








Ukraina, Ukraina….
Izabela BRODACKA
„Ja się nie boję Niemców pro-rosyjskich! Boję się Niemców pro-ukraińskich, którzy wczoraj popierali Stefana Banderę, a jutro razem z Ukrainą mogą ruszyć po Wrocław, Przemyśl, Szczecin, Rzeszów, Opole, Chełm, Koszalin, Zamość. Nawet gdyby w Rosji było okropnie i panowało tam ludożerstwo, byłbym za dobrymi stosunkami z Rosją, bo boję się rosnącej w potęgę Ukrainy” – ten wpis Janusza Korwin-Mikkego wywołał wielkie oburzenie. Polacy wsparli Ukrainę całym sercem i ogromnym wysiłkiem finansowym. Ukraińcy otrzymali w Polsce prawa przysługujące tylko obywatelom polskim ( i to nie wszystkim) takie jak bezpłatne leczenie oraz zasiłek 800+. Wdzięczność jaką okazują Polsce nie jest adekwatna do skali tej pomocy.
Czasami jest to wręcz bezczelna niewdzięczność. Niejaki Wołdymyr Wiatrowycz raczył oświadczyć: „Nawrocki działa podobnie jak Putin” a przebił go w bezczelności Witalij Mazurenko nazywając w wywiadzie dla Polsatu polskiego prezydenta „ pahanem” co w grypserze więziennej oznacza przywódcę kryminalistów. Niemcy – jeżeli dobrze pamiętam – ofiarowali Ukrainie stare hełmy, ale Ukraińcom wyraźnie jest do nich bliżej niż do nas. Te związki nie są przecież czymś nowym. Niemcy zawsze popierali aspiracje niepodległościowe Ukraińców, Hakata ich finansowała, a Abwehra uzbrajała i szkoliła dywersantów ukraińskich przeciw II RP. Polityka wschodnia Niemiec czyli Drang nach Osten realizowanabyła początkowo w sojuszu z Rosją, a teraz Rosja przedstawiana jest przez nich jako śmiertelny wróg całej ludzkości, a w szczególności Ukrainy i Polski.
Nic dziwnego – Niemcy przegrały II Wojnę Światową czyli przegrały między innymi z Rosją. Nie przeszkodziło im to jednak korzystać z rosyjskiego gazu i realizować budowę wspólnych rurociągów. Obecnie z wypowiedzi polityków niemieckich i polskich znikł gdzieś planowany reset z Rosją „taką jaka ona jest”. Teraz polityka Drang nach Osten będzie zapewne realizowana w sojuszu z Ukrainą. Cel ten realizowany jest dwojako, przez zamianę UE w federację zależnych od Niemiec kadłubowych państw, czyli praktycznie stworzenie IV Rzeszy, oraz podtrzymywanie w Polsce idei jagiellońskiej a raczej jagiellońskich mrzonek. Polska z Ukrainą miałaby stworzyć imperium. Polacy jednak, jeżeli poważnie traktować doktrynę Jasiny, są sługami narodu ukraińskiego. W takim razie w tym imperium Ukraińcy odgrywaliby rolę kluczową a Polacy marginalną.
Po II wojnie Światowej zbrodniarze z UPA, nienawidzący Polaków, w tym niemieccy agenci, znaleźli się w wielu krajach. Między innymi w Kanadzie i w USA, lecz przeniknęli także do służb PRL. Nie można wykluczyć, że teraz tworzą w tych krajach piątą kolumnę.
,,Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy!’’ – taki kanon polskiego interesu narodowego wtłacza się nam od wielu lat do głów. Tymczasem Stepan Bandera powiedział: ,,Polacy nie chcą niezależnej Ukrainy, bo dobrze wiedzą, że tylko Ukraina może im zadać śmiertelny cios i zniszczyć Polskę’’. Taką dokładnie wizję przedstawia podjęta22 czerwca 1990 roku uchwała Krajowego Prowidu OUN – Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jest to antypolska uchwała, opisująca politykę jaką powinni prowadzić ukraińscy nacjonaliści wobec Polski po jej wyjściu ze strefy wpływów Związku Radzieckiego. O jej autorstwo podejrzewa się historyka i politologa Edwarda Prusa. Zgodnie z agendą tej uchwały działacze ukraińscy mają doprowadzić do tego, aby władze polskie zrezygnowały wobec samodzielnej Ukrainy z jakichkolwiek roszczeń terytorialnych. Mają promować twierdzenie, że Polacy uważają UPA za prekursorkę Solidarności. Polacy mają potępić akcję Wisła jako ludobójstwo. Wykazać ukraińskość Zakierzonia zgodnie z granicami nakreślonymi przez OUN oraz UPA jako ziem, z których Ukraina nigdy nie zrezygnuje i o nie się upomni używając nawet siły zbrojnej.
Dla wyjaśnienia -Zakierzonie, (Закерзоння) to nazwa ziem leżących na zachód od linii Curzona, które według ukraińskich rewizjonistów znajdują się na dawnym etnicznym i historycznym terytorium ukraińskim, czyli Łemkowszczyźnie, Nadsaniu, oraz części Lubaczowszczyzny, Rawszczyzny, Sokalszczyzny, Chełmszczyzny i Podlasia. To teren obejmujący 19 000 km², zamieszkany przez około 1,5 mln osób.
Agenda nacjonalistów ukraińskich nakazuje szerzenie na tych ziemiach kultu Stepana Bandery, Romana Szuchewycza oraz Andrzeja Szeptyckiego przez upamiętnianie tych postaci pomnikami oraz nadawanie ich imienia szkołom, ulicom i placom. Nakazuje nagłaśniać przyznanie Włodzimierzowi Mokremu nagrody imienia Jana Pawła II za krzewienie przyjaźni polsko ukraińskiej oraz za artykuły umieszczone na temat Ukrainy na łamach „Tygodnika Powszechnego”, oraz „Znaku”. Planują doprowadzić do przekształcenia Fundacji imienia Włodzimierza Chrzciciela w Instytut Ukraiński, a następnie w Uniwersytet Ukraiński w Krakowie. Mają doprowadzić do zwrotu przez Kościół Polski katedry ukraińskiej w Przemyślu gdzie miałoby się znaleźć biskupstwo Ukraińskiej Katolickiej Cerkwi oraz powinny osiedlić się ukraińskie zakony.
Janusza Korwina Mikkego wielu uważa za prowokatora i nie godzi się z jego tezami. Uchwałę OUN z 1990 roku przedstawia się najchętniej jako fałszywkę. Tego nie można wykluczyć. Jednak masowe nadawanie praw obywatelskich obcej nacji, niezależnie od tego czy jest ona wroga czy przyjacielska, jest bardzo ryzykowne. Grozi przejęciem całych obszarów władzy w kraju przez ludzi reprezentujących z oczywistych przyczyn własne interesy, które nie koniecznie muszą pokrywać się z interesami polskimi. Pozostaje również nadal nierozwiązana kwestia Rzezi Wołyńskiej. Jak pamiętamy zginęło w niej 50 czy 60 tysięcy ludzi zamordowanych w wyjątkowo okrutny sposób.
Tymczasem informuje się nas entuzjastycznie o odnalezieniu szczątków 42 osób podczas ekshumacji w Puźnikach, które trwały od 23 kwietnia do 10 maja tego roku oraz o zakończeniu 30 sierpnia ekshumacji we Lwowie-Zboiskach, gdzie we wrześniu 1939 r., w obronie Lwowa, polegli żołnierze Wojska Polskiego. Miejmy nadzieję, że to przełom a nie pozorowane pojednanie.
Dlaczego Orbánowi i partii Fidesz się udało? Dlaczego nie mające dostępu do morza, kilkukrotnie mniejsze od Polski zarówno pod względem terytorium jak i liczby ludności Węgry i ich przywódca umieją odnieść polityczny sukces i prowadzić politykę zgodną z węgierskim interesem narodowym?
Dlaczego premier Węgier jest szanowany przez przywódców największych mocarstw współczesnego świata? To pytania jakie zadaje sobie wielu obserwatorów życia politycznego w Polsce. Wydana niedawno książka Gábora G. Fodora „Orbán kontra Soros” udziela na nie odpowiedzi. Jest ona zarazem prosta, bo potwierdza kilka niemal odwiecznych prawd, ale i trudna, bo nie polega na zdradzeniu politycznych sztuczek czy cudownych recept. Ciśnie się wręcz na usta klasyczna sentencja Clausewitza o tym, że „na wojnie wszystko jest bardzo proste, ale na wojnie najprostsze rzeczy są bardzo trudne”. Książka bardzo zręcznie łączy historię osobistych relacji tych dwóch postaci, z najważniejszym konfliktem naszych czasów, który ma wymiar niemal apokaliptyczny.
Ich trwająca już blisko 4 dekady relacja od przyjaznej współpracy do nieprzejednanej wrogości to z jednej strony konflikt personalny i polityczna gra, ale z drugiej niemal faustowska walka o duszę ludzkości i kształt świata. To, że wszystko dzieje się na Węgrzech i w ramach węgierskiego społeczeństwa, które są z racji swej kultury, języka, etniczności same w sobie jakby tajemniczą wyspą na mapie Europy, dodaje tym zmaganiom niesamowitego kolorytu i trzeba przyznać, że autorowi udało się tę okoliczność wykorzystać tak, by książkę czytało się momentami niemal jak subtelny kryminał, w którym zło walczy z dobrem, a obie strony niczym w dobrym dramacie są święcie przekonane o swojej racji.
A zaczynało się niemal jak wszędzie w Europie Środkowej w latach 1980. Węgry jeszcze bardziej zadłużone w stosunku do liczby ludności niż PRL z konieczności gospodarczej i na skutek zmieniającego kierunek wiatru dziejów otwierały się na Zachód. Podobnie jak Polska wstąpiły do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, podobnie jak Polska rozpoczęły współpracę z Bankiem Światowym i tak jak Polska zaczęły pozwalać swoim obywatelom na zagraniczne wojaże i kontakty. Pojawienie się w tych krajach fundacji Sorosa było jednym z przejawów tej tendencji. Na Węgrzech z racji tego, że jej właściciel i twórca był węgierskim Żydem, który przeżył w tym kraju, będącym sojusznikiem Hitlera Holokaust, musiało wywoływać większe emocje, ale kto pamięta tamte czasy, ten przypomina sobie jaką ekscytację na polskich uczelniach wywołały pierwsze nabory na stypendia, które Fundacja Batorego czyli polska ekspozytura Sorosa oferowała także w PRL drugiej połowy lat 1980. W siermiężnej rzeczywistości i w atmosferze powszechnego zmęczenia nijakimi rządami przygotowujących się do zajęcia jak najlepszych pozycji w nowym systemie dawnych działaczy PZPR i mających podobne cele odpowiednio sprofilowanych popłuczyn po dawnej Solidarności, był to zwiastun potwierdzający, że nowe jest już blisko.
Pierwszym i najważniejszym etapem budowania przez Sorosa swoistego państwa w państwie w kadarowskich jeszcze Węgrzech oprócz pomocy materialnej (zakup 475 kserografów, pomoc finansowa dla studenckich gazet, organizacji, akcje charytatywne) było szukanie ludzi, kandydatów do własnego wojska. Na tym etapie Soros działał w poprzek podziałów politycznych, po prostu szukał osób, w których widział liderów przyszłego życia publicznego. Dotował zarówno liberałów jak i prawicowców, a gdy uznał to za korzystne poparł likwidację kordonu sanitarnego jakim otaczano postkomunistów. Orbán był wtedy brodatym studentem i wydawał gazetkę o nazwie „Koniec wieku”, w 1988 r. założył organizację studencką przekształconą wkrótce w partię o nazwie Fidesz. Wydarzeniem, które pokazało jego potencjał był symboliczny pogrzeb przywódcy powstania z 1956 r. Imre Nagy’a 16 czerwca 1989 r. kiedy okazał się charyzmatycznym mówcą i wezwał Sowietów do opuszczenia Węgier. Dlatego Soros postanowił w niego i kolegów zainwestować. Temu służył system stypendialny, z którego sam Orbán, a także jego partyjni towarzysze skorzystali, oprócz tego pracowali w jego instytucjach, miliarder wspierał też Fidesz. Przywódca Fideszu był potem także stypendystą prestiżowej fundacji German Marshall Fund.
Orbán się uczył, obserwował, w pierwszych wyborach do parlamentu po upadku bloku wschodniego Fidesz uzyskał 7 procent i miał już swoich posłów, ale nie sprawował władzy, którą objęła koalicja partii prawicowych pod przewodnictwem premiera Jozsefa Antalla. Soros był z tej władzy niezadowolony, gdyż odmówiła oddania miliarderowi najważniejszego węgierskiego banku oraz przemysłu i wszczął wtedy intensywną działalność na rzecz stworzenia frontu antyrządowego pod hasłem walki z faszyzmem i antysemityzmem. Aby obalić rząd, potrzebna była jednak współpraca z postkomunistami.
W 1992 r. Orbán spotkał się w Nowym Jorku z Sorosem i odmówił zarówno przyjęcia pomocy finansowej dla partii jak i sojuszu z postkomunistami. Wkrótce zobaczył jak bardzo kosztowna była to decyzja. Poparcie Fideszu, które na nieco ponad rok przed wyborami wynosiło 40% spadło do 7% w dniu wyborów w 1994 r. Doprowadziły do tego opanowane przez Sorosa media, oskarżenia o faszyzm i antysemityzm, próbowano także rozbić Fidesz od środka lub doprowadzić do jego scalenia z liberałami z Partii Wolnych Demokratów (SZDSZ) (z uwzględnieniem wszelkich różnic odpowiednikiem polskiej Unii Wolności), którą Soros faworyzował i która po wyborach współrządziła z postkomunistami w imię walki z faszystowskim i antysemickim zagrożeniem. Pomimo większości koalicjanci próbowali wciągnąć do rządu Fidesz. Popierający Fidesz intelektualiści byli wprost stawiani przed wyborem: albo zagraniczne stypendia i kariera uznanego publicysty albo łatka faszysty i dozgonna marginalizacja. Orbán przekonał kolegów, że trzeba odmówić i za 4 lata wygrał wybory. Potem znów nastąpiła porażka i 8 lat w opozycji, by w 2010 roku wygrać i rządzić do dnia dzisiejszego.
Ten skrótowy zarys pokazuje jak bardzo doświadczonym i upartym politykiem jest mający dzisiaj 62 lata węgierski premier. Jednak wytrwałość i doświadczenie to nie najważniejsze atuty Orbána i jego formacji. Tym co stoi u podstaw sukcesu i co różni Orbána oraz jego ekipę od polskich odpowiedników jest charakter, duma, wiedza i rozumienie świata oraz silny kręgosłup moralny.
Książka Fodora pokazuje, że choć obycie w świecie i zagraniczne stypendia były ważnym elementem politycznej edukacji, to jednak nie wpłynęły na wyrzeczenie się własnych poglądów i własnej drogi politycznej przez Orbána. Jednym z kluczowych czynników okazała się… niewdzięczność. Jak pisze Gabor: „w związku z Sorosem dla Viktora było jasne, że nie musi się krępować. Możliwości należy wykorzystywać, ale niczego nie są sobie winni. To samo w sobie było oburzające stanowisko. SZDSZ, który miał długi wobec Sorosa i zawarł z nim faustowską umowę, zawsze twierdził, że fideszowcy są niewdzięczni. A Victor i jego ekipa nawet nie rozumieli, za co powinni być wdzięczni. Według Sorosa każdego można kupić, ale Viktor nie był na sprzedaż.”
Tę „niewdzięczność”, czyli stawianie interesu Węgier na pierwszym miejscu Orbán okazywał wielokrotnie, także gdy w grę wchodziła własna kariera i wynik wyborczy partii. Ilustracją tego są nie tylko jego relacje z Sorosem, ale także z USA i to bez względu na rządzącą za oceanem partię. Zresztą zdaniem Fodora cała działalność Sorosa idzie w parze z hegemonicznymi interesami USA, także jego sukcesy finansowe autor przypisuje w dużej mierze informacjom z kręgów władzy i tajnych służb. Znamienne jest w tym kontekście zachowanie Orbána – pryncypialnego antykomunisty, jakie miało miejsce w czasie jego pierwszych rządów w latach 1998 – 2002. Zdając sobie sprawę, że amerykańscy demokraci finansowani przez Sorosa nie są jego sojusznikami, już po objęciu władzy przez republikanów i młodszego Busha Orbán odmówił zakupu samolotów F-16 wybierając szwedzkie Gripeny. W następstwie czego, jak pisze Fodor, „został zalany tsunami gniewu i nienawiści”.
Ale Orbán, zdaniem autora, uważał, że: „Ameryka była upokarzająco wroga i według Viktora, gdybyśmy wzięli to na siebie, czulibyśmy się upokorzeni. Amerykańska dyplomacja opiera się na zasadzie kwitka. Wręczą ci kawałek papieru z zapisanymi na nim warunkami i oczekują, że zaakceptujesz to co jest na nim napisane. Kto dyktuje podstawowe zasady jest hegemonem, yesmeni akceptują je bez pytania. A Viktor jest na przekór. Viktor nie był i nigdy nie został yesmenem (…) Pracownik ambasady USA pojawił się w biurze jednego ze starszych doradców węgierskiego premiera, wypraszał sobie i krzyczał, co sobie Węgry wyobrażają. Bo niech nikt nie myśli, że dla nich ma znaczenie, że Viktor kupuje kilka Gripenów zamiast F-16 (oczywiście byłoby lepiej, ale w Ameryce mieli to gdzieś). Głównym problemem było to, że był to precedens, a tego nie znoszą.” Takie starcie z hegemonem było jedną z przyczyn, dla których Orbán spędził kolejnych 8 lat w opozycji.
Jednak Orbán nie sprzeciwiał się Sorosowi i Ameryce, a potem Unii Europejskiej dla samego sprzeciwu czy dla zaspokojenia własnej, partyjnej czy nawet narodowej ambicji. Za tym wszystkim szło głębokie osadzenie w wartościach i zrozumienie zasadniczego konfliktu jaki dzieli nasz świat. Aby to zrozumieć Fodor w swojej książce przypomina, że Soros także nie jest jedynie biznesmenem, ale że jego działania napędza konkretna filozofia i zespół przekonań o tym co jest dobre a co złe. Soros to w takim ujęciu, po pierwsze, filozof, który nawet sporo napisał i który podobnie jak Marks uznał, że filozofowi nie wystarcza rozumienie świata, ale że należy go zmienić by dostosować go do swojej wizji polityki, społeczeństwa, a nawet człowieka.
Zainspirować go do tego miały dwa wydarzenia: jedno to Holokaust, a drugie to kontakt z filozofią i osobą Karla Poppera autora słynnego dzieła „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”, co nastąpiło po ucieczce Sorosa z Węgier w 1947 r. Soros zaczerpnął z tych doświadczeń także nazwę swojej fundacji. W myśl tych zasad za fundamentalne zło uznaje się nacjonalizm, państwo narodowe i przywiązanie do niego, gdyż z nich wywodzi się jeszcze większe zło czyli antysemityzm, a stąd już prosta droga do Holokaustu. To przekonanie tłumaczy także niechętny stosunek Sorosa do opartego na idei narodowej żydowskiego państwa w Palestynie, choć ataki na siebie zawsze przedstawia jako przejaw antysemityzmu. Orbán przeciwnie: „Wierzy, że Bóg stworzył nie tylko ludzi, ale także narody i że jest zapisane, że narody będą albo potępione, albo zbawione, czyli będą sądzone (…) Innymi słowy, naród jest rzeczą świętą, wartością o którą warto walczyć, a dobrze jest jeśli ta wartość nigdy nie zostanie utracona. (…) Za konfrontacją między Viktorem a Sorosem kryje się zatem fundamentalny konflikt o antropologicznej i – co za tym idzie – metafizycznej głębi.”
Niezwykle sugestywnie i przejmująco brzmi także kolejny fragment, w którym Fodor charakteryzuje iście szatańskie zagrożenie jakie niesie za sobą światopogląd Sorosa: „Jeśli wyobrażamy sobie swoje życie w ten sposób, że chcemy kiedyś umrzeć wierząc w kilka rzeczy, to Soros jest bez wątpienia człowiekiem, który powie ci, że to wszystko nie ma sensu. Nie ma sensu wierzyć w cokolwiek, a życie nie ma żadnego innego sensu, należy po prostu prowadzić przyjemne życie. Ale szukanie w nim wyższego celu lub znaczenia jest bzdurą. Właśnie dlatego chce pozbawić cię tożsamości, ponieważ każdy wyższy cel lub sens wynika z twojej tożsamości. Jeśli jesteś mężczyzną, to twoim zadaniem jest mieć dzieci z kobietą, kochać je i dbać o nie (…) Podobnie to, że urodziłeś się Węgrem jest powołaniem, misją, zadaniem (…) Moralnym obowiązkiem jest zachowanie tożsamości i dziedzictwa, wzmocnienie i kontynuowanie tysiącletniej cywilizacji, zbudowanej na języku węgierskim i opartej na węgierskich tradycjach. A jeśli jesteś również wyznawcą Chrystusa, to twoim zadaniem jest również budowanie królestwa Bożego.”
Wątpię czy Fodor czytał „Lewą wolną” Józefa Mackiewicza, ale każdemu kto to zrobił ten fragment przywołuje na myśl charakterystykę bolszewickiego komunizmu jaką wypowiedział biały Rosjanin Paweł Zybienko walczący w polskiej armii przeciw bolszewikom. Fodor zresztą wprost określa Sorosa jako „nowego Marksa”, który „podobnie jak jego intelektualny poprzednik, stracił duszę, a jego serce zamieszkuje demon.” Z tego wynika także brak jakichkolwiek zasad czy etycznych skrupułów oraz krańcowe zakłamanie jakim jest np. jednoczesna walka o prawa mniejszości w Macedonii i popieranie rządu w Kijowie, który mniejszości prześladuje, walka o otwartość, transparentność przy jednoczesnym tworzeniu imperium o totalitarnych zamiarach, rządzonym przez absolutnego władcę, który stara się być niewidzialny, walka z korupcją przy jednoczesnym bogaceniu się na spekulacjach giełdowych i zyskach osiąganych dzięki nieuczciwemu korzystaniu z poufnych informacji. A wszystko to nasycone moralnymi formułami, w których owładnięty manią władzy nad światem spekulant przedstawiany jest jako filantrop i dobroczyńca ludzkości.
Ten fundamentalny fałsz przekłada się na sposób działania Sorosa. Nigdy z otwartą przyłbicą, nigdy pod nazwiskiem, nigdy w wyborach.
„Zamiast tego interweniuje z zewnątrz, w celu wywołania chaosu. Albo interweniuje od samego początku tam, gdzie panuje niestabilność, albo interweniuje w taki sposób, aby powstała niestabilność. To właśnie ta okoliczność stwarza warunki dla jego podstawowej działalności politycznej, czyli spekulacji. (…) Ingerencja oznacza również, że tam, gdzie dochodzi do ingerencji z zewnątrz, dochodzi do naruszenia suwerenności. To nie wola będących wewnątrz decyduje o tym, jak powinno być, jaki kierunek powinny obrać sprawy w ich własnym kraju, ale decyduje się o tym z zewnątrz, omijając suwerenną wolę.” To z kolei prowadzi nas do instytucji jakie są ulubionym polem działania Sorosa: do systemu sądownictwa i Unii Europejskiej, którą książka przedstawia jako jego narzędzie, Soros rozumie, że swoi ludzie w sądach krajowych i europejskich to jedna z najlepszych gwarancji forsowania jego agendy. Z relacji Piotra Witta wiemy, że około 20% sędziów Trybunału Praw Człowieka było przedtem zaangażowanych w działalność organizacji tworzonych bądź finansowanych przez Sorosa. Organizacji, których celem jest destrukcja naszej cywilizacji i moralności.
Jednak to nie instytucje polityczne są oczkiem w głowie Sorosa i najważniejszym polem działania. Tym czymś jest kultura i edukacja. Książka ukazuje jak wielką wagę przywiązywał do ufundowanego przez siebie Uniwersytetu Środkowo-Europejskiego. Ludzie uformowani przez taką instytucję to późniejsi działacze realizujący marzenia Sorosa, których nie trzeba nawet kontrolować czy opłacać, najbardziej podatna na tego typu psychopolitykę okazuje się podobnie jak w Polsce inteligencja. Jej wrogiem jest realizująca interes narodowy elita Fideszu i lud. Stąd Fodor określa Orbána jako nieliberalnego demokratę, a Sorosa jako niedemokratycznego liberała, który uznaje demokrację tylko wtedy gdy rządzą liberałowie tak jak on to pojęcie rozumie.
Viktor Orbán przejrzał metody i strategię swojego przeciwnika.
Stąd jedną z pierwszych reform po uzyskaniu odpowiedniej większości w parlamencie była zmiana konstytucji i odzyskanie dla narodu aparatu wymiaru sprawiedliwości.
Kolejne pole działania to „jak się organizować w taki sposób, jak to robili oni. Następnie mieć swoje organizacje, swoje instytucje, swoich działaczy obywatelskich, mieć swoje zaplecze, swoje media, swoje gadające głowy, mieć swoje własne CEU (skrót od Central European University Sorosa – przyp. O.S.) (MCC jest naszym CEU) (Mathias Corvinus Collegium jest instytucją edukacyjną i centrum badawczym wspierającym młodzież węgierską), mieć je w kraju i za granicą. Trzeba też zawrzeć niezbędne porozumienia pokojowe, ponieważ nie możemy być w stanie wojny z samymi sobą. Następnie, trzeba zorganizować świat obywatelski: na początku był to świat klubów obywatelskich. (…) Jednocześnie musisz zbudować własny świat ekspertów i intelektualistów. Muszą też powstać rozmaite think tanki i instytuty badawcze. Trzeba opracować alternatywne wskaźniki, indeks demokracji, sporządzić nowe skale oceny i wiarygodności oraz stworzyć grupę osób i instytucji, wystawiających oceny. Potrzebny jest Megafon (inicjatywa medialna, której celem jest wzmocnienie środowisk prawicowych w przestrzeni online). Należy zrobić to, co robi Soros.”
Jednak najbardziej spektakularnym politycznym posunięciem Orbána było spersonalizowanie konfliktu, nadanie siłom zła twarzy i nazwiska. Do momentu, w którym to uczynił wymienianie nazwiska Sorosa i wskazywanie na jego wpływy było z reguły ośmieszane jako tzw. teoria spiskowa i objaw chorej wyobraźni. Orbán zaryzykował i uderzył tam, gdzie lubiący anonimowość miliarder najbardziej tego nie chciał. W związku z akcją sprowadzania do Europy migrantów postanowił pokazać społeczeństwu i światu kto jest jej promotorem. Najpierw przeprowadził narodowe konsultacje w sprawie migrantów, a następnie w całych Węgrzech pojawiły się ogromne bilbordy z wizerunkiem miliardera i napisem: „99% w narodowych konsultacjach odrzuciło nielegalną imigrację. Nie pozwól aby Soros śmiał się ostatni!”. Traf chciał, że akurat w tym czasie odwiedziłem Budapeszt i jeden z nich sfotografowałem. W kolejnym roku sorosowska kuźnia kadr – Uniwersytet Środkowo-Europejski została zmuszona do opuszczenia Węgier i przeprowadzki do Wiednia. Co ciekawe przed wyborem Budapesztu jej lokalizacji sprzeciwili się Słowacy i Czesi pod rządami Vaclava Klausa.
Śmiałe wskazanie wroga i uderzenie tam gdzie boli, asertywna postawa wobec amerykańskiego hegemona zaowocowały po latach szacunkiem w samych Stanach Zjednoczonych, a przede wszystkim osobistym uznaniem Donalda Trumpa. Ale oprócz szacunku postawa Orbána i Węgier była ważną inspiracją dla ruchu MAGA. Nazwisko Sorosa i jego złowroga działalność przestały być tematem tabu także w Indiach i w Ameryce Południowej. Ostatnie doniesienia ze Stanów Zjednoczonych mówią nie tylko o delegalizacji terrorystów z tzw. Antify, ale o objęciu sieci Sorosa postępowaniem karnym na podstawie ustawy RICO (Ustawa o Organizacjach Skorumpowanych i będących pod Wpływem Oszustów, ang. Racketeer Influenced and Corrupt Act) z 1970 r.
Oprócz działań stricte politycznych i organizacyjnych do sukcesu Fideszu i ekipy Orbána potrzebne było jednak jeszcze coś innego. To wartość, która jak mało która jest dzisiaj wyparta z powszechnej świadomości. Jest nią przyjaźń i lojalność. Książka przytacza w tym kontekście opis rozmowy Orbána z jego współpracownikiem Zsoltem Bayerem, którą przeprowadzili na urodziny Fideszu w 2014 r.. „Dochodzą do wniosku, że oprócz nich nie pozostał nikt z osób przeprowadzających transformację. Ale fakt, że my nadal jesteśmy – mówi Viktor, najprawdopodobniej wynika z tego, że nigdy się nie sprzedaliśmy; jesteśmy w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu wspólnotą przyjaciół i kompanów, a co równie ważne mamy odwagę odwrócić się od siebie plecami, wiedząc, że możemy iść wspólnie na wojnę, i nikt nie wbije nam noża w plecy.” Trudno o lepszy opis politycznego esprit de corps jaki panuje w zahartowanej w bojach armii, lub do „garstki braci” z szekspirowskiej mowy Henryka V.
Podczas gdy „Wujek Gyuri, (węgierskie zdrobnienie imienia Sorosa) ten bardzo mądry człowiek, zdecydowanie mylił się co do jednej rzeczy. Wierzył i całe jego życie to potwierdzało, że za pieniądze można kupić wszystko, kwestią jest tylko cena. Po prostu nie mógł pojąć, że tu w środku Europy, jest kilka osób, których nie da się kupić.”
Niestety ten środek Europy był w tym wypadku nad Dunajem a nie nad Wisłą, gdzie oprócz nędzy intelektualnej zapanowała mizeria duchowa i moralna, gdzie dumę zastąpiło krzykactwo na wewnętrzny użytek i upokarzające łaszenie się wobec obcych. I to jest chyba najbardziej oczywista, choć gorzka lekcja jaką powinniśmy wyciągnąć z lektury książki, która powinna być pozycją obowiązkową dla każdego kto chce zrozumieć dlaczego to oni a nie my.
Dlaczego Orbánowi i partii Fidesz się udało? Dlaczego nie mające dostępu do morza, kilkukrotnie mniejsze od Polski zarówno pod względem terytorium jak i liczby ludności Węgry i ich przywódca umieją odnieść polityczny sukces i prowadzić politykę zgodną z węgierskim interesem narodowym?
Dlaczego premier Węgier jest szanowany przez przywódców największych mocarstw współczesnego świata? To pytania jakie zadaje sobie wielu obserwatorów życia politycznego w Polsce. Wydana niedawno książka Gábora G. Fodora „Orbán kontra Soros” udziela na nie odpowiedzi. Jest ona zarazem prosta, bo potwierdza kilka niemal odwiecznych prawd, ale i trudna, bo nie polega na zdradzeniu politycznych sztuczek czy cudownych recept. Ciśnie się wręcz na usta klasyczna sentencja Clausewitza o tym, że „na wojnie wszystko jest bardzo proste, ale na wojnie najprostsze rzeczy są bardzo trudne”. Książka bardzo zręcznie łączy historię osobistych relacji tych dwóch postaci, z najważniejszym konfliktem naszych czasów, który ma wymiar niemal apokaliptyczny.
Ich trwająca już blisko 4 dekady relacja od przyjaznej współpracy do nieprzejednanej wrogości to z jednej strony konflikt personalny i polityczna gra, ale z drugiej niemal faustowska walka o duszę ludzkości i kształt świata. To, że wszystko dzieje się na Węgrzech i w ramach węgierskiego społeczeństwa, które są z racji swej kultury, języka, etniczności same w sobie jakby tajemniczą wyspą na mapie Europy, dodaje tym zmaganiom niesamowitego kolorytu i trzeba przyznać, że autorowi udało się tę okoliczność wykorzystać tak, by książkę czytało się momentami niemal jak subtelny kryminał, w którym zło walczy z dobrem, a obie strony niczym w dobrym dramacie są święcie przekonane o swojej racji.
A zaczynało się niemal jak wszędzie w Europie Środkowej w latach 1980. Węgry jeszcze bardziej zadłużone w stosunku do liczby ludności niż PRL z konieczności gospodarczej i na skutek zmieniającego kierunek wiatru dziejów otwierały się na Zachód. Podobnie jak Polska wstąpiły do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, podobnie jak Polska rozpoczęły współpracę z Bankiem Światowym i tak jak Polska zaczęły pozwalać swoim obywatelom na zagraniczne wojaże i kontakty. Pojawienie się w tych krajach fundacji Sorosa było jednym z przejawów tej tendencji. Na Węgrzech z racji tego, że jej właściciel i twórca był węgierskim Żydem, który przeżył w tym kraju, będącym sojusznikiem Hitlera Holokaust, musiało wywoływać większe emocje, ale kto pamięta tamte czasy, ten przypomina sobie jaką ekscytację na polskich uczelniach wywołały pierwsze nabory na stypendia, które Fundacja Batorego czyli polska ekspozytura Sorosa oferowała także w PRL drugiej połowy lat 1980. W siermiężnej rzeczywistości i w atmosferze powszechnego zmęczenia nijakimi rządami przygotowujących się do zajęcia jak najlepszych pozycji w nowym systemie dawnych działaczy PZPR i mających podobne cele odpowiednio sprofilowanych popłuczyn po dawnej Solidarności, był to zwiastun potwierdzający, że nowe jest już blisko.
Pierwszym i najważniejszym etapem budowania przez Sorosa swoistego państwa w państwie w kadarowskich jeszcze Węgrzech oprócz pomocy materialnej (zakup 475 kserografów, pomoc finansowa dla studenckich gazet, organizacji, akcje charytatywne) było szukanie ludzi, kandydatów do własnego wojska. Na tym etapie Soros działał w poprzek podziałów politycznych, po prostu szukał osób, w których widział liderów przyszłego życia publicznego. Dotował zarówno liberałów jak i prawicowców, a gdy uznał to za korzystne poparł likwidację kordonu sanitarnego jakim otaczano postkomunistów. Orbán był wtedy brodatym studentem i wydawał gazetkę o nazwie „Koniec wieku”, w 1988 r. założył organizację studencką przekształconą wkrótce w partię o nazwie Fidesz. Wydarzeniem, które pokazało jego potencjał był symboliczny pogrzeb przywódcy powstania z 1956 r. Imre Nagy’a 16 czerwca 1989 r. kiedy okazał się charyzmatycznym mówcą i wezwał Sowietów do opuszczenia Węgier. Dlatego Soros postanowił w niego i kolegów zainwestować. Temu służył system stypendialny, z którego sam Orbán, a także jego partyjni towarzysze skorzystali, oprócz tego pracowali w jego instytucjach, miliarder wspierał też Fidesz. Przywódca Fideszu był potem także stypendystą prestiżowej fundacji German Marshall Fund.
Orbán się uczył, obserwował, w pierwszych wyborach do parlamentu po upadku bloku wschodniego Fidesz uzyskał 7 procent i miał już swoich posłów, ale nie sprawował władzy, którą objęła koalicja partii prawicowych pod przewodnictwem premiera Jozsefa Antalla. Soros był z tej władzy niezadowolony, gdyż odmówiła oddania miliarderowi najważniejszego węgierskiego banku oraz przemysłu i wszczął wtedy intensywną działalność na rzecz stworzenia frontu antyrządowego pod hasłem walki z faszyzmem i antysemityzmem. Aby obalić rząd, potrzebna była jednak współpraca z postkomunistami.
W 1992 r. Orbán spotkał się w Nowym Jorku z Sorosem i odmówił zarówno przyjęcia pomocy finansowej dla partii jak i sojuszu z postkomunistami. Wkrótce zobaczył jak bardzo kosztowna była to decyzja.
Poparcie Fideszu, które na nieco ponad rok przed wyborami wynosiło 40% spadło do 7% w dniu wyborów w 1994 r. Doprowadziły do tego opanowane przez Sorosa media, oskarżenia o faszyzm i antysemityzm, próbowano także rozbić Fidesz od środka lub doprowadzić do jego scalenia z liberałami z Partii Wolnych Demokratów (SZDSZ) (z uwzględnieniem wszelkich różnic odpowiednikiem polskiej Unii Wolności), którą Soros faworyzował i która po wyborach współrządziła z postkomunistami w imię walki z faszystowskim i antysemickim zagrożeniem. Pomimo większości koalicjanci próbowali wciągnąć do rządu Fidesz. Popierający Fidesz intelektualiści byli wprost stawiani przed wyborem: albo zagraniczne stypendia i kariera uznanego publicysty albo łatka faszysty i dozgonna marginalizacja. Orbán przekonał kolegów, że trzeba odmówić i za 4 lata wygrał wybory. Potem znów nastąpiła porażka i 8 lat w opozycji, by w 2010 roku wygrać i rządzić do dnia dzisiejszego.
Ten skrótowy zarys pokazuje jak bardzo doświadczonym i upartym politykiem jest mający dzisiaj 62 lata węgierski premier. Jednak wytrwałość i doświadczenie to nie najważniejsze atuty Orbána i jego formacji. Tym co stoi u podstaw sukcesu i co różni Orbána oraz jego ekipę od polskich odpowiedników jest charakter, duma, wiedza i rozumienie świata oraz silny kręgosłup moralny.
Książka Fodora pokazuje, że choć obycie w świecie i zagraniczne stypendia były ważnym elementem politycznej edukacji, to jednak nie wpłynęły na wyrzeczenie się własnych poglądów i własnej drogi politycznej przez Orbána. Jednym z kluczowych czynników okazała się… niewdzięczność. Jak pisze Gabor: „w związku z Sorosem dla Viktora było jasne, że nie musi się krępować. Możliwości należy wykorzystywać, ale niczego nie są sobie winni. To samo w sobie było oburzające stanowisko. SZDSZ, który miał długi wobec Sorosa i zawarł z nim faustowską umowę, zawsze twierdził, że fideszowcy są niewdzięczni. A Victor i jego ekipa nawet nie rozumieli, za co powinni być wdzięczni. Według Sorosa każdego można kupić, ale Viktor nie był na sprzedaż.”
Tę „niewdzięczność”, czyli stawianie interesu Węgier na pierwszym miejscu Orbán okazywał wielokrotnie, także gdy w grę wchodziła własna kariera i wynik wyborczy partii. Ilustracją tego są nie tylko jego relacje z Sorosem, ale także z USA i to bez względu na rządzącą za oceanem partię. Zresztą zdaniem Fodora cała działalność Sorosa idzie w parze z hegemonicznymi interesami USA, także jego sukcesy finansowe autor przypisuje w dużej mierze informacjom z kręgów władzy i tajnych służb. Znamienne jest w tym kontekście zachowanie Orbána – pryncypialnego antykomunisty, jakie miało miejsce w czasie jego pierwszych rządów w latach 1998 – 2002. Zdając sobie sprawę, że amerykańscy demokraci finansowani przez Sorosa nie są jego sojusznikami, już po objęciu władzy przez republikanów i młodszego Busha Orbán odmówił zakupu samolotów F-16 wybierając szwedzkie Gripeny. W następstwie czego, jak pisze Fodor, „został zalany tsunami gniewu i nienawiści”.
Ale Orbán, zdaniem autora, uważał, że: „Ameryka była upokarzająco wroga i według Viktora, gdybyśmy wzięli to na siebie, czulibyśmy się upokorzeni. Amerykańska dyplomacja opiera się na zasadzie kwitka. Wręczą ci kawałek papieru z zapisanymi na nim warunkami i oczekują, że zaakceptujesz to co jest na nim napisane. Kto dyktuje podstawowe zasady jest hegemonem, yesmeni akceptują je bez pytania. A Viktor jest na przekór. Viktor nie był i nigdy nie został yesmenem (…) Pracownik ambasady USA pojawił się w biurze jednego ze starszych doradców węgierskiego premiera, wypraszał sobie i krzyczał, co sobie Węgry wyobrażają. Bo niech nikt nie myśli, że dla nich ma znaczenie, że Viktor kupuje kilka Gripenów zamiast F-16 (oczywiście byłoby lepiej, ale w Ameryce mieli to gdzieś). Głównym problemem było to, że był to precedens, a tego nie znoszą.” Takie starcie z hegemonem było jedną z przyczyn, dla których Orbán spędził kolejnych 8 lat w opozycji.
Jednak Orbán nie sprzeciwiał się Sorosowi i Ameryce, a potem Unii Europejskiej dla samego sprzeciwu czy dla zaspokojenia własnej, partyjnej czy nawet narodowej ambicji. Za tym wszystkim szło głębokie osadzenie w wartościach i zrozumienie zasadniczego konfliktu jaki dzieli nasz świat. Aby to zrozumieć Fodor w swojej książce przypomina, że Soros także nie jest jedynie biznesmenem, ale że jego działania napędza konkretna filozofia i zespół przekonań o tym co jest dobre a co złe. Soros to w takim ujęciu, po pierwsze, filozof, który nawet sporo napisał i który podobnie jak Marks uznał, że filozofowi nie wystarcza rozumienie świata, ale że należy go zmienić by dostosować go do swojej wizji polityki, społeczeństwa, a nawet człowieka.
Zainspirować go do tego miały dwa wydarzenia: jedno to Holokaust, a drugie to kontakt z filozofią i osobą Karla Poppera autora słynnego dzieła „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”, co nastąpiło po ucieczce Sorosa z Węgier w 1947 r. Soros zaczerpnął z tych doświadczeń także nazwę swojej fundacji. W myśl tych zasad za fundamentalne zło uznaje się nacjonalizm, państwo narodowe i przywiązanie do niego, gdyż z nich wywodzi się jeszcze większe zło czyli antysemityzm, a stąd już prosta droga do Holokaustu. To przekonanie tłumaczy także niechętny stosunek Sorosa do opartego na idei narodowej żydowskiego państwa w Palestynie, choć ataki na siebie zawsze przedstawia jako przejaw antysemityzmu. Orbán przeciwnie: „Wierzy, że Bóg stworzył nie tylko ludzi, ale także narody i że jest zapisane, że narody będą albo potępione, albo zbawione, czyli będą sądzone (…) Innymi słowy, naród jest rzeczą świętą, wartością o którą warto walczyć, a dobrze jest jeśli ta wartość nigdy nie zostanie utracona. (…) Za konfrontacją między Viktorem a Sorosem kryje się zatem fundamentalny konflikt o antropologicznej i – co za tym idzie – metafizycznej głębi.”
Niezwykle sugestywnie i przejmująco brzmi także kolejny fragment, w którym Fodor charakteryzuje iście szatańskie zagrożenie jakie niesie za sobą światopogląd Sorosa:
„Jeśli wyobrażamy sobie swoje życie w ten sposób, że chcemy kiedyś umrzeć wierząc w kilka rzeczy, to Soros jest bez wątpienia człowiekiem, który powie ci, że to wszystko nie ma sensu. Nie ma sensu wierzyć w cokolwiek, a życie nie ma żadnego innego sensu, należy po prostu prowadzić przyjemne życie. Ale szukanie w nim wyższego celu lub znaczenia jest bzdurą. Właśnie dlatego chce pozbawić cię tożsamości, ponieważ każdy wyższy cel lub sens wynika z twojej tożsamości. Jeśli jesteś mężczyzną, to twoim zadaniem jest mieć dzieci z kobietą, kochać je i dbać o nie (…) Podobnie to, że urodziłeś się Węgrem jest powołaniem, misją, zadaniem (…) Moralnym obowiązkiem jest zachowanie tożsamości i dziedzictwa, wzmocnienie i kontynuowanie tysiącletniej cywilizacji, zbudowanej na języku węgierskim i opartej na węgierskich tradycjach. A jeśli jesteś również wyznawcą Chrystusa, to twoim zadaniem jest również budowanie królestwa Bożego.”
Wątpię czy Fodor czytał „Lewą wolną” Józefa Mackiewicza, ale każdemu kto to zrobił ten fragment przywołuje na myśl charakterystykę bolszewickiego komunizmu jaką wypowiedział biały Rosjanin Paweł Zybienko walczący w polskiej armii przeciw bolszewikom. Fodor zresztą wprost określa Sorosa jako „nowego Marksa”, który „podobnie jak jego intelektualny poprzednik, stracił duszę, a jego serce zamieszkuje demon.” Z tego wynika także brak jakichkolwiek zasad czy etycznych skrupułów oraz krańcowe zakłamanie jakim jest np. jednoczesna walka o prawa mniejszości w Macedonii i popieranie rządu w Kijowie, który mniejszości prześladuje, walka o otwartość, transparentność przy jednoczesnym tworzeniu imperium o totalitarnych zamiarach, rządzonym przez absolutnego władcę, który stara się być niewidzialny, walka z korupcją przy jednoczesnym bogaceniu się na spekulacjach giełdowych i zyskach osiąganych dzięki nieuczciwemu korzystaniu z poufnych informacji. A wszystko to nasycone moralnymi formułami, w których owładnięty manią władzy nad światem spekulant przedstawiany jest jako filantrop i dobroczyńca ludzkości.
Ten fundamentalny fałsz przekłada się na sposób działania Sorosa. Nigdy z otwartą przyłbicą, nigdy pod nazwiskiem, nigdy w wyborach.
„Zamiast tego interweniuje z zewnątrz, w celu wywołania chaosu. Albo interweniuje od samego początku tam, gdzie panuje niestabilność, albo interweniuje w taki sposób, aby powstała niestabilność. To właśnie ta okoliczność stwarza warunki dla jego podstawowej działalności politycznej, czyli spekulacji. (…) Ingerencja oznacza również, że tam, gdzie dochodzi do ingerencji z zewnątrz, dochodzi do naruszenia suwerenności. To nie wola będących wewnątrz decyduje o tym, jak powinno być, jaki kierunek powinny obrać sprawy w ich własnym kraju, ale decyduje się o tym z zewnątrz, omijając suwerenną wolę.” To z kolei prowadzi nas do instytucji jakie są ulubionym polem działania Sorosa: do systemu sądownictwa i Unii Europejskiej, którą książka przedstawia jako jego narzędzie, Soros rozumie, że swoi ludzie w sądach krajowych i europejskich to jedna z najlepszych gwarancji forsowania jego agendy. Z relacji Piotra Witta wiemy, że około 20% sędziów Trybunału Praw Człowieka było przedtem zaangażowanych w działalność organizacji tworzonych bądź finansowanych przez Sorosa. Organizacji, których celem jest destrukcja naszej cywilizacji i moralności.
Jednak to nie instytucje polityczne są oczkiem w głowie Sorosa i najważniejszym polem działania. Tym czymś jest kultura i edukacja. Książka ukazuje jak wielką wagę przywiązywał do ufundowanego przez siebie Uniwersytetu Środkowo-Europejskiego. Ludzie uformowani przez taką instytucję to późniejsi działacze realizujący marzenia Sorosa, których nie trzeba nawet kontrolować czy opłacać, najbardziej podatna na tego typu psychopolitykę okazuje się podobnie jak w Polsce inteligencja. Jej wrogiem jest realizująca interes narodowy elita Fideszu i lud. Stąd Fodor określa Orbána jako nieliberalnego demokratę, a Sorosa jako niedemokratycznego liberała, który uznaje demokrację tylko wtedy gdy rządzą liberałowie tak jak on to pojęcie rozumie.
Viktor Orbán przejrzał metody i strategię swojego przeciwnika.
Stąd jedną z pierwszych reform po uzyskaniu odpowiedniej większości w parlamencie była zmiana konstytucji i odzyskanie dla narodu aparatu wymiaru sprawiedliwości. Kolejne pole działania to „jak się organizować w taki sposób, jak to robili oni. Następnie mieć swoje organizacje, swoje instytucje, swoich działaczy obywatelskich, mieć swoje zaplecze, swoje media, swoje gadające głowy, mieć swoje własne CEU (skrót od Central European University Sorosa – przyp. O.S.) (MCC jest naszym CEU) (Mathias Corvinus Collegium jest instytucją edukacyjną i centrum badawczym wspierającym młodzież węgierską), mieć je w kraju i za granicą. Trzeba też zawrzeć niezbędne porozumienia pokojowe, ponieważ nie możemy być w stanie wojny z samymi sobą. Następnie, trzeba zorganizować świat obywatelski: na początku był to świat klubów obywatelskich. (…) Jednocześnie musisz zbudować własny świat ekspertów i intelektualistów. Muszą też powstać rozmaite think tanki i instytuty badawcze. Trzeba opracować alternatywne wskaźniki, indeks demokracji, sporządzić nowe skale oceny i wiarygodności oraz stworzyć grupę osób i instytucji, wystawiających oceny. Potrzebny jest Megafon (inicjatywa medialna, której celem jest wzmocnienie środowisk prawicowych w przestrzeni online). Należy zrobić to, co robi Soros.”
Jednak najbardziej spektakularnym politycznym posunięciem Orbána było spersonalizowanie konfliktu, nadanie siłom zła twarzy i nazwiska. Do momentu, w którym to uczynił wymienianie nazwiska Sorosa i wskazywanie na jego wpływy było z reguły ośmieszane jako tzw. teoria spiskowa i objaw chorej wyobraźni. Orbán zaryzykował i uderzył tam, gdzie lubiący anonimowość miliarder najbardziej tego nie chciał. W związku z akcją sprowadzania do Europy migrantów postanowił pokazać społeczeństwu i światu kto jest jej promotorem. Najpierw przeprowadził narodowe konsultacje w sprawie migrantów, a następnie w całych Węgrzech pojawiły się ogromne bilbordy z wizerunkiem miliardera i napisem: „99% w narodowych konsultacjach odrzuciło nielegalną imigrację. Nie pozwól aby Soros śmiał się ostatni!”. Traf chciał, że akurat w tym czasie odwiedziłem Budapeszt i jeden z nich sfotografowałem. W kolejnym roku sorosowska kuźnia kadr – Uniwersytet Środkowo-Europejski została zmuszona do opuszczenia Węgier i przeprowadzki do Wiednia. Co ciekawe przed wyborem Budapesztu jej lokalizacji sprzeciwili się Słowacy i Czesi pod rządami Vaclava Klausa.
Śmiałe wskazanie wroga i uderzenie tam gdzie boli, asertywna postawa wobec amerykańskiego hegemona zaowocowały po latach szacunkiem w samych Stanach Zjednoczonych, a przede wszystkim osobistym uznaniem Donalda Trumpa. Ale oprócz szacunku postawa Orbána i Węgier była ważną inspiracją dla ruchu MAGA. Nazwisko Sorosa i jego złowroga działalność przestały być tematem tabu także w Indiach i w Ameryce Południowej. Ostatnie doniesienia ze Stanów Zjednoczonych mówią nie tylko o delegalizacji terrorystów z tzw. Antify, ale o objęciu sieci Sorosa postępowaniem karnym na podstawie ustawy RICO (Ustawa o Organizacjach Skorumpowanych i będących pod Wpływem Oszustów, ang. Racketeer Influenced and Corrupt Act) z 1970 r.
Oprócz działań stricte politycznych i organizacyjnych do sukcesu Fideszu i ekipy Orbána potrzebne było jednak jeszcze coś innego. To wartość, która jak mało która jest dzisiaj wyparta z powszechnej świadomości. Jest nią przyjaźń i lojalność. Książka przytacza w tym kontekście opis rozmowy Orbána z jego współpracownikiem Zsoltem Bayerem, którą przeprowadzili na urodziny Fideszu w 2014 r.. „Dochodzą do wniosku, że oprócz nich nie pozostał nikt z osób przeprowadzających transformację. Ale fakt, że my nadal jesteśmy – mówi Viktor, najprawdopodobniej wynika z tego, że nigdy się nie sprzedaliśmy; jesteśmy w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu wspólnotą przyjaciół i kompanów, a co równie ważne mamy odwagę odwrócić się od siebie plecami, wiedząc, że możemy iść wspólnie na wojnę, i nikt nie wbije nam noża w plecy.” Trudno o lepszy opis politycznego esprit de corps jaki panuje w zahartowanej w bojach armii, lub do „garstki braci” z szekspirowskiej mowy Henryka V.
Podczas gdy „Wujek Gyuri, (węgierskie zdrobnienie imienia Sorosa) ten bardzo mądry człowiek, zdecydowanie mylił się co do jednej rzeczy. Wierzył i całe jego życie to potwierdzało, że za pieniądze można kupić wszystko, kwestią jest tylko cena. Po prostu nie mógł pojąć, że tu w środku Europy, jest kilka osób, których nie da się kupić.” Niestety ten środek Europy był w tym wypadku nad Dunajem a nie nad Wisłą, gdzie oprócz nędzy intelektualnej zapanowała mizeria duchowa i moralna, gdzie dumę zastąpiło krzykactwo na wewnętrzny użytek i upokarzające łaszenie się wobec obcych. I to jest chyba najbardziej oczywista, choć gorzka lekcja jaką powinniśmy wyciągnąć z lektury książki, która powinna być pozycją obowiązkową dla każdego kto chce zrozumieć dlaczego to oni a nie my.
Olaf Swolkień
Gabor G. Fodor, „Orbán kontra Soros”, Wyd. von borowiecky, Warszawa-Radzymin 2025, ss. 205.
Myśl Polska, nr 39-40 (28.09-5.10.2025)
Gabor G. Fodor, „Orbán kontra Soros”, Wyd. von borowiecky, Warszawa-Radzymin 2025, ss. 205.
Myśl Polska, nr 39-40 (28.09-5.10.2025)
Kolejna ustawa niby to mająca doprowadzić do zakazania w Polsce tego, co i tak jest zabronione – to tylko prymitywna sztuczka mająca odwrócić uwagę od podpisania przez prezydenta Karola Nawrockiego kolejnej ustawy przedłużającej przywileje podatkowe i socjalne ukraińskich nachodźców w Polsce.
Skończył się czas kampanii wyborczej i zachodni mocodawcy każą Polakom dalej płacić i za kontynuowanie wojny, i za utrzymywanie Ukraińców, którym fundujemy opiekę zdrowotną, świadczenia rodzinne i emerytury. Na pociechę zaś możemy się trochę połudzić, że czegoś kijowianom możemy zabronić lub coś nakazać. O prezydencie Andrzeju Dudzie mówiono, że jest ukraińskim wiceprezydentem (i sekretarzem stanu syjonistów). Prezydent Nawrocki płynnie wszedł w tę samą rolę. To jest ICH prezydent.
Banderyzm jest nazizmem
Do znudzenia też trzeba przypominać, że w polskim Kodeksie karnym istnieje zapis o brzmieniu: „Art. 256. [Propagowanie nazizmu, komunizmu, faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego] § 1. Kto publicznie propaguje nazistowski, komunistyczny, faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 1a. Tej samej karze podlega, kto publicznie propaguje ideologię nazistowską, komunistyczną, faszystowską lub ideologię nawołującą do użycia przemocy w celu wpływania na życie polityczne lub społeczne. § 2. Karze określonej w § 1 podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, zbywa, oferuje, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 lub 1a albo będące nośnikiem symboliki nazistowskiej, komunistycznej, faszystowskiej lub innej totalitarnej, użytej w sposób służący propagowaniu treści określonej w § 1 lub 1a.”.
Banderyzm JEST NAZIZMEM. Nie trzeba go dodatkowo zakazywać. Wystarczy ścigać i tępić – stawiać przed sądem, deportować, aresztować nazistów, ukraińskich czy każdych innych. To jest takie proste. To kwestia WOLI politycznej, nie zapisów. Tylko, że tej woli nie ma.
Polska pod okupacją
Współczesna Polska jest pod banderowską okupacją. Partyjne gierki tego nie zmienią. PiS i PSL przypominają sobie o zbrodniach ukraińskich szowinistów tylko, gdy są w opozycji i potrzebują głosów Kresowian. Nawet lider Konfederacji, Sławomir Mentzen, zagłosował ostatnio przeciw dodatkowej penalizacji banderyzmu, mętnie tłumacząc to swoim… amerykańskim podejściem do wolności słowa.
Tymczasem ważniejszy był zapewne telefon z amerykańskiej ambasady, ostrzegający, że bez popierania Kijowa Mentzen ani nikt z jego kręgu nie może liczyć na wejście na salony, na które nadal obowiązuje podwójna przepustka, sprowadzająca się do popierania obu nazizmów, tego w Kijowie i tego w Tel Awiwie.
Banderyzm był, jest i będzie w III RP propagowany jawnie i bezkarnie, bo gdyby nawet jakaś rzekomo antybanderowska ustawa została uchwalona – rząd, prokuratura, policja, ani sądy nie będą jej stosować, a następnie przegłosowane niesłusznie przepisy zostaną szybko usunięte, tak jak robiono to poprzednio, w 2019 r. decyzją PiS-owskiego Trybunału Konstytucyjnego. Bo przecież dla narodów Europy Wschodniej „są też dobre nazizmy” i bez wątpienia należy do nich banderyzm, jak kiedyś napisała Ann Applebaum, żona ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego, prawdopodobnie następnego kierownika anglosaskiego zarządu powierniczego nad Polską.
Nie mamy polskiego prezydenta
Nie znaczy to jednak, że nie można pograć zakazem banderyzmu w imię mikrogierek III RP i podtrzymania polaryzacji, bez której partyjna polityka państwa z dykty już dawno rozleciałaby się w pył. Dlatego właśnie PKN [Nawrocki] jedną ręką podpisuje ustawę sankcjonującą wydawanie kolejnych miliardów z budżetu państwa, a drugą macha świstkiem nie mającym już nawet większego znaczenia propagandowego. W końcu cóż szkodzi obiecać!
Skądinąd zresztą o wecie PKN do pierwszej ustawy o finansowaniu Ukraińców w Polsce dowiedzieli się wszyscy, bo naiwna blogosfera szlochała „Mamy wreszcie polskiego prezydenta!”. O tym, że PKN ostatecznie ustawę podpisał nie dowie się nikt, bo ci wcześniej rozradowani teraz ze wstydu się nie odezwą, a uwagę reszty może da się odwrócić pozorowaniem antybanderyzmu.
Co przy tej okazji zaś szczególnie zabawne, w usprawiedliwieniach dla podpisania przez PKN ustawy o dalszym utrzymywaniu ukraińskich nachodźców czytamy ostatnio rozbrajające “No bo przecież inaczej musieliby 1. października wracać do siebie!”. Pomijając, że to niestety nieprawda (bo obowiązują przecież ogólne zasady pobytu, pracy i świadczeń dostępnych dla cudzoziemców), to podstawowe pytanie brzmi na takie dictum: No i co? Gdzie jest słaby punkt? To nie o to chodzi, żeby wrócili do siebie?
Rozwiązałoby to wszak oba problemy na raz. Nie musielibyśmy już za nich płacić składek i nie miałby kto w Polsce propagować banderyzmu (no, może poza garstką funkcjonariuszy PiS i PO). A co z nazizmem i oligarchią na Ukrainie – to już i tak przecież zapewne zostanie załatwione za nas i oby bez naszego czynnego udziału.
Konrad Rękas
6.10.2025 https://nczas.info/2025/10/06/warszawiacy-zdradzili-usmiechniety-rzad-gigantyczna-liczba-rezygnacji/
W warszawskich szkołach ponadpodstawowych ponad 86 proc. uczniów zostało wypisanych z edukacji zdrowotnej. W szkołach podstawowych jest to 57 proc. uczniów – tak wynika z danych przekazanych przez stołeczny ratusz.
Z danych ze szkół prowadzonych przez m.st. Warszawę dotyczących “edukacji zdrowotnej” wynika, że w szkołach podstawowych ok. 43 proc. uczniów uczęszcza na zajęcia z edukacji zdrowotnej, a około 57 proc. uczniów zostało z niej wypisanych.
Natomiast w szkołach ponadpodstawowych na przedmiot ten uczęszcza ok. 14 proc. uczniów. Około 86 proc. uczniów zostało z niego wypisanych.
– Uważamy, że generalnie, jak na pierwszy, próbny rok z nowym przedmiotem, jest nieźle. Powodu do satysfakcji nie ma, jeśli chodzi o szkoły ponadpodstawowe, ale z drugiej strony mówimy o przedmiocie nieobowiązkowym – przekazała wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska, odpowiedzialna m.in. za edukację.
Przypomniała, że w szkołach ponadpodstawowych na przedmioty nieobowiązkowe, takie, jak religia czy etyka również chodzi niewielki odsetek uczniów.
– Pojedyncze przypadki konkretnych szkół pokazują, że w dużej mierze zainteresowanie przedmiotem i frekwencja będą zależały od dyrekcji szkoły, od nauczycieli. Liczę na to, że po bliższym zapoznaniu się rodziców z materiałem, jaki obejmuje edukacja zdrowotna, po tym, jak pojawi się podręcznik, z roku na rok będzie więcej chętnych – dodała.
“Edukacja zdrowotna” to przedmiot, który od 1 września zastąpił wychowanie do życia w rodzinie. W tym roku jest nieobowiązkowa. Rodzice, którzy nie chcieli, by ich dzieci uczestniczyły w zajęciach z edukacji zdrowotnej, musieli złożyć do 25 września pisemną rezygnację dyrektorowi szkoły. Uczniowie pełnoletni musieli ją złożyć sami.
Oprogramowanie szpiegowskie izraelskich firm buduje globalne państwo nadzoru
https://open.substack.com/pub/thegrayzone/p/israeli-spyware-firms-are-fueling?r=17ccyz&utm_medium=ios
Narzędzie hakerskie Pegasus było dopiero początkiem. Nowa ankieta firm szpiegujących ujawnia, że izraelskie firmy są wykorzystywane przez agencje w krajach zachodnich do budowania doskonałych dyktatur pod pozorem demokracji.
W zeszłym tygodniu kolejna partia pokojowych propalestyńskich protestujących została aresztowana przez brytyjską policję pod zarzutem przestępstw terrorystycznych, w tym zatrzymanie niepełnosprawnego mężczyzny na wózku inwalidzkim, podczas gdy Wielka Brytania kontynuuje popadanie w autorytaryzm w imieniu Izraela.
Jeśli którykolwiek z tych protestujących miał przy sobie telefon w momencie aresztowania, policja najprawdopodobniej przeskanowała je w poszukiwaniu danych za pomocą wyrafinowanego oprogramowania szpiegowskiego. Protestujący, którzy nie zostali aresztowani, zostaną uchwyceni na mobilnych kamerach zainstalowanych na policyjnych furgonetkach w Wielkiej Brytanii, a ich twarze, być może nawet ich głosy, zostaną uchwycone, przeanalizowane i odniesione do policyjnej bazy danych.
W przewrotnym zwrocie akcji, technologia oprogramowania szpiegującego – która obecnie stanowi podstawę podstępnych i rosnących możliwości nowoczesnego państwa nadzoru – najprawdopodobniej została stworzona w Izraelu przez izraelskich szpiegów, nie tylko w Wielkiej Brytanii.
Technologia szpiegowska opracowana przez byłych izraelskich szpiegów jest wykorzystywana na skalę przemysłową przez różne agencje w zachodnich demokracjach, od sił policyjnych po agencje bezpieczeństwa narodowego i wojska. Niektóre zostały uznane za nielegalne, niektóre omijają granice prawne, a wiele pozostaje ukrytych.
Skala wykorzystania i zakres możliwości zapewnianych przez izraelską technologię szpiegowską są ogromne. Od oprogramowania do rozpoznawania twarzy i głosu, przez technologię przechwytywania i podsłuchu, po ukryte śledzenie lokalizacji, po wymuszone wyodrębnianie danych ze smartfonów i innych urządzeń.
Technologia, zbudowana przez inżynierów oprogramowania, którzy tak piszą kod, aby umożliwić i egzekwować dominację Izraela oraz apartheid przeciwko Palestyńczykom, jest sprzedawana służbom bezpieczeństwa, siłom policyjnym i agencjom imigracyjnym na całym Zachodzie.
Chociaż wiele informacji w tym artykule nie jest nowych, nie zostały one wcześniej podsumowane w jednym miejscu. Implikacje dla globalnych swobód obywatelskich wskutek dominacji Izraela w technologii szpiegowskiej również nie zostały wyrażone, a wcześniejsze relacje medialne czasami pomijały izraelski związek z tymi firmami. Ten artykuł przedstawi głównych graczy, sprzedawców i nabywców, a także zidentyfikuje ostatnie umowy, wcześniej nieudokumentowane, między izraelskimi spytech a zachodnimi nabywcami.
Skandale z udziałem izraelskich firm szpiegujących zostały dobrze udokumentowane przez media głównego nurtu, z których najbardziej znanym była sprawa NSO Group. NSO – izraelska firma założona przez byłych oficerów jednostki 8200 Shaleva Hulio i Omri Lavie – została uznana w kalifornijskim sądzie w 2019 roku za winną sprzedaży swojego oprogramowania Pegasus rządom, aby mogli zhakować konta WhatsApp. Pegasus, który był w stanie przeprowadzić tak zwany atak “zero-click”, aby uzyskać dostęp do smartfona bez wiedzy użytkownika, został wykorzystany przez rządy do szpiegowania dysydentów, działaczy na rzecz praw człowieka i dziennikarzy i prawdopodobnie został wykorzystany przez saudyjskich agentów do szpiegowania dziennikarza Washington Post Jamala Khashoggiego, zanim został on zamordowany. Firmie ostatecznie nakazano zapłacić 167 milionów dolarów odszkodowania Meta, która kupiła sprawę, a w 2021 roku Biden umieścił firmę na czarnej liście, uniemożliwiając jej prowadzenie działalności w USA. (Departament stanu USA, w szczególności, zrobił wszystko, co w jego mocy, aby powiedzieć, że USA nie podejmą żadnych działań przeciwko Izraelowi, pomimo faktu, że rząd izraelski zapewnia licencje eksportowe dla całego oprogramowania szpiegującego).
Również na czarnej liście Bidena w ramach tego samego dekretu wykonawczego był inny izraelski producent oprogramowania szpiegującego o nazwie Candiru, którego oprogramowanie hakerskie nie przyciągnęło tak głośnej uwagi jak NSO Group. Candiru, również założona przez byłych pracowników wywiadu Unit 8200, sprzedawała oprogramowanie szpiegujące rządom, aby szpiegować działaczy na rzecz praw człowieka, dziennikarzy, naukowców, pracowników ambasad i dysydentów.
W 2023 roku administracja Bidena ponownie umieściła na czarnej liście dwie izraelskie firmy zajmujące się oprogramowaniem szpiegowskim z niewielką fanfarą i po raz kolejny bez podejmowania działań przeciwko Izraelowi. Dwie firmy, Cytrox i Intellexa, zostały założone przez Tala Diliana, który spędził 24 lata w IDF, awansując na stanowisko głównego dowódcy jednostki 8200. W 2019 roku Dilian, który mieszka na Cyprze, został odwiedzony przez dziennikarza Forbesa, gdzie zademonstrował, jak jego oprogramowanie może zdalnie zhakować telefon w ciągu kilku sekund.
W Europie to Cypr i Barcelona stały się ośrodkami dla byłych Izraelczyków z jednostki 8200 budujących firmy szpiegujące.
Inna izraelska firma szpiegowska, Paragon Solutions, została zidentyfikowana na początku tego roku jako po cichu infiltrująca i wyodrębniająca dane z WhatsApp, Signal, Messenger i Gmail bez potrzeby interakcji z użytkownikiem. Skarga karna przeciwko Paragon została złożona w Rzymie po tym, jak włoski dziennikarz został zhakowany przez włoski rząd za pomocą oprogramowania Paragon. Nie podjęto jednak żadnych innych działań prawnych. Firma, założona przez dowódców jednostki 8200 Ehuda Schneorsona, Idana Nuricka, Igora Bogudlova i doradzana przez byłego premiera Izraela Ehuda Baraka, nie została wpisana na czarną listę przez UE ani USA i pozostaje wolna w działaniu.
Te firmy są tylko wierzchołkiem góry lodowej, nazwami, które omijały prawne szare obszary i albo ostatecznie wpadły po niewłaściwej stronie prawa i stały się obiektem zainteresowania władz, albo których nielegalne działania szpiegowskie zostały odkryte.
Jeszcze bardziej podstępne są izraelskie firmy zajmujące się oprogramowaniem szpiegowskim, które otwarcie zawierają umowy z zachodnimi służbami i agencjami bezpieczeństwa w celu szpiegowania i łamania telefonów komórkowych i innych urządzeń. Ponieważ firmy te współpracują z legalnymi agencjami państwowymi, twierdzą, że mają inny model niż NSO Group, Candiru i inne skupione na nielegalnych usługach hakerskich. Jednak w wielu przypadkach ich oprogramowanie jest podobne, jeśli nie identyczne, a pełny zakres ich działalności jest nieznany.
Wiodącym wśród nich jest Cellebrite, założony przez byłego żołnierza IDF Yossiego Carmila i obsadzony dziesiątkami byłych izraelskich pracowników wywiadu z jednostki 8200. Flagowe narzędzie Cellebrite nazywa się Universal Forensic Extraction Device, które wyodrębnia dane, w tym kontakty, lokalizacje, usunięte wiadomości i połączenia z wielu urządzeń, w tym smartfonów, Ipadów, kart SIM i urządzeń GPS. W USA Cellebrite ma kontrakt o wartości 30 milionów dolarów z ICE i kontrakt o wartości 1,6 miliona dolarów z Służbą Celną i Ochrony Granic na ekstrakcję danych z telefonów skonfiskowanych na granicy.
Firma inwigilacji współpracowała również z FBI, aby odblokować telefon niedoszłego zabójcy Trumpa, Thomasa Crooka. Cellebrite chce głębiej zasadzić się w amerykańskim systemie bezpieczeństwa i inwigilacji. W zeszłym roku okazało się, że Cellebrite zatrudnił firmę lobbingową i założył dedykowane ramię swojej działalności, aby wygrać więcej kontraktów rządowych USA, po zebraniu ponad 18 milionów dolarów z kontraktów rządu federalnego USA w 2024 roku. W grudniu 2023 roku Cellebrite chwalił się, że podpisał kontrakt o wartości miliona dolarów z “jednym z największych wydziałów policji w kraju”, nie ujawniając, który to z nich. Biorąc pod uwagę, że byli określani jako “długoletni klienci”, najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest NYPD, który został udokumentowany jako współpracujący z Cellebrite od lat.
Cellebrite ma aktywne kontrakty z wieloma amerykańskimi agencjami federalnymi, od marynarki wojennej, przez DEA, Straż Przybrzeżną, po Fish and Wildlife Service. Wiele amerykańskich ambasad również zawiera umowy z Cellebrite, w tym ambasady USA w Limie, Bogocie i Asuncion. Dowództwo Operacji Specjalnych USA – agencja, która nadzoruje różne programy operacji specjalnych w amerykańskich oddziałach wojskowych – płaci również za narzędzia Cellebrite, podobnie jak Global Strike Command, jednostka Sił Powietrznych USA odpowiedzialna za ataki nuklearne.
Cellebrite jest tak samo aktywny w Wielkiej Brytanii. W 2020 roku firma podpisała trzyletni kontrakt o wartości dwóch milionów funtów z londyńską policją metropolitalną na produkt premium Cellebrite. Met powiedział, że oprogramowanie Cellebrite jest jedynym na rynku “które spełnia wymagania policji Met”, szczególnie jego zdolność do łamania telefonów z Androidem. Nie jest jasne, czy ta umowa została odnowiona.
W 2018 roku Police Scotland podpisała umowę o wartości 370 000 funtów z Cellebrite, aby zapewnić 41 mobilnych „cyber kiosków”, które zostaną wdrożone w całej Szkocji, umożliwiając łamanie telefonów na miejscu. A w 2022 roku policja w Północnej Walii zapłaciła Cellebrite ponad ćwierć miliona funtów za zestaw narzędzi, które umożliwiły “omijanie haseł” i “brutalne wymuszanie” telefonów.
Kent Police, siła policyjna, która niedawno zagroziła aresztowaniem ludzi za trzymanie palestyńskich flag, podpisała w zeszłym roku roczny kontrakt z Cellebrite. A w tym roku dwie dodatkowe brytyjskie siły policyjne podpisały kontrakty z Cellebrite. W lutym policja City of London, policja dla londyńskiej dzielnicy finansowej i odrębna od Met Police, zapłaciła sto tysięcy funtów za narzędzia Cellebrite. A w kwietniu policja Leicestershire podpisała roczny kontrakt z Cellebrite, który kosztował ich 328 700 funtów. Cellebrite ma również umowę z brytyjskim Departamentem Transportu.
W Wielkiej Brytanii Cellebrite jest zatwierdzonym dostawcą w ramach tak zwanego „Digital Forensics Dynamic Procurement System”, który, według organu odpowiedzialnego za podpisywanie umów handlowych dla brytyjskich sił policyjnych „określa usprawnienie zamówień w siłach brytyjskich na narzędzia Cellebrite”.
Nie wiadomo, jak powszechne jest użycie narzędzi Cellebrite przez brytyjskie siły policyjne. Wnioski o wolność informacji wcześniej wykazały, że dwadzieścia sześć z czterdziestu siedmiu sił policyjnych w Wielkiej Brytanii przyznało się do korzystania z tej technologii, a inne planują ją przetestować. Nowsze wnioski FOI do brytyjskich sił policyjnych w tym roku dotyczące użycia Cellebrite, od Południowej Walii do West Yorkshire, zostały odrzucone ze względów tak zwanych “bezpieczeństwa narodowego”.
Cellebrite chwalił się swoją pracą umożliwiającą izraelskie ludobójstwo w Gazie, mówiąc, że od 7 października jest “instrumentalny” w świadczeniu usług hakerskich dla izraelskiego wywiadu.
Prawdopodobnie jeszcze bardziej wyrafinowane narzędzia są oferowane przez izraelską firmę szpiegowską Cobwebs Technologies, założoną przez byłych oficerów IDF Unit 8200 Omri Timianker, Udi Levy i Shay Attias i która zatrudnia wielu byłych pracowników jednostek 8200 w swoim sztabie. Wśród usług oferowanych przez Cobwebs (sprzedanych firmie o nazwie PenLink w 2023 roku, ale zachowujących zespół CobWebs) znajduje się usługa oparta na sztucznej inteligencji umożliwiająca rozpoznawanie twarzy i obrazów w mediach społecznościowych i głębokiej sieci, a także funkcja o nazwie WebLoc, która umożliwia śledzenie ruchów telefonu komórkowego w określonym obszarze wybranym przez użytkownika. Ta funkcja, znana jako geofencing, jest możliwa dzięki reklamie w aplikacji, która pobiera dane osobowe ze smartfonów, które są następnie sprzedawane firmom szpiegowskim technologicznym, takim jak Cobwebs, w celu integracji z narzędziami takimi jak WebLoc. Usunięta obecnie informacja prasowa z 2019 roku w zakresie technologii korporacyjnej mówi o usługach oferowanych przez firmę. Cobwebs wcześniej podpisał kontrakt o wartości 2,7 miliona dolarów z ICE, ma aktywny kontrakt o wartości 3,2 miliona dolarów z Departamentem Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA, a w czerwcu zeszłego roku zawarł ogromny kontrakt o wartości 5,3 miliona dolarów z Departamentem Bezpieczeństwa Publicznego Teksasu. Raport z 2024 roku wykazał również, że LAPD (departament policji Los Angeles) od wielu lat korzysta z zestawu narzędzi do nadzoru i śledzenia Cobwebs.
W 2020 roku firma otworzyła biuro w Londynie z zamiarem dostarczenia swojej technologii szpiegowskiej brytyjskiej policji i służbom bezpieczeństwa, ale nie są dostępne żadne publiczne informacje na temat brytyjskich organów pracujących z Cobwebs.
Kolejną izraelską firmą zajmującą się technologią szpiegowską współpracującą z zachodnimi służbami bezpieczeństwa, siłami policyjnymi i agencjami rządowymi jest Cognyte. Firma, wydzielona z innej izraelskiej firmy zajmującej się technologią szpiegowską o nazwie Verint, jest kierowana przez Elada Sharona, Gila Cohena i Ronny’ego Lempela, z których wszyscy są absolwentami IDF i Unit 8200. Baner LinkedIn CEO Sharon to wizerunek marki Cognyte, który głosi, że firma stoi z Izraelem.
Cognyte tworzy narzędzia “inteligencji sieciowej”, które odkurzają ogromne ilości informacji, w tym wszystko, co przepływa przez wieże 4G/5G, metadane telekomunikacyjne, platformy przesyłania wiadomości, połączenia telefoniczne i sygnały sieciowe, aby wykryć wzorce i anomalie w komunikacji. Jest to podawane do “rozwiązania” platformy danych, co umożliwia użytkownikom łączenie kropek i analizowanie informacji. To wszystko jest rzekomo legalne, ale informacje na temat charakteru pracy i agencji kontraktowych z Cognyte są skąpe. Cognyte ogłasza nagrody, ale nigdy użytkowników końcowych.
W ciągu ostatnich 18 miesięcy zachodnie organy ścigania, agencje bezpieczeństwa narodowego i wojska podpisały umowy z Cognyte o łącznej wartości blisko 60 milionów dolarów. Obejmują one umowę o wartości 20 milionów dolarów, trzyletnią umowę z agencją bezpieczeństwa narodowego w Europie, umowę o wartości 3 milionów dolarów z amerykańskim departamentem policji i kontrakt o wartości 10 milionów dolarów z europejskim wojskiem ogłoszony w zeszłym tygodniu. W komunikacie prasowym do umowy wojskowej wyjaśniono, w jaki sposób „Cognyte nadal dostarcza sprawdzone w terenie rozwiązania, które wyposażają zespoły wojskowe na pierwszej linii frontu w przydatne informacje wywiadowcze, których potrzebują do działania”.
Dwóch zidentyfikowanych nabywców, wymienionych na stronie internetowej poświęconej zakupom rządu USA, to tajne służby USA i ambasada USA w Salwadorze.
Podobnie jak Cellebrite i Cobwebs, wyszukiwanie na LinkedIn dla ex-Unit 8200, którzy teraz pracują w Cognyte, pojawia się dziesiątki nazwisk.
Firma, z której wydzielił się Cognyte, Verint, jest również izraelska, założona przez byłych oficerów wywiadu, także współpracowała z zachodnimi agencjami bezpieczeństwa. W 2014 roku Verint zbudował szwajcarską infrastrukturę podsłuchową i nadzoru, a w 2017 roku Departament Obrony USA zapłacił 35 milionów dolarów za pracę nad dużym nieujawnionym projektem. W 2018 roku Verint zawarł część umowy o wartości 50 milionów funtów, aby zapewnić brytyjskiej policji nowe możliwości cyberwywiadu. Od tego czasu Verint przekształcił swój model biznesowy, aby skupić się na platformach zaangażowania klientów, z dużą częścią technologii spytech wojskowych i bezpieczeństwa, które przekształciły się w Cognyte.
Kolejną izraelską firmą, która nawiązała współpracę z brytyjskimi siłami policyjnymi, jest Corsight AI, która sprzedała swoją technologię rozpoznawania twarzy policji Essex. Oprogramowanie Corsight, które umożliwia identyfikację i odsyłanie twarzy ludzi, zostało udoskonalone jako pierwsze na Palestyńczykach w Gazie i na Zachodnim Brzegu. Według powiązanego artykułu, technologia została wdrożona podczas ludobójstwa w Gazie. Założycielem i prezesem spółki macierzystej Corsight, Cortica, jest Igal Raichelgauz, były oficer izraelskiego wywiadu. Corsight sprzedał również swoje rozpoznawanie twarzy policji wojskowej w Sao Paulo i policji metropolitalnej Bogoty.
Izraelska firma zajmująca się rozpoznawaniem twarzy, Briefcam, ma również umowy z brytyjskimi siłami policyjnymi, a także wydziałami policji w USA. W Wielkiej Brytanii policja Cumbria używa systemu analitycznego Briefcam w swojej ogólnokrajowej sieci CCTV, ale twierdzi, że wyłączyła komponent rozpoznawania twarzy. We Francji kontrakty Briefcam zostały anulowane w 2023 roku po tym, jak ujawniono, że dziesiątki sił policyjnych w całym kraju używało ich nielegalnie, naruszając francuskie przepisy dotyczące prywatności. Policja w Brukseli i Warszawie również używa rozpoznawania twarzy Corsight, a w USA Chicago, Springfield i Beverly Hills PD potwierdziły użycie przez nich Corsight.
NICE, izraelska firma założona przez byłych żołnierzy IDF, przejęła rynek identyfikacji oszustw finansowych, obsługując 85% Fortune 500 i szereg europejskich organów regulacyjnych. Wielomiliardowa firma dostarczyła również narzędzia nadzoru dla miast, w tym rozpoznawanie tablic rejestracyjnych, przechwytywanie twarzy, a także ręczne terminale wideo oparte na GPS i mobilne czujniki wideo do śledzenia obywateli. Dochodzenie Buzzfeed z 2015 roku wykazało, że NICE dostarcza tajne oprogramowanie do nadzoru do wielu krajów.
Haniebna wzmianka musi trafić do izraelskiej Czarnej Kostki, założonej przez byłe upiory wywiadu Unit 8200 Dana Zorella i Avi Yanusa. Black Cube był notorycznie używany przez hollywoodzkiego gwałciciela Harveya Weinsteina (człowieka, który powiedział, że jest “izraelczykiem w sercu i umyśle”), aby szpiegować i zbierać informacje o swoich oskarżycielach. BlackCube był zamieszany w szereg skandali szpiegowskich i w przeszłości zatrudniał zachodnich dyplomatów, w tym Vivian Bercovici, byłego ambasadora Kanady w Izraelu.
To kompendium pokazuje, że Izrael i jego gospodarka apartheidu znajdują się w centrum dążenia do w pełni nadzorowanego, zerowego świata. Na całym świecie izraelskie oprogramowanie szpiegujące zapoczątkowuje wyraźny faszyzm XXI wieku, który łączy nowe technologie kontroli z wypróbowanymi i przetestowanymi ramami, które mają na celu szpiegowanie, tłumienie oporu i dominację. Pod przykrywką bezpieczeństwa obywateli i walki z przestępczością, izraelska technologia wygładza przekładnie autorytaryzmu.
Trwała wojna i gospodarka apartheidu w Izraelu oraz firmy zajmujące się technologiami szpiegowskimi prowadzone przez izraelskich agentów wywiadu, które wyłaniają się z tego przeglądu, są największym zagrożeniem dla swobód obywatelskich w dzisiejszym świecie. I nie jest zaskoczeniem, że Izrael osaczył ten rynek. Izrael wytwarza jednostki i projekty mające na celu dominację, ponieważ Izraelczycy są wychowywani i otoczeni przez wojskową kulturę bezkarności, w której technologia jest tworzona tylko po to, aby dominować, osoby testowe są liczne, a zasady zaangażowania nie istnieją.
Kupując i opierając się na narzędziach państwa apartheidu w zakresie bezpieczeństwa i technologii egzekwowania prawa, widzimy, jak apartheid i samo ludobójstwo Izraela stają się niezbędne dla zachodnich rządów w ich dążeniu do państwa kompletnego bezpieczeństwa.
6 października 2025 https://ekspedyt.org/2025/10/06/abp-carlo-maria-vigano-o-diabelskich-blazenstwach-dziejacych-sie-na-swiecie/
“Kościół Apostolski Rzymskokatolicki został zbudowany na Skale: nie na ruchomych piaskach Soboru Watykańskiego II, nie na grząskim gruncie synodalności, nie na lodzie „zielonego ładu” i „ekologicznego nawrócenia”.
Nieubłagany koniec sekt — nie wyłączając anglikanów z ich zwolennikiem aborcji i przychylnym gejom „arcybiskupem” oraz ich królem, „głową Kościoła Anglii”, który pada na twarz przed muzułmanami i promuje Nowy Porządek Świata — nastąpi w momencie, gdy nasz Pan Jezus Chrystus, kamień węgielny, zostanie odrzucony przez budowniczych i zastąpiony odrażającymi substytutami zainspirowanymi przez Szatana. Jeśli Watykan uważa, że jest wolny od tragicznego losu zagłady, podążając dalej tą samą ścieżką co inni heretycy, wkrótce odkryje, że z Bogiem nie należy igrać”. /@CarloMVigano/
Podejrzewam, że określiłabym swoje podejście do tej kwestii jako pro-choice, a nie pro-life – Sarah Mullally
=====================================
63-letnia arcybiskupka jest żoną Eamonna Mullally’ego, z którym ma dwójkę dzieci.
==============================
Niektóre wspólnoty reformacyjne uległy presji świata i stworzyły to, co nazywają kapłaństwem kobiet i biskupów. To tak zwane kapłaństwo nie jest kapłaństwem Chrystusa, lecz raczej ludzkim wymysłem, pozbawionym jakiejkolwiek wartości sakramentalnej. — Kardynał Robert Sarah
“Niektórzy wysocy rangą duchowni katoliccy zdają się najwyraźniej domagać się święceń kapłańskich kobiet. Czyniąc to, sprzeciwiają się ostatecznemu i nieomylnemu nauczaniu Jana Pawła II.
W swoim Liście Apostolskim Ordinatio sacerdotalis z 22 maja 1994 roku papież uroczyście oświadczył: Chociaż nauka, że święcenia kapłańskie są zastrzeżone wyłącznie dla mężczyzn, została zachowana przez niezmienną i powszechną Tradycję Kościoła i stanowczo nauczana przez Magisterium w jego najnowszych dokumentach, obecnie w niektórych miejscach uważa się ją jednak za wciąż otwartą na dyskusję, a orzeczenie Kościoła, że kobiety nie powinny być dopuszczane do święceń, uważa się za mające jedynie moc dyscyplinarną. Dlatego też, aby rozwiać wszelkie wątpliwości w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22, 32), oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom i że orzeczenie to powinno być definitywnie uznane przez wszystkich wiernych Kościoła”. /Catholic Frequency/X
“Przypomnienie tego, co naprawdę jest stawką w debacie na temat katolicyzmu i kary śmierci, z eseju nieżyjącego już, wielkiego kardynała Avery’ego Dullesa. Jak zauważył, zmiana stanowiska w sprawie kary śmierci podważyłaby wiarygodność tradycyjnego nauczania w ogóle (o czym, dodam, doskonale wiedzą postępowcy – to prawdziwy powód ich dziwnej obsesji na punkcie zmiany stanowiska w sprawie kary śmierci). Jak sugeruje również Dulles, w przypadku konfliktu z nauczaniem Pisma Świętego i Tradycji, katolicy mieliby prawo trzymać się starszego nauczania i odrzucać nowość. (Esej nosi tytuł „Nauczanie katolickie w karze śmierci: czy się zmieniło?” w: Owens, Carlson i Elshtain, red., Religion and the Death Penalty, 2004). /Edward Feser/X
Istnieją dwa szczególnie problematyczne teksty. Po pierwsze, jego rewizja katechizmu z 2018 roku stwierdza, że „kara śmierci jest niedopuszczalna, ponieważ stanowi zamach na nienaruszalność i godność osoby”. Ludzie zawsze mówią o „niedopuszczalności”, ale prawdziwy problem tkwi w tym, co następuje. W najbardziej naturalnym rozumieniu oznacza to stwierdzenie, że kara śmierci jest z natury lub z samej swojej natury zamachem na godność człowieka. Takiego twierdzenia nie da się pogodzić z Pismem Świętym, Tradycją i wcześniejszym nauczaniem papieskim. Oczywiście, rewizję z 2018 roku można interpretować jako stwierdzenie, że kara śmierci jest zamachem na godność człowieka, jeśli nie są spełnione pewne warunki. I jak zawsze powtarzałem, właśnie tak należy ją interpretować. Nie zmienia to jednak faktu, że nie jest to interpretacja naturalna, a zatem rewizja została źle sformułowana, ponieważ sprawia wrażenie doktrynalnego odwrócenia. Oświadczenia Kościoła nie powinny być dwuznaczne – zwłaszcza w katechizmach, których celem jest proste i jasne przekazywanie doktryny.
Po drugie, znacznie poważniejsze, jest Dignitas Infinita, które stwierdza, że „kara śmierci… narusza niezbywalną godność każdego człowieka, niezależnie od okoliczności”. Dokument stwierdza również, że godność człowieka musi być chroniona „ponad wszelkie okoliczności”, „we wszystkich okolicznościach”, „niezależnie od okoliczności” itd. W tym miejscu nie ma miejsca na twierdzenie, że dokument uznaje karę śmierci za sprzeczną z godnością człowieka tylko wtedy, gdy nie są spełnione pewne warunki. Nie, wprost stwierdza, że narusza ona godność człowieka „niezależnie od okoliczności”. Nie ma też miejsca na twierdzenie, że dokument mimo wszystko dopuszcza w zasadzie takie naruszenie godności człowieka w pewnych okolicznościach (co w każdym przypadku byłoby twierdzeniem dziwacznym). Wyraźnie stwierdza bowiem, że godność człowieka „zachowuje swoją ważność w i poza wszelkimi okolicznościami, stanem lub sytuacją, w jakiej człowiek może się znaleźć” itd. Logiczną konsekwencją tego wszystkiego jest to, że kara śmierci jest absolutnie wykluczona, jak zawsze, i z natury zła. A to wprost przeczy tradycyjnemu nauczaniu.
Jedynym ratunkiem (jeśli można to tak nazwać) jest to, że dokument ten nie pochodzi bezpośrednio od papieża Franciszka, lecz z podległej mu DDF. Mimo to jest on rażąco skandaliczny. Jest on tak ewidentnie sprzeczny z tradycyjnym nauczaniem, że ci, którzy udają, że tylko „dysydenci” i przeciwnicy papieża Franciszka mogliby dostrzegać w nim jakikolwiek problem, okazują się jedynie intelektualnie nieuczciwi i niepoważni. Dokumenty DDF nie są nieomylne i w przeszłości wykazywały się brakami, ale nigdy nie było to tak oczywiste jak w tym przypadku”.
“Leon XIV opublikował nagranie na temat religii. Różnych. W 100% kontynuuje linię Franciszka w sprawie dialogu międzyreligijnego. W nagraniu Leon mówi: „Panie Jezu, Ty, który jesteś jeden w różnorodności”. Pokazuje się wyznawców wszelkich religii, od szamanizmu przez islam aż po hinduizm. Oczywiście, jest też katolicyzm. Leon nazywa to wszystko „różnymi tradycjami religijnymi”. Chodzi o współpracę, jedność, braterstwo, pokój. Nie mówi się nic o prawdzie, fałszu, nawróceniu, zbawieniu. W nagraniu przypomina się też dwa niezwykle ostro krytykowane wydarzenia dialogowe ostatnich dziesięcioleci: – Asyż 1986, który wywołał prawdziwe teologiczne trzęsienie ziemi w Kościele i który krytycznie oceniał choćby Ratzinger.
– Deklaracja z Abu Zabi, którą Franciszek pod naciskiem biskupa Athanasiusa Schneidera obiecał sprostować, przyznając, że może być rozumiana na sposób heretycki, ale ostatecznie tego nie zrobił. Nagranie Leona XIV jest obiektywnie doskonale sprzeczne z deklaracją „Dominus Iesus” z 2000 roku oraz z ogromną liczbą wcześniejszych dokumentów Kościoła, które zawsze, kategorycznie i pryncypialnie, potępiały wszelkiego rodzaju relatywizm religijny – czy to w formie filozoficznego indyferentyzmu, czy to w formie teologicznego pluralizmu. Z nagrania wynika jednoznaczny przekaz: nieważne, jaką wyznajesz religię. Ważne, żebyś budował doczesny pokój.
Czy to jest przesłanie chrześcijaństwa?”
/Paweł Chmielewski/ X
Aborcja dla klimatu. Ostatnie Pokolenie atakuje |
Ostatnie Pokolenie zaatakowało pikietę przeciw aborcji pod Abotakiem. Przyjechali pod rzeźnię na Wiejskiej i zareagowali agresją. Próbowali zasłaniać plakaty ukazujące martwe dziecko i bronili miejsca, w którym zabija się nienarodzonych. Wolontariuszka, która była świadkiem sytuacji, opowiada o niej w nagraniu:
Nie godzimy się, aby Aborcyjny Dream Team w spokoju mordował dzieci. Pokazujemy prawdę o aborcji, domagamy się zakończenia działalności Abotaku i mówimy głośno, że każde dziecko ma prawo żyć.
Ostatnie Pokolenie, które blokuje główne ulice Warszawy w godzinach szczytu – zaatakowało nas za legalne zgromadzenie w przestrzeni publicznej.
Ci, którzy stwarzają zagrożenie dla ludzi (opóźniają dojazd karetek, ludzi spieszących się do dzieci, pacjentów jadących po pomoc lekarską) – zaatakowali w imię spokoju dla aborterów.
Dla nich problemem nie jest aborcja, lecz nasze plakaty i nasza obecność pod rzeźnią. W ich logice lepiej przyklejać się do asfaltu i blokować karetki niż dopuścić, by ludzie zobaczyli skutki aborcji.
Ale mnie nie zaskakuje, że środowiska eko-terrorystyczne bronią aborcji. Na całym świecie radykalni aktywiści klimatyczni wzywają, aby ograniczyć liczbę dzieci lub całkowicie zrezygnować z rodzicielstwa – rzekomo dla dobra planety. Mówią, że powinniśmy być „childfree for climate” – wolni od dzieci dla klimatu. Wolni – tak jakby dziecko było zniewoleniem. I dla klimatu, bo według nich to człowiek ma służyć przyrodzie, a nie ona jemu. To diabelska logika odwróconych wartości. Z pewnością sam widzi Pan, jak nachalnie promuje się dziś w Polsce brak dzieci – lewicowe media codziennie piszą, że lepiej żyje się bez dzieci – zdrowiej, wygodniej i lepiej dla klimatu… Promują posiadanie psiecka zamiast dziecka, a wzorem kobiety jest dla nich „bezkidka” – kobieta, która z wyboru nie ma potomstwa.
To, co widzimy pod Abotakiem, to praktyczny efekt eko-haseł: najpierw nawoływanie, by nie mieć dzieci w imię ideologii, a potem obrona miejsc, w których te dzieci się morduje.
I to w sposób absolutnie skandaliczny. Właścicielka ośrodka aborcyjnego, Natalia Broniarczyk pochwaliła się niedawno na Instagramie zdjęciem z kilkumiesięcznym niemowlęciem. W opisie zdjęcia podała, że w Abotaku właśnie zabito młodsze rodzeństwo tego maluszka.
Co za okrucieństwo, cynizm i brutalność…
Fundacja Życie i Rodzina trwa na posterunku. Nie damy się zastraszyć ani uciszyć. Naszą misją jest bronić życia i demaskować kłamstwa aborcjonistów. Wiemy, że obecnie ruch feministyczny jest silnie powiązany z eko-terrorystami i że mają wspólne cele. Zaatakowali nas, bo nie mogą znieść działań w obronie życia dzieci.
Organy ścigania nie widzą problemu w działalności ośrodka Abotak. My jesteśmy zdeterminowani, by trwać pod tą rzeźnią i bronić dzieci. Gdy państwo zawodzi, opór zwykłych ludzi jest obowiązkiem.
Z wyrazami szacunku,
![]() ![]() Fundacja Życie i Rodzina www.RatujZycie.pl |
PS – Ostatnie Pokolenie udaje, że dba o przyszłość ludzkości. A tak naprawdę bronią mordowania ludzi. Bardzo Pana proszę o podanie tej informacji dalej, niech prawda o eko-terrorystach i aborterach idzie w świat.
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Marzena Nykiel
Czy wędrując po górskich szlakach pamiętamy, komu zawdzięczamy ocalenie Tatr? Hrabia Władysław Zamoyski uratował zdewastowane tatrzańskie lasy przed całkowitym zniszczeniem. I nie jest to jego jedyna zasługa. Nazywano go „białym krukiem wśród arystokracji”, „Don Kichotem”, „zbawcą Tatr”, „panem o hetmańskim obliczu”. Gdyby nie on, Tatry zostałyby ogołocone, Morskie Oko leżałoby poza polską granicą, a Zakopane pewnie by nie istniało. Kupił Tatry na licytacji, urządził je za własne pieniądze, wybudował linię kolejową z Chabówki do Zakopanego, przez 20 lat toczył spór graniczny z Królestwem Węgier o Morskie Oko.
Był gorącym patriotą, podobnie jak jego dziadkowie i rodzice – gen. Władysław Zamoyski i Jadwiga z Działyńskich Zamoyska. Wszystkie rodowe dobra – wielkopolskie i zakopiańskie – przekazał Polsce. Ostatni właściciel dóbr kórnickich i zakopiańskich zmarł w Kórniku 101 lat temu – 3 października 1924 roku. Odszedł w wieku 71 lat, po pracowitym i pełnym poświęceń życiu. Cały swój majątek zapisał w testamencie narodowi polskiemu. „Całe mienie swoje, cały trud życia swego składa w ofierze: Bogu na chwałę, Polsce i przyszłym jej pokoleniom na pożytek” – żegnał go ks. Arkadiusz Lisiecki, późniejszy biskup katowicki, podczas Mszy św. pogrzebowej w kolegiacie przy zamku w Kórniku.
„Wola nie żelazna, lecz stalowa… syn Boży” – pisał o Władysławie Zamoyskim Stefan Żeromski. Uważał, że akt donacyjny fundacji Zamoyskich „winien być czytany w szkołach na równi z arcydziełami wieszczów narodowych”. „Nawet najwięksi bohaterowie Plutarcha nie okazali tyle miłości ojczyzny, tyle skromności” – pisał Aleksander Świętochowski. To właśnie Zamoyskiemu jemu zawdzięczamy Tatrzański Park Narodowy, Zakopane, które doprowadził do świetności, nie szczędząc pieniędzy na inwestycje, infrastrukturę drogową i kolejową, muzea, kościoły, domy zakonne, przedsięwzięcia kupieckie i turystyczne. W każdej inwestycji stawiał na polskich wykonawców i dbał o rozwój polskich inicjatyw. Zamoyscy wszelkimi siłami próbowali ochronić też polską ziemię przed dostaniem się w obce ręce, choć przecież Polska rozszarpana była wówczas przez zaborców. Właśnie tą troską kierował się Zamoyski, podejmując decyzję o zakupie na licytacji tatrzańskiego majątku. Stanowił on wówczas „stertę kamieni” ogołoconych z drzew, a kupić go chcieli żydowscy przedsiębiorcy, by do reszty przetrzebić lasy na papier, kamień przerobić na tłuczeń, a mieszkańców wyzyskać do pracy. Kupił teren obejmujący 1/3 dzisiejszych Tatr polskich, Kuźnice, wszystko powyżej Zakopanego, obszary wokół i wewnątrz miasta, dolinę Kościeliską – ratując wszystko przed zniszczeniem. Zainwestował, zaprowadził ład i wspierał zakopiańską kulturę, sadził lasy, zbudował kolej, wodociągi, elektrownię oraz kilka szkół. W niemal każdym przedsięwzięciu umożliwiającym rozwój polskiej góralszczyzny miał udziały prawne. Wspierał ją w czasie najważniejszym, gdy tworzyła się, formowała i hartowała. Jak do tego doszło?
Hrabia Władysław Zamoyski był wnukiem Tytusa Działyńskiego i Gryzeldy Celestyny Zamoyskiej – wielkopolskich arystokratów, mecenasów kultury, działających na rzecz niepodległości, polskości i aktywności patriotycznych. Jego rodzice także całe swoje życie poświęcili sprawie polskiej – generał Władysław Zamoyski i Jadwiga Zamoyska z Działyńskich z oddaniem walczyli o polską niepodległość na emigracji i w kraju. Jego matka założyła pierwszą w Polsce Szkołę Domowej Pracy Kobiet, szkołę życia patriotycznego i katolickiego, która miała przygotowywać do życia kobiety wszystkich stanów, tak by nabyte umiejętności w najlepszy sposób mogły służyć krajowi po odzyskaniu niepodległości. Ale jej życiowa działalność była niepomiernie większa. Towarzyszyła mężowi – gen. Zamoyskiemu – w misjach dyplomatycznych, była niezwykle ceniona wśród polityków, dyplomatów i duchownych w wielu krajach, a każde działanie podejmowała na rzecz sprawy polskiej. Obecnie toczy się jej proces beatyfikacyjny.
CZYTAJ WIĘCEJ: Marzena Nykiel: Generałowa Zamoyska – niezwykła, inspirująca, mężna i wybitna! Dziś 100. rocznica jej śmierci. Co zrobiła dla Polski?
W roku 1888 Zakopane było już słynną stacją klimatyczną, promowaną przez lekarza Tytusa Chałubińskiego, ale postępująca gospodarka rabunkowa nie wróżyła mu przetrwania. Austriacki zaborca nie dbał o polskie góry, a od czasu III rozbioru duża część Tatr znajdowała się w rękach prywatnych właścicieli. Dla nich były one wyłącznie źródłem dochodu. Po utracie przez Polskę niepodległości dobra zakopiańskie wystawiono na sprzedaż. Kupiła je pochodząca z Węgier rodzina Homolacsów. Na terenach liczących ok. 11 tysięcy hektarów nowi właściciele wybudowali huty i zakłady metalurgiczne w Kuźnicach i Kościelisku, przez niemal pięć dekad eksploatując tatrzańskie złoża rud żelaza. W 1869 r. Jan Wincenty Homolacs sprzedał Zakopane berlińskiemu bankierowi Ludwigowi Eichbornowi, który 12 lat następnie przekazał je swojemu zięciowi Magnusowi Peltzowi, producentowi zabawek z Saksonii. Peltz liczył na szybki zarobek. Zrezygnował z hutnictwa i przystąpił do masowej wycinki lasów. W efekcie, tereny nawiedziła potężna powódź, która doprowadziła Peltza do bankructwa.
W lutym 1888 r. dobra zakopiańskie zostały wystawione na sprzedaż za cenę wywoławczą 400 tys. guldenów austro-węgierskich, tzw. złotych reńskich. Pojawiła się szansa odzyskania Tatr, ale zdobycie takiej sumy było dla Polaków nieosiągalne. Jednak nadzieja tak silnie poruszyła polską opinię publiczną, że łączono siły, co relacjonował ją z zapałem sam Henryk Sienkiewicz. Powołane ad hoc Towarzystwo Ochrony Tatr zorganizowało zbiórkę, ale nie zdołało zgromadzić wystarczającej kwoty. Zakopanem zainteresował się najbogatszy mieszkaniec Nowego Targu, żydowski kupiec Jakub Goldfinger oraz Henryk Kolischer, żydowski właściciel papierni, rzekomo pełnomocnik księcia Hohenlohe. Jak pisał Sienkiewicz, sam Goldfinger nie miał wprawdzie wystarczającej sumy, ale „worki współwyznawców stały dlań otworem”. „Zresztą Kolischer czy Goldfinger znaczyło to samo, co zamknięcie gór, wycięcie lasów, zniszczenie, rabunkowe gospodarstwo, wyzysk górali i upadek miejscowości”.
Władysław Zamoyski, świadom dziejowego momentu, podjął się próby odzyskania dla Polski Tatr i Zakopanego. Miał 35 lat i pełnię sił, które z wyboru ofiarował ojczyźnie. Efekty jego gorączkowych działań najlepiej opisuje w swoich wspomnieniach jego siostra Maria, relacjonująca spotkanie brata z notariuszem:
Mój Brat dalej: Ja jestem gotów cały majątek poświęcić, żeby uratować Zakopane, ale ja nie chcę jednego centa dać dla parady, więc Towarzystwo Tatrzańskie udaje, że chce kupić Zakopane, ale ja wiem, że oni nie mają pieniędzy, więc ja bym Pana prosił aby, póki Towarzystwo Tatrzańskie figuruje, żeby się Pan nie odzywał, żeby im szyków nie psuć, ale oni się niedługo cofną, wtenczas Pan wystąpi, poda swą kaucję i ja odtąd Pana proszę, żeby jakąkolwiek wygłoszą cenę. Pan nie dodawał więcej jak jednego centa”. A pan Rettinger: „To oryginalne, ale to się da zrobić”.
I jadą obydwaj do Nowego Sącza, gdzie się miała odbyć licytacja. Mój Brat się kryje w jakiś kąt, by nie zauważono, że go to interesuje i obserwuje, czy pan Rettinger wszystko tak poprowadzi, jak on sobie tego życzył. Licytacja idzie. Towarzystwo Tatrzańskie się wreszcie cofa, pan Rettinger wykłada kaucję – i gdy wygłaszają już nie wiem ile tam tysięcy ..i centa”, odzywa się Rettinger. Na to się oglądają, co to znaczy, czy to ktoś ma w czubku? I ze złością ten, co zastępował księcia Hohenlohe dodaje 10 000 florenów – „i centa” mówi Rettinger. A Żyd Goldfinger dodaje 5000 „i centa” znowu. Widzieli więc, że jest jakaś żelazna wola, której nie dadzą rady i ustąpili. Ulicznicy w Krakowie, skacząc po ulicach krzyczeli: „Zamoyski kupił Zakopane za trzy centy?”
Delegacja Towarzystwa Tatrzańskiego przybyła z podziękowaniem, a z Warszawy, Poznania, Paryża i Rzymu przychodziły listy gratulacyjne. Dobra zakopiańskie były jednak w opłakanym stanie. To Zamoyskiego nie przerażało. Rozpoczął od wprowadzenia mądrej gospodarki leśnej. Na kilka lat zablokował wyręby, walczył z plagą korników i zalesiał przetrzebione tereny. Dopiero po około dziesięciu latach majątek zaczął dawać 2 proc. dochodu rocznie, co Zamoyski przeznaczał na dokupowanie ziemi, by przekazać je później narodowi polskiemu w jak najbardziej okazałym stanie.
Za całą sprawą stał jeszcze jeden ważny czynnik, któremu hrabia Zamoyski poświęcił kolejne 20 lat życia: walka o Morskie Oko. Węgrzy stali na stanowisku, że znajduje się poza terytorium Polski i należy do nich.
Zamoyski wiedział, że trzeba walczyć o ten jeden z najpiękniejszych zakątków Tatr wszelkimi sposobami. Sprawa trafiła do międzynarodowego trybunału, a poszczególne jej etapy przebiegały tak płomiennie, że wymaga to oddzielnej opowieści. Hrabia miał świadomość, na co się pisze. Tutaj także warto przytoczyć zapiski Marii Zamoyskiej:
Jeżeli mój Brat nabył Zakopane, to nie tylko, by uratować od żydowskich rąk, ale jeszcze dlatego, że tam była kwestia prawdziwie „narodowa”, w której on jako właściciel miałby prawo się odezwać, mieć zdanie swoje i sprawy bronić. O co chodziło? O granicę między Polską a Węgrami. Wszędzie ta granica szła szczytami gór tatrzańskich, a nie wiadomo, jak kiedyś komuś spodobało się przeprowadzić tę granicę raptem ze szczytów przez środek Morskiego Oka do rzeczki Białki. Mojemu Bratu chodziło o to, by na mocy różnych map i dokumentów doprowadzić do tego, by granica wróciła na szczyty. Gdy się o to rozbijał u władz ówczesnej Galicji, każdy sobie lekceważył te jego fantazje, mówiąc: Cóż to może szkodzić i tak tej Polski nie masz”. A on dalej mimo to się starał. Kiedyś opowiedział nam następujący szczegół: Na jednej z sesji w Krakowie jeden z referentów (Badeni, namiestnik Galicji) odezwał się w ten sposób: Czyż to warto dla tych kilku nieużytków tyle robić hałasu”. Na to mój Brat zamilkł, ale widząc kapelusz owego referenta na stołku, udał, że chce na nim usiąść – a ten w głos: „Co Pan robisz, to mój kapelusz!”, a mój Brat na to: „Pan krzyczysz o kapelusz, który kosztuje kilka koron, a Polska nie ma krzyczeć o najpiękniejszy szmat ziemi swojej?” Takie to wrażenie na tych panach zrobiło, że z przeciwników tej sprawy stali się jej najwierniejszymi zwolennikami.
Działania te były gorąco omadlane przez uczennice szkoły Zamoyskich. Okazało się, że skutecznie. We wrześniu 1902 roku, sprawa została wygrana. Międzynarodowy Sąd Rozjemczy ds. ustalenia granicy w Tatrach uznał, że Morskie Oko jest nasze. Henryk Sienkiewicz w liście gratulacyjnym pisał:
Jestem przekonany, że gdyby nie ta energia Pańska, która zmusiła nawet austriacką ospałość do zajęcia się tą sprawą, sama sprawa wlokłaby się jeszcze przez lata całe i zbutwiałaby w końcu doszczętnie. Należy się też za to Panu wdzięczność całego społeczeństwa.
Zarówno hr. Tytus Działyński, właściciel dóbr wielkopolskich, pałacu w Poznaniu, zamku w Kórniku i wielu innych ziem, jak i jego spadkobiercy, żyli w przekonaniu, że wszelkie dobra, jakie posiadają, mają zostać przekazane narodowi polskiemu. Władysław również żył tym pragnieniem i powtarzał często, że z majątku kórnickiego nie ma prawa wziąć nawet grosza na sprawienie sobie zelówek.
„Kiedy architekci oglądali zamek kórnicki już po zagospodarowaniu się tam Zamoyskich, kiedy pokazano im skromniutki pokój Władysława, przypuszczali, że to pomieszczenie jego służącego. Do dziś też opowiada się w Kórniku, że gdy Zamoyski wyjeżdżał do Poznania, brat ze sobą garnczek z kaszą, żeby nie tracić pieniędzy w restauracjach” – pisał Zenon Bosacki.
Zamoyski pracował bez wytchnienia, odmawiając sobie wszelkich rozrywek. Nie palił, nie pił, zrezygnował z polowań i wędkowania. Żył po spartańsku i to od najmłodszych lat. Spał na twardej desce, a za poduszkę służyła mu książka. To jedno z wielu umartwień, jakie przyjął w intencji odzyskania przez Polskę niepodległości. Ubierał się skromnie, cały rok chodząc w jednej ciemnej pelerynie i sprawiając wrażenie dziwaka. Ale to, co odbierał sobie, oddawał innym. Hojnie wspierał cele narodowe i społeczne.
Nie było w Zakopanem ani jednej sprawy, ani inwestycji, w której by hrabia Władysław Zamoyski nie brał udziału i której by szczodrze nie poparł. Telefony, rozszerzenie poczty, szkoły, muzea itp. to w wielkim stopniu jego zasługa. Oddał gminie ujęte już źródła dla urządzenia wodociągów i przyznał dla nich teren ochronny na swoich gruntach; pozwolił klimatyce na urządzenie parku w swym lesie, ułatwia letnikom spacery na całym obszarze swych dóbr, choć niemałe stąd ponosi szkody (tylko ci, co znali namiętną pieczołowitość, z jaką zalesiał obnażone stoki górskie, są w stanie ocenić, jakim było dlań poświęceniem zostawić turystom swobodę krążenia po górach bez zastrzeżeń). Chętnie też pomaga góralom, czy to przez dostarczanie drzewa pod łatwymi warunkami na budowę willi, czy w inny sposób…
— pisano o nim w „Gazecie Narodowej” 29 września 1912 r. Niespełna 10 lat wcześniej, o 48-letnim Zamoyskim gazety pisały:
Pan Potocki poluje na lwy w Afryce, pan Stemiński hoduje konie wyścigowe, pan Lanckoroński grzebie w starożytnościach Pamfilii, a on (…) organizuje spółki, prowadzi fabryki, daje chleb setkom ludzi, stwarza dobrobyt, buduje koleje, chroni lasy od zniszczenia (…) potrafił pogodzić tabliczkę mnożenia z romantyzmem.
Hrabia Zamoyski nie założył rodziny. Szukał następcy wśród synowców, ale nie pozwolił, by ktokolwiek bezmyślnie roztrwonił rodowy majątek. Ten przecież od samego początku miał służyć wolnej Polsce, o którą walczyli w powstaniach i wojnach jego przodkowie. Dał temu wyraz w jednym z listów:
Nie po to Ojciec mój, Matka i ja pracowaliśmy ciężko przez całe życie i odmawiali sobie wszystkiego tak, żeśmy nieraz na opinię skąpców i wariatów zasłużyli, by po naszej śmierci byle synowiec rozbijał się automobilem. Wszystko, cośmy posiedli, ma służyć Ojczyźnie i Rodakom potrzebującym lub nieszczęśliwym, szczególnie od macierzy oderwanym.
We własnym majątku w Kórniku mógł pojawić dopiero po odzyskaniu niepodległości. Założył wówczas, wraz z siostrą, fundację „Zakłady Kórnickie”, co pozwalało na przekazanie spadku narodowi polskiemu.
Majątku, jaki mi Bóg w ręce oddał, nigdym nie uważał za własność moją, lecz za własność Polski, w czasowem mojem posiadaniu; własność, z której mi uronić niczego nie wolno, która Ojczyźnie jedynie, a nie mnie ma służyć. Na potrzeby moje osobiste nigdym z Kórnika centa nie wziął. Na zbytki żadne, nigdym sobie nie pozwalał. Odmawiałem sobie wszystkiego, co mi się nie wydawało wprost niezbędnem. Ale gdzie sądziłem, że sprawa tego wymaga, wysiłków nie szczędziłem. Jedno miałem pragnienie gorące, by wysiłki były skuteczne, a pomoc dana zmarnowaną nie została. Nie chodzi tu o mnie, boć mnie niewiele potrzeba, ale o krzywdę wyrządzoną sprawie publicznej, której służy i służyć ma wszystko, czem rozporządzam”.
Okazało się, że przekazanie rodowego majątku wcale nie było takie proste. Wymagało ogromnych starań ze strony obdarowujących. Ślad niepokoju, jaki temu towarzyszył, widnieje we wspomnieniach siostry Zamoyskiego – Marii, która opisuje ostatnie chwile życia brata:
Brata mego zastałam w łóżku, bo gdy był taki jakiś cierpiący, to moi kuzynowie i Małecki namawiali go, by nie sypiał na stole, jak dotąd, ale pozwolił łóżko wnieść do swego pokoju. On sam mi kiedyś mówił, że gdyby nie był Polakiem, to by był wstąpił do trapistów, że jeżeli tego nie zrobił to dlatego, żeby mógł swobodniej służyć Ojczyźnie. Opowiadał mi też, że gdy miał 12 lat, to już o trapistach myślał i że kiedyś Matka, wchodząc wieczorem do jego pokoju, zastała go leżącego na ziemi obok swego łóżka, a Matka nie domyślając się, co on miał na myśli, mówi mu: „Cóż ty za głupstwa robisz! Kładź się do łóżka!”. Więc z posłuszeństwa wstał i położył się do łóżka. Później jednak, choć nie wstąpił do trapistów, to żył jak trapista i mianowicie pracując przy biurku w swoim pokoju wieczorem na tymże biurku, długim jak stół, kładł się, zawinięty tylko w derkę, a pod głową miał słownik jako poduszkę. Teraz więc, gdy go namawiano, by pozwolił łóżko wnieść do swego pokoju, zgodził się i podobno przed położeniem się uklęknął przed nim i z jakie trzy kwadranse się modlił.
Maria Zamoyska opisuje ich serdeczne powitanie i ciężki stan brata. Lekarze byli bezsilni. Po przyjęciu sakramentów i Szkaplerza, Zamoyski żył jeszcze dwa dni. Czy pogrążyły go rozczarowania związane z problemami wokół przekazania spadku? Na pytanie to odpowiada we wspomnieniach jego siostra”
Za moim przybyciem się przekonałam, jak bolesnym mu jest, że Rząd nie chce się zgodzić na naszą darowiznę, więc napisałam list do Pani Prezydentowej Mościckiej.
Oficjalnej wiadomości o tym, że Rada Ministrów skierowała 1 października akt fundacyjny do Sejmu, Zamoyski nie doczekał. Dotarła ona bowiem do Kórnika 3 października po południu. Tego dnia – kilkanaście godzin wcześniej – Władysław Zamoyski zmarł. Pochowany został 6 października w krypcie Zamoyskich, w podziemiach kórnickiego kościoła.
Śmierć wstrząsnęła całą Polską. Na ręce Marii Zamoyskiej spłynęły depesze kondolencyjne od najważniejszych osób osoby w państwie, m.in. prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, marszałka Senatu Wojciecha Trąmpczyńskiego, premiera Władysława Grabskiego, gen. Władysława Sikorskiego, arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego kardynała Edmunda Dalbora). Zamoyskiego żegnali także luminarze nauki i kultury, m.in. Oswald Balzer i Stanisław Ignacy Witkiewicz.
Stefan Żeromski napisał, że po Władysławie Zamoyskim nie pozostały żadne pisma, plany, gadulstwo i deklaracje, lecz tylko nagi uczynek i dlatego właśnie powinien być czytany w szkołach na równi z arcydziełami narodowych wieszczów. Do dziś majątek Zamoyskich i Działyńskich służy Polsce. I choć korzystamy z tej wielkiej spuścizny, niewielu ma świadomość, komu to zawdzięcza. Czas tę pamięć przywrócić.
CZYTAJ WIĘCEJ: Marzena Nykiel: Generałowa Zamoyska – niezwykła, inspirująca, mężna i wybitna! Dziś 100. rocznica jej śmierci. Co zrobiła dla Polski?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/742194-dzieki-niemu-mamy-tatry-101-lat-temu-zmarl-hr-zamoyski
Filip Obara
https://pch24.pl/szef-msz-wegier-ukrainie-nie-udalo-sie-wciagnac-nas-w-wojne-rozumiem-rozczarowanie
Rozumiem rozczarowanie ministra spraw zagranicznych Ukrainy. Nie udało im się wciągnąć nas w wojnę i niezależnie od tego, jak prowokacyjne będą ich wypowiedzi, w przyszłości też im się to nie uda – napisał w sobotę na X szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto.
„Węgry są suwerennym krajem, a rząd prowadzi suwerenną politykę. Robimy to, co służy interesom naszego narodu: chronimy bezpieczeństwa Węgrów i trzymamy się z dala od wojny toczącej się za ich plecami. Rozumiem więc rozczarowanie ukraińskiego ministra spraw zagranicznych: jak dotąd nie udało im się wciągnąć nas w swoją wojnę i niezależnie od tego, jak prowokacyjne są jego wypowiedzi, nie odniosą sukcesu również w przyszłości” – napisał Szijjarto.
Te słowa to odpowiedź na agresywną i obraźliwą zaczepkę ze strony ukraińskiego szowinisty pełniącego funkcję szefa MSZ w Kijowie, Adrija Sybihy. Oskarżył on Budapeszt o bycie „lokajami Kremla”. „Zaczynamy dostrzegać wiele rzeczy, Peter, w tym hipokryzję i upadek moralny twojego rządu, jawne i tajne działania przeciwko Ukrainie i reszcie Europy, bycie pachołkiem Kremla. Żadne twoje ataki na naszego prezydenta nie zmienią tego, co my – i wszyscy – widzimy” – napisał Sybiha na platformie X.
Wcześniej minister Szijjarto ocenił, że prezydent Zełenski z powodu swojej antywęgierskiej obsesji traci rozum. Zełenski poinformował tego dnia, że w przestrzeń powietrzną Ukrainy kilkakrotnie wtargnęły drony wywiadowcze, przypuszczalnie węgierskie.
We wcześniejszym piątkowym wpisie Szijjarto oskarżył Kijów o „prowadzenie polityki antywęgierskiej”. „Społeczność węgierska na Zakarpaciu została pozbawiona praw, Węgier został pobity na śmierć podczas przymusowego poboru, zaatakowano rurociąg naftowy, niezbędny dla bezpieczeństwa dostaw energii dla Węgier, a teraz węgierscy dowódcy wojskowi mają zakaz wjazdu na Ukrainę. W zamian oczekują naszego wsparcia dla ich członkostwa w UE? Oni nie mogą mówić poważnie” – napisał.
Sybiha ogłosił wcześniej, że Kijów wydał zakaz wjazdu dla trzech wysokich rangą oficerów węgierskich, będący odpowiedzią na wcześniejszy zakaz wjazdu, który Budapeszt wydał dla ukraińskiego dowódcy pochodzenia węgierskiego.
Pod koniec sierpnia Szijjarto poinformował, że w odpowiedzi na ostatni ukraiński atak na rurociąg naftowy Przyjaźń rząd węgierski podjął decyzję o zakazie wjazdu na Węgry i do całej strefy Schengen dowódcy jednostki wojskowej odpowiedzialnej za ostrzał. Zakazem objęto ukraińskiego majora Roberta „Madiara” Browdiego (węg. Brovdy), urodzonego w 1975 r. w zakarpackim Użhorodzie. Browdi jest etnicznym Węgrem i dowódcą Sił Systemów Bezzałogowych Ukrainy (SBS).
Źródło: PAP / Jakub Bawołek, Budapeszt
Kobus Suttorp | 26/09/2025 https://polskakatolicka.org/pl/artykuly/na-ulicach-hagi-i-rotterdamu-przeciwko-aborcji-politycy-dodajacy-otuchy-i-smutek-zwiazany-z-aborcja
Trzeci dzień naszej sześciodniowej pro-life kampanii ulicznej w Holandii i Flandrii zaprowadził nas najpierw do Hagi, a następnie do Rotterdamu. Był to kolejny dzień pełen intensywnych rozmów, ostrych konfrontacji, ale także wzruszających chwil, w których ludzie otwierali swoje serca.
Posłowie wyrażają poparcie
Jednym z wolontariuszy, którzy brali udział w naszej kampanii ulicznej w Hadze, był Hugo Bos, były lider kampanii Stirezo Pro Life. Kiedy protestowaliśmy przed budynkiem Izby Reprezentantów, kilku posłów wyszło, aby wyrazić swoje poparcie. Chris Stoffer, lider Partii Reformowanej Polityki (SGP), oraz posłowie Forum na rzecz Demokracji (FvD) Gideon van Meijeren i Pepijn van Houwelingen dodali nam otuchy. Również poseł Partii Wolności (PVV) Chris Faddegon uścisnął dłoń Bosowi. Powiedział on byłemu liderowi kampanii Stirezo Pro Life, że PVV jednogłośnie zagłosowała przeciwko holenderskiej inicjatywie Demokratów 66 (D66), aby uczynić aborcję „prawem człowieka”, co jest dużym sukcesem, ponieważ partia ta w swoim programie wyborczym nie wypowiada się na temat aborcji.
(Artykuł jest kontynuowany poniżej tego apelu) Razem możemy wygrać walkę o aborcję. Cisza wokół nienarodzonych dzieci jest ogłuszająca, ale możesz ją przełamać. Polska Katolicka, nie laicka angażuje się w walkę o ich prawo do życia, a Twoja darowizna wzmacnia tę misję. Przekaż darowiznę teraz, ponieważ każda chwila oczekiwania może być o jedną chwilę za długa dla cennego dziecka. Zrób różnicę!)
„Jestem odstępcą!”
Idąc dalej przez Hagę, rozdawaliśmy ulotki, między innymi starszej parze. Mężczyzna, który na pierwszy rzut oka wydawał się spokojny, nagle zareagował wściekle: „Gdyby tylko twoja matka cię usunęła!” – krzyknął do jednego z nas. Postanowiliśmy modlić się za niego. Chwilę później spotkaliśmy mężczyznę, który nazywał się katolikiem, ale ostro krytykował nasze poglądy. Zapytał, czy istnieje dowód na istnienie Boga. Kiedy odnieśliśmy się do św. Tomasza z Akwinu i jego pięciu dróg, mężczyzna ku naszemu zdziwieniu wykrzyknął: „Jestem odstępcą!”, po czym odwrócił się i powiedział do przechodnia: „Według nich jestem odstępcą”. Nie do końca mogliśmy to zrozumieć.
Przeklinające kobiety, groźni mężczyźni
W każdym razie, nie minęło dużo czasu, zanim zebrała się kolejna duża grupa kontr demonstrantów. Podczas tej kontrdemonstracji zostaliśmy obrzuceni obelgami przez grupę kobiet. Ich histeryczne krzyki i wrzaski nie zrobiły na nas większego wrażenia, co po pewnym czasie zdawały się dostrzec. Za nimi stało dwóch mężczyzn, którzy gestykulowali, jakby celowali w nas z broni i strzelali. Czy nawiązywali w ten sposób do niedawnego zabójstwa Charlie’ego Kirka? Taka wrogość ponownie potwierdza głęboki duchowy konflikt, jaki toczy się wokół aborcji. Nadszedł czas, aby udać się na kolejne pole bitwy: do Rotterdamu.
„Czy powinnam prosić Boga o przebaczenie?”
Po przybyciu na miejsce rozmawialiśmy z profesor Uniwersytetu Erazma. Kilka lat temu prowadziła badania nad ruchem pro-life. Przejrzała naszą ulotkę tuż przed wykładem na ten sam temat. Inna kobieta wybuchnęła płaczem: „Holandia zabija się poprzez aborcję”. Niestety, nie mogliśmy zaprzeczyć tej kobiecie. Inna kobieta zwierzyła się nam, że kiedyś dokonała aborcji i nadal tego żałuje. Zapytała: „Czy powinnam prosić Boga o przebaczenie?”. Jeden z nas odpowiedział po prostu: „Tak, powinnaś prosić Boga o przebaczenie”. Nawet za grzech tak straszny jak aborcja można otrzymać łaskę.
Jeszcze więcej tragedii
Jeden z żołnierzy podzielił się z nami poruszającą historią. Opowiedział, że dzień wcześniej wraz z żoną poddali się aborcji zgodnie z zaleceniem lekarza. Gdybyśmy tylko spotkali go dzień wcześniej… Ta historia bardzo nas zasmuciła. Zapytał: „Co byście zrobili na moim miejscu?”. Odpowiedzieliśmy: „Dodalibyśmy do twojego życia moralny kompas, czyli Kościół. Zabierz lekarza do księdza, wyjaśnij wszystko i pozwól im podjąć decyzję”. Ze smutną miną podziękował i poszedł dalej.
Zniszczona kamera
Oprócz tych głębokich rozmów byliśmy również nękani, zwłaszcza pod koniec naszej kampanii. Jedna z kobiet oblała wodą twarz jednego z nas, a później pewien mężczyzna zniszczył nawet jedną z naszych kamer. Mimo to uważamy, że te spotkania przynoszą efekty. Jak powiedziała jedna z kobiet na stacji kolejowej po przyjęciu ulotki: „Dzisiaj, chwilę wcześniej, rozmawiałam o aborcji i nie wiedziałam, co powiedzieć. Wtedy spotkałam ciebie. Byłeś jak dar z nieba”.
Źródło: stirezo.nl
Adam Jawor 28 września 2025, defence24/jak-kolumbijczycy-padli-ofiara-ukrainskich-rekruterow
W ostatnich miesiącach media kolumbijskie i międzynarodowe ujawniają coraz więcej dramatycznych relacji Kolumbijczyków którzy zdecydowali się na wyjazd na wojnę w Ukrainie, skuszeni obietnicami wysokich zarobków i bezpiecznej służby. Najczęściej powtarzającym się elementem tych historii jest gwarancja wynagrodzenia w wysokości 12 milionów pesos kolumbijskich miesięcznie (ok. 3 107 USD). Jak podaje kolumbijska sieć radiowa Caracol Radio, wielu byłych wojskowych, sfrustrowanych niskimi zarobkami i brakiem perspektyw, uznało tę propozycję za jedyną szansę na poprawę losu swoich rodzin.
Według argentyńskiego serwisu Infobae, który opisał tą sprawę proces rekrutacji wyglądał profesjonalnie – ochotnikom przedstawiano dokumenty przetłumaczone na język hiszpański, a koszty podróży na Ukrainę pokrywali sami rekruterzy. Loty organizowano przez Panamę i Stambuł, a następnie autobusem przewożono żołnierzy w głąb Ukrainy.
Na miejscu szybko okazywało się jednak, że obietnice nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Jak relacjonuje kolumbijski magazyn El Heraldo, szkolenie trwało zaledwie 20 dni i obejmowało podstawowe czynności: rozkładanie i składanie karabinu AK-47, rzucanie granatami czy obsługę granatnika. Ochotnicy spodziewali się zadań pomocniczych, lecz trafiali bezpośrednio do okopów w rejonie Zaporoża i Donbasu, nierzadko zaledwie kilkadziesiąt metrów od rosyjskich pozycji.
Relacje żołnierzy, cytowane m.in. przez Caracol Radio, pokazują, że cudzoziemcy czuli się traktowani jak „mięso armatnie”. Według kolumbijskiego dziennika El Tiempo jeden z Kolumbijczyków miał zagwarantowane 12 milionów pesos miesięcznie, ale faktycznie wypłacono mu jedynie 65 tysięcy pesos, co sam nazwał „oszustwem”. W wielu przypadkach nie wypłacano żadnych pieniędzy.
Warunki na froncie były dramatyczne. Zdaniem rozmówców cytowanych przez Infobae obiecany sprzęt jako „antydronowy” okazał się atrapami, wykorzystywanymi jedynie do zdjęć propagandowych. Opieka medyczna – według tych relacji – sprowadzała się do prowizorycznych zabiegów, a ciała poległych pozostawiano na polu bitwy, przy czym rodzinom w Kolumbii przekazywano informacje, że ich bliscy „zaginęli w akcji”. Według El País (Cali), nawet ci, którzy przeżyli, twierdzili, że zamiast obiecanego żołdu otrzymywali symboliczne sumy, a wyposażenie nie pozwalało im skutecznie walczyć z rosyjskimi dronami i artylerią.
Szczególnie dramatyczne były próby odejścia z jednostek. Jak podaje El Heraldo, grupa Kolumbijczyków, która odmówiła dalszej walki, została – według ich relacji – rozbrojona, odcięta od jedzenia i wody oraz zamknięta w odosobnionym budynku. Obawiając się o życie, pięciu z nich zdecydowało się na ucieczkę. Według Caracol Radio, zebrali około 3 milionów pesos na łapówki i transport, dzięki czemu dotarli do Zaporoża, a następnie pociągiem do granicy z Polską. Tam, po wielu godzinach oczekiwania na decyzję dowódcy, pozwolono im wyjechać.
Po przedostaniu się do Polski zwrócili się o pomoc do ambasady swojego kraju. Jak relacjonuje Infobae, spotkali się jednak z odmową – dyplomaci mieli zasugerować, aby sami zorganizowali sobie powrót. Jeden z dezerterów powiedział w rozmowie z Caracol Radio: Zadzwoniłem do ambasady i powiedziałem: zobaczcie, co się ze mną stało, jest nas pięciu, zostaliśmy wyrzuceni z Ukrainy. Ale nikt nam nie pomógł”. Zapytana o to ambasada Kolumbii nie odniosła się do tej sprawy.
Na problem składa się również działalność pośredników w Kolumbii. Według Infobae w 2024 roku zidentyfikowano obywatela Kolumbii , który pobierał opłaty „za załatwienie rekrutacji” do armii ukraińskiej, co w praktyce było zwykłym wyłudzeniem. Z kolei Caracol Radio opisywało, że w Bogocie rekruterzy działali w hotelach i na lotniskach, kopiując paszporty i organizując transfery – także ta informacja pochodzi z relacji świadków.
Tło tego zjawiska jest szersze i wiąże się z kryzysem mobilizacyjnym samej Ukrainy. Jak podaje hiszpański El País, szacuje się, że nawet 1,5 miliona mężczyzn w wieku poborowym unika obowiązku służby wojskowej. Agencja RBK-Ukraina powołała się na tę liczbę, opisując ją jako „dane władz ukraińskich”, choć brak wskazania konkretnego organu państwowego.
Jednocześnie, jak informuje NV.UA, biura poboru wojskowego sporządziły ponad 400 tysięcy zgłoszeń dotyczących osób uchylających się od mobilizacji, a według analiz Ośrodka Studiów Wschodnich z listopada 2024 r. liczba osób z formalnymi odroczeniami mobilizacji przekroczyła 1,5 miliona. Jak pisał w sierpniu br. portal EurAsian Times według Prokuratury Generalnej Ukrainy, od początku wojny w 2022 roku, Siły Zbrojne Ukrainy odnotowały ponad 250 000 dezercji. Liczby te obejmują zarówno nieobecność bez usprawiedliwienia, jak i dezercje z linii frontu. Jak pisze serwis Ukraińska prawda powołując się na Prokuraturę Generalną, od początku inwazji Rosji w 2022 r. wszczęto ponad 250 000 spraw karnych w związku z nieobecnością żołnierzy na przepustce (AWOL) i dezercją.
Dezercje i przypadki samowolnego opuszczania jednostki występują także w armii rosyjskiej w czerwcu br. brytyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że od początku wojny armia rosyjska zgłosiła 20 538 przypadków samowolnego opuszczania jednostki, dezercji lub odmowy wykonywania rozkazów. Wspomniane uprzednio dane wyraźnie wskazują, że w armii ukraińskiej wskaźnik dezercji jest znacznie wyższy niż w armii rosyjskiej. Podczas gdy Ukraina doświadczyła ponad 250 000 dezercji od początku wojny, Rosja, według doniesień, odnotowała w tym samym okresie zaledwie 20 538 dezercji. Z tym że należy zwrócić uwagę że obie te liczby mogą być poważnie zaniżone, ponieważ państwa te mają tradycję ukrywania i minimalizowania strat na polu bitwy.
Deputowana ludowa Ukrainy Anna Skorochod w wywiadzie dla kanału youtube Politeki Online stwierdziła, że liczba przypadków dobrowolnego opuszczenia jednostek sięgnęła już około 400 tysięcy. Jednocześnie wzrost liczby dezerterów wynika z problemów na froncie, trudności z mobilizacją i ogólnego wyczerpania moralnego społeczeństwa. Podkreśliła, że wielu żołnierzy , którzy dobrowolnie opuściło swoje oddziały, później powróciło do służby, ale nadal są uwzględniani w statystykach dezercji.
W praktyce oznacza to, że armia ukraińska boryka się z poważnym deficytem rekrutów i coraz bardziej skłonna jest przyjmować cudzoziemców. W takich warunkach łatwo powstają sieci pośredników i oszustów, którzy wykorzystują desperację zarówno ukraińskich władz, jak i obcokrajowców poszukujących zarobku.
Trudności i nadużycia nie ograniczają się zatem do Kolumbijczyków. Jak podaje The Kyiv Independent, w Międzynarodowym Legionie Ukrainy od dawna zgłaszano nieprawidłowości – od nękania i przywłaszczania sprzętu po wysyłanie żołnierzy na ryzykowne misje bez odpowiedniego przygotowania. Zdaniem redakcji, część wskazywanych dowódców nie poniosła konsekwencji, co utrwala atmosferę bezkarności i zwiększa ryzyko dla zagranicznych ochotników.
Rodziny w Kolumbii również odczuwają skutki tych oszustw. Według Infobae matka jednego z poległych mówiła, że jej synowi obiecano 19 milionów pesos miesięcznie, a w praktyce nie otrzymał prawie nic. Sprowadzenie zwłok przez rodziny jest bardzo trudne lub wręcz niemożliwe i pozostają one często bez informacji i pomocy.
Całość tych relacji tworzy spójny obraz powtarzającego się schematu: fałszywe obietnice wysokich zarobków, szybki wyjazd przez sieć pośredników, krótkie i powierzchowne szkolenie, wysyłka na najbardziej niebezpieczne odcinki frontu, brak wypłat, izolacja i groźby przy próbach odejścia, desperackie ucieczki i brak wsparcia konsularnego.
Jak ostrzegł jeden z dezerterów w rozmowie z Caracol Radio: „Nie przychodźcie tutaj, nie dajcie się przekonać. Te 12 milionów, które obiecują, to kłamstwo”. Podobnie El Heraldo cytował innego byłego żołnierza, który podsumował swoje doświadczenie słowami:„To była rzeź”.
Według zgromadzonych materiałów mediów latynoamerykańskich, za atrakcyjnymi ofertami służby w ukraińskiej armii kryje się dramat i system wyzysku, którego ofiarami stają się nie tylko sami ochotnicy, ale także ich rodziny pozostawione bez wsparcia i prawdy o losie swoich bliskich. W ten sposób oto wyłania się mroczna strona wojny na Ukrainie.
Zapraszam serdecznie do lektury:
https://sklep.antyk.org.pl/p,zwolennicy-bledow,7042.html
Zwolennicy błędów nie znajdują się już wśród otwartych jedynie nieprzyjaciół,
ale, nad czym boleć i czego lękać się trzeba: kryją się w łonie i wnętrzu
Kościoła i o tyle są niebezpieczniejsi, o ile trudniej ich rozpoznać”.
Tak. Mamy na myśli wielu spośród katolików świeckich, a nawet, co smutniejsze,
spośród kapłanów, którzy z pozornej ku Kościołowi miłości, bez głębszego
wykształcenia filozoficznego i teologicznego, a co gorzej, aż do szpiku kości
przejęci poglądami, głoszonymi przez przeciwników Kościoła, zuchwale narzucają
się na odnowicieli Kościoła.
Davies jest krytykiem o wielkiej pracowitości, ogromnej erudycji, zrównoważonej
perspektywie i bezstronności. Odznacza się przejrzystym, nieskomplikowanym
stylem, który ułatwia lekturę i zrozumienie jej. Nie znam lepszej krytyki
wydarzeń mających miejsce po II Soborze Watykańskim, która byłaby
przystępniejsza dla przeciętnego świeckiego, niż jego trylogia Cranmer’s Godly
Order, Pope John’s Council i Pope Paul’s New Mass, nie wspominając już o
licznych napisanych przez niego broszurach na ten sam temat. Niniejsza książka
podobna jest do Cranmer’s Godly Order, ponieważ analizuje przeszłość w celu
zrozumienia krytyki teraźniejszości. Podczas jej lektury co chwila na pierwszy
plan wysuwają się wydarzenia z lat 70. i 80. Różnice między dawny- mi
modernistami i ludźmi określanymi obecnie mianem neomodernistów są w zasadzie
drugorzędne. Dawnym modernistom nie udało się zwieść tak dużej części
społeczności katolickiej, jak się to powiodło ich następcom 60 lat później,
jednak bynajmniej nie z powodu braku takich ambicji. Lektura niniejszej książki
Daviesa, najbardziej przystępnie napisanej historii wczesnego modernizmu z jaką
się zetknąłem, uzmysłowi czytelnikom, że więź między herezją Loisy’ego i
Tyrrella a rozwodnionym katolicyzmem, który kontroluje obecnie większość
katolickich uniwersytetów i wydawnictw, a nawet większość kurii diecezjalnych i
zgromadzeń zakonnych, pozostaje silna i jak dotąd nie wykazuje żadnych oznak
osłabienia.
Wypaczona postać katolicyzmu, z którą tak często można się obecnie
spotkać, nigdy prawie nie określa samej siebie mianem modernizmu. Zwolennicy jej
odrzucają z pogardą takie określenie i ujmują je w cudzysłów. Niektórzy z jej
przeciwników nazywają ją „neomodernizmem”. Niezależnie jednak od tego, jak się
go określa, jest to modernizm religijny, który posługuje się katolickimi
terminami, aby wyrazić coś innego niż to, czego Kościół zawsze nauczał. Święty
Pius X nazywał modernizm cumulatio omnium haeresium – zbiorem wszystkich
herezji, wskazując, że zawiera on w sobie coś ze wszystkich dawnych herezji oraz
przedsmak herezji przyszłych.
Marcin Dybowski
==================
DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 30 |
Grasz w niebezpieczną grę, narażając życie i bezpieczeństwo milionów Europejczyków – napisał we wtorek na platformie X premier Węgier Viktor Orban, zwracając się do szefa polskiego rządu Donalda Tuska. Orban skomentował w ten sposób wypowiedź premiera Polski o tym, że wojna na Ukrainie jest też „naszą wojną”.
„Drogi Donaldzie Tusku, możesz myśleć, że jesteś w stanie wojny z Rosją, ale Węgry nie są. Unia Europejska też nie. Grasz w niebezpieczną grę, narażając życie i bezpieczeństwo milionów Europejczyków. To bardzo źle!” – napisał węgierski premier.
Polityk zamieścił w komentarzu do swojego wpisu artykuł portalu Euractiv, w którym przywołano wypowiedzi prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i premiera Tuska z Warsaw Security Forum w Warszawie. Ukraiński przywódca wezwał w poniedziałek do utworzenia wspólnej europejskiej tarczy przeciwko rosyjskim zagrożeniom powietrznym.
– Ukraina może przeciwstawić się wszystkim typom rosyjskich dronów i pocisków, a jeśli będziemy działać razem w regionie, będziemy mieli wystarczająco dużo broni i zdolności produkcyjnych – powiedział Zełenski.
Premier Polski podkreślił natomiast, że wojna na Ukrainie jest też naszą wojną, bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. – Musimy mieć świadomość, (…) że to jest nasza wojna, bo wojna na Ukrainie jest tylko częścią tego upiornego projektu, który raz na jakiś czas pojawia się na świecie. I celem tego politycznego projektu jest zawsze to samo. Jak zniewolić narody, jak odebrać wolność poszczególnym ludziom, co zrobić, żeby zatriumfowały autorytaryzmy, despocje, okrucieństwo, brak praw człowieka – mówił premier.
– Jeśli tę wojnę przegramy, konsekwencje tego dotykać będą nie tylko naszego pokolenia, ale także następnych pokoleń. W Polsce, w całej Europie, w Stanach Zjednoczonych, wszędzie na świecie – ostrzegł Tusk.
Premier Orban w udzielonym w poniedziałek wywiadzie ocenił, że wojna na Ukrainie „jest już rozstrzygnięta i wygrali ją Rosjanie”. – Pytanie brzmi, kiedy i kto osiągnie porozumienie z Rosjanami: czy będzie to porozumienie amerykańsko-rosyjskie, czy też Europejczycy w końcu będą skłonni do negocjacji – dodał.
W jego ocenie „Ukraina mogłaby wygrać wojnę tylko wtedy, gdyby setki tysięcy żołnierzy przybyły z Europy Zachodniej lub USA do walki na froncie, ale oznaczałoby to wojnę światową, której nikt nie chce”.
Komentarz Edytora:[dr Nowopolski]
Niezmywalną hańbą Polski i Jej społeczeństwa było wywindowanie niemieckiego agenta, globalisty, kłamcy i łajdaka na „premiera polski”.
Temu osobnikowi należy się tytuł Gauleitera (zarządcy) polskiej kolonii UE.
Wielkość szkód, których ten osobnik dokonał i dalej dokonuje, jest nie do przecenienia.
Jak trafnie zauważył Premier Orban, szkody te dotyczą wszystkich Europejczyków.
Ale nie tylko! Dotyczą całej Ludzkości, która jest prowadzone przez takie indywidua do nuklearnej zagłady.
Trudno nie docenić niebezpieczeństw jakie niesie ze sobą wspieranie kijowskiego błazna, narkomana, korupcjonisty i zbrodniarza wojennego Zełenskiego.
W jednej części swej wypowiedzi Tusk trafił w sedno sprawy. Raz jeszcze cytuję: “Wojna na Ukrainie jest tylko częścią tego upiornego projektu, który raz na jakiś czas pojawia się na świecie. I celem tego politycznego projektu jest zawsze to samo. Jak zniewolić narody, jak odebrać wolność poszczególnym ludziom, co zrobić, żeby zatriumfowały autorytaryzmy, despocje, okrucieństwo, brak praw człowieka”.
Tyle, że to zbrodniczy globalizm, jawiący się najbardziej złowieszczą formą komunizmu, jest tym systemem, który tak dosadnie scharakteryzował tusk.
Ludzkość musi zlikwidować ten system i usunąć od władzy osobników pokroju Tuska.
Czas już najwyższy do postawienia ich przed trybunałem stanu i rozliczenia w jedyny słuszny sposób!
Jędrne, zdrowe, soczyste
To połowa zbioru rydzów jednej Pani na krótkim, bo popołudniowym wypadzie do lasu. Kolor tu nie wyszedł, są bardziej czerwone.
———————————————-
Oczywiście tam nie miałem żadnych telefonów czy smarkfonów, co może tłumaczyć pewne utykanie mej Strony w zeszłym tygodniu. md
paulcraigroberts/israel-is-a-world-class-killing-machine
Izrael to światowej klasy maszyna do zabijania
Israel Is a World Class Killing Machine |
Israel Is a World Class Killing Machine | |
Czy Candace Owens będzie następną ofiarą Izraela?
Chuck Baldwin wyjaśnia:
Izrael jest światowej klasy maszyną do zabijania. Ma zabójców na całym świecie — także w Stanach Zjednoczonych. Dysponuje pieniędzmi, technologią, sieciami transportowymi, bronią i powiązaniami politycznymi, które umożliwiają mu łatwe planowanie, realizację i uniknięcie wykrycia zamachów.
Max Blumenthal informuje, że osoby z otoczenia Białego Domu, które znają Donalda Trumpa, mówią, iż sam Trump bardzo boi się tego, co Netanyahu mógłby mu zrobić, gdyby nie trzymał się izraelskiej linii.
Jest oczywiste, że Izrael byłby głównym podejrzanym w sprawie zamachu na Charliego Kirka. Wystarczy spojrzeć na zamachy, których Izrael dokonał w ciągu ostatnich kilku lat.
Ismail Hanija, szef biura politycznego Gazy i główny negocjator, został zamordowany izraelskim atakiem w Teheranie. Przebywał tam z misją dyplomatyczną w celu osiągnięcia porozumienia pokojowego. Podobno zginął od pocisku, który uderzył bezpośrednio w budynek państwowy, w którym przebywał. 31 lipca 2024.
Oczywiście Izrael zamordował setki dziennikarzy, lekarzy, personelu medycznego, duchownych, działaczy społecznych, pracowników organizacji pomocowych i dziesiątki lub setki tysięcy niewinnych cywilów — w tym dużą liczbę małych dzieci i ciężarnych matek — zastrzelonych przez wyszkolonych, doświadczonych snajperów w Gazie. Nawet osoby z flotylli statków niosących pomoc humanitarną dla mieszkańców Gazy były zabijane. Izrael próbował zabić szwedzką aktywistkę Gretę Thunberg, ale nie udało mu się.
Konsulat Iranu w Damaszku w Syrii został zaatakowany przez Izrael, w wyniku czego zginęło wielu dyplomatów i negocjatorów. Kwiecień 2024.
Ali Szamchani — izraelski szeroko zakrojony atak militarny na Iran miał na celu i doprowadził do zabicia tego irańskiego urzędnika, który był głównym negocjatorem przewodzącym komisji ds. rozmów nuklearnych ze Stanami Zjednoczonymi. Rozmowy pokojowe ze Stanami Zjednoczonymi były zorganizowane przez prezydenta Donalda Trumpa. 13 czerwca 2025.
Negocjatorzy z Gazy byli celem izraelskiego zamachu w dzielnicy mieszkalnej stolicy Kataru, Dohy. Negocjatorzy byli tam na prośbę prezydenta Donalda Trumpa, by omówić jego propozycję zawieszenia broni. Negocjatorzy przeżyli atak, ale zginęło sześć innych osób, w tym katarski funkcjonariusz bezpieczeństwa. 9 września 2025.
Izrael zamordował też wielu cywilnych dyplomatów, liderów i zwykłych obywateli w Libanie i Syrii. Nie zapominajmy też o masowych atakach przy użyciu pagerów, które zabiły i raniły tysiące niewinnych ludzi — głównie kobiety i dzieci — w Libanie, Syrii, Londynie i innych miejscach.
Czy złotego pagera, którego Benjamin Netanyahu wręczył Donaldowi Trumpowi podczas wizyty w Białym Domu, można uznać za akt szacunku czy za ostrzeżenie? Czy słowa Netanjahu do 250 amerykańskich stanowych legislatorów wspierających Izrael, którzy byli goszczeni (i indoktrynowani) w Izraelu — „Macie telefony komórkowe? Macie je tutaj? Trzymacie kawałek Izraela w dłoni” — były powodem do dumy, czy raczej ostrzeżeniem?
Izrael jest agresorem/państwem terrorystycznym od dnia jego powstania w 1948 roku. Dziś jego agresja i działalność terrorystyczna osiągnęły poziom najbardziej złowrogich, brutalnych reżimów w historii ludzkości.
Tylko Charlie Kirk i jego środowisko młodych ewangelikalnych konserwatystów trumpowskich pozostali ślepi na prawdę o Izraelu. Większość pozostałych osób poniżej 35. roku życia jest dziś gorliwymi przeciwnikami państwa syjonistycznego. To nie wróży dobrze przyszłości Izraela.
A potem wyszło na jaw, że także Charlie zaczął przejrzeć na oczy, i jeśli miał pójść w ślady swojej dobrej przyjaciółki Candace Owens, cóż, Izrael nie miał zamiaru do tego dopuścić.
Candace Owens rzuca teraz wyzwanie liderom TPUSA, którzy próbują bagatelizować odejście Charliego od narracji pro-izraelskiej, a nawet próbują podważać świadectwo Candace o tym, jak bardzo Charlie był zdeterminowany, by zerwać z Izraelem.
W podcaście w tym tygodniu Candace powiedziała:
„Zamierzam wezwać kierownictwo Turning Point USA, by wydało bardzo jasne oświadczenie, że kłamię, jeśli to, co mówię, nie jest prawdą.
Około 48 godzin przed śmiercią Charliego Kirka, Charlie poinformował ludzi w Turning Point, a także żydowskich darczyńców i rabina, że nie ma innego wyjścia, jak tylko całkowicie porzucić sprawę pro-izraelską. Dobrze? Charlie miał dość. Powiedział to wyraźnie, że odmawia dalszego zastraszania przez żydowskich darczyńców.
Czy możecie odpowiedzieć? Czy to wyraził? Czy wyraził też chęć przywrócenia mnie, Candace Owens, ponieważ bronił samego siebie?
A potem, zaledwie 48 godzin później, wygodnie dostał kulę w gardło, zanim mogło dojść do naszego ponownego spotkania na scenie?
Tak czy nie.
Wprost chcę usłyszeć od Turning Point USA, że kłamię w tej sprawie.
Tak. Kieruję ogień wprost pod drzwi Turning Point, bo jestem oburzona. Jestem naprawdę oburzona. Patrzę wokół i zastanawiam się, czy całe życie Charliego nie było „Truman Show”.
Żaden z was nie zachowuje się tak, jak powinien. W porządku? Nie ma mowy, byście pozwalali, aby te kłamstwa się szerzyły, chyba że, jak słyszę, rzeczywiście chodziło o wielką, wielką, wielką wypłatę. A jeśli Charlie stanowczo stwierdził, że skończył z Izraelem, jeśli Charlie powiedział, że nie ma innego wyboru, jak tylko porzucić sprawę pro-izraelską z powodu — cytuję — „żydowskich darczyńców”, zachowania żydowskich darczyńców, jeśli tak powiedział, tak czy nie, cóż, nie wiem, może niektórzy ludzie nie chcieli ryzykować, że stanie się czym? Drugą Candace Owens i Tuckerem Carlsonem w Turning Point USA, z taką obecnością na kampusach uniwersyteckich? Może nie chcieli podjąć tego ryzyka.
Wiecie, ja jestem tylko jedną osobą. Więc łatwo jest po prostu próbować anulować moje życie i kłamać na mój temat każdego dnia. Ale Turning Point USA stało się, moim zdaniem, trochę większe niż Charlie, i nie pozwolę już dłużej na to kłamstwo i tę narrację.
Więc odpowiedzcie na pytania: tak czy nie.
I ponownie was wzywam: jeśli skłamiecie, ujawnię kłamstwa i zacznę publikować nagrania. Tak to teraz wygląda. Dość gierek, dość pozwalania Izraelowi na kreowanie narracji, o której wiecie, że nie jest prawdziwa.”
Candace mówi to bardzo wyraźnie: „Charlie miał dość. Powiedział to wprost, że odmawia dalszego zastraszania przez żydowskich darczyńców.”
Podziwiam i oklaskuję przekonania Candace oraz jej odwagę w krytykowaniu pseudo-liderów TPUSA. Ma w sobie więcej odwagi niż tysiąc pastorów ewangelikalnych razem wziętych.
Nie mogę udowodnić, że mam rację, a wy nie możecie udowodnić, że się mylę. Ale razem z milionami innych Amerykanów czujecie to w swoich trzewiach: Izrael to zrobił.
Przedruk za zgodą Chuck Baldwin Live.
Maciej Pawlak
W ostatnich 7 latach w Polsce zaszły istotne zmiany związane z rosnącą obecnością cudzoziemców zarówno na rynku pracy, jak i w systemie ubezpieczeń społecznych. Jak dalej pisze Dominika Prudło w Tygodniku Gospodarczym Polskiego Instytutu Ekonomicznego, liczba cudzoziemców zgłoszonych do ubezpieczeń emerytalno-rentowych wzrosła ponad dwukrotnie z 570 tys. w 2018 r. do 1,2 mln w 2025 r.
Tym samym udział cudzoziemców w ogólnej liczbie ubezpieczonych wzrósł z 3,6 proc. w 2018 r. do 7,7 proc. w 2025 r. Dynamiczne przyrosty notowano zwłaszcza w latach 2021-2022, gdy liczba ubezpieczonych cudzoziemców rosła r/r aż o 21 proc. Równolegle wyraźnie zwiększyła się liczba cudzoziemców ubezpieczonych z tytułu prowadzenia pozarolniczej działalności – z 17,8 tys. osób na koniec 2018 r. do 83,2 tys. osób w czerwcu 2025 r., co oznacza niemal 5-krotny wzrost. W 2025 r. osoby te stanowią 6,9 proc. wszystkich ubezpieczonych cudzoziemców.
Co więcej struktura obywatelstwa ubezpieczonych cudzoziemców w Polsce ulega zmianie. Zmniejszył się udział obywateli państw Unii Europejskiej – z 6,3 proc. w 2018 r. do 3,4 proc. w 2024 r. Wzrósł zaś udział osób spoza UE, które obecnie stanowią już 96,6 proc. wszystkich zgłoszonych do ubezpieczeń. Najsilniejszą dynamikę przyrostu odnotowano w przypadku obywateli Kolumbii, wśród których liczba ubezpieczonych zwiększyła się aż 75-krotnie w porównaniu z 2018 r., co wynika z niskiej bazy w 2018 r. Największymi grupami cudzoziemców objętych ubezpieczeniami emerytalno-rentowymi pozostają jednak niezmiennie Ukraińcy (818 tys. osób) oraz Białorusini (136 tys. osób).
Jak zaznacza ekspertka, obecność cudzoziemców coraz wyraźniej zaznacza się w strukturze środków gromadzonych w systemie ubezpieczeń społecznych. We wrześniu 2018 r. na kontach i subkontach cudzoziemców w ZUS zapisanych było łącznie 12,9 mld zł, co odpowiadało zaledwie 0,45 proc. ogółu środków zgromadzonych w systemie. Liczba kont cudzoziemców wynosiła wówczas 1,5 mln, a ich udział w całości kont ubezpieczonych sięgał 5,8 proc.
Od tamtego czasu skala ta uległa znacznej zmianie. Do końca 2024 r. liczba kont cudzoziemców wzrosła niemal trzykrotnie (do 4,2 mln), co przełożyło się już na 13,8 proc. ogólnej liczby kont prowadzonych przez ZUS. Liczba kont dotyczy zarówno osób obecnie zgłoszonych do ubezpieczenia, jak i tych, które pracowały w Polsce w przeszłości. Kwota zapisana na kontach i subkontach cudzoziemców wyniosła 73,3 mld zł i odpowiadała 1,62 proc. kwoty zapisanej na kontach ogółu ubezpieczonych.
W opinii Dominiki Prudło znaczenie cudzoziemców dla stabilności finansów Funduszu Ubezpieczeń Społecznych systematycznie rośnie. W 2018 r. roczny przypis składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe opłacanych za obcokrajowców wynosił 4,3 mld zł, co stanowiło 2,6 proc. całości wpływów do FUS. Sześć lat później, w 2024 r., było to już 18,5 mld zł i blisko 6 proc. wszystkich składek.
ROBERT W MALONE MD, MS OCT 3 |
Dr. Jeanne Marrazzo, the former director of the National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID), was fired by Health and Human Services (HHS) Secretary Robert F. Kennedy Jr. on October 1, 2025, 22 to 27 days after she filed a whistleblower complaint with the U.S. Office of Special Counsel. The complaint, filed on September 4, 2025, alleged retaliatory actions in response to her concerns about the termination of critical research grants, the politicization of scientific research, hostility toward vaccines, and censorship of scientific findings.
Dr. Jeanne Marrazzo was widely regarded as an ally of Dr. Anthony Fauci, particularly in the context of infectious disease research, public health policy during the COVID-19 pandemic, and leadership at the National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID). This perception stems from her professional alignment with Fauci’s approaches to HIV/AIDS research, vaccine advocacy, and pandemic response measures, as well as her selection as his direct successor at NIAID—a role Fauci held for 38 years until his retirement in December 2022. Marrazzo assumed the position in September 2023, overseeing NIAID’s $6.3 billion budget for infectious disease research. Fauci personally praised Marrazzo’s appointment, calling her “very well-liked, very respected” and a “good fit” for the role, emphasizing her experience and the “great challenge” ahead. While he noted they did not have a close personal relationship and he was not involved in her selection, his comments highlighted her as a capable successor in a politically charged environment. She was applauded by HIV and LGBTQ+ communities for her work, much like Fauci’s legacy. Critics from anti-vaccine and conservative circles explicitly labeled her a “Fauci ally,” “Fauci clone,” or “Fauci stooge” due to her pandemic stances and ties to NIAID-funded research (e.g., gain-of-function studies at labs like Wuhan).
Important context for her positions on these matters include the involvement of NIAID personnel in the HHS decision to terminate mRNA vaccine technology development contracts. NIAID and NIH scientists participated in review of these contracts. Dr. Matthew Memoli, then acting director of the National Institutes of Health (NIH), played a central role in the decision to terminate research grants related to vaccine hesitancy and in initiating a review of mRNA vaccine research funding. In March 2025, under his direction, NIH began abruptly terminating at least 33 research grants focused on understanding vaccine hesitancy and strategies to improve vaccine uptake, with an additional nine grants potentially modified or cut back. The termination letters stated that such research was no longer aligned with NIH priorities, and that no modifications to the projects could make them compatible with the new policy.
Memoli also requested information on NIH’s investment in mRNA vaccine research, including current and planned grants and contracts, as part of a broader review. This move raised concerns among NIH staff that mRNA research funding could be next, given the pattern of actions following the initial grant terminations. The National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID), which funds the majority of mRNA research at NIH, was specifically asked to provide a list of 130 such awards. This decision, announced in August 2025, follows a review by HHS Secretary Robert F. Kennedy, Jr., who stated that mRNA vaccines fail to provide effective protection against upper respiratory infections like COVID-19 and influenza, despite their demonstrated efficacy in preventing severe disease and death.
Marrazzo’s legal team claims her termination was an act of retaliation for her protected whistleblower activity and her advocacy for evidence-based vaccine science. Her attorney, Debra S. Katz, stated that the Trump administration removed Marrazzo for supporting the overwhelming body of evidence that vaccines are safe and effective. Marrazzo had been on administrative leave since March 2025 and was previously informed of a transfer to the Indian Health Service that never materialized.
In her public statement, Marrazzo said her firing demonstrates that HHS and NIH leadership do not share her commitment to scientific integrity and public health, urging Congress to protect research from political interference. Marrazzo’s allegations also include claims that HHS officials, such as Dr. Matthew Memoli, echoed Kennedy’s views by asserting vaccines are unnecessary for healthy populations.
Dr. Jeanne Marrazzo was the Director of the National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID) at the U.S. National Institutes of Health (NIH), a position she assumed in the fall of 2023, succeeding Dr. Anthony Fauci. Dr. Marrazzo is internationally recognized for her research and education efforts in the field of sexually transmitted infections (STIs), particularly as they affect women’s health. Her research portfolio includes the human microbiome, specifically as it relates to female reproductive tract infections and hormonal contraception, the prevention of HIV infection using biomedical interventions such as pre-exposure prophylaxis (PrEP) and microbicides, and the pathogenesis and management of bacterial vaginosis and antibiotic resistance in gonorrhea.
Dr. Matthew J. Memoli, M.D., M.S., is the Principal Deputy Director of the National Institutes of Health (NIH) and served as Acting NIH Director from January 22, 2025, to March 31, 2025. He is an internationally recognized expert in respiratory viruses. He has worked at NIH for over 20 years, most recently as the Director of the Clinical Studies Unit within the Laboratory of Infectious Diseases (LID) at the National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID). His research focuses on influenza and other respiratory diseases, including clinical trials for vaccines and treatments, human challenge models, and the study of viral transmission and immunity. He has received multiple awards for his work, including two NIH Director’s Awards and a National Center for Advancing Translational Sciences Director’s Award. Dr. Memoli has also been noted for his public statements questioning the risk-benefit analysis of widespread COVID-19 vaccine mandates, a stance that contributed to his characterization as an “outsider” despite being an NIH insider.
Dr. Memoli is one of the world’s experts in influenza vaccine technology and clinical evaluation, and is much more highly qualified and experienced in vaccine development and evaluation than Dr. Marrazzo. Dr. Memoli is also the only NIH senior scientist that I am aware of who questioned the ethics and veracity of many of the positions taken by Dr. Anthony Fauci (including mandates) at a time when Dr. Fauci was functionally Dr. Memoli’s supervisor.
Matthew J. Memoli, M.D., M.S.
ROBERT W MALONE MD, MS OCT 5 |