“STOP Ukrainizacji Polski”.

Poseł Grzegorz Braun zapoczątkował ważną inicjatywę w sprawie powstrzymania ukrainizacji Polski. Już za nią dostaje po głowie z prawa i z lewa. 16 lipca 2022

Wydano broszurę z konkretnymi propozycjami zmian legislacyjnych zorientowanych na powstrzymanie budowy Ukrainopolonii.

Warto się zapoznać.

Kilka najważniejszych spraw uwypuklonych w tym dokumencie:

  • Za cztery miesiące, po 24 listopada miliony Ukraińców przybyłe po wybuchu konfliktu będzie mogło ubiegać się o prawo stałego pobytu na kolejne trzy lata. Uchodźcy według obecnego prawa mogą się ubiegać o obywatelstwo już po dwóch latach. Mamy mało czasu by działać.
  • Granica jest szeroko otwarta, dla wszystkich przyjeżdżających, pomoc socjalna udzielana bez weryfikacji realnego statusu materialnego.
  • W wielu obszarach życia (edukacja, służba zdrowia itd.) Polacy są faktycznie dyskryminowani w swoim kraju.

W związku z powyższym, wysunięto szereg propozycji legislacyjnych:

  • Zmiana ustawy o pomocy uchodźcom tak, by przyjmować tych w realnej potrzebie, a pomocy materialnej udzielać według rzeczywistego statusu majątkowego osoby.
  • Udzielanie pomocy dedykowanej uchodźcom zamiast integrowanie ich do naszych systemów socjalnych (np. 500+).
  • Ochrona praw i wsparcie osób które chcą zrezygnować z dalszego udzielania Ukraińcom gościny we własnym domu.
  • Uchwalenie ustawy „Warto być Polakiem” delegalizującej wszelkie praktyki dyskryminujące Polaków ze względu na obywatelstwo lub narodowość w naszym kraju.
  • Zaostrzenie ustawy o obywatelstwie tak by zamknąć szybkie ścieżki do naturalizacji milionów Ukraińców.
  • Zmiana ustawy o mniejszościach w kierunku odebrania Ukraińcom (z których 97% to niedawni przybysze zarobkowi lub uchodźcy) praw mniejszości narodowej. Milionowa populacja niedawnych przybyszy z prawami mniejszości byłaby ewenementem w prawie europejskim i bombą podłożoną pod naszą państwowość.

“STOP Ukrainizacji Polski”.

Link do strony: https://konfederacjakoronypolskiej.pl/stop-ukrainizacji-polski/

Link do pliku PDF dokumentu: https://konfederacjakoronypolskiej.pl/wp-content/uploads/2022/07/SUP-luz.pdf

Rząd “polski” i czołgi. Oddajemy za darmo, kupujemy stare – drogo

15 lipca 2022 https://pch24.pl/polska-i-czolgi-oddajemy-za-darmo-kupujemy-drogo/

116 używanych czołgów Abrams kupi Polska od Stanów Zjednoczonych. Maszyny mają uzupełnić lukę po podarowanych Ukrainie 240 sztukach czołgów T-72.

– Zabiegaliśmy o to, by wypełnić lukę w polskich siłach zbrojnych po donacji czołgów T-72 na Ukrainę. Nasze zabiegi zakończyły się sukcesem. Jesteśmy umówieni ze Stanami Zjednoczonymi, że 116 czołgów Abrams w starszej wersji trafi na wyposażenie Wojska Polskiego – oznajmił w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową minister obrony Mariusz Błaszczak.

Jak przypomniał wicepremier, wiosną MON zawarł umowę na zakup 250 nowych maszyn w wersji SEPv3, za 23 miliardy złotych. Ich produkcja jednak dość długo potrwa, stąd decyzja o nabyciu używanego sprzętu z zasobów armii amerykańskiej.

Starsze czołgi mają dotrzeć do Polski na początku 2023 roku. Będą następnie modernizowane już na miejscu.

Źródło: IAR, radiozet.pl RoM

==================================

https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/kolejne-polskie-czolgi-w-ukrainie-doradca-zelenskiego-potwierdza/s1hnb84,79cfc278

“Arestowycz ujawnił też, że Polska zamierza przekazać Ukrainie 232 czołgi. Tyle maszyn typu PT-91 Twardy znajduje się na stanie naszych sił zbrojnych. To polska, głęboka modernizacja poradzieckiego czołgu T-72.”

Tym razem to już nawet nie ma mowy o tym, że ktokolwiek nam za to coś obiecał

Jak się nie zatracić w gąszczu propagandy

Paweł Sztąberek

Dobrze jest nauczyć się czytać między wierszami. Przeciętny człowiek skazany jest na propagandę oficjalną, która pierze mu mózg, podczas gdy on nawet tego nie dostrzega. W przypadku covida przekaz był taki: „tylko dystans społeczny, tylko maski, tylko testy, tylko szczepionka – inaczej poważnie zachorujesz i umrzesz!”

Po wielu latach znów obejrzałem polski film z 1946 roku „Zakazane piosenki”. Kawał dobrego kina. Ale moją szczególną uwagę zwrócił jeden fragment, kiedy to główni bohaterowie, mężczyzna i kobieta, spotykają się w restauracji. Obok mężczyzny leży nazistowska gadzinówka „Nowy Kurier Warszawski”. Kobieta w pewnym momencie pyta (cytuję z pamięci): „I co w twoich wiadomościach?”. „Nie jest dobrze” – odpowiada mężczyzna powołując się na informacje z gazety – „Niemcy odnoszą same sukcesy na froncie”. „Wierzysz w te bzdury?” – pyta zniesmaczona, po czym dodaje: „A wiesz, co mówią na mieście? W Berlinie wybuchło powstanie z powodu głodu. Cała armia niemiecka kierowana jest na Berlin, a w Warszawie nie ma już nawet jednego żołnierza”. Po chwili radość z twarzy kobiety znika, gdy słyszy za oknem śpiewaną głośno przez maszerujący oddział Wehrmachtu wojskową pioesenkę: „Hajli hajlo hajla…”.

„Nowy Kurier Warszawski” – niemiecka gazeta dla Polaków – przedstawiał rzeczywistość mocno zdeformowaną. Po klęsce pod Stalingradem, kiedy to stopniowo zaczął się odwrót wojsk niemieckich z terytorium Rosji, porażki ubierano w sukcesy. Jeśli Niemcy, w jakiejś bitwie stracili przykładowo 20 czołgów, pisali jedynie o 5 zniszczonych czołgach bolszewików, ogłaszając przy tym wielki sukces swoich wojsk.

Propaganda wojenna ma dwojakie znaczenie – z jednej strony służy manipulowaniu opinią chłonących ją mas, jak również ma w te masy wlewać nadzieję, że jest dobrze. W przypadku niemieckiej gadzinówki dla Polaków, domniemane niemieckie „sukcesy” nie wzbudzały w Warszawiakach radości, jednak wielu wierzyło, że to prawda. Podobnie z propagandą szeptaną typu: „wiesz, co mówią na mieście?”. Wierzymy, ale często niewiele trzeba, by ktoś wylał nam na głowę kubeł zimnej wody.

Propaganda to narzędzie każdej władzy, ale jej nachalna forma nasiliła się w ciągu ostatnich 2 lat. Polacy, ale nie tylko oni, karmieni są nią z każdej strony. Koronawirus okazał się być idealnym pretekstem do prania ludziom mózgów. Tzw. władza demokratyczna, nie w każdych warunkach może sobie pozwolić na takie eksperymenty społeczne jak ostatni, przeprowadzony w latach 2020-2022. Ale w końcu WHO ogłosiła pandemię, więc można było wyłączyć hamulce i pójść na całość.

Większość ludzi uwierzyła w przekaz serwowany przez współczesne gadzinowe „Nowe Kuriery Warszawskie”, że jak nie założysz maski to umrzesz, że jak się nie zaszczepisz to umrzesz itd… Wielu też uwierzyło w propagandę szeptaną przeciwników restrykcji i lockdownów, że już za chwilę wybuchnie bunt, że ludzie wyjdą na ulicę, obalą władzę, przywrócą wolność itd… I rzeczywiście gdzieniegdzie wyszli, buntowali się nawet pojedynczy przedsiębiorcy, jednak żaden masowy bunt nie wybuchł. Większość grzecznie podkuliła ogony pod siebie, założyła maski, wymazała się drutem w nosie, zaszczepiła się i czekała, co będzie dalej.

A dalej wiadomo co było… Wybuchła wojna Rosji z Ukrainą, „pandemia” rozładowała się niejako w sposób naturalny, zaczęła się natomiast nowa porcja propagandy – tym razem z frontu.

Przy okazji wyszło jak spolaryzowana jest tzw. opinia publiczna. Ci, którzy podczas „pandemii” uodpornili się na propagandę strachu i covidowej psychozy, zachowali dystans do oficjalnej propagandy z frontu rosyjsko-ukraińskiego i nie dali się zwieść hurraoptymizmowi, że już po Rosji, że lada moment zostanie dobita. Natomiast ci, którzy podczas „pandemii” łykali wszystko co wciskali im politycy i pandemiczni eksperci, zaczęli wierzyć we wszystko, co „mówił” telewizor – włącznie z tym, że na Ukrainie staruszki strącają rosyjskie drony słoikami z dżemem.

Ale jedno wciąż pozostaje poza zasięgiem naszej możliwości – jaka jest ta PRAWDA?

Na portalach społecznościowych mamy do czynienia z zalewem informacji. Twitter tętni życiem, niekiedy aż za bardzo. Niektóre wpisy, choć zbieżne z naszymi oczekiwaniami, przekazują informację nie poparte żadnymi źródłami. Czasem odnieść można wrażenie, że niektórzy twitterowicze sami tworzą opowieści, a potem puszczają je w obieg jako fakty. Ale czy istotnie są to fakty?

„A wiesz co mówią na mieście?”… No właśnie, ta forma propagandy szeptanej stwarza olbrzymie pole do nadużyć. Wielu może dać się złapać na całkowicie wymyślane historie, być może wymyślane przez tych, którzy źle nam życzą. Jak zatem oddzielić ziarno od plew? Propaganda mainstreamu jest prostsza do demaskacji. Jeśli ciągle piszą, że „Putin umiera”, a on wciąż żyje, to wiadomo że mamy do czynienia z kłamstwem. I dalej, jeśli wciąż podają rewelacje, że „wyciekły supertajne informacje rosyjskiej armii…”, to warto zadać sobie pytanie: skoro one takie supertajne to jak mogły wyciec?

Z propagandą szeptaną, nie podpartą żadnymi źródłami (ot np. że w lipcu br. policjanci w całej Polsce mają zakaz brania urlopów) jest trochę trudniej, dlatego jedyne, co można zalecić to dystans. Zawsze warto zapytać tego, który rozpuszcza wieści: skąd to wiesz?; wskaż źródło. Sam niejednokrotnie zadawałem na twitterze twórcom niektórych newsów takie pytania, bądź prosiłem o podanie źródła. Niektórzy odpowiadali pozytywnie, inni odpisywali w stylu: „sam sobie znajdź”, a jeszcze inni w ogóle nie odpisywali, co już kazało zachować względem rozpowszechnianych przez nich informacji ostrożność. Nie nie o to przecież chodzi, by niezdrowo podniecać się informacjami, które są ciekawe, jednak ich wiarygodność jest wątpliwa.

Dobrze jest nauczyć się czytać między wierszami. Przeciętny człowiek skazany jest na propagandę oficjalną, która pierze mu mózg, podczas gdy on nawet tego nie dostrzega. W przypadku covida przekaz był taki: tylko dystans społeczny, tylko maski, tylko testy, tylko szczepionka – inaczej poważnie zachorujesz i umrzesz! W przypadku wojny przekaz jest, najprościej mówiąc, taki: Rosja jest zła, Ukraina jest dobra – kto myśli inaczej, bądź przejawia jakieś wątpliwości i stara się dostrzec, poza czarnym i białym, także inne kolory, jest ruskim agentem i nie można go brać poważnie, a być może nawet trzeba nasłać na niego służby!

My, ludzie, którym chce się pójść nieco głębiej i ogarniać nieco szerzej to, co nas otacza, możemy poszukiwać alternatywnych informacji. Tych alternatywnych źródeł jest wiele. Dość cennym, działającym po drugiej stronie frontu, patrząc z punktu widzenia naszej rodzimej propagandy, czyli tam, gdzie media polskiego mainstreamu nie docierają, a nawet jeśli tak, to milczą, jest Patrick Lancaster. To były amerykański weteran od kilku lat mieszkający w Doniecku. Ma on swój kanał na YouTube. Materiały wideo, które tam prezentuje to ewidentnie rosyjski punkt widzenia. Lancaster jest w pewnym sensie na służbie rosyjskiej propagandy, jednak i z jego materiałów wiele możemy się dowiedzieć. Głownie z rozmów ze zwykłymi ludźmi. Nie każda rozmowa jest ustawiona, u niego ludzie mówią co myślą, niektórzy zaś milczą, bo po prostu się boją, nie są pewni jak rozwinie się sytuacja wojenna. Ale ich wypowiedzi przynajmniej są szczere, oddają mozaikę poglądów zwykłych mieszkańców Donbasu. I to jest cenne, bo przyczynia się do wyrobienia sobie bardziej obiektywnego obrazu tej wojny.

W obliczu propagandy trudno znaleźć złoty środek. Na pewno trzeba się wyposażyć w mentalne narzędzia weryfikacji informacji – emocjonalny dystans, nieufność, podejrzliwość. Zarazem też niezbędne są: weryfikacja i uruchamianie procesów myślowych. Wielu ludziom nie chce się myśleć, wolą przyjąć za pewnik to, co im się wciska. Takich niestety jest większość i musimy się z tym pogodzić – ich obudzić może jedynie nagły wstrząs, coś czego się nie spodziewali…

Może stanie się to gdy w którymś momencie pensja nie wpłynie na czas, w sklepie nie będzie naszych ulubionych towarów, albo nie będzie można obejrzeć kolejnego odcinka ukochanego serialu, bo zabraknie prądu… Tak to niestety jest: my wiemy, że Morawiecki kłamie jak z nut, inni jednak wierzą mu bezgranicznie.

Ponieważ nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie „pracze mózgów” spoczęli na laurach, w pierwszej kolejności martwmy się o siebie. My też popełniamy błędy i ponoszą nas emocje. Na innych przyjdzie czas, choć wielu z nich jest już raczej stracona, nie do odzyskania.

Paweł Sztąberek

HAGADA CZY FAKTY? (ZAPISKI PODSĄDNEGO)

HAGADA CZY FAKTY? SSR K. RYMARZ-BŁASZKIEWICZ ZDAJE SIĘ NIE MIEĆ ŻADNYCH WĄTPLIWOŚCI (ZAPISKI PODSĄDNEGO)

Henryk Jezierski 16 lipca 2022 https://moto.media.pl/hagada-czy-fakty-ssr-k-rymarz-blaszkiewicz-zdaje-sie-nie-miec-zadnych-watpliwosci-zapiski-podsadnego/

Stopień zażydzenia tzw. wymiaru sprawiedliwości w powojennej Polsce dałoby się porównać tylko z „naszą” dyplomacją, przy czym w obydwu przypadkach procesu tego nie osłabiła nawet rzekoma demokratyzacja po magdalenkowym układzie z 1989 roku.

Można powiedzieć – wręcz przeciwnie. Do głosu doszli bowiem spadkobiercy – nie tylko ideowi – żydokomuny z czasów stalinowskich, najbardziej krwawej i bezwzględnej wobec Polaków.

Ma to uzasadnienie w ich rodowodzie. Żydzi władający naszym krajem nie mają nic wspólnego z historyczną nacją semicką w jej tradycyjnym, biblijnym rozumieniu. To potomkowie tzw. żydochazarów, czyli jednego z plemion mongolskich, które w VIII wieku przyjęli jako swoją religię judaizm rabiniczny (talmudyczny), który został wymyślony po zburzeniu świątyni jerozolimskiej w 70 roku po Chrystusie. Przy okazji – ten fakt w sposób jednoznaczny zaprzecza tezie, jakoby żydzi byli naszymi starszymi braćmi w wierze.

Do charakterystycznych cech osobowościowych żydochazarów zaliczyć należy ich ograniczenie intelektualne i niemal całkowity brak uczuć wyższych przy jednoczesnej perfidii postępowania, mściwości i okrucieństwie wobec nie-żydów zwanych gojami. Stąd m.in. zbrodnie ludobójstwa popełniane przez żydochazarów z Izraela na Palestyńczykach, obecnie akurat jedynym narodzie o semickich korzeniach. Mówiąc krótko – największymi antysemitami są ci, którzy z antysemityzmu uczynili oręż w walce ze swoimi przeciwnikami.

Mamy także wyjątkowo liczne przykłady żydochazarskich zbrodni na Polakach, z sądowymi włącznie. Najwymowniejszy to mord na gen. Auguście Emilu Fieldorfie, m.in. zastępcy komendanta głównego Armii Krajowej oraz organizatora i dowódcy Dywersji Komendy Głównej AK, zwanej Kedywem. Dokonano go dokładnie 24 lutego 1953 roku, nie przez rozstrzelanie lecz przez – stosowane wobec pospolitych przestępców – powieszenie, aby jeszcze bardziej poniżyć bohaterskiego oficera w oczach Polaków.

Za sprawców tej sądowej zbrodni podaje się anonimowych „komunistów”, co łatwo nasuwa skojarzenie z polskimi sprzedawczykami lub ruskimi namiestnikami. Takiej wersji jakoś nie kwapi się podważyć w sposób jednoznaczny nawet IPN, uchodzący za wyrocznię w kwestiach dotyczących najnowszej historii Polski. Co gorsze, w ślad za tą instytucją, też zdominowaną przez żydochazarów oraz wysługujących się im „historyków” głównie o ukraińskim, niemieckim, białoruskim i litewskim rodowodzie idą nawet tak – wydawałoby się – niezależne i propolskie organizacje jak np. Fundacja Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga Przeciw Zniesławieniom. Jej prezes, niejaki Maciej Świrski także bredzi o „komunistach, którzy oskarżyli, sądzili i skazali gen. Fieldorfa”.

A jaka jest prawda?

Z pozycji skromnego badacza historii o technicznym wykształceniu wyręczam setki pasożytów (choc bardziej pasowałoby tu określenie: pasożydów) mieniących się historykami i kosztujących polskich podatników nie miliony lecz miliardy złotych (vide: budżet IPN oraz jemu podobnych instytutów preparowania „prawdy historycznej”). Fakty w odniesieniu do sądowych morderców gen. Fieldorfa są takie:

– Helena Wolińska reprezentująca Naczelną Prokuraturę Wojskową. Żydówka o rodowych personaliach Fajga Mindla. Była odpowiedzialna m.in. za pozbawienie wolności w latach 1950-53 ponad 20 żołnierzy Armii Krajowej, Postanowienie o aresztowaniu gen. Fieldorfa wydała 21 listopada 1950, a następnie nadzorowała prowadzone przeciwko niemu śledztwo. Zasiadała także w komisji weryfikującej sędziów i prokuratorów w ramach fali czystek i represji w Wojsku Polskim na początku lat 50-ych ubiegłego wieku. Po wydarzeniach marcowych 1968 roku wyemigrowała z Polski i osiedliła się w Wielkiej Brytanii. Dała się poznać jako zdeklarowana sympatyczka „Solidarności”. Prawdopodobnie podzielała pogląd swojego żydowskiego ziomka, niejakiego Bronisława Geremka, który twierdził, że „Solidarność” powstała po to, „aby Żydom w Polsce było lepiej niż Polakom”, co zresztą urzeczywistniło się w 100 procentach.

Beniamin Wajsblech, wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL. Pochodził z zamożnej rodziny żydowskiej zajmującej się handlem (ojciec Hersz). Przesłuchiwał gen. Fieldorfa, a następnie zażądał dla niego kary śmierci. Po zwolnieniu ze służby został… radcą prawnym.

– Maria Gurowska, sędzia, która wydała wyrok śmierci na gen. Fieldorfa w pierwszej instancji. Żydówka zarówno po ojcu (Moryc Zand), jak i matce (Frajda z domu Eisenbaum). W latach 1950-54 zasiadała w składach sędziowskich tajnych sekcji Sądów Wojewódzkiego i Apelacyjnego w Warszawie oraz Sądu Najwyższego, ferujących wyroki w sprawach politycznych zleconych przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Od 1956 do 1970 roku pracowała w warszawskim Sądzie Wojewódzkim.

– Emil Merz, pochodzenie żydowskie, syn Salomona (sędzia Sądu Okręgowego w Tarnowie) i Reginy. Od 1949 roku jako sędzia Sądu Najwyższego stał na czele tajnego Wydziału III Izby Karnej rozpoznającego odwołania od wyroków sądów pierwszej instancji. Tylko w 1952 roku utrzymał 14 z 34 wyroków kary śmierci ogłoszonych przez te sądy. Brał aktywny udział w mordzie sądowym na gen. Fieldorfie z finałem w postaci negatywnego zaopiniowania prośby o ułaskawienie, podjętego 12 grudnia 1952 roku. Mimo powyższych „dokonań” orzekał w Sądzie Najwyższym aż do osiągnięcia wieku emerytalnego w 1962 roku. Na emeryturze publikował artykuły z zakresu prawa, m.in. na łamach pisma „Państwo i Prawo”.

Gustaw Auscaler, żydowski działacz komunistyczny, a w okresie stalinowskim sędzia Sądu Najwyższego oraz rektor Wyższej Szkoły Prawniczej im. Teodora Duracza. Wraz z wyżej przedstawionym Emilem Merzem oraz Igorem Adrejewem 20 października 1952 roku na posiedzeniu tajnym zatwierdził wyrok kary śmierci na gen. Fieldorfie, a 12 grudnia tego samego roku i w tym samym gronie odrzucił prośbę o ułaskawienie. W grudniu 1957 roku wyjechał wraz z rodziną do Izraela, gdzie przyjął imię Samuel. Zmarł osiem lat później.

Igor Andrejew, przedstawiany w sposób cokolwiek ekwilibrystyczny jako potomek „wileńskiej, spolszczonej rodziny rosyjskiej pochodzenia żydowskiego”. Czyż nie prościej byłoby napisać „żyd z Wilna”? Syn i wnuk adwokatów, odpowiednio Pawła i Bazylego. Nie poszedł ich śladem. W 1948 roku wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej i od tego samego roku przez pięć lat był dyrektorem Centralnej Szkoły Prawniczej im. T. Duracza w Warszawie. W 1952 roku został sędzią Sądu Najwyższego i z takiej właśnie pozycji skazał gen. Fieldorfa na śmierć. Co ciekawe, aż do 1989 roku nie był kojarzony z osobistym udziałem w tej zbrodni sądowej. Mógł zatem spokojnie realizować swoją karierę naukową, przypieczętowaną m.in. uzyskaniem tytułu profesora nauk prawnych (1964), funkcją prodziekana Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektora Instytutu Prawa Karnego na tym wydziale (od 1968 do 1975 roku), a także wychowaniem paru pokoleń nowych – oczywiście, demokratycznych i antykomunistycznych – prawników, w tym niejakiego Lecha Falandysza – żyda od tzw. pomroczności jasnej zastosowanej na potrzeby obrony jednego z synow Lecha Wałęsy, Przemysława, który spowodował wypadek samochodowy po pijanemu.

Alicja Graff, żydówka z domu Fuks, prokurator wojskowa i wicedyrektor Departamentu III Prokuratury Generalnej w latach stalinowskich. To ona podpisała się m.in. pod nakazem wykonania wyroku śmierci na gen. Fieldorfie.

Jak widać, w powyższym wykazie sądowych morderców nie ma ani jednego Polaka czy choćby Rosjanina. Skąd zatem taka zapobiegliwość w ukrywaniu żydów pod oklepaną i nic nie wyjaśniającą etykietą „komunistów”? Od kiedy to w polskim interesie leży tuszowanie żydowskich zbrodni sądowych na Polakach?

ŁAPAJ ZŁODZIEJA!” CZYLI KTO JEST ANTYSEMITĄ

Poza oczywistym, dziennikarskim obowiązkiem mam swój osobisty powód zdemaskowania i upublicznienia stopnia zażydzenia wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju. Doświadczam go bowiem na własnej skórze, choć – na szczęście – nie w tak tragiczny sposób jak bohaterowie i patrioci pokroju gen. Augusta Fieldorfa. W ostatnich paru latach uczestniczyłem i uczestniczę nadal jako aktywna strona w kilkunastu procesach karnych i cywilnych. Najczęściej jest to rola oskarżyciela prywatnego lub powoda lecz także oskarżonego. W każdym, podkreślam w każdym z nich atakowany jestem przez drugą stronę jako „antysemita” chociaż temat i powód rozpraw sądowych nie ma nic wspólnego z działaniem, które dawałoby podstawy do wysuwania takich zarzutów. To jakby starannie przemyślana „wrzutka” mająca na celu zdyskredytowanie mojej osoby i sygnał dla sądzących, aby potraktowali mnie w sposób szczególny.

I niestety, to skutkuje. Znaczącym zmniejszeniem moich, uzasadnionych oczekiwań w wygranych sprawach, gdzie występowałem w roli poszkodowanego (włącznie z odmową zwrotu kosztów obsługi prawnej!), jak i drastycznym wzmocnieniem zasądzonych sankcji tam, gdzie jestem oskarżany. Ba, wątek mojego rzekomego antysemityzmu wplatany jest nawet w uzasadnienia serwowanych wyroków. Czynią to sędziowie, którym jestem w stanie z łatwością udowodnić ich antysemityzm – autentyczny, wynikający z prawidłowej interpretacji tego słowa. Jak bowiem nie określić antysemitą kogoś, kto przechodzi do porządku dziennego np. nad zbrodniami popełnianymi przez żydochazarskich oprawców na Semitach zamieszkujących tereny okupowanej Palestyny (w tym na kobietach i dzieciach), przypisując jednocześnie tę cechę niżej podpisanemu, który w obronie prawowitych mieszkańców tych ziem występował – podobnie zresztą jak wiele organizacji międzynarodowych, z ONZ na czele – konsekwentnie i wielokrotnie?

Niech nikt jednak nie wyciąga pochopnych wniosków, że obecnie wszyscy sędziowie, a także prokuratorzy i adwokaci to talmudyczni żydzi z mongolskim rodowodem. Tacy akurat zwykle pozostają w cieniu, umiejętnie i skutecznie sterując wykonawcami zleconych zadań. Ci ostatni to tzw. szabesgoje. Nazwa wzięła się od nie-żydow (gojów) wyręczających talmudystów w wykonywaniu czynności, które są zakazane w czasie ich świąt (szabat) – od ogrzania mieszkania po… wyłączenie światła.

Faktycznie jednak pojęcie szabesgoja jest znacznie szersze i najlepiej oddaje je charakterystyka stosowana przez samych zainteresowanych, z ich rabinami na czele. Według nich szabesgoj to po prostu „użyteczne BYDLĘ o ludzkiej twarzy służące żydowskiej sprawie”. Przyjemne, nieprawdaż? Nie potrafię opisać wyrazu twarzy paru moich znajomych, którym powtórzyłem to określenie, a których znam z ich wyjątkowej fascynacji żydowskimi zarządcami naszej umęczonej Ojczyzny. Chyba łatwiej przeżyliby solidne kopnięcie w d…

Powyższy, obszerny wstęp uważam za szczególnie uzasadniony akurat w odniesieniu do przebiegu sprawy sądowej wytoczonej mi z oskarżenia prywatnego przez niejaką Ewę Leśniewską-Jagaciak. Poświęciłem jej obszerny fragment tekstu pt. „VOLKSWAGENDOJCZE ZZA… BUGA”, toteż tam odsyłam zainteresowanych poznaniem cech osobowościowych tej pani. Tutaj wspomnę tylko, że moją wypowiedź oceniającą ją jako „osobę kwalifikującą się do miana swołoczy sowieckiej” adresowaną do ledwie kilku członków Rady Nadzorczej Spółdzielni „Stągiewna”, E. Leśniewska-Jagaciak uznała za godną wszczęcia procesu sądowego.

Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę z konsekwencji tego kroku. Pozostaje faktem, że teraz – po zapoznaniu się z dokumentacją Służby Bezpieczeństwa PRL na jej temat oraz samym przebiegiem sprawy – mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że Ewa Leśniewska-Jagaciak nie tylko kwalifikuje się lecz w pełni zasłużyła na miano swołoczy sowieckiej, w dodatku wyjatkowo perfidnej. Wprawdzie o tym fakcie powiadamiam grono po stokroć większe od wspomnanej rady nadzorczej lecz przyjmijmy, iż jest to dodatkowy „bonus” dla zainteresowanej.

Żydochazarski wątek odnoszę jednak nie do samej oskarżycielki (choć go oczywiście nie wykluczam, zważywszy na „repatriancki” rodowód) lecz do jej pełnomocnika, magistra prawa z adwokacką aplikacją, niejakiego Jakuba Tekieli. Zarówno same personalia, jak i charakterystyczna fizjonomia oraz sposób gestykulacji wyżej wymienionego na sali sądowej sugerują żydowskie pochodzenie. Gdyby nawet tak było, to w niczym nie nie usprawiedliwia to traktowania obowiązującego w III/IV RP prawa według własnego „widzimisię”, w dodatku na talmudyczną modłę. Można powiedzieć – wręcz przeciwnie, zważywszy żydowski rodowód zbrodniarzy w togach z okresu stalinowskiego, nie ograniczający się bynajmniej do wspomnianej na wstępie sądowej egzekucji gen. Fieldorfa.

Adw. Jakub Tekieli niemal w każdym akapicie spreparowanego aktu oskarżenia udowadnia, iż nad obiektywną, popartą faktami i oczywistą dla cywilizacji łacińskiej prawdę, przedkłada typową dla „cywilizacji” żydowskiej hagadę, czyli takie preparowanie faktów, aby zawsze przemawiały na korzyść żydowskiego preparatora.

Na dowód jeden z wymownych przykładów. Nigdy i nigdzie nie wspominałem nawet słowem o współpracy Ewy Leśniewskiej-Ignaciak z SB, chociaż były ku temu poważne przesłanki. Takie choćby, jak fakt jej rejestracji jako OZ, czyli osoby zaufanej, a także zgoda SB na zamianę przez Leśniewską obywatelstwa polskiego na niemieckie.

Tymczasem Jakub Tekieli w wysmażonym przez siebie akcie oskarżenia wskazuje, że zarzuciłem oskarżycielce – cytuję – „co najmniej współpracę ze Służbami Bezpieczeństwa PRL”. Chciałoby się odpowiedzieć, zachowując stosowną, żydochazarską narrację: „Panie Kuba, taka insynuacja to niedobre jest”. Pomijając brak jakiegokolwiek dowodu na przedstawioną tezę, warto przypomnieć, że Służba Bezpieczeństwa PRL była tylko jedna toteż liczba mnoga w tym wypadku jest całkowicie zbędnym nadużyciem hagady. Magistrze Tekieli, na którym WUML-u (skrót od wojewódzkiego uniweresytetu marksizmu-leninizmu) wręczyli panu dyplom prawnika?

Być może Jakub Tekieli uchodzi w swoim środowisku, a także w środowisku sędziowskim za wybitnego prawnika. Ja zdecydowanie nie podzielam tego poglądu. Bardziej przychylam się do tezy o bezczelnym gudłaju w adwokackiej todze. Niestety, nie jedynym.

Nawet średnio zorientowany czytelnik wie jednak, że adwokaci lub radcowie prawni, zwani potocznie – zwłaszcza przez skazańców – „papugami”, to tylko jedna ze stron w sprawie. Głos decydujący powinien mieć tutaj sędzia, którego obowiązkiem jest oddzielenie ziarna od plew i wydanie werdyktu w oparciu o potwierdzone fakty. Niestety, Katarzyna Rymarz-Błaszkiewicz, sędzia Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe zadała zdecydowany kłam tej tezie.

Nie zamierzam dociekać, czy uczyniła to powodowana swoim rodowodem, czy też chciała wywiązać się z powierzonego jej zadania z iście stachanowską nadgorliwością. Ograniczę się tylko do wyrażenia przekonania, że skompromitowała środowisko sędziowskie w sposób porażający, podważając zawodowy prestiż tych spośród swoich koleżanek i kolegów, którzy traktują swój zawód, a właściwie służbę, z należytą powagą.

Materialnym potwierdzeniem powyższego przekonania jest wyrok oraz jego uzasadnienie sporządzone przez SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz. Uważna lektura tego dokumentu – innej nie dopuszczam, zwłaszcza w roli oskarżonego – dowodzi jednoznacznie, że jego autorka albo ma poważne problemy z percepcją oczywistych i łatwych do zweryfikowania faktów, albo – do czego przychylam się bardziej – chciała udowodnić, że dla magister prawa namaszczonej na członkinię kasty sędziowskiej nie ma rzeczy niemożliwych. Można wszystko, w dodatku z użyciem sprawdzonych i prostych w użyciu narzędzi.

Takich choćby, jak powielane w setkach sędziowskich uzasadnień metodą „kopiuj i wklej” oddzielanie niewiarygodnych z definicji argumentów oskarżonego z wiarygodnymi z definicji argumentami oskarżyciela. W wykonaniu SSR Rymarz-Błaszkiewicz wygląda to dokładnie tak:

Sąd ocenił jako wiarygodne zeznania oskarżycielki prywatnej. Ewa Leśniewska-Jagaciak w obszernych zeznaniach opisała w jakich okolicznościach dowiedziała się pomówieniach rozsiewanych przez Henryka Jazierskiego. A także przedstawiła dowody na nieprawdziwość twierdzeń wypowiadanych przez oskarżonego.”

I dalej:

Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego. W oparciu o ww. wiarygodny materiał dowodowy, jego nieprzyznanie się do winy należy ocenić tylko i wyłącznie jako linię obrony i chęć uniknięcia odpowiedzialności karnej.”

Gdybym czytał powyższe dywagacje tylko w aktach jednej sprawy, wówczas mógłbym zrzucić je na karb np. ograniczonej zdolności poznawczej konkretnego sędziego czy sędzi. Ale ja, z dokładnie taką samą „narracją” spotykam się w praktycznie każdym uzasadnieniu wyroku skazujacego. Jego „intelektualna głębia” w połączeniu z regularną powtarzalnością (wspomniane „kopiuj i wklej”) wręcz generuje odruchy wymiotne czytającego. Zwłaszcza, jeśli wyłączne podzielanie racji jednej strony z całkowitym pominięciem racji drugiej strony ma uzasadnienie tylko w mniemaniu samego sądu, w dodatku – z oczywistą obrazą dla materialnych dowodów dołączonych do akt sprawy.

Na potwierdzenie tylko jeden z wielu przykładów. Otóż, Ewa Leśniewska-Jagaciak, jak przystało na wyjątkową swołocz sowiecką, stwierdziła – co ważne, także przed obliczem sądu – jakobym w okresie stanu wojennego 1981-82 namawiał ją do podpisania jakiejś listy dziennikarskiej lojalności, gwarantującej pracę w tym zawodzie. Perfidia tego pomówienia polega na tym, że ja w tym czasie – po likwidacji Tygodnika „Czas” – byłem poza zawodem dziennikarskim, pracując jako doker w portach Gdańska i Gdyni, aby utrzymać żonę i dwójkę dzieci. A gdzie wówczas przebywała swołocz Leśniewska? Ludziom znającym realia tamtych lat zapewne będzie trudno w to uwierzyć lecz w… Paryżu, dokąd wyjechała w apogeum stanu wojennego, z rekomendacji – uwaga! – Zarządu Głównego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Czy mam jakieś dowody na potwierdzenie tej tezy. Nie tylko mam, ale przekazałem je do wiadomości sądu. Są nimi dostępne w IPN akta Służby Bezpieczeństwa PRL.

I jeszcze jeden, osobisty wątek zadający kłam oszczerstwom E. Leśniewskiej. Otóż, nawet gdybym miał taką możliwośc nie powierzyłbym jej nawet funkcji gońca w redakcji, cóż dopiero mówić o etacie dziennikarskim. Absolwentka nauk sowieckich po uniwersytecie o poziomie wspomnianych wcześniej WUML-i, z ograniczoną znajomością języka polskiego (teraz jest jeszcze gorzej) i z zerowym poczuciem polskiego patriotyzmu oraz służby społecznej, bardziej nadawałaby się np. na propagatorkę unijnego kołchozu, czemu zresztą dała wyraz w relacjach z niżej podpisanym.

Nie lekceważyłbym też faktu dobrowolnego przyjęcia przez oskarżycielkę obywatelstwa Niemiec. Rozumiem motywacje Polaków, którzy jadą do Niemiec powodowani względami ekonomicznymi, po czym – wcześniej lub później – wracają do swojej Ojczyzny. Ale dla tych, którzy świadomie ubiegają się i otrzymują obywatelstwo obcego państwa takiej wyrozumiałości już nie mam. Zwaszcza, jeśli tym państwem są Niemcy. Wraz z paszportem obcego państwa akceptuje się bowiem jego historię, cywilizację, kulturę oraz – to ważne – stosunek do dotychczasowej ojczyzny. Tymczasem niemieckich „dokonań” wobec Polaków przedstawiać nie trzeba. Nie tylko zresztą wobec Polaków. W historii Europy nie było i nie ma nadal bardziej zbrodniczego państwa i bardziej zbrodniczej nacji, choć może za jakiś czas doszlusują do niej banderowcy z Ukrainy i żydochazarzy z Rosji. Obawiam się, że moje określenie E. Leśniewskiej mianem swołoczy, czyli osoby postępującej podle nie oddaje w pełni jej cech osobowościowych.

Niestety, SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz raczyła nie zauważyć perfidii postępowania E. Leśniewskiej i uznała jej kłamstwa za bardziej wiarygodne niż dokumenty z archiwów IPN. Co gorsze, w swoim uzasadnieniu kilkakrotnie odwołuje się do „materiałów dowodowych”, a jednocześnie konsekwentnie zbywa milczeniem wszystkie dowody potwierdzone nie zeznaniami lecz dokumentami – włącznie z aktami Służby Bezpieczeństwa PRL, których wiarygodności, choćby w słynnej sprawie TW „Bolek”, nie był w stanie podważyć żaden z wynajętych przez L. Wałęsę – ponoć najwybitniejszych – prawników. Czyżby zatem ww. sędzię dopadł wtórny analfabetyzm, a jeśli tak to dlaczego akurat w sytuacji, gdy uważne przeczytanie dostarczonych dowodów zajęłoby nie więcej niż pół godziny?

A propos dowodów dostarczonych przeze mnie i nie podważonych w jakikolwiek sposób przez E. Leśniewską i jej pełnomocnika… Otóż zasadność mojego podejrzenia SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz o wtórny analabetyzm wzmacnia jej dziwny stosunek do elementarnej zasady prowadzenia procesu sądowego w sprawach karnych. Podstawowa zasada obowiązująca w tychże sprawach stanowi, że ciężar przeprowadzenia dowodu ewentualnej winy oskarżonego spoczywa na oskarżycielu (art. 369 KPK). Sędzia prowadząca najpierw przerzuciła ten obowiązek na mnie, a następnie – mówiąc kolokwialnie lecz adekwatnie do sytuacji – „olała” wszystkie moje argumenty, wyżej przedkładając prymitywną hagadę magistra prawa J. Tekieli.

Obawiam się, że właśnie ten wątek procesu, dotyczący oczywistego i skandalicznego z punktu obowiązującej pragmatyki sądowej zamienienia ról oskarżyciela i oskarżonego, czyni moje sugestie co do wtórnego analfabetyzmu sędzi prowadzącej zbyt pobłażliwymi. Wprawdzie ewentualnej „pomroczności jasnej” zdecydowanie nie dopuszczam ale wobec ewentualnego zadaniowania SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz przez jej przełożonych bądź „dobrodziejów” już taki zdecydowany nie będę. Powód? Poza wymienionymi obszernie wcześniej, warto podkreślić zakres wymierzonej kary oraz osobliwy komentarz pełnomocnika oskarżonej do wyroku.

W roli autora uzasadnienia wyroku SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie wykazała się szczególnym szacunkiem do – wypływającej ze źródeł cywilizacji łacińskiej – prawdy obiektywnej, popartej niezaprzeczalnymi faktami. Co innego, gdy przyszło orzekać o wymiarze kary, gdzie sędzia nie musi uciekać się do – często karkołomnych – uzasadnień. No może poza jednym, wyrażonym słowami: „Realizacja ww. środka… stanowić będzie element oddziaływania wychowaczego w stosunku do oskarżonego” i wzmocnionym stwierdzeniem, że zasądzona kwota nawiązki w wysokości 10 tys. zł, ponad dwukrotnie wyższa od mojej emerytury „mieści się w możliwościach zarobkowych oskarżonego”.

Innymi słowy – nie waż się demaskować obcej agentury w jakiejkolwiek formie (ze szczególnie groźną niemiecką agenturą wpływu włącznie), gdyż czeka cię przykładna kara. Mogę tylko wyrazić radość, że SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie ma takich możliwości, jak jej poprzednicy z czasów niedawno minionych, określanych jako wczesny PRL. Mogłoby bowiem skończyć się wieloletnium więzieniem, a nawet gorzej.

A tak, z tytułu bezpodstawnego oskarżenia o czyny, których nie popełniłem SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz poza kosztami sądowymi i zwrotem kosztow poniesionych przez oskarżycielkę w kwocie łącznej 480,00 zł, raczyła mnie ukarać „tylko”:

a) karą łączną w wysokości 8 (ośmiu) miesięcy ograniczenia wolności polegającą na wykonywaniu nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 (dwudziestu) godzin w stosunku miesięcznym.

b) nawiązką na rzecz Ewy Leśniewskiej-Jagaciak w kwocie 10 000 (dziesięciu) tysięcy złotych.

Zacznijmy od kary ograniczenia wolności. SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz nie raczyła sprawdzić, czy z racji swojego wieku (ponad 70 lat) oraz stanu zdrowia będę w stanie wykonywać jakiekolwiek prace społeczne w ich potocznym rozumieniu (np. sprzątanie chodnika przed siedzibą Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe). Być może, w swojej dobrotliwości, wskaże na prace o charakterze umysłowym. Już cieszę się na taką ewentualność i zgłaszam konkretną propozycję: „Analiza orzeczeń SSR Katarzyny Rymarz- Błaszkiewicz w świetle obowiązującego prawa”.

Z nawiązką finansową mam natomiast problem podwójny. Po pierwsze – gdyby potraktować serio zapis w orzeczeniu wówczas musiałbym zapłacić córce tzw. repatrianta z desantu sowieckiego, która z miłości do Polski została Niemką, w dodatku emocjonalnie zaangażowaną, kwotę – uwaga! – 10.000.000 (słownie: dziesięciu milionów) złotych. Taki bowiem wynik daje pomnożenie, zgodnie z treścią orzeczenia, liczby 10 000 z tysiącami.

Tę głupotę polegającą na postawieniu nawiasu nie tam, gdzie trzeba składam na karb wynikającego z nadgorliwości pośpiechu SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz w wykonywaniu swojej pracy.

Po drugie – przyjmując miłosiernie, że faktyczna kwota jest zgodna z życzeniem mgr. prawa Jakuba Tekieli i wynosi „jedynie” 10 tys. zł, pójdę w swoim miłosierdziu jeszcze dalej i uznam, że akceptując ten wymiar kary SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz kierowała się szacunkiem wobec możliwości finansowych mojej skromnej osoby. Konkretnie – zestawiając swoje zarobki jako sędzi sądu rejonowego, akurat najniższej w hierarchii sędziowskiej z zarobkami inżyniera po Politechnice Gdańskiej, łączącego ten zawód od blisko 45 lat z zawodem dziennikarza, mogła przyjąć, że wobec wyżej wymienionej jestem krezusem toteż kwota 10 tys. zł. jest dla mnie równie drenująca kieszeń jak np. cena butelki piwa w Juracie w szczycie sezonu letniego.

Niestety, tak nie jest i SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz doskonale o tym wie, a przynajmniej powinna, bowiem w aktach sprawy jest moje oświadczenie w tej kwestii. Różnicę na moją niekorzyść można liczyć nie w procentach lecz w setkach procent. Według ostrożnych szacunków wyżej wymieniona zarabia około 16 tys. zł, pomniejszone o podatek dochodowy (zwykle do odzyskania w rozliczeniu rocznym) lecz bez składki na ZUS drenującej kieszenie milionów Polaków.

Wprawdzie jako osoba o minimalnych potrzebach nie narzekam na swoją emeryturę, o czym świadczy m.in. fakt utrzymywania niniejszego portalu bez powszechnie uprawianej żebraniny („prosimy o łapki w górę i wpłatę na konto”) lecz mogę oświadczyć, iż na konto SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz wpływa co miesiąc 300 (słownie: trzysta!) procent tego, czym mnie uszczęśliwia ZUS. A ww. jest jeszcze beneficjentką dodatkowych grantów, choćby w postaci trzynastej pensji czy specjalnej „pożyczki na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych”. O zdecydowanie korzystniejszym sposobie naliczania emerytury nie informuję, gdyż SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz do tego statusu brakuje jeszcze sporo lat.

Wielce wymowne jest tutaj oświadczenie majątkowe SSR Katarzyny Rymarz-Błaszkiewicz, sporządzone 19 kwietnia br.. Na jej zadeklarowany stan posiadania, prawdopodobnie dzielony z mężem i obejmujący – co podkreślam – wyłącznie dobra o wartości poniżej 10 tys. zł, składają się m.in.:

1. Oszczędności w kwocie 90.000 zł

2. Dom o powierzchni 118 m.kw. na działce o powierzchni 472 m.kw.

3, Mieszkanie o powierzchni 101 m.kw.

4. Działka o powierzchni 815 m.kw.

5. Samochód marki Jeep Renegade, rocznik 2014.

Lekko licząc, w dodatku bez samochodu którego cena spada z każdym rokiem, mamy majątek o wartości między jednym, a dwoma milionami złotych, z wyraźnym odchyleniem w stronę drugiej, wyższej sumy. Można by rzec: nieźle jak na sędzię najniższego szczebla.

Ale to jeszcze nie wszystko. Ciekawostką, zawartą w ww. oświadczeniu, jest wspomniana wcześniej „pożyczka na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych”, przyznana sędzi w grudniu 2012 roku w kwocie 90.000 zł na okres 15 lat. Według stanu na 31 grudnia 2021 roku do spłacenia zostało 36.000 zł. Nie trzeba być dziennikarzem z dyplomem inżyniera, aby wyliczyć, że jest to pożyczka nieoprocentowana (!) z ratą miesięczną w wysokości 500 zł. Uwzględniając inflację, zwłaszcza tę z ostatnich miesięcy, można spokojnie założyć, że 31 grudnia 2027 roku, tj. w dniu spłacenia ostatniej raty, SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz (może wówczas będzie już SSO, czyli Sędzią Sądu Okręgowego za zasługi w profesjonalnym traktowaniu swoich obowiązków) odnotuje ostateczne pozbycie się długu za nie więcej niż połowę jego rzeczywistej wartości. Co dedykuję uwadze innych pożyczkobiorców z „frankowiczami” na czele.

Przedstawione powyżej niebagatelne profity SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz powinny skłaniać do przypuszczenia, iż zarówno w sposobie prowadzenia procesu, jak i w sformułowaniu ostatecznego orzeczenia kierowała się ona wyłącznie niezawisłością i troską o maksymalny obiektywizm w ocenie argumentów obydwu stron. Też chciałbym tak myśleć lecz na przeszkodzie stanęła tutaj odpowiedź mgr. prawa Jakuba Tekieli na moją apelację z 6 maja br.

Odpowiedź osobliwa, jakby laudacja na cześć sędzi, która wydała wyrok wykraczający nawet poza oczekiwania strony oskarżającej. Powodowany ponownie miłosierdziem – choć wiem, że w relacjach z tzw. wymiarem sprawiedliwości jest to naiwność granicząca z głupotą – zakładam, że wspomniana „laudacja” to jedyna forma wdzięczności strony oskarżającej wobec sędzi.

Z tym większym przekonaniem cytuję jej obszerne fragmenty:

…Zdaniem oskarżyciela prywatnego postawione przez oskarżonego zarzuty stanowi jedynie polemikę z prawidłowo ustalonym stanem faktycznym

Sąd Rejonowy w uzasadnieniu wyroku szczegółowo odniósł się do zeznań wszystkich świadków, jak również innych przeprowadzonych w sprawie dowodów i w oparciu o te rozważania skonstruował stan faktyczny oceniając poszczególnie wskazywane przez różnych świadków okoliczności przez pryzmat zasad logiki i doświadczenia życiowego.

Jedynym słusznym wnioskiem, który wypływa ze zgromadzonego materiału dowodowego, jest uznanie, iż oskarżony jest winny zarzucanych mu w akcie oskarżenia czynów.

Podsumowując, zdaniem oskarżyciela prywatnego zaskarżony wyrok jest prawidłowy. Ocena dowodów została przeprowadzona w sposób zgodny z przepisami, logiką oraz zasadami doświadczenia życiowego. Wnioski wyciagnięte przez Sąd Rejonowy są prawidłowe i opierają się na całokształcie zgromadzonego materiału dowodowego. Zaskarżone orzeczenie jest słuszne, prawidłowo uzasadnione, nie sposób dopatrzeć się obrazy przepisów postępowania ani błędów w ustaleniach faktycznych.

Sąd Rejonowy wskazał wyraźnie w uzasadnieniu na jakich dowodach oparł się przy wydawaniu orzeczenia, a jakim odmówił waloru wiarygodności. Ocena materiału dowodowego została dokonana zgodnie z zasadami postępowania a także zgodnie z wiedzą i doświadczeniem życiowym…”

Gdy czyta się, wielokrotnie powtarzane – jak na zgranej płycie – sformułowania o ocenie dowodów „w sposób zgodny z przepisami, logiką oraz zasadami doświadczenia życiowego”, gdy w nawiązaniu do powyższych dowodów nie ma ani słowa o jedynych dowodach niepodważalnych w postaci dokumentów IPN, gdy wreszcie za powyższy bełkot spreparowany metodą „kopiuj i wklej” żąda się wynagrodzenia w wysokości tysiąca złotych, wówczas zasadne wydaje się pytanie nie tylko o rzeczywiste powody spreparowania takiej laurki na rzecz SSR K. Rymarz-Błaszkiewicz ale także o poziom inteligencji jej autora.

Panie Tekieli!

Ja nie zamierzam tracić swojego cennego czasu na sprawdzanie, czy Pan jest np. mongołem talmudycznym (określenie równorzędne to żydochazar), czy szabes-gojem. Ja Panu tylko radzę, aby stuknął się Pan w swoją kiepełę i zrozumiał, że Pańską pracę oceniają nie tylko podobni Panu osobnicy z sądu, prokuratury lub adwokatury. Czasami może Pan trafić także na Polaków wystarczająco inteligentnych, aby oddzielić wymagany w cywilizacji łacińskiej obowiązek stosowania prawdy obiektywnej, opartej na faktach od żydowskiej hagady. I niech Pan w takim wypadku nie liczy na szacunek, należny ponoć „mecenasom”. Wprost przeciwnie.

Mimo wszystko, jako skromny inżynier redaktor nie ocenię Pana poziomu intelektualnego, wykazanego podczas samego procesu oraz w pismach sądowych na podobieństwo szmoncesu, czyli autoryzowanego żydowskiego dowcipu. Brzmi on następująco:

Żona zwraca się do swojego męża:
– Mosze, ty jesteś jak rycerz.
– Z powodu ta męskość, Salcia?

– Nie, z powodu ten zakuty łeb”.

Jeszcze raz gratuluję daru przekonywania, wykazanego wobec SSR Katarzyny Rymarz-Błaszkiewicz z Wydziału II Karnego Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe. Sądzę, że jej przełożeni też to zauważą.

Henryk Jezierski


Hagada postrzega świat ze specyficznie żydowskiego punktu widzenia. Nie chodzi w niej o obiektywizm, lecz o subiektywizm wynikający z pojmowania i przeżywania żydowskości. O ile, używając kategorii grecko-rzymskich, pytamy, co jest dobre i prawdziwe, o tyle na gruncie hagady dominuje pytanie, co jest dobre i prawdziwe dla Żydów.

Przywrócenie ceł przez Ukrainę. „Skrajnie asymetryczne relacje handlowe”. Sadownicy i rolnik komentują

https://pch24.pl/sadownicy-komentuja-przywrocenie-cel-przez-ukraine-skrajnie-asymetryczne-relacje-handlowe/

Jest to przykład skrajnie asymetrycznych relacji handlowych. Dotyka on nasz kraj w szczególny sposób ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo z Ukrainą i sytuację na rynkach rolnych – pisze branżowy portal komentując powrót Kijowa do pobierania cła na sprowadzane z Unii Europejskiej owoce i warzywa.

„W związku z pytaniami o wprowadzenie ceł przez Ukrainę na owoce i warzywa importowane z Unii Europejskiej informujemy że od 1 lipca br. Ukraina przywróciła poprzednio obowiązujące, a zawieszone po wybuchu działań wojennych, cła i podatki importowe na wszystkie towary, w tym także na owoce i warzywa z Unii Europejskiej. A zatem Ukraina nie tyle wprowadziła nowe cła, lecz jedynie wygasiła wprowadzone tymczasowo zawieszenie poboru cła” –  wyjaśnia portal polskiesadownictwo.pl. Informację potwierdziło Ministerstwo Finansów.

Po 24 lutego Kijów wstrzymał pobieranie ceł i dodatkowych opłat z tytułu przywozu na jej teren produktów z Unii Europejskiej. Ta odpowiedziała na początku czerwca zniesieniem cła na wszystkie importowane towary ukraińskie. Stało się tak wskutek zgłoszenia w kwietniu przez Komisję Europejskiej propozycji zaakceptowanej w bardzo szybkim tempie przez kraje członkowskie i europarlament.

„Mamy zatem do czynienia z nieprawdopodobną sytuacją. Ukraińskie zboża zalewają krajowy rynek. Do mroźni działających na terenie naszego kraju przyjeżdżają maliny. Równocześnie polskie i unijne produkty, które są eksportowane na rynek ukraiński, będą objęte cłem i dodatkowymi podatkami” – na portalu sad24.pl.

Jest to przykład skrajnie asymetrycznych relacji handlowych. Dotyka on nasz kraj w szczególny sposób ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo z Ukrainą i sytuację na rynkach rolnych. Z drugiej strony jest dowodem na to, jak istotna jest możliwość prowadzenia suwerennej polityki celnej, niezależnej od Brukseli…” –  komentuje.

Inna niepokojąca sytuacja dotyczy zboża. Polska podjęła się bowiem pomocy w transporcie ukraińskich zbiorów, które dawniej eksportowane były do odbiorców przez Morze Czarne. Według byłego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, część towaru pozostaje w naszym kraju i blokuje sprzedaż plonów z Polski.

To się już dzieje. To jest pewnego rodzaju naiwność i utopia, że jesteśmy w stanie przetransportować zboże z Ukrainy, które do tej pory było transportowane przez porty Morza Czarnego, że my jesteśmy w stanie przetransportować to przez Polskę i przesłać gdzieś dalej w świat. Absolutnie nie mieliśmy i nie mamy odpowiedniej infrastruktury, żeby to uczynić i nie jesteśmy w stanie – to trzeba otwartym tekstem bardzo mocno podkreślićtakiej infrastruktury w ciągu krótkiego czasu wybudować – stwierdził Ardanowski na antenie Radia Maryja.

Zboże z Ukrainy blokuje polskie magazyny, jest w wielu magazynach, firmy obracające zbożem, mając dużo tańsze zboże z Ukrainy, nie są zainteresowane kupnem zboża od polskich rolników, a praktycznie zaczęły się żniwa – dodał polityk.

Źródła: polskiesadownictwo.pl, sad24.pl, rp.pl

PiS wprowadzi dopłaty do remontów ocieplających domy? Lockdown energetyczny a “Global Order of Satan”.

CzarnaLimuzyna https://www.ekspedyt.org/2022/07/14/pis-wprowadzi-doplaty-do-remontow-ocieplajacych-domy/

Lockdown energetyczny jest faktem. Wynika to z wielokrotnie potwierdzonych zobowiązań wykonania odpowiednich przygotowań do Wielkiego Resetu.

Jak do tej pory każdy mianowany rząd wywiązuje się z tego zadania w sposób proporcjonalny do ogłoszonej mądrości etapu. Służą temu tzw. lockdowny: medyczny, energetyczny, żywnościowy, finansowy.

Rezultatem tych działań ma cyfrowa struktura nowego porządku w świecie nowoczesnego niewolnictwa. Bez własności, bez gotówki, a nawet bez prawa samodzielnego obrotu legalnymi środkami płatniczymi. Przysłowiowa miska ryżu będzie składać się z bezmięsnej papki. Dzięki modyfikacjom genetycznym transhumaniści wyhodują nowego człowieka hybrydę wkomponowanego w architekturę “Global Order of Satan”.

Proszę się nie niepokoić

Proszę się nie niepokoić. WHO ustanowiła globalny, multidyscyplinarny ekspercki komitet doradczy “w celu zbadania naukowych, etycznych, społecznych i prawnych wyzwań związanych z edycją ludzkiego genomu (somatycznego, germinalnego i dziedzicznego)”. Edycja ludzkiego genomu będzie konieczna na przykład w czasie “strasznej pandemii”.

Co to jest “straszna pandemia”? To taka podczas której zaistnieje potrzeba genetycznych modyfikacji ludzi. Nie martwy się. Ten skomplikowany proces zostanie przeprowadzony bardzo sprawnie dzięki Traktatowi anty Pandemicznemu. Dzięki niemu każde państwo będące jego sygnatariuszem zrezygnuje ze swoich męczących kompetencji na rzecz kompetentnej i sprawnej WHO. Decyzja o globalnym wszczepianiu różnych czipów, implantów oraz substancji modyfikujących procesy zachodzące w ludzkich organizmach zostanie podjęta globalnie.

Nie będziesz wolny, a będziesz szczęśliwy

Brzmi to tak jak jeden z popularnych sloganów NWO: nie będziesz nic mieć, a będziesz szczęśliwy. Potrzeba posiadania czegokolwiek zostanie zastąpiona potrzebą bezpieczeństwa nieustannie wzmaganą ogłaszanymi globalnie katastrofami. Prawo ochrony własności i ochrony danych zostanie zniesione lub zmodyfikowane. Na rzecz zrównoważonego rozboju działa mnóstwo instytucji, ośrodków propagandowych i związanych z nimi ludzi.

prof. Jakub Kronenberg: Musimy zbiednieć, żeby żyć szczęśliwie

W wywiadzie pod takim tytułem Jakub Kronenberg zaangażowany od wielu lat na rzecz zrównoważonego rozwoju mówi “o  tym, że gospodarka musi zacząć się kurczyć zamiast rosnąć, a ludzie w warunkach de-wzrostu mogą żyć lepiej niż teraz”.

Tak oto w pustych głowach kreuje się obraz nowego wspaniałego niewolnictwa. Powyższa grafika jest z “Gazety Wyborczej”, w której pod hasztagiem nie posiadam można przeczytać podobne wynurzenia:

Dlatego coraz częściej nie chcemy posiadać. Ważniejsze staję się dla nas używanie, korzystanie, współdzielenie. Własność nie buduje już naszej wartości.

Cdn? Nie kończę na razie tego wpisu. Chwilowo nie mam czasu, ale jaki miałby być koniec? Mądrej głowie dość dwie słowie…

Atak rakietowy na Winnicę. Нанесены ракетные удары по военным объектам в Виннице. Zabite dzieci się mnożą..

20 osób nie żyje, zabitych może być znacznie więcej.

14.07.2022 https://www.tvp.info/61283390/wojna-na-ukrainie-atak-rakietowy-na-winnice-ofiary-smiertelne-zginelo-dwoje-dzieci

[zobaczcie, powyżej – DWOJE. Ciut niżej — już troje.. md]

====================

Co najmniej 20 osób zginęło, a 90 zostało rannych w rosyjskim ataku rakietowym na centrum Winnicy – powiadomiły ukraińskie władze. Według ratowników najprawdopodobniej nie ma szans, by ktoś pod gruzami trafionych budynków ocalał. Wśród 20 ofiar śmiertelnych jest troje dzieci; trwa akcja poszukiwawcza – powiadomił wiceszef biura (kancelarii) prezydenta Ukrainy Kyryło Tymoszenko.

Rzecznik Sił Powietrznych Ukrainy Jurij Ihnat oświadczył, że rakiety Kalibr, którymi zaatakowano miasto, zostały wystrzelone z okrętu podwodnego na Morzu Czarnym.
Do ataku doszło w godzinach rannych. W centrum miasta uderzyły według wstępnych ustaleń trzy rakiety. Celem stał się budynek biurowy, ucierpiały również budynki mieszkalne i Dom Oficerów, w którym mieści się sala koncertowa. W wyniku eksplozji wybuchł pożar, zapaliło się także kilkadziesiąt samochodów. Według mediów rakieta zniszczyła także parterowe centrum medyczne, a wszyscy, którzy byli w środku, zginęli. Informacja ta nie została oficjalnie potwierdzona.

===================

Нанесены ракетные удары по военным объектам в Виннице и Гайсине, слышны взрывы в Тернополе.

https://topwar.ru/199034-naneseny-raketnye-udary-po-voennym-obektam-v-vinnice-i-gajsine-slyshny-vzryvy-v-ternopole.html

Несколько минут назад поступила информация о том, что нанесён ракетный удар по военной цели в Виннице. После попадания возник столб дыма и огня, поднимающийся на десятки метров. По последним сведениям, целью оказался объект, на котором осуществлялась концентрация сил и средств, включая поставленные из-за рубежа средства бронетехники.
К настоящему моменту известно о том, что ракетным ударом поражена воинская часть в городе Гайсин Винницкой области. Также есть данные о нанесении удара по военному объекту, который примыкал к Дому офицеров Винницы. Украинская пропаганда, не меняя свои принципы, при этом утверждает, что «целями ракет стал роддом».
После этого Зеленский признал факт
удара по территории у Дома офицеров, но при этом заявил, будто там не было ни одного военного... Это притом, что именно через этот объект шло формирование отрядов так называемой теробороны.

Niemcy nawarzyły piwa: „Zielony Ład”, bojkot Rosji. A my – pijmy te szczyny!! To nie żart! Podzielimy się gazem z Niemcami.

To nie żart! Podzielimy się gazem z Niemcami. Komunizm [dosłownie!!! ] w UE.

Niemcy nawarzyły piwa: „Zielony Ład”, bojkot Rosji. A my – pijmy te szczyny!!

Rzecznik PiS-u: zawsze popieraliśmy solidarność energetyczną….

https://pch24.pl/to-nie-zart-podzielimy-sie-gazem-z-niemcami-rzecznik-pis-u-zawsze-popieralismy-solidarnosc-energetyczna/

[MD. Oto oficjalny BEŁKOT:]

– Myśmy zawsze apelowali o solidarność energetyczną mówił rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, Radosław Fogiel podczas wywiadu w TVP Info. Polityk odniósł się w ten sposób do kwestii dzielenia się zasobami gazu przez państwa członkowskie Unii Europejskiej. Jak wskazał, gabinet Mateusza Morawieckiego sprzyja temu rozwiązaniu.

Oznacza to, że Polska będzie udostępniała swoje rezerwy m.in. najbardziej zagrożonemu niedoborami Berlinowi.

– Niemcy piją piwo, którego same nawarzyły, ale system gazowy w UE nikogo nie czyni samotną wyspą i jakieś rozwiązania trzeba znaleźć. (…) Myśmy zawsze apelowali o solidarność energetyczną – wyjaśniał przedstawiciel partii rządzącej.

Zdaniem Fogiela RFN samo jest winne swemu negatywnemu położeniu, przez lata państwo to pozostawało bowiem głównym partnerem w handlu surowcami z Rosją i uzależniło się energetycznie od Kremla. – Jest w tym pewna sprawiedliwość dziejowa, że Niemcy tę lekcję odrabiają w sposób bolesny – komentował polityk obozu „dobrej zmiany”.

Mimo tego przedstawiciel PiS-u podkreślił, że Warszawa nie zamierza „siąść na krześle, odwrócić się do ściany i powiedzieć nie dam, mało mam”, ponieważ w sytuacji niedoborów prądu w Polsce Niemcy wspomagały krajową energetykę. Zwrócił jednak uwagę, że jest to dobry pretekst do wysunięcia krytyki niemieckiego partnerstwa z Rosją.

Źródło: tvp.info

=====================

mail:

Panie Profesorze, bo to jest tak:

— za komuny “my wysyłaliśmy węgiel Ruskim, a oni nam w zamian buty…
do podzelowania”
— obecnie zaś my wysyłamy czołgi (i nie tylko) na Ukrainę, a w zamian
Niemcy co prawda obiecanych(?) Leopardów nie dadzą, ale za to zgodziły
się przyjąć nasz gaz

ZB

What Was Covid Really About? Triggering A Multi-Trillion Dollar Global Debt Crisis. Covid, Capitalism, Friedrich Engels and Boris Johnson

“Ramping up an Imperialist Strategy”?

Covid, Capitalism, Friedrich Engels and Boris Johnson

By Colin Todhunter Global Research, July 12, 2022 https://www.globalresearch.ca/covid-capitalism-friedrich-boris/5785964

And thus it renders more and more evident the great central fact that the cause of the miserable condition of the working class is to be sought, not in these minor grievances, but in the capitalistic system itself.” Friedrich Engels, The Condition of the Working Class in England (1845) (preface),

The IMF and World Bank have for decades pushed a policy agenda based on cuts to public services, increases in taxes paid by the poorest and moves to undermine labour rights and protections.

IMF ‘structural adjustment’ policies have resulted in 52% of Africans lacking access to healthcare and 83% having no safety nets to fall back on if they lose their job or become sick. Even the IMF has shown that neoliberal policies fuel poverty and inequality.

In 2021, an Oxfam review of IMF COVID-19 loans showed that 33 African countries were encouraged to pursue austerity policies. The world’s poorest countries are due to pay $43 billion [43*10^9 md] in debt repayments in 2022, which could otherwise cover the costs of their food imports.

Oxfam and Development Finance International (DFI) have also revealed that 43 out of 55 African Union member states face public expenditure cuts totalling $183 billion over the next five years.

According to Prof Michel Chossudovsky of the Centre for Research on Globalization, the closure of the world economy (March 11, 2020 Lockdown imposed on more than 190 countries) has triggered an unprecedented process of global indebtedness. Governments are now under the control of global creditors in the post-COVID era.

What we are seeing is a de facto privatisation of the state as governments capitulate to the needs of Western financial institutions.

Moreover, these debts are largely dollar-denominated, helping to strengthen the US dollar and US leverage over countries.

It raises the question: what was COVID really about?

Millions have been asking that question since lockdowns and restrictions began in early 2020. If it was indeed about public health, why close down the bulk of health services and the global economy knowing full well what the massive health, economic and debt implications would be?

Why mount a military-style propaganda campaign to censor world-renowned scientists and terrorise entire populations and use the full force and brutality of the police to ensure compliance?

These actions were wholly disproportionate to any risk posed to public health, especially when considering the way ‘COVID death’ definitions and data were often massaged and how PCR tests were misused to scare populations into submission.

Prof Fabio Vighi of Cardiff University implies we should have been suspicious from the start when the usually “unscrupulous ruling elites” froze the global economy in the face of a pathogen that targets almost exclusively the unproductive (the over 80s).

COVID was a crisis of capitalism masquerading as a public health emergency.

Capitalism  

Capitalism needs to keep expanding into or creating new markets to ensure the accumulation of capital to offset the tendency for the general rate of profit to fall. The capitalist needs to accumulate capital (wealth) to be able to reinvest it and make further profits. By placing downward pressure on workers’ wages, the capitalist extracts sufficient surplus value to be able to do this.

But when the capitalist is unable to sufficiently reinvest (due to declining demand for commodities, a lack of investment opportunities and markets, etc), wealth (capital) over accumulates, devalues and the system goes into crisis. To avoid crisis, capitalism requires constant growth, markets and sufficient demand.

According to writer Ted Reese, the capitalist rate of profit has trended downwards from an estimated 43% in the 1870s to 17% in the 2000s. Although wages and corporate taxes have been slashed, the exploitability of labour was increasingly insufficient to meet the demands of capital accumulation.

By late 2019, many companies could not generate sufficient profit. Falling turnover, limited cashflows and highly leveraged balance sheets were prevalent.

Economic growth was weakening in the run up to the massive stock market crash in February 2020, which saw trillions more pumped into the system in the guise of ‘COVID relief’.

To stave off crisis up until that point, various tactics had been employed.

Credit markets were expanded and personal debt increased to maintain consumer demand as workers’ wages were squeezed. Financial deregulation occurred and speculative capital was allowed to exploit new areas and investment opportunities. At the same time, stock buy backs, the student debt economy, quantitative easing and massive bail outs and subsidies and an expansion of militarism helped to maintain economic growth.

There was also a ramping up of an imperialist strategy that has seen indigenous systems of production abroad being displaced by global corporations and states pressurised to withdraw from areas of economic activity, leaving transnational players to occupy the space left open.

While these strategies produced speculative bubbles and led to an overevaluation of assets and increased both personal and government debt, they helped to continue to secure viable profits and returns on investment.

But come 2019, former governor of the Bank of England Mervyn King warned that the world was sleepwalking towards a fresh economic and financial crisis that would have devastating consequences. He argued that the global economy was stuck in a low growth trap and recovery from the crisis of 2008 was weaker than that after the Great Depression.

King concluded that it was time for the Federal Reserve and other central banks to begin talks behind closed doors with politicians.

That is precisely what happened as key players, including BlackRock, the world’s most powerful investment fund, got together to work out a strategy going forward. This took place in the lead up to COVID.

Aside from deepening the dependency of poorer countries on Western capital, Fabio Vighi says lockdowns and the global suspension of economic transactions allowed the US Fed to flood the ailing financial markets (under the guise of COVID) with freshly printed money while shutting down the real economy to avoid hyperinflation. Lockdowns suspended business transactions, which drained the demand for credit and stopped the contagion.

COVID provided cover for a multi-trillion-dollar bailout for the capitalist economy that was in meltdown prior to COVID. Despite a decade or more of ‘quantitative easing’, this new bailout came in the form of trillions of dollars pumped into financial markets by the US Fed (in the months prior to March 2020) and subsequent ‘COVID relief’.

The IMF, World bank and global leaders knew full well what the impact on the world’s poor would be of closing down the world economy through COVID-related lockdowns.

Yet they sanctioned it and there is now the prospect that in excess of a quarter of a billion more people worldwide will fall into extreme levels of poverty in 2022 alone.

In April 2020, the Wall Street Journal stated the IMF and World Bank faced a deluge of aid requests from scores of poorer countries seeking bailouts and loans from financial institutions with $1.2 trillion to lend.

In addition to helping to reboot the financial system, closing down the global economy deliberately deepened poorer countries’ dependency on Western global conglomerates and financial interests.

Lockdowns also helped accelerate the restructuring of capitalism that involves smaller enterprises being driven to bankruptcy or bought up by monopolies and global chains, thereby ensuring continued viable profits for Big Tech, the digital payments giants and global online corporations like Meta and Amazon and the eradication of millions of jobs.

Although the effects of the conflict in Ukraine cannot be dismissed, with the global economy now open again, inflation is rising and causing a ‘cost of living’ crisis. With a debt-ridden economy, there is limited scope for rising interest rates to control inflation.

But this crisis is not inevitable: current inflation is not only induced by the liquidity injected into the financial system but also being fuelled by speculation in food commodity markets and corporate greed as energy and food corporations continue to rake in vast profits at the expense of ordinary people.

Resistance  

However, resistance is fertile.

Aside from the many anti-restriction/pro-freedom rallies during COVID, we are now seeing a more strident trade unionism coming to the fore – in Britain at least – led by media savvy leaders like Mick Lynch, general secretary of the National Union of Rail, Maritime and Transport Workers (RMT), who know how to appeal to the public and tap into widely held resentment against soaring cost of living rises.

Teachers, health workers and others could follow the RMT into taking strike action.

Lynch says that millions of people in Britain face lower living standards and the stripping out of occupational pensions. He adds:

“COVID has been a smokescreen for the rich and powerful in this country to drive down wages as far as they can.”

Just like a decade of imposed ‘austerity’ was used to achieve similar results in the lead up to COVID.

The trade union movement should now be taking a leading role in resisting the attack on living standards and further attempts to run-down state-provided welfare and privatise what remains.

The strategy to wholly dismantle and privatise health and welfare services seems increasingly likely given the need to rein in (COVID-related) public debt and the trend towards AI, workplace automisation and worklessness.

This is a real concern because, following the logic of capitalism, work is a condition for the existence of the labouring classes. So, if a mass labour force is no longer deemed necessary, there is no need for mass education, welfare and healthcare provision and systems that have traditionally served to reproduce and maintain labour that capitalist economic activity has required.

In 2019, Philip Alston, the UN rapporteur on extreme poverty, accused British government ministers of the “systematic immiseration of a significant part of the British population” in the decade following the 2008 financial crash.

Alston stated:

“As Thomas Hobbes observed long ago, such an approach condemns the least well off to lives that are ‘solitary, poor, nasty, brutish, and short’. As the British social contract slowly evaporates, Hobbes’ prediction risks becoming the new reality.”

Post-COVID, Alston’s words carry even more weight.

As this article draws to a close, news is breaking that Boris Johnson has resigned as prime minister. A remarkable PM if only for his criminality, lack of moral foundation and double standards – also applicable to many of his cronies in government.

With this in mind, let’s finish where we began.

“I have never seen a class so deeply demoralised, so incurably debased by selfishness, so corroded within, so incapable of progress, as the English bourgeoisie…

For it nothing exists in this world, except for the sake of money, itself not excluded. It knows no bliss save that of rapid gain, no pain save that of losing gold.

In the presence of this avarice and lust of gain, it is not possible for a single human sentiment or opinion to remain untainted.” Friedrich Engels, The Condition of the Working Class in England (1845), p.275

*

Renowned author Colin Todhunter specialises in development, food and agriculture. He is a Research Associate of the Centre for Research on Globalization (CRG) in Montreal.

The author receives no payment from any media outlet or organization for his work. If you appreciated this article, consider sending a few coins his way: colintodhunter@outlook.com

Polski generał Samol: W razie wojny na terenie Polski dowództwo nad polską armią przejmą Amerykanie.

https://kresy.pl/wydarzenia/gen-samol-w-razie-wojny-na-terenie-polski-dowodztwo-nad-polska-armia-przejma-amerykanie/

W wypadku konfliktu zbrojnego na terenie Polski dowództwo nad polską armią przejmą Amerykanie – oświadczył generał broni Bogusław Samol, dowódca Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego.

Generał broni Wojska Polskiego Bogusław Samol był gościem Radia WNET. W czasie rozmowy przywołał czerwcową zapowiedź prezydenta USA Joe Bidena, dotyczącą utworzenia w Polsce stałej kwatery głównej V Korpusu Armii USA. „Prawdopodobnie Amerykanie będą przejmować dowodzenie na teatrze polskim w wypadku konfliktu zbrojnego” – powiedział.

„Dowódca korpusu będzie podlegał pod dowódcę wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych, które stacjonują w Europie, częściowo w Polsce” – dodał.

Zapytany, czy jego zdaniem jest to dobre rozwiązanie, odpowiedział: „Z jednej strony dobre, a z drugiej strony nie. Dlaczego nie? Dlatego, że polski system musi się dostosować do systemu amerykańskiego. Pytanie, kto będzie dowodził operacjami wojennymi na terytorium Polski”.

Jak zaznaczył, trzeba pamiętać, że „politycy wtedy mają głos i mają moc sprawczą, kiedy mają dowódców na poziomie co najmniej operacyjnym. Jeżeli dowódcy będą sprowadzeni do poziomu taktycznego, dowódcy polskiej dywizji, to rząd polski może nie mieć wpływu na przebieg operacji wojennej, bo to będą operacje wojenne prowadzone przez Amerykanów”.

Na uwagę prowadzącej, że to sytuacja bez precedensu, odpowiedział: „Ja o tym mówię od kilku lat, byłem w zespole strategicznego przeglądu obronnego, zespół proponował rozwiązania, które by umożliwiły prowadzenie operacji przez polskie dowództwa, jednak to było krytykowane przez określone gremia wojskowe”.

NATO tak wygląda. Nikt nie liczy na to, że Amerykanie wejdą podporządkowani, że np. dowódca trzygwiazdkowy wejdzie w podporządkowanie dowódcy dywizji. W ogóle sobie tego nie wyobrażam” – dodał.

„Dowództwo, które nie jest certyfikowane z NATOwskim. Myśmy mówili o tym, że polskie dowództwa i część dowództw komponentów sił zbrojnych powinny być certyfikowane. To było mówione w 2017 roku. Do tej pory wojskowi się na to nie zdecydowali, nie podpowiedzieli politykom. To jest wielki błąd” – podkreślił.

Informowaliśmy, że pod koniec czerwca prezydent USA Joe Biden zapowiedział wzmocnienie amerykańskiej obecności wojskowej w Europie. Wśród działań, które podejmą Stany Zjednoczone, wymienił m.in. utworzenie stałej kwatery głównej V Korpusu Armii USA w Polsce. „Myślę, że jest to szczyt, na którym będzie pisana historia. (…) Przyjmiemy nową koncepcję strategiczną NATO oraz potwierdzimy jedność i determinację naszego Sojuszu do obrony każdego centymetra naszego terytorium. Artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego jest nienaruszalny. Poważnie traktujemy to, co tam jest zapisane: atak na jednego to atak na wszystkich (członków NATO)” – oświadczył, cytowany przez PAP. Słowa padły przed rozpoczęciem drugiego dnia obrad szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego w Madrycie.

Numerus clausus: Uniwersytety zarezerwowały miejsca na studiach tylko dla Ukraińców

2022-07-12 http://autonom.pl/uniwersytety-zarezerwowaly-miejsca-na-studiach-tylko-dla-ukraincow

Władze Uniwersytetu Warszawskiego wprowadziły limit miejsc, o które będą mogli ubiegać się jedynie Ukraińcy. Poza tym imigranci zza wschodniej granicy będą rywalizować z polskimi obywatelami o przyjęcie na studia w normalnym trybie. Podobne rozwiązania wprowadziły również inne publiczne uczelnie.

W roku akademickim 2022/23 na Uniwersytecie Warszawskim przewidziano łącznie 2437 miejsc tylko dla Ukraińców. Studia w polskiej stolicy będzie mogło rozpocząć 1507 osób, natomiast 930 miejsc zostało zarezerwowanych dla ukraińskich obywateli przenoszących się do naszego kraju z uczelni w swojej ojczyźnie.

Warto podkreślić, że o miejsca na UW będą mogli ubiegać się nie tylko potencjalni studenci zarejestrowani w ogólnopolskim systemie Internetowej Rekrutacji Kandydatów z Ukrainy. Dodatkowo ukraińscy obywatele będą mogli konkurować z polskimi studentami w normalnym trybie rekrutacji.

Specjalną ścieżkę dla Ukraińców przewidziały także inne polskie uczelnie. Uniwersytet Rzeszowski przewidział po kilka miejsc na każdym kierunku, które będą przeznaczone wyłącznie dla osób przybyłych do naszego kraju po 24 lutego bieżącego roku. Dla pozostałych obcokrajowców wprowadzono limity od 5 do 40 miejsc.

Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie zarządził, że na każdych studiach I stopnia dla obcokrajowców przeznaczonych ma być 35 miejsc, natomiast na studiach II stopnia 18. Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu przewidział 781 miejsc dla imigrantów na studiach I stopnia oraz 564 na studiach II stopnia.

Specjalnych ułatwień dla Ukraińców nie przewidziały między innymi Uniwersytet Śląski w Katowicach, Uniwersytet Łódzki czy Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie.

Na podstawie: wroclaw.tvp.pl, studia.pl, forumakademickie.pl, polskieradio.pl.

Zobacz również:

Michalkiewicz: Polska powinna: Ograniczyć albo zlikwidować pomoc dla Ukrainy.

Michalkiewicz: Polska powinna podjąć kroki. Ograniczyć albo w ogóle zlikwidować pomoc dla Ukrainy.

[VIDEO – pewnie w oryg. md] ]

https://nczas.com/2022/07/12/michalkiewicz-ostro-polska-powinna-podjac-kroki-ograniczyc-albo-w-ogole-zlikwidowac-pomoc-dla-ukrainy-video/

Gościem na kanale Sommer był redaktor Stanisław Michalkiewicz. Publicysta odniósł się m.in. do relacji polsko-ukraińskich. Jak podkreślał, nie ma co liczyć na gest skruchy dotyczące Rzezi Wołyńskiej dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach.

Jak podkreślał Michalkiewicz, wojna na Ukrainie „najwyraźniej przechodzi w fazę przewlekłą”. Jak wojna przechodzi w fazę przewlekłą, to ile można słuchać o sukcesach armii ukraińskiej? Wiadomo, że odnosi same sukcesy, że pewnym krokiem maszeruje ku ostatecznemu zwycięstwu – ironizował.

Jak dodał, jeśli „od kilku miesięcy ludzie słyszą takie rzeczy, to już wiedzą, że tak jest i niczego nowego się nie dowiedzą”.

– Co gorsza, okazało się, że Polska nie może liczyć (…) na jakąś empatię ze strony ukraińskiej. Bardzo dobrą ilustracją tego jest deklaracja pana ambasadora Melnyka, ambasadora ukraińskiego w Berlinie. Mówiąc po chamsku, to on po prostu, za przeproszeniem, pierdnął w nos całej Polsce – tą swoją wypowiedzią –wskazał.

– Problem nie polega na tym, że on się tak zachował, bo on powiedział to, co naprawdę myśli i myślę, że na Ukrainie nie jest odosobniony. Problemem jest reakcja polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wyjaśnił Michalkiewicz.

Publicysta dodał, że minister Rau zadzwonił do swojego ukraińskiego odpowiednika, który „udzielił mu odpowiedzi wymijającej: że to był prywatny pogląd ambasadora”. – I pan minister Rau po prostu zadowolił się tym, przełknął to – podsumował.

Zdaniem Michalkiewicza „państwo nie powinno tak reagować”.

Jeśli tak, jeśli ambasadorowie Ukrainy wygłaszają prywatne poglądy, takie, które niestety potwierdzają to, że żadnych wniosków nie wyciągają i żadnej empatii z ich strony spodziewać się nie można, to Polska powinna podjąć kroki. Ograniczyć pomoc albo w ogóle zlikwidować pomoc dla Ukrainy. Skasować, przerwać albo ograniczyć ją wyłącznie do pomocy humanitarnej. To by była właściwa reakcja – skwitował.

Dodał też, że „nie przywiązuje najmniejszej wagi do przeprosin ze strony prezydenta Zełenskiego”.

– Przepraszać to się mogą osoby prywatne, natomiast państwa podejmują kroki odpowiednie. Tyle tylko, że Ukraińcy tego nie zrobią nigdy. Dlaczego? Dlatego, że i my wiemy i oni wiedzą, że bez względu na to, co oni zrobią, Polska na polecenie naszego najważniejszego sojusznika będzie im nadskakiwała. To po co mają cokolwiek robić? – stwierdził, dodając, że „ich postawa jest całkowicie racjonalna”.

Posłuchajmy ekspertów. Nogi i zsiadłe mleko z kartoflami.

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” 12 lipca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5211

W „Alfabecie wspomnień” Antoni Słonimski, pod hasłem „Nogi”, opisuje, jak to w warszawskich środowiskach, już nawet nie kupieckich, ale kupczykowskich, przedstawiano rozgromienie floty rosyjskiej w 1905 roku przez Japończyków, a konkretnie – właśnie przez generała Nogi. Opowiadający upaja się olimpijskim spokojem generała na tle narastającego napięcia z powodu zbliżania się rosyjskiej floty.

Oto widzimy generała Nogi, jak zajada zsiadłe mleko z kartoflami. Przybiega oficer i melduje: wasze wysokopriewaschoditielstwo, zbliża się ku nam cesarska flota rosyjska – a generał Nogi nic, tylko nadal je zsiadłe mleko z kartoflami. Po chwili przybiega drugi i woła: wasze wysokopriewaschoditielstwo, już widać cesarską flotę rosyjską! – a generał Nogi nic, tylko nadal je zsiadłe mleko z kartoflami. Wreszcie przybiega trzeci oficer i woła: wasze wysokopriewaschoditielstwo, cesarska flota rosyjska już tu jest! Wtedy generał Nogi wstał, otarł usta serwetką, wyszedł na pokład i zatopił cesarską flotę rosyjską.

Kto wie, czy tak właśnie nie będzie wyglądało ostateczne zwycięstwo Ukrainy nad Rosją, które – jak wiadomo – zostało zagwarantowane przez sekretarza stanu USA Antoniego Blinkena. Co prawda sekretarz stanu Antoni Blinken wywodzi się z narodu bardzo elastycznego, o czym świadczy anegdotka: Nasi wygrywają! – Jacy „nasi”? – No ci, którzy wygrywają!” – ale tym razem może to być na serio, a w każdym razie, tak musi uważać prezydent Zełeński, a zwłaszcza – jego otoczenie. Gdyby było inaczej, to ukraiński minister obrony nie mówiłby, że po wojnie musi nastąpić demilitaryzacja europejskiej części Rosji.

Zresztą nie tylko ukraińscy ministrowie stawiają sobie takie ambitne cele; ostatnio ten euforyczny nastrój udziela się również osobom nie uczestniczącym bezpośrednio w wojnie, jaką na terenie Ukrainy Rosja prowadzi z Sojuszem Atlantyckim. Ta euforia rozbudza graniczące z pewnością nadzieje, że oto Polska, po raz pierwszy od Piotra Wielkiego, stoi przed historyczną szansą położenia kresu rosyjskiemu imperializmowi. To znaczy – nie tyle Polska, bo Polska w tym konflikcie uczestniczy przeważnie w taki sposób, że pokrzykuje, przytupuje i wymachuje rękami – no ale nasi sojusznicy, Amerykanie i Anglicy, to co innego.

Jak będzie trzeba, to nie tylko wyjdą na pokład i zatopią cesarską flotę rosyjską, ale zdemilitaryzują Rosję, a Polskę, która przedtem będzie musiała ustanowić unię z Ukrainą i spłacić jej długi – odbudują od morza do morza, a właściwie od jednego morza do drugiego i trzeciego. Takie właśnie marzenia snuli Polacy, co prawda nie wszyscy, niemniej wielu z nich, podczas II wojny światowej – co wyrażało się w piosence: „Moja mała, otrzyj łzy. Słyszysz? Szumią morza trzy!” A „łzy” były stąd, że młodzieniec obiecywał ukochanej, iż „po powrocie ofiaruję ci mej manierki cud, rybkę ze słonych wód lub korale z mej krwi”.

Jak wiadomo, wtedy skończyło się na koralach – bo tak właśnie bywa, gdy jakiś „mały, ale bardzo dzielny naród” – jak strażnik w gmachu ONZ w Nowym Jorku przywitał reprezentanta UNESCO („wiem, wiem; to mały, ale bardzo dzielny naród!”) – zaczyna prężyć cudze muskuły, ale – jak zauważył francuski aforysta, Franciszek książę de La Rochefoucauld – tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego. Trochę inaczej tę myśl wyraził Stanisław Sojka śpiewając, że „nasze grzechy, ciągle te same i nudne, zadomowiły się w nas”.

Żeby jednak nie pogrążyć się w rozterkach, warto posłuchać głosu ekspertów, których przecież nie brakuje, zwłaszcza w takich sprawach. Co prawda, z nimi też bywa rozmaicie.

Guy Sorman opowiadał mi, jak to po wojnie koreańskiej z Ameryki przyjechała do Korei Południowej delegacja ekspertów, żeby się zorientować, czy z tego kraju coś będzie. Po powrocie sporządziła bardzo pesymistyczny raport, że ta cała Korea Południowa nie warta jest funta kłaków, nawet nie ze względu na wojenne zniszczenia, tylko dlatego, że panuje tam konfucjanizm. Konfucjanizm bowiem oznacza bierne poddanie się losowi – i tak dalej. Po latach, kiedy Korea Południowa nie tylko się odbudowała, ale zaczęła przekształcać się w „azjatyckiego tygrysa”, ta sama ekipa ekspertów pojechała tam jeszcze raz, by wyjaśnić ten fenomen. Po powrocie sporządzili raport – że naturalnie, jakże by inaczej! Przecież w Korei panuje konfucjanizm, a konfucjanizm, to hierarchia, dyscyplina, ład – i tak dalej.

No a teraz „teoretyk wojskowy” prof. Martin van Creveld, emerytowany profesor historii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, który wcześniej niezbitymi argumentami dowodził, że Rosja na Ukrainie poniesie „strategiczną porażkę”, ni stąd, ni zowąd zmienił zdanie i obecnie opublikował „pięć powodów”, dla których Rosja może tę wojnę wygrać.

Już w pierwszym z tych pięciu powodów słychać jęk zawodu, że na Ukrainie nie będzie wojny partyzanckiej. Zamiast prowadzić wojnę partyzancką, Ukraina wdała się z Rosją w regularną wojnę, no a w tej Rosja ma przewagę, zwłaszcza, że – po drugie – nie bawi się już w jakieś efekciarskie „blitzkriegi”, tylko wojuje tradycyjnie; najpierw nawała artyleryjska, a potem „za rodinu, za Stalina – wpieriod!Po trzecie – że pojawiły się problemy z zaopatrzeniem. Rosyjskie linie są krótkie, podczas gdy zachodnie – długie i potencjalnie ryzykowne, chociaż w ramach „dziwnej wojny”, Rosja, jak dotychczas, nie bombarduje transportów broni i amunicji na Ukrainę, chociaż dysponuje przecież i zwiadem satelitarnym, a pewnie i tradycyjną razwiedką. Po czwarte – okazało się, że Rosja jest zadziwiająco odporna na zachodnie sankcje; rubel, który w pierwszej fazie wojny ostro pikował w dół, teraz, po kilku miesiącach osiągnął, najwyższy od siedmiu lat poziom w stosunku do dolara i ta tendencja jest „wzrostowa”. Poza tym, jak tylko Chiny uporają się ze zbrodniczym koronawirusem – który wtedy, zgodnie z rozkładem ma pojawić się po naszej stronie kordonu – zaopatrzą Rosję we wszystko, czego by jej ewentualnie brakowało. I wreszcie – po piąte – że „jak tak dalej pójdzie”, to w krajach NATO – oczywiście poza Polską, gdzie będzie to surowo zabronione – narastać zacznie niezadowolenie ludności, która od swoich rządów będzie się domagała przynajmniej ograniczenia wspierania Ukrainy, jeśli nie jego zaprzestania.

To zresztą widać już dzisiaj, kiedy podczas pielgrzymki trzech króli do Kijowa, prezydent Macron, kanclerz Scholz i premier Dragi podali prezydentowi Zełeńskiemu gorzką pigułkę w postaci oczekiwania na pokój z rosyjskim obiciem, dla większej strawności oblaną polewą w postaci obietnicy nadania Ukrainie statusu kraju „kandydującego” do UE. Ale na nas to nie robi wrażenia, bo jak będzie trzeba, to – nawet gdyby nasi sojusznicy, Amerykanie i Anglicy dekowali się pod pokładem, my, wbrew wszystkiemu, wyjdziemy na pokład i zatopimy cesarską flotę rosyjską.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Мяч наизнанку, или уничтожение польской истории украинскими стараниями

Василий Стоякин https://ukraina.ru/opinion/20220712/1034334325.html

[ наизнанку – na nice, – blizkie, ale mocniejsze, niż „odwrócić kota ogonem”, prawda? MD]

Мяч наизнанку, или уничтожение польской истории украинскими стараниями

Собственно, нуждается он уже давно – с 2004 года Польша активно поддерживает «евроинтеграционные устремления» Украины. Не так для того, чтобы действительно помочь Украине вступить в ЕС (хотя это инициатива США, а воля США — закон для польской «элиты»), как для того, чтобы навредить России. Россию поляки ненавидят ещё больше, чем не любят украинцев вообще и украинских националистов в особенности.

Память о «Волынской резне» и деятельности УПА долго отравляла атмосферу совместной борьбы польских и украинских националистов против «российского империализма». Потому полякам и американцам пришлось затратить огромные усилия на уничтожение национальной памяти польского народа. Огромным успехом на этом пути стало избрание президентом Украины Владимира Зеленского, который ни по происхождению, ни по риторике не был близок к украинским националистом, проводя, по сути, точно такой же политический курс.

Однако действительным прорывом, позволившим забыть обиды прошлого, стало начало специальная военная операция (СВО). Польша тут же начала принимать украинских беженцев и стала главным хабом для поставок военной помощи на Украину. Обсуждалась (и не снята с повестки дня по сей день) возможность введения польского воинского контингента на территорию Западной Украины.

Во время визита президента Польши Анджея Дуды в Киев 22 мая был презентован законопроект об особом статусе поляков на Украине. Граждане Польши должны были получить право занимать посты государственных служащих на Украине.

И вот 11 июля польские политики «подали сигналы» относительно нового статуса отношений.

Президент Анджей Дуда заявил во время церемонии по случаю Национального дня памяти жертв геноцида, совершённого украинскими националистами против граждан Второй Республики (о чём тут же отчиталась Rzeczpospolita), что Зеленский внёс в парламент законопроект об особом статусе поляков.

По его словам, «это можно рассматривать как противоположность тогдашней ситуации, когда от поляков пытались избавиться любой ценой, в том числе лишая их жизни. Сегодня Украина этим актом и жестом президента делает символическое приглашение, говорит: “Вам здесь рады на особых правах”».

На 17.00 по московскому времени 11 июля на официальном сайте Верховной Рады Украины карточка этого документа не появилась, но это, по большому счёту, ничего не значит — ставятся документы не мгновенно. Но важно уже то, что польский президент сделал заявление до фактического появления документа. Соврал? Или отдал распоряжение?

Ещё более интересным было заявление на том же мероприятии премьер-министра Польши Матеуша Моравецкого: «сегодня Украина видит, что наследником УПА является Русский мир. Сегодня именно Путин и Москва совершают геноцидальные и преступные поступки, напоминающие о самых страшных преступлениях в мировой истории. Русский мир — это империализм, колониализм и крайний национализм».

Ход действительно гениальный.

С одной стороны, Моравецкий призвал забыть о взаимных претензиях и объединиться в борьбе против России, что, конечно же, должно встретить решительную поддержку по обе стороны Равы-Русской.

С другой стороны, он не забыл ткнуть украинских нацистов мордой в их же вторичный продукт, фактически обозвав Степана Бандеру, считающегося на Украине героем, агентом «русского мира».

Как из этой ситуации будут выпутываться украинцы совершенно непонятно (скорее всего сделают вид, что ничего особенного не произошло).

Польский премьер также заявил, что «не успокоится, пока не найдётся последняя могила убитых на Волыни». Шеф-редактор церковно-политической редакции ИA REGNUM Станислав Стремидловский обращает внимание, что украинские власти препятствуют участию поляков в эксгумации захоронений жертв геноцида, но… Нет ли тут намёка на то, что поляки сами смогут этим заняться — занимая государственные посты и опираясь на вооружённую силу «жолнежей»-миротворцев.

Но, конечно, нельзя «поддаваться искушению ложного примирения» и надо помнить, что «в интересах России и Москвы снова поссорить поляков и украинцев». А значит память о «Волынской резне» — провокация Кремля. Тут бы Моравецкому призвать к сознательности поляков, чтобы они «вспомнили», что их предков уничтожали русские… Но пока что это даже для Моравецкого слишком.

Хотя, удалось ведь заставить поляков забыть о том, что от фашистской оккупации, в ходе которой погибла пятая часть населения страны, спасли Польшу именно советские войска…

P.S.: Такие же процессы происходят за океаном — в США набирает силу тенденция отказаться от Дня независимости, поскольку в нём не отражены страдания афро-американцев. И вообще, историю США надо вести не от «Мэйфлауэра» и Континентального конгресса, а от появления на территории нынешних США первых негров в 1619 году.

В общем в Польше не то что сову натянули на глобус, а вслед за США решили мячик вывернуть наизнанку. И, поди ж ты, пока получается

Przemysł rosyjski od ZSRR do sankcji – czyli w pogoni za statusem imperium.

pink-panther http://pink-panther.szkolanawigatorow.pl/przemys-rosyjski-od-zsrr-do-sankcji-czyli-w-pogoni-za-statusem-imperium

Tak dawno temu, że najstarsi ludzie nie pamiętają było sobie państwo, którego powierzchnia wynosiła 22.402.200 km2 a liczba ludności 286.730 tysięcy. Nosiło ono nazwę Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Zasadniczo jego misją było niesienie ludzkości szczęścia, zdrowia i pomyślności. I pokoju.
Zapewne dlatego miała największy na świecie arsenał broni , największą armię i największy przemysł zbrojeniowy. Bo chciała nieść szczęście, zdrowie i pomyślność oraz oczywiście pokój na wszystkie strony świata.
W tamtych czasach tj. przed i po II WW potęgę gospodarczą państw mierzono kilkoma prostymi wskaźnikami. Były nimi: wydobycie węgla, produkcja stali, produkcja cementu, energii elektrycznej i z czasem wydobycie ropy naftowej dla gwałtownie rozwijającego się transportu.

Warto je w skrócie przedstawić, bowiem znaczyły one bardzo wiele w systemie kształtowania świadomości jego obywateli. Liczby świadczące o wielkich osiągnięciach przemysłu ZSRR bombardowały z gazet państwowych, radia państwowego i z plakatów na ulicach i placach jego miast.

Produkcja stali w mln ton:

1935

1.USA – 36,2 2. Niemcy – 16,5 , 3. ZSRR – 11,0, 4.UK – 10,2 , 5. Francja – 6,6

1955

1.USA – 104,7 , 2. ZSRR – 48,1, 3. Niemcy – 26,3, 4. UK – 20,9, 5. Francja – 13,3

1970

1.ZSRR – 121,6 , 2.USA -111,3, 3.Japonia -90,9, 4. Niemcy – 40,9, 5.UK – 24,5

1985

1.ZSRR – 157,7 , 2.Japonia -101,7, 3.USA – 76,9, 4.Chiny – 49,6, 5.Niemcy – 38,7

Eksport broni w mln USD

1950

1.ZSRR –3.977 , 2.UK – 2.282, 3.USA – 1.427, 4.Holandia – 199, 5. Włochy – 141,0

1960

1.ZSRR – 6.360,0, 2.USA – 6.019,0, 3.UK -2.164,0, 4.Francja -944,0, 5.Czechosłowacja -598,0

1970

1.ZSRR – 9.932,0, 2.USA -9.328,0, 3.Francja – 1.732,0. 4.Niemcy -1.540,0, 5. Chiny -936,0

1980

1.ZSRR -17.768 , 2.USA – 11.119, 3.Francja – 3.801, 4.UK – 1.799, 5. Niemcy

1995

1.USA – 11.160, 2.Rosja – 3.857, 3.Niemcy – 1.550, 4.UK – 1.497, 5.Francja -1.118

Produkcja cementu w mln ton

1960

1.USA -58,7 , 2.ZSRR – 51,7 , 3.Niemcy -27,4, 4.Japonia – 25,1 , 5.Włochy – 18,2

1975

1.ZSRR – 137,1, 2.Japonia -75,8 , 3.USA – 74,8 4.Chiny – 44,9, 5.Niemcy – 37,5

1990

1.Chiny – 209,7, 2. ZSRR – 135,9, 3.Japonia – 85,9, 4.USA – 70,8, 5.India – 49,3

Nadszedł rok 1991 i imperium pod nazwą ZSRR opuściło w pośpiechu kilka niewdzięcznych państw i pozostawiło osamotnione twarde jądro czyli Rosję. Powierzchnia tego nowego-starego państwa zmniejszyła się do 17 mln km 2 a ludność w roku 2020 wynosiła 143 mln (bez Krymu).

Ponieważ jednak większość zakładów przemysłu ciężkiego oraz kopalnie cennych minerałów oraz ropy i gazu znajdowała się na terenie Rosji, uznano, że jeśli coś było dobre kilkadziesiąt lat, to nie ma potrzeby aby to zmieniać.

Co oznacza, że jeżeli od lat 20-tych XX w. w ZSRR gałęzie przemysłu lekkiego pozostawały do roku 1989 w formie szczątkowej , w Rosji nie dokonano radykalnej zmiany w tym zakresie.

Niezbędne produkty po prostu importowano a po roku 2000 zezwolono na wejście kapitału zagranicznego i na budowę niewielkich zakładów produkcyjnych np. chemii gospodarczej czy samochodów osobowych.

I było świetnie. Miliarderzy importowali luksusową markową odzież i meble i wyposażenie łazienek z Włoch i Francji a dla ciemnego rosyjskiego ludu ciuchy sprowadzano oczywiście z Chin.

Nawyki klas rządzących nabyte w złotych czasach ZSRR, kiedy niezadowolenie robotników niemieckich w 1953 roku , węgierskich w 1956 r. czy czeskich w 1968 – neutralizowała Armia Czerwona pozostały .

Pozostały tym bardziej, że zachwyceni zagraniczni inwestorzy z „zaprzyjaźnionych państw” tj. Niemiec, Francji, Holandii czy Wielkiej Brytanii zapewniali o swoim podziwie, szacunku i notorycznie chcieli wszystko „konsultować z potęgą światową”.

Tymczasem lata mijały i statystyki zaczęły mówić o innym położeniu Rosji światowych rankingach. Ale chyba nowe statystki dały do myślenia właścicielom jachtów za 200 mln USD (z doczepioną małą łodzią podwodną) oraz nieruchomości w Londynie i na francuskiej Riwierze.

Jak więc wyglądało w statystykach położenie przemysłu rosyjskiego w roku 2020.

Najlepiej miał się nadal przemysł zbrojeniowy ale z innymi „filarami przemysłu” było już gorzej. W porównaniu z konkurencją.

Przemysł zbrojeniowy w mld USD

1.USA – 9.372 , 2. Rosja – 3.203, 3.Francja – 1.995, 4.Niemcy -1.232. 5. Hiszpania -1.201

Produkcja stali w mln ton

1.Chiny – 1.064,8, 2.India – 100,3, 3. Japonia – 83,2, 4. USA – 72,7, 5. Rosja – 71,6

Wydobycie węgla w mln ton

1.Chiny – 3.902, 0 2. India – 756,5, 3. Indonesia – 562,5, 4.USA – 484,7, 5.Australia – 476,7, 6. Rosja – 399,8, 7. RPA – 248,3

Produkcja cementu w mln ton

  1. Chiny – 2.500 , 2. India – 330, 3.Wietnam – 100, 4.USA – 92, 5. Turcja – 76, 6.Indonezja -66, 7.Brazylia – 65, 8.Iran – 62, 9. Rosja – 56

Produkcja energii elektrycznej w TWh

1.Chiny – 7.051, 2.USA – 4.417, 3. India – 1.636, 4. Rosja – 1.127, 5.Japonia – 1.101, 6. Kanada – 663

Produkcja samochodów w mln sztuk

1.Chiny – 26,1, 2. USA – 9,17, 3. Japonia – 7,85, 4.Indie – 4,4 , 5. Korea Płd. – 3,5 , 6.Niemcy – 3,3 , 7,Meksyk – 3,1, 8.Brazylia – 2,3, 9.Hiszpania – 2,1, 10. Tajlandia – 1,7, 11. Rosja – 1.57, 12. Francja – 1,35.

Powyższe dane statystyczne pokazują, że jedynym przemysłem dającym przewagę nad innymi państwami był przemysł zbrojeniowy. Co do innych danych, to  imperialną wielkością nie powiało. 
W przypadku przemysłu samochodowego Rosja miała tradycję rodem z ZSRR produkcji samochodów osobowych (Żyguli, Moskwicz, Łada, Wołga) i ciężarowych (Kamaz). Tyle, że była to produkcja dla ścisłej elity ZSRR a obecnie przemysł samochodowy na świecie ma pracować dla szarego człowieka.

Żeby zamknąć rozdział „historyczny” czasów wielkiej chwały przemysłu ZSRR godzi się wspomnieć o produkcji energii elektrycznej w elektrowniach atomowych.

W roku 2020 Rosja w produkcji energii elektrycznej w elektrowniach atomowych zajmowała czwarte miejsce po USA , Chinach i Francji z produkcją 201.821 jednostek. USA wyprodukowały 789.919 jednostek, Chiny 344.748 a Francja – 338.671. Jednostki te określono tajemniczo GbHll. Albo podobnie.

Jak więc widać, w tzw. starych przemysłach Rosja jeszcze przed wojną już nie należała do ścisłej czołówki, jakkolwiek mieściła się w pierwszej dziesiątce.

Gorzej sytuacja przedstawiała się z przemysłami ,które burzliwie rozwijały się od lat 80-tych XX w a w Europie nawet wcześniej bo przed II WW. Chodzi o przemysł chemiczny. Obecnie nazywany „matką wszystkich przemysłów”.

Jest to grupa gałęzi przemysłu opierająca się na takich surowcach jak ropa naftowa, gaz ziemny, powietrze i inne a oferująca ponad 70 tysięcy produktów: od tabletek na ból głowy i opon po mydełko Fa, szampony, kremy ale też pianki poliuretanowe, kleje , żywice melaminowo-formaldehydowe i setki innych produktów mających zastosowanie zarówno w gospodarstwie domowym, w lecznictwie ale też w budownictwie, przemyśle samochodowym, w produkcji podłóg, okien, tekstyliów, nawozów, środków ochrony roślin i tak dalej i tak dalej.

No więc w przemyśle chemicznym, który zdominował przełom wieku XX i XXI Rosja występuje jedynie śladowo. Z jakimiś pozostałościami z czasów ZSRR : produkcja nawozów, trochę wyrobów petrochemicznych na bazie ropy naftowej no i oczywiście najsłynniejszy wyrób o symbolu chemicznym C2H5OH. Taki żart.

Statystyki roku 2020 w przypadku przemysłu chemicznego są dla Rosji porażające. Wśród 25 największych firm światowych tej branży nie ma ani jednej rosyjskiej.

Wg statystyk organizacji producentów chemicznych CEFIC w roku 2020 wartość sprzedaży przemysłu chemicznego w mld euro krajów największych producentów przedstawiała się następująco:

  1. Chiny –      547,
  2. EU (27) –    499 ( w tym Niemcy – 190, Polska – 57)
  3. USA –          426,
  4. Japonia –   144,
  5. Płd. Korea – 102,
  6. India –          92,
  7. Tajwan –      66,
  8. Brazylia –     54
  9. Rosja –         40

Jak podaje organizacja producentów przemysłu chemicznego CEFIC , dane za rok 2020 wg organizacji producentów przemysłu chemicznego dla krajów należących do EU przedstawiają się następująco :

          Kraj                Obroty w mld Euro                 Zatrudnienie             Liczba fabryk

  1. Niemcy                        190,6                                  464.437                         2.061
  2. UK                                   85,8                                  161.000                        3.700
  3. Francja                           68,4                                  168.420                           300
  4. Hiszpania                       64,5                                 209.300                         3.088
  5. Holandia                       62,0                                     46.000                            390
  6. Belgia                            61,0                                     95.500                            720
  7. Polska                            57,0                                   323.000                      13.000
  8. Włochy                          51,0                                    110.000                        2.800
  9. Turcja                            47,0                                    370.000                      22.000
  10. Szwecja                         36,0                                      53.000                        2.520
  11. Finlandia                       21,7                                     34.100                           852
  12. Czechy                           15,5                                   129.000                       1.839
  13. Austria                           15,1                                      46.800                         223
  14. Norwegia                       10,7                                     13.000                          b.d.

Jeśli chodzi o konsumpcję produktów chemicznych do dalszego przetwórstwa w roku 2020 Rosja nie znalazła się w pierwszej dwunastce.

Natomiast wiadomo, że w ostatnich latach poprzedzających inwazję Rosji na Ukrainę inwestowały tam największe firmy chemiczne z branży gospodarstwa domowego, kosmetyków i farmaceutyków ale głównie w sieci sklepów i eksport bezpośredni.

W tej dziedzinie najbardziej zaangażowane były takie firmy jak: Henkel, Procter& Gamble, Unilever , których produkty takie jak proszki do prania, szampony, pampersy, kosmetyki, mydełka etc. pojawiły się w sklepach sieciowych.

Są informacje, iż np. największy niemiecki i światowy producent chemiczny BASF ma na terenie Rosji 12 fabryk, ale szczegółów brak , przynajmniej w prasie ogólnodostępnej. I tak jest z innymi wielkimi korporacjami chemicznymi. Miewają po jednej lub kilka niewielkich instalacji albo po prostu magazyny w rejonie wielkich miast.

Na przykład Procter& Gamble kupił fabrykę w Nowomoskowsku, w której produkuje proszki do prania. A w St. Petersburgu ma fabrykę Gilette. Na rosyjskim rynku oferuje 70 marek, które i my znamy: Head& Shulders, Ariel, Always, Gillette, Oral-B i tak dalej.
Dopiero po roku 2015 zaczęły się pojawiać w prasie branżowej komunikaty o zamiarach budowy niewielkich jednostek chemicznych , jak na przykład instalacja melaminy w miejscowości Gubakha w rejonie Permu na bazie technologii szwajcarskiej firmy Casale we współpracy z rosyjską firmą Metafrax.

W przypadku przemysłów XXI w. czyli w tzw. high tech sytuacja wyglądała w ostatnich latach przed inwazją na Ukrainę jeszcze ciekawiej,

Jak pokazuje lista TOP -40 eksporterów high tech za rok 2018 czyli jeszcze przed covid Rosja zajmowała ambitne 31 miejsce ale za to z dwukrotnie mniejszą wartością eksportu niż miało nasze małe lecz dumne imperium, które zajmowało 23 miejsce.

Oto wzmiankowana lista wartości eksportu high-tech w mld USD wg krajów za rok 2018:

1.EU ogółem – 763,2

2. Chiny – 654, 2

3.Germany – 207,4

4.Korea Płd – 188,5

5.Hong Kong – 158,6

6. USA – 156,5

7.Singapur – 154,1

8.Francja – 116,4

9.Japonia – 110,3

10. Malezja – 87,72,

11-Holandia – 84,61

12.UK – 76,29

13.Meksyk – 75,41

14.Wietnam – 74,11

15.Tajlandia – 42,95

A potem długo nic i

20. Włochy – 33,84

21.Kanada – 30,45

22.Szwajcaria – 30,09

23. Polska – 21,75

a dalej

30. Brazylia – 11,04

31. Federacja Rosyjska – 10,14

32.Dania – 9,47


Chyba zostawimy bez komentarza.

=========================

W kategorii pod nazwą „Mobile internet Speed” Rosja zajmuje dumne 97 miejsce z wynikiem 17,85 Mbps (cokolwiek to jest) a przed nią na przykład Nepal na 91 miejscu – 18,42.

Polska zajmuje  45 miejsce – 37,79, USA – miejsce 22 z wynikiem 53,31

a pierwsza piątka to: 5. Chiny – 96,84, 4.Katar – 97,90, 3. Korea Płd – 104,98, 2. Norwegia – 116,55 i 1. Emiraty Arabskie -136,42.

Jak można się domyślać, w kierownictwie Federacji Rosyjskiej , które pamięta jeszcze świetlane czasy ZSRR, dane dotyczące produkcji  high tech , liczby smartfonów na obywatela , czy szybkości połączeń internetowym  na terenie kraju  były do chwili nałożenia sankcji  problemem z gatunku nieistniejących.  Ewentualnie  luksusowy model smartfona zdobionego brylancikami  w rękach córki  jakiegoś oligarchy mógł był wzbudzić emocje.  Poważni mężczyźni w poważnej rosyjskiej polityce   uznawali  za najbardziej zasługujący na uwagę i troskę  przemysł zbrojeniowy. Niezależne od tego , ile potrzebował gwoździ. Bo dla tego przemysłu gwoździe musiały się znaleźć.  Jego  produkty były promowane osobiście przez samego pana Putina. I który to przemysł budził oczekiwaną grozę i szacunek w oczach świata.

Przemysł ten jest co prawda nieco kosztowny zarówno w projektowaniu jak i w testowaniu ale ze względu na cele strategiczne Federacji Rosyjskiej, które objawiły się nam w całej pełni 24 lutego, jak najbardziej konieczny. Chodzi oczywiście o tzw. „zbieranie ziem ruskich”.

Od roku 2014 i przejęcia Krymu bez jednego wystrzału oraz zajęcia części obwodów Doniecka i Ługańska pod pretekstem obrony rosyjskojęzycznych obywateli było jasne przynajmniej dla władz Federacji Rosyjskiej, że chwila otwartej konfrontacji nadejdzie i wobec tego takie cele jak dobrostan obywateli Rosji, poziom życia emerytów, praca i mieszkania dla ludzi młodych muszą zejść na plan dalszy.

Wszystkie ręce zostały rzucone na pokład czyli na utrzymanie zbrojeniówki jako priorytetu. Jeśli gdzieś zabrakło prądu, wody albo drogi czy łącza internetowego to sorry, ale Matuszka Rosja ma ważniejsze problemy i cele.

No i nadszedł dzień 24 lutego 2022 r. I następne 3 dni oraz następne 130 dni, w czasie których cały świat w osłupieniu oglądał w trybie on-line coś, co fachowcy od sprzedaży nazywają : anty-promocją produktu.

Pan Putin i jego generałowie dzień po dniu i godzina po godzinie prezentują nam owoce pracy rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego oraz wyniki głębokiej pracy umysłów członków sztabu generalnego Federacji Rosyjskiej. A całą tę prezentację sprzętu wojskowego uważnie obserwowali potencjalni kupcy.

I co oni mogli pomyśleć po tym, jak w ciągu 5 tygodni armia rosyjska utraciła w konfrontacji z o wiele słabszym przeciwnikiem : 1000 czołgów, co najmniej 50 helikopterów, 26 myśliwców, 350 sztuk artylerii i zadziwiająco wysoką liczbę jednostek marynarki wojennej.

Oni mogli pomyśleć, że rosyjska broń ofensywna jest ROZCZAROWUJĄCA (cytuję rozżalonego komentatora rosyjskiego). Podobno wskaźniki awaryjności pocisków sięgały aż 50-60% z powodu wad konstrukcyjnych. Co musiało u potencjalnych kupców „wzbudzić poważne wątpliwości”.

Co mówią o tej sytuacji ludzie z branży?

Po pierwsze pojawiła się opinia, że „…STRATA ROSJI TO ZYSK CHIN…” , bowiem Chiny chcą zająć miejsce Rosji w handlu bronią. A jest o co walczyć, bowiem w latach 2015-2020 Rosja zarobiła na eksporcie broni łącznie 34 mld USD.

Chiny nie mogą jeszcze konkurować z bronią USA czy europejską ale w obliczu , mówiąc grzecznie, braku sukcesu broni rosyjskiej, mogą już się przygotowywać np. do budowy okrętów wojennych, bowiem mają bardzo dużą flotę handlową. Dzisiaj Chiny mają udział 4,6% w handlu bronią, USA 39% a Rosja – 20%.

Następne skutki tej wyjątkowej „anty-promocji” rosyjskiego uzbrojenia to: zwycięstwo amerykańskich producentów broni na rynkach oraz przystąpienie wielu krajów do produkcji własnej broni.

Co oznacza , że Rosja ma problem z jedynym przemysłem, w którym pozostała do roku 2020 w ścisłej czołówce światowej i miała z niego , poza ropą i gazem całkiem spore dochody w eksporcie.

Podobno 3 z największych 40 importerów broni czyli Pakistan, Bangladesz i Birma kupują już broń u Chińczyka.

A 90% eksportu broni rosyjskiej to około 10 krajów.

A konkretnie, jak pisze Al. Jazeera , do :

1.India – 6,5 mld USD (23,3%),

2. Chiny – 5,1 mld USD (18,2%)

3. Algieria – 4,2 mld USD (14,9%),

4.Egipt – 3,3 mld USD (11,8%)

5.Wietnam – 1,7 mld USD (5,9%)

6.Kazachstan – 1,2 mld USD (4,3%)

7.Irak -1,2 mld USD (4,3%)

Czy to się utrzyma w przyszłości? Przypuszczam, że wątpię.

Tyle o sytuacji na „froncie wewnętrznym”. Jak widać, nie jest ona lekka.

Na „froncie wewnętrznym” też nie jest lepiej a raczej gorzej.

Oto wczoraj podano informację, iż produkcja przemysłu samochodowego padła o 96,7%. Oczywiście z powodu braku komponentów do produkcji bo wyczerpały się zapasy a tzw. kontrabanda nie została skutecznie uruchomiona na poziomie , jaki utrzymałby produkcję.

W wywiadzie z ekspertem od rosyjskiego przemysłu samochodowego panem Siergiejem Asłanianem puszczonym na youtubie mogliśmy usłyszeć m.in. takie informacje:”… Cudzoziemcy pracowali za nas a my w tym czasie nie robiliśmy niczego. Lecz cudzoziemcy uznali, że my jesteśmy faszystami, agresorami. Jeśli Henry Ford sponsorował za swoje pieniądze NSDAP, to oni tą drogą NIE PÓJDĄ. Oni nie będą popierać faszyzmu…”.

Komentatorka Oksana Yatsenko napisała: „… Putin powiedział :”… A co wam samochód, jeśli dróg nie ma…”. I rzeczywiście Rosja ma relatywnie niewielką sieć dróg jak na tak wielkie terytorium i coraz więcej miejscowości cierpi tam na coś, co w Polsce nazywa się „wykluczeniem transportowym”.

Podobne problemy dotykają inne branże przemysłów, bo braki części zamiennych i podzespołów , dostarczanych do niedawna z importu właśnie teraz narosły do poziomu uniemożliwiającego produkcję. Pan Putin może zmuszać przez jakiś czas właścicieli fabryk do wypłacania całości lub części wynagrodzeń aby nie ujawniać bezrobocia, ale to nie może trwać w nieskończoność.

Tymczasem zachodnie wielkie koncerny, które zarabiały miliardy na eksporcie do Rosji, zwłaszcza produktów i półfabrykatów chemicznych starają się odkładać ostateczną decyzję o odejściu. Proces decyzyjny odbywał się w kilku fazach. Tuż po 24 lutego były to oświadczenia o „rozważaniu odejścia” i oczywiście potępienie wojny. I czekały na zwycięski koniec działań armii rosyjskiej na Ukrainie.
Kiedy po kilku tygodniach to nie nastąpiło, koncerny zwłaszcza niemieckie i francuskie zaczęły wydawać oświadczenia, że „będą dostarczać do Rosji jedynie produkty niezbędne do życia ludności” . Co nie jest proste z uwagi na kolejne pakiety sankcji.
A ostatnio pojawiły się komunikaty zagranicznych koncernów, które rozpoczęły jakiejś inwestycje produkcyjne w Rosji lub miały takie w planie – iż rezygnują z inwestowania w Rosji. A niektóre z nich wycofały się z zapasami a nawet maszynami.

W tym tygodniu odeszli z rosyjskiego rynku dwaj najwięksi dostawcy smartfonów . W efekcie ruszył rynek smart fonów „z drugiej ręki” a władze rosyjskie w ramach programu państw ego „ZASTĘPUJEMY” (zastępujemy zagraniczne produkty) już ogłosiły, że wprowadzą na rynek smartfona produkcji własnej o tajemniczej nazwie „Tyyiva”.

Gorączkowe poszukiwania krajów chętnych do odegrania roli „kanału przerzutowego kontrabandy” dla ponownego uruchomienia zakładów przemysłowych w Rosji są w toku , ale nie wydaje się, aby pojawiali się entuzjastyczni kandydaci. Ryzyko staje się zbyt duże. A czy Rosja się później odwdzięczy?

A tymczasem cena ropy spadła poniżej 100 USD .
Marzenia o powrocie do statusu imperium pierwszej wielkości oddalają się z prędkością światła. Na razie Rosja musi się zadowolić statusem „imperium trzeciej wielkości”. A może być jeszcze gorzej.

I nie pomoże gorące poparcie Niemiec i Francji , które z chciwości najbardziej przyczyniły się do niedorozwoju wielu branż Federacji Rosyjskiej , traktując ją jak republikę bananową. Na jej własne życzenie zresztą.

No i pozostaje jeszcze pytanie najbardziej dręczące tutejszych gorących patriotów: „Kiedy i gdzie Rosja napadnie na Polskę?” Nieśmiało podpowiem, że najpierw musi „ zwyciężyć na Ukrainie”.

A rzucanie bomb atomowych na kraj, w którym jest tyle zakładów przemysłowych i konsulatów największych przyjaciół Rosji czyli Niemiec i Austrii to byłoby chyba nieco przeciwskuteczne.

Wojny, męczennicy i testosteron

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)  •  10 lipca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5210

Przechodząca w stan przewlekły wojna na Ukrainie powoli usuwana jest z pierwszych stron gazet i portali internetowych – bo ludziom znudziły się już doniesienia o ukraińskich sukcesach, a nawet pogłoski o cudownej broni. Na razie wykuwana jest ona w mrokach podziemia, ale pewnego dnia przemówi i zapewni Ukrainie ostateczne zwycięstwo. Ale to już wiadomo od dawna, bo stosowne decyzje w tej sprawie zapadły jeszcze w lutym, więc coraz więcej ludzi przestaje się tym ekscytować.

Powstałą w ten sposób próżnię zaczyna wypełniać wojna polityczna, jaką toczą ze sobą formacje stojące za rządem „dobrej zmiany”, z Prawem i Sprawiedliwością na czele i formacje tworzące obóz zdrady i zaprzaństwa, na czele z Platformą Obywatelską, przez złośliwców nazywaną również Volksdeutsche Partei. Wprawdzie do wyborów parlamentarnych jeszcze rok, ale zarówno Naczelnik Państwa, który porzucił rząd, by kaptować sobie zwolenników, podobnie jak Donald Tusk, odwiedzają coraz to nowe miejscowości naszego nieszczęśliwego kraju. Naczelnik Państwa wprawdzie pochyla się z troską nad rozmaitymi bolączkami, które tu i ówdzie jeszcze występują, ale zapewnia, że w Polsce i tak jest lepiej, niż gdzie indziej, to znaczy – że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej.

Donald Tusk odwrotnie; wprost nie znajduje słów potępienia dla rządu „dobrej zmiany” i odgraża się, że jak tylko wygra wybory – a to podobno jest już zatwierdzone – i obejmie w Polszce władzę, to tak wszystkich urządzi, że zapamiętają to do końca życia.

Wielu obywateli wierzy i w jedno i w drugie, bo w coś przecież trzeba wierzyć, więc wierzący w Naczelnika Państwa wznoszą na jego cześć okrzyki w rodzaju: „Ja-ro-sław-Pol-skę zbaw!”, podczas gdy wyznawcy Donalda Tuska wznoszą na jego cześć okrzyki przypominające cudzoziemskie słowo: „heil!” I jedne i drugie reakcje odnoszą się do opowieści, jak to jedni i drudzy będą przychylać nieba nam wszystkim, a zwłaszcza tak zwanym „szarym obywatelom”. W tej sytuacji szarzy obywatelowie utwierdzają się w poczuciu swojej ważności, co niekiedy prowadzi do sytuacji niejednoznacznych z punktu widzenia prawnego.

Tak było w Tczewie, kiedy to jegomość uczestniczący w charakterze publiczności w spotkaniu z premierem Mateuszem Morawieckim, wykrzykiwał do niego: „spieprzaj dziadu!” – za co natychmiast został zatrzymany przez policję, która wcześniej próbowała mu to wyperswadować. Policjantom wyjaśniał, że on tylko zacytował prezydenta Lecha Kaczyńskiego, więc karany za to być nie może i nie tylko nie zapłaci sztrafu, ale zaciągnie państwo polskie przed niezawisły sąd, który już powinność swej służby zrozumie i ujmie się za szarym obywatelem, który chciał przekazać panu premierowi, jak się w Tczewie żyje.

Indagowany w tej sprawie mecenas powiedział, że albo sąd odrzuci skargę na państwo polskie, albo nie odrzuci, tylko przeprowadzi rozprawę i jegomościa uniewinni. Wprawdzie pan mecenas taktownie już nie wyjaśnił, dlaczego zachowania niezawisłego sądu mogą być tak różne, więc wyjaśniamy, iż wszystko zależy od tego, czy będzie to sąd rządowy, czy też sąd nierządny. Sądy bowiem, podobnie jak Umiłowani Przywódcy, podzieliły się na wrogie stronnictwa. Sędziowie nierządni kolaborują z Volksdeutsche Partei i w podskokach zrobią wszystko, byle na złość Jarosławowi Kaczyńskiemu i Zbigniewowi Ziobrze, podczas gdy sędziowie rządowi chętnie użyją surowej ręki sprawiedliwości gwoli poskromienia wrogów PiS.

Sytuację dodatkowo zaognia decyzja rządu, by dwojgu niezawisłym sędziom, którym Międzynarodowy Trybunał Praw Człowieków w Strasburgu przyznał po 15 tys euro odszkodowania za to, że nie otrzymali upragnionego awansu, nie zapłacić tych pieniędzy. Jak wiadomo, prawo do awansu jest podstawowym prawem człowieka, podobnie, jak prawo do jazdy metrem, a tymczasem obojgu awans został zablokowany, najpierw przez Krajową Radę Sądownictwa, a potem jeszcze przez Izbę Kontroli nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, która ich skargę odrzuciła. Wskutek tego – jak twierdzą – zostali pozbawieni „prawa do rzetelnego procesu”. No, to nic osobliwego; w kraju walczącym o praworządność, to jest rzecz zwyczajna i jeszcze nigdy nie słyszałem, by jakikolwiek sędzia przeprowadził chociaż jeden rzetelny proces, ale Trybunał w Strasburgu, pewnie kierując się solidarnością zawodową, zgodnie z którą kruk krukowi łba nie urwie, mimo wszystko odszkodowanie im przyznał.

Jednak minister spraw zagranicznych pan Zbigniew Rau, odmawia nie tylko wypłacenia pieniędzy, ale nawet jakiejkolwiek dyskusji na ten temat, powołując się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego w Warszawie, przez Judenrat „Gazety Wyborczej” nazywany szyderczo „trybunałem Julii Przyłębskiej”, według którego art. 6 konwencji o prawach człowieków jest sprzeczny z tubylczą konstytucją w zakresie uzurpowania sobie przez strasburski Trybunał prawa kontrolowania statusu tubylczych sędziów krajowych. I co teraz będzie? Nie ma innej rady, jak tylko zaciągnąć państwo polskie przed jakiś niezawisły sąd, najlepiej obsadzony przez sędziów, którym odmówiono wypłacenia odszkodowania, a sprawiedliwości zaraz stałoby się zadość. Chodzi bowiem o pieniądze, a nie jakieś konstytucyjne dyrdymały, a zgodnie ze spostrzeżeniem Machiavellego, łatwiej przeżyć śmierć ojca, niż utratę ojcowizny.

Tymczasem, chociaż jeszcze nie ucichły echa podanej przez panią Edytę Górniak niedyskrecji, że w przemyśle rozrywkowym pracuje bardzo wielu tzw. „reptilian”, co to nie mają duszy, a już opinią publiczną wstrząsnęła sprawa pana red. Tomasza Lisa, którego z posady naczelnego redaktora tygodnika „Newsweek Polska” wygryzł pan Tomasz Sekielski, autor głośnego filmu o trzech duchownych pedofilach, którzy przed laty wkładali ręce gdzie nie trzeba, od czego dotykani cierpią do dzisiejszego dnia straszliwie katiusze. Okazało się, że pan red. Lis dopuszczał się „mobingu” zwłaszcza na pani red. Renacie Kim. Podobno zachowywał się „jak autokrata”, co „wielu osobom sprawiało ból”.

Sprawiało ból”… Czy nie chodzi przypadkiem o spuszczenie krwi z nosa – jak w swoim czasie w oskarżycielskiej piosence „Testosteron” śpiewała pani Katarzyna Szczot, używająca pretensjonalnego pseudonimu „Kayah”: „Oskarżam cię o to cierpienie, wojen płomienie, przelaną krew”? Najwyraźniej na widok pani red. Renaty Kim w panu red. Tomaszu Lisie testosteron dlaczegoś zaczynał się gotować i pewnie niewiele brakowało, by porzuciła ona „posadę (…) w tej firmie kłamstwa, żelaza i papieru” – ale wolała donieść na szefa do HR – czyli chyba takiej jaczejki od „zasobów ludzkich” i do związków zawodowych, dzięki czemu już zaczyna zażywać reputacji autorytetu moralnego, podczas gdy pan red. Tomasz Lis dołącza do długiego, białego orszaku męczenników, na czele którego od lat kroczy bohatersko pan sędzia Igor Tuleya.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Kissinger: Ta proxy-wojna na Ukrainie czyni Chiny silniejszymi.

Kissinger: Ta proxy-wojna na Ukrainie czyni Chiny silniejszymi.

Tupnął nogą. Chociaż raz. Autor: Mike Whitney* Za: https://www.globalresearch.ca/kissinger-nails-it-for-once/5782284 Global Research 03.07.2022 Tłumaczenie i redakcja tekstu w języku polskim: Jan Rybski

Czy wiecie państwo,  dlaczego wystąpienie Henry’ego Kissingera na Światowym Forum Ekonomicznym wywołało taką furię? Kissinger nie skrytykował sposobu prowadzenia wojny na Ukrainie ani braku postępów na froncie. Nie. To, co Kissinger skrytykował, to sama polityka. I to właśnie wywołało burzę. Wylał kubeł zimnej wody na ludzi, którzy wymyślili tę szaloną politykę, mówiąc im prosto w twarz: “źle żeście to zrobili”. I rzeczywiście się pomylili, bo polityka, którą obecnie prowadzą, szkodzi sojusznikom i interesom USA. To jest probierz, którego używa się, aby określić, czy dana polityka jest głupia czy nie, i niestety, ta zdaje “test głupoty” z powodzeniem. Pozwólcie, że wyjaśnię: Naszą podstawową strategią jest “osłabienie” i “izolacja” Rosji poprzez zerwanie więzi gospodarczych pomiędzy nią a Europą i wpędzenie jej w długi i kosztowny impas na Ukrainie. Taki jest plan. Teraz można pomyśleć, że brzmi to całkiem rozsądnie, ale – według Kissingera – jest to zły plan. Dlaczego? Ponieważ amerykańska strategia bezpieczeństwa narodowego określa Chiny jako rywala numer jeden dla Ameryki (którym oczywiście są), więc naturalnie każda polityka, która wzmacnia Chiny, jest sprzeczna ze strategicznymi interesami USA. Rozumiemy się? Więc pytanie brzmi: Czy ta proxy-wojna na Ukrainie czyni Chiny silniejszymi? A odpowiedź brzmi: Oczywiście, że tak. Sprawia, że Chiny są o wiele silniejsze, ponieważ wojna ta zmusza Rosję do wzmocnienia relacji z Chinami. Co to oznacza w praktyce? Oznacza to, że stosunki między światową potęgą produkcyjną (Chiny) i drugim największym producentem węglowodorów (Rosja) właśnie uległy znacznej poprawie z powodu bezproduktywnej wojny Waszyngtonu na Ukrainie. Dokładnie to właśnie oznacza. Oznacza to również, że – w miarę poprawy stosunków między tymi dwoma krajami – tempo upadku imperialnego USA będzie przyspieszać, w miarę jak strefa bez dolara będzie się rozszerzać, a handel dwustronny stopniowo zastąpi obecny, zdominowany przez USA system handlu światowego. Widać, że to się już dzieje. Wojna na Ukrainie wywołała szokujące załamanie światowego handlu, poważne zakłócenia w krytycznych liniach zaopatrzenia, bezprecedensowe niedobory żywności i energii oraz największy ponowny podział świata od czasu rozpadu Związku Radzieckiego. Waszyngton postanowił postawić swoją przyszłość i przyszłość narodu amerykańskiego na bezsensownym geopolitycznym gambicie, który może okazać się największą strategiczną katastrofą w historii USA. Kissinger rozumie powagę sytuacji i dlatego postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Nie tylko jednak skrytykował politykę, ale także przedstawił złowieszcze ostrzeżenie, które zostało niemal całkowicie zignorowane przez media. Oto co powiedział: “Negocjacje muszą rozpocząć się w ciągu najbliższych dwóch miesięcy, zanim wojna ta spowoduje wstrząsy i napięcia, które nie będą łatwe do przezwyciężenia. Idealnie linią podziału powinien być powrót do status quo ante (…) Kontynuowanie wojny poza ten punkt nie dotyczyłoby wolności dla Ukrainy, ale nowej wojny przeciwko samej Rosji”.

Szerokie sankcje USA i UE na Rosję: Bumerang i ekonomiczna reakcja w całej Unii Europejskiej

Jest to widoczne czarno na białym, ale rozbijmy to na dwie części, aby lepiej zrozumieć, co mówi Kissinger: „Polityka ta jest zła. Polityka musi być zmieniona natychmiast lub szkody dla USA i ich sojuszników będą poważne i trwałe.” (“Negocjacje muszą się rozpocząć w ciągu najbliższych dwóch miesięcy”). To może brzmieć zbyt apokaliptycznie dla niektórych, ale myślę, że Kissinger po coś tutaj jest. W końcu spójrzcie na ogromne zmiany, jakich świat już doświadczył od czasu rozpoczęcia konfliktu; zakłócenia w liniach zaopatrzenia, niedobory żywności i energii oraz cofnięcie projektu globalizacji. Powiedziałbym, że to całkiem duże zmiany, ale prawdopodobnie to tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdziwy ból jest jeszcze przed nami. Jak będzie wyglądała tegoroczna zima, kiedy rachunki za ogrzewanie domów poszybują w górę, przemysł w całej Europie podda się wyższym kosztom energii, bezrobocie wzrośnie do poziomu Wielkiej Depresji, a przerwy w dostawie prądu staną się stałym elementem życia na Zachodzie? Tak wygląda przyszłość Europy i Ameryki, jeśli polityka ta nie zostanie odwrócona i nie dojdzie do szybkiego porozumienia w drodze negocjacji. Putin już oświadczył, że Rosja nie postawi się w sytuacji, w której będzie ponownie gospodarczo zależna od Europy. Te dni już minęły. Zamiast tego przekierowuje on krytyczne przepływy energii do Chin, Indii i dalej w świat. Europa nie jest już priorytetowym klientem, w rzeczywistości stała się zagrożeniem dla przetrwania Rosji, co oznacza, że Rosja będzie nadal kierować swoją produkcję na Wschód. Jak to wpłynie na Europę? To proste. Europa będzie płacić za swoją energię więcej niż jakikolwiek inny kraj na świecie. Takiego wyboru dokonano, lekceważąc uzasadnione żądania Rosji dotyczące bezpieczeństwa, i z takim wynikiem będą musieli żyć. A więc, oto to, co trzeba wiedzieć:

W 2021 roku Rosja dostarczała 40% całego gazu ziemnego zużywanego w UE.W 2021 roku Rosja dostarczała ponad 25 % ropy naftowej zużywanej w UE.

Jeżeli uważają Państwo, że te ilości węglowodorów mogą zostać zastąpione przez producentów w Nigerii, Iranie, Arabii Saudyjskiej lub w innym odległym miejscu, to niestety są Państwo w błędzie. Europa zmierza w kierunku największego kryzysu energetycznego w swojej historii i może winić tylko siebie. Oto więcej z artykułu na RT (Russia Today): “Obecny kryzys energetyczny może być jednym z najgorszych i najdłuższych w historii, a kraje europejskie mogą zostać szczególnie mocno uderzone, powiedział we wtorek szef Międzynarodowej Agencji Energii, Fatih Birol. W wywiadzie dla niemieckiego magazynu Der Spiegel, Birol powiedział, że przykre następstwa po wydarzeniach na Ukrainie prawdopodobnie sprawią, że obecny kryzys energetyczny będzie gorszy niż kryzysy z lat 70-tych.

Wtedy wszystko kręciło się wokół ropy. Teraz mamy kryzys naftowy, gazowy i elektryczny jednocześnie” – powiedział Birol, dodając, że przed wydarzeniami na Ukrainie Rosja była “kamieniem węgielnym globalnego systemu energetycznego: największym na świecie eksporterem ropy, największym na świecie eksporterem gazu, wiodącym dostawcą węgla”. W ramach swoich sankcji związanych z Ukrainą, UE wprowadziła ograniczenia na rosyjskie paliwa kopalne i zobowiązała się do ich stopniowego wycofywania. Birol ostrzegł, że kraje w Europie, które są bardziej zależne od rosyjskiego gazu, czeka “trudna zima”, ponieważ “może być sytuacja wymuszająca racjonowanie gazu”, w tym w Niemczech. Jego komentarz pojawił się w momencie, gdy rosyjski państwowy dostawca gazu Gazprom odciął dostawy niektórym firmom energetycznym w Niemczech, Danii, Holandii i innych krajach, po tym jak nie zapłaciły one za paliwo w rublach zgodnie z nowymi wymogami. (“Fuel rationing may be coming to Europe – IEA”, RT) Więc, czy ja dobrze sądzę, że zamarzanie na śmierć w ciemności jest lepsze od nalegania, aby Ukraina pozostała neutralna i przestała zabijać etnicznych Rosjan na wschodzie? Czy to jest ta “zasada”, której broni Europa? Jeśli tak, to jest to zły wybór. Oto coś do przemyślenia: Czy wiesz, że wszystkie “mieszanki olejowe” nie są takie same? Dlaczego miałoby to mieć znaczenie? Ponieważ Niemcy importują obecnie 34% swojej ropy z Rosji. A rosyjska ropa to w pełni sprawdzona, wysokiej jakości mieszanka Urals, która jest dostarczana w ogromnych ilościach rurociągiem “Przyjaźń” do niemieckich rafinerii, które zostały zaprojektowane tak, aby spełnić określone wymagania dotyczące przetwarzania. Różna ropa od różnych dostawców zaburzyłaby cały proces rafinacji. Wymagałoby to znacznej “modyfikacji nowych linii i infrastruktury surowcowej, instalacji destylacji atmosferycznej, instalacji destylacji próżniowej, instalacji katalitycznej, instalacji visbreakingu, instalacji alkilacji, reformera katalitycznego, instalacji izomeryzacji oraz instalacji eteru etylo-tert-butylowego (ETBE). Do tego zupełnie nowe magazyny + urządzenia przeładunkowe dla surowca z Rostocku, które zastąpią działający 24x7x365 sprawny rurociąg Przyjaźń.” (“Germany’s Refinery Problem”, The Saker) Czyli wszystkie mieszanki ropy nie są takie same? Nie, nie są nawet zbliżone. Na dodatek eksperci branżowi szacują, że przebudowa rafinerii potrwa około 6 lat. W tym czasie wzrost gospodarczy Niemiec – który jest ściśle powiązany ze zużyciem energii – drastycznie spadnie, firmy zostaną zamknięte, bezrobocie wzrośnie, a najpotężniejszy i najbardziej produktywny kraj UE zostanie rzucony na kolana. Może ktoś w niemieckim rządzie powinien był pomyśleć o tych sprawach, zanim zdecydował się na bojkot rosyjskiej ropy? Punkt, który próbujemy przedstawić jest prosty: Kissinger ma rację, a neokolonialne klauny, które wymyśliły nieudaną strategię Ukrainy, są w błędzie, śmiertelnym błędzie. I jeśli nie zwołamy “Negocjacji… w ciągu najbliższych dwóch miesięcy”, jak radzi Kissinger, to zerwanie z Rosją będzie ostateczne i nieodwracalne, w którym to momencie ogromne zasoby energetyczne Rosji, bogactwa mineralne i produkty rolne zostaną na zawsze skierowane na wschód do bardziej przyjaznych narodów. A to spowoduje straszliwe cierpienia zarówno dla Stanów Zjednoczonych, jak i ich sojuszników w Europie. Jedynym rozsądnym działaniem jest wezwanie do natychmiastowego zawieszenia broni, aby można było rozpocząć rozmowy pokojowe JAK NAJSZYBCIEJ TO JEST TYLKO MOŻLIWE

. *Michael Whitney jest znanym analitykiem geopolitycznym i społecznym, z siedzibą w stanie Waszyngton. Rozpoczął swoją karierę jako niezależny dziennikarz obywatelski w 2002 roku, angażując się w uczciwe dziennikarstwo, sprawiedliwość społeczną i pokój na świecie. Jest współpracownikiem Centrum Badań nad Globalizacją (CRG).

Gen. Pacek: Ukraina przegrywa. Problem: nie chcemy o tym słyszeć.

https://www.wnp.pl/przemysl-obronny/ukraina-niestety-przegrywa-problem-nie-chcemy-o-tym-slyszec,599178.html

O sytuacji militarnej na Ukrainie, celach wojsk rosyjskich, o tym, co się musi stać, by Ukraina nie przegrała. Jaka może być rola Polski w najbliższych latach – mniej lub bardziej gorącej wojny. O tym WNP.PL rozmawia z gen. prof. Bogusławem Packiem, byłym rektorem Akademii Obrony Narodowej i doradcą NATO ds. Ukrainy, prezesem Fundacji – Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego.

  • – Przekaz z wojny na Ukrainie, jaki otrzymujemy, jest mocno podkoloryzowany. Znacznie przesadzony w stosunku do tego, jak wygląda rzeczywistość – twierdzi gen. Pacek.
  • – Rosja przewyższa Ukrainę wielkością armii i liczbą ciężkiego uzbrojenia, nawet jeśli jest ono czasem wyjątkowo stare. Dlatego może dokonywać dalszych, powolnych zdobyczy terytorialnych – podkreśla.
  • – Dotychczasowe obietnice Zachodu znacznie przewyższają realną pomoc – uważa. Trzeba, jego zdaniem, rewolucyjnych zmian w skali pomocy, by zrównoważyć siły obrońców z potencjałem agresora.
  •  Jestem przeciwnikiem panikowania oraz straszenia – podkreśla gen. Pacek. – Dzisiaj nie można jednak bez obaw patrzeć w przyszłość. Trzeba się do wojny przygotowywać po to właśnie, by nigdy ona nie nastąpiła. 

Jak obecnie wygląda sytuacja na Ukrainie? Jedni eksperci uważają, że Ukraina już tę wojnę wygrała, drudzy, że Putin robi swoje i nie spocznie, dopóki nie zajmie Kijowa. Armia rosyjska jest w znacznym stopniu osłabiona bohaterskim oporem Ukraińców, ale wciąż mozolnie posuwa się do przodu. Nie wygląda na to, by Ukraina wygrywała tę wojnę, choć wszyscy jej tego życzymy.

– Przyczyny tego są dość jasne. Większość ekspertów, analityków i dziennikarzy od czterech miesięcy podąża głównie za ukraińską narracją wojny. Nie korzysta – z sympatii dla broniących się mężnie przed rosyjskim agresorem – z innych źródeł informacji.

Chcąc pomóc Ukrainie, świadomie powtarzają to, co mówią Ukraińcy i Kijów, którzy przedstawiają obraz toczonych walk jako wojnę hybrydową z Rosją – obraz budowany dla pokrzepienia serc, pocieszania i podtrzymywania na duchu społeczeństwa.

To obraz mocno podkoloryzowany. Brutalnie rzecz nazywając, znacznie przesadzony w stosunku do tego, jak wygląda rzeczywistość. Ukraina, chociaż wciąż wygrywa wojnę propagandową, przegrywa w działaniach bojowych. Prawda jest taka, że obecnie przebieg wojny nie jest dla Ukrainy optymistyczny.

Już od wielu tygodni ponosi duże straty w ludziach i sprzęcie. Rosja ma wyraźną przewagę. Wprawdzie wolniej, niż spodziewano się, ale zdobywa kolejne cele.

Zwłaszcza na wschodzie Ukrainy.

– Wojska rosyjskie zajęły cały obwód ługański, a po wycofaniu resztek wojsk broniących Siewierodoniecka prowadzą działania na dużą skalę w obwodzie donieckim. Zajęli już ponad 50 proc. terytorium tego obwodu. Teraz zdobyli Lisiczańsk i sforsowali rzekę Doniec.

W obwodach zaporoskim i chersońskim – to dwa bardzo istotne obwody – sytuacja jest bardziej umiarkowana. Rosjanie nie prowadzą tam żadnych intensywnych walk. Jest tam jednak prowadzona duża rosyjska kampania, która przygotowuje te obwody do referendum.

Rosjanie chcą, tak jak było to na Krymie, by mieszkańcy tych obwodów zagłosowali za “samostanowieniem”, czyli – bo tak to należy czytać – za przyłączeniem się do Krymu.

Dzisiaj trudno powiedzieć, jak się rozwinie sytuacja. Obydwa te obwody są inne niż prorosyjski Donbas, ale wciąż narodowościowo niejednolite. Część tamtejszej ludności jest za Rosją.

[dalej w oryg.: ]

Ukraina wyraźnie przegrywa wojnę

Obietnice Zachodu mocno przewyższają realną pomoc dla Ukrainy

„Gaz za ruble”, kto przegrał? Czy w tym bratnim uścisku zaduszą nas na śmierć?Ceny gazu w USA: 25 €/MWh, u nas: 123 €.

Ceny gazu w USA: 25 €/MWh, i u nas: 123 €.

Andrzej Szczęśniak https://www.bibula.com/?p=135013

Głośno było ostatnio o przejściu na ruble w płatnościach za gaz. Bardzo dużo szumu… a potem cisza… Co się stało, czemu przycichło? Czyżby jakaś wstydliwa tajemnica? Rzeczywiście, kryje się za tą ciszą coś, co trzeba skrzętnie ukryć przed opinią publiczną…

Gdy Polska (PGNiG) jako pierwsza podejmowała tę decyzję o rezygnacji z płatności w nowym systemie, razem z nią takiego samego wyboru dokonała Bułgaria (Bulgargaz). Później dowiedzieliśmy się o kolejnych, którzy odmówili płacenia: fiński Gazum, holenderska GasTerra, międzynarodowy Shell, duński Orsted i litewski Ignitis.

Niewiele, szczególnie że oprócz polskiego kontraktu pozostałe były bardzo skromne lub miały się właśnie zakończyć. A przecież wciąż obowiązują 54 kontrakty Gazpromu. Te „porzucone” też, jedynie ich realizacja została zawieszona ze względu na brak płatności, a ich wielkość to 18 mld m3 rocznie (na 155 mld importu EU z Rosji w 2021 r.). Jednak Rosjanie szacują ubytek na 5-10% dostaw do Europy, gdyż wiele z tego gazu płynie dalej poprzez pośredników.

Polska była pierwsza… ale sprowadza rosyjski gaz przez Niemcy. Finlandia odrzucając rosyjski gaz za ruble, gwałtownie zwiększyła zakupy… rosyjskiego LNG. Kontrakt zupełnie inny, też długoterminowy, ale w płatności rublami nie obowiązują. Novatek dostarcza LNG z terminalu Kriogaz w Wysocku nad Bałtykiem, bo to najbliżej i najtaniej, gdzie najwięcej kupują… Litwa i Finlandia.

Od rosyjskiego gazu odcięło się zaledwie kilku odbiorców. I też nie do końca. Reszta spokojnie kupuje dalej. A na temat tego „straszliwego szantażu” zapadła cisza. Zero podsumowań, analiz, wniosków.

Kilka krajów wpadło we własne sidła ostrej retoryki pod publiczkę, która uniemożliwia podjęcie racjonalnej decyzji w trudnym momencie. Wepchnęła je w nie Bruksela, jej stanowisko było pryncypialne aż do bólu. Wpłata w walucie kontraktu była do przyjęcia, jednak już konwersję na ruble uznawano za naruszenie sankcji. Przypominali o tym najwyżsi rangą biurokraci brukselscy z Ursulą von der Leyen na czele. Jednak podstaw prawnych nie miało to żadnych, zapisane zostało w jednym z tysięcy dokumentów typu FAQ (odpowiedzi na najczęstsze pytania). Żadnej rangi dokument, a mógł spowodować natychmiastowe odcięciem całej Unii od 40% (a Niemiec od 60%) dostaw kluczowego surowca dla przemysłu i energetyki. To doprowadziłoby do natychmiastowej katastrofy energetycznej i szerzej – gospodarczej.

Nacisk najmocniej działał na kraje słabe i nie broniące swoich interesów. One wypowiedziały kontrakty, odcięły się od wschodu, a w efekcie popadły w energetyczne uzależnienie od Starej Europy, tak jak Polska od Niemiec. Peryferia Unii popadły w jeszcze większe uzależnienie od swoich starszych i bogatszych partnerów. Teraz mogą jedynie pokiwać palcem w bucie.

W żadnym stopniu pokrzykiwania Unii nie działały na państwa, które wiedzą, że interesy gospodarcze to istota rzeczy. Niemcy zawsze dyskretnie opierały się pogłębianiu uzależnienia od USA, a przede wszystkim od kontrolowanych przez nie źródeł ropy i gazu. Dlatego przez partnerstwo z Rosją chciały zmniejszyć dominację Ameryki w Europie. Jednak przy dzisiejszym natężeniu presji, przy uruchomieniu wszelkiego rodzaju narzędzi wpływu – politycy europejscy, szczególnie niemieccy, zrejterowali. Jednak nie na tyle, by nie było odwrotu. Gdy nacisk osłabnie, Ukraina i Rosja zakończą wojnę, wrócą do osłabiania uścisku sojusznika i użyją Rosji jako strategicznej przeciwwagi.

Waszyngton ma ogromną ilość narzędzi nacisku na Europę, a gdy będzie jeszcze kontrolował dostawy energii, a szczególnie jej ceny, może być bardzo niewesoło. Już dzisiaj jest, wystarczy porównać ceny gazu w USA: 25 €/MWh, i u nas: 123 €. Europa ma 5-krotnie wyższe ceny gazu niż Ameryka i jej gospodarka w tym bratnim uścisku może zostać zaduszona na śmierć.

A Stany odgryzają dla siebie coraz większy kawałek europejskiego tortu gazowego, podpisując kontrakty na eksport LNG do Europy. EnBW podpisał właśnie pierwszy w historii niemiecki kontrakt długoterminowy na zakup LNG.

Sytuacja jest niebezpieczna, czasy są wojenne i nieprzewidywalne. Mamy wojnę na Ukrainie, ale mamy też wojnę energetyczną (handlową, finansową) Zachodu z Rosją. Każdy scenariusz jest możliwy i poruszamy się po polu minowym, gdzie każdy krok może skończyć się wybuchem. Niemcy już ostrzegają, że cały ten „rynek” może się w każdym momencie zawalić, określając tę sytuację jako gazowy „efekt Lehman Brothers” – najsłynniejszego bankructwa XXI wieku, które wywołało globalny kryzys finansowy w 2008 roku.

Andrzej SzczęśniakMyśl Polska, nr 27-28 (3-10.07.2022)

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (3-07-2022) | https://myslpolska.info/2022/07/03/gaz-za-ruble-kto-przegral /

Wesprzyj naszą działalność [BIBUŁA md]