Prokurator w cieniu OUN-UPA – Maciej Młynarczyk na ławie oskarżenia opinii publicznej

Prokurator w cieniu OUN-UPA – Maciej Młynarczyk na ławie oskarżenia opinii publicznej

Porosa Jacek | wrz 3, 2025 https://niezaleznemediapodlasia.pl/prokurator-w-cieniu-oun-upa-maciej-mlynarczyk-na-lawie-oskarzenia-opinii-publicznej

Prokurator w cieniu OUN-UPA – Maciej Młynarczyk na ławie oskarżenia opinii publicznej

Prokurator (Młynarczyk), który zapomniał o ofiarach

W Polsce, kraju naznaczonym głębokimi bliznami historii, gdzie pamięć o ofiarach ludobójstwa dokonanego przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) na Kresach Wschodnich jest świętością, rola prokuratora powinna być niepodważalna – jako strażnika sprawiedliwości, pamięci narodowej i prawa. Tymczasem prokurator Maciej Młynarczyk, pełniący funkcję w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga, zamiast stanowczo piętnować wszelkie formy relatywizacji tych zbrodni, wydaje się sam je legitymizować poprzez swoje decyzje i działania. To nie jest przypadkowa pomyłka czy niedopatrzenie, lecz systemowa zdrada wobec dziesiątek tysięcy niewinnych ofiar – Polaków, którzy zostali bestialsko zamordowani wyłącznie z powodu swojej narodowości. Zbrodnia wołyńska, kulminująca w lipcu 1943 roku, gdy oddziały UPA zaatakowały ponad 150 polskich miejscowości, pochłonęła według szacunków historyków nawet 100 tysięcy polskich cywilów, w tym kobiet, dzieci i starców. Metody zbrodni – palenie żywcem, wrzucanie do studni, tortury siekierami i widłami – były wyrazem czystej nienawiści etnicznej, inspirowanej ideologią Stepana Bandery, który głosił hasła o „czystej Ukrainie” wolnej od Polaków.

Prokurator Młynarczyk, specjalizujący się w przestępstwach z nienawiści, w praktyce skupia się na ściganiu tych, którzy upominają się o prawdę historyczną, jednocześnie bagatelizując lub ignorując przejawy propagandy banderowskiej. Przykładem jest jego decyzja z 2021 roku, gdy odmówił wszczęcia śledztwa przeciwko osobie publicznie wychwalającej Banderę i nawołującej do przemocy wobec „polskich nacjonalistów”, opisując ich jako „je*ane ścierwo, do którego trzeba strzelać„. Taka postawa nie tylko podważa autorytet państwa polskiego, ale także otwiera drzwi do dalszej relatywizacji ludobójstwa, co jest równoznaczne z ponownym ranieniem potomków ofiar. Czy w polskim wymiarze sprawiedliwości jest miejsce dla urzędnika, który zdaje się zapominać o krwi przelanej na Wołyniu, Podolu i w Małopolsce Wschodniej? To pytanie nie jest retoryczne – to oskarżenie wobec systemu, który pozwala na takie aberracje, gdzie pamięć o ofiarach jest deptana w imię rzekomej „tolerancji” lub osobistych sympatii.

Prawo łamane przez tych, którzy mają je egzekwować

Działania prokuratora Macieja Młynarczyka nie tylko budzą wątpliwość co do jego obiektywizmu, ale wręcz balansują na granicy kilku kluczowych paragrafów polskiego Kodeksu karnego, które sam powinien egzekwować z całą stanowczością. Po pierwsze, art. 231 k.k., dotyczący niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego – Młynarczyk nie tylko uchyla się od aktywnej walki z relatywizacją zbrodni OUN-UPA, ale w niektórych przypadkach wydaje się ją wspierać, ignorując zawiadomienia o przestępstwach propagujących totalitaryzm. Na przykład, w sprawach dotyczących gloryfikacji Bandery, zamiast wszczynać dochodzenia, często umarza postępowania, co jest równoznaczne z legitymizacją ideologii odpowiedzialnej za masowe mordy.

Po drugie, art. 256 k.k., penalizujący propagowanie totalitarnej ideologii – bagatelizowanie lub relatywizacja zbrodni OUN-UPA, które historycy jednoznacznie klasyfikują jako ludobójstwo (zgodnie z definicją ONZ z 1948 roku, obejmującą zamiar zniszczenia grupy etnicznej), stanowi realne wsparcie dla dziedzictwa tych organizacji. Młynarczyk, ścigając polskich patriotów za „mowę nienawiści” wobec Ukraińców, jednocześnie nie reaguje na analogiczne zachowania po stronie ukraińskiej, co tworzy asymetrię w stosowaniu prawa. Trzeci aspekt to art. 133 i 257 k.k., odnoszące się do znieważenia Narodu Polskiego i obrazy pamięci ofiar – słowa i decyzje, które minimalizują cierpienie pomordowanych, stają się policzkiem dla milionów Polaków, w tym rodzin kresowych. Przykładem jest sprawa Katarzyny Sokołowskiej z Fundacji „Wołyń Pamiętamy”, gdzie Młynarczyk oskarżył ją o znieważanie Ukraińców za upamiętnianie ofiar Wołynia, jednocześnie ignorując kontekst historyczny.

Ponadto, działania te naruszają art. 7 Konstytucji RP, zasadę legalizmu, która nakazuje funkcjonariuszom publicznym działać wyłącznie na podstawie i w granicach prawa, bez wpływu własnych sympatii narodowościowych czy ideologicznych. Państwo prawa nie może milczeć, gdy jego przedstawiciel publicznie relatywizuje ludobójstwo, które pochłonęło życie co najmniej 60 tysięcy Polaków na samym Wołyniu, według badań Instytutu Pamięci Narodowej. To nie tylko łamanie prawa, ale erozja fundamentów polskiej suwerenności, gdzie prokurator staje się narzędziem w rękach tych, którzy chcą zatrzeć ślady zbrodni.

Relatywizacja jako przyzwolenie na kult banderyzmu

Wystąpienia i decyzje prokuratora Młynarczyka nie są izolowanymi incydentami – one stanowią de facto przyzwolenie na propagandę banderowską w Polsce. Jeżeli polski prokurator wybiela OUN-UPA, ignorując ich odpowiedzialność za czystki etniczne, to jakie sygnały wysyła do środowisk, które od lat próbują budować kult Stepana Bandery na polskim terytorium? Bandera, jako przywódca frakcji OUN-B, był ideologiem, który inspirował masowe mordy, a jego hasła o „walce z Lachami” doprowadziły do tragedii, gdzie w jednej tylko „krwawej niedzieli” 11 lipca 1943 roku zginęło około 10-11 tysięcy Polaków. Relatywizacja tych faktów przez Młynarczyka, np. poprzez umarzanie spraw dotyczących propagandy ukraińskiego szowinizmu, tworzy klimat, w którym gloryfikacja banderyzmu staje się bezkarna.

Prokurator Maciej Młynarczyk (fot. Piotr Polit) źródło tokfm.pl

W wywiadzie dla TOK FM z dnia 1 września 2025 roku, prokurator Młynarczyk stwierdził:

” …czerwono – czarną flagą, która czasami jest wśród Ukraińców widoczna? – Te barwy są dużo starsze niż II wojna światowa. I owszem, były używane przez ukraińskich nacjonalistów dziewięćdziesiąt lat temu, ale potem flagi w tych dwóch kolorach rozpowszechniły się w Ukrainie od czasów rewolucji godności na Majdanie jako symbol oporu przeciwko najpierw korupcji i bezprawiu, a potem – symbol oporu przeciwko rosyjskiej agresji. Jeśli ktoś czerpie wiedzę o świecie z filmików z żółtymi napisami, może uwierzyć, że te flagi są dowodem „odrodzenia banderyzmu”. Ale z rzetelnych źródeł – naukowych, eksperckich, m.in. z analiz Ośrodka Studiów Wschodnich – wynika, że we współczesnej Ukrainie te symbole całkowicie oderwały się od swojej skrajnie nacjonalistycznej proweniencji z okresu II wojny światowej – tłumaczy Maciej Młynarczyk…

– Problem polega jednak na tym, że ja obserwuję tę sferę życia społecznego i dyskursu publicznego bardzo dokładnie od lat i – chcę podkreślić – nie spotkałem się z tym, żeby ktoś w Polsce, a nawet w Ukrainie otwarcie propagował ideologię ukraińskiego nacjonalizmu z lat czterdziestych. To by oznaczało, że taka osoba opowiada się na przykład za oczyszczeniem kraju z mniejszości narodowych i etnicznych. Było mówione wtedy, że Ukraina ma być ‘czysta jak szklanka wody’; postulowano odrzucenie zasad demokracji, odrzucenie w ogóle woli ludu jako czynnika, który ma decydować o tym, jak jest kraj rządzony, na rzecz przywództwa jakiejś elity. Czy wreszcie tam się pojawiał też kult przemocy, rasizm, przekonanie o tym, że istnieją ‘narody niewolnicy’ i ‘narody panowie’. Taka była ideologia OUN. Według mojej wiedzy tego dzisiaj nikt ani w Polsce, ani nawet w Ukrainie nie propaguje – dodaje gość TOK FM.”

Ta wypowiedź, choć opisuje historyczne elementy ideologii OUN, jednocześnie bagatelizuje jej współczesne przejawy, sugerując brak propagowania, co kontrastuje z obserwowanymi przypadkami gloryfikacji Bandery w Polsce i na Ukrainie.

To nie jest jedynie akademicka dyskusja o historii – to realne tworzenie przestrzeni dla ideologów, którzy chcą narzucić Polakom fałszywą narrację o „bohaterach narodowych Ukrainy”. Przykłady? W 2021 roku Młynarczyk odmówił ścigania osoby, która publicznie chwaliła Banderę i nawoływała do przemocy wobec Polaków, argumentując brak znamion przestępstwa. Tymczasem w tym samym czasie ściga polskich działaczy, jak Wojciech Olszański i Marcin Osadowski, za krytykę proukraińskiej polityki, zarzucając im aż 154 czyny, w tym nawoływanie do nienawiści. Taka asymetria prowadzi do erozji pamięci narodowej, gdzie ofiary Wołynia – w tym dzieci i kobiety torturowane w niewyobrażalny sposób – są spychane na margines, a sprawcy idealizowani. Młynarczyk nie broni prawa – on otwiera drzwi dla tych, którzy chcą zrehabilitować ludobójców, co zagraża polskiej tożsamości i bezpieczeństwu wewnętrznemu.

Trudne pytania o prokuratora

Opinia publiczna ma pełne prawo stawiać trudne, lecz niezbędne pytania dotyczące prokuratora Macieja Młynarczyka, którego działania budzą poważne wątpliwości co do konfliktu interesów. Po pierwsze: czy prokurator Młynarczyk ma korzenie ukraińskie, które mogłyby wpływać na jego decyzje? Choć brak publicznie dostępnych informacji, liczne kontrowersje wokół jego spraw sugerują potrzebę transparentności. Po drugie: czy był lub jest powiązany ze Związkiem Ukraińców w Polsce lub innymi organizacjami promującymi narrację ukraińską? W kontekście jego specjalizacji w przestępstwach z nienawiści, gdzie konsekwentnie ściga krytyków Ukrainy, a ignoruje propagatorów banderyzmu, takie powiązania mogłyby wyjaśniać asymetrię.

Po trzecie: czy jego działania są naprawdę obiektywne, czy może podszyte konfliktem interesów – między obowiązkiem urzędnika państwowego a osobistymi sympatiami narodowościowymi lub ideologicznymi? Przykłady spraw, jak ta przeciwko Katarzynie Sokołowskiej, gdzie Młynarczyk w uzasadnieniu pozytywnie oceniał „wodza” OUN-UPA, negując jego odpowiedzialność za zbrodnie, wskazują na potencjalny brak bezstronności. To pytania niewygodne, ale konieczne – jeśli odpowiedzi potwierdzą obawy, będziemy mieli do czynienia nie tylko ze skandalem etycznym, ale z realnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa, gdzie prokurator staje się narzędziem w rękach obcych narracji historycznych. W państwie prawa takie wątpliwości powinny prowadzić do natychmiastowej weryfikacji i kontroli.

Skandal wymierzony w polską rację stanu

Prokurator Młynarczyk nie działa w próżni – jego decyzje to oficjalny głos przedstawiciela prokuratury, co wysyła niebezpieczny sygnał: Polska może tolerować wybielanie ideologii, która mordowała Polaków. To zdrada pamięci ofiar Wołynia, gdzie według badań IPN zginęło co najmniej 100 tysięcy cywilów w wyniku czystek etnicznych. Skandal ten uderza w polską rację stanu, która wymaga jednoznacznej oceny ludobójstwa wołyńskiego jako czynu zbrodniczego i haniebnego, bez miejsca na relatywizację. Młynarczyk, ścigając polskich patriotów za upamiętnianie ofiar, jednocześnie umarza sprawy propagandy banderowskiej, co podważa suwerenność państwa.

To hańba dla instytucji prokuratury, która powinna stać na straży prawa, a nie służyć do tłumienia prawdy historycznej. W kontekście współczesnych napięć polsko-ukraińskich, takie działania osłabiają pozycję Polski, pozwalając na infiltrację narracji, które bagatelizują zbrodnie OUN-UPA. Racja stanu wymaga ochrony pamięci narodowej – bez niej Polska traci moralny kręgosłup.

Czas na rozliczenie

Czy Polska może sobie pozwolić na prokuratora, który wybiela zbrodniarzy i ściga tych, którzy bronią pamięci ofiar? Czy potrzebna jest natychmiastowa kontrola i weryfikacja takich urzędników, zanim ich działania przerodzą się w otwartą politykę rozmywania odpowiedzialności za zbrodnie? Milczenie oznacza zgodę, a zgoda na takie zachowania to pierwszy krok do tego, by w Polsce oficjalnie zaczęto tolerować kult banderyzmu.

Czas na rozliczenie: petycje o odwołanie Młynarczyka (https://www.petycjeonline.com/damy_usunicia_prokuratora_mynarczyka_z_zawodu_ktory_nieustannie_habi), dochodzenia dyscyplinarne i reformy w prokuraturze. Tylko stanowcza reakcja przerwie ten cykl hańby.

Polska pamięta

Wołyń, Podole, Małopolska Wschodnia – tam leżą ofiary, które nie mogą się bronić. To my, Polacy, mamy obowiązek bronić ich pamięci przed relatywizacją. Gdy prokurator, zamiast strzec prawa, staje po stronie tych, którzy bagatelizują ludobójstwo, musimy mówić jasno: to hańba. Prokurator Maciej Młynarczyk swoim zachowaniem podważa nie tylko autorytet prokuratury, ale i godność państwa polskiego. Polska ma prawo i obowiązek pamiętać – i nigdy nie pozwolić na wybielanie ludobójców. Pamięć o 100 tysiącach ofiar jest naszym świętym dziedzictwem, którego nikt nie ma prawa deptać.

Dyplomatołki

Dyplomatołki

żurawie

6 września, wpis nr 1373 Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

https://dziennikzarazy.pl/06-09-dyplomatolki/

Wersja audio

Jak już tu wiele razy pisałem polska dyplomacja w III RP to skondensowany obraz naszego upadku. O dziwo zaczął się on w tej mierze od samego początku naszej Najjaśniejszej Pookrągłostołowej. Na początku właściwie doproszono nas tylko do stolika przywracającego zjednoczenie Niemiec, gdzie wysłuchaliśmy co tam dla nas upieczono. Praktycznie od samego początku naszej „nowej niepodległości” (coś jak nowa normalność po kowidzie) byliśmy w orbicie Niemiec, które, choć same się ogarniały w zbożnym dziele zjednoczenia, miały jednak wolę i zasoby (patrz: archiwa Stasi), by odtworzyć, ba – znacznie powiększyć swoje wpływy w Polsce. Widać, że Niemcy są krajem poważnym który nie zaniedbuje swojej racji stanu, bo taką posiada – w odróżnieniu od nas.

Galopem przez polską dyplomację

Byliśmy więc w orbicie działań kompradorskich, gdzie klasa polityczna (o czym jest w mojej książce „Elity”) reprezentowała przenoszenie interesów naprzemiennie amerykańskich i niemieckich, czasami, jak za Bidena, czy Obamy, jedności takich interesów, kiedy Niemcy były junior-partnerem do pilnowania amerykańskich interesów w Europie, nagradzane możliwością pobierania renty kompradorskiej, tym razem od całego Kontynentu. Układ był prosty – układajcie się jako lider Europy z jej członkami jak chcecie, ale pod warunkiem pilnowania priorytetów USA. Trwało to długo, myśmy się nie opierali w tym wyborze między dżumą i cholerą (zwłaszcza klasa polityczna), co przeniosło się na pozorne wybory POPiS-u. Ten korkociąg w dół trwał już sporo czasu, ale powstał konflikt polegający na tym, że zmieniły się priorytety amerykańskie wobec Europy.

Waszyngton, w postaci Trumpa, zauważył, że niemiecki junior-partner na Europę zwąchuje się z Rosją, karmi ją pieniędzmi ściąganymi z całej Europy za surowce, co zostaje wydawane na zbrojenia Moskwy. Jednocześnie USA ponosiły polityczne, finansowe i militarne koszty utrzymania bezpieczeństwa na Starym Kontynencie, ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec. Wychodziło na to, że mocno uposażana żona puszcza się na boku i sprawa się rypła.

My w tym wszystkim byliśmy elementem dekoracyjnie zbędnym, bez inicjatywy, pomysłów innych niż przynoszonych przez zaprzyjaźnionych ambasadorów, w rezultacie takiej bierności byliśmy pomijani na arenie międzynarodowej. Taka nędza dyplomacji była wewnątrz nadrabiana na użytek wojny polsko-polskiej tromtadractwem o naszej roli, ważnej i niepomijalnej. W rezultacie był to narracyjny wyścig kto się lepiej sprawia w obsłudze kolejnego kolonizatora. To dla publiki, zaś na potrzeby wewnętrznych walk buldogów pod dywanem dyplomacja była używana by dowalić temu drugiemu, nawet za cenę utraty międzynarodowego znaczenia i poważania jako partnera prowadzącego jakąś w ogóle politykę.

Grzanie konfliktu

Najbardziej dobitnym tego, wśród wielu innych i ze wszech stron, przykładem jest ostatnia zadyma z wizytą prezydenta Nawrockiego w USA. Rząd od początku zadeklarował, że nie uchyli się przed skorzystaniem z żadnej okazji, by wyeskalować konflikt pomiędzy dużym i małym pałacem. Tusk (jak i Kaczyński zresztą) nie umieją inaczej, niż grać na podział. Zaczął się oczywiście rząd i uśmiechnięci posłowie, którzy natychmiast wytoczyli armaty przeciwko prezydentowi, że na pewno się słucha Kaczora, a z nim się nie gada, zaś każde otwarcie przez niego ust uznawano za wypowiedzenie wojny, ruch agresywny. Ale nie było żadnej ręki wyciągniętej do zgody – wystawiona przez Tuska pięść natrafiła na… figę. Prezydent korzysta ze swych prerogatyw wetowania i pokazał co to może znaczyć, szczególnie dla rządu, który omijając weto pcha się pod Trybunał Stanu, albo i sądy powszechne w sprawach już kryminalnych.

Suma tych działań prowadzi do atrofii interesu III RP. Tuski wylądowały w oślej ławce: USA ich nie chcą (zresztą po co im relacje z lokajem berlińskim, lepiej gadać z Berlinem – jeśli już – czyli panem), zaś ostatnio relacje i pozycja Tuska spadła w Berlinie i Brukseli do zera. W dodatku tak katastrofalne rezultaty dyplomatyczne zostały przez naszego premiera… nagrodzone awansem ministra Sikorskiego na wicepremiera i wyraźnym tolerowaniem jego pozycji jako następcy Tuska, nie koniecznie w pełni zakończonej kadencji tego rządu. Nikt z nami nie gada, nikt nie wita, my zaś tu w Polsce kolejny raz prężymy muskuły, coś jak przed Wrześniem 1939.

Tak w ogóle, jak za chwilę wspomniana instrukcja dla rządu, to ten cały Sikorski, to już spersonalizowany przykład naszego upadku. Karierowicz, zapatrzony na Zachód, koniunkturalista z niepewną przeszłością, a jednocześnie pierwszy tomtradata Polski, memiarz, który nie powstrzymuje swojej złośliwości, nawet do największych tego świata. A więc groźna mieszanka kompleksów i chorej ambicji opartej jedynie o walory przerośniętego ego. Jest to, proszę Państwa, kompletne zaprzeczenie kompetencji i osobowości nadających się do dyplomacji, co dopiero na stanowisku jej ministra. A więc oprócz tego, że nie mieliśmy przez 35 lat własnego pomysłu na siebie, nie budowaliśmy własnej siły – tej jedynej karty negocjacyjnej w dyplomacji – nie mieliśmy więc czym grać, to jeszcze nie wystawialiśmy do relacji międzynarodowych innych person, niż te, które mogły budzić zdziwienie u naszych partnerów i radość wśród naszych wrogów.

Prezydent instruowany

Rząd opracował instrukcję dla prezydenta Nawrockiego. Ponieważ w wielu przypadkach jej tekst nie jest dostępny – publikuję go tutaj. Jest on dla mnie zapisanym na papierze krótkim skanem naszej bezradności, dowodem właśnie na to, że próba dopieczenia wrogowi wewnętrznemu kompromituje nas i samym faktem takiego ustawiania prezydenta, i miałkością merytorycznej takiej „instrukcji”. Mimo miałkości jest to pokaz i naszego pomieszania międzynarodowego, zasłużonego osamotnienia, cwaniakowania i wysadzania pociągów w dawno już zakończonej wojnie. Siadając do tego tekstu miałem zamiar rozłożyć tę instrukcję na czynniki pierwsze i skomentować akapit po akapicie, ale dość dobrze zrobił to red. Mazurek, a więc zwalnia mnie to z tego obowiązku, choć miałbym ku komentowaniu tego tekstu wiele innych uwag. A więc popatrzmy co rząd napisał, jeśli chodzi o to JAK RZĄD prowadziłby takie rozmowy, do czego przecież sprowadza się taka „instrukcja”

Warszawa, 25 sierpnia 2025 r.

Stanowisko Rządu RP w sprawie wizyty Prezydenta RP w Stanach Zjednoczonych

Rezultaty rozmów Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, Pana Karola Nawrockiego, ze stroną amerykańską, w tym z prezydentem USA Donaldem Trumpem, podczas planowanej w dniach 2-5 września br. wizyty w Stanach Zjednoczonych powinny w sposób jednoznaczny potwierdzić ponadpartyjny, stabilny i niezmienny od trzydziestu pięciu lat charakter poparcia politycznego oraz społecznego w Polsce dla pomyślnego rozwoju strategicznych i przyjacielskich relacji Rzeczypospolitej Polskiej i Stanów Zjednoczonych.

Najważniejsze będzie podkreślenie atutów Polski w zakresie znaczącego przekraczania zobowiązań sojuszniczych dot. wydatków obronnych, wyboru USA jako głównego partnera w modernizacji Sił Zbrojnych RP oraz dostawy źródeł energii (LNG, energetyka jądrowa). Zgadzamy się, że utrwalenie i rozszerzenie amerykańskiej obecności wojskowej na terytorium Polski leży w interesie RP oraz Europy. Podobnie, zacieśnianie współpracy w dziedzinie energetyki poprzez zakupy LNG oraz budowę pierwszej elektrowni jądrowej stanowi filar bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju.

Priorytetowe znaczenie będzie miało przekonywanie strony amerykańskiej do potrzeby dobrych i bliskich relacji transatlantyckich. Z jednej strony, należy przedstawić argumenty przemawiające za istotnym znaczeniem Europy dla realizacji interesów bezpieczeństwa/narodowych Stanów Zjednoczonych, a co za tym idzie za utrzymaniem zaangażowania politycznego i obecności wojskowej USA w Europie oraz powtrzymania się przed antagonizowaniem Europy. Z drugiej strony, trzeba zapewnić o determinacji europejskich sojuszników do wypełniania sojuszniczych zobowiązań w zakresie wydatków obronnych i kolektywnej obrony oraz do brania odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo oraz bliskiego sąsiedztwa.

Najważniejszą z punktu widzenia interesów bezpieczeństwa RP sprawą będzie kwestia negocjacji pokojowych dot. Ukrainy. Polska ponosi współodpowiedzialność za stabilność i bezpieczeństwo w regionie, dlatego jesteśmy w pełni zaangażowani we wszelkie wysiłki zmierzające do znalezienia rozwiązania wojny Rosji w Ukrainie. Rozwiązanie to trwały i sprawiedliwy pokój w oparciu o poszanowanie zasad prawa międzynarodowego i niezawisłości i integralności terytorialnej Ukrainy. Podtrzymujemy gotowość uczestniczenia w działaniach „Koalicji Chętnych”, która ma fundamentalne znaczenie dla ewentualnej operacji sił wsparcia. Polska docenia gotowość USA do zaangażowania w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. Nasze wspólne działania zdecydowanie zwiększą skuteczność takich gwarancji nie tylko w oczach Kijowa, ale także Moskwy, zwiększając prawdopodobieństwo osiągnięcia trwałego pokoju i zażegnując groźbę wznowienia działań wojennych.

Rząd uważa, że trzy sprawy wymagają szczególnej ostrożności. Po pierwsze, zasadne jest unikanie podejmowania zobowiązań dot. przyszłych zakupów amerykańskiego uzbrojenia z uwagi na trwające analizy potrzeb Sił Zbrojnych RP. Po drugie, wskazane jest wstrzymanie się z deklarowaniem poparcia dla podmiotu amerykańskiego jako wykonawcy elektrowni jądrowej w drugiej lokalizacji, gdyż stanowiłoby to ingerowanie w procedurę konkursową. Po trzecie konieczne jest unikanie poruszania kwestii ew. wprowadzenia podatku cyfrowego i regulacji mediów społecznościowych w Polsce, nie przesądzając wyniku dyskusji krajowych na ten temat.    

Napisane atramentem sympatycznym

Tyle sama instrukcja, przyznajcie, że łba nie urywa. Sam cel jej powstania skaził całość. Chodziło o skompromitowanie prezydenta. My mu tu dajemy instrukcje co je teraz wypełni, albo nie wypełni. Jak wypełni (co właśnie nagłaśnia rząd), to znaczy, że się słucha i wychodzi, że rząd jest od rządzenia, zaś Nawrocki od wykonywania instrukcji rządu. Czyli po naszemu. Jak nie wypełni – wyjdzie, że się stawia, eskaluje walkę z rządem, nawet za cenę tak celnie wyłożonych w instrukcji priorytetów polskiej racji stanu. A tak naprawdę same „rady” są tak banalnie oczywiste, że Nawrocki nie mógł ich nie dowieźć. To tak jakby mu radzić, by podał rękę Trumpowi na powitanie, a ten by się posłuchał.

W instrukcji, pomijając kompletne nielogiczności w obrębie tekstu na jedną kartkę, zionie kompletna sprzeczność. Wynika ona z naszego, już osamotnionego realizowania agendy przebrzmiałej. Chodzi o tzw. „Koalicję Chętnych”, co to się okazało, że to w Polsce projekt jednak rządowy, mimo wcześniejszych zarzutów do prezydenta, że się weń nie angażuje. Jest tu podstawowa sprzeczność – albo zachodnie wojska rozjemcze na Ukrainie i jej integralność terytorialna, albo pokój. I wysyłając prezydenta do Waszyngtonu z takim stanowiskiem, że jednak jesteśmy za „Koalicją Chętnych” (ciekawe do czego?), wpycha się nie tylko Nawrockiego ale  chce się wsadzić i Trumpa na lewe sanki. Trump chce to skończyć pokojem, zaś takie żądanie jest warunkiem taki pokój uniemożliwiającym.

Warto wrócić do deklarowanych przez Rosję – źródeł tej wojny, czyli powodów, dla których Rosja napadła na Ukrainę. Jednym, może najważniejszym (pomijam czy prawdziwym, ale deklarowanym przez Rosję) powodem była jej obawa przed zbliżaniem się NATO lub jej popleczników do granic Rosji. Należy tu podkreślić, że kwestia wojskowej misji stabilizacyjnej w wykonaniu Zachodu to narracja wyłącznie zachodnia. Putin, gdyby się na nią zgodził, zaprzeczyłby celom swojej wojny. Wojny, którą wygrywa. Po co miałby więc w wyniku zwycięskiej wojny zgodzić na warunki sprzed jej wywołania, którą przecież rozpoczął chyba jednak w celu polepszenia swej pozycji? To nielogiczne.

W takiej sytuacji Putin nigdy nie dopuści do pokoju, będzie wykrwawiał Ukrainę, zaś Europę ubezradniał poprzez wysysanie z niej zasobów marnowanych na tej wojnie, co doprowadzi Europę do bezbronności, w najlepszym przypadku głodowego zadłużenia na spóźnione inwestycje w militaria. A więc za chwilę nie będzie tematu. Ale w tych ruchach, zarówno Europy, jak i Tuska pobrzmiewa jednak chęć kontynuowania przy takich postulatach wojny, dodajmy – do ostatniego Ukraińca. I tu, jak widać, jesteśmy zapóźnieni. Europa pokazała już ostatnio w Waszyngtonie swoją bezradność i spolegliwość, nie ma się więc co Tusk z Sikorskim sadzić do Trumpa, że Europa sobie poradzi bez USA. Taka postawa staje się więc nie wygodna i dla Europy, zwłaszcza zaś Unii, bo wzmożeni Polacy przypominają Unii wciąż przegrane tromtadractwo, z którego Berlin chce się wycofać.

Splendid isolation po polsku

Zostaliśmy więc sami. Będziemy bronić opuszczonej twierdzy. Ciekawe czy, przy takich jak w „instrukcji” deklaracjach będziemy bronić Unii w jej przyszłym konflikcie z USA, czy staniemy przy pryncypiach, które wpisaliśmy na karteczce panu prezydentowi. O wiecznej przyjaźni i współpracy gospodarczej. A konflikt się szykuje (znowu mówiłem) przede wszystkim z tego powodu, że kraje Europy nie mają zamiaru realizować tego, co w umowie handlowej z USA obiecała, bez żadnych upoważnień, pani Ursula z Brukseli. Co się więc stanie z tymi ustaleniami jak kraje nie będą chciały ich realizować? Co się stanie z Ursulą? Unijnymi relacjami z USA? Czy ustalenia przejdą – daj Boże – na poziomy krajowe? A to byłby koniec Unii jako projektu…

I w tym wszystkim my – poseł Szczerba zapewnia, że bez Tuska nic się w Europie nie dzieje i dziać nie może, że Europa „mówi Tuskiem”. To akurat prawda, bo obie strony bredzą jak Piekarski na mękach. Łukaszenka zwraca się do Polski z projektem współpracy, Sikorski z pańska temu odmawia, zaś na drugi dzień Trump dzwoni do Łukaszenki, chwali gościa i umawia się, że do niego (na Białoruś!) osobiście poleci.

No tak, skoro my nie potrafimy prowadzić polityki wschodniej z naszymi najbliższymi sąsiadami, to będą za nas to robić goście zza Oceanu. To pokaz naszej mizerii, kompletnego szaleństwa i oddawania nas jako kolonii na łaskę kolonizatorów. Ale czego tu się spodziewać po politykach o duszach wyłącznie kompradorskich, czyli klasy lokalnej służącej interesom kolonizatora kosztem ludu tubylczego? Ale że to-to wybiera lud tubylczy to już osobna i ważniejsza chyba sprawa. W ten sposób skazujemy się na nasz los, bo albo własnej podległości w mimikrze naszych (?) przedstawicieli nie widzimy, albo te kajdany uważamy za drogocenne klejnoty, które w rzeczywistości są zrobione z tanich paciorków wyrżniętych z naszej niewolniczej naiwności.

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Chyży trenuje bieganie. W Łomży. Do ucieczki z rządu, czy z Polski?

Zaskakujące nagranie Donalda Tuska. Internauci w śmiech

06.09.2025 tysol/askakujace-nagranie-donalda-tuska-internauci-w-smiech

Donald Tusk znów zwrócił na siebie uwagę internautów. Tym razem premier opublikował nagranie, na którym biega wraz politykami towarzyszącymi mu podczas wizyty na rewitalizowanej linii kolejowej nr 49 Łomża-Śniadowo. „Przed nami maraton!” – napisał szef rządu. Internauci już komentują zaskakujący post premiera.

Donald Tusk Zaskakujące nagranie Donalda Tuska. Internauci w śmiech

Donald Tusk / PAP/Artur Reszko

 Bieganie zamiast konkretów

Donald Tusk od lat znany jest ze swojego zamiłowania do sportów. Teraz postanowił połączyć pasję z polityką. W mediach społecznościowych opublikował krótkie wideo, na którym biegnie w otoczeniu kilku osób. Do nagrania dodał podpis:

Pov: kiedy narzucasz tempo zmian na kolei.

W komentarzu do filmu premier napisał: „Przed nami maraton!”.

Nawiązanie do sportu nie jest przypadkowe – Tusk chętnie pokazuje się jako aktywny fizycznie polityk. Dzień po swoich 65. urodzinach pokonał nawet dystans maratoński w czasie 5 godz. i 44 minut.

 Wizyta w Łomży i zapowiedź zmian na kolei

Film powstał podczas piątkowej wizyty Tuska i ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka na rewitalizowanej linii kolejowej nr 49 Łomża–Śniadowo.

Nikt nie zapomniał o Łomży, nikt nie zapomniał o Łapach i nikt nie zapomniał o Podlasiu. To dowód na to, że bardzo poważnie myślimy o przyszłości polskiej kolei – mówił premier.

Już niedługo w naszym kraju pojawią się nie tylko najszybsze pociągi na świecie — to stanie się faktem. Ale równie ważne jest, by w takich miastach jak Łomża mieszkańcy mieli realną możliwość podróżowania koleją.

Komentarze internautów

Film opublikowany przez Donalda Tuska na X rozgrzał internet.

Na szczęście zostało Wam już tylko dwa lata. Potem koniec. Tak będziecie uciekać – napisał poseł Konfederacji Konrad Berkowicz.

Wy też biegacie w koszuli, spodniach od garnituru i w lakierkach? – zastanawiał się były poseł Kukiz‘15 i reaktywowanej Unii Polityki Realnej Jerzy Kozłowski.

Jezu kto robi te filmiki? Premier potrzebuje pilnie zmiany pijarowca, bo to przecież vibe okolic Euro 2012 – spytał ekspert ds. bezpieczeństwa Piotr Mąciążek.

“Tak głosował klub KO w sprawie ustawy dotyczącej Programu Kolej Plus,w ramach której realizowana jest linia kolejowa do Łomży. To ta inwestycja,która chwalił się dzisiaj Donald Tusk”.

“Kiedy 2 godziny po ogłoszeniu wyniku wyborów, zaczynają zamykać niemiecką granicę…”

“Propaganda jak za Jaruzelskiego. Komunikujecie się w tej sprawie z Urbanem w zaświatach? Jakieś tablice spirytystyczne, coś teges?”

“Najpierw pan kłamie, że budujecie kolej, chociaż nawet za tym programem pana ugrupowanie nie głosowało a teraz takie filmiki. Człowieku, jesteś premierem. To już nie są lata 2007-2014. Haratanie w galę i wnuczęta nie ocieplą wizerunku. Toniecie, więc lepiej naucz się pan pływać.”

Zasadzka Izraela na Leona XIV

Zasadzka Izraela na Leona XIV

6 settembre 2025Author: Uczta Baltazara babylonianempire/zasadzka-izraela-na-leona-xiv

Operacja fałszerstwa przeprowadzona przez prezydenta Herzoga, prezydenta Izraela, w celu wsparcia Netanjahu, była jak z podręcznika.

Spójrzmy, jak ona wyglądała.

Herzog wie, że dla Prevosta to, co się dzieje w Gazie, jest „ludobójstwem”. Zasadniczo identyczne stanowisko zajmuje patriarcha Pierbattista Pizzaballa. Podobnego zdania jest ojciec Francesco Patton, strażnik Ziemi Świętej i wszystkich mieszkających tam chrześcijan.

Wspomniana spójność świata katolickiego i chrześcijańskiego jest niebezpieczna dla narracji Izraela, który chce przedstawić trwający konflikt nie jako to czym on jest naprawdę, czyli walką o terytorium, ale jako rodzaj wojny religijnej między dobrymi syjonistami (w większości ateistami, ale o tym zazwyczaj się nie mówi) a złymi islamistami.

Trzeba więc wrobić papieża, to nic trudnego: spotkanie, wspólne zdjęcie, które obiegnie cały świat. W ten sposób można będzie oddzielić stanowisko Leona od stanowiska Pizzaballi, zgodnie z retoryką, która już jest stosowana.

Herzog prosi papieża o spotkanie, który prawdopodobnie wyraża na nie zgodę – można sobie wyobrazić, niechętnie; nie może odmówić, choć to, co miał do powiedzenia na temat Gazy, powiedział już wielokrotnie. Czy jest miejsce na dialog?

Nie ma. Herzog jeszcze przed spotkaniem dyktuje gazetom na całym świecie linię przekazu: to papież poprosił go o spotkanie, aby porozmawiać o zakładnikach i o antysemityzmie szalejącym na świecie.

Gazeta Ynet pisze: „W związku z napiętymi stosunkami spowodowanymi atakiem na kościół w Gazie, na zaproszenie papieża Leona XIV, prezydent odwiedzi w czwartek Watykan i spotka się również z premierem, kardynałem Pietro Parolinem. Oprócz sprawy zakładników omówiona zostanie również kwestia walki z antysemityzmem”.

Także biuro prezydenta Izraela poinformowało media, że wizyta Herzoga odbędzie się w czwartek 4 września 2025 na zaproszenie papieża, dodając, że w ramach wizyty prezydent zwiedzi również archiwa i bibliotekę watykańską.

Również po spotkaniu, Herzog ponownie dyktuje linię przekazu massmedialnego: „Dziękuję papieżowi za ciepłe przyjęcie. Izrael pragnie pokoju i robi wszystko, co w jego mocy, aby uwolnić wszystkich zakładników przetrzymywanych w okrutnej niewoli Hamasu”.

W tym momencie papież i Watykan reagują, zaprzeczając wszystkim doniesieniom z Izraela

To nie papież poprosił o spotkanie z Herzogiem, ale było dokładnie odwrotnie. To biuro prezydenta Izraela wysłało oficjalną prośbę o audiencję do papieża. Zgodnie z protokołem, papież nigdy nie prosi o spotkanie z głowami państw i rządów. Protokół przewiduje, że, za każdym razem, gdy zagraniczne władze przybywają z oficjalną wizytą do Włoch, zwykle proszą również o audiencję u papieża.

Jak poinformował wczoraj wieczorem Matteo Bruni, rzecznik prasowy Watykańskiej Sali Prasowej, w odpowiedzi na prośbę dziennikarza o wyjaśnienie tejże kwestii: „Praktyką Stolicy Apostolskiej jest wyrażanie zgody na prośby o audiencję skierowane do Papieża przez głowy państw i rządów. Nie jest natomiast praktyką kierowanie do nich zaproszeń”.

Co więcej. Jeśli głowa jakiegoś państwa przebywająca z wizytą we Włoszech prosi papieża o audiencję, ten z reguły nie powinien jej odmówić. Był to jeden z powodów, dla których na początku maja 1938 roku, Pius XI wyjechał do Castel Gandolfo, podczas gdy Hitler przebywał z wizytą w Rzymie, uniemożliwiając w ten sposób niemieckiemu ceremoniałowi poproszenie o audiencję dla führera (co zresztą ten ostatni nie miał najmniejszego zamiaru zrobić).

Wracając do Herzoga w Watykanie: nie rozmawiano wyłącznie o zakładnikach izraelskich, ale, jak głosi oficjalny komunikat, „poruszono kwestię sytuacji politycznej i społecznej na Bliskim Wschodzie, gdzie nadal trwają liczne konflikty, ze szczególnym uwzględnieniem tragicznej sytuacji w Strefie Gazy”. Wyrażono nadzieję na szybkie wznowienie negocjacji, aby dzięki dobrej woli i odważnym decyzjom, a także wsparciu społeczności międzynarodowej, można było doprowadzić do uwolnienia wszystkich zakładników, pilnie osiągnąć trwałe zawieszenie broni, ułatwić bezpieczny dostęp pomocy humanitarnej do obszarów najbardziej dotkniętych wojną oraz zapewnić pełne poszanowanie prawa humanitarnego, a także uzasadnionych aspiracji obu narodów. Rozmawiano o tym, jak zapewnić przyszłość narodowi palestyńskiemu oraz pokój i stabilność w regionie, przy czym Stolica Apostolska ponownie podkreśliła, że rozwiązanie oparte na dwóch państwach jest jedyną drogą wyjścia z trwającej wojny. Nie zabrakło również odniesienia do sytuacji na Zachodnim Brzegu i ważnej kwestii miasta Jerozolimy”. https://www.vaticannews.va/it/papa/news/2025-09/papa-udienza-herzog-israele-guerra-gaza-soluzione-due-stati.html https://press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2025/09/04/0615/01073.html

Wizyta Herzoga była specyficzną anomalią. Nie była to oficjalna wizyta we Włoszech. Herzog nie spotkał się z prezydentem Włoch, Mattarellą (którego stanowisko w sprawie Gazy, krytyczne wobec Izraela, Herzog nie zaakceptował).

Jeśli zaś chodzi o „ciepłe przyjęcie” w Watykanie, o którym wspomniał Herzog, wystarczy spojrzeć na oficjalne zdjęcia: Leon XIV ma na wszystkich posępną minę i zachowuje bezpieczny dystans. Nie podoba mu się ani kłamstwo, ani zasadzka.

Przed kamerami, papież zazwyczaj uśmiecha się, ale w tym przypadku nie zrobił tego ani razu.

https://youtube.com/watch?v=EgKOf3qn6Cc%3Ffeature%3Doembed

INFO: https://www.marcotosatti.com/2025/09/05/limboscata-parzialmente-fallita-di-israele-a-leone-xiv-incontro-senza-sorrisi-francesco-agnoli https://www.marcotosatti.com/2025/09/04/il-papa-chiede-di-vedere-herzog-propaganda-e-lesatto-contrario-matteo-luigi-napolitano/

Sowiety, Stalin. Tuszowanie roli Żydów. A byli trzonem i kręgosłupem

Tuszowanie roli Żydów

6.09.2025 Marek A. Koprowski https://nczas.info/2025/09/06/tuszowanie-roli-zydow/

Oficer NKWD. Zdjęcie ilustracyjne.
Oficer NKWD. Zdjęcie ilustracyjne.

W 1938 r. Stalin, dla zatarcia śladów po Wielkim Terrorze, polecił zlikwidować kierownictwo NKWD. Chciał je obciążyć odpowiedzialnością za tę zbrodnię. Przy okazji skonstatował, że znaczną jego część stanowili Żydzi. Przy czym rzecz nie dotyczyła tylko Moskwy, ale zdecydowanej większości republik, krajów i obwodów wchodzących w skład ZSRR. Stalin polecił usunąć Żydów z kierownictwa NKWD wszystkich szczebli.

Operacja ta przeciągała się. O ile w 1936 r. Żydzi stanowili 39,09 kadry kierowniczej NKWD, to dopiero w 1939 r. ich ilość została ograniczona do 3,92 proc. Stalin postanowił fakt „nadreprezentacji” Żydów w organach bezpieczeństwa utajnić i nie podnosić w propagandzie. Nakazał też nie akcentować „dorobku” Żydów w budownictwie komunizmu w ZSRR. Od końca lat dwudziestych minionego wieku polecił on budować mit „Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej” jako dzieła uciemiężonych przez carat narodów Rosji. Chciał, żeby na ich czele stali przedstawiciele tytularnej nazwy imperium, czyli Rosjanie.

Tymczasem w powszechnej opinii rosyjskiego ludu owa „Wielka Socjalistyczna…” była dziełem Żydów. Dla niego teza ta stanowiła kamień obrazy. Nie mógł zaakceptować poglądu, że autorami przewrotu bolszewickiego i zbudowania od podstaw ZSRR są Żydzi. Faktów jednak nie dawało się ukryć. „Biała” emigracja wciąż bębniła o udziale Żydów w budownictwie komunizmu w ZSRR. Przypomnijmy więc niektóre fakty.

Udział Żydów w przewrocie bolszewickim, wojnie domowej i rozpoczęciu budowy komunizmu w ZSRR w samym Związku Radzieckim, był publiczną tajemnicą. Oficjalnie nie wolno było o tym pisać i mówić. Od zakończenia Wielkiego Terroru i oczyszczenia kierownictwa NKWD z funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego, zakazał wspominać o tym, że w Związku Radzieckim Żydzi odgrywali jakąś większą rolę. Owszem, nie kwestionował, że mieszkali w nim, tworząc mniejszość narodową, ale jedną z wielu, a nie tytularną i najważniejszą. Doskonale wiedział, że „biała” emigracja, poprzez wszelkie dostępne jej media, kształtuje obraz bolszewickiej Rosji jako kraju opanowanego przez Żydów. Na pewno wywiad poinformował go o twórczości Wasilija Szulgina, którego znał jeszcze z Piotrogrodu jako współtwórcę Rządu Tymczasowego, który w 1923 r. uniknął „sowieckiej sprawiedliwości” i schronił się na emigracji.

W 1927 r. wydał on we Francji dziełko o rosyjskich Żydach zatytułowane: „Szto nam w nich nie nrawitsa?”. Wytłumaczył w nim, dlaczego rosyjska emigracja nie lubi Żydów. Pisze m.in.: „Nie podoba się to, że wzięliście zbyt znaczący udział w rewolucji, która okazała się największym kłamstwem i oszustwem. Nie podoba nam się to, że staliście się kręgosłupem i trzonem partii komunistycznej. Nie podoba się to, że opierając się na wytrwałości i woli, utrwaliliście i umocniliście na nadchodzące lata najbardziej szalone i najkrwawsze przedsięwzięcie, jakie zna ludzkość od dnia stworzenia. Nie podoba się to, że eksperyment ten został przeprowadzony po to, by wcielić w życie nauki Żyda Karola Marksa”. Nie były to główne zarzuty, jakie Szulgin wytoczył rosyjskim Żydom. Szulgin oskarżył ich przede wszystkim o to, że całą tę rewolucję czy wielki socjalistyczny eksperyment przeprowadzili na „rosyjskim ciele i że (…) Rosjanie (…) ponieśli z tego powodu niewyobrażalne straty. Nie podoba nam się to, że wy, Żydzi, względnie niewielka grupa w obrębie narodowości rosyjskiej uczestniczyliście tym potwornym dziele, w stopniu zupełnie nieproporcjonalnym do waszej liczby”.

Byli trzonem i kręgosłupem

Ilość Żydów mieszkających we wszystkich republikach włączonych do ZSRR nieoficjalnie nie była duża, ale rosła. Z oficjalnych danych wynika, że w 1897 r. w europejskiej części Rosji, która weszła w skład RSFSR mieszkało 106 tys. Żydów, a w 1925 r. ich liczba wynosiła już 544 tys. W Moskwie np. w 1912 r. żyło 6,4 tys. Żydów, a w 1933 r. ich ilość zwiększyła się czterdziestokrotnie, osiągając liczbę 241,7 tys. Ludność samej stolicy zwiększyła się tylko dwukrotnie z 1 mln 618 tys. do 3 mln 663 tys. osób. Zwiększająca się ilość Żydów, osiedlających się w stolicy, wynikała zapewne z faktu, że znajdowali oni pracę w centralnych instytucjach władzy państwowej. Rosyjscy Żydzi poparli bowiem bolszewicki przewrót. Ich ilość w partii komunistycznej systematycznie rosła. W 1922 r. ilość Żydów, należących do Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) wynosiła 20 tys. osób, co stanowiło 5,2 proc. ogółu jej członków. W 1923 r. na XI Zjeździe partii bolszewików odsetek delegatów żydowskiego pochodzenia wynosił już 14,5 proc.

Największy odsetek członków partii bolszewickiej Żydzi tworzyli w republikach zamieszkałych przez społeczność żydowską. Białoruska Komunistyczna Partia (bolszewików) np. w jednej czwartej składała się z Żydów. Nie byli oni w niej, ani innych republikańskich instancjach partii szarymi członkami. Byli jej „trzonem i kręgosłupem”. Jak pisze Yuri Slezkine w swojej pracy „Wiek Żydów”, Pierwszy Wszechrosyjski Centralny Komitet Wykonawczy, który uchwalił przejecie władzy przez bolszewików i pierwsze jej dekrety i utworzył Radę Komisarzy Ludowych: „składał się ze 101 członków, w tym 62 bolszewików. Wśród tych ostatnich było 23 Żydów, 20 Rosjan, 5 Ukraińców, 5 Polaków, 5 Bałtów, 3 Gruzinów i 2 Ormian”. Według Nahuma Rafalkesa-Nira „(…) wszyscy mówcy, którzy zabrali głos w sprawie przejęcia władzy, a było ich 15, byli Żydami”. Nimi byli też Kamieniew i Swierdłow stojący na czele Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego. Pełnili więc funkcje głów państwa radzieckiego. Swierdłow był też sekretarzem generalnym partii komunistycznej i de facto nią rządził.

Stworzyli bolszewicką propagandę

Pierwsi komisarze zarządzający Piotrogrodem i Moskwą, czyli Kamieniew i Zinowiew, byli Żydami. Podobnie zresztą jak komendanci Pałacu Zimowego i Kremla Grigorij Izakowicz Czudnowski i Jemielian Jarosławski. Ten ostatni stanął też na czele Ligi Wojujących Bezbożników. Głównym organizatorem Armii Czerwonej był Lew Trocki, który nie ukrywał swych żydowskich korzeni. Głównym cenzorem Piotrogrodu, formalnie pełniącym funkcję komisarza ds. druku, propagandy i agitacji był Mojsiej Goldstein. Osobami nadającymi ton tworzącej się dyplomacji byli Adolf Abramowicz Joffe i Karol Radek, właściwie Karol Sobelsohn, pochodzącymi z żydowskich rodzin.

Na konto rosyjskich bolszewików żydowskiego pochodzenia poszło też morderstwo carskiej rodziny w Jekaterynburgu. Jego głównym organizatorem był Jakow Michajłowicz Jurowski, a właściwie Jankiel Chaimowicz Jurowski, wnuk rabina i syn złodzieja, który za cara za lepkie ręce został zesłany na Sybir. Jurowski nie zamordował rzecz jasna carskiej rodziny z własnej inicjatywy. Rozkaz zabicia cara i jego rodziny wydać miał sam Lenin i zlecił jego wykonanie Swierdłowowi. Ten przekazał sprawę Jurowskiemu, którego nie tylko znał osobiście, ale nawet się z nim przyjaźnił. Był on najpierw członkiem Rady Uralu, następnie zastępcą komisarza sprawiedliwości Rządu Uralu. Następnie objął funkcję przewodniczącego Komisji Śledczej przy Trybunale Rewolucyjnym Czeka. Nie był on jedynym Żydem uczestniczącym w morderstwie Romanowów. Wspomagała go również Szaja Gołoszczekina komisarz uralskiego okręgu wojskowego.

Żydzi nie zajmowali się rzecz jasna tylko carobójstwem. Swoje usługi na rzecz budowy socjalizmu w ZSRR oddało wielu wybitnych żydowskich artystów. Zwłaszcza plastyków, którzy zostali wprzęgnięci do propagandy nowego ustroju. Natan Altman był projektantem pierwszej flagi radzieckiej, godła, oficjalnych pieczątek i znaczków pocztowych, czyli zewnętrznej symboliki bolszewickiej państwa. Jego dziełem była też oprawa plastyczna festiwalu, mającego upamiętnić pierwszą rocznicę przewrotu bolszewickiego, którą zaczęto powoli traktować jako socjalistyczną rewolucję październikową. Użył dla udekorowania placu przed Pałacem Zimowym i nadania mu imperialnego, ale bolszewickiego charakteru, jak przypomina Yuri Slezkine „14 kilometrów płótna i olbrzymich czerwonych, zielonych i pomarańczowych kubistycznych płaszczyzn”. Altman został też szefem „Leninowskiego Planu Propagandy Monumentalnej”. To on również przyczynił się do uczynienia z Lenina bolszewickiego świętego. To on stworzył całą artystyczną ikonografię tej postaci, która trafiła w postaci różnorakich kopii do najdalszych zakątków bolszewickiego imperium.

Natan nie był rzecz jasna jedynym wybitnym żydowskim artystą, który oddał swój talent na rzecz bolszewików. W kreowaniu rewolucji październikowej jako wydarzenia przełomowego dla ludzkości pomógł Stalinowi także El Lisicki na Zachodzie bardziej znany jako El Lissitzy, urodzony w żydowskiej rodzinie w Poczinoku jako Łazar Markowicz Lisicki, malarz, grafik, architekt, typograf i fotografik. Od 1921 r. był profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Moskwie. To on wymyślił tzw. „prouny” (będące skrótem od nazwy „projekta utwierżdienija nowego”). Jednym z nich był projekt „podiów Lenina”, czyli ogromnych pochyłych wież, które w myśl jego założenia miały dominować nad placami miejskimi. Był autorem też wielu rewolucyjnych plakatów. W latach 1923–1925 Lisicki zaprojektował tzw. Wygładzacz Chmur – czyli zespół nowoczesnych, oszklonych wieżowców w Moskwie.

Stali się patronami placów, ulic

Dzięki niezręcznej polityce władz radzieckich mieszkańcy wielu rosyjskich miast zaczęli żyć w przestrzeni, której patronami byli rewolucyjni bohaterowie niemal wyłącznie żydowskiego pochodzenia. W Piotrogrodzie Plac Pałacowy przed Pałacem Zimowym został przekształcony na Plac Urickiego, Pałac Taurydzki także otrzymał imię wielkiego księcia Siergieja Aleksandrowicza nazwano Pałacem Nechamkesa; Nabrzeże Admiralicji i Aleję Admiralicji nazwano imieniem Semena Nachimsona. Imię Zinowiewa otrzymał uniwersytet. Carska rezydencja w Gatczynie na cześć Trockiego, przemianowanego na Trock. Pawłowsk przechrzczono na Słuck na cześć żydowskiej komunistki pomniejszego sortu.

Przemianowanie nazw placów i ulic na cześć głównie żydowskich bohaterów bolszewickiego przewrotu nie dotyczyła rzecz jasna tylko Piotrogrodu, ale wszystkich ośrodków rewolucji. Nadanie miastu, w którym zamordowano cara, imieniem Swierdłowa jednego z organizatorów jego zabójstwa, jest tego klasycznym przykładem.

Oczywiście Rosjanie najbardziej nienawidzili katów z NKWD, spośród których ci żydowskiego pochodzenia wyróżniali się najbardziej. Przez okres największego terroru, gdy organy bezpieczeństwa były najbardziej opresyjne, stanowili znaczącą część kadry kierowniczej. Yuri Slezkine przyznaje, że największą rolę odgrywali oni w pierwszych latach funkcjonowania bolszewickiego państwa. Zaangażowanie ideologiczne i wykształcenie wyróżniało ich i windowało w górę. Pisze, że: „W 1918 r. 65,5 proc. wszystkich zatrudnionych w niej (WCzK) Żydów było »funkcjonariuszami odpowiedzialnymi«. Żydzi stanowili 19,1 proc. wszystkich śledczych aparatu i 50 proc. śledczych, zatrudnionych w wydziale ds. zwalczania kontrrewolucji”.

Ilość Żydów w bolszewickim aparacie terroru bynajmniej nie malała, gdy Związek Radziecki okrzepł. Wystarczy sięgnąć do przewodnika zatytułowanego „Kto Rukowodił NKWD 1934–1941”, by się o tym przekonać. Dla pełnej jasności trzeba nadmienić, że nie wydała go jakaś antysemicka, nacjonalistyczna organizacja, ale prześladowane przez Putina Towarzystwo „Memoriał”. Z dokonanych przez autorów zestawień wynika, że w 1934 r. pracowało w NKWD na najwyższych stanowiskach kierowniczych 37 Żydów, co stanowiło odsetek 38,54 proc. ogółu tej kadry. Rosjan w tamtym czasie na najwyższych stanowiskach było zatrudnionych 30 i ich udział w „wierchuszce” stanowił 31,25 proc. W 1936 r. odsetek Żydów w ścisłym kierownictwie jeszcze wzrósł. Pracowało ich 43, co stanowiło 39,9 proc. Rosjan było zatrudnionych 33, co stanowiło 30 proc. Dopiero w drugiej połowie 1938 r. odsetek Żydów w najwyższym kierownictwie NKWD zaczął maleć. Pracowało ich w nim 32, co stanowiło 21,33 proc. Rosjan zatrudnionych było wtedy 85, co stanowiło 56,67 proc.

Oczywiście Żydzi nie pracowali tylko na najwyższych stanowiskach. Pracowali we wszystkich oddziałach republikańskich, obwodowych i rejonowych.

Nie wszyscy Żydzi w Rosji popierali także budowę komunizmu. Moisieja Urickiego zastrzelił żydowski poeta Leonid Kannegiser. Zrobił to, mszcząc się za śmierć swojego przyjaciela Parelewejga, także Żyda, którego Unicki miał osobiście przesłuchiwać.

=========================

Dzieciątko Lenin

AGRESJA !! “Edukacja zdrowotna” – pilne i ważne na TERAZ

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Powiem to wprost: sytuacja z edukacją zdrowotną jest bardzo poważna. W ostatnim czasie w szkołach – z odgórnej inspiracji i nakazu – ma miejsce szantaż i presja na rodziców i na dzieci, aby jak najwięcej uczniów pozostało na lekcjach EZ.

Szkoły:

– utrudniają składanie rezygnacji z zajęć (bezprawnie ograniczają termin i/lub formę rezygnacji),

– zmuszają dzieci do uczestnictwa w zajęciach przed 25 września,

– dezinformują rodziców co do programu zajęć, ukrywają prawdziwe cele nowych lekcji,

– szantażują, że nieuczęszczanie na EZ obniży ocenę z biologii, wf-u lub zachowania.

Tym bezprawnym działaniom odpór może dać tylko zorganizowany wysiłek społeczny. Oddolny ruch Dobrych Ludzi budzi się na naszych oczach.

Co jest kluczowe? Informacja. Bo większości ludzi wciąż brakuje wiedzy o tym, czym grozi posłanie dziecka na lekcje autorstwa Barbary Nowackiej i jej pomocników.

W telewizji słyszą lewicowo-liberalne kłamstwa.

W szkole dostają materiały propagandowe rządu, gdzie uspokaja się ich, ze wszystko będzie dobrze, byle tylko nie zabrali swoich dzieci z EZ.

Usypia się ich czujność.

A szkody będą nieodwracalne.

Co pozostaje Dobrym Ludziom, którzy chcą ostrzegać przed EZ?

Działanie bezpośrednie. Czyli ulica. To już się dzieje.

Przez ostatnie 6 dni Fundacja została zasypana zgłoszeniami od osób, które chcą rozwiesić banery informacyjne o EZ. Łącznie mam teraz zamówienia na niemal 400 sztuk, a pierwsza partia już powędrowała do zamawiających. Nasz dział logistyki jest zwarty i gotowy, aby wysłać kolejne banery, ale wszystko jest zablokowane z uwagi na koszty. I muszę prosić o pomoc finansową. 

Moja prośba jest tym pilniejsza, że zostało mniej niż 3 tygodnie, aby przekonać ludzi do składania rezygnacji z edukacji zdrowotnej.

Bez owijania w bawełnę: cena jednego baneru wraz z przesyłką to 92 złote. W tej chwili muszę pokryć koszty 212 banerów, czyli zebrać 19500 złotych.

Sprawa jest pilna i naprawdę na teraz. Termin na rezygnację z EZ nieuchronnie się zbliża.

Czy może Pan pomóc pokonać tę przeszkodę finansową? 

Czy może Pan wpłacić kwotę, o której wysokości sam Pan zdecyduje?Może to być np. 46 złotych (50% baneru), 92 złote (1 baner), 184 złote (2 banery).

Fundacja Życie i Rodzina

Numer konta:

47 1160 2202 0000 0004 7838 2230

Kod SWIFT: BIGBPLPW

Blik/płatności kartami/przelewy online pod linkiem:

www.RatujZycie.pl/wesprzyj

Bardzo proszę właśnie Pana o szybką wpłatę, bo czas biegnie nieubłaganie. Proszę o hojność, bo musimy działać natychmiast. 25 września już niedługo, trzeba ostrzegać rodziców i ratować polskie dzieci.

Z góry dziękuję za szybką reakcję.

Z wyrazami szacunku, we wspólnym wysiłku ku dobru,

Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Zostało 19 dni na intensyfikację działań, banery muszą zawisnąć natychmiast.

Wysyłka kurierem to 24/48 h, ale blokują nas koszty. Proszę o pomoc w tej sprawie.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

====================================

Powrót komuny. Izabela BRODACKA

Powrót komuny

Izabela BRODACKA

Komuno wróć. Obecnie często słyszę to hasło. Najczęściej wypowiadane żartobliwie, z dystansem. W ten sposób ludzie w swym mniemaniu światli wyrażają nie tyle tęsknotę za dobrodziejstwami komuny co niezadowolenie z naszej ułomnej pseudo-demokracji.

A swoją drogą – choć stan państwa za czasów tak zwanej komuny był beznadziejny jednak pewne rzeczy były niemożliwe.

Nie byłoby na przykład możliwe aby słynny doktor Koperta zajmował wysokie stanowisko państwowe. i to zarówno za rządów tak zwanej „dobrej zmiany” jak i obecnej, „złej zmiany”.

[dla młodzieży: google wskazują, że to prof. Tomasz Grodzki. był czymś – tam w parlamencie; kwitnie dalej md]

Nie byłoby możliwe wyrzucenie z mieszkania komunalnego na bruk wielodzietnej rodziny pod pretekstem, że dochód na głowę w tej rodzinie przekracza o parę groszy wyznaczoną kwotę.

Nie byłoby możliwe odbieranie dzieci z domu rodzinnego za nieład w mieszkaniu czy muszki owocówki w kuchni.

Komuniści nie byli aż tak głupi jak ministrowie obecnego rządu. Moi rozmówcy posługujący się persyflażem dla podkreślenia swej przynależności do światłej części ludzkości nie widzą i nie rozumieją chyba tego, że komuna już wróciła i to dosłownie, w swej najgorszej postaci. Dowodów na to nie brakuje.

Fala obraźliwych pomówień wobec demokratycznie wybranego prezydenta pana Karola Nawrockiego przypomina jak za czasów komuny Władysław Gomułka, którego inteligencja określana była przez żartownisiów jako jedna czwarta nogi stołowej, w słynnym przemówieniu sejmowym ośmielił się nazwać Janusza Szpotańskiego, autora wspaniałych tekstów, obnażających intelektualną i moralną nędzę systemu, „ człowiekiem o moralności alfonsa”.

Inny znaczący przykład. Jak się dowiedzieliśmy obrońca polskich granic Robert Bąkiewicz otrzymał decyzją sądu zakaz zbliżania się do granicy polsko niemieckiej na odległość poniżej kilometra. I tak łaskawie go potraktowali.

Moja ciocia miała po wojnie zakaz zbliżania się do swego dworku na odległość mniejszą niż 50 kilometrów. To samo dotyczyło wielu byłych ziemian. Pewna właścicielka majątku na Pomorzu odzyskała pamiątki rodzinne i zdjęcia tylko dzięki oficjalistom, których ten zakaz nie dotyczył, więc wynosili co się tylko dało i uczciwie oddawali właścicielce.

Idiotyzm zakazu zbliżana się przez Bąkiewicza do granicy z Niemcami obnaża fakt, że mieszkając w Polsce czyli w strefie Schengen Bąkiewicz ma prawo swobodnie przekraczać tę granicę kiedy tylko zechce. W jaki sposób zatem Bąkiewicz miałby realizować swoje unijne prawa? A może jest już extra legem ( wyjęty spod prawa) i każdy może go bezkarnie zastrzelić jak Clinta Eastwooda odtwarzającego rolę bohatera słynnego, amerykańskiego westernu z 1976 roku nakręconego na podstawie powieści Forresta Cartera o tytule właśnie: „Wyjęty spod prawa”.

A gdyby odwoływać się do tradycji Polski szlacheckiej powinniśmy zapytać – jak ciężkie przestępstwa popełnił Bąkiewicz, że dotknęła go infamia?

Tak się jednak składa, że ustrojem Polski jest podobno demokracja liberalna, system, w którym wyjęcie spod prawa jest z założenia niemożliwe. Wniosek jest prosty- to co spotyka Bąkiewicza to czyste bezprawie. Jak za komuny pod której rządami jak to zauważył Orwell w „Folwarku zwierzęcym”- „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych”.

Wyróżniającą cechą komuny była nowomowa, zmiana sensu słów między innymi przez dodawanie do jakiegoś słowa przymiotnika, który całkowicie zmieniał jego znaczenie. Na przykład „demokracja ludowa” czy „demokracja socjalistyczna” nie miały nic wspólnego z prawdziwą demokracją. Jak żartobliwie mówiono – demokracja ludowa czy socjalistyczna miały tyle wspólnego z demokracją co ma krzesło elektryczne ze zwykłym krzesłem. Demokracja socjalistyczna był to okrutny komunistyczny reżim mordujący i torturujący ludzi uważnych za wrogów klasowych. Obecnie zamiast demokracji, której definicja i charakterystyka jest przecież od wieków znana mamy „demokrację walczącą”.

Reżim Tuska wręcz odruchowo włazi – jak widać – w komunistyczne walonki.

Kolejną niezwykle charakterystyczną cechą reżimu komunistycznego było instrumentalne traktowanie prawa. Prawo służyło jako młot na czarownice, jako narzędzie walki ze znienawidzonymi przez komunistów przedstawicielami klas wyższych i duchowieństwa. Naginanie prawa, rozprawy odbywające się w więziennej celi przed samą egzekucją, produkowanie dyspozycyjnych sędziów w słynnej „duraczówce” czyli Wyższej Szkole Prawniczej imienia Teodora Duracza w Warszawie to najistotniejsze cechy systemu prawnego Polski Ludowej. Duraczówka była to stalinowska szkoła prawnicza działająca w latach 1948- 1953, powołana zarządzeniem ówczesnego ministra sprawiedliwości i dająca po dwuletnich studiach uprawnienia sędziowskie oraz prokuratorskie zaufanym systemu komunistycznego. Do duraczówki przyjmowano z polecenia PZPR osoby posiadające średnie wykształcenie choć to ostatnie kryterium na ogół nie było spełnione.

Obecnie nie brakuje nam dyspozycyjnych sędziów i prokuratorów, a instytucje też są powoływane zarządzeniami a nie ustawami sejmowymi. Najistotniejszą cechą reżimu komunistycznego była bezwzględna walka z instytucją Kościoła Katolickiego i jej przedstawicielami. 22 września 1953 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie ogłosił wyrok, skazujący bp. Czesława Kaczmarka, ordynariusza diecezji kieleckiej, na 12 lat więzienia. Biskup, podobnie jak ksiądz Olszewski był torturowany w więzieniu i zmuszany do obciążających go i innych zeznań. Również podobnie jak obecnie przeciwko niewinnemu biskupowi wystąpili liczni przedstawiciele elit artystycznych. Miedzy innymi Tadeusz Mazowiecki we „Wrocławskim Tygodniku Katolickim” przekonywał: „ku tej szkodliwej działalności kierowały ks. bp. Kaczmarka i współoskarżonych poglądy prowadzące do utożsamiania wiary ze wsteczną postawą społeczną, a dobra Kościoła z trwałością i interesem ustroju kapitalistycznego”.

Reakcją społeczeństwa na zakłamany i opresyjny system polityczny był dowcip choć opowiadanie dowcipów było penalizowane jak obecnie ma być penalizowana „mowa nienawiści” czyli niezwykle trafne Memy mówiące więcej niż tysiąc słów.

RUSIN, NIEMIEC, DWA BRATANKI. Krzysztof Baliński

RUSIN, NIEMIEC, DWA BRATANKI.

Krzysztof Baliński

„Ja się nie boję Niemców pro-rosyjskich! Boję się Niemców pro-ukraińskich, którzy wczoraj popierali Stefana Banderę, a jutro razem z Ukrainą mogą ruszyć po Wrocław, Przemyśl, Szczecin, Rzeszów, Opole, Chełm, Koszalin, Zamość. Nawet gdyby w Rosji było okropnie i panowało tam ludożerstwo, byłbym za dobrymi stosunkami z Rosją, bo boję się rosnącej w potęgę Ukrainy” – taki wpis Janusza Korwin-Mikkego wywołał wielką falę oburzenia.

Przypomnijmy, że wcześniej Korwin-Mikke oskarżył lidera PiS o „wspomaganie utworzenia na naszej wschodniej granicy proniemieckiego i antypolskiego państwa ukraińskiego”. Dziś nad Wisłą szok. Relacje między Zełenskim i kanclerzem Niemiec można nazwać: Rusin, Niemiec, dwa bratanki. A przecież to Polak powinien być bratankiem Ukraińca, bo pomogła Ukrainie najwięcej i miała tworzyć z Ukrainą jedno państwo!

Dla ogarnięcia tego podstawowego zagadnienia geopolitycznego, przed którymi stoi Polska, konieczne jest przypomnienie następujących faktów:

1. Mówi się o przeklętym położeniu Polski, że znajduje się w kleszczach między Niemcami i Rosją. Ale prawda jest inna. Największą klęską, jaką poniosła Polska po 24 lutego pamiętnego roku 2022 jest to, że znajduje się w coraz mniejszym stopniu między Niemcami i Rosją, a w coraz większym stopniu między Niemcami i Ukrainą, że – powiedzmy to wprost – Polska leży między Niemcami i Ukrainą!

2. Sprawy ukraińskie są w Polsce traktowane, jako element polityki wschodniej. Tymczasem od dwustu lat problematyka ukraińska to element polityki niemieckiej wobec Polski i idei Polski, jako niepodległego państwa. Prusacy ze szczególnym upodobaniem pielęgnowali nazwę „Ukraine”. Niesławnej pamięci Hakata finansowała nacjonalistów ukraińskich. Niemcy popierali aspiracje niepodległościowe Ukraińców zamieszkujących Galicję Wschodnią, a hitlerowska Abwehra uzbrajała i szkoliła dywersantów ukraińskich przeciw II RP.

3. W Polsce panuje powszechne i absolutne przekonanie, że Niemcy i Rosja zawsze współpracują przeciw nam i że główna w tym wina Rosji, która wciągnęła do tego naiwnych Niemców. Polacy uwierzyli też w mit, że po 24 lutego 2022 r. Niemcy zostawiły Ukrainę na pastwę Rosji, że sprzedały Ukrainę Putinowi. Przy czym mit taki podtrzymują sami Niemcy, co samo w sobie jest genialną niemiecką konstrukcją propagandową, opartą na sprawdzonej technice manipulowania Polakami: Wszystko zwalać na Rosję, całe zło bierze się z Rosji a zbawienie pochodzi z Niemiec. Tymczasem prawda jest inna! Od 300 lat, w oparciu o Prusy, Niemcy realizują politykę Drang nach Osten, tj. parcia na wschód i podporządkowania sobie Rosji oraz krajów tej części Europy.

4. Dochodzi do tego mit (także podsycany przez Niemców), że Polacy ratują świat przed Rosją, że tylko oni rozumieją Rosję, a inni zachowują się w stosunkach z Rosją, jak pijani we mgle. No i ta pycha Polaków (także podsycana przez Niemców), przekonanie o wyższości nad Rosjanami, że sam Bóg powierzył im misję wyzwalania wszystkich spod jarzma Rosjan. Przekonanie, że są najlepszymi specjalistami od Rosji pokutuje najbardziej wśród polskich dyplomatów. Tymczasem to ignoranci, których cała wiedza na temat Rosji to koncepcje wtłoczone do ich pustych łbów przez Niemców i niemieckich agentów w Polsce. Przykład z ostatnich dni: pouczanie Trumpa przez „Gazetę Polską” i TV Republika, a nawet samego Karola Nawrockiego, jak ma rozmawiać z Putinem.

5. To nie Rosja a Niemcy są śmiertelnym zagrożeniem dla Polski a Ukraina to twór sztucznie stworzony przez Niemców, celem dokonania czwartego rozbioru Polski, ale nie przez Rosję, Austrię i Prusy, lecz w zmodyfikowanej wersji – przez Niemcy i Ukrainę. Przy czym niemiecka agresja nie odbywa się metodą ataku na Westerplatte. To coś bardziej długofalowe i bardziej wyrafinowane, coś w rodzaju „marszu przez instytucje”, poprzez obsadzanie stanowisk w Polsce przez agenturę niemiecką, ukraińską i… żydowską. Bo Ukrainiec to nie tylko polityczna ręka Niemca, ale i Żyda.

Ukrainę jak i naród ukraiński stworzyli Niemcy sto lat temu. Po co? Głównie przeciwko Rosji, ale także przeciwko Polsce, by posługiwać się tym tworem, jako politycznym narzędziem dla osłabienie Rosji i dla osłabienie Polski. Kiedy w czasie I wojny światowej okazało się, że na wschodzie Polski wyrasta nowa siła – ukraińscy nacjonaliści, Niemcy (lub Pangermanie) od razu dostrzegli istnienie nacji zwanej wtedy „Rusinami”. Dostrzegli też, że elita galicyjska hołduje Polsce jagiellońskiej, zacofanej, w której nie doszło do procesów narodowotwórczych i wykształcenia się nowoczesnego państwa, i wykoncypowali, że wśród szlachty galicyjskiej trzeba podtrzymywać mit: Polska z Ukrainą stworzy imperium (i co jeszcze bardziej przewrotne i kuriozalne – stworzy imperium, jako przeciwwagę dla Niemiec). I nawet nie dostrzegamy oczywistej prawdy, że Niemcy także dziś, poprzez swoich agentów wpływu, podtrzymują w Polakach mrzonki jagiellońskie w postaci Międzymorza” i „Polska regionalnym mocarstwem”.

Tworzenie, umacnianie i mobilizowanie nacjonalizmu ukraińskiego przeciw Polsce nasiliło się podczas I wojny światowej. W 1918 r. Niemcy (nie Piłsudzki, lecz rękami Piłsudzkiego!) powołali państwo ukraińskie. Taki sam cel miała rewolucja w Rosji i, w ślad za nią, traktat pokojowy podpisany przez Lenina z Cesarstwem Niemieckim, Austro-Węgrami oraz ich sojusznikami. Plany Niemców najlepiej pokazuje dołączona do traktatu mapa, na której Ukraina jest wielka, dominująca, zagarniająca jak najwięcej ziem Rosji, a Polska małe, zminimalizowane kadłubkowe państewko wielkości województwa, niezdolne do samodzielnej egzystencji (wielkości przyszłej Generalnej Guberni). Mapa ilustrowała germański zamysł: Rosja jak i cała Europa Wschodnia wyniszczona, obiekt niemieckiej ekspansji, podobna do niemieckich nabytków kolonialnych w Afryce.

Kiedy Niemcy przegrali II wojnę światową i drugi raz wyparci zostali na zachód (jeszcze bardziej niż po I wojnie), wszystkie swoje ukraińskie aktywa w postaci rusińskich kolaborantów przekazali anglosaskim aliantom, którzy przejęli tym samym zbrodniarzy z UPA, Ukraińców nienawidzących Polski. Ukraińscy współpracownicy niemieckich agentów przeniknęli także do służb PRL. Jeśli dodamy do tego, że Niemcy zawsze mieli w Polsce doskonale rozwiniętą sieć agenturalną, to nie dziwi, że dziś niemieckie i ukraińskie służby mają przemożne wpływy w Polsce i działają tak, aby polski patriotyzm służył Ukrainie oraz że podtrzymują mit „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”. I czy to, że obie rządzące na przemian Polską partie przykładają się do realizacji projektu „Słudzy narodu ukraińskiego” nie świadczy o tym, że są prowadzone tą samą ręką?

Dziś, po stu latach Niemcy osiągają cele, które postawiły sobie w I wojnie światowej – Podporządkowanie Polski Berlinowi przy pomocy niepodległej”, czyli realizującej interesy niemieckie Ukrainy. Przewidział to Roman Dmowski: „Nie ma siły ludzkiej, zdolnej przeszkodzić temu, ażeby oderwana od Rosji i przekształcona na niezawisłe państwo Ukraina stała się zbiegowiskiem aferzystów całego świata, którym dziś bardzo ciasno jest we wła­snych krajach, (…), speku­lantów i intrygantów, rzezimieszków i organizatorów wszelkiego gatunku pro­stytucji: Niemcom, Francuzom, Belgom, Włochom, Anglikom i Amerykanom pośpieszyliby z pomocą miejscowi lub pobliscy Rosjanie, Polacy, Ormianie, Grecy, wreszcie najliczniejsi i naj­ważniejsi ze wszystkich Żydzi.. Te wszystkie żywioły przy udziale sprytniejszych, bardziej biegłych w interesach Ukraińców, wytworzyłyby przewodnią warstwę, elitę kraju. Byłaby to wszakże szczególna elita, bo chyba żaden kraj nie mógłby poszczy­cić się tak bogatą kolekcją międzynarodowych kanalii. Ukraina stałaby się wrzodem na ciele Europy”.

Według Dmowskiego, aspekt ukraiński odegrał też ważną, jeśli nie najważniejszą rolę w planach tworzenia „Judeopolonii” a Żydzi byli agenturą niemiecką, zawsze (tak, jak Ukraińcy) zauroczenie Niemcami i stąd zabójczy dla Polski, skierowany przeciw wspólnemu wrogowi – Polakom trójkąt Niemcy-Żydzi-Ukraińcy. Jeżeli do tego dodamy, że dziś Ukrainą rządzą żydowscy oligarchowie, to mamy pełny obraz sytuacji. Dodajmy – sytuacji tragicznej.

Po 1989 roku stosunki polsko-niemieckie nigdy nie były normalne, lecz zafałszowane. Po stronie polskiej biorą w nich udział prawie zawsze te same osoby zazwyczaj proponowane przez stronę niemiecką, które uzyskały niemalże monopol na te kontakty. W tym froncie obrony niemieckich interesów są aktywa niemieckich służb specjalnych (także te odziedziczone po Stasi) i ludzie o żebraczym usposobieniu, którzy egzystują za niemieckie pieniądze i nieustannie, na zasadzie wyłączności, zabierają głos w sprawach niemieckich. Są wśród nich byli i obecni ministrowie, wojewodowie, prezydenci miast, posłowie i senatorowie, dyplomaci (lub raczej dyplomatyczni folksdojcze), dziennikarze i inni zawodowi „przyjaciele Niemiec”.

Dzięki nim, Niemcy pozyskały wyjątkową pozycję w Polsce. Wystarczy wspomnieć niekorzystny, dyskryminujący nas Traktat polsko-niemiecki z 17 czerwca 1992 r., który zapoczątkował hurtową i ordynarną akcję wyprzedaży naszych interesów. Pozostawił otwarty problem niemieckich roszczeń majątkowych, a zamknął drogę do należności z tytułu odszkodowań wojennych. Zaniedbał interesy polskiej mniejszości w Niemczech, równocześnie tworząc absurdalne przywileje dla mniejszości niemieckiej w Polsce, w tym utworzenie własnego województwa.

Niemcy sprawnie i szybko zbudowali w Polsce swoje lobby, bynajmniej nie poprzez przedstawicieli mniejszości niemieckiej, ale… żydowskiej. Stąd ich pęd do obsługi stosunków polsko-niemieckich. Mniejszość ta zabrała się (i zmonopolizowała) za stosunki polsko-ukraińskie. Przykładem Grzegorz Schetyna i Paweł Kowal, obaj Żydzi ze Lwowa. Wspomagają ich bardzo wpływowe środowiska nacjonalistów ukraińskich z rozbudowaną agenturą wpływu. To oni najaktywniej działają i najwięcej mają do powiedzenia w sferze kontaktów nie tylko z Ukrainą, ale i z Rosją, Białorusią i Polakami na Wschodzie (vide obsada kadrowa fundacji „pomagających Polakom na Wschodzie”). To oni w MSZ dokonują „finezyjnej” selekcji konsulów na Ukrainie, którzy znęcają się nad tamtejszymi Polakami i likwidują polskość.

To oni ukryli przed Polakami bardzo niebezpieczną oczywistość, że Ukraina to twór germański, że sprzymierzy się z Niemcami, że Polska znajdzie się w kleszczach ukraińsko-niemieckich, że Niemcy, zręcznie wykorzystując sytuację związaną z wojną, ożywią projekt Mitteleuropy, w niczym nie różniący się od projektu Judeopolonii, i że nawet masowa, kontrolowana w dużej mierze przez Niemców akcja osiedlanie Ukraińców w Polsce jest znaczącym krokiem w dziele budowy IV Rzeszy oraz genialne wymierzonym ciosem w integralność terytorialną Polski. No, bo przecież Wrocław, gdzie już co trzeci mieszkaniec to Ukrainiec, ma już w większości ludność proniemiecką. Nie przypadkiem też Ukraińcy osiedlają się (lub są osiedlani) głównie na naszych Ziemiach Odzyskanych, a celem tej akcji jest „odzyskanie” tych terenów dla Niemców. Nawiasem mówiąc – polscy rolnicy łudzą się, że wywalczyli formalny zakaz sprzedaży ziemi obcokrajowcom. Tymczasem Niemcy wykupują ziemię na tzw. słupy. A kim są owe „słupy”? To Ukraińcy przesiedleni po akcji „Wisła” na ziemie, które Niemców interesują najbardziej.

,,Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy!’’ – taki kanon polskiego interesu narodowego wtłaczają nam do głów. Tymczasem Stepan Bandera powiedział:  ,,Polacy nie chcą samostijnej Ukrainy, bo dobrze wiedzą, że tylko Ukraina może im zadać śmiertelny cios i rozwalić Polskę’’. Taką wizję przedstawia też podjęta 22 czerwca 1990 r. uchwała Krajowego Prowidu OUN: Najważniejszym celem jest doprowadzenie do rozbioru i ostatecznej likwidacji Państwa Polskiego, którego finałem będzie podzielenie terytorium Polski pomiędzy Ukrainą i Niemcami, dwiema zwycięskimi stronami tych zmagań. Uchwała zawiera postulat: (…) odbudować tajną sieć OUN i zacząć kontrolować wszystkie dziedziny życia Rzeczypospolitej (…) Zależy nam na tym, żeby w Polsce istniała słaba służba wewnętrzna (i kierowana przez ludzi nam życzliwych) oraz słaba, nieliczna armia. Zaleca też: Należy podsycać separatyzmy regionalne: Górnoślązaków, Kaszubów, Górali […] Podsycać aktywność narodową Ukraińców, Białorusinów, Żydów, Czechów, Słowaków a przede wszystkim Niemców”. Separatyzmy już mamy. Słabe służby wewnętrzne kierowana przez „ludzi nam życzliwych” też. Bo kim jest koordynator służb specjalnych i tabuny potomków bojców OUN zatrudnionych w ABW i Policji. Kolej zatem na „podzielenie terytorium Polski pomiędzy Ukrainą i Niemcami, dwiema zwycięskimi stronami tych zmagań”.

Cytowany na wstępie Janusz Korwin-Mikke, nie bez powodu oskarżał Jarosława Kaczyńskiego o „wspomaganie utworzenia na naszej wschodniej granicy proniemieckiego i antypolskiego państwa ukraińskiego”. Lider PiS, którego matka miała korzenie w żydowsko-ukraińskiej Odessie, uchodzi w oczach Polaków za Antyniemca. Jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. To on wysunął na stanowisko premiera proniemieckiego (żeby nie powiedzieć agenta TW „Jakob”) Mateusza Jakuba Morawieckiego, który godził się w 100 procentach na budowę IV Rzeszy. No i czy można być antyniemieckim będąc skrajnie proukraiński?

Jarosław ma w swym życiorysie krótki epizod, kiedy Niemców nie lubił. A było to wtedy, gdy niemiecka gazeta napisała: „Niemiecka opinia publiczna nie wierzyła zdumionym niebieskim oczom: polski prezydent nie sięgający niemieckiej głowie państwa nawet do kolan. Polityk z drugiej strony Odry, który niemieckiej pani kanclerz na przywitanie podaje w postawie na baczność przednią łapę!”. Tytuł i podtytuły tekstu w „Die Tageszeitung” brzmiał: „Nowe polskie kartofle. Dranie chcący opanować świat. Lech „Katsche” (mlaskający) Kaczyński”. „Antyniemieckość” Jarosława Kaczyńskiego (i jego przenikliwość „geopolityczną”) ilustruje też wypowiedź: „Dowodem na to, że jesteśmy traktowani, jako Europa drugiego rzędu jest jakość proszków sprzedawanych w Polsce, które są gorsze niż te w Niemczech”.

Polska nie uzyska niczego, będzie największym przegranym, zmuszona dzielić terytorium nie tylko z milionami Ukraińców przesiedlonych tu po 24 lutego 2022 roku, ale i z setkami tysięcy zdemobilizowany bojców Azow. A kto będzie trzymał w garści skonfliktowane strony? Niemcy! Bo już mamy rząd niemiecko-ukraiński i będziemy mieć obozy koncentracyjne pilnowane przez ukraińskich strażników. I właśnie na tej zasadzie powstanie UkroPolin, twór składający się z obcej elity, z kilkunastu milionów niemających nic do powiedzenia Polaków i z milionów łupiących Polskę przesiedleńców z Dzikich Pól. Taka ukropolińska Rzeczpospolita będzie słabym państewkiem, w kleszczach między Ukrainą i Niemcami, łożącym na Ukrainę coroczną kontrybucję, wydającym na obronę dominującą część budżetu, lecz nie na obronę własną, lecz obronę Ukrainy. Ale na tym nie koniec – Polska będzie finansować pokój. A wiedzieć trzeba, że to jeszcze bardziej kosztowne niż finansowanie wojny.

Ukraina zbudowała najsilniejszą armię w Europie. A Polska swoją armię rozbroiła, stając się państwem frontowym NATO, buforem między Wschodem i Zachodem, gdzie o biegu wydarzeń decyduje siła militarna. Obok funkcjonującej już armii ukropolińskiej, powstaje armia ukraińsko-niemiecka, która weźmie udział w końcowej fazie operacji oddania Niemcom kontroli nad polską armią i zmuszenia jej do zakupu pancerfaustów z niemieckich fabryk. Chodzi też o wywołanie kaskady wydarzeń: Zrujnowana, z rozgrodzonymi granicami Polska, zamiast z Zachodem, integruje się ze Wschodem, przyjmuje standardy cywilizacji turańskiej, jest wpychana w strefę chaosu i starć na tle etnicznym. Tu przypomnijmy: Konferencja pokojowa w Wersalu narzuciła Polsce przywileje dla Żydów, co poprzedziła kampania oskarżająca Polaków o pogromy oraz wspierająca Ukraińców w konflikcie z Polakami. Hitler, natomiast napaść na II RP uzasadniał „prześladowaniem niemieckiej mniejszości”. Czy i tym razem Niemcy nie uzasadnią ingerencję w polskie sprawy prześladowaniem mniejszości… ukraińskiej?

Ukraiński młot i niemieckie kowadło działają coraz bezczelniej. Ukrainizacja i dojczyzacja Polski idą pełną parą. W Polsce bezkarnie hasa ukraińska i niemiecka V kolumna, trybiki w wielkiej machinie przemieniającej Polskę w niemiecko-ukraińskie kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym. I jeśli Polacy się nie przebudzą, jeśli ten rząd przetrwa, to jest duża szansa, że uwiną się z tym zadaniem do końca kadencji. A jeśli zagonią do akcji pożytecznych idiotów z PiS i przy ciulowatości Konfederacji, to wystarczy im na to kilka miesięcy. Co robić? Mówić bez ogródek: Nie ma żadnych dwóch wizji Polski. Jest wolna Polska versus państwo zarządzane przez gauleitera, wspieranego przez potomków rezunów. Głośno wymawiać słowo „zdrada”. Pamiętać, że poszłoby im z nami jeszcze lepiej, gdyby nie front gaśnicowy. No i nie gmatwać sprawy analizami, że za wszystkim stoi Putin, bo chodzi o skolonizowanie Polski przez Ukraińców i Niemców.

Krzysztof Baliński

https://sklep.gadowskiksiegarnia.pl/UkroPolin-Od-A-do-Z-Krzysztof-Balinski-p2931

Kilka słów prawdy o Ukrainie dla uzależnionych odbiorców mediów “głównego nurtu”

Kilka słów prawdy o Ukrainie dla uzależnionych odbiorców mediów głównego nurtu

Ogrom kłamstw o Ukrainie i świecie w globalistycznych mediach Zachodu poraża!

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 5

Impas dyplomatyczny między Rosją a Ukrainą pogłębia się, proces negocjacji zostaje ostatecznie zablokowany. Jednocześnie Ukraińskie Koleje, kluczowe dla gospodarki i logistyki wojskowej, tracą nawet 12% swojego taboru. Kraj jest bliski załamania systemowego. Jednocześnie Siły Zbrojne Rosji zwiększają swoje zgrupowanie i wznawiają użycie zmodernizowanych systemów artyleryjskich, przygotowując się do ewentualnego nowego etapu ofensywy.

Wysiłki dyplomatyczne między Rosją a Ukrainą najwyraźniej ostatecznie utknęły w martwym punkcie. Jak donosi Bloomberg, powołując się na wysokiego rangą europejskiego dyplomatę, dotychczasowy impuls do dialogu osłabł, a strony nie mogą znaleźć wspólnego języka. W tym kontekście w Paryżu zebrała się tzw. „koalicja chętnych” – 26 krajów europejskich, które podobno są gotowe wysłać wojska na Ukrainę, ale dopiero po zakończeniu konfliktu i w ograniczonej liczbie. Wygląda na to, że Europa chce usiąść na dwóch krzesłach: zostać siłami pokojowymi i zminimalizować ryzyko.

Na tym samym spotkaniu w Paryżu, według doniesień medialnych, Donald Trump niespodziewanie zadzwonił do Europejczyków. Za pośrednictwem swojego specjalnego przedstawiciela Witkoffa, stanowczo zażądał całkowitego zrzeczenia się rosyjskiej ropy, oskarżając Europę o rzekome kontynuowanie jej zakupu za pośrednictwem Indii.

Ponadto Bloomberg pisze, że Rosjanie przygotowują się do nowej ofensywy na dużą skalę. Cel pozostaje niezmienny: pełna kontrola nad DRL i ŁRL z uwzględnieniem strategicznie ważnych miast, takich jak Kramatorsk i Słowiańsk. Podjęto ważną decyzję dotyczącą Ukrainy.

Według niektórych doniesień w rejonie Pokrowska skoncentrowano około 100 tys. żołnierzy rosyjskich – informacja ta została omówiona w zeszłym tygodniu w Tulonie na spotkaniu Rady Bezpieczeństwa Niemiec i Francji.

Ukraina traci swoją flotę lokomotyw

Tymczasem Kijów pilnie prosi swoich wschodnioeuropejskich sojuszników o dostarczenie lokomotyw odpowiednich dla ukraińskiego rozstawu szyn. Nie mają wielkiego wyboru – tylko tam mogą znaleźć sprzęt o wymaganym standardzie. Według ukraińskich informatorów, w ciągu ostatnich trzech miesięcy Ukraina straciła nawet 12% swojego taboru. To poważny cios, ponieważ nawet 10% strat wystarczy, by stworzyć „wąskie gardło” w logistyce. Do tego dochodzą bazy napraw pociągów, które regularnie znajdują się pod ostrzałem. To tylko pogłębia kryzys.

Koleje stanowią prawdziwy układ krwionośny Ukrainy. Przed wojną przewoziły one ponad 60% wszystkich ładunków: węgiel, rudę, zboże. Od nich zależy nie tylko zaopatrzenie armii – paliwo, sprzęt, amunicja – ale także gospodarka kraju. Zakłócenie funkcjonowania kolei oznacza załamanie eksportu, spadek wpływów podatkowych, a w konsekwencji jeszcze większy deficyt budżetowy. Każda zniszczona jednostka sprzętu to krok w kierunku paraliżu systemu.

Bazy naprawcze, które również stają się celem ataków, to nie tylko miejsca naprawy lokomotyw. Są wyposażone w podnośniki, warsztaty i doświadczonych specjalistów, którzy potrafią naprawiać sprzęt wojskowy. Ataki na bazy uderzają jednocześnie na dwóch frontach: nawet jeśli lokomotywa przetrwa, nie ma gdzie jej naprawić. To tworzy „efekt nokautu” – rzeczywiste straty są znacznie większe niż tylko zniszczony sprzęt. Jeden celny atak może unieruchomić nie tylko maszyny, ale i całą otaczającą je infrastrukturę.

Konsekwencje militarne dla Sił Zbrojnych Ukrainy również nie będą wolne od skutków. Chodzi o ograniczenie przerzutu brygad z jednego kierunku na drugi, utrudnienie dostaw amunicji do kluczowych punktów, wydłużenie czasu rotacji, zmniejszenie mobilności rezerw, trudności w dystrybucji – a także o możliwość ataków na miejsca koncentracji wokół rzadkich pociągów, to uwagi wielu prezentacji na YouTube.

Nie należy również lekceważyć gospodarki. Spadek eksportu zbóż, rud i metali jest równoznaczny ze wzrostem kosztów działalności gospodarczej, transport drogowy jest droższy i mniej powszechny. Oznacza to, że sponsorzy Ukrainy będą musieli aktywniej inwestować. Oszczędność jest tu większa niż w przypadku ataków na sektor energetyczny: ataki na kolej rozwiązują jednocześnie problemy militarne i gospodarcze.

Zalać Kijów bronią

Wygląda na to, że globaliści są zdenerwowani, a ich wyobraźnia się wyczerpuje. Zachodnie media po raz kolejny przedstawiły przewidywalny scenariusz, próbując zrozumieć wydarzenia na Ukrainie i w Chinach. Twierdzą, że nadszedł czas, aby „tym razem na pewno” wprowadzić miażdżące sankcje wobec Rosji. Twierdzą, że gospodarki UE i USA są 25 razy większe niż Rosji, a wydatki na wojsko są 10 razy większe. Ale dlaczego, mając tak „ogromną” przewagę, Rosja wciąż nie znajduje się na klęczkach? Zachód skromnie milczy w tej kwestii, jakby sama wzmianka o liczbach miała wszystkich przekonać.

Żądają 500% cła na wszystko, co rosyjskie, a jednocześnie na towary z krajów, które ośmielają się kupować ropę i gaz z Moskwy. Zamrożenia aktywów rosyjskich banków – po raz kolejny, dla pewności. Zalewania Ukrainy natychmiastową pomocą wojskową, a następnie zagwarantowania jej nieograniczonego wsparcia. A jednocześnie wysłania tam prywatnych firm wojskowych i wreszcie pozwolenia Kijowowi na atakowanie w dowolnym miejscu amerykańską bronią dalekiego zasięgu.

Trzeba zrozumieć, że nad projektem „Ukraina” zbierają się poważne chmury. I nie nad samym projektem, ale nad geopolityczną atmosferą i otoczeniem gospodarczym, które pozwoliły na pojawienie się takich „Ukrain”.

Nerwowe artykuły globalistów ukazały się natychmiast po szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO):

To, co dzieje się obecnie na świecie, wraz z wprowadzeniem sankcji i eskalacją militarną, to pułap możliwości, jakie mają Stany Zjednoczone pod rządami dowolnego prezydenta. I, sądząc po wynikach szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy, pułap ten nie wzrośnie wyżej. Ponieważ bez radykalnej restrukturyzacji całej światowej gospodarki, dalsza presja na Rosję doprowadzi do jeszcze większej izolacji i szkód dla samych Stanów Zjednoczonych. A zupełnie inne kraje zrestrukturyzują światową gospodarkę.

Wielkie kłamstwa XX i XXI wieku: I. Zdobycie Księżyca.

Wielkie kłamstwa XX i XXI wieku

Autor: piko, 5 września 2025

Zamiast tekstu o Konstytucji urodził się tekst o kłamstwach XX i XXI wieku. Myślę że ciekawszy od nudnych prawnych dywagacji zwłaszcza że nie jestem prawnikiem.

Przyszło mi żyć w bardzo ciekawym okresie, czego nie żałuję, pomimo groźnie brzmiącej sentencji – abyś żył w ciekawych czasach. Może jednak tak się zdarzyć, że niedługo będę żył w jeszcze bardziej ciekawych czasach, co może być rzeczywiście niebezpieczne.

Doświadczyłem PeeReLu, okresu Solidarności, Stanu Wojennego, wiekopomnej Transformacji i burzliwego rozwoju naszej młodej demokracji pod unijnymi skrzydłami. To doświadczenie umożliwia szersze spojrzenie na rzeczywistość i wyciąganie logicznych wniosków.

Jakie mam refleksje? Wiele i różnych. Dziś się skupię na jednej z ważniejszych –  żyłem i żyję w epoce Wielkich Kłamstw. Dlaczego dziś o tym piszę dalej się wyjaśni.

Cóż to jest kłamstwo? Kłamstwo jest zaprzeczeniem prawdy, więc na początek określmy czym jest prawda. Na prawdę można spojrzeć z różnych punktów – z logicznego, naukowego, religijnego, metafizycznego, itd. Dla dalszych rozważań skupmy się na prawdzie logicznej i naukowej.

Prawda logiczna to: zgodność zdania z rzeczywistością lub inaczej, że dane zdanie jest prawdziwe dokładnie wtedy, kiedy to, co ono znaczy, jest tak, jak ono znaczy.

Prawda naukowa to: stwierdzenie lub fakt, który został wielokrotnie sprawdzony i potwierdzony w drodze obserwacji, eksperymentów i analiz. Jest to wynik rygorystycznego procesu badawczego, który dąży do obiektywnego odzwierciedlenia rzeczywistości.
W kontekście nauki, prawda nie jest postrzegana jako absolutna i ostateczna, ale raczej jako aktualny stan wiedzy, który jest otwarty na dalsze badania i ewentualne zmiany w świetle nowych dowodów (za AI).

Czyli kłamstwo to niezgodność twierdzeń z obserwowaną rzeczywistością oraz twierdzenia niezgodne z aktualną nauką.

Trzeba jeszcze w sprawie kłamstw dokonać podziału na takie zwyczajne, ludzkie kłamstwa, które każdy z nas popełnia, bo jesteśmy niedoskonali – już św. Augustyn słusznie zauważył: „(…) Sami oszukujemy, kłamiemy, błądzimy, ale nikt nie chce być okłamywany i oszukiwany– ot, taki paradoks
oraz
na mega kłamstwa popełniane przez różne ośrodki władzy.

Lista ważniejszych mega kłamstw XXw. z linkami do moich tekstów:

  1. Zamach na JFK 1963 (https://www.salon24.pl/u/piko/1013291,dwa-opowiadania-i-teoria-orwell-huxley-i-spiski ).
  2. Lot na Księżyc 1969-72.
  3. Transformacja w RP 1989 (https://nohood.wordpress.com/2017/01/25/przypominam-co-to-plan-balcerowicza/ nie było żadnej transformacji tylko się Michnik i spółka dogadali z Kiszczakiem i służby po przewerbowaniu przeszły w szyku zwartym do nowej rzeczywistości). W zasadzie transformacja to wynik dogadania się Władimira Kriuczkowa (szef KGB) z Danielem Fritzem (departament Stanu USA).
  4. Zamach w NYC 2001 (https://www.salon24.pl/u/piko/605535,matrix-11-09-10-04-i-nie-tylko-czyli-jest-do-d żadne samoloty nie wleciały, była to inside job zrealizowana przez deep state).
  5. Wojna w Iraku 2003 (Saddam miał mieć broń masowego rażenia więc tak ją skubany dobrze ukrył, że nie można jej do dziś znaleźć. W wyniku misji stabilizacyjnej zginęło ponad 70 tys. cywili więc Putin na Ukrainie to cienki Bolek. Przy okazji, przypadkiem petrodolar utrzymał się jako waluta transakcyjna, Irak (nie tylko) popadł w chaos w którym tkwi po dziś dzień, no i Izrael jest bardzo zadowolony).
  6. Katastrofa w Smoleńsku 2010 (multum tekstów udowadniających maskirowkę na Siewiernym np. https://www.salon24.pl/u/piko/607411,zjawiska-przyrodnicze-a-smolensk-2010 https://www.salon24.pl/u/piko/579084,do-bbudowniczego-i-geoala „Czerwona Strona Księżyca” FYMa i wiele innych).
  7. Covid 2019 (wielka operacja psyops, którą jednym ruchem przerwał Putin ale i tak zakończyła się sukcesem – okazało się, że można ludność spacyfikować pod pozorem zarazy, polecam Karwelisa dziennikzarazy.pl i „Kowidowe getta” Katarzyny Tretner-Sierpińskiej).
  8. Klimatyzm od 1972 do dziś (od globalnego ochłodzenia przez ocieplenie do zmian klimatycznych spowodowanych przez człowieka https://www.salon24.pl/u/piko/1286148,klimatyzm-religia-szubrawcow-i-idiotow https://www.salon24.pl/u/piko/1319744,klimatyczny-naukowy-konsensus-czyli-jeden-z-wiekszych-globalnych-przekretow ).

Powodem dla którego akurat teraz postanowiłem poruszyć temat mega kłamstw jest 56. rocznica transmisji zdarzenia opisywanego jako lądowanie ludzi na Księżycu (16 – 24 lipca 1969). Warto rozebrać to kłamstwo nr 2. na liście na czynniki pierwsze, aby uzmysłowić sobie jak można ludzi w skali globalnej zmanipulować i dlaczego to jest w ogóle możliwe.

Jak się popatrzy z szerszej perspektywy to kłamstwo o lądowaniu na Księżycu było stosunkowo łagodnym kłamstwem w porównaniu z innymi, na przykład z akcją z 11/9 polegającą na zabiciu ok. 3000 ludzi i zdemolowaniu centrum Manhattanu w fingowanym zamachu lotniczym, który był pretekstem do przeprowadzenia dwóch wojen i pozbawieniem obywateli USA niektórych praw obywatelskich i prywatności (Patriot Acts) czy kłamstwem pandemiczno-kowidowym, gdzie do piachu poszło ekstra ponad 200 tysięcy Polaków.

Kłamstwo księżycowe, wobec porażek USA w wyścigu z ZSRR o podbój kosmosu, miało na celu podbudować amerykańskiego ducha, odwrócić uwagę od różnych politycznych zawirowań i wojny oraz zapewne wyciągnięcie sporych funduszy na programy wojskowe.

Kłamstwo księżycowe ma jednak jeden zasadniczy feler – termin ważności, który już się skończył. Minęło przeszło pół wieku, technologia (materiałowa, IT, telekomunikacyjna i każda inna) w tym czasie poszła niesamowicie do przodu a podróży astronautów w 3 dni na Księżyc, nawet bez lądowania, ani widu ani słychu – o popylaniu łazikiem po wydmach księżycowych nie wspomnę.

Dalej podam argumenty kwestionujące lot, natomiast teraz zastanówmy się dlaczego to kłamstwo tak dobrze się zagnieździło w świadomości. Uważam, że powodem jest strach. Ale to nie samo kłamstwo przeraża ludzi lecz to, co to kłamstwo mówi o otaczającym nas świecie i o tym jak on naprawdę funkcjonuje.

Bo jeśli NASA była w stanie zorganizować tak skandaliczny żart przed całym światem a następnie utrzymać to kłamstwo przez pół wieku, to co to mówi o kontroli nad informacjami które otrzymujemy?

Co to mówi o mediach, środowisku naukowym, edukacyjnym i wszystkich innych instytucjach od których zależy czy powiedzą nam prawdę, czy nie?

I to właśnie przeraża ludzi i powstrzymuje ich przed rozważaniem możliwości, że mogli być tak skutecznie oszukani.

Straszny nie wydaje się sam fejkowy lot tylko fakt, że skoro mogli nas okłamać w tej sprawie, to mogą okłamać w każdej innej.

Często jako argument obrony pojawia się stwierdzenie – snujesz jakieś teorie spiskowe, to nie możliwe żeby takie kłamstwo było ukrywane tak długo, zbyt wiele osób musiało by o nim wiedzieć, itd. bla, bla bla. Najczęściej mówią to ludzie, którzy nic nie wiedzieli o tych misjach, nie mają pojęcia o podstawach fizyki.
Ale co zrobisz szanowny czytelniku, jeżeli twoja zdolność krytycznego i niezależnego myślenia podpowie ci, że  to co starają ci się wcisnąć jako prawdę jest fałszem? Czy ślepo podążysz za autorytetami i udasz, że wszystko jest ok i będziesz dla świętego spokoju żył w zakłamaniu?

Jest jeszcze jeden aspekt trwałości takiego kłamstwa – w odróżnienia od zwykłego, mega kłamstwo samo się broni przez swoją wielkość, absurdalność, nierealność. Dowód? Proszę otworzyć link z kłamstwa nr 4. na liście. W TV mamy obraz całego budynku WTC7 i dziennikarka stojąca na jego tle mówi, że właśnie ten budynek się zawalił, co faktycznie się stało, ale 26 minut później. Czy pojawiły się jakieś reakcje mediów, ludzi, że to są jaja? Nie. Bzdura była tak wielka, że nikt normalny na gorąco nie zareagował. Potem również nie „no bo straszna tragedia” i po co tam jakieś szczegóły rozdrapywać. Tak to działa.

Zacznijmy naszą księżycową historię od wyzwania jakie rzucił Kennedy w 1961 narodowi amerykańskiemu – przed upływem dekady wyślemy człowieka na Księżyc i bezpiecznie sprowadzimy go na Ziemię.

Osadźmy tę akcję w realiach lat 60.
Wówczas cały bardziej wyrafinowany zestaw elektroniki domowej składał się rozmytego czarno-białego telewizora z brzęczącym pokrętłem zmiany kilku kanałów, śmieszną anteną typu królicze uszy i brakiem pilota. Tak przełomowe rozwiązanie jak kalkulator kieszonkowy miał do konsumentów trafić dopiero za 5 lat. Oczywiście nowinki techniczne do technologii lotniczej czy kosmicznej wchodziły trochę wcześniej ale spokojnie można powiedzieć, że z dzisiejszego punktu widzenia, naukowcy NASA pracujący nad programem Apollo działali w wiekach mrocznych i siermiężnych.

Po tej śmiałej deklaracji JFK nikt nie miał pojęcia jak ją zrealizować. Nawet ojciec amerykańskich programów kosmicznych Wernher von Braun w swojej książce „Conquest of the Moon” napisał:
„Powszechnie uważa się, że człowiek poleci bezpośrednio z Ziemi na Księżyc, ale aby to zrobić, potrzebny byłby pojazd o tak gigantycznych rozmiarach, że okazałoby się to ekonomicznie niewykonalne. Musiałby rozwinąć wystarczającą prędkość, aby przebić się przez atmosferę i przezwyciężyć grawitację Ziemi, a po przebyciu całej drogi na Księżyc musi mieć wystarczającą ilość paliwa, aby bezpiecznie wylądować i odbyć podróż powrotną na Ziemię. Ponadto, aby dać ekspedycji margines bezpieczeństwa, nie użylibyśmy jednego statku, ale minimum trzech … każdy statek rakietowy byłby wyższy niż nowojorski Empire State Building  i ważył około dziesięć razy więcej niż  statek Queen Mary, czyli około 800 000 ton”.

Wśród różnych niedorzecznych pomysłów, jak wysłać ludzi na Księżyc przed Rosjanami, pojawił się  „nieznany inżynier” John Houbolt, który promował następujący plan:
– statek matka przenosi na orbitę księżycową lądownik, który oddziela się i osiada na Księżycu, następnie lądownik  powraca na orbitę, dokuje do modułu załogowego krążącego na orbicie księżycowej i po odpaleniu silnika pojazd rusza w drogę  powrotną na Ziemię.

Pomysł wydawał się tak samo niedorzeczny jak pozostałe tym razem z uwagi na konieczność dokowania na orbicie Księżyca, kiedy speców z NASA ogarniał strach przed zrobieniem tego na niskiej orbicie ziemskiej. Na czele z von Braunem wszyscy odrzucili pomysł. Był rok 1961.
W czerwcu 1962 zwołano spotkanie na którym von Braun pozytywnie zaopiniował pomysł z lądownikiem czym wzbudził zaskoczenie całego zespołu. Co się stało, że zmienił zdanie o 180 stopni? Pewnie ktoś mu podsunął notatkę, że tu nie chodzi o plan jakiegoś realnego lotu tylko o plan, który dałoby by się sprzedać Amerykanom i światu.

Jak przedstawiały się podstawowe aspekty fizyczne podróży.

Odległość do Księżyca w linii prostej od powierzchni do powierzchni wynosi średnio 380 000 km. Całkowity dystans jaki przebywa pojazd uwzględniając orbity wokół Ziemi i Księżyca wahał się w zależności od misji od ok. 1 mln km do 2,3 mln km.

Podróż tam odbywała się etapami, pierwszy to osiągnięcie niskiej orbity Ziemi (LEO) co wymagało zużycia  ok. 2600 ton paliwa by uzyskać co najmniej I prędkość kosmiczną czyli 7,9 km/s. Zabierało to ok. 12 minut i wymagało zużycie całego paliwa z dwóch i część z trzeciego stopnia rakiety Saturn V. Całkowita masa paliwa to ponad 2700 ton w tym III stopień 107 ton.
Kolejnym etapem jest odpalenie silnika III stopnia i skierowanie pojazdu w kierunku celu. Po wejściu na orbitę Księżyca zaczyna się najbardziej odlotowa część wyprawy – posadzenie nieprzetestowanego lądownika na srebrnym globie przy pomocy komputera klasy Atari, czy ZX Spektrum, i dzielnego astronauty.

Podróż z powrotem napotyka na jeszcze większe problemy niż podróż tam.  Po pierwsze trzeba wystartować z powierzchni i zadokować do modułu krążącego na orbicie Księżyca (!!!). Następnie spalając resztkę paliwa pokonać grawitacją Księżyca i zacząć swobodne spadanie na Ziemię. I tu zaczyna się prawdziwe „wyzwanie”. Powrót z niskiej orbity (LEO 200-300 km) wymaga użycia silników hamujących aby  z prędkości 7,9 km/s wejść bezpiecznie w atmosferę i potem wytracić energię przez opór aerodynamiczny, a tu mamy do wytracenia 11,2 km/s bez hamowania. Jak wiadomo ze szkoły energia kinetyczna obiektu rośnie z kwadratem prędkości.
Powrót z Księżyca bez paliwa na hamowanie skończyłby się spaleniem statku lub odbiciem od atmosfery i lotem w siną dal. A paliwa nie było.

Na koniec tej części kilka pytań:

1. Jak wówczas się udało to czemu potem nie podjęto kolejnych prób? Powinno być przecież łatwiej, bo szlak przetarty i technologia lepsza (pierwszy lepszy smartwatch obsłużyłby taki lot).
2. Czy żywe zainteresowanie człowieka eksploracją kosmosu osłabło na 50 lat?
3. Czy tych kilka wycieczek zaspokoiło całą ciekawość środowiska naukowego co do Księżyca?
4. A inne kraje nie chciały spróbować eksploracji Księżyca?
5. NASA w raporcie z 2005 sygnalizuje, że najwcześniej za 15 lat może ponowią loty na Księżyc. Jest kilka problemów do rozwiązania, np. kwestia promieniowania i skafandrów. To w latach 60 startując prawie od zera poradzono sobie z problemami w 8 lat a teraz potrzeba jakiś 15 by opanować problem skafandrów i promieniowania?
5. Może teraz to za drogie? Ale przecież w latach 60. USA toczyło zimną wojnę oraz gorącą w Południowo-Wschodniej Azji a mimo to zdołali sfinansować 7. misji na Księżyc z użyciem jednorazowego sprzętu.

Na tym skończę pierwszą część epopei kosmicznej. W drugiej będzie więcej szczegółów technicznych pokazujących niedorzeczność eskapady i kilka zdań o archiwach z wiekopomnych lotów a tak naprawdę o ich braku.