Raport wojewody dolnośląskiego: Ukraińcy się nie asymilują, nadużywają alkoholu, niszczą mienie publiczne. Według NFZ w r. 2022 wydano ponad pół miliarda złotych na leczenie pacjentów z Ukrainy i zrealizowano milion świadczeń zdrowotnych.

Raport wojewody dolnośląskiego: Ukraińcy się nie asymilują, nadużywają alkoholu, niszczą mienie publiczne

26.02.2022 r. – manifestacja proukraińska w Poznaniu / Jakub Kaczmarczyk – PAP

Oprócz przykładów dobrego współistnienia i pomocy wzajemnej można usłyszeć przykłady problematycznych zachowań, powielających się w różnych gminach i powiatach Dolnego Śląska – czytamy o przybyłych na Dolny Śląsk Ukraińcach w niemal 80-stronicowym raporcie opublikowanym przed kilkoma dniami przez wojewodę dolnośląskiego. Z raportu wynika, że migracja Ukraińców na Dolny Śląsk wiąże się z licznymi trudnościami dla Polaków.

Województwo dolnośląskie jest drugim pod względem liczby przebywających na jego terenie uchodźców (migrantów przybyłych w dobie wojny) z Ukrainy. W raporcie wskazano, że mowa o około 150 tysiącach Ukraińców, z czego około 66 tysięcy przebywa we Wrocławiu. Przed wojną w samym Wrocławiu mieszkało przynajmniej 100 tysięcy Ukraińców.
W opinii znakomitej większości Ukraińców, najlepiej jest znaleźć się w dużym mieście, ponieważ mniejsze miejscowości lub wsie oznaczają wykluczenie społeczne, transportowe, zapóźnienie cywilizacyjne oraz słabe perspektywy życia i rozwoju.

Ten sposób myślenia utrudniał relokację, a nadmiar ludności zaczął
przytłaczać duże ośrodki miejskie (Wrocław)
– czytamy w raporcie. Miało się zdarzać, że uchodźcy przyjeżdżający na Dolny Śląsk nie chcieli wysiadać z autobusów, gdy proponowano im schronienie w małych miejscowościach, a nie np. we Wrocławiu.
Brak woli zamieszkania w mniejszych ośrodkach, postawy roszczeniowe prezentowane wobec organizatorów miejsc instytucjonalnych i rzadkie, ale zapadające w pamięć demonstracyjne niezadowolenie, mogą negatywnie wpłynąć na klimat udzielania pomocy w przyszłości. Bardziej absorpcyjne miejsca nadal nie są w pełni wykorzystane – czytamy o Ukraińcach w raporcie opublikowanym przez wojewodę dolnośląskiego.

Wśród najbardziej niepokojących zachowań Ukraińców zgłaszanych w wywiadach wymieniono: 1. pozostawianie dzieci bez opieki; 2. nadużywanie alkoholu; 3. impulsywne odreagowywanie trudnych przeżyć na najbliższym otoczeniu; 4. brak szacunku dla dóbr materialnych stanowiących wyposażenie miejsc instytucjonalnych; 5. stosowanie kar cielesnych wobec dzieci 6. niechęć do konfrontacji z rzeczywistością(np.odmowa mówienia w języku polskim).

W raporcie wskazano także na powszechne niezrozumienie ucieczki z Ukrainy młodych mężczyzn. Zdarzało się, że na Dolny Śląsk przyjeżdżali Ukraińcy w tzw. wieku poborowym.
Przepisy ukraińskie wskazują, że z Ukrainy może wyjechać mężczyzna, jeśli samotnie wychowuje potomstwo, jest ojcem dziecka niepełnosprawnego, emerytem lub nie osiągnął 18. roku życia. Pojawiały się negatywne reakcje wobec pomocy świadczonej mężczyznom. Pomoc świadczona kobietom, dzieciom, osobom starszym, chorym lub niepełnosprawnych nie budziła takich emocji jak udzielanie schronienia mężczyznom – czytamy.

W opublikowanym raporcie poruszono także sprawę rynku nieruchomości. Z analizy wynika, że przybycie tak dużej liczby Ukraińców na Dolny Śląsk znacząco zmieniło sytuację na rynku mieszkaniowym. Obecnie sytuacja we Wrocławiu wygląda następująco: Średnia cena za metr kwadratowy mieszkania: 10 612 zł/m2; zmiana cen mieszkań w ciągu ostatnich 12 miesięcy: +9 proc.; przeciętna wartość mieszkania: 564 000 zł; Wrocław stał się drugim najdroższym miastem w kraju pod względem najmu.

Liczba pracujących i w konsekwencji ubezpieczonych w ZUS Ukraińców stale rośnie. Na Dolnym Śląsku zarejestrowanych jest 103 612 obcokrajowców, z czego 82 957 to Ukraińcy. Bezpośrednio pod wrocławski ZUS podlega nieco ponad 57 tys. Ukraińców (w 2021 r. – 45 tys.). W Wałbrzychu to 15 tys. (w 2021 r. – 12 tys.) i w Legnicy 10 tys. (2021 r. – 8 tys.). Na Dolnym Śląsku Ukraińcy prowadzą w sumie 1 319 firm (w 2021 r. – 968), a najwięcej we Wrocławiu: 2 383. W skali całego kraju ZUS podaje 28 291 działalności.

Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia, w roku 2022 wydano ponad pół miliarda złotych na leczenie pacjentów z Ukrainy i zrealizowano dla nich blisko milion świadczeń zdrowotnych.
Porównując ogólne wydatki na publiczną i prywatną ochronę zdrowia skala wydatków publicznych na opiekę zdrowotną dla pacjentów z Ukrainy nie stanowi dużego odsetka – czytamy w raporcie.

CAŁY RAPORT – TUTAJ

Dear Szkoła ! WELCOME TO JEWISH POLAND. JEWISH POLAND: THE HEART & SOUL OF ASHKENAZI JEWRY 

WELCOME TO JEWISH POLAND  tours.taubecenter.org/tour/2024

[MD: Oto, jakie propozycje otrzymują POLSKIE SZKOŁY, 3 STYCZNIA 2024 roku: ]

=============================================

Dear Szkoła, 
I am pleased to invite you to join me on our first Summer Taube Jewish Heritage Tour since COVID-19 and the outbreak of the war in Ukraine. 

JEWISH POLAND: THE HEART & SOUL OF ASHKENAZI JEWRY
Sunday, June 23 – Sunday, June 30, 2024
We will also introduce you to Polish parliamentarians, Israeli, Ukrainian, and U.S. embassy representatives and Jewish community leaders. Their perspectives will provide you with additional insights and a deeper understanding of contemporary Poland, its European and global role, and the country’s growing Jewish community. 
Our journey, led by preeminent scholars Dr. Tomasz Cebulski and Professor Dariusz Stola, will begin in Warsaw with a visit to the internationally acclaimed POLIN Museum of the History of Polish Jews, and conclude at the annual Krakow Jewish Culture Festival in the Royal City of Krakow. 
We will trace the evolution of Jewish life in the cradle of Ashkenazi Jewry, visiting the very places where some of our grandparents and great-grandparents were born. Together, we will explore the richness of pre-war Jewish life, memorialize the tragic loss, and celebrate Jewish life in Poland today.
    Tour highlights include:
Pre-tour introductory ZOOM with Dr. Cebulski, Professor Stola, and Helise Lieberman
Private guided visit through the POLIN Museum of the History of Polish Jews 
Exploratory walks through Warsaw, the Phoenix CityPolish-Jewish culinary workshop
Guided walks through Krakow’s Old Town and Kazimierz, its Jewish district 
Visit to two former shtetls
Shabbat dinner
 hosted by the JCC Krakow with 600 guests from around the world
VIP passes to the Krakow Jewish Culture Festival  

We will also introduce you to Polish parliamentarians, Israeli, Ukrainian, and U.S. embassy representatives and Jewish community leaders.
Their perspectives will provide you with additional insights and a deeper understanding of contemporary Poland, its European and global role, and the country’s growing Jewish community. 
We invite you, as members of the Taube Center community, to take advantage of the early-bird prices.
We would be happy to answer any of your questions.
Please contact us attours@taubejewishheritagetours.com.  
To learn more about the tour click here.
The Taube Center Team and I look forward to greeting you in Warsaw this coming June.
With our best wishes for a peaceful 2024,
Helise

Helise Lieberman,
Director, Taube Center for Jewish Life & Learning

Złote rybki i trupy w szafie

Złote rybki i trupy w szafie

Izabela Brodacka

Pewien młody człowiek, student uczelni lotniczej, do którego prawdomówności mam zaufanie, bo jako uczeń zawsze przyznawał się uczciwie do swoich wybryków, opowiadał mi, że podczas nudnych lecz obowiązujących zajęć na siłowni chłopcy puszczają sobie transmisję obrad X kadencji Sejmu i zaśmiewają się do łez, bo lepszego kabaretu nie potrafią sobie wyobrazić. Dodam, że młody człowiek nie głosował na PiS, bo jak powiedział „te ponure dziadki nie mówią nic śmiesznego”. Tacy jak on i jego koledzy wybrali kiedyś do Sejmu na (p)osła Jachirę tylko dlatego, że bawiło ich obserwowanie jak wściekle nakłuwa szpilką figurkę Kaczyńskiego i dopisywali na kartach wyborczych: „Król Julian na prezydenta”. Do programu PiS nie mieli żadnych zastrzeżeń, nic ich nie obchodził podobnie jak nie obchodzi ich program PO. Kaczyński ich po prostu znudził.

Razem z moim byłym uczniem zastanowiliśmy się kto w ostatnich wyborach głosował na PO a raczej na KO. Przede wszystkim luzacy, tacy jak on znudzeni polityką młodzi ludzie. Co charakterystyczne – on i jego niepoważni koledzy traktują swoje studia bardzo poważnie. Dbają o kondycję, wspinają się w Tatrach, w skałkach i na ściance, ćwiczą na siłowni. Wiedzą wszystko na temat katastrof lotniczych, historii lotnictwa, czy nietypowych konstrukcji. Mając w planach zawód pilota czy kontrolera lotów liczą się z koniecznością podejmowania odpowiedzialności za życie innych ludzi.

Przerasta ich jednak perspektywa odpowiedzialności za życie większej zbiorowości takiej jak naród czy społeczeństwo. Głosują dla zabawy, a z obrad Sejmu czerpią rozrywkę. Faktycznie zarejestrowano dużą, niespotykaną dotąd, liczbę obserwujących obrady Sejmu. W czasie wygłaszania przez premiera Mateusza Morawieckiego expose, liczba osób oglądających na platformie YouTube obrady Sejmu X kadencji przekroczyła podobno 229 tysięcy, a potem nawet ponad 242 tysiące. Nie jest to jednak bynajmniej tak, że społeczeństwo zachwycają nowe porządki. Najbardziej typowy komentarz jaki słyszy się w sklepie czy na ulicy to: „ale cyrk”. W ten cyrk wpisuje się wybryk posła Brauna, który gaśnicą proszkową potraktował zapaloną w Sejmie menorę. Ten cyrk oglądało podobno kilkaset milionów widzów na całym świecie. Choć niewątpliwie trudno jest walczyć o sekularyzację państwowych instytucji celebrując w jednej z nich (teoretycznie najważniejszej) wybrany arbitralnie obrządek religijny, działania posła Brauna przyniosą zapewne więcej szkody niż pożytku.

Widać jakie spustoszenia w logicznym myśleniu uczyniła tak zwana polityczna poprawność. Ciekawe jaka byłaby reakcja licznych słabych intelektualnie (p)osłów, którzy teraz potępiają w czambuł Brauna gdyby w holu sejmowym zainstalowano szopkę świąteczną. Postępowcom europejskim przeszkadzają nawet medaliki na szyjach pielęgniarek w szpitalu czy w hospicjum.
Druga kategoria głosujących to – jak powiedział mój były uczeń – ludzie, którzy mają pamięć złotej rybki akwariowej. Już nie pamiętają wszystkich odrażających afer z czasów rządów PO. Zapomnieli o sprzedaniu kolejki na Kasprowy Wierch, o aferze Amber Gold, o próbie sprzedaży Lotu, o oddaniu śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej w obce, wrogie ręce.

Trzecia kategoria to – jego zdaniem – ludzie, którzy mają inteligencję złotej rybki. Święcie wierzą w obietnice wyborcze, co gorsza w obietnice składane przez notorycznych kłamców. Nie rozumieją, że sprzedaż doskonale funkcjonujących spółek państwowych, które przynoszą Polsce ogromne zyski to działanie głupiego Jasia z bajki Kryłowa wzorowanej na klasyku jakim był La Fontaine. Związek frazeologiczny „ Tuer la poule aux oeufs d’or” oznaczający po polsku- „zabić kurę znoszącą złote jaja” funkcjonuje w sensie dowodu skrajnej głupoty w wielu językach świata

I ostatnia, najważniejsza kategoria to ludzie, którzy mają trupa w szafie. Tak się dziwnie składa, że jeżeli ktoś jest gorącym zwolennikiem rządów Tuska prawie zawsze okazuje się, że jego dziadek lub ojciec walczył z bandami ( czytaj z podziemiem niepodległościowym lub z AK), był wojskowym prokuratorem lub wprost funkcjonariuszem UB. Nic dziwnego, że popierają Tuska sami zainteresowani. Przecież obiecał likwidację IPN, jedynej instytucji, która zajmuje się nie skłamaną historią Polski, oraz obiecał przywrócenie ubekom wysokich emerytur przyznanych im za zbrodnie dokonane na polskim społeczeństwie. Nic dziwnego, że popierają Tuska ich dzieci. Zajmują zrabowane przez ich rodziców domy i mieszkania, robili karierę w PRL i podobnie jak Holland czy Janda chcą żeby „ było jak było”. Udało im się przejść suchą stopą przez czerwone morze komunizmu i różowe morze postkomunizmu. Chcą, żeby dalej było tak samo różowo. Nikt nie rozliczył zbrodni popełnianych przez ich przodków, nikt nie odebrał im przywilejów ani stopni naukowych zdobytych na propagowaniu marksizmu, zdobyli status opozycji jako rewizjonistyczni dysydenci, próbowali nobilitować jako „ ludzi honoru” nawet komunistycznych aparatczyków i oprawców i częściowo im się to udało. Przygotowaniem do tego ( ciśnie mi się na klawiaturę bardziej adekwatny termin -подготовка) było powstanie „warszawki” czyli salonu, w którym spotykali się ludzie kultury, dzieci komunistycznych aparatczyków a nawet sami aparatczycy oraz niektórzy przedstawiciele starej przedwojennej inteligencji. Na przykład w salonie państwa Karpińskich brylowały córki Ochaba, miłe i inteligentne dziewczyny. Jedna z nich Maryna była jak pamiętam świetną tłumaczką, a Zosia uczciwą nauczycielką. Nikt nie zgłaszał wobec nich żadnych zastrzeżeń bo przecież dzieci nie odpowiadają za winy rodziców. To że korzystają z przywilejów tych rodziców jakoś nam umykało. Trzeba przyznać córkom Ochaba, że – o ile wiem- nie biorą udziału w obecnych antypolskich seansach nienawiści.

To nie jest tak, że zasłaniam się poglądami jakiegoś mitycznego studenta. To postać – zapewniam – autentyczna i naprawdę odbyła się opisywana rozmowa. Wybrałam go sobie na swego porte-parole bo się z jego poglądami całkowicie zgadzam.

Kto mieczem wojuje

Kto mieczem wojuje

Izabela Brodacka 8-03-2015

Był to 68 rok. Pracowałam w liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej. Ukończyłam zresztą tę szkołę. Łaciny uczyła w tym czasie pani Ludmiła Preiss. Bardzo ją szanowałam. Była wspaniałą nauczycielką, logiczną jak matematyk, o wielkiej wiedzy na temat starożytności. Nasze stosunki były jednak chłodne. Choćby z racji różnicy wieku. Poza tym pani Preiss była w PZPR. Niewielu pracowników Żmichowskiej mogło się takim osiągnięciem pochwalić. Były to chyba tylko dwie albo trzy osoby. W jawnym zresztą przeciwieństwie do uczniów a raczej ich rodziców. Czerwony establishment lubił posyłać dzieci do znanych dobrych szkół.

Pewnego dnia pani Preiss bardzo zbulwersowana powiedziała mi, że jej mąż został zwolniony z pracy bodajże w PAP ( nie jestem w stanie tego sprawdzić ) na fali czystek antysemickich. Oczywiście odbyło się to w dość odrażający sposób. Nikt go nie wezwał na rozmowę- dowiedział się, że nie pracuje od woźnego, a jego biurko było już zajęte. „No i co pani na to?” zapytała retorycznie czym trochę mnie zniecierpliwiła. „Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie” – odpowiedziałam.

Gdy za kilka dni powiedziała, że chce ze mną na ten temat porozmawiać poczułam się nieswojo. Pomyślałam, że się obraziła. Tymczasem Pani Preiss powiedziała: „ Ma pani rację”. Nawet w sytuacji osobistego zagrożenia była w stanie racjonalnie myśleć. Może była to kwestia jej klasycznego wykształcenia.

W okolicach marca 1968 roku odszedł z pracy w instytucie fizyki, a potem wyemigrował Bronisław Buras.

Podobno nazwisko i imię zawdzięczał Marii i Bronisławowi Bochenkom ze Lwowa. Maria Bochenek w czasie okupacji dostarczyła aryjskie metryki małżeństwu Głowiczowerów: Henrykowi na nazwisko Bronisław Buras, a Zuzannie oddała własną metrykę. Faktem jest, że jako Bronisław Buras wykładał na fizyce i współpracował z Instytutem Badań Jądrowych w Świerku. Również szkolne podręczniki do fizyki były jego autorstwa. Jeżeli prawdą jest, że Buras nie miał formalnego wykształcenia w dziedzinie fizyki tym bardziej go podziwiam. Musiał być bardzo zdolnym człowiekiem. Profesor Dakowski wspomina, że kiedyś Buras patrząc na kopertę, gdzie było napisane: „profesor doktor Bronisław Buras” powiedział uśmiechając się: „ hm, cztery słowa, a żadne prawdziwe.”.

Spotkałam po 68 roku profesora Burasa w Kazimierzu Dolnym. Zaprosił mnie na kawę. Mógł mnie pamiętać tylko z tego, że zwykłam na korytarzu molestować jego uroczego psa spaniela, z którym przychodził do pracy. Powiedział z zadumą „ Wyszedłem z nauki dokładnie na tej samej zasadzie na jakiej do niej wszedłem”.

Dla mnie to świadczy, że był człowiekiem dużego formatu. Zdolnym do autorefleksji. Nie musiałam nic dodawać, zresztą nie pytał mnie o zdanie.

Zupełnie inaczej przebiegało moje „pomarcowe” spotkanie z Wilhelmem Billigiem. Pierwszy raz widziałam tego człowieka z bliska podczas wczasów w Świdrze w położonym nad samą rzeką ośrodku, należącym do instytutu łączności. Billig był wtedy ministrem łączności. W ośrodku rodzina Billigów zajmowała osobny budynek i przyrządzano dla niej osobno posiłki. Ani sam Billig, ani jego żona, ani zarozumiałe dzieci nie pospolitowali się z wczasowiczami. Byli wyjątkowo ważni i nadęci. Tak to widziałam oczami dwunastolatki i nie ma się nad czym dłużej rozwodzić. Potem widywałam Billiga z daleka na korytarzach instytutu Fizyki. Był wtedy pełnomocnikiem rządu do spraw wykorzystania energii jądrowej. Widziałam jak antyszambrowali u niego dobrzy naukowcy i jak wysoko nosił nos.

W czasie wakacji 1968 roku spotkałam w schronisku na Kondratowej dwóch starszych panów, którzy zapytali czy mogłabym im towarzyszyć w wycieczce na Czerwone Wierchy, bo boją się iść sami. Zgodziłam się, raczej z obowiązku. Wyglądali na słabych fizycznie. Twarz jednego z nich wydawała się mi znajoma wreszcie mi się przedstawił. W skurczonym małym staruszku nie rozpoznałam butnego, nadętego Wilhelma Billiga. Uszło z niego całe powietrze. Swoją sytuację skomentował po łacinie: qui gladio ferit, gladio perit (kto mieczem wojuje ten od miecza ginie) co świadczy, że też był zdolny do autorefleksji. Nie wytrzymałam i zapytałam kim jest z wykształcenia. Odpowiedział, że filologiem klasycznym. „Jaki tam filolog?”- powiedział mi potem złośliwy kolega jądrowiec, któremu relacjonowałam rozmowę z Billigiem. „To przecież znany krawiec mężczyźniany”.

Piszę o zupełnie przypadkowych spotkaniach z osobami, których prywatnie nie znałam, ale wpisywali się jakoś w panoramę tamtych czasów. Co jest ciekawe, że nigdzie nie znalazłam życiorysu profesora Burasa, ani Ludmiły Preiss. Mam na półce podręczniki szkolne napisane przez Burasa, ale taki człowiek nie istnieje. W czasach gdy byle szarpidrut ma w sieci swój życiorys. Znalazłam tylko kilka skąpych słów na temat Billiga. Przedstawiany jest jako inżynier i działacz partyjny.

Ponieważ sam przedstawiał się jako filolog klasyczny, a pani Preiss była faktycznie filologiem klasycznym jako stosowny komentarz nasuwa mi się tylko : sic transit gloria mundi.

Był jeszcze jeden emigrant marcowy za którym wielu tęskniło. Był to profesor Rachmiel Brandwain. Pod tym nazwiskiem znalazłam tylko życiorys rosyjskiego gangstera. A przecież profesor Brandwain był natchnionym wykładowcą, głębokim znawcą literatury francuskiej. Na jego wykłady przychodzili ludzie z innych wydziałów. Bardzo dziwnie mówił po francusku. Zapytany o to powiedział, że do nauki wjechał na sowieckim tanku, a wszystkiego nauczył się sam. Skąd mam wiedzieć czy mówił prawdę czy żartował? Myślę, że był oficerem politycznym w Czerwonej Armii, ale mogę się przecież mylić. Brandwain istnieje tylko we wdzięcznej pamięci jego studentów.

Dlaczego nie powstał film o tych emigrantach marcowych, którzy zapisali się dobrze w swoim środowisku i rozumieli w czym kiedyś uczestniczyli? Dlaczego musiano pochylić się nad bezwzględną morderczynią. Helena Wolińska, w przeciwieństwie do Wandy Gruz bohaterki nagrodzonego Oscarem filmu „Ida”, z całą pewnością nic nie zrozumiała ze swego życia.
Tekst drukowany w numerze 10( 403) Warszawskiej Gazety

Udział Żydów w kierowniczych strukturach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego

“Polityczna poprawność a statystyka

[Umieszczam po starannym przeczytaniu, bo wśród tych nazwisk jest kilkoro tatusiów i mamuś mych bliskich współpracowników, a także nasi “profesorowie” i prezesi – “energii jądrowej”.. . Mirosław Dakowski]

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk

Kula Lis Zagorzały Antybolszewik herbu Jastrzębiec

Wstępujący do UB Żydzi nie ukrywali swego pochodzenia. We własnoręcznie wypełnianych ankietach personalnych w rubryce “narodowość” wpisywali zazwyczaj “żydowska”.

Dane takie ujawniali nawet ci, którzy już w okresie międzywojennym zerwali związki ze środowiskiem żydowskim i stali się gorącymi zwolennikami idei komunistycznej. Deklarację światopoglądową ujawniano natomiast w rubryce “wyznanie”, gdzie obok powszechnie używanego terminu “niewierzący” nie brakowało określenia “mojżeszowe”.

O pozycji funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego w ministerstwie, ale też o ich postrzeganiu w społeczeństwie decydowały dwa zasadnicze czynniki. Pierwszy dotyczył ich liczby w “bezpiece”; drugi zaś zajmowania przez nich eksponowanych stanowisk. Jesienią 1945 r. doskonale zorientowany w sprawach “bezpieki” w Polsce sowiecki doradca przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego płk Nikołaj Seliwanowski w raporcie do Moskwy informował, że połowę stanowisk kierowniczych w MBP zajmują Żydzi, a w całym ministerstwie ich odsetek sięga 18,7 procent. Zapewne nawet on się nie spodziewał, że tak duża liczba oficerów pochodzenia żydowskiego w centrali aparatu bezpieczeństwa będzie się nadal zwiększać.

W kolejnych latach udział Żydów polskich w kierowniczych strukturach MBP stale rósł, ostatecznie przekroczył 37 procent. Wśród 450 osób pełniących najwyższe funkcje w MBP (dyrektorów i zastępców dyrektorów departamentów, kierowników samodzielnych wydziałów) pochodzeniem żydowskim legitymowało się 167 oficerów.

Na czele ministerstwa stał gen. Stanisław Radkiewicz, wspomagany m.in. przez wiceministrów: Romana Romkowskiego (Menasze Grynszpana) i Mieczysława Mietkowskiego (Mojżesza Bobrowickiego). W okrytej ponurą sławą centrali “bezpieki” wyżsi oficerowie o żydowskich korzeniach kierowali: kadrami – Leon Andrzejewski (Ajzen Lajb Wolf), śledztwami – Józef Różański (Goldberg), finansami – Edward Kalecki (Ela Szymon Tenenbaum), ochroną zdrowia – Kamil Warman, Leon (Lew) Gangel, Ludwik (Salomon) Przysuski, cenzurą – Michał Rosner, Hanna Wierbłowska, Michał (Mojżesz) Taboryski, Biurem Prawnym – Zygmunt Braude, Witold Gotman, konsumami – Feliks (Fiszel) Goldsztajn, Centralnym Archiwum MBP – Jadwiga Piasecka, Zygmunt (Nechemiasz) Okręt, Biurem Wojskowym – Roman Garbowski (Rachamiel Garber) oraz Departamentami: I – Józef Czaplicki (Izydor Kurc), Julian Konar (Jakub Julian Kohn), II – Leon (Lejba) Rubinstein, Michał (Mojżesz) Taboryski, III – Józef Czaplicki (Izydor Kurc), Leon Andrzejewski (Ajzen Lajb Wolf), IV – Aleksander Wolski (Salomon Aleksander Dyszko), Józef Kratko, Bernard Konieczny (Bernstein), V – Julia Brystiger, VI (więziennictwem) – Jerzy Dagobert Łańcut, VII – Wacław Komar (Mendel Kossoj), Zygmunt (Nechemiasz) Okręt, Marek Fink (Mark Finkienberg), X – Józef Światło (Izaak Fleischfarb), Henryk Piasecki (Chaim Izrael Pesses).
Niższymi strukturami MBP – wydziałami, kierowali wówczas m.in.: Anatol (Natan) Akerman, Marian Baszt, Mieczysław (Mojżesz) Baumac, Jan Bernstein, Adam Bień (Bajn), Ignacy Bronecki, Izrael Cwejman, Tadeusz (Dawid) Diatłowicki, Michał Holzer, Maurycy (Aron) Drzewiecki, Michał (Mojżesz) Fajgman, Leon Fojer (Feuer), Tadeusz Fuks, Edward (Eliasz) Futerał, Artur Galewicz (Glasman), Henryk Gałecki (Natan Monderer-Lamensdorf), Łazarz Gejler, Jakub Glidman, Leon Goryń, Karol Grabski (Hertz), Helena (Gitla) Gruda, Borys (Boruch) Grynblat, Józef Gutenbaum, Herman Halpern, Henryk Jabłoński (Chaim Grinsztajn), Michał Jachimowicz, Zbigniew Józefowicz, Bronisława Juckier, Leon Kesten, Abram Klinberg, Leon Klitenik, Ignacy Krakus, Michał-Emil Krassowski, Mieczysław Krzemiński (Mojżesz Flamenblaum), Icek Lewenberg, Mieczysław Lidert (Erlich), Juliusz Litoczewski, Kazimierz Łaski (Cygier), Samuel Majzels, Ignacy Makowski, Aleksander Marek (Markus) Malec, Walenty Małachowski, Ignacy Marecki, Marian (Mojżesz) Minkendorf, Bronisław Nechamkis, Artur Nowak (Abraham Lerner), Jerzy Nowicki (Lipszyc), Dawid Oliwa, Róża (Gina) Poznańska, Stanisław Rothman, Mieczysław (Moralich) Rubiłłowicz, Irena Siedlecka (Regina Reiss), Michał (Mowsza) Siemion, Wolf Sindel, Zygmunt Skrzeszewski (Salomon Halpern), Marceli Stauber, Józef Stępiński, Ernest Szancer (Schanzer), Ignacy Szemberg, Antonina Taube-Knebel, Juliusz Teitel, Adam (Abram) Wein, Salomon Widerszpil, Józef Winkler (Szaja Kinderman), Stanisław Witkowski (Samuel Eimerl), Roman Wysocki (Altajn), Edward Zając, Marek Zajdensznir, Maria Zorska, Emanuel Żerański.

W tym samym czasie, w rozbudowanym systemie więzień i obozów liczącym 179 więzień i 39 obozów pracy, stanowiska naczelników i komendantów zajmowali: Salomon Morel – komendant obozów w Świętochłowicach-Zgodzie (1945) i Jaworznie (1948-1951), naczelnik więzień m.in. w Opolu (1945-1946), Katowicach (1946-1948) i Jaworznie (1951); oraz Mieczysław (Moszek) Flaum – komendant obozu we Włocławku (1945-1946) i Mielęcinie (1946); Beniamin Glatter – naczelnik więzienia w Goleniowie (1949); Franciszek (Efroim) Klitenik – naczelnik więzienia we Wrocławiu (1946-1947), Dzierżoniowie (1947-1951) i Łodzi (1951-1958), Henryk Markowicz – naczelnik więzienia przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu (1945-1946), Sewer Rosen – naczelnik więzienia w Barczewie (1947-1951), Oskar Rozenberg – naczelnik więzienia w Potulicach (1951-1954), Kazimierz Szymanowicz – naczelnik więzienia w Rawiczu (1945-1947) i Saul Wajntraub – naczelnik więzienia w Kłodzku (1948-1951) i więzienia nr III w Warszawie (1951-1954).

Znaczący procent (13,7) oficerów pochodzenia żydowskiego znalazł się także wśród szefów i zastępców szefów Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego/ Wojewódzkiego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego. Najwięcej z nich znalazło zatrudnienie w wojewódzkim UB we Wrocławiu, gdzie wśród osiemnastu zastępców szefów WUBP/ WUdsBP sześciu (33 proc.) było Żydami: Władysław Wątorek (Adolf Eichenbaum), Jan Stesłowicz (Lemil Katz), Adam Nowak (Adaś Najman), Adam Kornecki (Dawid Kornhendler), Eliasz Koton i Karol Grad, a w niektórych wydziałach i sekcjach urzędu przedstawiciele tej narodowości stanowili niekiedy 1/3 ich całego stanu osobowego. Zjawisko takie występowało np. w Wydziale ds. Funkcjonariuszy, Wydziale V, VIII i Gospodarczym.

W latach 1945-1956 poszczególnymi wydziałami kierowali: personalnym – Leonarda Opałko (Lorka Nadler) (1945-1946); I – Roman Wysocki (Altajn) (1950-1951); V – Józef (Jefim) Gildiner (1951-1952); X – Józef (Jefim) Gildiner (1952-1954); “A” – Edward Last (1946); śledczym – Antoni Marczewski (1946-1947), Feliks Różycki (Rosenbaum) (1950-1952); Wydziałem ds. Funkcjonariuszy – Bronisław Romkowicz (Maks Bernkopf) (1946-1947); Sekcją Finansową – Stanisław Ligoń (Lemberger) (1949-1954); Służbą Mundurową – Arnold Mendel (1949-1950). Stanowili oni także trzon istniejącej przy WUBP komórki partyjnej PPR/PZPR (Jefim Gildiner, Karol Grad, Zygmunt Kopel, Henryk Lubiński, Grzegorz Rajman, Felicja Rubin) – 26 proc. w 1954 roku.

Podobną, wynoszącą 30 proc. statystykę, można dostrzec w gronie kadry kierowniczej powiatowego UB w Dzierżoniowie. Na jej wielkość wpływ miało piastowanie urzędu szefa przez: Artura Górnego (1946-1947); Michała (Mojżesza) Wajsmana (1947-1948) i Adama Kulberga (1951-1954). Jeszcze wyższy odsetek wystąpił na stanowiskach ich zastępców, wśród których trzy z ośmiu etatów zajmowali oficerowie żydowscy: Edward Last (1945-1946), Adam Kulberg (1950-1951) i Izaak Winnykamień (1952).

Od sprawcy do ofiary
Łącznie w latach 1945-1956 we wszystkich komórkach tylko wojewódzkiego UB na Dolnym Śląsku pracowało ponad 500 osób pochodzenia żydowskiego. Pytanie o pełną liczbę zatrudnionych w aparacie bezpieczeństwa Polski Ludowej/ PRL pozostaje nadal otwarte, podobnie jak problem związany z próbą określenia świadomości narodowej oficerów “bezpieki”, wśród których część już przed wojną manifestacyjnie odcinała się od swych żydowskich korzeni. Oderwani od rodzimego środowiska deklarowali swą polskość i światopogląd materialistyczny, w których wiarę głęboko zachwiały dopiero wydarzenia 1968 r., gdy w wyniku antysemickiej nagonki 1968 r. kilkanaście tysięcy polskich Żydów zostało zmuszonych do opuszczenia kraju. Ich wyjazd upowszechnił na świecie pogląd o ksenofobicznej Polsce i rzekomym antysemityzmie jej mieszkańców. Milczeniem pomija się przy tym fakt, że całą operację przeciwko Żydom zorganizowali ich niedawni towarzysze z “bezpieczeństwa”, a pośród wyjeżdżających do Izraela znalazło się kilkuset niedawnych sekretarzy partii, stalinowskich sędziów i prokuratorów, oficerów Informacji Wojskowej, Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa.

Żaden z nich nigdy nie poniósł odpowiedzialności za dokonane czyny, a nieliczne próby doprowadzenia do ekstradycji osób oskarżonych o zbrodnie stalinowskie każdorazowo kończyły się niepowodzeniem. Wymownym komentarzem do tej sytuacji może być fragment uzasadnienia sporządzonego przez Ministerstwo Sprawiedliwości Izraela z 5 czerwca 2005 r., odmawiającego zgody na ekstradycję do Polski Salomona Morela: “…uważamy, iż nie ma żadnych podstaw do przedstawienia Morelowi zarzutów popełnienia poważnych przestępstw, nie mówiąc już o ‘ludobójstwie’ czy ‘zbrodniach przeciwko narodowi polskiemu’. Jeżeli już, to wydaje się nam, że Morel i jego rodzina byli ewidentnie ofiarami zbrodni ludobójstwa popełnionych przez hitlerowców i Polaków z nimi współpracujących”.

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk

Trzej pijani Ukraińcy, dezerterzy, zabili się w wypadku samochodowym. Ale mieli audi A6, biedacy…

Trzej Ukraińcy, zabili się w wypadku samochodowym

https://www.magnapolonia.org/trzej-ukraincy-zabili-sie-w-wypadku-samochodowym/

Do tragicznego w skutkach wypadku doszło w Żernicy w powiecie gliwickim na Śląsku. Samochód osobowy uderzył w drzewo. W jego wyniku zginęło trzech dezerterów z Ukrainy. Okoliczności zdarzenia badają policja i prokurator.

Trzej Ukraińcy zabili się w wypadku samochodowym. Samochód osobowy, którym podróżowali uderzył w drzewo na drodze przy granicy Żernicy i Gliwic, u zbiegu ulic Gliwickiej oraz Smolnickiej – poinformował “Dziennik Zachodni”. Do zdarzenia doszło w niedzielę około południa. Na miejscu zginęły trzy osoby.

-Na łuku drogi kierujący audi A6 stracił panowanie nad pojazdem. Otarł się o nadjeżdżający z naprzeciwka samochód, a następnie bokiem, drzwiami kierowcy, uderzył w przydrożne drzewo – powiedział podinsp. Marek Słomski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach.

Na miejsce wezwano służby ratunkowe, w tym śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Policja przekazała, że ofiary wypadku to Ukraińcy.

-Trzej mężczyźni, którzy podróżowali tym samochodem, obywatele Ukrainy, zginęli na miejscu – przekazał podinsp. Słomski.

Ze nieoficjalnych ustaleń wynika, że Ukraińcy zmarli śmiercią naturalną dla “uchodźców” w Polsce tj. po spożyciu sporej ilości alkoholu.

NASZ KOMENTARZ [Magna Pol.] : Na szczęście tym razem synalkowie ukraińskiej mafii ps. “uchodźcy” zabili tylko siebie, a nie przypadkowych Polaków, jak to już nieraz bywało.

Burza [w kielichu szampana – czy w musztardówce zacieru??] po słowach satyryka. Pałac prezydencki też komentuje.

Burza po słowach satyryka. Pałac prezydencki komentuje: „Gdybym spotkał Jana Pietrzaka, to bym mu to powiedział” [VIDEO]

2.01.2024 nczas/burza-po-slowach-satyryka-palac-prezydencki

Prezydent Andrzej Duda.
Prezydent Andrzej Duda. / foto: screen YouTube: Radio ZET

Nie milkną echa niedzielnej wypowiedzi Jana Pietrzaka w telewizji Republika. Do słów satyryka w mocnych słowach odniósł się szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek.

– Mam okrutny żart z tymi imigrantami, że oni liczą na to, że Polacy są przygotowani, bo mamy baraki. Mamy baraki dla imigrantów: w Auschwitz, w Majdanku, w Treblince, w Stutthofie. Mamy dużo baraków zbudowanych tu przez Niemców. I tam będziemy (…) tych imigrantów, wpychanych nam nielegalnie przez Niemców, ponieważ nielegalni nie są ci ludzie, którzy uciekają do lepszego świata. Nielegalne są te władze, które ich wpuszczają, czyli nielegalni są Niemcy. Ich hasło witające przybyszów było nielegalne, pozatraktatowe, niezgodne z jakimikolwiek prawami. To jest nielegalna działalność niemiecka. Powinniśmy na to się uczulić w nadchodzącym roku, bo zdaje się, że na głowę zaczynają nam bardzo wchodzić – powiedział satyryk i publicysta Jan Pietrzak.

– No, to rzeczywiście bardzo mocny żart – skomentowała prowadząca Katarzyna Gójska.

[skaczące obrazki – w oryginale. MD]

Słowa te wzbudziły powszechne oburzenie – od Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, po ministra sprawiedliwości Adama Bodnara oraz Muzeum Auschwitz.


Teraz odniósł się do nich także Pałac Prezydencki. – Prezydentowi się te słowa nie podobały. Był nimi oburzony – stwierdził w Republice szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek.

– Są w Polsce tematy i sprawy, których nie wolno wykorzystywać. Dla mnie to była bezdennie głupia wypowiedź. Ja się na nią nie godzę i gdybym spotkał Jana Pietrzaka, to bym mu to powiedział – grzmiał.

Przy okazji jednak oberwało się także Adamowi Bodnarowi. – Jeśli minister sprawiedliwości zajmuje się wypowiedzią publicysty i satyryka, to ja się zaczynam zastanawiać, czy jemu chodzi o tego publicystę i satyryka, czy jemu chodzi o gigantyczny sukces TV Republika i o to, że to ona staje się telewizją, która jest oglądana – ocenił Mastalerek.

– Tu chodzi o Telewizję Republika, że odniosła sukces. Chodzi o to, żeby ją obrzydzić ludziom i że wstyd tutaj przyjść, bo padają takie słowa – stwierdził.

======================================

„Dziwna wypowiedź Janka Pietrzaka. Do tej pory PiSmeni zwalczali Niemców i ich metody – a teraz zaleca nam robić to samo, co Niemcy pięć lat temu, gdy umieszczali imigrantów w Dachau i Buchenwaldzie? Nie prościej odesłać nachodźców do Niemiec, gdzie przecież Niemcy ich kochają?” – napisał Janusz Korwin-Mikke.

Praworządność na rympał

Praworządność na rympał

„Najwyższy Czas!”    2 stycznia 2024 Stanisław Michalkiewicz

Koalicja 13 grudnia, która tego dnia, kontynuując tradycję zapoczątkowaną przez generał Jaruzelskiego w roku 1981 objęła w Polsce władzę, pokazała, że nie tylko o datę tutaj chodzi, ale o wprowadzanie Polski w sytuację rewolucyjną. Jak pamiętamy, Lenin, który na rewolucji trochę się znał, twierdził, iż sytuacja rewolucyjna wymaga jednoczesnego spełnienia trzech warunków.

Po pierwsze – muszą być powody do masowego niezadowolenia. Z tym jest najłatwiej, bo gdzie tego nie ma? Może tylko w Korei Północnej, no ale tam, jak ktoś okazuje się niezadowolony, to za chwilę już go nie ma, więc zostają sami zadowoleni.

W Polsce też tak bywało, o czym świadczy zapis stenograficzny ze spotkania Edwarda Gierka z górnikami. Wstał tam taki jeden i powiada: „jo jezdem górnik z kopalni „Bytum” i jo się was pytum…” – i tak dalej. Zaraz po tym pytaniu zarządzono przerwę, a po przerwie zabrał głos górnik, który odezwał się w te słowa: „Jo jezdem górnik z kopalni „Makoszowy” i jo się was pytum, gdzie jest ten górnik z kopalni „Bytum”?

Po drugie – to niezadowolenie musi się manifestować publicznie. Z tym jest trochę trudniej, ale od czego są prowokatorzy? Zawsze można takich posłać na ulicę i manifestacje niezadowolenia gotowe. Nie będę oczywiście wymieniał żadnych nazwisk, ani organizacji, co to reprezentują pełny spontan i odlot – bo trzy procesy na razie mi wystarczą.

Po trzecie – że musi być jakieś wpływowe państwo, zainteresowane w przeprowadzeniu przewrotu politycznego tam, gdzie ma się pojawić sytuacja rewolucyjna.

W Polsce wszystkie te trzy warunki ujawniły się już na początku roku 2016, kiedy to Komisja Europejska, na czele której stały dwa niemieckie owczarki: Jan Klaudiusz Juncker I Franciszek Timmermans, wszczęła wobec Polski procedurę badania stanu demokracji. A dlaczego wszczęła? A dlatego, że po szczycie NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku, gdzie ustanowione zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, Polska przeszła spod kurateli amerykańskiej pod kuratelę niemiecką, a ponieważ Niemcy na tamtym etapie pozostawały w strategicznym partnerstwie z Rosją, to i Polska musiała się w tym wszystkim odnaleźć. Jak pamiętamy, kulminacyjnym momentem tego odnajdywania się, był przyjazd do Warszawy w sierpniu 2012 roku Partiarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla, który na Zamku Królewskim, wraz z arcybiskupem Józefem Michalikiem, ówczesnym przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, podpisał deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Ciekawe, czy nowa, powołana przez vaginet premiera Tuska, komisja do badania ruskich wpływów w polskiej – pożal się Boże! – polityce, nieubłaganym palcem wskaże na Episkopat, jako ruską jaczejkę.

Wszystko to być może bo przecież feministry tylko na to czekają, by znaleźć jakiś pretekst do uderzenia w znienawidzony Kościół, który nie tylko nie pozwala kobietom się bzykać, ale w dodatku potem nie pozwala się skrobać. W ten sposób gwałci prawa kobiet, od czego one cierpią niewymowne katiusze – co nieubłaganym palcem właśnie wytknęli naszego mniej wartościowemu bantustanowi przebierańcy ze Strasburga. Ale potem prezydent Obama, urażony niepowodzeniami przy przywracaniu demokracji w Syrii, zresetował swój poprzedni reset z 17 września 2009 roku, wysadzając w powietrze strategiczne partnerstewo NATO-Rosja, a więc – cały porządek lizboński – od czego rozpoczęła się awantura na Ukrainie, na którą Ameryka sypnęła na początek 5 mld dolarów – a po wydaniu dodatkowych 140 miliardów, właśnie się z tej awantury wycofuje, co szalenie zasmuca prezydenta Zełeńskiego, który może zostać z fiutem w garści.

Po tym zresetowaniu resetu Polska spod kurateli niemieckiej znowu przeszła pod kuratelę amerykańską, co pociągnęło za sobą konieczność dokonania podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu – i taka podmianka w roku 2015 się dokonała, Volksdeutsche Partei, będąca polityczną ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego, została strącona z podium, na które wdrapało się Prawo i Sprawiedliwość, będące polityczną ekspozyturą Stronnictwa Amerykańsko- Żydowskiego. Niemcy, jako że mają wobec nas swoje plany, nie chciały się z tym pogodzić i robiły co mogły, żeby podtrzymywać w naszym bantustanie sytuację rewolucyjną. Jak wspomniałem, najpierw rozpętały tutaj wojnę o demokrację – ale jak ciamajdan w grudniu 2016 roku się nie udał m.in. z powodu ostrzeżenia, jakie Rudolf Giuliani w imieniu prezydenta Trumpa przekazał 15 grudnia Naczelnikowi Państwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, Nasza Złota Pani z Berlina po złożeniu gospodarskiej wizyty w Warszawie 7 lutego 2017 roku, kazała zmienić cel nieubłaganej walki: już nie o demokrację, tylko o praworządność.

Okazało się to lepszym pomysłem, bo pozwalało wciągnąć w służbę rewolucji nie tylko przebierańców z Luksemburga, którzy realizowali pełzający program budowy IV Rzeszy drogą przerabiania zobowiązań traktatowych za pomocą swoich orzeczeń, dyskretnie podsuwanych im przez BND – ale również przebierańców tubylczych, którzy przebierańcom luksemburskim dostarczali i dostarczają stosownych pretekstów. W tym celu przeprowadzona została selekcja przebierańców; jedni są „legalni” a drudzy – „nielegalni” – z czego m.in. skorzystał Kukuniek na sumę 30 tys euro. Przebierańcy ze Strasburga, po wysłuchaniu sygnału przebierańców tubylczych orzekli, że tubylczy sąd, który uznał Kukuńka za agenta SB był „nienależycie obsadzony”, to znaczy – że uczestniczył w nim przebieraniem „nielegalny”. Jest to schemat znany z czasów starożytnych, kiedy to na tle lustracyjnym narodziła się herezja donatyzmu. Zaczęło się, jak pamiętamy, od wyświęcenia na biskupa w Afryce Północnej niejakiego Cecyliana. Do niego nikt pretensji nie podnosił, ale okazało się, że w jego wyświęcaniu uczestniczył „tradytor”, to znaczy taki biskup, który za czasów prześladowań podczas panowania cesarza Dioklecjana, ze strachu, czy na skutek tortur, wydał rzymskim bezpieczniakom egzemplarze Ewangelii, na które oni byli szczególnie zawzięci. Na tej tedy podstawie donatyści uznali, że ta konsekracja jest nieważna, to znaczy – że się nie przyjęła, tak jak pierwszy chrzest, co nie przyjął się Andrzejowi Szczypiorskiemu, albo dwa nowicjaty u przewielebnych Ojców Dominikanów, które nie przyjęły się panu marszałkowi rotacyjnemu, Szymonowi Hołowni.

Precedens z Kukuńkiem okazał się znakomitym wytrychem do unieważniania nie tylko przez luksemburskich i strasburskich przebierańców, wydawanych w naszym bantustanie przy udziale „nielegalnych” przebierańców, wyroków sądowych, które nie podobają się Donaldu Tusku, czy Volksdeutsche Partei, no i oczywiście – wszystkich ministrów i feminister nowego vaginetu. Nazywa się to „przywracaniem praworządności” – ale tak naprawdę chodzi o to, by – jak to podczas rewolucji – nie przejmować się żadnymi jurydycznymi dyrdymałami i dzielić włos na czworo, tylko działać – jak to mówią gitowcy – „na rympał”. Działanie „na rympał” w sytuacji rewolucyjnej polega na preparowaniu pozorów legalności w postaci uchwał, wyroków i innych działań pozornych. Tak właśnie postępowali rewolucjoniści; nie tylko bolszewicy, ale również – hitlerowcy. Jak pamiętamy, podstawą rozpętania dzikiego terroru w Generalnym Gubernatostwie były właśnie stworzone przez Generalnego Gubernatora Hansa Franka pozory legalności, na przykład w postaci dekretu o zwalczaniu zdradzieckich zamachów na niemieckie dzieło odbudowy.

Jestem pewien, że nasi, zwłaszcza „legalni” przebierańcy już nie mogą się doczekać, żeby pohulać sobie na całego, a jeszcze przed świętami wysłuchałem dwóch jegomościów, którzy przed naszą resortową „Stokrotką”, czyli panią red. Moniką Olejnik, prześcigali się w pomysłach na wytrychy i rympały, przy pomocy których nie tylko się „przywróci”, ale twórczo rozwinie praworządność w Generalnym Gubernatorstwie. Chodzi między innymi o wzbogacenie kodeksu karnego o nowe przestępstwo w postaci „mowy nienawiści”, która będzie surowo karana. A co to jest ”mowa nienawiści”? To proste, jak budowa cepa. To jest wszystko, co nie podoba się partii i rządowi. Warto przypomnieć, że za czasów bolszewickich w Sowietach posłużono się podobnym wytrychem w postaci „agitacji kontrrewolucyjnej” – co przybrało postać słynnego art. 58 kodeksu karnego RFSRR, który przyprawił o śmierć, utratę zdrowia, a w najlepszym razie – o zmarnowanie życia – miliony ludzi. Jak już się władza rozbuja, to wiele nie trzeba. Aleksander Sołżenicyn wspomina o jegomościu, który od „trójki NKWD” dostał „ćwiarę”, czyli 25 lat łagru bez prawa korespondencji. Jakimści sposobem udało mu się dożyć do chruszczowowskiej „odwilży”, a kiedy wyszedł, a właściwie wypełzł z łagru, dotarł do akt swojej sprawy. Trudno to nazwać „aktami”, czy w ogóle – „sprawą” – bo w teczce znajdowała się tylko jedna kartka, a na niej zapisane było tylko jedno zdanie: Zatrzymany podczas obchodu dworca – bo został on aresztowany akurat na dworcu kolejowym.

Jestem pewien, ze pan minister sprawiedliwości Adam Bodnar znakomicie sobie z tymi rympałami i wytrychami poradzi. Po to w końcu Donald Tusk, a może nawet ktoś starszy i mądrzejszy znalazł go w korcu maku. Właściwy człowiek na właściwym miejscu w tych rewolucyjnych czasach. Widać wyraźnie, że pragnienie działania w służbie praworządności wprost go rozsadza, chociaż ze względów taktycznych zachowuje jeszcze chwalebną powściągliwość i nie wywiesił na gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości, w którym za Generalnego Gubernatostwa mieściła się siedziba Kriminalpolizei, flagi ukraińskiej – chociaż tę błękitną z 12 złotymi gwiazdami, symbolizującymi 12 pokoleń Izraela już wywiesił. Ale nie powinniśmy się niecierpliwić; jak walka o praworządność zacznie wkraczać w decydującą fazę, to pewnego dnia zobaczymy tam flagę czerwono-czarną, jaką posługują się banderowcy. Któż nas lepiej nauczy praworządności, niż oni?

No dobrze – ale co na to płomienni szermierze praworządności? Pani Łętowsko! Panie Rzepliński! Panie Zoll! Larum grają – a wy nie kicacie? Gdzie jest Babcia Kasia, notre derniere esperance?! „Gdzie tu Wylizuch, Felczak gdzie tu?!

Nawiasem mówiąc, niektórzy przewielebni księża tłumaczą, że te gwiazdy na błękitnej fladze, to nawiązanie do wieńca na głowie Niewiasty z Apokalipsy św. Jana. Ale Unia Europejska z Matką Boską ma tylko tyle wspólnego, że będąc w awangardzie rewolucji komunistycznej, jak tylko może, zwalcza chrześcijaństwo. A poza tym powinniśmy pamiętać, że św. Jan, autor Apokalipsy, był Żydem, więc nic dziwnego, że wydawało mu się, że jeśli Niewiastę ozdobi wieńcem z dwunastu gwiazd, symbolizujących 12 pokoleń Izraela, to Ją specjalnie udelektuje. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza po uroczystym, chanukowym nabożeństwie ekspiacyjnym w Sejmie, w którym na polecenie rabinów licznie reprezentowana była sejmowa zgraja, ale również pan prezydent Andrzej Duda. Czyż trzeba lepszej wskazówki, że Ukropolin – oczywiście praworządny, jakże by inaczej? – w Generalnej Guberni mamy w zasięgu ręki?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Rok nowej normalności, po którym z rozrzewnieniem wspomnimy jeszcze tę starą, normalną normalność

30.12. Rok nowej normalności, po którym z rozrzewnieniem wspomnimy jeszcze tę starą, normalną normalność


Jerzy Karwelis Gru 31 30 grudnia, wpis nr 1941


Koniec roku, to czas podsumowań i wieszczenia. Jak się prowadzi taki dzienniczek, jak mój, to jest to spore ułatwienie. Po prostu sięga się do zeszłorocznych podsumowań i wróżb i patrzy się czy i co się sprawdziło. I już w tym momencie widać pustkę stojącą za taką postawą – i co z tego, że się wiedziało co się zdarzy? I tak się zdarzyło, zaś głos wołającego na puszczy, „że wilki idą” słyszy tylko taki sygnalista jak ja i garstka podobnych do mnie wołaczy, zaś stadko ostrzeganych owieczek dalej potulnie żuje trawkę propagandy ciesząc się z kędziorków wełny przekonań marszczonych powiewem zdarzeń, które stają się powoli runem strzyżącej je historii. Moja sława żadna, wieszczy do planowania nie biorą, zaś prorokowanie jest przysłowiowo ostracyzmowane przez społeczeństwo. Tu wszyscy przywołują przykład Kasandry, której nikt nie słuchał, ta zaś skończyła jako nałożnica swego ciemiężcy. Mnie bardziej przekonuje los Laokoona, który zginął za swe słuszne przepowiednie, zaś ostrzegani przyjęli to za karę od bogów, znak, że się mylił.
Ale, kurde, ciężko się powstrzymać od wieszczenia. Choćby dla rzadkiej satysfakcji, by jakiemuś interlokutorowi, co biadoli „kto to wiedział?”, albo „trzeba było mówić” – pokazać swoje zapiski z nawoływań wśród głuchych. Tak po prostu, żeby nie było.A więc co się spełniło z moich przewidywań na ten rok, czynionych rok temu? Co do świata, to rozszerzenie się napięć międzynarodowych w formę osmatycznej III wojny światowej potwierdziło się.
Co prawda chyba nikt nie prorokował rok temu takiej skali konfliktu w Gazie, ale grzęźnięcie wojny na Ukrainie w stagnację a la I wojna światowa sprawdziło się. Tak samo rozszerzenie się oddziaływania działań globalistycznych, wzmożenie roli WHO stało się potwierdzonym faktem kolejnych kroków planowanego procesu. Co do Europy to też wszystko wedle planów – sanitaryzm stał się coraz bardziej nachalnym pretekstem do wprowadzenia kontroli społeczeństwa, implementacji paszportów nie tylko szczepiennych oraz ewidencji stanu i przemieszczania się ludności.
Potwierdziły się też przewidywane ciągoty federacyjne Berlina przebranego w szaty unijne. Czego nie przewidziałem, to marcowego dealu Bidena z Sholtzem polegającego na powierzeniu Niemcom roli amerykańskiego prokurenta na Europę. Co, zdaje się, zaważyło również na wyniku wyborów w Polsce. Tu nic nie przewidywałem co do rezultatu elekcji, tylko wychodziło mi jedno – jak nie przewrócimy tego przysłowiowego stolika, to właściwie nic się nie zmieni co do służebnej roli Polski. Zmienią się tylko, jak mawia gaśnicowy poseł, klęczniki.No dobra, większość przepowiedni się sprawdziła i, jako że dobrze mi idzie, to można – z powyższymi zastrzeżeniami o daremności tego czynu – pokusić się o rzut oka za horyzont roku 2024.
 Jak tu już pisałem, będzie to rok wyborczych sekwencji, ponad 2 miliardy ludzi wybiorą sobie władzuchnę. Dla nas najważniejsze etapy to styczniowe wybory na Tajwanie (tak, tak – dla nas, bo ich wynik to może być przyspieszenie eskalacji konfliktu USA-Chiny), potem szybka piłka z naszego podwórka, czyli sekwencja wybory samorządowe w Polsce i wybory do Europarlamentu. Pierwsze super ważne, bo może to być jeszcze bardziej żałosne w skutkach przeniesienie walki totemów partii plemiennych na władzę na dole. Potem przyjdzie zdyskontowanie wyników antyunijnych ciągot, czyli wybory do wykastrowanego Parlamentu Europejskiego. Następnie mamy małą perypetię z wyborami prezydenta na Ukrainie, jeśli dojdą one w ogóle do skutku. I zwieńczenie tego maratonu pod koniec roku – wybory na prezydenta USA. Te ostatnie dla nas bardzo ważne ze względu na możliwą zmianę zainteresowania Amerykanów wojną na Ukrainie i rewizji zaangażowania USA w naszej części kontynentu.
Co do naszego podwórka, to wieszczę zaognienie się wojny plemiennej (choć to się wydawało niemożliwe przy jej poziomie) do fazy zagrażającej integralności państwa. Mamy bowiem do czynienia z sytuacyjnym traktowaniem demokracji. Jak obecna władza miała ją przed rokiem 2015 to mówiła, że demokracja to większość w głosowaniu, jak ją po 2015 roku straciła, to demokracją stała się już nie większość w głosowaniu, ale przestrzeganie trójpodziału władzy, chuchanie na instytucje oraz trzymanie się procedur i zwyczajów. Jak się 15 października wajcha przestawiła, to znowu mamy, że większość może wszystko. Koszulki z napisem KONSTYTUCJA można już odwiesić do szafy na pamiątkę, lub konieczność doń powrotu, zaś rządzi dziś rympał, czyli polityka faktów dokonanych (dodam – przez silnych ludzi). Czy to się będzie rozszerzać na następne akcje pt. „Wejście” do innych instytucji – zobaczymy.
W kolejce stoi „trybunał Przyłębskiej” w odróżnieniu do Trybunału Konstytucyjnego Rzeplińskiego, który nigdy tak nie był nazywany, choć równie takim był. Potem jest ostateczne rozwiązanie kwestii neo-KRS-u i wejście z buta do NBP.Czy lud na to pozwoli? A co on ma w ogóle do gadania?! „Kiedy Padyszachowi wiozą zboże nikt nie martwi się o los myszy”, mówi powiedzenie. Nikt tam więc jagodnego suwenira nie będzie się pytał o zdanie. Jednak jak myszy na statku zaczną podjadać rzeczone zboże, to objawi się faza surowości i nie jedno jeszcze zobaczymy. No, bo co lud może? Popatrzmy: mamy ultrasów, którzy by jeszcze bardziej podkręciliby dintojrę na Kaczorze. Furda tam z Konstytucją, bo ta przecież nie przewidywała rządów PiS-u i potrzeby sprzątania po nim. To dowodzi sytuacyjnego podejścia do złotoustych idei demokracji, którą można włączać i wyłączać na żądanie. Mamy też lud jagodny, który nie widzi, że coś jest nie tak, albo widzi i wypiera, bo musiałby przyznać, że się pomylił i to w tempie dwóch miesięcy od aktu zawierzenia do jego blamażu.
A więc brnąć będzie w rozszerzającą się akceptację końskich dawek neodemokracji dozowanej przez rządzących.Po drugiej stronie mamy małpę w klatce. Przypomnę tę figurę polskiej sceny politycznej. Narodziła się za czasów Platformy Pierwszej, kiedy do roku 2015 wystarczyło tylko przejechać prętem po klatce, by siedząca tam małpa, ku uciesze gawiedzi, rzuciła się wściekła na kraty. Do 2015 roku siedział w klatce PiS i wystarczyło tylko przejechać prętem po pamięci śp. Lecha Kaczyńskiego i jego brat robił z siebie pośmiewisko, zamiast ofiary. Jak mu ktoś w końcu przemówił do rozsądku i małpa się zacięła z reakcją, to można było zobaczyć już tylko to, że jakiś debil wali prętami po klatce. W polskiej martyrologii sympatii do ofiar bieguny się więc zmieniły i role się pozamieniały. Poniżana w milczeniu małpa dostała banana władzy i jej miejsce w klatce zajął Tusk. Numer z prętem działał doskonale w drugą stronę, aż się role znów odwróciły. Teraz PiS znowu siedzi w klatce, zaś Tuski jadą po kratach prętem uchwał sejmowych, zaś pisowska małpa znowu skacze do krat z wściekłym pyskiem. Stąd moja teza, że w Najjaśniejszej, dopóki ta będzie plemiennie pogrążona w wojnie polsko-polskiej, bawimy się w tę naprzemienną zabawę w klatkę i pręt. Tylko, że widzowie muszą coraz więcej płacić za takie widowisko.
Tak nam chyba zejdzie, może nie do końca kadencji, ale na pewno do końca tego przyszłego roku.Jacy z tego wyjdziemy? To zależy, bo popatrzmy jaki może być mój następny wpis na koniec 2024 roku. Taki podsumowujący. Że co się stało, że wszystko się rozprzęgło, że polskie państwo stanęło na skraju niewydolności już nie tylko organizacyjnej, ale i wspólnotowej? A tak może być. Dualizm sądów, pozaustrojowa jazda na rympał i główny rak – przyzwolenie na to części społeczeństwa, dla której cel uświęca środki. Psucie państwa może dojść do form nieodwracalnych, osłabiając Polskę i wydając ją na żer zewnętrznych sił i wpływów.A to mamy politycznie zagwarantowane. USA tak czy siak pójdą stąd, zostawiając nas na pastwę federalizujących Europę Niemców, wyraźnie tęskniących do powrotu do romansu z Rosją. Tusk witany w Brukseli, już bez żadnej żenady, jako „meldujący wykonanie zadania”. Podłączenie się do fali centralizacyjnej, akceptacja zieloności, tęczowości, a co najważniejsze – dalszej fiskalizacji ze strony Brukseli to proces już widoczny. Bez żenady, w pierwszych dniach nowej władzy.
A co po drugiej stronie? Łże-opozycja. Próba zawłaszczenia wszelkiej merytoryki i formy sprzeciwu przez eunochowy PiS. Ten, który fałszywie zajmuje miejsce alternatywy dla nowych rządów, którą nie jest. Nie jest, bo protestuje przeciwko decyzjom, które sam przecież podejmował.To tak jak z protestami przeciwko przejęciu TVP. Nowi robią to na rympał, ale z drugiej strony stoją tacy sami grzesznicy przeciwko wolności słowa. Mówią o pluralizmie, jakby walka dwóch przeciwstawnych dwójpolówek medialnych wypełniała definicję wielości poglądów i opinii. To był tylko duopol, czyli cwańsza forma zblatowanego monopolu. Jakbyście wy tam Lichockie uprawiali pluralizm w TVP, a nie cenzurę, to sam bym dzisiaj stał na Woronicza. I tak było z wyborami. Dlategoście dostali bęcki, bo nie byliście koncyliacyjni. 100% władzy, albo nic, na prawo-lewo od nas tylko ściana, a więc zamknęliście się w klitce własnych idei.
To się dwa razy udało, ale do trzech razy sztuka. I tak może być przez cały 2024 rok. Będziemy mieli fałszywą alternatywę dla władz, obarczoną imposybilizmem wtórnym – rządzą potwory, ale tylko my możemy to zmienić. Kto tego będzie próbował bez nas, albo nie daj Boże, przeciw nam, to zdrajca i podskórny tuskownik. Czyli znowu monopol, tym razem na opozycję. I życie polityczne w Polsce ustanie, zakonserwuje się w pokracznych formach obciachowego show sejmowego, dowodzonego przez marshowka rotacyjnego.
Pamiętam te czasy, kiedy łudziliśmy się, że jak odejdzie pandemiczne szaleństwo, to już gorzej być nie może i wyjdziemy na światło może nie normalnej normalności, ale normalności nowej, bo przecież po pandemicznym resecie nic nie mogło zostać takie samo. I miało być tak, że nie mogło być już gorzej. A jak mówi klasyk, trawestując – było cieszyć się pandemią, bo nowa normalność będzie o wiele straszniejsza. I tak się kroi ten nasz nowy rok, prorokuję, że może nie najgorszy, bo takie kierunki zawsze mogą zaskoczyć. Jak pamiętam nieczęsto zdarzały się podsumowania, że spodziewano się gorszego roku, a zdarzył się całkiem dobry. Teraz mamy okres naporu – większość przepowiedni, i tak katastroficznych, okazuje się przestrzelona w swym optymizmie.I czego tu życzyć sobie i Państwu, a zwłaszcza swoim dzieciom i wnukom, na ten Nowy Rok przy takich kasandrycznych, ups… laokonowych wnioskach? No, może tego, byśmy się nie wstydzili świata, jaki przekażemy swoim następcom. Jeśli bowiem nasza indywidualna perspektywa każe nam godzić się na to wszystko, to niech chociaż odpowiedzialność za tych, których powołaliśmy na świat zepsuty naszymi zaniechaniami, będzie dla nas busolą na ten rok i bodźcem do działania.                       Wystąpił Jerzy Karwelis

O antysemityzmie, wizycie prezydenta RP w Izraelu, odznaczeniu Szewacha Weissa oraz porozumieniu z Żydami.

Zacznijmy walczyć z antypolonizmem! [wywiad z prof. Jerzym Robertem Nowakiem]

przez Jacek Międlar | 2 lutego, 2017

O antysemityzmie, wizycie prezydenta RP w Izraelu, odznaczeniu Szewacha Weissa oraz porozumieniu z Żydami, z prof. Jerzym Robertem Nowakiem rozmawia Jacek Międlar.

Ostatnio pojęcie antysemityzmu bardzo często przewija się w debacie publicznej. Czy nie uważa Pan, że to zostało ono bezczelnie zawłaszczone przez Żydów?

Przede wszystkim, o wiele większa część semitów to Arabowie. Bardzo dużo mówi się o antysemityzmie, nadużywa się tego pojęcia, a bardzo często poza Polakami czy chrześcijanami, ofiarami oskarżeń o antysemityzm padają żydzi krytyczni wobec fanatyzmu żydowskiego tak jak Izrael Szahak, John Sack, autor ksiązki „Oko za oko” czy skrzypek Yehudi Menhin, który nie bał się mówić o zbrodniach Izraela.

Czemu ma służyć tzw. przemysł „antysemityzmu”?

„Antysemityzm” to wygodny zwrot, wytrych, który ma zastraszać innych, tak jak przy byle okazji oskarża się o faszyzm. Ludzie, którzy wysuwają tego typu oskarżenia są zwolennikami drugiego totalitaryzmu, czyli sowieckiego, który miał kilkadziesiąt więcej zbrodni na sumieniu niż faszyzm hitlerowski.

Tylko wielu uważa, że antysemityzm biologiczny to problem, z którym Polacy nie mogą uporać się od wieków.

To kompletna bzdura. Polska była schronieniem dla Żydów ze wszystkich krajów Europy. Mimo to nie spotkaliśmy i nie spotykamy się z należytą wdzięcznością. Tylko niewielu prawdziwie szlachetnych i uczciwych Żydów wspomina polskie zasługi, do których należy zaliczyć porucznika Armii Krajowej Stanisław Aronsona. Zbieram nazwiska Żydów, którzy okazali się być przyjaciółmi Polski. W najnowszej książce „Wichry Życia” prezentuję wspaniałą postać polskiego żyda, patrioty, brata okrutnego bolszewika Józefa Unszlichta i zastępcy Feliksa Dzierżyńskiego, księdza Juliana Unszlichta. Mimo iż kapłan wychował się w takim a nie innym środowisku, był wierny Ojczyźnie i gorliwie spełniał obowiązki duszpasterskie. Do grona przyjaciół Polski należy zaliczyć również Samuela Dąbrowskiego czy Abrahama Wagemana, którzy protestowali przeciwko wypędzeniu karmelitanek z klasztoru w Oświęcimiu. Powinniśmy dbać o przyjaciół żydów polskich, niemieckich, ukraińskich i rosyjskich, a nie popierać polonofobicznych wrogów.

Skoro antysemityzm nie jest problemem w Polsce, jak by Pan skomentował wizyty najwyższych władz polskich w Izraelu. Premier Beata Szydło w grudniu, a teraz Prezydent RP Andrzej Duda, na żydowskiej ziemi obiecywali „walkę z antysemityzmem”.

Uważam, że taki słowa to nonsensy. W podobny sposób prezydent Duda rozmawiał o rzekomym polskim antysemityzmie z szefami żydowskich organizacji w Nowym Jorku, w tym z Abrahamem Foxmanem z Anti-Defomation League. Dlaczego nie rozmawiają o czymś o wiele silniejszym, czyli o antypolonizmie, który cechował nawet premierów. Jak powiedzieć chociażby o Icchaku Szamirze, który powiedział, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki? To jaskrawy przykład rasistowskiego antypolonizmu.

Czy zatem można uznać, że polskie władze nie zabiegają o relacje partnerskie z Izraelem, ale służalcze?

Polskie władze popełniają straszne błędy. Bo czymże jest odznaczenie Orderem Orła Białego izraelskiego faryzeusza Szewacha Weissa, który fałszuje historię mówiąc, że w Urzędzie Bezpieczeństwa znalazłby najwyżej pięciu Żydów? To kłamstwo. W UB pracowało przynajmniej pięć tysięcy żydów, nie mówiąc już o całej czołówce. Kolejnym błędem prezydenta było mianowanie generałem Jana Karskiego, który w ostatnich piętnastu latach życia był wyraźnym wrogiem Polaków stając we wszystkich konfliktach i polemikach polsko-żydowskich po stronie Żydów. Jego stanowisko było podyktowane prywatnymi interesami. Strona żydowska obiecała mu wysoką emeryturę oraz zapewniono go, że jeśli będzie stawał po stronie Żydów, zostanie mu załatwiona Pokojowa Nagroda Nobla. Na podobnych układach Nagrodę Nobla otrzymała Wisława Szymborska zamiast Zbigniewa Herberta. Poinformował mnie o tym zmarły kilka miesięcy temu prof. Iwo Cyprian Pogonowski.

Czy biorąc pod uwagę wszelkie akty polonofobiczne i aktualne stanowisko polskiej władzy, możemy żywić realną nadzieję, na polepszenie stosunków polsko-izraelskich?

Na pewno nie na takich zasadach, na których opierała się ostatnia wizyta prezydenta Dudy w Izraelu. Nie można pozwolić na samobiczowanie, zwłaszcza że gdybyśmy przyjrzeli się błędom i winom z obu stron, okaże się, że dużo większe grzechy obciążają Żydów, zwłaszcza tych pochodzących ze Stanów Zjednoczonych, gdyż to oni są nosicielami największego antypolonizmu na świecie. Gustaw Herling Grudziński, pisarz z korzeniami żydowskimi, mówił że Żydzi amerykańscy są skrajnymi fanatykami.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa.

Jak syjoniści panoszą się w Polsce

Publicystyka

Jak syjoniści panoszą się w Polsce

Przez admin 2023-12-31 Agnieszka Piwar piwar.info/jak-syjonisci-panosza-sie-w-polsce

Mój znajomy Palestyńczyk Omar Faris, jesienią 2023 roku udzielił wywiadu Radiu TOK FM. W rozmowie z red. Jackiem Żakowskim opowiadał o tragicznych wydarzeniach w Strefie Gazy, w tym okrucieństwach izraelskiej armii. Skończyło się na awanturze, jaką wywołała „Otwarta Rzeczpospolita”, Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii.

Organizacja złożyła skargę do Rady Etyki Mediów oraz zawiadomienie do prokuratury, uskarżając się na wypowiedzi gościa rozgłośni, które zdaniem „Otwartej Rzeczpospolitej” miały prezentować nienawiść na tle narodowościowym.

W niniejszym artykule postaram się wytłumaczyć, że Palestyńczyk o którym mowa nie może nienawidzić narodu żydowskiego (a o to jest oskarżany), zaś ci którzy szarżują pojęciem antysemityzm, to cyniczni manipulanci. Następnie, na konkretnym przykładzie wykażę w jaki sposób syjoniści usiłują wymuszać pewne działania na funkcjonariuszach państwa polskiego.

Faris jest szefem Pozarządowego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Palestyńczyków w Polsce oraz członkiem Międzynarodowej Koalicji na rzecz Powrotu Uchodźców Palestyńskich. Działalność Omara znam od wielu lat, kilkakrotnie cytowałam jego wypowiedzi w swoich artykułach, a nawet byliśmy kiedyś razem na propalestyńskiej pikiecie przed ambasadą Izraela w Warszawie.

To co mogę stwierdzić na pewno: Omar Faris broni prawa Palestyńczyków do życia i godności, ale nie uderza przy tym w samych żydów. Tak się bowiem składa, że ten światły Palestyńczyk doskonale rozróżnia fakty, a mianowicie, że nie każdy żyd to syjonista. Ba, większość syjonistów nie jest nawet Semitami. A to przecież syjoniści zafundowali Palestyńczykom piekło na ziemi i trzeba to wyraźnie rozgraniczyć.

Faris udzielił mi także wywiadu, pt. „Nie spoczniemy, dopóki Palestyna nie będzie wolna!”. Oto wymowny fragment wypowiedzi Palestyńczyka:

«Chcę podkreślić, że my nigdy nie byliśmy przeciwko żydom. My jesteśmy przeciwko ruchowi syjonistycznemu, przeciwko okupacji. Ja sam mam dużo przyjaciół żydów. Jednym z nich jest Jeff Halper, dyrektor Izraelskiej Organizacji Przeciwko Wyburzeniom Domów Palestyńskich. Kilka lat temu występowałem z nim w Sejmie RP, przy Komisji Praw Człowieka. Mieliśmy też razem publiczne spotkanie w jednej z tarnowskich szkół. Ambasador Izraela dzwonił do tej szkoły z szantażem, ale mimo wszystko udało się doprowadzić do tego spotkania. Po naszej stronie jest też Shlomo Sand, który napisał książkę „Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski”. Wspierają nas również Ilan Pappe, autor książki „Czystki etniczne w Palestynie” Norman Finkelstine, Gideon Levy i wielu innych znanych żydów. Dla mnie osobiście są mi oni dużo bliżsi, niż król Arabii Saudyjskiej.»

Wielka mistyfikacja

Na szczególną uwagę zasługuje autor bestsellera o wynalazku jakim jest naród żydowski. Mowa o słynnym izraelskim profesorze historii Uniwersytetu w Tel-Awiwie. Shlomo Sand postanowił zbadać historię swojego narodu i odkrył, że został on wymyślony. Okazało się bowiem, że teza o wypędzeniu narodu żydowskiego z Palestyny przez Rzymian jest mitem.

Kto stworzył ten mit? Żydowscy historycy żyjący w Niemczech drugiej połowy XIX wieku. Mówiąc kolokwialnie: wzorowali się na trendach i poszli za modą. Tak się bowiem składa, że był to czas, kiedy w Europie zaczynano myśleć kategoriami zintegrowanych wspólnot etnicznych, co dało przyczynek do tworzenia się państw narodowych. Wtedy też, obok wymyślonego narodu żydowskiego, powstał syjonizm stanowiący podwaliny dzisiejszego państwa Izrael.

A skoro nie było wypędzenia z Palestyny, to gdzie się podziali potomkowie starożytnego ludu Izraela? Profesor Sand wyjaśnia, że nadal mieszkają oni na swojej ziemi w Palestynie. Żydzi o których czytamy w Starym Testamencie, to przodkowie… dzisiejszych Palestyńczyków (sic!). Autor głośniej książki wykazał, że ludzie ci zostali zarabizowani po tym, gdy w VII wieku Palestyna została podbita przez Arabów.

Jak zatem możliwe, że żydzi znaleźli się na całym świecie? Izraelski naukowiec tłumaczy w swojej książce, że nie jest to efekt mitycznej wędrówki ludów, lecz masowego nawracania na judaizm. Bycie żydem w Europie czy Afryce nie miało nic wspólnego z narodowością – żydami byli po prostu wyznawcy judaizmu.

W związku z powyższym, chciałam odnotować, że nazwę żyd należy pisać z małej litery. Takie określenie oznacza bowiem wyznawcę religii, a nie członka narodu.

Shlomo Sand przypomniał, że na judaizm nie nawracali się tylko poszczególni ludzie, ale – tak samo jak w przypadku chrześcijaństwa – całe królestwa. Na przykład w Jemenie czy Afryce Północnej. Podobnie stało się z leżącym pomiędzy Morzem Kaspijskim a Morzem Czarnym królestwem Chazarów. W XII wieku ten nawrócony na judaizm turecki lud zaczął być jednak spychany przez Tatarów i Mongołów Dżyngis-chana na zachód. Zatrzymali się we wschodniej Polsce.

Tak, dokładnie – polscy żydzi, to w znacznym stopniu potomkowie Chazarów. To by zresztą wyjaśniało dlaczego ich wygląd różni się od tego jak wyglądają prawdziwi Semici, czyli Palestyńczycy, Arabowie, Asyryjczycy, etc. Co ciekawe, sam Shlomo Sand ma przodków właśnie z Polski.

A zatem, jeśli ktoś oskarża o antysemityzm Palestyńczyka, który krytykuje izraelską armię za zbrodnie na narodzie palestyńskim, ten stosuje perfidną metodę wykręcania kota ogonem. Prawdziwymi wrogami Semitów są bowiem ci, którzy gnębią prawowitych mieszkańców Palestyny i okupują ich ziemie.

Reasumując, kiedy Omar Faris publicznie krytykuje działania państwa Izrael, to nie wypowiada się przeciwko żadnemu narodowi, ani tym bardziej przeciwko narodowi żydowskiemu. Tym samym nie przejawia on nienawiści na tle narodowościowym. Faris krytykuje bowiem jedynie totalitarny system jakim jest syjonizm i jego popleczników.

Zakneblować Polaków

Bezczelny atak na Palestyńczyka czyli donos Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita”, przypomniał mi o moim doświadczeniu sprzed kilku, kiedy zostałam wezwana na komisariat policji w celu złożenia zeznań jako świadek.

Latem 2014 roku byłam na manifestacji przed ambasadą Izraela. Uczestnicy pikiety wyrażali solidarność z Palestyńczykami ze Strefy Gazy, na których po raz enty spadały izraelskie bomby. Na demonstracji pojawił się transparent z napisem: «syjonizm = nazizm». Nie sposób nie zgodzić się z takim porównaniem, ale jakiegoś syjonistę wyraźnie to uraziło.

W związku z powyższym, ten urażony „ktoś” złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Prokuratura z urzędu musiała coś z tym zrobić, więc policja musiała kogoś przesłuchać. Padło na mnie. Zapewne dlatego, bo jako jedyna napisałam pod nazwiskiem krótką relację z manifestacji.

Przez policję zostałam potraktowana bardzo grzecznie. Ot, zwykłe, standardowe przesłuchanie. Z tego co mi wiadomo, ostatecznie prokuratura i tak umorzyła sprawę. Ciekawsze jest jednak to, czego – już nieoficjalnie – dowiedziałam się przy tamtej okazji. Otóż okazało się, że niemałą bolączką dla polskich organów ścigania są skargi aktywistów „Otwartej Rzeczpospolitej”.

Chodzi o to, że w momencie, kiedy do prokuratury wpłynie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, zgodnie z polskim prawem oficjalnie muszą być wykonane dalsze czynności. Dało mi to do myślenia. Przecież tego typu skargi wymuszają na funkcjonariuszach państwowych tropienie mitycznego antysemityzmu Polaków, gdyż z urzędu muszą wszczynać procedury.

Prym w tego typu donosach wiedzie właśnie „Otwarta Rzeczpospolita”, Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii. Co znamienne, na stronie organizacji widnieje zapewnienie: «Chcemy żyć w społeczności wolnej od uprzedzeń, szanującej odmienność, broniącej godności człowieka».

A skoro tak, to – niejako w ramach testu – wraz z koleżanką szyitką Sandrellą Malazi wysłałyśmy im (po moim przesłuchaniu) własny donos.

„Polskie warchlaki”

Zaniepokoiła nas publikacja portalu izraelczyk.pl, nt. wspomnianej demonstracji (a właściwie cyklu demonstracji) pod ambasadą Izraela. Chodzi o artykuł z 2014 roku pt. „14, 15 i 17 lipca Allah przybrał postać polskiej wieprzowiny”. W tekście szyderczo opisano osoby manifestujące w obronie bombardowanych Palestyńczyków. W pikiecie – obok Polaków – uczestniczyli mieszkający w naszym kraju muzułmanie, w tym Sandrella mająca syryjsko-polskie pochodzenie.

Pełen kpin i obelg artykuł syjonistycznego portalu opatrzono podsumowaniem: «W taki oto sposób niespożywający wieprzowiny Allah stał się podobny do polskich warchlaków».

Po pierwsze, mieliśmy tutaj do czynienia z bluźnierstwem i nienawiścią na tle religijnym. Polskiemu czytelnikowi pragnę wyjaśnić, że arabskie słowo Allah jest używane na określenie Boga nie tylko przez muzułmanów, ale także przez chrześcijan z Bliskiego Wschodu. A zatem, obrażono Boga, którego na syjonistycznym portalu porównano do nieczystego mięsa świni.

Po drugie, odpowiedzialni za publikację uderzyli w godność drugiego człowieka, który w ich rasistowskim pojmowaniu jest gorszy. W tym konkretnym przypadku ksenofobii chodzi o uprzedzenia wobec Polaków, Palestyńczyków, Syryjczyków, chrześcijan i muzułmanów, których połączyła empatia z prześladowaną i mordowaną ludnością Strefy Gazy.

Po trzecie, treść publikacji była skrajnie antysemicka, bo Semitami są przecież Palestyńczycy, których cierpienie zostało wyszydzone.

I wreszcie po czwarte, artykuł portalu izraelczyk.pl – który jest prowadzony przez syjonistów, lecz niewyrobiony czytelnik skojarzony to ogólnie z żydami – miał de facto wydźwięk antyżydowski. Rynsztokowy poziom publikacji, przepełniony pogardą wobec gojów, mógł bowiem prowokować do spotęgowania niechęci względem wyznawców judaizmu.

Powyższe wnioski zebrałyśmy z koleżanką we wspólnym liście otwartym do Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita”. Do wiadomości dodałyśmy: Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, Gmina Wyznaniowa Żydowska w Warszawie, Ambasada Izraela w Polsce, Media.

Czy to coś dało? Ależ skąd! „Otwarta Rzeczpospolita” nie raczyła zareagować na skandaliczną publikację portalu izraelczyk.pl. A przecież oficjalnym celem Stowarzyszenia założonego w 1999 roku jest m.in. «przeciwdziałanie wszelkim formom rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii i innym postawom godzącym w godność człowieka» poprzez działania interwencyjne, także na drodze prawnej.

W służbie syjonizmowi

Działacze organizacji zapewniają na oficjalnej stornie internetowej, że starają się «zwrócić uwagę przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości i opinii publicznej na konieczność przestrzegania przez Polskę międzynarodowych konwencji nakazujących ściganie przejawów rasizmu i ksenofobii.»

Tymczasem, kiedy wpisałam w Google frazę „Otwarta Rzeczpospolita zawiadomienie do prokuratury” pojawiają się wyniki świadczące o tym, że organizacja ściga w Polsce głównie mityczny antysemityzm. Co znamienne, nie obchodzą ich jednak ataki na prawdziwych Semitów – jakimi są Palestyńczycy – a jedynie martwią się o dobre samopoczucie syjonistów, którzy najczęściej nie są nawet Semitami.

Przykładem takiego działa Stowarzyszenia jest reakcja na postawę młodej Norweżki studiującej w Polsce. Kobieta podczas propalestyńskiej manifestacji w Warszawie trzymała transparent z napisem «keep the world clean» (utrzymaj świat w czystości) oraz narysowanym koszem na śmieci z symboliczną flagą Izraela w środku.

Aktywiści „Otwartej Rzeczpospolitej” natychmiast zapowiedzieli zawiadomienie prokuratury w tej sprawie, nazywając emblemat norweskiej studencki „antysemickim”.

Tymczasem tak naprawdę z antysemityzmem nie miało to nic wspólnego, gdyż biały prostokąt z dwoma poziomymi niebieskimi pasami i umieszczoną na środku niebieską gwiazdą Dawida, to flaga ruchu syjonistycznego przyjęta w 1891 roku, a od 1948 roku flaga tzw. państwa Izrael. Manifest Norweżki był więc de facto antysyjonistyczny, a nie antysemicki. Podobnie zresztą jak wypowiedzi Palestyńczyka Omara Farisa.

Opisane wyżej donosy wyraźnie wskazują, że organizacja o jakże mylącej nazwie „Otwarta Rzeczpospolita”, działa w interesie syjonistów, a nie tego co oficjalnie deklarują, zapewniając o rzekomej walce z ksenofobią, rasizmem czy innymi postawami godzącymi w godność człowieka.

Ostatecznie Rada Etyki Mediów uznała, że Jacek Żakowski prowadząc audycję w Radiu TOK FM, w której gościł Omar Faris, nie naruszył zasad etyki dziennikarskiej pozwalając wypowiedzieć się Palestyńczykowi. Sprawa za transparent «syjonizm = nazizm» została umorzona. Portal izraelczyk.pl usunął po jakimś czasie haniebny artykuł o „polskich warchlakach”. To pokazuje, że syjoniści w niektórych sprawach nie mają jeszcze w Polsce ostatniego słowa.

Niestety ich bezczelne działania wyraźnie wskazują, że dążą do tego, aby zakazać mieszkańcom Polski jakąkolwiek krytykę totalitarnego systemu jakim jest syjonizm. To od naszej reakcji zależy, czy syjoniści osiągną swoje cele. Wróg jest niezwykle aktywny i ma poważne plany w przejmowaniu naszego państwa. Dlatego bierność Polaków w tych sprawach zdecydowanie nie jest naszym sprzymierzeńcem.

Agnieszka Piwar

Podsumowanie wojny na Ukrainie. Fundacja Ad Arma. Jacek Hoga

Straszne wizje w świątecznej nirwanie

Straszne wizje w świątecznej nirwanie

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)    31 grudnia 2023 micha

W odróżnieniu od wielu innych krajów, gdzie Boże Narodzenie trwa zaledwie jeden dzień, w Polsce mamy dwa dni świąteczne, a z Wigilią, która w tym roku wypadła w niedzielę – nawet trzy. No a potem Sylwester i Nowy Rok – znowu dwa dni świąteczne i tak aż do Trzech Króli – kiedy znowu przypadają dwa dni świąteczne. Nic więc dziwnego, że nasz nieszczęśliwy kraj w tym okresie pogrąża się w nirwanie, której nie przerywają nawet polityczne namiętności – bo Polska – wiadomo – poczeka, a tymczasem trzeba wypić i zakąsić. Toteż w telewizji nierządnej – kolędy, podobnie, jak w telewizji rządowej, teraz mozolnie przejmowanej przez szczerych demokratów. Z anteny zniknęły „Wiadomości”, a pojawiła się „19,30”. Różnice – nie można powiedzieć – są. O ile poprzednio z rządowej telewizji mogliśmy się dowiedzieć, jakim to łajdakiem jest Donald Tusk, to teraz o „19.30” dowiadujemy się, jakim to łajdakiem jest Jarosław Kaczyński i jego faszystowska klika.

Pani red. Danuta Holecka wprawdzie wygląda teraz zupełnie inaczej, ale z telewizora, po staremu leje się „woda” – co zresztą zapowiadał faworyt demokratycznej kliki, pan red. Marek Czyż. Toteż demokratyczna klika, która przedtem rozdzierała szaty na widok 2 mld złotych przyznawanych na rządową telewizję, teraz chciała przyznać wodolejom 3 miliardy. Nic dziwnego – bo cóż wynagradzać z podatkowych pieniędzy w tych zepsutych czasach, jak nie sługusów demokracji?

Tu jednak trafiła kosa na kamień, bo pan prezydent, który w obliczu siłowych przejęć telewizji, radia i Polskiej Agencji Prasowej przez demokratów posługujących się jakimiś barczystymi cywilami, o których na mieści krążą rozmaite fałszywe pogłoski – a to, że to koledzy pana mecenasa Giertycha, a to, że to funkcjonariusze tajnego oddziału ABW, a to znowu – że to nie żadne ABW, tylko sprowadzona z Niemiec w sukurs naszym demokratom „Antifa” – więc pan prezydent, który w obliczu tych siłowych przejęć ograniczał sie do ubolewania z powodu wkradającej się anarchii i słał jakieś, wzywające do opamiętania listy do pana sezonowego marszałka Hołowni, który oczywiście robił z nich odpowiedni użytek, tym razem zawetował „okołobudżetową” ustawę, w której ta 3-miliardowa kwota została preliminowana.

Donald Tusk i jego demokratowie strasznie się zmartwili, bo w Sejmie mają tylko 248 posłów, podczas gdy do obalenia prezydenckiego weta potrzeba ich aż 276. A tu jeszcze, niczym miecz Damoklesa, wisi nad „demokratami” decyzja Sądu Najwyższego, który 11 stycznia ma orzec, czy wybory 15 października były ważne, czy nie. Na wszelki wypadek BND rozkazała przebierańcom z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu uznać, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego w Polsce, która miałaby w tej sprawie orzekać, nie jest żadnym sądem. Tedy już wiadomo, z jakiego klucza będzie po 11 stycznia ćwierkał Donald Tusk i jego stronnictwa satelickie, nie mówiąc już o niezawisłych sędziach z partii Iniuria, co to nas rozkaz Naszej Złotej Pani z Berlina murem stoi za praworządnością, a przede wszystkim – Judenrat „Gazety Wyborczej”, który – zwłaszcza po tym, jak w Warszawie rendez-vous wyznaczyli sobie przedstawiciele amerykańskiej CIA i izraelskiego Mosadu, uwija się jak może w awangardzie walki o praworządność. Pan red. Michnik ogłosił nawet, że w grudniu wzeszło nad Polską słoneczko, które – jak tylko walka o praworządność zacznie wchodzić w decydującą fazę – zacznie nas grzać, aż miło!

Na mieście bowiem krąży fałszywa pogłoska w postaci teorii spiskowej, według której, po wysadzeniu przez Amerykanów bałtyckich gazociągów, Niemcy musiały kupować gaz w USA i w ogóle – gdzie popadło, co podkopało ekonomiczne fundamenty strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego. Szczęśliwie jednak okazało się, że na wprost bezcennego Izraela, Morze Śródziemne kryje w sobie złoża gazu. Najbogatsze jednak leży w trójkącie, między ekonomiczną strefą izraelską, a strefą egipską, zaś podstawą tego trójkąta jest Strefa Gazy. Toteż rada w radę uradzono, żeby bezcenny Izrael zrobił prowokację gliwicką, dzięki której powstanie pretekst nie tylko do uderzenia tamtejszych „sił obronnych” na znienawidzoną Strefę Gazy, ale również – do rozpoczęcia operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej – co właśnie się odbywa przy milczeniu miłujących pokój państw świata, zaś Amerykanie stoją na świecy pilnując, by bezcennemu Izraelowi nikt w tym nie przeszkadzał.

W tej sytuacji Niemcy, które w czasie II wojny światowej nie żałowały Żydom gazu, teraz będą go brały z Izraela specjalnym, bezpiecznym gazociągiem, w odróżnieniu od gazociągów bałtyckich, które nie okazały się bezpieczne. W tej sytuacji podtrzymywanie resztek strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego nie miało specjalnego sensu i Niemcy w marcu dały się przekonać prezydentowi Józiowi Bidenowi, by odstąpiły od strategicznego partnerstwa z Rosją na rzecz strategicznego partnerstwa z Izraelem. Za to, w nagrodę za dobre sprawowanie, prezydent Józio Biden pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, Toteż Niemcy się spieszą, żeby zdążyć ze znowelizowaniem traktatu lizbońskiego przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA – a jednym z elementów tego pośpiechu jest podmianka na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, gdzie pozycję lidera zajęła ekspozytura Stronnictwa Pruskiego z satelitami.

W ten sposób rozpoczyna się proces przekształcania III Rzeczypospolitej w Generalne Gubernatorstwo, w którym nie będzie już miejsca na żadne polskie safandulstwo. Pierwszą jaskółką był wyrok, jaki niezawisły sąd w podskokach wydał na pana ministra Mariusza Kamińskiego i pana wiceministra Wąsika, skazując każdego na 2 lata więzienia z tytułu „afery gruntowej”. Ta sprawa ciągnęła się od roku 2007, ale niezawisły sąd najwyraźniej nie miał pewności, czy niepisana zasada: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych” , konstytuująca III Rzeczpospolitą nadal obowiązuje, czy już nie.

Teraz, gdy na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu nastąpiła podmianka, niezawisły sąd powinność swej służby zrozumiał i nie tylko skazał, ale nawet kazał odbywać karę. Prawdzie pan Mariusz Kamiński na sali sejmowej na takie dictum pokazał gest Kozakiewicza, ale widać, że wspomniana zasada chyba już jest uchylona, bo w Generalnym Gubernatorstwie – jak pamiętamy – musi obowiązywać dyscyplina.

Jak widzimy, o naszym przeznaczeniu zadecydowano ponad naszymi głowami, podobnie jak to było w 1945 roku w Jałcie z tą różnicą, że wtedy zostaliśmy skazani na PRK, a teraz – na recydywę Generalnego Gubernatorstwa.

OPERACJA „DANCYG” i OPERACJA „GAŚNICA”

OPERACJI „DANCYG” i OPERACJA „GAŚNICA”

Krzysztof Baliński

Gdy 9 października przystąpiono do ewakuacji obywateli polskich z Izraela. Gdy w szybkim tempie 359 polskich komandosów, wojskowymi samolotami transportowymi wywiozło z Izraela ponad 1500 osób (i gdy media mówiły, że chodziło o polskich turystów i pielgrzymów do Ziemi Świętej), minister Zbigniew Rau oznajmił: „W Izraelu może przebywać nawet kilkanaście tysięcy osób z podwójnym polsko-izraelskim obywatelstwem”.

Gdy 13 listopada przystąpiono do akcji ewakuacji Polaków z bombardowanej przez Izraelczyków Strefy Gazy, polskie media informowały, że przebywający tam polscy obywatele proszą o pomoc: „Wyciągnijcie nas z tego piekła. Polski rząd pomógł ewakuować się Polakom z Izraela. Prosimy o taką samą pomoc dla Polaków w Gazie. Żyjemy w stałym zagrożeniu, niczym sobie na to nie zasłużyliśmy”.

Gdy media doniosły, że „w niewoli Hamasu w Strefie Gazy znajduje się historyk i rzecznik stosunków polsko–izraelskich Alex Dancyg, który ma również polskie obywatelstwo”, minister oświadczył: „Polska domaga się natychmiastowego zwolnienia naszego obywatela”. To jest forma terroryzmu, którą zdecydowanie potępiamy i będę także o tym rozmawiał z ambasadorami Palestyny i Egiptu – dodał. Krótko mówiąc – w sprawie obywatela Izraela zmobilizowano całą polską dyplomację i szybko okazało się, że chodzi nie o ewakuację Polaków, ale o ewakuację Dancyga.

Rząd izraelski zaprezentował grafikę z flagami 28 państw, „których obywatele stali się zakładnikami terrorystów”. Znalazła się na niej i flaga Polski, ale tylko dlatego, że celem było przekonanie, że Hamas zaatakował cały cywilizowany świat. Także media w Polsce przyznały, że polskie obywatelstwo Dancyga jest wątpliwe, a polscy urzędnicy nie znaleźli żadnych dokumentów w tej sprawie. „Sprawa obywatelstwa jest skomplikowana” – przyznał syn Alexa, który w Polsce szukał pomocy w uwolnieniu ojca. „Ale decydujące jest to, co powiedział podczas spotkania ze mną prezydent Andrzej Duda. Że mój ojciec jest takim samym obywatelem Polski jak wszyscy inni. Brakuje tylko formalnego wypełnienia dokumentów, co nastąpi wkrótce. Dla niego mój ojciec jest obywatelem Polski, który został uprowadzony. I chce zrobić wszystko, by pomóc mu się wydostać z niewoli”. „Polska jest szczególnie ważna, tam ma więcej przyjaciół niż w Izraelu – dodał.

Po spotkaniu, ambasador Izraela podziękował prezydentowi „za zaangażowanie i pomoc na rzecz uwolnienia naszych zakładników przetrzymywanych przez Hamas”. Nie omieszkał jednak dorzucić: „Przetaczające się przez różne miasta marsze pro-palestyńskie napełniają smutkiem. Udzielanie wsparcia terrorystom jest totalnym złem. To wyraz głębokiego antysemityzmu”. Na koniec pogroził: „Nie powinno być na świecie miejsca dla ludzi, którzy wspierają mordowanie Żydów”. Innymi słowy – publicznie, przed siedzibą prezydenta RP, wydał wyrok śmierci na uczestników warszawskiego marszu, którzy protestowali przeciw obrzucaniu bombami mieszkańców Gazy, w tym 29 obywateli polskich! A dlaczego użył słowa „naszych”? Ano dlatego, że ambasador Izraela w Warszawie zawsze zabiera głos, jakby był członkiem polskiego rządu.

7 listopada 2023 roku, w synagodze im. Nożyków w Warszawie odbyła się modlitwa żałobna „za ofiary Hamasu”. Poprowadził ją Michael Schudrich (którego media i Duda tytułują – „naczelny rabin Polski”). Udział w ceremonii wziął minister w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski. Na zakończenie odśpiewano hymn państwowy, ale nie Polski, lecz… Izraela, a głos zabrał Yuval Dancyg: Dla mojego taty Polska jest bardziej ojczyzną niż Izrael. I jeszcze jedno – tak, jak po „napadzie Putina na bratnią Ukrainę”, przy wejściu do Senatu RP wywieszono flagę Ukrainy, tak po „napadzie Hamasu na bratni Izrael”, wywieszono flagę Izraela. Podobnego bezeceństwa dopuścili się paulini z Jasnej Góry, którzy podświetlili sanktuarium w Częstochowie na barwy izraelskiej flagi, ignorując, że ci, z którymi się solidaryzują, dokonują ludobójstwa na mieszkańcach Gazy oraz regularnie opluwają i obrzucają kamieniami pielgrzymów z Polski.

I chyba dodawać nie trzeba, że gdy Dancyg już wyląduje w Warszawie na pokładzie prezydenckiego Boeinga, to na płycie lotniska powita go chlebem i solą oraz słowami „Witaj w Polin”, Andrzej Duda w towarzystwie Agaty Kornhauser-Dudy, Jurka Owsiaka i kardynała Rysia z miasta Łódź. A cała akcja ewakuacji Polaków, zakończy się ewakuacją Dancyga. Ale nie tylko o to w tym wszystkim chodzi. Dancyg będzie szpicą w ewakuacji tysięcy Żydów ze stojącej w ogniu Palestyny na terytorium Polin. Będzie początkiem Operacji Dancyg”, takiej odwróconej Operacji Most”.

Tu przypomnijmy: Kryptonim „Most” otrzymała operacja polegająca na przerzucie przez warszawskie lotnisko do Tel Awiwu kilkuset tysięcy sowieckich Żydów. Do udział w przedsięwzięciu zobowiązał się Tadeusz Mazowiecki na spotkaniu z szefem Amerykańskiego Kongresu Żydów. Całą operację sfinansowała spółka „Art-B”, założona przez żydowskich „artystów biznesu” (jak sami się nazwali), którzy wyprowadzili z polskiego systemu bankowego miliardy złotych, a pomysł na rabunek został podsunięty przez Mosad, który dał pierwszy milion na rozkręcenie interesu i który interesu pilnował. Innymi słowy – Izrael przeprowadził sobie repatriację ziomków za pieniądze ukradzione Polakom.

Ale to nie wszystko – w Polsce na Dancyga czeka nie tylko Duda, ale tłusta emerytura. Bo okazuje się, że kraj miodem i mlekiem płynący zapewnia nie tylko „uchodźcom” z Ukrainy, ale i „uchodźcom” z Palestyny, warunki, o których rdzenny Polak może tylko pomarzyć. Otóż 22 listopada 2016 zawarto z Izraelem umowę o zabezpieczeniach społecznych stanowiącą, że emerytury i renty wyliczone w Izraela są wypłacane przez ZUS w Polsce. Umowa długo utrzymywana była w tajemnicy. Opublikowano ją dopiero 5 lat po podpisaniu. A mamy w niej takie smaczki: Emerytury i renty, które Izraelczycy pobierają w Polsce, są wyliczane w Izraelu. Strona polska nie ma prawa weryfikować wiarygodności przedkładanych wniosków emerytalnych. Pobierający świadczenia nie muszą przebywać na terenie Polski.

Co w umowie najbardziej poraża? Zasada wzajemności! Bo, jak wiadomo, to Polacy przenoszą się do Izraela i dostają izraelskie paszporty, a do Izraela wybiera się prof. Barbara Engelking, której w Polsce, z konieczności naukowego opisu „antysemityzmu Polaków”, źle się żyje i chce zamieszkać w kibucu, pod gradem rakiet Hamasu. Izrael dokonuje ponadto starannej selekcji żydowskich imigrantów – nie wpuszcza tych, którzy mogliby obciążyć izraelski system emerytalny. Jaki jest zatem ukryty cel umowy i wielkich nadużyć, które stwarza? To proste: Zachęca do osiedlania się w Polsce. Jest mostem finansowym dla uchodźców z Izraela i dopełnia most powietrzny, którym Mazowiecki przerzucił sowieckich Żydów. Innym słowem – umowę zawarto pod kątem ewakuacji Dancygów z Palestyny.

Urodził się w Polsce. Współpracuje z jerozolimskim Instytutem Jad Waszem. Koordynuje polsko-izraelską wymianę młodzieży. Był kierownikiem kursów dla przewodników wycieczek młodzieży izraelskiej po Polsce. Współtworzył raport na temat obrazu Polski w podręcznikach dla uczniów izraelskich szkół średnich – tak ujawniła „Wyborcza”. Nie doniosła natomiast, jak Jad Waszem nastawia do Polski młodych Żydów, i w jaki sposób Dancyg organizował wycieczki do Polski. A tu włos staje na głowie. Na lekcjach historii dowiadują się, że Polska to ojczyzna antysemityzmu i Zagłady, że Polacy współdziałali w Holokauście, że to zawodowi mordercy Żydów. Przed przyjazdem ostrzegani są, że udają do kraju im wrogiego. Na miejscu wmawiają im, że jedyny sposób na przeżycie to ochrona izraelskich agentów, że oddalenie od grupy to pewna śmierć z rąk polskich nazistów, że nie wolno otwierać okien i drzwi pokoi hotelowych, bo wtargną przez nie antysemici i wymordują wszystkich, jak to robią od setek lat. Co jeszcze przewodnicy mówią? Jeden z nich, pokazując pięścią Pałac Kultury w Warszawie, obiecał: „Za 20 lat to wszystko będzie wasze”.

W połowie czerwca 2020 r., ministerstwo edukacji Izraela zawiesiło wyjazdy edukacyjne uczniów do Polski. Uzasadniło to problemami z bezpieczeństwem (a polskie MSZ, że nie może akceptować towarzyszących żydowskiej młodzieży ochroniarzy uzbrojonych w broń palną). Wiceminister Paweł Jabłoński nie krył radości: „Przywróciliśmy normalność w relacjach, bezpieczeństwo w Polsce zapewnia Polska a w Izraelu Izrael”. Jego szef Zbigniew Rau, ni z gruszki ni z pietruszki, oświadczył: „Wzmacniamy polsko-izraelskie relacje, dla wspólnego bezpieczeństwa”. A co do zawieszenia wycieczek – rzeczywistym tego powodem było uchwalenie przez Sejm ustawy mającej zapobiec przestępstwom wyłudzania mienia, którą w Izraelu oceniono, jako „uniemożliwiającą odzyskiwanie majątków utraconych przez Żydów w czasie II wojny światowej”, którą odpowiednik Rau w rządzie izraelskim uznał za „niemoralne, antysemickie prawo”, a izraelski premier za „zawstydzającą i haniebną, pogardzającą pamięcią o Holokauście”.

A co na to „Nasi”? „Polska zadbała o wzajemność i równowagę. Porozumienie gwarantuje także stronie polskiej możliwość organizacji polskich wizyt edukacyjnych w Izraelu na tych samych zasadach. Oczekujemy od strony izraelskiej podobnej otwartości na wizyty młodzieży polskiej w Izraelu” – ogłosił szef polskiej dyplomacji. Problem jednak w tym, że o wizytach polskiej młodzieży w Izraelu nikt nie słyszał, i oświadczenie należy rozumieć tak: Polska młodzież z „Nigdy Więcej”, z Muzeum Polin i ze szkoły Chabad (do której swoje dzieci posyłał Morawiecki), na koszt polskiego podatnika, w towarzystwie opłacanych przez Polskę ochroniarzy izraelskich, będzie zwiedzać Kneset i Instytut Jad Waszem.

Umowa, której treść ujawniła tylko strona izraelska, przewiduje, że izraelskie wycieczki mają być chronione przez polskie prywatne firmy ochroniarskie, ale… dopuszcza obecność agentów ochrony z Izraela, „po uprzednim tego zgłoszeniu i uzasadnieniu”. Wskazuje, że jej celem jest edukacja młodzieży obu krajów „w zakresie ich wspólnej historii” i zawiera rekomendowaną listę miejsc do zwiedzania. Umowa nie zmieniła nic. Stworzyła za to okazję do antypolskich wystąpień. Wg Jad Waszem, wśród zalecanych do zwiedzania instytucji są muzea poświęcone „żołnierzom wyklętym, którzy dopuszczali się mordów na Żydach”, a ekspozycje w rekomendowanych miejscach „ignorują udokumentowane aspekty udziału Polaków w mordowaniu Żydów”. Przedmiotem krytyki stało się nawet Muzeum Rodziny Ulmów w Markowej.

Po ceremonii podpisania porozumienia, izraelski minister pogroził Polakom: „Nigdy więcej antysemityzmu, nigdy więcej dyskryminacji innych ludzi, nigdy więcej chęci anihilacji Żydów na świecie. Musimy pamiętać, do czego może doprowadzić nienawiść, rasizm i antysemityzm”. Powiedział też, że jego kraj wspierał „Solidarność” i aspiracje Polaków do wolności w okresie reżimu komunistycznego. I rzeczywiście – CIA, poszukując kontaktów z opozycją w Polsce, zwróciła się do Mosadu. Także Ronald Reagan ujawnił, że miliony dolarów przekazał „opozycji demokratycznej” za pomocą siatki Mosadu. Wg Krzysztofa Wyszkowskiego, Amerykanie z CIA do dostarczenia pieniędzy wykorzystali siatkę agenturalną Mosadu w „S”, co spowodowało, że pieniądze docierały głównie do jednej frakcji opozycji i to było widać gołym okiem – ci dofinansowani za pośrednictwem Mosadu odróżniali się od polskiej biedoty. Do niecnych podejrzeń, że tak było, skłania też nadanie honorowego obywatelstwa Polski byłemu szefowi Mosadu Meirowi Daganowi. I nie jest wykluczone, że pewnego dnia szef Mosadu zostanie nie tylko honorowym”, ale Pierwszym Obywatelem Rzeczypospolitej.

Przyznanie obywatelstwo Dancygowi wpisało się w niezwykle sprawnie przebiegającą akcję rozdawania polskich paszportów Żydom, którzy uciekli z Polski w marcu ‘68. Rąbek tajemnicy uchylił Radek Sikorski, oświadczając w Senacie: Proponujemy nowość, a mianowicie to, aby w miejsce pojęcia Polonia i Polacy za granicą zacząć konsekwentnie stosować nowe pojęcie „diaspora polska” czy „diaspora narodowa”. Gdy zapytano go, o co mu chodzi, wyjaśnił: By być częścią „diaspory polskiej” nie trzeba mieć polskich korzeni. Naszym oddziaływaniem chcemy objąć wszystkich tych, którzy mają sentyment do Polski lub mają związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej. Diaspora polska to wszyscy, którzy Polsce dobrze życzą”. Uściślił też, że dotychczas stosowane określenie „Polonia” było zbyt „plemienne” i „wyznaniowe”, i nawiązał do „żyjącej w USA b. wpływowej, potężnej w mediach diaspory, która dysponuje potężnymi środkami, potrafi wpłynąć na politykę wobec Izraela”.Pochwalił się też osiągnięciami na niwie osiedlania w Polsce tej „potężnej diaspory”. Ja uważam – i wiem, że w marginalnej prasie to, co w tej chwili mówię, będzie odsądzone od czci i wiary, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w USA – to to jest dobrze, a nie źle.

Paszporty „marcowym Żydom” nie rozdawał tylko Sikorski. Akcję rozruszał Aleksander Kwaśniewski, a tempa nabrała za Lecha Kaczyńskiego, który obywatelstwo przywrócił 15 300 „ofiarom polskiego antysemityzmu”, w tym osobiście i ostentacyjnie synom Oskara Szyji Karlinera, szefa stalinowskiego Zarządu Najwyższego Sądu Wojskowego, z którego udziałem ferowane były wszystkie wyroki śmierci na polskich patriotach, i który doprowadził do takiego opanowania stanowisk w tym zarządzie przez oficerów żydowskiego pochodzenia, że instytucję nazywano „Naczelnym Rabinatem Wojska Polskiego”.

Z nie mniejszą werwą akcję kontynuował rząd Tuska. W lutym 2008, w odpowiedzi na list otwarty Gołdy Tencer, minister Grzegorz Schetyna zadeklarował, że podlegli mu wojewodowie będą potwierdzać obywatelstwo „szybko i bardzo szybko”, a procedura ma być „wręcz błyskawiczna”. A co do Tuska to przypomnijmy, że w tym samym czasie zapowiedział wielki powrót Polaków z emigracji. Ale nie do końca był szczery, bo miał na myśli „Polaków”, którym jego minister rozdawał paszporty in blanco, czyli „Polonię Sikorskiego” z Tel Awiwu. Innym, żywym (chociaż wyglądającym jak wyschnięty trup) tego przykładem jest Lejb Fogelman. Z „Polonii Sikorskiego” rekrutują się też Michael Schudrich i Szalom Dow Ber Stambler, bohaterowie chanukowych ceremonii w Sejmie.

Szewach Weiss mówił o „ciemnych chmurach nad Izraelem”. Hamas zadał cios „najlepszej armii świata”. A Izraelczycy? Uciekają z pola walki, rozglądają się za bezpiecznym schronieniem i wiele wskazuje na to, że wybrali Polskę. „Trwająca dziś operacja przerzutu Żydów była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w Warszawie” – mówił Szmul Szpak z Agencji Żydowskiej. Ale cyferki się nie zgadzają, bo zamiast 200 tysięcy, na lotnisko Ben Gurion pod Tel Awiwem dotarło 35 tysięcy, co może oznaczać tylko jedno – w Warszawie zostali (wyselekcjonowani jak na Umschlagplatz przez Policję Żydowską) starzy, tłuści, niedołężni, nienadający się do służby w wojsku i policji. Potwierdził to Duda, który podczas obchodów Chanuki w Belwederze, „za przyjęcie w Polsce imigrantów” podziękował… Żydom. I czy to właśnie nie było zapowiedzią Operacji Dancyg”, takiej odwróconej operacji Most”, sfinansowanej pieniędzmi ukradzionymi Polakom?

Cały świat dziwił się,że w Polsce odbyła się na Wawelu wyjazdowa sesja Knesetu. Cały świat dziwił się, że w polskim parlamencie odprawiane są żydowskie obrządki religijne. Cały świat dziwił się, że jedynym zmartwieniem polskiego prezydenta jest los Dancyga. Tylko Polacy się nie dziwili. A może Polski jużnie ma, a Polacy jeszcze o tym nie wiedzą? A może spełniła się obietnica izraelskiego przewodnika, że za 20 lat to wszystko będzie ich? A może rabini z Chabad Lubawicz już przejęli kontrolę nad Polską, i nie spotkało się to z jakimkolwiek sprzeciwem na arenie międzynarodowej?A może jest jeszcze o co walczyć, i panaceum na Operację Dancyg jest Operacja Gaśnica”? A może ratunkiem jest to, że na gaśnicę – w przeciwieństwie do broni palnej – pozwolenie Policji nie jest wymagane?

Krzysztof Baliński

=================================

mail:

Alex Dancyg – Urodził się w Warszawie jako drugie dziecko Niny (Nychy) i Marcina (Mordechaja) Dancygów. … Jego ojciec, Marcin Dancyg, był stalinowskim sędzią wojskowym. W 1957 roku Alex Dancyg wyjechał wraz z rodzicami do Izraela. Był członkiem młodzieżowej organizacji Ha-Szomer Ha-Cair.
wiecej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Alex_Dancyg

=================================

mail:

Zamieszczone przez pana moje ostatnie dwa artykuły zostały zamieszczone na portalu arabskim (syryjskim) w języku oryginału oraz w języku arabskim i angielskim:

https://almustshar.sy/archives/11382

https://almustshar.sy/archives/11450

Z poważaniem

Krzysztof Baliński

Minister-pułkownik niweluje teren

Stanisław Michalkiewicz: Minister-pułkownik niweluje teren

Jak wynika z bliblijnego opisu stworzenia świata, wszystko, co zostało stworzone, było “dobre”, a nawet “bardzo dobre”. A dlaczego? A dlatego, że przy stworzeniu świata została stworzona również rządząca światem zasada, mianowicie – zasada przyczynowości. Czy zasada przyczynowości, głosząca, że z konkretnych przyczyn muszą wystąpić określone skutki jest dobra, czy nie?  Żeby odpowiedzieć na to pytanie, spróbujmy wyobrazić sobie, że żadnej zasady przyczynowości nie ma; z każdej przyczyny może wystąpić dowolny skutek, albo nie wystąpić wcale.

Co moglibyśmy o takim świecie powiedzieć? Nic pewnego. Jawiłby się on nam jako jakieś chaotyczne kłębowisko, niemożliwe do ogarnięcia rozumem, który w związku z tym nie byłby nam, ludziom, do niczego potrzebny, więc jeśli nawet byśmy jakieś jego zaczątki mieli, to z powodu nieużywania go, szybko by zaniknął, upodobniając wszystkich ludzi do mikrocefali, stanowiących środowisko “Gazety Wyborczej”, karmiące się papką przygotowaną przez tamtejszy Judenrat.

Dopiero istnienie zasady przyczynowości sprawia, że możemy świat rozumieć, wyprowadzać prawidłowości rządzące jego funkcjonowaniem, słowem – to dzięki tej zasadzie jesteśmy ludźmi rozumnymi. Zatem jest ona nie tylko “dobra”, ale nawet “bardzo dobra”.

Dlatego, jeśli chcemy zrozumieć świat, ot na przykład, dlaczego walka o przywrócenie praworządności w naszym bantustanie wymaga łamania konstytucji – którą to rewolucyjną teorię, mająca uzasadnić tę rewolucyjną praktykę, w krótkich, żołnierskich słowach sformułował mój faworyt, ozdoba światowej jurysprudencji, czyli pan prof. Wojciech Sadurski – musimy wrócić do praprzyczyny, której skutki właśnie obserwujemy. Przyczyna zaś tkwi w tym, że najtwardszym jądrem systemu komunistycznewgo była bezpieka.

Bezpieka jest zbiorowiskiem ludzi wprawdzie skrajnie zdemoralizowanych, ale inteligentnych, spostrzegaweczych i sprytnych. W tym sensie bezpieczniacy są podobni szatanowi, który też jest skrajnie zdemoralizowany, ale inteligencji, spostrzegawczości i sprytu odmówić mu niepodobna. Wyższy stopień bezwzględności i demoralizacji osiągają tylko kobiety, co znalazło wyraz w mądrości ludowej, że “gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. Dlatego właśnie szczyty, na które wspięli się Hitler ze Stalinem, wśród kobiet stanowią zaledwie przeciętną.

Wyciągnęli z tego wnioski promotorzy rewolucji komunistycznej, do której w charakterze proletariatu zastępczego, zaangażowali kobiety. Okazało się to strzałem w dziesiątkę – o czym świadczą rosnące szeregi feministek, pragnących tylko “wypierdalać” – co świadczy o szalonej redukcji potrzeb – przede wszystkim tych intelektualnych.

Wróćmy jednak do naszych bezpieczniaków. Kiedy po 1986 roku stało się już wiadome, że istotnym elementem nowego porządku politycznego w Europie, uzgodnionego między Ameryką i Sowietami, będzie ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, każdy z bezpieczniaków  zatroszczył się o jakąś polisę ubezpieczeniową na wypadek zmiany ustroju.

Zorientowali się mianowicie, że w takim razie nastąpi odwrócenie sojuszy politycznych i wojskowych, a w tej sytuacji najlepszą polisą ubezpieczniową będzie jak najszybsze przewerbowanie się na służbę do jakiegoś naszego przyszłego sojusznika, który – jako swemu agentowi – nie da mu zrobić krzywdy. W ten sposób na przełomie lat 80-tych i 90-tych pojawiły się trzy stronnictwa” Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie, które za pośrednictwem swoich politycznych ekspozytur, zaczęły rotacyjnie rządzić naszym nieszczęśliwym krajem.

A ponieważ występuje u nas w skali masowej zjawisko dziedziczenia pozycji społecznej (dzieci aktorów zostają aktorami, dzieci piosenkarzy – piosenkarzami, a dzieci konfidentów – konfidentami), to powstałe wtedy zależności reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii.

Mając tedy świadomość tych przyczyn, spróbujmy ocenić poczynania pana pułkownika-ministra Bartłomieja Sienkiewicza, który właśnie postanowił zlikwidować rządową telewizję i rządowe radio. Wprawdzie jestem pewien, że pan minister-pułkownik by się obraził, gdyby porównać go do kandydującego kiedyś na prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, pana Krzysztofa Kononowicza, który przedstawił swój program: “żeby niczego nie było” – ale myślę, że takie porównanie byłoby usprawiedliwione przynajmniej częściowo.

Pamiętamy przecież, jak pan minister – wtedy jeszcze od bezpieki – scharakteryzował nasz nieszczęśliwy kraj – że to “ch…, d… i kamieni kupa”. Czyż ta przenośnia poetycka nie wyraża tej samej myśli, w której swój program polityczny wyrażał pan Kononowicz?

No dobrze – ale dlaczego stojący na czele Volksdeutsche Partei Donald Tusk powierzył to zadanie akurat ministru-pułkowniku Bartłomieju Sienkiewiczu? Pewne światło na tę sprawę rzuca okoliczność, że pan Sienkiewicz, oprócz tego, że jest ministrem – tym razem przypadkowo od kultury – jest również pułkownikiem. Z tego wynika, że musiał służyć w bezpiece, – bo tam właśnie dochrapał się tej rangi.

Kiedy zaczął się dochrapywać? Teoretycznie od roku 1990, kiedy to trafił do Urzędu Ochrony Państwa, stając się podkomendnym pana generała Gromosława Czempińskiego, nie tylko pochodzącego z porządnej, ubeckiej rodziny, ale prawdopodobnie również prowadzącego pana doktora Andrzeja Olechowskiego (pseudo operacyjne “Must”), który w “wolnej Polsce” również dostąpił rozmaitych zaszczytów – między innymi przykładając rękę do utworzenia Volksdeutsche Partei.

Ale korzeni tego dochrapywania możemy doszukiwać się również w ruchu “Wolność i Pokój”, którego uczestnicy w chwili transformacji ustrojowej masowo przeszli do bezpieki. W tym czasie w bezpiece wykształciły się już wspomniane trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie. Do którego  doszlusował? Z którym się zakolegował młody, bezpieczniacki debiutant Bartłomiej Sienkiewicz? Na trop naprowadza nas okoliczność, że w 2014 roku został nagrany przez kelnerów, co to z poduszczenia pana Marka Falenty podsłuchiwali w knajpie “Sowa i Przyjaciele” dygnitarzy związanych z Volksdeutsche Partei.

Ten spisek kelnerów miał na celu przygotowanie podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu w związku z powrotem Ameryki do aktywnej polityki w naszym zakątku Europy, wskutek czego Polska ponownie przeszła spod kurateli niemieckiej pod kuratelę amerykańską. I taka podmianka nastąpiła w roku 2015, kiedy prezydentem został pan Andrzej Duda, a jesienią rząd utworzyło PiS, jako ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego.

No a teraz, kiedy w nagrodę za odstąpienie Niemiec od strategicznego partnerstwa z Rosją na rzecz strategicznego partnerstwa z Izraelem, prezydent Biden pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, Polska ponownie przechodzi spod kurateli amerykańskiej pod kuratelę niemiecką, więc  na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu znowu nastąpiła podmianka. Wróciła Volksdeutsche Partei z panem pułkownikiem Sienkiewiczem jako ministrem, który najwyraźniej otrzymał zadanie zniwelowania terenu pod Generalne Gubernatorstwo na odcinku kultury. No to niweluje.

Potop i ogień. Prof. Andrzej Nowak o historii zdrady i wojny polsko-polskiej

27 grudnia 2023 pch24.pl/potop-i-ogien

Potop i ogień. Prof. Andrzej Nowak o historii zdrady i wojny polsko-polskiej\

(Obrona Jasnej Góry na obrazie Januarego Suchodolskiego)

Upadek nadziei, upadek wiary w to, że Polska się utrzyma spowodował, że pod sztandary Karola Gustawa w końcu 1655 roku poszła bardzo duża część szlachty. Podam najbardziej przykry przykład: Jan Sobieski, późniejszy bohater, nie tylko przystąpił pod sztandary szwedzkie, ale najdłużej wytrwał pod tymi sztandarami, bo jeszcze w słynnej bitwie pod Gołębiem, w której Czarniecki stawił skuteczny opór Szwedom w lutym 1656 roku Sobieski walczył po stronie Szwedów. Tak więc nie tylko dołączył się do zdrady, ale wytrwał w niej dłużej niż innimówi w rozmowie z portalem PCh24.pl prof. Andrzej Nowak, autor serii „Dzieje Polski” (wydawnictwo Biały Kruk).

Szanowny Panie profesorze, szósty tom Pana bestsellerowej serii „Dzieje Polski” nosi podtytuł „Potop i ogień 1632-1673” i jest w dużej mierze poświęcony Potopowi Szwedzkiemu. W szkole podstawowej uczono mnie, że atak Szwedów na Polskę był tak naprawdę wojną religijną. Czy kwestia religii i sporu między katolikami a protestantami faktycznie była kluczowa, jeśli chodzi o wojnę w latach 1655-1660?

Rzeczywiście w interpretacji, jaka rodzi się w XVIII wieku, czyli w wieku oświecenie próbuje się przedstawić wszystko, co było wcześniej, zwłaszcza wiek XVI i XVII, jako chaos i serię klęsk wywołanych przez konflikt religijny. Według „oświeconych” odejście od religii miało być przedstawiane jako nadzieja na ład, na stabilizację, na uniknięcie krwawych konfliktów.

Motyw religijny niewątpliwie od chwili protestanckiej rewolucji, czyli od 1517 roku, był na pewno bardzo istotnym powodem konfliktów. Protestantyzm podniósł sztandar „świętej wojny” przeciwko papiestwu nazywanemu „bestią”, na czole której rogiem najbardziej niebezpiecznym była Rzeczpospolita. „Zetrzeć ten róg bestii, zniszczyć go właśnie dlatego, że służy papistom, że służy łacinnikom”, to było hasło, do którego już w wieku XVII odwoływał się najpierw Karol Gustaw w czasie wojny trzydziestoletniej, a potem Olivier Cromwell – fanatyczny despota, który stanął na czele rewolucji w Anglii. Do tego hasła odwoływał się także przywódca Braci Czeskich przygarnięty w Rzeczpospolitej, w której wciąż przecież trwały podstawowe zasady tolerancji, a mianowicie Jan Ámos Komenský, który z Leszna rozsnuwał swoją korespondencję po całej Europie do przywódców protestanckich m. in. do wywołanego wcześniej Cromwella, czy do Gustawa II Adolfa, króla szwedzkiego. Wzywał on, żeby uderzyć na Rzeczpospolitą, żeby zniszczyć Rzeczpospolitą.

Ten motyw religijny nie może być wobec tego całkiem lekceważony. Motyw ten występował ze szczególną siłą po stronie państw protestanckich i niewątpliwie on także z chwilą, gdy Szwedzi, których armia składała się w bardzo dużej części także z niemieckich najemników, plądrowali polskie kościoły, znieważali Najświętszą Panienkę występował w czasie Potopu i składał się na polski „odruch obronny” nie tylko części polskiej szlachty, ale także katolickiego mieszczaństwa i prawie całego polskiego chłopstwa, ponieważ czynnik religijny był wtedy najsilniejszym. „No jak to?”, pytano, „Skoro niszczą kościoły, niszczą to, co dla nas święte, to musimy bić takiego najeźdźcę, takiego lutra”, odpowiadano.

To bez wątpienia ważny przyczynek swego rodzaju powstania narodowego, jakie wybuchło przeciwko Szwedom w grudniu 1655 roku, zwłaszcza po informacjach, jakie zaczęły krążyć po kraju, że szwedzcy najeźdźcy dokonali zamachu na największą wówczas dla polskich katolików świętość, czyli na klasztor jasnogórski.

W tym sensie rzeczywiście element religijny jest ważny. Był on także ważny, ale instrumentalnie tylko wykorzystywany przez Kozaków (chodzi oczywiście o prawosławie).

Kozacy sami w sobie, mówiąc najdelikatniej, nie byli szczególnie religijni. Żyli po prostu z walki i zabijania. Nawet w ich obrzędowości wewnętrznej związanej z wyborem hetmana, z wyborem pułkowników nie było najmniejszych śladów przywiązania do religii prawosławnej. Natomiast w momencie, kiedy podnieśli wilki bunt pod wodzą Chmielnickiego przeciwko Rzeczypospolitej, to właśnie odwołanie do hasła rzekomego ucisku, prześladowania prawosławia w Rzeczypospolitej (co nie miało żadnego związku z rzeczywistością w roku 1648) w latach 1596 a 1620 – kiedy hierarchia prawosławna przestała legalnie istnieć, ponieważ król Zygmunt III Waza miał nadzieję na wprowadzenie Unii i tylko unicka hierarchia była zaakceptowana – było ważnym czynnikiem, który miał mobilizować, scalać, spajać chłopstwo ukraińskie wykorzystywane jako mięso armatnie przez Kozaków, przez Chmielnickiego.

Motyw antykatolicki w walce z Rzeczpospolitą, Polakami i polskością będzie powracał przez kolejne stulecia. Przypomina mi się w tym miejscu jedna z rozmów, jaką miałem przyjemność z Panem profesorem odbyć kilka lat temu na antenie Niepoprawnego Radia PL. Dotyczyła ona Fiodora Dostojewskiego i jego fenomenalnej powieści „Biesy”, w której to rosyjski pisarz pisał wprost, że zagrożeniem dla świata, zagrożeniem dla imperium nie jest katolicyzm. Tym zagrożeniem jest POLSKI KATOLICYZM – ludowy, lekko naiwny, gdzie wiara jest przekazywana przez babcie i dziadków. Jak to jest, że mijają wieki, a wszyscy wrogowie Polski i Polaków atak na nas i naszą ojczyznę zawsze w pierwszej kolejności podejmują działania antykatolickie, a mimo to wiara w narodzie trwa?

Z jednej strony, tak jak Pan redaktor przypomniał, w tradycji rosyjskiego imperializmu ważne jest podkreślanie katolicyzmu w Polsce jako podstawy wrogości, którą jeśli się zniszczy, to z miejsca Polska przestanie być jakąkolwiek przeszkodą dla dalszej ekspansji imperializmu rosyjskiego w Europie.

Podam dwa przykłady oprócz tego, który Pan przytoczył. Dodam tylko, że dużo obszerniej na ten temat Dostojewski wypowiadał się na ten temat w swoim „Dzienniku pisarza” publikowanym w najpopularniejszej w latach 70. XIX wieku w Petersburgu gazecie, gdzie dużo ostrzej powtarzał tezy przytoczone przez Pana redaktora.

Tak się składa, że 12 grudnia byłem na dużej konferencji w Warszawie poświęconej dziejom różnych form imperializmu rosyjskiego. Podczas tego wydarzenia niezwykle ciekawy referat wygłosił prof. Stanisław Wiech z Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, który drobiazgowo analizował plany przygotowywane przez rząd rosyjski w maju 1914 roku, czyli na niedługo przed wybuchem Wielkiej Wojny. Rząd rosyjski, który chciał jakoś przezwyciężyć skutki ustępstw wobec katolicyzmu, do jakich doszło w skutek rewolucji w 1905 roku, kiedy wprowadzono ukaz o tolerancji; kiedy pozwolono w ograniczonym zakresie budować kościoły katolickie na terenie Imperium Rosyjskiego zwłaszcza na tzw. ziemiach zabranych, czyli dawnych ziemiach Rzeczypospolitej (wcześniej było to całkowicie zakazane). Do dzisiaj w naszym dyskursie pojawia się sugestia: „No, ta Rosja imperialna, zwłaszcza po 1905 roku, kiedy już była Duma, czyli parlament; kiedy zainstalowano tam instytucje normalnego, zachodniego, cywilizowanego państwa była wspaniałym krajem, w którym Polacy mogliby świetnie żyć”.

To jest teza, która zawsze mnie oburza wśród wielbicieli Józefa Mackiewicza – genialnego pisarza, który kompletnie nie rozumiał, nie pamiętał, nie miał świadomości tego, jak straszliwie niszczycielskim wobec Polski, wobec polskości, wobec wszystkich innych narodów niż szowinistyczne, nacjonalistyczne, oparte na systemie zagłady innych narodowości rosyjskie imperium, rzekomo „liberalne” imperium rosyjskie.

Te szczegółowe plany snute przez gubernatorów i ministrów rosyjskich w 1914 roku są aż groteskowe w tej nienawiści, zapiekłości, żeby odebrać znowu jakiekolwiek prawa katolikom. A cel jest ten sam: osłabić, a potem zniszczyć podstawę polskości.

I drugi przykład: w bardzo interesującym wywiadzie udzielonym jeszcze w latach 90. magazynowi „Fronda” przez Aleksandra Dugina, rzecznik najbardziej brutalnego imperializmu rosyjskiego w ostatnich 30 latach powiedział wprost jakie zmiany w Polsce należy wprowadzić, żeby było to dla Rosji korzystne. Na pierwszym miejscu wymienił „zniszczenie katolicyzmu”. Jego zdaniem trzeba zniszczyć katolicyzm, spróbować znaleźć i wyeksponować w polskiej tradycji neo-poganizm; pokazać, że jeśli była jakaś Polska, z którą Rosja może się porozumieć, to była to Polska sprzed chrztu łacińskiego, Polska pogańska. Widać zresztą, że coraz częściej się do tego nawiązuje także w kulturze masowej w Polsce. Ewentualnie, mówił dalej Dugin, mogą być jakiekolwiek sekty, jakiekolwiek ośrodki alternatywnych religii czy wyznań wspierane, byle tylko osłabić katolicyzm. Wtedy Polska przestanie być groźna dla wielkiego imperium rosyjskiego. Taką receptę przedstawił otwarcie, bez ogródek Aleksander Dugin.

Bardzo dziękuję. Wróćmy do szóstego tomu „Dziejów Polski”. Czy to przypadek, że największy szturm na Jasną Górę Szwedzi dokonali w przededniu Bożego Narodzenia?

To zapewne Opatrznościowy zbieg okoliczności. Na pewno nie było to jakoś specjalnie planowane przez Szwedów, ponieważ woleliby oni zdobyć co najmniej 2 tygodnie wcześniej ten „kurnik” jak z pogardą wyrażał się na temat murów klasztoru jasnogórskiego dowodzący oblężeniem generał Burchard Müller. Szwedom jednak się to nie udało i dlatego aż do świąt Bożego Narodzenia kontynuowali swoje wysiłki.

W szkole podstawowej, że jeszcze raz odwołam się do tego czasu, uczono mnie, że Szwedzi zaatakowali Jasną Górę, ponieważ chcieli ukraść stamtąd wszystko, co tylko dało się ukraść…

Historyczne powody ataku na Jasną Górę były dużo bardziej złożone. Oczywiście element łupiestwa, element kradzieży był ważny w każdym posunięciu wojsk szwedzkich, które – podkreślam to z pełną odpowiedzialnością – spustoszyły ziemie polskie tak jak żadna inna armia przed nimi, i żadna armia po nich. Oczywiście innego rodzaju zniszczenia polegające na wywożeniu setek tysięcy ludzi w głąb Rosji spowodowała okupacja moskiewska na wschodnich terenach Rzeczypospolitej w tym samym czasie, ale wracając do Szwedów i ich niszczycielskiej okupacji podkreślam: tak, cele grabieżcze były dla Szwedów pierwszoplanowe, jeśli chodzi o atak na Jasną Górę ale oprócz tego Szwedzi mieli cel strategiczny, czy operacyjny.

Jasna Góra była jedyną niezdobytą twierdzą, jedynym niezdobytym punktem oporu na pograniczu między niemal w całości okupowaną przez wojska szwedzkie Koroną i Śląskiem, gdzie znajdowała się ostatnia baza króla Jana Kazimierza, który właśnie na Śląsku Opolskim się schronił. Stąd właśnie Szwedzi chcieli przeciąć tę komunikację, która mogła iść przez Częstochowę, przez Jasną Górę między królem Janem Kazimierzem, a partyzantami polskiej niepodległości, którzy podnieśliby rebelię przeciwko szwedzkiej okupacji. Zdobycie Jasnej Góry było, powtórzę, bardzo ważnym celem operacyjnym – odciąć możliwość powrotu króla do Polski najkrótszą drogą. Król jak wiadomo wracał okrężną drogą od południa przez Karpaty, ale to co bez wątpienia mu pomogło to ta mobilizacja, olbrzymia mobilizacja społeczna, czy nawet narodowa wywołana echami agresji szwedzkiej na Jasną Górę, bo wtedy zaczyna się próba tworzenia oddolnie odsieczy przez chłopów z Żywiecczyzny, przez oddziały partyzanckie także w dużej mierze chłopskie z Wielkopolski, na odsiecz Najjaśniejszej Królowej Nieba i Ziemi, czyli Matce Boskiej Częstochowskiej. Te tysiące ludzi zaczynają ciągnąć na Jasną Górę. Wśród Polaków wraca poczucie świadomości, że muszą walczyć! Walczyć o wypędzenie wroga, którego wpuszczono wcześniej do Rzeczypospolitej, bo jeśli nie zostanie on wypędzony, to będzie koniec Polski, koniec naszej wiary.

Chłopi zachowali się jak trzeba. Dlaczego w taki sam sposób nie zachowało się wielu przedstawicieli magnaterii i arystokracji? Dlaczego tak wielu z nich krzyczało „Vivat Carolus Gustavus rex”?

Tu znów w szczegółach przyczyny są złożone i bardzo różne. Jedne zasługują wyłącznie na potępienie i pogardę. Mam tu na myśli zachowanie przywódców Wielkopolski na czele z autorem satyr, wojewodą poznańskim Krzysztofem Opalińskim, który wybrał kapitulację przed słabszymi siłami szwedzkimi wkraczającymi do Wielkopolski niż pospolite ruszenie, którym dowodził razem z wojewodą kaliskim Andrzejem Grudzińskim. Stało się tak tylko dlatego, ponieważ Opaliński uznał, że dobrze by było, aby króla Jana Kazimierza, którego Opaliński nie lubi dobrze byłoby usunąć i zlikwidować. Lepiej, żeby rządzili nami Szwedzi, a jeśli nie Szwedzi to ktokolwiek inny, byle tylko pozbyć się znienawidzonego króla, wybranego zaledwie kilka lat wcześniej zupełnie legalnie i prawidłowo.

Ta część magnackiej pychy, która nie uznawała własnego króla i uważała, że ma prawo decydować o tym, kiedy króla strącić i sprzymierzyć się z każdym zewnętrznym wrogiem Polski, byle pokonać tego, którego uważano za wewnętrznego wroga, czyli króla, to bardzo ważna część zdrady, jaka miała miejsce w 1655 roku i tu rzeczywiście kapitulacja pod Ujściem w lipcu 1655 roku jest największą hańbą, jakiej doświadczyła Rzeczpospolita.

Przykładem jeszcze bardziej rażącym jest Hieronim Radziejowski. Ten zdrajca, wyłącznie z powodu osobistych zatargów z królem, sprzymierzył się z każdym wrogiem Rzeczypospolitej byle zniszczyć znienawidzonego króla. To Radziejowski doprowadził do połączenia, do nawiązania kontaktów na rzecz zniszczenia Polski między Chmielnickim a Karolem Gustawem. Starał się on zresztą współpracować, raz jeszcze podkreślam, z każdym wrogiem Polski, byle tylko zniszczyć Jana Kazimierza, byle samemu stać się kimś w rodzaju gubernatora z łaski okupantów Polski. To naprawdę przerażający przykład zdrady i to zdrady nieukaranej.

To są proste rzeczy, jeśli chodzi o ocenę moralną – tu nie ma żadnej wątpliwości, że to było łajdackie, najgorsze z możliwych zachowanie depczące elementarną lojalność wobec Rzeczypospolitej.

Z kolei w przypadku Radziwiłłów sprawa jest bardziej skomplikowana. Kiedy Janusz Radziwiłł kapitulował przed Szwedami, to Litwa, którą uważał za swoją podstawową ojczyznę i miał do tego prawo, była w całości niemal zajęta przez Moskwę pustoszącą ją bezlitośnie. Zniszczenie Wilna przez wojska moskiewskie było czym bezprecedensowym.

W tej sytuacji można powiedzieć, że wybór Szwedów przez bezsilnego wówczas hetmana Janusza Radziwiłła – który oczywiście wcześniej spiskował z protestanckimi przywódcami, czy władcami w Europie, m.in. ze Szwecją, z Siedmiogrodem, gdzie książę był wyznania kalwińskiego, by osłabić wpływy katolicyzmu w Polsce – był w jakimś stopniu racjonalny. Jednak ta granica zdrady została przekroczona w końcu 1655 roku, kiedy Janusz Radziwiłł poddaje Litwę nie mając do tego żadnych uprawnień panowaniu króla szwedzkiego. Jest jednak jedna okoliczność łagodząca w tym akcie oskarżenia przeciwko Januszowi Radziwiłłowi i jego stryjecznemu bratu Bogusławowi – był to rodzaj wyboru mniejszego zła. Moskwa już zajęła Litwę i w tej sytuacji szukanie opieki w królu szwedzkim, skoro Polska chwilowo nie jest w stanie udzielić żadnej opieki Litwinom mogło być uznane za rodzaj rozpaczliwego aktu nadziei w beznadziei czy może nadziei beznadziejności. Nie usprawiedliwiam Radziwiłła, pokazuję tylko okoliczności.

Przypominam również, że ten upadek nadziei, upadek wiary w to, że Polska się utrzyma spowodował, że pod sztandary Karola Gustawa w końcu 1655 roku poszła bardzo duża część szlachty. Podam najbardziej przykry przykład: Jan Sobieski, późniejszy bohater, nie tylko przystąpił pod sztandary szwedzkie, ale najdłużej wytrwał pod tymi sztandarami, bo jeszcze w słynnej bitwie pod Gołębiem, w której Czarniecki stawił skuteczny opór Szwedom w lutym 1656 roku Sobieski walczył po stronie Szwedów. Tak więc nie tylko dołączył się do zdrady, ale wytrwał w niej dłużej niż inni. Inni wcześniej zdecydowali się wypowiedzieć służbę Szwedom i zacząć wielkie polsko-litewskie powstanie w obronie niepodległości. Najpierw Konfederacja Wierzbołowska na Litwie, a potem Konfederacja Tyszowiecka w Koronie.

Czy to wszystko, cały heroiczny bój ze Szwedami musiał zakończyć się bratobójczą, krwiożerczą bitwą pod Mątwami, kiedy to najświetniejsze, dopiero co zwycięskie wojska Rzeczypospolitej wymordowały się nawzajem w jakimś niepojętym szale dzikiej nienawiści?

Nie wiem, czy musiało się zakończyć, ale na pewno warto zastanowić się nad źródłami tego bagna, w którym utonęła szansa na odwojowanie wszystkiego, co Rzeczpospolita straciła w czasie Potopu. Przypomnijmy, że w 1660 roku przyszły największe zwycięstwa militarne Rzeczypospolitej. Nie tylko pokój ze Szwecją w Oliwie bez żadnych strat terytorialnych, ale także niesłychanie błyskotliwe zwycięstwo nad moskiewskimi i kozackimi wojskami na północy pod Połąką i nad Basią oraz najbardziej błyskotliwe zwycięstwo chyba w całej historii polskiego oręża, czyli zmuszenie do kapitulacji całej armii moskiewskiej pod Cudnowem przez hetmana Jerzego Stanisława Lubomirskiego.

Hetman Lubomirski, najbardziej zasłużony ze wszystkich magnatów w czasie Potopu Szwedzkiego dla obrony polskiej niepodległości; człowiek bez którego Jan Kazimierz nie wróciłby do Polski staje w poprzek planom tegoż Jana Kazimierza i jego żony Ludwiki Marii. Planom, które nie miały nic wspólnego z reformą Rzeczypospolitej, jak wmawiają do dzisiaj niektóre podręczniki. Był to po prostu prywatny projekt królowej osadzenia na tronie w Polsce jej siostrzenicy, bo dzieci nie miała, a potem wydania jej za mąż z kandydatem z Francji. Żaden projekt reformy nie był z tym związany, a jedynie chęć wprowadzenia za życia Jana Kazimierza na tron w Polsce francuskiego kandydata ożenionego z siostrzenicą królowej Ludwiki Marii.

Narzucenie szlacheckim obywatelom konieczności wyboru kandydata, którego dyktuje im żyjący król było radykalnie sprzeczne z prawem, z konstytucjami Rzeczypospolitej i z obyczajem politycznym w Polsce, z podstawą wolności jak ją rozumieli obywatele Rzeczypospolitej, jaką była wolność wyboru władcy. „My mamy prawo wybierać sobie władcę. Możemy wybrać źle, możemy wybrać dobrze, ale nikt nie będzie nam dyktował, kto ma być tymże władcą”, mówiono.

To właśnie spowodowało, że kiedy Lubomirski stanął po stronie prawa i niewątpliwie miał rację, wówczas król i królowa postanowili zniszczyć go i dlatego oskarżyli go o zdradę, co było wołającą o pomstę do nieba niesprawiedliwością, bo żaden ze zdrajców z okresu Potopu Szwedzkiego nie został osądzony i nie został skazany, a człowiek najbardziej zasłużony dla zwycięstwa tego wielkiego powstania narodowego w obronie Rzeczypospolitej – hetman Jerzy Stanisław Lubomirski, zwycięzca spod Cudnowa, wyzwoliciel Krakowa, Torunia, Bydgoszczy został skazany w skutek intrygi dworu królewskiego za zdradę, pozbawiony wszystkich stanowisk, wszystkich majętności i zmuszony do emigracji. Żeby tego było mało: królowa dwukrotnie nasłała na niego płatnych zabójców…

To godne ubolewania zacietrzewienie dworu królewskiego, króla i królowej wywołało z kolei po stronie hetmana Lubomirskiego odruch obronny. Odruch, w którym sam Lubomirski przekroczył w pewnym momencie także granicę zdrady. Zrobił to jednak po tym jak został zaszczuty. Nie chcę powiedzieć zmuszony, ale na pewno sprowokowany przez akcję dworu królewskiego, kiedy to żeby się ratować szukał pomocy na dworze cesarskim, czyli w Wiedniu; w Królewcu, czyli u elektora brandenburskiego i wreszcie nawet w Moskwie. Na tym polega tragedia Rzeczypospolitej, że w wojnie domowej, która stąd wynika utopiona została możliwość dokończenia wojny wyzwoleńczej na wschodzie, przywrócenia granic sprzed Potopu i odzyskania Kijowa, bo to była najważniejsza strata, której nie udało się odzyskać, właśnie wskutek wojny domowej w Polsce.

Henryk Sienkiewicz przedstawia króla Jana Kazimierza praktycznie w samych superlatywach, jako ten bez którego Polski by nie było. Z kolei Jacek Komuda – fantastyczny pisarz zakochany w I RP – przedstawia Jana Kazimierza jako źródło wszelkiego zła, spiskowca i człowieka, który dla swoich chorych ambicji podpisałby pakt z samym diabłem. Który z tych dwóch pisarzy jest bliższy prawdy?

Historiografia jest podzielona w ocenie Jana Kazimierza tak jak i literatura piękna. Moja odpowiedź na podstawie najstaranniejszej jaką miałem analizy historiografii i samych źródeł, z jakimi się zapoznałem jest prosta i jednocześnie zachęcająca do bardziej zniuansowanego myślenia.

Jan Kazimierz był prawdziwym bohaterem bez którego Rzeczpospolita nie ocalałaby w tych trudnych czasach. Był takim bohaterem pod Zborowem, kiedy w desperackiej próbie zmusił resztki wojska koronnego do odsieczy dla oblężonych w Zbarażu bohaterów z Jeremim Wiśniowieckim na czele. Był on również bohaterem pod Beresteczkiem – największej bitwie w XVII wieku stoczonej przez wojsko polskie i litewskie, w której osobiste dowodzenie Jana Kazimierza było rozstrzygające. Potem bojkot ze stromy części magnatów, części szlachty, którzy nie chcieli kontynuować tego zwycięstwa sprawił, że nie zostało ono w pełni wykorzystane, ale to niewątpliwie to jedno z najważniejszych i najbardziej błyskotliwych zwycięstw w historii polskiego oręża było zasługą Jana Kazimierza jako naczelnego dowódcy i organizatorem planu walki.

No i wreszcie trzeci tytuł do sławy, o którym nie wolno zapomnieć, to jest właśnie to, że w momencie, kiedy wszystko się zawaliło, kiedy Moskwa zajęła razem z Kozakami trzy piąte Rzeczypospolitej, czyli cały jej wschodni obszar, a Szwedzi zajęli dwie piąte, czyli zachodnią część, czyli cała Rzeczpospolita z wyjątkiem Jasnej Góry, Lwowa, Zamościa i Gdańska znalazła się w rękach obcych okupantów, to Jan Kazimierz zmuszony do emigracji w Opolu jednak nie załamał się.

Niewątpliwie wpływ na to miała jego żona, którą przed chwilą krytykowałem – Ludwika Maria. Odegrała ona razem z mężem kapitalną rolę we wspólnym podbudowaniu się nawzajem do tego by nie skapitulować. Król szwedzki słał bowiem listy do Jana Kazimierza, żeby ten skapitulował, żeby oddał mu Polskę, ale Jan Kazimierz nie zrobił tego, co prawie 150 lat później zrobi Stanisław August Poniatowski, czyli nie podpisał żadnej abdykacji, tylko stanął na czele walki o niepodległość. Gdyby Jan Kazimierz nie stanął na czele tej walki, to nie byłoby Rzeczypospolitej. Sami konfederaci nie wystarczyliby. Król był podstawą legalnego oporu i rzeczywiście Jan Kazimierz taką rolę odegrał w następnych latach walki aż do 1660 roku.

Jednocześnie ten sam król był mały, był podły w wielu swoich posunięciach, był zaślepiony indywidualną nienawiścią, zaciekłością tak jak w sprawie hetmana Lubomirskiego. Trzeba połączyć w jednym obrazie te różne aspekty działania konkretnego króla, tak jak w ocenie każdego człowieka trzeba znaleźć miejsce na pokazanie słabości, bo w każdym z nas na różną skalę są te elementy i elementów wielkości. W Janie Kazimierzu te dwa sprzeczne wątki są połączone jak być może w żadnym innym władcy i stąd budzi on takie kontrowersje, ale wydanie werdyktu potępiającego lub apologizującego jest niehistoryczne. Ma do tego prawo pisarz, ale nie historyk. Historyk powinien pokazać rzeczywistość w całej jej złożoności, bo tylko taka rzeczywistość jest ciekawa.

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Obca agentura, a polska agentura

30 grudnia  2023 r. | Nr 52/2023 (652)
Nowy 2024 Rok mtodd
           Szanowni Państwo!
           Pamiętacie może tę straszliwą aferę ze świętowaniem przez grupę Polaków urodzin Hitlera (20 kwietnia, astrologiczny baran) w ciemnym lesie? Przez ów ciemny las maszerowali sobie akurat, dziennikarze TVN w towarzystwie kamerzystów i nagle natrafili na grupę hitlerowców, nie spodziewających się nikogo obcego na takim odludziu. Czy ktoś w taką brednię uwierzył?
Pewnie tak, bo oto nastąpiła powtórka z rozrywki.
           Telewizja Polska przejęta przez osiłków, „w imię prawa”, jak Tusk je rozumie, wyemitowała nowy program. „Wiadomości” zastąpiono czymś o nazwie „19.30”. Na ekranie pojawia się wtedy, zatroskana politycznie twarz i relacjonuje jakąś swoją rzeczywistość. Bomba! Okazało się, że przeciwko „Wiadomościom” od lat protestowały tłumy i to nie w ciemnym lesie, a na ulicach Warszawy, czego nikt dotąd nie zauważył, nawet czujni dziennikarze i operatorzy kamer z TVN. Uczestnik tej demonstracji powiedział reporterowi, że właśnie świętuje swój protest po raz tysięczny.
           Przeniesienie doświadczenia z Wiertniczej na Woronicza wydało się uzurpatorom dziecinnie proste. Skoro widzowie TVN kupili bzdurę o hitlerowcach, to ci „pisowi” powinni tym bardziej uwierzyć w wielotysięczne demonstracje, tak usilnie ukrywane. Przecież od lat wpajano „elicie” odstawionej od żłoba, że zwolennicy PiS muszą być od nich głupsi.  Uzurpatorzy nie wzięli jedynie pod uwagę tego, że widzowie TVP nie są uzależnieni od stacji, a od prezentowanych treści. Nie ma tych treści, nie ma widzów.
           Zdumiewające jest to, że „ten straszny pisowski reżim” tak łagodnie traktował TVN (obca agentura), a obecnym cenzorom tak okropnie przeszkadzają wiadomości emitowane przez TVP (polską agenturę).
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd

Protest przewoźników w Dorohusku. Wójt zwyczajnie kłamał.

Protest przewoźników w Dorohusku. Warzecha UJAWNIA szokujące kulisy. „Wójt zwyczajnie kłamał”

28.12.2023 nczas/protest-przewoznikow-w-dorohusku-wojt-klamal

Łukasz Warzecha oraz Policja na proteście polskich przewoźników w Dorohusku.
Łukasz Warzecha oraz Policja na proteście polskich przewoźników w Dorohusku.

Polscy przewoźnicy wznowili protest przed przejściem granicznym w Dorohusku, po tym, jak wójt gminy Wojciech Sawa go rozwiązał. Publicysta Łukasz Warzecha ujawnił szokujące kulisy decyzji lokalnych władz.

Przypomnijmy, że trwający od 6 listopada protest przewoźników przed przejściem w Dorohusku został rozwiązany 11 grudnia przez wójta gminy Wojciecha Sawę. Jednocześnie przewoźnicy złożyli kolejny wniosek o nowe zgromadzenie od 18 grudnia do 8 marca, którego wójt również zakazał. Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił jednak tę decyzję wójta i protestujący powrócili na granicę.

„Pamiętają Państwo, jak przed Świętami wójt gminy Dorohusk rozwiązał protest przewoźników? Powoływał się wtedy m.in. na to, że w gminie przez protest znikają miejsca pracy” – przypomniał na portalu X Warzecha.

„Okazuje się, że wójt zwyczajnie kłamał – nie miał takich informacji” – stwierdził.

Dziennikarz wysłał bowiem do urzędu gminy Dorohusk szereg pytań, związanych z tą sprawą.

„Wśród argumentów za rozwiązaniem protestu przedstawiciele urzędu gminy wymieniali m.in. utratę miejsc pracy w gminie z jego powodu. Proszę o wskazanie, w jakich sektorach protest przewoźników spowodował utratę zatrudnienia w gminie Dorohusk oraz ile osób od momentu rozpoczęcia protestu pracę z jego powodu straciło” – pytał.

„Urząd gminy wskazał także, że organizatorzy protestu nie wywiązywali się ze zobowiązań dotyczących przepuszczania transportów z pomocą humanitarną oraz ładunkami łatwo się psującymi i niebezpiecznymi. Proszę w związku z tym o wskazanie:

– Jakie było źródło takich informacji?

– Jaka liczba transportów w konkretnych kategoriach nie została przepuszczona zgodnie z wcześniejszymi uzgodnieniami?

– Czy urząd gminy podjął w tej sprawie rozmowy z organizatorami blokady przed podjęciem decyzji o jej rozwiązaniu?” – dodał.

„Oto odpowiedzi wójta gminy, pana Sawy:

1. Gmina nie posiada danych w jakich dokładnie sektorach nastąpiła utrata miejsc pracy i jaka to była liczba.

2. Informacja była przekazywana od służb mundurowych. Nie dysponujemy liczbą transportów w konkretnych kategoriach, które nie zostały przepuszczane zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.

3. Ustalenia z organizatorami zgromadzeń, które odbywają się lub odbywały na terenie gminy Dorohusk, były podejmowane przez policję z protestującymi na spotkaniach, które odbywały się przed każdym zgromadzeniem” – czytamy.

A oni Go nie przyjęli… Czy można było gorzej przywitać Nowonarodzonego Pana?

A oni Go nie przyjęli… Czy można było gorzej przywitać Nowonarodzonego Pana?

https://pch24.pl/a-oni-go-nie-przyjeli-mozna-bylo-gorzej-przywitac-nowonarodzonego-pana/

(Oprac. GS/PCh24.pl) 

W naszych sercach, rodzinach, parafiach, szkołach i uczelniach, w środkach komunikacji społecznej, urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku, miastach i wioskach, w całym Narodzie i Państwie Polskim – wszędzie tam miał nam królować Chrystus. To ślubowaliśmy w 1050. rocznicę Chrztu Polski. Ślubowali także i ci politycy, którzy dziś woleli zatrzasnąć drzwi przed przychodzącym na ten świat Chrystusem i zawrzeć pakt z samym Herodem, dając przyzwolenie na współczesną rzeź niewiniątek w procedurze in vitro.

Czy można było gorzej przygotować się na Boże Narodzenie 2023 roku?

Można, wszak apologeci antycywilizacji śmierci nie mogą doczekać się prawnego przyzwolenia na mordowanie nienarodzonych dzieci w łonach matek.

Można, bo parlamentarzyści i ministrowie krzywo patrzą na Krzyż Pana Jezusa w gmachu Sejmu i gotowi są „ukazem” – a nie tylko decyzją niektórych zarządców ministerialnych gabinetów – całkowicie usunąć znak Zbawczej Męki Pana Jezusa z miejsc publicznych.

Można, bo są tacy, co chcąc przypodobać się „postępowemu” światu, chcieliby już uderzyć w rodzinę, dając przyzwolenie na legalizację nieformalnych związków jednopłciowych, a w dalszej perspektywie pozwalając im na adopcję dzieci.

Można, bo ze szkół w praktyce – mimo ogromnych chęci – jeszcze nie wyrzucono lekcji Religii i Krzyża.

Można, gdyż edukatorzy spod znaku „tęczy” jeszcze nie zdołali dotrzeć do szkół, choć mają już wyraźny sygnał do startu.

Można było gorzej… Ale czy to stanowi dla nas jakieś pocieszenie?

Nie!

Co – jako Naród – zrobiliśmy z przyrzeczeniem złożonym Chrystusowi Królowi w 2016 roku? Gdzie jest ta Głowa Państwa, która te śluby składała w krakowskich Łagiewnikach i która na Jasnej Górze „ratowała” upadającą Hostię? Co robią dzisiaj ci politycy? Jeden z nich podpisuje herodowy wyrok na dzieci powstające w procedurze in vitro i zapala (nie od dziś zresztą) chanukowe świece, atrybut obcych Polakom, fałszywych wierzeń. Inni milczą albo właśnie „zmieniają zdanie”, by zyskać w sondażach.

A niby deklarują, że oczekują na czas Świąt Bożego Narodzenia…

W czym tacy ludzie różni są od tych, co oczekują na Mesjasza, ale zamykali drzwi przed brzemienną Maryją? Czymże różnią się tych co z gałązkami palmowymi witali Chrystusa wjeżdżającego do Jerozolimy, by chwilę później zawołać „ukrzyżuj”? 

Ci, co Go dziś nie przyjęli, dobrze wiedzieli, że On przyjdzie… Ale wygodniej było tego „nie zauważyć”, pominąć. Dla własnych planów, kariery, interesów… W końcu na tle tych co Go bili i przybijali do Krzyża, albo tych co tylko trzasnęli drzwiami przed Świętą Rodziną będącą w potrzebie – jak im się wydaje – wypadają i tak lepiej. Ba, może i czasem uda się im kreować się na Jego obrońców… ale znów tylko po to, by się przypodobać tłumowi.

„Oto my, Polacy, stajemy przed Tobą wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi, by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród”…

Przypomnijcie coście wtedy na kolanach ślubowali!

Obietnice przygotowania innych niż in vitro rozwiązań, które będą akceptowalne dla katolików, nie są żadnym wytłumaczeniem ani usprawiedliwieniem dla akceptacji zła! Ludzi nie można mordować! W żaden sposób! Tak, nie można ich mordować nawet jeśli pięknie nazwiemy procedurę i ukryjemy jej prawdziwy obraz pod hasłem „nowe życie”.

Dość krwi Młodzianków! Ona – jak wtedy, gdy Herod w gniewie posłał swoich siepaczy z rozkazem wymordowania chłopców do lat dwóch – niesie tylko rozpacz i żal.

Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: „Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma”. (por. Mt 2,17-18)

„Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie”.

Przypomnijcie sobie, coście wtedy ślubowali!

Marcin Austyn

Mamy pretensje do Żydów, że reprezentują interesy żydowskie. Ja mam pretensje do Polaków, że nie reprezentują interesów polskich!

Żyjemy naprawdę w kondominium niemiecko-rosyjskim pod żydowskim zarządem powierniczym?

26.12.2023 Autor:Marcin Rola /nczas/zyjemy-naprawde-w-kondominium-niemiecko-rosyjskim-pod-zydowskim-zarzadem-powierniczym

[Ja bym inaczej rozstawił te znaczenia, ale Autor “ma prawo” być krótkowzrocznym. M D]

Marszałek Sejmu RP Szymon Hołownia odpala świecę chanukową na chanukii, spoglądając w stronę rabinów. Po prawej stronie Prezydent RP Andrzej Duda
Marszałek Sejmu RP Szymon Hołownia odpala świecę chanukową na chanukii, spoglądając w stronę rabinów. Po prawej stronie Prezydent RP Andrzej Duda. / Foto: screen YouTube/Kanał Polityczny

Nie milkną echa od zajścia z gaśnicą w polskim Sejmie, którego dokonał poseł Konfederacji Grzegorz Braun. To, co się stało właściwie po całym zajściu, przeraża i jest nieprawdopodobne, jednak pokazuje Polakom, kto jest kim.

Po zajściu z gaśnicą cały centrolew mało nie padł na pysk przed Żydami. Duda z Hołownią odwalili taki cyrk w Sejmie, że wątpię, by nawet w samym Izraelu były obchodzone te dziwaczne gusła. Można różnie oceniać to, czego dokonał Grzegorz Braun, ale na pewno pokazał prawdę, a tylko prawda jest ciekawa. Co zrobią z tym Polacy, to już ich problem?

Czas zrównać z ziemią to kondominium?

Po tym, co zobaczyłem 14 grudnia w Sejmie, śmiem twierdzić, że Polska to faktycznie jest „kondominium niemiecko-rosyjskie pod żydowskim zarządem powierniczym”. Strasznie smutny obraz upadku Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej. Ta czołobitność, ten nieprawdopodobny upadek wszystkich urzędów w Polsce jest niebywały. Za wszystkim stoi, jak widać, bardzo wpływowa sekta żydowska Chabad Lubawicz. Wróćmy jednak do tego, co się działo w polskim Sejmie, bo to nie był pierwszy raz.

Chanuka do synagogi, a nie do Sejmu RP

Sejm RP to nie jest miejsce, by odprawiać jakieś dziwne gusła. Jeśli ktoś chce sobie palić świece chanukowe, to od tego jest synagoga. Z drugiej strony zapraszanie do NASZEGO – Polaków – Pałacu Prezydenckiego antypolskiego „kłamcy Jedwabieńskiego” Schudricha to nieprawdopodobny skandal. Ten człowiek powinien być wydalony z Polski za swoją działalność przeciwko RP.

Jesteście zwykłymi antypolskimi zdrajcami i proszę mi tu nie wyjeżdżać z „antysemityzmem”, bo zrobiliście z niego, zdrajczykowie RP, zwykłą „propagandową pałkę”, którą smagacie dumnych, wolnych, niepokornych Polaków, którzy śmią wyrażać swoje zdanie. Obrzydliwe, radykalnie antypolskie i żałosne!

DOŚĆ JUŻ TEGO! POBUDKA, POLACY!

Ktoś mi może powie, bo nie wiem: czy co roku w Knesecie palone są świece adwentowe? Ileż pomników w Izraelu stanęło ku czci bohaterskich Polaków, którzy ratowali Żydów podczas II wojny światowej przed Niemcami, ile w Izraelu zrobiono o tym filmów? Gdzie muzeum ku czci Polaków w Izraelu, które by ukazywało całą prawdę o bohaterstwie Polaków? Gdzie ulice, ronda czy skwery imienia polskich bohaterów narodowych, dzięki którym właściwie Żydzi mają swoje państwo?! PYTANIA RETORYCZNE.

Konkludując ten mój wywód, zacytuję śp. Prof. Bogusława Wolniewicza, który zawsze wiedział, co powiedzieć w takiej sytuacji: „Ja mam pretensje nie do Żydów, że reprezentują interesy żydowskie. Ja mam pretensje do Polaków, że nie reprezentują interesów polskich!”.