Jak Wikipedia cenzuruje polską historię. Które tematy są pod szczególną „opieką”.

Jak Wikipedia cenzuruje polską historię. Pewne tematy są pod szczególną „opieką”

6.09.2024 Marek Skalski Jak-wikipedia-cenzuruje-polska-historie

W numerach 51-52/2022 oraz 3-4/2024 naszego dwutygodnika opublikowaliśmy dwa artykuły autorstwa Tomasza Mysłka pt. „Ostatni wolny partyzant”. Obydwa teksty były poświęcone postaci Józefa Grygi, pseudonim „Twardy” i „Partyzant” – zapomnianego partyzanta, który przez ponad dwadzieścia lat, do sierpnia 1966 r., ukrywał się i przemieszczał z bronią w ręku. A wcześniej zbrojnie walczył z komunistami, MO i UB i ich współpracownikami – w latach 1945-1947. Zgodnie z naszymi ustaleniami Gryga był najdłużej pozostającym w konspiracji i często przemieszczającym się z wioski do wioski polskim niepodległościowym partyzantem. Na kanwie tej historii powstał dokumentalny i edukacyjny film w reżyserii Tomasza Sommera i Macieja Dębały.

Premiera filmu „Gryga” miała miejsce 1 marca br. w Bieczu, rodzinnym mieście „Twardego”. W celu popularyzacji tej niemal zapomnianej dzisiaj postaci Maciej Dębała i Tomasz Mysłek opracowali i opublikowali poświęcony Józefowi Grydze obszerny biogram w popularnej internetowej „encyklopedii” – Wikipedii. Biogram ten, jak na standardy Wikipedii, został bardzo rzetelnie opracowany w oparciu o materiały źródłowe znajdujące się w archiwum cyfrowym Instytutu Pamięci Narodowej, a także w archiwach oddziałów IPN w Rzeszowie i Krakowie oraz na podstawie wspomnianych artykułów opublikowanych na łamach naszego pisma.

Niespodziewanie kilkanaście dni temu ten biogram został bezpowrotnie usunięty z zasobów Wikipedii. Szybkie śledztwo przeprowadzone przez reżyserów filmu doprowadziło do zdumiewającego finału. Okazało się, że hasło „Józef Gryga” usunął – na podstawie własnego widzimisię – użytkownik Wikipedii ukrywający się pod pseudonimem „Hoa binh”. Ten internetowy neokomunistyczny cenzor, choć bardzo pragnie pozostać anonimowy, jest już dość dobrze znany w środowisku osób zajmujących się edycją treści publikowanych w Wikipedii. Znany jest przede wszystkim ze swojej gorliwości w usuwaniu treści, które w jego mniemaniu są „fałszywe”, gdyż on ma inne poglądy na naszą najnowszą historię.

Jak działa Wiki?

Żeby dobrze zrozumieć mechanizmy, które towarzyszą edycji treści publikowanych na stronach popularnej bazy wiedzy, czyli Wikipedii, warto uświadomić sobie, że ten projekt już dawno nie jest tym, do czego został stworzony. Wikipedia powstała 15 stycznia 2001 r. jako projekt pomocniczy pisanej przez ekspertów i już nieistniejącej Nupedii. Od roku 2003 jej właścicielem jest organizacja non-profit – Wikimedia Foundation.

Jak czytamy w haśle poświęconym Wikipedii (oczywiście na Wikipedii ;)):

Wikipedia to wielojęzyczna encyklopedia internetowa działająca zgodnie z zasadą otwartej treści. Wykorzystuje oprogramowanie MediaWiki (haw. wiki – „szybko”, „prędko”), wywodzące się z koncepcji WikiWikiWeb, umożliwiające edycję każdemu użytkownikowi odwiedzającemu stronę i aktualizację jej treści w czasie rzeczywistym. Słowo Wikipedia jest neologizmem powstałym w wyniku połączenia wyrazów wiki i encyklopedia. Slogan Wikipedii brzmi: „Wolna encyklopedia, którą każdy może redagować”.

Idea jest bardzo piękna, gdyż zakłada, że każdy niezależny badacz może mieć wpływ na redagowanie treści haseł, tak aby te treści mogły być coraz bardziej obszerne, a zarazem rzetelne. Rosnąca popularność tego projektu sprawiała jednak, że określone środowiska „poprawiaczy historii” musiały być coraz bardziej zaniepokojone zbyt – w ich mniemaniu – liberalnym podejściem do kwestii redakcji treści.

– Podobne problemy mieliśmy już przy okazji hasła dotyczącego sprawy Jedwabnego – mówi Tomasz Sommer, współautor filmu o Józefie Grydze. – Dziś Wikipedia stała się przedsięwzięciem, które jest pod specjalnym nadzorem. Czasy, kiedy była ona redagowana przez pasjonatów, którzy „po godzinach” społecznie redagowali hasła, już dawno minęły.

Redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” mówi, że pewne tematy są tam pod szczególną „opieką” i kontrolą określonych środowisk. – Takim tematem jest na przykład historia państwa Izrael, w tym również stosunki polsko-żydowskie. Redakcją haseł z tym związanych zajmują się ludzie powiązani z izraelskim wywiadem wojskowym.

Wojna o Grygę

W opisywanym przypadku usunięcia hasła poświęconego Józefowi Grydze mamy raczej do czynienia z lewicowymi fanatykiem, który z założenia odrzuca i dezawuuje działania, które mają na celu przywrócenie dobrego imienia i należnego upamiętnienia żołnierzom niepodległościowego podziemia z lat 1944-1956, popularnie nazywanych „Żołnierzami Wyklętymi”. Świadczy o tym styl i treść dyskusji, jaką ww. cenzor prowadził z autorem hasła, które usunął.

W uzasadnieniu swojej decyzji, w trakcie dyskusji z użytkownikami, przedstawił typowy lewicowy sposób patrzenia na problematykę polskiej niepodległościowej partyzantki, czyli dezawuowanie i sprowadzanie ich działalności do obraźliwych określeń typu „rabunek”, „pospolity bandytyzm” etc. Próby przywrócenia należnej partyzantowi pamięci nazywa „fantazją autorów” i o Józefie Grydze pisze tak:

Pospolity bandyta, który »w latach 1954–1964 co kilkanaście miesięcy dokonywał już w pojedynkę zaopatrzeniowych napadów na wiejskie spółdzielcze sklepy GS« [to cytat z tekstu o Grydze w Wikipedii]. »Żołnierz antykomunistycznego podziemia« z 5 klasami podstawówki, który uaktywnił się po 1945 roku, dokonując rabunków po wsiach. Wcześniej to tylko jakieś domniemania, że w czasie okupacji prawdopodobnie miał jakieś kontakty z AK, że prawdopodobnie należał do jakiejś organizacji podziemnej tam lub owam.
Hasło napisał zięć Krula, opierając się w przypisach wyłącznie na linkach do proputinowskiego i antysemickiego pisemka Najwyższy Czas! oraz na sygnaturach teczek w archiwum IPN. Tak więc WP:WER. Dziwi też, że ten rzekomy »ostatni na ziemiach polskich partyzant, który ukrywał się i przemieszczał wraz z bronią palną, a także ostatni schwytany przez MO i SB partyzant powojennego antykomunistycznego podziemia«, mimo że zmarł w 1997, nie został po 1989 roku zrehabilitowany ani odznaczony. Nie został też odznaczony ani upamiętniony przez IPN w ostatnich latach, żadnych pośmiertnych orderów za 10-letnich rządów Prawa i Sprawiedliwości. Lalek dostał. Inka dostała. Łupaszka dostał. Nawet tak mocno kontrowersyjne postaci jak Kuraś mają jakieś swoje tablice. A ostatni partyzant nie, nic, null? Nie nagrodzili go za te napady na GS-y? Coś tu mi śmierdzi mocno…”. Hoa binh (dyskusja) 12:56, 8 sie 2024 (CEST).

W reakcji na ten stek oszczerstw współautor hasła o Józefie Grydze – Maciej Dębała, powołał się na materiał źródłowy, w tym przede wszystkim na materiały archiwalne wytworzone przez komunistyczne UB i SB, a zgromadzone w IPN, co wywołało kolejną lawinę drwin i oszczerstw:

„Poprosimy o poważne źródła. Film, który nakręciliście sobie do spółki z niejakim panem Tomaszem Sommerem i wyświetliliście w gminnym domu kultury, na premierę zapraszając Tomasza Mysłka i Józefa Śreniowskiego (których w linku wyżej nazwaliście niezgodnie z prawdą historykami), to nie jest wiarygodne źródło. Gdyby IPN miał znać Grygę, to znałby go już dawno, a nie czekał do 2024 roku na »odkrycie« twoje i Sommera”. Hoa binh (dyskusja) 07:50, 21 sie 2024 (CEST).

Odpowiedź Macieja Dębały:

„Biuletyn Informacji Publicznej! Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu! Dane dot. Józefa Grygi z katalogu osób »rozpracowywanych«: https://www.katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/668846”.

Maciej Dębała (dyskusja) 11:02, 21 sie 2024

„Pięknie, nauczyłeś się szukać teczek w archiwum IPN! I wciąż tam czytamy o osobie dokonującej bandyckich napadów na sklepy po 1945. Jakoś nie widzę tam tego, coś pisał w haśle – że był to w czasie okupacji żołnierz AK, a po wojnie ostatni »żołnierz« antykomunistycznego podziemia walczący z bronią w ręku. W podlinkowanych dokumentach IPN-owskich nie ma o tym ani słowa. To tylko i wyłącznie wasza fantazja. Jakoś dziwne, że do roku 2024 roku Instytut Pamięci Narodowej nie słyszał o ostatnim żołnierzu wyklętym i dopiero »Najwyższy Czas!« go odnalazł w tegoż IPN-u archiwach, co nie?”. Hoa binh (dyskusja) 11:24, 21 sie 2024 (CEST).

Co dalej?

Na apel Tomasza Sommera opublikowany w mediach społecznościowych już zgłosiły się do naszej redakcji osoby, które zajmując się społecznie pracą na rzecz Wikipedii doskonale znają osobę skrywającą się pod nickiem „Hoa binh”. Cieszy się on wątpliwą sławą gorliwego „poprawiacza historii”. Dzięki pomocy tych osób, już udało nam się zidentyfikować tę personę. W tej chwili autorzy filmu rozważają podjęcie stosownych kroków, w tym również na drodze prawnej, w celu przywrócenia hasła w jego pierwotnej wersji do sieci.

Co chcemy, by było po III RP?

Co po III RP? – Bartosz Kopczyński

Kategoria: Archiwum, Co piszą inni, Filozofia, Polecane, Polityka, Polska, Pudło, Świat, Ważne, Wiara

Autor: AlterCabrio , 4 września 2024

Dziś pytanie o przetrwanie oznacza, jak odnaleźć się w możliwych kryzysach, które mogą spotkać III RP, a które doprowadzą do zakończenia jej bytu. Przy czym część kryzysów jest fakultatywna – mogą się zdarzyć, ale nie muszą, a część jest obligatoryjna – zdarzą się na pewno. Do kryzysów fakultatywnych należą: działania wojenne na terytorium państwa polskiego oraz kryzys federalny – generalny kryzys UE po jej przymusowym zjednoczeniu i wchłonięciu państw członkowskich.

Wolność Polski zależy od tego, jak swoje dzieci wychowają dzisiejsi i przyszli rodzice. Jeśli wychowają, jak należy – wtedy możemy być spokojni. Jeśli pozwolą z synów zrobić tchórzy i eunuchów, a z córek wariatki i prostytutki – wtedy Polska się skończy. Dzisiejsi nastolatkowie w dużej części są już straceni na progu życia i nie nadają się do niczego, więc ta funkcjonalna część narodu będzie musiała wykonać pracę za nich. Będą potrzebować dużo rozsądku, logiki, refleksji, wydajnej pracy, i zwycięskiej walki. Jeśli nie stchórzą i wytrwają – wygrają.

−∗−

Czas zacząć szukać tam, gdzie byliśmy sobą. LINK

Co po III RP?

Zamykamy trylogię o III RP ucieczką do przodu. Po analizie obecnych bagien i szuwarów zapowiadamy wyjście na twardy, suchy ląd i drogę w górę, w stronę gwiazd i muz. Prowadzimy nasze rozważania nie ku beznadziei małości nikczemnej, jak to jest dziś we zwyczaju, ale tam, dokąd powinna podążać każda refleksja o własnym narodzie i państwie – w stronę wielkości i potęgi. Uważamy bowiem, że Polaków nie tylko stać na to, lecz jest to wręcz nam pisane, i sami tylko możemy to zniweczyć, nie wchodząc na ścieżkę zwycięstwa – najpierw nad sobą, potem – nad światem. Rozpoczynamy zaś ten wątek od zagadnienia najbardziej podstawowego – przetrwania biologicznego.

Poprzednie dwa artykuły cyklu:

Dlaczego nie należy obalać III RP

Czy warto bronić III RP?

JAK PRZETRWAĆ III RP

Celowo nie piszę: „jak przetrwać w Trzeciej RP”, ale: „jak przetrwać Trzecią RP”. Na to pierwsze pytanie każdy znajduje sobie jakoś odpowiedź i radzi sobie lepiej lub gorzej w zastanej rzeczywistości. Wynika z niego naturalne pytanie kolejne – „jak poprawić sytuację w Trzeciej RP na tyle, aby zwykłym ludziom żyło się lepiej”, ale na nie odpowiedź została już udzielona w poprzednich dwóch częściach – nie da się poprawić III RP metodami III RP, będzie coraz gorzej dopóty, dopóki będzie istniał ten twór, a rzeczywista poprawa będzie możliwa dopiero w niepodległym, suwerennym, narodowym państwie polskim, którym III RP nigdy nie będzie, nie była i nie zamierzała być.

Dziś pytanie o przetrwanie oznacza, jak odnaleźć się w możliwych kryzysach, które mogą spotkać III RP, a które doprowadzą do zakończenia jej bytu. Przy czym część kryzysów jest fakultatywna – mogą się zdarzyć, ale nie muszą, a część jest obligatoryjna – zdarzą się na pewno. Do kryzysów fakultatywnych należą: działania wojenne na terytorium państwa polskiego oraz kryzys federalny – generalny kryzys UE po jej przymusowym zjednoczeniu i wchłonięciu państw członkowskich. Do kryzysów obligatoryjnych należy zaliczyć zapaść demograficzną, oraz kryzys państwowy, który może ogarnąć III RP zanim jeszcze zostanie całkowicie wchłonięta przez UE. Kryzys ten będzie bezpośrednim następstwem polityk UE oraz niesuwerenności państwa polskiego. Będzie on dotyczył nie tylko Polski, ale wszystkich państw członkowskich – w mniejszym lub większym stopniu. Głębokość kryzysów państwowych zależeć będzie od uwarunkowań indywidualnych poszczególnych państw oraz od części wspólnych każdego kryzysu państwowego: stopnia realizacji polityk Zielonego Ładu oraz ilości przyjętych nachodźców. Wszystkie wymienione kryzysy, poza swoimi unijnymi uwarunkowaniami mają jeszcze źródło globalne – jawną i tajną politykę elit, zarządzających Zachodem za pomocą Anglosasów, a której generalnym celem jest zniszczenie Zachodu z powodu jego chrześcijańskich źródeł.

KRYZYS WOJENNY

Na chwilę obecną jedyną możliwością wojny w Polsce jest rozszerzenie obecnego teatru działań na Ukrainie. Jest wielce wątpliwe, że Rosja sama z siebie chciałaby atakować Polskę lub jakiekolwiek państwo NATO. Nawet, gdyby w swoich strategicznych planach miałaby dalszą ekspansję terytorialną, obejmującą Polskę, w obecnej sytuacji strategicznej byłoby to głupotą z rosyjskiego punktu widzenia. Poza tym według rosyjskich planów strategicznych Polska leży poza bezpośrednią strefą wpływów. Co innego bowiem działania agentury, destabilizacja sytuacji wewnętrznej i wpływy polityczne – to jak najbardziej należy do arsenałów polityki czasu pokoju, stosowanych przez mocarstwa, w tym Rosję. Nie oznacza to jednak wysyłania wojsk czy pocisków.

Zainteresowanie wprowadzeniem polskiej armii, a co za tym idzie państwa i narodu do wojny pomiędzy Rosją i Ukrainą można raczej zaobserwować z naszej zachodniej stron. Znamienne była tu inicjatywa prezydenta Macrona w marcu 2024 r. Nie możemy mieć pewności, czy Polska nie stanie się jedną ze stron tego konfliktu. Gdyby do tego doszło, byłaby największym przegranym. Sytuację wojenną możemy podzielić na dwie sytuacje:

  1. na nasze terytorium spadają pociski rakietowe i bomby lotnicze bez angażowania sił lądowych. Wówczas poza bezpośrednim zagrożeniem wojennym należy spodziewać się paniki, chaosu, niepewności, trudności w zaopatrzeniu, poważnych zakłóceń działania wszelkich systemów, inflacji, poważnego kryzysu ekonomicznego. Zapewne nastąpiłoby też wzmożenie cenzury i ograniczenie swobód obywatelskich, przy czym w sytuacji ogólnego chaosu i rozprzężenia państwa byłoby to skuteczne jedynie częściowo. W zależności od długości trwania ataków, kryzys ekonomiczny zamieniłby się w humanitarny. Pierwszą reakcją paniczną będzie ucieczka za granicę, najczęściej do Niemiec. Wydaje się to kuszącą perspektywą, jednak świadomym Polakom należy to odradzać. Żadne państwo ani żaden naród nie będzie tak gościnny, jak są Polacy dla Ukraińców. Każda propaganda w każdym kraju natychmiast ustawi się przeciwko Polakom, jako tchórzom, opuszczającym swoją ojczyznę. Nie moglibyśmy liczyć na żadne szczególne względy nigdzie. Nie będą chcieli nas przyjmować ani dzielić się tym, co mają. Powiedzą nam, że mają już u siebie dość imigrantów, a skoro my wcześniej się wzbranialiśmy przed ich przyjmowaniem, to teraz odbieramy sprawiedliwość. W takiej sytuacji należy pozostać na miejscu i unikać miejsc, narażonych na ostrzał. Należy zawczasu zaopatrzyć się w niezbędne zapasy oraz zbudować prywatną sieć powiązań, co zostanie rozwinięte dalej. Ucieczka za granicę pozbawi poza tym Polaków wpływu na sytuację w kraju, w sytuacji, gdy wreszcie pojawi się szansa dokonania zmiany.
    _
  2. To samo, co powyżej, wraz z inwazją armii lądowej. Możemy od razu założyć, że nasi wierni sojusznicy będą nas gorąco zachęcać do walki do ostatniego Polaka. Jest to jedyna nasza aktywność, którą oni skwapliwie poprą. Byłby to najtrudniejszy dla Polski i Polaków moment od czasu II Wojny Światowej. Mielibyśmy bowiem dylemat – w którym momencie kończy się walka o niepodległą Polskę, a zaczyna obrona III RP i jej sojuszników. Każda sytuacja i indywidualny przypadek musiałby być rozpatrywany indywidualnie, we własnym sumieniu. Można tu jedynie udzielić ogólnych wskazówek. Nie należy powtarzać błędów naszych nieudanych powstań narodowych i Kampanii Wrześniowej. Państwa nie dałoby się uratować, natomiast bezsensowna walka naraziłaby Polskę na zniszczenie armii, straty ludności, infrastruktury, finansów, majątków prywatnych. Liczebność Polaków w Polsce spadłaby nie tylko z powodu strat bezpośrednich, ale także emigracji. Nasi wrogowie otrzymaliby też niepowtarzalną okazję do wykrwawienia odradzającej się elity narodu polskiego. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia naturalnie wybiera się ucieczkę, należy to jednak traktować jako rozwiązanie ostateczne. W takiej sytuacji przychylność obcych państw i narodów i ich skłonność do przyjmowania uchodźców z Polski byłaby tylko nieznacznie większa, niż w sytuacji nr 1. Gdyby doszło do inwazji armii lądowej, działania wojenne zostałyby rozstrzygnięte w krótkim czasie i część lub całość terytorium Polski znalazłoby się pod okupacją. Po ustaniu walk ludność stałaby się zależna od polityki okupanta. Nie miałby on raczej powodów do przeprowadzania czystek etnicznych, jest również mało prawdopodobne, że chciałby bezpośrednio okupować terytorium Polski na stałe. Raczej należałoby się spodziewać sformowania jakiegoś marionetkowego rządu w rodzaju PKWN i powtórki z PRL. Po ustabilizowaniu się sytuacji zapewne znaleźlibyśmy się w sytuacji niewiele różniącej się od dzisiejszej, z tą różnicą, ze zamiast pod Zielony Ład podlegalibyśmy pod Ruski Mir. Wówczas interes narodowy sprowadziłby się do takiego ułożenia stosunków z okupantem, aby naród tracił jak najmniej swojej substancji i zasobów. Taka quasi – okupacja byłaby jednak docelowo mniej korzystna, niż unijna, ponieważ Federacja Rosyjska jest bytem politycznym znacznie bardziej stabilnym, niż Unia Europejska i nie moglibyśmy liczyć na jej szybki rozpad. Okupacyjny status Polski zostałby więc zabetonowany na dłuższy czas. Tworzenie własnej sieci powiązań prywatnych w tym wariancie jest równie pożądanie, jak w powyższym przypadku. Wydaje się jednak, że sytuacja gorącej wojny na naszym terytorium staje się coraz mniej prawdopodobna, choć nie można jej wykluczyć. Wiele będzie tu zależało od wyników wyborów prezydenckich w USA na jesieni 2024 r.

KRYZYS FEDERALNY

Wydarzy się, jeśli zostaniemy głęboko wchłonięci w struktury federalne UE. Wówczas ogarną nas wszystkie „ekologiczne” polityki europejskie, które u nas będą wprowadzane ze szczególną zajadłością. Wielka jest bowiem nienawiść tamtych ludzi do Polski i Polaków. Możemy więc być pewni każdego sposobu upokorzenia i wyzysku, jaki zdołają zastosować. Eksploatacja z czasem stanie się podobna do tej, znanej z Generalnej Gubernii. Generalplan Ost, opracowany w RSHA pod kierunkiem Reichsfuhrera Heinricha Himmlera pozostał w mocy i jest realizowany konsekwentnie od 1989 r. Poza wyzyskiem ekonomicznym, zakłada on wymianę ludności. Nowym Herrenvolkiem dla unijnych elit są masy ludności przesiedlanej z Afryki, Bliskiego Wschodu, Azji i Ukrainy. Zostało to dokładnie opisane w projekcie Paneuropy, spisanym przez Richarda Koudenhove – Kalergi, który jest drugim, nieoficjalnym programem integracji europejskiej. Tym pierwszym, oficjalnym jest manifest z Ventotene komunisty Altiero Spinelliego. Gdy Polska utraci nawet tą namiastkę suwerenności, którą zapewnia jeszcze III RP, magistratury unijne nie będą się już musiały niczym krępować. Przekonamy się wówczas boleśnie, czym naprawdę jest Unia, i jak bardzo samotni jesteśmy. Należy się również spodziewać wzrostu restrykcyjności władz unijnych, Utracimy nie tylko wolność polityczną, opinii i wypowiedzi. Władze federalne będą dynamicznie wprowadzać coraz bardziej absurdalne regulacje, obejmujące wszelkie aspekty życia, także prywatnego. Niezależna działalność gospodarcza i rolnicza będą szczególnie monitorowane i zwalczane, a rodziny i dzieci zostaną upaństwowione w ramach Europejskiego Obszaru Edukacyjnego. Oznacza to, że relacje pomiędzy żoną i mężem oraz rodzicami i dziećmi zostaną objęte ścisłą kontrolą służb.

Na szczęście wariant ten jest wielce niepewny, z uwagi większe prawdopodobieństwo kryzysu państwowego, o czym będzie dalej. Gdyby jednak stan ten się zdarzył, nie trwałby długo, z powodu ogólnego upadku Zachodu oraz wewnętrznego rozpadu UE. Jednakże wtedy już zostaniemy pozbawieni własnych struktur władzy i sterowania społecznego, system prawny będzie zdezorganizowany, gospodarka zrujnowana, a kraj zasiedlony unijnym Herrenvolkiem. Wówczas nasz poziom życia cofnie się do początku lat 90-tych – utracimy bezpieczeństwo ekonomiczne i fizyczne, nie tylko ich poczucie. Szereg naszych obecnych problemów rozwiąże się sam, z powodu braku podstawowych dóbr i usług oraz obecności band obcych agresorów. Wyjazd z kraju na Zachód nie byłby fortunnym pomysłem, gdyż w tym wariancie tam będzie jeszcze gorzej. Przetrwanie będzie wówczas polegało na posiadaniu sieci powiązań prywatnych, o czym będzie dalej.

KRYZYS PAŃSTWOWY

Obejmuje wybrane państwo członkowskie UE, przed jego pełnym wchłonięciem przez federację. Wydaje się obecnie najbardziej prawdopodobną przyszłością państw białego człowieka, w tym państw członkowskich UE. Wystąpi w mniejszym lub większym stopniu w każdym z nich, a jego długość i głębokość będzie zależała od wewnętrznej sytuacji konkretnego państwa, kondycji psychicznej jego narodu oraz stopnia wejścia w polityki UE. Dwie z nich są szczególnie destrukcyjne – Zielony Ład i imigracja. Im dłużej i bardziej państwo będzie wystawione na radioaktywne promieniowanie tych pierwiastków, tym głębszy będzie upadek państwa i dłuższy czas podnoszenia się. Nałoży się na inne kryzysy – zadłużenia państwa, inflację, demografię. Będzie on mniej dotkliwy niż kryzys federalny, ale i tak jego wymiar będzie na tyle duży, że nie będzie się opłacało podtrzymywać istniejących struktur zarządzania państwem. Będzie to tzw. punkt polifurkacyjny – czyli taki, w którym możliwe są różne rozwiązania, podobnie jak w listopadzie 1918 r. Zamiast podtrzymywać stare, dysfunkcyjne i patologiczne struktury, narzucone przez zewnętrznych organizatorów, narody będą mogły wybrać swoje własne rozwiązania i na nowo zorganizować struktury zarządzania państwem. Nas, czyli Towarzystwo Wiedzy Społecznej interesuje najbardziej ten właśnie moment i to, co będzie działo się potem.

SIEĆ POWIĄZAŃ PRYWATNYCH

Jest to coś, co Polacy mieli zawsze, aż do lat 90-tych. Były to powiązania rodzinne, sąsiedzkie i wspólnotowe, głównie w ramach wspólnot zawodowych i religijnych. Pozwalały organizować się i prezentować stanowisko narodu wobec władzy, co zawsze było skuteczną formą ograniczania absolutum dominium. Pod koniec istnienia I Rzeczypospolitej, na skutek oddziaływań agentur zagranicznych i zepsucia moralnego szlachty część tych powiązań została wykorzystana przeciwko państwu polskiemu do jego dezorganizacji i przygotowania do rozbiorów. Potem jednak sieć społeczna pozwalała przetrwać w różnych okolicznościach. Jej podstawą jest wspólna etyka i wspólny interes. Gdy Polacy zapominali, że jadą na jednym wózku stawali się skłóconą bandą warchołów i trafiali w niewolę, gdy odzyskiwali przytomność i rozum, odzyskiwali też z czasem wolność. Ostatecznie sieć ta została porwana na skutek różnorodnych operacji na narodzie polskim, przeprowadzanych po 1989 r. Ich omówienie znajdzie się w innym artykule.

Na skutek działań antynarodowych ludność Polski jest obecnie rozbita i zdezorganizowana. Większość oddolnych organizacji społecznych została przejęta przez systemy, rozdzielające fundusze, i wykonuje wolę swoich sponsorów. Nie można więc liczyć na władze tych organizacji, można natomiast wykorzystać ich struktury, o czym będzie dalej. Na chwilę obecną nawet struktury Kościoła Katolickiego zostały częściowo przejęte lub zneutralizowane. Trwa obecnie próba wrogiego przejęcia struktur i możliwości organizacyjnych Kościoła przez siły globalne, dążące do budowy państwa światowego. Służy do tego herezja modernizmu, tocząca Kościół jak nowotwór od Soboru Watykańskiego II, ekumenizm oraz proces synodalny. W tym projekcie Kościół ma stać się strukturą administracyjną, podległą Mózgowi Świata, a jego praktyki religijne mają upodobnić się do magicznych obrzędów uświęceniowych. Kościół czeka taka sama walka o niezależność od globalnej władzy, jak państwa narodowe. Wskazana byłaby współpraca elit zarządzających państwami i Kościołem przeciwko wspólnemu wrogowi, niestety, zgodnie z hermetycznym prawem Kybalionu, tak samo jest na górze, jak na dole. Tak samo, jak władze większości państw są przejęte lub podstawione, również Kościół zmaga się z tym problemem. Zanim pewna ilość biskupów i księży nie znajdzie w sobie dość wiary, nadziei i miłości, narody będą musiały toczyć walkę o wolność bez wsparcia pasterzy. Będzie raczej odwrotnie – to narody, jeśli te cnoty odnajdą w sobie, mogą pomóc pasterzom wydźwignąć Kościół. Nie wolno pomijać tego aspektu, duchowość i wiara są ważniejsze, niż się to większości ludzi wydaje. Świadomy trud narodu, polegający na zrzuceniu obcej władzy i odzyskaniu wolności powinien objąć też pomoc dla Kościoła. Świadome narody mogą walnie przyczynić się do tego, że Kościół znów stanie się katolicki.

Sieć powiązań prywatnych częściowo istnieje, zachowana w formie szczątkowej, i tam należy ją za wszelką cenę zachować i rozbudować. Tam, gdzie jej nie ma, znajdują się ludzie, żyjący samotniczo i egoistycznie, zajmujący się swoimi sprawami, w większości nie wiedzący, co się dzieje. Sieć ta jest w istocie pozostałością struktur rodowych. Jej podstawą są bowiem stosunki pokrewieństwa pośród rodziny bliższej i dalszej, a nadbudową – relacje przyjaźni, sąsiedztwa, zawodu, współpracy. Przez ostatnich 35 lat Polacy byli tresowani, że każdy ma żyć sam, bez naturalnej rodziny, pośród płynnie zmieniających się przelotnych relacji międzyludzkich. Rodziny, dawniej liczne i zwarte w dużej mierze dziś już nie istnieją, relacje niegdyś bliskie, dziś znikające nie dadzą się już odtworzyć. Teraz, aby przetrwać, należy kultywować, podtrzymywać i rozwijać bliskie relacje rodzinne tam, gdzie jeszcze istnieją, a tam, gdzie ich już nie ma, należy tworzyć od podstaw. Każdy młody człowiek, wchodzący w życie dorosłe, powinien mieć to jako swój nadrzędny cel, aby dobrać odpowiednią osobę płci przeciwnej jako partnera życiowego do założenia rodziny. Najlepiej sprawdza się sakramentalne małżeństwo katolickie jako struktura z założenia najtrwalsza, bo nierozerwalna, dozgonna i nastawiona na prokreację. Sam bowiem związek dwojga ludzi to za mało, aby samemu przetrwać w płynnej nowoczesności, i by odtworzyć naród. Związek ten powinien mieć potomstwo, i to na tyle dużo, aby co najmniej zapewnić zastępowalność pokoleń. Z uwagi na malejącą dzietność polskich kobiet, te rodziny, które chcą przetrwać, powinny nastawiać się na więcej niż dwoje dzieci.

Rodzina nuklearna, czyli ojciec, matka i dzieci powinna być wzmocniona poprzez bliskie związki pokrewne z podobnymi rodzinami. Należy unikać konfliktów, wybierać miejsce zamieszkania niezbyt odległe od krewnych, kontaktować się często, wspierać się w potrzebie. Dzieci spokrewnionych małżeństw powinny często spędzać czas ze sobą, aby od urodzenia nawiązywać silne relacje. Jeśli małżeństwo, nastawione na dzieci nie ma takich krewnych, z którymi może mieć takie relacje, powinno odnaleźć w swojej okolicy inne małżeństwa, aby zapewnić wzajemne kontakty dorosłych i dzieci. Do takiej grupy należy dołączyć relacje przyjacielskie oraz lokalne kontakty sąsiedzkie i gospodarcze. Należy mieć znajomych rolników, lekarzy, mechaników, handlowców. Należy wspierać lokalnych przedsiębiorców. W tym celu trzeba zmienić zwyczaje konsumenckie, ograniczyć zakupy w zagranicznych sieciach handlowych i Internecie na korzyść rynku lokalnego. Potrzeba takich naturalnych relacji będzie coraz większa, a korzyści są wielorakie:

  • pomoc przy opiece i wychowaniu dzieci;
  • pomoc przy opiece nad osobami starczymi i chorymi;
  • wspólne wyjazdy i imprezy rodzinno – towarzyskie;
  • zapewnienie dzieciom stosownego towarzystwa do zabaw;
  • łatwiejsza kontrola procesu wychowawczego przez rodziców i mniejsze ryzyko deprawacji dzieci;
  • oparcie w razie pandemii i lock-downów;
  • oparcie w razie kryzysów ekonomicznych i wojennych;
  • grupa wsparcia, zapewniająca bezpieczeństwo wobec coraz liczniejszych agresywnych nachodźców;
  • grupa wsparcia, pomagająca obronić się przed coraz bardziej restrykcyjnym i totalitarnym prawem;
  • grupa wsparcia, pozwalająca ominąć systemy i prowadzić niezależne interesy;
  • łatwiejszy dostęp do niezależnych informacji;
  • łatwiejsza możliwość ucieczki lub znalezienia ukrycia.

W kontaktach tego rodzaju nie rządzi prawo, lecz etyka. Spory powinny być uśmierzane, zanim się rozwiną, a jeśli już powstaną, nie mogą wyjść poza grupę. Kto nie potrafi żyć według norm etycznych, nie może należeć do takiej grupy. Jeśli prośby i napomnienia nie pomagają, należy dystansować się od takich i usuwać z grupy. Wywleczenie wewnętrznych spraw grupy powoduje w najlepszym razie postawienie takiej osoby i jej najbliższych poza grupą, w najgorszym – unicestwienie grupy. Należy brać przykład z Romów. Oni mają Romanipen, natomiast grupy oddolne, odtwarzające naród polski mogą z całą pewnością stosować zasady katolickie. Jeśli ktoś odrzuca to z samej zasady, lepiej nie wchodzić z takim w bliższą komitywę. Tak samo, jeśli ktoś kwestionuje ideę wolnego narodu i suwerennego państwa polskiego. Szkoda czasu i zawiedzionych nadziei dla tych, którzy odrzucają naród i moralność katolicką. Z nimi na dłuższą metę nie uda się nic trwałego.

Zasada przewodnictwa w grupie nie ma żadnej uniwersalnej zasady, poza jedną. W normalnej, funkcjonalnej rodzinie do załatwiania spraw na zewnątrz najlepiej nadaje się mąż i ojciec w jednej osobie. Nieformalna grupa oddolna o charakterze rodowym nie musi mieć formalnego kierownictwa. Dojrzali mężczyźni, kierujący się katolicką etyką potrafią się zawsze tak porozumieć, aby było dobrze.

Należy wykorzystać istniejące przepisy, aby nabyć broń i nauczyć się jej używać. Umiejętności strzelania sportowego przydają się do ćwiczenia precyzji, skupienia, dokładności, cierpliwości, wytrwałości. Umiejętności bojowe z kolei mogą okazać się najważniejsze, szczególnie w sytuacji napaści band nachodźców lub maruderów po przejściu frontu, w sytuacji chaosu bez władzy. Należy mieć wciąż w umyśle dewizę bractw kurkowych – „ćwicz oko i dłonie w Ojczyzny obronie”. Trzeba raz na zawsze pozbyć się ze swego serca i umysłu pacyfizmu. To modernistyczny jad i trucizna, czyniąca narody bezbronnymi. Sivis pacem, para bellum. Inni zaczną nas szanować dopiero wtedy, gdy zobaczą, że kto na matkę pluje, z miejsca dostaje od nas po mordzie. A matki każdy Polak ma trzy, nawet, gdy o nich nie pamięta – swoją własną, Ojczyznę i Kościół – Ecclesię.

NOWE PAŃSTWO

Nowe państwo polskie, które powstanie po zakończeniu niesławnego żywota III RP musi być państwem narodowym, opartym na moralności katolickiej. Jest to jedyna, podkreślam z całą mocą, jedyna formuła organizacji narodu i państwa, która w naszych warunkach daje możliwość przetrwania narodu i państwa. Nie mamy tradycji autorytarnych, dlatego każda silna władza typu turańskiego lub bizantyjskiego szybko się zdegeneruje i upadnie, ponownie pozostawiając naród bez przywództwa. Tylko bowiem katolicyzm oparty jest na filozofii realistycznej, dającej narzędzia zrozumienia i opisania rzeczywistości, oraz etyce wychowawczej, kształtującej cnoty wszelkiego rodzaju, niezbędne do osiągnięcia dojrzałości psychicznej, etosu pracy i sprawności wykonywania obowiązków. Zawiera w sobie naukę społeczną, zdatną do wprowadzenia realnej sprawiedliwości i nadaje się do zarządzania dużymi społecznościami z minimalnym użyciem przymusu. Wyznacza jednocześnie cele życia dla jednostek i całej społeczności narodowej. Ze względu na swoje przymioty katolicyzm wraz z ideą narodu jest najbardziej zwalczanym systemem myślowym przez globalistów oraz wszystkie ich struktury podległe. Świadczy to o skuteczności połączenia tych idei oraz ich użyteczności dla odbudowy narodu i państwa.

CO ROBIĆ

Jest to coraz częściej zadawane pytanie, a problem jest taki, że nie bardzo wiadomo, komu je zadać. Elity opiniotwórcze narodu są sfałszowane, elity polityczne agenturalne, elity naukowe podstawione. Kościół uwikłany w proces synodalny sam potrzebuje wsparcia, organizacje społeczne albo nieświadome, albo przejęte. Media wrogie i chaotyczne, rodziny rozbite, ludzie zagubieni, skupieni na sobie.

Otóż więc sytuacja idealna dla nowej elity – najpierw narodu, a potem państwa polskiego. Trzeba budować ją od podstaw, i nastawić się na długi marsz, który zacząć należy od podniesienia się z wygodnego fotela i opuszczenia własnej strefy komfortu – od siebie.

Nie należy teraz szukać wyzwolicielskich partii czy politycznego lidera, nie ma takich jeszcze. Nie ma gotowej organizacji, do której można się zapisać, gdzie mędrcy – wizjonerzy poprowadzą. Jedyne, co jest teraz, to ludzie – Polacy, żyjący w kraju i diasporze, szczerze marzący o wolnym narodzie i silnym państwie, o odzyskaniu należnej nam pozycji w świecie i sięgnięciu jeszcze wyżej, niż nasi wielcy przodkowie. To, co można robić od teraz, to budować swoją tożsamość nowej elity. Nie mogą to być ludzie, którzy myślą, że im się coś więcej należy, ale tacy, którzy więcej od siebie wymagają, niźli od innych. Nie tacy, którzy mają roszczenia do świata, że im da, ale tacy, którzy ze światem wezmą się za bary, aby wyrwać, co im należne. Swój trud kierują, by mieć dzieci, nie dać zepsuć, wychować na porządnych ludzi, a wszystkim, którzy są w stanie przyjąć, przekazują swoją wiedzę, wiarę i wolę. Każdy człowiek, który uzna, że powinien przyłączyć się do tego ruchu, powinien zadbać o swoje otoczenie tak, jak opisano to powyżej. Następnie w miarę swoich możliwości powinien przyswoić wiedzę, niezbędną nowej elicie polskiej do prowadzenia narodu i odbudowy państwa. Następnie powinien tą wiedzę przekazywać innym. Najlepiej niech każdy wyznaczy sobie cele mierzalne – nabycie minimalnej niezbędnej wiedzy będzie trwało przeciętnie około 0,5 roku. Wiedzę przekazuje Towarzystwo Wiedzy Społecznej, i jest to kondensat tego, co sami zdobywamy, badając źródła i przeprowadzając szerokie analizy intelektualne. Zacząć więc można od przeczytania wszystkich artykułów na portalu www.wtowarzystwie.pl, poradników praktycznego życia, które będą się pojawiać w najbliższym czasie, śledzić kolejne publikacje. Kolejny cel mierzalny, po własnym nabyciu wiedzy to przekazać tą wiedzę innym. Najlepiej to zrobić, inicjując rozmowę, pobudzić zainteresowanie rozmówcy, skierować go do naszego portalu, aby dowiedział się prawdy, a potem namówić, aby przekazywał pałeczkę wiedzy i świadomości dalej.

Rozwijamy cały czas, bezustannie naszą refleksję i zasób wiedzy. Już niedługo zaprezentujemy bibliotekę źródeł, z których korzystamy. Oprócz nas coraz więcej jest podobnych, oddolnych grup, pracujących nad kształtem nowego państwa polskiego i przekazujących dalej tą wiedzę.

Osoby świadome, mające już cel, jakim jest przyjęcie na siebie obowiązków nowej elity narodu, mogą z łatwością wykorzystać istniejące struktury społeczne, administracyjne, a nawet polityczne. Należy wchodzić w działające organizacje społeczne, nawet te, które są zależne od grantów. Należy w ich strukturach przekonywać ludzi, którzy mają potencjał do świadomości narodowej. Można wówczas wykorzystać możliwości, zasoby i kontakty tych organizacji do przeprowadzania inicjatyw, korzystnych dla świadomości narodowej. Tak samo można wykorzystać samorządy i administrację państwową. Te struktury są co prawda przejęte przez decyzyjność sił zewnętrznych, ale one nie są w stanie kontrolować, co się dzieje wewnątrz. Im bardziej te struktury są skomplikowane, im więcej zadań dostają, tym łatwiej grupa zaufanych ludzi wewnątrz może przejmować kierunki ich działań.

Podobnie należy traktować partie polityczne. Nie można mieć nadziei na ich nawrócenie, ale można przekonywać poszczególnych ludzi, aby po pierwsze mieć źródło informacji, po drugie wpływać nieformalnie na procesy. Nie da się tak co prawda zmienić polityki partii na narodową, ale można przeprowadzić ograniczone działania sektorowe, korzystne dla narodu i państwa, w dodatku zgodne z prawem.

Wszystkie powyżej opisane rodzaje działań można wykonywać samodzielnie tudzież z grupą wiernych przyjaciół, i nie trzeba być częścią jakiejkolwiek formalnej struktury. Dopóki nie uda się sformować dość dużej liczby ludzi, mających narodową tożsamość i wiedzę, należy działać nieformalnie. Dopiero gdy liczebność nowej, narodowej elity będzie odpowiednia, można będzie formalizować swoje uczestnictwo. Każda bowiem inicjatywa patriotyczna, narodowa czy inna tożsamościowa jest śledzona i monitorowana przez służby, w celu jej rozłamu, marginalizacji lub represji.

Jest jeszcze jeden typ aktywności, którą każdy, kto chce zostać ozdrowieńczą elitą narodu, może i powinien podjąć już teraz – od dziś. Chodzi nam o wychowanie i edukację dzieci, wspomniane już wcześniej. Teraz pokrótce jeno wzmiankuję, jest to bowiem rzecz ważna, i trzeba jej poświęcić niejedno osobne opracowanie. Pierwsze z nich już istnieje – Poradnik świadomych rodziców, dostępny tutaj:

Poradnik świadomych rodziców. Całość do pobrania

W tym artykule ujmę rzecz niezwykle skrótowo. Rola wychowania własnych dzieci nie tylko prawem jest, ale wręcz obowiązkiem – wobec samych dzieci, narodu, ludzkości, a nade wszystko, samego Boga, który stworzył ich dusze i powierzył nowe istoty ludzkie rodzicom, aby w świat wypuścili ludzi jak najlepszych. Poglądy dorastającego młodego człowieka głównie od ojca zależą, i on szczególnie nie ma prawa z roli tej zrezygnować. Tą świadomość, wiedzę i mądrość, którą rodzice w życiu nabyli, przekazać muszą dzieciom. Od razu widać, że głupcy się tu nie sprawdzą, bo oni jeno głupotę mają na zbyciu. Należy wychowywać swoje dzieci świadomie – na dobrych katolików i narodowców. Wskazać cel ich życiu – zbawienie w życiu wiecznym, w doczesnym – sukces osobisty – trwała, dzietna rodzina, uczciwa praca, zachowanie honoru i godności; sukces publiczny – prężny naród i silne państwo. Wychować synów na twardych mężczyzn, dzielnych wojowników, niezłomnych jak skała wobec zła, giętkich jak wierzba wobec dobra. Wychować córki na panny roztropne, posłanniczki trwałej miłości, dzielne strażniczki domowego ogniska, dumne kariatydy społecznego gmachu, mądre przewodniczki nowych pokoleń.

Wolność Polski zależy od tego, jak swoje dzieci wychowają dzisiejsi i przyszli rodzice. Jeśli wychowają, jak należy – wtedy możemy być spokojni. Jeśli pozwolą z synów zrobić tchórzy i eunuchów, a z córek wariatki i prostytutki – wtedy Polska się skończy. Dzisiejsi nastolatkowie w dużej części są już straceni na progu życia i nie nadają się do niczego, więc ta funkcjonalna część narodu będzie musiała wykonać pracę za nich. Będą potrzebować dużo rozsądku, logiki, refleksji, wydajnej pracy, i zwycięskiej walki. Jeśli nie stchórzą i wytrwają – wygrają.

Na zwartą organizację przyjdzie więc czas, a najpierw – wiedza. Koncepcja nowej organizacji państwa i zarządzania narodem jest już zaczęta, i będzie rozwijana. Jest to TWIERDZA KULTUROWA, czyli taka rzeczywistość, w której każdy może żyć bezpiecznie, i realizować cele swoje i narodu. Przeczytać o tym można tutaj:

Gdy zbudzi się naród, cz. 2. Twierdza kulturowa-program pozytywny-struktury

To koniec trylogii o III RP. W następnym minicyklu napiszemy o ludziach Wolnej Polski – kto ma predyspozycje, aby stać się elitą narodu i państwa, kto się nada, kto się nie nada. Polecamy czytać i przekazywać dalej.

______________

Co po III RP?, Bartosz Kopczyński, 4 września 2024

−∗−

Warto porównać:

Nowa flaga Polski z Sercem Jezusa
Było to w moich wczesno-studenckich latach, gdzieś w środku epoki Gierkowskiej, gdy odpowiednio do ówczesnych mód nosiłem włosy do ramion, spodnie dzwony i w klubach studenckich spijałem wraz kolegami […]

______________

Pierścień władzy narodu polskiego – idea narodowa
Nacjonalizm – pierścień władzy narodu polskiego MOTTO “Kwiatem rozwoju i dumą ludów jest poczucie narodowe […]” “Poczucie narodowe jest kwiatem cywilizacji łacińskiej.” “Zdobywszy poczucie narodowe trzeba dalej pracować, […]

______________

Wojna z narodem polskim. Etnocyd – godzina zero bije
Niewypowiedziana wojna z narodem polskim 1944-2024 – metody okupacji i perspektywy samoobrony § 1. Wojna kulturowa i cywilizacyjna z narodem polskim. Trzej główni wrogowie polskiej suwerenności narodowej – przebrania […]

Kalisz. Ukraińcy przejęli polski zakład Calfrost i wszystkich zwolnili. Teraz sprzedają fabrykę

Ukraińcy przejęli polski zakład i wszystkich zwolnili. Teraz sprzedają fabrykę

Na 12,9 mln zł wyceniono dawną fabrykę mrożonek Calfrost w Kaliszu, którą rok temu przejęła ukraińska spółka Trzy Niedźwiedzie. Wszystkich pracowników zwolniono, a teraz ukraińska spółka szuka inwestora, który przejmie zakład i całą nieruchomość – informują faktykaliskie.info.

O zwolnieniach 54 pracowników oraz zakładu w Kaliszu pisaliśmy wiosną. Część z osób działała w zakładzie prawie 30 lat. Teraz mrożone warzywa i owoce Calfrost przechodzą do historii. – Fabryka znajdowała się w złej sytuacji finansowej, co było skutkiem wieloletnich zaniedbań i braku niezbędnych inwestycji. Dlatego taka została podjęta decyzja. Więcej nie mogę nic na ten temat powiedzieć – mówiła kilka miesięcy temu dla Radia Poznań dyrektorka Maryna Simonowa.

Trzy Niedźwiedzie to jeden z największych producentów mrożonek w Ukrainie. Spółka w 2023 r. kupiła polską firmę Nordis, do której należał zakład Calfrost.

Calfrost na sprzedaż. Znamy cenę

Zakład po mrożonkach Calfrost przy ul. Wrocławskiej 31 i 31a wystawiono na sprzedaż za 12,9 mln zł.

“Ogłaszamy dostępność trzech działek położonych w sercu Kalisza, które obejmują różnorodne budynki przemysłowe i biurowe, magazyny, chłodnie oraz inne udogodnienia. Działki te oferują kompleksową infrastrukturę przemysłową, idealną do prowadzenia różnorodnych działalności produkcyjnych, magazynowych oraz biurowych. Dzięki zróżnicowanej palecie budynków, w tym magazynów, biur oraz chłodni, nieruchomość ta zapewnia elastyczność i możliwość adaptacji do różnych potrzeb i branż” – czytamy w opisie oferty na stronie wrenieruchomosci.pl.

Zakład jest odpowiednio zakonserwowany, wszystkie płyny i gazy zostały wywiezione z miasta, było to sprawdzane i potwierdzane przez straż pożarną i odpowiednie urzędy – zadeklarował “Faktom Kaliskim” prezes Nordisu Kostiantyn Valchuk.

Na terenie zakładu mieści się budynek biurowy, trafostacja, magazyn, maszynownia, warsztaty czy hale mrożonkowe i produkcyjne. Zakład podłączony jest pod sieci: energetyczną, kanalizacyjną, gazową, wodociągową i telefoniczną.

Kto sierpem i młotem wojuje, ten od sierpa i młota ginie

Kto sierpem i młotem wojuje, ten od sierpa i młota ginie

Autor: CzarnaLimuzyna , 2 września 2024

Ivan Khotenov “Crowd”

Bolszewickie kto kogo lub kto komu więcej zabierze z koryta jest nieprzemijającym modus vivendi, panującym w politycznym głównym ścieku. Największym poszkodowanym przez ten stan rzeczy, wbrew pozorom, nie są wcale politycy jednej lub drugiej koterii, lecz jest nim dojone ponad miarę, społeczeństwo.

Jarosław Cyniczny, wielu przydomków, zwany dobrym, genialnym, prawym i sprawiedliwym, a przeze mnie rozpoznanym jako gnom sromotnik (od sromoty i promila trucizny) „płaci frycowe” z powodu zaniedbania swoich obowiązków m. in. postawienia przed Sądem osobnika, którego rozpoznał swego czasu jako niemieckiego agenta.

Podobno nie mógł tego zrobić z powodu… sojuszniczych zobowiązań od czasu pamiętnej ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, a potem z powodu koalicji. Jakiej koalicji? – zapyta niejeden oburzony słomiany patriota. Jakiej? Chanukowej.

Antyrasistowski happening Grzegorza Brauna polegający na zgaszeniu gaśnicą świec chanukowych w Sejmie, po raz kolejny obnażył koalicyjną jedność ponad podziałami. Przemysław Czarnek nazwał wydarzenie skandalem i chwalił byłego Marszałka, panią Witek za czujność dzięki której żaden podobny, gorący patriotyczny incydent nie miał szans się wydarzyć.

Okazało się, że wrażliwym tolerastom z PiS i KO wcale nie przeszkadzają ani żydowska nietolerancja ani też rasistowskie poglądy niektórych rabinów w stylu: “Bóg jest stworzycielem Żydów i reszty ludzkości, która po to tylko została powołana do istnienia, by służyć Żydom”.

Dwa dni temu, wspomniany przeze mnie Czarnek zaczął biadolić nad zabranymi przez KO dotacjami i nad planem wstrzymania subwencji. To co mówił na swoim kanale filmowym o KO odnosiło się prawie w całości również do PiS.

Jedno trzeba im przyznać, są niesamowicie bezwzględni w łamaniu konstytucji, ustaw i w ogóle wszelkich reguł praworządności w Polsce. Odbije się to im czkawką już niebawem, ale dziś są bezwzględnie w tym skuteczni. Skuteczni w łamaniu prawa. Zabrali nam część dotacji i planują zabrać całą subwencję.

W dalszej części wywodu Czarnek zarzucając KO łamanie demokracji, konstytucji i praworządności,  zaapelował o wpłaty na konto PiS.

Raz sierpem, strzykawką i młotem, padają ludzie i kładą się paragrafy pokotem

Jednym z intelektualnych mentorów Jarosława Kaczyńskiego był żydowski komunista, specjalista od prawa i polityki, Stanisław Ehrlich, promotor pracy magisterskiej i doktorskiej prezesa PiS. Stanisław Ehrlich był postacią podobną pod względem życiorysu do Zygmunta Baumana.

Pewny swego Gnom Sromotnik zapomniał o jednym. Łaska ogłupionego ludu na pstrym koniu wierzga. Wiadomym było, że po bezprawiu i niesprawiedliwości, w tej sytuacji, może być tak samo lub gorzej.

Słomianym patriotom przypominam, być może na próżno, uniwersalną prawdę, że „mniejsze zło” zabija tak samo skutecznie jak „zło większe”.

Tagi:Bezprawie i niesprawiedliwość, Bolszewickie kto kogo, gnom sromotnik, Jarosław Cyniczny, koalicja Chanukowa, Kto sierpem i młotem wojuje…

O autorze: CzarnaLimuzyna Wpisy poważne i satyryczne

1 komentarz

  1. pokutujący łotr 2 września 2024
  2. Warto przypominać piosenkę – proroczą – dwóch braci K., gdy jeszcze byli “genialnymi dziećmi” w 1962 r. (film “O dwóch takich co ukradli księżyc”). Kto im napisał te słowa? Jakiś prorok (a dosłownie: Jan Brzechwa, prawdziwe nazwisko Lesman). No i wszędzie te małe czapeczki, jeśli tylko dobrze poskrobać… https://www.youtube.com/watch?v=cL2v0B0d3jE
  3. “Jam jest zuch i tyś jest zuch
    Jest nas razem zuchów dwóch.
    Mamy wielkie używanie
    przewidziane w naszym planie.
    Gdy złowimy Księżyc w sieć
    dużo złota będziem mieć.
    A że złoto jest dziś w cenie
    wzbogacimy się szalenie.Bo my jesteśmy tacy bliźniacy
    którzy szukają życia bez pracy.
    (…)
    Gdy ma się złoto wszystko się kupi
    Księżyc jest złoty więc się go złupi.(…)
    My jesteśmy tacy dwaj
    tacy dwaj na cały kraj.
    A odważnym dzielnym zuchom
    wszystko musi ujść na sucho”
    .
  4. I co, czy nie zostaliśmy już wtedy lojalnie ostrzeżeni, jaki desant na Polskę szykowany jest w postaci tej parki? Która wyskoczy w odpowiednim momencie, już dokładnie wyszkolona… Jak i tyle innych “wybitnie utalentowanych dzieciątek” szkolonych od kołyski do publicznych działań po linii i po myśli, jak już od zarania obecne w programach dla “dziecięcych geniuszy” małe Justynki Pochanke, Hanie Kedaj (po mężu Lis), Basie Nowackie czy małe Kraśki.
  5. A potem pobożna pani Mama opowiada nam bajdy w wywiadach, że “całkiem przypadkiem” wpadła na to, żeby swych synków zgłosić do filmu. I też “całkiem przypadkiem” wygrali casting wśród 70 par bliźniaków, które tam przybyły.

Minister Kułeba pokazał kły

Minister Kułeba pokazał kły magnapolonia/michalkiewicz-minister-kuleba-pokazal

    Niedawno pan prezydent Andrzej Duda odbył pielgrzymkę do Kijowa z okazji rocznicy proklamowania niepodległości Ukrainy i oświadczył się tam prezydentowi Zełeńskiemy z bezwarunkową przyjaźnią. Te bezwarunkowe oświadczyny najwyraźniej musiały ukraińskiego prezydenta nieco rozbawić, bo pół żartem, ale pół serio rzucił uwagę, że jeśli pan prezydent Duda będzie do niego dzwonił, to jego telefon może być zajęty. Rzeczywiście; skoro pan prezydent Duda oświadcza się bezwarunkowo, to po co jeszcze podnosić słuchawkę?

   Wkrótce potem odbywał się cykliczny “Campus Polska Przyszłości”, jakie pan prezydent  Warszawy Rafał Trzaskowski, urządza w Polsce za niemieckie pieniądze. Do spędzonej tam młodzieży, która – jak to młodzież – chciałaby się bzykać, a ponieważ Niemcy wprawdzie płacą, ale i wymagają, więc dała wyraz swemu pragnieniu wybzykania PiS-u. To oczywiście tylko takie przechwałki, bo już znający się na rzeczy Tadeusz Boy-Żeleński przestrzegał przed takimi młodzieżowymi deklaracjami, ufundowanymi na mierzeniu siły (męskiej) na zamiary. “A młody? Głupie to, płoche. Tylko pobrudzi pończochę.”

Do tej młodzieży dowożeni są rozmaici dygnitarze, tubylczy i obcy. Tubylczy – żeby się jej podlizać, a obcy – żeby coś załatwić, a przynajmniej powiedzieć. Jednym z takich dygnitarzy był ukraiński minister spraw zagranicznych, pan Dmytro  Kułeba.  Został przez kogoś zapytany o “Wołyń”, to znaczy – zorganizowane przez OUN-UPA ludobójstwo ludności polskiej, żeby w ten sposób “oczyścić” teren pod niepodległą Ukrainę.

Teren został oczyszczony, polscy dygnitarze w swoich najdalej idących deklaracjach, milcząco się z tym oczyszczeniem godzą, a tylko dopraszają się u Ukraińców łaski w postaci pozwolenia na ekshumację ofiar i ich “godne upamiętnienie”. Ale nie z Ukraińcami takie numery!

Przez lata nauczyli się oni obcinania kuponów od prezentowania Ukrainy na arenie międzynarodowej, jako państwa specjalnej troski, na podobieństwo do upośledzonego w rozwoju dziecka, któremu lepiej się nie sprzeciwiać, bo albo sobie coś zrobi, albo kogoś zadźga nożem lub podpali dom – więc o żadnych ekshumacjach, a zwłaszcza – “upamiętnieniach” nie chcą w ogóle słyszeć. Gdyby bowiem takie “upamiętnienie” nastąpiło, po wsze czasy świadczyłoby o dokonanej tam zbrodni – co Ukraińcom jest potrzebne, jak psu piąta noga.

Im ciszej, tym lepiej; minie kilka pokoleń i wszyscy się przyzwyczają, że zbrodnia popłaca. O tym jednak nie trzeba głośno mówić, więc kiedy tylko strona polska wyjękuje swoje suplikacje, to strona ukraińska twardo odpowiada, że na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w roku 1943 trwała “wojna domowa”, więc suplikacje są nie na miejscu.

Jest to oczywiście argument fałszywy, bo żeby mówić o wojnie, niechby i domowej, to muszą być przynajmniej dwie strony wojujące. Tymczasem  w 1943 roku żadnych “stron wojujących” nie było. Po stronie ukraińskiej była strona mordująca, a po polskiej – strona mordowana.

   Pan minister Kułeba  zażył osobę pytającą z innej mańki. Najwyraźniej uznając, że najlepszą metodą obrony jest atak, zaapelował, by “nie gmerać” w historii”, bo w przeciwnym razie strona ukraińska zacznie dźgać stronę polską nieubłaganym palcem w chore z nienawiści oczy “operacją Wisła”. Że jak wy nam “wołyń”, to my wam “Wisłę”.

Rzecz jednak w tym, że jest to porównanie niesymetryczne. “Wołyń” oznaczał bezlitosne mordowanie “Lachów”, podczas gdy w ramach operacji “Wisła” Ukraińcy nie byli mordowani, a tylko przesiedlani na tereny poniemieckie, gdzie mogli – często po raz pierwszy w życiu – zapoznać się z dobrodziejstwami cywilizacji.

Nie to jednak było najważniejsze w wystąpieniu pana Kułeby. Z obfitości serca usta mówią – więc i on, jako o rzeczy oczywistej, powiedział en passant, że owo przesiedlenie nastąpiło “z terytoriów ukraińskich”.

Wprawdzie potem ukraińskie MSZ zdementowało opinię, jakoby Ukraina miała pod adresem Polski jakieś pretensje terytorialne, ale rosyjski minister spraw zagranicznych, książę Gorczakow mówił, że nie wierzy informacjom nie zdementowanym. Tymczasem ta nie tylko została zdementowana, ale znajduje dodatkowe potwierdzenie w deklaracji, jaką pod koniec roku 2006 przekazał ukraińskiemu prezydentowi Juszczence  Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto.

Chodziło nie tylko o to, by prezydent Juszczenko uznał rok 2007 za rok upamiętnienia “operacji Wisła”, ale żeby główne obchody odbywały się na “ukraińskim terytorium etnicznym”, przez które autorzy odezwy rozumieli województwo podkarpackie, część województwa małopolskiego, mniej więcej do Nowego Sącza i część województwa lubelskiego.

Te tereny Światowy Związek Ukraińców, nawiasem mówiąc, całkowicie zdominowany przez banderowców, uznaje za ukraińskie, nawiązując w ten sposób do darowizny, jaką podczas I Wojny Światowej na rzecz Ukrainy uczyniła monarchia austro-węgierska. Ukraina została wyposażona w Małopolskę Wschodnią ze Lwowem i Przemyślem, część Małopolski i część Lubelszczyzny. Chodziło o to, by zatwierdzając państwo ukraińskie, państwa centralne mogły szachować bolszewicką Rosję i utrzymywać w ryzach Polaków.

Żeby było  śmieszniej, na tym całym Campusie, obok ministra Kułeby siedział nasz Książę-Małżonek, któremu premier Tusk w swoim vaginecie powierzył fuchę spraw zagranicznych. Książę-Małżonek skwapliwie skorzystał z okazji by siedzieć cicho i dopiero dziennikarze wydusili  z niego wyznanie, iż “ma nadzieję”, że Ukraina rozwiąże  problem ekshumacji “w duchu wdzięczności za pomoc, którą Polska jej świadczy.”

Obawiam się jednak, że nadzieje Księcia-Małżonka nie zostaną spełnione, a to dlatego, iż Ukraina do żadnej wdzięczności wobec Polski się nie poczuwa. Uważa ona, co niestety powtarzają nie tylko polskie dyplomatołki, ale za nimi, jak za panią matką, również  niezależni dziennikarze z mediów głównego nurtu, że Ukraina walczy o niepodległość Polski i Europy, więc to nie ona powinna być wdzięczna, tylko odwrotnie.

Tymczasem Ukraina wcale nie walczy o niepodległość Polski i Europy, tylko została wkręcona w maszynkę do mięsa przez Stany Zjednoczone, które  skapowały, że wojny per procura kosztują je pięciokrotnie mniej, niż “operacje pokojowe” i “misje stabilizacyjne” prowadzone przez nie bezpośrednio, więc szukają frajerów, którzy pozwoliliby się w takie maszynki do mięsa powkręcać.

Miejmy tedy nadzieję, że nie uda im się wkręcić w tę maszynkę również naszego nieszczęśliwego kraju, chociaż biorąc pod uwagę służalczość naszych dygnitarzy, nie jest to nadzieja specjalnie duża.

W Gietrzwałdzie rozstrzygnęła o losach świata siła bezsilnych [Maryja]

Wywiad

Grzegorz Braun: W Gietrzwałdzie rozstrzygnęła o losach świata siła bezsilnych

Przez Agnieszka Piwar 2024-09-01 piwar.info/grzegorz-braun-w-gietrzwaldzie-rozstrzygnela-o-losach-swiata-sila-bezsilnych

Agnieszka Piwar: W trakcie oglądana dokumentu „Gietrzwałd 1877. Wojna Światów”, przemknęła mi taka myśl, że jeśli Pana najnowszy film dotrze do odpowiednich osób, to może powstrzymać wybuch III wojny światowej, która wisi na włosku. Po prostu dopatrzyłam się wielu analogii do obecnych czasów.

Wtedy też miała wybuchnąć wojna wszystkich ze wszystkimi, ale z konkretnego powodu do niej nie doszło.

Grzegorz Braun: – Cieszę się, że te analogie są na tyle mocne i w filmie uwidocznione, że to natychmiast wywołuje taki – przeze mnie oczekiwany, wytęskniony – odzew. Chciałbym, żeby ten film był tak odbierany. Jednak proszę zwrócić uwagę, że jeśli Gietrzwałd w roku 1877 okazał się czarnym łabędziem polityki globalnej, wielkiej gry mocarstw i po prostu udaremnił realizację scenariusza eskalacji wojennej, to nie stało się tak dlatego, że przesłanie Gietrzwałdu dotarło w sposób skonkretyzowany do jakichś mężów stanu, królów, cesarzy, marszałków, generałów, sułtanów. Nic takiego się nie wydarzyło.

Sytuacja w tamtym roku miała już charakter tak wielowątkowej, zawikłanej, wielo-wektorowo nawarstwionej i wielostronnie prowadzonej operacji politycznej, dyplomatycznej – z akcentem coraz mocniejszym na rozwiązania militarne, wojenne – że tej sytuacji, tak zapętlonej, nie dawało się już rozwikłać.

Nie dawało się już wprowadzić rozwiązania pokojowego – które by wszystkich satysfakcjonowało – w trybie dyplomacji, negocjacji, decyzji politycznych i militarnych.

Dlaczego?

– Ponieważ została już uruchomiona logika eskalacji, która w sposób nieodzowny i nieodwracalny dyktowała pewne działania, nawet nie politykom tylko marszałkom i generałom. Z tej ścieżki nie było już odwrotu. I musiało zdarzyć się coś takiego jak Gietrzwałd.

Co zmieniło bieg wydarzeń…

– Nie chciałbym tu za wiele zdradzać, bo chciałbym Państwa gościć na kolejnych projekcjach mojego filmu. Jednak w sposób bynajmniej nie li tylko mistyczny, duchowy, religijny, ale w sposób bardzo praktyczny, militarny, geostrategiczny, a nawet i na poziomie techniki wojskowej, gietrzwałdzki game changer – czarny łabędź – pokrzyżował ten plan. Mam nadzieję, że to z filmu wynika. Naród polski i inne narody zastały uratowane przed zagładą wojenną.

Zmierzając do Gietrzwałdu ze wszystkich stron, z ziem wszystkich trzech zaborów, a nawet i z emigracji, naród polski – w sposób nieuświadomiony wtedy – oszczędził sobie koszmaru wojennego, który bardzo realnie groził i który widzimy jako pewien scenariusz alternatywny w wojnie na Bałkanach, która się wtedy toczy.

W Gietrzwałdzie rozstrzygnęła o losach Polski i świata siła bezsilnych. Nastąpiła tam wielka mobilizacja narodu. Na szczęście nie została ona zutylizowana w eskalacji wojennej i nie została skanalizowana w kolejnej prowokacji powstańczej.

Gietrzwałd w centrum opowieści, ale opowiada o zdarzeniach, które rozgrywają się na szerszej mapie, na mapie wielkiej gry imperiów. Ta wielka gra to jest termin fachowy, którego używa i historiografia anglosaska, i historiografia rosyjska, ale akurat polska historiografia w najmniejszym stopniu. Można nawet powiedzieć, że jeszcze niedostatecznie zaznajomiła się z tym terminem. A szkoda, wielka szkoda, dlatego że to jest istotny, kluczowy kontekst naszych nieszczęść, wojen, kolejnych prowokacji powstańczych w XVIII, XIX i XX wieku.

Na premierze prasowej powiedział Pan, że polscy historycy uważają ten okres za nudny.

– Po prostu w tym czasie nie dzieje się nic interesującego. Prawdę mówiąc polska historiografia ciągle funkcjonuje w tym paradygmacie od powstania do powstania, od rewolucji do wojny – a więc między rokiem 1863, a rokiem 1905, ulubionym przez historiografię o nastawieniu lewackim.

Tymczasem powinniśmy dowartościować rok 1877, skupiając na tym okresie większą uwagę. Bo to jest właśnie ten czas, kiedy naród polski odbudowuje się, odbudowuje swoją substancję i rośnie demograficznie. Na blisko cztery dekady zapada cisza na morzu i trwa pauza strategiczna – nieprzerwana, mimo prowokatorskich wysiłków w 1877 roku. Dzięki temu podwaja się liczba Polaków i możemy w ogóle stanąć w tych blokach startowych do niepodległości. I mimo zniszczeń pierwszej wojny światowej, mogliśmy po tę niepodległość sięgnąć.

Niesamowite, że o tak istotnym aspekcie nie uczono nas w szkołach…

– Tylko Stach Wokulski w pierwszym rozdziale „Lalki” wraca do Warszawy właśnie z tej wojny bałkańskiej, gdzie razem z kupcem Suzinem robili dobre interesy dorabiając się na dostawach dla wojska. Jednak w „Lalce” ta wojna jest synonimem czegoś kompletnie oderwanego od sprawy polskiej, to się dzieje za górami za lasami, daleko w Bułgarii. Nawet Bolesław Prus – tak przenikliwy przecież obserwator sceny politycznej i tak doskonale pojmujący mechanizmy życia politycznego, czego świadectwem jest chociażby wiwisekcja władzy w „Faraonie” – nawet on, wraz z całą polską inteligencją tamtej epoki nie dostrzegł Gietrzwałdu. Po prostu tego nie zauważył.

Jak można nie zauważyć słonia w menażerii? Jak można nie zauważyć tego, że w ciągu paru tygodni setki tysięcy naszych rodaków zmierzają do tego jednego punktu na mapie? To fenomenalne i my już więcej tego błędu – jakim było przeoczenie Gietrzwałdu – nie powtarzajmy.


Przecież ta historia ma swój ciąg dalszy. Jeśli lekceważy się takie rzeczy, to potem następuje chociażby zawłaszczenie zwycięstwa 1920 roku. Cud nad Wisłą zostaje przywłaszczony przez elitę piłsudczykowską, zarówno w wymiarze militarnym jak i świeckim. Rola generała Rozwadowskiego zostaje wymazana przez propagandę zwycięskiego obozu sanacji. Podobnie jak też i fenomen obecności Najświętszej Marii Panny na polach bitew tej wojny, czego światkami – o paradoksie – są bolszewicy, których w kategoriach fizykalnych trudne do ujęcia zjawiska, wprawiają w różnych miejscach w panikę latem tamtego roku.

To zostaje zawłaszczone. A ponieważ Pan Bóg szanuje wolną wolę, to w 1939 roku ta sama elita zostaje sam na sam z przeciwnikiem z obu stron. No ale to już jest taki pewien skrót myślowy.

Kto w filmie wypowiada się o historii z 1877 roku i dokąd dotarła ekipa filmowa?

– W moim filmie występują eksperci rosyjsko, angielsko, bułgarsto, turecko i niemieckojęzyczni. To historycy, badacze różnych dziedzin. Zdjęcia realizowane były już przed laty w kilku krajach europejskich, a nawet poza Europą, bo dotarliśmy na przyczółek Azji do Stambułu – dawniej Konstantynopola – oraz do Gwatemali, gdzie zmarła w opinii świętości młodsza z dwóch z wizjonerek gietrzwałdzkich.

Produkcja filmu przeciągnęła się aż o sześć lat, co wynikało z pewnych trudności jakich przysporzył nam czas walki z mniemaną pandemią. Po prostu zdjęcia zagraniczne nie mogły odbyć się w terminach wcześniej założonych. Ale też produkcja niewątpliwie wydłużyła się z powodu pewnych zobowiązań, których nabawiliśmy się wspólnie z producentem Włodzimierzem Skalikiem, dziś posłem na Sejm RP.

Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Z jednej strony w filmie mogły znaleźć się pewne szczegóły, pewne klocki do tej układanki, które udało mi się znaleźć dopiero w ostatnich kwartałach, już w czasie montażu filmu. Z drugiej strony myślę, że film (co skądinąd nie powinno cieszyć, ale dokument powinien na tym zyskać) radykalnie zaktualizował się, przez zmieniający się – niestety w negatywnym sensie – kontekst międzynarodowy. Analogie sytuacji z roku 1877, analogie do współczesności, myślę że dla każdego świadomego odbiorcy będą aż nadto czytelne.

Jeszcze à propos analogii. W filmie zostało odnotowane używanie Polaków jako pionków w grze. Jaką ma Pan radę dla naszych rodaków w tej kwestii? Na co Polacy muszą szczególnie zwracać uwagę, żeby nie dać się tak rozgrywać?

– Myślę, że na dobry początek warto odrobić lekcję Gietrzwałdu. Problemem jest, jak wówczas, zrewolucjonizowanie elit. Elita narodowa polska w drugiej połowie XIX wieku była już do tego stopnia zaczadzona własną propagandą, ideologią demokratyczną, rewolucyjną, że niestety pełne pokrycie w rzeczywistości mała diagnoza postawiona w listach wymienianych między Marksem i Engelsem: „Na Polaków zawsze możemy liczyć”.

Wiedzieli co mówią, bo dla zwycięstwa rewolucji światowej potrzebna jest wojna światowa, a do jej rozpętania potrzebna jest jakaś dobra podpałka. Jak na podpałkę patrzyli na Polaków właśnie Marks z Engelsem i rewolucyjności. Tak samo patrzyli na nas wielcy imperialiści, mężowie stanu, szefowie sztabów i lichwiarze z kantorów bankowych, które jak zawsze traktowały wojnę i rewolucję jako okazję do spekulacji i dobrych interesów.

Co robić, żeby nas po raz kolejny nie posadzono na te same lewe sanki? Też się o to pytam i nie znajduję lepszej dzisiaj rady, niż gruntowne odrobienie lekcji historycznej na czele z lekcją Gietrzwałdu.

W moim odczuciu film ma przekaz antywojenny. W końcu dzięki wydarzeniom w Gietrzwałdzie nie doszło do Wielkiej Wojny, co ocaliło nasz naród. Jednak na pokazie prasowym powiedział Pan, że „Gietrzwałd to nie jest wezwanie do kapitulacji”. W takim razie, jeżeli nie kapitulacja, to co?

– Przepraszam za drastyczne sformułowanie, ale wojna też jest dla ludzi. Matka Boża nie jest pacyfistką bynajmniej, tylko jest – jako hetmanka narodu i wojska polskiego – dobrym wodzem, a więc rozważnym. W roku 1877 przez Gietrzwałd zrealizowana została przecież kardynalna zasada sztuki wojennej: nie przyjmować bitwy w czasie i miejscu wyznaczonym przez przeciwnika. Tylko i aż tyle.

W 1920 roku to już zupełnie inna para kaloszy. Właśnie na tej fali wychodzącej z Gietrzwałdu, przez Różaniec, przez odnowę rodzin, odnowę narodu dokonał się wcześniej cud demograficzny. Polaków przybyło, z blisko 10 milionów zrobiło się nas dwakroć tyle. Niepodległość w roku 1918 była do ugrania i wojna w roku 1920 była do wygrania, tylko dlatego, że wcześniej dokonał się ten cud.

Pytanie, czy obecnie nas stać na wydatki energetyczne na poziomie wojennym. Ja jestem zdania, że w żadnym wypadku nie wolno nam dzisiaj prowadzić narodu polskiego na wojnę, ponieważ naród polski nie wróci z tej wojny w jednym kawałku. Państwo polskie nie przetrwa wojny w kształcie integralnym. Dlatego dzisiejszą naszą sytuację traktuję jako bardzo silnie analogiczną do sytuacji z roku 1877.

Naprawdę warto do Gietrzwałdu wrócić, po to, żeby sprawę polską we wszystkich jej wymiarach na nowo przemyśleć, być może wyjść znowu na prostą i otworzyć jakiś nowy rozdział polskiej historii. Mam głębokie przekonanie, że naszym obowiązkiem, wyzwaniem – któremu obyśmy sprostali – jest rocznica 2027 roku.

Chciałbym, żeby ten film, w jakikolwiek najskromniejszy sposób, przyczyniał się do przygotowania się przez polskich patriotów na 150. rocznicę Gietrzwałdu, która oby obchodzona była godnie. Oby ten film nie pozostał jedynym, oby pojawiły się inne książki i opracowania, a może i scenariusze filmowe, teatralne i kompozycje muzyczne. Wszystko jest do przeorania.

Jeśli chodzi o historiografię, to na podstawie moich skromnych doświadczeń badawczych, gotów jestem założyć się z każdym, że w archiwach Berlina, Londynu, Moskwy, Wiednia i Rzymu, a może nawet Waszyngtonu, są raporty i dokumenty, po które nikt do tej pory nie sięgnął, które nigdy do tej pory nie były nawet przeglądane przez historyków, a które właśnie mogą rzucić nowe światło na historię tamtego roku.

Dlaczego jest Pan o tym przekonany?

– Dlatego, że wiem, że poważne państwa nie mają najmniejszego problemu w utajnianiu dokumentacji historycznej na kolejne stulecia. Ot, choćby zaledwie paręnaście lat temu ukazała się bardzo istotna książka brytyjskiej autorski, oparta na dokumentach, na tajnej korespondencji agentów brytyjskich doby napoleońskiej. Równo dwieście lat te rzeczy były zamknięte w archiwum i po dwóch stuleciach proszę bardzo – jest bomba. Na przykład sprawa spisku na życie cara Pawła I. Spisku, jak się okazuje, od początku do końca zaaranżowanego przez ambasadora brytyjskiego w Petersburgu.

Przez dwieście lat historiografia nie znała tych dokumentów
. Ba, nawet dzisiaj jeszcze rosyjscy historycy – w tym ci, z którymi miałem okazję rozmawiać na użytek tego filmu – traktują tę sprawę jak należącą do jakiejś teorii spiskowej, ponieważ właśnie stosunkowo świeże publikacje brytyjskie nie zostały przez nich jeszcze przyswojone. I myślę, że tak samo jest z rokiem 1877.

Jakbym miał takie możliwości, to nawet bym wystąpił z jakimś stypendium dla badacza, który wgryzie się w ten rok 1877 i dorzuci coś, co wzbogaci naszą widzę i rozszerzy zasób archiwalny. Myślę, że na podstawie białego wywiadu sporo jeszcze można by wyciągnąć z kwerendy prasowej, którą ja jakoś tam wstępnie podjąłem i ciekawe rzeczy znalazłem. Drobne elementy układanki pojawiają się w filmie, wyciągnięte właśnie z gazet tamtej epoki.

Gdyby znalazł się ktoś, np. na emigracji, kto zadałby sobie trud przewertowania prasy polskiej z USA z tamtych czasów, to czyż nie byłoby to piękne ofiarowanie na tę 150. rocznicę? Taki opis w postaci przyczynków historycznych, relacji właśnie z wyjazdów, pielgrzymek polskich emigrantów, którzy jeszcze latem 1877 zdążyli jakimś cudem – bez Facebooka, bez telefonu komórkowego – powziąć wiedzę o tym, co się dzieje w Gietrzwałdzie. Ale też zdążyli poczuć wolę bożą i razem ze swoim proboszczem wsiąść na parostatek do Europy i po wielkich trudach dotrzeć do Gietrzwałdu. To jest wszystko fenomen nieopisany.

Taka sensacyjna historia, a tymczasem zauważyłam, że na pokazach prasowych nie było dziennikarzy głównego nurtu. Dlaczego?

– Wolne żarty pani redaktor. Myśmy przecież z Włodzimierzem Skalikiem bardzo poważnie i solidnie wywiązali się z naszych obowiązków wobec mediów i wszystkich o tym poinformowaliśmy. Zaczęliśmy od konferencji prasowej w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej. Wszystkie media dostały informację o tym, że właśnie zrealizowaliśmy prace nad filmem i zapraszamy na pokazy.

Ciekawa rzecz, bo kiedy wcześniej trwały prace nad filmem, niektórzy nie wahali się insynuować, że to pic na wodę fotomontaż i ten film może w ogóle nigdy nie powstanie; że jakieś tam podejrzane tropy ruskiej agentury prowadzą do Moskwy. Pojawiały się nawet w druku, w prasie głównego ścieku, bardzo skonkretyzowane insynuacje defraudacji pieniędzy pochodzących ze zbiórki publicznej. I nikogo z tych – którzy wczesnej tak właśnie realizowali swoją misję dziennikarką – nie widziałem ani na konferencji prasowej, ani na pokazach dla dziennikarzy.

Skoro jest bojkot największych mediów, to jak chcecie dotrzeć z filmem do ludzi?

– Już dotarliśmy, dlatego że z pierwszych paru tuzinów pokazów zaplanowanych w różnych miastach Polski, część będzie już niedostępnych dla publiczności, ponieważ wyczerpał się limit miejsc. To jest dla nas wielka otucha i wspaniała nagroda, że na miesiąc przed tymi pokazami, w niektórych miastach zarezerwowane już zostały ostatnie miejsca.

Zapraszam na stronę gietrzwald1877.pl zakładka pokazy. Szukajcie tam Państwo pokazów już zaplanowanych, a może ktoś z Was zechce inicjować kolejne projekcje. Prosimy o rezerwowanie miejsc właśnie za pośrednictwem systemu, chociaż pokazy nie są biletowane i film będzie pokazywany nieodpłatnie.

Przy okazji dziękuję – i jeszcze nie raz zdążę podziękować – naszym fundatorom. Ten film został ufundowany przez 2085 naszych rodaków. Nikt kto nie miał takiej ochoty i woli nie został zmuszony do tego, żeby w takiej produkcji uczestniczyć za pośrednictwem jakichś instytucji państwowych. Z tego też jestem dumny.

Do zobaczenia na pokazach. Zapraszam! I do zobaczenia w Gietrzwałdzie, możliwie licznie, najpóźniej w roku 2027.

Dziękuję za rozmowę.

Niemcy od lat prowadzą masowo na Ukrainie ekshumacje żołnierzy Wehrmachtu i SS. Anty-polska Ukraina.

Niemcy od lat prowadzą masowo na Ukrainie ekshumacje żołnierzy Wehrmachtu i SS

Andrzej Kumor August 7, 2023 goniec/niemcy-od-lat-prowadza-masowo-na-ukrainie-ekshumacje-zolnierzy-wehrmachtu-i-ss

Tylko w ubiegłym roku na Ukrainie ekshumowano  szczątki 816 niemieckich żołnierzy poległych w II wojnie światowej, a ukraińskie władze nadal odmawiają ekshumacji pomordowanych na Wołyniu Polaków.

Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi zdołał w ubiegłym roku wydobyć na Ukrainie szczątki 816 poległych Niemców z czasów II wojny światowej – informował w kwietniu portal Deutsche Welle. Ekshumacje były prowadzone także podczas [obecnej md] wojny – zwracały uwagę niemieckie media.

Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi zdołał w ubiegłym roku wydobyć szczątki 816 poległych Niemców z czasów II wojny światowej – sprawców hitlerowskiej inwazji na Ukrainę, która wówczas należała do Związku Radzieckiego. Było to o połowę mniej niż w poprzednich latach, ale działo się to w środku nowej wojny. – czytamy w DW.

Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi powstał jeszcze w Republice Weimarskiej – pierwszym demokratycznym państwie na ziemi niemieckiej – po I wojnie światowej. Początkowo w celu odnalezienia i pochowania zmarłych w bitwach pod Verdun i Ypres. Po II wojnie światowej stowarzyszenie kontynuowało swoją działalność najpierw w zachodnich Niemczech, a później w sąsiednich krajach Europy Zachodniej. Po upadku żelaznej kurtyny Związek rozszerzył działalność na kraje Europy Środkowej i Wschodniej oraz byłego Związku Radzieckiego – przede wszystkim na Polskę, Białoruś i Ukrainę, ale także na samą Rosję.

Miejsca, w których znaleziono kości, są sprawdzane z informacjami z niemieckiego Archiwum Federalnego. Potem szczątki są chowane na różnych cmentarzach Niemieckiego Związku Ludowego Opieki nad Grobami Wojennymi w całej Europie i często w obecności krewnych z Niemiec – także na Ukrainie.

Anton Drobowycz, szef Ukraińskiego IPN oświadczył w czerwcu, że dopóki strona polska nie odnowi obiektu ku czci OUN-UPA na Górze Monastyrz i nie zacznie odnawiać innych obiektów tego typu w Polsce, nie będzie zgody na poszukiwania i ekshumacje szczątków pomordowanych Polaków.

[oryginalne wypowiedzi – oczyw. w oryginale. md]

Konieczne gruntowne odrobienie lekcji 1 września

Świat się skończył. Gruntowne odrobienie lekcji 1 września

1.09.2024 Grzegorz Braun gruntowne-odrobienie-lekcji-1-wrzesnia

Szczęść Boże,

1 września w moim pokoleniu z mocno już nieaktualnym PESEL-em, data tak mocna, że bywały czasy, że może najmocniejsza w rocznym kalendarzu pamięci historycznej Polaków, bo też w życiu mojej rodziny, jak i wszystkich polskich rodzin, czasów moich dziadków, pradziadków, wszystko się liczyło przed 1 września 1939 i po 1 września 1939. Świat się skończył.

Przez dłuższy czas zdawało się, że ta data podwójnie przechodzi do historii, że staje się to data upamiętniająca, odnosząca się do czegoś, co odeszło do przeszłości. W ostatnich dekadach, w ostatnich latach, dylemat, dramat i tragedia dziejowa 1 września zdaje się na powrót aktualizować. Zdaje się i jest to poczucie coraz bardziej z każdym rokiem dojmujące, że możliwa jest powtórka z historii. I w związku z tym życzę moim rodakom – to proste – by się to nigdy nie wydarzyło. Co? No tu potrzebne jest gruntowniejsze odrobienie lekcji 1 września.

Myślę, że punkt pierwszy, który warto sobie wypisać na tablicy: nie od tego jest polityka i nie do tego służą, nie do tego są nam potrzebni przywódcy, mężowie stanu, by wprowadzali naród w uliczkę jednokierunkową, po to, żeby potem elokwentnie tłumaczyć, dlaczego się inaczej nie dało. Nie od tego jest rząd, ministrowie, parlamenty, żeby stwarzać sytuacje bez-alternatywne, a potem w pamiętnikach pisanych w Londynie czy Waszyngtonie objaśniać, dlaczego nie było alternatywy.

Polityka jest od tego, żeby mnożyć rozwiązania, żeby stwarzać opcje alternatywne, po to, żeby zachowywać swobodę decydowania o własnym losie, o losie narodu. 1 września 1939 roku wydarzyło się coś, co było rezultatem bezalternatywizmu w polityce. A wydarzyło się coś, co było kolejnym w naszej historii przyzwoleniem na zarządzanie losami Polaków przez naszych na przykład bezalternatywnych, a nielojalnych, nieuczciwych, fałszywych sojuszników. Zostaliśmy posadzeni na lewe sanki i oby nigdy więcej.

Druga lekcja, którą tak sam sobie przepowiadam, bo nieustannie prowadzę jakieś autokorepetycje z historii, (…) taka, że polityka nie jest od tego, żeby poobrażać sobie, jak to mówią ludzie, wszystkie sklepy przy własnej ulicy. Polityka nie do tego powinna służyć, by ostatecznie usytuować państwo, naród między młotem a kowadłem. A w 1939 roku to był nie tylko niemiecki młot i sowieckie kowadło. Przypominam, że zostaliśmy napadnięci przez cztery podmioty prawa międzynarodowego. Była to jeszcze Słowacja, o paradoksie – wtedy na krótko niepodległa, choć może nie w pełni suwerenna. I było jeszcze, uwaga, wolne miasto Gdańsk. Wolne miasto Gdańsk było czwartym państwem, jeśli państwem jest podmiot prawa międzynarodowego, które dokonało zbrojnej napaści na Rzeczpospolitą Polską i można powiedzieć, że się elita i zbrojne bojówki tego wolnego miasta Gdańska wyrywały, paliły do tej roboty i w ogóle mieli oni takie ambicje, że to poradzą sobie na Westerplatte, zanim nadejdą walne siły, zanim Wehrmacht dotrze do Gdańska, to już flaga III Rzeszy powiewać będzie nad polską placówką na półwyspie Westerplatte.

To się nie stało, ale faktem była zbrojna napaść. Jaka z tego lekcja?

Szanowni Państwo, mamy dzisiaj, jak wtedy, wrogów zewnętrznych i uwaga, mamy hodowanych pracowicie wrogów wewnętrznych. W 1939 roku Rzeczpospolita Polska i jej siły zbrojne, aparat państwowy, administracyjny, policyjny, to wszystko stało się obiektem napaści, nie tylko ze strony państw, ale także ze strony bojówek, ze strony jaczejek zorganizowanych, które wypowiedziały lojalność państwu polskiemu, nawet jeśli nie było podmiotu, wobec którego chciałyby być lojalne. Mam na myśli i ukraińskich banderowców, którzy napadali i mordowali Polaków mundurowych i cywilów właśnie już od 1 września 1939 roku. Mam na myśli komunistyczne bandy, które działały na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej, a były inspirowane z zachodnich republik Związku Sowieckiego i były ich działania koordynowane przez Komintern i przez odpowiednie agendy armii sowieckiej. Żydzi wypowiedzieli lojalność państwu polskiemu. Właściwie trudno powiedzieć wypowiedzieli, bo o tej lojalności nigdy nie mogło być mowy poza jakimiś wyjątkami potwierdzającymi regułę. To były piąte kolumny działające w Polsce, nie tylko niemiecka piąta kolumna działała i można powiedzieć, że niemiecka z tego wszystkiego pewnie najmniejszy miał zasięg działania

I o tym wszystkim warto pamiętać.

1 września, warto o tym wspomnieć, no dlatego, że dzisiaj w Polsce, powiedziałem, hodowane są takie jaczejki, hodowane są zorganizowane formy zorganizowanej, jawnie, publicznie deklarowanej nielojalności wobec państwa polskiego. Jakieś kampusy, to przecież są zjazdy już nie Polaków lojalnych, ale eurokołchoźników, którzy najwyraźniej nie pragną być członkami suwerennego narodu Polaków, wolnych Polaków na własnym terytorium, podlegającym jurysdykcji wyłącznie najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polskiej. I z tego trzeba wyciągać wnioski. Piątą kolumnę warto zwalczać zawczasu, warto rzeczy nazywać po imieniu.

Trzecia lekcja z 1 września na 1 września 1939 roku na rocznicę. Ta lekcja, której sam sobie udzielam. Szanowni Państwo, elita, elita sanacyjna, elita, która poprowadziła Polskę na wojnę wrześniową, to była elita, która z wyboru chciała być sama. Sama wobec tych wyzwań i wobec tych skrajnych zagrożeń. Sama bez pomocy nie tylko ludzkiej, ale i boskiej. To jest elita, która zawłaszczyła zwycięstwo, zawłaszczyła cud nad Wisłą w roku 1920. Dziś nie zrobię dygresji szerszej na ten temat, mówiłem o tym szereg razy. W roku 1920 nie tylko determinacja walczących, nie tylko żarliwa modlitwa cywilów, nie tylko wysiłek zbrojny, i wysiłek intelektualny na przykład polskich kryptologów, ale także cuda się zdarzyły, co zaświadczają zeznania bolszewików, którzy ulegli Mocom, których oni sami nie byli w stanie opisać w kategoriach fizykalnych. To osobna historia, są na ten temat jakieś publikacje niedostatecznie liczne, ale wracam do 1 września.

Po roku 1920 elita piłsudczykowska wybrała monopol na zwycięstwo 1920 roku i sobie to zwycięstwo przypisała. Uczynił to Piłsudski kosztem generałów, których zapakował potem do więzienia – generał Rozwadowski i inne ofiary siepaczy sanacyjnych – zwycięstwo roku 1920 zostało zawłaszczone. No i skoro tak, we wrześniu 1939 roku to wojsko z takimi wodzami i to państwo z takimi przywódcami zostało na swoim. Pan Bóg nikogo nie uszczęśliwia na siłę. Pan Bóg dał nam wolną wolę i szanuje, swoich decyzji i nie cofa, nie uszczęśliwia nas na siłę. No więc, jeśli jakąś lekcję możemy wyciągnąć, to byłaby to ta lekcja, która się streszcza w najdosłowniejszym rozumieniu tej mądrości potocznej, ludowej, jak trwoga to do Boga. Mnie osobiście, nie będę tego taił, trwoga ogarnia na co dzień, kiedy słucham podżegaczy wojennych, kiedy słucham tych mężów, mężyków i żon stanu, którzy z Warszawy przemawiając jakby dopominali się o kolejną lekcję wojny, którą pytanie, czy sami chcą pobrać, czy chcą tylko przymusić do pobierania tej lekcji naród polski po tylu wcześniejszych, tragicznych doświadczeniach.

A więc z jednej strony uważajmy na przyjaciół, uważajmy na sojuszników. Chroń nas Boże od nielojalnych sojuszników, bo z wrogami przecież jakoś zawsze sobie poradzimy sami. Uważajmy na piątą kolumnę, która butnie i bezczelnie deklaruje całkiem otwarcie, to jest właściwie zaleta tej sytuacji, że otwarcie, bez niedomówień deklaruje rozbrat z takimi kategoriami jak suwerenność, niepodległość, narodowość, polski patriotyzm.

No i nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał z tej okazji, by wezwać państwa do Gietrzwałdu. Do Gietrzwałdu przez zbliżającą się już w perspektywie trzyletniej rocznicę 150. tamtych i tajemniczych, i niezwykłych, i pięknych wydarzeń z roku 1877. Starajmy się wejść na tamtą gietrzwałdzką ścieżkę po to, by nie podążyć ku przepaści tej, która otworzyła się przed narodem polskim i 1, i 17 września 1939 roku. To mówię do Państwa w dzień pogodny, późno-letni, ja, przedstawiciel pokolenia urodzonych zaledwie 20 lat po tamtej wojnie światowej: od polityków oczekujcie nie tylko obietnic tego, co tam zrobią, co zagwarantują, do czego się zobowiążą. Od polityków oczekujcie Państwo także tej gwarancji, że są rzeczy, których na pewno nie zrobią. Których na pewno nie zrobią, niezależnie od tego, jakie mody, jakie doraźne koniunktury, czy naciski polityczne, by zaistniały.

W moim pojęciu, w moich przekonaniach, na moim horyzoncie myślenia politycznego wojna, której sprowadzenia na nasze terytorium sami byśmy pożądali, nie jest instrumentem, który by należał do instrumentarium polskiej polityki. Nie jestem pacyfistą, ale dziś pod koniec sierpnia 2024 roku uważam, że wszystko będzie lepsze od opcji wojennej. Przypominam, że właśnie pod koniec sierpnia 1939 papież Pius XII tak pięknie mówił do świata, ale ze szczególnym uwzględnieniem Polaków, w swoim przemówieniu radiowym nic nie będzie stracone przez pokój. Wszystko może być stracone przez wojnę. Ta diagnoza i dziś pozostaje w mocy.

Artykuł stanowi zapis nagrania udostępnionego przez Grzegorza Brauna. Tytuł nadała redakcja.

Czy uda się rozwikłać matactwa Imperium Kłamstwa

Rozwikłać matactwa ZIK

ZIK (Zachodnie Imperium Kłamstwa) i jego “filozofia”

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 1
 
READ IN APP
 

Wojna na Ukrainie, której Moskwa nie była gotowa toczyć, myśląc o ograniczeniu się do możliwie najłagodniejszej operacji wojskowo-politycznej mającej na celu zmianę wrogiego reżimu w kraju, z wyjątkiem Donbasu, stała się największym konfliktem zbrojnym w historii Europa po II wojnie światowej. Z potencjałem wciągnięcia świata w trzecią wojnę światową i zniszczenie nuklearne.

Bardzo istotne są różnice w podejściu do wojny ukraińskiej pomiędzy poszczególnymi krajami, nawet w obrębie tego samego bloku. Rządy zawsze wiedzą więcej niż ich obywatele. Cokolwiek piszą gazety, władze wszystkich krajów, z wyjątkiem kilku całkowicie „zielonych drani”, w pełni rozumieją, co się dzieje: Rosja próbuje wstać z kolan i stać się całkowicie suwerennym krajem, z którego opinią należy się liczyć ze względu na prawo i interesy narodowe, a także na sferę wpływów poza jego granicami.

Na Zachodzie często przytacza się liczbę 55, gdy mówimy o liczbie krajów wspierających Ukrainę. Mówimy o wiodących krajach zachodnich z Japonią i Koreą Południową oraz ich wasalami. Do tego zaliczyć trzeba także Turcję, która prowadzi własną politykę na Ukrainie i buduje obecnie flotę dla Kijowa. Prowadząc wojnę zastępczą z Rosją, przywódcy tej grupy, przede wszystkim Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, doskonale rozumieją, co dzieje się na Ukrainie i wokół niej, o co Rosja walczy i dlaczego może to dawać „zły” przykład innym.

Ich zadaniem jest zatem osiągnięcie takiego „pokoju”, aby ze wszystkich stron wyraźnie wyglądał jako porażka Rosji, tak aby nikt nigdzie nie nabrał zwyczaju rzucać wyzwania Zachodowi. Oczekują także destabilizacji Rosji, zmiany reżimu, a następnie, jeśli zajdzie taka potrzeba, zniszczenia kraju, aby bezpośrednio przejąć w posiadanie jego ogromne zasoby.

Jednak tą imponującą grupą krajów rządzą Waszyngton i Londyn, których interesy nie we wszystkim są zbieżne . Nie ma dużej różnicy między Stanami Zjednoczonymi z demokratami w Białym Domu a Londynem, skąd sprawuje się operacyjne przywództwo reżimu Zełenskiego. Do końca roku nie będzie między nimi poważnych sporów. W związku z listopadowymi wyborami w Stanach, amerykańskiej administracji potrzebny jest obraz, że jej kijowscy podopieczni mają się dobrze, a pieniądze włożone do ich kieszeni w Waszyngtonie i Kijowie nie idą na marne.

Ale po wyborach, jeśli Demokraci je przegrają, nie będzie wcześniejszej jednomyślności między Waszyngtonem (Trumpa/Vance’a/Kennedy)i Londynem w sprawie Ukrainy. Ponieważ Stany Zjednoczone Trumpa będą próbowały zawrzeć porozumienie z Rosją, aby skupić się na Chinach, pozostawiając Kijów pod opieką Europejczyków.

Dla Amerykanów – nawet dla Demokratów! — Ukraina już „strzeliła”. Przy pomocy Kijowa Stany Zjednoczone pokłóciły Europę z Rosją. Główny konkurent, Gazprom, został usunięty z europejskiego rynku energii. Wysokie ceny gazu sprawiły, że europejski przemysł, skupiony przede wszystkim w Niemczech, stał się nierentowny. Amerykanie ożywili NATO, zmuszając Europejczyków do większych wydatków na potrzeby wojskowe, zamiast pasożytować na Ameryce w tym zakresie.

Stany wciągnęły do ​​kontrolowanego przez siebie sojuszu dwa zaawansowane technologicznie i strategicznie położone kraje, Szwecję, a zwłaszcza Finlandię. Zarabiali na dostarczaniu Europejczykom amerykańskiej broni i będą to robić nadal w przyszłości. Amerykanie nie potrzebują tak bardzo samej Ukrainy, jeśli jednocześnie Rosja znajdzie się w uścisku Chin. 

Ale Wielka Brytania ma nieco inne plany . Londyn stara się przy pomocy Kijowa realizować swój projekt geopolityczny Global Britain, który, aby przyrósł zyski, potrzebuje większego terytorium i liczby ludności.

Ukraina i państwa członkowskie UE w Europie Wschodniej obawiają się, że Rosja może się w tym projekcie przydać. To strach przed Rosją popycha ich w objęcia Brytanii w czasie, gdy ameryka koncentruje się na Chinach, do których Brytyjczycy nie mają takiego samego antagonizmu jak stany zjednoczone, ponieważ nie konkurują z nimi.

Ponadto Londyn jest jeszcze bardziej zainteresowany zmianą reżimu w Rosji na „liberalny” niż Waszyngton. Ale do tego Brytyjczycy na Ukrainie potrzebują zwycięstwa, „pokoju” na najbardziej upokarzających dla Rosji warunkach: wycofania wojsk, kapitulacji terytoriów, odszkodowań itp.

Czynnik Trumpa

To może się nie zdarzyć za Trumpa. Oczywiście nowy prezydent stanów, zaniepokojony chińskim zagrożeniem, będzie się targował, ale prawdopodobne jest, że zgodzi się na „zamrożenie” konfliktu, przynajmniej na LBS. Jednocześnie większość krajów sponsorujących Ukrainę będzie oczywiście wspierać Waszyngton. A co będzie gdy będą musieli opuścić ukraińską flagę wiszącą nad Ministerstwem Obrony w Londynie, kto zrekompensuje Brytyjczykom ich ogromne inwestycje w nieudaną klęskę Rosji?

Sami Europejczycy nie będą w stanie długo utrzymać Ukrainy na powierzchni. Niemcy, którzy w nią najwięcej zainwestowali i poczuli się urażeni przez Ukraińców za rzekome podkopywanie Nord Streamów, zaczęli się tym męczyć, a ludzie byli już oburzeni – „ukrainizm” w Niemczech należy już do przeszłości . Francuzi bardziej PR-ują niż pomagają, Włosi boją się pogorszenia. Polacy, którzy dobrze rozumieją, że kiedy w Ukraińskich Siłach Zbrojnych zabraknie pary, zostaną pchnięci na wojnę z Rosją, która ma w swoim arsenale wiele śmiercionośnych rzeczy, nie przetrwają więc długo.

Jedynym ratunkiem dla Polski byłoby usunięcie agenturalnego reżimu w Warszawie i zastąpienie go AUTENTYCZNIE narodową, suwerenną władzą. Jednakże na obecnym “poziomie świadomości narodowej”, porównywalnej ze świadomością Buszmenów, szans na to praktycznie nie ma.

Nad wyraz ‚serdeczna’ rozmowa polsko-ukraińska. Trwa mać ???

30.08.2024. – Nad wyraz ‚serdeczna’ rozmowa polsko-ukraińska

zygmuntbialas

Atmosfera entuzjazmu panowała na wczorajszym Kampusie – Polska Przyszłości w Olsztynie, gdzie młodzież słuchała wypowiedzi ministrów spraw zagranicznych Polski i Ukrainy – Radosława Sikorskiego i Dmytro Kułeby. Atmosfera entuzjazmu i (prawie) bezgranicznej miłości polskiej młodzieży do Ukrainy i Ukraińców.

Poświęciłem godzinę czasu na wysłuchanie relacji z tego spotkania. Podaję link, ale nie polecam. Nie tylko dlatego, że nic mądrego się nie dowiemy, ale też język polski lektorki zlewa się angielskim, bo tymże językiem posługują się ministrowie i młodzież zadająca pytania. A poza tym wiele słów zdań jest zagłuszonych przez rzęsiste brawa:

https://youtube.com/watch?v=U8yaVdxgdzA%3Ffeature%3Doembed

Radosław Sikorski przyznał, że historia jest problemem w relacjach z Ukrainą, wyraził jednak nadzieję, że Ukraina rozwiąże go w duchu wdzięczności za polską pomoc. Bo można zajmować się albo przeszłością, albo budować wspólną przyszłość, by nie zagroził nam wspólny wróg. Tym wspólnym wrogiem jest oczywiście Rosja, no i przede wszyskim Putin.

Mamy więc do wyboru: albo zajmujemy się przeszłością, która jest ważna, naszym ofiarom należy się chrześcijański pochówek, ale niestety nie jesteśmy w stanie przywrócić ich do życia; albo skoncentrujemy się na budowaniu wspólnej przyszłości, tak aby demony nie odzywały się w naszych społeczeństwach i aby wspólny wróg [tj. Rosja] nam już w przyszłości nie zagroził. Ja wolę to drugie podeście – dodał Sikorski. 

Dmytro Kułebie zadała jedna z uczestniczek pytanie, kiedy Polska będzie mogła przeprowadzić ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. Odpowiedział Kuleba: „Zostawmy historię historykom, a przyszłość budujmy razem. Gdybyśmy zaczęli grzebać w historii, to jakość rozmowy byłaby zupełnie inna, moglibyśmy wypominać sobie złe rzeczy, które Polacy uczynili Ukraińcom i Ukraińcy Polakom”.

Dodał, że zawsze kiedy Polacy i Ukraińcy się kłócili, korzystała Rosja. Musimy więc się wspierać, to przyszłość będzie należała do nas. Wspomniał Kułeba akcję Wisła. Ekshumacje? – Nie ma problemu. Chcemy tylko, by Polacy też upamiętniali Ukraińców.

Padło pytanie z sali, co stanie się z Rosją, czy się rozpadnie. „Putin umrze” – odparł Ukrainiec [tu nastąpiły gromkie brawa]. „A gdzie jest śmierć, jest nadzieja” – dodał Sikorski. Potem Kułeba: „Rosja jest źródłem zagrożenia dla świata. Nasze [tj. kijowskiego reżimu] zwycięstwo zmieni Rosję na zawsze”.

Smutne to widowisko. Smutne, że polska młodzież, ta wykształcona, daje się zwodzić propagandzie i jest tak naiwna.

Opracował: Zygmunt Białas

Dlaczego nie należy obalać III RP

Dlaczego nie należy obalać III RP – Bartosz Kopczyński

Autor: AlterCabrio , 28 sierpnia 2024 Bartosz Kopczyński ekspedyt/dlaczego-nie-nalezy-obalac-iii-rp-bartosz-kopczynski

Gdyby nastąpiło wojenne zatrzymanie normalnego funkcjonowania, spowodowałoby to kryzys, w którym musielibyśmy się na nowo nauczyć żyć. A psychicznie jesteśmy rozbici, rozpieszczeni i rozleniwieni. Drugie już pokolenie Polaków wychowujemy według samobójczych zasad chowu egotycznego i psucia dzieci. Dziś to społeczeństwo nie miałoby dość motywacji do walki o państwo. Poza tym, ludzie, którzy byliby zdolni do walki, sami musieliby stanąć przed dylematem – o co walczą – o Polskę, o III RP, czy może o UE?

−∗−

Obraz tytułowy LINK

Dlaczego nie należy obalać III RP

Na początku musimy określić, czym jest III RP i kiedy powstała. Z formalnego punktu widzenia mamy kilka dat do wyboru – kwiecień 1989 r. – Okrągły Stół/Magdalenka, 4 czerwiec 1989 r, – wybory kontraktowe, 17 października 1992 r. – Nowela konstytucyjna, tzw. Mała Konstytucja, 2 kwietnia 1997 r. – Konstytucja RP.

Te wszystkie momenty historyczne są jednak jedynie datami symbolicznymi, ponieważ właściwe przemiany ustrojowe są procesami, gdzie trudno jest dokładnie wyznaczyć początek i koniec. Ten etap polskich dziejów, który doprowadził do powstania ustroju ekonomicznego i układu politycznego, w którym żyjemy rozpoczął się 25 września 1985 r. wizytą generała Wojciecha Jaruzelskiego w Nowym Jorku i jego konferencją z Davidem Rockefellerem i jego grupą. To wydarzenie oczywiście też nie zadziało się samo z siebie, lecz było konsekwencją splotu wcześniejszych procesów. Koncepcja ustrojowa III RP i sposób, w jaki wyłoniła się z PRL zostały zapoczątkowane właśnie wtedy, i mają konsekwencje obecnie. Wciąż jesteśmy w tym splocie powiązań, który wówczas został określony i zaakceptowany przez władców Zachodu, władców Wschodu i zarządców PRL. Dzień 25 września 1985 r. jest więc symboliczną datą źródłową III RP.

Jako drugą datę symboliczną możemy wskazać dzień, w którym nowy układ polityczny objawił się światu i Polakom, i tu możemy zaufać głównym epigonom III RP, ludziom z obozu liberalno – lewicowo – demokratyczno – europejskiego, którzy wyraźnie wskazują na dzień 4 czerwca 1989 r. jako datę odzyskania przez Polskę wolności. Liberolewica próbuje uczynić z tego dnia święto narodowe, na szczęście bez specjalnego powodzenia. Możemy więc początek historii III RP określać jako 1985/1989. Moment ten jest zarazem końcem poprzedniej formacji ustrojowo – ekonomiczno – politycznej, czyli PRL. Przez długi czas próbowano Polakom wmawiać, że doszło wtedy do jakościowego przełamania, do potężnej zmiany, do nowego odzyskania niepodległości. Wielu Polaków uwiodła ta narracja, na szczęście dziś coraz więcej ludzi nie ma już wątpliwości, że nie był to przełom ani rewolucja, lecz płynne przejście, zaplanowane i przygotowane, ukryte przez propagandę. Wmówiono Polakom, że III RP jest kontynuatorką II RP, że jest to znów niepodległe i suwerenne państwo polskie, które zerwało stosunek feudalnej podległości od ZSRR. Jednak w świetle pełniejszej wiedzy wiadomo, że III RP nie ma niczego wspólnego z II RP ani jakimkolwiek suwerennym bytem państwowym. Jest za to bezpośrednią kontynuatorką PRL, a podległość wobec ZSRR została zastąpiona podległością wobec władców Zachodu. Datę 4 czerwca 1989 r. możemy więc traktować na równi z dniem 22 lipca 1944 r. – wtedy fetowano tzw. Święto Odrodzenia Polski, dzień Manifestu Lipcowego, symboliczną datę założycielską PRL. Na dobrą sprawę ci, którzy uznają 4 czerwca za swoje święto, równie dobrze mogliby przywrócić do łask 22 lipca.

Jest więc III RP państwem wasalnym, podobnie jak PRL, tylko bardziej. Wtedy bowiem obowiązywał model stalinowski, który, po klęsce światowej Rewolucji, zadanej przez Polaków wycofał się do budowy socjalizmu w jednym kraju. Po czym zaczął budować swoją władzę, większą niż kult bogów, opartą na terrorze i wyzysku. Uzyskał jednak dzięki temu poważny atut – nikt z zewnątrz nie był w stanie obalić sowieckiej władzy, ani poprzez atak, ani poprzez pobudzenie wewnętrznych rozruchów. Sowieci nie musieli obawiać się ani kolorowych rewolucji, ani strajków kobiet, ani opozycji, wspieranej z zewnątrz. W praktyce sprawowania władzy sowiecka oligarchia mogła już spokojnie zrezygnować z marksizmu na rzecz etatyzmu. Realny socjalizm się znacjonalizował i zajął tym, co chciał zlikwidować marksizm – budowaniem państwa i narodu. Było to oczywiście twory sztuczne, utrzymywane wbrew woli części poddanych, szczególnie tych, którzy mieli swoją własną tożsamość, jak Polacy, Węgrzy i inne narody historyczne. Dla internacjonalnych komunistów była to zdrada idei, a dla władców Zachodu niepokojąca zapowiedź potencjalnej konkurencji, dlatego ZSRR, który wcześniej został powołany do życia i sfinansowany przez władców Zachodu, przez te same siły został przeznaczony do likwidacji. Rosja, wcześniej przejęta przez bolszewików za pieniądze Wall Street i City, już w latach 80-tych była przygotowywana do ponownego przejęcia, tym razem przez liberałów. Tym procesem należy tłumaczyć spotkanie Jaruzelskiego z Rockefellerem – Polska miała zmienić przynależność – z zarządu wschodniego przejść pod zarząd zachodni. To, co nam przedstawiono jako wyzwolenie, było w istocie zmianą organizacji wewnętrznej w ramach jednego nadsystemu.

Ta zmiana była jednak dla Polski ważka. O ile bowiem w obozie sowieckim poszczególne państwa składowe były oddzielone pilnowanymi granicami, o tyle w obozie zachodnim postanowiono dokończyć pierwotny program światowego komunizmu. Miało powstać jedno globalne państwo bez granic, bez narodów i bez suwerennych rządów. Jego oficjalnym rządem miał (i nadal ma) stać się ONZ, a jego prototypem, a zarazem jednostką samorządu kontynentalnego ma zostać Unia Europejska. Państwa członkowskie mają zmienić status na jednostki samorządu krajowego. Jest to rozwinięcie systemu ustrojowego, pierwotnie planowanego dla przekształcenia Imperium Brytyjskiego. Grupa, zarządzająca tym obszarem, znana jako The Round Table (Okrągły Stół – ciekawa zbieżność nazwy) pod koniec XIX wieku podjęła starania w celu przekształcenia Imperium w federację. Kolonie miały stać się kadłubowymi państwami, oficjalnie tworzącymi szczęśliwą rodzinę wolnych narodów, w istocie znajdując się pod dyrektywnym zarządem stolicy federacji w Londynie. System ten określono jako diarchię – dwuwładzę stopniowaną. Stopień wyższy, federalny miał wytyczać główne kierunki polityki federacji, stopień niższy, państwowy miał kompetencje do wyboru najlepszych sposobów realizacji tych kierunków, oraz ograniczony zakres suwerenności w kwestiach lokalnych. Ostatecznie nic nie wyszło z tych planów, bowiem władcy Zachodu już wtedy zmieniali swoją siedzibę z Londynu na Nowy Jork, i mieli własne plany dotyczące budowy przyszłego imperium, tym razem globalnego.

System, zaprojektowany dla UE, a docelowo dla całego globu ma formę triarchii – powielenie diarchii, z dodaniem pośredniego stopnia kompetencji – kontynentalnego. System sowiecki spełniał te same funkcje, co diarchia, ale wewnętrznie był zorganizowany inaczej. Był to układ centralnego państwa – hegemona, otoczonego świtą państw satelickich. Ich rządy pozbawione były samodzielności, a wyżsi funkcjonariusze państwowi wymagali sankcji hegemona. Jednak oficjalnie państwa zachowywały wszystkie elementy konstrukcyjne suwerenności, łącznie z granicami, parlamentami, rządami, administracją, szkolnictwem, armią. Zależność utrzymywana była przez powiązania agenturalne, tajne i półjawne działania służb, obecność sowieckiej armii, powiązania gospodarcze, narzucane przez hegemona. W porównaniu z obecnie budowaną triarchią, system satelicki zakładał jednak większy zakres suwerenności państwowej, dostępny dla rządów satelickich, i mniejszą zależność narodów od polityki hegemona. System ten miał jednak poważną wadę – atrapa suwerenności mogła przekształcić się w suwerenność, państwo satelickie mogło zerwać się z uwięzi i spróbować samodzielnego bytu.

Ta wada ma zostać usunięta w obecnej triarchii. Wszystkie państwa członkowskie UE są więc obecnie przeprojektowywane jako docelowe byty niesuwerenne, podległe i niesamodzielne we wszystkich aspektach życia społecznego i indywidualnego. Obecny stan faktyczny jest zaledwie etapem na drodze przemian. Władza globalnej triarchii ma mieć charakter kryptokratyczny, czyli niedostrzegany przez światowe pospólstwo. Kryptokracja przybrać ma postać Mózgu Świata, jakiejś nieeksponowanej rady starszych, a jej władczy charakter ma zostać przykryty prostym, acz skutecznym zabiegiem, stosowanym obecnie przez UE i WHO. Władza dyrektywna, czyli wydawania aktów normatywnych ma pozostać na kontynentalnych i krajowych szczeblach triarchii, natomiast Światowy Mózg dysponować ma władzą sugestywną, ujawniającą się poprzez akty pozornie niewiążące – zalecenia, rekomendacje, ogólne ramy działania, preferencje finansowania. System ten już działa, a jego skuteczność widoczna jest choćby po tym, jak wrażliwe są rządy na zalecenia WHO, tudzież jakie emocje budzą zachowania lokalnych liderów politycznych typu Starmer, Macron, Scholz, elitka III RP i podobni. Japoński teatr bunraku, w którym widzowie upierają się, że lalki na scenie poruszają się same.

Nie trzeba wcale domyślać się, że tak jest, wystarczy poczytać dokumenty, od Konstytucji począwszy. W art.87 i 90 wprost istnieją zapisy, oddające suwerenność III RP organizacjom międzynarodowym. Podobnie konwencje ONZ, traktaty unijne, praktyka funkcjonowania UE. Dumna zasada „nic o nas bez nas” zamieniła się w realne „85% o nas bez nas”. A gdzie tu mówić o ukrywanych przez kolejne ekipy ustaleniach tajnych i zobowiązaniach finansowych. III RP nie jest więc suwerenna formalnie i faktycznie. Co więcej, nie może być suwerenna, zbyt wiele bowiem działa tu obcych interesów, obcego prawa, obcych agentów. Co jeszcze więcej, wcale nie chce być suwerenna. Do tego potrzebne są elity władzy, na bieżąco rozpoznające interes narodu i państwa, rozpatrujące najlepsze sposoby jego realizacji, odbijające zagrożenia, omijające niebezpieczeństwa. Od czasu PKWN trudno podejrzewać którąkolwiek ekipę i jej zaplecze o coś takiego. Trzeba do tego intelektu, charakteru i dobrej woli, a możemy liczyć co najwyżej na rozumek, charakterek i widzimisię. Niestety, pospólstwo, kreślące krzyżyki w kratkach, uwodzone propagandą zdaje się tego nie dostrzegać. Każde kolejne wybory są jak przysłowiowe trzy mecze reprezentacji, z pominięciem honoru.

W momencie uświadomienia sobie tego stanu natychmiast rozbłyska myśl: „skrzyknijmy ludzi, załóżmy partię, wygrajmy wybory, odzyskajmy Polskę”. Jest to jeden z najsilniejszych zwodniczych narkotyków III RP, roztaczający piękne fatamorgany. Nie da się skrzyknąć ludzi, gdyż media opiniotwórcze należą do obcych sił. Partię, owszem, założyć można, ale system wyborczy połączony ze strukturą mediów preferuje partie duże, wymagające dużego finansowania, które zapewnia system, finansując te partie, które już rządzą. Układ zarządzający pilnuje, aby nie było zasadniczych zmian, i jeśli na widnokręgu pojawia się jakaś inicjatywa polityczna, jest zwykle sterowana przez agenturę do rozłamu lub przejmowana. Nawet, gdyby jakimś cudem udało się zawiązać partię niepodległościową, zdobyć popularność, utrzymać jedność, to do rządzenia należałoby zdobyć większość w Sejmie, Senacie, urząd Prezydenta RP, większość w sejmikach i kilkunastu dużych miastach. Nawet, gdyby jeszcze większym cudem udało się to zrobić, uniknąć przekupstwa, szantaży, rozłamów, to wszystkie agenturalne siły krajowe i pozakrajowe, z globalnym systemem finansowym na czele, ze wszystkimi organizacjami ponadnarodowymi, z większością światowych i krajowych mediów zostałyby użyte przeciw takiemu rządowi. Jeśli nie byłby posłuszny tak, jak poprzednie, zostałby bardzo szybko zagłodzony finansowo, zaszczuty politycznie, a część społeczeństwa zostałaby zbuntowana i wyprowadzona na ulice. Nie jest też pewne, jaka część służb pozostałaby lojalna. Nie da się zmienić III RP metodami III RP.

Ale to już staje się wiedzą powszechna wśród ludzi świadomych, których jest coraz więcej. Powinno w tym momencie pojawić się zasadne pytanie – „a może nie trzeba tego zmieniać, może tak będzie lepiej dla Polaków?” Pytanie postawione słusznie, a odpowiedź może być tylko negatywna. W prawie całej UE rządy krajowe reprezentują interesy zewnętrznych organizatorów, którzy nie tylko dążą do swojego zysku i naszego wyzysku, swojej władzy i naszego niedowładu. Oni wprost kompulsywnie nienawidzą takich tworów, jak suwerenne państwa, narody, chrześcijaństwo, i wszystko, co te byty przypomina. Po prostu nienawidzą normalnego świata wolnych ludzi, i nie spoczną, dopóki nie zatrują naszego życia tak bardzo, żebyśmy sami błagali ich o strzykawki – najpierw szczepionkowe, potem eutanazyjne. Na szczęście dla nas w ich szaleństwie tkwi metoda, której oni sami nie rozumieją. Niszcząc nasz świat, niszczą też sami siebie. Są bowiem naszymi pasożytami i bez nas żyć nie mogą, ale nie mogą tego zrozumieć, tak bardzo ich umysły zatruwa nienawiść i pogarda.

„Cóż to za pociecha?” – spyta obruszony tubylec, który właśnie się dowiedział, co chcą z nim, jego rodziną i całym narodem począć globalno – unijne elity, wykorzystując krajowe zarządy. Otóż duża – nie da się bowiem wymazać ot, tak całego narodu. W sytuacji głębokiego kryzysu wpierw starta zostanie władza, naród ma szansę przetrwać. Na pytanie, jakim kosztem, odpowiem, że dużym. Kryzys może mieć postać potrójną – militarną, ekonomiczną, społeczną. Skala strat i zniszczeń zależeć będzie od tego, czy terytorium kraju zostanie ogarnięte działaniami wojennymi, a to będzie wynikiem splotu okoliczności globalnych, regionalnych i lokalnych, na które jako naród wpływ mamy ograniczony.

No i wreszcie docieramy do meritum niniejszego artykułu – dlaczego nie należy obalać III RP, skoro wydaje się, że na to w pełni zasługuje. Owszem, nie należy tego robić, a powody są dwa. Powód pierwszy – nie mamy niczego innego; powód drugi – i tak upadnie sama.

Powód pierwszy powinien skłonić do refleksji wszystkie gorące głowy. Już by się chciało brać, co pod ręką, i przy jakiejkolwiek okazji iść z tłumem i obalić ten rząd i to państwo. I to byłby wielki błąd. Po pierwsze, państwo według definicji Georga Jellinka to terytorium, ludność i władza. Terytorium mamy, wraz z granicami, nie chcemy chyba się go pozbywać. Ludność też jest, co prawda zdezorientowana, otumaniona, wewnętrzne rozbita, ale wciąż nasza. Władza to nie tylko najwyższe organy, ale też różne działy administracji, niezbędne do zarządzania krajem i usługami dla ludności. To, że centrum decyzyjne jest takie, jak opisano wyżej, nie znaczy, że mamy się pozbywać całego aparatu administracyjnego. To, że jest on w wielu obszarach przerośnięty i wadliwy, nie stoi na przeszkodzie, abyśmy go nie mogli naprawić. Nie możemy pozbyć się państwa i dalej żyć sobie w świętym spokoju ludzi wolnych. Skrajni wolnościowcy są święcie przekonani, że najwyższym złem jest państwo jako takie, a szczególnie państwo polskie, bo ściąga podatki, ma policję, szkoły, przepisy, przymus państwowy. Sądzą oni, że całe zło tego świata zniknie, jak państwo się od nich odczepi, a oni będą sobie żyć w lesie, odżywiać się tym, co zbiorą i upolują, a dzieci będą uczyć sami sztuki przetrwania. Jest to naiwny anarchizm, całkowicie oderwany od realiów. Potrzebujemy systemów, aby mieć zaopatrzenie w wodę, żywność, energię, bezpieczeństwo, dostęp do transportu, komunikacji, służby zdrowia, szkolnictwa i wielu dóbr cywilizacji. Problemem nie jest państwo jakie takie, a tym bardziej państwo polskie. Problem jest taki, że państwo jest za mało polskie, a jego rozwiązaniem nie będzie ucieczka od państwa. Państwo euroglobalne będzie inkluzywne, i nie pozwoli, aby ktoś mógł być poza systemem. Na taki luksus można liczyć tylko w suwerennym państwie narodowym. Zamiłowanie do skrajnego anarchizmu wygaśnie, gdy trzeba będzie skorzystać ze służby zdrowia, skończy się benzyna, woda w kranie czy prąd w gniazdku, albo gdy przyjdzie banda grabieżców. Nie da się dziś uciec od państwa, trzeba natomiast wywalczyć, aby to państwo było własne, a nie obce.

Załóżmy, że zachodzi kryzys militarny – III RP angażuje się w wojnę. Nie jesteśmy dziś w stanie wygrać żadnej, bardziej prawdopodobne jest przegranie każdej. Nie mamy samodzielnego przemysłu, zdolnego zapewnić nam chociaż podstawową obsługę machiny wojennej. Mało tego, nie jesteśmy dziś w stanie własną bazą produkcyjna zaspokoić podstawowych potrzeb społeczeństwa. Nasz przemysł, tak samo, jak wszystkich krajów świata został tak zorganizowany, aby zawsze być częścią łańcuchów dostaw. Ich zakłócenie powoduje przerwanie produkcji i braki w sklepach. Nie mamy wystarczającej ochrony ludności cywilnej – schronów, środków ochrony przed skażeniami, przed sabotażem, przed zakłóceniami, systemów awaryjnego zaopatrzenia, wystarczających procedur. Przez całą historię III RP sfera ta była szczególnie zaniedbana, i pomimo pewnego postępu w ostatnich latach, wciąż państwo nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa swoim obywatelom na wypadek wojny. Całe nasze życie jest nastawione typowo na pokój. Gdyby nastąpiło wojenne zatrzymanie normalnego funkcjonowania, spowodowałoby to kryzys, w którym musielibyśmy się na nowo nauczyć żyć. A psychicznie jesteśmy rozbici, rozpieszczeni i rozleniwieni. Drugie już pokolenie Polaków wychowujemy według samobójczych zasad chowu egotycznego i psucia dzieci. Dziś to społeczeństwo nie miałoby dość motywacji do walki o państwo. Poza tym, ludzie, którzy byliby zdolni do walki, sami musieliby stanąć przed dylematem – o co walczą – o Polskę, o III RP, czy może o UE?

Ostatnia kategoria – psychiczna – jest najbardziej bolesna. Czy Polacy dziś stanowią naród – na to pytanie odpowiadaliśmy już, i oceniamy ludzi obecnie świadomych narodowo na 1/3 populacji. Jednak nawet ta część nie jest zorganizowana. III RP postawiła na skrajny indywidualizm, czyli egoizm, co zostało wzmocnione pedagogiką wstydu i lewacką propagandą. Przykro to mówić, ale taka jest prawda – Polaków dziś bardziej spaja organizacja państwowa, niż miłość bliźniego. Gdyby nastał teraz ogólnokrajowy kryzys, nie mamy wykształconych niezależnych od systemów więzów społecznych, wydajnych na tyle, aby dać sobie radę bez tych systemów. To, co było naszą codziennością za komuny, gdy wszystkiego brakowało, ten pozasystemowy układ nieformalnych układów międzyludzkich odrzuciliśmy, gdy nastał kapitalizm, supermarkety, Internet i smartfony. Gdyby życie nas zmusiło, powrócilibyśmy do tego, ale koszty materialne i ludzkie byłyby potężne. Nie możemy obalać państwa, bo dzięki niemu mamy dostęp do dóbr i usług, które są nam potrzebne i niezbędne.

W obecnej chwili dla części zewnętrznych organizatorów, zakłócających od dziesięcioleci działania naszego państwa bardzo byłoby na rękę, aby wybuchły w Polsce takie zamieszki społeczne, z którymi siły porządkowe nie mogłyby sobie dać rady. Wówczas rząd skorzystałby zapewne ze swoich plecaków ewakuacyjnych, a Polacy zostaliby bez żadnej władzy. Przypomina to walenie prętem po klatce, w której siedzi goryl, aby go pobudzić do rozwalenia klatki. Wówczas można będzie goryla spętać w łańcuchy. Jesteśmy właśnie jak ten goryl. Władza jest taka, jak opisano wyżej, ale jednocześnie zapewnia funkcjonowanie administracji, dzięki której zaspokajamy swoje potrzeby. Wszystko to dzieje się w sposób nieefektywny i wadliwy, ale bez tego znaleźlibyśmy się sami jako rozproszone grupy rozbieganych, bezradnych ludzików, łatwych do pożarcia przez Marsjan z Wojny Światów Wellsa. Na chwilę obecną nie mamy czym zastąpić III RP i jej władzy. Nie ma takiej siły politycznej ani społecznej, która mogłaby zorganizować chociaż część ludzi i odtworzyć aparat decyzyjny. Nie mamy też gotowej koncepcji narodu, państwa i polityki, którą moglibyśmy zaproponować narodowi, a którą mógłby zaakceptować. Obalać teraz państwo byłoby takim samym samobójstwem, jak wywołanie Powstania Listopadowego, Krakowskiego, Styczniowego i Warszawskiego.

Powód drugi w kontekście okoliczności powodu pierwszego wydaje się napawać przerażeniem – skoro III RP i tak upadnie, a Polacy nie mają niczego, czym mogliby ją zastąpić, to jaka przyszłość przed nami? Odpowiem – świetlana, jeśli nie będziemy za bardzo głupi. Trochę możemy być, na tym świecie mało jest ludzi mądrych, ale nie za bardzo. Państwo zarządzane w taki sposób, niezgodny z interesem własnym i narodu, który go zamieszkuje skazane jest na upadek – albo na skutek zewnętrznego najazdu, albo wewnętrznych problemów. Problem ten dotyczy nie tylko nas, ale całej UE. Jak wskazano wyżej, władza, budująca konsekwentnie państwo euroglobalne, nie lubi ludzi na zarządzanym przez siebie terytorium. Niepokoje i kryzysy – społeczne, ekonomiczne, polityczne, konflikty etniczne, pogromy, wypędzenia – to wszystko przed Europą. Jak radzi sobie z tym obecna władza państw Zachodu – pokazał przykład Wielkiej Brytanii z początku sierpnia. To dopiero początek. W porównaniu z problemami, jakie zafundowano bardziej na zachód, my i tak jesteśmy w dość komfortowej sytuacji – mamy wciąż jeszcze państwo monokulturowe, zamieszkałe przez naród o silnej tradycji tożsamości i państwowości. Dziś rozbity i skołowany, w krótkim czasie może zebrać się w sobie i podjąć skuteczną próbę odzyskania suwerenności. Mamy czas, nie za wiele, ale w sam raz, aby opracować koncepcję narodu, państwa i polityki. Jeśli jej nie opracujemy i nie zaproponujemy narodowi, oczywiście w sposób niezależny od wszelkich systemów, upadniemy. Im dłużej będzie oddziaływać na nas UE, tym większe zniszczenia poczyni Zielony Ład, i tym więcej obcych znajdzie się w naszych granicach, a nas samych będzie coraz mniej. Demografia jest nieubłagana, a jej wskaźniki są jednym z największych oskarżeń wobec III RP. Padną systemy – emerytalny, ubezpieczeń społecznych, ochrony zdrowia, podatkowy, a z nimi – wszystkie inne. Natura jednak próżni nie znosi, i jeśli Polacy nie zdołają utrzymać swojego państwa, będzie tu państwo inne, nie polskie, i już nie dla Polaków. Przyspieszanie tego procesu byłoby sprzeczne z interesem narodowym, a także prowadziłoby do marnotrawstwa czasu i energii.

Towarzystwo Wiedzy Społecznej, podejmując testament Krzysztofa Karonia podjęło już działania koncepcyjne, zarówno w zakresie idei ogólnych, jak i porad szczegółowych.

Ideom ogólnym służy koncepcja Twierdzy Kulturowej:

Gdy zbudzi się naród cz.2. Twierdza kulturowa – program pozytywny – struktury

Poradom szczegółowym służy cykl praktycznych poradników, z których pierwszy jest już gotów:

Poradnik świadomych rodziców – całość do pobrania

W naszych publikacjach podpowiadamy właściwe kierunki działań:

Czas nowego antysystemu

Jak odzyskać niepodległość

W następnym artykule tego cyklu odpowiemy na pytanie, czy należy ratować III RP.

_____________

Dlaczego nie należy obalać III RP, Bartosz Kopczyński, 28 sierpnia 2024

−∗−

Warto porównać:

Postaw czerwonego sukna czyli o farsie politycznej
Społeczeństwo III RP jest społeczeństwem, które z punktu widzenia politycznego, z punktu widzenia zdolności do realistycznej oceny politycznej sytuacji, jest społeczeństwem skrajnie infantylnym. Po pierwsze nie potrafi ono zidentyfikować, jakie […]

_____________

Państwo demoliberalne jako struktura antynarodowa
Demoliberalne państwa zachodnie zatraciły charakter państw narodowych, gdyż nie służą już swoim narodom i nie reprezentują ich interesów. Po ostatnich wydarzeniach w Anglii coraz dobitniej widać, że tradycyjne role uległy […]

−∗−

Tagi:Bartosz Kopczyński, egotyzm, III RP, Konstytucja RP, Krzysztof Karoń, magdalenka, obalanie iii rp, Okragły Stół, Polska, PRL, psucie dzieci, UE, w towarzystwie

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

Prezydent Duda powiedział, ile sprzętu Polska dała Ukrainie. 100 mld zł łącznej pomocy.

Prezydent powiedział, ile sprzętu Polska dostarczyła Ukrainie

Defence24 defence/powiedzial-ile-sprzetu-polska-dostarczyla-ukrainie

Polish PT-91 main battle tank during exercise Saber Strike 18. U.S. Army photo.
Polish PT-91 main battle tank during exercise Saber Strike 18. U.S. Army photo.
Autor. Spc. Hubert D. Delany III /22nd Mobile Public Affairs Detachment

„Przekazaliśmy Ukrainie ponad tysiąc sztuk różnego rodzaju sprzętu: samolotów, czołgów, transporterów czy armatohaubic. Łącznie to ok. 12 mld samej pomocy militarnej” – powiedział prezydent Andrzej Duda.

W sobotę prezydent Duda złożył wizytę w Ukrainę, gdzie w Kijowie wziął udział w obchodach ukraińskiego Dnia Niepodległości. Po wizycie prezydent udzielił wywiadu „Kanałowi Zero”, w którym odniósł się m.in. do kwestii dotychczasowej pomocy, jakiej Polska udzieliła zaatakowanej przez Rosję Ukrainie.

100 mld zł łącznej pomocy

„Daliśmy prawie 400 czołgów Ukrainie. W sumie, jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko różnego rodzaju pojazdy służące do walki – ciężki sprzęt, krótko mówiąc – daliśmy ponad tysiąc sztuk ciężkiego sprzętu, poczynając od czołgów T–72, PT–91 Twardy, Leopardy, poprzez transportery opancerzone różnego rodzaju i bojowe wozy piechoty, Rosomaki, armatohaubice Krab, wyrzutnie rakiet, które mieliśmy jeszcze na stanie, 10 samolotów MiG–29, 10 śmigłowców. Naprawdę dużo tego sprzętu daliśmy Ukrainie” – powiedział prezydent.

Jak ocenił, łączna wartość polskiej pomocy dla Ukrainy – militarnej, humanitarnej i innej „to jest 3,3 proc. naszego produktu krajowego brutto, około 100 mld zł”. „Więc to są naprawdę potężne kwoty. 12 mld samej pomocy militarnej, więc naprawdę myśmy dużo Ukrainie dali jak na nasze możliwości” – stwierdził Duda.

„Zachowaliśmy się jak dobry sąsiad i to jest na Ukrainie doceniane. Oni to rzeczywiście podkreślają, co mnie bardzo cieszy. W wielu przypadkach podkreślają to wojskowi ukraińscy, oficerowie ukraińscy. Podkreślają to też ludzie, więc to jest ważne – nie tylko przywódcy, ale też i ludzie” – dodał prezydent.

Jaki sprzęt dała Polska?

Od początku rosyjskiej inwazji Polska przekazała broniącej się przed Rosją Ukrainie wiele typów pojazdów i sprzętu wojskowego; polskie władze nie informowały dotąd – z pewnymi wyjątkami – o szczegółach wymiaru polskiej pomocy. Z dotychczasowych informacji przekazywanych przy różnych okazjach przez polityków czy zagraniczne ośrodki badawcze wynika, że Polska przekazała Ukrainie m.in. ponad 300 czołgów T-72 i PT-91, 14 nowocześniejszych Leopardów, a także kilkaset transporterów opancerzonych Rosomak oraz nieokreśloną liczbę poradzieckich wozów bojowych piechoty BWP-1.

Wśród polskiego wsparcia znalazło się również poradzieckie myśliwce MiG-29 i śmigłowce szturmowe Mi-24 oraz pojazdy artylerii samobieżnej – polskie moździerze Rak, armatohaubice Krab oraz poradzieckie haubice Goździk, a także wyrzutnie rakiet BM-21 Grad. Zwłaszcza polskie Kraby walczące na Ukrainie zyskały rozgłos jako skuteczny i niezawodny w walce sprzęt. Polska przekazała Ukrainie również dużo pomniejszego wsparcia – od ręcznych wyrzutni przeciwlotniczych Piorun, poprzez różnego rodzaju broń ręczną i amunicję różnych kalibrów do wyposażenia indywidualnego żołnierzy – hełmów, kamizelek kuloodpornych czy zestawów medycznych.

Prezydent Duda z wizytą w Kijowie. U aktora Zełenskiego.

25.08.2024. – Prezydent Duda z wizytą w Kijowie

Zygmunt Białas zygmuntbialas.wordpress

W Kijowie trwają obchody 33. rocznicy niepodległości Ukrainy. Z tej okazji prezydent III RP złożył wiernopoddańczy hołd quasi prezydentowi Ukrainy, faktycznie od 21 maja br. aktorowi Wołodymyrowi Zełenskiemu. Tego właśnie dnia wygasł mu mandat prezydencki; nie został przedłużony w wyniku wyborów lub nawet przez Wierchowną Radę, której zresztą w najbliższych dniach też kończy się kadencja.

Tak więc Zełenski oraz prezydent Polski i premier Litwy (niewielu gości przybyło!) wystąpili na wspólnej konferencji prasowej w Kijowie. Andrzej Duda zapewnił, że „Polska wspiera i będzie wspierać Ukrainę. Militarnie – przesyłając wsparcie, szkoląc ukraińskich żołnierzy i funkcjonariuszy. Politycznie – w jej drodze do członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim, w największym sojuszu obronnym świata, jak i na jej drodze do Unii Europejskiej, która mam nadzieję wkrótce zakończy się pełnym członkostwem”.

Duda ‚nie odpuścił’ oczywiście Rosji, mówiąc że „24 lutego 2022 roku, tj. w momencie rozpoczęcia rosyjskiej agresji, Rosja pokazała imperialne ambicje, pokazała, że w istocie jest żarłoczną bestią, która chce zniszczyć państwa i narody”.

Oczywiście prezydent III RP potrafi dyć wspaniałomyślnym i wybaczyć ‚złoczyńcom’. Mówi m.in.: „Jeżeli będzie tak, że wojska ukraińskie będą atakowały wycofujące się wojska rosyjskie, to pierwszy wezmę za telefon i zadzwonię do pana prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i powiem: Nie bombardujcie ich, kiedy się wycofują, zostawcie ich, niech wracają do domu”.

Nie tylko dziwić, ale szokować może postawa Andrzeja Dudy. Kto każe mu bronić interesów upadającej Ukrainy, która zresztą nigdy nie była przyjaźnie nastawiona do Polski i Polaków? I czy prezydent nie ma rzeczywistych danych o aktualnej sytuacji sąsiada ze wchodu?

Przytoczę tu zdanie, które wypowiedział płk Douglas MacGregor: „To, co pozostaje Rosji, to zakończyć istnienie Ukrainy jako samodzielnego państwa”. I zapewne tak Rosja uczyni. Przypomnę, że płk MacGregor był współpracownikiem D. Trumpa. W czasie jego kadencji pełnił (krótko) funkcję starszego doradcy sekretarza obrony USA.

Napisał: Zygmunt Białas

Rzecz o narodobójstwie. Jak zabija się naród i tworzy na jego miejsce atrapę.

Rzecz o narodobójstwie. Jak zabija się naród i tworzy na jego miejsce – nowy

[chyba spisane z wypowiedzi. Stąd mówiony styl. MD]

Autor: CzarnaLimuzyna , 24 sierpnia 2024

Proces zabijania narodu polskiego Magdalena Wielomska nazwała niedawno „Narodobójstwem w białych rękawiczkach”.

Na czym to polega?

Inżynieria społeczna na naszych oczach usiłuje zgrać ze sobą dwa dokonujące się równolegle procesy:

  • tworzenia nowego – sztucznego narodu unijnego
  • niszczenia dotychczasowych narodowych tożsamości

„Nowi Europejczycy” już na etapie tworzenia (programowania) są podżegani do wojny z normalnością, kulturą i religią, podszczuwani do ataków na ludzi normalnych czujących narodową przynależność. Środowiska antypolskie co chwila organizują dywersję przeciw patriotyzmowi i ksenofobii (rzecz pożyteczna występująca w normalnych wspólnotach) łącząc to z kampaniami przeciw antysemityzmowi, faszyzmowi i homofobii.

Bombą z opóźnionym zapłonem jest również przemyt nachodźców połączony z oficjalną polityką zalewania Polski przesiedleńcami z Ukrainy.

Narodobójstwo w białych rękawiczkach

Magdalena Wielomska: Niedawno w rozmowie z kolegami użyłam takiego określenia, że mamy do czynienia z narodobójstwem, autentycznie z narodobójstwem, ale dokonywanym w białych rękawiczkach, autentycznie w białych rękawiczkach, w sposób całkowicie zamaskowany i niewidoczny. I prawdę powiedziawszy, ja nie wiem, czy jeszcze w ogóle jest coś porównywalnego w historii. Oczywiście ten walec przez Europę się toczy i to z czym mamy do czynienia w Polsce, to też oczywiście jest już na zachodzie od lat, ale tak galopującego i tak perfidnego procesu chyba jeszcze nigdzie nie było…

To można by sobie tak to wyobrazić, że mamy komputer i do tego komputera gdzieś tam się nam zakradł jakiś wirus, ale ten wirus działa tak, że go właściwie nie widać, ale tak po cichu, po cichu,  czy tak wykasowuje nam pamięć, wykasowuje nam jakieś oprogramowanie, wykasowuje nam różne umiejętności. I tak po cichu, po cichu czyści. My nawet tego nie widzimy i nagle się okazuje, że zostaje nam tylko i wyłącznie  jakaś taka wydmuszka, maszyna do pisania, która już nie jest w stanie przeprowadzić bardziej skomplikowanych operacji.

… ideą, której hołdują elity rzeczywiście rządzące światem zachodnim to jest tak zwana idea konstruktywizmu, czyli idea, że tożsamości można za pomocą inżynierii społecznej konstruować i dekonstruować.

Evgenij Kungur “They Are Among Us”

Jak popatrzymy na też tożsamości narodowe w naszym regionie, czy właśnie ukraińską, czy litewską, łotewska, estońska, nawet gdzieś tam trochę chyba na Białorusi też trochę, to się okaże, że te tożsamości one były tworzone w XIX wieku w sposób celowy i zamierzony i głównie przez Niemców. (…) nawet niedawno jeden z czytelników przesłał mi doktorat napisany na Litwie po litewsku, ale w czasach translatora to już nie jest problem, właśnie na temat tego –

Jak masoneria tworzyła narody

Jak niemiecka, pruska masoneria tworzyła w XIX wieku właśnie cały naród litewski, ale ten nowoczesny naród litewski i to tworzyła go masoneria.

To podkreślam właśnie, że masoneria, która nam się kojarzy tylko i wyłącznie z kosmopolityzmem to tak nie jest. Masoneria jedną ręką konstruowała, a konstruowała w szczególności po to, żeby te nowo skonstruowane narody były w jakiś sposób związane z Niemcami i z niemiecką kulturą, a jednocześnie żeby były antyrosyjskie i antypolskie. Więc jedna ręka tutaj właśnie tworzyła różne nowoczesne narody, jednocześnie wpisując tam kod bardzo silnej antypolskości i antyrosyjskości i jednocześnie właśnie takiej proniemieckości i to dotyczyło i Litwinów i Ukraińców, Łotyszy, Estonii, to widać dość wyraźnie.

Natomiast w tej chwili mamy do czynienia jakby z inną mądrością etapu i w przypadku właśnie Europy w tej chwili mamy do czynienia z dekonstrukcją tożsamości narodowych i skonstruowaniem nowej tożsamości europejskiej. Właśnie nasza książka, którą tutaj prezentujemy dotyczy planów utworzenia narodu europejskiego.

No i jak popatrzymy teraz właśnie na Polskę, to widać tą galopującą dekonstrukcję tożsamości narodowej po to, żeby Polska mogła stać się taką prowincją tego nowego imperium Unii Europejskiej, prawda? Czyli żeby mogła, żeby Unia Europejska mogła zostać przekształcona w imperium, musi zostać podmieniona, zamieniona tożsamość Europejczyków, tak by tym pierwszym punktem lojalności nie była Polska, Francja, Niemcy, tylko żeby była to Europa, prawda? A żeby ta tożsamość polska to była tylko i wyłącznie taka tożsamość regionalna, taka tożsamość wtórna, prawda? Że jestem Polakiem w sensie, że mówię po polsku, ale czuję się obywatelem imperium, prawda? Imperium jest tutaj dla mnie tym punktem odniesienia.

Resetowanie polskiej tożsamości

Więc tutaj właśnie to jest to, że to resetowanie tej polskiej tożsamości zaczęło się wraz z resetowaniem polskiej gospodarki, zalewaniem nas przez obcy kapitał, obce produkty i de facto ustawieniem nas przy taśmach w obcych fabrykach, w obcych zakładach po to, żebyśmy produkowali obce marki, gdzie chociażby te niemieckie samochody, one w dużej mierze produkowane są w Polsce rękami Polaków, ale one potem wyjeżdżają do Niemiec jako made in Germany, jako niemiecka marka i to jest właśnie to, co się w literaturze określa jako naród proletariacki, że my już nie wytwarzamy tej własnej kultury, my już nie mamy tych własnych produktów, własnych rzeczywiście artystów, artyści, którzy słuchamy jakieś piosenki, jak Czesław Niemen, kiedy my go słuchamy to czujemy, że to jest Polak, że to jest polskość, gdzieś tam od razu się ta łezka zakręci, to jest gra na naszej duszy. Ale, a teraz gdzie mamy takich artystów? Mamy po prostu jakiś, jakiś produkt, który niedługo zostanie zastąpiony przez sztuczną inteligencję i pewnie ta sztuczna inteligencja będzie nawet robić to lepiej niż teraz robią się ci pseudo artyści, prawda? I to jest właśnie reset tożsamości narodowej, bo to jest tożsamość, za tożsamością idzie kultura właśnie, idzie i kultura ta duchowa i artystyczna i materialna i pamięć i jakaś taka można powiedzieć właśnie codzienność.

I za pomocą europeizacji właśnie resetuje się tożsamość narodową.

Czyli tutaj ta europeizacja jest narzędziem wynaradawiania i tworzenia nowej właśnie takiej kosmo-europejskiej tożsamości. I z punktu widzenia Polski i z punktu widzenia tego, kto się w największym stopniu przyczynia i co się, jakie procesy w największym stopniu przyczyniają właśnie do niszczenia tej tożsamości narodowej, no po prostu ewidentnie ten niemiecki kod i ten niemiecki program, który wynika z ich historii jest absolutnie kluczowy. I jakby tutaj właśnie też odwołujemy się do myśli Romana Dmowskiego, który mówił to samo, co jakby my tutaj się wpisujemy w to jego diagnozę, że Rosja jest dużo mniejszym zagrożeniem dla Polski w tym znaczeniu, że Polacy czują jakąś swoją wyższość cywilizacyjną i kulturową w stosunku do Rosjan i rusyfikacja nam nie grozi, albo w dużo mniejszym stopniu nam grozi.

***

… przyszedł Donald Tusk i powiedział, no to wyciągamy korek z szamba. I szambo wybuchło. Ale szambo było tam już zgromadzone wcześniej i korek już był, tak bym powiedział, dokręcany na siłę.






Jest nas w Polsce 38… procent

Jest nas 38… procent

Autor: AlterCabrio , 21 sierpnia 2024

Jeżeli spojrzymy przez pryzmat tożsamości narodowej, opartej na metodzie autoindentyfikacyjno – interesowej, czyli czy utożsamiamy się, czy identyfikujemy się z narodem polskim i czy interes narodu polskiego i państwa polskiego, czyli Polski naszej ojczyzny, stawiamy ponad interesami innych kategorii geopolitycznych, to widzimy że maksymalnie możemy mówić w sytuacji współczesnej Polski, to naród polski to 38 procent osób.

Zatem jest to bardzo smutny wniosek z tych badań, bo pokazuje, że nasza ojczyzna może iść w bardzo złą stronę. Bowiem jeżeli obywatele polscy stawiają jako najwyższą swoją wartość powodzenie innego państwa, czy powodzenie ludzkości, czy Unii Europejskiej, to nie będą na piedestale stawiali powodzenia swojej ojczyzny, a powodzenie ojczyzny, miłość ojczyzny jest kluczowym paradygmatem…

−∗−

W świetle badań coraz więcej Polaków nie czuje się Polakami – dr Katarzyna Obłąkowska

https://youtube.com/watch?v=TmSUMdWMw8U%3Fsi%3Dlx_YdPV1DAyH0SNQ

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

2 komentarze

  1. kolejarz 22 sierpnia 2024
  2. Jednym ze sposobów przyznawania się do narodowości polskiej, jest wywieszenie flagi w barwach państwowych na swojej nieruchomości zamieszkiwanej. Rozglądam się i widzę…ciemny las.
  3. Piko 22 sierpnia 2024
  4. Zapomniałem kto przedstawił prosty i oddający istotę podział społeczności w RP:
    mamy naród, nienaród i antynaród. Uważam, że 38% narodu jest mocno przeszacowane.

KOMARY na WIDELCU

KOMARY na WIDELCU Krzysztof Baliński

Ile razy słyszeliśmy, że wykupują nas Żydzi. Jest jeszcze gorzej – wykupują nas Ukraińcy, a po przejęciu polskiej firmy wyrzucają Polaków na bruk. Co poraża najbardziej? Polską własność wykupuje kapitał z kraju, w który Polska pompuje miliardową pomoc z kieszeni podatników, czyli tych wyrzuconych na bruk. Jeszcze bardziej bulwersuje to, że kiedy my łożymy na ukraińską armię i asekurujemy ukraiński system bankowy, to słyszymy komunikat, że na dzień 1 lipca rezerwy dewizowe Ukrainy wzrosły do rekordowej historycznie wielkości 39 miliardów dolarów. I jeszcze jedno – ukraińscy oligarchowie, obłowieni na pomocy z Polski, wyprowadzają kapitał z Ukrainy, a w Polsce napędzają rynek towarów luksusowych.

To nie tylko skandal. To także zagrożenie. To kapitał o charakterze korupcyjnym, powiązany z Rosją, pochodzący z kraju, gdzie największe segmenty gospodarki (jeśli w ogóle można mówić o czymś takim, jak „ukraińska gospodarka”) są ściśle powiązane kapitałowo z oligarchami rosyjskimi. Na Ukrainie właścicielami aktywów państwowych stali się ludzie stanowiący mieszankę weteranów Komsomołu, KGB i mafii, płynnie współpracujący z rosyjskimi oligarchami, te żydowskiego pochodzenia. Na Wschodzie nie ma „czystego” pieniądza. To kapitał pochodzący z przestępstw z udziałem mafijnym. I taki właśnie napływa do Polski. Nie po to, żeby produkować, ale przejąć, wydrenować firmę i powtórnie ją sprzedać.

Najnowsze dane statystyczne wskazują, że proces zasiedlania Polski przez Ukraińców ma charakter stał i że większość chce zostać w Polsce na stałe. Oficjalnie jest ich 3 miliony 400 tysięcy, a nieoficjalnie grubo więcej niż 5 milionów, co stanowi kilkanaście procent populacji Polski.

Czym to grozi? Uzależnieniem całych segmentów gospodarki od ukraińskiej siły roboczej, psuciem rynku pracy poprzez pogorszenie warunków zatrudnienie dla Polaków i tym samym zmuszanie ich do emigracji, bo nikt nie chce im dobrze płacić, tylko zatrudnia tanich parobków z Ukrainy.

Ktoś słusznie zauważył, że Konrad Mazowiecki sprowadzając do Polski trzystu Krzyżaków stworzył problem, z którym Polska borykała się przez trzysta lat. Przez ile zatem lat będziemy borykać się z problemem, które stworzył Mateusz Jakub Morawiecki, sprowadzając do Polski 3 miliony Ukraińców? Po 1989 r. mieliśmy szokową transformację gospodarczą, dziś mamy szokową transformację etniczną.

Nic, dosłownie nic im nie wychodzi, ale w transformacji Polski w kraj imigrantów są niezwykle sprawni. Pacyfikacja społeczeństwa i likwidacja polskiego państwa, to plan, dla którego realizacji został tu wysłany Donald Tusk – mówi Jarosław Kaczyński. „Chodzi o to, że będziemy terenem zamieszkałym przez Polaków, ale zarządzanym z zewnątrz”. Ale nie tylko zamieszkałym przez Polaków, także przez miliony Ukraińców, których sprowadził on sam. I nie tylko Ukraińców, bo 30-tysięczna mniejszość cygańska w Polsce, po otwarciu granicy z Ukrainą, zwiększyła się do 100 tysięcy.

Słusznie oburzamy się, że rząd Tuska podpisał umowę z Zełenskim. Ale i tak w proukraińskim amoku nie przebija Kaczyńskiego. Bo umowa jest podobna do tej, którą 2 grudnia 2016 podpisał Antek Macierewicz, a która też przez Sejm nie była ratyfikowana, była natomiast utajniona i zawierała zobowiązania, jakby to Polska przegrała wojnę i płaciła Ukrainie kontrybucje wojenne. Dla Ukraińców są gotowi uczynić wszystko. Zarówno KO jak i ostro zwalczająca go opozycja w sprawach Ukrainy przemawiają jednym głosem. Drobne animozje wynikają jedynie w licytowaniu się, kto jest bardziej proukraiński, kto da Ukraińcom więcej i kto głośniej nawołuje do wojny z Rosją.

Prawo stałego pobytu dla Ukraińców przyznawane jest szybko i taśmowo. Milowym krokiem będzie przyznanie im wszystkim obywatelstwa. Sytuacja stanie się nie do odwrócenia. W krótkim czasie Polska dorobi się kilkudziesięcio-procentowej mniejszość etnicznej, bo ci z obywatelstwem przyciągną, niczym magnes, kolejne setki tysięcy, a von der Leyen wymusi na nas ściągnięcie do Polski ich bliskich, w ramach procedury zwanej „łączenie rodzin”.

Polskie władze zachęcają do polskiego obywatelstwa – potwierdziła to Natalia Panczenko, która w RMF FM powiedziała, że przed wybuchem wojny w Polsce mieszkało 2,5 mln Ukraińców, „i te osoby już zaczynają te obywatelstwa dostawać”. Szybko dodała, że społeczność ukraińska jest świetnie zorganizowana, ale „dobrze by jednak było, gdyby Ukraińcy mieli swoją reprezentację w Sejmie”. A inkryminowana to nie byle kto – to liderka Ukraińców w stolicy, działaczka finansowanej przez Sorosa fundacji „Otwarty Dialog”, szefowa organizacji o wszystko mówiącej nazwie „Majdan-Warszawa”.

W Londynie i Paryżu wybory parlamentarne przyniosły zwycięstwo walnie wspieranym przez społeczności imigranckie, partiom, które stały się zakładnikiem tych społeczności. Wśród warunków stawianych przez imigrantów znalazły się postulaty dotyczące polityki zagranicznej, finansowania z budżetu państwa organizacji islamistycznych, tolerowania muzułmańskiej obyczajowości.

Tu postawmy pytania: Czy partie w Polsce nie zawrą z Ukraińcami paktu przewidującego zgodę na czczenie Bandery? Czy będzie można wygrać wybory w Polsce bez poparcia Ukraińców? Na kogo będą głosować w sytuacji, gdy wielu z nich miało dziadka w SS Galizien, a Tusk miał dziadka w Wehrmachcie? Za kilka lat w Sejmie, to nie PSL będzie języczkiem u wagi, ale mająca duże zdolności koalicyjne partia kierująca się interesem ukraińskim. Przy czym będzie to partia „centrowa”, co postawi ją w wygodnej pozycji do robienia politycznych geszeftów.

Wzdłuż granicy z Polską składowana jest broń i amunicja. Stamtąd przemycana jest na Zachód i trafia w ręce przestępczych syndykatów i organizacji terrorystycznych. Polska staje się krajem tranzytowym dla przemytu tej broni. Polsce zagraża nie tylko czarny rynek broni – staje się przestępczym centrum prania brudnych pieniędzy, handlu narkotykami i dziećmi. Lukratywnym zajęciem dla ukraińskich mafii stał się też przemyt nielegalnych imigrantów. „Uchodźcy” ukraińscy w Polsce zwiększyli liczbę przestępstw, w porównaniu do statystyk przedwojennych, z 7 tysięcy do 37 tysięcy. Można zatem śmiało stwierdzić, że Polska ma dużą szansę zostania przestępczą stolicą Europy.

Ukraina przegrywa wojnę, chyli się ku upadkowi. Jeśli dodamy, że między Rosją a Niemcami powstaje „państwo teoretyczne” i że rządzący tym „państwem” dusze swe zaprzedali Zełenskiemu, to radość z ukraińskiej przegranej nie będzie trwała długo. Szykuje się katastrofalny scenariusz – do Polski wtargną czambuły tysięcy zdemobilizowanych, oswojonych z bronią mężczyzn, którzy dołączą do już koczujących w Polsce 180 tysięcy Ukraińców w wieku poborowym. Tu refleksja – czy Legion Ukraiński, o którym mowa w porozumieniu Tusk-Zełenski nie wyszkoli i nie uzbroi za nasze pieniądze sotni ukraińskich bojców (a kto wie, czy nie strażników obozowych), z przeznaczeniem nie na front z Rosją, ale na front walki z Polakami? Wszystko to, przy wzroście ekstremizmu politycznego Ukraińców, rozzuchwaleniu przemytników broni oraz możliwych prowokacjach Rosji stwarza zarzewie chaosu i wojny domowej.

Po zakończeniu wojny, na Bałkanach powstało terrorystyczne państewko Kosowo oraz dwa pół państwa – Macedonia i Czarnogóra. Czy po przegranej wojnie z Rosją, na pozostałej części Ukrainy nie powstanie państewko w stylu Kosowa? A pół państwa Ukraińcy już mają, bo wszystko potwierdza, że obecne terytorium Polski służy także Ukraińcom. Czy to przypadek, że osiedlają się głównie na Ziemiach Zachodnich? Czy to prawda, że akcję koordynują żydobanderowcy w Kijowie, diaspora ukraińska w Kanadzie oraz Berlin, i że celem jest „odzyskanie” tych terenów dla Niemców? Jeśli dorzucimy to do roszczeń terytorialnych Ukrainy do kilkunastu powiatów na wschodzie Polski, to co wówczas z Polski zostanie?

Mamy sytuację niebywałą – Polską rządzą premier, który miał dziadka w Wehrmachcie i prezydent, który miał dziadka w UPA. Dwóch Ukraińców kręci Prokuraturą Generalną. Na czele MSW, służb specjalnych, Policji i Straży Granicznej stoi fanatycznie pro-ukraiński działacz Związku Ukraińców w Polsce. Stanowisko pełnomocnika ds. organizacji Systemu Bezpiecznej Łączności Państwowej objął generał Krzysztof Bondaryk. Program nauczania dla dzieci ukraińskich uzgodnił w Kijowie (w j. ukraińskim) wiceminister nauki Andrzej Szeptycki. A czy przypadkiem jest, że akcje kompromitujące raz po raz polskie wojsko montuje tercet Tusk-Bodnar-Siemoniak.

„Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy!” – taki kanon polskiego interesu narodowego wtłaczają nam do głów. Tymczasem w świetle słów znamienitego przywódcy OUN/UPA Stepana Bandery ,,Polacy nie chcą samostijnej Ukrainy, bo dobrze wiedzą, że tylko Ukraina może im zadać śmiertelny cios i rozwalić Polskę”. Zależność jest jasna: Wolna Ukraina może istnieć tylko na gruzach Polski. Wizję Ukrainy na trupie Polski snuje też uchwała OUN z 22 czerwca 1990 r., w której jednoznacznie stoi, że najważniejszym celem OUN jest doprowadzenie do rozbioru i ostatecznej likwidacji państwa Polskiego.

Ukraina nie ukrywa roszczeń terytorialnych do kilkunastu powiatów na wschodzie Polski. Szef amerykańskiej dyplomacji zamieścił kilka zdjęć ze spotkania ze swoim odpowiednikiem, wykonanych w siedzibie MSZ Ukrainy. Na jednym widać, jak Dmytro Kułeba pokazuje mapę, na której granice Ukrainy obejmują część obecnej Polski, między innymi Przemyśl, Chełm, Jarosław i część Polesia. „Pamiętaj Lasze, co do Wisły nasze” – podśpiewują sobie banderowcy spod Lwowa. A nad Wisłą, na kopcu Kościuszki w Krakowie powiewa sobie flaga ukraińska. To samo na fasadzie Sejmu i wszystkich polskich urzędów, w których urzędnicy nie wiedzą, dla jakiego państwa pracują. Coraz częściej słyszymy też od ukraińskich przesiedleńców, że są „u siebie”.

Kilka lat temu oburzenie mediów wywołał wpis Janusza Korwin-Mikkego: „Ja się nie boję Niemców pro-rosyjskich! Boję się Niemców pro-ukraińskich, którzy wczoraj popierali Stefana Banderę, a jutro razem z Ukrainą mogą ruszyć po Wrocław, Przemyśl, Szczecin, Rzeszów, Opole, Chełm, Koszalin, Zamość. Nawet gdyby w Rosji było okropnie i panowało tam ludożerstwo, byłbym za dobrymi stosunkami z Rosją, bo boję się rosnącej w potęgę Ukrainy”. Skąd w polskich politykach tyle pobłażliwości wobec Ukraińców, którzy roszczą pretensje do 1/3 terytorium Polski? Skąd tyle zawziętości wobec Rosji, która żadnych pretensji terytorialnych wobec Polski nie ma? W tym miejscu nachodzi refleksja: Gdyby w przyszłości przyszło nam rywalizować z Ukrainą, i gdyby Ukraina, jak tylko trochę odsapnie po wojence, skierowała lufy otrzymanych od Polski czołgów i haubic na Polaków, kto wtedy mógłby być naszym sojusznikiem? Hipotetycznie można też założyć, że gdyby Rosja zaatakowała Polskę, to Ukraińcy zajmą Przemyśl, Rzeszów i okolice?

Lider OUN, odsłonięcie pomnika w Domostawie skomentował tak: „Polacy nigdy nie zrozumieli, że obrażając uczucia narodowe Ukraińców, kopią grób dla Polski”. Piotr Tyma (Петро Тима), do 2021 r. prezes Związku Ukraińców w Polsce (ZUwP) i działacz Światowego Kongresu Ukraińców, fragment pomnika obrazujący polskie dziecko nabite na ukraińskie widły, porównał do „komara na widelcu”. I czy nie miał na myśli wszystkich Polaków upominających się o pamięć tak okrutnie pomordowanych? Nawiasem mówiąc, tenże Tyma w wywiadzie dla „Wyborczej” ujawnił, że dzięki grantom z Fundacji Batorego będzie monitorował wpisy w Internecie pod kątem „mowy nienawiści” wymierzone w Ukraińców.

Państwo Polskie nie tylko nie żąda potępienia zbrodni wołyńskiej, zgody na ekshumacje pomordowanych, zaprzestania kultu Bandery i Szuchewycza, ale aktywnie służy polityce historycznej Ukrainy. To nikt inny jak polski minister kultury w rządzie PiS, wyasygnował na ten cel 5 milionów euro. Dla porównania – na dziedzictwo kulturalne polskich Kresów przeznaczył dwa razy mniej, a na pomnik w Domostawie nie dał ani grosza i w dodatku robił, wszystko, żeby pomnik nie powstał. Krótko mówiąc – na promowanie katów wydają tyle, że na pamięć o ofiarach już im nie starcza.

Ukraińcy nawet nie proszą o pomoc w propagowaniu ukraińskiej narracji historycznej. Państwo Polskie z własnej inicjatywy, za własne pieniądze bierze czynny udział w tym antypolskim dziele. Przykład z ostatnich dni: Na obchodach 80. rocznicy, Duda porównał Powstania Warszawskiego do zburzenia Mariupola. Jakim trzeba być głupkiem albo kanalią, żeby przyrównać zburzenie milionowego miasta i wymordowanie 200 tysięcy jego mieszkańców do kilku rozwalonych ukraińskich chałup. Hańba domowa – tak Jacek Trznadel kiedyś nazwał kolaborację żydo-komunistycznych elit ze Stalinem w negowaniu zbrodni katyńskiej. Dzisiaj hańbą domową jest kolaboracja Dudów z potomkami Bandery. W stosunkach polsko- ukraińskich jest wiele tajemnic. Nie tylko nie wiemy, jaką wartość ma pomoc dla ukraińskich oligarchów, ale nie wiemy, jakim cudem zdołali skutecznie wmówić nam, że chazarski Żyd z Krzywego Rogu broni cywilizacji europejskiej przed Azjatą Putinem?

Propagandowa machina zastraszania Polaków rozpędziła się na dobre. Gdy się patrzy na ukraińskie flagi łopoczące na gmachach rządowych i na te wstydliwie powiewające z boku biało-czerwone, to nie może nie najść ponura refleksja, że już jesteśmy pod ukraińskim butem, pod okupacją oszustwa mającego ukryć, że nie jest to wojna z Rosją, ale wojna Ukraińców z Polakami i przy okazji wojna naszpikowanego Ukraińcami „polskiego” rządu z własnymi obywatelami. Wołyń znajduje się dziś poza granicami Rzeczypospolitej, Ale to nic. Bo gdy połączymy ukraińską okupację Polski, nienawiść panoszących się w Polsce Ukraińców, rozzuchwalenie przemytników broni, to drugim „Wołyniem” będzie cała Polska, a my wszyscy „komarami na widelcu”. To tylko kwestia czasu.

Między Polską a Ukrainą nie ma granicy. Problemy sąsiada stały się naszymi problemami, ukraińscy bandyci polskimi bandytami, a oligarchowie polskimi oligarchami. Powstała V kolumna, wroga wobec polskiej sprawy, agresywna, działająca obok i przy poparciu banderowców skupionych w Związku Ukraińców w Polsce. Robią, co im się żywnie podoba. Korzystając ze słabości Państwa, niszczą polskie obyczaje. Świadomi swej dominującej pozycji, poczuli się uprawnieni do wtrącania w nasze sprawy, pouczania, szantażowania. A rządzący Polską, zamiast stanąć twarzą w twarz z wyzwaniem, uciekają przed nim, i panaceum widzą w nadawaniu Ukraińcom kolejnych przywilejów oraz w obsadzaniu rządowych stanowisk Ukraińcami.

Dlatego żądajmy od Państwa Polskiego: Monitorowania ukraińskiego zagrożenia. Uporządkowania pobytu Ukraińców w Polsce. Skończenia z pomocą i przywilejami dla nich. Wydalenia tych, którzy nie pracują. Przywrócenia sytuacji, kiedy między Polską a Ukrainą była granica. Zabezpieczenia granicy przed następnymi falami „uchodźców”. Sporządzenia ewidencji Ukraińców w Polsce, ilu ich jest, gdzie mieszkają, gdzie pracują, jaką polityczną aktywność prowadzą. Monitorowania banderowskich jaczejek, które już powstały. Skończenia z tolerowaniem banderyzmu i ścigania go z urzędu. Wzięcia pod kontrolę Związku Ukraińców w Polsce. Zlikwidowania nacjonalistycznego podziemia edukacyjnego, wychowującego w opozycji do państwa polskiego. Tego musimy się domagać. Bo to Polska Racja Stanu.

Sprawę wielce komplikuje to, że nie wszystko zależy od nas, bo naszym państwem kierują kompradorskie elity, wykonujące polecenia z zewnątrz, i to z nie jednego źródła. Trudno wyobrazić sobie autora słów „Polska to nienormalność” w roli obrońcy Polaków. Tylko pomarzyć można, aby Radek Sikorski-Applebaum powiedział: Jesteśmy sługami narodu polskiego. Na obronę Polski z pozycji innej, niż „sługa narodu ukraińskiego” nie można też liczyć ze strony autora słów „Tu jest Polin”.

Są tacy, którzy ratunek widzą w puszczeniu z dymem polskich urzędów, na których powiewa ukraińska flaga i którymi rządzą działacze ZUwP. Są i tacy, którzy zbawienia wypatrują w garnizonie rosyjskich sołdatów w Przemyślu i w rosyjskiej Dumie, gdzie ktoś kiedyś o Polakach powiedział: „Niech giną, niech zdychają, niech przyjdą i proszą nas o pomoc”. Jeszcze inni pokładają nadzieje w Donaldzie Trumpie, który Tuska zostawi z ręką w ukraińskim nocniku. Za kilka lat Polska będzie nie do poznania, nie będzie nasza. Najwyższy czas na samoobronę, bo jeśli istnieje jakiś powód do wyjścia na ulice, to jest nim ukraińska kolonizacja.

Krzysztof Baliński

“Powojenne” Ukraina nie będzie przyjacielem Polski

Gadowski i Warzecha biją na alarm! „Ukraina nie będzie przyjacielem Polski”

https://pch24.pl/gadowski-i-warzecha-bija-na-alarm-ukraina-nie-bedzie-przyjacielem-polski

Ukraina przymierza się do rokowań pokojowych z Rosją. Problem w tym, że jako Polska w ogóle nie jesteśmy na to przygotowani. Powojenna Ukraina będzie orientować się głównie na Berlin, a Polsce będzie bardzo niechętna. Mówili o tym w programie „Prawy prosty. Plus” Łukasza Karpiela publicyści Witold Gadowski i Łukasz Warzecha.

– Im później Ukraina podejmie rozmowy, tym gorzej dla Ukrainy – powiedział o przyszłości Kijowa Witold Gadowski.

– Będą mieć większe straty terytorialne i większe straty materialne. Rosjanie niszczą w tej chwili rakietowo ukraińskie zakłady energetyczne. Zapowiada się bardzo zimna zima, co spowoduje większą falę imigracji do Polski – dodał

Publicysta podkreślił, że po zawarciu pokoju Ukraina znajdzie się na kursie kolizyjnym z Polską.

– To będzie kraj proniemiecki, konkurujący z nami na rynku europejski, na dodatek odnoszący się do Polski niechętnie, a gdy chodzi o środowiska nacjonalistów nawet wrogo – dodał.

– Ukraina tylko w Berlinie i Waszyngtonie widzi gwarancji dla swojego istnienia. Polska jest w oczach Ukrainy za słaba, żeby mogła zagwarantować istnienie państwa ukraińskiego. Dlatego Polska jest zlekceważona. Zełeński mówił o tym w ostatnich wypowiedziach, że największymi sojusznikami są Niemcy czy Wielka Brytania. Nigdy nie mówił, że Polacy wykonali dla nich jakąkolwiek pracę – podkreślił Witold Gadowski.

Łukasz Warzecha zwrócił z kolei uwagę, że ukraińscy imigranci w Polsce są dzisiaj zupełnie inną grupą niż ta, która mieszkała w Polsce przed 2022 rokiem. Wtedy była to społeczność bezproblemowa, która przyjeżdżała do pracy, zarabiała, wysyłała pieniądze na Ukrainę.

 Sytuacja zupełnie się zmieniła. Przyznajemy Ukraińcom na kolejne lata świadczenia socjalne. Nie jest jasne, jak będziemy postępować w sprawie przyznawania im obywatelstwa. To będzie mieć duże znaczenie dla wyborów w przyszłości. To są też koszty związane z edukacją ukraińskich dzieci w szkołach. W 2025 roku koszty związane z ich przyjęciem do szkół przekroczą 5 mld zł. […] Tutaj nie ma żadnej dyskusji, problem jest zamiatany pod dywan – stwierdził.

Publicysta mówił też o przyszłości konfliktu.

– Jest wiele sygnałów, że zaczęło się dążenie do zamrożenia konfliktu – powiedział, wskazując na wizytę szefa MSZ Ukrainy w Chinach. – Jednym z głównych tematów było to, w jaki sposób Pekin mógłby skłonić Rosję do zakończenia walk. Szef MSZ Ukrainy składał też obietnice dotyczące miejsca Chin w odbudowie Ukrainy po zakończeniu konfliktu – zaznaczył.

Łukasz Warzecha zwrócił też uwagę na słowa Borisa Johnsona, który mówił o pomyśle Donalda Trumpa na rozwiązanie konfliktu.

– [Johnson] powiedział, że Trump wcale nie będzie chciał rozbrajać Ukrainy ani grozić jej odebraniem pomocy wojskowej, tylko wręcz przeciwnie, będzie chciał ją jeszcze dozbroić i zdjąć większość blokad z broni przekazywanej Ukrainie, właśnie po to, żeby przycisnąć Rosję i wymusić na niej przystąpienie do rokowań pokojowych z gorszej pozycji. […] Wersja przyjmowana w Polsce na zasadzie prostej kliszy, że Trump, przyjaciel Putina, będzie chciał pozbawić Ukrainę pomocy, to jakaś głupota – powiedział.

Jego zdaniem Ukraina może bać się zwycięstwa Trumpa także dlatego, że obawia się iż będzie ono wiązać się z dalszym prowadzeniem wojny, na co Ukraina nie ma już siły.

Więcej w nagraniu.

No żeż kurwa jego mać. Skandaliczna decyzja Dudy. Ukraiński ambasador odznaczony. „Pluje pan Polakom w twarz”

Skandaliczna decyzja Dudy. Ukraiński ambasador odznaczony. „Pluje pan Polakom w twarz”

31.07.2024 skandaliczna-decyzja-dudy

Prezydent Andrzej Duda (L), pierwsza dama Agata Kornhauser-Duda (2L) i ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz (4L).
Prezydent Andrzej Duda (L), pierwsza dama Agata Kornhauser-Duda (2L) i ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz (4L). / foto: PAP

Prezydent Andrzej Duda odznaczył ambasadora Ukrainy Wasyla Zwarycza Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Zasługi. Decyzja o odznaczeniu dyplomaty wzbudziła kontrowersje.[ g… OBURZENIE .md]

„Prezydent RP Andrzej Duda nadał za wybitne zasługi w rozwijaniu polsko-ukraińskiej współpracy Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Jego Ekscelencji Wasylowi Zwaryczowi” – poinformowała Kancelaria Prezydenta w poniedziałek wieczorem za pośrednictwem mediów społecznościowych.

Kancelaria Prezydenta @prezydentpl

Prezydent RP @AndrzejDuda nadał za wybitne zasługi w rozwijaniu polsko–ukraińskiej współpracy Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Jego Ekscelencji @Vasyl_Zvarych

Zdjęcie

=============================

Wydarzenie skomentował Łukasz Warzecha, który jest oburzony postępowaniem głowy państwa.

No żeż kurwa jego mać. Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać” – napisał na platformie X. Dodał, że „w wypadku tej decyzji pana prezydenta po prostu nie ma już innego komentarza”.

Wysokie polskie odznaczenie za «zasługi w dziedzinie relacji polsko-ukraińskich» otrzymuje ambasador, który te relacje wielokrotnie psuł, wykazywał się skrajną bezczelnością, oskarżał pilnujących polskiego interesu o sprzyjanie Rosji, w sprawie Wołynia unikał jak ognia mówienia o ukraińskim sprawstwie. Panie Prezydencie, to jest hańba. Tym odznaczeniem pluje Pan Polakom w twarz” – ocenił Warzecha.

Wpis

Rozmowa

Łukasz Warzecha @lkwarzecha

No żeż kurwa jego mać. Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać.

Kancelaria Prezydenta @prezydentpl 12 g.

Prezydent RP @AndrzejDuda nadał za wybitne zasługi w rozwijaniu polsko–ukraińskiej współpracy Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Jego Ekscelencji @Vasyl_Zvarych.

Zdjęcie

146,8 tys. Wyświetlenia

W wymianie zdań z internautami Warzecha wyraził obawę, że nikt nie zasugerował tego działania Dudzie, tylko jest to „jego własna decyzja”.

Dlaczego ta decyzja jest skandaliczna? Wystarczy przypomnieć, jak Zwarycz zachowywał się w czasie protestów polskich rolników:

Protest polskich przewoźników na granicy z Ukrainą. Zwarycz o „bolesnym ciosie w plecy”. Warzecha nie wytrzymał

Wasyl Zwarycz. Ambasador Ukrainy. Łukasz Warzecha.

Ukraińscy urzędnicy zabierają głos w sprawie protestów polskich przewoźników na granicy polsko-ukraińskiej. Skandaliczne słowa kijowskiego ambasadora, który pisze o „bolesnym ciosie w plecy”. W poniedziałek 6 listopada dziesiątki polskich przewoźników rozpoczęły blokadę trzech przejść granicznych z Ukrainą – w Hrebennem, Dorohusku i Korczowej. Protest polskich przewoźników jest odpowiedzią na liberalizację przepisów dotyczących transportu międzynarodowego na … Czytaj dalej Protest polskich przewoźników na granicy z Ukrainą. Zwarycz o „bolesnym ciosie w plecy”. Warzecha nie wytrzymał

NCZAS.INFO