W Sejmie trwa pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o finansowaniu z kieszeni polskich podatników in vitro. Głos w sprawie zabrał m.in. poseł Konfederacji Grzegorz Braun.
– Szczęść Boże wszystkim Polakom, małym i dużym, tym, którzy mogą zabierać głos w swojej obronie i tym, którzy tego głosu zabrać nie mogą – rozpoczął Braun.
Naga prawda o in vitro
– Kto z Państwa wie z pierwszej ręki, o czym tutaj debatujemy? Ja owszem. Jako reżyser dokumentalista kilkanaście lat temu „doktoryzowałem się” z tego tematu, miałem okazję, realizując zdjęcia do filmu, który Państwu usilnie nieskromnie polecam – „Eugenika w imię postępu” – miałem okazję spotkać ojca polskiego in vitro, Pana prof. Szamatowicza w zagłębiu in vitro, białostockim. I widziałem tę selekcję dokonywaną na moich oczach – nie na rampie oświęcimskiej – to było małe szkiełko laboratoryjne – wskazał poseł.
– Dokonywał tej selekcji zootechnik. Może nie wszyscy Państwo wiecie, że z uwagi na koszta zatrudnia się w realizacji tej procedury osoby niekoniecznie legitymujące się jakimkolwiek dyplomem medyka od ludzi – podkreślił.
– Widziałem te baniaki z ciekłym azotem, w którym trzyma się to, co zostanie, jako efekt, produkt uboczny tej selekcji. No i one tam stoją te baniaki, może nawet do dziś stoją te, które wtedy oglądałem – powiedział.
Narastające problemy
– Ale nieprzekonanych nie przekonam, więc opowiem Państwu coś ciekawego (…) nawet i dla Panów doktorów z piekła rodem, którzy tutaj się wypowiadali na tematy im, jak sądzę, jednak bliżej nieznane. Otóż, pewien przedstawiciel personelu medycznego, który przepracował lata pod prof. Szamatowiczem i brał udział w tym procederze, a następnie nawróciwszy się i przejrzawszy na oczy podjął ów przedstawiciel niższego personelu medycznego pracę w programie naprotechnologii (…) – relacjonował Braun.
– Otóż, ten pielęgniarz zwrócił mi uwagę na pewien fakt empiryczny. W takim mieście jak Białystok, powtarzam: zagłębie in vitro (…), jest z konieczności ograniczona liczba dawców gamet męskich i żeńskich, jak się to elegancko nazywa (…). Ograniczona liczba dawców sprawia, że z każdym zabiegiem, który – uwaga – nie jest zabiegiem leczniczym, wyprowadzam z błędu, bo to szereg razy padło tutaj z trybuny, szereg rosnący tych zabiegów sprawia, że rośnie matematyczne prawdopodobieństwo, że tu, na tym świecie – nie na tamtym – spotkają się dzieci tego samego tatusia, najczęściej. Spotkają się, nie wiedząc o tym, że są dziećmi tego samego dawcy – wskazał.
– I być może – zwrócił mi na to uwagę ów pielęgniarz – być może zechcą jakimś, jak się to mówi po świecku, zbiegiem okoliczności dać początek nowemu życiu, tylko nie będą wiedzieli o tym, że mają tego samego tatusia, bo z mamusią to jednak łatwiej ustalić – kontynuował.
Jak podkreślił, było to kilkanaście lat temu. – To, niestety, nie weszło do filmu, gdyż było off the record. Mijały lata, sprawa weszła do agendy parlamentarnej, miejskiej, stała się sztandarem rewolucji, która w poszukiwaniu zaginionego lumpenproletariatu rozgląda się za nowymi grupami ludności, które mogłaby wciągnąć do swoich szeregów – ocenił.
To już się dzieje
– Wzięliście to na sztandar, wy, ludzie wielopokoleniowo już, niestety, reprezentujący mentalność eugeniczną, mentalność aborcyjną. I otóż, z upływem lat zacząłem czytać doniesienia, z których kilka Państwu przeczytam, bo niektóre są świeże – zapowiedział.
– W dalekich krajach, z drugiej strony globusa, lekarz ojcem czterdzieściorga dziewięciorga dzieci. Przy zabiegach in vitro używał własnego nasienia. Skandal. W Kanadzie, uspokajam, to tylko Ludowa Republika Kanady, to daleko, to na pewno nie u nas, ginekolog zapładniał pacjentki własnym nasieniem. Nie wiadomo ile ma dzieci – przytaczał Braun.
– I świeża rzecz z tego roku, marzec 2023, Pan Jonathan Jacob Meijer, holenderski muzyk, jest biologicznym ojcem pięciuset pięćdziesięciorga dzieci, które wytropiły tatusia. Najpierw jakieś dwie dziewczynki zorientowały się, że mają oczy nie po mamie, nie po tacie, wynikło z tego śledztwo policyjne – relacjonował.
– I uwaga, publicznie domagają się jacyś ludzie zniszczenia zmagazynowanych plemników tego dobroczyńcy ludzkości – ironizował Braun.
Przedsionek piekieł
– Szanowni Państwo, zapraszacie naszych rodaków, żerując na ich dramatach życiowych, do przedsionka piekieł już na tej ziemi. I ja nie będę rozszerzał tej argumentacji, powiem tylko, że właściwie moglibyśmy powiedzieć: dajcie nam, katolikom, normalnym, uczciwym ludziom spokój i nie każcie nam płacić na to, co tam sobie robicie. Ale sprawa, jak widzicie, ma konsekwencje potencjalnie społeczne. Konsekwencje, z których problemy z ustalaniem linii dziedziczenia majętności będą najmniejszym problemem – zwrócił się do wnioskodawców.
– Są procedury godziwe i niegodziwe. I to, że bardzo wielu ludzi pragnie potomstwa, chwała Bogu, normalny człowiek pragnie potomstwa i cieszy się, kiedy Pan Bóg błogosławi. Ale to, że są niegodziwe sposoby czynienia zadość tej tęsknocie, to wiemy z historii – zaznaczył.
– Niemiecki program Lebensborn dał dzieci wielu poczciwym ludziom, wielu dobrym Niemcom, wcale nie wszyscy byli członkami NSDAP, a jednak porywanie i handel dziećmi nie jest przez nas sankcjonowany i nie jest uznawany za dobre rozwiązanie tego problemu – wskazał.
– A więc, skoro jest problem, diagnozujmy go, ale nie szukajmy rozwiązań z piekła rodem. Składam wniosek o odrzucenie tego projektu w pierwszym czytaniu – zakończył Grzegorz Braun.
Sejmowy Zapis Przebiegu Posiedzenia: Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi (Nr 203) z 5 lipca 2023
wybrane wypowiedzi
str. 17
Przedstawicielka komitetu protestacyjnego Kodeń Anna Dejneka:
Dzień dobry. Witam państwa bardzo serdecznie. Nazywam się Anna Dejneka, jestem przedstawicielem społeczności kodeńskiej, to jest województwo lubelskie, powiat bialski. Dziękuję za udzielenie głosu, panie przewodniczący, który uważam jest bardzo ważny. Chcę tak szybciutko przedstawić nasz problem. Drodzy państwo, w ogóle by nas tutaj nie było, gdyby wójt, nasz włodarz, i firma Wipasz uczciwie podeszli do sprawy budowy przemysłowych ferm drobiu w naszej miejscowości. Społeczeństwo nie było poinformowane o tym, że powstanie u nas tyle ferm – mówimy o trzech lokalizacjach, drodzy państwo, na 17 mln sztuk kurczaków. Jeżeli mówimy o tym, że 210 dużych jednostek przeliczeniowych może zagrażać, może znacząco wpływać na środowisko, zdrowie i życie ludzi, to może państwu tak przedstawię, u nas w jednej miejscowości będzie to 4144 dużych jednostek przeliczeniowych, to dwudziestokrotność tej liczby. W następnej miejscowości w obrębie 3 km powstaje następna ferma, która będzie miała 4444 dużych jednostek przeliczeniowych. Pojawia się znowuż następna ferma, tylko że troszkę mniejsza, ale wczoraj się dowiedzieliśmy, nie wiem, na ile to jest prawda, że firma Wipasz złożyła nowe wnioski. Jeżeli państwo orientujecie się, co jest w Żurominie i Mławie, to gmina Kodeń będzie naprawdę większym zagłębiem przemysłowym niż Żuromin i Mława. My mieszkańcy naprawdę… Może nie byłoby tego tematu, jakby nasz wójt zrobił konsultacje społeczne, spytał nasze społeczeństwo, czy chcemy w ogóle, ale my dowiadujemy się o wszystkim po wydaniu wuzetek, po wydaniu decyzji. Nawet rada gminy nie wiedziała o tym, że u nas taka inwestycja duża powstanie. Powstają decyzje i w tej decyzji, gdzie jest 4444 jednostek dużych przeliczeniowych, na końcu jest taka wzmianka, że to nie będzie wpływało znacząco na środowisko.To o czym mówimy? Rozumiem, że ta decyzja jest błędnie wydana przez wójta? Następnie, drodzy państwo, my, mieszkańcy, przyszliśmy państwa prosić o pomoc, żebyście nam pomogli wyjść z tej sytuacji, bo w naszym powiecie to nie tylko gmina Kodeń – są to też gmina Sosnówka, Leśna Podlaska, gmina Drelów. Dowiadujemy się, że jedna firma chce zasiedlić nasz powiat kurnikami. Boimy się tego, bo nasze miejscowości są ekologiczne, prowadzimy hotele, prowadzimy różnego rodzaju działalność ekologiczną, mamy gospodarstwa ekologiczne. To nie jest tak, że my jesteśmy przeciwko rozwojowi wsi, jesteśmy za rozwojem wsi, ale takiej, żeby w nas nie wchodził przemysł, bo tutaj mówimy już o przemyśle. To jest przemysł. Nam się wpiera, że powstaną zielone fermy.Do firmy Wipasz złożyliśmy pisma, żeby nam wytłumaczyła, co to jest, co to znaczy zielona ferma. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Zapraszali nas do instytutu, drodzy państwo, gdzie się produkuje kurczaka, żeby wiadomo, zrobić z niego takiego superkurczaka, który wyrośnie w 28 czy 32 dni. Pojechaliśmy do Kwasówki, do słynnego instytutu, i rozmawialiśmy z mieszkańcami, którzy już mają kurniki.
Niestety nie było pozytywnej opinii ludzi. Wszyscy do nas mówi: „Nie dajcie się w to wrobić, bo jeżeli my płaczemy, to wy też będziecie płakać”. Drodzy państwo, to jest tak, że my, mieszkańcy tych gmin, prosimy państwa o pomoc, żebyście w jakiś sposób nam mogli pomóc rozwiązać tę sytuację. W Kopytowie już budują nam 14 kurników, dowiadujemy się, że jeszcze chcą ileś tam wstawić do jednej miejscowości. Boimy się także o to i nikt nie chce nam udzielić informacji, co z naszymi wodami gruntowymi, podziemnymi, bo jeżeli taka jedna ferma zużyje dwa razy więcej wody niż cała gmina w ciągu roku, to o czym tu mówimy? Już w studium dla Kopytowa jest, że może zabraknąć wody. Następna sprawa, co z naszymi gruntami, wartością naszych mieszkań, domów czy gruntów, czy innych nieruchomości? Boimy się, że wartość spadnie, boimy się też o rynek pracy, gdzie mamy swoje, prowadzimy działalność gospodarczą, odprowadzamy podatki, a z tego, co wiemy, firma Wipasz nie odprowadza podatku od działalności gospodarczej, tylko podatek rolny, czyli gmina nie ma żadnego zysku z tego. Rozumiemy, jakby był jeszcze jakiś podatek dla gminy od gruntów czy od działalności gospodarczej, jeszcze moglibyśmy o czymkolwiek rozmawiać. Tutaj nic nie mamy. Boimy się właśnie o wystąpienie ptasiej grypy, co z naszymi zwierzętami, mamy je na wsiach, wiadomo, że rolnicy mają swoje kury. Firma Wipasz czy inne firmy drobiarskie dostaną odszkodowanie. A czy my jako mieszkańcy dostaniemy jakiekolwiek odszkodowanie, jeżeli to wybuchnie? Mam nadzieję, że nie. Mówicie państwo o ustawie odległościowej czy odorowej. Odległość 500 m, jeżeli ktoś przejeżdża koło fermy, nic nie daje. U nas te trzy fermy będą posadowione na zachód od miejscowości, od gminy Kodeń. 90% wiatrów mamy na wschód, czyli te wszystkie wiatry przeniosą wszystkie szkodliwe czynniki, związki chemiczne na nas. Frma do nas mówi, że „zamontujemy wam czujniki na tych fermach”. Zadałam pytanie, na jakiej wysokości są te czujniki. Są na wysokości 2 m od ziemi, a gdzie mamy kominy, gdzie mamy wentylatory? To wszystko idzie w górę. To nie będzie spadało może na tę działkę, ale wszystko pójdzie w naszym kierunku, w kierunku naszych miejscowości, naszych domów. Mieszkańcy też nie mają wiedzy na temat tego. Jak cokolwiek, jakieś pytania skierujemy do firmy, to dostajemy pozwy przedsądowe, bo firma po prostu stosuje taką metodę, żeby nas wyciszyć – „jeżeli dużo będziecie o tym mówili, to spotykamy się w sądzie”. Mamy ten problem, państwa też prosimy, żebyście jakoś nam w tym temacie pomogli, żebyście nie zostawili nas samych. Chcę też państwa uświadomić, że Polska to my, mieszkańcy, nie tylko rolnicy, ale też zwykli mieszkańcy, którzy pracują, odprowadzają podatki do naszej gminy. Polska wieś nie zasługuje na to, żeby ją zaorać, a niestety takie koncerny drobiarskie jak firma Wipasz czy inne firmy zaorają polskiego indywidualnego rolnika. Mały rolnik, który będzie miał dwa–trzy kurniki niestety zostanie wchłonięty przez taką firmę, bo takie przypadki już też były. Pan o tym właśnie mówił, to jest rzeczywistość, to jest prawda. Drodzy państwo, te firmy występują, to jest na takiej zasadzie, że firma Wipasz czy inna firma zgłasza się do rolnika i zawiera z nim umowę przedwstępną sprzedaży. Rolnik występuje o wszystkie pozwolenia i dopiero jak uzyska te pozwolenia, to firma Wipasz od niego to odkupuje. Teraz nie dziwcie się państwo, że każdego rolnika, który będzie chciał postawić teraz jakiekolwiek kurniki, będziemy blokowali, bo nie wiemy, czy ten rolnik za chwileczkę nie sprzeda tych udziałów czy tej ziemi firmie Wipasz czy jakiejkolwiek innej Drodzy państwo, jest taki problem, że prawo jest nieścisłe. Nie działa na rzecz zwykłego obywatela. Mówimy o dobrostanie zwierząt. A gdzie jest dobrostan człowieka? My, ludzie, jesteśmy spychani na ostatni etap tego całego łańcucha. Nikt nie myśli o nas jako o ludziach. Jesteśmy tylko może takimi osobami, co do których „jakoś tam przejdzie, jakoś będzie”. Mówimy o tym, że trzeba dbać o kurę, o kota, inne zwierzę. A gdzie my jesteśmy, my, ludzie? Obawiamy się naprawdę tego, że w końcu… Czy nasze dzieci wrócą na polską wieś? Nie, bo nie będą miały, do czego wracać. Do tego smrodu? Na tę chwilę dziękuję bardzo. Drodzy państwo, proszę państwa, pomóżcie nam, nie zostawiajcie nas samych z tym problemem.
Str. 19
Przedstawicielka komitetów protestacyjnych z powiatu bialskiego Elżbieta Sokołowska:
Dzień dobry. Panie przewodniczący, pani przewodnicząca, szanowna Komisjo, nazywam się Elżbieta Sokołowska, reprezentuję połączone komitety protestacyjne z powiatu bialskiego. Chciałabym odnieść się, jako osoba sprzeciwiająca się tak zmasowanej koncentracji produkcji, do pewnych dwóch spraw, które poruszył pan minister. Przede wszystkim powiedział pan, że jest brany pod uwagę czynnik społeczny. Otóż chciałam powiedzieć, jak wygląda branie czynnika społecznego pod uwagę. Większość decyzji, w których wójtowie wydali negatywną opinię, odmowną, dotyczącą budowy fermy, zostało uchylonych przez SKO lub przez wyższe instancje. Czynnik społeczny w prawodawstwie nie jest brany pod uwagę. Niestety takie są doświadczenia. Druga sprawa, dotycząca zmiany w procedurze i w planach zagospodarowania przestrzennego. Otóż, proszę państwa, jesteśmy ofiarami braku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, ale nie dlatego, że zawsze nasze samorządy unikały, tylko to są biedne samorządy. W 2025 r. wchodzą nowe przepisy, do tego czasu będziemy zabudowani kurnikami, nie zdążymy. Byliśmy na posiedzeniu Komisji Infrastruktury i bardzo prosiliśmy o poprawkę dotyczącą zablokowania wydawania nowych pozwoleń w miejscach, gdzie nie przewidują tego plany miejscowe, plany zagospodarowania przestrzennego. Niestety ta poprawka nie została przyjęta. Prosiliśmy w ten sposób o ratunek dla nas, dla naszych miejscowości. Co chwila dowiadujemy się, że kolejne lokalizacje zaczynają nas otaczać. Jeszcze chciałabym się odnieść do jednej sprawy. Kiedy wydawane są decyzje rolno -środowiskowe, dotyczące oddziaływania na środowisko, każda inwestycja jest rozpatrywana oddzielnie, nie rozpatruje się tych inwestycji wspólnie, a one okazują się być 2 km, 3 km, 5 km od siebie. Każda z tych decyzji jest odrębną. W moim przypadku nie bierze się pod uwagę, że obok mnie z jednej strony jest jedna z największych w Polsce ferm norek. W żadnym postępowaniu nie pojawia się ta ferma jako oddziaływanie z drugą po drugiej stronie. Chciałabym zgłosić takie sprawy. Apeluję do państwa o to, żeby te biedne samorządy i te społeczności na wschodzie Polski nie były potraktowane jak obywatele drugiej kategorii. Nie możemy być nawet stroną w sprawie, ponieważ jest nas mniej niż 10, już nie pamiętam. W każdym razie nie możemy sami siebie reprezentować. Nikt nas nie słucha. Jestem w ogóle bardzo wdzięczna, że możemy dzisiaj cokolwiek powiedzieć i nam nie przerwano. Bardzo państwu dziękuję.
Str. 20
Przedstawiciel fundacji „Dobre sąsiedztwo” Grzegorz Strzałkowski:
Dzień dobry państwu. Grzegorz Strzałkowski, Fundacja „Dobre sąsiedztwo”. Przyglądamy się podobnym sprawom w całej Polsce i bierzemy udział w niektórych. Prawdę mówiąc, widzimy regularnie powtarzające się schematy. Odniosę się do słów pana ministra. Sukces Polski w hodowli drobiu jest oczywisty. Jeżeli zlikwidowalibyśmy regulacje przy imporcie odpadów, również odnieślibyśmy gigantyczny sukces w imporcie odpadów. Tyle tylko, że ponieślibyśmy koszty środowiskowe. Dokładnie to dzieje się w tej chwili z przemysłową hodowlą zwierząt w takiej skali, w jakiej to obserwujemy. Niestety przyznam szczerze, że poza planami zagospodarowania przestrzennego nie ma w Polsce praktycznie żadnych regulacji. Decyzja środowiskowa w zasadzie nie może być negatywna, jest tylko pięć przesłanek, one są skrajne, w zasadzie się nigdy nie zdarzają, które pozwalają nie wydać decyzji środowiskowej, czyli wydać odmowną decyzję. To naprawdę jest ewenement, jeżeli nawet wójt odważy się wydać negatywną decyzję, zostanie ona odrzucona później. Dlaczego? Mamy głębokie niezrozumienie funkcji raportu środowiskowego, bo on sprowadza się tylko do powiedzenia, jaki będzie wpływ inwestycji na okolicę. Jeżeli dzisiaj w raporcie środowiskowym zapisalibyśmy, że wszyscy dookoła umrą w ciągu kilku lat, to w zasadzie spełnia to wszystkie przesłanki, żeby zostało to zaakceptowane. Brzmi to niesamowicie, ale naprawdę tak jest. Obserwowaliśmy raporty środowiskowe, w których wystarczało zawarcie, że odległość od jakiejś inwestycji kurników wynosi sto kilka metrów, wystarczał enigmatyczny zapis o właściwym sposobie żywienia drobiu. Wtedy dyrektywa BAT, czyli dokument o najlepszych możliwych technologiach, zostawała uznana za spełnioną. Drodzy państwo, z wielką nadzieją patrzę na reformę w planowaniu przestrzennym, bo gdzieś tam z tyłu głowy mam myśl, że chcemy jednak Polskę rozwijać i chcemy, żeby kolejne inwestycje się pojawiały, ale musimy to robić naprawdę z głową. Dzisiaj popadliśmy już bardzo głęboko w jakąś skrajność, hodowla, w której jesteśmy czwarci na świecie i pierwsi w Europie, w przypadku tak małego kraju, może nie tak całkiem małego, jak Polska, to jest naprawdę bardzo dziwne. Skądś się to bierze. Obawiamy się dzisiaj zalewu drobiu z Ukrainy. Przed chwilą my zalaliśmy cały Zachód, drodzy państwo. Niskie ceny, skąd się biorą? Prawa podaży i popytu są nieubłagane. Myślę, że powinniśmy się troszeczkę zatrzymać i skupić na drugiej części nazwy ministerstwa, które bardzo często było skrótowo pomijane. Czasem myślę, patrząc na liczbę mieszkańców rolniczych i nierolniczych, że może czas zamienić człony tej nazwy, żebyśmy byli na posiedzeniu komisji rozwoju wsi i rolnictwa. Dzisiaj bardzo często są to niestety sprzeczne ze sobą tematy. Bardzo mi przykro to mówić. Wolałbym, żeby tak nie było. Może reforma planowania przestrzennego, może mądre planowanie przestrzenne zapobiegłoby temu. Tyle z mojej strony, drodzy państwo. Dziękuję bardzo.
Str. 20
Wójt gminy Podedwórze Monika Mackiewicz-Drąg:
Dzień dobry. Monika Mackiewicz-Drąg, wójt gminy Podedwórze w województwie lubelskim. Szanowni państwo, również miałam wniosek inwestora na budowę fermy drobiu, 24 kurników. Natomiast mam to szczęście, że cała moja gmina jest objęta planem zagospodarowania przestrzennego. Po konsultacjach z mieszkańcami zmieniliśmy plan zagospodarowania i wprowadziliśmy zakaz lokalizowania inwestycji znacząco oddziałujących na środowisko, tym samym blokując możliwość budowy ferm drobiu. Proszę państwa, można konsultacje, o których pan minister wspominał, zrobić tak, żeby mieszkańcy się o nich nie do końca dowiedzieli. Być może nowa ustawa o planowaniu przestrzennym zobowiąże gminy do tego, aby szerzej prowadzić konsultacje, do tego, żeby wychodzić z informacją rzetelną do mieszkańców. Mam tylko nadzieję, że z uchwaleniem nowej ustawy, czy ona wejdzie w życie w 2025 r., czy w 2028 r. (jest planowana poprawka), pójdą środki dla samorządów na opracowanie tych planów. To są, proszę państwa, gigantyczne pieniądze, które są bardzo duże w budżetach gmin. Takie wiejskie gminy naprawdę nie mają środków na to, aby wydać kilkaset tysięcy złotych na opracowanie planu ogólnego czy też planów szczegółowych, czy tych wszystkich dokumentów planistycznych, a potem jeszcze właśnie scyfryzowanie tego wszystkiego. To są naprawdę ogromne koszty. Mimo tego, proszę państwa, że na terenie mojej gminy obowiązuje zakaz, nadal prowadzę postępowanie środowiskowe. Powiem państwu, że jako samorządy nie jesteśmy dobrze przygotowani kompetencyjnie do prowadzenia takich spraw. Niestety jedynym źródłem informacji, na którym mogę się oprzeć, wydając lub odmawiając wydania decyzji środowiskowej, jest raport inwestora, opracowany na jego zlecenie. To jest jedyne moje źródło informacji. Są jeszcze opinie wydane przez regionalną dyrekcję ochrony środowiska czy też sanepid. Jeżeli sanepid i regionalna dyrekcja ochrony środowiska uzgodnią inwestycję,to mimo protestów mieszkańców nie mam podstaw do tego, aby odmówić wydania decyzji, bo tak jak wspomniano, opierając się tylko na czynniku społecznym, niestety decyzje są odmowne, są potem uchylane. SKO zobowiązują nas do wydania tych decyzji. Nawet wychodząc do mieszkańców i rzetelnie ich informując… Poza opinią RDOŚ i raportem inwestora naprawdę, proszę państwa, szukałam, nie widzę rzetelnych badań. Może państwo macie z Ministerstwa Środowiska, z Ministerstwa Zdrowia lub innych instytucji jakieś badania, informacje na temat wpływu takich ferm, bo przecież one powstają już od kilkunastu lat pewnie na terenie naszego kraju. Jak one wpływają na tych ludzi, jak wpływają na ceny nieruchomości, na wody gruntowe, na zdrowie mieszkańców. Nie znalazłam rzetelnych materiałów, żeby powiedzieć moim mieszkańcom, z czym się będzie wiązała inwestycja. Opieram się tylko na raporcie inwestora. Później, proszę państwa, na etapie wykonania inwestycji, nie mam żadnych narzędzi, aby weryfikować, czy to, co zostało opracowane w raporcie, jest wdrażane w życie. Inwestor napisał, że będzie taki pobór wody czy taki rozmiar transportu, ale ja potem nie mam narzędzi, żeby badać i sprawdzać, czy tak jest rzeczywiście, czy tych ciężarówek nie przyjeżdża trzy razy więcej, czy obsada nie jest większa. Nie jestem uprawniona do tego, żeby…
Poseł Zbigniew Ziejewski (KP):
…to sprawdzają.
Wójt gminy Podedwórze Monika Mackiewicz-Drąg:
Być może, mam nadzieję, że tak jest. Natomiast o czym jeszcze powiem? Wójtowie okolicznych gmin ani ja nie mamy obowiązku przekazywać sobie informacji na temat tego, jakie postępowania prowadzimy, jakie są planowane kolejne fermy w naszej okolicy, czyli każdy z nas prowadzi postępowanie odrębnie i nie ma przepływu informacji. Nie dowiaduję się o tym, gdzie są kolejne plany. Być może większą kontrolę ma organ wydający pozwolenia na budowę, czyli starostwo powiatowe, bo widzi, ile ferm i gdzie powstaje, ja tylko wydaję decyzję środowiskową. Natomiast, proszę państwa, starostwo również nie ma podstaw do tego, aby odmówić kolejnego pozwolenia na budowę, jeżeli spełnia wnioski formalne, ma wydaną decyzję środowiskową, czy to jest piąta, czy pięćdziesiąta ferma w okolicy. Tu jest kwestia tego, żeby ktokolwiek, proszę państwa, czy to Ministerstwo Rolnictwa, czy inna instytucja, miał kontrolę, gdzie powstają fermy i w jakiej koncentracji. Dziękuję bardzo.
Str. 24
Poseł Dorota Niedziela (KO):
Panie przewodniczący, panie ministrze, to emocjonalne wystąpienie pana doktora nie jest już pierwszy raz. Nie chciałabym, żeby pan łączył antybiotykooporności z rozmową o tym, co się dzieje w koncentracji kurników, bo antybiotykooporność wymaga zmiany systemu chowu, a nie budowania 160 nowych kurników. Proszę tego nie uzasadniać. Czy prawdą jest, że firma Wipasz wykupuje po kawałku ziemię razem z pozwoleniami? To jest moje pytanie zasadnicze. Jeśli mówimy o uczciwości, przejrzystości i granicy prawa, to wie pan, od prawa to my tutaj jesteśmy i prawo oprócz zapisów ma jeszcze ducha prawa, a duchem prawa jest podstawowa rzecz, tzn. podstawową rzeczą prawa jest człowiek.Nie może być tak, że w duchu prawa nie bierzecie pod uwagę człowieka, rozmawialiśmy o tym na posiedzeniu podkomisji. Mam wrażenie, że pan nadal nie zrozumiał. Nie chodzi o to, kto chce inwestować i chce zarabiać, bo to jest słuszny cel. Jeżeli mówię o przejrzystości, dlaczego wasza firma nie przedstawiła całościowego programu, jaki ma dotyczyć tego terenu? Co takiego jest niebezpiecznego w tym, że baliście się zebrać ludzi z tych powiatów i powiedzieć: Słuchajcie, robimy tutaj taką dużą inwestycję. Będzie ona tak wyglądała. Będą takie zyski dla gminy, będą uciążliwości, które w ten sposób zrekompensujemy? Co takiego było niebezpiecznego, że nie chcieliście państwo w całości tego przedstawić? Tylko, jak mówią nam ludzie, a rozmawiamy z nimi często, po kawałku w każdej gminie dostają prośbę o posadowienie takich kurników. Dlaczego nie przedstawiliście państwo tego planu? Nie konsultowaliście? Przecież przy takich inwestycjach główna zasada to konsultacja społeczna. Żadnej dużej inwestycji nie powinno się zrobić bez zrozumienia w społeczeństwie, które tam mieszka, bo będziecie mieć z tym zawsze problem. Wydawało mi się, że tak rozsądna, długo działająca, bogata firma, ma na to i pieniądze, i czas. Proszę nie przekupywać miejscowych tym, że pan zrobi jakąś imprezę na wsi, bo mówią o tym, że bez przerwy dajecie pieniądze na jakieś imprezy. To fantastycznie, tylko zamiast tego powinniście zrobić duże zebranie, pokazać, jak to wygląda, przekonać do tego społeczeństwo. A my się musimy spotykać w Sejmie i wysłuchiwać rozpaczy ludzi, którzy nie chcą inwestycji. Wydawałoby się, że rozsądną rzeczą będzie, jeżeli państwo przeprowadzą prawdziwe konsultacje i przedstawią swoje projekty. Jeśli są takie wspaniałe, dlaczego nie chcą tego mieszkańcy? Może macie złą informację? Może komunikacja jest zła? Nie próbujcie oskarżać ludzi, którzy może nie wiedzą. Jeżeli ktoś po kawałku wykupuje ziemię i dostaje pozwolenia na kilka kurników, a w całej swojej perspektywie ma 160, to jest to coś, co nie powinno mieć miejsca. Stąd moje pytanie, czy to prawda, czy kupujecie państwo po małych ilościach z pozwoleniami na pojedyncze kurniki?
Str. 31
Przedstawiciel Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki Bartosz Zając:
Dzień dobry. Bartosz Zając, Koalicja Społeczna Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Może tylko uzupełnię wypowiedź przedmówcy właśnie à propos rentowności branży. Jeżeli dobrze pamiętam, z ust wiceministra padła liczba 3,2 mld zł sam eksport drobiu. To może warto skontrować z innymi liczbami – 1,1 mld zł to same odszkodowania i koszty zarządzania kryzysowego. To tylko jedna z części kosztów ukrytych produkcji drobiu w 2021 r. Od tego czasu skala chowu cały czas rośnie, budujemy kolejne fermy, więc w przypadku kolejnych ognisk, kolejnych problemów epizootycznych odszkodowania będą jeszcze większe. Nie wiem, cóż to za zachwycanie się tym, że jesteśmy potęgą drobiarską w Europie i czwartym miejscem na świecie. Ela Sokołowska, liderka jednego z protestów na Lubelszczyźnie, bardzo trafnie określiła ten rzekomy sukces polskiego drobiarstwa.
Jesteśmy po prostu kurnikiem Europy ze wszystkimi ukrytymi kosztami z tym związanymi. To, czego Zachód nie chce u siebie dewastować na wsi, my dewastujemy, zasłaniając się sukcesem gospodarczym, otrąbiając tak naprawdę tę branżę. Swoją drogą, przepraszam, też mnie trochę emocje ponoszą, ale mam ostatnio wrażenie, że Ministerstwo Rolnictwa to jest po prostu jakaś propagandowa przybudówka branży drobiarskiej w Polsce. Pan weterynarz z Wipaszu powiedział, że czuje tę pogardę, ja tej pogardy nie widzę w regulacjach prawnych. Przeciwnie, mam wrażenie, że prawo pokazuje pogardę względem właśnie strony społecznej, realnie wobec mieszkańców wsi i rolników, bo nie zrównujmy rolników i producentów ze sobą. Swoją drogą, głos pana Sulimy bardzo mnie dziwi, bo właśnie o takich małych hodowcach jak pan najczęściej przedstawiciele koncernów mówią per brudas. Słowo, którego zresztą pan dzisiaj użył – brudas. Powiem dokładnie, o co chodzi. To państwo są jako mali i średni hodowcy obciążani odpowiedzialnością, najczęściej przez branżę drobiarską, za roznoszenie epidemii, wirusów, właśnie takich jak grypa ptaków
str. 31
Przedstawiciel Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki Bartosz Zając:
Dokończę tylko może jedną rzecz, że ten problem epidemiologiczny w Polsce jest i on dzisiaj nie dotyczy samych ptaków. Dotyczy, tak jak widzimy, innych zwierząt, bo ten wirus przekracza granice gatunkowe, więc bagatelizowanie tego problemu… Powiem szczerze, że czytając pismo, które otrzymaliśmy pewnie wszyscy jako uczestniczy dzisiejszego posiedzenia Komisji, przygotowane przez Ministerstwo Rolnictwa… Już naprawdę nie mogę dłużej czytać o problemie ferm przemysłowych z punktu widzenia uciążliwości, subiektywnych problemów, subiektywnych odczuć itd. Może 15 lat temu to by przeszło, ale dzisiaj już powinniśmy być w tej dyskusji na zupełnie innym etapie – problemów epidemiologicznych, dewastowania wsi, upadku gospodarstw, które są tak naprawdę wypierane z rynku przez skalujące nieustannie hodowle i chów, duże koncerny drobiarskie czy odpowiedzialne za produkcję świń, szeregu innych problemów. O problemach gospodarstw agroturystycznych czy ekologicznych w ogóle nawet nie wspomnę, że taka produkcja praktycznie przestaje być na wsi możliwa. Nie zafałszowujmy po prostu rzeczywistości, zachłystując się liczbami dotyczącymi eksportu polskiego kurczaka na Zachód. Dziękuję.
Str. 33
Przedstawicielka komitetu protestacyjnego Kodeń Anna Dejneka:
Ja tak szybciutko, dziękuję za udzielenie mi głosu. Odniosę się do tych liczb osób pracujących. Pan powiedział, że tysiąc osób z powiatu bialskiego.Byliśmy na proteście w Międzyrzecu Podlaskim, tam na zakład, na ubojnię wchodzili obcokrajowcy. Podejrzewam, że osoby z Bangladeszu i takie inne. Zostali przywiezieni busami pod ten zakład. Proszę nie mówić, że to są osoby z powiatu bialskiego, bo to są obcokrajowcy.
Po drugie, jeżeli państwo mówicie o dialogu, dlaczego państwo nie przyjechaliście przed rozpoczęciem tak dużej inwestycji? Twierdzicie, że jest tak bardzo ważna dla nas, potrzebna mieszkańcom naszych gmin,. Było przyjechać do nas przed rozpoczęciem takiej inwestycji i z nami porozmawiać. Następna sprawa odnośnie do pracowników. W naszej gminie jest 121 osób bezrobotnych, zarejestrowanych na czwarty kwartał 2022 r. To było 65 kobiet i 33 osoby powyżej 55. roku życia. Pan uważa, że te osoby pójdą do pracy do kurników? Uważam, że nie, dlatego…
str.33
Poseł Marta Wcisło (KO):
Szanowni państwo, jestem zdumiona, zniesmaczona wypowiedzią przedstawiciela Wipaszu, pana doktora, tymi pouczeniami i łaskawością, której doznaliśmy. Pan doktor wyjaśnił nam także to, że płaci podatki, jakby to był strasznie wielki wyczyn, że firma Wipasz płaci podatki. Najwyraźniej jest to wyjątkowe. Zrozumiałam, szanowni państwo, na podstawie wypowiedzi, arogancji przedstawiciela Wipaszu, że tu nie ma mowy o jakimkolwiek konsensusie i porozumieniu. Tu jest potrzebna pomoc państwa. Państwo sobie zrobili zagłębie kurnikowe, 160 kurników, kupują, idą do rolnika, proponują mu kupno ziemi, pod warunkiem że wystąpi do gminy o warunki zabudowy na budynek gospodarczy, a oni kupują.
Mają oczywiście do tego prawo, ale to nie jest takie jawne i transparentne, bo gmina czasami nie wie, jakie będzie przeznaczenie tego obiektu, bo to nie jest plan zagospodarowania przestrzennego, który ściśle określa zabudowę, wysokość, wielkość, gabaryty. Plan zagospodarowania skrzętnie omijacie, wybieracie grunty, gdzie nie ma planu, gdzie wszystko idzie na warunki zabudowy. Pan mi tu mówi o transparentności, o uczciwości, proszę pana, pan nie ma wstydu, mówiąc to. Przez 25 lat prowadziłam działalność gospodarczą i każda uwaga mieszkańca była dla mnie cenna. Robiłam wszystko, żeby współżycie międzyludzkie, społeczne było jak najlepsze. Czy ci ludzie dzisiaj byliby tutaj, na posiedzeniu Komisji, gdyby wasze inwestycje były tak fantastyczne? Każda gmina zabiega o inwestycje, bo są podatki od nieruchomości, bo są miejsca pracy. Skoro są protesty, to znaczy, że wasze działalności są tak uciążliwe i mają tak ogromnie negatywne oddziaływanie, że uniemożliwiają funkcjonowanie i życie. Bzdura, że to podnosi wartość gruntu. Smród podnosi wartość gruntu? To niech sobie wybuduje willę za swoim płotem i niech pan tam mieszka 24 godziny na dobę, a tutaj niech pan nie opowiada takich farmazonów i niech pan nie obraża ludzi, bo pana arogancja świadczy o sposobie prowadzenia przez was działalności.Tak właśnie prowadzicie działalność gospodarczą. Dziękuję.
str. 35
Przedstawiciel fundacji „Dobre sąsiedztwo” Grzegorz Strzałkowski:
Bardzo jest ważne, żebyśmy myśleli przy wszystkich inwestycjach nie o sobie, nie tylko i wyłącznie własnym interesie, ale o interesie całego ogółu, całej okolicy. Ku zaskoczeniu stanę teraz w obronie Wipaszu, Cedrobu i innych tego typu firm. Te instytucje działają w obrębie obowiązującego prawa, ale jesteśmy tu dlatego, że to prawo jest złe, drodzy państwo. W tej chwili liczba kurników na przykład… Skoro jesteśmy pierwsi w Europie, to możemy sobie z góry powiedzieć, że w Niemczech jest mniejsza, mimo że mają ludzi chyba trzy razy tyle prawie. Drodzy państwo, jak powiedziałem, musimy zmienić w Polsce prawo, stworzyć system, który będzie dbał nie tylko o inwestora, ale będzie egzekwował raporty środowiskowe na etapie ich sporządzenia i później na etapie faktycznego wykonania, kontroli inwestycji. Dzisiaj to się nie dzieje. Dzisiaj w zasadzie inwestor przepycha raport środowiskowy, a potem naprawdę żadne instytucje… WIOŚ w minimalnym stopniu może to kontrolować, dając mandat 500 zł w razie czego. To wszystko nie działa. Jeżeli tego typu inwestycje mogłyby powstać, ale być potem kontrolowane, zaufanie ludzi byłoby znacznie większe. Dzisiaj nie wierzę raportowi środowiskowemu. Taki sam problem jest z biogazowniami, z wiatrakami i z innymi inwestycjami. Jeżeli raport środowiskowy byłby wiarygodny, a później egzekwowalny, zaufanie strony społecznej wzrosłoby ogromnie. Dzisiaj to po prostu nie działa. Dzisiaj raport środowiskowy jest dokumentem robionym dla inwestora, reprezentuje interesy inwestora i służy w zasadzie tylko do uzyskania pozwolenia na budowę inwestycji. To jest jeden z największych problemów w tym wszystkim. Dziękuję bardzo.
====================================
Zestaw materiałów odnośnie firmy Wipasz SA, która od kilku lat instaluje na wschodzie Polski setki kurników przemysłowych.
Modus operandi brojlerowego giganta – w oparciu o załączone artykuły i stenopis posiedzenia Komisji Sejmowej
Ta firma wybiera głównie biedne gminy, gdzie nie ma planów zagospodarowania przestrzennego
inwestycja startuje w oparciu o warunki zabudowy (często wnioski składa tzw “słup”), a oni wchodzą, gdy są wszystkie pozwolenia
instalują kilka kurników, a za jakiś czas wyrasta kilkadziesiąt kolejnych
gminie oferuje 250 tys. zł na cele oświatowe lub Klub Seniora
oferują wybudowanie nowej drogi i jej utrzymywanie
Stanisław Michalkiewicz; tygodnik „Goniec” (Toronto) • 19 listopada 2023 michalkiewicz.pl
I stało się, że 13 listopada pan Marek Sawicki z PSL, jako marszałek-senior, otworzył pierwsze posiedzenie nowego Sejmu. Umiłowani Przywódcy, którzy tym razem stawili się w komplecie, złożyli ślubowanie, w ramach którego posłowie pobożni dodawali do roty prośbę, żeby w służbie dla naszego nieszczęśliwego kraju, jakiej zamierzają się poświęcić, pomagał im sam Pan Bóg, no a posłowie bezbożni, którzy nie tylko uważają, że Pana Boga nie ma, ale nawet, że oni sami nie mają duszy, recytowali samą rotę, niekiedy przykładając do serca prawą dłoń – bo tak zrobił Donald Tusk, a oni – jak za panią matką – też, albo dlatego, że widzieli w kinie, iż tak właśnie robią dygnitarze amerykańscy, a w tym sezonie politycznym na nich się właśnie snobujemy. To ślubowanie ma o tyle wagę, że jest warunkiem sine qua non objęcia mandatu i uzyskania immunitetu, z czego najbardziej chyba cieszy się pan mecenas Roman Giertych, któremu bez przeszkód udało się dotrzeć na salę sejmową. Najwyraźniej niezależna prokuratura już nie śmiała robić mu żadnych wstrętów i przedstawiać nowych zarzutów nawet do – jak to się mawiało w czasach sarmackich – „pani starej”. Jak bowiem pamiętamy, kiedy poprzednio prokurator chciał panu mecenasu Giertychu przedstawić zarzuty, ten czujnie zemdlał, odwracając się twarzą do ściany, a w stronę prokuratora wystawiając „panią starą”. W rezultacie niezawisły sąd, co to powinność swej służby rozumie, w podskokach stwierdził, że takie przedstawienie zarzutów było nieskuteczne. Tedy ośmielony uzyskaniem immunitetu pan mecenas natychmiast zaczął się odgrażać, że zacznie donosić do prokuratury, zapewne w przekonaniu, że teraz będzie ona służyć nowym panom – między innymi – również jemu.
Następnie głos zabrał pan prezydent Duda, przestrzegając większość sejmową przed pokusą jakobinizmu. Część Wysokiej Izby przyjęła przemówienie pana prezydenta szyderczym, bazarowym rechotem, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Rzecz w tym, że większość sejmowa pod przewodnictwem Volksdeutsche Partei, dysponuje tylko 248 mandatami, podczas gdy do obalenia veta prezydenckiego tych mandatów potrzeba aż 276, w związku z czym pan prezydent może skutecznie zablokować każdą ustawę, która nie będzie mu się podobała. W tej sytuacji strategowie kierujący walką o przywrócenie w naszym bantustanie praworządności kombinują, jakby tę praworządność przywracać przy pomocy uchwał sejmowych, których prezydent nie wetuje. Nie jest to sprawa prosta, bo wprawdzie Sejm może podejmować uchwały, niechby nawet przeciwko lodowcom, czy trzęsieniom ziemi – ale na przykład zadekretowanie uchwałą Sejmu nielegalności tak zwanych „neo-sędziów” może wzbudzić wątpliwości. A przywracanie praworządności ma właśnie polegać na kuracji przeczyszczającej w sądownictwie, której ofiarą mają paść ci „neo-sędziowie”. Zostali oni mianowani przez pana prezydenta z rekomendacji „nowej” Krajowej Rady Sądownictwa, której nie tylko nie uznaje Judenrat „Gazety Wyborczej”, ale również sędziowie, co to samego jeszcze znali Stalina, a jeśli nawet nie jego, to przynajmniej generała Kiszczaka, a w ostateczności – generała Marka Dukaczewskiego, ostatniego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych przed formalną ich likwidacją. Nie uznają jej też sędziowie zwerbowani przez ABW w charakterze konfidentów w ramach „Operacji Temida”. Więc dekretowanie nielegalności „neo-sędziów” drogą uchwały sejmowej to byłby pierwszy przejaw jakobinizmu, chociaż jeszcze nie najgroźniejszy. Groźniejsze byłoby uznanie, że nie tylko ci „neo-sędziowie” są „nielegalni”, ale że nielegalne są również wydane przez nich orzeczenia. Jestem pewien, że coś takiego mogłoby doprowadzić do sytuacji, w której rozwścieczeni obywatele ruszyliby na sądy, powyrzucali tych wszystkich sędziów z okien na bruk, a same budynki podpalili. Ciekawe, czy taki scenariusz jest brany pod uwagę w niemieckiej BND – bo cały czas obowiązuje ustawa nr 1066, przewidująca możliwość interwencji sił zbrojnych obcych państw w tłumieniu rozruchów w Rzeczypospolitej. To byłby nawet niezły pretekst do wprowadzenia Bundeswehry na terytorium RP – o czym niedawno wspominał były ambasador RFN w Warszawie.
Potem odbyły się wybory marszałka Sejmu, którym został były ojczyk („petit pere”) – dominikanin, w osobie pana Szymona Hołowni, obecnie nastręczonego nam przez Amerykanów na jasnego idola, no i wicemarszałków. Łupy zostały podzielone zgodnie z mechanizmem obowiązującym w tzw. societas leonina – jak starożytni Rzymianie nazywali „spółkę lwią”, to znaczy – że zwycięzcy biorą wszystko, albo prawie. Dzięki temu, że „prawie”, to wicemarszałkiem został również pan Krzysztof Bosak z Konfederacji, która wcześniej poparła wybór pana Holowni. Natomiast głosowała wraz z innymi przeciwko kandydaturze dotychczasowej Pani Kierowniczki Sejmu Elbiety Witek, która nie uzyskała większości i wicemarszałkiem nie została. Tymczasem Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński uparł się, że PiS nie wystawi innego kandydata – tylko Panią Kierowniczkę. Można by to skwitować słowami poety, że „takiej dostał dziwnej manii, że chciał tylko od Stefanii”, gdyby nie to, że Jarosław Kaczyński jest wirtuozem intrygi i upór w sprawie kandydatury Pani Kierowniczki można uznać za element przemyślanej strategii.
Rzecz w tym, że po marcowym przyzwoleniu udzielonym przez amerykańskiego prezydenta Józia Bidena kanclerzowi Scholzowi, że Niemcy mogą urządzać Europę po swojemu, Berlin w pośpiechu i bez oglądania się na zachowanie pozorów, forsuje budowę IV Rzeszy poprzez modyfikację traktatu lizbońskiego, z którego zniknie prawo weta, zmniejszona zostanie liczba uczestników Rady Europejskiej z 27 do 15 i przekazanie do wyłącznej kompetencji UE kolejnych 65 obszarów decyzyjnych. Ponieważ wydaje się pewne, że Donald Tusk prędzej by splamił mundur, niż stanął w tej sprawie Niemcom okoniem, Naczelnik Państwa najwyraźniej wykombinował sobie, że będzie teraz odgrywał rolę męczennika za świętą sprawę niepodległości Polski, dzięki czemu wszyscy zapomną, że w 2003 roku, ręka w rękę z Donaldem Tuskiem, stręczył Polakom Anschluss, że w 2008 roku razem z PO głosował w Sejmie za upoważnieniem prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który amputował Polsce ogromny kawał suwerenności i że całkiem niedawno przeforsował przy pomocy klubu Lewicy ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, będącej milowym krokiem na drodze budowy IV Rzeszy. Upór przy kandydaturze Pani Kierowniczki na stanowisko wicemarszałka Sejmu jest właśnie elementem tej strategii, obliczonej na wykreowanie męczeńskiego wizerunku, który w Polsce zawsze budzi współczucie.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto) • 5 listopada 2023 michalkiewicz
Teraz wszyscy porozjeżdżali się po cmentarzach w związku ze świętem Wszystkich Świętych, które za pierwszej, a także i obecnej komuny nazywane jest też Dniem Zmarłych. Forsuje to głównie Judenrat „Gazety Wyborczej”, co jest całkowicie zrozumiałe, bo skąd wśród antenatów ścisłego kierownictwa miałby się znaleźć jakiś święty? Trudno by tam było nawet o świętego tureckiego, toteż Judenrat forsuje głównie halloween, w ramach których prezentuje się antenatów jako potwory. Coś niewątpliwie jest na rzeczy, bo jakże inaczej zaprezentować takich na przykład Budowniczych Polski Ludowej? Tymczasem przewielebne duchowieństwo, chociaż oczywiście nie całe, co to, to nie, bo duchowieństwo postępowe jeśli nawet nie chwali, to nabiera wody w usta, jako że wiadomo, iż najważniejsze jest, by nikogo nie urazić, no i oczywiście – wypić i zakąsić – ale część dopatruje się w tym „okultyzmu” i innych karygodnych myślozbrodni. Ciekawe, co w tej sprawie postanowi w przyszłym roku Synod o Synodalności – bo z listu skierowanego do szerokich mas ludowych nie wynikają żadne konkrety. Może właśnie to jednak zapowiadać jakieś paroksyzmy, o których Ojcowie Synodaliści nie chcą zawczasu nas informować, by nikogo nie płoszyć. Wiadomo już jednak, że za sól ziemi czarnej zostali chyba uznani sodomczykowie, jak i „kobiety” i że wszystkie sprawy Nieba i Ziemi będą roztrząsane pod tym właśnie kątem. Najwyraźniej nie mamy większych zmartwień, więc zanim zaczniemy głosować nogami, musimy przyjąć postawę wyczekującą.
Tym bardziej wypada ją przyjąć, że pan prezydent Duda termin pierwszego posiedzenia Sejmu wyznaczył na 13 czy może 14 listopada – dokładnie w 30 dni po wyborach. Z tymi wyborami jest jednak taka sprawa, że jeszcze nie wiadomo, czy będą one ważne, czy nie. Zgodnie bowiem z art. 101 konstytucji, ważność wyborów stwierdza Sąd Najwyższy – a jeszcze się w tej sprawie nie wypowiedział. Podobno jest on zasypany protestami wyborczymi, ale chociaż protestów wyborczych było wiele również poprzednio, to Sąd Najwyższy zawsze posłusznie stwierdzał ważność wyborów, stabilizując w ten sposób naszą młodą demokrację. Tym razem w grę może wchodzić jeszcze jeden czynnik. Mianowicie wielu Umiłowanych Przywódców, przede wszyskim z Volksdeutsche Partei, a także ze stronnictw sojuszniczych: Trzeciej Drogi, zwanej również przez złośliwców „Trzecią Nogą” oraz Lewicą, od dnia wyborów odgraża się, że gwoli przywrócenia „wolnych sądów” i w ogóle – „praworządności” – tak zwanych „sędziów dublerów”, czyli sędziów rekomendowanych przez „nową” Krajową Radę Sądownictwa, będzie dusić gołymi rękami. Bo ci „sędziowie dublerzy” tworzą partię sędziów rządowych, podczas gdy sędziowie rekomendowani przez „starą” Krajową Radę Sądownictwa, w której zasiadali sędziowie, co to, o ile już samego nie znali Stalina, to w każdym razie – generała Kiszczaka – tworzą partię sędziów nierządnych, która jest ostoją trwałości i mocy praworządności socjalistycznej. A tak się akurat składa, że w Sądzie Najwyższym jest sporo sędziów rządowych, którzy – jeśli nawet nie zostaną uduszeni gołymi rękami, to zawsze mogą gazem. W obliczu takiej perspektywy mogą wpaść na pomysł, by przynajmniej kilka protestów wyborczych nie tylko uznać za słuszne, ale i przyjąć, że miały one wpływ na wynik wyborów i na tej podstawie wybory unieważnić.
Wprawdzie nigdy jeszcze coś takiego się nie zdarzyło, ani za pierwszej komuny, ani za demokracji, czyli za komuny obecnej – ale zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz – o czym wiedzą chłopcy i dziewczęta, więc dlaczego niby nie mieliby wiedzieć o tym sędziowie? Jest rzeczą prawie pewną, że taka decyzja doprowadziłaby do rozruchów, tym bardziej, że i BND mogłaby zadaniować na tę okoliczność część licznej ukraińskiej diaspory do powtórki z wołynki, co zmusiłoby pana prezydenta, ku radości Naczelnika Państwa i jego ekipy – do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Podczas takiego stanu nie można bowiem skracać kadencji Sejmu, ani organizować wyborów – a także przynajmniej przez 90 dni od jego odwołania. Ponieważ w przypadku stwierdzenia nieważności wyborów, nowo wybrany Sejm też byłby nieważny, wszystko zostałoby po staremu, a „demokraci”, którzy już nie mogą doczekać się konfitur i rozliczeń – bo wiadomo, że zemsta jest rozkoszą bogów – zostaliby, jak to się mówi – z fiatem w garści. To znaczy – tylko na początku awantury, bo dla pełności obrazu warto dodać, że cały czas obowiązuje ustawa nr 1066, przewidująca, że w tłumieniu rozruchów na terenie Rzeczypospolitej – ot choćby takiej wołynki – mogą wziąć udział formacje zbrojne obcych państw, a konkretnie – państw członkowskich IV Rzeszy.
Bo Unia Europejska, a konkretnie Niemcy, kują żelazo, póki gorące, to znaczy – starają się maksymalnie wykorzystać pozwolenie na urządzanie Europy po niemiecku, jakiego w marcu udzielił kanclerzowi Scholzowi amerykański prezydent Józio Biden. Nie wiadomo przecież, kto w listopadzie przyszłego roku zostanie kolejnym amerykańskim prezydentem, ani też – co mu strzeli do głowy – toteż trzeba się spieszyć, by stworzyć fakty dokonane jeszcze przed 21 stycznia 2025 roku, kiedy to nowy prezydent obejmie w Ameryce władzę. W związku z tym w Unii Europejskiej nie tylko ma zostać zlikwidowane prawo weta, ale w dodatku – Rada Europejska, będąca organem prawodawczym Unii – ma zostać zmniejszona z 27 do 15 uczestników, co oznacza, że niektóre bantustany nie będą w ogóle w niej reprezentowane. W dodatku 65 obszarów decyzyjnych ma zostać formalnie przekazanych do wyłącznej kompetencji Unii Europejskiej. Krótko mówiąc – IV Rzesza tworzy się właśnie na naszych oczach – a w tej sytuacji wszystko wydaje się możliwe. Ot na przykład z dnia na dzień Niemcy zmienili zdanie we sprawie migrantów. Już nie witają ich chlebem i solą ani kwiatami, tylko właśnie uchwalili przepisy pozwalające na ich przyspieszoną deportację. Zawsze mówiłem, że Niemcy są narodem zdyscyplinowanym i jeśli, dajmy na to, dzisiaj jest rozkaz, że Żydów trzeba nosić na rękach, to nikomu nie pozwolą się wyprzedzić, ale jeśli pewnego dnia padnie inny rozkaz, to też nie pozwolą nikomu się wyprzedzić. Ciekawe, gdzie będą teraz tych migrantów deportowali – czy przypadkiem nie na wschód? Jeśli tak by się stało, to nie ma rady; trzeba by przygotować istniejącą infrastrukturę na ich przyjęcie, no i zorganizować techniczną stronę tego przesiedlenia.
Dlatego warto przyglądać się poczynaniom bezcennego Izraela w getcie zwanym „Strefą Gazy”, z której – jak powiedział premier Netanjahu – ma zostać „wysiedlone” ponad 2 miliony ludzi czy może jednak podludzi? Można to potraktować jako program pilotażowy ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej – bo myśl raz rzucona w powietrze, prędzej czy później znajdzie swego amatora.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
– Raport NIK-u skupia się w tej chwili tylko na sferze finansowej, nie jest poruszona żadna kwestia zaniechania leczenia, utrudnienia leczenia, utrudnienia dostępu do lekarza i kto tak naprawdę za to wszystko odpowiada
W Sejmie odbyła się konferencja prasowa podsumowująca działania Poselskiej Komisji Śledczej Norymberga 2.0 w tej kadencji. Swoje prace od ponad dwóch lat prowadzi ona w ramach Parlamentarnego Zespołu do spraw Nadużyć i Naruszeń Prawa w związku z COVID-19, pod przewodnictwem Posła Grzegorza Brauna.
Podczas konferencji głos zabrał m.in. lekarz Marcin Sowiński. Wskazał, że w przypadku funduszu covidowego „unikano i do dziś uniknięto nadzoru”.
– Zarzut, jaki Pan prezes NIK postawia, jest przede wszystkim wniosek skierowany do CBA o możliwość korupcjogennego działania w ten sposób, że Pan premier Morawiecki nie nadzorował w sposób właściwy tego funduszu, ponieważ też nie było kontroli nad wydawaniem (…), a wyglądało to w ten sposób, że większość pieniędzy wydawano wcale nie na walkę z covid, tylko np. na budowę dróg albo na zakup śmieciarek albo na zapłatę za gaz – powiedział.
Jak wyjaśnił, w sprawie funduszu „dwie główne komisje się zbierały i decydowały same, właściwie bez żadnych protokołów, bez żadnych pisemnych potwierdzeń, a te ręczne notatki, które były, zostały zniszczone”.
– Nie podlegało to żadnym uregulowaniom, nie było żadnych wytycznych, nie było żadnej punktacji, żadnej wagi, do tego, żeby dobierano i te fundusze dobrze dzielono – wyjaśnił.
Przypomniał, że minister zdrowia zawierał umowy na ponad 200 milionów dawek, kiedy było ich potrzeba o wiele mniej. – Już dawno, po pierwszych zamówieniach, było wiadomo, że nie są potrzebne następne, a Pan minister Niedzielski dalej zamawiał. Zamawiał i zamawiał na nasz koszt (…), a potem utylizował –wskazał.
– Z tego całego dokumentu (raport NIK – przyp. red.) moja konkluzja jest taka, że większość szczepionek była prawdopodobnie przechowywana w sposób niezgodny z tymi instrukcjami, które tak bardzo radykalnie, [nakazywały] czyli dobre temperatury w zamrażarkach trzymać, bo nie ma na to żadnych potwierdzeń, nie było żadnej kontroli. A jak już zrobiono kontrolę w jednej z hurtowni, to wyszły same nieprawidłowości w tym zakresie – podkreślił.
Ratownik Damian Garlicki wskazał natomiast, że raport NIK „jest wierzchołkiem góry lodowej, wielkich nieprawidłowości, których dopuścił się obecny rząd, ale (…) też wszyscy inni posłowie, którzy ich wspierali”. – Tylko Konfederacja miała odwagę przeciwstawiać się i negować słuszność wprowadzanych obostrzeń, zakazów, nakazów – przypomniał.
– Raport NIK-u skupia się w tej chwili tylko na sferze finansowej, nie jest poruszona żadna kwestia zaniechania leczenia, utrudnienia leczenia, utrudnienia dostępu do lekarza i kto tak naprawdę za to wszystko odpowiada – wskazał.
Ratownik podkreślił, że „nie możemy pozwolić na to, aby w przyszłości znowu zgotować Polakom taki los”.
Głos zabrał także poseł Grzegorz Braun. – Nie musieliśmy czekać ani pięć ani pięćdziesiąt lat na potwierdzenie trafności naszych diagnoz, trafności naszego osądu. Stwierdzaliśmy od początku tej operacji w roku 2020, że nie ma ona podstaw ani prawnych – jest nielegalna, ani medycznych – jest to operacja znachorska, co do istoty – wskazał polityk.
Przypomniał, że Konfederaci jako jedyni „dopominali się o poszanowanie zdrowia, życia, wolności, godności, także majętności Polaków” i ocenił, że „był to wielki zamach na te wszystkie sfery”.
– NIK mówi na razie o aferach finansowych, a co ze zbrodniami? Jest przestępstwem kodeksowym zaniechanie akcji ratunkowej, nieudzielenie pomocy osobie potrzebującej, której zdrowie, życie jest zagrożone. To zrobiono tutaj na masową skalę – dodał.
Braun podkreślił, że widzieliśmy „wielki spektakl hipokryzji, wielkie zakłamanie”. – Jeśli ten złowrogi rząd zjednoczonej łże-prawicy miałby kontynuować swoją działalność, to złodzieje i zbrodniarze pozostaną nieukarani, ponieważ działali prawem kaduka z delegacji tego rządu – zaznaczył.
– Nie tylko zjednoczona łże-prawica była w pełni zaangażowana w ustanawianie reżimu terroru covidowego wobec Polaków, ale cała totalna opozycja i jedna Konfederacja (…) ze szczególnym uwzględnieniem Konfederacji Korony Polskiej (…) w tej sprawie miała stanowisko odrębne – skwitował.
Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu poseł Grzegorz Braun po raz kolejny przypomniał, że w przestrzeni publicznej pojawiły się informacje dotyczące tajnego współpracownika Stasi Mateusza Jakuba Morawieckiego.
Nie jest jasne, czy chodzi o aktualnego premiera RP czy też o inną osobę o tych samych imionach i nazwisku.
– Dobrze się składa: jest pan premier Morawiecki, jest minister bezpieki Kamiński, wiceminister Wąsik. Wnoszę, pani marszałek, o przegłosowanie wyłączenia jawności posiedzenia – gdyż sprawa związków Mateusza Jakuba Morawieckiego z sowiecką niemieckojęzyczną bezpieką wymaga wyświetlenia – po to, aby pan minister jeden z drugim mógł bez skrępowania i obawy naruszenia tajemnic państwowych zreferować, jak postępuje wyjaśnianie tej sprawy – powiedział z mównicy sejmowej poseł Konfederacji Grzegorz Braun.
– Czy Mateusz Jakub Morawiecki zarejestrowany przez Stasi jako tajny współpracownik „Jacob” vel „Student” to ten Mateusz Morawiecki czy jakiś inny? – dodał.
– Myślę, że Sejm potrzebuje pilnie informacji na ten temat, ponieważ rzuci ona światło na asertywność… – Braunowi nie dane było jednak dokończyć tej wypowiedzi, gdyż marszałek Witek wyłączyła mu mikrofon. Mimo to poseł wciąż przemawiał z mównicy. Jego słów jednak nie słychać na nagraniu. Nie zapisano ich także w sprawozdaniu stenograficznym z posiedzenia.
Marszałek Witek za to kontynuowała program posiedzenia, nie odnosząc się w ogóle do wniosku posła Brauna.
– Dziękuję bardzo. Proszę państwa, powracamy do rozpatrzenia punktu 2. porządku dziennego: Sprawozdanie komisji finansów publicznych o poselskim projekcie ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych – mówiła.
Cenowe eldorado dla parlamentarzystów. Ceny w sejmowej stołówce
Z ostatnich szacunków Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) wynika, że inflacja w kwietniu 2023 r. [r/r md] wyniosła 14,7 proc. Gdy przyjrzymy się cenom poszczególnych produktów, to sytuacja wygląda jeszcze gorzej.
W tym miejscu miał pojawić się niestandardowy element artykułu lub reklama, ale nie widzisz żadnego z tych elementów, ponieważ nie wyraziłeś zgody. Swoje ustawienia prywatności możesz zmienić tutaj.
Dla przykładu wędliny podrożały przez rok o 18 proc., jaja o 29 proc., mleko o 31 proc., a cukier aż o 67 proc.
Jednak nie wszędzie. Okazuje się bowiem, że sejmowa stołówka jest zieloną wyspą na mapie inflacji.
“Fakt” porównał tegoroczny cennik dla parlamentarzystów z ubiegłorocznym. Ceny dań garmażeryjnych nawet nie drgnęły. Porcja twarożku 200 g kosztuje dokładnie tyle samo (5 zł). Nie zmieniły się też ceny sałatki jarzynowej 250 g (8 zł), parówki z wody (2,50 zł). Tyle samo politycy płacą za pączka (3,50 zł/szt.), kawę (5,50 zł) czy herbatę (4 zł).
W porównaniu do ubiegłego roku wzrosły jedynie ceny zestawów obiadowych. W marcu 2023 r. dwudniowy zestaw z surówką i kompotem podrożał z 18 do 20 zł. To podwyżka mniejsza niż ogólna inflacja, bo o 11 proc.
Sejm twierdzi, że… jest drożej
Dziennik chciał dowiedzieć się, jaki jest przepis na tanie produkty w stołówce dla polityków. “Ceny w stołówce sejmowej są powiązane z dokonywanymi (w trybie przetargów) zakupami produktów żywnościowych. Dostawcy są wyłaniani w trybie konkurencyjnym” – czytamy w odpowiedzi, którą “Fakt” otrzymał od Centrum Informacyjnego Sejmu.
Druk nr 3180Sprawozdanie Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektu ustawy o zmianie Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej o poselskim projekcie ustawy o zmianie Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.
Data pisma: 2023-04-27 Data doręczenia druku: 2023-05-08
Liczba stron : 2 Data : 23-5-18 Nazwa pliku : 1
IX kadencja/druk 2263
USTAWA
z dnia
o zmianie Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej
Art. 1. W Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz. U. poz. 483, z 2001 r. poz. 319, z 2006 r. poz. 1471 oraz z 2009 r. poz. 946) wprowadza się następujące zmiany:
1) w art. 216 ust. 5 otrzymuje brzmienie:
„5. Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto. Przy obliczaniu relacji państwowego długu publicznego do wartości rocznego produktu krajowego brutto nie wlicza się zaciągniętych pożyczek ani udzielonych gwarancji i poręczeń finansowych służących finansowaniu potrzeb obronnych Rzeczypospolitej Polskiej. Sposób obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto oraz państwowego długu publicznego określa ustawa.”;
2) po rozdziale XI dodaje się rozdział XIa w brzmieniu:
„Rozdział XIa
ZAGROŻENIE BEZPIECZEŃSTWA PAŃSTWA
Art. 234a. 1. W razie zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej lub zbrojnej napaści na terytorium innego państwa powodującej bezpośrednie, zewnętrzne zagrożenie Rzeczypospolitej Polskiej lub jej porządku publicznego majątek, który znajduje się na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, może zostać przejęty przez Skarb Państwa z mocy prawa i bez odszkodowania, w przypadku gdy można domniemywać, że majątek ten jest wykorzystywany lub może być wykorzystany w jakiejkolwiek części do finansowania lub wspierania w innej formie tej napaści lub działań z nią związanych, w szczególności ze względu na osobiste, organizacyjne lub finansowe powiązania właściciela majątku z podmiotem dokonującym napaści.
2. Majątek przejęty przez Skarb Państwa przeznacza się na wsparcie osób dotkniętych skutkami napaści zbrojnej.
3. Szczegółowy zakres, sposób i tryb przejęcia majątku, w tym zakres domniemania, o którym mowa w ust. 1, i okoliczności wyłączające przejęcie, a także sposób wykorzystania przejętego majątku określa ustawa.”.
Art. 2. Ustawa wchodzi w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia.
Polska polityka pełna jest hipokryzji. Stu posłów rządzącej koalicji, którzy w zeszłym tygodniu zagłosowali za aborcją, postanowiło stroić się w piórka obrońców papieża Jana Pawła II.
Na tym samym posiedzeniu Sejmu sprzeciwili się projektowi obywatelskiemu „Aborcja to zabójstwo” i popisywali się spektakularną obroną papieża Polaka.
„Wy mi nie klaszczcie, wy mnie słuchajcie”
– powiedział kiedyś w czasie pielgrzymki do Ojczyzny Jan Paweł II.
Tymczasem posłowie zrobili dokładnie odwrotnie: ogrzali się przed kamerami w blasku polskiego świętego, a gdy przyszło do głosowania nad ochroną życia nienarodzonych dzieci – sponiewierali nauczanie Jana Pawła II.
Okazali pogardę dla życia, dla swoich wyborców oraz dla swojego wielkiego Rodaka, który tak wiele razy wzywał, by opowiedzieć się przeciw mordowaniu nienarodzonych!
Mówię o tym wszystkim w nagraniu, które załączam [jest w oryginale MD]
Sejm odrzucił w pierwszym czytaniu nasz wspólny projekt „Aborcja to zabójstwo”. Posłowie uważają, że mogą głosować za zabijaniem dzieci, a konserwatywni wyborcy i tak będą ich popierać.
Cała lista posłów, którzy sprzeciwili się życiu, znajduje się na stronie www.SejmBezAborterow.pl.
Oczy wszystkich są natomiast zwrócone na parlamentarzystów PiS – klub podzielił się w głosowaniu niemal na pół – połowa posłów poparła mordowanie, oto lista hańby:
ADAMCZYK ANDRZEJ ANDZEL WALDEMAR ARENT IWONA AST MAREK BARTOSIK RYSZARD BOROWIAK JOANNA BORTNICZUK KAMIL BORYS-SZOPA BOŻENA CYMAŃSKI TADEUSZ CZARNECKI PRZEMYSŁAW CZARNECKI WITOLD CZARNEK PRZEMYSŁAW CZARTORYSKI ARKADIUSZ CZERWIŃSKA ANITA CZOCHARA KATARZYNA DOBRZYŃSKI LESZEK DRABEK PRZEMYSŁAW DWORCZYK MICHAŁ DZIUK BARBARA EMILEWICZ JADWIGA FOGIEL RADOSŁAW GEMBICKA ANNA GIŻYŃSKI SZYMON GLIŃSKI PIOTR GOLIŃSKA MAŁGORZATA GONCIARZ JAROSŁAW GRÓBARCZYK MAREK GUT-MOSTOWY ANDRZEJ HOC CZESŁAW HOFFMANN ZBIGNIEW GRZEGORZ HORAŁA MARCIN HRENIAK PAWEŁ KACZYŃSKI JAROSŁAW KAMIŃSKI MARIUSZ KOŁAKOWSKI LECH KOSSAKOWSKI WOJCIECH KOWALCZYK HENRYK KOWALCZYK LESZEK KRAJEWSKI JAROSŁAW KRASULSKI LEONARD KRÓL PIOTR KRUPKA ANNA KRYJ ANDRZEJ KUBIAK MARTA KUCHCIŃSKI MAREK KWIECIEŃ ANNA KWITEK MAREK LICHOCKA JOANNA LIPIEC KRZYSZTOF ŁAWNICZAK TOMASZ MALĄG MARLENA MAGDALENA MATEUSIAK-PIELUCHA BEATA MATUSZNY KAZIMIERZ MOSIŃSKI JAN MULARCZYK ARKADIUSZ OCIEPA MARCIN OLEJNICZAK WALDEMAR OSUCH JACEK PAMUŁA TERESA PAWŁOWSKA MONIKA PIECHA BOLESŁAW PIECHOWIAK GRZEGORZ PIECZARKA ANNA PŁAŻYŃSKI KACPER POGODA SZYMON POROWSKA VIOLETTA PORZUCEK MARCIN PUDA GRZEGORZ RAU ZBIGNIEW ROMANOWSKI RAFAŁ RUSECKA URSZULA RYCHLIK PAWEŁ SASIN JACEK SCHMIDT ANNA SCHREIBER ŁUKASZ SIPIERA ZDZISŁAW SMOLIŃSKI KAZIMIERZ SOBOLEWSKI KRZYSZTOF SOBOŃ ARTUR SOIN AGNIESZKA SÓJKA KATARZYNA STACHOWIAK-RÓŻECKA MIROSŁAWA SUSKI MAREK SZAŁABAWKA ARTUR SZCZUREK-ŻELAZKO JÓZEFA SZEFERNAKER PAWEŁ SZLACHTA ANDRZEJ SZWED STANISŁAW SZYMAŃSKA EWA ŚNIADEK JANUSZ ŚWIAT JACEK TERLECKI RYSZARD TOMASZEWSKI WŁODZIMIERZ WASSERMANN MAŁGORZATA WAWRZYK PIOTR WITEK ELŻBIETA WOJCIECHOWSKI GRZEGORZ ZAGÓRSKI MAREK ZUBOWSKI WOJCIECH ZYSKA IRENEUSZ
Drogi Panie!
Proszę zapamiętać nazwiska tych posłów. Oni chcą, aby dalej uważał ich Pan za konserwatywnych, prawicowych polityków, na których warto oddać głos. To z powodu ich głosowania zginą kolejne dzieci, a mordercy pozostaną bezkarni. Tak strasznie żal mi, że ludzie, którzy są u władzy i powinni być obrońcami najbardziej bezbronnych dzieci, zostawiają te dzieci na pastwę aborterów…
Przesyłam też Panu wystąpienia, jakie wygłosiliśmy w Sejmie w obronie nienarodzonych. Pada tam wiele argumentów, które mogą się przydać i Panu, gdy ktoś będzie chciał Pana przekonać, że aborcja jest czymś dobrym.
Odrzucenie projektu to nie koniec działań w obronie życia, ale jeszcze mocniejszy bodziec, by walczyć o nienarodzone dzieci.
Po głosowaniu w Sejmie musimy zwielokrotnić te działania. Rozpoczynamy kampanię „Sejm bez aborterów”, aby w następnym Sejmie znalazło się więcej posłów za życiem niż w obecnym.
W tej chwili jest już gotowa strona www.SejmBezAborterow.pl oraz rozplanowana akcja uliczna, którą będziemy realizować w całej Polsce. Musimy dotrzeć z informacją o tym, na kogo warto, a na kogo nie warto głosować, aby kolejny parlament był bardziej przyjazny życiu. Musimy pokazać, jak naprawdę wygląda aborcja, bo środowisko feministyczne nieustannie przekonuje ludzi, że jest to zabieg taki sam jak wyrwanie zęba. Perfidnie kłamią!
Wyślemy informacje o posłach za aborcją do ich okręgów, pójdziemy pod ich biura ze zdjęciami zabitych dzieci, nie damy zapomnieć o tym głosowaniu.
Całkowity koszt kampanii „Sejm bez aborterów” wyniesie 70 tysięcy złotych. Będziemy mogli ją przeprowadzić, jeśli Ludzie Dobrej Woli – tacy jak Pan – wesprą finansowo jej realizację.
Koszt obejmuje m.in. druk banerów – każdy z nich to około 300 złotych, wysyłkę 10 tysięcy bezpośrednich listów Pocztą Polską, koszty logistyki i promocji akcji.
Proszę Pana o wsparcie dla tej kampanii.
Czy może Pan przekazać 40, 70, 140 złotych lub inną kwotę, o której wysokości sam Pan zdecyduje, na akcję w obronie życia dzieci?
Czy mogę liczyć na Pańską pomoc?
To niezwykle ważne, aby po głosowaniu w Sejmie nie zostawić dzieci bez pomocy. Nie mają one wystarczająco wielu obrońców w ławach poselskich, dlatego musimy być ich głosem my – Pan i ja.
Raz jeszcze proszę Pana o wsparcie dla kampanii „Sejm bez aborterów” – to najważniejsza akcja przeciw aborcji w najbliższym czasie.
Politycy, którzy głosowali przeciw życiu, chcieliby, abyśmy nie nagłaśniali sprawy. Czy wobec tego zostawimy dzieci nienarodzone bez pomocy…?
Serdecznie Pana pozdrawiam!
Kaja Godek Inicjatywa #ZATRZYMAJABORCJĘ Inicjatywa #STOPLGBT Fundacja Życie i Rodzina zycierodzina.pl
PS – Wpłaty można dokonać bezpośrednio na konto Fundacji Życie i Rodzina lub korzystając z systemów przelewowych i do kart płatniczych. Wszystkie dane znajdują się w stopce niniejszej wiadomości. Liczę na Pańskie wielkie serce.
„Aborcja powinna być legalna, darmowa i bezpieczna”! Te słowa padły w ostatnią niedzielę w publicznej telewizji, na antenie jednego z najpopularniejszych kanałów informacyjnych i to z ust posłanki Joanny Scheuring-Wielgus.
Nasze rodzime „obrończynie praw kobiet” nie czekają nawet na swoje święto, bo każdy dzień jest przecież dobry, żeby promować ich wypaczone standardy kobiecości.
Mówią wprost: „robimy aborcje i będziemy je robić”.
Bez oporów chwalą się nawet tym, że pomogły zabić dziecko w 37. tygodniu ciąży. Okrucieństwo takiego czynu zupełnie nie dociera ani do samych aborcjonistek, ani do zmanipulowanych ich przekazem kobiet.
Po wtorkowym głosowaniu nad projektem „Aborcja to zabójstwo”, który miał ukrócić bezczelność aborcjonistek i ich haniebne działania, wiemy już, że mogą one otworzyć szampany i położyć się spokojnie spać. [z kim? Bo inaczej nie da się zamordować następnego dziecka MD]
Projekt odrzucono, ba, nie został nawet dopuszczony do dalszego przepracowania w komisji.
Aborcjonistki nadal mogą działać i choć teoretycznie to, co robią, jest nielegalne, to w praktyce nikt nie wyciąga wobec nich konsekwencji.
Trudno mówić już nawet o tym, że tworzą podziemie aborcyjne: jakie to podziemie, skoro działają zupełnie otwarcie, reklamują się w internecie, na ulicach, wygłaszają instrukcje przyjmowania tabletek aborcyjnych z mównicy sejmowej!
Bez żadnych zahamowań śmieją nam się prosto w twarz!
„Światło, które symbolizuje pokój, tolerancję i wolność”. Chanuka w Sejmie. 19. XII. 2022.
=========================================
[Szukam sprawozdania z tegorocznego, zapewne kolejnego, dzielenia się opłatkiem i śpiewów kolęd w Knessecie. Gdy tylko znajdę – umieszczę na portalu. Mirosław Dakowski]
W Sejmie zapłonęła menora chanukowa. Uroczystość z udziałem przedstawicieli Prezydium Izby.
Wicemarszałek Sejmu Beata Mazurek wzięła w środę udział w uroczystości zapalenia lampy chanukowej z okazji święta świateł. W wydarzeniu uczestniczyli też Naczelny Rabin Izraela Dawid Baruch Lau, wiceambasador Izraela Tal Ben-Ari Yaalon, rabin Szalom Dow Ber Stambler, przewodniczący Centrum Żydowskiego Chabad-Lubawicz Polska oraz ministrowie Marek Suski, Jarosław Sellin, Adam Lipiński i Krzysztof Ardanowski, który jako poseł reprezentował także Polsko-Izraelską Grupę Parlamentarną.
– Każdego roku w gmachu polskiego parlamentu wspólnie zapalamy chanukowe świece, których światło symbolizuje pokój, tolerancję i wolność – powiedziała witając gości Beata Mazurek. Wicemarszałek Sejmu podkreśliła, że Chanuka przypomina o duchowym dziedzictwie i kulturze narodu żydowskiego, który przez wieki zamieszkiwał ziemie nad Wisłą. – To wyjątkowe święto, a spotkania w Sejmie z tej okazji stały się już piękną i trwałą tradycją – zauważyła. Rabin Szalom Dow Ber Stambler zwrócił z kolei uwagę, że chanukowe światło pierwszy raz po wojnie pojawiło się w Sejmie 13 lat temu. – Z Sejmu wychodzi głos tolerancji i wolności religijnej – podkreślił.
Minister Marek Suski odczytał list, skierowany do uczestników uroczystości przez premiera Mateusza Morawieckiego.
[—-]
Minister Rolnictwa Krzysztof Ardanowski zwrócił się do uczestników wydarzenia jako przewodniczący Polsko-Izraelskiej Grupy Parlamentarnej.
[—-]
Świece zapalili wspólnie wicemarszałek Beata Mazurek, Dawid Baruch Lau oraz Szalom Dow Ber Stambler. W uroczystości wzięli też udział parlamentarzyści. Współorganizatorem wydarzenia było Centrum Żydowskie Chabad-Lubawicz Polska.
===================================
Reszta poruszających zdjęć – w cytowanym artykule sejmowym. MD.
Jerzy Bielecki z Prawa i Sprawiedliwości zrzekł się mandatu poselskiego. Nie chce go także Lech Sprawka, któremu przysługiwało pierwszeństwo. Zamiast na kilka miesięcy przenosić się do Sejmu, woli pozostać na ciepłej posadce wojewody lubelskiego. Nowym posłem zostanie brat wicepremiera i ministra rolnictwa.
=====================
Według ustaleń „Onetu”, Bielecki rezygnuje z mandatu poselskiego, bo otrzyma stanowisko w jednej ze spółek energetycznych Skarbu Państwa.
Po złożeniu mandatu poselskiego przez posła PiS Jerzego Bieleckiego – zgodnie z wynikami wyborów parlamentarnych – jego miejsce przypada osobie, która w wyborach do Sejmu uzyskała kolejny najwyższy wynik na tej samej liście.
Mandat poselski mógłby więc przejąć Lech Sprawka, który jest wojewodą lubelskim. On jednak nie chce iść do Sejmu, co „sprzedaje” pod płaszczykiem pięknych słów o odpowiedzialności”:
„Zrzekam się przysługującego mi pierwszeństwa do mandatu [—]. „Podejmując te decyzję kierowałem się odpowiedzialnością wynikającą z zakresu i dynamiki sytuacji kryzysowej na terenie województwa lubelskiego” . Podkreślił, że chodzi [—- ]. [Rzygać się chce, gdy czytam te płaskie slogany, szanuję mego Czytelnika, więc opuszczam. Mirosław Dakowski.]
W tej sytuacji propozycję objęcia mandatu w Sejmie otrzyma kolejna osoba z listy PiS, którą jest radny sejmiku województwa lubelskiego Leszek Kowalczyk. To brat wicepremiera i ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka.
Rekordowe wydatki na Sejm. W 2023 r. wydamy o 100 mln zł więcej
W 2023 r. wydamy na funkcjonowanie Sejm 714 mln zł, czyli niemal 2 mln zł dziennie – podaje “Fakt”, powołując się na dokumenty finansowe Kancelarii Sejmu. To oznacza wzrost w porównaniu z bieżącym rokiem.
Tabloid dotarł do planu finansowego Kancelarii Sejmu na rok 2023 r. Wynika z niego, że koszty utrzymania izby niższej parlamentu wzrosną aż o 23 proc. w stosunku do tego roku. Czyli aż o przeszło 100 mln zł. Dlaczego aż tyle?
W przyszłym roku planowane są wybory parlamentarne. Zmiana kadencji będzie kosztować aż 42,5 mln zł. Posłom, którzy nie dostaną się ponownie do Sejmu, trzeba będzie wypłacać uposażenie przez trzy miesiące po wyborach, a pracownikom ich biur należne będą odprawy. Natomiast nowych posłów trzeba będzie wyposażyć między innymi w tablety i telefony.
Planowana jest też podwyżka uposażeń i diet poselskich. Obecnie wynoszą one odpowiednio 12 826 zł i 4008 zł, a mają wzrosnąć do poziomu 13 826 zł i 4320 zł. A to, jak wylicza tabloid, oznacza wzrost wydatków o 27,6 mln zł.
Do tego wszystkiego w przyszłym roku planowane są szeroko zakrojone prace remontowe w budynku Sejmu. Obejmą między innymi ogrodzenie i kopułę sali posiedzeń.
Święte krowy chcą dużych pieniędzy. Znamy plany budżetowe Sejmu, Senatu i prezydenta
Nie wszystkie budżetowe wydatki są pod kontrolą rządu. Jest szereg instytucji oraz urzędów, potocznie nazywanych świętymi krowami, które planują swoje budżety same i dopiero posłowie mogą je przycinać. Na przyszły rok chcą one dużych pieniędzy – prawie 16,8 mld zł, czyli o ponad jedną piątą więcej niż zamierzają wydać w tym roku. Kancelaria Sejmu zamierza zwiększyć wydatki o blisko 23 proc., Senat aż o niemal 29 proc., a Kancelaria Prezydenta o nieco ponad 18 proc. Tylko te trzy instytucje będą kosztowały podatników ponad 1,1 mld zł.
Zgodnie z przepisami szereg instytucji sam ustala swoje budżety, a rząd nie może w nie ingerować
Na liście są m.in. Kancelarie Sejmu, Senatu i Prezydenta, Trybunał Konstytucyjny, NIK czy IPN
Instytucje te planują na 2023 r. wzrost wydatków o 21,3 proc. do kwoty ok. 16,8 mld zł.
Na przyszły rok zaplanowano rezerwę celową w wysokości ok. 1,4 mld zł, z której mają być sfinansowane wybory parlamentarne oraz samorządowe
W przyszłym roku święte krowy, czyli 15 instytucji plus sądy powszechne, chcą wydać w sumie blisko 16,8 mld zł, czyli o 21,3 proc. więcej niż zapisano w tegorocznej ustawie budżetowej.
Jakie są skutki wojny? To zależy od tego, czy jest ona wygrana, czy przegrana. Jeśli wojna jest przegrana, to państwo, które poniosło klęskę, może zostać okrojone terytorialnie, poza tym musi zapłacić odszkodowanie państwu zwycięskiemu, czyli tak zwaną kontrybucję, no i zmniejsza się jego znaczenie na arenie międzynarodowej. Jeśli natomiast wojna jest wygrana, to pojawiają się jeńcy, pojawiają się łupy, pojawiają się branki, no i oczywiście – kontrybucja. Tak właśnie było po wojnie francusko-pruskiej w 1871 roku. Prusy tę wojnę wygrały, toteż Francja musiała oddać im Alzację i część Lotaryngii oraz wypłacić w terminie 3 lat kontrybucję w wysokości 5 miliardów franków w złocie. Jeśli chodzi o skutki polityczne, to zwycięski Bismarck ze zjednoczonych państw niemieckojęzycznych utworzył Cesarstwo Niemieckie pod egidą króla Prus, jako cesarza niemieckiego. Cesarstwo francuskie przestało istnieć, a na jego miejscu pojawiła się republika. Jednak Paryż wyłamał się spod jej władzy by kontynuować wojnę. Większość Francuzów wojny jednak już nie chciała, a ekscesy Komuny Paryskiej zacisnęły im szczęki w zimnej wściekłości, toteż generał Gaston de Gallifet, z ramienia „wsiowego” parlamentu z Bordeaux, zmasakrował Komunę: „Bramy zdobyto, wzięto forty, śmierć bliska. Z każdej ulicy, jak z aorty, upływa krew paryska” – napisał po latach proletariacki poeta. Kiedy kurz bitewny opadł i opadły emocje, na znak narodowego pojednania na wzgórzu Montmartre wybudowana została bazylika Sacre-Coeur. Nawiasem mówiąc, ten generał Galifet zapisał się również w annałach mody męskiej. Jeszcze za mojego dzieciństwa spodnie do oficerskich butów, z bufiastymi wypustkami po bokach, nazywały się „gallife”.
Ale nie zawsze losy wojny układają się tak prosto. Na początku wieku XX państwa europejskie były już uprzemysłowione, miały liczne i dobrze uzbrojone armie, więc politycy uważali, że właśnie dzięki rozwiniętemu przemysłowi zbrojeniowemu, dzięki licznej, dobrze uzbrojonej i wyszkolonej armii, mogą rozpocząć wojnę, która nie będzie trwała długo, ot najwyżej wszystkiego 6 miesięcy. I na taką wojnę państwa europejskie były finansowo przygotowane, a wydatki miał potem wyrównać łup wojenny. Niestety państwa nieprzyjacielskie też były uprzemysłowione, też miały liczne, dobrze uzbrojone i wyszkolone armie, toteż wskutek tego wojna wcale nie chciała skończyć się po 6 miesiącach, tylko w najlepsze trwała dalej. Skończyły sie tylko pieniądze. Pierwotnie planowano, że wydatki pokryje łup wojenny, ale ponieważ wojna trwała nadal, żadnego łupu nie było i nie wiadomo było kiedy i czy w ogóle się pojawi. Tymczasem do dalszego prowadzenia wojny potrzebne były pieniądze. Skoro tedy nie można było ich pozyskać poprzez obrabowanie obywateli państw nieprzyjacielskich, to rządy państw wojujących obrabowały obywateli własnych, zawieszając wymianę papierowych pieniędzy na kruszec i narzucając przymusowy kurs waluty.
Na wszelki wypadek, żeby obywatele się nie buntowali, sztaby generalne stron wojujących rozpętały propagandę wojenną, pokazując okrucieństwa nieprzyjacielskiej armii. Dzięki temu obywatele nie tylko nie protestowali przeciwko dokonanemu właśnie rabunkowi, ale pałali chęcią dobicia wroga w jego legowisku. I o to właśnie chodziło.
Wspominam o tym wszystkim, bo władze naszego nieszczęśliwego kraju właśnie podjęły bardzo ambitny program zbrojeniowy, przewidujący nie tylko rozbudowę naszej niezwyciężonej armii do 300 tysięcy żołnierzy, ale również uzbrojenie jej w nowoczesną i skuteczną broń. Na ten cel, zgodnie z ustawą o obronie Ojczyzny, trzeba będzie wydawać mniej więcej 90-100 miliardów złotych rocznie – bo tyle wynosi równowartość 3 procent polskiego Produktu Krajowego Brutto, które, zgodnie z ustawą, ma być przeznaczone na wydatki wojskowe.
Początkowo myślałem, że Nasi Umiłowani Przywódcy wykorzystają okazję, że prezydent Biden wielokrotnie deklarował zamiar wzmacniania wschodniej flanki NATO, by zaproponować mu, żeby w takim razie Stany Zjednoczone sfinansowały uzbrojenie tych 200 tys. dodatkowych żołnierzy. Niczego Polska nie ryzykowała, bo gdyby p0rezydernt Biden nam odmówił, no to gorzej by przecież nie było. A jeśli by nie odmówił, tylko np. krakowskim targiem zgodził się sfinansować uzbrojenie 100 tysięcy dodatkowych żołnierzy, to też warto by się po to schylić. Z góry wykluczyć tego nie można, bo skoro USA za darmo zbroją po zęby Ukrainę, to dlaczego nie Polskę, która z punktu widzenia USA stanowi takie samo przedpole, jak Ukraina? Ale prezydent Zełeński jest znacznie bardziej przebojowy, niż prezydent Duda, toteż bez ceregieli sztorcuje przywódców państw, którzy nie chcą go słuchać, podczas gdy prezydent Duda zadowala się poklepaniem po plecach i komplementami, które co prawda nic nie kosztują, ale za które nie kupi się nawet jednego karabinu.
Skoro tedy Nasi Umiłowani Przywódcy nie odważyli się zaproponować prezydentowi Bidenowi, żeby amerykańscy podatnicy partycypowali w kosztach wzmacniania wschodniej flanki NATO, to nie ma rady – muszą zacząć rabować własnych obywateli.
Toteż 6 kwietnia w Sejmie rozpoczęła się debata nad projektem ustawy o „zamrażaniu” majątków osób i podmiotów „bezpośrednio lub pośrednio” wspierających agresję Rosji na Ukrainę oraz osób z nimi związanych. Listy proskrypcyjne takich „osób” i „podmiotów” będzie prowadziło MSWiA. Jeśli osoba lub podmiot z listy będzie się migał przed „zamrożeniem” majątku, to rząd głosi srogie kary, nawet do wysokości 20 mln złotych. Taka ustawa to prawdziwa żyła złota nie tylko w postaci majątków „zamrożonych”, ale przede wszystkim tych, które – za odpowiednią łapówkę – zostaną spod „zamrożenia” wyłączone. Oczywiście przeciwko takiej korupcji energicznie wystąpi CBA, ale to znaczy tylko tyle, że wszystko będzie trochę drożej kosztowało, bo – jak zauważyli starożytni Rzymianie – któż upilnuje strażników? W takich podejrzeniach utwierdzają mnie postanowienia projektu ustawy, według których wnioski o wpisanie na listę proskrypcyjną składają ministrowi spraw wewnętrznych bezpieczniacy ze wszystkich możliwych bezpieczniackich watah, no i oczywiście – policji. Jak widzimy, każdy pretekst jest dobry, by rząd przyznał sobie prawo rabowania mienia osób zamożnych pod pretekstem, że „wspierają” one rosyjską agresję na Ukrainę. Obawiam się, że z tym „wspieraniem” może być tak, jak z antysemityzmem. Jak wiadomo, w dzisiejszych czasach antysemitą można zostać nawet „bez swojej wiedzy i zgody”, a skoro tak, do dlaczego „bez swojej wiedzy i zgodny” nie można by zostać osobą „bezpośrednio”, a zwłaszcza „pośrednio” rosyjskiej agresji na Ukrainę? Jak powiadają – „niczyje życie, mienie, ani zdrowie nie jest bezpieczne, gdy trwa sesja Sejmu”. A właśnie trwa.
Dziś przypada 71. rocznica zamordowania przez komunistów jednego z bohaterów polskiego podziemia niepodległościowego majora Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”. Sejm uczcił pamięć o nim, jednak część polityków Koalicji Obywatelskiej wyszła z sali, a przedstawiciele Lewicy nie wstali.
——————————————
– Wysoka Izbo, 71 lat temu w więzieniu na Mokotowie strzałem w tył głowy zamordowany został major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” dowódca V Wileńskiej brygady Armii Krajowej. Wraz z nim komuniści zamordowali trzech innych oficerów, towarzyszy walki: podpułkownika Antoniego Olechnowicza pseudonim „Pohorecki”, podporucznika Lucjana Minkiewicza pseudonim „Wiktor” i kapitana Henryka Borowego-Borowskiego pseudonim „Trzmiel”. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy – powiedziała na początku wtorkowych obrad Sejmu marszałek Elżbieta Witek.
Po tych słowach część posłów zaczęła skandować „Cześć i chwała bohaterom”, część jednak nadal siedziała, a inni wyszli z sali obrad.
„Sejm upamiętnił majora Zygmunta Szendzielarza ps. «Łupaszka» w 71 rocznicę jego zamordowania przez komunistycznych oprawców. Lewica siedzi. Platforma wychodzi z sali” – relacjonował na Twitterze dyrektor biura prasowego Konfederacji Tomasz Grabarczyk.
„Taki obraz wolnej Polski” – skwitował. Załączył także nagranie.
Do sprawy odniosła się m.in. poseł Polskiej Partii Socjalistycznej Joanna Senyszyn. „Część Sejmu uczciła minutą ciszy rocznicę zabicia jednego ze słusznie wyklętych bandytów, odpowiedzialnego za wymordowanie w tylko w Dubinkach 68 cywilów, z których 75 proc. stanowiły kobiety i dzieci. Wstyd, że wielu posłów ma takich idoli” – grzmiała na Twitterze.
Sytuację skomentował też wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. „Haniebna postawa Lewicy i części Koalicji Obywatelskiej! Wyszli z sali Sejmu albo lekceważąco siedzieli w czasie hołdu zamordowanemu przez komunistów w 1951 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie mjr. Zygmuntowi Szendzielarzowi ps. «Łupaszka». Cześć i chwała Bohaterowi” – napisał na Twitterze.
==========
71 lat temu w warszawskim więzieniu na Mokotowie władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na mjr. Zygmuncie Szendzielarzu „Łupaszce”, dowódcy V Wileńskiej Brygady AK, a następnie oddziałów partyzanckich eksterytorialnego Wileńskiego Okręgu AK. Żołnierz podziemia antykomunistycznego w 1948 r. został aresztowany przez UB i skazany na karę śmierci.
Szczątki „Łupaszki” zidentyfikowano w 2013 r. w wyniku ekshumacji przeprowadzonych przez IPN na tzw. Łączce na Wojskowych Powązkach. Pośmiertnie został awansowany do stopnia pułkownika w 2016 r. i pochowany z wojskowym ceremoniałem na Wojskowych Powązkach.
Ustawa #1846 autorstwa posła Czesława Hoca spadła z obrad Sejmu. Stało się to w chwili, gdy miała trafić do drugiego czytania, zostać przegłosowana i ekspresowo odesłana do Senatu i podpisu Prezydenta. Było o włos od uchwalenia przepisów od tzw. “weryfikacji covidowej”. Szantaż, aby szczepić się preparatami z aborcji był tuż tuż!
Udało się nam wspólnie zablokować tę zbrodniczą ustawę! Jeśli dobrzy ludzie trzymają się razem i wzajemnie wspierają, są silni i potrafią realnie wpływać na działania polityków.
Jednak lewackie lobby nie odpuszcza. Powstał nowy projekt – druk nr #1981 firmowany przez posła Pawła Rychlika z pomocą innego posła PiS Bolesława Piechy. Poseł Piecha, który opowiadał kiedyś, że jest nawróconym (czy na pewno?) aborterem, miał w przeszłości zabić około 1000 nienarodzonych dzieci.
Obecnie stoi w pierwszym szeregu politycznego frontu, który ma za zadanie zniszczyć porządek społeczny i bezpośrednio lub pośrednio przymuszać do przyjmowania preparatów skażonych aborcją.
Nowa ustawa zawiera zapisy, jakich nie powstydziłyby się najbardziej radykalne systemy totalitarne. Jeśli zostanie uchwalona, to:
Pracownicy będą musieli co tydzień (lub częściej) wykonywać testy w kierunku nosicielstwa koronawirusa. Jeśli nie zrobią testu, a w zakładzie pracy ktoś zarazi się covid-19, to będą odpowiadać finansowo za zakażenie kolegi zza biurka, jeśli ten kolega wskaże ich jako osoby, z którymi miał kontakt. Kary nakładane będą na wniosek pracodawcy przez wojewodę w drodze decyzji administracyjnej (a nie wyrokiem sądu po rozpoznaniu sprawy w trakcie procesu – sic!).
Jeśli pracodawca nie będzie chciał pośredniczyć w przekazywaniu wniosku o odszkodowanie, zapłaci je zakażonemu pracownikowi z własnych środków.
Kary mają wynosić pięciokrotność najniższego wynagrodzenia za pracę, czyli na dziś 15050 złotych.
Dodatkowo zostanie zniesiona możliwość wydawania pouczeń za złamanie jakichkolwiek restrykcji covidowych (np. zsunięcie maski z nosa, by móc oddychać). Policja będzie nakładać wyłącznie kary finansowe (6000 złotych), a jeśli dojdzie do nieprzyjęcia mandatu, sąd nie będzie mógł obniżyć wysokości kary.
Jak sam Pan widzi, ustawodawca chce stworzyć obywatelom rzeczywistość nie do zniesienia. Proszę tylko wyobrazić sobie pracę w miejscu, gdzie jedni szczują na drugich o to, kto zrobił test, a kto zachorował, kto jest komu winny odszkodowania, kto pozbawił kolegę z pracy środków do życia, z czyich środków ma być wypłacone odszkodowanie. Proszę tylko pomyśleć: pracownicy wzajemnie donoszą na siebie, z kim mieli jaki kontakt i kto według nich jest źródłem zakażenia! Do tego szef, który chce, by w jego firmie nie dochodziło do takich sytuacji, ale nie może nie reagować, bo sam będzie płacił wielotysięczne kary… Koszmar, prawda…?
Spyta Pan też być może,gdzie w tym wszystkim szczepienia, bo w ustawie nie ma na ich temat ani słowa?
Podpowiem: najprawdopodobniej, gdy uda się już stworzyć tak nieprzyjazny świat, będzie można łatwo i szybko wprowadzić kolejny przepis: że z odpowiedzialności za zakażenie mogą zostać zwolnione osoby mające aktualne zaświadczenie o szczepieniu przeciw Covid-19. Brzmi logicznie, prawda? Umęczeni ludzie przyjmą każde rozwiązanie, które pozwoli im wyzwolić się z narzuconej opresji. Lobbyści farmaceutyczni zarobią kolejne miliony. Szantaż z aborcją w tle okaże się wreszcie skuteczny.
Drogi Panie!
Nowa ustawa ma być procedowana już we wtorek 1 lutego na – UWAGA! – dodatkowym posiedzeniu Sejmu! Co za pośpiech! Co więcej, ma to być drugie czytanie, pierwsze ma się odbyć w komisji, jeszcze przed wtorkiem.
Ostatnie dni pokazują, że razem możemy być niezwykle skuteczni. Dlatego powtórzymy akcję mobilizacji obywateli, aby dzwonili i pisali do posłów, by zahamować ustawę #1981.
Zostało tylko 5 dni, aby obdzwonić tysiące ludzi i skierować ich wprost do posłów, aby pisali tam i dzwonili. To absolutnie pilne i niezbędne przedsięwzięcie.
Koszt pracy Centrum Kontaktu Fundacji wyniesie teraz 3400 złotych. Bardzo Pana proszę o pomoc w finansowaniu tych działań.
Czy zechce Pan przekazać kwotę dowolnej wysokości, aby wesprzeć akcję? Może to być 35, 70, 150 złotych lub inna wybrana przez Pana suma.
W obecnej chwili – chwili olbrzymiej próby – jeśli nie zmobilizujemy się ponownie, posłowie za naszymi plecami wprowadzą sanitarny terror, a w konsekwencji zmuszą prawych ludzi do postępowania zupełnie niezgodnego z sumieniem.
Kaja Godek na Komisji Zdrowia: Ustawa 1846 do odrzucenia w całości! Zabezpiecza interesy biznesu aborcyjnego
5 stycznia 2022
Szanowny Panie Przewodniczący, Państwo Posłowie, Wszyscy obecni i Słuchacze!
Od początku, od kiedy rząd ogłosił, że zakupi preparaty określane jako szczepionki na Covid-19, opinia publiczna była karmiona bajkami, że wzięcie tych preparatów nigdy nie będzie obowiązkowe. Było to kłamstwo. Podejmowane są nieustanne próby wprowadzenia takich środków, które są w istocie szantażem, aby te preparaty przyjąć. Ustawa z druku 1846 jest także metodą takiego szantażu. Oto bowiem pracownicy mają przyjąć szczepionkę, aby ich zakład pracy mógł funkcjonować, a jeśli szczepionki nie przyjmą, mają być nieustannie testowani testami PCR – o których już nawet oficjalnie amerykańskie Center for Disease Control and Prevention mówi, że nie nadają się do diagnostyki i zafałszowują rzeczywistość. Testami wyjątkowo nieprzyjemnymi, będącymi w tym kontekście wymuszoną interwencją medyczną, co jest łamaniem praw pacjenta i praw człowieka w ogóle. Alternatywa? Zamknięcie lub ograniczenie działalności gospodarczej podmiotu. Przemoc władzy wobec przedsiębiorców i ich klientów.
Sam tytuł tej ustawy to kpina: „szczególne rozwiązania umożliwiające prowadzenie działalności gospodarczej w okresie epidemii Covid”.
Tymczasem to wy zamknęliście ludziom firmy, a nie Covid. Klienci chcieli do nich przychodzić, a przedsiębiorcy chcieli je prowadzić. To Państwo jesteście problemem, a nie choroba. Ludzie mniej boją się tej choroby niż kolejnych Waszych pomysłów.
Teraz bohatersko rozwiązujecie problem, który sami stworzyliście. Po prostu przestańcie go stwarzać.
Chcę zwrócić uwagę na aspekt pro-life oraz gwałtu na sumieniach, jaki przeprowadza władza. Wszystkie szczepionki na Covid – Pfizer, Moderna, Johnson&Johnson, Astra Zeneca, jak i mająca się pojawić w Polsce Novavax – na którymś etapie produkcji lub testów korzystały ze zbrodni aborcji. Ten temat próbuje się zdezawuować mówiąc, że preparaty nie zawierają komórek z abortowanych dzieci. Owszem – nie zawierają samych komórek, ale zawierają substancje, które nie zostałyby opracowane i wyprodukowane bez użycia linii płodowych. Do wypuszczenia na rynek każdej ze szczepionek na Covid potrzeba było materiału biologicznego wyprowadzonego wprost od zamordowanego człowieka.
Jak powstały linie do szczepionek? Z aborcji 40 i 50 lat temu, jednak wszystkie linie w naturalny sposób starzeją się. Akceptacja szczepionek skażonych aborcją powoduje, że biznes aborcyjny stale pracuje nad stworzeniem nowych linii do wykorzystania w przyszłości i aborcje dalej się odbywają. Ostatnia linia płodowa, o której powszechnie wiadomo, powstała w 2015 roku w Chinach z płuca dziewczynki w 3. miesiącu jej życia płodowego. Trwają eksperymenty, by tworzyć kolejne linie.
Zanim z sukcesem wyprodukuje się linię, potrzeba wielu dziesiątek, setek, a czasem tysięcy aborcji. Liczba przy nazwie linii (w przypadku szczepionek na Covid – HEK293 i PER.C6) to liczba eksperymentów, a każdy z nich to wg ekspertów – co najmniej kilkoro zabitych dzieci. Nie jest więc prawdą, że kwestia szczepionek na Covid to kwestia jedynie dwóch aborcji, które zresztą były tak dawno, że nie warto się nimi w ogóle zajmować. Popyt napędza podaż. Kupowanie i zbywanie przez polski rząd preparatów produkowanych na liniach płodowych – napędza wielki międzynarodowy biznes aborcyjny, który traktuje bezbronne dzieci wyłącznie jak tkankę, która może być użyteczna, o ile zostanie pobrana w odpowiedni sposób.
Jak pobiera się tkanki? Wszystkie dostępne źródła mówią, że do wyprowadzenia linii płodowej potrzebna jest świeża, dobrze ukrwiona tkanka. Tkanki wycina się więc w trakcie aborcji, ale zanim jeszcze serce dziecka przestanie bić. Żyjącemu dziecku rozcina się powłoki brzuszne, aby wyjąć np. wątrobę lub nerkę lub fragment płuca i nie podaje się żadnego znieczulenia, bo wpłynęłoby ono negatywnie na jakość tkanki.
Kiedy w 2015 roku wybuchła afera związana ze sprzedażą narządów z abortowanych dzieci przez amerykańskiego giganta aborcyjnego Planned Parenthood, na filmach nagranych ukrytą kamerą aborterzy wprost przyznawali, że istnieje cennik narządów dzieci i że wiedząc, jaki narząd mają pobrać, od razu przeprowadzają aborcję szczególnie starannie – tak, aby wyjąć dziecko z łona matki w całości, a dopiero potem pobrać narząd i spowodować śmierć dziecka.
Szanowni Państwo!
Ten właśnie krwawy biznes zapewnia materiał biologiczny firmom opracowującym szczepionki. Tak powstały linie płodowe do produkcji preparatów, które zamierzacie wmuszać Polakom. Tak powstają kolejne linie, bo zaakceptowaliście zbrodnię i za nasze pieniądze (i bez naszej zgody!) kupiliście miliony dawek szczepionek, a teraz zmuszacie Polaków, aby je przyjmowali, bo z własnej woli nie chcą tego robić. Ci, którzy się szczepią najczęściej mówią, że robią to, bo potrzebują zaświadczenie, prawie nikt nie mówi, że robi to dla własnego zdrowia.
Głosując za ustawą 1846 zabezpieczacie interesy najbardziej krwawego biznesu w dziejach ludzkości.
Jako obrońcy życia – i przede wszystkim jako ludzie – żądamy zaprzestania tego szantażu, a także niewydawania naszych pieniędzy na preparaty korzystające ze zbrodni, ich namolną promocję. Skończcie ten gwałt na ludzkich sumieniach, szczególnie, że Covid można skutecznie leczyć, więc nikt – zaszczepiony czy nie – nie zostanie bez pomocy, chyba, że tę pomoc zablokujecie, tak jak blokujecie stosowanie amantadyny, zamykacie przychodnie, zostawiacie ludzi bez pomocy zamykając ich siłą w domach i pozwalacie nękać lekarzy, którzy realnie pomagają pacjentom.
Ustawa jest do odrzucenia w całości!
Kaja Godek
PETYCJA:
„Ustawa 1846 jest do odrzucenia w całości! Głosując za ustawą 1846 zabezpieczacie interesy najbardziej krwawego biznesu w dziejach ludzkości.” – mówi Godek „Wszystkie szczepionki na Covid – Pfizer, Moderna, Johnson&Johnson, Astra Zeneca, jak i mająca się pojawić w Polsce Novavax – na którymś etapie produkcji lub testów korzystały ze zbrodni aborcji. Zawierają one substancje, które nie zostałyby opracowane i wyprodukowane bez użycia linii płodowych. (…) do wypuszczenia na rynek każdej ze szczepionek na Covid potrzeba było materiału biologicznego wyprowadzonego wprost od zamordowanego człowieka. „
Podpisz się pod petycją powstrzymującą ustawę 1846 – Stop zmuszeniu do szczepień!
W środę 5 stycznia na Komisji Zdrowia odbędzie się wysłuchanie publiczne projektu tzw. ustawy o segregacji sanitarnej. Artur Dziambor z Konfederacji skomentował sprawę w „Salonie politycznym trójki”.
Projekt, który będzie przedstawiony w środę zakłada możliwość segregacji sanitarnej i inwigilacji medycznej pracowników. Pracodawca zyskałby możliwość żądania od pracownika informacji, czy jest zaszczepiony na covid i ewentualnego przeniesienia takiego pracownika na inne stanowisko. Konfederaci przewidują, że skończy się to zwolnieniami pracowników.
Artur Dziambor, lider struktur partii KORWiN na Kaszubach i były przedsiębiorca, zwrócił na to uwagę w „Salonie politycznym trójki”.
– Ta ustawa dość gładkim językiem napisana między wierszami mówi o tym, że pracodawca będzie mógł zwolnić pracownika, który jest niezaszczepiony – powiedział przedstawiciel wolnościowego skrzydła Konfederacji.
Dziambor wskazał, że „pracodawca może wysłać pracownika na stanowisko odosobnienia, jeżeli jest niezaszczepiony albo wysłać go na urlop, na którym będzie musiał przemyśleć swoją nieodpowiedzialną postawę”.
– Każdy pracodawca będzie się bronił, po prostu pozbywając się problematycznego pracownika. Wie o tym każdy, kto zatrudnia ludzi, że to tak właśnie będzie wyglądało – tłumaczył.
Pytany o „możliwość przeniesienia pracowników na inne stanowiska” przypomniał, że przecież w bardzo wielu zawodach jest to po prostu niemożliwe.
– Gdyby nauczyciel był niezaszczepiony, a byłby przymus zaszczepienia nauczyciela, to co się z takim nauczycielem zrobi? Zrobi się z niego nocnego stróża? – pytał. – To w praktyce wygląda zupełnie inaczej, niż sobie panowie posłowie wyobrażają świat, szczególnie gdy mówimy o posłach, którzy się podpisali pod tą ustawą. Wielu z nich jest w parlamencie od 20 lat, więc oni w ogóle nie wiedzą, co to znaczy pracować w normalnej firmie – dodał.
Poseł z Gdyni stwierdził, że paszporty covidowe są z kolei bezużyteczne.
– Od samego początku mówiliśmy, że te „paszporty covidowe” nie powinny w ogóle istnieć. Nigdy nie istniało nic takiego wobec innych chorób. Nawet dziś mamy kalendarz obowiązkowych szczepień dla dzieci, ale gdyby przypadkiem dziecko nie zostało zaszczepione w terminie to nie ma żadnych konsekwencji. Są kary administracyjne, ale nie tak skuteczne, żeby ludzi zmusić do szczepienia dzieci. Dziecko dalej może wejść do restauracji, nie mają problemów – mówił poseł.
– Tymczasem Covid jest chorobą najbardziej popularną wokół, której stworzone są obostrzenia i całe prawa są do tego dostosowywane. Żyjemy w oparach absurdu i dlatego od samego początku mówi, że powinniśmy z nich wyjść – podsumował Dziambor.