną pozycję wyjściową w rozmowach z reprezentantami międzynarodowych organizacji żydowskich czy władz izraelskich niż przedstawiciele polskich elit. My takich polityków i oligarchów nie mamy. W związku z tym oni są w stanie załatwić znacznie więcej dla Ukrainy w niektórych sprawach niż Polacy dla swego kraju”.

Nieformalny organ prasowy PiS podsuwa zatem panaceum na polskie bolączki – Jeszcze więcej Żydów w rządzie, bankach i biznesie. No i więcej otwartego, publicznego szczycenie się, że Polska jest w łapach żydowskich.

Majątek można odzyskać poprzez uzyskanie polskiego obywatelstwa. To dlatego wspaniałomyślnie nadajemy obywatelstwo potomkom „żydów polskich”, którzy znaleźli się w obrębie II Rzeczypospolitej. Przypomnijmy też, że Michał Dworczyk w ubiegłym roku złowieszczo zapowiedział „uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”, co jednoznacznie oznaczało, że rząd chce ułatwić, pod tym pretekstem, masowe osiedlanie się w Polsce niepolskich nacji, i to nie tylko ukraińskich ziomków Dworczyka, ale także ukraińskich Żydów.

Nawiasem mówiąc, gdy Orbán nadał obywatelstwo wszystkim Węgrom żyjącym na Ukrainie, Kaczyński nadał obywatelstwo dziesiątkom tysięcy Żydów pochodzącym z Ukrainy, a zamiast Polaków wygnanych na nieludzką ziemię Kazachstanu sprowadził do Polski 5 milionów Ukraińców.

Czy nagły przypływ miłości do ukraińskich oligarchów, transfery finansowe za wschodnią granicę, wizyta Davida Harrisa oraz polityka historyczna polegająca na puszczeniu w niepamięć holokaustu Polaków na Kresach, nie mają ze sobą coś wspólnego?Czy rządząca ekipa nie konspiruje przed własnym narodem?

Odpowiedź brzmi – zdecydowanie tak. Decyzja o wypłaceniu Żydom odszkodowań już zapadła. Można przewidzieć, jak to będzie wyglądało i kto będzie w tym pośredniczył. Po krótkich rokowaniach oligarchy Kołomojskiego z banksterem Morawieckim w lokalu konspiracyjnym Związku Ukraińców w Polsce, rząd ogłosi: Ukraińcy zgodzili się, aby Polska dała im pieniądze w gotówce na odbudowę Donbasu.

A jak udobruchają potomków rezunów? Polska zwróci im lasy, a oni, w zamian, gdy Żydzi będą odbierać majątki, popilnują Polaków, jak strażnicy obozowi w Auschwitz.

Krzysztof Baliński

GDZIE JEST Ministerstwo Spraw Zagranicznych?

Krzysztof Baliński 2 lipca 2022

Sytuacja geopolityczna Polski niezwykle trudna. Ważą się losy naszego kraju. Potrzebna jest finezyjna dyplomacja. Potrzebni są profesjonalni dyplomaci. Tymczasem ostatnie dni przynoszą przykłady dyplomatycznych posunięć, wręcz absurdalnie sprzecznych z fundamentalnymi interesami Polski. Sankcje wobec Rosji, które najbardziej uderzają w Polskę. Oddanie wszystkich zasobów dyplomatycznych i politycznych (nie mówiąc o wojskowych i finansowych) do dyspozycji Ukrainy. Kłótnie ze wszystkimi sojusznikami, partnerami i sąsiadami w Europie, w tym narażanie wielowiekowych tradycji przyjaźni i współpracy z Węgrami. Retoryka obelg i inwektyw, publiczne obrażanie głów obcych państw, z których najłagodniejsze to knajacka odzywka 1-szego dyplomaty RP pod adresem Putina („Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”) i przyrównanie Macrona do Hitlera.

Gdzie jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych? Czy zasadnym jest nazwanie go „ministerstwem spraw obcych i przegranych” i czy to w ogóle ministerstwo czy jego atrapa?Raz po raz zapytujemy też: Dlaczego polska dyplomacja daje się wikłać w obce kombinacje dyplomatyczne? Czy jest suwerenna? Kto nią kieruje? Czy Zbigniew Rau jest sternikiem dyplomacji, czy tylko podwykonawcą? Dlaczego tak się dzieje? Poza tym, że w urzędzie powołanym do prowadzenia polityki zagranicznej głos ma V kolumna i poza profesjonalną nędzą zatrudnionych tam urzędników, powód jest prosty – Polityką zagraniczną zajmują się wszyscy, tylko nie MSZ. Wszyscy tylko nie minister spraw zagranicznych.

Jak do tego doszło? MSZ rozparcelowano, i to oficjalnie. Sprawy Unii Europejskiej przeniesiono do Kancelarii Premiera. Sprawy atlantyckie i stosunki z USA, w tym stosunki z diasporą żydowską przejęła Kancelaria Dudy. Ministrowi spraw zagranicznych pozostawiono stosunki z III światem. Ale też nie całkiem. Bo i do nich „skutecznie” wtrynia nos słynący z wszelakich talentów dyplomatycznych prezydent. Podczas wizyty Dudy w Kairze, nie dość, że już na płycie kairskiego lotniska złożył deklaracjęPrzyjechałem tu z misję zleconą mi przez Zełenskiego”, że rozmawiał wyłącznie o interesach Ukrainy, sankcjach na Rosję oraz wspieraniu ukraińskiego eksportu zboża, to osłupiałemu prezydentowi Egiptu zapowiedział: Polska rusza Egiptowi z odsieczą, bo głodujący przez Putina Egipcjanie wkrótce dokonają inwazji na kontynent europejski i skutecznie go zdewastują.

Pomińmy przy tym dyplomatyczne faux pas takie jak to, że zlecający Dudzie misję Zełenski, to skrajnie proizraelski sowiecki Żyd i że do Kairu Duda wybrał się w towarzystwie żydowskiej żony oraz żydowskich doradców. No i to nazwisko! Duda w języku arabskich znaczy tyle, co… pospolity pasożyt „tasiemiec”.

20 czerwca 2022, na spotkaniu z ambasadorami RP, Duda wymienił priorytety polskiej dyplomacji. Poza udzieleniem schronienia uchodźcom (których nazwał „gośćmi z Ukrainy”) do priorytetów zaliczył wsparcie dla europejskich aspiracji Ukrainy, sankcje wobec Rosji (które „powinny być utrzymane dotąd, aż Ukraina nie powie, że można je zdjąć, a dopóki nie powie, to te sankcje trzeba zwiększać”). Wszystkie bzdury przebił mówiąc o dostawach broni dla Ukrainy. Odchodząc od tekstu napisanego mu przez doradców, z głowy (czyli z niczego) wygłosił następującą myśl: „To się może w głowie nie mieści, że Polska wysłała taką pomoc – ale faktycznie wysłaliśmy (…) wysłaliśmy prawie że bez zastanowienia. Żeby tego było mało, mówiąc o ogołoceniu polskiej armii z broni, zaznaczył: Polska wzmacnia też znacznie swój potencjał militarny.

Innymi słowy – Idiota szkodzi Polsce i jeszcze się głupotą chwali.

Ale to nie wszystko. W dyplomatycznych wyczynach wspomaga go Jakub Kumoch, szef Biura Polityki Międzynarodowej prezydenckiej kancelarii. Gdy był ambasadorem RP w Szwajcarii (a faktycznie ambasadorem RP przy tamtejszej gminie żydowskiej) zajmował się nie stosunkami polsko-szwajcarskimi, ale pracą historyczno-archiwistyczną – odkrył istnienie grupy dyplomatów polskich, którzy podczas wojny uratowali 800 Żydów, dzięki wydawaniu fałszywych paszportów. Kumoch doprowadził też do tego, że to strona polska, a nie żydowska zakupiła za 400 tysięcy dolarów kolekcję archiwalną dokumentującą tę akcję. Ale to nie wszystko – na placówce w Ankarze, już pierwszego dnia urzędowania złożył deklarację: „Polska popiera przystąpienie Turcji do UE. Absolutnie chcemy, aby Turcja była członkiem UE i to powinno pozostać naszym celem”. Zabrakło elementarnej refleksji: Czy członkostwo Turcji w UE nie prowadzi w prostej linii do kolejnych milionów imigrantów w Europie? Czy wprowadzenie Turcji do tak osłabionego organizmu nie oznacza, pogłębienia kryzysu tożsamości i zupełnego rozkładu kulturowego Europy oraz, że partia Erdoğana byłaby najsilniejszą partią w Parlamencie Europejskim? Bajdurzenie Kumocha miało miejsce w dniach, gdy zaogniał się spór między Turcją i UE, gdy Erdoğan przerzucał islamistów do Syrii (a także na Synaj i do Libii), gdzie walczą u boku Państwa Islamskiego, gdy w interesie NATO leżało odejście Erdoğana, zanim nie doprowadzi do katastrofy na całym Bliskim Wschodzie. I wreszcie, gdy decyzją Erdoğana bazylika Hagia Sophia w Konstantynopolu zamieniona została w meczet. Ale na tym nie koniec – w tych dniach Kumoch przystąpił do finezyjnej rozgrywki – udał się z tajną misją do Turcji, by spotkań się z pewnym pohańcem (tak nazywano u Sienkiewicza Tatarów). Żeby, chociaż, jak otumaniony przez kabalistów Mickiewicz, chciał montować Legion Żydowski do walki z Rosją. Ale gdzie tam – chodzi o islamistów z Krymu.

W lutym 2020 roku doszło do napięć w stosunkach między Turcją i Rosją. Przewodniczący działającej przy Dudzie Rady ds. Bezpieczeństwa i Obronności (i szef Rady Politycznej PiS) Przemysław Żurawski vel Grajewski wpadł w euforię: „Stworzyć przeciw Rosji koalicję z Turcją. Proste narzędzia jak zamknięcie wszystkich cieśnin czarnomorskich i bałtyckich dla rosyjskich statków. Ułatwiliby też sytuację Czeczeni i Tatarzy, a może Syberia głośniej domagałaby się autonomii (…) przypuszczalnie już wejście w granice Ukrainy pierwszych uzbrojonych międzynarodowych ochotników skłoniłoby zbrodniarza Putina do rozmów”. Wszystko to byłoby śmieszne, gdyby nie to, że ten doradca Dudy i autor tekstów jego wystąpień, jest rozważany jako kandydat na stanowisko ministra spraw zagranicznych.

No i jeszcze jeden: Zastanawiam się, czy koncepcja jakiejś unii polsko-ukraińskiej albo Rzeczypospolitej wielu narodów nie mogłaby być wspaniałą przygodą dla pokolenia młodych ludzi – zapowiedział w wywiadzie dla „Gazety Pomorskiej prezydencki doradca od wszystkiego Andrzej Zybertowicz. Na prawdziwą uwagę zasługują tu wygłoszone przy innej okazji jego słowa, w których wyłożył jasno filozofię polityczną Dudy: „Prawda bardzo często w polityce przegrywa. Aby polityk mógł zabiegać o prawdę, musi zachować władzę, ażeby zachować władzę, często musi ulegać siłom zewnętrznym, które na to pozwolą i w tym pomagają”. Czyli, dokonując przekładu z ichniego żargonu na polski, najważniejsze jest zachowanie władzy, nawet za cenę zdrady interesów własnego państwa.

Polityką zagraniczną w rządzie zajmuje się, kto chce. Grażyna Bandych (szef kancelarii prezydenta): „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi”.  Michał Dworczyk (szef kancelarii premiera): „Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. Zbigniew Kuźmiuk (europoseł PiS): „Należy zwiększyć składki członkowskiej w UE, by stworzyć specjalny fundusz pomocowy dla Ukrainy”. Paweł Jabłoński (urzędniczyna z MSZ): „My jesteśmy gotowi do tego, żeby w tej sprawie działać w każdy możliwy sposób, który będzie przede wszystkim uzgodniony z Ukrainą. Jeżeli Kijów będzie chciał, my będziemy gotowi. Najważniejsze będą oczekiwania samej Ukrainy”.

Podczas polsko-ukraińskich konsultacji międzyrządowych w Kijowie, Jarosław Kaczyński ujawnił doktrynę polityki zagranicznej rządu: „W ten sposób realizuje się marzenie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego”. Przy okazji wylansował nową doktrynę gospodarczą – „Lepiej być trochę zadłużonym niż okupowanym. Wtórował mu wicepremier Henryk Kowalczyk: „Lepiej być zadłużonym, więcej płacić za żywność, niż na własnej skórze przeżywać to, co teraz Ukraińcy”. Innymi słowy – im bardziej Polska w ruinie, im większa inflacja, im droższa benzyna, tym mniej ruskich bomb spadnie na nasze głowy. No i z gruntu chory inny gospodarczy zamysł – członkostwo Ukrainy w UE i to szybkie, bez oglądania się na zagrożenia i katastrofalne konsekwencje dla naszego rolnictwa.

Politykę zagraniczną, zamiast warszawskiego MSZ, prowadzi MSZ i ambasador Ukrainy. Przy czym ukraińscy dyplomaci są, w przeciwieństwie do „naszych”, bardzo asertywni, by nie powiedzieć wręcz agresywni. Pozwalają sobie na protekcjonalne zachowania, aroganckie pouczania, wydawanie polskim politykom instrukcji, rozkazów, a nawet traktowanie ich, jak chłopców na posyłki. Krótko mówiąc – zachowują się jak kierownik polityczny Polski.

Przy tym, co jest kuriozum na skalę światową, Ukraina nie jest żadnym podmiotem politycznym w regionie, jest krajem przegranym (już przed wojną upadłym), rządzonym przez osobnika, którego ugrupowanie wzięło nazwę z telewizyjnego programu satyrycznego. No i mamy to, co mamy: „Robicie dobrą robotę. Róbcie tak dalej”; „Polski rząd powinien być ambasadorem interesów Ukrainy na świecie”; „Doceniamy przywództwo polski w rezygnowaniu z rosyjskich nośników energii i zablokowania handlu między Rosją, a innymi państwami, który przechodzi przez terytorium Polski”;  „Bardzo dużo zostało już zrobione przez stronę polską w sferze wzmocnienia zdolności obronnych Ukrainy, ale konieczne są kolejne wysiłki, kolejne kroki”; „Musimy zamknąć granicę rosyjską i białoruską”.

Wszyscy kierują się w stosunkach międzynarodowych własnym interesem, definiują go i bronią. A „naszemu” MSZ ukraińscy przyjaciele narzucili motto: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.

O roli bezpieki w dyplomacji dużo powiedziano. Dużo też pisano o tym, że polski MSZ jest opanowany przez dwie szajki – żydowską i bezpieczniacką oraz że są rozliczne i namacalne dowody świadczące o tym, że  Bronisław Geremek kompletują swój „zespół”, kierował się regułą: żydowskie pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika.

Wiele też napisano o szkodliwych dla polskiej racji stanu dyplomatycznych wyczynach Kamińskiego z Wąsikiem. Na przypominanie roli wywiadu brytyjskiego w dyplomacji Radka Sikorskiego szkoda czasu. Dzisiaj powiedzmy coś o bezpiece ukraińskiej. Bo jest rzeczą oczywistą, że Amerykanie i Brytyjczycy wykorzystują ją do formatowania polityki zagranicznej Polski. Jak i rzeczą oczywistą jest, że preferują Ukraińców, bo są bardziej profesjonalni, tańsi i bardziej bezwzględni.

Afera z nagraniem z podkarpackiego lupanaru z udziałem Marka Kuchcińskiego (dziś przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych!) i medal dla redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” to tylko wierzchołek góry lodowej.

Pisano dużo o zbirach z OUN/UPA pozyskanych przez CIA do „pracy operacyjnej” na terenie b. ZSRR, a nic nie mówi się, że Amerykanie wciągnęli na listy „swych sukinsynów” także członków i sympatyków UPA, którzy po wojnie pozostali w PRL. Zadziwia jak wielu Ukraińców zrobiło po 1989 r. kariery polityczne (i wielkie majątki). Czy do tego nie zostali wcześniej przygotowani? Czy czystym przypadkiem jest, że w MON i polskiej armii etniczny komponent ukraiński jest b. silny, że ministrem obrony był Tomasz Siemoniak, członek władz Związku Ukraińców w Polsce, a wiceministrem Mychajło Dworczuk? Jeżeli dodamy do tego to, że 40 procent oficerów Policji to Ukraińcy z okolic Wyższej Szkoły Policyjnej w Szczytnie oraz zamieszczony na łamach „Wyborczej” postulat b. rzecznika praw obywatelskich, aby ukraińscy przesiedleńcy mieli prawo głosu w wyborach samorządowych (czyli pewność, jak Amen w pacierzu, że zwyciężą w tych wyborach, a Polacy pójdą do rezerwatu), to wyłaniający się obraz sytuacji jest przerażający.

Przypomnijmy, że Dworczuk/Dworczyk w ubiegłym roku złowieszczo zapowiedział „uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”, co jednoznacznie oznaczało, że rząd chce ułatwić, pod pretekstem „deklarowania związku z Polską”, masowe osiedlanie się w Polsce niepolskich nacji.

Gdy przyjrzymy się ludziom majstrującym przy polskiej dyplomacji na odcinku wschodnim i dyplomatom zatrudnionym w „polskich” placówkach dyplomatycznych na Wschodzie, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie ma. Tymczasem pochodzenie etniczne dyplomaty ma znaczenie i trzeba o nim głośno mówić, a także pytać: Czy u Ukraińca nie dojdzie do konfliktu lojalności? Czy daje gwarancję obrony polskiego interesu narodowego? Czy powinien działać w MSZ na odcinku ukraińskim lub pracować w komórce wschodniej Agencji Wywiadu? Czy powodem tego, że pion śledczy IPN nie osądził ani jednego zbrodniarza UPA, a nawet wszystkich skazanych rezunów zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze względów politycznych” nie jest to, że wiele stanowisk w obsadzonych jest tam Ukraińcami? Czy nie z tego powodu padają plackiem przez Ukraińcami?

I czy nie przydatna byłaby tu rada Władysława Gomułki z Marca ‘68: „Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną”? À propos Dudy – zachodzimy w głowę, jak można łączyć skrajny filosemityzm ze skrajną pro-ukraińskością. Bo to przecież nikt inny jak jego jedna ulubiona nacja – Ukraińcy, wymordowała podczas wojny 450 tysięcy przedstawicieli jego drugiej ulubionej nacji – Żydów. Wytłumaczeniem może być tu legendarna już inteligencja „prezydenta Polin”, która nie pozwala mu na skojarzenie dwóch prostych faktów? W tym kontekście nie sposób nie przypomnieć, że za przyzwoleniem Dudy quasi monopol na stosunki z diasporą żydowską i Izraelem ma Muzeum Polin, przy którym, też za przyzwoleniem Dudy, akredytowane jest przedstawicielstwo dyplomatyczne Amerykańskiego Komitetu Żydów, i w którym, tym razem z inicjatywy ministra Zbigniewa Rau, odbyła się w ramach polskiej prezydencji w OBWE konferencja poświęcona walce z antysemityzmem.

Nie mniej sprawy gmatwa to, że w MSZ żaden zastępca ministra nie ma doświadczenia w dyplomacji. No i mamy to, co mamy – toczy się wielka geopolityczna rozgrywka i zakulisowe gry dyplomatyczne, w których polska dyplomacja stoi z góry na przegranej pozycji. Zamiast finezyjnej i profesjonalnych dyplomatów, mamy bezmyślne, pozbawione głowy i własnej strategii, ślepo wykonujące polecenia z zewnątrz, notorycznie przegrywające miernoty, zakompleksionych nieudaczników, którzy nigdy nie walczyli, a jeśli walczyli, to o „certyfikat koszerności” wystawiany przez media żydowskie w Ameryce. Zamiast trzymać się z daleka od konfliktów, które Polski nie dotyczą, wsadzają palce między drzwi i futrynę, wdają się w gry, których zasad nie znają i w których są pionkami. Nawet nie udają, że chodzi im o interes Polski. Ostentacyjnie pokazują, że w ich interesie jest, żeby wojna trwała jak najdłużej, żeby przypadkiem nie zakończyło za wcześnie, że Polska będzie miejscem prowadzenia działań wojennych. „Nie jest dopuszczalny żaden zgniły kompromis” – tak to podsumował Bartosz Cichocki, wysłannik ministra w Kijowie.

Co robić? Najprościej byłoby wymieść to towarzystwo żelazną miotłą z gmachu MSZ przy alei Szucha i zbudować elity dyplomatyczne zdolne do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Ale nie oszukujmy się – na to koniunktury nie ma. Jak i nie ma na powołanie Trybunału Narodowego dla osądzenia zaprzańców. Pozostaje jedynie sporządzanie listy z nazwiskami tych, którzy przyczyniają się do upodlenia Polski. No i artykuł 231 KK jednoznacznie mówiący, że jeśli funkcjonariusz publiczny nie dopełni obowiązków i naraża przez to państwo na szkodę, wówczas w grę wchodzi czyn karalny ścigany z urzędu.

Jak Żydzi zdradzali Polskę w 1920 roku

Ks. dr Stanisław Trzeciak: Jak Żydzi zdradzali Polskę w 1920 roku

… było: dezerterów 202, a w tym żydów 193, uchylających się od poboru wojskowego 411, a w tym żydów 398, działających na szkodę Państwa Polskiego 328, w tym żydów 325″.

1 marca 2018 https://tropicielehistorii.pl/ks-dr-stanislaw-trzeciak-jak-zydzi-zdradzali-polske-w-1920-roku/#.YrlpByUwhhE

Cud nad Wisłą” jest wielką szkołą dla Narodu i Państwa Polskiego. Wymownie nas uczy, że Polska może się opierać tylko na Polakach zjednoczonych umiłowaniem swojej Ojczyzny i złączonych silnymi węzłami narodowymi. Jest tu zarazem wielkie ostrzeżenie przed żydami, którzy bezprzykładnie, jak w żadnym państwie, łączyli się z naszym wrogiem i działali na szkodę zagrożonego naszego bytu państwowego. Dezercja, zdrada, sianie defetyzmu wśród ludności cywilnej, w wojsku, łączenie się wprost z wrogiem przez przyłączanie się do niego z bronią na froncie lub tworzenie oddziałów wojskowych z ludności cywilnej i przechodzenie na pomoc do wroga, by walczyć przeciw wojskom naszym — oto obraz zachowania się żydów w Polsce, dźwigającej się z okowów niewoli, która miała przed sobą postawioną kwestię „być albo nie być”. Małe tylko były wyjątki.

Tu znów niech przemówią fakty i suche komunikaty Naczelnego Dowództwa: „Komunikat z dnia 18 kwietnia 1919 r. Front litewsko-białoruski: Wczorajsze walki o Lidę były uporczywe. Nieprzyjaciel zgromadził wielkie siły, starannie przygotował się do obrony i umocnił ważniejsze obiekty. Piechota nasza musiała kilkakrotnie łamać bagnetem opór wroga, zwłaszcza suwalski pułk piechoty, który wśród ciężkich walk ulicznych, biorąc dom za domem, oczyszczał miasto od nieprzyjaciela. Miejscowa ludność żydowska wspomagała bolszewików, strzelając do naszych żołnierzy”.

Dodać tu należy, że kiedy wymieniony 41 pp. opuścił ze względów taktycznych czasowo Lidę, to żydzi z okien i z dachów strzelali do żołnierzy naszych, lali wrzątkiem na nich i rzucali kamieniami. Kiedy zaś później wymieniony pułk ponownie zajął miasteczko, ludność polska wskazała na kloaki, do których żydzi wrzucili siedmiu oficerów naszych, których jako ostatnio wycofujących się postrzelili, pojmali, w okrutny sposób zmasakrowali i rzucili do kloaki.

Komunikat z 19 sierpnia 1920 r:
„W Siedlcach wzięto do niewoli ochotniczy oddział żydowski, rekrutujący się z miejscowych żydów komunistów”.

Komunikat z dnia 21 sierpnia 1920 r.:

„Front środkowy… W walkach pod Dubienką, gdzie odrzuciliśmy nieprzyjaciela za Bug, odznaczył się porucznik Danielak z 11 pp., który samorzutnie, nie czekając na nadejście swej kompanii, z 8 żołnierzami zaatakował linię nieprzyjacielską, biorąc 20 jeńców do niewoli. Stwierdzono w tym okręgu, że walczy po stronie bolszewickiej oddział ochotniczy z Włodawy”. Widzimy tu zatem niezwykłe bohaterstwo naszych żołnierzy, którzy oprócz wroga zewnętrznego musieli jeszcze pokonywać wewnętrznego wroga, żydów. Podobną sytuację mamy również w walkach zaciekłych w Białymstoku, jak stwierdza Komunikat z 24 sierpnia 1920 r.: „Front północny… Przy zdobyciu Łomży wzięto 2.000 jeńców, 9 dział, 22 karabiny maszynowe i bardzo duży materiał wojenny. Po zajęciu przez 1-szą dywizję Legionów w dniu 22 bm. rano Białegostoku trwały w samym mieście jeszcze przez 20 godzin zaciekłe walki uliczne z przybyłą na pomoc z Grodna 55-ą dywizją sowiecką i miejscową ludnością żydowską, która wydatnie zasilała szeregi bolszewickie”.

Jeśli z powyższych Komunikatów Naczelnego Dowództwa przekonujemy się, że ludność cywilna żydowska w czasie wojny uderza sztyletem w plecy naszego żołnierza, zmagającego się z wrogiem lub łączy się z wrogiem do otwartej walki przeciw naszej Armii, to inne Komunikaty charakteryzują żydów w Armii na froncie jako dezerterów i zdrajców najpodlejszego gatunku.

Raport Dowódcy 5p. Ułanów do Szefa Sztabu Generalnego:

„Dnia 21 czerwca 1920 na odcinku IV Batalionu 106 pp. na Słuczy 3 żołnierze, żydzi przyłapani zostali na rozmowie z bolszewikami, którzy proponowali zdradzić nas i wspólnie przełamać front. Batalion ten miał w swym składzie 130 żołnierzy żydów. Dwóch żydów z wyroku Sądu Doraźnego, zostało rozstrzelanych, trzeci ułaskawiony”. „Dnia 26 czerwca również silnie zażydzony I Batalion 106 pp. bronił przyczółka mostowego w Hulsku. Trzykrotnie odważni semici uciekali z okopów i trzykrotnie ułani 5 pułku zapędzali ich płazem szabli na miejsce. W trakcie tego żyd, sierżant 106 pp. zabił dwiema kulami wachmistrza 3 szwadronu Pilcha, który zapędzał go na miejsce. Wynikiem tego boju było nowe przełamanie naszego frontu (na Słuczy i Horyni).

Dnia 3 sierpnia 1920 r. Budionnyj skoncentrował się naprzeciwko Ostroga, bronionego przez oddziały 106 pp., do którego powróciła tymczasem większość żydów — dezerterów. Dnia czwartego o świcie garnizon Ostroga bez strzału, nie napierany przez bolszewików, panicznie wycofał się z miasta. Bolszewicy mimo trudnej przeprawy, przeszli Horyń i wyruszyli na Zdołbunowo”. „Z faktów przytoczonych wypływa, że przepełniony żydami 106 pp. służył ulubionym punktem ataku dla Budionnego i dwukrotnie odegrał fatalną rolę bezpośredniej przyczyny przełamania naszego frontu (na Słuczy i Horyni). Dane powyższe są w Armii naszej powszechnie znane i szeroko omawiane wśród żołnierzy. Oburzenie ich jest tak wielkie, że dalsze pozostawienie żydów w składzie Armii jest wykluczone. Nasuwa się konieczność niezwłocznego wydzielenia ich z pułków na froncie, inaczej mogą zajść krwawe ekscesy. Wartość bojowa na takim odżydzeniu może tylko zyskać”.

O tych wypadkach mówi również Wacław Sobieski: „Niezapomnianym będzie również stanowisko tych żydów, którzy witali armię Bronsztaina-Trockiego manifestacyjnie. W czasie cofania się Gen. Szeptycki trzykrotnie przysyłał do Naczelnego Dowództwa W.P. raporty o zdradzie oficerów żydów, zaś pod Radzyminem batalion wartowniczy, składający się z żydów, przeszedł na stronę bolszewików”. Jeżeli się zważy, że wtedy nawała bolszewicka zbliżała się już prawie do przedmieść Warszawy, to się zrozumie nadzwyczaj ciężkie położenie naszej Armii i naszego Narodu i musi się przyznać, że jedynym ratunkiem przed żydami, jako wrogiem wewnętrznym, był nadzwyczaj doniosły rozkaz ówczesnego Ministra Spraw Wojsk. Gen. Sosnkowskiego, by żydów wydzielić z armii i osadzić w obozie koncentracyjnym w Jabłonnie.

Rozkaz ten opiewa:

„Ministerstwo Spraw Wojskowych — Oddział I Sztabu Licz. 13679 mob. Usunięcie żydów z D.O. Gen. Warszawy i formacji podległych wprost M. S. Wojsk. W związku z mnożącymi się ciągle wypadkami, świadczącymi o szkodliwej działalności elementu żydowskiego, zarządza M. S. Wojsk, co następuje: 1. Dla D. O. Gen. Warszawa. 2. Dla wszystkich Oddziałów szt. M. S. Wojsk, i Dep. M.S.W. z poszczególnymi, w drodze tych Oddz. szt. i Dow. wprost M. S. Wojsk., podlegającymi formacjami, zakładami, instytucjami itd.

ad 1. D. O. Gen. Warszawa usunie ze wszystkich mu podległych formacji, stacjonowanych w Warszawie, Modlinie, Jabłonnie i Zegrzu, żydów szeregowych, pozostawiając w tych formacjach tylko 5% tego żywiołu. D. O. Gen. Warszawa wyznaczy punkt zborny, dla tych wyeliminowanych żydów, tworząc z takowych po wydzieleniu rzemieślników, oddziały robotnicze. Oddziały te powinny być formowane na sposób kompanii robotniczych o maksymalnej sile 250 szeregowych na kompanię. Na każdą taką kompanię robotniczą wyznaczy:; D.O. Gen. Warszawa 1 oficera, 5 podoficerów, 10 szeregowych wyznań chrześcijańskich. W razie zapotrzebowania oficerów niezdolnych do służby frontowej zwróci się D. O. Gen. Warszawa z zapotrzebowaniem takowych do Oddz. I Sztabu M. S. Wojsk. Po sformowaniu wymienionych kompanii robotniczych, wyda M. S. Wojsk, dalsze zarządzenia, co do numeracji i gdzie wymienione kompanie zużytkowane zostaną. Przeprowadzenie tego rozkazu należy niezwłocznie wykonać, licząc się z obecną sytuacją. O wycofaniu z formacji żydów zamelduje D. O. Gen. Warszawa do M. S. Wojsk. Oddz. I Sztabu do dnia 12. VIII. 1920 r. ad 2. Wszystkie oddziały szt. M. S. Wojsk., jak również i Departamenty usuną do 5% z podległych im (wprost M. S. Wojsk.) formacji, zakładów, instytucji itd. szeregowych żydów, oddając takowych do dyspozycji D. O. Gen. Warszawa, które ich wcieli do tworzących się robotniczych komp. Zaznacza się przy tym, że w samych biurach i kancelariach poszczególnych oddz. szt. i Departamentów, należy wszystkich żydów szeregowych usunąć. Zatrzymanie żydów w biurach lub innych instytucjach pod pretekstem, że takowi są niezbędni lub politycznie pewni, tym samym zakazuje się. Wyeliminowanie żydów i oddanie takowych do dyspozycji D. O. Gen. Warszawa winno być bezwarunkowo z dniem 12. VIII. 1920 r. skończone. Wykonanie tego rozkazu zamelduje D. O. K. Gen. Warszawa Oddziałowi I Dep. M. S. Wojsk., zawiadamiając o wykonaniu Oddz. X. Sztabu M. S. Wojsk. Otrzymują: Woj. Gub. Warszawy, D.O. Gen. Warszawa, Biuro Prezydialne, Kancelaria Wiceministra, Wszystkie Oddz. Sztabu M. S. Wojsk., Wszystkie Dep. M. S. Wojsk., Dep. dla spraw Morskich, Dow. m. Warszawy, N. Dow. W. P. Prich Płk. Szt. Gen. Szef Oddziału I.”

Jeżeli Minister Spraw Wojsk, zmuszony był do przeprowadzenia oczyszczenia Armii z żywiołu żydowskiego w najkrytyczniejszej dla Państwa chwili, bo w chwili, kiedy wróg był prawie pod murami stolicy, to czyż nie jest rzeczą niezbędną i konieczną dla Państwa oczyścić w zupełności Armię od żydów w czasie pokoju na podstawie ustawodawstwa, wyznaczającego żydów do batalionów robotniczych i nakładającego na nich progresywny podatek stosownie do zamożności?

Jeżeli służba w Armii Polskiej jest zaszczytem i chlubą dla Polaka, to nie może być w niej miejsca dla tych, którzy łapownictwem od niej się wymykają, dezerterują, szpiegostwo i zdradę uprawiają, a takimi są żydzi, bo jak mówi Wacław Sobieski w r. 1920 „wśród zbiegłych do Śląska Górnego, a następnie wydanych Władzom Polskim, było: dezerterów 202, a w tym żydów 193, uchylających się od poboru wojskowego 411, a w tym żydów 398, działających na szkodę Państwa Polskiego 328, w tym żydów 325″.

Taką rolę odegrali żydzi w chwili powstania Państwa Polskiego. Czyż więc się godzi tych, którzy zdradzali Polskę i łączyli się z jej wrogami, stawiać na równi z tymi, którzy krwią i życiem jej bronili i dla niej wszystko poświęcili, i jednym i drugim dawać równe, jedne i te same prawa? Czy też przeciwnie? — Czyż sprawiedliwość i instynkt samozachowawczy nie przemawia za tym, by żydom odjąć równouprawnienie i by ich wykluczając z Armii, nie dopuścić do dostaw wojskowych, żołnierzom zakazać wszelkiego stykania się z nimi, a żydom zabronić nawet blisko koszar mieszkać?

ks. dr Stanisław Trzeciak

Judaizm kontra katolicyzm – Biskup Ryszard Williamson

https://www.bibula.com/?p=133723

Tertulian powiedział, że wiara katolicka i moc żydowska są jak dwie szale u wagi. Gdy wiara katolicka unosi się ku górze, siły żydowskie opadają, podobnie dzieje się w odwrotnym przypadku. Gdy katolicyzm słabnie, szala żydowska się unosi. Dzieje się tak, ponieważ już od czasów gdy żydzi ukrzyżowali naszego Pana Jezusa Chrystusa, zawsze byli oni wrogami Kościoła katolickiego. Zawsze traktowali Kościół katolicki jako ich głównego wroga. Rzecz ma się podobnie z komunistami, dla nich też Kościół katolicki jest naczelnym wrogiem. Nowy Porządek Świata również zdaje sobie sprawę, że Kościół jest ich najgroźniejszym przeciwnikiem. 

Od czasów Soboru Watykańskiego II, Kościół jest znokautowany, leży na deskach. Jest odliczany niczym pięściarz…6,7,8… Wrogom Kościoła wydaje się, że Kościół już poległ. To nieprawda. Kościół znów stanie na nogach, ponieważ Pan Bóg nie chce unicestwienia  Kościoła i Pan Bóg na to nie pozwoli. Wrogowie Kościoła; żydzi, komuniści, masoni i inni nie zdają sobie z tego sprawy. Są zdeterminowani do walki z Nim na śmierć i życie i to właśnie robią. 

Pan Bóg zezwala na to poprzez całą wieczność. Trzymając się bokserskiego porównania, które już zastosowaliśmy, jeśli chcemy wyszkolić dobrego pięściarza, musimy mu zapewnić bardzo dobrych partnerów treningowych, nie słabeuszy. Jeśli chcemy wyszkolić ludzi tak aby zasłużyli na Niebo, musimy zapewnić im tutaj na ziemi solidną walkę, a nie jakąś śmieszną i pozorowaną. Takim poważnym i sprawnym partnerem treningowym są właśnie żydzi. 

Pan Bóg udzielił im wielu talentów; są mądrzy, zdeterminowani, stanowczy, zmotywowani i walczą z Kościołem od samego początku. Pan Bóg zezwala na to, aby w tej walce kształtować dobrych katolików. Zezwalając na wzrost potęgi żydowskiej, Pan Bóg ukazuje nam, jakich cierpień możemy się spodziewać jeśli utracimy naszą wiarę. 

Zatem jedynym sposobem powstrzymania żydowskiej dominacji jest odbudowa wiary katolickiej. SWII podkopał autorytet Kościoła katolickiego i w efekcie pozwoliło to na spuszczenie ze smyczy całej żydowskiej potęgi. 

„Krew Jego na nas i na dzieci nasze” Mt 27,25

Ta żydowska deklaracja jest najbardziej przerażająca w całej historii świata.

Nasz Pan uczynił z Kaina wiecznego wędrowca i uciekiniera i naznaczył go znamieniem,  aby ktokolwiek rozpozna to znamię, mógł go zabić. Dlatego żydzi, których nie wolno zabijać, a których ręce są splamione krwią Chrystusa, pozostaną wędrowcami i uciekinierami dopóki ich oblicza nie pokryją się hańbą w imię Jezusa Chrystusa Naszego Pana.” – Papież Innocenty III

Gdyby ktoś zabił umiłowanego syna człowieczego, a następnie wyciągnął ręce splamione krwią do strapionego ojca, prosząc go o przyjęcie do swojego domu, czyż krew syna, widoczna na ręce mordercy, nie pobudziłaby ojca do słusznego gniewu? Takie są modlitwy żydów, bo kiedy wyciągają ręce w modlitwie, przypominają Bogu Ojcu o swoim grzechu przeciwko Jego Synowi. Przy każdym wyciągnięciu rąk, pokazują, że te są splamione krwią Chrystusa. Ci bowiem, którzy trwają w swym zaślepieniu, dziedziczą winę swych ojców; wołali bowiem: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” Mt 27,25.  – Święty Bazyli Wielki

Biedni żydzi! Przywołaliście straszliwą klątwę na własne głowy, wołając „Krew Jego na nas i dzieci nasze”, i tę klątwę, nieszczęsny narodzie, nosicie do dziś i do końca czasów będziecie nosić karę tej niewinnej krwi. O mój Jezu… Nie będę uparty jak żydzi. Będę Cię kochał na zawsze, na zawsze, na zawsze!” – Święty Alfons Maria Liguori

Twardego karku i nie obrzezanych serc i uszu! Wy się zawżdy sprzeciwiacie Duchowi świętemu. Jako ojcowie waszy, także i wy.
Którego z Proroków nie przeszladowali ojcowie waszy? I zabili tych, którzy opowiadali o przyszciu sprawiedliwego, któregoście wy teraz zdrajcami i mężobójcami byli,
którzyście wzięli zakon przez rozrządzenie Anjelskie, a nie strzegliście.
” Dz 7, 51-53

Abowiem wy, bracia, zstaliście się naszladowcami kościołów Bożych, które są w żydowskiej ziemi w Chrystusie Jezusie, iżeście i wy toż cierpieli od spółpokoleników waszych, jako i oni od żydów, którzy i Pana zabili Jezusa, i Proroki, i nas przeszladowali, i Bogu się nie podobają, i wszytkim ludziom się sprzeciwiają,
broniąc nam, żebyśmy nie mówili Poganom, iżby byli zbawieni: aby zawsze wypełniali grzechy swe, abowiem na nie przyszedł gniew Boży aż do końca.
” Dz 2, 14-16

Biskup Ryszard Williamson

Tłum. Sławomir Soja

na podstawie: „Judaism vs. Catholicism: Bp. Williamson Gets Really Real”

Judaism vs. Catholicism: Bp. Williamson Gets Really Real

https://youtube.com/watch?v=crxlNnCMuL4%3Ffeature%3Doembed

Published: Apr 28, 2022

Za: Youtube (Apr 28, 2022) | https://www.youtube.com/watch?v=crxlNnCMuL4

Czy Hitler – jak wspomniał Ławrow – miał żydowską krew?

Joanna M.Wiórkiewicz https://niemcy.neon24.info/post/167866,czy-hitler-jak-twierdzi-lawrow-mial-zydowska-krew

Historycy zwykle temu zaprzeczali, jednak plotka o żydowskiej krwi Hitlera nie wygasła od czasu, gdy w 1946 r. Hans Frank, ją potwierdził.

Amerykański badacz znalazł dodatkowe potwierdzenie w austriackim archiwum.
Adolf Hitler faktycznie miał żydowskiego dziadka. 

Kiedy siedem lat po śmierci Hansa Franka, w 1953 r., opublikowano jego wspomnienia, wywołały one sensację. Frank był powiernikiem Hitlera, jego prawnikiem od 1928 r., najwyższym prawnikiem III Rzeszy, a jako generalny gubernator na ziemiach polskich odpowiadał za represje wobec ludności polskiej. W 1946 r. został skazany na karę śmierci i stracony w norymberskim procesie głównych zbrodniarzy wojennych. W oczekiwaniu na egzekucję napisał swoje wspomnienia, zatytułowane “W obliczu szubienicy”.
Jeden z fragmentów książki wzbudził kontrowersje. Hans Frank twierdził, że jego dawny mentor Adolf Hitler miał żydowskiego dziadka. Zgodnie z surową klasyfikacją norymberskich ustaw rasowych z 1935 r., byłby to “ćwierć-Żyd”. Frank twierdził, że w 1930 r. odkrył, iż dziadek Hitlera był Żydem mieszkającym w austriackim mieście Graz. Siostrzeniec Hitlera, William Patrick Hitler, napisał wcześniej do Führera list z szantażem, grożąc, że ujawni tę sprawę. Hitler zlecił Frankowi, jako swojemu prawnikowi, zbadanie tej sprawy.

Czy żydowski nastolatek zapłodnił babcię Hitlera?
Podczas swoich badań, jak twierdzi Frank, natrafił na korespondencję między babką Hitlera, Marią Anną Schicklgruber z 1836 roku, a niejakim Frankenbergerem, w którego gospodarstwie pracowała Schicklgruber. Z listów tych wynikało, że mężczyzna ten miał 19-letniego syna, który zapłodnił dużo starszą służącą domową. W korespondencji Frankenberger zgodził się płacić alimenty na dziecko do 14 roku życia. Frankenberger, jak powiedział później Frank, zapłacił dobrowolnie, bez konieczności występowania matki do sądu, ponieważ unikał rozgłosu. Z punktu widzenia Hitlera problem polegał na tym, że Frankenberger, a więc także jego syn, byli Żydami.

Historycy, którzy zajmowali i zajmują się intensywnie Hitlerem, zawsze wątpili w twierdzenia Franka. Było to możliwe z trzech powodów. Po pierwsze, korespondencja, o której wspominał Frank, nigdy nie została odnaleziona w archiwach. Po drugie, inne informacje zawarte w książce Franka były błędne, co podważało wiarygodność całej pracy. I po trzecie, z całą stanowczością przyjęto, że w omawianym czasie, tj. w 1836 r., w Grazu w ogóle nie mieszkali Żydzi. Dlatego mężczyzna, który zapłodnił babkę Hitlera, nie mógł być również Żydem.

Zgodnie z popularnym przekazem Maria Anna Schicklgruber, babka Hitlera, miała nieślubnego syna o imieniu Alois. Kiedy później wyszła za mąż za Johanna Georga Hiedlera, został on ojczymem Alojzego. Po śmierci Hiedlera w akcie urodzenia Aloisa Schicklgrubera zmieniono jego nazwisko na Alois Hitler. Ponieważ nie było oficjalnego oświadczenia o ojcostwie Hiedlera, zmiana nazwiska została dokonana na podstawie zeznań świadków dopiero po śmierci Hiedlera. Nie wyjaśniono, dlaczego zmieniono nazwisko na Hitler, a nie na Hiedler.

Sax: Twierdzenie, że w 1836 roku w Grazu nie było Żydów, jest fałszywe.

To, że w książce Franka znalazły się błędne informacje, jest bezsporne. Bezsporne jest również, że listy między Schicklgruberem a Frankenbergerem, o ile istniały, nigdy nie zostały odnalezione. Można to jednak łatwo wytłumaczyć faktem, że prawdopodobnie zostałyby one zniszczone przez śledczych Franka jako niepożądany dowód. Trzeci i najważniejszy argument został jednak obalony przez amerykańskiego naukowca Leonarda Saxa. Sax, który nie jest historykiem, lecz lekarzem i ekspertem w dziedzinie gender, opublikował właśnie w prestiżowym “Journal of European History” esej, w którym przynajmniej kwestionuje, jeśli nie obala, główną tezę krytyków Franka: twierdzenie, że w 1836 r. w Grazu w ogóle nie było Żydów.

Kariera tego stwierdzenia jest wręcz zdumiewająca i nie przynosi chluby gildii historyków. W świat wprowadził ją bowiem niejaki Nikolaus von Preradovich. W 1957 r. w wywiadzie dla czasopisma “Der Spiegel” Austriak po raz pierwszy postawił tezę, że Hitler nie mógł mieć żydowskiego dziadka, wbrew temu, co przedstawił Frank, ponieważ w Grazu i całej Styrii nie było wówczas Żydów. 32 lata później Preradowicz napisał esej, w którym twierdził, że jego badania m.in. w archiwach miasta Graz wyraźnie wykazały, że w latach 1820-1860 w Grazu nie było żadnej rodziny Frankenbergerów.

Źródło było wielbicielem Hitlera

Od tego czasu wielu biografów Hitlera przyjęło ten wniosek, niezależnie od tego, czy powoływali się na źródło Preradowicza, czy nie. Na przykład najbardziej znany ekspert Ian Kershaw wyraźnie się na niego powołuje. Ale jeśli przyjrzeć się, kim był ten człowiek, ta łatwowierność jest zadziwiająca – stwierdza Sax. Preradowicz, który żył w latach 1917-2004, był bowiem prawicowym radykałem i wielbicielem Hitlera. W swoim eseju o Hitlerze z 1989 r. ani razu nie wspomina o Holokauście. W innym artykule z lat 90. napisał, że z każdym dniem coraz bardziej podziwia Hitlera. I tak oto ten na wskroś niepoważny autor miałby być niewzruszonym źródłem tego, że Adolf Hitler, którego cały światopogląd opierał się na wrogości wobec Żydów, sam nie mógł mieć żydowskich korzeni?

Sax nie chciał się na to zgodzić – i sam pojechał do Austrii, aby przeprowadzić badania na miejscu. I rzeczywiście natrafił na źródła, które zaprzeczały twierdzeniom Preradowicza. Preradovich twierdził, że do 1856 r. nie ma żadnych dowodów na istnienie Żydów w Grazu. Sax znalazł jednak dokument, który dowodzi istnienia małej społeczności żydowskiej w mieście już w 1850 r., ponieważ wyraźnie wspomina o “małej, obecnie osiadłej społeczności”. To prawda, ale to byłoby jeszcze 14 lat po ciąży Marii Schicklgrauber. Sax uważa jednak za prawdopodobne, po odnalezieniu tego nieznanego dotąd lub celowo stłumionego źródła, że Żydzi w Grazu byli jeszcze wcześniej, a więc już w 1836 r.

Frankenberger mógł mieć posiadłość w Styrii

W tym czasie w Styrii, w przeciwieństwie do sąsiedniego Burgenlandu, Żydom nie wolno było oficjalnie mieszkać. W Styrii wolno im było jednak prowadzić interesy, więc Żydzi jeździli do Grazu w sprawach handlowych. Sax uważa, że żydowscy biznesmeni, tacy jak Frankenberger, oficjalnie mieszkali i byli zameldowani w jednej z gmin Burgenlandu, ale mieli też nieoficjalną i nielegalną siedzibę w Grazu, gdzie prowadzili swoje interesy. Babcia Hitlera mogła więc równie dobrze pracować w żydowskim domu i mieć dziecko z młodszym o 23 lata Frankenbergerem.

Mogło to być również powodem dobrowolnych wpłat starego Frankenbergera na rzecz Schicklgruber, ponieważ prawdopodobnie obawiał się on, że mieszkając nielegalnie w Grazu, może zostać zdemaskowany w procesie sądowym.

Leonard Sax nie przedstawia oczywiście dowodu na to, że Hitler miał żydowskie korzenie. Podważa on jednak główną tezę wysuniętą przez prawicowo-radykalnego autora, który chciał uchronić Hitlera przed “oskarżeniem” o żydowskie korzenie: że w Grazu, gdzie mieszkała wówczas babka Hitlera, nie było Żydów.

Znany historyk dystansuje się

Uznany ekspert, taki jak Brytyjczyk Richard Evans, trzyma się od Saxa z daleka. Według Evansa nie ma nawet wiarygodnych dowodów na to, że Maria Anna Schicklgruber kiedykolwiek mieszkała w Grazu. Ani o tym, że w Grazu mieszkała rodzina Frankenbergerów. “Nie odnaleziono żadnej korespondencji między ojcem Hitlera a jego babką ojcowską” – powiedział Evans gazecie Times of Israel. Nie było też żadnych dowodów na to, że bratanek Hitlera szantażował go. Evans uważa, że spekulacje na temat ewentualnych żydowskich korzeni Hitlera pojawiają się, ponieważ wielu ludzi nie potrafi wyjaśnić jego głębokiego i morderczego antysemityzmu – chyba że miał ku temu osobiste powody. Leonard Sax nie kwestionuje tej krytyki – widzi wystarczający powód, by dalej swoją hipotezę badać.
Na podstawie: „Focus“12.08. 2019

Żółto-niebieska wstążeczka po jednej stronie, a żonkil po drugiej. Czeka nas nowa unia.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5166

„Goniec” (Toronto)  •  24 kwietnia 2022

Tym razem było inaczej, niż zwykle. Bo zwykle podczas świąt, wszystko jedno – Bożego Narodzenia, czy wielkanocnych, nasz nieszczęśliwy kraj pogrąża się w nirwanie. Tym razem tak nie było, bo zimny ruski czekista, zbrodniarz wojenny Putin, co prawda dopiero w drugi dzień świąt, rozpoczął ofensywę na wschodzie Ukrainy. Walki toczą się na prawie 500-kilometrowyn froncie, ale niezależne media głównego nurtu, powtarzając informacje wytwarzane przez stronę ukraińską, nie podają żadnych szczegółów, co skłania do podejrzeń, że inicjatywa leży po stronie Rosjan. Dodatkową poszlaką są gorzkie słowa, jakie strona ukraińska i prezydent Zełeński osobiście kieruje pod adresem niemieckiego kanclerza, że – odwrotnie niż Polska – nie chce rezygnować z rosyjskiego gazu i ropy, a w dodatku opieszale traktuje obowiązek dostarczania na Ukrainę broni. Tymczasem kilka dni przed świętami pewien kremlowski dygnitarz oświadczył, że Rosja wszystkie konwoje z bronią będzie traktowała jako „legalne cele wojskowe”. Jeśli tak by było rzeczywiście, to wojna mogłaby zakończyć się wcześniej, niż przewiduje amerykański sekretarz stanu Antoni Blinken, według którego zakończy się ona w Sylwestra 2022 roku. Ostatnim dniem 2022 roku jest bowiem Sywester, który rzeczywiście może być dla Putina datą ważną, bo właśnie wtedy, w roku 1999, prezydent Jelcyn oświadczył w telewizji: „ja uchażu w odstawku”, a nowym prezydentem Rosji został właśnie Putin, który na tamtym etapie nie tylko nie był jeszcze zbrodniarzem wojennym, ale nawet miał duszę, którą swoim przenikliwym wzrokiem dostrzegł w nim prezydent George Bush. Na razie w komunikatach dominują zapewnienia strony ukraińskiej, że będzie walczyła do końca.

Tymczasem tuż przed świętami wydarzył się incydent, który dla rządu „dobrej zmiany” może nosić nawet charakter aktu sprawiedliwości dziejowej. Oto drogą ekspresową jechał samochód prowadzony przez pana Zdziennickiego, małżonka pani Małgorzaty Gersdorf, o której stanowisko I prezesa Sądu Najwyższego toczyły się takie boje na wstępnym etapie walki o praworządność w naszym bantustanie. Otóż w pewnym momencie, jadący z lewej strony samochodu wiozącego małżonków motocyklista uderzył w barierkę, ginąc na miejscu, podczas gdy jego motocykl siłą rozpędu ślizgał się po jezdni i nawet wyprzedził samochód małżonków. Widać to było na nagraniu, które zrobił jadący z tyłu samochód ciężarowy. Tymczasem małżonkowie się nie zatrzymali, tylko pojechali, jakby nigdy nic – ale policja na podstawie nagrania zidentyfikowała ich samochód. Od tej chwili przed panią Małgorzatą Gersdorf zaczęły piętrzyć się kłopoty oraz – jak to nazwała – „szykany” – co skrupulatnie odnotowywały niezależne media rządowe, dzięki czemu nawet Donald Tusk, który jest tam regularnie pokazywany jako drugi po Putinie wróg publiczny, zszedł na plan dalszy. Jednak rozpoczęta na Ukrainie ofensywa zepchnęła na dalszy plan również i tę sprawę, być może również dlatego, że z nirwany wyrwała ona również zwolenników i politycznych przyjaciół pani Małgorzaty Gersdorf, którzy rozpoczęli pracować nad korzystniejszą dla małżonków wersją wydarzenia.

Podobnie bez większego rezonansu przeszedł rozłam w Judenracie „Gazety Wyborczej”, który został ujawniony za sprawą Konstantego Geberta, co to podstępnie chciał na łamach „Gazety” zamieścić oskarżenie, jakoby ukraiński pułk „Azow” składał się z „nazistów”. Judenrat przekonywał pana Geberta, żeby użyć określenia „skrajna prawica, ale taka propozycja oburzyła pana Geberta do tego stopnia, że pożegnał się z „Gazetą Wyborczą” na dobre.

Ten incydent jednak niósł ze sobą potężny dysonans poznawczy, bo z jednej strony taki rozłam w Judenracie był dla niezależnych mediów rządowych prawdziwym darem Niebios, ale z drugiej spostrzeżenie pana Geberta o „nazistowskim” charakterze pułku „Azow” dokładnie pokrywało się z oskarżeniami zbrodniarza wojennego Putina, który jako pozór moralnego uzasadnienia inwazji na Ukrainę podaje potrzebę przeprowadzenia „denazyfikacji” tego kraju.

Tymczasem 13 kwietnia odbyła się w Mikołajkach debata na temat unii Polski z Ukrainą. Debata ta była pokłosiem Europejskiego Kongresu Samorządów, organizowanego przez Ośrodek Studiów Wschodnich. Uczestniczyli tam panowie: Władysław Kosiniak-Kamysz, pobożny poseł Jarosław Gowin, Wielce Czcigodny poseł Maciej Gdula, z porządnej, bezpieczniackich rodziny i Czesław Bielecki. Moderatorem debaty był Jan Maria Rokita, z tołstojowską brodą niemal do pasa. Dyskutanci zgodzili się, że nie ma rady, tylko trzeba przeprowadzić unię Polski z Ukrainą, to znaczy – przyłączyć Polskę do Ukrainy. Jak powiedział prezydent Zełeński, taka Ukrai… – to znaczy, pardon – oczywiście taka unia liczyłaby 80 milionów mieszkańców, czyli tyle samo, co Niemcy. Zresztą – jak zauważył Czesław Bielecki – nieważne, jak by się taki twór polityczny nazywał, bo najważniejsze jest sprawne przeprowadzenie procesu integracji. Myślę, że około 3 milionów uchodźców z Ukrainy, nie licząc co najmniej półtora miliona Ukraińców, którzy do Polski przybyli wcześniej, do sprawnej integracji z pewnością się przyczyni, a kto nie będzie chciał się integrować, albo nawet będzie się integrował, tylko opieszale, to zostanie odpowiednio podkręcony. W ten sposób, jeśli Ukraina utraciłaby swoje wschodnie, uprzemysłowione okręgi – o czym oczywiście nie może być mowy – to dzięki unii z Polską zyskałaby odpowiednią rekompensatę terytorialną, a Polska – jak to już wcześniej, w niepojętym przypływie szczerości zauważył rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, pan Łukasz Jasina – stałaby się „sługą narodu ukraińskiego” i to nie incydentalnie, pod pretekstem wojny, ale może już na zawsze.

Trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć, to znaczy – jak zauważył Władysław Kosiniak-Kamysz – tylko napisać przyszłą historię naszych dwóch narodów, bo emocje zostały zastąpione propolskim etosem. Tak samo mówi pani Weronika Marczuk – że mianowicie Ukraińcy się w Polsce „zakochali”. Skoro tak, to nie ma co czekać, tylko starą historię unieważnić i zabrać się do napisania nowej. Oczywiście nie wylewajmy dziecka z kąpielą i nie unieważniajmy całej dotychczasowej historii.

Na przykład – powstanie w Getcie Warszawskim. Akurat 19 kwietnia przypadła kolejna rocznica, a z tej racji wszyscy patrioci, obok wstążeczki w barwach ukraińskich z jednej strony, pozakładali sobie z drugiej strony wycięty z żółtego papieru wizerunek żonkila. W tej sytuacji na polską flagę miejsca już nie starczyło, ale w takim zestawie potrzebna ona jak psu piąta noga. Wstążeczka po jednej stronie, a żonkil po drugiej w przyszłej unii wystarczą, bo po co rozdrapywać stare rany?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Podwójny SKANDAL! Dziennikarka CNN Żydówka rzuca na wizji oszczerstwa przeciw Polsce i Polakom – w twarz Prezydentowi Dudzie. On się „tłumaczy”.

Dziennikarka CNN pyta prezydenta Dudę, czy polska pomoc Ukraińcom, to „naprawienie krzywd” za… holokaust i pogromy.

https://nczas.com/2022/04/09/skandal-dziennikarka-cnn-pyta-prezydenta-dude-czy-polska-pomoc-ukraincom-to-naprawienie-krzywd-za-holokaust-i-pogromy-video/

Prezydent Andrzej Duda udzielił wywiadu lewicowej amerykańskiej stacji CNN.

W czasie rozmowy dziennikarka Dana Bash zadała Dudzie pytanie, po którym powinien on przerwać wywiad, a Bash i CNN powinny zostać pozwane przez państwo polskie.

Dana Bash w rozmowie z Andrzejem Dudą stwierdziła, że „w Pana Ojczyźnie wcześniej zdarzały się pogromy przeciwko Żydom, istniały tu obozy koncentracyjne”.

Czy uważa Pan, że to, co pokazują teraz Polacy wobec Ukraińców, jest próbą naprawienia tych krzywd? –zapytała dziennikarka warszawskiego polityka.

Po tym pytaniu Duda powinien przerwać wywiad, a warszawski rząd powinien pozwać zarówno bezczelną dziennikarkę, która wybiela niemieckich nazistów i zrzuca winę za holokaust na Polaków, jak i całą stację CNN, która pozwala na takie zakłamywanie historii.

[Miał obowiązek jej powiedzieć, że dziennikarka CNN nie może być na tyle głupia, by bez świadomości kłamania powtarzać takie oszczerstwa. I zażądać natychmiastowych przeprosin.

Gdyby się wykręcała – wyjść ze studia, żądając jeszcze od dyrekcji CNN natychmiastowego usunięcia kobiety z pracy. MD]

Najwyższy polski urzędnik jednak dalej kontynuował rozmowę z Bash.

Duda wytłumaczył dziennikarce, że Żydzi, którzy zginęli w czasie wojny, byli polskimi obywatelami, Polacy pomagali im nawet za cenę własnego życia, bo taka kara czekała ich z rąk nazistów, a wśród „sprawiedliwych wśród narodów świata” najwięcej jest właśnie Polaków.

Oczywiście nie chodziło o to, żeby prezydent Duda coś odpowiedział – chodziło o same postawienie pytanie, które obrzuca Polskę i Polaków fekaliami, a co odpowiedział prezydent, to tego już nikt nie słuchał.

Dziennikarka Dana Bash urodziła się w rodzinie żydowskiej jako Dana Ruth Schwartz na Manhattanie w Nowym Jorku, córka Frances (z domu Weinman) Schwartz – autorki i pedagoga studiów żydowskich, oraz Stuarta Schwartza – producenta telewizji ABC News.

Pajace, Azow, Żydzi, Korpus Narodowy, wojna dez-informacyjna, Kołomojski, C14.

Jak prezydent Ukrainy Zełenski zawarł pokój z neonazistowskimi grupami.

2 kwietnia 2022 https://ripsonar.wordpress.com/2022/04/02/jak-zydowski-prezydent-ukrainy-zelenski-zawarl-pokoj-z-neonazistowskimi-grupami-paramilitarnymi-na-frontach-wojny-z-rosja/#more-17580

[Nie wiem, czy wszystko tu przedstawione to prawda. Sam blog – np. relacje o „kosmitach” – wątpliwy. Ale w dobie wojny dez-informacyjnej – uznałem za konieczne opublikowanie. Filmiki – w oryginale. Nie chcę obciążać mego serwera, który i taki ledwo zipie pod atakami… MDakowski]

=========================

Podczas gdy zachodnie media wykorzystują żydowskie dziedzictwo Wołodymyra Zełenskiego, by odeprzeć oskarżenia o wpływy nazistowskie na Ukrainie, prezydent oddał się siłom neonazistowskim i teraz polega na nich jako na siłach frontowych.

W październiku 2019 r. gdy wojna na wschodzie Ukrainy przeciągała się, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski udał się do Zołote, miasta położonego mocno w „szarej strefie” Donbasu, gdzie zginęło ponad 14 000 osób, głównie po stronie prorosyjskiej.

Tam prezydent natknął się na zatwardziałych weteranów skrajnie prawicowych [to głupawa definicja, jak i wzięte od rewolucjonistów – morderców francuskich pojęcie „prawica”, czy „lewica” md] oddziałów paramilitarnych, które toczyły walkę z separatystami zaledwie kilka kilometrów dalej.

Wybrany na platformie deeskalacji działań wojennych z Rosją, Zełenski był zdeterminowany do egzekwowania tzw. Formuły Steinmeiera, opracowanej przez ówczesnego niemieckiego ministra spraw zagranicznych Waltera Steinmeiera, która wzywała do wyborów w rosyjskojęzycznych regionach Doniecka i Ługańska.

W konfrontacji twarzą w twarz z bojownikami neonazistowskiego batalionu Azow, którzy rozpoczęli kampanię sabotowania inicjatywy pokojowej pod nazwą „Nie dla kapitulacji”, Zełenski natknął się na mur oporu.

Po zdecydowanym odrzuceniu apeli o wycofanie się z linii frontu Zełenski załamał się przed kamerą. „Jestem prezydentem tego kraju. Mam 41 lat. Nie jestem frajerem. Przyszedłem do was i mówię: usuńcie broń” – błagał bojowników Zełenski.

Gdy wideo z burzliwej konfrontacji rozprzestrzeniło się w ukraińskich mediach społecznościowych, Zełenski stał się celem gniewnej reakcji .

Andrij Biletsky, dumny faszystowski przywódca batalionu Azow, który kiedyś obiecał „poprowadzić białe rasy świata w ostatecznej krucjacie… przeciwko dowodzonemu przez Semitów Untermenschen”, obiecał sprowadzić tysiące bojowników do Zołote, jeśli Zełenski będzie naciskał dalej. Tymczasem parlamentarzysta z partii byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki otwarcie fantazjował o tym, że granat rozerwał Zełenskiego na kawałki.

Chociaż Zełenski osiągnął niewielkie wycofanie się, neonazistowskie paramilitarne eskalowały swoją kampanię „bez kapitulacji”. W ciągu kilku miesięcy walki w Zołocie znów się zaogniły, rozpoczynając nowy cykl naruszeń porozumienia mińskiego .

W tym momencie Azov został formalnie włączony do ukraińskiego wojska, a jego uliczne skrzydło straży, znane jako Korpus Narodowy, zostało rozmieszczone w całym kraju pod nadzorem ukraińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i razem z Policją Narodową . W grudniu 2021 r. Zełenski wręczył nagrodę „Bohatera Ukrainy” przywódcy faszystowskiego Prawego Sektora podczas ceremonii w parlamencie Ukrainy.

Zbliżał się konflikt z Rosją na pełną skalę, a dystans między Zełenskim a paramilitarnymi ekstremistami szybko się zmniejszał.

24 lutego, kiedy rosyjski prezydent Władimir Putin wysłał wojska na terytorium Ukrainy z określoną misją „demilitaryzacji i denazyfikacji” tego kraju, amerykańskie media rozpoczęły własną misję: zaprzeczyć władzy neonazistowskich oddziałów paramilitarnych nad wojskiem kraju i sfera polityczna. Jak nalegało finansowane przez rząd amerykańskie Narodowe Radio Publiczne , „język Putina [o denazyfikacji] jest obraźliwy i nie jest zgodny z faktami”.

W dążeniu do odwrócenia się od wpływów nazizmu we współczesnej Ukrainie, amerykańskie media znalazły swoje najskuteczniejsze narzędzie PR w postaci Zełenskiego, byłej gwiazdy telewizji i komika z żydowskiego pochodzenia. Jest to rola, którą z chęcią przyjął aktor, który stał się politykiem.

Ale jak zobaczymy, Zełenski nie tylko oddał ziemię neonazistom pośród siebie, ale powierzył im rolę na pierwszej linii frontu w wojnie swojego kraju przeciwko siłom prorosyjskim i rosyjskim.

Żydowskość prezydenta jako narzędzie PR mediów zachodnich 

Na kilka godzin przed przemówieniem prezydenta Putina z 24 lutego ogłaszającym denazyfikację jako cel rosyjskich operacji, ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski „zapytał, w jaki sposób ludzie, którzy stracili osiem milionów swoich obywateli w walce z nazistami, mogą wspierać nazizm”, według BBC .

Wychowany w niereligijnej rodzinie żydowskiej w Związku Radzieckim w latach 80. Zełenski w przeszłości bagatelizował swoje dziedzictwo. „Fakt, że jestem Żydem, ledwie stanowi 20 na mojej długiej liście błędów” – żartował podczas wywiadu w 2019 r ., w którym odmówił wchodzenia w szczegóły dotyczące jego pochodzenia religijnego.

Dziś, gdy wojska rosyjskie atakują miasta takie jak Mariupol, który faktycznie znajduje się pod kontrolą batalionu Azow, Zełenski nie wstydzi się już nadawać swojej żydowskości. „Jak mogłem być nazistą?” zastanawiał się głośno podczas publicznego przemówienia. Dla amerykańskich mediów zaangażowanych w totalną wojnę informacyjną przeciwko Rosji żydowskie pochodzenie prezydenta stało się podstawowym narzędziem public relations.

Kilka przykładów rozmieszczenia Zełenskiego przez amerykańskie media jako tarczy przeciwko zarzutom szalejącego nazizmu na Ukrainie znajduje się poniżej (zobacz wideo powyżej):

  • PBS NewsHour odnotował komentarze Putina na temat denazyfikacji z kwalifikatorem: „mimo że prezydent Wołodymyr Zełenski jest Żydem, a jego stryjeczni wujkowie zginęli w Holokauście”.
  • W Fox & Friends były oficer CIA Dan Hoffman oświadczył, że „szczytem hipokryzji jest wzywanie narodu ukraińskiego do denazowania – w końcu ich prezydent jest Żydem”.
  • W MSNBC demokratyczny senator z Wirginii Mark Warner powiedział, że „terminologia Putina jest skandaliczna i wstrętna, jak to jest – „denazify” tam, gdzie, szczerze mówiąc, masz żydowskiego prezydenta w osobie pana Zełenskiego. Ten facet [Putin] jest na własnym rodzaju osobistego dżihadu, aby przywrócić większą Rosję”.
  • Republikańska senator Marsha Blackburn powiedziała w Fox Business, że „jest pod wrażeniem prezydenta Zełenskiego i jego postawy. I żeby Putin poszedł tam i powiedział „zamierzamy denazować”, a Zełenski jest Żydem”.
  • W wywiadzie dla Wolfa Blitzera z CNN gen. John Allen potępił użycie przez Putina terminu „de-nazify”, podczas gdy dziennikarz i były lobbysta Izraela potrząsali głową z obrzydzeniem. W osobnym wywiadzie dla Blitzera, tak zwany „ukraiński demaskator” i urodzony na Ukrainie Alexander Vindman narzekali, że twierdzenie jest „patentownie absurdalne, naprawdę nie ma żadnej zasługi… wskazałeś, że Wołodymyr Zełenski jest Żydem… społeczność żydowska [jest] objął. To jest centralne miejsce w kraju i nie ma nic w tej nazistowskiej narracji, tej faszystowskiej narracji. Jest sfabrykowany jako pretekst”.

Za spinem korporacyjnych mediów kryją się złożone i coraz bliższe relacje administracji Zełenskiego z siłami neonazistowskimi, którym państwo ukraińskie powierzyło kluczowe stanowiska wojskowe i polityczne, oraz władza, jaką cieszą się ci otwarci faszyści od czasu zainstalowania przez Waszyngton reżimu sprzymierzonego z Zachodem poprzez zamach stanu w 2014 roku.

W rzeczywistości główny sponsor finansowy Zełenskiego, ukraiński żydowski oligarcha Igor Kołomojski, był kluczowym dobroczyńcą neonazistowskiego batalionu Azow i innych ekstremistycznych milicji.

Batalion Azowski maszeruje z inspirowanymi nazistami flagami Wolfsangel w Mariupolu, sierpień 2020 r.

Wspierani przez czołowego finansistę Zełenskiego, neonazistowscy bojownicy wywołują falę zastraszania

Włączony do Ukraińskiej Gwardii Narodowej Batalion Azowski jest uważany za najbardziej ideologicznie gorliwą i zmotywowaną militarnie jednostkę walczącą z prorosyjskimi separatystami we wschodnim Donbasie.

Z inspirowanymi nazistami insygniami Wolfsangel na mundurach bojowników, którzy zostali sfotografowani z nazistowskimi symbolami SS na hełmach, Azov „jest znany z powiązania z ideologią neonazistowską… [i] uważa się, że brał udział w szkoleniach i radykalizacji Amerykańskie organizacje białej supremacji”, zgodnie z aktem oskarżenia FBI skierowanym do kilku amerykańskich białych nacjonalistów, którzy przyjechali do Kijowa, by trenować z Azowem.

Igor Kołomojski, ukraiński baron energetyczny pochodzenia żydowskiego, był głównym sponsorem Azowa od czasu jego powstania w 2014 roku. Dofinansował także prywatne milicje, takie jak bataliony Dnipro i Aidar, i rozmieścił je jako osobisty oddział bandytów, aby chronić swoją interesy finansowe.

W 2019 r. Kołomojski wyłonił się jako główny zwolennik kandydatury Zełenskiego na prezydenta. Chociaż Zełenski uczynił z walki z korupcją sztandarową kwestię w swojej kampanii, „Pandora Papers” ujawniły , że on i członkowie jego wewnętrznego kręgu przechowują duże płatności od Kołomojskiego w mrocznej sieci zagranicznych kont.

Prezydent Zełenski (C) spotyka się z miliarderem oligarchą i wspólnikiem biznesowym Ihorem Kołomojskim 10 września 2019 r.

Kiedy Zełenski objął urząd w maju 2019 r., Batalion Azowski utrzymał de facto kontrolę nad strategicznym południowo-wschodnim miastem portowym Mariupolem i okolicznymi wioskami. Jak zauważyła Otwarta Demokracja : „Azow z pewnością ustanowił polityczną kontrolę nad ulicami Mariupola. Aby utrzymać tę kontrolę, muszą reagować gwałtownie, nawet jeśli nie oficjalnie, na każde wydarzenie publiczne, które wystarczająco odbiega od ich programu politycznego”.

Ataki Azowa w Mariupolu obejmowały między innymi ataki na „feministki i liberałów” maszerujących w Międzynarodowy Dzień Kobiet.

W marcu 2019 r. członkowie Korpusu Narodowego Batalionu Azowskiego zaatakowali dom Wiktora Medwedczuka, czołowego działacza opozycji na Ukrainie, oskarżając go o zdradę stanu za przyjazne stosunki z Władimirem Putinem, ojcem chrzestnym córki Medwedczuka.

Administracja Zełenskiego eskalowała atak na Medwedczuka, zamykając kilka kontrolowanych przez niego mediów w lutym 2021 r. za otwartą aprobatą Departamentu Stanu USA, a trzy miesiące później skazując lidera opozycji za zdradę . Zełenski uzasadniał swoje działania tym, że musiał „walczyć z niebezpieczeństwem rosyjskiej agresji na arenie informacyjnej”.

Następnie, w sierpniu 2020 r., Korpus Narodowy Azowa otworzył ogień do autobusu z członkami partii Medwedczuka Patriots for Life, raniąc kilku pokrytymi gumą stalowymi kulami.

Zełenskiemu nie udało się powstrzymać neonazistów, skończył z nimi współpracę

Po nieudanej próbie zdemobilizowania neonazistowskich bojowników w mieście Zołote w październiku 2019 r. Zełenski wezwał bojowników do stołu, mówiąc dziennikarzom: „Wczoraj spotkałem się z weteranami. Wszyscy tam byli – Korpus Narodowy, Azow i wszyscy inni”.

Kilka miejsc dalej od żydowskiego prezydenta był Yehven Karas, przywódca neonazistowskiego gangu C14.

Zełenski spotyka się z „weteranami”, w tym z Jehvenem Karasem (z prawej) i Dmytro Szatrowskim, dowódcą batalionu Azowskiego (na dole po lewej).

Podczas Majdanu „Rewolucji Godności”, która obaliła wybranego prezydenta Ukrainy w 2014 roku, aktywiści C14 przejęli kijowski ratusz i otynkowali jego ściany neonazistowskimi insygniami, zanim schronili się w kanadyjskiej ambasadzie .

Jako byłe skrzydło młodzieżowe ultranacjonalistycznej partii Svoboda, C14 wydaje się czerpać swoją nazwę od niesławnych 14 słów amerykańskiego przywódcy neonazistów Davida Lane’a: ​​„Musimy zabezpieczyć istnienie naszego narodu i przyszłość dla białych dzieci”.

Oferując dokonanie spektakularnych aktów przemocy w imieniu każdego, kto jest gotów zapłacić, chuligani nawiązali przytulne relacje z różnymi organami rządzącymi i potężnymi elitami w całej Ukrainie .

W raporcie Reutersa z marca 2018 r . stwierdzono, że „C14 i władze miasta Kijowa podpisały niedawno porozumienie umożliwiające C14 ustanowienie „straży miejskiej” do patrolowania ulic”, skutecznie dając im sankcję państwa na przeprowadzanie pogromów.

Jak donosił The Grayzone , C14 we współpracy z kijowską policją przeprowadził nalot w celu „wyczyszczenia” Romów z dworca kolejowego w Kijowie .

Ta działalność została nie tylko usankcjonowana przez rząd miasta Kijowa, ale sam rząd USA nie widział z tym problemu, goszcząc Bondara w oficjalnej instytucji rządowej USA w Kijowie, gdzie chwalił się pogromami. C14 przez cały 2018 r. nadal otrzymywał fundusze państwowe na „edukację narodowo-patriotyczną”.

Karas twierdził , że ukraińskie służby bezpieczeństwa „przekażą” informacje o wiecach proseparatystycznych „nie tylko nam, ale także Azowowi, Prawemu Sektorowi i tak dalej”.

„Ogólnie rzecz biorąc, pracują dla nas deputowani wszystkich frakcji, Gwardii Narodowej, Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Możesz tak żartować – powiedział Karas.

Przez cały 2019 r. Zełenski i jego administracja pogłębili swoje więzi z elementami ultranacjonalistycznymi w całej Ukrainie.

Ówczesny premier Oleksiy Honcharuk na scenie na koncercie neonazistowskim „Weterani Silni”

Po udziale premiera w koncercie neonazistów Zełenski uhonorował lidera Prawego Sektora

Zaledwie kilka dni po spotkaniu Zełenskiego z Karasem i innymi neonazistowskimi przywódcami w listopadzie 2019 r. na scenie na neonazistowskim koncercie zorganizowanym przez postać C14 wystąpił Ołeksij Honczaruk – ówczesny premier i wiceszef gabinetu Zełenskiego – na neonazistowskim koncercie zorganizowanym przez postać C14 i oskarżony o mordercę Andrija Medwedkę .

Minister ds. Weteranów Zełenskiego nie tylko wzięła udział w koncercie, na którym wystąpiło kilka antysemickich zespołów metalowych, ale także promowała koncert na Facebooku.

Również w 2019 roku Zełenski bronił ukraińskiego piłkarza Romana Zolzulyi przed hiszpańskimi kibicami, którzy szydzili z niego jako „nazistę”. Zolzulya pozował obok zdjęć nazistowskiego kolaboranta Stepana Bandery z czasów II wojny światowej i otwarcie wspierał Batalion Azowski. Zełenski odpowiedział na kontrowersje, ogłaszając, że cała Ukraina poparła Zolzulyę, opisując go jako „nie tylko fajnego piłkarza, ale prawdziwego patriotę”.

W listopadzie 2021 r. jeden z najwybitniejszych ultranacjonalistycznych ukraińskich milicjantów Dmytro Jarosz ogłosił , że został mianowany doradcą Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Ukrainy. Yarosh jest zdeklarowanym zwolennikiem nazistowskiego kolaboranta Bandery, który kierował Prawym Sektorem w latach 2013-2015, przysięgając , że poprowadzi „derusyfikację” Ukrainy.

Dmytro Yarosh pozuje z dowódcą sił zbrojnych Ukrainy

Miesiąc później, gdy zbliżała się wojna z Rosją, Zełenski przyznał dowódcy Prawego Sektora Dmytro Kotsubajło odznaczenie „Bohater Ukrainy”. Znany jako „Da Vinci”, Kosyubaylo trzyma w swojej pierwszej bazie wilka i lubi żartować odwiedzającym reporterom, że jego bojownicy „karmią go kośćmi rosyjskojęzycznych dzieci”.

Zełenski wręcza dowódcy Prawego Sektora Dmytro Kotsubajło nagrodę „Bohatera Ukrainy”

Ukraiński wspierany przez państwo neonazistowski przywódca afiszuje się z wpływami w przededniu wojny z Rosją 

5 lutego 2022 r., zaledwie kilka dni przed wybuchem wojny na pełną skalę z Rosją, Jewhen Karas z neonazistowskiego C14 wygłosił w Kijowie straszne przemówienie publiczne, którego celem było podkreślenie wpływu, jaki jego organizacja i inne jej podmioty cieszyły się na politykę ukraińską.

„LGBT i zagraniczne ambasady mówią, że na Majdanie nie było wielu nazistów, może około 10 procent prawdziwych ideologicznych” – zauważył Karas. „Gdyby nie te osiem procent [neonazistów], skuteczność [przewrotu na Majdanie] spadłaby o 90 procent”.

Głosił, że Majdan „Rewolucja Godności” z 2014 roku byłaby „paradą gejów”, gdyby nie instrumentalna rola neonazistów.

Karas kontynuował opinię, że Zachód uzbroił ukraińskich ultranacjonalistów, ponieważ „zabijanie sprawia nam przyjemność”. Fantazjował też o bałkanizacji Rosji, deklarując, że należy ją podzielić na „pięć różnych” krajów.

Jewhen Karas wygłasza nazistowski salut.

„Jeśli zginiemy… zginiemy w świętej wojnie”

Kiedy 24 lutego siły rosyjskie wkroczyły na Ukrainę, okrążając ukraińskie wojsko na wschodzie i zmierzając w kierunku Kijowa, prezydent Zełenski ogłosił narodową mobilizację, która obejmowała uwolnienie przestępców z więzienia, w tym oskarżonych morderców poszukiwanych w Rosji. Pobłogosławił także dystrybucję broni wśród przeciętnych obywateli i ich szkolenie przez zaprawione w bojach oddziały paramilitarne, takie jak Batalion Azowski.

W związku z toczącymi się walkami Narodowy Korpus Azowa zgromadził setki zwykłych cywilów, w tym babć i dzieci, do trenowania na placach i magazynach od Charkowa przez Kijów do Lwowa.

27 lutego na oficjalnym koncie Gwardii Narodowej Ukrainy na Twitterze pojawił się film, na którym „Bojownicy Azowa” smarują swoje kule słoniną, aby upokorzyć rosyjskich bojowników muzułmańskich z Czeczenii.

Dzień później Korpus Narodowy Batalionu Azowskiego ogłosił , że policja Obwodowa Batalionu Azowskiego zacznie wykorzystywać miejski budynek Obwodowej Administracji Państwowej jako kwaterę główną obrony. Nagranie opublikowane następnego dnia w Telegramie pokazuje, że budynek okupowany przez Azowa został trafiony przez rosyjskie naloty.

Oprócz zezwolenia na uwolnienie zatwardziałych przestępców do przyłączenia się do walki z Rosją, Zełenski nakazał wszystkim mężczyznom w wieku bojowym pozostać w kraju. Bojownicy Azowa przystąpili do egzekwowania tej polityki, brutalizując ludność cywilną próbującą uciec przed walkami wokół Mariupola.

Według greckiego mieszkańca Mariupola, z którym niedawno rozmawiała grecka stacja informacyjna: „Kiedy próbujesz odejść, ryzykujesz wpadnięciem na patrol ukraińskich faszystów, Batalion Azowski”, powiedział, dodając „zabiliby mnie i są odpowiedzialni za wszystko.”

Nagranie opublikowane online wydaje się pokazywać umundurowanych członków faszystowskiej ukraińskiej milicji w Mariupolu, którzy brutalnie wyciągają uciekających mieszkańców ze swoich pojazdów na muszce.

Inne wideo nagrane w punktach kontrolnych wokół Mariupola przedstawiało bojowników Azowa strzelających i zabijających cywilów próbujących uciec.

1 marca Zełenski zastąpił regionalnego administratora Odessy Maksymem Marczenko, byłym dowódcą skrajnie prawicowego batalionu Ajdar, oskarżanego o szereg zbrodni wojennych w Donbasie.

W międzyczasie, gdy ogromny konwój rosyjskich pojazdów opancerzonych uderzył w Kijów, Yehven Karas z neonazistowskiego C14 umieścił na YouTube  wideo z wnętrza pojazdu prawdopodobnie przewożącego myśliwce.

„Jeśli zginiemy, to cholernie wspaniale, bo to oznacza, że ​​zginęliśmy w świętej wojnie” – wykrzyknął Karas. „Jeśli przeżyjemy, będzie jeszcze lepiej! Dlatego nie widzę w tym wad, tylko zalety!”

ZA: How Ukraine’s Jewish president Zelensky made peace with neo-Nazi paramilitaries on front lines of war with Russia, [The GrayZone], autorzy: ALEXANDER RUBINSTEIN AND MAX BLUMENTHAL z dn. 4.03.2022

Hipokryzja holenderskich Żydów: jesteśmy za przyjmowaniem imigrantów, lecz przeciwni lokowaniu ich niedaleko naszych dzielnic !

Przedstawiciele społeczności żydowskiej zamieszkującej w południowej dzielnicy Amsterdamu wyrazili zaniepokojenie w związku z planami zakwaterowania w lokalnym ośrodku pomocy 400 uchodźców z Syrii i Iraku.

——————————

Po ogłoszeniu przez władze miasta planów przyjęcia imigrantów i ulokowania ich w budynkach rządowych, również w tych położonych kilometr od Buitenveldert, największego skupiska Żydów mieszkających w Holandii, rozległ się sprzeciw społeczności żydowskiej.

Centralny Zarząd Żydowski (CJB) jest zaniepokojony „możliwością incydentów”, a szef CJB, Ron van der Wieken, nie mógł lepiej ukazać hipokryzji środowisk żydowskich, stwierdzając: „Aby nie było żadnych wątpliwości: społeczność żydowska jest całkowicie za przyjmowaniem uchodźców wojennych, ale [w tym przypadku] mamy duże zastrzeżenia”. Te zastrzeżenia dotyczą oczywiście nie tyle przyjmowania uchodźców – bowiem łatwo jest wypowiadać gładkie zapewnienia w imieniu innych – lecz lokowania ich w dzielnicach niedaleko społeczności żydowskich.

Innymi słowy: ci, co najwięcej rozprawiają na temat „ksenofobii” i „antyimigracyjnych nastrojów” u innych, gdy skonfrontowani zostają z rzeczywistością i poddani zostają tym samym warunkom, o które nawołują, sami stają się największymi wrogami przyjmowania uchodźców. Albo jeszcze krócej o hipokryzji żydowskich działaczy: są pierwsi w narzucaniu warunków innym, a ostatni w przyjmowaniu ich przez siebie.

Jest jeszcze jeden ważny element tak często pomijany w dyskusjach nad problemem imigrantów, a chodzi właśnie o prawdziwe przyczyny rozlokowywania obcych kulturowo imigrantów wśród społeczności – tak w Europie jak i w Stanach Zjednoczonych. Otóż najbardziej zainteresowaną grupą etniczną w dywersyfikacji narodowościowo-etniczno -religijno-kulturowej są właśnie Żydzi. Jak szczerze przyznał to swego czasu Leonard S. Glickman, prezydent Hebrew Immigrant Aid Society, w odniesieniu do podnoszenia kwot przyjmowania imigrantów w Stanach Zjednoczonych: „Im bardziej amerykańskie społeczeństwo jest zdywersyfikowane, tym bezpieczniej dla Żydów.”

Opracowanie: WWW.BIBULA.COM na podstawie: NLTimes (Oct 13, 2015) | http://www.nltimes.nl/2015/10/13/jewish-leaders-say-no-to-syrian-refugees-on-anti-semitism-concern/

Operacja przerzutu ukraińskich Żydów. Przygotowali się wcześniej. Główny szlak prowadzi przez Warszawę.

Trwa wielka operacja przerzutu Żydów do „kraju przodków”. Była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę – podaje „Rzeczpospolita”.

Jak podaje dziennik, główny szlak wiedzie przez Polskę. Inne przez Rumunię, Węgry i w mniejszej skali przez Mołdawię.

Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w centrum Warszawy, działa tu tymczasowy oddział ambasady izraelskiej, pracują przedstawiciele organizacji, w tym Agencji Żydowskiej, zajmujący się organizowaniem aliji, powrotu do kraju przodków, czyli migracji do Izraela.

„Pierwszy lot z Warszawy odbył się w poprzedni wtorek. Potem kolejne dwa. Na piątek i sobotę szykujemy następne” – powiedział „Rzeczpospolitej” Szmuel Szpak, główny menedżer operacji przerzutu, wcześniej przez cztery i pół roku szef Agencji Żydowskiej na Ukrainie (ewakuował się z Kijowa wraz z pracownikami ambasady izraelskiej pod koniec lutego).

„Mieliśmy informację”

Poinformował, że przygotowania zaczęły się pod koniec stycznia. Na uwagę gazety, że to dużo wcześniej, niż Putin zaczął wojnę, odpowiedział: „Mieliśmy informacje”.

Szmuel Szpak dodał, że jego organizacja zawczasu przygotowała schronisko przy polskiej granicy koło Lwowa. Tam trafiali ukraińscy Żydzi, których potem kierowano do sąsiednich krajów.

W Warszawie – jak czytamy – procedura trwa trzy doby: potwierdzenie przez ambasadę prawa do aliji, wypełnienie koniecznych dokumentów, wydanie wizy i skierowanie na lotnisko. Paszport dostaje się już w Izraelu. Dotychczas z Polski wyleciały, jak mówi Szpak, „setki” osób. A ma wylecieć kilka tysięcy.

——————–

Z kraju przodków to oni raczej wyjeżdżają. Kaganat Chazarski to tereny dzisiejszej Ukrainy.

Kiedy będą wracać – w triumfie – i w milionach – na „ziemie przodków” – Ukrainę?

Leszek Żebrowski – zarzut rasizmu jako pałka na przeciwników. Co wiemy o rasach? MaoTseTung był żydem?

Leszek Żebrowski – zarzut rasizmu jako pałka na przeciwników. Co wiemy o rasach? MaoTseTung był żydem?

16 minut

Ludzkość, jak wiadomo, dzieli się na dwie kategorie: Żydów i “gojów”.

Ludzkość, jak wiadomo, dzieli się na dwie kategorie: Żydów i “gojów”. Kryterium tego podziału jest proste, jak budowa cepa; “gojami” są wszyscy, którzy nie są Żydami. Żydzi bowiem, jak wiele innych ludów, które przechowały aż do dzisiejszego dnia anachroniczne wyobrażenia o sobie – na przykład Kanakowie, a “Kanaka” to znaczy po prostu człowiek – tylko siebie uważają za ludzi, podczas gdy wszystkich pozostałych – za istoty tylko człekopodobne.

Stanisław Michalkiewicz: https://prawy.pl/118066-stanislaw-michalkiewicz-goje-i-geje-felieton/

Tak w każdym razie pisał w broszurze “Chrześcijanin w Talmudzie żydowskim” ksiądz Bonawentura Pranajtis, który naukowo specjalizował się w hebraistyce i był uważany za jednego z najlepszych znawców Talmudu. Ponieważ nieznajomości Talmudu niepodobna mu było zarzucić, był tedy oskarżany o “tendencyjną” jego interpretację. Ale we wspomnianej broszurze, oprócz “interpretacji” są też cytaty, więc jeśli ktoś odrzuca “interpretacje” księdza Pranajtisa, to na podstawie tych cytatów może wyrobić sobie własny pogląd. Ot na przykład coś takiego: “Stworzył ich (Bóg) w kształcie ludzi na cześć Izraela, nie są bowiem stworzeni w innym celu, jak dla służenia (Żydom) dniem i nocą.”

Ciekawe, czy wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler mówiąc o “nadludziach” i “podludziach” nie inspirował się przypadkiem właśnie Talmudem? Kiedyś bowiem był on znacznie bardziej rozpowszechniony, niż teraz. Stanisław Cat-Mackiewicz wspomina, że kiedy był redaktorem wileńskiego “Słowa”, ze zdziwieniem dowiedział się, że oprócz drukarni tej gazety, posiadającej bodajże tylko dwa linotypy, jest w Wilnie drukarnia, mająca ich ponad 60. Należała ona do “Wdowy i braci Romm” i drukowała właśnie Talmudy, rozsyłane potem na cały świat.

Wspomniałem tu o Adolfie Hitlerze, który – chociaż Żydów nienawidził – paradoksalnie przyczynił się do umocnienia ich pozycji międzynarodowej. Wykorzystując współczucie świata dla Żydów po masakrze, jaka spotkała ich z rąk Niemców podczas II wojny światowej, zaczęli oni formułować wobec “gojów” coraz bardziej kategoryczne żądania, które – dzięki wpływowi, jaki uzyskali w Stanach Zjednoczonych – przybrały postać ustawy o zwalczaniu antysemityzmu w Europie. Zdefiniowane zostały tam iście orwellowskie “myślozbrodnie”, które albo już są, albo wkrótce będą karane sądownie. Jedną z takich “myślozbrodni” jest “formułowanie (…) stereotypowych opinii (…) o kontrolowaniu przez Żydów mediów, gospodarki, rządu lub innhych społecznych instytucji”. Każdy, kto był, a przynajmniej – kto słyszał o stosunkach panujących w USA, to wie, że takie “opinie”, to najprawdziwsza prawda, że Żydzi w znacznym stopniu kontrolują tamtejsze media, przemysł rozrywkowy i gospodarkę, przede wszystkim poprzez kontrolowanie sektora finansowego.

Co do kontrolowania rządów, to nie musimy wcale sięgać do przykładów amerykańskich, bo przecież nie tak w końcu dawno, rząd Izraela oficjalnie występował pod adresem Polski o odwołanie z rządu ówczesnego wicepremiera i ministra edukacji Romana Giertycha.

Wprawdzie wydarzenia potoczyły się trochę inaczej, ale samo takie żądanie jest dowodem, iż Żydzi przynajmniej chcieliby mieć wpływ na kontrolowanie rządów państw “gojowskich”. Ale jeszcze lepszym dowodem takich ambicji jest fragment całkiem świeżego, bo pochodzącego z dni ostatnich, wspólnego oświadczenia organizacji żydowskich “poparcia roboczej definicji antysemityzmu międzynarodowego sojuszu na rzecz pamięci o holokauście”: Po wyliczeniu wszystkich “myślozbrodni” sygnatariusze deklaracji oświadczają: “Będziemy wykorzystywać definicję IHRA, między innymi w szkoleniach i edukacji, jako narzędzie zaangażowania i edukacji decydentów, organów ścigania, wychowawców i liderów społeczności nieżydowskich. Będziemy zachęcać do stosowania definicji IHRA, jako wskazówki dla nauczycieli, sędziów, prokuratorów i funkcjonariuszy organów ścigania w rozpoznaniu działań antysemickich lub ustaleniu, czy domniemany czyn był motywowany antysemityzmem.” Mamy tu wyłożony cały program tresury “gojów”. Żeby było zabawniej, to we wspomnianym “oświadczeniu” czytamy m.in. o “micie o międzynarodowym spisku żydowskim”. Jak widzimy, to nie żaden “mit”, tylko rzeczywista rzeczywistość. Toteż Wielce Czcigodna Wanda Nowicka, której syn pochwalał katyński mord na polskich oficerach, bo dzięki temu łatwiej było Sowietom przeprowadzić w Polsce rewolucję komunistyczną, nawołuje do “potępienia” przez Sejm kaliskiego marszu, którego kulminacyjnym momentem było groteskowe spalenie “Statutu Kaliskiego” – dokumentu, który nie obowiązuje co najmniej od 300 lat. Za tym “potępieniem” mogą pójść represje wobec każdego, kto podpadnie pod definicję antysemityzmu z IHRA, która najwyraźniej stawia znak równości między antysemityzmem i spostrzegawczością.

Może to rodzić rozmaite dysonanse poznawcze. Na przykład, gdy biją Murzynów, to bardzo źle i w swoim czasie to właśnie zarzucano Amerykanom, by wykazać wyższość ustroju socjalistycznego nad kapitalistycznym. Gdy goje biją Żydów, to jeszcze gorzej; już nic gorszego być nie może.

Jak jednak potraktować sytuację, gdy Żydów biją Murzyni? Tak właśnie było kiedyś w Nowym Jorku, gdzie Murzyni bili Żydów z inspiracji Ludwika Farrakhana, co to oskarża Żydów że wymyślili socjalizm, żeby zniszczyć Murzynów i grozi oskarżeniem ich za udział w handlu niewolnikami, co – mówiąc nawiasem – nie jest pozbawione podstaw i tak się stało całkiem niedawno w Londynie. Murzyni bowiem żadnymi definicjami IHRA się nie przejmują, podobnie jak innymi myślo -zbrodniami i na przykład w rozmowach między sobą nazywają się wzajemnie “czarnuchami”, podczas gdy biały człowiek za coś takiego wędruje za kraty. Ale każda akcja rodzi reakcję i pewnie dlatego przewodniczący Światowego Kongresu Żydów bije na alarm, że co trzeci Niemiec poniżej 25 lat ma “antysemickie” poglądy. Najwyraźniej Niemcy, w odróżnieniu od safandulskich Polaków, bardziej zdecydowanie reagują na tresurę, więc sytuacja pewnie ma charakter rozwojowy.

Na tle tego wszystkiego lepiej rozumiemy, dlaczego polscy “wychowawcy” i “liderzy” Kościoła katolickiego tak gorliwie uprawiają judaszyzm, podczas gdy niemieccy – być może ze względów, o których wspomina przewodniczący Światowego Kongresu Żydów, podlizują się “gejom”, czyli sodomczykom płci obojga. To podlizywanie się sodomczykom przybiera również postać nowej, uproszczonej teologii, według której Pan Bóg, który stworzył wszystko, a więc – również sodomczyków – a przy tym widział, że wszystko, co stworzył, było “bardzo dobre”, nie ma teraz wyjścia, tylko musi “kochać” wszystkich jak leci i na wszystko patrzeć przez palce. Prekursorem tej nowej teologii był poeta Henryk Heine, z pierwszorzędnymi korzeniami. Kiedy na łożu śmierci proponowano mu pojednanie się z Bogiem, odparł po francusku: “Dieu me pardonnera, c`est son metier”, co sie wykłada, że Bóg mi wybaczy, to Jego zawód.

“Dzień dialogu” synkretyzmu z judaizmem – religią opartą na nienawiści do Jezusa Zbawiciela, Maryi i chrześcijan

Dziś, 17 stycznia, hierarchia [posoborowie. MD] obchodzi dzień dialogu z judaizmem, święto hipokryzji, zakłamania, i ukrywania faktów. Media klerykalne, w duchu pseudo posoborowego wykorzeniania katolicyzmu z Kościoła, są pełen ckliwych filosemickich artykułów, zachwytów nad chasydami, ekumenicznych bredni, które służą ukrywaniu bolesnej prawdy o nienawiści rasowej Żydów wobec chrześcijan wyrosłej z judaizmu.

Od wielu wrogie siły sabotujące działania Kościoła katolickiego chcą wykorzenić z Kościoła katolicyzm i zastąpić go bluźnierczym uwielbieniem dla judaizmu i religii holocaustu. Służy temu również i dzień dialogu z judaizmem.

Warto więc przypomnieć pełne mowy nienawiści wobec chrześcijan modlitwy judaistów i nauczanie Talmudu szkalujące Jezusa.

Przeklinanie chrześcijan

Żydowskie modlitwy przybliżył polskiemu czytelnikowi Paweł Lisicki w wydanej przez Fabrykę Słów książce „Krew na naszych rękach?”. Żydzi od wieków przeklinają chrześcijan, Jezusa i jego nauczanie. Dziś znane są (pochodzące od XI do XIX wieku) 124 rękopisy żydowskich anty ewangelii. W rękopisach tych Matka Boska przedstawiana jest jako prostytutka, a Jezus jako bękart i magik.

Od wieków judaiści obchody święta Purim wykorzystywali do antykatolickich ekscesów (zakazał je w IV wieku cesarz Teodozjan). W V wieku Sokrates Scholastyk opisywał, jak w 415 judaiści w Purim ukrzyżowali i zabili w czasie purimowej zabawy chrześcijańskiego chłopca.

W swoich modlitwach judaiści mianem Amalekitów (ludu wyrżniętego przez Izraelitów w Starym Testamencie) określali chrześcijan, uznając, że eksterminacja wyznawców Jezusa jest obowiązkiem religijnym.

Nienawiść do krzyża

Przez wieki judaiści demonstrowali swoją nienawiść do krzyża. Na jego widok pokazywali swoje genitalia, oddawali mocz na krucyfiksy, niszczyli przydrożne krzyże i kapliczki. Od XIII wieku judaiści profanowali hostię – wiązało się to z ogłoszeniem przez IV Sobór Laterański dogmatu o realnym przeistoczeniu i wprowadzeniu święta Bożego Ciała.

Żydowskie modlitwy z okazji judaistycznych świąt pełne były złorzeczenia wobec chrześcijaństwa. Pomimo to Kościół katolicki przeciwstawiał się nienawiści wobec Żydów. Nienawiść świeckich wobec Żydów spowodowana była żydowskim wyzyskiem ekonomicznym (między innymi lichwą i zbieraniem podatków, z których duża część trafiała do żydowskich kieszeni, a nie do państwa) i wspieraniem przez Żydów islamskiej agresji na Europę.

Katolicyzm — prawdziwy Izrael

Dość poważnym błędem jest postrzeganie judaizmu jako religii, która w niezmienionej formie przetrwać miała od czasów biblijnych Izraelitów, religii, z której wyrosnąć miało chrześcijaństwo. W rzeczywistości chrześcijaństwo i judaizm wyrosły z monoteizmu biblijnych Izraelitów. Chrześcijaństwo to przyjęcie Jezusa zapowiadanego przez biblijnych proroków i zachowanie wybraństwa bożego. Judaizm to odrzucenie Jezusa, a więc i starotestamentowych proroków oraz wybraństwa. Dziś prawdziwym i jedynym Izraelem, narodem wybranym, jest katolicyzm. Judaizm to błędna nauka, która przez wieki kształtowała się w wyniku nienawiści do Jezusa i jego nauki.

Wyrazem nienawiści do Jezusa i jego nauki jest to, jak Jezus jest opisany w Talmudzie. Ostateczna wersja Talmudu powstała w III i IV wieku. W Talmudzie znalazły się nauki żydowskie o Jezusie z pierwszych wieków. Jezus opisywany jest w Talmudzie (konkretnie w tych wersjach, które mogłyby być przeczytane przez gojów) bez podania imienia. Taka praktyka podyktowana była pogardą judaistów dla Jezusa, który zdaniem judaistów nie był godzien, by pamiętano o jego imieniu. Jezus w Talmudzie nazywany jest mianem ”peloni” czyli ”niejaki”.

Jezus w piekle?

Według Talmudu Jezusa i jego naukę należy zapomnieć i odrzucić, bo Jezus miał być oszustem, zdrajcą i niewiernym. Autorzy Talmudu opisując Jezusa, parodiują opowieści ewangeliczne, nadając im odmienne przesłanie. W Talmudzie judaiści deklarują swoją dumę z zabicia Jezusa, z racji na to, że Jezus był, zdaniem twórców Talmudu, bluźniercą i bałwochwalcą. Według nauk Talmudu Jezus i jego uczniowie mieli trafić do piekła, gdzie Jezus mam przez wieczność cierpieć męki przebywając w kotle gotującego się kału.

Talmud głosi, że Jezus był bękartem, synem rzymskiego żołnierza ”Pantery” lub „Pandery” (słowo to brzmi podobnie po hebrajsku jak dziwka, mit nieizraelickiego pochodzenia Jezusa pochodzący z Talmudu rozpowszechniali też niemieccy narodowi socjaliści, którzy nie kryli, że inspiracją dla nazizmu były rasizm żydowski). Jezus, według Talmudu, miał poznać arkana magii w Egipcie i wykorzystywać diabelską czarną magię do dokonywania cudów. Maryja matka Jezusa, według Talmudu, miała być prostytutką i fryzjerką, a więc Jezus, zgodnie z naukami Talmudu, był synem dziwki.

Według Talmudu nie było niepokalanego poczęcia, Jezus był równie niemoralny, jak jego matka – według Talmudu Maria Magdalen była nie tylko kochanka Jezusa, ale i jego siostra, z którą Jezus współżył, gdy ta miała okres i którą miał zdradzać z innymi kobietami.

Tematykę nienawiści Talmudu do Jezusa w poruszył Piotr Zychowicz w swojej rozmowie (zamieszczonej w pracy „Żydzi”) z Peterem Schäferem (autorem książki ”Jesus in the Talmud”). Zdaniem Petera Schäfera Talmud (napisany w duchu polemiki z Ewangeliami) głosił, że Jezus był bękartem, synem Panthery i Maryi. Według Talmudu Jezus miał mieć dzieci ze swoja kochanką Marią Magdaleną i miał być czarnoksiężnikiem. Nie da się ukryć związków talmudycznych treści o Jezusie z treściami gnostyckimi i heretyckimi. Według Talmudu Jezus został przez Żydów ukamienowany, a jego zmasakrowane zwłoki powieszono na drzewie. Talmud negatywnie też oceniał chrześcijan jako bałwochwalców, uprawiających rytualne orgie seksualne, kanibali zjadających dzieci. Antychrześcijańskie treści w Talmudzie były w pierwszych wiekach paliwem dla prześladowań chrześcijan, jakie dokonywali Żydzi.

Treści zawarte w Talmudzie a dotyczące Jezusa opisał w książce „Żydowskie dzieje i religia” Izrael Szahak. Według Izraela Szachaka Talmud i inne pisma talmudyczne zawierają wiele bluźnierstw pod adresem Jezusa. Pisma talmudyczne i Talmud zarzucają Jezusowi, że był zboczeńcem seksualnym, głoszą, że Jezus za karę będzie gotował się w odchodach, dodają po imieniu Jezusa „niechaj sczeźnie imię tego niegodziwca”.

Talmud zdaniem Izraela Szahaka nakazuje publiczne palenie Nowego Testamentu, nakaz ten jest do dzisiaj aktualny i praktykowany. „23 marca 1980 roku spalono w Jerozolimie, ceremonialnie i pod auspicjami Jad Leachim, żydowskiej organizacji religijnej, subsydiowanej przez izraelskie Ministerstwo ds. Wyznań, setki egzemplarzy Nowego Testamentu”.

Żydzi, by nie dopuścić do publikacji książek obnażających bluźnierstwa Talmudu, przekupywali władze, by zakazały rozpowszechniania takich tekstów.

Jan Bodakowski https://medianarodowe.com/2022/01/17/bodakowski-dzis-dzien-dialogu-z-judaizmem-religia-oparta-na-nienawisci-do-jezusa-i-chrzescijan/

Polskie przyczółki Józia Bidena

Wygląda na to, że ani prezydent Józio Biden, ani jego pierwszy minister Antoni Blinken z pierwszorzędnymi korzeniami białostockimi, ani też Nasz Nowy Złoty Pan z Berlina, nie mogą się zdecydować, co z tą Polską w końcu zrobić. Jedno wydaje się pewne – o czym poinformował nas pretendujący do stanowiska ambasadora USA w Warszawie pan Brzeziński – że USA będą pilnowały, by w Polsce nikt już się nie ośmielił sprzeciwić sodomitom. W Ameryce już tak jest, więc nic dziwnego, że tamtejsi aktywiści próbują podciągnąć do tego ideału wszystkie państwa sojusznicze. Tak, jakby nie mieli innych, większych zmartwień. Może zresztą nie mają, bo – jak to mówią Rosjanie – „ot żyru biesiatsia”, czyli od dobrobytu wariują. Esperons, że jednak nie jest aż tak tragicznie, bo poza komunistyczną awangardą, w Ameryce jest jeszcze całkiem sporo ludzi normalnych, którzy kontaktu z rzeczywistością nie utracili. Wprawdzie jest to założenie zuchwałe, ale może należy do nich również prezydent Józio Biden. Jak pamiętamy, w czerwcu oddał Naszej Złotej Pani Polskę w arendę, w związku z czym Donald Tusk dostał zadanie zagospodarowania w imieniu Rzeszy tego podarowanego Lebensraum. Sęk w tym, że nie do końca wiadomo, jaki jest jego zasięg. Oto bowiem do Kongresu USA nie został zaproszony Donald Tusk, tylko jego polityczny konkurent w obozie zdrady i zaprzaństwa, Rafał Trzaskowski. Obsrał on tam Polskę – bo po to właśnie go zaprosili – ale przecież Donald Tusk też potrafiłby Polskę obsrać. Nie o samo obsranie tutaj więc chodziło, tylko o wskazanie, że Donald Tusk nie jest Najukochańszą Duszeńką Naszego Najważniejszego Sojusznika. Najwyraźniej w Ameryce uważają, że Rafał Trzaskowski nie jest przez Niemców trzymany na takiej krótkiej smyczy, jak Donald Tusk. Czy to prawda – to rzecz do dyskusji – ale powiedzmy, że prawda.

Jeśli tak, to znaczy, że podarowane Naszej Złotej Pani Lebensraum nie jest nieograniczone i że mimo oddania jej Polski w arendę, Nasz Najważniejszy Sojusznik chciałby jednak jakieś przyczółki sobie w Polsce zostawić na wypadek, gdy formacji Naczelnika Państwa powinie się noga. Nawiasem mówiąc, Naczelnik Państwa, chociaż przecież gotów w podskokach spełniać, a nawet zgadywać amerykańskie życzenia – o czym przekonaliśmy się podczas prac nad ustawą nr 447 – musiał się już znudzić tamtejszym komunistom, którzy nie mogą się już doczekać, by cały świat, a jeśli nawet nie cały, to przynajmniej tę część, którą kontrolują, przerobić na jeden wielki darkroom. Jak wiadomo, jest to pozbawiona wszelkiego światła kanciapa, do której wchodzą sodomici i rżną się z kim popadnie, raz paciakując w popielnik, a zaraz potem – w otwór gębowy – co ponoć dostarcza im niezapomnianych przeżyć.

Jeśli tak byłoby rzeczywiście, to by znaczyło, że „senator wypadł łaski” i nie pomoże mu nawet organizowanie w Warszawie zjazdów partii przez jakieś nieporozumienie nazywanych „prawicowymi”, podczas gdy tak naprawdę chodzi o różne ugrupowania socjalistyczne, zarówno narodowe, jak i internacjonalne. Na przykład taki Front Narodowy. Kiedyś odwiedziłem jego główną siedzibę w Paryżu i poprosiłem o materiały programowe, które mi podarowano. Zorientowałem się, że FN jest ugrupowaniem narodowo-socjalistycznym, oczywiście bez żadnej niemieckiej demoniczności, bo pani Maryna przed Żydami skacze dziś z gałęzi na gałąź, a jego program można streścić w krótkich żołnierskich słowach: socjal tak – ale tylko dla Francuzów.

Taka to ci prawica, zresztą taka sama, jak Prawo i Sprawiedliwość, które nawet już nie ukrywa, że chce doprowadzić do całkowitego ekonomicznego uzależnienia obywateli od państwa. To już stopniowo się dokonuje, a kropkę nad „i” może postawić „Polski Ład”, w następstwie którego coraz większa część dochodów obywateli nie będzie brała się z pracy, tylko z rządowych zasiłków. Ukoronowaniem może być minimalny dochód gwarantowany, będący przecież marzeniem Lewicy.

Jeśli tedy Nasz Najważniejszy Sojusznik znajdzie sobie u nas nowe Najukochańsze Duszeńki, które namaści na Naszych Umiłowanych Przywódców, to musi odpowiednio rozdzielić zadania. Otóż pan Trzaskowski może dostać zadanie politycznego zagospodarowania „kobiet” i sodomitów, w czym ma już sporą eksperiencję, natomiast pan Hołownia, który też jest amerykańskim wynalazkiem, najwyraźniej dostał zadanie zagrodzenia Konfederacji drogi do władzy. Jak bowiem wiadomo, Konfederacja w polityce zagranicznej sprzeciwia się robieniu na życzenie Naszego Najważniejszego Sojusznika głupstw w rodzaju zabawy w mocarstwowość z udziałem pani Swietłany Cichanouskiej. Doprowadziła ona bowiem do wepchnięcia Aleksandra Łukaszenki wraz z całą Białorusią w objęcia Putina, który już ich z tych objęć nie wypuści, do spacyfikowania przeciwników Aleksandra Łukaszenki na oczach bezradnych kibiców z całego świata i do wyaresztowania na Białorusi polskich działaczy.

Konfederacja opowiada się w polityce międzynarodowej za elastycznością, by nie zostać zakładnikiem własnej propagandy, co niestety przytrafiło się Naczelnikowi Państwa. Nie chce on brać przykładu choćby z Wiktora Orbana, który w niewolę własnej propagandy nie popadł – i właśnie dlatego nie został zaproszony przez prezydenta Józia Bidena na demokratyczny sabat w Ameryce, w odróżnieniu od Polski, której prezydent nadskakuje Żydom w sposób budzący zażenowanie i niesmak obywateli, co to jeszcze nie stracili rozumu. Wreszcie Konfederacja w sprawach gospodarczych prezentuje program odmienny od „bandy czworga”, która licytuje się, ile to wyda pieniędzy. Konfederacja nie zamierza nikomu pieniędzy dawać, ale nie zamierza też ich odbierać, poza konieczność państwową. Linia Konfederacji w polityce międzynarodowej mogłaby położyć kres instrumentalnemu traktowaniu Polski przez naszych sojuszników, którym oczywiście nie może się to podobać, a linia tej partii w polityce wewnętrznej mogłaby doprowadzić do odblokowania w Polsce narodowego potencjału gospodarczego, zablokowanego przez kapitalizm kompradorski, którego najtwardszym jądrem jest bezpieka, przez postępującą biurokratyzację państwa i przez niemiecki projekt „MittelEuropa” z 1915 roku. To też nie może się nikomu podobać, bo po co pozwalać na odblokowanie w Polsce narodowego potencjału gospodarczego? Niech pozostanie chorym człowiekiem Europy i świata, dzięki czemu pomiatać nim będzie mogła nawet banda przebierańców z Luksemburga. Toteż panu Hołowni powierzone zostało zadanie przelicytowania Konfederacji, w związku z czym zaprezentował właśnie szalenie radykalny program fiskalny: zmniejszenie podatków i uproszczenie systemu fiskalnego. To bardzo ładnie – ale, o ile mi wiadomo, nie powiedział, czy utrzyma rozbudowany przez PiS socjal, czy go zlikwiduje, albo przynajmniej ograniczy. Jeśli nie – to nieomylny to znak, że jego rewolucję podatkową śmiało można włożyć między bajki. Jest tam m.in. zapowiedź obniżenia stawki VAT do 7 proc. Dokładnie taki sam warunek na mój wniosek postawiła w 1993 roku Unia Polityki Realnej rządowi panny Suchockiej, przeciwko któremu poseł Alojzy Pietrzyk zgłosił votum nieufności. Prof. Geremek ten warunek odrzucił, nawiasem mówiąc, nie informując o tym swego koalicjanta, czyli KL-D, wskutek czego rząd upadł. Po wielu miesiącach rozmawiałem o tym z panem prof. Modzelewskim, który powiedział mi, że stawka 7 procent byłaby za mała, bo w przypadku VAT 5 procent pochłaniają koszty jego poboru. Ale pan Hołownia nie musi tego wiedzieć, bo w roku 1993 miał zaledwie 17 lat, a chłopcy w tym wieku zdobywają pierwsze doświadczenia z panienkami i ani im w głowie jakieś podatki.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5084