Rozstrzygają się losy. Europy, Polski…

Przed noworocznym toastem. Rozstrzygną się losy

31.12.2024 Stanisław Michalkiewicz https://nczas.info/2024/12/31/przed-noworocznym-toastem-rozstrzygna-sie-losy/

Nachodzi rok 2025, kiedy to 20 stycznia nastąpi zaprzysiężenie Donalda Trumpa na kolejnego, bodajże 47 prezydenta Stanów Zjednoczonych – Naszego Najważniejszego Sojusznika. Jak już wielokrotnie wspominałem, w części polskiej opinii publicznej zapanowała z tego powodu euforia, jakby Donald Trump był jednocześnie prezydentem Polski i z tego tytułu miał zadbać o realizowanie żywotnych interesów naszego państwa.

Tymczasem nic podobnego nie będzie miało miejsca. Donald Trump będzie prezydentem Stanów Zjednoczonych i z tego tytułu będzie realizował amerykańskie interesy państwowe, tak jak je rozumie. Nasze interesy państwowe powinien realizować polski rząd i polski prezydent. Z tym, jak dotąd, jest znacznie gorzej.

Niwelacja terenu pod Generalną Gubernię

Vaginet obywatela Tuska Donalda wykonuje całkiem inne zadania. Przede wszystkim ma zniwelować teren pod zainstalowanie tutaj Generalnego Gubernatorstwa w ramach IV Rzeszy, na czele której ponownie stanęła Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen, która – jak pamiętamy – obywatelu Tusku Donaldu i jego vaginetowi postawiła całkiem inne zadania; oprócz zniwelowania terenu pod Generalne Gubernatorstwo, nakazała mu też kontynuowanie „walki o praworządność”, którą w naszym bantustanie nakazała prowadzić jeszcze Nasza Złota Pani w marcu 2017 roku, a na początek zmobilizowała wszystkie organizacje broniące na świecie praw człowieków, żeby wystąpiły do Komisji Europejskiej z wnioskiem, by z Polską zrobić porządek, jako że poziom ochrony praw człowieków w naszym bantustanie urąga wszelkim standardom.

Toteż – chociaż w tak zwanym międzyczasie w Niemczech zmienił się rząd – ta linia polityczna nadal jest aktualna, jako że wpisuje się obecnie w proces niwelacji terenu pod Generalną Gubernię, do którego przyłączyło się skwapliwie tak zwane towarzycho demokratyczne, a która zostanie tu zainstalowana niezwłocznie po nowelizacji traktatu lizbońskiego, co – jak pamiętamy – rekomendował Komisji Europejskiej europejski parlament. Czy to nastąpi – tego, ma się rozumieć, jeszcze nie wiemy – bo nie wiemy, czy Donald Trump jako prezydent USA podtrzyma pozwolenie, jakiego Niemcom w marcu ub. roku udzielił prezydent Józio Biden, by urządzały sobie Europę po swojemu – m.in. zgodnie z wytycznymi sformułowanymi jeszcze w roku 1943 przez Adolfa Hitlera na spotkaniu z gauleiterami.

Hitler powiedział wtedy m.in, że „małe państwa” nie mają w nowej Europie racji bytu, bo tylko Niemcy potrafią prawidłowo Europę zorganizować. W tym też kierunku zmierza projektowana nowelizacja traktatu lizbońskiego. Toteż nie wiemy nawet, czy po 20 stycznia Polska ponownie przejdzie pod kuratelę amerykańską, a jeśli nawet – to czy w związku z tym Ameryka doprowadzi do podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu – co wymagałoby spowodowania u nas przesilenia rządowego, nawet bez udziału kelnerów – jak to miało miejsce w roku 2014 i w 2015. Niestety po naszej stronie nie widać żadnych inicjatyw w tym kierunku, chociaż w koalicji 13 grudnia ostatnio potężnie zatrzeszczało.

A dlaczego nie widać? A dlatego, że chociaż mamy wysyp tych wszystkich prezydentów (ostatnio PSL oświadczył się za panem marszałkiem Hołownią, a Lewica wystawiła panią Magdalenę Biejat), to żaden z nich nawet się w tej sprawie nie zająknie, a pan prezydent Duda sprawia wrażenie osiadającego na laurach, odkąd załatwił sobie fuchę w MKOl po zakończeniu dobrego fartu na stanowisku tubylczego prezydenta, kiedy to sprawiał wrażenie, jakby był jakimś przydupasem ukraińskiego prezydenta Zełenskiego, a nie prezydentem Polski.

Kandydaci w obliczu nowego porządku

O czym tedy mówią ci wszyscy kandydaci na prezydentów? Pan Trzaskowski, który z jakichś zagadkowych przyczyn starannie ukrywa swoje pierwszorzędne korzenie, a żadna Schwein czy to opozycyjna, czy to bezpieczniacka nie ośmiela się mu ich wyciągać, ostatnio na spotkaniu z rolnikami na Lubelszczyźnie, z miedzianym czołem, bredził, że zapewni Polsce „samowystarczalność żywnościową”. Bredził nie tylko dlatego, że prezydent w sprawach gospodarczych ma niewiele, a w gruncie rzeczy – nic do powiedzenia – ale również dlatego, bo w sytuacji, kiedy Reichsführerin właśnie podpisała w imieniu Unii Europejskiej umowę z krajami Mercosur, zgodnie z postanowieniami której, do Unii trafią produkty rolnicze z Ameryki Łacińskiej, co do których nie są wymagane wyśrubowane standardy, jak w przypadku unijnych produktów rolniczych, o żadnej „samowystarczalności” nie może być mowy. Podejrzliwcy twierdzą nawet, że ta skwapliwość Reichsführerin w podpisaniu tej umowy bierze się stąd, że po II wojnie światowej wielu hitlerowców czmychnęło do Ameryki Południowej, w której zaczęli odgrywać – to znaczy teraz już nie oni, tylko ich potomstwo – ważną, a może nawet tak zwaną „przewodnią rolę” – niczym PZPR w budowie socjalizmu – wzięła się właśnie stąd, a nie np. z pragnienia większej niezależności od Chin – bo każde dziecko przecież wie, że Chiny usadowiły się właśnie w Ameryce Południowej. Tak czy owak, umowa z krajami Mercosur może już wkrótce – chyba, że nie zostanie ratyfikowana przez członkowskie bantustany UE – doprowadzić do całkowitego upadku branży tytoniowej w Polsce, a być może innych też – bo jeśli coś złego może się stać, to na pewno się stanie.

Z kolei faworyt Naczelnika Państwa, któremu bezpieka już nawet nie w widoczny, ale wręcz ostentacyjny sposób robi koło pióra, zachęca nas do korzystania z ruchu na świeżym powietrzu. Ano, jak tylko powstanie i okrzepnie Generalna Gubernia, to ruchu na świeżym powietrzu będziemy mieli aż za dużo, choćby przy pracach podejmowanych przez komendantury obecnie chwilowo nieczynnych obozów koncentracyjnych, które przecież trzeba będzie otworzyć choćby po to, by ulokować tam sprawców zdradzieckich zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w GG, nie mówiąc już o nienawistnikach, co to zieją „mową nienawiści” i bluźnią sodomczykom i gomorytkom, przyprawiając jednych i drugich o niewysłowione katiusze.

O pani Biejat szkoda nawet wspominać, bo wiadomo tylko, że „będzie walczyć” – ale z kim i o co – tego już nie powiedziała. Ale nie musi tego mówić po pierwsze dlatego, że jeszcze sama tego nie wie, a po drugie – że z kim i o co, to zostanie jej objawione w odpowiednim czasie przez stosowny sanhedryn – na przykład – przez Judenrat „Gazety Wyborczej”. Zresztą ona uczestniczy tylko w konkursie piękności, podobnie jak inni kandydaci, nie wyłączając sezonowego pana marszałka Szymona Hołowni, który stręczy nam się w charakterze „kandydata niezależnego”. Od kogo niezależnego – tego już nie mówi – bo chyba nie od Donalda Tuska, który traktuje go dość bezceremonialnie. Inna sprawa, że bezpieka wystosowała mu pierwsze poważne, ostrzegawcze ostrzeżenie w postaci niebezpiecznych związków z Collegium Tumanum, więc w tej sytuacji chwalebna powściągliwość pana marszałka jest całkowicie zrozumiała, bo nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara. Któż takie rzeczy może wiedzieć lepiej niż bezpieka?

Rozstrzygną się losy

Podczas kiedy nasz bantustan, „w zaklętym kółku, jak w krzywym zwierciadle, sam się zadręcza własną niemożnością”, w związku z czym nawet Leszek Miller zauważył, że takie Węgry grają już w całkiem innej lidze dyplomatycznej niż Polska pod kierownictwem Księcia-Małżonka – w najbliższych miesiącach rozstrzygną się losy wojny na Ukrainie. Amerykański generał bez ceregieli zapowiada, jak przy pomocy groźby „zakręcenia kurka” finansowego sprowadzi prezydenta Zełenskiego do stołu rokowań z Rosją, a z kolei Putina – przy pomocy groźby dostarczenia Ukrainie broni, która z Rosji zrobi marmoladę. Wygląda na to, że amerykańscy generałowie, jeśli chodzi o poczucie rzeczywistości, są podobni do naszych, przynajmniej niektórzy do niektórych. Jak jest z politykami – o tym się przekonamy – chociaż nie od rzeczy będzie przypomnienie rozmów prezydenta Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem w Singapurze, w następstwie których północnokoreański tyran nabrał tylko wigoru i jak gdyby nigdy nic, z powodzeniem kontynuował rozbudowę swego arsenału nuklearnego. No a teraz w dodatku trzeba będzie uspokoić Koreę Południową, która jeszcze nie może przyjść do siebie po sześciogodzinnym stanie wojennym, nie mówiąc już o Syrii, gdzie może otworzyć się – jak powiadają – „puszka z Pandorą”. Rzecz w tym, że i bezcenny Izrael i Turcja mają tam swoje interesy i swoje widoki – niekoniecznie takie same, jak USA.

O ile jednak amerykańska polityka na Środkowym i Bliskim Wschodzie sprawia chwilami wrażenie, jakby zataczała się od ściany do ściany, to Izrael na tym tle wydaje się państwem znacznie poważniejszym, bo wykorzystał amerykańską potęgę do obrócenia wszystkich swoich sąsiadów – z wyjątkiem Jordanii, która przezornie zawczasu się obrzezała – w chaotyczne morze ruin i zgliszcz. Wyjątek stanowi złowrogi Iran, który chyba nie ma innego wyjścia, jak pójść w ślady Kim Dzong Una i zbudować odstraszający arsenał jądrowy, zanim bezcenny, miłujący pokój Izrael, zdecyduje się napuścić amerykańskiego kolosa również na „ajatollahów”, by w ten sposób zaprowadzić trwały pokój na całym Środkowym Wschodzie niczym na kirkucie.

Maszynka do mięsa

Tymczasem w związku z prawdopodobnym zakończeniem wojny na Ukrainie, do Warszawy przyjechał francuski prezydent Macron, żeby przekazać Donaldu Tusku nowe zadanie. Chodzi o wysłanie polskich żołnierzy na Ukrainę, by pilnowali tam strefy zdemilitaryzowanej, o której utworzeniu przebąkiwała amerykańska prasa zaraz po wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Chodzi o to, że wojska rosyjskie, których nikt nie będzie już próbował rugować z zajętych dotychczas terenów, od Ukraińców miałaby oddzielać licząca kilkaset kilometrów i odpowiednio głęboka „strefa zdemilitaryzowana”. Takiej strefy ktoś jednak musiałby pilnować, bo nietrudno przewidzieć, że tak zwane „incydenty” będą się tam mnożyły jak króliki. Czy jednak Rosja zgodzi się, by tej „strefy” pilnowały wojska europejskich członków NATO? Przecież w ten sposób NATO przybliżyłoby się do granic Rosji, tak jakby Ukraina została przyjęta, a przynajmniej zaproszona do Paktu Północnoatlantyckiego!

Wprawdzie obywatel Tusk Donald energicznie zaprzeczył, by nasza niezwyciężona armia została wysłana na Ukrainę, ale co warte są jego deklaracje, to już po roku rządów vaginetu, na którego czele stoi – wiemy. Jeśli zatem ktoś uchroni nas przed ewidentnym wkręceniem Polski w maszynkę do mięsa, to najprędzej zimny ruski czekista Putin, który chyba na takie przybliżenie NATO do rosyjskich granic się nie zgodzi. Kto by pomyślał!

Wyludnienie państwa. Mamy też najdroższą energię elektryczną w historii nowożytnej

Prof. Witold Modzelewski: Mamy najdroższą energię elektryczną w historii nowożytnej

29.12.2024 https://www.tysol.pl/a133068-prof-witold-modzelewski-mamy-najdrozsza-energie-elektryczna-w-historii-nowozytnej

Mamy chyba najdroższą w historii nowożytnej (…) energię elektryczną – powiedział prof. Witold Modzelewski w programie “Rozmowy niedokończone” w TV Trwam. Dokonał on również analizy i podsumowania ekonomicznego oraz gospodarczego 2024 r. z perspektywy Polski.

W rozmowie w TV Trwam, prof. Witold Modzelewski zauważył, że “drożeją artykuły konsumpcyjne” a jako najważniejszą przyczynę wskazał na ceny energii elektrycznej.

Drożeją artykuły konsumpcyjne, a najważniejszym czynnikiem, który powoduje ową drożyznę, są nośniki energii. Mamy chyba najdroższą w historii nowożytnej (…) energię elektryczną, za chwilę będzie kolejna podwyżka cen gazu, ponad 20-procentowa, z początkiem przyszłego roku. Ponadto mamy do czynienia ze zubożeniem, które jest częściowym wynikiem tej drożyzny

To jest jeden z paradoksów, bo mamy do czynienia z nominalnym wzrostem płac, wysoką dynamiką wzrostu wynagrodzeń (…). Wzrost gospodarczy jeszcze ciągle jest w naszym kraju, ale on hamuje, struktura tego wzrostu jest dość niekorzystna 

Wyludnienie państwa

W dalszej części prof. Modzelewski zwrócił uwagę na problem wyludnienia państwa, które wpływa na obniżenie stopy życiowej Polaków.

Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które nazywa się wyludnieniem. Wyludnienie jest problemem znacznie głębszym niż sprowadzanym tylko do spadku dzietności, bo to jest oczywiste – jesteśmy w okresie głębokiego, postępującego załamania demograficznego. Ale mamy też wyludnienie (…), które oznacza spadek popytu. Jeśli brakuje tych, którzy kupują towary i usługi, to ten, kto im sprzedawał, już nie sprzedaje i on biednieje. Wyludnienie powoduje zubożenie tych, którzy oferowali i sprzedawali towary i usługi dla tych, którzy już ich nie kupują. Wielkie migracje, które już się zaczęły, powodują, że ta sytuacja przyrosła

Zauważył również, że wpływ na sferę ekonomiczną i gospodarczą w Polsce miały restrykcje covidowe a następnie trwająca blisko trzy lata wojna na Ukrainie.

Na to, co działo się w sferze ekonomicznej i gospodarczej w Polsce i na świecie, wpływ miały najpierw wprowadzane przez władze restrykcje covidowe, takie jak tzw. lockdowny, a także trwająca już niemal trzy lata agresja Rosji na Ukrainę. W tak niespokojnym okresie trudno oczekiwać, że nastąpi gwałtowny rozwój inwestycji w naszym kraju

Dalej podkreślił, że sytuacja w naszym regionie wpływa na ilość inwestycji, w tym w Polsce.

To już są cztery lata tych stanów nadzwyczajnych w tym regionie świata. W takim czasie się nie inwestuje – w czasie gdy ludzi straszy się wojną. Nie będzie inwestycji w kraju, który ponoć jest ciągle zagrożony agresją, gdzie najważniejsze jest bezpieczeństwo i przygotowywanie się do ewentualnej wojny

Zwrócił również uwagę na poziom deficytu budżetowego

W tym roku bijemy rekordy deficytu budżetowego. Miał on wynosić 182 mld złotych (…). Sprawdziły się prognozy, że nie osiągniemy takich dochodów budżetowych na ten rok, jakie planowano. W związku z tym jest już nowelizacja budżetu i nowy deficyt wynosi już ćwierć biliona złotych, a w przyszłym roku prawdopodobnie sięgnie 300 miliardów złotych. Kryzys fiskalny powoduje, że ta przestrzeń ekonomiczna, margines środków, które można przeznaczyć na inwestycje, kurczy się albo czasami po prostu zanika – podkreślił ekonomista.

Raport Solidarności

Warto przypomnieć, że prof. Witold Modzelewski jest współautorem raportu Solidarności pt. Drapieżny Zielony (Nie) Ład. Autorzy raportu podzielili się kluczowymi ustaleniami m.in. w sprawie polityki klimatycznej. [koniecznie por. “Drapieżny Zielony (nie)Ład” i jego koszty.md]

Polski system podatkowy nie jest gotowy na implementację Zielonego Ładu i Paktu Klimatycznego w wyznaczonych przez UE ramach czasowych. Wprowadzenie pisanych ograniczeń i nakazów będzie skutkować drastycznym wzrostem wydatków budżetowych przy jednoczesnym zubożeniu społeczeństwa i podatników prowadzących działalność gospodarczą (rolniczą i pozarolniczą), a przede wszystkim spadkiem wpływów z najważniejszych podatków 

Implementowanie tych rozwiązań bezpośrednio wpłynie na wzrost cen dóbr konsumpcyjnych, jak również może się przyczynić do spadku konkurencyjności polskich przedsiębiorstw na rynkach międzynarodowych. Znaczące ograniczenie konsumpcji towarów i usług wysokoemisyjnych (a zwłaszcza paliw silnikowych) spowoduje zaś trwały spadek dochodów budżetowych. Wprowadzenie tak doniosłych zmian wymaga czasu i niewyobrażalnych wręcz nakładów finansowych, których obecnie Polska – jako państwo i jej obywatele – nie jest w stanie ponieść 

Należy również podkreślić, że bez porozumienia na ogólnoświatowym poziomie zmniejszenie emisji CO2 do atmosfery przez UE niewiele zmieni, bo inne kraje w tym czasie prawdopodobnie jeszcze zwiększą swoje emisje i globalna suma emisji CO2 może nawet wzrosnąć (UE jest odpowiedzialna wyłącznie za 7,0% światowych emisji gazów cieplarnianych)

Z raportu możemy również się dowiedzieć m.in., że Polacy nie popierają Zielonego Ładu w obecnym kształcie.

Polacy nie popierają Europejskiego Zielonego Ładu w kształcie znanym w kwietniu 2024 r. Odrzucają większość z 21 rozwiązań tej polityki. Jest to dowód na autokratyczność, a nie demokratyczność działań władz europejskich

Ponadto jak czytamy w raporcie 42,9 proc. Polaków postuluje wprowadzenie istotnych zmian w Europejskim Zielonym Ładzie. Natomiast jego całkowitego odrzucenia chce 34,9 proc. Z kolei 19 proc. uważa, że powinny być w nim wprowadzone niewielkie zmiany. Natomiast bezkrytyczne poparcie dla Zielonego Ładu deklaruje 3,3 proc. Polaków.

Zdecydowana większość Polaków postuluje wprowadzenie w Europejskim Zielonym Ładzie istotnych zmian (42,9%) lub całkowite jego odrzucenie (34,9%). Niewielka część (19,0%) uważa, że powinny zostać wprowadzone w nim niewielkie zmiany. Bezkrytyczne poparcie znajduje on jedynie wśród 3,3% polskiego społeczeństwa. Oznacza to, że wprowadzenie tej polityki to rozwiązanie autokratyczne, a nie demokratyczne – czytamy.

O komunistycznych i masońskich symbolach w polskim godle

Czy korona bez krzyża to nadal korona? Prof. Tomasz Panfil o komunistycznych i masońskich symbolach w polskim godle

https://pch24.pl/czy-korona-bez-krzyza-to-nadal-korona-prof-tomasz-panfil-o-komunistycznych-i-masonskich-symbolach-w-polskim-godle

(Oprac. PCh24.pl)

Najkrócej rzecz ujmując, komuniści w Sejmie kontraktowym powiedzieli: „Dobrze, zgodzimy się na przywrócenie korony do godła, ale pod jednym warunkiem. Nie będzie w niej krzyża”. To pokazuje, że nienawiść do Chrystusa i nienawiść do Kościoła przetrwały rok 1989 – mówi w rozmowie z PCh24.pl profesor Tomasz Panfil (BEP IPN, KUL).

Szanowny Panie Profesorze, 29 grudnia 1989 roku Sejm kontraktowy przyjął ustawę o zmianie Konstytucji PRL. Na mocy nowelizacji m.in. przywrócono koronę Orłu Białemu w godle Polski. Dlaczego, Pana zdaniem, nie ma się z czego cieszyć?

Po pierwsze, jest to nieprawidłowe heraldycznie, a po drugie – deprecjonujące państwo.

Jeżeli przyjrzymy się bliżej tzw. koronie w godle Polski to dostrzeżemy, że tworzy ona jakąś taką przedziwną, jednolitą bryłę. Korona – jak wie każde dziecko, które rysuje królewiczów i księżniczki – ma promienie. One mogą być proste, one mogą być ozdobne, stylizowane na przykład na liście akantu albo kwiaty lilii, ale zawsze między nimi są prześwity.

W tym, co włożono na głowę polskiemu Orłu, prześwitów nie ma, jest złote między złotym, czyli zupełnie bez sensu. Jest to więc źle narysowane, niepoprawne heraldycznie, ale to tylko ten mniejszy błąd.

Większy błąd polega na tym, że Orzeł Polski, który jest symbolem Korony Królestwa Polskiego czy symbolem Królestwa Polskiego, symbolizował suwerenność państwa. Tu musielibyśmy się cofnąć mocno w przeszłość, do czasów Karola Wielkiego, kiedy obowiązywała doktryna dwóch władz suwerennych. Władcą suwerennym świeckim był cesarz, władcą suwerennym kościelnym, duchowym, apostolskim był papież.

Symbolami tejże suwerenności były korony zamknięte, zwieńczone krzyżem. To taki obrazowy sposób pokazania widzom, publiczności, że nad cesarzem i papieżem jest tylko Bóg. I w okresie wczesnego średniowiecza to byli dwaj jedyni suwerenni władcy. Cała reszta panujących, czyli królowie i niżej stojący w hierarchii książęta, nie byli władcami w pełni suwerennymi, zależeli od cesarza.

Ta zależność bardzo ładnie nam wychodzi w najstarszej historii państwa piastowskiego, kiedy to i Bolesław Chrobry i inni Piastowie zabiegają o zgodę na koronację u cesarza i papieża. Żeby być koronowanym na króla, trzeba było mieć zgodę przynajmniej jednego – a lepiej obu – spośród tych władców suwerennych.

W wieku XII nabrał intensywności proces uniezależniania się królów państw narodowych od uniwersalnego cesarstwa i uniwersalnego papiestwa. W wieku XII korony zamknięte zaczęli nosić królowie Szkocji, Francji, a potem następni.

W Polsce ten proces symbolicznego uniezależniania się od władzy cesarskiej trwał dosyć długo. W gruncie rzeczy dopiero w końcu wieku XV pojawiła się polska korona królewska zamknięta.

Pierwsze artefakty, na których obserwujemy koronę zamkniętą, czyli oznaczającą państwo, władzę suwerenną, to są monety Jana Olbrachta. Jako pierwszy taką koronę na głowę włożył Zygmunt I Stary. Od tego momentu, czyli od przełomu XV/XVI wieku Królestwo Polskie głosi wszem i wobec swoją niezależność od jakiejkolwiek władzy zewnętrznej.

Na Zachodzie formuła niezależności państw narodowych brzmiała: Rex imperatorem in regno suo, czyli „Król jest cesarzem w swoim królestwie”. W Polsce formuła ta przybrała charakter republikański i brzmiała: Non habemus cesarem nisi regem, czyli polska szlachta, polskie rycerstwo oznajmiło światu: „Nie mamy nad sobą żadnego władcy oprócz króla”. Znakiem tej dumy, suwerenności i niezależności jest korona zamknięta na głowie króla.

Zwieńczona krzyżem?

Oczywiście! Korona zamknięta musi być zwieńczona krzyżem, nie ma innej możliwości. Korona zamknięta plus krzyż to jest nieodłączna całość. No i od końca wieku XV po mniej więcej rok 1830 w heraldyce, w symbolice polskiej, w symbolice monarszej występuje korona zamknięta z krzyżem jako symbol, insygnium władzy czy państwa suwerennego i niezależnego od zewnętrznej władzy zwierzchniej.

Dlaczego do roku 1830, a nie 1795?

Ponieważ zarówno car Aleksander I, jak i Mikołaj I koronują się na królów Polski w Warszawie i wkładają na głowę koronę zamkniętą polską.

Car Mikołaj I był ostatnim królem Polski?

Tak.

Niektórzy twierdzą, że Franciszek Józef…

Nie. Ostatnia koronacja z zachowaniem polskiego ceremoniału koronacyjnego to jest koronacja Mikołaja I w 1825 roku.

A później?

Po upadku powstania listopadowego w ramach represji popowstaniowych Królestwo Polskie przestaje mieć ten status autonomiczny z własnym władcą. Często o tym zapominamy. W latach 1815 – 1830 Królestwo Polskie jest państwem połączonym unią personalną z Imperium Rosyjskim.

Dlaczego w herbie II Rzeczypospolitej znalazł się Orzeł w koronie? Przecież II Rzeczpospolita nie była monarchią…

Orzeł w koronie, Pan mówi…

Coś pomyliłem?

Nie, po prostu różnie z tym bywało… W okresie II Rzeczypospolitej obowiązywało kilka wzorów Orła. Jeden był Orłem legionowym, a Orzeł legionowy korony nie miał. To był ten nieoficjalny, aczkolwiek zatwierdzony przez Józefa Piłsudskiego. W roku 1919 Orzeł bardziej przypominał kurę, jakby żywcem wziętą z czasów nieszczęsnego Stanisława Antoniego Poniatowskiego. Od 1927 roku był jeszcze inny Orzeł…

Tak więc w II Rzeczypospolitej mieliśmy rozmaite orły w herbie. Artyści często z nimi eksperymentowali…

I nikomu to nie przeszkadzało? Tu Orzeł w koronie, a tu bez? Tu w herbie symbole masońskie, a tam nie itd.?

Wtedy heraldyka była wciąż żywa, a nie skostniała, sformalizowana, zapisana w prawie i chroniona prawem. Wtedy wspólnota się ze sobą komunikowała również – a może przede wszystkim – wyobrażeniami ikonograficznymi.

Podam jeden przykład: Stanisław Szukalski. Bardzo oryginalny, nowatorski artysta, który zgłosił projekt swojego Orła, którego nazwał Toporzeł. Był to, mówiąc obrazowo, orzeł ze skrzydłami w formie ostrzy toporów. Chodziło w projekcie tym i o nawiązanie do Słowiańszczyzny, do czasów przedchrześcijańskich, i o analogie z symbolami władzy republikańskiego Rzymu oraz o bojowość tego Orła. Sytuacja międzynarodowa w latach 20. i 30, była taka, a nie inna. W związku z tym Szukalski uznał, że Orzeł polski powinien być bojowy, a nie kurowaty jak ten z 1919, z przyciężkim kuprem i małymi skrzydełkami.

W tamtym czasie sytuacja wymagała bojowości i należało to zakomunikować społeczeństwu. Trwała dyskusja, jak to zrobić, również dyskusja symboliczna, dyskusja na płaszczyźnie ikonografii, i Toporzeł jest tego przykładem.

Takich propozycji było dużo więcej. Ich autorzy spierali się, co będzie najlepiej odpowiadać ideom, modom, stylom etc.

Dlaczego jedną z pierwszych decyzji komunistów było usunięcie korony z godła? Dla czerwonych symbolika była również ważna?

Oczywiście, że tak. Korona jest symbolem państwa suwerennego. Ideologia komunistyczna jest ideologią internacjonalizmu, czyli odrzuca suwerenność państw narodowych.

Komunizm jest totalitarny, dąży do zniszczenia wszystkiego. Totalitaryzm nie może pozostawiać enklaw starego porządku, w przeciwnym razie nie będzie totalitaryzmem. Dlatego właśnie komuna upadła! – bo nie udało jej się, zwłaszcza w Polsce, być totalitarną. Zawsze były enklawy, w których ludzie się mogli chronić. Jeżeli takie enklawy istnieją, to oznacza to śmierć ustroju totalitarnego. I tak się stało z komunizmem. Właśnie dlatego nowy komunizm w swym długim marszu przez kulturę usiłuje zlikwidować wszystkie enklawy kulturowe, religijne, z którymi nie poradził sobie pierwszy komunizm, przez co upadł. Ten drugi komunizm, postkomunizm, jest „mądrzejszy” i traktuje kulturę nie jako mało ważną nadbudowę, tak jak – wedle wskazań Marksa – robili to Lenin, Stalin i cała reszta. Traktuje za to kulturę jako bazę, co oznacza, że kultura musi być przekształcona. Wtedy cała reszta – czyli nadbudowa – da się łatwo zmodyfikować, co zresztą widać po dzisiejszym świecie. Niestety.

Kiedy i w jakich okolicznościach zapadła decyzja, żeby przywrócić do godła koronę? Zrobił to, o czym wspomniałem na początku, Sejm kontraktowy. Ideowym spadkobiercom ludzi, którzy usuwali koronę z godła nie przeszkadzał jej powrót?

Nigdy komuniści nie byli tak skorzy do współpracy jak w Sejmie kontraktowym. Istniały jednak pewne granice współpracy; granice oraz konieczności zawierania kompromisów. To złote, co nasz Orzeł ma na głowie, jest kompromisem ówczesnego OKP z obozem komunistycznym, częściowo postkomunistycznym.

Najkrócej rzecz ujmując: komuniści w Sejmie kontraktowym powiedzieli: „Dobrze, zgodzimy się na przywrócenie korony do godła, ale pod jednym warunkiem. Nie będzie w niej krzyża”. To pokazuje, że nienawiść do Chrystusa i nienawiść do Kościoła przetrwały rok 1989.

Proszę zwrócić uwagę: komuniści byli skłonni zgodzić się na takie czy inne rozwiązania wolnorynkowe; byli skłonni zgodzić się na przywrócenie niektórych elementów państwa suwerennego, elementów patriotycznych, niepodległościowych. Nawet – niechętnie, bo niechętnie,  ale jednak – zaakceptowali fakt, że istniało coś takiego jak endecja. Natomiast nienawiść do Chrystusa i nienawiść do Kościoła jest u nich niezależna od koniunktur politycznych. Również dzisiaj widzimy ją bardzo wyraźnie. To robi na przykład niejaki Trzaskowski…

Wywołany przez Pana Profesora człowiek twierdzi, że nie zdjął jednego krzyża nie. On „tylko” wydał zalecenie…

To jest klasyczna dialektyka marksistowska. Nie zdjął żadnego krzyża i jest to prawda. Ale wydał zalecenie, żeby wszyscy inni to zrobili…

Może faktycznie Trzaskowski nigdy tego nie zrobił w sensie literalnym, dosłownym. Może Trzaskowski nigdy nie wszedł na stołek i nie zdjął krzyża. Wydaje mi się to bardzo prawdopodobne, bo wiemy, jaką ona ma „smykałkę” do prac ręcznych. Widzieliśmy przecież Trzaskowskiego przyklejającego szybę w drzwiach taśmą klejącą. Podejrzewam więc, że gdyby wlazł na jakąś drabinę, żeby zdjąć krzyż, to albo by się z tej drabiny zwalił, albo by rozwalił ściankę działową, na której wisiał krzyż.

Korona – czy może raczej, jak Pan Profesor powiedział – „to złote, co nasz Orzeł ma na głowie”, to jedyny niuans, błąd naszego godła?

Długo by wymieniać. Orzeł winien mieć złote szpony, a nie pazurki. Nie powinien mieć cieniowanych piór w skrzydłach. Skrzydła powinny być symetryczne, a nie każde inne, przepaska na skrzydłach powinna mieć zakończenie na kształt koniczyny, a nie pięcioramiennych rozetek. W sumie powinniśmy mieć Orła polskiego, a nie nieudolną hybrydę. Przede wszystkim jednak Rzeczpospolita powinna mieć herb, o którym obecnie nie wspomina żaden akt prawny, z konstytucją z 1997 roku na czele. To fatalny błąd: godło na tarczy to herb, a polskie prawo nazywa herb godłem.

Dlaczego przez 35 lat Sejm RP nie podjął kroków, żeby naprawić godło, żeby zmienić „to złote” na prawdziwą koronę etc.?

A tu odpowiedź jest prosta: bo od kiedy w 1997 przepuszczono ten bubel konstytucyjny, nigdy nie było w Sejmie dość zdroworozsądkowych legislatorów, żeby poprawić ewidentne błędy. Zawsze znajdowała się liczna grupa zdolna do zablokowania zmian mogących przywrócić porządek w sferze polskiej symboliki państwowej.

Dlaczego nie będzie żadnych ekshumacji

https://dziennikzarazy.pl/28-12-dlaczego-nie-bedzie-zadnych-ekshumacji

Jak już pisałem, a wielu mówiło, Ukraina ułożyła się z polskim rządem co do przeprowadzenia ekshumacji ofiar Rzezi Wołyńskiej. Jak zwykle chytrze odczekałem czy news się ostanie, czy to tylko kolejna wrzutka do skarbonki Tuskowej taktyki wyborczo-prezydenckiej. Po tym się poznaje, czy to diament czy zeschłe błoto – trzeba tylko polać toto wodą cierpliwej prawdy i poczekać. I wyszło, że to wrzutka, bo temat ważny, a zaraz go przykryły codzienne łże-newsy, co oznacza, że to była kolejna bramka slalomu giganta polskiej polityki pozornej. Temat legł pod zwałami czy to komisji paraśledczych, czy odklejania przyklejonego ostatniego pokolenia.

Ale ważne by się pochylić nad meritum, bo mieliśmy z tymi ekshumacjami do czynienia ze znakiem. A jest nim fakt, którego nie da się przykryć – żeby skały grzmiały Ukraińcy tych ekshumacji nie zrobią, nas nie zaproszą, temat utopią. I to przy naszej asyście i to z kilku powodów.

Inwestycja w mit założycielski   

Pierwszy powód to taki, że za dużo już Kijów zainwestował w fatalny mit założycielski nowej Ukrainy, na który nie wiadomo po kiego upodobano sobie tam banderyzm. Inwestycje szły w dwóch kierunkach – wewnętrznym i zewnętrznym. Na użytek własny wielu Ukraińców dopiero teraz dowiedziało się od rządu jakimi to bohaterami Bandera z Szukowyczem byli. Przedtem to było jakoś mitygowane, sprowadzane do jakichś ekstremizmów, wręcz egzotycznych. Teraz to główny przekaz. Na użytek zewnętrzny Ukraina robi tu za ofiarę odwieczną wszelkich sił ciemnych, z Polską i Rosją na czele. Pies ich trącał, że się tam naparzali z okupantami, za których uważali zarówno Polaków, jak i Rosjan – ale jakoś Niemców to już nie. Wiem, rachunki wzajemnych krzywd są zawsze niepoliczalne, bo tu nie chodzi o to, kto pierwszy spalił komu dom, na co my spaliliśmy dwa, tylko chodzi o zasadę.

Można nawet od biedy uznać to za koszty walk narodowowyzwoleńczych, co Polacy powinni rozumieć jak nikt inny. Przecież i my rzucaliśmy pod nogi bomby carom, wykonywaliśmy po domach zamachy na hitlerowców, zabijaliśmy ich w zasadzkach i zamachach, walczyliśmy o naszą okupowaną na wiele sposobów Ojczyznę. Dlaczegóż więc mielibyśmy bronić tego Ukraińcom, kiedy to my byliśmy dla nich okupantami, bo to były takie czasy, gdy to oni się z nami zamienili miejscami? No, jest jedna zasadnicza różnica.

Otóż źródła mitu założycielskiego zostały przez Ukraińców nieszczęśliwie ulokowane w ideologii faszystowskiej, a właściwie rasistowskiej, jaką jest idea narodowowyzwoleńcza ukraińskich Ojców Założycieli ukraińskiej myśli politycznej, a właściwie niepodległościowej. Można sobie to poczytać, jak się zajrzy do dzieł Bandery, a właściwie Dmytro Doncewa, bo to on spisał te ideolo do końca i w całości. To tu leżą źródła łatwego przeskoku od teorii do „wykonu” – od marzeń niepodległościowych do przeprowadzenia czystki ludności na terenie uznanym za swój, przy zastosowaniu wyłącznie kryteriów etnicznych. Taki był podtekst tych wszystkich Wołyniów, czy pogromów żydowskich po ukraińskich miastach. Tu też ma swe źródła zagnieżdżona estyma do niemieckiego munduru, który był symbolem poluzowania sił dotąd trzymających żywioł ukraiński pod butem, który sobie po hitlerowskim „wyzwoleniu” mógł pohasać z widłami w jednej ręce i dziełami Doncewa w drugiej. A nad tym wszystkim stała jeszcze niesławna ukraińska cerkiew, błogosławiąc idących w bój bez broni, ale za to z siekierami – na cywilów.

Klęska narracji symetryzmu    

Nie ma więc symetrii tych walk narodowowyzwoleńczych, gdyż Polacy nigdy nie mieli w swych głowach eksterminacji ludności cywilnej okupantów, atakowali ich administrację i kolaborantów. Jeśli ktoś w podziemiu i powstaniach mówił o „Polsce dla Polaków”, to raczej w sensie, żeby Polacy rządzili się u siebie, a nie w czysto etnicznym kraju. Tak jak sobie to umyślili Ukraińcy. Można UPA uznać od bidy za swego rodzaju żołnierzy wyklętych a la ukrainian, ale to oni nosili hitlerowskie mundury.

Ale wróćmy do ekshumacyjnych podtekstów. Ukraińcy nie zgodzą się również dlatego, że porządnie przeprowadzone ekshumacje wykazałyby ich podstawowe kłamstwo w dwóch fundamentalnych aspektach. Pierwszy to taki, że wyszłaby na jaw o dużo większa niż się relatywizuje dziś skala ludobójstwa. I tak obecne „widełki” (sorry za skojarzenie) ofiar Rzezi Wołyńskiej są od kilkudziesięciu tysięcy do ponad stu. Teraz by się okazało, że jest tego prawdopodobnie o wiele więcej. I to by była konstatacja nie tylko słaba dla Kijowa, ale i dla Warszawy, gdyż podwyższyłaby z jednej strony pulę polskich pretensji, ale i wskazałaby na skalę dotychczasowych przemilczeń sprawy ze strony również polskich władz.

Po drugie Ukraińcy się nie zgodzą, bo ekshumacje wskazałyby nie tylko na ludobójczą skalę zbrodni, ale i na niebywałe okrucieństwo tych mordów. Mielibyśmy więc raporty JAK zabijano i mogłyby paść pewne niewygodne pytania. Nie tylko co do sadystycznych motywacji dowódców tego ludobójstwa, ale i co do ciemnych meandrów duszy ukraińskiej, która nie czytała Doncewów, a i tak nie miała tu większych oporów wobec okrucieństw, mało tego wykazywała się swoistą „kreatywnością” potworności. A takie konstatacje, to już poważne, głębokie przepaście dzielące narody.

Ale, jak to mówią – tylko prawda nas wyzwoli, gdyż daje każdej ze stron szansę stanąć w świetle faktów, by umożliwić skruchę, ten wstępny warunek pojednania. Odwrotnie, kiedy ukrywanie faktów powoduje powolne nabrzmiewanie wrzodu wzajemnych niechęci kata i ofiary, i pękanie tego tworu w najbardziej nieoczekiwanych momentach i wymiarach.

Kijev locuta, causa finita

Już się zaczyna kręcenie, że niby będą te ekshumacje, ale jakie i kiedy, to już (nie nasza) pieśń przyszłości. Po deklaracjach pod-rozumiewawczych, gdzie widz miał pod-rozumiewać, że sprawa jest załatwiona – pora na szczegóły. Proszę bardzo. Jak będę wyglądały te ekshumacje i pod jakimi warunkami będą wykonane? Oto mówi szef ukraińskiego IPN-u, pan Drobowycz:

„Ukraina samodzielnie zbada, ustali miejsce pochówku oraz okoliczności śmierci ofiar tragedii wołyńskiej  a dopiero potem przeprowadzi ekshumację. Równocześnie oczekujemy, że Polska wreszcie zakończy ten wstyd, który trwa od 2015 roku, kiedy to na terenie Polski doszło do aktów wandalizmu na ukraińskich grobach. Faktycznie prawie do 10 lat ukraińska społeczność w Polce jest dyskryminowana, a my widzimy, że dochodzi do łamania  umów dwustronnych oraz zasad Unii Europejskiej w stosunku do mniejszości narodowych.”

Jak mówi poseł Grzegorz Płaczek – to się samo komentuje.

Ekshumacji więc nie będzie, ale jeżeli już, to będą wyglądały w stylu badania katastrofy smoleńskiej. Zrobią to Ukraińcy sami, powiedzą gdzie kopać, jak głęboko, my się będziemy mogli przyglądać, coś jak z Kopaczową w Rosji. Nasi, by ukryć tę mizerię będą utrzymywać, że wszystko zostało przekopane dwa metry w głąb, ofiary przebadane, protokoły sporządzone. Jak w Smoleńsku.

A co do ekshumacji, to będzie jak w Jedwabnem, gdzie badania przerwano natychmiast kiedy wśród ciał pojawiły się łuski niemieckich pocisków, które wywracały przyjętą z góry narrację polskiej winy, matki polskiego wstydu za Holokaust.

I odbędzie się to teatrum. Lud skołowany uzna sprawę za zaczętą, a więc załatwioną, Ukraińcy zrobią co chcą, nawet – jak ten szef ukraińskiego IPN – poskarżą się do Brukseli, że w Polsce biją Ukrów i sikają na ich groby. Politycy zaś odfajkują kolejną „załatwioną” sprawę, co oznacza, że nie zostanie załatwiona, czyli doprowadzona do końca. Ale się ją obejdzie tak, że zostanie jak było, a odfajkuje się – głownie w obszarze polskiej niepamięci -, że dawno zapomniana czy zaniedbana, głównie przez politycznych przeciwników, sprawa znalazła swoje zakończenie. W narodzie z postępującą demencja pamięci cyniczni politycy zrobią co chcą. I taki tylko będzie wymiar wymarzonej federacji polsko-ukraińskiej. Będzie to nowa Rzeczypospolita: nie Dwóch Narodów, ale Dwóch Niepamięci.

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Prof. Łęcicki przestrzega: Nie rodzice, nie Kościół, nie szkoła, ale media społecznościowe kształtują wartości młodzieży

Prof. Łęcicki przestrzega: Nie rodzice, nie Kościół, nie szkoła, ale media społecznościowe kształtują wartości młodzieży

https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/716277-nasz-wywiad-prof-lecicki-tradycyjne-wartosci-moga-wygrac

„Popularne, ekranowe rozrywkowe wizje, łatwo przyswajalne, sugestywne, pokazujące inną niż chrześcijańską hierarchię wartości – czy nawet niekiedy antywartości – kształtują nową mentalność i obyczajowość bardzo odległą od zasad i tradycji katolickiej” – przestrzega w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Grzegorz Łęcicki, teolog kultury, komunikacji i mediów.

wPolityce.pl: Jak pan patrzy na postępującą laicyzację w Polsce? Czy jest się czym niepokoić? Jakie skutki może ona przynieść?

Profesor Grzegorz Łęcicki: Laicyzacja rozumiana jako oderwanie rozmaitych form życia indywidualnego i społecznego od wpływu religii, a w przypadku Polski od chrześcijaństwa, stanowi zjawisko niebezpieczne i groźne, gdyż podkopuje fundamenty naszej tożsamości narodowej, duchowej tradycji, wartości, które ukształtowały naszą kulturę, obyczajowość, mentalność, państwowość. Postępująca laicyzacja, szczególnie w młodym pokoleniu, może skutkować wybieraniem światopoglądu innego niż chrześcijański. Rzeczywistość – także ta duchowa – nie znosi pustki. Miejsce chrystianizmu bywa zajmowane np. przez tzw. ekoreligię, ideologię różnych sekt, światopoglądy będące zlepkami nieraz najbardziej absurdalnych twierdzeń, a co najgorsze – podważających postrzeganie świata i człowieka zgodnego z normami Dekalogu i ideałami Ewangelii. Laicyzacja w dużym stopniu już doprowadziła do tego, że Kościół, także w Polsce – utracił autorytet powszechny i został zredukowany do autorytetu środowiskowego.

Jaką rolę odgrywają media w procesie laicyzacji w Polsce?

Zasadniczą. I to nie tylko ze względu na ujawnianie i nagłaśnianie skandali i przestępstw obyczajowych, ale także przez lansowanie w przekazach rozrywkowych, głównie filmach fabularnych i serialach telewizyjnych, stylu życia dalekiego od tradycyjnej moralności katolickiej. Wizja wolności pozbawionej odpowiedzialności oraz odniesienia do prawdy, dobra i piękna, a więc samowoli, poszukiwania wyłącznie przyjemności, łatwego zysku, przeczy chrześcijańskiemu nauczaniu o godności człowieka, jego powołaniu i celu ziemskiej egzystencji jako swoistej dzierżawy, z której przyjdzie zdać rachunek na sądzie Bożym. Popularne, ekranowe rozrywkowe wizje, łatwo przyswajalne, sugestywne, pokazujące inną niż chrześcijańską hierarchię wartości – czy nawet niekiedy antywartości – kształtują nową mentalność i obyczajowość bardzo odległą od zasad i tradycji katolickiej.

W jaki sposób media w Polsce przyczyniają się do osłabienia autorytetu Kościoła oraz wartości religijnych w przestrzeni publicznej?

Zadaniem mediów jest przekazywanie prawdy i komentowanie rzeczywistości. Niekiedy prawda bywa bolesna, nawet straszna. Niestety, na naszej tradycji medialnej boleśnie i szkodliwie odciska się nadal dziedzictwo propagandy PRL-owskiej, będącej narzędziem programowej ateizacji polskiego społeczeństwa. W III RP w warunkach pluralizmu medialnego rozwinęły się media lewicowe i liberalne, a więc dalekie – jeśli nie wrogie – wobec Kościoła, a więc zwracające uwagę głównie na problemy stanowiące okazję do podważania jego misji, autorytetu, pozycji społecznej. Niestety, u progu III RP Kościół nie wykorzystał dobrze szansy na stworzenie silnych mediów katolickich: ogólnopolskiej sieci diecezjalnych rozgłośni radiowych, prasowego dziennika katolickiego, telewizji. Dopiero toruńskim redemptorystom udało się powołać swoisty koncern medialny, którego zasięg i oddziaływanie jest jednak ograniczone. Osłabianie wartości religijnych w mediach dokonuje się m.in. przez przemilczenie, czego przykładem jest pomijanie aspektu religijnego w dyskusji o handlu w niedziele. Przemilcza się także zarówno historyczne, jak i współczesne zasługi Kościoła twórczo oraz inspirująco oddziałującego na różne dziedziny kultury i cywilizacji.

Mamy teraz okres świąt Bożego Narodzenia. One też są odrywane od swojego religijnego charakteru. Z czego to wynika? Dlaczego próbuje się „odseparować” od wiary katolickiej?

Propagandowa wizja historii, w tym przypadku rewolucji francuskiej 1789 r. utrwaliła jej obraz jako rzekomego zwycięstwa ideałów wolności, równości i braterstwa. Dopiero pogłębione studium, oczywiście nieobecne w popularnych przekazach propagandowych, pokazuje, że stanowiła ona fundamentalny etap współczesnej dechrystianizacji. Celem rewolucyjnych elit stało się bowiem oderwanie najstarszej córy Kościoła – Francji – od jej chrześcijańskich korzeni. Służyła temu zmiana kalendarza (zerwanie z rachubą czasu odwołującą się do roku narodzin Chrystusa i podziałem miesięcy na 7-dniowe tygodnie ), usuwanie imion świętych – i zastępowanie ich nowymi ( np. Fasola, Absynt, Federat, Filozofia ) oraz eliminowanie świąt chrześcijańskich na rzecz nowych, świeckich ( np. władzy ludowej, młodości, rolnictwa ). Idee dechrystianizacyjne ożyły we Francji na przełomie XIX i XX w.; wtedy proponowano zmianę nazw świąt kościelnych: Wniebowstąpienie chciano zastąpić „świętem kwiatów”, Wszystkich Świętych – „świętem wspomnień”, a Boże Narodzenie – „świętem narodzin i rodziny”. Walka z Kościołem i tradycją chrześcijańską odbywa się na różnych frontach. Jednym z nich jest próba podważenia sensu świąt katolickich, które mają głębokie uzasadnienie historyczne. Próba spłycenia znaczenia Bożego Narodzenia, zredukowania go wyłącznie do poziomu dawnej tradycji, kilku obrzędów i sprowadzenia tylko do emocjonalnego i komercyjnego wymiaru ma na celu przesłonięcie istoty Tajemnicy Wcielenia Syna Bożego, tego, że Syn Boży stał się człowiekiem i przyszedł na świat dla naszego zbawienia. Zagłuszanie tej prawdy może służyć nadawaniu Świętom Bożego Narodzenia nowego, świeckiego znaczenia i poprzestaniu na emocjonalnej afirmacji atmosfery rodzinnej, czy – jak to się czasem mówi w mediach – atmosfery „magicznej”.

Dlaczego osobom niewierzącym tak bardzo zależy na tych świętach? Nawet gdy nie uznają ich religijnego charakteru, to i tak obchodzą je w „świecki sposób”?

Każda niewiara ma swoją historię. Żyjemy w społeczeństwie wychowanym od ponad tysiąca lat w wierze i kulturze chrześcijańskiej. Fenomenem Świąt Bożego Narodzenia jest ich charakter rodzinny; dramat Józefa i Maryi poszukujących dachu nad głową w trudnej sytuacji bliskiego rozwiązania. Sytuacja egzystencjalna przemawiająca do każdego człowieka charakteryzującego się taką zwyczajną ludzką wrażliwością. Człowiek, nawet taki nowoczesny, współczesny, medialny, potrzebuje jednak symboli, rytuałów, oderwania od codziennej prozy i zwyczajności, pamięci o własnej przeszłości, rodzinnego ciepła. Święta Bożego Narodzenia zaspokajają te potrzeby; pewnie dlatego są obchodzone i przez niewierzących.

Mówiąc o laicyzacji wspomniał pan o tym, że szczególnie postępuje ona wśród ludzi młodych. Jak współczesne media, w tym media społecznościowe wpływają na młodych ludzi, w jaki sposób kształtują one ich charakter, ich poglądy i ich system wartości?

Wpływ tzw. grupy rówieśniczej jest jednym z elementów silnego oddziaływania na młodych ludzi. Wiedział o tym twórca skautingu, gen. Robert Baden-Powell, pionierzy polskiego harcerstwa, jak i twórca ruchu oazowego, ks. Franciszek Blachnicki. Media społecznościowe w dużym stopniu stały się dla swoich fanów i użytkowników podstawowymi autorytetami. Nie rodzice, nie nauczyciele, nie Kościół – ale media społecznościowe kształtują u młodych użytkowników światopogląd, modę, sposoby zachowania, myślenia, wartościowania, oceniania. Trafiają do nich przede wszystkim poprzez umiejętne posługiwanie się emocjami. Wyeliminowanie związanego z tradycją chrześcijańską ideału krytycznego, abstrakcyjnego myślenia i zdobywania wiedzy spowodowało nie tylko drastyczne obniżenie poziomu wykształcenia, ale przede wszystkim przemianę postrzegania hierarchii psychicznej struktury człowieka. Według doktryny chrześcijańskiej największym darem człowieka jest rozum, któremu powinna być podporządkowana wola, która z kolei powinna kierować uczuciami. Grzech pierworodny zaburzył ten porządek. Łaska Boża umożliwia jednak jego przywrócenie. Jeżeli natomiast za naczelną władzę człowieka uzna się emocje, to wtedy myślenie zdaje się niepotrzebnym i tylko uciążliwym wysiłkiem, wręcz balastem. Wiele przekazów w mediach społecznościowych opiera się i odwołuje wyłącznie do emocji, a że jest to lekkie, łatwe i przyjemne, to staje się bardzo chwytliwe i przekonujące. A jeśli do tego doda się jeszcze deprecjonowanie znaczenia nauki, wiedzy, pochwałę ignorancji i nieuctwa, to mamy do czynienia z jakąś formą współczesnego antyintelektualizmu. W mediach społecznościowych bardzo mocno wybrzmiewa akcentowanie subiektywnych poglądów i przekonań. Poszukiwanie prawdy obiektywnej jest jakby poza sferą zainteresowań i dociekań, bo one wymagają wysiłku intelektualnego, a przecież chodzi o to, by było tylko łatwo i przyjemnie. Niewymaganie wiedzy, brak kształcenia krytycznego myślenia, lansowanie postaw hedonistycznych i materialistycznych, kierowanie się modą, uczuciami, odruchami, sprzyja bierności, pesymizmowi, lenistwo intelektualnemu.

Dlaczego mówiąc o młodych ludziach, mówimy o pokoleniu „płatków śniegu”? Skąd się to wzięło?

To synonimiczna nazwa tzw. pokolenia Z, czyli młodych ludzi urodzonych na przełomie XX i XXI w., a więc wchodzących obecnie w świat dorosłych i na rynek pracy. (Niekiedy odnoszona jest do wcześniejszego pokolenia Amerykanów, urodzonych w latach 1980-1994). Pochodzenie określenia wyjaśnia się albo cytatem z książki „Podziemny krąg” albo z jej ekranizacji. Pokolenie definiowane jako „snowflakes” – „płatki śniegu” uważa się za mało odporne, nadmiernie delikatne, przewrażliwione na swoim punkcie, mało odporne na krytykę. Z drugiej strony docenia się jego wykształcenie i sprawność w dziedzinie nowoczesnych technologii komunikacyjnych, znajomość języków obcych, łatwość dostosowania się do aktualnego tempa życia.

Dlaczego w „pokoleniu płatków śniegu” mamy do czynienia z kryzysem własnej tożsamości i mniejszą dojrzałością niż w poprzednich pokoleniach?

Poprzednie pokolenia musiały włożyć więcej wysiłku w to, co osiągnęły. Start w dorosłe życie, szczególnie w krajach znajdujących się w Europie pod sowieckim panowaniem, był uwarunkowany zmaganiami z wieloma przeciwnościami wynikającymi z panującego ustroju politycznego i niewydolnego systemu gospodarczego. To, co dla ludzi Zachodu było naturalną, niewymagającą codziennością, to w naszym PRL-u było konieczną walką o przetrwanie i lepsze jutro. Od dzieciństwa życie zmuszało do walki – o lepszą szkołę, o podręczniki, o dostanie się i utrzymanie na studiach. Walka, zmaganie, wysiłek kształtuje charakter, buduje tożsamość, rozwija osobowość, przyspiesza dojrzałość i odpowiedź na pytanie „kim jestem – kim chciałbym być?” Dobrobyt rozleniwia.

Jakie kolejne pokolenie zostanie wychowane przez współczesną szkołę, w której zapewne coraz większe znaczenie będą miały różnego rodzaju „postępowe  pomysły”?

Jednym z grzechów pierworodnych III RP było zaniechanie stworzenia takiej ogólnej filozofii szkoły, która odpowiadałaby wymogom i wyzwaniom nowych czasów i jasno określiła swoje cele zarówno edukacyjne, jak i wychowawcze. Jednym z największych, o ile w ogóle nie największym zaniedbaniem, było całkowite pominięcie edukacji medialnej. To, co jest niemal żywiołem dzieci i młodzieży, pozostaje poza sferą zainteresowania polskiego szkolnictwa lub jest gdzieś na marginesie. Polska szkoła wciąż niestety jest przedmiotem eksperymentów, niestety – także walki politycznej, ideologicznej. Brak harmonijnego łączenia wiedzy o przeszłości, tożsamości i tradycji narodowej z nauczaniem mającym przygotować do dorosłego życia, profesjonalizmu, może skutkować formowaniem pokolenia osób chwiejnych, indyferentnych, naiwnych, łatwo ulegających nowym modom i ideologiom, a więc łatwo poddających się manipulacjom i niewymagających wiele od siebie.

Czy w pana ocenie tradycyjne wartości, wiara katolicka i związany z nią system, są jeszcze w stanie wygrać batalię o dusze młodych ludzi? Czy da się odwrócić ten trend, który przychodzi do nas z Zachodu, oderwania człowieka od tradycji? A jeżeli się da, to jak tego dokonać?

Nie wolno się poddawać! Jest wiele środowisk, które próbują się przeciwstawiać rozmaitym destrukcyjnym ideologiom współczesnego świata. Niewątpliwie byłoby łatwiej, gdyby wszystkie instytucje pedagogiczne działały wspólnie w tym samym kierunku, czyli rodzina, szkoła i Kościół. Niestety, tak się teraz nie dzieje, ale… nic nie trwa wiecznie. Jeśli liberalno-lewicowe państwo – podobnie jak dawniej komunistyczne – usiłuje ideologizować szkołę i wychowanie, to mogą się temu przeciwstawiać rodziny, a ich potężnym sojusznikiem powinien być Kościół. W świecie pluralizmu medialnego i cyberprzestrzeni stanowiącej dla młodych alternatywę wobec rzeczywistości realnej, powinna się pojawiać coraz szersza oferta portali i mediów tradycyjnych, katolickich, prawicowych skierowanych do młodych użytkowników.


Grzegorz Łęcicki – dr hab., emerytowany prof. UKSW, teolog kultury, komunikacji i mediów, warszawiak z urodzenia (1958) i wychowania, absolwent „Żoliborskiej Jedynki” i ATK, dziennikarz prasowy i radiowy, edukator medialny, nauczyciel akademicki, autor monografii naukowych i popularnonaukowych o Kościele, mediach i relacjach interpersonalnych.

Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/716277-nasz-wywiad-prof-lecicki-tradycyjne-wartosci-moga-wygrac

Prof. Andrzej Nowak: Misja Polski w XXI wieku wyrasta z chrztu

Prof. Andrzej Nowak: Misja Polski w XXI wieku wyrasta z chrztu

https://pch24.pl/prof-andrzej-nowak-misja-polski-w-xxi-wieku-wyrasta-z-chrztu

(Prof. Andrzej Nowak)

Polska wraz z chrztem przyjęła na siebie zobowiązanie do współodpowiedzialności za Europę i cywilizację łacińską. Musimy to zadanie realizować również w XXI wieku. Mówił o tym prof. Andrzej Nowak w rozmowie z red. Krystianem Kratiukiem w PCh24 TV.

Rozmowa zaczęła się od krótkiej prezentacji trzech książek prof. Andrzeja Nowaka, jakie ukazały się w ciągu ostatniego miesiąca. To zarówno eseje profesora jak i rozmowy, jakie przeprowadził – i jakie z nim przeprowadzono. Red. Krystian Kratiuk prosił następnie profesora o refleksję na temat tego, co Polacy dziś myślą o samej Polsce. Są przecież ludzie, którzy Polski nie lubią… 

Prof. Andrzej Nowak zaczął od wskazania na wielki sukces Polski. Kiedy powstawała Polska, na zachodzie i wschodzie istniały już starsze wspólnoty polityczne. Z jednej strony Królestwo Niemieckie, z drugiej – Ruś wschodnich Słowian. Polakom, o wiele mniej licznym niż obie te wspólnoty, udało się utworzyć swoją własną państwowość, co było wielkim sukcesem. Dziś Polska ma kształt terytorialny mniej więcej taki sam, jak za czasów Bolesława Chrobrego; jednak również dzięki naszym wysiłkom na wschodzie nie ma tylko jednej formacji – Rusi, ale są jeszcze Litwa, Białoruś i Ukraina.

Nie mamy już tylko jednego, wielkiego Kaganatu Ruskiego; w jakiejś części istnienie tych krajów to jest efekt działalności historycznej Polski – powiedział, dodając, że trzeba to niewątpliwie uznać za sukces.

Jak dodał, można powiedzieć, że dziś nie ma najlepszego czasu na „przygodę duchową bycia Polakiem”; ale mamy tak olbrzymi zasób dziedzictwa kulturowego stworzony przez tysiąc lat naszej wspólnoty, że „wystarczy do niego sięgnąć, żeby umocnić się na XXI wiek”.

Profesor wskazał też, że z badań przeprowadzonych na przełomie lat 2022 i 2023 wynika, iż 14 proc. polskiego społeczeństwa „Polski nie lubi, a nawet nie cierpi”.

To jest dość wyjątkowa sytuacja. Ja rozumiem, że są ludzie obojętni na swoją wspólnotę, nie przeżywają jej emocjonalnie. Niesłychane jest jednak, że aż 14 proc. naszego społeczeństwa odcina się od Polski, nie cierpi jej, nie chce poznać jej historii ani tradycji – zaznaczył.

Dodatkowo są jeszcze dwie „trudne” grupy. Pierwsza to, ci którzy są tak bardzo zaprzątnięci życiem „od pierwszego do pierwszego”, zmagając się z kłopotami bytowymi, że trudno jest im zainteresować się Polską. Są wreszcie ci, którzy uważają się za nowoczesnych Europejczyków. Nie odcinają się bynajmniej od Polski, ale uważają, że z polskości trzeba „wyrosnąć”, bo ona jest po prostu przestarzała. Nie podła albo zła, ale – właśnie przestarzała. Ta ostatnia grupa, dodał, będzie się pewnie szybko kurczyć, bo zachodnioeuropejskość przestaje mieć taką siłę przyciągania, jaką miała dawniej. Nie ma już „idealnego wzoru”, do której można przymierzyć Polskę i powiedzieć, że tam jest dobrze, a u nas słabo.

Według uczonego warto byłoby zrobić badania, jak duży procent ludzi nielubiących Polski znajduje się w tzw. elitach opiniotwórczych i wśród ludzi, którzy próbują kreować wyobraźnię masową, korzystając z narzędzi odziedziczonych po PRL. Zwrócił uwagę na film „Kos”, „drastycznie niedobry, głupi, radykalnie odległy od prawdy historycznej”, a który zdobył sobie jednak w Polsce popularność.

Myślę, że jest bardzo duża nadreprezentacja elit, które Polski nie lubią, albo nawet jej nienawidzą. To ludzie w kręgu tych, którzy decydują o przyznawaniu złotych lwów w Gdańsku, bo „Kos” zdobył właśnie najważniejszą polską nagrodę filmową – wskazał.

Profesor podkreślał brak zainteresowania tej grupy prawdą historyczną. Red. Krystian Kratiuk pytał w tym kontekście o rabację galicyjską. Historyk wskazał, że tzw. nowa szkoła historyczna Holokaustu w Polsce przekonuje, że rabacja galicyjska wiązała się ze straszliwym wybuchem antysemityzmu. W istocie jednak w czasie całego powstania zginęło dwóch Żydów – a ofiar łącznie było od 1200 do 2000. Co więcej, żaden nie zginął dlatego, że był Żydem. Jeden został zabity atakując wraz z chłopami dwór szlachecki, a drugi – broniąc innego dworu szlacheckiego.

Rozmówca PCh24 TV mówił też o nadchodzącej rocznicy tysiąclecia koronacji Bolesława Chrobrego.

To wielkie wydarzenie, bo w kwietniu 2025 roku jeden z organizatorów wspólnoty piastowskiego panowania sięgnął po zaszczyt, który uczynił zeń formalnie niepodległego władcę w strukturze wspólnoty europejskiej – wskazał. Jak dodał, korona Bolesława Chrobrego była równa koronom francuskiej czy niemieckiej, oznaczała, można powiedzieć, równą współodpowiedzialność za świat łaciński.

Korona królewska jest symbolem suwerenności, a suwerenność jest ważna również dzisiaj. Czy chcemy, żeby ktoś decydował za nas? Istotą suwerenności jest być u siebie w domu gospodarzem. W wymiarze politycznym obrazuje to korona, którą na swoje skronie przywdział w katedrze w Gnieźnie w 1025 roku Bolesław Chrobry – dodał.

Do tego dochodzi jeszcze 500-rocznica Hołdu Pruskiego, wydarzenia bardzo ważnego, które było polskim sukcesem – uznania przez Niemców, którzy skolonizowali tereny Prus, że jest nad nimi Rzeczpospolita. Według profesora należałoby w Krakowie przeprowadzić rekonstrukcję tego wydarzenia.

Na koniec red. Krystian Kratiuk pytał o chrześcijańską tożsamość Polski i wypływające stąd zadanie. Prof. Andrzej Nowak wspomniał, że kandydat na urząd prezydenta Rafał Trzaskowski mówił niedawno na swojej konwencji o Wielkiej Polsce. Używał dokładnie tego określenia, którym kiedyś posługiwał się Roman Dmowski.

Wielka Polska jest dziś na ustach wszystkich albo prawie wszystkich, co mnie cieszy, nawet, jeżeli nie wszyscy mówiący o niej w to wierzą. Wielkość Polski nie opiera się na panowaniu nad innymi, na wyzysku, ale na poczuciu własnej wartości. Musimy bez kompleksów spojrzeć na własną wspólnotę jako na wartą poświęcenia się dla niej. […] Sami siebie musimy nawracać, ale musimy myśleć również o szerszej wspólnocie, do której weszliśmy w 965 czy 966 roku, wraz z chrztem Mieszka. Nie możemy machnąć ręką na Europę i powiedzieć, nasza chata skraja, niech sobie ci Niemcy, Francuzi i Włosi gniją, my sobie zbudujemy tu jakieś gniazdko i przetrwamy przy dawnych wartościach – powiedział.

Musimy zdawać sobie sprawę, że z chwilą chrztu zostaliśmy powołani do myślenia o całej naszej wspólnocie oraz o tych, którzy jeszcze do niej nie należą. Stawką jest coś najważniejszego: zbawienie wieczne. Choć to łaska Boża o wszystkim rozstrzyga, jest też miejsce na naszą pracę. W polską historię jest wpisanych wiele wspaniałych przykładów pracy misyjnej. Królestwo Polskie może poszczycić się aktem nawrócenia ostatniej, dużej wspólnoty pogańskiej w Europie, czyli Litwy. To stanowi przypomnienie tego, na czym polega wielkość Polski i wielkość zadania, które powinniśmy kontynuować w XX wieku – zakończył.

Więcej w nagraniu.

Czy mamy szansę na dobrego prezydenta? Ewidentnie system próbuje wepchnąć na to stanowisko Pana Nikt.

Czy mamy szansę na dobrego prezydenta? – Marek T. Chodorowski

Autor: AlterCabrio , 19 grudnia 2024

«Gdyby prezydent był bardzo silną osobowością, byłby w stanie trochę zmieniać. Ja nie znam poziomu uwikłań poszczególnych prezydentów III RP, ale myślę, że tutaj osobowość i intelekt odgrywa bardzo znaczącą rolę.»

(…)

«Niech inni oceniają prezydenta Dudę, najlepiej po zakończeniu tej kadencji. Natomiast w tej chwili ewidentnie system próbuje wepchnąć na to stanowisko pana nikt. Najprawdopodobniej kandydatem nr 1 jest Rafał Trzaskowski i na razie wszystko wskazuje na to, że jest to kandydat odpowiednio przygotowany do swojej roli, tzn. będzie wystarczająco gładki publicznie, żeby nic z tego nie wynikało i wystarczająco cyniczny, żeby zatwierdzać wszystkie kluczowe decyzje Bestii przeciwko Polakom i przeciwko Polsce.»

−∗−

Czy mamy szansę na dobrego prezydenta? – Marek Tomasz Chodorowski

Głęboka orka

Głęboka orka

Stanisław Michalkiewicz 14 grudnia 2024 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5735

Ładny interes! Wygląda na to, że będziemy mieli do czynienia nie z niwelacją terenu pod Generalne Gubernatorstwo, ale z głęboką orką. Inna rzecz, że taka orka, to dowód, że niemiecka BND najwyraźniej zgadza się z moją ulubioną teorią spiskową, według której nasza demokracja ludowa jest podszyta bezpieką i że to bezpieczniackie watahy reżyserują scenę polityczną naszego bantustanu. Skoro tak, to przecież nie można zadowolić się przetasowaniem politycznych ekspozytur poszczególnych Stronnictw (jak wiadomo, rządy w naszym bantustanie rotacyjnie sprawują trzy Stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie), ale trzeba uporządkować same Stronnictwa, żeby w Generalnym Gubernatorstwie wszyscy wiedzieli, że tubylczy Volk podlega Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, w której imieniu rękę na pulsie trzymać ma u nas Gestapo, a dla zachowania pozorów, w charakterze dekoracji, będzie występował vaginet obywatela Tuska Donalda, z tymi wszystkimi Katarzynami Kotulami, Barbarami Nowackimi, Izabelami Leszczynami, Paulinami Hening-Kloskami, Robertami Biedroniami, Krzysztofami Śmiszkami i mężykami stanu drobniejszego płazu w rodzaju ministra sportu, pana Sławomira Nitrasa.

Nawiasem mówiąc, przewidział to jeszcze przed wojną Konstanty Ildefons Gałczyński, pisząc w nieśmiertelnym poemacie „Tatuś”, iż „czyli, że co do tych okien – to każdy kraj ma Gestapo”. Każdy – a skoro tak, to i nasz bantustan, w którym dodatkowo odbywa się fermentacja obyczajowa. Niedawno Wielce Czcigodna Katarzyna Kotula przypomniała sobie, jak to była w młodości molestowana przez trenera od penisa, czy może od tenisa – bo nie dosłyszałem – ale oczywiście żadnych szczegółów nie podaje, a szkoda, bo przecież podatnikom też coś się należy, za te wszystkie zgryzoty.

Mniejsza jednak w tej chwili o tę obyczajową fermentację, która zresztą może się nasilić, jeśli tylko pani Nowacka Barbara przeforsuje pornografizację dzieci i młodzieży pod pretekstem „edukacji zdrowotnej”. Dzieci są ciekawe, więc jak tylko czegoś się dowiedzą, to będą chciały się przekonać, czy to prawda.

A kto potrafi je przekonać? Wyjaśnił to już dawno znawca przedmiotu, Tadeusz Boy-Żeleński pisząc, że „tylko poważni panowie” – bo „młody – głupie to, płoche, tylko pobrudzi pończochę”. W tej sytuacji molestowanie z patologicznego marginesu przekształci się w regułę, żeby nie powiedzieć – w rutynę – i wszystkie damy stęsknione za dreszczykami młodości, będą mogły wrócić do czaru dawnych wspomnień na jawie. W tej sytuacji przemysł molestowania, o którym w swoim czasie wspominałem, co tak zbulwersowało drogiego pana mecenasa Jarosława Głuchowskiego z Poznania, że aż naskarżył na mnie do niezawisłego sądu – więc ten cały przemysł molestowania może stać się podstawową gałęzią gospodarki narodowej – bo jużci – inne gałęzie nie będą mogły się rozwijać, by nie konkurować z gospodarką niemiecką, zgodnie z ustaleniami projektu „Mitteleuropa” z roku 1915, który od 1 maja 2004 roku to znaczy – od Anschlussu – cały czas obowiązuje.

Skoro już mniej więcej wiemy, czego możemy spodziewać się na odcinku gospodarczym frontu ideologicznego, wróćmy do owej głębokiej orki, o której wspomniałem na wstępie. Wygląda na to, że obywatel Tusk Donald chyba nie do końca pojął intencje Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen w tej kwestii, bo w stosunku do takiego Centralnego Biura Antykorupcyjnego chciał zastosować frontalny atak z marszu. Kiedy jednak CBA w ramach pierwszego, poważnego ostrzeżenia, zatrzymało prezydenta Wrocławia, pana Jacka Sutryka, obywatelowi Tuskowi Donaldowi mogła przypomnieć się konfrontacja ze starymi kiejkuty w roku 2008, która – niewiele brakowało – a źle by się dla niego skończyła, gdyby Nasza Złota Pani nie załatwiła mu nagrody im. Karola Wielkiego, a potem, na wszelki wypadek, przeniosła go mocną ręką na brukselskie salony, gdzie – ja mówią – zrobiła z niego człowieka – oczywiście wedle stawu grobla, czyli – jak na garbatego. Toteż kiedy w ramach wspomnianego pierwszego poważnego ostrzeżenia piorun strzelił tak blisko, że aż obywatela Tuska Donalda owiało gorąco, natychmiast się zreflektował.

Inna rzecz, że i CBA też się zreflektowało i żeby pokazać swoją użyteczność, „weszło” do siedziby Fundacji Lux Veritatis ojca dyrektora Tadeusza Rydzyka – wykonując rozkaz Prokuratury Regionalnej – dlaczegoś akurat z Rzeszowa – nazwiskiem Barbara Bandyga. Możliwości są dwie; albo ta Pani Prokuratura w Rzeszowie jest znana na całym świecie z niezależności i – jak to mówią – „daje rękojmię”, że wszystko będzie gites tenteges, albo odwrotnie – że w każdej sytuacji można na niej polegać, jako że powinność swej służby rozumie, niczym policmajster z opowiadania Telimeny o petersburskich krotochwilach w „Panu Tadeuszu”. Właśnie tutaj widać całą ostrożność, żeby nie powiedzieć – finezję – z jaką Pani Prokuratura zabiera się do rzeczy. Wprawdzie ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk od prawie 30 lat jest solą w oku pana redaktora Michnika i całego Judenratu „Gazety Wyborczej”, który dopatruje się z jego strony nieuczciwej konkurencji w staraniach o rząd dusz mniej wartościowego narodu tubylczego, ale na razie dostał tylko rykoszetem, bo strzał wymierzony jest w pana Piotra Glińskiego, który z ramienia rządu „dobrej zmiany” wspomniane „dzieła” futrował.

Więc CBA pokazało, że może sobie poradzić ze wszystkimi („z każdom pciom mogę spać, z każdom pciom; zmysły drzemiom, zmysły drzemiom, ale som” – śpiewały doświadczone artystki kabaretowe w czasach, gdy Wielce Czcigodna Kotula Katarzyna chyba nawet nie mogła marzyć o molestowaniu). Krótko mówiąc – wszystko po kolei; na każdego przyjdzie kryska, a CBA, podobnie jak ABW, na zlecenie BND, przekazane im za pośrednictwem obywatela Tuska Donalda, który w roli postillon d’amour sprawdza się znakomicie, wykona kazdy obstalunek – żeby miało nawet aresztować samego Naczelnika Państwa, Jarosława Kaczyńskiego. Nawiasem mówiąc, za niego na razie zabrał się policmajster, którym tak wstrząsnęło „wykroczenie” w postaci zniszczenia wieńca (czy przypadkiem nie był on zakupiony z gadzinowego funduszu ABW?), że aż wystąpił do Sejmu o pozbawienie go immunitetu i zamierzony cel osiągnął. Najwyraźniej zasada, która przez 30 lat tkwiła u podstaw III Rzeczypospolitej: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych – już nie obowiązuje i teraz wszyscy będą ruszać się ze wszystkimi – oczywiście dopóki CIA nie nakaże przeprowadzenia przesilenia rządowego w naszym bantustanie.

Właśnie przesilenie takie nastąpiło w Niemczech i we Francji, a w Rumunii „masy” na polecenie BND protestują przeciwko wygranej Calina Georgescu. Poruszony tymi protestami rumuński Sąd Najwyższy „jednogłośnie” unieważnił wybory. Okazuje się, że skoro Mikołaj Ceaucescu mógł na rumuńskich sądach polegać – chociaż oczywiście do czasu – to dlaczego nie mogłaby liczyć na nie choćby niemiecka BND, która co do Rumunii ma też swoje plany?

U nas tymczasem w Sądzie Najwyższym sędziowie okładają się po łbach kodeksami i smagają łańcuchami – a w rezultacie obywatel Tusk Donald niweluje teren, a nawet głęboko orze pod Generalną Gubernię. Centralna Agencjo Wywiadowcza! Larum grają! Pobudka!

Stanisław Michalkiewicz

Wiatraki zamiast dzieci. Stawką jest przetrwanie narodu

Wiatraki zamiast dzieci. Stawką jest przetrwanie narodu

14.12.2024 Jakub Wozinski https://nczas.info/2024/12/14/wiatraki-zamiast-dzieci-stawka-jest-przetrwanie-narodu/

wiatrak dziecko
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay (kolaż)

Przejęcie władzy w Polsce przez obóz niemiecki to coś dużo groźniejszego niż tylko niedoprowadzenie do powstania CPK w pierwotnej formie.

Stawką w tej grze jest wręcz biologiczne przetrwanie narodu.

Służalczość i uniżoność względem Niemców obecnego obozu rządzącego to fakt dla wszystkich oczywisty, nie wymagający żadnych dalszych wyjaśnień. Zbyt często jednak nasza uwaga kieruje się ku kwestiom ściśle biznesowym czy politycznym, przez co tracimy z oczu obszary, w których to podporządkowanie okazuje się najbardziej niebezpieczne. Zagrożenie, przed którym stoi Polska, nie dotyczy więc tylko i wyłącznie rozgrywki o porty na Bałtyku, żeglugi na Odrze czy budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, lecz także takich obszarów jak zdrowie, ochrona życia, religia czy kultura.

Zwijanie porodówek

W razie przyszłorocznego zwycięstwa w wyborach prezydenckich Rafała Trzaskowskiego Polsce grozi całkowite domknięcie systemu przez Niemcy. Odebranie im władzy może być trudne, nawet jeśli Trump zdecyduje się wymienić rządzących w Warszawie na bardziej mu sprzyjających. Niemcy dążyli do tego przejęcia przez wiele lat, m.in. inwestując w środowisko gdańskich liberałów już w latach osiemdziesiątych. Kluczowe okazało się jednak przejęcie środowiska Lewicy, które pierwotnie podporządkowane było Moskwie, lecz od dłuższego czasu finansowane jest z już głównie z Berlina.

O co dokładnie chodzi Niemcom? Wygaszenie wszelkich inwestycji infrastrukturalnych wspierających suwerennościowe aspiracje Polski to tylko część planu. Jak pokazuje planowy kryzys w służbie zdrowia, rządzący chcą najzwyczajniej w świecie uderzyć w biologiczne podstawy istnienia narodu. Nie oznacza to oczywiście, że Berlin zamierza przywrócić w Polsce obozy zagłady. Chodzi wyłącznie o taki model zarządzania w służbie zdrowia, który pod pretekstem wprowadzania zmian organizacyjnych, restrukturyzacji jednostek czy naprawiania rzekomych błędów przeciwników, przyspieszy proces wymierania polskiego narodu.

Najbardziej oczywistym przykładem jest chociażby masowa likwidacja oddziałów położniczych w całej Polsce. Zgodnie z zapowiedziami rządu gauleitera Tuska ma zniknąć aż jedna trzecia z nich, co w kontekście naszej katastrofy demograficznej przedstawia się jak wstęp do ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej. W naszej obecnej sytuacji wysiłki rządzących powinny przecież zmierzać w kierunku wprowadzenia możliwie jak największych udogodnień dla rodzących matek, które obecnie na ogół są wciąż poddawane szpitalnemu reżimowi sanitarno-organizacyjnemu. Oddziały położnicze nie tylko nie powinny być likwidowane, ale powinno się tworzyć nowe, bo jeśli nie będą się rodziły dzieci i nie będzie się kobietom ułatwiało rodzenie, to wkrótce zniknie potrzeba utrzymywania wszystkich innych szpitalnych oddziałów – może za wyjątkiem geriatrycznych.

Planowa deprawacja

Obóz demokracji walczącej swoją polityką przybliża Polskę do scenariusza popadnięcia w spiralę depopulacji. Uzupełnieniem dla destrukcji porodówek i cięć środków dla służby zdrowia są także wysiłki na rzecz pełnej legalizacji aborcji, deprawacja młodzieży pod pozorami „edukacji zdrowotnej”, upowszechnienie lewackiej polityki równościowej oraz promocja tęczowej ideologii. W tych depopulacyjnych wysiłkach rząd jest nieustannie wspierany przez media należące do niemieckiego kapitału, w których promuje się m.in. poliamorię, prostytucję i wszelkie możliwe dewiacje seksualne.

Przebiegłość tego planu, a mamy niewątpliwie do czynienia z planem, sprowadza się do nasilenia kryzysu i zamętu w warstwie obyczajowej oraz kulturowej, w sytuacji gdy Polska znalazła się na największym depopulacyjnym zakręcie w dziejach. Funkcjonowanie tego schematu odsłoniło się najbardziej w okresie tzw. czarnych protestów z jesieni 2021 roku, gdy należące do niemieckiego kapitału gazety regionalne z grupy Polska Press bezpośrednio zaangażowały się w protesty, koordynując przekaz informacji od organizatorów i podburzając czytelników. Ów sterowany z Niemiec rzekomo spontaniczny wybuch niezadowolenia stał się niestety mitem założycielskim całego pokolenia apostatów i zwolenników aborcji.

Ktoś mógłby wprawdzie zauważyć, że w Niemczech również dominuje polityka równościowa, aborcja jest wykonywana masowo, a młodzież masowo okalecza się w imię rzekomej zmiany płci. To prawda, Niemcy również ze względu na masową imigrację i islamizację igrają ze swoim przetrwaniem, ale wciąż nie zmienia to faktu, że to niemieckie, a nie polskie elity kontrolują najważniejsze organy Unii Europejskiej. Niemiecki plan zakłada ustanowienie nowego europejskiego narodu, do którego akces zgłosić może każdy lojalny wykonawca odgórnie narzuconej polityki.

Ukryte intencje rządzących Polską wyszły na jaw szczególnie przy okazji wrześniowej powodzi. Opieszałość w uruchamianiu funduszy, skandaliczna bezczynność i co najważniejsze celowe zwalczanie projektów retencyjnych w imię ekologii udowodniły niezbicie, że długofalowa strategia zakłada degradację całych regionów Polski. Wiele mówiący jest fakt, że tragedia powodzi dotknęła w zdecydowanej większości tzw. ziem odzyskanych, których Republika Federalna Niemiec nie zrzekła się nigdy w sposób ostateczny i nie pozostawiający wątpliwości. Niemcy dokonały już faktycznej politycznej kolonizacji wielu polskich dużych miast, co pokazuje choćby ich sponsoring Campusu Polska, lecz za polityką degradacji Polski powiatowej na ziemiach zachodnich stoi dokładnie to samo dążenie.

Pielgrzymka do Berlina

Nie mniej ważnym czynnikiem od tych, które opisano powyżej, są zjawiska dokonujące się w obszarze religijnym. W tym kontekście wielce znamiennym była zorganizowana we wrześniu Ekumeniczna Pielgrzymka dla Sprawiedliwości Klimatycznej, która przy współudziale prymasa Wojciecha Polaka i przedstawicieli innych wyznań pokonała trasę z Gniezna do Berlina. Wybór Berlina jako kulminacyjnego punktu sprawiedliwości klimatycznej wydaje się wielce frapujący, choć da się go zapewne uzasadnić lokalizacją służb wywiadowczych, które patronowały całemu przedsięwzięciu.

Trwająca w Kościele tzw. droga synodalna szczególnie wielkich entuzjastów znajduje w Niemczech, a wywrotowemu duchowi przemian ulega niestety znaczna część hierarchów w Polsce. Dziś nie trzeba już prowadzić żadnego otwarcie wyrażającego wrogość Kulturkampfu, lecz jedynie umiejętnie podsycać tendencje odśrodkowe wśród wierzących. Polski Episkopat niestety coraz mniej różni się od niemieckiego.

O naszej polskiej katastrofie demograficznej mówi się bardzo wiele, ale niestety zbyt rzadko w kontekście działań podejmowanych przez Niemcy i ich podwykonawców z rządzącej koalicji. Z każdym dniem coraz bardziej oczywiste staje się to, że przeciwko nam wdrożona jest strategia nastawiona na umyślne spotęgowanie procesu depopulacji. Ogromnego wsparcia w tym zakresie udziela Unia Europejska ze swoją klimatystyczną i genderową agendą. Obciążona horrendalnymi kosztami zielonej transformacji Polska ma dokonywać eutanazji swojego przemysłu i pokrywać coraz bardziej bezludne tereny wiatrakami.

Młodzi ludzie odwracają się od uśmiechniętej koalicji. Stawiają na Konfederację [SONDAŻ]

Młodzi ludzie odwracają się od uśmiechniętej koalicji. Stawiają na Konfederację [SONDAŻ]

13.12.2024 https://dakowski.pl/wp-admin/post.php?post=41696&action=edit

Donald Tusk i Grzegorz Braun
Donald Tusk i Grzegorz Braun. / Foto: PAP (kolaż)

Ich głosy przesądziły przed rokiem o powstaniu rządu Donalda Tuska. Dziś młodzi wyborcy nie są już tak entuzjastycznie nastawieni do KO – czytamy w piątkowym wydaniu „Rzeczpospolitej”. Najbardziej popularna wśród nich jest Konfederacja.

Konfederacja jest najbardziej popularną partią wśród młodych ludzi w wieku 18–29 lat – wynika z badania dla More in Common Polska i Fundacji Ważne Sprawy, którego wyniki poznała „Rzeczpospolita”.

Jak pisze dziennik, najmłodsi wyborcy byli ważnym elementem demograficznej siły, która – również poprzez wysoką frekwencję – doprowadziła w ubiegłym roku do zwycięstwa obecnie rządzących partii.

Obecnie wśród ogółu ludzi w wieku 18–29 lat na pierwszym miejscu jest Konfederacja z wynikiem 26 proc. Na kolejnych KO (15 proc.), Polska 2050 i PiS – po 8,5 proc. Nowa Lewica może liczyć na 7,6 proc., Partia Razem na 4 proc., a PSL – na 2 proc.

Co istotne – 22 proc. młodych jest niezdecydowanych, natomiast deklarowana frekwencja jest wysoka, bo wynosi aż 78 proc., w tym 53 proc. „zdecydowanie” chce iść na wybory.

W badaniu sondażowni Opinia24 widać także „dużą demobilizację wśród młodych kobiet”. W tej grupie największe poparcie wciąż ma Koalicja Obywatelska, ale blisko 30 proc. najmłodszych wyborczyń nie wie, na kogo będzie głosować.

Ukrainiec zmasakrował w Warszawie starszą kobietę. Czy – i jak – zostanie ukarany i wygoniony z Polski?

Ukrainiec zmasakrował w Warszawie starszą kobietę

Wcześniej dostałem informacje od syna zmasakrowanej Polki. Nie wiedziałem, jak nagłośnić. Bo są obawy:

W dniu 07.12.2024r. ok godz. 12 obywatel z Ukrainy napadł i skopał po głowie moją 71-letnia Mamę na przystanku autobusowym przy metrze Marymont. Został zatrzymany i odwieziony na komisariat przy Rydygiera. Mamie potrzeba była kilkugodzinna operacja. Proszę udostępnijcie  ten post. Jak będzie głośno o sprawie to może uda się prokuraturze zastosować areszt. 
Tak wygląda Mama po spotkaniu tego sk..syna.
 

=============================

https://www.magnapolonia.org/ukrainiec-zmasakrowal-w-warszawie-starsza-kobiete/

Na warszawskim Żoliborzu doszło do prawdziwego dramatu. 35-letni “uchodźca wojenny” z Ukrainy, bez żadnego powodu zaatakował i brutalnie pobił 71-letnią Polkę, oczekującą na przystanku. Kobieta przeszła kilkugodzinną operację. Decyzją sądu, rezun trafił na trzy miesiące do aresztu tymczasowego, gdzie będzie czekał na wyrok.

Ukrainiec pobił w Warszawie starszą kobietę. Napaść miała miejsce na ulicy Włościańskiej w Warszawie. Miejscowa policja poinformowała, że do ataku doszło kompletnie bez powodu, zupełnie jakby w turańcu obudził się głęboko skrywany, wołyński zew mordu i zniszczenia. Mężczyzna podszedł do starszej kobiety i zaczął ją z całej siły okładać. W jej obronie wystąpili dwaj przechodnie, którzy widząc atak, podbiegli i obezwładnili napastnika, a następnie powiadomili służby.

Na miejscu szybko zjawili się policjanci, którzy zatrzymali agresora. Z kolei kobieta z licznymi obrażeniami ciała trafiła do szpitala.

Ukrainiec usłyszał zarzut naruszenia czynności narządu ciała powyżej siedmiu dni. Sąd Rejonowy dla Warszawy Żoliborza na wniosek prokuratury zastosował wobec niego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na trzy miesiące. Teraz rezunowi grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.

Media podkreślają informację, że przed atakiem nie doszło do żadnej wymiany zdań pomiędzy Ukraińcem a Polką. 71-latka nie zamieniła z napastnikiem nawet jednego słowa. Ponadto Ukrainiec był trzeźwy.

Sfingowano dane raportu z Kancelarii Prezydenta. „Braki” dotyczące MILIONÓW dla ukraińskich studentów

Sfingowano dane raportu z Kancelarii Prezydenta. „Braki” dotyczące [ponad 20] MILIONÓW dla ukraińskich studentów

11.12.2024 https://nczas.info/2024/12/11/sfingowano-dane-raportu-z-kancelarii-prezydenta-braki-dotyczace-milionow-dla-ukrainskich-studentow/

Ukraińcy. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay
Ukraińcy. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay

„Obserwator Gospodarczy” poinformował, że studenci z Ukrainy otrzymują w Polsce zapomogi z polskich kieszeni, których kwoty opiewają na miliony złotych. Natomiast nie ujęto ich w oficjalnym dokumencie, w którym podsumowano polską pomoc.

Kancelaria Prezydenta RP przygotowała raport podsumowujący polską pomoc dla Ukrainy. Wynika z niego, że Polska przeznaczyła na rząd kijowski aż 4,91 proc. swojego PKB.

Jak się okazuje, nie jest on najwyraźniej pełny. Czemu – nie wiadomo, choć można się domyślać.

Na „braki” zwrócił uwagę „Obserwator Gospodarczy”. Redakcja wskazuje, że w szacunkach z raportu prezydenckiej kancelarii „brakuje m.in. pomocy w formie zapomogi, o którą mogli ubiegać się ukraińscy studenci przez fakt wybuchu wojny”.

„Zapomoga przysługuje każdemu studentowi, który znalazł się przejściowo w trudnej sytuacji życiowej. Zapomoga jest świadczeniem jednorazowym, które uczelnia może przyznać do dwóch razy do roku” – czytamy.

„Dlatego wystosowaliśmy prośbę o udostępnienie informacji publicznej do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa wyższego o udzielenie naszej redakcji powyższych danych za lata 2021; 2022 oraz 2023. Zgodnie z odpowiedzią w 2021 roku zapomogę otrzymało 258 studentów z Ukrainy, w 2022 roku 8053 studentów, a w 2023 roku było to 1969 studentów” – wskazał „Obserwator Gospodarczy”.

Urzędy nie skatalogowały konkretnej kwoty przekazanej w ramach zapomogi z powodu wybuchu wojny ani konkretnej kwoty przyznanej Ukraińcom. Główny Urząd Statystyczny jednak opublikował jej średnią wysokość.

W 2021 roku średnia wysokość zapomogi przyznanej studentowi wynosiła 1639,30 zł. Rok później było to 2071,50 zł a w 2023 roku 2303,50 zł.

„Posiadając te dane możemy obliczyć, że zapomogi dla studentów z Ukrainy w 2021 roku wyniosły około 422 939,30 zł; w 2022 roku było to już 16 681 789,50 zł, a w 2023 roku 4 535 591,5 zł. Oczywiście zapomogi zawierają również pomocą inną niż ta dotycząca wojny. W 2021 roku gdy wojna jeszcze nie wybuchła, o pomoc wnioskowało 258 studentów z Ukrainy” – wskazał „Obserwator Gospodarczy”.

„Przyjmij, że i w kolejnych latach 260 obywateli Ukrainy wnioskowało o pomoc na innej podstawie niż trudna sytuacja wynikająca z faktu wybuchu wojny. Daje to kwotę 538 590 zł za 2022 rok oraz 598 910 zł w 2023 roku. Po pomniejszeniu wyniku przez te liczby w 2022 roku zostaje 16 098 199,5 zł oraz 3 936 681,50 zł w 2023 roku. Oznacza to, że kwota nadmiarowych zapomóg z faktu wojny w ciągu dwóch lat wyniosła 20 034 881 zł” – napisano.

Choć teoretycznie zapomogi można przyznawać dwa razy do roku, to ustawa z 12 marca 2022 roku o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium Ukrainy zniosła ten limit. Oprócz tego normalnie Ukraińcy mogli ubiegać się o stypendium socjalne i kredyt studencki.

Bieda z nędzą. Kandydaci PiS na prezydenta nie reprezentują polskiej racji stanu

Bieda z nędzą. Kandydaci PiS na prezydenta nie reprezentują polskiej racji stanu

Autor: CzarnaLimuzyna, 21 listopada 2024

Tristram Paul Hillier

Jeżeli ktoś ma wątpliwości może to łatwo sprawdzić, zadając kandydatom kilka pytań dotyczących poniższych postulatów.

Motto: „Każdy kto zakazuje na terenie RP wydobycia węgla, każdy kto chce nam założyć maski na twarz, zakazuje korzystania z żywego ognia, ogranicza hodowlę zwierząt, roślin, uprawę ziemi, każdy jest rodowodem spokrewniony z bestialskimi ideologiami III Rzeszy Niemieckiej”. /ks. prof. Tadeusz Guz „ Zakamuflowane metody totalitaryzmu…”/

To co zamieszczam poniżej należy do kategorii polskich czerwonych linii – naszych granic, które przeciwnik już przekroczył ustanawiając na tych obszarach stan okupacji w formie zapisów prawnych, narzuconych regulacji. Te obszary należy odzyskać.

P o s t u l a t y

—Natychmiastowe i całkowite odejście od regulacji klimatycznych, przede wszystkim zniesienie limitów dotyczących emisji CO2 i związanych z tym opłat. Przerwanie lockdownu w energetyce, powrót do naturalnych surowców m.in. do węgla. /Raport/

—Natychmiastowe wydalenie z Polski wszystkich nielegalnych migrantów, a także mających prawo pobytu, ale nie spełniających innych warunków: będących zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polaków, w tym dezerterów z Ukrainy oraz osób, które weszły w konflikt z polskim prawem.

—Uszczelnienie polskich granic na wschodzie i zachodzie Polski. Likwidacja V kolumny w Polsce – organizacji finansowanych z zagranicy zajmujących się dywersją ideologiczną i przemytem ludzi.

—Podpisanie nowej umowy stowarzyszeniowej z Unią na korzystnych warunkach dla Polski, z wyłączeniem jakiejkolwiek możliwości ingerencji w normy społeczne, moralne, kulturowe wynikające z cywilizacji łacińskiej. W przypadku trwającej obstrukcji z unijnej strony – Polexit.

—Postawienie na wokandzie międzynarodowej reparacji wojennych od Niemiec.

—Uzależnienie pomocy materialnej dla Ukrainy od bezwarunkowej zgody na ekshumacje na Wołyniu, a także uchwalenie ustawy IPN zakazującej w połączeniu z sankcją karną propagowania ideologii totalitarnych i ludobójczych nie wyłączając banderowskiej, a także zakazującej szkalowania Polski i Polaków przez kogokolwiek.

—Zakaz urządzania na terenie polskich instytucji państwowych obcych manifestacji politycznych, w tym obrządków typu Chanuka. Zakaz uczestnictwa polskich urzędników w antypolskiej agendzie.

— Rozliczenie “pandemii”.

Eurostat, dane za rok 2023

—Likwidacja systemu partyjnego i wprowadzenie systemu JOW, likwidacja przymusowego ZUS, zakończenie finansowania z kieszeni polskiego podatnika bezpłatnego leczenia obcokrajowców z wyjątkiem dzieci. Reforma systemu podatkowego.

—Zniesienie post-hitlerowskiego i post-stalinowskiego zakazu posiadania broni przez Polaków. Odbudowa armii, nie pozorowana, lecz prawdziwa.

—Najważniejsze: Intronizacja Chrystusa Króla, restytucja polskiej państwowości, nowa konstytucja, przywrócenie prawa własności Polakom na polskiej ziemi, naprawa wszystkich zniszczeń jakich dokonały aktualne władze m.in. w szkolnictwie.

Zdaję sobie sprawę, że część ludzi nie będzie w stanie przeczytać tego ze zrozumieniem, ale to tylko oznacza, że nie są zdolni do udźwignięcia polskich obowiązków. Oznacza to, że to nie oni powinni decydować o Polsce. Proszę dopisywać jeżeli coś przeoczyłem.

Przypominam, że dotychczas mieliśmy za prezydentów: Sługę Moskwy – komunistycznego generała Jaruzelskiego. Potem w kolejności byli: „ Bolek” tajny współpracownik komunistycznych służb, dwie kadencje Kwaśniewskiego, komunisty będącego członkiem formacji, której pierwszy człon założyli agenci Kominternu podlegli GRU. Był Lech Kaczyński, pod-semita i zdrajca lizboński, a następnie sprawiający wrażenie dybuka – Komorowski, patron marszu od niepodległości z herbem w postaci orła z czekolady. Kończy kadencję Andrzej Duda – „anglosaski, żydowski i banderowski lokaj”/ Grzegorz Braun o Dudzie/

____________________________

Grafika: Tristram Paul‏ Hillier

Centrum Dialogu w Toruniu. Dziś. “Integracja polskiej prawicy jako warunek skutecznego ratowania Polski”

Spotkanie z Posłem J.K. Ardanowskim, Prezesem RKW M. Dybowskim i Michaliną Szymborską w dniu 

21 listopada 2024 o godz. 19.00 

w Centrum Dialogu w Toruniu 

Zapraszamy na spotkanie z Posłem na Sejm RP i byłym Ministrem Rolnictwa i Rozwoju Wsi Janem Krzysztofem Ardanowskim, Prezesem Krajowego Zarządu Głównego Stowarzyszenia RKW Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy Marcinem Dybowskim oraz Michaliną Szymborską, autorką książki „PIS – czas na zmiany”, 

które odbędzie się w czwartek 21 listopada 2024 roku o godz. 19.00 w Centrum Dialogu w Toruniu przy ul. Frelichowskiego 1.

 Tytuł spotkania: „Integracja polskiej prawicy jako warunek skutecznego ratowania Polski”. 

Zełenski bezczelnie prowokuje Polaków

J. Kowalski: Zełenski bezczelnie prowokuje Polaków

[MD: Ba, spadł, kutasiński, to i dojrzał. Jak to gnijące jabłko. ]

https://www.fronda.pl/a/J-Kowalski-Zelenski-bezczelnie-prowokuje-Polakow,237309.html


Były wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski w mocnych słowach ocenił postawę prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który ostatnio wystąpił na tle banderowskiej flagi.

„Powinniśmy zacząć bardzo twardo rozmawiać z Kijowem. Nie może być tak, że prezydent Zełenski prowokuje Polaków, w sposób bezczelny nagrywa swoje filmiki na tle banderowskich flag UPA. To jest po prostu coś całkowicie niedopuszczalnego” – powiedział Kowalski w rozmowie z TVPolska.

„I pytam się, gdzie jest nasze MSZ? Gdzie jest Radosław Sikorski? Dlaczego nie reaguje Donald Tusk? Gdzie jest w ogóle polskie państwo? Nie ma żadnej reakcji na taki skandaliczny gest prowokacyjny ze strony prezydenta Ukrainy, który przecież cały czas wstrzymuje ekshumacje Polaków zamordowanych przez Ukraińców na Wołyniu. Tutaj nie ma przestrzeni do negocjacji. Ta sprawa musi być jak najszybciej załatwiona” – mówił polityk PiS.

Jak stwierdził Janusz Kowalski, jeśli prezydent Zełenski „chce jakiejkolwiek pomocy od Polski, musi bardzo twardo odciąć się od spuścizny Bandery i UPA”.

Podległość na własne życzenie

Podległość na własne życzenie

Arkadiusz Miksa myslpolska

Po otwarciu amerykańskiej bazy w Redzikowie szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, stwierdził, w jednym z wywiadów, że “amerykańska baza zostanie już na polskiej ziemi na zawsze”.

Pomijając aspekt tego komu ona do czego służy, to tak sobie myślę, że gdyby oni czuli choć niewielką presję społeczną, to przynajmniej rzuciłby tekst, że ta baza będzie u nas tak długo jak długo będzie to w polskim interesie. Minister jednak wie, że w tym wypadku można być szczerym do bólu, bo Polacy i tak się głębiej nie zastanowią nad tym co im właśnie zakomunikował. Kilka dni wcześniej kandydat na prezydenta i prezydent stolicy Polski pochwalił się, że ona ma bardzo dobre relacje zarówno z Demokratami jak i Republikanami, ponieważ od obu amerykańskich ugrupowań brał pieniądze na organizacje Campus Polska.

Przypomnijmy że cały ten Campus powstał rzekomo dla budowania nowej jakości w polskiej polityce w oparciu o młode pokolenie. Czyli uczymy tych młodych ludzi już na starcie, że politykę najlepiej robić za obce pieniądze. I brzmi to nawet fajnie, po co wydawać własne jak można cudze. Problem polega na tym, że obcy to nie są Święci Mikołaje, którzy dają kasę, bo mają jej dużo. Dają tylko dlatego, że traktują je jak dobrą inwestycję. Z każdego włożonego dolara czy Jewro zamierzają wycisnąć z Polski sto. Państwo osłabić, ludzi zdemoralizować i podporządkować. Bawełny nie będą zbierać, ale ogarnie im się podobne zajęcie i równie „dobrze” płatne.

Rywalem Trzaskowskiego w ubieganiu się o fotel prezydenta RP jest Radek Sikorski, taki właściwie pół Polak, pół Anglik z żoną Żydówką i synem żołnierzem armii USA. Z drugiej strony są też przecież pozytywy – u nas tylko kolejne żony prezydentów to Żydówki, natomiast na takiej Ukrainie kolejni prezydenci są żydowskiego pochodzenia. Ktoś powie, że się czepiam i trąci to co mówię antysemityzmem. Ja tymczasem powiem tak, gdyby w Polsce czy na Ukrainie mniejszość żydowska stanowiła 25-30 procent ogółu obywateli, to z pewnością bym się nie dziwił, ale u nas oficjalnie jest ich kilka tysięcy, a na Ukrainie 40 tys., czyli też stosunkowo niedużo w porównaniu do liczby ludności. Swoją drogą to obecny skład polskiego parlamentu posiada największy odsetek tej mniejszości od czasów II RP, jest ich tak dużo, że nie tylko obstawili wszystkie partie, ale jeszcze potrafią mieć w ramach jednej partii dwie zwalczające się frakcje.

Na deser zostawiam Fundację Pułaskiego, której eksperci brylują w mediach głównego ścieku a lista amerykańskich i niemieckich sponsorów tej fundacji: Black Sea Trust for Regional Cooperation

Departament Stanu USA

Fundacja Friedricha Eberta

Fundacja Liderzy Przemian

Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej

Fundacja Heinricha Bolla

Fundacja Konrada Adenauera

NATO Public Diplomacy

Open Society Foundations (Fundacja Sorosa)

Airbus

BAE Systems

Bell Helicopter

Boeing

Eurofighter

General Dynamics

Google

Lockheed Martin

Siemens AMIC Energy

Thyssenkrupp

Polsko-Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa

I teraz pomyślmy – czy wypowiadając się w programach publicystycznych na temat wojny na Ukrainie, wojny w Polsce, wojny Polski z Rosją czy na tematy dotyczące bezpieczeństwa energetycznego ci eksperci na garnuszku tych wszystkich instytucji będą mówić prawdę? Czy będą z troską mówić o polskiej racji stanu czy raczej o interesach instytucji i firm, które im płacą?

Wracając do tej bazy i wyborów prezydenckich oraz ich wyniku, który w sumie już znamy, to czy w ogóle jest sens robić te wybory? Czy może nie byłoby lepiej poprosić o wyznaczenie jakiegoś amerykańskiego gubernatora w Warszawie i dla równowagi premiera landu we Wrocławiu. Dziś chętnie mówi się o narzuconej nam dominacji ZSRR po drugiej wojnie światowej. Ona rzeczywiście była, tyle że z każdą dekadą coraz mniejsza i nam narzucona, tymczasem teraz sami akceptujemy coraz większą naszą zależność i podległość względem USA, Niemiec i Izraela. Gdyby tak w czasach PRL-u syn Gomułki czy Jaruzelskiego służył w Armii Radzieckiej, to dziś cały ten POPiS ciągle by to podnosił i mówił – patrzcie te pachołki Moskwy posyłały własne dzieci na służbę wojskową u obcego. Dziś taka sytuacja to właściwe atut świadczący o głębokiej zażyłości z zamorskim protektorem. Trwają wręcz wyścigi o to kto jest większym pacholęciem, sługusem i wazeliniarzem w jednym. Za grosz honoru, za grosz ambicji. Pustka moralna, skarlenie intelektualne, pogłębiająca się degeneracja małość, miałkość i bylejakość.

Nawet do poziomu sytuacji politycznej w państwie postanowiła dorównać reprezentacja Polski w piłce nożnej, tak jakby piłkarze chcieli nam powiedzieć, że skoro oni wstydu i ambicji nie mają, to i my nie musimy ich mieć. Mimo tego co robią ciągle ich wybieracie, a mimo tego jak gramy ciągle kupujecie bilety i oglądacie mecze z nami. Tam się łudzicie i tu się łudzicie. Życie samym mirażem jak widać wam w zupełności wystarczy.

Arkadiusz Miksa

Kolejne fale grabienia Polaków

Kolejne fale grabienia Polaków Autor: AlterCabrio , 20 listopada 2024

To, co uważaliśmy za elitę narodu i państwa, okazało się elitką kompradorską. Beton partyjny dogadał się z globalnym kapitałem, czyli rosnącym w siłę Światowym Mózgiem, dokooptował wybrane postaci z tzw. demokratycznej opozycji, razem założyli w Magdalence Lożę Okrągłego Stołu, i w najlepsze zarządzają Polską do dziś, czyli do jesieni 2024 r. Plan Balcerowicza, a właściwie Geoffreya Sachsa, a właściwie Światowego Mózgu był świetny i zdał egzamin. Udało się cofnąć Polskę w historii industrializacji, przejąć jej zasoby, infrastrukturę i bazę produkcyjną, zawłaszczyć kapitały, zniszczyć niepożądaną konkurencję, wprowadzić systemy wrogów, dokonujące dalszej eksploatacji. A nade wszystko, ukraść i zniszczyć ludzi – emigrantów zarobkowych, zniszczonych bezrobociem strukturalnym, rozpitych, źle wychowanych, zdemoralizowanych, zniszczonych wyzyskiem i nadmierną pracą, nienarodzonych. Długofalowe skutki demograficzne i społeczne będą porównywalne ze skutkami II Wojny. Przemiany ustrojowe po 1989 r. okazały się kolejną wielką falą grabieży Polaków.

−∗−

Kolejne fale grabienia Polaków

Prezentujemy kolejny fragment “Poradnika świadomego narodu”, który już niebawem ukaże się w ramach naszej działalności. Prosimy cierpliwie wyglądać, całość już niedługo.

Obecne dążenia gnostyckich elit globalno – unijnych dążą do kolejnej fali masowego rabunku majątku narodowego, który jeszcze pozostał, oraz prywatnej własności. Warto sobie jednak uzmysłowić, że obecne dążenie nie jest bynajmniej pierwszym – podobne zdarzały się cyklicznie w najnowszej historii, a raczej zostały urządzone. Cofniemy się w przeszłość niedaleko – zaledwie niecałe stulecie, gdy zlikwidowano niepodległość państwa i wolność narodu polskiego. Fale grabieży przechodziły oczywiście już wcześniej, choćby podczas zaborów, lecz to przekracza rozmiary niniejszego poradnika.

Pierwszą współczesną falą grabieży Polaków od czasu odzyskania niepodległości była Wielka Depresja, wywołana przez globalny kapitał, rządzący wówczas Anglosasami, a dziś pretendujący do władzy globalnej. Wywołana wówczas fala bankructw poprzedzona została rozkręceniem sztucznej prosperity, sztucznym napompowaniem walorów giełdowych, skuszeniem społeczeństwa amerykańskiego wizją łatwych, krociowych zysków, wpuszczeniem w bańkę spekulacyjną, pęknięciem bańki, wykupem majątków po ułamku wartości. Fala rozlała się na cały świat, poza sowietami, które wówczas posłużyły jako rynek zbytu dla amerykańskiego przemysłu. W efekcie ci, co mieli środki i wiedzę, wzmocnili swoja potęgę i kontrolę nad otoczeniem, ci, co wcześniej byli niezależni, stali się zależni, w Niemczech zwyciężyli naziści, finansowani przez kapitał, a w USA do władzy doszedł Roosevelt wraz ze swoim Brain Trust – radą przyboczną, która podyktowała New Deal – Nowy Ład, prototyp obecnego projektu nowego porządku światowego, czyli Zrównoważonego Rozwoju. Dzięki nazistom niemieckim i Stalinowi globalne siły tak poukładały sprawy, że doszło do II Wojny Światowej, która podzieliła Świat i Europę na dwa wrogie obozy. Przy okazji w ramach Wielkiej Depresji oraz reakcji na nią możliwe były potężne mechanizmy, przesuwające własność prywatną od ludzi do kapitału. Polska i Polacy również odczuli to boleśnie.

Czytaj też: Polska czerwonym suknem

Drugą falą, jak dotąd największą była II Wojna Światowa. Polaków ograbiono na wszelkie dostępne sposoby: zniszczenia wojenne, wysiedlenia, wywózki, wywłaszczenie, kolonizacja, pozbawienie wolności, eksterminacja, praca niewolnicza, rabunek, szaber, przesunięcia granic. Rabunek na ogromną skalę dotknął w najgorszy sposób Polski, zaatakowanej przez dwie największe armie świata, i dwa najbardziej zjadliwe totalitaryzmy, wywodzące się z tego samego pnia – zorientowanej talmudycznie gnozy. Zagrabiono nam ziemie, bogactwa, infrastrukturę, pieniądze, zdolności produkcyjne, a nade wszystko ludzi – zabitych, okaleczonych, wywiezionych, uwięzionych, zniszczonych moralnie i mentalnie, emigrantów, nienarodzonych.

Po zakończeniu wojny natychmiast zaczęła się odbudowa życia polskiego. Polacy z wielkim zapałem i zaangażowaniem rzucili się do odgruzowywania, odbudowy i zagospodarowania swojego kraju. Wtedy nastąpiła kolejna fala grabieży – począwszy od dekretu Bieruta 1945, potem kolejno bitwa o handel 1947 – 1949, upaństwowienie środków produkcji, reforma walutowa 1950, próba kolektywizacji rolnictwa, obowiązkowe kontyngenty. Wtedy w ciągu kilku lat władza ludowa, wprowadzona przez sowietów za przyzwoleniem kapitalistów odebrała Polakom dużą część tego, co jeszcze zachowali po wojnie, i co zaczęli odtwarzać.

Następną falą była cała historia PRL, czyli gospodarka socjalistyczna, centralnie planowana, kolonialna, zarządzana przez metropolię moskiewską. Gospodarka niedoborów, ciągłych kryzysów, braków w zaopatrzeniu i brakoróbstwa. Socjalistyczny system nie motywował, ale zmuszał do pracy, pod oficjalnie opiewanym etosem i szacunkiem dla pracujących kryła się pogarda pasożytniczych elit dla zwykłego człowieka pracy. Człowiek ten był oszukiwany, wyzyskiwany, wykorzystywany, ograbiany, demoralizowany, rozpijany, zmuszany do kombinatorstwa i złodziejstwa, oduczany wydajnej pracy, nauczany bumelanctwa. Wtedy jednak głównym grabieżcą był system zarządzania PRL, i duża część zagrabionej pracy narodu była reinwestowana w ramach uprzemysłowienia kraju. Zwykły człowiek niewiele korzystał z owoców wzrostu, ale powstawała krajowa infrastruktura i baza produkcyjna. Mimo, że była zwykle nieefektywna i niekonkurencyjna, to przy sprawnym zarządzaniu i właściwym inwestowaniu mogła w krótkim czasie uczynić Polskę potęgą gospodarczą, a Polaków narodem ludzi bogatych. Naszymi atutami były (i nadal są) położenie geograficzne, bogactwa naturalne, jednolitość etniczna i baza kulturowa. Wszystkie niedociągnięcia i patologie PRL można było usunąć w ciągu 30 lat i stać się potęgą na skalę Eurazji. Wymagało to jednak odpowiedniej elity i właściwego programu sterowania.

To jednak nie było nam dane. To, co uważaliśmy za elitę narodu i państwa, okazało się elitką kompradorską. Beton partyjny dogadał się z globalnym kapitałem, czyli rosnącym w siłę Światowym Mózgiem, dokooptował wybrane postaci z tzw. demokratycznej opozycji, razem założyli w Magdalence Lożę Okrągłego Stołu, i w najlepsze zarządzają Polską do dziś, czyli do jesieni 2024 r. Plan Balcerowicza, a właściwie Geoffreya Sachsa, a właściwie Światowego Mózgu był świetny i zdał egzamin. Udało się cofnąć Polskę w historii industrializacji, przejąć jej zasoby, infrastrukturę i bazę produkcyjną, zawłaszczyć kapitały, zniszczyć niepożądaną konkurencję, wprowadzić systemy wrogów, dokonujące dalszej eksploatacji. A nade wszystko, ukraść i zniszczyć ludzi – emigrantów zarobkowych, zniszczonych bezrobociem strukturalnym, rozpitych, źle wychowanych, zdemoralizowanych, zniszczonych wyzyskiem i nadmierną pracą, nienarodzonych. Długofalowe skutki demograficzne i społeczne będą porównywalne ze skutkami II Wojny. Przemiany ustrojowe po 1989 r. okazały się kolejną wielką falą grabieży Polaków.

Potem jednak wydało nam się, że znowu łapiemy wiatr w żagle. Zostaliśmy dopuszczeni do Unii i globalnych układów. Swojej polskiej siermięgi nie lubiliśmy tak bardzo, że bez specjalnego żalu oddaliśmy naszą własną gospodarkę narodową, byle mieć dostęp do kolorowych świecidełek, hipermarketów, wyjazdów zagranicznych, samochodów z importu, kredytów od globalnych bankierów. Wszystko to uznaliśmy za wielką łaskę bogaczy z Zachodu, dzielących się z nami swoim bogactwem. Pod wpływem pedagogiki wstydu myśleliśmy, że jesteśmy bardzo mało warci jako państwo, naród i jednostki. Zgodziliśmy się na upodlenie, aby móc ogryzać kości pod pańskim stołem i polerować klamki w antyszambrze.

Bogacze z Zachodu, używając swoich przekupnych agentów w Polsce utwierdzali nas w dezinformacji. Przedstawili nam ofertę – łaskawie zaprosili nas do swojego klubu, w którym grali sobie w kulturalną, przyjacielską grę w karty. Ponieważ byliśmy w łachmanach, łaskawie zaoferowali nam używane, ale mało znoszone liberie po swoich lokajach. Dopuścili nas do gry, której zasad nie znaliśmy, ale klepali nas po plecach, uśmiechali się bardzo ładnie, mówili komplementy i zapewniali, że teraz wszyscy będziemy równie i solidarni. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że siedzimy przy karcianym stoliku z szajką szulerów, doskonale dogadanych i znających grę. My natomiast zupełnie nie znamy jej zasad, a musimy grać o cały swój majątek i wolność osobistą. Jesteśmy również tak zdezorientowani, że nie wiemy, jak możemy zmienić reguły gry, a liberia zobowiązuje nas do posług. Okazało się, że to nie oni zrobili nam łaskę, dopuszczając do swego ekskluzywnego klubu, ale to my im, wpuszczając ich do naszego pięknego kraju i pozwalając, aby przejęli w nim wpływy. Cały czas, spędzony w Unii Europejskiej był i nadal jest kolejną falą grabieży, tyle, że ukrywanej za dotacjami unijnymi i kredytami, pochodzącymi z naszego zagrabionego bogactwa.

Czytaj i rozpowszechniaj: Poradnik świadomych rodziców. Całość do pobrania.

Teraz zaś szykuje się kolejna, wielka fala grabieży Polaków, i nie tylko nas, bo w ogóle wszystkich narodów, które sobie na to pozwolą. Symbolicznym wstępem do tej fali była polityka energetyczna, system ETS, reakcja na globalne morowe powietrze, wszystkie programy pod hasłem zielonej transformacji, i w ogóle wszelkie polityki globalne i unijne. Główne hasło globalnej grabieży własności narodowej i prywatnej brzmi: Zrównoważony Rozwój, i póki co, kolejne rządy warszawskie wchodzą w to jak nóż w masło.

W odróżnieniu jednak od fal grabieży sprzed 1989 r., tu przynajmniej mamy wybór. W ramach narodu i państwa mamy możliwości uniknąć grabieży, a siłę sprawczą ma państwo polskie, na czele którego stoi rząd. Został jednak stworzony układ polityczny i system dezinformacji i debilizacji, sprawiający, że Polacy nie zdają sobie sprawy z kwestii fundamentalnych. Brak jest świadomości następujących kwestii: zagraża nam grabież wszystkiego; zagrożenie jest realne i bliskie; można się przed tym obronić; należy podjąć określone środki. Skoro od świadomości zależy, czy Polacy unikną kolejnego potopu, tym właśnie się tu zajmujemy.

_______________

Kolejne fale grabienia Polaków, Bartosz Kopczyński, 20 listopada 2024

Ku przestrodze: Jak szlachta Polskę Żydami zgnoiła…

Głupota ma straszne i długofalowe skutki

Data: 19 novembre 2024Author: Uczta Baltazara

Świetny tekst – wyjaśniający dlaczego w Polsce jest dziś tak, a nie inaczej (dla własnego wygodnictwa, przez stulecia, niszczono systematycznie społeczeństwo polskie, tym samym nie pozwalając mu rozwinąć się z biegiem czasu w normalny sposób, co jest widoczne dziś w totalnym, mentalnym skarłowaceniu narodu ) – więc wart przypomnienia w całej jego okazałości.

Ku przestrodze: Jak szlachta Polskę Żydami zgnoiła…

“Pomiędzy polskim właścicielem ziemskim i żydowską elitą finansową utworzyło się jedyne w swym rodzaju przymierze utylitarne…”https://web.archive.org/web/20180117173527/http://ram.neon24.pl/post/141990,ku-przestrodze-jak-szlachta-polske-zydami-zgnoila

Maurizio Blondet         03/02/2006       

Oskarżanie Polaków i ogólnie wschodnich Słowian o “antysemityzm” ma charakter sloganu. Nigdy nie brak okazji do tego, by opisywać “cierpienia Żydów ze Wschodu”, pogromy, prześladowania ze strony carów, itp.

Dziś, jeden z czytelników przysłał mu długi esej, napisany przez Amerykanina – E. Michaela Jones’a https://en.wikipedia.org/wiki/E._Michael_Jones, który w zaskakujący sposób wyjaśnia naturę i powody antysemityzmu słowiańskiego. Jones miał cierpliwość przeczytać 11 tomów monumentalnej “Historii Żydów” – autorstwa Heinricha Graetz’a (1819 – 1891) – niemieckiego Żyda, uważanego za twórcę historiografii żydowskiej https://en.wikipedia.org/wiki/Heinrich_Graetz.

Graetz, będący illuministą i racjonalistą jest między innymi bezlitosnym krytykiem gnozy kabalistycznej, panowaniu której (w świecie żydowskim) przypisuje funkcjonowanie najrozmaitszych, bezrozumnych nadziei mesjanistycznych (ucieleśnionych w takich “mesjaszach” jak Sabbatai Zevi czy Jacob Frank) i – co jeszcze gorzej – przywar żydowskiej mentalności, a wśród nich “pewnego rodzaju triumfalnej rozkoszy, doświadczanej podczas oszukiwania i okradania” (sic).

Graetz przypomina, że za sprawą Statutu Kaliskiego (1251) – Polska przyznała Żydom zamieszkałym na jej terytorium prawa nieznane wszystkim innym europejskim wspólnotom żydowskim, tj. autonomię zarządzania oraz system prawny niezależny od chrześcijańskiego sądownictwa polskiego – Kahał, który posiadał wyłączność jurysdykcyjną jak chodzi o rozstrzyganie konfliktów między Żydami.

To w Kahałach rozwinęła się “mądrość” talmudyczna (Talmud jest zasadniczo kodeksem karnym) i kazuistyczna szkoła dysput rabinicznych, wraz z ich charakterystyczną tendencją – cytuję Graetz’a – do “przeinaczania i wypaczania; tworzenia podstępnych sofizmatów i budowania wrogości w stosunku do wszystkiego, co nie znajdowało się w ich polu widzenia”.

Według historyka żydowskiego – były to czynniki, które “podminowały poczucie etyki Żydów”, przyzwyczajając ich wprost do “krętactwa i przechwalania się”.

To za sprawą Statusu Kaliskiego Polska została określona w Europie jako “paradisum judaeorum”. Rzeczą nieuniknioną stało się, że wskutek fal prześladowań, jakie miały miejsce w (zachodnich) krajach chrześcijańskich, trwających od 11 do 16 wieku – spora ilość Żydów, w większości pochodzących z Niemiec wyemigrowała do Polski.

Żydzi ci mówili dialektami “juedische Deuych” lub Yiddish. Wykorzystując całkowitą swobodę, jaką dawała im Polska, jak chodzi o kwestię integracji z narodem polskim – nie uczyli się jego języka, a ponadto izolowali się od niego całkowicie, za wyjątkiem sfery handlu i (jak pisze Graetz) przygodnych i niedozwolonych praktyk seksualnych.

Na to jak wiele Żydzi w Polsce “ucierpieli” wskazują wskaźniki demograficzne ich dotyczące. Między rokiem 1340 i 1772 chrześcijańska populacja Polski zwiększyła się 5-krotnie, a żydowska 75-krotnie.

W roku 1795, czyli w czasie trzeciego i ostatniego rozbioru Polski, żyło na jej terytorium 80 % Żydów aszkenazyjskich. Oczywiście, wzrostowi demograficznemu odpowiadał także wzrost bogactw i władzy, jakie zdobyło “cierpiące” potomstwo Judasza.

Złoty wiek polskich Żydów zbiega się z “imperialną” ekspansją Polski, mającą miejsce pomiędzy rokiem 1500 i 1650. W roku 1634 Polska stała się największym państwem Europy, rozciągającym się od Bałtyku prawie po Morze Czarne; od Śląska po Ukrainę – tj. 200 km poza Dniepr. 60 % ludności zamieszkującej kraj nie było Polakami, ani też katolikami. Byli to głównie prawosławni.

Na tychże terytoriach, będących dziś częścią Ukrainy i Białorusi – aż po Krym – szlachta polska (historyczny przykład osobników nieracjonalnch i próżnych) powykrawała sobie posiadłości niejednokrotnie wielkości dzisiejszej Szwajcarii. Były to ogromne latyfundia, znajdujące się w rękach niewielkiej próżniackiej oligarchii, na których pracował źle wynagradzany, a więc będący wiecznie na skraju nędzy – polski chłop.

Wieśniacy ci, pierwotnie mieszczanie-żołnierze, biorący udział w podbojach na szeroką skalę, zrujnowani przez wojny – skończyli na służbie u ziemian. Co więcej, w roku 1633 parlament polski –  zdominowany przez szlachtę – przy pomocy ustawy zabronił arystokracji polskiej zajmowania się interesami i jakimkolwiek handlem. Zajmowanie się działalnością produkcyjną wielmoże uznali za rzecz nieprzyzwoitą, a sprzedawanie wódki za czyn wręcz wulgarny.

Z tego to względu zarządzanie ich ogromnymi dobrami powierzeli – zgadnijcie komu? – Żydom. Realizowano to przy pomocy krótkoterminowych umów, w zamian za opłatę stałą i płaconą z góry – a Żydzi, by spraw była dla nich opłacalna odbijali się na chłopach.

Tak to pojęcia “arendarz” i “Żyd” stały się dla polskiego wieśniaka synonimami. Faktycznie, 80 % żydowskich ojców rodzin na wsiach i 15 % w miastach było arendarzami. Sytuację pogarszał fakt, że umowy dzierżawę – kahały żydowskie przyznawały jedynie bogatszym Żydom, którzy następnie podzlecały je Żydom uboższym, tym samym bardziej zachłannym. Arendarz mógł dotyczyć terenów rolnych, karczm, młynów, opłat za przejazd drogami czy mostami, a także wszystkich monopoli.

Szlachta polska (oczywiście jak najbardziej katolicka) dopuściła się nawet tego, że dawała Żydom klucze do kościołów do niej należących. Oznaczało to, że Żyd dysponujący kluczami otwierał je z okazji ślubów, chrzcin czy pogrzebów wieśniaków – za opłatą. Ponadto, jako że umowy o arendarz były krótkoterminowe i mogły nie być odnowione – Żyd dzierżawca miał interes w tym, by ze swych ofiar wydusić jak najwięcej pieniedzy i w jak najkrótszym czasie.

Pobudki, by Żydzi byli ludzcy, czy chociaż łagodni w stosunku do chłopów, będących znienawidzonymi chrześcijanami były a priori prawie że nieistniejące, od strony finansowej zaś najważniejsze były dla nich pieniądze. Tym bardziej, że Państwo Polskie – które 70 % swego przychodu podatkowego otrzymywało z dzierżaw – przy pomocy systemu prawnego całą siłą stało po stronie Żydów, będących jego podatkobiorcami, a nie po stronie narodu.

Od roku 1633 – tj. od kiedy Żydzi zajęli się handlem alkoholem – napadali uzbrojeni na chłopskie chaty, niszczyli nielegalne urządzenia do pędzenia bimbru i nakładali na chłopów wysokie kary, a wszystko to z upodobaniem tych, którzy resztę ludzkości (do dziś) traktują z pogardą, prześladując ją w sposób bezwzględny i pozbawiony skrupułów.

Arendarz i metody jakimi był urzeczywistniony są głęboka przyczyną trwałej nędzy i wiekowego zacofania polskiego rolnictwa. Żydowscy, krótkoterminowi dzierżawcy nie mieli żadnego interesu by utrzymywać w dobrym stanie gospodarstwa, czy narzędzia rolnicze i nie wykorzystywać ponad granice możliwości terenów i pracowników. Co więcej, przyzwyczaili się do manipulowania cenami zboża, tak by można było przeznaczać je do bardziej dla nich dochodowej produkcji alkoholu, popierając także niezwykle aktywnie jego spożycie. Wszystko to dawało im wysoki zarobek w krótkim czasie.

Tak to z czasem, wśród polskiego chłopstwa – “nie wiadomo dlaczego” – pojawiło się pewne nastawienie “antysemickie”, w odróżnieniu od niesamowicie katolickiej szlachty kraju – “Chrystusa narodów”.

Heinrich Graetz pisze:

“Żyd w pewnym stopniu równoważył wady narodowe. Impulsywna niestałość, bezmyślność czy rozrzutność polskiej szlachty znajdowała przeciwwagę w ostrożności i gospodarskiej roztropności żydowskiej. Dla polskiego szlachcica Żyd był czymś więcej niż finansistą; był jego przezornym doradcą, tym, który wydobywał go z długów, był wszystkim we wszystkim… Pomiędzy polskim właścicielem ziemskim i żydowską elitą finansową utworzyło się jedyne w swym rodzaju przymierze utylitarne”.

W roku 1572, kiedy zmarł król Zygmunt II (który zarządzanie kraju powierzył w ręce Żydów – rabbi Mendel z Brześcia nazywany był “sekretarzem króla”) – “cierpiący” Żydzi osiągnęli tak wielkie wpływy, że decydowali o jego następcy. Zrobili to konsultując się z Imperium Otomańskim, hugonocką Francją i protestantami brytyjskimi, którzy również zainteresowani byli sukcesją w Polsce. Wielkim pośrednikiem całego przedsięwzięcia (podczas którego rozdano miliardy) był Solomon ben Nathan Askenazi, lekarz króla Zygmunta, który wyemigrował do Konstantynopola, gdzie służył sułtanowi z takim samym oddaniem jakim wcześniej darzył króla Polski. W Konstantynopolu, Solomon zastapił Josepha Nasi, doradcę sułtana, będącego pewnym rodzajem nieoficjalnym leaderem ówczesnego żydowskiego świata.

Jednakże w owych żydowskich, złotych czasach nad polskim “paradisus judaeorum” zaczynały zbierać się groźne chmury. Doszło do tego z powodu Kozaków, wcielonych do państwa polskiego. Również na nich rozszerzony został reżim żydowskiej dzierżawy i Kozacy dowiedzieli się wtedy, że muszą płacić podatek za możliwość wejścia do cerkwi. Poddanie się katolickim panom polskim Kozacy byli gotowi znieść, ale płacenie Żydom za wódkę i chrzest przekraczało ich możliwości.

Polscy chłopi – ucywilizowani “antysemici” wytrzymywali wszystko, jednakże Kozacy mieli dość. Wkrótce pojawił się wśród nich Bogdan Chmielnicki. Jego zawołanie “Polacy zrobili z nas niewolników przeklętej rasy Żydów” nie spotkało się bynajmniej z westchnieniem rezygnacji«à la polonaise».

W krótkim czasie, Chmielnicki znalazł sie na czele hordy Kozaków i Tatarów, która 16 maja 1648 roku pobiła wojska polskie i stała się autorem  niezliczonej ilości grabieży, masakr i gwałtów.

Kozacy i Tatarzy w specjalny sposób skoncentrowali się na Żydach. Wydaje się, że wymordowali ich 100 000. Jak przyznaje żydowski historyk Henryk Grynberg – “wycofujące się polskie wojska były jedyną obroną Żydów”. https://en.wikipedia.org/wiki/Henryk_Grynberg

Kiedy oddziały Chmielnickiego zaatakowały Lwów – Chmielnicki wezwał oblężonych:“Oddajcie nam Żydów, których macie w mieście, a zaprzestaniemy oblężenia”.

Jak zareagowali Polacy – “antysemici” – znajdujący sie w bardzo poważnych trudnościach – oblężeni i wygłodniali? – Odpowiedzieli: “Nie!”. Nie oddali ani jednego Żyda, odparli oblężenie i w ten sposób uratowali tych, którzy znajdowali się w mieście.

Oto, do jakiego stopnia Polacy prześladowali Żydów. Oto na jakie “cierpienia” skazali swych “dobroczyńców”.

——–

Komentarz do eseju Jones’a: Nie chciałbym zepsuć wytwornego stylu przedstawionego historycznego ekskursu  poprzez użycie obrzydliwego zwrotu neapolitańskiego i rzymskiego. Zwrot ten przychodzi mi jednakże na myśl i dlatego umieszczam go w przypisie. Wyraża on sposób, w jaki Izrael traktuje Arabóww jaki traktuje wszystkich gojów; zwrot brzmi: «chiagni e’ffotti». Znaczy to tyle samo, co “prześladuj i krzycz, że cię prześladują, ciemięż i skarż się, że cierpisz”. https://it.wikipedia.org/wiki/Chiagni_e_fotti

INFO: O tym jak Żydzi “cierpieli” w Polsce (Come “soffrirono” gli Ebrei in Polonia” – http://www.dosselli.it/docQuaderni/21.pdf)

Połykanie własnego języka i postkolonialne kompleksy, czyli krajowe echa wygranej Trumpa

Połykanie własnego języka i postkolonialne kompleksy, czyli krajowe echa wygranej Trumpa

18.11.2024 Radosław Piwowarczyk https://nczas.info/2024/11/18/polykanie-wlasnego-jezyka-i-postkolonialne-kompleksy-czyli-krajowe-echa-wygranej-trumpa/

Spodziewany wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych i przytłaczające zwycięstwo Donalda Trumpa wywołały reakcje zarówno ze strony naszych umiłowanych przywódców, jak i aktualnych niezłomnych opozycjonistów, które dobitnie potwierdziły, iż nazywanie naszego kraju urokliwym bantustanem jest uzasadnione. Osoby piastujące najważniejsze urzędy w państwie musiały połknąć własny język, a politycy często niesłusznie kojarzeni z prawicą wykazali się postkolonialnym kompleksem, udowadniając, że znacznie bliżej niż do poważnych mężów stanu jest im do chłopców w przykrótkich spodenkach.

Wynik listopadowej elekcji za wielką wodą oraz niechybny powrót byłego prezydenta do Białego Domu może mieć szczególne znaczenie dla pogrążonej w wojnie Ukrainy. Do objęcia urzędu prezydenta przez Trumpa pozostały jeszcze dwa miesiące, lecz elekt już podjął wysiłki, które mogą mu pozwolić na spełnienie wyborczej obietnicy zakończenia konfliktu rosyjsko-ukraińskiego w zaledwie dobę. Kilka dni po wiktorii Trump miał rozmawiać z prezydentem Rosji Włodzimierzem Putinem i według zdementowanych doniesień dał mu dobrą radę, by nie eskalował sytuacji na Ukrainie.

Do nowej rzeczywistości chyżo dostosował się niemiecki kanclerz Olaf Scholz, który ogłosił, że „planuje porozmawiać we właściwym czasie z prezydentem Rosji”. Z kolei ukraiński przywódca Włodzimierz Zełeński zaczął nieśmiało mówić o pokoju i zaapelował o wzmocnienie wysiłków dyplomatycznych. Cienia refleksji nie widać jedynie wśród rządzących naszym zadłużonym krajem, czego przejawem była deklaracja wiceministra Andrzeja Szejny. Wiceszef resortu spraw zagranicznych – w imieniu podatników, których pieniędzmi zarządza – ogłosił, że jeśli idzie o wsparcie Ukrainy, to „jesteśmy gotowi przejąć dużą część kosztów”.

W tej sytuacji nietrudno odnieść wrażenie, że polscy dygnitarze pozostali z polityką względem Ukrainy, jak niegdyś Jan Himilsbach z angielskim.

Połykanie własnego języka

W podobnym położeniu znalazł się zresztą cały obóz centrolewicy sympatyzujący w ostatnich miesiącach jednoznacznie z wiceprezydent Kamalą Harris. Ze swą kampanijną wypowiedzią musiał się zmierzyć premier Donald Tusk, który zdaniem złośliwców zmuszony do mówienia prawdy odczuwa pieczenie języka. W 2023 roku lider Koalicji Obywatelskiej bez cienia wątpliwości orzekł, iż zależność ówczesnego kandydata partii Republikańskiej „od rosyjskich służb dzisiaj już nie podlega dyskusji”, a nawet spekulował, że ów „został wręcz zwerbowany przez rosyjskie służby”. Zapytany o tamte słowa przez dziennikarkę „Tygodnika Solidarność” Monikę Rutkę, szef rządu warszawskiego począł rżnąć głupa i wszystkiego się wyparł, twierdząc przy tym, że „tego typu sugestii nigdy nie wygłaszał”. Rutke przekazała, że po zadaniu niewygodnego pytania miała usłyszeć, iż nie będzie więcej zapraszana na konferencje do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Z oficjalnego stanowiska KPRM wynika jednak, że dziennikarka „będzie nadal miała możliwość uczestnictwa w wydarzeniach prasowych organizowanych przez Centrum Informacyjne Rządu”.

Jeszcze trudniejszy los, niż jego przełożonego, spotkał szefa MSZ Radosława Sikorskiego, którego żona Anne Applebaum przed wyborami opublikowała na łamach amerykańskiej prasy tekst, przekonując, iż Trump nie jest tak zły, jak się wydaje, ale jest znacznie gorszy. W magazynie „The Atlantic” Applebaum ogłosiła, że „Trump mówi jak Hitler, Stalin i Mussolini”, co wywołało rozbawienie mającego obecnie dobre dojście do ucha prezydenta elekta Elona Muska. Zagadnięty w mediach reżymowych o małżonkę, Sikorski zapytał redaktor Justynę Dobrosz-Oracz, czy aby przypadkiem „nie uważa, że żona jest przedłużeniem męża?” i zadeklarował, że jego żona „w przeszłości głosowała też na Republikanów”. Z szefem polskiej dyplomacji nie patyczkowali się Internauci i szybko stworzyli serię memów, na których ten pytany o nazwisko Applebaum odpowiada, że nikogo takiego nie zna. Okazało się zresztą, że Sikorski nie tylko nie czuje przywiązania do poglądów żony, ale sam w przeszłości „wielokrotnie chwalił prezydenta Trumpa”. Można mieć obawy, że nie tylko w związku z zajmowanym stanowiskiem, ale też ze startem ministra w prawyborach prezydenckich KO, serwilizm dyplomaty wobec nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych dopiero się rozkręca.

Postkolonialne kompleksy

Wydaje się, że lokajskiego podejścia szef MSZ mógłby się uczyć od posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy bez zbędnego rozstrzygania, czy coś jest słuszne i mądre, próbują w każdej dziedzinie zostać przodownikami. Były minister Mariusz Błaszczak jeszcze przed wyborami ogłosił, że jeśli kandydat Republikanów pokona wiceprezydent, to wówczas premier Tusk powinien podać się do dymisji. Kiedy postawiony warunek został spełniony, politycy PiS-u wystąpili na konferencji prasowej, wzywając szefa rządu warszawskiego do ustąpienia i przypomnieli, że „z ust polityków koalicji 13 grudnia padało wiele kontrowersyjnych, szokujących, a wręcz skandalicznych słów pod adresem” prezydenta elekta.

Trudno o lepszy przykład chorej postkolonialnej mentalności, niż występowanie z apelem o zmianę władz z powodu wyników wyborów w innym państwie, niezależnie od tego, jak krytycznie ocenialibyśmy rządzących obecnie naszym urokliwym bantustanem. W międzyczasie posłowie zgnębionej opozycji, chcąc zapewne odpowiednio urządzić się w nowych warunkach, podczas posiedzenia Sejmu wstali ze swych miejsc i gromko skandowali nazwisko nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, na tyle głośno, aby ich okrzyki były słyszalne w Waszyngtonie, składając w ten sposób świeżo upieczonemu zwycięzcy swoisty hołd lenny.

Oprócz czołobitności przed przywódcą innego państwa, przedstawiciele do niedawna rządzącej formacji wykazali się też kompletnym niezrozumieniem interesu narodowego i po raz kolejny przenieśli krajową walkę partyjną za granicę, ośmieszając tym samym nasz i tak niecieszący się szczególnym poszanowaniem kraj. Europoseł PiS Dominik Tarczyński z radością poinformował, że do sztabu Trumpa trafiły nieprzychylne mu wpisy i wypowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej, przez co „współpraca będzie bardzo trudna”. Co ciekawe, na podobnym stanowisku, jak politycy neo-sanacyjnego ugrupowania, stanął poseł Konfederacji Konrad Berkowicz, pisząc w swych mediach społecznościowych, że „do Trumpa dotarły wpisy Sikorskiego i Tuska na jego temat”, wobec czego amerykańska administracja – przypuszczalnie ta, której jeszcze nie ma – pisze, iż „współpraca będzie trudna”, w związku z czym „czas najwyższy zgłosić wotum nieufności wobec rządu i tak jak Niemcy, rozpisać nowe wybory”. Intelektualne oraz moralne ubóstwo zaprezentowane w obliczu wyborów w USA przez przedstawicieli partii uważanych za prawicowe dobitnie podsumowuje to, iż większym rozsądkiem wykazali się chociażby poseł KO Roman Giertych, zwracając uwagę Berkowiczowi, że ten ślubował jako poseł „wierność Rzeczpospolitej Polskiej” i apelując, by „nie zachowywał jak płaszczący się carski rab!” oraz przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa Piotr Szumlewicz, przypominając, że „Polska nie jest kolonią USA”.

„Cała naprzód na korwinizm”

Wyniki wyborów w USA, wbrew oczekiwaniom opozycji przebierającej nogami, by dorwać się do koryta, nie doprowadzą do przedterminowych wyborów parlamentarnych, ale już odcisnęły swoje piętno na wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Były minister Przemysław Czarnek, mający podobno największe szanse na nominację na kandydata PiS-u, zapytany na antenie Polsat News o to, czy czuje się „polskim Trumpem”, zwrócił uwagę na to, że nawet ubrał się podobnie i dodał, że „tak się złożyło”. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, chętnych do ogrzania się w blasku zwycięzcy nie brakuje. Marek Jakubiak, wybrany z list PiS-u poseł koła Wolni Republikanie, swój start w wyborach prezydenckich ogłosił już wcześniej, a po zwycięstwie kandydata Republikanów przekazał, iż „widzi w swojej roli w tych wyborach rolę polskiego Trumpa”, przekonując przy okazji, że ma więcej wspólnego z prezydentem elektem, niż Czarnek.

Niektórzy „polskiego Trumpa” upatrują gdzie indziej, przypinając taką łatkę kandydatowi Konfederacji Sławomirowi Mentzenowi. Prezes Nowej Nadziei sam takiego określenia nie używa, ale trudno nie zauważyć, że w prowadzonej pre-kampanii inspiruje się politykiem. Tuż po amerykańskich wyborach Mentzen wypuścił spot, w którym, nawiązując bezpośrednio do zwycięstwa Trumpa, spróbował przenieść to, co udało się za wielką wodą na krajowe podwórko. Inspiracji w sukcesie prezydenta elekta chce upatrywać także kandydat na kandydata KO Rafał Trzaskowski. Prezydent Warszawy, zawsze gotów powiedzieć to, co przyniesie mu polityczną korzyść, zachęcał działaczy i sympatyków swej partii, by byli „jak jedna pięść, dokładnie tak jak Trump w wyborach prezydenckich”. Zdaje się jednak, iż od tego, który z kandydatów miałby okazać się „polskim Trumpem”, ważniejsze będzie, kto zostanie polskim Muskiem, przed którego „rwaniem się do władzy” ostrzegł lewicowy portal „Gazeta.pl”, trwożąc się, iż USA padła komenda „cała naprzód na korwinizm”.

Toruń potęgą morską. Rejs służbowy po Morzu Śródziemnym marszałka z “sekretarką” ?

Marszałek chce zbudować jacht morski za 12 mln zł. Zapłacimy z niego z podatków

15 listopada 2024Autor Ł.R. portalkujawski

Marszałek chce zbudować jacht morski za 12 mln zł. Zapłacimy z niego z podatków

Dość niespodziewana propozycja znalazła się w projekcie budżetu województwa na 2025 rok – rozpoczęcie prac nad budową jachtu morskiego, chociaż województwo kujawsko-pomorskie dostępu do żadnego morza nie ma. Najprawdopodobniej pod koniec grudnia dokument budżetowy ,,klepną” marszałkowi radni i ruszy budowa jachtu morskiego.

Pełnomorski jacht ma mieć 24 metry długości i pływać po Bałtyku i morzu Śródziemnym, które jest oddalone od kujawsko-pomorskiego o jakieś 3 tys. km.

Jacht miałby należeć do Kujawsko-Pomorskiego Centrum Edukacji i Innowacji w Toruniu, które podlega Województwu Kujawsko-Pomorskiemu i służyć uzdolnionej młodzieży. Kiedyś były w Toruniu głosy uważające to miasto za potęgę morską – taki jacht to zawsze pierwszy krok. W 2025 roku planuje się wydatkować ponad 5,5 mln zł. Jacht ma być gotowy w 2026 roku i łącznie kosztować ok. 12 mln zł.