Socialists, Marxists, Progressives, reproductive rights activists, teachers’ union members, Antifa,, and assorted anti-American activists march today, chanting “NO KINGS.”
Because for the first time in our history, we have a president who refuses to be cowed by the deep state, lobbyists, and corporatists. Who will not let the far-left bully him into submission. Who is actually bringing our government back in line with what is written in the Constitution.
Who is actually doing what he was elected to do, that is, LEAD THE PEOPLE!
Under King Biden, of course, things were different <insert sarcasm>.
Does anyone else remember the democrats’ last primary? Oh snap – they didn’t allow a primary to happen!
Then who remembers the following tyranny, that was all done –
“FOR YOUR OWN GOOD!”
Mask mandates for years after any threat was gone – No Kings!
Social distancing – 6’ feet apart to make you safe for how many years? – No Kings!
Censorship and propaganda via government agencies, such as CISA – No Kings!
Censorship and propaganda funded by the US government – No Kings!
Lockdowns – No Kings!
No early treatments for a respiratory disease allowed – No Kings!
School closures for years on end – No Kings!
Mandatory vaccinations – No Kings!
No religious exemptions – No Kings!
No medical exemptions – No Kings!
Stay inside – No Kings!
They shut small businesses down, but big box stores like Walmart, as well as bars, strip joints, and casinos stayed open – No Kings!
No church services – No Kings!
Hotline to tattle on your neighbors – No Kings!
No large family gatherings – No Kings!
Compliance was compulsory – No Kings!
Well, all of this didn’t feel like “for my own good” to me!
But that was then, and this was now.
And the very people who supported Biden’s authoritarian regime are the very same ones protesting. Teachers’ unions, Federal workers unions, the ACLU, atheists, progressives, pro-abortion activists, socialists, climate change activists, etc. The list goes on and on.
The No Kings Day organizers even have their own website, with various tools to promote social unrest, and numerous progressive organizations are funding these protests.
The list of funders is a “who’s who” of progressive, social justice, equity, diversity, and inclusion NGOs.
One of the main funders of the No Kings Protests is a group called Indivisible. According to InfluenceWatch, Indivisible has received significant funding (over US $7.6 million) from the Open Society Foundations since 2017.
George Soros founded a network of Open Society Foundations in 1979.
The Open Society Foundations (OSF) reports more than US $22 billion in assets.
Planned Parenthood is also a large sponsor of the No Kings protests, and Open Society Foundations has given them tens of millions of dollars in the last decade, although an exact dollar amount is not known.
These are just two examples of the vast complex of millions of dollars that George and Alex Soros have poured into making these protests happen.
As an example, Jim Walsh tracked down the money trail of the No Kings protests in Washington State:
But who is attending these marches?
Well, it appears that it is mostly white-haired people… or at least, we know that is who attended them in the last go around.
Along with a few blue-haired people:
Of course, how much is Antifa involved?
According to Grok – the above video appears to be real footage from today’s “No Kings” protest in New York City.
Kiedy tak jeżdżę z tą swoją objazdówką prezentującą moją książkę o elitach, to spotykam się z dwojakiego rodzaju pytaniami. Pierwsze to: czy mogę wymienić klikę rządzącą Polską po nazwiskach, druga to dlaczego rządzącą klikę uważam za elitę właściwą.
Dwa pytania o elity Pierwsze pytanie zbywam raczej dowodami, że od tego jest Deep State, by nie kłuł twarzami i nazwiskami w oczy. Jednak ten pęd do nazwisk jest przemożny, choć nie wiadomo czemu miałby służyć. Są dwa wyjścia – ma to być albo dowód po nazwiskach, że klika istnieje, albo to wyraz płonnej nadziei, że to do nich przyjdzie kiedyś sprawiedliwość z ulicy. Jest to też ciekawość systemowa, choć zapomniana – wystarczyło tylko docisnąć takiego choćby Rywina, by wyłuszczył co to za „grupa trzymająca władzę” przysłała go do Michnika. Był to dowód na istnienie kliki wprost, jednak dziwnie zapomniany. Rywin, tak jak wielu innych przed nim i po nim – Żemek z afery FOZZ czy Gasiński z afery z talibami w Klewkach tylko dlatego żyją (Rywin zmarł śmiercią, chyba, naturalną) , że jakoś sobie nie bardzo mogą przypomnieć kto ich posyłał w korupcyjny bój. Co taka wiedza dałaby ludowi – nie wiadomo. W końcu jakby doszło co do czego to klika sama się zgłosi, wysyłając kogoś z całych zastępów Rywinów czekających u kompradorski drzwi.Drugi pytanie, to dlaczego przezywam klikę elitą? Tu pojawiają się pogardliwe stwierdzenia o „elytach”, co świadczy o niezrozumieniu sytuacji. Problem w tym, że my tu podstawiamy nasze XIX-wieczne wyobrażenia, kiedy będąc pod zaborami wykształciliśmy elity pozorne, zwane u nas warstwą inteligencji. W trójpodziale elitarności – elita władzy, pieniądza i prestiżu – pod zaborami nie mieliśmy za dużo manewru. Ponieważ zaborcy rzadko dopuszczali do władzy, częściej dawało się zrobić kariery biznesowe, a więc w takim klinczu niedostępności jako naród zainwestowaliśmy całą swoją elitarność w prestiż, który rozlał się na szeroką klasę zwaną u nas inteligencją, typowy twór słowiańskich deficytów. Należy dodać, że i nieliczne przechodzenie zdolnych Polaków do władzy zaborców było naznaczone mianem ostracyzmu i zdrady choć czasami dało się Polakom dla Polaków coś załatwić. Był taki jeden, co mówił, że dla Polaków da się załatwić wiele, ale z Polakami nic. Takie dłubki we władzach zaborców coś tam robiły organicznikowsko dla narodu, ale ten żył romantycznymi złudzeniami, przenosił się właśnie z elitami w pozę wyższości prestiżu.Trochę lepiej było za zaborów z elitą pieniądza. Polacy budowali swoje fortuny, choć i tu nie cieszyli się społeczna estymą. Coś tam bąkano o kolaboracji Wokulskich, tak jakby dorabianie się Polaków było jakąś skazą. Zresztą sznyt ten bezpośrednio przeszedł i na PRL i został się z nami do dziś. Zaspokajamy się bardziej gestem, drwiną wobec nowo-bogacenia się, które do dziś kojarzy się z paktowaniem z systemem. Nad tym wszystkim staje elita prestiżu, która unosi się nad tymi przyziemnymi i podejrzanymi elitami władzy i pieniądza. Pozy te są unurzane w pogardzie biednej, ale godnej. Nic bardziej fałszywego – widziano do dziś wielu członków elity prestiżu, którym wystarczyło tylko potrząsnąć przed nosem workiem z monetami lub ułudą sprawczości w elitach władzy, by skoczyli w te pogardzane bajoro na główkę. W bajoro, nad którym się do niedawna pastwili w dyskursie społecznym. Deficyt elit Pytanie czy elity prestiżu wystarczą, to znaczy czy da się społecznie żyć w takiej ułomności. Wychodzi, że nie bardzo – bez dostępu do środków i sprawczości władzy elita prestiżu staje się szybko zakładnikiem władzy i pieniądza. Te dwa czynniki bowiem mają bezpośrednie przełożenie na wyznawców prestiżu. Rektor uczelni, artysta, pisarz czy filozof leży na brzuchu przed elitą władzy i pieniądza, jego pycha znika w przedpokojach władzy, bo to tam dzieli się kasę i decyzje. I ci co dzielą nie muszą być, a właściwie w systemach zdegenerowanych z zaczopowanym krążeniem elit, być nie mogą depozytariuszami jakichś wartości narodowych, czy choćby etycznych. W związku z tym prestiż bieduje albo brata się z władzami, które coraz częściej stanowią „elyty”, czyli moralne i intelektualne karły. Stąd pogarda przegranych, pusta złośliwość, że to gamonie ze słomą wystającą z kaloszy – ale jest to odruch pusty, gdyż daremny. Elity prestiżu nic tu nie robią, by to zmienić, raczej liczą na łaskawą kooptację do elit właściwych. Jak na to patrzą doły? Ano jak na załamkę. Elita władzy i pieniądza zazdrośnie strzeże swej pozycji, rzadko do siebie dopuszcza, chyba, że po wielu deklaracjach i koncesjach. Z drugiej strony lud widzi klienckość elit prestiżu i okazuje się, że doły są… same. Bez elity, do której mogą aspirować. Wszystkie elity trzymają doły w opresji wyzysku, zaś nadzieja pokładana od czasu do czasu w elitach prestiżu jest notorycznie zawodzona. W ten sposób mamy zdołowany lud, bez aspiracji do awansu, który zamyka się we własnych enklawach dawania sobie rady, bez możliwości uczestniczenia w sprawczości elit właściwych.Zresztą i tu elity władzy i pieniądza podsuwają za pomocą mediów swoje wzorce elity prestiżu – łże-proroków nowego, wzorce osobowe bez właściwości, róbta-co-chcetów i innych bohaterów jednego sezonu. Lud więc jest kołysany pozorną falą zmian, choć jest to ruch właśnie jak w kołysce – byleby szybko zasnął i nie budził się za często. Miałem kiedyś taką koleżankę, która raz pobujała łóżeczkiem i płaczące notorycznie dziecko zasnęło. Wszystkim się to spodobało bo i dziecko, i rodzice wreszcie mogli pospać. Ale okazało się, że by ten numer powtórzyć trzeba było za każdym razem bujać bardziej i po roku nasi rodzice skończyli wywijając łóżeczkiem jak łyżwiarz w tańcu na lodzie swoją partnerką. I tak jest z ludem – usypiany i z rzadka wybudzany wymaga coraz większych bujań i tak mamy. Wybrańcy W źródłosłowie pojęcia „elita” zawiera się element wybrania. Mają to być więc wybrańcy, ci z elity. Pytanie tylko kto ich wybiera – czy jest to lud, czy sami się wybierają mechanizmami kooptacji, czy są – nie daj Boże – przysłani tu przez kogoś. No bo jak to jest, że lud wybiera elity a potem nabija się ze swoich „wybrańców”, że to są jakieś „elyty”? Dlaczego na powierzchni tego politycznego zamętu okresowego, jakim są wybory, zawsze wychodzi szlam jakichś kompletnych degeneratów i gamoni? Skoro lud chce dobrze, drwi z wyników tego co zostaje po wyborach, to oznacza, że winien jest system. To on sprawia, że na grzywach społecznych fal pływają jakieś męty. Co prawda nie można tu wszystkiego zrzucić na system, bo doły też dają się nabierać na rozemocjonowane wybory pozorów. Ale system jest tu przemożny, ten pilnuje nienaruszalności kliki, elity władzy i pieniądza – tu elity wybierają się same, bez ich dobroczynnego krążenia, co najwyżej w ramach kooptacji. To znaczy, że warunkiem wejścia do elit jest akceptacja obecnego układu, nie jego zmiana. A lud tylko uczestniczy w tym cyrku w ułudzie sprawczości, jaką ma zapewnić mu dogmat demokracji przedstawicielskiej, od czasu do czasu kompensując swoje traumy pozorami wyższości, jakie fundują mu elity prestiżu. Ale skąd się wziął ten system, skoro jest dla ludu, lud go wybrał i wybiera, choć nic z tego nie rozumie? Ano kształtował się on od samego początku III RP, kiedy jego zręby, istniejące do tej pory, stanowiły fundament Najjaśniejszej. Choć okrągłostołowe decyzje wydawały się tymczasowe, choć zaraz rząd Kiszczaka obaliła szarża Kaczyńskich i Mazowieckiego, to okazało się, że nowe rzeczy nic nie zmieniły w tym fundamencie. Co prawda w Polsce trwał najdłużej wśród byłych demoludów proces przejścia od tymczasowości do regulacji konstytucyjnej, to fakt ten dowodzi tylko, że równoległy do oficjalnego, ale rzeczywisty układ pookrągłostołowy musiał się długo utrząść z form tymczasowych na systemowe, kiedy sieci interesów kliki zostały już utrwalone na dobre.
W Konstytucji trzeba było tylko zapisać ten stan nie-decyzyjności ciał politycznych, braku klarownej odpowiedzialności i funkcjonowaniu systemowej sterowalności sceny politycznej, która miała i ma zapobiec emanacji interesów ludu w formy zintegrowanej władzy państwa małego, ale w swych optymalnych prerogatywach skutecznego do bólu. I mamy państwo rozlazłego chaosu, mącenia wody, by w niej cwaniaczki podbierali tłuste karpie hodowane przez lud. Polska taka się właśnie utrzęsła w te 35 lat. Układ gnije, „głowa psuje się od góry”, jak mawiał przyszły chyba szef Polski 2050. Kolonia zewnątrz-sterowności się zapada – transfery zagraniczne są coraz większe, klika nie chce zejść z marży kompradorskiej, a więc dołom zostaje coraz mniej. By zatrzeć ten niemiły i w sumie niebezpieczny stan elita funduje igrzyska, eskaluje wzmożenie, ale zostają z tego już tylko ultrasi, w dodatku przy poziomie frustracji dochodzącym do zbiorowych zaburzeń. (Właśnie – istnieje psychologia tłumu, ale czy istnieje tegoż tłumu psychiatria?). Elity alternatywne Pytanie jest czy mamy miejsce na elitę alternatywną? Niestety w wydaniu obecnych partii były takie próby, z tym, że kończyły się na poziomie aspiracji do jednego rodzaju elity. PiS dokonywał takiej próby, ale właśnie tylko w obszarze prestiżu. Nie widziałem żadnego wspierania polskich przedsiębiorców, ich wzrostu, eksportu, promocji. To samo jeśli chodzi o kwestię władzy – partie, nawet te „nowe” zawsze stawały się rekombinacją spadów po tych co spadli z partyjnej karuzeli, kolejnych grup aspirujących do przyssania się do państwowego cyca z małym acz ważnym elementem reprezentacji liderów zewnątrz-sterowności. Sama konstrukcja partii wodzowskich, wpisana atramentem sympatycznym do Konstytucji, powoduje, że struktury partyjne obawiają się świeżej krwi, nie ma tam awansu, raczej kooptacja, jak w klice. Regionalne baronie są na trwale obsadzone przez partyjnych bossów lokalnych i wara tam każdemu zdolnemu. Mamy więc piętrowe układy, postawione jedne na drugich, jak kanapki w food tracku. Lud sam z siebie nie wykrzesa elit. Te muszą się objawić i coś zaproponować, ale jak to mają zrobić skoro i medialnie, i systemowo aspirujący do elit nie mogą się przebić? Czasem ci, co się przebiją są używani przez system do obrzydzania takich awansów. Zaraz się okazuje, że to jacyś durnie, jeszcze gorsi niż rządzący i lud daje sobie spokój. Ogranicza się w swych aspiracjach do dobra własnej rodziny, gardząc taką pokraczną propozycją „dobra wspólnego”, jaką funduje mu system. I tak tu sobie żyjemy – w formalinie niemożności, od czasu do czasu ktoś tym słojem potrząsa, podrywają się jakieś złogi z dna, najczęściej jakieś menty. Po czym wszystko wraca na swoje miejsce, tylko tego miejsca jakby coraz mniej.
Władysław Jagiełło, założyciel dynastii, miał 62 lata gdy doczekał się pierworodnego męskiego potomka i następcy, z małżeństwa z czwartą żoną, Sonką Holszańską. Zygmunt II August w wieku 52 lat owdowiał po raz trzeci i zamierzał żenić się po raz czwarty, by zapewnić ciągłość rodu. Lecz gruźlica – zwana wówczas suchotami – uniemożliwiła królowi pójście w ślady pradziada – na siódmym Jagiellonie wszystko się zakończyło.
Spójrzmy na te 186 lata, gdy Jagiellonowie, zasiadając na tronie polskim i kilku europejskich, odgrywali pierwszoplanową rolę w ówczesnej wielkiej polityce.
Wojny zmarnowanych szans
Wojowanie Jagiellonom nie wychodziło. Zdecydowanie najlepszym wodzem z dynastów był sam Jagiełło, choć jego wschodni sposób dowodzenia, budził zdziwienie i niesmak. Kierowanie przebiegiem starcia z oddalenia, z bezpiecznego miejsca – tak, jak postąpił Jagiełło w tytanicznej bitwie grunwaldzkiej – było dalece odmienne od rycerskich standardów zachodnioeuropejskich, wedle których król winien prowadzić swych rycerzy w bój w pierwszym szeregu. Była zresztą wielka wojna z Zakonem Krzyżackim wręcz modelowym przykładem konfliktów jagiellońskich. Spektakularne zwycięstwa w ważnych bitwach, które nie rozstrzygały wojen, a te kończyły się w najlepszym wypadku średnio korzystnym kompromisem. Grunwald złamał wprawdzie potęgę militarną Zakonu, ale nie naruszył jego stanu posiadania. Dopiero kolejna wojna trwająca długich 13 lat, tylko dzięki determinacji króla Kazimierza Jagiellończyka oraz pieniądzom miast pruskich, przyniosła Pomorzu Gdańskiemu wolność od ciężkich krzyżackich rządów i przywróciła je Królestwu Polskiemu. Lecz ponownie oszczędzony Zakon przetrwał i doczekał czasów reformacji. Wtedy, wykorzystując jagiellońską skłonność do niekończenia przedsięwzięć zaczętych, przekształcił się w państwo świeckie pod rządami Hohenzollernów, którzy – panując w Królewcu i w Berlinie – znów zaczęli łakomie patrzeć na Pomorze Gdańskie przedzielające ich dziedziny. Efekty znamy doskonale: najpierw powodowane chęcią zagarnięcia Gdańska dążenie Prus do rozbiorów słabnącej Rzeczypospolitej, potem żądania III Rzeszy co do pomorskiego „korytarza”, które doprowadziły do najazdu Niemiec na Polskę w 1939 roku. Do dziś rejon Królewca, któremu w swej zbytniej i zbędnej łaskawości dla spokrewnionych Hohenzollernów, Zygmunt I zwany Starym w 1525 roku odnowił byt polityczny jest (i zapewne będzie) przyczyną konfliktów i źródłem kłopotów.
Świetne zwycięstwo wojsk polsko-litewskich dowodzonych przez hetmana Konstantego kniazia Ostrogskiego nad armią moskiewską odniesione w 1514 roku pod Orszą, ani konfliktu nie zakończyło, ani nawet nie doprowadziło do odzyskania utraconego parę miesięcy wcześniej Smoleńska. I nic nam nie przyszło z faktu, że wodzowie pokonanej armii moskiewskiej spędzili w polskiej niewoli następnych 37 lat.
Nie uzyskali też Jagiellonowie decydujących rozstrzygnięć na arcyważnym kierunku bałkańskim będącym przedłużeniem w kierunku Morza Czarnego złotodajnego szlaku handlowego Gdańsk-Lwów. Plany budowy Polski od morza do morza zostały rozbite wraz z armią króla Jana Olbrachta w lasach bukowińskich w roku 1497. Bezowocne pozostało wielkie zwycięstwo hetmana Tarnowskiego odniesione nad siłami hospodara mołdawskiego Petryły w bitwie pod Obertynem (1531 rok). Marzenia obecności Korony Polskiej nad Morzem Czarnym trwały jeszcze dwa stulecia, lecz „awantury mołdawskie” wysysały tylko krew z Rzeczpospolitej, nie dając wielu korzyści. Choć można zaliczyć do nich dwa wielkie zwycięstwa chocimskie (1621 i 1673 rok) będące trwałymi fundamentami sarmackiej mitologii narodowej, w której „z piersi naszych” wznieśliśmy niezwyciężone przedmurze chrześcijaństwa i Europy.
Zwyciężając zyskiwali Jagiellonowie niewiele, przegrywając tracili wszystko. Dwie klęski poniesione przez potomków Jagiełły zasiadających na tronach węgierskim i czeskim, doprowadziły do upadku ambicji dynastycznych rodu. Tak było w roku 1444, gdy klęska odniesiona z rąk Turków pod Warną zakończyła dziesięcioletnie panowanie Władysława III na Węgrzech. Ostateczny cios panowaniu Jagiellonów na Węgrzech i w Czechach zadał w roku 1525 sułtan Sulejman Wspaniały rozbijając pod Mohaczem armię Ludwika Jagiellończyka, który – podobnie jak jego stryj pod Warną – poniósł śmierć na polu bitwy.
Aż do gardeł naszych nie chcemy Niemca…
Głównym powodem, dla którego Jagiełło zwrócił się w stronę Królestwa Polskiego, było zagrożenie dla bytu państwa litewskiego ze strony Zakonu i Moskwy. Niemieckie „Drang nach Osten”, pozornie znalazło swój kres na polach Grunwaldu. Niestety, jak tyle przedsięwzięć jagiellońskich, zatrzymanie niemieckiego „parcia na wschód” było tymczasowe. Oto bowiem Moskwa, która zrzuciwszy jarzmo tatarskie rozpoczęła proces „zbierania ziem ruskich”, odkryła, że może szachować Jagiellonów przy pomocy Habsburgów. I vice versa: Habsburgowie próbujący powstrzymać ekspansję jagiellońską w Europie Środkowej, odkryli, że wielce użytecznym będzie dla nich sojusz z Moskwą. Jedynym sposobem, jaki znaleźli Jagiellonowie na rozerwanie tego straszliwie groźnego (wypadki następnych wieków pouczają nas o tym aż nadto boleśnie) przymierza było przebicie oferty moskiewskiej. W 1515 roku doszło do zjazdu wiedeńskiego, na którym Jagiellonowie zasiadający na tronach polskim, czeskim i węgierskim zgodzili się na podwójne małżeństwo Anny i małoletniego Ludwika Jagiellonów z Habsburgami. „Belli gerant alii, tu felix Austria, nube – Wojny niech prowadzą inni, ty szczęśliwa Austrio, żeń się” – ta pragmatyka polityczna dworu wiedeńskiego, który zawsze miał sporo arcyksiężniczek na wydaniu, przynosiła Habsburgom zdobycze terytorialne w całej Europie i poza nią. Zapomnieli o niej polscy dyplomaci i ministrowie? Raczej wzrok przyćmiły im olbrzymie pensje wypłacane przez dwór wiedeński. To za czasów Zygmunta I zaczął się fatalny dla przyszłości Polski proceder wyciągania rąk po obce złoto i kupczenia państwowym i narodowym interesem.
Efektami sojuszu jagiellońsko-habsburskiego, forsowanego przez Zygmunta I i sprzedajnych ministrów i zdecydowanie kontestowanego przez szlachtę, były dwa małżeństwa Zygmunta II Augusta z Habsburżankami, siostrami Elżbietą i Katarzyną. Uwikłany w sieci habsburskiej polityki matrymonialnej próbował ostatni Jagiellon małżeństwo z Katarzyną unieważnić, czemu skutecznie przeciwdziałali Habsburgowie. Zwrócił się wówczas Zygmunt II August w stronę narodu szlacheckiego.
Ustrój dla aniołów
Dopomogli wydatnie Jagiellonowie w stworzeniu jednego z największych dzieł Polski królewskiej – społeczeństwa obywatelskiego opartego na idei wolności. Dopomagali nawet wtedy, gdy ze szlachtą toczyli zacięte walki o zakres władzy, o jej podział między monarchę, senat i sejm. To ze ścierania się poglądów rodził się polski parlamentaryzm. Narodziny sejmu to czasy Kazimierza Jagiellończyka, zdobycie pozycji w systemie władzy najważniejszej zaś to schyłek panowania Zygmunta II Augusta. Zrozumiał wtedy schorowany i bezdzietny król, że tylko w sojuszu z wolnymi obywatelami Rzeczy Pospolitej – a więc wszystkim wspólnej, jak to wówczas rozumiano – uda mu się uratować to niezwykłe dzieło, jakim była trwająca od blisko dwustu lat unia dwóch narodów. Żaden z Jagiellonów, nawet w momentach najbardziej zaciętych sporów z poddanymi, nie uległ pokusie sięgnięcia po tyranię, żaden z obywateli ręki na króla, aspiracje poddanych-obywateli lekce sobie ważącego, nigdy nie podniósł.
Żaden król polski nie stał na szafocie,
A więc nam Francuz powie: buntowniki.
Żaden mnich polski nie bluźnił wszech-cnocie,
Więc nam heretyk powie: heretyki.
Żaden pług polski cudzej nie pruł ziemi,
Więc poczytani będziem jak złodzieje.
Gorzko i dumnie w czas niewoli dzieje Polski podsumowywał Cyprian Kamil Norwid.
Hetman i kanclerz Jan Tarnowski, jeden z najwybitniejszych polskich mężów stanu przełomu wieków XVI i XVII, król Zygmunt August i szlachta konstruująca Unię Lubelską, stworzyli ustrój wspaniały, lecz niemożliwy na dłuższą metę do utrzymania. Jak pięknie stwierdził Władysław Konopczyński „Despotyzm nie wymaga innych cnót prócz posłuszeństw; polska wolność żądała rozumu stanu, ofiarności, cnót, czujności od setek tysięcy”. A to wszystko w nieustannej trosce o dobro publiczne, nie własne: „abyście Waszmościowie domawiali się potrzeb Rzeczypospolitej bez obrazy i bez uszczypku… napominanie czyniąc w zgodzie i miłości” – mówił Zygmunt August w swym ostatnim wystąpieniu przed sejmem.
Po owocach poznacie ich
Franciszek Karpiński w „Żalach Sarmaty nad grobem Zygmunta Augusta” pisanych w 1796 roku, a więc po wymazaniu Polski z grona państw żywych, surowo oceniał ostatniego z Jagiellonów:
Gorzkie wspomnienia, gdy szczęście przeminie!
Czemuż i pamięć o nich nie zaginie!
Nie zostawiłeś syna na stolicy
Przez jakieś na nas Boga rozgniewanie,
Któregoby wnuk dziś po swej granicy
Rozrzucał postrach i uszanowanie!
Po tobie poszła na handel korona,
Tron poniżony i rada stępiona!
Ojczyzno moja, na końcuś upadła,
Zamożna kiedyś i w sławę i w siłę!
Ta, co od morza aż do morza władła, kawałka ziemi nie ma na mogiłę…
Lecz „duch dziejów Polski”, który pozwolił narodowi polskiemu przetrwać najgorsze, przez inne nacje niedoświadczane nieszczęścia, który dał nam niebywałą wolę wytrwania, przetrwania i z martwych powstawania, właśnie w czasach Jagiellonów nabrał formy i mocy.
Dlaczego Polska jest przeciwna umowie z Mercosur? Jacek Zarzecki, wiceprzewodniczący zarządu Polskiej Platformy Zrównoważonej Wołowiny nie ma złudzeń co do skali i powagi zagrożeń wynikających z wprowadzenia zapisów tej umowy w życie. W jego ocenie będzie można mówić o „efekcie Trójkąta Bermudzkiego”.
Zdjęcie ilustracyjne / Pixabay
Co musisz wiedzieć:
KE negocjowała umowę z Mercosur samodzielnie, bez udziału państw członkowskich UE
Straty polskiego rolnictwa w wyniku umowy z Mercosur liczy się w miliardach euro
Najbardziej zagrożone sektory to: drób, wołowina, cukier i miód
„Porozumienie handlowe między UE a państwami ma stworzyć największą na świecie strefę wolnego handlu obejmującą ponad 700 milionów konsumentów. Dla gospodarek przemysłowych Europy Zachodniej (motoryzacja, maszyny, chemia, farmacja) umowa oznacza nowe szanse eksportowe. Jednak dla Polski, gdzie rolnictwo jest jednym z filarów gospodarki i społeczności wiejskich, stanowi poważne zagrożenie” – napisał ekspert w mediach społecznościowych.
Jako jeden z głównych mechanizmów zagrożeń wskazał kontyngenty taryfowe: wołowina 99 000 ton (6 lat), drób 180 000 ton (6 lat), cukier 180 000 ton, etanol 650 000 ton, miód 45 000 ton; asymetrię regulacyjną (rolnicy w UE podlegają surowym wymogom środowiskowym i zdrowotnym, których nie stosuje się w krajach Mercosur. Australia jest w trakcie negocjacji i domaga się kontyngentu 40 000 ton, co dodatkowo zwiększy presję), import najcenniejszych części tuszy (rostbef, antrykot, polędwica) – kontyngent 99 tys. ton to aż 15% rynku premium oraz skalę gospodarstw. W Argentynie gospodarstwo eko ma 3000–5000 ha (niższe jednostokowe koszty produkcji), w UE średnio 37 ha. Zdaniem eksperta stanowi to zagrożenie dla planów zwiększenia udziału areału rolnictwa ekologicznego w UE do 25%.
Straty w najbardziej zagrożonych sektorach
Jacek Zarzecki wylicza straty, jakie przypuszczalnie poniosą najbardziej zagrożone sektory. I tak w sektorze drobiarskim pracę straci 15-30 tys. osób, natomiast straty szacuje się na 225–540 mln euro. Nie lepiej jest w sektorze produkcji wołowiny – tutaj pracę utraci 8-15 tys. osób, natomiast straty sięgną 200-330 mln euro. Z kolei branża cukrownicza nie ma szans wytrzymania konkurencji z tanim cukrem trzcinowym z Ameyki Południowej. Stracą również pszczelarze – 45 tys. ton duty-free miodu to poważne uderzenie w tę branżę rolnictwa.
W ocenie eksperta spadek dochodów rolników przełoży się na upadek gospodarstw, wyludnianie się wsi, wzrost bezrobocia i emigrację młodych ludzi. Najbardziej zagrożone są małe i średnie gospodarstwa rodzinne.
Rakotwórcze substancje
„Audyt KE w 2024 r. (oraz wcześniejsze) wykazał, że Brazylia nie gwarantuje wyeliminowania rakotwórczych hormonów wzrostu w hodowli bydła. Import takiej żywności podważa wiarygodność systemów bezpieczeństwa w UE”
Zwraca również uwagę na obciążenie europejskich gospodarstw Zielonym Ładem i podwójne standardy w traktowaniu europejskich i pozaeuropejskich rolników.
„Emisje GHG (1990–2023): Polska –25%, UE –27%. Mercosur: Urugwaj +15%, Paragwaj +75%, Boliwia +118%, Argentyna +11%, Brazylia +89%. UE importuje żywność o wyższym śladzie węglowym, podważając własną politykę klimatyczną”
Niekorzystna WPR
„Nowy budżetu WPR spada z 387 do 300 mld €. Komisja wskazuje na 6,3 mld € rezerwy kryzysowej, ale nie są to nowe środki. Fundusz obejmuje 7 lat, wszystkie 27 krajów i każdy możliwy kryzys rolniczy. Wprowadzenie mechanizmów ochronnych w postaci wstrzymania preferencji importowych gdy cena w UE spadnie o 10% rok do roku lub wzrostu importu o 10% nie zapewnia realnej ochrony, gdyż nie ma żadnego oddzielnego, dedykowanego środka ochronnego”
– wskazuje Zarzecki.
Należy przy tym zauważyć, że nowa WPR jest przede wszystkim nastawiona na finansowanie transformacji energetycznej w rolnictwie. Pozostałe problemy tej gałęzi gospodarki – również te wywołane przez samą Komisję Europejską – mogą nie doczekać się ani rozwiązania ani sfinansowania.
Niekorzystny bilans handlowy
„Polska ma skrajnie niekorzystny bilans handlowy z Mercosur w obszarze żywności (–1,66 mld € rocznie), a po podpisaniu umowy ta dysproporcja pogłębi się, a nasze produkty będą mniej konkurencyjne także na wspólnym rynku”
– zauważa Zarzecki dodając, iż import będzie 20 razy większy od eksportu.
Ekspert zaznacza, iż wskutek niekorzystnych dla państw członkowskich zapisów umowy UE-Mercosur w samej tylko Polsce zagrożonych jest od 33 tys. do prawie 65 tys. miejsc pracy, a straty rolnictwa mogą wynieść nawet ponad miliard euro rocznie. W jego ocenie można tu mówić o efekcie Trójkąta Bermudzkiego.
„Rolnictwo europejskie – a szczególnie polskie, oparte na rodzinnych gospodarstwach – wpada w pułapkę trzech potężnych sił: Presja importowa (Mercosur + Ukraina) – konkurencja taniej żywności spoza UE; Zielony Ład – kosztowne i restrykcyjne regulacje, dekarbonizacja wymuszana przez rynek (dyrektywa CSRD raportowanie ESG w zestawieniu z celami redukcyjnymi dużych sieci handlowych i instytucji finansowych); nieadekwatne wsparcie finansowe – drastyczne cięcia budżetu WPR, brak środków na realne interwencje wobec kryzysów i na transformację (dekarbonizację). Każdy z tych czynników osobno jest wyzwaniem. Razem tworzą 'czarną dziurę’ europejskiego rolnictwa, w której będą znikać gospodarstwa rodzinne”
Umowa UE-Mercosur
Komisja Europejska przyjęła we wrześniu bieżącego roku umowę handlową z krajami Mercosur. Zaproponowała też tymczasowe porozumienie, które mają zaakceptować Parlament Europejski i państwa członkowskie UE. Zapisy umowy były negocjowane przez Komisję Europejską bez konsultacji z przedstawicielami państw.
Błagam moich braci biskupów: to nie czas na szepty. Owce się rozproszyły. Wilki noszą mitry. Milczenie to współudział w grzechu.
Bishop Joseph E. Strickland Bishop Emeritus
Drodzy bracia i siostry,
Dziś, z głębokim smutkiem o stan naszego ukochanego Kościoła, muszę przemówić. Papież Leon XIV mianował kardynała Blasé Cupicha z Chicago członkiem Rady Zarządzającej Watykanem. To nie jest drobny akt administracyjny; to deklaracja kierunku działania.
Kardynał Cupich publicznie sprzeciwiał się tradycyjnej Mszy Łacińskiej, tolerował, a nawet celebrował polityków, którzy popierają aborcję, i konsekwentnie podważał autorytet tych, którzy bronią świętości życia i pełni doktryny katolickiej. Wyniesienie takiego człowieka do grona organów zarządzających Watykanem to przesłanie do wiernych katolików na całym świecie: że wierność tradycji i prawu moralnemu jest teraz traktowana jako przeszkoda, a nie światło.
Obserwujemy, jak wiara naszych ojców jest niszczona pod pretekstem odnowy
Nie mogę milczeć. Kościół, który kocham, jest niszczony – nie przez jego wrogów z zewnątrz, ale przez tych w jego murach, którzy zamieniają Ewangelię Jezusa Chrystusa na aprobatę świata. Wierni zasługują na jasność, a nie na zamieszanie.
Mówię nie w buncie, lecz w posłuszeństwie prawdzie Chrystusa, który powiedział: „Niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie” (Mt 5,37). Moja lojalność wobec urzędu papieskiego pozostaje niezmienna, ale lojalność nie oznacza milczenia w obliczu błędu.
Jednak same słowa żalu nie wystarczą. Jest za późno, a oszustwo zbyt głębokie. Obserwujemy, jak wiara naszych ojców jest niszczona pod pretekstem odnowy. Ci, którzy kiedyś bronili Oblubienicy Chrystusa, teraz zabiegają o poklask świata. Budują ołtarze dla tolerancji, podczas gdy Chrystus jest na nowo ukrzyżowany milczeniem i zdradą.
Błagam moich braci biskupów: to nie czas na szepty. Owce się rozproszyły. Wilki noszą mitry. Milczenie to współudział w grzechu.
Powiedzmy sobie jasno: kiedy do władzy powołuje się ludzi, którzy odrzucają prawo moralne, szydzą ze Świętej Liturgii, gardzą wiernymi klęczącymi przed Eucharystycznym Panem – to nie jest odnowa, to bunt przeciwko samemu Chrystusowi. I żaden katolik, biskup ani świecki, nie może stać bezczynnie, gdy światło prawdy gaśnie.
Błagam moich braci biskupów: to nie czas na szepty. Owce się rozproszyły. Wilki noszą mitry. Milczenie jest udziałem w grzechu. Wezwanie do jedności nie może oznaczać jedności w błędzie. Musi oznaczać jedność w przebitym Sercu Odkupiciela.
Do wiernych mówię: nie traćcie ducha. Nie opuszczajcie Kościoła, bo wciąż jest Oblubienicą Chrystusa, nawet gdy krwawi. Trwajcie niezłomni. Módlcie się i czyńcie zadośćuczynienie. Adorujcie Eucharystycznego Pana z większą miłością niż kiedykolwiek. Uczcie swoje dzieci wiary niezmienionej. Stańcie pod Krzyżem z Matką Bożą.
Chrystus nie prosi o naszą dyplomację – prosi o naszą wierność. Nie możemy już dłużej udawać, że te zdrady to zwykłe nieporozumienia.
Chrystus nie prosi o naszą dyplomację – prosi o naszą wierność. Nie możemy już dłużej udawać, że te zdrady to zwykłe nieporozumienia. Świat może nazwać to buntem; Niebo nazywa to prawdą. „Trzeba bowiem bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29).
Niech Najświętsze Serce Jezusa ponownie króluje w Swoim Kościele i niech każdy pasterz okaże się wierny, gdy objawi się Najwyższy Pasterz. Amen.
Grzegorza Brauna zapytaliśmy o opinię w sprawie spotkania Prezydenta RP ze środowiskami żydowskimi w Nowym Jorku. Sprawa jest – jak zwykle – tajemnicza. Ponadto zwróciliśmy uwagę, że partia Brauna jako jedyna opcja polityczna nie otrzymała możliwości transmisji swoich materiałów na popularnym, internetowym Kanale ZERO, jak dotąd postrzeganym przez wielu Polaków jako medium niezależne, starające się być obiektywnym.
Marek Skalski: – Prezydent Karol Nawrocki, podczas swojej wizyty w USA, spotkał się z p. Ronaldem Lauderem ze Światowego Kongresu Żydów. Co mogło być tematem i przyczyną tych rozmów, jaki jest Twój komentarz w tej sprawie? Bo sprawa jest tajemnicza.
Grzegorz Braun: Sprawa się sama komentuje, bo jest to już praktyka wieloletnia, żeby nie powiedzieć wielopokoleniowa. W polityce postokrągłostołowej z Warszawy jeżdżą osoby pierwsze, drugie lub trzecie w państwie i spotykają się z Żydami, a nie chociażby z Polakami w Stanach Zjednoczonych. A jeśli spotykają się z Polakami, no to jest to oczywiście nieproporcjonalne, ponieważ rozmowy z liderami różnych organizacji żydowskich mają charakter zakulisowy. Nawet Kancelaria Prezydenta nie chwali się tym, a już na pewno nie zapowiada tych spotkań na swojej stronie. Natomiast spotkania z Polakami mają charakter publiczny, jawny. Ale to dlatego, że są to spotkania – z całym szacunkiem – do których politycznego znaczenia Warszawa nie przywiązuje wielkiej uwagi. Oczywiście znaczenie propagandowe jest istotne. Jakieś cepeliowskie kadry, jakieś stroje ludowe i też jakieś akcenty religijne. Ale to, jeśli trwa już kolejną dekadę, niestety jest kolejnym policzkiem wymierzonym w Polaków w kraju i za granicą. W Polsce, i w diasporze.
Bardzo dobre pytanie Pan postawił – „jaki był temat tej rozmowy?”. Czy z rozmowy z Ronaldem Lauderem będzie cokolwiek dla Polski?
Ja sądzę, że naprawdę już jest zbyt późno, żeby tutaj ulegać jakimkolwiek złudzeniom. Żydzi poprzez swoje państwo położone w Palestynie i również w diasporze – trzeba to jasno powiedzieć – prowadzą walkę z narodem polskim. Prowadzą walkę o nasze dobre imię! Prowadzą walkę o naszą majętność, nasze terytorium i – uwaga – rząd dusz, który sprawują za polskie pieniądze, egzekwując kolejne rytuały. Jeśli nie wprost religijne (patrz: świeczniki chanukowe w gmachach użyteczności publicznej), to quasi-religijne, obowiązkowe w kanonie poprawności politycznej. Znaki hołdu i służalczości (patrz: tekturowe żonkile w klapach marynarek), niebagatelne inwestycje – Muzeum Polin. Ale i tego im nie dosyć! Wrogo przejęte Muzeum Auschwitz-Birkenau realizujące żydowski program – hagadę holocaustu snującą międzynarodową radą oświęcimską. Nie dosyć i tego. W Warszawie za polskie pieniądze powstaje Muzeum Getta Warszawskiego.
Żeby ktoś nie myślał, że robi to tylko aktualna władza. Przypomnę, że poprzednia władza – pan minister Gliński przeznaczył 100 milionów na żydowski cmentarz w Warszawie. Który polski cmentarz, która polska nekropolia była otoczona taką troską rządzących w Warszawie?
Ostatnio też zainteresowały naszych dziennikarzy działania Kanału ZERO, popularnej telewizji internetowej. M. in. Tomasz Sommer umieścił w swoich mediach społecznościowych filmik, pt.: „Odwagi, Krzychu”! Chodzi o redaktora Krzysztofa Stanowskiego. Kanał ZERO, który według ustaleń, jakie miały miejsce kilka miesięcy temu, zaoferował, że każda z partii politycznych w Polsce otrzyma swoje „okienko” (czas dla siebie). I chciałbym wiedzieć, jak to wygląda z perspektywy Twojej i Konfederacji Korony Polskiej.
Każda partia ma okienko, tylko nie Konfederacja Korony Polskiej. Po prostu, Kanał ZERO doszlusował do kartelu przemilczenia i przekłamania. ZERO minut, ZERO sekund – takie memy widziałem na profilu Konfederacji Korony Polskiej. Ile razy można zrobić z gęby kalosz? Już wcześniej, przez lata, padały tam deklaracje o charakterze dezinformacji względem własnej publiczności, która najwyraźniej jakoś zauważała obowiązujący na mnie zapis. Redaktorzy wykręcali się sianem, do cenzorskiego zapisu dorabiali teorie.
To byłoby śmieszne – bo groteska rodzi efekt komiczny – gdyby nie było groźne. Nie ze względu na mnie osobiście, na Konfederację Korony Polskiej, ale ze względu na ćwiczenie wariantów gry, które prędzej czy później dotkną innych. I jeżeli jest przyzwolenie, jeżeli jednocześnie prowadzone jest polowanie z nagonką – kolejne wnioski na uchylenie mojego euro-immunitetu – to widać, że jest to szeroka akcja, która ma mi zorganizować czas. Tak, żebym w najbliższych sezonach maksymalną liczbę dni spędzał w sądach w Warszawie, czy w szerokiej Polsce.
Zapoznałem się z czterema takimi wnioskami. Jedna sprawa już jest procedowana, trzy następne w toku. Szanowni Państwo, to jest próba egzekucji, próba wykonania wyroku śmierci cywilnej na mnie. I powtarzam: nie idą po mnie, idą po Was! Jeżeli komuś się zdaje, że problem jest tylko w tym, że trzeba moderować własny przekaz i akomodować do warunków brzegowych; że można – tak to ujmijmy – zoptymalizować własne działanie na scenie politycznej, to znaczy że już nie tylko ma knebel, ale go nawet łyknął i uwewnętrznił.
Czy redakcja Kanału ZERO to jakoś umotywowała, wytłumaczyła? Czy nie było nawet takich prób?
Tam jest głuchy telefon. Nie ma odpowiedzi na korespondencję (którą nie ja prowadzę, tylko rzecznicy prasowi). Ludzie pozujący na niezależnych publicystów, redaktorów, liderów opinii, sami wystawiają sobie w ten sposób świadectwo. A jeszcze raz zapewniam, że to nie jest tak, że myśmy coś przegapili, wstawiliśmy lewą nogą czy się obraziliśmy, bo zapraszali nas, ale myśmy przespali – nic takiego nie zachodzi. My, Szanowni Państwo, zgodnie z ewangelicznym nakazem nastajemy w porę i nie w porę i w żadnym wypadku nie marnowalibyśmy okazji kontaktu z Państwem za pośrednictwem każdego medium. Ale właśnie jest, jak jest, dlatego cieszę się, że rozmawiamy w telewizji „Nczas”!, która jak to zdefiniował Norwid, „prawdom fałszywym się nie kłania”.
Ja to potwierdzam. Redakcja „Najwyższego Czasu!” nikogo nie będzie wykluczać. Mamy przedstawicieli różnych opcji. Oczywiście są takie opcje i tacy przedstawiciele, którzy w ogóle, nawet z obrzydzeniem, nie przyjęliby takiej propozycji. Ale jeśli chodzi o szeroko rozumianą prawicę, to jesteśmy bardzo otwarci.
=============================
Tu ludzie z NCz. podkłamują:
W energetyce mają swoich „guru”, dość wąsko myślących. Np. moich artykułów o magazynowaniu energii tak z EJ, jak i z odnawialnych – nie tylko nie publikują, ale nawet nie odpowiadają z jakich przyczyn. To nie tylko brak Kinderstube. Mirosław Dakowski
in utero! To emerge in child in FUTURE? ‘The Ethical Skeptic’s damning thesis is worth the read! Title: ‘Houston, We Have Another Problem’ as showcases a troubling signal of excess infant and child
mortality in those who ‘neither contracted Covid-19 nor received the vaccine themselves, but whose parents bore prior mRNA exposure. The evidence points to two neglected risks—teratogenic effects passed in utero and transgenerational epigenetic effects transmitted through germline biology—together forming a warning of historic consequence for generations yet unborn.’ See Figure 1.
‘In the context of mRNA vaccination, concern centers on the passage of synthetic mRNA instructions and their biological consequences through the female ovary–egg–zygote cycle, where exposures affecting germline cells may be encoded into embryonic development and transmitted to descendants.’
It is clear in Figure 1 based on the dramatic uptick in mortality (see right side of graph as the downward pattern and trend is reversed 2020 onwards) that there is some level of future transgenerational catastrophic impact on future generations…starting, baked into our infants. What have we done?
I call on RFK Jr. et al. to read this very troubling piece of work by The Ethical Skeptic about the transfer of the mRNA vaccine and its effects to the baby re teratogenic effects passed in utero and transgenerational epigenetic effects transmitted through germline biology—together forming a warning of historic consequence for generations yet unborn.
We are talking about the devastating effects on future generations.
War and vaccine, two of the same.
Title:
‘Houston, We Have Another Problem’; ‘The Ethical Skeptic’
Excellent thesis by The Ethical Skeptic, please support.
Read from here:
‘We again invoke the Apollo 13 crew’s now-immortal phrase, “Houston, we have a problem,” as the title-thematic of this article—offered as a direct continuation of our earlier blockbuster report, Houston, We Have a Problem. That first analysis marked the earliest significant identification of morbidity and mortality impacts associated with the Covid-19 mRNA vaccine. It stood as a “shot heard around the world,” revealing excess non-Covid natural-cause mortality across multiple ICD-coded categories documented within the National Vital Statistics System (NVSS). Much as thalidomide once forced medicine to reckon with teratogenic risk, these findings underscored the ethical necessity of considering systemic, population-wide harms that may only emerge through rigorous epidemiological tracking.
Alexander News Network (ANN): Trump’s War 2.0 for America is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.
Now, a parallel recognition confronts us—not within our own generation, whose members bore the primary exposure to the vaccine, but rather within the realm of our heritable biology. The detectable signal has shifted downstream, appearing in our youngest children: those who neither contracted Covid-19 nor ever received an mRNA injection, yet who manifest the biological consequences of their parents’ exposure (Chen, et al.; 2025: “In this study, mRNA-1273 intramuscularly given to pregnant mice rapidly circulated in maternal blood and crossed the placenta within 1 h to spread in the fetal circulation.”).1
This emergent pattern suggests not merely an immediate pharmacological effect, but the unsettling possibility of developmental and epigenetic inheritance—echoes of intervention carried into lives that never consented to it.
The mRNA vaccination program—rushed into deployment under an imperious, treatment-embargoing emergency use authorization (EUA)—carries with it two overlooked categories of risk, which this article addresses directly:
Teratogenic potential (adjective phrase) — The possibility of inducing congenital morbidity or mortality in those exposed in utero. Refers to any agent or factor capable of causing malformations, developmental abnormalities, or functional deficits in an embryo or fetus during pregnancy. In the context of mRNA vaccination, concern centers on the passage of synthetic mRNA instructions and their biological consequences through the placental barrier, where such exposures may be encoded into embryonic and fetal development.
Transgenerational / Epigenetic potential (noun phrase) — The possibility of producing biological changes in health, development, or disease risk in generations never directly exposed to the original agent. Unlike genetic mutations, these effects arise through heritable epigenetic mechanisms—such as DNA methylation, histone modification, or non-coding RNA—that alter gene expression across generations. In the context of mRNA vaccination, concern centers on the passage of synthetic mRNA instructions and their biological consequences through the female ovary–egg–zygote cycle, where exposures affecting germline cells may be encoded into embryonic development and transmitted to descendants.
What follows is an examination of the data signals emerging from national vital statistics and mortality datasets. Our approach draws on methods from both systems science and epidemiology, relying heavily on a technique central to our signal detection: Deviation from Trend analysis (DFT Charting). This method allows us to isolate meaningful departures from long-established baselines, revealing anomalies that conventional year-over-year comparisons often obscure.
Rather than relying on raw mortality counts—which naturally fluctuate with seasonality, demographics, and shifts in diagnostic practice—we focus on whether mortality curves themselves exhibit inflections. An inflection is a statistically significant and sustained change in a trajectory’s slope, rate, or variability, occurring in temporal association with a specific intervention or event. To strengthen this analysis, we will cross-reference findings with the CDC/NCHS’s own published data (Chart 1) and confirm them through raw mortality charting as well (Chart 5).
By concentrating on the points where long-established declines in infant and child mortality were broken, and by measuring how sharply the new trajectories deviate from their expected baselines, we can detect signals that would otherwise be lost in statistical noise.
The data used in this study are not projections or speculative estimates, but are drawn directly from the CDC WONDER / NCHS Multiple Cause of Death database, which records every U.S. death certificate. For this analysis, we isolate mortality in children ages 0–4, exclude deaths formally attributed to Covid-19 (ICD-10 U07.1), and compare the observed outcomes against 25-year-stable pre-2020 legacy benchmarks (see Chart 1).
This approach enables us to separate ordinary year-to-year fluctuations from extraordinary, persistent departures—shifts that align temporally with the introduction of mRNA vaccination among childbearing populations.
Teratogenic Potential
Chart 1: Infant, Neonatal, and Postneonatal Mortality (1995–2023)
This chart, from the National Vital Statistics Reports Volume 74, Number 7 June 10, 2025 Infant Mortality in the United States, tracks infant deaths per 1,000 live births across nearly three decades. Until 2021, mortality rates trended steadily downward, reflecting advances in maternal care, neonatal medicine, and socioeconomic improvements. However, the period commencing with and following 2021 shows a break in that 25-year consistency: instead of declining further, neonatal and postneonatal mortality abruptly change from a legacy trend, to an entirely novel one.
Chart 1 – National Vital Statistics Reports Volume 74, Number 7 June 10, 2025 Infant Mortality in the United States – the period following the Covid-19 mRNA vaccination shows a break in a 25-year consistency: instead of declining further, neonatal and postneonatal mortality abruptly change from a legacy tend, to an entirely novel one. (Note: the term definitions, mRNA vaccination demarcation line, and dotted trend lines are added by this article’s author)
The vertical marker identifies the introduction of mRNA vaccination among, not only expectant mothers, but future mothers as well, during the February to June 2021 timeframe. The disruption in trajectory aligns temporally with this intervention, suggesting possible teratogenic influences. While temporal association alone does not constitute definitive proof of mechanism, the mechanism has in fact already been observed,23 and this reversal of decades-long progress warrants critical examination.
For children aged 0-4 years, acute otitis media, acute upper respiratory tract infections, jaundice, and gastro-intestinal problems have increased the past two years.
~ Dr. Carla Peeters, Children’s Health: By the Numbers, Brownstone Journal; 19 Apr 20244
Chart 2 & 3: All Natural Causes of Death in Vaccinal Generation (Ages 0–4)
Here, mortality deviations from the expected baseline are charted for children born after maternal and maternal candidate vaccination. The persistence of this deviation well into a period when more than 90% of the U.S. population had ceased further mRNA vaccination suggests that the effect is not confined to exposures during pregnancy. Rather, it points to an impact carried forward from prior vaccination in women who later became pregnant—indicating that the risk extends beyond gestational exposure to include those merely planning to conceive in the future.
The data, sourced from CDC WONDER, exclude all deaths directly attributed to Covid-19. The brief spike visible in late 2019 and early 2020 reflects a dry-tinder effect—mortality rising among already-vulnerable populations—occurring during a period when the virus was either not yet formally detected or not yet recognized as having reached U.S. shores. This is followed by a subtle pull-forward effect (PFE) visible in the variance data over the subsequent eight months. Neither of these 2020 artifacts is incorporated into the baseline trend alignment of the chart, which, as the reader will note, remains anchored to the more stable 2018–2019 period.
Chart 2 – Excess All Natural Causes of Death in Ages 0 to 4 (born to vaccinated-at-any-time Mothers) – a total of 17,975 excess deaths have occurred in this cohort, representing a 77.3% deviation from the 25-year legacy trend in this class of mortality, in the final 7 week period (Weeks 14 – 20 of 2025). This represents 191 excess deaths per week in infants and young children as of Week 20, 2025. The employed Wonder UCoD query exclusion across all natural causes of death is shown in this image. The raw-data inflection is evident and further illustrated in Chart 5 below. The procedure for construction of a DFT/inflection chart can accessed here, while the data flows are defined here. It should be noted that the 2024 data does not actually decline as depicted. The apparent drop results from a transition period during which the NCHS had not yet registered all county and hospital reports. (We alerted NCHS to this error and, after discussion, they corrected some of the issues—though not this chart’s data.) Accordingly, the trough in late 2024 is misleading and does not truly dip this far. Unfortunately, we possess no mechanism to correct for this reporting shortfall and must therefore leave it as is. The apparent swift rise into 2025 reflects a resumption of full reporting.
Unlike the narrower infant categories shown in Chart 1, this chart (Chart 2) captures all births occurring after the mRNA vaccination rollout. Year 2020 data is not included in baseline because of the skewing effect of both the (early in year) ‘dry tinder’ spike, as well as the temporary fall off in births later in that year (8-month dip in the blue curve).
Of note regarding retrospective sensitivity: When the cohort is expanded by one additional year (age 5), the chart remains essentially unchanged, indicating that the effect is confined specifically to the generation whose mothers were previously exposed to the mRNA vaccine. In addition, the excess mortality curve (blue line in Chart 2) is artificially depressed by the decline in the U.S. birth rate. Because the CDC has delayed publishing this US birth-rate effect (just recently completing its 2023 data), the projected baseline has not been corrected downward—meaning actual excess infant/baby mortality is 6 to 8% higher than is depicted here.5
In addition, Dr. Clare Craig, a diagnostic pathologist and co-Chair of the Hart Group, has (along with others) both replicated and performed sensitivity breakouts of this work, finding that 70 to 80% of the excess mortality has occurred in infants aged 0 to 1 year (as is replicated by TES in Chart 4 below)—a period characterized by very few vaccinations during gestation.6
The key signal: an inflection point in Week 14 of 2021, immediately following mass vaccination of childbearing-age adults. From this point onward, all-cause mortality among 0–4 year-olds climbs persistently, reaching a deviation event size of σ = 24, or 17,975 excess deaths (77.3% above baseline). The rise is not random noise—it is systemic, compounding across multiple morbidity categories. Of significant and ominous merit, when conducting a differential-summary query by time period from the Wonder data, these ICD group dynamics mirror those same dynamics as to the impact of the mRNA vaccine in adult primary recipients:
Chart 3 – Excess Mortality Broad ICD Grouping – ranked by raw mortality count differentials pre- and post-vaccination rollout. The 2023/24 figures presented here remain provisional for several reasons. The six-month “999” mortality has not yet been incorporated, and ICD R00–R99 (Other ill-defined and unspecified causes of mortality) has been included because roughly half of that category is still awaiting reassignment into specific 2023/24 ICD codes. In addition, this analysis relies on Underlying Cause of Death (UCoD) coding rather than Multiple Cause of Death (MCoD) to avoid duplicative record counts.
Taken together, these factors mean that the 2023/24 totals almost certainly understate the true magnitude of excess mortality during this period—yet even in this conservative form, the figures remain alarmingly elevated compared to the 2018/19 reference, particularly in a mortality cohort that had previously been in marked 25-year decline. The ranking itself, however, remains provisionally valid as a reflection of relative impact across cause-of-death categories.
Therefore, the most compelling explanation for this escalation and divergence (shown in Chart 4 below)—occurring long after vaccine uptake has fallen to nearly zero within this cohort—is an Intergenerational Covid-19 Vaccine Pre-Pregnancy Impact. This construct holds that vaccine exposure in the parental germline (oocytes, sperm, microbiome, or epigenetic programming) induces offspring susceptibility that emerges and persists across multiple age brackets. Such a mechanism would account for the blue curve (ages 0–4) rising more steeply than does the brown curve (<1 yr), as the effects are not limited to neonates but extend into early childhood. It also accords with the observation that mortality does not decline with lower immediate vaccine compliance, since the driver is already ‘baked in’ to the child’s physiology—even absent direct in-utero vaccine exposure or insult.
Chart 4 – Divergence between Ages <1 and 0-4 years – after a large decline in cohort vaccine uptake suggests strongly that the mortality effect is of an Intergenerational Covid-19 Vaccine Pre-Pregnancy Impact.
In other words, this excess mortality is neither attributable to residual sequelae of Covid-19 nor solely to direct teratogenic insult; rather, the data suggests it may derive as well from genetic inheritance conveyed through the maternal germ line.
These ICD groupings account for 7,600 deaths—41% of the excess mortality identified in Chart 2 above. The impact on the unborn is not narrow but pervasive, spanning multiple physiological domains. Such a pattern aligns more with heritable or gestationally imprinted vulnerabilities than with isolated anomalies, suggesting epigenetic disruption or even germline alteration. This is not merely a teratogenic effect on a single child, but a generational echo reverberating across thousands. While most pronounced within the first 12 months of life, the mortality effect persists—rising to account for 29% of total deaths in the cohort by 60 months of age.
This bimodal mortality echo effect (observable in the sub-cohort ‘divergence’ in Chart 4) reinforces the following set of deductive parameters upon which this inference is based (as of May 2025 data):
First, Covid-related mortality is removed from the cohort by applying a UCoD ‘All Natural Causes of Mortality’ exclusion query, as shown in this linked image. This entailed testing is comprehensive and over-attributing in general, and is therefore renders this constraint very conservative.
Symptomatic SARS-CoV-2 spread is now markedly lower and, according to Walgreen’s data as of April 2023, is concentrated in the vaccinated population by a factor of at least 2.6 to 1—a disparity that has only intensified since. The vast majority of children aged 0–4, more than 95.5%, fall outside that vaccinated group (Washington Post, 2025; CDC note #4 below).
This yields a well-constrained parametric arrival function with α = 4 and β = 7, producing an asymmetric distribution of infection arrivals. The outcome is expressed in this Weibull Naïvete Age-of-First-Infection Chart. Accordingly, by May 2025 the average infant—not child—was infected with Covid along a Weibull(4,7) arrival, with exposure occurring largely after age 4 (driven by the school transmission vector). This corresponds to P(naïve by age 3.88) ≈ 91%. Importantly, this is distinct from ‘seroprevalence,’ which is confounded by maternal Covid antibody transfer, seasonal coronavirus cross-reactivity (OC43, HKU1, NL63, 229E), and maternal vaccination-derived antibodies.
Fewer than 4.5%—and now only about 1% as of May 2025—of this cohort has been vaccinated over the past 2 years (CDC Figure 1D). Moreover, this metric has been declining rather than rising under the novel trend.
Eighty-one percent of the parent pool has been previously vaccinated, the majority having received only the initial two doses in early 2021 (US Coronavirus vaccine tracker)—well before the majority of births within this cohort.
Pregnant women largely stopped receiving the Covid vaccine in early 2024 (COVID-19 Vaccination Coverage, Pregnant Women, United States), yet the 0–12 month mortality signal persists, now rising steadily in magnitude compared with that observed three years earlier.
Finally, current Covid carries far less morbidity than even the common cold—roughly one-quarter the mortality rate of influenza. It is no longer the same ‘Covid’ that circulated in 2022, which is now extinct. Consequently, ‘infection’ can be misleading when cited as a bare statistic.
Therefore, this inflection in the data cannot be attributed to primary Covid morbidity or direct vaccination. Rather, it arises from the prior vaccination of the mothers.
An inflection is a distinct (a discrete contribution that is abrupt, constrained, pronounced, and definitive), statistically significant, and sustained change in the underlying dynamics of a data series — such as its direction, rate, or variability — occuring in temporal association with a salient date, mechanism, or event. Legacy mortality trends had been in long decline; post-2021, the slope then suddenly reversed.
Deviation-from-Trend (DFT) analysis strips away seasonal fluctuations and background variation to reveal the underlying signal. This method is widely applied in fields characterized by strong seasonality—such as consumer goods forecasting, where it is used to detect sudden demand shifts hidden beneath predictable holiday or back-to-school cycles—and is equally valuable in mortality analysis. Here, it exposes the onset of the “vaccinal generation” mortality surge as a clear break from prior patterns. Without DFT, such anomalies can be obscured by averaging, linear regression, or annualization—techniques that smooth away signal and invite convenient dismissal as “random noise,” a tactic too often employed by agenda-driven defenders of the pharmaceutical narrative.
Chart 5 – Inflection in All Natural Causes of Death in Ages 0 to 4 (born to vaccinated-at-any-time Mothers) – bears a clear demarcation at Week 14 of 2021, as do hundreds of other deviation from trend (DFT) charts we have published. This is the raw data that is sourced for Chart 2 above. One must be brain-dead or lying, in order to miss this inflection – one which breaks a 25-year trend (Chart 1). Thus, the analysis does not rely solely upon 2018/19 as is claimed by dishonest parties.
Through a comparison of Chart 2 with Chart 5 (drawn from the same source data), one can see how Chart 5 (the raw data) could invite pseudo-inflections, false trends, and specious regressions. By contrast, the deviation-from-trend (DFT) presentation in Chart 2 strips away this noise. In doing so, the method not only separates signal from noise, but also coherence from disinforming distraction.
Conclusion
As we have observed in prior analyses of systemic injury, such morbidity and mortality events rarely remain confined to “rare occurrences”; over time, they manifest across the entire recipient population, though to varying degrees of severity. For example, asbestos exposure did not produce mesothelioma in every worker, yet no exposure was without consequence—some suffered respiratory decline, others chronic inflammation, and still others terminal disease.
The significance of this lies in its role as a canary-in-the-coal-mine signal. Systemic interventions do not solely harm those who die immediately; they (1) impart harm on all who are exposed, to varying degrees, and (2) impose lifelong burdens of morbidity and premature mortality—diminishing both quality of life and overall lifespan for nearly everyone affected.
It is only our tendency toward a ‘red shirt bias’—dismissing early casualties as expendable or anomalous—that allows us to sidestep the sting of such signals. We always presume it won’t happen to us, numbing ourselves with that illusion, while the suffering of our fellow citizens is written off as merely an acceptable cost of our denial.
Invulnerability Bias or ‘Red Shirt Fallacy’
When a person incorrectly assumes that injury can only happen to a constrained group of persons (those wearing Star Trek’s proverbial ‘red shirts’) and not to them.
In the same way, the evidence presented here raises two problems of historic consequence:
Teratogenicity — Mortality curves in infants, neonates, and children—none of whom were exposed to either Covid-19 or its mRNA vaccine—shifted upward after decades of steady decline, coinciding with the mass introduction of mRNA vaccination to both expectant and future mothers.
Intergenerational Effect — Children born after the rollout are experiencing sustained excess mortality across multiple physiological domains, a pattern consistent with systemic biological disruption. Alarmingly, these effects mirror the very disruptions documented in adults who were direct recipients of the Covid-19 mRNA vaccine.
It should be noted that TES was the first analyst to previously and successfully identify to US Congresspersons both Excess Non-Covid Natural Cause Mortality and Excess Cancer Mortality signals using this same analytical framework—findings now broadly acknowledged in mainstream datasets. This track record underscores that the method employed here is neither speculative nor dismissible, but a proven approach to signal detection.
These signals demand immediate, transparent, and unflinching investigation. To dismiss them is not only to deny the data but to gamble recklessly with the health of the living and the yet-to-be-born alike.
McCairn KM. Amyloidogenic fibrils in a post‑gestational blood climacteric. Substack. Published [publication date not specified]. Accessed August 23, 2025. Available from:
Chen JC, Hsu MH, Kuo RL, Wang LT, Kuo ML, Tseng LY, Chang HL, Chiu CH. mRNA‑1273 is placenta‑permeable and immunogenic in the fetus. Mol Ther Nucleic Acids. 2025;36(1):102489. doi:10.1016/j.omtn.2025.102489
CDC: Weekly COVID-19 Vaccination Dashboard, May 7 2025 = 14.4% vaccinated before pregnancy with latest 2024 booster. We estimate <5%-pts were vaccinated during gestation itself with that booster.’
___
You must not wait for another catastrophic crisis (at times manufactured but we are prevented from making our own basic personal decisions or accessing needed drugs and response tools) to catch you off-guard. We must take charge and be prepared today so that we can enjoy peace of mind tomorrow.
Enter the Wellness Company as a solution and a willing participant in the health care conversation. The Wellness Company, launched in 2022, offers health care, prescriptions, and supplements, all backed by research
The Wellness Company isn’t chasing profits — it’s trying to help people recover. While the government continues pushing vaccines, The Wellness Company is focusing on real solutions.
From telemedicine, prescriptions, memberships, and supplements, TWC is leading America with alternative choices to the traditional health care model.
NCZAS.INFO | Stanisław Michalkiewicz. / foto: screen YouTube
W Skaryszewie niedaleko Radomia odbywa się Zjazd Tysiąclecia. W pierwszej części wydarzenia upamiętniającego tysięczną rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego, odbywa się dyskusja na temat tego, dokąd zmierza naród polski. Bierze w niej udział m.in. publicysta „Najwyższego Czas-u!” Stanisław Michalkiewicz.
Zjazd Tysiąclecia odbywa się w Villi Cyganeria w Skaryszewie niedaleko Radomia (ul. Piaseckiego 11). W harmonogramie imprezy przewidziane zostały m.in. Targi Wartościowej Książki, uroczysty bankiet z szampanem i poczęstunkiem oraz Wielką Debatę Historyczną z udziałem znanych osobistości ze świata nauki i kultury.
– Naród polski zmierza donikąd – ocenił Stanisław Michalkiewicz. – Zilustruję to takimi dwiema propozycjami, które ostatnio zostały przedstawione narodowi polskiemu przez jednego z jego przywódców, bo chyba tak należy traktować naczelnika państwa Jarosława Kaczyńskiego.
– Otóż Jarosław Kaczyński, który jeszcze do niedawna stręczył nam Unię Europejską, robił to ręka w rękę z Donaldem Tuskiem w 2003 roku podczas referendum akcesyjnego, następnie stręczył nam – też ręka w rękę z Donaldem Tuskiem – w roku 2008 (…) Traktat Lizboński – przypomniał.
Michalkiewicz wskazał, że Traktat odebrał Polsce dużą część suwerenności, ale to jak dużą, pozostaje niewiadomą. – Donald Tusk, który podpisał ten Traktat 13 grudnia 2007 roku w Lizbonie przyznał się, że podpisał go bez czytania. Książę-małżonek, który razem z nim ten Traktat podpisywał, pewnie też go nie czytał. Obawiam się, że większość posłów, którzy głosowali 1 kwietnia roku 2008 nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikacji tego Traktatu, też go nie czytała – dodał.
– Cóż proponuje naczelnik państwa w sytuacji, kiedy musi pięknie różnić się od Donalda Tuska, a właściwie nie bardzo ma czym? – zapytał publicysta. – Jarosław Kaczyński zaproponował, żeby porzucić opcję proniemiecką, czyli opcję prounijną, bo ona grozi germanizacją, tylko, żeby przyjąć opcję proamerykańską – wskazał Michalkiewicz.
Jak podkreślił, w tym układzie Tusk jest zwolennikiem utrzymania prounijnego kursu. Zdaniem publicysty, wynika z tego, że „istota sporu między tymi osobami pretendującymi do przywództwa politycznego nad narodem polskim sprowadza się do tego, komu właściwie najlepiej się nadstawić”.
– Jarosław Kaczyński chce się nadstawić Amerykanom, podczas kiedy Donald Tusk się nadstawia Niemcom, a obydwaj się zgodnie nadstawiają Ukraińcom – podsumował.
Zaznaczył, że z takiego podejścia „nie wynika i nie może wynikać żadna realizacja polskiego interesu państwowego, dlatego, że to ten, któremu się nadstawiamy będzie decydował o tym, co my będziemy robić, jakie zadania on nam tu przekaże do wykonania”.
NCZAS.INFO | Główny Inspektor Sanitarny Paweł Grzesiowski. Foto: PAP
Poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek poinformował, że zgodnie z odpowiedzią z Głównego Inspektoratu Sanitarnego nie ma danych, wedle których to Covid-19 miał powodować raka, a nie szczepionki. Jak podkreślił poseł, szef GIS znany z radykalnego covidiańskiego przekazu Paweł Grzesiowski miał twierdzić wcześniej, że „mamy dane, które mówią o tym, że to COVID powoduje nowotwory – nie szczepionki”.
W rządowej telewizji 22 września Grzesiowski dokonał istnego „odkrycia” medycznego. Jego zdaniem, Covid-19 miał wywoływać raka, a nie szpryce na koronkę. Taka deklaracja padła w odpowiedzi na pytanie od widza, który dodzwonił się w trakcie programu. Grzesiowski przekonywał, że może to udowodnić.
Widz zapytał, czy to prawda, że to właśnie preparat wywołuje nowotwory.
– Nieprawda. Mamy dane, które mówią, że to Covid powoduje nowotwory, nie szczepionki. Tylko, że bardzo wiele osób zapomina o tym, że mimo szczepienia chorowały. Mamy na to dowody naukowe i to bardzo silne, że wirus – i to chciałem powiedzieć już dużo wcześniej – koronawirus to nie jest zwykły wirus dróg oddechowych. On uszkadza naszą odporność – mówił Grzesiowski.
Widz zapytał dr Grzesiowskiego dlaczego osoby zaszczepione na Covid chorują na nowotwory? Grzesiowski stanowczo zaprzeczył. Szczepionka to samo dobro. Chorujesz na raka bo miałeś Covid a szczepionki bierzesz, żeby nie chorować na covid. Czegoś nie rozumiesz?
█▬█ █ ▀█▀‼️ Widz zapytał dr Grzesiowskiego dlaczego osoby zaszczepione na Covid chorują na nowotwory? Grzesiowski stanowczo zaprzeczył. Szczepionka to samo dobro. Chorujesz na raka bo miałeś Covid a szczepionki bierzesz, żeby nie chorować na covid. Czegoś nie rozumiesz? pic.twitter.com/rrEJqPuk5y
Sprawę zaczął drążyć poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek. Jak wynika z jego ustaleń, Grzesiowski bredził.
„Wszystko wskazuje na to, że szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego, dr Paweł Grzesiowski, świadomie wprowadzał opinię publiczną w błąd, twierdząc, iż 'mamy dane, które mówią o tym, że to COVID powoduje nowotwory – nie szczepionki’” – napisał na X poseł Grzegorz Płaczek.
„Korzystając z mojego ustawowego uprawnienia, w trybie interwencji poselskiej [sygn. 2025/IW532], zwróciłem się do Głównego Inspektoratu Sanitarnego (@GIS_gov) z prośbą o przekazanie wyników badań, o których publicznie informował jego szef. Chodziło o potwierdzenie, że Inspektorat faktycznie dysponuje wynikami takich badań – które przeczyłyby dotychczasowej wiedzy naukowej. Ale człowiek uczy się całe życie” – dodał poseł.
„Nadeszła odpowiedź, z której wynika, że Główny Inspektorat Sanitarny nie posiada wyników takich badań, a sam dr Paweł Grzesiowski potwierdził, iż 'badania w tym zakresie trwają’ oraz że 'mechanizmy nie są jeszcze w pełni wyjaśnione’. Innymi słowy – Główny Inspektor Sanitarny, zachęcając do szczepień, powoływał się na… nieistniejące badania” – wyjaśnił Grzegorz Płaczek.
Jak dodał, „ocenę pozostawiam Polakom”.
„PS. Panie premierze @donaldtusk, @MZ_GOV_PL – jakaś reakcja? Bo zdaje sie już czas” – podsumował.
Obok władzy ustawodawczej, Parlamentu, mamy władzę wykonawczą, rząd oraz władzę sądowniczą, sądy. Ten klasyczny podział władzy opisany przez Monteskiusza jest warunkiem i gwarantem funkcjonowania demokracji, o ile te trzy filary władzy są od siebie oddzielone, niezależne i w pełni autonomiczne.
Spektakularnym i groteskowym złamaniem zasady rozdziału systemów władzy w Polsce jest przykład posiadacza dwunastu mieszkań, posła Kropiwnickiego. Jako członek Sejmu jest przedstawicielem władzy ustawodawczej. Jest też członkiem rządu, wiceministrem w Ministerstwie Aktywów Państwowych, czyli uczestnikiem władzy wykonawczej. Ponadto jako członek Komisji Budżetowej KRS, sprawuje tam funkcje sądownicze.
Dodatkowo ta rola jest związana z zabawną niekonsekwencją. Pan poseł i jego środowisko polityczne nie uznają KRS-u, jako rzekomo instytucji wadliwie powołanej. Ale nie przeszkadza to jemu i innym, podobnie myślącym politykom Koalicji 13 Grudnia, pobierać wysokie pensje w tej instytucji. Taki, dajmy na to, nauczyciel, zarabiający trzy tysiące złotych miesięcznie w swojej szkole, jak najbardziej uznaje tę instytucję, ale ona nie akceptuje jego, to znaczy tego, żeby przyzwoicie wynagradzać jego pracę. Przykład pana Kropiwnickiego jest zasadniczo przeciwny. On nie uznaje KRS-u, ale KRS uznaje jego prawo do wysokiej pensji. Nie można przypuszczać, że nie jest świadomy tej niestosowności. Jest przecież prawnikiem, ba, doktorem prawa.
Każdy, kto miał, lub ma, do czynienia z sądem w naszym kraju wie, że sądy działają wolno, bardzo wolno. I chyba nie dlatego, że „młyny sprawiedliwości mielą powoli”. Raczej z powodów organizacyjnych, a nawet, jak się okazuje, politycznych. Sprawy cywilne trwają, na ogół, długie lata.
Ale są wyroki, które zapadają błyskawicznie, czasem nawet bez rozpraw. Bywa, że do ich rozstrzygnięcia nie są nawet potrzebni sędziowie, wystarczy asesor, dwudziestolatek. Tak było w sprawie byłego ministra Nowaka, w którego domu znaleziono ukryte kilka milionów, których pochodzenia nie był w stanie wyjaśnić. Młody człowiek orzekł, Że nie ma dowodów na to, że pieniądze należały do Nowaka. Uznał, że mogły być podrzucone. Jasne, bez przerwy nieznani sprawcy podrzucają ludziom milionowe prezenty. Świetne są memy, które pojawiły się w mediach społecznościowych. Najbardziej podobał mi się taki wpis: ”Ten komu nieznani sprawcy nigdy nie podrzucili czterech milionów, niech pierwszy rzuci zegarkiem”.
Przed laty dziennikarz-prowokator zadzwonił do sędziego Milewskiego mówiąc, że premier Tusk oczekuje wyznaczenia do rozstrzygnięcia pewnej sądowej sprawy sędziego, który życzliwie podejdzie do tematu. Sędzia obiecał wyznaczenie swojaka. Ta sytuacja jest rozpatrywana, jako case study, studium przypadku, jako przykład sądowej patologii, na uczelniach, na wszystkich wydziałach prawa.
Obecny minister sprawiedliwości, były sędzia Waldemar Żurek zakwestionował system wyznaczania sędziów poprzez losowanie. Takie rozwiązanie wprowadził poprzedni minister Zbigniew Ziobro. Znalazło ono umocowanie ustawowe. Pan Żurek chce je zmienić rozporządzeniem. Nazywa sposób poprzednika „ziobrolotkiem”, który nie gwarantuje tego, że do ważkich i politycznie wrażych spraw będą wyznaczani odpowiedni, czytaj sędziowie Żurka. Chce arbitralnego wyznaczania dwóch z trzech sędziów rozstrzygających. To zagwarantuje mu „właściwe” orzekanie. A wszystko w trosce o przyspieszenie działania sądów, wprowadzanie reform i przywracania praworządności.
Pan minister oświadczył wprost, że do realizacji tych celów musi mieć swoich sędziów. Wiszą bowiem głośne sprawy, między innymi marszałka Grodzkiego i posła Giertycha. Pan Żurek pragnie ich właściwego rozstrzygnięcia. Wybitny profesor prawa, Ryszard Piotrowski nazwał wprost i bardzo dobitnie takie działania ministra za bezprawne, żywcem z epoki komunizmu. Nawet profesor Matczak, który nie bez powodów jest uważany za prawnika sprzyjającego koalicji 13 grudnia, uznał to rozporządzenie Żurka za błąd.
A kim jest pan minister? To postać mocno kontrowersyjna. Jest byłym sędzią, człowiekiem bardzo majętnym, który odmawia ujawnienia swojego stanu posiadania. Czyli stoi na straży prawa, które sam łamie. Lubi otrzymywać odszkodowania w procesach sądowych. Jedno zdobył z tego powodu, że maszyna czyszcząca podłogę miała uszkodzić mu nogę.
Krzysztof Stanowski pokazał film ilustrujący tę sytuację. Na tym filmie widać pana ministra, który rozmawiając przez telefon bezpardonowo i nie zachowując należytej uwagi wychodzi z toalety i wchodzi pod tę maszynę. Po czym zwykłym krokiem, bynajmniej nie kulejąc, spokojnie odchodzi. Wersja ministra jest inna, bardzo dramatyczna. Maszyna czyszcząca atakuje go gwałtownie i znienacka. W efekcie doznaje urazu nogi, ma operację i długą rehabilitację. Wcześniej sfrustrowany rządami PIS-u pan sędzia Żurek bardzo cierpiał i zgrzytał zębami. W efekcie pościerał sobie zęby. Sąd przyznał mu odszkodowanie za uszczerbek na zębach. Pojawiły się też w przestrzeni publicznej informacje, że pan sędzia Żurek zaskarżył własną córkę o zwrot alimentów, ale ona temu zaprzeczyła. Wygrał jeszcze sprawę frankową, którą orzekał tak zwany neosędzia. Pan minister z zasady nie uznaje neosędziów, ale tego wyjątkowo uznał.
Wszystkie kontrolujące nasz system prawny instytucje europejskie orzekły, że nie ma tak zwanych neosędziów, że wszyscy sędziowie, którym nominację podpisał prezydent są po prostu sędziami. Pan Żurek uważa inaczej, oczywiście poza tym sędzią, który wydał pozytywny dla pana Żurka wyrok.
Tradycja otrzymywania odszkodowań jest w Polsce długa i bogata. Kiedyś przywódca mafii pruszkowskiej otrzymał odszkodowanie za to, że osadzono go w zbyt małej celi, która nie spełniała normatywu metrów kwadratowych przysługujących jednemu odbywającemu odsiadkę. Było to duże odszkodowanie, kilkaset tysięcy złotych. Oczywiście było ono wypłacone z budżetu państwa, czyli z naszych podatków. Czy mają Państwo świadomość, że sfinansowaliście Państwo część luksusowych wydatków gangstera?
Już jutro do Gdańska zawinie chiński kontenerowiec Istanbul Bridge, który dokonał czegoś, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe. Statek, przewożący ponad 4000 kontenerów, jako pierwszy zrealizował regularne połączenie handlowe z Chin do Europy przez lodowate wody Arktyki, rewolucjonizując tym samym globalny handel morski. Ta przełomowa podróż, która rozpoczęła się 23 września w chińskim porcie Ningbo-Zhoushan, stanowi realizację ambitnej wizji Pekinu, zwanej “Polarnym Jedwabnym Szlakiem”.
Istanbul Bridge wypłynął w pionierską podróż Północną Drogą Morską, trasą biegnącą wzdłuż arktycznego wybrzeża Rosji, która stała się dostępna dla żeglugi dzięki postępującym zmianom klimatycznym i topnieniu lodowców. Zamiast płynąć tradycyjną trasą przez Kanał Sueski, statek skierował się na północ, przecinając Cieśninę Beringa, a następnie pokonując wody Oceanu Arktycznego w rekordowym czasie.
Pierwotnie zakładano, że cała podróż z Ningbo do pierwszego europejskiego portu w Felixstowe (Wielka Brytania) zajmie 18 dni, jednak z powodu sztormu u wybrzeży Norwegii podróż wydłużyła się o dwa dni. Mimo tego opóźnienia, 20-dniowa podróż do Wielkiej Brytanii, a teraz 25-dniowa do Polski, wciąż stanowi imponujące osiągnięcie w porównaniu z tradycyjnymi trasami. Typowy czas transportu kontenerów z Chin do Europy przez Kanał Sueski wynosi 40-50 dni, a w przypadku trasy wokół Przylądka Dobrej Nadziei jest jeszcze dłuższy.
“Ten ekspresowy korytarz arktyczny to przełomowe rozwiązanie dla światowej logistyki,” podkreśla Li Xiaobin, dyrektor operacyjny Sea Legend, chińskiego operatora statku. “Znacząco poprawia terminowość dostaw, redukuje koszty i zwiększa prędkość łańcuchów dostaw, jednocześnie zmniejszając emisję dwutlenku węgla o około 50% w porównaniu z dłuższymi trasami.”
Istanbul Bridge, statek typu Panamax o pojemności do 4843 standardowych kontenerów (TEU), pokonał Północną Drogę Morską w zaledwie 5 dni, płynąc ze średnią prędkością 17 węzłów. Co istotne, dzięki letniemu okresowi nawigacyjnemu, kiedy lód morski jest minimalny, jednostka mogła poruszać się samodzielnie, bez eskorty lodołamaczy. Po wizycie w brytyjskim Felixstowe statek wpłynął do Rotterdamu i Hamburga, by jutro zawinąć do Gdańska, kończąc swoją historyczną podróż.
Dla Chin nowa trasa ma ogromne znaczenie strategiczne. Pozwala na dywersyfikację szlaków transportowych i zmniejszenie zależności od potencjalnie problematycznych punktów, takich jak Cieśnina Malakka czy niestabilny region Morza Czerwonego, gdzie od 2023 roku statki handlowe są atakowane przez jemeńskich rebeliantów Huti. Jednocześnie daje Pekinowi mocniejszą pozycję w handlu z Unią Europejską, trzecią największą gospodarką świata, w czasie napiętych stosunków handlowych ze Stanami Zjednoczonymi.
Jednak ta arktyczna rewolucja budzi również poważne obawy ekologów. Organizacja Clean Arctic Alliance ostrzega, że potencjalne korzyści z redukcji emisji CO2 mogą zostać zniweczone przez inne zagrożenia środowiskowe. “Arktyka jest już pod ogromną presją, ocieplając się czterokrotnie szybciej niż średnia globalna,” alarmuje dr Sian Prior, główna doradczyni organizacji. Eksperci wskazują na ryzyko wycieków paliwa, emisje czarnego węgla (sadzy), hałas zakłócający życie morskiej fauny oraz zwiększone ryzyko kolizji ze statkami. Ponadto region ten nie posiada odpowiedniej infrastruktury ratunkowej, co w przypadku awarii może prowadzić do katastrofy ekologicznej. [To bełkot, jak zwykle w tych sferach dezinformacji. md]
Mimo tych kontrowersji, sukces Istanbul Bridge może oznaczać początek nowej ery w globalnym handlu. Choć obecnie Północna Droga Morska pozostaje niszową trasą – w 2024 roku odnotowano na niej około 100 przepraw wobec 13 000 przez Kanał Sueski – chińscy armatorzy systematycznie rozwijają swoją aktywność w Arktyce. Wiele zachodnich firm żeglugowych, jak MSC czy Maersk, deklaruje jednak, że nie będzie korzystać z tej trasy ze względu na obawy środowiskowe.
Demograf Mateusz Łakomy stwierdza, że kluczową przyczyną niskiej dzietności jest trudność z wchodzeniem Polaków w związki – dzieci pojawiają się tam, gdzie wcześniej powstały relacje oparte na zaufaniu i trwałości. Tę konstatację omówiłem dalej w kontekście zaniku w kulturze głównego nurtu celu, w jakim powinno się nawiązywać i rozwijać relację damsko-męską.
Ten, kto nie wie, dokąd idzie, zmierza bez celu. Ważne społecznie cele, a takim jest niewątpliwie założenie rodziny, zostają utrwalone w kulturze i instytucjach społecznych danego kraju. W ten sposób słabsze jednostki, do których należy np. młodzież z racji braku doświadczenia życiowego i mądrości, powinny otrzymać od wspólnoty (rodzinnej, religijnej, lokalnej czy narodowej) dobre warunki do własnego rozwoju, jak i roztropne doradztwo w perspektywie matrymonialnej.
Demograf Łakomy zauważa jednak, że w Polsce oraz w innych krajach rozwiniętych załamała się zdolność młodych ludzi do tworzenia wczesnych i trwałych relacji. Ekspert, który wystąpił w reportażu PCh24 „Polska umiera”, zauważa także, że wbrew doniesieniom medialnym par „bezdzietnych z wyboru” jest nad Wisłą i Odrą bardzo mało.
W artykule przedstawiłem historyczny rozwój zjawiska zaniku celowości „bycia razem” oraz jego obecne negatywne przejawy, odwołując się do badań socjologicznych dotyczących młodzieży akademickiej. Pod koniec tekstu odniosłem się do wyzwania, jak można by próbować odbudować rozważną kulturę wchodzenia w związki mające prowadzić do sakramentalnego małżeństwa.
W ramach wstępu wypada jeszcze zaznaczyć, że wzmiankowany kryzys wchodzenia w trwałe związki ma podłoże nie tylko kulturowe, co także strukturalne. Z racji przyjętej objętości artykułu odniosłem się przede wszystkim do tego pierwszego, choć nieporządek w wymiarze strukturalnym też dotyka silnie nasze społeczeństwo (w postaci np. niewspółmiernie wysokich cen mieszkań, z którymi muszą mierzyć się młode rodziny czy dysproporcji młodych kobiet, studentek, w metropoliach wobec Polaków pozostających na prowincji – do czego przyczynił się model rozwojowy III RP).
Rewolucja randkowania
Zwyczaj randkowania rozpowszechnił się w Polsce na początku lat 30. XX wieku jako element kultury miejskiej i młodzieżowej. Swobodne randkowanie, w sensie obyczajowym, budziło wtedy opór społeczny, gdyż naruszało m.in. dotychczasową etykietę matrymonialną i pozycję rodziców przy zapoznaniu pary. W społeczeństwach industrialnych Zachodu, gdzie narodziło się randkowanie, można mówić o obyczajach „klasycznej randki” do swoistej cezury ’68 roku.
Klasyczna randka była oparta na wizji miłości romantycznej, miłości na całe życie. Randkowanie było zarezerwowane dla ludzi młodych, a okres spotkań sam na sam poprzedzał nawiązanie regularnej znajomości. Obowiązywał podział ról, tzn. mężczyzna był stroną aktywną, a kobieta niepodejmującą inicjatywy. Obyczaj randkowania łączył się z wydatkami konsumpcyjnymi, takim jak dobór eleganckiego stroju czy koszt spotkania w atrakcyjnym lokalu.
Obecnie randkowanie wiąże się z kilkoma zasadniczymi zmianami wobec klasycznej randki. Socjolog Joanna Wróblewska-Skrzek wyróżniła tutaj trzy zasadnicze czynniki.
Po pierwsze randka w XXI wieku została w (progresywno-liberalnej) kulturze powszechnej wyraźnie oddzielona od celu matrymonialnego. Po drugie zaloty przeniesiono ze sfery prywatnej do publicznej, w tym także do sfery wirtualnej, a zatem zapoznanie panny odbywa się z dala od jej domu rodzinnego. Trzeci powód stanowi zerwanie z mitem randki jako zaczynu miłości romantycznej, na co wpłynęła przede wszystkim rewolucja seksualna. Randkowanie, które dotyczy obecnie osób w przeróżnym wieku, może mieć krótkotrwałe motywacje, jak chęć spędzania w atrakcyjny sposób wolnego czasu bez zobowiązań czy zaspokojenie cielesnych żądz.
Zjawisko umawiania się na randki on-line stało się w Polsce powszechne. Według badania Gemius, w styczniu 2023 r. z internetowych serwisów i aplikacji randkowych skorzystał co piąty internauta, co przekłada się na ponad 6 mln użytkowników, z czego 65% stanowili mężczyźni. Wedle statystyk randkowaniem w sieci jest stosunkowo mało zainteresowana grupa użytkowników Internetu w wieku od 15 do 20 lat.
Można by powierzchownie stwierdzić, nawiązując do znanego powiedzenia „rewolucja pożera własne dzieci”, że zjawisko „klasycznej randki” stanowiło li tylko rewolucję moralną i zostało z czasem zastąpione jeszcze innymi, bardziej nieuporządkowanymi zwyczajami. W takiej perspektywie to zdobywanie popularności złego wzoru (randkowania jako sposobu na miłość romantyczną) miałoby wypierać mądrość skumulowaną w tradycyjnej chrześcijańskiej kulturze co do celu oraz sposobów nawiązywania relacji damsko-męskiej.
Powyższe uogólnienie, wyrażające pośrednio sceptycyzm do randkowania jako takiego, jest jednak nietrafione w tym sensie, że pomija kontekst strukturalny. Nowy sposób na znalezienie sympatii należy łączyć historycznie z wielką skalą migracji ze wsi do miast w krajach uprzemysłowionych (takie migracje wewnętrzne dotyczyły w XX wieku w skali świata przeszło dwóch miliardów ludzi, sic!).
W warunkach migracji do dużego miasta za pracą, jeśli zarówno kawaler jak i panna zachowywali chrześcijańską moralność, randkowanie okazywało się w licznych przypadkach efektywnym sposobem na zaręczyny. Z kolei tradycyjne obyczaje matrymonialne utrwalone na prowincji krajów chrześcijańskich znalazły się w impasie co do ich powszechnego wykorzystania przy tak dynamicznych przemianach społecznych.
Jaki powinien być cel „bycia razem” w perspektywie nauki Kościoła? [1]
Randkowanie, przez które rozumiem dobrowolne spotykanie się ze sobą dwojga osób, prowadzące wpierw do nawiązania, a później do rozwinięcia ich relacji, uznaję w tekście za synonim bycia razem lub chodzenia ze sobą.
Określając cel randkowania, należy uwypuklić zarówno aspekt moralny relacji, jak i praktykę postępowania, gdyż te dwa wymiary są społecznie istotne. Godziwym celem nawiązania i rozwijania zażyłej znajomości z przeciwną płcią są zaręczyny (które wytyczają jasną drogę ku sakramentalnemu małżeństwu). Matrymonialny potencjał związku może jednak z różnych przyczyn nie zostać zrealizowany (co powinno się uzewnętrznić w taktownym zakończeniu relacji). Dlatego cel randkowania w sensie praktyki postępowania można ująć jako roztropne ustosunkowanie się do kwestii wspólnych spotkań w kontekście, choćby początkowo mglistych i odległych, możliwości zaręczyn.
Potrzeba zauważyć, że w perspektywie nauki Kościoła parę obowiązuje w ramach nawiązanej relacji nie tylko godne zachowanie wobec siebie, lecz także wobec rodziców (IV przykazanie Dekalogu), wspólnoty lokalnego Kościoła i samego Boga. Młodzi powinni wobec wszystkich dawać świadectwo dobrych obyczajów (1 Kor 6, 12-20). Przy czym wypaczeniem byłoby utożsamiać szacunek dla innych ze sztywnością zachowania czy obraniem tak wyszukanej etykiety, która zupełnie nie przystawałaby do współczesnej komunikacji.
Swoją drogą fenomen randkowania nie występuje we wszystkich kulturach świata. Wobec tego Kościół katolicki, np. w uniwersalnym prawie kanonicznym, nie omówił osobno tego zjawiska. Wiernych obowiązują zatem ogólne normy, które powinni zastosować do przypadku nawiązywania i rozwoju relacji damsko-męskiej. W praktyce jednak, jak dalej pokażę, występują z tym nie lada problemy.
Zagubienie i odrealnienie młodych w perspektywie tradycyjnej nauki o rodzinie
O ile dla licznych przedstawicieli starszego pokolenia katolików w Polsce – związek chodzenia ze sobą w młodości z dojrzałą miłością i następnie z sakramentem małżeństwa – może być oczywisty, o tyle badania socjologiczne wyraźnie pokazują, że nie jest to jasne dla polskiej młodzieży, w tym młodzieży katolickiej.
Badanie z 2020 r. wykazało, że kilkadziesiąt procent młodzieży akademickiej, która sama określa siebie jako wierzących katolików, uważa, że małżeństwo nie jest potrzebnym elementem do udanego wspólnego życia[2]. Z kolei 90% młodzieży niewierzącej uznaje, że rodzina to „związek dwóch bliskich sobie osób, bez względu na płeć”, a tylko 5% z tej grupy definiuję rodzinę jako „małżeństwo kobiety i mężczyzny wraz z dziećmi” (sic!).
Wspomniane badanie przytacza komentarze socjologów, które objaśniają, że część młodzieży akceptuje w swym światopoglądzie formę kohabitacji poprzedzającą małżeństwo, zawierane dopiero w późniejszych latach życia, bądź trwanie bez formalizacji związku. Można zatem skonkludować, że ci młodzi podążają za swoistą wypadkową obserwowanych wzorów i opinii: w mediach, wśród rówieśników, sąsiadów czy w swojej rodzinie. Nie kierują się natomiast refleksją etyczną lub religijną, co rzeczywiście daje człowiekowi szczęście, pozostając odciętymi od (niezmiennej) prawdy o ludzkiej naturze.
Na podstawie przestudiowanych badań i moich własnych obserwacji skłaniam się do wniosku, że w Polsce występuje złożony kryzys w przekazywaniu młodym mądrości co do celu małżeństwa, a pośrednio także godziwego celu bycia razem przed narzeczeństwem. Kryzys obejmuje, w różnych proporcjach, zaniedbania u licznych rodziców, w publicznej szkole czy we wspólnocie parafialnej, w której przecież spora część polskiej młodzieży przyjmuje sakrament bierzmowania.
Niewątpliwą przyczyną kryzysu są także dobrowolne błędy (grzechy) samej młodzieży w ramach chodzenia ze sobą. Grzech bowiem, w tym pycha i zmysłowość, prowadzi człowieka do przedkładania własnego osądu i osobistej wygody nad przekazane przez Boga treści moralne.
Jak przezwyciężyć dyktat liberalnej kultury?
„Poznać naturę człowieka, poznać ją głęboko, całkowicie, zrozumieć, kim jest właściwie człowiek to wielki ratunek dla współczesnego świata” – bł. kard. S. Wyszyński
Jeśli przyjąć, że dominującym nurtem w kulturze III RP jest od lat progresywny liberalizm, to taka perspektywa pozwala w dużej mierze naświetlić obecne trudności we wchodzeniu w trwałe związki przez Polaków. Immanentnymi cechami, jakie można zidentyfikować w liberalizmie, są m.in. dążenie do samostanowienia i samowystarczalności czy potrzeba autoekspresji. Liberalnemu Polakowi wydaje się zatem, że nie musi zawsze okazywać wierności i odpowiedzialności wobec drugiej połówki, rodziców, narodu czy Kościoła, gdyż to on sam określa ostatecznie, co wypada w danej sytuacji myśleć i czynić.
Na marginesie, patrząc filozoficznie, samowystarczalność człowieka w liberalizmie wypływa z jego naturalizmu (i odrzucenia Boga), co – w wymiarze publicznym – wyklucza obowiązywanie obiektywnych norm moralnych i religijnych.
Współczesne produkcje medialne częstokroć depersonalizują i ogłupiają człowieka, skupiając się głównie na cielesności, tj. emocjach i popędach, oraz promują postawę mieć niż być. W konsekwencji następuje infantylizacja oczekiwań i zachowań, jak również obniżenie standardów moralnych. Kiedy emocje i popędy zaczynają w związku słabnąć (bądź kiedy człowiek zaczyna wręcz odczuwać do nich wstręt) poranienie pary staje się coraz bardziej oczywiste.
Do stworzenia trwałej relacji z przeciwną płcią niezbędne są m.in. wysiłek wkładany w jej budowanie, zachowanie czystości w myślach i czynach, gotowość do pracy nad własnymi słabościami czy zdolność do znoszenia pewnych cierpień. Tymczasem wzór brania swojego krzyża jest zupełnie obcy progresywnemu liberalizmowi.
Zagadnienie przezwyciężenia zagrożeń sączących się ze współczesnej (anty)kultury, która nie sprzyja trwałym związkom, jest złożone i nie sposób je wyczerpać w jednym artykule prasowym. Wątek został szerzej poruszony w reportażu PCh24 „Polska umiera”, w którym połączono go z takimi zjawiskami jak m.in. osamotnienie sporej części młodzieży, rozjechanie się aspiracji młodych kobiet i mężczyzn czy feminizm.
Z mojej strony chciałbym na koniec podkreślić wspólnotowy wymiar rozpoczynania i budowania trwałego związku. Założenie szczęśliwej rodziny nie jest bowiem nigdy sukcesem samej tylko pary, gdyż wiele osób musi przyłożyć się do wykształcenia i wychowania młodych przed ich stanięciem na ślubnym kobiercu. To zatem rzetelny wysiłek pedagogiczny podjęty w rodzinach, w parafiach, na lekcjach katechezy w szkołach itp. stanowi sposób, aby pomóc wielu młodym, zwłaszcza tym pogubionym, żeby za jakiś czas byli oni w stanie zacząć realistycznie rozważać małżeństwo.
Ten kierunek myślenia i działania przedstawiłem w kilku tekstach opublikowanych pro-bono w Internecie (sprawdzonych przez kapłanów) jako seria o „konkurach”. Uważam, że kluczowym zagadnieniem, które należy naświetlać młodym, jest, w sensie pozytywnym, cel bycia razem, a w sensie negacji – potępienie określonych postaw i zachowań w ramach randkowania, które stanowią grzech. Bycie razem potrzeba oczywiście omawiać w perspektywie celu małżeństwa w tradycyjnej nauce Kościoła, który zakłada otwartość i postawę poświęcenia dla nowego życia.
Człowiek, który posiądzie mądrość dokąd ma zmierzać, będzie potrafił, zwłaszcza z pomocą bliskich i Bożą, dojść do szczęścia. A takie niewątpliwie daje w wymiarze doczesnym zgodne małżeństwo – ustanowione przez Stwórcę a podniesione przez Chrystusa do godności sakramentu
Jan Wudkowski
Wykorzystane źródła
[1] https://konkury.pl/randkowanie-a-grzech.php
[2] M. Kawińska, J. Wróblewska-Skrzek & A. Linek, Wolność wyboru czy przymus zwyczaju? Młodzież akademicka w dobie pandemii o związkach, intymności i więziach rodzinnych, Wydawnictwo Rys, t. 3, Poznań, 2020, s. 61 i in.
Wróblewska-Skrzek, „Architektura randki a kryzys matrymonialny”, w: Dyskursy Młodych Andragogów, t. 18, 2017, 389–402.
media-panel.pl, Ponad 6 mln internautów na serwisach randkowych; blisko dwóch mężczyzn na jedną kobietę, 14 lutego 2023, https://media-panel.pl/pl/aktualnosci/ponad-6-mln-internautow-na-serwisach-randkowych-blisko-dwoch-mezczyzn-na-jedna-kobiete/, dostęp: 23 września 2025.
Mateusz Łakomy, Dzieci nie będzie tam, gdzie nie ma związków, https://polskawielkiprojekt.pl/debaty/mateusz-lakomy-dzieci-nie-bedzie-tam-gdzie-nie-ma-zwiazkow/, dostęp: 23 września 2025.