Wariant:
Powtórka:
Wariant:
Powtórka:
Arkadiusz Miksa myslpolska
Po otwarciu amerykańskiej bazy w Redzikowie szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, stwierdził, w jednym z wywiadów, że “amerykańska baza zostanie już na polskiej ziemi na zawsze”.
Pomijając aspekt tego komu ona do czego służy, to tak sobie myślę, że gdyby oni czuli choć niewielką presję społeczną, to przynajmniej rzuciłby tekst, że ta baza będzie u nas tak długo jak długo będzie to w polskim interesie. Minister jednak wie, że w tym wypadku można być szczerym do bólu, bo Polacy i tak się głębiej nie zastanowią nad tym co im właśnie zakomunikował. Kilka dni wcześniej kandydat na prezydenta i prezydent stolicy Polski pochwalił się, że ona ma bardzo dobre relacje zarówno z Demokratami jak i Republikanami, ponieważ od obu amerykańskich ugrupowań brał pieniądze na organizacje Campus Polska.
Przypomnijmy że cały ten Campus powstał rzekomo dla budowania nowej jakości w polskiej polityce w oparciu o młode pokolenie. Czyli uczymy tych młodych ludzi już na starcie, że politykę najlepiej robić za obce pieniądze. I brzmi to nawet fajnie, po co wydawać własne jak można cudze. Problem polega na tym, że obcy to nie są Święci Mikołaje, którzy dają kasę, bo mają jej dużo. Dają tylko dlatego, że traktują je jak dobrą inwestycję. Z każdego włożonego dolara czy Jewro zamierzają wycisnąć z Polski sto. Państwo osłabić, ludzi zdemoralizować i podporządkować. Bawełny nie będą zbierać, ale ogarnie im się podobne zajęcie i równie „dobrze” płatne.
Rywalem Trzaskowskiego w ubieganiu się o fotel prezydenta RP jest Radek Sikorski, taki właściwie pół Polak, pół Anglik z żoną Żydówką i synem żołnierzem armii USA. Z drugiej strony są też przecież pozytywy – u nas tylko kolejne żony prezydentów to Żydówki, natomiast na takiej Ukrainie kolejni prezydenci są żydowskiego pochodzenia. Ktoś powie, że się czepiam i trąci to co mówię antysemityzmem. Ja tymczasem powiem tak, gdyby w Polsce czy na Ukrainie mniejszość żydowska stanowiła 25-30 procent ogółu obywateli, to z pewnością bym się nie dziwił, ale u nas oficjalnie jest ich kilka tysięcy, a na Ukrainie 40 tys., czyli też stosunkowo niedużo w porównaniu do liczby ludności. Swoją drogą to obecny skład polskiego parlamentu posiada największy odsetek tej mniejszości od czasów II RP, jest ich tak dużo, że nie tylko obstawili wszystkie partie, ale jeszcze potrafią mieć w ramach jednej partii dwie zwalczające się frakcje.
Na deser zostawiam Fundację Pułaskiego, której eksperci brylują w mediach głównego ścieku a lista amerykańskich i niemieckich sponsorów tej fundacji: Black Sea Trust for Regional Cooperation
Departament Stanu USA
Fundacja Friedricha Eberta
Fundacja Liderzy Przemian
Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej
Fundacja Heinricha Bolla
Fundacja Konrada Adenauera
NATO Public Diplomacy
Open Society Foundations (Fundacja Sorosa)
Airbus
BAE Systems
Bell Helicopter
Boeing
Eurofighter
General Dynamics
Lockheed Martin
Siemens AMIC Energy
Thyssenkrupp
Polsko-Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa
I teraz pomyślmy – czy wypowiadając się w programach publicystycznych na temat wojny na Ukrainie, wojny w Polsce, wojny Polski z Rosją czy na tematy dotyczące bezpieczeństwa energetycznego ci eksperci na garnuszku tych wszystkich instytucji będą mówić prawdę? Czy będą z troską mówić o polskiej racji stanu czy raczej o interesach instytucji i firm, które im płacą?
Wracając do tej bazy i wyborów prezydenckich oraz ich wyniku, który w sumie już znamy, to czy w ogóle jest sens robić te wybory? Czy może nie byłoby lepiej poprosić o wyznaczenie jakiegoś amerykańskiego gubernatora w Warszawie i dla równowagi premiera landu we Wrocławiu. Dziś chętnie mówi się o narzuconej nam dominacji ZSRR po drugiej wojnie światowej. Ona rzeczywiście była, tyle że z każdą dekadą coraz mniejsza i nam narzucona, tymczasem teraz sami akceptujemy coraz większą naszą zależność i podległość względem USA, Niemiec i Izraela. Gdyby tak w czasach PRL-u syn Gomułki czy Jaruzelskiego służył w Armii Radzieckiej, to dziś cały ten POPiS ciągle by to podnosił i mówił – patrzcie te pachołki Moskwy posyłały własne dzieci na służbę wojskową u obcego. Dziś taka sytuacja to właściwe atut świadczący o głębokiej zażyłości z zamorskim protektorem. Trwają wręcz wyścigi o to kto jest większym pacholęciem, sługusem i wazeliniarzem w jednym. Za grosz honoru, za grosz ambicji. Pustka moralna, skarlenie intelektualne, pogłębiająca się degeneracja małość, miałkość i bylejakość.
Nawet do poziomu sytuacji politycznej w państwie postanowiła dorównać reprezentacja Polski w piłce nożnej, tak jakby piłkarze chcieli nam powiedzieć, że skoro oni wstydu i ambicji nie mają, to i my nie musimy ich mieć. Mimo tego co robią ciągle ich wybieracie, a mimo tego jak gramy ciągle kupujecie bilety i oglądacie mecze z nami. Tam się łudzicie i tu się łudzicie. Życie samym mirażem jak widać wam w zupełności wystarczy.
Arkadiusz Miksa
To, co uważaliśmy za elitę narodu i państwa, okazało się elitką kompradorską. Beton partyjny dogadał się z globalnym kapitałem, czyli rosnącym w siłę Światowym Mózgiem, dokooptował wybrane postaci z tzw. demokratycznej opozycji, razem założyli w Magdalence Lożę Okrągłego Stołu, i w najlepsze zarządzają Polską do dziś, czyli do jesieni 2024 r. Plan Balcerowicza, a właściwie Geoffreya Sachsa, a właściwie Światowego Mózgu był świetny i zdał egzamin. Udało się cofnąć Polskę w historii industrializacji, przejąć jej zasoby, infrastrukturę i bazę produkcyjną, zawłaszczyć kapitały, zniszczyć niepożądaną konkurencję, wprowadzić systemy wrogów, dokonujące dalszej eksploatacji. A nade wszystko, ukraść i zniszczyć ludzi – emigrantów zarobkowych, zniszczonych bezrobociem strukturalnym, rozpitych, źle wychowanych, zdemoralizowanych, zniszczonych wyzyskiem i nadmierną pracą, nienarodzonych. Długofalowe skutki demograficzne i społeczne będą porównywalne ze skutkami II Wojny. Przemiany ustrojowe po 1989 r. okazały się kolejną wielką falą grabieży Polaków.
−∗−
Prezentujemy kolejny fragment “Poradnika świadomego narodu”, który już niebawem ukaże się w ramach naszej działalności. Prosimy cierpliwie wyglądać, całość już niedługo.
Obecne dążenia gnostyckich elit globalno – unijnych dążą do kolejnej fali masowego rabunku majątku narodowego, który jeszcze pozostał, oraz prywatnej własności. Warto sobie jednak uzmysłowić, że obecne dążenie nie jest bynajmniej pierwszym – podobne zdarzały się cyklicznie w najnowszej historii, a raczej zostały urządzone. Cofniemy się w przeszłość niedaleko – zaledwie niecałe stulecie, gdy zlikwidowano niepodległość państwa i wolność narodu polskiego. Fale grabieży przechodziły oczywiście już wcześniej, choćby podczas zaborów, lecz to przekracza rozmiary niniejszego poradnika.
Pierwszą współczesną falą grabieży Polaków od czasu odzyskania niepodległości była Wielka Depresja, wywołana przez globalny kapitał, rządzący wówczas Anglosasami, a dziś pretendujący do władzy globalnej. Wywołana wówczas fala bankructw poprzedzona została rozkręceniem sztucznej prosperity, sztucznym napompowaniem walorów giełdowych, skuszeniem społeczeństwa amerykańskiego wizją łatwych, krociowych zysków, wpuszczeniem w bańkę spekulacyjną, pęknięciem bańki, wykupem majątków po ułamku wartości. Fala rozlała się na cały świat, poza sowietami, które wówczas posłużyły jako rynek zbytu dla amerykańskiego przemysłu. W efekcie ci, co mieli środki i wiedzę, wzmocnili swoja potęgę i kontrolę nad otoczeniem, ci, co wcześniej byli niezależni, stali się zależni, w Niemczech zwyciężyli naziści, finansowani przez kapitał, a w USA do władzy doszedł Roosevelt wraz ze swoim Brain Trust – radą przyboczną, która podyktowała New Deal – Nowy Ład, prototyp obecnego projektu nowego porządku światowego, czyli Zrównoważonego Rozwoju. Dzięki nazistom niemieckim i Stalinowi globalne siły tak poukładały sprawy, że doszło do II Wojny Światowej, która podzieliła Świat i Europę na dwa wrogie obozy. Przy okazji w ramach Wielkiej Depresji oraz reakcji na nią możliwe były potężne mechanizmy, przesuwające własność prywatną od ludzi do kapitału. Polska i Polacy również odczuli to boleśnie.
Czytaj też: Polska czerwonym suknem
Drugą falą, jak dotąd największą była II Wojna Światowa. Polaków ograbiono na wszelkie dostępne sposoby: zniszczenia wojenne, wysiedlenia, wywózki, wywłaszczenie, kolonizacja, pozbawienie wolności, eksterminacja, praca niewolnicza, rabunek, szaber, przesunięcia granic. Rabunek na ogromną skalę dotknął w najgorszy sposób Polski, zaatakowanej przez dwie największe armie świata, i dwa najbardziej zjadliwe totalitaryzmy, wywodzące się z tego samego pnia – zorientowanej talmudycznie gnozy. Zagrabiono nam ziemie, bogactwa, infrastrukturę, pieniądze, zdolności produkcyjne, a nade wszystko ludzi – zabitych, okaleczonych, wywiezionych, uwięzionych, zniszczonych moralnie i mentalnie, emigrantów, nienarodzonych.
Po zakończeniu wojny natychmiast zaczęła się odbudowa życia polskiego. Polacy z wielkim zapałem i zaangażowaniem rzucili się do odgruzowywania, odbudowy i zagospodarowania swojego kraju. Wtedy nastąpiła kolejna fala grabieży – począwszy od dekretu Bieruta 1945, potem kolejno bitwa o handel 1947 – 1949, upaństwowienie środków produkcji, reforma walutowa 1950, próba kolektywizacji rolnictwa, obowiązkowe kontyngenty. Wtedy w ciągu kilku lat władza ludowa, wprowadzona przez sowietów za przyzwoleniem kapitalistów odebrała Polakom dużą część tego, co jeszcze zachowali po wojnie, i co zaczęli odtwarzać.
Następną falą była cała historia PRL, czyli gospodarka socjalistyczna, centralnie planowana, kolonialna, zarządzana przez metropolię moskiewską. Gospodarka niedoborów, ciągłych kryzysów, braków w zaopatrzeniu i brakoróbstwa. Socjalistyczny system nie motywował, ale zmuszał do pracy, pod oficjalnie opiewanym etosem i szacunkiem dla pracujących kryła się pogarda pasożytniczych elit dla zwykłego człowieka pracy. Człowiek ten był oszukiwany, wyzyskiwany, wykorzystywany, ograbiany, demoralizowany, rozpijany, zmuszany do kombinatorstwa i złodziejstwa, oduczany wydajnej pracy, nauczany bumelanctwa. Wtedy jednak głównym grabieżcą był system zarządzania PRL, i duża część zagrabionej pracy narodu była reinwestowana w ramach uprzemysłowienia kraju. Zwykły człowiek niewiele korzystał z owoców wzrostu, ale powstawała krajowa infrastruktura i baza produkcyjna. Mimo, że była zwykle nieefektywna i niekonkurencyjna, to przy sprawnym zarządzaniu i właściwym inwestowaniu mogła w krótkim czasie uczynić Polskę potęgą gospodarczą, a Polaków narodem ludzi bogatych. Naszymi atutami były (i nadal są) położenie geograficzne, bogactwa naturalne, jednolitość etniczna i baza kulturowa. Wszystkie niedociągnięcia i patologie PRL można było usunąć w ciągu 30 lat i stać się potęgą na skalę Eurazji. Wymagało to jednak odpowiedniej elity i właściwego programu sterowania.
To jednak nie było nam dane. To, co uważaliśmy za elitę narodu i państwa, okazało się elitką kompradorską. Beton partyjny dogadał się z globalnym kapitałem, czyli rosnącym w siłę Światowym Mózgiem, dokooptował wybrane postaci z tzw. demokratycznej opozycji, razem założyli w Magdalence Lożę Okrągłego Stołu, i w najlepsze zarządzają Polską do dziś, czyli do jesieni 2024 r. Plan Balcerowicza, a właściwie Geoffreya Sachsa, a właściwie Światowego Mózgu był świetny i zdał egzamin. Udało się cofnąć Polskę w historii industrializacji, przejąć jej zasoby, infrastrukturę i bazę produkcyjną, zawłaszczyć kapitały, zniszczyć niepożądaną konkurencję, wprowadzić systemy wrogów, dokonujące dalszej eksploatacji. A nade wszystko, ukraść i zniszczyć ludzi – emigrantów zarobkowych, zniszczonych bezrobociem strukturalnym, rozpitych, źle wychowanych, zdemoralizowanych, zniszczonych wyzyskiem i nadmierną pracą, nienarodzonych. Długofalowe skutki demograficzne i społeczne będą porównywalne ze skutkami II Wojny. Przemiany ustrojowe po 1989 r. okazały się kolejną wielką falą grabieży Polaków.
Potem jednak wydało nam się, że znowu łapiemy wiatr w żagle. Zostaliśmy dopuszczeni do Unii i globalnych układów. Swojej polskiej siermięgi nie lubiliśmy tak bardzo, że bez specjalnego żalu oddaliśmy naszą własną gospodarkę narodową, byle mieć dostęp do kolorowych świecidełek, hipermarketów, wyjazdów zagranicznych, samochodów z importu, kredytów od globalnych bankierów. Wszystko to uznaliśmy za wielką łaskę bogaczy z Zachodu, dzielących się z nami swoim bogactwem. Pod wpływem pedagogiki wstydu myśleliśmy, że jesteśmy bardzo mało warci jako państwo, naród i jednostki. Zgodziliśmy się na upodlenie, aby móc ogryzać kości pod pańskim stołem i polerować klamki w antyszambrze.
Bogacze z Zachodu, używając swoich przekupnych agentów w Polsce utwierdzali nas w dezinformacji. Przedstawili nam ofertę – łaskawie zaprosili nas do swojego klubu, w którym grali sobie w kulturalną, przyjacielską grę w karty. Ponieważ byliśmy w łachmanach, łaskawie zaoferowali nam używane, ale mało znoszone liberie po swoich lokajach. Dopuścili nas do gry, której zasad nie znaliśmy, ale klepali nas po plecach, uśmiechali się bardzo ładnie, mówili komplementy i zapewniali, że teraz wszyscy będziemy równie i solidarni. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że siedzimy przy karcianym stoliku z szajką szulerów, doskonale dogadanych i znających grę. My natomiast zupełnie nie znamy jej zasad, a musimy grać o cały swój majątek i wolność osobistą. Jesteśmy również tak zdezorientowani, że nie wiemy, jak możemy zmienić reguły gry, a liberia zobowiązuje nas do posług. Okazało się, że to nie oni zrobili nam łaskę, dopuszczając do swego ekskluzywnego klubu, ale to my im, wpuszczając ich do naszego pięknego kraju i pozwalając, aby przejęli w nim wpływy. Cały czas, spędzony w Unii Europejskiej był i nadal jest kolejną falą grabieży, tyle, że ukrywanej za dotacjami unijnymi i kredytami, pochodzącymi z naszego zagrabionego bogactwa.
Czytaj i rozpowszechniaj: Poradnik świadomych rodziców. Całość do pobrania.
Teraz zaś szykuje się kolejna, wielka fala grabieży Polaków, i nie tylko nas, bo w ogóle wszystkich narodów, które sobie na to pozwolą. Symbolicznym wstępem do tej fali była polityka energetyczna, system ETS, reakcja na globalne morowe powietrze, wszystkie programy pod hasłem zielonej transformacji, i w ogóle wszelkie polityki globalne i unijne. Główne hasło globalnej grabieży własności narodowej i prywatnej brzmi: Zrównoważony Rozwój, i póki co, kolejne rządy warszawskie wchodzą w to jak nóż w masło.
W odróżnieniu jednak od fal grabieży sprzed 1989 r., tu przynajmniej mamy wybór. W ramach narodu i państwa mamy możliwości uniknąć grabieży, a siłę sprawczą ma państwo polskie, na czele którego stoi rząd. Został jednak stworzony układ polityczny i system dezinformacji i debilizacji, sprawiający, że Polacy nie zdają sobie sprawy z kwestii fundamentalnych. Brak jest świadomości następujących kwestii: zagraża nam grabież wszystkiego; zagrożenie jest realne i bliskie; można się przed tym obronić; należy podjąć określone środki. Skoro od świadomości zależy, czy Polacy unikną kolejnego potopu, tym właśnie się tu zajmujemy.
_______________
Kolejne fale grabienia Polaków, Bartosz Kopczyński, 20 listopada 2024
https://pch24.pl/masowa-imigracja-zarobkowa-rujnuje-europejskie-gospodarki-polska-nastepna
(PCh24.pl)
Rząd Wielkiej Brytanii właśnie ujawnił, że masowa imigracja zarobkowa poważnie osłabia brytyjską gospodarkę. Wiadomość ta wstrząsnęła brytyjskimi mediami. Bo przecież od lat wmawiano Brytyjczykom, że masowy napływ imigrantów zarobkowych wzmacnia gospodarkę. Niestety nie było to prawdą – wręcz odwrotnie. Dane z wielu krajów Unii Europejskiej pokazują to samo. Jest już także jasne, że straty przynoszą głównie imigranci z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki. Tymczasem do Polski przyjeżdżają setki tysięcy imigrantów zarobkowych rocznie. Coraz częściej to przybysze z takich krajów jak Indie, Turcja, Bangladesz czy Zimbabwe. Co więcej, polscy eksperci apelują o dalsze zwiększenie imigracji zarobkowej do naszego kraju.
Ale jak to możliwe?
„Masowa imigracja nisko zarabiających imigrantów to finansowa katastrofa dla Wielkiej Brytanii”. Tak ogłosiła jedna z najpopularniejszych brytyjskich gazet, oceniając wyniki najnowszego rządowego raportu o stanie finansów publicznych w Wielkiej Brytanii. Podobną wiadomość otrzymali czytelnicy większości gazet w Zjednoczonym Królestwie.
Ale jak to możliwe? Przecież od lat mainstreamowi eksperci zapewniali, że masowy import taniej siły roboczej napędza brytyjską gospodarkę. Napędza, nie rujnuje. Otóż po raz pierwszy rządowi analitycy podzielili imigrantów zarobkowych na wysoko, średnio i nisko zarabiających. I nagle wyszło na jaw, że nisko zarabiający imigranci, to same straty – i to niemałe. Nie pomaga fakt, że tania siła robocza to większość imigracji do Wielkiej Brytanii.
Pieniądze nie kłamią
Więc skąd te straty? Proste. Każdy nisko zarabiający imigrant pobiera więcej z rządowej kasy, niż wpłaca do niej w postaci podatków. Dane także pokazują, że ten typ imigranta przynosi straty brytyjskiej gospodarce już od pierwszego dnia swojego pobytu w Wielkiej Brytanii. Koszty te niestety szybko rosną.
Tak więc pierwsze dziesięć lat pobytu każdego nisko zarabiającego imigranta w Zjednoczonym Królestwie kosztuje Brytyjczyków 35 tysięcy funtów. Koszt ten wynosi już 150 tysięcy funtów, w czasie gdy taki imigrant osiągnie wiek 66 lat (wiek emerytalny). Tak, imigranci też się starzeją (i pobierają emerytury) – co często wydaje się zaskakiwać zwolenników masowej imigracji.
A ile kosztuje utrzymanie każdego imigranta, który przed pójściem na emeryturę nie wpłacił wystarczająco w postaci podatków? Niemało – mianowicie 387 tysięcy funtów do czasu kiedy taki imigrant osiągnie 78 lat i 465 tysięcy funtów w wieku 81 lat. Jeśli imigrant dożyje do lat 100, Brytyjczycy zapłacą na jego utrzymanie 1.2 miliona funtów.
Warto tutaj dodać, że każda przeciętna osoba urodzona w Wielkiej Brytanii wpłaca do rządowej kasy 280 tysięcy funtów przed przejściem na emeryturę w wieku 66 lat. Wpłaca, nie pobiera – nawet biorąc pod uwagę pieniądze wydane przez państwo na zdrowie i wykształcenie każdego rodowitego Brytyjczyka, zanim podejmie on pracę.
Jak „zgubić” tysiące ludzi w Wielkiej Brytanii
Czy ten rządowy raport rzeczywiście ujawnił prawdziwy koszt masowej imigracji? Niestety, nie. Bowiem z każdym przeciętnym nisko zarabiającym imigrantem przyjeżdża do Wielkiej Brytanii przynajmniej jedna osoba zależna. Osobami zależnymi mogą być żona, mąż, dzieci lub partner z nieformalnego związku. Osoby zależne to często osoby niepracujące, które otrzymują pomoc finansową ze strony państwa.
Rządowi biurokraci niestety „zapomnieli” uwzględnić w swoim raporcie koszty utrzymania osób zależnych. A jest tych osób niemało, zważywszy, że do Wielkiej Brytanii przyjeżdża więcej osób zależnych niż osób na wizach pracowniczych (stosunek nisko zarabiających imigrantów do osób zależnych wynosi 1 do 1.45). Na przykład w 2023 r. do Zjednoczonego Królestwa przybyło na wizach pracowniczych około 122 tysiące nisko zarabiających imigrantów. Z tymi imigrantami przyjechało 185 tysięcy osób zależnych – te osoby rząd brytyjski w większości pominął w swoim raporcie.
Co jeszcze rząd brytyjski ukrył przed swoimi obywatelami? Tysiące dzieci. Innymi słowy, rządowy raport nie wziął pod uwagę kosztów utrzymania (przez państwo) dzieci imigrantów – tych urodzonych już w Wielkiej Brytanii. Najwyraźniej rządowi biurokraci uważają, że imigranci nie rodzą dzieci. W rzeczywistości imigranci nie tylko rodzą dzieci, ale często rodzą ich znacznie więcej niż rdzenni mieszkańcy Europy Zachodniej. Najwięcej dzieci rodzą kobiety z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki – co jest nie bez znaczenia, biorąc pod uwagę, że ponad 85 proc. nisko zarabiających imigrantów przyjeżdża z Indii, Nigerii, Zimbabwe, Ghany, Pakistanu, Bangladeszu, Filipin, Sri Lanki, Kenii i Południowej Afryki.
Ale to nie wszystko. Aby ukryć prawdziwy koszt masowej imigracji, rząd brytyjski przestał już publikować dane, pokazujące, które narodowości przebywające w Wielkiej Brytanii pobierają najwięcej zasiłków z pomocy społecznej. Odmawiany jest także dostęp do informacji o wysokości podatków płaconych przez każdą grupę narodowościową w Zjednoczonym Królestwie. Rząd brytyjski także twierdzi, że nie zbiera informacji o narodowości i statusie imigracyjnym więźniów.
Legalna imigracja – gorsza od nielegalnej
W 2023 r. do Wielkiej Brytanii przybyło około 30 tysięcy nielegalnych imigrantów – głównie na małych łódkach przez kanał La Manche. W tym samym roku Zjednoczone Królestwo wpuściło około 1.1 miliona legalnych imigrantów spoza EU.
Niestety tylko 15 proc. z kilku milionów legalnych imigrantów, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii spoza UE w ostatnich 5 latach, przyjechało do pracy. A ci, którzy pracują, przynoszą w większości poważne straty brytyjskiej gospodarce.
Tak, 30 tysięcy głównie młodych mężczyzn wkraczających nielegalnie do twojego kraju to duży problem. Ale ten problem, niewątpliwie, maleje w porównaniu z corocznym napływem ponad miliona imigrantów, którzy całkowicie legalnie rujnują krajową gospodarkę.
Nie lepiej jest w krajach Unii Europejskiej
Niestety masowa imigracja to także katastrofa finansowa dla reszty Europy Zachodniej. Dane z Niderlandów, Belgii, Danii i Szwecji pokazują, że kraje te tracą miliardy euro każdego roku wskutek masowego importu taniej siły roboczej. Inne kraje Unii Europejskiej, niewątpliwie, ponoszą podobne straty.
Najwięcej kosztują imigranci z Bliskiego Wschodu, Afryki, Pakistanu i Turcji. Ci imigranci sprawiają także najwięcej problemów z integracją – oraz popełniają relatywnie więcej przestępstw niż rdzenni obywatele Europy Zachodniej. Tak, masy imigrantów to także masa innych problemów.
Przyszedł czas na Polskę?
Polska ma zacząć przyjmować od 200 tysięcy do 500 tysięcy imigrantów zarobkowych rocznie. Takie są zalecenia ZUS i wielu wpływowych organizacji w Polsce. ZUS już oszacował potrzeby polskiej gospodarki na 200 tysięcy do 360 tysięcy nowych pracowników z zagranicy co rok. Inni apelują o jeszcze więcej. Konfederacja Lewiatan chce do 400 tysięcy cudzoziemców każdego roku, podczas gdy eksperci z EWL Group domagają się wpuszczania do Polski nawet 500 tysięcy imigrantów zarobkowych rok w rok.
A jak ci eksperci uzasadniają ściąganie tak dużych liczb imigrantów do Polski? Jednoznacznie – że masowa imigracja zarobkowa jest receptą na silną gospodarkę i zdrowy system ubezpieczeń społecznych. Ale skąd ta pewność? Bo przecież dane z Europy Zachodniej jasno pokazują, że masowy napływ nisko zarabiających imigrantów zarobkowych osłabia raczej niż wzmacnia krajowe gospodarki. Wiadomo już także, że straty przynoszą głównie imigranci spoza UE.
Nie jest też tajemnicą, że duża część corocznej imigracji zarobkowej do Polski ma przyjechać właśnie spoza UE. Naturalnie wielu takich imigrantów będzie miało niskie kwalifikacje. Będą więc zarabiać relatywnie mało i płacić relatywnie niskie podatki. Już dzisiaj wiele sektorów polskiej gospodarki jest uzależnionych od nisko wykwalifikowanej siły roboczej z Indii, Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki.
Warto więc chyba zapytać, czy uzależnienie od masowej imigracji zarobkowej jest naprawdę korzystne dla polskiej gospodarki – czy może tylko dla garstki przedsiębiorców? Zyski z zatrudniania taniej siły roboczej zgarną przedsiębiorstwa, koszty utrzymania nisko zarabiających imigrantów poniosą polscy podatnicy.
Nie zapomnijmy także, że do Polski mogą wkrótce przyjeżdżać duże ilości tak zwanych uchodźców. Będą głównie zabiegać o pomoc finansową – nie o pracę. Wielu z tych imigrantów przyjedzie z Bliskiego Wschodu i Afryki. Zaczną przyjeżdżać do Polski w tym samym momencie, w którym inne kraje Unii Europejskiej zaczną zamykać przed nimi swoje granice. Niemcy już w większości zamknęły swoje.
Właściwie Polska już przyjmuje tysiące takich przybyszów. Dane pokazują, że w pierwszym półroczu 2024 roku liczba złożonych wniosków o azyl w Polsce była o 79 proc. większa w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku. Szybko też rośnie liczba wnioskodawców z Syrii, Afganistanu, Somalii, Erytrei i Etiopii. Polski rząd już przygotowuje centra integracji cudzoziemców.
Ale skąd ta nazwa – centra integracji? Bo przecież żadnemu krajowi europejskiemu nie udało się zintegrować imigrantów z Bliskiego Wschodu czy Afryki. Niestety kosztów porażek integracyjnych nie da się wystukać na kalkulatorze. Bo ile kosztuje spokój, kultura narodowa czy bezpieczeństwo?
Bruno Topola
Paweł Chmielewski https://pch24.pl/ryt-majanski-i-przyszlosc-liturgii-w-polsce/
(PCh24TV)
Stolica Apostolska zatwierdziła nowy ryt liturgiczny – majański. Choć na pozór nie ma to związku z Polską, tak naprawdę jest zupełnie inaczej.
———————-
8 listopada 2024 roku Dykasteria ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zatwierdziła tzw. ryt majański. Chodzi o cały zespół „adaptacji liturgicznych”, które mają dostosować Mszę świętą do oczekiwań ludności indiańskiej w części Meksyku.
Rzecz może wydawać się pozornie mało ciekawa: owszem, Msza święta to absolutne centrum życia Kościoła i stąd nawet to, co dzieje się na peryferiach odległego kraju, jest istotne. Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że – ostatecznie – nie ma to wiele wspólnego z naszą rzeczywistością życia.
Nic bardziej mylnego. Oficjalne wprowadzenie w Kościele katolickim rytu majańskiego stanowi przejaw funkcjonowania nowego sposobu myślenia o liturgii i roli kultur lokalnych. Ryt majański to element szerszego układu, a w tym układzie znajduje się także Polska. Obyczaje Majów nie wpłyną na nasze życie; ale ta sama idea, która doprowadziła do ich formalnego wystąpienia w meksykańskiej liturgii, może doprowadzić do innych, lecz równie istotnych zmian u nas.
Ryt majański – skąd się wziął i na czym ma polegać
W przypadku nowego rytu chodzi póki co zasadniczo o jedną diecezję: San Cristóbal de las Casas na południu Meksyku. Głównym ośrodkiem diecezji jest zamieszkałe przez ponad 200 tysięcy osób miasto o tej samej nazwie. Na terenie diecezji mieszka jednak w sumie ponad 1,5 mln katolików, z których część to ludność silnie związana z kulturą indiańską. Władze diecezji już od wielu lat próbowały doprowadzić do „inkulturacji” liturgii. Wychodziły od ideałów krzewionych w epoce posoborowej, zgodnie z którymi zewnętrzna forma Mszy świętej powinna być „bliska ludziom”, którzy w niej uczestniczą. Te dążenia spotykały się przez długi czas z krytyką ze strony Watykanu, ale, jak w wielu innych przypadkach, krytyka ustała za pontyfikatu Franciszka. Kilka lat temu podjęto pracę na rzecz opracowania formalnego rytu majańskiego – tak, by wprowadzone już faktyczne zmiany w liturgii znalazły też swoje odzwierciedlenie w przepisach. Stało się to właśnie 8 listopada na mocy decyzji prefekta Dykasterii Kultu Bożego, kardynała Arthure’a Roche’a.
W ramach zmian dokonano tłumaczenia Missale Romanum na język tsotsil z grupy języków majańskich. Przy tej okazji wprowadzono do mszału i innych ksiąg liturgicznych szereg „adaptacji”.
Chodzi o takie zmiany jak wprowadzenie do Mszy świętej rytualnych tańców zaczerpniętych z obrzędowości pogańskiej. Mają pojawiać się w różnych momentach, między innymi w chwili przynoszenia darów albo też po Komunii świętej.
Do tego dochodzi nowa rola dla osób świeckich – ustanawia się tylko na potrzeby rytu majańskiego nową posługę, w ramach której mężczyźni i kobiety okadzają ołtarz. Okadzanie odbywa się na sposób typowy dla kultury majańskiej.
Ponadto świeccy mają też przewodniczyć modlitwie w różnych momentach Mszy świętej.
W praktykowanej w diecezji San Cristóbal de las Casas liturgii już od dawna budowano też specyficzne, kwiatowe ołtarze na ziemi, które odnoszą się do czterech stron świata.
Emerytowany biskup diecezji i zarazem jeden z głównych promotorów nowego rytu, kardynał Felipe Arizmendi Esquivel, ogłosił, że to jeszcze nie koniec zmian; trwają prace nad pogłębieniem „inkulturacji” liturgicznej. Według kardynała nie chodzi bynajmniej o jakieś „odrzucanie rytu rzymskiego”, ale o to, by „adaptować” lokalną kulturę zgodnie z duchem zmian wprowadzanych w Kościele po II Soborze Watykańskim. Kardynał podkreślił, że formalne zaakceptowanie rytu majańskiego jest wielkim przełomem, bo to w całej epoce posoborowej dopiero drugi taki przypadek – po rycie zairskim zaakceptowanym przez Watykan w 1988 roku na potrzeby Konga, a dziś rozpowszechnionym także w niektórych innych miejscach Afryki.
Czytelnika uderza na pewno fakt przejmowania elementów rdzennej kultury pogańskiej do liturgii. Autorzy nowego rytu zapewniają, że chodzi o to, by je oczyścić i schrystianizować. Czy to ambitne zadanie zostanie zrealizowane, pokaże przyszłość. Kardynał Arizmendi zapewnił, że cała sprawa nie powinna budzić niepokoju, bo zmienia się tylko zewnętrzna forma Mszy świętej, ale nie jej treść. To mało pocieszające; forma jest również treścią.
Zaakceptowanie rytu majańskiego nie jest prawdopodobnie ostatnim aktem polityki inkulturacji liturgicznej w obszarze Ameryki Łacińskiej. Od kilku lat pracuje też specjalna komisja tworząca tzw. ryt amazoński; można spodziewać się, że niedługo również i on zyska aprobatę Dykasterii Kultu Bożego.
Znaczenie dla Kościoła powszechnego
Akceptację rytu majańskiego należy czytać w kluczu zmian postulowanych i wprowadzanych przez Synod o Synodalności. W przyjętym 26 października dokumencie finalnym tego zgromadzenia wskazuje się na bardzo poważne zmiany czekające Kościół katolicki – zwłaszcza w zakresie sposobu jego funkcjonowania. Jak wiedzą czytelnicy moich wcześniejszych tekstów w PCh24.pl, słowa-klucze to decentralizacja, różnorodność oraz inkluzja. Na gruncie procesu synodalnego Kościół katolicki ma rozwijać się „w różnym tempie” oraz szerokim gestem czerpać z kontekstu lokalnego w takich kwestiach jak liturgia, katecheza, dyscyplina, teologia pastoralna, duchowość. Dokument synodalny podkreśla też konieczność „uczestnictwa wszystkich” i ściślejszego „włączania każdej i każdego” w życie Kościoła, w tym w liturgię. W odpowiednich miejscach tekstu mówi się o nadaniu liturgii „oblicza synodalnego” poprzez odejścia od skupienia się na osobie kapłana i promowania posług świeckich.
Jak widać, ryt majański realizuje wszystkie te cele. Decentralizacja jest tu ewidentna – mamy do czynienia z wprowadzeniem zmiany zapoczątkowanej i opracowanej przez jedną konkretną diecezję, na jej własne potrzeby. Różnorodność – to samo; zmiany w liturgii dokonują się poprzez szerokie zaczerpnięcie z partykularnej, lokalnej kultury. Inkluzja – jak najbardziej. Zasadniczym trzonem rytu majańskiego jest inkluzywne „powitanie” rytuałów indiańskich oraz „włączenie” świeckich, którzy wykonywać mają sporo dodatkowych zadań, co w naturalny sposób ogranicza rolę kapłana.
Czytelnik może teraz odciąć wszystkie majańskie partykularyzmy i przeprowadzić operację zastosowania tych samych zasad do Polski, albo szerzej – katolicyzmu w Unii Europejskiej. Jak będzie wyglądać zdecentralizowana, różnorodnościowa i inkluzywna liturgia polsko-europejska?
Nie jest przecież tak, że jedyną „kulturą lokalną”, która może wpływać na kształt liturgii, jest indiańska. Jak wskazuje niemiecka Droga Synodalna, której idee dobrze wyrażają ducha obecnych reform, locus theologicus – miejscem, z którego teologia czerpie swoje argumenty – są też znaki czasu (niem. Zeichen der Zeit), to znaczy aktualne przemiany społeczne.
W przypadku Polski i Europy nie ma zatem mowy o inkulturowaniu indiańskich kadzideł i zagrożeniu bałwochwalczym kultem Matki Ziemi. Można jednak mówić o hipotetycznym wprowadzaniu do liturgii zasadniczych idei przejawiających się w nowoczesnym społeczeństwie, takich jak autonomia moralna, egalitaryzm funkcyjny, egalitaryzm płciowy czy wreszcie liberalny relatywizm, a co za tym idzie – o bałwochwalczym stosunku do innych religii czy mniejszości seksualnych.
Czy zmiany mogą wejść w życie w Polsce?
Polscy biskupi nie są szczególnie chętni do przeprowadzania w Kościele jakichś większych zmian. Nie jest to jednak gwarancją stabilności. Po pierwsze, mogą zostać do przekształcenia Mszy świętej zmuszeni. Po drugie, są w episkopacie wyjątki.
Jeżeli przebudowa liturgii miałaby odbywać się w kluczu majańsko-amazońskim, to znaczy wychodzić „z dołu” i uzyskiwać później watykańskie zatwierdzenie, nie należałoby spodziewać się, że będzie dotyczyć to Polski. Może być jednak inaczej. Synod o Synodalności wezwał w swoim dokumencie finalnym do stworzenia specjalnej komisji, która opracuje synodalny charakter liturgii. Jeżeli taki dokument zostanie przyjęty przez Dykasterię Kultu Bożego za aprobatą papieża, może wejść w życie i narzucić obligatoryjne przemiany, w rodzaju konieczności zwiększenia partycypacji świeckich, nawet jeżeli konkretny zakres tej partycypacji musiałby zostać dookreślony lokalnie.
Co więcej, są w Polsce biskupi potencjalnie otwarci nawet na autonomiczne „usynodalnianie” Mszy świętej. To przede wszystkim hierarchowie wspierający chrześcijaństwo charyzmatyczne albo nawet osobiście z nim związani. Emblematyczną postacią tego nurtu jest metropolita Łodzi kard. Grzegorz Ryś, który, jak informował portal PCh24.pl, ogłosił niedawno, że „reforma liturgiczna jeszcze się nie dokonała”, a Msza święta to „teatr jednego aktora”. Wiadomo, że kardynał Ryś ma przemożny wpływ na to, jak wygląda dziś w Polsce obsada stolic biskupich; w najbliższych latach będzie się to wiązać z promocją myślenia, które reprezentuje. Być może do grona kilku szczególnie bliskich charyzmatyzmowi hierarchów dołączą wkrótce kolejni, tworząc grupę, która będzie w stanie narzucić episkopatowi jakiegoś rodzaju „inkulturację” liturgii.
Może się więc okazać, że – co do idei, nie co do szczegółów – zmiany wprowadzane dziś na południu w Meksyku jutro zawitają do Polski, przekształcając Mszę świętą w rzeczywistość pełną inkluzji, co doprowadzi do jej jeszcze głębszego ogołocenia z sacrum.
Paweł Chmielewski
Świat astronomii został poruszony niezwykłym wydarzeniem, które miało miejsce 11 listopada 2024 roku. Asteroida oznaczony jako 2024 VR4 przeleciała w rekordowo małej odległości od naszej planety, przemykając zaledwie 29 300 kilometrów od środka Ziemi – to mniej niż jedna dziesiąta dystansu dzielącego nas od Księżyca. Co najbardziej niepokojące, obiekt został odkryty przez naukowców dopiero po tym, jak minął naszą planetę.
Odkrycia tego niezwykłego gościa z kosmosu dokonali astronomowie z prestiżowego programu obserwacyjnego Catalina Sky Survey. Asteroida 2024 VR4, należąca do grupy Ateny – obiektów regularnie przecinających orbitę ziemską – ma imponujące rozmiary. Według szacunków ekspertów jego średnica wynosi od 30 do 40 metrów, co czyni go obiektem wystarczająco dużym, by wzbudzić zainteresowanie naukowców.
[No i – nasze.. Bo to, przy gęstości ok. 2g/cm3, szacunkowa masa ponad 10 tysięcy ton .. md]
To zdarzenie zapisało się w annałach astronomii jako jeden z najbliższych przelotów asteroidy w historii obserwacji kosmicznych. Jest to już sto czternasty znany obiekt, który w bieżącym roku zbliżył się do Ziemi na odległość mniejszą niż dystans księżycowy, a zarazem dziesiąty tak bliski przelot. Co więcej, jest to czwarty z siedmiu obiektów zaobserwowanych w listopadzie 2024 roku, co świadczy o intensywności zjawisk astronomicznych w naszym kosmicznym sąsiedztwie.
Szczególnie istotny jest fakt, że asteroida została odkryta dopiero po minięciu Ziemi. Ta sytuacja uwypukla potrzebę zwiększenia nakładów na rozwój systemów wczesnego wykrywania potencjalnie niebezpiecznych obiektów kosmicznych. Astronomowie na całym świecie współpracują w ramach różnych programów obserwacyjnych, których celem jest jak najwcześniejsze identyfikowanie i śledzenie asteroid mogących w przyszłości zagrozić naszej planecie.
Specjaliści zwracają uwagę, że choć liczba odkrywanych obiektów przelatujących w pobliżu Ziemi może wydawać się duża, większość z nich to stosunkowo niewielkie asteroidy, które nie stanowią realnego zagrożenia. Niemniej jednak, każdy taki przelot dostarcza cennych informacji naukowych i pomaga w doskonaleniu systemów monitorowania przestrzeni kosmicznej.
2024-11-20 pap/blackout-na-kubie-setki-tysiecy-mieszkancow-bez-pradu-i-wody
Ludzie idą po ciemku ulicami Hawany Fot. PAP/EPA/ERNESTO MASTRASCUSA
Kilkaset tysięcy mieszkańców Kuby pozostaje od niedzieli bez energii elektrycznej i wody z powodu awarii krajowego systemu energetycznego, przekazały we wtorek kubańskie władze.
Najtrudniejsza sytuacja była we wtorek w położonej na zachodzie aglomeracji Hawany, stolicy kraju, a także w prowincji Santiago de Cuba, na wschodzie wyspy.
Problemy w dostawach prądu potwierdziła odpowiedzialna za przesyłanie energii elektrycznej spółka Union Electrica (UNE). Sprecyzowała, że paraliż systemu energetycznego w dużej mierze związany jest z awariami głównej elektrowni kraju Antonio Guiteras w Matanzas. Dyrekcja UNE przekazała, że w ciągu co najmniej czterech dni konieczne będzie przeprowadzenie jej remontu.
Paraliż energetyczny kraju przejawia się nie tylko kilkudniowymi brakami prądu, ale też niedoborami wody. Według Radia Marti najtrudniejsza sytuacja występuje w kilku miejscowościach prowincji Santiago de Cuba, gdzie energii elektrycznej oraz wody w kranach nie ma już od ponad tygodnia.
We wtorek dyrektor Narodowego Instytutu Zasobów Wodnych (INRH) Antonio Rodriguez przekazał, że poważne niedobory wody występują też w stolicy kraju. Jak oszacował, wodę w kranach straciło ponad 250 tys. mieszkańców aglomeracji Hawany. Ich potrzeby zaspokajane są regularnymi dostawami wody pitnej beczkowozami.(PAP)
zat/ wr/ know/
(Wystrzelenie rakiety wchodzącej w skład systemu ATACMS (zdjęcie ilustracyjne). Fot. Defense Ministry / Zuma Press / Forum)
Teraz mamy ATACMS; to ukraińskie możliwości rażenia bronią dalekiego zasięgu, będziemy z tego korzystać – oświadczył we wtorek prezydent Wołodymyr Zełenski, komentując medialne informacje, że ukraińskie siły po raz pierwszy wykorzystały amerykańskie pociski do zaatakowania terytorium Rosji.
Według portalu RBK-Ukraina Ukraińcy uderzyli w obiekt militarny w okolicy położonego około 130 kilometrów od granicy z Ukrainą miasta Karaczew w obwodzie briańskim w Rosji.
We wtorek po południu rosyjskie ministerstwo obrony potwierdziło, że ukraińskie wojsko użyło ATACMS. Według resortu, Siły Zbrojne Ukrainy zaatakowały nocą sześcioma takimi rakietami obiekt w obwodzie briańskim.
Zełenski powiedział też, że nadszedł czas, aby Niemcy wsparły ukraińskie możliwości ataków w głębi Rosji.
– Myślę, że po oświadczeniu Rosji na temat broni nuklearnej nadszedł również czas, aby Niemcy wydały odpowiednie decyzje – powiedział Zełenski podczas konferencji prasowej w Kijowie z premier Danii Mette Frederiksen.
Źródło: PAP
Wołodymyr Zełenski potwierdził, że otrzymał pozwolenie od Joe Bidena na użycie rakiet ATACMS przeciwko odległym celom w Rosji.
Pocisk ATACMS to konwencjonalny pocisk dalekiego zasięgu, który może dotrzeć z Ukrainy także do Moskwy
Zawsze może być gorzej, mówi znane powiedzenie. Biorąc pod uwagę obecną sytuację, można mieć tylko nadzieję, że po niezwykle niebezpiecznej decyzji Joe Bidena Rosja odpowie Stanom Zjednoczonym, a nie bliższej geograficznie Europie.
W każdej relacji, czy to prywatnej, biznesowej czy politycznej, zawsze możemy sami zdecydować, jak zareagujemy na zachowanie drugiej osoby: „Pomiędzy bodźcem a reakcją jest przestrzeń. W tej przestrzeni leży nasza wolność i moc wyboru naszej reakcji. Odpowiedź kryje się w naszej dojrzałości” – mówi Stephen Covey. Zbyt często ludzie o tym zapominają i dają się prowokować, także w polityce.
Brian Nichols, podsekretarz stanu w Departamencie Stanu USA, potwierdził we wczorajszym wywiadzie, że prezydent USA Biden udzielił Ukrainie pozwolenia na atak na rosyjskie zaplecze rakietami większego zasięgu, jego zdaniem, w celu ‚lepszej obrony i ataku na Rosję, by doprowadzić do stołu negocjacyjnego’. Doniesienie w ‚New York Times’ zostaje więc oficjalnie potwierdzone.
Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że zakulisowym aktorom zależy na tym, aby wojna na Ukrainie trwała w przyszłym roku pod rządami prezydenta Trumpa i aby zyski amerykańskich firm obronnych nadal rosły. Z tego samego powodu należy więc zachęcać podżegaczy wojennych w Europie do dostarczania podobnej broni (Taurus, Storm Shadow) na Ukrainę.
Władimir Putin nie kieruje się emocjami ani poczuciem zemsty, lecz – jak to zwykle w życiu biznesowym – zastanawia się ze swoimi doradcami nad najlepszą możliwą odpowiedzią. Jak już wspomniano, Rosja prawdopodobnie zareaguje symetrycznie, czyli militarnie, na ogień niemieckich rakiet Taurus. Ale z perspektywy Rosji, jaka byłaby najlepsza reakcja na amerykańskie rakiety?
Jedna opcja: Rosja wypowiada wojnę USA, ale nie atakuje militarnie. Rzecz w tym, że większość umów biznesowych zawiera klauzulę wykluczającą realizację w przypadku klęsk żywiołowych lub wojen. Oznacza to, że po wypowiedzeniu wojny wszystkie rosyjskie firmy mogłyby za jednym zamachem wstrzymać dostawy do USA bez naruszania kontraktu i bez konieczności nakładania przez Rosję specjalnych sankcji.
USA potrzebują rosyjskiego uranu do swoich elektrowni jądrowych i wielu innych materiałów, które są rzadkie i drogie, zwłaszcza palladu, ale także tytanu i platyny. Rosja od dwóch miesięcy sprawdza, które surowce można objąć sankcjami, nie strzelając sobie w stopę. Wypowiedzenie wojny Stanom Zjednoczonym przez Rosję połączone z natychmiastowym wstrzymaniem dostaw uranu, palladu, tytanu, platyny i niklu spowoduje trzęsienie ziemi na hipernerwowej Wall Street i wstrząśnie dolarem stojącym na glinianych nogach od kilkudziesięciu lat.
To spowoduje sto razy większe szkody niż kilkadziesiąt rakiet i zwróciłoby całe społeczeństwo w USA przeciwko obecnemu prezydentowi. Rosja nie ma już tam żadnych udziałów, ale reszta świata, zwłaszcza Chiny i państwa Zatoki Perskiej, nie byłyby zadowolone i wywierałyby ogromną presję na USA, dopóki te się nie wycofają. Byłaby to katastrofa dyplomatyczna, koniec dominacji USA według podręcznika: ‚Co uczynić, by Ameryka znów była mała’.
Militaryści tak zawładnęli naszym myśleniem, że ludzie na Zachodzie potrafią myśleć jedynie tymi kategoriami. W rezultacie stopniowo tracimy wszystko, co budowaliśmy przez dziesięciolecia, może nie zawsze uczciwie, ale zawsze w sposób pokojowy. Reszta świata ma dość tych kłótni i chce zawierać umowy korzystne dla obu stron. Przestańmy bawić się w wojnę i dorośnijmy ponownie!
https://globalbridge.ch/werden-wir-wieder-erwachsen/embed/#?secret=5B4RPdYnlj#?secret=2TwYJWIexN
Napisał: Stefan Nold
Opracował: Zygmunt Białas
Data: 19 novembre 2024Author: Uczta Baltazara
Świetny tekst – wyjaśniający dlaczego w Polsce jest dziś tak, a nie inaczej (dla własnego wygodnictwa, przez stulecia, niszczono systematycznie społeczeństwo polskie, tym samym nie pozwalając mu rozwinąć się z biegiem czasu w normalny sposób, co jest widoczne dziś w totalnym, mentalnym skarłowaceniu narodu ) – więc wart przypomnienia w całej jego okazałości.
“Pomiędzy polskim właścicielem ziemskim i żydowską elitą finansową utworzyło się jedyne w swym rodzaju przymierze utylitarne…” – https://web.archive.org/web/20180117173527/http://ram.neon24.pl/post/141990,ku-przestrodze-jak-szlachta-polske-zydami-zgnoila
Maurizio Blondet 03/02/2006
Oskarżanie Polaków i ogólnie wschodnich Słowian o “antysemityzm” ma charakter sloganu. Nigdy nie brak okazji do tego, by opisywać “cierpienia Żydów ze Wschodu”, pogromy, prześladowania ze strony carów, itp.
Dziś, jeden z czytelników przysłał mu długi esej, napisany przez Amerykanina – E. Michaela Jones’a https://en.wikipedia.org/wiki/E._Michael_Jones, który w zaskakujący sposób wyjaśnia naturę i powody antysemityzmu słowiańskiego. Jones miał cierpliwość przeczytać 11 tomów monumentalnej “Historii Żydów” – autorstwa Heinricha Graetz’a (1819 – 1891) – niemieckiego Żyda, uważanego za twórcę historiografii żydowskiej https://en.wikipedia.org/wiki/Heinrich_Graetz.
Graetz, będący illuministą i racjonalistą jest między innymi bezlitosnym krytykiem gnozy kabalistycznej, panowaniu której (w świecie żydowskim) przypisuje funkcjonowanie najrozmaitszych, bezrozumnych nadziei mesjanistycznych (ucieleśnionych w takich “mesjaszach” jak Sabbatai Zevi czy Jacob Frank) i – co jeszcze gorzej – przywar żydowskiej mentalności, a wśród nich “pewnego rodzaju triumfalnej rozkoszy, doświadczanej podczas oszukiwania i okradania” (sic).
Graetz przypomina, że za sprawą Statutu Kaliskiego (1251) – Polska przyznała Żydom zamieszkałym na jej terytorium prawa nieznane wszystkim innym europejskim wspólnotom żydowskim, tj. autonomię zarządzania oraz system prawny niezależny od chrześcijańskiego sądownictwa polskiego – Kahał, który posiadał wyłączność jurysdykcyjną jak chodzi o rozstrzyganie konfliktów między Żydami.
To w Kahałach rozwinęła się “mądrość” talmudyczna (Talmud jest zasadniczo kodeksem karnym) i kazuistyczna szkoła dysput rabinicznych, wraz z ich charakterystyczną tendencją – cytuję Graetz’a – do “przeinaczania i wypaczania; tworzenia podstępnych sofizmatów i budowania wrogości w stosunku do wszystkiego, co nie znajdowało się w ich polu widzenia”.
Według historyka żydowskiego – były to czynniki, które “podminowały poczucie etyki Żydów”, przyzwyczajając ich wprost do “krętactwa i przechwalania się”.
To za sprawą Statusu Kaliskiego Polska została określona w Europie jako “paradisum judaeorum”. Rzeczą nieuniknioną stało się, że wskutek fal prześladowań, jakie miały miejsce w (zachodnich) krajach chrześcijańskich, trwających od 11 do 16 wieku – spora ilość Żydów, w większości pochodzących z Niemiec wyemigrowała do Polski.
Żydzi ci mówili dialektami “juedische Deuych” lub Yiddish. Wykorzystując całkowitą swobodę, jaką dawała im Polska, jak chodzi o kwestię integracji z narodem polskim – nie uczyli się jego języka, a ponadto izolowali się od niego całkowicie, za wyjątkiem sfery handlu i (jak pisze Graetz) przygodnych i niedozwolonych praktyk seksualnych.
Na to jak wiele Żydzi w Polsce “ucierpieli” wskazują wskaźniki demograficzne ich dotyczące. Między rokiem 1340 i 1772 chrześcijańska populacja Polski zwiększyła się 5-krotnie, a żydowska 75-krotnie.
W roku 1795, czyli w czasie trzeciego i ostatniego rozbioru Polski, żyło na jej terytorium 80 % Żydów aszkenazyjskich. Oczywiście, wzrostowi demograficznemu odpowiadał także wzrost bogactw i władzy, jakie zdobyło “cierpiące” potomstwo Judasza.
Złoty wiek polskich Żydów zbiega się z “imperialną” ekspansją Polski, mającą miejsce pomiędzy rokiem 1500 i 1650. W roku 1634 Polska stała się największym państwem Europy, rozciągającym się od Bałtyku prawie po Morze Czarne; od Śląska po Ukrainę – tj. 200 km poza Dniepr. 60 % ludności zamieszkującej kraj nie było Polakami, ani też katolikami. Byli to głównie prawosławni.
Na tychże terytoriach, będących dziś częścią Ukrainy i Białorusi – aż po Krym – szlachta polska (historyczny przykład osobników nieracjonalnch i próżnych) powykrawała sobie posiadłości niejednokrotnie wielkości dzisiejszej Szwajcarii. Były to ogromne latyfundia, znajdujące się w rękach niewielkiej próżniackiej oligarchii, na których pracował źle wynagradzany, a więc będący wiecznie na skraju nędzy – polski chłop.
Wieśniacy ci, pierwotnie mieszczanie-żołnierze, biorący udział w podbojach na szeroką skalę, zrujnowani przez wojny – skończyli na służbie u ziemian. Co więcej, w roku 1633 parlament polski – zdominowany przez szlachtę – przy pomocy ustawy zabronił arystokracji polskiej zajmowania się interesami i jakimkolwiek handlem. Zajmowanie się działalnością produkcyjną wielmoże uznali za rzecz nieprzyzwoitą, a sprzedawanie wódki za czyn wręcz wulgarny.
Z tego to względu zarządzanie ich ogromnymi dobrami powierzeli – zgadnijcie komu? – Żydom. Realizowano to przy pomocy krótkoterminowych umów, w zamian za opłatę stałą i płaconą z góry – a Żydzi, by spraw była dla nich opłacalna odbijali się na chłopach.
Tak to pojęcia “arendarz” i “Żyd” stały się dla polskiego wieśniaka synonimami. Faktycznie, 80 % żydowskich ojców rodzin na wsiach i 15 % w miastach było arendarzami. Sytuację pogarszał fakt, że umowy dzierżawę – kahały żydowskie przyznawały jedynie bogatszym Żydom, którzy następnie podzlecały je Żydom uboższym, tym samym bardziej zachłannym. Arendarz mógł dotyczyć terenów rolnych, karczm, młynów, opłat za przejazd drogami czy mostami, a także wszystkich monopoli.
Szlachta polska (oczywiście jak najbardziej katolicka) dopuściła się nawet tego, że dawała Żydom klucze do kościołów do niej należących. Oznaczało to, że Żyd dysponujący kluczami otwierał je z okazji ślubów, chrzcin czy pogrzebów wieśniaków – za opłatą. Ponadto, jako że umowy o arendarz były krótkoterminowe i mogły nie być odnowione – Żyd dzierżawca miał interes w tym, by ze swych ofiar wydusić jak najwięcej pieniedzy i w jak najkrótszym czasie.
Pobudki, by Żydzi byli ludzcy, czy chociaż łagodni w stosunku do chłopów, będących znienawidzonymi chrześcijanami były a priori prawie że nieistniejące, od strony finansowej zaś najważniejsze były dla nich pieniądze. Tym bardziej, że Państwo Polskie – które 70 % swego przychodu podatkowego otrzymywało z dzierżaw – przy pomocy systemu prawnego całą siłą stało po stronie Żydów, będących jego podatkobiorcami, a nie po stronie narodu.
Od roku 1633 – tj. od kiedy Żydzi zajęli się handlem alkoholem – napadali uzbrojeni na chłopskie chaty, niszczyli nielegalne urządzenia do pędzenia bimbru i nakładali na chłopów wysokie kary, a wszystko to z upodobaniem tych, którzy resztę ludzkości (do dziś) traktują z pogardą, prześladując ją w sposób bezwzględny i pozbawiony skrupułów.
Arendarz i metody jakimi był urzeczywistniony są głęboka przyczyną trwałej nędzy i wiekowego zacofania polskiego rolnictwa. Żydowscy, krótkoterminowi dzierżawcy nie mieli żadnego interesu by utrzymywać w dobrym stanie gospodarstwa, czy narzędzia rolnicze i nie wykorzystywać ponad granice możliwości terenów i pracowników. Co więcej, przyzwyczaili się do manipulowania cenami zboża, tak by można było przeznaczać je do bardziej dla nich dochodowej produkcji alkoholu, popierając także niezwykle aktywnie jego spożycie. Wszystko to dawało im wysoki zarobek w krótkim czasie.
Tak to z czasem, wśród polskiego chłopstwa – “nie wiadomo dlaczego” – pojawiło się pewne nastawienie “antysemickie”, w odróżnieniu od niesamowicie katolickiej szlachty kraju – “Chrystusa narodów”.
Heinrich Graetz pisze:
“Żyd w pewnym stopniu równoważył wady narodowe. Impulsywna niestałość, bezmyślność czy rozrzutność polskiej szlachty znajdowała przeciwwagę w ostrożności i gospodarskiej roztropności żydowskiej. Dla polskiego szlachcica Żyd był czymś więcej niż finansistą; był jego przezornym doradcą, tym, który wydobywał go z długów, był wszystkim we wszystkim… Pomiędzy polskim właścicielem ziemskim i żydowską elitą finansową utworzyło się jedyne w swym rodzaju przymierze utylitarne”.
W roku 1572, kiedy zmarł król Zygmunt II (który zarządzanie kraju powierzył w ręce Żydów – rabbi Mendel z Brześcia nazywany był “sekretarzem króla”) – “cierpiący” Żydzi osiągnęli tak wielkie wpływy, że decydowali o jego następcy. Zrobili to konsultując się z Imperium Otomańskim, hugonocką Francją i protestantami brytyjskimi, którzy również zainteresowani byli sukcesją w Polsce. Wielkim pośrednikiem całego przedsięwzięcia (podczas którego rozdano miliardy) był Solomon ben Nathan Askenazi, lekarz króla Zygmunta, który wyemigrował do Konstantynopola, gdzie służył sułtanowi z takim samym oddaniem jakim wcześniej darzył króla Polski. W Konstantynopolu, Solomon zastapił Josepha Nasi, doradcę sułtana, będącego pewnym rodzajem nieoficjalnym leaderem ówczesnego żydowskiego świata.
Jednakże w owych żydowskich, złotych czasach nad polskim “paradisus judaeorum” zaczynały zbierać się groźne chmury. Doszło do tego z powodu Kozaków, wcielonych do państwa polskiego. Również na nich rozszerzony został reżim żydowskiej dzierżawy i Kozacy dowiedzieli się wtedy, że muszą płacić podatek za możliwość wejścia do cerkwi. Poddanie się katolickim panom polskim Kozacy byli gotowi znieść, ale płacenie Żydom za wódkę i chrzest przekraczało ich możliwości.
Polscy chłopi – ucywilizowani “antysemici” wytrzymywali wszystko, jednakże Kozacy mieli dość. Wkrótce pojawił się wśród nich Bogdan Chmielnicki. Jego zawołanie “Polacy zrobili z nas niewolników przeklętej rasy Żydów” nie spotkało się bynajmniej z westchnieniem rezygnacji«à la polonaise».
W krótkim czasie, Chmielnicki znalazł sie na czele hordy Kozaków i Tatarów, która 16 maja 1648 roku pobiła wojska polskie i stała się autorem niezliczonej ilości grabieży, masakr i gwałtów.
Kozacy i Tatarzy w specjalny sposób skoncentrowali się na Żydach. Wydaje się, że wymordowali ich 100 000. Jak przyznaje żydowski historyk Henryk Grynberg – “wycofujące się polskie wojska były jedyną obroną Żydów”. https://en.wikipedia.org/wiki/Henryk_Grynberg
Kiedy oddziały Chmielnickiego zaatakowały Lwów – Chmielnicki wezwał oblężonych:“Oddajcie nam Żydów, których macie w mieście, a zaprzestaniemy oblężenia”.
Jak zareagowali Polacy – “antysemici” – znajdujący sie w bardzo poważnych trudnościach – oblężeni i wygłodniali? – Odpowiedzieli: “Nie!”. Nie oddali ani jednego Żyda, odparli oblężenie i w ten sposób uratowali tych, którzy znajdowali się w mieście.
Oto, do jakiego stopnia Polacy prześladowali Żydów. Oto na jakie “cierpienia” skazali swych “dobroczyńców”.
——–
Komentarz do eseju Jones’a: Nie chciałbym zepsuć wytwornego stylu przedstawionego historycznego ekskursu poprzez użycie obrzydliwego zwrotu neapolitańskiego i rzymskiego. Zwrot ten przychodzi mi jednakże na myśl i dlatego umieszczam go w przypisie. Wyraża on sposób, w jaki Izrael traktuje Arabów – w jaki traktuje wszystkich gojów; zwrot brzmi: «chiagni e’ffotti». Znaczy to tyle samo, co “prześladuj i krzycz, że cię prześladują, ciemięż i skarż się, że cierpisz”. https://it.wikipedia.org/wiki/Chiagni_e_fotti
INFO: O tym jak Żydzi “cierpieli” w Polsce (Come “soffrirono” gli Ebrei in Polonia” – http://www.dosselli.it/docQuaderni/21.pdf)
20.11.2024 https://nczas.info/2024/11/20/nowacka-chce-to-zaserwowac-polskim-dzieciom-bosak-to-jedna-z-glownych-tez-ruchu-lgbt-video/
Podczas konferencji prasowej przedstawiciele Konfederacji jasno opowiedzieli się przeciwko nowym przedmiotom szkolnym, które planuje wprowadzić resort Barbary Nowackiej. Krzysztof Bosak i Grzegorz Płaczek wskazywali na szereg zagrożeń.
Bosak stwierdził, że „jako Konfederacja zabierają głos zdecydowanie przeciwko temu pomysłowi rządu”. – Jest to pomysł, który ma dużo wspólnego z ideologią, mniej wspólnego ze zdrowiem (…). Jest to tak naprawdę pod pewnym kryptonimem i w zmiksowaniu z innymi treściami odgrzewany stary kotlet, czyli wprowadzania tego permisywnego modelu edukacji seksualnej, o który toczyła się w Polsce debata w latach 90. – powiedział wicemarszałek Sejmu.
Wskazał, że Barbara Nowacka i „rządząca nami lewicowa ciemnota” chce wyrzucić do kosza „dotychczasowy dorobek edukacyjny” i „w to miejsce, gdzie jest program nauczania normalnego, umieścić lewicowe fanaberie”.
Wicemarszałek Sejmu powiedział, że rządzący „mają …gdzieś prawa rodziców, prawa obywatelskie i chcą to wtłaczać wszystkim, przymusowo” oraz przypomniał, że „artykuł 48. konstytucji mówi, że rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”.
– Wyrzucają właściwie wszystkie treści związane z wartością rodziny w życiu człowieka, z zakładaniem rodziny, z życiem rodzinnym, z trwałością rodziny (…), uczeń szkoły podstawowej nie dowie się z programu Barbary Nowackiej o istnieniu małżeństwa (…) – dodał.
– Nie dowie się też o wartości życia, nie dowie się o rozwoju dziecka w prenatalnym okresie życia. Ta wiedza naukowa, zdaniem lewicy, jest dzieciom, młodzieży do niczego niepotrzebna. Nie pada ani razu słowo dzietność w czasach, kiedy mamy kryzys dzietności – wskazał.
– To ma być „edukacja zdrowotna”. Tymczasem uczeń szkoły podstawowej będzie się uczył na temat wczesnej inicjacji seksualnej, nie będzie się natomiast uczył na temat chorób wenerycznych (…), dopiero w programie ponadpodstawowym ma być o tym powiadomiony, czyli sekwencja proponowana przez lewicę Tuska i Nowackiej jest taka: najpierw wysyłamy dzieci do inicjacji seksualnej, później powiemy im o tym, jakie są związane z tym zagrożenia, szczególnie te zdrowotne, na przedmiocie dla niepoznaki zwanym edukacją zdrowotną – skwitował.
Wskazując na kolejne aspekty programu nauczania, Bosak podsumował, że „po takim praniu mózgu jedyny wniosek chyba jest taki, że norma żadna nie istnieje”. – I dobrze wiemy, że jest to jedna z głównych tez ruchu LGBT, ruchu genderowo-feministyczno-transowego, że nie ma żadnej normy, wszystko jest kwestią uznaniową, wszystko jest płynne – podkreślił.
Bosak odniósł się także do innego proponowanego przez resort przedmiotu – edukacji obywatelskiej. – Obok tego jest jeszcze drugi dokument, edukacja obywatelska. Tam są też kwiatki – wskazał Bosak.
– Oczywiście mamy stały pakiet lewicy wokeistowskiej, jak to się teraz mówi – stwierdził wicemarszałek Sejmu. – A więc uczeń będzie rozpoznawał postawy ksenofobii, stereotypów, uprzedzeń, dyskryminacji, a także, uwaga, uczniowie będą aktywizowani politycznie przez nauczycieli – reaguje na te zjawiska – dodał.
Wskazał, że część programu dotyczy tzw. klimatyzmu. – A więc uczeń będzie wymieniał przyczyny i konsekwencje kryzysu klimatycznego, wyszukiwał informacje na temat działań na rzecz jego powstrzymania oraz w miarę możliwości angażował się w wybrane z nich – wyliczał Bosak.
Głos zabrał także poseł Grzegorz Płaczek. – To przedmiot, który jest przesiąknięty do szpiku kości lewicową ideologią pełen miękkich stwierdzeń, pełen niedopowiedzeń, ale oczywiście jednocześnie pełen wartości LGBT i nikt z nas po lekturze wstępnych założeń do rozporządzenia i do tego przedmiotu nie znalazł czegoś takiego jak wartościowe treści dotyczące rodziny – wskazał.
– Rodzice jednoczą się w całej Polsce już 1 grudnia, czyli za kilka dni w Warszawie odbędzie się bardzo duży protest rodziców, którzy będą przyjeżdżać, będą krzyczeć na cały głos, że nie chcą takiego przedmiotu w szkole. Problem jest bardzo skomplikowany, dlatego że przed nami 10 miesięcy walki, a właściwie wojny również o nasze dzieci – mówił.
– Niestety wysłuchania publicznego okazało się, że nie będzie. Rodzice nie będą wysłuchiwani, stowarzyszenia będą ignorowane, fundacje będą ignorowane (…). Co więcej, i to jest bardzo bulwersujące, pani minister publicznie przyznała ostatnio w wywiadzie, że nie będzie się przejmować innymi opiniami poza tymi głoszonymi przez Ministerstwo Edukacji Narodowej – podkreślił.
– Postanowiliśmy w trybie natychmiastowym wysłać do pani minister edukacji narodowej, przy wsparciu oczywiście pana marszałka Szymona Hołowni, interpelację poselską (…). Interpelacja poselska w sprawie niepokojących zmian w polskiej edukacji związanej z wprowadzeniem nowego przedmiotu pod nazwą edukacja zdrowotna. Interpelacja jest bardzo długa, zawiera bowiem 33 pytania, które były również wspólnie przygotowywane z różnymi środowiskami, z rodzicami, z profesorami, z doktorami – ujawnił Płaczek.
20.11.2024 nczas/zelenski-nie-chce
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie zamierza przeprowadzać wyborów prezydenckich tak długo, jak długo trwa wojna rosyjsko-ukraińska.
Zełenski przemawiał we wtorek w Radzie Najwyższej. Obecny prezydent Ukrainy stwierdził, że świat nie spodziewa się tego, że broniący się przed rosyjską agresją kraj będzie organizował wybory prezydenckie.
– Nikt na świecie nie żądał tego od Ukrainy ani nie żąda tego od niej. Jednak na Ukrainie niektórzy ludzie wydają się być tak chętni, że wydają się bardziej skupieni na konfliktach wewnętrznych niż na obronie państwa. Chcą, aby debaty polityczne odbywały się w okopach, jakby były studiami telewizyjnymi. To szkodzi Ukrainie – stwierdził Zełenski.
– Ukraina potrzebuje najpierw sprawiedliwego pokoju, a dopiero potem Ukraińcy przeprowadzą uczciwe wybory – dodała głowa państwa.
A kiedy wybory na Ukrainie powinny się odbyć? „20 maja zakończyła się kadencja prezydencka Wołodymyra Zełenskiego. Zgodnie z ukraińską konstytucją głowa państwa sprawuje urząd przez pięć lat i wykonuje swoje obowiązki do czasu objęcia go przez nowo wybranego następcę. Wybory przeprowadza się co do zasady w ostatnią niedzielę marca w piątym roku kadencji. Przypadające formalnie na 2024 r. głosowanie nie odbyło się – obowiązująca ustawa o reżimie prawnym stanu wojennego wprost zabrania organizowania wyborów prezydenckich, parlamentarnych, referendów czy zmian w konstytucji w czasie jego trwania” – opisuje Ośrodek Studiów Wschodnich.
Wbrew temu, co mówi Zełenski, temat przeprowadzenia wyborów prezydenckich na Ukrainie wypłynął właśnie od zachodnich mediów. Brytyjski „The Economist” twierdzi, że wybory mogłyby zostać przeprowadzone w maju 2025 roku.
Wielka wiadomość: To dzięki TOBIE znowu wstrzymaliśmy Traktat Pandemiczny
[i moim aktywnym Czytelnikom.. md]
“Sebastian Lukomski, CitizenGO” <petycje@citizengo.org>
Sz. P. Profesor Miroslaw Dakowski ,
To znowu ja—wciąż pełny emocji, choć bardzo zmęczony, ale z NIESAMOWITĄ wiadomością, którą musisz usłyszeć…
Właśnie wróciłem z Genewy i uwierz mi—był to jeden z najbardziej wyczerpujących tygodni w moim życiu—długie dni, bezsenne noce, niekończące się spotkania. Jeszcze nie zdążyłem odzyskać sił.
Ale powiem jedno: każdy wysiłek był tego wart!
Nadzwyczajna sesja zaplanowana na grudzień, aby ostatecznie sfinalizować Traktat Pandemiczny…
NIE ODBĘDZIE SIĘ!
Dokładnie tak! Znowu nie zdążyli. Po raz kolejny skutecznie pokrzyżowaliśmy im plany.
To nie było przypadkowe. Mój zespół w Genewie wykazał się ogromną determinacją—konsekwentnie blokowaliśmy każdą ich próbę i wyraźnie daliśmy delegatom WHO do zrozumienia, że nie zamierzamy im na to pozwolić.
A TY—Twoje wsparcie, Twój głos, Twoja odwaga—były kluczowe, by to było możliwe.
Zanim zrobisz cokolwiek innego, koniecznie zobacz to na własne oczy: obejrzyj ten film teraz:
Gdy obserwowałem zakończenie dwunastej, ostatniej w tym roku sesji negocjacyjnej INB, ogłoszono, że postęp jest niewystarczający, więc teraz skupiają się na kolejnym ważnym terminie—maju 2025 roku, który zbiega się z następnym Zgromadzeniem Ogólnym WHO.
To ogromne zwycięstwo, które udowadnia jedno—nasze działania przynoszą efekty! Wszystko, o co walczyliśmy od samego początku, ma realny wpływ.
To była długa bitwa, a do końca jeszcze daleko. Ale razem zamieniamy ich sny w koszmary. I bardzo mnie to satysfakcjonuje!
WHO zakładało, że uda im się przepchnąć ten traktat—bez przejrzystości, odpowiedzialności ani Twojej zgody. Dzięki TOBIE jednak ich plany zawodzą.
Co więcej, ostatnie zwycięstwo Trumpa mocno pokrzyżowało ich plany. Od teraz globaliści będą musieli liczyć się z oporem ze strony administracji USA, a ich wizja gładkiego sukcesu zaczyna się rozpadać.
To powiedziawszy, nie możemy teraz tracić czujności: WHO nie zamierza odpuścić.
Globaliści wielokrotnie pokazywali, że będą naginać zasady, działać za zamkniętymi drzwiami i robić wszystko, by przepchnąć ten traktat do nowego terminu—maja 2025.
Ale pamiętaj—zatrzymaliśmy ich raz. Zatrzymaliśmy ich drugi raz. I zatrzymamy ich po raz trzeci. Wszystko jest w naszych rękach!
Mam jeszcze tyle rzeczy, którymi chcę się z Tobą podzielić w nadchodzących tygodniach—szczegóły dotyczące tego, co się działo, co planujemy i co przed nami. Obiecuję, że będę Cię na bieżąco informować.
Na razie to wszystko z mojej strony. Świętujmy to osiągnięcie—bo to Ty sprawiłeś, że stało się to możliwe—a za to z całego serca Ci dziękuję!
Sebastian Lukomski z całym zespołem CitizenGO
19.11.2024 https://nczas.info/2024/11/19/szefowa-berlinskiej-policji-przestrzega-zydow-tam-maja-zachowac-wieksza-ostroznosc/
Szefowa berlińskiej policji Barbara Slowik zaleciła Żydom i homoseksualistom zachowanie szczególnej ostrożności w pewnych obszarach stolicy Niemiec. W niektórych dzielnicach Berlina wyrażana jest otwarta wrogość wobec Żydów – zauważyła Slowik.
Zasadniczo nie ma tak zwanych obszarów no-go, czyli takich, do których wstęp jest zbyt niebezpieczny. – Istnieją jednak obszary – i w tym momencie musimy być szczerzy – w których radziłabym osobom noszącym jarmułkę lub będącym jawnymi gejami lub lesbijkami zachować większą ostrożność – powiedziała Slowik w poniedziałek gazecie „Berliner Zeitung”.
Nie chcę „zniesławiać” żadnej konkretnej grupy ludzi jako sprawców – kontynuowała Slowik. Zauważyła jednak, że „niestety, istnieją pewne dzielnice, w których mieszka większość osób pochodzenia arabskiego, które również sympatyzują z grupami terrorystycznymi”. Wyraża się tam otwarty antysemityzm wobec osób pochodzenia żydowskiego.
Alfred Kinsey i seksualne eksperymenty na dzieciach
https://aa.com.pl/zbrodnia-i-nauka-judith-reisman
Według „Human Events” raporty Kinseya to jedna z najbardziej szkodliwych amerykańskich książek XX wieku.
Rewolucja seksualna była oparta na kłamstwie. Judith Reisman poświęciła trzydzieści lat na odkrywanie prawdy.
„The National Review”
W 1977 roku, doświadczywszy obojętności wielu zaufanych dorosłych wobec gwałtu dokonanego na jej córce, dr Reisman zaczęła odkrywać barbarzyńskie nadużycia seksualne Alfreda Kinseya wobec 2034 dzieci i niemowląt – niektóre z nich miały nawet dwa miesiące – dokonane przez jego „zespół badawczy” w chronionym, dźwiękoszczelnym budynku laboratorium Uniwersytetu Indiana.
Ta książka mówi, jak jest naprawdę. Żadnego tańczenia wokół trudnych, bolesnych i wstydliwych kwestii, bez rozmywania i zaciemniania prawdy o tym, kto i czego dopuścił się w czasie naporu seksualnej rewolucji. To cała prawda o podstępnych, nikczemnych osobnikach, którzy brutalnie traktowali i torturowali setki, jeśli nie tysiące niewinnych dzieci, aby uzyskać fałszywe wyniki badań. A potem wszyscy uwierzyli w te badania, nie kwestionowano ich, nie pytano nawet o ich zgodność z prawem. To naprawdę wstrząsające, kiedy nagle zostajemy obudzeni i zdajemy sobie sprawę, że zostaliśmy oszukani, a „badania”, które ukształtowały naszą rzeczywistość, są jednym wielkim kłamstwem.
Książka dr Reisman to doskonały przykład rzetelności i autentyczności akademickich badań nad oszustwem Raportu Kinseya i wpływem jego uczniów, Instytutu Kinseya, wspomaganego przez American Law Institute i pieniądze Fundacji Rockefellera.
Szczegółowo udokumentowano tu przestępczą i kłamliwą działalność konkretnych osób. O najbardziej nikczemnych zachowaniach znanych człowiekowi Judith Reisman napisała w beznamiętny i kliniczny sposób, celowo unikając pokusy niepotrzebnego epatowania czytelnika i nakłaniania do buntu. Prawda broni się sama.
Autor: Dr Judith Reisman
Dr Judith A. Reisman (1935-2021) uzyskała stopień doktora nauk medycznych na Case Western Reserve University. Była profesorem prawa w Liberty University School of Law i prezesem Instytutu Edukacji Medialnej. Pełniła funkcję konsultanta trzech departamentów administracji wymiaru sprawiedliwości: edukacji, zdrowia i spraw społecznych. Z rad i analiz dr Reisman korzystano na całym świecie, dzięki czemu mogła ona wygłosić setki wykładów i prelekcji dla organizacji doradczych, parlamentów, organów legislacyjnych i sądowniczych. Przez wiele lat prowadziła analizy treści przekazywanych przez prasę, książki i media wizualne. Szczególny nacisk w swej pracy dr Reisman kładła na określenie wpływu tych mediów na zdrowie i dobro dzieci. Naukowa publikacje i odkrycia dr Reisman miały międzynarodowy zasięg, a także wpływały na naukę i działania legislacyjne w wielu krajach, o czym świadczą chociażby artykuły w „The German Medical Tribune” i brytyjskim naukowym czasopiśmie „Tire Lancet”, na którego łamach zażądano zbadania raportów Kinseya, stwierdzając, że w swojej książce „dr Judith A. Reisman i jej współpracownicy zniszczyli podstawy obu raportów…” („The Lancet”, tom 337, z marca 1991, s. 547).
https://pch24.pl/dr-artur-gorecki-klamstwa-kinseya-i-pornorewolucja-w-polsce
(pixabay.com)
To Karol Marks twierdził, że seksualizacja człowieka doprowadzi do wyzwolenia go spod wpływu autorytetu, Kościoła i rodziny. Dzisiaj taką agendę realizują politycy, chcąc poddać społeczeństwo swojej kontroli. O tym mówił w rozmowie z PCh24 TV dr Artur Górecki, ekspert edukacyjny, rektor Collegium Intermarium.
Paweł Chmielewski: Rozmawiamy dziś o rewolucji seksualnej, a wszystko w kontekście nowej i ciekawej książki, pracy wydanej przez wydawnictwo „AA” – „Zbrodnia i nauka. Alfred Kinsey” autorstwa Judith Reisman. Autorka – lekarka i prawnik – opisała drobiazgowo pracę jednego z głównych ideologów współczesności, Kinseya. Zanim porozmawiamy o samej tej postaci, to pytanie, Panie Doktorze – dlaczego w ogóle w latach 60. jest tak wielkie zainteresowanie tematyką seksualną?
Dr Artur Górecki: Myślę, że należy umiejscowić to w szerszym kontekście rewolucji, które miały miejsce wcześniej, przed rewolucją religijną i polityczną, jaką była rewolucja francuska. Nadszedł czas, aby dokonać zmiany obyczajów pod hasłem wyzwolenia człowieka z rzekomych ograniczeń, które przez wieki narzucały mu tradycja, religia i rodzina. Celem było przejęcie kontroli nad sferą, uznaną od czasów Oświecenia za jedyną, która rzeczywiście ma znaczenie w człowieku, uznanym za mechanizm.
Oświecenie stanowi zatem moment, w którym po raz pierwszy pojawia się pomysł, że człowiek jest niczym więcej jak mechanizmem, któremu energię do życia nadają jego popędy i namiętności – popędy, którym powinien się poddawać lub nie. Przykład markiza de Sade’a może być w tym kontekście wystarczająco reprezentatywny. Oczywiście, był to tylko jeden z nurtów Oświecenia.
Lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku to moment, w którym władze państwowe, takie jak rządy Francji, Niemiec, ówczesnej Rosji bolszewickiej, ZSRR oraz Stanów Zjednoczonych, zaczęły wykorzystywać młode nauki społeczne oraz ich dorobek do manipulacji, mających na celu realizację celów politycznych. Działo się to na wielu płaszczyznach, ale szczególnie wyraźnie wówczas zauważono, że aspekt życia seksualnego człowieka może stać się jednym z kluczowych narzędzi wpływu na jednostki i całe społeczeństwa, pozwalając na kontrolowanie zachowań społecznych i manipulowanie nimi w zgodzie z założeniami rządzących.
Kłania się tu freudyzm…
Zdecydowanie tak. Psychoanaliza Freuda zwróciła uwagę na te elementy ludzkiej natury, które są pozaracjonalne, a zdaniem psychoanalityków odgrywają kluczową rolę w naszym życiu. Freud wskazał, że tłumiona seksualność miała być źródłem wielu problemów, w tym zdrowotnych i psychicznych, z którymi borykali się ludzie. Już w latach trzydziestych podejmowano eksperymenty oraz działania w celu rozwiązania tych rzekomych problemów.
Po II wojnie światowej, po trudnym okresie jej zniszczeń i odbudowy, idee te zostały na nowo podjęte w imię zerwania ze starym porządkiem i dalszego wyzwolenia człowieka. Lata sześćdziesiąte, z symbolicznym rokiem 1968, a także lata siedemdziesiąte, stały się czasem, w którym te idee zyskały na sile. Wówczas, na sztandarach i w manifestach intelektualistów ówczesnych czasów, pojawiły się nawoływania do legalizacji pedofilii. To nie były jednak postulaty marginalnych grup społecznych – sygnatariuszami tych manifestów byli przedstawiciele świata nauki i polityki, którzy we Francji domagali się od rządu legalizacji tego rodzaju zbrodniczych zachowań wobec dzieci.
W dużej mierze miało to miejsce na fali powoływania się na badania prowadzone przez Alfreda Kinseya oraz grupę naukowców z nim związanych. Pierwsza publikacja Kinseya ukazała się w 1948 roku, a kolejna – w 1953 roku, stanowiąc ważny punkt odniesienia dla tych kontrowersyjnych postulatów.
A kim w ogóle był Alfred Kinsey? To nie jest tylko jakiś „genialny naukowiec”, który robi mozolną karierę akademicką. Ma konkretne wsparcie dużych amerykańskich organizacji…
Tak, doskonale ilustruje to autorka tej książki, książki, którą zresztą gorąco polecam. Można zauważyć, że niestety wiedza, którą ona przekazuje, nie jest powszechna w świadomości większości Polaków. Oficjalne biografie Alfreda Kinseya podają, że około 1938 roku, w wyniku oddolnego zainteresowania grupy studentów oraz przyzwolenia władz uczelni, Kinsey został zaproszony do poprowadzenia kursu na temat życia seksualnego, szczególnie małżeńskiego. Zoolog, specjalizujący się w badaniach nad jednym z gatunków os, nagle stał się ekspertem w dziedzinie ludzkiej seksualności!
Tymczasem dostępne dziś źródła wyraźnie pokazują, że jest to mistyfikacja stworzona na potrzeby budowania wizerunku niezależnego naukowca, który rzekomo starał się wypełnić lukę w badaniach naukowych, którą dostrzegł. Co więcej, ta narracja została wzmocniona przez rzekome poparcie „ludu”. W rzeczywistości jednak kilka lat wcześniej Fundacja, która później przez dziesięciolecia finansowała badania Kinseya i jego zespół, opracowywała strategię PR-owską, której celem było wykreowanie tematu roli seksu w życiu ludzi w przestrzeni publicznej. Media miały za zadanie najpierw szerzyć tę tematykę, a później promować publikacje będące efektem pracy Kinseya oraz zespołu, który powołał. Fundacja Rockefellera, będąca jednym z głównych ośrodków finansujących takie przedsięwzięcia w Stanach Zjednoczonych, wykorzystywała nauki społeczne jako narzędzia manipulacji, mające na celu kształtowanie sposobu myślenia i zachowań społeczeństwa. To właśnie dzięki funduszom tej fundacji możliwe było wypromowanie Kinseya i sfinansowanie jego badań – czy może raczej działań, bo wątpliwości budzi sama kwalifikacja jego metod jako „badań naukowych”.
Dziś niemal wszystko można udowodnić „badaniami naukowymi”. W periodykach naukowych znajdziemy różnorodne, często sprzeczne opinie i rzekome dowody, które mają na celu potwierdzenie określonych przekonań. W tym przypadku mamy do czynienia z jaskrawą manipulacją.
Na czym polegała ta manipulacja? Jakie były zasadnicze twierdzenia Kinseya, które w największej mierze ukształtowały współczesne myślenie o seksualności?
Kinsey nie ukrywał, że jest zafascynowany darwinizmem. Traktował człowieka wyłącznie jako byt ściśle biologiczny, nie dostrzegając w nim żadnego wymiaru duchowego ani elementów, które wykraczałyby poza sferę czystej biologii i mechanizmów determinujących ludzkie zachowania. Jego podejście koncentrowało się przede wszystkim na potrzebach seksualnych. Wyraźnie podkreślał, że nie można mówić o czymś takim jak norma czy przekroczenie normy w kontekście zachowań seksualnych. Każde zachowanie seksualne uważał za normalne, ponieważ wynika ono z natury człowieka i jego pragnień.
Takie podejście doskonale współbrzmiało z teoriami Wilhelma Reicha, twórcy pojęcia „rewolucji seksualnej”, który twierdził, że człowiek nie osiągnie pełnej wolności, dopóki nie zostanie wyzwolony od moralnych okowów. Kinsey starał się to udokumentować w sposób naukowy.
Z tym sposobem naukowym jest jednak, zdaje się, poważny problem…
Tak. Niektórzy twierdzą, że był zafiksowany na punkcie nauki, ale wydaje mi się, że to nie do końca prawda. Jego podejście do metod naukowych, w tym stosowanie statystyki, budziło poważne wątpliwości. Co ciekawe, przez lata, mimo że Instytut Rockefellera, który go finansował, regularnie przeprowadzał kontrole, Kinsey nie zatrudnił nigdy statystyka – osoby specjalizującej się w badaniach jakościowych. W raportach pokontrolnych pojawiały się uwagi, że nie wypełniono zaleceń zawartych w poprzednich kontrolach. Zalecenia te dotyczyły m.in. konieczności zatrudnienia fachowca w tej dziedzinie. Co więcej, w swoich końcowych publikacjach Kinsey notorycznie mylił takie pojęcia jak średnia i mediana, traktując je niemal jak synonimy, co świadczyło o jego ignorancji w kwestiach metodologicznych.
Największą zbrodnią, którą popełnił, było to, że próbując udowodnić, iż ludzie w rzeczywistości zachowują się inaczej niż wynika to z przyjętych w danym społeczeństwie norm, musiał zdobyć odpowiednią próbkę do swoich badań – i skierował się do przestępców…
Dlaczego akurat tam?
Był przekonany, że jeśli zwróci się do wybranej przez siebie grupy społecznej, ta odpowie z entuzjazmem i chętnie weźmie udział w ankietowaniu. Okazało się jednak, że rzeczywistość była inna. Większość zwykłych ludzi nie miała ochoty, by rozgrzebywać swoje sprawy intymne ani odpowiadać na tak osobiste pytania.
Nie będę przytaczał treści tych pytań, gdyż byłyby one nieodpowiednie i niekomfortowe dla słuchaczy. Odsyłam zainteresowanych do odpowiednich książek. W końcu Kinsey zaczął poszukiwać próbki wśród środowisk przestępczych.
Zaczął badać głównie przestępców seksualnych. Dotarł do środowiska czynnych pedofili… Instruował ich, jak należy dokonywać pomiarów, rozmawiał z nimi przez lata. To są rzeczy straszne. Jego twierdzenia zostały przyjęte przez świat nauki i cieszyły się dobrymi opiniami. Do dzisiaj wielu uważa je za przełomowe. Tymczasem są to badania skrajnie zmanipulowane, nie mają nic wspólnego z rzetelnym aparatem badawczym.
Nawet jeżeli założylibyśmy, że samo udowodnienie, iż większość społeczeństwa nie przestrzega pewnych norm, nie oznacza jeszcze, że te normy należy zmieniać – co było celem Kinseya. On nawet nie był w stanie wykazać, że rzeczywiście większość społeczeństwa te normy przekracza. Nawiasem mówiąc, nawet Abraham Maslow, który ideowo był bliski Kinseya, zwracał mu uwagę w swoich publikacjach, że próbka, którą wykorzystał w badaniach, była zafałszowana. Przez pewien czas współpracowali ze sobą, ale później Maslow zerwał oficjalne kontakty naukowe z Kinseyem, uznając, że ten na samym początku badań zafałszowuje próbkę, a następnie przedstawia ją jako reprezentatywną dla całego społeczeństwa.
Kinsey argumentował, że każdy człowiek jest potencjalnym przestępcą. Twierdził, że to, iż ktoś w wieku 28 lat nie trafił jeszcze do więzienia, nie oznacza, że nie trafi tam za 10 lat. Z kolei osoba, która w wieku 60 lat znalazła się w więzieniu za popełnienie przestępstwa, nie musi być uznana za przestępcę przez całe swoje życie, ponieważ mogła przez 67 lat prowadzić życie zgodne z normami społecznymi. Takie były argumenty, którymi posługiwał się Kinsey.
W Polsce podejmuje się właśnie wysiłek ograniczenia dostępu dzieciom i młodzieży do pornografii. Nasuwa się pytanie, jakie w ogóle ta wielka obecność pornografii dzisiaj ma związki z ideologią typu Kinseyowskiego?
Uważam, że istnieje bardzo silny związek między tymi zjawiskami. W sytuacji, gdy głosi się, że dzieci od najwcześniejszych lat życia mają potrzeby seksualne, które powinny być zaspokajane, bo w przeciwnym razie mogą prowadzić do trudności psychicznych, takich jak depresja, wówczas łatwo dochodzi do ich wykorzystania przez przemysł – a właściwie przez biznes, który dostrzega w tym doskonałą okazję do osiągania ogromnych zysków.
W tym kontekście pojawia się pornografia. Kwestia definicji pornografii, a także zagadnienie obyczajności i nieobyczajności, staje się przedmiotem debaty. W Stanach Zjednoczonych toczy się walka o te wartości w tym samym czasie. Przykładem takich zmagań jest postawa ówczesnego kardynała, polskiego pochodzenia, który stał na czołowej linii obrony przed seksualizowaniem dzieci oraz przed zniszczeniem zasad obyczajności w mediach i filmach.
To wtedy po raz pierwszy pojawiają się w filmach sceny, które wcześniej byłyby niedopuszczalne ze względów prawnych. Wyroki sądów uznają, że to jest przejaw wolności artystycznej… Jak wiadomo wyniki badań mówią, że w Polsce ponad 50 proc. piętnastolatków miało kontakt z pornografią – i to kontakt systematyczny. Wzrasta skala zachowań dewiacyjnych i niebezpiecznych, co jest właśnie pokłosiem dostępności pornografii.
Czyli problemy, z którymi dzisiaj mamy do czynienia w Polsce, są efektem „wiedzy” upowszechnianej przez Kinseya i jego środowisko?
Zjawisko, o którym mowa, wydaje się składać z dwóch nakładających się procesów. Z jednej strony obserwujemy zachłyśnięcie się źle rozumianą wolnością. Skoro na Zachodzie funkcjonują określone zjawiska, takie jak obecność edukacji seksualnej w systemie oświaty, to zdaje się, że automatycznie uznaje się je za wzorzec godny naśladowania.
Jednakże to nie wystarczyłoby, gdyby nie towarzyszyły temu działania instytucjonalne. Mam tu na myśli przede wszystkim organizacje takie jak ONZ, jej agendy, OECD, a później Unię Europejską, które poprzez stopniowe, początkowo „miękkie”, a następnie coraz bardziej stanowcze regulacje, promowały określone podejście. Warto tu wspomnieć definicje zdrowia proponowane przez WHO oraz wytyczne dotyczące tzw. edukacji seksualnej.
Wszystkie te działania wspierały zwolenników ograniczania wpływu rodziców na wychowanie dzieci. Warto zauważyć, że w latach PRL-u, a nawet w okresie transformacji ustrojowej, kwestie moralne i obyczajowe pozostawiano przede wszystkim rodzinie. Choć tamten system edukacji miał swoje wady, to odpowiedzialność za wprowadzenie dziecka w świat wartości, w tym dotyczących seksualności, spoczywała głównie na rodzicach.
Nie próbowano wówczas definiować człowieka wyłącznie przez pryzmat seksualności. Postrzegano go całościowo, uwzględniając sferę duchową, psychiczną i cielesną, przy czym seksualność była traktowana jako jeden z elementów sfery cielesnej, mający swoje wewnętrzne ukierunkowanie i sens. Powinna być realizowana w kontekście relacji, zwłaszcza małżeńskiej.
Obecnie uderza się w rodzinę i tradycyjne wspólnoty, które zapewniają człowiekowi zakorzenienie, czyniąc go mniej podatnym na manipulację. Przez lata podejmowano próby wprowadzenia edukacji seksualnej jako przedmiotu obligatoryjnego, jednak nie osiągnięto w tym zakresie pełnego sukcesu. Próbowano przemycać kontrowersyjne treści do podstaw programowych biologii lub realizować je w ramach zajęć dodatkowych. W ostatnich latach podejmowano również działania na szczeblu samorządowym, czego przykładem jest Gdańsk.
Dzięki stanowczej postawie ówczesnej kurator oświaty oraz władz edukacyjnych udało się zablokować próby narzucenia takich zajęć w szkołach, powołując się na konstytucyjne prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. To prawo, choć fundamentalne, jest dziś podważane. Pojawiają się głosy, także ze strony byłego Rzecznika Praw Obywatelskich, że nie jest to prawo absolutne.
Przewagę ma rzekomo prawo do nauki, które w tym kontekście bywa traktowane jako nadrzędne i usprawiedliwia możliwość narzucania przez państwo dowolnych treści w systemie edukacji. W praktyce oznacza to, że jeśli konkretne programy zostaną wdrożone do szkół, rodzice będą zobligowani do posyłania na nie swoich dzieci, niezależnie od własnych przekonań.
Obecnie obserwujemy dominację bezkrytycznego przyjmowania ideałów wypracowanych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a nawet wcześniej, w Stanach Zjednoczonych. W Polsce ten sposób myślenia wywiera dziś realny wpływ na kształtowanie życia publicznego.
Myślę, że tak. Oczywiście nie zakładam, że większość autorów proponowanych obecnie zmian w Polsce otwarcie podpisywałaby się pod niektórymi tezami, czy to Wilhelma Reicha, którego wcześniej przywołałem, czy Alfreda Kinseya, którego badania tu omawiamy. Jednak sposób myślenia pozostaje ten sam. To właśnie Marx twierdził, że seksualizacja człowieka doprowadzi do wyzwolenia go spod wpływu autorytetu, Kościoła i rodziny.
Zapis to skrócona i przeredagowana wersja rozmowy z kanału PCh24 TV. Całe nagranie poniżej:
======================
[Przed paru laty Antyk wydał poprzednia książkę tej autorki:
https://sklep.antyk.org.pl/p,kinsey-seks-i-oszustwo,357.html
Jest dostępna, sprawdziłem. MD
18/11/2024 na-skutek-zielonego-ladu-juz-wkrotce-polska-moze-oglosic-20-stopien-zasilania
Polska w ostatnich dniach zmierzyła się z koniecznością ogłaszania okresów przywołania na rynku mocy. To mechanizm, który ma zapewnić stabilność systemu elektroenergetycznego w sytuacji niedoboru rezerw mocy. Choć środowe wezwania udało się opanować dzięki importowi, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE), Grzegorz Onichimowski, ostrzega, że podobne sytuacje mogą się powtarzać i pogłębiać. Jednak w tle tych problemów kryje się szerszy kontekst – polityka Zielonego Ładu i jej wpływ na rynek energii.
Jednym z celów Zielonego Ładu jest odejście od paliw kopalnych na rzecz odnawialnych źródeł energii i zwiększenie efektywności energetycznej. W rezultacie coraz więcej gospodarstw domowych inwestuje w ekologiczne źródła ogrzewania, takie jak pompy ciepła, które są promowane jako alternatywa dla węgla i gazu. Pompy ciepła, choć efektywne, w zimowych miesiącach znacząco zwiększają zużycie energii elektrycznej.
To rosnące zapotrzebowanie na prąd może w sezonie grzewczym postawić system elektroenergetyczny w jeszcze trudniejszej sytuacji. Jak zauważają eksperci, Polska już teraz zmaga się z problemami bilansowania mocy, a w najzimniejszych miesiącach, gdy obciążenie sieci gwałtownie wzrośnie, wyzwania te mogą przerodzić się w kryzys.
Polska, jako członek Unii Europejskiej, uczestniczy w systemie handlu uprawnieniami do emisji CO₂ (ETS). Niestety, wysokie ceny uprawnień emisji przekładają się bezpośrednio na koszty produkcji energii elektrycznej, zwłaszcza tej pochodzącej z węgla, który wciąż stanowi znaczną część polskiego miksu energetycznego. W efekcie Polska ma jedne z najwyższych cen energii elektrycznej w UE.
Te wysokie koszty stanowią poważne obciążenie nie tylko dla gospodarstw domowych, ale także dla przemysłu, który zmaga się z rosnącymi rachunkami za energię. Wysokie ceny energii odbijają się na konkurencyjności polskiego przemysłu, ograniczając jego zdolność do inwestycji i ekspansji. Sektor energetyczny, obciążony kosztami ETS, zmuszony jest przenosić te koszty na konsumentów, co dodatkowo pogarsza sytuację.
Eksperci alarmują, że w kontekście Zielonego Ładu i polityki klimatycznej UE, nadchodzące zimy mogą stać się testem dla polskiego systemu energetycznego. Wzrost popytu na energię w chłodniejszych miesiącach, połączony z wyzwaniami związanymi z dostępnością mocy wytwórczych i rosnącymi cenami, może prowadzić do poważnych konsekwencji.
Już teraz widać, że polityka transformacji energetycznej wymaga bardziej zrównoważonego podejścia. Polska potrzebuje inwestycji w stabilne źródła energii, takie jak energetyka jądrowa, oraz w infrastrukturę pozwalającą na lepsze zarządzanie rosnącym zapotrzebowaniem.
Problemy z bilansowaniem mocy i wysokie koszty energii są sygnałem, że obecny system potrzebuje głębokiej reformy. Zielony Ład, choć ambitny, niesie ze sobą wyzwania, które muszą zostać zaadresowane, jeśli Polska ma uniknąć kryzysu energetycznego. Niezbędne są inwestycje w nowe technologie oraz lepsze dostosowanie polityki energetycznej do realiów rynku. W przeciwnym razie nadchodzące zimy mogą przynieść kolejne wyzwania, które wpłyną na każdego odbiorcę energii.
19.11.2024 slawomir-n-oskarzony-o-przywlaszczenie-ponad-700-tys
Były poseł PO Sławomir N. odpowie przed sądem za przywłaszczenie ponad 700 tys. zł, które zdaniem prokuratury zostały wydane przez polityka na cele niezwiązane z prowadzeniem biura poselskiego. Akt oskarżenia w tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze skierowała do warszawskiego sądu.
Nieprawidłowości, które jeleniogórscy śledczy zarzucają N., miały miejsce w latach 2010-2021, kiedy polityk sprawował mandat posła.
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze prok. Ewa Węglarowicz-Makowska poinformował we wtorek, że według ustaleń prokuratury i CBA, N. przywłaszczył środki pieniężne powierzone mu, jako funkcjonariuszowi publicznemu, w łącznej kwocie ponad 700 tys. zł, wydatkując je na cele niezwiązane z prowadzeniem biura poselskiego.
Sławomir N. poświadczył przy tym nieprawdę w dokumentach, w postaci składanych w Kancelarii Sejmu RP sprawozdaniach z wydatkowania kwoty ryczałtu przeznaczonego na prowadzenie biura poselskiego za poszczególne lata
– przekazała prokurator Węglarowicz-Makowska.
Były minister, według prokuratury, miał też poświadczyć nieprawdę w drukach, na których rozlicza się przejazdy, tzw. „kilometrówkach”.
Wskazał nieprawdziwe, zawyżone kwoty, rzekomo wydatkowane na cele związane z biurem poselskim i zawyżył ilości przejechanych kilometrów
– dodała prokurator.
Prokurator podała, że biorąc pod uwagę wpłaty, których dokonywał N. na rachunek bankowy biura poselskiego, w okresie objętym postępowaniem, ostatecznie wysokość szkody spowodowanej działaniem oskarżonego ustalono na kwotę ponad 590 tys. zł.
Był poseł oskarżony jest też o nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych, za lata 2015-2016. Według śledczych, N. m.in. zaniżył o 20 tys. zł kwotę posiadanych w 2015 r. środków pieniężnych. Zataił też fakt posiadania pojazdu nabytego w 2016 roku, wspólnie z żoną. Dodatkowo, w oświadczeniu majątkowym za 2016 roku, nie ujawnił zaciągniętego zobowiązania finansowego w postaci kredytu bankowego w wysokości 30 tys. zł – podała jeleniogórska prokuratura.
Sławomir N. nie przyznał się do popełnienia zarzuconych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu do 10 lat więzienia. Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Warszawie.
rys-chce-zaprosic-do-rady-diecezjalnej-heretykow-i-pogan
Kardynał Ryś znów szokuje. – Będę chciał zaprosić do rady diecezjalnej przedstawicieli innych kościołów. Jeszcze ich nie mamy. (…) Myślę, że to zrobię w najbliższym czasie, nawet jeżeli to będzie wymagało jakichś zmian prawnych, statutowych, to wszystko jest do zrobienia – oświadczył podczas spotkania, które odbyło się w Łodzi w dniu 10 listopada br. Razem z profesorem Aleksandrem Bańką, delegatem na Synod o Synodalności w Rzymie, mówili tam o swoich doświadczeniach związanych z tzw. Synodem o Synodalności.
Kardynał nie wskazał, kto konkretnie zasiądzie w radzie diecezjalnej w Łodzi. Z jego słów wynika jednak, że chodzi głównie o heretyków protestanckich, względnie muzułmanów i żydów. Występujący wraz z nim profesor Aleksander Bańka powiedział z kolei, że jednym z owoców synodu w Polsce może być reformowanie różnych ciał, takich jak rady duszpasterskie czy ekonomiczne w parafiach.
Warto zauważyć, że kardynał Ryś rozpoczął tzw. proces synodalny w archidiecezji łódzkiej od iście „ekumenicznego” gestu. Zaprosił bowiem do uczestnictwa w imprezie Marka Izdebskiego, członek Kościoła ewangelicko-reformowanego, w którym pełni funkcję „biskupa”. Herezjarcha został poproszony przez abp. Rysia aby opowiedział o “synodalnym ustroju swojej wspólnoty”. W trakcie jego przemowy, wierni mogli usłyszeć, że pojęcie władzy w Kościele katolickim „nie odpowiada duchowi Ewangelii”.
————————
NASZ KOMENTARZ [Magna Polonia] : Następnym razem heretyk Ryś powinien zaprosić na wykład dowolnego ortodoksyjnego rabina oraz lubelskiego przestępcę, “pastora” Pawła Chojeckiego. Ten pierwszy powie, że Jezus był magikiem i oszustem, dlatego też trzeba zlikwidować Kościół katolicki. Ten drugi dorzuci kilka wątków związanych z fekaliami. “Tolerancja”, “ekumenizm” i “synodalność” wdrapią się wówczas na wyżyny
Tusk w bardzo szybkim tempie, jednego roku, przekształca Polskę w niemiecki land…
Ochlokracja
gr. óchlos – tłum, motłoch, krátos – władza
«wynaturzona forma demokracji, w której rządy sprawuje tłum kierowany przez schlebiających mu demagogów»/SJP, PWN/
Im bardziej zdemoralizowany i ogłupiony motłoch, tym silniejszy mandat degeneratów.
Ewa Kurek (transkrypcja): Jeśli popatrzeć na tych właśnie ochlokratów, którzy rządzą Polską proszę Państwa, to ja naprawdę już dość długo żyję i były różne rządy, ale tyle po prostu głąbów u władzy jak w tej chwili, to takich ochlokratów, takiego pospólstwa niewykształconego, bez rozumu to jeszcze nie widziałam na czele z Tuskiem. Jak posłucham Panią Leszczynę, Nowacką, która niszczy szkodnictwo (minister szkodnictwa- przypis red.), czy Hołownię, który chce być prezydentem, czy Panią Jachirę, nie wiem z jakiej ona partii, chyba z PO, idiotkę skończoną, Wrońskiego, Szczerbę…
Kupują sobie dyplomy, robią karierę po prostu w Platformie Obywatelskiej i ten motłoch dorywa się do władzy.
Zresztą stoi na niej na czele też właściwie motłochowaty historyk, czyli Tusk, który podobno skończył historię. A w siódmym roku wypytywany przez dziennikarza nigdy nie słyszał o jagiellońskiej koncepcji polityki wschodniej… Ale za tym wszystkim, proszę Państwa, kryje się taki nie zawsze czytelny… działanie, kurs i realizacja idei po prostu lewactwa.
Jak tak pogrzebiemy głębiej pod tym, co głosi pani Nowacka teraz, która chce wprowadzić do szkoły uświadomienie seksualne dziesięciu, dwunastolatków i tak dalej. Jeśli na to pozwolimy, proszę Państwa, to naprawdę musimy się zorganizować rodzice i my dziadkowie, bo ja już mam wnuków starych, po prostu żeby tego nie dopuścić, bo zniszczą nam młodzież, zniszczą nam te dzieci.
Co się za tym wszystkim kryje? Oczywiście, że jeśli pogrzebać w historii i w ideach, to się kryje, proszę Państwa, Marks, Lenin i grupa Żydów, którzy przy tym stoją. Mówię Żydów, bo piszę o tym w moich książkach też, o czym się różniły idee żydowskie od idei Piłsudskiego.
Także to, co widzimy teraz na świecie i również w Polsce własnymi oczami, to są stare idee wymyślone po prostu przez Marksa, pochodzącego zresztą z żydowskiej religijnej rodziny, który Boga zamienił na po prostu wszystko to, co jest przeciwne Bogu, moralności…
Marks i Lenin powtarzali trzy punkty.
1. Zniszczyć rodzin.
2. Odebrać ludziom Boga.
3. Zniszczyć państwa narodowe.
My w Polsce doświadczyliśmy tego już przez 50 lat w czasach komuny, ale przyznam szczerze wtedy chyba opór społeczeństwa był większy, wpływ kościoła, idee niepodległościowe, bo w tej chwili w mojej ocenie ten atak lewactwa, tej komuny w Polsce jest większy, ale nie tylko w Polsce, również w Ameryce i na całym zachodzie niż był jeszcze 50 lat temu.
I właściwie te trzy punkty lewactwa są niezmienne. Także musimy mieć świadomość, że przeżywamy nie coś nowego, tylko coś starego, co nabrało po prostu mocy.
* * *
Ewa Kurek odniosła się również do fałszerstwa w podręczniku do historii, w którym, w tekście Roty zmieniono słowo „Niemiec” na słowo „Krzyżak”
Przecież to byli Niemcy, mordercy, bandyci, którzy mają na koncie miliony, miliony ludzkich istnień i Polaków i Żydów i wszystkich narodów europejskich. Więc jeśli chodzi o likwidację narodów, to pierwszy punkt to odebrać narodom pamięć.
Myślę, że nam Polakom przez 1050 lat nikt pamięci nie odebrał i próżne wasze wysiłki i Niemcy i Tusku, Matole nie odbierzesz Polakom pamięci. Choćby nie wiem jak twoja Nowacka mieszała w podręcznikach, to i tak zostanie w Rocie. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił.
Czy to hasło ciągle aktualne? Tak jak przez 100 lat, tak i dziś musimy mówić, nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił. A jak ten Niemiec Tusk doszedł do władzy i dlaczego my na niego głosujemy? To już taka zagadka, którą może przyszłe pokolenie jakoś rozwiążą.
Likwidacja narodów to odebranie pamięci, to oczywiście niszczenie kultury, książek.
Dlaczego? Dlatego, że ktoś inny napisze nowe książki, wymyśli historię i da inną kulturę. I to też się dzieje na naszych oczach, że po prostu podręcznik jakiś, przepraszam nie miałam go w ręku jeszcze, ale podręcznik do historii napisany przez Niemców i Polaków w polskich szkołach. Proszę Państwa, nauczyciele mają obowiązek nie dopuszczać do szkoły tych podręczników, nie uczyć dzieci tej plugawej historii, po prostu.
Tagi:Colegium Tumanum,