Dyktatura talmudystów! Czego nie wolno świętować?! ‘Zniewieścić’ białych ludzi

Dyktatura talmudystów! Czego nie wolno świętować?!

Autor: AlterCabrio, 7 sierpnia 2025

Ktoś o to zadbał, żeby ‘zniewieścić’ białych ludzi, żeby upośledzić psychicznie. I to się pogłębia. Ma się to pogłębiać, żeby przypadkiem ci ludzie nie otrząsnęli się z tego. Bo ludzie mogą się z tego otrząsnąć jak ktoś im zacznie podrzynać gardła. Połowa da te gardła, a druga połowa zanim im to zrobią zacznie się bronić. I chodzi o to, aby ludzie młodzi, od maleńkości byli zaburzani psychicznie poprzez różnego rodzaju terapie, które w założeniu mają pomóc, a one są właśnie po to, aby taki człowiek był taki zniewieściały i nie miał instynktu samozachowawczego. (…) Czy to w Polsce czy krajach Zachodu ludzie się zachowują masowo jakby nie mieli tego instynktu. Ja opisuję to zjawisko, jak ono narasta. Trzeba trzech pokoleń, aby to zjawisko wystąpiło w sposób masowy i nawet mam nazwę na to NADSP – Nabyty Amokalny Debilizm Schizofreniczno – Paranoiczny. W takim stanie są w tej chwili narody Zachodu lub to, co z nich zostało.

−∗−

Dyktatura talmudystów! Czego nie wolno świętować?! B. Kopczyński i R. Zawadzki u M. Skowrońskiego!

https://banbye.com/embed/v_J33k-0lb_Sql

−∗−

Tagi:Bartosz Kopczyński, Marek Skowroński, Robert Zawadzki, talmudyści, wrealu tv

Szeroki Front Gaśnicowy. Dziś pikieta Korony pod Polskim Radiem

“Sytuacja absolutnie bez precedensu”. Będzie pikieta Korony pod Polskim Radiem

dorzeczy/absolutnie-bez-precedensu-pikieta-brauna-pod-polskim-radiem

Europoseł Grzegorz Braun (C) oraz posłowie Roman Fritz (L) i Sławomir Zawiślak (P) podczas konferencji prasowej w Sejmie w Warszawie
Europoseł Grzegorz Braun (C) oraz posłowie Roman Fritz (L) i Sławomir Zawiślak (P) podczas konferencji prasowej w Sejmie w Warszawie Źródło: PAP / Piotr Nowak

Konfederacja Korony Polskiej organizuje pikietę oraz konferencję prasową w obronie wolności słowa. Jak wskazuje, Polskie Radio zablokowało wynajem przestrzeni na organizację ważnego wydarzenia.

Demonstracja odbędzie się w piątek 8 sierpnia o godz. 14.00 pod gmachem Polskiego Radia w Warszawie (Aleja Niepodległości 77/85). “Aby zamanifestować nasz sprzeciw wobec antypolskich działań obecnej władzy” – pisze na swoich kanałach społecznościowych Grzegorz Braun.

“Czy to jeszcze Polska?”. Pikieta w obronie wolności słowa

Wiadomo, że w wydarzeniu wezmą udział posłowie Konfederacji Korony Polskiej: Włodzimierz Skalik, Roman Fritz oraz Sławomir Zawiślak. Ponadto głos zabiorą członkowie Instytutu Wiedzy Społecznej im. Krzysztofa Karonia, który jest współorganizatorem wydarzenia, a także zaproszeni przedstawiciele mediów.

Brun zaapelował o przybycie wszystkich, którzy nie godzą się na to, by „polscy patrioci padali ofiarą politycznych represji, medialnych seansów nienawiści czy wręcz jawnej cenzury w przestrzeni publicznej”.

Wydarzenie pod patronatem Brauna zablokowane

Co konkretnie się wydarzyło? Braun pisze, że Polskie Radio zablokowało wynajem przestrzeni na organizację Zjazdu Tysiąclecia, czyli wydarzenia społeczno-kulturalnego pod jego honorowym patronatem. “Ze strony kierownictwa państwowej rozgłośni padły jasne deklaracje, kto «nie powinien mieć w ogóle dostępu do mediów publicznych«. Co więcej, artyści zaangażowani w przygotowanie koncertu muzyki klasycznej zostali zastraszeni przez media wizją odebrania wszelkich dotychczasowych umów, kontraktów i współprac, jeśli zdecydują się na kontynuowanie współpracy ze środowiskiem Konfederacji Korony Polskiej. Wszystko wskazuje na to, że Polska znajduje się pod okupacją, a będzie tylko gorzej – jest to sytuacja absolutnie bez precedensu. Ponad milion wyborców Grzegorza Brauna zostało w tej sytuacji potraktowanych w kategorii wrogów Systemu”.

Zjazd Tysiąclecia – kontratak polskiej kultury

KKP informuje, że “Zjazd Tysiąclecia, a tym samym zapowiadany «kontratak polskiej kultury» przeciw toczącej Polskę zgniliźnie – mimo przeszkód stawianych przez władzę – odbędzie się jeszcze w tym roku. Obecnie organizatorzy są na etapie ustalania nowego terminu i miejsca wydarzenia oraz prowadzenia rozmów z niezależnymi twórcami, którzy nie boją się reakcji mainstreamu”.

W obronie posła Fritza

To niejedyny cel manifestacji. Jak przekazał Grzegorz Braun “to również odpowiednia okazja, aby stanąć murem za posłem Konfederacji Korony Polskiej Romanem Fritzem, którego antypolska władza chce skazać pod absurdalnym pretekstem. Jak się okazuje, we wtorek 5 sierpnia Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchylił naszemu parlamentarzyście immunitet za… trzymanie przez pół minuty stojaka z symbolem Unii Europejskiej w holu Ministerstwa Przemysłu w Katowicach. Prokuratura mówi o «kradzieży szczególnie zuchwałej» za 388 zł i grozi nawet 8 latami więzienia. Niestety większość parlamentarna przegłosuje wszystko, żeby tylko wyeliminować przeciwników politycznych. Nie miejmy złudzeń – to pośrednie uderzenie w Grzegorza Brauna i zyskujący w sondażach Szeroki Front Gaśnicowy, który jest solą w oku Systemu”.

Sondaż. Partia Brauna z wyższym poparciem niż Polska 2050 i PSL razem wzięte

Sondaż. Partia Brauna z wyższym poparciem niż Polska 2050 i PSL razem wzięte

https://dorzeczy.pl/sondaz/763554/sondaz-braun-lepszy-niz-polska-2050-i-psl-razem-wziete.html

Szymon Hołownia vs. Grzegorz Braun
Szymon Hołownia vs. Grzegorz Braun Źródło: PAP

W nowym sondażu na prowadzeniu jest PiS, druga KO, trzecia Konfederacja, a Polska 2050 i PSL plasują się pod progiem wyborczym.

Z najnowszego sondażu pracowni Opinie 24 dla Wirtualnej Polski wynika, że gdyby wybory odbyły się dziś, zwyciężyłoby Prawo i Sprawiedliwość z poparciem 29 procent.

Sondaż partyjny. PiS, KO, Konfederacja

Partię Jarosława Kaczyńskiego goni Koalicja Obywatelska z wynikiem 28,2 procent. Podium zamyka Konfederacja. Na formację wolnościowców i narodowców wskazało 14,2 proc. respondentów.

Korona Brauna czwarta

Czwarte miejsce należy w badaniu do Konfederacji Korony Polskiej. Formacja kierowana przez Grzegorza Brauna z wynikiem 6 proc., znalazłaby się w Sejmie.

Nad progiem jest także Lewica. Koalicjant Koalicji Obywatelskiej może liczyć na 5,9 proc. głosów.

Hołownia, PSL i Razem pod progiem

Progu wyborczego nie przekroczyła partia Razem (4,1 proc.). Fatalnie wypadają partie byłej Trzeciej Drogi. Kierowana przez Szymona Hołownię Polska 2050 uzyskała 3,4 proc. a Polskie Stronnictwo Ludowe 1,4 proc.

Wariant “inna partia” wskazało 0,7 proc. pytanych, a “trudno powiedzieć” wybrało 7,1 proc. uczestników badania.

Badanie zrealizowano w dniach 4-6 sierpnia na reprezentatywnej próbie 1003 mieszkańców Polski w wieku 18 lat i więcej techniką mixed-mode: wywiadów telefonicznych wspomaganych komputerowo (CATI) oraz wywiadów internetowych (CAWI).

==============================

M. Dakowski:

Błąd statystyczne liczby 1000 to 33.

Błąd małych liczb, jak dla tych partii, to np z 60 – sigma wynosi ok. ośmiu. Czyli błąd statystyki to 15%.

A każą wierzyć w wyniki…

Pomnik RZEŹ WOŁYŃSKA w Domostawie SPROFANOWANY!

Henryk Olbrycht @HOlbrycht84085

Profanacja pomnika katyńskiego.

Marcin Rola @MarcinRola89

Pomnik RZEŹ WOŁYŃSKA mistrza ręki śp Andrzeja Pityńskiego w Domostawie CELOWO SPROFANOWANY!

Nie no, ja chyba śnie i jest to jakiś nieprawdopodobny koszmar?! Jak długo jeszcze będziemy tolerować bezkarność banderowców ukraińskich w Polsce?! Ile jeszcze Polacy muszą

Zdjęcie

Zdjęcie

Prezydentem III RP został Polak. Czy okaże się zdrajcą czy patriotą?

Prezydentem III RP został Polak. Czy okaże się zdrajcą czy patriotą, czas pokaże

CzarnaLimuzyna, 7 sierpnia 2025

Cytaty użyte podczas orędzia nowego prezydenta III RP przynależnej do unijnej struktury w ramach której dokonuje się zagłada Polski, m.in. cytat z Ignacego Paderewskiego „Walczyć trzeba z tymi, którzy naród pchają do upadku i do upodlenia” oraz końcowy okrzyk „Niech Bóg błogosławi Polsce! Niech żyje Polska!” wywołał pianę nienawiści wśród sympatyków odrzuconego w wyborach „Żonkila”.

Okrzyk “Niech Bóg błogosławi Polsce! Niech żyje Polska!” zawsze się kojarzył degeneratom z “okrzykami nienawiści” lub z „kibolstwem”. Podczas okupacji  za napis “Niech żyje Polska!” Niemcy rozstrzeliwali. Dziś, podobne hasła, antypolskie środowiska określają mianem „rasizmu”.

Kogo mogą oburzać patriotyczne okrzyki? Na samym początku najbardziej oburzały meneli spod budki z “Gazetą Wyborczą” zwaną wymiotną, tej samej w której ukazał się swego czasu artykuł „patriotyzm jest jak rasizm”. Trucizna wymiotnej zatruła arterie  uległych politycznie mediów, stając się rytualnym zawołaniem, reakcją na widok polskiej flagi lub na hasło „Polska dla Polaków”.

Zaprzysiężenie Nawrockiego  i jego orędzie zbulwersowało “nienawidzących razem” do tego stopnia, że Internet ponownie zalała nienawiść w stopniu równym lub większym niż podczas kampanii prezydenckiej.

„ To było skandaliczne! Skandaliczne Orędzie…”

Zacytuję, dla utrwalenia w pamięci, kilka zdań z orędzia, które dla jednych stały się znakiem nadziei, dla sceptyków były tylko ozdobną retoryką, a dla degeneratów powodem do rozdzierania unijnych szat.

Wolny wybór, wolnego narodu postawił mnie dziś przed państwem. Postawił mnie przed państwem wbrew wyborczej propagandzie, kłamstwom, wbrew teatrowi politycznemu i wbrew pogardzie.

Nie wiem jaki jest desygnat „wolnego narodu”. Być może jest to tylko ta część, która głosowała na Nawrockiego lub przeciw Trzaskowskiemu. Czy naród, który nie może decydować o rodzajach energii w swojej gospodarce i dysponować swobodnie swoją kurczącą się własnością jest narodem wolnym?

To głos, że dalej tak rządzić nie można i że Polska tak dzisiaj wyglądać nie powinna. To, drodzy państwo, głos Polek i Polaków, głos Polek i Polaków, że chcą, aby politycy spełniali obietnice składane w czasie kampanii wyborczych. 1 czerwca to wyraźny sygnał, że Polacy chcą wypełniania obietnic wyborczych.

Karol Nawrocki spłycił sprawę do “obietnic wyborczych”. Istota rzeczy nigdy nie była poruszana w zapowiedziach wyborczych kandydatów mainstreamu.

Będę więc głosem tych, którzy chcą Polski suwerennej. Polski, która jest w Unii Europejskiej, ale Polski, która nie jest Unią Europejską, tylko jest Polską i pozostanie Polską. (…) nigdy nie zgodzę się na to, aby Unia Europejska zabierała Polsce kompetencje,  szczególnie w sprawach, które nie zostały zapisane w traktatach europejskich, a te nie powinny się zmienić. Tak, będę głosem obywateli, którzy chcą suwerenności. Będę głosem tych, którzy chcą Polski bezpiecznej.

Czy w takim razie Nawrocki będzie reprezentował opcję “targowicy umiarkowanej” (PiS)? Eurokołchoz – tak, wypaczenia- nie. Skąd my to znamy? Z czasów Eurokołchozu numer jeden. A propos bezpieczeństwa: nie ma bezpiecznej Polski w granicach której przebywają potomkowie banderowców.

Drodzy Państwo, Polska musi wrócić na drogę praworządności. Dzisiaj Polska nie jest na drodze praworządności… A będę promował, awansował i nominował tych sędziów, którzy porządek konstytucyjno-prawny Rzeczypospolitej Polskiej zgodnie z konstytucją i ustawami przyjętymi przez Polski parlament i podpisanymi przez pana prezydenta respektują.

…i ustawami przyjętymi przez Polski parlament – to poważny mankament tej deklaracji, ale ogólnie dobry kierunek.

(…) powołam Radę do Spraw Naprawy Ustroju Państwa.

Tak, drodzy Państwo, dalej być nie może i Polacy chcą naprawy ustroju państwa. Zaproszę oczywiście do tej Rady przedstawicieli wszystkich środowisk politycznych.

Grzegorz Braun w Radzie do Spraw Naprawy Ustroju Państwa? Zobaczymy, ale dlaczego tylko „środowisk politycznych”? Czy prezydent skorzysta z wiedzy ks. prof. Tadeusza Guza i Ordo Iuris, profesorów Collegium Intermarium?

Chyba nikt w tej izbie nie ma wątpliwości, że jesteśmy Polakami i mamy obowiązki polskie.

Poważnie mówiąc, jest inaczej. Już za chwilę prezydent Nawrocki będzie mieć okazję zawetować ustawę okradającą Polaków- przedłużającą wydatki na Ukraińców przebywających w Polsce. Zobaczymy jak postąpi.

Obudziłem się. Więc stałem się nieszczepem, mordercą, idiotą, nieodpowiedzialnym itp.

Panie Profesorze, 

Nie ma innej strony, którą odwiedzam tak często jak Pana stronę. Fakt, że czasem przemknie się informacja, która jest nieprawdziwa, czy pół-prawdziwa, nie ma większego znaczenia.  Filtrujemy.

Gdy pandemia się zaczynała, wielka nagonka, panika, nagrania wojskowych ciężarówek we Włoszech, ja i moja żona i dzieci, sami chodziliśmy na początku w maseczkach, wszystko było dezynfekowane, śledziliśmy TV na bieżąco.

Po jakimś czasie, zapytałem żony, skąd u nas taka przemiana? Dlaczego jesteśmy jedyni w Kościele bez masek? Dlaczego jedyni z mojej rodziny nie zaszczepiliśmy się (moje szwagierki i ich rodziny się nie szczepiły + są wierzące głęboko w Pana Boga). Moja strona rodziny w kolejkach stała, żeby załapać się na pfizera czy modernę czy inne.

Moja żona odpowiedziała krótko – to mniej więcej wtedy zaczęliśmy się wspólnie Różańcem modlić każdego dnia (ja wcześniej owszem ale krócej, mniej, bez Różańca). W pracy byłem nieszczepem, mordercą, idiotą, nieodpowiedzialnym itp...epitetów w twarz i za plecami było bardzo wiele.

To od tego czasu otworzono mi oczy. Zauważyłem, jak wiele jest fałszu wokół nas, jak nieprawda powtarzana w przestrzeni telewizyjnej i internetowej, staje się jedyną, słuszną i niepodważalną sprawą. 
Dużo łatwiej jest sobie “żyć” w tym matriksie, stanie w prawdzie nie jest proste ani zazwyczaj przyjemnie. Nasze dzieci w szkołach (SP i liceum) też tego doświadczają. Ale to jedyna droga, na którą warto wejść w życiu.

Albo szeroka autostrada na piekielne południe, albo kamienie, dziury, wyboje i kontrole na niebiańską północ. 

Walczyłem w pracy, walczyłem w domu. Próbowałem, nadal próbuję czasami, rozmową, przykładami, weryfikowaniem tego co już było a jak jest teraz. Nie są zainteresowani, bardzo mała cząstka ludzi, wokół których się obracam, chce słuchać i słyszeć. Im pasuje jak jest. Może gdzieś, ktoś, jakieś ziarenko mi się udało. Nie mam pojęcia. Próbuję….

Ale mam do Pana prośbę, nie przestawać. Dociera Pan do wielu ludzi, tych ziarenek jest wiele, one nie od razu muszą kiełkować. Ale przecież jeśli owoc pojawi się nawet na łożu śmierci u jakiejś osoby, no to było warto prawda? Walczymy o to co jest sekundę po ostatnim zamknięciu oczu…

Proszę nie wątpić, proszę nie zaniechać tego dzieła. 

Życzę Bożego Błogosławieństwa, siły Ducha Świętego, wytrwałości, opieki naszych patronów, szczególnie Św Michała Archanioła i Św Andrzeja Boboli. Dużo zdrowia i mimo sił ciemności wokół nas w każdym momencie, szczerego uśmiechu każdego dnia. 

Pozdrawiam 

MS

Do moich czytelników

Do moich czytelników

Mirosław Dakowski

Mam dwa rodzaje czytelników: Tacy, którzy znają tę stronę i czytają ją, głównie z satysfakcją. I pożytkiem.

Oraz inni, którzy z przyzwyczajenia czy z nudów serfują sobie po internecie i wpadają tu przypadkiem.

Może się zdziwisz, ale zależy mi głównie na reakcji tych drugich. Bo przecież ci pierwsi, to z grubsze mówiąc Polacy i katolicy.

Więc nie ma co ich, was przekonywać, najwyżej umacniać, dostarczać prawdziwej informacji i podnosić na duchu.

Ale ci serfujący po internecie są przecież – przepraszam moich wiernych czytelników – ważniejsi.

Bo to ich przecież łowimy, przekonujemy do prawdy i wciągamy do narodu Polaków i katolików.

Dlatego proszę was, wiernych czytelników, o pomoc.

Czyli o to, by miło rozmawiać z różnymi wielbicielami babci Kasi, czy zwolennikami, uwiedzionymi przecież, zabijania dzieci nienarodzonych, czy z innymi Polakami uwiedzionymi. Szczególnie z tymi, „co wiedzą lepiej”.

Można zachęcać do oglądania “wesołych MEM-ow”. Jakaś część przecież zastanowi się nad ich treścią…

Pamiętajcie więc proszę, o konieczności własnej aktywności.

Pozdrawiam serdecznie

Mirosław Dakowski

Slava Kokainu! Hjeroinu slava!

Nie podoba ci się ukraiński w polskich szkołach? Jesteś „ruską onucą”. Warzecha: Ukraiński to fanaberia, język części Ukraińców

2.08.2025 https://nczas.info/2025/08/02/nie-podoba-ci-sie-ukrainski-w-polskich-szkolach-jestes-ruska-onuca-warzecha-ukrainski-to-fanaberia-jezyk-czesci-ukraincow/

Ukraina, flaga, symbole, wojna
Ukraińska flaga Fot. Pixabay

Publicysta Stefan Sękowski zarzucił Jackowi Wilkowi „ruskoonucyzm”, który skrytykował uczenie języka ukraińskiego w polskich szkołach. Odpowiedział mu Łukasz Warzecha wyjaśniając przy okazji kwestię języka ukraińskiego, który nie jest powszechny nawet wśród Ukraińców.

Jacek Wilk napisał, że „Ukraina brutalnie wyrugowała wszystkie języki mniejszości (jako drugie języki) ze swoich szkół”.

„(co było zresztą jednym z powodów secesji Krymu). Slava Kokainu! Hjeroinu slava!” – napisał, parodiując zbrodnicze pozdrowienie ukraińskich nazistów.

Wpis nie spodobał się Stefanowi Sękowskiemu.

„Odejście Brauna z Konfederacji nie oznacza, że nie ma w niej onuc. Wilk jest jedną z nich (powtarza putinowskie porównania Ukraińców z narkomanami). W szkołach prócz angielskiego dzieci uczą się niemieckiego, francuskiego, hiszpańskiego czy rosyjskiego. Ukraiński gorszy nie jest” – skomentował.

Do tej błędnej opinii odniósł się Łukasz Warzecha.

Poza tym, że pan Wilk nie jest w Konfederacji, tylko u pana Brauna – nie masz racji. Każdy w wymienionych przez Ciebie języków ma walor uniwersalny. W każdym z nich ludzie mówię w wielu krajach (niemiecki – Niemcy, Austria, Szwajcaria, częściowo Luksemburg; francuski – Francja, Szwajcaria, Belgia; hiszpański – większość Ameryki Płd. poza Brazylią; rosyjski – praktycznie wszystkie kraje postsowieckie, w tym Ukraina)” – odpowiedział Warzecha.

„Ukraiński to fanaberia, język części jedynie Ukraińców. Jeśli ktoś ma chęć, niech uczy się prywatnie, bo może na przykład prowadzi interesy na Ukrainie (choć bez trudu dogada się tam po rosyjsku), ale nie ma żadnego powodu, dla którego naukę tego języka miałoby sponsorować i wprowadzać polskie państwo w polskich szkołach” – stwierdził publicysta.

„Powinienem jeszcze dodać w przypadku francuskiego dużą liczbę krajów afrykańskich, byłych francuskich kolonii” – dodał.

Golem III RP, czyli życie wewnątrz politycznego hologramu

Golem III RP, czyli życie wewnątrz politycznego hologramu

wawel , 8 października 2023

===============================

symulakry – kopie, odwzorowania, repliki, wtórniki, imitujące, kopiujące, upodabniające się do rzeczy, które albo od początku nie miały oryginału, albo już ów pierwotny oryginał zupełnie zatraciły.

=============================

Golem (hebr. ‏גולם‎ lub ‏גלם‎; jid. ‏גולם‎ gojlem) – sztuczny człowiek utworzony z gliny, ale pozbawiony duszy rozumiejącej i zdolności mowy. Golema miał stworzyć rabin, kabalista i alchemik ożywiając go przez włożenie w jego usta karteczki z napisem “prawda” (hebr. emet ), gdy pierwsza litera była zamazana napisane słowo znaczyło “śmierć” (hebr. met ).

Czy jest tu analogia z karteczkami wrzucanymi przez nas co parę lat do urn?

image

MOTTO

1. “Spektakl to zatarcie granicy między „ja” a światem, zatarcie granicy między prawdą a fałszem. Nie  istniejemy jako jednostka, istniejemy jako zbiór jednostek. Prawda i fałsz są zależne od okoliczności i nie można już ich rozróżnić, spektakl wykorzystuje je dla własnych potrzeb.” [S.Makabe]

 2. “Obecne państwo w przybliżeniu wygląda jak prawdziwe, realizuje się jednak w… hiperrzeczywistości za pomocą całego konglomeratu interaktywnych podobizn imitujących nieistniejące oryginały. Mimo iż samo państwo jest nierealną projekcją, zwykłym symulakrum 1), to ci, którzy je zaplanowali oraz ci, którzy wyświetlają i odgrywają czerpią z tego seansu zupełnie realne profity.” 

PRZYPIS DO MOTTA 

1) SYMULAKRY – “kopie, odwzorowania, repliki, wtórniki, imitujące, kopiujące, upodabniające się do rzeczy, które albo od początku nie miały oryginału, albo już ów pierwotny oryginał zupełnie zatraciły. Symulakry mogą tworzyć własną rzeczywistość. Symulakry wywołują autentyczne symptomy przynależne zjawiskom rzeczywistym, wchodzą z nami w rzeczywistą interakcję. Źródłem symulakrów jest symulacja – imitacja istnienia czy działania rzeczywistego bytu lub procesu, bądź systemu w czasie, jako „sposób generowania – za pomocą modeli – rzeczywistości pozbawionej źródła i realności: hiperrzeczywistości

===============================================

I. Polskie hologramy władzy, opozycji i społeczeństwa

Większa część polskiego społeczeństwa nie jest w stanie wyobrazić sobie, że w Polsce nie ma władzy i nie ma opozycji. Jest symulakrum władzy i symulakrum opozycji. Dodatkowo mamy nawet symulakrum 3-ej siły (Trzecia Droga i podobne mikrogolemy).

TRAGEDIA JEST TYM POTĘŻNIEJSZA, ŻE CZĘŚĆ SPOŁECZEŃSTWA NIE JEST W STANIE NAWET WYOBRAZIĆ SOBIE PRAWDZIWEJ WŁADZY I PRAWDZIWEJ OPOZYCJI.

Stopniowo traci nawet poczucie jak miałaby one wyglądać. Obydwie podobizny (władza i opozycja) wyglądają jak oryginał, wyglądają jak żywe, wykonują ruchy podobne do ruchów żywego organizmu i na przeróżne sposoby dbają o to, by społeczeństwo zamiast społeczeństwem wolnym i świadomym stało się podobizną, hologramem wolnego społeczeństwa. Drugą funkcją oprócz imitowania oryginału jest  pilnowanie przez obie strony, by oryginał nie powstał (“podobizny pod specjalnym nadzorem”) a zwłaszcza, by nie zrodziła się świadomość braku oryginałów, co jest zapewnione przez a) kontrolę i moderację kanałów przekazu oficjalnego b) represje wobec kanałów przekazu independentialnego c) represję i dyfamację wobec ruchów, z których może wyjść impuls, wezwanie i edukacja  do wyjścia z hiperrzeczywistości symulakrum.

Społeczeństwo żyjące wewnątrz hologramu, żyjące życiem hologramu i wyświetlanej przed nim emokratycznej projekcji  samo staje się… hologramem i interaktywnym matriksem. Traci realność, gubi swój status ontyczny.

Polskie państwo nie ma władzy w członkach, w swoich segmentach, częściach składowych. Symuluje władzę, nadal jest teoretyczne.

Ma kłopoty z wszystkimi, z Kozłowską, Glapińskim, Mosbacher, Kościołem Spaghetti, LGBT, usunięciem skutków złodziejskiej reprywatyzacji, mafią wizową, ministrem rolnictwa Ukrainy, sędziami, UE, Żydami, Leociakiem, Grossem, Engelking, Trzaskowskim, Gronkiewicz-Waltz, Bodnarem, Zełenskim a nawet ze… swoim własnym prezydentem (weta A.Dudy), z nadzorem finansowym, z własnym szefem NIK, z ministerstwem zdrowia i oplatającą go koterią etc. etc.

Efektem jest ruch analogiczny do ruchu “much prywaty” w upalny, letni dzień nad połciem słoniny budżetowej, natomiast  bezruch, paraliż w wymiarze funkcji istotnych. A w skali państwa bezruch to upadek, inercja to degradacja.

Wśród wielu niezależnych publicystów pojawiają się od pewnego czasu kierowane do Polaków wezwania do przebudzenia się. Kto więc śpi? Elity czy masy? A może nie tak trzeba pytać? Może śpi… cały SYSTEM REPREZENTACJI SPOŁECZNEJ? Może nie istnieje, lub jest tragicznie ułomny system przekładania woli narodu na działania jego reprezentantów? Może to nie są faktyczni reprezentanci? Ba, może grupy zajmujące miejsce elit w godzinach nadliczbowych zajmują się usypianiem… woli narodu? TWORZENIEM JEGO PODOBIZNY, TWORZENIEM SYMULAKRUM WOLI NARODU, A TYM SAMYM TWORZENIEM SYMULAKRUM SIŁY PAŃSTWA. Zobaczmy o co należałoby pytać w tej nierealnej realności polskiej pseudo-demokracji. Najpierw spójrzmy na członki tego Golema, jakim stała się władza w Polsce, a co za tym idzie – także sama Polska, zajmijmy się partiami i systemem partyjnym, czyli podstawowym narzędziem władzy mającym być realizatorem woli narodu.

II. Członki Polskiego Golema III RP

Rolę reprezentantów narodu odgrywają dwa typy partii.

Interaktywny model systemu partyjnego przypomina oryginał i ukrywa fakt, że… nie ma oryginału

Mamy więc w obsadzie tego polskiego hologramu dwa typy partii:

1. Partie “Wolnościowe” (oparte programowo na małości ludzkiej – do polityki idzie się dla pieniędzy (ew. prestiżu, stanowiska, kariery, sławy etc., w przybliżeniu od wieków ujmują to wykazy w typie 7 grzechów głównych). Te partie manipulują na celach, albo pożyczają cele od partii Moralizatorskich (tuskowa “miłość”, Kwaśniewskiego “przyszłość”, Trzaskowskiego “jedność”). Panuje tu zasada anty-kompetencji, lub kompetencji stosowanej niewłaściwie. “Wolnościowe” partie są pochodną statystycznej krzywej stopnia ignorancji w danej populacji (por. “Ludzi inteligentnych jest w społeczeństwie jakieś 5 czy 6 procent. Moją kampanię robię więc dla idiotów”, Georges Freche, przewodniczący regionu Langwedocja-Roussillon, Francja).

Partie “Wolnościowe” dostosowują się do mierności ludzi, lenistwa i pazerności. Posługują się ich skłonnością do samowoli (LGBT, antyklerykalizm etc.), skłonnością do omijania prawa i skłonnością do snobizmu (postęp, nowoczesność, “europejskość” etc.). W teatrzyku udawania bycia elitami obstawiają gorszą, “ludzką stronę” elektoratu – jest to b.skuteczne, gdyż skłonności do wysiłku są zawsze niedominujące w dominującej części społeczeństwa. Jest to postępująca (progresywna) lakierowana korozja nawy państwowej.

2. Partie Moralizujące. Partie Moralizujące odwołują się do zdrowej części społeczeństwa, lecz ją obezwładniają zatruwając wszechogarniającą inercją systemu podobizn (systemu hiperrzeczywistości), którego są częścią. Posługują się  naiwnością, łatwowiernością i moralnością zwykłych ludzi. Cynicznie posługują się także niezdrową skłonnością mas do emocji analogicznych do ekstaz stadionów piłkarskich i sztucznym wzniecaniem tych emocji konfrontacyjnych, od których już blisko do nienawiści. Partie Moralizujące już często w nazwie podkreślają swoje dobre chęci (prawo i sprawiedliwość, ruch odbudowy Polski). Dlaczego to robią, skoro to trudniejsza droga niż droga partii “Wolnościowych”, czyli partii robionych przez cwaniaków dla naiwnych i idiotów? Często rolę tu grają: psychologia założyciela partii, jego ambicje, jego wysoka samoocena, przekonanie o misji, tradycje rodzinne oraz autentyczna chęć zrobienia czegoś dobrego dla ojczyzny ale także rachuby, iż właśnie ta, uczciwa i zdrowa część elektoratu jest bezpańska, jest do zagospodarowania, jest do wzięcia na zamierzonej drodze kariery politycznej. Elektorat staje się tu wehikułem kariery jednostek niezdolnych do zrobienia innej kariery niż polityczna.

Typowych dla partii Moralizujących jest kilka typów postaci partyjnych: usprawiedliwiacz niemocy, ogłaszacz sukcesu, siewca optymizmu, młot na krytyków partii (np. Sasin), szara eminencja (np. R.Czarnecki), baron  (np. Glapiński, Sobolewski i jego żona, baronowa) marszałek polny (np. Kamiński, Ziobro), skryty proficjent działający pod przykryciem mitu o jego kryształowości (Morawiecki, Banaś, Szumowski etc.), kryptorabin nadzorczy (np. Rau, Morawiecki, Rostowski, Kościński), mesjanistyczny dowódca ogłaszający kształt, zapach i termin dowozu marchewki i kija oraz ogłaszający kogo gonimy (doganiamy, przeganiamy etc.) lub kogo potępiamy warcząc: “Warra od!” (J. Kaczyński).

Taki sam wykaz podstawowych psychologicznych, interaktywnych typów funkcyjnych można, oczywiście, utworzyć dla partii “Wolnościowych”. Stworzenie takiej listy pozostawiam czytelnikom w ramach ćwiczeń z czarnego humoru ;).

Dlaczego najczęściej (prawie zawsze) partiom Moralizującym i mającym częściowo słuszny program i cele (jak to w dezinformacji bywa element “prawdy” musi być obecny jako zanęta) nie udaje się prawie niczego zrealizować z tych deklaracji?

1. bo nie mają kompetentnych ludzi

2. bo trochę kompetentnych ludzi jest, ale a) są tłumieni w działaniu przez niekompetentnych albo przez symulantów b) ci kompetentni nie mają wymaganych cech charakteru do wprowadzenia swoich kompetencji w życie c) bo istnieje odpowiednik zmowy cenowej – obie partie milcząco, kunktatorsko i tchórzowsko umawiają się, że są granice “reform” i oporu wobec internacjonalnych mafii (farmaceutycznych, klimatycznych, militarystycznych, zrównoważonorozwojowych, obyczajowych etc.), czyli że jabłka są przegniłe w środku, ale klient ma płacić wysoką cenę i nie wiedzieć o tym. Duże znaczenie w takiej niepisanej zmowie bezkarności  ma obecność w obu partiach pewnej zbliżonej liczby osób “zahakowanych”, w związku z czym obie partie trzymają się za haki, co je łączy w uprawianiu symulacji “oczyszczania państwa”.

Dychotomiczna zasada kreująca partie jest tu, oczywiście, patologiczna, ale napędza ona samą energetykę funkcjonowania hologramu polityki III RP. Zamiast dwóch opcji polityczno-ekonomicznych ugruntowanych w interesie narodowym mamy tu jako podstawę dwie pospolite cechy ludzkiej osobowości: skłonność do samowoli i skłonność do pustego moralizatorstwa. Efekt: bezhołowie, inercja panująca w państwie otwierająca szeroką drogę obcym (mającym pozapaństwowe interesy) i zdeprawowanym. Wszystko wygląda normalnie a nic nie jest normalne, nie funkcjonuje normalnie i sensowne sprawy nie posuwają się do przodu, lecz stoją w miejscu lub podupadają (przykład: sądy, szkolnictwo, katastrofalna polityka zagraniczna, obrona przed niszczeniem zasad moralności społecznej przez dywersję LGBT etc.). Jest to symptom władzy Golema i opanowania sfery idei przez symulakry, hologramy i inne twory matriksoidalne.

III. Wewnętrzne życie Golema Polskiego, czyli reguły określające życie partii, tzw. kompetencje   

Przejdźmy do kwestii kompetencji w partiach “Wolnościowych”. Rządzą tą sferą następujące prawa:

  • zasada anty-kompetencji (przeciwwskazania charakterologiczne do uczciwego sprawowania władzy: kłamstwo, lepkie ręce, etc.) są rekomendacją do awansu i kariery partyjnej), albo zasada kompetencji do zadań specjalnych, realizowanych w skrytości przed opinią publiczną
  • zasada kompetencji zdeprawowanej, czyli duża i wąska kompetencja używana w celach prywatnych i antypaństwowych.

W partiach Moralizujących wygląda to inaczej:

  • zasada przeciw-kompetencji – mierny jest pożądany i premiowany, gdyż jest usłużny, niewymagający (dusza człowiek), nie wnikający w ciemne sprawy innych, rządzi słabą ręką (antonim mocnej ręki)
  • zasada Streżyńskiej – wybitny jest usuwany, gdyż zawyża wymagania (rodzi się więc invidia,  poszkodowane jest lenistwo) i podważa “niekompetencyjną spójność grupy”

IV. Wymienność narządów Golema, zamiana ról, czyli rotacja międzypartyjna

Czy partie niesłuszne i słuszne premiują i poszukują raczej odmiennych kompetencji osobowościowych, czy – paradoksalnie – bardzo podobne charaktery są i tu i tu w cenie?

Po dłuższej refleksji otrzymujemy zaskakującą odpowiedź, że poszukiwane cechy osobowościowe są bardzo podobne (sofistyka, retoryka, hipokryzja, instrumentalne posługiwanie się sferą aksjologii, posłuszeństwo hierarchiczne, stadność). Pojawia się pytanie, skoro aż takie podobieństwo charakterów skąd aż takie różnice obydwu typów partii?

Łatwość migracji członków partii do partii przeciwnych także popiera tezę o charakterologicznym podobieństwie członków obu typów partii (kiedyś był w UW, UD, PO dziś odnajduje się bez problemu w wierchuszce PIS-u). Niesłuszni (w poprzednim wcieleniu członkowie partii niesłusznych (UD, UW, PO) lub startujący z ich list, Gliński, Duda, Kopcińska, Morawiecki etc.) łatwo zaczynają poczuwać “impuls nawrócenia” i chętnie są przyjmowani przez słuszną partię (zasada Saula).

Skąd więc publiczne przekonanie o zasadniczych różnicach obu partii, o ich krańcowym przeciwieństwie? To jest b.ciekawe i ważne pytanie. Dotykające sedna sprawy imposybilnych i słabych państw.

V. Martwica Polskiego Golema, efekt różnicy, czyli złudzenie wyboru

Efekt różnicy wytwarzany jest przez mity, typ retoryki, eksponowanie przeciwstawnych sobie akcydensów programowych, odwołania historyczne.

Nie znaczy to, że jakichś różnic nie ma. Są, gdyż wynikają one z “idoli” wokół których każda z dwóch partii krystalizowała się. Liberalizm, jako idol (ideologiczna przykrywka) partii niesłusznych oraz moralizatorstwo jako idol partii słusznych mają przeciwstawne wektory potencjalnego ruchu. Stąd też płyną pewne różnice obrazu i działań obu partii, różnice obrazu i dźwięku. Ogólnie rzecz biorąc partie “Wolnościowe” dekonstruują państwo, partie Moralizujące udają, że je rekonstruują w sferach istotnych, a działalność “reformatorską” ograniczają do najprostszej, czyli do operacji redystrybucyjnych powiązanych z terminami wyborczymi. Operacje redystrybucyjne nie powstrzymują systemowego rozpadu struktury państwa narodowego a w przypadku, gdy bezkrytycznie obejmują swymi programami socjalnymi duże populacje migrantów zarobkowych – mogą nawet osłabiać państwo i likwidować tożsamość narodową (Francja, Szwecja etc.).

VI. Mózg Golema

Zasada Petera (zasada poziomu niekompetencji) częściowo dobrze opisuje działanie systemów biurokratycznych, gdzie władza często jest anonimowa, zdepersonalizowana. Korporacyjny dyrektor to ktoś w rodzaju automatu, bezosobowe uosobienie sprawności całej korporacji.

Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa w przypadku przewodzenia partiom. Dotykamy tu różnic między zarządzaniem a przewodzeniem, ekonomią a polityką. Przywódcy polityczni (partyjni) różnić się mogą cechami typu: charyzma, wybitność, bezwzględność, autorytaryzm, ambicja, irracjonalność działania etc. Cechy takie są niepożądane lub pożądane w ograniczonym tylko zakresie w zarządzanych hierachicznie i rozliczanych ekonomicznie podmiotach typu korporacje. Natomiast w partiach znaczenie cech psychologicznych przywódcy jest dominujące i decydujące

Inaczej jest więc  w strukturach typu partii niż opisuje to Zasada Petera. W partii charyzma przywódców lub zachowania i działania do niej podobne mogą decydować o istnieniu, trwałości, sukcesach i klęskach całej organizacji partyjnej – niezależnie od jakości jej członków.

Typ osobowości przywódcy partyjnego, dominujące cechy charakteru, motywacje, predyspozycje do kierowania ludźmi,idiosynkrazje, obsesje, fascynacje, traumy – wszystko to może potężnie formatować nie tylko działanie, ale także idee i idee fixe danej partii a co za tym idzie – całego państwa. Dlatego ważne jest, by spory udział zasady kolegialności w “rządzeniu partią” miał miejsce. W przypadku trafu dziejowego, jakim są postaci rangi Piłsudskiego owa kolegialność mogłaby hamować naturalną ekspresję nietuzinkowej, kontrowersyjnej osobowości, ale postaci tego formatu zdarzają się tak rzadko, że kolegialność jest pożądana, by zabezpieczyć partie przed autokratycznymi osobami, którym wydaje się, że są Piłsudskim i które z powodu uzurpowania sobie wyjątkowych praw i niepodważalnej władzy niszczą jakość partii i łamią charaktery osób, z których partia i państwo mogłyby mieć w przyszłości pożytek. Zasadę zabezpieczenia partii przed niebezpiecznymi autokratami za pomocą kolegialności nazywam “zasadą pseudo-Piłsudskiego” (albo prościej: “zasadą Piłsudskiego”, “zasadą temperowania”).

Odrębnym tematem są źródła zasilania projektu Polska-Golem, jednak jest to temat na odrębny tekst nie wiążący się bezpośrednio z głównym tematem tekstu jakim jest symulakrum świata polskiej polityki, jego członki i reguły.

VII. Mechanizm Golema, czyli wnętrze hologramowego automatu władzy w Polsce

Wszyscy znają cykl funkcji silnika: sprężanie mieszanki paliwowo-powietrznej – zapłon – rozprężanie gazów spalinowych – praca. Mając na uwadze tę analogię spójrzmy na wnętrze naszego systemu partyjnego, który powinien wytwarzać pracę powodującą ruch państwa do przodu.

Nawet zakładając, że obecna władza jest władzą (że ma władzę w swych członkach), to żeby miał miejsce zapłon musi być możliwość kontaktu między władzą a opozycją. Nadrzędne dobro ojczyzny (narodu) musi być rozumiane jednakowo przez władzę i opozycję. Władza, nawet jeśli jest kompetentna, gdy jest tylko atakowana przez opozycję, nie zaś zapładniana i mobilizowana (”zapłon”), tracąca swoje siły i energię tylko na obronę swoich pozycji i obronę swoich deklaracjinie wytwarza żadnej użytecznej “pracy” znajdującej wyraz w odbudowie siły państwa. Gdy zaś oprócz braku prawdziwej opozycji władza na dodatek jest “niewładna” (mimo… większości parlamentarnej) i mało kompetentna, to mamy w efekcie kartonową atrapę silnika. Są to dwa sklejone ze sobą pojemniki, w jednym władza coś spręża (spręża moralizując,zapowiadając reformy), w drugim opozycja coś rozpręża (widmo wolności, prawa mniejszości). Albo odwrotnie: opozycja coś spręża (prowokuje, organizuje profanacyjne i agresywne eventy), zaś elektorat partii rządzącej coś rozpręża (daje upust emocjom i rosnącemu poparciu). Mimo nazwy “silnik” – z silnikiem nie ma ta konstrukcja, ta instalacja, ta rzeźba społeczna nic wspólnego.

Warto zauważyć, że ta parodia silnika może się kręcić tylko dzięki mediom, które “rezonują” prowokacje opozycji i dają iskrę zapłonową mieszance paliwowo-powietrznej. Zasysanie ludzkiego paliwa wyborczego, sprężanie przez opozycję, zapłon przez media, wydech spalin przez popleczników partii rządzącej – ale samochód nie jedzie, bo para idzie w gwizdek. Siły nie są przez korbowód przenoszone na wał korbowy. Korbowodem np. byłyby narzędzia demokracji bezpośredniej: referendum wiążące, inicjatywa obywatelska, weto obywatelskie. W polskim modelu (pseudo-demokracja dwusuwowa) korbowód nie wprawia w ruch zespołu napędowego, który porusza kołem samochodu ruszając go z miejsca,  lecz korbowód podłączony jest do automatu machającego polskimi chorągiewkami i pompującego biało-czerwone baloniki, tworzącego zagmatwane i zbędne regulacje prawne oraz pompującego instruktorów narciarskich i ich żony a także potężne narośla mnożącej się biurokracji.


Ruch korbowodu powinien przekładać się z jednej strony na wysłuchiwanie inicjatyw społecznych, z drugiej strony na pracę ustawodawczą. Byłoby to możliwe, gdyby władza była władna, gdyby władza była realna, a nie tylko była “symulakrum władzy”, czyli interaktywnym modelem przypominającym oryginał mającym za cel ukrycie faktu, że nie ma oryginału, czyli ukrycie faktu pozorności istniejącej władzy i niedopuszczenie do powstania ośrodków realnej władzy… Nie do przecenienia jest złe i przerośnięte prawo – tworzy ono szaniec (wał obronny i fosę) pomiędzy skrycie penetrowaną realnością a publicznie prezentowaną interaktywną podobizną.

Paliwem są emocje obu “sprężanych na siebie” elektoratów. Uzyskany z paliwa ruch nie przekłada się na ruch kół pojazdu państwa, lecz służy jedynie zwiększaniu ilości paliwa przy następnym wtryśnięciu do pseudo-silnika, do symulacrum silnika. Efektem jest coraz szybszy ruch automatu machającego chorągiewkami. Co może skończyć się przegrzaniem całego układu podobnym do tego z 1980 r. Gdy wybory wygrywa opozycja, zamiast machania chorągiewkami jest osłabianie państwa.

Może to wyglądać tak, że lepiej jest puszczać baloniki, niż rozkładać państwo, ale w efekcie podczas rządów władzy sprowadzającej się do automatu chorągiewkowego państwo TAKŻE jest rozkładane, gdyż 1. Kto nie idzie do przodu, ten cofa się 2. Duże miasta i tak są we władzy opozycji. Słaba władza centralna przy silnej władzy miast wprowadza do układu dodatkową GWARANCJĘ INERCJI REFORM SYSTEMOWYCH (symboliczny duumwirat władzy rytualnej i realnej, kagan i kagan bek, lub Mojżesz – Aron). Retoryka i posunięcia gospodarcze rządu oddają dobrowolnie wielkie miasta, dzięki czemu partia rządząca sama sobie stwarza usprawiedliwienie dla własnej niemocy. Inercja trwa a destrukcja państwa postępuje mimo dużej ilości zużywanego paliwa wyborczego. Napęd na 4 koła to nie to samo, co machanie jedną ręką chorągiewką a drugą balonikiem.

W hiperrzeczywistości paliwem ruchu pozornego (złudzenia ruchu, lub ruchu symbolicznego) są emocje, zarówno te trochę wyższe (od święta), jak i najniższe (na co dzień), spełniające się w bezproduktywnych, nienawistnych wzajemnych atakach elektoratów obu partii. Emocje na których media grają podtrzymując… palność paliwa wyborczego.

VIII. Świat Golema Polskiego

Hiperrzeczywistość jest rodzajem pseudo-bytu pokrewnym wirtualnym światom stwarzanym przez ustroje i partie socjalistyczne (socjalizujące, “komunistyczne” etc.). J.Staniszkis onegdaj trafnie wyczuła, że aby móc zrozumieć i opisać niektóre systemy, ideologie i partie trzeba wkroczyć na tereny o n t o l o g i i  i nadała swojej pracy tytuł: Ontologia socjalizmu.

Hiperrzeczywistość nie przenika się z rzeczywistością, dlatego niemożliwe jest z jej poziomu dokonanie jakichkolwiek zmian w rzeczywistości. Pierwsza dla drugiej i druga dla pierwszej nie mają wzajem dla siebie materialności. Ręka reformatora przechodzi przez to, co ma być reformowane, jak ręka medium spirytystycznego przez widmo ciała zjawy. Hiperrzeczywistość ma godne uwagi cechy: nie obowiązuje w niej logika, a szczególnie zasada sprzeczności (degradując państwo, jego siły i rangę można jednocześnie ogłaszać sukcesy), chociaż pozór logiki bywa często włączany i wyłączany.

Brak kontaktu pomiędzy dwoma “światami” (świat symulakrów i świat faktów) może dawać komiczne i gorszące zarazem słuchowiska, gdy to słyszymy odgłosy walki, słyszymy, że walka (z patologiami państwa) się intensyfikuje – a nic nie jest zwalczone. To z czym fantom władzy walczy – wzmacnia się nawet, bo poznaje słuchowo swoje słabe punkty i może się dozbroić. A nam wyświetla się filmy o tym, jak wprowadzono zmiany w naszej rzeczywistości albo sami je sobie wyświetlamy w swojej wyobraźni. Najważniejsze sprawy są realizowane ale… w innej rzeczywistości (mieszkania +, prawo jako nie bajka, reforma służby zdrowia, reforma sądownictwa, budowa dróg, zabezpieczenie przed obcą kulturowo agresją etc.). Podobny status egzystencjalny miały onegdaj ideały komunizmu istniejące tylko w przemówieniach przywódców zarządzających oczekiwaniami i w nadziejach zarządzanych.

Hiperrzeczywistość ma skłonność do niekontrolowanego rozrostu i cechę wyglądu nawet bardziej prawdziwego,  niż ma… rzeczywistość.

Symulakry (podobizny, wtórniki) mają nieograniczoną zdolność do generowania, indukowania symulakrów dowolnych zjawisk świata realnego. I tak – przykładowo – podobizna władzy i podobizna państwa generują symulakrum oświaty i szkolnictwa wyższego, symulakrum nauki, symulakrum opieki zdrowotnej, symulakrum kultury, symulakrum klasy średniej, symulakrum zamożności etc. W każdej z tech dziedzin – analogicznie do zasady fraktalnej –  generowane są kolejne symulakry wewnętrzne.

Są to wiązki łańcuchów generacji dążące do nieskończonego podziału i mające stopień złożoności często wyższy od świata realnego.

Za pomocą symulakrów można zawładnąć psychiką jednostki, grupy, tłumu, narodu. Używając symulakrów jako narzędzi możnaokupować tereny i państwa Istnieją nawet – wg Baudrillarda – symulakry drugiej potęgi (symulakry symulacji) sięgające poziomu gier cybernetycznych. Wydaje mi się, że symulakry drugiej potęgi są analogiczne do najnowszych technik dezinformacji piętrowej stosowanej przez niektóre kontrwywiady.

Kontakt – wracając do polskiej sceny politycznej –  jest  jednym z pojęć kluczowych. Nie mają ze sobą kontaktu nie tylko obydwa pojemniki, sprężający i rozprężający, władza i opozycja. Kontaktu brak także pomiędzy władzą a inicjatywami społecznymi możliwej demokracji bezpośredniej (weto obywatelskie, inicjatywa obywatelska, referendum wiążące). Pomiędzy władzą a ludem istnieje tylko jednostronny kontakt przedwyborczej, patrymonialnej presji świadczeń socjalnych.

Nie pasują tu określenia teatr uczestniczący albo teatr improwizowany, gdyż przedstawienie nigdy się nie kończy, wnętrze teatru nie ma ścian. Przedstawienie zamienia rzeczywistość – rzeczywistość znika. Wszyscy są aktorami, widz znika a w zamian pojawia się podział na aktorów pierwszego stopnia (politycy) i aktorów drugiego stopnia (społeczeństwo). Pierwsi – politycy – na początku mają świadomość swojej gry i sceny, później stopniowo ją tracą (nie wszyscy, osobniki przebiegłe nigdy nie tracą poczucia umowności swoich kreacji aktorskich) i przechodzą na stronę widmowej “realności symulakrów”. Drudzy – “obywatele” – już od początku żyją w nieistniejącym świecie przedstawienia, które samo siebie pisze w realności drugiego rzędu, w hiperrealności.

Co NA POCZĄTEK może pomóc w zakończeniu projekcji Polska-Golem? Kilka rzeczy: 1. elementy demokracji bezpośredniej 2. zorganizowanie życia partyjnego na nowych zasadach  3. zerwanie z partiami, koteriami i dynastiami  koterii pookrągłostołowych 4. nowa konstytucja 5. strukturalna i programowa reforma szkolnictwa wyższego 6. niezależny ogólnopolski kanał opiniotwórczo-informacyjny 7. ponadpartyjna organizacja analogiczna do postulowanej przez A.Doboszyńskiego OPN (Organizacji Politycznej Narodu).

——————————————————–

Przypisy:

1) symulakry – kopie, odwzorowania, repliki, wtórniki, imitujące, kopiujące, upodabniające się do rzeczy, które albo od początku nie miały oryginału, albo już ów pierwotny oryginał zupełnie zatraciły. Symulakry mogą tworzyć własną rzeczywistość. Symulakry wywołują autentyczne symptomy przynależne zjawiskom rzeczywistym, wchodzą z nami w rzeczywistą interakcję. Źródłem symulakrów jest symulacja – imitacja istnienia czy działania rzeczywistego bytu lub procesu, bądź systemu w czasie, jako „sposób generowania – za pomocą modeli – rzeczywistości pozbawionej źródła i realności: hiperrzeczywistości

(M.Głażewski, Edukacja jako symulakrum, Forum Pedagogiczne 2018/1, Warszawa 2018, s.147, s.158;

J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, Warszawa 2005, s. 6).

Najjaśniejsza na zakręcie

Najjaśniejsza na zakręcie

Jerzy Karwelis https://dziennikzarazy.pl/2-08-najjasniejsza-na-zakrecie/

zakręt (1)

2 sierpnia, wpis nr 1368

Polska dojechała do zakrętu. Byliśmy (jesteśmy?) na wirażu w związku z przesileniem prezydenckim i trochę mi niesporo tak zamykać temat, tuż przed końcowym etapem tego poślizgu, jakim jest ostateczne zaprzysiężenie Nawrockiego, czyli wyjście na prostą. Nie wiadomo czy tam uśmiechnięci będą coś chcieli nawywijać, a więc piszę to tuż przed wyjściem z zakrętu, nie wiedząc, czy to koniec, czy początek jeszcze bardziej chaotycznego slalomu zakończonego zakrętem śmierci. Państwa polskiego.

Rzecz jasna, nawet jak Tuski odpuszczą i Konstytucji stanie się zadość, to wcale nie koniec. Przygotowywany jest instytucjonalny i wcale nie legalny skoncentrowany front walki z prezydentem-sutenerem, bo od tego poziomu „państwowotwórczego” zjeżdża Tusk, głosami swoich jak zwykle wystawionych na front akolitów. To się dopiero zacznie, tak, że wszystkie te podszczypywania i upokorzenia wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego będą nam się zdawały Wersalem. Ale możemy się dokładniej przyjrzeć jak to się stało, że weszliśmy w ten drift, bo dzięki tak rozpoznanym mechanizmom zobaczymy prawdziwy przekrój rzeczywistej konstrukcji systemu III RP.  Zobaczmy więc jak do tego doszło, że weszliśmy w ten zakręt, kto był za kierownicą, jak działał silnik, hamulce i w końcu – co to nam powie o całym pojeździe Najjaśniejszej.

Najjaśniejsza na kółkach

Po pierwsze sama konstrukcja jest awariogenna. Ugruntowana w systemie równoległym konstrukcja czekała osiem lat na jej zapisanie w Konstytucji. Sama ustawa zasadnicza przez lata była tylko fasadą ukrywającą rzeczywisty system kompradorów wewnętrznych i zewnętrznych, opisanych w mojej książce „Elity”. Ale była tylko fasadą. Dziś konstytucja jest już tworem tak porysowanym, że zaczyna być coraz bardziej widać prawdziwe konstrukcje podtrzymujące ten chwiejny coraz bardziej gmach. Z tak złożonym samochodzikiem państwowości co chwila mamy kłopoty: słabnie moc, choć silnik jest całkiem fajny, konie mechaniczne rozwoju pracują niekoniecznie na naszą, samochodziku rzecz, pojazd jest tak przeładowany regulacjami, że dobijają amortyzatory, w końcu – układ sterowniczy (i tak niekonkretnie skonstruowany w Konstytucji) przechodzi co chwila w inne ręce, coraz mniej kompetentnych kierowców. Jedziemy więc albo wolno, albo zrywami, pasażerowie są coraz bardziej sfrustrowani, a więc… rzucają się na siebie z pretensjami. Byliśmy więc od początku skazani na takie drifty, ale ten już jest witalnie krytyczny. To nie kolejny wypadeczek przy pracy, to paroksyzm wskazujący na śmiertelną chorobę, którą, bez jej diagnozy jeśli przegapimy, to może być już za późno.

Ten system generuje najbardziej szkodliwy objaw zapaści III RP, czyli plemienny dwójpodział wojny polsko-polskiej. Boje o to, kto z dwóch starzejących się kierowców usiądzie „za kierownik” emocjonuje tłumy na tylnej kanapie, ale odciąga ich uwagę – co jest procesem wysoce stymulowanym przez obu kandydatów na kierowców – od prawdziwych priorytetów. Czyni się to dlatego, by komuś z pasażerów nie przyszło do głowy zapytać gdzie tak właściwie jedziemy i czy kierowcy mają o tym pojęcie większe, niż ktoś z tylnych siedzeń. Emocje są tak wielkie, że walka o naszego kierowcę przysłania już nie tylko priorytety, ale reguły prawa drogowego. Jedziemy pod prąd tym przepisom, za zgodą pasażerów (a co najmniej jej aktualnej plemiennej połówki) i przy zamkniętych oczach ciał kontrolujących. Ale dość już tych wstępnych analogii samochodowych. Wiemy jakie są systemowe zagwozdki, które generują nam, jak socjalizm, problemy nie występujące w innym ustroju. Po prostu robimy to sobie sami, a teraz popatrzmy jak to poszło w tym wypadku.

Walka była o domknięcie, lub – ze strony PiS-u – odemknięcie systemu. Tak się strony umówiły przy Okrągłym Stole, co zapisano później w Konstytucji, że układ polityczny ma być słaby, bez wyraźnego centrum władzy, a więc i odpowiedzialności, chwiejny, trzymający się w szachu, ale nie, jak w przypadku Monteskiuszowego checks and balances, by nie rozrastały się nadmiernie trzy ramiona trójpodziału władzy kosztem dobra wspólnego. Polski podział władzy prowadzi do chaosu, gdzie władze instytucjonalne działają właściwie w dwóch trybach: albo całkowitego podporządkowania się politycznemu zwycięzcy, który bierze wszystko, co jest zaprzeczeniem demokracji, a zwłaszcza już liberalnej, albo wykorzystują swoje głównie negatywne kompetencje wzajemnego oddziaływania do blokowania jeden drugiego – kosztem funkcjonalności państwa, nawet w tak podstawowych zadaniach jak bezpieczeństwo.

Trzy powody niedomknięcia systemu

I tak było w kwestii tegorocznych wyborów na prezydenta. Układ miał się domknąć i to chyba już na długo. Koalicja uśmiechniętych z prezydentem z innego obozu nie mogłaby zrealizować swych planów, które były nakierowane na całkowite i długotrwałe przejęcie władzy w układzie kompradorskim, czyli całkowite już podporządkowanie Polski interesom strategicznym patrona zewnętrznego w postaci Niemiec.

Pierwszy cios dla tego projektu domknięcia przyszedł z Ameryki, po wyborze Trumpa. Gdyby dziś w Waszyngtonie rządziła Kamala, a właściwie jej „kamaryla”, to 6 sierpnia kto inny przysięgałby przed Zgromadzeniem Narodowym, po wzorowo przeprowadzonych wyborach (do tego wątku jeszcze wrócimy później). Kolejność miała być taka – KO wygrywa (udało się), zwycięzcy bidenowcy nie wtryniają się między wódkę a zakąskę w dominacji Niemiec nad Europą, traktując je jako junior-partnera do pilnowania amerykańskich interesów na Starym Kontynencie. Potem wygrywamy Trzaskiem wybory na prezydenta i jedziemy już bez trzymanki. Nie udało się, głównie… z lenistwa i przez ostentację.

Czemu przez lenistwo? Tusk rządził już ponad półtora roku. Miał tysiąc okazji, by wysmażyć super ustawy, nawet te spełniające swoje 100 obietnic, kłaść na biurku Dudy i pokazywać palcem jak to pisowski prezydent wkłada kaczorskiego kija w szprychy koła napędowe obiecanych reform. Ale poszło inaczej – Duda podpisywał większość ustaw, a więc okazał się mało blokującym, zaczopował z 4-5 ustaw, ale tych raczej o proweniencji obyczajowego konfliktu społecznego. A te ustawy, które mógł i miał uchwalać Tusk z powodu tego lenistwa musiała wstawiać (dodajmy – złośliwie)… opozycja, by widzieć jak rządząca koalicja musi zajadać codziennie własną żabę. Ten szkodliwy trend zauważył nawet marszałek Hołownia i, by uniknąć blamażu własnej formacji i kolegów-koalicjantów, szeroko otworzył drzwi zamrażarki sejmowej, którą w pierwszym dniu swego marszałkowania, okazało się, że tylko oralnie, zniszczył.

Pycha to pokaz instytucjonalnego i systemowego upadku III RP i wnioskowania z tego przez klasę polityczną, że wszystko wolno. Prowadziła ona do działań ostentacyjnych, których z samej zasady nie wstydzono się. Zwycięzca bierze wszystko i parę dodatków na dokładkę – co nam zrobicie, nie macie przecież płaszcza większości, wypad z baru. Ale skoro program tej formacji miał tylko jeden ośmiogwiazdkowy punkt pogardy, to trudno było nie popaść w urojenia wyższościowe. A lud tego nie lubi, gdyż okazało się, że może do pseudoelity nie być wcale zaliczony, zwłaszcza, że strona tejże nadawała jakich to obrządków i samokrytyki, ba – czujności do wyławiania wrogów trzeba dokonać. A tak w ogóle to skąd ten samobójczy pomysł, że doły lgną do elity? A czemuż miałyby to robić? Przecież codziennie mają serwowany turpizm polityczny, estetykę brzydoty całej „klasy próżniaczej”, która wydaje z siebie tak niskie poziomy etyczno-estetyczne, że kto porządny miałby do tej lumpenelity lgnąć?

Plan był prosty – media za nami, pedagogika wstydu i obciachu, walka nie z rywalami politycznymi, ale manichejski bój dobra ze złem, fajnopolski kandydat, leczący kompleksy ludzi z pierwszego awansu społecznego, mówiący językami świata. Ale po drugiej stronie cwanie wystawiono Nawrockiego, jako polskę wersję amerykańskiego wiceprezydenta JD Vance’a, człowieka z systemowo wykluczonych przez elitę dołów, „nasz człowiek z sąsiedztwa” (u nas – z blokowiska). I, jak z pewniakiem Komorowskim, zgubiła ich wszystkich pycha. Ale to co się pokazało po drodze, to wykwit III RP jako knajackiego kartonowego państwa. Zaprzęgnięto do walki o wszystko co tylko było na stanie uśmiechniętej władzy, która obróciła przeciwko kandydatowi PiS-u cały aparat państwowy. Zabranie kasy konkurentom, bojkot medialny, propagandowa nagonka, ostentacyjny serwilizm mediów, w końcu – zaprzęgnięcie służb do walki politycznej na kompromaty. Dali z siebie wszystko. I… ustrój Polski na to pozwolił. A…, że łamali przepisy? No tak, łamali i łamią – i co? I nic. Jak w tym kawale: Dziennikarz pyta: „a nie boicie się, wy władzo, tak kraść, że ktoś się o tym dowie?” Władza: „no, dowiedział się Pan i co z tego?”

Teoria Pogody

Szło dobrze, ale pogrzeb się nie udał. Ale i na to był scenariusz – olać wynik, jeśli ten będzie niekorzystny. Na stole leżał świeżutki case rumuński, wiele zresztą posunięć naszych władz, to import z Rumunii „dobrych praktyk”, o które zresztą nasze służby pytały rumuńskie. Nie przecież o to, jak zabezpieczyć święty proces wyborczy przed wrażym Putinem, ale jak skręcić wybory tak, by wygrał ten, kto ma wygrać. Można to było zrobić na dwa tempa: albo skręcić sam proces wyborczy, albo nie dopuścić złego wygranego do objęcia stanowiska. Podzielam pogląd Radka Pogody, który uważa, i dowodzi, że przewał „na Rumuna” był gotowy. Miało być dosypane – słabymi punktami były zaświadczenia o głosowaniu i zagranica. Radek utrzymuje, że przekręt zablokowała… Ursula von der Leyen, która to biedaczka musiała wstać rano, by jeszcze w czasie ogłaszania wyników przez szefa polskiej PKW wysłać do Nawrockiego post z gratulacjami. Żeby Donek zrozumiał, że tu rumuński numer nie przejdzie, zaś ludzie zobaczyli w milionach tę informację, skierowaną właściwie głównie do Tuska – żadnych ruchów panowie, tam w Polsce. Na Ursuli taką deklarację miał wymusić Trump, który albo olał, albo przegapił numer  Bukaresztu, ale łyknięcie Polski z taką ostentacją było już całkiem wbrew monachijskiej deklaracji DJ Vance, który zaproponował europejskim oficjelom, by się zastanowili o jaką demokrację walczą knajackimi metodami. Dlatego Tusk wiedział, że przegrał już w trakcie ogłoszenia pierwszych exit polli, czekano na wynik prawdziwy, a jaki był on naprawdę, to Tusk wiedział.

Druga próba została podjęta w temacie kampanii sugerującej fałszerstwa wyborcze. Do tego użyto jako forsującego zderzaka Giertycha, który rozpętał absurdalną histerię, którą zaraziło się do dziś (i prątkuje) wielu obywateli sfrustrowanych wynikiem wyborczym. Ta klęska była jeszcze większym szokiem niż wtedy, kiedy w pierwszej turze pierwszych wyborów na prezydenta III RP charyzmatycznego Mazowieckiego pokonał noname Tymiński. A więc lud uśmiechnięty (przez zaciśnięte zęby) rzucił się na tę atrapę nadziei, że przegrał, ale wygrał, wyszło na nasze i jak to z nadzieją, która umiera ostatnia, będzie żyła ona w zmaltretowanych sercach wyznawców straconej nadziei przez całą kadencję prezydenta-sutenera.

Fałszerstwo demokracji

Numer był na rympał, ale był obliczony na inną reakcję zewnętrznych patronów. Teraz to nie MY sfałszowaliśmy wybory, ale oni, ten deep state pisowski, rozsiany po 30.000 komisji w niesamowitej konspiracji, choć pod państwową kontrolą rywali. Zachód miał to kupić, gdyż któż się ujmie za przestępcami przeciw demokracji w dniu jej święta, którymi są – ponoć – wybory powszechne? Ale tu też nie wyszło. Z Tuskiem jest coraz gorzej – traci swoje dotychczasowe, choć i tak wątpliwe walory. To był mistrz manipulacji i rozwałki poprzez chaos. Nawet jego lud tego nie kupił, bo w tym temacie zostali mu już tylko ultrasi. I to oni teraz, jak w Pabianicach, rzucili mu się do gardła, że nie zarządził liczenia głosów przez… policję. Nawet sam Donek złapał się za głowę, ale martwiąc się bardziej o to, do czego sam siebie doprowadził, niż nad głupotą swoich zwolenników. Ale tylko tacy mu zostali.

Manipulacja się też wywaliła. Argumenty (wpis na socjal mediach jakiegoś samozwańczego szarlatana od statystyki, który minister Bodnar zaniósł do Sądu Najwyższego jako argument na nieważność wyborów), wszystko okazało się kompromitujące dla ich wyrazicieli. W spadku, oprócz rozgrzanych do czerwoności ultrasów, Tusk dostał nowego zaganiacza, który przegonił samego pana, gdyż Giertych stał się na długo ustami PO i samego Tuska. Donek zawsze wystawiał harcowników, ale ci zawsze byli od podnoszenia morales swoich wojsk i naigrywania się z wroga. A tu się okazało, że Giertych nadaje ton na tyle, że oddziały zaczęły pohukiwać na Tuska, dlaczego nie każe odtrąbić do frontalnego ataku. Jak się Tusk zorientował co się dzieje w jego własnych szeregach, to już było za późno. Wyrosła mu opozycja z Giertychem i Sikorskim, których musi obłaskawiać nowymi obrywami po rekonstrukcji rządu. A więc nawet zepsuć porządnie się nie udało.

Z tzw. zamachem stanu, to już było od dawna o tym wiadomo. Chłopaki ogłaszali jak to ma wyglądać oficjalnie w mediach, z twarzą, pod nazwiskiem. Nie wiem dlaczego więc męczą tego biednego Hołownię, żeby się wyspowiadał u jednych w telewizji jako zdrajca, u drugich – przed prokuratorem jako świadek zamachiwania się. Wezwać taką Sznepfową z Zollem przed oblicze prokuratora i zaczną chłopaki pękać jak wydmuszki pod kopytkami wielkanocnego baranka. Ale sprawa jest prosta – do zamachu stanu w postaci uniemożliwienia zakończenia cyklu wymiany prezydenta poprzez zablokowanie Zgromadzenia Narodowego mógł namawiać Hołownię nie byle kto. Tu musiał być ktoś, kto taki proces mógł zrealizować do końca, ktoś, kto również mógłby postawić w stan gotowości aparat przemocy na wypadek protestów. A więc nie były to teoretyczne pogaduszki przy kawie o różnych wariantach tego czy owego. Zresztą, jak powiedziałem – szczegóły tego przewrotu były ogłaszane oficjalnie w mediach, które powoli przygotowywały lud na różne warianty, legalizując narracyjnie potencjalne działania władz.

Ostatnia (sic!) prosta?

Mamy więc ostatnią prostą, czyli niepewność czy i co się może stać w dniu zaprzysiężenia Nawrockiego. Różne warianty są możliwe, bo rządząca ekipa wykazała się wręcz samobójczą inklinacją do jeżdżenia już poza bandą „państwa prawa”. Ale ten wiraż pokazuje w całej rozciągłości mizerię naszej państwowości. Takie numery, na chama, nie byłyby możliwe w porządnej demokracji, a właściwie – republice. Państwo, ale i obywatele nie mają obecnie żadnej systemowej ochrony przed samowolą władz. A te są, podobno, tylko pośrednikami pomiędzy wolą suwerena a jej realizacją. A lud, co pokazały wybory, chce resetu pookrągłowego systemu klienckiej III RP i dał czerwoną kartkę fałszowi naprzemienności POPiS-u. A więc wola ludu i jej polityczna emanacja rozjechały się, nawet w, zdawałoby się, że kontrolowanej, domenie narracyjnej. Czyli lud już wie, że coś nie gra i że, aby grało, obecna CAŁA scena polityczna powinna wylądować na śmietniku ponurej strony historii.

Do tego, by ta już coraz bardziej uświadomiona konstatacja nabrała realnych kształtów oddziałujących politycznie trzeba i zorganizowanej woli, i przywództwa, ale i czasu. A tego mamy coraz mniej. Pędzimy z górki w rozklekotanej maszynie, kierowca już nawet nie patrzy na drogę, tylko walczy o utrzymanie się przy kierownicy, nie chce się zatrzymać, bo może dostać wieloletni mandat. Z tyłu szykują się starzy wyjadacze konkurencyjnego stałego kierowcy. A więc możemy się nie zatrzymać w celu naprawy szrociejącego państwa, tylko gnać tak dalej, kłócąc się o kierownicę. Możemy więc wypaść nawet na tym zakręcie, a już na pewno na każdym następnym. I jeśli Matka Boska nas z tego jednak wyprowadzi, to trzeba będzie sobie obiecać porządny reset. Inaczej wypadniemy na którymś zakręcie. Losy świata przyspieszają, nasza górka, po której suniemy w dół, stromieje i mogą się pojawić głosy z wewnątrz i z zewnątrz, że może tę kierownicę oddać w niepolskie ręce. I wtedy już wszystko jedno w jakim mundurze i z jakim językiem. Bylebyśmy tylko ocaleli. Ale po co komu taki państwowy gruchot? Można nas przecież rozebrać na części, ocalałych puścić na pole, by pili kako, które sami naważyli. I zgasić po tym wszystkim światło. Wtedy już nad Najciemniejszą…   

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Vaginety po głębokiej rekonstrukcji

Vaginety po głębokiej rekonstrukcji

Stanisław Michalkiewicz   2 sierpnia 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5869

Czy to przypadek, czy nie – że rekonstrukcja vaginetu obywatela Tuska Donalda dokonała się po 40 dniach oczekiwania dopiero po głębokiej rekonstrukcji rządu w Kijowie, gdzie na czele tamtejszego vaginetu została postawiona madame Julia Swiridenko? Nie ona pierwsza stanęła na czele ukraińskiego vaginetu, bo wcześniej była piękna Julia Tymoszenko. Wspominam o niej, bo stracona została wtedy okazja, by położyć solidne fundamenty pod Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Gdyby – jak wówczas w czynie społecznym radziłem – Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński poświęcił się dla Polski i ożenił z Julią Tymoszenko, to założyłby dynastię, która mogłaby przetrwać stulecia. Niestety Naczelnik nie chciał się dla Polski poświecić, chociaż nie byłoby to jakieś wielkie poświęcenie, bo Julia Tymoszenko była wówczas piękniejsza i to znacznie, niż dzisiaj, kiedy na założenie dynastii już jest chyba za późno. Tak oto okazja raz stracona, została stracona na zawsze i nawet wybór pana Karola Nawrockiego na kolejnego prezydenta Rzeczypospolitej nie zastąpi dynastii, która mogłaby przetrwać stulecia.

Wróćmy jednak do głębokiej rekonstrukcji rządu, która na Ukrainie odbyła się wcześniej. Jak wiadomo, Ukraina jest oligarchią oligarchów. Oligarchowie są również w Rosji, ale odkąd Rosją rządzi zimy czekista Putin, przy podobieństwach jest też istotna różnica między Rosją i Ukrainą. Otóż w Rosji, to prezydent decyduje, komu wolno zostać oligarchą, a komu nie wolno, podczas gdy na Ukrainie, to oligarchowie decydują, kto może być prezydentem.

Prezydent Zełeński jest przecież wynalazkiem oligarchy z żydowskimi korzeniami, Igora Kołomojskiego. Z komika, co to wygrywał przy pomocy penisa koncerty fortepianowe, zrobił męża stanu, któremu bez wahania podają rękę przedstawiciele światowych mocarstw. Każdy z oligarchów ma oczywiście trochę inne interesy, w związku z czym w Radzie Najwyższej reprezentowane są różne partie, chociaż bezwzględną większością dysponuje partia Sługa Narodu, założona przez samego prezydenta Zełeńskiego. Deputowani reprezentują swoje partie, no a każda partia reprezentuje „swojego” oligarchę, albo nawet kilku – i w ten sposób wypracowywany jest jakiś modus vivendi. To znaczy – tak było dotychczas – ale widocznie coś musiało się stać, skoro doszło do głębokiej rekonstrukcji tamtejszego rządu, na którego czele postawiona została madame Julia Swiridenko.

Co to mogło być? Pewne światło na tę sprawę rzuca niedawna decyzja prezydenta Zełeńskiego, który bodajże 22 lipca podpisał uchwaloną w Radzie Najwyższej ustawę, według której dwie instytucje walczące dotychczas z korupcją, zostały podporządkowane prokuraturze, a o wszczynaniu śledztw miał odtąd decydować prezydent. Te instytucje, to NABU (Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy) oraz SAP, czyli Specjalna Prokuratura Antykorupcyjna. Dotychczas cieszyły się one dość szeroką autonomią, co doprowadziło do wszczęcia co najmniej tysiąca śledztw, w następstwie których przez niezawisłe tamtejsze sądy zaciągnięto bodajże 100 delikwentów. To znacznie więcej, niż podczas Nocy Długich Noży w III Rzeszy, więc chyba jasne, że oligarchom coś takiego nie mogło się podobać. No tak – ale NABU została utworzona po to, by Ukraina mogła współpracować z Unią Europejską i Międzynarodowym Funduszem Walutowym – co tamtejszym oligarchom już się podobało. Sprawa nie była zatem prosta – ale od czego zimny ruski czekista Putin? Putin jest dobry na wszystko, toteż Służba Bezpieki Ukrainy, jak to się mówi – „wkroczyła” – zarówno do NABU, jak i SAP-u pod pretekstem, że zagnieździli się tam ruscy agenci, którzy pod pozorem walki z korupcją wykonywali swoją krecią robotę.

Toteż Rada Najwyższa większością 263 głosów przeciwko 13 przyjęła nową ustawę, a prezydent Zełeński tego samego dnia w podskokach ją podpisał. Zdymisjonowany nie tak dawno minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba powiedział w związku z tym, że 22 lipca to jest „czarny dzień” w historii Ukrainy również dlatego, że te „wkroczenia” były podobno nielegalne, tak samo, jak dokonane na polecenie Sienkiewicza Bartłomieja wkroczenie „silnych ludzi” do telewizji na Woronicza. Od tamtej pory rządowa telewizja jest „w likwidacji”, ale tylko patrzeć, jak nowy minister sprawiedliwości, były sędzia Waldemar Żurek, położy temu kres, umieszczając w aresztach wydobywczych każdego, kto zostanie podejrzany o zagrażanie praworządności ludowej.

Okazało się jednak, że chociaż Putin jest dobry na wszystko, to widocznie jakimś ukraińskim oligarchom ten ruch się nie spodobał. Nie tylko zresztą im, bo nie spodobał się też sojusznikom Ukrainy, co to pragną – jak np. prezydent Macron – związać z nią losy swoich krajów. Zewnętrznym znakiem tych nastrojów były protestacyjne demonstracje w kilku miastach, między innymi – w Kijowie, gdzie ponoć przyszło aż tysiąc osób, za nic mając ryzyko, że za chwilę zimny ruski czekista skieruje tam śmiercionośne drony. Czy to ta determinacja, czy też obawa, że sojusznicy z UE i Międzynarodowego Funduszu Walutowego zakręcą kurek z forsą sprawiły, że Sługa Narodu w jednej chwili zmienił zdanie i zapowiedział skierowanie do Rady Najwyższej całkiem nowego projektu ustawy, która zarówno NABU, jak i SOP-owi przywróci poprzednią autonomię. Nie ma też najmniejszych wątpliwości, że Rada Najwyższa w podskokach tę nową-starą ustawę uchwali, być może nawet taką samą większością, jak tę poprzednią. Na tym właśnie polega demokracja przewidywalna, do której i my, to znaczy – vaginet obywatela Tuska Donalda też dąży i dlatego, zaraz po tym, jak nastąpiła głęboka rekonstrukcja rządu w Kijowie, przeprowadził taką samą w naszym nieszczęśliwym kraju.

Ale bo też ustrój nasz jest trochę podobny do ustroju Ukrainy. Oligarchów wprawdzie u nas podobno „nie ma”, ale za to są stronnictwa polityczne, które za pomocą swoich ekspozytur, rotacyjnie kierują naszym nieszczęśliwym krajem. Jest to Stronnictwo Ruskie – obecnie z defensywie, niemalże w konspiracji, Stronnictwo Pruskie – akurat u steru, no i Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, aktualnie w opozycji, ale z uchwyconym przyczółkiem w postaci Kancelarii Prezydenta, który właśnie uzyskał pochwalną recenzję od samego prezydenta Donalda Trumpa – że nas, rodaków swoich „kocha”. Czegóż chcieć więcej?

Stanisław Michalkiewicz

Korwin-Mikke odrzuca deklarację Kaczyńskiego. „Żywcem wzięty od skrajnych komunistów”

Korwin-Mikke odrzuca deklarację Kaczyńskiego. „Żywcem wzięty od skrajnych komunistów”

31.07.2025 https://nczas.info/2025/07/31/deklaracja-polska-tresc-korwin-mikke-komentarz/

Janusz Korwin-Mikke krytykuje „deklarację polską” opublikowaną przez Jarosława Kaczyńskiego. Zdaniem legendy środowiska wolnościowego w Polsce, może trzy punkty z dziesięciu są akceptowalne. „Reszta od razu do kosza” – przekonuje.

„Jako program polityczny jest to nonsens, jako program taktyczny – pułapka; nie zapominajmy, że Jarosław Kaczyński jest znakomitym taktykiem i w odróżnieniu od bandy amatorów czyta Machiavellego” – skomentował posunięcie Kaczyńskiego Korwin-Mikke.

Przypomniał, że Konfederacja Wolność i Niepodległość już tę „deklarację” odrzuciła. Ma nadzieję, że podobnie zachowa się Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna. Korwin-Mikke tłumaczy też, dlaczego jego partia KORWiN zdecydowanie odcina się od propozycji Kaczyńskiego.

Pokrótce skomentował każdy z dziesięciu punktów.

1. NIE DLA KOALICJI Z TUSKIEM I JEGO LUDŹMI

Narracja PiS-u: Żaden rząd, ani teraz ani też nigdy w przyszłości nie będzie tworzony z udziałem sił politycznych Donalda Tuska. Za przestępcze działania antypolskie Donald Tusk i jego współpracownicy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej i cywilnej.

Komentarz Korwin-Mikkego: To jest podstawowa pułapka. Kto to podpisze, będzie miał związane ręce i będzie musiał być satelitą PiS. Owszem, bardzo chętnie bym wsadził JE Donalda Tuska&Co za kratki – ale pod warunkiem, że ich miejsca nie zajmą ludzie, którzy pokazali przez osiem lat, jak rządzą – a po wsadzeniu p.Tuska byliby absolutnie bezkarni.
Jeśli PiS ma traktować koalicjanta poważnie, to musi się bać, że ten koalicjant może zawrzeć koalicję z kim innym – z warunkiem, że „Za przestępcze działania anty-polskie Jarosław Kaczyński i jego współpracownicy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej i cywilnej”.

Nie zapominam też co zrobił Adolf Hitler ze swoim koalicjantem, narodowcami von Papena, gdy już zdobył absolutną większość.

2. NIE DLA WSPÓŁPRACY Z PUTINOWSKĄ ROSJĄ

Narracja PiS-u: Żaden rząd ani teraz, ani nigdy w przyszłości nie będzie zawierał porozumień z postsowiecką Rosją, ukształtowaną przez antypolskie siły putinowskie.

Komentarz Korwin-Mikkego: Dokładnie to samo. Jeśli mamy być traktowani poważnie, to nie możemy sami wiązać sobie rąk. Każdy musi się bać, że w każdej chwili możemy zawrzeć sojusz z Rosją; albo z Chinami.

Ten postulat zawiera fałszywą tezę: „Z Rosją, ukształtowaną przez antypolskie siły putinowskie”. Jest odwrotnie: od 2008 opinia publiczna Rosji jest kształtowana przez anty-rosyjskie siły w Polsce.

Można by też odnieść wrażenie, że Polska może zawrzeć sojusz z Rosją, byle anty-putinowską. Otóż np. śp.Aleksy Nawalny był anty-putinowski, ale był zawziętym nacjonalistą, znacznie bardziej anty-polskim od JE Włodzimierza Putina.

3. TAK DLA SOJUSZU Z USA

Narracja PiS-u: Należy bezwzględnie postawić na ścisły niezachwiany, strategiczny sojusz militarny gospodarczy ze Stanami Zjednoczonymi Armia Polska musi zostać rozbudowana we współpracy z USA i nie być podporządkowana rozkazom Unii Europejskiej.

Komentarz Korwin-Mikkego: Nawet śp.tow.Gierek żądający sojuszu z ZSRS nie używał tak czołobitnych określeń. To elementarz polityki: kto traktuje politykę jako łaszenie się i przymilne merdanie ogonem, ten zasługuje tylko na to, by dostać kopniaka.

Przypominam też, że Adolf Hitler wymógł na dziewięciu państwach podpisanie Paktu Anty-Kominternowskiego, zabraniającego podpisywania z ZSRS jakichkolwiek porozumień… po czym podpisał Pakt Ribbentrop-Mołotow.

4. NIE DLA NIELEGALNEJ MIGRACJI, TAK DLA DEPORTACJI

Narracja PiS-u: Należy bezwzględnie przeciwstawić się paktowi migracyjnemu napływowi nielegalnych migrantów, przywracając i zwiększając obronę państwową i kontrolę społeczną na wszystkich granicach Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności na granicy niemieckiej, rosyjskiej i białoruskiej. W tej sprawie należy niezwłocznie przeprowadzić referendum ogólnokrajowe i uruchomić procedury deportacyjne.

Komentarz Korwin-Mikkego: To demagogia. Należy po prostu przestać płacić jakiekolwiek zasiłki imigrantom. Wtedy pozostaną tylko ci, którzy będą utrzymywać się z pracy – a wyłudzacze zasiłków uciekną do frajerskich państwa na Zachodzie Europy. I żadnej imigracji na pęczki: przyjeżdżać mogą jedynie pojedynczy imigranci.

5. NIE DLA CENTRALIZACJI UNII EUROPEJSKIEJ

Narracja PiS-u: Kategorycznie należy odrzucić nowy traktat europejski zmierzający w kierunku utworzenia jednolitego państwa europejskiego. W interesie Polski należy bronić za wszelką cenę niszczoną dziś przez Unię Europejską politykę rolną i politykę spójności, o w relacjach z UE należy stawiać wyłącznie na interes Polski.

Komentarz Korwin-Mikkego: W tym pozornie słusznym postulacie jest wstawiona „polityka rolna i polityka spójności”. Tymczasem trzeba przestać uprawiać politykę rolną – a za to przestać niszczyć rolników trzy razy za wysoką ceną ropy i elektryczności oraz absurdalnymi unijnymi (lub własnymi!) przepisami.

6. NIE DLA EURO W POLSCE, TAK DLA SUWERENNOŚCI I WOLNOŚCI

Narracja PiS-u: Za wszelką cenę należy bronić polskiego złotego oraz suwerenności monetarnej i gospodarczej Polski, jak również polityki społecznej; niedopuszczalna jest prywatyzacja służby zdrowia i edukacji.

Komentarz Korwin-Mikkego: Hasło do połowy świetne – a dalej idą czyste postulaty komunistyczne. Nie zapominajmy, że WCzc.Mateusz Morawiecki zapewniał, że myśl socjalistyczna jest częścią dorobku PiSu, a WCzc.Jarosław Kaczyński wychwalał śp.Edwarda Gierka. I to ma być Program dla Prawicy???To jest program dla PSL, Polski2050 i RAZEM.

7. PO PIERWSZE POLSKA, PO PIERWSZE POLACY

Narracja PiS-u: Relacje z Ukrainą należy opierać zawsze i wyłącznie na kryterium interesu Polski, zarówno w polityce bezpieczeństwo, w polityce gospodarczej, jak i w polityce historycznej oraz migracyjnej.

Komentarz Korwin-Mikkego: Pod tym można się podpisać – zapomniawszy, że istnieje ogromna możliwość, że przez „interes Polski” będzie się rozumiało „przypodobanie się państwom UE”; albo Rosji; albo USA…

8. NIE DLA IDEOLOGII W EDUKACJI

Narracja PiS-u: Polski naród będzie rozwijał się w oparciu a podstawowe idee i zasady, które wywodzą się z chrześcijaństwa. W interesie przyszłości Polski i Polaków należy natychmiast przywrócić i wzmocnić edukację i wychowanie patriotyczne w polskich szkołach i w uczelniach wyższych, a także zablokować i wyeliminować demoralizujące programy nauczania.

Komentarz Korwin-Mikkego: Przez osiem lat WCzc.Przemysław Czarnek zdołał spowodować, że większość młodzieży odwróciła się od katolicyzmu i nawet chrześcijaństwa – co gorsza: zdołał również obrzydzić jej patriotyzm. Duch patriotyzmu młodzi Polacy wynosili z domów; w szkołach uczono (tak samo skutecznie, jak p.Czarnek) miłości do jednego z trzech cesarzy. Trzeba całkowicie odpaństwowić szkołę i wyższe uczelnie. Natomiast ostatni postulat jest absolutnie słuszny – tyle, że PiS przez osiem lat nic w tym kierunku nie zrobiło.

9. TAK DLA SUWERENNOŚCI ENERGETYCZNEJ

Narracja PiS-u: Żaden rząd nie będzie przyjmował jakichkolwiek elementów absurdalnej polityki tzw. Zielonego Ładu, a w polityce energetycznej należy postawić przede wszystkim na polskie surowce, w szczególności na węgiel.

Komentarz Korwin-Mikkego: Początek absolutnie słuszny, ale potem powinno być: „postawić na surowce najlepsze i najtańsze”. Politycy nie mogą mówić Polakom, czym mają palić we własnych piecach.

10. MIESZKANIE PRAWEM, NIE TOWAREM

Narracja PiS-u: Należy przyjąć i wdrożyć właściwą politykę migracyjną, skierowaną w pierwszej kolejności do Polaków rozsianych po całym świecie, z polityką zachęt do powrotów i osiedlania się w Polsce. Towarzyszyć temu będzie właściwa polityka mieszkaniowa nakierowana na obniżenie cen, a nie na interes deweloperów.

Komentarz Korwin-Mikkego: Tytuł absurdalny, żywcem wzięty od skrajnych komunistów. Pod tym tytułem przemycona jest „polityka migracyjna” – zdaje się, że chodzi o mitycznych Polaków z Kazachstanu? To bzdura: gdyby chcieli przyjechać do Polski to mieli na to 40 lat. Do tego kompletne niezrozumienie, jak się buduje mieszkania… Kompromitacja.

W podsumowaniu Korwin-Mikke napisał, że „trzy punkty na dziesięć dają się przerobić na coś sensownego”.

Reszta od razu do kosza. Tym, których to nadal kusi, przypominam: to jest muchołapka” – przekonuje Korwin-Mikke.

To nie spór ideologiczny. To bitwa o niewinność dzieci.

To już nie tylko spór ideologiczny. To duchowa bitwa o niewinność naszych dzieci.
Na naszych oczach postępuje próba przebudowy cywilizacji, w której człowiek zamiast być dziełem Boga staje się projektem społecznym.
Pod płaszczykiem „równości” i „inkluzywności” do szkół, mediów i instytucji państwowych wkracza ideologia gender – systemowa, agresywna, potężnie finansowana.

Dlatego wydaliśmy książkę, która nazywa rzeczy po imieniu:
 „Teoria gender: różnorodność czy totalitaryzm XXI wieku?”

To publikacja, która dzięki wsparciu naszych darczyńców ujrzała światło dzienne.
Nie byłoby jej – gdyby nie hojne wsparcie sympatyków naszej kampanii.
 Mirosławie, przeczytaj pełny artykuł, który opisuje ideologiczny dramat naszych czasów oraz mocny, katolicki głos oporu:
Kliknij, by przeczytać cały artykuł
Nie możemy milczeć. Zbyt wiele jest do stracenia.


To walka o małżeństwo, o ojcostwo i macierzyństwo. O tożsamość naszych dzieci. O Prawdę. O Boży porządek.

Niech nasz wspólny głos będzie silniejszy niż zgubna propaganda.
Z wyrazami szacunku,
Michał Rogalski
Polska Katolicka, nie laicka
PS. Tę książkę powinni przeczytać wszyscy, którzy nie chcą, by nasze dzieci wychowywała ideologia.

Zamów swój egzemplarz teraz
 Kliknij tutaj
www.polskakatolicka.org

© 2025
Fundacja Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej 
im. Ks. Piotra Skargi

02-951 Warszawa,
ul. Rotmistrzowska 18

  kontakt@polskakatolicka.org

Byłe kraje Demoludów pomiędzy młotem a kowadłem

Byłe kraje Demoludów pomiędzy młotem a kowadłem

Szanse Polski i pozostałych Państw Europy Środkowej na odnowę vis-a-vis narastającej dynamiki rozkładu Zachodu.

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 31

Wybór Trumpa na drugą turę prezydentury wzmógł nadzieje Amerykanów i pozostałych wasali Imperium, jeśli nie na wolność i dobrobyt, to przynajmniej na możliwość bytowania w ludzkich warunkach.

Oczywiście, wszystko jest rzeczą względną i przynajmniej sytuacja materialna obywateli tzw. „zbiorowego zachodu” była i jest o niebo lepsza niż „globalnego południa”.

Jednakowoż szkopuł tkwi w szczegółach. Najważniejszymi są dynamika i kierunek zachodzących zmian.

Jeśli nawet w najzamożniejszych krajach Europy Zachodniej obserwuje się stały spadek stopy życiowej, swobód obywatelskich i wzrostu społecznych napięć związanych z narastającą nielegalną emigracją, jeśli tzw. „związki wyznaniowe” ( w szczególności „chrześcijańskie”), miast chronić transcendentalne wartości i Naukę Chrystusa, przekształcają się w struktury satanistyczne w przebraniu „sług Bożych”, powinno to powodować alarm społeczny na wielka skale.

Gdy, na dodatek, zmiany te nasilają się w lawinowy sposób, to już nie powód do alarmu, ale do NATYCHMIASTOWEJ DRASTYCZNEJ reakcji na te zjawiska.

W Europie, jedynie trzy państwa (byli członkowie DEMOLUDÓW), mogą poszczycić się na tyle dojrzałymi społeczeństwami, że proces ODNOWY mógłby się zacząć. Są to Węgry, Słowacja i Rumunia, której prawowity prezydent został usunięty, a ponowne wybory sfałszowane.

Nie jest zaskoczeniem, że w Europie Zachodniej, do cna zdeprawowanej, nie ma i prawdopodobnie nigdy nie będzie takich tendencji.

W Stanach Zjednoczonych, ze względu na specyfikę społeczną istnieją TEORETYCZNE szanse na renesans.

Żywe i społecznie aktywne są tam bowiem ciągle „wspólnoty emigranckie” i etniczne. Latynosi, Azjaci, Hindusi, tworzą zamknięte grupy etniczne, w znacznym stopniu odporne na judeo-anglosaską „śmietnikową” cywilizację, oraz satanistyczną pseudo-kulturę hollywoodzką. Nawet biali potomkowie europejskich emigrantów, w dużym stopniu zachowują świadomość swych korzeni. Stąd tak typowy sposób ich określania, jako „Polish-American”, „Italian American”, itd.

Tak więc MAGA Trumpa wydawała się Amerykanom w pełni osiągalną. Osobiście sceptycznie odnosiłem się do szans „amerykańskiego renesansu”, z dwu przyczyn:

· Aby restaurować wielką przeszłość, trzeba wprzódy ją posiadać. Amerykańska przeszłość to przede wszystkim judeo-anglosaski spisek przeciw reszcie Ludzkości, swoista mafia nie znająca granic zła. Od ludobójstwa amerykańskich Indian po obecną eksterminację Palestyńczyków, krwawy szatański ślad ciągnie się nieprzerwanym cyklem.

· Aby choć móc zacząć budować (nie restaurować nieistniejącą WIELKĄ PRZESZLOŚĆ) uczciwe i sprawiedliwe państwo, trzeba wprzódy odzyskać nad nim kontrolę. A to okazuje się NIEMOŻLIWOŚCIĄ ze względu na potęgę de facto rządzącej tym krajem globalnej oligarchii finansowej, co dopiero teraz zaczęli dostrzegać przedstawiciele autentycznych amerykańskich elit, których często na swym substucku cytuję, nie ze względu na ich wątpliwą mądrość, czy nieistniejący brak zwyczajowej zachodniej arogancji i pychy, ale z powodu tego co określa się mianem „insider view”.

Dlatego też, co również wielokrotnie artykułowałem, szanse Trumpa na ODNOWĘ są ZEROWE, ale na ostateczne rozmontowanie szatańskiego Zachodu, WIELKIE.

Niestety i w tym punkcie również tkwi szkopuł; zdegenerowana struktura Zachodu sypie się szybciej niż można było przypuszczać, zostawiają coraz mniej czasu dla Ludzkości w ogólności, a byłym Demoludom w szczególności, na konsolidację tych zdrowych części społeczeństwa, które w nich przetrwały.

Na domiar złego, społeczeństwa te są dość niewielkimi i słabymi materialnie, co zmniejsza ich siłę przebicia i jak w przypadku Rumunii ułatwia ich ponowne wciśnięcie pod but unijnego molocha.

Warunkiem sine qua non powodzenia, w naszym przypadku jest, jeśli nie równoprawna współpraca ze słowiańską Rosją, to przynajmniej w miarę cywilizowane stosunki z tym najpotężniejszym militarnym mocarstwem świata.

I ta właśnie alternatywa spędza sen z powiek szatańskim globalistom rządzącym nami z Warszawy, Berlina, Brukseli, Londynu, Waszyngtonu i Wall Street.

Wprowadzenie do wojny z Rosją III RP w zastępstwie konającego banderowskiego imperium, jest im potrzebnie nie tylko w celu wzajemnego wyniszczenia się słowiańskich narodów, ale również zapobieżeniu możliwości wstania z kolan neokolonialnego ucisku Niezależnej Rzeczpospolitej i innych szlachetnych Nacji tego regionu, jak choćby Węgier.

Szatańskie globalistyczne zło Zachodu może się jedynie utrzymać na powierzchni w przypadku ciągłego ucisku i anihilacji tych Narodów, które są potencjalnymi nosicielami DOBRA w dziedzinie Religii, Kultury oraz Cywilizacji duchowej i materialnej.

Stawka więc jest ogromna, a czasu prawie nie ma!

„Odpowiedzialne rodzicielstwo” do kosza. Normą Kościoła [i rodzin] musi być wielodzietność

„Odpowiedzialne rodzicielstwo” do kosza.

Normą Kościoła musi być wielodzietność

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/odpowiedzialne-rodzicielstwo-do-kosza-norma-kosciola-musi-byc-wielodzietnosc/

Ostrzegam: Ten tekst nie spodoba się wielu Czytelnikom. Będą nim oburzeni i wściekli na autora, zarzucając mu pomylenie, ciężkie wariactwo i odklejenie od rzeczywistości. Wiem o tym z góry – ale mimo wszystko go piszę. Zapraszam do lektury.

***

„Nie” dla dzieci, „tak” dla psów i LGBT. W ten sposób oznaczyła swoją szybę jedna z restauracji nad Bałtykiem, wywołując wiele reakcji publicystów i polityków – nie tylko prawicowych.

Wrogość wobec dzieci sięga dziś zenitu, napędzana przez szydercze artykuły w dużych lewicowych mediach. Efektem jest tragiczna sytuacja demograficzna Polski – rodzi się u nas o wiele mniej dzieci, niż w większości państw europejskich, nawet tak bliskich nam kulturowo jak Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria czy Rumunia.

Często są to zdecydowanie biedniejsze kraje, bo tu nie chodzi o przyczyny ekonomiczne. Kluczową rolę odgrywa po prostu niechęć do dzieci. Dobrze, że z tym zjawiskiem zaczyna się coraz częściej walczyć, przedstawiając rodzinę w pozytywnym świetle; dobrze, że czynią to politycy różnych prawicowych formacji. Nieustannie pytam jednak: gdzie w tym wszystkim jest Kościół katolicki?

To pytanie, uważam, kluczowe, bo za fatalnie niską dzietność Polaków część odpowiedzialności ponosi również kościelne nauczanie – zarówno to, którego nie ma, jak i to, które jest – a jest często po prostu błędne.

Teoretycznie wydaje się, że Kościół robi, co trzeba. Na przykład – piętnuje antykoncepcję. To ma pierwszorzędne znaczenie, bo czego by nie opowiadać o przyczynach kryzysu demograficznego, to właśnie łatwa dostępność skutecznej antykoncepcji jest jego „warunkiem”. Gdyby nie antykoncepcja, unikanie potomstwa byłoby trudne, a przez to dalece rzadsze – to oczywiste. Dzięki łatwej i skutecznej antykoncepcji, dzisiaj dziecko już się nie „zdarza” – jest wynikiem decyzji o tym, by w danym okresie życia małżeńskiego zrezygnować z antykoncepcji.

Antykoncepcja stała się normą, ale Kościół tę normę odrzuca. Tyle, że w ogóle się o tym nie mówi. Temat jest nieobecny na kazaniach, nie ma go w katechezie, rzadko tylko pojawia się w katolickiej publicystyce. Badania wskazują, że przytłaczająca większość polskich katolików po prostu ignoruje nauczanie Kościoła na temat antykoncepcji – a duszpasterze zdają się ten fakt po prostu przyjmować jako niezmienialny. Tak już jest – i tyle.

Dlaczego? Przyczyna jest dość prosta – choć zarazem bardzo głęboka. Otóż Kościół sam się obezwładnił, wprowadzając pod koniec lat 60. katastrofalną w skutkach kategorię „świadomego rodzicielstwa”. Kategoria ta pojawiła się w encyklice „Humanae vitae” papieża Pawła VI, ale była już wcześniej obecna w wielu dyskusjach i publikacjach.

„Odpowiedzialne rodzicielstwo” oznacza tymczasem totalne przewartościowanie.

W naturalnym modelu rodziny dzieci jest tyle, ile jest: małżonkowie prowadzą normalne życie małżeńskie, a dzieci przychodzą na świat. Generuje to oczywiście różne trudności, ale – tak jest. Małżeństwo oznacza wielodzietność, kropka.

W modelu „świadomego rodzicielstwa” jest inaczej. To rodzice decydują o tym, ile będą mieć dzieci. Może siedmioro? A może tylko troje albo nawet jedno? To ich decyzja. Owszem, papież Paweł VI – a za nim katolickie duszpasterstwo posoborowe – teoretycznie mówi o otwartości na dzieci oraz o tym, że nie można ograniczać ich liczby „bez poważnej przyczyny”. Jednak w praktyce to, co jest „poważną przyczyną”, każdy definiuje sobie sam – porównując się z innymi ludźmi.

Koleżanka z pracy ma dwoje dzieci i razem z mężem mogą zapewnić im dobrą edukację. Jeżdżą co roku za granicę. Mają ładne i wygodne mieszkanie w centrum. A ja mam urodzić trzecie dziecko? Znowu zrezygnować z pracy? Jak zresztą zapłacę im wszystkim za dodatkowy angielski? Na wakacje pojedziemy tylko nad jezioro? Skąd wezmę większy samochód? Wreszcie, będzie trzeba mieszkać w domku pod miastem i wszędzie dojeżdżać?

Przecież to zniszczy „dobre życie”!

Czy nie jest to „poważna przyczyna”?

W sumie każda przyczyna staje się „poważna” – bo może się taką stać. Nie ma tu jasnych reguł, nie ma wytycznych, nikt o tym nie mówi; temat nie istnieje. Kiedy przyjmuje się paradygmat, w którym to rodzice „świadomie” ograniczają liczbę dzieci – temu ograniczaniu nigdy nie będzie końca, a ludzie będą chodzić na łatwiznę.

Tak się właśnie dzieje. Zamiast dużych, wielodzietnych rodzin, katolicy zakładają malutkie rodziny z jednym czy dwojgiem dzieci. No, góra z trojgiem, przy czym troje uchodzi już za heroizm albo fanaberię, co kto woli. Dane są jasne. Tylko 8,6 proc. rodzin ma w Polsce troje lub więcej dzieci. Przy czym troje to absolutna większość w tej grupie. Normalne, naturalne rodziny, w których dzieci jest na przykład siedmioro czy dziesięcioro – to w skali kraju całkowity margines. W skali kraju oznacza, że również – w skali Kościoła w Polsce.

Do totalnego chaosu dokłada się jeszcze sposób, w jaki Kościół katolicki zaleca realizować to „odpowiedzialne rodzicielstwo”. Jest nim „naturalna kontrola poczęć”. Bardzo szybko zaczęła być przedstawiana jako „katolicka antykoncepcja” – i nic dziwnego, bo do tego się sprowadza.

Paweł VI zakazał stosowania antykoncepcji, ale nakazał (sic!) „odpowiedzialnie planować rodzinę”. Katolicy wzorują się na innych ludziach (to normalne) i chcą w aspekcie materialnym żyć, jak oni. Mają więc mało dzieci – bo tak się dziś żyje, no, a zresztą papież kazał być „odpowiedzialnym” – jak się rozumuje, żeby było na ten angielski, wakacje i samochód.

Muszą to jakoś osiągnąć. Zaczynają zatem „naturalnie kontrolować poczęcia”. Problem polega na tym, że choć jest to niewątpliwie „kontrola poczęć”, to naturalna nie jest na pewno.

Polega to na tym, że mąż i żona odsuwają się od siebie w okresie płodnym, współżyjąc tylko wówczas, kiedy kobieta jest niepłodna. Naturalnie mąż i żona współżyliby właśnie wtedy, kiedy kobieta jest płodna – wtedy ma do tego skłonność, tego wymaga naturalny rytm.

Zgodnie z „odpowiedzialnym rodzicielstwem” następuje jednak całkowite zaburzenie tego naturalnego rytmu. Po drugie, żeby stwierdzić, kiedy jest niepłodna a kiedy płodna, kobieta kontroluje się za pomocą specjalistycznej aparatury, co wprowadza do codziennego życia kolejny całkowicie nienaturalny element.

W posoborowym duszpasterstwie dorabia się do tego całą ideologię, na pozór bardzo pobożną. Słychać na przykład – pisał o tym również Jan Paweł II – że tego rodzaju postępowanie uczy wstrzemięźliwości, bo wprowadza do małżeństwa czas bez pożycia. Nie zwraca się już uwagi na frustrację, którą to rodzi. Zapomina się, że okresy wstrzemięźliwości są naturalne dla każdego małżeństwa, również tego, które nie zajmuje się „odpowiedzialnym rodzicielstwem”. Miesiączka, ciąża, połóg – tak wyglądają „naturalne” okresy wstrzemięźliwości.

Kompletnie ignoruje się też sprytny wybieg, którego dokonuje „naturalna” kontrola poczęć. „Otóż akt małżeński z natury swej zmierza, ku płodzeniu potomstwa. Działa zatem przeciw naturze i dopuszcza się niecnego w istocie swej nieuczciwego czynu ten, kto spełniając uczynek, świadomie pozbawia go jego skuteczności” – tak pisał w „Casti connubii” Pius XI. Posoborowe duszpasterstwo twierdzi, że „naturalne” planowanie rodziny pod to nie podpada.

Na pewno?

Papież potępił „świadome pozbawienie” skuteczności aktu małżeńskiego, który z natury zmierza ku płodzeniu potomstwa. Wstrzymywanie się z tym aktem do momentu, kiedy dzięki specjalistycznym narzędziom stwierdzamy niepłodność kobiety, jest w oczywisty sposób „świadomym pozbawieniem” aktu małżeńskiego jego skuteczności. Dzięki technice znajdujemy moment, kiedy akt nie będzie mieć swojej skuteczności – i wówczas go realizujemy. Jasne, że to coś innego, niż mechaniczne albo chemiczne obezpłodnienie aktu. Niemniej jednak – nadal jest to sprytne i przemyślne „użycie” małżeństwa tak, by dzieci z tego nie było. Uczciwie byłoby zatem ogłosić, że… Pius XI po prostu się pomylił, jak i cała katolicka Tradycja w ogóle. Absurd – prawda?

Są katolicy, którzy próbują łączyć wymaganie odrzucenia antykoncepcji z przyjęciem współczesnego stylu życia – i faktycznie przez całe życie małżeńskie stosują „naturalne” metody ograniczania dzietności, jakoś sobie z tym radząc. Wielu z nich ma przy tym wiele dzieci – pięcioro, siedmioro, dziesięcioro. To jednak bardzo rzadkie przypadki – o wiele rzadsze, niż liczba ludzi, którzy naprawdę głęboko wierzą w Jezusa Chrystusa i regularnie chodzą do Kościoła. Jak to możliwe?

Przyczyna jest prosta. Nie bardzo rozumieją, dlaczego mieliby to zrobić: użycie prezerwatywy jest złem, ale unikanie całymi tygodniami pożycia i zbliżanie się tylko w okresie niepłodnym – jest już w porządku? Na zdrowy chłopski rozum – nie ma to sensu; a życiem rządzi zwykle zdrowy chłopski rozum, a nie romantyczne rozważania posoborowych teologów o wielkiej wartości relacyjnej aktu seksualnego w okresie, w którym żona jest niepłodna.

Metoda, owszem, inna, ale przecież cel dokładnie ten sam – odrzucić główny cel małżeństwa, uniknąć dzieci.

Uniknąć dzieci – oto credo „odpowiedzialnego rodzicielstwa” tak, jak rzeczywiście jest realizowane.

Dokładnie to samo, którym posługuje się modernistyczna cywilizacja wroga normalności. Różnią się tylko przyjętymi narzędziami i używaną propagandą, ale realizują dokładnie ten sam cel.

Skutki są, jakie są – dzieci nie ma, bo wszyscy starają się ich unikać.

Co zatem? Sądzę, że z tego impasu są dwa wyjścia. Pierwsze zakłada quasi-modernistyczną rewolucję na modłę niemiecką. Duszpasterze musieliby przestać udawać i bawić się w romantyczne gry słowne. Koniec z pozornie „naturalnym” planowaniem rodziny. Kościół uznaje, że skoro o liczbie dzieci decydują rodzice, to mają prawo robić to tak, jak im jest wygodnie – byleby nie wiązało się to z naruszeniem prawa do życia. Innymi słowy, antykoncepcja „chemiczna” pozostaje niedopuszczalna, bo jest potencjalnie wczesnoporonna; niedopuszczalne są także inne jej formy, które mogłyby zniszczyć rodzące się życie. Takie formy współżycia i antykoncepcji, które nie naruszają życia, zostają całkowicie dopuszczone i rzecz pozostawia się w gestii małżonków. Nie teoretyzuję – to model, który został przyjęty przez biskupów w wielu diecezjach świata, tam, gdzie „Humanae vitae” od początku została uznana za zbyt restrykcyjną. Koronnym przykładem są oczywiście Niemcy. W Kościele katolickim w RFN przyjęto tzw. etykę relacyjną. Uznaje się, że w życiu seksualnym małżonków dopuszczalne jest to, co w ich ocenie służy relacji – i tyle. Logicznie prowadzi to również do zaakceptowania seksu homoseksualnego.

W tym niemieckim paradygmacie zasadniczo na bok odsuwa się pojęcie natury. To bardzo konsekwentne rozwinięcie pryncypiów, które wyłożono w duszpasterstwie po II Soborze Watykańskim, czyli unikania potomstwa i kładzenia prymatu na romantyczną relację między ludźmi. Niemiecki model jest przy tym jawnie niezgodny z wcześniejszym nauczaniem Kościoła, ale nikt tego nie kryje. Uważa się, że tak po prostu można – i już.

Drugie wyjście jest, powiedziałbym, o wiele bardziej katolickie. Odrzuca się w nim „odpowiedzialne rodzicielstwo” w jego obecnej patologicznej formie. Rezygnuje się z „naturalnego” planowania rodziny jako normy – na rzecz przyjęcia wielodzietności jako właściwego i zwykłego modelu katolickich rodzin.

Przyjmuje się, że katolicka rodzina co do zasady nie ogranicza liczby dzieci, ale ma ich tyle, ile da Pan Bóg. Trudności, które z tego wynikają, przyjmuje się jako krzyż; ale dzięki pociesze płynącej z mocnej wiary są one przecież do zniesienia.

„Naturalne” metody unikania potomstwa zostają sprowadzone do marginesu i służą teologom moralnym do wypracowywania zasad „używania” małżeństwa w rzeczywiście trudnych sytuacjach, kiedy na przykład na kolejne poczęcie nie pozwala trudna sytuacja zdrowotna.

W przypadku zwykłym, powtarzam, normą staje się autentyczna wielodzietność – i z tej perspektywy prowadzone jest duszpasterstwo. Rodzina 2+2, bo małżonkowie nie chcieli więcej dzieci, choć zdrowotnie mogli, staje się patologią, a nie „odpowiedzialnym rodzicielstwem”.

Przyjmując drugie wyjście Kościół katolicki, jak sądzę, zachowałby wierność wobec swojej misji, którą jest głoszenie naturalnego prawa moralnego i Bożego Objawienia, a nie układanie się z modelem życia wykreowanym przez antychrześcijańską i wrogą wobec człowieka Rewolucję.

Nie wymagam, by ten nowy model od razu się zakorzenił, a ci, którzy do niego nie dostają, spotykali się z ciężkim potępieniem, bynajmniej. Błąd już się zakorzenił i ludzkie decyzje należy oceniać w adekwatnym kontekście. Moralna odpowiedzialność małżonków, którzy na różne sposoby unikają potomstwa, jest bardzo różna, a kto chciałby wszystko wrzucać do worka grzechu ciężkiego skazującego na wieczne potępienie, ten, sądzę, naruszyłby zasady sprawiedliwego osądu – szczegóły muszą oczywiście rozstrzygać moraliści, nie dziennikarze.

Kościół musi jednak zrobić wszystko, co w jego mocy, by rozpowszechniony błąd – zaniknął.

Dlatego wielkim wyzwaniem duszpasterskim i teologicznym na XXI wiek jest odrzucenie kategorii „świadomego rodzicielstwa” i wprowadzenie na to miejsce naturalnej kategorii katolickiej wielodzietnej rodziny, która przyjmuje dzieci jako dar od Pana Boga, znosząc w pokorze i modlitwie trudy dnia codziennego.

Paweł Chmielewski

Oblężenie !! Policja otoczyła restaurację w Wałbrzychu, w której zebrali się członkowie Ruchu Obrony Granic. Niebezpieczny 90-cio-latek.

Policja otoczyła restaurację w Wałbrzychu,

w której zebrali się członkowie Ruchu Obrony Granic

26.07.2025 https://www.tysol.pl/a144206-policja-otoczyla-restauracje-w-walbrzychu-w-ktorej-zebrali-sie-czlonkowie-ruchu-obrony-granic

– W jednej z restauracji przebywa Robert Bąkiewicz z organizatorami zgromadzenia. Wraz z nimi około 7-8 osób w podeszłym wieku. Około 70 funkcjonariuszy policji w tym momencie pilnuje restauracji – informuje Telewizja Republika i pokazuje to, co dzieje się w sobotę w Wałbrzychu.

Policja otoczyła restaurację w Wałbrzychu, w której zebrali się członkowie Ruchu Obrony Granic / fot. tysol.pl

Policja otoczyła restaurację, w której przebywa Bąkiewicz

W sobotę, po manifestacji przeciw nielegalnej imigracji na Placu Magistrackim w Wałbrzychu, doszło do zaskakującej sytuacji – policja pilnuje restauracji, w której przebywa Robert Bąkiewicz wraz z kilkoma innymi osobami.

Sytuacja wydaje się groteskowo. W jednej z restauracji przebywa Robert Bąkiewicz z organizatorami zgromadzenia. Wraz z nimi około 7-8 osób w podeszłym wieku. Około 70 funkcjonariuszy policji w tym momencie pilnuje restauracji – informuje dziennikarz Telewizji Republika.

Manifestacja przeciw nielegalnej imigracji w Wałbrzychu

W sobotę na Placu Magistrackim w Wałbrzychu zebrało się około 100 osób, aby zaprotestować przeciwko nielegalnej imigracji. Manifestację firmował Ruch Obrony Granic i jego lider Robert Bąkiewicz.

Według informacji podanych przez serwis dziennik.walbrzych.pl, policja uznała zgromadzenie za nielegalne, a pomiędzy funkcjonariuszami a manifestantami doszło do ostrej wymiany zdań.

Ostatecznie zgromadzenie się odbyło, a – jak informuje serwis – “manifestacja przebiegała spokojnie i bez incydentów”.

Najwięcej emocji wzbudziły działania policji, która po zakończeniu protestu okrążyła plac Magistracki szczelnym kordonem i legitymowała osoby biorące udział w zgromadzeniu – czytamy.

Robert Bąkiewicz: To przejaw represji

Do całej sprawy odniósł się sam Robert Bąkiewicz, lider Ruchu Obrony Granic, który stwierdził, że “po prawidłowo zwołanym zgromadzeniu, zostaliśmy otoczeni przez policję, która żądała wylegitymowania wszystkich uczestników”.

Policjanci twierdzili, że dopuściliśmy się zakłócania ładu i porządku publicznego. Oceniamy to jako kolejny przejaw represji wobec Ruchu Obrony Granic. W wyniku działań funkcjonariuszy zasłabł starszy uczestnik zgromadzenia – ponad 80-letni mężczyzna – przekazał Bąkiewicz.

25,1 tys. wyświetleń

POLSKA DLA POLAKÓW. Krzysztof Baliński.

Krzysztof Baliński 26 listopada 2022

4 czerwca 1990 to finał gorączkowych rewindykacji etnicznych. Po ideologicznym recyclingu i partyjnej metamorfozie (tj. wstąpieniu do UD/UW, najlepszej inwestycji Kominternu w Polsce), na rządowych stołkach zasiada drugie, a nawet trzecie pokolenie pewnej mniejszości. Zmiana warty udaje się znakomicie – kosmopolityczna szajka, której szef dogadał się w Magdalence z Kiszczakiem, znalazła się w pierwszym szeregu budowniczych III RP. W starych demokracjach jest czymś oczywistym, że opinia publiczna ma prawo znać przeszłość ludzi, którzy w jakikolwiek sposób decydują o jej losach. Prześwietlany jest każdy. W Polsce dla sitwy, która swymi mackami omotała całe państwo, wszelkie pytania i rozważania o rodzinnych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach” i „antysemityzm”.

Gdy Bronisław Geremek kompletował swój „zespół”, kierował się jedną regułą: niepolskie pochodzenie. Świadczą o tym rozliczne i namacalne dowody. Żeby można było zrobić karierę, zdobywać zaszczytne tytuły i stanowiska przydatna była też rekomendacja Michnika, Urbana lub Kiszczaka. Geremka (i przy okazji, siebie) zdemaskował Władysław Bartoszewski w Knesecie:  „Polska to ewenement. Pokażcie mi taki drugi kraj w Europie, w którym w ciągu ostatnich dwóch dekad  trzech szefów dyplomacji miało żydowskie pochodzenie, jeden był honorowym obywatelem Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę”. Wtórował mu ówczesny prezydent RP, który w wywiadzie dla ukraińskiej „Zierkało Niedieli” rzekł: „W naszym kraju nie ma zbyt licznie reprezentowanych mniejszości narodowych, tym bardziej je więc wysoko cenimy”. No i mieliśmy, co mieliśmy. Pierwszego szefa rządu wybrała sobie mazowiecka gmina żydowska, a ministrem spraw zagranicznych został syn warszawskiego rabina. Po nim premierem został wnuk żołdaka Wehrmachtu, a wicepremierem i ministrem obrony członek władz Związku Ukraińców w Polsce.

Bogdan Zdrojewski miał objąć MON, ale został przesunięty na Ministerstwo Kultury, a ministrem został lekarz psychiatra z Krakowa. Był on wprawdzie właścicielem Instytutu Studiów Strategicznych, ale ta pompatyczna nazwa myli, bo instytut zajmował się takimi strategicznymi kwestiami, jak wpływy kultury żydowskiej. Ministrem finansów miał być Zbigniew Chlebowskim, ale w Warszawie pojawił się poddany brytyjski i skarbnikiem naszej kasy został nie mający obywatelstwa polskiego „angielski ekonomista profesor Jan Vincent Rostowski”. Po jakimś czasie okazało się, że minister nie jest ani ekonomistą, ani angielskim, ani profesorem, tylko wykładowcą na Uniwersytecie Sorosa w Budapeszcie, a profesorami to byli pochodzący z Kresach jego dziadek Jakub Rofhfeld, syn Mojżesza i Lei z domu Broder oraz jego kuzyn Adam Daniel Rotfeld. Sprawę można by też ująć innym pytaniem: Gdzie jest na świecie taki drugi kraj, w którym głównym ekonomistą zostaje historyk, ministrem finansów absolwent technikum ogrodniczego, ministrem zdrowia księgowy, szefem BBN lekarz, ministrem obrony historyk, ministrem rozwoju i technologii filolog, ministrem przedsiębiorczości menedżer kultury, a szefem największej spółki państwowej były operator wózka widłowego?

Rostowski wydzielił gabinet dla pracującego społecznie „zewnętrznego eksperta” od podatków, pani Renaty Hayder, która okazała się być spokrewniona z Rotfeldami. Podatkami zajmował się przewodniczący sejmowej komisji „Przyjazne państwo”, Janusz Palikot, który w międzyczasie wrócił do judaizmu i został członkiem loży B’nai B’rith. Okazało się też, że wśród darczyńców na Muzeum Polin znalazł się Jan Kulczyk i jego połowica, którzy zrobili wielki majątek, prywatyzując masę upadłościową po PRL. Niektórzy mówią, że pieniędzmi dzielili się z WSI. Ale to niepoważne bredzenie, bo zdradził ich bratni oligarcha z bratniej Rosji, Borys Bieriezowski: „Czasy były takie, że każdy brał, ile mógł unieść”. Jeszcze lepiej zdiagnozował to Józef Oleksy: „Kosmopolityczne gangi rozkradły Polskę”. Przy okazji podważył „legalność majątku” innego żydowskiego oligarchy. I, co ciekawe, Aleksander Kwaśniewski nazwał go w rewanżu zdrajcą i idiotą, ale nie… „kłamcą”!

Za czasów „pierwszego niekomunistycznego rządu wolnej Polski”, ulica mówiła: „Sami Żydzi tylko jeden Syryjczyk” (chodziło o ministra przemysłu Tadeusza Syryjczyka). Dziś można by zawołać: „Sami Żydzi tylko jedna Ukrainka” (chodzi o wiceminister rozwoju Olgę Semeniuk). Przypomnijmy, że ministrami od pieniędzy byli: Marek Borowski, Jerzy Osiatyński, Mateusz Jakub Morawiecki, Tadeusz Kościński, Leszek Balcerowicz, Marcin Święcicki i Grzegorz Kołodko. Trzem ostatnim przydzielono za żony: dwie urokliwe córeczki Eugeniusza Szyra (KPP-owca, szefa frakcji żydowskiej w PPR, członka BP PZPR) i córkę Maksymiliana Pohorille (KPP-owca, promotora pracy doktorskiej, rektora Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR). Śledząc „sukcesy” pomyślnie ożenionych, można pytać, czy aby na pewno byli samodzielni, i czy ministrami nie zostali dzięki instytucji Esterki, która, w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki, mocno modeluje zasady polityki kadrowej. Można też zapytać: W jakim innym kraju możliwa byłaby tak żelazna logika postępowania i precyzja w obsadzie kluczowego stanowiska?

W dzień po aneksji Krymu kilkudziesięciu Polaków z Mariupola zwróciło się o tymczasowe schronienie w kraju przodków. Postawa rządu warszawskiego wprawiła w osłupienie. Wiceszef MSZ – a był nim Rafał Trzaskowski – sprzeciwił się temu, publicznie dywagując, że mogłoby to nie zostać dobrze odebrane przez… Kijów. „Sprowadzanie tych Polaków podważa status Ukrainy, jako państwa silnego i demokratycznego, stąd Polsce trudno sobie na to pozwolić, ponieważ chcemy wzmacniać państwowość ukraińską, a ściąganie Polaków byłoby przyznaniem, że Ukraina sobie nie radzi. Jeżeli powiemy, że wszyscy Polacy z terytorium suwerennej Ukrainy mogą przyjechać do Polski, to w pewnym sensie będziemy podważać to, czy Ukraina jest silnym, demokratycznym państwem – oświadczył. Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski?” – podwyższył poprzeczkę. Gdy w lutym wtargnęły do Polski miliony „uchodźców” z Dzikich Pól, w tym pół miliona weteranów obrony „silnego, demokratycznego państwa” przed Ruskimi, Trzaskowski stał się nagle zwolennikiem ich sprowadzania, i to w jak największej liczbie.

Czy powodem takiego wybryku Trzaskowskiego nie jest to, że jego matką jest Teresa z domu Arens, a ojczymem Marian Ferster, syn pułkownika UB Aleksandra i funkcjonariuszki UB Władysławy, której stryj Bolesław Drobner, był ministrem w PKWN, prezydentem Wrocławia i, do Marca ’68, I sekretarzem KW PZPR w Krakowie? Czy znaczenia nie ma to, że matka Trzaskowskiego, która w latach 50. prowadziła bar w „Piwnicy pod Baranami”, jako tajna współpracowniczka i donosicielka o pseudonimie Justyna, miała kontakty z dyplomatami z konsulatu USA w Krakowie, a dzisiaj jej synalek, który patriotyzm wyssał z mlekiem matki, ma doskonałe kontakty z dyplomatami z ambasady USA i też je wykorzystuje do antypolskich celów? Co Trzaskowskiego najbardziej przeraziło? Perspektywa: Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski. Co w tym wszystkim jeszcze przeraża? Opozycja, której przeszkadza zawieszenie sędziego Tuleyę, a nie przeszkadza, gdy rządząca partia rozbraja polską armię (a uzbraja po zęby armię sąsiada, który nas nienawidzi), gdy wyjmuje z kieszeni Polaków 100 miliardów i napycha kabzy oligarchów ukraińskich, gdy na zmywak wysłała miliony Polaków, a przyjmuje na garnuszek miliony Ukraińców, obdarzając ich nadzwyczajnymi przywilejami. I jeszcze jedno – jak wynika z najnowszego sondażu IBRiS, na czele rankingu polskich polityków jest prezydent Warszawy. Ufa mu 44 proc. badanych. No i mamy, co mamy – przyszłego Prezydenta Wszystkich Polaków.

Szewach Weiss na łamach „Rz” wygadał się: Kiedy Żyd chce, by rozpoznał go jego rodak, mówi „AMCHU”. Jest to tajemny kod żydowski. Niemożliwością jest rozpoznać każdego Żyda z wyglądu i, jakkolwiek by to brzmiało dziwnie, po kształcie jego nosa, ani po nazwisku. Wielu Żydów zmieniło bowiem swoje rodowe nazwiska, także ze względów bezpieczeństwa. Myli się i wprowadza w błąd innych ten, kto twierdzi, że żydostwo jest tylko wiarą. Nawet ci, którzy odeszli od wiary mojżeszowej, nawróceni na inne wyznanie, odczuwają przynależność do swego narodu (…) Solidarność żydowska istnieje również między tymi, którzy przeszli na chrześcijaństwo, i tymi, którzy zostali żydami. Ta solidarność jest częścią duszy żydowskiej. Ten, kto porzucał żydostwo, robił to na ogół ratując swoje życie, albo był zmuszony siłą. „Amchu” umożliwiła istnienie wspólnoty narodu żydowskiego w diasporze bez państwa, bez flagi, bez władzy, bez możliwości samoobrony. „Europa przeszła drogę od Auschwitz do „Nigdy więcej Auschwitz!”. Jest mniej nacjonalistyczna. Właśnie to oraz globalizacja, Internet umożliwiają życie Żydom w europejskim domu. Dla nich jest on teraz wielkim „sztetl”. Już nie ma potrzeby ukrywać pochodzenia żydowskiego. „Amchu” wychodzi z podziemia. Żydzi obejmują najwyższe stanowiska w krajach diaspory, nie ukrywając swojej tożsamości. Jest to historyczne zwycięstwo „Amchu”. Na koniec Szewach stwierdza: „Amchu” nie jest już tajnym kodem, ale nie wolno go zgubić: „Wieczne, wieczyste „Amchu”! W wielu miejscowościach na Warmii i Mazurach Ukraińcy wieszają sobie niebiesko-żółte wstążeczki, bo policjant Ukrainiec, jak zobaczy swojego rodaka mandatu nie da, a sędzia Ukrainiec nie wsadzi za kratki. I czy dwukolorowa wstążeczek na piersi redaktora Sakiewicza, to nie takie „Amchu”?

Politycy polscy nie wyciągają wniosków z przeszłości. Wciąż popełniają te same błędy. Dotyczy to wszystkich ekip rządzących krajem po 4 czerwca 1989 roku. Bez patrzenia na interes Polski poparli obalenie Wiktora Janukowycza, a Wiktor Juszczenko plując w twarz polskim sprzymierzeńcom, ogłosił Stepana Banderę narodowym bohaterem Ukrainy. Ale czy chodziło tylko o „błędy” i czy o błędy polityków „polskich”, a nie o świadomą działalność rządzącej w Polsce żydokomuny i rządzących na Ukrainie żydobanderowców?

Rewolucja to gruntowna wymiana elit politycznych, to zdobycie władzy przez nową klasę społeczną kosztem drugiej. Tymczasem nad Dnieprem wszystko pozostało po staremu. Władza jak spoczywała, tak spoczywa w rękach kilku oligarchów żydowskiego pochodzenia. Zwraca uwagę kompatybilność elit znad Wisły i znad Dniepru. Gdy warszawskie oskarżały przedmajdanowego prezydenta o bycie marionetką Putina, świadczyć o tym miała jego zgoda, aby teki ministrów przypadły trzem politykom ukraińskim, którzy zachowali obywatelstwo rosyjskie. Tymczasem pierwszy pomajdanowy rząd ukraiński okazał się armią pełną zagranicznych najemników, z nadanym pospiesznie ukraińskim obywatelstwem. Prezydent Petro Poroszenko uzasadnił to tak: To część wysiłków, aby znaleźć innowacyjne rozwiązania w rządzie, z uwagi na nadzwyczajne wyzwania stojące przed Ukrainą. Oprócz prezydenta, obcoplemieńcami okazali się: wiceprezydent, premier, sekretarz Rady ds. Bezpieczeństwa, minister obrony, minister kultury, minister finansów, minister administracji prezydenta i wicepremier (później premier) Wołodymyr Hrojsman (którego matka jest autorką terminu „żydobanderwoszczyzna”). Nie lepiej było wśród opozycji, żeby tylko wymienić Julię Tymoszenko. I jeszcze jedno – następca Poroszenki dwa miesiące temu rzekł: „Jak zakończymy wojnę, to cała Ukraina będzie wyglądała jak wielki Izrael”.

Znamienna była tu diagnoza Nadii Szewczenko. W 2015 oficer lotnictwa Ukrainy została zwolniona w ramach rosyjsko-ukraińskiej wymiany jeńców. O jej uwolnienie zabiegali prawie wszyscy politycy zachodniego świata. Prezydent Poroszenko nadał jej tytuł bohatera narodowego. Została deputowaną Rady Najwyższej. Miała prezydenckie ambicje, a sondaże wskazywały, że cieszy się największym zaufaniem wśród Ukraińców. Tymczasem w marcu 2018 roku ukraiński parlament, przytłaczającą większością głosów, uchylił jej nietykalność i zezwolił na areszt, z oskarżenia o planowanie zamachu stanu oraz próbę zamachu terrorystycznego. Co takiego wydarzyło się, że trafiła za kratki? Nic wielkiego. Powiedziała tylko (ku wielkiemu rozczarowaniu redaktorów naczelnych „Gazety Polskiej” i „Gazety Wyborczej”): „Żydzi stanowią 2 proc. społeczeństwa, a zajmują około 80 proc. stanowisk w rządzie”. Wymieniła premiera Wołodymyra Hrojsmana. Stwierdziła, że Petro Poroszenko tak naprawdę ma na nazwisko „Walcman”. Zasugerowała żydowskie pochodzenie Julii Tymoszenko, a wcześniej w studio telewizyjnym zgodziła się z wypowiedzią jednego z widzów o „żydowskim jarzmie na Ukrainie”.

Czy „Żydobanderowcami” są też redaktorzy „Gazety Wyborczej”? Zastanawia bowiem osłona medialna, jaką Michnik od lat zapewnia mniejszości ukraińskiej. Czy tym samym tropem pójść można w przypadku Anne Applebaum, która na łamach gazety Michnika dowodziła: „Nacjonaliści na Ukrainie to jedyna nadzieja tego kraju na ucieczkę od apatii, drapieżnej korupcji i, w ostateczności, rozpadu. Żaden rozsądny bojownik o wolność nie wyobrażał sobie utworzenia nowoczesnego państwa, a co dopiero demokracji, bez ruchu o nacechowaniu nacjonalistycznym”. A co z redaktorami „Gazety Polskiej? Przecież ich też łączy z Applebaum pogląd, że każdy nacjonalista jest dobry, byle nie polski?

Kto w Polsce bierze czynny udział w promowaniu banderowskich postulatów historycznych i gloryfikuje zbrodniczą organizację? Od samego początku istnienia III RP środowisko dawnego KOR, skupione   wokół „Gazety Wyborczej”, za cel główny swoich działań postawiło sobie lansowanie idei tzw. pojednania polsko-ukraińskiego, przez co rozumiano przyjęcie wykładni historii najnowszej środowisk probanderowskich. Ośrodek skupiony wokół Adama Michnika i Jacka Kuronia, tropiący wszelkie przejawy nacjonalizmu w Polsce,  przeszedł do porządku dziennego nad skrajnie szowinistyczną ideologią OUN-UPA. Michnikowi i Kuroniowi nie przeszkadzało nawet to, że organizacja, którą wzięli w obronę miała na sumieniu śmierć dziesiątków tysięcy Żydów.  Główną wykładnią stały się słowa Jacka Kuronia: „Jeśli Ukraina chce być niepodległa, nie może wyrzec się pamięci o UPA. UPA była powstańczą armią walczącą o niepodległość”. Przypomnieć też warto o złożonej w wywiadzie dla „Kuriera Galicyjskiego” propozycji Adama Michnika przyłączenia Polski do Ukrainy i nadanie nowemu tworowi nazwy UKR-POL. „Będziemy wówczas państwem, z którym się będzie musiał liczyć każdy i na wschodzie i na zachodzie” – prorokował, z akcentem na „MY”. Chociaż w tym przypadku nie trudno było odgadnąć, że w pomyśle „nie chodziło o jakiś „UKR-POL”, tylko o stary żydowski pomysł z Judeopolonią.

Dlaczego pochodzący z żydokomunistycznej rodziny kresowej Paweł Kowal, nawołując do wspierania neobanderowskiej Ukrainy, najchętniej w imię interesów i rojeń polityków ukraińskich wypowiedziałby wojnę Rosji? Jak wyjaśnić jego słowa, że „Ukraińcy muszą dojrzeć do samooceny tak, jak Polacy dojrzeli do samooceny w Jedwabnem”? Dlaczego Dawid Wildstein powiedział: „Nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców” i czy nie ma znaczenia, że jego dziadek był ubekiem, a ojciec masonem? A może chodzi o coś innego? Aleksander Kwaśniewski, syn ukraińskiego Żyda i oficera NKWD w sprawach Ukrainy wypowiada się jak lobbysta ukraiński, bo bierze pieniądze od żydowskich oligarchów.

À propos – gdy w 1976 r. powstał KOR Michnik pisał: „Marek Edelman powiedział kiedyś, że KOR to było to samo, co Bund. Te same ideały, te same wartości. Dla mnie – mówił Marek – Bund i KOR to ciągłość”. Tymczasem Bund był przedwojenną żydowską partią, która reprezentowała komunistyczny ekstremizm, która manifestował swoją wrogość do państwa polskiego, domagała się pełnej autonomii dla żydów, laickiego szkolnictwa oraz zrównania języka jidysz z językiem polskim, którą minister spraw wewnętrznych II RP uznał za „partię kryptokomunistyczną, bo „zgłosiła swój akces do komunistycznej Międzynarodówki i stoi na stanowisku wrogim naszemu państwu”. Sprawdzianem lojalności KOR wobec Polski byli wyłonieni liderzy, którzy w sytuacji niedojrzałości chłopsko-robotniczych elit „S”, przejęli ruch protestu, wymanewrowali hierarchów kościelnych, zmonopolizowali poparcie z zagranicy, zablokowali odrodzenie się endecji, chadecji, a nawet PPS.

Dlaczego wszyscy mają poglądy dziwnie podobne do poglądów lobby ukraińskiego? Co, oprócz miłości do banderowców, ich łączy? Może nienawiść do Polaków? I czy tylko nienawiść? Anne Applebaum i żydowska gazeta dla Polaków szczególnie uwzięła się na Wiktora Janukowycza. I tu pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że „Nasz Dziennik” nieopatrznie ujawnił: „Korzenie rodziny Wiktora Janukowycza sięgają dzisiejszej Białorusi (…) w Janukach wszyscy byli gospodarzami i pszczelarzami (…) dziadek Wiktora został ochrzczony w miejscowym kościele katolickim. Ludność tych terenów Białorusi – to przeważnie katolicy. Toż była tu kiedyś Polska. Swoistymi świadkami tamtych czasów są pomniki na miejscowym cmentarzu. Na większości z nich napisy już się starły, a na tych, które się zachowały, widać napisane alfabetem łacińskim nazwisko „Janukowicz”. I drugie pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że tygodnik „Nasza Polska” napisał: „Nie mógł Polak zostać prezydentem w Warszawie to musiał w Kijowie. Na Warszawę jeszcze Polacy muszą poczekać!”. Na Janukowycza uwzięła się nie tylko gazeta żydowska. Słowa: „Popieram wszystkich Ukraińców protestujących w Kijowie przeciwko rządom postkomunistycznego bandyty”, pojawiły się w… „Warszawskiej Gazecie” Pomijano przy tym i przemilczano oczywisty fakt, że przedmajdanowa ekipa wła­dzy w Kijowie była po prostu propolska i że swoistej pikanterii dodawał postulat ministra edukacji w rządzie Janukowycza wprowadzenia języka polskiego jako drugiego języka urzędowego w zachodniej części Ukrainy.

Polityczne zadanie usunięcia Janukowycza, postawione przed polską klasą polityczną przez Sorosa, wymagało „marginalizacji konfliktów historycznych” i partnera po stronie ukraińskiej. Zostali nimi skrajni nacjonaliści, którym nie przeszkadzało, że Ukrainą rządzi rosyjsko-żydowska mafia i że finansowego wsparcia udziela im lider społeczności żydowskiej, rezydujący w Genewie posiadacz paszportu izraelskiego Ihor Kołomojski. „Naszych”, do tej antypolskiej machinacji nie zniechęcił nawet Günter Verheugen, który zdiagnozował: „Po raz pierwszy w tym stuleciu prawdziwi faszyści z krwi i kości zasiadają w rządzie”. W tym kontekście przypomnieć należy, że Janukowyczowi szyto buty marionetki Moskwy, mimo że dobrze mu szło układanie stosunków z Putinem na zasadzie „jak równy z równym”, mimo że nie zgodził się, by Ukraina wstąpiła do unii celnej z Rosją i mimo że z większym sukcesem niż „nasi”, oparł się szan­tażowi energetycznemu Putina, i to wówczas, gdy mentalnie zrusyfikowa­ny polski minister podpisywał niekorzystne kontrakty na dostawy gazu rosyjskiego.

Przy okazji – co się porobiło z PSL-owcami? Niegdyś byli pierwszą partią, która dbała o pamięć pomordowanych na Wołyniu. Dziś Kosiniak-Kamysz pierwszy rzuca hasło „UkraPolin”, a Marek Sawicki rzuca pomysł, aby Państwo Polskie wykupiło i wyremontowało 200 tysięcy opuszczonych chłopskich chałup i przekazało je ukraińskim przesiedleńcom. À propos – kiedy podczas kampanii wyborczej w 2015 r. kandydat PSL Adam Jarubas naruszył święte tabu, jakim jest bezkrytyczne popieranie Ukrainy, został solidarnie zaatakowany przez cały establishment i skutecznie wyciszony. To był klasyczny przykład funkcjonowania nieformalnego układu PO-PiS, kiedy spór między „zaprzańcami” a „szczerymi patriotami” nie toczy się o interes narodowy, ale o to, kto lepiej będzie rządził Polakami w interesie kosmopolitycznego układu.

Są też inne podobieństwa. Tak jak pierwszy pookrągłostołowy rząd Tadeusza Mazowieckiego podjął próbę budowy JudeoPolonii, tak pierwszy pomajdanowy rząd Petro Poroszenki podjął próbę budowy JudeoUkrainy. Z tym że nad Dnieprem to się udało, a nad Wisłą projekt runął, dzięki… Stanowi Tymińskiemu. Przypomnijmy: w wyborach prezydenckich w 1990 roku, przedstawiany jako „kandydat znikąd”, po bardzo intensywnej kampanii, podczas której przedstawiał się jako jedyny „człowiek spoza układu”, zdecydowanie kontestujący balcerowiczowskie reformy gospodarcze, uzyskał w I turze prawie 4 miliony głosów, wyprzedzając Tadeusza Mazowieckiego (i Wołodię Cimoszewicza). Po tej poniżającej klęsce, Mazowiecki wraz ze swym zamysłem Judeopolonii już się nie podniósł.

W dzisiejszej Polsce toczy się jedna wielka wojna i mnóstwo potyczek. Fronty krzyżują się, krzyżują się obce wpływy. Na te potężne i wyrafinowane naciski wystawiona jest „nasza” elita polityczna, nielojalna, czołobitna wobec obcych, uwikłana w agenturalną działalność. Czy kraj, w którym ministrami zostają przypadkowe miernoty, ludzie gardzący polskimi interesami, kupczący pozycją Polski w świecie, których jedynym celem jest utrzymanie się przy władzy, i którym rozkazy wydaje mały żydowski komik, jest zdolna do obrony polskich interesów?

Krzysztof Baliński

Czy reżimowi Tuska uda się wciągnąć III RP w wojnę z Rosją? Ktoś natychmiast musi zastąpić w boju konającą Ukrainę.

Czy reżimowi Tuska uda się wciągnąć III RP w wojnę z Rosją?

Czas nagli i ktoś natychmiast musi zastąpić w boju konającą Ukrainę .

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 25

Koniec konfliktu proxy NATO z RF na Ukrainie dobiega końca. Obecnie CIA i MI6 zajęte są projektem usuwania Zełenskego ze stanowiska „prezydenta”, ponieważ jego osoba uniemożliwia, temu co z Ukrainy pozostało, podpisanie aktu kapitulacji. Bowiem Kreml stoi na stanowisku, że nie jest on już od dawna legalnym prezydentem, a RF chce zawierać wszelkie porozumienia, jedynie z niekwestionowanymi prawnie reprezentantami Kijowa.

Dlatego też niespodziewanie Kijów stał się widownią demonstracji anty- Zełenskiemu, zgrabnie wyreżyserowanej przez wspomniane powyżej organizacje, a propaganda ZIK nagle zauważyła, że jest on skorumpowany i totalitarny; co za odkrycie!

Cała sprawa jest tym istotniejsza, że FR ma plan włączenia terytoriów ukraińskich do unii Rosyjsko-Białoruskiej, jako jej trzeciego komponentu. W tym scenariuszu legitymacja prawna działań Kremla jest niezwykle ważka.

Zachodniemu imperium kłamstw (ZIK) zależy na zachowaniu twarzy i udawaniu, że „nic się nie zdarzyło, przegranej NATO nie było”.

Aby jednak to osiągnąć i „zamieść pod dywan” byłą Ukrainę, trzeba zastąpić ją nowym graczem.

Z oczywistych powodów III RP najlepiej nadaje się do roli „ukraińskiego dublera”.

Co prawda globalistyczne Wojsko Polskie (GWP) jest niedozbrojone i posiada zapasy amunicji na dwa tygodnie konfliktu, ale wystarczy tego na „dobry początek” i wciągnięcie Polaków do „rosyjskiej maszynki do mielenia mięsa armatniego”, a to wystarczy na dozbrojenie IV rzeszy niemieckiej i jej ponowne zaangażowanie w Drang nach Osten, a przynajmniej tak uważa nowy berliński Hitler, kanclerz Merz.

Dlatego też, reżim Tuska stara się maksymalnie zaostrzyć i tak już napięte stosunki z FR, poprzez teatralne wezwania obywateli polskich do natychmiastowego powrotu z terenu FR do III RP.

„Minister spraw zagranicznych III RP”, Radosław Applebaum-Sikorski zdaje sobie doskonale sprawę, że Polacy na stałe zamieszkujący RF nie będą salwować się ucieczką do Polski, tylko po to, by zostać zbombardowanymi przez rosyjskie hipersoniczne Oreszniki. Znacznie bezpieczniej będzie im doczekać likwidacji Polski, na ogromnym terytorium RF.

Jakby jednak nie było, dramaturgia tej farsy narasta i otwarte pozostaje pytanie, czy wprzódy Tusk zlikwiduje Polskę, czy też Polska go przedtem usunie?

To pytanie tyczy się samego szekspirowskiego „być albo nie być” Narodu i Państwa. Sadząc po dynamice działań, trudno być tu optymistą.

Zapewne już teraz GWP szykuje porządną prowokację mającą na celu zrzucić winę za rozpętanie III Wojny Światowej na FR.