Test Jedwabnego. Czas zakończyć ćwierćwiecze kłamstwa

Test Jedwabnego. Czas zakończyć ćwierćwiecze kłamstwa

29.06.2025 Tomasz Sommer https://nczas.info/2025/06/29/test-jedwabnego-czas-zakonczyc-cwiercwiecze-klamstwa/

Degrengolada, w jaką wpadł rząd premiera Donalda Tuska, przechodzi powoli w najzwyklejsze wariactwo, którego przykładem jest choćby oskarżanie – aresztowanych za wygłaszanie opinii – Wojciecha Olszańskiego i Marcina Osadowskiego o… organizowanie spisku w celu fałszowania wyborów. Czy zakończy się to narastające warcholstwo próbą obalenia wyniku wyborów prezydenckich i ich powtórzeniem, oczywiście trudno powiedzieć, jednak ewidentnie widać, że upadku uśmiechniętej koalicji nic raczej już nie zatrzyma. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że uwłaszczający się na państwowym majątku politycy nie odejdą od stołu z własnej decyzji – więc przez dwa lata będziemy jeszcze świadkami dogorywania rządzących obecnie formacji.

Tym bardziej ważne jest, by następna władza, zapewne z udziałem obu Konfederacji, była prawdziwą „dobrą zmianą”.

Przebudowa rzeczywistości politycznej musi być poprzedzona przebudową w rzeczywistości symbolicznej. Samodzielne rządy PiS m.in. dlatego były tak nieudane, że jedynie na samym początku pierwszej kadencji usiłowały dokonać takiej zmiany, a potem pogodziły się z narzuconym z zewnątrz lewackim, propagandowym trendem. Warto więc rozpocząć działania prowadzące do zmiany symbolicznej już teraz, by w przypadku uzyskania przez środowisko realnego wpływu na decyzje polityczne mieć wytyczoną jasno drogę.

Niewątpliwie jednym z fundamentów założycielskich III RP jest kłamstwo jedwabieńskie, narzucone Polsce pod koniec lat 90. minionego wieku, przypisujące jedwabieńskim Polakom sprawstwo niemieckiej zbrodni popełnionej tam na miejscowych Żydach 10 lipca 1941 r. Zarówno PiS, jak i KO oraz postkomuniści uczestniczyli w jego konstruowaniu i utrwalaniu. Gdy podczas śledztwa prowadzonego na przełomie wieków przez IPN prawda w sprawie tej niemieckiej zbrodni wychodziła na jaw, prezydent Lech Kaczyński nie zawahał się nawet zablokować ekshumacji, byleby tylko do tego nie doszło. Jego następcy – czy to premierzy, czy prezydenci – przez 25 lat uczestniczyli w tym kłamstwie i składali na nim swój podpis.

Prezydent-elekt ma obecnie historyczną szansę na zerwanie z tym kłamstwem. Gdyby się na to zdecydował, byłby to symboliczny początek zerwania z fałszywą tradycją, na której nabudowano III RP. Oczywiście dobrą okazją to takiego symbolicznego zerwania jest zbliżająca się kolejna rocznica tej zbrodni. Prezydent-elekt mógłby na przykład pojawić się na niej i publicznie poprzeć dążenia do wznowienia ekshumacji ofiar, by prawda wreszcie ujrzała światło dzienne.

Czy Karol Nawrocki pojawi się 10 lipca w Jedwabnem? Tego oczywiście nie wiem.

Natomiast na pewno pojawię się tam w tym roku ja, będzie poseł Grzegorz Braun oraz inne osoby, którym zależy na zakończeniu ćwierćwiecza jedwabieńskiego kłamstwa. Przypominam, że przed czterema laty wraz z Markiem Chodakiewiczem opublikowaliśmy pierwszą naukową monografię zbrodni jedwabieńskiej zatytułowaną „Jedwabne – historia prawdziwa”.

Politycy z obozu PiS, którzy dali nam dostęp do dokumentów, do końca bali się jednak oficjalnego uznania wynikających z nich wniosków. Czas to w końcu uczynić. Niech najbliższa rocznica zbrodni w Jedwabnem stanie się początkiem ostatecznego końca jedwabieńskiego kłamstwa.

I na koniec nowości: mamy w przedsprzedaży nową książkę Stanisława Michalkiewicza „Czysta trucizna”, opowiadającą o rządach uśmiechniętej koalicji oraz odświeżone wznowienie wywiadu-rzeki z ks. Stanisławem Małkowskim, który przeprowadziliśmy przed laty wraz z śp. Rafałem Pazio. Serdecznie zapraszam do zakupu obu pozycji – wysyłkę rozpoczniemy w połowie lipca.

Piekło palestyńskich dzieci – głos sprzeciwu!

Piekło palestyńskich dzieci – głos sprzeciwu!

Agnieszka Piwar 2025-06-01 https://piwar.info/pieklo-palestynskich-dzieci-glos-sprzeciwu/

W przeddzień Międzynarodowego Dnia Dziecka, wspólnie z moją palestyńską przyjaciółką, Lubną Salah, wzięłam udział w Apelu Pamięci przed Pomnikiem Martyrologii Dzieci – tzw. Pękniętym Sercem – w Łodzi. To symboliczne miejsce upamiętnia tragiczny los polskich dzieci w czasie II wojny światowej.

Wydarzenie połączono z manifestem solidarności z palestyńskimi ofiarami – zwłaszcza dziećmi – które dziś, w obliczu ludobójczej wojny prowadzonej przez Izrael w Strefie Gazy, przeżywają własny dramat.

Manifestację zorganizowało Stowarzyszenie Obrońców Pamięci Polskich Ofiar Niemieckich Obozów Zagłady [https://sopponoz.pl/], we współpracy z Federacją Kobiet Życie oraz środowiskiem Rodaków Kamratów.

Dziękuję za zaproszenie i możliwość wygłoszenia przemówienia.

https://youtube.com/watch?v=I6XJyjlIOdQ%3Ffeature%3Doembed

Ruszyła przedsprzedaż książki „Holokaust Palestyńczyków”

Ruszyła przedsprzedaż książki „Holokaust Palestyńczyków”

Przez Agnieszka Piwar 2025-06-06

Z poczuciem odpowiedzialności i świadomością wagi tematu informuję, że moja książka „Holokaust Palestyńczyków” [Wydawnictwo 3DOM] jest już dostępna w przedsprzedaży.

To pierwsza tego typu publikacja w Polsce – a być może również na świecie – która w sposób przejrzysty i rzeczowy ukazuje prawdziwe oblicze konfliktu palestyńsko-izraelskiego: od początków okupacji aż po dramatyczne wydarzenia ostatnich miesięcy.

W książce znalazły się między innymi:

  • geneza trwającej do dziś okupacji,
  • analiza form palestyńskiego oporu – zarówno zbrojnych, jak i kulturalnych, edukacyjnych oraz działań prowadzonych przez diasporę,
  • poruszające i autentyczne świadectwa Palestyńczyków – wstrząsające relacje, często przemilczane w przestrzeni publicznej,
  • relacje z międzynarodowych konferencji i wydarzeń poświęconych Palestynie oraz opis trwającego ludobójstwa w Strefie Gazy.

Nie jest to książka, którą odkłada się na półkę. To głos sumienia – w sprawie, która domaga się odwagi, prawdy i solidarności.

Zamów w przedsprzedaży już dziś i poznaj historie, których nie usłyszysz w mediach głównego nurtu: https://3dom.pro/20175-holokaust-palestynczykow-agnieszka-piwar.html

Agnieszka Piwar

Marsz do Gazy: Trafiliśmy do aresztu za Wolną Palestynę

Reportaż https://piwar.info/marsz-do-gazy-trafilismy-do-aresztu-za-wolna-palestyne/

Marsz do Gazy: Trafiliśmy do aresztu za Wolną Palestynę

Przez Agnieszka Piwar 2025-06-28

11 czerwca wyruszyłam do Egiptu, by wziąć udział w Globalnym Marszu do Gazy. Celem międzynarodowej inicjatywy było okazanie solidarności z uciśnionymi Palestyńczykami oraz przełamanie na lądzie blokady dostaw pomocy humanitarnej. W podobnym czasie izraelską blokadę na morzu próbowała przerwać Flotylla Wolności.

Obie inicjatywy zakończyły się rozbiciem, aresztowaniami i deportacjami. Mnie było dane trafić do egipskiego aresztu. Ostatecznie nie dotarliśmy do Gazy. Wyjazd nie został jednak zaprzepaszczony – zadziałaliśmy w inny sposób, jedyny możliwy w tamtym momencie.

Na Globalny Marsz do Gazy wybierało się ponad 10 tysięcy uczestników z blisko 40 krajów świata. Ekipa z Polski liczyła zaledwie kilkanaście osób. Okazało się potem, że ta skromna liczebnie grupa Polaków zebrała pochwały na szczeblu dyplomatycznym – za dobre zorganizowanie i prawidłowe zachowanie. W pierwszym transporcie z Warszawy było nas jedenastu, potem docierały pojedyncze osoby.

Miejsce w samolocie miałam obok Omara Farisa – szefa Pozarządowego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Palestyńczyków w Polsce. Palestyński znajomy był wyraźnie spięty – zanim wystartowaliśmy z Okęcia, czytał w telefonie wiadomości o problemach uczestników Marszu do Gazy, którzy przed nami dotarli do Egiptu.

EGIPSKA BEZPIEKA W AKCJI

Obawy okazały się uzasadnione. Naszą grupę aresztowano już na lotnisku w Kairze. Po wcześniejszym, bezproblemowym przejściu procedury wizowo-paszportowej, zasadzono się na nas przy ostatniej bramce kontrolnej. Pod naciągniętym pretekstem zostaliśmy zatrzymani. Wkrótce potem usłyszeliśmy, że będziemy deportowani. Wizja przymusowego powrotu do Polski była straszna – nie wesprzemy Palestyńczyków, a przecież po to tam pojechaliśmy.

W pierwszych chwilach byliśmy mocno zdezorientowani. Kiedy weszliśmy do celi aresztu, gdzie dołączyliśmy do pozostałych osadzonych, zaczęło do nas docierać, z jakiego powodu całe to zamieszanie miało miejsce. Od innych aresztowanych – obywateli różnych krajów – usłyszeliśmy wstrząsające historie związane z „polowaniem” na uczestników Marszu do Gazy. Niektórych mieli wywlekać nawet z hotelowych pokoi.

Polska grupa – obok namiotów i śpiworów – miała w bagażach kefije (arafatki) i palestyńskie flagi, czym przykuła uwagę. Niektórym z nas skonfiskowano symbole Palestyny. Egipskim władzom wyraźnie nie pasował ten marsz. Jednak jestem daleka od ich osądzania – co wyjaśnię za chwilę.

Doświadczenie nocy spędzonej w areszcie bardzo sobie cenię, bo mogłam obserwować różne typy osobowości i ich zachowania w tej nietypowej sytuacji. Generalnie było ciekawie. W szczytowym momencie w naszej celi znajdowało się 70 osób – kobiet i mężczyzn. Do wyboru: sześć piętrowych łóżek, kilka krzeseł, podłoga oraz parapet pod zakratowanym oknem.

Wszystkim aresztowanym zarekwirowano telefony, jednak niektórym udało się przemycić do celi jakiś sprzęt. Dzięki temu do mediów wyciekły zarejestrowane z ukrycia nagrania z szarpaniny z egipskimi mundurowymi – czyli moment deportowania grupy Hiszpanów, którzy mocno się temu opierali. Udało się też uzyskać pamiątkowe zdjęcie z aresztu, na którym pozuję z propalestyńskimi aktywistami z różnych zakątków świata.

Sporo czasu w areszcie przegadałam z polskim anarchistą, na którego mówią „Owca”. Czytał wcześniej moje artykuły, z którymi – jak przyznał w przypływie szczerości – zdecydowanie nie było mu po drodze. Jednak współdzieląc celę, rozmawialiśmy bez żadnej spiny. „Owca” wywęszył pewien spisek – i trudno nie przyznać mu racji. Zauważył, że młoda kobieta podająca się za obywatelkę Finlandii, pochodzenia somalijskiego, tylko udaje, że jest jedną z aresztowanych.

Czarnoskóra piękność ujmowała współwięźniów swoją opowieścią o tym, jak wraz z bratem – bez konkretnego powodu – została zatrzymana na lotnisku w Kairze i przebywa w tym areszcie od 21 dni. Dziewczyna wzbudziła powszechne współczucie, a nawet niechęć wobec egipskich władz – tym samym inni się przed nią otwierali. Mnie podpadło, że była zbyt czysta i schludna jak na taki okres odsiadki. Wypoczęta buzia, świeża cera i wyprasowana sukienka to nie jest najlepszy kamuflaż.

Kobieta ulotniła się z naszej celi rano, wraz z nadejściem nowej zmiany celników. Jeśli składała na nas raport, to najwyraźniej był całkiem przychylny – i zostaliśmy ocenieni jako grupa niestanowiąca zagrożenia dla państwa egipskiego. Ostatecznie nie deportowano nas i mogliśmy pozostać w Egipcie w zaplanowanym terminie.

DYPLOMACJA ZAMIAST REWOLTY

Najważniejszą rolę odegrała Renata Lewandowska, organizatorka wyprawy, która ukradkiem przeprowadziła rozmowę telefoniczną z przedstawicielami polskiego konsulatu. W międzyczasie przekazała ważną teczkę egipskiemu dowódcy porannej zmiany celników – były to dokumenty poświadczające, że jesteśmy legalnie przybyłą grupą, której wyjazd został przygotowany przez organizację humanitarną, czyli Fundację A & A Rainbow Hearts Around The World.

Około południa oddano nam paszporty i pozwolono wejść do Kairu. Jeszcze na lotnisku, ale już poza aresztem, wyciągnęłam z bagażu moją kefiję. Podszedł do mnie mężczyzna sprzątający obiekt i ściszonym głosem zasugerował, że powinnam schować ten palestyński emblemat, bo może to wywołać niechęć miejscowych władz i przysporzyć mi problemów. Nie chciałam trafić ponownie do aresztu, więc grzecznie dostosowałam się do życzliwej uwagi nieznajomego Egipcjanina.

W tamtym momencie wciąż liczyliśmy, że Globalny Marsz do Gazy dojdzie do skutku. Niestety, nadzieje okazały się płonne. Z każdym kolejnym dniem docierały do nas niepokojące informacje o licznych aresztowaniach i deportacjach. Któregoś dnia Lewandowska dostała ostrzegawczy cynk. Na jej komendę zmieniliśmy plany dotyczące pewnego spotkania – dzięki czemu uniknęliśmy ponownego aresztowania.

Zatrzymaliśmy się w niewielkim hotelu w wiosce pod Gizą, tuż przy słynnych Piramidach. Z racji niskiej ceny i dogodnej lokalizacji miejsce przyciągało wielu uczestników niedoszłego marszu. Podczas rozmów integracyjnych wymienialiśmy się informacjami o różnych incydentach – zamieszkach, a nawet pobiciach za sam fakt założenia arafatki.

Naszej grupie udało się uniknąć dalszych problemów, ponieważ organizatorka zadbała o dopełnienie wszelkich formalności. Uczestnicy z innych krajów najczęściej nie wystąpili nawet o pozwolenie na udział w marszu. Zdaje się, że władze Egiptu miały powody do niepokoju – z różnych przecieków wynikało, że do formującego się marszu chcieli przeniknąć prowokatorzy, niebezpieczni ekstremiści, w tym bojówkarze tzw. Państwa Islamskiego.

NOWA WOJNA W REGIONIE

Trudno obwiniać egipską bezpiekę o nadgorliwość – zwłaszcza że w trakcie naszego pobytu sąsiadujący z Egiptem Izrael zaatakował Iran. Skutecznie odwróciło to uwagę od międzynarodowej inicjatywy, której celem było przełamanie blokady dostaw pomocy humanitarnej do Gazy. W odpowiedzi Iran wystrzelił rakiety na Izrael, a błyski „Żelaznej Kopuły” – izraelskiego systemu obrony przeciwrakietowej – można było dostrzec z tarasu na dachu naszego hotelu.

Powagę sytuacji podkreśla fakt, że władze Egiptu przełożyły uroczyste otwarcie Wielkiego Muzeum Egipskiego – zaplanowane na 3 lipca – na ostatni kwartał 2025 roku. Decyzja ta została podjęta z uwagi na napięcia w regionie, zwłaszcza konflikt między Izraelem a Iranem, co skłoniło Egipt do odwołania ceremonii z udziałem światowych przywódców.

Omar Faris powiedział wprost: „Egipt nie jest naszym wrogiem – jedynym wrogiem jest Izrael”.

Choć Egipt oficjalnie potępia izraelską agresję na Strefę Gazy, to jednak utrzymuje współpracę z Izraelem, zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa na Synaju. Aby dotrzeć drogą lądową do przejścia w Rafah, trzeba przemierzyć Półwysep Synaj, który jest strefą częściowo zmilitaryzowaną. Z żalem przyjęłam więc decyzję, że Globalny Marsz do Gazy jednak nie dojdzie do skutku.

W zaistniałej sytuacji Omar i Renata wdrożyli alternatywny plan na zagospodarowanie czasu naszego pobytu w Egipcie. Z ich inicjatywy spotykaliśmy się z palestyńskimi rodzinami, które wydostały się z piekła, jakie Izrael zafundował mieszkańcom Strefy Gazy. Przy okazji udało się wysłuchać wstrząsających świadectw ocalałych i choć trochę wesprzeć potrzebujących, którzy znajdują się w bardzo trudnej sytuacji bytowej.

Podczas jednego z takich spotkań poznaliśmy Ranę Al-Haddad – 48-letnią prawniczkę z Gazy, byłą członkinię Rady Adwokackiej Palestyny, której cudem udało się uciec z najniebezpieczniejszego miejsca na ziemi. Niestety, w Egipcie ona i inni Palestyńczycy zmagają się z ogromnymi trudnościami – nie mogą legalnie pracować, a koszty życia znacznie przekraczają ich możliwości. Fundacja A & A Rainbow Hearts Around The World zadeklarowała konkretne wsparcie krewnym Rany – regularne opłacanie czynszu za wynajem mieszkania w Kairze.

ŻYCIE W ZAWIESZENIU

Rana została zmuszona do opuszczenia Gazy po zniszczeniu domu w nalocie. Straciła dach nad głową i możliwość wykonywania zawodu. Z rodziną opuściła Gazę, a później jej siostry z rodzinami również dotarły do Egiptu dzięki pomocy agencji Ya Hala.

„Warunki życia Palestyńczyków w Egipcie są bardzo trudne i pogarszają się. Rodziny nie mają dochodów, czynsze są wysokie, a ceny żywności i leków rosną. Brakuje opieki medycznej, co zmusza do płacenia z własnej kieszeni” – powiedziała Rana.

Dzieci nie mogą uczęszczać do egipskich szkół. Palestyńczykom nie przyznaje się rezydentury, ich status prawny pozostaje nieuregulowany, co uniemożliwia pracę i korzystanie z pomocy. Rana nie może podjąć pracy, choć była prawniczką i działaczką praw człowieka.

„Bardzo tęsknię za dawnym życiem i pracą, w której mogłam pomagać ludziom” – wyznała ze wzruszeniem. Podziękowała Polakom za solidarność i wsparcie, prosząc, by nie zapominali o palestyńskich dzieciach i prawie narodu do własnej ziemi.

Za wykupienie się spod izraelskich bomb trzeba słono zapłacić. Ewakuacja dorosłego ze Strefy Gazy kosztuje 5 tysięcy dolarów, dziecka – połowę tej sumy. Wielopokoleniowe rodziny muszą zebrać ogromne pieniądze, co udaje się nielicznym. Życie poza Gazą niesie jednak nowe trudności.

Yousef, 37-letni palestyński lekarz z Gazy, opowiedział o dramatycznych doświadczeniach swojej rodziny. Przez 10 lat pracował w szpitalach Gazy, teraz przebywa w Egipcie bez prawa do pracy i wsparcia. „Gaza to już nie miejsce do życia, lecz przestrzeń ruin, głodu i śmierci. Straciliśmy dom, szkoły, szpital i wielu bliskich” – mówi.

Po trudnej ucieczce przez przejście w Rafah, Yousef wraz z rodziną dotarł do Egiptu, gdzie większość Palestyńczyków nie ma uregulowanego statusu prawnego. „Nie mamy dostępu do edukacji, legalnej pracy ani świadczeń. Jestem tu ponad rok i nie otrzymałem pomocy”.

Pomimo tego zachowuje nadzieję: „Zabrano nam wszystko, ale mamy determinację. Marzę, by z rodziną znaleźć kraj, który nas przyjmie, pozwoli zacząć od nowa – może Polska. Chcę pracować jako lekarz i żyć w pokoju i stabilizacji. Mam nadzieję, że wojna się skończy i odbudujemy Gazę”.

MIĘDZY OBLĘŻENIEM A MARZENIAMI

Mój pobyt w Egipcie zaowocował nowymi kontaktami. Napisały do mnie młode Palestynki uwięzione w Gazie, które usłyszały o polskiej dziennikarce zainteresowanej losem ich uciemiężonego narodu.

Yasmeen Dola, nauczycielka angielskiego z południowej Strefy Gazy, w poruszającym świadectwie opowiedziała o codziennym życiu pod oblężeniem, dramatycznym braku podstawowych środków i nieustającej walce o przetrwanie.

„Nie mamy jedzenia, leków, a nawet wody jest za mało. Jesteśmy wyczerpani tymi warunkami” – wyznała Yasmeen. Mieszkańcy Gazy walczą jedynie o to, by zdobyć mąkę na zaspokojenie głodu. Pomimo trudności Yasmeen wspiera swoją społeczność, prowadząc bezpłatne lekcje dla sierot i organizując pomoc – książki, przybory szkolne, jedzenie i pieniądze dla potrzebujących.

Współpracowała też z instytucją edukacyjną, prowadząc wsparcie psychologiczne dla młodych ludzi, pomagając im na chwilę uciec od wojennej rzeczywistości. Wcześniej prowadziła własne centrum nauki angielskiego, ale w tygodniu jego otwarcia izraelska ofensywa zmusiła ją do ewakuacji.

Mimo utraty wszystkiego Yasmeen nie poddała się – przeprowadziła się na południe i zaczęła działać na nowo. Jednak sytuacja staje się coraz trudniejsza – brak jedzenia, środków i ciągłe zagrożenie dotykają jej i uczniów.

Jej sytuacja rodzinna jest trudna – ojciec i starszy brat opuścili Gazę, a Yasmeen została z matką, siostrami i najmłodszym bratem, który zamiast bawić się, spędza dni nosząc wodę i szukając jedzenia.

Mimo wszystko wierzy, że zewnętrzne wsparcie może coś zmienić. Chce dzielić się zdjęciami i nagraniami, by świat zobaczył solidarność, determinację i nadzieję w sercu wojny.

Ruba Doleh, 21 lat, powinna właśnie zaczynać trzeci rok studiów z inżynierii cyberbezpieczeństwa. Jednak wojna, dramatyczne warunki życia, brak internetu i środków przerwały jej edukację.

Mieszka w Gazie z matką, siostrami i młodszym bratem. Ojciec utknął na Zachodnim Brzegu, drugi brat jest w obozie uchodźców w Holandii. Kobiety i dzieci samotnie zmagają się z brutalnością wojny, walcząc o najprostsze potrzeby.

Ruba wspomina noc, gdy dom sąsiada został zbombardowany. Ona i siostra zostały ranne od odłamków, wymagały szycia, ale nie mając męskiego opiekuna ani bezpiecznego przejścia nocą, musiały czekać do świtu – w bólu i strachu.

Od zawsze aktywna społecznie, z pasją do nauki, ukończyła program ACCESS, prowadząc warsztaty z pierwszej pomocy, zdrowia psychicznego oraz programowania. Marzyła o nanotechnologii lub inżynierii robotycznej, lecz z powodu ograniczeń wybrała lokalny kierunek – cyberbezpieczeństwo. Mimo wszystko utrzymywała wysoką średnią.

Dziś jej uczelnia została zbombardowana, a z nią laptop i telefon – niezbędne do nauki narzędzia. Wymiana jest prawie niemożliwa, bo wszystkie środki rodziny idą na jedzenie, wodę i leki. Ruba korzysta z wynajmowanego sprzętu i płatnego internetu – często za wysoką cenę.

Mimo wszystko trzyma się marzenia o ukończeniu studiów i wniesieniu czegoś ważnego do świata. To pragnienie daje jej siłę – jest jak światło w ciemnościach. Nie poddaje się – walczy odpornością, wiedzą i nadzieją.

ROZPACZLIWE WOŁANIE O POMOC

Renata Lewandowska, współpracująca z Fundacją A & A Rainbow Hearts Around The World, koordynuje organizowanie pomocy dla głodujących rodzin w Gazie. W warunkach izraelskiego oblężenia jest to niezwykle trudne i bardzo kosztowne.

„Obecnie kupujemy produkty bezpośrednio od lokalnych producentów i przygotowujemy paczki żywnościowe. Priorytetem są podstawowe artykuły – warzywa, mąka, soczewica, pieluchy i mleko dla dzieci. Koszt jednej paczki to około 230–240 dolarów” – wylicza Lewandowska.

Przyznaje, że ceny żywności są bardzo wysokie, ponieważ „wojna rządzi się swoimi prawami”. Na przykład kilogram cukru kosztuje aż 80 dolarów, dlatego z tego produktu rezygnują – i tak nie są w stanie pomóc wszystkim, którzy o to proszą.

„Mamy coraz więcej rodzin potrzebujących wsparcia – na moim telefonie jest już około 500 zgłoszeń z prośbami o pomoc. Gaza jest głodna, a my nie wiemy, co dalej robić. Zapraszam wszystkie organizacje do współpracy i wsparcia – chcę im pokazać, jak mogą pomagać, jednak na razie reakcja jest zerowa” – dodaje z ubolewaniem.

Renata Lewandowska zapewnia, że paczki przygotowywane przez fundację, w której działa, są rozwożone przez wolontariuszy, a cały proces dokumentowany jest na zdjęciach i nagraniach. Dzięki temu wiadomo, że pomoc trafia tam, gdzie powinna.

Niestety, w przypadku innych organizacji humanitarnych nie zawsze się to udaje. Yasmeen zwraca uwagę na dramatyczne nadużycia związane z pomocą humanitarną.

„Najgorsze jest to, że kiedy izraelska okupacja dopuszcza pomoc humanitarną do Gazy, umieszczają ją w bardzo niebezpiecznych miejscach – na przykład w strefie przemysłowej, na północy albo południu. Potem dopuszczają tam szabrowników. To właśnie oni przejmują tę pomoc, która miała być darmowa dla ludzi w potrzebie. Następnie sprzedają ją na rynku po zawyżonych cenach. Produkty, które przyszły tu za darmo, trafiają na stragany, gdzie kosztują nawet sto razy więcej niż przed wojną. To nieludzkie” – opowiada z goryczą młoda Palestynka.

Z innych doniesień usłyszłałam, że na Palestyńczyków udających się do punktów z pomocą humanitarną czyhają izraelscy snajperzy, którzy nie oszczędzają kul.

Dźwigając te wszystkie straszne informacje, wróciłam do Polski. Przeglądając internet, z przerażeniem spostrzegłam, że dziennikarka, którą niegdyś ceniłam – bo wydawała mi się poważna – zaprosiła do swojego programu celebrytkę znaną ze skandali, by opowiedziała przed kamerą o operacji powiększenia biustu w jednej z tureckich klinik. Takimi bzdurami interesują się dziś polskie media, podczas gdy syjoniści bezkarnie dokonują ludobójstwa na mieszkańcach Gazy.

Pewien dziennikarz, uchodzący za niezależnego, jeszcze przed moim wyjazdem do Egiptu zadeklarował, że zaprosi mnie do programu, bym opowiedziała o mojej najnowszej książce „Holokaust Palestyńczyków”. Po powrocie, mimo że się przypomniałam, zignorował sprawę.

Tymczasem piszą do mnie kolejni Palestyńczycy, błagając o wsparcie. Młoda kobieta, nosząca pod sercem nienarodzone dziecko, wyznała, że jest jej strasznie wstyd prosić o pomoc materialną. Mnie również jest wstyd, bo nie mogę jej pomóc. Ostatnie pieniądze wydałam na wyjazd do Egiptu. Nie zatrudnia mnie żadna redakcja. Żeby mieć ubezpieczenie zdrowotne, zarejestrowałam się w Urzędzie Pracy jako bezrobotna.

Moje dziennikarstwo to wolontariat, bo mediów nie interesuje tematyka, którą poruszam. Z nielicznych darowizn od czytelników nie mam nawet połowy najniższej krajowej. Wcześniej nie przeszkadzało mi skromne życie – cieszyłam się z wolności.

Teraz jestem zrozpaczona, bo nie mogę pomóc ludziom, o których wiem, że właśnie umierają z głodu – bo świat ma ich w głębokim poważaniu.

Agnieszka Piwar

cegiełka na moją działalność dziennikarską

=============================================

Gdzie do cholery jest rząd?! Ostro na zachodniej granicy. Polacy zatrzymali imigrantów – a potraktowano gazem protestujących.

Ostro na zachodniej granicy. Zatrzymano imigrantów i potraktowano gazem protestujących. Korwin-Mikke: Gdzie jest rząd? [VIDEO]

28.06.2025 https://nczas.info/2025/06/28/ostro-na-zachodniej-granicy-zatrzymano-imigrantow-i-potraktowano-gazem-protestujacych-korwin-mikke-gdzie-jest-rzad-video/

granica police niemcy polska protest
Protest przy granicy z Niemcami / fot. X / Rafał Kubowicz

W powiecie polickim zatrzymano wczoraj w nocy grupę około 20 imigrantów, których mieli do Polski wysłać Niemcy. Pojawiły się też doniesienia o gazowaniu osób biorących udział w antyimigranckich protestach. „Dopiero dzięki patrolom obywatelskim widzimy skalę przerzutów imigrantów z Niemiec do Polski” – ocenił Janusz Korwin-Mikke.

Police. Zatrzymano kilkudziesięciu imigrantów

W nocy w powiecie polickim około godz. 22.30 zatrzymano grupę około 20 obcokrajowców, którzy mieli zostać przerzuceni do Polski z Niemiec przez las.

„Nie zatrzymały ich służby państwowe, tylko… patrol obywatelski” – przekazał na X Konrad Berkowicz.

„Dopiero teraz to widać jak na dłoni. Niemieckie państwo pozbywa się problemu, a Polska ma go przyjąć z otwartymi ramionami. I jeszcze najlepiej milczeć. Nie będzie milczeć. Oby to wreszcie otworzyło oczy tym, którzy nadal wierzą, że granice można oddać Brukseli, a bezpieczeństwo – państwom sąsiednim” – ocenił.

=================

Konrad Berkowicz @KonradBerkowicz

O 22:30 w powiecie polickim zatrzymano grupę 20 cudzoziemców przerzucanych do Polski z Niemiec – przez las. Nie zatrzymały ich służby państwowe, tylko… patrol obywatelski. Straż Graniczna jedzie na miejsce. Dopiero teraz to widać jak na dłoni. Niemieckie państwo pozbywa się problemu, a Polska ma go przyjąć z otwartymi ramionami. I jeszcze najlepiej milczeć. Nie będzie milczeć. Oby to wreszcie otworzyło oczy tym, którzy nadal wierzą, że granice można oddać Brukseli, a bezpieczeństwo – państwom sąsiednim.

„Polacy jak zwykle stanęli na wysokości zadania i bronią naszej granicy. Szkoda, że nasze państwo, które powinno się tym zająć, jak zwykle udaje, że problemu nie ma. Tusk zamiast iść razem z Giertychem w teorie spiskowe, powinien wreszcie zająć się realnym problemem, jakim jest podrzucanie nam przez Niemców imigrantów z Afryki i Azji” – napisał na X Sławomir Mentzen.

„Granica polsko-niemiecka powinna być szczelna a nielegalni migranci zawracani. Problem jest i z każdym dniem narasta. Jednym z priorytetów polskiej prezydencji jest ochrona ludzi i granic… Polacy doskonale realizują to co powinien realizować rząd. Niestety ten tylko umie bawić się na koncertach i przepalać kasę” – ocenił z kolei Łukasz Rzepecki.

Krzysztof Mulawa skontrował z kolei dwie skrajne postawy służb na wschodniej i zachodniej granicy Polski.

„Na wschodniej granicy nasi funkcjonariusze — w błocie, zimnie, obrzucani kamieniami — odpierają szturmy i udaremniają próby nielegalnego przedostania się do nas. Bo Polska to bastion Europy. Tymczasem z zachodu… 'życzliwe’ niemieckie wsparcie — migrantów odsyła się hurtowo, jakby Polska była śmietnikiem cudzej odpowiedzialności” – napisał Mulawa.

„Premier Tusk i minister Siemoniak, w imię dyplomatycznej naiwności, posłusznie ich przyjmują — drwiąc tym samym z poświęcenia naszych służb” – podkreślił.

Świnoujście. Gazowano Polaków

Paweł Usiądek z kolei twierdził na X, że Policja użyła gazu przeciwko protestującym przy granicy.

„W odpowiedzi na nasilający się problem nielegalnej imigracji z Niemiec, mieszkańcy Świnoujścia zablokowali przejście graniczne do Ahlbeck, aby nie dopuścić do kontynuowania praktyki podrzucania nam nielegalnych imigrantów. Polska policja rozgoniła Polaków, używając gazu łzawiącego” – czytamy we wpisie.

Polityk Konfederacji przytoczył też komunikat nieznanego autorstwa o „spontanicznym proteście”.

„Dzisiaj, spontanicznie, zbieramy się, aby zablokować granicę polsko-niemiecką z powodu notorycznego przerzucania nocami przez Niemców, imigrantów, których nie chcą u siebie — przez naszą granicę, do naszego kraju. Za to, na co dzisiaj się godzicie, zapłacą, nasze i wasze dzieci” – napisano.

„Na proteście była obecna również lider Ruchu Narodowego i Konfederacji w Zachodniopomorskiem, która w imieniu naszego środowiska również zaprotestowała przeciwko nielegalnej imigracji z Azji i Afryki, która trafia do Polski korytarzem niemieckim. Niestety, organy państwa polskiego wroga widzą nie w inspirowanej z Berlina nielegalnej imigracji a we własnych obywatelach. Podczas blokady policja użyła gazu łzawiącego wobec jednego z uczestników wydarzenia” – powtórzył.

„Cała ta sytuacja pokazuje, że priorytety polskiego rządu są nie w tym miejscu, w którym powinny być. Potrzebujemy natychmiastowego zamknięcia granic, odesłania nielegalnych imigrantów z powrotem do Niemiec i zakończenia polityki otwartych drzwi dla migracji z Afryki i Azji” – napisał Usiądek.

Protest miał też odbyć się w Lubieszynie na Pomorzu. Zebrało się tam kilkaset osób.

=====================

Korwin-Mikke: Gdyby nie interwencja obywateli…

Do doniesień na temat sytuacji na zachodniej granicy odniósł się prezes partii KORWiN Janusz Korwin-Mikke. Ocenił, że „dopiero dzięki patrolom obywatelskim widzimy skalę przerzutów imigrantów z Niemiec do Polski”.

„Tego wieczora, tylko w jednym powiecie, Niemcy zrzuciły nam 20 osób. Gdyby nie interwencja obywateli, nikt by o tym nie wiedział” – napisał na X Korwin-Mikke.

Gdzie do cholery jest ten rząd?!” – podsumował.

Izraelska napaść na Iran w celu „powstrzymania produkcji broni jądrowej” przyspieszy irański program jądrowy

Izraelska napaść na Iran

w celu powstrzymania produkcji broni jądrowej

przyspieszy irański program jądrowy

izraelska-napasc-na-iran-przyspieszy -rozwój-broni-jadrowej


Izraelskie i amerykańskie ataki na irańskie obiekty nuklearne, które miały na celu powstrzymanie programu atomowego Republiki Islamskiej, mogą paradoksalnie przyspieszyć irańskie dążenia do uzyskania broni jądrowej. Eksperci ostrzegają, że działania wojskowe zamiast eliminować zagrożenie nuklearne, mogą pchnąć Iran do przekroczenia czerwonej linii nierozprzestrzeniania.

Od 13 czerwca 2025 roku Izrael przeprowadza bezprecedensową kampanię bombardowań irańskich obiektów nuklearnych, uderzając w kluczowe instalacje w Natanz, Isfahan i Fordow. Amerykańskie siły zbrojne dołączyły do tej operacji, używając niszczycieli bunkrów mega-bomb odpalanych z bombowców stealth B-2 do ataku na podziemne zakłady wzbogacania uranu. Donald Trump ogłosił, że kluczowe irańskie obiekty nuklearne zostały całkowicie zniszczone, choć późniejsze raporty wywiadowcze USA sugerują, że ataki cofnęły program atomowy Iranu jedynie o kilka miesięcy.

Iran reaguje na bombardowania rozważaniem najbardziej dramatycznego kroku w swojej historii nuklearnej – wystąpieniem z Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Irański parlament przygotowuje ustawę, która mogłaby doprowadzić do takiego wyjścia z NPT. Artykuł X tego traktatu umożliwia państwom wyjście z układu, jeśli uznają, że nadzwyczajne wydarzenia zagroziły ich żywotnym interesom. Irańscy parlamentarzyści argumentują, że ataki na obiekty nuklearne spełniają te kryteria.

Wyjście z NPT oznaczałoby koniec międzynarodowego nadzoru nad irańskim programem nuklearnym. Teheran nie byłby już zobowiązany do współpracy z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej ani do przestrzegania ograniczeń dotyczących wzbogacania uranu. Bez kontroli MAEA społeczność międzynarodowa straciłaby wgląd w irańskie działania nuklearne, co mogłoby umożliwić Iranowi potajemne dążenie do uzyskania broni atomowej.

Paradoksalnie, izraelskie ataki mogły wzmocnić irańską motywację do posiadania broni jądrowej jako środka odstraszania. Analitycy wskazują, że Iran znalazł się w najsłabszej pozycji militarnej od dekad – jego sojusznicy Hamas i Hezbollah zostali osłabieni, Syria upadła, a systemy obrony powietrznej zostały zniszczone. W tej sytuacji broń atomowa może być postrzegana jako jedyny sposób na zapewnienie bezpieczeństwa.

Amerykańskie oceny wywiadowcze sugerują, że Iran już wcześniej przesunął swoje zapasy wzbogaconego uranu z zaatakowanych obiektów, przewidując nadchodzące bombardowania. Satelitarne zdjęcia pokazują ciężarówki ewakuujące materiały nuklearne z Fordow i Isfahan tuż przed atakami. MAEA szacuje, że Iran posiada ponad 400 kilogramów uranu wzbogaconego w 60 procentach, co wystarcza na wyprodukowanie około 10 bomb atomowych. [Ale dopiero po kolejnym, trudnym i czasochłonnym wzbogaceniu. md]

Groźba wyjścia z NPT stanowi część szerszej strategii wymuszenia przez Iran. Władze w Teheranie mogą używać tego zagrożenia jako karty przetargowej w negocjacjach z Zachodem. Jednocześnie mogą rozważać zamknięcie Cieśniny Ormuz, przez którą przepływa 20 procent światowej ropy naftowej, co mogłoby sparaliżować globalną gospodarkę.

Sytuacja tworzy niebezpieczny precedens dla reżimu nierozprzestrzeniania. Jeśli Iran opuści NPT i rozwinie broń jądrową, może to zachęcić inne państwa regionu, szczególnie Arabię Saudyjską, do rozpoczęcia własnych programów nuklearnych. Taki wyścig zbrojeń w niestabilnym regionie Bliskiego Wschodu mógłby mieć katastrofalne konsekwencje globalne.

Eksperci ostrzegają, że mimo fizycznych zniszczeń w irańskich obiektach nuklearnych, kraj ten zachował kluczowe zasoby – personel naukowy, know-how techniczne i znaczne zapasy wzbogaconego uranu. Te elementy pozwalają na stosunkowo szybką odbudowę programu, szczególnie bez międzynarodowego nadzoru po potencjalnym wyjściu z NPT.

Źródła:

https://www.cnn.com/2025/06/17/politics/israel-iran-nuclear-bomb-us-intelligence-years-away

https://www.aljazeera.com/news/2025/6/22/how-far-will-us-strikes-set-back-irans-nuclear-programme

https://www.aljazeera.com/opinions/2025/6/13/israel-may-have-just-pushed-iran-across-the-nuclear-line

https://www.reuters.com/world/middle-east/trump-announces-israel-iran-ceasefire-2025-06-23

https://www.reuters.com/world/middle-east/iran-foreign-ministry-says-parliament-is-preparing-bill-leave-npt-2025-06-16

https://www.aljazeera.com/news/2025/6/17/what-is-the-npt-and-why-has-iran-threatened-to-pull-out-of-the-treaty

https://www.npr.org/2025/06/22/nx-s1-5441734/satellites-show-damage-iran-nuclear-program-not-destroyed-experts-say

Watykan. Intronizacja Lucyfera w Capella Paolina 29 czerwca 1963. Skutki widać gołym okiem.

Intronizacja  Archanioła Lucyfera w Capella Paolina na Watykanie 29 czerwca 1963

[Przypominam jak co roku. To już 61 lat – skutki widać gołym okiem.

Módlmy się by nastał Papież, który będzie miał siłę, by to ODWRÓCIĆ, egzorcyzmować. MD]

=====================

Anno Domini 2017.

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa.

A 29-go – świętych Piotra i Pawła. Zmasowany atak satanistów w te dni jest atakiem rytualistycznym.

Święty Michale Archaniele, broń nas w walce. Sancte Michael Archangele, defende nos in prǽlio.

Przypominam FAKT, który miał miejsce przed 60 laty. Jest prawie pewne, że kolejni Papieże jak dotąd nie unicestwili tego bluźnierczego aktu, a potrzebną do tego MOC BOŻĄ – mają.

Stąd zapewne ciągle taka słabość obrońców. MD]

—————————

[Jest w ANTYKU najważniejsza książka Malachi Martina o Papieżach i obecnym Katolicyzmie.

Oto wyjątek.

Dom smagany wiatrem

Malachi Martin  

Powieść watykańska. Dedykowane papieżowi Piusowi V na cześć Maryi Królowej Różańca Świętego


1963,  Capella Paolina, Watykan

– Wierzę, że Książę tego świata zostanie tej nocy intronizowany do Starożytnej Cytadeli  i z tego miejsca stworzy Nową Wspólnotę.

I przyszła odpowiedź, robiąca przerażające wrażenie nawet w tym upiornym otoczeniu:

– A imię jej będzie Powszechny Kościół Człowieka.

Intronizacja upadłego Archanioła Lucyfera dokonała się w Cytadeli Kościoła katolickiego 29 czerwca 1963 roku. Był to „właściwy czas” dla spełnienia się historycznej przepowiedni. Główni aktorzy tej ceremonii doskonale wiedzieli, że tradycja satanistyczna już dawno przepowiedziała, że Czas Księcia nadejdzie wówczas, gdy papież przybierze imię Apostoła Pawła. Warunek ten – Znak, że nadszedł właściwy czas – został spełniony dokładnie osiem dni temu przez wybór najnowszego następcy św. Piotra.

W tym krótkim czasie, jaki upłynął od elekcji papieża, nie dało się ukończyć skomplikowanych przygotowań; Najwyższy Trybunał zdecydował jednak, że trudno o lepszy czas na Intronizację Księcia niż ten uroczysty dzień bliźniaczych książąt Cytadeli, świętych Piotra i Pawła. I nie było stosowniejszego miejsca niż Kaplica św. Pawła w Watykanie, usytuowana tak blisko Pałacu Apostolskiego.

Skomplikowane przygotowania podyktowane były głównie naturą mającego się odbyć Wydarzenia Ceremonialnego. Ochrona budynków watykańskich, pośród których leżał klejnot w postaci Kaplicy św. Pawła, była tak staranna, że z pewnością nie uda się ukryć uroczystego ceremoniału. Jeśli przedsięwzięcie miało zostać uwieńczone sukcesem – jeśli Wejście Księcia miało się dokonać we Właściwym Czasie – każdy element celebracji ofiary kalwaryjskiej musi zostać postawiony na głowie w przebiegu tej drugiej, przeciwstawnej celebracji. Sacrum musi zostać sprofanowane. Bluźnierstwo adorowane. Bezkrwawa reprezentacja ofiary Bezimiennego Słabego musi być zastąpiona przez najwyższą i krwawą deprawację godności Bezimiennego. Wina musi stać się niewinnością. Cierpienie musi dawać radość. Łaska, skrucha, przebaczenie muszą być utopione w orgii przeciwieństw. A wszystko to musi być wykonane bezbłędnie. Sekwencja wydarzeń, znaczenie słów, waga czynności – wszystko to musi być opatrzone perfekcyjnie wykonanym świętokradztwem, ostatecznym rytuałem zdrady.

Cała ta delikatna operacja została złożona w doświadczone ręce zaufanego STRAŻNIKA Księcia w Rzymie. Mistrz skomplikowanego ceremoniału Kościoła rzymskiego, dostojnik o granitowej twarzy i cierpkim języku, był jeszcze większym mistrzem książęcego ceremoniału ciemności i ognia. Wiedział, że bezpośrednim celem każdego ceremoniału jest oddanie czci „obeldze rozpaczy”. Lecz obecnie istniał jeszcze dalszy cel polegający na przeciwstawieniu się Bezimiennemu Słabemu w jego bastionie, opanowania Cytadeli Słabego we właściwym czasie, zapewnienie wejścia Księcia do Cytadeli jako nieodpartej siły, wyparcie Strażnika Cytadeli, przejęcie pełnej władzy nad kluczami wręczonymi strażnikowi przez Słabego.

STRAŻNIK próbował zmierzyć się z problemem bezpieczeństwa. Takie niewinne elementy, jak pentagram, czarne świecie i odpowiednie draperie ujdą jako rzymski ceremoniał. Lecz pozostałe rubryki – Misa z Piszczelami i Rytuał Din na przykład, zwierzęta ofiarne i sama Ofiara – tego byłoby już za wiele. Musi się więc odbyć dwie równoczesne celebracje. Koncelebracja mogłaby być dokonana z równym skutkiem przez braci w Autoryzowanej Kaplicy Celującej.

Gdyby wszyscy uczestnicy  w obu miejscach „wzięli na cel” każdy element wydarzenia w Kaplicy Rzymskiej, wówczas wydarzenie w całej swej pełni dokonałoby się w sposób szczególny w obszarze docelowym. Byłoby to tylko sprawą jedności serc, tożsamości intencji i perfekcyjnej synchronizacji słów i czynności pomiędzy kaplicą celującą a kaplicą docelową. Żywa wole i myślące umysły uczestników skoncentrowałyby się na Przybytku Księcia, odległość przestałaby mieć znaczenie.

Dla człowieka tak doświadczonego jak STRAŻNIK wybór kaplicy celującej nie nastręczał najmniejszych trudności. Wystarczyło zadzwonić do Stanów Zjednoczonych. W ciągu tych wszystkich lat wyznawcy Księcia w Rzymie osiągnęli doskonałą jedność serc i i taką samą jedność intencji z przyjacielem STRAŻNIKA Leonem, biskupem Kaplicy w Południowej Karolinie.

Imię Leon nie było prawdziwym imieniem tego człowieka, lecz raczej opisem jego wyglądu. Srebrna grzywa na wielkiej głowie każdemu, kto na niego patrzył, kojarzyła się z rozwianą grzywą lwa. Od kiedy jego ekscelencja, gdzieś w latach czterdziestych, ustanowił tę kaplicę, okazał się niezrównanym mistrzem operacji – dzięki liczbie i znaczeniu Uczestników, jakich potrafił przyciągnąć, dzięki częstej i szybkiej współpracy z tymi, którzy uznawali jego przekonania i ostateczne cele. Obecnie jego kaplica cieszyła się powszechnym szacunkiem inicjatów jako kaplica matka Stanów Zjednoczonych.

Wiadomość, że jego Kaplica została autoryzowana jako Kaplica Celująca w tak wielkim wydarzeniu, jakim miała być Intronizacja Księcia w samym sercu rzymskiej Cytadeli, przyjęta została przez Leona z najwyższą satysfakcją. A co do spraw praktycznych, to jego ogromna wiedza i doświadczenie w przeprowadzaniu ceremoniału oszczędzi im obu wiele czasu. Nie było na przykład potrzeby przypominania mu o wadze zasady sprzeczności, na której opiera się cała struktura kultu Archanioła. Nie mogło też być najmniejszych wątpliwości co do jego pragnienia włączenia się w ostateczną strategię tej bitwy, której celem był koniec Kościoła rzymskokatolickiego jako instytucji papieskiej, jaką była od chwili założenia jej przez Bezimiennego Słabego.

STRAŻNIK nie musiał mu nawet wyjaśniać, że ostatecznym celem operacji nie była w sensie dosłownym likwidacja rzymskiej organizacji katolickiej. Leon doskonale rozumiał, że byłoby to posunięcie znamionujące brak inteligencji i najzupełniej nieekonomiczne. O wiele lepiej było zamienić tę organizację w coś naprawdę użytecznego, zhomogenizowanie jej i przystosowanie do wielkiego światowego porządku ludzkości. Postawienie przed nią uniwersalnych humanistycznych – i tylko humanistycznych – celów.

Dwaj identycznie myślący eksperci – STRAŻNIK i amerykański Biskup – ograniczyli więc konieczne ustalenia dotyczące bliźniaczych wydarzeń ceremonialnych do listy nazwisk i inwentarza rubryk.

Lista STRAŻNIKA – uczestników w kaplicy rzymskiej – zawierała imiona ludzi najwyższego kalibru, wysokich rangą dostojników kościelnych i liczących się prawników. Byli to oddani słudzy Księcia w Cytadeli. Niektórzy zostali wybrani, dokooptowani, przeszkoleni i wypromowani w ciągu dziesięcioleci w ramach falangi rzymskiej, pozostali reprezentowali nowe pokolenie gotowe rozwijać program Księcia przez kolejne dziesięciolecia. Wszyscy doskonale rozumieli potrzebę pozostania w ukryciu. Reguła mówiła bowiem jasno: „Gwarancją naszego jutra jest przekonanie ludzi dzisiejszych, że my nie istniejemy”.

Grafik Leona obejmujący mężczyzn i kobiety, którzy zdobyli sobie znaczącą pozycję w biznesie, rządzie i życiu społecznym, był imponujący, ku pełnemu zadowoleniu STRAŻNIKA. A Ofiara – dziecko – jak powiedział jego ekscelencja, będzie prawdziwym majstersztykiem złamania niewinności.

Lista rubryk potrzebnych do wykonania równoległej ceremonii sprowadzała się głównie do elementów, które będą zrealizowane w Rzymie. Co się zaś tyczyło Kaplicy Celującej Leona, to musi ona mieć kilka naczyń zawierających Ziemię, Powietrze, Ogień i Wodę. Załatwione. Musi mieć Misę z Piszczelami. Załatwione. Czerwone i czarne Filary. Załatwione. Tarczę. Załatwione. IW ten sposób przeszli do końca listę niezbędnych rekwizytów. Załatwione. Załatwione.

Sposób synchronizacji ceremonii w obu kaplicach nie był Leonowi obcy. Jak zwykle zostaną przygotowane wydruki, przez niewierzących nazywane mszałami, do użytku uczestników ceremonii w obu kaplicach. Jak zwykle będą to teksty w nieskazitelnej łacinie. Po obu stronach Gońcy Ceremonialni będą pilnować połączenia telefonicznego, tak by uczestnicy mogli wykonywać swoje części w doskonałej harmonii z braćmi współ-celebrującymi.

W trakcie trwania wydarzenia serce każdego uczestnika musi być doskonale wypełnione nienawiścią zamiast miłości. Zadośćuczynienie bólu i konsumacja muszą się wypełnić w sposób doskonały w kaplicy celującej pod przewodnictwem Leona. Autoryzacja, instrukcje i dowody – końcowe i kulminacyjne momenty właściwe na tę okazję – będzie miał honor osobiście zaaranżować w Watykanie STRAŻNIK.

A jeśli każdy wypełni dokładnie to, czego wymaga reguła, Książę nareszcie skonsumuje prastary odwet nad Słabym, Bezlitosnym Wrogiem, który przez wieki paradował w przebraniu Najwyższego Miłosiernego, który widział wszystko nawet w najciemniejszych mrokach.

 Leon mógł sobie wyobrazić resztę. W wydarzeniu Intronizacji w sposób niewidoczny i bezkolizyjny dokona się doskonałe nałożenie ceremonii, w wyniku którego Książę stanie się oficjalnie utajonym członkiem Kościoła w rzymskiej Cytadeli. Intronizowany w ciemności, Książę będzie mógł pogłębiać tę ciemność, jak nigdy dotąd. Będzie to dotyczyło w jednakim stopniu przyjaciół i wrogów. Wola pogrąży się w tak głębokiej ciemności, że omroczy nawet oficjalny cel istnienia Cytadeli: wieczną adorację Bezimiennego. W samą porę – i nareszcie – Kozioł wyprze Baranka i wejdzie w posiadanie Cytadeli. Książę zawładnie Domem – Domem pisanym dużą literą – który do niego nie należy.

– Pamiętaj o tym, przyjacielu – biskup Leon drżał z niecierpliwości. –  Dokona się niedokonane. Będzie to przypieczętowanie mojej kariery. Wydarzenie przypieczętowujące los dwudziestego wieku.

Leon nie bardzo się pomylił.

Była noc. Strażnik wraz kilkoma akolitami pracował w ciszy nad przygotowaniem wszystkiego w Kaplicy Docelowej – św. Pawła w Watykanie. Na wprost ołtarza ustawiono półkolem klęczniki. W pięciu świecznikach stojących na ołtarzu pyszniły się eleganckie czarne ogarki. Na tabernakulum umieszczono srebrny pentagram i przykryto go krwawoczerwoną zasłoną. Po lewej stronie ołtarza umieszczony był tron – symbol Księcia Panującego. Ściany pokryte ślicznymi freskami wyobrażającymi sceny z życia Chrystusa i Apostołów zostały zasłonięte czarnymi draperiami bramowanymi złotem w kształcie figur symbolizujących historię Księcia.

Kiedy zbliżyła się wyznaczona godzina, oddani słudzy Księcia poczęli wypełniać Cytadelę. Byli to członkowie Rzymskiej Falangi. Pośród nich znajdowało się kilku najwybitniejszych członków kolegium kardynalskiego, hierarchii i biurokracji Kościoła rzymskokatolickiego. Byli też pośród nich świeccy reprezentanci Falangi, równie znakomici, jak członkowie Hierarchii.

Weźmy choćby tego Prusaka, który właśnie ukazał się w drzwiach. Pokazowy egzemplarz nowego narybku prawniczego. Nie miał nawet czterdziestu lat, gdy zaczął odgrywać znaczącą rolę w pewnych krytycznych wydarzeniach transnarodowych. Nawet światła czarnych świec odbijały się w jego okularach w stalowej oprawie i łysinie, jakby go chciały wyróżnić. Wybrany jako Delegat Międzynarodowy i Nadzwyczajny Pełnomocnik na ten Akt Intronizacji, Prusak zaniósł na Ołtarz skórzany mieszek zawierający list Autoryzacyjny i Instrukcję, a następnie zajął miejsce na jednym z klęczników.

Jakieś pół godziny przed północą wszystkie klęczniki były już zajęte przez aktualne pokłosie tradycji Księcia, która została zasiana, zaszczepiona i była kultywowana w starożytnej Cytadeli w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat. Jakkolwiek na razie ograniczona liczebnie, grupa ta pozostawała w ochronnym mroku jako ciało obce i duch pozaziemski w swym Gospodarzu i zarazem Ofierze. Przenikali do urzędów i działań podejmowanych przez rzymską Cytadelę, rozsiewając swoje symptomy w krwiobiegu Kościoła Powszechnego niby podskórna infekcja. Symptomy te to cynizm i indyferentyzm, przestępstwa i partactwo na wysokich posadach, lekceważenie prawdziwej doktryny, odrzucenie osądu moralnego, utrata czujności w sprawach świętych, zamazywanie podstawowych zasad tradycji oraz wyrazów i gestów, które ją przywołują.

Tacy to ludzie zgromadzili się w Watykanie na uroczystość Intronizacji. I taka była ich tradycja, którą utwierdzali w kwaterze głównej światowej administracji – w rzymskiej Cytadeli. Trzymając w ręku kartki z wydrukowanym Ceremoniałem, z oczami utkwionymi w ołtarz i tron, skupiając umysł i wolę, czekali w ciszy, aż wybije północ, wprowadzając ich w uroczystość świętych Piotra i Pawła, tego najważniejszego świętego dnia Rzymu.

 Kaplica Celująca – przestronny hol na parterze szkółki parafialnej – została urządzona ściśle zgodnie z regułą. Biskup Leon wszystkiego doglądał osobiście. W tej chwili wybrani specjalnie na tę okazję Akolici spokojnie poprawiali ostatnie szczegóły, podczas gdy on sprawdzał wszystko po kolei.

A więc najpierw Ołtarz umieszczony w północnej części kaplicy. Na ołtarzu okazały krucyfiks, szczytem zwrócony na północ. O włos dalej Pentagram osłonięty czerwoną zasłoną, umieszczony pomiędzy dwiema czarnymi świecami. U góry czerwona wieczna lampka żarząca się Rytualnym Płomieniem. Po wschodniej stronie Ołtarza – klatka; a w klatce sześciotygodniowe szczenię, pod wpływem środków uspokajających czekające cierpliwie na ten krótki moment, gdy będzie użyteczne dla Księcia. Za ołtarzem – hebanowe świecie czekające, by rytualny płomień dotknął ich knotów.

Szybkie spojrzenie na ścianę południową. Na małym kredensie – kadzielnica oraz puszka zawierająca kawałki węgla drzewnego i kadzidło. Przed kredensem ustawiono czerwone i czarne Kolumny, z których zwisa Tarcza Węża i Dzwon Nieskończoności. Rzut oka w kierunku wschodnim: pojemniki z Ziemią, Powietrzem, Ogniem i Wodą otaczające drugą klatkę. W klatce – gołąb, nieświadomy swego losu jako parodii nie tylko Bezimiennego Słabego, lecz całej Trójcy Świętej. Pod ścianą zachodnią pulpit i Księga w gotowości. Półkole klęczników obrócone na północ, w kierunku ołtarza. Po obu stronach rzędu klęczników emblematy Wejścia: Misa z Piszczelami po stronie zachodniej, najbliżej drzwi; po stronie wschodniej – wschodzący Księżyc i pięcioramienna gwiazda, skierowana ku górze rogami Kozła. Na każdym klęczniku kopia mszału dla każdego z uczestników.

Wreszcie Leon kieruje wzrok na wejście do kaplicy. Specjalne ornaty intronizacyjne, identyczne z tymi, jakie on i jego Akolici mają już na sobie, wiszą na stojaku tuż za drzwiami wejściowymi. Sprawdził godzinę na dużym zegarze ściennym w chwili nadejścia pierwszych uczestników. Zadowolony z przygotowań, skierował się do obszernej przylegającej szatni służącej za zakrystię. Arcykapłan i ojciec Medico zapewne zdążyli już przygotować Ofiarę. Jeszcze tylko niecałe pół godziny i jego Goniec Ceremonialny zainauguruje połączenie telefoniczne z Kaplicą Docelową w Watykanie. Wtedy nadejdzie godzina.

Określone wymogi co do fizycznego przygotowania obu kaplic dotyczyły także przygotowania uczestników. Ci w Kaplicy św. Pawła – sami mężczyźni – mieli na sobie szaty i paliusze, stosownie do kościelnej rangi, lub nienagannie skrojone czarne garnitury w przypadku osób świeckich. Skoncentrowani na jednym celu, z oczami utkwionymi w ołtarz i pusty Tron, wydawali się pobożnymi duchownymi rzymskimi lub świeckimi uczestnikami nabożeństwa, za których byli powszechnie uważani.

Rangą dorównując Rzymskiej Falandze, uczestnicy amerykańscy w kaplicy celującej stanowili jednak ostry kontrast do swoich kolegów w Watykanie. Tutaj zjawiali się mężczyźni i kobiety. Nie zasiadali oni w klęcznikach w eleganckich ubraniach, lecz zaraz po wejściu rozbierali się do naga, a następnie zakładali pojedynczą szatę bez szwów, przepisaną na okazję intronizacji; szata była krwistoczerwona na znak ofiary, długa do kolan, bez rękawów, z wycięciem pod szyją w kształcie litery V, otwarta z przodu. Rozbieranie i ubieranie odbywało się w milczeniu, bez pośpiechu i podniecenia. Całkowita koncentracja, rytualny spokój.

Po przebraniu się uczestnicy przechodzili obok Misy z Piszczelami i zanurzali w niej rękę, wyciągali garstkę Kości i zajmowali miejsca na klęcznikach ustawionych w półkolu na wprost ołtarza. Misa stopniowo opróżniała się, uczestnicy wypełniali klęczniki, ciszę wypełnił rytualny hałas. Nieustannie potrząsając kośćmi, każdy z Uczestników zaczął mówić – do siebie, do innych, do Księcia, po prostu w pustą przestrzeń. Na początku nie były to głosy ochrypłe, lecz rozbrzmiewające chaotycznie w rytualnej kadencji.

Wciąż przybywali nowi uczestnicy. Brali kości, wypełniali pozostałe klęczniki. Bezładna kadencja poczęła przybierać na sile w delikatnym, kakofonicznym sussurro. Wzbierająca fala niezrozumiałych modłów i błagań, potrząsania kośćmi przerodziła się w rodzaj kontrolowanej ekstazy. Dźwięki stawały się gniewne, nabrzmiałe przemocą. Stawały się kontrolowanym koncertem chaosu. Rozdzierającym duszę wyciem nienawiści i buntu. Ześrodkowanym preludium mającej nastąpić Intronizacji Księcia tego świata do Cytadeli Słabego.

W powiewającej wdzięcznie krwistoczerwonej szacie Leon wstąpił do zakrystii. W pierwszej chwili wydawało mu się, że wszystko jest w idealnym porządku. Jego koncelebrans, łysy arcykapłan w okularach, zapalił pojedynczą świecę w przygotowaniu do procesji. Napełnił ogromny złoty kielich czerwonym winem i przykrył go srebrną pateną. Na patenie ułożył ogromny biały opłatek przaśnego chleba.

Trzeci mężczyzna, ojciec Medico, siedział na ławce. Ubrany tak samo jak pozostali dwaj, trzymał na kolanach dziecko. Własną córkę Agnieszkę. Leon z zadowoleniem odnotował, że Agnieszka była spokojna i pogodzona z czekającą ją przemianą. Rzeczywiście, tym razem wydawała się gotowa. Ubrano ją w luźną białą szatę do kostek. I podobnie jak jej pieskowi zaaplikowano jej środki uspokajające mające działać do czasu, gdy zacznie się jej rola w misterium.

Agnisiu – szepnął Medico do ucha dziecka. – Za chwilę nadejdzie pora, by pójść z tatusiem.

– To nie mój tatuś…

Mimo zażytych leków udało jej się podnieść oczy na ojca. Jej głosik był słaby, lecz słyszalny.

– Bozia jest moim tatusiem…

– BLUŹNIERSTWO!

Słowa Agnieszki błyskawicznie zgasiły zadowolenie Leona, jego oczy ciskały błyskawice.

– Bluźnierstwo! – wyrzucił z siebie ponownie to słowo niczym pocisk.

Jego usta zamieniły się w wylot armaty, zasypując Medica gradem wyrzutów. Ten człowiek, chociaż lekarz, był po prostu partaczem! Dziecko trzeba było odpowiednio przygotować! Było na to dość czasu!

Słysząc wyrzuty biskupa Leona, Medico zrobił się szary na twarzy. Lecz na jego córce gniew biskupa nie zrobił żadnego wrażenia. Próbowała skierować spojrzenie swych niezwykłych oczu na kipiącego gniewem Leona; z trudem pokonując omdlenie, powtórzyła swój sprzeciw:

– Bozia jest moim tatusiem…!

Drżąc z podniecenia, ojciec Medico ujął główkę córki, próbując odwrócić jej twarz ku sobie.

Kochanie – perswadował. – Ja jestem twoim tatusiem. Zawsze byłem twoim tatusiem. I twoją mamusią, od kiedy odeszła.

– Nie moim tatusiem… Pozwoliłeś zabrać Flinnie… Nie róbcie krzywdy Flinniemu… To… tylko mały szczeniak… Bozia stworzyła małe pieski…

– Posłuchaj mnie, Agnisiu. Ja jestem twoim tatusiem. Już czas…

– Nie moim tatusiem… Bozia jest moim tatusiem… Bozia jest moją mamusią… Tatusiowie nie robią rzeczy, które nie podobają się Bozi… Nie moim…

Świadom, że kaplica w Watykanie czeka na uruchomienie ceremonialnego połączenia, Leon gwałtownym skinieniem głowy dał znak arcykapłanowi. Jak tyle razy w przeszłości, jedynym wyjściem była procedura awaryjna. A jeśli Ofiara – zgodnie z regułą – ma być świadoma podczas pierwszej rytualnej konsumacji, musieli to zrobić teraz.

Spełniając kapłańską powinność, Arcykapłan usiadł obok ojca Medico i przeniósł omdlałe od narkotyków ciało Agnieszki na własne kolana.

– Agnisiu, posłuchaj. Ja też jestem twoim tatusiem. Pamiętasz, jak bardzo się kochaliśmy? Pamiętasz?

  Lecz Agnieszka walczyła uparcie.

– Nie mój tatuś… tatusiowie nie robią mi złych rzeczy… nie krzywdźcie mnie… nie krzywdźcie Pana Jezusa…”

W późniejszych latach pamięć Agnieszki o tej nocy – bo jednak ją pamiętała – nie zachowa dotykania jej ciała, całej pornograficznej otoczki. Pamięć o tej nocy, kiedy już ją sobie przypomni, zleje się z pamięcią całego dzieciństwa. Z pamięcią nieustannego ataku zła. Z pamięcią – nigdy nie zawodzącym ją poczuciem – zalanej światłem głębi tabernakulum w jej dziecinnej duszy, gdzie światłość przemieniała jej męczarnie w odwagę, dzięki której mogła walczyć.

W jakiś sposób wiedziała, choć jeszcze tego nie rozumiała, że to wewnętrzne tabernakulum było miejscem, w którym naprawdę żyła. To centrum jej istoty było nietykalnym azylem zamieszkującej w niej siły, miłości i ufności; miejscem, gdzie cierpiąca Ofiara – prawdziwy cel ataków złego na Agnieszkę – na zawsze uświęciła jej cierpienie Swym własnym cierpieniem.

To właśnie z wnętrza tego azylu Agnieszka słyszała każde słowo wypowiadane w zakrystii w Noc Intronizacji. To z głębi tego azylu widziała przebijające ją twarde oczy biskupa Leona i nieruchomy wzrok arcykapłana. Znała cenę oporu. Czuła, że zabrano jej ciało z kolan ojca. Widziała światło odbijające się w okularach arcykapłana. Widziała, jak ojciec przysuwa się do niej. Widziała igłę w jego dłoni. Poczuła ukłucie. Znów poczuła działanie leku. Czuła, że ktoś ją podnosi. Lecz nadal walczyła. Walczyła, by widzieć. Walczyła z bluźnierstwem; ze skutkami gwałtu; ze śpiewami; z horrorem, który miał dopiero nadejść.

Sparaliżowana lekiem, nie mogła się nawet poruszyć; wezwała na pomoc całą swoją wolę jako jedyną broń i ponownie wyszeptała słowa oporu i udręki:

– Nie mój tatuś… Nie czyńcie krzywdy Panu Jezusowi… Nie czyńcie mi krzywdy…

Wreszcie nadeszła godzina. Początek właściwego czasu wejścia Księcia do Cytadeli. Na dźwięk dzwonu nieskończoności wszyscy uczestnicy w kaplicy Leona wstali jak jeden mąż. Trzymając w rękach kartki mszalne, przy niemilknącym, przerażającym akompaniamencie klekocących kości, zaintonowali na całe gardło procesjonał, triumfalną profanację hymnu świętego Pawła Apostoła:

Maran Atha! Przybądź, Panie! Przybądź, Książę. Przybądź! O przybądź!…

Wprawni akolici – mężczyźni i kobiety – poprowadzili procesję z zakrystii do ołtarza. Z tyłu za nimi, przygnębiony, lecz godnie wyglądający nawet w swym krwistoczerwonym stroju, postępował ojciec Medico niosący na rękach ofiarę, którą ułożył na ołtarzu obok krucyfiksu. W migotliwym cieniu zasłoniętego pentagramu jej włosy prawie dotykały klatki z małym pieskiem. Teraz – stosownie do swej godności, z oczami błyszczącymi za okularami – arcykapłan wziął do ręki jedyną czarną świecę  i zajął miejsce po lewej stronie ołtarza. Na końcu szedł biskup Leon, niosący kielich i hostię; przyłączył się do śpiewu zebranych, intonujących hymn na Wejście.

Niech się tak stanie! – wionęły ponad ołtarzem końcowe słowa hymnu w kaplicy celującej.

„Niech się tak stanie!” Starożytna pieśń musnęła bezwładne ciało Agnieszki, spowijając mgłą jej duszę głębiej niż leki, potęgując uczucie chłodu, który, jak wiedziała z doświadczenia, miał ją całkowicie ogarnąć.

– Niech się tak stanie! Amen! Amen! – wionęły starożytne słowa ponad ołtarzem Kaplicy św. Pawła. Łącząc w jedno swe serca i wolę z sercami i wolą celujących uczestników w Ameryce, Falanga Rzymska zaintonowała wybrany, zmieniony fragment z mszału rzymskiego, zaczynający się od Hymnu do Dziewicy Zgwałconej, a kończący się Inwokacją Korony Cierniowej.

W Kaplicy Celującej biskup Leon zdjął z szyi mieszek ofiarny i ułożył go ze czcią pomiędzy szczytem krucyfiksu a podstawą pentagramu. Następnie przy akompaniamencie podjętego na nowo chóralnego mruczando i klekotania kości, akolici umieścili trzy kawałki kadziła na rozżarzonych węglach w kadzielnicy. Prawie natychmiast niebieski dym rozszedł się po holu, a ostra woń kadzidła spowiła ofiarę, celebransów i uczestników.

W omdlałej duszy Agnieszki dym, zapach kadzidła, działanie leków oraz chłód i rytualny hałas – wszystko zmieszało się w jedną ohydną kadencję.

Choć nikt nie dał sygnału, doskonale wyszkolony Posłaniec Ceremonialny poinformował swego watykańskiego odpowiednika, że inwokacje właśnie się zaczynają. Nagła cisza spowiła amerykańską kaplicę. Biskup Leon uroczyście uniósł krucyfiks leżący obok ciała Agnieszki, oparł go szczytem w dół o ołtarz i zwracając się twarzą do zgromadzenia, podniósł lewą rękę do odwróconego znaku błogosławieństwa: grzbiet dłoni zwrócony ku zgromadzeniu, kciuk i dwa palce środkowe przyciśnięte do wewnętrznej strony dłoni, mały i wskazujący palec uniesione jako symbol rogów Kozła.

– Módlmy się!

W atmosferze mroku i ognia główny celebrans w każdej z kaplic zaintonował serię inwokacji do Księcia. Uczestnicy w każdej z kaplic odpowiadali na wezwania celebransów. Następnie – ale tylko w amerykańskiej Kaplicy Celującej – każdemu responsowi towarzyszyło odpowiednie działanie – rytualne wykonanie ducha i znaczenia słów. Nad osiągnięciem kadencji doskonałej słów i woli między obiema kaplicami czuwali Gońcy Ceremonialni.  Od tej właśnie kadencji doskonałej zależało odpowiednie uformowanie intencji ludzi, w które miał być przybrany dramat intronizacji Księcia.

Wierzę w jedną Moc – wyrzekł z przekonaniem biskup Leon.

A imię jej Kosmos – zaintonowali uczestnicy w obu kaplicach, odwracając odpowiedź mszału rzymskiego. Towarzyszyło jej odpowiednie działanie w kaplicy celującej. Dwaj akolici okadzili ołtarz, dwaj inni ustawili na ołtarzu pojemniki z Ziemią, Powietrzem, Ogniem i Wodą, skłonili się przed biskupem i powrócili na swoje miejsca.

I w Jednorodzonego Syna Kosmicznego Brzasku – zaintonował Leon.

– A imię jego Lucyfer – brzmiał drugi respons.

Akolici Leona zapalili świece i okadzili Pentagram.

Trzecia inwokacja:

– Wierzę w Tajemniczego.

I trzecia odpowiedź:

– Którym jest Wąż Jadowity na Drzewie Życia.

Przy akompaniamencie klekocących kości pomocnicy podeszli do czerwonego Filara i odwrócili Tarczę Węża, ukazując odwrotną jej stronę wyobrażającą Drzewo Znajomości Dobra i Zła.

Wtedy Stróż w Rzymie i biskup w Ameryce zgodnie zaintonowali czwartą inwokację:

– Wierzę w Pradawnego Lewiatana.

I unisono poprzez ocean i kontynent popłynęła czwarta odpowiedź:

– A imię jego Nienawiść.

Nastąpiło okadzenie czerwonego filaru z Drzewem Wiadomości Dobrego i Złego.

Piąta inwokacja brzmiała:

– Wierzę w Pradawnego Lisa.

I piąty donośny respons:

– A imię jego Kłamstwo.

Tu okadzono czarną kolumnę jako symbol rozpaczy i wszelkiej obrzydliwości.

W migotliwym świetle ogarków, spowity kłębami niebieskiego dymu, Leon skierował wzrok na klatkę z Flinnim stojącą tuż obok ciała Agnieszki rozciągniętego na ołtarzu. Szczeniak przebudził się z letargu, podniósł się na cztery łapy, podniecony hałasem śpiewów, klekotania kości.

– Wierzę w Pradawnego Kraba – zaintonował Leon szóstą inwokację.

– A imię jego jest Żywy Ból – zagrzmiała szósta odpowiedź, a kości klekotały miarowo.

Teraz oczy wszystkich zwróciły się na akolitę, który podszedł do ołtarza i sięgnął ręką do klatki. Piesek zamachał ogonkiem, spodziewając się pieszczoty. Tymczasem akolita wprawnym ruchem wyszarpnął zwierzę z klatki, drugą ręką dokonując błyskawicznej wiwisekcji, poczynając od usunięcia genitaliów wyjącego szczeniaka. Ekspert w swoim fachu, umiejętnie przedłużał cierpienie psa i frenetyczną radość uczestników rytuału zadawania bólu.

Lecz nie wszystkie odgłosy zagłuszał piekielny hałas przerażającej celebracji. Był jeszcze słabiutki głosik śmiertelnej walki Agnieszki. Bezgłośnego jej krzyku w odpowiedzi na agonię pieska. Dźwięk niesłyszalnych słów. Dźwięk błagania i cierpienia.

– Bozia jest moim tatusiem!… Święta Bozia!… Mój pieseczek!… Nie róbcie krzywdy Flinniemu!… Bozia jest moim tatusiem!…Nie róbcie krzywdy Panu Jezusowi… Święta Bozia…

Czujny na każdy szczegół, biskup Leon rzucił okiem na Ofiarę. Będąc w stanie bliskim nieświadomości, Ofiara wciąż walczyła. Wciąż protestowała. Wciąż jeszcze czuła ból. Wciąż jeszcze się modliła z tym swoim nieustępliwym oporem. Leon był zachwycony. Co za doskonała Ofiara. Jak przyjemna musi być Księciu. Bezlitośnie i bez najmniejszej przerwy Leon i Strażnik  przeprowadzili swoje zgromadzenia przez resztę czternastu w sumie inwokacji, a odpowiednie działania towarzyszące każdej odpowiedzi stawały się zgiełkliwym teatrem perwersji. Wreszcie biskup Leon zakończył pierwszą część ceremonii wielką inwokacją:

– Wierzę, że Książę tego świata zostanie tej nocy intronizowany do Starożytnej Cytadeli  i z tego miejsca stworzy Nową Wspólnotę.

I przyszła odpowiedź, robiąca przerażające wrażenie nawet w tym upiornym otoczeniu:

– A imię jej będzie Powszechny Kościół Człowieka.

Teraz nadeszła pora, by Leon podniósł z ołtarza Agnieszkę. Pora, by arcykapłan uniósł prawą ręką kielich, a lewą ogromną hostię. Pora, by Leon przewodniczył modlitwie Ofiarowania, po każdym rytualnym pytaniu czekając na odpowiedzi zawarte w mszałach trzymanych przez uczestników.

– Jakie było imię tej ofiary przy pierwszych narodzinach?

– Agnieszka!

– Jakie było imię tej ofiary przy drugim narodzeniu?

– Agnieszka Zuzanna!

– Jakie było imię tej ofiary przy trzecich narodzinach?

– Rahab Jerycho!

Teraz Leon ponownie ułożył Agnieszkę na ołtarzu, a następnie nakłuł wskazujący palec jej lewej ręki, a z małej ranki wypłynęła krew.

Chłód przeszywał jej ciało, miała mdłości, czuła, jak podnoszą ją z ołtarza, lecz już nie była w stanie poruszać oczami. Czuła ostre ukłucie w lewej ręce. Docierały do niej słowa zawierające zagrożenie, którego nie potrafiła wysłowić: „Ofiara… Agnieszka… narodzona po raz trzeci… Rehab Jerycho…”

Leon umoczył wskazujący palec lewej ręki we krwi Agnieszki i unosząc go tak, by mogli to zobaczyć uczestnicy, rozpoczął modlitwę ofiarowania.

– Krew naszej Ofiary została przelana * aby nasza służba Księciu była doskonała. * Aby sprawował najwyższą władzę w Domu Jakuba * W Ziemi Obiecanej Wybrańca.

Teraz przyszła kolej na arcykapłana. Trzymając wysoko kielich i hostię, wygłosił rytualną odpowiedź ofiarowania:

– Zabieram cię ze sobą, przeczysta ofiaro * Zabieram cię do nieświętej północy – Zabieram cię na wzgórze Księcia.

Arcykapłan ułożył hostię na piersiach Agnieszki, trzymając kielich z winem nad jej piersią.

Mając po prawicy i po lewicy arcykapłana i akolitę Medica, biskup Leon spojrzał na Gońca Ceremonialnego. Upewniwszy się, że Stróż o granitowej twarzy i jego rzymska falanga tworzą wraz z nim doskonały tandem, znów zaintonował wraz ze współ-celebransami modlitwę ofiarowania:

– Prosimy cię, Panie, Lucyferze, Książę Ciemności * Który gromadzisz wszystkie nasze ofiary * Wejrzyj łaskawie na naszą ofiarę * Złożoną na popełnienie wielu grzechów.

A potem bezbłędnym unisono, jakiego nabiera się po latach praktyk, biskup i arcykapłan wygłosili najświętsze słowa łacińskiej mszy. Przy podniesieniu hostii:

– HOC EST ENIM CORPUS MEUM.

Przy podniesieniu kielicha:

HIC EST ENIM CALIX SANGUINIS MEI, NOVI ET AETERNI TESTAMENTI, MYSTERIUM FIDEI QUI PRO VOBIS ET PRO MULTIS EFFUNDETUR IN REMISSIONEM PECCATORUM. HAEC QUOTIESCUMQUE FECERITIS IN MEI MEMORIAM FACIETIS.

Zebrani natychmiast odpowiedzieli wznowieniem rytualnego hałasu, kakofonią dźwięków, mieszaniną wyrazów i klekotu kości, i towarzyszących temu lubieżnych gestów wszelkiego rodzaju. Tymczasem biskup spożył odrobinę hostii i upił łyczek wina z kielicha.

Na sygnał Leona – ponownie odwrócone błogosławieństwo znakiem – rytualny hałas przybrał formę nieco bardziej uporządkowanego chaosu, kiedy uczestnicy posłusznie ustawili się w kolejce. Przechodząc obok ołtarza, gdzie otrzymywali komunię – odrobinę hostii, łyczek z kielicha – mieli też okazję podziwiać Agnieszkę. Lecz nie chcąc uronić nic z pierwszego rytualnego gwałtu na ofierze, szybko wracali do swoich klęczników, patrząc w napięciu, jak biskup skupia całą uwagę na dziecku.

Uczuwszy na sobie ciężar ciała biskupa, Agnieszka z całej siły próbowała uwolnić się od niego. Nawet teraz usiłowała wykręcić głowę, jakby szukała pomocy w tym bezlitosnym miejscu. Lecz pomoc nie znikąd nie nadchodziła. Był tylko arcykapłan czekający na swoją kolej w tym niewyobrażalnym świętokradztwie. Czekał także jej ojciec. I był ogień palących się czarnych świec, odbijający się czerwienią w ich oczach. Ogień zapalał się w ich oczach. Wewnątrz tych wszystkich oczu. Ogień, który będzie jeszcze palił długo, gdy pogasną świece. Palił już zawsze…

Cierpienie, które owładnęło Agnieszką tamtej nocy, jej ciałem i duszą, było tak głębokie, że chyba ogarniało cały świat. Lecz ani na chwilę nie było to tylko jej konanie. Tego była przez cały czas pewna. Kiedy słudzy Lucyfera gwałcili ją na zbezczeszczonym, nieświętym ołtarzu, gwałcili równocześnie tego Pana, który był jej tatusiem i mamusią. Tak jak On przemienił jej słabość Swoją odwagą, tak też uświęcił jej profanację swymi niewypowiedzianymi udrękami i jej długotrwałe cierpienie Swoją Męką. To do Niego – tego Pana, który był jej jedynym ojcem i jedyną matką, i jedynym obrońcą – słała bezgłośne krzyki męki, przerażenia i bólu. I to do Niego, tracąc przytomność, modliła się o ratunek.

Leon znów stał obok ołtarza, na jego zlanej potem twarzy malowało się podniecenie, była to najwyższa chwila jego triumfu. Skinienie głowy w kierunku gońca ceremonialnego czuwającego przy telefonie. Chwila oczekiwania. Skinięcie głowy tamtego w odpowiedzi. Rzym był gotów

.

– Mocą przekazaną mi jako równoczesnemu celebransowi ofiary i równoczesnemu wykonawcy intronizacji, przewodniczę wszystkim tu i w Rzymie, wzywając ciebie, Książę Wszelkiego Stworzenia! W imieniu wszystkich zebranych w tej kaplicy i wszystkich braci zgromadzonych w Kaplicy Rzymskiej, wzywam Cię, o Książę, przybądź!

Drugiej modlitwie intronizacyjnej miał przewodniczyć arcykapłan. W tej niezwykłej chwili, gdy spełniało się najwyższe, na co kiedykolwiek czekał, recytowane przez niego łacińskie zdania były wzorem kontrolowanej emocji:

– Przybądź, obejmij w posiadanie Dom Wroga. * Wejdź do miejsca, które było dla Ciebie przygotowane. * Zstąp pomiędzy Swoje wierne Sługi * Którzy przygotowali dla Ciebie łoże, * Którzy wznieśli Twój Ołtarz i pobłogosławili go infamią.

Było godne i sprawiedliwe, by to właśnie biskup Leon zaintonował ostatnią modlitwę wprowadzenia w kaplicy celującej:

– Zgodnie ze świętymi instrukcjami z Wierzchołka Góry, * W imieniu wszystkich Braci * ja Ciebie pragnę uwielbić, Książę Ciemności. * Stułę wszystkiego, co Nieświęte * Wkładam oto w Twoje ręce * Potrójną Koronę Piotra * Zgodnie z nieugiętą wolą Lucyfera * Byś tu rządził. * Aby był Jeden Kościół, * Jeden Kościół od Morza do Morza, * Jedno Wielkie i Potężne Zgromadzenie * Mężczyzn i Kobiety, * zwierząt i roślin. * Aby nasz Kosmos znów * Był jeden, niezwiązany i wolny.

Przy ostatnim słowie, na znak dany przez Leona, wszyscy w jego kaplicy usiedli. Rytuał został przekazany do Kaplicy Docelowej w Rzymie.

W ten sposób Intronizacja Księcia do Cytadeli Słabego prawie już dobiegła końca. Pozostała jeszcze tylko Autoryzacja, Ustawa Instrukcyjna i Dowód. Strażnik podniósł oczy znad ołtarza i skierował ponure wejrzenie na Międzynarodowego Delegata, który przyniósł mieszek zawierający list Autoryzacyjny i Instrukcję. Wszyscy odprowadzali go wzrokiem, gdy wstał i skierował się do ołtarza, wziął do ręki mieszek, wyjął papiery i twardym pruskim akcentem przeczytał Ustawę Autoryzacyjną:

– „Z mandatu Zgromadzenia i Świętych Starszych wyznaczam, autoryzuję i uznaję tę kaplicę, która odtąd będzie się nazywała Kaplicą Wewnętrzną, za zajętą, posiadaną i będącą całkowitą własnością Tego, którego intronizowaliśmy jako Pana i Mistrza naszego ludzkiego losu.

Ktokolwiek środkami tej kaplicy będzie desygnowany i wybrany na ostatniego sukcesora Urzędu Piotrowego, mocą swej urzędowej przysięgi poświęci siebie i wszystkich, którym rozkazuje, aby byli gorliwymi instrumentami i współpracownikami Budowniczych Domu Człowieczego na Ziemi i w całym Kosmosie Człowieka.Przemieni on prastarą Wrogość w Przyjaźń, Tolerancję i Asymilację, i będzie to zastosowane do narodzin, edukacji, pracy, finansów, handlu, przemysłu, nauki, kultury, życia i dawania życia, umierania i udzielania śmierci. Niechaj tedy zostanie uformowana Nowa Era Człowieka”.

Niech się tak stanie! – zaintonował Stróż odpowiedź rzymskiej falangi.

– Niech się tak stanie! – zaintonował biskup Leon – na znak dany przez gońca ceremonialnego – wyrażając zgodę uczestników.

Następny rytualny nakaz, Ustawa Instrukcyjna, była to w rzeczywistości uroczysta przysięga zdrady, mocą której każdy duchowny obecny na ceremonii w Kaplicy św. Pawła w Watykanie  – czy to kardynał, biskup czy prałat – celowo i rozmyślnie sprofanuje sakrament święceń, mocą którego niegdyś otrzymał łaskę i władzę uświęcania innych.

Delegat Międzynarodowy uniósł lewą rękę, czyniąc znak.

– Czy wszyscy tu obecni i każdy z osobna – odczytywał tekst przysięgi – usłyszawszy tę Autoryzację, teraz uroczyście przysięgają przyjąć ją chętnie, jednogłośnie, natychmiast, bez żadnych zastrzeżeń lub wybiegów?

– Przysięgamy!

– Czy wy wszyscy i każdy z osobna przysięgacie uroczyście, że będziecie wykonywać swoje obowiązki z myślą o wypełnieniu celów Powszechnego Kościoła Człowieka?

– Przysięgamy uroczyście.

– Czy wy wszyscy i każdy z osobna jesteście gotowi podpisać to jednogłośne postanowienie własną krwią, oby Lucyfer cię uderzył, jeślibyś się sprzeniewierzył tej Przysiędze Zgody?

– Jesteśmy gotowi.

– Czy wy wszyscy i każdy z osobna zgadzacie się mocą tej Przysięgi przenieść Panowanie i Posiadanie waszych dusz z Prastarego Wroga, Najwyższego Słabego, we Wszechpotężne ręce naszego Pana, Lucyfera?

– Zgadzamy się.

Teraz nadeszła pora na Rytuał Końcowy. Na Dowód.

Umieściwszy oba dokumenty na ołtarzu, delegat wyciągnął rękę do Strażnika. Wówczas rzymianin o granitowej twarzy złotą pincetą nakłuł opuszkę kciuka lewej ręki delegata i złożył krwawą pieczęć przy jego nazwisku na Ustawie Autoryzacyjnej.

Uczestnicy watykańskiej uroczystości szybko poszli w ślady Delegata. A kiedy już każdy członek Rzymskiej Falangi zadośćuczynił ostatniemu rytualnemu wymogowi, w Capella Paolina rozbrzmiała srebrna sygnaturka.

W Kaplicy amerykańskiej trzykrotnie zawtórował jej delikatny, melodyjny głos dzwonu nieskończoności. Ding! Dong! Ding! Wyjątkowo gustowny dźwięk – pomyślał Leon – gdy oba zgromadzenia zaintonowały pieśń na wyjście:

– Bim! Bom! Bam!* Nic nie Przemoże Prastarych Bram! * Upadnie Skała i Krzyż sam * Na zawsze * Bim! Bom! Bam!

Procesja wyjściowa uformowała się odpowiednio do rang. Na początku szli akolici. Potem ojciec Medico z bezwładnym i trupiobladym ciałem Agnieszki w ramionach. Na końcu Arcykapłan i biskup Leon, którzy podjęli śpiew, znikając w zakrystii.

Członkowie Falangi Rzymskiej wyszli na dziedziniec św. Damazego we wczesnych godzinach rannych w święto Piotra i Pawła. Wsiadając do czekających limuzyn niektórzy kardynałowie i biskupi odpowiedzieli na pełne czci saluty gwardzistów, czyniąc machinalny gest błogosławieństwa. \

Dziedziniec opustoszał i tylko mury Kaplicy św. Pawła jak zawsze jaśniały wspaniałymi freskami przedstawiającymi Chrystusa i św. Pawła Apostoła, którego imię przybrał ostatni sukcesor na Stolicy Piotrowej.

Syjonizm chrześcijański to jeden z kluczowych elementów poparcia USA dla Izraela

Syjonizm chrześcijański

to jeden z kluczowych elementów

poparcia USA dla Izraela

https://pch24.pl/grzegorz-gorny-syjonizm-chrzescijanski-to-jeden-z-kluczowych-elementow-poparcia-usa-dla-izraela

Syjonizm chrześcijański nabrał prawdziwego rozmachu po 1967 roku, czyli w momencie zajęcia przez Izrael wschodniej Jerozolimy podczas wojny sześciodniowej. Wielu piewców tej idei dopatrzyło się w tych posunięciach realizacji proroctw Starego Testamentu – zauważył redaktor Grzegorz Górny na antenie PCh24 TV, w programie „Ja, Katolik Extra”.

Kliknij TUTAJ i obierz pierwszy numer Kwartalnika PCh24.pl

PCh24pl

Jak zwrócił uwagę prowadzący cykliczną audycję red. Krystian Kratiuk, wielu zastanawia się dzisiaj nad swoistym fenomenem niezachwianego poparcia ze strony Stanów Zjednoczonych dla polityki Izraela – niezależnie od jego posunięć oraz od tego, który prezydent sprawuje aktualnie władzę w USA.

Na dotyczące pokrewnej kwestii pytanie, czym jest chrześcijański syjonizm, odpowiedział jeden ze stałych uczestników programu „Ja, Katolik Extra”, red. Grzegorz Górny. Opisał on to zjawisko jako nurt teologiczny powstały wewnątrz protestantyzmu. Najmocniej rozpowszechnił się pośród ewangelikanów, czyli należących do denominacji pentekostalnej. Ojcem założycielem tego właśnie heretyckiego odłamu był żyjący na przełomie XIX i XX wieku anglikański pastor William Hechler, współpracownik projektanta nowożytnego syjonizmu Theodora Herzla.

Zajmujący się badaniami społecznymi Instytut Gallupa wylicza, że w Stanach Zjednoczonych żyje dziś mniej więcej 70 – 80 milionów osób, które można określić jako syjoniści chrześcijańscy.To są ludzie, którzy należą nominalnie do różnych wspólnot protestanckich, natomiast podzielają przekonanie, że wspieranie państwa Izrael jest częścią tożsamości chrześcijańskiej, częścią chrześcijańskiej misji we współczesnym świecie. Oni też bardzo literalnie odczytują Pismo Święte. Przykładają także dzisiejsze wydarzenia w Ziemi Świętej czy na Bliskim Wschodzie do opowieści biblijnych. Starają się widzieć w dokonujących się obecnie faktach spełnienie niektórych proroctw starotestamentowych – powiedział Grzegorz Górny.

Jak wskazał, tego rodzaju myślenie jest bardzo silnie zakorzenione także w amerykańskim życiu politycznym. Gdy w 1948 roku Stany Zjednoczone uznały państwo Izrael prezydent Harry Truman porównał siebie do króla Cyrusa, który zakończył okres niewoli babilońskiej i dał Żydom wolność. 

Jednak prawdziwego rozmachu syjonizm chrześcijański nabrał po 1967 roku, czyli w momencie zajęcia wschodniej Jerozolimy podczas wojny sześciodniowej. Wielu piewców tej idei dopatrzyło się w tych posunięciach realizacji proroctw Starego Testamentu.

Z kolei jednym z kolejnych etapów spełnienia proroctw Nowego Przymierza ma być nawrócenie Żydów spodziewane u końca czasów. – W związku z tym wspieranie państwa Izrael dokonuje się [w mniemaniu syjonistów] nie z powodów politycznych, ale jest wpisane w historię zbawienia. I tutaj oni się bardzo często powołują na fragment z Księgi Liczb. Są to słowa, które Balaam skierował pod adresem Izraela, czyli „Błogosławieni niech będą, którzy błogosławią ciebie, a przeklęci, którzy ciebie przeklinają” (Lb 24, 9). Wobec tego każdy, kto wspiera państwo Izrael, automatycznie zasługuje na Boże błogosławieństwo.

Syjonizm chrześcijański mocnego rozpędu nabrał zwłaszcza w latach 80. minionego wieku. Wtedy to na szeroką skalę rozwinęli swoją działalność protestanccy telekaznodzieje, skwapliwie korzystający z tej właśnie możliwości masowego docierania do odbiorców.

Jedną z kluczowych postaci tego ruchu był pastor Jerry Falwell, który stwierdził, iż każdy, kto sprzeciwia się państwu Izrael, występuje przeciwko samemu Bogu. Z kolei pastor Pat Robertson, powiedział, że gdyby doszło do wojny Stanów Zjednoczonych i Izraela, to on jako obywatel Stanów Zjednoczonych stanąłby po stronie Izraela przeciwko swojej ojczyźnie, gdyż w ten sposób wypełniałby wolę Boga.

 – Państwo Izrael bardzo zręcznie wykorzystywało w swojej dyplomacji religijnej syjonizm chrześcijański dla swoich celów – zwrócił uwagę Grzegorz Górny. – To już się zaczęło od Dawida Ben-Guriona, który brał udział w różnych zebraniach zielonoświątkowców. Później był kolejny promotor tej dyplomacji religijnej skierowanej w stronę Stanów Zjednoczonych, czyli premier Menachem Begin, który zaprosił Falwella do Izraela, wręczył mu nagrodę imienia Żabotyńskiego i w ten sposób przypieczętował sojusz między partią Likud a syjonistami chrześcijańskimi. I dziś tą samą drogą idzie Benjamin Netanyahu. Już od dawna za pomocą tych różnych kół lobbystycznych buduje poparcie dla Izraela w środowiskach chrześcijańskich syjonistów – wyliczał publicysta.

Grzegorz Górny wskazał, że jest to dzisiaj jeden z najważniejszych elementów poparcia Stanów Zjednoczonych dla Izraela. – Oczywiście, wspierając Izrael, Stany Zjednoczone też realizują na różnych poziomach szereg celów, ale jeżeli chodzi o te czynniki religijne i o politykę wewnętrzną USA, to ten syjonizm chrześcijański wydaje się tutaj takim kluczowym czynnikiem tego poparcia Waszyngtonu dla Izraela – ocenił.

Źródło: PCh24 TV

Zanim wyparujemy w słusznej sprawie

Zanim wyparujemy w słusznej sprawie

Stanisław Michalkiewicz  28 czerwca 2025michalkiewicz

Umiłowanie i słodycz rodzaju ludzkiego”. Takimi słowy Swetoniusz Trankwillus skomplementował „boskiego Tytusa”, rzymskiego cesarza, który objął rządy po swoim ojcu, „boskim Wespazjanie”. Nawiasem mówiąc, krążą po świecie fałszywe pogłoski, jakoby istniało jakieś „DITISO”, czyli „Divini Titio Internationale Societas”, co miałoby oznaczać „Międzynarodowe Stowarzyszenie Boskiego Tytusa”. Zważywszy, że to właśnie Tytus zdobył Jerozolimę i zburzył świątynię jerozolimską, z której została tylko słynna „Ściana Płaczu”, gdzie Żydowie składają odkrytki dla Najwyższego, istnienie takiego stowarzyszenia mogłoby mieć znaczenie polityczne zwłaszcza teraz, kiedy bezcenny Izrael obrzuca dalekonośnymi kartaczami złowrogi Iran, a słychać, że w sukurs mają mu przyjść Stany Zjednoczone, żeby raz na zawsze przeprowadzić ostateczne rozwiązanie kwestii irańskiej.

Zegar tyka i właśnie, gdy piszę ten felieton, nadeszły skrzydlate wieści, że amerykańskie bombowce B-2, które mogą obrzucić złowrogi Iran prawie 14-tonowymi car-bombami, przebazowywane są z Ameryki do bazy na Diego Garcia na Oceanie Indyjskim, skąd prawdopodobnie będą wykonywały naloty na złowrogi Iran, zgodnie z suwerenną decyzją amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, podyktowaną mu przez izraelskich cadyków, przed którymi amerykańscy twardziele skaczą z gałęzi na gałąź.

Jak tam będzie, tam tam będzie i jeśli nawet z tego powodu wybuchnie III wojna światowa, to choćby na moment przed wyparowaniem, jakie nieuchronnie nas wtedy czeka, będziemy mogli się pocieszyć, że wyparowujemy w słusznej sprawie. Nie ma bowiem, jak powszechnie wiadomo, słuszniejszej sprawy, jak interes bezcennego Izraela, więc wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

No dobrze – ale co ma z tym wszystkim wspólnego cesarz Tytus, który już dawno umarł i chociaż został deifikowany przez rzymski Senat, to nikt poważny, mądry i roztropny się tą jego deifikacją nie przejmuje, podobnie jak innymi decyzjami tego Senatu. Co innego, gdyby deifikował do Senat Stanów Zjednoczonych. Wtedy chyba i my musielibyśmy tę deifikację uznać, bo w przeciwnym razie mogłaby być z nami brzydka sprawa. Na szczęście żadne lobby rzymskie, z odróżnieniu od izraelskiego, nie dyktuje amerykańskiemu Senatowi, co ma uchwalać, albo i nie uchwalać.

W tej sytuacji skupmy się na komplemencie, jakim wielkodusznie obdarzył cesarza Tytusa wspomniany Swetoniusz Trankwillus. Myślę, że dzisiaj podobnym komplementem moglibyśmy obdarzyć chlubę światowej jurysprudencji i w ogóle – całej postępowej Ludzkości, najwybitniejszy umysł naszych czasów, czyli pana profesora Wojciecha Sadurskiego. Pan prof. Sadurski, jak przystało na chlubę całej postępowej Ludzkości, zna swoje miejsce w szyku i nie podstawia nóg tam, gdzie kują konie, tylko trzyma się raczej wskazówki sformułowanej przez Klucznika Gerwazego, który – co prawda sformułował ją w trochę innych okolicznościach – ale właśnie dlatego ma ona charakter uniwersalny. Wskazówka ta głosi, że „gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych – każdy swego”.

A właśnie pan prof. Wojciech Sadurski chwalebnie spostrzegł się, co w przededniu III wojny światowej przystoi mu czynić i przedstawił projekt, który pobożny portal „Fronda” nazwał projektem „zamachu stanu”. Nie chodzi oczywiście o jakieś zbrojne wystąpienie, bo do czegoś takiego nasza niezwyciężona armia chyba nie jest zdolna, tylko o rodzaj kruczka prawniczego, przy pomocy którego Volksdeutsche Partei mogłaby osadzić na prezydenckim stolcu już nie umiłowaną duszeńkę przewodniczącego Światowego Kongresu Żydów Ronalda Laudera, co to w swoim czasie namaścił ją na tubylczego prezydenta w Polsce, czyli obywatela Trzaskowskiego Rafała, tylko obywatela Hołownię Szymona, który też w wyborach prezydenckich kandydował, ale bez takiego namaszczenia, w związku z czym uzyskał wynik dopiero piąty, czy może nawet szósty w kolejności.

Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma, dobra psu i mucha, więc chyba dlatego pan profesor Wojciech Sadurski wykombinował prawniczy kruczek. Polega on na tym, że zgodnie z art. 130 konstytucji, prezydent-elekt obejmuje urząd dopiero po złożeniu przysięgi przez Zgromadzeniem Narodowym. Takie Zgromadzenie zwołuje marszałek Sejmu, czyli obywatel Hołownia Szymon. No dobrze – powiada pan prof. Wojciech Sadurski – a co będzie, jeśli obywatel Hołownia Szymon tego Zgromadzenia nie zwoła? Jeśli go nie zwoła, to nie zostanie ono zwołane, a w tej sytuacji prezydent-elekt nie będzie miał przed kim złożyć swojej przysięgi, więc jej nie złoży, a w konsekwencji nie będzie mógł objąć urzędu prezydenta. Jest to proste, jak budowa cepa, ale musimy pamiętać, że tylko genialne umysły mogą wpaść na takie proste rozstrzygnięcia, a któż ma umysł genialniejszy od pana prof. Wojciecha Sadurskiego? Takiego człowieka na szczęście u nas nie ma, dzięki czemu pan prof. Sadurski może błyszczeć na firmamencie tubylczej, a nawet światowej jurysprudencji, jako gwiazda pierwszej wielkości.

Ale na tym nie koniec kombinacji, bo zgodnie z art. 131 konstytucji, w sytuacji, gdy prezydent nie może objąć swego urzędu, jego obowiązki przejmuje marszałek Sejmu, czyli obywatel Hołownia Szymon i sprawuje je do czasu wyboru nowego prezydenta. W tym czasie obywatel Hołownia Szymon popodpisywałby wszystkie ustawy, które podsunąłby mu do podpisu obywatel Tusk Donald, z nowelizacją kodeksu karnego przewidującego penalizację „mowy nienawiści” na czele, dzięki czemu teren pod przyszłe wybory prezydenckie zostałby znakomicie zniwelowany i wszyscy niepożądani kandydaci zostaliby na podstawie decyzji niezawisłych sądów ulokowani w aresztach wydobywczych, dzięki czemu „demokracja wojenna” o której tak pięknie mówił z natchnienia Judenratu obywatel redaktor Piątek Tomasz, nie tylko by odniosła ostateczne zwycięstwo, ale by się umocniła na dłuuugie dziesięciolecia.

Nie muszę chyba dodawać, że w pierwszej kolejności dotyczyłoby to Grzegorza Brauna, przeciwko któremu wystąpiła na łamach „Gazety Wyborczej” jego własna siostra ujawniając, że do niedawna „myślała”, że cała jej rodzina jest pochodzenia żydowskiego. Niby Judenrat stoi na nieubłaganym stanowisku, że żydowskie pochodzenie, to nic hańbiącego, ale kiedy trzeba ugodzić w uzurpatora, to cóż to szkodzi przypisać mu żydowskie pochodzenie, które – co tu ukrywać – wywołuje podobną abominację, jak podejrzenie o syfilis?

Tedy niezależnie od czekającej nas nieuchronnie wojny o praworządność, w której wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się po specyficznym zapachu, będą podważali legalność Izby Kontroli Nadzwyczajnej I Spraw Publicznych Sądu Najwyższego i dowodzili ponad wszelką wątpliwość, że orzekać w sprawie ważności wyborów prezydenckich powinna Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN, to pan prof. Wojciech Sadurski swoim genialnym umysłem sięgnął dalej w przyszłość i znalazł prawidłowe rozwiązanie.

Stanisław Michalkiewicz

Oś zła i III wojna światowa – Marek T. Chodorowski

Oś zła i III wojna światowa – Marek T. Chodorowski

Autor: AlterCabrio , 28 czerwca 2025

W jakimś sensie Donald Trump wszedł w pułapkę. To, że do tej pory mogła trwać ta operacja przeciwko Palestyńczykom, to to jest potężny wyrzut, ta operacja trwa również dzisiaj, to jest potężny wyrzut na sumieniach całego świata. Tam się zabija dzieci, tam się zabija ludzi niewinnych, tam się zabija cywilów. Robią to funkcjonariusze izraelscy, bo mają te swoje programy, algorytmy. To jest wszystko owinięte 17 razy, odhumanizowane. To jest zdepersonalizowane. Tam jest de facto, jeżeli kiedykolwiek dojdzie do procesu, kto zabijał, w jaki sposób zabijał, nie da się znaleźć sprawcy. Jedynym sprawcą będzie Netanjahu, czyli ten, który wydał to pierwsze polecenie. Wszystko dalej działo się maszynowo. Więc oni potrafili oderwać zbrodnię od sprawcy. Sprawca już nie tylko nie istnieje, sprawca nie zdaje sobie sprawy z tego, że był sprawcą. I stąd jak mówię o Mossadzie i funkcjonariuszach, którzy pracowali na rzecz zbrodni, to żaden z nich, w toku swojej kariery, nie przyzna się do żadnej zbrodni, bo oni tylko obsługiwali rozmaite komputery, oni tylko obsługiwali rozmaite algorytmy. Oni już mieli ustawiony mechanizm zbrodni, w którym ich winy niby nie było. I być może ci wszyscy w III RP, którzy pracują na rzecz tych szczepień, szczepionek, w tej chwili identyfikacji cyfrowej i tak dalej, być może wprowadzeni są w identyczny mechanizm, w identyczny mechanizm zbrodni. To znaczy, że wchodzą w zbrodnię, są zbrodniarzami, ale kompletnie nie mają pojęcia, że to robią. Dlatego, że oni tylko wykonują polecenia. Czyli wykonują polecenia jakichś tam służb, ich zdaniem anonimowych. Te polecenia służb idą przez tych ich pachołków nazywanych przywódcami partii. I stąd ten postulat, który, mam nadzieję, stanie się powszechny w całym świecie zachodnim pod tytułem ‘zlikwidować do (…) te partie’. Dlatego, że Anglia została opanowana w XVI wieku tylko dlatego, że utworzyła jako pierwsza system parlamentarny, właśnie partyjny. I ustanowienie systemu partyjnego, systemu parlamentarnego, ale opartego o partie umożliwiło pełną penetrację Anglii, Wysp Brytyjskich, a później opanowanie całej Europy. To był początek tej choroby.

−∗−

Czy i kiedy wybuchnie III wojna światowa? Marek Chodorowski Andy Choinski

Seryjny samobójca powrócił? Braun: To jest wojna gangów

Seryjny samobójca powrócił? Braun: To jest wojna gangów [VIDEO w oryg. ]

28.06.2025 https://nczas.info/2025/06/28/seryjny-samobojca-powrocil-braun-to-jest-wojna-gangow-video/

Grzegorz Braun. Foto: X/Konfederacja Korony Polskiej
Grzegorz Braun. Foto: X/Konfederacja Korony Polskiej

Warto żebyśmy sobie uświadomili, że państwo polskie ma także i takie oblicze i taki wymiar. I ten wymiar to jest wojna gangów (…) które między sobą zwalczają się, walczą o dostęp do NCBiR-u. Przysłowiowego NCBiR-u, bo takich NCBiR-ów jest więcej – skomentował na łamach „Najwyższego Czasu!” Grzegorz Braun informację o śmierci dyrektora z NCBiR Macieja Grzegorzewskiego.

Narodowe Centrum Badań i Rozwoju poinformowało w środę, 25 czerwca, że poszukiwany od niedzieli dyrektor Działu Kontroli Projektów Maciej Grzegorzewski nie żyje. Jego ciało znaleziono w starorzeczu Wisły w okolicach Józefowa pod Warszawą.

Grzegorzewski zaginął w niedzielę, 22 czerwca, gdy około godziny 4:50 rano wyszedł z domu w Józefowie i odjechał samochodem w nieznanym kierunku. Już pierwszego dnia poszukiwań, w tym samym rejonie gdzie później znaleziono ciało, odnaleziono jego pusty samochód – stał na polnej, gruntowej drodze w pobliżu starorzecza Wisły, blisko rzeki Świder.

Ten wątek w rozmowie na kanale Rumble poruszyli Tomasz Sommer i Grzegorz Braun. Zmarły w tajemniczych okolicznościach 48-latek miał być głównym świadkiem w sprawie afery NCBiR za rządów PiS. Zarzuty w sprawie usłyszało 45 osób.

To poważna sprawa, bo ten NCBiR, może nie wszyscy pamiętają, to była jedna z takich agend rządowych służących jako przepompownia niebanalnych pieniędzy na różne projekty. Niebanalnych, bo to jest około 50 miliardów rocznie. No podania i rozwój to nie może mało kosztować – przypomniał Braun.

Pamiętajmy, że jeszcze polityczny nieboszczyk premier Gowin jako minister nauki i wicepremier za te badania i rozwój tam w jakimś stopniu chyba odpowiada. Poległ też tam za to. Potem były te różne dziwne sytuacje z panem Bielanem i jego kolegami – kontynuował polski poseł do Parlamentu Europejskiego.

Złożył w swoim czasie takie obszerne zeznanie w tej sprawie pan minister Żalek i niektórzy mieli żal do niego o to, że złożył tak obszerne zeznania. Zdaje się, że to go kosztowało… że jego kariera polityczna doznała w związku z tym czasowego przynajmniej wstrzymania. No ale być może szczerze dystansując się od jakichś nieprawidłowości czy nieprawości w NCBiR być może zapewnił sobie pan minister Żalek po prostu spokój sumienia i święty spokój, którego nie zapewnił sobie w porę ten nieszczęśnik, którego wyłowiono z Wisły – dodał Braun.

Szanowni Państwo, my tutaj tak popadamy w sarkazm mówiąc nawet i o tak smutnych sprawach, ale warto żebyśmy sobie uświadomili, że państwo polskie ma także i takie oblicze i taki wymiar. I ten wymiar to jest wojna gangów. To po prostu jest wojna gangów. To są liczne delikty kodeksowe. Oczywiście cały nasz ustrój, cały nasz system podatkowy, biurokratyczny ma charakter wymuszenia rozbójniczego przez zorganizowaną grupę przestępczą wymuszenia prowadzonego na narodzie polskim, no ale są też wojny gangów, które między sobą zwalczają się, walczą o dostęp do NCBiR-u. Przysłowiowego NCBiR-u, bo takich NCBiR-ów jest więcej – zaznaczył Braun.

Na każde ministerstwo ma chyba co najmniej kilka potworzonych takich paśników dla obrotnych ludzi, takich pomp ssąco-tłoczących, które zapewniają wikt, opierunek i jak to ujmuje pięknie pan redaktor Michalkiewicz, nie jedna stara rodzina została założona w oparciu o takie zasoby z takich źródeł – kontynuował Braun.

Sommer zaznaczył, że to jest „oczywiście tragedia człowieka”. – Ale ten pan się zajmował konkretnie nadzielaniem kasy, więc można powiedzieć skupił na swoich piersiach odpowiedzialność, której nie udźwignął albo ktoś mu pomógł jej nie udźwignąć. Ja to optuję przy drugiej tezie, aczkolwiek nie mam na nią oczywiście żadnych dowodów w sensie procesowym – zakończył Sommer.

Nauczycielka matematyki ofiarą politycznych represji. Straciła pracę, bo nie poparła Trzaskowskiego

Nauczycielka matematyki oskarża o polityczne represje. Straciła pracę, bo nie chciała poprzeć Trzaskowskiego

28.06.2025 nauczycielka-matematyki-oskarza-o-polityczne-represje-stracila-prace-bo-nie-poparla-trzaskowskiego

Magda Trzaskowska, nauczycielka matematyki, publicznie oskarżyła władze szkoły o zwolnienie z powodów politycznych. Według jej relacji, nie przedłużono jej umowy o pracę po tym, jak sprzeciwiła się politycznej agitacji prowadzonej przez właścicielkę placówki na rzecz Rafała Trzaskowskiego.

Trzaskowska (zbieżność nazwisk z Rafałem Trzaskowskim przypadkowa) szczegółowo opisała okoliczności, które doprowadziły do utraty pracy.

„Nie przedłużono mi umowy o pracę w szkole, mimo wcześniejszych jasnych zapewnień o zatrudnieniu na etat na czas nieokreślony. Wszystko było ustalone – warunki, kwota (7000 zł netto), termin. Rozmawialiśmy o tym otwarcie dwa miesiące temu i ustalenia były jednoznaczne” – zapewnia nauczycielka.

„Byłam przekonana, że mój profesjonalizm, dobre referencje i uzgodnienia wystarczą, by czuć się bezpiecznie. Tak wtedy zapewniały mnie władze szkoły” – dodała.

Inna atmosfera panowała już po wyborach prezydenckich. „I oto wychodzi cała prawda: właścicielka szkoły nie tylko publicznie agitowała na platformie służbowej (Teams) za Rafałem Trzaskowskim – czego dowodem jest załączony screen – ale też nie tolerowała sprzeciwu. Mój sprzeciw wobec wciągania polityki do szkoły kosztował mnie pracę” – pisze Trzaskowska.

Nie ukrywa, że padła ofiarą politycznych represji. „Tak, dziś mogę powiedzieć, że spotkałam się z szykaną motywowaną politycznie. Nie boję się tego nazwać. Dziś płacę za to cenę – ale wiem, że nie wolno milczeć. Niczego nie żałuję. Zachowałam się jak trzeba” – nie ma wątpliwości.

„Nie proszę o współczucie. Proszę o uwagę. Bo to nie jest tylko moja historia. To jest ostrzeżenie, dokąd zmierza polska szkoła, jeśli pozwolimy na polityczne wpływy i represje wobec tych, którzy mają odwagę mówić 'dość’” – podsumowała Trzaskowska.

Syjonizm chrześcijański. Dlaczego podejmujemy ten temat?

Syjonizm chrześcijański. Dlaczego podejmujemy ten temat?

https://pch24.pl/syjonizm-chrzescijanski-dlaczego-podejmujemy-ten-temat

(PCh24pl)

Drodzy Czytelnicy,

z wielką radością i poczuciem odpowiedzialności oddajemy w Wasze ręce pierwszy numer „Kwartalnika PCh24” – nowego, lecz osadzonego w dobrze znanym Wam portalu PCh24.pl. To pismo powstało z potrzeby serca i rozumu. Chcemy dostarczać Naszym Czytelnikom pogłębionych analiz, uczciwej interpretacji rzeczywistości i odważnej publicystyki, która nie boi się tematów trudnych i niewygodnych – zarówno w sferze religijnej, jak i społeczno-politycznej. Naszą misją jest służba prawdzie, zgodna z nauką Kościoła i jego Tradycją, bez uciekania w poprawność polityczną czy medialne kalkulacje.

Kliknij TUTAJ i obierz pierwszy numer Kwartalnika PCh24.pl

Na pierwszy ogień rzucamy temat niezwykle istotny, lecz przemilczany: syjonizm chrześcijański.

To zjawisko, które na Zachodzie – szczególnie w Stanach Zjednoczonych – dawno już przestało być marginesem. Jest potężnym ruchem religijno-politycznym, który wpływa na losy świata. W jego centrum znajduje się przekonanie, że państwo Izrael jest nie tylko ciałem politycznym, ale także „znakiem czasu” – koniecznym dla wypełnienia proroctw biblijnych, niemalże sakralnym bytem, którego nie wolno krytykować, a wręcz należy wspierać „za wszelką cenę”. Ten religijny entuzjazm wobec Izraela, niestety, zyskuje również wpływy w niektórych kręgach katolickich.

Dlaczego podejmujemy ten temat?

Po pierwsze – z powodów teologicznych. Przekonanie, że Żydzi nie potrzebują Chrystusa, że Stare Przymierze nie zostało wypełnione w Nowym, że Zbawiciel przyjdzie dopiero „w Izraelu” – to nie tylko błąd, to herezja. To zaprzeczenie centralnemu dogmatowi naszej wiary: że Jezus Chrystus, wcielony Syn Boży, umarł i zmartwychwstał dla zbawienia wszystkich ludzi, bez względu na narodowość.

Po drugie – z powodów duszpasterskich. Filo-judaizm staje się niebezpieczną pokusą dla części duchowieństwa. W imię źle rozumianego „dialogu międzyreligijnego” dochodzi do zacierania prawdy o Kościele, o sakramentach, o krzyżu. Zamiast katechezy i ewangelizacji – mamy milczenie. Zamiast miłości do braci starszych w wierze – pojawia się bierność wobec ich potrzeby zbawienia.

Po trzecie – z powodów politycznych. I tu dochodzimy do wątku, który dla nas – Polaków – ma szczególne znaczenie. Syjonizm chrześcijański stał się nie tylko ruchem teologicznym, ale także realną siłą geopolityczną, wpływającą na decyzje największego mocarstwa świata – USA. Prezydenci, kongresmeni, wpływowe środowiska protestanckie – wszyscy oni, często pod wpływem ideologii syjonistycznej, uznają Izrael za „sojusznika absolutnego”, któremu wolno więcej, którego polityki nie można kwestionować.

W tym kontekście Polska – choć lojalna wobec sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi – zbyt często staje się kozłem ofiarnym. Fałszywe narracje o „polskiej winie” w czasie II wojny światowej, nieuzasadnione żądania restytucyjne ze strony środowisk żydowskich w USA, presja dyplomatyczna w sprawach historycznych czy edukacyjnych – to tylko niektóre przykłady tego jak syjonizm chrześcijański, spleciony z polityką Izraela, wpływa na stosunki polsko-amerykańskie.

Polityka Waszyngtonu, prowadzona w duchu serwilizmu wobec Izraela, otwarcie lekceważy interes Polski – kraju, który nie był sprawcą Holocaustu, lecz jego ofiarą. Tymczasem głos sprzeciwu wobec tej narracji bywa w USA traktowany jako „antysemityzm”. To szantaż moralny, z którym musimy się zmierzyć – mądrze, ale stanowczo.

Dlatego też zdecydowaliśmy się rozpocząć nasz kwartalnik właśnie od tego tematu. Wierzymy, że Polska potrzebuje dziś katolickiego głosu, który nie będzie milczał, gdy fałszuje się historię, deformuje teologię i uderza w suwerenność narodów.

W pierwszym numerze „Kwartalnika PCh24” nasi Czytelnicy odnajdą teksty m.in. prof. Jacka Bartyzela, prof. Marka Kornata,  ks. prof. Roberta Skrzypczaka, dr Anny Mandreli, dr Marcina Jendrzejczaka, Pawła Lisickiego, Pawła Chmielewskiego oraz innych autorów, których wiedza, rzetelność i odwaga składają się na kompleksowy obraz tej duchowo-politycznej pułapki.

Nie milczmy. Nie bójmy się mówić prawdy. Takie było zawsze zadanie Kościoła. W świecie, który stawia fałszywe bożki i fałszuje historię – bądźmy wierni Chrystusowi i Jego Ewangelii.

Z wyrazami wdzięczności i modlitwy

Łukasz Karpiel

Redaktor naczelny Kwartalnika PCh24

Kliknij TUTAJ i obierz pierwszy numer Kwartalnika PCh24.pl

PCh24pl

Początek Wojny, cz.3. W co wierzą podżegacze

Początek wojny, cz.3. W co wierzą podżegacze

Autor: AlterCabrio , 27 czerwca 2025

Artykuł niniejszy stanowi trzecią część z minicyklu trzech artykułów – tryptyk o wojnie, sprowokowanej przez małe państwo Chazarów i wywołanej przez wielkie Anglosasów. Pierwotnie miał mieć trzy części. Pierwszy artykuł omawia sprawy amerykańskie, drugi – światowe, a trzeci – polskie. Zaszła jednak potrzeba, aby opowiedzieć też o systemie wierzeń tych ludzi, którzy prą do tej wojny.

−∗−

Obraz tytułowy: LINK

Początek wojny, cz.3. W co wierzą podżegacze

Artykuł niniejszy stanowi trzecią część z minicyklu trzech artykułów – tryptyk o wojnie, sprowokowanej przez małe państwo Chazarów i wywołanej przez wielkie Anglosasów. Pierwotnie miał mieć trzy części. Pierwszy artykuł omawia sprawy amerykańskie, drugi – światowe, a trzeci – polskie. Zaszła jednak potrzeba, aby opowiedzieć też o systemie wierzeń tych ludzi, którzy prą do tej wojny.

Wcześniejsze części:

początek wojny, cz.1. Trump przeciwko światu

początek wojny, cz.2 Walka o dominację

To, co piszę w kwestii tej wojny ma po części charakter hipotez. Ani bowiem ja, ani większość ludzkości nie znamy wielu okoliczności zachodzących wydarzeń, tajnych planów rządów i organizacji, skrywanych zamysłów ludzi podejmujących i mających wpływ na decyzje. Każdy jednak chciałby wiedzieć, co przyniesie przyszłość, jak układać swoje plany i jak reagować na to, co może nastąpić. Chciałbym to wiedzieć i ja, więc analizuję i wyciągam wnioski, takie, jakie są możliwe. Będę starał się odróżnić to, co można wnioskować na podstawie przesłanek pewnych, a co na hipotezach.

Poprzednie dwa artykuły ukazały większość teatrum, w którym dają obecnie sztukę pt. „Być może trzecia światowa”. Aktorzy nauczyli się ról i zostali odpowiednio rozstawieni, sufler zajął miejsce, klakierzy rozmieszczeni na widowni, a publika przygotowana do spektaklu. Przygotowanie objęło wcześniejszą Zimną Wojnę z jej groźbą nuklearnej zagłady (por. filmy „Dzień po” i „Ostatni brzeg”). Podobnie widzów urobiono do łykania katastrofy klimatycznej (np. „Pojutrze”, „2012”) i globalnej zarazy (np. „World War Z”, „Contagion: Epidemia strachu”).

O ile jednak katastrofa klimatyczna i zaraza są wymysłem scenarzystów teatru świata i nie mają raczej możliwości wyjść poza scenę, o tyle dramat o światowej wojnie jak najbardziej może, już zresztą braliśmy udział w takich przedstawieniach, i to jako aktorzy. Wszystkie spektakle w teatrze świata wymagają udziału widowni w charakterze wykonawców, a scenarzystom, reżyserom, inspicjentom, garderobianym, rekwizytorom, scenografom i maszynistom teatru zależy przede wszystkim na tym, aby publika zawsze grała według scenariusza i nie podjęła własnej gry. Teatr świata jest to bowiem realne życie, i wszystko prędzej czy później staje się serio.

Sama numeracja wojen jest umowna, równie dobrze za pierwszy światowy konflikt można uznać Wojnę Siedmioletnią 1756-1763, lub wojny napoleońskie. Nawet, jeśli poprzestać na tradycyjnej numeracji, można śmiało przyjąć, że III Wojna Światowa rozpoczęła się 11 września 2001 r., i trwa w najlepsze, a my obserwujemy tylko kolejne kampanie tego konfliktu. Publika tego nie wie, bo nie ogłoszono ze sceny. Ja idę jeszcze śmielej, uważam bowiem, że od czasu buntu Lutra większość wojen w Europie i tam, dokąd dotarli Europejczycy jest tym samym konfliktem, trwającym wieki – Wojną Przeciw Narodom, prowadzoną rękami samych narodów z użyciem rządów jako aktorów dramatu. Reżyserami i scenarzystami są natomiast ludzie, których określam mianem gnostyków, a których inni badacze teatru świata określają jako Bestię. Większość natomiast rewolucji od tamtego momentu jest tą samą Rewolucją Lucyferyczną, której cel polega na odwróceniu porządku dobra i zła. Warunki takiego odwróconego porządku mogłyby zaistnieć w państwie światowym, obejmującym cały glob, wszystkich ludzi i ich sprawy, dlatego należy ściśle ze sobą łączyć wojny i rewolucje. Cel jest tensam, inne zaś środki. Cel wyznacza Rewolucja Lucyferyczna, a środków dostarcza Wojna Przeciw Narodom.

Wojna nuklearna

Każdy, słysząc o Trzeciej Wojnie Światowej myśli o nuklearnej zagładzie całego ludzkiego życia na planecie. Jest to technicznie możliwe, ale wymagałoby uruchomienia arsenałów głównych mocarstw atomowych, mających środki do przenoszenia. Takie warunki mogłyby nastąpić, gdyby w bezpośrednim konflikcie przeciwko sobie wystąpiły Stany Zjednoczone i Rosja. Dlatego każdy zatarg między nimi, ich strefami wpływów i ich sojusznikami rodzi zaraz obawę o los świata. Użycie broni atomowej przez któregoś z pomniejszych aktorów teatru świata oznaczałoby zniszczenia lokalne. Dla ludzi na zaatakowanym terytorium oznaczałoby to śmierć i cierpienia, ale reszta globu pozostałaby względnie nietknięta.

Zniszczenie świata

Wiemy już, że główni aktorzy teatru dysponują środkami do starcia ludzkości. Pytanie pytanie brzmi, czy chcieliby to zrobić. Odpowiedź brzmi, z całą pewnością nie, bo jednocześnie zniszczyliby wszystko, co zapewnia im potęgę, co jest dla nich cenne i siebie samych. Pragnąć tego mógłby tylko człowiek szalony lub opętany. To oczywiście jest możliwe, ale wcale nie tak łatwo jest uruchomić atak atomowy, wymaga to autoryzacji grupy osób. Możliwy jest natomiast sabotaż. Nie jest to jednak tak, że jakiś samotny, szalony geniusz mógłby się włamać do systemu i zniszczyć świat. Dokonanie takiej operacji wymagałoby wielkich środków, a takimi dysponują tylko państwa, więc znowu grupa. Wchodzimy jednak już w obszar fantastyki, na gruncie praktyki uruchomienie procesu zniszczenia ludzkości wymagałoby decyzji politycznej, a ta nie zależy od woli jednego człowieka, tylko współdziałania aparatu decyzyjnego państwa.

Następne istotne pytanie, czy istnieją ludzie, tworzący zorganizowane grupy, mający wpływ na główne rządy świata, którzy mogą chcieć zniszczenia świata. Wzrok od razu kieruje się ku gnostykom, wszak dążą do absolutnej władzy i prowadzą Wojnę Przeciw Narodom. Niewiele pewnego o nich wiadomo na poziomie szczegółów, ale ich ogólne motywacje są rozpoznane. Kierują się dwoma celami: materialnym i duchowym. Cel materialny to władza absolutna w światowym państwie, i na tej drodze nie mają żadnych skrupułów. Muszą jednak mieć czym i kim rządzić, nie mogą więc pozwolić sobie na zniszczenie wszystkiego i zgładzenie wszystkich. Opowieści, że wystarczą im roboty i sztuczna inteligencja można włożyć między bajki. Oni potrzebują ludzi jako biologicznych robotów, myślących algorytmami sztucznej inteligencji. Potrzebują więc materii, czyli również ludzi, gdyż ona im pozostała po odrzuceniu Boga, dobra i miłości. Zamiast tego ich główną motywacją jest żądza: posiadania, władzy, wszystkiego, i na tej żądzy budują swą duchowość. Człowiek bowiem jest bytem materialno-duchowym, więc pierwiastek metafizyczny pozostaje zawsze, nawet, jeśli zostanie ukryty pod materializmem.

Ta duchowa operacja jest jednak gwałtem na duszy i żaden człowiek nie może jej na sobie wykonać bez głębokich ran na własnej duszy. Gnostycy, dążący do absolutnej władzy i absolutnego posiadania bardzo pożądają materii, a jednocześnie nienawidzą jej, jako tej, która oddzieliła ich od Boga. Stąd wynika ich ambiwalentny stosunek do świata: jednocześnie go nienawidzą i pożądają. Takie rozdarcie tworzy osobowość patologicznie schizofreniczną, która jednak nie jest szalona, potrafiąc bardzo sprawnie używać rozumu instrumentalnego. Cecha ta jest przekazywana z pokolenia na pokolenia na zasadzie nawykowej, nie jest więc wrodzona, lecz nabyta. Inteligencja i spryt są więc bardzo wyćwiczone, ale mądrość pozostaje nierozwinięta. Z tej dwoistości wynika pewna groźba dla świata. Gnostycy cały swój wielowiekowy trud i całą nadzieję na własną nieśmiertelność zawiesili na realizacji planów zaboru świata. Osobowości mają psychopatyczne, żadnych skrupułów, brak miłości bliźniego, a to, co nade wszystko kochają i ubóstwiają, to własne żądze. Zdobyli również wpływ na większość rządów, w tym na USA, Wielką Brytanię i Francję, czyli państwa, posiadające atom. Jednocześnie przez wieki bardzo strzegli swoich tajemnic i zawsze wysługiwali się kimś innym, sami pozostając w cieniu. Teraz, gdy znaleźli się tak już blisko realizacji swojego celu, gdy zapragnęli radować się swoją zdobyczą, zaczęli się ujawniać, a jednocześnie zdobycz okazała się nie taka łatwa do zdobycia i wyślizguje im się z rąk.

W połowie 2025 roku wiadomo już, że nie ma szans na budowę państwa światowego. Osobowości psychopatyczne są w stanie zniszczyć swój przedmiot pożądania, gdy same nie mogą go posiadać, anie nie należał do nikogo innego. Tym bardziej, że dla gnozy materia jest zła, a uwolnienie człowieka polega na oderwaniu się od materii, która jest więzieniem duszy. Zwykle gnostycy oferują ludziom uwolnienie od więzów w ten sposób, że sami poświęcają się dla ludzkości i przejmują władzę nad wszelką materią, nie tylko ziemią, surowcami, plonami, produkcją, pieniędzmi, ale też nad materią ciał ludzkich. Gdy utracą możliwości tej władzy, mogą zapragnąć zniszczenia tego, co krępuje ducha.

Istnieje zatem ryzyko, że w akcie desperacji gnostycy użyją swoich wpływów na rządy, aby rzucić przeciw sobie dwa mocarstwa nuklearne. Zablokować ten ruch mogą dwa powody: że nie będą mogli lub że nie będą chcieli. Niemoc użycia aparaty władzy nuklearnego mocarstwa wynika z tego, że gnostycy zawsze działali z cienia, inspirując, korumpując, uzależniając, zastraszając, szantażując. W chwili najwyższej próby jednak człowiek może okazać się człowiekiem, nie golemem. Niechęć do nuklearnej zagłady wynika z tego, że gnostycy sami też są ludźmi, i w nich też odzywa się instynkt samozachowawczy.

Jak widać, są to sprawy zawiłe i dla większości ludzi całkiem nieznane, a przecież normują one codzienną rzeczywistość. To jednak nie wyczerpuje problemów z gnostykami. Poza celem materialnym mają oni również cel duchowy. Pozbyli się co prawda własnej duchowości w służbie materii, ale poza raną na duszy jest jeszcze inny koszt – cyrograf. W zamian za dostęp do wiedzy, która daje władzę nad materią oddali szatanowi swoje dusze, a to oddanie muszą potwierdzać tym, że dążą do społecznej władzy Lucyfera. Polega na na tym, że ludzie żyją w ciągłych grzechach, i grzech staje się dla nich niezauważalną codziennością pożądaną cnotą. Mają też umierać bez pokuty i pojednania, bez łaski uświęcającej, mając sumienia obciążona niewyznanymi grzechami ciężkimi. W ten sposób Lucyfer zyskuje to, czego najbardziej pragnie – jak najwięcej dusz ludzkich w piekle. Sam będąc jednak duchem, potrzebuje do tego materialnych ludzi, i tą wysługę pełnią gnostycy, dążący do władzy światowej, którzy z kolei przybierają sobie sługi niższego rzędu. Celem więc duchowym tej gromadki jest doprowadzenie ludzi do śmierci bez nawrócenia.

Każdy człowiek ma jednak taką możliwość aż do śmierci, aby przed Bogiem wyznać swoje grzechy i okazać skruchę, jeśli nawet nie może tego uczynić przed spowiednikiem. W chwili zagrożenia życia nawet najgorszy grzesznik ma jeszcze ten czas na nawrócenie, chyba że jest to śmierć nagła i niespodziewana. Lucyfer ma wobec ludzkości stosunek ambiwalentny, tak samo, jak gnostycy. Z jednej strony nienawidzi nas, tak samo, jak wszystkiego, co Bóg stworzył. Z drugiej strony pożąda naszych dusz do swojego piekła. Zależy mu więc na życiu ludzi, ale by to życie było grzeszne i kończyło się śmiercią w grzechu. Zagłada nuklearna przerwałaby życie ludzi, więc zakończyłaby się też walka Lucyfera o dusze, bo nie byłoby już o co walczyć. Jeśli chodzi zaś o ludzkość obecnie żyjącą, te z górą 8 miliardów, zgładzenie wszystkich byłoby silną pokusą, gdyby dałoby się wszystkich zabić od razu, w jednej chwili, w pełni życiowej aktywności bez pojednania się z Bogiem. Uruchomienie zagłady nuklearnej takiej możliwości nie daje. Część ludzi owszem, zginęłaby od razu, ale przy dzisiejszych środkach łączności większość dowiedziałaby się o nadchodzącej śmierci i miałaby dość czasu, aby żałować za grzechy i prosić Boga o przebaczenie.

Nie tak łatwo jest zabić wszystkich ludzi, trudniej, niż wydaje się tym, którzy wieszczą wielką łatwość zagłady ludzkości. Jest to co prawda możliwe i są nawet ludzie, potencjalnie w tym zainteresowani, im też jednak nie jest łatwo w ich zbrodniczych planach. Co do nas, nie możemy liczyć, że ta okoliczność zwolni nas od starania się o dobro wspólne. Niektórzy z tych, którzy straszą innych niechybną zagładą chcą w ten sposób zwolnić samych siebie z odpowiedzialności za to, że oprócz straszenia i narzekania nie robią niczego, aby poprawić stan spraw publicznych. Wbrew temu bowiem, co głoszą zwolennicy wszechpotęgi spisków, zwykli ludzie mają wiele do powiedzenia, a nawet więcej – to od nich zależy ostateczny kształt tych spraw.

Zajmijmy się więc tym na naszym, polskim podwórku. Zastanówmy się, z kim Polska powinna związać się sojuszem. Od razu trzeba zastrzec, że państwo polskie nie może być obecnie wiarygodnym partnerem żadnego sojuszu, chyba jako podmiot całkowicie podporządkowany. Polska nie prowadzi własnej polityki od czasów Sanacji. Kolejne rządy w Warszawie osadzane są przez zewnętrznych organizatorów i realizują ich cele. Obecnie żaden racjonalny wniosek nie ma szans wpłynąć na politykę rządu w Warszawie, co oznacza, że Polacy mają niewielkie możliwości decydować o sojuszach Polski. To jednak nie pochodzi tylko z potęgi naszych zarządców, ale z naszej słabości mentalnej. Większość Polaków bowiem albo nie interesuje się wcale, albo daje się prać kłamliwej propagandzie i ma w głowach kłamstwa.

Problemem naszym jest więc świadomość, sfałszowana przez naszych wrogów. Im szybciej ją zmienimy u jak największej ilości Polaków, tym szybciej odzyskamy zdolność do decydowania o sojuszach. Sytuacja taka nadciąga, gdyż porządek światowy się kruszy, a wielkie koło historii właśnie szykuje się do obrotu. Trzeba prowadzić refleksję geopolityczną, pomimo, że Polska nie jest graczem, tylko pionkiem na geopolitycznej szachownicy. Trzeba to robić, aby wiedzieć, jak grać, gdy odzyskamy pozycję gracza. A także po to, aby inni gracze światowi, ci, co rzeczywiście liczą się w rozgrywce wiedzieli, że jest z kim w Polsce usiąść do gry.

poradnik świadomego narodu-wesprzyj wydanie książki

______________

Początek wojny, cz.3. W co wierzą podżegacze, Bartosz Kopczyński, 27 czerwca 2025

Ministerstwo NIE poparło zabijania dziecka chlorkiem potasu. Istnieją podstawy, aby natychmiast aresztować aborterkę z Oleśnicy.

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Ministerstwo Zdrowia odpisało na interpelację Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. Sprawa dotyczy postępowania podczas „przerywania ciąży”, gdy dziecko jest już zdolne do życia poza organizmem matki. 

Ministerstwo NIE poparło zabijania dziecka chlorkiem potasu, jak czyni to Gizela Jagielska w Oleśnicy.

W ostatnich tygodniach miała miejsce ważna wymiana korespondencji pomiędzy Polskim Towarzystwem Ginekologów i Położników (PTGiP) a Ministerstwem Zdrowia. Dotyczyła ona praktyk stosowanych przy tzw. późnych aborcjach, szczególnie wobec dzieci, które są już zdolne do samodzielnego życia poza organizmem matki.


PTGiP zwróciło się do MZ z prośbą o potwierdzenie, że zgodnie z prawem w sytuacji, gdy życie lub zdrowie kobiety jest zagrożone, a dziecko osiągnęło już wystarczający poziom rozwoju, procedura „przerwania ciąży” powinna polegać na takim zakończeniu ciąży, które umożliwia dziecku przeżycie. Lekarze zaznaczyli, że w takich przypadkach nie powinno dochodzić do celowego uśmiercania dziecka przed jego wydobyciem z łona matki (poprzez poród indukowany lub cięcie cesarskie).

Minister Zdrowia Izabela Leszczyna nie zaprzeczyła. W zawiłej i obfitującej w prawniczy słowotok odpowiedzi nie napisała, że praktyka prowadząca do uratowania życia dziecka jest nielegalna albo że może być ona jedynie jedną z wielu opcji. Nie potwierdziła też w żaden sposób słuszności stosowania chlorku potasu, czyli substancji używanej w Oleśnicy do zabicia dziecka przed „przerwaniem ciąży”. W piśmie brak poparcia dla zastrzyków dosercowych z trucizną, Leszczyna nie wskazuje, że mogłyby one być zgodne ze standardami medycznymi i prawem.

Tymczasem w szpitalu w Oleśnicy Gizela Jagielska systematycznie wstrzykuje chlorek potasu do serc dzieci, aby nie narobiły kłopotu rodząc się z aborcji żywe. Szpital zataja też informację o skali tych działań – sprawa trafiła już na drogę sądową, Fundacja Życie i Rodzina sądzi się z Oleśnicą o dostęp do informacji publicznej.

Obowiązujące w Polsce prawo mówi o „przerwaniu ciąży”, nie zaś o zabijaniu dziecka. W praktyce oznacza to, że w określonych przypadkach nie podlega karze lekarz, który doprowadzi do stanu, w którym kobieta nie jest już w ciąży. Ale nie wolno przed tą procedurą mordować dziecka – to już zabójstwo.

Pismo MZ to istotna informacja – zarówno dla środowiska lekarskiego, jak i opinii publicznej. To także kluczowa informacja dla Prokuratury, która na początku kwietnia wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa na maleńkim Felku z podejrzeniem łamliwości kości, którego Gizela Jagielska uśmierciła potwornie bolesnym zastrzykiem, gdy był już w 9. miesiącu od poczęcia.

Istnieją podstawy, aby natychmiast aresztować aborterkę z Oleśnicy.

Reakcja organów ścigania powinna być natychmiastowa.

Monitorujemy sprawę i będziemy dawać Panu znać o tym, jak rozwija się sytuacja.

Z wyrazami szacunku,

Kaja Godek
Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Skany pism – od PTGiP oraz od MZ może Pan zobaczyć pod następującymi linkami: https://ratujzycie.pl/lekarze-pisza-do-leszczyny-czy-zabijac-dzieci-chlorkiem-potasu/ oraz https://ratujzycie.pl/chlorek-potasu-w-serce-dziecka-izabela-leszczyna-nie-potwierdza-ze-to-legalne/.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Friday Funnies: Dog Days – and nights…

Friday Funnies: Dog Days 

and nights…

ROBERT W MALONE MD, MS JUN 27

Don’t be a Grokle…

The ability of these AI systems to influence our sub-conscious, our lizard brain is huge. Know that even as you remain skeptical, they are training your implicit biases. 


Stay serious, my friends…














True story, as written by a local HVAC repairman in Virginia. 









Skąd wiemy, że Żydzi są duchowo ślepi?

Skąd wiemy, że Żydzi są duchowo ślepi?

27 czerwca 2025

Dalej Wojciech Szewko cytuje:

W jednym przypadku żołnierzowi (czołgiście) polecono wystrzelić pocisk w kierunku tłumu zebranego w pobliżu linii brzegowej. „Technicznie rzecz biorąc, ma to być ogień ostrzegawczy – albo w celu odepchnięcia ludzi, albo powstrzymania ich przed natarciem”, powiedział. „Ale ostatnio strzelanie (bezpośrednio w tłum) stało się po prostu standardową praktyką. Za każdym razem, gdy strzelamy, są ofiary i zgony, a gdy ktoś pyta, dlaczego pocisk jest konieczny, nigdy nie ma dobrej odpowiedzi. Czasami samo zadanie pytania irytuje dowódców.

Katolicy: wspieranie Izraela oznacza wspieranie ludu Antychrysta. Skąd wiemy, że Żydzi są duchowo ślepi? Skąd wiemy, że ich serca są w całkowitej ciemności? Ponieważ Jezus mówi nam, że są ślepi (Mt 23:16-39), a św. Paweł pisze, że zasłona pozostaje na ich sercach (2 Kor 3:14-16).