Edukacja zdrowotna – rodzice wygrywają bitwę, ale wojna o dusze dzieci trwa

Edukacja zdrowotna –

rodzice wygrywają bitwę,

ale wojna o dusze dzieci trwa

Edukacja zdrowotna – rodzice wygrywają bitwę, ale wojna o dusze dzieci trwa

Michał Rogalski | 07/10/2025

Rodzice w całej Polsce odnieśli pierwsze zwycięstwo. Z zajęć „Edukacji zdrowotnej” zrezygnowało aż 86 procent uczniów szkół ponadpodstawowych w Warszawie, 92 procent we Wrocławiu i ponad połowa dzieci w szkołach podstawowych. To jasny sygnał: Polacy nie chcą deprawacji swoich dzieci pod pozorem troski o zdrowie. Ale to dopiero początek walki.
 

Nowy przedmiot – stary plan: wychować „człowieka bez Boga
Od września 2025 roku w polskich szkołach pojawił się nowy przedmiot – Edukacja zdrowotna. Oficjalnie miał pomóc uczniom „dbać o zdrowie psychiczne i fizyczne”. W praktyce stał się kolejną próbą wprowadzenia do szkół ideologii gender – tej samej, która odrzuca Boży porządek i wmawia dzieciom, że mogą „wybrać” sobie „płeć”.
 
W podstawie programowej znalazły się treści o „tożsamości płciowej” i „orientacjach psychoseksualnych”, a małżeństwo, rodzina i wierność zostały zepchnięte na margines. Minister Barbara Nowacka, odpowiedzialna za wprowadzenie tego przedmiotu, nazwała krytyków programu „porno lobby”. W ten sposób rząd otwarcie wystąpił przeciwko rodzicom, którzy chcą chronić niewinność swoich dzieci.
Ale rodzice odpowiedzieli stanowczo: NIE!

Masowy sprzeciw – triumf rodziców i obrońców rodziny
Z danych miast wynika, że większość uczniów została wypisana z zajęć.
W Warszawie – 86 procent uczniów szkół średnich,
we Wrocławiu – 92 procent,
w Krakowie – 66 procent,
a w Gdańsku – 68 procent.
 
To prawdziwy głos sumienia narodu. Polska nie chce wychowywać pokolenia bez Boga, bez zasad, bez skromności.
Tysiące rodziców podpisało naszą petycję „To przewrotne! Kamień młyński dla Ministerstwa Edukacji” – aż 15 268 osób zaapelowało do premiera Donalda Tuska o obronę prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z moralnością katolicką.
 
Jak przypomina Ewangelia:
 
„Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza.” (Mt 18, 6)
 
Słowa Chrystusa są ostrzeżeniem dla każdego, kto z premedytacją niszczy niewinność dziecka.
 

Walka o dusze dzieci – nie tylko o program nauczania
To, co dzieje się dziś w polskich szkołach, nie jest przypadkiem.
Ideolodzy gender dobrze wiedzą, że kto wychowa dzieci, ten zdobędzie przyszłość narodu. Dlatego chcą zastąpić prawdę o człowieku – wizją człowieka oderwanego od Boga, stworzonego na obraz swoich grzesznych pragnień.
 
Ta walka nie toczy się tylko o program szkolny. To walka o dusze dzieci, o ich wiarę, o ich przyszłość.

Jak pisał Ojciec Święty Jan Paweł II: „Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę.”
Dlatego tak bardzo nienawidzą jej ci, którzy chcą zbudować świat bez Boga.
 

Dlaczego rodzice mają rację
Katolicka nauka jasno uczy, że wychowanie seksualne jest obowiązkiem i przywilejem rodziców, a nie państwa.
To matka i ojciec najlepiej wiedzą, kiedy i jak rozmawiać z dzieckiem o jego rozwoju.
Publiczne omawianie intymnych tematów w klasie prowadzi do wstydu, zamieszania i deprawacji.
Nawet najlepiej przygotowany nauczyciel nie może zastąpić rodzicielskiej mądrości i czułości.

Tymczasem w nowym programie „Edukacji zdrowotnej”:

·       nauczyciele nie muszą mieć żadnych kwalifikacji,

·       brakuje podręczników i programów, więc każdy może mówić, co chce,

·       rodzice nie mają kontroli nad treściami przekazywanymi dzieciom.

·       To nie edukacja. To eksperyment społeczny na dzieciach.
 

Niepokój wśród nauczycieli
 Wielu dyrektorów i pedagogów nie kryje obaw.
„Wiem, że ten program to zły kierunek, ale nie mam narzędzi, by się sprzeciwić” – mówią w rozmowach z nami nauczyciele.
I właśnie dlatego przygotowaliśmy pomoc, która pozwala im stanąć po stronie prawdy i chronić dzieci przed indoktrynacją.
                                                                  

Nasza odpowiedź: prawda i działanie
W kampanii Polska Katolicka, nie laicka nie ograniczamy się do słów. Działamy.
Publikujemy książkę „Teoria gender: różnorodność czy totalitaryzm XXI wieku” – solidne opracowanie, które ujawnia, jak ideologia gender niszczy dzieci i rodziny.
Setki egzemplarzy już trafiły do szkół i parafii w całej Polsce.

Rozpowszechniamy petycję „Kamień młyński dla Ministerstwa Edukacji”, w której rodzice mogą wyrazić swój sprzeciw wobec deprawacji dzieci.

Informujemy społeczeństwo – poprzez artykuły, świadectwa rodziców i analizy ekspertów, które pomagają zrozumieć duchowy wymiar tej walki.
 

Duchowy wymiar bitwy
To, co widzimy, to nie tylko polityka. To walka duchowa.
To starcie prawdy z kłamstwem, światła z ciemnością.
To powtórka z Edenu, gdzie wąż szepcze: „będziecie jak bogowie”.
Ideologia gender jest niczym innym jak odrzuceniem Bożego porządku i próbą stworzenia człowieka na nowo – bez Boga.

Ale Bóg nie zostawia swoich dzieci.
Tak jak w historii Kościoła, tak i dziś to właśnie rodziny wierne Chrystusowi stają się bastionami światła.
 

Zwycięstwo jest możliwe
Pierwsze zwycięstwo już się dokonało – rodzice odrzucili „Edukację zdrowotną”. Ale musimy być czujni. Ministerstwo nie zrezygnowało z planów.
Dlatego każdy katolik, każdy rodzic, każdy nauczyciel powinien dziś stanąć w obronie dzieci.
Nie tylko dla dobra swoich synów i córek, ale dla przyszłości Polski.
 
Wezwani do działania

·       Podpisz petycję „To przewrotne! Kamień młyński dla Ministerstwa Edukacji”

·       Zamów książkę „Teoria gender: różnorodność czy totalitaryzm XXI wieku”, aby mieć mocne argumenty w walce z kłamstwem
 

Nie wolno nam milczeć
To, czego dziś nauczą się nasze dzieci, zadecyduje o tym, czy Polska pozostanie wierna naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi.

Komu się nadstawić?

Komu się nadstawić?

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    9 października 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5908

Bez względu na to, czy prezydentem naszego bantustanu jest Andrzej Duda, czy Karol Nawrocki, bez względu na to, czy bantustanem naszym rządzi obóz „dobrej zmiany” Naczelnika Państwa Kaczyńskiego Jarosława, czy też obóz zdrady i zaprzaństwa obywatela Tuska Donalda i jego Volksdeutsche Partei – Polska pozostaje „sługą narodu ukraińskiego” – jak to pięknie ujął pan Łukasz Jasina – dziś już poza resortem zawiadywanym przez Księcia-Małżonka, który też służy, komu tylko się da – oczywiście z wyjątkiem Polski – bo – jak nas pouczył JE Andrzej Czaja, biskup diecezji opolskiej – hasło: „Polska dla Polaków” jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Żeby chociaż z „judeochrześcijaństwem” – to jeszcze-jeszcze – ale nie – z chrześcijaństwem expressis verbis.

A contrario wynika z tego, iż Polska – aby była w zgodzie z chrześcijaństwem, nie może służyć Polakom. Raczej odwrotnie – po to jest i Polska, by mniej wartościowy polski naród tubylczy służył Ukraińcom, Żydom, Niemcom i w ogóle – każdemu, kto tylko tego zażąda – byle nie Polsce. Zbawienne pouczenia Jego Ekscelencji musiały jakimiś krętymi drogami trafić do niezależnej prokuratury obywatela Żurka Waldemara, która w podskokach umorzyła energiczne śledztwo w sprawie rozwinięcia banderowskich flag podczas występu białoruskiego szansonisty na Stadionie Narodowym. Okazało się, że osobnicy, który te flagi, w dodatku ozdobione „tryzubem”, sobie rozwinęli, zasadniczo chcieli dobrze, a ich zachowanie nie miało znamion przestępstwa.

Co innego, jak Robert Bąkiewicz na niemieckim pograniczu rozwija polskie flagi, które swoimi jaskrawymi barwami kłują dobrych Niemców w oczy. Niezależna prokuratura z Gorzowa Wielkopolskiego co i rusz wysuwa przeciwko niemu coraz to nowe zarzuty i tylko patrzeć, jak jakiś niezawisły sąd wtrąci go do aresztu wydobywczego, żeby żadna Polnische Schwein nie zakłócała idylli na polsko-niemieckim, a właściwie – na niemieckim pograniczu.

Ale na narodzie ukraińskim świat się nie kończy, bo właśnie jest jeszcze szlachetny naród niemiecki, któremu nasz mniej wartościowy naród tubylczy też ma służyć, a właściwie nie „też” – tylko – w pierwszej kolejności. Toteż jeśli występuje kolizja między powinnościami służby narodowi ukraińskiemu, a powinnościami służby narodowi niemieckiemu, to wiadomo, która służba ma charakter priorytetowy. W związku z tym tylko patrzeć, jak polska bezpieka wyda Niemcom, to znaczy – tamtejszemu gestapo („każdy kraj ma gestapo” – pisał w nieśmiertelnym poemacie „Tatuś” Konstanty Ildefons Gałczyński. „Każdy” – a cóż dopiero Niemcy?) Ukraińca zatrzymanego w związku z wysadzeniem w powietrze bałtyckich gazociągów. Podobno zanurkował on z materiałami wybuchowymi aż do gazociągów i w ten sposób je wysadził – co Książę-Małżonek przypisał Amerykanom.

A skoro już mowa o amerykańskich twardzielach, to właśnie zasadzili oni las w którym zamierzają ukryć listek w postaci carte-blanche dla premiera rządu jedności narodowej bezcennego Izraela, żeby mógł sobie spokojnie dokończyć operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej – ale tak, aby całe odium spadło na złowrogi Hamas, ewentualnie – kraje bisurmańskie. Jak bowiem podejrzewam, Żydowie zaniepokojeni ostracyzmem ze strony opinii światowej, podsunęli amerykańskiemu prezydentowi 21-punktowy „plan pokojowy”, którego istotnymi elementami są: rozbrojenie Hamasu, ustanowienie nad Strefą Gazy kurateli „Rady Pokoju” pod egidą prezydenta Donalda Trumpa (chyba nawet wtedy, kiedy już przestanie być prezydentem USA), w której mają podobno brać udział również kraje bisurmańskie (może posłuszna Izraelowi Jordania?). Autonomia Palestyńska nie będzie miała tam nic do gadania, a w ogóle, to musi spełnić wiele warunków, żeby w ogóle była dopuszczona do jakiejkolwiek konfidencji. Jeśli natomiast Hamas się na tę kapitulację nie zgodzi – to prezydent Trump deklaruje „pełne poparcie” dla zakończenia operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej. Premier Netanjahu oczywiście się zgodził, po pierwsze dlatego, że – jak podejrzewam – to sami Żydowie podsunęli amerykańskim twardzielom ten chytry plan, a po drugie – że jedynym konkretem, który może być naprawdę zrealizowany, to właśnie amerykańska zgoda na ostateczne rozwiązanie.

Oczywiście trzeba będzie trochę popracować nad opinią światową, żeby całe odium przypisała Hamasowi – ale od czego Judenraty w poszczególnych bantustanach – no i JE Andrzej Czaja, który ewentualnie zastosuje zastawkę „chrześcijańską”? No to dlaczego premier Netanjahu nie miał się zgodzić na pokojowy plan prezydenta Donalda Trumpa? Ten przykład pokazuje, że można służyć narodowi żydowskiemu albo po chamsku, albo finezyjnie – ale tak czy owak, służyć mu trzeba i na to nie ma rady – chyba, żeby zmartwychwstał Adolf Hitler.

Tymczasem Naczelnik Państwa Kaczyński Jarosław podzielił się z nami wątpliwościami, komu by tu lepiej się nadstawić. W roku 2003 i 2008, razem z obywatelem Tuskiem Donaldem stręczył nam Anschluss do Unii Europejskiej i traktat lizboński. Teraz jednak, kiedy okazało się, że Niemcy już odrzucają pozory i zamierzają zainstalować tu Generalną Gubernię, w myśl wskazań Adolfa Hitlera, przedstawionych w 1943 roku na spotkaniu z gauleiterami, Naczelnik Państwa doszedł do wniosku, że tą wizją swoich wyznawców już chyba nie porwie, żeby nadal się dla niego poświęcali. Wykombinował sobie tedy, by już nie nadstawiać się Niemcom, tylko żeby nadstawić się Amerykanom. Rewolucyjna teoria jest taka, że „pax Americana” pozwoli nam nie tylko zachować państwo – ale – kto wie? – może nawet Naczelnika Państwa na jego czele, albo jako prostego obywatela, albo – ewentualnie – kierującego interesem za pośrednictwem swoich wynalazków, jak Andrzej Duda, czy Karol Nawrocki.

Muszę w związku z tym przypomnieć mój projekt racjonalizatorski, by zrezygnować z koncepcji cząstkowych, tylko pójść na całość i zaproponować amerykańskim twardzielom, żeby przyłączyli nasz bantustan do USA, jako kolejny stan. Warszawa leży co prawda daleko od Waszyngtonu, ale Honolulu jest tak samo daleko – i nie ma problemu. Wojsko amerykańskie już u nas jest, a prezydent Trump obiecał, że jak będzie trzeba, to przyśle więcej. Nie musielibyśmy kupować z Ameryce broni, tylko wpłacać tam podatki, które chyba są mniejsze, niż u nas. Wreszcie – nie słychać, by USA zgadzały się na realizację jakichś żydowskich roszczeń ze swego terytorium – podczas gdy naszym chętnie by frymarczyły. Słowem – wiele nie gadać, tylko przyłączać. Skoro Stronnictwo Pruskie lansuje tutaj Generalną Gubernię, to Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie powinno chyba lansować Anschluss – ale tym razem – do Ameryki?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Kapelan prezydenta: Obudzony rewolucją francuską demon do dziś żyje w liberalnej lewicy. Apel o Różańcową kontrrewolucję.

Kapelan prezydenta bez ogródek: obudzony rewolucją francuską demon do dziś żyje w liberalnej lewicy

https://pch24.pl/kapelan-prezydenta-bez-ogrodek-obudzony-rewolucja-francuska-demon-do-dzis-zyje-w-liberalnej-lewicy

(fot. prtscr/youtube/ Studio TV NIEDZIELA)

W swym niedawnym artykule kapelan prezydenta Karola Nawrockiego zwrócił uwagę na antychrześcijański wymiar rewolucji francuskiej. Jak zaznaczył, współczesna lewica kontynuuje ten bunt przeciw wierze i porządkowi społecznemu zbudowanemu na jej zasadach. Ksiądz Jarosław Wąsowicz wskazał, że kluczowym orężem dla obrońców religii i chrześcijańskiego charakteru społeczeństwa jest Różaniec.

Trzeźwe uwagi duchownego trafiły na łamy aktualnego wydania „Gazety Polskiej”. W artykule zatytułowanym „Różańcowa kontrrewolucja” prezydencki kapelan podkreślił, że współczesna liberalna lewica prowadzi programową walkę z nauką wiary i chrześcijańskim wyobrażeniem świata. Jak wskazał, ten wrogi naszej tradycji wektor zawiera się w samym rodowodzie ruchów rewolucyjnych.

„Obudzony rewolucją francuską demon niszczył wszystko, co związane było z katolicką doktryną wiary i wizją świata, mordował duchownych, burzył świątynię, grabił kościelne mienie, kasował zakony, likwidował szkoły katolickie i szpitale, nie dając możliwości prowadzenia Kościołowi nawet instytucji charytatywnych”, pisał kapłan.

Aby przeciwstawić się „demonowi rewolucji”, Kościół musi postawić na „gruntowną odnowę życia religijnego”, zaznaczył ksiądz Jarosław Wąsowicz. Jak dodał, w taki właśnie sposób Kościół przeciwstawiał się antychrześcijańskiemu liberalizmowi w XIX wieku.

Kluczowym momentem duchowego starcia między Kościołem i rewolucją było ogłoszenie przez błogosławionego papieża Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Wraz z szeregiem objawień prywatnych Niepokalanej podanie tej prawdy do wierzenia stało się zaczynem rozbudzenia gorliwej pobożności maryjnej.

Ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Matki Bożej tchnęło „w serca ludzi dotkniętych falą prześladowań nadzieję, że one się skończą i demon zostanie pokonany”, czytamy w artykule. Wiarę w to utwierdziły widzenia w Lourdes i Fatimie „gdzie Maryja objawiła się światu przez małe dzieci, które prosiła o modlitwę w intencji pokoju i nawrócenia Rosji, gdzie w 1917 roku rozlała się kolejna odsłona rewolucyjnej zarazy”.

Jak podkreślił prezydencki kapelan, modlitwa różańcowa miała w tamtym czasie szczególne znaczenie jako narzędzie duchowej walki z rewolucją. Wobec tego ks. Jarosław Wąsowicz zachęcił, by i w dzisiejszych, trudnych dla wiary czasach, chętnie sięgać po to wyjątkowe nabożeństwo, przyłączając się do „różańcowej kontrrewolucji”.

Źródło: opoka.org.pl

FA

Makiaweliczna Triada

Makiaweliczna Triada

Autor: AlterCabrio, 8 października 2025

Infrastruktura nadzoru, początkowo rozmieszczona w Niemczech i Europie Środkowo-Wschodniej, służyła jako psychologiczna strefa buforowa, baza wypadowa do manipulacji umysłami. Jej główny cel? Umożliwienie kompleksowi militarno-przemysłowemu ścisłej współpracy z gigantami mediów społecznościowych, cenzurując rosyjską propagandę, a jednocześnie uciszając krajowe prawicowe ugrupowania populistyczne w Europie, które odważyły ​​się dojść do władzy w obliczu kryzysu migracyjnego.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Makiaweliczna Triada

[Artykuł ukazał się 8 maja 2024 – AC]

Jak wykorzystanie mediów, oszustwa ONZ i wojna informacyjna podkopały nasze wolności

Współczesna tyrania, z którą mamy dziś do czynienia, jest złowrogim potomstwem trzech kluczowych wydarzeń – makiawelicznej triady, która podważyła nasze podstawowe wolności i utorowała drogę do ujarzmienia ludzkości.

Po pierwsze, okres powojenny był świadkiem kampanii Zachodu polegającej na eksploatacji mediów, będącej próbą podważenia radzieckiego reżimu komunistycznego poprzez rozpowszechnianie zachodniej propagandy. Finansowane przez USA Radio Wolna Europa było jaskrawym ucieleśnieniem tej agendy, megafonem globalistycznej indoktrynacji podszywającym się pod latarnię wolności.

Po drugie, Deklaracja Praw Człowieka ONZ z 1948 roku i Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ z 1966 roku, pozornie szlachetne instrumenty, posłużyły za konie trojańskie do podważania suwerenności narodowej. Pod pretekstem „samostanowienia” zapisanego w Artykule 1, dokumenty te utorowały drogę do erozji władzy państwowej i narzucenia globalistycznego, neokolonialnego porządku.

Wreszcie [po trzecie] doktryna Gierasimowa, manifest, który wyniósł propagandę medialną do rangi nadrzędnej wobec inwazji militarnej, utwierdziła Zachód w przekonaniu o poparciu dla wojny psychologicznej. Z cyniczną kalkulacją doktryna ta głosiła „wyższą moc” manipulowania populacjami poprzez wojnę informacyjną – złowrogą strategię, która przyznaje oszałamiający priorytet 4:1 nad wojną konwencjonalną.

„Ważne jest kontrolowanie przestrzeni informacyjnej i koordynacja w czasie rzeczywistym wszystkich aspektów kampanii, a także stosowanie ukierunkowanych uderzeń głęboko na terytorium wroga i niszczenie krytycznej infrastruktury cywilnej i wojskowej” – doktryna Gierasimowa

Ten złośliwy modus operandi został obnażony podczas wojny NATO/UE w Jugosławii, gdzie pełna zgodność głównych mediów, rozmieszczenie amerykańskich agencji PR-owych i bezczelne zbombardowanie belgradzkiej stacji telewizyjnej obnażyły ​​prawdziwe oblicze globalistycznego „wyzwolenia”.

Dziś, na Ukrainie, jesteśmy świadkami apoteozy tej wojny informacyjnej, spektaklu tak „skutecznego”, że gdy narracja zawodzi, podżegacze wojenni nie potrafią pogodzić się z własnymi porażkami militarnymi. W ten sposób sztuczne wspieranie konfliktu idzie w parze z druzgocącymi stratami w ludziach i infrastrukturze, co jest ponurym świadectwem bezdusznej pogardy globalistów dla ludzkiego życia w pogoni za hegemonicznymi ambicjami.

Przejście od „agendy wolności” jako narzędzia polityki zagranicznej do wykorzystywania mediów do kontroli i cenzury, zarówno w kraju, jak i za granicą, można prześledzić aż do zamachu stanu na Ukrainie w 2014 roku przeciwko wybranemu rządowi i późniejszej kontrrewolucji na Krymie. Kiedy serca i umysły mieszkańców Krymu zdecydowaną większością głosów opowiedziały się za przyłączeniem do Federacji Rosyjskiej, było to ostatnią kroplą goryczy dla idei wolności słowa w internecie w oczach NATO – a przynajmniej tak ją postrzegali. W tym właśnie momencie zmieniła się fundamentalna natura wojny.

Nastąpiła głęboka i radykalna zmiana w polityce krajowej, mediach i prawie, jakiej wszystkie zachodnie tak zwane „demokracje” doświadczyły z całą mocą w ostatnich latach.

Mimo to nie sposób oprzeć się pytaniu: czy ktokolwiek w NATO lub Departamencie Stanu zatrzymał się na chwilę, by zastanowić się nad powagą swoich działań? Czy zadali sobie pytanie: „Chwileczkę, czy właśnie zidentyfikowaliśmy naszego nowego wroga pod postacią demokracji w naszych własnych krajach?”. Niestety, ta introspekcja zdaje się padać ofiarą nieustannego dążenia do władzy i kontroli.

Zakorzeniony, państwowo-korporacyjny aparat cenzury i unieważniania [cancellation] to dobrze naoliwiona machina, nasmarowana korporacyjnym uściskiem w praktycznie każdym sektorze współczesnego społeczeństwa. Macki tych korporacyjnych władców mocno oplatają gospodarkę, media, opiekę zdrowotną, wojsko, biznes i najnowocześniejsze technologie. W tym świecie iluzja wyboru i wolności to nic więcej niż okrutna fasada.

Ci korporacyjni marionetkarze sami są jedynie pionkami w wielkiej partii szachów rozgrywanej przez ich ponadnarodowych panów. Organizacja Narodów Zjednoczonych, Światowa Organizacja Zdrowia, Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu i chełpliwe Światowe Forum Ekonomiczne pociągają za sznurki ze swoich wież z kości słoniowej, z dala od zasięgu irytujących elektoratów krajowych i ich rzekomych „rządów”. Demokracja to tylko urocze hasło, którym rzucają, by uspokoić masy.

Sama natura tych samolubnych korporacji, których żywotność przyćmiewa czas życia jednostek, które tymczasowo je „kontrolują”, sprawia, że ​​ich elitarni funkcjonariusze są niczym więcej niż trybikami w niekontrolowanej machinie. Są porywani przez prądy władzy, które sami stworzyli, niezdolni do sterowania statkiem, nawet gdyby chcieli. I bądźmy szczerzy, nie chcą. Dlaczego mieliby wyzbywać się żelaznego uścisku na społeczeństwie?

Żadna ilość kontrinformacji, sprzeciwów, opinii publicznej ani niewygodnej szarady wyborów nie sprowadzi tych korporacyjnych gigantów z powrotem na ziemię. Odizolowali się od woli ludu, tworząc nieprzekraczalną twierdzę kontroli. Masy pozostają pogrążone we własnej bezsilności, bezradnie patrząc, jak ich tak zwana „demokracja” zostaje zredukowana do przypisu w annałach historii.

Początki Google sięgają grantu DARPA (Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych w Departamencie Obrony Stanów Zjednoczonych) przyznanego Larry’emu Page’owi i Sergeyowi Brinowi, gdy byli doktorantami na Uniwersytecie Stanforda. Ich finansowanie pojawiło się w ramach wspólnego programu CIA i NSA, którego celem było zbadanie, jak „ciągnie swój do swego w sieci” poprzez agregację danych wyszukiwarek. Zaledwie rok później uruchomili Google i szybko przekształcili się w dostawcę usług wojskowych.

Ich wzrost dodatkowo wzmocniło przejęcie oprogramowania satelitarnego CIA, które umożliwiło im oferowanie Map Google i wykorzystanie wolności słowa w internecie jako środka do obejścia państwowej kontroli nad mediami w regionach takich jak Azja Środkowa i poza nią.

Jak na ironię, znaczna część znanej nam dziś technologii wolności słowa w internecie została pierwotnie stworzona przez nasze własne państwo bezpieczeństwa narodowego – między innymi sieci VPN (wirtualne sieci prywatne) do ukrywania adresów IP, narzędzia do nawigacji w darknecie i anonimowego kupowania/sprzedawania towarów oraz szyfrowane czaty end-to-end. Innowacje te narodziły się jako projekty DARPA lub wspólne przedsięwzięcia CIA i NSA, mające na celu wspieranie grup wywiadowczych w obalaniu rządów, które stanowiły problem dla administracji od Clintona, przez Busha, po Obamę.

Podobnie jak systemy liczenia głosów sfałszowano w celu przeprowadzenia wyborów w krajach, w których USA atakowało reżimy, tak teraz te same narzędzia wykorzystano przeciwko krajowym „demokratycznym” wyborom, podważając wolę ludu w imię utrzymania władzy i stwarzając iluzję bezpieczeństwa.

Infrastruktura nadzoru, początkowo rozmieszczona w Niemczech i Europie Środkowo-Wschodniej, służyła jako psychologiczna strefa buforowa, baza wypadowa do manipulacji umysłami. Jej główny cel? Umożliwienie kompleksowi militarno-przemysłowemu ścisłej współpracy z gigantami mediów społecznościowych, cenzurując rosyjską propagandę, a jednocześnie uciszając krajowe prawicowe ugrupowania populistyczne w Europie, które odważyły ​​się dojść do władzy w obliczu kryzysu migracyjnego.

Jednym z niepowodzeń tych samozwańczych „władców świata” było referendum w sprawie Brexitu z czerwca 2016 roku, kiedy to Brytyjczycy, w szokującym akcie buntu, zagłosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej. Wynik ten wstrząsnął establishmentem, głęboko niepokojąc samego premiera Camerona, który nieświadomie uwolnił siły suwerenności ludu, inicjując głosowanie.

Jednak globalistyczni marionetkarze zorganizowali genialny zamach stanu. Strategicznie umieścili swoich chętnych i żądnych władzy sługusów, wyrwanych z resztek byłych kolonii brytyjskich, na stanowiskach władzy w samym sercu brytyjskiego establishmentu. Te chętne marionetki, napędzane nienasyconą żądzą panowania nad swoimi byłymi kolonialnymi panami, tańczą tak, jak im zagrają globalistyczni władcy.

To mistrzowskie posunięcie manipulacyjne, ponieważ wszelką krytykę działań tych starannie wybranych osób można teraz z łatwością zbagatelizować jako jawny rasizm. Globaliści skutecznie ukryli swoje pionki przed krytyką, kryjąc się za fasadą różnorodności i inkluzywności. Użyli języka sprawiedliwości społecznej jako broni, przekręcając go, by służył ich własnym, nikczemnym celom.

Ironia jest namacalna. Ci niegdyś skolonizowani stali się kolonizatorami, ale tym razem służą interesom tajemniczej kliki globalistów, a nie własnemu narodowi. Służą tym samym ludziom, którzy 167 lat temu próbowali skolonizować ich kraje.

Te marionetki, upojone pokusą władzy, dobrowolnie sprzedały swoje dusze temu, kto zapłaci najwięcej. Stały się ucieleśnieniem opresyjnych systemów, z którymi rzekomo walczą.

Po Brexicie, podczas konferencji w Warszawie w 2016 roku, NATO formalnie zmieniło swój statut, wyraźnie zobowiązując się do prowadzenia wojny hybrydowej jako swojej nowej zdolności. Oznaczało to głęboką zmianę, zdradę domniemanego mandatu, ponieważ sojusz przeszedł od dekad konwencjonalnej wojny skupionej wokół czołgów do wyraźnego budowania zdolności do cenzurowania tweetów uznanych za pochodzące od rosyjskich botów.

Co znamienne, cele wykraczały daleko poza rosyjską propagandę, obejmując każdy głos sprzeciwu, który ośmielił się zakwestionować elitarną agendę globalistów. Grupy Brexitu, ruch Matteo Salviniego we Włoszech i podobne siły populistyczne w Grecji, Niemczech i Hiszpanii znalazły się na celowniku tej podstępnej kampanii represji.

Uporczywe łączenie przez establishment wszelkiej opozycji wobec ich nikczemnych planów z Rosją było, rzecz jasna, jawnym przejawem manipulacji [gaslighting], desperacką próbą zdyskredytowania i marginalizacji tych, którzy ośmielili się kwestionować ich autorytet.

Deklaracje ONZ, niegdyś głoszone jako promyk nadziei na bardziej pokojowy świat, stały się duszącym kaftanem bezpieczeństwa, ograniczającym możliwości militarne mocarstw imperialistycznych. Minęły czasy, gdy jeden kraj mógł bezczelnie przejąć kontrolę nad innym, jak Stany Zjednoczone zrobiły to z Filipinami w 1898 roku. Teraz każda akcja militarna musi być skrywana pod płaszczykiem politycznej legitymizacji, a siły inwazyjne desperacko zabiegają o aprobatę podbitej ludności. To groteskowy taniec, cienka fasada zgody maskująca brutalną rzeczywistość okupacji.

Granica między polityką zagraniczną a wewnętrzną staje się coraz bardziej niewyraźna, a fałszywe twierdzenia Partii Demokratycznej i Głębokiego Państwa [deep state] umożliwiają agencjom takim jak Departament Stanu, Departament Obrony i CIA bezkarne działanie na terytorium USA. Pod pretekstem walki z widmowym zagrożeniem „rosyjską dezinformacją” podmiotom tym dano pełną swobodę w ingerowaniu w proces demokratyczny, a wszystko to w imię jego ochrony. Ironia jest równie gęsta, jak sieć oszustw, którą tkają.

Atak na Trumpa w aferze „Russiagate” posłużył jako wygodna zasłona dymna dla aparatu państwowego, umożliwiając mu zwrot w stronę cenzury i tłumienia sprzeciwu. Dysponując miliardami dolarów, ten nieczysty sojusz kompleksu militarno-przemysłowego, agencji rządowych, najemników z sektora prywatnego oraz rozległej sieci sojuszników medialnych i samozwańczych weryfikatorów faktów stał się współczesną inkwizycją, kontrolującą każde słowo wypowiadane w internecie. To Klasa Wartowników, samozwańczy strażnicy prawdy, zdeterminowani, by uciszyć każdy głos, który ośmiela się kwestionować oficjalną narrację.

Ośrodek pod nazwą Global Engagement Center, kierowany przez Ricka Stengela, byłego dziennikarza, który został „szefem propagandy”, uosabia hipokryzję państwowo-korporacyjnego programu. Stengel, niegdyś samozwańczy obrońca wolności słowa, teraz wykorzystuje swoją władzę, by tłumić sprzeciw, postrzegając internet jako zagrożenie dla rządowej kontroli nad narracją. Zamiast angażować się w szczerą dyskusję, uciekają się do cenzury i propagandy, określając każdą odmienną opinię jako „niepotwierdzoną” lub „bez dowodów” – taktykę równie transparentną, co nikczemną.

Naciski Rady Atlantyckiej na rządy europejskie, by uchwaliły przepisy o cenzurze, czego przykładem jest niemiecka ustawa ds. sieci (NetzDG, Gesetz zur Verbesserung der Rechtsdurchsetzung in sozialen Netzwerken), zapoczątkowały erę automatycznej cenzury, w której sztuczna inteligencja staje się arbitrem akceptowalnej mowy. Ta broń masowego usuwania, zdolna do uciszenia milionów osób za pomocą kilku linijek kodu, jest groteskową perwersją postępu technologicznego, sprowadzającą złożony dyskurs polityczny do binarnego podziału na konformizm lub zapomnienie.

Korupcja w środowisku akademickim jest równie przerażająca – ponad 60 uniwersytetów otrzymało dotacje federalne na wsparcie działań cenzury. Niegdyś uświęcone ośrodki nauki stały się niczym więcej niż przedłużeniem rządowej machiny propagandowej, a badania i nauczanie są zniekształcane, by służyć interesom państwa. Kompleks rządowo-akademicki, wypaczone odbicie militarno-przemysłowego kompleksu Eisenhowera, to rak, który podkopuje fundamenty integralności intelektualnej i wolności akademickiej.

Pandemia covid-19 obnażyła podstępne machinacje kompleksu przemysłu medyczno-farmaceutycznego, który stara się uciszyć i stłumić wszelkie głosy sprzeciwu, które ośmielają się kwestionować oficjalną narrację. Uzasadnione obawy dotyczące pochodzenia wirusa, niszczycielskich kosztów gospodarczych i społecznych wywołanych lockdownami oraz alarmującego wzrostu liczby zakażeń i zgonów związanych ze szczepieniami spotkały się ze skoordynowanym wysiłkiem mającym na celu cenzurowanie i dyskredytowanie tych, którzy zabierają głos.

Projekt „Virality”, narzędzie ucisku podszywające się pod inicjatywę zdrowia publicznego, skrupulatnie zmapował 66 różnych narracji kwestionujących status quo. Rozkładając te twierdzenia na czynniki pierwsze i wprowadzając je do modeli uczenia maszynowego, projekt stworzył globalny system nadzoru, który pozwala im szybko identyfikować i tłumić wszelkie informacje zagrażające interesom Pentagonu lub osób pokroju Tony’ego Fauci. Mając możliwość uciszenia dziesiątek milionów głosów jednym kliknięciem, „Virality Project” jest mrożącym krew w żyłach przypomnieniem dystopijnej rzeczywistości, w której obecnie żyjemy.

Te same taktyki cenzury i represji zastosowano podczas wyborów w 2020 roku, gdy głębokie państwo starało się rozwiać wszelkie wątpliwości co do legalności głosowania korespondencyjnego. Sam akt kwestionowania uczciwości procesu głosowania uznano za „cyberatak” na infrastrukturę krytyczną, co było absurdalnym twierdzeniem, sprzecznym z zasadami demokracji. Jednak kiedy Hillary Clinton zakwestionowała wynik wyborów w 2016 roku, które przegrała, nie było podobnego oburzenia ze strony decydentów. Ta hipokryzja jest równie porażająca, co niezaskakująca.

Rozwój internetu i mediów społecznościowych stanowi egzystencjalne zagrożenie dla głębokiego państwa, klasy politycznej, mediów głównego nurtu oraz kompleksu militarno-przemysłowego. W miarę jak alternatywne narracje zyskują na popularności i konkurują z tradycyjnymi mediami informacyjnymi, globaliści stają się coraz bardziej zdesperowani, by utrzymać władzę. Spotkanie German Marshall Fund w 2019 roku, podczas którego czterogwiazdkowy generał ubolewał nad perspektywą zredukowania „New York Timesa” do średniej wielkości strony na Facebooku, jest wymownym przykładem ich strachu i desperacji.

W początkach mediów społecznościowych, w latach 2006–2014, grupom dysydenckim brakowało masy krytycznej, by skutecznie przeciwstawić się dominującej narracji. Departament Stanu, Departament Obrony i służby wywiadowcze miały władzę, a ich zasobne portfele zapewniały, że ich wersja wydarzeń zwycięży. Jednak wraz z dojrzewaniem ekosystemu i umacnianiem się alternatywnych głosów, cały porządek międzynarodowy, pieczołowicie kształtowany przez 70 lat od Trumana, przez Trumpa, po Bidena, znalazł się na krawędzi upadku.

________________

The Machiavellian Trinity, A Lily Bit, May 08, 2024

Dlaczego niektóre kobiety nie są zdolne do miłości?

Dlaczego niektóre kobiety nie są zdolne do miłości?

Autor: CzarnaLimuzyna , 8 października 2025

Punktem wyjścia dla tego rozważania są słowa Jezusa Chrystusa.

Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni.

Rzecz w takim razie dotyczy również mężczyzn. A czy warto zastanawiać się nad tymi, którzy są niezdolni z natury? Nie ma sensu. Nie ma sensu pomimo tego, że rzecz budzi duże kontrowersje, głównie z powodu braku akceptacji tego faktu. Takich osób, osób niezdolnych, należy unikać na poziomie relacji męsko- damskich czyli warto umieć ich rozpoznać przed szkodą.

W powyższych przypadkach zaangażowanie seksualne i emocjonalne takich osób może być mylone z „miłością”.

Sytuacja zmienia się radykalnie, gdy wektor seksualny i emocjonalny zmienia kierunek. Spadają maski, a omawiana niezdolność okazuje się w praktyce upośledzeniem w formie braku wrażliwości i empatii na najbardziej elementarnym ludzkim poziomie.

Niezdatni, których ludzie takimi uczynili

Do grupy, która nas interesuje należą osoby „których ludzie takimi uczynili”. To, co się stało w ich dzieciństwie, we wczesnej młodości lub innym okresie życia i zaowocowało brakiem zdolności do miłości – jest odwracalne.

Nie ma oczywiście żadnej gwarancji, tym bardziej, że potencjalna zmiana jest możliwa dzięki Bożej łasce, która często jest negowana a priori. Drugą możliwością, traktowaną jako podstawowa i jedyna (po wykluczeniu pierwszej) jest niełatwa praca nad sobą na przykład w formie auto-psychoterapii.

Niezdolność do miłości, jak było wcześniej powiedziane, często idzie w parze z brakiem wrażliwości oraz brakiem zdolności do klarownego rozpoznawania dobra i zła. Dobra i zła otrzymywanego. Dobra i zła dawanego.

===============================

Na koniec zacytuję, bynajmniej nie w formie prowokacji, lecz w uzupełnieniu wiedzy o kobiecej naturze…

Biskupi przeprosili Boga za sodomskie zgorszenie w Bazylice św. Piotra

7 października 2025

Biskupi przeprosili Boga za zgorszenie w Bazylice św. Piotra

https://pch24.pl/biskupi-przeprosili-boga-za-zgorszenie-w-bazylice-sw-piotra

(fot. LifeSiteNews)

Czterej katoliccy biskupi przeprosili Boga za profanację, której za zgodą władz Stolicy Apostolskiej dopuszczono się w Bazylice św. Piotra. Chodzi o skandaliczną tęczową pielgrzymkę.

4 października w Pittsburghu w USA dokonano aktu zadośćuczynienia Bogu za profanację Roku Jubileuszowego i Bazyliki św. Piotra. Chodzi o skandaliczną pielgrzymkę z 6 września, kiedy ponad 1000 homo- i transseksualistów przeszło przez Drzwi Święte, niosąc na sztandarach idee ruchu LGBTQ. Później odprawiono dla nich Mszę św. w kościele Il Gesù.

Pielgrzymka wywołała wielkie zgorszenie wśród katolików, bo stanowiła jawny akt propagowania tęczowej ideologii i życia w rozpuście. Akt zadośćuczynienia przeprowadzili czterej biskupi: Joseph Strickland, Athanasius Schneider, Marian Eleganti i Robert Mutsaerts.

Poniżej prezentujemy całą treść aktu.

Akt zadośćuczynienia za zbezczeszczenie Roku Jubileuszowego i Bazyliki św. Piotra przez aktywistów „LGBTQ+”

Najświętsza Trójco – Ojcze, Synu i Duchu Święty – zmiłuj się nad nami, biednymi grzesznikami, którzy ofiarują Twemu Boskiemu Majestatowi ten akt zadośćuczynienia za ohydę popełnioną w Wiecznym Mieście w Roku Jubileuszowym przez tych, którzy „łaskę Boga naszego zamieniają na rozpustę” (Jud 4), a którzy – niestety, za zgodą władz Stolicy Apostolskiej – użyli kościoła Il Gesù, Świętych Drzwi i Bazyliki św. Piotra jako trybuny do otwartego głoszenia potrzeby zalegalizowania sodomii, nierządu i innych grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu Twego świętego prawa. Ośmielili się „okazywać pozór pobożności, ale wyrzekli się jej mocy” (2 Tm 3,5).

Ze smutkiem wołamy do Ciebie słowami psalmu: „Pomnij na Twoją społeczność, którą dawno nabyłeś, na pokolenie, które wziąłeś w posiadanie, na górę Syjon, gdzie założyłeś sobie siedzibę. Skieruj Twe kroki ku ruinom bez końca: nieprzyjaciel wszystko spustoszył w świątyni. Ryknęli Twoi przeciwnicy w środku [Namiotu] Spotkania, zatknęli swe proporce. Można było ich poznać jak tego, co wznosi wysoko siekiery wśród gąszczów. Na pastwę ognia świątynię Twoją wydali, doszczętnie zbezcześcili przybytek Twego imienia. Jak długo, Boże, będzie urągał nieprzyjaciel? Czy wróg na zawsze będzie bluźnił Twemu imieniu? Niechaj uciśniony nie wraca ze wstydem: niech ubogi i biedny chwalą Twoje imię!” (por. P 74, 2ff.)

Choć jesteśmy biednymi grzesznikami, w zjednoczeniu z aktami wynagrodzenia Niepokalanego Serca Maryi, wszystkich Świętych oraz wszystkich pobożnych wiernych na ziemi, oferujemy zadośćuczynienie, które Ty sam złożyłeś swojemu Przedwiecznemu Ojcu na Krzyżu i które codziennie odnawiasz na naszych ołtarzach jako wynagrodzenie i pokutę:

– Za tych, którzy nadużyli Roku Jubileuszowego, kościoła Il Gesù, Świętych Drzwi i Bazyliki św. Piotra, zamieniając je w trybunę do głoszenia potrzeby zalegalizowania sodomii, nierządu i innych grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu Twojego świętego prawa. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za współudział władz Stolicy Apostolskiej w tej ohydzie. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za ideologiczne grupy nacisku wewnątrz i poza Kościołem, które głoszą potrzebę zalegalizowania sodomii, nierządu i innych grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu Twojego świętego prawa. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za bezczelne wezwania kardynałów, biskupów, kapłanów i świeckich do zmiany niezmiennej nauki Kościoła katolickiego, wyrażonej w Katechizmie, aby zalegalizować sodomię, nierząd i inne grzechy przeciwko szóstemu przykazaniu Twojego świętego prawa. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za członków duchowieństwa, którzy, nadużywając swego urzędu i wypaczając prawdziwy sens duszpasterstwa, wspierają zalegalizowanie sodomii, nierządu i innych grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu Twojego świętego prawa. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za członków duchowieństwa, którzy pod pretekstem towarzyszenia duszpasterskiego odmawiają ludziom odwiecznej prawdy Twoich świętych przykazań i unikają wzywania błądzących do zbawiennej pokuty, utwierdzając ich zamiast tego w błędzie i występku oraz narażając na niebezpieczeństwo wiecznego potępienia. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za członków duchowieństwa, którzy zachęcają osoby jawnie prowadzące styl życia „LGBTQ+” do przyjmowania Komunii Świętej, sprowadzając na nie tym samym sąd i potępienie (por. 1 Kor 11,29). Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za wszystkich, którzy w pysze i braku pokuty obrażają Ciebie żyjąc w sodomii i nierządzie. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za wszystkich, którzy znieważają dobroć i piękno stworzenia małżeństwa oraz dwóch płci – mężczyzny i kobiety – poprzez głoszenie moralnej i prawnej akceptacji związków jednopłciowych i tak zwanego małżeństwa jednopłciowego. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za wszystkich, którzy bluźnią Tobie, twierdząc, że to Ty stworzyłeś pociąg osób tej samej płci. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

– Za członków duchowieństwa, którzy bluźnią Twemu Świętemu Imieniu, Twoim Przykazaniom i ustanowionemu przez Boga sakramentowi małżeństwa, udzielając błogosławieństw parom jednopłciowym i innym związkom pozamałżeńskim. Panie, zmiłuj się! Chryste, zmiłuj się! Panie, zmiłuj się!

O Panie, błagamy Cię również, abyś w swoim miłosierdziu zechciał udzielić światła i łaski nawrócenia naszym biednym braciom i siostrom, którzy, zaślepieni błędem i zniewoleni występkiem, usiłują narzucić swoją wolę Twojej świętej woli, bezwstydnie domagając się, by Kościół zmienił niezmienne i objawione prawdy Twoich Przykazań. Spraw, błagamy Cię, aby zostali doprowadzeni na powrót do przyjęcia Twojej Świętej Woli.

O Panie, wylej Ducha prawdy i skruchy na pasterzy i owce Twojej owczarni, aby się Ciebie bali, chodzili Twoimi drogami i miłowali Cię (por. Pwt 10,12). Niech świat dostrzeże w słowach i czynach Twojego Kościoła wyzwalającą prawdę: „Lepsza bezdzietność połączona z cnotą, nieśmiertelna jest bowiem jej pamięć, bo ma uznanie u Boga i ludzi” (Mdr 4,1).

O Panie, wejrzyj miłosiernie na Twój udręczony Kościół, który został publicznie poniżony przez nadużycie Roku Jubileuszowego, Świętych Drzwi i Bazyliki św. Piotra. Przyjmij łaskawie ten nasz akt wynagrodzenia i spójrz na łzy Niepokalanej i Bolesnej Dziewicy Maryi, na krew niezliczonych męczenników, zwłaszcza tych, którzy oddali życie w obronie czystości, oraz na cierpienia, westchnienia, modlitwy i akty miłosnego wynagrodzenia tak wielu katolickich dusz. O Panie, spraw, aby Twój Kościół znów jaśniał – katolicki, wolny i czysty.

Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami!
Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami!
Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami! Amen.

Pittsburgh, 4 października 2025

Uczestnicy Catholic Identity Conference 2025

=========================

mail:

Na 2 tysiące biskupów tylko 4 uznało zgorszenie.

Nie było nawet 10, jak w Sodomie za Patriarchy Abrahama.

Portret króla Prus i znikające miliony Uniwersytetu Wrocławskiego

„Gazeta Polska” ujawnia: Portret króla Prus i znikające miliony Uniwersytetu Wrocławskiego

Jakub Maciejewski


https://niezalezna.pl/polska/gazeta-polska-ujawnia-portret-krola-prus-i-znikajace-miliony-uniwersytetu-wroclawskiego/553803

Fryderyk II (1740–1786), zwany przez Niemców wielkim, doprowadził do I rozbioru Rzeczypospolitej i wprowadził do polityki Berlina prawdziwie polakożerczą politykę. Doprawdy więc szokujący był fakt, że portret tego właśnie monarchy zawisł we wnętrzu barokowej, reprezentacyjnej auli Uniwersytetu Wrocławskiego. Prawicowi komentatorzy popełnili jednak błąd, powielając nieprawdziwą informację, że wizerunek Hohenzollerna zastąpił Orła Białego, bo dzięki temu uczelnia mogła gładko wyciszyć sprawę. „Podstawowa przyczyna tego, dlaczego Orzeł Biały nie mógł zostać zastąpiony portretem króla Prus Fryderyka II, wynika z faktu, że te dwa przedstawienia nigdy nie znajdowały się w tym samym miejscu” – czytamy na stronie internetowej. Sprawa ucichła, tymczasem zaglądając za portret niemieckiego monarchy, odkrywamy skandal finansowy Uniwersytetu Wrocławskiego.

Nic nie szkodzi, że gardził Polską

„Gazeta Polska” wysłała uniwersytetowi listę pytań dotyczących hołdu, jaki uczelnia złożyła Fryderykowi II, zwłaszcza że pierwotnie w tym miejscu auli wisiał wizerunek austriackiego cesarza – Rudolfa II. Przywrócenie wyglądu sali z wersją władcy z Berlina to wymowny gest polityczny. Sam monarcha nazywał Polaków „najbardziej służalczym [narodem] w Europie” oraz „pełzającymi od momentu, gdy czują się przyciśnięci i bez pomocy”.

Za czasów tego panowania Niemcy przybrały zasadniczy paradygmat swojej polityki: „Interes mój wymaga zawsze, aby sprawy polskie pozostawały w stanie pewnego zamieszania i żeby żaden sejm nie zdołał się utrzymać”. W liście do Jeana d’Alemberta, francuskiego filozofa i matematyka, po pierwszym rozbiorze Fryderyk pisał o Polakach:  „Biednych tych Irokezów będę się starał oswoić z cywilizacją europejską”.

Na zapytanie o pogardę Fryderyka do Polaków „Gazeta Polska” otrzymała odpowiedź, że „nie ma żadnych dowodów na negatywny stosunek Fryderyka II do jego śląskich poddanych narodowości polskiej”. Czyli Polacy mogli być dzikusami i Irokezami, ale jako poddani Berlina na Śląsku się sprawdzali. Zabawnie brzmi też argument, że dowodem na życzliwość Fryderyka do Polaków miałaby być „przyjaźń” króla z polskim poetą biskupem Ignacym Krasickim. Duchowny wszak był po I rozbiorze zakładnikiem Prus, skoro jego diecezja stała się częścią państwa Hohenzollernów, zresztą sam Krasicki słynął z konformizmu i uległości wobec innych władców, przyjmując rozmaite podarki od swoich podejrzanych darczyńców.

Uczelnia przekonuje także, że Fryderyk II był dobrodziejem samej placówki, zwanej wówczas Akademią Leopoldyńską. Anonimowi autorzy odpowiedzi uniwersytetu zakładają, że skoro papiestwo zlikwidowało w 1773 roku zakon jezuitów (prowadzący wrocławską akademię), a król pruski pozwolił im dalej prowadzić swoją działalność, to należy uznać jego zasługi.

Problem polega na tym, że monarcha wykorzystywał spór katolickich jezuitów z protestanckimi władzami Wrocławia do wzmocnienia swojej władzy, a nie z życzliwości do Polaków, katolików czy samej uczelni. W książkach o historii Uniwersytetu Wrocławskiego można przeczytać jednoznaczne tezy, na przykład o zajęciu Śląska przez Prusy w kontekście akademii: „(…) rok 1740 kończył okres jej pomyślnego rozwoju i najlepszych wyników kształcenia młodzieży”. Wrocław pod względem intelektualnym stał się za Fryderyka głuchą prowincją: „Na Śląsku straciły ważność wszystkie dyplomy z jakichkolwiek uniwersytetów spoza Śląska, nawet tak słynnych jak w Rzymie, Bolonii, Wiedniu i Pradze”. Berlin jednocześnie likwidował autonomię uczelni i podporządkowywał ją świeckiemu ministerstwu, a w czasie wojny siedmioletniej akademia w ogóle zawiesiła swoją działalność. W odpowiedzi na zapytania „Gazety Polskiej” obrońcy Fryderyka II przytaczają osiągnięcia uniwersytetu z okresu… po śmierci samego króla (założenie obserwatorium astronomicznego w 1791 roku). 

Wbrew faktom i oczywistemu deprecjonowaniu polskości przez króla, którego wizerunek wisi dziś na Uniwersytecie Wrocławskim, władze uczelni bronią antypolskiego doktrynera. Chciałoby się wiedzieć, czy ktoś za takie poglądy im nie zapłacił, ale tutaj… pojawia się finansowa afera.

Fundacja z mętnymi pieniędzmi

Aby finansować wysokobudżetowe przedsięwzięcia uniwersytetu, blisko dwie dekady temu powstała Fundacja dla Uniwersytetu Wrocławskiego. Dziwny ten podmiot bez własnej strony internetowej, bez danych kontaktowych, przyjmował od darczyńców kwoty opiewające w sumie na miliony złotych, także od instytucji publicznych, ale nie sposób znaleźć jego rozliczenia finansowe. Obecny prezes fundacji, prof. Adam Sulikowski, wyjaśnia, że został poproszony o pełnienie tej funkcji przez rektora uczelni, „z zamiarem uporządkowania jej działalności pod względem prawnym”, choć wcześniej uczony nie miał z tym podmiotem nic wspólnego. 

Władze fundacji nie posiadają wiedzy o wcześniejszych środkach finansowych, które przechodziły przez tę organizację. Z odpowiedzi prof. Sulikowskiego wyłania się obraz fundacji-słupa, który dysponował ogromnymi funduszami, na które nie ma kwitów:

„Obecny zarząd nie zastał w pomieszczeniach Fundacji kompletnie żadnej dokumentacji. Rezyduje w tych pomieszczeniach zupełnie inna instytucja. W wyniku interwencji Rady Fundacji, JM Rektor UWr przyznał Fundacji inne pomieszczenie. Część dokumentów odnalazła się w tzw. piwnicach. Nadal jednak nie jesteśmy w stanie zebrać kompletu dokumentów a z powodu wygaśnięcia licencji na program do obsługi księgowej, nie mamy także żadnych zasobów elektronicznych w tej materii. Na odnowienie licencji Fundacja nie posiada środków. Jedyne, co obecny zarząd wie na temat środków, które w najszerszym możliwym rozumieniu ustawowym tego terminu mogą być uznane za środki publiczne czy pomoc publiczną, to fakt, że podczas pandemii Covid-19 Fundacja uzyskała dotację z Polskiego Funduszu Rozwoju S.A”.

Nie można jednak także uzyskać informacji dotyczącej skali dotacji z Polskiego Funduszu Rozwoju – na zapytanie z 19 września „Gazeta Polska” otrzymała jedynie automatyczną odpowiedź, że „doradcy niezwłocznie przygotują odpowiedź na pytanie”. Jak na razie – nie przygotowali. 

Uniwersytet zatem powołał sobie fundację, przez którą pozyskiwał środki finansowe, ale nie znamy kwot i celów ich wydatkowania. Wiemy jednak, że część pieniędzy „znikała” na niewiadome cele, o czym władze uczelni wiedziały od lat, ale na nadużycia nie reagowały ponad uspokajające kłamstwa.

Na konto fundacji wpływały pieniądze od darczyńców na konkretne cele – na przykład na Katedrę Judaistyki czy Muzeum Przyrodnicze. W czerwcu 2021 roku jedna z pracownic uniwersytetu zapytała na posiedzeniu senatu uczelni, dlaczego fundacja nie opłaciła faktur Katedry Judaistyki na 18 tys. zł, skoro wcześniej otrzymała te pieniądze od darczyńców. Rektor postanowił pokryć tę kwotę z pieniędzy uniwersytetu – czyli z naszych podatków. Co się jednak stało z tamtymi funduszami?

Dziesiątki tysięcy na naukę, miliony na aulę

Muzeum Przyrodnicze miało problem z większą kwotą, uzyskano bowiem od emerytowanego profesora, przebywającego na emigracji, 50 tys. dolarów (!) darowizny, ale po przejściu przez konto fundacji sama placówka dostała… połowę tej kwoty, czyli blisko 100 tys. złotych. Co się stało z resztą? – Poszła na cele statutowe – odpowiada jeden z naszych rozmówców z Uniwersytetu Wrocławskiego.

 Problem polegał na tym, że kolejne darowizny były przeznaczane nie na deklarowane cele, lecz na owe tajemnicze „cele statutowe”, których w szczegółach nie da się poznać. Wśród profesorów Uniwersytetu Wrocławskiego sprawa była tajemnicą poliszynela, skoro w październiku 2022 roku na posiedzeniu Senatu UWr jeden z obradujących, K. Demczyszyn, zapytał, czy można ominąć fundację przy otrzymywaniu dotacji z budżetu miasta, skoro te środki mogą być „zagrożone przez istniejące zobowiązania fundacji i ewentualne roszczenia”?

– Władze uniwersyteckie coś ukrywają. I to nie jest małe „coś” – tłumaczy nam jeden z naukowców, który jest członkiem uniwersyteckiego senatu. Faktycznie w oficjalnych wypowiedziach rektorów i niektórych profesorów próbuje się rozmyć powiązania fundacji z samym uniwersytetem. Na jednym z posiedzeń senatu rektor prof. Przemysław Wiszewski przekonywał, że „Fundacja w nazwie ma »dla Uniwersytetu Wrocławskiego«, finansowała działania realizowane na rzecz uniwersytetu, natomiast nie jest częścią uniwersytetu i władze uniwersytetu za nią nie odpowiadają”. 

Jest to kłamstwo – radę fundacji powoływał senat uczelni, w statucie fundacji ta zależność była podkreślona, uniwersytet opłacał faktury fundacji, a nawet nasze zapytanie w tej sprawie trzeba było skierować do rzeczniczki uniwersytetu – a nie fundacji. 

Przy tej mętnej sprawie pojawi się także prof. Krzysztof Ruchniewicz, do niedawna niesławny dyrektor Instytutu Pileckiego. Uczony nie tyle przejmował się przekrętami finansowymi w fundacji, ile tym, że dowiedzą się o tym… media. Na  jednym z posiedzeń senatu z jego ust padło alarmujące pytanie: „Czy rektor nie obawia się, że za chwilę o sprawie fundacji rozpiszą się media, czy jesteśmy, i jak, na to przygotowani?”. Rektor zapewniał, że uczelnia jest przygotowana, ale nasze rozmowy z członkami Senatu UWr tego nie potwierdzają. – Już sam fakt, że „Gazeta Polska” zapytała o fundację, wywołał popłoch. Poprzedni rektorzy są żywo przejęci waszym zainteresowaniem – słyszymy z otoczenia władz uniwersyteckich. Zwłaszcza że Fundacja miała więcej podejrzanych interesów. Władze uniwersyteckie miały na przykład nie wiedzieć, że ich fundacja od 2007 roku prowadziła hotel Zaułek i nie wiadomo, na co szły dochody z tego przybytku. Na pewno część środków przeznaczano na pensje dla dwóch osób, które były tam zatrudnione, ale nasi informatorzy twierdzą, że pieniądze wyprowadzano na inne sposoby.

Sam hotel, kamienica w centrum miasta, przy ul. Garbary, został przez Uniwersytet Wrocławski (a nie fundację!) wystawiony na sprzedaż w 2023 roku.

Władze uczelni wyceniły nieruchomość na 3 mln złotych. 

Fundacja sprawowała też pieczę nad finansowaniem remontu Auli Leopoldyńskiej i tutaj także nie zabrakło przekrętów. Jak na posiedzeniu uczelnianego senatu wyjaśniał prorektor Dariusz Adamski: „W latach 2015–2019 przez fundację przechodziły środki przeznaczone na finansowanie remontu Auli Leopoldyńskiej; w ramach tego przedsięwzięcia podmioty realizujące prace konserwatorskie wpłacały poręczenie prawidłowego wykonania prac oraz gwarancji, która miałaby zostać pokryta z tych środków w przypadku zajścia takiej konieczności. Środki te wpłacone zostały z zastrzeżeniem zwrotu i powinny być przechowywane niejako odrębnie, do czasu ich zwrotu. Pierwsze zwroty stają się wymagalne w 2024 lub 2025. Środki te nie zostały jednak zabezpieczone” – tłumaczył prof. Adamski. 

Nie wiemy więc, jakie środki przeznaczono na fundację, jak wielkie to były kwoty i od kogo pochodziły. – Niech „Gazeta Polska” zainteresuje się także niemieckim finansowaniem – słyszymy od naszego informatora. Z oficjalnych danych wynika na razie tylko jedno źródło wsparcia na remont auli – była to pomoc pełnomocnika rządu federalnego Niemiec ds. kultury i mediów. W 2017 roku tę funkcję u kanclerz Angeli Merkel pełniła zaufana współpracowniczka liderki CDU – Monika Grütters. Według prof. Artura Błażejewskiego, prorektora UWr ds. badań naukowych, kwotę tę miał załatwić z Berlina prof. Rudolf Lenz, niemiecki historyk z Uniwersytetu Philipsa w Marburgu. 

Obecnie Polski Fundusz Rozwoju wystąpił o zwrot dotacji i uzyskał skuteczny nakaz zapłaty, który podlega obecnie egzekucji komorniczej” – informuje prof. Sulikowski, który po rozeznaniu sytuacji w fundacji złożył rezygnację z funkcji prezesa, chcąc jednak uporządkować dokumentację po poprzednikach. Ale wszystko wskazuje na to, że roztrwonione środki z PFR to jedynie wierzchołek góry lodowej, wszak na remont Auli Leopoldyńskiej wydano ponad 6 mln złotych. Zmartwienie prof. Ruchniewicza, że sytuacją zainteresują się media, dopiero się zacznie – zwłaszcza że lista podejrzanych podmiotów wpłacających lub korzystających z pieniędzy fundacji wydłuża się z każdym tygodniem poszukiwań. 

Jeśli król pruski uważał, że Polacy będą przed nim pełzać za odpowiednie pieniądze, to w przypadku Uniwersytetu Wrocławskiego niewiele się pomylił. ’

Papież Prevost świadomie usiłuje mieszać rasy i cywilizacje. [No i – religie…]

Kolejne posunięcie papieża Kalergi 14…

Data: 8 ottobre 2025 Author: Uczta Baltazara

FOTO: Robert Prevost i Amy Pope – dyrektor generalna oenzetowskiej Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM)

Angels Unawares – Nieświadomi aniołowie –  to rzeźba z brązu autorstwa Timothy’ego Schmalza zainstalowana na Placu Świętego Piotra w Watykanie od 29 września 2019 r., czyli z okazji 105 Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy.

Pomnik ten został zainaugurowany przez papieża Franciszka w 2019 r. z okazji 105. Światowego Dnia Migrantów i Uchodźców.[1][2][3] Podczas inauguracji papież Franciszek powiedział, że chce, aby rzeźba „przypominała wszystkim o ewangelicznym wyzwaniu gościnności”.[4][5][6]

Sześciometrowa rzeźba przedstawia grupę migrantów i uchodźców na łodzi w ubraniach, które pokazują, że pochodzą z różnych kultur i momentów historycznych. Na przykład Żyd uciekający z nazistowskich Niemiec, Syryjczyk opuszczający syryjską wojnę domową i Polak uciekający przed reżimem komunistycznym[7]. Rzeźbiarz powiedział, że „chciał pokazać różne nastroje i emocje związane z podróżą migranta”. Wcześniej artysta wykonał już rzeźby o podobnej tematyce, jak Bezdomny Jezus[8].

Dzieło zawiera anielskie skrzydła, poprzez które autor sugeruje, że migrant jest potajemnie aniołem pośród nas[9]. Inspiracją dla artysty był List do Hebrajczyków 13:2: „Nie zaniedbujcie okazywania gościnności nieznajomym, gdyż w ten sposób niektórzy nieświadomie gościli aniołów”[10]. https://en.wikipedia.org/wiki/Angels_Unawares https://www.vaticannews.va/it/vaticano/news/2021-12/angels-unawares-monumento-migranti-piazza-san-pietro.html

…………………………..

Arcybiskup Carlo Maria Viganò:

«Mono-maniakalna obsesja Jorge Bergoglio na punkcie masowej imigracji i metysażu znalazła gorliwego kontynuatora w osobie Roberta Prevosta. Zmiana (na tronie papieskim) nie przyniosła żadnej radykalnej przemiany ani w sferze doktrynalnej i moralnej, ani w sferze politycznej i społecznej. Kościół soborowo-synodalny jest i pozostanie „Ancilla Novi Ordinis” – kurtyzaną globalistycznej elity.

Wiemy bardzo dobrze, że zjawisko migracji nie jest spontaniczne: nie jest spowodowane głodem, wojną czy prześladowaniami religijnymi. Zamiast tego jest ono celowe i zaplanowane jako element destabilizacji państw zachodnich, a nielegalna imigracja jest wykorzystywana jako narzędzie przewrotu społecznego. Zostało to stwierdzone w dokumencie ONZ z 21 marca 2000 r. zatytułowanym „Migracja substytucyjna” https://www.un.org/development/desa/pd/sites/www.un.org.development.desa.pd/files/unpd-egm_200010_un_2001_replacementmigration.pdf.

Kościół bergogliański oraz postbergogliański przoduje w promowaniu imigracji, wymiany etnicznej i inwazji na narody zachodnie w celu wymazania ich chrześcijańskiej tożsamości, kultury i historii.

Potwierdza to choćby emfaza, z jaką Leon udzielił audiencji Amy Pope, dyrektor generalnej oenzetowskiej Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM), czy też Jubileusz Migrantów.

Stolica Apostolska jest wspólnikiem wywrotowego planu opracowanego przez globalistyczną elitę: przedstawia nielegalnych imigrantów jako ofiary i utrzymuje relacje z tymi, którzy organizują ich przemyt, jednocześnie obwiniając najechaną ludnośćofiary ohydnych zbrodni i degradacji, których owe hordy dopuszczają się w naszych miastach. Wreszcie, nadużywając moralnego autorytetu papiestwa, Kościół synodalny – ku uciesze lewicy woke a przy ogromnym zgorszeniu ruchów pro-life – zrównuje ze sobą imigrację, karę śmierci i aborcję.

Współdziałanie Leona i jego biskupów z globalistyczną elitą jest świadome, celowe i stanowi źródło zysków dla katolickich instytucji i organizacji. Dotyczy to również rządów świeckich, których szefowie są emisariuszami Forum Davos, Towarzystwa Fabiańskiego, Otwartego Społeczeństwa Sorosa lub innych ponadnarodowych podmiotów spiskujących przeciwko narodom. I delikatnie mówiąc, skandaliczne jest to, że postępaccy amerykańscy biskupi podsycają sztucznie stworzone kontrowersje, wykorzystując je politycznie przeciwko prezydentowi Trumpowi, podczas gdy tchórzliwie milczeli podczas prezydentury Bidena w obliczu znacznie poważniejszych kwestii moralnych.

Nie zapominajmy, że USCCB (US Conference of Catholic Bishops) dała się skorumpować miliardami dolarów, które USAID przekazał jej na promowanie substytucji etnicznej w Stanach Zjednoczonych. Tak stało się również w przypadku innych konferencji biskupów oraz Watykanu, podobnie jak za czasów Covida. Również wtedy Hierarchia otwarcie wspierała narrację głównego nurtu, posuwając się nawet do rekomendowania w Nocie Dykasterii ds. Doktryny Wiary serum genetycznego, produkowanego z abortowanych płodów, które nadal powoduje miliony ofiar.

Ta uległość Kościoła Katolickiego wobec zbrodniczego planu Wielkiego Resetu i Agendy 2030 zostanie osądzona przez Boga i Historię i pozostanie nieusuwalną plamą na i tak już mocno skompromitowanej reputacji tejże renegackiej i odstępczej Hierarchii».

…………………………..

Vatican News: Dyrektor generalna IOM: Kościół wnosi autorytet moralny w obronę praw migrantów

Po audiencji u papieża Leona XIV, Amy Pope, dyrektor generalna Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji, mówi w rozmowie z portalem Vatican News o autorytecie moralnym Kościoła Katolickiego oraz praktycznych działaniach na rzecz praw migrantów.

Papież Leon XIV spotkał się w czwartek z dyrektor generalną Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji, Amy Pope, na prywatnej audiencji w Pałacu Apostolskim w Watykanie.

Po audiencji Amy Pope rozmawiała z Vatican News o spotkaniu z Ojcem Świętym i misji jej agencji polegającej na wspieraniu praw osób przemieszczających się.

Pytanie: Odbyła Pani dzisiaj audiencję u papieża Leona w Watykanie. Jak przebiegło spotkanie z papieżem? Jakie globalne kwestie związane z migracją przedstawiła Pani Ojcu Świętemu?

[Pani Pope:] Zaczęliśmy od omówienia skutków cięć w finansowaniu pomocy humanitarnej dla pracy, którą my i inne organizacje wykonujemy na całym świecie.

W tej chwili widzimy, że potrzeby są dość duże i w rzeczywistości rosną w wyniku konfliktu, w wyniku skutków katastrofy klimatycznej, w wyniku zwiększonego ubóstwa. Więcej ludzi jest w ruchu niż kiedykolwiek wcześniej.

Jednocześnie niestety wiele rządów naszych kluczowych darczyńców ogranicza wsparcie dla pomocy humanitarnej. W przypadku naszej organizacji zaobserwowaliśmy wpływ na około dziewięć milionów ludzi, którzy stracili wsparcie lub otrzymali zmniejszone wsparcie. Tak więc skutki z ludzkiego punktu widzenia są w niektórych przypadkach katastrofalne.

Rozmawialiśmy więc o potrzebie współpracy Kościoła z organizacjami takimi jak nasza, które służą ludziom o najbardziej podstawowych potrzebach, aby wspólnie budować świadomość i wsparcie dla nich. Rozmawialiśmy również o tym, jak ważne jest przeformułowanie kwestii migracji w momencie, gdy polaryzacja jest na najwyższym poziomie.

Przesłanie Kościoła o tym, że migranci są źródłem nadziei i ucieleśnieniem tego, czym jest chrześcijańska droga, wciąż znajduje oddźwięk.

Jest to pielgrzymka, którą wszyscy odbywamy, czy to duchowo, czy fizycznie, a naszym zadaniem jest znalezienie sposobu na uchwycenie tych historii, jak zbudować społeczność wsparcia i świadomości tego, z czym borykają się migranci, i w jaki sposób możemy stać się częścią bardziej integracyjnego społeczeństwa.

P: Uczestniczy Pani w konferencji „Uchodźcy i migranci w naszym wspólnym domu”, podczas której omawiane są sposoby edukowania ludzi na tematy związane z migracją. Jakie nadzieje wiąże Pani z tą konferencją i jakie zagadnienia zostaną na niej przedstawione?

Pierwszą z nich jest przypomnienie wszystkim o człowieczeństwie misji. Wszyscy mamy jakąś historię migracji gdzieś w naszej historii. Wszyscy mamy wspólne ludzkie potrzeby i godność.

Chciałabym więc pomóc w przeorientowaniu dyskusji na temat człowieczeństwa i godności tego, co robimy i co staramy się robić jako organizacja. Następnie chciałabym przedstawić kilka bardzo konkretnych sposobów, w jakie uniwersytety, społeczność akademicka, studenci mogą być częścią tych wysiłków.

Niektóre z nich dotyczą badań i przedstawiania faktów, które przeciwdziałają niektórym błędnym informacjom. Informacje te obejmują na przykład fakt, że większość migrantów przemieszcza się w obrębie swojego regionu; nie opuszczają oni własnego regionu.

Większość migrantów jest przyjmowana, zwłaszcza tych przesiedlonych w wyniku konfliktu, gdzie wpływ klimatu jest przyjmowany przez kraje o bardzo, bardzo niskich dochodach, które niekoniecznie mają zdolność do zapewnienia wsparcia. Jak więc zapewnić wsparcie, aby ustabilizować przemieszczające się społeczności?

Porozmawiamy również o budowaniu świadomości, zwiększaniu poparcia i zapewnianiu, że społeczności na całym świecie, niezależnie od tego, czy są na uniwersytetach, w społeczeństwach czy w kościołach, mogą współpracować, aby zapewnić większe wsparcie potrzebującym.

P: Podczas swojego krótkiego pontyfikatu papież Leon wyraził już zdecydowane poglądy na temat migracji, mówiąc, że są one „posłańcami nadziei” i przypominają Kościołowi Katolickiemu o jego pielgrzymującym wymiarze. W jaki sposób jego głos wspiera waszą pracę w ONZ, zwłaszcza w Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji?

https://babylonianempire.wordpress.com/2025/07/28/wedlug-leona-xiv-migranci-i-uchodzcy-sa-misjonarzami-nadziei/embed/#?secret=DrH5o8gMjV#?secret=pVSW4Dack3

https://babylonianempire.wordpress.com/2025/07/30/prevost-i-pean-na-czesc-migrantow-znowu-to-samo/embed/#?secret=dSeu0XzolG#?secret=iFMSAcDqGp

Czyni to na kilka sposobów. Oczywiście dostarcza poziom autorytetu moralnego społecznościom na całym świecie. Jest to naprawdę ważne w tym momencie, gdy kwestia migracji stała się, jak wspomniałem, bardzo upolityczniona i spolaryzowana.

Chcemy przekierować rozmowę z powrotem na to, co jest ludzkie i jak my, jako ludzie, możemy łączyć się i zapewniać wsparcie, jak możemy pomóc w integracji społeczności, jak możemy na przykład umożliwić migrującym studentom dostęp do edukacji lub migrującym pracownikom dostęp do odpowiednio płatnych miejsc pracy, w których są odpowiednio traktowani.

Częścią tego jest więc wykorzystanie autorytetu moralnego, jaki wnosi Kościół. Ale jest też coś znacznie bardziej praktycznego, a mianowicie to, w jaki sposób każda parafia, każda społeczność może służyć jako przykład tego, jak pracować, wspierać i chronić społeczności migrantów.

I możemy sprowadzić to do poziomu mikro, gdzie Kościół może być bardzo skuteczny w zmienianiu kwestii, która może wydawać się bardzo abstrakcyjna na poziomie globalnym, a nawet może wydawać się groźna w kontekście globalnym. Ale kiedy sprowadzimy to do kontekstu lokalnego, można bardzo wyraźnie zobaczyć, jak możemy tworzyć społeczności, które lepiej wspierają wszystkich ludzi.

Myślę, że nasze partnerstwo z Kościołem ma kluczowe znaczenie i jest to coś, na co w IOM naprawdę kładziemy nacisk. https://www.vaticannews.va/en/world/news/2025-10/iom-director-general-amy-pope-leo-xiv-migration-hope.html

***

Amy Pope: «Możliwość spotkania się z Jego Świątobliwością Papieżem Leonem XIV była prawdziwym przywilejem. Rozmawialiśmy o solidarności, godności i pilnej potrzebie ratowania życia. Każde stracone życie jest wezwaniem do działania, ze współczuciem i odwagą».

………………

Wielka wymiana realizowana przez Watykan: O tym, jak papież Leon XIV i szefowa ONZ ds. migracji Amy Pope likwidują cywilizację chrześcijańską

Tron Watykanu stał się amboną dla globalizmu. To, co media nazywają „współczuciem”, reszta świata zaczyna postrzegać jako to, czym jest – skalkulowanym planem migracji otwartych granic, mającym na celu destabilizację krajów zachodnich pod przykrywką humanitaryzmu.

Na kilka dni przed publicznym potępieniem polityki ochrony granic prowadzonej przez prezydenta Donalda Trumpa, papież Leon XIV (urodzony jako Robert Francis Prevost) – nowo wybrany papież urodzony w Stanach Zjednoczonych – spotkał się prywatnie z Amy Pope, dyrektor generalną Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji. https://www.iom.int/biography-iom-director-general https://de.wikipedia.org/wiki/Amy_Pope

Moment ten nie był przypadkowy. W 2023 r. Departament Stanu Bidena formalnie zainstalował Amy Pope – lojalną współpracowniczkę Obamy i Bidena – na stanowisku szefa IOM, skutecznie łącząc agendę otwartych granic Waszyngtonu z aparatem migracyjnym ONZ. Teraz, gdy nowy papież urodzony w USA błogosławi ten sam program z Watykanu; dwie najbardziej wpływowe instytucje na świecie – duchowa i biurokratyczna – maszerują krok w krok w kierunku jednego celu: wymazania suwerenności narodowej pod sztandarem cnót moralnych.

Amy Pope nie jest neutralną biurokratką. Jest karierowiczką polityczną i globalistką, która spędziła lata na opracowywaniu polityk, które usuwały granice w imię „humanitaryzmu”. Przed objęciem sterów IOM pełniła funkcję zastępcy doradcy ds. bezpieczeństwa wewnętrznego za prezydenta Obamy, a następnie starszego doradcy ds. migracji za prezydenta Bidena – dwie administracje charakteryzujące się gorliwością otwartych granic.

W roku 2015 – kilka dni po islamskich atakach terrorystycznych w Paryżu – Pope stanęła na czele kampanii Białego Domu Obamy „#RefugeesWelcome”, która miała na celu zawstydzenie opozycji i przekształcenie masowych przesiedleń w moralny obowiązek. Pisząc na oficjalnym blogu Białego Domu, potępiła gubernatorów GOP próbujących wstrzymać rozmieszczanie Syryjczyków i oświadczyła, że Ameryka „może i musi” przyjąć uchodźców, zachowując przy tym bezpieczeństwo. Był to jej wczesny szablon: połączenie języka bezpieczeństwa narodowego z globalistyczną polityką migracyjną – narracja, którą później rozpowszechniła w ONZ.

Jako zastępca doradcy Obamy ds. bezpieczeństwa wewnętrznego (2015-2017), Pope pomogła zaprojektować i nadzorować katastrofalny program administracji „Przeciwdziałanie brutalnemu ekstremizmowi” (CVE) – politycznie poprawny program bezpieczeństwa narodowego, który zmusił organy ścigania do oderwania ideologii islamskiej jako siły napędowej terroru dżihadystycznego. Wdrożona w 2011 roku i zaprezentowana na Globalnym Szczycie CVE Obamy w 2015 roku, inicjatywa ta wylała miliony na projekty „zaangażowania społeczności” w miastach takich jak Minneapolis i Boston, które szybko upadły pod wpływem reakcji ze strony samych grup islamskich, które miały na celu uspokoić. Jeden z finansowanych przez CVE somalijskich „liderów młodzieżowych” próbował później dołączyć do ISIS.

Za kulisami, Biały Dom Obamy, za pośrednictwem Rady Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w której Pope pełniła funkcję zastępcy, nadzorował to, co analitycy bezpieczeństwa narodowego nazwali „czystką” materiałów szkoleniowych dotyczących zwalczania terroryzmu. Setki dokumentów FBI, Pentagonu i wywiadu zostały pozbawione wszelkich odniesień do „islamu”, »dżihadu« lub „muzułmańskiego ekstremizmu” po lobbingu ze strony islamistycznych grup nacisku, takich jak CAIR i ISNA. Instruktorzy antyterrorystyczni, którzy ostrzegali przed ideologią dżihadu, zostali zwolnieni, a federalne programy szkoleniowe zostały przeredagowane, aby podkreślić „partnerstwo społeczne” zamiast świadomości zagrożenia ideologicznego. Rezultat, jak przyznali później funkcjonariusze wojskowi i wywiadowczy, był druzgocący: Służby amerykańskie nie były w stanie nawet nazwać, poznać ani zbadać wroga, z którym miały walczyć.

W międzyczasie propagandowe ramię programu – „Centrum Strategicznej Komunikacji Antyterrorystycznej” Departamentu Stanu – implodowało po wyprodukowaniu groteskowych filmów o tematyce ISIS i nieudanych kampanii na Twitterze, które zdaniem ekspertów legitymizowały dżihadystów zamiast ich odstraszać. Do 2016 roku inicjatywa CVE, którą Amy Pope pomagała zarządzać, stała się symbolem biurokratycznego złudzenia: zdyskredytowana przez organy ścigania, odrzucona przez muzułmańskich partnerów i wyśmiana przez ekspertów ds. bezpieczeństwa. Był to podręcznikowy przykład destrukcyjnego, zamierzonego samoniszczącego się globalizmu, który Pope eksportuje teraz na cały świat – takiego, który rozbroił Amerykę u siebie, zanim zlikwidował jej granice zewnętrzne.

Po opuszczeniu Białego Domu Obamy w 2017 r. Pope powróciła do administracji Bidena jako starszy doradca ds. migracji, pomagając kształtować tę samą politykę, która zlikwidowała ochronę granic z okresu Trumpa.

(…) Celebrowana przez Światowe Forum Ekonomiczne jako „dynamiczny lider” kształtujący „integracyjne rozwiązania w zakresie migracji”, Pope z łatwością porusza się wśród Davos, broniąc migracji jako „nieuniknionej globalnej rzeczywistości”, którą rządy muszą „zarządzać, a nie opierać się”. Jej publiczne pisma i przemówienia odzwierciedlają punkty mówienia WEF o „wysiedleniach spowodowanych klimatem” i „globalnej mobilności”, prezentując masową migrację jako moralną nieuchronność. Krótko mówiąc, kobieta, która pomogła podważyć suwerenność Stanów Zjednoczonych z wnętrza Białego Domu, prowadzi teraz największą na świecie machinę migracyjną finansowaną przez tych samych podatników, których pomaga zastąpić.

Papież Leon i Amy Pope wspólnie realizują jeden program: sakralizację bezgraniczności. To, co IOM buduje za pomocą biurokracji, Watykan błogosławi teraz teologią – a rezultatem jest skoordynowany moralny i polityczny atak na suwerenność narodów chrześcijańskich. (…)

INFO: https://rairfoundation.substack.com/p/vaticans-great-replacement-how-pope

Celebryta, jawny sodomita szefem kuchni Prevosta w Castel Gandolfo

Szef kuchni pozostający w homoseksualnym „związku małżeńskim” będzie nadzorował papieską restaurację w Castel Gandolfo

7 ottobre Uczta Baltazara babylonianempire./szef-kuchni-pozostajacy-w-homoseksualnym-zwiazku-malzenskim-bedzie-nadzorowal-papieska-restauracje-w-castel-gandolfo

Art Smith, znany szef kuchni, wieloletni działacz LGBT, „zamężny” homoseksualista, którego adoptowane dzieci otrzymały osobiste błogosławieństwo od papieża Franciszka, gdy zostały ochrzczone w roku 2015, pomoże w prowadzeniu restauracji budowanej obecnie na terenie papieskiego letniego ośrodka rekolekcyjnego w Castel Gandolfo.

Art Smith, znany szef kuchni, który gotował dla Lady Gagi i Oprah Winfrey https://en.wikipedia.org/wiki/Art_Smith_(chef), będzie kierował cateringiem i prowadził zaplecze gastronomiczne w Castel Gandalfo, wraz z Philem Stefani z chicagowskiej Stefani Restaura

Rok 2016: Proces karny szefowej MFW. Kariera Christine Lagarde pod znakiem zapytania, grozi jej rok więzienia

Proces karny szefowej MFW. Kariera Christine Lagarde pod znakiem zapytania, grozi jej rok więzienia

Jeśli Lagarde zostanie uznana za winną, byłby to kolejny przypadek francuskiego polityka, który z fotela szefa MFW został zmieciony przez problemy z prawem.

Rusza proces karny szefowej MFW. Kariera Christine Lagarde pod znakiem zapytania, grozi jej rok więzienia
(AFP/EAST NEWS)

Jacek Bereźnicki |12.12.2016

https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/proces-christine-lagarde-mfw,149,0,2216853.html

W poniedziałek rusza proces sądowy szefowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde w związku z jej rolą w zawarciu kontrowersyjnej ugody finansowej ze znanym biznesmenem. Lagarde stała wtedy na czele francuskiego ministerstwa finansów. Grozi jej rok więzienia i 15 tys. euro grzywny, ale MFW nadal ma do niej „pełne zaufanie”.

Pełniąca funkcję dyrektor zarządzającej MFW od 2011 roku, Lagarde została objęta śledztwem w 2014 roku. Zarzuca się jej zaniedbanie obowiązków jako ministra finansów w związku z wypłatą z kasy państwa gigantycznego odszkodowania dla Bernarda Tapie w 2008 r.

Ten kontrowersyjny biznesmen i były polityk, który dał się poznać także jako piosenkarz, aktor i prezenter telewizyjny, ma na swoim koncie wyrok za korupcję z 1995 roku. Był też oskarżany o poważne nadużycia w związku z zarządzaniem klubem piłkarskim Olympique de Marseille w latach 1986-1994.

Kłopotliwa sprawa sprzedaży udziałów w Adidasie

Biznesmen zbił fortunę na kupowaniu podupadłych firm i odsprzedawaniu ich z zyskiem. Jedną z nich był niemiecki Adidas, którego właścicielem był w latach 1990-1993. To właśnie z tym epizodem wiąże się afera, która może położyć kres błyskotliwej karierze Christine Lagarde.

Tapie w grudniu 1992 roku z ramienia Lewicowej Partii Radykalnej objął funkcję ministra miasta w rządzie Pierre’a Bérégovoya (który 3 miesiące później popełnił samobójstwo w budzących do dziś kontrowersje okolicznościach). Oficjalnie w związku z wejściem do polityki, a faktycznie z powodu kłopotów finansowych, Tapie postanowił sprzedać swoje udziały w Adidasie.

Przeprowadzenie tej transakcji zlecił nieistniejącemu dziś bankowi Crédit Lyonnais, który w 1993 r. sprzedał tę firmę odzieżową za równowartość 318 mln euro. W grupie inwestorów znalazła się firma zależna Crédit Lyonnais. Rok później Adidas został ponownie sprzedany, ale tym razem za 533 mln euro.

Biznesmen poczuł się oszukany przez bank i złożył przeciw niemu pozew, domagając się słonego odszkodowania. Zanim sprawa trafiła do sądu, Crédit Lyonnais popadł w tarapaty finansowe, a jego długi wykupił rząd. Tym samym państwo francuskie stało się stroną sporu z Tapie. Ostatecznie biznesmen wygrał w sądzie i rząd został zobowiązany do wypłaty 135 mln euro odszkodowania.

Czy poparcie Tapie dla Sarkozy’ego było bezinteresowne?

Rząd złożył apelację i ją wygrał. W tym czasie ministerstwem finansów kierowała już Christine Lagarde, która podjęła bardzo zaskakującą decyzję. Zamiast kontynuować walkę z Tapie w sądzie, pozwoliła na przeniesienie sprawy do arbitrażu, w którym biznesmenowi przyznano aż 293 mln euro odszkodowania. Wraz z odsetkami było to nawet 403 mln euro. W 2015 r. sąd apelacyjny uznał jednak, że Tapie nie został oszukany przez bank i biznesmen musiał zwrócić całe otrzymane odszkodowanie.

Francuski Trybunał Sprawiedliwości Republiki, który zajmuje się sprawami o nadużywanie władzy przez członków rządu, w grudniu ubiegłego roku postanowił, że Lagarde ma stanąć przed sądem w związku ze sprawą Tapie. W lipcu 2016 roku odwołanie Lagarde od tej decyzji zostało odrzucone przez Sąd Kasacyjny.

Bardzo poważnym obciążeniem dla Lagarde w tej sytuacji jest fakt, że Tapie wpierał kampanię prezydencką Nicolasa Sarkozy’ego w 2007 r. To właśnie po jego zwycięstwie Lagarde została powołana na na stanowisko szefowej resortu finansów w rządzie François Fillona, faworyta w trwającym obecnie wyścigu o fotel prezydenta Republiki.

O tym, że arbitraż został ustawiony, a odszkodowanie dla Tapie to zapłata za jego poparcie dla Sarkozy’ego mówił otwarcie ówczesny szef socjalistów, Jean-Marc Ayrault, który potem, za prezydentury François Hollande’a pełnił funkcję premiera.

Rzecznik MFW Gerry Rice powiedział w zeszłym tygodniu, że władze Funduszu „są poinformowane o rozwoju sytuacji w związku z tą sprawą i nadal wyrażają pełne zaufanie co do tego, że dyrektor zarządzająca ma pełną zdolność do dalszego efektywnego wykonywania swych obowiązków”. W lutym Lagarde została powołana na drugą kadencję, pomimo zbliżającego się procesu.

Troje szefów MSW z rzędu z kłopotami z prawem

Sama Lagarde, której zarzuca się, że nie skorzystała z możliwości podjęcia prób zablokowania wypłaty, broni się, że działała „w interesie państwa”. W niedawnym programie w telewizji France 2 przekonywała, że „zaniedbanie jest nieumyślnym przewinieniem” i że „każdemu na jakimś etapie swojego życia zdarzyło się pewne sprawy zaniedbać”.

Jeśli zostanie uznana za winną, byłby to kolejny przypadek francuskiego polityka, który z fotela szefa MFW został zmieciony przez problemy z prawem. Jej poprzednik – Dominique Strauss-Kahn, który przymierzał się nawet do walki o fotel prezydenta Francji w wyborach w 2012 roku, rok wcześniej został aresztowany w związku z oskarżeniem o napaść seksualną na pokojówkę w Nowym Jorku. Ostatecznie zarzuty przeciw politykowi wycofano, ale po tym, jak pod jego adresem pojawiły się kolejne oskarżenia tego typu, jego kariera była już skończona.

Mało tego, poważne kłopoty z prawem ma także poprzednik DSK (tak nazywa Strauss-Kahna francuska prasa) – Hiszpan Rodrigo Rato, szef MFW w latach 2004-2007. Obecnie w Hiszpanii trwa jego proces, w którym jest oskarżony o korupcję.

Demokracja to przeszkoda dla cyfrowego euro. Madame Lagarde [znana aferzystka] się wścieka.

Demokracja to przeszkoda dla cyfrowego euro. Prezes EBC atakuje Unię Europejską


Paweł Czajkowski 8 października 2025 ithardware/prezes_ebc_demokracja_przeszkoda_cyfrowe_euro

Demokracja to przeszkoda dla cyfrowego euro. Prezes EBC atakuje Unię Europejską

Prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde wywołała burzę w świecie polityki i finansów, otwarcie krytykując tempo procesów demokratycznych. W jej opinii to właśnie demokracja stanowi główną przeszkodę w realizacji projektu cyfrowego euro. Słowa, które padły podczas Czwartej Międzynarodowej Konferencji Polityki Pieniężnej Banku Finlandii, wybrzmiały jak manifest technokratycznego zniecierpliwienia wobec debaty publicznej. [Wiele skandali i afer finansowych – odrobina jest w internecie, jak afera Tapie. Ale plecki ma mocne. md]

Lagarde przyznała, że opóźnienie wprowadzenia cyfrowego euro nie wynika z ograniczeń technologicznych. Winą obarczyła powolne procedury demokratyczne, które – jej zdaniem – utrudniają sprawne podejmowanie decyzji w Europie. Stwierdziła, że Europejczycy lubią chwalić się demokracją, lecz w czasach, gdy kluczowe staje się tempo działania, taki system bywa zbyt ociężały.

Jej wystąpienie zawierało osobisty wątek. Lagarde otwarcie przyznała, że harmonogram prac nad cyfrowym euro uniemożliwi jej dokończenie projektu przed końcem kadencji. Słowa „biorąc pod uwagę czas, jaki to zajmie… odejdę” zabrzmiały jak rezygnacja z ambicji, by samodzielnie wprowadzić nową walutę w życie, ale też jak sygnał, że projekt jest już przesądzony i będzie kontynuowany bez względu na polityczne opóźnienia.

Cyfrowe euro wciąż w przygotowaniu

Projekt cyfrowego euro od kilku lat znajduje się w fazie przygotowawczej. Europejski Bank Centralny zapowiada, że decyzja o rozpoczęciu testów pilotażowych zapadnie wkrótce, jednak nie ma gwarancji, że waluta zostanie ostatecznie wprowadzona. Zgodnie z komunikatem EBC decyzja o pełnym wdrożeniu nastąpi dopiero po zakończeniu unijnego procesu legislacyjnego.

Mimo tej ostrożności Lagarde mówiła o cyfrowym euro w czasie, któy w języku angielskim nazywamy przyszłym dokonanym. Jej ton nie pozostawiał miejsca na wątpliwości – w jej ocenie uruchomienie jest tylko kwestią czasu. Takie podejście budzi niepokój obserwatorów, którzy zwracają uwagę, że instytucje demokratyczne nie zakończyły jeszcze debaty o kształcie i zakresie projektu.

Waluta pod pełnym nadzorem

Cyfrowe euro ma stanowić nowy filar europejskiego systemu finansowego, lecz jego konstrukcja budzi coraz więcej kontrowersji. W przeciwieństwie do gotówki, transakcje w cyfrowej walucie banku centralnego mogą być całkowicie przejrzyste dla instytucji nadzorczych. Każdy przelew, płatność czy mikropłatność może zostać zarejestrowana i powiązana z konkretnym użytkownikiem.

Obrońcy prywatności ostrzegają, że taki model otwiera drogę do masowego nadzoru finansowego. Bez odpowiednich zabezpieczeń CBDC może stać się narzędziem kontroli obywateli i mechanizmem analizy ich zachowań ekonomicznych.

Demokracja jako przeszkoda

Komentarze Lagarde wywołały falę krytyki ze strony polityków, organizacji obywatelskich i ekspertów ds. prawa cyfrowego. Sugerowanie, że nadzór demokratyczny jest problemem, podważa fundamenty europejskiego systemu wartości. W opinii wielu komentatorów wypowiedź prezes EBC ujawnia niebezpieczną tendencję do traktowania procesów ustawodawczych jako zbędnej formalności, a nie gwarancji równowagi władzy.

Lagarde nie po raz pierwszy dała do zrozumienia, że kluczowe decyzje monetarne powinny być podejmowane szybko, z pominięciem politycznych procedur. Jej słowa o „zbyt uciążliwej demokracji” pokazują napięcia pomiędzy tempem technologicznego postępu a zasadami jawności i odpowiedzialności publicznej.

Coraz mniej miejsca na debatę

W miarę jak projekt cyfrowego euro przesuwa się w stronę realizacji, przestrzeń do otwartej dyskusji staje się coraz węższa. Słowa Lagarde sugerują, że wynik jest przesądzony niezależnie od opinii ustawodawców i obywateli. Dla wielu obserwatorów to dowód, że europejskie instytucje finansowe zaczynają traktować demokratyczny sprzeciw jako formalny kłopot, a nie jako sygnał do refleksji.

Cyfrowe euro, przedstawiane jako symbol nowoczesności, coraz częściej postrzegane jest jako test dla kondycji europejskiej demokracji. Im bardziej projekt staje się nieuchronny, tym głośniej brzmią pytania o to, kto faktycznie będzie kontrolował przyszłość pieniądza w Europie – obywatele czy technokraci.

Polskie BLM bez murzynów i co dalej?

Polskie BLM bez murzynów i co dalej?

Prof. Andrzej Nowak dla Kwartalnika PCh24.pl 

https://pch24.pl/polskie-blm-bez-murzynow-i-co-dalej-prof-andrzej-nowak-dla-kwartalnika-pch24-pl


Na tym etapie to chłopki są uciśnione, także przez prymitywnych chłopów. Ale to nie będzie koniec, bo chłopki także wkrótce znajdą się na ławie oskarżonych. I myślę, że następna książka pani Kuciel-Frydryszak czy kogoś innego, kto pójdzie jej torem, to powinna być historia (i mówię to bez żartów) inwentarza domowego, który jest bezlitośnie mordowany przez te chłopki. Wszystkie te kury, którym ucina się głowę, te wieprzki patroszone na boisku… – mówi profesor Andrzej Nowak w rozmowie z Krystianem Kratiukiem na łamach Kwartalnika PCh24.pl

Myślę, że książka ta, wpisująca się w nurt historii ludowej i jednocześnie w jakiś sposób w narrację feministyczną, zgodnie z poszukiwaniem kolejnych uciśnionych według znanego nam już marksistowskiego schematu, była poniekąd skazana na taki sukces. Ale ja jej osobiście nie czytałem. Założyłem bowiem, że stanowi przedłużenie pewnych negacji właśnie nurtu historii ludowej, a jako że sięgnąłem po inne pozycje tegoż nurtu, tą sobie odpuściłem. Natomiast gorąco polecam Czytelnikom inną książkę autorstwa pani Kuciel-Frydryszak, pod tytułem „Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie”. To jedyna dzisiejsza biografia tej wielkiej polskiej i katolickiej poetki, czytałem z zainteresowaniem.

Wśród innych książek o historii ludowej, o których Pan wspomniał, mamy samą „Historię ludową Polski”, „Chamstwo”, „Śladami Szeli” i wiele innych. Do tego dochodzą dzieła popkultury i teksty w prasie popularnej, wskazującej na odwieczny konflikt między klasą panującą a chłopstwem. To w sposób oczywisty prowadzi do porównania z myślą marksistowską. Ile jest prawdy w tych coraz częściej popularyzowanych obrazach, z których wynika, że szlachta polska traktowała chłopów gorzej nawet niż traktowano niewolników na plantacjach bawełny za oceanem?

Myślę, że co najmniej od XVIII wieku można w historii myśli europejskiej obserwować i doświadczać niestety tej tendencji, której historia ludowa jest tylko kolejnym wcieleniem. Tendencji, w której najważniejszym punkcie, kluczowym punkcie pojawia się nazwisko Karola Marksa, które daje w pewnym sensie nazwę całemu temu kierunkowi, choć on sam jest przecież starszy. Chodzi rzecz jasna o utożsamienie, powiedziałbym, rzeczywistości z walką o władzę, z walką o władzę między ludźmi. Według Marksa, jego naśladowców, ale i niektórych myślicieli przed nim, wszystko, do czego można sprowadzić rzeczywistość to podział na grupy, potem ostatecznie na jednostki, które całość swojego życia realizują rywalizując z innymi.

I do tego sprowadza się całe spojrzenie na nasze życie, to dość przerażające. Marks nadał temu oczywiście wizję klasową, jako klucz do interpretacji całej rzeczywistości. Zafałszowanie tego kierunku polega na tym, że ludzie przez poprzednie stulecia, czyli przed XVIII wiekiem w ogromnej większości nie postrzegali w ten sposób swojego życia, jako życia uciśnionego, życia wewnątrz jakiejś klasy, w której rywalizuje się z innymi klasami.

A w jaki sposób je postrzegali?

Spoglądali na rzeczywistość jako pewien ład naturalny, w którym znajdujemy swoje miejsce, w którym oczywiście raz odczuwamy większe dolegliwości, raz mniejsze wynikające z tego miejsca w ładzie naturalnym. Ale to jest właśnie naturalne, to jest normalne. Natomiast nie kwestionowano całego tego ładu.

W pewnym momencie jednak przychodzą jednak w końcu właśnie myśliciele głoszący, że należy to odrzucić, że należy potraktować to jako zasadniczo niesprawiedliwy układ. I ci, którzy głoszą te hasła, bynajmniej nie wywodzą się z reguły z klas uciśnionych, bynajmniej nie należą do tych, którzy są prześladowani, tylko występują w roli, którą już Platon opisał w swoim państwie.

W roli trutniów…

Otóż to! Trutniów, to znaczy takich osobników, którzy wzywają do buntu, wzywają do podniesienia rebelii, choć nie oni reprezentują tej grupy, która w jakiś sposób byłaby przez rzeczywistość prześladowana czy usytuowana w sposób podporządkowany. I właśnie kolejnym echem takiego nastawienia stała się wywodząca oczywiście z marksistowskiej tradycji wizja nowej historii, jaką zaprezentował Howard Zinn, amerykański historyk marksistowski w swojej „Ludowej historii Stanów Zjednoczonych” (A People’s History of the United States).

Ale co ma z tym wspólnego historia Polski? Przecież wyglądała zupełnie inaczej niż USA!

To co Pan mówi jest logiczne, ale nie o taką logikę tu chodzi. Tu chodzi o logikę, nazwijmy to, małpowania, naśladowania tego, co przychodzi z Zachodu, który wciąż jest postrzegany jako ten lepszy, postępowy. Logikę małpowania tych najbardziej postępowych popłuczyn najmodniejszych w danym momencie ideologii na Zachodzie. I stąd się wzięła historia ludowa w Polsce. Czterdzieści lat po książce Zinna, pan doktor habilitowany a dziś już profesor Adam Leszczyński napisał swoją „Historię Ludową Polski” dokładnie według recepty Zinna.

W samym naśladowaniu nie ma może nic złego. Ważne jest jednak czy naśladuje się wzory, które rzeczywiście mogą pomóc nam zrozumieć rzeczywistość, czy wzory, które służą utrwaleniu fałszywej, nieprawdziwej wizji rzeczywistości.

I jak jest w tej sprawie?

Oczywiście rzeczywistość życia społecznego w I Rzeczpospolitej jest bez porównania bardziej skomplikowana niż prosta jak cep teza, że polscy chłopi byli jak amerykańscy niewolnicy na plantacji. Ta teza, która pojawia się niestety i w książce profesora Leszczyńskiego i dużo ostrzej, bez porównania gorszych od niego książkach pisanych przez ludzi, którzy nic wspólnego z zawodem historyka nie mają. Nie będę nawet wymieniał ich nazwisk.

To ważne, że nie są historykami?

Bardzo ważne dla prawdy. Mowa o rozmaitych tak zwanych antropologach kulturowych, psychologach społecznych, czy socjologach. Podkreślam, nie chodzi teraz o wymienianie tych nazwisk czy ich tytułów. Chodzi o podkreślenie, że ta teza o równości amerykańskiego niewolnika, znanego obrazu z popkultury, i polskiego chłopa jest mocno przez nich werbalizowana, a ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Bam jest to zafałszowanie rzeczywistości, po prostu nieprawda historyczna.

Zwróciła na to uwagę m.in. w recenzji książki Adama Leszczyńskiego badaczka właśnie historii chłopów polskich, Keely Stauter-Halsted, autorka kilku poważnych prac na ten temat. I to jest autorka o zdecydowanie lewicowych poglądach. Upomniała się w swojej recenzji książki Leszczyńskiego właśnie o to by jednak nie zakłamywać rzeczywistości. W Rzeczpospolitej chłopi nie byli własnością swoich Panów, nie byli traktowani jak własność, nie mogli być sprzedawani indywidualnie, nie byli towarem, takim, jakim rzeczywiście byli pojedynczy niewolnicy na amerykańskich plantacjach.

Zwraca na to uwagę również wielu innych rzetelnych badaczy historii chłopstwa w Polsce. Akurat warstwa chłopska, rzecz jasna najliczniejsza w rzeczywistości społecznej Rzeczpospolitej, była bardzo podzielona wewnętrznie. Grupa kmieci, najliczniejsza, licząca 30–40%, a w niektórych momentach historycznych i w niektórych regionach nawet do 50% społeczności chłopskiej, to byli chłopi, którzy dysponowali swoją własnością ruchomą, którzy uprawiali swoją ziemię, którzy po prostu żyli życiem na pewno nie tylko uciśnionym, jak chcieliby tego twórcy historii ludowej.

Była to zatem osobna grupa społeczna, miała swój samorząd, co jest bardzo ważne, w Rzeczpospolitej istniała bowiem samorządność chłopska!

No tego raczej murzyni na plantacjach w USA nie mieli…

Mówię o tym także dlatego, że sam wywodzę się, jak ogromna większość naszego społeczeństwa, w z tej chłopskiej grupy społecznej. Od strony ojca. Bardzo cenię sobie tradycję tej chłopskiej samorządności, jaka we wsi, z której wywodzili się rodzice, dziadkowie, pradziadkowie mojego ojca trwa od co najmniej XVI wieku i jestem dumny z tego, że właśnie jacyś moi praszczurowie zasiadali w tej gminnej radzie już na początku XVIII wieku. A więc to także jest spojrzeniem, o którym warto pamiętać, spojrzeć warto na chłopów jako na część historii polskiej samorządności, polskiej samoorganizacji i zdolności decydowania o sobie w pewnym zakresie, wynikającym właśnie z owego ładu naturalnego, który był akceptowany przez wieki, a który dzisiejsi post-marksiści kwestionują.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że obok książek idących na tej fali historii ludowej, naśladowniczej, oderwanej od rzeczywistości historycznej, pojawiają się rzetelne, współcześnie rzetelne opracowania historii chłopów, różnych ich aspektów w Rzeczpospolitej.

Coś Pan poleci?

Polecę bardzo gorąco świetną książkę Mateusza Wyżgi, „Chłopstwo. Historia bez krawata”. Książkę, która tym się różni od książek badaczy, których wcześniej wymieniałem, że jest pisana przez kogoś, kto jest fachowym historykiem chłopstwa, spędził wiele, wiele lat w archiwach parafialnych i publicznych, studiując wszelkie materiały, jakie zachowały się na temat życia, obyczajów, stosunków społecznych i ekonomicznych chłopstwa w XVI do XVIII wieku w Rzeczpospolitej, zwłaszcza w Małopolsce.

A do tego jest chłopem. To znaczy był wójtem w swojej podkrakowskiej wsi, a więc wie z jakiej grupy się wywodzi i poniekąd w czyim imieniu występuje pisząc tę historię. Gorąco polecam takie rzetelne opracowania historii chłopstwa, zwracając uwagę na całe rozróżnienie wewnętrzne tej warstwy społecznej, jak i na zdolności zdecydowanie wykraczające poza ten schemat przywiązania chłopa do ziemi.

To znaczy?

Na przykład na zdolności poszukiwania przez chłopów swojego miejsca na rynku, poszukiwania zdolności zarobkowych poza tylko folwarkiem, w którym obciążeni byli chłopi oczywiście obowiązkiem pańszczyzny.

To wszystko jest właśnie doskonale opisane w jego pracach wspomnianego Mateusza Wyżgi.

Powstają też opracowania, gdzie bardzo ciekawie opisana jest na przykład kategoria honoru, jak chłopi zachowywali, rozumieli i egzekwowali swoje poczucie honoru, bynajmniej nieraz zarezerwowane tylko dla szlachty. Na ten temat także powstają bardzo ciekawe prace, np. opisujące historię chłopów na Pomorzu. Wymienię jeszcze jednego rzetelnego, niezwykle autora profesora Tomasza Wiślicza z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, który bada religijność chłopską z pozycji nie katolickich, nie religijnych, ale jest po prostu rzetelnym badaczem różnych form religijności. Ale opisuje także kwestie świadomości narodowej chłopów, bardzo ciekawe, bardzo złożone i także nie dające się sprowadzić do prostego jak cep schematu historii ludowej. A więc zachęcam, jeszcze raz, do sięgania do rzetelnych autorów, którzy zajmują się historią chłopstwa współcześnie, a którzy nie naśladują tego ideologicznego schematu, o którym tutaj mówimy. Bo o tej warstwie społecznej rzeczywiście warto czytać (…)

Powyższy tekst jest fragmentem rozmowy z prof. Andrzejem Nowakiem opublikowanej w Kwartalniku PCh24.pl

Kliknij TUTAJ – pobierz Kwartalnik i czytaj więcej

Kovid. «Nasze najgorsze obawy stały się rzeczywistością»

«Nasze najgorsze obawy stały się rzeczywistością»

Autor: AlterCabrio, 7 października 2025

Ale były one nie tylko agresywnie promowane, były wręcz egzekwowane. Odmowa przyjęcia szczepionki przeciw covid-19 mogła kosztować utratę pracy, zakaz wstępu na koncerty, do punktów usługowych i muzeów, a w niektórych przypadkach nawet uniemożliwić przeprowadzenie operacji ratującej życie, jeśli nie zastosowałeś się do nakazu.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Nowe dane potwierdzają niszczycielskie skutki uboczne szczepionki przeciw covid-19: badanie

Nasze najgorsze obawy stały się rzeczywistością

Jedno z największych naruszeń etyki lekarskiej w historii nowożytnej: nowe badanie przeprowadzone w Korei Południowej ujawniło katastrofalne skutki promowania i nakazywania szczepień przeciwko covid-19 wśród ludności.

Szczepionki te podawano niemowlętom i kobietom w ciąży, co stoi w jawnej sprzeczności z zasadą etyczną zakazującą wprowadzania nowych interwencji medycznych u tak wrażliwych grup, zanim nie zostaną w pełni poznane długoterminowe skutki.https://www.youtube.com/embed/ThiBAwxc4ro?si=3HD9L5Uvl4qXrJ8H

Ale były one nie tylko agresywnie promowane, były wręcz egzekwowane. Odmowa przyjęcia szczepionki przeciw covid-19 mogła kosztować utratę pracy, zakaz wstępu na koncerty, do punktów usługowych i muzeów, a w niektórych przypadkach nawet uniemożliwić przeprowadzenie operacji ratującej życie, jeśli nie zastosowałeś się do nakazu.

Teraz, jak od dawna ostrzegało wielu lekarzy, konsekwencje takiej lekkomyślnej polityki zdrowotnej wychodzą na jaw. Jednym z najbardziej alarmujących skutków jest drastyczny wzrost ryzyka zachorowania na raka.

Duże badanie populacyjne przeprowadzone w Korei Południowej wykazało, że zachorowania na raka wzrosły o 27% w wyniku stosowania szczepionek przeciwko covid-19, które reklamowano jako „bezpieczne i skuteczne”.

Dr John Campbell zauważył: „Istnieje szansa jedna na tysiąc, że ten wynik powstał przypadkowo”. Zilustrował ogólny wzrost zachorowań na raka wyraźnym wykresem, który można zobaczyć na poniższym krótkim filmie:

W odniesieniu do szczegółów badania, Children’s Health Defense podaje:

W badaniu wykorzystano dane z lat 2021–2023 dotyczące ponad 8,4 miliona osób z bazy danych południowokoreańskiego Narodowego Systemu Ubezpieczeń Zdrowotnych (NHS). Próbę podzielono na dwie grupy w zależności od statusu szczepienia. Próbę zaszczepioną podzielono dodatkowo na grupę, która otrzymała dawkę przypominającą i grupę, która nie otrzymała dawki przypominającej.

Naukowcy obserwowali pacjentów przez rok. Grupa zaszczepiona była monitorowana po szczepieniu. Wyniki wykazały statystycznie istotnie wyższe ryzyko zachorowania na raka w grupie zaszczepionej, w tym:

• Rak ogólnie: o 27% wyższe ryzyko

• Rak piersi: o 20% wyższe ryzyko

• Rak jelita grubego: o 28% wyższe ryzyko

• Rak żołądka: ryzyko wyższe o 34%

• Rak płuc: o 53% wyższe ryzyko

• Rak prostaty: ryzyko wyższe o 69%

• Rak tarczycy: ryzyko wyższe o 35%

Te wyniki są wręcz druzgocące. Nasze najgorsze obawy stały się rzeczywistością.

A najgorsze jest to, że wcale nie musiało tak być. Szefostwo służby zdrowia zignorowało środki ostrożności, uciszyło sprzeciw i zamieniło zdrowie publiczne w lekkomyślny eksperyment.

Konsekwencje tak lekkomyślnej polityki zamieniły falę covid w zdrowotne tsunami. Im dłużej ten problem będzie ignorowany, tym większe będą szkody. Czas, aby urzędnicy służby zdrowia wzięli odpowiedzialność za swoje czyny.

Link do pełnego artykułu na stronie CHD.

Pełna analiza nagrania i komentarze dr. Johna Campbella:

________________

Devastating COVID-19 Vaccine Side Effect Confirmed by New Data: Study, The Vigilant Fox, 6th October 2025

Uczą i bawią: MEM-y IV.

=========================

========================

[nie wiedziałem. To b. kochanek Donaldowej Tuskowej]

————————-

—————————

——————————-

=============================

Zaszufladkowano do kategorii Śmichy | Otagowano

Samobójczy pakt Zachodu z kultem śmierci

Samobójczy pakt Zachodu z kultem śmierci

[Nie podoba mi się jakaś obca nam agresja autora. Ale publikuję, bo spora część warta pomyślenia. MD]

Autor: AlterCabrio, 7 października 2025

Ustępstwa kulturowe są powszechne: dzieci poszczą w Ramadanie pomimo zagrożeń dla zdrowia, rośnie przestępczość z użyciem noża wśród młodzieży migrującej, nasilają się wezwania muezinów.

Jarmarki bożonarodzeniowe przemianowano na „jarmarki światła”, Wielkanoc na „święta zajączków”, a procesje św. Marcina na „parady światła”. Wieprzowina znika z publicznych stołówek, pieśni chrześcijańskie są zakazane w szkołach, a zajęcia w Ramadanie wstrzymywane. W 2024 roku Kolonia i Frankfurt rozświetliły ulice na Ramadan, a baseny zarezerwowały godziny tylko dla kobiet w związku z rosnącą liczbą gwałtów. Arabskie broszury turystyczne pomijają krzyże na szczytach, a cmentarze rozważają wydzielone strefy. Zachód demontuje swoją tożsamość, by udobruchać ideologię barbarzyńskich karaluchów.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Samobójczy pakt Zachodu z kultem śmierci

Zachód lunatykuje i zmierza ku spreparowanej przez siebie rzeźni, szczerząc zęby w złudzeniu moralnej wyższości, podczas gdy kat ostrzy swój bułat. Nasza cywilizacja krwawi, wypatroszona przez tchórzliwą fascynację islamem, totalitarną ideologię podszywającą się pod wiarę, nieustępliwą w swojej 1400-letniej krucjacie podboju i zniszczenia.

Trzymajcie się tego urojenia, że ​​to tylko zachodnia polityka zagraniczna i CIA rodzą islamski ekstremizm, jeśli tak chcecie, ale będziecie idiotami, wierząc w tę muzułmańską żałosną historyjkę. Historia ma dla was bolesny sygnał, wykrzykując ostrzeżenia, a wy jesteście głusi, ozdabiając swój upadek banałami o „tolerancji”, podczas gdy barbarzyńcy otwarcie zabijają i gwałcą na waszych ulicach, nie obawiając się żadnych reperkusji.

Niedawno jakiś świętoszkowaty, pro-palestyński, „przebudzony prawicowy” gnojek [virtuecrat] miał czelność się na mnie wkurzyć, gdy zdał sobie sprawę, że jego ukochany lud w Palestynie nic mnie nie obchodzi. Ten samozwańczy intelektualista miał czelność zapytać, czy nie miałabym nic przeciwko utracie praw przez homoseksualistów (podobnie jak Palestyńczycy), jakby to był jakiś sprytny podstęp, który ma mnie związać z ich sprawą. To pytanie jest kompletnie bezmyślne, zważywszy na to, że ci sami ludzie, których broni wychodząc z siebie, prawdopodobnie zabiliby mnie za bycie lesbijką, zanim zdążyłabym mrugnąć. W moim świecie to jest ostateczne prawo do przegranej, ale najwyraźniej śmierć to tylko drobny szczegół w tym pokręconym rachunku moralnym. Akrobacje umysłowe, które ten klaun wykonuje, udając zszokowanego tym, że sprzeciwiam się kulturze muzułmańskiej w całości, są po prostu oszałamiające. To żałosny przejaw ideologicznych akrobacji.

Moje stanowisko w sprawie konfliktu izraelsko-palestyńskiego jest proste: nie obchodzi mnie, kto twierdzi, że jest pierwszym właścicielem ziemi, ani kwestia państwowości Izraela, a kwestia izraelskiego nadzoru podważającego amerykańskie wolności to temat istniejący niezależnie od tego konfliktu. Walczę wraz z tymi, którzy sprzeciwiają się toksycznemu rozprzestrzenianiu się islamu. To dżihadystyczny kult śmierci. W państwach rządzonych szariatem, takich jak Iran, Arabia Saudyjska czy kontrolowany przez talibów Afganistan, mój homoseksualizm jest przestępstwem zagrożonym karą śmierci – powieszeniem, ukamienowaniem lub defenestracją. Nie, nigdy nie powiem ani jednego pozytywnego słowa o ropiejącym raku pochodzącym z Bliskiego Wschodu.

Wersety Koranu, takie jak Sura 7:80-84, opowiadające o zagładzie ludu Lota za „nieprzyzwoite czyny”, są wykorzystywane do uzasadnienia tych czystek. Jeśli wpływ islamu rozprzestrzeni się na Zachodzie bez kontroli – poprzez migrację, kompromisy kulturowe lub polityczne ustępstwa – wolności, za które tak ciężko krwawiliśmy, runą. Już widzimy ten rozkład: zabójstwa honorowe w enklawach imigrantów i „strefach zamkniętych” [no-go zones], gdzie cień szariatu narzuca średniowieczne normy na współczesnych ulicach. Kolejne państwo pod rządami islamu nie jest latarnią postępu, lecz kolejnym teokratycznym więzieniem, w którym gnijący rak może rosnąć, organizować się i rozprzestrzeniać.

Redukcja takich krajów nie jest stratą dla ludzkości. To strategiczny zysk dla wolności, zagłodzenie bestii radykalnej ideologii. Dopuszczenie islamizmu gdziekolwiek zagraża wolności wszędzie, a jako lesbijka odmawiam płaszczenia się po aprobatę tych, którzy wiwatowaliby na myśl o mojej egzekucji. Jeśli to czyni mnie złoczyńcą w ich utopijnej narracji, niech tak będzie – przetrwanie góruje nad ich świętoszkowatą postawą.

Bezmyślna wypowiedź tej osoby jest objawem złośliwości pożerającej duszę Zachodu: fobią wobec islamofobii, paraliżującego lęku przed byciem nazwanym nietolerancyjnym za krytykę istoty islamu. To tchórzostwo przerodziło się w islamofilię – groteskowe uwielbienie dla średniowiecznej ideologii zbudowanej na podboju, zniewoleniu, nienawiści i rasizmie.

Termin „islamofobia” został przejęty i przekształcony z tarczy chroniącej przed uprzedzeniami wobec muzułmanów w pałkę chroniącą przed jakąkolwiek krytyką doktryny islamskiej, utożsamianą z „rasizmem antymuzułmańskim”. Religia nie jest rasą. Jest systemem idei, a obsesja islamu na punkcie poddania się, męczeństwa i panowania nad niewiernymi – zwłaszcza kobietami – wymaga nieustannej analizy, a nie rozpieszczania.

Naukowcy, politycy i dziennikarze drżą na myśl o ostracyzmie, piętnowani jako prowokatorzy za głoszenie prawdy. To scena z filmu Maxa Frischa „Biedermann i podpalacze”: Zachód jako naiwny głupiec, zapraszający piromanów do swojego domu i klaszczący, gdy zapalają zapałkę. Większość muzułmanów nie jest terrorystami w klasycznym tego słowa znaczeniu, ale fundamentalne teksty islamu rodzą przemoc, gloryfikując męczenników i watażków, którzy postrzegają niewiernych jako ofiary. Daj im żyzną glebę, a chętnie dołączą do dżihadu. Zaprzeczanie temu to gwizdanie na przesiąknięte krwią karty historii.

Rozważmy Deklarację Kairską o Prawach Człowieka w Islamie (1990), popartą przez 56 państw Organizacji Współpracy Islamskiej (OIC). Podporządkowuje ona wszelkie prawa szariatowi, kpiąc z powszechnych wolności zawartych w Powszechnej Deklaracji z 1948 roku. Liczba egzekucji w Iranie – 834 w 2023 roku, 975 w 2024 roku, 343 w ciągu pierwszych czterech miesięcy 2025 roku, według raportów Amnesty International i ONZ – jest wymierzona w dysydentów, homoseksualistów i nonkonformistów.

Jednak zachodni przywódcy klękają. Wolfgang Schäuble z Niemiec, podczas Niemieckiej Konferencji Islamskiej w 2006 roku, oświadczył: „Islam jest częścią Niemiec i Europy”. Zupełna bzdura – nigdy nim nie był i nigdy nie będzie. Christian Wulff, w Dniu Jedności Niemiec w 2010 roku, powtórzył: „Islam należy do Niemiec”. Polityka migracyjna Angeli Merkel z 2015 roku spowodowała przyjęcie ponad miliona migrantów, wielu z krajów z muzułmańską większością, bez weryfikacji, co zaostrzyło kryzys. W 2017 roku Thomas de Maizière zaproponował muzułmańskie święto państwowe, normalizując wkraczanie szariatu. Zachód wręcza swoim wrogom klucze do własnej zagłady.

Państwa Zatoki Perskiej – Arabia Saudyjska, ZEA, Katar – są przykładem tej zdrady, ich pochlebczy sojusz z Zachodem, podsycany bogactwem ropy naftowej i moralnym tchórzostwem. W systemie kafala wiza staje się łańcuchem: sponsorzy przejmują paszporty, pensje i milczenie, egzekwując niewolę pod batem szariatu. Próba ucieczki kończy się chłostą lub pogrzebaniem w rowie. Łańcuch dostaw żeruje na desperatach – Filipince goniącej za ofertami pracy w Bangkoku, rumuńskiej nastolatce zwabionej pracą modelki w Dubaju – tylko po to, by trafić do piwnic willi, sprzedawanych przez szejków licytujących gotówkę za noc. Dane ONZ potwierdzają, że co roku znika 150 000 Filipinek, 500 rumuńskich nastolatek zaginęło w zeszłym roku, 70 000 lankijskich pokojówek nigdy nie wraca. Ich los? „Małżeństwo tymczasowe”, uświęcone wersetem Koranu 4:24, pozwalające mężczyznom „cieszyć się tym, co posiada twoja prawica”. Klasyczni prawnicy i współcześni imamowie z Zatoki Perskiej je popierają. Sądy przypieczętowują umowę. Dzieci – pięć procent nieletnich z Ukrainy, Tajlandii i Indii – są przewożone samolotami A380 linii Emirates, które latają na nieopłacalnych trasach, a następnie sprzedawane jako towar, numerowane i wyceniane. Ta forma współczesnego niewolnictwa jest wpleciona w materię szariatu, skalowana do przemysłowego horroru przez bogactwo Zatoki Perskiej. Zachód, uzależniony od ropy naftowej, milczy – Hollywood skrępowany pieniędzmi z Emiratów, budżety ONZ dławione przez tych samych darczyńców, którzy finansują te łańcuchy. Żadnych bojkotów, żadnych demaskatorskich artykułów, tylko nieustanny strumień dziewcząt, których paszporty znikają na pustyni.

Miraż „liberalnego” islamu: złudzenie naiwnych marzycieli

Zachód kurczowo trzyma się fantazji o „tolerancyjnej” przeszłości islamu, niczym o „złotym wieku” średniowiecznej Hiszpanii, gdzie muzułmanie, chrześcijanie i Żydzi rzekomo współistnieli w harmonii. To fikcja historyczna. Wcześni władcy Umajjadów pozwalali chrześcijanom i Żydom istnieć jako dhimmi – opodatkowani, posłuszni obywatele drugiej kategorii. Pod koniec XI wieku Almorawidzi i Almohadzi dopuścili się przymusowych nawróceń, wypędzeń i masakr. „Minaret z czaszek” budowany z głów chrześcijan obala mit „religii pokoju”.

Nadzieja Zachodu na zreformowanie islamu w liberalny, „euroislam” to aroganckie szaleństwo, zakładające, że uda nam się oswoić siłę, która od wieków pożera rozwinięte cywilizacje. Bassam Tibi, syryjski uczony muzułmański, w swojej książce z 2009 roku promował euroislam, przewidując świecką kompatybilność. Do 2017 roku odwołał swoje stanowisko, powołując się na zakorzeniony antysemityzm i patriarchalną sztywność islamu jako nie do pokonania. Migranci wykorzystują zachodnie dobrodziejstwa, jednocześnie odrzucając jego wartości, dążąc do da’wa – prozelityzmu – jako narzędzia islamizacji. Wniosek Tibiego: zachodnia pobłażliwość rodzi pogardę.

„Oświecony islam” to sprzeczność sama w sobie. Reformatorzy tacy jak Imad Karim (libański filmowiec), Necla Kelek (turecko-niemiecka socjolog), Hamed Abdel-Samad (egipsko-niemiecki autor książki „Islamic Fascism”) i Seyran Ateş (założyciel berlińskiego liberalnego meczetu Ibn Rushda-Goethego, żyjący w ciągłym strachu z powodu gróźb) mierzą się ze śmiercią za swoje wysiłki. Ocalały z Holokaustu Ralph Giordano nazwał islamizację „tchórzostwem”, a nie ubogaceniem. W książce Samuela P. Huntingtona z 1996 roku „The Clash of Civilizations” ostrzegano przed „odrodzeniem” islamu bez reformacji, podobnym do nieustępliwego odrodzenia marksizmu. Rdzeń islamu opiera się wolności, a udawanie, że jest inaczej, jest preludium do zagłady.

Podboje islamu w VII wieku były kulą burzącą, która zrujnowała wysokie kultury Bliskiego Wschodu pod rządami totalitarnego credo. W Imperium Perskim Sasanidów, w latach 632-654 n.e., dziedzictwo zaratusztriańskie zostało zmiażdżone, ludność miejscowa została zmuszona do arabskiej supremacji, a wpływy grecko-rzymskie zostały odcięte pod groźbą miecza. Egipt, najechany w 641 n.e. u szczytu swojej dekadencji kulturowej, utracił swoje faraońskie, hellenistyczne i koptyjskie dziedzictwo na skutek podatków dżizja, przymusowych konwersji, grabieży artefaktów i zniewolenia ludności, a jego koptyjska tożsamość uległa bezpowrotnej erozji. Niegdyś intelektualne centrum Morza Śródziemnego, stało się zaściankiem szariatu, z palonymi bibliotekami i wiedzą spętaną dogmatami Koranu. Lewant i Mezopotamia – kultury asyryjska, babilońska i fenicka – zostały splądrowane, zniewolone i zdławione pod arabskim monolityzmem.

Islam nie zachował wiedzy. Zawłaszczył jej resztki i stłumił pozostałości, zapewniając, że żaden renesans nie będzie mógł podważyć jego panowania. To dziedzictwo kulturowego zniszczenia trwa, będąc ponurym świadectwem niekompatybilności islamu z pluralistycznym rozkwitem. Zachód patrzy na te ruiny i łudzi się: „Nam się to nie przydarzy”. Historia twierdzi inaczej.

1001 gestów poddania się

Nieodpowiedzialna polityka otwartych drzwi Angeli Merkel rozpętała muzułmańską inwazję na Zachód, z Niemcami jako punktem zerowym. W 2015 roku łzy syryjskiej dziewczyny w talk-show, po pustym, ale zaskakująco realistycznym stwierdzeniu Merkel, że „nie możemy ich wszystkich przyjąć”, pojawiły się w tle. Tydzień później rozpoczęła się niekontrolowana migracja. Tchórzliwa odmowa Niemiec wobec radykalnego islamu nie jest tolerancją ani szlachetnym gestem „Nigdy więcej” – to zdrada. Niszczy nie tylko mieszkańców Zachodu i Żydów, którzy zmagają się z narastającym antysemityzmem, ale także umiarkowanych muzułmanów, którzy opuścili swoje kraje w latach 70. i 80., zintegrowali się i zbudowali tu życie. Co najgorsze, to nikczemna zdrada niezliczonych kobiet, chrześcijan z Bliskiego Wschodu i innych mniejszości religijnych, które uciekły przed koszmarem szariatu, tylko po to, by stawić czoła jego powrotowi do swoich nowych domów.

Statystyki przestępczości niemieckiej policji z 2023 roku: 42% podejrzanych to osoby niebędące obywatelami, mimo że stanowili 17% populacji. Tendencja ta utrzymuje się do 2024 roku i na początku 2025 roku – choć nie waż się mówić o tym głośno. Islamizm dominuje wśród zagrożeń ekstremistycznych, z 476 sprawami prokuratorskimi w 2023 roku, w porównaniu z 29 w przypadku ekstremizmu prawicowego i 3 w przypadku ekstremizmu lewicowego. Raport o Ochronie Konstytucji z 2024 roku odnotował ciągły wzrost nastrojów antysemickich ze strony islamistów, a 99 przestępstw o ​​charakterze antysemickim ze strony lewicy to jedynie przypis. W 2025 roku protesty w Berlinie i Düsseldorfie gloryfikują syryjski reżim dżihadystyczny, podczas gdy państwowe środki zaradcze i działania mające na celu moderowanie meczetów nie przynoszą żadnych rezultatów.

Zachód sam się niszczy w 1001 gestach poddania. Małżeństwa dzieci, okaleczanie żeńskich narządów płciowych (tysiące rocznie w społecznościach migrantów, według Terre des Femmes), zabójstwa honorowe (niedostatecznie zgłaszane, ale udokumentowane), małżeństwa między krewnymi (obecnie świadczenie zdrowotne według NHS), przymusowe związki i poligamia utrzymują się pomimo prawnych zakazów. W szkołach panują normy patriarchalne: chłopcy lekceważą nauczycielki, domagają się zajęć z podziałem na płeć i ubiegają się o zwolnienia dla muzułmańskich dziewcząt z zajęć pływania lub sportu. Rzeczywiste reakcje feministek są stonowane. Polityka azylowa pozwala małżonkom z drugiej linii na ominięcie przepisów o bigamii. Ponad 100 udokumentowanych małżeństw dzieci w Berlinie? Aydan Özoğuz, były komisarz ds. integracji z ramienia niemieckich socjaldemokratów, sprzeciwia się unieważnieniu małżeństwa w celu zachowania praw spadkowych, stawiając na pierwszym miejscu ustępstwa kulturowe nad dobro dziecka.

Ustępstwa kulturowe są powszechne: dzieci poszczą w Ramadanie pomimo zagrożeń dla zdrowia, rośnie przestępczość z użyciem noża wśród młodzieży migrującej, nasilają się wezwania muezinów. Jarmarki bożonarodzeniowe przemianowano na „jarmarki światła”, Wielkanoc na „święta zajączków”, a procesje św. Marcina na „parady światła”. Wieprzowina znika z publicznych stołówek, pieśni chrześcijańskie są zakazane w szkołach, a zajęcia w Ramadanie wstrzymywane. W 2024 roku Kolonia i Frankfurt rozświetliły ulice na Ramadan, a baseny zarezerwowały godziny tylko dla kobiet w związku z rosnącą liczbą gwałtów. Arabskie broszury turystyczne pomijają krzyże na szczytach, a cmentarze rozważają wydzielone strefy. Zachód demontuje swoją tożsamość, by udobruchać ideologię barbarzyńskich karaluchów.

Antysemityzm jawnie się rozprzestrzenia: palone są izraelskie flagi, szyldy sklepowe z napisem „Żydzi niemile widziani” (choć oczywiście „nie z powodów antysemickich”), muzułmańskie ulotki wymierzone w firmy „wspierające Izrael”. Po 7 października 2023 roku uniwersytety określają działania obronne Izraela mianem „ludobójstwa”, skandując: „Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna” – od Jordanii po Morze Śródziemne, Żydom wstęp wzbroniony. Karl Lagerfeld ostrzegał we francuskiej telewizji w 2017 roku: „Nie możemy zabić milionów Żydów, powiedzieć »nigdy więcej«, a potem sprowadzić do kraju miliony ich najgorszych wrogów”. Przewidział to.

Adolf Hitler podziwiał wojowniczą gorliwość islamu. W programie „Hitler’s Table Talk” (nie, to nie nowy talk-show Candace Owen) chwalił „mahometanizm” za jego etos wojownika, ubolewał nad osłabieniem germańskiej determinacji przez chrześcijaństwo. Od 1933 roku naziści zabiegali o względy arabskich nacjonalistów. W latach 1937-38 usunęli antyarabskie fragmenty z arabskich wydań „Mein Kampf”. Podczas operacji w Strefie Gazy w 2023 roku siły izraelskie odkryły symbolikę Hitlera, podkreślając powiązania faszystowsko-islamistyczne. Była muzułmańska aktywistka Sabatina James argumentuje, że okrucieństwa są zgodne z tekstami islamskimi, a nie są jakimiś aberracjami. Elias Canetti w książce „Crowds and Power” (1960) nazwał islam „religią wojny”. Navid Kermani, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 2015 roku, zwrócił uwagę na jego pokrewieństwo z faszyzmem. Rola Arabów w transsaharyjskim niewolnictwie – miliony ludzi na przestrzeni wieków – jest rutynowo minimalizowana.

Islam nie jest wiarą. To siła przerzutowa, pochłaniająca niemuzułmanów nieustanną przemocą, której korzenie tkwią w jego kulcie śmierci. W Nigerii dżihadyści, tacy jak Boko Haram, wymordowali ponad 52 000 chrześcijan od 2009 roku, z czego 7087 zginęło w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy 2025 roku (prawie 30 dziennie), według doniesień. Atakujący z 23 września 2025 roku zniszczyli chrześcijańską wioskę, zabijając cztery osoby i paląc kościół, co podsyciło obawy przed ludobójstwem i żądania sankcji ze strony USA. Morderstwo księdza potęguje strach.

W Syrii, rzeź wyznaniowa w 2025 roku dotknęła Druzów: setki ofiar, w tym 46 egzekucji pozasądowych w Suwajdzie, według Amnesty International. W lipcu sunnickie milicje wspierane przez siły rządowe spowodowały śmierć 600 osób, w tym 300 Druzów (146 bojowników, 154 cywilów, 83 straconych w trybie doraźnym). Wsie takie jak Ta’ara, Al Doura i Al Douweira padły ofiarą ostrzału artyleryjskiego, grabieży i przemocy seksualnej, w wyniku czego zginęło ponad 1000 osób. Nagrania wideo ukazujące nieuzbrojonych Druzów zastrzelonych z bliskiej odległości ujawniają nietolerancję islamu dla odmienności.

Rdzeń islamu jest źródłem ekstremizmu niczym rak toczący ludzkość, pozostawiając po sobie pustkowia od Nigerii po Syrię, a każdy wyznawca staje się potencjalnym wektorem przemocy w dążeniu do globalnej dominacji.

Tymczasem sojusz lewicy z islamem to celowa zdrada, a nie sprzeczność. Pomimo świeckiej postawy, tolerują islam ze względu na jego antyzachodnią niechęć i ukryty antysemityzm, podzielany przez „przebudzonych” [woke] konserwatystów i skrajne ugrupowania prawicowe. Pokolenie 1968 roku poparło OWP w walce z Izraelem. Muzułmanie zastąpili proletariat jako „uciśnieni” lewicy.

Politolog Hendrik Hansen identyfikuje „nowy sojusz lewicowego ekstremizmu i islamizmu”, widoczny w antysemickim bojkocie Izraela przez ruch BDS. Samuel Schirmbeck krytykuje lewicową „kulturę tabu”, unikającą kontroli islamu.

Islam/islamizm – niezróżnicowane w języku arabskim – odzwierciedla ideologie totalitarne, takie jak komunizm i nazizm: ekspansjonistyczne doktryny zbawienia, obiecujące wyzwolenie od wyzyskiwaczy lub niewiernych, domagające się indywidualnego poświęcenia dla celów zbiorowych. Walka klasowa w komunizmie jest odpowiednikiem „walki o wiarę” w islamie, społeczeństwo bezklasowe odzwierciedla Dar al-Islam, towarzysze kontra wrogowie stoją po stronie wierzący kontra niewierni.

Postępowcy, napędzani nienawiścią do Żydów maskowaną antysyjonizmem, sprzymierzają się z islamistami, których statuty domagają się eksterminacji Żydów. Projekt Esther (2024-2025) Fundacji Dziedzictwa określa ruch „pro-palestyński” mianem „Sieci Wsparcia Hamasu”, piorącej antysemityzm poprzez apele o „globalną intifadę”. Zaślepieni poczuciem winy po Holokauście, postępowcy opowiadają się po stronie sił, które ukamienowałyby ich queerowych sojuszników, zasłoniłyby ich feministyczne towarzyszki i wymazały ich dziedzictwo kulturowe. To samobójstwo – wymiana żydowskiego przetrwania na oklaski skandujące „Chajbar, Chajbar, ya Yahud”, przywołujące średniowieczne masakry żydowskie. Sura 5:51 w Koranie zabrania sojuszy z Żydami i chrześcijanami. Postępowcy się temu poddają, gardząc swoimi tak zaciekle, że popierają gwałcicieli wolności.

W Wielkiej Brytanii rok 2025 to kocioł podsycanego islamizmem antysemityzmu związanego z protestami w sprawie Strefy Gazy. Community Security Trust odnotował 1521 incydentów antysemickich w pierwszej połowie 2025 roku – ponad 200 miesięcznie – których przyczyną były marsze z okazji Dnia Al-Kuds, podczas których wymachiwano flagami Hezbollahu i karykaturami mordów rytualnych. Raport Counter Extremism Project z czerwca 2025 roku dostarczył „przekonujących dowodów” łączących ekstremizm islamistyczny z antysemityzmem za pośrednictwem kazań w meczetach i sieci negujących Holokaust. Swastyki szpecą festiwale muzyczne, napady nękają ulice, a integracja chwieje się w obliczu skandali gangów pedofilskich w Rotherham i Oldham, skrywanych z obawy przed „islamofobią”. Rady szariatu działają równolegle z prawem cywilnym, dyskryminując kobiety, podczas gdy protesty gloryfikują wzrost liczby egzekucji w Iranie.

Oczywiście islamofilia dławi Zachód także po drugiej stronie Atlantyku. W Ameryce sytuacja jest fragmentaryczna, ale tragiczna. Dearborn w stanie Michigan – „Amerykańska Stolica Dżihadu” – pęcznieje. Na ArabCon 2025 mówcy bronili ataku Hamasu z 7 października. We wrześniu 2025 roku burmistrz Abdullah Hammoud wydał zakaz wstępu dla chrześcijańskiego krytyka za sprzeciw wobec ulicy nazwanej imieniem Osamy Siblaniego, działacza Hezbollahu i Hamasu, co wywołało walkę o wolność słowa. Sierpniowy Marsz Arbain z 2025 roku, największy poza Irakiem, zgromadził proirańskie transparenty, alarmując społeczności żydowskie. Skandowanie „Śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi” na antyizraelskich wiecach w 2024 roku – prowokujące republikańskie wezwania do wszczęcia śledztw przez FBI – trwa także w 2025 roku.

Islam nie jest łagodną wiarą, lecz ideologią supremacji, ścierającą się z demokracją, a jego „tolerancja” to mit podtrzymywany przez zachodnie zaprzeczenie. Postępowcy, zwłaszcza ci, których nienawiść do Żydów jest ważniejsza od przetrwania, tolerują to zjawisko, idealizując „opór”, ignorując jednocześnie egzekucje w Teheranie czy tunele gwałtów w Strefie Gazy. To zdrada zrodzona z ideologicznego delirium, zaślepiająca ich na zaciskającą się na wolności pętlę.

Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że „multikulturalizm” jest z natury przeciwny jakiejkolwiek cywilizacji. Wyparty, fundamentalny problem marzycieli o „multi”-kulturze jest następujący: udają, że „multikulturalizm” funkcjonowałby bez zarzutu, gdyby tylko społeczeństwo większościowe było wystarczająco otwarte na integrację z „nowymi obywatelami”. Jednak „nowi obywatele” muszą się asymilować lub adaptować, aby różnorodność mogła odnieść choćby umiarkowany sukces. Odwrotnie nie da rady.

W przeciwnym razie imigranci wierzą, że mogą tworzyć alternatywne społeczności i ignorują istniejące prawa i zwyczaje. Destabilizacja państwa narodowego jest fundamentalnym celem ideologicznym, jakim jest akceptacja tożsamości kulturowej każdej mniejszości. Idea, że ​​wszystkie cywilizacje są w istocie wariantami jednej, globalnej cywilizacji, stanowi podstawę tego uniwersalizmu.

Akceptowanie wszystkich możliwych przejawów kultury jako równie ważnych (lub obojętnych?) jest aktem egalitarnego nihilizmu, a nie szacunku. Kiedy społeczeństwo większościowe akceptuje wszystko, co nie podlega praworządności i prawom człowieka, jak małżeństwa dzieci czy okaleczanie narządów płciowych, jest to niczym więcej niż relatywizm kulturowy, a nawet nihilizm kulturowy. Można to nazwać tak zwaną „liberalną” i „pluralistyczną” wrażliwością kulturową lub idealizacją obcości.

Tribalizm, w którym plemiona ustalają własne standardy, jest wspierany przez taką tolerancję, która atomizuje społeczność. Warunkiem koniecznym istnienia grupy jest jednak jej gotowość do stawiania własnych zwyczajów i standardów ponad standardami grupy obcej.

Pomimo braku prawa do imigracji, ruch na rzecz „multikulturalizmu” wydaje się nabierać rozpędu pomimo przepisów azylowych. Absurd polega na tym, że suweren nigdy nie został zapytany, czy chce „multikulturalizmu”, milionów niekontrolowanych imigrantów, czy całkowitego zniesienia prawa azylowego jako punktu swobodnego wjazdu dla dowolnej liczby imigrantów.

„Podejście multikulturalizmu zawiodło, całkowicie zawiodło!” – mogło to być odważne stwierdzenie wygłoszone wiele lat temu przez tzw. „burżuazyjne” grupy polityczne, ale w rzeczywistości było to odważne oświadczenie wygłoszone przez ówczesną kanclerz Merkel, pięć lat przed jej polityką otwartych granic.

Upadek Zachodu przepowiedziano w dwóch francuskich książkach. Na obrazie Jeana Raspaila z 1973 roku „Obóz świętych” milion Hindusów przybywa na francuskie wybrzeże w rdzewiejących statkach niczym fala pandemonium. Kultura Zachodu płonie, elity uciekają na północ, media się radują, ludzie toną w humanitarnej nienawiści do samych siebie, a Południe ogarnia anarchia. W Paryżu powstają „komitety wielokulturowe”, a establishment przygotowuje się do bycia wymazanym.

W książce „Submission” (2015), opublikowanej w dniu tragedii w redakcji „Charlie Hebdo”, Michel Houellebecq wyobraża sobie Francję w 2022 roku, w której Mohamed Ben Abbes z Bractwa Muzułmańskiego, wspierany przez konserwatystów i socjalistów, pokonuje Front Narodowy Marine Le Pen i zostaje prezydentem. Wybucha konflikt wewnętrzny, media milczą, a Abbes odrzuca świeckość i narzuca szariat, poligamię i patriarchat.

Aby skorzystać z lukratywnej kariery i posłusznych młodych przyjaciół, główny bohater, François, profesor literatury, przechodzi na islam. Społeczeństwo przepełnione samotnością, uzależnieniem od pornografii i nieustanną chęcią zaspokajania dopaminowego głodu mózgu coraz bardziej nagannymi aktami dominacji seksualnej już teraz stwarza podatny grunt dla takiej przyszłości.

Zostaliście ostrzeżeni.

________________

The West’s Suicide Pact with a Death Cult, A Lily Bit, Oct 07, 2025

Dżin UE, także w Częstochowie: Burzy dworce a buduje Kody Kreskowe.

W 1996 roku oddano do użytku w Częstochowie nowy dworzec PKP. Nowoczesna, estetyczna, funkcjonalna, nienachalna, zharmonizowana z otoczeniem budowla decyzją nieznanych sprawców przeznaczona została do wyburzenia.

Powstrzymanie tego barbarzyństwa z piekła rodem leżało w gestii samorządu miasta, gminy, powiatu i wojewody Śląskiego. Sam pomysł narodził się zapewne w chorych umysłach decydentów z PKP. gdyż PKP jest inwestorem. Dodajmy, że już w roku 1994 plac przed dworcem przyjął nazwę Plac Rady Europy.

Centralną część unicestwianego dworca, wypiętrzoną ponad poziomem torów, wspartą na wspaniały metalowej konstrukcji [wiele tysięcy ton metalu] stanowiły ogrzewane: poczekalnia z kasami, a dalej, w przejściu na perony, po obydwu stronach, kaplica, księgarnia, punkty gastronomiczne i inne.

U naszych sąsiadów Niemców wszystko co łączy się z koleją jest skarbem narodowym, nietykalnym. U nas wyburza się [ile to kosztuje?] funkcjonujący obiekt, który można wpisać na listę dziedzictwa i wznosi Scheisse – gigantyczny Kod kreskowy.

Przesłanie: Podróżny, pielgrzymie, dla nas jesteś tylko kodem.

Tę haniebną destrukcję prowadzi się z narażeniem życia robotników, którzy pracują wbrew wszystkim zasadom BHP. Na przykład niszczą żelazną konstrukcję nad czynną trakcją wysokiego napięcia. To napięcie może przecież zabić przy najmniejszej nieuwadze.

Plac-Rady-Europy-w-Czestochowie–1-pazdziernika

===============================