






Nie wystraszyli. ZJAZD i tak się odbędzie
===================================













Nie wystraszyli. ZJAZD i tak się odbędzie
===================================






pch24/caly-swiat-ma-sluzyc-izraelowi-lisicki-o-trzeciej-swiatyni-i-planach-syjonistow

Kim są chrześcijańscy syjoniści w USA? Jak to możliwe, że Ameryka prowadzi skrajnie proizraelską politykę, nawet wbrew własnemu interesowi? Za wszystkim stoi plan budowy Trzeciej Świątyni i poddania całego świata rządom Izraela. Mówił o tym w PCh24 TV Paweł Lisicki.
Paweł Lisicki, autor książki „Mesjasz i Trzecia Świątynia” (wyd. Fronda) opowiadał o amerykańskim chrześcijańskim syjonizmie w rozmowie z red. Pawłem Chmielewskim w PCh24 TV.
Paweł Lisicki przywołał wystąpienie senatora Teda Cruza u Tuckera Carlsona, gdzie rozmawiano na temat polityki Stanów Zjednoczonych względem Izraela. Ted Cruz stwierdził, że USA muszą wspierać Izrael, bo jest to… obowiązek religijny Amerykanów.
– Odwołał się do bardzo osobliwej interpretacji Pisma Świętego, Księgi Rodzaju, gdzie Bóg mówi do Abrahama, że będzie błogosławił tym, którzy błogosławią jego potomstwu, a przeklnie tych, którzy to potomstwo przeklinają – wskazał. Chrześcijańscy syjoniści w USA traktują te słowa tak, jakby w ogóle nie było Chrystusa – biorą je zupełnie dosłownie, uznając, że Bóg błogosławi tym, którzy wspierają współczesny Izrael.
Kościół zawsze tłumaczył, że dziedzicem przyrzeczeń Abrahama jest właśnie Kościół jako nowy, prawdziwy Izrael. Należałoby powiedzieć, że słowa Boga odnoszą się do potomstwa Abrahama nie według ciała, ale do potomstwa według ducha – czyli do katolików, do Kościoła.
W ten sposób okazuje się, że Stany Zjednoczone uważają poparcie Izraela za swoją misję. Jest to niewątpliwie nieracjonalne, ale jak podkreślił Paweł Lisicki – herezja nie musi być racjonalna.
– Kiedy dziś patrzymy na różne ideologie, jakie podbijały świat i zdobywały władzę nad ludzkimi umysłami, to często widzimy, że one były po prostu głupie. Na przykład komunizm czy nawet nazizm, z dzisiejszej perspektywy to jest po prostu głupie. Jak można wierzyć, że wszystko jest zdeterminowane rasowych pochodzeniem człowieka? To kompletna głupota! Fakt, że my tak dzisiaj na to patrzymy, nie zmienia tego, że 100 lat wcześniej praktycznie całe elity naukowe w Niemczech po prostu w to wierzyły. Byli święcie przekonani, że to jest klucz, który pozwala im odkryć i uporządkować całą historię świata – podkreślił.
Stany Zjednoczone uważają dziś zatem, że mają określoną misję. – Izrael jest najważniejszy, ale misją dziejową Ameryki jest podporządkować cały świat tej idei z Izraelem na szczycie ideologii – zaznaczył Paweł Lisicki, referując poglądy chrześcijańskich syjonistów z USA. Nie chodzi tylko o takich ludzi jak senatorzy Ted Cruz czy Lindsey Graham, problem jest o wiele bardziej rozpowszechniony. Lisicki przywołał na przykład osobę oficjalnej doradcy ds. ducha w Białym Domu, pani pastor Pauli White.
– Paula White gościła w kwietniu tego roku premiera Benjamina Netanjahu. Zrobiła z nim rozmowę, ona jest na youtube. Tam premier Netanjahu ogłosił, że USA to jest miasto na górze, nowa Jerozolima – miasto na górze, które ma służyć Izraelowi. Oczywiście Paula White też to przyjęła. Mamy zatem teologiczne wytłumaczenie, które wskazuje na rolę USA jako głównego propagatora idei Izraela jako narodu wybranego, najważniejszego państwa, które odrodziło się po dwóch tysiącach lat – zaznaczył.
Chrześcijańscy syjoniści odnoszą do współczesnego Izraela wszystko, co jest zapisane w Starym Testamencie. – To jest kluczowy element „dogmatu” chrześcijańskiego syjonizmu. To przekonanie, że dziś istniejący Izrael, ten który powstał w 1948 roku jako państwo na terenie Palestyny, jest prostą i bezpośrednią kontynuacją Izraela starotestamentowego – podkreślił.
Chrześcijańscy syjoniści uważają, że pierwotny plan Boży się nie powiódł. Chrystus miał przyjść na ziemię i zbudować Królestwo Boże, ale to się nie udało. Bóg nie dał się jednak pokonać. Dlatego Chrystus zmartwychwstał i ludzie mogli się dalej zbawiać, wprawdzie jako jednostki, bez zbudowania Królestwa Bożego, które objęłoby cały świat.
Po zmartwychwstaniu Chrystusa historia została niejako zawieszona. Chrześcijańscy syjoniści uważają, że przez prawie dwa tysiąclecia „czas religijny” stał w miejscu. „Czas religijny” ruszył dopiero w 1948 roku, kiedy ukonstytuowało się państwo Izrael. Od tego momentu wszystkie proroctwa starotestamentalne jakby ożyły, odnosząc się jakoby właśnie do współczesnego Izraela.
– Kiedy my w Kościele słyszymy proroctwa Izajasza, Jeremiasza czy Zachariasza, to odnosimy je do Chrystusa i Kościoła. W mentalności chrześcijańskich syjonistów te proroctwa odnoszą się tymczasem do istniejącego dziś Izraela – powiedział.
Jak wyjaśnił Paweł Lisicki, to pomieszanie jest ściśle związane z faktem odrzucenia przez protestantów Kościoła. Skoro nie ma Kościoła, to nie wiedzą, do czego mieliby te proroctwa odnosić. Szukają jakiegokolwiek podmiotu, czegoś, czego mogliby się złapać – i znajdują to właśnie w Izraelu, jako konkretnym, istniejącym podmiocie.
W efekcie okazuje się, że Benjamin Netanjahu to kolejne wcielenie króla Izraela, a izraelska armia jest równie waleczna i skuteczna jak armia starożytnego Izraela. Ludzie, którzy sprzeciwiają się Izraelowi, przeszkadzają realizacji planu Bożego. Dotyczy to na przykład mieszkańców Strefy Gazy, w tym mieszkających tam chrześcijan. Z tego właśnie wynika faktyczna aprobata dla zabijania w Strefie Gazy. Dla chrześcijańskich syjonistów to jest tak, jak w Starym Testamencie: Jozue wkracza do Kanaanu i musi wytracić kanaanitów.
Problem w tym, podkreślił Paweł Lisicki, że w Starym Testamencie wrogowie Izraela byli poganami, sprawowali fałszywe kulty, odrzucali wiarę w Boga. – Ludzie, którzy zamieszkiwali ziemię Kanaan, w radykalny sposób odrzucili prawo Boże, prawo naturalne. Wybrali sobie sami bogów, którym składali ofiary z ludzi, sprawowali bałwochwalczy i skrajnie niemoralny kult. Bóg wydał ich zatem Izraelitom, przyjście Izraelitów było formą karty za to, co robił Kanaan – podkreślił.
– Użycie tej metaforyki w stosunku do chrześcijan czy nawet do muzułmanów jest oczywiście absurdalne – powiedział.
Chrześcijańscy syjoniści uważają, że ostatecznie wszyscy Żydzi nawrócą się na wiarę w Chrystusa. Żydowscy syjoniści oczywiście tak nie uważają. Ostateczne cele obu syjonizmów są odmienne, ale środowiska te zawarły swoisty sojusz taktyczny. Najpierw trzeba zbudować potęgę Izraela, postawić Trzecią Świątynię – bo tego chcą wszyscy – a później się zobaczy…
– Pakt polega mniej więcej na tym, że zostawia się historii czy Panu Bogu, czy Żydzi się nawrócą do Chrystusa, czy się nie nawrócą. To, co jest dla wszystkim wspólne i co jest podstawą sojuszu, do dążenie do budowy Trzeciej Świątyni. Chrześcijańscy i żydowscy syjoniści odsuwają na bok kwestię nawrócenia Żydów, ale skupiają się po prostu na tym, żeby powstała Trzecia Świątynia – zauważył Paweł Lisicki.
Budowa Trzeciej Świątyni musiałaby wywołać wielki protest świata islamskiego, bo najpierw trzeba byłoby zburzyć meczety, które stoją na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. W mentalności syjonistów gigantyczne zaburzenia z tym związane nie są jednak problemem. – To będą bóle porodowe Mesjasza. Wielka wojna, armagedon, katastrofa – to wszystko jest moment, z którego wyłoni się przyszły świat podporządkowany Mesjaszowi oraz Izraelowi jako jego prawdziwemu słudze. Wszystkie narody będą wówczas służyć Izraelowi i Mesjaszowi – wskazał.
Ważną rolę w promowaniu tej ideologii odgrywa grupa Chabad Lubawicz, aktywna również w Polsce. Promuje noahityzm, czyli specyficzną formę wsparcia dla Izraela, otwartą dla nieżydów.
O szczegółach Paweł Lisicki więcej mówił w nagraniu.








bm 15.09.2025, tvp.info/bialorus-zapad-2025-obserwowali-amerykanscy-zolnierze-attach-obrony-usa-spotkal-sie-na-poligonie-z-ministrem-gen-chreninem
Instrukcja Ministra Obrony dla Szefa Departamentu Międzynarodowej Współpracy Wojskowej: zapewnić amerykańskim gościom najlepsze miejsca, pokazać im absolutnie wszystko, czym są zainteresowani” – podało 15 września białoruskie Ministerstwo Obrony.
——————————————–
Do obserwowania rosyjsko-białoruskich ćwiczeń wojskowych Zapad-2025 zostali zaproszeni przedstawiciele 23 państw – przekazały media. Ministerstwo Obrony Białorusi poinformowało, że w poniedziałek manewry wizytowali amerykańscy żołnierze attaché obrony USA. Na polecenie białoruskiego ministra dostali „najlepsze miejsca”.
Rosyjsko-białoruskie ćwiczenia wojskowe Zapad-2025 trwają od piątku. Równolegle Sojusz Północnoatlantycki prowadzi manewry „Żelazny Obrońca”, w ramach których we wschodniej Polsce zgromadzono około 30 tys. żołnierzy polskich i państw Sojuszu.
Tymczasem białoruskie media państwowe i samo tamtejsze ministerstwo obrony informują, że w poniedziałek, w przedostatnim dniu Zapad-2025, białoruskie ćwiczenia obserwowali Amerykanie.
Nie byli zresztą jedyni. W sumie do śledzenia manewrów zaproszono przedstawiciele 23 krajów, w tym także należące do NATO (oprócz wspomnianych USA) Turcję i Węgry.
– Cieszę się, że odpowiedział Pan na nasze zaproszenie. Chcieliśmy, aby obejrzał pan (ćwiczenia Zapad-2025 – red.) i dokonał obiektywnej oceny – powiedział minister obrony Wiktar Chrenin, ściskając rękę amerykańskiemu attaché obrony.
„Instrukcja Ministra Obrony dla Szefa Departamentu Międzynarodowej Współpracy Wojskowej: zapewnić amerykańskim gościom najlepsze miejsca, pokazać im absolutnie wszystko, czym są zainteresowani” – podało 15 września białoruskie Ministerstwo Obrony.
Przed weekendem Amerykanie znieśli też sankcje na białoruską linię lotniczą Belavia, a reżim w Mińsku uwolnił 52 więźniów politycznych. To efekt negocjacji prowadzonych z Łukaszenką przez specjalnego wysłannika Donalda Trumpa Johna Coale’a.
Rosja zapowiadała, że podczas manewrów będzie wykorzystywać oddziały wyposażone w rakiety hipersoniczne i broń jądrową. W weekend wystrzeliła hipersoniczny pocisk manewrujący Cyrkon. Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że pocisk trafił i zniszczył cel znajdujący się na Morzu Barentsa.
Polskie władze uznały, że rosyjsko-białoruskie ćwiczenia wojskowe mogą zagrażać bezpieczeństwu Polski i zamknęły granicę z Białorusią. Natomiast Litwa i Łotwa wzmocniły ochronę granic. Część ekspertów wojskowych nie wyklucza, że podczas manewrów Moskwa może organizować prowokacje, aby zdestabilizować sytuację w regionie.
[—-], bo już bardzo bredzą. md
Krótka opowieść o Antychryście
Władimir Sołowiow
[Przypominam ten genialny tekst sprzed wieku. U mnie był już umieszczony 12 lat temu. Sądzę, że wielu obecnych Czytelników dorosło, tak fizycznie, jak duchowo, do tej antycypacji. Mirosław Dakowski ]
[Władimir Sołowiow był wielkim myślicielem i filozofem końca XIX wieku w Rosji. „Tri rozgowora” z lat 1899-1900 były zwieńczeniem jego poszukiwań duchowych, zakończonych chyba konwersją na katolicyzm. A w Rozmowie trzeciej – mieści się prorocza perełka „Krótka opowieść o Antychryście”. Umieszczam tu jej skrót. Według „Wyboru pism” wydanych przez „W drodze”, Poznań 1988. MD]
Europa w dwudziestym pierwszym wieku stanowi związek mniej lub więcej demokratycznych państw – europejskie stany zjednoczone. Rozwój kultury zewnętrznej, nieco zahamowany wskutek mongolskiego najazdu i walki wyzwoleńczej, nabrał znowu żywego tempa. Natomiast sprawy zaprzątające wewnętrzną świadomość – problem życia i śmierci, ostatecznego losu świata i człowieka – dodatkowo powikłane w wyniku nowych badań i odkryć fizjologicznych i psychologicznych, pozostają nadal nie rozwiązane. Następuje tylko jeden doniosły fakt negatywny: ostateczny upadek teoretycznego materializmu. Wyobrażenie o świecie jako systemie tańczących atomów i o życiu jako rezultacie mechanicznego nagromadzenia najdrobniejszych zmian substancji – takie wyobrażenie nie mogło już zadowolić ani jednego myślącego umysłu. Ludzkość na zawsze wyrosła z tych filozoficznych powijaków.
Z drugiej strony wszakże staje się jasne, że wyrosła ona również z dziecięcej zdolności do naiwnej, spontanicznej wiary. Takich pojęć, jak Bóg, który stworzył świat z niczego, itp., przestają uczyć już nawet w szkołach elementarnych. Wypracowany został pewien ogólny podwyższony poziom wyobrażeń o tych sprawach, poniżej którego nie może zejść żaden dogmatyzm. I kiedy ludzie myślący w swojej ogromnej większości pozostają zupełnie niewierzący, to nieliczni wierzący stają się wszyscy z konieczności również – myślącymi, spełniając zalecenie apostoła: bądźcie dziećmi w sercu, ale nie w umyśle.
Był w owym czasie pośród nielicznych wierzących spirytualistów pewien człowiek niezwykły – wielu nazywało go nadczłowiekiem – równie daleki od dziecięctwa umysłu, jak i serca. Dzięki swojej genialności już w wieku trzydziestu trzech lat zasłynął on szeroko jako wielki myśliciel, pisarz i działacz społeczny. Doświadczając w sobie samym ogromnej siły ducha, był niezmiennie przekonanym spirytualistą, a jasny umysł ukazywał mu zawsze prawdę, w którą należy wierzyć: dobro, Boga, Mesjasza. I wierzył w to, ale kochał tylko siebie samego. Wierzył w Boga, ale w głębi duszy mimo woli i instynktownie dawał pierwszeństwo przed Nim – sobie. Wierzył w Dobro, ale wszechwidzące Oko Wieczności wiedziało, że człowiek ten pokłoni się złej mocy, skoro go ona tylko spróbuje przekupić – nie ułudą uczuć i niskich namiętności, nawet nie subtelną przynętą władzy, lecz jedynie poprzez bezgraniczną miłość własną. Zresztą ta miłość własna nie była ani nieświadomym odruchem, ani szaleńczym uroszczeniem.
Poza wyjątkową genialnością, urodą i szlachetnością również najwyższe znamiona wstrzemięźliwości, bezinteresowności i czynnej filantropii dostatecznie usprawiedliwiały, jak się zdawało, ogromną miłość własną tego wielkiego spirytualisty, ascety i filantropa. I czy można go winić za to, że tak hojnie Bożymi darami uposażony, ujrzał w nich szczególne znaki wyjątkowej dla siebie przychylności z góry i widział w sobie kogoś drugiego po Bogu, jedynego w swoim rodzaju syna Bożego? Jednym słowem, uznał siebie za tego, kim w rzeczywistości był Chrystus. Ale ta świadomość swojej najwyższej godności uformowała się w nim nie jako jego moralny obowiązek wobec Boga i świata, lecz jako jego prawo i poczucie pierwszeństwa przed innymi, a głównie przed Chrystusem.
Początkowo nie czuł nawet do Jezusa wrogości. Uznawał Jego mesjańską rolę i godność, ale tak naprawdę to widział w Nim tylko swojego największego poprzednika – czyn moralny Chrystusa i Jego absolutna jedyność były dla tego zamroczonego miłością własną umysłu niezrozumiałe. Rozumował on tak: „Chrystus przyszedł przede mną; ja jestem drugi; ale przecież to, co w porządku czasowym jest późniejsze, w istocie jest pierwsze. Przychodzę jako ostatni, u kresu dziejów, właśnie dlatego że jestem doskonałym, ostatecznym zbawicielem. Ów Chrystus jest moim zwiastunem. Jego misją było poprzedzenie i przygotowanie mojego przyjścia”. I w tej myśli wielki człowiek dwudziestego pierwszego wieku odnosił do siebie to wszystko, co powiedziano w Ewangelii o drugim przyjściu, tłumacząc to przyjście nie jako powrót tegoż Chrystusa, lecz jako zastąpienie poprzedniego Chrystusa ostatecznym, to znaczy nim samym.
W tym stadium „człowiek przyszłości” niewiele jeszcze przejawia cech charakterystycznych i oryginalnych. Przecież w podobny sposób patrzał na swój stosunek do Chrystusa na przykład Mahomet – mąż prawy, którego nie można obwiniać o jakąkolwiek złą intencję. Wynosząc siebie ponad Chrystusa, człowiek ów uzasadnia to jeszcze takim rozumowaniem: „Chrystus, głosząc i urzeczywistniając w swoim życiu dobro moralne, naprawiał ludzkość, ja zaś jestem powołany do tego, aby być dobroczyńcą tej częściowo naprawionej, częściowo nie naprawionej ludzkości. Ja dam wszystkim ludziom wszystko, co im potrzebne. Chrystus jako moralista dzielił ludzi na dobrych i złych, ja połączę ich za pomocą dóbr jednakowo potrzebnych dobrym i złym. Będę prawdziwym przedstawicielem tego Boga, który każe świecić swemu słońcu nad dobrymi i złymi, który spuszcza rosę na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Chrystus przyniósł miecz, ja przyniosę pokój. On groził ziemi strasznym sądem ostatecznym – ale przecież ostatecznym sędzią będę ja, a sąd mój będzie nie sądem prawdy tylko, lecz sądem łaski. Będzie i prawda w moim sądzie, ale nie prawda odpłacająca, lecz prawda rozdzielająca. Wszystkich wyróżnię i każdemu dam według jego potrzeb”.
I w takim oto nastroju ducha oczekuje on jakiegoś wyraźnego Bożego wezwania do dzieła ponownego zbawienia ludzkości, jakiegoś widomego i zadziwiającego świadectwa, że jest on starszym synem, umiłowanym pierworodnym Boga. Czeka i karmi swoją jaźń świadomością swych nadludzkich cnót i talentów – przecież jak było powiedziane, jest to człowiek o nienagannej moralności i niezwykłym geniuszu.
Wyczekuje dumny mąż sprawiedliwy najwyższej sankcji, aby rozpocząć zbawianie ludzkości – i nic może się doczekać. Minęło mu już trzydzieści lat, przechodzą jeszcze trzy lata. I oto błyska w jego głowie i przenika go do szpiku kości gorącym dreszczem myśl: „A jeśli?… A nuż to nie ja, tylko ten… Galilejczyk… A nuż nie jest On mym zwiastunem, lecz prawdziwym, pierwszym i ostatnim? Ale przecież w takim razie powinien być żyw… Gdzież On jest? A jeśli przyjdzie do mnie… teraz, tutaj… Co Mu powiem? Przecież będę musiał oddać Mu pokłon jak ostatni głupi chrześcijanin, jak jakiś rosyjski mużyk mamrotać bez sensu: Panie Jezusie Chryste, zmiłuj się nade mną grzesznym, albo niczym polska baba paść krzyżem. Ja, świetlany geniusz, nadczłowiek. Nie, nigdy!”
I w tym momencie w miejsce poprzedniego rozumnego, chłodnego szacunku dla Boga i Chrystusa rodzi się i rośnie w jego sercu najpierw jakaś zgroza, a potem kłująca i całe jego jestestwo ściskająca i dławiąca zazdrość oraz wściekła, pełna pasji nienawiść. „Ja, ja, a nie On! Nie ma Go wśród żywych, nie ma i nie będzie. Nie zmartwychwstał, nie, nie, nie! Zgnił, zgnił w grobie, zgnił jak ostatnia…”
I z pianą na ustach, konwulsyjnymi skokami wybiega z domu, z ogrodu, i w głuchą, ciemną noc biegnie skalistą ścieżką… Pasja cichnie w nim i zastępuje ją głucha i ciężka jak te skały, mroczna jak ta noc rozpacz. Zatrzymuje się nad stromym urwiskiem i słyszy daleko w dole niewyraźny szum płynącego po kamieniach potoku. Nieznośny żal ściska jego serce. Nagle coś się w nim porusza. „Wezwać Go – zapytać, co mam robić?” I wśród mroku ukazuje mu się pełen łagodnego smutku obraz. „On się nade mną lituje… Nie, nigdy! Nie zmartwychwstał, nie zmartwychwstał!” I rzuca się z urwiska. Ale coś sprężystego, jakby słup wodny, utrzymuje go w powietrzu, czuje wstrząs, jakby rażony prądem elektrycznym, i jakaś siła odrzuca go wstecz. Na moment traci świadomość, a kiedy ją odzyskuje, klęczy w odległości kilku kroków od urwiska. Przed nim rysuje się jakaś promieniejąca fosforycznym zamglonym światłem postać, której dwoje oczu nieznośnym ostrym blaskiem przenika jego duszę…
A on widzi tych dwoje przenikliwych oczu i słyszy ni to w sobie, ni to z zewnątrz jakiś dziwny głos – głuchy, wręcz zdławiony, a zarazem wyraźny, metaliczny i całkowicie bezduszny, jakby pochodził z fonografu. I głos ten mówi mu: „Synu mój umiłowany, w tobie całe moje upodobanie. Czemuś nie wybrał mnie? Dlaczego czciłeś tamtego, nędznego, i jego ojca? Jam bóg i ojciec twój. A tamten, ukrzyżowany nędzarz, jest obcy mnie i tobie. Nie mam innego syna prócz ciebie. Tyś jedyny, jednorodzony, równy mnie. Miłuję cię i niczego od ciebie nie żądam. I tak jesteś piękny, wielki, potężny. Czyń swoje dzieło w imię twoje, nie moje. Nie żywię ku tobie zazdrości. Miłuję cię. Niczego od ciebie nie potrzebuję. Tamten, którego uważałeś za boga, żądał od swego syna posłuszeństwa, i to posłuszeństwa bez granic… aż do śmierci krzyżowej – a kiedy był on na krzyżu, nie przyszedł mu z pomocą. Ja niczego od ciebie nie żądam, a pomogę ci. Dla ciebie samego, dla twej własnej wolności i wyższości i gwoli mojej czystej, bezinteresownej ku tobie miłości – pomogę ci. Przyjmij ducha mojego. Jak dawniej duch mój płodził cię w Pięknie, tak teraz płodzi cię w mocy”. Przy tych słowach tajemniczej postaci usta nadczłowieka mimo woli rozchyliły się, dwoje przenikliwych oczu przybliżyło się tuż do jego twarzy i poczuł, jak ostry, lodowaty strumień wszedł weń i napełnił całe jego jestestwo. Jednocześnie poczuł w sobie niezwykłą moc, rześkość, lekkość i zapał. W tejże chwili jaśniejące oblicze i dwoje oczu nagle znikło, coś uniosło nadczłowieka ponad ziemię i zaraz opuściło go w jego ogrodzie, u drzwi domu.
Następnego dnia nie tylko osoby odwiedzające wielkiego człowieka, ale nawet jego słudzy byli zdumieni jego osobliwym, natchnionym jakimś wyglądem. Jeszcze bardziej by się wszakże zdumieli, gdyby mogli widzieć, z jaką nadnaturalną szybkością i łatwością pisał on, zamknąwszy się w swoim gabinecie, swe znakomite dzieło pod tytułem „Otwarta droga do powszechnego pokoju i pomyślności”.
Poprzednie utwory i poczynania społeczne nadczłowieka znajdowały surowych krytyków, którzy zresztą byli w większości ludźmi szczególnie religijnymi i dlatego pozbawionymi wszelkiego autorytetu – mówię przecież o czasie przyjścia Antychrysta – tak że niewielu tylko ich słuchało, kiedy wskazywali oni we wszystkim, co pisał i mówił „człowiek przyszłości”, znamiona zupełnie wyjątkowej, stężonej ambicji i pychy przy braku prawdziwej prostoty, szczerości i ciepła uczuć.
Ale swoim nowym dziełem zjednuje on sobie nawet niektórych spośród swoich dawnych krytyków i przeciwników. Utwór ten, napisany po wydarzeniu na urwisku, ujawnia w nim niespotykaną dotąd siłę geniuszu. Jest to coś wszechogarniającego i godzącego wszystkie sprzeczności. Łączą się tu szlachetny szacunek dla dawnych tradycji i symbolów z szerokim i śmiałym radykalizmem społeczno-politycznych postulatów i wskazań, nieograniczona wolność myśli z najgłębszym zrozumieniem dla wszelkiej mistyki, absolutny indywidualizm z gorącym oddaniem dobru wspólnemu, najwznioślejszy idealizm zasad przewodnich z pełną życiową konkretnością praktycznych rozwiązań. Wszystko to zaś jest połączone i powiązane ze sobą w sposób tak genialnie mistrzowski, że każdy jednostronny myśliciel czy działacz łatwo widzi i przyjmuje całość pod swoim indywidualnym aktualnym kątem widzenia, nie poświęcając niczego dla samej prawdy, nie wznosząc się dla niej ponad swoje ja, ani trochę nie rezygnując w istocie rzeczy ze swojej jednostronności, w niczym nie korygując błędności swoich poglądów i dążeń, niczym nie uzupełniając ich braków.
To zadziwiające dzieło zostaje natychmiast przełożone na języki wszystkich oświeconych i niektórych nieoświeconych narodów. Tysiące pism we wszystkich częściach świata przez cały rok pełne są reklam wydawniczych i zachwytów krytyki. Tanie edycje z portretami autora rozchodzą się w milionach egzemplarzy i cały kulturalny świat – a w owym czasie znaczy to niemal tyle co cała kula ziemska – pełen jest sławy tego niezrównanego, wielkiego, jedynego! Nikt nie ma wobec tego dzieła zastrzeżeń, każdemu bowiem wydaje się ono objawieniem całości prawdy. Wszystkiemu, co przeszłe, jest w nim oddana tak pełna sprawiedliwość, wszystko bieżące ocenione tak obiektywnie i wszechstronnie, a świetlana przyszłość tak sugestywnie i namacalnie zbliżona do teraźniejszości, że każdy mówi: „Oto jest to właśnie, co nam potrzebne; oto ideał, który nie jest utopią, oto zamysł, który nie jest chimerą„. I wspaniały pisarz nie tylko wszystkich fascynuje, ale jest każdemu przyjemny, tak że spełniają się słowa Chrystusa: „Ja przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście mnie; przyjdzie kto inny w imieniu swoim i tego przyjmiecie”.. Przecież aby zostać przyjętym, trzeba być przyjemnym.
Co prawda niektórzy pobożni ludzie, gorąco chwaląc tę książkę, próbują nieśmiało pytać, dlaczego nie ma w niej ani jednej wzmianki o Chrystusie, ale inni chrześcijanie od razu na to odpowiadają: ,,I chwała Bogu! Dość już w ubiegłych wiekach rozmaici niepowołani, a żarliwi apologeci zbanalizowali wszystko, co święte, i teraz naprawdę religijny pisarz musi być bardzo ostrożny. Skoro treść dzieła jest przeniknięta prawdziwie chrześcijańskim duchem czynnej miłości i wszechogarniającej życzliwości, to czegóż jeszcze więcej chcecie?” I wszyscy się z tym zgadzają.
Wkrótce po pojawieniu się „Otwartej drogi”, która uczyniła swego autora najbardziej popularnym ze wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek żyli na świecie, miało się odbyć w Berlinie międzynarodowe zgromadzenie założycielskie związku państw europejskich. Związek ten, ustanowiony po szeregu zewnętrznych i domowych wojen, które były związane z wyzwoleniem od jarzma mongolskiego i poważnie zmieniły mapę Europy, narażony był na niebezpieczeństwo konfliktów – już nie między narodami, ale między politycznymi i społecznymi partiami. Koryfeusze wspólnej polityki europejskiej, należący do potężnego bractwa masońskiego, odczuwali brak wspólnej władzy wykonawczej. Osiągnięta z takim trudem jedność europejska mogła się lada chwila ponownie rozpaść. W radzie związkowej, czyli światowym zarządzie (Comité permanent universel), nie było zgody, ponieważ nie wszystkie miejsca udało się obsadzić prawdziwymi, wtajemniczonymi w sprawę masonami. Niezależni członkowie zarządu zawierali między sobą odrębne porozumienia i cała sytuacja groziła nową wojną. Wówczas „wtajemniczeni” postanowili utworzył jednoosobową władzę wykonawczą z dostatecznym zakresem pełnomocnictw. Głównym kandydatem był tajny członek bractwa – „człowiek przyszłości”. Był on jedyną osobą o wielkiej wszechświatowej sławie. Będąc z zawodu wyszkolonym artylerzystą, a z pozycji społecznej wielkim kapitalistą, miał wszędzie przyjacielskie powiązania z kręgami finansowymi i wojskowymi.
W innej, mniej oświeconej epoce przemawiałaby przeciwko niemu okoliczność, że pochodzenie jego okryte było głębokim mrokiem niejasności. Jego matka, kobieta raczej lżejszych obyczajów, była doskonale znana obu ziemskim półkulom, ale dość wiele różnych osób miało jednakowy powód uważać się za jego ojców. Okoliczności te naturalnie nie mogły mieć żadnego znaczenia dla wieku tak postępowego, że aż wypadło mu być ostatnim. „Człowiek przyszłości” niemal jednomyślnie został wybrany dożywotnim prezydentem Europejskich Stanów Zjednoczonych. A kiedy pojawił się na trybunie w całym blasku swojej nadludzkiej młodej urody i siły i w natchnionych pięknych słowach przedstawił swój uniwersalny program, zafascynowane i urzeczone zgromadzenie w porywie entuzjazmu bez głosowania postanowiło okazać mu najwyższą cześć, wybierając go imperatorem rzymskim.
Kongres zakończył się wśród powszechnego uniesienia, a wielki wybraniec wydał manifest zaczynający się od słów: „Narody świata! Pokój mój daję wam!”, a kończący się tak: „Narody świata! Spełniły się obietnice! Wieczny powszechny pokój nastał. Wszelka próba jego zakłócenia spotka się natychmiast z bezwzględnym i skutecznym przeciwdziałaniem. Odtąd bowiem jest na ziemi jedna centralna władza, silniejsza od wszystkich pozostałych władz, każdej z osobna i razem wziętych. Ta wszechpotężna, nad wszystkim górująca władza należy do mnie, pełnomocnego wybrańca Europy, imperatora wszystkich jej sił. Prawo międzynarodowe ma wreszcie brakującą mu dotychczas sankcję. I odtąd żadne państwo nie odważy się powiedzieć: wojna, kiedy ja mówię: pokój. Narody świata – pokój wam!”
Manifest ten miał pożądany skutek. Wszędzie poza Europą, szczególnie w Ameryce, powstały silne partie imperialistyczne, które zmusiły swoje państwa, aby te na różnych warunkach przyłączyły się do Europejskich Stanów Zjednoczonych pod zwierzchnią władzą rzymskiego imperatora. Pozostawały jeszcze niezawisłe plemiona i ich naczelnicy gdzieś tam w Azji i Afryce. Imperator na czele niewielkiej, ale doborowej armii, złożonej z rosyjskich, niemieckich, polskich, węgierskich i tureckich pułków, urządza wojenną przechadzkę od wschodniej Azji po Maroko i bez większego przelewu krwi podporządkowuje sobie niesfornych. We wszystkich krajach tych dwóch części świata ustanawia swoich namiestników spośród wykształconych po europejsku i oddanych sobie tamtejszych wielmożów. We wszystkich krajach pogańskich zwyciężona i urzeczona ludność ogłasza go najwyższym bogiem.
W ciągu jednego roku powstaje monarchia wszechświatowa we właściwym i ścisłym znaczeniu tego słowa. Korzenie wojny zostają ze szczętem wyrwane. Powszechna Liga Pokoju zbiera się po raz ostatni i ogłosiwszy entuzjastyczny panegiryk na cześć wielkiego Anioła Pokoju rozwiązuje się, uznając się za niepotrzebną. W nowym roku swojego panowania rzymski i wszechświatowy imperator wydaje nowy manifest: „Narody świata! Obiecałem wam pokój i dałem go wam. Ale nie ma uroku pokój bez dobrobytu. Komu w czas pokoju grozi nieszczęście nędzy, temu i pokój nie daje radości. Przyjdźcież do mnie teraz wszyscy, którzy cierpicie głód i chłód, a ja was nasycę i ogrzeję„.
A potem ogłasza prostą i powszechną reformę społeczną, której projekt był już zarysowany w jego dziele i już tam zachwycił wszystkie szlachetne i trzeźwe umysły. Teraz dzięki skupieniu w swoich rękach światowych finansów i kolosalnych majątków rolnych może on zrealizować tę reformę zgodnie z życzeniem ubogich, a bez namacalnej krzywdy dla bogatych. Każdy zaczyna otrzymywać według swoich zdolności, a każda zdolność według swego trudu i zasług.
Nowy władca ziemi był przede wszystkim litościwym filantropem – i nie tylko filantropem, lecz także filozofem. Sam będąc wegetarianinem, zakazał wiwisekcji, wprowadził surowy nadzór nad rzeźniami i popierał na wszelkie sposoby towarzystwa opieki nad zwierzętami. Ważniejsze od tych szczegółów było trwałe ustanowienie w całym świecie najbardziej podstawowej równości: była to równość powszechnej sytości. Dokonało się to w drugim roku jego panowania. Problem socjalno-ekonomiczny został ostatecznie rozwiązany.
Kiedy wszakże sytość jest pierwszym pragnieniem głodnych, to sytym chce się jeszcze czegoś innego. Nawet syte zwierzęta pragną zazwyczaj nie tylko spać, ale i bawić się. Tym bardziej społeczeństwo ludzkie, które zawsze post panem żądało circenses.
Imperator-nadczłowiek rozumie, co potrzebne jest jego masom. W owym czasie przybywa do niego do Rzymu z Dalekiego Wschodu wielki cudotwórca, spowity w gęsty obłok osobliwych zdarzeń i przedziwnych legend. Według pogłosek, szerzących się wśród neo-buddystów, jest on boskiej proweniencji: ma pochodzić od boga słońca Sun i jakiejś rzecznej nimfy.
Cudotwórca ten, imieniem Apolloniusz, człowiek niewątpliwie genialny, pół-Azjata i pół-Europejczyk, biskup katolicki in partibus infidelium, w zadziwiający sposób łączy w sobie zdolność operowania najnowszymi wnioskami i technicznymi zastosowaniami zachodniej nauki ze znajomością i umiejętnością posługiwania się tym wszystkim, co jest rzeczywiście godne uwagi i znaczące w tradycyjnej mistyce Wschodu. Rezultaty takiego połączenia są zdumiewające. Apolloniusz dochodzi między innymi do pół naukowej, pół-magicznej sztuki przyciągania i kierowania według swojej woli elektryczności atmosferycznej i wśród ludzi mówi się, że sprowadza on ogień z nieba. Zresztą, podniecając fantazję tłumu rozmaitymi, przedziwnymi sztukami, nie nadużywa on do czasu swojej mocy dla jakichś szczególnych celów.
Otóż człowiek ten przychodzi do wielkiego imperatora, składa mu pokłon jak prawdziwemu Synowi Bożemu, oświadcza, że w tajemnych księgach Wschodu znalazł wyraźne przepowiednie o nim, Imperatorze, jako o ostatecznym zbawicielu i sędzim wszechświata, i oddaje mu na służbę siebie i całą swoją sztukę. Urzeczony nim Imperator przyjmuje go jak dar z góry zesłany i ozdobiwszy wspaniałymi tytułami już się z nim nie rozłącza.
I oto narody świata, obsypane przez swego władcę dobrodziejstwami, oprócz powszechnego pokoju, oprócz powszechnej sytości zyskują jeszcze możliwość ciągłego radowania się najrozmaitszymi i najbardziej nieoczekiwanymi cudami i znakami. Dobiegł końca trzeci rok panowania nadczłowieka.
Po szczęśliwym rozwiązaniu problemu politycznego i społecznego pojawiła się kwestia religijna. Podniósł ją sam Imperator – najpierw w odniesieniu do chrześcijaństwa. W owym czasie chrześcijaństwo znajdowało się w takiej oto sytuacji: Przy bardzo znacznym ilościowym spadku swego stanu posiadania – na całej kuli ziemskiej pozostało nie więcej niż czterdzieści pięć milionów chrześcijan – podniosło się ono i wzmocniło moralnie, zyskując na jakości, to co traciło na ilości. Ludzi, nie związanych z chrześcijaństwem żadną więzią duchową, nie zaliczano już do chrześcijan. Poszczególne wyznania skurczyły się dość równomiernie, tak że zachował się między nimi w przybliżeniu poprzedni stosunek ilościowy. Co się zaś tyczy wzajemnych uczuć, to wprawdzie dawna wrogość nie ustąpiła miejsca całkowitemu pojednaniu, ale jednak znacznie się złagodziła, a sprzeczności utraciły swoją dawniejszą ostrość. Papiestwo już dawno było wygnane z Rzymu i po dłuższej tułaczce znalazło schronienie w Petersburgu – pod warunkiem, że będzie się powstrzymywać od propagandy tutaj i wewnątrz kraju. W Rosji uległo ono znacznemu uproszczeniu. Nie zmieniając w istotny sposób koniecznego składu swoich kolegiów i oficjów, musiało uduchowić charakter ich działalności, a także zredukować do minimum swój pompatyczny rytuał i ceremoniał. Różne dziwne i gorszące zwyczaje, chociaż formalnie nie zniesione, same z siebie wyszły z użycia. We wszystkich innych krajach, zwłaszcza w Ameryce Północnej, hierarchia katolicka miała jeszcze wielu przedstawicieli o silnej woli, niezmożonej energii i niezależnej pozycji, którzy mocniej niż poprzednio zwarli szeregi Kościoła katolickiego i podtrzymywali jego międzynarodowe, kosmopolityczne znaczenie.
Co się tyczy protestantyzmu, na którego czele nadal stały Niemcy – zwłaszcza po ponownym zjednoczeniu znacznej części Kościoła anglikańskiego z katolickim – to oczyścił się on ze swych skrajnych tendencji negatywnych, których stronnicy otwarcie przeszli w szeregi ludzi religijnie indyferentnych i niewierzących. W Kościele ewangelickim pozostali tylko szczerze wierzący. Na ich czele stały osoby, u których rozległa wiedza łączyła się z głęboką religijnością i coraz usilniejszym dążeniem do tego, aby odrodzić w sobie obraz dawnego, autentycznego chrześcijaństwa.
Rosyjskie prawosławie po zmianie oficjalnej sytuacji Cerkwi wskutek wydarzeń politycznych straciło wprawdzie wiele milionów swoich pozornych, nominalnych wyznawców, ale za to doznało radości zjednoczenia z najlepszą częścią starowierców, a nawet z licznymi sekciarzami o nastawieniu pozytywno religijnym. Ta odnowiona Cerkiew, nie wzrastając liczebnie, poczęła rosnąć w siłę ducha, którą wykazała szczególnie w swojej wewnętrznej walce z rozplenionymi w narodzie i społeczeństwie skrajnymi sektami, nie pozbawionymi elementów demonicznych i satanicznych.
W ciągu pierwszych dwóch lat nowego panowania wszyscy chrześcijanie, przestraszeni i zmęczeni ciągiem nie dawnych rewolucji i wojen, odnosili się do nowego władcy i jego pokojowych reform po części z życzliwym wyczekiwaniem, po części ze zdecydowaną sympatią, a nawet gorącym entuzjazmem. Ale w trzecim roku, z chwilą pojawienia się Wielkiego Maga, u wielu prawosławnych, katolików i ewangelików poczęło się rodzić poważne zaniepokojenie i niechęć. Poczęto uważniej czytać i żywo komentować teksty ewangeliczne i apostolskie mówiące o księciu tego świata i o Antychryście. Po pewnych oznakach imperator domyślił się nadciągającej burzy i postanowił co rychlej rzecz wyjaśnić. W początkach czwartego roku panowania wydaje manifest do wszystkich swoich wiernych chrześcijan bez różnicy wyznania, zapraszając ich, aby wybrali lub wyznaczyli swoich pełnomocnych przedstawicieli na sobór powszechny, który odbędzie się pod jego przewodnictwem. Rezydencja została w tym czasie przeniesiona z Rzymu do Jerozolimy. Palestyna stanowiła wtedy autonomiczną prowincję, zasiedloną i zarządzaną głównie przez Żydów. Jerozolima była niezależna i stała się miastem imperialnym. Chrześcijańskie świątynie pozostały nietknięte, ale na całej rozległej terasie Haram asz-Szarif, od Birkat Isra’il i dzisiejszych koszar z jednej strony po meczet al-Aqsa i „stajnie Salomona” z drugiej, wzniesiono jedną ogromną budowlę, mieszczącą w sobie oprócz dwóch starych niewielkich meczetów – obszerną świątynię „imperialną” dla jedności wszystkich kultów oraz dwa wspaniałe pałace imperatorskie z bibliotekami, muzeami i oddzielnymi pomieszczeniami do prób i ćwiczeń magicznych. W tej pół-świątyni, pół-rezydencji miał być czternastego września otwarty sobór powszechny. Ponieważ wyznanie ewangelickie nie ma we właściwym sensie tego słowa stanu kapłańskiego, przeto katoliccy i prawosławni hierarchowie zgodnie z życzeniem imperatora, aby nadać przedstawicielstwu wszystkich gałęzi chrześcijaństwa jakiś jednorodny charakter, postanowili dopuścić do udziału w soborze pewną liczbę swoich świeckich wiernych, znanych z pobożności i oddania sprawie Kościoła. Skoro zaś dopuszczeni zostali świeccy, to nie można było wykluczyć niższego duchowieństwa – zakonnego i nie-zakonnego. Tym sposobem ogólna liczba uczestników soboru przekraczała trzy tysiące osób, a około pół miliona chrześcijańskich pielgrzymów wypełniło Jerozolimę i całą Palestynę.
Wśród ojców soborowych wyróżniało się szczególnie trzech. Po pierwsze, papież Piotr II, zgodnie z prawem stojący na czele katolickiej części członków soboru. Jego poprzednik umarł w drodze na sobór i zebrane w Damaszku konklawe jednogłośnie wybrało kardynała Szymona Barioniniego [Zitalianizowana forma imienia św. Piotra Apostoła – Szymon Bar Jona] który przyjął imię Piotr. Był to człowiek prostego pochodzenia, z prowincji neapolitańskiej, a zasłynął jako kaznodzieja z karmelitańskiego zakonu, mający znaczne zasługi w walce z pewną rozpowszechnioną w Petersburgu i jego okolicach sektą sataniczną, która zwodziła nie tylko prawosławnych, ale i katolików. Mianowany arcybiskupem mohylewskim, a później także kardynałem, był on z góry przewidziany na stolec papieski. Był człowiekiem pięćdziesięcioletnim, średniego wzrostu i krzepkiej budowy, z przystojną twarzą, garbatym nosem i gęstymi brwiami. Cechowały go gorące serce i energia, mówił z żarem, zamaszyście przy tym gestykulując, i bardziej słuchaczy porywał, niż przekonywał. Do władcy świata nowy papież żywił nieufność i niechęć, zwłaszcza od chwili, kiedy jego nieżyjący poprzednik, wyjeżdżając na sobór, uległ naleganiom imperatora i mianował kardynałem kanclerza imperium i wielkiego światowego maga, egzotycznego biskupa Apoloniusza, którego Piotr uważał za wątpliwego katolika, a niewątpliwego oszusta.
Rzeczywistym, choć nieoficjalnym przywódcą prawosławnych był Starzec Jan, bardzo znany wśród rosyjskiego ludu. Chociaż oficjalnie uważany za biskupa „w stanie spoczynku„, nie mieszkał jednak w żadnym klasztorze, lecz stale wędrował w różnych kierunkach. Krążyły o nim rozmaite legendy. Niektórzy zapewniali, że jest to zmartwychwstały Fiodor Kuźmicz, czyli imperator Aleksander I, urodzony przed około trzema wiekami … Inni posuwali się dalej i twierdzili, iż jest to prawdziwy starzec Jan, tzn. apostoł Jan Teolog, który nigdy nie umarł, a w ostatnich czasach pojawił się otwarcie. On sam nie mówił nic o swoim pochodzeniu ani o swojej młodości. Obecnie był to bardzo wiekowy, ale rześki staruszek z żółknącą, a nawet zieleniejącą bielą kędziorów i brody, wysokiego wzrostu i szczupłej postaci, ale z pełnymi i lekko różowawymi policzkami, żywymi, błyszczącymi oczami i wzruszająco dobrym wyrazem twarzy i głosem; przyodziany był zawsze w habit i płaszcz zakonny.
Na czele ewangelickich uczestników soboru stał najbardziej uczony niemiecki teolog, profesor Ernst Pauli – niewielkiego wzrostu chudy staruszek z ogromnym czołem, spiczastym nosem i gładko wygolonym podbródkiem. Jego oczy odznaczały się jakimś szczególnym, srogo-dobrodusznym spojrzeniem. Co chwilę zacierał on ręce, kręcił głową, unosił groźnie brwi i wydymał wargi; błyskając przy tym oczami, ponuro wydawał z siebie urywane dźwięki: So! nun! ja! so also! Ubrany był uroczyście – w biały halsztuk i długi pastorski surdut z jakimiś znaczkami orderowymi.
Otwarcie soboru było imponujące. Dwie trzecie ogromnej świątyni poświęconej „jedności wszystkich kultów” były zapełnione ławami i innymi siedzeniami dla członków soboru, jedna trzecia była zajęta przez wysokie podium, gdzie oprócz tronu imperatora i drugiego – niżej, dla wielkiego maga, a zarazem kardynała i kanclerza imperium – znajdowały się z tyłu fotele dla ministrów, dworzan i sekretarzy dworu, a z boku długie rzędy krzeseł o nie znanym przeznaczeniu. Na chórze umieszczono orkiestry, a na sąsiadującym ze świątynią placu ustawiono dwa pułki gwardyjskie i baterię armat dla oddania salw honorowych.
Ojcowie soborowi odprawili już swoje nabożeństwa w różnych kościołach i otwarcie obrad miało mieć charakter całkowicie świecki. Kiedy wszedł imperator z wielkim magiem i orkiestra zagrała „marsza zjednoczonej ludzkości”, będącego międzynarodowym hymnem imperium, wszyscy uczestnicy soboru powstali z miejsc i machając kapeluszami, po trzykroć głośno zakrzyknęli: Vivat! Uraa! Hoch! Imperator, stojąc obok tronu, wyciągnął rękę gestem majestatycznej łaskawości i przemówił głosem o dźwięcznym i przyjemnym brzmieniu: „Chrześcijanie wszystkich kierunków! Umiłowani moi poddani i bracia! Od początku mego panowania, któremu Najwyższy błogosławił takimi wspaniałymi, pięknymi sukcesami, ani razu nie miałem powodu być z was niezadowolonym; zawsze spełnialiście swój obowiązek wobec wiary i sumienia. Ale to mi nie wystarcza. Moja szczera miłość do was, umiłowani bracia, domaga się wzajemności. Pragnę, abyście nie z poczucia obowiązku, lecz powodowani serdeczną miłością uznali mnie za swojego prawdziwego wodza w każdym dziele podejmowanym dla dobra ludzkości. Ponadto oprócz tego, co czynię dla wszystkich, chciałbym okazać wam jakąś szczególną łaskę. Chrześcijanie, czym mógłbym was uszczęśliwić? Co dać wam nie jako moim poddanym, lecz jako współwyznawcom, braciom moim? Chrześcijanie! Powiedzcie mi, co jest dla was najdroższego w chrześcijaństwie, abym mógł ku temu skierować swoje wysiłki„.
Przerwał i czekał. W świątyni dał się słyszeć głuchy szmer. To uczestnicy soboru szeptali między sobą. Papież Piotr, gorączkowo gestykulując, tłumaczył coś swojemu otoczeniu. Profesor Pauli kręcił głową i z rozdrażnieniem cmokał wargami. Starzec Jan, pochyliwszy się nad wschodnim biskupem i kapucynem, po cichu ich o czymś przekonywał.
Odczekawszy kilka minut, imperator zwrócił się do soboru tym samym serdecznym tonem, w którym jednak dźwięczała ledwie uchwytna nutka ironii: „Najmilsi chrześcijanie – powiedział. – Rozumiem, jak trudna jest dla was jedna prosta odpowiedź. Pragnę i w tym wam pomóc. Na nieszczęście, od tak niepamiętnych czasów rozpadliście się na różne odłamy i frakcje, że być może nie macie nawet jednego wspólnego przedmiotu pragnień. Ale skoro nie możecie pogodzić się między sobą, to mam nadzieję, że ja pogodzę wszystkie wasze stronnictwa, okazując im wszystkim jednakową miłość i jednakową gotowość ku temu, by zadośćuczynić autentycznemu pragnieniu każdego z nich. Najmilsi chrześcijanie! Wiem, że dla wielu i nie najpośledniejszych spośród was najdroższy w chrześcijaństwie jest ten autorytet duchowy, jakiego udziela ono swoim prawowitym przedstawicielom – oczywiście nie dla ich własnej korzyści, lecz dla wspólnego dobra, ponieważ na autorytecie tym opiera się należyty porządek duchowy i konieczna wszystkim dyscyplina moralna. Najmilsi bracia katolicy! O, jakże rozumiem wasze spojrzenie i jakże chciałbym oprzeć swoje imperium na autorytecie waszego duchowego przywódcy! Abyście nie myśleli, że to pochlebstwo i czcze słowa, uroczyście ogłaszam moją samowładną wolę: najwyższy biskup wszystkich katolików, papież rzymski, zostaje od tej chwili przywrócony na swój stolec w Rzymie ze wszystkimi prawami i przywilejami tej godności i urzędu, jakie kiedykolwiek były mu nadane przez naszych poprzedników, poczynając od cesarza Konstantyna Wielkiego. Od was zaś, bracia katolicy, chcę za to tylko szczerego, z serca płynącego uznania we mnie waszego jedynego obrońcy i orędownika. Kto z was w swoim sumieniu i odczuciu uznaje mnie za takiego, niechaj przyjdzie tu do mnie”. I wskazał puste miejsca na podium. Na te słowa prawie wszyscy książęta Kościoła katolickiego, kardynałowie i biskupi, większa część wiernych świeckich i ponad połowa zakonników z radosnymi okrzykami: Gratias agimus! Domine! salvum tac magnum imperatorem, wyszli na podium i złożywszy niski ukłon w stronę imperatora, zajęli wolne fotele.
Lecz na dole, pośrodku świątyni, wyprostowany i nieruchomy jak marmurowy posąg, siedział na swoim miejscu papież Piotr II. Wszyscy, którzy go poprzednio otaczali, byli na podium. Ale pozostała na dole, przerzedzona gromadka mnichów i ludzi świeckich przysunęła się ku niemu; tworząc ciasny pierścień, z którego dochodził powściągany szept: Non praevalebunt, non praevalebunt portae inferni.
Spojrzawszy ze zdziwieniem na nieruchomego papieża, imperator przemówił znowu – podniesionym głosem: „Najmilsi bracia! Wiem, że są wśród was również tacy, dla których w chrześcijaństwie najdroższa jest jego święta tradycja, stare symbole, dawne pieśni i modlitwy, ikony i rytuał służby Bożej. Bo i w rzeczy samej: cóż może być dla religijnej duszy droższe od tego? Wiedzcie zatem, umiłowani, że w dniu dzisiejszym podpisałem statut i przeznaczyłem sowite środki dla powszechnego muzeum archeologii chrześcijańskiej w znakomitym mieście naszego imperium, Konstantynopolu, w celu zbierania, badania i przechowywania wszelkich zabytków przeszłości Kościoła, zwłaszcza wschodniego. Was zaś proszę, abyście jutro wybrali spośród siebie komisję, która omówi ze mną kroki, jakie należy podjąć dla ewentualnego zbliżenia współczesnego sposobu życia, zwyczajów i obyczajów, do tradycji i przepisów świętego Kościoła prawosławnego. Bracia prawosławni! Komu miła jest ta moja wola, kto z głębi serca może nazwać mnie swoim prawdziwym władcą i panem, niechaj przyjdzie tutaj„.
I znaczna część hierarchów Wschodu i Północy, połowa byłych starowierców i przeszło połowa prawosławnych księży, mnichów i świeckich z radosnymi okrzykami wyszła na podium, spoglądając zezem na katolików, którzy tam dumnie zasiedli. Ale starzec Jan nie ruszał się i głośno wzdychał. I kiedy tłum wokół niego mocno się przerzedził, powstał ze swojej ławy i przesiadł się bliżej papieża Piotra i jego gromadki. Za nim pospieszyła też reszta prawosławnych, którzy nie poszli na podium.
I znowu przemówił imperator: „Wiadomo mi, najmilsi chrześcijanie, również o takich spośród was, którzy najbardziej cenią w chrześcijaństwie osobiste przekonanie o prawdzie i wolne badania nad Pismem. Jak ja na tę sprawę patrzę nad tym nie ma potrzeby się rozwodzić. Wiecie, być może, iż jeszcze we wczesnej młodości napisałem duże dzieło z zakresu krytyki biblijnej, które wznieciło w owym czasie pewną sensację i dało początek mojej popularności. I oto w tych dniach – przypuszczalnie pamiętając o tym – uniwersytet w Tybindze zwraca się do mnie z prośbą, abym przyjął od niego tytuł doktora teologii honoris causa. Kazałem odpowiedzieć, że z zadowoleniem i wdzięcznością przyjmuję. A dzisiaj, jednocześnie z erekcją muzeum chrześcijańskiej archeologii, podpisałem akt założenia światowego instytutu dla wolnych badań nad Pismem Świętym we wszelkich możliwych aspektach i we wszystkich możliwych kierunkach oraz dla studiów z dziedziny wszystkich nauk pomocniczych – z rocznym budżetem w wysokości półtora miliona marek. Komu z was miła taka moja skłonność i kto może czystym sercem uznać mnie za swojego najwyższego wodza, proszę tutaj, do nowego doktora teologii”. I piękne usta wielkiego człowieka nieznacznie skrzywił jakiś dziwny uśmiech.
Przeszło połowa uczonych teologów ruszyła ku podium, aczkolwiek z pewnym ociąganiem i wahaniem. Wszyscy oglądali się na profesora Pauli, który jakby wrośnięty w swoją ławę, spuścił nisko głowę, zgarbił się i skulił. Uczeni teolodzy, którzy wyszli na podium, byli wyraźnie zażenowani, a jeden z nich machnął nagle ręką i zeskoczywszy wprost na dół z ominięciem schodów, utykając, pobiegł ku profesorowi Pauli i pozostałej przy nim mniejszości.
Ten podniósł głowę, wstał z jakimś nieokreślonym ruchem, przeszedł wraz ze swymi współwyznawcami wzdłuż opustoszałych ław i przysiadł się bliżej do starca Jana i papieża Piotra.
Znaczna większość soboru, w tym prawie wszyscy hierarchowie Wschodu i Zachodu, znajdowała się na podium. Na dole pozostały tylko trzy skupione razem grupki ludzi, zbite w krąg wokół starca Jana, papieża Piotra i profesora Pauli. Smutnym tonem zwrócił się do nich imperator: „Cóż jeszcze mogę dla was uczynić? Dziwni ludzie! Czego ode mnie chcecie? Nie wiem. Powiedzcie mi więc sami – wy, chrześcijanie, porzuceni przez większość swoich braci i przywódców, potępieni w „odczuciu ludu: co jest dla was najdroższe w chrześcijaństwie?”
W tym momencie podniósł się, niczym biała świeca, starzec Jan i odrzekł łagodnie: „Miłościwy panie! Najdroższy jest dla nas w chrześcijaństwie sam Chrystus – On sam i wszystko, co od Niego, wiemy bowiem, że w Nim zamieszkuje cieleśnie cała pełnia Bóstwa. Ale i od ciebie, panie, gotowi jesteśmy przyjąć wszelkie dobro, jeśli tylko w szczodrej twej dłoni rozpoznamy świętą dłoń Chrystusa. I na pytanie twoje, co możesz dla nas uczynić, taka jest oto nasza prosta odpowiedź:wyznaj tutaj, teraz, przed nami Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który przyszedł w cielesnej postaci, zmartwychwstał i ponownie przyjdzie – wyznaj Go, a my z miłością przyjmiemy cię jako prawdziwego zwiastuna Jego drugiego przyjścia w chwale”.
Umilkł i utkwił spojrzenie w obliczu imperatora. Z tym działo się coś niedobrego. W jego duszy rozpętała się taka sama piekielna burza jak tamta, którą przeżył w ową decydującą noc. Stracił zupełnie wewnętrzną równowagę i wszystkie swoje myśli skoncentrował na tym, aby nie utracić również zewnętrznego panowania nad sobą i nie zdradzić się przed czasem. Czynił nadludzkie wysiłki, by się nie rzucić z dzikim krzykiem na starca Jana i nie wpić się w niego zębami. Nagle usłyszał znany nieziemski głos: „Milcz i nic się nie bój”. Milczał. Tylko zmartwiała i pociemniała jego twarz cała się wykrzywiła, a z oczu tryskały iskry. Tymczasem podczas przemówienia starca Jana Wielki Mag, który siedział szczelnie otulony w swoją ogromną trójbarwną opończę skrywającą kardynalską purpurę, jakby dokonywał pod nią jakichś manipulacji; jego oczy błyszczały skupieniem, a wargi poruszały się. Wtem przez otwarte okna świątyni dała się ujrzeć nadciągająca ogromna czarna chmura i zaraz wszystko pociemniało. Starzec Jan nie spuszczał zdumionych i przerażonych oczu z oblicza milczącego imperatora. Nagle cofnął się ze zgrozą, odwrócił do tyłu i krzyknął zdławionym głosem: „Dzieci, to Antychryst!” W tej chwili jednocześnie z ogłuszającym hukiem grzmotu w świątyni rozbłysła ogromna kulista błyskawica i okryła sobą starca. Na moment wszystko zamarło, a kiedy ogłuszeni chrześcijanie przyszli do siebie, starzec Jan leżał martwy.
Imperator, blady, ale spokojny, zwrócił się do zgromadzenia: „Widzieliście Sąd Boży. Nie chciałem niczyjej śmierci, ale Ojciec Mój niebieski mści się za swego umiłowanego Syna. Sprawa załatwiona. Któż będzie stawał przeciw Najwyższemu? Sekretarze! zapiszcie: Sobór powszechny wszystkich chrześcijan, po porażeniu ogniem z nieba obłąkanego przeciwnika Boskiego majestatu, jednogłośnie uznał wszechpotężnego imperatora Rzymu i całego świata za swego najwyższego władcę i pana”.
Nagle w świątyni rozległo się jednogłośne i wyraźne słowo: Contradicitur. Papież Piotr II wstał i z twarzą oblaną szkarłatem, cały trzęsąc się z gniewu, wzniósł swój pastorał – w stronę imperatora: „Naszym jedynym Panem jest Jezus Chrystus, Syn Boga żywego. A kim jesteś ty – słyszałeś. Precz od nas, Kainie bratobójco! Precz, naczynie diabelskie! Mocą Chrystusową ja, sługa sług Bożych, na zawsze wypędzam cię, nikczemnego psa, z zagrody Pańskiej i oddaję w ręce ojcu twemu, Szatanowi! Anatema, anatema, anatema!”
W czasie kiedy on mówił, wielki mag poruszał się niespokojnie pod swoją opończą; naraz głośniej od ostatniej anatemy zagrzmiał piorun i ostatni papież padł bez życia. „Tak oto z ręki Ojca Mego zginą wszyscy Moi wrogowie” – powiedział imperator. Pereant, pereant! – zakrzyknęli drżący książęta Kościoła, on zaś odwrócił się i wsparty na ramieniu wielkiego maga, ruszył ku drzwiom za podium; za nim wyszedł cały tłum jego zwolenników.
W świątyni pozostało dwoje zwłok i zbita gromada półżywych ze zgrozy chrześcijan. Jedyną osobą, która zachowała zimną krew, był profesor Pauli. Ogólne przerażenie jakby obudziło w nim wszystkie siły ducha. Zmienił się też zewnętrznie: przybrał wygląd majestatyczny i natchniony. Zdecydowanym krokiem wszedł na podium i usiadłszy na jednym z opuszczonych miejsc sekretarzy dworu, wziął arkusz papieru i zaczął coś na nim pisać. Kiedy skończył, wstał i donośnym głosem odczytał: „Ku chwale jedynego Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa. Sobór powszechny Kościołów Bożych; zebrany w Jerozolimie – wobec tego, że wielce błogosławiony brat nasz Jan, głowa chrześcijaństwa wschodniego, zdemaskował wielkiego zwodziciela i nieprzyjaciela Boga jako prawdziwego Antychrysta, którego zapowiedziało słowo Boże, a najświętobliwszy ojciec nasz Piotr, głowa chrześcijaństwa zachodniego, zgodnie z duchem i literą prawa wykluczył go na zawsze, z Kościoła Bożego – u zwłok tych dwóch zabitych za prawdę świadków Chrystusa postanawia niniejszym: przerwać wszelkie obcowanie z wyklętym i jego obrzydliwą zgrają i odszedłszy na pustynię oczekiwać niechybnego przyjścia prawdziwego Pana naszego, Jezusa Chrystusa”. Obecnych ogarnął zapał i odezwały się głośne okrzyki: Adveniat! Adveniat cito! Komm, Herr Jesu, Komm! Przyjdź, Panie Jezu!
Profesor Pauli dopisał jeszcze parę słów i przeczytał: „Przyjąwszy jednogłośnie ten pierwszy i ostatni akt ostatniego soboru powszechnego, podpisujemy go swymi imionami” i zapraszająco skinął na zebranych. Wszyscy wchodzili spiesznie na podwyższenie i podpisywali się. Ostatni podpis, złożony dużym, gotyckim pismem, brzmiał: Duorum defunctorwn tesfium locum fenens Ernst Pauli. „A teraz pójdźmy z naszą arką ostatniego Przymierza!” – powiedział profesor Pauli, wskazując na dwóch zmarłych. Ciała wzięto na nosze. Powoli, przy śpiewie łacińskich, niemieckich i cerkiewno-słowiańskich hymnów chrześcijanie skierowali się ku wyjściu z Haram asz-Szarit. Tutaj zatrzymał ich wysłany przez imperatora sekretarz dworu w towarzystwie oficera z plutonem gwardii. Żołnierze stanęli u wejścia, a sekretarz dworu odczytał z podwyższenia: „Rozkaz Jego Boskiej Mości: dla pouczenia ludu chrześcijańskiego i uchronienia go przed niegodziwymi ludźmi, siejącymi zamęt i zgorszenie, uznajemy za właściwe trupy dwóch buntowników, zabitych przez ogień niebieski, wystawić na widok publiczny na ulicy Chrześcijan (Harit an-Nassara), u wejścia do głównej świątyni tej religii, zwanej kościołem Grobu Pańskiego albo Zmartwychwstania, aby wszyscy mogli się przekonać o ich rzeczywistej śmierci. Trwającym zaś w uporze ich poplecznikom, złośliwie odrzucającym wszystkie nasze dobrodziejstwa i bezrozumnie zamykającym oczy na jawne znaki samego bóstwa, zostaje dzięki naszemu miłosierdziu i za sprawą naszego wstawiennictwa u ojca niebieskiego darowana kara śmierci, przez ogień z nieba, na jaką zasłużyli, i dana zupełna wolność, a jedynie zakazuje się im – dla ogólnego dobra – zamieszkiwać w miastach i innych osiedlach, aby nie wprowadzali zamętu i pokus w serca niewinnych i prostodusznych ludzi swymi złośliwymi kłamstwami„. Kiedy skończył, ośmiu żołnierzy na znak oficera podeszło do noszy z ciałami.
„Niech się spełni, co jest napisane!” – powiedział profesor Pauli i chrześcijanie trzymający nosze w milczeniu oddali je żołnierzom, którzy oddalili się przez północno-zachodnią bramę – Chrześcijanie zaś, wyszedłszy bramą północno- wschodnią i mijając Górę Oliwną, śpiesznie udali się z miasta w kierunku Jerycha drogą, z której uprzednio żandarmi i dwa kawaleryjskie pułki usunęły tłumy ludu. Na pustynnych wzgórzach w okolicy Jerycha postanowiono przeczekać kilka dni. Następnego ranka przybyli z Jerozolimy znajomi chrześcijańscy pielgrzymi i opowiedzieli, co się działo na Syjonie.
Otóż po dworskim obiedzie wszystkich członków soboru zaproszono do ogromnej sali tronowej (wokół przypuszczalnego miejsca Salomonowego tronu) i Imperator, zwracając się do przedstawicieli hierarchii katolickiej, oznajmił im, że dobro Kościoła w sposób oczywisty wymaga od nich niezwłocznego wybrania godnego następcy apostoła Piotra, że z uwagi na okoliczności czasu wybór powinien się odbyć w sposób uproszczony, że obecność jego, imperatora, jako wodza i przedstawiciela całego świata chrześcijańskiego, z nawiązką wyrówna kanoniczne uchybienia i że on w imieniu wszystkich chrześcijan proponuje świętemu kolegium, wybranie jego umiłowanego przyjaciela i brata Apoloniusza, aby ich ścisły związek umocnił i uczynił nierozerwalną jedność Kościoła i państwa dla dobra obojga.
Święte kolegium udało się do osobnego pokoju celem odbycia konklawe i po półtorej godzinie powróciło stamtąd z nowym papieżem Apoloniuszem. W czasie, kiedy odbywał się wybór, Imperator dobrotliwie, mądrze i elokwentnie przekonywał przedstawicieli ewangelickich i prawosławnych, że w obliczu nowej, wielkiej ery dziejów chrześcijaństwa trzeba skończyć z dawnymi sporami, ręcząc swoim słowem, że Apoloniusz potrafi raz na zawsze zlikwidować wszystkie znane w historii nadużycia władzy papieskiej. Przekonani tym wywodem, przedstawiciele prawosławia i protestantyzmu sporządzili akt zjednoczenia Kościołów i kiedy Apoloniusz z kardynałami ukazał się w komnacie wśród radosnych okrzyków całego zgromadzenia, grecki archijerej i pastor ewangelicki wręczyli mu swój dokument. Accipio et approbo et laetificatur cor meum – powiedział Apoloniusz, podpisując go. „Jestem równie szczerym prawosławnym i szczerym ewangelikiem, jak jestem szczerym katolikiem” – dodał i przyjaźnie ucałował, Greka i Niemca. Następnie podszedł do Imperatora, który go objął i długo trzymał w swoich objęciach.
W tym czasie poczęły latać po pałacu i świątyni we wszystkich kierunkach jakieś świetlne punkty, które rosły i zamieniały się w jaśniejące kształty dziwnych istot. Z góry posypały się niespotykane na ziemi kwiaty, napełniając powietrze nieznanym zapachem. Gdzieś w górze rozległy się cudowne, wprost do duszy płynące i chwytające za serce dźwięki nie słyszanych dotąd instrumentów, a anielskie głosy niewidzialnych śpiewaków sławiły nowych władców nieba i ziemi.
W pewnej chwili rozległ się straszny podziemny harmider w północno-zachodnim kącie środkowego pałacu pod qubbat al-arwah, tzn. kopułą dusz, gdzie wedle muzułmańskich podań znajdowało się wejście do piekła. Kiedy zebrani na skinienie imperatora ruszyli w tamtą stronę, wszyscy usłyszeli wyraźnie niezliczone głosy, ostre i przenikliwe – ni to dziecięce, ni diabelskie – wołające: „Przyszła pora, wypuśćcie nas, zbawcy, zbawcy!” Ale kiedy Apoloniusz, przypadłszy do skały, trzykroć zawołał coś na dół w nie znanym języku, głosy umilkły i podziemny zgiełk ustał. Tymczasem niezmierzony tłum otoczył ze wszystkich stron Haram asz-Szarif. Z nastaniem nocy imperator wyszedł wraz z nowym papieżem na wschodni ganek, wzniecając „burzę uniesienia”. Kłaniał się uprzejmie na wszystkie strony, podczas gdy Apoloniusz brał nieprzerwanie z dużych koszów, przynoszonych mu przez kardynałów-diakonów, i rzucał w powietrze zapalające się od dotknięcia jego dłoni wspaniałe rzymskie świece, race i ogniste fontanny – to fosforyzująco-perliste, to jasno-tęczowe – a wszystko to, dotykając ziemi, zamieniało się w niezliczone różnobarwne kartki z całkowitym i absolutnym odpuszczeniem wszystkich grzechów dawnych, obecnych i przyszłych … Owacje tłumu przeszły wszelkie granice. Co prawda niektórzy twierdzili, jakoby widzieli na własne oczy, jak indulgencje te przemieniały się w obrzydliwe żaby i węże. Tym niemniej ogromna większość była rozentuzjazmowana, a ludowe uroczystości trwały jeszcze przez kilka dni, przy czym nowy papież-cudotwórca dokonywał rzeczy tak przedziwnych i nieprawdopodobnych, że opowiadanie o nich byłoby zupełnie niepotrzebne.
W tym samym czasie u stóp pustynnych wzgórz Jerycha chrześcijanie oddawali się postowi i modlitwie. Wieczorem czwartego dnia, kiedy zapadł zmrok, profesor Pauli z dziewięcioma towarzyszami na osłach i z wozem przedostali się ukradkiem do Jerozolimy, bocznymi uliczkami obok Haram asz-Szarif wyjechali na Harit an-Nassara’i podeszli ku wejściu do kościoła Zmartwychwstania, gdzie na bruku leżały ciała papieża Piotra i starca Jana. Na ulicy było w tym czasie pusto, całe miasto poszło do Haram asz-Szarif. Żołnierze trzymający straż spali głębokim snem. Przybysze stwierdzili, że ciała są nietknięte rozkładem, a nawet nie zesztywniały i nie stały się cięższe. Złożyli je na nosze i owinąwszy przyniesionymi ze sobą płaszczami, tą samą okrężną drogą wrócili do swoich. Ale ledwie opuścili nosze na ziemię, w zmarłych wstąpił duch życia. Poruszyli się, próbując zrzucić z siebie okrywające ich płaszcze.
Wszyscy z radosnymi okrzykami jęli im pomagać i po chwili obaj stanęli na nogi, cali i zdrowi. I przemówił ożyły starzec Jan: „A więc, dziateczki, jednak nie rozstaliśmy się. A oto co wam teraz powiem: czas spełnić ostatnią modlitwę Chrystusa, w której prosił, aby uczniowie Jego byli jedno, jak On sam jest jedno z Ojcem. Zatem dla tej Chrystusowej jedności uczcijmy, dzieci, umiłowanego brata naszego Piotra. Niechaj na koniec pasie owce Chrystusowe. Pójdź, bracie!” I objął Piotra.
W tej chwili podszedł profesor Pauli: Tu es Petrus! – powiedział, zwracając się do papieża. – Jetzt ist es ja grundlich erwiesen und ausser jedem Zweifel gesetzt. I mocno uścisnął jego dłoń swoją prawicą, lewą zaś rękę podał starcowi Janowi ze słowami: So also, Väterchen, nun sind wir ja eins in Christo. Tak dokonało się zjednoczenie Kościołów wśród ciemnej nocy, na wysokim i ustronnym miejscu. Ale nocna ciemność rozświetliła się nagle jasnym blaskiem i wielki znak ukazał się na niebie: Niewiasta obleczona w słońce, księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. Zjawisko trwało przez pewien czas nieruchomo, a potem z wolna poczęło się przesuwać ku południowi.. Papież Piotr wzniósł swój pastorał i zawołał: „Oto nasz sztandar! Pójdźmy za nim”. I poszedł w kierunku zjawy, a za nim obaj starcy i cała gromada chrześcijan – ku Bożej górze Synaj… (Tutaj czytający przerwał…)
…Kiedy duchowi przywódcy i przedstawiciele chrześcijaństwa odeszli na Pustynię Arabską, gdzie ze wszystkich stron schodziły się do nich tłumy wiernych wyznawców prawdy, nowy papież bez przeszkód demoralizował swoimi cudami i dziwami wszystkich pozostałych, powierzchownych chrześcijan, którzy się na Antychryście nie poznali. Oznajmił on, że mocą swoich kluczy otwarł wrota między światem ziemskim a pozagrobowym – i rzeczywiście: obcowanie żywych z umarłymi oraz ludzi z demonami stało się czymś zwykłym i rozwinęły się nowe, niespotykane rodzaje mistycznej rozwiązłości i demonolatrii.
Ale zaledwie imperator poczuł się mocnym na gruncie religijnym i wskutek usilnych zachęt tajemniczego „ojcowskiego” głosu ogłosił siebie jedynym prawdziwym ucieleśnieniem Najwyższego Bóstwa Wszechświata, przyszła na niego nowa bieda – ze strony, z której nikt się jej nie spodziewał: zbuntowali się Żydzi. Naród ów, którego liczebność doszła w owym czasie do trzydziestu milionów, miał pewien swój udział w przygotowaniu i umocnieniu światowych sukcesów nadczłowieka. Kiedy ten przeniósł się do Jerozolimy, skrycie podsycając w środowisku żydowskim pogłoski o tym, że jego głównym zadaniem jest ustanowienie światowego panowania Izraela, Żydzi uznali go za Mesjasza i ich entuzjastyczne oddanie dla niego nie miało granic.
I nagle powstali przeciw niemu, pałając gniewem i zemstą. Zwrot ten, niewątpliwie zapowiedziany już i w Piśmie, i w Tradycji, został przedstawiony przez ojca Pansofija być może w sposób zbyt uproszczony i nadmiernie realistyczny. Rzecz w tym, iż Żydzi, uważający imperatora za pełnego, czystej krwi Izraelitę, odkryli przypadkiem, że nawet nie jest on obrzezany. Tego samego dnia cała Jerozolima, a następnego cała Palestyna stanęły w ogniu powstania. Bezgraniczne i gorące oddanie dla zbawcy Izraela, obiecanego Mesjasza, zamieniło się w równie bezgraniczną i równie gorącą nienawiść do perfidnego oszusta, zuchwałego samozwańca. Wszyscy Żydzi powstali jak jeden mąż i nieprzyjaciele ich ujrzeli ze zdumieniem, że dusza Izraela w swojej głębi żyje nie wyrachowaniem i żądzą Mamony, lecz mocą serdecznego uczucia nadzieją i gniewem swojej odwiecznej mesjańskiej wiary. Imperator, nie spodziewający się w tej chwili takiego wybuchu, stracił panowanie nad sobą i wydał dekret skazujący na śmierć wszystkich krnąbrnych Żydów i chrześcijan. Wiele tysięcy i dziesiątków tysięcy tych, którzy nie zdążyli się uzbroić, bezlitośnie wymordowano. Wkrótce jednak milionowa armia Żydów zawładnęła Jerozolimą i osaczyła Antychrysta w Haram asz-Szarif. Miał on przy sobie tylko część gwardii, która nie mogła skutecznie stawić czoła masie nieprzyjaciela. Przy pomocy czarodziejskiego kunsztu swojego papieża zdołał jednak przedostać się przez szeregi oblegających i wkrótce pojawił się znowu w Syrii z nieprzebranym wojskiem złożonym z różnoplemiennych pogan. Żydzi wyszli mu na spotkanie, mając niewielką szansę zwycięstwa. Ledwie jednak poczęły się do siebie zbliżać przednie straże obu armii, nastąpiło trzęsienie ziemi o niebywałej sile. Pod Morzem Martwym, wokół którego stanęły wojska imperium, otwarł się krater ogromnego wulkanu i ogniste strumienie, złączywszy się w jedno morze płomieni, pochłonęły i samego imperatora, i wszystkie jego niezliczone pułki, i nieodłącznie towarzyszącego mu papieża Apoloniusza, któremu na niewiele się zdała cała jego magia ..
Tymczasem Żydzi uciekali do Jerozolimy, z lękiem i drżeniem prosząc o ratunek Boga Izraela. Kiedy święte miasto ukazało się już ich oczom, wielka błyskawica rozdarła niebo od wschodu do zachodu i ujrzeli Chrystusa, zstępującego ku nim w królewskiej szacie i z ranami od gwoździ na rozpostartych rękach … W tym samym czasie od Synaju zmierzał ku Syjonowi tłum chrześcijan, na którego czele szli Piotr, Jan i Paweł, a z różnych stron nadchodziły jeszcze inne rozradowane tłumy: byli to wszyscy uśmierceni przez Antychrysta Żydzi i chrześcijanie. Ożyli i zapanowali z Chrystusem na tysiąc lat ….
Na tym ojciec Pansofij zamierzał skończyć swoją opowieść, która miała za temat nie powszechną katastrofę kosmosu, lecz tylko epilog naszego procesu historycznego, który zawiera w sobie pojawienie się, triumf i upadek Antychrysta.
POLITYK: I pan sądzi, że epilog ten jest tak bliski?
P. Z.: No, wiele będzie jeszcze na scenie gadaniny i krzątaniny…
Hugon Hajducki

Kiedy w 1997 roku przy pomocy protestanckich ranczerów udało się wyhodować w Izraelu pierwszą czerwoną jałówkę, analitycy polityki bliskowschodniej potraktowali informacje serwisów prasowych z przymrużeniem oka, jako niegroźny dowcip ortodoksyjnych Żydów. Jedynie przerażony Dawid Land, publikujący w lewicowym dzienniku izraelskim „Ha’aretz” oznajmiał światu, że to zapowiedź apokaliptycznego konfliktu, który może „pogrążyć cały region w ogniu”, oraz że jałówka to „bomba na czterech nogach”!
Amerykański profesor Uniwersytetu Bostońskiego Ryszard Landes, dyrektor Centrum Studiów Millenijnych przyznał, że cechą amerykańskich elit politycznych jest pogarda, jaką darzą sprawy religijne, które – według nich – służą jedynie płytkiej instrumentalizacji, jednak zdaniem profesora są one największym podskórnym czynnikiem nowoczesnej historii. Zdaniem Landesa elity bagatelizują wpływ czynnika religijnego w nieustającym konflikcie bliskowschodnim, odczytując go jako zderzenie posługującego się hasłami religijnymi islamskiego fundamentalizmu, z broniącym swojego stanu posiadania świeckim państwem izraelskim. „W istocie mało rozumieją!” – twierdzi profesor z Bostonu1. W Europie również dominuje powyższe przekonanie, sprowadzające konflikt do racjonalnie interpretowanej rywalizacji o ropę, do geopolityki czy walki Ameryki ze światowym terroryzmem. Politycy powołujący się jednym tchem na tezy Samuela Huntingtona zapominają, że zdaniem amerykańskiego analityka przyszłe konflikty cywilizacyjne będą powodowane poruszającymi masy zasadami religijnymi.
Wyobrażenia historyczne religijnych Żydów różnią się diametralnie od europejskich. Dla Żydów czas to odtwarzanie Bożego planu wybraństwa względem „wybranych dzieci Jahwe”; natomiast historia jest „świętym opowiadaniem”, jest haggadą, pouczającą Izraelitów, a zarazem umacniającą spoistość wspólnoty. Żydowskie poczucie czasu jest całkowicie ahistoryczne, negujące prawidła chronologii – wydarzenia splatają się, wzajemnie przenikają w planach przebywającego poza czasem Boga. Z tego powodu inskrypcje starożytnych faraonów mogą być przeczuciem XX-wiecznego holocaustu, żydowska haggada dotycząca Judyty jest zapowiedzią współczesnych prześladowań, Antioch IV Epifanes lub Haman (Es 9, 5) wcześniejszym wcieleniem Zła uosobionego ostatecznie w Hitlerze, a zburzenie Świątyni jerozolimskiej odbiciem politycznego upadku zmuszonych do życia w rozproszeniu Żydów2.
Wszystkie wydarzenia związane z historią Hebrajczyków uzyskują w ten sposób specjalny wymiar religijny, związany z wyższym statusem ontologicznym „narodu wybranego”, a historia stanowi – od ucieczki z Egiptu, poprzez niewolę babilońską i zniszczenie Drugiej Świątyni – drogę wiodącą do „pieców utrapienia” II wojny światowej (Syr 2, 5), aby dzięki ostatecznemu tryumfowi politycznemu Izraela odzyskać łaskę Jahwe i otrzymać upragnionego Mesjasza. Emil Fackenheim skonstatował: „Wygląda to tak, jakby sam szatan przez cztery tysiące lat knuł intrygi przeciw przymierzu Boga z Izraelem”3. Kulminacyjnym momentem prześladowań był Holocaust, w czasie którego na mocy „eschatologicznej decyzji” niemalże dokonał się „sakralny mord” na „dzieciach wybranych przez Boga”. Edward Piotr Koch twierdzi, że Holocaust był ostatecznym wypełnieniem się mitu o wiecznym prześladowaniu i znakiem odkupienia oraz wypełnienia Bożych obietnic danych Izraelowi4. Zdanie niemieckiego publicysty potwierdza fragment nauki wygłoszonej z okazji święta Rosch Haschana w Hamburgu (20/21 IX 1990 r.):
Dla nas, Żydów, i to nie tylko Żydów w Europie, Holocaust jest punktem centralnym egzystencji (…) Wielu Żydów po Holocauście żyło w izolacji. Jednak taka postawa jest nie do przyjęcia, ponieważ jest ona na wskroś nieżydowska. Odosobnienie byłoby fałszowaniem żydostwa. Nasza nowina jest nie tylko nowiną dla Izraela, ale nauką dla wszystkich narodów, które chcą nawrócić się do Boga. Inną pokusą po Holocauście jest próba asymilacji z nieżydowskim otoczeniem. Zarówno pierwsza, jak i druga postawa jest odpowiedzią nieżydowską, bowiem ucieczka od Żydostwa oznaczałaby samounicestwienie (…) Bóg ciągle dopuszcza do męczeństwa, ale w końcu naród zostanie uratowany. Jest to na dzisiaj dobra nowina: zatem żadnych układów z niszczycielami, nawet pod przysięgą pokoju5.
Holocaust jako punkt kulminacyjny historii odwraca dotychczasowy układ, jest wejściem w nowy porządek wszechświata, który prowadzi do żydowskiego the end of history, czego zapowiedzią jest święta liczba 6 milionów ofiar z II wojny światowej. W koncepcjach teologicznych „religii Holocaustu” liczba 6 – sefira tifereth kabalistów oznacza osiągnięcie doskonałości, piękna, chwały, wspaniałości materialnej i duchowej, które jest nowym stworzeniem wszechświata. Otwiera nowy rozdział w „świętej historii Żydów”, uruchamiając cały zespół przekonań eschatologicznych judaizmu. Droga Żydów przed Holocaustem wiodła od wybrania do prześladowań, których symbolem było zburzenie Drugiej Świątyni, a kulminacyjnym momentem Holocaust w czasie II wojny światowej. Wraz z zakończeniem II wojny światowej – zdaniem holocaustystów – Żydzi otrzymali państwo w Palestynie, świadczące o przyjęciu przez Jahwe ofiary złożonej z 6 milionów, teraz przyszedł czas na odbudowę Świątyni jerozolimskiej i wskrzeszenie kultu ofiarnego, dzięki któremu Izrael wkroczy w okres eschatologiczny swojej historii, w czym sprawdzą się do końca Boże obietnice. „Oto dałem cię na światłość narodów, abyś był zbawieniem moim aż do krańców ziemi” (Iz 49, 7); „Przeto oddzielę mu bardzo wielu i łupy moczarów dzielić będzie, ponieważ wydał na śmierć duszę swoją i ze złoczyńcami został policzony” (Iz 53, 12). Cytaty te zaczerpnięte z proroctw Izajasza, które niewątpliwie dotyczą Jezusa Chrystusa, część Żydów odnosi do siebie jako zbiorowego mesjasza.

Przytłaczającą większość wydarzeń politycznych, rozgrywających się na Bliskim Wschodzie, można interpretować w kontekście żydowskiej świętej historii. Po zakończeniu arabsko-izraelskiej wojny z 1967 roku, za propagandą syjonistyczną powszechnie nazywanej „sześciodniową”, Karol Barth stwierdził: „Wydarzenia w Palestynie w roku 1948 są powtórzeniem tego, co Biblia mówi o wejściu Izraela do Ziemi Obiecanej. Nawet w gazetach możemy dziś przeczytać o tym, jak Bóg dotrzymuje swoich obietnic i pomaga swojemu ludowi”6. Autor mesjanistyczno-judaistycznej broszury Ernest Schrupp stwierdza wprost: „Powrót Izraela do swojej ziemi traktujemy jako wstęp do czasów ostatecznych i dowód na trwałość Bożego wybrania”7. Odbudowa niepodległego państwa żydowskiego nie tylko była zwieńczeniem wieloletnich zabiegów syjonistów, ale odczytywana była jako odzyskanie Bożej przychylności związanej z wybraństwem Żydów. „I będzie dnia owego: przyłoży Pan po wtóre rękę swą, aby posiąść ostatek ludu swego, który pozostawiony będzie od Asyryjczyków i od Egiptu, i od Petros, i od Etiopii i od Elami, i od Sennaar, i od Emat, i od wysp morskich. I podniesie chorągiew między narodami, i zgromadzi wygnańców Izraela i rozproszonych Judy zbierze z czterech stron ziemi. I zniesiona będzie zawiść Efraima, a nieprzyjaciele Judy zginą” (Iz 11, 11-13)8. Można mówić o specyficznym związku pomiędzy żydowską religią a ziemią, o „geomistycznym związku” (Tovia Ben-Chorin) opartym na kulcie historii, ziemi i języka, która kształtuje dzisiejszych Izraelczyków. „Wierność wyrośnie z ziemi, a sprawiedliwość wyjrzy z niebios” – mówi prorok Izajasz9. Powrót do „ziemi obiecanej” jest ważnym elementem wkroczenia przez Żydów na eschatologiczne ścieżki Jahwe. W 1840 roku rabin Alkalay Semlin tłumaczył zawarte w Księdze Zachariasza (Zach 1, 3) słowo teschuwa, czyli ’nawrócenie’, jako „zbiorowy powrót”, który „oznacza zgromadzenie się Izraela w ziemi naszych przodków, by tam poznać Bożą wolę i wziąć na siebie jarzmo niebiańskie. Powrót ten zapowiedziany został przez naszych proroków, mimo iż nie byliśmy tego godni”10. Przekucie myśli Boga, z którego woli dochodzi do powstania żydowskiego państwa w Palestynie, powoduje nadanie Izraelowi odrębnego, wyższego statusu od innych państw na świecie. Izrael nie jest zwykłym państwem, jest „skałą Izraela” (Powt 32, 18), jest „superpaństwem”, państwem sakralnym, które zdaniem samych Żydów jako jedyne na świecie posiada w swojej nazwie imię Boga – „El” (Israel), co uprawnia do nierespektowania jakichkolwiek praw: czy to praw człowieka, czy praw międzynarodowych, ograniczając swoją politykę do bezwzględnego respektowania Bożych nakazów danych „narodowi wybranemu”, zachowania własnej ziemi i rozszerzenia swojego stanu posiadania. W ten sposób nakazy religijne tzw. mesjanizmu praktycznego (Juliusz Weil) przychodzą w sukurs politycznemu syjonizmowi.
Wraz z utworzeniem państwa izraelskiego zakończył się historyczny okres żydowskiej diaspory, ponieważ Żydzi uzyskali cel polityczny swoich dążeń. Powrót „narodu wybranego” do Erec Israel, po osiągnięciu punktu kulminacyjnego w „świętej historii”, ma dużo większe znaczenie niż dotychczasowe historyczno-mityczne tryumfy Żydów, np. powrót z niewoli egipskiej lub babilońskiej. Holocaust i utworzenie państwa Izrael jest powrotem Żydów z „Rzymu”, powrotem z współistnienia pomiędzy narodami zespolonymi uniwersalistycznymi dążeniami, do stanu wybraństwa opartego na zsakralizowanym partykularyzmie. Holocaustyści i mesjaniści żydowscy są pewni, że „powrót z Rzymu jest ostateczny – na wieki”, jest związany z „doskonałym mesjańskim zbawieniem”11.
Już w 1916 roku Marcin Buber, syjonista, filozof religii i jeden z autorytetów Karola Wojtyły odczytywał utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie jako otwarcie czasów ostatecznych, w których nastąpi całkowita judaizacja narodów na świecie, a powstałe państwo stanie się „centrum ziemi, głównym miejscem żarliwych modlitw”12. Aby mogło się to ostatecznie dokonać, Żydzi muszą wskrzesić swój kult ofiarny w Jerozolimie. W tym celu musi w Jerozolimie powstać Trzecia Świątynia.

Świątynia w Jerozolimie posiadała i posiada nadal olbrzymie znaczenie dla mesjanistycznych poglądów charakterystycznych dla ortodoksyjnego judaizmu, który podaje swoistej interpretacji słowa zawarte w proroctwach Micheasza i Izajasza. Rabin Shalom Ben-Chorin wyjaśniał miejsce Świątyni w „świętej historii Żydów” w oparciu o tradycję talmudyczną. Odbudowa granic państwa żydowskiego w Palestynie – „Dzień, aby były budowane płoty twoje” (Mich 11, 7) – wiąże się równolegle z podjęciem działań mających na celu odbudowę Świątyni jerozolimskiej, zniszczonej przez Rzymian, co jest otwarciem czasów ostatecznych – „w ostateczne dni będzie góra domu Pańskiego przygotowana na wierzchu gór i wyniosła nad pagórki, a popłyną do niej ludy” (Mich 4, 1); odbudowa Świątyni wiązać się będzie z rozrostem granic Izraela – „Rozprzestrzeń miejsce namiotu twego i skóry przybytków twych rozciągnij, nie oszczędzaj; uczyń długie powrózki twoje, a kołki twoje umocnij!” (Izaj 54, 2-3)13; błogosławieństwo spływające na Żydów przerodzi się w tryumf nad wrogami – „Wstań a młóć córko Syjońska! Bo róg twój uczynię żelaznym, a kopyta twoje uczynię miedzianymi, i zetrzesz narody mnogie, i pobijesz Panu łupy ich i moc ich Panu wszystkiej ziemi” (Mich 4, 13); w takiej atmosferze nadejdzie mesjasz, który ostatecznie wytraci wrogów – „Podniesie się ręka twoja na przeciwników twoich, a wszyscy nieprzyjaciele wyginą” (Mich 5, 9) – Mesjasz żydowski rozstrzygnie o zwycięstwie w krwawej bitwie jaką stoczą Izraelici pod jego wodzą broniąc Jerozolimy, w której zasiądzie antymesjasz – „I ramiona od niego stać będą, i zgwałcą świątynię mocy, i odejmą ustawiczną ofiarę, a dadzą obrzydłość na spustoszenie” (Dan 11, 31); „I będzie: dnia onego uczynię Jeruzalem kamieniem ciężaru dla wszystkich narodów; wszyscy, którzy go będą podnosić, ciężko zranieni będą; i zbiorą się przeciw niemu wszystkie królestwa ziemi” (Zach 12, 3)14.
Wzniesiona na miejscu ofiary Izaaka świątynia zbudowana z rozkazu Salomona była od samego początku centralnym miejscem ofiarnego kultu żydowskiego. Wzrost jej znaczenia nastąpił po 621 r. przed Chr., kiedy to została przeprowadzona przez arcykapłana Helkiasza reforma kultu w oparciu o zapiski Księgi Powtórzonego Prawa. Reforma zakazywała dotychczasowych ofiar „na wyżynach” sprawowanych przez Lewitów, ograniczając składanie ofiary Jahwe wyłącznie w Świątyni jerozolimskiej. Tradycja późniejsza motywowała przeprowadzenie reformy stwierdzeniem, że dla jedynego Boga ofiara powinna być sprawowana w jednym miejscu. W ten sposób Jerozolima ze świątynią Salomona stała się centrum życia religijnego Żydów, a wiara stapiając się z mesjanizmem żydowskiej monolatrii czyniła z Jerozolimy również centrum życia politycznego. Zburzenie Pierwszej Świątyni przez Nabuchodonozora w 586 r. przed Chr. i rozpoczęcie odbudowy po 48 latach za zgodą króla Persji Cyrusa nie odcisnęło dużego piętna na żydowskiej tradycji religijnej. Dopiero wydarzenia związane z upadkiem Drugiej Świątyni spowodowały falę mesjanizmu.
Skomplikowane stosunki polityczne pomiędzy Żydami a Rzymianami były w dużym stopniu kontynuacją dawniejszego konfliktu judaizmu z hellenizmem. Żydzi pozostali negatywnie ustosunkowani do włączenia swojego narodu w obręb rzymskiego „królestwa narodów”, w ramach którego posiadaliby status równy Grekom, Trakom, Syryjczykom czy Iberom. Ernest Schrupp twierdzi, że było to niemożliwe, ponieważ „Izrael nie był (…) narodem jednym z wielu, ale szczególnym, wybranym przez Boga, który miał stać się błogosławieństwem dla innych narodów”15.
Tereny Palestyny zajęte przez Rzymian były jednymi z najbardziej niespokojnych w olbrzymim Imperium. Wzrost znaczenia ekstremistycznie nastawionych mesjanistycznych zelotów, doprowadził do wybuchu w 66 roku powstania, które przekształciło się w trwającą kilka lat I wojnę żydowską. Jednym z pierwszych zarządzeń buntowników było wybicie specjalnej srebrnej monety, którą płacono podatek na Świątynię16.
Wstąpienie na tron Wespazjana oraz wysłanie do Palestyny Tytusa na czele rzymskich legionów spowodowało przesilenie polityczne. Rzymianie szybko przystąpili do oblężenia miasta, w którym wybuchły zażarte walki pomiędzy zwalczającymi się bezlitośnie stronnictwami żydowskimi. W sierpniu roku 70 Rzymianie oblegli umocnioną Świątynię, w której zamknęli się zeloci i kapłani. Pomimo nalegań Tytusa, aby oszczędzić świątynię Salomona (według relacji Józefa Flawiusza), w trakcie walk doszło do pożaru, który ostatecznie zakończył desperacką obronę. Józef opisuje ostatnie chwile obrońców:
Żydzi stawiali opór z większą zaciekłością niż zwykle, jak gdyby jedynym szczęściem dla nich było zginąć blisko świątyni i w jej obronie. Lud był ustawiony w przedsionku, rada na stopniach, kapłani w samym sanktuarium. Chociaż byli nieliczni, nie poddawali się aż do chwili, gdy nagle część świątyni stanęła w ogniu. Wtedy jedni rzucali się dobrowolnie na rzymskie miecze, inni zabijali siebie wzajemnie, przebijali się lub skakali w płomienie. Wszyscy, a zwłaszcza ci ostatni uważali, że zginąć razem ze świątynią to nie jest klęska, ale zwycięstwo, zbawienie i szczęście17.

Rzymianie w odwecie za bunt zrównali Jerozolimę z ziemią, za wyjątkiem wież pałacu królewskiego, które Tytus polecił pozostawić jako ostrzeżenie dla przyszłych buntowników. Wypełniło się proroctwo zawarte w Ewangelii św. Łukasza: „I polegną od ostrza miecza, i zapędzą ich w niewolę między wszystkie narody, a Jeruzalem deptane będzie przez pogan, aż się wypełnią czasy narodów” (Łk 21, 24).
W koncepcjach holocaustycznych zburzenie Drugiej Świątyni jest otwarciem okresu prześladowań w „świętej historii Żydów”, nastaniem „pierwszej fazy antysemityzmu”18. Jest to współczesna wersja żydowskiego przekonania o powtarzalności wydarzeń historycznych. Talmud babiloński zaliczał zburzenie Drugiej Świątyni do kolejno następujących dla Żydów tragicznych wydarzeń historycznych, mających miejsce 9 dnia miesiąca ab19. Zdaniem holocaustystów, zburzenie Jerozolimy przez Rzymian spowodowało „duchowe wydziedziczenie” Izraela, którego „miejsce zajął bezprawnie Kościół chrześcijański” – jak pisze Ernest Schrupp20.
Tylko niewielka część Żydów pogodziła się z utratą świętego miejsca kultu Boga21. Przytłaczająca większość, która utożsamiała potęgę swojego narodu z istnieniem Świątyni, od samego początku rozmyślała o odbudowie Domu Bożego Jahwe. Opierając się na prawie powtarzalności wydarzeń pierwotnie sądzono, że Świątynia zostanie odbudowana po 48 latach, tak jak to się stało za panowania Cyrusa. Stąd liczne zapiski źródłowe przypisujące Hadrianowi rozpoczęcie prac budowlanych lub wydanie zgody na odbudowę Świątyni przez Żydów. Przekazy te nie mają jednak żadnego potwierdzenia w materiale archeologicznym22. Niewątpliwie pierwsze próby odbudowy Świątyni nastąpiły w czasie mesjanistycznego powstania Szymona bar Kochba w latach 131–135. Uważanemu za Mesjasza Szymonowi, do którego odnoszono fragment niezwykle silnie związanej z tradycją odbudowy świątyni Księgi Liczb (Lb 24, 17) – „Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”, udało się na kilka lat zdestabilizować sytuację w Imperium23. Po zajęciu Jerozolimy przez powstańców doszło prawdopodobnie do próby odbudowy Świątyni, czego poświadczenie znajduje historia w bogatym materiale numizmatycznym. W celu zebrania podatku świątynnego przystąpiono szybko do emisji specjalnej srebrnej monety (z wizerunkiem Świątyni jerozolimskiej), potrzebnej do uiszczania podatku. Ponadto źródła pisane zawierają informację o wyborze przez Szymona arcykapłana, który miał być opiekunem Świątyni. Również ówczesna Chronikon Paschale przekazuje informację o zdobyciu i ponownym zburzeniu Świątyni przez Hadriana24. Nie ma się co dziwić, Szymon bar Kochba mógł być prawdziwym Mesjaszem – według tradycji żydowskiej – wyłącznie w związku z restytucją kultu religijnego. Wszystkie jednak te informacje historyczne nie dają nam wystarczającego powodu, aby przyjąć, że powstańcy żydowscy odbudowali wówczas Świątynię.
Kolejne próby miały rzekomo być podjęte w czasach Juliana Apostaty. Za jego panowania, które powszechnie pojmuje się jako powrót do czystego pogaństwa, a które było tworzeniem religijnej syntezy – synkretyzmu – złożonego z elementów hellenistycznych, judaistycznych, a nawet chrześcijańskich, Żydzi podjęli próbę odbudowy swojej świątyni. Korzystając z czynnego poparcia cesarza Juliana, otrzymawszy od niego pieniądze ze skarbu publicznego, robotników i wszelkie potrzebne materiały, przystąpiono do budowy25. Według ówczesnych źródeł Julian Apostata sam zainteresował się żydowskim kultem religijnym, co zostało umiejętnie wykorzystane przez Żydów26. Sozomen opisuje wydarzenia z IV wieku:
A kiedy odrzekli, że po zburzeniu Świątyni jerozolimskiej ani się nie godzi, ani nie pasuje do ojczystego obyczaju, aby utraciwszy swoją stolicę praktykować to wszystko na innym już miejscu, wtedy cesarz dał pieniądze z sum państwowych i rozkazał im podnieść z gruzów Świątynię; mieli sprawować kult tak, jak to czynili przodkowie, i składać ofiary według dawnego obrzędu. (…) I zebrawszy mistrzów budownictwa zaczęli gromadzić materiały i oczyszczać teren budowy. Z tak zaś wielką ochotą nad tym się trudzili, że nawet ich niewiasty wynosiły w zapaskach na łonie ziemię z gruzem, a naszyjniki i wszelkie inne niewieście ozdoby chętnie składały na pokrycie kosztów związanych z budową. Wszelkie inne sprawy zeszły na drugi plan wobec tego przedsięwzięcia (…)27.
W czasie prac, według chrześcijańskich kronikarzy, odgruzowano i uprzątnięto plac budowy, położono kamień węgielny i przystąpiono do pracy. Jednak Żydom nie dane było jej zakończyć. Trzęsienie ziemi, wybuch ognia, który według Cyryla biskupa Jerozolimy spełniał proroctwo Daniela, powtórzone przez Chrystusa w Ewangelii św. Mateusza (Mt 24, 2), a w końcu znaki krzyża, które pojawiły się na ubraniach robotników, a których nie dało się usunąć, spowodowały ostateczny upadek żydowskich planów28. „A Świątynia w tych warunkach nie tylko że nie została wówczas odbudowana, ale uległa ostatecznej zagładzie” – podsumował całą sprawę kronikarz Sokrates29. Od tego czasu Żydzi nie byli w stanie rozpocząć odbudowy. Nastał czas tryumfu Kościoła i zmierzchu świetności Synagogi.
Wraz z ponownym pojawieniem się na mapie politycznej państwa Izrael (1948), które niejako wpisuje się w zeświecczoną formułę powtarzalności wydarzeń historycznych, odżyły judaistyczne przekonania mesjanistyczne. Próba ponownej odbudowy świątyni jerozolimskiej jest faktem, którego polityczny i religijny wymiar następująco ujął profesor Tadeusz Zieliński.
(…) nieistniejąca świątynia nadal pozostawała ośrodkiem, dookoła którego krążyły myśli wygnanego ludu; i nie było wątpienia, że skoro ten lud powróci do swej dawnej siedziby, to świątynia – trzecia świątynia – powstanie na tym miejscu, gdzie stały pierwsze dwie, i jej kult – kult ofiarny – będzie wskrzeszony30.
Fryderyk May, podsumowując uparte wysiłki Żydów mające na celu utrzymanie za wszelką cenę wpływów w Jerozolimie i wyrzucenie muzułmanów z wzgórza świątynnego, pisze:
Ich (tzn. Żydów – przyp. H. H.) zrozumiałą tęsknotą jest, by móc modlić się tam wysoko, na wzgórzu świątynnym. Lecz nie na tym koniec. Wkrótce również mogłaby zostać zbudowana świątynia i pojawiłby się Mesjasz. Z tymi faktami związana jest nadzieja na prawdziwy i trwały pokój w przyszłym świecie, w którym wiara w Boga i Jego Słowo będzie centralnym punktem ludzkiego myślenia i postępowania31.
Przygotowania do odbudowy Świątyni w istocie trwają od dłuższego czasu. Ortodoksyjne grupy żydowskie przygotowują szaty i naczynia świątynne. Prowadzi się skrupulatny nabór do przyszłej kasty kapłanów. Wszystkim tym działaniom patronuje powołany w tym celu Instytut Świątynny w Jerozolimie. Prace te podsumowuje Werner de Boor pisząc, że świat będzie przeżywać powstanie Świątyni w Jerozolimie, „tak jak przeżywaliśmy powstanie «państwa Izrael» – wbrew wszelkim ludzkim przewidywaniom”32.
Warunkiem wstępnym rozpoczęcia prac nad budową Trzeciej Świątyni z religijnego i politycznego punktu widzenia jest odebranie muzułmanom terenów na wzgórzu świątynnym i okolicznych terenach, w celu rozpoczęcia wstępnych rytuałów związanych z „oczyszczeniem” miejsca. Tradycja przekazywana przez Talmud mówi, że w stosie drewna w miejscu, gdzie znajdował się Dziedziniec Kobiet w Świątyni, znaleziono niepogrzebane kości ludzkie, co powoduje automatycznie nieczystość rytualną wzgórza świątynnego. Gersham Gorenberg, dziennikarz i autor apokaliptycznego thrillera The End of Days (2000) podkreśla, że prawo rabinackie zakazuje wstępu Żydom na Górę Świątynną bez uprzedniego rytuału oczyszczenia33. Aby rozpocząć prace budowlane, rabini muszą oczyścić miejsce pod świątynię. Do tego celu potrzebna jest „czerwona jałówka bez skazy”, opisana w Księdze Liczb.

Pierwsze informacje o narodzeniu się w Izraelu czerwonej jałówki pojawiły się w środkach masowego przekazu w 1997 roku. Zdaniem izraelskich massmediów narodziny zwierzęcia z czarno-białej krowy i ciemnobrązowego byka „w granicach biblijnego Izraela”, następujące niezwykle rzadko, były „genetycznym przypadkiem”34. Według Klaudiusza Lotta z Missisipi, amerykańskiego hodowcy bydła, krowę uzyskano poprzez interwencję genetyczną – „sztuczną hodowlę”35. Zespół rabinistycznych ekspertów, który wybrał się do kibucu Kfar Hassidim pod Hajfą orzekł, w kwietniu 1997 roku, koszerność zwierzęcia. Obecny przy oględzinach Yehudah Etzion przyznawał, że rabini byli zaniepokojeni niewielką liczbą białych włosów u badanego zwierzęcia, niemniej uznali, że jest to jałówka opisywana w Biblii. „Wyczekiwaliśmy przez dwa tysiące lat na znak Boga i teraz otrzymaliśmy go poprzez narodziny czerwonej jałówki” – powiedział Etzion36. Jednak we wrześniu 1998 roku ostatecznie stwierdzono, że zwierze jest nieczyste… Izraelskie władze wojskowe i cywilne – zdaniem publicystów „National Review” – mogły odetchnąć z ulgą po ostatecznym orzeczeniu rabinów, ponieważ wybuch apokaliptycznego konfliktu z muzułmanami został odsunięty w bliżej nieokreśloną przyszłość37.
Na ponowne narodziny kolejnej czerwonej jałówki czekano do marca 2002 roku. Według informacji w miesiąc po narodzeniu właściciel zwierzęcia porozumiał się z Instytutem Świątynnym, prosząc ekspertów rabinackich o oględziny. W piątek 5 IV 2002 roku rabini Menachem Mahover i Chaim Richman zbadali zwierzę stwierdzając, że spełnia wszystkie wymagania i nadaje się do rytuału oczyszczenia, będącego wstępnym warunkiem odbudowy. Jak podsumował amerykański „Newsweek” w 1997 roku: „najpierw jałówka, potem Mesjasz”38. Dzięki jałówce, odpowiadającej rytualnym wymogom, możliwe jest wkroczenie Żydów w erę mesjanistyczną. Możliwe stało się rozpoczęcie szeroko zakrojonych przygotowań do odbudowy Świątyni, a zarazem rozpoczęcie przygotowań do mających po tym nastąpić wydarzeń politycznych. Możemy jedynie domniemywać, jaki jest związek aktualnych zdarzeń w Izraelu z działaniami Instytutu Świątynnego.
Według przekazywanej ustnie ortodoksyjnej tradycji, narodziny czerwonej jałówki bez skazy zwiastują zapowiadane przez wieki nadejście Pomazańca Bożego, narodziny żydowskiego przywódcy religijnego lub politycznego.
Ostatnia jałówka bez skazy przyszła na świat – zdaniem ortodoksów – wiek przed zburzeniem Drugiej Świątyni39. Cechy zwierzęcia i przeprowadzenie obrzędu oczyszczenia określają dokładnie przepisy rozdziału 19. Księgi Liczb. Według tekstu Biblii zwierzę musi być maści czerwonej, nie może być nigdy pokryte przez byka ani nie mogło zostać nigdy użyte do pracy w polu (Lb 19, 2). Ofiara może być dopełniona dopiero wtedy, gdy zwierze będzie miało minimum trzy lata – czytamy w artykule opublikowanym w „The Sunday Telegraph”40.
Rytuał będzie polegał na zabiciu krowy ofiarnej i skropieniu jej krwią miejsca pod budowę Świątyni; później kapłani spalą całe zwierzę, a z popiołów sporządzą specjalną miksturę (tzw. wodę oczyszczenia), służącą do rytuału fundacyjnego świątyni (Lb 19, 3-7), który w tym przypadku jest tożsamy z rytuałem oczyszczenia opisywanym w Księdze Liczb41. Dla Żydów zakończenie ofiary będzie automatycznym wejściem w nową epokę w stanie rytualnej czystości – czytamy we wspomnianym artykule42.
Instytut Świątynny z Jerozolimy poszukuje już teraz małych chłopców, którzy – za zgodą rodziców – mogliby przygotowywać się do spełnienia krwawej ofiary. Rabin Józef Elboim w wywiadzie udzielonym dziennikowi „Ha’aretz” powiedział: „Potrzebujemy trzynastu chłopców, którzy będą potrafili zabić poświęconą krowę i spalić ją w ofierze, z której popioły posłużą nam do oczyszczenia rytualnego, które spełni biblijne przepowiednie”43.
Aby odrodzić współcześnie lewitów, potrzeba żmudnych przygotowań i wielkich ofiar, z którymi zapoznaje Izraelczyków rabin Elboim. Dziecko musi pochodzić z rodziny, w której nie mogło być narażone na kontakt ze zmarłymi, nawet w czasie przypadkowej wizyty w szpitalu, całe przygotowanie do odrodzenia kasty kapłańskiej odbywać się będzie w całkowitej izolacji od świata współczesnego i przy zachowaniu wszystkich przepisów o czystości rytualnej, zawartych w Księdze Liczb i Księdze Ezechiela. W oparciu o analizę Tory rabini dokładnie określili miejsce dokonania krwawej ofiary. W tym przypadku kwestie religijne wpisują się głęboko w polityczny spór izraelsko-palestyński. Miejsce wyznaczone w oparciu o wersy Księgi Nehemiasza (Neh 3, 31 – „A między salą narożną w bramie Trzody budowali złotnicy i kupcy”) i Księgi Ezechiela (Ez 43, 21 – „I weźmiesz cielca, który będzie ofiarowany za grzech, i spalisz go na miejscu odłączonym domu za świątynią”), jest tożsame z mieszczącą się blisko szczytu Góry Oliwnej Bramą Miphkad44.
Problem polega na tym, że Góra Oliwna znajduje się w rękach Palestyńczyków, a dopóki w nich pozostanie, o żadnych rytuałach oczyszczenia raczej mowy być nie może.
Muzułmanie wszelkie działania zmierzające do rozpoczęcia odbudowy świątyni odbierają jako zapowiedz przejęcia przez Żydów Góry Świątynnej, na której znajduje się meczet el-Aqsa i tzw. Kopuła Skały, stanowiące świętość dla muzułmanów. Tradycyjna islamska wizja końca dziejów utrzymuje, że wstępem do apokalipsy będzie odebranie tych miejsc wiernym proroka przez Żydów, co spowoduje powtórne przyjście „proroka Jezusa” i ostateczne rozstrzygnięcie konfliktu pomiędzy Dobrem a Złem. Wszelkie działania ortodoksów związane z odbudową świątyni powodują nerwowe reakcje muzułmanów. W 1990 roku w Jerozolimie wybuchły rozruchy w związku z pojawieniem się informacji o planowanym wniesieniu na Górę Świątynną kamienia węgielnego45. Podczas próby jego wniesienia w lipcu 2001 roku, co ortodoksi próbowali zrobić pod osłoną policji i wojska, wybuchły zamieszki, w których rannych zostało kilkudziesięciu Palestyńczyków oraz Żydów46. Otwarcie i udostępnienie turystom tunelu biegnącego pod Kopułą Skały w ubiegłym roku wywołało kolejną falę niepokojów w strefie Jerozolimy, ze względu na potwierdzane przez wywiad wojskowy Izraela informacje, że jest to najprostszy sposób zniszczenia meczetu. W 1985 roku w ten sposób zamachu chciało dokonać terrorystyczne ugrupowanie ortodoksyjnych Żydów „Komando ’80”, na czele którego stał cytowany już Yehudah Etzion. Służby specjalne zamach udaremniły47. Ugrupowania ortodoksyjne nie dają za wygraną. Na wiecu zorganizowanym przez ugrupowanie religijne Wiernych Góry Świątynnej 7 października 2001 roku Gershon Salomon stwierdził: „Zebraliśmy się, aby powiedzieć całemu światu, że arabska władza nad Górą Świątynną skończyła się raz na zawsze”. Przywódca wezwał Żydów do przygotowań mających na celu odbudowę Świątyni, domagając się zniszczenia meczetu el-Aqsa. „Wiemy, że żyjemy w specjalnych i ostatecznych czasach odkupienia ludu i ziemi Izraela, Góry Świątynnej i Jerozolimy. Robimy i będziemy robić wszystko aby Trzecia Świątynia została niebawem odbudowana dla chwały Boga Izraela” – powiedział Salomon48. I tym razem ortodoksom nie udało się osiągnąć celu ze względu na opór muzułmanów. Planowane wyładowanie 4,5 ton marmurowych bloków do budowy Świątyni zostało zablokowane przez policję i Palestyńczyków. Izraelski socjolog Menachem Friedman nazwał działania podejmowane przez ortodoksów „igraniem z ogniem”. Szejk Ahmed Yassin, duchowy przywódca Hamasu ostrzega, że „próba przechwycenia Góry przez żydowskich fanatyków wznieci ogień, który ich wszystkich razem pochłonie”49.
Na Bliskim Wschodzie rozpoczyna się taniec śmierci. Cały Bliski Wschód siedzi na olbrzymiej beczce prochu. Wystarczy iskra, aby wysadzić w powietrze nie tylko wzgórze świątynne, ale również okoliczne państwa. Zapewnienia polityków o budowie trwałego pokoju lekceważą siłę przekonań religijnych walczących stron. Żydzi przekonani o realizacji Bożego planu zbawienia planują rzeczywiste wzniesienie Trzeciej Świątyni, będącej widomym znakiem nadejścia epoki mesjanistycznej. Ortodoksi oczekują mesjasza, który odbuduje potęgę Izraela, Żydzi reformowani marzą o nastaniu „mesjańskiej epoki pokoju i sprawiedliwości”. Oba poglądy wyrastają z przekonania, że powstanie państwa Izrael i Holocaust odwróciły „świętą historię Żydów”. W żydowskich przekonaniach eschatologicznych nadejście Mesjasza spowoduje potężny konflikt świata prowadzonego przez antymesjasza a Żydami, który rozstrzygnie się ostatecznie na polach Armageddonu. Dla mahometan apokalipsa rozpocznie się wraz z zagarnięciem Góry Świątynnej przez Żydów, kiedy powtórnie przyjdzie „prorok Jezus”, by poprowadzić islam przeciw poganom i bałwochwalcom. W tradycji eschatologicznej Kościoła pierwsza bestia będzie budowała swoją potęgę (Ap 13, 1; 13, 3-5) i uleczy swoją ranę (Ap 13, 3; 13, 12), a bestia druga zmusi narody by oddawały jej cześć (Ap 13, 12) i wszyscy otrzymają znamię, a jest to „liczba człowieka”, którą jest 666 (Ap 13, 18). Bestie zgromadzą wielką armię, która stanie na miejscu zwanym Armagedon (Ap 16,16), gdzie stoczona zostanie bitwa, będąca zapowiedzią zniszczenia „Babilonu” (Ap 18), otwierając tryumf Chrystusa na ziemi. Ω
GDZIE RZYM, GDZIE KRYM czyli Gdzie Teheran, gdzie Warszawa
Krzysztof Baliński
Wojna zaczęła się 13 czerwca. Trwała 12 dni. O co w niej chodziło? Izrael głosi, że „najbardziej humanistyczna” armia na świecie (copyright© by rabin Stambler) odniosła sukces unicestwiając irański program atomowy. Jeśli tak, to dlaczego nie doprowadzili wojny do końca i nie obalili reżimu ajatollahów? A może to Iran wygrał wojnę? A może amerykańskie bomby zrzucone na Iran to tylko fajerwerk i mistyfikacja, której celem było „wybawienie” Netanjahu z opresji?
Czas nazwać rzeczy po imieniu: To nie była wojna Trumpa z Iranem, ale potyczka Trumpa z Netanjahu, z której Trump wyszedł obronną ręką, bo nie dał się do wojny wciągnąć. Netanjahu nie chce dopuścić do normalizacji stosunków amerykańsko-irańskich, bo niczego bardziej się nie obawia, jak pokoju na Bliskim Wschodzie. Deklarowany przez niego cel – obalenie reżimu ajatollahów to propaganda, gdyż ajatollahowie z bombą są mu potrzebni do mówienia o „wiecznym zagrożeniu irańskim”. Netanjahu próbuje desperacko obalić zamysł Trumpa ze zmniejszeniem zaangażowania na Bliskim Wschodzie i skupieniu na innych regionach świata, a Trump uratował główny filar swej geopolityki – doktrynę MAGA.
Netanjahu poniżył prezydenta USA, ale znając Trumpa możemy być pewni, że raczej prędzej niż później weźmie na Netanjahu rewanż. W jaki sposób? Kolorową rewolucją czyli „regime change”, ale nie w Teheranie tylko w Tel Awiwie, i pomoże mu w tym to, że Izrael jest na progu wojny domowej. Tym samym zapisze się w dyplomatycznych annałach, jako jedyny amerykański prezydent, który nie pozwolił Netanjahu wodzić się za nos.
Nastąpił niespotykany wzrost nastrojów antyizraelskich i tym samym antyżydowskich. I to nie tylko w USA, ale na całym świecie. Amerykanie, zmęczenie ciągle rosnącymi izraelskimi żądaniami, coraz częściej zadają pytanie: Czy w interesie Ameryki są niekończące się wojny Izraela, które niemal doprowadziły kraj do bankructwa?
To nie koniec wojny Izraela z Iranem (i tym samym starcia Netanjahu z Trumpem). To tylko zawieszenie ognia, którego Netanjahu nie będzie przestrzegał (tak, jak nie przestrzegał poprzednich) i które będzie systematycznie naruszał, poprzez prowokowanie Iranu i prowokowanie Trumpa.
Wojna pokazała nie tylko siłę lobby izraelskiego, ale i siłę propagandy żydowskiej, której głównym wektorem jest: Każdy, kto mówi o stawianiu na pierwszym miejscu interesów Ameryki, każdy, kto mówi o „neutralnym podejściu do konfliktu irańsko-izraelskiego” i każdy, kto nie popiera z entuzjazmem zbrodni Izraela jest antysemitąi sojusznikiem terrorystów.
Netanjahu głosi, że broni całego cywilizowanego świata przed barbarzyńcami. Gdy prowadził naloty na Iran, jak mantrę powtarzał: „To wojna cywilizacji z barbarzyństwem”. Gdy pół roku temu bombardował Liban, w ONZ przemawiał: „Podczas gdy Izrael walczy z siłami barbarzyństwa pod wodzą Iranu, wszystkie cywilizowane kraje powinny stać za nim murem”. Gdy prowadził dywanowe naloty na szpitale w Gazie, w Kongresie ogłosił: „Irańska oś terroru staje naprzeciw Ameryki, Izraela i naszych arabskich przyjaciół. To zderzenie barbarzyństwa i cywilizacji”. Wcześniej to samo głosił w sprawie Iraku i też go posłuchali – wzięli udział w inwazja na Bagdad, a ta pochłonęła setki tysięcy ludzkich istnień, doprowadziła do powstania państwa islamskiego, potwornej wojny w Syrii, kryzysu z imigrantami oraz ludobójstwa w Gazie. A tak na marginesie: Czy nie przypomina to sytuacji, gdy nam zdołali skutecznie wmówili, że mały chazarski czyli azjatycki Żydek z Krzywego Rogu broni cywilizacji europejskiej przed Azjatą Putinem?
Hasło „America first” Trump rzucił po raz pierwszy w 2016 roku, przypominając, że awantura iracka przyniosła śmierć 4 tysiącom amerykańskich żołnierzy, że „wydaliśmy 4 biliony dolarów, aby obalić jednego człowieka”. Nie pozostawił też suchej nitki na elicie z obu partii (zaludnionej – nawiasem mówiąc – potomkami żydokomuny z Europy Wschodniej): „Pozbądźmy się ich i Ameryka znowu będzie wielka”. Przypomnijmy, że kiedy oświadczył: „Żaden kraj dobrze się nie rozwijał, jeśli swoich interesów nie stawiał na pierwszym miejscu”,lobby żydowskie wszczęło rwetes, bo każdy, kto mówi o neutralnym podejściu do konfliktów na Bliskim Wschodzie jest antysemitą.
Przypomnijmy też, że pod pretekstem obalenia Saddama, który miał produkować broń masowego rażenia, dokonali inwazji na Bagdad. Do wojny wciągnęli Polskę, a w imieniu Polaków wojnę Arabom wydał syn rabina. Na wojnie Polska nie zyskała nic. Koszty snów o potędze (bo za udział w agresji nasz sojusznik obiecał nam zostanie mocarstwem regionalnymi że będzie umierał za Gdańsk) wyniosły 3 miliardy zł i 720 milionów dolarów z umorzenia irackiego długu. W zamian, na otarcie łez, dostaliśmy od Amerykanów zardzewiałą fregatę, 40-letnie samoloty transportowe, rachunek na 12 miliardów za F-16, logo „okupanta Iraku” i roszczenia hien cmentarnych spod znaku Przemysł Holokaustu. Zarobili jedynie towarzysze z SLD. Za organizację ośrodka tortur w Starych Kiejkutach dostali od CIA 15 mln dolarów, a na intratną fuchę we władzach okupacyjnych Iraku załapał się Marek Belka. A Kwaśniewskiemu obiecali tylko stanowisko sekretarza generalnego ONZ.
Do wojny z Irakiem (tak, jak dziś do wojny z Iranem) zagrzewała Anne Applebaum. I wkrótce potem została dyrektorem politycznym w instytucie z siedzibą w Dubaju (którego właściciele są w 100 procentach Żydami), gdzie sowicie opłacana zajęła się głoszeniem demokracji w Iranie. Także Radek Applebaum, gdy był w Parlamencie Europejskim, dorabiał w Dubaju. W lutym 2023 stał się bohaterem dziennikarskiego śledztwa, które wykazało, że każdego roku otrzymuje z Dubaju przelew na 93 tysiące euro, i że na forum Parlamentu Europejskiego regularnie atakuje Iran. Nasze „dociekliwe inaczej” media pisały o pieniądzach z Emiratów, a chodziło o pieniądze od tych samych Żydów, którzy finansują jego żonę.
W tym miejscu refleksja: To nie nasza wojna (tak, jak nie naszą jest ta Ukrainy z Rosją) i trzymajmy się od niej z daleka. Weźmy sobie za credo słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Każdy naród pracuje przede wszystkim dla siebie, a nieszczęściem jest zajmowanie się całym światem kosztem własnej ojczyzny”. I zawsze zadajmy pytanie: Jaki w tym interes ma Polska? Nie oznacza to, że nasza sympatia powinna być po stronie Iranu, bo w interesie Polski jest maksymalne osłabienie Izraela, państwa Polsce wrogiego i do Polski zgłaszającego roszczenia. No i także dlatego, bo Izrael zbombardował Isfahan, po części polskie miasto, do którego w czasie wojny trafiły polskie sieroty ewakuowane wraz z armią gen. Andersa z Sowietów, i gdzie znajduje się polski cmentarz. Nawiasem mówiąc:Dlaczego ogłosili wrogami Rosję i Iran, dwa państwa, które żadnych roszczeń wobec Polski nie mają, a za najbliższych przyjaciół uznali Izrael i Ukrainę, dwa państwa, które roszczenia mają a nawet publicznie je głoszą?
Co jeszcze wspólnego mają Iran i Polska? To części większej układanki, obejmującej także Ukrainę i Rosję. I pytanie: „Gdzie Krym, gdzie Rzym”, czyli „Gdzie Warszawa, gdzie Teheran” nie może dziwić. Potwierdzają to redaktorzy dwóch rzekomo wrogich sobie gazet – Adam Michnik i Tomasz Sakiewicz oraz szefowie dwóch rzekomo wrogich sobie telewizji – TVN i TV Republika, zgodnie wzywający do rozprawienia się z „krwawym satrapą” na Kremlu i „krwawym ajatollahem” w Teheranie.
Uderza wyjątkowa jednomyślność „polskiej” klasy politycznej w podejście do „Wojny Perskiej” (copyright© by Grzegorz Braun). Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proizraelski i kto dla Żydów zrobi więcej. Tusk wobec wojny zachowuje się tak, jak każe mu kanclerz Niemiec. Mateusz Morawiecki, jak nakazuje mu zew krwi. AKaczyński? Jak mu podpowiada kolega z ławy szkolnej Lejb Fogelman, który oprócz zajmowania się prywatyzacją, fuzjami i przejęciami polskich przedsiębiorstw, nie przepuszcza żadnej okazji, żeby udzielać zbawiennych wskazówek krajowi, na którym pasożytuje: „Atak Izraela na Iran jest ‘polską racją stanu’ a interesy Polski tożsame z interesami Izraela”. Sekunduje mu Teofil Bartoszewski: „Żydzi są naszymi braćmi. Musimy się z państwem Izrael identyfikować”, a dla „Gazety Wyborczej”: „Poparcie dla Izraela jest dziś przejawem po prostu człowieczeństwa”. No i przypomnijmy, że przy okazji beatyfikacji rodziny Ulmów skutecznie wpojono Polakom przekonanie, że prawdziwym bohaterstwem jest poświęcenie swojej rodziny w imię ratowania Żydów.
Wielkim złudzeniem okazała się solidarność świata islamskiego, arabskich sąsiadów i „arabskiej ulicy” z Iranem. Urojeniem okazała się solidarność Palestyńczyków z Gazy, którym wcześniej Iran pomagał. Więcej solidarności niż „państwo palestyńskie” okazała odległa RPA. A jeśli ktoś pomógł, to opinia publiczna w Ameryce i w Europie. W tym miejscu informacja: Palestyńczycy, których gościmy w Polsce, odmówili udziału w konferencji żydoznawczej, a w tym samym czasie wzięli udział w paradzie pederastów i lesbijek w Warszawie.
Mitem okazało się też, że za Iranem stoi Rosja, a wielkim uproszczeniem mówienie, że to odwieczny przyjaciel Arabów i Irańczyków. Rosja jest w doskonałych relacjach z Izraelem. Można nawet pokusić się o nazwanie tego politycznym i militarnym sojuszem. Na Bliskim Wschodzie nastąpiło przypieczętowanie wspólnych interesów obu państw. Za rosyjskie koncesje na Bliskim Wschodzie Izrael uznał aneksję Krymu. Avi Dichter, były szef izraelskiej bezpieki zdradził: „Rosja nie jest naszym wrogiem i nie mamy problemu z jej stałą obecnością wojskową w Syrii […] to supermocarstwo i sojusznik chcący zająć strategiczną pozycję w regionie, co Izrael przyjmuje z zadowoleniem”. Uzupełnił go ówczesny minister obrony Izraela: „Rosjanie rozumieją nasze interesy, a my rozumiemy ich interesy”.
Gdy Putin składał swą pierwszą wizytę w Jerozolimie, prezydent Izraela wychwalał go jako „największego przyjaciela Izraela”, a premier witał słowami „Jesteś wśród braci”. Sam Netanjahu był w Moskwie kilkanaście razy. W kordialnych relacjach z Putinem jest nie tylko on. Duża część mieszkańców Izraela ma do Rosji sentyment, mówi po rosyjsku, zachowuje rosyjskie obywatelstwo, głosuje na Putina, a skupiająca imigrantów z ZSRR i Rosji partia Avigdora Libermana zwana jest izraelskim oddziałem partii Единая Россия. Elementem rosyjsko-izraelskich gierek jest nie tylko półtora miliona sowieckich Żydów, ale też kilkadziesiąt tysięcy imigrantów zatrudnionych w izraelskich resortach siłowych i w dyplomacji. Tamtejszy noblista Amos Oz, w wywiadzie dla jednej z polskich gazet, przyznał, że jego kraj stał się schronieniem dla co najmniej 20 tysięcy byłych oficerów KGB. I tu pytania: Czy FSB i Mosad współpracują tylko na Bliskim Wschodzie? Czy nie współdziałają w Polsce?
To, że Putin to najbardziej filosemickim przywódcą jest w Rosji delikatnym tematem i publicznie nie wolno go poruszać. Ale „Jerusalem Post” mógł napisać: „Przyjazny stosunek Putina do Żydów może wynikać z tego, że w dzieciństwie opiekowali się nim oraz karmili żydowscy sąsiedzi, zaś jego ulubionym nauczycielem był Żyd, i wielu jego przyjaciół to Żydzi. Putin słusznie zdaje sobie sprawę, że czystki Stalina i dyskryminacja Żydów, która trwała aż do upadku Związku Radzieckiego, zaszkodziła Rosji. Tak samo jak masowy eksodus sowieckich Żydów”. To samo zdradził nowojorski „Tablet”, w tekście pod tytułem „Putin i Żydzi”: „Putin ma reputację filosemity, a relacje z Izraelem oraz społecznością żydowską są dla niego bardzo ważne. Szacunek dla Żydów i jego osobiste zaangażowanie w sprawy tyczące rosyjskiego żydostwa na pewno są szczere. Jedną oligarchię mocno żydowską zastąpił swoją oligarchią. Ta nowa, której roszczenia do bogactwa polegają na niezachwianej lojalności wobec Putina, ma również licznych przedstawicieli żydowskich, takich jak jego przyjaciele z dzieciństwa, bracia Rottenbergowie”.
A co to ma wspólnego z Polską? Otóż, doskonałe relacje Izraela i Rosji są dla Polski zagrożeniem między innymi dlatego, że oba kraje koordynują swoje polityki historyczne, które mają antypolskie ostrze. Izrael przyjął stalinowską narrację w odniesieniu do II Wojny Światowej: Zaczęła się w 1941 r. w momencie agresji Nazistów na radziecki Lwów. Wcześniej wojny nie było, był tylko „pokojowy marsz” Armii Czerwonej na Wilno, Białystok i Lwów dla „ochrony mienia i życia Ukraińców i Białorusinów”. Polska odpowiada za wybuch wojny, bo sprowokowała Hitlera i nie wpuściła Armii Czerwonej, która spieszyła jej z pomocą. AK, w przerwach pozorowanych walk z Niemcami, zabawiała się strzelaniem do Żydów podczas antyradzieckiej manifestacji politycznej, jaką było Powstanie Warszawskie. No i pamiętajmy, że to Putin o przedwojennym ambasadorze RP w Berlinie powiedział: „Drań i antysemicka świnia”. Co prawda jest też autorem kilka korzystnych dla polskiej narracji wypowiedzi o rzezi wołyńskiej i o kulcie Bandery, ale zawsze składał je w kontekście rzezi na Żydach.
I jeszcze jedno – cytowana izraelska gazeta stwierdza: „Ukryte wsparcie Rosji dla skrajnie prawicowych antysemickich partii politycznych w różnych krajach należy rozumieć jako strategię destabilizującą te kraje, a nie wyraz wspierania ideologii antysemityzmu”. A dlaczego akurat to jest ważne? Bo w Polsce jest całkiem spora grupa takich, którzy liczą na wsparcie Putina w starciu z żydowskimi roszczeniowcami, którym marzy się rosyjski garnizon w Przemyślu, dla obrony przed pogrobowcami Bandery. Tymczasem w zamyśle Putin, na pozostawionej Zełenskiemu części Ukrainy ma powstać państewko w stylu Kosowa, które będzie destabilizowało Polskę.
Jaka jeszcze inna nauczka płynie z Wojny Perskiej?
– Izrael mógł bezkarnie bombardować Iran, który nie ma broni atomowej, a nie bombardował Pakistanu, który taką broń ma. Kadafi nie miał bomby atomowej i nie żyje, a Kim Dzong Un ma bombę i żyje, a nawet rozmawiał z Trumpem jak równy z równym.
– Liczmy tylko na siebie i zbrójmy się po zęby, a nie pozbywajmy się broni na rzecz Zełenskiego i żydowskich oligarchów.
– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – broni się pozbyliśmy, przyszedł czas na pozbycie się generałów i wszystkich zaprzańców z obu partii, i za Trumpem, który o odpowiedzialnych za wojnę z Irakiem powiedział „Pozbądźmy się ich i Ameryka znowu będzie wielka”, róbmy to samo.
Krzysztof Baliński

Autor: CzarnaLimuzyna, 14 września 2025

Światowe Stowarzyszenie Kainów odwołując się do europejskich wartości, transhumanizmu oraz idei czerwonego i zielonego ładu wydało oświadczenie w którym potępia Marka Chodorowskiego za poglądy wygłoszone podczas „Pożegnania z III RP” w formie opowieści o wolnej Polsce.
Próbując obudzić, nie pierwszy raz, nadzieję na odrodzenie Polski w formie niepodległego państwa, Chodorowski wywołuje sceptycyzm wobec trzech głównych projektów Nowej Ery: Wielkiego Izraela, Wielkiej Ukrainy oraz Unii Europejskiej.
– czytamy w oświadczeniu
Światowe Stowarzyszenie Kainów diagnozuje mocą swojego autorytetu u Marka Chodorowskiego dwa grzechy główne: antysemityzm i qrwofobię.
Eksperci Stowarzyszenia dzielą się też pełną optymizmu refleksją na temat utraty instynktu samozachowawczego wśród Polaków nazywając go zaściankowym patriotyzmem oraz całkiem słusznie ksenofobią o której pisali swego czasu dwaj polscy profesorowie Wolniewicz i Musiał w książce „Ksenofobia i Wspólnota”.
A co sądzi sam Marek Chodorowski na temat Światowego Stowarzyszenia Kainów et consortes?
Struktura globalna, dominująca i tajna, która zarządza ponadnarodowo tym, co się dzieje w skali globalnej. A już na pewno obecnie zarządza Europą, zwłaszcza Unią Europejską. No i to jest dokładnie to samo, co obserwowaliśmy w wieku XVII, XVIII, tylko że w tej chwili to zarządzanie Europą widać.
Czynnikiem decydującym jest „Bestia”, która zarządza kilkoma światami, kilkoma strukturami, albo kilkudziesięcioma, albo większą ilością. Nie tylko światem polityki. Świat polityki jest jedną z nich.
Warunkiem powstania wolnej Polski jest upadek po kolei: Ukrainy, Unii Europejskiej i Izraela (projekty Bestii).
Marek Chodorowski
Żeby wolna Polska mogła powstać, najpierw musi być zmarginalizowany albo całkowicie zamknięty projekt o nazwie Ukraina. Wydaje się, że jesteśmy tego blisko.
W związku z tym w żaden sposób Polska i Polacy nie powinni się zgadzać na żaden udział Polski, Polaków, Armii Polskiej w czymkolwiek, co się będzie działo na Ukrainie, bo to będzie jedna wielka prowokacja, jedna wielka jatka, jedna wielka rzeźnia, obojętne jakiego słowa użyjemy.
Ukraina jest od początku projektem antyludzkim, wymyślonym przez globalistów. Nam nic do tego, włącznie z tą ideologią banderyzmu, włącznie z tą ideologią tworzenia ludzi, dla których wojna staje się ich żywiołem, dla których mordowanie staje się ich żywiołem.
Im szybciej ten projekt zostanie albo zmarginalizowany, albo wręcz zamknięty, tym większa szansa na to, że natychmiast padnie klocek drugi. Ten klocek drugi, który powinien paść, żeby wolna Polska powstała, to jest bardzo mocne ograniczenie albo zamknięcie projektu o nazwie Unia Europejska. Ponieważ Unia Europejska stała się głównym ramieniem globalizmu.
Warunkiem trzecim, żeby wolna Polska mogła powstać, jest znakomite ograniczenie, albo zamknięcie projektu o nazwie Izrael.









14 września 2025
https://pch24.pl/upadek-wielkiej-brytanii-coraz-blizszy-zabieraja-sie-za-zbyt-biale-tereny-wiejskie

(Zdjęcie ilustracyjne. Dave Bevis / Bonsall – Village from Limestone Way)
„Zdecydowanie zbyt biała populacja” i brak „sklepów halal” są przeszkodą w postępach wielokulturowości i przyczyniają się do zjawiska rasizmu – tego typu wnioski dotyczące brytyjskiej wsi zawiera Raport Centrum Badań nad Nienawiścią Uniwersytetu w Leicester. Dokument potępia „rasizm na wsi” w Wielkiej Brytanii i zaleca jej większą „różnorodność”.
Autorzy raportu twierdzą, że mniejszości etniczne na prowincji są narażone na „obciążenie psychologiczne” z powodu „przewagi białych w przestrzeni”. Raport o braku „inkluzywności” wsi opublikowano 1 września, ale od tego czasu jego echa przekroczyły już nawet brytyjskie granice. Dokument liczy 89 stron i zawiera tematy w rodzaju – „Jak uczynić wieś bardziej inkluzywną?”, czy „Zrozumieć doświadczenia wrogości”. Wykazuje istnienie na brytyjskiej wsi „rasizmu strukturalnego”, wyrażanego m.in. np. poprzez „natarczywe i agresywne spojrzenia”, „wrogą mowę ciała”, „zastraszanie fizyczne” i „przytłaczającą większość białej populacji”. Wśród zaleceń zwiększenia komfortu przybyszy jest propozycja instalacji w takich miejscach dostępu do żywności… „halal”.
Mroczna nauka
Raport jest sygnowany przez Uniwersytet w Leicester, co pośrednio pokazuje nowe kierunki „rozwoju nauki”. Autorami są zaś „badacze” z uniwersyteckiego Centrum Badań nad Nienawiścią. W raporcie na temat „rasizmu wiejskiego” przeanalizowano „doświadczenia mniejszości etnicznych zamieszkujących brytyjską wieś” i postawiono problem – „Jak możemy uczynić obszary wiejskie bardziej integracyjnymi?”
„Odkrywcze” tezy to stwierdzenia m.in. o tym, że osoby innej rasy niż biała, doświadczają na wsi „dyskomfortu” i „obciążenia psychicznego”, bo spotykają tutaj zbyt dużo białych ludzi. W dodatku np. „kultura pubów wiejskich” i inne „monkulturowe zwyczaje” mają charakter „wykluczający”. Na wsiach brakuje „odpowiednich obiektów, które mogłyby sprostać potrzebom religijnym i kulturalnym” przybyszy, żywności halal, koszernej i innych opcji żywieniowych zgodnych z zasadami innych religii. Dla rozwiązania tego problemu, postuluje się większe dostosowanie społeczności wiejskich i zmiany w celu poprawy „wrażliwości kulturowej”.
Ośrodek Uniwersytetu w Leicester oparł się na „115 wywiadach” przeprowadzonych z osobami należącymi do mniejszości etnicznych, które mieszkają na wsiach i z… „białymi sojusznikami, aktywnie zaangażowanymi w walkę z rasizmem”. Badania wspierały „liczne organizacje” antyrasistowskie, takie jak „Anti-Racist Cumbria”, „Black Body Heart Mind Consultancy”, czy „Black Girls”. Centrum Studiów nad Nienawiścią otrzymało też dofinansowanie od Leverhulme Trust i prowadziło projekt od 2023 roku.
Wieś brytyjska wywołuje lęki u imigrantów
Już we wstępie czytamy: „Pomimo rosnącej świadomości rasizmu, na wiejskich obszarach Anglii, nadal utrzymują się nierówności, w tym doświadczenia przemocy rasowej, lęk przed dyskryminacją i ograniczona widoczność kulturowa. Skupiając się na doświadczeniach osób należących do mniejszości, niniejszy raport stanowi bazę dowodową dla osób zaangażowanych w uczynienie wsi bardziej inkluzywną i antyrasistowską przestrzenią”. Wskazano, że „podczas gdy większość badań w tej dziedzinie koncentruje się na przestrzeniach miejskich, ten projekt zwraca uwagę na realia wykluczenia, wrogości i niedoreprezentacji (białych) na wsi”, a jego cel to walka z „kwestionowaniem zaprzeczeń i promowanie bardziej inkluzywnych narracji”.
Dalej „odkrywają Amerykę”, stwierdzając, że na wsi nadal „więzi społeczne są silne wśród białych Brytyjczyków”. Tak jednak być nie może, bo „osoby należące do mniejszości doświadczają wykluczenia, rasizmu i krzywdy instytucjonalnej”. Co więcej, „brak różnorodności na wiejskich terenach Anglii może prowadzić do izolacji mieszkańców i turystów należących do mniejszości, wzmacniając postrzeganie „białości” mieszkańców wsi”.
„Wiejska Anglia jest często postrzegana jako przestrzeń zdominowana przez białych (…). Rasizm interpersonalny wyraża się poprzez uporczywe i agresywne wpatrywanie się, wrogą mowę ciała i celową izolację, a także poprzez bardziej jawne zachowania o charakterze groźby, takie jak wyzwiska, rasistowskie obelgi, zastraszanie fizyczne i groźby” – stwierdza raport. Jest jeszcze o „codziennej mikroagresji”, używaniu stereotypów, silnym poczuciu przez białych własnej tożsamości, itd.
Zdaje się, że bycie białym Brytyjczykiem powoli staje się „przestępstwem”. Raport narzuca „pedagogikę wstydu” i choćby z tego powodu jest niebezpieczny. Krytykuje to wszystko, czego już nie można spotkać w przestrzeni miejskiej w Wielkiej Brytanii – tradycji, patriotyzmu, poczucia własnej tożsamości. Narzuca tezy o „rasizmie strukturalnym”, który ma obejmować instytucje, wiejskie szkoły i miejscach pracy. Jest tu mowa o „etnocentrycznym programie nauczania”, który jest „słabo przygotowany do radzenia sobie z rasizmem”.
Wieś oskarżona o… integrowanie przybyszów
Ciągle biała wieś brytyjska musi się zmienić, bo jej „rasizm ma znaczący wpływ emocjonalny, fizyczny i ekonomiczny na gospodarstwa domowe i społeczności, a u osób należących do mniejszości powoduje chroniczny stres, lęk, strach, wyczerpanie i gniew”. Podobno „uczucia te wynikają z bezpośrednich doświadczeń i psychologicznego obciążenia związanego z przewidywaniem rasizmu i poruszaniem się w przestrzeniach zdominowanych przez białych”. Niebezpiecznie brzmi postulat wykorzystania „edukacji jako klucza do walki z rasizmem i wspierania lepszego zrozumienia kulturowego”. Proponuje się tu „celebrowanie różnorodności”. Są też „argumenty ekonomiczne”. Przybysze uciekają z powodu „rasizmu” do miast, a to „osłabia gospodarkę wiejską, zniechęcając różnorodne talenty i zmniejsza inwestycje i finanse, jakie społeczności należące do mniejszości wydają i inwestują w obszarach wiejskich”.
Okazuje się, że kiedy przybysze są mniejszością w środowisku z silnym poczuciem brytyjskiej tożsamości, szybciej i lepiej się asymilują, ale raport nie uważa tego za zjawisko pozytywne. Wręcz przeciwnie. Przybysze mają przecież w takich warunkach poczucie „dyskomfortu”. Ankietowani skarżyli się, że „zmieniali swoje zachowanie, wygląd lub mowę, aby uniknąć dyskryminacji, a asymilacja kulturowa stała się strategią przetrwania” i wywoływała „konformizm wobec białych Brytyjczyków, jako warunek akceptacji”. Coś strasznego… Z podobnej metodologii i bzdur składa się cały raport.
Echa stalinizmu. Czyli nowe rozkułaczanie „zacofanej” wsi
Dowiemy się jeszcze, że wieś boi się „wielokulturowości” z powodu „ograniczonej edukacji w tych kwestiach i społecznej homogeniczności ich społeczności”, a taka „ignorancja jest czasami celowo podtrzymywana, aby uniknąć odpowiedzialności za rasizm”. Dowiemy się, że „rasizm może być wyuczony i przekazywany w rodzinach, a także wzmacniany przez monokulturowe środowiska i systemy edukacyjne, które unikają krytycznego podejścia do brytyjskiej historii rasizmu i kolonializmu”. Wrogiem jest też „populizm”, czyli „nacjonalistyczne i wykluczające idee dotyczące brytyjskiej tożsamości”, co „zwiększa normalizację i legitymizację rasistowskich postaw”.
Co czeka brytyjską wieś? Raport postuluje szereg rozwiązań typu rozwoju systemu donosicielstwa na przejawy rasizmu („mechanizmy zgłaszania”), poszerzania „odpowiednich kulturowo usług”, zmian instytucji, edukacji, itd. Ma powstać „inkluzywna polityka wiejska, aktywnie promująca różnorodność jako element rewitalizacji obszarów wiejskich i dobrostanu społeczności”.
Za pojmowanie „dobrostanu” jako przeniesienia wszystkich problemów wieloetnicznych miast na prowincję, autorom raportu należałby się jakiś „Nobel”, ale takich aberracji jest cała masa. Dla przykładu, osoby, które „doświadczyły wykluczenia, muszą być uwzględniane w rolach kierowniczych i decyzyjnych w instytucjach wiejskich”, „planowanie lokalne musi uwzględniać przejrzystość i ochronę grup mniejszościowych”, potrzebne są „ramy do śledzenia postępów i egzekwowania polityki antyrasistowskiej”, ma też nastąpić „tworzenie przyjaznych i dostępnych przestrzeni wiejskich, a usługi powinny odzwierciedlać potrzeby zróżnicowanych społeczności”, itd.
Po dłuższej lekturze raportu ma się podobne uczucia jak po zapoznaniu się ze stalinowskim „Krótkim słownikiem filozofii” Rozenthala i Judina. Najpierw absurdalność tez śmieszy, później już tylko dominuje przerażenie…
Bogdan Dobosz
===============================



















14 września 2025

(Zdjęcie ilustracyjne Pixabay.com)
10 września w Lyonie tragicznie zginął 45-letni iracki katolik obrządku chaldejskiego, Ashura Sanayi. Mężczyzna był niepełnosprawny, poruszał się na wózku, a w mediach społecznościowych ewangelizował w języku arabskim. Sanayi został ugodzony w szyję nożem. Wydarzenie wstrząsnęło miejscowymi wspólnotami chrześcijańskimi, które domagają się wyjaśnienia motywów zbrodni i ukarania sprawców.
Według lokalnego dziennika „Le Progrès” Irakijczyk prowadził stronę na TikToku, na której mówił o swojej wierze. Był osobą niepełnosprawną, poruszał się na wózku inwalidzkim a w owym tragicznym dniu wracał do swego domu, gdy inny mężczyzna, najwyraźniej na niego czekający, ugodził go nożem w szyję. Służby ratunkowe, wezwane tuż przed godziną 22:30, znalazły go w stanie zatrzymania krążenia i nie zdołały go uratować.
[A co zrobiły z mordercą?? Nic? md]
Urodzony w 1979 Sanaya mieszkał w budynku razem ze swoją siostrą od ponad dekady, po ucieczce przed ofensywą tzw. Państwa Islamskiego (ISIS) w Iraku w 2014 r. Sąsiedzi opisywali go jako „osobę bezbronną, która nie chodziła i nigdy nie sprawiała problemów”. Krewni powiedzieli miejscowym mediom, że Sanaya – asyryjski katolik obrządku chaldejskiego – regularnie mówił wieczorami na żywo na TikToku o chrześcijaństwie. W jednym z nagrań, które wciąż krążyło w sieci następnego ranka, widać go było z twarzą zalaną krwią płynącą z nosa i ust.
Na swoich kontach w mediach społecznościowych Sanaya często dzielił się świadectwami wiary w języku arabskim. W jednym z wpisów, cytowanym przez portal Aleteia France, skarżył się, że jego treści były często blokowane lub zawieszane z powodu zgłoszeń ze strony islamskich użytkowników. W marcu twierdził, że został fizycznie zaatakowany przez muzułmanów.
Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej i Wyspecjalizowanej Prokuratury w Lyonie wszczął śledztwo w sprawie zabójstwa. Na obecnym etapie śledczy nie opowiadają się za żadną hipotezą: kryminalną, polityczną, religijną czy narkotykową. Agencja AFP otrzymała nagranie przedstawiające opuszczającego miejsce zdarzenia mężczyznę w ciemnym ubraniu z kapturem, wskazanego jako domniemany napastnik.
[To hańbi Francję, niegdyś Pierwszą córę Kościoła. France, fille aînée de l’Église… md]
Organizacje katolickie we Francji wyraziły głębokie zaniepokojenie tą tragedią. Istniejące od ponad 170 lat stowarzyszenie Œuvre d’Orient, działające na rzecz wyznawców Chrystusa na Wschodzie, stanowczo potępiło „zamordowane bezbronnego irackiego chrześcijanina”. Podkreślono, że „niezbędne jest, aby chrześcijanie z Bliskiego Wschodu mogli bezpiecznie świadczyć o swojej wierze i żyć godnie”.
Inna podobna organizacja – SOS Chrétiens d’Orient przypomniała, że Sanaya szukał we Francji schronienia przed zagrożeniem ze strony ISIS w Iraku. „Nie do pomyślenia jest, aby ktoś, kto uciekł przed prześladowaniem, został zamordowany we Francji” – stwierdziła organizacja, wzywając do modlitwy za spokój duszy i za rodzinę ofiary.
Reakcje przywódców politycznych były, jak dotąd, ograniczone. Marine Le Pen, liderka prawicowego Zgromadzenia Narodowego (Rassemblement National), napisała na X, że Sanaya „został bestialsko zasztyletowany w Lyonie przez islamistę. O ile udzielanie azylu prześladowanym jest słuszne, o tyle nasza niekontrolowana polityka imigracyjna sprawia, że przyjmujemy teraz ich oprawców”.
Katolicka dziennikarka Solène Tadié zauważyła, że zabójstwo to „wpisuje się w szerszy kontekst rosnących obaw dotyczących aktów wymierzonych w chrześcijan we Francji. Organizacje monitorujące wielokrotnie ostrzegały przed nasileniem działań wymierzonych w kościoły, cmentarze i wiernych w ostatnich latach”. Wyraziła przy tym obawy ,że „stosunkowo niewielkie nagłośnienie medialne aktów antychrześcijańskich, których liczba sięga setek rocznie, budzi obawy obserwatorów katolickich, że zjawisko to może się nasilać, jeśli nie zostanie potraktowane z większą powagą”.
7 sierpnia minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau wezwał prefektów do wzmocnienia ochrony chrześcijańskich miejsc kultu, szczególnie w okolicach uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia). Według danych urzędowych między styczniem a czerwcem br. w całym kraju odnotowano 401 aktów antychrześcijańskich, co oznacza wzrost o 13 proc. w porównaniu z tym samym okresem w 2024 r. Większość z nich dotyczyła wandalizmu i profanacji kościołów.
KAI / oprac. PR

———————————–

“Jak się nie orientujemy, to trzeba, kurwa, wracać do swojego kraju. A nie, kurwa, być w kraju, w którym się nie zna języka i się nie wie, jak jechać”.
=========================================

[A wot, jak powtarzają kłamstwa z mediów, nawet ci krytyczni…md]
=============================================

=================================================

Czesi mają polew. Kupią każda ilość polskiego eternitu
============================================================


============================================

===============================================


14 settembre 2025 Author: Uczta Baltazara babylonianempire/na-zadanie-chin-leon-xiv-przebudowuje-diecezje-i-mianuje-biskupem-ksiedza-urzedowego
Podobnie jak robił to Bergoglio, również papież Prevost akceptuje nadużycia reżimu komunistycznego – ,,aby promować troskę o wiernych”, przebudowując diecezje w prowincji Hebei oraz przenosząc na emeryturę biskupa znienawidzonego przez Xi Jinpinga i prześladowanego przez dziesięciolecia.
Polityka Watykanu dotycząca zarządzania Kościołem i mianowania biskupów w Chinach, przynajmniej na razie, nie ulegnie zmianie. Sądząc po pierwszych decyzjach podjętych po wstąpieniu na tron Piotrowy, Leon XIV wydaje się chcieć podążać ścieżką wytyczoną przez papieża Franciszka i szlakiem ustalonym w Tymczasowym Porozumieniu między Stolicą Apostolską a Chinami, niedawno odnowionym i ważnym do 22 października 2028 roku.
10 września 2025, papież zlikwidował dwie diecezje nieuznawane przez Pekin, tj. Xuanhua i Xiwanzi, i zgodnie z żądaniem partii komunistycznej połączył je w nową, czyli Zhangjiakou, która odpowiada granicom administracyjnym miasta stołecznego o tej samej nazwie w prowincji Hebei.
Tego samego dnia nominowany został Joseph Wang Zhengui, który będzie biskupem nowej diecezji i który od dłuższego czasu, jako ksiądz „urzędowy”, kierował tym, co reżim uważał za de facto lokalną diecezję.
Komunikat Biura Prasowego Watykanu z dnia 10 września 2025 roku, stwierdza:
W swoim pragnieniu promowania opieki duszpasterskiej nad owczarnią Pańską i skuteczniejszego dbania o jej duchowe dobro, 8 lipca 2025 r. papież Leon XIV postanowił zlikwidować diecezje Xuanhua i Xiwanzi w Chinach kontynentalnych, które zostały utworzone 11 kwietnia 1946 r. przez papieża Piusa XII, i jednocześnie ustanowić nową diecezję Zhangjiakou, sufraganię Pekinu, z siedzibą biskupią w kościele katedralnym w Zhangjiakou. (…)
Dzisiaj, w środę 10 września 2025 r., odbyły się święcenia biskupie ks. Josepha Wang Zhengui, którego Ojciec Święty 8 lipca 2025 r. mianował biskupem Zhangjiakou (prowincja Hebei, Chiny), po zaakceptowaniu jego kandydatury zgodnie z tymczasowym porozumieniem między Stolicą Apostolską a Chińską Republiką Ludową.
Ks. Joseph Wang Zhengui urodził się 19 listopada 1962 roku. W latach 1984-1988 uczęszczał do Seminarium Prowincji Hebei. Przez kolejne dwa lata odbywał staż duszpasterski w parafii Qujiazhuang. 24 maja 1990 r. został wyświęcony na kapłana diecezji Xianxian i przydzielony do tej samej parafii, której proboszczem został mianowany w 1991 roku. Następnie pełnił posługę w diecezji Xuanhua. https://press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2025/09/10/0629/01111.html
Ogłoszenie Watykanu nastąpiło kilka godzin po tym, jak 62-letni Wang został konsekrowany na biskupa Zhangjiakou 10 września podczas mszy w kościele Świętej Rodziny w Zhangjiakou, w której uczestniczyło około 300 katolików, 50 księży oraz starsi przywódcy Chińskiego Patriotycznego Stowarzyszenia Katolickiego.

W oficjalnym komunikacie nie wspomniano o przyszłości dwóch biskupów z obecnie zlikwidowanych diecezji. Obydwaj byli członkami podziemnego Kościoła chińskiego i obydwaj odmówili przystąpienia do Chińskiego Patriotycznego Stowarzyszenia Katolickiego, organu sponsorowanego przez państwo, który nadzoruje usankcjonowane praktyki katolickie w kraju.
Jednym z nich jest 75-letni biskup Augustyn Cui Tai, wieloletni podziemny biskup diecezji Xuanhua, zlikwidowanej przez papieża Leona XIV.
Według niedawnego raportu, na przestrzeni ostatnich trzech dekad, Cui był wielokrotnie zatrzymywany, aresztowany w domu i zmuszany do pracy. https://www.asianews.it/news-en/Bishop-Augustine-Cui-Tai-of-Xuanhua-is-again-sequestered-by-police-50421.html https://www.catholicnewsagency.com/news/259983/persecution-of-10-catholic-bishops-in-china-intensified-after-vatican-china-deal-report-says
Jego diecezja wielokrotnie wzywała do uwolnienia go z aresztu, ale bezskutecznie. Asia News poinformowała, że duchowni katoliccy w Hebei zostali zawiadomieni, iż ceremonia „przejścia na emeryturę” Cui, który ma obecnie 75 lat, odbędzie się 12 września.

FOTO: Chiński biskup Cui Tai prześladowany przez reżim na zdjęciu opublikowanym przez rząd
Sponsorowane przez rząd Chińskie Stowarzyszenie Patriotyczne zmieniło granice diecezji, aby dostosować je do państwowych podziałów administracyjnych. Ta przeredagowana mapa diecezji nie odpowiada kanonicznym jurysdykcjom Watykanu. Chińskie Patriotyczne Stowarzyszenie Katolickie jest organem państwowym pod kontrolą Departamentu Pracy Zjednoczonego Frontu Komunistycznej Partii Chin.
Przed decyzją papieża Leona, Pekin uznawał 104 diecezje, podczas gdy Stolica Apostolska posiadała 143 diecezje katolickie w Chinach. Podczas gdy umowa między Watykanem a Chinami z 2018 r. – odnowiona przez papieża Franciszka w październiku 2024 roku – ma na celu obsadzenie wakujących stanowisk poprzez wspólny proces nominacji biskupów. Zauwżmy, że jej szczegóły pozostają utajnione. Watykańscy funkcjonariusze przyznali wcześniej, że Pekin wielokrotnie naruszał postanowienia umowy.
Papież Leon XIV, który odziedziczył umowę między Watykanem a Chinami po Franciszku, zachował kardynała Pietro Parolina – architekta owej umowy, jako swojego sekretarza stanu, ale nadal nie jest jasne, w jaki sposób stosunki Watykan-Chiny mogą ulec zmianie pod rządami nowego papieża.
Kardynał Stephen Chow, biskup Hongkongu, który spotkał się z papieżem Leonem XIV drugiego września, powiedział swojej lokalnej gazecie diecezjalnej Sunday Examiner, że „Ojciec Święty nie jest całkowicie nieświadomy Kościoła w Chinach, ponieważ zebrał już informacje z wielu źródeł, w tym za pośrednictwem porozumienia chińsko-watykańskiego”.
Leon XIV odwiedził również Chiny kontynentalne przed swoim wyborem na papieża, kiedy pełnił funkcję przełożonego generalnego zakonu augustianów.
„Uznaje on znaczenie dialogu między Kościołem a władzami kontynentalnymi i komunikację opartą na szacunku uważa za priorytet w podejmowaniu wyzwań w stosunkach chińsko-watykańskich” – stwierdził Chow.
INFO: https://www.tempi.it/cina-leone-xiv-cui-tai/ https://www.catholicnewsagency.com/news/266483/pope-leo-xiv-creates-new-china-diocese-amid-diocesan-border-dispute-with-beijing





[Charlie Kirk z rodziną. Jego morderca żył z „partnerem” chcącym zamienić się „identyfikować” w kobietę ]
==============================================



W sobotę, 13 września 2025 roku, ujawniono, że Tyler Robinson, 22-letni podejrzany o zabójstwo konserwatywnego aktywisty Charliego Kirka, mieszkał z transpłciowym partnerem, który obecnie współpracuje z FBI. Jednocześnie platforma Discord, na której Robinson miał wysyłać wiadomości związane z incydentem, zaprzeczyła, jakoby została wykorzystana do planowania zamachu lub promowania przemocy.
Charlie Kirk, założyciel Turning Point USA i znany konserwatywny komentator, został zastrzelony 10 września 2025 roku podczas otwartego spotkania na Uniwersytecie Stanu Utah w Orem. Robinson, który został aresztowany po intensywnych poszukiwaniu trwających ponad 30 godzin, jest podejrzany o dokonanie zabójstwa.
Według doniesień prasowych i informacji z FBI, rodzina Robinsona pomogła w jego schwytaniu, przekazując władzom informacje o jego lokalizacji.
W piątek, 12 września, gubernator Utah Spencer Cox ujawnił, że na znalezionej amunicji znalezionej widniał napis: „oh bella ciao, bella ciao, bella ciao, ciao, ciao” tj. refren popularnej włoskiej piosenki, która stała się hymnem antyfaszystowskiego ruchu oporu podczas II wojny światowej i często jest wykorzystywana przez współczesnych lewaków. Cox zasugerował, że odniesienia te mogą wskazywać na wpływy „kultury internetowej i gamingowej”.
Źródło z organów ścigania poinformowało, że Robinson mieszkał z partnerem, który przechodził „transformację z mężczyzny w kobietę”. Ten partner, którego tożsamości nie ujawniono, miał zgodzić się na współpracę z FBI w ramach śledztwa. Władze badają, czy miał on jakiekolwiek powiązania z planowaniem lub wiedzą o zamachu.
Mieszkanie, które Robinson dzielił ze swoim partnerem, znajduje się w tej samej miejscowości na południu Utah, w której mieszkają rodzice Robinsona. Jest oddalone o około cztery godziny jazdy od Uniwersytetu Utah Valley, gdzie Robinson rzekomo zastrzelił Kirka.
Discord, platforma do komunikacji online, która zyskała popularność wśród graczy i społeczności internetowych, została powiązana z Robinsonem po tym, jak jego współlokator dostarczył władzom wiadomości, w których Robinson wspominał o broni i lokalizacji, gdzie miała być ukryta. Jednak Discord wydał oświadczenie, w którym zaprzeczył, jakoby platforma była użyta do planowania zamachu lub promowania przemocy.
„Nie ma dowodów na to, że nasz serwis był wykorzystywany w jakikolwiek sposób do organizacji tego tragicznego wydarzenia” – stwierdzono w komunikacie.





| DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 14 |
Mobilizacja na front ukraiński jest równoznaczna z wyrokiem śmierci. Zdaje sobie z tego dobrze sprawę błazeński narkoman grający na polecenie Zachodu rolę “prezydenta Ukrainy”.
Ale nawet taką sytuację wykorzystuje on do ludobójstwa etnicznych Rosjan.
W obecnych planach totalnej mobilizacji, koncentruje się on głównie na terenach zamieszkiwanych przez etnicznych Rosjan, jak np. Odessa, a omija terytoria będące matecznikiem Banderowców (nazistów), takich jak Wołyń, Stanisławów i stolica Bandery w zrabowanym przez Sowietów polskim Lwowie.
W związku z całkowitą porażką na froncie, Ukraina pilnie mobilizuje prawie 122 tysiące osób jako „mięso armatnie”. Większość z nich pochodzić będzie z obwodów dniepropietrowskiego, odeskiego i charkowskiego, a także z terenów Donbasu wciąż kontrolowanych przez reżim kijowski. Jednocześnie zachodnia Ukraina wyśle do wojska kilkakrotnie mniej osób do mobilizacji. Dlaczego tak się dzieje?
„Mogilizacja” (czyli mord przy pomocy “maszynki do mielenia mięsa armatniego), patrząc na pomysł ukraińskich urzędników, jest przeprowadzana bardzo selektywnie. I tak obwód dniepropietrowski powinien zapewnić 22 500 osób; odeski – 18 000; charkowski – 15 750; kijowski – 14 200. Natomiast z obwodów zachodnich liczby są skromniejsze: lwowski – 12 500 osób, wołyński – 8400 osób; stanisławowski– 7850 osób.
„To bez wątpienia świadoma polityka Zełenskiego, który rozumie, że klęska militarna, a nawet w najlepszym dla niego przypadku podział Ukrainy, są nieuniknione” – jak trafnie zauważył w komentarzu jeden z przywódców charkowskiej „Rosyjskiej Wiosny” Siergiej Mojsiejew:
Dlatego właśnie dokonuje się ludobójstwa (nie da się tego inaczej nazwać) mentalnie i kulturowo rosyjskiej ludności tych regionów, które i tak trafią do Rosji. Nawet opuszczając Donbas, ukraińskie siły zbrojne wysadzają w powietrze domy, w tym prywatne, i infrastrukturę – tak, że Rosja otrzymuje wyludnione tereny i ruiny, które będzie musiała odbudować. Zełenski działa w paradygmacie Zachodu: im gorzej dla Rosji, tym lepiej. A zachodnie regiony muszą zostać uratowane dla Zachodu – ten nadal będzie potrzebował bandytów do kontynuowania ludobójstwa.
Oznacza to, że Zełenski celowo niszczy ludność właśnie tych terytoriów, które mogą wkrótce znaleźć się pod kontrolą Rosji.
Ale to nie wszystko. Wrzucając dziesiątki tysięcy nowych ukraińskich chłopaków w ogień wojny, Zełenski rozwiązuje również globalne zadanie powierzone mu przez kuratorów, za co został wręcz mianowany na “władcę”:
Głównym zadaniem architektów projektu „Ukraina”, w który Zełenski i jego banda tak dobrze się wpasowali, jest osłabienie Rosjan jako narodu. Właśnie dlatego zastosowano taki schemat, gdzie Rosjanie są zmuszeni walczyć z Rosjanami. Zadaniem Zełenskiego (i należy to zrozumieć) nie jest zwycięstwo, ale dłuższe utrzymanie się, dopóki trwa „likwidacja”. Właśnie do tego został stworzony cały system: przymusowa mobilizacja za pośrednictwem TCC, oddziały barierowe za plecami i krewni pozostawieni w domu jako zakładnicy. Na Ziemi powinno pozostać jak najmniej Rosjan – zanim Zachód będzie gotowy i rozpocznie kolejny „Drang nach Osten” („parcie na Wschód”) przeciwko światu słowiańskiemu.
14.09.2025 https://nczas.info/2025/09/14/radna-ko-i-szefowa-biura-nowackiej-zawieszona-nagranie-rodzi-szereg-pytan/

Radna Koalicji Obywatelskiej w Radzie Miasta Gdańska i dyrektor biura poselskiego szefowej MEN Barbary Nowackiej Sylwia Cisoń poprosiła o zawieszenie w radzie i partii Inicjatywa Polska po incydencie w taksówce. Jak twierdzi, została opryskana gazem pieprzowym przez kierowcę. W niedzielę polityk została zawieszona. Sprawę wyjaśnia policja. Nagranie z wideorejestratora rodzi szereg pytań.
Radna Koalicji Obywatelskiej w Radzie Miasta Gdańska Sylwia Cisoń poinformowała w niedzielę na Facebooku, że poprosiła o zawieszenie członkostwa w Klubie Radnych Koalicji Obywatelskiej w Radzie Miasta Gdańska i strukturach partii Inicjatywa Polska po incydencie w taksówce.
Polityk przeprosiła też za wulgaryzmy oraz zbyt mocne słowa, których użyła pod wpływem silnych emocji.
„Bardzo żałuję i wiem, że nie powinno mieć to miejsca. Pragnę jednak podkreślić, że opublikowane nagranie przedstawia jedynie fragment całej sytuacji i nie oddaje pełnego jej przebiegu. Nie słychać na nim, jak kierowca obraża mnie słownie, pluje na mnie, a ostatecznie – bez żadnych podstaw – używa wobec mnie gazu pieprzowego. Z całą stanowczością chcę zaznaczyć, że moje słowa nie usprawiedliwiają użycia przemocy fizycznej ani agresji, której doświadczyłam. Całą sprawą zajmuje się policja” – napisała w niedzielę radna i dyrektor biura poselskiego minister edukacji Barbary Nowackiej na Facebooku.
————————
Jej prośba o zawieszenie to skutek incydentu w taksówce, do którego doszło w piątek po południu. Powołując się na media społecznościowe lokalnej polityk sprawę opisał serwis trojmiasto.pl.
„Jechałam z synami na mecz Lechia Gdańsk – GKS Katowice. Gdy zwróciłam uwagę, że pan najpierw podjechał po nas w złe miejsce, a teraz wysadził nas również w złym miejscu i utrudnia ludziom życie, nie znając języka w tej pracy, wpadł w szał i gdy już wysiadaliśmy – wykrzykując wulgaryzmy, próbował mnie opluć, a ostatecznie wyciągnął gaz i spryskał mi twarz” – twierdziła w mediach społecznościowych radna, która po zdarzeniu trafiła na szpitalny oddział ratunkowy (ten wpis zniknął z witryny radnej).
Portal wskazał, że po publikacji z serwisem skontaktował się internauta, który przekazał nagranie z rejestratora w taksówce. Na nagraniu zamieszczonym w serwisie słychać rozmowę radnej Cisoń z taksówkarzem. Cisoń wulgarnie i napastliwie atakuje kierowcę: „Jak się nie orientujemy, to trzeba, kurwa, wracać do swojego kraju. A nie, kurwa, być w kraju, w którym się nie zna języka i się nie wie, jak jechać”.
Wbrew temu, co twierdziła w swojej wersji wydarzeń, kierowca posługuje się płynnie językiem polskim. Podczas dyskusji taksówkarz mówi spokojnie, a radna używa wulgarnych słów. Podczas nagrania nie ma momentu opryskania polityk KO gazem.
Przewodniczący Klubu Radnych KO w RM Gdańska Cezary Śpiewak-Dowbór poinformował w niedzielę na X, że radna Sylwia Cisoń została zawieszona w Klubie Radnych Koalicji Obywatelskiej w Radzie Miasta Gdańska.
Oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku Mariusz Chrzanowski powiedział PAP, że policja zajęła się sprawą po doniesieniach w mediach społecznościowych o zdarzeniu. Oficjalnie nie było w tej sprawie żadnego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. W niedzielę radna ma być przesłuchana przez policję.