Upadek Zachodu a sprawa polska
Bartosz Kopczyński 6 listopada 2024 wtowarzystwie.pl/upadek-zachodu-a-sprawa-polska
Grafika: Hieronim Bosch, tryptyk Wóz z sianem, fragment części środkowej. https://www.flickr.com/photos/mazanto/37762454024
Czas rozprawić się z pokutującymi u nas mitami o wspaniałości Zachodu i jego wszelkich rozwiązań, a także o naszej konieczności tkwienia w sieci sojuszy, a raczej zniewolenia. Czas też ukazać fałsz twierdzeń, opartych na historycznych konotacjach, głoszących, że nie mamy innego wyjścia. Czas uświadomić Polaków, czym naprawdę jest Zachód.
Artykuł dzisiejszy powstaje i ukazuje się dzień po wyborach w USA. Trwa liczenie głosów, pełnych wyników jeszcze nie ma, na razie wygrywa Trump. Większość ludzi o konserwatywnych poglądach, także w Polsce oddycha z ulgą, myśląc, że kandydat republikanów odwróci wektor zmian i ochroni Zachód przed upadkiem. A jak jest w istocie? Wybór ten ma znaczenie poważne, pokazuje bowiem, jaka jest kondycja deep – state, niejawnej struktury, rządzącej Ameryką, a przez nią – całym Zachodem, a przez niego – całym globem. Zwycięstwo kandydatki demokratów najprawdopodobniej oznaczałoby fałszerstwa wyborcze, co zapewne postawiłoby to państwo w stan głębokiego wzburzenia, prowadzącego do faktycznej secesji części stanów. Państwo amerykańskie mogłoby przez to utracić zdolności sterowania światem. Zwycięstwo Trumpa pozwoli na częściowe uspokojenie sytuacji. Co prawda zwolennicy Kamali zapewne rozpoczną jakieś burdy, ale raczej nie do stopnia secesji. Rysują się więc dwa scenariusze: albo przyspieszenie rozpadu i upadku Zachodu albo uspokojenie i zachowanie integralności. Do czasu.
Czytaj o prawdziwej historii kultury europejskiej:
Debilizacja-kabalistyczna zemsta na chrześcijaństwie cz.VI
Należy wyjaśnić, czym jest Zachód i na czym polega jego upadek. Wtedy dopiero można przejść do sytuacji Polski. Otóż Zachód jest obszarem geograficznym, składającym się z Europy, Ameryki Północnej (można się spierać, czy Meksyk należy do Zachodu), Australii z częścią Oceanii. Na obszarze tym żyją ludzie, którzy mają swoja kulturę. Każdy społeczność ma jakąś kulturę. Oznacza ona zespół przekonań i wzorców postępowania. Kultura jest tym, co ludzie uznają za prawdziwe i słuszne, według czego prowadzą swoje życie. Jest to zawartość umysłu, zasadniczo ta sama w większości głów ludzi, stanowiących jakąś społeczność. Istnieje ona właśnie dzięki tej umysłowej zawartości. Zawartość umysłów zależy od wielu czynników – warunków fizycznych, narzucających sposób życia, uzależnionych od geografii, rzeźby terenu, warunków klimatycznych, zasobów naturalnych; tradycji, wynikającej z historii; wyznawanej religii, która zawsze określa moralność, wskazującą, co jest dobre i pożądane, a co złe i negowane; władzy, która ma wiodący wpływ na procesy, zachodzące w społeczności; elit społecznych, czyli ludzi, stanowiących punkt odniesienia dla prostego ludu. Zawsze w każdej społeczności istnieje hierarchia społeczna, mniej lub bardziej widoczna. Zawsze istnieje jakaś elita, szlachta, arystokracja, prowadząca pozostałą ludność, mniej lub bardziej subtelnie.
Bardzo ważna jest jednolitość zasadniczych przekonań, istniejąca w dwóch płaszczyznach – pionowej i poziomej. Płaszczyzna pionowa to relacja władza – społeczeństwo. Jeśli przekonania władzy, elit i społeczeństwa są zbieżne, jest to naród, posiadający własne państwo. Jeśli przekonania władzy i elity są zbieżne, ale rozbieżne wobec przekonań społeczeństwa, możemy mówić, że władza jest wewnętrzna, pochodząca ze społeczności, istnieje natomiast głęboki konflikt wewnętrzny, który doprowadzi albo do ujednolicenia poglądów, albo do rozpadu i upadku społeczności. Jeśli przekonania władzy i elity zasadniczo się różnią, oznacza to, że władza jest narzucona z zewnątrz, co prowadzi albo do zniewolenia społeczności, gdy władza jest silna, albo do jej wyzwolenia, gdy władza upada. Jeśli natomiast w jakimś zbiorowisku ludzkim każdy ma w głowie co innego, nie jest to społeczność, a ludność. W zależności od statusu politycznego, albo jest ona zasobem rządzących, albo celem podboju jakiejś innej społeczności. Taka jest teoria, poparta całym doświadczeniem ludzkości. A jaka jest praktyka Zachodu?
Zachód powstał jako cywilizacja łacińska, posługująca się kulturą chrześcijańską. Obecny Zachód powstał z rozpadu i upadku Imperium Rzymskiego, spowodowanego wewnętrznym rozkładem. Ten został zapoczątkowany przez degeneracje elit i kompletną erozję kultury. Była to kultura pogańska, oparta na niewolnictwie, czyli odmówieniu statusu człowieka części ludności. Roma, tak, jak wcześniej Grecja nigdy nie była społecznością, zawsze byli lepsi i gorsi. Lepsi korzystali z gorszych, sensem życia gorszych było bycie mówiącym narzędziem – instrumentum vocale – na potrzeby lepszych. Z czasem większość tych, którzy byli lepszymi zdegradowała się ekonomicznie do poziomu gorszych, i pomimo tego, że formalnie ta większościowa grupa zachowała status lepszych, ich faktyczny sposób życia nie różnił się od gorszych. Byli bowiem w całości zależni od władzy, która była zależna od coraz węższej grupy coraz bogatszej elity. Sytuacji nie uratował nawet ożywczy wpływ chrześcijaństwa. Cała struktura społeczna, polityczna, ekonomiczna była już tak skorodowana i tak nieadekwatna do realnych potrzeb, że nie przetrwała pierwszego poważnego kryzysu, przychodzącego z zewnątrz – wędrówki ludów i wtargnięcia na terytorium imperium wielkich mas różnorodnych plemion, pchanych od wschodu przez kolejne masy koczowniczych, dzikich i mężnych Hunów. Imperium nie zabrakło złota ani materialnych podstaw – zabrakło ludzi. Nikt nie chciał walczyć za władzę Rzymu, ludność imperium nie stanowiła już narodu. Wewnętrznie rozbita, znajdująca się pod wpływem różnych filozoficznych prądów ze Wschodu, całkowicie różnych od pierwotnej, zdroworozsądkowej, pragmatycznej filozofii rzymskiej, a także od mądrościowej filozofii greckiej. Nawet przyjęcie chrześcijaństwa nie dało tym ludziom wewnętrznego wigoru. Elity sobie, ludność sobie, nikt nie myślał o jedności, każdy o sobie. W głowach panowała różnorodność, a członki ogarnęła gnuśność. Upadek był nie tylko nieuchronny, ale wręcz konieczny.
Kilka wieków trwał wewnętrzny zamęt Europy i układania na nowo jej mapy politycznej. Znamy to jako wieki ciemne, bezzasadnie zwane Średniowieczem i wrzucane do jednego worka z Renesansem Karolińskim i epoką gotyku. Średniowiecze to kilka różnych epok, które wyróżnia naprzemiennie – integracja Cesarstwa, a wraz z nim królestw, i ich rozpad. Jedno było stałe w ciągłej mozaice płynnej nowoczesności i feerii różnorodności – chrześcijaństwo, wówczas jeszcze nie rozdzielone na wschodnie i zachodnie, sprzed buntu Lutra i rewolucji protestanckiej. Generalny czynnik, zawsze wskazujący ogólny kierunek – integracja naturalnych, organicznych grup ludzkich w narody, posiadające swoje monarchiczne, dziedziczne władze. Całość, nie rozpad, stałość, nie zmiana, bezpieczeństwo, nie zamęt, ulepszanie organiczne i stopniowe, nie rewolucja. Tak można najkrócej opisać polityczne zasady chrześcijańskiego Zachodu, wyznającego religię katolicką. A wraz z nią – rzymskie prawo i filozofię grecką.
Katolicki, łaciński Zachód przyjął filozofię realistyczną jako podstawowe narzędzie poznania i opisu rzeczywistości. To filozofia bytów realnych – takich, jakie rzeczywiście są, i prawdy obiektywnej. Poznający i myślący człowiek po pierwsze ma przyjąć, że rzeczy mają się tak, jak się mają, ani tak, jak on chce, żeby się miały. Jeśli więc jego przekonania są inne, niż rzeczywistość, musi uznać jej prymat i dostosować swoje przekonania. Wtedy dopiero może zacząć zmieniać stan rzeczy na taki, który bardziej odpowiada jego zamiarom. A zamiary swoje powinien wyznaczać według zasad etycznych, określonych przez system moralny. Ten poznaje i przekazuje innym właśnie dzięki logicznym narzędziom filozofii realistycznej. Dzięki temu nie buja w obłokach, tylko bierze się do roboty, aby uczynić swoje otoczenie przyjemniejszym do życia. Trwa to długo, przetworzenie opornej rzeczywistości wymaga bowiem wielkich wysiłków i inwestycji w umysły i w materię. Działania te muszą trwać wieki i odbywać się w sposób nieprzerwany. Są jednak efekty – cywilizacja wysokich technologii, rosnące zdolności przetwarzania energomaterii, bezpieczeństwo, pokój, stabilność społeczna i ekonomiczna, wygodne, dostatnie życie. I brak niewolnictwa. Aby dało się dokonać tego wszystkiego, konieczne były wielowiekowe procesy, zgodne współdziałanie większości ludzi, współpraca władzy, elit i społeczeństwa, i ciągłe naprawianie wad, polegających na niezgodności. Prowadziła ona wielekroć do konfliktów, zawsze jednak prędzej czy później łacińscy ludzie Zachodu potrafili się dogadać i odzyskać wspólny napęd. Dopóki w głowach mieli to samo, czyli podstawowe zasady moralności, którą odnajdywali dzięki logice, wynikającej z filozofii realistycznej.
Jednym z kluczowych powodów wielkiego cywilizacyjnego sukcesu Zachodu była pedagogika, czyli sposób wychowania ludzi, od dziecka począwszy, przez młodzież aż do dorosłych. Celem tego procesu była dojrzałość, a ideałem dojrzałości była mądrość, a mądrością za Arystotelesem nazywamy rozumienie przyczyn pierwszych, a to jest możliwe dzięki uznaniu prawdy obiektywnej mocą rozumu, i dostosowanie się do prawdy siłą woli. Wychowanie na Zachodzie było wychowaniem do cnót moralnych i intelektualnych, dzięki którym dorosły człowiek zachowywał się w sposób dojrzały. Potrafił zrozumieć rzeczywistość rozumem i zmieniać ją wolą, używając władz ciała, we współpracy z innymi dojrzałymi ludźmi. Potrafił podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność. Chciał poznać swoje otoczenie, uznać je ze swoje dobro, a następnie pracować i walczyć nie tylko za swój osobisty interes, ale także za interes wspólny, od którego zależą interesy osobiste wszystkich ludzi, żyjących w społeczności, zamieszkującej obszar. Tego nigdy nie był w stanie zrozumieć człowiek niedojrzały, bo to wymaga wejrzenia w przyszłość i zrozumienia, co będzie się działo na tym terytorium z tą społecznością w różnych horyzontach czasowych – za rok, za dziesięć lat, za trzy pokolenia. Tego nie pojmie człowiek niedojrzały, bo jest jak dziecko, które żyje chwilą obecną, tu i teraz. Dla dziecka to naturalne, ma przy sobie dorosłych – rodziców, rodzinę, nauczycieli, autorytety. W czasach chrześcijańskiego Zachodu to oni chronili go przed nieznajomością świata, a jednocześnie uzdalniali do życia dojrzałego, aby sam mógł robić to samo wobec kolejnych pokoleń. To, co dla dziecka jest naturalne, czyli niedojrzałość, dla dorosłego jest patologią. Nie potrafi on sam żyć w świecie bytów realnych, wymagających odpowiedzialności, nie tylko za siebie, ale też za społeczność. Jeśli człowiek dorosły nie jest dojrzały i nie bierze na siebie odpowiedzialności za siebie, staje się patologią – pasożytem na utrzymaniu społeczności. Jeśli natomiast nie bierze odpowiedzialności za społeczność, zadowalając się tylko sobą i swoim życiem ściśle prywatnym, wówczas jest patologią wysoko funkcjonującą. Odpowiedzialność za społeczność musi za niego przejąć władza. Po pewnym czasie jednak każda władza, nie doglądana przez społeczność za pośrednictwem elit ulega pokusom i coraz bardziej się degeneruje, aż staje się władzą obcą, okupacyjną. Wówczas musi dojść albo do zniewolenia społeczności, albo do jej wyzwolenia poprzez wymianę władzy. Jeśli są zachowane dojrzałe elity, jest to dość łatwe i oczywiste. Wszystko może odbyć się w ramach wewnętrznych rozliczeń społeczności. Jeśli zaś elity zdegenerowane są tak samo, jak władza, jest to trudniejsze i wymaga jakiegoś impulsu z zewnątrz, objawiającego się kryzysem. Kryzys ma trzy postaci – społeczny, ekonomiczny, militarny, i zwykle muszą łącznie wystąpić wszystkie trzy postaci, aby uzdrowić tak chorą społeczność. Może się jednak okazać, że uzdrowienie społeczności nie jest już możliwe bez radykalnej zmiany wewnętrznej, czyli jej przekształcenia. Zachowanie dotychczasowej struktury społecznej przy zdegenerowanej władzy i elitach jest możliwe, pod warunkiem, że społeczeństwo – szerokie masy zachowało zasadniczą jednolitość poglądów, a w szczególności zachowało ten sam pogląd na dojrzałość. Wówczas możliwe jest jeszcze odzyskanie społecznego wigoru i odnowienie społeczności. Wymaga to nie tylko wymiany władzy, co jest stosunkowo najłatwiejsze, szczególnie podczas poważnego kryzysu. Trudniejsza jest wymiana zdegenerowanych elit społecznych na świeże. To jednak możliwe, istnieje bowiem coś takiego, jak elita organiczna. W każdej społeczności rodzą się ludzie, i kilka do dziesięciu procent z nich jest ponadprzeciętna, a nawet zdarzają się jednostki wybitne. Ta proporcja jest stała i wynika z samej natury rzeczywistości, co samo w sobie jest jedną z wielu jej nieodgadnionych tajemnic. Ci ludzie w sytuacji głębokiego kryzysu władzy i elit mogą wpierw utworzyć nową elitę, niezależną od wcześniejszych przetasowań społeczno – politycznych, i korzystając z głębokiego kryzysu przejąć władzę, usuwając dotychczasowe struktury elitarno – społeczne, całkowicie lub częściowo. Jeden jest warunek – społeczeństwo musi być nadal społeczeństwem, a to znaczy, że przynajmniej znaczna część ludzi musi mieć w głowach te same przekonania. Odnowienie społeczności wymaga bowiem długotrwałego wysiłku wielu. Część musi się przyłączyć czynnie, reszta dać się pociągnąć i współpracować, a nie przeszkadzać. To, co ludzie Zachodu mieli wspólnego, to nie jakieś fantazmaty o demokracji i prawach człowieka, ale chrześcijaństwo – wiarę w Boga w trójcy Jedynego, wzbogacone o zasady moralne i intelektualne, wywodzące się ze starszych, pogańskich systemów Grecji i Rzymu, ujęte w jedno przez kulturę cywilizacji łacińskiej, której główną siłą wiodącą jest uniwersalna, powszechna religia chrześcijańska. Nie wystarczy bowiem przyjąć zasad filozoficznych i prawnych cywilizacji łacińskiej, należy poza tym zapewnić ich trwałość. Tym czynnikiem spajającym i utrwalającym jest chrześcijaństwo – oryginalna religia łacińskiego Zachodu. Religia jest spoiwem każdej kultury, a ta leży u podstaw każdej cywilizacji. Religia nie musi mieć konkretnego, osobowego bóstwa – może być nią cokolwiek, na przykład własna pycha. Religia to jest to, w co wierzy się bez dowodu, i za czym się podąża. Bez religii upada kultura i rozpada się cywilizacja. Dla Zachodu jest nią chrześcijaństwo. Pozostałe elementy – moralność, prawo, filozofia – zależą od trwałości tej pierwszej. Gdy zabraknie łącznika religijnego, ludzie pod wpływem pokus zaczną sobie roić w głowach każdy swoje, i w ciągu trzech pokoleń sami pozbędą się wszystkich pozostałych składników swojej kultury. Nieuchronnym skutkiem będzie upadek cywilizacji w pokoleniu czwartym. I to się dzieje na naszych oczach.
Przyjrzyjmy się najpierw Zachodowi w ogólności, a potem przejdźmy do sprawy polskiej. Zacznijmy od władzy. Kto dziś stoi na czele rządów zachodnich państw? Mężowie stanu? Ludzie niezłomnych zasad? Wierni swoim obowiązkom wobec własnych narodów? Ojcowie ojczyzny? Jest akurat odwrotnie, z kilkoma wyjątkami, np. Węgier. Mainstream to ludzie nijacy, chwiejni, zmienni, psychicznie słabi, intelektualnie mierni, psychicznie zaburzeni, moralnie patologiczni. Zachodem rządzą miernoty.
Czy są chociaż politykami samodzielnymi, czy to, co robią, wynika chociaż z ich własnych przekonań? Jeśli tak, to dlatego, że kryptokracja, czyli ukryta władza, która desygnowała ich na stanowiska wybrała sobie jednostki najbardziej spatologizowane. Żaden rząd Zachodu (poza wyjątkami) nie jest suwerenny, żadna z zachodnich partii, będących przy władzy nie rządzi samodzielnie, a żaden z zachodnich polityków nie jest niezależny. Zachodem zawiadują podstawieni figuranci, a partie działają dzięki potężnemu lobbingowi – jawnemu i ukrytemu. Widać to nawet nawet na poziomie formalnym – czymże bowiem są zobowiązania wobec instytucji ponadnarodowych, jak Unia Europejska, ONZ, WHO, UNICEF, UNESCO, czymże są zobowiązania wobec instytucji finansowych.
To może chociaż realizują interes swoich narodów i państw? I to nie, wszystkie zasadnicze polityki rządów Zachodu są umocowane w priorytetach unijno – globalnych, i wszystkie są nie tylko antynarodowe, ale wręcz antyludzkie. Rządy Zachodu (poza wyjątkami) realizują politykę gremiów ponadnarodowych, która jest jednoznacznie wroga ich własnym społeczeństwom. Rządy Zachodu niszczą więc własne gospodarki, własne narody i własnych ludzi. Widać to najdobitniej na przykładzie wiodących polityk zachodnich: zielony ład i inne polityki klimatyczne, feminizm, równość, rozdawnictwo, edukacja i wychowanie, antynatalizm, niszczenie przedsiębiorczości, imigracja. Gdyby to robiły rządy suwerenne, moglibyśmy mówić o polityce samobójczej, ponieważ jednak wiemy już, że prawie wszystkie rządy zachodnie realizują cele kryptokracji, nazwijmy to raczej polityka zabójczą. Dziś jednym z czterech największych wrogów państw i narodów Zachodu są ich własne rządy. Robią to jako wróg zastępczy, na zlecenie wroga głównego – kryptokracji. Drugim wrogiem zastępczym są hordy obcych rezunów, sprowadzone celowo przez własne rządy. Ten program ma bowiem swoja nazwę i cel. Nazwa to Paneuropa, a cel – trwała władza totalitarna.
Ideę Paneuropy sformułował kosmopolityczny arystokrata europejski Richard Koudenhove – Kalergi w Miedzywojniu. Z grubsza chodzi o to, że ma powstać jedno państwo europejskie, zarządzane przez elitę – kastę, złożoną z podobnych jak on arystokratycznych degeneratów europejskich, masonów i panów na literkę z z kropką (ten passus powtarzam za znanym publicystą Dawidem Mysiorem). Aby jednak narody się nie pobuntowały, należy dokonać wymiany ludności. Rasa biała ma zniknąć z Europy (poza kastą), a pojawić się ma nowa rasa negroidalna, podobna do starożytnego Egiptu. Dlaczego akurat Egipt, nietrudno zgadnąć. Tam lud słuchał się kapłanów, a faraon był bogiem. Posłuszna ludność kopała kanały, sypała groble, budowała piramidy i utrzymywała kastę. Co współcześni chcą bardzo powrócić do tego, mają poza tym jakieś ezoteryczne obsesje na punkcie piramid. W celu wymiany ludności należy sprowadzić na teren Paneuropy duże ilości imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, i to się dzieje.
O Paneuropie pisaliśmy:
Paneuropa-prawdziwe korzenie Unii Europejskiej
Trzeba zrobić coś jeszcze, aby biali się przed tym nie bronili – totalnie ogłupić i zdebilizować, szczególnie młodych. Nie nauczać, nie wymagać, rozpuścić, zdeprawować, zalać genderem i sprawić, aby sami nie chcieli łączyć się w trwałe związki, czyli małżeństwa, a zamiast tego aby obsesyjnie i nałogowo oddawali się czynnościom seksualnym, byle nie dla rodziny, prokreacji i wychowania. Dać każdemu dziecku smartfon, w nim ogłupianie i deprawację, nie oceniać w szkole, wpuścić wszystkich na postmodernistyczne studia, dawać utrzymanie, nie nauczać pracy, tworzyć posady nie wymagające kwalifikacji, promować miernoty, leni i chamstwo. Skuteczny sposób na wyhodowanie społecznej patologii, bezpłodnej meliny, ludzi, którzy nie będą pracować i walczyć o swoją wspólnotę. Równocześnie sprowadzać hordy obcych meliniarzy, kusząc ich życiem za darmo, a którzy z łatwością posłużą zarówno jako czynnik demograficzny pozytywny, jak i negatywny. Pozytywny, bo ochoczo się mnożą. To nie wymaga żadnych kwalifikacji, poza tym jest sowicie opłacane przez rządy. Czynnik negatywny, bo gdy przyjdzie odpowiedni moment, dokonają szybkiej likwidacji nadmiernej ilości pozostałej jeszcze ludności rdzennej, jak to zrobiono z Polakami na Wołyniu. Tymi procesami zajmują się właśnie rządy Zachodu, a owym drugim wrogiem zastępczym są obcy, używani jako broń D – demograficzna broń masowego rażenia.
Jest jednak trzeci wróg zastępczy Zachodu, wróg najważniejszy. Kryptokracja staje się w końcu jawna. Można bowiem traktować sprzedajną władzę jako narzuconą, zdradzieckie elity jako renegatów, a broń D jako obcych. Nie można jednak oderwać się od samych siebie. Największym wrogiem Zachodu, poza trzema wcześniej wymienionymi jest ludność Zachodu. A konkretniej, jednym z czterech głównych wrogów chrześcijańskiego Zachodu cywilizacji łacińskiej są rdzenni mieszkańcy Zachodu, wywodzący się z tej religii, kultury i cywilizacji. Powód jest banalnie prosty – ostatecznie o przynależności do kultury i cywilizacji na skalę masową decyduje wyznawana religia. Ludność Zachodu, trzy pokolenia temu zasadniczo chrześcijańska odrzuciła religię przodków i przyjęła za swoje wierzenia odwrotne – lucyferyzm. A wraz z nim – nienawiść do chrześcijaństwa i robienie wszystkiego na odwrót, niż po bożemu.
Wielkie pragnienie kryptokracji polega na totalnym zniszczeniu chrześcijaństwa oraz cywilizacji, która niegdyś je przyjęła. Ale jest coś jeszcze, czego kryptokracja nienawidzi – filozofia realistyczna i etyka wychowawcza, oparta na cnotach. To wszystko razem prowadzi ludzi do samokontroli i rzeczywistej wewnątrz-sterowalności. Ludzie tak uformowani, tak wierzący potrafią korzystać z wolności, ale jej nie nadużywać. Nie potrzebują więc naczelnej, tyrańskiej władzy nad sobą, bo potrafią sami kontrolować swoje popędy, instynkty i emocje. Dzięki temu mogą sami zorganizować sobie pracę, gospodarkę i państwo. Podstawą tego ładu jest funkcjonalna rodzina, oparta na małżeństwie, co wymaga zapanowaniu nad sferą popędową, w tym – seksualną. Ludzie dojrzali potrafią to robić, niedojrzali – nie potrafią i nie chcą potrafić, nawet, gdy są dorośli. Wymagają więc sterowania we wszystkich aspektach życia.
Do takiego stanu ludzie Zachodu zostali doprowadzeni, dzięki działaniom możnych tego świata, przy kolaboracji elit, które wpierw uległy same degeneracji, a potem zdradziły swoje narody i pozwoliły na rozpowszechnienie zepsucia wśród szerokich mas społecznych. Dziś społeczeństwa Zachodu są w dużej mierze zepsute i zdegenerowane tak samo, jak elity, które dziś są elitami zepsucia i zdrady. Ludzie Zachodu, dawni chrześcijanie sami zdradzili swoją kulturę, pozwalają więc zdradzieckim elitom i równie zdradzieckiej władzy na dalszy postęp w zdradzie tego, co jeszcze nie zostało zdradzone, zaprzedania tego, co jeszcze nie zostało zaprzedane, i zniszczenia resztek wspaniałej cywilizacji łacińskiej. Deprawacja odgórna to jedna strona zjawiska, a druga – to, że ludzie Zachodu tak ochoczo ją przyjęli.
Objawy widać wyraźnie we wszystkich przejawach życia, prywatnego i publicznego. Młodzi nie chcą i nie potrafią pracować, starzy pozwalają im na wszystko, byle było sprzeczne z kulturą chrześcijańską. Pozwolono przenieść większość produkcji na Daleki Wschód, aby tym łatwiej było nurzać się ludziom Zachodu w gnuśności i rozpuście. Rodziny rozpadają się lub nie powstają wcale. Szerzy się zepsucie obyczajów we wszelkich możliwych rodzajach. Prawa upadły, skoro można karać za uczucia, bo tym właśnie jest penalizacja mowy nienawiści. Aberracje seksualno – płciowe zyskały status nadnormalności i stały się bardziej normalne, niż dawna, chrześcijańska normalność. Wszelkie lewactwo może wszystko, i jest w pełni akceptowane, pod pretekstem tolerancji. Ta jest niczym innym, jak tylko kapitulacją przed zaborem całej rzeczywistości przez sługusów kryptokracji. Posługuje się ona właśnie lewactwem, by terroryzować dawnych chrześcijan, bezbronnych obecnie i oddających pola na wszystkich frontach wojny przeciw narodom. Polityka jest zdradą nieustającą, i nie ma już prawie na Zachodzie takich polityków, którzy by nie zdradzili lub nie nosili się z zamiarem zdrady. Zdrada pleni się nawet wewnątrz Kościoła, opanowując kolejne kręgi hierarchii. Zdrada to podwójna, nie tylko ludu, ale i Chrystusa. Czym bowiem innym jest posłuszna recepcja i brak czynnego sprzeciwu wobec walca synodalności i posłuszeństwo kryptokracji, co widoczne było chociażby podczas niedawnej pandemii.
To wszystko płynie z góry, od władzy i elit. Ale lud, niegdyś chrześcijański pragnie właśnie tego, chce żyć w rozpuście, lenistwie, gnuśności, zepsuciu, jednocześnie czerpiąc pełnymi garściami z dobrodziejstw cywilizacji łacińskiej – dobrobytu, bezpieczeństwa, praw człowieka. Sami jednak ci ludzie dołożyć się do tego ani myślą, tylko brać, a nic nie dawać. Mężczyźni przestali walczyć i skupili się na swym dobrostanie. Młodzież nie wie, co znaczy być mężczyzną, bo mężczyzn wokół siebie nie widzi. Prawdą jest, że władza i elity, pod dyktando kryptokracji robi wszystko, by mężczyzn i męskość zniszczyć do cna, ale brak oporu jest już winą samych ludzi, którzy godzą się na to dla świętego spokoju. Młode pokolenie nie ma już ochoty nawet na rozpustę, zadowalając się masturbacją, coraz bardziej cyber-dostępną. Kobiety zaś, pod wpływem feminizmu, seksualizacji i wszechobecnej antykultury porzuciły honor i godność kobiety. Dziewczęta i kobiety Zachodu dziś chcą być ladacznicami i oddawać się każdemu, kto zaoferuje więcej atrakcji. Żyją, jakby całe życie i cała wieczność była jedną wielką imprezą w ogrodach Tyberiusza na wyspie Caprei. Ojcom nie przeszkadza, że ich synowie bojący się wszystkiego wolą zostać eunuchami lub grać rolę kobiet. Matki dumne są, widząc, jak ich córki wystawiają swą intymność na publiczny widok i prostytuują się, nazywając to samorealizacją i wyrażaniem siebie. Wszyscy ci zepsuci ludzie Zachodu, unurzani w sromocie jednocześnie pełne gęby praw mają, każdą krytykę tego życia sposobu traktują jak zamach na swe sakramentalne wolności. Chcą całe życie spędzić w burdelu na imprezie Lukullusa, ale niczego nie chcą za to zapłacić. Zawiodą się jednak srodze.
Zachodni burdel niebawem zbankrutuje finansowo i ekonomicznie, tak, jak niegdyś Imperium Romanum. Nie będzie komu walczyć, nie będzie komu robić. Zdradziecka władza będzie używać coraz więcej przymusu, popadając w coraz większy absurd w dziele ograbiania i zniewalania swoich własnych obywateli. Miliony obcych w końcu wyjdą ze swych dzielnic i zaczną jataganami wymierzać dziejową sprawiedliwość. Kto bowiem dopuszcza do tego i nic nie robi, aby się opamiętać i zepsucie naprawić, tego sięgnie bicz boży – hordy rezunów z jataganami.
Ludzie Zachodu dostaną, czego pragną, tyle, że w formie, której się nie spodziewają. Gnuśni mężczyźni, zbyt leniwi, by przyjąć odpowiedzialność za swoje kraje nie będą już musieli decydować o niczym. O ich losie zdecyduje albo nadzorca niewolników, albo terapeuta społeczny z jataganem. Gnuśni, leniwi mężczyźni Zachodu albo więc nadstawią gardła pod ostrze, albo ramiona pod strzykawkę. Nadaktywne kobiety Zachodu, domagające się praw do życia w burdelu otrzymają go na co dzień, z tą różnicą, że o realizacji ich praw seksualnych i reprodukcyjnych będą decydować na przemian: burdelmamy z alfonsami albo terapeuci z jataganami. Innych sposobów życia kryptokracja nie przewidziała, a one same, wraz z gnuśnymi mężczyznami pracują czynnie, aby nie było ani rodzin, ani narodów, chroniących swoje kobiety. Zachód z całym swoim zepsuciem, zadłużeniem, debilizacją, antykulturą wgląda dziś jak wóz z sianem z tryptyku Hieronima Boscha, zmierzający prosto do piekła, które elity i ludność Zachodu podobają sobie urządzać już tu, na ziemi.
Zachód czeka upadek niechybny. W sferze moralno – intelektualnej już nastąpił, w sferze materialnej nastąpi niebawem. Nie obudzą się ci ludzie szybciej, aż zaczną wyć z rozpaczy i przerażenia. I będzie to najlepsze, co Zachód może spotkać, a im szybciej to nastąpi, tym lepiej dla tamtejszej ludności. Jeśli bowiem systemy sterowania społecznego Zachodu utrzymałyby swoją sprawność, życie byłoby gorsze od śmierci, jako hodowlanych niewolników, własność kryptokracji. Na szczęście dla wszystkich byłych chrześcijan system ten zawali się szybciej, niż zdoła się ukonstytuować. Proces ten będzie bolesny i wielu ludzi go nie przetrwa, ale ci, co będą chcieli wyjść z tego żywi, zostaną zmuszeni, by wrócić do filozofii realistycznej. Po upadku zepsutych systemów Zachodu, jego ludność będzie musiała zresetować ustawienia wyjściowe.
A teraz o nas, pro domo sua. My jak zwykle mamy inaczej. Ten Zachód spoza dawnej żelaznej kurtyny jest dziś żywym eksperymentem Calhouna, znanym jako mysia utopia, tyle, że na ludziach. Polacy, podobnie, jak inne narody Europy wschodniej zostali zaś przeznaczeni jako żertwa, potrzebna do utrzymania tego eksperymentu. Na kimś trzeba żerować, aby jak najdłużej utrzymać ludzkie myszki w dobrostanie. Kryptokracja Zachodu ma jednak z nami problemy, jak zwykle zresztą. Z jednej strony nienawidzi nas jako chrześcijan i białych Europejczyków, z drugiej strony nienawidzi nas dodatkowo jako Polaków, bo nie daliśmy się wciągnąć w spisek, i z tego tytułu mamy wszelkie powody, aby obawiać się anihilacji. Z trzeciej jednak strony kryptokracja potrzebuje nas jako swoich niewolników, do utrzymywania coraz bardziej pasożytniczego Zachodu. W czasach pogańskich używano w tym celu mówiących narzędzi, w czasach nowożytnych kolonizowanych ludów tubylczych, a współcześnie – Polaków, traktowanych jako biali murzyni do wyzysku.
Różnica polega tez na roli elit. Na zachód od nas elity dały się zdeprawować i przyłączyły się do spisku przeciw własnym narodom. Nasze elity wycięto i rozproszono, a puste miejsce wypełniono podstawionymi figurantami, często z esbeckim lub masońskim rodowodem, aby udawały organiczne elity narodu polskiego. Do zarządzania państwem wyznaczono najnikczemniejsze kreatury, których łącznie można przedstawić w postaci memu – „głupszych nie było”. Możemy z tego odnieść wielką korzyść, jeśli bowiem myślący Polacy uświadomią sobie, kto pełni funkcję elity, w jednej chwili będą w stanie odciąć się od tych ludzi i zacząć polegać na odtwarzającej się w szybkim tempie elicie organicznej. To pozwoli sformułować nam własną, suwerenną myśl ustrojową dużo szybciej, niż będą w stanie to uczynić wydobywające się z degrengolady narody Zachodu. Być może w ogóle nie będą w stanie tego już zrobić, i będą tam musiały powstać jakieś nowe narody, co proces odnowy Zachodu wydłuży.
Podobnie jeśli chodzi o szerokie masy społeczne, biorąc pod uwagę, jak długo jesteśmy niszczeni moralnie i materialnie, z jaką wściekłą siłą i determinacją, ile środków użyto przeciw nam, to należy mieć podziw dla narodu polskiego, że wciąż jeszcze istnieje. Widać to po trzech dążeniach, których nie udało się z Polaków wyplenić, i pewnie się nie uda, choć mocno je uszkodzono. Jest to pragnienie własnego państwa, tożsamość narodowo – kulturowa i wiara katolicka. Działania, jakie wrogowie przedsięwzięli przeciwko nam, mają dwa rodzaje natężenia. Pierwsze natężenie jest wspólne dla całego Zachodu, i zmierza do tego, abyśmy znienawidzili wszystko, co jest związane z cywilizacją łacińską i kulturą chrześcijańską. Drugie natężenie adresowane specjalnie do nas, Polaków, i objawia się pedagogiką wstydu i upodlenia, poprzez działania mediów, antykultury, pseudo-autorytetów, politykierów i szeroko pojętej agentury wroga, umieszczonej wszędzie, gdzie się da. To wszystko dostało główne zadanie – zniszczyć duszę polską, Polaków skłócić, zubożyć, ośmieszyć, splugawić, zdeprawować, zdegenerować, oskarżyć o zbrodnie, popełniane przez antypolaków, na końcu zrzucić na na nich odpowiedzialność za całe zło tego świata. To jest właśnie powód, dlaczego wśród nas kryje się tak wielu Obcych Udających Swoich, którzy wciąż dręczą nas od środka.
Ale to się nie udało. Mimo tego, że wróg dokonał wielkich dzieł zniszczenia materialnego, moralnego i intelektualnego, mimo tego, że skusił nas błyskotkami i wielu przeciągnął na swoją stronę, mimo tego, że wciągnął nas w deprawację i zepsucie, nie udało mu się doprowadzić swego dzieła do końca. A jeśli nie udało się tego dokonać dotąd, to już się nie uda. Przy całym naszym upadku mamy tą przewagę nad wrogiem, że potrafimy dostrzec, gdzie się znajdujemy, jak do tego doszło, jakie błędy i grzechy popełniliśmy, i potrafimy opracować strategie odbudowy. Zachód tego nie wie, i być może nigdy tego nie dopuści do umysłów. Jeśli tak się stanie, wówczas z upadku będą tam się podnosili inni już ludzie, z inną tożsamością, my natomiast zachowamy tożsamość swoją. Doznawszy klęsk, właśnie zbieramy i przegrupowujemy swoje siły, by z nową energią stanąć do walki, której wróg się nie spodziewa. Mając tą wiedzę i tą wolę, a nie utraciwszy wiary, to właśnie my możemy Zachód na powrót nauczyć bycia Zachodem. My, traktowani dotąd z pogardą Polacy, Lechici, Słowianie, Sławianie.
Czytaj o wyjściu:
Ucieczka z matrixa
Gdy zbudzi się naród, cz. I
Gdy zbudzi się naród, cz. 2. Twierdza kulturowa
Gdy zbudzi się narod cz. III. Upadek Europy-geneza,objawy,skutki
Gdy zbudzi się naród, cz. IV. Podbój Europy przez narody
Nie liczmy więc na mityczny Zachód i jego cywilizację, bo tam nie czeka nas nic dobrego. Zachodem jesteśmy my, a oprócz nas – niewielkie wyspy. Cieszmy się raczej i oczekujmy na upadek Zachodu, a konkretnie tamtejszych systemów sterowania społecznego, które i nas trzymają pod zaborem. Jesteśmy bowiem gdzieś w okolicach roku 1910, krótko przed Wielką Wojną, która wstrząsnęła naszymi okupantami i umożliwiła odrodzenie się wolnej Polski. To spowoduje oczywiście również upadek III RP, ale tego też nie żałujmy. Tej struktury nie da się zreformować, a dopóki będzie ona istnieć, elity organiczne narodu polskiego nie zostaną dopuszczone do reformowania państwa. Nasze zadania na teraz można łatwo streścić w kilku punktach:
- nie dajmy się wciągnąć do wojny ze Wschodem, bo ten pretekst zostanie wykorzystany do kolejnego mordu na odradzających się organicznych elitach polskich.
- Budujmy własną tożsamość, dowiadujmy się jak najwięcej o procesach. Naszym celem jest obecnie budowa organicznej elity narodu polskiego, czyli zasobu intelektualnego i ludzkiego do odbudowy narodu i państwa. Na pierwszym etapie nie jest potrzebne tworzenie żadnych formalnych struktur, a nawet kontaktowanie się. Pierwsze zadanie, które musi wykonać każdy, kto chce do elity należeć, to zbudować własną tożsamość i wiedzę. Człowiekowi dobrej woli, znajdującemu się na początku drogi zajmie to, w zależności od możliwości czasowych i intelektualnych, od sześciu miesięcy do roku.
- Twórzmy nieformalne, oddolne struktury ludzi tej samej świadomości i tego samego celu – niepodległe państwo polskie, wolny naród polski.
- Pracujmy nad strategiami wielopoziomowymi odbudowy i naszej wielkości. Na poziomach: strategicznym, operacyjnym, taktycznym; centralnym, regionalnym, lokalnym; w podziale na wiodące obszary funkcjonowania państwa.
- Nie zajmujmy się bzdurami, nie traćmy czasu i energii na sprawy nieistotne. Na przykład bieżącej polityce polskiej nie poświęcajmy więcej uwagi, niż na to zasługuje.
- Nie sprzeciwiajmy się czynnie III RP, nie nawołujmy do jej obalenia, nie walczmy z władzami. Nie powielajmy błędów nieudanych powstań. Nie ma to obecnie najmniejszego sensu, a sprowadzić może represje władz. Nikt nie będzie skuteczniejszy, niż sama rzeczywistość, a tam są procesy tak potężne i dalece zaawansowane, że ani my nie będziemy mieli na nie wpływu, ani władza.
- Nie wpadajmy w panikę, rozpacz, defetyzm, beznadzieję, ani też nie ulegajmy huraoptymizmowi, ezoteryce i nastrojom mistycznym. Tego chce dla nas wróg. Stójmy twardo na ziemi, tej ziemi, której musimy bronić, i na którą zstąpi Duch Świętu, jeśli tylko zechcemy go przyjąć.
- Szykujmy się na długi marsz, trwający pokolenia. Pierwsze pozytywne efekty będą natomiast widoczne już krótko po podjęciu działania.
- Nie pozwólmy zepsuć własnych rodzin. O to dbajmy w pierwszej kolejności – aby mieć udany, trwały, wierny związek, aby narodziły się z niego dzieci, abyśmy nie dali ich zdeprawować, i wychowajmy na lepszych od siebie.
- Naszym celem powinno być nie tylko własne bezpieczeństwo, nie tylko wolna i niepodległa Polska, ale Polska silna i potężna, Polska na miarę Drugiego Wieku Złotego. Wszystkich wątpiących zapewniam – to jest w zakresie naszych możliwości, a samo dążenie do tego celu jest już jego częściową realizacją.
W ramach budowania tożsamości i wiedzy polecamy naszą publicystykę, dostępną na naszym portalu. Polecamy praktyczny Poradnik świadomych rodziców, do pobrania tu:
Poradnik dla rodziców.pdf
Polecamy też naszą najnowszą publikację, będącą w przygotowaniu, p.t. Poradnik świadomego narodu. Szkoła – dom – przyszłość, która już niedługo ukaże się na naszym portalu. Tam znajdziecie bardzo dużo wiedzy, przydatnej, aby przystąpić do odradzającej się elity narodu polskiego.
P.S.
Wygrał Trump, i to sporą większością. Znać, że ludzie normalnieją i otrząsają się z lewactwa. Ciekawe, jaki to będzie miało wpływ na sytuację w USA, na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, w Unii Europejskiej, na politykę państw BRICS, na sytuację w Polsce, na Nierząd Uśmiechniętej Zdrady. Ciekawie będzie też obserwować, jak politykierzy i dziennikarzełki, wcześniej ujadający, teraz będą się łasić i merdać ogonkami jak małe, salonowe pieski.
Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.