Grupa młodych migrantów postanowiła mordować białych ludzi we Francji. Napadli na festyn we wsi Crépol położonej kilkadziesiąt kilometrów na południe od Lyonu.
W Crépol mieszka 500 osób; na festyn przyszli prawie wszyscy. O drugiej nad ranem na festynie zjawiło się 20 migrantów. Byli uzbrojeni w noże. Zaczęli atakować Francuzów. Imigranci zamordowali 16-latka i ranili kilkanaście osób, niektóre ciężko. Jednemu mężczyźnie obcięli palce.
Imigranci przyjechali z miejscowości Romans-sur-Isère, gdzie mieszkają w bloku komunalnym.
Według świadków imigranci mieli krzyczeć: „Chcemy wyrżnąć białych”. Organizatorka wiejskiego festynu ostro krytykowała media, które kłamliwie opisywały wydarzenie. Była zaszokowana, że część mediów próbowała sprawę w ogóle przemilczeć, albo pisała o bójce. – To nie była bójka, to była napaść. Sprawcy przyjechali po to, by zaatakować ludzi na festynie – powiedziała.
Sprawę skomentowała szefowa Frontu Narodowego, Marine Le Pen. – Nikt nie jest już bezpieczny – powiedziała. – Wiejskie festyny, wesela, urodziny: od kilku lat mieszkańcy wsi padają ofiarą regularnych masakr – dodała.
Włoski parlament przyjął pierwszą w Europie ustawę zakazującą produkcji i sprzedaży sztucznego mięsa.
Włosi przeciw produkcji i sprzedaży sztucznego „mięsa”. Floryda bierze z nich przykład. 20 listopada 2023 pch24l/wlosi-przeciw
(fot. PCh24.pl )
Włoski parlament przyjął pierwszą w Europie ustawę zakazującą produkcji i sprzedaży sztucznego mięsa. Chodzi o produkty pochodzące z hodowli laboratoryjnej. Przeciwko tej „nowoczesnej gałęzi” przemysłu występują także politycy w amerykańskim stanie Floryda.
Włoski minister rolnictwa Francesco Lollobrigida nie ma wątpliwości, iż „mięso” produkowane w laboratorium uderza we włoską kulturę, tożsamość i cywilizację. Podważa lokalne tradycje, stanowi zagrożenie dla obecnego, wiejskiego stylu życia, harmonii z ziemią i zmierza do zniszczenia lokalnej produkcji. – Jeśli produkujesz żywność, która nie ma związku z człowiekiem, ziemią, pracą, możesz przenieść produkcję do miejsca z niższymi podatkami i niższymi standardami środowiskowymi, co szkodzi miejscom pracy i środowisku – tłumaczył w rozmowie z „Politico”.
Według partii opozycyjnych wobec obecnego rządu, zakaz produkcji „mięsa” w probówkach jest „propagandę ideologiczną” wymierzoną w procesy globalizacyjne i „nowoczesność”.
Minister rolnictwa to szwagier premier Meloni. Podjął szereg działań, by bronić włoskiej kultury i dziedzictwa kulinarnego. W marcu minister wprowadził obowiązek jasnego oznakowania i zamieszczania ostrzeżeń na produktach z mąki pochodzącej od owadów, takich jak świerszcze i larwy mącznika.
Podjął także walkę z obcym gatunkiem inwazyjnym, błękitnym krabem atlantyckim, który zagraża rodzimym włoskim małżom. Lollobrigida broni suwerenności żywnościowej, odrzucając uprawy genetycznie modyfikowane, syntetyczne pestycydy, sztuczne „mięso”, a także długie łańcuchy dostaw żywności. Poleganie na długich łańcuchach dostaw energii, nawozów i żywności wystawiłoby Włochów „na pastwę przestępców i autokratów, którzy mogliby ich szantażować” – wyjaśnia minister.
Przyjęta przez parlament ustawa zakazująca produkcji i sprzedaży syntetycznego „mięsa” nie spodobała się przedsiębiorcom z Italian Complementary Protein Alliance, specjalizujących się w zakresie badań nad białkami pochodzenia roślinnego i hodowlanego. Regulacja ma „tłumić innowacje”. Producenci sugerują, że narusza ona także unijne przepisy. Zarzucili rządowi, że cofa się, „podczas gdy świat idzie do przodu”.
Ettore Prandini, szef stowarzyszenia rolników Coldiretti odpiera zarzuty i wskazuje, że „Włochy, światowy lider w zakresie jakości i bezpieczeństwa żywności, mają obowiązek przewodzić polityce ochrony zdrowia obywateli”.
Według niektórych ekspertów, Włosi i tak nie będą mogli sprzeciwić się sprzedaży tak zwanego mięsa syntetycznego produkowanego w Unii Europejskiej, ze względu na regulacje o wspólnym rynku i swobodzie przepływu towarów i usług. Rząd jednak nie obawia się reakcji władz UE.
Ustawa przyjęta 16 listopada zakazuje nie tylko produkcji i sprzedaży „mięsa” z probówki, ale także jego reklamy. Niektórzy dopatrują się w decyzji polityków strategicznych interesów politycznych w związku z czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2024 r.
Minister rolnictwa Francesco Lollobrigida zaznaczył, że pragnie innej Europy i zaapelował do państw, by sprzymierzyły się z Italią w sprawie zakazu produkcji i sprzedaży jakiejkolwiek formy „żywności syntetycznej”.
Tymczasem niemiecki rząd inwestuje w rozwój alternatywnych białek. Niedawno utworzono fundusz o wartości około 40 mln euro na ten cel. Duński minister rolnictwa Jacob Jensen zapowiedział ponowny przegląd obecnych procedur dotyczących nowej żywności na poziomie UE.
Włoską ustawę musi zatwierdzić prezydent Sergio Mattarella. Co zdaniem ekspertów nie jest takie pewne, tym bardziej, że wyraził obawy dotyczące wszczęcia postępowania przez KE.
Premier Meloni na początku października zaproponowała reformę włoskiej konstytucji, aby ograniczyć uprawnienia decyzyjne prezydenta. Tymczasem ekologiści rozważają wszczęcie strategicznego postępowania sądowego przeciwko rządowemu projektowi, by wstrzymać stosowanie prawa.
Za przykładem Włochów idą amerykańscy prawodawcy na Florydzie. Republikanie chcą zakazać hodowli „mięsa” w laboratorium i jego sprzedaży, by chronić bydło i przemysł rolny w stanie.
Projekt House Bill 435 przewiduje zakaz jakiejkolwiek osobie produkcji, sprzedaży, przechowywania lub oferowania na sprzedaż „mięsa hodowlanego”, wyprodukowanego z hodowanych komórek zwierzęcych w stanie z Floryda.
Każdy, kto naruszyłby zakaz, będzie podlegał wykroczeniu drugiego stopnia, natomiast każdy podmiot zajmujący się dystrybucją lub sprzedażą mięsa hodowlanego musiałby się liczyć z postępowaniem dyscyplinarnym, łącznie z zawieszeniem licencji na prowadzenie działalności.
Polityk Tyler Sirois, który przedstawił projekt ustawy zaznaczył, że mięso hodowane w laboratorium stanowi „obrazę natury i stworzenia” i jest częścią najnowszej inicjatywy w ramach „agendy ESG”.
Przeciwko temu wypowiedział się również kandydat na prezydenta i gubernator Florydy Ron DeSantis, uznając, że ideologia globalistyczna zagraża wolności gospodarczej i innym amerykańskim wartościom.
W czerwcu Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych po raz pierwszy zatwierdził sprzedaż kurczaków[??? „mięsa” ?? md] wyprodukowanych z komórek zwierzęcych, zezwalając dwóm kalifornijskim firmom: Upside Foods i Good Meat na serwowanie „mięsa” laboratoryjnego w restauracjach, a także w supermarketach. Agencja ds. Żywności i Leków stwierdziła, że produkty obu firm są bezpieczne do spożycia.
Tak zwane mięso z hodowli komórkowej ma doprowadzić do eliminacji hodowli i uboju zwierząt, a także ograniczyć emisję metanu, wypas, uprawę paszy dla zwierząt i odpadów zwierzęcych powstających podczas hodowli.
Sztuczne „mięso” produkuje się w stalowych zbiornikach przy użyciu komórek pochodzących od żywego zwierzęcia, zapłodnionego jaja lub specjalnego banku komórek. Do tego procesu wykorzystuje się chemikalia, enzymy itd. Zasadniczo zmierza się do powszechnego klonowania. Manipulowanie genomem spowoduje szereg konsekwencji dla organizmu ludzkiego.
Potentatem w produkcji sztucznego „mięsa” jest Singapur. Niedawno grupa naukowców na czele z prof. Edwardem Spangiem z Uniwersytetu Kalifornijskiego wskazała, że poprzednie badania wychwalające potencjał mięsa hodowanego w laboratorium „nie odzwierciedlają dokładnie obecnych/bliższych praktyk, które są wykorzystywane do wytworzenia tych produktów”. Uczeni doszli do wniosku, że wpływ produkcji mięsa syntetycznego na środowisko będzie w rzeczywistości znacznie większy niż w przypadku konwencjonalnych systemów produkcji mięsa, zwiększając popyt i presje na populację dzikich zwierząt.
Źródło: politico.eu, forbes.com, fox.business.com, orfonline.org AS
Komisja Europejska zapowiedziała przedłużenie o kolejną dekadę okresu dopuszczalności używania glifosatu – środka chwastobójczego potencjalnie niebezpiecznego dla ludzi i pszczół. Unia nie widzi w jego stosowaniu zagrożeń, lecz liczba sądowych pozwów o odszkodowania z powodu wywołanych szkód szacowana jest na 40 tysięcy.
Herbicyd wyprodukowany na potrzeby amerykańskiej armii walczącej w Wietnamie dzisiaj jest stosowanym powszechnie środkiem chwastobójczym dla rolników. Termin dopuszczenia do użytku preparatu produkowanego m.in. przez światowych gigantów Bayer, Syngenta czy BASF, ale i na przykład przez polski Ciech, kończy się już w grudniu – informuje „Rzeczpospolita”.
W Polsce w obrocie pozostają aż 92 środki ochrony roślin na bazie glifosatu.
W połowie miesiąca państwa członkowskie Unii Europejskiej głosowały nad kwestią prolongaty pozwolenia na sprzedaż preparatu. Wniosek nie osiągnął potrzebnej do większości kwalifikowanej, ale też nie został odrzucony.
„Teraz Komisja musi podjąć jakąś decyzję przed 15 grudnia 2023 r., kiedy to upływa obecny okres zatwierdzenia. Glifosat cieszy się zarówno dobrą opinią niezbędnego w rolnictwie środka zwalczającego chwasty, jak i jest oskarżany o szkodliwość dla zdrowia ludzi, masowe wymieranie pszczół i zagrażanie środowisku naturalnemu”.
Według władz UE, od 2019 roku Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) gruntownie analizował setki badań naukowych na temat preparatu. Orzekł, że nie przyczynia się on do powstania żadnych krytycznych zagrożeń. Komisja Europejska zamierza więc przedłużyć pozwolenie, dokładając pewne ograniczenia w rodzaju zakazu stosowania przed okresem zbiorów jako środka osuszającego.
„Najsłynniejszym przykładem środka z glifosatem jest Roundup produkowany przez amerykańską spółkę Monsanto, kupioną w 2018 r. za 63 mld dol. przez koncern Bayer. Skorygował on teraz prognozy rocznych dochodów ze sprzedaży glifosatu z 2,8 mld euro na 2,5 mld euro, ale największym jego problemem jest olbrzymia fala pozwów o odszkodowania w USA. Tylko w październiku Bayer przegrał trzy procesy, 31 października sąd w Kaliforni nakazał firmie zapłatę 332 mln dol. odszkodowania dla mężczyzny oskarżającego Monsanto o wywołanie u niego raka za sprawą preparatu Roundup. Wcześniej sądy zasądziły odszkodowania rzędu 175 mln dol. i 1,25 mln dol”.
Agencja Reuters poinformowała, że liczba pozwów odszkodowawczych szacowana jest obecnie na około 40 tysięcy.
Karę za prawdę wymyślono z nienawiści do niej samej /ryc. Judson Huss
W połowie XX wieku lewica wymyśliła schizofrenię bezobjawową. Stało się to w tzw. Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. ZSRR był państwem realnego socjalizmu. Szukając analogii geopolitycznej można je określić mianem Unii Wschodnioeuropejskiej z azjatycko-turańskim farszem. Ideologią panującą był komunizm z biegiem czasu coraz bardziej zacofany w stosunku do ideologii „nowej lewicy” bazującej na założeniach Szkoły Frankfurckiej, dziś dominującej w tzw. Unii Europejskiej.
“Schizofrenia Bezobjawowa”
Określenie “schizofrenia bezobjawowa” lub „pełzająca” było stosowane w stosunku do osób sprzeciwiających się dziejowej konieczności podążania drogą postępu i rozwoju. Jedną z prześladowanych osób był pisarz Władimir Bukowski – “rosyjski obrońca praw człowieka, pisarz, publicysta, więzień polityczny oraz polityk polskiego pochodzenia. Jeden z najaktywniejszych i najbardziej znanych na świecie uczestników ruchu dysydenckiego w ZSRR”.
” W książce ‘I powraca wiatr…’ opisał swoje dwunastoletnie doświadczenia: “Dla »leczenia wzburzonych«, a mówiąc dokładnie, karania, stosowano w zasadzie trzy środki. Pierwszy – aminozyna. Pod jej działaniem człowiek zazwyczaj zapadał w śpiączkę, w jakieś takie otępienie, że przestawał pojmować, co się z nim dzieje. Drugi – sulfazyna albo siarka. Ten środek powodował zazwyczaj silne bóle i dreszcze. Temperatura podskakiwała do 40-41°C i utrzymywała się przez dwa, trzy dni. Trzeci – ukrutka. To uważane było za najcięższe. Więźnia mocno owijano od nóg aż po pachy mokrym, skręconym prześcieradłem albo pasami z płótna żaglowego. Schnąc materiał kurczył się, powodując straszliwy ból i pieczenie całego ciała. Zazwyczaj powodowało to szybko utratę przytomności i do obowiązków siostry należało tego doglądać. Wówczas ukrutkę chwilowo rozluźniano, pozwalając delikwentowi odetchnąć i dojść do siebie, po czym ponownie go zawijano. To mogło powtarzać się kilkakrotnie”.
Bukowski został w 1976 roku wymieniony na sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chile Luisa Corvalana i zamieszkał w Londynie.
Powszechnie ordynowano “piąchopirynę” – kułazinę (od rosyjskiego słowa kułak – pięść), duszono i gwałcono. “Chorzy” spędzali w ośrodkach wiele lat i nigdy nie wiedzieli, jak długo będą tam siedzieć – w przeciwieństwie do skazanych na więzienie. Jeżeli takie było życzenie GRU, lekarze mogli zawsze uznać ich za “niedostatecznie wyleczonych”. / ANNA ZECHENTER: Nieprzedawnione/IPN/
Początkowo hołubiony na zachodzie i przyjmowany z honorami, Władimir Bukowski przestał być z biegiem czasu autorytetem dla zachodniego mainstreamu, m.in. z powodu licznych porównań Unii Europejskiej do Związku Radzieckiego.
Kara za bezobjawową nienawiść
Postulat karania za bezobjawową nienawiść oraz represje za rozpowszechnianie prawdziwych informacji, ale mogących szkodzić/nowa kategoria/ jest naturalną konsekwencją ścieżki ideologicznej, którą podąża świat transatlantycki wraz z Unią dziś już jawnie antyeuropejską, a nazywaną wciąż europejską. W Polsce właśnie rozpoczął się kolejny etap klasycznego приготовления /podgotowki propagandowej/.
Lewica, która posługuje się na każdym kroku gadzią mową wymierzoną w prawdę, dobro i piękno, a często nawet w zwykłą codzienną normalność, chce karać więzieniem za… mowę nienawiści. Wszystko w obronie dobrego samopoczucia siły przewodniej. O jaką siłę przewodnią chodzi? Gdybym napisał siłę przewodnią rewolucji komunistycznej, to część młodszych czytelników nie zrozumiałaby, dlatego aktualizując: chodzi o aktywistów. O aktywistów zaangażowanych w walkę o realizację ideałów globalistycznych i neomarkistowskich. Aktywistów genderowych, klimatycznych, sanitarnych zajmujących się często zwykłym donosicielstwem, szczuciem, a w niektórych przypadkach “współczesnym szmalcownictwem”, współpracujących z organizacjami monitorującymi zachowania normalne i patriotyczne.
„Granice naszego języka są granicami naszego świata”
Nie chodzi tylko o wolność słowa, którą chcą nam odebrać, lecz również o względność słowa używanego czyli o gadzi język, którym posługują się współcześni lewicowi faszyści tworzący absurdalne neologizmy.
A teraz podam najnowszy postulat w tłumaczeniu na ludzki język:
Kto obraża „mową nienawiści” złodzieja, zboczeńca, a także niemieckiego hitlerowca, rosyjskiego lub żydowskiego bolszewika, syjonistę, ukraińskiego banderowca, terrorystę uprzywilejowanej narodowości, murzyńskiego rasistę, obraża go ze względu na dezorientacje moralną, seksualną lub na narodowość, wyznawaną ideologię komunistyczną, satanistyczną lub bezwyznaniowość (!) ten podlega karze więzienia.
Chodzi również o pedofilię i qrwofilię (umiłowanie wszystkich form prostytucji i przemysłu pornograficznego) do których coraz częściej przyznają się degeneraci podciągając to pod flagę lgbtq+p-f. Grzechem byłoby nie wspomnieć o postulacie karania za wyrażoną dezaprobatę moralną połączoną z odczuciem estetycznego niesmaku nazywaną homofobią lub qrwofobią. Tu znów mamy do czynienia z brakiem zarzucanego „objawu chorobowego”. Moralna ocena występku jest sprowadzona do rzekomej fobii, którą na dodatek traktuje się jak… przestępstwo nienawiści. Nienawiści bezobjawowej.
Kultura centralnie sterowana przyszłością Unii Europejskiej?
Świat zdążył się już przekonać o nieefektywności gospodarki centralnie sterowanej, ustanawianej przez partie komunistyczne w krajach, w których udało im się przejąć pełnię władzy. Niekiedy rozwiązywała ona pomyślnie, niektóre problemy podczas sytuacji nadzwyczajnych, wymuszających zastosowanie nadzwyczajnych środków (np. odbudowa kraju po niszczycielskiej wojnie). Jednak, w standardowych warunkach, m.in. wskutek swej nadmiernej sztywności, braku możliwości dokładnego rozeznania się planistów w realnych potrzebach i możliwościach społeczeństwa, oraz faktu, że rzeczywistość jest zbyt złożona, zniuansowana i nieprzewidywalna, by narzucić jej określony szablon rozwoju, niosła za sobą nędzę, brak poszanowania dobra wspólnego i deformację życia społecznego, aż do granic absurdu. Czy analogiczne skutki przyniesie wcielenie w życie koncepcji centralnie sterowanej kultury, której próbę wdrożenia wymusi postępujący proces centralizacji Unii Europejskiej?
Toczy się dyskusja na temat rzeczywistych konsekwencji przyjęcia raportu w sprawie zmiany unijnych traktatów. Polska prawica alarmuje o postępującym procesie centralizacji Unii i związanym z nim zagrożeniem utratą suwerenności, lewica liberalna osobliwie uspokaja nas stwierdzeniem, że to tylko pierwszy krok, a zadeklarowani rewolucjoniści patrzą z nadzieją na perspektywę przeniesienie ośrodka władzy do Brukseli, skąd łatwiej będzie zaprowadzać właściwe im (nie)porządki. Pomijając spory dotyczące terminologii (federalizacja czy centralizacja; utratasuwerenność czy delegowanie kompetencji) oraz określenia dynamiki zachodzącego procesu, nie ulega wątpliwości, że raport ten jest kolejnym krokiem na drodze, prowadzącej ku ograniczenia możliwości samodzielnego gospodarowania przez Polaków własnym państwem, a pośrednio i własnym życiem. Niestety, dotyczy to również szeroko pojętych norm kulturowych, w tym – religijnych. Sposób w jaki będzie to czynione, nasuwa skojarzenia z centralnym zarządzaniem gospodarką, obecnym w krajach realnego socjalizmu. Pójście tropem tej analogii pozwoli zwrócić nam uwagę na ryzyka, jakie niesie za sobą ten właśnie sposób sprawowania władzy.
Ujednolicenie pod maską różnorodności
Nim jednak przejdziemy do wynotowania narzucających się zbieżności, spróbujmy rozszyfrować intencje jakie kryją się za roszczeniem unijnych urzędników do sprawowania centralnego nadzoru nad wzorcami kulturowymi. Rzucają się w oczy przynajmniej dwa wymiary tej motywacji: ideologiczny i pragmatyczny. Ten pierwszy nie wymaga specjalnego rozwijania.
W organach Unii Europejskiej dominują siły posiadające określoną wizję świata oraz przekonanie co do tego w którą stronę powinien on podążać. Nieco ironicznie, pierwsze i drugie moglibyśmy określić mianem posthippisowsko-establishmentowego. Rozpełźnięci w różne strony spadkobiercy idei 1968 roku pragną zmieniać świat (z niewielką tylko poprawką na oporującą rzeczywistość, której niegdyś z perspektywy ulicznych rozrób i zadymionych komun nie dostrzegali w ogóle), a przy okazji zapewnić sobie możliwie wygodne życie i lukratywną posadę. Wśród publicystów panują różnice zdań na temat udziału czynnika ideologicznego w procesie centralizacyjnym. Jako że temat ten był dosyć często poruszany w prawicowych mediach, dziś warto poświęcić nieco więcej miejsca wymiarowi pragmatycznemu.
Tendencje rozrostowe wszelkiej biurokracji, niepodzielnie związane z obejmowaniem kontroli nad coraz to kolejnymi sferami jednostkowego i społecznego życia oraz czerpaniem zysków z jej sprawowania, to zjawisko znane i dobrze opisane. Warunkiem skutecznego działania urzędów jest jednak zachowanie pewnego podstawowego poziomu subordynacji objętych ich regulacjami obywateli. Im bardziej różnorodny kulturowo jest obszar ich działania, tym ryzyko niechęci wobec podporządkowania się kolejnym wprowadzanym regulacjom będzie większe, ze względu na sprzeczność systemów wartości, norm i preferowanych sposobów życia jego poszczególnych części składowych. Względna jednolitość administrowanego obszaru pod względem kulturowym wydaje się więc warunkiem sine qua non racji istnienia tych urzędów i dalszego rozrostu klasy biurokratycznej. Na tak różnorodnym pod tym względem obszarze jakim jest Europa, eurobiurokracja – by się utrzymać, wykarmić i nadal wzrastać – musi implementować już nie tylko rozwiązania dotyczące gospodarki, polityki ekologicznej czy międzynarodowej, ale również homogenizacji kulturowej.
Środkiem mogącym do tego celu posłużyć (stwarzającym pewną pokusę, ale z przyczyn praktycznych nieopłacalnym w realizacji) jest likwidacja kulturowych ośrodków tożsamościotwórczych, tworzących wspólnoty kierujące się normami utrudniających sprawne zarządzanie administracji unijnej: wspólnoty religijne, niektóre ruchy społeczne, kontestacyjne subkultury. O ile można bez większego ryzyka poważyć się na taki krok w stosunku do wspólnot niszowych, wydanie otwartej wojny tym większym mogłyby wywołać poważne niepokoje społeczne i idące za nimi zachwianie zaufania wobec nowej władzy.
Z punktu widzenie interesu urzędników, bardziej opłacalne byłyby zatem zabiegi „przycinające” właściwości tych ośrodków do postaci, która nie będzie stwarzać dla Centrali zbyt wielkiego zagrożenia. W przypadku religii będzie to oczywiście wiązało się ze stopniowym przeinaczaniem jej doktryny, wtłaczaniem jej do interpretowanych przez dominujące w Unii Europejskiej siły lewicowo-liberalne „wartości europejskich”. Najmniej rzucającym się w oczy opinii publicznej działaniem będzie rzucanie kłód pod nogi ośrodkom wiernym swojej doktrynie, przy równoczesnym dofinansowywaniu i medialnym rozdymaniu znaczenia ich kolaboranckich odmian.
To miękki sposób działania. Twardym będzie ustanawianie praw godzących w wolność przekazywania swoich idei oraz sprawowania kultu przez te wspólnoty, poczynając od tych, które w społeczeństwie liberalnym nie budzą entuzjazmu, np. ograniczanie sprawowania egzorcyzmów, spowiedzi świętej dla dzieci, przekazywanie młodym ludziom treści mogących ich „znerwicować” (nauki o piekle) etc.
W miarę jak nowounijna propaganda będzie urabiać umysłowość społeczeństw, włodarze Unii Europejskiej będą mogli pozwalać sobie na coraz dalsze ingerencje. Dokładnie ten sam sposób działania może zostać zastosowany wobec środowisk patriotycznych, narodowych czy pielęgnujących wszelkie inne „niewygodne” tradycje. Takie instytucje z wybitymi zębami, będą mogły w pewnym zakresie funkcjonować, z tym, że utracą podstawowy zawarty w nich sens.
200% normy inkluzji
Zawartość przegłosowanego 25 października raportu o zmianie traktatów wskazuje na konieczność przejęcia przez unijną Centralę kontroli nad edukacją czy ochroną zdrowia. Upraszcza również procedury zawieszania w prawach członka państw sprzeniewierzających się „wartościom unijnym” (jeszcze raz podkreślmy – interpretowanych przez lewicowych liberałów i posiadających w tej interpretacji bardzo szerokie pole manewru), co umożliwia i uwiarygadnia szantaż wobec poszczególnych członków. Dodajmy do tego odgórne wcielanie urzędowo wystandaryzowanego języka w miejscach pracy, przepisach medycznych czy instytucjach publicznych. To również jest zabieg modyfikujący kulturę, gdyż zakaz określania pewnych postaw pejoratywnie będzie uniemożliwieniem wskazania, które z nich są moralne czy właściwe, a które nie; indoktrynowanie ludzi w tym języku będzie (przynajmniej u części z nich) stopniowo zmieniać systemy znaczeń, w jakie wyposaża kultura. W język bowiem wpisywane jest wartościowanie różnych postaw czy zjawisk, co daje ludziom instrukcje: do czego dążyć, czego unikać.
Wskazujemy tutaj tylko te najbardziej oczywiste metody działania. Urzędnicy unijni niejednokrotnie zaskakiwali nas swoją kreatywnością w naginaniu pól sprawowanej przez siebie władzy. Tak więc centralne sterowanie kulturą nie będzie odbywało się w sposób oczywisty i siermiężny, jak za czasów Pierwszych Sekretarzy; raczej w sposób trudny do łatwego uchwycenia przez przeciętnego obywatela tego nowego organizmu politycznego. Nie zmienia to faktu, że mechanizm takiego zarządzania będzie posiadał wady, w dużej mierze tożsame z tym znanym z państw realnego socjalizmu. Kultura centralnie sterowana będzie próbowała wtłoczyć w sztywne urzędnicze ramy ukształtowane lokalnie organiczne wzory działania, które do tej pory odpowiadały na konkretne potrzeby związane z ich uwarunkowaniami, wrażliwościami, charakterami czy występującymi miejscowo zagrożeniami. W ten właśnie sposób kultury stracą swoją efektywność w reagowaniu na problemy, z którymi musiały się dotychczas zmagać.
Tak jak w realnym socjalizmie „państwowe znaczyło niczyje” i nie zachęcało do troszczenia się o mienie, narzędzia produkcji czy efekt końcowy podjętych działań, tak i niczyja stanie się inkluzywna kultura unijna. Przeinaczone i przycięte do potrzeb urzędniczych wspólnoty religijne, języki, media i wytwory artystyczne nie będą godne zaufania, raczej – pogardy. Spodziewać się można efektu ostentacyjnego dezawuowania tych instytucji, robienia im na złość, kombinowanie przy obchodzeniu zaaplikowanych do nich sztucznych reguł. W efekcie natychmiast będą musiały wytworzyć się dwa porządki społeczne: oficjalny i rdzennie kulturowy (kulturowa szara strefa). Podobnie jak w krajach socjalistycznych, wymusi to na społeczeństwach nieustanne egzystowanie w stanie mimikry – udawanie i stwarzanie pozorów na pokaz, pożerające mnóstwo energii, która mogłaby zostać przeznaczona na działalność konstruktywną i społecznie pożyteczną. Wspólnoty o aksjologiach najbardziej sprzecznych z leżącymi u podłoża kulturowych wytycznych Centrali będą zaś doświadczać największego poczucia upodlenia, gdyż zmuszone zostaną w sferze publicznej do permanentnego działania wbrew zakorzenionym w nich wartościom. Alternatywą będzie odmowa partycypacji w nowym systemie, co jednak pociągnie za sobą określone konsekwencje finansowe, utratę prestiżu i pozycji społecznej, stoczenie się w materialny niebyt. Taka perspektywa będzie dużą część społeczeństwa odstraszać przed jawnym okazywaniem oporu.
Podobnie jak w socjalistycznych gospodarkach centralnie sterowanych dojdzie do zmiany hierarchii społecznej: powstaną nieefektywne mechanizmy tworzenia elit i uzyskiwania awansu społecznego. Ci wierni wykoncypowanej w gabinetach unijnych urzędników kulturze inkluzywnej, będą mogli liczyć na pozycję wyższą, aniżeli ci, którzy pozostali wierni wzorcom, w których zostali wychowani. Nadgorliwi wyznawcy wykreowanej kultury, jako nadzwyczaj potrzebni nowemu systemowi dla jego legitymizacji, będą zatem sowicie nagradzani poprzez umieszczenie ich na wyższych pozycjach społecznej hierarchii. Wszystko to będzie odbywało się kosztem wartości praktycznej i merytorycznej pracowników, społeczników, kapłanów… Tak irracjonalny rozkład społecznego prestiżu czy majętności, o którym będzie decydowała wierność scentralizowanemu unijnemu aparatowi władzy sprawi, że nieefektywność kulturowa szybko przełoży się na nieefektywność gospodarczą. W ten sposób, zamiast deklarowanego wzmocnienia i gospodarczego „gonienia” supermocarstw w rankingach, nastąpi raczej osuwanie się Europy – proponowane lekarstwo okaże się raczej trucizną.
Przestroga
Próby zarządzania podstępem powołaną do życia pseudowspólnotą pozszywaną z elementów o istotnym rozstrzale aksjologicznym, a także rozmaicie rozumiejących świat i ludzkie powinności, siłą rzeczy będą petryfikować system zamordystyczny: aktywnie zwalczający wszelkie odchylenia, godzący sprzeczności wewnątrzspołeczne mocą żelaznej ręki, i nie wahający się przed niszczeniem wszelkiej autentycznej oryginalności i unikatowości kulturowej. Tak jak socjalistyczna równość w rezultacie oznaczała nierówność, tak głoszona przez centralizującą się Unię różnorodność będzie oznaczała wymuszoną homogeniczność. System ufundowany na tak fałszywej idei i zmuszony do marnowania wielkich pokładów energii na maskowanie faktu jej fałszywości, w długim terminie skazany jest na rozpad. A gdy on już nastąpi, historia po raz kolejny zaszydzi ze zgubnej pychy intelektualistów i będących jej efektem wielkich projektów zaprowadzenia zbiorowej szczęśliwości.
Gdzie się podziali Ukraińcy w wieku poborowym? W Niemczech ze 300 tys, a ile w Polsce?
“Die Welt”: Oficjalnie w Niemczech jest ich 190 tys… Ponad 650 tys. ukraińskich mężczyzn w wieku 18-64 lat jest zarejestrowanych jako uchodźcy w 27 państwach UE, a także w Norwegii, Szwajcarii i Liechtensteinie.
Z Ukraińców przebywających na terenie Niemiec udałoby się stworzyć “od ośmiu do dziesięciu brakujących dywizji”.
“Na terenie Niemiec mieszka ponad 189 tys. Ukraińców w wieku poborowym – wynika z oficjalnych danych MSW. Nielegalnie może tam przebywać dodatkowe 100 tys. mężczyzn z tej grupy” – informuje w niedzielę dziennik “Welt”.
“Rząd ukraiński nie ma możliwości sprowadzenia z powrotem do kraju potencjalnych żołnierzy, dla Ukrainy odpływ sprawnych, zdolnych do służby wojskowej mężczyzn stanowi w drugim roku wojny ogromny problem”.
Od 24 lutego 2022 roku, czyli rozpoczęcia rosyjskiej inwazji, do Niemiec przybyło 221 571 Ukraińców w wieku poborowym (18-60 lat). Obecnie przebywa ich tam 189 484 – wynika z danych niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na 31 sierpnia br.
Legalnie i nielegalnie…
Wielu z tych mężczyzn brało udział w walkach z rosyjskimi wojskami, ale część nie (np. z powodu chorób, opieki nad rodziną lub niechęci do walki) – opisuje “Welt”. Szacuje się, że oprócz oficjalnie odnotowanych 189 tys., w Niemczech nielegalnie przebywa kolejne 100 tys. Ukraińców, którzy nie przekroczyli 60 roku życia – dodaje dziennik.
Rosyjska inwazja wywołała na Ukrainie masowy exodus, szczególnie poza granice kraju. Według Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) od początku wojny Ukrainę opuściło prawie 6,3 mln osób – głównie kobiety i dzieci, w większości celem ich podróży były kraje europejskie.
Z danych Eurostatu wynika, że ponad 650 tys. ukraińskich mężczyzn w wieku 18-64 lat jest zarejestrowanych jako uchodźcy w 27 państwach UE, a także w Norwegii, Szwajcarii i Liechtensteinie. To tysiące potencjalnych żołnierzy – “szczególnie biorąc pod uwagę niedawne oświadczenie nowego ministra obrony Ukrainy Rustema Umierowa, że regularna armia kraju liczy łącznie 800 tys. żołnierzy” – przypomina “Welt”.
W obliczu strat na froncie, o których rząd w Kijowie nie informuje, a które są oczywiście duże, dla skutecznej obrony kraju kluczowa może okazać się możliwość powołania przynajmniej części tych, którzy uciekli za granicę – zauważa “Welt”, przyznając, że wielu Ukraińców przebywających za granicą swego kraju może .
Wielu z nich “sprawia wrażenie silnych”
Według szacunków Connection e. V., niemieckiego stowarzyszenia wspierającego dezerterów, z Ukrainy od początku wojny przed poborem uciekło co najmniej 175 tys. mężczyzn, część z nich do Niemiec.
Jak podkreśla “Welt”, sytuacja ta wzbudza coraz więcej pytań, także w Niemczech, również dlatego, że Berlin wnosi znaczący wkład we wzmacnianie zdolności obronnych Ukrainy. “Kilka dni temu rząd federalny ogłosił, że chce w przyszłym roku podwoić pomoc wojskową dla rządu w Kijowie do kwoty 8 mld euro. Co jednak ze skutecznością wsparcia Niemiec i Zachodu, jeśli na Ukrainie kończą się żołnierze?” – pisze gazeta.
Nie rozumiem, dlaczego sprawni fizycznie Ukraińcy przebywają w Niemczech, uchylając się od obrony swojego kraju. Nie każdy musi trafić na front. Można zająć się opieką nad rannymi, działać w służbach ratunkowych lub innych sektorach – skomentował emerytowany wojskowy i deputowany CDU Roderich Kiesewetter. – Wielu Ukraińców, których u nas widać, sprawia wrażenie silnych – dodał, oceniając, że tylko z Ukraińców przebywających na terenie Niemiec udałoby się stworzyć “od ośmiu do dziesięciu brakujących dywizji”.
“Welt” zaznacza, że “rząd Zełenskiego jest coraz bardziej zaniepokojony sytuacją”. Kijów nie ma wpływu na Ukraińców przebywających poza granicami, a “rząd Zełenskiego nie podjął na razie kroku, wzywającego inne państwa do deportacji ukraińskich mężczyzn w wieku poborowym” – zauważa “Welt” i dodaje, że “trudno sobie wyobrazić, aby któryś z zachodnich krajów partnerskich spełnił takie żądanie”.
Niemiecki rząd powołuje się obecnie na Europejską konwencję o ekstradycji z 1957 roku, wykluczającej ekstradycję w przypadku dezercji. “O dopuszczalności ekstradycji decydują sądy okręgowe. Rząd federalny szanuje ich niezależność i dlatego nie wypowiada się w tej kwestii” – skomentowało MSW.
Tristatecity to projekt „inteligentnego miasta”, który zaczął pojawiać się jako koncepcja w 2015 roku. Wizją Petera Savelberga, holenderskiego “konsultanta”, jest stworzenie gigantycznego megalopolis od Holandii przez Belgię do Zagłębia Ruhry w Niemczech, obejmującego od 30 do 45 milionów ludzi.
−∗−
Tłumaczenie w zestawieniu kilku tekstów dotyczących planów budowy Tristatecity, megalopolis na bazie trzech państw i protestów holenderskich rolników. W materiałach zawarta jest próba odpowiedzi na ile te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane. /AlterCabrio/
_____________***_____________
Czytelnicy mogą być zainteresowani wcześniejszym zapoznaniem się z tym, jak się wydaje, oryginalnym dokumentem [TRISTATECITY, A PRIVATE SECTOR PLACE BRANDING INITIATIVE, pdf] na temat planu Trójpaństwowego miasta dla Holandii, Belgii i Zagłębia Ruhry w Niemczech oraz krótkim filmem [13min].
Tristate City – The Reason to Bankrupt Dutch Farmers – The Netherlands https://www.youtube.com/embed/s45OeHX5veM
_____________***_____________
Elita buduje Megalopolis, gdzie plebs będzie zjadał owady
Jesteśmy w stanie wojny w Europie. Ale nie z Rosją. Wróg nie wysłał żołnierzy, czołgów, karabinów maszynowych ani bomb. Nie zobaczymy tego.
To przebiegła, podstępna wielogłowa hydra kształtująca nasze życie, wspomagana przez tych, którzy mają nas reprezentować. Otworzyła się kluczowa linia frontu przeciwko temu amorficznemu wrogowi w sercu Europy. W Holandii.
Dzielni holenderscy rolnicy zmobilizowali swoje ciągniki, wozidła do obornika i bele słomy. Wyjechali na ulice, aby zaprotestować, jak już tutaj donosiliśmy, i nie dają za wygraną.
Po burzliwym lecie protestów rolników przeciwko tzw. przepisom dotyczącym „zanieczyszczenia” – rozporządzeniu rządu holenderskiego, który będzie wymagał od rolników ograniczenia emisji azotu nawet o 70 procent w ciągu najbliższych ośmiu lat – holenderski minister rolnictwa Henk Staghouwer zrezygnował po zaledwie dziewięciu miesiącach na stanowisku, mówiąc dziennikarzom, że nie jest odpowiednią osobą do tej pracy. Rzeczywiście.
Dobrze zrobimy śledząc to z uwagą. Protestują w naszym imieniu. Zmagają się z czymś, co trafnie opisano jako „skorporatyzowany program „zrównoważonego rozwoju” stworzony przy poparciu miliarderów przez „zieloną” elitę, która nie wywodzi się z żadnego popularnego okręgu wyborczego”.
Niewidzialne instytucje, takie jak Światowe Forum Ekonomiczne, Fundacja Billa i Melindy Gatesów, Fundacja Rockefellera, a także zgrupowanie ponadnarodowych korporacji, są kluczowymi „interesariuszami” tej ściśle powiązanej sieci. Są to niewybieralne postacie, które wpływają na politykę rządową w rzekomo suwerennych państwach na całym świecie.
Holenderski rząd planuje wydać 25 miliardów euro na wywłaszczenie 11 200 gospodarstw – rzekomo w celu zmniejszenia o połowę emisji azotu do 2030 roku. Będzie to oznaczać utratę 20 procent gospodarstw, a kolejne 33 procent będzie zmuszone do ograniczenia wielkości i redukcji inwentarza żywego.
Szaleństwo tych cięć ma miejsce w czasie światowych niedoborów żywności i nawozów, kiedy Holandia jest drugim co do wielkości eksporterem żywności po USA. Obecnie ryzykuje pójście w ślady Sri Lanki i zostanie głównym importerem, a nie eksporterem żywności.
Oprócz czasu tych działań, tym, co wzbudza podejrzenia holenderskich rolników, jest fakt, że redukcja emisji azotu nieproporcjonalnie spada na rolnictwo, podczas gdy przemysł i transport są również głównymi trucicielami. Jest w tym jednak logika, jeśli konkretnym motywem zawłaszczania ich ziemi i środków do życia jest Tristatecity [Trójpaństwowe miasto -tłum.].
Tristatecity to projekt „inteligentnego miasta”, który zaczął pojawiać się jako koncepcja w 2015 roku. Wizją Petera Savelberga, holenderskiego konsultanta, jest stworzenie gigantycznego megalopolis od Holandii przez Belgię do Zagłębia Ruhry w Niemczech, obejmującego od 30 do 45 milionów ludzi.
Jak w tej epoce świadomej emisji dwutlenku węgla taki projekt mógł przetrwać ekopobożność fanatyków środowiska? Nie jest oczywiste, w jaki sposób budowanie drapaczy chmur i pokrywanie dużych obszarów betonem może być bardziej zrównoważone niż ziemia uprawna, ale projekt chwali się, że wspiera wszystkie cele zrównoważonego rozwoju ONZ.
Oczywiście, że tak – na papierze. Chętnie promuje również agro-tech, skupiony w regionie Brabancji, w tym uprawę wertykalną (np. hydroponika). Być może nie jest przypadkiem, że według Financial Times, belgijski rząd również zaczął skupować grunty rolne, rzekomo w celu uniknięcia holenderskiego „kryzysu”. Innymi słowy, Trójpaństwowe miasto to klasyczna koncepcja „czwartej rewolucji przemysłowej” Światowego Forum Ekonomicznego.
Peter Savelberg jest wspierany przez holenderską organizację pracodawców VNO-NCW, fundusze emerytalne i deweloperów. Wierzą, że Tristatecity, z 45 milionami mieszkańców, będzie w stanie lepiej konkurować o inwestycje i talenty z innymi globalnymi megamiastami, zwłaszcza z Chinami. A więc, nieuchronnie, Tristatecity potrzebuje holenderskich gruntów rolnych na mieszkania.
Tymczasem mieszkańcy Tristatecity prawdopodobnie będą żywić się robakami – bo będzie tam mniej pól uprawnych, by produkować dla nich żywność. Stąd potrzeba uprawy pionowej. Nie byłoby dla nich żadnego innego przemysłu, w którym mogliby pracować, ponieważ paliwa kopalne potrzebne do funkcjonowania przemysłu wysychają.
Niemcy już teraz doświadczają oznak dezindustrializacji, gdy rosyjski gaz znika, a wysychający Ren jak na ironię uniemożliwia transport węgla. Zero-carbon staje się rzeczywistością.
Pomimo rosnącego sprzeciwu wobec programu ONZ „zrównoważonego rozwoju” Agenda 2030, przeciwko WEF i Wielkiemu Resetowi, rząd holenderski, być może zachęcony m.in. przez niedawne Forum Wysokiego Szczebla ONZ [UN High-Level Forum], w którym Holandia uczestniczyła tego lata, uciekł się do używania tak zwanych „zmian klimatycznych” i „ochrony przyrody” jako podstępnej i zwodniczej wymówki dla zdobycia ziemi potrzebnej do realizacji tych celów.
Widać, że szum marketingowy wokół samego Tristatecity ucichł (zaledwie kilkaset osób śledzi tę stronę na Facebooku), a projekt poczuł potrzebę wydania publicznego oświadczenia, że nie ma związku z programami redukcji azotu.
Tutaj, w Wielkiej Brytanii, być może na razie uniknęliśmy losu holenderskich rolników, chociaż zachęta finansowa naszego rządu dla rolników do opuszczenia gospodarstw była oferowana aż do 11 sierpnia. Nadal istnieje potrzeba zachowania czujności.
Podczas gdy walijskie szkoły zachęcają dzieci do jedzenia robaków, Francja stała się krajem innowacji w produkcji owadów i mieści największe na świecie farmy owadów.
Start-up o nazwie Ynsect zebrał 224 miliony dolarów od inwestorów – w tym koalicji Footprint Coalition gwiazdy Hollywood Roberta Downey Juniora – na budowę drugiej farmy owadów w Amiens w północnej Francji.
Firma zajmuje się hodowlą larw mącznika, które produkują białka dla zwierząt gospodarskich, karmę dla zwierząt domowych i nawozy. Antoine Hubert, dyrektor generalny i współzałożyciel, obiecał, że „40-metrowy zakład o powierzchni ponad 40 000 metrów kwadratowych” będzie „najwyższą pionową farmą na świecie i pierwszą pionową farmą ujemną pod względem emisji dwutlenku węgla na świecie”.
Jesteśmy wciąż atakowani przez wielogłową hydrę na inne sposoby. Manipulacje [gaslighting] przybierają wiele form. Jednym z niedawnych przykładów było przyznanie głównej nagrody podczas Chelsea Flower Show ogrodowi, którego centralną cechą było przeżuwane przez bobry drewno, a nie kwiaty – tak jakby nietknięta natura przebijała uprawę i tworzenie.
W czerwcu omalże nie przeoczyliśmy utraty 700 000 akrów ziemi uprawnej, kiedy budżet na „odnowę krajobrazu” (czyli „odnowę dzikiej przyrody”) został zmniejszony z 800 milionów do 50 milionów funtów.
Ta wojna jeszcze się nie skończyła i powinniśmy wspierać naszych europejskich sojuszników, tak jak robiliśmy to podczas II wojny światowej.
Michael Yon: korespondent wojenny, holenderscy rolnicy, światowy głód, New Paradigms w/Sargis Sangari EP #107
W poniedziałek, 25 lipca 2022, w 107. odcinku New Paradigms z Sargisem Sangari, Michaelem Yon: to najbardziej doświadczony korespondent wojenny w Ameryce, a ja rozmawiałem o jego ostatnich doświadczeniach gdy towarzyszył #DutchFarmers w #Holandia.
Michael mówił o faktycznych przyczynach rządowych nakazów przeciwko rolnikom oraz o skutkach tych kroków dla rozwijającego się światowego głodu i imigracji.
Michael wskazuje, że Holandia jest punktem wyjścia dla Światowego Forum Ekonomicznego (#WEF) oraz programu i projektu sieciowego #TristateCity. Nie jest to więc przypadek, że #Holenderski Premier, #MarkRutte, jest ulubieńcem #KlausSchwaba, założyciela WEF.
Głównymi fundatorami WEF jest około 1000 firm członkowskich, zazwyczaj globalnych przedsiębiorstw z obrotem przekraczającym 5 miliardów dolarów amerykańskich plus subwencje publiczne.
Dołącz do mnie, aby wysłuchać tego ważnego programu z Michaelem Yonem, który towarzyszył holenderskim rolnikom, walczącym z potężną WEF, międzynarodową organizacją pozarządową i lobbingową.https://rumble.com/embed/v1azd3j/?pub=4
Świat według Klausa Ty i ja nie będziemy jeść robaków. Ty i ja nie będziemy wiecznie nosić masek. Ty i ja nie będziemy odgrywać ról cyborgów. I ty i ja nie będziemy w […]
________________
Od Sri Lanki do Niderlandów czyli jak działać Wiedzą, że kiedy ludzie stają się wściekłym, głodnym tłumem, mogą być kontrolowani jak zwierzęta. I tego typu reakcje są dokładnie tym, na co liczą ci globalistyczni oszuści. Dlatego niszczą światowe […]
________________
Dyptyk żywnościowy czyli apokalipsa, robaki i GMO Byliśmy świadkami jak lockdowny roznoszą gospodarkę na kawałki, podczas gdy klasa miliarderów osiąga rekordowe zyski, a korporacyjne molochy rozszerzają swoje monopole, tak też każda proponowana polityka bezpieczeństwa żywnościowego przyniesie korzyści […]
W piątek Włodzimierz Karpiński oficjalnie otrzymał mandat europosła w miejsce wybranego do Sejmu Krzysztofa Hetmana; mandat otrzymał również Witold Pahl, który zastąpi wybranego do Sejmu Bartosza Arłukowicza – poinformował w piątek w komunikacie Parlament Europejski.
——————–
W komunikacie wydanym w piątek przez Parlament Europejski czytamy, że na posiedzeniu 20 listopada PE „przyjmie do wiadomości wybór na posłów do Parlamentu Europejskiego” dwóch nowych polskich euro-parlamentarzystów – Witolda Pahla i Włodzimierza Karpińskiego”. Jak podkreślono, są oni oficjalnie uznani za europarlamentarzystów od 16 listopada.
Jak podał PE, gdy poseł do Parlamentu Europejskiego decyduje się odejść, umiera lub traci mandat, powiadamia o tym (lub robią to w jego imieniu władze państwa, z którego pochodzi) Przewodniczącego PE.
Następnie Parlament ogłasza wakat. Właściwe organy krajowe są wtedy proszone o obsadzenie wakującego miejsca. Państwo członkowskie informuje Parlament o zastępstwie, którego ogłoszenie następuje na posiedzeniu plenarnym. Następnie nowy poseł do PE podpisuje oświadczenie o niepołączalności i obejmuje urząd.
Marszałek Sejmu Hołownia podpisał dokumenty informujące trzy osoby o pierwszeństwie przysługującym im w objęciu mandatu do Parlamentu Europejskiego.
Włodzimierz Karpiński, były sekretarz w warszawskim ratuszu i były minister w rządzie PO-PSL w czwartek opuścił areszt, w którym przebywał od lutego. Zatrzymano go w związku z tzw. aferą śmieciową. Usłyszał zarzuty korupcyjne związane z zawieraniem kontraktów na zagospodarowanie odpadów w Warszawie.
Karpiński kandydował w 2019 r. w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy Koalicji Europejskiej. Nie zdobył jednak mandatu europosła. Posłem PE z tej listy został Krzysztof Hetman, który w październiku tego roku zdobył mandat do polskiego Sejmu i go objął. Do PE za Hetmana trafić powinna Joanna Mucha, lecz ona także została wybrana na posłankę. Następny w kolejności do mandatu europosła byłby Riad Haidar, ale polityk zmarł w maju br. Mandat europosła przypada więc kolejnemu kandydatowi – właśnie Włodzimierzowi Karpińskiemu.
Zgodnie z Kodeksem wyborczym, Marszałek Sejmu zawiadamia, na podstawie informacji Państwowej Komisji Wyborczej, kolejnego kandydata z tej samej listy kandydatów, który w wyborach otrzymał kolejno największą liczbę głosów, o przysługującym mu pierwszeństwie do mandatu w PE w miejsce osoby, której wygasł mandat.
Oświadczenie kandydata o przyjęciu mandatu do PE powinno być złożone w terminie 7 dni od dnia doręczenia zawiadomienia. Niezłożenie go w tym terminie oznacza zrzeczenie się pierwszeństwa do obsadzenia mandatu.
Drugi mandat europosła obejmie Witold Pahl – były sędzia Trybunału Stanu i były wiceprezydent Warszawy. Otrzyma on mandat po wybranym do Sejmu z list KO Bartoszu Arłukowiczu. W wyborach do PE w 2019 roku kilkoro kandydatów z listy zdobyło lepszy wynik; była marszałek woj. lubuskiego Elżbieta Polak również zdobyła jednakże mandat w Sejmie, podobnie jak Jarosław Rzepa, który został posłem z ramienia Trzeciej Drogi. Wśród kandydatów przed Pahlem znalazła się jeszcze była minister pracy i polityki społecznej oraz posłanka Jolanta Fedak, która zmarła w 2020 roku. W tej sytuacji mandat po Arłukowiczu przydał więc Pahlowi.
Były minister skarbu za rządów PO-PSL Włodzimierz Karpiński został zatrzymany przez CBA w lutym. Wraz z kilkoma innymi osobami, w tym z byłym wiceministrem skarbu Rafałem Baniakiem, jest podejrzany o załatwianie wartych 600 mln zł kontraktów z Miejskim Przedsiębiorstwem Oczyszczania w Warszawie.
Karpiński usłyszał zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w kwocie blisko 5 mln zł. Do tej pory przebywa w tymczasowym areszcie. Pod koniec marca został odwołany z funkcji sekretarza Warszawy przez Rafała Trzaskowskiego. Zasiadał również w radach nadzorczych spółek: Metro Warszawskie i Veolia.
Baniak usłyszał zarzuty m.in. kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, prania pieniędzy i płatnej protekcji w zamian za prawie 5 mln zł łapówki.
==============
Marsz. Hołownia:
Próby wmontowywania mnie teraz w jakieś opowieści, że pierwsza decyzja marszałka to wypuszczenie przestępców z więzienia są po prostu żałosne –
Wspólna euroarmia, która zastąpi NATO, wspólne unijne zakupy uzbrojenia, przekazanie Niemcom, Francji i TSUE najważniejszych decyzji w sprawie polskiego wojska i granic, hasająca po naszym kraju bez nadzoru naszych służb europolicja, wreszcie wspólna polityka wobec nielegalnych imigrantów, czyli przymusowa relokacja tysięcy przybyszów z Afryki i Azji do Polski. To wszystko czeka nas, jeśli Parlament Europejski i rząd Donalda Tuska zaakceptują zmiany w traktatach europejskich.
„Wojsko Polskie do likwidacji? Wśród przepychanych na szybko zmian Traktów Europejskich są też nowe przepisy przekazujące Brukseli kontrolę nad tak kluczową sprawą jak zakupy uzbrojenia przez państwa członkowskie Unii. Nowe Traktaty zawierają również zapisy o utworzeniu europejskiej armii, której rozkazy wydawać będzie bezpośrednio Bruksela. Polska oraz inne kraje Unii zostaną pozbawione możliwości prowadzenia własnej polityki obronnej” – napisała była premier Beata Szydło po tym, jak Komisja Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego przyjęła w głosowaniu sprawozdanie, zalecające zmianę unijnych traktatów.
Treść dokumentu – zmieniającego UE w superpaństwo kosztem państw narodowych – została uzgodniona przez przedstawicieli pięciu frakcji – Europejskiej Partii Ludowej (EPL), socjaldemokratów (S&D), liberałów (Renew), Zielonych i Lewicę. A więc ugrupowań, do których należą partie mające współtworzyć przyszłą koalicję rządową w Polsce.
„Euroarmia” wypchnie USA?
„GP” zapoznała się z treścią poprawek zmieniających traktaty europejskie, które stanowią prawny fundament UE – szczególnie tych odnoszących się do spraw wojskowości, bezpieczeństwa i granic. Okazuje się, że w słowach Beaty Szydło nie było ani grama przesady.
Kluczem do zrozumienia wagi planowanej reformy jest poprawka do art. 31 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE). Obecnie artykuł ten mówi, że „do decyzji mających wpływ na kwestie wojskowe lub polityczno-obronne” nie stosuje się zasady stanowienia przez Radę Europejską tzw. większością kwalifikowaną (poparcie 55 proc. krajów członkowskich, reprezentujących 65 proc. populacji UE). Innymi słowy: dziś w sprawach dotyczących armii i obronności wymagana jest jednomyślność wszystkich krajów członkowskich. Proponowana poprawka uchyla jednak ustęp mówiący o tym wyjątku – otwierając drogę do narzucania mniejszym państwom woli Niemiec i Francji w tak fundamentalnym obszarze jak obronność.
Jednocześnie z art. 31 zniknąć ma fragment umożliwiający niewykonanie danej decyzji przez państwo, które wstrzymało się od głosu i złożyło w tej sprawie oświadczenie. Ów przeznaczony do wykreślenia passus brzmi: „Każdy członek Rady, który wstrzymuje się od głosu, może – zgodnie z niniejszym akapitem – jednocześnie złożyć formalne oświadczenie. W takim przypadku nie jest on zobowiązany do wykonania decyzji, ale akceptuje, że decyzja ta wiąże Unię. W duchu wzajemnej solidarności to Państwo Członkowskie powstrzymuje się od wszelkich działań, które mogłyby być sprzeczne lub utrudnić działania Unii podejmowane na podstawie tej decyzji. Pozostałe Państwa Członkowskie szanują jego stanowisko”.
Inna kardynalna zmiana dotyczy art. 42 TUE, czyli wspólnej polityki obronnej i europejskiej armii. Dziś obowiązuje dość ogólnikowy przepis (ust. 2 art. 42) mówiący: „Wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony obejmuje stopniowe określanie wspólnej polityki obronnej Unii. Doprowadzi ona do stworzenia wspólnej obrony, jeżeli Rada Europejska, stanowiąc jednomyślnie, tak zadecyduje”. Wyrażenie „stanowiąc jednomyślnie” ma jednakże zostać zastąpione sformułowaniem: „stanowiąc większością kwalifikowaną”. Ale to i tak nic. W ust. 3 tegoż artykułu możemy obecnie przeczytać: „Państwa Członkowskie, w celu realizacji wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, oddają do dyspozycji Unii swoje zdolności cywilne i wojskowe, aby przyczynić się do osiągnięcia celów określonych przez Radę”. W nowym traktacie proponuje się wprost: „Unia ustanawia Unię Obrony posiadającą zdolności cywilne i wojskowe w celu realizacji wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony. Obejmuje to stale stacjonujące wspólne europejskie jednostki wojskowe, w tym stałą zdolność do szybkiego rozmieszczenia, pod dowództwem operacyjnym Unii”. To nic innego jak ustanowienie euroarmii.
Jak europejska Unia Obrony będzie się miała do USA i NATO? W poprawce do art. 21 TUE, mówiącego o zasadach działań zewnętrznych UE, do głównych celów wspólnoty dopisano – uwaga – „autonomię strategiczną” Unii Europejskiej. To termin popularny w kręgach eurokratów od kilku lat, oznaczający ekonomiczną i militarną samowystarczalność UE oraz rozluźnienie strategicznych stosunków wojskowo-gospodarczych z USA i zmniejszenie roli NATO w europejskiej architekturze bezpieczeństwa.
TSUE, migranci i europolicja
Według poprawek do traktatu powstać ma też specjalna unijna agencja uzbrojenia zaopatrująca ustanawianą euroarmię. „Agencja do spraw Rozwoju Zdolności Obronnych, Badań, Zakupów i Uzbrojenia (zwana dalej »Europejską Agencją Obrony«) określa wymogi operacyjne, wdraża środki ich realizacji, udziela zamówień na uzbrojenie w imieniu Unii i jej Państw Członkowskich, wprowadza wszelkie użyteczne środki wzmacniające bazę przemysłową i technologiczną sektora obrony, bierze udział w określaniu europejskiej polityki w zakresie zdolności i uzbrojenia” – czytamy w poprawce do art. 42 TUE. Nietrudno się przy tym domyślić, czyj przemysł zbrojeniowy będzie przez taką agencję faworyzowany…
Poza przekazaniem spraw obronności pod kuratelę Brukseli, nowy traktat ma dać scentralizowanej władzy UE dodatkowy instrument do dyscyplinowania „nieposłusznych” krajów UE. Chodzi o wyjątkowo zaangażowany politycznie w polskie sprawy Trybunał Sprawiedliwości UE (TSUE). W art. 275 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej jak dotąd wyraźnie było podkreślone, że „Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie jest właściwy w zakresie postanowień dotyczących wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa ani w zakresie aktów przyjętych na ich podstawie”. Ta zasada ma odwrócić się o 180 stopni. „Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest właściwy w zakresie postanowień dotyczących wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, w tym aktów przyjętych na ich podstawie” – głosi poprawka. Zatem TSUE będzie – podobnie jak w przypadku polskiej reformy sądownictwa czy elektrowni w Turowie – dyktować Polsce, co może robić, a czego nie, w zakresie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Czyli w sprawach sankcji, relokacji, migrantów, zbrojeń, formowania jednostek wojskowych, kontroli granic.
A propos tego ostatniego zagadnienia, to i tutaj eurokraci chcą mieć decydujące zdanie. Jak sprawdziliśmy – w art. 3 ust. 2 TUE planuje dodać się wpis o „wspólnej polityce dotyczącej granic zewnętrznych oraz z właściwymi środkami w odniesieniu do kontroli granic zewnętrznych, azylu, imigracji”.
Zupełnie nową rolę przewiduje się także dla Europolu, czyli policyjnej agencji UE z siedzibą w Hadze. Jak dotąd jego rolą było – według traktatów – „wspieranie i wzmacnianie działań organów policyjnych i innych organów ścigania Państw Członkowskich”. W poprawkach jego zadania określono w sposób następujący: „Z zastrzeżeniem kontroli parlamentarnej Europol jest uprawniony do prowadzenia działań operacyjnych”. Z przepisu dotyczącego „koordynowania, organizowania i prowadzenia dochodzeń i działań operacyjnych prowadzonych wspólnie z właściwymi organami Państw Członkowskich lub w ramach wspólnych zespołów dochodzeniowych, w stosownych przypadkach w powiązaniu z Eurojust” wykreślono cały fragment o tym, że wszelkie działania Europolu powinny być podejmowane wspólnie z organami państw członkowskich. W poprawce jest więc mowa wyłącznie o „koordynowaniu, organizowaniu i prowadzeniu dochodzeń i działań operacyjnych”. Wszystko wskazuje więc na to, że obok europejskiej armii powstanie też – niezależna de facto od policji krajowych – europejska policja.
Obrońcy Rosji
Charakterystyczne, że wśród pięciu europosłów-sprawozdawców przygotowujących treść poprawek aż czterech to politycy niemieccy. Piąty to Belg, były premier tego kraju Guy Verhofstadt, znany z atakowania polskiego rządu. Przypomnijmy, że w 2018 roku portal Politico Europe ujawnił, że Verhofstadt jest powiązany z aferą Paradise Papers, dotyczącą lokowania pieniędzy w rajach podatkowych. Chodzi o belgijską firmę Exmar, w której władzach w latach 2010–2016 zasiadał ten polityk. Spółka ta – i to w czasie, gdy Verhofstadt pobierał od niej wynagrodzenie – handlowała bez żadnych skrupułów z rosyjskim Gazpromem. Jak pisał portal blogpublika.com, cytując branżowy lloydslist.com: „Firma Exmar już w listopadzie 2013 roku zawarła z Gazpromem umowę na dostarczanie Gazpromowi 500 tys. ton rocznie skroplonego gazu ziemnego poprzez firmę Pacific Rubiales Energy Corp.”.
Verhofstadt wykonywał wobec Kremla przychylne gesty także jako premier Belgii. W marcu 2007 roku odwiedzał Moskwę, składając wizytę zarówno u Władimira Putina, jak i w siedzibie Gazpromu. Belgijska delegacja poprosiła wówczas wprost, by kraj ten stał się „węzłem” tranzytowym rosyjskiego gazu w Europie Zachodniej. Sam Verhofstadt mówił wtedy rosyjskiej agencji Interfax: „Nie miałbym nic przeciwko, gdyby Gazprom zdecydował się nabyć infrastrukturę od belgijskiej spółki Distrigaz zajmującej się dystrybucją gazu”. Belg deklarował też wtedy: „Inna duża spółka dystrybucyjna w Belgii, Fluxys, planuje zbudować wspólnymi siłami z Gazpromem wielkie podziemne składowisko rosyjskiego gazu w Poederlee, który byłby dystrybuowany do Belgii i sąsiednich krajów”.
W gronie autorów poprawek jest też Helmut Scholz – niemiecki europoseł z lewicowej frakcji GUE/NGL. To absolwent stosunków międzynarodowych na moskiewskim MGIMO (kuźnia dyplomatycznych kadr sowieckich), który przez lata pracował w dyplomacji NRD, a w latach 1983–1986 był nawet ambasadorem komunistycznych Niemiec w Chinach. W projekcie sprawozdania w sprawie wniosków Parlamentu Europejskiego dotyczących zmiany traktatów znajduje się niezwykle znaczący fragment: „Przekształcenie sił zbrojnych państw członkowskich UE w struktury obejmujące całą UE powinno, zdaniem Helmuta Scholza, opierać się na zasadzie strukturalnych sił niemających na celu agresji. Ponieważ większość państw członkowskich jest również członkami NATO, zdaniem Helmuta Scholza, każda zmiana traktatu musi wykluczyć powielanie sił zbrojnych i wydatków budżetowych. Zmianie traktatu muszą towarzyszyć kroki w kierunku uniezależnienia się od NATO”.
Scholz znany jest od lat z prorosyjskich wypowiedzi. Był zwolennikiem przystąpienia Rosji do Światowej Organizacji Handlu, domagał się intensyfikacji dialogu z Moskwą nawet po zajęciu Krymu, a w 2018 roku oskarżał Gruzję o… wywołanie wojny z Rosjanami. „Reinterpretacja wojny w Gruzji jako rosyjskiej inwazji zniekształca historię” – mówił wówczas na forum Parlamentu Europejskiego.
Kilka dni temu, 11 listopada, obchodziliśmy Święto Niepodległości. Z tej okazji w przestrzeni publicznej padało wiele ogólnych haseł o wolności i suwerenności. Trudno jednak, jak co roku, natknąć się na głębszą refleksję na temat: dlaczego w ogóle powinna istnieć Polska i po co nam, Polakom, własne państwo? Fundamentem wolnego narodu powinny być zasady moralne i cnoty jego członków. Jeżeli godzimy się na to, aby osoby sprawujące rządy nad Polską ułatwiały społeczeństwu rozwiązłe życie oraz mordowanie własnych dzieci, a także wspierali kulturową i ideologiczną demoralizację, to niepodległość jest nam całkowicie zbędna. Jeśli jednak chcemy być ludźmi wolnymi, którzy chcą podjąć wysiłek wzrastania w cnotach oraz przyjęcia i wychowania dzieci, które również będą chciały być wolnymi ludźmi, świadomymi wartości dziedzictwa, które otrzymali, to niepodległość jest nam niezbędnie potrzebna. Musimy podjąć walkę, abyśmy nie zostali z niej obrabowani.W Polsce nie brakuje dziś polityków, którzy wprost domagają się podporządkowania Polski Unii Europejskiej. Organy Unii uzurpują sobie prawo kontrolowania „praworządności” państw członkowskich, co w praktyce oznacza podporządkowanie rządów krajowych biurokracji brukselskiej. Jest to etap przejściowy na drodze do budowania federalnego superpaństwa europejskiego, które nie tylko będzie określać, jakie prawo ma obowiązywać we wszystkich krajach Unii, ale również zajmie się bieżącym zarządzaniem. Z punktu widzenia tworzonej konsekwentnie Federacji Europejskiej samo istnienie państw narodowych jest problematyczne, ponieważ może przypominać o historycznej tożsamości zamieszkujących je narodów, a to mogłoby podważać absolutną suwerenność władz Unii. Z punktu widzenia biurokracji unijnej znacznie wygodniej byłoby, gdyby poniżej szczebla federalnego znajdowały się jednostki administracyjne analogiczne do niemieckich landów, a najlepiej mieszane etnicznie „euroregiony”. Koalicja Obywatelska opowiada się za taką koncepcją wprost. Do federalizacji Unii i marginalizacji państw narodowych entuzjastycznie nastawiona jest również Nowa Lewica. Przywódcy PiS posługują się retoryką odwołującą się do polskiej racji stanu, ale w praktyce realizują postulaty federalistów unijnych, począwszy od podpisania przez Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego, który nadawał Unii Europejskiej podmiotowość prawną. W roku 2020 Mateusz Morawiecki jako premier zgodził się na podporządkowanie Polski biurokracji brukselskiej w zamian za możliwość zaciągania pożyczek z europejskiego Funduszu Odbudowy. Pieniądze okazały się iluzją, natomiast ograniczenie suwerenności stało się jak najbardziej realne. Pod koniec rządów PO w 2015 r. władze Polski podpisały i ratyfikowały Konwencję Stambulską, która przyczyn przemocy upatruje w wierze i rodzinie. PiS, który wkrótce potem wygrał wybory, miał możliwość wypowiedzenia Konwencji, ale nie uznał tego za sprawę ważną. Kiedy za rządów PiS wiele samorządów podjęło uchwały wpierające rodzinę opartą na małżeństwie mężczyzny i kobiety, lobby LGBT przypuściło na te uchwały atak, a pisowski minister Waldemar Buda namawiał samorządy do uchylenia uchwał. Kwestia budowy federalnego superpaństwa w Europie ma wymiar nie tylko polityczno-administracyjny. Unia Europejska jest przede wszystkim projektem ideologicznym, a jego „ojcem założycielem” jest włoski komunista Altiero Spinelli, autor Manifestu z Ventotene, do którego odwołują się współczesne elity unijne. Zmarły w 1986 roku Spinelli był marksistą starej daty, którego interesowały głównie stosunki ekonomiczne. Dla współczesnych neomarksistów zarządzających Unią Europejską głównym celem rewolucji jest zniszczenie wiary i obalenie chrześcijańskich zasad moralnych, na których zbudowana została Europa. Dekalog, zdaniem władców Unii, jest przeżytkiem. O Panu Bogu w dokumentach unijnych się nie wspomina, a przykazania takie jak: czcij ojca swego i matkę swą; nie zabijaj i nie cudzołóż; mają w Unii Europejskiej nową postać: pogardzaj swoimi przodkami, a szczególnie rodzicami, zabijaj małych i starych jeśli nie mogą się bronić, cudzołóż jak najwięcej i w sposób jak najbardziej zboczony. Oczywiście te „Nowe Przykazania” nie zostały sformułowane w tak oczywisty i bezpośredni sposób, bo mogłyby wtedy skłonić mieszkańców Europy do oporu. Jeśli przyjrzymy się praktycznym działaniom władz unijnych: odbieraniu rodzicom prawa do wychowania dzieci zgodnie z własnymi zasadami, niszczeniu podstaw małżeństwa, propagandzie rozwiązłości i aborcji, dostrzeżemy, że powyższe sformułowania opisują priorytety moralne UE. Biurokratyczny potwór, którego celem jest zniszczenie fundamentów moralnych opartych na chrześcijaństwie, nie jest koszmarem, który zagraża nam w przyszłości. Jest rzeczywistością, która jest wdrażana na naszych oczach. A jednak większość społeczeństwa i cała niemal klasa polityczna udaje, że tego nie widzi. Ludziom wydaje się, że może i Unia ma jakieś wady, ale to przecież ona rzekomo zapewnia nam dostatnie życie i ciepłą wodę w kranie. Politycy, nawet jeśli nie są skorumpowani i zdają sobie sprawę z fałszywości tego poglądu obawiają się mówienia prawdy, aby nie stracić głosów wyborców. Jeśli przyjrzymy się krajom „starej Unii” zobaczymy, że dobrobyt jest problematyczny, ciepłej wody w kranie może zabraknąć ze względu na obłędną ideologię klimatyczną, a jako dodatek mamy rosnące poczucie zagrożenia. Na ulice wielu miast Zachodniej Europy lepiej nie wychodzić po zmroku z uwagi na ogromną przestępczość, związaną w szczególności z tzw. „uchodźcami”. Wielu polityków ma pełną świadomość tego wszystkiego. Pomimo tego, ze strachu przed utratą wpływów brną dalej w federalistyczne i globalistyczne projekty. Fundamentem wolnego narodu są zasady moralne i cnoty jego członków. Jeśli godzimy się na bycie niewolnikami biurokratycznego molocha, który będzie dostarczał nam wątpliwej jakości paszę i ułatwiał rozwiązłe życie, niepodległość jest nam całkowicie zbędna. Jeśli jednak chcemy być ludźmi wolnymi, którzy chcą podjąć wysiłek wzrastania w cnotach, przyjęcia i wychowania dzieci, które będą wolnymi ludźmi, świadomymi wartości dziedzictwa, które otrzymali, niepodległość jest nam niezbędnie potrzebna. Musimy podjąć walkę, abyśmy nie zostali z niej obrabowani. Skuteczny opór jest możliwy, wymaga jednak osobistej odwagi i woli działania. Spójrzmy na przykład Ugandy. W maju 2023 roku prezydent tego kraju podpisał ustawę zakazującą promocji homoseksualizmu wśród społeczeństwa Ugandy. Ustawa przewiduje też bardzo wysokie kary dla przestępców łamiących prawo, deprawujących młodzież i przenoszących nieuleczalne choroby, takie jak HIV/AIDS. Od razu liczne kraje Zachodu oraz organizacje międzynarodowe rozpoczęły ataki i naciski na Ugandę. Stany Zjednoczone natychmiast zagroziły Ugandzie sankcjami, a Bank Światowy oświadczył, że wstrzymuje pożyczki dla tego kraju do czasu, aż Uganda wycofa się z ustawy. Odniósł się do tego prezydent Ugandy Yoweri Museveni: „To niefortunne, że Bank Światowy i inne podmioty ośmielają się zmuszać nas do porzucenia naszej wiary, naszej kultury, naszych zasad i suwerenności za pomocą pieniędzy. W ten sposób poniżają wszystkich Afrykanów. Kraje zachodnie powinny przestać marnować czas ludzkości, próbując narzucać swoje praktyki innym narodom (…) Z pożyczkami czy bez, Uganda będzie się rozwijać.” Podobna sytuacja wydarzyła się w Ghanie. Tamtejsza ustawa przewiduje zakaz promocji homoseksualizmu. Spotkało się to z atakiem m.in. ambasador USA, która powiedziała, że prawo w Ghanie jest dyskryminujące i może odstraszyć od Ghany potencjalnych inwestorów. Zareagowali na to m.in. katoliccy biskupi Ghany pisząc, iż: „Stany Zjednoczone i inne tak zwane rozwinięte kraje mają swoje wartości kulturowe stanowiące o tym, co jest dopuszczalne a co nie w obszarze ich jurysdykcji. Tak samo Ghana jako suwerenne państwo ma wartości kulturowe i religijne. Wskazują one i gwarantują istnienie, harmonię i spójność naszego społeczeństwa. Nie będziemy iść na kompromis z tymi wartościami gwoli inwestorów LGBTQI+” Zestawmy to z Polską i sytuacją, o której wspominaliśmy już powyżej. W ostatnich latach kilkadziesiąt samorządów miejskich, gminnych i powiatowych przyjęło tzw. Kartę Praw Rodzin, czyli dokument wyrażający poparcie dla prorodzinnych zmian i podkreślający prawo rodziców do wychowania dzieci. Karta Praw Rodzin to również opowiedzenie się po stronie małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Na samorządy, które przyjęły Kartę, rozpoczęły się ataki i naciski, zarówno wewnętrzne jak i międzynarodowe, przede wszystkim ze strony UE. We wrześniu 2021 roku Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej skierowało do tych samorządów pismo, podpisane przez wiceministra Waldemara Budę z PiS, sugerując wycofanie się z „dyskryminacyjnych” zapisów, gdyż przez nie grozi Polsce utrata pieniędzy z Unii Europejskiej. Jak napisał Buda w liście do samorządów: „chciałbym podkreślić konieczność przestrzegania zasad horyzontalnych wynikających z przepisów unijnych. Jedną z nich jest zasada zapobiegania wszelkiej dyskryminacji ze względu na płeć, rasę lub pochodzenie etniczne, religię lub światopogląd, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną”. W konsekwencji licznych nacisków, wiele samorządów wycofało się z poparcia dla prorodzinnego prawa lub zmodyfikowało zapisy swoich uchwał tak, aby nie akcentowały prawdy o małżeństwie i rodzinie. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w trakcie kampanii wyborczej w 2023 roku minister Waldemar Buda publicznie oburzał się na łamach mediów wobec postulatu nierozwiązywalności związków małżeńskich. Z kolei gdy w 2021 roku Sejm obradował nad obywatelskim projektem ustawy „Stop aborcji” autorstwa naszej Fundacji, Waldemar Buda zdecydowanie sprzeciwił się projektowi wprowadzającemu pełną ochronę życia wszystkich dzieci mówiąc: „to, co państwo próbują wprowadzać, jest jakimś rodzajem fanatyzmu. To jest nieprawdopodobne, co chcecie zgotować kobietom w tym kraju”.
Własne państwo jest nam, Polakom, potrzebne po to, abyśmy mogli wprowadzać w kraju zasady wynikające z cywilizacji chrześcijańskiej. Inaczej nasza niepodległość nie ma sensu. Jeżeli ktoś nie chce w Polsce zasad społecznych opartych o Dekalog i naszą polską tradycję, to może otwarcie postulować oddanie władzy i kompetencji w ręce innych krajów czy organizacji ponadnarodowych. Istnieje wiele bardzo istotnych dziedzin, w których powinniśmy zwiększać naszą samodzielność: stanowienie prawa, siły zbrojne, bezpieczeństwo energetyczne, gospodarka itp. Kluczowe dla Polski jest jednak odzyskanie samodzielności i suwerenności kulturowej. Aby było to możliwe, konieczne jest publicznie głoszenie prawdy i przekonywanie do niej innych. W najbliższym czasie czeka nas bardzo intensywna walka. Lewica właśnie zgłosiła do Sejmu dwa projekty ustaw, których celem jest formalna legalizacja i dekryminalizacja aborcji w Polsce. Nowy Marszałek Sejmu Szymon Hołownia (który jeszcze do niedawna promował się jako pobożny katolik i prowadził rekolekcje w podwarszawskich parafiach) zapowiedział, że będą one procedowane. Koalicja Obywatelska zapowiada wprowadzenie cenzury na temat mówienia o konsekwencjach ideologii LGBT oraz będzie forsować legalizację tzw. „związków homoseksualnych”, a także pogłębiać nasze uzależnienie od UE.Musimy budzić świadomość Polaków na temat tych zagrożeń i mobilizować nasze społeczeństwo do działania. W tym celu nasza Fundacja organizuje w całym kraju niezależne kampanie informacyjne, za pomocą których docieramy do kolejnych osób. Każdego dnia przeprowadzamy akcje uliczne, billboardowe i furgonetkowe. Jesteśmy aktywni także w internecie. W związku z tym, spotykamy się z agresją ze strony aktywistów radykalnej lewicy. W ostatnim czasie zniszczyli oni kilka naszych billboardów ujawniających prawdę o tzw. „edukacji seksualnej” dzieci i aborcji. Na naprawę wielkoformatowych plakatów, wykupienie kolejnych miejsc reklamowych, oraz organizację pozostałych kampanii mobilnych i ulicznych potrzebujemy ok. 13 000 zł. Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby umożliwić dotarcie do Polaków z prawdą o zagrożeniach związanych z ideologią LGBT i aborcją.
Mariusz Dzierżawski, Fundacja Prawo do życia. ============ Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667 Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Dziennik „NRC” opublikował poufny dokument ambasady Holandii w Tel Awiwie, z której wynika, że izraelska armia używa „nieproporcjonalnej siły” i zamierza celowo spowodować „ogromne zniszczenia infrastruktury i ośrodków cywilnych” w Strefie Gazy.
„Izrael celowo atakuje infrastrukturę cywilną, taką jak mosty, drogi i kompleksy mieszkalne, co wyjaśnia dużą liczbę ofiar śmiertelnych w Gazie i stanowi naruszenie traktatów międzynarodowych i praw wojennych”. Między innymi takie sformułowanie zostało zawarte w ujawnionej notatce.
Jednocześnie w materiale pojawia się stwierdzenie, iż w jednym z izraelskich scenariuszy „Gazy bez Hamasu” jest przekazanie kontroli siłom międzynarodowym, które mogłyby się składać z krajów arabskich, w tym Arabii Saudyjskiej i Kataru.
Notatkę sporządził holenderski attaché ds. obrony, który wraz z zespołem intensywnie monitoruje sytuację w okolicach Gazy. Według raportu izraelskie kierownictwo polityczne i wojskowe nie ma jasnej strategii, a izraelskie pragnienie ostatecznego rozprawienia się z Hamasem jest „celem wojskowym, który jest praktycznie niemożliwy do osiągnięcia”.
„Ustalenia zawarte w poufnym raporcie stoją w jaskrawym kontraście z publicznymi oświadczeniami armii izraelskiej z ostatnich tygodni, która twierdzi, że robi wszystko, co w jej mocy, aby zapobiec śmierci cywilów w Palestynie” – czytamy w „NRC”.
Z materiału wynika, że izraelska armia używa „tak ogromnej siły”, aby ograniczyć własne straty i pokazać Iranowi i jego sojusznikom, takim jak Hezbollah, że „nie cofnie się przed niczym”.
W notatce zarzuca się także holenderskiemu rządowi, że jest świadomy „bezwzględnego podejścia Izraela”, a mimo to go nie potępia. W odpowiedzi niderlandzki MSZ stwierdził, iż „nie każdy dokument wewnętrzny należy postrzegać jako zalecenie polityczne”.
Tymczasem większość ugrupowań parlamentarnych, w tym tworzących rząd premiera Marka Ruttego, domaga się zwołania pilnej debaty w izbie niższej parlamentu (Tweede kamer) w sprawie sytuacji w Strefie Gazy po ujawnieniu notatki – poinformował we wtorek poseł partii D66 Sjoerd Sjoerdsma.
Dwóch nachodźców zgwałciło 29-letnią matkę, która przyjechała do szkoły w Hamburgu żeby odebrać swoje dziecko z lekcji. Policja wciąż poszukuje sprawców.
Do gwałtu doszło we wtorek w szkole przy ulicy Weusthoffstraße w dzielnicy Heimfeld. Dwóch migrantów mówiących po arabsku podeszło do kobiety, która krótko przed 12 przyjechała do szkoły po dziecko. Migranci złapali kobietę i zaciągnęli ją na teren szkoły.
Jeden z nich trzymał kobietę, a drugi ją zgwałcił. Sprawcy byli w różnym wieku, jeden miał pomiędzy 20 a 30 lat, drugi pomiędzy 40 a 50. Jak dotąd policja nie ujęła gwałcicieli.
Od czasu wielkiego napływu migrantów do Niemiec w 2014 roku liczba przestępstw na tle seksualnym w całym kraju znacząco wzrosła.
Niemcy: Każdy „uchodźca” kosztuje podatnika 20 000 euro rocznie.
Prawdopodobnie publikacja horrendalnych kwot była nie zamierzona. Jednak spór dotyczący kosztów ujawnił, ile tak naprawdę kosztują osoby ubiegające się o azyl.
Oficjalnie: „uchodźca” kosztuje więcej, niż niemiecki emeryt otrzymuje od państwa po 45 latach pracy.
Hendrik Wüst, przewodniczący landu Nadrenii Północnej-Westfalii, ujawnił szokujące dane, które do tej pory skrzętnie ukrywano.
Niezamierzony wyciek informacji
Okazuje się, że stawka w wysokości 7500 Euro na „uchodźcę”, ustalona przez ministerstwo była dla landów za niska.
I dlatego Hendrik Wüst podał magiczną ukrywaną kwotę: każdy „uchodźca” kosztuje podatnika 20 000 euro rocznie.
Pieniądze płyną głównie do branży azylowej
W rozłożeniu na miesiące, każdy niemiecki podatnik musi zebrać 1666 euro na każdego azylanta.
Pieniądze te jednak wpływają głównie do tzw. branży azylowej, czyli do kieszeni wielu osób, które utrzymują się z pomocy dla uchodźców – większość tej kwoty zabierają opiekunowie, pracownicy socjalni, podmioty oferujące zakwaterowanie i dostawcy usług ochroniarskich. Pojedynczy „uchodźca” otrzymuje jedynie niewielką część z kwoty z 1666 euro, około 410 euro miesięcznie.
Znaczący wzrost kosztów w styczniu
Po 18 miesiącach każdemu ubiegającemu się o azyl przysługuje świadczenie obywatelskie, czyli 502 euro miesięcznie. To także znacznie odbiega od kwoty 1666 euro miesięcznie, o której wspomniał Wüst. Od 1 stycznia 2024 r. świadczenia obywatelskie wzrosną o dwanaście procent, a więc i koszty wzrosną, zwłaszcza że prawie żadna osoba ubiegająca się o azyl nie opuszcza kraju i tym samym nie pozostaje w Niemczech znacznie dłużej niż 18 miesięcy, a najchętniej przez całe życie.
Więcej niż emeryci i osoby zarabiające płacę minimalną
Oznacza to, że koszty w przeliczeniu na „uchodźcę” są wyższe niż średnia emerytura w Republice Federalnej Niemiec. Po 45 latach pracy i płacenia składek dla mężczyzn jest to 1543 euro, w przypadku kobiet zaledwie 1323 euro miesięcznie.
Ale sytuacja też nie wygląda dobrze dla pracowników: pojedynczy pracownik zatrudniony na pełen etat, który zarabia minimalną stawkę, wraca do domu ze 100 euro mniej w miesiącu niż „uchodźca”, (czyli 1505 euro)
przypis:
DLA WSZYSTKICH CZYTAJĄCYCH:
WŁADZA PODAJE CZASEM W TVP TVN INFORMACJĘ ŻE STAWKI Z DE / AT a PL SIĘ POWOLI RÓWNAJĄ – ZAPOMINAJĄ ŻE AUSTRYJAK I NIEMIEC MA 14 PENSJI NA ROK A NIE 12 JAK POLSCE).
Jednakże, aby sfinansować „uchodźcę”, wymagany jest podatek dochodowy od dwunastu osób zarabiających minimalną stawkę.
Globalizacja podważyła istnienie państw jako suwerennych podmiotów, które zabiegając o realizację własnych interesów narodowych, stają się groźne dla innych krajów. Lekarstwem na to jest wielopoziomowa federalizacja świata – prognozują europejscy federaliści. Właśnie podjęli oni kolejną próbę realizacji wizji komunisty Altiero Spinellego i jego słynnego Manifestu z Ventotene – tym razem w formie odmienionej i rozszerzonej w 2022 roku.
========================
25 października 2023 r. Komisja Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego (AFEC) przyjęła sprawozdanie zalecające zmianę unijnych traktatów. Okazją do tego stały się kryzysy spowodowane „pandemią” i agresją Rosji na Ukrainę, a także kryzys energetyczny, żywnościowy, inflacyjny, klimatyczny itd. Znalazł się pretekst, by dopełnić proces integracji i utworzyć Stany Zjednoczone Europy.
Deklaracja Rzymska (2017)
Wcześniej, po spotkaniu z papieżem Franciszkiem, który ostrzegł, że blok pogrążony w kryzysie rozpadnie się bez nowej wizji, 25 marca 2017 r. przedstawiciele najwyższych władz UE i rządów wchodzących w skład Wspólnoty zatwierdzili – w 60. rocznicę podpisania Traktatów Rzymskich – „Deklarację Rzymską”.
Treść dokumentu dyplomaci unijni negocjowali w głębokiej tajemnicy. Mówiła o „bezprecedensowych wyzwaniach” takich, jak: regionalne konflikty, terroryzm, rosnąca presja migracyjna, protekcjonizm oraz nierówności społeczne i ekonomiczne.
Deklaracja określiła cztery obszary, w których liderzy zobowiązali się do działania na rzecz „bezpiecznej”, „zamożnej i zrównoważonej oraz socjalnej Europy”, promującej „postęp ekonomiczny i społeczny”, a także „różnorodność kulturową”. UE miała być silniejsza globalnie, aktywniejsza w ramach ONZ i jeszcze bardziej koncentrować się na „globalnej polityce przeciwdziałania zmianom klimatycznym”.
Na konferencji prasowej ówczesny szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział, że deklaracja jest początkiem „zmiany”, „powrotem do tego, czym miała być UE”.
Wielopoziomowy system zarządzania globalnego
Od marca 2017 roku sporo się wydarzyło, a działania podjęte przez eurokratów sprzyjały zacieśnieniu władzy. Propozycja zmian traktatowych zatwierdzona w październiku tego roku przez AFEC, odzwierciedla inicjatywy europejskich federalistów.
W najnowszym wydaniu „The Federalist Debate” z lipca 2023 r. zwolennicy ścisłej integracji wskazują nie tylko na trwającą reorganizację europejskiego systemu partyjnego przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, zaplanowanymi na czerwiec 2024 rok. Piszą też o dalekosiężnych planach przekształcenia Europy i utworzenia światowej federacji oraz wielopoziomowego systemu globalnego zarządzania.
Zwraca się uwagę, że jesteśmy świadkami kryzysu porządku światowego porównywalnego z Wielkim Kryzysem z 1929 r., będącego preludium do II wojny światowej. Państwa odeszły od modelu federalizacji, jaki zainicjował Michaił Gorbaczow w sowieckiej Rosji i późniejszej transformacji po upadku Związku Sowieckiego. Obecnie odradza się nacjonalizm, Rosja staje się społeczeństwem zamkniętym, ponownie narzuca reżimy autorytarne w swoich domenach, a tendencje autorytarne stanowią realne zagrożenie dla systemów konstytucyjnych. Przykładem tego miały być domniemane zamachy stanu Donalda Trumpa z 6 stycznia 2021 r. w USA i Jaira Bolsonaro w Brazylii z 8 stycznia 2023 r.
Jednak, ich klęska oraz zdecydowane zaangażowanie państw zachodnich po stronie Ukrainy w następstwie agresji Rosji, ma znamionować odporność demokracji w walce z autokracjami.
Mimo to doszło do naruszenia europejskiego porządku bezpieczeństwa i obecnie nadszedł czas, by zmienić oblicze UE. Jej instytucje mają być więc wzmocnione, ponieważ po raz pierwszy od wyborów powszechnych do Parlamentu Europejskiego w 1979 roku – od kiedy de facto przez 40 lat rządziły dwie partie w zgromadzeniu w Strasburgu: Europejska Partia Ludowa (EPP) wraz z Socjalistami i Demokratami (S&D) – w 2024 r. mogą nie uzyskać wystarczającej liczby głosów do zdobycia większości.
Tworzony jest między innymi sojusz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) z EPP. Ma powstać nowa centroprawica, do której miałyby należeć jedynie takie ugrupowania, które są za integracją europejską, praworządnością i wspierają Ukrainę. Jej liderzy dystansują się od partii skrajnie prawicowych, za jakie uchodzą np. francuskie Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen czy niemiecka Alternatywa dla Niemiec i Liga Włoska.
EPP konkuruje z Partią Socjalistów i Demokratów, z Grupą Renew Europe, będącą pod silnym wpływem Emmanuela Macrona, która chce zniszczyć plan utworzenie centroprawicy. Można śmiało powiedzieć, że europejski system partyjny obecnie opiera się na koalicjach centroprawicy i centrolewicy.
Federaliści podkreślają, że w Europie, ale i na świecie toczy się walka pomiędzy demokracją a reżimami autokratycznymi. Konieczne jest zatem wznowienie multilateralizmu w celu realizacji globalnej transformacji środowiskowej i programu zrównoważonego rozwoju.
Pomocne są zmiany zachodzące w Ameryce Łacińskiej, w tym powrót do władzy Luli w Brazylii oraz Obradora w Meksyku. Dzięki temu – jak uważa były wiceprezydent Boliwii Álvaro García Linera – Ameryka Łacińska „przeżywa drugą falę postępową”, chociaż w przeciwieństwie do pierwszej fali, która rozpoczęła się od prezydentury Cháveza w Wenezueli w 1999 r i trwała do 2014 roku, charakteryzuje się ona „umiarkowanym progresywizmem”. Dzięki tym zmianom jest szansa – a taka trafia się raz na pokolenie – aby proces federalizacji świata pchnąć na wyższy poziom.
Postulowane jest najpierw tworzenie federacji regionalnych, po to by ostatecznie powstał jeden związek światowy. Sprawowanie władzy odbywałoby się za pośrednictwem zreformowanej ONZ. Rządziłby Światowy Komitet Wykonawczy, egzekwując prawa światowe. Nie byłoby prawa weta państw w takim Komitecie w stosunku do egzekwowania prawa światowego, przywódców zamieszanych w zbrodnie przeciw ludzkości, w „ekobójstwo” (prace nad nowym typem zbrodni już trwają) i międzynarodowy terroryzm. Działałyby sądy światowe oraz krajowe. Korporacje transnarodowe podlegałyby regulacji. Firmy i osoby prywatne, które przyczyniają się do „globalnego ocieplenia” byłyby ścigane, a lasy deszczowe można byłoby kupić i zarządzać nimi jak parkami światowymi.
Promowanoby obywatelstwo światowe i „lojalność wobec ludzkości”. Obywatele nie byliby suwerenami. Początkowo należy dążyć do stworzenia regionalnych federacji narodów, by rozwiązywać problemy różnych części świata. Jeśli te regionalne federacje będą skuteczne, to wtedy mogłyby w końcu połączyć siły, by utworzyć światową federację. Czynnikiem spajającym wszystkie kraje byłby jeden konkretny problem światowy, np. „zmiany klimatyczne” lub broń nuklearna. Powołanoby do życia globalną agencję zajmującą się rozwiązaniem problemu. Światową federację utrzymywać mają państwa oraz wpływy z podatków od podróży międzynarodowych i eksploracji czy też korzystania ze wspólnych zasobów planety. Ogromną rolę do odegrania ma światowa religia oparta na wierzeniach wschodnich, rdzennych afrykańskich i latynoskich. Zaznaczono, że dopóki wiele osób będzie się trzymać swoich głębokich przekonań, te zmiany nie będą możliwe. Powstałyby światowe siły policyjne, światowe więzienia, konstytucja światowa, jedna waluta itp.
Europejscy federaliści podkreślają, że do ponadnarodowej federacji muszą należeć kwestie polityki klimatycznej, zagranicznej i bezpieczeństwa, jak również polityka energetyczna. Powinno być jedno centrum zakupów energii i jedno wojsko, zamiast dwudziestu siedmiu armii.
Entuzjaści superpaństwa zawyrokowali, iż model konfederacji nawiązujący do „Europy ojczyzn” De Gaulle’a, nie sprawdza się. Jako przykład podają Stany Zjednoczone Ameryki, które początkowo były konfederacją. Po kilku latach zdano sobie jednak sprawę, iż taki model nie pozwalał na skuteczne podejmowanie decyzji i w 1789 roku wybór padł na federację oraz wspólny rząd.
Dziś tłumaczy się, że Europa musi uzyskać „strategiczną autonomię”, by skutecznie rywalizować o wpływy z wielkimi mocarstwami. Europa ma zredukować biurokratyzację i dlatego państwa suwerenne skazane są na przekazanie uprawnień wąskiej grupie decydentów zdolnych szybko podejmować decyzje, gdy zajdzie taka potrzeba. Krótko mówiąc, UE ma stać się graczem globalnym i potrzebuje do tego narzędzi.
Nowy Manifest z Ventotene (2022)
Na początku października zeszłego roku europejscy federaliści przedstawili nowy, obszerny i dalekosiężny Manifest z Ventotene – nawiązując do programu przekształcania Europy zarysowanego przez włoskich komunistów w 1941 roku. Wezwali do utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy. Jednak ostatecznym celem jest stworzenie „globalnej federacji”. Te postulaty zostały odzwierciedlone w propozycjach zatwierdzonych w październiku 2023 r. przez Komisję Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego.
Zatem przyjrzyjmy się temu, co zostało zapisane w nowym Manifeście z Ventotene z 2022 r. Uznano tam, że pretekstem do pchnięcia naprzód planu federalizacji stała się tak zwana pandemia koronawirusa i rosyjska agresja na Ukrainę, a także kryzysy „wpółistniejące”.
Tylko poprzez przyznanie większej władzy strukturom federacyjnym możliwe będzie zapobieganie i przeciwdziałanie agresji nacjonalistycznej i autokratycznej.
Manifest zatwierdziła licząca ponad 100 europosłów Grupa Spinellego, do której należy kilku polskich polityków.
Senat RP 16 września 2010 r. informował o powstaniu Grupy im. Altiero Spinellego na rzecz Europy Federalnej i Postnarodowej. Grupę tworzyło początkowo 33 posłów, a głównymi inicjatorami jej powstania byli były premier Belgii Guy Verhofstadt, „legendarny przywódca” ruchu studenckiego we Francji z 1968 roku Daniel Cohn-Bendit i eurodeputowani: Isabelle Durant (Belgia) oraz Sylvie Goulard (Francja). Zaznaczono, że „brukselska grupa refleksyjna” ma podejmować działania na rzecz Europy federalnej i postnarodowej. Dodano, że włoski polityk Altiero Spinelli – który tak naprawdę był komunistą – „podobnie jak Jean Monnet i Robert Schuman, zaliczany jest do grona ojców Europy. W 1970 roku został komisarzem unijnym odpowiedzialnym za przemysł, a w 1979 roku – posłem do Parlamentu Europejskiego. Był federalistą, orędownikiem powołania unii politycznej, wizjonerem i wielkim Europejczykiem”.
Grupa Spinellego zaznaczyła w 2010 roku, że „jest odpowiedzią na rosnące w UE tendencje rozluźniania integracji europejskiej i opowiada się za jej przyspieszeniem”.
„Historia Unii Europejskiej udowodniła, że to więcej Europy, a nie mniej, jest odpowiedzią na problemy, przed którymi stoimy. (…) Nacjonalizm jest ideologią przeszłości. Naszym celem jest federalna i postnarodowa Europa, Europa obywateli” – głosiło oświadczenie z 2010 r.
Najnowsza deklaracja Grupy Spinellego, zatytułowana „Propozycja Manifestu dla Europy Federalnej: suwerennej, społecznej i ekologicznej”, została sporządzona w związku z przypadającą w 2021 roku 80. rocznicą Manifestu z Ventotene. Spinelli napisał go wraz z innymi komunistami więzionymi na wyspie o wspomnianej nazwie.
Dokument rozesłano do wszystkich posłów w Parlamencie Europejskim. Autorzy opowiadają się za „demokracją bez granic, aby zapewnić pokój i wspólny dobrobyt”. Na razie nie wspominają o likwidacji państw narodowych, a jedynie o tym, że mają one wejść w skład federacji regionalnych, a ostatecznie federacji globalnej.
W preambule przypomniano, że wyspa Ventotene została uznana 6 kwietnia 2022 roku przez Parlament Europejski za „historyczną, moralną i intelektualną stolicę Europy”. Od 1982 r. odbywają się tam „seminaria ludowe” poświęcone federalizacji Europy i świata – zgodnie z propozycją Altiero Spinellego, który w 1941 roku wraz m. in. Ernesto Rossim, wzywali do utworzenia Europy federalnej. Zainspirowali w ten sposób powstanie Unii Europejskich Federalistów (założona w 1946 r.) i Międzynarodówki Ruchu Europejskiego (1948, Haga).
Zdaniem obecnych federalistów, wizja zawarta w Manifeście z Ventotene i projekcie Traktatu z 1984 r. ustanawiającego Unię Europejską („plan Spinellego” zaaprobowany przez Parlament Europejski) jeszcze nie została zrealizowana z powodu istnienia „dogmatu o absolutnej suwerenności państw narodowych”, co „w epoce współzależności” jest nie do utrzymania. Należy więc stworzyć system federacyjnego, wielopoziomowego zarządzania w celu przezwyciężenia „anarchicznego charakteru systemu międzynarodowego opartego na stosunkach władzy”, by zagwarantować powszechną demokrację, prawa człowieka i praworządność, bez względu na miejsce urodzenia, narodowość, płeć, religię i inne czynniki.
W manifeście, poddanym dyskusji w grupach roboczych uczestników Konferencji w sprawie przyszłości Europy, zawarte jest odwołanie do paradygmatu ekocentrycznego i potrzeby „ustanowienia nowych relacji z innymi żywymi istotami i przyrodą jako całością”, a także zachowania „różnorodności biologicznej”, odwrócenia trendu „globalnego ocieplenia” i rozprzestrzeniania się broni jądrowej. Paradygmat ekocentryczny ma głęboko przemodelować system prawa europejskiego i globalnego, uderzając w podstawowe uprawnienia ludzi, w tym w prawo do życia, własności itp.
W manifeście jest mowa o potrzebie ponadnarodowego zarządzania z udziałem obywateli, stowarzyszeń, społeczności lokalnych, regionów, państw, władz kontynentu europejskiego i całego świata.
Ma być zachowana równowaga między korporacjami, organizacjami non-profit, stowarzyszeniami i państwami. Wspomina się o zasadzie pomocniczości oraz większej współpracy władzy na szczeblu lokalnym, krajowym czy regionalnym, ze szczeblem władzy federalnej.
Europa federalna ma pogodzić interesy i tożsamość europejską, narodową i regionalną, opierając się na dziedzictwie grecko-rzymskim, judeo-chrześcijańskim, oświecenia i islamu.
Manifest przywołuje – poza wkładem Spinellego, także dokonania Ursuli Hirschmann, Józefa Retingera, Salvadora de Madariagi, Alcide de Gasperi, Konrada Adenauera, Françoisa Mitterranda, Paul-Henri Spaaka, Winstona Churchilla, Alberta Camus i Etienne’a Hirscha (żydowskiego bojownika ruchu oporu, który później przyczynił się do napisania projektu Deklaracji Schumana przez Jeana Monneta i został prezydentem Unii Federalistów Europejskich w 1964 r.).
Wskazano, że UE brakuje jednolitej polityki zagranicznej i sił zbrojnych pozostających pod jej wyłącznym dowództwem, jak zalecano w 1941 roku. Ponadto – pomimo postępu na rynku pracy – Europa socjalna pozostaje słabo rozwinięta od czasu uchwalenia Europejskiego filaru praw socjalnych, czyli regulacji, która nie jest wiążąca. UE nie ma także własnego systemu fiskalnego, a władza podatkowa pozostaje wyłącznie w rękach państw członkowskich. Parlament Europejski zaś nie ma możliwości inicjowania działań legislacyjnych.
„Unia pozostaje podmiotem hybrydowym”, łączącym w sobie cechy międzyrządowe i federalistyczne, ale stwarza to zasadnicze problemy co do legitymizacji demokratycznej władz UE i rzutuje na jej zdolność do działania.
Projekt Spinellego z 1984 r. miał to zmienić, przypisując coraz więcej uprawnień Parlamentowi Europejskiemu. Jednak, z biegiem czasu ograniczenia i wewnętrzne sprzeczności tego modelu stały się bardziej widoczne. Doszło do „ogromnej koncentracji władzy w Radzie Europejskiej” od czasu kryzysu euro, która stała się de facto prawodawcą, przekraczając postanowienia traktatu.
Nawiązując do idei końca historii Francisa Fukuyamy, czyli końca ewolucji ideologicznej wraz z triumfem kapitalistycznej liberalnej demokracji, stwierdzono, że dla tego właśnie modelu nie ma realnej alternatywy.
Niemniej nie nastąpiła powszechna demokratyzacja świata, co pokazuje „autorytarny kapitalizm państwowy w Chinach” i „dyktatura kapitalizmu oligarchicznego w Rosji” ponad trzydzieści lat po upadku żelaznej kurtyny.
System międzynarodowy jest niestabilny i potrzeba „demokratycznego, regionalnego i globalnego zarządzania dobrem wspólnym”. Potrzebne są nowe regulacje społeczne i środowiskowe gospodarki rynkowej z powodu rzekomo wywołanego przez człowieka „globalnego ocieplenia” i radykalnej transformacji miejsc pracy spowodowanych globalizmem oraz postępem technologicznym, informatyzacją tudzież rozwojem technik telekomunikacji.
Z powodu autorytarnego regresu w Rosji, wojna powróciła do Europy. Zagrożeniu egzystencjalnemu dla UE ma przeciwdziałać silna federacja – na razie – państw narodowych, które są najważniejszymi elementami składowymi federacji regionalnych i ostatecznie federacji globalnej.
Jak zaznaczono, w odróżnieniu od imperializmu „federacja opiera się na dobrowolnym podziale suwerenności”. Ma uchronić kraje dobrowolnie wchodzące w skład federacji przed agresją zewnętrzną dzięki klauzulom o wzajemnej pomocy.
Dlatego UE powinna mieć wspólną politykę zagraniczną, obronną i bezpieczeństwa, by zapewnić suwerenność strategiczną, samowystarczalność energetyczną i lepiej konkurować na świecie pod względem technologicznym.
Zjednoczona Europa ma mówić „językiem władzy” i wykorzystywać konieczne środki oraz możliwości, by odgrywać silniejszą rolę w świecie. Nie chodzi jedynie o Rosję, Chiny, Indie, Stany Zjednoczone i inne potęgi kontynentalne, ale także „wielkie przestrzenie”, które będą kształtować świat stosunków, jeśli Europa nie będzie bardziej zjednoczona. Silny, politycznie zintegrowany Stary Kontynent ma być zdolny do „projekcji władzy za granicą” – czytamy.
Ma powstać coś więcej – „nowy, wspólny system bezpieczeństwa i utrzymywania pokoju w świecie wielobiegunowym”, „planetarny pakt współistnienia”, do którego zawarcia wzywa także papież Franciszek.
Federalna Europa musi rozwiązać problem rosnących nierówności na świecie. Nie wystarczy zapewnienie czterech podstawowych swobód rynkowych: przepływu towarów i usług, pracy, kapitału oraz przestrzeganie reguł konkurencji.
Nie może być odrębnych systemów fiskalnych, walutowych, ponieważ zakłócają konkurencję na rynku. Należy ustalić inny wskaźnik pomiaru postępu gospodarczego i społecznego w miejsce Produktu Krajowego Brutto.
Ma się pojawić nowy europejski mechanizm oparty na zachowaniu równowagi pomiędzy społeczeństwem, rynkiem, państwem i środowiskiem. Innymi słowy, autorzy manifestu – nawiązując do raportów Klubu Rzymskiego („Granice wzrostu”) i Raportu Bruntland, które zapoczątkowały kluczową ideę zrównoważonego rozwoju – wskazali, iż świat musi realizować tylko tę wizję.
Wymiar ekologiczny musi być zinternalizowany w systemie gospodarczym. Dlatego tak ważną rolę pełni Porozumienie klimatyczne z Paryża z 2015 roku.
Celem jest podjęcie „drastycznych działań”, by walczyć z hiperprodukcją, dużym spożyciem mięsa, „śladem węglowym”. Należy upowszechnić coroczne kampanie szczepień, promować równość, zdrowie, dobrobyt, solidarność i ochronę przyrody „w bardziej zjednoczonym, demokratycznym i opartym na współpracy systemie globalnym”.
Ważną rolę pełnią przepływy migracyjne ze względu na „nierównowagę demograficzną w Europie”. Dlatego należy podkreślać korzyści społeczne, kulturowe i nawet genetyczne mieszania się ras, „niezbędną rewitalizację demograficzną coraz starszej i kurczącej się populacji Europy”.
Wskazano, że w 2019 roku osoby potrzebujące ochrony międzynarodowej stanowiły zaledwie 0,6 procenta całkowitej liczby osób w UE, a nielegalnie na teren Unii wjechało „zaledwie 100 tys. osób”. Dlatego jest to „całkowicie akceptowalny napływ wraz z polityką relokacji osób przybywających do naszych granic w różnych krajach Unii. Ponadto w 2019 r. całkowita imigracja netto do UE wyniosła 1,5 miliona ludzi”. Zaznaczono, że bez importu ludności populacja Europy skurczyłaby się o połowę z powodu mniejszej liczby urodzeń i większej liczby zgonów.
W obawie o problemy strukturalne na rynku pracy, uznano, że konieczne jest ułatwienie legalnej migracji. Wiąże się to „ze znaczną europejską wartością dodaną”. Dlatego należy tworzyć coraz więcej legalnych kanałów migracji zarobkowej, zwiększać atrakcyjność Europy dla migrantów. Europa „musi odwrócić zimę demograficzną poprzez planowanie bezpiecznej, regularnej i legalnej migracji, jak stwierdzono w inicjatywie ONZ Global Compact oraz poprzez promowanie aktywnej polityki urodzeń. W przeciwnym razie pojawi się strach przed niebezpiecznymi obcymi, rzekomymi nieprzezwyciężalnymi różnicami między kulturami i rasami”, co tylko „zuboży Europę i Afrykę oraz zwiększy radykalizację, zarówno w krajach muzułmańskich (z tragicznymi skutkami dla gospodarki i turystyki) oraz w świecie zachodnim”.
W manifeście jest mowa o „sprawiedliwym, inkluzywnym i demokratycznym ponadnarodowym zarządzaniu sferą cyfrową”, prawach mniejszości, ponadnarodowym porządku politycznym ze sprawnym systemem egzekwowania orzeczeń sądowych, bez sprzeciwu ze strony rządów krajowych.
Mają być wzmacniane ramy prawne i ramy zarządzania, które podkopały Węgry czy Polska. Trzeba na nowo określić, czym jest demokracja liberalna i jak jej bronić w obliczu narastających nierówności, nierównomiernego rozłożenia środków pieniężnych, korzyści wynikających z niezrównoważonej globalizacji, powtarzających się kryzysów kapitalizmu rynkowego. Należy walczyć z eurosceptycyzmem i eurofobią, z retoryką populistyczną.
Ludzkość znajduje się dziś w stanie permanentnego kryzysu. Dlatego potrzebna jest ponadnarodowa integracja demokratyczna i federalizm w dwóch uzupełniających się wymiarach.
Kwestie polityczne, które z natury mają charakter transgraniczny i ponadnarodowy, takie jak: pokój międzynarodowy i społeczny, klimat, pandemie, cyfryzacja czy gwarancja podstawowych praw, muszą zostać powierzone ponadnarodowemu szczeblowi sprawowania władzy. Z drugiej strony, zarządzanie to musi być skuteczne, przejrzyste, demokratyczne i reprezentatywne. Stąd należy wykluczyć ustalenia czysto międzyrządowe, oparte na jednomyślności.
Należy wzmocnić zarządzanie ponadnarodowe. W Europie oznacza to przyznanie Parlamentowi Europejskiemu inicjatywy ustawodawczej i kompetencji w zakresie ustalania podatków, tworzenia zasobów własnych i zaciągania długu. Należy znieść jednomyślność w Radzie Europejskiej.
Należy stworzyć silny system bezpieczeństwa europejskiego i dopilnować, by rosyjska agresja się nie powiodła (niezbędne jest utrzymywanie pomocy wojskowej dla Ukrainy, aby mogła odzyskać integralność terytorialną). Konieczne jest również sparaliżowanie finansowania machiny wojennej Putina poprzez całkowity zakaz importu energii z Rosji.
Należy skonsolidować Europejski Plan Odbudowy jako narzędzie stałe, by móc emitować wspólny dług UE w celu zapewnienia długoterminowego finansowania transformacji ekologicznej, zakupu alternatywnych dostaw energii, utworzenia rezerw strategicznych i budowy nowych połączeń międzysystemowych gazu ziemnego i skroplonego oraz ekologicznego wodoru w Europie.
Należy utrzymać transfery wyrównawcze dla niektórych gospodarstw domowych oraz małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) w obliczu wzrostu cen energii i żywności.
W perspektywie średnioterminowej konieczne jest wdrożenie Kompasu Strategicznego zaproponowanego przez Josepa Borrella, w tym utworzenie liczących 5 tysięcy żołnierzy Sił Szybkiego Reagowania.
Ma powstać unia obronna. UE ma zaktualizować globalną strategię, by zapewnić podstawowe dobra publiczne, jakimi są „bezpieczeństwo ludzkie i zrównoważony rozwój”, ze szczególnym uwzględnieniem państw sąsiadujących (Morze Śródziemne, Bliski Wschód i Europa Wschodnia); kraje zachodnich Bałkanów mają zostać zintegrowane.
Ponadto Strategiczny Kompas ma umożliwić Europie opracowanie polityki wobec Afryki i Bliskiego Wschodu (kwestie ułatwienia migracji, rozwój energetyki słonecznej np. projekt Desertec).
UE ma mieć wspólną politykę zagraniczną. W Radzie ma obowiązywać głosowanie większością kwalifikowaną. Konieczne jest także wznowienie batalii o przyznanie UE miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.
UE ma mieć własną Akademię Dyplomatyczną, własny system gromadzenia danych wywiadowczych. Europol docelowo ma stać się „europejskim FBI”.
Konieczna jest stopniowa ewolucja w kierunku unii państw demokratycznych. UE ma ambicje, by propagować i bronić demokracji na całym świecie.
Manifest przewiduje gruntowną reformę systemu ONZ (demokratyzacja i parlamentaryzacja, które mają być kluczowym celem polityki zagranicznej UE wraz ze wsparciem integracji regionalnej na całym świecie).
Jest mowa o unii klimatycznej, ekologicznej i energetycznej oraz nowej globalnej umowie społeczno-ekologicznej, skupiającej się na rozwoju odnawialnych źródeł energii, ochronie różnorodności biologicznej i walce ze „zmianami klimatycznymi”.
Rok 2025 ma być punktem zwrotnym i dlatego postuluje się ustanowienie podatku Tobina od transakcji finansowych w celu pozyskania niezbędnych środków na finansowanie działalności ekologicznej. Kwestia „neutralności węglowej” i cele Porozumienia paryskiego mają być włączone do ram konstytucyjnych poprzez pakiet legislacyjny „Fit for 55”, za pomocą którego chce się wdrożyć radykalną politykę ekologiczną.
Twórcy manifestu wskazują, że również na poziomie powszechnym ONZ powinna przyjąć Globalny Zielony Ład oparty na zrównoważonym rozwoju, polegający na ustanowieniu światowego systemu handlu emisjami dwutlenkiem węgla, aby uniknąć rozbieżności w handlu np. pojazdami spalinowymi. W międzyczasie UE powinna przyjąć podatek węglowy na granicy od emisji dwutlenku węgla, nakładając cła na towary, które w swojej produkcji nie przestrzegają międzynarodowych zobowiązań klimatycznych.
Zaznacza się, że transformacja europejskiego systemu energetycznego będzie możliwa, jeśli uda się importować „zieloną energię” – słoneczną, wodną i wiatrową – z Afryki. W tym kontekście konieczne będzie uwzględnienie granicznego podatku od emisji dwutlenku węgla jako środka euro-afrykańskiego.
UE i świat przygotowują się do corocznych kampanii szczepień przeciwko Covid-19 dla całości populacji. Europa powinna mieć system Narodowych Instytutów Zdrowia jak w USA, by wzmocnić Europejski Mechanizm Ochrony Ludności w związku z przyszłymi pandemiami i zakłóceniami na rynku na poziomie międzynarodowym.
Ma być jedna, zharmonizowana polityka antypandemiczna. Kwestia zdrowia stałaby się kompetencją wspólną państw członkowskich i instytucji UE. Na arenie międzynarodowej kluczowe jest przyjęcie Globalnego Paktu Zdrowia obejmującego negocjowany obecnie traktat antypandemiczny.
Europa będzie organizować przepływy migrantów i zyska uprawnienia do egzekwowania mechanizmów relokacji migrantów w oparciu o solidarność między państwami członkowskimi. Miałyby być stworzone regulacje zabraniające wydalania migrantów i system monitoringu we wszystkich państwach członkowskich.
Proponuje się ustalenie prawa do przemieszczania się jako prawa człowieka, by zakazać globalnie budowania murów i zapór na granicach.
Ponadto proponuje się bardziej sprawiedliwą redystrybucję dochodów poprzez stworzenie globalnego systemu podatkowego, który byłby w stanie śledzić transnarodowe ruchy aktywów finansowych i wykrywać ukryte bogactwo (m.in. porozumienie OECD ws. minimalnej stawki podatku od osób prawnych wynoszące 15% od zysków korporacji to pierwszy krok w tym kierunku). Inne rozwiązania to podatek od transakcji finansowych, karanie spekulacji finansowych, podatek od emisji dwutlenku węgla, by karać zanieczyszczających. Podatki w związku z realizacją „sprawiedliwości społecznej i klimatycznej”. Należy zlikwidować wszystkie raje podatkowe, nielegalne przepływy finansowe i inwestycje ze strony reżimów kleptokratycznych i karteli przestępczości zorganizowanej. Miałby być powołany Międzynarodowy Trybunał Antykorupcyjny i miałby być ustanowiony obowiązkowy minimalny poziom ochrony płac we wszystkich państwach członkowskich.
Docelowo UE ma zmierzać w kierunku paktu na rzecz zrównoważonego rozwoju, by w inny sposób traktować niedochodowe inwestycje publiczne i narastający dług. Każdy kraj miałby odmienną ścieżkę redukcji długu spowodowanego polityką klimatyczną i ochroną środowiska oraz polityką społeczną.
Europejski Bank Centralny (EBC) miałby mieć możliwość zapewnienia finansowania w sytuacjach nadzwyczajnych Unii i wykluczania z dostępu do środków przedsiębiorstw charakteryzujących się największą emisją dwutlenku węgla.
To organy unijne decydowałyby o polityce cyfrowej, o nowych prawach człowieka, o charakterze i zakresie danych użytkowników, które można byłoby gromadzić i wykorzystywać, o ograniczeniu konsumpcji, sposobie funkcjonowania internetu, o ściganiu przestępców i egzekwowaniu prawa w przypadku przestępstw przeciwko środowisku itp.
Miałaby powstać konstytucja europejska zgodna z Manifestem i Projektem Spinellego, która lepiej chroniłaby praworządność i „wartości europejskie”, wartości demokratyczne zapisane w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej.
Kluczowe jest zapisanie pierwszeństwa prawa UE nad konstytucjami narodowymi. Rozwijano by kosmopolityczną wizję obywatelstwa europejskiego i światowego poprzez projekty kulturalne i edukację w zakresie obywatelstwa europejskiego.
Silniejszy mechanizm warunkowości, umożliwiający wstrzymywanie funduszy UE dla projektów krajowych, które nie są zgodne z prawem UE miałby stopniowo ewoluować i w pełni objąć wartości zapisane w Karcie praw podstawowych.
Głosowanie kwalifikowaną większością głosów w Radzie dotyczyłoby ustalania nowych podatków, polityki rozszerzania, polityki zagranicznej, bezpieczeństwa, obrony, zdrowia.
Rada powinna zatwierdzić wprowadzenie list ponadnarodowych w okręgu wyborczym obejmującym całą Unię itp. Należy także dążyć do zrównania demokracji uczestniczącej z demokracją przedstawicielską (inicjatywy ludowe) i demokracją deliberatywną. Powinna powstać Stała Europejska Agora Obywatelska zainspirowana doświadczeniami Konferencji w sprawie przyszłości Europy (parodia demokracji z udziałem nielicznej grupy 400 obywateli odpowiednio dobranych pod względem genderowym, rasowym itp., którzy popierali integrację europejską; ich dyskusje moderowali „eksperci” unijni).
W dłuższej perspektywie przewiduje się wyłączenie spod kompetencji państw kwestii edukacji, przynajmniej w odniesieniu do obywatelstwa europejskiego i globalnego. Państwa powinny również rozpocząć wzmacnianie edukacji na rzecz globalnego obywatelstwa, która jest częścią celów zrównoważonego rozwoju ONZ.
Federacja światowa
W manifeście wskazano, że „Globalne kryzysy wymagają rozwiązań globalnych. Dlatego budowanie demokratycznego i federalnego zarządzania globalnego jest kluczowe dla interesów UE”.
Nawiązując do Manifestu z Ventotene z 1941 r., który zaproponował utworzenie globalnej federacji jako cel drugorzędny, a uznając za główny priorytet utworzenie federacji europejskiej, nowy manifest z 2022 r. uzupełnia ten z 1941 r. o zasady wielopoziomowego federalnego systemu globalnego zarządzania, który skupia się na polityce klimatycznej, zapobieganiu wojnom między rywalizującymi ze sobą superpotęgami, unikaniu dominacji korporacji nad resztą ludzkości, gwarantowaniu pełnych i równych praw obywatelstwa globalnego wszystkim na nadającej się do zamieszkania planecie, w tym dziewczętom, kobietom, mniejszościom i przyszłym pokoleniom.
Mowa jest więc o nowym prawie globalnym, o prawie do demokratycznej federacji świata i konieczności walki z autokracjami i kleptokracjami, wzmacnianiu demokracji, praw człowieka, praworządności i zrównoważonego rozwoju.
Federację Światową można utworzyć stopniowo. Najpierw powinny powstać kontynentalne, demokratyczne, regionalne protofederacje inspirowane UE. Z czasem powinny one być uznane i reprezentowane w ONZ, by równoważyć system światowych supermocarstw kontynentalnych takich, jak USA, Rosja i Chiny. Mercosur, Unia Afrykańska, Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) i Liga Arabska to na razie kandydaci do takiego statusu regionalnego.
Z drugiej strony należy zreformować system ONZ, aby uczynić go bardziej skutecznym i demokratycznym. W szczególności reforma Rady Bezpieczeństwa miałaby ograniczyć możliwość stosowania weta, przynajmniej w sprawach dotyczących wspólnie uzgodnionych zagrożeń egzystencjalnych takich, jak: „zmiany klimatu” i walka z bezkarnością. Ponadto reforma powinna przewidywać przedefiniowanie składu członkowskiego Rady, aby lepiej odzwierciedlała rzeczywistość geopolityczną poprzez m.in. przyznanie miejsca UE itd. Rada Bezpieczeństwa powinna stać się Radą wielkich regionów świata wraz ze stopniowym znoszeniem prawa weta.
Zgromadzenia Parlamentarne ONZ powinno ewoluować w kierunku Parlamentu Światowego wybieranego bezpośrednio przez obywateli. Należałoby zreformować Kartę Narodów Zjednoczonych, by powstała konstytucja światowa. Mógłby powstać parlament globalny (dwuizbowy z reprezentacją obywateli i państw) z prawem inicjatywy ustawodawczej w sprawach krytycznych na szczeblu globalnym np. klimat, zdrowie, migracja. Nadzorowałby władzę wykonawczą oraz podlegał światowemu sądownictwu.
W szczególności miałyby być wzmocnione Program Środowiskowy ONZ, Światowa Organizacja Zdrowia, Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji i Międzynarodowa Organizacja Pracy.
Miałaby powstać niezależna Wysoka Władza, która w skoordynowany sposób reagowałaby na sytuacje kryzysowe związane ze środowiskiem, zdrowiem i migracją. Byłaby wyposażona we własne zasoby finansowe poprzez ustanowienie globalnego podatku od emisji dwutlenku węgla, ogólnoświatowego podatku od transakcji finansowych i podatku cyfrowego od sieci.
Powstałoby szereg mechanizmów i inicjatyw jak Sojusz Cywilizacji, wspierany przez 119 krajów i międzynarodowych organizacji, który ma na celu wspieranie dialogu międzykulturowego oraz zapobieganie radykalizacji i konfliktom między Zachodem a światem arabsko-muzułmańskim.
Federalizacja miałaby położyć kres podziałom partyjnym. Chociaż w manifeście podkreślono, że proces federalizacji nie będzie łatwy, to jednak Europejska konstytucja i rząd federalny są „niezbędnymi narzędziami do realizacji polityki zjednoczenia Europy metodami demokratycznymi”.
Wizja federalizacji zarysowana w manifeście z 2022 r. opiera się na perspektywie kosmopolitycznej i ekocentrycznej, która służy modernizacji prawa. Wszystkie obecne problemy chce się rozwiązać dzięki wielopoziomowemu systemowi globalnego zarządzania. Rezonuje ona z programem reform ONZ zaproponowanym przez Sekretarza Generalnego Antonio Guterresa w Our Common Agenda i negocjowanym Paktem przyszłości. Nadto ze strategiami walki z kleptokracją i autokracją USA oraz UE przedstawionymi jesienią tego roku.
To kontynuacja działań wspominanych w Białej Księdze na temat przyszłości Europy, przedstawionej przez przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckera, który wprost odwołał się do idei tworzenia państwa ponadnarodowego, zarysowanego w Manifeście z Ventotene Altiero Spinellego.
Propozycje AFEC
Plan stworzenia jednego ponadnarodowego państwa z silnym aparatem przymusu (rozbudowaną policją, służbami, realizującą w szybkim tempie program „zrównoważonego rozwoju” itp.) jak widać nie jest czymś nowym. Nie pojawił się w ostatnich miesiącach, a mimo to politycy prawicowi nie dość informowali i przeciwstawiali się temu planowi w ostatnich latach.
Dopiero teraz, gdy Zjednoczona Prawica nie jest zdolna do samodzielnego rządzenia, podniosła alarm, iż AFEC przyjęła w głosowaniu w dniu 25 października 2023 r. sprawozdanie zalecające zmianę unijnych traktatów.
Treść dokumentu została uzgodniona przez liderów pięciu frakcji – Europejskiej Partii Ludowej (EPL), socjaldemokratów (S&D), liberałów (Renew), Zielonych i Lewicę. Obejmuje 267 zmian w obu Traktatach – o Unii Europejskiej oraz o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej.
Zmiany te dotyczą dokładnie tego, co od dawna proponują federaliści europejscy, w tym w szczególności zniesienia zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE w odniesieniu do 65 obszarów oraz transfer kompetencji z państw do instytucji unijnych poprzez utworzenie dwóch nowych kompetencji wyłącznych UE – w zakresie ochrony środowiska oraz bioróżnorodności (art.3 TFUE), a także rozszerzenie kompetencji współdzielonych (art.4) dotyczących ośmiu nowych obszarów: polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, ochrony granic, leśnictwa, zdrowia, obrony cywilnej, przemysłu i edukacji.
Odnoszą się dokładnie do tych sfer, które są potrzebne do centralizacji władzy w celu budowania federacji już nie tylko europejskiej, ale światowej oraz eko-transformacji.
Dwie nowe kompetencje dotyczą bowiem wzmocnienia roli Unii w kwestiach polityki klimatycznej. Współdzielenie kompetencje dotyczą dziedzin, które obecnie są wyłączną prerogatywą państw członkowskich. Władze unijne zyskałby większy wpływ na edukację, system opieki zdrowotnej z możliwością narzucania tzw. prawa do aborcji i edukacji seksualnej. Łatwiej można byłoby dyscyplinować niepokorne kraje, które naruszą „wartości unijne”.
Propozycje dot. wzmocnienie pozycji Komisji Europejskiej, demokracji partycypacyjnej pozwolą na zatwierdzanie radykalnych projektów przez garstkę obywateli europejskich.
Słynne już konsultacje o przyszłości Europy zainicjowane w maju 2021 r. dopuściły do wyrażania opinii około 400 obywateli o odpowiednim profilu genderowym, rasowym, etnicznym.
Początkowo mówiono, że eksperyment z tzw. demokracją uczestniczącą poniósł klęskę, chociaż Bruksela odtrąbiła sukces i niezrażona „pchała” reformę prawa wyborczego oraz transformację eko-cyfrową i rewizję traktatów europejskich, by pozbawić państwa prawa weta.
Sama Konferencja w sprawie przyszłości Europy była pierwszym eksperymentem UE z zakresu „demokracji deliberatywnej”, czyli polegającej na kontaktowaniu się z obywatelami w celu osiągnięcia kompromisu w pewnych sprawach.
Szefowa KE Ursula von der Leyen – mimo stosunkowo niewielkiego udziału Europejczyków w konsultacjach – uznała, iż wszyscy mieszkańcy państw UE chcą głębokich zmian traktatowych i ściślejszej integracji.
Tymczasem nawet ci wybrani uczestnicy wyrażali wielokrotnie frustrację, wskazując, że czuli się bardziej ignorowani, instrumentalizowani i marginalizowani, ponieważ często prezentowali swoje wnioski przy niemal pustej sali Parlamentu Europejskiego. Niemal nikt nie był zainteresowany ich pomysłami. Chodziło bardziej o sprawienie wrażenia, że odbyły się konsultacje, które rzekomo potwierdziły, iż obywatele europejscy chcą zmian od lat forsowanych przez zwolenników federalizacji.
Ostatecznie unijni politycy wybrali 49 spośród 178 rekomendacji Panelu do dalszego rozpatrzenia. Dotyczyły zdrowia, energii, migracji, zwalczania nierówności i obrony. Eurodeputowany Guy Verhofstadt pod koniec kwietnia 2022 r. tweetował, że „[CoFoE] aprobuje radykalną przebudowę UE: koniec jednomyślności, zniesienie weta, uruchomienie Wspólnych Sił Zbrojnych Unii, ponadnarodowe listy i wiele innych reform (…)”. Będą one wymagały gruntownej zmiany traktatów.
Posłowie czterech największych frakcji w Parlamencie Europejskim, którzy od dawna zabiegali o reformę unijnego prawa wyborczego, przyjęli rezolucję popierającą propozycje Konferencji w sprawie przyszłości Europy , dotyczące zmiany traktatów unijnych i prawa wyborczego.
Potem szefowa KE, Ursula von der Leyen, powołując się na konkluzje Konferencji oraz nadzwyczajne okoliczności wojny na Ukrainie wskazała, iż trzeba realizować projekt zainicjowany przed kilkudziesięcioma laty. Wspomniała Ursulę Hirschmann, pionierkę tak zwanych praw kobiet w Europie, która „kształtowała przyszłość Europy na wyspie Ventotene”.
Szefowa KE wskazała, że „Europa to marzenie”, które „nie może stać w miejscu”. Bo kto stoi, ten się cofa.
I tak doszliśmy do akceptacji propozycji komisji konstytucyjnej UE z października 2023 r. Federaliści zabiegają o to, by umożliwić głosowanie – jeszcze przed wyborami w 2024 r. – 16-latkom. Próby wprowadzenia zmian w tej kwestii podejmowano w latach 1998, 2011 i 2018 r.
28 marca 2023 r. Unia Europejskich Federalistów wraz z Ambasadorami Panelu Obywatelskiego Konferencji na temat Przyszłości Europy (CoFoE) i Grupą Spinelli wszczęła petycję do Rady, wzywając do przyspieszenia prac nad reformą traktatów, by wdrożyć wnioski CoFoE w oparciu o eksperyment z demokracją deliberatywną Jürgena Habermasa, przedstawiciela szkoły frankfurckiej.
Do Parlamentu Europejskiego skierowano 267 poprawek do traktatów UE. To rewolucyjna zmiana, która ma ostatecznie przekreślić suwerenność krajów członkowskich Unii Europejskiej we wszystkich strategicznych obszarach – alarmuje mec. Jerzy Kwaśniewski, prezes Ordo Iuris. Jak czytamy w newsletterze Instytutu, chodzi tu o sprawy życia, rodziny, wolności i narodowego interesu, które miałyby zostać uzależnione od decyzji podejmowanych na osi Paryż – Bruksela – Berlin.
Jak wskazuje mec. Kwaśniewski, zagrożenie jest duże, ale trzeba wiedzieć, że nawet szeroka koalicja liberałów i lewicy w nowym Sejmie nie będzie mogła doprowadzić do ratyfikacji rewolucyjnych zmian, o ile nie dojdzie do rażącego naruszenia Konstytucji. I o tym przypomina Ordo Iuris w swoich analizach prawnych.
Jeśli planowane zmiany traktatów UE zostałby przeforsowane, Polska straci prawo weta. „Przyjęty mechanizm liczenia większości głosów pozwoli na podejmowanie kluczowych decyzji nawet przy sprzeciwie połowy państw członkowskich UE – jeżeli za decyzją głosują państwa, w których żyje 50% ludności UE. To oznacza, że o polityce całej Unii decydować będzie koalicja Niemiec i Francji z kilkoma mniejszymi państwami UE. Sprzeciw Polski – nawet jeżeli poparty zostałby przez wiele państw członkowskich – nie będzie miał znaczenia” – wskazuje mec. Kwaśniewski. I wylicza obszary, w których Polska nie będzie miała nic do powiedzenia, takie jak polityka migracyjna, rolnictwo, gospodarka, sprawy międzynarodowe. Ale nie tylko, bowiem UE ma uzyskać „nowe kompetencje w zakresie polityki zdrowotnej, energetycznej, klimatycznej, przemysłowej i edukacyjnej. Polityka równości genderowej ma oficjalnie zastąpić politykę równości mężczyzn i kobiet”.
Jak dodaje mec. Kwaśniewski, „Bruksela ma stworzyć wspólne dla wszystkich państw standardy kształcenia o rządach prawa i demokracji. Ma też zostać powołana Unia obronna, która będzie mogła dysponować polskimi siłami zbrojnymi bez zgody rządu w Warszawie lub wbrew decyzjom Prezydenta RP jako ustanowionego przez konstytucję Zwierzchnika Sił Zbrojnych. To oczywiste uderzenie w polskie bezpieczeństwo narodowe i skuteczność NATO”.
Jeśli taka polityka przywołuje skojarzenia z systemem komunistycznym, to jest to właściwa refleksja, gdyż „projekt poprawek wprost odwołuje się do komunistycznej wizji siłowego zjednoczenia Europy spisanej przez Altiero Spinellego”. To on w swoim „Manifeście z Ventotene” pisał, że „dyktatura partii rewolucyjnej stworzy nowe państwo, a wokół niego – nową, prawdziwą demokrację”.
O tym, że eurokraci wcielają idee Spinellego w życie ostrzegał portal PCh24.pl, a także eksperci Ordo Iuris. Obecnie widać wyraźnie, że te obawy były słuszne, a „przegłosowany 25 października dokument da eurokratom narzędzia umożliwiające wymuszanie na konserwatywnych narodach naszego regionu przyjęcia skrajnie ideologicznej agendy”.
„Wprowadzenie do traktatów koncepcji gender oraz przejęcie w poczet kompetencji Unii zagadnień polityki zdrowotnej oznacza przekazanie Brukseli decyzji w obszarach szczególnego zainteresowania lobby aborcyjnego i ideologów LGBT. Już wkrótce europejskie ustawodawstwo narzuci nam aborcję na życzenie, adopcję dzieci przez pary jednopłciowe, refundację procedur in vitro dla par jednopłciowych, wulgarną edukację seksualną bez poszanowania dla praw wychowawczych rodziców” – wskazuje prezes Ordo Iuris.
Więcej o zagrożeniach związanych ze zmianą traktatów oraz o działaniach Ordo Iuris w najnowszym newsletterze Instytutu.
Wzywamy Polski Rząd do sprzeciwu wobec komercjalizacji ludzkich embrionów przez UE
CitizenGO zaczął tę petycję do Premiera RP – 30.10.2023
Parlament Europejski niedawno poparł komercjalizację oraz sprzedaż ludzkich zarodków i płodów, kiedy przyjął nowe przepisy o nazwie „Substancje Pochodzenia Ludzkiego” – SoHO.
Poprawki zaproponowane przez Parlament Europejski definiują ludzkie zarodki i płody jedynie jako „substancje pochodzenia ludzkiego”, a nie jako rzeczywiste istoty ludzkie.
Każdy mieszkaniec Europy, niezależnie od swoich poglądów lub sympatii politycznych, powinien być oburzony tą barbarzyńską decyzją, za którą zapewne stoi wielki biznes oraz potężne grupy interesu.
Na szczęście ten perfidny plan komercjalizacji zarodków i płodów ludzkich można nadal powstrzymać.
W kolejnym etapie procesu legislacyjnego Unii Europejskiej proponowane regulacje zostaną poddane ocenie i dalszym dyskusjom w Radzie Europejskiej. Ważne jest, abyśmy zagwarantowali, że Rada Europejska wprowadzi odpowiednie poprawki, które zapewnią ochronę zarodków i płodów ludzkich przed traktowaniem ich jak towary na rynku lub całkowicie odrzuci ten projekt.
W tej sytuacji wiele zależy od postawy rządu polskiego.
Jednak zarówno rządzący, jak i my musimy działać szybko.
PODPISZCIE i UDOSTĘPNIJCIE Państwo tę petycję, w której wzywamy rząd RP działający na szczeblu Rady Europejskiej, do zaproponowania poprawki w regulacji SoHO, która chroniłaby zarodki i płody ludzkie przed traktowaniem ich jako zwykłe „substancje pochodzenia ludzkiego”.
Ta poprawka powinna definiować je jako życie ludzkie, które zasługuje na szczególną ochronę i które nigdy, pod żadnym pozorem nie powinno być komercjalizowane ani traktowane jako towar.
Jeżeli ta zmiana nie będzie możliwa, wzywamy nasz rząd do zdecydowanego odrzucenia tej nieludzkiej propozycji.
Regulacja SoHO, która początkowo miała na celu usprawnienie procesu zakupu, sprzedaży i transferu ludzkiej krwi, osocza oraz tkanek do celów medycznych w Unii Europejskiej, została pierwotnie wydana przez Komisję UE. Niestety, na etapie poprawek w Parlamencie Europejskim, propozycja uległa znaczącym zmianom.
Obecnie istnieje poważne zagrożenie, że przyjęcie tych przepisów w obecnej formie może skutkować możliwością tworzenia ludzkich zarodków wyłącznie w celu przeprowadzania na nich eksperymentów, co w konsekwencji prowadziłoby do ich zniszczenia.
Proszę, podpiszcie Państwo i udostępnijcie tę pilną petycją już dzisiaj!
Całą sprawę trafnie opisał irlandzki naukowiec dr Angelo Bottone w swojej wypowiedzi dla Instytutu Iona (organizacji pozarządowej zajmującej się kwestiami społecznymi i etycznymi):
„[Ta poprawka] nie czyni odpowiedniego rozróżnienia między ludzkim osoczem, komórkami i tkankami z jednej strony, a samymi ludźmi z drugiej, w tym przypadku zarodkami i płodami. Wszystkie są traktowane jako produkty do użytku naukowego i medycznego, z zarodkiem stawianym na tym samym poziomie moralnym co czerwona krwinka”.
Jeśli ta propozycja weszłaby w życie, to otworzyłaby drogę do wykorzystywania ludzkich zarodków, które zostały stworzone w laboratoriach specjalnie do celów badawczych lub tzw. nadmiarowych zarodków pozostałych po procedurach in vitro, do komercyjnych badań naukowych. Innymi słowy, będą one na sprzedaż. Te procedury mogłyby nawet obejmować dzieci nienarodzone, które zostały poczęte w sposób naturalny.
Również Komisja Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) wyraziła swoje obawy dotyczące tego, w jaki sposób ta regulacja „degraduje” godność ludzkiego życia w jego najwcześniejszych fazach, a także jak ten sam akt prawny mógłby zastąpić obowiązujące prawa krajowe w państwach UE, które obecnie chronią życie ludzkie na wczesnym etapie.
Mimo że obecna regulacja została zatwierdzona przez posłów do Parlamentu Europejskiego reprezentujących partie o orientacji proaborcyjnej oraz że większość krajów UE dopuszcza przerywanie ciąży, to w żadnym wypadku nie oznacza, że można masowo komercjalizować życie ludzkie we wczesnych fazach jego rozwoju. Zarówno aborcja, jak i handel ludzkimi zarodkami to zło, z którym jako obrońcy życia ludzkiego będziemy za wszelką cenę walczyć!
Absolutnym minimum jest założenie, że nikt nie powinien mieć prawa do traktowania zarodka ludzkiego czy płodu jako towaru, niezależnie od celu.
Życie ludzkie powinno być zawsze chronione, nigdy nie powinno być przedmiotem eksperymentów i nigdy nie powinno być przedmiotem handlu.
Podpiszcie Państwo i udostępnijcie tę petycję, wzywając rząd Polski, który działa na poziomie Rady UE, aby wprowadził poprawki do proponowanej regulacji SoHO w celu zagwarantowania ochrony zarodków i płodów ludzkich przed komercjalizacją oraz traktowaniem ich jak towar.
Jeżeli te poprawki nie byłyby możliwe, wzywamy nasz rząd do zdecydowanego odrzucenia tej nieludzkiej propozycji, za którą stoi wielki biznes i potężne grupy interesu.
Dziękujemy za Państwa zaangażowanie w tej ważnej sprawie!
14.039 podpisało. Osiągnijmy20.000!
Nie pozwólcie Unii Europejskiej na komercjalizację ludzkich zarodków.
Szanowny Panie Premierze,
Apeluję do Pana o zapewnienie, że rząd RP sprzeciwi się regulacji UE o substancjach pochodzenia ludzkiego (SOHO) proponowanej w obecnej formie, kiedy będzie ona rozpatrywana przez Radę Europejską.
Te przepisy zostały niedawno zatwierdzone w Parlamencie Europejskim i otwierają drogę do komercjalizacji ludzkich zarodków i płodów.
Obecne brzmienie regulacji SoHO nie rozróżnia zwykłych komórek i tkanek od rozwijającego się życia ludzkiego.
Ten brak szacunku wobec godności ludzkiej jest nie do przyjęcia. Dlatego apeluję do Pana jako przedstawiciela Polski w Radzie Europejskiej o wprowadzenie poprawki, która miałaby na celu ochronę zarodków i płodów ludzkich przed komercjalizacją, eksperymentami i traktowaniem ich jak towar lub o całkowite odrzucenie tej regulacji.
Nie możemy dopuścić do takiego dehumanizowania ludzkiego życia, gdzie zdolny do egzystencji zarodek ludzki pełni rolę towaru i poddawany jest barbarzyńskim eksperymentom.
Jako osoba szanująca prawa człowieka, proszę Pana o zapewnienie, że rząd Polski na Radzie Europejskiej będzie domagał się wprowadzenia poprawki do regulacji SoHO, mającej na celu ochronę życia ludzkiego przed komercjalizacją i traktowaniem go jako towaru.
Jeżeli to nie będzie możliwe, apeluję do Pana o odrzucenie tej dyskryminującej i nieludzkiej propozycji, za którą stoją wielki biznes i potężne grupy interesu.
Życie ludzkie nie jest na sprzedaż! Razem walczmy o odrzucenie barbarzyńskich przepisów!
Parlament Europejski niedawno zatwierdził nowe przepisy dotyczące „Substancji Pochodzenia Ludzkiego” (lub SoHO), które pozwalają na komercjalizację i sprzedaż ludzkich zarodków i płodów.
Poprawki Parlamentu Europejskiego w odniesieniu do proponowanego rozporządzenia SoHO (Substances of Human Origin) wyraźnie definiują ludzkie zarodki i płody jako „substancje pochodzenia ludzkiego”, co jest skandaliczne, gdyż taka definicja odrzuca ich ludzką naturę.
Przepisy trafią teraz do Rady Europejskiej, gdzie będzie możliwe wprowadzenie odpowiednich poprawek do proponowanych regulacji.
Najwyższy czas, aby wywrzeć presję na premierze RP, który reprezentuje Polskę w Radzie Europejskiej, aby podjął odpowiednie działania w celu ochrony godności ludzkiego życia.
Istnieje poważne zagrożenie, że przyjęcie tego rozporządzenia w obecnej formie może otworzyć drzwi do tworzenia ludzkich zarodków w laboratoriach jedynie w celach eksperymentalnych, co w konsekwencji doprowadzi do ich śmierci.
Komisja Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) zareagowała w tej sprawie i wyraziła swoje obawy dotyczące tego, w jaki sposób ta regulacja „degraduje” godność ludzkiego życia w jego najwcześniejszych fazach, a także jak ten sam akt prawny mógłby zastąpić obowiązujące prawa krajowe w państwach UE, które obecnie chronią życie ludzkie na wczesnym etapie.
Rozporządzenie SoHO w takiej formie wpłynie na zmiany przepisów farmaceutycznych i reprodukcyjnych, co może prowadzić do degradacji ludzkiego życia w innych dziedzinach prawa.
To kluczowa i fundamentalna kwestia dotycząca zarówno życia, jak i tego, co powinno być wyłączone spod komercjalizacji i traktowane z należytym szacunkiem, nie jako towar.
Wprowadzenie poprawki zapewniłoby, że zarówno żywe, jak i zmarłe zarodki oraz płody ludzkie, byłyby chronione przed traktowaniem ich jako zwykłe substancje pochodzenia ludzkiego, przy jednoczesnym zachowaniu istniejących przepisów krajowych dotyczących ich ochrony.
Taka poprawka musi precyzyjnie określić różnicę między niezapłodnionymi komórkami rozrodczymi a zarodkami i płodami, które są istotami ludzkimi, mają swoją godność i zasługują na pełną ochronę prawną.
Mimo że obecna regulacja została zatwierdzona przez posłów do Parlamentu Europejskiego reprezentujących ugrupowania o orientacji proaborcyjnej oraz mimo że większość krajów UE dopuszcza przerywanie ciąży, to w żadnym wypadku nie oznacza, że można masowo komercjalizować życie ludzkie we wczesnych fazach jego rozwoju. Zarówno aborcja, jak i handel ludzkimi zarodkami to zło, z którym jako obrońcy życia ludzkiego będziemy za wszelką cenę walczyć!
My Polacy powinniśmy w sposób szczególny opowiedzieć się przeciwko tym barbarzyńskim przepisom. Eurokraci chcą nam narzucić cywilizację śmierci, pokażmy im, że nie zgadzamy się z ich skandalicznymi pomysłami!
Absolutnym minimum jest założenie, że nikt nie powinien mieć prawa do traktowania zarodka ludzkiego czy płodu jako towaru, niezależnie od celu.
Życie ludzkie powinno być zawsze chronione, nigdy nie powinno być przedmiotem eksperymentów i nigdy nie powinno być przedmiotem handlu.
Musimy działać teraz, zanim będzie za późno. To jest nasza szansa, by zablokować barbarzyńskie przepisy i chronić godność ludzkiego życia na jego najwcześniejszych etapach.
Cała władza, ogromny zakres kompetencji idzie do Brukseli – powiedział europoseł PiS prof. Ryszard Legutko.
Komisja Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego (AFEC) przyjęła w tym tygodniu sprawozdanie zalecające zmianę unijnych traktatów – o Unii Europejskiej oraz o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej.
Główne propozycje to eliminacja zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE w 65 obszarach i transfer kompetencji z poziomu państw członkowskich na poziom UE m.in. poprzez utworzenie dwóch nowych kompetencji wyłącznych UE – w zakresie ochrony środowiska oraz bioróżnorodności (art.3 TFUE),a także znaczne rozszerzenie kompetencji współdzielonych (art.4), które obejmowałyby osiem nowych obszarów: politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, ochronę granic, leśnictwo, zdrowie publiczne, obronę cywilną, przemysł i edukację.
Dokument przewiduje też uproszczenie procedury zawieszania w prawach członka tych państw, które naruszą “wartości unijne”, takie jak “praworządność”, “demokracja”, “wolność”, “prawa człowieka”, czy “równość”.
Legutko: To rewolucja
Polska zdecydowanie sprzeciwia się zaproponowanym zmianom. Niestety, świadomość zmian szykowanych w Brukseli jest niewielka.
– Za mało się o tym mówi, wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, tego co się tak naprawdę szykuje, a szykuje się rewolucja – powiedział europoseł PiS prof. Ryszard Legutko.
Polityk ocenia, że po wprowadzeniu zmian “parlamenty krajowe będą służyły temu, by zajmować się technikaliami, jakimiś drobiazgami, albo akceptowaniem tego, co przyjdzie z góry”. Krajowe konstytucje przestaną obowiązywać, a rządy państw narodowych będą miały podrzędną funkcję.
– Wszystkim będzie kierować Komisja Europejska, cała władza, ogromny zakres kompetencji idzie do Brukseli – powiedział.
Polityczny dług PO
Jak ocenił Legutko, nowy rząd, który zostanie stworzony przez partie opozycyjne nie sprzeciwi się zmianom w traktatach. Donald Tusk i reszta polityków opozycji będzie bowiem musiała spłacić polityczny dług wobec Berlina, Paryża i Brukseli.
– Byli wspierani przez te instytucje bardzo mocno, z kompletnym brakiem poszanowania dla traktatów, prawa czy poczucia przyzwoitości. Donald Tusk nie ma żadnego kapitału politycznego, żeby mógł działać jako polityk samodzielny i niezależny, on już jest politykiem usłużnym politykom europejskim – powiedział.
Już 3 niewielkie kraje UE, Bułgaria, Węgry i Słowacja, odmawiają pomocy USA w zamianie „samostojatielnej” U-krainy w kolejną, tegoż USA, kolonię.
Na zdjęciu: Premier Słowacji Robert Fico i Szefowa Rady Europy Urszula von der Leyen w Brukseli
O tym, że kilka dni temu, jako rezultat przyspieszonych wyborów parlamentarnych z 30 września, na Słowacji odrodził się rząd nie zamierzający wspierać Ukrainy w jej wojnie z Rosją, w polskich mediach ABSOLUTNA cisza. A tymczasem, portal http://www.napalete.sk podaje takie oto informacje:
Obejmując powtórnie, po 3 latach przerwy, szef zwycięskiej w tych przedwczesnych wyborach na Słowacji partii „Smer” (Kierunek) Robert Fico spotkał się z szfową UE, von der Leyen przed niedawnym spotkaniem Rady Europy w Brukseli. „Jest oczywistym że na początku mego, czwartego już mandatu jako przywódcy władzy na Słowacji, przedstawiłem jej mą krytykę pod adresem Brukseli za to, że ignorowała poważne poruszenie praw człowieka i nadużywanie środków karnych w wobec opozycji na Słowacji” powiedział jej premier.
„Także poinformowałem szefową Komisji, że nowe władze Słowacji nie będą wspierać wojskowo Ukrainy i tylko się skoncentrują na pomocy humanitarnej” powiedział premier. (…) Według niego von der Leyen odpowiedziała, że respektuje suwerenne prawo krajów członkowskich do wspierania, względnie nie wspierania Ukrainy i doceniła decyzję SR do udziału w humanitarnej pomocy.
No to mamy już 3 niewielkie kraje UE (Bułgaria, Węgry i Słowacja, z których dwa ostatnie mają wspólną granicę z U-krainą), które odmawiają pomocy USA w zamianie tej „samostojatielnej” U-krainy w kolejną, tegoż USA, kolonię.
A tutaj ewidentna SWASTYKA na każdej z 4 stron przeszklonej osłony promenady w samym centrum Bratysławy, zaraz obok bardzo izolowanego wysokim płotem budynku Ambasady USA