Amerykańscy politycy zwrócili się do Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej, z serią pytań dotyczących polskiej kampanii wyborczej w związku z podejrzeniami o nielegalne finansowanie spotów promujących Rafała Trzaskowskiego, a zohydzających innych kandydatów.
Pod oficjalnym pismem skierowanym do Komisji Europejskiej podpisał się m.in. Brian Mast, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów USA.
Politycy amerykańscy pytają w swoim liście m.in. o to, kto dostarczył środki na wykup reklam promujących Rafała Trzaskowskiego, a zohydzających Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Jaką rolę odegrała w tym spółka Estratos oraz jej główny udziałowiec, amerykański fundusz powiązany z Partią Demokratyczną? Co Komisja Europejska zamierza z tym zrobić i dlaczego stosuje podwójne standardy?
Poza Brianem Mastem pod listem do szefowej KE podpisała się szóstka kongresmenów, w tym Keitf Self, przewodniczący podkomisji ds. Europy Izby Reprezentantów USA. Self był szefem amerykańskiej delegacji, która w kwietniu spotkała się z Rafałem Trzaskowskim. Po tym spotkaniu Trzaskowski ogłosił, że ma dobre relacje z obecnie rządzącymi w USA. Podpisani pod dokumentem to przedstawiciele Partii Republikańskiej.
“Podważenie integralności procesów demokratycznych”
Amerykanie w liście do Ursuli von der Leyen piszą wprost, że w czołowych polskich mediach ukazały się materiały, które udowadniają, że tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich możemy mieć w Polsce do czynienia z “podważeniem integralności procesów demokratycznych”.
Chodzi o materiały promujące Rafała Trzaskowskiego i zniechęcające do głosowania na Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Jak podkreślają politycy USA, powołując się na ustalenia Wirtualnej Polski, stoi za nimi austriacka spółka Estratos. To podmiot, w którym 80 proc. udziałów mają Amerykanie związani z partią Demokratyczną, a 20 proc. Węgrzy związani z byłym rządem liberalnym, będącym u władzy przed Orbanem.
W Polsce Estratosowi pomagała m.in. fundacja sympatyzująca z Koalicją Obywatelską – Akcja Demokracja.
To one najprawdopodobniej stoją za akcją, w ramach której na dwóch facebookowych profilach – “Wiesz Jak Nie Jest” oraz “Stół Dorosłych” – 10 kwietnia zaczęły się pojawiać reklamy polityczne promujące Trzaskowskiego i stawiające w złym świetle Nawrockiego i Mentzena. Administrator tych profili, który nie ujawnił swojej tożsamości, wydał na promocję treści więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy.
”Wyraźnie podkreślmy: agitacja prowadzona przez spółki i fundacje, na dodatek finansowana z zagranicy, jest w Polsce nielegalna. Zgodnie z Kodeksem wyborczym agitację prowadzić mogą bowiem wyłącznie komitety wyborcze oraz sami wyborcy”. Na różnicę pomiędzy wyborcą a zorganizowaną akcją zwracał zresztą uwagę przedstawiciel Krajowego Biura Wyborczego podczas posiedzenia sejmowej komisji cyfryzacji. Dyrektor NASK także uważa to, co się wydarzyło, za nielegalne.
Sztab Rafała Trzaskowskiego oraz sam kandydat odcięli się od materiałów sponsorowanych w mediach społecznościowych.
Grzegorz Braun i Karol Nawrocki. / Foto: PAP (kolaż)
Komitet polityczny Konfederacji Korony Polskiej wystosował do pozostających w wyścigu o fotel Prezydenta RP kandydatów zestaw pytań.
Na razie ustosunkował się do nich tylko „obywatelski” kandydat PiS Karol Nawrocki.
Przypomnijmy, że dzień po I turze wyborów komitet KKP, partii Grzegorza Brauna, wystosował następujące pytania do Karola Nawrockiego i Rafała Trzaskowskiego, którzy 1 czerwca zmierzą się w II turze wyborów prezydenckich:
Czy jako kandydat na Prezydenta RP będzie Pan kierował się wyłącznie polskim interesem narodowym – a w szczególności, czy zobowiązuje się Pan do:
Zdecydowanych działań na rzecz pokoju, a zwłaszcza do niewysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę oraz nieprzekazywania sprzętu wojskowego na rzecz Ukrainy?
Zdecydowanych działań na rzecz zachowania jednolitości i tożsamości narodowej państwa polskiego – a zwłaszcza powstrzymania ukrainizacji Polski, stanowczego potępienia banderyzmu i wyegzekwowania ekshumacji ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Polakach?
Zdecydowanych działań na rzecz bezpieczeństwa publicznego – a w szczególności odrzucenia tzw. paktu migracyjnego Unii Europejskiej i powstrzymania imigracji zarówno legalnej, jak i nielegalnej?
Odrzucenia tzw. zielonego ładu Unii Europejskiej – zwłaszcza w odniesieniu do rolnictwa, górnictwa, budownictwa, energetyki i motoryzacji?
Zaniechania legalnego dzieciobójstwa, a także eksperymentów medycznych na Polakach, przymusu szczepień, selekcji eugenicznej oraz eutanazji wprowadzanej m. in. pod hasłami „terapii daremnych” i „śmierci mózgowej”?
Rozliczenia instytucjonalnego bezprawia lat 2020-2022, m. in. w lecznictwie, wojskowości i gospodarce – a w szczególności ukarania winnych i sprawców kierowniczych, oraz zadośćuczynienia poszkodowanym i rodzinom ofiar?
Doprowadzenia do ekshumacji w Jedwabnem, odrzucenia roszczeń żydowskich oraz zaprzestania celebracji chanukowych w Pałacu Prezydenckim?
Nie odpowiedział na nie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. „Ubolewamy, że Rafał Trzaskowski do dnia dzisiejszego wcale nie odniósł się do ww. pytań, a z jego wypowiedzi publicznych możemy wnioskować, że na każde z zadanych pytań NIE odpowiedziałby twierdząco…” – czytamy na stronie KKP.
Do tak postawionych pytań odniósł się natomiast szef Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki. Jego sztab przesłał odpowiedzi 25 maja.
„Szanowny Panie Pośle,
W odpowiedzi na Pana postulaty uprzejmie wyjaśniam, co następuje:
Nie zgodzę się na wysyłanie polskich wojsk na Ukrainę. Jednoznacznie sprzeciwiam się jako Prezes IPN i będę sprzeciwiał się banderyzmowi – jestem gotów podpisać ustawę, która zakłada penalizację banderyzmu oraz tzw. kłamstwa wołyńskiego. Uzależniam dobre, sąsiedzkie relacje z Ukrainą od pełnej zgody na ekshumację ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Jednocześnie stwierdzam, że w interesie naszego Państwa leży jak najszybsze doprowadzenie do pokoju na Ukrainie.
Zapewniam, że podejmę działania na rzecz jednostronnego wypowiedzenia paktu migracyjnego i zielonego ładu, który blokuje nasz rozwój, blokuje naszą gospodarkę, rolnictwo i łupi portfele Polaków.
Moim celem będzie wsparcie dla polskiej rodziny i zabezpieczenie jej przed niebezpiecznymi ideologiami i przymusami narzucanymi przez grupy ideologiczne. Przed takimi zjawiskami szczególnie powinny być chronione dzieci.
Jako Prezydent będę chronił życia od poczęcia do naturalnej śmierci.
Stoję na niezachwianym stanowisku, że wolność decydowania o swoich poglądach i przekonaniach, w tym wolność słowa czy prawo rodziców do wychowywania dzieci, zgodnie z własnymi przekonaniami to sprawy fundamentalne.
Jestem zdania, że poza obowiązującym prawem dotyczącym kalendarza szczepień, wszystkie inne szczepienia nie ujęte w kalendarzu, powinny być kwestią wyłącznie osobistego wyboru.
Pragnę podkreślić, że w bardzo trudnym czasie pandemii Covid rząd podejmował różne decyzje, także niepopularne i z perspektywy czasu błędne. W całości swej polityki doprowadził jednak do uratowania milionów miejsc pracy i przeprowadził Polskę przez ten kryzys światowy. Podkreślam jednak, że sam nie byłem zwolennikiem restrykcji tak drastycznych jak zamykanie kościołów czy lasów.
Wg mojej opinii Polska powinna zajmować się uzyskaniem reparacji od Niemiec, a wszelkie roszczenia wynikające z niemieckich działań wojennych powinny być kierowane właśnie do Berlina, a nie do Warszawy.
Pragnę przypomnieć także, że już w styczniu tego roku w mediach jasno zadeklarowałem, że przywiązanie do wartości chrześcijańskich traktuję poważnie, więc obchodzę i promuję święta i związane z nimi polskie tradycje i zwyczaje, które są bliskie naszemu wspólnemu wyznaniu i wartościom.
Pragnę zapewnić, że broniłem i będę bronił dobrego imienia Polski i Polaków przed wszystkimi obrzydliwymi atakami takich osób, jak np. p. Grabowski, Gross czy Engelking. Będę w tym celu podejmował wszelkie działania, które tylko skutecznie będą prowadziły do tego celu.
Karol Nawrocki”.
==============================================
Jego odpowiedzi oceniła Konfederacja Korony Polskiej.
„1. Odnosząc się do treści odpowiedzi na nasze pytania, pozytywnie oceniamy deklaracje Karola Nawrockiego odnośnie :
działań na rzecz pokoju za naszą wschodnią granicą,
niewysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę,
potępienia banderyzmu,
chęci wyegzekwowania ekshumacji ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Polakach,
odrzucenia paktu migracyjnego,
odrzucenia zielonego ładu,
zaniechania legalnego dzieciobójstwa.
Wiarygodność ww. deklaracji pozostawiamy do oceny wyborcom.
=================================================
2. Jednoznacznie negatywnie oceniamy poniższe wątki zawarte w odpowiedziach:
a. całkowite pominięcie poniższej problematyki, zawartej w naszych pytaniach, a dotyczącej:
nieprzekazywania sprzętu wojskowego na rzecz Ukrainy,
powstrzymania ukrainizacji Polski,
kwestii zarówno nielegalnej, jak i legalnej migracji,
eksperymentów medycznych na Polakach, przymusu szczepień, selekcji eugenicznej oraz eutanazji wprowadzanej m. in. pod hasłami «terapii daremnej» i «śmierci mózgowej».
b. zauważamy u Karola Nawrockiego brak zrozumienia tego, czym był okres instytucjonalnego bezprawia lat 2020-2022; twierdzenie kandydata, że «rząd […] doprowadził jednak do uratowania milionów miejsc pracy i przeprowadził Polskę przez ten kryzys światowy…» jest dowodem na to, że jego prezydentura, w przypadku wystąpienia podobnej sytuacji jak w latach 2020-2022, byłaby gwarantem powtórzenia zgubnych działań duetu Morawiecki-Duda.
c. Karol Nawrocki wykazał rażący brak zrozumienia problemu obowiązkowych szczepień, czyli kalendarza szczepień (obowiązkowe szczepienia zawarte są właśnie w kalendarzu szczepień) – w większości państw UE nie ma żadnych szczepień obowiązkowych (brak kalendarza szczepień) i dzieci nie są tam wyszczepiane tak ogromną ilością preparatów jak w Polsce.
d. Pominięcie przez Karola Nawrockiego w odpowiedziach sprawy selekcji eugenicznej oraz eutanazji wprowadzanej m. in. pod hasłami «terapii daremnych» i «śmierci mózgowej» stanowi wg nas przesłankę do twierdzenia, że w czasie pełnienia obowiązków Prezydenta Polski Karol Nawrocki w tych kwestiach będzie ściśle współpracował z aktualnym rządem.
e. Karol Nawrocki pełniąc funkcję Prezesa IPN, sam stwierdził, że «sprawa ekshumacji w Jedwabnem go przerosła» – niestety odpowiedź na pytanie związane z obroną interesów Polaków przed atakami żydowskich organizacji (ekshumacja w Jedwabnem, odrzucenie roszczeń do majątków bezspadkowych, celebracji chanukowych) została przez Karola Nawrockiego pominięta – zatem wnioskujemy, że w tych kwestiach będzie on kontynuatorem działań Andrzeja Dudy” – wskazano.
„Nasza konkluzja po analizie treści odpowiedzi Karola Nawrockiego i braku odpowiedzi Rafała Trzaskowskiego:
BOŻE, miej w opiece Polskę całą!” – skwitowała partia Grzegorza Brauna.
==============================================
Mirosław Dakowski:
Przed wyborami uzupełniam:
Lepsza przewlekła grypa od syfilisu i AIDS w jednym.
Studiując nagłówki polskojęzycznych szmatławców, trudno nie zauważyć narastającej histerii wojennej. Inteligentna większość społeczeństwa III RP, zapewne na tym etapie nawet nie rozróżnia chaotycznej rozkrzyczanej propagandy, od faktu braku jakiejkolwiek akcji zbrojnej FR w stosunku do III RP.
Jest oczywistym, że III RP jest na gwałt szykowana do zastąpienia rozpadającej się Ukrainy w wojnie proxy z RF.
Teraz potrzeba tylko zręcznej prowokacji, jak to było w przypadku Radiostacji Gliwice w 1939 roku by zmusić III RP do ataku na FR. Tyle, że tym razem agresorem będzie III RP a nie III Rzesza!
Przy czym konsekwencje tego szalonego aktu oznaczać będą koniec istnienia III RP, jako struktury administracyjnej UE, oraz Jej społeczeństwa.
O ile w przypadku Ukrainy, FR stosowała wstrzemięźliwość przynajmniej przez dwa lata, o tyle agresja członka NATO, jakim mieni się być III RP, spotka się ze zmasowanym atakiem na całym terytorium kraju.
Przy czym RF bez użycia broni jądrowej może w krótkim czasie zlikwidować życie na obszarze od Bugu do Nysy. Hipersoniczne rakiety nawet bez jakiegokolwiek ładunku działają jak meteoryty, które rozpalone przejściem przez ziemską atmosferę stanowią same sobą „bombę słoneczną”.
Tak więc zlikwidować stosunkowo niewielki obszar III RP, nie będzie stanowiło dla FR żadnego problemu. Przy czym irytacja Kremla poszczekiwaniem bałtyckich kundli i III RP, osiągnęła już apogeum. Zapewne z dużą przyjemnością zlikwiduje te hałaśliwe istoty, bezustannie szarpiące FR za nogawki.
„Prezydentura Rafała Trzaskowskiego to domknięcie systemu” – alarmują prawicowi politycy i publicyści. Teza ta brzmi nie tylko niepokojąco, ale niestety także wiarygodnie. Tylko co tak naprawdę oznacza „domknięcie systemu”? I dlaczego to hasło rezonuje dziś z taką siłą?
Nawet umiarkowanie konserwatywny prezydent może okazać się ostatnią zaporą dla zmian prawnych wymierzonych w fundamentalne wartości cywilizacji chrześcijańskiej. Wystarczy przypomnieć sprawę ustawy o tzw. „mowie nienawiści”, która – gdyby nie skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego przez Andrzeja Dudę – już dziś mogłaby obowiązywać, penalizując wyrażanie katolickich poglądów w przestrzeni publicznej. Osoby wierzące narażone byłyby na postępowania prokuratorskie, konfiskatę urządzeń elektronicznych, a także inwigilację i poszukiwanie związków z tzw. grupami radykalnymi.
Podobny los czeka inne projekty rewolucji obyczajowej, jak legalizacja paramałżeństw homoseksualnych czy zabijania dzieci w prenatalnym okresie rozwoju. Blokowanie ich przez umiarkowanie konserwatywną mniejszość (np. resztki oporującego skrzydła PSL-u) w końcu uda się obejść, a próby utrzymania obecnego składu Trybunału Konstytucyjnego – to również kwestia czasu. W takiej sytuacji jedyną realną barierą wobec pełnego wdrożenia tego programu będzie podpis – lub jego brak – prezydenta RP.
Jednak stawka, jaką jest „domknięcie systemu”, nie ogranicza się tylko do pojedynczych ustaw. Chodzi o całościową przemianę polityczno-instytucjonalną, po której odwrót stanie się praktycznie niemożliwy – i to przez długie dziesięciolecia.
Kto naprawdę będzie decydować?
Sednem sprawy jest pytanie: kto w najbliższej przyszłości właściwie będzie podejmować najważniejsze decyzje polityczne? Wbrew pozorom nie chodzi tylko o Sejm czy prezydenta – chodzi o realne ośrodki władzy w Europie. Już dziś wiele kompetencji zostało przekazanych instytucjom Unii Europejskiej, których skład personalny i linia ideowa znajdują się poza naszą kontrolą. Polska, jako kraj peryferyjny i mniej wpływowy, coraz częściej może jedynie wykonywać decyzje zapadające w Brukseli, Berlinie czy Paryżu. Mimo to pozostała jeszcze pewna doza samodzielności – zwłaszcza w zakresie kultury, edukacji czy ochrony zdrowia. Te resztki suwerenności mogą jednak zostać skonsumowane przez UE w ciągu najbliższych kilku lat.
Plan kolejnego etapu tzw. „integracji europejskiej” został przedstawiony 22 listopada 2023 roku przez Komisję Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego, która przyjęła rezolucję dotyczącą reform traktatowych. Wśród jej głównych założeń znalazła się rezygnacja z zasady jednomyślności w Radzie UE w aż 65 obszarach – w tym w polityce zagranicznej, społecznej, fiskalnej czy ochronie środowiska. Przewiduje się także rozszerzenie zakresu kompetencji współdzielonych (czyli takich, w których prawo unijne ma pierwszeństwo przed krajowym), a także uproszczenie procedur nakładania sankcji za rzekome naruszenia „praworządności” (kij na nieposłusznych, bo o tym co „niepraworządne” decyduje przecież centrala). Jeśli te zmiany zostaną ratyfikowane – Polska przestanie mieć realny wpływ na kluczowe kwestie dotyczące swojej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Utraci możliwość aspirowania choćby do statusu gracza wagi średniej.
Szczególnie groźne są propozycje dotyczące rozszerzenia kompetencji Unii w zakresie edukacji i polityk dot. zdrowia publicznego. Oznaczałoby to instytucjonalne przepisanie tożsamości przyszłych pokoleń Polaków – nie przez krajowych polityków, media czy fundacje, lecz poprzez system edukacyjny podlegający unijnym wytycznym ideologicznym. Proces, który do tej pory był rozciągnięty na dekady, odbywał się oddolnie i niejednorodnie, teraz miałby zostać zinstytucjonalizowany i skoordynowany – z poziomu transnarodowego. Byłoby to nie tylko symboliczne, ale realne zakończenie epoki suwerenności kulturowej. Polski kod kulturowy – zakorzeniony w chrześcijaństwie i etosie narodowym – zostałby najpierw zrelatywizowany, a następnie zastąpiony ideologią progresywnej unifikacji. To wszystko czyni z pojęcia „domknięcia systemu” nie tylko alarmistyczny slogan, ale diagnozę sytuacji, w której może się znaleźć Polska – jeśli zabraknie ostatnich instytucjonalnych bezpieczników.
W przypadku Polski ratyfikacja reform traktatowych zależy między innymi od woli prezydenta. Głowa państwa odgrywa bowiem kluczową rolę w budowaniu społecznego konsensusu wokół tak fundamentalnych zmian. W sytuacji skrajnej może też – niczym współczesny Rejtan – odmówić podpisania dokumentów, nawet za cenę wywołania poważnego kryzysu konstytucyjnego. Ale lepszy taki kryzys, niż spokojne i bezrefleksyjne oddanie resztek polskiej suwerenności w ręce środowisk, które chcą narzucić Polakom obce zasady, wartości i styl życia.
Zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich mogłoby znacząco ułatwić przyjęcie nowej wersji traktatów, ponieważ – podobnie jak Donald Tusk – jest on entuzjastą pogłębionej integracji i centralizacji Unii. W jego przypadku istnieje też cały wachlarz kuglarskich pretekstów, za pomocą których mógłby przekonać istotną część społeczeństwa do poparcia reform. Przykładowo, mógłby powoływać się na potrzebę szybszego podejmowania decyzji w ramach Unii w sprawach obronnych w kontekście zagrożenia rosyjskiego – choć reforma traktatowa dotyczy znacznie szerszych i bardziej kontrowersyjnych sfer niż tylko bezpieczeństwo.
Tego rodzaju propaganda z łatwością znalazłaby zastosowanie przy okazji ewentualnego referendum w tej sprawie. Zwłaszcza jeśli całość aparatu państwowego, mediów publicznych oraz silnych mediów prywatnych działałaby w jednym chórze, a opozycja została wcześniej zepchnięta do narożnika. Społeczeństwo, pozbawione dostępu do rzetelnej debaty, mogłoby zostać skutecznie wprowadzone w błąd co do prawdziwego charakteru tych zmian.
Przykład? Ujednolicenie polityki zdrowotnej w UE z pozoru nie budzi emocji – jednak pod tym niewinnym szyldem mogłyby się kryć praktyki takie jak liberalizacja prawa aborcyjnego czy też regulacje dotyczące tzw. „korekty płci” (tj. okaleczania) nieletnich, przeprowadzanej bez zgody rodziców. To nie są spekulacje: podobne rozwiązania były już forsowane w krajach zachodnich, takich jak Niemcy czy Hiszpania, a także promowane przez Komisję Europejską w tzw. Strategii na rzecz Równości LGBT 2020–2025. Prezydent wywodzący się z obozu konserwatywnego – mógłby skutecznie powstrzymać ten proces. I nie chodzi tu tylko o doraźne blokowanie poszczególnych inicjatyw. Stawką jest możliwość obrony modelu życia, który chcemy przekazać następnym pokoleniom. W tym sensie wybór prezydenta sprowadza się nie tyle do wyznaczenia „strażnika żyrandola”, co punktem zwrotnym: przesądza, czy Polska będzie miała jeszcze siłę powiedzieć „nie”.
Wolność – nie dla wszystkich
O naszym życiu nie decyduje jednak wyłącznie formalna polityka. Równie ważny, jeśli nie ważniejszy, jest krajobraz społeczny i ukryta w nim sieć zależności, interesów i hierarchii. Demokracja liberalna – przynajmniej w swojej obecnej formie – coraz mniej przypomina system otwarty dla obywateli, a coraz bardziej zinstytucjonalizowaną oligarchię. Pod pozorem obrony „praw mniejszości” i powierzchownej inkluzji promuje ona model społeczeństwa, w którym realną władzę sprawują najbogatsi, najlepiej usieciowieni i najbardziej wpływowi. Za parawanem humanizmu, praw człowieka i tolerancji odbywa się miękka, ale skuteczna kontrola społeczna, która coraz częściej przechodzi w twardą presję ideologiczną. Ideologia ta – choć ubrana w język szumnie brzmiących wartości – jest często głęboko sprzeczna z ludzkimi instynktami, tradycją, a także zwykłym rozsądkiem.
Problem polega na tym, że system liberalny znajduje się dziś w fazie wyczerpania: rośnie poparcie dla partii kontestujących jego podstawy, coraz więcej ludzi dostrzega jego iluzoryczność, niesprawiedliwość, a przede wszystkim – nieefektywność. Ale to właśnie czyni go groźnym. Bo im bardziej spada zdolność do miękkiego zarządzania społeczeństwem, tym chętniej sięga się po rozwiązania siłowe – prawne, administracyjne, czynione rękami służb specjalnych. Gdy stara ideologia nie wystarcza do legitymizacji władzy, przychodzi czas na „zarządzanie przez kryzys” i ręczne sterowanie. Tak było w przypadku realnego socjalizmu, i tak bywa coraz częściej w sferze edukacji, zdrowia publicznego czy polityki tożsamościowej. Najwięksi beneficjenci liberalnego porządku – wielkie korporacje, eurokraci, finansjera, think-tanki, organizacje pozarządowe żyjące z grantów – nie chcą dopuścić do utraty kontroli. Dlatego dążą do „domknięcia systemu”: zabetonowania go na tyle szczelnie, by społeczne niezadowolenie nie mogło już zakwestionować jego fundamentów.
Symptomy nadchodzących zmian ustrojowych są już dostrzegalne od kilku lat: tworzenie liberalno-lewicowych „kordonów sanitarnych” wokół partii prawicowych, blokowanie kandydatur niewygodnych polityków (jak Marine Le Pen we Francji czy Călin Georgescu w Rumunii), nielegalne działania wymierzone w opozycję i przychylne jej media (AfD w Niemczech, PiS i Konfederacja w Polsce), czy upolitycznienie komisji wyborczych. To wszystko można uznać za swego rodzaju balony próbne. Przy relatywnej bierności społeczeństw – uśpionych skuteczną propagandą – władza liberalno-lewicowa posuwa się coraz dalej. Coraz silniejsze stają się frakcje postulujące delegalizację niektórych partii i niezależnych tytułów medialnych, wspierane chętnie przez salonowych dziennikarzy i globalne korporacje cyfrowe. W ten sposób zmierzamy ku sytuacji, w której wybory powszechne staną się jedynie fasadowym rytuałem, pozbawionym realnego znaczenia. W tym kontekście pięcioletnia prezydentura Rafała Trzaskowskiego stanowiłaby skuteczny parasol ochronny dla dalszych kroków w kierunku instytucjonalnej oligarchizacji. Jako zwierzchnik sił zbrojnych, mógłby gwarantować płynny przebieg tych procesów, zabezpieczając je przed zakłóceniami ze strony oporującego społeczeństwa. Przeciwnik takiej transformacji na stanowisku prezydenta – nawet jeśli jego wpływ byłby głównie formalny – mógłby stanowić realną barierę oraz objąć patronat nad wyrazami społecznego sprzeciwu.
Pacyfikacja opozycji
Tak daleko posunięte działania wymierzone w opozycję, jak te prowadzone obecnie przez unioentuzjastyczne siły liberalno-lewicowe, nie mają precedensu we współczesnej historii Europy. Osiągnęły one mistrzostwo w przyprawianiu zdroworozsądkowym siłom politycznym gęby radykałów i niebezpiecznych fanatyków. Równocześnie potrafią oszukiwać nieuprzywilejowane warstwy społeczne, wmawiając im przynależność do elit, którymi w rzeczywistości nie są – co skutkuje głosowaniem wbrew ich własnym interesom. Jednak w dobie szybkiego przepływu informacji i łatwości tworzenia niezależnych mediów, owe „centra iluzji” są coraz boleśniej konfrontowane z rzeczywistością, i kłamstwo nie może trwać wiecznie.
Co więcej – liberalno-lewicowe kordony sanitarne nie potrafią przedstawić spójnej, pozytywnej propozycji dla społeczeństwa, ponieważ ich wnętrze rozdzierają różnice światopoglądowe. Zmusza to ich strategów do zasłaniania się politycznymi igrzyskami, w których kolejne osoby z kręgu prawicy są publicznie stygmatyzowane i rzucane na pożarcie zniecierpliwionemu tłumowi. W takiej sytuacji system musi bronić się fizycznie przed każdym, kto zauważa i demaskuje jego niewydolność.
Prezydent może temu przeciwdziałać – nie tylko jako strażnik konstytucji czy zwierzchnik sił zbrojnych, ale także jako osoba dysponująca prawem łaski i dużym autorytetem społecznym. Wiele zależy od jego osobowości i determinacji. Choć prezydent Andrzej Duda nie uchodził pod tym względem za szczególnie stanowczego, jego potencjalny następca – bardziej niezależny i asertywny – już teraz budzi niepokój w środowiskach salonowych elit, o czym świadczy histeria medialna z listopada, reżyserowana m.in. przez Antoniego Dudka i czołowych „intelektualistów” salonu.
Sumując przywołane fakty: wybór Rafała Trzaskowskiego na prezydenta, rzeczywiście potęgowałby szansę na „domknięcie systemu” już nie tylko w bezkarności uśmiechniętej koalicji, co przekazania resztek władzy w ręce kosmopolitycznych postępowców i rewolucjonistów. Oznaczałby to trwałe wkomponowanie Polski w coraz bardziej jednolity pejzaż unijno-europejski. Niosłoby to za sobą dalszą gwałtowną oligarchizację systemu, w którym głos obywateli spoza wielkomiejskich „elit” ekonomiczno-prawnych będzie systemowo marginalizowany, a wszelka próba zaistnienia w debacie publicznej z przekazem nieprzychylnym proeuropejskiemu establishmentowi – brutalnie pacyfikowana.
Paryż: Posłowie przegłosowali wczoraj w pierwszym czytaniu ustawę wprowadzającą karę 2 lat pozbawienia wolności i grzywnę w wysokości 30 000 € dla osób, które utrudniają eutanazję.
Ostateczne głosowanie w Zgromadzeniu Narodowym zaplanowano na 27. maja.
Jako przestępstwo będzie się już liczyć zakłócanie „dostępu” do miejsc, w których udzielana jest pomoc w umieraniu, „poprzez wywieranie presji moralnej lub psychologicznej”, „poprzez stosowanie gróźb lub angażowanie się w jakiekolwiek akty zastraszania” wobec pacjentów lub pracowników służby zdrowia.
Jest to podobne do przestępstwa utrudniania dobrowolnego przerwania ciąży. Starożytna maksyma lekarska “primum non nocere” (po pierwsze nie szkodzić) staje się martwa.
Ustawa zakładająca wsadzanie za kratki obrońców życia (narodzonego) została przyjęta 84 głosami do 49.
Niewielu posłów w Polsce, wśród nich był poseł @GrzegorzBraun_ , ostrzegało, że zgoda na aborcję, któregoś dnia doprowadzi do zgody na eutanazję.
To właśnie dzieje się we Francji. Obserwując postępowanie posłów (zwolenników eutanazji), można odnieść wrażenie, że zaprzedali oni swoją duszę diabłu.
Wyniki I tury wyborów prezydenckich w Polsce wywołały w Niemczech potężną nerwowość. Niemieckie media rozważają “scenariusz rumuński” w Polsce, a Erika Steinbach grozi Polsce.
Erika Steinbach / screen YT Jung & Naiv
Niemcy boją się Karola Nawrockiego
– PiS w Polsce wielokrotnie mobilizował swoich zwolenników hasłami antyniemieckimi. Przed drugą turą wyborów ich kandydat na prezydenta Karol Nawrocki po raz kolejny wzywa do reparacji – i obraża swojego oponenta.
W Polsce kandydat na prezydenta Karol Nawrocki domagał się od Niemiec reparacji za szkody, jakie jego kraj poniósł w czasie II wojny światowej.
– dramatyzuje die Welt w artykule “Kandydat na prezydenta Polski domaga się reparacji od Niemiec”.
– Kwestia reparacji – wbrew temu co mówi Donald Tusk, czyli kamerdyner państwa niemieckiego – nie jest załatwiona. Reparacje odnoszą się do sprawiedliwości dziejowej, historycznej, ale również do naszej przyszłości i będę o nie walczył od pierwszego dnia prezydentury
Wyjątkowo nerwowo do słów Karola Nawrockiego odniosła się wieloletnia lider Związku Wypędzonych Erika Steibach.
– Dla Polski będzie to kosztowne, jeśli odszkodowania za wywłaszczenie niemieckich wypędzonych zostaną wymuszone z naruszeniem prawa międzynarodowego. Do dziś nie zostało to uregulowane!
– napisała Erika Steinbach na platformie “X”.
Erika Steinach była przez wiele lat przewodniczącą tzw. “Związku Wypędzonych” w Niemczech. Niemieckiej organizacji roszczeniowej, do której należą Niemcy wypędzeni decyzją zwycięskich w II Wojnie Światowej mocarstw z terenów dzisiejszej zachodniej Polski, oraz tych, którzy osiedlili się na terenach obecnej Polski dopiero podczas II Wojny Światowej, a później uciekli przed Armią Czerwoną. Związek liczy ok. 2 miliony członków.
Fakty są nieubłaganie jednoznaczne: Rafał Trzaskowski przechodzi do historii jako pierwszy kandydat na prezydenta RP, który – jako prezydent stolicy – wprowadził de facto zakaz symboliki chrześcijańskiej w urzędach.
Wcześniej robili to tylko ci, którzy sprawowali władzę z nadania komunistycznych mocodawców sowieckich. Szokujące, ale tak właśnie jest.
Trzaskowski zrobił to na własne życzenie. Z własnego wyboru postawił się z nimi w jednym szeregu. Mimo że przecież w Sejmie RP nadal wisi krzyż i mimo że Zygmunt III – monarcha, który pod koniec XVI wieku ustanowił Warszawę stolicą – stoi na Placu Zamkowym na kolumnie z potężnym krzyżem. I szablą, która symbolizuje siłę Rzeczypospolitej.
Krzyż to także symbol kulturowy
Pozornie, ten krzyż Zygmunta III, kojarzący związek władzy państwowej z chrześcijaństwem, to słaby argument w sprawie krzyży w urzędach. Polacy uznają rozdział Kościoła od Państwa. Jednak pamiętajmy, że Krzyż nie jest wyłącznie obiektem religijnym, ale jest także symbolem kulturowym. A skoro jest symbolem, wszelkie zakazy i nakazy w kwestii Krzyża nieuchronnie muszą liczyć się z reakcją osadzoną właśnie w świecie symboliki. Symboliki nie tyle religijnej, co narodowej i zarazem historycznej. Polska powstała przecież jako państwo chrześcijańskie i trwała poprzez dzieje jako “przedmurze chrześcijaństwa”. Odnosząc -w imię chrześcijaństwa i Krzyża – zwycięstwa militarne („veni, vidi, Deus vicit – przyszedłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył” Jana Sobieskiego pod Wiedniem) oraz stawiając opór zaborcom i okupantom.
Wypowiedzenie wojny w świecie symboli
Trzaskowski, chcąc nie chcąc, stanął więc symbolicznie (podkreślam!) nie tyle przeciwko historycznym faktom, ale narodowym legendom – całemu imaginarium symboli i narracji, które niosą sobą głębszą prawdę, niż wyłącznie historyczna.
przeciwko słowom preambuły Konstytucji RP, które mówią o wdzięczności przodkom za “kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu”.
przeciwko uchwale Senatu RP z 2014, zainicjowanej przez – co za paradoks! – senatorów PO “w sprawie poszanowania Krzyża”. Izba ta, pod przewodnictwem marszałka Senatu Bogdana Borusewicza z PO, stwierdziła stanowczo, że “wszelkie próby zakazania umieszczania Krzyża w szkołach, szpitalach, urzędach i przestrzeni publicznej w Polsce muszą być poczytane za godzące w naszą tradycję, pamięć i dumę narodową”.
1 czerwca nastąpi ostateczny test
Fakt, że ten kandydat na prezydenta był w stanie zdobyć tak dużo głosów w pierwszej turze wyborów, dowodzi, że w polskim społeczeństwie nastąpiła głęboka zmiana kulturowa. Zaledwie dekadę temu byłoby to niemożliwe. Wcześniej byłoby to w ogóle nie do pomyślenia.
Powtarzam: krzyż w urzędzie to nie jest przedmiot kultu, ale przede wszystkim symbol kulturowej i historycznej ciągłości państwa od roku 966 – roku chrztu Polski. Dbanie o zapewnienie tej ciągłości to jeden z obowiązków prezydenta jako Głowy Państwa.
Historii nie można zmienić. Można ją jedynie zafałszować. Gdy symbol jest atakowany, nie ma znaczenia, jakie są racje i argumenty atakującego. Symbol nie akceptuje żadnych kompromisów. Wymaga obrony. 18 maja to się nie stało.
1 czerwca będzie druga szansa i wtedy wyborcy zadecydują. To będzie ważny test. Wynik wyborów powie o Polakach A.D. 2025 dużo więcej niż to, kto będzie ich prezydentem.
Grzegorz Braun, Sławomir Mentzen, Rafał Trzaskowski. Foto: PAP/nczas/yt
Gdyby decydowali tylko wyborcy głosujący poza granicami Polski, to do drugiej tury wszedłby kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski oraz reprezentujący Konfederację Sławomir Mentzen. Kilkanaście procent poparcia uzyskał zagranicą polski poseł do Parlamentu Europejskiego Grzegorz Braun.
========================
Znamy już oficjalne wyniki wyborów. W drugiej turze zmierzy się prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski z szefem Instytutu Pamięci Narodowej Karolem Nawrockim. Trzecie miejsce z wysokim wynikiem zajął Sławomir Mentzen, a na czwartym miejscu znalazł się Grzegorz Braun.
Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby o wynikach wyborów decydowali tylko wyborcy z zagranicy. Poza granicami Polski pierwsze miejsce przypadło Rafałowi Trzaskowskiemu, który zdobył 36,82 proc.
Na drugiej pozycji znalazł się natomiast Sławomir Mentzen z wynikiem 16,58 proc. Kandydat Konfederacji minimalnie wyprzedził Karola Nawrockiego, który uzyskał 16,07 proc. głosów.
Na kolejnym miejscu z wysokim wynikiem uplasował się Grzegorz Braun. Polskiego posła do Parlamentu Europejskiego poparło 11,07 proc. głosujących zagranicą.
Ponadto Adrian Zandberg uzyskał 6,47 proc., a Magdalena Biejat 6,11 proc. Kandydaci skrajnej lewicy wyprzedzili marszałka Sejmu Szymona Hołownię, na którego zagłosowało 3,43 proc.
Nie tylko my, nie tylko nasza partia; szeroki front gaśnicowy musi wprowadzić do następnego parlamentu silną reprezentację polskiej prawicy – powiedział podczas powyborczego wystąpienia kandydat na prezydenta Grzegorz Braun. Lider Konfederacji Korony Polskiej zdobył według sondaży exit poll 6,2 proc. głosów.
– To było mierzenie i ważenie przed walką, którą szeroki front gaśnicowy stoczy z sukcesem, idąc do najbliższych wyborów parlamentarnych – przyznał Braun, zapowiadając dalsze kroki polityczne.
– Szeroki front gaśnicowy, nie ja, szanowni państwo, Grzegorz Braun, nie mój sztab, nie działacze, członkowie mojej partii, którym nigdy nie odwdzięczę się za wysiłek, który włożyli w tę kampanię (…) nie tylko my, nie tylko nasza partia; szeroki front gaśnicowy musi wprowadzić do następnego parlamentu silną reprezentację polskiej prawicy – zapowiedział lider Konfederacji Korony Polskiej.
Polityk zaznaczył, że jego formacja będzie „prawdziwie antysystemowa, a nie dryfująca ku centrum”. Zwracając się niebezpośrednio do byłych kolegów z Konfederacji, podkreślił, że nowa partia będzie „prawdziwie wolnościowa, a nie rozbierała na drobne kanonicznego zestawu postulatów wolności, ze szczególnym uwzględnieniem wolności gospodarczej”.
– Tej prawicy, która jest prawdziwie narodowa, a nie euro-kołchozowa. Tej prawicy, która jest – tak – katolicka! Jeśli nie sercem, to rozumem. Jeśli nie z pobożności, to z ostrożności procesowej, mówiąc oczywiście w perspektywie sądu ostatecznego – wyjaśnił.
W ocenie polityka, niespodziewanie wysoki wynik wyborczy (sondaże oscylowały wokół 1 proc. głosów) można uznać za moment narodzin nowego ruchu politycznego, nazwanego przez Brauna „szerokim frontem gaśnicowym”.
– Wyszliśmy z lasu na pole – oby to było pole grunwaldzkie – dla nas, a dla przeciwnika, oby się tak skończyło jak pod Grunwaldem. To jest front, który idzie odzyskać niepodległość i to jest to kryterium, którego spełnienia oczekuję od siebie i od wszystkich, którzy zechcą z nami iść do następnego Sejmu i Senatu. Kto za niepodległością, a kto za niekończącym się negocjowaniem czy re-negocjonowaniem warunków podległości – ocenił.
Grzegorz Braun wyjaśnił, że idzie do parlamentu „po to żeby to była Polska, a nie land euro-kołchozowy”.
– Nie żeby to była republika sowiecka, euro-sowiecka, nie bantustan, stan amerykański, nie ukro-polin. Niech to będzie Polska! – dodał.
– Jak mogło się to stać, że obecność i wyłączność – monopolistyczną wyłączność – barw biało-czerwonych na terytorium Rzeczpospolitej polskiej można było zrelatywizować? My po to idziemy do następnych wyborów: Sejmu, Senatu i nawet euro-kołchozu, jeżeli się wcześniej nie zawali, co bardzo mu życzymy. Będziemy robić wszystko żeby się zawalił, byle nie nam na głowę –zapowiedział
Polityk zapewnił, że to jego ostatnie wystąpienie w tej kampanii, bo „od jutra zaczynamy następną”.
Maciej Wieczorek w programie Expert w Bentleyu dokonał rzeczy, której wielu się nie udało. Dzięki niemu bowiem poznaliśmy częściowo zawartość słynnej torby Grzegorza Brauna.
– Zawsze naszym gościom dajemy tablicę i teraz – wiedziałem, że ta tablica się Panu nie spodoba, wiedziałem o tym. Ale generalnie to jest rosnący trend, przyznam szczerze, wśród naszych gości, że ta tablica się gościom nie podoba – z uwagi na jeden element, który na tej tablicy jest, że jest tu jakieś 15 gwiazdek – mówił Wieczorek, pokazując tablicę rejestracyjną z napisem „Expert”.
– A to jest dla mnie? Pan mi to przekaże? – pytał Braun.
– To – proszę zrobić z tym, co Pan chce; ja mam już plan B, bo ja przewidziałem, że z tą tablicą może nie być dobrze – mówił prowadzący.
– No to wie Pan co? Ja mogę temu od razu chyba zaradzić. Sięgam do mojej torby, wie Pan – o – jak dobrze pogrzebię, to zawsze coś znajdę – mówił Braun, wyjmując z torby sekator.
– Nie wiem, czy Pan na komisje różne też chodzi z takimi rzeczami – wtrącił prowadzący, patrząc, jak Braun odcina symbol UE z tablicy.
– O, nawet działa, widzi Pan. O, i nawet dość precyzyjnie jestem w stanie zaradzić temu problemowi. O tak, tak. To ja, Panie redaktorze, przyjmuję z przyjemnością, traktuję to jako miłą pamiątkę naszej dzisiejszej podróży, a na śmietnik historii wywalam ten emblemat wrogiej nam organizacji, która idzie po nas i dlatego musimy odzyskać niepodległość – oświadczył Braun.
– Ciężko stwierdzić, że można się było tego nie spodziewać, że to nastąpi, więc ja tym samym i w tym momencie chciałem tutaj publicznie nawet zmienić tradycję naszego programu, ponieważ udało nam się takie rejestracje załatwić – z polską flagą, jak za starych dobrych czasów, więc to również dla Pana i od tego czasu dla wszystkich gości będziemy mieć taką – oświadczył prowadzący.
– Super. Szanowni Państwo, tak, tu jest Polska – nie land eurokołchozowy, nie Ukropol, nie Ukropolin, nie kolonia, nie stan, nie bantustan. Tu jest Polska i niech tak zostanie – skwitował Braun.
Roman Fritz i Grzegorz Braun na strzelnicy / fot. X / Grzegorz Braun
Grzegorz Braun udostępnił na X nowy spot, tym razem ze strzelnicy. Mówi w nim o obecnym rozbrojeniu Polaków oraz wyjątkowo mocnych nawet na tle Unii Europejskiej czy Białorusi przepisach dotyczących posiadania broni.
„Dobry człowiek z bronią… obroni bezpieczeństwo osobiste Polaków” – napisał na X Grzegorz Braun, udostępniając najnowszy spot.
Akcja dzieje się na jakiejś odkrytej strzelnicy, na którą przybywa Braun z innymi osobami.
– Nie ma powodu, żeby Polacy byli bardziej rozbrojeni, niż obywatele Niemiec, Czech czy Białorusi. Nie ma też uzasadnienia wprowadzanie kolejnych ograniczeń posiadania narzędzi do obrony. Poprę każde rozwiązanie, które obroni bezpieczeństwo osobiste Polaków – mówi Grzegorz Braun.
– Złego człowieka z bronią powstrzyma najszybciej dobry człowiek z bronią – przypomina, po czym widzimy, jak Braun i inne osoby strzelają z pistoletów, a potem jeszcze z innych broni.
Grzegorz Braun od lat podkreśla, że dostęp do broni dla normalnych ludzi powinien być szerszy i prostszy. W chwili obecnej przepisy dotyczące posiadania broni w Polsce są surowsze, niż zaleca nawet zamordystyczna Unia Europejska.
Także w programie Grzegorza Brauna – jako przykładowe rozwiązanie – znajduje się postulat znacznej zmiany obecnych przepisów.
Z kolei wcześniej promował hasło „Kościół, szkoła, strzelnica”.
„Powszechny dostęp do broni palnej nierejestrowanej” – czytamy w „przykładowych rozwiązaniach” bezpieczeństwa osobistego i wewnętrznego w programie Grzegorza Brauna na braun2025.pl.
Powołując się na swoje słabe wyniki w Polsce, Amerykanie chcą wiedzieć, w jaki sposób Bruksela zajmie się tzw. „dezinformacją” w sposób, który “nie ograniczy praw Amerykanów do wolności słowa”.
Członkowie Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych wysłali list do Komisji Europejskiej, w którym ostrzegają, że rząd polskiego premiera Donalda Tuska narusza prawa partii opozycyjnych i swoich przeciwników politycznych w ogólności.
List podpisali republikańscy kongresmeni Jim Jordan, przewodniczący Komisji Sądowniczej Izby Reprezentantów, a także republikanie Darrel Issa, Chris Smith, Warren Davidson i Andy Harris.
Został on wysłany do Michaela McGrata, komisarza UE ds. sprawiedliwości i praworządności.
Autorzy listu twierdzą, że obecne władze Warszawy wykorzystują wymiar sprawiedliwości do celów politycznych, co ich zdaniem może zagrozić wolności słowa nie tylko w Polsce, ale i w Stanach Zjednoczonych.
„Ten pozorny podwójny standard budzi obawy co do bezstronności UE i jej zaangażowania w ochronę praw podstawowych we wszystkich państwach członkowskich. Milczenie UE może ośmielić rząd Tuska do wysiłków cenzorskich, co skłoni polski rząd do globalnego usuwania wypowiedzi, z którymi się nie zgadza, co może ostatecznie skutkować cenzurą wypowiedzi amerykańskich” – czytamy.
W dalszej części dokumentu stwierdzono, że działania Tuska skierowane przeciwko konserwatywnej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), jej zwolennikom i członkom Kościoła katolickiego „wydają się mieć na celu uciszenie i zaszkodzenie opozycji politycznej przed wyborami prezydenckimi w Polsce w 2025 r.”.
W liście poruszono kwestię „poważnego znęcania się” przez śledczych pod przewodnictwem Tuska nad osobami związanymi z PiS, w tym nad Barbarą Skrzypek, byłą dyrektorką biura prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, która zmarła kilka dni po wielogodzinnym przesłuchaniu, a także nad księdzem Olszewskim, który był „nieludzko traktowany” po aresztowaniu, które większość uznała za motywowane politycznie.
Kwestionuje również działania Tuska skierowane przeciwko konserwatywnym mediom, które są sprzeczne z programem jego rządu, stwierdzając, że „wzbudzają one obawy co do tego, czy rząd Tuska podtrzymuje demokratyczne wartości UE i czy będzie dalej próbował uciszać swoich rywali politycznych, stosując antydemokratyczne prawa, takie jak ustawa UE o usługach cyfrowych (DSA), w celu cenzurowania wypowiedzi krytykujących rząd Tuska”.
Kongresmeni nie boją się krytykować podwójnych standardów, jakie najwyraźniej obowiązują w Brukseli. Krytyka Polski pod rządami PiS-u była powszechna, a Parlament Europejski z radością pozbawiał konserwatywnych posłów do Parlamentu Europejskiego immunitetu, natomiast u Tuska i jego zespołu nie widać żadnych uprzedzeń ani krytyki.
Kongresmeni wezwali komisarza McGrata do zorganizowania briefingu na temat tych kwestii „tak szybko, jak to możliwe”, pytając konkretnie „w jaki sposób UE planuje wdrożyć nową Europejską Tarczę Demokracji, która zajmie się tzw. „dezinformacją” w sposób, który nie ograniczy prawa Amerykanów do wolności słowa”.
Koniec kampanii wyborczej. Niektórzy z kandydatów rozpoczynają ostatnią szarżę – jedni w stronę ciemności, inni w stronę Prawdy.
Gdy zaczął przemawiać Braun, pod „Muzeum Polin” w Warszawie, fałszerze… bardziej prawidłowo – fałszyści od mowy nienawiści… zamarli. Stali potem jeszcze przez całą godzinę, w rozkroku, nie wiedząc w którą stronę się ruszyć. Ocenzurować i przemilczeć czy zacząć pluć?
Niektórym z Państwa, być może i tu obecnych, zdaje się, że żydowskie klimaty, dialog polsko-żydowski, obecność Żydów na polskich ziemiach przez setki lat, że cóż, to jest jakaś taka miła wizja, jakiś taki skrzypek na dachu Tejwie Mleczarz, a może to nie Tejwie Mleczarz, tylko raczej doktor Hannibal Lecter wprowadził się po sąsiedzku i rości sobie pretensje do tego, żeby zarządzać naszym życiem?
GRZEGORZ BRAUN POD MUZEUM P0LiN
To pseudomuzeum ( „Polin” – przypis red.) operuje materiałem zmanipulowanym, niepełnym, bądź też jawnie kontrfaktycznym, propaguje fałszywą, urojoną wersję historii stosunków polsko-żydowskich. Stosunki polsko-żydowskie to nie idylla. Stosunki polsko-żydowskie to nie jest też przybycie, jak nam to prezentuje ta ekspozycja, jakichś miłych talmudystów do pustego lasu, w którym sarenki i wiewióreczki tylko kicają i tę ziemię Żydzi czynią sobie poddaną.
Zauważcie, tak właśnie zaprasza do odbioru tej historii ośrodek Polin swoich gości zwiedzających. To jest fałsz. Żydzi przybyli na ziemię polskie jako handlarze i łowcy niewolników, jako fałszerze monety.
To jest początek, to jest początek tej inwazji talmudystów na ziemię polską. Dzisiaj, tysiąc lat później, rzecz jasna, formy niewolnictwa się zmieniły, formy oszustwa, wyłudzenia rozbójniczego się zmieniają.
Trzeba w każdym razie z talmudystami bardzo uważać, prawda, bo jak zapraszają na obiad, to nie wiadomo, co będziemy jeść i czy przypadkiem nie nas będą jedli.
Dialog chrześcijańsko-żydowski, dialog polsko-żydowski jest to dialog ludożerców z wegetarianami, Szanowni Państwo. Nie da się uzgodnić wspólnego menu. Albo my, albo oni.
Deklaruję, za mojej kadencji nie będzie ani złotówki więcej na tworzenie w Polsce stref de facto eksterytorialnych, takich jak Ośrodek POLIN, którego pilnują tutaj dzisiaj funkcjonariusze nie tylko polskiej policji, nie tylko państwa polskiego. I to woła nie tylko o pomstę do nieba, ale dopomina się też zdecydowanych działań ze strony państwa polskiego. Tylko aby takie działania zostały podjęte, no to państwo polskie musi wrócić w całym swoim majestacie i z całą swoją siłą.
To, że Polak pod flagą biało-czerwoną jest na cenzurowany, staje się persona non grata. Właśnie. Na przykład w obozie Auschwitz, w którym stracił życie jeden z moich starszych kuzynów, brat cioteczny mojej mamy, nastoletni Aleksander.
Jeśli tam Polak pod flagą biało-czerwoną musi prosić o jakieś specjalne zezwolenia, uzgodnienia, to coś tu nie jest w porządku. I ja zadbam o przywrócenie porządku. Zadbam o to, żeby polska wrażliwość historyczna, żeby polska pamięć historyczna były jedyną troską instytucji, funkcjonariuszy najwyższych przedstawicieli państwa polskiego.
Naród Polski nie będzie grubym płatnikiem żydowskiej, antypolskiej propagandy.
Ogłaszam zatem dosyć tego. Nigdy więcej tak, nigdy więcej propagandy antypolonizmu, nigdy więcej celebrowania talmudycznego rasizmu w Polsce.
Całość na filmie, którego “ustawienia fabryczne” są ciut szybsze…
Komisji Sprawiedliwości Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych wyraża zaniepokojenie wykorzystywaniem przez Donalda Tuska wymiaru sprawiedliwości do ataków na przeciwników politycznych.
“Waszyngton nie może dłużej ignorować represji politycznych stosowanych przez rząd Donalda Tuska w Polsce, ani cenzury UE, która zagraża wolności słowa zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych”– czytamy w komunikacje na stronach Komisji Sprawiedliwości Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych.
Jim Jordan, przewodniczący Komisji Sprawiedliwości, wraz z czterema innymi kongresmenami, wysłał list do Michaela McGratha, komisarza UE ds. sprawiedliwości i praworządności, potępiający te praktyki i domagający się podjęcia pilnych działań przez Brukselę.
W liście czytamy:
“Szanowny Panie Komisarzu McGrath!
Komisja Sądownictwa Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych bada, w jaki sposób i w jakim zakresie zagraniczne przepisy, regulacje i orzeczenia sądowe zmuszają lub nakłaniają przedsiębiorstwa do cenzurowania wypowiedzi w Stanach Zjednoczonych. Niniejszym wyrażamy zaniepokojenie ostatnimi doniesieniami, zgodnie z którymi rząd premiera Donalda Tuska wykorzystuje polski wymiar sprawiedliwości do ataków na przeciwników politycznych i cenzurowania ich wypowiedzi. Badając wpływ tych zarzutów na potencjalne oddziaływanie europejskiego systemu cenzury na wolność słowa w Stanach Zjednoczonych, zwracamy się z uprzejmą prośbą o udzielenie informacji na temat tego, czy i w jaki sposób Unia Europejska (UE) zamierza zająć się tymi działaniami.
Od momentu objęcia urzędu w grudniu 2023 r. premier Tusk prowadzi działania prawne przeciwko opozycji politycznej swojego rządu, partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), w tym przeciwko przywódcom partii, byłym urzędnikom i zwolennikom, które wydają się mieć na celu uciszenie i osłabienie opozycji politycznej przed wyborami prezydenckimi w Polsce w 2025 r. Na przykład w marcu 2025 r. polski parlament, kontrolowany przez partię premiera Tuska, pozbawił przywódcę PiS Jarosława Kaczyńskiego immunitetu parlamentarnego, aby mógł on stanąć przed sądem w sprawie o zniesławienie wniesionej przez polityka z koalicji rządzącej. Ponadto w trakcie odrębnego śledztwa dotyczącego lidera PiS pojawiły się doniesienia, że śledczy brutalnie potraktowali współpracowników PiS, w tym byłą wysoką rangą współpracowniczkę, która zmarła na zawał serca zaledwie kilka dni po tym, jak odmówiono jej dostępu do adwokata podczas przesłuchania. Wcześniej, w marcu 2024 r., Polska Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) aresztowała księdza Michała Olszewskiego, katolickiego księdza, który według doniesień był zaprzyjaźniony z ministrem sprawiedliwości w rządzie PiS, pod zarzutami, które według doniesień nie były poparte faktami ani dokumentacją. Doniesienia wskazują również, że ABW potraktowała księdza Olszewskiego w sposób nieludzki, stosując nadmierne środki przymusu fizycznego i pozbawiając go podstawowych środków niezbędnych do życia.
Oprócz PiS, doniesienia sugerują również, że rząd premiera Tuska wziął na celownik konserwatywne polskie media. Wicepremier Krzysztof Gawkowski zasugerował cofnięcie koncesji nadawczej stacji Telewizja Republika, która krytycznie odnosi się do rządu Tuska. Wszystkie te działania budzą obawy, czy rząd Tuska przestrzega demokratycznych wartości UE i czy będzie dalej próbował uciszać swoich politycznych rywali, wykorzystując antydemokratyczne przepisy, takie jak unijna ustawa o usługach cyfrowych (DSA), do cenzurowania wypowiedzi krytycznych wobec rządu Tuska.
DSA wymaga od platform mediów społecznościowych posiadania systemowych procesów cenzurowania „treści wprowadzających w błąd lub oszukańczych”, w tym tzw. „dezinformacji”. Ponieważ wiele platform mediów społecznościowych stosuje zazwyczaj jeden zestaw zasad moderowania treści, które obowiązują na całym świecie, restrykcyjne przepisy rządowe dotyczące cenzury, takie jak DSA, mogą ustanowić de facto globalne standardy cenzury, a tym samym ograniczyć wolność wypowiedzi Amerykanów w Internecie. W ten sposób przepisy takie jak DSA naruszają podstawowe zasady wyznawane przez liberalne demokracje, takie jak Stany Zjednoczone i kraje członkowskie UE.
Dokumenty uzyskane dotychczas w ramach nadzoru Komisji Sprawiedliwości ujawniły, że rząd Tuska jest gotów podjąć próbę cenzurowania treści internetowych, z którymi się nie zgadza. Na przykład w listopadzie 2024 r. Narodowy Instytut Badań przy Ministerstwie Cyfryzacji zwrócił się do TikTok Inc. (TikTok) o usunięcie treści sugerujących, że „samochody elektryczne nie są ani ekologicznym, ani ekonomicznym rozwiązaniem”. Narodowy Instytut Badań podlega nadzorowi wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego, który jest odpowiedzialny za wdrożenie propozycji przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen dotyczącej „wykrywania, śledzenia i usuwania [rzekomo] wprowadzających w błąd treści internetowych we współpracy z agencjami krajowymi”. Chociaż TikTok jak dotąd opiera się staraniom rządu Tuska o usunięcie tych treści, gotowość rządu Tuska do dążenia do ich usunięcia, w połączeniu z działaniami rządu przeciwko przeciwnikom politycznym, budzi głębokie zaniepokojenie. Starania obcego rządu o usunięcie rzekomo niepożądanych treści mogą bezpośrednio i pośrednio wpłynąć na globalną wolność słowa w Internecie, w tym na wolność słowa w Stanach Zjednoczonych.
Na mocy Traktatu o Unii Europejskiej UE jest zobowiązana do zapewnienia przestrzegania zasad praworządności przez państwa członkowskie, w tym Polskę. Jednak w przeciwieństwie do krytyki Polski ze strony UE za rządów PiS, w tym głosowania Parlamentu Europejskiego za pozbawieniem immunitetu konserwatywnych polskich posłów za samo wyrażenie poparcia dla filmu wyborczego PiS, Komisja Europejska nie wydaje się tak chętnie krytykować rządu Tuska za jego wątpliwe działania. Ta wyraźna podwójna moralność budzi obawy o bezstronność UE i jej zaangażowanie w ochronę praw podstawowych we wszystkich państwach członkowskich. Milczenie UE może ośmielić rząd Tuska do dalszych działań cenzorskich, co może skłonić rząd polski do dążenia do globalnego usunięcia wypowiedzi, z którymi się nie zgadza, co ostatecznie może doprowadzić do cenzury wypowiedzi amerykańskich.
W związku z tym uprzejmie prosimy o przedstawienie stanowiska UE i działań podejmowanych w związku z tymi niepokojącymi wydarzeniami. Prosimy o jak najszybsze zorganizowanie spotkania informacyjnego, podczas którego przedstawiciele UE wyjaśnią, w jaki sposób UE zapewnia przestrzeganie przez rząd premiera Tuska zasad rzetelnego procesu sądowego, wolności wypowiedzi i praworządności zapisanych w traktatach UE; kroków podjętych przez Komisję Europejską w celu zbadania zarzutów dotyczących prześladowań na tle politycznym i naruszeń praworządności w Polsce od grudnia 2023 r.; oraz planów UE dotyczących wdrożenia nowej europejskiej tarczy demokracji, która będzie przeciwdziałać tzw. „dezinformacji” w sposób nieograniczający prawa Amerykanów do wolności słowa.”
Pod listem widnieją podpisy przewodniczącego komisji Jima Jordana oraz Darrell Issa, Przewodniczącego Podkomisji ds. Sądów, Własności Intelektualnej, Sztucznej Inteligencji i Internetu Komisji Sądownictwa oraz kongresmanów Chrisa Smitha, Andy’ego Harrisa i Warrena Davidsona.
“Panie Mariuszu – jak można Pana wesprzeć?” – zadał mi pytanie jeden z moich subskrybentów. Blog na Substacku jest to hobby czasochłonne, ale nie planowałem tej działalności, jako źródła dodatkowego dochodu (do tej pory mam jednego płatnego subskrybenta ochotnika). Ale jeśli ktokolwiek uważa, że warto udzielić mi wsparcie finansowe – to poniższa zrzutka daje taką możliwość. Za każdą wpłatę – serdecznie dziękuję 🙂
Mentzen pokazał wideo z groźbami. “Dostałem je od Ukraińców”
“Gdy 66 letnia emerytka groziła w Internecie Owsiakowi, po trzech dniach nad ranem zatrzymała ją policja”. “Gdy Ukraińcy grożą posłowi i kandydatowi na prezydenta, nic się nie dzieje. Państwo z kartonu łączonego na trytytki ma to kompletnie gdzieś”
Dostałem kolejne groźby od tych ludzi, tym razem w formie nagrania – mówi Sławomir Mentzen. Polityk pokazał wideo, które jak twierdzi, przesłali mu Ukraińcy.
Na finiszu kampanii wyborczej, kandydat na prezydenta z ramienia Konfederacji poinformował o otrzymywanych groźbach. “Mam coraz bardziej dosyć naszego kartonowego państwa. Po mojej wizycie we Lwowie dostałem maila z groźbami od Ukraińców. Od razu to zgłosiłem odpowiednim służbom” – napisał Mentzen w serwisie X.
Polityk wskazuje, że choć od tego czasu minęły już prawie trzy miesiące, to sprawców nie udało się znaleźć.
“Teraz dostałem kolejne groźby od tych samych ludzi, tym razem w formie nagrania. Machają tym samym przerobionym zdjęciem mojej rodziny, której wtedy wysłali mi mailem” – poinformował.
Na nagraniu stoi grupka zamaskowanych mężczyzn. Mówią po ukraińsku.
Mam coraz bardziej dosyć naszego kartonowego państwa. Po mojej wizycie we Lwowie dostałem maila z groźbami od Ukraińców. Od razu to zgłosiłem odpowiednim służbom.
Od tego czasu minęły już prawie trzy miesiące i sprawców oczywiście nie udało się znaleźć. Teraz dostałem kolejne… pic.twitter.com/1YNxZTJmj2
— Sławomir Mentzen (@SlawomirMentzen) May 14, 2025
Kończą: Слава Україні! Героям слава!
Dalej kandydat na prezydenta przypomina sytuację, “gdy 66 letnia emerytka groziła w Internecie Owsiakowi, po trzech dniach nad ranem zatrzymała ją policja”. “Gdy Ukraińcy grożą posłowi i kandydatowi na prezydenta, nic się nie dzieje. Państwo z kartonu łączonego na trytytki ma to kompletnie gdzieś” – zauważa.
==========================
Mentzen: Państwo z kartonu łączonego na trytytki
Na koniec Sławomir Mentzen zwrócił się do grożących mu osób, ale także, jak się wydaje, do ogółu Ukraińców: “A do autorów gróźb mam jasny komunikat. Zamiast grozić dzieciom, wyjazd na front. Chyba, że na to wam odwagi już nie starcza. Każdą taką akcją tylko mnie przekonujecie, że banderyzm jest u was dalej żywy. Jeśli będę miał na to wpływ, to nigdy nie wejdziecie do NATO, nie będzie u was naszych żołnierzy, a w Polsce przestaniecie dostawać jakikolwiek socjal”.
“Nie jesteście u siebie, macie się dostosować do naszej kultury, naszego prawa i polskiego języka. A jak nie potraficie, to szerokiej drogi na front, nikt was tu zatrzymywać nie będzie” – podsumował parlamentarzysta.
Polski poseł do Parlamentu Europejskiego, kandydat na prezydenta Polski Grzegorz Braun wystąpił z konferencją prasową przed muzeum POLIN. Polityk zapowiedział, że nie przeznaczy ani złotówki z kieszeni polskiego podatnika na antypolską propagandę, a także zakończy celebrowanie chanuki w Sejmie oraz Pałacu Prezydenckim.
– Tu jest Polska, nie Polin, nie Ukropol.
Tu jest Polska, Polska przede wszystkim dla Polaków. Polska otwarta, ale nie na przestrzał. Jako kandydat na prezydenta RP deklaruję, jeśli taka będzie Wasza wola Polacy, rodacy, Wy, którzy chcecie pozostać Polakami, a nie euro-kołchoźnikami, chcecie wychować swoje dzieci na Polaków, bezpiecznie u siebie, na swoim, jeśli taka będzie Wasza wola, za mojej kadencji ani złotówki więcej na antypolską propagandę – powiedział Braun.
– Ani złotówki z kieszeni polskich podatników, z budżetu państwa polskiego na antypolską propagandę, której jednym z centralnych ośrodków, ośrodków manipulacji i kłamstwa, jest ośrodek POLIN w Warszawie – podkreślił kandydat na prezydenta Polski.
– Deklaruję, za mojej kadencji nie będzie ani złotówki więcej na tworzenie w Polsce stref de facto eksterytorialnych, takich jak ośrodek POLIN, którego pilnują tutaj dzisiaj funkcjonariusze nie tylko polskiej policji i nie tylko państwa polskiego i to woła nie tylko o pomstę do nieba, ale dopomina się też zdecydowanych działań ze strony państwa polskiego – dodał Braun.
Lider KKP wskazał, że aby do tego doszło, „państwo polskie musi wrócić w całym swoim majestacie i z całą swoją siłą”. – Nie będzie ani złotówki więcej na jakieś międzynarodowe rady, które zarządzałyby polskim terytorium, np. terenem muzeum Auschwitz-Birkenau, niemieckiego, nazistowskiego obozu koncentracyjnego, obozu zagłady – powiedział.
Braun zapowiedział doprowadzenie jako prezydent do „skutecznego wyeliminowania tych aberracji”. – Za mojej kadencji skutecznie wyplenimy aberrację, takie jak celebrowanie rasistowskiego, dzikiego, plemiennego, talmudycznego kultu w centralnych ośrodkach władzy państwowej w Polsce, Sejm, Pałac Prezydencki – podkreślił.
– Dosyć tego, nigdy więcej propagandy antypolonizmu, nigdy więcej celebrowania talmudycznego rasizmu w Polsce, tam gdzie polska władza ma swoją jurysdykcję –zaznaczył Braun.
Poniżej publikujemy obszerne fragmenty prelekcji Grzegorza Brauna wygłoszonej w Gnieźnie i poświęconej 1000. rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego.
Trwa kampania wyborcza, prezydencka. Obchodzimy także tysiąclecie podniesienia Korony Królestwa Polskiego. Orzeł Biały sprzed 100 lat, którego nasi pradziadkowie przyjęli za godło Rzeczypospolitej Polskiej, tak wyglądał w pierwszej połowie lat 20.
Potem pojawiły się podejrzane gwiazdki na bardziej już rozczapierzonych skrzydłach orła.
Ale z Bożą i ludzką pomocą i do tego orła wrócimy i ten orzeł wróci na swoje miejsce. Ten orzeł, który towarzyszy mi w kampanii prezydenckiej (czy raczej ja jemu towarzyszę), pomagał mi wytłumaczyć to, co jest oczywiste.
Szczególnie pomaga mi niewielki krzyżyk wieńczący koronę orła.
Prędzej czy później bowiem w rozmowach politycznych o Polsce, o świecie, o narodzie, o państwie, docieramy do sedna sprawy. Dochodzimy do tego, co niektórych bardzo boli i uwiera – ten krzyż. Krzyż zdejmowany ze ścian w urzędach, w sądach już dawno tego krzyża nie ma i już tam nie wrócił. Jak dobrze poskrobać i porozmawiać z poczciwym Polakiem (który chce być Polakiem, a nie euro-kołchoźnikiem), to bardzo często ten krzyżyk go również uwiera. W moim publicznym działaniu stykam się z krytyczną recenzją nawet ze strony osób najbardziej mi życzliwych, takich które mnie komplementują. Mówią, że na przykład w realu jestem większy niż w telewizorze (na co odpowiadam: sami Państwo widzą, jak telewizja kłamie); nawet życzliwi ludzie od czasu do czasu otwarcie mi mówią: całkiem do sensu pan gada, gdyby nie ten krzyżyk… To znaczy – mówią – to „katolstwo”, to chrześcijaństwo, pozdrowienie w Imię Boże: Laudetur Jesus Christus.
Pokazując ten krzyżyk, mogę zwrócić uwagę, że w naszym godle i w naszym państwie ten krzyż jest nie tylko wyrazem orientacji religijnej czy aktem pobożności. Ba! Dla niektórych to w ogóle nie jest akt pobożności, ponieważ niektórzy mają do Kościoła dalej niż bliżej. Ale kto Polak rozumny, ten zrozumie, że krzyż jest też znakiem standardu prawnoustrojowego, że jest znakiem standardu cywilizacyjnego, że ten krzyż to jest – czego oczywiście każdemu życzę – pacierz nauczony w domu (a nie na starość; choć lepiej późno niż wcale). To jest tradycja, to jest pobożność polska, ale to jest też standard prawnoustrojowy.
Krzyż znamionuje standardy
W godle państwowym, kiedy orzeł awansuje do rangi znaku, logotypu, który jest prawnie potwierdzony, o to właśnie chodzi. Bez względu na to, jak dawno i czy w ogóle słuchał ktoś ostatniego kazania własnego księdza proboszcza czy biskupa i czy je ocenił krytycznie, czy przyjął bezkrytycznie, na poziomie politycznym powinniśmy się zgadzać, że krzyż jest dobrem narodowym, właśnie dlatego że znamionuje standardy.
Jakie standardy? Dobre dla wszystkich – wierzących i niewierzących. Standard podstawowy – równość wobec prawa. Jesteśmy tak oswojeni z tym konceptem, że nam się zdaje, że jest tak zawsze i wszędzie. Nie! Nie zawsze i nie wszędzie. Uwaga! Tylko w dziejach ludzkości tam, gdzie znak krzyża został podniesiony, uszanowany i przyjęty przez rządzących (jak nie z pobożności, to z ostrożności), tylko tam koncept równości wobec prawa został awansowany do rangi zasady prawnoustrojowej.
Nie ma równości wobec prawa pod świecznikiem chanukowym. Tam są ludzie i podludzie. Są Żydzi i goje – bydło, mierzwa historii. Nie tylko w historii, gdzieś w mrokach Talmudu, ale dziś żydowskie ludobójstwo na Palestyńczykach w Gazie jest otwarcie definiowane jako akt sprawiedliwy, ponieważ Palestyńczycy to nie ludzie. Ministrowie, generałowie i rabini państwa położonego w Palestynie mówią, że Palestyńczycy to nie ludzie! Tak mówił rabin Mazuz czy rabin Owadia Josef kilkanaście lat temu spopularyzowany przez media (a nawet szerzej) właśnie dlatego, że mówił to, co przez pokolenia mówią mędrcy tego narodu, przekazując swoim dzieciom, że goje jak zwierzęta są od tego, żeby służyć Żydom i tylko w ten sposób – wg ich nauki – mogą usprawiedliwić niejako swoją bydlęcą egzystencję. Jeśli służą Żydom. Widzimy zatem, że nie wszędzie panuje równość wobec prawa. Pod znakiem dżihadu też nie ma równości wobec prawa.
Od kiedy zwyciężyła demokracja w Syrii (celowo odwołuję się do świeżych przypadków, nie z głębi dziejów), trwają polowania na chrześcijan. Nie ma równości wobec prawa. Każdy, kto ceni, a każdy powinien cenić równość wobec prawa, niechże zrozumie, że „tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem” mamy te fajne rzeczy. Mamy też rozdzielenie władzy duchownej i świeckiej. Precz z cezaropapizmem. Ważne, że cesarz nie jest papieżem, że biskup nie jest królem w naszych dziejach. Bardzo wcześnie, chwała Bogu, to napięcie się ujawniło w sposób szczytowy, kiedy nasz król Bolesław Śmiały vel Szczodry kazał lub też nawet osobiście się zaangażował w posiekanie świętego biskupa Stanisława na kawałki. To właśnie było to napięcie, czyje będzie górą.
W naszej cywilizacji niczyje nie jest górą. Górą mają być zasady. Jedna władza nie wchodzi drugiej na głowę. Przelana krew świętego biskupa Stanisława przypieczętowała ten zdrowy podział i ten balans i bilans wpływów władz świeckiej i duchownej. Jakże współcześnie cierpimy na tym, że ten balans jest zakłócony przez abdykację władzy duchowej, która wszedłszy na garnuszek czy nawet garniec władzy świeckiej (dotacje europejskie, pensje dla katechetów), abdykowała ze swojej funkcji krytycznego recenzenta władzy świeckiej. Władza duchowna, zwłaszcza w ostatnich latach, dekadach, sukcesywnie stała się bezkrytycznym żyrantem samowoli władzy świeckiej.
Samowoli i totalitaryzmu, zamordyzmu eurokonchozowego, pandemicznego, podżegania do wojny, wreszcie marginalizacji Polaków we własnym kraju poprzez ukrainizację, banderyzację, poprzez zaangażowanie Caritasu w budowę Centrum Integracji Cudzoziemców, czyli w zalew migrantów, uchodźców, nachodźców, subsaharyjskich inżynierów z nożami w zębach. Jeżeli nasze państwo doznaje tragicznego przechyłu, to właśnie na skutek absencji, nieobecności, braku głosu biskupa Stanisława i jego prawych dziedziców.
Mówię to jako polityk świecki, grzesznik rzecz jasna. Dopominam się o to, żeby nasi biskupi wyjęli głowę z piasku i wypluli wodę z ust, żeby się odezwali. Nawet jeśli dla mnie osobiście będzie to miało takie przejawy, jak hiperkrytyczny wobec mnie, a nawet potępiający głos eminencji Rysia w owczej skórze. Bardzo proszę o to, żeby nikt nie zakłócał działania naszej konstrukcji prawnoustrojowej poprzez współistnienie tych władz, nie zaś masoński rozdział kościoła od państwa. To jest frazes, który do dziś bardzo skutecznie służy rugowaniu głosu władzy duchownej z naszego życia publicznego.
Ten krzyż to coś więcej niż ornament, to coś więcej niż tylko akt konfesyjny, pobożnościowy. To jest standard prawnoustrojowy, standard cywilizacyjny. Kto ten standard ustalił i komu my go zawdzięczamy? Piękna rocznica, więc od razu przyspieszają się procesy myślowe. Wielkopolska, jesteśmy w Gnieźnie, przyjechaliśmy z moimi towarzyszami walki i pracy z Poznania, gdzie dzisiaj jest piękny korowód, piękna rocznica.
Bolesław Twardziel
Bolesław Chrobry nie był władcą, na wieść o którym wszyscy wpadali w entuzjazm i rozanielenie. To był twardy, nieprzyjemny człowiek, ale opatrznościowo zostawił nam nie tylko państwo, ale też zręby władzy duchownej. Być może przeinwestował na czerwony chodnik dla cesarza Ottona, bo impreza trwała non stop, póki Otton nie wyjechał z Gniezna. Utrzymanie Bolesławowej drużyny to była kosztowna rzecz. Stałe wojsko oznacza stałe koszta. A pretensje wojów, którzy nie chodzą na wojnę i nie przechodzą naturalnej selekcji, rosną. Rosną oczekiwania rewaloryzacji ich drużynniczych pensji. Więc Bolesław Twardziel przeinwestował. Państwo po inwestycjach, które pozaciągał Bolesław, miało tyle do popłacenia, że Mieszko [Lambert, syn.md] nie wytrzymał. I od razu wszyscy rzucili na to Królestwo. Nastąpiły napaści z zewnątrz oraz – ciągle sporna między historykami – wewnętrzna zawierucha. Starszy brat, wykluczony w pierwszym rozdaniu – Bezprym – zafunkcjonował zaledwie przez parę miesięcy na początku lat trzydziestych XI wieku i sprawa się rypła. Insygnia Królewskie, korony (dyskusyjne, czy jedna, czy dwie: druga być może była koroną królowej małżonki) zostały odesłane czy też osobiście odwiezione przez królową, która tymczasem wzięła rozwód ze swoim małżonkiem Mieszkiem II. Insygnia zostały oddane cesarzowi, ale… zostały biskupstwa.
Zostały filary suwerennego, niepodległego państwa, nawet kiedy to państwo na jakiś czas zanikło i nie było koronacji królewskich, a książęta uznawali nad sobą zwierzchnictwo cesarza, stając się na powrót jednymi z grafów, panków, peryferyjnych książąt na skale Wielkiego Cesarstwa. Ale biskupstwa zostały: Poznań, Kołobrzeg, Kraków, Wrocław, Kamień Pomorski. Dzięki temu że zostały, już nie zanikła dynamika niepodległościowa. Kazimierz Odnowiciel odnawia na licencji niemieckiej już nie królestwo, lecz księstwo, marchię wschodnią.
Ale idea, myśl, koncepcja Korony Królestwa Polskiego przeżyje i za dwa, trzy stulecia ta myśl już będzie bardzo intensywnie wracać, będzie obecna na rynku politycznym między wzmocnionymi książętami udzielnymi, w okresie tak zwanego rozbicia dzielnicowego. Trzy stulecia później znowu skutecznie sięgnie po tę koronę mały Łokietek. Łokietek – bo był krótki, nieduży. Łokietek nie sięgnął po koronę sam z siebie, bo by nie udźwignął, nie dosięgnąłby jej. To był konsensus. Ogromną, decydującą rolę odegrali tu biskupi.
Dziedzictwo Zajazdu w Sulejowie
Na zjeździe w Sulejowie dogadali się świeccy, duchowni i rycerstwo ziem polskich, że chcą się zrzucić na Koronę, że konieczna jest ściepa, jeśli chcemy mieć własne państwo, bo brak własnego państwa doskwiera. Wprawdzie hulaj dusza, piekła nie ma, ale jednak są takie zagrożenia i wyzwania, że warto być u siebie na swoim. Żeby mieć Koronę, trzeba się zrzucić. Panowie zgodzili się zatem na płacenie skokowo wyższego świętopietrza i biskup Gerward z Sulejowa pogalopował do Awinionu. Papież wprawdzie nie wydał wprost licencji na reaktywację Korony Królestwa Polskiego, tylko wymijająco, dyplomatycznie (żeby się cesarz na niego za bardzo nie gniewał) nie sprzeciwił się. Tymczasem biskup Gerward wrócił, nastąpiła koronacja w katedrze wawelskiej i Korona wróciła. Potem cudownie się rozmnożyła, ponieważ ten standard cywilizacyjny, czyli nie samowładztwo, caryzm czy rewolucja protestancka (która de facto kasuje władzę duchowną i zostawia samowolę władzy świeckiej), ale zdrowy balans i bilans. Jak są dwie władze. Między Scyllą a Charybdą, choćby w wydaniu ludzkim to byli nawet najokropniejsi ludzie, nam, poddanym łatwiej jest się prześlizgnąć i nie zostać startym na pył przez monolit władzy, jeżeli te centra wzajemnie się mitygują.
Okazało się, że nie siłą podboju, lecz siłą atrakcji rozszerzamy franczyzę. I ludzie pchają się drzwiami i oknami. Pchają się bojarzy ruscy, litewscy do Unii Horodelskiej, nawet jeżeli jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej nas najeżdżali. To jest paradoks: unia w Krewie była dogadana, a tu ciągle trwały jeszcze wyprawy łupieżcze, jak u Mickiewicza z „Trzech Budrysów”. Nawet Moskwa na początku XVII wieku poszła na urok tej franczyzy cywilizacyjnej. To był piękny projekt, żeby jeśli nie Zygmunt III, to jego syn Władysław IV obrany przez większość miast Rosji carem zaprowadzał tę franczyzę. Ale już wtedy nam nie starczyło tchu. Nie starczyło pary Polakom, ponieważ wielu z nich zdążyło się zbisurmanić, poszło na rewolucję protestancką i straciliśmy charyzmat naszego Władcy Pierścieni zdolnego do związywania wszystkich innych pierścieni władz doczesnych. Straciliśmy to.
Władztwo Zygmunta III zostało stracone przez elity Rzeczpospolitej Polskiej. Ale wcześniej, przez pierwszą połowę dziejów Korony Królestwa Polskiego trwał bezprecedensowy sukces zawarty w sformułowaniu: „nie siłą podboju, a siłą atrakcji cywilizacyjnej”. Wszyscy chcieli być dopuszczeni do herbu szlachty polskiej. Dlaczego? Dlatego że to była fajna rzecz, nie być zdanym na łaskę i niełaskę samodzierżawia. Jan Długosz zapisał, że kiedyś dwóch Litwinów splądrowało kościółek na terenie państwa krzyżackiego. To były straty wizerunkowe nie do odrobienia. W związku z tym książę Witold kazał im się powiesić. Idąc na szafot, podobno jeden ponaglał drugiego: „Wieszajmy się szybciej, bo jak nie, to kniaź się naprawdę rozgniewa”.
To był istotny wybór cywilizacyjny. Nie abstrakcyjna niepodległość, suwerenność, rzewne pieśni, wewnętrzny kod patriotyczny, narodowy. To były konkretne wybory: czy wolimy więcej wolności, czy mniej wolności. Czy wolimy bardziej bezpiecznie się dorabiać, zarabiać, rozwijać. Tutaj też władza duchowna odegrała kluczową rolę.
Na Synodzie Łęczyckim w 1180 roku szala dziejowa przechyliła się na korzyść cywilizowanego prawa, cywilizacji łacińskiej właśnie z tym standardem. W jakiej dziedzinie? W dziedzinie poszanowania praw jednostki do decydowania o majątku. „Poezji nikt nie zji”, liczy natomiast się to, kto czym dysponuje, jaką majętnością. We wcześniejszych wiekach w poprzedniej fazie naszego istnienia narodowego mieliśmy do czynienia z reliktami prawa rodowego, klanowego. Żeby na przykład zbyć albo nabyć nieruchomość, włości, posiadłość, nie wystarczała decyzja właściciela głowy rodziny. Potrzebna była rada familijna, klanowa. Żeby kupić, sprzedać, muszę zapytać wujków, stryjków, czy mi wypada i czy to się opłaci. Na Synodzie Łęczyckim panowie, a zwłaszcza duchowieństwo (którego wtedy było znacznie mniej, za to działało efektywniej) wyjednało zobowiązanie władzy świeckiej, że książę będzie egzekwował prywatne zapisy testamentalne. O co chodziło? Zdarzało się, że ktoś coś zapisał na klasztor proboszczowi czy biskupowi. Zapisał, umarł a tu zajazd, jak w Panu Tadeuszu, rada familijna konno i zbrojno mówi: nieboszczyk najwyraźniej majaczył, nie wiedział, co robi, nie zgadzamy się na to, żeby przeor czy biskup władał naszym, bo sprawiedliwość musi być po naszej stronie.
Najwyraźniej nierespektowanie prywatnych zapisów testamentalnych było poważnym problemem, skoro na synodzie (czyli takim protosejmiku, protosejmie ziem polskich) władcy świeccy zobowiązali się, że będą egzekwować takie zapisy. Może ktoś powiedzieć: biskupi po prostu upomnieli się o swoje. Na tym jednak polega ów opatrznościowo piękny mechanizm, że bez względu na to, jakie motywacje kierowały biskupami, którzy zjechali do Łęczycy w 1180 roku, to oni utorowali drogę do standardu, który gwarantuje większą mobilność kapitału. A większa mobilność kapitału jest dobra dla wszystkich. Interes się kręci, rynek pracuje. Tylko Kościół mógł o tym przesądzić. Bywają takie momenty w dziejach, że tylko jeden biskup Stanisław albo biskup Becket w Anglii postawi się władcy świeckiemu. Czasem może to przypłacić własną głową, ale tą głową toruje drogę i zabezpiecza wolność także dla nas, świeckich, dla ogółu, dla narodu.
(…)
Opowiadam o tym po to, żeby na koniec spuentować: Misja państwa polskiego, cel i sens niepodległej państwowości po 1000 lat pozostaje niezmieniona, pozostaje ta sama. Po to nam Najjaśniejsza Rzeczpospolita, po to nam jest potrzebne, niezbędne niepodległe państwo, żeby miał kto nas bronić przed handlarzami niewolników. Nie powinno nikogo zmylić, że dzisiaj formy niewolnictwa ewoluowały, że są rzeczy, o których nikomu nawet się nie śniło w najczarniejszych snach. Ani Świętemu Wojciechowi, ani jego adwersarzom.
Mamy dzisiaj polskie dzieci sprzedawane w lichwiarską niewolę, zanim się jeszcze urodzą; mamy polskie dzieci sprzedawane na części, na tuziny; mamy handel niewolnikami na całego, który idzie przez polskie ziemie. Mamy Oleśnicki wierzchołek góry lodowej z panią doktor Gizelą Mengele, której zaplecze dopiero pozostaje do odsłonięcia. Mam nadzieję, że Polska wróci i to ustali. To jest współczesne niewolnictwo.
Tysiąc lat temu nasi pradziadowie, praszczurowie, niezbędnie potrzebowali tej samoorganizacji i Korony Królestwa Polskiego, żeby nimi nie handlowali łowcy niewolników. Tak samo dziś potrzebujemy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, żeby nas nie sprzedawano na raty, na części, żeby nie traktowano nas jak bydła roboczego, które o tyle tylko ma prawo istnieć, o ile służy starszym i mądrzejszym. Do tego potrzebujemy państwa polskiego. Z tego właśnie powodu staję do wyborów prezydenckich i jestem do państwa dyspozycji 18 maja.
Zastanawiając się co mogło doprowadzić Polaków do takiego szokującego upadku, doszedłem do wniosku, że są to cechy wtłoczone im przez trzy dekady funkcjonowania pod dominacją ZIK (zachodniego imperium kłamstwa).
Wad tych jest ogromna liczba, ale wyliczę tylko siedem głównych, gwoli opamiętania się:
1. Czerpią oni całą wiedzę o świecie i Polsce jedynie z „telewizorów”, którą chłepczą zachłannie w każdym wolnym momencie. Za „pluralizm” uznają różnorodne logo korporacyjnych kanałów, które bez wyjątku należą do jedynej światowej finansjery, czyli apostołów szatana.
2. Są oni stworzeniami stadnymi. Odseparowani od stada, w mgnieniu oka stają się potuli i bezradni, a jeśli do tego odłączy się ich od korporacyjnych mediów, swą wiedzą i intelektem mogą jedynie konkurować z owieczkami.
3. W swoim zasobie słownictwa nie posiadają słów podstawowych cywilizowanych Chrześcijan, takich jak: PRAWDA i KŁAMSTWO, ZŁO i DOBRO, [dodam: PIĘKNO i BRZYDOTA.md] które zastąpili pojęciami: pożytek i niekorzyść, wygoda i szkopuł.
4. Ich cechę główną stanowi serwilizm. Są przekonani, że wysługiwanie się jakiemuś „panu”, to jedyna droga do szczęścia i dobrobytu. Zdolności w omawianej dziedzinie są jednak wśród nich bardzo zróżnicowane. Ci u „władzy” (żłobu) posiedli tą umiejętność wprost mistrzowsko, ci najniżej stojący w hierarchii społecznej, tylko kiepsko.
5. Ich horyzonty umysłowe są bardzo wąskie. Umieją tylko rozróżniać najprymitywniejsze formy dobrobytu i ubóstwa. Dotyczą one jedzenia, picia, wałkonienia się, osobistego komfortu lub dyskomfortu: rezydencji, samochodu, tytułów, pozycji służbowej i percepcji społecznej. Ludzkie cechy wyższego rzędu są im całkowicie nieznane i niezrozumiałe: honor, godność, szlachetność, autentyczna wiedza i kultura, erudycja itp. nie funkcjonują w ich umysłowości .
6. Jako „ludzie globalistycznego postępu” nie mają oni żadnych hamulców moralnych, z tej prostej przyczyny, że obca im jest moralność. Jednakowoż, są bardzo wyczuleni na wszelkie formy „agresji”, za jaką uważają jakiekolwiek próby ubrania w słowa ich cech osobowych, lub sposobu postępowania. Tu zapala się sygnał alarmowy pod tytułem „agresja”, „dezinformacja”, a nawet „terroryzm”!
7. Są miłośnikami szatana we wszystkich formach i kształtach, choć być może nie wszyscy są tego świadomi i nigdy jego imienia nie wymawiają. Jest on dla nich lingwistyczne nieistniejący, choć wszystko mu zawdzięczają.
To będzie wyjątkowe wydarzenie. Publiczny Różaniec o zatrzymanie aborcji w Oleśnicy odbywa się regularnie w każdą III niedzielę miesiąca. Tym razem wypada dokładnie w dniu wyborów prezydenckich. Połączymy go z Nabożeństwem Majowym i będziemy modlić się o zatrzymanie aborcji w Oleśnicy, w całej Polsce i na świecie.
Publiczny Różaniec i Nabożeństwo Majowe o zatrzymanie aborcji odbędzie się w niedzielę 18 maja o godzinie 14:30 pod szpitalem w Oleśnicy – ul. Armii Krajowej 1.
Pod murami budynku, w którym zabity został maleńki Felek i gdzie do dziś zabija się zastrzykiem z chlorku potasu kolejne niewinne dzieci, będziemy błagać Matkę Bożą o pomoc w zahamowaniu tej najgorszej zbrodni na świecie.
Czy wie Pan, co robi w tej chwili Gizela Jagielska? Produkuje mnóstwo filmików na swoje profile w mediach społecznościowych. W wielu nagraniach miesza wykonywanie aborcji z praktyką położniczą w przypadku poronień.
To znana strategia środowisk aborcyjnych – chcą sprawić, aby w powszechnej świadomości zatarła się różnica pomiędzy śmiercią z przyczyn naturalnych a bestialskim mordem na dziecku, któremu wbija się igłę w serce i wpompowuje tam truciznę. Taką samą propozycję aborterzy mają dla rodziców: proponują przeżywanie żałoby po zamordowanym dziecku dokładnie w taki sam sposób, jakby dziecko samo zmarło.
O fałszywej żałobie, balonikach na pogrzebie Felusia i próbie pomieszania pojęć pisałem więcej w tekście, który znajduje się na portalu RatujZycie.pl:
PS – Być może pojawi się u Pana pytanie: a co z ciszą wyborczą? Cisza wyborcza oznacza wyłącznie zakaz agitacji za konkretnymi kandydatami. Modlić się o zatrzymanie aborcji można i trzeba zawsze. A szczególnie w dniach, gdy decyduje się przyszłość Polski.
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Promocja mojej książki. Zapraszam do lektury! kod promocyjny: elity10
3 maja, wpis nr 1353
Mamy kolejne wzmożenie polityczne pt. „najważniejsze wybory w III RP” i nie zauważyliśmy, że obok toczy się proces równoległy i to (chwilowo) w odwrotną stronę. Tak jak jesteśmy karmieni systemowo przez kolejne wrzutki tematów ubocznych, tak nie widzimy, że w poczekalni dziejów czekają na swoją kolej rzeczy w zasadzie już zdecydowane lecz ukrywane przed stadem suwerenów.
Chodzi o to, żeby nie denerwować przed wyborami prezydenckimi ludu wyborczego. W związku z tym podzielono sprawy ważne, acz ukryte, na dwie grupy. Jedną wypełniają rzeczy zdecydowane już w Unii Europejskiej co do naszej partycypacji, a odwlekane z wprowadzeniem za zgodą Brukseli, by nie drażnić wahających się. Druga grupa decyzji do wprowadzenia czekających na rozstrzygnięcie belwederskie to nasze wewnętrzne pomysły, mające stworzyć z naszego kraju niemiecką gubernię bardziej kompatybilną z jej przeznaczeniem ewokowanym w Unii. Piszę tu, że celem jest zamulenie rzeczywistości w grupie wahających się, gdyż rewelacje z utratą suwerenności są jak najbardziej do zaakceptowania przez elektorat jagodny, który kupi co mu dadzą na półkę, byle tylko była upstrzona unijnymi gwiazdkami (plus oczywiście na potrzeby lokalne – gwiazdkami ośmioma). To dla skołowanych wahających się jeszcze jest ten cały cyrk – jak i z tym, że Trzaskowski gada jak nie Braunem, to Mentzenem, zaś prawdziwa twarz unijna ukryta jest do 1 czerwca za mimikrą działań będących wypadkową slalomowej narracji wywiedzionej z sumy badań opinii publicznej. Mowa tu oczywiście o badaniach prawdziwych, na użytek partyjnych manipulatorów, bo te oficjalne stają się nie badaniami opinii publicznej, ale badaniami tę opinię kształtującymi.
Dwie grupy
Mamy więc dwie grupy pochowanych decyzji, które już zapadły. Jedne – unijne – przyspieszyły jako pierwsze działania rządu uśmiechniętej zmiany, choć jak zobaczymy miały swe początki za czasów PiSu, co jest stałą pożywką dla zwolenników teorii POPiS-u, gdzie obie zwaśnione na śmierć i życie partie akurat w sprawach pryncypialnych albo głosowały razem, albo jedna kontynuowała misję drugiej, choć widowiskowo się, w ławach opozycji, opierała wcześniejszym posunięciom plemienia przeciwnego. W ten sposób np. Platforma będąca w opozycji wychodziła na obrońcę wartości, zaś jak władzę przejęła, to razem z dobrodziejstwem inwentarza, na który utyskiwała najpierw, by zaraz po objęciu władzy czerpać z tych rzeczy profity. Polski Ład tu może być wcale nie jednostkowym przykładem: krytykowany (i słusznie) przez PO, jak tylko przejęto skok na kasę przedsiębiorców stał się wcale akceptowalny, nawet przy zrzucaniu przez PO winy na PiS, choć samemu kontynuowało się grabież przedsiębiorców na całego.
Zróbmy teraz unijny inwentarz rzeczy czekających na nas w charakterze niespodzianki na dzień dziecka anno domini 2025.
Bezpieczeństwo
Ja tu, nie jedyny biłem na alarm, że te wszystkie ściemy wykręcane przez Unię z obronnością, to akurat nam odbiją się czkawką. Co nas czeka? Ano kompletny blamaż efektów tzw. ReArm Europe. Na razie skrywany przed publiką. To miał być hit wzmacniający kandydaturę Trzaskowskiego, ale wyszło jak zwykle. Przypomnę, że Tusk i jego pupil mieli wykazać się jakimś w sumie wyimaginowanym nadawaniem tonu polityce unijnej w sprawie bezpieczeństwa, zwłaszcza z ewidentną wrzutką do postanowień Parlamentu Europejskiego tematu tzw. Tarczy Wschodniej, tylko po to, by się wybudować wewnętrznie przed wyborami. Tam nie ma nic, kochani. Ani ta Tarcza nie wyjdzie spoza papierów i strony www, zaś całość rzeczywista tego dealu powoduje to, co wybuchło w łapach nawet koalicji demokracji warczącej w jej unijnym przedstawicielstwie. Wyszło KPO 2.0, a nawet jeszcze gorzej. Przypomnę, że w ramach niesławnego KPO pożyczyliśmy do wspólnego wora i daliśmy się Komisji Europejskiej opodatkować do funduszu, o którym wydatkowaniu decyduje Komisja, ba nawet nie tyle decyduje ile da komu, ale czy w ogóle komuś da – mimo płacenia rat za ten kredyt i ponoszenia obciążenia z danin.
Tak samo, a jako się rzekło, nawet gorzej jest teraz z tym ReArm – znowu do wspólnego wora się zapożyczymy, ba nawet nie będzie na całość emisji długu unijnego, ale na główną część projektu dostaniemy tylko pozwolenie od Unii (wielkie paniska…) na większe niż przyjęto (głównie dla Polski, bo Zachód ma tu chlubne wyjątki, które sobie zapewnił) zadłużenie wewnętrzne. Ale tylko na rzeczy klepnięte przez… Komisję. Sztuczka jest stara jak świat – w kryteriach dopuszczających finansowanie z tego funduszu zawarto warunki, w których finansowania nie będzie jeśli komponenty do produkcji zbrojenia w ponad 35 procentach pochodzą spoza Unii. I tak się właśnie z nami stało. A myśmy, biedacy, nie wiedzieli jak zawieraliśmy nasze umowy na produkcję choćby Krabów, że Unia się pogniewa z Trumpem i okazuje się, że projekt takie np. armato-hałbicy, która nieźle dawał łupnia Rosjanom na Ukrainie będzie się musiał zamknąć, albo korzystać z samotnych funduszy własnych. Wiadomo było, jak z kryteriami KPO 1.0, że jest to kasa, która ma przejść przez kraje głupsze jak woda przez gęś i wrócić do stałego silnika Europy, czyli związku Niemców z Francuzami.
A więc po 1 czerwca czekają nas takie właśnie rewelacje. Powstrzymanie zbrojenia się Polski, chyba, że w wykonaniu wybranych i wskazanych przez Berlin via Bruksela producentów europejskich, czyli niemieckich lub francuskich. W dodatku w świetle wyrażonych przez Parlament Europejski planów powołanie europejskiego ministerstwa obrony (pkt. 66 Białej Księgi) z kompetencjami sztabu generalnego Starego Kontynentu widać jaka przypadnie nam rola. Niedozbrojeni dowodzeni spoza Polski będziemy wysyłani do misji mięsa armatniego. Ćwiczyliśmy to we wrześniu 1939, gdy to Zachód przeznaczył nas do krwawego ścierania się, byleby Zachodni mieli czas przygotować sami siebie na nieuchronną konfrontację. W dodatku obecne te akcje militarne, w obliczu dętej propagandy paniki wojennej a la Covid 2.0, służą w najlepszym (sic!) przypadku do zwiększenia się władzy Komisji Europejskiej i zadłużenia się państw, których środki będą przekierowywane, znowu jak za kowida, dla tych co muszą zarobić.
Zielony Ład
Tu też przycichło. Co prawda nie tylko z powodu naszych, polskich wyborów. Pisałem już o tym, że, jak to zwykle bywa – opresyjne systemy nie upadają, tylko bankrutują. Nie ma się po pierwsze co ekscytować, że Unia zaczęła się zastanawiać nad sobą, bo widmo bankructwa zajrzało jej w oczy. Ja tu napisałem, że ustroje opresyjne nie upadają, tylko bankrutują nie po to, by dać ostrzeżenie, które może zrozumieją szaleńcy. Widmo bankructwa w zideologizowanych systemach nigdy nie powstrzymało obłędnych działań. Nie, bankructwo przychodziło zawsze, kiedy było już za późno. I taki będzie koszt tego niby wycofania się. Unia chce to przeczekać i ułożyć się na nowo, a to oznacza, że będzie jak miało być, tyle, że wolniej.
Wszelkie klimatyczne obciążenia już ogłoszone, ale jeszcze nie wprowadzone, ruszą po czerwcu. Zwłaszcza jeśli chodzi o dyrektywę mieszkaniową, która pod pretekstem ratowania planety przed pożarem jest de facto dyrektywą wywłaszczającą lud z chyba ostatniej własności – spłaconych nieruchomości. Na razie silnik ETS 2, który to odpala jest na biegu jałowym, ale dźwignia biegów jest w ręku niecierpliwców, którzy nie po to gotowali ten mechanizm, by stał pod korcem.
W dodatku, nawet jak kwestie ekologicznej presji trochę spowolnią, albo nawet znikną, to bądźmy pewni że będziemy ostatni w kolejce do tego rodzaju dobrych wieści. Widać ten dualizm jak na dłoni chociażby w Worku Turoszowskim. Nasza kopalnia i elektrownia na węgiel brunatny jest be, zaś sąsiadujące o parę kilometrów większe instalacje niemieckie i czeskie są całkiem ok. I mamy na to uzasadnienia oparte na karkołomnych interpretacjach gumowych przepisów unijnych.
A więc co będzie z Zielonym Ładem, to będzie, ale my na bank będziemy na końcu z włączaniem nam benefitów związanych z odejściem od tej samobójczej polityki.
I ogólnie – na przykładzie Zielonego Ładu widać, że kwestia naszego uzależnienia od niemieckiej polityki wzrośnie do rozmiarów bezwstydnych, obecnie przemilczanych. Choć niektórzy z tzw. mediaworkerów nie zawsze mogą się powstrzymać przed przedwczesną narracją uzasadniającą interesy niemieckie jako nasz państwowy priorytet. To się będzie po wyborach pogłębiać w sposób gwałtowny, zwłaszcza, gdy układ się domknie i suweren, nawet ten jagodny, będzie przez następne lata mógł się tylko popatrzeć przez kadencyjną szybkę jak się kraj rozpada w ramach działań swoich wybrańców.
Tu pierwszy przytyk do POPiS-u. To zielone szaleństwo to nie wyłączny wymysł Tusków. PiS się tu przyłożył w sposób inicjujący, choć teraz autor tej tragedii, Mateusz Morawiecki, zarzeka się, że to nie on. On, on. I mamy tu do czynienia z kontynuacją akurat tego obłędu w wykonaniu śmiertelnych ponoć przeciwników PiS-u, którzy muszą się śmiać w kułak, kiedy odpowiadają na zarzuty oponentów, że to bigos zgotowany przez… PiS, a oni się starają jak mogą z tego pasztetu wykręcić.
Imigracja
No to już nawet teraz ruszyło, choć uśmiechnięci się starają jak mogą, nawet statystycznie, nie tylko medialnie, kuglując rozmiary naszej systemowej bezradności w tym względzie. Przypomnę, że mówimy tu o imigracji, która stanowiła u nas powód do wyjątkowości Polski, która nie dała się dotąd wciągnąć w kolejne europejskie szaleństwo. Było to dobro wyjątkowe, które obecnie jest bezpowrotnie tracone. Widzi to cały naród u nas, ale kuglarze mamią wahających się, że to nie istnieje. Co prawda rzeczywistość tu skrzeczy nad wyraz, ale akolici przynajmniej są kołysani kłamliwą bajeczką o tym, że Unia nam odpuściła solidarnościowe kwoty nielegalnych migrantów w zamian za nasz wysiłek migracyjny wobec Ukraińców. Nic takiego nie miało i nie ma miejsca.
W sumie biedni są ci Tuskowi, bo co nakręcą jakąś narrację jak makaron na uszy w kraju przywiślańskim i wszystko już się w badaniach potwierdza, to jakiś kanclerz wypapla, że wszystko już jest podpisane i będzie jak ustalono z tymi, którzy rozdzierają teraz przed narodem szaty walki o wszystko. A przypomnijmy na czym polega ten cały mechanizm solidarnościowej relokacji: chodzi o taką solidarność, w której my mamy ponosić koszty błędów Zachodu, przed którymi go ostrzegaliśmy od lat. Teraz nam się takie cymesy przysyła wycierając gębę… solidarnością. Z całym szacunkiem i wyczuciem proporcji – już wysyłają do nas swoje śmieci, zdezelowane samochody, by nie płacić za ich utylizację – teraz wysyłają nam odpady swojej kolejne błędnej polityki – ludzi, których niedawno przecież „Herzlich willkommen!”. To wszystko ruszy na całego i to bez względu na wynik wyborów do pałacu – jak wygra Trzask, to będzie to bardziej bezproblemowe, jak będzie nie-Trzask, to i tak to będziemy musieli zrobić, bo – i tu też – nie zatrzymaliśmy za PiS-u tego procesu, a mogliśmy.
Ukraina
Tu dochodzimy do tematu w którym mamy przechlapane, szczególnie po wyborach, ale na wspólne życzenie i Unii, i polskiego rządu i to (znowu) bez względu na to kto rządzi. Kwestie pomagania Ukrainie i przekazania jej zasobów państwa polskiego klepał jeszcze przed wojną 2022 roku minister pisowskiego rządu Macierewicz. Potem przyszła wojna 2022 roku i oddaliśmy praktycznie wszystko i to na gębę. Rozbroiliśmy się, wojna i tak potoczyła się, również dla nas źle, ale – przypomnijmy ten bzdurny argument – podobno ocaliliśmy tym samy skórę własną, bo inaczej Putin już by nas zjadł, przechodząc płynnie do ataku na Polskę. W dodatku – za poduszczeniem kochanej Unii – jeszcze za PiS-u oddaliśmy polski rynek, nie tylko spożywczy na pastwę losu ukraińskiej produkcji, a w rzeczywistości ostatecznego rozwiązania kwestii europejskiego rolnictwa, ze szczególnym uwzględnieniem polskich ratajów. Ten rolniczy proceder ma być kontynuowany po czerwcu.
Ta polityka dostała jeszcze większego, choć wydawało się to niemożliwe, kopa w górę za czasów Tuska. Tak to jest kiedy nasza racja stanu ustępuje racji stanu naszego rzeczywistego patrona, czyli Niemiec w brukselskim przebraniu. Niemców interes to Ukraina walcząca, nawet z zagrożeniem rozlania się konfliktu poza jej granice. Niemcy liczą, że się z Rosjanami dogadają, tylko dlatego tak plują na Putina. Po to, by Europejczycy w to wszystko uwierzyli, a nasi jako goniący europejskość z kompleksami jeszcze bardziej wysunęli się na czoło tej agendy. Chodzi o kilka rzeczy na raz – ostateczne wyrugowanie Amerykanów z Europy, wzniecenie paniki wojennej, by przejąć kontynent na poziomie federacji (byłych) państw, powstanie europejskiej armii pod niemieckim dowództwem oraz stworzenie „miękkiego podbrzusza” na ziemiach ukraińskich do eksploatacji, ale i generowania napięcia uzasadniającego ostre ruchy federalizacyjne. Czyli chodzi o IV Rzeszę. A to śmiertelne zagrożenie dla Polski.
W dodatku będziemy się akurat punktowo do tego dokładali. W ostatnich ustaleniach unijnych jak każdy z członków Unii będziemy odpalali ze swego PKB określone promile albo i procenty, bo dyskusja jest w toku. W sumie mówi się na razie o 0,25% PKB (pkt. 19 Białej Księgi), co dla nas byłoby zbawieniem, gdyż do tej pory nasze wydatki na Ukrainę wynosiły około 4,91%. To wszystko po wyborach przyspieszy, gdyż temat ukraiński jest obecnie wyborczo drażliwy. Lud tego nie chce, a więc o tym, że jedziemy z tym dwa razy tyle co z PiS-em dowie się po wyborach i – znowu – bez względu na to kto stanie w Pałacu Namiestnikowskim, gdyż nawet pisowski lokator tego budynku w kwestii ukraińskiej niewiele różni się od swego konkurenta. Tu mamy pełny klincz, bo np. taka informacja, że znowu posłaliśmy na Ukrainę – która podobno dogaduje się ws. pokoju, a więc po co? – swoje czołgi z magazynów, a raczej już z poligonów, to taka informacja się nie przebiła w żadnym z plemiennych mediów, jak widać zainteresowanych ciszą nad tą trumną.
Układ zamknięty
Co do Polski, to mamy tu do czynienia z kwestiami, które do tej pory miały być wewnętrznie blokowane przez weto prezydenta Dudy nie sprzyjającemu Tuskowi. Ludowi uśmiechniętemu sprzedawana jest bajeczka, że rząd by porządził, nawet dowiózł te 100 konkretów, ale ten Duda wszystko wetuje, a właściwie zawetowałby, gdyby miał co, czyli, rząd Tuska przegłosowałby jakąś cenną ustawę, zaś Duda by ją zablokował. Ten impas chęci Tuska do zmian, jego do nich gotowości i blokującego to dobro Dudę jest konstrukcją nie wytrzymującą testu logiki. Gdyby tak było, to rząd dawałby codziennie festiwal parlamentarnych debat na temat swych błogosławionych propozycji, zaś Duda musiałby po czymś takim wychodzić na frajera, który po złości sypie piach w koła dobrodziejstw dla Polaków. Nic takiego się nie odbywa, wyłącznie z lenistwa tej formacji. Po drugie – większość z obietnic już nie Tuska, ale całej koalicji da się opędzić na poziomie rządowych rozporządzeń. Do tego nie trzeba ani ustaw, ani wet Dudy. A tu nic.
Ale niech już będzie, że to przez tego Dudę tej koalicji nie idzie. A to oznacza, że tylko Trzaskowski może odblokować ten wstrzymywany marsz realizacji obietnic. Ta konstrukcja jest tylko po to by uzasadnić jeden kontrargument: że tu nie chodzi – jak kiedyś – o to, że Trzaskowski i Tusk stworzą układ zamknięty. Tu chodzi o to, żeby wyjść z impasu, bezruchu wzajemnie blokujących się sił i ruszyć ku realizacji światłych obietnic. To, że jak na razie, odbędzie się to praktycznie wyłącznie w obrębie widowiskowych choć nieskutecznych gonitw za PiS-em wsadzanym do więzienia, to nikomu z twardego elektoratu nie przeszkadza. Taka to jest ta obietnica (dla wysoce naiwnych, dodajmy), że jak rządowi nie idzie, to przez PiS (który przecież nic nie może), ale pozbędziemy się tej „wady konstytucyjnej” balansu sił tylko wtedy jak będą one jednorodnie uśmiechnięte. Taka to jest obietnica tego, co się stanie jak wejdzie nowy prezydent z trzaskiem. A więc popatrzmy co się stanie po 1 czerwca, jak wygra w wyborach prezydenckich kandydat Platformy.
Zestaw z lewa na 2 czerwca
Jak już pisałem, kwestie europejskie będą szły swoją drogą, może jak zasiądzie w pałacu nie-trzask, to będą jakieś opory z zatwierdzaniem ustaw wprowadzających decyzje unijne. Ale zobaczmy co z naszymi sprawami, które może odblokować brakiem weta prezydent Trzaskowski. Po pierwsze – czekają na nas skrywane przez wstyd przed wyborcą – rozwiązania postulowane przez lewicową część koalicji. Teraz już nie będzie miał jak mrugać okiem Tusk do lewaków, że oczywiście, ale poczekajcie aż się wysyci mądrość etapu – damy radę, ale nie tak szybko, towarzysze. A co tam mamy? Przede wszystkim czekającą ustawę o związkach partnerskich, które mają tę cechę, sprawdzoną we wszystkich innych krajach, które na to poszły, że szybko zrównują takie partnerskie konstrukcje z małżeństwem a zaraz potem z wymogiem dopuszczenia do adopcji. Wejście na tę niewinną ścieżkę zawsze prowadzi do tej doliny. Może, by zawirować w głowach elektoratowi, pomieszało się te wiązki partnerskie z poczciwym konkubinatem i teraz każdy kto się z powodów jednopłciowych będzie sprzeciwiał związkom partnerskim będzie wszetecznym przeciwnikiem milionów ludzi żyjących na tzw. kocią łapę. Lewica już się wygaduje, że z tym czeka na po wyborach, a więc wiadomo o co chodzi.
Drugim lewackim pomysłem, zresztą już zrealizowanym ustawowo, jest pakiet zmian w kodeksie karnym dotyczący tzw. „mowy nienawiści”. Jest to kolejny gumowy przepis korzystający z niedefiniowalności w sumie publicystycznego pojęcia. Te pojęcie dodefiniuje się na poziomie egzekucyjnym, stąd nie ma co się zagłębiać w zmiany ustawowe, ale trzeba popatrzeć co z tego mają, wedle wytycznych ministra Bodnara, rozumieć prokuratorzy. I jak się przeczyta te wytyczne, to widać, że idzie cenzuralny zamordyzm na całego. Jednak przypisując te zmiany jedynie lewicy krzywdzę ją – tę, ochotną wystawił na pierwszy ogień w tej sprawie sam Tusk, boć ma czyste ręce, zaś trzyma w nich teraz bat na każdego.
Koszty utrzymania
Trzeba przyznać, że Unia zgadzała się na nasze dalsze dotowanie cen energii wyraźnie na prośbę Tuska. Znowu – do wyborów, a potem pojedziemy jak ustalono. W końcu to zabawa w chowanego. My od 2027 roku zapłacimy za bzdurny ETS2, zaś zwyżki kosztów energii z powodu opłat środowiskowych producentów energii rekompensujemy klientowi końcowemu, bo przecież nie przedsiębiorcom – ci zapłacą jak za zboże. A więc mechanizm zapyla jak trzeba z punktu widzenia Unii, zaś dwukrotne przekładanie pieniędzy (raz do kieszeni unijnej, drugi – do klienta końcowego, ale przecież z jego podatków) to tylko oddziaływanie na opinię publiczną, w dodatku z perspektywą zakończenia tej ściemy w dniu wyborów.
To samo będzie z cenami żywności. Widać to po ściemie zaniżania poziomu inflacji, która jest rzeczywistym okradaniem Polaków z ich pieniędzy. Żągluje się koszykami, zmniejszając w nich udział galopujących cen żywności, a jak nie można tego zmienić, to zmienia się prezesa liczącego te koszty. Żywność pójdzie do góry z powodu zielnego ładu w polskim (bo nie ukraińskim przecież) rolnictwie, zaś wszystko domknie korekta VAT-u na żywność, choć Tusk mógłby z Unią załatwić VAT zero, tyle, że na stałe.
Na wypadek nie zajęcia Pałacu przez Trzaskowskiego będzie trenowany wariant już sprawdzony na aborcji, czyli jedziemy aktami niższego rzędu, bez zagrożenia wetem. Kwestie aborcji na życzenie załatwiło się właśnie tak – nawet nie na poziomie rozporządzenia ministra, ale wytycznych, tym razem dla medyków. Sabat ten odbył się na sierpniowej konferencji Tusk-minister zdrowia-minister sprawiedliwości, w tym składzie nie bez tzw. kozery. No, bo skąd tu minister sprawiedliwości? Ano stąd, że ktoś musiał zapewnić o niekaralności procederu, który jest wykluczony w świetle konstytucji, ale okazało się, że ścigany nie będzie. Tu już niewiele się zmieni po ewentualnej wygranej Trzaskowskiego, no może dojdzie do franczyzy rozwiązań oleśnickich w całym kraju. Ale przypomnieć należy, że ten wynalazek (legalnej aborcji przy jednoczesnej konstytucyjnej ochronie życia poczętego) przywiózł do Polski jeszcze za pandemii minister PiS-u Niedzielski pod przykrywką przesłanki psychicznej.
Moim zdaniem należy się też spodziewać wywalenia prezesa NBP, by umożliwić wprowadzenie euro. Wiem, mamy w konstytucji zagwarantowaną 6-letnią kadencję takowego, ale – tu podpowiadam – można się podeprzeć casusem Wałęsy, który zrzucał swoich nominatów (a prezesa NBP proponuje Sejmowi do zatwierdzenia prezydent) jeszcze w trakcie trwania kadencji, posługując się faladyszowskim rozumieniem prawa, że jak ktoś mianuje, to ma też i prawo odwołać. Tu może się odbyć malowniczy bój, bo – na razie – Europejski Bank Centralny broni prezesa Glapińskiego przed zakusami władzy wykonawczej, ale to może się szybko skończyć, kiedy pani Ursula wytłumaczy komu trzeba we Frankfurcie, że euro w Polsce jest warte tej mszy.
Układ domknięty
Tak więc widzimy, że te wybory mogą być jednak bardzo ważne. Nie dlatego, że mamy jakiś tam kolejny zakręt, ale chodzi o to, że na trwale możemy wypaść poza bandę suwerenności. Polska może przeskoczyć, tak jak z aborcją, od razu z ostoi resztek konserwatyzmu i oporu przed postępactwem do pierwszej ligi wojującego globalizmu, który jest przykrywką do wcale nie ideowej dominacji Niemiec nad Europą. W dodatku w sytuacji, w której nie tylko znowu na naszym terenie będą stacjonowały obce wojska pilnujące praworządności w Polsce, ale i nasi żołnierze mogą być wysłani w imieniu obcego mocarstwa na nie naszą wojnę, a co gorsza sami możemy się okazać ofiarą takiej bezmyślności, stając się po raz kolejny mięsnym buforem łagodzącym ryzykowne i powtarzające się błędy Zachodu. I o tym (nienawidzę tego sformułowania) będą te wybory, zaś należy się obawiać, że świat po 1 czerwca będzie dla wielu nieoczekiwaną i zaskakującą postacią kolejnego wcielenia nowej normalności.