Ajajajajajaj! Co to z ludźmi robi propaganda! Najgorsze jest nawet nie to, że ulegają propagandzie, ale to, że we własną propagandę wierzą. Zapominają, że we własną propagandę powinni wierzyć inni – ale nie ci, którzy ją produkują. Tymczasem coraz częściej się zdarza, że we własną propagandę zaczynają wierzyć ci, którzy albo ją tworzą, albo ją zlecają.
Mam na myśli zwłaszcza polityków, którzy coraz częściej zapadają na tę dolegliwość. Na przykład Nasza Złota Pani z Berlina. Nie tylko sama uwierzyła w propagandę, że wszystkie kraje powinni chlebem i solą witać egzotycznych amatorów europejskiego socjalu, ale w dodatku próbowała karcić państwa, które się z tej wiary w propagandę wyłamywały.
Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w naszym nieszczęśliwym kraju. Zarówno pani reżyserowa, jak i wielce czcigodna Janina Ochojska nie tylko same uwierzyły w swoją, środowiskową propagandę, żeby nachodźców bezpiecznie przeprowadzać przez polsko-białoruską granicę, ale nawet swoim obłędem zaraziły mnóstwo młodych ludzi, którzy chyba myśleli, że to wszystko naprawdę. Dopiero kiedy w Niemczech ludziska zaczęli odzyskiwać poczucie rzeczywistości, a BND nakazała obywatelu Tusku Donaldu, żeby tę propagandę zaczął odkręcać, zaraz większość towarzycha straciła do migrantów smak, przestała wymyślać Straży Granicznej i organizować wyprawy mające na celu przemycanie nachodźców do Polski i dalej. Oczywiście pani reżyserowa tak z dnia na dzień nie mogła się wycofać, bo nakręciła knota pod tytułem „Zielona granica”, za który spodziewała się dostać „Oskara” i w ogóle, podobnie jak pani Ochojska, która ze służby nachodźcom uczyniła sobie sposób na życie w wieku podeszłym, dzięki czemu może w ramach rozrywki dźgać rodaków nieubłaganym palcem w chore z nienawiści oczy. Jednak reszta towarzycha straciła zainteresowanie nachodźcami nieomal z dnia na dzień, co skłania do postawienia pytania, jak bardzo rozbudowaną agenturę może mieć u nas niemiecka BND.
Ale to jeszcze nic w porównaniu z histerią, jaką w Ameryce rozpętali tamtejsi Żydowie, tradycyjnie stojący w awangardzie rewolucji komunistycznej, po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Wprawdzie Donald Trump podczas swojej poprzedniej prezydenckiej kadencji podlizywał się Żydom, jak tylko mógł, ale nic mu to nie pomogło, nawet gdyby demonstracyjnie się obrzezał. Najwyraźniej sam też musiał dojść do takiego wniosku, bo podczas kampanii wyborczej zauważył, że Żydowie w większości są przeciwko niemu.
Wypada to sobie rozebrać z uwagą, dlaczego właściwie są przeciw, skoro tak się im podlizywał? Otóż myślę, że przyczyna leży w tym, iż Żydowie są w awangardzie komunistycznej rewolucji. Byli w awangardzie zarówno wtedy, gdy komunistyczna rewolucja prowadzona była według strategii bolszewickiej, która składała się z trzech elementów: gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, masowego terroru i masowego duraczenia, jak i obecnej strategii kulturowej, która głównym polem bitwy rewolucyjnej czyni sferę ludzkiej świadomości, czyli szeroko pojętej kultury. Dlaczego akurat Żydowie byli i są w awangardzie? Dlatego, że komunizm jest znakomitym sposobem uchwycenia i utrwalenia władzy mniejszości nad większością. Jeśli, czy to gwałtownie, czy to drogą systematycznego duraczenia, doprowadzi się do likwidacji własności prywatnej, to wszyscy ludzie staną się niewolnikami stosunkowo nielicznego gangu, który opanuje władzę polityczną.
Żydowie są wyznawcami poglądu, iż Stwórca Wszechświata dlaczegoś sobie akurat w nich upodobał, z czego wyprowadzają wniosek, że skoro tak, to powinien oddać im władzę nad światem. Komunizm wydaje się znakomitym sposobem, toteż nic dziwnego, że Żydowie byli i są w awangardzie promotorów komunistycznej rewolucji. Zresztą coś może rzeczywiście być na rzeczy, bowiem w Księdze Powtórzonego Prawa czytamy takie oto zalecenie Stwórcy Wszechświata do Żydów: „Będziesz pożyczał innym narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał. Będziesz panował nad innymi narodami, a one nad tobą nie zapanują”. Czegóż chcieć więcej?
Ale rewolucjoniści muszą mieć proletariat, który by „wyzwalali”. Ponieważ tradycyjni proletariusze, czyli pracownicy najemni, w większości stracili smak do rewolucji komunistycznej, to rewolucjoniści obrócili swoje argusowe oko na proletariat zastępczy, w pierwszej kolejności – na kobiety. Kobieta zresztą lepiej nadaje się na proletariusza, niż pracownik najemny, bo wszystko jedno – bogata, czy biedna – kobietą być nie przestanie. Wystarczy tylko jej wmówić, że jest nieszczęśliwa z powodu oprymowania jej przez „męskie szowinistyczne świnie”, od której to opresji uwolni ją dopiero komunistyczna rewolucja. Rozwój ruchu feministycznego, dla którego to właśnie przekonanie jest najtwardszym jądrem jego ideologii, jest ilustracją, że był to strzał w dziesiątkę, podobnie, jak pomysł „wyzwalania” sodomczyków i gomorytek. Toteż Kamala Harris, która po przegranej najpierw schowała się w mysią dziurę, skąd starsi i mądrzejsi już następnego dnia ją wypędzili: wy Harris, nie chowajcie się w mysią dziurę, tylko stańcie na czele kampanii przeciwko znienawidzonemu Trumpu, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa – zwróciła się z apelem, by „kontynuować walkę”.
Jako pierwsze odezwały się feministki, które ogłosiły czteroletni strajk seksualny. Polega on na tym, że przez cztery lata, dopóki znienawidzony Trump będzie przy władzy, będą one konsekwentnie odmawiały swoim dobiegaczom słodyczy swojej płci. Ponieważ Judenrat „Gazety Wyborczej” mobilizuje przeciwko złowrogiemu Trumpu ekologów, to feministyczny strajk seksualny można będzie połączyć z ratowaniem planety przed rodzajem ludzkim. Chodzi o to, by populację światową zredukować – ale nie całkiem, bo miliard trzeba będzie pozostawić, by Żydowie mieli komu pożyczać pieniądze na wysoki procent. Przecież sobie nawzajem pożyczać nie mogą bo to żaden interes.
Ale wyciągnijmy z tego strajku seksualnego wnioski. Pierwszy wniosek to ten, że feministki, a może nawet wszystkie kobiety, traktują słodycz swojej płci jako rodzaj narzędzia do osiągania rozmaitych celów. Stawia to pod znakiem zapytania autentyczność uczuć kobiecych. Tak zwana kokieteria potwierdza najgorsze podejrzenia. I pomyśleć, że trzeba było wygranej Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich, byśmy mogli się o tym przekonać. Nie jest to wiadomość przyjemna, bo burzy rozmaite iluzje, ale czy lepiej jest ulegać iluzjom, czy spojrzeć prawdzie w oczy? Nic tak nie gorszy, jak prawda, ale podobno to właśnie ona również wyzwala.
Dość niespodziewana propozycja znalazła się w projekcie budżetu województwa na 2025 rok – rozpoczęcie prac nad budową jachtu morskiego, chociaż województwo kujawsko-pomorskie dostępu do żadnego morza nie ma. Najprawdopodobniej pod koniec grudnia dokument budżetowy ,,klepną” marszałkowi radni i ruszy budowa jachtu morskiego.
Pełnomorski jacht ma mieć 24 metry długości i pływać po Bałtyku i morzu Śródziemnym, które jest oddalone od kujawsko-pomorskiego o jakieś 3 tys. km.
Jacht miałby należeć do Kujawsko-Pomorskiego Centrum Edukacji i Innowacji w Toruniu, które podlega Województwu Kujawsko-Pomorskiemu i służyć uzdolnionej młodzieży. Kiedyś były w Toruniu głosy uważające to miasto za potęgę morską – taki jacht to zawsze pierwszy krok. W 2025 roku planuje się wydatkować ponad 5,5 mln zł. Jacht ma być gotowy w 2026 roku i łącznie kosztować ok. 12 mln zł.
Realizowanej przez polski rząd polityki wobec branży energetycznej nie można nazwać inaczej niż sabotażem, który będzie miał katastrofalne skutki dla gospodarki i całego społeczeństwa – mówi z rozmowie z „Najwyższym Czasem!” redaktor Tomasz Cukiernik w związku z wydaniem jego najnowszej książki „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie”.
Redakcja NCZ!: – Skąd pomysł na taką książkę?
Tomasz Cukiernik: – Wśród opinii publicznej – bombardowanej dezinformacją i zmanipulowanymi faktami – panuje błędne przekonanie na temat tzw. transformacji energetycznej. Chciałbym, aby moja książka była odtrutką na ciągle powtarzaną propagandę i dezinformację medialną oraz mity dotyczące Europejskiego Zielonego Ładu, energetyki węglowej oraz odnawialnych źródeł energii.
– Jakie to mity?
– W pierwszym rozdziale wskazuję na gigantyczne koszty realizowanej przez polskich polityków unijnej polityki energetyczno-klimatycznej, w tym Zielonego Ładu: niepotrzebne inwestycje na niewyobrażalną skalę, cała gama zielonych europodatków, które po części już płacimy, a następne będą stopniowo wdrażane, uderzenie w wolność wyboru i we własność prywatną oraz pozbycie się suwerenności i bezpieczeństwa energetycznego. W kolejnych rozdziałach tłumaczę, dlaczego farmy wiatrowe i fotowoltaiczne nigdy nie zastąpią energetyki konwencjonalnej – a to dlatego, że nawet Bruksela miliardami euro nie zmieni praw fizyki.
Prostuję kłamstwa o dopłatach: państwo i Unia Europejska na olbrzymią skalę dotuje budowę i funkcjonowanie instalacji odnawialnych źródeł energii, a w przypadku górnictwa węglowego wspierana jest przede wszystkim redukcja mocy wydobywczych i likwidacja kopalni. Gdyby w górnictwie dotacje miały iść na rozwój, tak jak to jest w przypadku OZE, to byłyby wspierane inwestycje w otwieranie nowych ścian wydobywczych. Z kolei gdyby w przypadku OZE dotacje wydawano na to, na co idą w górnictwie, to powinny iść na demontaż i utylizację wiatraków i paneli słonecznych.
Nieprawdą jest też, że w Polsce kończy się węgiel – w rzeczywistości starczyłoby go na 800 lat. Zafałszowaniem jest także to, że nikt nie chce w węgiel inwestować – w rzeczywistości to polskie rządy blokują takie inwestycje. Na przykład ostatnio australijska spółka GreenX Metals wygrała postępowanie arbitrażowe przeciwko polskim władzom w sprawie niezrealizowania projektu budowy kopalni węgla kamiennego i my jako podatnicy będziemy musieli zapłacić ponad 1,3 mld zł odszkodowania. Istotne jest też to, że cała ta tzw. transformacja energetyczna realizowana jest wbrew nie tylko zdrowemu rozsądkowi, ale i wbrew prawom ekonomii. Unia Europejska na siłę – depcząc zasady rynkowe i wykorzystując szczególnie nam bardzo źle kojarzące się centralne sterowanie i interwencjonizm państwowy – przekształca całą gospodarkę, by doprowadzić do urojonej zeroemisyjności. A tymczasem choćby pojęcie miksu energetycznego w skali roku czy miesiąca to rodzaj oszustwa wtłaczanego opinii publicznej. A to dlatego, że istotne jest jedynie to, ile energii elektrycznej produkuje się w danym momencie i to, że musi ono wypełnić zapotrzebowanie tego danego momentu.
– Skąd tytuł książki?
– Sabotażem określam proces likwidacji przez kolejne władze górnictwa i energetyki węglowej pod dyktando Brukseli. A to dlatego, że doprowadzi on do katastrofalnych skutków: ruiny gospodarki i ubóstwa obywateli. Odczuwamy to już teraz wzrostem cen energii elektrycznej i cieplnej. Z tego powodu zamykane są dziesiątki tysięcy małych firm, które nie wytrzymują tych wzrostów. Ale to początek. Armagedon drobnej działalności gospodarczej dopiero przed nami. Z kolei zwykłych ludzi nie będzie stać na ogrzanie własnego domu, nie wspominając o niepotrzebnych, ale obowiązkowych inwestycjach w panele fotowoltaiczne i pompy ciepła. Natomiast słowo „klimatyczny” odnosi się do pretekstu, pod jakim przeprowadzana jest cała ta rewolucja. Ja tylko powiem, że jeśli weźmiemy pod uwagę dwutlenek węgla emitowany łącznie przez procesy naturalne i przez człowieka, to Unia Europejska emituje 0,3 proc. całości, a Polska – 0,03 proc. I mamy zarżnąć całe gospodarki tylko po to, by tę niemającą właściwie żadnego znaczenia emisję ograniczyć. Czyż to nie jest sabotaż? Dodam, że w Chinach wydobywa się 53 razy więcej węgla niż w Polsce, a chińskie elektrownie węglowe emitują 33 razy więcej CO2 od polskich, ale to Polska, która odpowiadała zaledwie za… 1 proc. światowej produkcji węgla, ma ratować klimat, a nie Chiny.
– Jaką konkretnie tematykę poruszasz w książce?
– Przede wszystkim próbuję odkłamywać rzeczywistość. Społeczeństwo zmanipulowane dezinformacją medialną i propagandą polityków nie zdaje sobie sprawy, że aktualnie w Polsce – na rozkaz płynący z Brukseli – odbywa się bardzo głęboka rewolucja. Jej efektem będzie to, że Polska, która u progu tej rewolucji była krajem suwerennym i bezpiecznym energetycznie, stanie się krajem uzależnionym energetycznie od czynników i sił zewnętrznych. W rezultacie przekłada się to również na całą gospodarkę – najpierw dojdzie do rosnących cen energii eklektycznej i cieplnej – z czym już mamy do czynienia, a wkrótce czekają nas braki energii i blackouty. A żadna współczesna gospodarka nie może funkcjonować bez energii. Oznacza to, że realizacja tej polityki prowadzi do destrukcji całej polskiej gospodarki. To jednocześnie poskutkuje tym, że narazimy się na utratę choćby możliwości poprawy bezpieczeństwa militarnego – zniszczona gospodarka nie wytworzy nadwyżek, które można by przeznaczyć na żołnierzy i uzbrojenie, nie wspominając o tym, że w kraju nie będzie nawet hut, które mogłyby wytwarzać stal do produkcji uzbrojenia.
– No ale czy jednak ta polityka klimatyczna nie spowoduje, że będziemy żyli w czystszym środowisku? To argument często podnoszony przez zwolenników „zielonej” transformacji.
– Polityka klimatyczna nie ma nic wspólnego z ochroną środowiska. To dwie całkowicie odmienne sprawy. Aktualnie w powietrzu jest około 0,04 proc. dwutlenku węgla i jest to jedna z niższych wartości w historii geologicznej. CO2 jest konieczny do procesu fotosyntezy i wszystko wskazuje na to, że przy aktualnym poziomie rośliny są na głodzie węglowym. Właściciele szklarni tłoczą do środka ten gaz, aby było go czterokrotnie więcej. Wtedy hodowane rośliny szybciej rosną. Naukowcy obliczają, że gdyby poziom dwutlenku węgla w powietrzu spadł o połowę, to przestałby zachodzić proces fotosyntezy, a to oznacza koniec życia na Ziemi w postaci, jaką znamy. Czy o to chodzi tym, którzy promują całą tę ideologię klimatyzmu?
– No to może chociaż po zrealizowaniu całej tej transformacji energetycznej dojdziemy, o ile nie do darmowej, to może chociaż do bardzo niskich cen energii?
– To kolejne kłamstwo. Badanie zlecone przez BusinessEurope wykazało, że do 2050 roku w ramach scenariusza, w którym cele klimatyczne są osiągane bez większych zakłóceń, koszty wytwarzania energii elektrycznej w Unii Europejskiej będą co najmniej o 50 proc. wyższe niż w USA i Chinach. Z kolei w scenariuszu „trudności transformacyjnych” koszty te mogą być nawet trzykrotnie wyższe niż u głównych konkurentów.
– Z pewnością zaletą książki jest to, że nie tylko krytykujesz politykę klimatyczną, ale też dajesz pozytywną alternatywę, a to już rzadkość…
– Na ten temat jest cały ostatni rozdział. Porównuję koszty produkcji energii elektrycznej z różnych źródeł i wychodzą bardzo ciekawe wnioski. Okazuje się, że nawet z podatkiem ETS w Polsce najtańsza jest energia produkowana z węgla brunatnego. Z kolei moja rozmowa z dr. Grzegorzem Chocianem pokazuje, w jaki sposób Polska mogłaby zablokować ten skrajnie szkodzący nam Europejski Zielony Ład.
– Czy nie obawiasz się hejtu ze strony osób, które wierzą w całą tę ideologię klimatyzmu?
– Jestem przyzwyczajony do hejtu, który na mnie spadł, choćby po wydaniu mojej poprzedniej książki „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”. Pisząc „Sabotaż klimatyczny”, zrobiłem wszystko, by nikt nie mógł się do niczego przyczepić. Przede wszystkim opieram się na autorytetach w tej dziedzinie: wykładowcach akademickich i praktykach z branży. Przedmowę do mojej książki napisał prof. Wojciech Naworyta z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a konsultację merytoryczną przeprowadził dr inż. Mirosław Gajer z tej samej uczelni (teksty Pana profesora często goszczą na naszych łamach – dop. red.). Z kolei na końcu książki czytelnik znajdzie bogatą bibliografię, z której korzystałem przy pisaniu.
– Zdecydowana większość organizacji ekologicznych wspiera działania pro-klimatyczne. A tymczasem na okładce tak wywrotowej książki, pokazującej problem z odmiennego punktu widzenia, poza logotypem między innymi „Najwyższego Czasu!”, znalazły się także logotypy organizacji ekologicznych…
– Trzeba odróżnić organizacje ekoterrorystyczne wspierane finansowo przez różne fundacje mniej lub bardziej bezpośrednio powiązane z możnymi tego świata, takimi jak ci od Wielkiego Resetu czy rządy niektórych państw, których celem jest zamiana Ziemi w obóz koncentracyjny, od organizacji prawdziwie ekologicznych, które właśnie objęły patronat nad moją książką: Fundacja Konstruktywnej Ekologii EcoProBono, Polski Klub Ekologiczny 80 i Międzynarodowy Instytut Polityki Strategii Ekologicznej.
Książka red. Tomasza Cukiernika „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie” jest do nabycia w oficjalnej księgarni Najwyższego Czasu: sklep-niezalezna.pl.
Spotkania otwarte Tomasza Cukiernika na temat książki:
20.11.2024 – godz. 17.00, Dąbrowa Górnicza, Villa Moda, ul. Kościuszki 4b.
23.11.2024 – godz. 16.00, Gliwice, ul. Prymasa Wyszyńskiego 7/2.
28.11.2024 – godz. 18.00, Kraków, ul. Św. Filipa 7.
1.12.2024 – godz. 15.00, Warszawa, wystąpienie podczas XV Konferencji Prawicy Wolnościowej, ul. Freta 39.
Panika wśród zeznających PRAWDĘ w sprawie tego Czarneckiego. Cóż to za potężna ORGANIZACJA, która nakazuje wypuścić takiego przestępcą z więzienia, a wcześniej zapewniła mu ogromne finanse dla rozkręcenia przestępczej “uczelni” w Europie i Azji [Andiżan]. Kto poda mi , oczywiście anonimowo, nazwę tej “organizacji”? M. Dakowski
===========================
Prokurator uchylił środek zapobiegawczy wobec byłego rektora Collegium Humanum Pawła Cz. w postaci tymczasowego aresztowania i zastosował wobec podejrzanego środki zapobiegawcze. Podejrzany miał współpracować z prokuraturą. Za kratkami siedział od lutego br.
Środki zapobiegawcze to poręczenie majątkowe w kwocie 2 mln zł, zakaz opuszczania kraju, połączony z zatrzymaniem paszportu, zakaz wstępu na uczelnię i zbliżania się do jej pracowników oraz zakaz wykonywania czynności nauczyciela akademickiego na terenie Polski.
„Z udziałem tego podejrzanego, który współpracował z prokuratorem, wykonano szereg czynności procesowych, w tym kilkadziesiąt przesłuchań i wiele konfrontacji. Podejrzany przebywał w areszcie od lutego” – przekazała prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z biura prasowego Prokuratury Krajowej.
Jak podkreśliła prokurator, na tym etapie nie zachodzą przesłanki do dalszego stosowania aresztu. Dodała także, że wykonano już szereg czynności, a sprawa jest bardzo zaawansowana. Postępowanie cały czas się toczy, a Paweł Cz. pozostaje cały czas do dyspozycji prokuratury.
„Paweł Cz. otrzymał zarzut kierowania zorganizowaną grupą przestępczą. Pozostawiono mu dotychczas blisko 100 zarzutów. Aktualnie w sprawie występuje 55 podejrzanych, którym prokurator postawił łącznie 196 zarzutów” – przekazała prokurator.
Sprawę krótko skomentował adwokat byłego rektora Collegium Humanum, Ryszard Kalisz. – Prokuratura uchyliła tymczasowe aresztowanie, w związku z tym pan Paweł Cz. jest na wolności. W tej chwili czynności wobec niego toczą się w ten sposób, że będzie zawiadamiany o terminie przesłuchania i musi się stawić w prokuraturze. Prokuratura jest teraz na etapie postępowania przygotowawczego i w każdej chwili może zmienić środki zapobiegawcze – powiedział w rozmowie z „Newsweekiem”.
W sprawie nieprawidłowości dotyczących uczelni Collegium Humanum (obecnie Uczelnia Biznesu i Nauk Stosowanych Varsovia) funkcjonariusze CBA działają od lutego. Więcej od tej sprawie dowiecie się z szeregu artykułów opublikowanych na portalu nczas.info.
Szamocąc się z pokonywaniem i finalnym rozwiązywaniem codziennych częstokroć prozaicznych problemów, gdy galopująca aktualnie tusskowa inflacja spędza wielu rodzinom spokojny sen z oczu, a niezwykle trudno ekspektatywnie doczekać się benzyny w cenie 5,19 zł/l nawet nie zdajemy sobie sprawy, że właściwie rzecz ujmując jesteśmy alokowani w niezwykle felicjańskim miejscu na tym łez padole.
Ogarniając zdziwione miny P.T. Czytelników spieszymy zatem ze stosownym uzasadnieniem skorelowanym z funkcjonującym w TENKRAJU modelem życia społeczno-gospodarczego realizowanym obecnie przez opcję pod egidą HERR TUSSKA, znaczy się fuhrera lemingowych łobywateli czyli PEŁO.
Tenże nieoceniony, a przez co poniektórych mocno niestety niedoceniany, a ekstremalnie nawet brutalnie postponowany szwabski namiestnik i lubieżny lizodup kanclerski wszak całym swoim żywotem (i jeden dzień dłużej) zaświadcza o ustawicznej chęci pomnożenia dorobku materialnego wszyćkich, nie tylko pełowskich łobywateli. Dążąc permanentnie do tego celu nie bez kozery i postawionemu przed samym sobą targetowi podniósł wiek emerytalny, który następczo wredne, bezczelne pisiory unicestwiły. Także wyłącznie w tym zbożnym celu nie podniesiono lekkomyślnie granicy wolnej od podatku w wysokości 60.000,- zł, jak również opłat akademików za złotówkę. PKB ustawicznie będzie ewaluować do niespotykanie kosmicznych wręcz rozmiarów.
Ekspansywne wszak ubogacenie czekać nas będzie ze strony imigrantów różniastego koloru skóry, a także specyficznej kultury (nie tylko osobistej). Wzmiankowana dynamiczna ewaluacja będzie także możliwa do osiągnięcia poprzez komplementarne zrealizowanie wszelakich postulatów i życzonek lefactwa TENKRAJU z pedalskimi i lesbijskimi związkami w pierwszej kolejności ich spełnienia, a także „zielonych ludków”stricte skorelowanych z „klimatyzmem”. Jakże tu nie wspomnieć także o wielgim sercu fuhrera, który w związku z koniecznością likwidacji skutków powodzi na Dolnym Śląsku ustanowił wypitnego sanatora w osobie generalskiego (z LWP) synalka Marcinka Qurfińskiego. Co poniektórzy powodzianie w ciągu najbliższych 2 lat oraz wszyćkie bobry będą wręcz zachwyceni ogromem udzielonej pomocy. Niestety ku utrapieniu komuszych dinozaurów personifikowanych takimi wrednymi kreaturami jak Cimoszko, Miller, Belka czy sweterkowy Krzaczasty nie zostali oni dookoptowani do w/w sanatora z prozaicznego względu. To po prostu wynika z faktu, że piniondzów ni ma i ni bydzi, a te łajdackie matuzalemy za byle jaką kasiorę palcem nie kiwną pragnąć sfelicjanizować poszkodowanych powodzią mieszkańców miastuf i fsiuf TENKRAJU.
Jaka szkoda…….
Już za 5 kolejnych parlamentarnych kadencji parlamentarnych w lemingowym wydaniu pod egidą swojego demiurga i koryfeusza czyli HERR TUSSKA doprowadzi polszewia z całą pewnością do bezapelacyjnego wyjścia na rankingowe czoło permanentnych pariasów utożsamianych jak dotychczas raczej z Kreolami i Pigmejami.
Takowy polszewicki quasiPolak, aczkolwiek posługujący się wyłącznie polską mową, aleć nienawistnie odnoszący się do syndromu polskości… wszak potrafi zrealizować takowy ambitny cel. Na arenie polityki europejskiej HERR TUSSK cieszy się nieustającą aprobatą wszelkich swoich poczynań, a także dozgonnym uznaniem ze strony różnej rangi szefów UE. Wszak wszem i wobec znany jest fakt, że tegoż osobnika niezwykle łatwo jest zdemaskować i to wyłącznie z powodu jego facjaty w kwestii odnoszącej się do prozaicznego słowa: KŁAMSTWO.
W jego przypadku wystarczy, że otworzy swój otwór gębowy i w tym właśnie momencie każdorazowo ulatuje z niego oksymoryczna prawda.
To wysokie (nomen omen) międzynarodowe uznanie w/w było mocno zauważalne i stosownie skomentowane podczas spotkania europejskich, politycznych bonzów 8 bm. w Budapeszcie, gdzie ten ćwok spoglądał na wszystkich pozostałych jego uczestników przy realizacji swoistego portfolio wprawdzie z wysoka, aleć z ostatniego szeregu ledwo w tym momencie mogąc być dostrzegalnym. No cóż – jaka postać i jej postawa to takowy także adekwatne takiej postaci jej alokowanie.
Absolutnie jednak dosłownie wszystkim jego akolitom, a precyzyjnie rzecz ujmując bezrozumnym i bezkrytycznym wyznawcom nie przeszkadza jakakolwiek ułomność jego sparszywiałego charakteru o antypolskiej wymowie!!! Pieją ustawicznie pod jego adresem panegiryki, kreując go jako laickie bożyszcze.
Nie jest jakimkolwiek dziwnym zjawiskiem fakt, że od wielu, wielu lat dzieje się tak na wskutek ślepotyzmu tejże tłuszczy. Zaskutkowaniem tego zjawiska jest fakt dawkowania (i to w dużych dawkach) permanentnej perfidnej propagandy w wydaniu fanzinu political fiction pod egidą nadredaktora Adaśka Szechtera, a także utworzonego przez esbeckich konfidentów TEFAŁENA.
Takowe dawkowanie objawia się finalnie w całkowitym odmóżdżeniu, a tym samym braku logicznego myślenia oraz ogarniania rzeczywistości. Właśnie takiemu totalnemu odmóżdżeniu uległo w przeważającej mierze lemingowe stado. Każda „objawiona prawda” przez ich fuhrera HERR TUSSKA była, jest i będzie przez to stado bezkrytycznie i bez jakiejkolwiek wątpliwości skonsumowana niczym zdechła ryba przez zgłodniałe pelikany.
Panegiryczne w polszewickim wydaniu wywody, zachwyty, ochy i achy oraz okazywana euforia osiągają szczyty maestrii, wręcz ekstatycznego orgazmu.
Trafnie jednak należy zauważyć, że w tejże emocjonalnej formule współzawodnictwa „nienormalnych od polskości” łobywateli TENKRAJU odgrywa coraz bardziej znaczącą, dominującą wręcz rolę bohater wielu naszych felietonów Boguś Śliwerski, czyli najdoskonalszy plagiator z grona Rady (nie)Doskonałości (nie)Naukowej.
Jego stygmatycznie, empatyczne funkcjonowanie opisywane było wielokrotnie.
Bezczelny grabieżca cudzej własności opublikował 15 bm. na swoim blogu PEDAGOG felieton pt: „Nie tylko historykom pedagogiki – ku pamięci”, który ze względu na jego epistolograficzną objętość śmiało możemy zaliczyć jako niekończącą się opowieść.
To w przeciwieństwie do w/w formuły panegirycznej realizowanej przez tłuszczę polactwa wobec swojego fuhrera; klasyczny, ujęty w tytule felietonu AUTOPANEGIRYK w wydaniu kosmicznego egotyka, a zatem persony o wielce zaburzonej osobowości.
Każdy z P.T. Czytelników jeżeli przebrnie przez epistołę tegoż przestępcy publikowaną dwuczęściowo, bowiem także następczo może sobie jego zachowanie adekwatnie skomentować.
Druga część wielce pokrętnie skomponowanej epistoły jest aktualnie dostępna na jego portalu PEDAGOG pt: Odsłona działań Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.Ta część nie zawiera absolutnie żadnego novum, a jest jedynie auto panegiryczną propagandową autostradą Bogusia do stawiania sobie samemu wysokiego piedestału chwały i samouwielbienia. Pod tymże piedestałem winni się zbierać jego bezkrytyczni wyznawcy i apologeci w rodzaju medycznego jurysty Mareczka Wrońskiego wznosząc fertyczne okrzyki zachwytu, a nawet orgiastycznej euforii.
Wszem i wobec znany jest fakt, że nie tylko panegiryki czy autopanegiryki, ale także wyuzdane w swojej negatywnej treści hagiografie są passe.
Powracając do prowokacyjnego wręcz stwierdzenia na początku felietonu o felicjańskiej wręcz krainie jaką jest TENKRAJ stwierdzić jednoznacznie należy, że jest to konstatacja ze wszech miar uzasadniona. Prawie cały cywilizowany świat zazdrości nam bowiem funkcjonowania w jednym czasie tak wielce ponadprzeciętnie uzdolnionych person, które wyżej zostały wymienione. W przypadku, gdyby takowych osobników zabrakło TENKRAJ zostałby natychmiastowo pogrążony w ciemnościach, odmętach chaosu w którym ustawicznie jedynie do księżyca wilcy wyjom……a wokół syf i poruta.
Nad bezpieczeństwem swojego fuhrera czuwa jednak ustawicznie jego lemingowa czereda. Natomiast od dawna nad łajdackim przestępcą rozpostarty jest (póki co) skuteczny parasol ochronny w wydaniu gremium RDN pod egidą wespół zespół jej herszta funkcjonującego w asyście swojego przydupasa Arturka Woźniaka. Uzupełniają ten parasol Komisja Etyki (he,he…) PAN oraz lefacki leniuszek w zwalczaniu plagiatów, a nauczny szefunio Darek (pod)Wieczorek. Karma jednak chociaż nierychliwa to jednak sprawiedliwa i obu tych obwiesi z całą pewnością dopadnie.
Będąc jednak litościwymi skierujmy pod ich adresem wskazówkę, aby spojrzeli rankiem w lustro i tym sposobem mogliby się przekonać czy są osobami tożsamymi, jednak trudnymi do zidentyfikowania ze swym odbiciem… Podpowiedź z cyklu: MEMENTO MORI też im zadedykujmy.
I to byłoby na tyle jak onegdaj konkludował śp. prof. J. T. Stanisławski.
W rzeczywistości była to operacja wojskowa i nielegalny akt wojny NATO przeciwko ludności cywilnej na całym świecie….
Holenderski urzędnik rządowy przyznaje, że pandemia Covid była „operacją wojskową”: „Ministerstwo Zdrowia posłuszne NATO” Wysoki rangą holenderski urzędnik rządowy przyznał, że Covid był „operacją wojskową” i ujawnił, że jej kraj wykonywał rozkazy od Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) podczas pandemii.
===============================
Holenderska minister zdrowia Fleur Agema ujawniła, że „operacją wojskową” kierowało NATO i holenderski Narodowy Koordynator ds. Bezpieczeństwa i Zwalczania Terroryzmu (NCTV). NCTV jest holenderską agencją rządową, która służy bezpieczeństwu narodowemu kraju. Podczas przemówienia w holenderskim parlamencie Agema przyznała w parlamencie, że holenderska polityka pandemiczna jest realizowana „pod kierownictwem Narodowego Koordynatora ds. Bezpieczeństwa i Zwalczania Terroryzmu (NCTV) i Obrony”.
Zauważyła, że rząd zareagował na pandemię, wypełniając „zobowiązania NATO”. W ten sposób potwierdziła, że polityka pandemiczna była „zamachem stanu” przeprowadzonym przez NCTV. Wybitna holenderska lekarka Els van Veen mówi, że w końcu rozumie, co się z nią i innymi krytycznymi lekarzami stało podczas kryzysu koronawirusa: „To była operacja wojskowa, minister zdrowia przestrzega NATO i NCTV” — powiedziała dr van Veen w poście na X.
W czwartek 24 października Fleur Agema miała swój pierwszy raz: była pierwszą minister zdrowia w historii parlamentu, która wyjaśniła swoje działania „zobowiązaniami NATO”. I nie raz, ale sześć razy, jak zrobił to poseł Pepijn van Houwelingen (FVD). Trzyminutowy film, w którym Agema mówi Izbie, że gotowość na pandemię jest związana z zobowiązaniami traktatowymi i że za to odpowiada służba wywiadowcza NCTV, stał się popularny na X.
Van Houwelingen natychmiast obiecała odpowiedzieć na pytania Izby. Agema wygłosiła swoje uwagi podczas debaty na temat „odporności”. Powiedziała, że Holandia musi być przygotowana na każdy rodzaj katastrofy, takiej jak „zagrożenia hybrydowe, zagrożenia militarne, klęski żywiołowe lub nowa pandemia”.
NATO szykuje się na wojnę bez USA ? …(Ze to była “operacja wojskowa” świadczy to że to Putin okazał się najlepszą “szczepionką”, która spowodowała nagłe zniknięcie “najgorszego wirusa na świecie”, po prostu jedna operacja wojskowa zastąpiła drugą i było to staranie zaplanowane).Slay News – Home/ It was a ‘Military Operation´
Międzynarodowe zawiadomienie publiczne: Pandemia była operacją NATO
Anny Von Reitz Od wielu miesięcy śledzimy pieniądze i patenty oraz „przepływ” informacji i procesów prowadzących do początku klęski Covid-19 – wiedząc, że brakuje jednego elementu. Wiedzieliśmy, i każdy bystry obserwator powinien to wiedzieć, że Światowa Organizacja Zdrowia i WHO, Inc. nie były w rzeczywistości początkiem ani końcem problemu. Rzeczywistym problemem jest NATO, ale było to bardzo ściśle strzeżoną tajemnicą aż do zeszłego tygodnia, kiedy to holenderski rząd oficjalnie to ujawnił. twitter.com/?mx=1
W rzeczywistości była to operacja wojskowa i nielegalny akt wojny NATO przeciwko ludności cywilnej na całym świecie. Przeczytaj to jeszcze raz. Nasz system opieki zdrowotnej jest uzbrojony od czasów wojny secesyjnej. Wprowadzono rozróżnienie między lekarzami prywatnymi a „lekarzami medycyny”. Lekarze medycyny otrzymali licencję na pełnienie funkcji „funkcjonariuszy mundurowych”, zgodnie z tytułami 8, 11 i 31 Kodeksu Federalnego. W związku z tym nasi lekarze stali się poborowymi pod kontrolą zagranicznej Brytyjskiej Korporacji Terytorialnej i podlegali jej żądaniom. Powstały tak zwane „cywilne siły zbrojne”.
System ten był kontynuowany i rozszerzany przez administrację FDR i instytucjonalizację Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego (AMA). Nasi lekarze, zarejestrowane pielęgniarki, dentyści i inni pracownicy służby zdrowia zostali w ten sposób poddani żądaniom zagranicznych korporacji handlowych, a nasza opieka zdrowotna została uzbrojona przez te korporacje i wykorzystana dla ich zysku.
Mówiąc wprost, przez długi czas używali naszych lekarzy, pielęgniarek i dentystów jako żołnierzy, ale my byliśmy tego nieświadomi i nadal niewinnie postrzegaliśmy ich jako zaufanych i godnych zaufania pracowników służby zdrowia – podczas gdy jako grupa nie mają oni swobody przestrzegania własnych standardów zawodowych i osobistego sumienia. Jako grupa, lekarze i pracownicy służby zdrowia są cywilami, którzy zostali zmuszeni do „cywilnej służby wojskowej” poprzez proces licencjonowania.
Jeśli nie będą posłuszni, stracą licencję, więc są zmuszeni robić to, co każą im złe korporacje odpowiedzialne za to wszystko. Podlegają niewidocznemu konfliktowi interesów, a ponieważ jest on niewidoczny, zostali zmuszeni do działania jako tajni żołnierze najemni bez wiedzy opinii publicznej i bez podejrzeń o jakikolwiek konflikt interesów. W ten sposób NATO zaprojektowało, wywołało, dowodziło, wdrożyło i przeprowadziło tajny Akt Wojny przeciwko ludności cywilnej na całym świecie.
W każdym kraju podręcznik był taki sam. Licencjonowani lekarze mieli wybór — albo wstrzykiwać sobie i sprzedawać to gówno, i dostać niezłą łapówkę, albo stracić licencję na wykonywanie zawodu lekarza. Szpitale i administratorzy szpitali zostali postawieni pod podobnym scenariuszem marchewki kontra kija przez tę samą złą i niekontrolowaną quasi-militarną organizację „traktatową”, działającą w wielu krajach jednocześnie. Pamiętaj, że szpitale również są „licencjonowane”.
Jeśli chodzi o same szczepionki, to nie jest pierwszy raz, kiedy zostały sfałszowane i wdrożone, powodując katastrofalne szkody wśród ludności cywilnej. Zafałszowana szczepionka przeciwko polio, zanieczyszczona DNA małpy SV40, która powoduje raka tkanek miękkich, była pierwszym poważnym wydarzeniem „wybuchu”. Aby uzyskać pełne i bardzo rzetelne sprawozdanie z tego, jak ponad sto milionów ludzi zostało wstrzykniętych „szczepionką”, o której wiadomo, że powoduje raka, i jak ten „błąd” został powtórzony i rozszerzony w przypadku Covid 19 — posłuchajcie: „Medycyna zdecentralizowana | Jack Kruse | Zgromadzenie 2023” https://youtu.be/TcbuqQd57rY?si=ldpkEYH-IxTbDZpE, www-youtube-com.translate.goog/watch?v=TcbuqQd57rY&_x_tr_sl=auto&_x_tr_tl=pl&_x_t
Narażają nas wszystkich na niebezpieczeństwo i powoli zabijają dla zysku. Te same zagraniczne korporacje komercyjne, które przejęły kontrolę nad naszymi pracownikami służby zdrowia, aby ich wykorzystywać i nadużywać jako oficerów „cywilnych sił zbrojnych”, utworzyły NATO, a teraz wykorzystały je do przeprowadzenia tego gigantycznego ludobójstwa i rozmieszczenia czynników wywołujących raka i inne choroby wśród ogółu społeczeństwa.
Te korporacje i organizacje muszą zostać rozczłonkowane i pozbawione funduszy bez dalszych ceregieli; NATO zaś tak bardzo odeszło od swojej deklarowanej misji, że musimy uznać „Traktat Północnoatlantycki” jako całość za nieważny i niespełniający wymogów. To nie jest kwestia obrony. To przestępstwo, akt wojny przeciwko niewinnej ludności cywilnej, skutkujący masowym i ciągłym ludobójstwem. Każdy, kto promował i egzekwował zastrzyki i protokoły przeciwko Covid 19, jest przestępcą z mocy dekretu. Korporacje rządowe, które są członkami NATO, są przestępcami z definicji.
To od nas zależy, co z tym zrobimy. Zacznijmy od podzielenia się tymi informacjami ze wszystkimi, których znamy, w każdym zakątku Ziemi. Następnie napiszmy listy do Trumpa, RFK Jr., State of State Surgeon Generals i wszystkich innych. Cieszymy się, że WHO Medical Tyranny Treaty utknął na mieliźnie i upadł. Musi przejść do historii jako kolejny Zły Pomysł, solidnie pokonany przez zdrowy rozsądek milionów ludzi, którzy między innymi nie chcą, aby niewybieralni biurokraci wykorzystywali przymusowe uprawnienia rządu do dyktowania im wyborów zdrowotnych.
Nie chcemy również, aby korporacje zajmujące się opieką zdrowotną, działające na własnych interesach, potajemnie promowały choroby, aby czerpać z tego zyski, gdyż dzieje się tak już od czasu, gdy odkryto, że szczepionki przeciwko polio są zanieczyszczone. Istnieje powód, dla którego nasze Konstytucje Federalne — wszystkie trzy — nie wspominają ani słowem o zdrowiu, publicznym czy innym. Zdrowie jest sprawą prywatną i musi nią pozostać.
NATO musi zostać rozwiązane; jest nieskończenie niehonorowe, a w obecnym przypadku przestępcze, w słowach i czynach. To, że organizacja członkowska korporacji (NATO) mogła dokonywać aktów wojennych przeciwko ludności cywilnej, jest oburzające; to, że Sprawcy mieliby uciec bez szwanku za korporacyjną zasłoną, jest nie do pomyślenia. Należy usunąć wszelką korporacyjną zasłonę osłaniającą tyłek NATO i pociągnąć do odpowiedzialności wszystkich. Ustawa Bayha-Dole’a musi zostać uchylona.
Szczepionki przeciwko COVID-19 muszą zostać wycofane z rynku natychmiast, jeśli nie wcześniej, a wszystkie firmy ubezpieczeniowe muszą zostać poinformowane o wynikach badań, aby mogły zacząć walczyć. Banki, które finansowały całą tę przestępczość, powinny zostać ukarane, publicznie potępione i ukarane grzywną. Należy położyć kres praktyce wydawania licencji pracownikom służby zdrowia w celu przymusu i przydzielania im obowiązków jako członkom „cywilnej armii”, a także należy zniszczyć system cechów zagranicznych narzucony przez Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne.
Politycy, którzy na to pozwolili i dla których obowiązek czerpania zysków był ważniejszy niż obowiązek wobec żywych mieszkańców tej planety, powinni zostać aresztowani, osądzeni za swoje zbrodnie i straceni wraz z generałami NATO, którzy wydali rozkazy. Zwłaszcza ci członkowie Kongresu USA, którzy promowali obowiązkowe szczepienia dla społeczeństwa, ale zwolnili z nich siebie i swoje rodziny, powinni zostać siłą zaszczepieni, a następnie powieszeni publicznie, ponieważ ci ludzie wykazali się z premedytacją przestępczym zamiarem czerpania korzyści z cierpienia i śmierci innych.
Ci ludzie to mordercy, którzy działali z premedytacją i w celu osiągnięcia zysku. Nie możemy sobie wyobrazić bardziej kryminalnego i ohydnego zestawu działań i motywów stojących za tym, co zrobiono tutaj miliardom niewinnych ludzi wszelkiego rodzaju, wszelkiego koloru skóry, w każdym wieku, wszystkich religii, wszystkich narodów. Jest to równoznaczne z celowym i szkodliwym zanieczyszczeniem ludzkiego genomu oraz jego niebezpieczną hybrydyzacją z DNA innych gatunków; jest to równoznaczne z małpowaniem Boga w stanie bezmyślnej, obojętnej ignorancji.
Nasz amerykański rząd uważa zarówno Billa Gatesa, jak i Anthony’ego Fauciego za przestępców, socjopatów nastawionych na morderstwa dla zysku, ludzi, którzy popełnili te zbrodnie umyślnie i świadomie, a którzy podlegają naszej eksterytorialnej jurysdykcji jako brutalni przestępcy dopuszczający się morderstw dla zysku, tortur dla zysku, handlu ludźmi dla zysku i bezprawnego nawracania dla zysku. Wola i kierunek działań naszego amerykańskiego rządu są jasne: należy ich wszystkich aresztować i ścigać z całą surowością prawa.
Oni i ich korporacje muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za to, co sponsorowali i zrobili; korporacje muszą zostać rozczłonkowane, a ludzie odpowiedzialni za te korporacyjne przestępstwa muszą zostać powieszeni publicznie, jako środek odstraszający dla podobnych korporacyjnych przestępców w przyszłości. Są to zbrodnie główne popełnione przeciwko niewinnym członkom społeczeństwa na całym świecie przez klub/kartel korporacji komercyjnych (NATO) w branży świadczenia usług rządowych. Są to przestępstwa komercyjne i komunalne, które zasługują na natychmiastową reakcję.
Niestety, jesteśmy teraz w trybie kontroli szkód, próbując pojąć i odpowiednio zareagować na zbrodnie białych kołnierzyków i zbrodnie wojskowe, które zostały popełnione na tej pięknej planecie i wyrządzone naszym niewinnym ludziom. Z tymi zbrodniami trzeba sobie poradzić i nie może być żadnego kompromisu. Koszt tych zbrodni musi zostać pobrany od przestępców, a nie od ofiar.
Policjanci z Częstochowy chronią lobby LGBT. Przeszkadza im, że bronimy Jasnej Góry przed marszami równości.
Już kolejny rok z rzędu dwóch konkretnych policjantów z Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie masowo zakłada nam procesy. Czy wie Pan za co? Za to, ze bronimy Jasnej Góry przed marszami równości, a na banerach mamy prawdę o gejach-gwałcicielach.
Policjanci przegrali z nami już kilkanaście procesów.
Zakładają nowe – z identyczną argumentacją i zarzutami. Przegrywają znowu. Zakładają kolejne. I tak w kółko.
To jest nękanie.
Ludzie muszą poświęcać czas, jeździć na przesłuchania i rozprawy, nie wiedzą, co z nimi będzie. Tymczasem policjanci bawią się za pieniądze podatnika, narażają na koszty wymiar sprawiedliwości i marnują swój czas, który powinni przeznaczyć na ściganie przestępców.
W tym roku – po paradzie i naszej kontrmanifestacji 31 sierpnia – wezwali już niemal 20 działaczy Fundacji Życie i Rodzina, którzy pokojowo wyrażali sprzeciw wobec parady LGBT pod Jasną Górą.
Dość.
Zorganizowaliśmy w piątek pikietę informacyjno-edukacyjną #StopLGBT, żeby nagłośnić problem w komendzie policji w Częstochowie. Chcieliśmy także, aby nasi odważni wolontariusze dostali wsparcie, bo niektórzy z nich czują się po prostu terroryzowani. Proszę zobaczyć, jak wygląda przykładowy wyrok nakazowy w przypadku jednego z działaczy ŻiR-u. Zaocznie zasądzono mu miesiąc prac społecznych w wymiarze 40 godzin, choć nie zrobił nic złego.
Teraz trzeba złożyć sprzeciw od wyroku i rozpocząć cały proces, aby chłopak mógł się wybronić od absurdalnych zarzutów.
Z pewnością spyta Pan, co to za „nieprzyzwoite napisy i rysunki” były na banerze? Otóż był tam homopedofil z Platformy Obywatelskiej Krzysztof F. oraz informacja, że ten gej wykorzystał seksualnie dziecko…
A tak wyglądała pikieta pod Komendą Miejską Policji w Częstochowie przy ul. Popiełuszki.
Szanowny Panie,
Wiem, dlaczego policja tak wytrwale zakłada nam kolejne procesy. Chcą obciążyć Fundację finansowo i logistycznie – żebyśmy nie mogli prowadzić naszej codziennej pracy prolife.
Jesteśmy znowu ofiarami prześladowań za to, że skutecznie obroniliśmy jasnogórskie sanktuarium.
Bardzo Pana proszę o wsparcie modlitewne i finansowe dla osób, które broniły Jasnej Góry. Koszty obrony 20 ludzi mogą sięgnąć dziesiątek tysięcy złotych. Żadna z tych osób nie poradzi sobie bez Pańskiego wsparcia.
W tej chwili już ponosimy wydatki – składają się na nie:
– koszty logistyczne związane z piątkową pikietą,
– pierwsze konsultacje prawne,
– pisma do sądów,
– analizy strategii procesowej.
Czy może Pan nas wesprzeć? Czy może Pan przekazać kwotę, o której wysokości sam Pan zdecyduje, żeby pomóc działaczom z Częstochowy bronić się przed lobby LGBT?
Wpłat można dokonać na rachunek Fundacji Życie i Rodzina:
W Fundacji wiele razy jesteśmy zaskoczeni, gdy widzimy, jak daleko sięgają macki lobby LGBT. Komenda policji to z pewnością miejsce, gdzie podobne wpływy nie powinny docierać. A jednak…
Gorąco liczę na Pańską modlitwę i wsparcie finansowe, bo atak na nas przybiera na sile…
PS – W piątek przed komendą policjanci mieli pretensje o naszą pikietę. Tymczasem tego samego dnia kolejna wolontariuszka otrzymała pismo z sądu i będzie mieć proces…
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Właściwie to towarzyszył nam praktycznie od początku III RP. Ten wzrost gospodarczy. Jakoś tak przyzwyczailiśmy się do niego. A zdaje się, że to mija i że będziemy za nim tęsknili. Tak jak za zdrowiem z fraszki Kochanowskiego – jak trzeba było je cenić, dbać o nie dowiadujemy się, kiedy je tracimy. Ciekawe, czy bezpowrotnie. Tam zaraz „ciekawie” – to tragiczne, że musimy się nad tym zastanawiać! A to przecież kluczowe, żyliśmy z tego wzrostu, rosły nasze ambicje, aspiracje i marzenia. Teraz to paliwo tak ważnych rzeczy się wyczerpuje i chyba najwyższa pora, by zobaczyć czemu tak się dzieje, by – być może – zastanowić się jak temu ewentualnie zaradzić. Jak ze zdrowiem, którego się nie ceniło do czasy jego utraty, tak by zacząć już dbać o nie, gdy się je z trudem odbudowało.
Będziemy więc tu rozważać sprawę wzrostu gospodarczego, jego wahań, dynamiki, przyczyn jego przyspieszenia i spadku, ale w oddzieleniu dwóch rzeczy – koniunktury gospodarczej i organizacji państwa sprzyjającemu rozwojowi gospodarczemu. Nie pora tu i miejsce, by rozwikływać meandry gospodarki światowej, zwłaszcza, że fenomen polskiego rozwoju opierał się międzynarodowym wahaniom koniunktury na tyle, że mieliśmy praktycznie wzrost od samego początku III RP. A więc polski rozwój działał jakby obok, pomimo, co pokazuje jednak na pewien fenomen i pora go sobie tu wyjaśnić, by też widzieć wysadzenie jakich filarów tego wzrostu tworzy obecną sytuację osuwania się.
Wilczy kapitalizm
Na początku III RP mieliśmy do czynienia z dwoma zjawiskami, które uruchomiły polski potencjał gospodarczy. Były to ustawa Wilczka i reformy Balcerowicza. Ustawa Wilczka praktycznie odblokowywała wolność gospodarczą jeszcze w upadającym PRL-u, gdyż Jaruzelski z jednej strony odpuściłby wszystko, by wyjść z kryzysu kolejnych reform, z drugiej zaś strony musiał trzymać się swego ulubionego socjalizmu. Zgodził się więc w 1988 roku na reformę Wilczka, która wręcz przysłowiowo i wprost realizowała ideę „co nie jest zabronione jest dozwolone”. Nie zwierała więc słowa „socjalizm”, ale totalnie go zniosła. A ponieważ w socjalizmie wszystko było zabronione nie literalnie, tylko poprzez limitowanie dostępu do działalności gospodarczej, skoro ten jeden limit zniesiono wprowadzając zasadę, że każdy może prowadzić działalność gospodarczą, to ta wolność wyszła na świat nieregulowanej w szczegółach gospodarki.
Ustawa Wilczka miała z tuzin wymienionych regulowanych działalności, a sprowadzały się one głównie do tych obszarów, które mogły sprowadzić niebezpieczeństwo publiczne, jak handel bronią, truciznami itp. Ta działalność nie była w dodatku zabroniona, tylko wymagała zezwoleń, w przeciwieństwie do innych, niewymienionych form działalności gospodarczej. A więc można było praktycznie wszystko i to będąc kimkolwiek.
Ale nie słodźmy tu tak. Ustawa Wilczka przeszła też dlatego, żeby mogła się uwłaszczyć nomenklatura komunistycznego aparatu. Ta już czuła dziejowe pismo nosem i już wkrótce stała się awangardą gospodarczą wilczego kapitalizmu, wyposażoną w trzy ważne przewagi nad ludem: pieniądze przetransferowane z publicznych środków (tu bezpieczeństwa tego procederu pilnował zakonserwowany z czasów PRL przy Okrągłym Stole system sprawiedliwości), dojścia do układów kontroli dostępu do dóbr poszukiwanych oraz orientację w realnym systemie działania państwa, gdyż ten – w układzie klientystycznym – utrzymywał się długo po „przejęciu władzy” przez opozycję. Dość przecież przypomnieć, że ponad osiem lat obywaliśmy się bez Konstytucji, jechaliśmy na jakichś prowizoriach, dekretach.
Ale lud polski, jeszcze wtedy, po komunie, był w pozytywnej fazie wzrostu motywacji do działania. Powypełniał wszystkie dziurki po socjalizmie, nie zajęte jeszcze przez wilczkowską nomenklaturę. I się zaczęło. Łóżka polowe na co drugim rogu, w każdym domu mała hurtownia, budowały się kariery, w dodatku oparte bardziej o zaradność, niż kapitał, którego wtedy nie było. Kręciło się. Na razie mało w produkcji, dużo w handlu, wszystkim co się dało. Trzeba było szybko rotować towar i kapitał, bo inflacja jeszcze szalała. Polacy zaczęli się bogacić.
System układów domykanych
Ale tak nie mogło trwać za długo. Jak już się nomenklatura poustawiała na swoich obszarach, jak się zaczęła odwijać aparatem skarbowym wobec młodych dorobkiewiczów spoza układu, bo przecież w skarbówce ostali się ci sami i tacy sami jak za komuny walczący z badylarzami domiarami, to wtedy na pełnej petardzie zaczęło się dopisywanie do Wilczkowej ustawy kolejnych obszarów z reglamentowanym dostępem. Naliczono ponoć kilkaset poprawek do tej ustawy, które tylko zwiększały z jednej strony kontrolę nad dostępem do rynku, z drugiej – utrwalały „zdobycze” nomenklatury, która zazdrośnie strzegła zdobytego już dostępu do rynku, produkcji i konsumentów.
Taki układ postkomunistycznej nomenklatury rozprowadzony w systemie regulacji dostępu do gospodarki był przez nią uchylany tylko od wielkiego dzwonu i dla dużych klientów. Były nimi zagraniczne korporacje, które były zainteresowane ekspansją w swoim obszarze na nasze tereny. Jak już się postkomuniści rozstawili, napracowali, to zauważyli, że znacznie lepiej się żyje z renty dostępu do rynku. I przeszli na rentierstwo, zamiast zmagać się z rynkowym ryzykiem. I Zachód szybko się nauczył, że wystarczy tylko gdzieś systemowo posmarować i można mieć całe połacie rynku polskiego za – z ich punktu widzenia – czapkę gruszek. I to na zawsze.
I w ten sposób staliśmy się dzikimi polami konsumenckimi, po których hulały obce armie gospodarcze. Hulały po polu i piły kakao, ale kakao własnej marży. Wykupowano za bezcen polskie zakłady pracy, z których wiele i tak nie miało sensu na wolnym rynku, ale też i takie, które do dziś byłyby perełkami polskiej gospodarki. Jednak bida polska, a właściwie przekupni politycy, wyprzedawali wszystko jak leci, zaś zagraniczni kupcy likwidowali prymusów w danym obszarze, by wejść w tę niszę nawet nie z produkcją, ale z swymi towarami, dodajmy o wiele niższej jakości niż u siebie w kraju ekspansji. Nie było żadnej protekcji wobec rynku, bo w polityce królowali albo naiwni, albo cwani. Tyle konsumenci.
Ale był też rynek pracy. Polacy okazali się być nieźle wykwalifikowani, pracowici, szybko się uczyli nowych zawodów, w dodatku była to siła robocza tania i blisko Zachodu położona. Staliśmy się więc montownią Europy. Takimi „małymi Chinami”, tylko bez ambicji wykorzystania tego jako szansy na nie tylko dorobienie, co na rozwój rodzimej produkcji. Oczywiście byliśmy też eksporterami i to niezłymi, ale raczej towarów niezbyt przetworzonych i zaawansowanych technologicznie. Co najwyżej jakichś komponentów, tak jak w przypadku przemysłu samochodowego. Dla Zachodu byliśmy więc atrakcyjni, zaś pracownicy zaczęli zarabiać coraz więcej, zaczęły się pojawiać zarodki klasy średniej, zarabiającej na usługach dla bogacących się pracowników, a także na obsłudze podwykonawstwa dla tego systemu.
Balcerowicz musiał przyjść
Druga sprawa to reforma Balcerowicza. Ta miała pozytywne znaczenie jedynie, moim zdaniem, w kwestii polityki monetarnej. W Polsce nie tylko nie było kapitału, ale pieniądz dewaluował się z prędkością światła. Trzeba więc było wzmocnić złotówkę poprzez uczynienie jej wymienną w stosunku do dolara. Zarobili na tym co prawda głównie grandziarze z amerykańskiego Wschodniego Wybrzeża, ale na dłuższą metę, oczywiście po różnych skandalach z oprocentowaniem pożyczek i kredytów, polski przedsiębiorca i klient otrzymali zdrowy krwioobieg, jakim jest pewność wymiany handlowej w rodzimej walucie. Pozostałe czynniki reform Balcerowicza należałoby ocenić jako szkodliwy permisywizm wobec obcej gospodarczej ekspansji na polski rynek, który do dziś trwa zagnieżdżony w całych branżach i systemach wymiany. To tu znajdują się korzenie tych chwastów, jakim jest obecna struktura właścicielska całych branż. Kiedyś polskich, dziś – w obcych rękach.
Kiedy przeprowadzałem analizę takich cementowni w Polsce, to zauważyłem ze zgrozą, że nie są to cementownie polskie, ale cementownie w Polsce. Większość to cementownie niemieckie albo francuskie. Tak, oni tu do nas przyjeżdżają robić cement, którego przecież nie wozi się przez całą Europę. Czyli robią go dla nas, za nasze pieniądze. Coś tak jak w przed-orbanowych Węgrzech, kiedy Węgrzy musieli płacić Francuzom za to, że piją wodę z Dunaju. A pamiętacie państwo jak poseł Jankowski tańczył na trybunie sejmowej? Chłopa nafaszerowali jakimiś specjałami, tak, by się skompromitował jako człowiek poważny. A było to w czasie jego walki o utrzymanie cukrowni w polskich rękach. I się zbłaźnił, a właściwie to jego zbłaźniono. Proszę więc teraz zobaczyć czyje są polskie cukrownie? Jest już tylko jedna polska, reszta – niemiecka. Miał rację? Miał? I co? Wyśmiano go, że tak podskakiwał… I tak jest ze wszystkim, do dziś, zaś początki tego zjawiska można zauważyć właśnie w czasach balcerowiczowskich.
Trendy się umacniają
Następne okresy to zbieżny ciąg dwóch tendencji: wzrostu regulacji gospodarki, który znacznie wzmocniło wejście do Unii, oraz trend drugi – nielimitowana ekspansja gospodarcza Zachodu w celach ogarnięcia rynku konsumpcyjnego i rynku pracy dla własnych interesów wytwórczych. Państwo polskie nie miało żadnej polityki gospodarczej, a jeśli już na taką się wydobyło, to lepiej, by jej nie robiło. Próby uchylenia nieba polskim przedsiębiorcom miały żałosne rezultaty. A tak naprawdę nie trzeba było nieudolne pomagać, bo to tylko przynosiło większe zgryzoty. Lepiej zamiast tak pomagać trzeba było przestać przeszkadzać. A ileż to ekip politycznych zabierało się za zniesienie barier przedsiębiorczości? Jakieś Palikoty stawały na stercie ustaw do uchylenia, i co? I nic. Co ekipa, to było tylko podlizywanie się przedsiębiorcom w okresach wyborczych, a po wyborach kontakt był utrzymywany już tylko przez urząd skarbowy. Przedsiębiorcom żyło się w Polsce coraz ciężej, choć państwo i w sensie zatrudnienia, i PKB, stało na tym gruncie, trzęsąc nim mocno, przekonane o bezkarności łupienia rozproszonego towarzystwa.
Coraz więcej polskiej gospodarki stawało się niepolskie. Widać było jak inne państwa przejmują najbardziej marżowe kąski, takie jak handel. Nawet polskie rolnictwo zostało oddane w ręce obcym pośrednikom, które stworzyły tak żarłoczne i bezkarne kartele, powodując że ta dziedzina, do tej pory wiodąca nawet w Europie, stała się już kompletnie niedochodowa, zaś dla konsumenta… droga.
A trzeba pamiętać, że ekspansja gospodarcza w krajach poważnych, to nie tylko obszar dawania zarobić swoim. To także sposób na osłabianie ewentualnej konkurencji, jakimi stają się kraje, zwłaszcza aspirujące, wchodzące na rynki, przepychające się. Mając więc w ręku losy całych branż można w takiej Polsce nie tylko zarabiać na taniej pracy, ale poprzez monopolizację obrotu w całych obszarach osłabiać gospodarczo rosnącego konkurenta, głównie w eksporcie. A takim krajem była Polska, podnosząca bez żadnych przerw, nawet w światowym kryzysie, swoje PKB. A więc ten fenomen został zauważony i pokarany przy co najmniej beztrosce polskich władz. Piszę „co najmniej”, bo coraz bardziej realny staje się scenariusz, że taki systemowy permisywizm na ekspansję, nie może być dziełem niemerkantylnego przypadku.
Unia w służbie interesów
Ciekawym przykładem systemowego osłabiania konkurencji stała się polityka Unii Europejskiej, a w szczególności antyrozwojowy Zielony Ład. Już i wcześniejsze narzędzia wolności – tu wolności przepływu ludzi i pracy – zostały traktowane wybiórczo, na tyle, by rodząca się w Polsce konkurencja nie zagrażała interesom „starego Zachodu”. Wolność przepływu wolnością przepływu, ale jak polscy kierowcy zaczęli zagrażać interesom francuskim czy niemieckim, to się zaraz na nich znalazło bata innego traktowania niż w przypadku idei równości wszystkich członków, graczy rynkowych. A z Zielonym Ładem to już jest jazda bez trzymanki. Turów przeszkadza z węglem brunatnym, ale już nie dziesięć kilometrów dalej, gdzie podobne instalacje, u Czechów czy u Niemców to są już ostoje czystości klimatycznej.
Niemcy, które smrodzą jak najęte, wycinają lasy pod stawianie wiatraków, potem niszczą farmy wiatrowe, by dobrać się do węgla brunatnego pod nim wystawiają wciąż narracyjne rachunki smrodzącej Polsce, która tylko przypadkiem jest najeżona licznikami emisji jak żaden inny kraj, w dodatku postawionymi w miejscach głównie smrodzących.
I mamy – najdroższy prąd w Europie po cenach nominalnych, potęgowanych jeszcze kilkukrotnie niższą u na siłą nabywczą. I polskich fenomen wzrostu zarył mordą w piachu unijnych regulacji fantasmagorii klimatycznych, które akurat sprawdzane są, a właściwie testowane, na pełnej petardzie.
I w ten sposób, narracją unijną, ukwieconą troską o ekosystem, pszczółki, wiewiórki, ostatnie pokolenia i inne histeryczne grupy wsparcia podcina się korzenie polskiego wzrostu. A polska klasa polityczna patrzy się na to, wystawia plecy do poklepania i kieszenie po unijne diety. Byle dotrwać do końca sutej kadencji. Po drugiej stronie mamy wytrawnych graczy, a przede wszystkim Niemcy – nie państwo, które ma przemysł, ale przemysł, który ma państwo. U nas to jakiś kosmos. Tam przedsiębiorcy są dominującą siłą polityczną, bo ich wkład w PKB jest dyskontowany przez nich politycznie. U nas – bida, panie, przedsiębiorcy są ganiani z podatkowego kąta w kąt przez kolejne gangi polityczne, traktowani jako pomiotło braku zorganizowania się, ofiary napuszczania jednych na drugich, które i tak zagłosują wedle szwów podziałów plemiennych, nawet kosztem własnych interesów.
I tak jechaliśmy. Byliśmy montownią Europy, zabiegaliśmy o to. Nie stymulowaliśmy własnej bazy produkcyjnej, przeciwnie, fundowaliśmy jej coś w rodzaju systemu „układów zamkniętych”, tak dobrze opisanych w rzeczonym filmie. Powoli dorabialiśmy się, ale per capita wolniej niż nasi koledzy z byłego obozu socjalistycznego. Tworzyły się kominy nierówności, co dowodzi chorej struktury redystrybucji dochodu narodowego. Dla królujących u nas gospodarczo i politycznie Niemców byliśmy ucieleśnieniem ich idei z początków pierwszej wojny światowej uczynienia z Europy Środkowej i Wschodniej rezerwuaru taniej siły roboczej w oparciu o państwa satelickie o gospodarkach peryferyjnych i uzupełniających w stosunku do gospodarki niemieckiej. I udało się – tym razem bez wojny (dodajmy – kinetycznej) Niemcom dokonać takiego podziału.
Ale – przypomnę – zarówno to, jak i niedobita polska gospodarność dały nam możliwości niespotykanego w naszych dziejach rozwoju. Głównie z powodu startu z bardzo niskiej bazy kraju przeoranego przez ustrój „jakiego świat nie widział” i przez geopolitykę, która jeśli Polska jest słaba – jest naszym przekleństwem. Odwrotnie do tego, kiedy jest naszym błogosławieństwem, gdy jesteśmy mocni. A więc wielu dba o to byśmy mocni nie byli.
Układem tym ostatecznie wstrząsnął kowid. To był śmiertelny cios dla polskiej przedsiębiorczości. Dziwnym trafem ocalały tylko wielkie korporacje. Biedronki nie zakażały, Lidle były poza transmisją wirusa. Mali padali jak muchy i wielu się już nie podniosło. Tak w ogóle po co się było męczyć – z opresyjnym państwem, nierówną walką z korporacjami? Pojawiły się inne wyjścia – zaczęła przyjaźnie machać alternatywa dla prywatnej działalności. Jak nie możesz pokonać wroga – to przyłącz się do niego. I te zaradne łaziki, ta sól ziemi wolności zarabiania zaczęła przechodzić na stronę wroga – na państwowe i do korpo. Na państwowe, czyli do urzędników, wprost do swego gnębiciela, głównego powodu swych kłopotów jako przedsiębiorców, utrzymanego przecież z podatków topniejącej klasy. Z korpo to samo – przecież to duże korporacje wykańczają polski biznes i przejście do nich to też posępna zdrada swych prób samodzielności.
Czemu tak?
Czemu teraz biznes się zwija z Polski i w Polsce? Czemu nie będziemy już długo zieloną wyspą wzrostu w morzu (par excellence) czerwonych spadków? Nie, to nie są winne Tuski, czy – wymiennie – Kaczory. To winna jest cała klas polityczna, ale i suweren, który zadawala się takim towarem. Polska nie ma racji stanu, nie ma żadnej polityki gospodarczej, nawet tak prostej, jak „nie przeszkadzać”. Inne kraje prowadzą latami koherentną politykę wspierania swej gospodarki – wewnętrznie i zewnętrznie, bo to ona buduje ich siłę. U nas, w kraju gdzie polityka oparta jest na plemiennych, sztucznych emocjach nie ceni się pragmatycznych celów, nawet gdyby takie były – nie będą one nawet rozliczone, nawet nagrodzone za ich realizację, bo lud wyborczy tego nie zauważa. Nie kuma związków przyczynowo-skutkowych decyzji swych najętych do rządzenia władców. Gospodarka się wali bo PiS kradł, albo bo Tuski sprzedały nas Niemcom.
Ale to nie jest tak. Politycy mają Polskę gdzieś, byleby dojechać do końca dobrze wykorzystanej kadencji. Za przykład może posłużyć ciągły proceder podwyższania płacy minimalnej. Popatrzmy: rząd podwyższa płace minimalną, lud się cieszy, myśli, że to państwo daje. Co bardziej rozgarnięci, a właściwie zmanipulowani, uważają, że rząd pilnuje interesów pracowników przez zdzierstwem pracodawców. Ale tu rząd jest hojny z… kieszeni pracodawców. A dla nich koszt pracy to ważna, czasami, zabójczo ważna, część ich gospodarowania. Czasami nie do przeskoczenia. I mamy – sprawiedliwie, ale co z tego, jak zwalniają, zaś zagraniczni się też zwijają, gdyż ich główny powód inwestycji – tańsza praca, niknie w oddali. I żeby chociaż ta podwyżka trafiała do kieszeni pracownika. A co mu z podwyżki płacy minimalnej, jak ta podwyżka właśnie zamknęła mu zakład? Ma więcej? Nie – ma zero.
Z płacą minimalną jest jak z cenami regulowanymi za komuny. Przypomnę – w gospodarce wiecznych niedoborów zawsze było mało towaru, a więc monopole rodziły się na każdym kamieniu i kwestia ceny nie mogła być wypadkową rynkowej konkurencji, w związku z tym rodziły się inklinacje spekulacyjne. I „zaradzono” temu wprowadzając ceny regulowane, to znaczy takie, powyżej których nie można było sprzedawać. Natychmiastowym efektem było… zniknięcie ostatnich już towarów i narodziny czarnego rynku, gdzie ceny były wyższe ale towar był, w dodatku poddany już jakiejś szczątkowej kontroli popytu i podaży. Tak samo będzie i z płacą minimalną. Zaraz zabraknie pracy, zaś resztki prawdziwego rynku pracy przejdą do szarej strefy. Lewacy się będą cieszyć – jak zwykle, bo będą mogli, jak to w socjalizmie, walczyć z przeciwnościami, które sami spowodowali. Lud pracujący, czyli ten co jednak pracę będzie miał, też się pocieszy, bo nic tak nie zadowala jak pognębienie swego pracodawcy. Siepacza, dorobkiewicza i krwiopijcy. Ale będzie to radość krótka, gdyż zaraz trzeba będzie szukać roboty, albo iść na zasiłek. W takiej Warszawie, to tego nie widać, bo roboty (za coraz mniej a propos) pełno, ale znalezienie pracy po jej utracie na tzw. prowincji to już jest poważna życiowa trauma. I co, było się z czego cieszyć?
No, zadowoleni będą też i politycy. Napuści się pracowników na pracodawców. Znowu się wezmą za łby, stymulowani przez władzę do konfliktu po to, by razem nie wzięli za łeb klasy politycznej. Należy pamiętać, że podwyżka płacy minimalnej to podwyżka wielu składowych działalności gospodarczej, bo od niej, jako wskaźnika, nalicza się różne daniny. W dodatku na podwyżce płacy minimalnej zarabia najszybciej nie pracownik, ale samo państwo. W zwiększonej bazie podatkowej pracownika, jego składkach i innych odpisach. A więc baza polityczna buduje swoje populistyczne podstawy, zaś realna gospodarka jest w zaniku. Czyli tańczymy na wulkanie.
Maligna zielonej wsypy
Przeputaliśmy szansę na skokowy rozwój, jaką dała nam geopolityczna pauza trzydziestu lat w miarę spokojnego rozwoju. Przejedliśmy ten wzrost, nie stworzyliśmy trwałych podstaw do kontynuacji tego wzrostu. A potęga gospodarcza jest czynnikiem międzynarodowej pozycji, siły państwa. My przejedliśmy wzrost, nie inwestując w duże projekty i systemowe rozwiązania. Dochód narodowy został przez polityków użyty do przekupywania kolejnych grup wyborców, nie za ich własne pieniądze, tylko z transferu z jednych grup do drugich. Od tych zasobniejszych, acz mniej licznych i mniej zorganizowanych do tych mniej zasobnych, za to krzykliwie mnogich. Na to poszła nasza „wartość dodana”. Na korumpowanie polityczne socjalnymi transferami do grup interesów, które w sumie nie budowały siły państwa, dawały jednak coś pożądanego – władzę. Ale okazało się, że władza ta wcale nie została użyta do budowy siły państwa, tylko do umoszczenia się w dobrobycie klasy pośredników między wolą suwerena a sprawczością, jakimi są politycy.
A szkoda tej zielonej wyspy. W końcu, po Chinach, byliśmy drugim fenomenem światowego niepowstrzymanego wzrostu, nawet je prześcignęliśmy.
Z Chinami to dobre porównanie, gdyż tamtejszy wzrost to cierpliwe trzymanie się obranej drogi rozwoju. My rozwijaliśmy się… pomimo. Pomimo kłodom rzucanym systemowo przez rodzimą politykę i zazdrosnych sąsiadów. A mimo to dawaliśmy radę, co pokazuje jak moglibyśmy się rozwijać gdybyśmy byli wspomagani, a nawet, gdyby nam tylko nie przeszkadzano. Czy będziemy kiedyś znowu „na zielono”? Mocno w to wątpię, bo pamiętam jak rodziła się polska przedsiębiorczość – każdy młody chciał zostać przedsiębiorcą. Dziś to pojedyncze procenty. Dostaliśmy taką tresurę zniechęcenia, że wielu marzy o korpo albo o spokojnym urzędniczeniu. Większość zaś o influenckim tiktokowaniu, życiu z promowania konsumpcyjnych trendów w upadłej gospodarczo kolonii.
Wynajmowanie samochodów to bardzo trudne przedsięwzięcie – szczególnie na dużą skalę. Zapanowanie nad wszystkimi strukturami bywa pozorne. Poza tym, jedna decyzja może doprowadzić do bardzo poważnych kłopotów.
Wypożyczalnia Hertz przekonała się o tym na własnej skórze. Sytuacja jest na tyle zła, że do końca roku zamierza sprzedać 30 tysięcy samochodów elektrycznych. W trzecim kwartale tego roku straciła aż 1,3 miliarda dolarów.
Dane finansowe nie napawają optymizmem. Są wręcz katastrofalne, co bezpośrednio wiąże się z zakupem aut na prąd. Jak donoszą zagraniczne media, problemy zaczęły nabierać tempa w momencie kupna floty rzekomo zero-emisyjnej.
Jak każdy przedsiębiorca doskonale wie, bardzo istotna jest amortyzacja pojazdów, które powinny na siebie zarabiać. W tym przypadku nie udało się dotrzeć do tego momentu. Gdyby decyzja zakupowa nie była tak krótkowzroczna, firma wciąż mogłaby się rozwijać.
Wypożyczalnia Hertz – wystarczył tylko rok
Co ciekawe, w trzecim kwartale 2023 roku, wypożyczalnia Hertz zanotowała zysk sięgający 629 milionów dolarów. Inwestycja w auta na prąd została dokonana kilka lat wcześniej, ale specjaliści nie przewidzieli, że wartość samochodów akumulatorowych będzie znacznie niższa od oczekiwanej.
Niektórzy twierdzą, że przyłożył do tego rękę sam Elon Musk, który znacząco obniżył ceny Tesli – po to, by walczyć z chińską konkurencją. Niestety, Hertz „oberwał” rykoszetem, co często zdarza się podczas wojny cenowej.
Jak podają przedstawiciele firmy, samochody spalinowe też nie pozwoliły wygenerować odpowiedniego kapitału, ponieważ zostały zakupione w trudnym momencie – gdy brakowało półprzewodników, co windowało ich ceny.
Dziś firma stara się zapobiec dalszym problemom ekonomicznym, co nie jest łatwe. Podjęto decyzję o sprzedaży 30 tysięcy aut elektrycznych, co dodatkowo wpłynie na ich spadek wartości rynkowej – duża podaż, większa konkurencja, niższa cena.
Zgodnie z informacjami uzyskanymi przez portal Bloomberg, wypożyczalnia Hertz chce zakończyć restrukturyzację swojej floty do końca 2025 roku. Należy więc spodziewać się dalszych strat przez kilkanaście miesięcy.
Firma nie podała, ile modeli na prąd pozostanie w gamie. Ich liczba ma być jednak lepiej dostosowana do potrzeb rynku, co oznacza, że wciąż będą dominowały samochody spalinowe cieszące się większym zainteresowaniem.
Nieco ponad miesiąc temu zmarł jeden z czterech biskupów konsekrowanych w 1988 roku przez Arcybiskupa Lefebvre bez zgody papieża. Przyczyną śmierci było pęknięcie czaszki powstałe w wyniku upadku na kamiennych schodach w seminarium w Econe w Szwajcarii, gdzie mieszkał przez ostatnie kilka lat. Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup Tissier de Mallerais miał 79 lat i w ciągu długiego życia przysłużył się wielce Bractwu Kapłańskiemu św. Piusa X. Aby upamiętnić jego odejście z tego „padołu łez”, niechaj niniejsze Komentarze przypomną przynajmniej trzy wydarzenia, wyrażając jednocześnie wdzięczność nas wszystkich wobec niego i modląc się o spokój jego duszy.
Po pierwsze, pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku, kiedy Arcybiskup rozpoczął pierwszy rok działalności seminarium, pod koniec roku opuściło go tak wielu spośród pierwszych seminarzystów, że był bliski porzucenia swojego projektu, jakby nie miał on przyszłości. Dwóch z tych młodych seminarzystów przekonało go, aby nie rezygnował, ale spróbował jeszcze raz w następnym roku akademickim. Jednym z nich był Paul Aulagnier, faktyczny założyciel kluczowego dystryktu Bractwa we Francji. Drugim był Bernard Tissier de Mallerais, przyszły biskup Bractwa. Gdzie byłby dziś Kościół katolicki – i świat – gdyby ci dwaj nie przekonali Arcybiskupa do wytrwania w tym, co stanie się przyczółkiem podtrzymywania katolickiej Tradycji w pogrążającym się w szaleństwie Kościele i świecie?
Po drugie, w latach osiemdziesiątych XX wieku Arcybiskup prowadził śmiertelną walkę z masońskimi wrogami Kościoła, którzy twardo trzymali się sterów władzy w Kościele przekazanych im po Soborze Watykańskim II, co z kolei było sprawiedliwą karą Bożą za ogólnoświatową apostazję ludzkości. Główny problem był doktrynalny – połączone błędy wolności religijnej i fałszywego ekumenizmu, z których oba fundamentalnie podważały wszystkie katolickie dogmaty. To właśnie na ks. Tissier Arcybiskup w dużej mierze polegał, gdy przedstawiał prawdziwą doktrynę Kościoła, aby wyjaśnić, dlaczego katolicka Tradycja, zdradzona przez modernistów, musi być broniona za wszelką cenę. Inspiracja pochodziła od Arcybiskupa, ale ks. Tissier był jego narzędziem wykonawczym.
Po trzecie, w 2006 roku biskup Tissier udzielił poważnego wywiadu Stephenowi Heinerowi, publikującemu wówczas dla The Remnant, amerykańskiego magazynu katolickiego, który z pewnością posiada pełny tekst dostępny w swoich archiwach. Kiedy Heiner myślał, że zakończył wywiad, Biskup sprzeciwił się – nie, Heiner pominął to, co najważniejsze – po raz kolejny doktrynę, przerażające błędy doktrynalne papieża Benedykta XVI. Z ostatniej części wywiadu jasno wynika, że Biskup zadał sobie trud przeczytania tego, co ks. Ratzinger napisał wcześniej w swojej karierze „teologa”. Ilu z nas zadało sobie ten trud? W poczuciu sprawiedliwości Biskup mówi Heinerowi, że nie wie, czy Papież Ratzinger wyrzekł się swojej sentymentalnej naiwności, ale jednocześnie stwierdza, że do 2006 roku Ratzinger nie odwołał jeszcze swoich błędów. Oto cytat ze stron 232-233, przetłumaczony z niemieckiego z książki Ratzingera pt. „Wprowadzenie do chrześcijaństwa”, wydanej w 1968 roku:
”… niektóre z tekstów nabożeństw zdają się sugerować, że chrześcijańska wiara w Krzyż pojmuje Boga jako Boga, którego nieubłagana sprawiedliwość wymagała ludzkiej ofiary, ofiary Jego własnego Syna.Z przerażeniem uciekamy przed sprawiedliwością, której mroczny gniew pozbawia wiarygodności przesłanie miłości”.
Innymi słowy, krzyż był zbyt straszny, aby mógł być prawdziwy, ponieważ Bóg Ojciec nie mógł wymagać tak okrutnej ofiary od swego ukochanego Syna, ponieważ takie okrucieństwo jest sprzeczne z nową soborową religią „miłości”. Oto modernizm, czysty i prosty. Dla porównania, św. Ignacy poświęca cały pierwszy tydzień Ćwiczeń Duchowych na uświadomienie uczestnikom rekolekcji, jak poważne były ich grzechy. Ks. Ratzinger obracał wiarę w papkę. Biskup Tissier stał na straży wiary. Zobaczcie cały wywiad Tissier-Heiner.
Czas na niepolskiego prezydenta nie nastał nagle. Ta możliwość nigdy nie zniknęła, a nawet została utrwalona po „okrągłym stole” wyborem sługi Moskwy – komunistycznego generała Jaruzelskiego. Potem w kolejności byli: „ Bolek” tajny współpracownik komunistycznych służb, dwie kadencje Kwaśniewskiego, komunisty będącego członkiem formacji, której pierwszy człon założyli agenci Kominternu podlegli GRU. Był Lech Kaczyński, podsemita i zdrajca lizboński, a następnie sprawiający wrażenie dybuka – Komorowski, patron marszu od niepodległości z herbem w postaci orła z czekolady.
Aktualnie kończy się kadencja Andrzeja Dudy, który został zdiagnozowany swego czasu jako „idiota w starożytnym sensie tego słowa”. Łukasz Warzecha, który moim zdaniem ujmuje sprawy zbyt delikatnie, powiedział o prezydencie PiS „Duda nie ma jaj”.
Dlaczego zostali wybrani?
„Taka świecka tradycja”, i nie chodzi bynajmniej o żydowskie żony, lecz o brak polskości w sensie braku poczucia polskich obowiązków. W praktyce jest to brak zdolności ich pojmowania i wykonywania zgodnie z sentencją „Polakiem jestem i mam obowiązki polskie”.
Tradycja, a gwoli precyzji ten nikczemny zwyczaj pojawił się w czasie upadku I Rzeczpospolitej, a potem został utrwalony przez okupantów w czasie pierwszej komuny, będąc dziś kontynuowanym przez kolonizatorów III RP.
Kto następny?
Prawie wszyscy kandydaci na prezydenta to kandydaci „koalicji chanukowej” reprezentujący obce, sprzeczne z polskimi, interesy przedstawiane w mediach jako „polska racja stanu” dosypywana codziennie Polakom do porannej kawy w formie propagandowej trucizny. Wszystkie różnice programowe jakie można dostrzec w rzekomo innych narracjach wynikają ze specyfiki, m.in. ze stopnia ogłupienia i demoralizacji, poszczególnych elektoratów. Żadna z tych deklarowanych różnic nie przełożyła się nigdy na polityczną praktykę. I tak na przykład Olakom, elektoratowi KO, można już mówić wprost, powtarzając słowa Tuska „polskość to nienormalność”, a tym co jest lepsze to „unijność” w połączeniu z nową cnotą, którą ogólnie można określić mianem qrwofilii. Dla odmiany „słomianym patriotom” popierającym PiS, którzy nie są aż tak bardzo zdemoralizowani, ale równie skutecznie zmanipulowani, opowiada się inną bajeczkę udekorowaną symboliką patriotyczną.
Radosław zwany zdradliwym
Sikorski powiedział, że w czasie poprzednich pozorów (wyborów) stawką była „praworządność” i dlatego kandydatura Trzaskowskiego była uzasadniona. Dziś stawką jest „bezpieczeństwo” i to z tego powodu On (Sikorski) jest najlepszym kandydatem.
Absolutny fałsz. Fałsz zgodny z sowieckim kanonem stosowanym w demokracji liberalnej „słowa nie oznaczają nic lub oznaczają swoje przeciwieństwo”. W praktyce chodzi o leworządność i niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo wyboru dwóch antypolskich opcji: „brytyjskiej” (Sikorski) i „niemieckiej” (Trzaskowski) z ponadczasowym zarządem powierniczym potomków Kaina. Podobną opinię o Trzaskowskim i Sikorskim wyraził Adam Wielomski, dodając: opcji polskiej brak. Innym, słusznym przekazem, od czasu wyboru Trumpa, raczy nas Jacek Bartosiak dodając Francję z Macronem. Czy kolejny prezydent III RP, zgodnie z ponad 30 letnim zwyczajem, również okaże się polskawy?
Łapówka i wyłudzenia na fałszywy dokument. Jacek Sutryk usłyszał zarzuty
(PAP/Jarek Praszkiewicz )
Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk usłyszał w śląskim wydziale Prokuratury Krajowej zarzut dotyczący wręczenia korzyści majątkowej b. rektorowi Collegium Humanum Pawłowi C. za uzyskanie dyplomu tej uczelni, a także posługiwania się tym nielegalnie uzyskanym dokumentem i wyłudzenie w ten sposób 230 tys. zł.
„Nie wręczyłem żadnej łapówki” – oświadczył prezydent Wrocławia wychodząc z prokuratury po trwających kilkanaście godzin czynnościach. Prokuratura zastosowała wobec Sutryka wolnościowe środki zapobiegawcze.
„Jacek S. stoi pod zarzutem wręczenia korzyści majątkowej b. rektorowi Collegium Humanum i była to łapówka wręczona w zamian za to, aby Jacek S. otrzymał dyplom ukończenia studiów podyplomowych MBA, mimo że tych studiów nie ukończył” – powiedział w piątek nad ranem dziennikarzom naczelnik śląskiego wydziału PK Tomasz Tadla, po przesłuchaniach i konfrontacjach, w których uczestniczył m.in. Sutryk.
Jak dodał, po uzyskaniu tego dyplomu prezydent Wrocławia posłużył się nim w kilku podmiotach samorządowych. „Na tej podstawie, wiedząc że jest to dokument niezbędny aby zasiadać w radach nadzorczych, wyłudził łącznie ponad 230 tys. zł” – powiedział prok. Tadla.
Według prokuratury podejrzani umówili się, że łapówka dla rektora Collegium Humanum zostanie wpłacona na podstawie fikcyjnej umowy doradztwa dla Wrocławskiego Parku Technologicznego. Na tej podstawie – opisują śledczy – Paweł C. otrzymywał wynagrodzenie – w sumie 75 tys. zł. Poza tym była oficjalna wpłata – 9,5 tys. zł – od Sutryka. Łączną kwotę łapówki prokuratura określa więc na ok. 84 tys. zł „Oprócz tego była tam też korzyść osobista, ponieważ zagwarantowano również Pawłowi C. zasiadanie w radzie ds. aktywności Wrocławskiego Parku Technologicznego” – opisywał prok. Tadla.
Podejrzanym grozi do 10 lat więzienia, ale – jak zaznaczył naczelnik – niektórym z nich, którzy uczynili sobie z przestępstw stałe źródło dochodu, grozi jeszcze surowsza kara.
Nowy kaznodzieja Domu Papieskiego odrzuca nauczanie Pisma Świętego potępiające akty homoseksualne. Przekonuje, że Stary i Nowy Testament w ogóle nic na ten temat nie mówią. Jak odpowiedzieć na coraz silniejszą homoherezję w Kościele?
Od wielu lat w Kościele katolickim podejmowana jest próba zmiany oceny moralnej aktów homoseksualnych. Rzecz jest dyskutowana bardzo intensywnie z kilku zasadniczych względów.
Po pierwsze, Tradycja Kościoła potępia akty seksualne między osobami tej samej płci wyraźnie i dobitnie. Po drugie, kwestia homoseksualizmu jest elementem ostrego sporu politycznego w państwach świata Zachodu. Po trzecie, od moralnej oceny homoseksualizmu zależą również inne sprawy: jeżeli uznać akty homoseksualne za moralnie dopuszczalne, to w jaki sposób podejść do antykoncepcji, rozwodów, powtórnych związków etc.?
Do roku 2013 roku w Stolicy Apostolskiej panowała zgoda co do jednoznacznego odrzucenia progresywnych zapatrywań w tym względzie. Św. Paweł VI kategorycznie odrzucił możliwość utrzymywania relacji seksualnych poza małżeństwem, domagając się, by były one zawsze otwarte na przekazywanie życia. Zdecydowanie podtrzymywali to św. Jan Paweł II oraz Benedykt XVI.
Przeciwko papieżom występowali liczni teologowie, zwłaszcza ze Stanów Zjednoczonych i krajów niemieckojęzycznych. Wychodząc od historyczno-krytycznej egzegezy Pisma Świętego, twierdzeń współczesnej nauki oraz od filozoficznej koncepcji autonomii moralnej sugerowali, że należy zmienić moralną ocenę aktów homoseksualnych, o ile tylko mają one wymiar relacyjny. Sprawą zajmują się szczególnie chętnie teologowie rozwijający tzw. etykę relacyjną, głosząc, że każdy akt seksualny pomiędzy ludźmi może być dopuszczalny, o ile tylko ma on na celu umocnienie istniejącej między tymi ludźmi relacji oraz jest dokonywany za obopólną zgodą.
Od 2013 roku postawa Stolicy Apostolskiej zaczęła się zmieniać. Papież Franciszek chętnie otacza się ludźmi, którzy reprezentują w tej kwestii myślenie progresywne. Dotyczy to również kwestii homoseksualizmu. Czytelnikowi dobrze znane są liczne wypowiedzi Ojca Świętego wspierające środowisko LGBT. Postawa papieża kulminowała 18 grudnia 2023 roku, kiedy autoryzował ogłoszenie deklaracji doktrynalnej „Fiducia supplicans” o błogosławieniu par LGBT. W tekście tej deklaracji mówi się, że udzielenie błogosławieństwa parze jednopłciowej nie oznacza akceptacji homoseksualnej relacji seksualnej, ale w praktyce trudno taką tezę utrzymać.
Jesienią 2024 roku duże oburzenie u tradycyjnych katolików wywołał dominikanin o. Timothy Radcliffe, w międzyczasie nominowany przez Franciszka do godności kardynalskiej. Na łamach „L’Osservatore Romano” napisał, że nie wyobraża sobie, w jaki sposób młode osoby homoseksualne miałyby pozostać wierne nauczaniu Kościoła. Sugerował w ten sposób implicite, że należałoby przyjąć moralną dopuszczalność aktów seksualnych między osobami tej samej płci, przynajmniej u osób młodych.
Okazuje się, że postawy afirmujące nową ocenę moralną aktów homoseksualnych są w otoczeniu papieża Franciszka coraz wyraźniejsze. Ojciec Święty mianował na początku listopada nowego kaznodzieję Domu Papieskiego. 90-letniego kapucyna kard. Raniero Cantalamessę zastąpił inny kapucyn, 53-letni o. Roberto Pasolini. O. Pasolini uważa nauczanie Kościoła katolickiego na temat aktów homoseksualnych za nieadekwatne wobec rzeczywistości.
Kilka miesięcy temu wygłosił u kapucynów w Varese na północy Włoch wykład pt. „Homoseksualizm i życie chrześcijańskie”. Cały, prawie godzinny wykład w języku włoskim jest dostępny na YouTube. Portal PCh24.pl zapoznał się z treścią szczegółowo z treścią tego wystąpienia. Poniżej omawiamy jego najważniejsze punkty. Wydaje się, że o. Pasolini reprezentuje nurt myślenia odgrywający coraz większą rolę w Stolicy Apostolskiej. To oznacza, że argumenty, jakich używają jego przedstawiciele, trzeba koniecznie poznać, celem wypracowania zdecydowanej i dobrze uargumentowanej krytyki. W innym wypadku wszelka dyskusja teologiczna zostanie przez stronę stającą w obronie prawa naturalnego i Tradycji Kościoła przegrana.
Z polskiej perspektywy rzecz jest szczególnie paląca, bo cały czas toczy się debata nad prawnym zalegalizowaniem związków jednopłciowych. Politycy prawicowi mają wciąż w Kościele katolickim ważnego sojusznika przeciwko takim zamiarom, nawet jeżeli niektórzy hierarchowie ten sojusz wyraźnie naruszają (jak zrobił to niedawno kard. Kazimierz Nycz). Trzeba zadbać o to, by katolicyzm w Polsce był w stanie obronić się przed intelektualną ofensywą środowisk progresywnych, prowadzoną nie tylko przez teologów zachodnich. Już wiele lat temu pojawili się w Polsce duchowni, którzy powtarzają wyczytane w ich pracach argumenty, tacy jak o. Jacek Prusak SJ, o. Maciej Biskup OP czy ks. prof. Alfred Wierzbicki.
Co powiedział o. Roberto Pasolini?
Nowy kaznodzieja Domu Papieskiego wygłosił wykład u kapucynów w Varese na północy Włoch 2 lutego 2024 roku. Przedstawił w nim dekonstrukcję tradycyjnej interpretacji wypowiedzi Pisma Świętego na temat homoseksualizmu. Zasadniczy wniosek o. Pasoliniego brzmi: Stary i Nowy Testament nie mówią nic na temat homoseksualizmu tak, jak my dziś go rozumiemy. Należy zatem wypracować nową ocenę homoseksualizmu, wychodząc od relacyjnej natury człowieka, który został przez Boga stworzony po to, by żyć razem z innym.
O. Pasolini rozpoczął wykład od krótkiego omówienia Księgi Rodzaju. Starał się wykazać, że Pan Bóg stworzył człowieka jako istotę głęboko relacyjną, która nie może osiągnąć szczęścia żyjąc w samotności. Przedstawiwszy swoją optykę na tę kwestię rozpoczął dekonstrukcję zwykłego odczytywania Biblii w sprawie aktów homoseksualnych.
Na początekskupił się na kwestii Sodomy, łącząc ją z historią Lewity z Efraima opowiedzianą w Księdze Sędziów. O. Pasolini odrzucił tradycyjną interpretację losu Sodomy, zgodnie z którą została ukarana za grzech homoseksualny. Nowy kaznodzieja Domu Papieskiego mówił, że chodziło tutaj o rażące naruszenie praw gościnności. Do domu Lota przybyli dwaj goście, którzy w istocie byli aniołami. Mieszkańcy Sodomy podeszli pod dom Lota i domagali się wydania im przybyszów, chcąc z nimi fizycznie obcować. Lot zaoferował im w zamian swoje córki.
W przypadku Lewity z Efraima, mówił o. Pasolini, jest podobnie. Lewita podróżując znalazł schronienie w Gibea. Dom, w którym przebywał, został otoczony przez mieszkańców Gibea, którzy oczekiwali od gospodarza, że wyda im Lewitę w celu obcowania homoseksualnego. Gospodarz się na to nie zgodził, ale wyprowadził do nich żonę Lewity. Kobieta była gwałcona przez całą noc i umarła.
O. Pasolini przekonuje, że w obu wypadkach mamy do czynienia z tłumem, który chce dopuścić się aktu homoseksualnego. W obu przypadkach chce to jednak uczynić wobec człowieka objętego prawem gościnności i stąd wyjątkowo chronionego. Co więcej, twierdzi, w przypadku historii z Gibea ewidentne jest, że tłum nie jest homoseksualny w naszym rozumieniu tego zjawiska – to po prostu tłum rozpustników, którzy mogą gwałcić mężczyznę, ale równie dobrze kobietę i tak też czynią. Również w przypadku Sodomy oferta Lota wydania córek wskazuje, że tłumu nie postrzegano jako wyłącznie homoseksualnego, ale raczej jako po prostu rozpustny i gwałtowny. Według kaznodziei Domu Papieskiego nie da się zatem wyprowadzić z historii Sodomy, odczytanej razem z historią Lewity z Efraima, potępienia homoseksualizmu jako skłonności skutkującej tworzeniem trwałego związku przez dwie osoby tej samej płci. Zdaniem o. Pasoliniego tematem obu historii jest kwestia gościnności i radykalnych prób naruszenia tejże.
Według kapucyna inny jest przypadek prawa Mojżeszowego, które nakazuje karać śmiercią za obcowanie homoseksualne dwóch mężczyzn, podobnie jak kategorycznie odrzuca sytuację, w której kobieta nosiłaby męską szatę, a mężczyzna ubiór kobiecy. O. Pasolini sądzi, że w tym wszystkim nie chodzi o sam akt seksualny, ale o troskę o tożsamość. Należałoby czytać te przepisy w kontekście narodu, który dopiero uczy się żyć i otrzymuje instrukcje, jak przetrwać i nie wyginąć. Stąd tak duży nacisk na prokreację i wykluczenie wszystkiego, co nie służy prokreacji. Prawo według o. Pasoliniego celowo przytacza najbardziej rażące przypadki podejmowania aktywności seksualnej nieskutkującej prokreacją, żeby zwrócić na to uwagę. Jego zdaniem gdyby w tamtych czasach dostępna była antykoncepcja, pewnie prawo mówiłoby o tym. Dlatego znowu nie ma tu potępienia współczesnego fenomenu homoseksualizmu, a jedynie dbałość o biologiczne przetrwanie wspólnoty Izraela.
O. Pasolini zdekonstruował również tradycyjną wykładnię św. Pawła Apostoła, który dobitnie potępia homoseksualizm, wskazując, że mężczyźni współżyjący ze sobą nie odziedziczą Królestwa Niebieskiego. Kapucyn uważa, że św. Paweł potępiając takie akty seksualne potępiał lubieżność, pozostając w tradycji rozumienia homoseksualizmu jako perwersyjnego wypaczenia seksualności motywowanego wyłącznie aktem poszukiwania przyjemności. W tym sensie należy piętnować lubieżne akty nie tylko homoseksualne, ale również heteroseksualne. „W pismach Pawła nie mówimy o ludziach, którzy mają stałą skłonność do pragnienia aktów seksualnych z osobami tej samej płci. Mówimy o mężczyznach, którzy chcieliby mieć kobietę, ale zamiast tego okazjonalnie idą z mężczyznami i dopuszczają się haniebnych czynów” – powiedział zakonnik. Jak dodał, św. Paweł nie znał osób homoseksualnych, które chcą wieść pobożne życie; znał tylko takie sytuacje jak orgie, gdzie współżyły ze sobą również osoby tej samej płci.
Ojciec Pasolini zaczął się następnie zastanawiać, czy Pismo Święte daje jakieś przykłady par homoseksualnych. Wskazał tu na dwie możliwości: Dawida i Jonatana oraz rzymskiego setnika i jego sługę. Stwierdził, że w żadnym z tych wypadków nie można mówić z pewnością o łączącej ich relacji homoseksualnej i tak naprawdę jest to tylko swobodna interpretacja, której tekst wcale nie sugeruje; uznał jednak, że można podjąć po prostu eksperyment myślowy i zastanowić się, czy nie mogłoby tu chodzić o homoseksualizm. To powiedziawszy, stwierdził też, że są „najbardziej skrajne” opinie, które „posuwają się do hipotezy”, że mogłyby istnieć związki homoseksualne „między Jezusem a uczniami” albo „Jezusem i Łazarzem”. O. Pasolini odciął się od tego, ale bynajmniej nie kategorycznie, mówiąc tylko, że takie hipotezy nie mają uzasadnienia, bo Biblia o tym po prostu nie mówi. Nie wydaje się jednak, by całkowicie odrzucał podobne myśli.
Konkludując stwierdził, że w Piśmie Świętym „nie ma osądu na temat homoseksualizmu jako orientacji psychologicznej czy stanu egzystencjalnego”; jest jedynie osąd „epizodów” homoseksualnych. Zdaniem kapucyna Biblia porusza się w świecie, w którym nikt nawet nie myśli, że może istnieć tendencja inna niż heteroseksualna; dlatego czyny homoseksualne katalogowano zawsze jako dokonywane z pożądliwości. Według Pasoliniego nie należy wyciągać z tego pozytywnych wniosków na temat „bezczelnych demonstracji” czy „dumy gejowskiej”, ale po prostu ludzi, którzy mają takie skłonności. Biblia potępia ludzi „zdegradowanych do poziomu barbarzyńskiego, nieco nieludzkiego, o czym Paweł stara się przypominać z całą mocą”. Te potępiane zachowania, jak w Sodomie czy Gibea, należy odróżnić od tego, co my znamy jako stałe tendencje homoseksualne, czyli coś, co – jak powiedział o. Pasolini – wyraża się w związku „mającym na celu ucieleśnienie miłości międzyludzkiej”. W sumie, sądzi Pasolini, Biblia daje podstawy do potępienia homofobii, zarazem nie dając podstaw do pozytywnej oceny związków homoseksualnych. Dlatego należy wypracować podejście do takich związków wypracować własną odpowiedź na kanwie „naszej inteligencji, nauk humanistycznych i dialogu”.
Konkluzja. Błędy logiczne i anachronizm
Jak widać, narracja o. Roberto Pasoliniego jest bardzo dziurawa. W przypadku Sodomy i Gibea doszło niewątpliwie do naruszenia praw gościnności; nie oznacza to jednak w żadnej mierze, by nieznaczący był również sposób tego naruszenia. Lot i gospodarz Lewity z Efraima proponują rozpustnemu tłumowi wydanie kobiet, a nie jakichkolwiek innych mężczyzn, na przykład sług czy niewolników, co sugeruje, że jako ludzie pobożni kategorycznie odrzucali obcowanie homoseksualne. Nie można od tego abstrahować w dzisiejszej lekturze Pisma Świętego. Zastanawia też sposób „rozwiązania” problemu nakazów i zakazów prawa Mojżeszowego. O. Pasolini słusznie zauważa, że prawodawca troszczył się o biologiczne przetrwanie Izraela i potępiał wszystko, co mu szkodzi, w tym akty homoseksualne. Ponownie jednak nie przekreśla to w żaden sposób innych możliwych motywów dla potępienia takich aktów, zwłaszcza w związku z ich rażącą i ewidentną nienaturalnością. Próba sprowadzenia wyraźnego moralnego potępienia aktów homoseksualnych w Starym Testamencie do naruszania praw gościnności oraz troski o wykorzystywanie męskiej energii wyłącznie w celu prokreacyjnym może zostać oceniona jako nieudana, ze względu na niezrozumiałe zawężenie możliwych motywacji stojących za tym potępieniem. Równie nieprzekonujące jest sprowadzanie krytyki aktów homoseksualnych u św. Pawła do podążania za dawniejszą tradycją i potępiania wyłącznie pożądliwości. O. Pasolini najwyraźniej zapomniał, że Grecy i Rzymianie znali fenomen stałych tendencji homoseksualnych. Antyczna poezja liryczna i komedia opisuje takie zachowania od czasów Safony i Arystofanesa; zna je nawet historiografia, przynajmniej od czasów Tukidydesa, opisującego homoseksualnych kochanków Harmodiosa i Arystogejtona, tzw. tyranobójców. Twierdzić, że św. Paweł i świat antyczny w ogóle nie wiedzieli niczego na temat „homoseksualnych skłonności” jest kompletnie anachroniczne.[nie, to jest kłamliwe. md]
Praca teologów koniecznie potrzebna
To jednak tylko kilka ogólnych uwag ze strony skromnego dziennikarza. W obliczu faktu, że nową interpretację homoseksualizmu rozwijają dzisiaj prominentni teologowie, znajdując aprobatę nawet u nowego kaznodziei Domu Papieskiego, konieczne jest udzielenie profesjonalnej teologicznej odpowiedzi. Polscy teologowie powinni zapoznać się szczegółowo z głównymi pracami wspierającymi taką nową interpretację, by następnie gruntownie je skrytykować, tak, by nie pozwolić na zakorzenienie się protęczowej ideologii w łonie Kościoła katolickiego w Polsce.
Imigranci gwałcą i napastują w metrze i autobusach. Rozwiązanie problemu według lewicy: wagony „tylko dla kobiet”
Imigranci w Niemczech gwałcą i napadają na kobiety. Skalę problemu dostrzega już nawet lewica. Zieloni w Berlinie zaproponowali, żeby w metrze był zawsze jeden wagon „tylko dla kobiet”. Inne ugrupowania nie kryją oburzenia, wskazując, że skoro gwałcą imigranci, to zamiast tworzyć „wagony dla kobiet” trzeba po prostu wyrzucić z kraju sprawców.
Z propozycją stworzenia wagonów „tylko dla kobiet” wyszła deputowana do berlińskiego parlamentu, Antje Kapek. Powołała się na rosnący problem z przestępczością seksualną wobec kobiet.
Pomysł jako absurdalny ocenił polityk AfD, Rolf Wiedenhaupt. Bezpieczeństwa nie można stworzyć „poprzez separowanie jakichś kategorii ofiar, a jedynie przez konsekwentne zajęcie się sprawcami, szybkie wyroki i wykorzystanie prawa karnego”, powiedział.
Antje Kapek uważa, że w wagonach „tylko dla kobiet” powinien przebywać jeszcze dodatkowy pracownik, który będzie monitorować sytuację bezpieczeństwa. Wiedenhaupt zauważył, że ten postulat nie uwzględnia rzeczywistości: w Berlinie od wielu miesięcy brakuje kierowców, więc tym trudniej byłoby zatrudnić dodatkowych pracowników jako tego rodzaju strażników.
Ideę separowania pań w wagonach „tylko dla kobiet” krytycznie ocenił również polityk liberalnej berlińskiej FDP, Peter Langer. W jego ocenie Zieloni to „bankruci”, którzy przyznają się do własnej niezborności politycznej. W Berlinie nie może być żadnych „stref no-go”, podkreślił. Liberał nie wezwał jednak do rozprawy z gwałcicielami, ale do zatrudnienia większej liczby pracowników prewencji.
Jak tłumaczyła Antje Kapek w rozmowie z berlińskimi mediami, w komunikacji miejskiej dochodzi do wielu przestępstw. Kiedy wagony czy autobusy są zatłoczone, kobiety są często obmacywane. Dochodzi również do regularnych gwałtów, co jest w ostatnim czasie w ogóle plagą Berlina, nie tylko w komunikacji miejskiej.
Nie ma tymczasem cienia wątpliwości, że kobiety są napastowane i gwałcone głównie przez imigrantów. Od 2013 roku liczba przestępstw seksualnych w komunikacji miejskiej w Berlinie wzrosła o ponad 260 procent. Jest to ściśle powiązane z wpuszczeniem do kraju przez Angelę Merkel milionów tzw. uchodźców.
Na marginesie warto zaznaczyć, że partia Zielonych gorliwie wspiera ideologię gender. Jak pogodzić to z wagonami wyłącznie dla kobiet? Co jeżeli islamski gwałciciel będzie deklarować, że ma płynną płciowość? Na te pytania, póki co, nie ma odpowiedzi.
Źródło: jungefreiheit.de Pach
==================================
12 stycznia 2024
Zbiorowe gwałty w Berlinie. Imigranci atakują nawet 14-latki
W noc sylwestrową trzej mężczyźni zgwałcili kobietę w parku w centrum Berlina. To kolejny taki przypadek w ciągu ostatnich miesięcy. Wcześniej zgwałcono 14-latkę oraz 23-letnią kobietę – i to na oczach jej męża.
Zgwałcona w Sylwestra kobieta ma 29-lat; po gwałcie udało jej się samodzielnie uciec z parku.
Görlitzer Park znajduje się w dzielnicy Kreuzberg. To jeden z najbardziej niebezpiecznych miejsc w stolicy Niemiec: lewicowe władze pozwalają, aby w biały dzień handlowano w nim narkotykami. W parku stanął nawet pomnik czarnoskórego handlarza narkotyków.
To nie pierwszy przypadek zbiorowego gwałtu w Berlinie. Zaledwie kilka tygodni temu portal PCh24.pl informował, że przed sądem stanęła też grupa imigrantów z Afryki, która dopuściła się zbiorowego gwałtu w tym samym Görlitzer Park. Mężczyźni pobili i okradli jej męża – i na jego oczach zgwałcili żonę.
Część sprawców była już wcześniej wielokrotnie karana, ale nigdy nie trafili do więzienia. Nie mieli prawa do azylu i powinni zostać wyrzuceni z Niemiec; jednak władze tolerowały ich obecność.
Co więcej, w czerwcu 2023 roku dwaj muzułmanie zgwałcili 14-latką w Berlinie, tym razem w innej części miasta (Berlin Steglitz-Zehlendorf). Dopiero teraz stanęli przed sądem.
Gwałciciele to imigrant z Turcji, 19-letni Mehmet E. oraz 18-letni Islam El-M. Ciekawy szczegół: Islam El-M. urodził się w Berlinie, ale przed sądem musiał wystąpić z tłumaczem. „Rodowity Niemiec” nigdy nie nauczył się mówić po niemiecku.
Muzułmanie zaatakowali 14-latkę wieczorem podczas imprezy urodzinowej. Wciągnęli ją w krzaki; dziewczynka broniła się i krzyczała, ale sprawcy nie ustąpili.
19-letni Mehmet E. trafił do aresztu w sierpniu ubiegłego roku. Islam El-M. przebywał cały czas na wolności.
Jak podaje Polska Izba Gospodarcza Sprzedawców Węgla (PIGSW), ceny energii w Polsce są jednymi z najwyższymi w Europie. Koszty odbijają się na firmach, które muszą być konkurencyjne z firmami z Chin, które za prąd płacą aż cztery razy mniej!
Ceny energii w Polsce, a ceny energii w Chinach. Polskie firmy mogą mieć problem z konkurencyjnością
W raporcie PIGSW czytamy, że wzrost cen energii w Polsce wynika głównie z wysokich i wciąż rosnących kosztów uprawnień do emisji CO2. Uprawnienia w ramach unijnego systemu ETS opierają się na zasadzie “zanieczyszczający płaci”, czyli w zależności od poziomu emisji CO2, firmy energetyczne ponoszą dodatkowe koszty. To przekłada się na wyższe ceny energii u producentów, więc i dla przedsiębiorców i odbiorców prywatnych.
Zdaniem PIGSW gdyby nie system ETS, Polska energetyka oparta na węglu mogłaby mieć jedną z najniższych cen energii w Polsce. W raporcie porównano polską gospodarkę do Chińskiej, która ma podobny udział węgla w miksie energetycznym. W Polsce w 2023 roku węgiel stanowił o 63 proc. wyprodukowanej energii, a w Chinach 65 proc.
Chiny mają czterokrotnie tańszy prąd. Tam ceny spadają, u nas rosną
Cena energii w Polsce od stycznia 2024 wynosiła 1,15 zł/kWh, a w Chinach w przeliczeniu na polską walutę 0,30 zł/kWh.
Jeszcze w 2019 roku cena za kWh energii w Polsce wynosiła 0,61 zł, a w Chinach 0,38 zł/kWh. To oznacza, że w Chinach cena za kWh energii spadła, a w Polsce wzrosła niemal dwukrotnie!
Jak podaje PIGSW elektrowni węglowych w Polsce wynosi 36 GW, w Chinach 1160 GW. Jednocześnie udział Polski w światowej emisji CO2 wynosi 0,84 proc., a udział Chin to 32,88 proc.
PIGSW wskazuje również, że Chiny budują nowe jednostki węglowe. Polska powoli wycofuje się z mocy węglowych, jednak perspektywa budowy elektrowni jądrowej jest dosyć odległa, niedawno minister przemysłu Marzena Czarnecka powiedziała, że realny termin uruchomienia pierwszego reaktora to 2040 rok! Przez ten czas Polska będzie skazana na korzystanie z drogich przez unijne opodatkowanie mocy węglowych i uzupełniania miksu energetycznego Odnawialnymi Źródłami Energii. [MD: Jeśli nie rozwali tej idiotycznej, komunistycznej Unii “Europejskiej”]
Minister edukacji Barbara Nowacka powiedziała, że “edukacja seksualna” uczniów będzie w polskich szkołach obowiązkowa “bez względu na opinie jednej czy drugiej organizacji”. Przypomnijmy – wedle opublikowanej niedawno podstawy programowej dzieci będą się uczyć m.in. o masturbacji, LGBT, różnych “orientacjach seksualnych”, aborcji i “transpłciowości”. Rząd Tuska daje więc jasno do zrozumienia wszystkim rodzicom i organizacjom społecznym – nie interesuje nas wasze zdanie, zamierzamy przymusowo deprawować wasze dzieci. Ogłoszone przez MEN “konsultacje społeczne” w sprawie nowego, obowiązkowego przedmiotu są od początku czystą fikcją. Dlatego do powstrzymania systemowej, narzuconej odgórnie deprawacji kluczowe jest zaangażowanie rodziców w swoim środowisku i miejscu zamieszkania oraz podjęcie przez rodziców osobistych decyzji dotyczących przyszłości swoich rodzin.Kilka dni temu w rozmowie z mediami Barbara Nowacka powiedziała, że:
“edukacja zdrowotna będzie obowiązkowym przedmiotem szkolnym bez względu na opinie jednej czy drugiej organizacji”.
Nowacka powiedziała te słowa w momencie, w którym trwają ogłoszone przez MENformalne “konsultacje społeczne” na temat wprowadzenia do szkół nowego przedmiotu i tego, jak miałby on wyglądać. Nowacka dodała również, że jej zdaniem szkoła jest po to, żeby:
“każde dziecko dostawało ten sam zakres informacji opartych na wiedzy, a nie na przesądach, zabobonach i uprzedzeniach jednej czy drugiej organizacji lub sekty.”
Panie Mirosławie, działania organizacji takich jak nasza Fundacja, która ostrzega rodziców przed zagrożeniem, szefowa MEN określa mianem “zabobonów” i “uprzedzeń”, nazywa nas również “sektą”. W trakcie “konsultacji społecznych” mówi, że deprawacja i tak będzie obowiązkowa, bez względu na zgłaszane do MEN opinie. O czym to wszystko świadczy?
Prowadzone przez rząd “konsultacje” od początku są fikcją. W przestrzeni publicznej pojawiają się apele o ich przedłużenie oraz uwzględnienie w ich trakcie “szacunku dla chrześcijańskich wartości”. Jednak kierownictwo MEN nie zamierza nas szanować. Musimy pamiętać, że przymusowa deprawacja seksualna dzieci nie jest wymysłem rządu Tuska. To realizacja międzynarodowych, globalnych wytycznych, przed którymi nasza Fundacja ostrzega już od ponad 10 lat.
Tusk i Nowacka to podwykonawcy narzuconych z zagranicy wytycznych. Tydzień temu alarmowaliśmy, że zgodnie z opublikowaną przez MEN podstawą programową do nowego, obowiązkowego przedmiotu dzieci będą uczyć się m.in. o masturbacji, LGBT, różnych “orientacjach seksualnych” i “tożsamościach” płciowych, rodzajach związków nieformalnych i homoseksualnych, rozwodach, aborcji, antykoncepcji, bezdzietności, popędzie seksualnym, wyrażaniu zgody na seks oraz różnych formach aktywności seksualnej. To wszystko elementy Standardów Edukacji Seksualnej w Europie – dokumentu stworzonego przez rząd Niemiec i Światową Organizację Zdrowia (WHO), który reguluje to, jak mają wyglądać lekcje w szkołach i przedszkolach.
Nasza Fundacja mówi o tym głośno od 2013 roku, kiedy w reakcji na opublikowanie w języku polskim Standardów Edukacji Seksualnej w Europie (co stało się na konferencji współorganizowanej przez MEN) uruchomiliśmy naszą ogólnopolską kampanię “Stop pedofilii”, w ramach której ostrzegamy rodziców przed zagrożeniem. W ciągu ostatnich 10 lat wielokrotnie alarmowaliśmy rodziców na temat działalności “edukatorów seksualnych” i aktywistów LGBT, którzy wchodzą do szkół i organizują deprawacyjne lekcje w oparciu o Standardy WHO. Środowiska te od lat są wspierane przez polityków powiązanych z Koalicją Obywatelską i Lewicą, przede wszystkim przez prezydentów dużych miast takich jak Rafał Trzaskowski (Warszawa), Jacek Jaśkowiak (Poznań), Aleksandra Dulkiewicz (Gdańsk) czy Jacek Sutryk (Wrocław). Polscy “edukatorzy seksualni” i aktywiści LGBT otrzymują również na swoje działania potężne wsparcie z zagranicy, przede wszystkim od Unii Europejskiej, ambasady USA oraz rządów wielu innych krajów.
To, co od 1 września 2025 ma obowiązkowo wejść do wszystkich szkół podstawowych w całym kraju, jest więc po prostu systemowym przeniesieniem na grunt ogólnopolski działań deprawacyjnych, które w ciągu ostatnich 10 lat były forsowane na poziomie lokalnym i samorządowym.
Panie Mirosławie, narracja Barbary Nowackiej o tym, że każde dziecko ma otrzymywać “zakres informacji opartych na wiedzy a nie zabobonach” to taka sama propaganda, jaką od lat stosują “edukatorzy seksualni” i aktywiści LGBT wchodzący do polskich szkół. Mówią oni, że chcą tylko prowadzić dla dzieci lekcje “o dojrzewaniu” lub “o tolerancji”, aby uśpić czujność rodziców i uzyskać zgodę dyrekcji na przeprowadzenie zajęć z uczniami. Teraz, jak przyznała Nowacka, MEN o zgodę nikogo nie będzie pytać – deprawacja ma być przymusowa.
“Informacje oparte na wiedzy”, które mają być obowiązkowo przekazywane dzieciom na “edukacji zdrowotnej” będą polegać na tym, że uczniowie dowiedzą się, iż zdrowa jest masturbacja, zdrowe jest oglądanie pornografii, zdrowa jest aborcja, zdrowa jest chemiczna antykoncepcja, zdrowy jest homoseksualny styl życia, zdrowa jest rozwiązłość. Jak już informowaliśmy, opublikowana przez MEN podstawa programowa słowem nie wspomina np. o tym, że współżycie seksualne musi się wiązać z miłością i odpowiedzialnością. Zamiast tego uczniowie dowiedzą się o “faktach” tzn. o masturbacji, LGBT, rozwodach i bezdzietności. Czystość, miłość i odpowiedzialność to według szefowej MEN “zabobony jednej czy drugiej organizacji lub sekty”.
Dlatego konieczny jest opór społeczny, gdyż przeciwstawienie się deprawacji jest fundamentalną sprawą dla przyszłości istnienia naszego narodu. Stąd istotne jest kształtowanie świadomości i budzenie sumień Polaków, czym zajmuje się nasza Fundacja poprzez niezależne kampanie społeczne, akcje uliczne, publiczne modlitwy różańcowe, akcje billboardowe, przejazdy furgonetek oraz dystrybucję tysięcy kolejnych broszur ostrzegawczych przed “edukacją seksualną” w szkołach.W ostatnim czasie zorganizowaliśmy m.in. spotkanie dla rodziców w Elblągu na temat obowiązkowej deprawacji w szkołach oraz metod obrony przed tym zagrożeniem. Uczestnikom rozdaliśmy broszury, które kolejne osoby zamawiają, aby przekazywać swoim znajomym, szczególnie w szkołach. Właśnie dzięki tego typu działaniom i spotkaniom w ciągu ostatnich 10 lat zablokowanych zostało wiele deprawacyjnych inicjatyw oraz aktywności “edukatorów seksualnych”, którzy usiłowali wchodzić do szkół korzystając z braku świadomości rodziców. Z kolei w Złotowie z inicjatywy pani Katarzyny, która zgłosiła się do nas, aby zostać Kapitanem Różańcowym, przeprowadzona została publiczna modlitwa różańcowa. Podobna akcja odbyła się także w Tarnowie, gdzie do uczestników naszego publicznego różańca podszedł młody chłopak. Na początku naśmiewał się z naszych działań, ale po chwili nawiązał dyskusję z koordynatorem naszej akcji. W pewnym momencie powiedział, że próbował popełnić samobójstwo, gdyż był molestowany i wolałby, aby jego matka zamordowała go poprzez aborcję. Słuchaliśmy opowieści, jak ktoś brutalnie odebrał mu poczucie własnej wartości i sensu życia oraz jak młody chłopak został oszukany przez lobby deprawacyjne i aborcyjne. Mamy nadzieję, że otrzymał od nas zrozumienie i współczucie, jakiego potrzebował. Jak powiedział po zakończeniu akcji nasz koordynator: ta pikieta była właśnie dla tego chłopaka, byliśmy tam dla niego. Podobne działania regularnie organizowane są w wielu innych miastach na terenie całej Polski. Wciąż zgłaszają się do nas nowe, chcące działać osoby, które otrzymują wsparcie od koordynatorów naszej Fundacji. Do powstrzymania deprawacji i jej wpływu na dzieci kluczowe są także osobiste decyzje podejmowane przez rodziców. W szczególności decyzje dotyczące organizacji własnego życia rodzinnego, decyzje o wyborze właściwej szkoły dla swoich dzieci lub decyzje o przejściu na edukację domową, która z roku na rok zyskuje w Polsce na popularności m.in. z uwagi na postępującą demoralizację i coraz większą liczbę zagrożeń dla dzieci i młodzieży. We wszystkich tych kwestiach doradzają nasi wolontariusze, prosimy o kontakt. Aby dalej działać, docierać do tysięcy kolejnych osób, alarmować przed przymusową deprawacją wchodzącą do szkół, wyjaśniać Polakom na czym polega zagrożenie, pomagać kolejnym ludziom oraz mobilizować nasze społeczeństwo do oporu, potrzebne jest stałe i regularne wsparcie Darczyńców. W najbliższym czasie potrzebujemy na organizację kolejnych niezależnych akcji ok. 17 000 zł. Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka jest dla Pana w obecnej sytuacji możliwa, aby umożliwić naszej Fundacji dalszą walkę o świadomość Polaków i wesprzeć kolejne osoby, które chcą angażować się w działanie w swoim miejscu zamieszkania. Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667 Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW Z wyrazami szacunku
Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków stronazycia.pl
Poproszona przez dziennikarkę Polskiego Radia o komentarz do opinii Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły dotyczącej edukacji zdrowotnej i innych zmian wprowadzanych przez MEN, Pani „ministra” Barbara Nowacka zarzuciła ekspertom z Koalicji „kłamstwo i manipulację oraz brak znajomości podstawy programowej”, określając ich jako „grupą ortodoksów.
Trudno powiedzieć co Pani nazywana „ministrą” miała na myśli używając słowo „ortodoks”. Ortodoks to może być osoba, która ściśle przestrzega tradycyjnych zasad, doktryn lub praktyk danej religii, filozofii czy ideologii. Termin “ortodoks” pochodzi z greckich słów “orthos” (prawidłowy) i “doxa” (opinia, wiara) i dosłownie oznacza “prawidłowa wiara” lub “prawidłowa opinia”. W tym przypadku wydaje się, że użycie tego terminu miało wyłącznie na celu ośmieszenie poglądów krytycznych wobec projektu rozporządzenia mającego wprowadzić do szkół obowiązkową edukację seksualną.
Poniżej cała odpowiedź Pani Minister na pytanie dziennikarki radia (podkreślenia moje): „Pojawia się kontrowersja przez grupę ortodoksów, która chce zwrócić na siebie uwagę, która ewidentnie nie przeczytała dokumentu. To co usłyszałam od tej grupy jest dalekie od prawdy, to są po prostu kłamstwa i głupoty. Bardzo chcą zwrócić na siebie uwagę, a w dodatku tego typu półprawdami, nieprawdami, kłamstwami, manipulacjami powodują, że niektórzy rodzice zaczną mieć obawy co do przedmiotu, który jest po prostu niezbędny. Dzieciaki są w kryzysie zdrowia psychicznego, dzieciaki nie mają bardzo często skąd czerpać rzetelnych wiadomości, szkoła jest w tym miejscem które mają dostać rzetelną wiadomość na temat swojego zdrowia fizycznego, psychicznego, seksualnego, na temat ruchu, na temat diety. Ze zdumieniem patrzę jak czasami ludzie którzy chcą być uważani za poważnych, zachowują się tak, jakby działali na rzecz krzywdy dzieci, a nie wsparcia dzieci i młodzieży. Edukacja zdrowotna jest potrzebna, jest niezbędna, jest bardzo oczekiwana przez bardzo wiele środowisk, w tym również przez środowisko rodziców.”
O jakim kryzysie zdrowia psychicznego mówi Nowacka? Czy chodzi o traumę postkowidową? Skąd przekonanie, że w dobie Internetu, dzieciaki nie maja skąd czerpać rzetelnych informacji? I dlaczego rodzice są złym ich źródłem? Czy szkoła jest odpowiednim miejscem, gdzie dzieci mają dostać wiadomość na temat swojego zdrowia fizycznego i psychicznego? Jakie kompetencje mają nauczyciele, żeby informować dzieci o stanie ich zdrowia psychicznego? I dlaczego seksualność traktowana jest jako kwestia „zdrowotna”?
Czytając propozycję rozporządzenia ministra edukacji dowiadujemy się, że „przedmiot edukacja zdrowotna pozwala uczniom na zdobywanie wiedzy i rozwijanie umiejętności, które mają realne zastosowanie w ich codziennym życiu, wpływając na ich świadome decyzje dotyczące zdrowia.” Historycznie definicja zdrowia ewoluowała od wąskiego, fizjologicznego podejścia, stanu braku choroby, braku patologii lub odchyleń od normy fizjologicznej, do bardziej złożonego, holistycznego widzenia zdrowia jako integralnej części dobrostanu jednostki.
W latach 50-tych, zgodnie z definicją Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), która została przyjęta w 1948 roku i była nadal obowiązująca, zdrowie definiowano jako: “Zdrowie to stan pełnego fizycznego, umysłowego i społecznego dobrostanu, a nie tylko brak choroby czy kalectwa.” W 1974 roku w dokumencie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) zatytułowanym “Education and Treatment in Human Sexuality: The Training of Health Professionals” pojawiła się nowa definicja: „„Zdrowie seksualne stanowi połączenie somatycznych, emocjonalnych, intelektualnych i społecznych aspektów życia seksualnego w sposób, który znacznie wzbogaca i podkreśla osobowość, metody komunikowania się oraz miłość”. Ale już w 2002 roku uznano, że ta definicja jest przestarzała i uzgodniono nową o brzmieniu: „Zdrowie seksualne jest dobrostanem fizycznym, emocjonalnym i społecznym w odniesieniu do seksualności; nie jest jedynie brakiem choroby, zaburzeń funkcji bądź ułomności. Zdrowie seksualne wymaga pozytywnego i pełnego szacunku podejścia do seksualności oraz związków seksualnych, jak również do możliwości posiadania dających przyjemność i bezpiecznych doświadczeń seksualnych, powinno być wolne od przymusu, dyskryminacji i przemocy. Aby osiągnąć i utrzymać zdrowie seksualne, prawa seksualne powinny być respektowane, chronione i spełniane”.
W 2010 roku okazało się, że ta definicja jest zbyt wąska i Światowa Organizacja Zdrowia wraz z Agencją do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) i Agencją do spraw zdrowia zwierząt rozpoczęły wspólne działania pod hasłem “One Health”, co zaowocowało opublikowaniem nowej definicji: “One Health to zintegrowane, jednoczące podejście, które dąży do zrównoważonego balansowania i optymalizacji zdrowia ludzi, zwierząt i ekosystemów. Uznaje, że zdrowie ludzi, zwierząt domowych i dzikich, roślin oraz szerszego środowiska (w tym ekosystemów) jest ściśle powiązane i współzależne”. Zdrowie ludzi nie jest rozpatrywane w izolacji; jest ściśle powiązane z zdrowiem zwierząt i ekosystemów. Definicja ta jest integralna z Celami Zrównoważonego Rozwoju ONZ, zwłaszcza z celem 3 dotyczącym zdrowia i dobrobytu, a także z celami związanymi z ochroną środowiska i życiem na lądzie i pod wodą. „One Health” w zasadzie oznacza wszystko i nic – zdrowie zwierząt, ekosystem, obawy o poziom CO2 i oczywiście zdrowie ludzkie, czynniki, które mogą stanowić podstawę do podjęcia drastycznych środków, w tym nawet do ogłoszenia stanu zagrożenia zdrowia publicznego czy pandemii”.
Projekt rozporządzenia MZ to bezrefleksyjna realizacja lewicowych, globalistycznych zaleceń, realizowanych już w całej Europie. Mimo, że koncepcja One Health ma się dopiero pojawić z negocjowanym Traktacie Pandemicznym WHO, Komisja Europejska i Rada Europy już ją w życie. Rada UE podkreśla, że zdrowie to jeden z warunków wstępnych zrównoważonego rozwoju, i że ma ono duże znaczenie dla bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu wszystkich społeczeństw, w tym społeczeństw w UE. Co jest kluczowe dla zdrowia? Według Rady najważniejsze jest „osiągnięcie równości płci, zwalczanie szkodliwych stereotypów płci, zaradzenie problemowi stygmatyzacji i dyskryminacji są kluczowe dla posiadania dobrego zdrowia przez wszystkich. Zdrowie na świecie wymaga skutecznych działań wielostronnych i inkluzywnych partnerstw z udziałem wielu zainteresowanych stron oraz jest jednym z podstawowych filarów polityki zewnętrznej UE, koniecznym do wzmocnienia międzynarodowego porządku opartego na zasadach”. Rada podkreśla, że „UE i jej państwa członkowskie, w ramach swoich odpowiednich mandatów i kompetencji, muszą korzystać ze sposobności wzmacniania swojego oddziaływania jako globalne i regionalne podmioty, by przyczyniać się w konkretny i wymierny sposób do tworzenia zdrowszego i bezpieczniejszego świata, w tym w środowiskach o niestabilnej sytuacji, dotkniętych przez kryzysy i konflikty. W tym kontekście Rada wzywa do zwiększenia ambicji poprzez stosowanie wszechstronnego podejścia, od skupiania się na ratowaniu życia i ograniczaniu występowania i rozprzestrzeniania się chorób po również propagowanie zdrowia i dobrostanu, w tym zdrowia psychicznego i zwalczania dyskryminacji i stygmatyzacji, w szczególności w odniesieniu do kobiet i dziewcząt, dzieci i młodzieży, osób starszych, osób z niepełnosprawnościami, osób LGBTI, ludności rdzennej oraz osób i społeczności podatnych na zagrożenia lub marginalizowanych oraz migrantów i osób wysiedlonych”. Punktami odniesienia dla tych wysiłków powinny być trzy uzupełniające się priorytety strategii, w tym „zapobieganie zagrożeniom dla zdrowia, w tym pandemiom, i zwalczanie ich dzięki stosowaniu podejścia ‘Jedno zdrowie’– aby unikać przyszłych kryzysów zdrowotnych i łagodzić ich skutki zdrowotne, społeczne i gospodarcze – między innymi poprzez wzmocnienie odporności i skuteczne zapobieganie, gotowość i mechanizmy reagowania, w tym zintegrowany i skoordynowany nadzór i monitorowanie, zwiększoną liczbę pracowników publicznego sektora zdrowia oraz lepszy dostęp do medycznych środków przeciwdziałania i dobrowolny transfer technologii, likwidowanie luk w globalnym zarządzaniu, prawnie wiążące porozumienia na wypadek pandemii i wzmocnione Międzynarodowe przepisy zdrowotne.”
We Francji edukacja seksualna jest prowadzona w dwóch uzupełniających się etapach: jako “edukacja w zakresie życia emocjonalnego i relacyjnego” – dla przedszkoli (cykl 1, dzieci w wieku 3-5 lat) i szkół podstawowych (cykl 2, 6-8 lat) oraz “seksualności” dla szkół podstawowych (cykl 3, 9-11 lat), gimnazjów (cykle 3, 4, 12-14 lat) i liceów. Jest ona obowiązkowa i realizowana w całym kraju, zarówno w placówkach publicznych, jak i prywatnych.
Co można wyczytać z rozporządzenia przygotowanego przez Nowacką? Edukacja zdrowotna skupia się na 10 kwestiach: wartościach i postawach, zdrowiu fizycznym, aktywności fizycznej, odżywianiu, zdrowiu psychicznym, zdrowiu społecznym, dojrzewaniu, zdrowiu seksualnym, zdrowiu środowiskowym oraz Internecie, profilaktyce uzależnień i systemie ochrony zdrowia.
Wiele z wymienianych wymagań szczegółowych dotyczących wiedzy i umiejętności ucznia ma źródła pandemiczne. Na przykład w dziale I – Wartości i Postawy uczeń powinien przyjąć„postawę prospołeczną w odniesieniu do zdrowia innych osób; rozumieć ideę zachowań prozdrowotnych w kontekście zdrowia publicznego, w tym donacji krwi, szczepień ochronnych”. Zdrowie fizyczne to uczenie dzieci „stosowania zasady epidemiologicznej profilaktyki; wyjaśniania, czym są epidemie i pandemie oraz jak do nich dochodzi”. Dziecko musi umieć wyjaśnić „znaczenie szczepień w przeszłości i obecnie; rozróżnia szczepienia obowiązkowe i zalecane; omawia, czym są ruchy antyszczepionkowe, czym jest dezinformacja o szczepieniach i jak ją rozpoznać”. Dział zajmujący się zdrowiem seksualnym wymaga od ucznia umiejętności „wymieniania stereotypów płciowych oraz wyjaśniani ich negatywnego wpływu na funkcjonowanie człowieka”.Uczeń „wyjaśnia pozytywne znaczenie ludzkiej seksualności; omawia pojęcie popęd seksualny i jego zmiany w okresie dojrzewania; wymienia powody, dla których ludzie decydują się na aktywność seksualną oraz konsekwencje z nią związane” oraz „omawia pojęcie orientacji psychoseksualnej i kierunki jej rozwoju (heteroseksualna, homoseksualna, biseksualna, aseksualna)”. Musi tez umieć „wyjaśnić pojęcia: poronienie, aborcja; wymienia etyczne, prawne, zdrowotne i psychospołeczne uwarunkowania dotyczące przerywania ciąży.”
Rodzic pojawia się w dokumencie 12 razy, seksualność 58 razy.
Rektorowi Collegium Humanum postawiono zarzut przyjęcia ponad miliona złotych za wystawianie dyplomów. Paweł C. liczy na zostanie świadkiem koronnym i otworzył się przed prokuraturą – ustaliła “Rzeczpospolita”.
Śląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach 23 lutego postawił zarzuty sześciu osobom z warszawskiej uczelni niepublicznej Collegium Humanum, w tym rektorowi Pawłowi C. Wśród absolwentów osławionej uczelni są m.in.: doradcy prezydenta Dudy Marcin Drewa i Piotr Karczewski, Bartłomiej Obajtek (brat byłego szefa Orlenu i były dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku). Collegium Humanum ukończyli także politycy PO Jacek Sutryk (prezydent Wrocławia), wiceministerka rodziny Aleksandra Gajewska, Krzysztof Gadowski (skarbnik klubu PO) czy sekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii Waldemar Sługocki.
Zobacz wideo Marcin Bosacki ujawnia, kogo chciałby przesłuchać przed komisją ds. Pegasusa
“System rodem z PRL”. Rektor Collegium Humanum zeznaje przed prokuraturą
Jak dowiedziała się “Rzeczpospolita“, Paweł C. zdecydował się pójść na współpracę z prokuraturą i ujawnia nazwiska osób, które kupowały lub otrzymywały za darmo dyplomy na jego uczelni. Wśród tych osób są wpływowi politycy, biznesmeni, samorządowcy, artyści, naukowcy, policjanci, strażacy czy sportowcy. Ponadto w Collegium Humanum handlowała także doktoratami i habilitacjami.
Z informacji dziennika wynika także, że uczelnia za łapówkę otrzymała akredytację. W związku, z czym postawiono zarzuty Arturowi G., dyrektorowi Biura Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Zdaniem śledczych G. w zamian zażądał i przyjął od Pawła C. 450 tys. złotych. Jego żona została z kolei zatrudniona na uczelni. – Kiedy pojawiało się zapotrzebowanie na dany kierunek, to uczelnia go otwierała, w myśl zasady „mówisz i masz – mówi informator dziennika.
– Czegoś takiego jeszcze nie widziałem w swej karierze – twierdzi osoba związana ze śledztwem. – Zeznania Pawła C. nie tylko wskazują, kto kupował dyplomy dla dodatku do pensji, prestiżu lub tego, by zasiadać w spółce, ale również obnażają system korupcyjny w Polsce rodem z PRL – dodaje. Rektor liczy, że będzie mógł skorzystać z instytucji “małego świadka koronnego”. Wyszedłby wówczas z aresztu, a sąd złagodziłby jego przyszły wyrok – pisze “Rz”.
Osoby, które kupowały dyplomy w Collegium Humanum, same zgłaszają się do CBA
Do Centralnego Biura Antykorupcyjnego zgłosiło się kilka osób, które nielegalnie uzyskały dyplomy w Collegium Humanum – informuje reporter RMF FM Krzysztof Zasada. To odpowiedź na propozycję CBA, która zakładała możliwość uniknięcia kary po zgłoszeniu się do śledczych. Służby nie ujawniają ich tożsamości, pełnionych zawodów czy funkcji.
– Do tej pory dobrowolnie zgłosiło się pierwszych kilka osób. Pozostałe serdecznie zapraszamy. Jeżeli zgłoszą się same, zanim my po nie przyjdziemy, to będą mogły skorzystać z klauzuli niekaralności, jaką daje art. 229 par. 6 kodeksu karnego – podkreśla rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński w rozmowie z “Rzeczpospolitą”.
Wydarzenia w Amsterdamie towarzyszące meczowi pomiędzy Ajaxem a Maccabi Tel-Aviv, mają istotne znaczenie dla pokazania, jak antysemityzm zmienił się w narzędzie ideologiczne i propagandowe.
Gdy tylko 7 listopada przybyli do Amsterdamu, wyszli na ulice. Krzyczeli „Nie mogę się doczekać, aż izraelscy żołnierze zabiją tych wszystkich pieprzonych Arabów“ i „Dlaczego w Gazie nie ma szkoły, dzieje się tak dlatego, że nie ma dzieci“ i innych równie „pokojowych“ haseł. Zburzyli i spalili dwie flagi palestyńskie, a także flagi holenderskie. Pobili marokańskiego taksówkarza i zniszczyli jego pojazd. Na stadionie wygwizdali minutę ciszy na cześć ofiar powodzi w Walencji i krzyczeli, że „Hiszpania jest antysemicka“, ponieważ uznaje Państwo Palestyna.
Kibice izraelskiego klubu piłkarskiego Tel Awiw to chuligani. Są znani jako bandyci i rasiści, którzy organizują antyarabskie i antypalestyńskie demonstracje w samym Izraelu…
Sprawa ostatecznie zakończyła się potyczkami pod koniec meczu. Na nagraniu wideo widać, jak izraelscy zwolennicy są ścigani ulicami. Nie wiadomo, kto ich prześladował. Tylko dochodzenie to ustali. Główny film, który będzie szeroko wykorzystywany przez media, pokazuje, jak izraelski zwolennik zostaje powalony na ziemię. Krzyczy na napastnika (którego dziwnie nie widzimy), że nie jest Żydem i oferuje mu pieniądze, podczas gdy napastnik krzyczy „chcesz zabijać dzieci!” Nic nie wskazuje skąd się wziął ten film.
Jest to więc bójka jak wiele innych, z tym że w tym przypadku nabrała ona wymiaru politycznego, ponieważ mecz był od początku upolityczniony przez izraelskich zwolenników, którzy nie mieli pojęcia, jaką reakcję wywoła. Dzięki proizraelskiemu cudowi medialnemu odpowiedź ta nabrała dodatkowo znaczenia „antysemickiego pogromu“. W rzeczywistości od 7 października 2023 r. Izrael i jego obrońcy mają tendencję do nazywania wszystkiego „pogromem“. Niedawno dodano nawet termin „ratonnades“, używany w kolonialnej Algierii, który opisuje polowania na „Arabów“ na ulicach i masowe lincze Algierczyków przeprowadzane przez „pieds noirs“, jak nazywa się ludność złożona z Europejczyków i Żydów w Algierii.
Rzeczy, które poszły niewypowiedziane
Szczególnie interesujące są rzeczy, które izraelskie media i ci, którzy powtarzają swoje słowa na Zachodzie, pozostawiają niewypowiedziane. Kłamstwo przez zaniechanie jest jedną z głównych technik propagandy.
Na przykład nie mówią, przynajmniej na początku relacji z wydarzeń, że to izraelscy zwolennicy dopuścili się przemocy, zarówno fizycznej, jak i werbalnej, treścią swoich haseł. Będziemy się tego stopniowo uczyć dopiero wtedy, gdy media te pogodzą się w tym momencie z prawdą ze względu na obrazy krążące w sieciach społecznościowych i wstępne informacje holenderskiej policji.
W nadawanych wypowiedziach nie ma śladu antysemityzmu. Jeśli było coś antysemickiego, to byli to izraelscy zwolennicy ze swoimi antyarabskimi hasłami i wezwaniami do arabskich zabójstw i, co jeszcze bardziej potworne, do masakry dzieci w Gazie. Nawet scena, w której izraelski zwolennik krzyczy, że nie jest Żydem, co ma być antysemickim aktem oskarżenia, w rzeczywistości przynosi odwrotny skutek propagandystom, ponieważ ujawnia, że krzyczał o morderstwo palestyńskich dzieci.
Nic nie wskazuje na to, że „na ulicach jest polowanie na Jewish“. Czy Żydzi w Amsterdamie byli celem ataku? Nie, to izraelscy kibice izraelskiej drużyny zostali zaatakowani jako tacy.
Niesamowite milczenie zachodnich mediów na temat faktu, że Izrael, państwo położone na Bliskim Wschodzie, uczestniczy w europejskich konkursach, można również określić jako niezrozumiałe. Więc to jest anomalia geograficzna. To sama definicja kolonii. Jest to de facto uznanie, że Izrael jest obcym krajem na Bliskim Wschodzie, że jest częścią Zachodu. Co za spowiedź! Na Zachodzie anomalia ta nie jest ani wskazywana, ani o niej nie myśli się. Szum propagandowy i syjonistyczna wizja problemu ostatecznie spowodowały, że ludzie stracili wszelkie poczucie przyczyny, a dokładniej zdrowy rozsądek.
Teraz jednak, po ludobójstwie w Gazie, wydaje się, że Izrael i jego zwolennicy wpadli we własną pułapkę, ponieważ izraelskie zespoły najwyraźniej nie są mile widziane w stolicach europejskich. Tak było już we wrześniu w Belgii, gdzie mecz Belgia-Izrael został odwołany przez miasto Bruksela ze względów bezpieczeństwa „“.
Tagi, Tifo, „atmosferyczne antysemityzmy“
10 listopada na Uniwersytecie w Lyonie odbył się protest studencki przeciwko wizycie przewodniczącego francuskiego Zgromadzenia Narodowego Yaëla Braun-Piveta, podczas którego rozległy się okrzyki „izraelskiego mordercy“ „Yaël complice“. Przypomnijmy, że to on wyraził „bezwarunkowe poparcie we francuskim Zgromadzeniu“ dla Izraela, który odwiedził 20 października, aby wyrazić to poparcie pośród masakr w Gazie.
Na Uniwersytecie w Lyonie III na ścianach namalowano metki potępiające to „bezwarunkowe wsparcie“. Upamiętniają 40 000 zabitych i tysiące dzieci zabitych w Gazie. Jest to więc ściśle rzecz biorąc prawda. Ale to wystarczy, aby media odczytały z niego „antysemityzm“. Sugeruje się nawet, że jest on atakowany w ten sposób, ponieważ przewodniczący Zgromadzenia Francuskiego jest pochodzenia żydowskiego. Tak sam mówi. Na korytarzach kanału informacyjnego LCI jeden z komentatorów zapytał wiceprzewodniczącego CRIF, jak to możliwe, że naklejki te są uważane za antysemickie. Odpowiedział, że „antysemickie jest intencją, ponieważ jest to zniszczenie Izraela“.
W tym samym duchu używany jest obecnie inny argument propagandowy, a mianowicie argument „atmosferyczny antysemityzm“. Co tylko pokazuje, jak mętna jest cała sprawa.
W tym samym kontekście Tifo, ogromny baner „Free Palestina“, został rozwinięty 8 listopada na stadionie Parc des Princes w Paryżu podczas meczu PSG. Tifo wezwał do pokoju. Ten sam wiceprzewodniczący CRIF, którego zapytano o to na tym samym kanale, zaprzeczył, jakoby było to wezwanie do pokoju, mimo że zostało napisane gigantycznymi literami. Ponownie dostrzegł w nim chęć zniszczenia Izraela poprzez wyrażenie „Free Palestina“ i szkic, który został narysowany na Tifo w Palestynie w kolorach słynnego palestyńskiego szalika „kefi“.
„Chcą zniszczyć Israel“
Porozmawiajmy o często powtarzanym temacie, że chcą „zniszczć Izrael“. Oprócz potępienia antysemityzmu jest to centralny element propagandy syjonistycznej. Używa się go do wszystkiego: do usprawiedliwienia odrzucenia państwa palestyńskiego, odmowy negocjacji („nie negocjujesz z kimś, kto chce cię zniszczyć), wojen do „zapewniających bezpieczeństwo Izraela”, czystek etnicznych itp.
Prawda jest taka, że jedynym zniszczeniem, którego jesteśmy świadkami, jest zniszczenie Palestyńczyków i Palestyny. Izrael nie jest w stanie zostać zniszczony. A jaka jest racjonalność takiego argumentu, który ma być definitywny, bez odwołania, w propagandzie, która jest zdecydowana zaciemnić wszelki zdrowy rozsądek i kontrolować ludzkie umysły. Ile krajów ma przeciwników, którzy marzyliby o ich zniszczeniu? A jednocześnie należą do największych. A jednak współistnieją. W izraelskiej propagandzie intencja jest tak samo dobra jak działanie. Jedną rzeczą jest zarzucanie drugiemu wrogich zamiarów, a drugą odmawianie rozprawienia się z nim. Bo wtedy byłaby tylko wojna i nie byłoby dyplomatycznego rozwiązania. Czy nie tego chcą izraelscy urzędnicy? A potem jest jeszcze jedna dziwna rzecz, że ten stan żyje w ciągłym strachu przed zniszczeniem. Może czuje, że się niszczy. Być może Hamas lub Hezbollah chcą zniszczyć państwo izraelskie. Jednak odmowa negocjacji z nimi pozostawia im tylko jedno rozwiązanie, jeśli Palestyna ma istnieć, a mianowicie zniszczenie Izraela. I właśnie o to oskarża ich Izrael, odmawiając negocjacji. Jakie niespójności.
Izrael i Żydzi
Widać, że proizraelską propagandę w mediach głównego nurtu coraz częściej prowadzą pracownicy pochodzenia żydowskiego. Jest to pośredni dowód izolacji tego dyskursu. Jest jednak również niebezpieczny, ponieważ prowadzi do fuzji tożsamości żydowskiej i proizraelskiego dyskursu w mediach. Wielu Żydów wyczuło to niebezpieczeństwo i zdystansowało się od tego skrótu.
Choć wydarzenia w Amsterdamie nie były zderzeniem tożsamości, ponieważ dotyczyły zwolenników Izraela, to jednak przewidywały to niebezpieczeństwo. Wszyscy są tego świadomi, zwłaszcza Żydzi, których przerażają te niebezpieczne ekscesy, wywołane ludobójstwem w Gazie. Należy się obawiać, że rozprzestrzeni się ona na cały Zachód, ze szkodą dla społeczności żydowskich na całym świecie. Innymi słowy, zgodnie z czystą ideologią syjonistyczną, Netanjahu chce, aby Żydzi, wszyscy Żydzi, „namoczyli się“, a jego działania są w rezultacie tym bardziej szkodliwe.
Jacques Attali, genialny intelektualista, gdy ma odwagę oderwać się od pewnej dyktatury komunitarnej i powiedzieć jej kilka prawd, już w 2007 roku w tekście zatytułowanym „Uncertain future“ zwrócił uwagę na „upadek społeczności żydowskiej w świecie“. Napisał: „Musimy zatem zaakceptować to, “ podkreślił, „, że ludność żydowska jest coraz bardziej mniejszością, słabą i na skraju wyginięcia“. W Europie – kontynuował – „będzie pewnego dnia 3 miliony Żydów i 50 milionów Muslims“. I podsumował: „Musimy zrobić wszystko, aby ten związek był pozytywny, a nie antagonistyczny“. Powiązał nawet ten upadek z „intelektualnym upadkiem“.
W Stanach Zjednoczonych i na Zachodzie rośnie ruch antysyjonistycznych Żydów.
Kolejny mecz, ale w Paryżu
Po incydentach w Amsterdamie prezydent Macron ogłosił 10 listopada, że weźmie udział w meczu Francja-Izrael, który ma się odbyć 14 listopada w Paryżu, „aby wysłać przesłanie braterstwa i solidarności po niedopuszczalnych przejawach antysemityzmu“, które miały miejsce w Amsterdamie.
Prezydent Macron spotkał się z ostrą krytyką ze strony francuskiego systemu medialno-politycznego za to, że nie wziął udziału w nieoficjalnej demonstracji „antysemityzmu“, która została zorganizowana 12 listopada 2023 r. w odpowiedzi na poważne demonstracje solidarności z Palestyną.
Na posiedzeniu CRIF (potężnej i wpływowej Rady Przedstawicieli Instytucji Żydowskich we Francji) 8 października nazwisko prezydenta Macrona zostało wygwizdane, gdy został wymówiony przez nowego premiera Francji, który przybył, aby przedstawić się organizacji. Niedawno francuski prezydent stał się wówczas celem ostrych ataków politycznych francuskich urzędników, nawet tych bliskich jego obozowi, za wspomnienie o sprzeczności między opowiadaniem się „za zawieszeniem broni a dalszym dostarczaniem broni Izraelowi“ oraz za krytykę Netanjahu za prowadzenie „barbarzyńskiej wojny“.
Dlatego wielu interpretuje jego niedawne oświadczenie, że weźmie udział w meczu w wyniku wszystkich tych nacisków politycznych i jako sposób na zrekompensowanie jego braku udziału w demonstracji przeciwko antysemityzmowi. Izrael ma tak wielki wpływ na francuską politykę.
Jednak Netanjahu najwyraźniej nie był poruszony gestem prezydenta Macrona, aby wziąć udział w meczu. Premier Izraela prosi izraelskich kibiców, aby ze względu na własne bezpieczeństwo nie brali udziału w meczu.
Już 8 listopada ogłosił, że poinstruował Mossad, aby chronił izraelskich zwolenników w Europie bez obawy, że zostanie to zinterpretowane jako atak na suwerenność państw europejskich. Ponadto ogłoszono, że w dniu meczu obecni będą izraelscy policjanci. Jest to prawdziwa eksterytorialność praktykowana przez Izrael, który tak się składa, że odmawia Francji zarządzania miejscem kultu chrześcijańskiego, posiadłością Eleona, francuską własnością narodową w Jerozolimie. 7 listopada dwóch francuskich żandarmów strzegących tego miejsca zostało zaatakowanych i aresztowanych, a następnie zwolnionych.
Netanjahu i francuskie media mówiły o meczu francusko-izraelskim, czasem o bezpieczeństwie Izraelczyków, innym razem o bezpieczeństwie „French Jewish“. Nie wiemy już, dla kogo są instrukcje bezpieczeństwa.
CRIF czuje się zaangażowany w ten mecz piłki nożnej, ponieważ zostanie rozegrany z Izraelem, drużyną, która mimo wszystko, przynajmniej w teorii, jest mu obca. A jednak oficjalnie interweniuje, aby mecz nie został przełożony lub odwołany we Francji. I to on oraz francuskie media i politycy go wspierają, oskarżają solidarnych z Palestyną o import konfliktu izraelsko-palestyńskiego do Francji. Ale kto to robi, jeśli cały czas się tak zachowuje? I kończąc te argumenty, oświadczają, że wszelka wrogość wobec Izraela ma treść antysemicką.
Zarzuty o antysemityzm, ostateczną bronią
Na koniec możemy zadać sobie pytanie, dlaczego Izrael, media, syjonizm i podążający jego śladami politycy nieustannie posługują się argumentem antysemityzmu, skoro Izrael, jak każde inne państwo czy kraj, mógłby potępić wrogość swoich wrogów. Odpowiedź jest dość prosta: dzieje się tak dlatego, że Izrael i jego bezwarunkowi zwolennicy nie mają innego argumentu. Jaki argument mógłby usprawiedliwić ludobójstwo w Gazie, kolonizację Palestyny, palestyńskie męczeństwo przez ponad siedem dekad?
Proizraelska propaganda, ideologia syjonistyczna, musi zatem uczynić ofiary winnymi. Propaganda twierdzi wówczas, że jeśli izraelscy zwolennicy zostali zaatakowani w Amsterdamie, to nie dlatego, że skandowali potworne hasła i zaatakowali pierwsi, ale dlatego, że są Żydami.
Dla Izraela Hamas i Hezbollah nie są organizacjami narodowymi, jedną palestyńską i drugą libańską, ale antysemickimi organizacjami terrorystycznymi, „które chcą zniszczyć Israel“. Piętnaście tysięcy dzieci zamordowanych w Gazie to także przyszli antysemici. Również antysyjonistyczni Żydzi w Stanach Zjednoczonych i gdzie indziej! Miliony ludzi na całym świecie, którzy potępiają ludobójstwo w Gazie, są również antysemitami! Świat jest antysemicki!
Antysemityzm umożliwia wyjaśnienie wszystkiego i niczego jednocześnie. Racjonalność argumentów tych, którzy potępiają zbrodnie Izraela, zostaje zastąpiona oskarżeniem, że zawierają one uczucie tak stare jak świat, który ich zamieszkuje, które kieruje ich działaniami i którego mogą nie być świadomi: nienawiść do Żydów, antysemityzm. Argument antysemityzmu umożliwia postawienie kwestii izraelskiej poza czasem, poza wszelką logiką. Zaprzeczanie ludobójstwu, oskarżanie Izraela o popełnienie zbrodni przeciw ludzkości stało się zbrodnią antysemityzmu. Każda krytyka Izraela stała się zbrodnią.
Potwór został sakralizowany. Zachód opuścił Boga i zastąpił go Izraelem. Izrael stał się bogiem syjonistycznym, pogańskim bogiem, który domaga się coraz więcej ofiar, coraz więcej krwi i coraz więcej ofiar ludzkich.
Zarzuty o antysemityzm odgrywają tę samą rolę, co zarzuty o apostazję. Ich celem jest terroryzowanie ludzi, aby nie mogli powiedzieć całej prawdy o zbrodniach Izraela. Każde słowo na ten temat staje się bluźnierstwem. Istnieją nawet plany stworzenia we Francji i Stanach Zjednoczonych specjalnego prawa w kwestii relacji między antysemityzmem, a wrogością wobec Izraela. Słowa nie mają już żadnego znaczenia. Ani wolność wypowiedzi. W swoim morderczym delirium Izrael chce rporwać za sobą cały Zachód.
Les évènements d’Amsterdam et le retour à l’Inquisition z 14.11.2024 na reseauinternational.net.