O horrorze obecnego pontyfikatu – dyplomatycznie.

O horrorze pontyfikatu w Watykanie – dyplomatycznie.

Aktualne trendy pontyfikatu papieża Franciszka.

=======================

Większość paragrafów jest przerażająca! Są tam jednak zwłaszcza dwa ustępy, które, jak sądzę, wyrażają intencję całego dokumentu, a w szczególności pragnienie zmiany samej istoty Kościoła katolickiego

==================================

Wywiad z przełożonym generalnym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, ks. Dawidem Pagliaranim FSSPX aktualne-trendy-pontyfikatu-franciszka

Czcigodny Księże Przełożony, niedawno przypadała 10. rocznica wyboru papieża Franciszka na Stolicę Piotrową. Co, w opinii Księdza, stanowiło najważniejsze wydarzenie tych kilku ostatnich lat?

Trudno nie zauważyć, że po jego dwóch głównych oraz nowatorskich ideach: miłosierdzia, rozumianego jako „powszechna amnestia”, oraz nowej moralności, opartej na szacunku do Ziemi jako „wspólnego domu całej ludzkości”, ostatnie lata były zdominowane przez ideę synodalności. Nie jest to zupełnie nowa idea1, jednak papież Franciszek uczynił ją osią swojego pontyfikatu.

Idea ta jest tak wszechobecna, że wielu ludzi przestało się nią zbytnio interesować, choć stanowi ona kwintesencję dojrzałego i pełnego modernizmu. Z punktu widzenia eklezjologii rewolucja synodalna ma wywrzeć na Kościół poważny wpływ i dogłębnie przeobrazić jego hierarchiczną strukturę, jego funkcjonowanie, a przede wszystkim nauczanie wiary.

Dlaczego ludzie stali stracili zainteresowanie synodalnością?

Być może była ona postrzegana jako problem wyłącznie krajów niemieckojęzycznych lub też – zachowując wszystkie proporcje – jako problem zasadniczo belgijski, a świadomość jego uniwersalnego wymiaru z czasem zanikła. Jest pewne, że Niemcy odgrywali szczególną rolę w procesie synodalnym, jednak sam problem dotyczy Rzymu – a więc jest powszechny, dotyczy Kościoła katolickiego jako całości.

Jak zdefiniowałby Ksiądz proces synodalny?

Przede wszystkim ten proces jest raczej konkretną rzeczywistością niż wcześniej zdefiniowaną doktryną. Jest on zagmatwaną metodą czy też „praktyką”, która została przyjęta bez wcześniejszej znajomości wszystkich możliwych skutków. Mówiąc konkretnie, stanowi on wyraz pragnienia postawienia Kościoła „na głowie”. Kościół nauczający nie uważa się już za depozytariusza Bożego Objawienia, którego jest strażnikiem, ale za grupę biskupów w jedności z papieżem, którzy słuchają wiernych, a zwłaszcza głosów z peryferii, przywiązując szczególne znaczenie do tego, co mogłyby postulować najbardziej wyalienowane jednostki. Jest to Kościół, w którym pasterze stają się owcami, a owce – pasterzami.

U źródła tej idei leży przekonanie, że Bóg nie objawia się poprzez Pismo św. i Tradycję, których strażnikiem jest hierarchia Kościoła, ale poprzez „doświadczenie ludu Bożego”. Właśnie dlatego proces synodalny rozpoczął się od konsultacji z wiernymi wszystkich diecezji świata. W oparciu o te dane konferencje biskupów sporządziły podsumowania, których owocem była opublikowana kilka miesięcy temu pierwsza synteza rzymska.

Jakie jest znaczenie idei, wedle której Bóg objawia się i daje poznać swoją wolę poprzez doświadczenia ludu Bożego?

Ta idea stanowi fundament całego gmachu modernizmu. Na potępieniu tej błędnej idei dotyczącej Objawienia św. Pius X oparł swoją encyklikę Pascendi dominici gregis. Jeśli wiara, zamiast odwoływać się do Pisma św. i Tradycji, jest redukowana do doświadczenia – najpierw jednostkowego, a następnie wspólnotowego – to wówczas jej treść, a w konsekwencji ustrój Kościoła, mogą podlegać wszelkim możliwym ewolucjom. Doświadczenie – z samej definicji – dotyczy pewnego momentu lub okresu czasu. Jest to rzeczywistość pojawiająca się w czasie i w historii, która ze swej natury ma charakter ewolucyjny. W analogiczny sposób w życiu każdego z nas występuje ruch, a więc to życie ewoluuje.

Taka wiara-doświadczenie, z konieczności podlegająca ewolucji zgodnie ze zmianą świadomości i potrzebami kolejnych etapów historycznych, jest stale „wzbogacana” o nową treść, a równocześnie odrzuca to, co nie jest już aktualne. W ten sposób wiara staje się rzeczywistością przede wszystkim ludzką, związaną – podobnie jak historia ludzkości – z coraz to nowymi i zmieniającymi się warunkami. W dłuższej perspektywie niewiele pozostaje z tego, co wieczne, transcendentne i niezmienne. Jeśli wciąż mówimy o Bogu i Kościele katolickim, to te dwie rzeczywistości stają się projekcją tego, co doświadczenie może odczuć hic et nunc. W nieunikniony sposób zmienia się sens oraz zakres tych dwóch pojęć, wraz ze wszystkimi innymi dogmatycznymi elementami naszej wiary. Stopniowo są one wchłaniane przez to, co jest jedynie światowe i zmienne. Ich znaczenie ewoluuje wraz z ludzkością oraz jej doświadczeniem Boga. Ta idea nie jest nowa, jednak proces synodalny stanowi nową kulminację jej zakresu.

Co mógłby nam Ksiądz powiedzieć na temat wspomnianej przed chwilą „syntezy rzymskiej”?

Mam tu na myśli dokument opublikowany w październiku 2022 r., zatytułowany Rozszerz przestrzeń twego namiotu2. Jest to dokument roboczy etapu kontynentalnego synodu, a więc przeznaczony dla biskupów spotykających się na poszczególnych kontynentach3. Jest on prezentowany jako wyraz sensus fidei wiernych, zaś biskupom zaleca się, aby go czytali „oczami ucznia, który uznaje go za świadectwo drogi nawrócenia w kierunku Kościoła synodalnego, który uczy się ze słuchania, jak odnowić swoją misję ewangelizacyjną w świetle znaków czasu”4. Tak więc oczekuje się, że to właśnie na podstawie tego rzekomego wyrazu sensus fidei wiernych biskupi będą wyciągali wnioski i podejmowali ostateczne decyzje.

Jednak treść tego dokumentu oraz zawarte w nim sugestie są po prostu katastrofalne. Nie ma w nim praktycznie niczego, co mogłoby zostać uznane za wyraz wiary katolickiej. Przeciwnie, większość sugestii zaleca transformację Kościoła w całkowicie nową jakość. Możemy poniekąd zrozumieć, że wierni, a nawet księża – zwłaszcza obecnie – głoszą różne dziwaczne opinie, jest jednak całkowicie niedopuszczalne, żeby takie twierdzenia znalazły się w syntezie opracowanej przez watykański Sekretariat Generalny synodu.

Czy w tej syntezie są jakieś ustępy, które należy uznać za szczególnie niebezpieczne?

Niestety, trzeba powiedzieć, że większość paragrafów jest przerażająca! Są tam jednak zwłaszcza dwa ustępy, które, jak sądzę, wyrażają intencję całego dokumentu, a w szczególności pragnienie zmiany samej istoty Kościoła katolickiego w wyniku procesu synodalnego. Przede wszystkim, w odniesieniu do władzy, można dostrzec wyraźne pragnienie akceptacji Kościoła, który funkcjonowałby odwrotnie niż w sposób tradycyjny i w którym Kościół nauczający nie miałby już czego nauczać: „Ważne jest budowanie synodalnego modelu instytucjonalnego jako eklezjalnego paradygmatu dekonstrukcji władzy piramidalnej, która uprzywilejowuje jednoosobowe zarządzanie. Jedyną słuszną władzą w Kościele musi być władza miłości i służby, na wzór Pana”5.

Możemy się zastanawiać, czy mamy tu do czynienia z herezją, czy też po prostu z pustosłowiem, którego nie potrafimy bliżej sklasyfikować. Heretyk w istocie wciąż w coś „wierzy” i wciąż może mieć jakieś pojęcie o Kościele, nawet jeśli jest ono wypaczone. Tu jednak mamy do czynienia z ideą Kościoła, który byłby nie tylko niespójny, ale również – by posłużyć się współczesnym określeniem – „płynny”. Proponuje się Kościół bez doktryny, bez dogmatów, bez wiary, Kościół, w którym nie jest już potrzebna żadna władza do nauczania czegokolwiek. Wszystko rozpływa się w duchu „miłości i służby”, choć nikt nie wie, co to w istocie oznacza – o ile faktycznie coś oznacza – oraz do czego zmierza.

Wspomniał Ksiądz również o drugim szczególnie niebezpiecznym fragmencie.

Zgadza się. Jest też drugi ustęp, który wydaje mi się wyrażać ducha całego tekstu, a równocześnie prawdziwą atmosferę tych kilku ostatnich lat pontyfikatu papieża Franciszka: „Świat potrzebuje «Kościoła wychodzącego», który odrzuca podział na wierzących i niewierzących, który zwraca się ku ludzkości i oferuje jej, zamiast doktryny czy strategii, doświadczenie zbawienia, «przepełnienie darem», który odpowiada na wołanie ludzkości i przyrody”6. Jestem przekonany że ten krótki fragment posiada znacznie głębszy sens i znaczenie, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.

Odrzucanie podziału na wierzących i niewierzących jest z pewnością szaleństwem, choć w obecnym kontekście należy to uznać za logiczne. Jeśli wiara nie jest już rzeczywistością autentycznie nadprzyrodzoną, wówczas zmieniają się sama racja bytu oraz misja Kościoła, ustanowionego, aby tę wiarę zachowywał i głosił. Jeśli bowiem wiara jest tylko jednym z wielu doświadczeń, jak można przedstawiać ją jako lepszą i twierdzić, że powinna być powszechnie przyjmowana? Po prostu uczucie-doświadczenie nie może odpowiadać prawdzie absolutnej – posiada jedynie wartość opinii, która nie może być już prawdą w tradycyjnym sensie tego słowa. Logicznie prowadzi nas to do odrzucenia podziału na wierzących i niewierzących. Pozostaje jedynie ludzkość, z jej oczekiwaniami, opiniami i pragnieniami; ludzkość, która jako taka nie rości sobie prawa do niczego nadprzyrodzonego.

Zatem Kościół oferuje ludzkości nauczanie, które nie odpowiada już przekazowi transcendentnego Objawienia. Kościół ogranicza się do proponowania okrojonej i pozbawionej elementów nadprzyrodzonych „ewangelii”, która staje się księgą refleksji i pocieszenia, dopasowaną do wszystkich bez żadnej różnicy. W tej perspektywie rozumiemy, jak nowa teologia i nowa moralność ekologiczna, przedstawione w Laudato si’, są oferowane ludzkości, która nie potrzebuje już nawrócenia i w której nie ma już podziału na wierzących i niewierzących.

Środki masowego przekazu podkreślają zwłaszcza uwagę, jaką synod poświęca związkom osób tej samej płci. Jak Ksiądz postrzega ten problem?

Nie ulega wątpliwości, że ogólnoświatowa presja w tej sprawie przekłada się na proces synodalny. Wywiera się presję, żeby Kościół stał się bardziej otwarty na tych ludzi i wrażliwy na ich potrzeby uczuciowe, zwłaszcza po tym, jak otwarto dla nich drzwi poprzez ogłoszenie adhortacji Amoris laetitia. Jest to jedna ze spraw, co do których oczekiwania są największe. Z jednej strony możemy odnieść wrażenie, że władze Kościoła potwierdzają niemożliwość błogosławienia takich par – np. odpowiedź Kongregacji Nauki Wiary z marca 2021 r.; natomiast z drugiej strony obserwujemy przypadki udzielania im błogosławieństwa – przy czym niekiedy przychodzą one do kościoła, aby otrzymać błogosławieństwo po zawarciu świeckiego związku w ratuszu.

Kilka miesięcy temu biskupi flamandzcy opublikowali nawet oficjalny obrzęd błogosławieństwa takich par; do tej pory Watykan nie zareagował na tę inicjatywę. Według biskupa Antwerpii Ojciec Święty wiedział o tym, jednak postanowił nie podejmować żadnych kroków. Poważne i jawnie rewolucyjne zmiany w tej kwestii postulują również biskupi niemieccy. Wszystko to w nieunikniony sposób wywołuje reakcje niektórych biskupów oraz wiernych. Wielu innych ogranicza się jednak do biernej obserwacji.

W ten sposób powstaje pewna dialektyka, pewne zamieszanie – zarówno w tej dziedzinie, jak i w wielu innych – które powodują, że wszyscy w naturalny sposób oczekują na wypowiedź kompetentnej władzy… Władza ta może – gdy dane kroki wydają się jej zbyt pochopne – wyhamowywać takie inicjatywy; jednak może też zaaprobować je i pozwolić, aby sprawy potoczyły się własnym biegiem, aż ostatecznie będzie można mówić o lokalnych „tradycjach” i zwyczajach. Niekiedy tradycyjna doktryna Kościoła jest potwierdzana, a nawet określana jako niezmienna, co dodaje otuchy konserwatystom. Równocześnie w innych przypadkach władza powołuje się na potrzeby duszpasterskie, stosując „cudowne” miłosierdzie, które godzi rzeczy nie do pogodzenia. W ten sposób tradycyjne zasady moralne, tak jak i wiara, stają się opcjonalnymi opiniami. Jest to typowe dla władzy, która nie opiera się już na transcendentnych zasadach, ale wykazuje wrażliwość na oczekiwania chwili – i jest zdecydowana je spełnić, kierując się względami czysto pragmatycznymi.

Należy jednak zrozumieć, że to wszystko nie skończy się w jakimś konkretnym momencie. Taki sposób sprawowania władzy przypomina mechanizm funkcjonowania współczesnych demokracji: coś, czego nie można zaaprobować dziś, zostanie zaaprobowane jutro, kiedy za sprawą tej samej dialektyki i pod wpływem nowych nacisków i precedensów sytuacja do tego dojrzeje, a umysły ludzi zostaną stosownie przygotowane. Jest to krótki opis mechanizmu uruchamianego przez synodalność – i pokazuje, dlaczego mamy tu do czynienia z najdoskonalszym przykładem modernizmu.

Ogłoszony niedawno reskrypt papieża Franciszka potwierdził, że każdy nowy kapłan pragnący odprawiać Mszę trydencką musi uzyskać stosowne pozwolenie Stolicy Apostolskiej. Ponadto, żeby móc odprawiać tradycyjną Mszę św. w kościele parafialnym, również należy uzyskać jej zgodę. Jak Ksiądz ocenia te decyzje?

Myślę, że nie trzeba być szczególnie doświadczonym ekspertem, aby dostrzec wyraźną chęć wyrugowania tradycyjnej Mszy św. Wspomniany reskrypt, opublikowany w lutym 2023 r., podobnie jak list apostolski Desiderio desideravi z czerwca 2022 r., mają na celu maksymalne ograniczenie posługiwania się tradycyjnym mszałem, a także odstraszenie wszystkich, którzy pragnęliby go używać. W takich okolicznościach trudno mi sobie wyobrazić, aby jakikolwiek młody kapłan miał odwagę prosić Stolicę Apostolską o zgodę na odprawianie Mszy trydenckiej. Czy nam się to podoba, czy też nie, od czasu motu proprio Traditionis custodes ta Msza została w Kościele praktycznie zakazana. Jak ostatnio przypomniał nam kard. Roche, wraz z soborem „zmieniła się teologia Kościoła”7, a w konsekwencji także jego liturgia, gdyż stanowi ona wyraz tej teologii.

W tej sytuacji różne wspólnoty Ecclesia Dei odczuwają zaniepokojenie oraz niepewność co do swej przyszłości. Słyszy się, że niebawem ma zostać ogłoszony nowy dokument papieski dotyczący właśnie ich. Co mógłby nam Ksiądz powiedzieć na ten temat?

Nic nie wiem na temat takiego dokumentu. Myślę jednak, że nie można przeżywać swego kapłaństwa w sposób satysfakcjonujący godząc się z tym, iż nad naszą głową nieustannie wisi miecz Damoklesa. Nie można też żyć w pokoju, ciągle zajmując się wszelkiego rodzaju pogłoskami. Kapłan powinien żyć zjednoczony ze swoją Mszą, nie musząc zastanawiać się, czy jutro jego przełożeni pozwolą mu ją odprawiać. Ma troszczyć się przede wszystkim o dzielenie się z innymi duszami tym wielkim skarbem, bez nieustannej obawy, że sam zostanie go pozbawiony, czy też żyjąc nadzieją na cud, który pozwoli mu wybrnąć z obecnej, niepewnej sytuacji. Naprawdę nie sądzę, żeby Boża opatrzność pragnęła tego rodzaju sytuacji.

Ponadto – niestety – członkowie tych instytutów, podobnie jak wielu innych księży, którzy pragną odprawiać Mszę w tradycyjnym rycie, żyją w takim strachu, że są zmuszeni zachowywać milczenie na temat bieżących wydarzeń z życia Kościoła. Bardzo dobrze wiedzą, że w dniu, w którym zaczęliby wyrażać zastrzeżenia wobec tego, co dziś dzieje się w Kościele, na ich karki mógłby spaść miecz Damoklesa – a kard. Roche gotów jest im w każdej chwili o tym przypomnieć! Mówię to z całą miłością: ta sytuacja rodzi permanentną dychotomię między sferą liturgii a sferą doktryny, co stwarza niebezpieczeństwo, że ci kapłani będą żyć w zakłamaniu, które ich nieuchronnie sparaliżuje, gdy staną wobec konieczności publicznego wyznania swej wiary. Właśnie z tego powodu, zwłaszcza w pewnych krajach, reakcję przeciwko szaleństwu drogi synodalnej można zaobserwować – paradoksalnie – raczej w środowiskach nieprzywiązanych do tradycyjnego mszału.

A jak Ksiądz widzi przyszłość Bractwa św. Piusa X?

Widzę ją po prostu jako wierną kontynuację tego, co czyniło ono do tej pory. Bractwo musi zajmować się bieżącymi sprawami Kościoła, nie przywiązując wagi do pogłosek o tym, co taki a taki kardynał powiedział w zaufaniu takiemu a takiemu seminarzyście, co mogłoby się wydarzyć w Kościele czy też nawet co mogłoby spotkać nas… Musimy żyć ponad tym wszystkim.

Dla dobra Kościoła katolickiego Bractwo musi zachować i zapewniać swoim kapłanom oraz wiernym możliwość sprawowania tradycyjnej liturgii oraz uczestnictwa w niej. Równocześnie w dalszym ciągu musi strzec tradycyjnej teologii katolickiej, która tej liturgii towarzyszy i która ją podtrzymuje. Nikt, kto wciąż jeszcze posiada sensum catholicum, nie może wyrzec się tej doktryny. Parafrazując kard. Roche’a, wprowadzona przez sobór zmiana w doktrynie stanowiła w istocie inspirację dla nowej Mszy! Mamy obowiązek dochować wierności zarówno Mszy, jak i doktrynie katolickiej, równocześnie zachowując pełną swobodę do przeciwstawiania się błędom oraz tym, którzy ich nauczają. Ostatecznie, jeśli liturgia jest z definicji publiczna, to również wyznawanie wyrażanej przez nią wiary ma charakter publiczny.

Dziś bardziej niż kiedykolwiek musimy być świadomi, że tradycyjna liturgia w Kościele katolickim ma również związek z moralnością, której zasad nie mamy prawa zmieniać. Wszechmogący Bóg w centrum naszej religii umieścił krzyż oraz prawdziwą ofiarę. Nikt nie może osiągnąć zbawienia bez krzyża i bez tej ofiary. Nikt nie może osiągnąć zbawienia akceptując, w imię fałszywej miłości i fałszywie rozumianego miłosierdzia, wszelkiego rodzaju zgorszenia. Zbawienie daje tylko jeden rodzaj miłości – ponieważ istnieje tylko jedna prawdziwa miłość, która oczyszcza: miłość krzyża, miłość odkupienia, miłość okazana nam oraz przekazana przez Chrystusa Pana, a którą On nazwał caritas. Ta miłość nie może jednak istnieć bez wiary ani bez tych, którzy jej nauczają.

Wywiad z przełożonym generalnym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, ks. Dawidem Pagliaranim FSSPX, przeprowadzony przez FSSPX.Actualités w Menzingen 5 maja 2023 r., w uroczystość św. Piusa V.

Źródło

Przypisy

  • 1 Proces synodalny rozpoczął się bezpośrednio po II Soborze Watykańskim, od czasu którego odbyło się ponad tysiąc synodów diecezjalnych – często z udziałem świeckich, co stanowi całkowitą nowość. Papież Franciszek precyzował koncepcję synodalności od początku swego pontyfikatu: najpierw poprzez interpretację sensus fidei oraz pobożności ludowej jako źródła Objawienia (por. Evangelii gaudium, par. 119–120), a następnie poruszając kwestię synodalności bardziej otwarcie w swojej Mowie z okazji 50 rocznicy utworzenia synodu biskupów (17 października 2015). Na tej podstawie Międzynarodowa Komisja Teologiczna zredagowała tekst Synodalność w życiu i misji Kościoła, przedstawiający podstawy teoretyczne procesu, którego świadkami jesteśmy obecnie.
    Synod o synodalności można więc postrzegać jako praktyczne zastosowanie, w skali całego Kościoła, idei głoszonych i rozwijanych w trakcie obecnego pontyfikatu, a które stanowiły punkt wyjścia dla wielu eksperymentów podejmowanych od czasu Vaticanum II.
  • 2 Cytat z Iz 54, 2 – przyp. red.
  • 3 Zorganizowano siedem oddzielnych grup kontynentalnych, osobno dla obu Ameryk oraz dla Bliskiego Wschodu.
  • 4 Rozszerz przestrzeń twego namiotu, par. 13. Wszystkie cytaty za: https://www.diecezja.kielce.pl/sites/default/files/etap_kontynentalny.pdfprzyp. tłum.
  • 5 Ibidem, par. 57.
  • 6 Ibidem, par. 42.
  • 7 Kard. Roche powiedział, że „teologia Kościoła zmieniła się. Wcześniej kapłan, oddalony od wiernych, reprezentował ich wszystkich. Byli oni niejako kierowani przez tego, który jako jedyny odprawiał Mszę św. [Dziś jednak] liturgię sprawuje nie tylko kapłan, ale razem z nim także ci, którzy są ochrzczeni. I ta konstatacja jest wręcz przełomowa” (audycja w BBC Radio 4, 19 marca 2023).

Watykan dzisiaj – a zetknięcie się z Jezusem „najpierw dla Żyda, potem dla Greka”

Watykan dzisiaj – a zetknięcie się z Jezusem „najpierw dla Żyda, potem dla Greka”

3 mar 2016 Posted by Sacerdos Hyacinthus

O. Benedykt J. Huculak*

WATYKAN DZISIAJ

Nawet dla osób nawykłych do częstego gradu w postaci coraz to nowych wytworów myśli katolicko-reformowanej, która pieczętuje się – często na wyrost – Soborem Watykańskim II, wstrząsem stał się niedawny dokument Watykanu o wyłączeniu żydów[1] spośród tych środowisk, ludów i narodów, do których Kościół będzie kierował nauczanie Chrystusa[2]. Ma to wynikać głównie stąd, że oni rzekomo są „nosicielami Słowa Bożego”[3], lecz gdyby tak było, to komu – według Kurii – potrzebne byłoby przyjście Jezusa? Czy nie wystarczyłaby droga Chazarów, owego ludu i państwa nad Morzem Czarnym, które w wieku IX przyjęło judaizm? Wstrząs wynika stąd, że reformowanie[4], które dotąd – przy pewnym wysiłku – można było postrzegać jako przejściowe gorączkowanie w postaci herezji materialnej, czyli nieświadomego błądzenia w wierze[5], w danym oświadczeniu przekroczyło granice herezji formalnej; a to już pociąga skutki ciężkie, i to zarówno dla chrześcijan świeckich, jak i duchownych, także dla biskupa.
…….Już „krewni Jezusa” przyszli Go odciągnąć od nauczania w imię jakiejś poprawności potocznej, wręcz „zabrać Go”, mówiąc, że „odszedł od zmysłów” (Mk 3, 21). Dzisiaj Watykan zwraca się ku prawomyślności tego świata, którym od wieku XVIII – naznaczonego buntem Ameryki i przewrotem we Francji – kieruje gwiazda ludu (am) Dawida[6]. Wokół niej zaś od lat trzystu pośród narodów (gojím) posłusznie krąży pięcioramienna gwiazda masonów, której zgodną odmianą jest czerwony znak socjalistów. Sprawa jest groźna, bo stanęła na granicy, o której rzekł Pan, jedyny Ješuah – Zbawiciel (Jezus)[7]: „Do każdego, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie; lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10, 32-33). Także jednak na ziemi rzecz mocą prawa Kościoła miewa skutki ciężkie.
.
.
…….PAWEŁ

Dokument Watykanu wstępnie zaskakuje tym, że powołuje się na krótkie i ogólne, a z kontekstu wyjęte, powiedzenie Pawła[8], owego Szawła z Tarsu, który był nie tylko rodowitym Żydem z pokolenia Beniamina, lecz niegdyś także gorliwym faryzeuszem, a nawet zaciekłym oraz urzędowym inkwizytorem i prześladowcą chrześcijan. Otóż według tegoż pisma chwalebny Jezus nie miałby prawa nawrócić go u bram Damaszku, a jeśli już do tego doszło, to stałoby się coś niestosownego, wysoce niepożądanego. Pośrednio wskazuje się na Chrystusa jako na kogoś, kto narobił niepotrzebnego kłopotu. W tym względzie jednak bardzo jednoznaczny jest Nowy Testament, a w nim św. Paweł, który z naciskiem stwierdza: „Jeśli usprawiedliwienie dokonuje się przez prawo [Mojżesza], to Chrystus dôreán apéthanen – umarł na darmo” (Gal 2, 21).
…….Religia więc żydów, odrzucających Jezusa, nie jest i nie może być równoległą drogą do zbawienia, jak to zostało jasno wyłożone przez Kurię wcześniej, w składzie innego pokroju[9]. Także męczennicy krwią wyznawali nie tylko to, że On był Bogiem – więc dla Greków i Rzymian bezpieczne mniemanie, jakoby był jednym z bogów Panteonu –, lecz głównie prawdę o tym, że jest On zbawicielem jedynym. Otóż samej wysokiej radzie Żydów z arcykapłanami na czele jasno oświadczył apostoł Piotr: Poza „Jezusem Chrystusem Nazarejczykiem, którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg [Ojciec] wskrzesił z martwych […] nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano pod niebem żadnego innego imienia, przez które my [Żydzi] powinnibyśmy zostać zbawieni (deí sôthếnai hêmás)” (Dz 4, 10. 12). W tej samej sprawie później rodacy ze strony Pawła przeczytali słowa: „Mamy więc, bracia, pewność, że wejdziemy do miejsca świętego [w niebie] przez krew Jezusa. On nam [Żydom] zapoczątkował drogę nową i żywą, przez zasłonę, to jest przez ciało swoje […] Przystąpmy z sercem prawym, z wiarą czystą… obmyci na ciele czystą wodą [chrztu]” (Hbr 10, 19-22).
…….Kuria Rzymska zasłania się ogólnym i skądinąd oczywistym powiedzeniem Pawła, że „Bóg nie żałuje [swych] darów łaski i wezwania”[10]. Słowa te zostały tu wyjęte z kontekstu jego rozważań o dziejach Izraela, który w końcu jednak przyjmie Pana Jezusa Chrystusa (Rz 11, 25-26). Niniejszą część Listu do Rzymian umieszczono w tle soborowego oświadczenia „Nostra aetate”, skierowanego do wyznawców religiach niechrześcijańskich, w jego części dotyczącej żydów. Dane powiedzenie Pawła jest tam przytoczone, lecz Soborowi nie tylko daleko było do tego, co z nimi zrobił ostatnio Watykan, ale w tymże piśmie Sobór nawet podkreślił konieczność głoszenia ewangelii wszystkim, a zwłaszcza muzułmanom i żydom, gdy rzekł: „Kościół katolicki […] głosi i jest zobowiązany (tenetur) nieustannie głosić Chrystusa, który jest, ‹drogą i prawdą, i życiem› (J 14, 6), w którym ludzie znajdują pełnię życia religijnego i w którym Bóg wszystko [więc również żydów] ze sobą pojednał”[11]. – Należy to podkreślić, bo Kuria chciała sprawić żydom miłą niespodziankę w pięćdziesięciolecie pisma „Nostra aetate”. Okazuje się jednak, że usiłowała to uczynić za wszelką cenę, i to nie tylko wbrew tamtemu oświadczeniu Soboru, lecz także stronniczo nadużywając słów Pawła, a co najważniejsze – wbrew samemu Chrystusowi Panu.
…….Prawdziwa myśl Pawła jest jasno zarysowana już na tej samej stronicy jego Listu do Rzymian, gdzie pisze on, że wrogość Żydów względem Jezusa jest tymczasowa, a tajemniczo przez Boga dopuszczona po to, „aby i [oni] sami teraz dostąpili miłosierdzia” (Rz 11, 31) dokładnie tak samo, jak tymczasem narody „z powodu ich nieposłuszeństwa dostąpiły miłosierdzia” (30) drogą chrzcielnego włączenia w tajemnicę Chrystusa. „Zatwardziałość – pisze Paweł – dotknęła część Izraela aż do czasu, gdy wejdzie [do Kościoła] pełnia narodów; i tak cały Izrael zostanie zbawiony” (25-26) w Kościele Chrystusa. „Jeżeli zaś ich [Żydów] upadek przyniósł bogactwo światu, a ich [nawróconych] mała liczba – wzbogacenie narodom, to o ileż więcej przyniesie ich zebranie w całości” (12) wokół Pana Jezusa. To zaś nastąpi także dlatego, że z woli Chrystusa przed końcem tego świata „ewangelia musi być głoszona wszystkim narodom”[12], przeto również Żydom, a nawet „najpierw Żydowi, a potem Grekowi”[13], czyli synowi jakiegoś narodu wewnątrz Cesarstwa, gdzie mowa grecka była używana wszędzie. „Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem, ponieważ ten sam jest Pan wszystkich” (Rz 10, 12), a „Ten [Jezus] jest ustanowiony na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34).
…….Przede wszystkim zaś, jeśli Żydzi – także według Pawła – mają przyjść do Jezusa, to nasuwa się pytanie, na które on jasno odpowiedział w sąsiednim miejscu tegoż Listu do Rzymian: „Jak mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jak mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? […] Przeto wiara ex akoếs – z usłyszenia [pochodzi], a usłyszenie [dokonuje się] przez słowo Chrystusa” (Rz 10, 14-17). Według Pawła więc Żydom koniecznie trzeba kêrýssein – ogłaszać Dobrą Nowinę Jezusa. Oświadcza on: „Ja nie wstydzę się ewangelii. Jest ona bowiem mocą Boga ku zbawieniu dla każdego wierzącego, Ioudaíô te prốton – najpierw dla Żyda, potem dla Greka” (1, 16). Paweł nie tylko był tego pewien, lecz również tak czynił, wszędzie – począwszy od Damaszku i Antiochii poprzez Efez i Korynt aż do Rzymu – kierując swoje kroki i słowo najpierw do Żydów, wbrew temu, czego chciałaby obecna Kuria.
…….Jej wymysł nie pomieściłby się w głowie nawet owym ioudaizóntes – żydującym przeciwnikom, a nawet wrogom Pawła, dla których prawo Mojżesza było częścią całości zbawczej, należącej jednak do Chrystusa. Nawet ci ludzie – których Paweł nie waha się nazwać „fałszywymi apostołami, podstępnymi działaczami, udającymi apostołów Chrystusa”, a nawet „sługami jego [szatana]” (2 Kor 11, 13-15) – z obrzydzeniem odrzuciliby twierdzenie, jakoby do zbawienia wystarczył Mojżesz, więc religia żydowska byłaby względem chrześcijaństwa jakąś drogą równoległą do zbawienia. Coś takiego więc nikomu nie mogło nawet przyjść do głowy, natomiast ów żydujący pogląd o przyjęciu prawa jako warunku dojścia do Chrystusa, został na szczeblu najwyższym odrzucony przez samych apostołów na Soborze Jerozolimskim w roku 49 (Dz 15, 1-33).
…….Zasadniczo tej sprawie św. Paweł poświęcił swe listy do Rzymian i do Galatów, gdzie z naciskiem rzekł: „Jeżeli zbawienie dokonuje się przez prawo [Mojżesza], to Chrystus umarł na darmo” (Gal 2, 21). W przekonaniu Pawła – wbrew temu, co usiłuje mu podsunąć Kuria – całe dzieje Izraela zmierzały ku Jezusowi i w Nim miały znaleźć wypełnienie (Mt 5, 17): „Nasi ojcowie – pisze on – wszyscy byli pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze i wszyscy w [imię] Mojżesza zostali zanurzeni w obłoku i w morzu; wszyscy też jedli ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili bowiem z towarzyszącej im skały duchowej; a tą skałą był Chrystus” (1 Kor 10, 1-4). Owo kluczowe Pawła zdanie warunkowe: „Jeżeli usprawiedliwienie – przez prawo…”, w domniemanym trybie nierzeczywistości działające jako ‘dowód nie wprost’, jest doniosłe tak samo, a zasadniczo jest nawet tożsame z tym jego zdaniem także warunkowym: „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, to daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach […] Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli” (15, 17. 20).
.
.
…….JEZUS

Od jasnej postawy Pawła daleko ważniejsze jest nauczanie i dzieło Chrystusa, których zresztą odzwierciedleniem były starania Jego ucznia z Tarsu, owego Żyda, a nawet faryzeusza przezeń nawróconego u bram Damaszku. Jezus Nazarejczyk[14] wychował się, wzrastał i pracował, a potem głosił naukę w zielonej, kwitnącej rolnictwem północnej części Palestyny, zwanej Galil hag-gojím – Galileą narodów[15], odróżnianych od jedynego ludu (am), którym miał być Izrael. Wynikało to stąd, że już w VIII wieku podbił ją król Asyrii, który Żydów uprowadził w głąb swojego kraju, by tam osiedlić Asyryjczyków; a później – po Aleksandrze Wielkim – napłynęli tam Grecy. Królowej judzkiej Aleksandrze około roku 70 przed Chr. tylko w małej mierze udało się zmusić Galilejczyków do religii żydowskiej, skąd w oczach Judejczyków oni nadal pozostali narodem osobnym[16]. Zachowali odmienną kulturę syryjską, opartą o najstarszy i wielki dorobek sumeryjsko-babiloński, także w dziedzinie piśmiennictwa, prawa i religii. Wyróżniali się też osobliwą, bliższą klasycznej, wymową języka aramejskiego (Mt 26, 73), którym wówczas mówiono w Palestynie i na Bliskim Wschodzie[17]. – Jezusa, syna Maryi z „miasta w Galilei, zwanego Nazaret” (Łk 1, 26), powszechnie uznawano za Galilejczyka; Jego uczniów – także[18]. Nie bez związku z ową kulturą wysoką, wolną od usposobienia nazbyt prawniczego, pozostają wielekroć powtórzone słowa Zbawiciela: „Słyszeliście, że powiedziano [według prawa Mojżesza]… Ja natomiast mówię wam…”[19].
…….Dla każdej osoby, „najpierw dla Żyda, potem dla Greka” zetknięcie się z Jezusem jest rozstrzygające, bo wymaga zajęcia postawy, której treść ma skutki na wieczność. On jest probierzem, gdyż „ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”[20]. On „jest ustanowiony na upadek i powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34). „On jest – rzecze Piotr – kamieniem, odrzuconym hyph’hymốn – przez was [Żydzi] budują­cych: tym, który stał się głowicą węgła” (Dz 4, 11). „Wam zatem, co [w Niego] wierzycie [niech będzie] cześć, natomiast niewierzącym tenże kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się… kamieniem potknięcia się i skałą obrazy” (1 P 2, 7-8). Niniejsze słowa Piotra i Pawła tylko rozwijają to, co rzekł sam Pan Jezus na krótko przed męką: „Każdy, kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go” (Łk 20, 18).
…….Według rozporządzenia Boga głoszenie ewangelii, podczas gdy Syn Boży chodził po tej ziemi, miało dokonywać się w Palestynie i skupiać się wyłącznie na Żydach. On nie tylko o sobie rzekł: „Jestem posłany [osobiście] tylko do owiec, które poginęły oíkou Israếl – z domu Izraela” (Mt 15, 24) – choć poszedł w okolice fenickiego Tyru i Sydonu, a także do greckiego Dziesięciogrodu (Dekápolis) –, lecz zakazał też uczniom: „Nie idźcie do narodów i nie wstępujcie do żadnego miasta Samarytan. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela” (10,5-6). Czyż te słowa nie są wprost przeciwne temu, co wyznacza Watykan? Ich moc w tym względzie nie zmniejsza się na tle tego, co Jezus oświadczył uczniom po swym zmartwychwstaniu, gdy oświecił uczniów, „aby rozumieli Pisma” (Łk 24, 45), czyli Biblię Żydów, i rzekł im: „Tak jest napisane [tam]: Mesjasz (ton Christón) będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie. W Jego imię będzie głoszone nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, [lecz] począwszy od Jerozolimy” (46-47). Dzieło to mieli zacząć po zesłaniu Ducha Świętego, a Jezus przed wniebowstąpie­niem, bezkreśnie rozszerzając ich pole działania, powtórzył im: „Będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii [czyli w Izraelu], i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8).
…….Wówczas to uczniom nakazał: „Pójdźcie na cały świat i ogłoście (kêrýxate) ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, ten będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15-16). Innej możliwości nie ma „ani dla Żyda ani dla Greka”, czyli dla nikogo. Praca więc apostołów oraz ich następców miała wyrastać niezmiernie ponad proste zachęcanie do czegoś wartościowego obok innych rzeczy podobnie dobrych i pięknych, gdyż miała ona być kếrygma – ogłoszeniem tego, co do zbawienia jest konieczne potrzebne, czyli przylgnięcia do Jezusa, czego uwieńczeniem jest chrzest. Dlatego to już w dzień Pięćdziesiątnicy, gdy Żydzi w Jerozolimie wysłuchawszy pierwszego kazania Piotra, „przejęci do głębi serca” zapytali, co mają czynić, on rzekł im: „Nawróćcie się i niech każdy z was zostanie ochrzczony w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie w darze Ducha Świętego […] Ratujcie się spośród tego przewrotnego plemienia!” (Dz 2, 37-40).
…….Znamienne jest, że Pan Jezus nakazał nie tylko podtrzymywanie działania ciągłego, jakby liniowego w postaci ‘głoście (kêrýssete)’, lecz dokonanie czynności jakby punktowej, gdy rzekł: „ogłoście ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15), czemu zresztą doskonale odpowiada zapis Mateusza: „Pójdźcie więc i nauczcie (mathêtéusate) wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, [i] ucząc je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (28, 19). – Ostatnio jednak najlepsi katolicy, którzy według woli Pana starają się „zachowywać wszystko”, nie szczędząc wysiłków, a nawet ofiar, oni – zwłaszcza w okresie niedawnego synodu i po nim – ze strony Kurii bywają piętnowani jako rzekomi faryzeusze, ludzie niemiłosierni, zapatrzeni w literę, bałwochwalcy, buntownicy, a nawet jako fundamentaliści podobni do bojowników państwa islamskiego. Cóż to jednak jest wobec tych potwarzy, które zniósł Pan Jezus, zwłaszcza od arcykapłanów i rady żydowskiej?
…….Według obecnej Kurii powodem wyłączenia żydów spośród tych, do których będzie kierowana nauka Chrystusa, ma być głównie to, że oni rzekomo są „nosicielami Słowa Bożego”[21], a przecież sam Jezus tuż po zmartwychwstaniu „zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im [uczniom], co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24, 27). Później zaś rzekł: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi wypełnić się wszystko, co jest o Mnie napisane w prawie Mojżesza, u proroków i w psalmach” (44).
…….Wcześniej natomiast oświadczył, że nie przyszedł znieść prawa czy proroków, „lecz wypełnić [je]” (Mt 5, 17), uwagę skupiając na ich korzeniu, a także na zwieńczeniu, którym jest dwoiste prawo miłości, a przede wszystkim to, że jedyny Bóg istnieje w trójcy Osób i że On sam, Jezus, jest odwiecznym Synem Bożym, który w „pełni czasu”[22] przyjął naturę ludzką w łonie Maryi Panny[23]. Jest On więc „Tym, który [ostatecznie] wyznacza treść wiary (ho tês písteôs archêgós)”, przeto ją „wydoskonala” (Hbr 12, 2), doprowadzając do odwiecznie zamierzonego stanu pełnego Słowa Bożego. O tym w kręgu Pawła napisano, że „wielekroć i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna…, który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty” (Hbr 1, 1-3). Głównie w tym odniesieniu rzekł On: „Oto czynię wszystko nowe… Ja jestem Alfą i Omegą, początkiem i końcem” (Ap 21, 5-6).
…….On więc jest koniecznym szczytem i zwornikiem całego łuku biblijnego, a tegoż pełnego Słowa nosicielami nie mogą być żydzi, którym już na początku rzekł Piotr z Galilei: „Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg [Ojciec] potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami… przybiliście rękami nieprawych do krzyża i zabiliście […] Zaparliście się Go przed obliczem Piłata, gdy ten postanowił uwolnić [Go]… Zabiliście dawcę życia, lecz Bóg Go wskrzesił z martwych”[24]. Ich ziomek zaś Paweł z rodu Beniamina w liście, który jest najstarszą częścią Nowego Testamentu, pisze: „Bracia, wy staliście się naśladowcami Kościołów Boga, które są w Judei w Chrystusie Jezusie, gdyż to samo, co one od Żydów, wycierpieliście także wy od własnych współziomków. Żydzi zabili Pana Jezusa i proroków; i nas prześladowali, a nie podobają się Bogu i wrodzy są wszystkim ludziom. Zabraniają nam przemówić do narodów, [co jednak czynimy] aby ci zostali zbawieni; a tak dopełniają miary swoich grzechów. Na koniec jednak pośpieszył przeciw nim gniew [Boga]” (1 Tes 2, 14-16).
…….Gdy Pan Jezus, na oślęciu jadąc ku stolicy Żydów, „zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli […] Niektórzy jednak faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: ‹Nauczycielu, zabroń tego uczniom swoim›. Odrzekł: ‹Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, to kamienie wołać będą›” (Łk 19, 37-40). Obecna Kuria natomiast nie tylko zamilkła, lecz – dołączając do tamtych faryzeuszy – domaga się milczenia od uczniów Jezusa. Kościół Katolicki jednak nie przestanie śpiewać owej pięknej antyfony: Pueri Hebraeorum, portantes ramos olivarum – Hebrajskie pacholęta, niosąc gałązki oliwne, wybiegły naprzeciw Pana, śpiewając radośnie Mu: ‹Hosanna na wysokości!›[25]. Wcześniej zaś Jezus oświadczył Żydom w Jerozolimie: „Abraham, ojciec wasz, rozradował się stąd, że ujrzał mój dzień: ujrzał [go] i ucieszył się” (J 8, 56).
.
.
…….KURIA

Okoliczności wskazane wyżej wskazują na to, że watykańskie oświadczenie w sprawie żydów – w którego tle widnieje obraz jakiegoś Kościoła zbytecznego, nikomu w istocie niekoniecznego, a nie prawdziwy Kościół „jeden, święty, powszechny (katholikế) i apostolski”[26] – nie tylko przekroczyło granice herezji formalnej, lecz nawet zbliżyło się do odstępstwa od wiary katolickiej, co z grecka bywa zwane apostazją. Kuria rzymska, z kongregacjami i podległymi urzędami, jest osobistym narzędziem papieża, działającym jako jego alter ego, czyli przedstawiciel jego osoby. Żadne więc działanie Kurii, a już zupełnie żaden jej dokument, nie jest głosem samej Kurii, lecz jest odbierany jako pochodzący ze strony papieża. Stąd wynika ogromna odpowiedzialność urzędów watykańskich, a beztroskie obchodzenie się z nauką i zwyczajem apostolskim, do których należy powszechna konieczność wiary oraz chrztu, to droga prowadząca do skutków najgorszych. Taka beztroska urzędów może wynikać ze zwodniczego poczucia, że nic im nie grozi, bo za nimi stoi papież, który może wszystko, a także z mniemania, jakoby papież był wyrocznią prawdy.
…….Zapominają jednak, że papież nie jest jakimś bogiem, lecz tylko biskupem, a jako biskupowi Rzymu przysługuje mu szczególne stanowisko w Kościele. Metropolitą Lacjum, prymasem Włoch, patriarchą Zachodu – jednym z pięciu starożytnych[27] – i pasterzem całego Kościoła staje się on ze względu na to, że został biskupem Rzymu. Owo stanowisko, ów zakres władzy jest nadbudową jego tożsamości biskupiej, sprawowanej w Rzymie. Jako następca Piotra, bywa nieomylny w okolicznościach ściśle określonych, czyli tylko wówczas, gdy jako pasterz całego Kościoła – ponad patriarchami i obrządkami – sprawuje nauczanie uroczyste. Ostatnim razem miało to miejsce w roku 1950 przy ogłoszeniu dogmatu o wniebowzięciu Maryi. Oczywiście nie jest to żadna twórczość, lecz tylko stwierdzenie, że dana treść – jak roślina w ziarnie skryta pod ziemią, a potem kiełkująca i rozwijająca się – zawsze należała do skarbca Objawienia, którego źródłami są Pismo i Tradycja, a głównie ta druga, bo jest o wiele starsza i tylko według niej ustalono wykaz ksiąg biblijnych.
…….Narzędziem zaś przekazywania treści Objawienia jest według woli Chrystusa żywe słowo apostołów oraz ich następców, którymi są biskupi; a jest ono nieomylne wtedy i tylko wówczas, gdy oni – w łączności z następcą Piotra – sprawują nauczanie uroczyste na soborze powszechnym albo gdy rozproszeni po całym świecie sprawują nauczanie zwyczajne, które musi być całkowicie zgodne, czyli powszechne, i to nie tylko w przestrzeni – kiedy to w danym okresie biskupi wyrażaliby jakieś twierdzenie –, lecz także w czasie, czyli w zgodzie z nauczaniem poprzednich pokoleń biskupów aż do apostołów. Na tym tle o czym świadczy wypowiedź kard. L. J. Suenensa, że Sobór Watykański II był rewolucją francuską w Kościele, lub podobne słowa o. Y. Congara OP, że był on bezkrwawo przeprowadzoną rewolucją październikową?
…….Na co dzień więc papież nie jest nieomylny i jak każdy inny biskup święcenia wprawdzie ma nieutracalne, lecz nie jest wykluczona utrata jego władzy w diecezji, a z nią – całej nadbudowy, i to nawet niekoniecznie drogą postępowania w sądzie, lecz samoczynnie, mocą samego prawa. Stwierdzają to na przestrzeni wieków niektórzy papieże, lecz także znamienici teologowie i prawnicy, z których wielu Kościół ogłosił świętymi[28]. Powody takiej utraty, skądinąd oczywiste, wyszczególnia prawo Kościoła, gdy stanowi w kanonie 1364: „§ 1. Odstępca od wiary, heretyk lub schizmatyk podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, przy zachowaniu przepisu kan. 194, § 1, n. 2; duchowny może być ponadto ukarany karami, o których w kan. 1336, § 1, n. 1, 2 i 3. – § 2. Jeśli tego domaga się długotrwały upór lub wielkość zgorszenia, można dołączyć także inne kary, nie wyłączając wydalenia ze stanu duchownego”. Ów zaś kanon 194, § 1, n. 2 brzmi: „§ 1. Mocą samego prawa zostaje usunięty z urzędu kościelnego: […] 2° kto publicznie odstąpił od wiary katolickiej lub wspólnoty z Kościołem”. Tutaj posoborowy reformator prawa pomylił się, gdyż powtórzył treść kanonu 1364, a chodziło z pewnością o § 2 kanonu 194: „Usunięcie, o którym w nn. 2 i 3, tylko wtedy może być uskutecznione, jeśli wiadomo, że to [wykroczenie] stwierdziła odpowiednia władza (competens)”. – Jest to wymóg zrozumiały, bo dla poczucia praworządności stosowne jest, aby społeczność wiernych wiedziała, dlaczego ich przełożony stracił stanowisko. Przepis ten zakłada, że herezja pasterza nie jest powszechnie znana (notoria) w jego środowisku, więc odnośne stwierdzenie władzy wyższej zapewnia też jawność. Wiąże się to ze wstępną prawdą o widzialności Kościoła, który jako taki może być rozpoznany jako prawdziwy, czyli „jeden, święty, powszechny (katholikế) i apostolski”[29].
…….Względem biskupa Rzymu zaś, jako patriarchy najwyższego, nie ma wprawdzie ludzkiej władzy odpowiedniej, czyli zwierzchniej, która by stwierdziła zajście wykroczenia (factum), ale w danym przypadku nie jest to konieczne, bo z całą oczywistością zostało to wykazane przez samo oświadczenie Watykanu o żydach, które jest dokumentem najbardziej urzędowym, więc powszechnie jawnym oraz rozgłoszonym, a jaskrawo przeciwstawnym ewangelii Jezusa i całemu Testamentowi Nowemu[30]. Taka rzecz zaś, jako notoria et palam divulgata – poznana i otwarcie rozgłoszona[31], będąc kościelno-społecznym zjawiskiem postrzegalnym i powszechnie znanym, wystarczająco wykazuje sam krok urzędowy i wyszczególnia treść jego. Trudno zresztą byłoby o jawność i rozgłoszenie większe niż to, które sam Watykan zapewnił swemu oświadczeniu, przez co ze strony Pawła ściągnął on na siebie ocenę jako autokatákritos – zasądzony przez samego siebie (Tt 3, 11), a już wstępnie dlatego, że w Kościele władza – jak podkreśla tenże Paweł – jest nadawana „ku budowaniu, a nie ku burzeniu” wiernych[32]. Rzecz zaś dodatkowo jest opieczętowana swym stanem jubileuszowego daru dla żydów w pięćdziesięciolecie soborowego pisma „Nostra aetate”, jak również wypowiedziami podczas nieco późniejszego spotkania w synagodze rzymskiej.
…….Niczego tu nie zmienia wzmianka, że ów dokument nie jest głosem dogmatycznym. Cóż bardziej oczywistego? To jednak nie zmienia jego treści i nie umniejsza jej przedmiotowości i powszechnie nagłośnionej jawności. Tak samo zresztą przed Soborem i w czasie jego trwania Jan XXIII, potem Paweł VI, a z nimi Kuria, wielekroć powtarzali, że to zgromadzenie nie ma celów dogmatycznych, lecz tylko duszpasterskie. Celem było uspokojenie biskupów, by otworzyć bramy dla głębokich i zasadniczych zmian w Kościele rzymskim; a rzecz za Pawła VI była już tak nie do ukrycia, że nawet dwom pismom szumnie i na wyrost nadano tytuł ‘konstytucja dogmatyczna’, choć ów przymiotnik mógł wskazywać tylko na jakąś teologię, czyli naukę o treściach wiary, jako odróżnioną od teologii moralnej czy duszpasterskiej[33]. Dogmatyzm natomiast, tyle bezwzględny co nieuzasadniony, wykazano czynnie tuż po soborze, przy wprowadzaniu reform, podobnie jak ostatnio powalono jedyny zakon owocujący i młodzieńczy, mianowicie Franciszkanów Niepokalanej z ich gałęzią żeńską.
…….Chrystus Pan wprawdzie obiecał uczniom, że Duch Święty, którego im ześle po wniebowstąpieniu, doprowadzi ich „do całej prawdy” (J 16, 13), lecz nie jakoby wówczas mieli otrzymać nowe objawienie, ale że Duch poprowadzi ich w głąb tej prawdy, którą On objawił, chodząc po tej ziemi. Ona bowiem jest jedna i niezmienna, bo tożsama ze sobą, co więcej – On jest jej uosobieniem, jak sam rzekł: „Ja jestem drogą i prawdą [ową jedyną] (hê alếtheia), i życiem” (14, 6). Ona więc jest niezmienna, lecz jej poznanie może się rozwijać głównie przy wsparciu Ducha, podobnie jak gorczyca od stanu ziarna ukrytego w ziemi, które jest „najmniejsze ze wszystkich”, stopniowo rozwija się i „staje się drzewem” (Mt 13, 32), niezmiennie zachowując bytową tożsamość.
…….Objawienie, które się wypełniło w Chrystusie, stanowi skarbiec pełny i zamknięty, Dlatego to św. Paweł swego ucznia Tymoteusza, biskupa Efezu, niemal „zaklina” (1 Tm 5, 21), gdy list kończy w słowach: „O, Tymoteuszu, tên parathếkên phýlaxon – ustrzeż [tego] skarbca” (6, 20); a podobnie na początku listu drugiego pisze mu: „Zdrowe zasady, które usłyszałeś ode mnie, zachowaj w wierze i miłości, która jest w Chrystusie Jezusie. Dobrego skarbca ustrzeż z pomocą Ducha Świętego, który w nas mieszka” (1, 13-14).
.

*     *     *

Dokument o żydach jest kroplą, która przepełniła czarę, a raczej ogromną stągiew, bo rzecz zasadniczo rozpoczęła się już w dniu wyboru papieża, kiedy to przemówienie było tak zaskakujące, że już nazajutrz rano na odległą jeszcze Mszę rozpoczęcia urzędu wprosił się prawosławny patriarcha Konstantynopola (Stambułu). O czymś takim zaś nie tylko „od wieków nie słyszano”, nawet po Soborze Watykań­skim II, ale przez ponad tysiąclecie – począwszy od Focjusza w wieku IX – było to wręcz nie do pomyślenia. Patriarcha jednak podjął tę podróż chętnie, gdyż „między wierszami” usłyszał własne nuty o biskupie Rzymu, który wśród patriarchów Kościoła ma miejsce pierwsze nie według zwierzchności, lecz tylko honoru, jak przewodniczący obrad okrągłego stołu. To jednak przeczy katolickiej prawdzie orzeczonej[34]. – Beztrosko tworząc nowe teorie, Kuria zapomniała, że nawet w owych rzadkich chwilach, gdy głos papieża bywa nieomylny, „następcom Piotra został obiecany Duch Święty nie po to, by dzięki Jego objawieniu (eo revelante) przedkładali [jakąś] naukę nową, lecz po to, by przy Jego wsparciu (eo assistente) święcie strzegli i wiernie wykładali objawienie, czyli skarbiec wiary przekazanej przez apostołów”[35].
…….Prawo Kościoła także w danej sprawie ma być odzwierciedleniem zasad właściwych czasom apostołów, a zapisanym w Nowym Testamencie. Jeżeli niedawno synod biskupów greckoprawosławnego patriarchatu Jerozolimy i całej Palestyny usunął ze stanowiska patriarchę Ireneusza, a nawet sprowadził go do stanu mniszego za to, że w długoterminową dzierżawę oddał Żydom pewne nieruchomości kościelne w Mieście; jeżeli Paweł już o tych, co prawo Mojżesza stawiali jako warunek otrzymania chrztu, powiedział, że są kłamliwymi apostołami i sługami szatana (2 Kor 11, 13. 15), – to co rzekłby o tych, co dzisiaj uznają samo to prawo za drogę do zbawienia, sprzeciwiając się Jezusowi, który polecił ogłosić ewangelię wszystkim ludom i narodom „aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8), „począwszy od Jerozolimy” (Łk 24, 46), stolicy Żydów, i od Izraela, do którego wyłącznie był On osobiście posłany? Są podstawy, by się domyślać, bo już w odniesieniu do tamtych ludzi Paweł wyznaczył zasadę: „Jeżeli ktoś głosiłby wam ewangelię różną od tej, którą otrzymaliście, anáthema éstô – niech będzie wyklęty” (Gal 1, 9).
…….„Jeżeli Mię miłujecie – rzecze Pan Jezus –, będziecie zachowy­wać moje przykazania” (J 14, 15). Wespół ze św. Pawłem, owym Żydem z rodu Beniamina, wyznać należy: „Miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5, 14), przeto „gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla narodów, natomiast dla tych, co są powołani [do zbawienia], tak spośród Żydów, jak i spośród Greków – Mesjaszem (Christón), mocą Boga i mądrością Boga” (1 Kor 1, 22-24).
…….W chwili zbawczej śmierci Jezusa nie przypadkiem „zasłona przybytku”, czyli miejsca najgodniejszego w świątyni Jerozolimy, stolicy Żydów, „rozdarła się na dwoje, z góry na dół”; a przy tym „ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać” (Mt 27, 51). Także na tym tle trzeba wsłuchać się w oczywiste skądinąd oświadczenie Pawła: „My jesteśmy phýsei Ioudaíoi – Żydami z urodzenia…, a jednak przeświadczeni, że człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie prawa [Mojżesza] za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa, my właśnie uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa […] Jeśli bowiem usprawiedliwienie dokonuje się przez prawo, to Chrystus umarł na darmo” (Gal 2, 15-21).

.

Kopiowanie możliwe wyłącznie za pisemną zgodą Autora artykułu… [Ojciec Huculak zmarł 9 listopada 2022 r. md]a 2022 r.

– – –

* Autor jest doktorem habilitowanym teologii ze specjalnością w teologii dogma­tycznej (przypis redakcji).
[1] Według pisowni polskiej wyraz ten pisze się literą małą, gdy oznacza wyznawców religii Mojżesza, nie przyjmujących Jezusa za Mesjasza, natomiast literą dużą, gdy chodzi o członków narodu hebrajskiego, których duża część nie wyznaje żadnej religii lub jakąś inną, głównie chrześcijańską. W niniejszym piśmie nie chodzi o naród, tym bardziej, że znaczna większość obecnie żyjących wyznawców Mojżeszowych wywodzi się z ludu Chazarów, których państwo, w okresie VII-X w. położone nad Morzem Czarnym między Wołgą a Donem, w wieku IX przyjęło judaizm.
[2] Komisja d/s Stosunków z Żydostwem Papieskiej Rady d/s Jedności Chrześcijan [!], ‹Perché i doni e la chiamata di Dio sono irrevocabili› (Rm 11, 29). Riflessioni su questioni teologiche attinenti alle relazioni cattolico-ebraiche in occasione del 50o di ‹Nostra aetate› (11 XII 2015), n. 40: „La Chiesa cattolica non conduce né incoraggia alcuna missione istituzionale rivolta specificamente agli ebrei. Fermo restando questo rifiuto – per principio – di una missione istituzionale diretta agli ebrei, i cristiani sono chiamati…”. Streszczenie pt. Un nuovo contesto teologico zamieszczono w ‘L’Osservatore Romano’ 11 XII 2015, ss. 1. 4.
[3] Tamże.
[4] Zostało ono pilnie opisane oraz udokumentowane przez R. Amerio w potężnym tomie pt. ‹Iota unum›. Analiza zmian w Kościele katolickim w XX wieku, którego tłumaczenie polskie (z języka włoskiego) zostało wydane w roku 2009.
[5] Ono może wynikać np. z niedouczenia, które jednak – jako brak wiedzy należnej (ignorantia) – w przypadku osób duchownych jest zawinione.
[6] L. de Poncins, Les forces secrètes de la Révolution, Cadillac 2005. – „Ciebie wybrał Jahwe, Bóg twój, abyś spośród wszystkich narodów, które są na powierzchni ziemi, był ludem stanowiącym Jego szczególną własność […] Dziś Jahwe wybrał cię, byś był Jego ludem szczególnym… i by uczynić cię wyższym od innych narodów” (Pwt 7, 6; 26, 18-19). Nawet rzekomo otwarty na narody Izajasz mówi jasno: „Do ciebie napłyną bogactwa zamorskie, zasoby narodów przyjdą ku tobie” (60, 5). „Stawią się obcy, by paść waszą trzodę, cudzoziemcy będą u was orać i uprawiać winnice. Wy natomiast będziecie nazywani kapłanami Jahwe, nazywać was będą sługami Boga naszego. Żywić się będziecie bogactwem narodów, dobra ich przywłaszczycie sobie” (61, 5-6). Z narodów zaś tylko „niektórych wezmę sobie jako kapłanów i lewitów – mówi Jahwe” (66, 21), oczywiście jeśli owi „niektórzy” przyjmą prawo Mojżeszowe. „Pamiętaj, co uczynił ci Amalek […] Gdy Jahwe, Bóg twój, da ci bezpieczeństwo…, wygładzisz imię Amaleka spod nieba. Nie zapominaj o tym!” (Pwt 25, 17-19).
[7] „Nadasz [Mu] imię Jezus, albowiem On zbawi swój lud [Żydów] od Jego grzechów”: Mt 1, 21.
[8] Rz 11, 29.
[9] Kongregacja Nauki Wiary, Oświadczenie Dominus Iesus o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła (6 VIII 2000), nn. 13-14: „Właśnie ze względu na tę świadomość jedynego i powszechnego daru zbawienia, pochodzącego od Ojca poprzez Syna w Duchu (Ef 1, 3-14), pierwsi chrześcijanie zwrócili się do Izraela, ogłaszając mu dokonanie się zbawienia, które przekra­czało Prawo, a następnie stawili czoło ówczesnemu pogańskiemu światu, który próbował osiągnąć zbawienie za pośrednictwem wielu zbawczych bóstw […] Należy dążyć do głębszego zrozumienia, na czym polega ów współudział w pośrednictwie [zbawczym], który wszakże musi być zawsze podporządkowany zasadzie jedynego pośrednictwa Chrystusa: ‹Jeśli nie są wykluczone różnego rodzaju i porządku pośrednictwa, to jednak czerpią one znaczenie i wartość wyłącznie z pośrednictwa Chrystusa i nie można ich pojmować jako równoległe i uzupełniające się›”.
[10] Rz 11, 29. Paweł używa strony biernej, według której wspomniane dary ‘nie są przedmiotem żałowania (ametamélêta)’ ze strony Boga.
[11] Nostra aetate, n. 2. Nawiązuje się tu do 2 Kor 5, 18-19.
[12] Mk 13, 10; Mt 24, 14.
[13] Rz 1, 16; 2, 9. 10.
[14] J 19, 19; Dz 3, 6; 4, 10: Iêsoús ho Nazôraíos.
[15] Iz 8, 23; 1 Mch 5, 14; Mt 4, 15.
[16] Widać to np. w cierpkich wypowiedziach: „Czy może być coś dobrego z Nazaretu?” (J 1, 20); „Zbadaj i zobacz, iż [żaden] prorok nie powstaje z Galilei” (J 7, 52).
[17] Początkowo Żydzi przyjęli alfabet odwiecznych i właściwych mieszkańców Palestyny, czyli Kananejczyków – przez Greków zwanych Fenicjanami –, których dużą część wymordowali, począwszy od ludności Jerycha, a resztę zepchnęli na zachodni kraniec nadmorski. Znacznie później zaś, bo między wiekiem IV a II przed Chr. alfabet fenicki zastąpili właśnie aramejskim, który potocznie, choć błędnie, jest nazywany hebrajskim głównie dlatego, że wyłącznie nim zapisano Biblię hebrajską. To jednak, obok innych znamion, świadczy o tym, że jest ona o wiele mniej starożytna od literatury greckiej, nie mówiąc o sumeryjsko-babilońskiej czy syryjsko-fenickiej, tj. aramejskiej. – Żydzi zaś uznają kształt tych liter za święty nośnik duchowych mocy, a poznawanie ich – za sposób przybliżania się do Jahwe.
[18] Łk 23, 6-7; Mt 26, 73; Dz 1, 11; 2, 7.
[19] Mt 5, 21. 27. 31. 33. 38. 43.
[20] Mt 3, 12; Łk 3, 17.
[21] „Portatori della Parola di Dio”: Komisja d/s Stosunków z Żydostwem Papieskiej Rady d/s Jedności Chrześcijan, ‹Perché i doni e la chiamata di Dio sono irrevocabili› (Rm 11, 29). Riflessioni su questioni teologiche, n. 40.
[22] Gal 4, 4; Ef 1, 10; Mk 1, 15.
[23] Breviarium Romanum, Antiphona II ad Laudes die 1 I (Octava Nativitatis Domini): „Quando natus es ineffabiliter ex Virgine, tunc impletae sunt Scripturae: sicut pluvia in vellus descendisti, ut salvum faceres genus humanum: te laudamus Deus noster”.
[24] Dz 2, 22-23; 3, 14-15.
[25] Procesja Niedzieli Palmowej, według Mk 11,4-10; Mt 21, 6-11.
[26] Mszalny Symbol Konstantynopolski: DS 150.
[27] Sobór Konstantynopolski IV, Kanon 21: DS 661; Sobór Florencki, Bulla Laetentur caeli o zjednoczeniu z Grekami: DS 1307-1308.
[28] Św. Ambroży, De poenitentia I, c. 2; św. Hieronim, In epistulam Pauli ad Titum 3, 10-11; św. Augustyn, De gratia Christi, c. 20; Enchiridion, c. 65; św. Leon II, List Regi regum do cesarza w Konstantyna IV: DS 563; Innocenty III, Sermo II: PL 218, 656; Sermo IV: PL 218, 670; Paweł IV, Bulla Cum ex apostolatus officio (16 II 1559); św. Robert Bellarmin SJ, De Romano pontifice II, c. 30; F. Sylvius, Commentarium in totam II-II S. Thomae Aquinatis, Antwerpia 1697, q. 39, a. 1; św. Alfons Liguori, Oeuvres complètes IX, Paryż 2013, s. 232; C. Mazella SJ, De religione et Ecclesia, Rzym 1880, s. 617; C. Badii, Institutiones iuris canonici, in usum scholarum, Florencja 1921, 160. 165; F. X. Wernz, P. Vidal, Ius canonicum II: De personis, Rzym 1943, s. 453; U. Beste, Introductio in Codicem, Collegeville 1946, kan. 221: „W tym ostatnim przypadku [herezji] papież utraciłby swą władzę samoczynnie i to bez ogłaszania żadnego wyroku, bo stolica pierwsza [czyli rzymska] przez nikogo nie bywa sądzona”; A. Vermeersch, I. Creusen, Epitome iuris canonici, Rzym 1949, s. 340; M. Conte a Coronata OFMCap, Institutiones iuris canonici I, Rzym 1950, ss. 313. 316; E. F. Regatillo, Institutiones iuris canonici I, Santander 1956, s. 396; I. Iragui, Manuale theologiae dogmaticae, Madryt 1959, s. 371. – Także względem nowego Kodeksu zob. np. The Code of Canon Law. A Text and Commentary (wyd. J. A. Corridan i inni), Nowy Jork 1985, kan. 333.
[29] Mszalny Symbol konstantynopolski: DS 150.
[30] Ten zaś kończy się następująco: „Ja, Jezus, posłałem mego anioła, by wam za­świadczyć o tym, co dotyczy Kościołów [miejscowych, …] Gdyby ktoś odjął coś ze słów księgi tego proroctwa, to Bóg jemu odejmie udział w drzewie życia i w Mieście świętym” (Ap 22, 16-19), którym jest niebo.
[31] F. X. Wernz, P. Vidal, Ius canonicum, s. 433.
[32] 2 Kor 10, 8; 13, 10.
[33] Świadczy o tym tytuł drugiego pisma o Kościele, które nazwano „Konstytucją duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym”. Obecnie zaś ta owijająca w bawełnę mowa o niedogmatyczności, zwłaszcza po wstępie soborowym, ma kierować myśl w stronę jakiejś niegroźnej doraźności pasterskiej, podczas gdy przeczy temu nie tylko treść, lecz nawet tytuł dokumentu (Riflessioni teologiche…), jak i jego streszczenia w ‘L’Osservatore Romano’ (Un nuovo contesto teologico); zob. przypis 2.
[34] Sobór Konstantynopolski IV, Kanon 21: DS 661-664; Sobór Florencki, Bulla Laetentur caeli o zjednoczeniu z Grekami: DS 1307.
[35] Sobór Watykański I, Konstytucja dogmatyczna Pastor aeternus o Kościele Chrystusa, c. 4: DS 3070.

Świecka ideologia jest analogonem piekła. Czy Kościół zatrzyma „agendę zrównoważonego rozwoju”?

Świecka ideologia jest analogonem piekła. Czy Kościół zatrzyma „agendę zrównoważonego rozwoju”?

analogon-piekla-czy-kosciol-zatrzyma

Zrównoważony rozwój, jak każda świecka ideologia, stara się wykorzystać Kościół katolicki do własnych celów. Próbuje tym samym odwrócić właściwy porządek rzeczy, zgodnie z którym to w Kościele musi spoczywać najwyższa suwerenność w dziedzinie dekretowania tego, co jest prawdą, a co fałszem. Świeccy ideologowie sobie przypisuję tę suwerenność, oczekując, że Kościół będzie realizował ich wizję.

Niestety, Stolica Apostolska nie staje im na przeszkodzie, wprost przeciwnie. Tymczasem u kresu tej drogi jest przekształcenie ludzkiej cywilizacji na podobieństwo piekła.

Agenda ŚDM ‘23
Niekiedy w mediach słyszymy o głośnych przypadkach, gdzie w pewnym ograniczonym zakresie poddawanie Kościoła wpływom globalistycznej władzy świeckiej rzeczywiście się udaje. Przykładem są Światowe Dni Młodzieży, które odbędą się w tym roku w portugalskiej Lizbonie. Obok Ewangelii jednym z fundamentów ŚDM jest tym razem Agenda 2030. Uczestnicy będą uczyć się wcielania w życie jej założeń. Jak, tego dokładnie nie wiadomo; jednak sam fakt, że wielkie katolickie spotkanie pomyślane jako czas, w którym młodzież powinna zbliżać się do Chrystusa, zostaje wykorzystane po to, by tę samą młodzież kierować na ścieżkę zrównoważonego rozwoju, jest nader wymowny:Organizatorzy ŚDM ze Stolicy Apostolskiej, we współpracy z lokalnymi portugalskimi władzami kościelnymi, pozwolili się instrumentalnie wykorzystać do promowania celów, które są nie tylko niekatolickie, ale które bywają też rażąco antykatolickie. Elementem Agendy 2030 jest to przecież między innymi różnorodność płciowa, inkluzja orientacji seksualnych czy wreszcie tak zwane zdrowie reprodukcyjne, czytaj: antykoncepcja i aborcja.

Fauci w Watykanie
Inny przykład tego rodzaju polityki władz kościelnych stanowi konferencja, jaka odbyła się w Watykanie w 2021 roku. Pod hasłem „Zjednoczeni dla zapobiegania” (ang. Unite to prevent) zebrali się kierownicy walki z Covid-19 z całego świata. Jednym z nich był Anthony Fauci, doradca ds. sanitaryzmu przy amerykańskim prezydencie. Fauci przekonywał, że skoro większość ludzi na świecie jest wierząca, istnieje ogromna potrzeba zaangażowania autorytetu osób duchownych dla promocji najskuteczniejszych metod walki z pandemią, to znaczy – szczepionek. Amerykański sanitarysta, zaangażowany w prowadzenie eksperymentów medycznych z wykorzystaniem tkanek pobranych od zabitych w aborcjach dzieci, wezwał wobec tego Watykan do zalecenia księżom promowania wakcynacji.

Rzeczywiście, taką „szczepionkową ewangelię” głosili w wielu krajach świata zarówno księża, jak i biskupi; działo się to również w Polsce, gdzie pod kościoły podstawiano szczepionkobusy. Nie byłoby w tym, być może, nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że promowane przez księży za namową Fauciego szczepionki były związane ze zbrodnią aborcji – i z moralnego punktu widzenia, tak jak tego nauczał zawsze Kościół, ich wykorzystanie było co najmniej wątpliwe lub zgoła niedopuszczalne. Duchowni promotorzy szczepień nie troszczyli się tymczasem nawet o to, by z dostępnej gamy szczepionek wybierać te, które mają z aborcją bardziej odległy związek: było im wszystko jedno. Ponownie Kościół dał się wprząc globalnym sanitarystom w realizację ich wizji budowy „światowego porządku zdrowia”, niezależnie od kwestii moralnych.

FBO Catholic Church
Z perspektywy promotorów agendy zrównoważonego rozwoju Kościół katolicki jest jedną z FBO – Faith Based Organization, „organizacji bazujących na wierze”. To zarazem FBO szczególna, ba, wręcz wyjątkowa, dająca niesamowite możliwości. Porównajmy „FBO Kościół katolicki” z innymi FBO. Prawosławnych jest niewielu i są rozdrobnieni; kontroluje ich częściowo Kreml. Protestanci nie mają żadnej konkretnej wspólnoty, dzielą się na dziesiątki tysięcy kościołów, stąd nie sposób ich opanować. Islam nie ma żadnego ośrodka centralnego: w każdym kraju kieruje się swoistymi zasadami, zależnie od dominującej szkoły prawnej i odczytania przez aktualnie wpływowych imamów. Co innego Kościół: 1,378 mld ludzi na całym świecie, a wszyscy wpatrzeni w jednego człowieka – papieża. Do tego gigantyczna infrastruktura, ogromne zasoby ludzkie… Jest o co walczyć.

Odwieczna groźba
Świeckie ideologie walczą o zdominowanie Mistycznego Ciała Chrystusa od zawsze. Żydzi współcześni Chrystusowi myśleli, że założy ziemskie królestwo; oczekiwali tego nawet Apostołowie, a niektórzy spierali się, jakie miejsce zajmą u boku takiego Jezusa-doczesnego władcy. Rzymscy imperatorzy próbowali narzucać Kościołowi swoją doktrynę. Jeden sprzyjał arianizmowi, drugi Nicei, trzeci był semi-arianistą – a niektórzy biskupi, nie potrafiąc oprzeć się naciskom, głosili, co im się każe. W średniowieczu zdominować Kościół próbowali królowie i cesarze, nawet jeżeli nie rościli sobie prawa do definiowania doktryny – choć gdyby tak głęboko pogubionym religijnie imperatorom jak Fryderyk Barbarossa udało się ugruntować swoją dominację nad papieżem, mogłoby dojść i do tego. Wreszcie po rewolucji Lutra religia została w wielu krajach skutecznie wzięta pod but władzy świeckiej.

Nie dziwi nas, że dzisiaj podejmowane są analogiczne próby: w pewnym sensie, to normalne. Gdyby problem ograniczał się do organizacji Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie czy nawet sanitarystycznej konferencji w Watykanie, znajdowalibyśmy się wciąż na płaszczyźnie dobrze nam znanej walki o autonomię Kościoła wobec doczesnej tyranii. Niestety, od rozpoczęcia pontyfikatu przez papieża Jorge Mario Bergoglia jesteśmy w sytuacji o wiele poważniejszej niż to, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej.

Za dużo ludzi
Jednym z głównych celów ideologii zrównoważonego rozwoju jest depopulacja. W 1968 roku po stare tezy Thomasa Malthusa, spodziewającego się rychłego przeludnienia ziemi, sięgnął amerykański biolog Paul Ehrlich, publikując głośną książkę „The Population Bomb”. Świat miał się wkrótce zawalić pod ciężarem ludzkości; nie dosłownie, oczywiście, ale nadmierne potrzeby konsumpcyjne w połączeniu z błyskawicznym zużywaniem zasobów miały w wizji Ehrlicha spowodować gwałtowne kataklizmy, wojny i głód. Neomaltuzjańskie tezy Ehrlicha przeszły od tego czasu znaczne przeobrażenia; dziś człowiek „zagraża światu” przede wszystkim z powodu emisji gazów cieplarnianych. Istota problemu jest jednak ta sama: jest nas za dużo. Stąd w agendzie zrównoważonego rozwoju wiele uwagi poświęca się sposobom ograniczenia przyrostu ludzi. Najprostszym rozwiązaniem jest promocja tak zwanych praw reprodukcyjnych: wszyscy powinni stosować antykoncepcję, a gdy ona zawiedzie, po prostu zabijać dzieci przed narodzeniem. Kościół katolicki sprzeciwiał się zawsze tym pomysłom. W 1968 roku św. Paweł VI wydał encyklikę Humanae vitae, w której potępił antykoncepcję. Św. Jan Paweł II podtrzymując to nauczanie, angażował się zarazem na rzecz ochrony godności życia ludzkiego, głosząc na ten temat wiele homilii i wydając liczne dokumenty. Co robi jednak papież Franciszek?

Watykan daje depopulatyzatorom „zielone światło”
Gdy w Stanach Zjednoczonych trwało starcie między proliferskim Donaldem Trumpem a proaborcyjnym Josephem Bidenem, Franciszek jednoznacznie poparł tego drugiego. Następnie, już po objęciu przez Bidena władzy, Watykan zablokował plan ówczesnego przewodniczącego Episkopatu USA abp. José Horacio Gómeza, który pragnął razem z innymi biskupami Ameryki wydać dokument potępiający proaborcyjną postawę nominalnie katolickiego Bidena. Wreszcie papież Franciszek pozwolił Bidenowi na przyjmowanie Komunii świętej, choć poprzedni papieże uznawali poparcie aborcji za okoliczność uniemożliwiającą przystępowanie do Sakramentu Ołtarza.

Co więcej Franciszek pozwolił na rozpoczęcie w Watykanie prac nakierowanych na rewizję Humanae vitae Pawła VI. Papieska Akademia Życia, którą kieruje abp Vincenzo Paglia, jesienią 2021 roku zorganizowała w Rzymie sympozjum, na którym wygłoszono szereg referatów zawierających próbę teologicznego uzasadnienia stosowania antykoncepcji. Latem 2022 roku wygłoszone referaty zostały zebrane w jednej publikacji i wydane przez Akademię drukiem. Jednocześnie na łamach wpływowego jezuickiego „La Civiltà Cattolica” ukazał się artykuł sugerujący, że papież Franciszek przygotowuje encyklikę pod tytułem Gaudium vitae, w której zrewiduje nauczanie swoich poprzedników. Sam papież pytany przez dziennikarzy o działania Akademii abp. Paglii powiedział, że teologowie od tego są, by zadawać pytanie, a nauka moralna musi iść naprzód; on, jak zapewnił, „podejmie decyzję”. Jaką, tego nie powiedział.

Biorąc to pod uwagę – a to przecież tylko drobne obrazki, ukazujące w pewnym skrócie ogólną politykę Franciszka względem problemu depopulacji – Stolica Apostolska stała się dziś funkcjonalnym sojusznikiem agendy zrównoważonego rozwoju w zakresie ograniczania przyrostu ludności. Nawet jeżeli Watykan jej wprost nie popiera, a papież czasem potępi aborcję jako „wynajęcie zabójcy”, to na płaszczyźnie konkretnych działań Watykan na pewno nie przeszkadza. Biden może rozwijać proaborcyjną machinę Planned Parenthood, a papież nie piśnie nawet słowem, ba, udzieli mu jeszcze Komunii świętej. Na tym jednak nie koniec, bo w grę wchodzi też powtórzenie wielkiego grzechu Izraela: bałwochwalstwa.

Religia w ręku globalistów
Religia jest z perspektywy globalistycznej poręcznym narzędziem, ale co do zasady – to strasznie uciążliwa rzecz. Religii jest wiele, a ich wyznawcy się kłócą. Byłoby lepiej, gdyby przestali się spierać. Jako że wykorzenianie religijności idzie rewolucjonistom dość opornie, przynajmniej w skali globalnej, próbują sięgnąć po alternatywę: zmienić treść „przekazu religijnego”.

W 1779 roku Gotthold Lessing opublikował poemat dramatyczny „Nathan der Weisse” (pol. Natan Mędrzec), w którym starał się wykazać brak istotnych różnic pomiędzy chrześcijaństwem, judaizmem oraz islamem. Lessing był masonem. W tamtych środowiskach widziano religię tak, jak wyraził to Immanuel Kant w swoich dziełkach krytykujących wiarę: jako mityczną narrację dla mas, która jest o tyle przydatna, że trzyma je w pewnych ryzach; sama w sobie nie jest jednak prawdziwa.

Kościół katolicki w XVIII, XIX i XX wieku wielokrotnie potępiał jako herezję indyferentyzm religijny: przekonanie, że różne religie są różnymi tradycyjnymi ścieżkami zasadniczo zmierzającymi do tego samego.

Z perspektywy agendy zrównoważonego rozwoju rozpowszechnienie indyferentyzmu to doskonały cel: wierzący przestaliby się między sobą spierać i szukać niedostępnej dla ludzkiego rozumu prawdy (agnostycyzm), godząc się na to, że ich religie to tylko zespół tradycyjnych przekonań i obrzędów, które należy traktować z pewnym przymrużeniem oka, jako mityczne narracje mówiące zasadniczo o wzajemnej ludzkiej współpracy i budowie lepszego jutra. Zniknęłaby wtedy przyczyna sporu, a religia mogłaby zostać użytecznie zinstrumentalizowana na cele doczesne.

Franciszek, ich sojusznik
Papież Franciszek jest doskonałym sojusznikiem globalistów w tym zakresie. W 2019 roku pozwolił na to, aby ulicami Rzymu obnosić figurkę pogańskim bogini Pachamamy, a nawet stawiać ją w kościołach. Za inkulturacją kultu bożków latynoamerykańskich kryje się właśnie indyferentystyczne przekonanie, że Indianie, czcząc swoich bogów, czcili tak naprawdę tego samego Boga, którego czcimy i my, jedynie pod innymi postaciami. Chrześcijanie wierzą w
Chrystusa, który mówi im o Wielkim Architekcie, Indianie w Pierzastego Węża Quetzalcoatla czy Pachamamę, ale to bez różnicy.

W tym samym 2019 roku Franciszek ogłosił Deklarację z Abu Zabi, gdzie wyraził tę ideę wprost: różnorodność religii jest „wyrazem mądrej woli Bożej”, ogłosił razem z wielkim imamem z uniwersytetu Al-Azhar w Egipcie. Skoro tak, to Bóg „stworzył” i Chrystusa, i Buddę, i Mahometa, i Quetzalcoatla, i Światowida… Jedne tradycje wyrażają tę samą prawdę czytelniej, inne mniej, ale chodzi o to samo.

W encyklice Fratelli tutti z 2020 roku Franciszek w ogóle zrezygnował z głoszenia Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela. Odwołując się do powszechnej wiary ludzkości w „Boga” w sensie „Ojca wszystkich” – mógłby to być równie dobrze grecki Zeus, nazywany przez swoich wyznawców „ojcem bogów i ludzi” – potraktował Pana Jezusa jako nauczyciela powszechnego braterstwa, wolności, tolerancji i wyzwolenia z ucisku.

Wreszcie w 2023 roku Watykan otworzył w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abu Zabi, kompleks świątynny: kościół, meczet i synagoga stoją tam razem, połączone ogrodami, zewnętrznie wyglądające niemal identycznie, wypisz-wymaluj architektoniczna adaptacja „Nathana Mędrca” Lessinga.

Po co kłócić się o różne religie? Razem z Franciszkiem promotorzy zrównoważonego rozwoju mogą zakrzyknąć, że jest jeden Architekt Świata i rozpocząć indyferentystyczny kult Najwyższej Istoty.

Cywilizacja jako analogon
Ze zrównoważonym rozwojem musimy mierzyć się dziś dosłownie wszędzie. Próbuje się nam wciskać jego cele na każdym kroku. Nie będziemy jeździć samochodami, nie będziemy jeść mięsa, nie będziemy kupować nowych ubrań… Ostatecznie, nie będziemy mieć niczego – i będziemy „szczęśliwi”. Pozbawienie własności to jednak tylko początek, celem jest pozbawienie wolności – także wolności wiary w Boga.

Ludzie od zarania dziejów budują swoje społeczeństwa jako analogię. Wielkie cywilizacje Bliskiego Wschodu, Chin czy nawet Ameryki Środkowej, pisał Eric Voegelin, powstawały jako analogon kosmosu. Orientowano się na ruch gwiazd, fazy księżyca, dzień i noc; urządzenia społeczne próbowano wpisać w ten kosmiczny ład.

Dopiero Izrael przełamał ludzką zależność od kosmosu: narodowi wybranemu objawił się Bóg. Izraelici zaczęli więc budować swoje społeczeństwo jako analogon Bożego porządku. Wreszcie Bóg objawił się ostatecznie w Jezusie Chrystusie – i chrześcijaństwa cywilizacja powstawała jako analogon Królestwa Chrystusa.

Zrównoważony rozwój nie chce znać Chrystusa, to oczywiste. Nie chce znać również Boga. Więcej jednak, nie chce znać nawet porządku kosmicznego – porządku natury, czego wyrazem jest zarówno ideologia gender jak i transhumanizm.

Jedynym wyznacznikiem zrównoważonego rozwoju jest ludzka wola. To konsekwencja idei, którą przyniosła ze sobą rewolucja francuska: demokracja wyzwolona od Boga, porządek doczesny jako wyraz woli kolektywnej, volonté générale. Kto definiuje volonté générale? Ten, kto ma władzę. Robespierre, Napoleon, Stalin, światowa finansjera – w każdym razie, aktualny tyran.

Porządek społeczny, który jest budowany na tym fundamencie, musi mieć swoją analogię. Człowiek, oczywiście, uczestniczy poprzez swoją sprawczość w Boskim dziele tworzenia; twórczość jest istotą wolności, właściwą jej przestrzenią, zasadniczym miejscem spotykania człowieka i Boga, uczył Mikołaj Bierdiajew. Jednak tylko pod warunkiem, że twórczość chce być partycypacją: chce współ-uczestniczyć w stwarzaniu razem z Bogiem. Tworzyć przeciwko Bogu chciał szatan. To kreacja całkowicie autorska: diabelski hiper-indywidualizm wykluczający jakąkolwiek partycypację w dziele Boga.

Hierarchia kościelna musi z całych sił przeciwstawiać się projektowi zrównoważonego rozwoju, a naszym zadaniem jest ją w tym wspierać. Jeżeli zapomina o swoich zadaniach i z oportunizmu lub złej woli wspiera jego realizację – budzić ją, prosząc Boga o mądrość dla pasterzy.

Dlaczego? Dlatego, że „porządek”, jaki konsekwentnie budują promotorzy zrównoważonego rozwoju, jest w swoich ostatecznych konsekwencjach niczym innym, jak po prostu: analogonem królestwa szatana; prawdziwym piekłem na ziemi.

Nie gódźmy się na taką cywilizację. Naszą cywilizacją jest Cywilizacja Chrystusa, Króla Wszechświata.

Paweł Chmielewski

List do kardynałów Świętego Kościoła w związku z konklawe.

List otwarty do wszystkich kardynałów Świętego Kościoła Katolickiego w związku z konklawe.

(który jest również skierowany do wszystkich Patriarchów, Arcybiskupów i Biskupów, którzy mają ogromną współodpowiedzialność).

konklawe Prof. dr.fil. habil. Dr. h.c. Josef M. Seifert

30 kwietnia Święto Świętej Katarzyny ze Sieny

Eminencje, Czcigodni Kardynałowie, Arcybiskupi i Biskupi Kościoła Katolickiego,

Dwa i pół roku temu napisałem następujący list do kardynała, z którym od lat jestem w przyjacielskich stosunkach i który krótko przedtem, podobnie jak wielu innych biskupów i kardynałów, powiedział w wywiadzie, który również został opublikowany, że „krytyka papieża Franciszka jest wielkim złem, które należy wyplenić”. Kardynał, do którego się zwróciłem, odpowiedział na mój list niezwykle czule, ale według mojej wiedzy nie podjęto żadnych działań.

W związku ze śmiercią papieża Benedykta XVI i wiadomością, że papież Franciszek podpisał już list o rezygnacji z urzędu, który ma wejść w życie w przypadku znacznego pogorszenia się jego stanu zdrowia, a zatem w związku z konklawe, które może być wkrótce zwołane, uważam, że treść tego listu dotyczy wszystkich kardynałów, a także arcybiskupów i biskupów. Dlatego kieruję ten list, z którego usunąłem wszelkie znaki, do którego kardynała został pierwotnie napisany, jako list otwarty do wszystkich kardynałów, a w istocie do wszystkich, którzy w różnym stopniu ponoszą odpowiedzialność w Kościele.

Niech Duch Święty sprawi, aby wszystkie treści tego listu, które odpowiadają prawdzie i woli Bożej, były owocne dla dobra św. Kościoła i wielu dusz, i aby ani jedno słowo w nim zawarte nie zaszkodziło Kościołowi, Oblubienicy Chrystusa. Wybieram święto św. Katarzyny ze Sieny na jego publikację, ponieważ w wyjątkowy sposób łączyła ona najintymniejszą cześć dla papieża jako Wikariusza Chrystusa na ziemi z bezlitosną krytyką dwóch bardzo różnych papieży.

Przejdźmy teraz do tekstu listu, który każdy z Was może przeczytać jako skierowany osobiście do niego.

Eminencja, Wielebny Kardynał …

Muszę wyznać, że jestem zaniepokojony i zasmucony wypowiedzią, która rzekomo pochodzi od Ciebie na temat krytyki papieża Franciszka. Powiedziałeś w jednym z wywiadów, jeśli wierzyć mediom, że krytyka papieża jest “zdecydowanie negatywnym zjawiskiem, które powinno być jak najszybciej wykorzenione” i podkreślasz, że papież jest “papieżem i gwarantem wiary katolickiej”.

Jak można mówić, że krytyka papieża jest złem? Czy już apostoł Paweł nie krytykował mocno i publicznie pierwszego papieża Piotra? Czy św. Katarzyna ze Sieny nie krytykowała jeszcze ostrzej dwóch papieży?

Chyba nie rozumiesz, dlaczego wielu katolików może krytykować papieża Franciszka, mimo że jest on “papieżem”. I odwrotnie, nie rozumiem, jak – według wszelkich pozorów – wszyscy kardynałowie poza czterema kardynałami z Dubia milczą i nie zadają krytycznych pytań papieżowi. Jest bowiem wiele rzeczy, które papież Franciszek mówi i robi, które powinny wywoływać nie tylko krytyczne pytania, ale i pełną miłości krytykę. Przypomnijmy sobie Deklarację o Braterstwie Wszystkich Ludzi podpisaną przez papieża Franciszka wraz z Wielkim Imamem Ahmadem Mohammadem Al-Tayyebem, który stwierdza:

“Pluralizm i różnorodność religii, koloru, płci, pochodzenia etnicznego i języka są wolą Boga w Jego mądrości, dzięki której stworzył istoty ludzkie.” (Jeszcze bardziej irytująca jest wersja angielska: “Pluralizm i różnorodność religii, koloru, płci, rasy i języka są wolą Boga w Jego mądrości, przez którą stworzył istoty ludzkie”).

Czy nie byłoby herezją i strasznym zamieszaniem twierdzenie, że Bóg – tak jak zechciał różnicę dwóch płci – czyli swoją pozytywną wolą – tak samo bezpośrednio zechciał różnicę religii, a tym samym wszelkie bałwochwalstwo i herezję? Czyż Deklaracja Abu Dhabi nie jest o wiele gorsza od herezji, czy nawet apostazji?

Jak Bóg, ze swoją pozytywną wolą twórczą, mógł chcieć religii, które odrzucają boskość Jezusa, zaprzeczają Trójcy Przenajświętszej, odrzucają chrzest i wszystkie sakramenty oraz kapłaństwo? Albo jak mógł w ogóle chcieć politeizmu czy kultu bożka Baala lub Pachamamy? Czy nie jest to całkowicie sprzeczne z przesłaniem proroka Eliasza i wszystkich innych proroków oraz ze słowami Jezusa?

Czy wy wszyscy kardynałowie i biskupi nie powinniście wypowiedzieć swojego stanowczego “non possumus”, gdy Franciszek zażąda, aby ten “dokument” był podstawą formacji księży we wszystkich seminariach i wydziałach teologicznych?

Bóg nie mógł nigdy bezpośrednio i pozytywnie chcieć lub nawet zatwierdzić heretyckich wyznań chrześcijańskich, a nie tylko je dopuścić, ponieważ zaprzeczają one filarom wiary biblijnej i katolickiej, takim jak biblijna nauka, że nasze wieczne zbawienie nie jest dokonane przez samą łaskę Bożą, ale wymaga naszej wolnej współpracy i dobrych uczynków. Jak więc może on swoją bezpośrednią i pozytywną wolą chcieć religii, które odrzucają cały fundament wiary chrześcijańskiej i samego Chrystusa?

Prawdziwe samo w sobie jest stwierdzenie, “że papież jest papieżem i gwarantem wiary”, nie można go jednak zastosować do papieża, który podpisał Deklarację z Abu Dhabi i rozpowszechnił ją na całym świecie, a także powiedział i zrobił wiele innych rzeczy sprzecznych z konsekwentnym nauczaniem Kościoła.

Jego stwierdzenie, że „należy promować cywilne związki homoseksualistów” stoi w bezpośredniej sprzeczności z jasnymi wypowiedziami Magisterium Kościoła (por. rozważania na temat projektów prawnego uznania konkubinatu osób homoseksualnych z 3 czerwca 2003 r., opublikowane za pontyfikatu św. papieża Jana Pawła II), ale przede wszystkim z Pismem Świętym i całą tradycją Kościoła! Czy wy wszyscy kardynałowie nie powinniście, tak jak to wspaniale uczynił biskup Athanasius Schneider, dokonać prawdziwego aktu miłości wobec papieża i wyrazić to publicznie i tak jasno, jak on to uczynił, z całą należną jasnością?

Papież Franciszek – mówię to z krwawiącym sercem – nie jest “gwarantem wiary”, ale stale coraz bardziej niszczy podstawy wiary i moralności tym i wieloma innymi wypowiedziami i oświadczeniami. O ile wiem, w historii Kościoła nigdy nie było papieża, który wygłaszałby podobne potworności. Jak mam odpowiedzieć drogiemu i głęboko wierzącemu luterańskiemu przyjacielowi, o którego nawrócenie modlę się od lat, gdy pisze mi, że tą deklaracją z Abu Dhabi Kościół katolicki opuścił glebę chrześcijaństwa?

Czy nie jest jasne, że następny papież musi potępić jako apostazję to nauczanie z Abu Dhabi, które Franciszek rozsyła do wszystkich seminariów duchownych i wydziałów katolickich? Jak Kościół może usprawiedliwić anatemę papieża Honoriusza za nieskończenie mniejsze odstępstwo od wiary i potępienie go, jeśli nie potępi tak skandalicznych wypowiedzi? Czy wszyscy kardynałowie nie musieliby napisać do papieża jak jeden mąż i poprosić go o wycofanie tej apostatycznej deklaracji?

Czy wy, kardynałowie, nie musicie drżeć przed momentem, w którym Chrystus zapyta was, jak mogliście wypełnić uroczysty mandat misyjny Jezusa, jeśli nie protestowaliście przeciwko deklaracji z Abu Dhabi, która mówi o diametralnym przeciwieństwie do słów Jezusa?

“Wreszcie, gdy jedenastu siedziało u stołu, objawił się … I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; ale kto nie uwierzy, będzie potępiony.” (Marka 16:14).

Jak mogliście wszyscy również milczeć w sprawie bardziej niż uzasadnionych dubiów kardynała Caffarry – który wciąż dzwonił do mnie w przeddzień swojej śmierci i któremu musiałem obiecać, że nadal będę bronił prawdy – oraz pozostałych trzech kardynałów po Amoris Laetitia, a nawet krytykować te dubia? Spośród kardynałów tylko czterech kardynałów z dubiami sformułowało grzeczne pytania dotyczące moralno-teologicznej herezji w Amoris Laetitia polegającej na negowaniu implicite czynów wewnętrznie złych. Wspaniałość dobra i istnienie zawsze i wszędzie (ut in omnibus) złych czynów zostało uznane za kamień węgielny całej etyki od czasów Sokratesa i było nauczane przez św. papieża Jana Pawła II jako mocny grunt etyki i nauczania moralnego Kościoła.

Czy wszyscy kardynałowie nie powinni byli zgodzić się z kardynałem Carlo Caffarrą i pozostałymi trzema kardynałami z Dubia i zażądać tego wyjaśnienia, pomagając w ten sposób papieżowi w głoszeniu prawdy? Czy wszyscy kardynałowie nie powinni byli stanąć jak jeden mąż i poprzeć fraterna correctio, którą kardynał Burke zapowiedział, ale nigdy nie zrealizował?

Tylko dlatego, że zapowiedź kardynała Burke’a, że 4 kardynałów będzie praktykować “correctio fraterna” na papieżu w przypadku milczenia papieża w tej centralnej kwestii moralnej, ale ta fraterna correctio nie została zrobiona teraz od lat ani ze strony kardynała Burke’a, ani ze strony innych kardynałów, kilku świeckich i księży skrytykowało to wypaczenie doktryny w różnych deklaracjach i, że tak powiem, wkroczyło w miejsce was kardynałów, aby bronić prawdy i depositum fidei, tak jak świeccy już to zrobili w obliczu herezji ariańskiej, wobec której papież Liberiusz i większość biskupów była miękka, wraz ze św. Atanazym i innymi nielicznymi jeszcze wiernymi kardynałami. Atanazego i innych nielicznych biskupów, którzy pozostali wierni.

Ale zamiast my miseri laici (my nieszczęśliwi świeccy), jak (wtedy jeszcze monsignor) Carlo Caffarra nazwał mnie w czułym, ciepłym humorze (z prawdziwym sednem), czyż nie spoczywa na was, kardynałach, którzy powinni być gotowi oddać swoją krew za prawdziwą wiarę, podniesienie głosu przeciwko herezjom, których krytycy papieża udowodnili, że papież Franciszek popełnił kilka z nich lub przynajmniej je zasugerował? Czy zamiast zakazu krytykowania wypowiedzi papieża nie ma raczej przykazania braterskiego lub synowskiego upominania?

A teraz podnosisz głos nie dla defensio fidei, ale po to, by uciszyć tych krytyków, w istocie chcąc “zlikwidować” wszelką krytykę?

Czy wszyscy kardynałowie nie musieliby protestować w wielu innych przypadkach, np. gdy papież arbitralnie wprowadza do Katechizmu Katolickiego błędną teologicznie zmianę, która jest sprzeczna z jasnymi słowami Boga zawartymi w Piśmie Świętym (już w Księdze Rodzaju) oraz wieloma doktrynalnymi wypowiedziami papieży na temat kary śmierci sformułowanymi w nieprzerwanej tradycji, a także faktami historycznymi, lub gdy – wbrew wielu mocnym słowom Jezusa i dogmatom Kościoła katolickiego – mówi o pustym piekle, a nawet, jak Świadkowie Jehowy, twierdzi, że dusze nieuleczalnych grzeszników nie idą do piekła, lecz są niszczone?

Drogi przyjacielu, ten scenariusz papieża, który zaprzecza istnieniu jedynego prawdziwego Kościoła i wierze in unam sanctam, catholicam et apostolicam Ecclesiam, jeśli nie wprost to na pewno implicite w Abu Dhabi, i zachowuje się jak pan i władca nad nauką Jezusa Chrystusa i Kościoła, oraz tak wielu milczących kardynałów, jest udręką dla wielu wierzących, takich jak ja, zagraża naszej wierze i wyrządza niezmierne szkody Kościołowi i duszom.

Proszę was jednak, abyście podnieśli głos w obronie nieskażonej prawdy, a także abyście poruszyli innych kardynałów, by mówili prawdę przy nadarzającej się okazji, nawet jeśli mogłoby to ujawnić straszliwy kryzys i schizmę w Kościele, pośród której się znajdujemy, i nawet jeśli niektórzy małoduszni mogliby błędnie widzieć [jakieś pozytywne odcienie md] w tym skandalu.

To nie jest kwestia kultury, wychowania papieża z Ameryki Łacińskiej. Nie jest to kwestia gustu, stylu czy temperamentu. Nie, to jest “tak” lub “nie” dla Chrystusa, który kazał nam głosić Ewangelię wszystkim.

Nie, to jest “tak” lub “nie” dla Chrystusa, który kazał nam głosić Ewangelię wszystkim ludziom i narodom; kto w Niego wierzy, będzie zbawiony, ale kto nie wierzy, będzie potępiony.

Czy papież może de facto uchylić ten mandat misyjny poprzez deklarację z Abu Dhabi?

Czy może mianować, a nawet osobiście honorować i nagradzać teologów moralnych, którzy zaprzeczają rdzeniu biblijnego i kościelnego nauczania moralnego oraz encyklik Humanae Vitae, Evangelium Vitae i Veritatis Splendor, do Papieskiej Akademii Życia? Jak możecie wy, kardynałowie (a zwłaszcza wy, którzy przez wiele lat pracowaliście pod kierownictwem św. Jana Pawła II i Benedykta XVI tak wiernie służyli Kościołowi) milczeć w sprawie tego i wielu innych “spustoszeń sanktuarium”, zamiast robić o wiele więcej niż krytyczni świeccy i teologowie, aby zrobić wszystko, co możliwe, aby głosić te liczne prawdy wiary, którym papież otwarcie lub milcząco zaprzecza słowami, a także czynami (jak np. obchody reformacji, postawienie pomnika Lutra w Watykanie, znaczek z okazji Reformacji, kult PachaMamy w Ogrodach Watykańskich i Bazylice św. Piotra itd.), i błagać go, aby znalazł pewną busolę swojej doktryny tylko w prawdzie Pisma Świętego i niezmiennych dogmatach Kościoła, i nie pozwolił sobie na zmianę nawet jednej joty z nich, nie mówiąc już o istocie wiary?

W głębokim smutku z powodu licznych ran Kościoła, Oblubienicy Chrystusa, oraz w miłości do Jezusa i do Kościoła założonego przez Niego na skale Piotrowej

W Chrystusie

Wasz Józef

P.S.: Z głębi duszy liczę na Twoją odpowiedź słowem i czynem, która byłaby aktem miłości do Jezusa, do Maryi, do Trójcy Przenajświętszej, do Kościoła, do duszy Papieża i do wielu innych dusz. Ze świętym Janem Pawłem wołam do was: corraggio! Walczcie odważnie i bez zastrzeżeń o prawdę, o Chrystusa i Kościół, i o dusze, także papieża Franciszka, i o jedność wszystkich chrześcijan, która jest możliwa tylko w prawdzie!

Głęboko zjednoczony z Wami w Chrystusie,

Józef

Prof. dr.fil. habil. Dr. h.c. Josef M. Seifert, obecnie wykłada filozofię na LMU, Uniwersytecie w Monachium.

BKP: Kontynentalna Droga synodalna przeciwko Chrystusowej drodze zbawienia

BKP: Kontynentalna Droga synodalna przeciwko Chrystusowej drodze zbawienia

Część 1: Uzasadnienie

wideo: http://vkpatriarhat.org/pl/?p=20386 https://meeting.wistia.com/medias/umh59y2eki

https://bcp-video.org/pl/przeciwko/ https://rumble.com/v2c2ag8-przeciwko-1.html

https://cos.tv/videos/play/42885011617648640 https://ugetube.com/watch/OvAkFXl1OjzVvcD

W Pradze w dniach 5-12 lutego 2023 r. odbyło się tzw. Kontynentalne Zgromadzenie Drogi synodalnej. Wielu uczestników, jak sami przyznali, nawet nie wiedzą, czym jest Droga synodalna. Mimo to śpiewają jej ody i mówią o niej w superlatywach i z wielkim entuzjazmem. Do kontynentalnego zgromadzenia w Pradze w pełni odnosi się słowo Pańskie wypowiedziane przez proroka Izajasza: Przykazanie za przykazaniem, przykazanie za przykazaniem, przepis za przepisem, przepis za przepisem, trochę tu, trochę tam (Iz 28:10). A prorok Izajasz wyjaśnia to jeszcze bardziej szczegółowo: Również i ci chodzą chwiejnie na skutek wina, zataczają się pod wpływem sycery kapłan i prorok … Wszystkie stoły są pełne zwymiotowanych brudów; nie ma miejsca czystego… Podaje się przykazanie za przykazaniem, przykazanie za przykazaniem, przepis za przepisem, przepis za przepisem, trochę tu, trochę tam.Dlatego posłuchajcie słowa Pańskiego, samochwalcy, panujący nad tym ludemMówicie: «Zawarliśmy przymierze ze śmiercią, i z szeolem zrobiliśmy układ. Gdy się rozleje powódź wrogów, nas nie dosięgnie, bo z kłamstwa uczyniliśmy sobie schronisko i skryliśmy się pod fałszem» (zobacz Iz 28:7-15).

Gdyby to pozostało tylko teorią: przykazanie za przykazaniem, przepis za przepisem, moglibyśmy machnąć ręką, ale te przykazania i przepisy skrywają zaszyfrowany proces przejścia Kościoła do antykościoła New Age – do synagogi szatana. Tam prawa Boże zostaną już całkowicie zastąpione przez niemoralne zbrodnie LGBTQ, za które Bóg karze zarówno doczesnym, jak i wiecznym ogniem (Judy 7, 2Pt 2,6). Bergogliowa synodalna droga jest zakończeniem realizacji aggiornamento z duchem tego świata, zapoczątkowanego przez II Watykański Sobór.

Na przestrzeni dziejów, aż do II Soboru Watykańskiego, Kościół zachowywał ortodoksję, która chroniła go przed herezjami. Jednocześnie posiadał ortopraktykę, związaną z przestrzeganiem Bożych praw i przykazań. Ortodoksja i ortopraktyka opierały się na Piśmie Świętym i Tradycji, zarówno apostolskiej, jak i na Tradycji Ojców Kościoła, męczenników i świętych. Sobór (1962-65) spowodował przełom. Przyjął herezję modernizmu, a po Soborze ta herezja zapanowała we wszystkich szkołach teologicznych. Ortopraktyka została przez to stopniowo sparaliżowana. Proces samozniszczenia osiąga teraz punkt kulminacyjny w Bergogliowej Drodze synodalnej.

Co trzeba zrobić, aby Kościół mógł powrócić na bezpieczną drogę zbawienia, drogę naśladowania Chrystusa? Trzeba odnowić ortodoksję. Więc najpierw trzeba nazwać herezję modernizmu w duchu historyczno-krytycznej metody herezją. Również II Watykański Sobór należy nazwać tym, czym był, tj. heretyckim. Także pseudo-papież Bergoglio powinien być nazywany tym, czym jest – kościelnym oszustem i heretykiem.

Jak ćwiczyć ortopraktykę? Przede wszystkim musimy być świadomi negatywnych wpływów teraźniejszości, które przeszkadzają w zbawczej drodze naśladowania Chrystusa. Jest to silny wpływ ducha świata na Kościół i na poszczególnych wierzących. Ten duch sprzeciwia się Duchowi Bożemu, Duchowi Prawdy. Dziś duch świata promuje wszelkie formy niemoralności LGBTQ poprzez ideologię gender. Chrześcijaninem manipuluje duch świata, przede wszystkim za pośrednictwem portali społecznościowych na smartfonach, którym poświęca kilka godzin dziennie. Jeśli dzisiaj idzie tą szeroką drogą ku zagładzie, nie ma już nawet zbawiennego strachu, bo Droga synodalna mu wszystko zatwierdzi i uświęci. Bóg mówi przez proroka także i dzisiaj: „Usiłują zaradzić katastrofie mojegonarodu, mówiąc beztrosko Pokój, pokój , a tymczasem nie ma pokoju. Okryci są hańbą, ponieważ postępowali obrzydliwie. Co więcej, zupełnie się nie wstydzą, dlatego upadną wśród tych, co mają upaść, runą, gdy ich nawiedzę – wyrocznia Pana (Jr 6:14-15).

I dalej przez proroka woła: Biada tym, którzy na postronkach dla wołu ciągną nieprawości i na powrozach uprzęży swe grzechy! Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemności na światło, a światło na ciemności, którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz! …Odrzucili Prawo Pana Zastępów i wzgardzili tym, co mówił Święty Izraela (Iz 5:18-24).

Synod o synodalności w ogóle nie rozwiązuje najważniejszej kwestii  zbawienia duszy. Dlatego dzisiaj każdy chrześcijanin staje przed życiowym wyborem – albo droga synodalna, która prowadzi do zatracenia duszy w piekle, albo Droga, którą jest Chrystus. Ona wiąże się z modlitwą, pokutą i przestrzeganiem Bożych przykazani. Każdy musi dziś podjąć decyzję. Jeśli chce ocalić swoją duszę, musi zrobić radykalny krok, a jest nim nawrócenie i pokuta. Musi oddzielić się od fałszywej Bergogliańskiej Drogi synodalnej i od fałszywego papieża. Jednocześnie jest to niezbędny krok do przywrócenia prawowiernego nauczania – ortodoksji. Następnie musi wejść na Chrystusową drogę naśladowania – to jest ortopraktyka.

Należy podziękować świętemu papieżowi Piusowi X za potępienie herezji modernizmu i dążenie do odrodzenia wszystkich wierzących w Chrystusie. Odnowę ortopraktyki określił już na początku ubiegłego stulecia. Wiązało się to z czcią dla Boskiego Serca Pańskiego, z pierwszymi piątkami, z modlitwą różańcową, z czcią dla Chrystusa Króla. Pamiętajmy o męczennikach z Meksyku, którzy umierali, mówiąc: „Viva Christo Rei!” – „Niech żyje Chrystus Król!”

I dziś jest możliwe odnowienie ortopraktyki, ale będzie to wymagało jeszcze bardziej radykalnych kroków niż w przeszłości, zwłaszcza w życiu modlitewnym każdego wierzącego.

W drugiej części jest krótko podsumowana sprawdzona ortopraktyka dla dzisiejszych warunków.

BKP: Kontynentalna Droga synodalna przeciwko Chrystusowej drodze zbawienia

Część 2: Program szczegółowy

wideo: https://meeting.wistia.com/medias/n2rnviswde https://rumble.com/v2c360w-przeciwko-2.html

https://cos.tv/videos/play/42904097894469632 https://ugetube.com/watch/gCk3zzRtXuTFYr4

Co powinna zawierać ortopraktyka, abyś i Ty w dzisiejszym świecie zachował żywą wiarę?

1) Przestrzegaj porządku codziennej Godziny Świętej. Jest to czas na modlitwę od 20:00 do 21:00h.

2) Weź godzinę modlitewnej straży i w ten sposób zaangażuj się w nieustanną modlitwę. Nie czekaj, aż inni się zorganizują, zacznij się modlić o godzinie, która Ci odpowiada

3) Przestrzegaj siedmiu przystanków na modlitwę w ciągu dnia: po przebudzeniu, o 9:00, 12:00, 15:00, 18:00, o 21:00 i przed pójściem spać (por. Ps 119:164)

Poprzez te trzy praktyki oddajesz Bogu dziesięcinę z pory dnia – 2,5 godziny.

4) Sobota fatimska – można też powiedzieć biblijny nowiu. Byłoby dobrze, gdyby mężczyźni we wspólnocie spędzali jeden dzień w miesiącu, najlepiej całą pierwszą sobotę, jako dzień pokuty i modlitwy. Tutaj też jest miejsce na Słowo Boże i świadectwa z modlitwy i z życia. Podobnie niech i gorliwe kobiety jedną sobotę w miesiącu spędzają razem na modlitwie i świadectwach. Tu uzyskują siłę do dźwigania krzyży w życiu.

5) Świętowanie niedzieli

Zaczyna się już w sobotę wieczorem. Rodzina modli się razem w domu. Od 20:00 do 21:00 jest Godzina święta, po której śpiewana jest pieśń wielkanocna i tym rozpoczyna się świętowanie niedzieli. W pierwszej godzinie zgodnie z zaleceniami zawartymi w broszurze doświadczają konkretnych prawd związanych ze zmartwychwstaniem Chrystusa.

Rano, od godziny 5 do 7, kontynuowana jest modlitwa rodzinna, zgodnie z zaleceniami zawartymi w broszurze. Chodzi o doświadczenie konkretnych prawd Ewangelii związanych z niedzielnym porankiem Zmartwychwstania.

Potem jest śniadanie, odpoczynek, a od 8:00 lub 8:30 do 9:00 lub 9:30 następuje godzinna modlitwa do Ducha Świętego według wskazówek.

Następnie rodzina uczestniczy we Mszy św.

Jeśli nie ma możliwości pójścia na prawowierną Liturgię, można przeżyć duchowo Liturgię według broszury lub obejrzeć transmisję online z prawowiernej Liturgii, odprawianej przez księdza lub biskupa, który nie pozwolił wciągnąć siebie w tzw. Drogę synodalną, promującą legalizację LGBTQ niemoralności.

Jeśli rodzina ogląda Liturgię online w domu, dobrze byłoby po niej pomodlić się modlitwę wiary zgodnie z Mk 11:23.

Po południu rodziny spotykają się około 15:00, kobiety są razem we wspólnocie. Jeśli gromadzą się młode rodziny, należy zadbać o to, aby ktoś zaopiekował się dziećmi i przygotował dla nich przydatny program.

Mężczyźni zbierają się we wspólnocie osobno. Prawowierny katolicki Kościół musi liczyć się z przejściem do katakumb, więc wystarczy, aby zgromadziło się od 3 do 5 rodzin, proporcjonalnie do dostępnej im przestrzeni.

Druga opcja jest taka, że zbiera się kilka rodzin i obecny jest też prawowierny ksiądz. W takim przypadku praktyczne jest zabranie ze sobą jedzenia i pozostanie zaraz po Liturgii na wspólną modlitwę i braterską wspólnotę. Następnie mogą zakończyć niedzielny program około godziny 15:00.

Tradycja przedsoborowego Kościoła była taka, że ze wsi, w której nie było kościoła, wierni gromadzili się w centrum wsi. Po Mszy św. nie wracali od razu do domu, ale zostali do popołudnia. Zabrali ze sobą prosty posiłek i po Mszy św. mieli przekąskę. Wolny czas, 2-3 godziny, wykorzystywali na rozmowy przed kościołem lub na prywatną modlitwę w kościele. Po południu ksiądz studiował z nimi np. katechizm, a potem była adoracja z błogosławieństwem. Po zakończeniu błogosławieństwa dopiero wracali do domu.

Dziś we wspólnocie braterskiej jest miejsce na rozwiązywanie problemów związanych z wychowaniem, relacjami rodzinnymi, materialnymi i zawodowymi sprawami oraz wzajemnej zachęty. Nie należy również zapominać o poszukiwaniach i myśleniu o tym, jak wprowadzić słowo Boże w swoje życie. Istotą drogi naśladowania Chrystusa jest nie tylko praktyka zewnętrznego samozaparcia, ale przede wszystkim wewnętrzne wyrzeczenie się własnego ego. A to jest stopniowy proces. Święci nazywają to drogą oczyszczenia. Następnie mówi również o drodze oświecenia i drodze połączenia. Tutaj rolę odgrywają nie tylko nasze starania, ale także łaska Boża.

A właśnie Bożą łaskę do naśladowania Chrystusa otrzymujemy najwięcej przez modlitwę. W żadnym ale wypadku nie można mieszać wewnętrznej modlitwy z pogańskimi praktykami jogi lub zen buddyzmu! Wewnętrznemu oczyszczeniu i uzdrowieniu duszy z różnych złych nawyków czy uzależnień pomaga także wspólnota, w której można otwarcie rozmawiać na ten temat i gdzie jeden drugiemu może pomóc. Z jednej strony może trafnie wskazać błędy, których druga osoba nie jest świadoma, a z drugiej strony może z wyczuciem przekazać doświadczenie z walki w tym obszarze. Człowiekowi trudno jest przyjąć pouczenie lub upomnienie, i albo popada w smutek, albo zamyka się w urażeności. W procesie oczyszczania duszy wytykanie błędów to bardzo delikatna sprawa, ale prawdziwa psychiczna higiena.

Duchowy proces prowadzący do odrodzenia nie jest możliwy, jeśli członkowie wspólnoty nie przestrzegają porządku modlitwy. Osobista modlitwa wzmacnia więź z Jezusem. Tam człowiek oddaje Mu swoje grzechy i najskrytsze boleści, a także uczy się odczuwać ból Jezusa. Uświadamia sobie swoją niewdzięczność, obojętność, samowolę, obraźliwość… W zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym przychodzi światło poznania głębokich Bożych tajemnic, które wiążą się z chrztem świętym i ze świętą Liturgią. Z takiej modlitwy wypływa moc łaski dla zbawienia dusz.

Wieczorem w domu rodzina zakończy świętowanie niedzieli Godziną świętą od 20:00 do 21:00. Doświadczają prawdy o ukazaniu się Chrystusa apostołom bez Tomasza, a następnie z Tomaszem (patrz broszura).

W pogłębieniu relacji ze Zbawicielem bardzo pomaga modlić się w czwartek wieczorem i w piątek wieczorem w Godzinie świętej prawdy związane z cierpieniem i śmiercią Chrystusa. (Zawarte są w broszurze „Droga Krzyżowa” i „Siedem słów z Krzyża”).

Zaleca się także, zwłaszcza początkującym, a także innym na zachętę, czytanie nie tylko Ewangelii, ale także czytanie żywej Ewangelii, czyli życiorysów męczenników i świętych. Ci zachęcają i motywują do naśladowania zgodnie z zasadą: „Mogli inni, mogli inne, czemu nie ty (Augustynie)?

Jeśli człowiek przeżyje nawrócenie i w pełni otworzy się na działanie Ducha Świętego, musi jednocześnie zerwać z fałszywą duchowością pogańskich pseudoreligii i ich praktyk z różnymi formami zabobonów, magią, spirytyzmem i wróżbiarstwem. Dziś wszystko to jest częścią pseudokultury, która jest narzucana już dzieciom. Dopiero po takim kroku nawrócenia można wejść na drogę naśladowania Chrystusa. Aby jednak w dzisiejszych czasach wytrwać, nie zgasić ogień Ducha, nie stracić wiary i nie popaść w niewolę grzechu i ducha świata, potrzebuje się właśnie tego konkretnego programu duchowego, czyli jasnej drogi naśladowania Chrystusa. Ta wypróbowana droga nie jest podobna do tej synodalnej, o której prorok mówi, że jest tylko przykazanie za przykazaniem, przepis za przepisem. Droga Chrystusowa prowadzi bezpiecznie do zbawienia.

Na drodze Chrystusa chrześcijanin często przypomina sobie cztery rzeczywistości, a mianowicie śmierć, Boży sąd, wieczność i Boże miłosierdzie, związane z pokutą. Ta duchowość koncentruje się na Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym! Jest to droga Chrystocentryczna. Zanim chrześcijanin wejdzie na tę drogę, bardzo wskazane jest, aby przeszedł przynajmniej czterodniowe rekolekcje, podczas których może uświadomić sobie najbardziej podstawowe prawdy dotyczące swojego zbawienia w Jezusie Chrystusie. Trzeba przyjąć Jezusa Chrystusa jako osobistego Zbawiciela i Pana, złożyć w Jego ręce swoją przeszłość, przyszłość i żywą teraźniejszość.

Podczas tych rekolekcji powinien także z wiarą pod krzyżem przeżyć testament Chrystusa i przyjąć Matkę Jezusa jako swoją. Konieczne jest również otwarcie się na Ducha Świętego i wyrzeczenie się wszelkich form okultyzmu. W kwestii pierwszego przykazania po takich ćwiczeniach duchowych każdy wierzący musi mieć jasność, a także musi mieć jasność w kwestii współczesnych herezji, które niszczą żywą więź z Chrystusem.

Każdy, kto przeżyje czterodniowe rekolekcje, powinien odejść z tym, że dołączy do wspólnoty i wejdzie na duchową drogę, na której przyjmie porządek modlitwy, czyli Chrystusową drogę zbawienia.

Godzina święta, modlitewne straże, siedem przystanków w ciągu dnia, sobota fatimska lub nowiu i świętowanie niedzieli  to czas ofiarowany Bogu i duszy. To jest ofiara żywa i święta, to jest nasza duchowa służba Bogu. Z drugiej strony tak zwana Droga synodalna prowadzi poprzez przyjęcie ducha świata i duchów, kryjących się za LGBTQ, do potępienia. Tę fałszywą drogę chrześcijanin musi radykalnie odrzucić.

BKP – głos wołającego na pustyni

12. 02. 2023

Kontynentalna Droga synodalna przeciwko Chrystusowej drodze zbawienia

https://vkpatriarhat.org/en/?p=22822 /english/

https://vkpatriarhat.org/it/?p=9633 /italiano/

https://vkpatriarhat.org/fr/?p=16258 /français/

https://vkpatriarhat.org/pg/versus/ /português/

https://vkpatriarhat.org/es/?p=12882 /español/

https://vkpatriarhat.org/cz/?p=49789 /čeština/

http://vkpatriarhat.org/hu/kontra/ /magyar/

https://vkpatriarhat.org/proty/ /українська/

Zapisz się do naszego newsletter https://lb.benchmarkemail.com//listbuilder/signupnew?5hjt8JVutE5bZ8guod7%252Fpf5pwVnAjsSIi5iGuoPZdjDtO5iNRn8gS049TyW7spdJ

============================

mail:

Bp Vitus Huonder: Należało bardziej słuchać abp. Lefebvre’a. Pontyfikat Franciszka, to „pontyfikat zerwania z Tradycją”.

Bp Vitus Huonder: Należało bardziej słuchać abp. Marcela Lefebvre’a

Pontyfikat Franciszka, to „pontyfikat zerwania z Tradycją”. Franciszek stara się wykorzenić starą Mszę, będąc zdecydowanym orędownikiem tak zwanej „religii światowej”.

nalezalo-sluchac-abp-marcela-lefebvrea

Bp Vitus Huonder, emerytowany biskup diecezji Chur w Szwajcarii, wydał oświadczenie w formie wideo w sprawie abp. Marcela Lefebvre’a i Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, z którym z woli Watykanu prowadził przez lata dialog. Hierarcha nazwał obłożenie arcybiskupa ekskomuniką mianem niesprawiedliwości, wskazując, że założyciela Bractwa „należało bardziej słuchać”.

Bp Vitus Huonder kierował szwajcarską diecezją Chur w latach 2007 – 2019. Był ostatnim z normalnych, wiernych Tradycji biskupów tej diecezji. Po jego odejściu Chur popadło w duże kłopoty; dziś rządzi tam bp Joseph Bonnemain, wykazujący dużą otwartość na środowiska LGBT oraz udzielający Komunii świętej niekatolikom.

Biskup Huonder w 2015 roku zaangażował się z inicjatywy kard. Gerharda Müllera, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, w dialog z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X (FSSPX). Miano rozmawiać zarówno o kwestiach administracyjnych jak i doktrynalnych, dotyczących między innymi dokumentów II Soboru Watykańskiego. Celem tego dialogu było kanoniczne uznanie FSSPX.

Na gruncie tych kontaktów bp Huonder zagłębił się w biografię i pisma założyciela FSSPX, abp. Marcela Lefebvre’a.

W 2019 roku biskup przeszedł na emeryturę, którą postanowił spędzić w jednym z instytutów Bractwa. Zrobił to za zgodą watykańskiej komisji Ecclesia Dei, która – jak powiedział w nagraniu – wręcz go do tego zachęcała.

W nagraniu hierarcha pokrótce omówił najważniejsze wydarzenia z historii Kościoła za jego życia; zwrócił uwagę na wewnętrzny kryzys, który wywołały reformy II Soboru Watykańskiego, a zwłaszcza reforma liturgiczna; odniósł się też do spotkania międzyreligijnego w Asyżu w 1986 roku, wskazując, że dzień ten wywołał dużą utratę zaufania do kierownictwa Kościoła wśród wielu katolików.

Jak podkreślił, dopiero papież Benedykt XVI rozumiał zerwanie, do jakiego doszło w Kościele wskutek II Soboru Watykańskiego i starał się tę sytuację naprawić, zwłaszcza w sprawie liturgii. Zwrócił uwagę na wydanie w 2007 roku motu proprio Summorum pontificum. Z kolei w roku 2009 Benedykt XVI zdjął „niesprawiedliwą ekskomunikę” z abp. Lefebvre’a oraz biskupów, których arcybiskup wyświęcił. „W ten sposób wynagrodził za część niesprawiedliwości, która zalegała na Kościele wielkim ciężarem” – powiedział bp Huonder.

Pontyfikat Franciszka, podkreślił bp Huonder, można określić mianem „pontyfikatu zerwania z Tradycją”. Jak podkreślił, Franciszek stara się wykorzenić starą Mszę z Kościoła, zarazem będąc zdecydowanym orędownikiem tak zwanej religii światowej.

„Kościół w roku 2023 znajduje się w momencie jednego z największych kryzysów w swojej historii. To wewnątrzkościelny kryzys, który dotyka wszystkich płaszczyzn życia Kościoła. […] To głęboki kryzys Kościoła” – stwierdził hierarcha.

Mówiąc o Bractwie podkreślił, że abp Marcel Lefebvre po to założył FSSPX, by pomóc Kościołowi; był „zainteresowany przede wszystkim wiarą Kościoła oraz wiernymi, którzy – porzuceni – znaleźli się w niebezpieczeństwie”. Dla arcybiskupa najwazniejsze było zbawienie dusz – tymczasem po II Soborze Watykańskim wielu wiernych stało się jak owce bez pasterzy. Kluczowe było dla niego też przechowanie czystości wiary, mówił bp Huonder. „Wiara jest drogą do zbawienia. Dlatego nie może być fałszowana. To właśnie w tej perspektywie należy oceniać Bractwo oraz jego założyciela” – stwierdził. Wskazał też, że podczas rozmowy Ojciec Święty Franciszek powiedział mu wprost, iż członkowie FSSPX „to nie są schizmatycy”.

Według bp. Huondera decyzja abp. Lefebvre’a o tym, by nie iść bezwarunkowo za wszystkimi wypowiedziami Soboru, była „usprawiedliwiona faktami i w pełni zgodna z linią wiary Kościoła”.

„Należało go bardziej słuchać”- powiedział hierarcha.

Źródło: YouTube/Certamen – DE

Synod o Synodalności: Bezczelniejsze biskupy-lutry – od Lutra. ‘Kochamy sekularny świat, chcemy iść „naprzód” ‘

Synod o Synodalności: Bezczelniejsze biskupy-lutry – od Lutra.

Synod o Synodalności. Biskupi Europy ogłosili: Kochamy sekularny świat, chcemy iść „naprzód”

Paweł Chmielewski synod-o-synodalnosci-kochamy-sekularny-swiat

Rada Konferencji Episkopatów Europy opublikowała dokument podsumowujący spotkanie synodalne w Pradze. Konkluzja jest prosta: Europa ogłasza „jedność w różnorodności”, co będzie sprzyjać decentralizacji doktrynalnej. Ma być więcej „kobiet w Kościele”, „inkluzja wobec LGBTQIA+” i rozwodników, otwarcie na „sekularny świat”. Zmian w doktrynie ma nie być, ale po co komu one potrzebne, skoro i tak każdy robi, co mu się podoba?

Rzeczywistość kościelna w Europie ulega gwałtownym przeobrażeniom. Rewolucyjni biskupi z wielu krajów przekonują, że wkrótce dojdzie do zmian „głębszych niż reformacja Lutra” (bp Overbeek, Niemcy). W kilku krajach błogosławi się związki homoseksualne, w kilku udziela Komunii świętej protestantom. Ta sytuacja rozpadu doktrynalnego była przedmiotem debaty na spotkaniu synodalnym Europy w Pradze, ale tylko po to, by zrezygnować z batalii o prawdę – i zgodzić się na „różnorodność”. Widać to w dokumencie, który wreszcie, po długim oczekiwaniu, opublikowała Rada Konferencji Episkopatów Europy (CCEE) – organ organizujący synodalność na naszym kontynencie, na zlecenie samej Stolicy Świętej.  

Czekaliśmy aż dwa miesiące

Ponad dwa miesiące po zakończeniu spotkania synodalnego w Pradze opublikowany został wreszcie dokument finalny. Tekst podsumowuje debaty toczone na tym spotkaniu; jako taki stanowi wkład w globalny proces synodalny, równoważny z analogicznymi dokumentami z innych kontynentów. Specjalna komisja pracuje obecnie w Watykanie nad zebraniem wszystkich tych tekstów razem, tak, by stworzyć dokument roboczy dla „pierwszej rzymskiej fazy Synodu o Synodalności”, która odbędzie się w październiku tego roku.

W tym artykule zajmę się krótkim omówieniem dokumentu europejskiego, zaproponuję ocenę dotyczącą jego znaczenia dla dyskusji światowej oraz zastanowię się nad rolą, jaką odegrała Polska w jego tworzeniu i co za tym idzie w całym procesie synodalnym. 

Krótkie przypomnienie, o co chodzi w Procesie Synodalnym

W maju 2021 roku Franciszek ogłosił, że <<Kościół katolicki na całym świecie wchodzi na „drogę synodalną”>>. Zarządził przeprowadzenie szerokich dyskusji biskupów, księży i świeckich w każdej diecezji na świecie. Te dyskusje odbywały się na przełomie lat 2021 i 2022. Ich wyniki trafiły do Rzymu i zostały przetworzone w dokument roboczy, który wysłano później do synodalnych zespołów kontynentalnych. Takie zespoły przygotowały obrady na każdym z kontynentów, w Europie była to Praga. W lutym tego roku w Pradze obradowali delegaci wszystkich episkopatów z Europy i ustalili to, co opiszemy poniżej. Ustalenia kontynentalne trafiły do Watykanu.

Tam są właśnie przerabiane w dokument roboczy, o którym będą radzić uczestnicy Synodu o Synodalności w Rzymie w październiku tego roku. To jeszcze nie koniec. To, co uradzą, stanie się z kolei podstawą drugiego Synodu o Synodalności w Rzymie – w październiku 2024 roku. Na wtedy przewidziany jest koniec całego Procesu Synodalnego: po nim ma rozpocząć się etap wcielania w życie synodalnych postanowień.

Swoim rozmachem i szerokością tematyki przypomina to Sobór Powszechny, tyle, że rozszerzony o konsultowanie świeckich oraz pozbawiony jakiejkolwiek przejrzystości procedur. Jakie są założenia i cele całego Procesu, pisałem szeroko w książce „Papież Franciszek i mafia z Sankt Gallen. Kto stoi za rewolucją w Kościele”, wydanej w 2022 roku. W skrócie można też znaleźć kilka kluczowych idei w tekście „Nadchodzi nowa era. Oto Kościół synodalnego Weltethosu” opublikowanym w styczniu 2023 roku na łamach PCh24.pl (kosciol-synodalnego-weltethosu ).

Spotkanie w Pradze

Synodalne spotkanie w Pradze odbywało się w dniach 5 – 12 luty tego roku. Z Polski uczestniczyli w nim: abp Stanisław Gądecki, abp Adrian Galbas, prof. Aleksander Bańka, s. Mirona Turzyńska. Dodatkowo w Pradze obecny był jeszcze współpracownik abp. Gądeckiego, ks. Mirosław Tykfer. To między innymi ks. Tykfer zasiadał w wąskim Komitecie Redakcyjnym, który przygotował Dokument Finalny. Owocem praskiego spotkania są w sumie trzy dokumenty: oprócz „Dokumentu Finalnego” to także „Uwagi Końcowe” oraz „Notatka Konkludująca Biskupów”. Notatka Biskupów to wyłącznie rodzaj podziękowań.

Kluczowe są za to „Uwagi Końcowe”, które stanowią rodzaj „podsumowania wykonawczego” spotkania w Pradze i są tak naprawdę próbą zwięzłego ujęcia clue całego „Dokumentu Finalnego”. Dlatego w opublikowanym teraz przez CCEE PDF-ie podsumowującym całe spotkanie z Pragi to właśnie „Uwagi Końcowe” zostały podane jako pierwsze, poprzedzając „Dokument Finalny”.

Hasło: „Jedność w różnorodności”

W „Uwagach Końcowych” bardzo mocno zaznaczyła się dominacja Kościołów z Europy Zachodniej. Czytamy w nich, że na spotkaniu w Pradze dużą rolę odegrał problem nadużyć seksualnych, co domaga się „prośby o przebaczenie” dla „pojednania, uleczenia pamięci i przyjęcia zranionych”. Zamieszczenie tego wątku w „Uwagach Końcowych” na eksponowanym miejscu jest ważne, bo to właśnie kryzys nadużyć seksualnych jest wykorzystywany przez dzisiejszych modernistów jako „punkt rewolucyjny” – tak jak Marcin Luter zasłaniał się handlem odpustami by uzasadniać rewolucję w teologii, tak współcześni moderniści zasłaniają się nadużyciami seksualnymi.

Następnie w „Uwagach Końcowych” zawarto następująco apel: „Musimy kochać różnorodność w naszym Kościele i wspierać się we wzajemnym poszanowaniu”; wskazano dalej na fundamentalną wagę „jedności w różnorodności, która pozwala na ucieczkę od pokusy uniformizacji”. Budowę Kościoła „w kulturze naznaczonej różnorodnością” wskazano też jako jeden z głównych celów wynikających ze spotkania w Pradze.

To ważne, bo hasło „jedność w różnorodności” jest próbują wyjścia z impasu, jaki stwarza następująca sytuacja: Belgowie błogosławią związki homoseksualne i mówią, że są one dobre, a Polacy zgodnie z nauką Kościoła odrzucają to i nazywają je grzesznymi; Niemcy dopuszczają do Komunii świętej protestantów, a Słowacy zgodnie z nauką Kościoła odrzucają to i nazywają błędem – i tak dalej. Zamiast konfrontować się w walce o prawdę, w Pradze postanowiono zadekretować „jedność w różnorodności” – każdy robi mniej więcej to, co mu się podoba.

Wśród celów „Uwag Końcowych” zwarto też „podjęcie konkretnych i odważnych decyzji dotyczących roli kobiet na wszystkich płaszczyznach, także w procesie decyzyjnym”. W tle jest debata o dopuszczeniu kobiet do diakonatu oraz kapłaństwa, a także debata o udziale kobiet w strukturach kierowniczych w Kościele.

Wreszcie „Uwagi Końcowe” wskazują na konieczność budowy „Kościoła synodalnego” poprzez ponowne rozważenie relacji między kapłanami a świeckimi czy nowe odczytanie Eucharystii w kontekście synodalnym. W tle jest debata o nowych posługach dla osób świeckich i demokratyzacji procesów decyzyjnych w Kościele, a także o zwiększeniu roli świeckich w liturgii.

Dokument Finalny: Kościół chce uczyć się od sekularnego społeczeństwa

„Uwagi Końcowe” ogłoszono jeszcze podczas spotkania w Pradze, stąd to tekst znany. Przypominam o nim, bo pozostaje najważniejszy. Opublikowany teraz „Dokument Finalny” jest o wiele dłuższy, mając aspirację do reprezentowania całości debaty w Pradze, ale – jak wskazano – nie jest tak istotny, jak „Uwagi Końcowe”.

Również w Dokumencie Finalnym czytamy wiele o „jedności w różnorodności”. Niemal na samym początku dokumentu pojawia się na przykład następujący passus: „W tej podróży wzajemnego słuchania zrozumieliśmy, że możemy być zjednoczenie w różnorodności: «Różnorodność, której nie brakuje – w historii, kulturze, tradycjach, kontekstach społeczno-religijnych – jest wielkim bogactwem. Doświadczyliśmy piękna dialogu na 360 stopniach, nie tylko między Wschodem a Zachodem, ale także Północą i Południem, nie zapomnijmy: od Cypru i Malty po kraje skandynawskie. Wymieniamy cenne dary, które budują braterstwo i pozwalają nam prowadzić misję»”. Kilka stron dalej pojawia się podobne stwierdzenie: „Ze świadomością, która rosła podczas zgromadzenia, czujemy dziś, że możemy wyznać, iż nasz Kościół jest piękny, jest nosicielem żywotnej różnorodności, która jest także naszym bogactwem”.

Niestety, to, co bolesne z polskiej perspektywy, to pewna dewaluacja doświadczenia naszego kraju i innych z naszego regionu. W Dokumencie Finalnym czytamy bowiem o podziale „na Wschodnią i Zachodnią Europę, który jest dziedzictwem podziału kontynentu na opozycyjne bloku pod koniec II wojny światowej”. W debacie zachodnioeuropejskiej ten motyw używany jest zwykle do tego, by wykazać niższość i „naturalne braki rozwojowe” krajów Europy Wschodniej, które nie doszły jeszcze do tego samego rozpoznania, co ich sąsiedzi z Zachodu, bo najpierw muszą przezwyciężyć dziedzictwo komunizmu.

Ze względu na ilość miejsca, które temu poświęcono, za kluczowy element można uznać postulat Dokumentu Finalnego dotyczący relacji Kościoła ze światem. Mamy tu do czynienia z proklamacją „pozytywnego podejścia” znanego z II Soboru Watykańskiego i lat bezpośrednio po Soborze. Dokument Finalny wskazuje, że Europa jest zsekularyzowana – ale ta sekularyzacja miałaby stać się źródłem bogactwa dla Kościoła. „Negatywne podejście, które potępia świat i społeczeństwo, jest bezpłodne. Mamy wiele do zaoferowania światu, ale musimy też od niego wiele otrzymać. Otwartość na świat może pomóc w lepszym zrozumieniu Ewangelii” – głosi dokument, powołując się na raport z Belgii. Z kolei Portugalczycy wezwali do wejścia „w dialog ze współczesną kulturą i myślą, na takie tematy jak AI, roboty czy sprawy tożsamości płciowej (LGBTQIA+)”. I dalej: „W Europie zmiana przybiera specyficzną formę w związku z konfrontacją z coraz bardziej zeświecczonym społeczeństwem. Tak naprawdę jednorodne społeczności chrześcijańskie już nie istnieją. Nie jest niczym dobrym po prostu obserwować tę sytuację albo doświadczać jej jako zagrożenia i czegoś, czemu należy się sprzeciwiać. Jako Kościół żyjemy w świecie, ale niekoniecznie w chrześcijańskim świecie. To wymaga zmiany mentalności i prawdziwego nawrócenia po naszej stronie”. Dopiero w dalszej części dokumentu pojawiają się zastrzeżenia względem takiej otwartości na świat, która mogłaby wpłynąć na rozmywanie Ewangelii; tutaj cytowana jest także Polska. Wybrzmiewa to dość wyraźnie, niemniej jednak ze względu na układ tekstu jest jakby mniej ważne.

Wątek jest kluczowy nie tylko ze względu na ilość miejsca, którą zajmuje, ale także z powodu jego strategicznego znaczenia dla pryncypiów konstytuujących plan „przebudowy” Kościoła. Pozytywne podejście do sekularyzmu jest niebezpiecznie bliskie filozofii idealistycznej, która wychodząc z pozycji agnostycznych posługuje się kategorią „mitycznej prawdy” zamiast „prawdy obiektywnej” głosi dyktaturę relatywizmu i zmienności w czasie wszystkich przekonań i twierdzeń, również dogmatycznych. Pozytywna ocena świata, w którym chrześcijaństwo nie pełni roli definiującej, jest nielogiczna. W zgodzie z nauką Kościoła o społecznym panowaniu Jezusa Chrystusa, społeczeństwo winno być swoistą analogią Królestwa Bożego. Uznanie, że nią być nie musi, oznacza zgodę na tworzenie analogii innego porządku – a przyjęcie postawy, zgodnie z którą te urządzenia społeczne wyrastające z niekatolickiego porządku mają kreatywnie wpływać na Kościół, kończy się w sposób oczywisty: sekularyzacją katolicyzmu. Dlatego, w pełnej zgodzie z relatywistyczną koncepcją „prawdy mitycznej”, część ludzi Kościoła głosi dziś, jakoby nauczanie na przykład na tematy moralne mogło się zmieniać, ponieważ „nowe światło” rzuciły na te kwestie twierdzenia socjologiczne przyjmowane dzisiaj za pewnik.

W „Dokumencie Finalnym” wiele mówi się w tekście o kobietach, zapowiadając zmiany w tym zakresie. Niemniej jednak w kluczowej sprawie diakonatu i/lub kapłaństwa wspomina się tylko o konieczności „dalszego namysłu” i „pogłębienia refleksji”. Mimo wszystko nie brakuje głosów przynajmniej sugerujących możliwość dopuszczenia ich większej roli w liturgii oraz sprawowaniu władzy w Kościele. „Obecne doświadczenie synodalne jest ważnym znakiem nadziei dla wielu i zachęca ich do wspólnego poszukiwania nowych wiarygodnych ścieżek. Dotyczy to rozpoznania godności i powołania wszystkich ochrzczonych osób, a zwłaszcza kobiet”; „Zaangażowanie kobiet nie jest substytucją spowodowaną przez brak mężczyzn, ale odpowiedzialną implementacją teologii powszechnego kapłaństwa wiernych” – czytamy w Dokumencie. „Problem kobiet”, podkreśla dokument, urasta do niezwykle ważnej rangi ze względu powszechność jego podnoszenia. „Wkład prawie wszystkich delegacji dotyczył tematu partycypacji kobiet i ich roli w Kościele. «Wiele kobiet mówiło o swoim bólu i niezgodzie na uczestnictwo w życiu Kościoła, mówiło o uczuciach wykluczenia i dyskryminacji. Kobiety odgrywają kluczową rolę w życiu Kościoła, ale wielu mężczyzn i kobiet mówiło o Kościele, który wyklucza pełnię darów kobiet» . To jeden z najczęściej powracających punktów we wszystkich raportach, ujmowany w podobnych słowach” – podaje Dokument Finalny, powołując się na doświadczenie różnych krajów, z całej Europy.

Może mieć to szczególnie duże znaczenie w zestawieniu z dokumentem choćby z Ameryki Łacińskiej, który również kładzie nacisk na konieczność wypracowania nowego miejsca dla kobiet w Kościele. W dyskusji latynoamerykańskiej szczególnie żywe są tutaj propozycje dotyczące liturgii.

W kwestii homoseksualizmu nie pojawiły się żadne twarde konkluzje. Z jednej strony w dokumencie nagminne jest absurdalne wymienianie „społeczności LGBT” jako grupy „marginalizowanej w Kościele”, jednym tchem z – uwaga – „biednymi, opuszczonymi, migrantami, niepełnosprawnymi”, a także z „rozwodnikami w powtórnych związkach”. Przypomniano jednak, że otwartość na „osoby LGBTQIA+” musi wiązać się z podkreślaniem, że w Kościele „nie wszystko jest dozwolone”.

Liturgia trydencka jest w dokumencie niemal nieobecna. Wspomniano tylko krótko o „napięciach” w obszarze liturgii, a konkretnie kwestia Mszału z 1962 pojawiła się tylko jako wspominana przez delegacje z Francji, Anglii, Walii i krajów skandynawskich.

Podsumowanie: co z tego wyniknie?

Tekst Uwag Końcowych oraz Dokumentu Finalnego jest w sumie dość nieprecyzyjny i nie wynikają z niego żadne twarde wnioski. Z perspektywy celów rewolucji nie musi to być jego wada, bo podstawę do argumentacji mogą w nim znaleźć zarówno środowiska progresywne jak i konserwatywne. Te pierwsze mają pewną przewagę w ilości materiału. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo ostateczne decyzje będą zapadać na innym szczeblu: w Watykanie, po obu Synodach w Rzymie, jesienią tego i następnego roku. Kluczowe będzie to, co ostateczni redaktorzy i zawiadowcy procesu synodalnego „wyciągną” z dokumentu z Pragi. Jeżeli będą chcieli wspierać radykalną przebudowę Kościoła, znajdą do tego dość podstaw.

Można tylko bardzo ostrożnie prognozować, że jako całość, dokument synodalny z Pragi będzie wspierał zmiany w Kościele w następujących obszarach:

– pozytywne podejście do świata i epoki sekularyzmu;

– nowa rola kobiet w strukturach zarządzania w Kościele;

– nowe rozumienie kapłaństwa, przemodelowane w duchu „walki z klerykalizmem”;

– kontynuacja debaty o diakonacie i kapłaństwie kobiet;

– nowa rola świeckich w zarządzaniu w Kościele

– większa „demokratyzacja” liturgii;

– zgoda na „nowe duszpasterskie podejście” do homoseksualistów czy rozwodników;

– decentralizacja „duszpasterska”: w różnych krajach i diecezjach wiara jest rozumiana różnie, ale nie wpływa to na doktrynę, a „jedynie” na konkretne rozwiązania duszpasterskie.

Takie są główne kierunki synodu z Pragi. Jak zostaną przetworzone w praktyce w życie, zdecyduje papież i najbliżsi mu ludzie. Wydaje się, że różnorodne zmiany wynikające z paradygmatycznego „pozytywnego” oceniania świeckiej kultury są nieuchronne. Ich głębokość zależy jednak także od naszych działań. Jak wyznał niedawno austriacko-brazylijski progresywny biskup, Erwin Kräutler, papież Franciszek niekiedy cofa się przed pewnymi rewolucyjnymi krokami, bo boi się, że inaczej doprowadziłby do schizmy. Nacisk i działania przeciwko Rewolucji choćby dlatego mają sens.

Paweł Chmielewski

Dziesięć lat Franciszka: Klęska, katastrofa

Dziesięć lat Franciszka: “Klęska, katastrofa”

ten-years-of-francis-a-disaster

“Buona Sera!”- “Dobry wieczór!”

Tym pospolitym pozdrowieniem, pozbawionym jakiejkolwiek powagi czy namaszczenia, Franciszek zwrócił się do tysięcy wiernych czekających na placu św. Piotra na swojego nowo wybranego papieża. Te słowa wyznaczyły styl jego pontyfikatu: nieformalność, rezygnacja z protokołu i pogarda dla ceremonii.

Dziesięć lat później, niedawno zmarły kardynał George Pell stwierdził, że ten pontyfikat “jest katastrofą pod wieloma lub większością względów; katastrofą”. Dodał: Zamiast “Roma locuta. Causa Finita est” (Rzym przemówił; sprawa załatwiona), “dziś jest: ‘Roma loquitur. Confusio augetur” (Rzym przemówił; zamieszanie rośnie).

“[Bergoglio] mógłby zreformować Kościół w ciągu pięciu lat”.

1 października 2013 roku ówczesny kardynał Theodor McCarrick, emerytowany arcybiskup Waszyngtonu, w wykładzie na Uniwersytecie Villanova w Pensylwanii, mówił o kulisach wyboru nieznanego kardynała Jorge Mario Bergoglio na papieża.

Opowiadał, że przed konklawe “wpływowy włoski dżentelmen” znalazl go w rzymskim Kolegium Północnoamerykańskim, gdzie był zakwaterowany, i powiedział mu, że jeśli zostanie wybrany, Bergoglio “może zreformować Kościół”, do czego wystarczy “pięć lat”.

Niezależnie od tego, czy relacja skompromitowanego byłego arcybiskupa i byłego kardynała jest prawdziwa, czy nie, Franciszek z pewnością nie zrobił nic innego w ciągu tych dziesięciu lat, jak tylko “reformował” Kościół założony przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, aby stworzyć nowy “Kościół synodalny”, który zastąpić ma Kościół hierarchiczny.

Kościół jest społeczeństwem hierarchicznym

Nasz Pan Jezus Chrystus założył swój Kościół jako społeczeństwo hierarchiczne i ustanowił Najwyższego Papieża jako jego widzialną głowę. Jest to prawda wiary określona przez Sobór Watykański I, który rzucił anatemę na każdego, kto jej zaprzecza:

“Jeśliby więc ktoś mówił, że błogosławiony apostoł Piotr nie został ustanowiony przez Pana Chrystusa zwierzchnikiem wszystkich apostołów i widzialną głową całego Kościoła wojującego, albo, że tenże otrzymał wielką cześć, ale nie otrzymał od tegoż Pana naszego Jezusa Chrystusa bezpośrednio i natychmiast prymatu w prawdziwej i właściwej jurysdykcji: “niech będzie wyklęty”.

Ze swej strony św. Pius X podkreślał hierarchiczny charakter Kościoła:

“Pismo Święte uczy nas, a tradycja Ojców potwierdza tę naukę, że Kościół jest mistycznym ciałem Chrystusa, rządzonym przez Pasterzy i Doktorów (I Efez. iv. II) – społeczeństwem ludzi zawierającym w swoim gronie wodzów, którzy mają pełną i doskonałą władzę rządzenia, nauczania i sądzenia.

Wynika z tego, że Kościół jest zasadniczo społeczeństwem nierównym, to znaczy społeczeństwem składającym się z dwóch kategorii osób, Pasterzy i trzody, tych, którzy zajmują rangę w różnych stopniach hierarchii i rzeszy wiernych.”

Franciszek Kościół: “odwrócona piramida”

Wbrew Pismu Świętemu i Magisterium, Franciszek chce odwrócić porządek w Kościele, umieszczając u jego podstawy władzę nauczania i rządzenia, jak w “odwróconej piramidzie”.

Tak powiedział podczas uroczystości upamiętniającej pięćdziesiątą rocznicę ustanowienia Synodu Biskupów:

“Jezus założył Kościół, ustanawiając na jego czele kolegium apostolskie, w którym apostoł Piotr jest “skałą” (por. Mt 16, 18), tym, który musi utwierdzać swoich braci w wierze (por. Łk 22, 32). Ale w tym Kościele [Synodalnym], jak w odwróconej piramidzie, szczyt znajduje się pod podstawą “5.

W rezultacie ten nowy “Kościół synodalny” nie jest już Kościołem nauczającym, wypełniającym polecenie Pana naszego Jezusa Chrystusa skierowane do Apostołów: “Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16,15). Zamiast tego jest to Kościół, który “słucha” wiernych:

Kościół synodalny to Kościół, który słucha, który zdaje sobie sprawę, że słuchanie ‘to coś więcej niż zwykłe słyszenie’. Jest to wzajemne słuchanie, w którym każdy ma coś do nauczenia się. Lud wierny, kolegium biskupów, Biskup Rzymu: wszyscy słuchają siebie nawzajem i wszyscy słuchają Ducha Świętego, ‘Ducha prawdy’ (J 14,17), aby wiedzieć, co On ‘mówi do Kościołów’ (Ap 2,7).

Jest to zatem Kościół bez Magisterium, w którym Duch Święty “przemawia” do wszystkich jednakowo i bezpośrednio; Kościół charyzmatyczny, bez żadnej określonej struktury czy doktryny, jak to postulowali heretycy montanistyczni, Wiclef, Huss czy współcześni zielonoświątkowcy7.

Czy Bóg chce wszystkich religii?

Oprócz obalenia porządku hierarchicznego Kościoła i zniszczenia pojęcia Magisterium, Franciszek idzie dalej, zniekształcając naturę samego Boga.

Na przykład “Dokument o braterstwie ludzi”, który podpisał 4 lutego 2019 roku wraz z Wielkim Imamem Al-Azharu, Ahmadem Al-Tayyebem, w Abu Dhabi (Zjednoczone Emiraty Arabskie), stwierdza, że “to pluralizm i różnorodność religii… są zamierzone przez Boga w Jego mądrości “8.

Zmiana tego zdania na bezpośredni rozkaz, przykazanie: “W swojej mądrości Bóg chciał pluralizmu i różnorodności religii”.

Sugeruje to, że Bóg chce być czczony jako Bóg trynitarny przez chrześcijan; jako Bóg unitarny przez muzułmanów, którzy zaprzeczają i zwalczają Trójcę; oraz jako Bóg immanentny w stworzeniach przez buddystów i inne religie Wschodu, które nie akceptują Boga osobowego.

Taki “Bóg” byłby sprzeczną istotą, “Bogiem”, który akceptuje zarówno dobro jak i zło, błąd i prawdę. Sprzeczna istota nie może być Najwyższą Mądrością, dlatego nie może być żywym i prawdziwym Bogiem. Przyjęcie takiej koncepcji Boga jest równoznaczne z zaprzeczeniem istnienia Jedynego i Trójjedynego Boga, co prowadzi do ateizmu lub panteizmu.

Panteistyczny i ewolucyjny mistycyzm zainspirowany przez Teilharda de Chardin

To prowadzi nas do encykliki Laudato Si’, gdzie Franciszek przedstawia panteistyczny pogląd na Trójcę Świętą.

Rzeczywiście, zawiera ona takie stwierdzenia jak:

“Syn [tj. Słowo] (…) zjednoczył się z tą ziemią, gdy został ukształtowany w łonie Maryi (…) Duch Święty (…) jest intymnie obecny w samym sercu wszechświata, inspirując i sprowadzając nowe drogi “9.

“Ostateczne przeznaczenie wszechświata znajduje się w pełni Boga, która została już osiągnięta przez Chrystusa zmartwychwstałego, podstawa powszechnego dojrzewania” (nr 83).

Wizja ta przebiega zgodnie z linią panteistycznego i ewolucjonistycznego mistycyzmu o. Pierre’a Teilharda de Chardin, S.J., na którego powołuje się w przypisie w tym samym paragrafie:

“W tym horyzoncie możemy ustawić wkład o. Teilharda de Chardin” (nr 83, fn. 53).

“Moralność” bez pojęcia grzechu

Zniszczenie pewności Objawienia Bożego, Pisma Świętego i Tradycji jest kolejną konsekwencją stwierdzenia, że Bóg pragnie wszystkich religii, jakkolwiek byłyby one sprzeczne. Prowadzi ona do całkowitego subiektywizmu i pozbywa się uniwersalnych i niezmiennych zasad kierujących ludzkim myśleniem i działaniem.

Ten subiektywizm w sprawach wiary prowadzi do relatywizmu moralnego: Kościół nie powinien już dążyć do nawrócenia ludzi, do skłonienia ich do porzucenia błędu i zła, lecz jedynie “towarzyszyć im”, akceptując ich błędne przekonania i “różnorodność” ich stanu życia.

W imię tej “różnorodności” Franciszek otworzył cudzołożnikom bramę do przyjmowania Komunii Świętej;12 poparł “unię cywilną” dla par tej samej płci;13 zgodził się, aby belgijscy biskupi błogosławili pary tej samej płci;14 i skandalicznie (i wylewnie) przyjął pary homoseksualne i “transgenderowe “15.

Jeśli Bóg akceptuje grzech, nie ma piekła

Grzech jest wykroczeniem przeciwko Bogu, polegającym na odmowie wypełnienia Jego woli, wyrażonej w przykazaniach. Ciężkie i dobrowolne wykroczenie stanowi grzech śmiertelny, który pozbawia człowieka łaski uświęcającej i oddala go od przyjaźni z Bogiem, wprowadzając go na drogę do piekła. Święty Tomasz mówi, że “jakiekolwiek grzechy odwracają człowieka od Boga, tak że niszczą miłość, rozpatrywane same w sobie, zaciągają dług kary wiecznej “16.

W nowej koncepcji Boga i Kościoła nigdy nie ma kary za grzech, ponieważ Stwórca, przejawiający miłość bez mądrości, nie miałby nic przeciwko temu, aby być obrażanym; jego miłosierdzie nie uwzględniałoby jego sprawiedliwości. Tomasz stwierdza: “Miłosierdzie bez sprawiedliwości jest matką rozwiązłości; [a] sprawiedliwość bez miłosierdzia jest okrucieństwem “17.

Jeśli jednak nie ma kary dla grzesznika, który umiera bez winy, to piekło – miejsce wiecznej pokuty za wykroczenie przeciwko wiecznemu Bogu – nie istnieje.

W ostatnim wywiadzie, zgodnie ze swoją doktryną miłosierdzia bez sprawiedliwości, Franciszek zaprzeczył, że piekło jest miejscem: “Piekło nie jest miejscem (…) Piekło jest stanem, są ludzie, którzy żyją stale w piekle. (…) Piekło jest stanem, stanem serca, duszy, postawą wobec życia…” W tym “stanie” żyje się już tu na ziemi. Pyta: “A kto idzie do piekła, do tego piekła, do tego stanu?”. I odpowiada: “Już tutaj zaczyna się żyć [piekłem]”18.

Piekło jest miejscem

Jednak Pismo Święte, Tradycja i Magisterium Kościoła zawsze uważały piekło – tak samo jak niebo – nie tylko za stan, ale i za miejsce. Słowa naszego Pana dotyczące piekła, wzięte w ich zwykłym znaczeniu, nie mogłyby wyraźniej określić miejsca:

“Odejdźcie ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, który został przygotowany dla diabła i jego aniołów.” (Mt 25-41). “Syn człowieczy pośle aniołów swoich, a oni zbiorą z jego królestwa wszystkich skandalistów i tych, którzy dopuszczają się nieprawości. I wrzuci ich do pieca ognistego; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (id. 13,41-42). “Gdzie ich robak nie zginie, a ogień nie zgaśnie”. (Mk 9:43, 47).

Na ideę miejsca wskazuje usunięcie przez Chrystusa potępionych, wyrzucenie ich ze swego królestwa do pieca z palącym się ogniem, gdzie robak nieprawości nie umiera.

Takie było zawsze przekonanie Kościoła. Na przykład II Sobór Lyoński (1274) stwierdził, że ci, którzy umierają w grzechu śmiertelnym, “zstępują do piekła, aby tam spotkały ich różne kary “19. W 1341 roku, po zdefiniowaniu tej doktryny, papież Benedykt XII ostrzegł: “Kto by potem świadomie i uporczywie utrzymywał, twierdził, głosił, nauczał lub bronił słowem lub pismem czegoś przeciwnego naszym wyżej wymienionym definicjom lub ustaleniom, lub choćby jednej z nich, będzie przeciw niemu postępował w sposób należny heretykowi. … [I] naraża się na oburzenie Boga Wszechmogącego i jego błogosławionych Apostołów Piotra i Pawła “20.

Nawet Judasza nie ma w piekle?

W powyższym wywiadzie Franciszek sugeruje, że w piekle nie ma nikogo. Nawet Judasza.

Aby “udowodnić” tę teorię, przytacza rzeźbę w średniowiecznej bazylice św. Marii Magdaleny w Vézelay we Francji. Jeden z jej kapiteli przedstawia posąg Judasza wiszącego, a inny – posąg mężczyzny niosącego na plecach samobójczego zdrajcę. Franciszek bezpodstawnie21 interpretuje tego człowieka jako Jezusa, Dobrego Pasterza:

“Jeśli pyta mnie pan, ilu ludzi jest w piekle”, mówi dziennikarzowi, “odpowiadam słynną rzeźbą z katedry w Deslé [Vézelay]”. Kapitał pokazuje “Judasza powieszonego i diabła ciągnącego go w dół, a po drugiej stronie mają Dobrego Pasterza, Jezusa, który chwyta Judasza i z ironicznym uśmiechem bierze go na plecy.”

Dalej rozwija swoją teorię: “Co to oznacza? [Oznacza to], że zbawienie jest silniejsze niż potępienie. Ta stolica to katecheza, która powinna dać nam do myślenia. Miłosierdzie Boże jest zawsze po naszej stronie, a Bóg chce być zawsze ze swoim ludem, ze swoimi dziećmi i nie chce, aby go opuściły.”

Pomimo nieco żartobliwego tonu jego słów, wydaje się, że ma on na myśli to, że nawet osoba, która umarła w grzechu śmiertelnym, która w desperacji popełniła samobójstwo, nie potępiłaby się i nie poszła do piekła.

Tymczasem św. Tomasz mówi, że “sprawiedliwe jest, aby ten, kto zgrzeszył przeciwko Bogu w swojej własnej wieczności, został ukarany w wieczności Bożej “22.

“Nasz biedny brat Judasz…”

Papież Franciszek niezliczoną ilość razy wypowiadał się czule o Judaszu, sugerując, że zdrajca został uratowany, ale nie stwierdzając tego wyraźnie, jak to jest w jego zwyczaju. W tym sensie Franciszek zacytował również ks. Primo Mazzolariego (1890-1959), rewolucyjnego kapłana, który jest uważany za prekursora Vaticanum II.

Andrea Tornielli, obecnie dyrektor watykańskiej dykasterii ds. komunikacji, napisał w 2016 roku o przemówieniu papieża. “Papież mówił o starożytnej średniowiecznej stolicy przedstawiającej Judasza po jednej stronie i Jezusa niosącego martwego zdrajcę na swoich ramionach”. A Tornielli mówi, że “Papież Franciszek zacytował homilię na temat ‘Judasza, zdrajcy’, wygłoszoną przez pioniera Soboru Watykańskiego II, Don Primo Mazzolariego, proboszcza z Bozzolo (północne Włochy), w Wielki Czwartek 1958 roku: ‘Biedny Judasz – zaczyna ksiądz – tylko co działo się w jego duszy, nie wiem. Jest jedną z najbardziej tajemniczych postaci w Męce Pańskiej. Nie będę nawet próbował ci tego wyjaśnić, proszę tylko, abyś miał trochę miłosierdzia dla naszego biednego brata Judasza'”23.

Nie jest to jedyny przypadek, kiedy papież Franciszek przyjął przychylne spojrzenie ks. Mazzolariego na Judasza. Podczas kazania mszalnego 8 kwietnia 2020 r. stwierdził: “Na czym polega tajemnica Judasza? Nie wiem … Don Primo Mazzolari wyjaśnia ją lepiej niż ja “24.

Nieoficjalny dziennik Watykanu, L’Osservatore Romano, z 1 kwietnia 2021 roku, opublikował wypowiedź ks. Primo Mazzolariego, na którą powołuje się Franciszek. Mówi on między innymi:

“Biedny Judasz. (…) Gdy w Getsemani otrzymał pocałunek zdrady, Pan odpowiedział mu tymi słowami, których nie wolno nam zapomnieć: ‘Przyjacielu, pocałunkiem zdradzasz Syna Człowieczego!’. Przyjacielu! To słowo, które pokazuje wam nieskończoną czułość miłości Pana, pozwala wam również zrozumieć, dlaczego w tej chwili nazwałem go bratem. “25.

Heretycy, kainici i Judasz

Starożytne herezje przedstawiają Judasza jako bohatera. Św. Ireneusz i inni Ojcowie Kościoła odnoszą się do gnostyckiej herezji z II wieku, znanej jako kainici. Podobnie jak gnostycy w ogóle, uważali oni Jehowę za złego Boga, który walczy z dobrym Bogiem, “Najwyższą Zasadą”. Jehowa rzekomo stworzył materię, którą uważają za zło. Dlatego kainici czcili wszystkie postacie potępione przez Jehowę, począwszy od Kaina.

Jeśli chodzi o Judasza, to głosili, że był on jedynym apostołem, który zrozumiał ukrytą doktrynę Jezusa i na prośbę Jezusa wydał go Sanhedrynowi, aby wraz z jego śmiercią nastąpiło odkupienie ludzi. Francuski teolog o. G. Bareille wyjaśnia doktrynę kainitów: “Wydając Jezusa, [Judasz] zapewnił sobie potępienie i tortury, a jednocześnie triumf dobrego Boga i zbawienie rodzaju ludzkiego “.

Dziesięć katastrofalnych lat

Nie sposób byłoby wymienić w prostym artykule (czy nawet książce) całego zamieszania, jakie Franciszek wprowadził do Kory Piotrowej. Wysiłek jest tym trudniejszy, że głosi on więcej przez swoje postawy, sposób bycia i działania oraz nieformalne rozmowy z dziennikarzami niż przez systematyczne i spójne nauczanie.

“Credo in Unam, Sanctam, Catholicam et Apostolicam Ecclesiam”

Jednak mimo całego zamieszania, Kościół Pana Naszego Jezusa Chrystusa pozostaje twardy w swojej doktrynie, świętości i tradycji. Potrzeba jednak światła wiary, aby zobaczyć go w całym jego blasku, pomimo spowijającego go “dymu szatana “27.

Czynimy własnymi słowa Plinio Corrêa de Oliveira na zakończenie jego arcydzieła Rewolucja i kontrrewolucja:

“Oto afirmacja niezmiennej ufności katolickiej duszy, która klęczy, ale pozostaje twarda pośród ogólnej konwulsji – twarda z całą stanowczością tych, którzy w czasie burzy i z siłą duszy jeszcze większą niż ona, nadal potwierdzają z głębi serca: “Credo in Unam, Sanctam, Catholicam et Apostolicam Ecclesiam”, to znaczy: wierzę w święty Kościół rzymskokatolicki i apostolski, przeciwko któremu, jak obiecał święty Piotr, bramy piekielne nigdy nie przemogą “28.

Zabijając się, Judasz wzgardził Bożym Miłosierdziem

Mimo że popełnił najgorszą ze zbrodni, wydając Jezusa na śmierć, Judasz mógł się uratować, gdyby okazał prawdziwą skruchę. Zamiast tego rozpaczał i popełnił kolejny grzech, popełniając samobójstwo. Czyniąc to, według św. Augustyna, wzgardził on Bożym miłosierdziem. Święty Doktor mówi: “Czy słusznie potępiamy czyn Judasza i czy sama prawda orzeka, że wieszając się, raczej pogłębił niż odpokutował winę tej najbardziej nikczemnej ponieważ, rozpaczając nad Bożym miłosierdziem w swoim smutku, który spowodował nie pozostawił sobie miejsca na uzdrawiającą pokutę? O ileż bardziej powinien powstrzymać się od nakładania gwałtownych rąk na siebie samego, który nie uczynił nic nie zasługuje na taką karę! Judasz bowiem, gdy się zabił, zabił człowieka niegodziwego. człowieka; ale odszedł z tego życia obciążony nie tylko śmiercią Chrystusa, ale i swoją własną. z jego własną: bo choć zabił się z powodu jego zbrodni, to jego zabicie sam był inną zbrodnią. Dlaczego więc człowiek, który nie uczynił nic złego, miałby uczynić coś złego dla siebie sam sobie i przez zabicie siebie zabija niewinnego, aby uniknąć cudzego czynu i popełnić na sobie własny grzech, aby grzech innego nie został popełnić na nim grzech? “29.

==========================================

Footnotes

  1. Edward Pentin, “Cardinal Pell and the ‘Demos’ Memorandum.“Journalist Sandro Magister, the first to publish the cardinal’s words, says that he received the memo from Cardinal Pell himself, who authorized him to publish it under the pseudonym Demos (people in Greek). https://ewtn.co.uk/article-cardinal-pell-and-the-demos-memorandum/ 3/21/23
  2. They gave Pope Francis four years to ‘make the Church over again.’ Here’s how he’s tried. Pete Baklinski. LifeSiteNews. Mar 1, 2017. https://www.lifesitenews.com/blogs/they-gave-pope-francis-four-years-to-make-the-church-over-again.-heres-how/ ; The “Influential Italian Gentleman.” Posted on June 25, 2019 by Steven O’Reilly. https://romalocutaest.com/2019/06/25/the-influential-italian-gentleman/ Who Is Pope Francis?, https://www.youtube.com/watch?v=b3iaBLqt8vg&t=41s; 4/4/2023
  3. Denzinger no. 1823.
  4. ENCYCLICAL OF POPE PIUS X VEHEMENTER NOS, February 11, 1906, no. 8 https://www.vatican.va/content/pius-x/en/encyclicals/documents/hf_p-x_enc_11021906_vehementer-nos.html 3/22/23
  5. CEREMONY COMMEMORATING THE 50th ANNIVERSARY OF THE INSTITUTION OF THE SYNOD OF BISHOPS ADDRESS OF HIS HOLINESS POPE FRANCIS, Paul VI Audience Hall, Saturday, 17 October 2015, https://www.vatican.va/content/francesco/en/speeches/2015/october/documents/papa-francesco_20151017_50-anniversario-sinodo.html 3/22/23.
  6. Idem.
  7. See Joaquín Salaverri, S.J., Suma de la Sagrada Teología Escolástica. Tratado III: De La Iglesia de Jesucristo, Libro 1, Cap. 1, Artículo III, No. 123, BAC, Madrid, 1958, fifth edition. https://mercaba.org/TEOLOGIA/STE/iglesia/libro_1_cap_1_art_3.htm
  8. “A Document on Human Fraternity for World Peace and Living Together,” Feb. 4, 2019, https://www.vatican.va/content/francesco/en/travels/2019/outside/documents/papa-francesco_20190204_documento-fratellanza-umana.html 3/30/23
  9. Encyclical Letter Laudato Si’ of The Holy Father Francis On Care for Our Common Home, May 24, 2015, no. 238, https://www.vatican.va/content/francesco/en/encyclicals/documents/papa-francesco_20150524_enciclica-laudato-si.html, 4/1/23.
  10. See Merriam-Webster (online): fulcrum: “the support on which a lever moves when it is used to lift something.” Here we follow the Italian original that says: “…Cristo risorto, fulcro della maturazione universal.”
  11. See Arnaldo Vidigal Xavier da Silveira, Notes on the Unacceptable Philosophy and Theology of Laudato Si’, August 2, 2017. https://www.tfp.org/notes-unacceptable-philosophy-theology-laudato-si/
  12. Francis, POST-SYNODAL APOSTOLIC EXHORTATION AMORIS LÆTITIA, Footnote 351: “In certain cases, this can include the help of the sacraments. Hence, ‘I want to remind priests that the confessional must not be a torture chamber, but rather an encounter with the Lord’s mercy’ (Apostolic Exhortation Evangelii Gaudium [24 November 2013], 44: AAS 105 [2013], 1038). I would also point out that the Eucharist ‘is not a prize for the perfect, but a powerful medicine and nourishment for the weak’ (ibid., 47: 1039).” https://www.vatican.va/content/dam/francesco/pdf/apost_exhortations/documents/papa-francesco_esortazione-ap_20160319_amoris-laetitia_en.pdf; see also: CARTA DEL SANTO PADRE FRANCISCO A LOS OBISPOS DE LA REGIÓN PASTORAL DE BUENOS AIRES EN RESPUESTA AL DOCUMENTO “CRITERIOS BÁSICOS PARA LA APLICACIÓN DEL CAPÍTULO VIII DE LA AMORIS LAETITIA”, https://www.vatican.va/content/francesco/es/letters/2016/documents/papa-francesco_20160905_regione-pastorale-buenos-aires.html 4/1/23.
  13. “Pope Francis calls for civil union law for same-sex couples, in shift from Vatican stance,” CNA Staff, Oct 21, 2020 https://www.catholicnewsagency.com/news/46295/pope-francis-calls-for-civil-union-law-for-same-sex-couples-in-shift-from-vatican-stance 4/1/23
  14. “We Belgian bishops bless gay couples, with the Pope’s approval,” https://newdailycompass.com/en/we-belgian-bishops-bless-gay-couples-with-the-popes-approval 4/1/23
  15. See Marissa Marchitelli, “Pope Francis Hugs US Gay Couple at Vatican Embassy,” BBC.com, Oct. 2, 2015, www.bbc.com/news/av/world-us-canada-34428408 ; Jesús Bastante, “El transexual recibido por el Papa: ‘Muchos obispos te hacen agachar la cabeza y pedir perdón por existir,’” ElDiario.Es, Oct. 2, 2016, // www.eldiario.es/sociedad/diego-neria-existe-obispos-haciendo_128_3815505.html
  16. Summa Theologica, I-II, q. 87, a. 3c.
  17. Super Matthaeum, Cap. V, l. 2.
  18. Pope Francis: “Se puede dialogar muy bien con la economía, no se puede dialogar con las finanzas,” [One Can Dialogue Quite Well With the Economy, But Not With Finances] https://www.perfil.com/noticias/periodismopuro/papa-francisco-se-puede-dialogar-muy-bien-con-la-economia-no-se-puede-dialogar-con-las-finanzas-por-jorge-fontevecchia.phtml 3/20/2003
  19. Denzinger-U, 464.
  20. BENEDICTUS XII, BENEDICTUS DEUS, 29 Ian. 1336, Acta Clementis PP. VI (1342-1352), vol. IX, Typis Polyglottis Vaticanis, 1960, pp. 10-13, https://www.vatican.va/content/benedictus-xii/it/documents/constitutio-benedictus-deus-29-ian-1336.html 4/2/23.
  21. See: “Pope Francis and His Obscene Judas Painting,” by Luiz Sérgio Solimeo, April 22, 2021. https://www.tfp.org/pope-francis-and-his-obscene-judas-painting/
  22. I-II, q. 87, a.3 ad1.
  23. Andrea Tornielli, “The Good Shepherd who carries Judas on his shoulders,” La Stampa/Vatican Insider, June 18, 2016, https://www.lastampa.it/vatican-insider/en/2016/06/18/news/the-good-shepherd-who-carries-judas-on-his-shoulders-1.34989269/ 4/4/23.
  24. Kathleen N. Hattrup, “Satan pays badly, warns pope, calling us to find the ‘Little Judas’ we have within,” Aleteia, Apr. 8, 2020, https://aleteia.org/2020/04/08/satan-pays-badly-warns-pope-calling-us-to-find-the-little-judas-we-have-within/ . (Our emphasis.)
  25. Nostro fratello Giuda, https://www.osservatoreromano.va/it/news/2021-04/quo-074/nostro-fratello-giuda.html 4/4/23
  26. G. Bareille, Cainites, Dictionnaire de Théologie Catholique, Paris, 1932, t. II, col. 1308; The Full Text of the Gospel of Judas, https://www.noncanonicalchristianity.com/gospel-of-judas-full-text/ 4/4/23
  27. “Referring to the situation of the Church today, the Holy Father says he has the feeling that ‘through some crevice, the smoke of Satan has entered the temple of God.’” IX ANNIVERSARIO DELL’INCORONAZIONE DI SUA SANTITÀ OMELIA DI PAOLO VI Solennità dei Santi Apostoli Pietro e Paolo Giovedì, 29 giugno 1972, https://www.vatican.va/content/paul-vi/it/homilies/1972/documents/hf_p-vi_hom_19720629.html 4/4/23.
  28. Plinio Corrêa de Oliveira, Revolution and Counter-Revolution, https://www.tfp.org/revolution-and-counter-revolution/ 4/4/23
  29. The City of God, Bk 1, Chap. 17, https://www.newadvent.org/fathers/120101.htm 4/6/23

Tunika z Argenteuil – świadek ostatnich godzin życia Jezusa na ziemi

Tunika z Argenteuil – świadek ostatnich godzin życia Jezusa na zie

tunika-z-argenteuil17.04.2022

Ponad dwa tysiące lat temu doceniono to, że nie była szyta, tylko cała tkana od dołu do góry, dlatego nie rozdarto jej. Jednakże osiemnaście wieków później podzielono ją na kawałki, żeby uchronić przed zniszczeniem. Tunika z Argenteuil – cudowna relikwia chrześcijan, świadek ostatnich godzin życia Jezusa przyciąga pielgrzymów z całego świata.

Tunika przechowywana jest w Bazylice św. Dionizego w Argenteuil. Zgodnie z tradycją, jest to autentyczna szata zakładana bezpośrednio na ciało, którą nosił Jezus w dniu śmierci. Wikipedia

Gdy rzymscy żołnierze ukrzyżowali Jezusa, podzielili między siebie Jego szaty, ale tuniki nie rozdarli, tylko rzucili o nią los, do kogo ma należeć.

[Ewangelia św Jana, 19, 23-24: 23 Żołnierze tedy, gdy Go ukrzyżowali, wzięli [—] szaty Jego i suknią. A była suknia nie szyta, od wierzchu całodziana. 24 Mówili tedy jeden do drugiego: Nie krajmy jéj, ale rzućmy o nię losy, czyja ma być; iżby się Pismo wypełniło, mówiące: Podzielili sobie szaty moje, a o suknią moję rzucili los. A żołnierze to uczynili.]

To obok Całunu Turyńskiego jedna z najbardziej znanych relikwii związanych z Chrystusem. Ową szatę Jezus miał na sobie w ostatnich chwilach swego życia: podczas ostatniej wieczerzy, w ogrodzie Getsemani, kiedy stał przed Sanhedrynem, podczas rozmowy z Piłatem oraz w czasie drogi na Golgotę. Przechowywana jest w kościele pod wezwaniem św. Dionizego w Argenteuil koło Paryża.

Z Ziemi Świętej

Prawdopodobnie tunikę od rzymskich żołnierzy odkupili uczniowie Jezusa. Byli świadkami tego, jak dotknięcie szat Mistrza uzdrawiało, widzieli związane z tym cuda. Była chyba cenną własnością gminy chrześcijan w Palestynie, która po upadku Imperium Rzymskiego została częścią cesarstwa bizantyjskiego.

Pierwsze wzmianki o tej szacie pochodzą z końca VI wieku. Św. Grzegorz z Tours pisał wówczas, że znajduje się w mieście położonym 150 km od Konstantynopola. Na początku następnego stulecia wspominał o niej frankijski kronikarz Fredegar. Potem na długo znika z kart dziejów, by pojawić się nagle w roku 1156 w Argenteuil. Podczas prowadzonych wówczas w klasztorze prac remontowych natrafiono na skrytkę w ścianie. W środku znajdowała się szata i dwa listy: jeden napisany w języku łacińskim, a drugi w języku francuskim. Z ich treści wynikało, że jest to tunika należąca do Chrystusa. Sensacja przyciągnęła do Argenteuil samego króla Francji Ludwika VII, świątynia zaś stała się ważnym celem pielgrzymek. W jaki sposób relikwia trafiła w okolice Paryża?

Według jednej z hipotez zasiadająca na tronie w Konstantynopolu cesarzowa Irena miała przekazać tunikę władcy Franków Karolowi Wielkiemu. Inna głosi, że Karol, który gromadził liczne relikwie, przywiózł ją z Rzymu po swej koronacji w 800 roku, by przed śmiercią przekazać bezcenny dar klasztorowi benedyktynek w Argenteuil, gdzie przeoryszą była jego córka. Długo jednak wspólnota zakonna nie czciła jawnie tego nabytku, gdyż Normanowie, którzy od pewnego czasu niszczyli okolicę, splądrowali również klasztor. Wcześniej jednak tunikę zdołano ukryć. Została wraz z listami zamurowana w skrytce, z której wydobyto ją dopiero po trzystu latach.

Nauka czy wiara?

Burzliwe dzieje dotknęły relikwię podczas rewolucji francuskiej. Cudem uniknęła dewastacji, gdy zwolennicy Robespierre’a palili kościoły oraz niszczyli przedmioty kultu. By uchronić tunikę przed ich barbarzyństwem, pocięto ją i schowano w różnych miejscach. Dwa największe fragmenty ukryto w ogrodzie przy plebanii. Mniejsze trafiły na przechowanie do zaufanych parafian. Swoje ocalenie szata zawdzięczała sprytowi ówczesnego proboszcza.

Pod koniec XIX w. tunika przeszła gruntowne prace konserwatorskie. Zszyto ją w całość z zachowanych fragmentów. Została również zbadana. Okazało się, że rzeczywiście pierwotnie została wykonana bez szwów, a materiałem, z jakiego ją utkano, była owcza wełna. Na próbkach pobranych do analizy odkryto krew oraz barwnik – taki sam, jakiego używano na płótnach pogrzebowych z II wieku oraz jaki znajdowano w egipskich grobowcach chrześcijan z I wieku.

Na przełomie XX i XXI wieku, wykorzystując najnowocześniejszą technikę, gruntownie przebadano największy fragment sukna, o wymiarach 122 na 110 cm. Naukowcy ustalili, że jest na nim ślad rany ciągnącej się od lewego ramienia przez plecy do prawego biodra. Rana miała powstać wskutek długotrwałego opierania się o długi i ciężki przedmiot. Wyniki kolejnego badania wprawiły ich w całkowite zdumienie: po ułożeniu Tuniki na Całunie okazało się, że rozmieszczenie śladów krwi jest identyczne. Następne wykazały, że unikalny splot materiału powstał na krosnach, jakich używano w czasach Jezusa, a odnalezione na nim pyłki należą do roślin flory śródziemnomorskiej. Trzy z nich (kwitnące na wiosnę) występują tylko na terenie Ziemi Świętej, wokół Jerozolimy. Identyczny zestaw pyłków odnaleziono również na Całunie Turyńskim.

Identyczne ślady krwi

Ale to nie wszystko, naukowcy odkryli na szacie ślady krwi o identycznej grupie, co ta pochodząca z turyńskiego całunu, czyli AB. Udało się ustalić, że to krew mężczyzny o typie spotykanym najczęściej wśród Żydów z Bliskiego Wschodu, czyli obszaru Palestyny. Ponadto bardzo dokładna analiza śladów krwi wykazała obecność w czerwonych krwinkach kryształków mocznika – składnika potu. To oznaczało, że ów człowiek cierpiał na bardzo rzadki objaw kliniczny zwany hematidrosis, polegające na poceniu się krwią. Dotyka to tylko ludzi, którzy przeżywają straszne, traumatyczne doświadczenie, najczęściej przed śmiercią.

Jak wiemy z relacji św. Łukasza Ewangelisty, który był lekarzem, Chrystus podczas modlitwy w Ogrójcu, tuż przed pojmaniem, pocił się krwią: „Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” (Łk 22, 44).

Czy są to wystarczające dowody na autentyczność relikwii? Nasi przodkowie, usilnie pragnący zbawienia, nie zaprzątali sobie głowy dochodzeniem autentyczności świętych pamiątek. Współczesny człowiek wręcz przeciwnie – domaga się najpierw naukowych dowodów, nim zdecyduje się uwierzyć. Czy niemi świadkowie Męki Pańskiej nie każą poruszać się nam jednak w obszarze misterium, gdzie drogowskazami jest jedynie lub aż wiara?

===========================

MD: O wczesnych losach tej tuniki jest piękna książka w formie powieści:

Monsignor Carlo Maria Viganò: Współczesny świat – i Kościół – są zakładnikami kłamstwa księcia tego świata. Lista kłamstw.

Monsignor Carlo Maria Viganò: Współczesny świat – i Kościół – są zakładnikami kłamstwa księcia tego świata.

Date: 10 aprile 2023Author: Uczta Baltazara vigano-swiat-zakladnikiem-klamstwa

Transkrypcja homilii wielkanocnej:

Współczesny świat jest zakładnikiem kłamstwa. Wszystko, co jest teoretycznie podawane przez „elity”, potwierdzane przez instytucje i propagowane przez media, jest kłamstwem, fałszem i oszustwem.

Kłamstwem jest psychopandemiczny stan zagrożenia wirusem stworzonym w laboratorium na potrzeby masowych szczepień, które są równie nieskuteczne, co szkodliwe dla zdrowia.

Kłamstwem jest teoria gender,która neguje zamierzone przez Stwórcę rozróżnienie płci i dąży do zlikwidowania w człowieku obrazu i podobieństwa do Boga.

Kłamstwem są zmiany klimatyczne, które opierają się na fałszywym założeniu istnienia kryzysu klimatycznego spowodowanego przez człowieka i jeszcze bardziej fałszywej chimerze, twierdzącej że redukcja CO2 w niektórych krajach jest w stanie minimalnie zmienić temperaturę na Ziemi.

Kłamstwem jest kryzys ukraiński, sprowokowany w celu zniszczenia tkanki społecznej i gospodarczej krajów europejskich za pomocą bezrozumnych sankcji nałożonych na Federację Rosyjską.

Kłamstwem jest Agenda 2030, narzucona przez kabałę malwersantów w celu zniewolenia ludzkości.

Kłamstwem jest ideologia woke, powodująca wymazanie naszej tożsamości, naszej historii, naszej wiary, aby narzucić piekielną religię Nowego Porządku Świata, barbarzyństwo Wielkiego Resetu.

Najbardziej niepokojące jest to, że owe oszustwa wymierzone przeciwko narodom – popełniane przez osoby sprawujące władzę, które powinny raczej chronić je i bronić – zainfekowały również organizm kościelny, w którym inne, nie mniej poważne fałsze skażają czystość wiary, obrażają Boski Majestat i powodują potępienie tak wielu dusz, za które Pan drogo zapłacił odkupując je swoją własną, najcenniejszą Krwią.

Kłamstwem jest ekumenizm, który obniża żywego i prawdziwego Boga do poziomu bożków pogan.

Kłamstwem jest droga synodalna, która pod fałszywym pretekstem posłuchu dla ludu Bożego obala boską konstytucję Kościoła, chcianą przez Chrystusa.

Kłamstwem jest reforma liturgiczna – wprowadzona pod pozorem uczynienia Mszy Św. zrozumiałą dla wiernych – której jedynym celem jest odebranie czci Bogu i przypodobanie się heretykom. Kłamstwem jest diakonat żeński, który pod alibi przyznania roli kobietom, podważa Mszę i sakramenty oraz manipuluje święceniami ustanowionymi przez naszego Pana.

Kłamstwem jest danie możliwości przystępowania do komunii rozwodnikom i konkubinom, kłamstwem jest błogosławienie związków homoseksualnych, kłamstwem jest dopuszczenie transseksualistów do seminarium: moralność nie powinna podążać za modą, niezależnie od tego, co twierdzi Bergoglio.

Kłamstwem jest akceptacja sodomii, która zbyt często zdaje się legitymizować prowadzenie się wielu prałatów i kleryków, niż chęć ratowania dusz biednych grzeszników.

Owe kłamstwa mają czelność objawiać się jako takie, jako oczywisty fałsz, pozbawiony racjonalnych i wiarygodnych przesłanek. Nie są to kłamstwa, za pomocą których próbuje się coś nieudolnie ukryć: to są buńczuczne twierdzenia mistyfikacji, obalanie logiki, zaprzeczanie prawdzie.

============================

Ale dlaczego tak wielu ludzi dobrowolnie decyduje się zrezygnować z krytycznego osądu i przyjąć rażące kłamstwa jako rzeczy racjonalne i prawdziwe? Ponieważ akceptacja błędu jest ceną, jakiej świat żąda od swoich czcicieli, od tych, którzy nie chcą być zepchnięci na margines – karani, prześladowani. Ale kto jest księciem kłamstwa, jeśli nie szatan, kłamca, który był mordercą od samego początku? Szatan, który skusił naszych przodków nie mniej bezwstydnym kłamstwem: Jeśli zjecie ten owoc, będziecie jako bogowie. I było to rażące kłamstwo, uwierzywszy któremu Adam i Ewa zdecydowali się odrzucić rozsądek i wybrać nieposłuszeństwo wobec Boga, aby pójść za fałszywą obietnicą złożoną przez plugawą istotę.

Kłamstwem było również to, co szatan obiecał naszemu Panu, gdy kusił Go na pustyni: Wszystko to będzie twoje… to, czego Chrystus był nie tylko Panem, ale i Stwórcą.

W Liście czytanym podczas Mszy Św. w tym najświętszym dniu, w którym obchodzimy chwalebne Zmartwychwstanie Pana naszego Jezusa Chrystusa z martwych, Apostoł napomina nas, abyśmy usunęli stare drożdże: expurgate vetus fermentum. Ci, którzy znają starożytny proces wypieku chleba, wiedzą, że zakwas to ta część mąki i wody, która pozostawiona do fermentacji staje się masą zaczynu. Może być przechowywany przez dziesiątki lat, okresowo przemieszany z nową mąką i nową wodą, tak że dzisiejszy chleb jest zasadniczo spokrewniony ze wszystkimi poprzednimi chlebami sięgającymi wstecz. Ale jeśli fermentum ma charakter vetus, tj. jeśli drożdże [zakwas] są stare, ma to wpływ na nowe ciasto i nowy chleb. Oczyszczenie ze starego zaczynu oznacza rozpoczęcie od nowa, dokonanie naprawdę wielkiego resetu duszy każdego człowieka oraz całego organizmu społecznego, wymazanie fermentu złości i przewrotności, i rozpoczęcie na nowo od chleba przaśnego, niekwaszonego, stanowiącego symbol Najświętszej Eucharystii i Sakramentu nowego i wiecznego Przymierza zawartego przez Chrystusa ze swoim Kościołem – nowego w Łasce i nie podlegającego mutacjom związanym z czasem, modami, okolicznościami.

Dlatego św. Paweł mówi o chlebie przaśnym, niekwaszonym. Chlebie prostoty, chlebie tych, którzy nie mają czasu na utrzymanie zakwasu, tych, którzy przygotowują się z przepasanymi lędźwiami do spożycia Baranka bez skazy i gorzkich ziół przed wyjściem z ziemi egipskiej i przejściem przez Morze Czerwone. Reset, nowe Stworzenie, nowa Pascha dokonują się w Chrystusie, jedynej, nieuchronnej, wiecznej Prawdzie, żywym i prawdziwym Słowie wiecznego Ojca. Prawdziwy reset polega na powrocie do Prawdy Chrystusa, Tego, który powiedział o Sobie: Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Prawdą, która istnieje, podczas gdy błąd jest niebytem. Prawdą, która wymaga od nas szczerości – in azymis sinceritatis – jako niezbędnej odpowiedzi wobec światła Prawdy – et veritatis.

Szatan, małpujący Boga, groteskowo imituje Stworzenie, dopuszczając się potworności, które każdy rozsądny człowiek rozpoznaje jako takie. Jeszcze bardziej groteskowo naśladuje Odkupienie, obiecując ludziom, których kusi – dobro, które jest mu nieznane i którego sam nie posiada, żądając w zamian, aby uznali go za boga. To jego kłamstwo, powinniśmy uznać za takowe, powinniśmy je odrzucić i zwalczyć je.

Jeśli walczymy o Prawdę – o jakąkolwiek prawdę, nie tylko teologiczną – stajemy po stronie Chrystusa; po stronie Tego, który nie skłamał, gdy zapowiedział Apostołom swoją własną Śmierć i Zmartwychwstanie.

Jeśli natomiast nie zdecydujemy się walczyć o Prawdę, lub wręcz pozwolimy na głoszenie błędu lub sami go rozpowszechnimy, stajemy po stronie Szatana – księcia kłamstwa, tego, który obiecuje i nie dotrzymuje słowa, jedynie w celu wciągnięcia nas w ową otchłań potępienia, w którą on sam postanowił się zapaść, gdy grzesząc pychą, uwierzył, że może umieścić siebie na miejscu Boga i decydować o tym, co istnieje, a co nie, czyli co jest prawdą, a co fałszem, co jest dobrem, a co złem, co jest pięknem, a co brzydotą. I faktycznie, piekielny świat, w którym się pogrążamy, zbudowany jest z kłamstwa, z niegodziwości, z brzydoty. Nie mogłoby być też inaczej.

Szatan nazywany jest księciem tego świata, i to nie przypadkowo: on nie jest królem; jego władza jest efemeryczna i dozwolona przez Boga, aż nadejdzie moment zakończenia czasu próby i czas Sądu. Nie inaczej jest z Jego sługami. Chociaż ich władza zdaje się nas przytłaczać, chociaż środki, jakimi dysponują, wydają się nieograniczone i przemożne, ich koniec zbliża się nieubłaganie, gdy Chrystus odzyska swoje powszechne Królestwo. Oportet illum reign, to się musi stać, to jest zgodne z Bożym porządkiem i nikt, nawet całe piekło, nie może wydłużyć pozornego triumfu zła o jedną chwilę.

Zaledwie dwa dni temu rozważaliśmy Tajemnice Męki i Śmierci Pana, w wyniku zabiegów Sanhedrynu, wycia tłumu, tortur katów. Wraz z Józefem z Arymatei i pobożnymi niewiastami odprowadziliśmy pozbawione życia ciało Jezusa do Grobu. Trwaliśmy na modlitwie w surowej ciszy naszych kościołów. Ale owo consummatum est nie oznacza “wszystko stracone”, lecz raczej “wszystko się wypełniło”, to znaczy “dzieło Odkupienia zostało dokonane”.

Χριστὸς ἀνέστη, to wielkanocne pozdrowienie Greków: Chrystus zmartwychwstał. Na co odpowiada się: Ἀληθῶς ἀνέστη, tj. zaprawdę zmartwychwstał.Surrexit Dominus vere.W tymże ἀληθῶς, w tym vere zawarta jest rzeczywistość Zmartwychwstania Zbawiciela, prawda owego historycznego wydarzenia, w którym Miłosierdzie Człowieka-Boga naprawiło grzech Adama spowodowany kłamstwem szatana, który nadal kłamał oskarżając Chrystusa przy pomocy fałszywych świadków, który nadal kłamie próbując udaremnić owoce Odkupienia.

Dziś, po tym jak uroczyste nuty Exsultetu obwieściły chwałę Zmartwychwstania, świętujemy triumf Chrystusa nad śmiercią i grzechem, Jego zwycięstwo nad szatanem. Będziemy również świętować zwycięstwo Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej nad ziemskimi wrogami, ponieważ los Mistycznego Ciała został zadekretowany w chwili, gdy jego boski Zwierzchnik wisząc na Krzyżu, zablokował starożytnego węża.

Mors et vita duello conflixere mirando: Dux vitæ mortuus, regnat vivus. [Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy».]

Carlo Maria Viganò, Arcybiskup – 9 kwiecień 2023

Modlitwy liturgii Wielkiego Piątku za heretyków, żydów i pogan

Modlitwy liturgii Wielkiego Piątku za heretyków, żydów i pogan, które towarzyszyły liturgii setek świętych Kościoła katolickiego, modlących się tymi słowami:

—————-

Modlitwa za heretyków i schizmatyków:

Oremus et pro haereticis, et schismaticis: ut Deus et Dominus noster eruat eos ab erroribus universis; et ad sanctam matrem Ecclesiam Catholicam atque Apostolicam revocare dignetur.

Oremus.
Flectamus genua.
Levate.

Omnipotens sempiterne Deus, qui salvas omnes, et neminem vis perire: respice ad animas diabolica fraude deceptas; ut, omni haeretica pravitate deposita, errantium corda resipiscant, et ad veritatis tuae redeant unitatem. Per Dominum nostrum Iesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. Amen.

Módlmy się także za heretyków i schizmatyków, aby Bóg i Pan nasz wyzwolił ich z wszelkich błędów i raczył z powrotem przywieść do świętej Matki Kościoła Powszechnego i Apostolskiego (…)

Wszechmogący, wieczny Boże, Ty wszystkich zbawiasz i nie chcesz, aby ktokolwiek zginął; wejrzyj na dusze zwiedzione przez podstęp szatana; niech serca błądzących opamiętają się i porzuciwszy heretyckie błędy powrócą do jedności Twojej wiary. Przez tegoż Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.

——————-

Modlitwa o nawrócenie żydów wiarołomnych:

Oremus et pro perfidis Judaeis: ut Deus et Dominus noster auferat velamen de cordibus eorum; ut et ipsi agnoscant Jesum Christum Dominum nostrum.

Oremus.
Flectamus genua.
Levate.

Omnipotens sempiterne Deus, qui etiam Judaicam perfidiam a tua misericordia non repellis: exaudi preces nostras, quas pro illius populi obcaecatione deferimus; ut agnita veritatis tuae luce, quae Christus est, a suis tenebris eruantur. Per Dominum nostrum Iesum Christum, Filium tuum: qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus, per omnia saecula saeculorum. Amen.

Módlmy się także za żydów wiarołomnych: aby Bóg i Pan nasz zdarł zasłonę z ich serc, iżby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana naszego. ‘Wszechmogący, wiekuisty Boże, który od miłosierdzia swego nawet wiarołomnych żydów nie odrzucasz, wysłuchaj modły nasze za ten lud zaślepiony, aby wreszcie, poznawszy światło prawdy, którym jest Chrystus, z ciemności swych został wybawiony.

Przez tegoż Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków.

——————-

Modlitwa za pogan:

Oremus et pro paganis: ut Deus omnipotens auferat iniquitatem a cordibus eorum; ut relictis idolis suis, convertantur ad Deum vivum et verum, et unicum Filium eius Iesum Christum Deum et Dominum nostrum.
Oremus.
Flectamus genua.
Levate.
Omnipotens sempiterne Deus, qui non mortem peccatorum, sed vitam semper iniquiris: suscipe propitius orationem nostram, et libera eos ab idolorum cultura; et aggrega Ecclesiae tuae sanctae, ad laudem et gloriam nominis tui. Per Dominum.


Módlmy się także za pogan: Niech Bóg wszechmogący usunie nieprawość z ich serc, aby porzucili swoje bałwany i nawrócili się do Boga żywego i prawdziwego i do Jedynego Syna Jego Jezusa Chrystusa, Boga i Pana naszego.
Módlmy się.
Klęknijmy.
Wstańcie.
Wszechmogący, wieczny Boże, Ty zawsze zabiegasz o życie grzeszników, a nie o ich śmierć; przyjmij łaskawie naszą modlitwę i wyzwól pogan od bałwochwalstwa, a przyłącz do Twego świętego Kościoła na cześć i chwałę Twojego imienia. Przez Pana naszego….

Wszyscy odpowiadają: Amen.

===================================

[Piszemy żydów z małej litery, jak katolików, gdy chodzi o wyznawców religii talmudycznej. Z dużej piszemy o członkach plemienia, czy narodu. Chodzi też o tę ich część, którą nazwać należy: „wiarołomnych”. MD]

Czy sedewakantyzm jest odpowiedzią na kryzys Kościoła?

Czy sedewakantyzm jest odpowiedzią na kryzys Kościoła?

Robert Nelke, Sławomir Wełniński Zawsze Wierni nr 2/2023 (225)

Jaka jest zatem odpowiedź na kryzys w Kościele?

piusx

W przestrzeni medialnej ścierają się różne wizje dotyczące źródła kryzysu w Kościele, jakie rozmiary on obecnie przybiera, a także tego, jak ów kryzys zażegnać. Jedną z bardziej aktywnych stron tej dyskusji, przynajmniej w Internecie, są tzw. sedewakantyści.

Sedewakantyści, wyraźnie obecni w Internecie, wzbudzają wśród wielu wiernych związanych z szeroko rozumianą Tradycją zainteresowanie, co rodzi szereg pytań o ich proweniencję. Jakie są główne filary tego ruchu? Czy poza samą negacją legalności wyboru papieża i podległych mu biskupów sedewakantyzm zawiera jakiś pozytywny przekaz? Czy w związku z powyższym nie pociąga to za sobą konsekwencji natury praktycznej? Co z nieomylnością papieską i widzialnością Kościoła? Czy istnieją podobieństwa między sedewakantystami a wschodnimi schizmatykami? Co z kwestią jurysdykcji w sprawowaniu kultu Bożego, sakramentów oraz nauczania?

Sede vacante w historii Kościoła a współczesny sedewakantyzm

Termin „sedewakantyzm”, pochodzący od łacińskiego sedes vacans („nieobsadzona stolica”), określa czas, w którym cały Kościół katolicki lub pojedyncza diecezja pozostaje odpowiednio bez papieża lub biskupa. Okres ten zamyka moment wyboru nowego papieża przez konklawe lub nominacja ordynariusza. Trwa on zazwyczaj kilka tygodni, a niekiedy miesięcy. Po śmierci Klemensa V konklawe trwało ponad 2 lata i 3 miesiące, kończąc się wyborem Jana XXII. Inne znaczące okresy sede vacante miały miejsce w latach 1241–1243 oraz 1268–1271. Nie należy jednak zapominać, że na ten czas (aż do pomyślnego wyniku konklawe), wyznacza się wcześniej osoby, które sprawują pieczę nad Kościołem, aż do wyboru nowego papieża. Jest to rzecz jasna stan bardzo niepożądany, stanowiący realne zagrożenie dla ciągłości Kościoła i jego władzy, jak również rodzący wiele problemów, na przykład ze strony ewentualnych uzurpatorów (antypapieży). Z tego też względu obsadzenie tronu papieskiego jest zadaniem absolutnie priorytetowym, przy którym niejednokrotnie ryzykowano wręcz życiem, jak choćby w latach 1799–1800 podczas ostatniego znanego konklawe odbywającego się z konieczności poza Rzymem, kiedy po wyjątkowo trudnych i długich obradach wybrano Piusa VII, następcę więzionego przez Napoleona Piusa VI. Warto więc zadać sobie pytanie: czy sede vacante mogłoby trwać przez dowolnie długi czas, na przykład przez okres dwóch lub trzech pokoleń? W swych rozważaniach sedewakantyści pomijają ten problem, zazwyczaj datując początek okresu sede vacante od momentu śmierci Piusa XII1, ostatniego katolickiego papieża, którego następcy popadli w herezję modernizmu. Czyli, jak łatwo można policzyć, okres nieobsadzenia Stolicy Piotrowej trwa według nich już niemal 65 lat. Argumentują to tezami niektórych znamienitych teologów Kościoła (przede wszystkim św. Roberta Bellarmina), jednak są to przede wszystkim teorie, które siłą rzeczy nie mogły przewidzieć, że zostaną wykorzystane przy apologetyce tak długiego rzekomego okresu sede vacante.

W 1970 r. abp Lefebvre, na prośbę grupy francuskich alumnów, których spotykały prześladowania za kultywowanie swojego powołania w duchu tradycyjnym, zakłada seminarium duchowne w Écône. W tym też czasie część kapłanów i wiernych świeckich doszła na podstawie swoich własnych teologicznych studiów do przekonania, że papieże, którzy ostatnio zasiadali na Stolicy Piotrowej są heretykami. Dlatego też nie mogli ważnie sprawować urzędu, czyli de facto nie byli prawdziwymi papieżami2. Wtedy to zaczęto mówić o istnieniu sedewakantyzmu, co spowodowało kolejny podział m.in. wśród duchownych i wiernych świeckich, którzy współpracowali z abp. Lefebvre’em, gdyż Arcybiskup nie zaaprobował tej teorii. Doprowadziło to w 1983 r. do odejścia kilkunastu amerykańskich kapłanów i wiernych oraz powołania Bractwa Kapłańskiego św. Piusa V (FSSPV), które w krótkim czasie uległo dalszym podziałom.

Jednymi z pierwszych głosicieli sedewakantystycznych poglądów byli świeccy autorzy: Patrick Henry Omlor, Japończyk Yukio Nemoto, a także założyciel sedewakantystycznej grupy CRMI, Francis Konrad Schuckardt, konsekrowany później na biskupa przez starokatolickiego biskupa Daniela Q. Browna. Spośród kapłanów należy wspomnieć o ks. Sáenz y Arriadze, który na początku lat 70. opublikował swój manifest zatytułowany Sede vacante, uzasadniający tezę o pustym tronie Stolicy Apostolskiej3.

W tym miejscu napotykamy kolejny dysonans – początki ruchu sedewakantystycznego to druga połowa lat 60. oraz lata 70., a najczęstszą opinią wśród sedewakantystów jest taka, że Rzym rzekomo nie jest obsadzony od 1958 r., tak więc jest to teoria wymagająca wstecznego datowania. Zwykła obserwacja prowadzi do wniosku, że przez kilka lat Kościół musiał nie istnieć, gdyż każdy katolik świecki i duchowny na świecie, w tym członkowie Kolegium Kardynałów, mianowani przez wcześniejszych papieży, zostali niejako zwiedzeni przez antypapieża. Zaistniała swego rodzaju próżnia, aż do czasów pierwszych ruchów sedewakantystycznych. Datowanie początku sede vacante jest u nich wszystkich bardzo podobne, lecz przed II Soborem Watykańskim termin „sedewakantyzm” pojawia się rzadko. Teorię sedewakantystów, iż okres wakatu na tronie Piotrowym może trwać przez długi, niemal nieograniczony czas, można także odnaleźć w pismach niektórych „reformatorów” XVI wieku. Wynika z nich, że część z nich wierzyła w prawowitość władzy papieskiej, ale jedynie do pewnego okresu, najczęściej granicznym był pontyfikat św. Grzegorza Wielkiego. Widzimy tu uderzające podobieństwo obu przypadków tj. Kościół funkcjonuje normalnie, aż w pewnym momencie następuje rzekome zerwanie ciągłości papiestwa. Ten argument zbija ulubiony teolog środowiska sedewakantystycznego, św. Robert Bellarmin, w komentarzu do dzieła o ustroju Kościoła i urzędu papieskiego, w którym polemizuje z Kalwinem i Lutrem.

Czy sedewakantyzm zawiera jakiś pozytywny przekaz?

Przy odpowiedzi na to pytanie należy unikać osądu subiektywnego (dotyczącego konkretnych osób oraz ich wewnętrznych intencji), co mogłoby być krzywdzące, a zamiast tego skupić się na osądzie obiektywnym, wyrażonym na podstawie faktów oraz zewnętrznych działań najaktywniejszych członków tego środowiska. Należy tu zwrócić uwagę, że większość sedewakantystów nastawiona jest na zwycięstwo w dyskusjach, prowadzonych najczęściej w świecie wirtualnym, przy pomocy wklejania gotowych materiałów przygotowanych przez te środowiska. Jednocześnie wyrażają swoistą obsesję na punkcie novus ordo i jego nadużyć, nieustannie i drobiazgowo śledzą wszelkie wypowiedzi kolejnych „antypapieży”, zdecydowanie nieadekwatnie do deklarowanego przez nich stosunku wobec Stolicy Piotrowej po 1958 r., jak i również bardzo silne interesują się działalnością pogardzanego przez nich Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X.

Cała ta zewnętrzna aktywność bardzo utrudnia jakąkolwiek pracę pozytywną, zwłaszcza zadbanie o własne życie duchowe. Należy podkreślić, że nie chodzi tu jedynie o zaniedbania na poziomie osobistej pobożności, ale również o to, że od kilkunastu już lat wiodąca polska grupa sedewakanstytyczna nie organizuje rekolekcji adwentowych czy wielkopostnych. Warto tu przypomnieć, również co bardziej krewkim wiernym FSSPX, że dusza, co szczegółowo wyjaśnia choćby św. Ignacy, aby się rozwijać, musi porzucić wiele absorbujących ją zewnętrznych bodźców i strapień.

Wielu mniej aktywnych w dyskusjach sedewakantystów stara się gromadzić wartościową literaturę katolicką sprzed czasów II Soboru Watykańskiego, przede wszystkim modlitewniki i lektury duchowe, nierzadko udostępniając je również w formie cyfrowej w Internecie. Jest to sama w sobie postawa godna uznania, trzeba jednak zauważyć, że w żadnej z tych pozycji nie znajdziemy potwierdzenia zasadności tez sedewakantystycznych, dlatego zbiory te są zazwyczaj „wzbogacane” o współczesne publikacje tych środowisk; nie można więc, wbrew pozorom, traktować ich jako swoistych „kapsuł czasu”, czy wręcz Arki Noego.

Wracając do zadanego pytania, warto podkreślić, że sedewakantyzm z samego swojego założenia jest postawą negacji, stąd tak trudno znaleźć w nim samym wspomniany powyżej przekaz pozytywny.

Kto może sądzić papieża?

Naturalną konsekwencją teorii sedewakantystycznej jest pogląd, że działalność obecnie istniejących struktur kościelnych i ich decyzje nie mają mocy prawnej, a co za tym idzie, wierni nie są zobowiązani do posłuszeństwa obecnym hierarchom, którzy są uzurpatorami. Hierarchowie są heretykami, którzy utracili swe urzędy, nie należą już w żaden sposób do Kościoła i można bez obaw ignorować ich urząd. Warto wyjaśnić, że w historii Kościoła nie było przypadku poważnego podejrzenia popadnięcia papieża w herezję; nie ma zatem skodyfikowanych procedur kanonicznych, na których mogliby wzorować się sedewakantyści. W zamian trzymają się jednej z teorii, którą różne grupy modyfikują według własnego upodobania. Wydaje się, że w przypadku podejrzenia papieża o herezję wystarczyłyby procedury zwykłe, przewidziane dla innych osób i stale praktykowane w Kościele, mianowicie postawienie zarzutów, możliwość ewentualnej obrony oraz wezwanie do odwołania heretyckich poglądów4. Sedewakantyści nie są w stanie przesłuchać papieży czy prałatów w kwestii ich jawnej herezji, aby jednoznacznie potwierdzić zaistnienie koniecznej co do tego złej woli, jednak nie przeszkadza im to w wydawaniu opartego na domniemaniu przestępstwa herezji wyroku ekskomuniki, do czego nie mają ani prawa, ani władzy.

Kolejną rzeczą, która spędza sen z powiek myślicielom sedewakantystycznym jest kwestia, kto może sądzić urzędującego papieża. Kościół naucza, że żaden człowiek nie ma takiego prawa, nie posiada go zgromadzenie biskupów czy kardynałów, wszyscy oni nie wyręczą Ducha Świętego. Co do przypadku przywoływanej tezy św. Roberta Bellarmina: czy zwykła intelektualna uczciwość pozwoliłaby twierdzić, że jej autor dopuszczał możliwość sądzenia papieży przez świeckich, nawet gdyby byli autorami najpoczytniejszych internetowych blogów?

Dotykamy tutaj jednego z korzeni sedewakantyzmu, który do złudzenia przypomina propozycje gallikańskie potępione przez I Sobór Watykański. Otóż gallikanizm dążył, między innymi, do osłabienia autorytetu papieża i wzmocnienia autorytetu biskupów lub władcy świeckiego, również w sprawach duchowych. Sobór powszechny miał rzekomo autorytet wyższy niż papież. Pomimo potępienia, idee gallikańskie podtrzymywali starokatolicy, spośród których wywodzą się niektórzy dzisiejsi sedewakantystyczni biskupi5. To właśnie z tego poglądu wyprowadza się wniosek, jakoby papież mógł być sądzony przez sobór, co jest naturalną konsekwencją zajęcia stanowiska sedewakantystycznego; już samo stwierdzenie stanu sede vacante oznacza sąd nad papieżem (lub chociażby potencjalnym papieżem). W modelowym sedewakantystycznym świecie papieże, począwszy od Jana XXIII, stali się heretykami, są antypapieżami, stracili autorytet, nie mają mocy nauczania i rządzenia Kościołem. Wszystko jest w porządku, nie mamy już problemów, ponieważ nie ma pomiędzy nami a papieżem jedności, rozwiązaliśmy kryzys w Kościele… Czy aby na pewno? Pozostaje jeszcze kwestia pozostałej części hierarchii – biskupów i kardynałów. W momencie ogłoszenia rzekomego sede vacante w 1958 r., w Kolegium Kardynałów zasiadali wyłącznie hierarchowie mianowani przez prawowitych papieży, podobnie jak w przypadku biskupów. Oczywiście część z nich mogła być (a nawet była) ukrytymi modernistami, jednak należy pamiętać, że wspomniany osąd dotyczy również hierarchów.

Problematyka jurysdykcji

Kiedy papież umiera, najwyższa władza odchodzi razem z nim, ale skutki jego urzędu, w tym jurysdykcja pochodząca od Boga, nadal są obecne w Kościele. Biskupi urzędują w swoich diecezjach w ramach kościelnej władzy rządzenia delegowanej im przez papieża, dzięki czemu można dokonać wyboru nowego papieża. Największy problem sedewakantyzmu tkwi w fakcie, że Kościół nie jest bytem tworzonym niejako „oddolnie”, lecz wprost przeciwnie, nadana bezpośrednio przez Boga władza rządzenia Kościołem należy do papieża (i tylko do niego). Przez jego osobę, władza ta jest następnie delegowana na biskupów, a w końcu na samych podległych mu kapłanów, wykonujących niektóre elementy władzy w Kościele (zwłaszcza w zakresie udzielania sakramentów), jednak zawsze w imieniu biskupa. Jedynie w ten sposób Kościół może funkcjonować i tworzyć tzw. społeczność doskonałą, a więc taką, która jest w posiadaniu wszystkich narzędzi pozwalających na realizację celów będących jej zadaniem. Nie ma zatem jurysdykcji delegowanej bez jurysdykcji zwyczajnej i uniwersalnej. Nawet kwestia otrzymywania tzw. jurysdykcji nadzwyczajnej, koniecznej dla zbawienia dusz, a więc samej istoty działalności Kościoła, jest uzależniona od urzędu papieża, który jako jedyny otrzymuje jurysdykcję bezpośrednio od Chrystusa Pana. Dzięki temu Kościół uznaje choćby chrzty heretyków, a nawet warunkowo dopuszcza możliwość słuchania przez nich spowiedzi. Gdyby przyjąć twierdzenia sedewakantystyczne, nadanie im jurysdykcji byłoby możliwe. A co na przykład, w sytuacji, gdy w stanie wyższej konieczności niekatolicki duchowny słucha spowiedzi? Przecież nie posiada owej jurysdykcji „bezpośrednio od Boga”, jak to próbują tłumaczyć sobie sedewakantyści (jak również heretycy i schizmatycy na przestrzeni wieków), nie jest w łączności z prawdziwym Kościołem Chrystusowym, jest innowiercą, nie sprawuje katolickiego kultu ani nie podlega jedynej prawowitej władzy Kościoła, a jednak otrzymuje w konkretnej sytuacji wspomnianą władzę kluczy poprzez jurysdykcję nadzwyczajną. A w jaki sposób? Jedynie poprzez urząd papiestwa.

Kolejnym zagadnieniem, z którego czerpie teoria sedewakantystyczna, jest kwestia źródła mocy jurysdykcji do sprawowania władzy nauczania i rządzenia przez biskupa, który jest następcą apostołów w rządzeniu diecezją. Problem ten szerzej znany jest pod terminem „kolegializmu”, który jest błędem w wierze samym w sobie, obecnym przez wieki w grupach odłączonych od Kościoła, wprowadzonym na łono samej matki-Kościoła zgodnie z dokumentami II Soboru Watykańskiego. Tak jak biskupia władza uświęcania pochodzi ze święceń, tak moc jurysdykcyjna dawana jest przez papieża6, którego, jak twierdzą sedewakantyści, nie ma. Skąd więc mają jurysdykcję do nauczania? W czyim imieniu zatem nauczają?

Bardzo często sedewakantyści ripostują, iż mają jurysdykcję od Boga, tj. wyświęceni biskupi otrzymują jurysdykcję ze święceń, a nie od papieża. To twierdzenie rodzi niebezpieczną tezę, że papiestwo jest już bezużyteczne, bo rzekomo otrzymują oni jurysdykcję do spowiadania bezpośrednio od Boga, a nie od papieża. Z podobnym stwierdzeniem spotykamy się w tzw. konstytucji „dogmatycznej”7 ostatniego soboru, Lumen gentium. Naturalną konsekwencją takiego rozumowania jest zniszczenie monarchii, jaką jest papiestwo. Z błędu źródła jurysdykcji wynika możliwość posiadania „Kościoła poza Kościołem”. Zasadą jedności Kościoła jest papież, jednakże, w chwili gdy dopuści się możliwość posiadania mocy jurysdykcji z mocy święceń, wielu biskupów wyświęconych poza Kościołem katolickim, w oderwaniu również od jedności wiary, może stworzyć prawdziwe Kościoły partykularne – przez co, według Lumen gentium, mogą być one także środkami zbawienia. Znajdujemy tu więc zaskakującą zgodność pomiędzy teoriami sedewakantystycznymi a… modernizmem.

Jak wykazano powyżej, nie da się wywieść jurysdykcji sedewakantystów od tzw. jurysdykcji nadzwyczajnej, w oparciu o którą, przynajmniej do czasu nadania jurysdykcji zwyczajnej przez papieża, posługuje Bractwo Kapłańskie św. Piusa X. Taka argumentacja musi oznaczać co najmniej reprezentowanie urzędu, z którego płynie wszelka jurysdykcja Kościoła, a więc papiestwa (co wynika wprost z Ewangelii i przekazanej Piotrowi władzy kluczy).

Nadużycia ruchów sedewakantystycznych

Każda z grup sedewakantystycznych charakteryzuje się nieproporcjonalną liczbą biskupów w stosunku do liczby członków zgromadzenia. Ma tu miejsce mnożenie się biskupów wraz z każdym kolejnym podziałem wewnątrz grupy8. Nie tak dawno jeden z obcojęzycznych portali podjął się niezwykle trudnego zadania – określenia liczby biskupów sedewakantystycznych na całym świecie. Na podstawie analizy „drzew genealogicznych” przedstawiających sukcesję sedewakantystów, możemy wyliczyć 27 żyjących obecnie biskupów. Zdecydowana większość z nich stanowią tzw. biskupi niezależni, a więc całkowicie oderwani od jakichkolwiek struktur kościelnych, z reguły również nieprowadzący żadnego apostolatu. W opinii niektórych obserwatorów ruchów sedewakantystycznych, w tym biskupa sedewakantystycznego Agostino Taumaturgo, nb. jawnie interesującego się okultyzmem, to tylko wierzchołek góry lodowej, ponieważ należy zakładać, że wielu biskupów zostało konsekrowanych bez podania tego faktu do publicznej wiadomości, czerpiąc sukcesję od grup nieposiadających łączności z Kościołem katolickim9. Do tej liczby należałoby dodać ponad 70 biskupów wyświęconych w ramach konklawistycznego „Kościoła palmariańskiego”, posiadającego wspólną z większością sedewakantystów linię sukcesji apostolskiej (od abp. Thụca). Są to bardzo ostrożne szacunki, ponieważ według badacza historii Kościoła i profesora Uniwersytetu w Uppsali, Magnusa Lundberga, palmarianie konsekrowali w latach 1976–2015 nawet 192 biskupów (sic!). Jak na tym tle przedstawia się sytuacja w szeregach FSSPX? Trzech niemłodych już biskupów przypada na ponad 700 księży posługujących w niemal 100 krajach, ponad 100 braci, pięć seminariów na różnych kontynentach z niemal 300 klerykami, ponad 200 sióstr zakonnych oraz kilkuset członków współpracujących z Bractwem wspólnot zakonnych. Możemy to zestawić z sedewakantystycznym Instytutem Rzymskokatolickim (IRC), w którym na trzech biskupów przypada pozostałych czternastu członków, a wszyscy, poza Polakiem (ks. Rafałem Trytkiem), posługują w USA. Podobnie wygląda sytuacja w Bractwie św. Piusa V (FSSPV), do którego również należy trzech biskupów. Taka postawa jest nie tylko nieuzasadniona, ale wprost sprzeczna z odwieczną praktyką Kościoła i przez to godząca w powagę urzędu episkopatu. Jedynym zgromadzeniem, któremu nie można zarzucić nadużywania konsekracji biskupich, jest grupa CRMI, której przełożonym jest bp Mark Pivarunas.

Kolejnym poważnym nadużyciem i wyraźną sprzecznością z praktyką Kościoła jest bardzo często towarzysząca sedewakantystom aura tajemniczości. Niełatwo znaleźć miejsce odprawiania Mszy Świętych bez odpowiednich znajomości, głównie ze względu na brak adresów kaplic i oratoriów, jak również godzin nabożeństw. Nie wynika to jedynie z jakichś problemów komunikacyjnych czy nieaktualnych danych na stronach internetowych, ale również z celowego ograniczania informacji. Jakie są tego powody? Trudno powiedzieć, jednak należy stwierdzić, że jako „jedyni prawdziwi katolicy” postępują niezrozumiale, godząc w widzialność oraz powszechność (a więc wprost w katolickość).

Podobieństwa z grupami schizmatyckimi

Sedewakantyści, podobnie jak tzw. Kościoły prawosławne w praktyce odrzucają prymat papieża. Może to brzmieć niemal absurdalnie, ponieważ to stanowisko wywodzi się z przeciwnego bieguna – ultramontanizmu, ale prowadzi do tych samych wniosków, co zostało już udowodnione chociażby w części poświęconej problematyce jurysdykcji. Bardzo podobne perypetie przeżywają wyznania „prawosławne” z powodu braku cesarza, co w myśl ich doktryny na temat pochodzenia władzy w Kościele prowadzi do stanu, w którym owa społeczność doskonała miałaby znajdować się w stanie permanentnego defektu, takiego jak brak papieża w przypadku sedewakantystów. Zauważmy, że u sedewakantystów sytuacja jest bardziej niepokojąca, ponieważ cesarz zawsze się może znaleźć (niektórzy przedstawiciele tego nurtu mają już nawet kandydata), ale kwestia wyboru papieża to znacznie poważniejszy problem, który poruszymy w dalszej części tekstu.

Kolejnym podobieństwem stawiającym sedewakantystów obok schizmatyków jest fakt istnienia wśród nich różnych grup, między którymi występują różnice doktrynalne (np. kwestia tezy Cassiciacum10, chrztu pragnienia11 itd.). Ten szeroki zbiór zawiera m.in. jawnych heretyków, jak potępieni przez Piusa XII feeneyiści, czy grupy, które twierdzą, że są w stanie same wybrać następcę św. Piotra, czylikonklawistów. Przedmiotem gorących sporów jest akademickie wyjaśnienie mechanizmu, według którego miałoby dojść do wakatu na tronie Piotrowym, wobec czego nurt ten dzieli się między innymi na tzw. sedeprywacjonistów oraz „twardych” sedewakantystów. Nierzadko grupy te wzajemnie się zwalczają lub przynajmniej pozostają w konflikcie, przy jednoczesnym podkreślaniu, że łączy ich wspólnota – tj. twierdzenie o nieobsadzeniu Stolicy Piotrowej. Jak widać, stanowi to jedyny kerygmat i superdogmat konieczny do zbawienia.

W tym kontekście równie interesujące są podziały w łonie samego środowiska sedewakantystycznego na tle liturgii, przede wszystkim reform papieża Piusa XII. Z jednej strony prądy ultramontanistyczne nakazują absolutyzowanie wszelkich decyzji papieskich (w innym przypadku, postawa FSSPX wobec nowej Mszy wydałaby się uzasadniona), z drugiej jednak strony zdecydowana większość grup sede vacante dostrzega odejście od niektórych, wręcz starożytnych praktyk liturgicznych, co skutkuje silną potrzebą sprawowania liturgii według wcześniejszych edycji Mszału Rzymskiego, w praktyce prowadząc do ignorowania decyzji wydanych przez papieża Piusa XII. To powoduje, że niektórzy przedstawiciele nurtu sede vacante robią swoisty taktyczny unik, twierdząc, jakoby w reformach Piusa XII nie było nic szkodliwego dla wiary, przez co sprawowanie liturgii według obu wersji mszałów jest godziwe, ale sami preferują wersję sprzed reform. Powstaje jednak pytanie, na jakiej podstawie osoby te uzasadniły ową dowolność. Z pewnością nie wolą samego Piusa XII.

Na gruncie „prawosławnym” możemy zaobserwować podobne antagonistyczne relacje pomiędzy poszczególnymi wspólnotami, przy jednoczesnym podkreślaniu jedności wspólnoty (tzw. oikoumene). Prowadzi to nie tylko do indyferentyzmu względem zdefiniowanych dogmatów, ale również zjawiska dużej kreatywności względem rozstrzygania wielu kwestii doktrynalnych bądź kanonicznych. Zajmują się tym w dużej mierze osoby świeckie, prześcigające się w formowaniu własnych teorii związanych ze stanem sede vacante, włączając w to rzekomy bezwzględny brak obowiązku słuchania Mszy Świętej w niedzielę i święta nakazane z racji braku ustanowienia formalnych parafii, a także rzekomą możliwość wyboru własnego obrządku katolickiego w momencie przyjmowania święceń kapłańskich (z wszystkimi tego konsekwencjami, czyli chociażby kwestią celibatu). Obie tezy zostały opublikowane w komentarzach na pewnym poczytnym blogu sedewakantystycznym, spotkały się generalnie z ciepłym przyjęciem i uznano je jako „warte rozważenia”.

Wnioski praktyczne i konsekwencje teorii sedewakantystycznych

Hipoteza teologiczna to twór sam w sobie abstrakcyjny. Już sama znajomość teologii i filozofii scholastycznej pokazuje, jak na pozór łatwo przekonująco udowadniać tezy sprzeczne z rzeczywistością czy nauczaniem Kościoła. Problemy zaczynają się wtedy, kiedy należy wyciągnąć praktyczne wnioski wynikające z owych hipotez, gdyż tutaj, bardziej niż karkołomne i samozwańcze teorie kolejnych domorosłych teologów, liczy się pewien zdrowy rozsądek.

Sedewakantyzm to w praktyce twierdzenie, że papieża być nie musi, Kościół trwa i bez niego. Według sedewakantystów Kościół obecnie istnieje i działa bez papiestwa, więc w konsekwencji papiestwo nigdy nie było mu potrzebne. Skoro wakat jest nieobsadzony już prawie 65 lat, umarli wszyscy mianowani przez papieży, do Piusa XII włącznie, kardynałowie i biskupi, to dlaczego taki stan nie mógłby trwać jeszcze dłużej, w nieskończoność?

Czy istnieje jakieś wyjście z tej sytuacji? Najbardziej szalonym pomysłem wydaje się samodzielny wybór nowego papieża. Środowiska podzielające takie przekonanie określa się mianem konklawistów. Skutkuje to wyborem antypapieży, takich jak Michał czy Pius XIII. Pierwszy z nich został wybrany przez osoby świeckie (własnych rodziców i znajomych!), drugi w wyniku konklawe zwołanego przez tzw. Prawdziwy Kościół Katolicki. Obaj nie posiadali udokumentowanych święceń kapłańskich. Innym przedstawicielem nurtu konklawistycznego, działającym z większym rozmachem niż dwaj wymienieni uzurpatorzy, jest antypapież Piotr III, stojący na czele wspomnianego już „Kościoła palmariańskiego”.

Należy jednak przyznać, że większość sedewakantystów nie przyznaje się do wprost do skłonności ku konklawizmowi. Istnieją zatem, ich zdaniem, trzy możliwości, aby obsadzić wakat na tronie Piotrowym. Pierwszym rozwiązaniem, wbrew pozorom mającym spore grono zwolenników, jest bezpośrednia interwencja Boża, która wskaże kolejnego papieża. Ta teoria cieszy się szczególną popularnością wśród osób zainteresowanych różnego rodzaju objawieniami prywatnymi, odbiega jednak od rzekomo „twardej” i „logicznej” teologii, którą jakoby posługują się sedewakantyści, ale takie wyjście jest w pewien sposób naiwne. Drugim rozwiązaniem kończącym stan sede vacante, miała być tzw. teza z Cassiciacum, w myśl której, w dużym uproszczeniu, posoborowi papieże znajdują się w stanie swoistego zawieszenia pomiędzy ważnym wyborem a niemożnością sprawowania urzędu ze względu na przestępstwo herezji. Jeszcze do niedawna teoria ta wydawała się z pozoru całkiem logiczna, dość łatwo rozwiązująca problem wyboru papieża – wystarczyłoby wyrzeczenie się przez niego błędów modernizmu. W sposób naturalny nasuwa się w tym miejscu pytanie, kto miałby to stwierdzić i osądzić papieża. Zapewne ci, którzy wcześniej „pozbawili” go urzędu, a więc sami sedewakantyści. Niestety, wbrew oczekiwaniom jej zwolenników, teza ta nie przetrwała próby czasu, ponieważ w myśl postulowanej przez sedewakantystów nieważności sakramentów oraz sukcesji apostolskiej w „Kościele posoborowym”, kolejni następcy Jana Pawła II nie posiadają ważnych konsekracji biskupich, a wraz ze śmiercią kard. Ratzingera, byłego papieża Benedykta XVI, jedynym kandydatem jest papież Franciszek, który w myśl sakramentologii sedewakantystów jest osobą świecką, nieposiadającą święceń kapłańskich. Tak więc nawet ta teoria nie pozwala na logiczne uzasadnienie przejęcia przez niego władzy nad Kościołem katolickim. Trzecim rozwiązaniem jest próba zwołania tzw. niepełnego soboru, w którym uczestniczyłaby rzecz jasna pokaźna reprezentacja sedewakantystycznego oikoumene. Teoria ta mogłaby w pewnym stopniu tłumaczyć wspomnianą wcześniej tendencję do mnożenia konsekracji biskupich, szanse bowiem wyboru „swojego” papieża zwiększają się wraz z liczbą elektorów z danego zgromadzenia. Również to rozwiązanie jest sprzeczne z praktyką katolicką, ponieważ takie kolegium elektorskie nie posiada żadnego mandatu do uczestniczenia w wyborze papieża, a sama idea soboru, pomimo pewnych formalnych uników, jako żywo przypomina herezję koncyliaryzmu.

Jaka jest zatem odpowiedź na kryzys w Kościele?

Arcybiskup Marcel Lefebvre w jednym ze swoich kazań powiedział, że wszystkie herezje i kryzysy w Kościele miały zawsze jedną przyczynę – niezrozumienie Chrystusa i Jego męki. Wielu herezjarchów patrzyło na ogrom męki Chrystusowej i stwierdzało, że ktoś, kto tyle wycierpiał, nie mógł być Bogiem. Z kolei inni uważali, że skoro Chrystus faktycznie był Bogiem, to był niezdolny do cierpienia, a więc nie mógł być człowiekiem. Podobnie w obliczu cierpienia Mistycznego Ciała, a więc Kościoła, wielu podważa jego Boskie ustanowienie, ewentualnie stwierdza, że być może Kościół wcale nie znajduje się w staniu kryzysu. Istnieje również pokusa opuszczenia takiego cierpiącego Kościoła i chęć stworzenia własnego, nowego i pięknego. Warto więc rozważać tajemnicę Kościoła w kontekście Wcielenia Chrystusa Pana, aby uniknąć zgorszeń, które miały miejsce przez niemal wszystkie wieki historii Kościoła. Wbrew opinii sedewakantystów, nie dotyczyły one tylko kwestii moralnych, jak to miało miejsce w przypadku papieży z okresu pornokracji czy pontyfikatu Aleksandra VI. I tak też, papież Jan XXII nie wierzył, jakoby dusza ludzka mogła posiadać wizję uszczęśliwiającą bezpośrednio po śmierci. Nie wyrażał jednak tego poglądu publicznie jako głowa Kościoła. Sedewakantyści twierdzą, że jeśli papież błądzi i zajmuje stanowisko sprzeczne z nauką Kościoła, to przestaje być katolikiem, a tym samym papieżem, dlatego też tron Piotrowy jest pusty. Przypadki papieży Jana XXII, Liberiusza, Honoriusza i Wigiliusza12 przeczą tej teorii. Papież jest członkiem Kościoła przez swą osobistą wiarę, którą może utracić, ale głową widzialnego Kościoła czyni go posiadana jurysdykcja i władza, które otrzymał, a które mogą współistnieć z jego osobistą herezją.

W przypadku papieży XX i XXI w. kwestia udowodnienia formalnej herezji wydaje się jeszcze trudniejsza z uwagi na „dorobek” filozoficzny heglizmu i modernizmu, którym są skażeni papieże począwszy od Jana XXIII, a w myśl którego nie istnieje coś takiego jak niezmienna prawda. Do stwierdzenia przestępstwa herezji wymagane byłoby pewne poczucie niezmienności nauki katolickiej i bezpośredni zamiar jej zaprzeczenia. Tak głęboka negacja rzeczywistości niezbędnej do zrozumienia istoty urzędu papiestwa powoduje zarazem dobrowolne poddanie się i rezygnację z narzędzi, które Chrystus dał papieżom, aby mogli sprawować władzę nad Kościołem. Od tego zresztą rozpoczęła się cała katastrofa II Soboru Watykańskiego, kiedy to ówczesny papież, Jan XXIII, pozwolił zgromadzeniu soborowemu na głosowanie nad zaakceptowanymi i uprzednio przyjętymi przez niego schematami przygotowawczymi, które miały następnie stać się dokumentami soboru. Teksty te były dogmatyczne, angażujące narzędzie nieomylności, podpisane przez samego papieża. Niestety, w wyniku tego głosowania, wszystkie schematy przygotowawcze, poza już wówczas budzącym wątpliwości schematem o liturgii, zostały odrzucone i napisane od nowa, tym razem piórem teologów wykazujących wcześniej silne tendencje neomodernistyczne. To przełomowe wydarzenie stało się punktem zwrotnym w historii Kościoła i ma swoje konsekwencje aż do dziś.

Pytanie o obecny kryzys Kościoła, siłą rzeczy zawsze łączy się z kwestiami eschatologicznymi, a więc zagadnieniem czasów ostatecznych. Wielu współczesnych katolików uważa, że Kościół znajduje się już w tym właśnie okresie dziejów, jednak odwieczna nauka katolicka poucza, że jeszcze nie wszystkie zapowiedziane przez Pana Jezusa znaki i proroctwa zostały spełnione. Żyjemy więc w pewnej figurze tychże czasów, swoistej „próbie generalnej”. Warto jednak sumiennie wypełnić polecenie Chrystusa Pana, który bardzo jednoznacznie i konkretnie wskazuje na to, aby odpowiedzi szukać w księdze proroctwa Daniela. Opisane są w niej wszakże wydarzenia tyczące się ściśle dni panowania Antychrysta, jednak pierwsze jej rozdziały mogą pomóc nam w zrozumieniu obecnej sytuacji Kościoła.

W czwartym rozdziale Proroctwa Daniela opisany jest sen króla babilońskiego Nabuchodonozora. Na początku widzenia ukazało mu się drzewo sięgające nieba i widoczne z granic ziemi, z obfitymi owocami, będącymi pokarmem dla zwierząt, z gałęziami, na których gromadziły się ptaki (por. Dn 4, 7–9). Niemal identyczny obraz odnajdziemy w Ewangelii, w przypowieści Pana Jezusa o królestwie Bożym i ziarnie gorczycy. Można więc przyjąć, że opis ten dotyczy samego Kościoła Świętego. Następnie król usłyszał głos Boży nakazujący, aby wyciąć to drzewo i obciąć jego gałęzie (por. Dn 4, 9–11), pozostawić jego korzeń w ziemi, spętać go łańcuchami i porzucić, aby rosa niebieska skrapiała go przez okres „siedmiu czasów”. W wyroku tym „postanowiono, aby żyjący poznali, że Najwyższy panuje w królestwie ludzi, a komukolwiek zechce, da je, a najpodlejszego człowieka ustanowi nad nim” (por. Dn 4, 14). Prorok Daniel tłumaczy królowi znaczenie tego snu, zapowiadając upadek królestwa babilońskiego oraz obłęd jego władcy – „Królestwo twe odejdzie od ciebie, i od ludzi wyrzucą cię, a z bydłem i ze zwierzętami będzie mieszkanie twoje; trawę jak wół jeść będziesz” (Dn 4, 28–29).

Przywołując na myśl wizję wyciętego drzewa – jak zapewne można się domyślać z innej przypowieści ewangelicznej – z powodu niedobrych owoców, jakie rodziło dla Kościoła Świętego, i postać Nabuchodonozora jako głowy Kościoła, widzimy, że nawet pozornie enigmatyczne słowa o jedzeniu trawy niczym wół, mają swój głęboki sens i mogą oznaczać swoiste pomieszanie ról w Kościele, kiedy to pasterz próbuje zachowywać się jak owca i nie korzystając z darów i narzędzi, jakie Chrystus ofiarował mu do pełnienia urzędu. Pocieszające jest zakończenie tej historii. Gdy przepowiadany przez Daniela obłęd ustąpił, król Nabuchodonozor odzyskał zdrowe zmysły i zaczął chwalić Boga. Nie traćmy więc nadziei, albowiem Bóg, również z ułomności ludzi Kościoła, potrafi wyprowadzić dobro, pisząc prosto po krzywych liniach. Nie zapominajmy o korzeniu królestwa Bożego na ziemi, jakim jest urząd papieski. Nawet spętany łańcuchami heglizmu i modernizmu nadal skrapiany jest zdrojami łask Bożych i posiada wszystkie środki pozwalające na wyjście z poważnego kryzysu, jaki od niemal 65 lat go trawi. Rozwiązanie jest zasadniczo proste i tak naprawdę oznacza powrót do właściwego rozumienia papiestwa i narzędzi, które zostały dane przez Pana naszego Jezusa Chrystusa każdemu następcy św. Piotra. Aby tak się stało, konieczne jest zrozumienie prawdziwej roli każdego z członków Mistycznego Ciała, co w przypadku świeckich i kapłanów oznacza przede wszystkim nieustanną i żarliwą modlitwę za namiestnika Chrystusowego, a nie sądzenie czy wybieranie kolejnego papieża.

Przypisy

  1. Różne grupy sedewakantystyczne określają inaczej datę początku wakatu Stolicy Piotrowej. Większość z nich za ostatniego papieża uważa Piusa XII, niektórzy, w ramach pewnej akademickiej ostrożności, podają Jana XXIII, rzadziej Pawła VI, w praktyce równie chętnie nazywając ich jednak antypapieżami. Istnieją także grupy, które za ostatniego następcę św. Piotra uważają Piusa XI, a nawet Piusa IX. Do pewnej rodzimej egzotyki należy grupa twierdząca, że ostatnim znanym papieżem był zmarły w 1655 roku (!) Innocenty X, a następne konklawe były już tajne, przez co jego następcy nie są znani żadnemu katolikowi, aczkolwiek tron Piotrowy pozostaje obsadzony do dzisiaj.
  2. Ks. R. Trytek, Sedewakantyzm: wstęp do problemu, https://pelagiusastu- riensis.wordpress. com/2014/02/02/ trtek-sedewakantyzm-wstep-do-problemu/ [dostęp: 23.12.2022].
  3. Ks. R. Trytek, Początki oporu przeciw reformom II Sobo-ru Watykańskiego. W Stanach Zjednoczonych sedewakantyzm istniał od 1967 r., w Niemczech od 1969 r., w Argentynie prof. Disandro wraz z redakcją pisma ,,La Hosteria Volante” postawił pytanie o wakat Stolicy Apostolskiej w 1969 r., http:// www.sedevacante.pl//index. php?option=com_co ntent&task=view& id=52&Itemid=43 [dostęp: 25.12.2022].
  4. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku wezwania urzędującego papieża Innocentego XI (użyto jego świeckiego nazwiska) przez Francesco kard. Albizziego, inkwizytora, do stawienia się przed trybunałem Świętego Oficjum.
  5. Np. bp Francis Schuckardt. Nieznana bliżej liczba sedewakantystów posiada również suk- cesję od lewicowo-liberalnego bp. Carlosa Duarte Costy, założyciela starokatolickiego Brazylijskiego Katolickiego Kościoła Apostolskiego. W 2020 r. feeneyista posiadający święcenia od „kościoła palmariańskiego”, bp Neal Webster, konsekrował bp. Josepha Pfeiffera, jednego z kapłanów, którzy odłączyli się w 2012 r. od FSSPX i stworzyli tzw. Ruch Oporu (FSSPX-Resistance). Sam przebieg ceremonii oraz błąd w formule konsekracji wskazują na duże prawdopodobieństwo jej nieważności. Bp Pfeiffer odłączył się od apostolatu bp. Williamsona.
  6. Zagadnienie to zostało wyjaśnione przy okazji ekskomuniki biskupów tzw. Kościoła patriotycznego w Chinach. Papież Pius XII w encyklice Ad sinarum gentrem z 1954 r. i Ad apostolorum principis z 1958 r. potwierdził, iż z woli Bożej ustano- wiona jest podwójna święta hierarchia – mianowicie święceń i jurysdykcji. Władza święceń pochodzi z przyjęcia sakra- mentu święceń, ale władza jurysdykcyjna przechodzi z papieża na biskupów bezpośrednio na mocy prawa Bożego. Próbę przedefiniowania tych pojęć znajdujemy w Lumen gentium, gdzie jest mowa o tym, że biskup ma moc nauczania, nie tylko uświęcania.
  7. Określanie jakichkolwiek dokumentów II Soboru Watykańskiego mianem „dogmatycznych” to bardzo wyrafinowana manipulacja. W rzeczywistości jedyną przesłanką do nazwania Lumen gentium mianem konstytucji dogmatycznej nie był fakt obecności jakichkolwiek definicji dogmatycznych i wiązania sumień katolików, ale jedynie podejmowanie w niej problematyki doktryny.
  8. W 1983 r. szeregi Bractwa św. Piusa X musiała opuścić grupa sedewakantystycznie nastawionych księży i seminarzystów na czele z o. C. Kellym. Grupa ta dała początek nowej wspólnocie pod nazwą Bractwo Kapłańskie św. Piusa V. Z czasem Bractwo św. Piusa V podzieliło się na frakcje umiarkowaną oraz radykalną. Grupę umiarkowaną stanowią księża skupieni wokół bp. Kelly’ego (nielegalnie konsekrowanego przez bp. Méndez-Gonzaleza w 1993 r.). Radykałom przewodził bp D. Dolan.
  9. A. Taumaturgo, Occult Lineages within the Traditional Roman.
  10. Jest to obecnie bodajże najważniejsza linia podziału wśród sedewakantystów. Koncepcja o. Gerarda des Lauriersa, w myśl której papieże posoborowi są wybrani w sposób ważny, lecz głoszenie herezji zabiera im pełnię władzy jurysdykcyjnej właściwej papieżowi. Taki swoisty stan zawieszenia będzie trwał, aż do czasu porzucenia przez nich błędów modernizmu. Czyli, uściślając, okupant zostaje wybrany właściwie, ale brakuje mu odpowiedniego autorytetu, a więc w praktyce nie ma papieża, nie ma biskupów. Wyznawcy tej tezy nazywani są sedeprywacjonistami. Popiera ją bp Donald J. Sanborn i wspomniany włoski Instytut Matki Bożej Dobrej Rady, natomiast do zwolenników czystego sedewakantyzmu należą m.in. CMRI oraz Bractwo Kapłańskie św. Piusa V.
  11. Z tego względu brat M. Diamond OSB z opactwa Świętej Rodziny uważa FSSPX, FSSPV oraz CMRI za heretyków.
  12. Papież Liberiusz akceptował herezję arianizmu, papież Honoriusz podpisał dokument skażony herezją monoteletyzmu.

Historia Kościoła a samobójczy synod Bergoglia na temat synodalności

BKP: Historia Kościoła a samobójczy synod Bergoglia na temat synodalności

wideohttps://vkpatriarhat.org/pl/?p=20280  https://synoda.wistia.com/medias/dji2gfk50x

https://rumble.com/v29rucw-samobjczy-synod.html  https://cos.tv/videos/play/42473890934984704

ugetube.com/watch/RpAVRvee6DAgsJ8  bitchute.com/video/ZwE1BWt9G15t/

W Pradze w dniach 5-12 lutego 2023 r. ma odbyć się Zgromadzenie Kontynentalne Synodu o synodalności, w którym mają uczestniczyć przewodniczący konferencji episkopatów Europy. W przyszłym miesiącu ma się odbyć podobny satanizujący sabat w Ameryce Południowej, Afryce i Australii. To jest wbijanie gwoździ w trumnę Kościoła katolickiego i jednocześnie kopanie mu grobu. W rzeczywistości jest to przygotowanie do kościelnej legalizacji sodomii i wszelkich perwersji związanych z nieczystymi demonami pod pojęciem LGBTQ.

Bizantyjski Katolicki Patriarchat (BKP) – głos wołającego na pustyni – w tych dniach wezwał do odwołania Praskiego sabatu i oddzielenia czeskich biskupów od nieważnego papieża Bergoglia. Dla wyjaśnienia obecnego katastrofalnego stanu Kościoła posłuży również spojrzenie na historię. Przyjrzyjmy się najpierw okresowi wczesnego chrześcijaństwa.

==============================

Już w I wieku rozpętał krwawe prześladowania chrześcijan cesarz Neron. Skończyło się dopiero w 313 r. Jednak od razu pojawiła się herezja arianizmu, kwestionująca podstawę chrześcijaństwa – boskość Chrystusa. Ta herezja jest niemal identyczna ze współczesną historyczno-krytyczną teologią – metodą. Ona fałszywie dzieli Jezusa Chrystusa jedynego prawdziwego Boga na Chrystusa historycznego i Chrystusa wiary, a także kwestionuje Jego boskość.

Arianizm nie spowodował zewnętrznej schizmy – oddzielenia – ale jego wyznawcy, heretyccy biskupi i patriarchowie, nawet z pomocą niektórych cesarzy, próbowali tą herezją zatruć całe chrześcijaństwo. Podobnie dzisiaj czyni heretycki modernizm. Papież Jan XXIII wykorzystał do promowania tego heretyckiego ducha II Sobór Watykański. Teraz ten duch herezji osiąga kulminację przez nieważnego papieża Franciszka i prowadzi do samozniszczenia Chrystusowego Kościoła.

Arianizm stworzył przestrzeń dla herezji monofizytyzmu, który również kwestionował, podobnie jak arianizm i współczesny neomodernizm, boskość Chrystusa. Modernizm ze swoją historyczno-krytyczną metodą przygotował Franciszkowi Bergoglio drogę do zniesienia Bożych przykazań i zalegalizowania LGBTQ, a także do transformacji Kościoła. Celem jest przekształcenie Kościoła katolickiego w antykościół New Age. Ten ma w programie,na wzór gestu Franciszka w Kanadzie, czcić już nie Boga, ale demony.

W VI wieku Egipt przyjął herezję monofizytyzmu i odłączył się od katolickiej prawowierności. Podobnie monofizytyzm przyjęła Syria, Etiopia i Armenia. W 1054 roku nastąpiła schizma wschodnia. Kościół katolicki podzielił się na zachodni katolicki i wschodni prawosławny. W XVI wieku nastąpiła zachodnia schizma, czyli podział na katolików i protestantów. Jaki był korzeń tego podziału? 

Przed soborem w Pizie, który odbył się w 1409 r., istniało podwójne papiestwo. Był to Grzegorz XII (1406-1415), rezydujący w Rzymie, oraz Benedykt XIII (1394-1423), rezydujący w Awinionie. Sobór zdetronizował obu papieży jako znanych schizmatyków, heretyków i krzywoprzysięzców i wybrał Aleksandra V. Jednak żaden z papieży nie zrezygnował, tworząc w ten sposób potrójne papiestwo.

W 1410 roku Aleksander zmarł, a jego następcą został Jan XXIII. On w 1414 zwołał Sobór powszechny w Konstancji. 6 kwietnia ogłoszono heretycki dekret „Haec sancta synodus”, stawiający Sobór ponad papieżem. Cytuję: „Każdy musi się podporządkować Soborowi i być mu posłuszny, niezależnie od jego godności, w tym papieskiej”. 29 maja ten sobór zdetronizował papieża Jana XXIII, który został później uwięziony i po czterech latach więzienia zmarł. Następnie, zamiast trzech papieży, w listopadzie 1417 roku wybrano czwartego – Marcina V. 

W 1415 r. na podstawie fałszywych zeznań Sobór dopuścił się sądowego przestępstwa. Skazał kaznodzieję pokuty mistrza Jana Husa na śmierć przez spalenie jako heretyka.

Sto lat po zakończeniu soboru wystąpił Marcin Luther (rok 1521). Sobór odrzucił wymaganą i konieczną reformę, a czeskiego kaznodzieję pokuty spalił. Tak więc zamiast reformy nastąpiła reformacja. Jeden z historyków pisze:

 „Kościół w tamtym czasie nie był w stanie sam się zreformować i w końcu utorował drogę reformacji w Niemczech. Spowodowało to najgłębszy podział, znany w historii chrześcijaństwa”.

Możemy powiedzieć, że II Watykański Sobór przygotował grunt nie tylko pod dalszą reformację, ale bezpośrednio pod samobójczą transformację w satanistyczny antykościół New Age.

Coś takiego nie miało w historii Kościoła miejsca.

Gdyby zamiast spalenia czeskiego kaznodziei pokuty, dążącego do reformy kapłańskiego życia, nastąpiła reforma kapłaństwa, nie musiałby być przez Luthra zniesiony sakrament kapłaństwa i świętej liturgii. Nie musiało dojść do tragicznego podziału zachodniego chrześcijaństwa. Prawdziwym powodem było to, że prałaci nie chcieli słyszeć proroczego głosu wzywającego do prawdziwej pokuty i prawdziwej reformy, czyli odrodzenia Kościoła.

Musiała nadejść reformacja Luthra i odłączenie się od Kościoła katolickiego, aby Kościół katolicki w końcu ocknął się tym wstrząśnięciem i dał miejsce do duchowego odrodzenia, o które apelował czeski kaznodzieja pokuty Jan Hus. Zaczęły powstawać odrodzeniowe ruchy, kongregacje, zakony, które po raz kolejny wlewały krew w żyły Mistycznego Ciała Chrystusa.

Jeśli porównamy niemoralne życie wyższego duchowieństwa w XV i XVI wieku ze współczesną sektą bergogliańską, jest w tym wiele wspólnego. Bergoglio jednak swoją hiperaktywną promocją niemoralności i konkretnymi krokami w celu likwidacji praw Bożych oraz legalizacji grzechu i perwersji LGBTQ prześcignął wszystkich. Nawet poświęcił się diabłu pod przewodnictwem szamana w Kanadzie.

Historia Kościoła świadczy o nieustannej walce toczącej się nie tylko w Kościele, ale także w duszy każdego członka Mistycznego Ciała Chrystusa. Jest to walka ze źródłem zła, jakim jest pierworodny grzech. Jego otoczką jest ludzkie ego. Ono nie akceptuje obiektywnej prawdy i sprzeciwia się Bożym przykazaniom. Dlatego musimy szukać prawdy, walczyć o nią i uczyć się prawdziwego samokrytycyzmu. Tego nauczymy się pod krzyżem Chrystusa. Tam jest światło, prawda i zbawienie. Tutaj zaczyna się prawdziwa reforma, która czeka nas w XXI wieku. W końcu chodzi o wieczne zbawienie lub potępienie każdego z nas! Konieczne jest oddzielić się od samobójczej drogi synodalnej i od jej twórcy, arcyheretyka Franciszka Bergoglia, który nie jest papieżem!

 Bizantyjski Katolicki Patriarchat (BKP) – głos wołającego na pustyni

3. 02. 2023

Historia Kościoła i samobójczy synod Bergoglia na temat synodalności

vkpatriarhat.org/en/?p=22753  /english/

vkpatriarhat.org/it/?p=9569  /italiano/

vkpatriarhat.org/fr/?p=16177  /français/

vkpatriarhat.org/es/?p=12826  /español/

 ———————————————————–

BKP: Odpowiedź pseudopapieżowi na jego promowanie LGBTQ w światowych mediach 

Część 3. 

Jak to jest z Bożą miłością do osób LGBTQ

Cytat z agencji prasowej AP „(Franciszek) powiedział, że Bóg miłuje wszystkie swoje dzieci takimi, jakie są”.

Komentarz: Franciszek Bergoglio stwarza fałszywe wrażenie, że wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi i że Bóg miłuje nawet zło i grzech, które popełniają. Ale prawda jest taka, że Bóg nienawidzi grzechu i sprawiedliwie go karze, czy to na ziemi, czy w wieczności. Z drugiej strony miłuje skruszonego grzesznika i przebacza mu grzechy przez przelaną krew Swego Syna Jezusa Chrystusa.

Boże miłujesz wszystko, co stworzyłeś” (por. Mdr 11:24). „A Bóg widział, że wszystko było dobre” (Rdz 1).

Zło nie pochodzi od Boga, ale od ducha kłamstwa i śmierci – diabła. Bóg stworzył wszystko z miłości, nawet aniołów. On dał im wolność, ale nie było Jego wolą, aby wielu z nich jej nadużywało. W ten sposób dobrzy aniołowie na ich wieczną szkodę stali się złymi duchami.

Tu stajemy przed najbardziej dramatycznym pytaniem, które zasadniczo dotyczy każdego człowieka. Ty też możesz nadużywać swojej wolnej woli i uparcie trwać na ścieżce kłamstwa i zła. Kiedy umrzesz w tym stanie, zostaniesz na zawsze oddzielony od Boga, źródła miłości i wiecznego szczęścia. Tak, ty też możesz skończyć w piekle jak pełni pychy aniołowie, mimo że Bóg cię miłuje. Jeśli nie chcesz oddzielić się od kłamstwa i zła i zejść z ścieżki buntu przeciwko Bogu i niemoralności LGBTQ, to tak naprawdę nie miłujesz siebie.

Bergoglio, fałszywy prorok, swoją sodomiczną, kowidową, ekologiczną i innymi antyewangeliami ciągnie masy do piekła. Ale obowiązkiem każdego prawowiernego papieża jest ostrzeganie ludzi przed wiecznym potępieniem.

Pierwsi ludzie zostali zwiedzeni przez ducha kłamstwa i śmierci do grzechu. Odrzucili przykazania Boże, Bogu już nie wierzyli i uwierzyli w kłamstwo, które diabeł przedstawił im jako ich dobro. W ten sposób weszło w ludzką naturę duchowe nasienie diabła, grzech pierworodny. Dlatego, żeby ocalić naszą nieśmiertelną duszę od korzenia zła, jakie jest w nas, musimy nazwać to zło po imieniu i przeciwstawić się mu. Wyraża to żądanie Chrystusa: „Zaprzyj się samego siebie”. Prawdziwe samopoznanie i samokrytyka jest częścią zbawczej pokuty, czyli zbawienia duszy.

Jezus na krzyżu przelał za nas Swoją krew na odpuszczenie grzechów. Ale Swego Syna otrzymuje tylko ten, kto pozwoli Synowi Bożemu, Zbawicielowi, aby Jego krew oczyściła duszę z grzechów. Warunkiem jest, aby penitent wyznał swój grzech i oddał go z wiarą pod krzyż Chrystusa. Boża miłość objawiła się w tym, że Bóg nie tylko nas stworzył i dał nam istnienie, ale za nasze grzechy dał na śmierć Swego jedynego Syna. Syn Boży na krzyżu zapłacił swoją śmiercią, abyśmy mieli życie wieczne. To życie jest w miłości i jedności z Bogiem i Bożymi aniołami oraz ze wszystkimi świętymi i sprawiedliwymi.

Bergoglio celowo swoim twierdzeniem tworzy fałszywe wrażenie. W rezultacie z tego wynika, że Bóg już nie wzywa do pokuty, ale chce, aby człowiek został zniewolony grzechem, aby ostatecznie w grzechu umarł i wraz z grzechem, oddzielającym go od Boga, został na wieki potępiony. To, co przedstawia Bergoglio, nie jest Boża miłość. Jest to nienawiść węża, który zwodzi dusze, aby zniszczyć je w nieskruszoności. Bergoglio legalizuje szeroką ścieżkę grzechu, zaślepia oczy i przytępia sumienie. On dobrze wie, gdzie kończy się jego tzw. Droga synodalna z legalizacją LGBTQ.

Pseudopapież odwodzi dusze od Chrystusowej wąskiej drogi zbawienia, połączonej z Bożymi przykazaniami. Celowo ukrywa podstawową prawdę, że każdy człowiek w godzinie swojej śmierci stanie przed sądem Bożym i zda sprawę ze swojego życia. Wtedy będzie albo wiecznie zbawiony, albo wiecznie potępiony.

Bergoglio używał terminu „dzieci Boże”. Kto jest dzieckiem Bożym? Ten, który przyjął Jezusa Chrystusa (J 1:12). Ten, kto ma Jego Ducha, ponieważ „kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy” (Rz 8:9). Jezus powiedział: „Ten Mnie miłuje, kto przestrzega Moich przykazań” (J 14:23-24) Tym, którzy odrzucają przykazania Boże, Jezus mówi: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7:23) „…w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” (Mt 25:41).

Bergoglio oszukuje zatwardziałych grzeszników, aby utrzymać ich na ścieżce anty-pokuty, i dlatego twierdzi, że Bóg miłuje wszystkie Boże dzieci takimi, jakimi są. W ten podstępny i diaboliczny sposób eliminuje podstawowy warunek naszego zbawienia, jakim jest pokuta. Ale Jezus jasno i wyraźnie ostrzega: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy zginiecie” (Łk 13:3).

 Bizantyjski Katolicki Patriarchat (BKP) – głos wołającego na pustyni 

27.01.2023

Odpowiedź pseudopapieżowi na jego promowanie LGBTQ w światowych mediach. Część 3.

vkpatriarhat.org/en/?p=22734  /english/

vkpatriarhat.org/it/?p=9541  /italiano/

vkpatriarhat.org/fr/?p=16143  /français/

vkpatriarhat.org/es/?p=12833  /español/

vkpatriarhat.org/de/antwort-3/  /deutsche/

Abp Viganò: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi?

Abp Viganò: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi?

Bezkarność obecnych przestępstw i grzechów może być sama w sobie karą, która jest nawet potężniejsza i surowsza niż ta, którą mógłby nam zesłać Odwieczny Ojciec.

https://pch24.pl/abp-vigano-jak-dlugo-bozy-majestat-moze-tolerowac-ohyde-ludzi/

Czy współczesny człowiek nie zasługuje na kary nawet gorsze od potopu, z powodu niegodziwości, która motywuje każde jego działanie przeciwko jego bliźnim, przeciwko Stworzeniu; a kontemplując widoczny triumf mysterium iniquitatis, widząc, jak powszechne i głęboko zakorzenione jest zło w naszym zepsutym i odszczepieńczym świecie, pytamy sami siebie: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi. Niemal trudno nam uwierzyć w obietnicę Pana: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem (Rdz 8,21) – podkreśla abp Carlo Maria Viganò w homilii na Niedzielę Sześćdziesiątnicy. Poniżej prezentujemy jej pełną treść.

***

Homilia  arcybiskupa Carlo Marii Viganò na Niedzielę Sześćdziesiątnicy 

Pan zaś, widząc, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi… (Rdz 6,5)

W Niedzielę Sześćdziesiątnicy zbliżamy się do czasu pokuty i postu w przygotowaniu na Wielkanoc. Już w ciągu tygodnia Alleluja ucichło w liturgii zastąpione we Mszy poprzez Tractus. A w tę niedzielę, która jest quasi-pokutna, Kościół – wraz z czytaniami z Wezwania – towarzyszy nam w rozważaniu grzechu, który doprowadza Boga do zniszczenia buntowniczej rasy ludzkiej Potopem, oszczędzając jedynie rodzinę Noego.

Pismo Święte mówi o niegodziwości ludzi: usposobienie ich jest wciąż złe. Trudno uwierzyć w to, że ludzkość mogłaby popełnić w przeszłości zło, które widzimy dzisiaj: w żadnej starożytnej kulturze otchłań zła nie była tak głęboka, jak ta, w którą – jak widzimy – zapada się współczesny świat. Masakry, przemoc, wojny, perwersje, kradzieże, rabunki, rzezie, profanacje, świętokradztwa popełniane nie tylko przez osoby indywidualne, ale narzucane prawem przez głowy państw, wysławiane przez media, zachęcane przez nauczycieli i sędziów, tolerowane, a nawet aprobowane przez kapłanów.

Pytamy samych siebie, czy współczesny człowiek nie zasługuje na kary nawet gorsze od potopu, z powodu niegodziwości, która motywuje każde jego działanie przeciwko jego bliźnim, przeciwko Stworzeniu; a kontemplując widoczny triumf mysterium iniquitatis, widząc, jak powszechne i głęboko zakorzenione jest zło w naszym zepsutym i odszczepieńczym świecie, pytamy sami siebie: Jak długo Boży Majestat może tolerować ohydę ludzi. Niemal trudno nam uwierzyć w obietnicę Pana: Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem (Rdz 8,21).

To, co wprawia nas w dezorientację, to nie tyle milczenie, w którym zostajemy pozostawieni samym sobie i na pastwę naszych zgryzot, co fakt, że bezkarność obecnych przestępstw i grzechów może być sama w sobie karą, która jest nawet potężniejsza i surowsza niż ta, którą mógłby nam zesłać Odwieczny Ojciec.

Spoganizowana nowoczesność, pogrążona w barbarzyństwie, przygotowuje swoimi własnym rękami plagę, która jest bardziej katastrofalna niż starożytny Potop, jest dużo większą destrukcją rasy ludzkiej, w którą wierzy, a która może zmieść z powierzchni ziemi nie niegodziwych, ale dobrych: tych, którzy pozostają wierni Panu i Jego świętemu prawu. A podczas gdy gromadzą się chmury burzowe – ciemne i groźne – które ich zatopią, nasi współcześni szydzą z tych, którzy przygotowują swoją własną duchową Arkę, dążąc do ocalenia siebie i swych ukochanych bliskich; w rzeczy samej robią wszystko, by powstrzymać ich przed jej ukończeniem.

Pismo Święte i Ojcowie uczą nas, że Arka jest typem Kościoła świętego, dzięki któremu wybrani mogą ocalić siebie przed wspólną katastrofą ludzkości.

Hæc est arca – śpiewamy w Prefacji na poświęcenie Kościoła – quæ nos a mundi ereptos diluvio, in portum salutis inducit. „To jest arka, która ocalona z potopu świata, wiedzie nas do portu zbawienia”.

Ale czy możemy odnaleźć Arkę Zbawienia? Jak możemy odróżnić ją od jej podróbek, które muszą zatonąć pod ciężarem tych, którzy na niej zasiadają? Od jej imitacji, wykorzystywanych do ocalenia niegodziwców, gdy sternik zapobiega, by nie weszli na nią dobrzy, a nawet odpycha swoje własne dzieci, określając je nielegalnymi imigrantami, niegodnymi ocalenia przed wodami potopu?

Ta przygnębiająca myśl nie jest bezzasadna, kiedy weźmiemy pod uwagę, kto dziś zasiada na tronie św. Piotra. Wydaje się, że Arka Kościoła chce przyjmować każdego, z wyjątkiem tych, którzy tak naprawdę mają prawdo do zbawienia. W istocie wydaje się, że jest ona bezużyteczna, gdyż nie będzie żadnego potopu, przed którym należałoby uciekać. Albo gorzej: potężny potop wywołany nie gniewem Bożym, ale falą ludzkich nieprawości uważa się w rzeczywistości za moment odrodzenia, możliwość zredukowania światowej populacji zgodnie z urojonymi planami Wielkiego Resetu.

Tak jak na Titaniku, na którym załoga i pasażerowi tańczyli, upojeni i beztroscy, gdy statek z pełną prędkością pędził na górę lodową przed nim, mającą zatopić go – arogancki pomnik pychy tych, którzy wierzyli, że byli zwolnieni z Bożej sprawiedliwości. Człowiek, który powinien wzywać nas do wchodzenia na pokład tej Prawdziwej Arki, także wstąpił na pokład tego potwornego transatlantyckiego liniowca i widzimy go wraz z niegodziwcami, wznoszącym toast na cześć możnych ziemi, nieprzyjaciół Boga.

Ale jeśli z jednej strony te ludzkie okoliczności mogą wywołać u nas rozpacz i wywołać lęk o samo nasze przetrwanie, to z drugiej strony potrafimy rozpoznać Prawdziwą Arkę Zbawienia, gdyż widzimy ją gotową na górze Kalwarii, gdzie została zbudowana i na mistycznej Kalwarii ołtarza, gdzie czeka na nas każdego dnia.

Niewiele znaczy to, że wskazują nam inną arkę – nawet ludzie, w których pokładamy naszą ufność i którzy nie powinni nas oszukiwać – lub że są i tacy, którzy uważają ją za bezużyteczną i z tego powodu śmieją się z nas lub traktują nas tak, jakbyśmy byli szaleńcami. Niewiele znaczy to, że są tacy, którzy kwestionują zbliżający się potop, nawet jeśli sami są jego bluźnierczym architektem w swym głupim mniemaniu, że są nawet zdolni kontrolować zjawiska atmosferyczne swą geoinżynierią.

Wiemy, że Prawdziwą Arką, Jedyną Arką, jest Kościół święty. A dzięki słowom naszego Pana, Bożego Sternika, który mocno trzyma ster, wierzmy, że Arka ta przepłynie przez potop nieuszkodzona, a w końcu odnajdzie suchą ziemię, na której spocznie.

Z tego powodu jesteśmy zdecydowani nie pozwolić na to, by nas oszukiwano, łudząc nas, że możemy zbawić się na zewnątrz tej Arki albo budując własną dla siebie.

Św. Paweł w swoim liście na dzisiejszą Mszę wylicza wszystkie próby, wobec których będziemy musieli stanąć siejąc Słowo Boże, idąc za przykładem przypowieści o Siewcy, która dana jest nam w Ewangelii. Lecz mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). W uznaniu naszej słabości, w świadomości naszej niemocy i naszej nicości moc Boża staje się dostrzegalna w jeszcze większy sposób, im większa nasza pokora i wiara w Niego. Sufficit tibi gratia mea: Wystarczy ci mojej łaski. Ponieważ to poprzez Łaskę stajemy się godnymi, by znaleźć schronienie na Arce i poprzez Łaskę możemy tam pozostać w czas Potopu, i poprzez Łaskę dotrzemy do portu Nieba.

Nie traćmy zatem łaski Bożej. Wejdźmy na mistyczną górę, na której czeka na nas Arka; Arka, w której także znajdujemy pożywienie dla naszych dusz: Chleb Aniołów.

I oby tak było.

12 lutego 2023

Dominica in Sexagesima

Arcybiskup Carlo Maria Viganò

Źródło: LifeSiteNews.com Tłum. Jan J. Franczak

Co czynić mamy, kiedyśmy w walce duchowej ranę odnieśli. Ks. Scupoli. (8)

Co czynić mamy, kiedyśmy w walce duchowej ranę odnieśli.

Ks. Wawrzyniec Scupoli. (8)

Utarczka duchowa inaczej Walka duchowa, czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej.

Utarczka duchowa czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej. Przez Księdza Scupoli, Teatyna. Przełożył z francuskiego X. S. U. W. C. (Ks. Stanisław Ulanecki), Warszawa 1858.

ROZDZIAŁ XXV. Szermierz Jezusa winien być wolnym od wszelkiego w sercu niepokoju

Synu! jeśliś utracił spokój w sercu, staraj się go odzyskać co prędzej, i wszystko, cokolwiek wydarzyć się może w tym życiu, nie powinno cię mieszać ani pozbawiać spokoju. Winniśmy co prawda, zachować boleść i żal za nasze winy, ale ten powinien być daleki od wszelkiej burzy, od wszelkiego rozpaczliwego niepokoju, jakeśmy to już na wielu wskazali miejscach. Potrzeba także, abyśmy litowali się nad grzesznikami, zwłaszcza wewnętrznie, abyśmy jęczeli nad ich zgubą; potrzeba, abyśmy współubolewali nad bratem, lecz to współubolewanie ma być rzewne, dalekie od gwałtowności, pomieszania, ma być skutkiem prawdziwej, w Bogu i dla Boga miłości.

Co się zaś tyczy nieprzeliczonych nędz i przeciwności na jakie wystawieni jesteśmy na ziemi, jak np. choroby, klęski, śmierć, utrata przyjaciół, lub krewnych, powietrze, wojna, pogorzele i rozliczne inne przykre przygody i utrapienia, których się ludzie tak lękają, tak trwożą jako przeciwnych naturze, która cierpień unika, my przy pomocy łaski Boga, nie tylko winniśmy chętnie przyjmować z ręki Stwórcy, ale nawet z weselem dziękować za nie, Jego Ojcowskiej Opatrzności, Bóg albowiem zsyła takowe strapienia, albo jako sprawiedliwą karę na grzeszników dla ich nawrócenia, albo jako sposobność do zasługi dla sprawiedliwych. Prawdziwie upodobania godny widok przedstawiamy wówczas Bogu, kiedy w ciężkich dolegliwościach, naszą wolę zgadzamy z wolą Boga; kiedy umysł bez szemrania wszelkie krzyże w spokoju i cierpliwości znosi. Pamiętaj wreszcie synu, że wszelki niepokój nie podoba się Panu i jakiejkolwiek byłby natury, zawsze jest niedobry, zawsze z zepsutego wypływa źródła, z miłości własnej. Zawczasu przeto rozważ wszelkie zło, jakie by cię spotkać mogło, przygotuj się nań i znoś w cierpliwości. Zauważ dobrze, że wszelkie zło doczesne, choćby się najstraszniejsze wydawało, złem przecież rzeczywistym nazwać się i być nie może, ponieważ nie może nas pozbawić dóbr prawdziwych, jakimi jest Bóg, niebo: ponieważ Bóg zsyła i dopuszcza je, już dla przyczyn dopiero wymienionych, już dla innych przed nami wprawdzie zakrytych, ale które zawsze są najsprawiedliwsze.

Jeśli nawykniesz synu mój, utrzymać swój umysł zawsze swobodny, we wszystkich przygodach tego życia, wiele stąd odniesiesz korzyści, przeciwnie, niepokojąc się ciągle, i ćwiczenia twe duchowe niedobrze odbędziesz i żadnego z nich nie odniesiesz pożytku. Co więcej, dopóki w tym niepokoju zostawać będziesz, staniesz się igraszką wroga, nie poznasz wcale bezpiecznej, do cnoty wiodącej drogi. Wróg bowiem zbawienia, szatan, natęża wszystkie siły, aby usunął spokój z serca, wie on bowiem, że Bóg w spokoju przebywa i w spokoju wielkich dokonywa rzeczy. Dlatego używa wszelkiej chytrości, aby nam go wydarł i aby nas ułudził, wciska się nieznacznie, poddaje zamiary na pozór dobre ale w gruncie złośliwe, po rozmaitych poznać je możesz znamionach, a zwłaszcza po tym, że mieszają spokój wewnętrzny.

Dla zaradzenia tak niebezpiecznemu złu, kiedy nieprzyjaciel wysilać się będzie na wzniecenie w tobie jakiegoś wzruszenia, jakiegoś nowego pragnienia, nie otwieraj mu serca swego, usuń wprzód wszelkie uczucie pochodzące z miłości własnej; przedstaw Panu to twoje pragnienie, błagaj usilnie aby ci dał poznać, czy ono od Niego, czy też z poduszczenia złego pochodzi ducha. Nie zaniedbaj także poradzić się w tym względzie tego komu powierzyłeś kierunek sumienia swego. Kiedy nawet pewnym jesteś, że pragnienie pozostałe w twej duszy z natchnienia ducha Bożego pochodzi, jeszcze nie powinieneś brać sobie za obowiązek dokonać takowe, dopóki wprzód nie poskromisz zbytniego zapału doprowadzenia go do skutku. Sprawa bowiem dobra, wykonana z takim poskromieniem siebie, daleko jest przyjemniejszą Bogu, aniżeli z zbytecznym pośpiechem, z gwałtownym uczyniona zapałem; niekiedy samo dzieło nie tyle podoba się Panu, co umartwienie podobne. Tym sposobem, odrzucając wszystkie niegodne zachcenia, a do dobrych nawet zamysłów, biorąc się dopiero po poskromieniu wszelkich zapędów wrodzonych, możesz zachować prawdziwy, dokładny spokój w sercu.

Dla powyższej jeszcze przyczyny, nie powinieneś synu, zważać na zgryzoty wewnętrzne w sumieniu, które, jak zdaje się, pochodzą od Boga, bo wyrzucają nam prawdziwe upadki nasze; w samej jednak rzeczy są sprawą złego ducha; poznać to możemy po następujących znamionach: Jeżeli zgryzoty sumienia wzniecają w nas upokorzenie, jeśli czynią gorliwszymi w wypełnianiu spraw dobrych, jeśli nie zmniejszają ufności jaką pokładać winniśmy w miłosierdziu Boskim, przyjmujmy je wtenczas z podzięką jako łaskę nieba, jako pochodzące od Boga; lecz, jeżeli nas mieszają i trwożą, odbierają odwagę, jeśli nas czynią leniwymi, lękliwymi, oziębłymi w wykonaniu naszych powinności, wtenczas poczytać je mamy jako poduszczenia szatana, wykonywać zwykłe swe sprawy, a na to zamieszanie wewnętrzne żadnej nie zwracać uwagi.

Nadto, często się zdarza, że nasze niepokoje wnętrzne pochodzą z rozlicznych dolegliwości doczesnego życia; w takim razie, aby się pozbyć rodzącego stąd niespokoju, na dwie rzeczy mamy zwracać uwagę: naprzód, winniśmy się zastanowić jaki te dolegliwości mogłyby w nas uczynić uszczerbek, co by mogły w nas zniszczyć, czy miłość doskonałości, czy miłość nas samych, która głównym wrogiem jest naszym; jeśli miłość nas samych, nie mamy powodu do narzekania, owszem z wdzięcznością, z weselem przyjmować one należy, jako łaski zesłane nam od Pana, jako środki do pokonania wroga; lecz choćby nas odciągały od doskonałości i czyniły niemiłą cnotę, to i wtenczas zrażać się nie mamy, ani tracić spokoju serca, jak to wkrótce wyjaśnimy. Drugą rzeczą, jaką w dolegliwościach uczynić winieneś, jest, abyś wzniósł umysł ku Bogu i przyjął bez długiego rozbioru to, co z Jego Ojcowskiej pochodzi ręki, przekonany, że same krzyże jakie na nas zesłać Mu się podoba, mogą się stać jedynie źródłem dobrodziejstw, których nie poznajemy i dlatego korzystać z nich zaniedbujemy.

ROZDZIAŁ XXVI. Co czynić mamy, kiedyśmy w walce duchowej ranę odnieśli, to jest usterki jaki popełnili

Kiedy w walce duchowej rannym zostałeś, to jest: kiedy spostrzeżesz, żeś popełnił jaki błąd, czy to skutkiem jedynie ułomności, czy to nawet z zastanowieniem się i złością, nie trap się bardzo, nie zachodź w zwątpienie i niespokój, owszem zwracaj się synu, zaraz do Boga, odzywaj doń z pokorą i ufnością: Teraz o Boże mój! poznaję, czym jestem. Czegoż się bowiem po stworzeniu tak jak ja nędznym i zaślepionym spodziewać można, jedno zdrożności i upadków.

Zastanów się nad twą nędzą i upadkiem nieco, abyś w głębi duszy uczuł wstyd prawdziwy i żal serdeczny za swój upadek. Potem nie mieszaj się w duchu, ale skieruj całą twą nienawiść ku skłonności która panuje w tobie, a zwłaszcza tej, która grzech spowodowała. Powiedz: Panie! ja bym tysiąc razy większe i częstsze popełniał zbrodnie, gdyby mnie Twoja nieskończona nie otaczała i nie powstrzymywała dobroć. Złóż potem synu, tysiąckrotne dzięki temu Ojcu miłosierdzia, zacznij Go tym więcej miłować, widząc jak On mimo obrazy jakąś Mu wyrządził, wyciąga ku tobie zbawczą rękę, abyś w podobną znowu nie popadł nieprawość.

Na koniec, pełen ufności zawołaj z serca do Pana: Boże, wskaż mi wielkość Twoją, niech ja grzesznik nędzny poznam w uniżeniu objem Twego Boskiego miłosierdzia; nie dopuść Panie, abym choć na chwilkę miał się oddalić od Ciebie, wzmocnij mnie Twą łaską, abym Cię już więcej nie obraził nigdy.

Potem nie badaj już, czy Bóg odpuścił ci winę lub nie, bo to byłoby nowym, daremnym dla ciebie, pomieszaniem sumienia, byłoby stratą czasu, okazem pychy i ułudą szatana, który pod tak umaskowanymi pozorami dręczyć nas zamierza. Zdaj się zupełnie na miłosierdzie Boże i w zaspokojeniu prowadź dalej swe duchowe ćwiczenia, jakbyś nigdy nie upadł. Chociażbyś nawet po wielekroć w ciągu dnia jednego obraził Boga, nie trać przecie nadziei. Użyj po raz drugi, trzeci, a nawet dziesiąty tegoż samego sposobu, to jest: wzbudzaj coraz większą pogardę siebie, nienawiść grzechu i coraz baczniejszym na przyszłość bądź w czuwaniu nad sobą. Rodzaj takiej walki wielce się nie podoba szatanowi, ale bardzo przyjemny jest Bogu; wróg ponosi tu zawsze zawstydzenie, widząc się poskromionym, pohańbionym przez tegoż, którego w innych okazjach tak łatwo zwyciężył. Dokłada przeto szatan wszelkich starań i chytrości, abyśmy zaniechali podobnego sposobu, i częstokroć jego sztuka mu się udaje, a to wtenczas kiedy mało przykładamy baczności w czuwaniu nad tajnikami serca naszego.

Zresztą, im więcej synu, napotkałbyś trudności, tym więcej używaj mocy do pokonania siebie i nie raz jeden, ale często powtarzaj to święte ćwiczenie pogardy, poniżenia siebie i nienawiści upadku, chociażbyś tylko do jednego poczuwał się grzechu. Jeśli zaś grzech, w który nieszczęściem upadłeś, sprawia ci synu trwogę i odejmuje odwagę działania, staraj się przede wszystkim odzyskać spokój wnętrzny w duszy i ufność w Bogu. Wznieś serce w niebo i zauważ, że niespokój w duszy, nie tak z powodu nieszczęsnego upadku, nie tak z obrazy Boga, ale raczej z obawy na karę, jakąśmy zasłużyli, pochodzi, którą przecież gotowi być winniśmy w każdej przyjąć chwili.

Sposób zaś odzyskania tak pożądanego koniecznego spokoju duszy, jest następujący: przestań synu, myśleć o popełnionym grzechu, zastanów się raczej nad nieskończoną dobrocią Boga, który zawsze jest gotów przebaczać najpotworniejsze bezprawia, najsromotniejszym zbrodniarzom; który, owszem wszelkich używa sposobów, aby zwrócił grzeszników do ich powinności, aby się najściślej z nimi zespolił, aby ich uświęcił w doczesnym życiu i ubłogosławił w wieczności. Kiedy te, lub tym podobne uwagi uspokoją umysł twój, wtenczas już możesz się zastanowić i nad grzechem, i użyć naprzeciw niemu oręża powyżej ci wskazanego.

Na koniec, zbliżając się do Sakramentu Pokuty, do którego często przystępować ci radzę, staw sobie przed oczy wszystkie twe winy, wyznaj je szczerze ojcu duchownemu, wznów w sobie żal z powodu ich popełnienia i mocno postanów nigdy już więcej w nie nie upadać.

ROZDZIAŁ XXVII. Jak szatan zwykł kusić i mamić tych, co zamierzają być cnotliwymi, a którzy jeszcze są pogrążeni w występku

Wiedz synu, że jedyną jest myślą szatana, czyhać na zgubę dusz naszych, i że na nas naciera w sposób rozliczny. Abym ci odkrył jego zasadzki i zdrady, przedstawię wprzód rozmaitego rodzaju i stanu osoby i ich usposobienia.

Są jedni, co w ciągłej niewoli grzechu zostają, i nie myślą wcale tak ohydnych skruszyć więzów.

Są inni, którzy by radzi oswobodzić się z więzów i niewoli grzechu, ale żadnego do tego nie czynią kroku.

Są i tacy, którzy mniemają, że na dobrej są drodze, chociaż najbardziej od niej są oddaleni.

Są wreszcie osoby, które na wysoki już szczebel cnoty wstąpiły i nagle sromotniej, niż kiedykolwiek w grzech upadły.

O tych wszystkich usposobieniach, mówić będziemy w następnych rozdziałach.

ROZDZIAŁ XXVIII. Jak szatan pociągnąwszy w grzech kogo, pragnie w grzechu go utrzymać i dopełnić jego zguby

Kiedy udało się już szatanowi pociągnąć duszę do grzechu, wszystkich wtenczas używa podstępów, sposobów, aby naprzód zaślepił grzesznika, aby usunął z wyobraźni jego wszystko to, co by mu dało poznać stan jego nieszczęśliwy w jakim się znajduje; nie tylko, że w nim przytłumia wszystkie dobre od Boga pochodzące myśli i natchnienia, a w miejsce ich poddaje inne pełne złośliwości, ale jeszcze usiłuje go wplątać w okazje niebezpieczne, rozciąga swe sidła, aby go uwikłał w tenże sam lub inny jeszcze obrzydliwszy grzech; stąd pochodzi, że grzesznik coraz bardziej na umyśle zaćmiony, z bezprawia w coraz nowe bezprawie wpada i coraz więcej w złem się utwierdza, a tak niby z stromej stacza się góry z ciemności w ciemność, z przepaści w przepaść, oddalając się coraz bardziej od drogi zbawienia, chyba że Bóg przez osobliwszą łaskę, cudem powstrzyma go i podźwignie.

Na tak widoczną zgubę, zagrażające zło, jedyny jest środek, aby bez żadnej odwłoki poszedł grzesznik za natchnieniem Boga, co go z ciemności wiedzie do światła, z występku do cnoty, wołając do Boga: wspieraj mnie Panie, na ratunek mój pospiesz, nie dozwól abym dłużej w cieniach śmierci i grzechu zostawał. Niech grzesznik często z głębi duszy powtarza te lub podobne wyrazy, niech się natychmiast, jeśli można, uda do ojca duchownego, niech się pyta co ma czynić, jakiej użyć broni przeciw wrogowi który go naciska. A jeśli doń zaraz udać się nie może, niech się uciecze do stóp Jezusa ukrzyżowanego, a padłszy na twarz niech wzywa ratunku. Może się także udawać do Nieba Królowej, matki miłosierdzia Maryi: od tej bowiem skwapliwości i pilności w nawróceniu, zawisło zwycięstwo, jak to w następnych zobaczymy rozdziałach.

ROZDZIAŁ XXIX. O ułudzie tych, co niby radzi, a przecież całkowicie nie poprawują się

Wiele jest osób co poznają zły stan swego sumienia i chcieliby z jarzma grzechowej wynijść niewoli, ale dają się łudzić nieprzyjacielowi duszy, który w nich wmówić usiłuje, iż wiele jeszcze mają do tego czasu i tak najbezpieczniej odkładają nadal swe nawrócenie. Przedstawia im, iż przede wszystkim potrzeba ukończyć tę lub ową sprawę, uspokoić się z niektórymi zawiłymi interesami, że bez tego niepodobna się całkowicie oddać życiu duchowemu, ani swobodnie spełniać swe obowiązki. Wyraźna to zasadzka szatańska, w którą wiele już osób ułowić się dało, i w którą co dzień nowe wpadają ofiary; wszyscy jednak sobie samym i swemu najgrubszemu lenistwu, przypisać winni to nieszczęście, bo w sprawie gdzie idzie o własne zbawienie i cześć Boga, tak długo się ociągali.

Niech nikt nie mówi: Jutro, jutro; ale raczej dziś, zaraz; pytam się bowiem dlaczegóż jutro? Wiemże ja, czy doczekam jutra? Lecz chociażbym najpewniej wiedział, byłażby to skuteczna wola odniesienia zwycięstwa, zadawać sobie coraz nowe blizny?

Dla uniknienia tej i w poprzednim rozdziale wyrażonej ułudy, niewzruszoną jest zasadą, abyśmy bez ociągania się byli posłusznymi natchnieniom nieba. Kiedy zaś mówię bez ociągania się, nie rozumiej tu wcale synu, samych jedynie pragnień, albo słabych bezowocnych postanowień, jakimi mnóstwo osób z powodu wielu przyczyn łudzi się i gubi. Najpierwsza zaś tego przyczyna jest, że postanowienia swe nie uzasadniają na nieufności sobie i ufności w Bogu, skąd pochodzi, że dusza ukrywa w sobie tajemną pychę i tak się zaślepia, że pozór za stałą bierze cnotę. Lekarstwo na to zło i światło do jego rozpoznania sama dobroć Boska nam nastręcza, kiedy dopuszcza upadku, abyśmy własnymi upadkami oświeceni i pouczeni, nic na własnych nie polegali siłach, ale całą ufność w łasce Boga złożyli, abyśmy utajoną w nas pychę poznali i na potem pokorniejszymi byli. A tak synu, postanowienia twoje dobre, bezskutecznymi zostaną, jeśli nie będą mocnymi i statecznymi, nie mogą zaś być mocne i stateczne, jeśli nie będą oparte na nieufności w sobie i na całkowitym zaufaniu Bogu.

Druga przyczyna, dla której postanowienia nasze bez skutku pełzną jest, że kiedy nasze dobre przedsięwzięcia czynimy, wystawiamy sobie jedynie piękność, szczytność cnoty, która najsłabszą nawet pociąga wolę, nie zwracamy zaś wcale uwagi na trudy i prace jakie ponieść potrzeba przy nabyciu cnoty; co sprawia, że dusza leniwa za najmniejszą trudnością zniechęca się i od swego dobrego odstępuje przedsięwzięcia. Dlatego synu, nawyknij zastanawiać się nie tak nad cnotą samą, ale raczej nad trudnościami, przeszkodami jakie napotkać możesz na drodze do cnoty, myśl o nich często i przygotuj się do ich przełamania, za każdym z nimi się spotkaniem. Wiedz wreszcie, że im więcej mieć będziesz odwagi, już do zwyciężenia samego siebie, już do pokonania nieprzyjaciół, tym bardziej zmniejszać się będą wszelkie trudności i staną się łatwiejszymi do przebycia.

Trzecia przyczyna jest, że nasze postanowienia nie tyle mają na celu cnotę i wolę Boga, ale raczej nasze własne dobro. To się zwykle wydarza, kiedy w pociechach wewnętrznych, a zwłaszcza w przeciwnościach i utrapieniach postanowienia i śluby czynimy; nie znajdując bowiem na nasze utrapienia ratunku i uleczenia tu na ziemi od ludzi, stanowimy wtenczas, że się całkowicie poświęcimy Bogu, że jedynie uczuciami cnoty zajmować się będziemy. Synu! abyś w podobnych zdarzeniach nie chybił, nie zbłądził, bądź bacznym i łaski nie nadużywaj Pana; bądź zawsze pokornym i oględnym w samychże dobrych postanowieniach; nie unoś się zbytnim przedwczesnym zapałem, który cię powieźć może do czynienia lekkomyślnych ślubów, jakich byś wykonać nie mógł. Owszem, kiedy jesteś w utrapieniu, postanów głównie z ochotą znosić ten krzyż utrapienia, na krzyżu całą swą zasadzaj chwałę, aż do wyrzeczenia się wszelkiej ulgi nie tylko ze strony ludzi, ale nawet niekiedy ze strony nieba samego, jeśli się tak Bogu podoba. O to głównie błagaj, tego jedynie pragnij, aby cię ręka Najwyższego w dolegliwościach wspierała, podtrzymywała, abyś z pomocą Jego łaski, mógł znieść cierpliwie wszelkie przykrości jakie Bogu, jako Ojcu, podoba się zesłać na ciebie.

ROZDZIAŁ XXX. O ułudzie tych, którzy mniemają że już wysoko postąpili w drodze doskonałości, chociaż od niej są dalekimi

Chociaż nieprzyjaciel raz i drugi pokonanym zostanie, nie zaniedba on jeszcze po raz trzeci wystąpić do walki. Starać się on będzie, abyśmy zapomnieli błędów i skłonności jakieśmy już rzeczywiście stłumili, i umysłowi naszemu przedstawi różne urojone wysokiej doskonałości marzenia i stopnie do jakich wie, że my nigdy nie dojdziemy. To sprawi, że my co chwila nowe i ciężkie odbierać będziem rany, i ani pomyślimy o ich uleczeniu; same pragnienia i ułudne postanowienia, już się nam wydadzą rzeczywistością i skutkiem ukrytej pychy, przywiodą do mniemania, żeśmy do wysokiej już doszli świątobliwości życia. Nie będziemy mogli znieść najmniejszej przykrości, najmniejszej krzywdy, a przecież w wyobraźni naszej nie przestaniemy zabawiać się wzniosłymi o sobie myślami i tworzyć wielkie zamiary heroicznych poświęceń, cierpieć najstraszliwsze męczarnie, a nawet same ognie czyśćcowe dla miłości Boga.

Przyczyna takiej ułudy stąd pochodzi, że niższa część duszy nie lęka się bardzo utrapień w odległości i niepewnie spodziewanych, a my w zarozumiałości porównywać się poważamy z tymi, którzy największe dolegliwości rzeczywiście z wielką znosili lub znoszą cierpliwością. Jeśli chcesz synu, wywikłać się z tych sideł i ułudy, bądź gotowym do walki i pokonywaj rzeczywiście otaczających cię wrogów, którzy tuż obok ciebie i w tobie się znajdują, jakimi są: miłość własna, zarozumiałość itp. Tym sposobem dopiero, to jest: w mężnej walce, rozpoznasz, czy twe postanowienia są stateczne lub chwiejące się, prawdziwe czy udane, i będziesz szedł prostą doskonałości drogą, jaką nam święci już utorowali.

Co się zaś tyczy nieprzyjaciół, którzy cię zwykle nie zaczepiają, nie czyń sobie synu, przykrości i trudu, abyś miał ich wzajem zaczepiać i wypowiadać walkę, chyba żebyś przewidział, że w pewnym czasie lub przy zdarzonej okoliczności mogą powstać przeciw tobie: w takim bowiem razie przeciw wszelkim ich pociskom, zawczasu zabezpieczyć się winieneś mocnym postanowieniem ich zwalczenia. Jednak jakkolwiek mocne wydawać się tobie mogą twe postanowienia, nie poczytuj ich za same zwycięstwa. Chociażbyś był przez długi czas wprawny w ćwiczenia cnoty, i w niej uczynił znakomite postępy, zawsze przecież bądź pokornym, lękaj się własnej słabości i nędzy, nic nie licz na siebie, ale połóż całą ufność i nadzieję w Bogu samym: błagaj często Pana, aby cię umacniał w utarczce, zachował od wszelkiego niebezpieczeństwa, potłumił w twym sercu wszelkie uczucia zarozumiałości i zaufania w swoich siłach. A tak postępując, możesz mieć nadzieję dostąpienia wysokiej doskonałości, chociażbyś skądinąd wiele miał trudności i pracy, w poprawie uchybień, jakie częstokroć Bóg dopuszcza, już dla naszej pokory, już zachowania w nas tej odrobiny zasług, jakieśmy mogli zebrać przez nasze dobre czyny.

ROZDZIAŁ XXXI. O podstępach, jakie nieprzyjaciel duszy zwykł czynić dla sprowadzenia nas z drogi cnoty

Czwarty podstęp i zasadzka, jaką wróg nam zastawia, jest, iż gdy nas widzi, że prostą doskonałości idziemy ścieżką, poddaje od czasu do czasu, wiele dobrych zamiarów, przedsięwzięć, a to w tym celu, aby nas odwiódł od zwykłych nam właściwych ćwiczeń cnoty i pociągnął nieznacznie do błędu. Jeżeli np. słaba osoba znosi cierpliwie chorobę, wróg zbawienia obawiając się aby nie nabyła nawyknienia cierpliwości, przedstawia jej wiele świętych heroicznych czynów, jakie by w zdrowiu działać mogła, wmawia w nią, że gdyby była zdrową, chwaliłaby wiele Boga, byłaby bardziej sobie i bliźniemu pożyteczną. A kiedy mu się udało wzbudzić próżne pragnienie odzyskania zdrowia, tak je podtrzymuje, iż owa osoba smuci się i trapi, że nie może pozyskać czego pragnie, i im więcej owe pragnienia zapalają się, tym więcej wzmaga się niepokój w duszy. Posuwa się szatan dalej jeszcze; sprawia iż owa osoba poczyna się niepokoić w swej słabości, nie uważa już onej za dopuszczenie Boskie, ale raczej, jako przeszkodę do dobrych czynów, które takim źle zrozumianym zapałem wykonywać pragnie, pod pozorem niby większego stąd wypływającego dobra. Gdy już tego dokazał zwolna, znowu usuwa z jej umysłu wszelkie wspomnienie dobrych czynów, jakimi nabiła sobie głowę, i zostawia tylko pragnienie, aby mogła co prędzej być oswobodzona z swych cierpień, a kiedy słabość nieco dłużej niż ona mniemała, przeciągnie się, staje się zaraz strapioną, niecierpliwą i tak nieznacznie z cnoty którą wykonywała, wpada w występek tejże cnocie przeciwny.

Środek do zabezpieczenia się przeciw temu oszukaniu, jest następujący: Jeżeli będziesz w jakiej słabości lub innym ucisku, pohamuj się i nie pragnij nigdy wykonywać tego co nie możesz; sama bowiem ta niemożność nabawi cię niespokoju i niezadowolenia. Pomyśl w upokorzeniu i z poddaniem się woli Boga, że nim cię Bóg wyprowadzi z stanu niemożności w jakim obecnie zostajesz: wszystkie twe dobre pragnienia, które masz teraz, pozostaną zapewne bez skutku, albowiem nie będziesz miał i odwagi i ducha do ich wykonania, a chociażbyś i miał, wiedz o tym, że może Pan skutkiem niedocieczonej swojej woli, albo też skutkiem twych grzechów, nie chce abyś ty dokonał owo zamierzone dzieło, że daleko bardziej podobać się Mu będzie, kiedy zobaczy że się poddajesz Jego woli, że się upokorzasz pod Jego potężną prawicą.

Bądź synu, w takimże samym usposobieniu, jeśli ci się wydarzy, czy to z zlecenia ojca duchownego, czy też z innego jakiego powodu przerwać swoje zwykłe nabożeństwo i ćwiczenia duchowe, a nawet jeślibyś na pewny czas nie otrzymał pozwolenia przystąpienia do stołu Pańskiego, nie wpadaj w pomieszanie i gniewliwy smutek, owszem, wyrzeknij się w duszy woli własnej, a zastosuj we wszystkim do woli Boga, mówiąc w uniżeniu: Gdyby Bóg w głębi mej duszy nie postrzegał zdrożności i niewdzięczności, nie byłbym teraz pozbawionym najświętszej komunii. Niechże święte imię Jego uwielbione będzie, że tym sposobem daje poznać mą niegodziwość. Wierzę mocno, że w każdym utrapieniu, jakie zsyłasz na mnie Panie, pragniesz abym je znosił w cierpliwości i w zamiarze podobania się Tobie, abym ofiarował Ci moje serce zawsze poddane woli Twojej, gotowe na przyjęcie Ciebie, abyś wszedłszy do niego, napełnił je ducha pociechą, obronił je przeciw potęgom piekła, które własność Twoją chcą pochwycić. Czyń ze mną Stworzycielu i Zbawco mój to, co jest dobrem w oczach Twoich. Twoja święta wola niech teraz i przez wszystkie wieki będzie wsparciem i żywotem moim. O jedno tylko proszę Cię wdzięczna i słodka miłości moja, aby ma dusza uwolniona od tego wszystkiego, co się Tobie nie podobać może, ozdobiona w potrzebne cnoty, była gotową nie tylko na Twoje przybycie, ale do wykonania tego wszystkiego, co się Tobie rozkazać podoba.

Wiernie wykonaj synu, wszystko co ci tu przedstawiam, a bądź pewnym, że jeżeli uczujesz bodziec, pragnienie wiodące do przedsięwzięcia dobrego jakiego dzieła, które przewyższy twe siły, czy to pragnienie będzie wrodzonym, czy z poduszczenia złego ducha dla zniechęcenia cię w cnocie podsunione, czy wreszcie sam Bóg ono podda, dla doświadczenia twego posłuszeństwa, bądź pewnym powtarzam, że zawsze nastręczy ci sposobność do uczynienia choć drobnego postępu na drodze zbawienia, do służenia Bogu w sposób Jemu najprzyjemniejszy; na czym właśnie prawdziwa doskonałość, pobożność zawisła.

Nadto, kiedy dla uleczenia twej choroby, lub też dla uwolnienia się z przykrej dolegliwości lub ucisku, użyjesz środków z siebie niewinnych, godziwych, jakich zwykli nawet święci używać ludzie, chroń się natężonego wysilenia, ani pragnij, żeby koniecznie stało się wszystko wedle twego uwidzenia, winieneś być na wszystko gotowym, i mieć na celu jedynie wolę Boga: bo jakże odgadniesz, czy tymi, czy też innymi daleko stosowniejszymi środkami postanowiła Opatrzność Boga, wybawić cię od tych utrapień? W przeciwnym zaś razie, jeśli koniecznie będziesz dopinał swego, będzie to twoim nieszczęściem, jeśli bowiem nie uda się, czego z taką żądzą gwałtowną zapragnąłeś, trudno wtenczas będzie powstrzymać się tobie od niecierpliwości, a choćbyś mógł się powstrzymać, twoja cierpliwość połączona z wielą niedoskonałościami, nie tak miłą w obliczu Boga się wyda, i zasługa twoja się zmniejszy.

Jeszcze jedną chcę odkryć synu, ułudę, mianowicie, jak miłość własna, w wielu zdarzeniach przed nami ukrywa ciężkie i widome usterki. Chory np., który zbyt narzeka na swoją słabość, chce pokryć swą niecierpliwość, pozorową jakąś osłoną, nie nazywa on swych uniesień gniewliwych, prawdziwą niecierpliwością, ale tylko słusznym niezadowoleniem, bo widzi, że jego słabość jest karą za grzechy, że jego słabość utrudza bardzo tych, którzy się krzątają około niego. Podobnież człowiek dumny, co nie mógł otrzymać jakiegoś urzędu, godności, albo którego z niej złożono, swojego smutku nie przypisuje swej próżności i pysze ducha, ale oskarża i zwala to na inne przyczyny i osoby, które bardzo mało, albo nic do tego się nie przyczyniły. Gniew i niespokój takowy, wyraźnie pochodzi z tajemnej wewnętrznej odrazy, jaką on uczuwa, że się coś wbrew jego woli stało. Ktokolwiek zatem pragnie się uchronić tych ułud i niespokoi, winien się przysposobić i być gotowym, jakeśmy to już wyżej powiedzieli, na znoszenie cierpliwe wszelkich dolegliwości, wszelkich krzyżów i przeciwności, jakie wydarzyć się mogą na tej ziemi i z jakichkolwiek bądź źródeł przypaść by nań mogły.

Książkę postaci papierowej można nabyć tutaj:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Utarczka_duchowa_Wawrzyniec_Scupoli.html

Umysł nasz chronić się winien niepotrzebnej ciekawości. Ks. Scupoli (4)

Umysł nasz chronić się winien niepotrzebnej ciekawości. Ks. Wawrzyniec Scupoli (4)

Utarczka duchowa inaczej Walka duchowa, czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej (4)

Utarczka duchowa czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej. Przez Księdza Scupoli, Teatyna. Przełożył z francuskiego X. S. U. W. C. (Ks. Stanisław Ulanecki), Warszawa 1858.

ROZDZIAŁ IX. Umysł nasz chronić się winien niepotrzebnej ciekawości

Druga wada, z której koniecznie umysł nasz otrząsnąć winniśmy, jest zbytnie zaciekanie się w rzeczach; jeśli bowiem zaprzątniesz synu umysł myślami próżnymi, błahymi, a nawet zdrożnymi, staniesz się niezdolnym do zamiłowania tego, co służy do poskromienia twych chuci nieporządnych, co do prawdziwej doskonałości poprowadzić cię może. Bądź przeto jakby umarłym, całkowicie umarłym dla rzeczy ziemskich, ani tykaj się ich, jeśli nie są koniecznie ci potrzebne, chociażby nawet zabronione nie były. Trzymaj na wodzy władzę rozumu, nie dozwalaj jej daremnie rozpraszać się po wielu przedmiotach, uczyń tę władzę zupełnie obojętną na wszelką wiedzę świata. Nie nadstawiaj ciekawego ucha na nowostki i rozgłos wieści które krążą, unikaj tych osób których całym zajęciem, rozmową, są interesy świata; wszystkie zmiany wśród ziemi zdarzające się, poczytaj za widma, za marzenia senne. Trzymaj się nawet w szrankach oględności, w rzeczach odnoszących się do nieba: nie zapuszczaj się za wysoko w myślach twoich; poprzestań na tym, aby Jezus ukrzyżowany był ciągle obecnym oczom wyobraźni twojej, wystarczy tobie, kiedy poznasz Jego życie i śmierć i czego On po tobie domaga się. Pomiń resztę, a staniesz się miłym Panu, bo ci prawdziwymi są uczniami Jego, którzy tego tylko pragną, o to jedynie proszą, aby przy pomocy Pana wiernie Mu służyli, spełniali Jego świętą wolę. Wszystko, co jest więcej nad to, wszelkie pragnienia, badania, są miłością własną, pychą ducha, sidłem szatana.

Jeśli synu pójdziesz za wskazanym prawidłem, udaremnisz wszelkie sztuki, zasadzki starego węża. On bowiem widząc, jak z zapałem chwytasz ćwiczenia życia duchowego, jak z silną wolą i wytrwaniem pragniesz je wykonywać, nie przestanie nacierać na ciebie od strony rozumu, aby przez rozum zawładnął wolę i stał się panem władz obudwóch. Zawiść szatana i chęć nas ułudzenia, sprawi, iż w samych modlitwach będzie nam poddawał myśli wielkie, uczucia wzniosłe, zwłaszcza jeśli dostrzeże, że umysł nasz jest badawczy, zaciekawiający się, skłonny do pychy, do marzeń, do uwidzeń. Jego jest dążnością, abyśmy się zabawiali próżnymi rozumowaniami i w nich upodobali sobie; abyśmy w błędnym uciszeniu ducha, mniemając, że już posiadamy Boga, zaniechali zupełnie oczyszczać swe serce, nie wchodzili w poznawanie samych siebie, i prawdziwie się nie umartwiali; jego jest zamiarem, abyśmy owionieni pychą, poczytali swój rozum za bożyszcze, abyśmy nawykli we wszystkich rzeczach iść za własnym zdaniem i nie radzili się nikogo, abyśmy wreszcie wyobrażali sobie, że możemy się obejść bez rady, bez kierunku żadnego.

Zło o którym tu mówimy, jest nader niebezpieczne i prawie nie do uleczenia, łatwiej jest bowiem zleczyć pychę woli, niż rozumu. Rozum dostrzegłszy pychę woli, może ją łatwo potłumić przez dobrowolne poddanie się rozkazom tych, którym ulegać winniśmy; jeśli zaś człowiek uprzedzi się w rozumie, jeśli z uporem obstawać będzie, że jego uczucia i zdania są lepsze niż przełożonych, któż go natenczas wyprowadzi z błędu? jakże pozna swą ułudę? jakże się podda w karby posłuszeństwa i pokierowania przez drugich, kiedy się uważa więcej niż wszyscy oświeconym, rozumnym? Jeżeli rozum co jest okiem duszy, co sam tylko zleczyć może wszelką nadętość serca; jeżeli rozum powtarzam, jest słaby, zamroczony, zarażony pychą, któż na jego chorobę wynajdzie zaradcze lekarstwo? Jeżeli samo światło zamieni w ciemność, a prawidło w nieład, czegoż się po reszcie spodziewać można?

Usiłuj przeto synu pozbyć się zła tak niebezpiecznego, nie dopuść, aby ono w samym rdzeniu twoją zarazić miało duszę. Nawyknij poddawać sądy swoje pod sądy drugich, nie zapuszczaj się bardzo w subtelnostki rzeczy duchowych, zamiłuj prostotę i głupstwo w oczach świata, tak zalecone przez wielkiego Apostoła, a przewyższysz nawet Salomona w mądrości.

ROZDZIAŁ X. O urządzeniu woli, o celu do jakiego wszystkie nasze wewnętrzne i zewnętrzne sprawy kierować mamy

Sprostowawszy wady rozumu, należy usunąć koniecznie i te, co oblegają wolę, abyśmy wyrzekłszy się własnych skłonności i zachceń, stosowali się całkowicie do woli Boga.

Uważ dobrze synu, że nie dosyć jest, abyś chciał i wykonywał to, co jest Bogu przyjemnym, lecz potrzeba jeszcze abyś chciał i działał poruszony łaską Boga i w zamiarze jedynie podobania się Bogu. Tu właśnie rozwija się walka przeciw naturze, która tak chciwie pragnie przyjemności, która we wszystkich rzeczach, a niekiedy bardziej jeszcze w duchowych, niż innych, szuka własnego zadowolenia i więcej jeszcze w nich sobie podoba, bo tu żadnego zła nie dostrzega. To jest powodem, że gdy idzie o przedsięwzięcie jakiego dobrego dzieła, rzucamy się doń bez namysłu, nie w tym celu abyśmy byli posłusznymi Bogu, ale, że to nam sprawia przyjemnostkę, głaszcze serce, schlebia, że i my też niekiedy wykonywamy rzeczy, które Bóg nam zaleca.

Ułuda takowa tym jest subtelniejszą, im przedmiot naszych pragnień i działań jest lepszym w samym sobie. Któżby mógł sądzić, że miłość własna tak w sobie ohydna, tu się wcisnęła, że ona nas pobudza do chęci zjednoczenia się z Bogiem, że gdy pragniemy posiadać Boga, więcej nam idzie o nasz własny interes, aniżeli o chwałę Boga i spełnienie Jego woli, co przecież powinno być jedyną działań pobudką, tym co kochają Boga, szukają Go i usiłują zachowywać przykazy Jego. Abyś uniknął tak niebezpiecznej rozbicia skały, a nawykł chcieć i działać jedynie za wodzą ducha Bożego, w najczystszej intencji uwielbienia Tego, który pragnie nie tylko być początkiem, ale i kresem wszelkich spraw twoich, wypada ci zachować następujące ostrożności:

Kiedy przedstawi się tobie jakie dzieło dobre do wykonania, nie dozwól sercu rozpływać się w upodobaniu i pragnieniu onego; dopóki wprzód nie wzniesiesz swej myśli i ducha ku Bogu, abyś poznał, czy On chce przez ciebie dokonać owo dzieło; abyś dobrze zbadał, czy dlatego jedynie i wyłącznie chcesz się wziąć do dzieła że ono jest przyjemnym Bogu? Tym sposobem wola twoja uprzedzona i oparta zupełnie na woli Boga, w tym tylko podobać sobie będzie, co się Bogu podoba, i z tej pobudki działać będzie, aby woli Boskiej zadość się stało, aby chwała Boga pomnożoną była. Tak samo postępować wypada w rzeczach, które, jak się zdaje, nie są z wolą Boską zgodne; nim je odrzucisz, winieneś wprzód wznieść ducha do Boga, dla poznania Jego woli i nabycia niejakiej pewności, że odrzuciwszy tę sprawę, będzie to upodobaniem Boga.

Uważ jednak dobrze, że nie tak łatwo jest rozpoznać wybiegi naszej zepsutej natury, która pod rozmaitymi pozorami siebie głównie szuka, a w nas wmawia, że my we wszystkich sprawach mamy jedynie na celu działać to, co się podoba Bogu. Stąd pochodzi, że kiedy co przedsiębierzemy lub zaniechywamy wyłącznie w zamiarze zadowolenia nas samych, zdaje nam się, że my działamy z pragnienia podobania się Bogu, lub przeciwnie, powstrzymujemy się od dzieła z obawy, aby takowe Panu nieprzyjemnym nie było. Na takie zło, najistotniejszym, zaradczym środkiem jest czystość serca, jaką wchodzący w szranki walki duchowej, koniecznie sobie za cel zakładać winni, zewłócząc z siebie starego człowieka, a przyoblekając nowego.

W zastosowaniu zaś tego Boskiego środka do czynu, przed rozpoczynaniem spraw twoich, usuwaj synu wszelkie przyrodzone i ludzkie pobudki, wszystko jedynie przez wzgląd na wolę Boga miej w upodobaniu, lub nienawiści. Jeśli zaś we wszystkim co czynisz, a zwłaszcza w nagłych i prędkich wzruszeniach serca, i innych szybko mijających czynach zewnętrznych, nie wzbudzasz, nie uczuwasz w sobie jednocześnie tej prawdziwej i czystej intencji, niechże przynajmniej ona uprzednio wzbudzona trwa wszędzie, niechże w głębi duszy twej zawsze tkwi to rzetelne pragnienie podobania się jedynie zawsze Bogu. Jednakże w sprawach co tak prędko się nie kończą, nie wystarcza abyś ogółową wzbudził w sobie intencję dopiero wskazaną, owszem, odnawiaj ją często, utrzymuj czystą i zawsze płomienną: inaczej, wkrótce staniesz znowu w niebezpieczeństwie poddania się miłości własnej, która zawsze przenosząc stworzenie nad Stwórcę, mamić nas zwykła, tak, iż prawie niespostrzeżenie zmieniamy i pobudkę i przedmiot działania.

Człowiek np. cnotliwy, lecz mało na siebie baczny, rozpoczyna zwykle swą sprawę w zamiarze podobania się Bogu, w następstwie jednak, zapomina się zwolna i nie myśląc nawet przechodzi do próżnej chwały, tak dalece, że już nie zwraca uwagi na wolę Boga, co było wprzód jego działań pobudką, ale całkowicie zajmuje się upodobaniem w własnej pracy, i marzy tylko o korzyści, o sławie jaką z niej odnieść może.

Jeżeli zaś sprawa najlepiej powieść się mogła, a Bóg dopuści jakiej zawady w dalszym jej prowadzeniu, bądź przez zesłanie słabości, bądź przeszkodę stawioną przez innych ludzi, lub wypadek, i my oburzamy się, szemrzemy już na tę, już na ową osobę, już wreszcie przeciw Bogu samemu; jest to widocznym dowodem, iż nasza intencja prawą nie była, że pochodziła z złej pobudki i zasady: ktokolwiek bowiem zawsze działa przy łasce i w zamiarze podobania się Bogu, wszystko mu równo to lub owo zajęcie, i jeśli pragnie spełnienia jakiej rzeczy, zamierza ją osiągnąć tylko tym sposobem i w tym czasie, jaki się Bogu podoba; jakikolwiek obrót wezmą zamiary jego, zawsze jest spokojny, zawsze zadowolony, bo jego jedynym zamiarem jest spełnienie woli Boga.

Skupiajmy się przeto w duchu i sprawy nasze odnośmy do celu tak wzniosłego i zacnego; jeśli zaś niekiedy w wewnętrznym naszym usposobieniu będziemy wykonywać nasze sprawy w celu uchronienia się mąk piekła, lub zyskania nieba, możemy jeszcze za cel ostatni postanowić sobie posłuszeństwo woli Boga, który chce, abyśmy osiągnęli niebo, ustrzegli się piekła. Jakże wielka jest moc pobudki i intencji dopiero wymienionej! Najdrobniejsza sprawa i z siebie najlichsza i wzgardliwa, uczyniona wyłącznie dla Boga, więcej ma wartości, aniżeli wiele innych, chociażby daleko lepszych, wznioślejszych, w innej wykonywanych intencji. Szczupła jałmużna podana ubogiemu, przez wzgląd na uwielbienie Majestatu Boskiego, bez porównania jest przyjemniejszą, aniżeli opuszczenie wielkiej majętności, w innym przedsiębrane celu, choćby nawet i w celu pozyskania nieba, chociaż i ta ostatnia pobudka jest chwalebną i godną spraw naszych. Z początku ta święta praktyka czynienia wszystkich spraw w zamiarze jedynie podobania się Bogu, wyda się tobie synu ćwiczeniem nieco trudnym, za czasem jednak stanie się bardzo łatwą, a nawet przyjemną jeśli nawykniesz szukać Boga z całego serca, jeśli kierować nieustannie będziesz wszystkie pragnienia swoje ku Niemu, jako istotnemu i najwyższemu dobru, który w samym sobie jest godzien aby wszelkie ku Niemu biegło stworzenie, szukało Go, szanowało, miłowało nad wszystkie rzeczy. Im więcej zastanawiać się będziesz jak potężnym, jak kochania godnym jest Bóg, tym wzniesienia serca twego ku Panu będą częstsze i rzewniejsze; i tak z największą łatwością nabędziesz wkrótce świętego nawyknienia odnoszenia wszelkich spraw naszych na chwałę Boga.

Abyś wreszcie mógł zawsze działać z tak wzniosłej, tak pięknej pobudki, módl się często do Pana naszego Jezusa Chrystusa, aby ci udzielił łaski posiadania takowej intencji, rozważaj wreszcie nieskończone dobra, które dla nas Bóg uczynił, które czyni w każdej chwili z najczystszej i bez interesowanej ku nam miłości, z najczystszej bezinteresownej pobudki.

ROZDZIAŁ XI. Uwagi zachęcające nas do pełnienia woli Boga

Abyś łatwiej synu zdał się na wolę Boga, i czynił wszystko dla chwały Jego, uważ dobrze, że Bóg nas pierwszy umiłował i uzacnił, i to w rozliczny sposób. On nas wywiódł z nicości i na obraz swój utworzył, a wszystkie inne stworzenia poddał naszej usłudze. On zamierzywszy dać nam Zbawcę, zesłał nie Anioła, ale Syna swego jednorodzonego, który odkupił świat nie ceną srebra i złota, które są rzeczami zepsuciu uległymi, ale ceną krwi swojej (I Piotr. I, 18.), ale śmiercią swoją, tak ohydną, tak bolesną. On wreszcie w każdej chwili broni nas przed zaciętością wrogów, walczy za nas, daje łaskę, i aby nas ocenił, umocnił, zawsze jest gotów dać nam Ciało Syna swojego u Stołu Pańskiego.

To są okazy niemylne względności, łaskawości, jakie Bóg ma ku nam. Któż pojmie jak daleko posuwa się Jego miłość ku stworzeniom tak nędznym, tak nikczemnym jak my jesteśmy; znowu, jak wielką powinna być nasza wdzięczność ku Dobroczyńcy najszczodrobliwszemu? Jeśli panowie ziemi, odebrawszy hołdy od osób których urodzenie lub majętność niżej od nich stawia, sądzą się obowiązanymi do oddania im okazu swego szacunku i wdzięczności, jaką cześć, jakie hołdy nieść winniśmy robaczki ziemi wszechwładnemu, potężnemu władcy wszechświata, co nam tyle dał okazów swej względności, łaskawości, miłosierdzia?

Nade wszystko, pamiętaj synu, że Majestat Boga jako nieskończony, jest godzien, abyś Mu służył z pobudek najczystszej miłości i w zamiarze jedynie Mu podobania się.

Książkę postaci papierowej można nabyć tutaj:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Utarczka_duchowa_Wawrzyniec_Scupoli.html

Trwożliwości nie mamy uważać za cnotę. Ks. Wawrzyniec Scupoli (3)

Trwożliwości nie mamy uważać za cnotę. Ks. Wawrzyniec Scupoli (3)

Utarczka duchowa inaczej Walka duchowa, czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej (3)

Utarczka duchowa czyli nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości chrześcijańskiej. Przez Księdza Scupoli, Teatyna. Przełożył z francuskiego X. S. U. W. C. (Ks. Stanisław Ulanecki), Warszawa 1858.

ROZDZIAŁ V. Trwożliwości nie mamy uważać za cnotę

Bardzo upowszechnioną jest ułudą, że trwożliwość, pomieszanie, niepokój jaki uczuwamy po grzechu, przypisujemy cnocie. Ten wewnętrzny, następstwem grzechu będący niepokój, chociaż może połączony jest nieco z żalem, pochodzi on głównie z pychy, z zarozumiałości ukrytej, zbytnim zaufaniem siłom własnym spowodowanej. Kiedy zatem człowiek co się sądził być ugruntowanym w cnocie, co pogardzał dumnie pokusami, własnym doświadczeniem pozna, że jest słabym, że jest grzesznikiem jak drudzy, zdumiewa się nad swym upadkiem, jakby nad rzeczą nadzwyczajną, i widząc, jak cała jego mniemana cnoty budowa skruszoną została, wpada w niespokój, w rozpacz.

Nie przydarza się to wcale duszom prawdziwie pokornym, wolnym od zarozumiałości, które całkowicie wspierają się na Panu: jeśli upadną, nie zdumiewa ich to wcale, ani wiedzie do rozpaczy; bo światło prawdy im wskazuje, że upadek jest skutkiem wrodzonym ich niestałości, ich nędzy.

ROZDZIAŁ VI. Niektóre uwagi służące do pozbycia się ufności w sobie, a zaufania całkowitego Bogu

Cała moc nasza służąca do zwalczenia nieprzyjaciela duszy, zasadza się na poznaniu nędzy własnej, na ufności w Panu; udzielamy tu przeto niektóre jeszcze uwagi: jak nabyć tych cnót możemy.

Przede wszystkim synu, winieneś wrazić sobie w umysł głęboko, że ani przymioty i talenty wrodzone i nabyte, choćbyś miał największe, ani łaski otrzymane, ani najobszerniejsza wiedza i rozumienie Pism, ani wszelkie poświęcenia się czynione dla Boga przez lat wiele, wszystko to nie może nas jeszcze uczynić zdolnymi do spełnienia woli Boskiej, do zadosyć uczynienia naszym powinnościom, jeżeli prawica Najwyższego nie raczy nas wzmacniać w każdej okazji, która się przedstawia w każdym dziele co mamy do wykonania, w każdej pokusie do zwalczenia, w każdym wyjściu z niebezpieczeństwa, w każdym zniesieniu cierpliwym krzyża, jaki Opatrzność na nas zsyła. Co dzień przeto, co chwila przypominać sobie powinieneś synu tę prawdę i nią zabezpieczać się przeciw zarozumiałości i poleganiu na siłach własnych. Abyś zaś zupełną miał ufność w Bogu, winieneś być mocno przekonanym, że z Bogiem łatwo możesz zwyciężyć wszelkiego rodzaju wrogów, bądź w małej, bądź w wielkiej liczbie na ciebie nacierających, bądź potężnych i wprawnych do walki, bądź słabych i niezręcznych. Takich trzymając się zasad, chociażby dusza obciążoną była grzechami, choćby daremne czyniła wysiły do powstania z występków i ćwiczenia się w cnotach, choćby nawet z każdym dniem coraz więcej czuła popędu do złego, zamiast postępowania w doskonałości; zrażać się tym nie powinieneś, ani tracić odwagi i ufności w Panu, ani opuszczać swych ćwiczeń duchownych, przeciwnie, jeszcze bardziej nabierać męstwa, i coraz nowe przedsiębierz usiłowania do zwalczenia wroga. Albowiem w utarczce tego rodzaju zawsze zwycięsko wyjdziesz, jeżeli będziesz tyle odważnym, iż nie złożysz oręża, jeżeli nie przestaniesz ufać w Bogu. Bóg nigdy nie opuszcza bez pomocy tych, co w Jego walczą sprawie, chociaż niekiedy w starciu z wrogiem odbierają lekkie blizny. Walcz przeto aż do końca, bo na tym zawisła wygrana. Wreszcie, kto walczy aby pozostał wiernym Bogu, kto na Nim całkowicie polega, wnet na same blizny, prędkie i skuteczne otrzymuje lekarstwo, i wtenczas kiedy najmniej się spodziewa, widzi wroga powalonego u stóp swoich.

ROZDZIAŁ VII. O dobrym użyciu władz duszy i ciała, a przede wszystkim władz rozumu i woli

Gdybyśmy w duchowej walce nie mieli innej broni, prócz nieufności sobie i ufności w Bogu, nie moglibyśmy jeszcze pokonać naszych namiętności i w wielkie często wpadalibyśmy usterki. Dlatego powinieneś synu jeszcze trzeciego chwycić się oręża, dobrego użycia władz duszy i ciała; i to właśnie, jakeśmy wspomnieli, stanowi trzeci środek dojścia do doskonałości.

Zacznijmy od dobrego pokierowania użycia naszego rozumu i woli. Rozum nasz winien być wolnym od dwóch wielkich wad, z których tak mu trudno się otrząsnąć: pierwsza jest niewiadomość przeszkadzająca nam poznać prawdę, i co jest jej przedmiotem. Potrzeba przeto, abyśmy starali się rozproszyć zamraczające nas ciemności i pouczyli się koniecznie jasno poznawać, co mamy czynić dla oczyszczenia duszy z chuci nieporządnych, dla przyozdobienia jej cnotami. To zaś dokonać możemy dwojakim sposobem.

Najpierwszy i najgłówniejszy z nich, jest modlitwa błagalna do Ducha Przenajświętszego, aby ci udzielił światła swojego, którego On nigdy nie odmawia tym, którzy Boga z całego szukają serca, którzy miłują przykazania Boskie i usiłują takowe zachować, i którzy w każdym zdarzeniu, sąd swój poddają pod wolę przełożonych.

Drugi środek zależy na tym, abyś się starał pilnie i w szczerocie serca zbadać przedstawiające się tobie przedmioty, czy są dobre lub złe, i abyś o nich sądził nie powierzchownie i podług zmysłów, lub opinii świata, ale wedle światła, jakie do serca Duch Przenajświętszy tobie podaje. Tym sposobem poznasz łatwo i jasno, że, co świat tak chciwie miłuje, za czym z takim zapałem się ugania, jest zwodnictwem i mamidłem, że dostojeństwa i rozkosze na kształt sennych marzeń mijają, i smutkiem, żałością napełniają duszę; że bezwinna hańba i sromota są przedmiotem chwały, a cierpienia źródłem radości, że nie masz nic wznioślejszego, bardziej wspaniałego, zbliżającego nas do Boga, jak darowanie uraz, przebaczanie wrogom, czynienie im dobrze; że lepiej jest gardzić światem niż panować światu; że jest bezpieczniej przez miłość na Boga ulegać ostatniemu z ludzi, jak rozkazywać książętom i władcom; że pokorne poznanie samego siebie, jest większą nad wszystkie nauki; że na koniec, na większą ten zasługuje pochwałę, kto umartwił i pokonał swe żądze w drobnych rzeczach, aniżeli ten, co zdobył miasta, co zwyciężył wielkie armie, co działa cuda, co nawet umarłych wskrzesza.

ROZDZIAŁ VIII. Co nam przeszkadza a co pomaga do zdrowego sądu o rzeczach

Największą zawadą w zdrowym sądzeniu o rzeczach, jest to, że zaledwie się przedstawiają naszemu umysłowi, już uczuwamy ku nim upodobanie lub wstręt, co tak zamracza nasz rozum, że przedmioty zupełnie nam się wydają inne, niż są w istocie. Jeśli zatem synu chcesz się zabezpieczyć przeciw tej ułudzie, czuwaj nad sercem własnym, aby żadnym nieporządnym ku przedmiotom nie powodowało się uczuciem.

Jeśli się przedstawi tobie jaki przedmiot, rozważ go w umyśle, zbadaj bez skwapliwości, wprzód nim się twa wola nachyli do przyjęcia go, gdy jest przyjemnym, lub odrzucenia, gdy jest przeciwnym; umysł bowiem twój nie będąc jeszcze zawładnionym żadnym uczuciem, bez trudności rozróżni prawdę od kłamu, rozróżni złe okryte osłoną dobra zwodniczego, od dobra wydającego się na pozór złem prawdziwym; lecz skoro wola uprzedzi się ku przedmiotowi, upodoba go sobie, lub znienawidzi, umysł wtenczas staje się niezdolnym do osądzenia go takim, jakim jest w istocie, albowiem ukryte wewnątrz uczucie sprawi, że fałszywe o przedmiocie uczynisz sobie wyobrażenie i kiedy umysł po raz drugi, wcale innym, niż jest rzeczywiście, przedstawi go woli, wówczas wola już uprzedzona i wzruszona namiętnością, podwoi swe zapragnienie, lub nienawiść ku przedmiotowi, nie zachowa już ani miary, ani się zatrzyma w granicach słuszności.

W takim nieładzie i omamieniu umysł zamracza się coraz bardziej, przedstawia woli przedmiot coraz bardziej upodobania lub nienawiści godnym, tak dalece, że im mniej zachowamy prawidło dopiero wskazane, a tak potrzebne, tym więcej dwie te szlachetne władze duszy, rozum i wola, wzajem zwodzić się będą i wpadać z błędu w błąd, z ciemności do ciemności, z przepaści do nowej przepaści. Szczęśliwi ci, co nie przywiązują się do żadnego stworzenia, którzy nie miłując nic na ziemi, starają się wprzód dobrze ocenić przedmioty, które im się być wydają upodobania godne, i o nich sądzą wedle rozumu i szczególniej wedle światła nadprzyrodzonego, którego im Duch Święty bądź wprost, bądź za pośrednictwem osób, których kierunkowi się powierzyli, udziela.

Uważ dobrze synu, że prawidło o którym mówimy, bardziej jest potrzebne w rzeczach zewnętrznych które same w sobie są dobre, aniżeli w tych, które są mniej chwalebne, albowiem w pierwszych prędzej możemy być oszukanymi, bo co do nich, najczęściej z całą skwapliwością bez dostatecznego bierzemy się zastanowienia, same przeto sprawy dobre, nie chciej synu na ślepo przedsiębrać, bo jedna pominięta okoliczność czasu lub miejsca, może zepsuć wszystko, i samo wykonanie rzeczy niewłaściwym sposobem, albo z zaniedbaniem porządku posłuszeństwa, może się przyczynić do wielu błędów i zgorszeń; jak to widzimy w przykładach wielu osób, które zgubiły się przy wykonaniu najchwalebniejszych dzieł i ćwiczeń najświętszych.

=================================

Książkę postaci papierowej można nabyć tutaj:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Utarczka_duchowa_Wawrzyniec_Scupoli.html

Odj… ło Frankowi ! Papież: Homoseksualizm nie jest przestępstwem. Grzechem są dyskryminujący biskupi.

Odj… ło Frankowi! Papież: Homoseksualizm nie jest przestępstwem. Grzechem są dyskryminujący biskupi.

oprac. Andrzej Mężyński https://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/8645313,papiez-franciszek-homoseksualizm-papiez-grzech-biskupi.html

[Zakładam, że to opracowanie, w piśmie lewicowo – lewackim, jednak oddaje w miarę wiernie słowa Franciszka. Będą poważniejsze analizy. M. Dakowski]

==========================

“Homoseksualizm nie jest przestępstwem” – powiedział papież Franciszek w wywiadzie dla agencji Associated Press. Za “grzech” uznał to, że są biskupi, którzy popierają przepisy penalizujące homoseksualizm i dyskryminujące osoby o takiej orientacji.

Ci biskupi muszą przejść proces nawrócenia – ocenił papież. Dodał, że potrzebna jest czułość, jaką Bóg ma dla każdego z nas. Określił jako “niesprawiedliwe” przepisy, które penalizują homoseksualizm i zaapelował do biskupów, by przyjmowali osoby LGBTQ w Kościele.

Apel do krytyków

W opublikowanej pierwszej części wywiadu Franciszek powiedział też, że prosi swoich krytyków o to, by powiedzieli mu prosto w twarz [hi, hi.. żeby zginęli jak kard. Pell?? MD] , jeśli czegoś nie akceptują.

Podkreślił odnosząc się do śmierci emerytowanego papieża Benedykta XVI: “Straciłem ojca”; “był dla mnie bezpieczeństwem”, “straciłem dobrego towarzysza”. Franciszek zapewnił, że jest w dobrym stanie zdrowia. [?? Czyżby?? Ten wywiad temu przeczy! MD]

Wiemy, że Kościół będzie nękany prześladowaniami aż do końca świata, ale nie będzie zniszczony. Gdzie się schronić?

Wiemy, że Kościół będzie nękany prześladowaniami aż do końca świata, ale nie będzie zniszczony

https://remnantnewspaper.com/web/index.php/articles/item/6271-satan-s-vile-attacks-on-traditional-catholicism-spotlight-what-he-hates-most

A ja tobie powiadam, iżeś ty jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go. Mt 16,18
———————

Słowa Pana Jezusa pocieszają nas, że Kościół nigdy nie zostanie pokonany, ale ostrzegają nas również, że bramy piekielne będą próbowały pokonać Kościół, a czasami mogą nawet wydawać się być bliskie sukcesu.

Korneliusz  Lapide rozwinął te słowa naszego Pana w swoim komentarzu do Ewangelii Św. Mateusza:

“Swoim słowem, Chrystus najpierw zachęca Swój Kościół, aby nie słabł, gdy widzi, że jest atakowany przez całą moc szatana i złych ludzi. W drugiej kolejności;  brzmi jakby trąbą, aby Kościół zawsze czuwał odziany w zbroję, przeciwko  wrogom, którzy Go z taką nienawiścią  atakują.”

Kiedy widzimy, że Kościół jest atakowany przez szatana, nie powinniśmy rozpaczać, nasz Pan powiedział nam, że tak się stanie, więc naszą odpowiedzią powinno być zaufanie Bogu i walka jak prawdziwi Chrześcijanie.

Szatan zawsze prowadził tę wojnę, nie tylko przeciwko Kościołowi, ale przeciwko całej ludzkości. Dziś widzimy, że atakuje z większą intensywnością niż ktokolwiek i robi to zupełnie otwarcie. Chociaż wszyscy moglibyśmy wskazać różne sposoby, w jakie te ataki stały się bardziej widoczne w ostatnich latach, poniższe okropności wskazują na stopień, w jakim szatan zdobył ogromną władzę nad społeczeństwem świeckim:

– Propagowanie aborcji nie tylko jako godnej pożałowania ostateczności, ale jako podstawowego prawa, które należy pielęgnować

– Ataki na dzieci, zwłaszcza w postaci rozpowszechnionej pedofilii

– Żarliwe propagowanie transgenderyzmu i płynnej tożsamości płciowej jako prawdy niepodlegającej dyskusji, którą wszyscy musimy zaakceptować, jeśli chcemy uczestniczyć w życiu społecznym

– Naleganie, abyśmy wszyscy zaakceptowali najbardziej niedorzeczne i niegodziwe kłamstwa naszych rządów, mediów i tak zwanych “pedagogów”

– Rosnąca tyrania medyczna, która wywyższa wewnętrznie sprzeczną “naukę” ponad zdrowy rozsądek i rzeczywistość widzialną

– Oczywiste spełnienie się proroczego ostrzeżenia Siostry Łucji dla kardynała Carlo Caffarra, że “decydująca bitwa pomiędzy Królestwem Chrystusa a szatanem będzie dotyczyć małżeństwa i rodziny”.

– Wzrost jawnego “satanizmu”, z klubami szatana w szkołach, a nawet satanistycznymi przesłaniami w rozrywce kierowanej do dzieci’
==============================
Mamy więc te, i inne, wyraźne oznaki rosnącego wpływu szatana w społeczeństwie. Możemy nie wiedzieć, dlaczego tak się dzieje, ale nie możemy kwestionować faktu, że tak jest.

Ponieważ szatan ma coraz większy wpływ na społeczeństwo świeckie, możemy również się spodziewać, że będzie w stanie prowadzić wzmożoną wojnę z Kościołem. I rzeczywiście, mamy wiele oznak tego wzmożonego ataku na Kościół katolicki, między innymi takie jak:

– Oddawanie przez Franciszka czci Pachamamie

– Poparcie  Watykanu dla różnych antykatolickich inicjatyw Wielkiego Resetu, w tym “szczepionek”

– Jawnie heretycki i niemoralny Synod o Synodalności

– Coraz bardziej bezpośrednie i nikczemne ataki Franciszka na tradycyjny katolicyzm, w miarę jak faworyzuje on różne religie niekatolickie

W świetle tych i innych bluźnierczych wydarzeń, widzimy, że bramy piekieł wydają się być bliskie zwycięstwa nad Kościołem. Jak powiedział kardynał Gerhard Müller o Synodzie na temat synodalności w przełomowym wywiadzie z Raymondem Arroyo, “Jeśli im się uda, będzie to koniec Kościoła katolickiego”. [Powinno raczej być: „Jeśli BY im się udaŁO, byłby to koniec Kościoła. md]

Musimy jednak stwierdzić, że w przeciwieństwie do zgorszenia obecnego w religiach niekatolickich, wszystkie te bluźniercze zjawiska są obce naturze Kościoła. Szatan i jego zwolennicy wykorzystali wszystkie przejawy “ducha” SW II, aby zaatakować Kościół katolicki w podobny sposób, w jaki wojownik może próbować otruć swojego wroga. Nie możemy winić Kościoła za to zło, tak jak nie winilibyśmy ofiary otrucia za truciznę, którą podał mu jego wróg.

Jednak dla niektórych bezkrytycznych obserwatorów, te narastające skandale wychodzące z Rzymu sugerują, że Kościół katolicki nie może być prawdziwym Kościołem ustanowionym przez naszego Pana. Taki wniosek całkowicie ignorowałby lub źle rozumiałby słowa naszego Pana o bramach piekielnych, a są one przecież dalekie od sugestii, że Kościół nie pochodzi od Boga. Te lepiące się do Kościoła ataki bram piekielnych stawiają w centrum uwagi Instytucję, której szatan nienawidzi najbardziej. Wręcz przeciwnie, jeśli czytamy uważnie słowa Św. Hieronima, musimy dojść do wniosku, że brak prześladowań ze strony szatana, zwłaszcza dzisiaj, byłby rozstrzygającym dowodem na to, że Kościół nie pochodzi od Boga:

Wiemy, że Kościół będzie nękany prześladowaniami aż do końca świata, ale nie będzie zniszczony: będzie wystawiany na próby, ale nie będzie pokonany, bo taka jest obietnica Wszechmocnego Boga, którego słowo jest  prawem natury”.

Mamy więc do czynienia z paradoksem.

Ponieważ bramy piekielne tak zawzięcie atakują Kościół, możemy być pewni, że Kościół jest jedynym miejscem, w którym powinniśmy teraz być. Gdyby nie obietnica Pana Jezusa, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła, moglibyśmy pomyśleć, że lepiej byłoby znaleźć się gdzie indziej. Ale obietnica naszego Pana odnosi się tylko do Kościoła katolickiego, który jest jedynym Kościołem, jaki On ustanowił, Kościół jest jedyną “bezpieczną przystanią”. Jak to podkreślił Michael Matt w swoim ostatnim filmie w Remnant TV, gdybyśmy porzucili Wiarę Katolicką, stracilibyśmy ochronę obiecaną przez Pana Jezusa.

Wszystko to powinno uspokajać katolików, którzy postanowili pozostać w Kościele, ale musimy rozważyć dwa inne aspekty, aby określić “gdzie powinniśmy stać”, gdy bramy piekielne próbują zwyciężyć Kościół. Czy musimy koniecznie być Tradycyjnymi katolikami; i czy ataki szatana na Kościół nakładają na nas jakieś specjalne zobowiązania.

Po pierwsze, musimy stwierdzić, że szatan nie “atakuje” tzw. “kościoła soborowego” (który Franciszek, dla swojej wygody,  nazwał “kościołem synodalnym”). Szatan raczej wykorzystuje “kościół synodalny” i jego perwersje do prowadzenia wojny z Kościołem katolickim. W tej walce, infiltratorzy atakują jedynie niezmienną Wiarę Katolicką i Tradycyjnych Katolików. W związku z tym, tzw. katolików synodalnych powinno zaniepokoić to, że chociaż szatan ma większą niż kiedykolwiek władzę nad światem i nienawidzi Kościoła katolickiego bardziej niż czegokolwiek innego, ich pasterze przyklaskują tej nowej wiośnie, w której tolerowane są wszystkie wyznania, poza Tradycyjnym Katolicyzmem!

Czy to się komuś podoba, czy nie, “katolicy synodalni” stoją za Franciszkiem, Cupichem i ks. Jamesem Martinem, gdy ci fałszywi pasterze atakują tradycyjnych katolików za to, że wierzą i praktykują to, w co wierzyli i praktykowali wszyscy święci. To właśnie z tego powodu, szatan swiadczy “kościołowi synodalnemu”, usługi bram piekielnych.

Co więcej, Pan Jezus kazał nam sądzić po owocach i możemy z łatwością zauważyć, że owoce tradycyjnego katolicyzmu są wyjątkowo zdrowe i prawdziwie katolickie, podczas gdy owoce “kościoła synodalnego” są zadziwiająco zgniłe i antykatolickie. Żaden rozsądny obserwator nie może pomyśleć, że “kościół synodalny” jest spadkobiercą obietnicy naszego Pana, że bramy piekielne Go nie przemogą. O wiele bardziej logicznym wnioskiem jest postrzeganie “kościoła synodalnego” jako istotnej części bram piekielnych. Musimy zatem być “Tradycyjnymi Katolikami”, jeśli chcemy pozostać katolikami.

Ta oczywistość nasuwa pytanie, jak powinniśmy się zachowywać? Czy ta sytuacja nakłada na nas jakieś szczególne zobowiązania. Oczywiście musimy bronić tradycyjnego katolicyzmu i sprzeciwiać się “kościołowi synodalnemu” i całemu jego nadęciu. Chociaż wszyscy możemy odegrać w tym rolę zgodną z naszymi obowiązkami stanu, biskupi z pewnością mają tutaj największą odpowiedzialność. 

Czy dobrym pasterzom wypada szukać wygodnych i bezpiecznych kryjówek,  gdy wilki pożerają stado? Czy nie powinno być raczej tak, że pasterze mają obowiązek zrobić wszystko, co w ich mocy, aby odeprzeć wilki? Pasterze nie mogą się wymigać od tego obowiązku, ubolewając nad tym, że wilkami są inni biskupi, w tym jeden ubrany na biało. Nasz Pan powiedział nam, abyśmy strzegli się wilków w owczej skórze. Gdyby zamiast tego miał na myśli cierpliwe znoszenie wilków w owczej skórze, to oczywiście mógłby znaleźć słowa, aby tę myśl wyrazić.

W tej kwestii powinniśmy rozważyć poważne szkody spowodowane  cierpliwym tolerowaniem wilków, które pożerają stado. Leon XIII jasno stwierdził, że milcząc, stajemy się wspólnikami wrogów:

“To są nasi wrogowie, a ich planem jest (i nawet tego nie ukrywają, ale mówią to otwarcie) unicestwienie, jeśli to możliwe, prawdziwej religii, prawdziwej religii katolickiej. Aby odnieść sukces, nie cofną się przed niczym; wiedzą dobrze, że zastraszenie dobrych dusz ułatwi ten cel. . . . Zaniechanie lub milczenie w obliczu tego jazgotu przeciwko prawdzie jest albo czystą słabością, albo zwątpieniem w wierze. W obu przypadkach, jest to pohańbienie Boga. Zarówno Zbawienie własnej duszy jak i innych dusz  byłoby w takiej sytuacji poważnie zagrożone, ponieważ  byłaby to praca na rzecz wrogów Wiary, gdyż nic tak nie zachęca  złoczyńców do zuchwałości jak słabość dobrych ludzi. . . Dodajmy: Chrześcijanie rodzą się po to, by walczyć”. (z Liberalism & Catholicism O. A Roussel’a, s. 131).

Mamy więc obowiązek bronić prawdy, co oznacza, że musimy jej bronić w całości, do tego stopnia ile to możliwe.

Bez wątpienia,  każdy z nas powinien współpracować z Łaską Bożą najlepiej jak potrafi. Gdybyśmy bronili twierdzy atakowanej przez wroga, który chce torturować i zabijać niewinne dusze w niej przebywające, oczywiście zrobilibyśmy wszystko, co w naszej mocy, aby pokonać wroga. Wiemy, że w tej duchowej wojnie jesteśmy silni, proporcjonalnie do siły naszej determinacji w wypełnianiu woli Bożej jako święci.

Jak czytamy u Św. Pawła na początku Adwentu, musimy się  oblec w zbroję światłości:

“A to wiedząc czas, iż jest godzina, abyśmy już ze snu powstali. Albowiem teraz bliższe jest nasze zbawienie, niż kiedyśmy uwierzyli.
Noc przeminęła, a dzień się przybliżył. Odrzućmyż tedy uczynki ciemności, a obleczmy się w zbroję światłości.
Jako we dnie uczciwie chodźmy: nie w biesiadach i pijaństwach, nie w łożach i niewstydliwościach, nie w zwadzie i w zazdrości, ale się obleczcie w Pana Jezusa Chrystusa, a starania o ciele nie czyńcie w pożądliwościach.” Rz 13, 11-14

Jeśli chcemy mężnie bronić się przed bramami piekielnymi, musimy postępować tak, jakbyśmy naprawdę wierzyli w to, czego nauczał Pan Jezus i Jego święci. Oznacza to, że powinniśmy starać się prowadzić święte życie.

Gdzie zatem jesteśmy, gdy bramy piekielne wydają się tak bliskie zwycięstwa nad Kościołem? Jeśli jesteśmy zdeterminowanymi tradycyjnymi katolikami, powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by bronić Mistycznego Ciała Chrystusa, a szatan będzie nas wtedy nienawidził. Jeśli tak właśnie robimy, możemy mieć absolutną pewność, że Bóg nigdy nas nie opuści i że będziemy wśród tych, których użyje do obrony swojego Kościoła przed tymi przerażającymi atakami  bram piekielnych.

Niech Najświętsza Maryja Panna pomaga nam zawsze walczyć jak prawdziwi Chrześcijanie! Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami!

Robert Morrison

tłum. Sławomir Soja