Unijny dobrobyt III RP, czyli lizanie cukierka przez szybę

Unijny dobrobyt III RP, czyli lizanie cukierka przez szybę

Czyli unijne ogrody Josepa Borrella w praktyce. 

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 29

Były unijny “komisar” spraw zagranicznych, Josep Borrell zdobył sławę w jednym; w pielęgnacji wizerunku “unijnych ogrodów” na forum międzynarodowym.

https://www.euronews.com/my-europe/2022/10/19/josep-borrell-apologises-for-controversial-garden-vs-jungle-metaphor-but-stands-his-ground

Globalistyczni neokomuniści, jak Borrell, swą butą niezmąconą intelektem i merytoryką , przez długie lata potrafili wprowadzać “maluczkich” w błędną konstatację, że unia którą reprezentują ma jakąkolwiek pozytywna wartość dla jej “małych narodków”.

Szczególnie odnosi się do krajów Europy Wschodniej (tzw. byłych Demoludów), których obywatele już w znacznym stopniu byli “wytresowani” w uległości w stosunku do “władzy”, zwłaszcza w paradygmacie nieuniknionej konieczności wysługiwania się możnym tego świata. 

Mentalność przeciętnego Polaka nie mogła zaakceptować paradygmatu, że może on samodzielnie, w pełni suwerennym i samodzielnym państwie, wypracować sobie dobrobyt materialny, cywilizacyjną wyższość nad ZIK (zachodnim imperium kłamstwa), oraz świecić przykładem chrześcijańskiej moralności i kultury i to pomimo prawie tysiąca lat suwerennego istnienia i niewątpliwych sukcesów w powyższych dziedzinach.

Odziedziczone w spadku po PRLu agenturalne “elity” (nie tylko komunistyczne, ale również te od dawna pracujące dla ZIK, światowego żydostwa, czy mafii watykańskiej), w “porozumieniu ponad podziałami”: “od Wojtyły do Urbana”, robiły wszystko by wtłoczyć Polskę w nową jeszcze groźniejszą kolonialna zależność. 

Pomimo, że każdej z tych grup przyświecały inne interesy, to wszystkie starały się ostatecznie złamać Naród i sprowadzić go do poziomu “białych murzynów”, bo tylko to mogło im gwarantować totalną władzę nad nowym plemieniem niewolników.

Nieliczne jednostki polskich patriotów, jak przykładowo Anna Walentynowicz (https://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Walentynowicz), poseł Gabriel Janowski (https://pl.wikipedia.org/wiki/Gabriel_Janowski), czy nawet nieco wcześniej Jerzy Popiełuszko (https://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Popie%C5%82uszko), a nawet Andrzej Lepper (https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Lepper), zostali w taki czy inny sposób “zniknięci” z horyzontu politycznego “Wolnej Polski”, przemianowanej nieco później przez globalistycznego zdrajcę Jarosława Kaczyńskiego, na “III RP”.

Wynik tej “wolnościowej transformacji” był dla Polski i Polaków katastrofalny:

  • zlikwidowano całą realną gospodarkę w procesie deindustrializacji i “prywatyzacji”.
  • zrabowano cały sektor bankowy i finansowy w procesie “integracji wolnorynkowej”.
  • zlikwidowano dobry i efektywny system edukacji i szkolnictwa wyższego, zastępując go unijnym, z projektowego założenia produkującym ignorantów i imbecyli, którymi łatwo było manipulować w systemie “demokracji unijnej”.
  • przeprowadzono “reformę administracji terytorialnej”, likwidując sensowną i efektywną strukturę, wprowadzoną w PRLu, a uwzględniającą fakt dynamicznego rozwoju informatyki, który umożliwiał efektywne zarządzanie państwem w formie dwustopniowej: Władza Centralna i małe województwa. Stworzono wielowarstwowego nieefektywnego molocha, którego walorem było monstrualna rozbudowa pasożytniczych struktur władzy oraz administracji centralnej i lokalnej, zatrudniające miliony bezwartościowych biurokratów, którzy kurczowo trzymali się warszawskiej i brukselskiej władzy, jako gwaranta ich dobrze płatnych i w pełni szkodliwych “stanowisk pracy”, zapewniając tym samym globalistycznej klice żelazny elektorat wyborczy.
  • wprowadzenie w Polsce tzw. “kapitalizmu kompradorskiego” https://www.bankier.pl/forum/temat_iii-rzeczpospolita-to-kapitalizm-kompradorski,30063569.html), który stanowił fundament ostatecznego zniewolenia Polski i Polaków w ramach globalizmu ZIK.
  • kontynuowanie i umacnianie szkodliwej symbiozy państwa i kościoła, wbrew interesom Polski i Jej Narodu, stanowiącej policzek wymierzony Zbawicielowi, poprzez de facto obchodzenie Jego Nauki Ewangelicznej i Dekalogu. Ukoronowaniem którego była kolaboracja wspomnianych struktur w ramach ludobójstwa covidowego. 

Równolegle w ramach nowej “globalistycznej gospodarki wolnorynkowej”, przekształcono III RP w de facto unijną kolonię. 

Zgodnie z klasyczną kolonialną strategią, stała się ona niekontrolowanym rynkiem zbytu dla globalnych korporacji, które zbywały tu chińską tandetę, w zamian zadłużając III RP i czerpiąc nieograniczenie z taniej siły roboczej z niej importowanej.

Ponieważ ZIK, jak i jego satanistyczni zausznicy w III RP i Jej zarządzających metropoliach (Berlinie, Brukseli, londyńskim City, nowojorski Wall Street, Waszyngtonie, itd.), nie mają umiaru w tworzeniu ZŁA, to “promowano” Polskę i Polaków na opiekunów i sojuszników Ukrainy, w konflikcie proxy NATO z Rosją. A teraz szykuje się III RP na “następcę” po nadchodzącej nieuniknionej agonii banderlandu.

Czy może być jeszcze gorzej? W życiu nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być jeszcze gorzej. Mnie niestety ( a może na szczęście”) brakuje fantazji, by sobie to wyobrazić.

Outrage Trolling, Big Pharma, and MAHA

Outrage Trolling, Big Pharma, and MAHA

Fearing for our safety is part of the package.

ROBERT W MALONE MD, MS JUL 29

For the gullible, easily manipulated, and frankly, paranoid personalities, outrage trolling – or really, rage-baiting posts and essays- often cause great confusion and anger, as they are meant to do.

What is outrage trolling or rage-baiting?

(Definitions below) are based on AI queries)

Outrage trolling involves intentionally posting inflammatory, provocative, or offensive content online designed to provoke strong negative emotions like outrage or anger. 

It exploits controversial topics or polarizing opinions to spark heated arguments, disrupt discussions, or manipulate groups into public outrage. This behavior is common on social media, comment sections, or forums where emotionally charged content can spread rapidly, increasing division, misinformation, or the visibility of the troll’s message. 

Outrage trolling is a specific form of provocative trolling and is closely related to rage-baiting or rage-farming, which also aim to generate engagement by manipulating emotions. 

It is related to what I often refer to as “Fear Porn”, but represents a significant departure and evolution of the use of fear to drive clicks, likes, follows, and social media engagement.

**Key features of outrage trolling:**

• **Intentional provocation:** Posts are created to maximize anger or offense.

• **Escalation of conflict:** It often amplifies debates and spreads misinformation through emotionally manipulative tactics.

• **Viral potential:** Emotions like outrage are particularly effective at increasing online engagement and visibility.

**Limitations:** Although related to general trolling behaviors, outrage trolling mainly targets anger and public controversy, not just annoyance, confusion, or humor.

Rage-baiting is a deliberate online tactic aimed at provoking anger or outrage to increase engagement, such as comments, shares, and visibility or revenue. This is often done through inflammatory posts, memes, headlines, or comments intended to trigger strong emotional responses – mainly anger from audiences.

Key aspects of rage-baiting include:

  • Intentional provocation: Content is crafted to elicit anger or frustration, often without regard for truth or accuracy14.
  • Engagement-driven: The manipulation is aimed at increasing online interaction, which in turn boosts the post’s visibility due to how social media algorithms reward engagement, regardless of whether it is positive or negative246.
  • Financial and social incentives: For creators, this can result in more followers, subscribers, and sometimes direct financial gain from increased traffic or monetization27.
  • Distinction from trolling: While similar to trolling, rage-baiting is usually more calculated, aiming at maximizing algorithmic reward rather than simply upsetting individuals for amusement3.
  • Common in politics, political influence campaigns, media and marketing: It is also used as a political tactic to manipulate public opinion, distract from issues, or target opponents, sometimes by combining partial truths with misinformation.

Have you stopped beating your wife yet?

There isn’t any way to respond to rage baiting, except to ignore it. That includes queries and comments from the gullible, who don’t seem to understand that the attacks are coordinated and meant to stir up outrage and confusion. Usually for revenue and that these attacks are being coordinated.

It used to bother me a lot, so a few years back, I consulted various experts as to how I should respond. This is the standard playbook that I follow:

  • “Do Not Engage Emotionally: Trolls thrive on provoking emotional reactions. Responding in anger feeds the cycle and can damage your public image. Maintain a calm, collected, and professional tone in all public interactions123.
  • Resist the Urge to Respond: In most cases, the simplest and most effective response is silence. Ignoring trolls deprives them of the attention they seek. They often lose steam if there’s no reaction from their target145.
  • Block and Report: Use moderation tools to block the offender and report abusive content to the platform. Take screenshots before doing so, in case legal action or official reporting becomes necessary.”

The truth is that blocking stops the angst, but reporting does very little. 

That said, I personally have recently had a full day with two FBI agents about the harassment, threats, cyberstalking, cyberbullying, psyops, etc. Apparently, an investigation has been launched from within the government.

And yes, we do fear for our lives sometimes. 

So, when I don’t respond to the hate, which is designed to cause engagement by the readers, it isn’t that I don’t want to. It is that my responses would literally “feeds the trolls.”

What I don’t know is how many of these attacks are coordinated. I do know that some (maybe most) of the people involved are getting paid to do this. And I know of at least one organization that pays people to write this filth.

I recently received an apology from someone who has been involved in slandering and libeling me. I won’t dox them – but here are parts of their letter (some of it has been redacted both to protect the writer and because of the ongoing investigation0:

“I’ve owed you an apology for quite some time now, and I deeply regret not delivering it sooner. That delay is on me. But I believe we’re now more aligned in how we view things, and I want to be transparent with you. First, the article in question (redacted) was written by me. I regret it deeply. I didn’t write it voluntarily—I was under duress. But that’s not an excuse. I take full responsibility and offer you a sincere apology.

(redacted)

I said things like, “His posts don’t seem to be affecting sales. There’s no reason to go to war with him publicly.” I wanted us to focus on content that mattered to people, not petty drama. I was worried that obsessing over you would sink the business (redacted). But (redacted) shut me down: “We tried ignoring him. He’s not going away. We have to do something.” 


I tried to resist further, but I eventually caved to the idea of … (redacted). Drama was the only angle you were vulnerable to because, frankly, you had been right about almost everything. I published (redacted) under the (redacted) name because I did not want my name attached to it.

At first, I didn’t promote it. I was already mad that I was strong-armed into doing this, and I didn’t want to be a part of their drama. I figured no one would even see (redacted) unless I shared it (redacted). 

Then came the pressure. (Redacted) called me and said (redacted) was worried I was “wavering”—meaning that I was not passing his loyalty test. At the time, 80% of my income came from (redacted). I caved and chose the path of least resistance. 

For that, I am truly sorry. I’m even more sorry that it appears the (redacted) may have harmed your reputation. That’s what weighs on me the most. You didn’t deserve that (redacted), and your criticisms of (redacted) were completely fair. 

I see (redacted) for what they are now, and I’m disgusted that they built their success by exploiting my influence and grifting off the medical freedom movement. (redacted) operation deserve to be held accountable. I am sorry that I not only hurt your good name but contributed to their success. If there is anything I can do to make this right, I am open to having that conversation. Sincerely, (redacted)”

(end of letter -sent to my X DM from an account with almost two million followers)

At least one person apologized. More than I ever expected. But this is my world. Sometimes, it is hard not to be bitter or afraid.

The outrage trolling and rage baiting is not “just” about engagement farming. The outrage trolling and rage baiting is coordinated, and yes, pharma is involved. 

Secretary Kennedy and his team at HHS are also under attack. From literally all sides. But please understand, none of us subjected to these types of attacks can defend ourselves. We just have to suck it up. No matter how much we want to fight, clear our good name, or strike back with some pithy comment.

The only thing we can do is go quiet. To engage in their war is to lose.

In the meantime, I continue to keep my gate closed, my dogs wild, and my weapons nearby. But not too nearby, because frankly, the risk of getting swatted is great, and makes any defense dangerous. And yes, the widespread deployment of swatting continues unabated, and according to my sources, the FBI won’t do anything to stop it.

The rage baiting against MAHA may eventually get someone killed, and at times, I am afraid it will be me.

There is no winning in this war, except by educating followers and MAHA movement supporters of how this trick is played, in hopes that they will not fall for the bad jacketing and false flag attacks.

Czy i kogo zdradził Trump?

Czy i kogo zdradził Trump?

Autor: AlterCabrio, 29 lipca 2025 https://ekspedyt.org/2025/07/29/czy-i-kogo-zdradzil-trump/

Widzimy z jednej strony radykalne działania antyglobalistyczne, a z drugiej uleganie presji żydowskiej. Z jednej strony działania w kierunku zakończenia wojny ukraińskiej i porozumienia z Rosją, z drugiej – podtrzymywanie działań wojennych i otwieranie nowych frontów. Gdzie w tym wszystkim sens, gdzie jakaś ogólna zasada?

−∗−

Zdjęcie tytułowe: Jeffrey Epstein, mroczne widmo Ameryki… LINK

Czy i kogo zdradził Trump?

Nasi krajowi trumpiści mają dylemat – co takiego robi prezydent USA? Czy realizuje swój plan uczynienia znowu Ameryki wielką, czy też od niego odszedł?

Analiza zachowań nowego prezydenta po dniu zaprzysiężenia nie ułatwia odpowiedzi na to pytanie. Widzimy z jednej strony radykalne działania antyglobalistyczne, a z drugiej uleganie presji żydowskiej. Z jednej strony działania w kierunku zakończenia wojny ukraińskiej i porozumienia z Rosją, z drugiej – podtrzymywanie działań wojennych i otwieranie nowych frontów. Gdzie w tym wszystkim sens, gdzie jakaś ogólna zasada?

Zarówno nasi domorośli trumpiści, jak i pozostali analitycy światowej polityki nie dostrzegają głównego procesu, który załamał się jeszcze przed intronizacją Trumpa. Ten nadrzędny proces to próba budowy jednego światowego państwa i jednego globalnego porządku, trwający nieprzerwanie od początku XVI wieku. Proces ten postępował, przechodząc przez meandry i zawirowania, nieprzerwanie aż do początku XXI wieku, gdy najpierw wycofały się Chiny, potem Rosja, a na początku 2025 roku również USA. Ten ostatni akt nazwałem IV Rewolucją Amerykańską, a procesy te opisałem w kilku wcześniejszych artykułach. Polecam je przeczytać, aby zrozumieć sytuację USA i świata na dzień dzisiejszy. Zmienia się ona jak w kalejdoskopie, i bez znajomości głównego wektora nie sposób za nimi nadążyć.

Wcześniejsze artykuły, które trzeba przeczytać:

Czwarta rewolucja amerykańska

Zachód, jakiego nie znacie

Wschód, i czego o nim nie wiecie

Trump nie jest źródłem tych przemian, lecz ich skutkiem, a jego decyzje nie tyle są inicjatywą globalnych procesów, ile raczej próbą nadążenia za nimi w celu utrzymania zdolności sterowania nimi. Gwałtowne zmiany polityki amerykańskiej, których kilka już widzieliśmy od 20 stycznia są nie tyle wyrazem niestałości psychiki i zamiarów prezydenta USA, ile wskazówką, jak bardzo państwo to jest zależne od wpływów zewnętrznych. Nie jest to nic nowego, wpływy te kształtują politykę USA od samego początku tego państwa, a w swoim obecnym natężeniu od początku XX wieku. Jednocześnie ze zwiększaniem natężenia wpływów zewnętrznych w USA, powiększały się wpływy tego państwa w świecie. Oba te aspekty funkcjonowania Stanów Zjednoczonych zostały celowo i bardzo sprytnie zakłamane i częściowo ukryte. Postaram się wpierw w wielkim skrócie ukazać faktyczną stronę i rzeczywiste oblicze tego państwa.

To, z czego dotąd nie zdawali sobie sprawy ludzie w Ameryce i na świecie, to całkowita zależność struktur sterowania społecznego USA od pewnej specyficznej grupy. Mówi się o deep state, czyli tzw. głębokim państwie, wskazując na WASP – White Anglo Saxon Protestants, czyli białych, anglosaskich protestantach, czyli potomkach purytańskich osadników z Anglii, którzy przybyli do Nowego Świata w XVII i XVIII wieku, założyli swoje biznesy na amerykańskiej ziemi, potworzyli rody i do tej pory stanowią establishment USA. To częściowo prawda, spora część elity amerykańskiej to właśnie oni. Mniej mówi się o potomkach osadników z Niemiec, którzy również w XVIII i XIX wieku zasilili kolonistów angielskich. Łączy ich protestantyzm, na ziemi amerykańskiej obecny w licznych denominacjach. Mają one pochodzenie europejskie, angielsko-niemieckie, z dodatkiem specyfiki amerykańskiej. Większość z nich kontynuuje tradycje ewangelikalne, to znaczy opierające się nie na Tradycji Kościoła powszechnego, lecz na własnych dociekaniach pastorów i przywódców religijnych, uwodzących tłumy prostych Amerykanów w kilku falach tzw. przebudzeń, zawsze żywiołowych i emocjonalnych, polegających na głębokim uduchowieniu własnych afektów. Mówiąc w skrócie, amerykańscy protestanci mają w skłonność do popadania w ekstazę, traktując własne emocje jak natchnienie Ducha Świętego. Z tego wynika prosta konsekwencja, że wszystko, co oni uznają za duchowość, automatycznie staje się święte. Za podstawę duchowości uznają odczytanie Pisma przez własnych liderów, a w każdym odczytaniu oni sami uznają się za wierne sługi Boga. Celem wiernych sług jest Królestwo Niebieskie, które polega na tym, że wierne sługi stają się nowym Izraelem. Stąd już tylko krok do bałwochwalczej czci dla tej grupy, która sama mianowała się narodem wybranym na świętej ziemi starożytnego Izraela. To tłumaczy religijną podstawę posłuszeństwa USA wobec polityki państwa Izrael.

WASP to jednak nie wszystko. Razem z nimi do Nowego Świata w kilku falach przybywali z Europy ludzie, legitymujący się pochodzeniem żydowskim. Część z nich została gorliwymi protestantami, część się sekularyzowała, wszyscy jednak przyjęli tożsamość amerykańską w ten sposób, że to właśnie oni, wraz z WASP-ami zbudowali to, co świat i sami Amerykanie rozumieją jako amerykańskość. Jako integralna część wielokulturowego amerykańskiego tygla weszli w rozmaite struktury społeczeństwa, gospodarki, nauki i administracji państwa amerykańskiego. Niektóre dziedziny życia tego państwa zostały stworzone od podstaw właśnie przez tych ludzi, stając się z czasem wzorcem dla całego świata. Potężny przemysł rozrywkowy, rynek finansowy, nauka, edukacja, media, administracja, prawo, służba zdrowia, słowem, nie ma dziedziny życia nowoczesnego państwa, która nie byłaby pod głębokim wpływem tych ludzi. Większość tego, co wiemy o USA, wciąż płynie z tych samych źródeł, kontrolowanych przez wciąż tych samych ludzi. Ponieważ trwa to już kilka pokoleń, zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić i nie dostrzegać ich wpływu.

Na tym jednak nie koniec. Wraz ze wzrostem potęgi i znaczenia USA w świecie wzrastało znaczenie establishmentu tego państwa. Początkowo istniała tam możliwość american way of life – od pucybuta do milionera – co jednak zostało praktycznie zamknięte po II Wojnie Światowej, w ten sposób, że nie można zrobić poważnej kariery, jeśli nie pochodzi się z określonej grupy społecznej. Ludzie z zewnątrz są do niej wciąż dopuszczani, pod warunkiem przyjęcia wartości grupy i uzależnienia całego życia od jej wpływów. Mechanizmy przyjmowania nowych członków i przejmowania wpływu na wszystkich dobrze pokazał film pt. „Firma” z 1993 roku z Tomem Cruisem, na podstawie powieści Johna Grishama. Można wyobrazić sobie, że cały establishment USA to taka wielka firma, a film ma charakter dokumentu.

Możemy więc założyć, że prawie wszyscy, którzy w USA pociągają za jakiekolwiek sznurki na poziomie federalnym musieli przejść tą samą drogę, mającą charakter inicjacji do mafii alias sekty. Zostali dopuszczeni do wpływów, zysków i tajemnic, ale dopiero wtedy, gdy sami stali się wspólnikami jakiegoś procederu, i to na dwóch poziomach: prawnym i moralnym. Inicjacja taka ma tą właściwość, że wiąże omertą wszystkich uczestników. Jeśli ktoś się wyłamie, wyjdą na jaw fakty łamania przez tą osobę zarówno prawa, jak i zasad moralnych. W ten sposób buduje się zależność członków grupy we wszystkich aspektach ich życia: majątkowym, zawodowym, społecznym, towarzyskim, rodzinnym. Jeśli ktoś się wyłamie, straci wszystko, na czym zbudował swoje życie. Musi to być oczywiście powiązane z rozmaitymi archiwami, gdzie skrzętnie gromadzone są dowody na bardzo niewygodne fakty z życia każdego członka grupy. USA ma długą tradycję takich tajnych archiwów. Już w latach 30-tych XX wieku istniało archiwum J. Edgara Hoovera, dyrektora FBI w latach 1924-1972. Plotka głosi, że miał tam kompromitujące dokumenty na wszystkich, a jego długoletnia służba na tym stanowisku zdaje się to potwierdzać. Inną ciekawą listą była tzw. czarna lista ADL, Anti-Defamation Ligue, żydowskiej organizacji w USA, utworzona w latach 40-tych XX w., zawierająca długa listę ludzi, których ADL nie życzyła sobie na stanowiskach publicznych. Można się zastanawiać, jak takie czarne listy wyglądają dziś, w dobie technologii cyfrowej i tzw. sztucznej inteligencji. Skoro więc istniała czarna lista osób niepożądanych, wielce jest prawdopodobne, że była też jakaś lista biała, osób mile widzianych. No i na czele wszystkich bestsellerów wszech czasów znajduje się słynna lista Epsteina, którą obiecywał ujawnić Donald Trump po objęciu prezydentury. Po pół roku urzędowania pani prokurator generalna Stanów Zjednoczonych stwierdziła jednak, że nie ma żadnej listy.

USA są więc takim państwem, w którym jedną z tradycji ustrojowych jest kompletowanie i ukrywanie tajnych zbiorów danych, które, nawet, jeśli oficjalnie nie istnieją, wywierają realny wpływ na politykę jego władz. Zarazem państwo to trzęsie całym światem, a jego służby są w posiadaniu licznych kompromatów na polityków innych państw, lub też są w stanie takie sfabrykować. Jest to całkowicie zgodne z dominującą w USA filozofią pragmatyzmu, w której dopuszczalne jest wszystko to, co jest skuteczne. Jest to pochodną protestanckiej teologii sukcesu, która głosi mniej więcej to samo – możesz robić wszystko, a jeśli odniosłeś sukces, to znaczy, że Bóg ci błogosławi. To z kolei jest odblaskiem zasad Talmudu, dającego wybranej grupie legitymację do wszelkich działań, służących interesowi tej grupy. Na tych zasadach i praktykach ufundowano Stany Zjednoczone.

Tak wyglądają główne wytyczne polityki amerykańskiej, co jest skutecznie maskowane parawanem walki o wolność, demokrację i prawa człowieka. Dla krzewienia tych wartości USA za pomocą licznych agend, własnych i zleconych wywołują wojny, konflikty zbrojne, rewolucje, obalą rządy, usuwają niewygodnych ludzi, wywołują kryzysy ekonomiczne i przesilenia polityczne. Jednocześnie to państwo podlega ukrytej władzy, wyrastającej nawet ponad deep state. Ukryta władza stosuje na terenie USA te same zasady, które USA stosują na całym świecie. Całokształt obrazu pozwala stwierdzić, że prawie cała wierchuszka USA jest głęboko skorumpowana i z łatwością może zostać skompromitowana. Większość skorzystała bowiem z dróg karier i awansów, jednocześnie nurzając się w czynach zabronionych i nagannych moralnie. Na to wszystko są dowody, pozostające w posiadaniu ukrytych sił, okupujących Amerykę. Dalsze kontynuowanie polityki emancypacji USA spod tej władzy może spowodować ujawnienie kompromatów, które sprowadzą do rynsztoka elitę USA, i to w każdej dziedzinie życia: politycy, celebryci, aktorzy, naukowcy, wojskowi, duchowni, biznesmeni, i kogo sobie jeszcze możemy wymyślić. Cała starannie budowana legenda USA jako twierdzy wolnego świata, cała wspaniałość amerykańskich zasad w krótkim czasie zmieniłaby się w globalną świadomość Babilonu – światowej nierządnicy, prostytuującej się z samym diabłem. Dumna Ameryka okazałaby się haniebną Sodomą. Dalsze prowadzenie polityki amerykańskiej, a wraz z nią żydowskiej stałoby się niezmiernie trudne. USA straciłyby moralny mandat do bycia światowym hegemonem, co zostałoby natychmiast wykorzystane przez wszystkich konkurentów Ameryki. I to należy bezwzględnie mieć na uwadze, aby zrozumieć zachowanie Donalda Trumpa. Wszystko bowiem wskazuje na to, że ktoś spoza USA uświadomił prezydentowi i jego otoczeniu, że wszyscy jadą na tym samym wózku, i jeśli będzie zbyt samodzielny w polityce międzynarodowej, upadną i jedni, i drudzy.

Opuszczenie projektu państwa globalnego przez Chiny dało się jeszcze jakoś przetrawić i mieć nadzieję na zmuszenie tego państwa do powrotu, względnie jego izolację. Gdy z projektu wycofała się Rosja, zrobiło się już groźniej, za tymi państwami poszły bowiem kolejne, i tak stopniowo ukształtował się antyglobalistyczny charakter sojuszu BRICS. Wciąż jednak orędownicy jednego globalnego porządku, których zwę gnostykami mieli do dyspozycji bardzo poważne atuty: USA, Europę Zachodnią i Środkową, Australię, globalne finanse, utrzymywane pod kontrolą dzięki dolarowi, globalne media. Gnostycy mogli liczyć na to, że zmuszą pozostałe, krnąbrne lub niepewne rządy do posłuszeństwa. W tym kontekście należy odczytać rewolucję obyczajową, cyfryzację, globalną pandemię i wojnę ukraińską. Uruchomione narzędzia globalne mają jednak taką właściwość, że powodują skutki nieprzewidziane. Jednym z nich okazała się rozszerzająca się świadomość atakowanych narodów i opór niektórych rządów. Wielkim zagrożeniem dla gnostyków stały się narzędzia cyfrowej komunikacji, stworzone pierwotnie w celu globalnej kontroli.

Przesądzające dla obecnej polityki USA stało się niezadowolenie samych Amerykanów, którzy dostrzegli niszczenie własnego kraju, i zażądali, aby władza w USA zajęła się dbaniem o interesy własnej ludności, a nie walką o globalny porządek. To zaowocowało procesem, który nazwałem Czwartą Rewolucją Amerykańską i powrotem do władzy Donalda Trumpa. Proces ten oznacza w skrócie zaprzestanie przez USA tworzenia państwa światowego na rzecz budowy własnego imperium amerykańskiego. Oznacza to ograniczenie bezpośredniej kontroli amerykańskiej do sfery atlantyckiej, czyli obydwu Ameryk, Europy i szlaków morskich, prowadzących na Atlantyk. Reszta świata ma pozostać pod względną kontrolą, poprzez ograniczenie możliwości ekspansji BRICS oraz utrzymanie dominacji dolara jako głównej waluty rozliczeniowej świata. Wiąże się to wprost z powstrzymaniem chińskich planów Nowego Jedwabnego Szlaku. Dopóki ten szlak nie wejdzie szeroko do Europy Zachodniej, będzie miał znaczenie lokalne – azjatyckie. Gdyby udało się Chińczykom doprowadzić jego końcówkę do Polski i skomunikować z europejskimi sieciami transportowymi, wówczas towary z Chin mogłyby popłynąć szerokim strumieniem przez całą Azję, Europę, Morze Śródziemne i Atlantyk. Wówczas Chiny uzyskałyby szeroki dostęp do całego świata drogą w większości biegnącą po lądach. Różnica wobec obecnego stanu jest zasadnicza. Dopóki Chiny większość swoich towarów i sprowadzanych surowców transportują morzem, narażają się na ryzyko blokady morskiej bliskiej i dalekiej. Tak bowiem położone są wybrzeża Chin, że łatwo je odciąć od oceanu światowego, podobnie, jak Niemcy podczas obydwu wojen światowych. Szlaki morskie są kontrolowane przez największe obecnie mocarstwo morskie – Stany Zjednoczone, które posiadają flotę, lotnictwo i sieć baz, wystarczające, aby zagrozić chińskim transportom. Sama groźba takiego odcięcia uzależnia Chiny i ich sojuszników od USA oraz ich waluty. Jak długo więc Chińczykom nie uda się udrożnić wielkiej magistrali handlowej Eurazji, tak długo dominować na świecie będą USA i dolar. Tak długo również trwać będzie globalna władza gnostyków i ich możliwości zarządzania Ameryką. Gdyby bowiem większość transportu światowego przeszła na ląd poza kontrolę USA, wówczas te transakcje mogłyby być rozliczane według walut, przyjętych według dowolnego uznania krajów, uczestniczących w wymianie handlowej. Dolar utraciłby swoją pozycję i bardzo szybko większość jego wartości ulotniłaby się jak kamfora, tak bardzo gnostycy napompowali dolarowy balonik. Wraz z krachem dolara możliwości sterownicze USA zostałyby znacznie uszczuplone, a państwo to zostałoby zmuszone do ograniczenia swojej aktywności do swojego terytorium. W konsekwencji gnostycy, używający USA do rozgrywek globalnych, utraciliby znaczną część swoich wpływów, co pozwoliłoby Amerykanom wreszcie uwolnić się od ich wpływów w Ameryce. O to więc toczy się gra.

Najnowsze wolty Trumpa w czerwcu i lipcu 2025 roku to przyłączenie się do wojny Izraela z Iranem i szybkiej jej wygaszenie, ultimatum i groźby USA wobec Rosji oraz porozumienie USA z Unią Europejską. Trump wystosował wobec Putina ultimatum, aby zakończył wojnę ukraińską w ciągu 50 dni, a jednocześnie generał Christopher Donahue, dowódca US Army w Europie i Afryce oznajmił, że jego siły mają plan na atak i opanowanie Królewca. Porozumienie USA z Europą opiewa na finansowanie amerykańskich dostaw uzbrojenia na Ukrainę przez Europę oraz europejskie zakupy uzbrojenia w USA. W tym samym czasie trwają działania Izraela w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu Jordanu, w Syrii i Libanie, starcia między Indiami i Pakistanem oraz między Kambodżą i Tajlandią. Wszystko to zadziało się w krótkim czasie, a krótko przed tym natężeniem działań, w maju pojawiły się w USA informacje, że nazwisko Donalda Trumpa znajduje się na liście Epsteina, a w czerwcu ulice Los Angeles stały się areną walk między meksykańskimi imigrantami a policją. Wiele wskazuje na to, że imigranci nie działali sami spontanicznie, lecz zostali przygotowani i wyposażeni przez kogoś innego. W tym gorącym czasie prezydent Trump i jego administracja zachowuje się niekonsekwentnie i chaotycznie, popadając w sprzeczności i łamiąc wszelkie zasady współpracy i prawa międzynarodowego.

Spojrzenie z dystansu na chaos, tworzony wokół polityki USA i Izraela pozwala wyciągnąć pewne wnioski. Wszystkie te niepokoje dotyczą dwóch miejsc: samych Stanów Zjednoczonych oraz obszaru na styku Europy, Afryki i Azji, w taki sposób, że uniemożliwiają Chinom realizację swojego strategicznego projektu Nowego Jedwabnego Szlaku. Można to interpretować w następujący sposób. Gnostycy wpadają w panikę i używają wszystkich swoich aktywów, aby zmusić Trumpa do takiej polityki, aby styk trzech kontynentów znajdował się w stanie ciągłego wrzenia. Trump został drogą szantażu zmuszony do odejścia od swoich obietnic i do podążania za Izraelem. W zamian za to otrzymał zapewnienie, że gnostycy nie wywołają rewolty w USA i pozwolą Trumpowi utrzymać się przy władzy. Wspólny cel, łączący Trumpa i gnostyków polega na utrzymaniu globalnej dominacji dolara. W ramach szerokich działań, podjętych wspólnie przez USA, Izrael i gnostyków możliwe są gwałtowne zmiany sytuacji, podnoszenie, eskalacja i wygaszanie konfliktów, prowokacje, sabotaże i ciągłe groźby wojen, zarówno lokalnych, jak i globalnej. Możliwe są gwałtowne zwroty akcji, a głównymi inicjatorami nadchodzących działań, w tym wojen nie będą państwa BRICS, lecz państwa i struktury, znajdujące się pod kontrolą gnostyków, czyli NATO i Unia Europejska.

Tymczasem obecne władze w Polsce nie widzą innej alternatywy, niż pełna podległość wobec USA, NATO I UE. Dotyczy to zarówno obecnego rządu warszawskiego, jak również tego, który może nastąpić w najbliższym czasie. Obydwie główne siły polityczne w Polsce, wywodzące się z Magdalenki dają nam gwarancję dalszej podległości wobec w/w struktur. W dyskusjach politycznych i mediach głównego nurtu nie ma śladu krytycznego spojrzenia na sojusze, w których znajduje się Polska.

Większość społeczeństwa polskiego nawet nie wie o powyższych faktach, usypiana gierkami partyjnymi i atakami na Grzegorza Brauna. Rośnie jednak podskórny nurt Polaków świadomych, zadających właściwe pytania i szukających właściwych odpowiedzi. Dla przyszłości Polski kluczowe znaczenie ma nie tylko to, co zrobią władze w Warszawie, ale również, czy pojawi się w Polsce rzeczywista refleksja nad realnym stanem świata i kształtem przyszłej polityki zagranicznej Polski. Ten status, który obecnie trwa w Europie i Polsce nie da się utrzymać, i już niedługo dojdzie do tektonicznych zmian w Eurazji. Musimy być na to gotowi, a ponieważ nie można oczekiwać po obecnych czołowych politykach takiego myślenia, świadomi Polacy, którzy pragną powrotu niepodległej Polski muszą wziąć sprawy w swoje ręce, póki co w sferze informacji i świadomości, a już niedługo w sferze materialnej. Temu celowi służy Poradnik świadomego narodu, księga pierwsza już w sprzedaży.

Poradnik świadomego narodu” dostępny tutaj: LINK

_____________

Czy i kogo zdradził Trump?, Bartosz Kopczyński, 29 lipca 2025

Porwanie przez Specnaz FR dwu pułkowników brytyjskich kierujących dywersją banderowską. “Polityczna katastrofa NATO”.

Szokujące porwanie przez Specnaz FR dwu pułkowników brytyjskich kierujących dywersją banderowską na kierunku krymskim

Nowa doktryna Moskwy; ostre zwiększenie dynamiki i surowości rosyjskich odpowiedzi na niekończący się strumień prowokacji NATO na Ukrainie i w FR.

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 28

Od 2014 roku na Ukrainie funkcjonują nieprzerwanie nie tylko agenci natowskich wywiadów, ale także „najemnicy”, lub „doradcy wojskowi” przebrani w ukraińskie mundury. Fakt ten był ignorowany przez FR.

Natomiast podejście Kremla do tych „obrońców demokracji i wolności” ewoluował w czasie ostatnich 3,5 roku konfliktu.

Początkowo Rosja udawała, że ich nie zauważa, potem zaczęła likwidować ich większe skupiska przy pomocy ataków rakietowych. Przy czym obie strony (NATO & FR) udawały, że nic się nie stało. Rutynowo też, Rosja nie atakowała „delegacji NATO” odwiedzających Ukrainę.

Sytuacja zmieniła się jednak dramatycznie. FR straciła cierpliwość, a także zapewne po niewczasie doszła do słusznego skądinąd wniosku, że ZIK (zachodnie imperium kłamstwa) rozumie jedynie brutalną siłę, a każdy gest wyrozumiałości pojmowany jest jako dowód słabości.

Niedawna wizyta natowskich oficjeli w Kijowie, zakończyła się krwawą jatką. Następnie zlikwidowano „polskiego generała” Skrzypczaka w Stanisławowie w Małopolsce Wschodniej ( obecnie okupowanej przez banderowców).

Kolejną eskalacją było porwanie dwu brytyjskich pułkowników w ukraińskiej bazie nad morzem Czarnym, dowodzących banderowskimi oddziałami sabotażowymi na kierunku krymskim.

Z głębokiego zaplecza Ukrainy zostali oni dostarczeni do Moskwy.

ZIK rutynowo zareagował litanią kłamstw, twierdząc, że byli to „turyści” zwiedzający miejsca bitewne na Ukrainie.

Ponieważ jednak, wraz z nimi zarekwirowano kompromitujące materiały wywiadowcze, paszporty dyplomatyczne, schematy organizacyjne podległych im ukraińskich jednostek i plany kolejnych akcji terrorystycznych na terytorium FR, to propaganda ZIK musiała się zamknąć i ignorować ten incydent.

Nazwiska tych pułkowników są następujące: Edward Blake i Richard Carroll.

W poniższym materiale filmowym zaprezentowane są facjaty tych dwu wojskowych (3:25 min nagrania).

Zaprezentowane też są zdjęcia paszportów dyplomatycznych i innej dywersyjnej dokumentacji, wraz z obszernym komentarzem.

Strona brytyjska próbowała zakwalifikować tych terrorystów w mundurach, jako jeńców wojennych, ale RF odpowiedziała, że nie znajdują się oni w tej kategorii. W końcu, z formalnego punktu widzenia, UK i FR nie są w stanie wojny. Będą więc traktowani jak dywersanci lub terroryści, za co grozi im stryczek. Na rozstrzelanie nie zasługują.

Osobiście śmierć „generała” globalistycznego WP, Skrzypczaka, czy pozostałych „polskich wojskowych” z już ponad 10 tysięcznej listy najemników, którzy stracili swe życie w obronie banderowców niewiele mnie interesuje. Chcieli zarobić na zdradzie Ojczyzny, to zarobili!

Natomiast, to co jest krytyczną informacją dla tych mieszkańców III RP, którzy jeszcze czują się Polakami, to fakt rozpoczęcia przez Rosję eskalacji konfliktu proxy NATO-Rosja na Ukrainie, na jej natowskich uczestników, jak na razie na ukraińskim obszarze, ale zgodnie z zapowiedziami, dynamicznego jego rozszerzenia, również na terytoria państw, których obywateli i sprzęt wojskowy uczestniczą w obecnej akcji kinetycznej.

„Oresznik moment” zbliża się do nas milowymi krokami. Jak już niejednokrotnie wyjaśniałem, to hipersoniczna broń jest nie do przechwycenia, a na dodatek efekty jej użycia są identyczne do kataklizmu broni jądrowej, jedynie za wyjątkiem promieniowania nuklearnego. Po rozmieszczeniu wyrzutni tej broni na Białorusi, FR jest w stanie z przeciągu 5 minut zniszczyć całą natowską Europę od wschodniej granicy Polski do Lizbony.

Głębokość jej rażenia jest taka, że „europejskie elity” wraz ze swoją ignorancką „generalicją” nie znajdą sanktuarium nawet w najpotężniejszych schronach przeciwatomowych.

Jak pokazuje ponad trzyletnia historia, możliwości intelektualne nie pozwalają im na zrozumienie tego prostego FAKTU, który na dodatek został już kilkakrotnie praktycznie zademonstrowany na Ukrainie.

Likwidacja tych obłąkanych globalistycznych szumowin wyszłaby tylko na dobre Europie i jej mieszkańcom. Problem jednak tkwi w tym, że ta najnowocześniejsza broń nie jest na tyle „inteligentna”, by odróżnić Ludzi od szatańskich kreatur!

Obywatele Europy MUSZĄ więc wziąć sprawy w swoje ręce zanim będzie ZA PÓŹNO.

====================

mail:

Nie  zlikwidowano polskiego generała Skrzypczaka… tylko gen. Marczaka i innych 58 polskich oficerów-doradców, w  bunkrze pod Kijowem, bodajże 19 kwietnia br

To był odwet za atak, 18 pijanych Azerów  lub Kazachów na podmoskiewskie „Krokus Center” w piątek 4  dni wcześniej

Pozdrawiam dr

=============================

mail:

Poprawione daty…

https://geekweek.interia.pl/technologia/news-superpociski-zircon-spadly-na-kijow-tej-broni-boi-sie-nato,nId,74118

25.03.2024,  poniedziałek 10.32am. Kijów

Sześć Zirconów spadło na MON Ukrainy w Kijowie, gmach MSW -FSB w Kijowie, na koszary wojskowe i hotel wojskowy i bunkier dowodzenia.

Zginęło ponad 2000 osób,  oraz polski gen. Matczak i 58 oficerów WP

A napad na Krokus Center był  3 dni wcześniej, w piątek ok 20tej

21 lip 2025 — Generał miał 69 lat. Zmarł po długiej walce z chorobą..

https://wiadomosci.wp.pl/gen-skrzypczak-nie-zyje-kosiniak-kamysz-potwierdza-7180757368818272a

Los pasierba. Biografia Floriana Czarnyszewicza III.

Los pasierba
Biografia Floriana Czarnyszewicza

[tyle zdołałem skopiować z : Nostalgiczna pieśń powrotu

Przepraszam za niechlujne linijki, ale z .pdf nie potrafię lepiej.

Gorąco zachęcam do kupienia, jeśli gdzieś jest, tej książki. MD]

=======================


Florian Czarnyszewicz urodził się 2 lipca 1900 roku najprawdo-
podobniej w okolicach zaścianka szlacheckiego Przesieka Druga.
Z wielkiego eposu Nadberezyńcy wiemy, że osada znajdowała się
„w głuszy bezkresnych zaberezyńskich lasów” (NBZ 9), na skraju
potężnej puszczy, której legendarny matecznik przypominał
dzikie ostępy z Pana Tadeusza. Położona nieopodal Kliczewa,
miasteczka leżącego około sześćdziesięciu kilometrów na północ
od Bobrujska, Przesieka stała się pierwowzorem powieściowej
Smolarni. Ta część dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego
należała wówczas do ziem zabranych, a więc wschodnich województw Rzeczypospolitej wcielonych w trakcie rozbiorów do Rosji.
W 1793 roku Polska utraciła okolice Bobrujska. To właśnie na Bia-
łorusi, między dwiema potężnymi rzekami: Berezyną i Dnieprem
mieszkali Nadberezyńcy – szlachta zagrodowa, której unikalny
język i obyczaje Czarnyszewicz utrwalił w swoich powieściach.
Twórcę „Pana Tadeusza XX wieku” łączyło z Adamem Mickie-
wiczem i innymi pisarzami z tak zwanej szkoły litewskiej silne
poczucie kresowego patriotyzmu osadzonego w staropolskim
republikanizmie i w sarmacko-jagiellońskiej idei wielonarodowej
Rzeczypospolitej:
Kochałem i kocham swój kraj – pisał [Czarnyszewicz] do p. Akuły, pi-
sarza białoruskiego – dlatego, że żyli w nim obok siebie Białorusini,
Polacy, Litwini, Żydzi starowiercy i Tatarzy, że w miastach były kościoły,
cerkwie, synagogi i kirki, że byli chłopi i szlachta i mieszczanie. Współ-
życiu naszemu szkodziły tylko niesprawiedliwy podział dóbr ziemskich
oraz intrygi sąsiadów. Różnice ras i kultury wśród obywateli nie stają na
przeszkodzie postępu i szczęśliwości.
[…] jestem synem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Mój ojciec i dziad
i dziad mego dziada urodzili się i złożyli swe kości w tej ziemi i sądzę,
1 Życiorys pisarza podajemy na podstawie ustaleń Bartosza Bajkowa. Zob. tegoż,
Florian Czarnyszewicz. Przyczynek do biografii, „Arcana” 2017, nr 6 (138).
8
Biografia Floriana Czarnyszewicza że wolno mi rodzinny kraj kochać i tęsknić do niego i myśleć o nim,
i cieszyć się gdy gospodarze czynią coś mądrego i szlachetnego, a smucić
gdy popełniają błędy…2
Wiedza o dzieciństwie i wczesnej młodości Czarnyszewicza jest
niepełna. Pewne wyobrażenie na ten temat przynoszą perypetie
głównych bohaterów powieści Nadberezyńcy – Stacha Bałaszewi-
cza i Kościka Wasilewskiego. Autor ukończył zaledwie cztery klasy
rosyjskiej szkoły powszechnej („Gorodskoje Uczyliszcze”), a zdol-
ność pisania po polsku zawdzięczał – jak wspomina – „domorosłym
nauczycielom tajnych polskich szkółek”3. Następnie sam pełnił
misję takiego nauczyciela, czego odzwierciedleniem była wyprawa
powieściowego Stacha do najbardziej zruszczonych zaścianków. We
wrześniu 1919 roku wielkopolskie oddziały generała Daniela Kona-
rzewskiego wyparły bolszewików za Berezynę i zajęły pozycje na linii
rzeki. Wówczas Czarnyszewicz przedostał się do opanowanego przez
Polaków Bobrujska i rozpoczął służbę w wywiadzie. Wielokrotnie
przedzierał się za linię frontu do swojej okupowanej przez Sowie-
tów małej ojczyzny i zdobywał cenne informacje o ruchach wojsk
nieprzyjaciela. Także te przygody stały się kanwą awanturniczo-
-łotrzykowskich szpiegowskich dziejów Stacha i Kościka. Kiedy
w lipcu 1920 roku polska armia wycofywała się znad Berezyny pod
naporem bolszewickiej ofensywy, Czarnyszewicz wstąpił do wojska
już jako żołnierz frontowy. Przeszedł cały ówczesny szlak bojowy
wraz z odwrotem pod Warszawę i ponownym zwycięskim marszem
na wschód. Bił się w Cudzie nad Wisłą, a w bitwie niemeńskiej wal-
czył o Grodno, Lidę i Wilno. Uczestniczył w buncie Żeligowskiego
i swoją żołnierską epopeję skończył na Wileńszczyźnie w stopniu
podoficera. Tam też po demobilizacji oczekiwał na wynik rozmów
pokojowych z bolszewikami. Wobec braku szerszego społeczne-
go i politycznego poparcia dla walki o najdalsze Kresy 18 marca
1921 roku został podpisany w Rydze traktat pokojowy. Na jego pod-
stawie Rzeczpospolita zrzekła się na rzecz Sowietów większości
ziem wschodnich utraconych w pierwszym i drugim rozbiorze.
2 Cyt. za: M. Czapska, Florian Czarnyszewicz (1895– 1864 [sic!]), „Kultura” 1965,
nr 1– 2, s. 211.
3 List Floriana Czarnyszewicza do Józefy Radzymińskiej, oprac. K. Polechoński,
„Arcana” 2005, nr 1– 2 (61– 62), s. 158.
9
Biografia Floriana Czarnyszewicza
Wśród ówczesnych polityków przeważała opcja opowiadająca się
za „granicą kompromisową”, która nie wywoła ze strony Rosji chęci
odwetu. Zdaniem elit ewentualne przyłączenie kraju Czarnysze-
wicza sprawiłoby, że odsetek mniejszości narodowych zagrażał-
by stabilności państwa. Jeden z bohaterów Nadberezyńców powie
o Polsce: „jesteśmy szóstym, niepotrzebnym Jej palcem” (NBZ 513).
Idea wskrzeszenia federacyjnej Rzeczypospolitej, w którą wierzyli
Nadberezyńcy, upadła. Ostatecznie w Rosji pozostało półtora mi-
liona Polaków, których praw do życia w żaden sposób nie zabez-
pieczono, zdając się na dobrą wolę Sowietów. Miało to straszliwe
konsekwencje. Tylko w czasie antypolskiej akcji NKWD w latach
1937– 1938 zamordowano strzałem w tył głowy 111 091 osób. Ogółem
w czasie Wielkiego Terroru zabito ponad dwieście tysięcy Polaków,
a dziesiątki tysięcy zmarło w łagrach. Eksterminacji poddawano
również Białorusinów i Ukraińców – narody dawnej Rzeczypo-
spolitej. Rodacy z najdalszych Kresów nie mogli również liczyć na
to, że dzięki ewakuacji do II RP uda im się uniknąć represji. Akcja
była prowadzona w ograniczonym zakresie. Co prawda po wojnie
przybyło do Polski ze Wschodu milion sto tysięcy ludzi, lecz wśród
nich było zaledwie dwieście dwadzieścia tysięcy Polaków, resztę
zaś stanowili białoruscy i ukraińscy chłopi. W powieści Chłopcy
z Nowoszyszek do rangi symbolu urasta obraz „Czarnyszewiczów
bieżeńców”, którym nadano ziemię przy samej granicy. Narażeni
na ciągłe ataki sowieckiej partyzantki, musieli spać z karabina-
mi pod głową, a po roku ratowali się ucieczką (CZN 228). Dlatego
też główną ideą pisarstwa Czarnyszewicza jest protest przeciwko
granicom ryskim i zawężaniu polskiej świadomości kulturowej do
granic etnograficznych.
Klęska idei niepodległości nad Berezyną sprawiła, że autor osied-
lił się na Wileńszczyźnie. Na Białorusi pozostawił rodziców, dwóch
braci i siostrę. Wkrótce wstąpił do policji w Wojstomiu w powiecie
święciańskim i nadrabiał szkolne zaległości. Uczęszczał na prywat-
ne lekcje gramatyki, historii i literatury. Oprócz tego chodził po
okolicznych wsiach i pomagał chłopom, pisząc dla nich podania
do sądów i inne dokumenty. Jego krótki pobyt w niepodległej Pol-
sce skończył się w 1924 roku. Wówczas życiorys Czarnyszewicza
najpełniej pokrywa się z biografią Cezarego Baryki z Przedwiośnia.
10
Biografia Floriana Czarnyszewicza Pytanie: „Gdzież są twoje szklane domy?” przynosi najdramatycz-
niejszą odpowiedź:
wyżarto mię z policji za to, że służyłem Polsce za wiernie. Nie mogłem
dotrzymać łajdakom towarzystwa w piciu i w nadużyciach służbo-
wych. Zadarłem z tajną 5. f[unkcjonariuszy?] i ta zmajstrowała „do-
wody”. Aktów mi nie pokazano. Oficjalnie powiedziano, że jestem
obcokrajowiec, że powinienem starać się o nadanie obywatelstwa.
Nieoficjalnie dowiedziałem się, że byłem za mało polski, mówiłem
z chłopami po białorusku, kumałem się z obcym Polsce elementem.
Serdeczne chłopaki z naszych stron i znajomy mi adwokat w St[arych]
Święcianach radzili mi jechać do wojewody w Wilnie ze skargą. A był
nim zwierzchnik nasz poprzedni Wł[adysław] Raczkiewicz. Ale Bóg
pokierował inaczej. Listy krewnych mej żony z Argentyny zadecydo-
wały o wyjeździe z Polski4.
Pod koniec lipca 1924 roku Florian i Stanisława Czarnyszewiczowie
oraz ich roczna córeczka Władysława wyruszyli z portu w Trieście
w rejs na drugą półkulę5. Do Buenos Aires statek dotarł 20 sierpnia.
W liście do Marii Czapskiej twórca wspominał, że przybył do Ame-
ryki „bez grosza przy duszy, bez znajomości języka, bez fachu i bez
końskiej siły do taskania taczek. A źle było podówczas w Argentynie,
daleko gorzej niż teraz. Robotnik – obcokrajowiec uważany był za
bydlę”6. Dlatego też przez kilka pierwszych miesięcy Czarnyszewicz
pracował dorywczo na kolei i przy żniwach. Dopiero na początku
1925 roku zatrudnił się jako robotnik w Frigorifico Armour de La
Plata w Berisso. Był to wielki zakład przemysłu mięsnego, a zarazem
chłodnia, rzeźnia, masarnia i fabryka konserw. Położona w porcie
nad La Platą – olbrzymim ujściem rzek Parany i Urugwaju do Oce-
anu Atlantyckiego – Frigorifico Armour zaopatrywała w argentyń-
ską wołowinę setki płynących do Europy transatlantyków. Dużą
część personelu stanowili niewykwalifikowani emigranci zarobkowi
ze Starego Kontynentu. Dołączył do nich również Czarnyszewicz,
Ciekawostką jest, że dziadkiem słynnego amerykańskiego wokalisty Stevena Ty-
lera (lidera grupy Aerosmith) był trzeci brat autora – Feliks Czarnyszewicz, który
jeszcze przed pierwszą wojną światową wyemigrował do USA i zmienił nazwisko
na Blancha.
===================
Biografia Floriana Czarnyszewicza
który przez trzydzieści jeden lat przenosił na plecach zamrożone
ćwiartki krów. Charakter zatrudnienia w chłodni, specyfika wyko-
nywanych obowiązków narażały go na gwałtowne zmiany tempera-
tur, bardzo dotkliwe w wilgotnym klimacie doliny La Platy. Pisarz
zachorował na astmę, miał problemy z sercem i powracające bóle
głowy. Dlatego w 1956 roku po przejściu na emeryturę przeniósł się
wraz z rodziną do górskiej miejscowości Villa Carlos Paz, położonej
nad jeziorem San Roque. Tamtejszy sanatoryjny klimat pozwolił
Czarnyszewiczowi nieco podreperować nadwątlone zdrowie. Autor
tęsknił jednak za krajem rodzinnym. Nawet w domu, który wła-
snoręcznie zbudował, odczuwał dojmującą pustkę: „Chandra mnie
często napastuje i płakać się chce, objaw jak dla mężczyzny bardzo
niepochlebny. Ciągle jak by na kogoś i na coś czekam…”7.
Pomimo skrajnie wyczerpującej pracy zarobkowej autor Losów
pasierbów był aktywnym społecznikiem i animatorem polonijnego
życia kulturalnego. Latami należał do Związku Polaków w Berisso,
w którym przez rok pełnił funkcję prezesa. Choć w Frigorifico pra-
cował nawet po szesnaście godzin na dobę, nie ustawał w trosce
o emigracyjne czasopisma. Nieraz chodził od domu do domu i prosił
rodaków, aby nie przerywali kontaktu z polonijnymi periodykami,
zachęcał do prenumeraty, a gdy miał możliwość, przynosił darmowe
egzemplarze.

Czarnyszewicz publikował również artykuły i krótkie
opowiadania na łamach „Głosu Polskiego” i „Kuriera Polskiego”.
Prowadził dość obfitą korespondencję z pisarzami, którzy stali się
wielkimi admiratorami jego powieści. Przez lata wymieniał listy mię-
dzy innymi z Marią Czapską, Józefą Radzymińską i z pochodzącym
znad Berezyny Michałem Kryspinem Pawlikowskim – ziemianinem
i emigracyjnym prozaikiem. Do grona wielbicieli jego talentu na-
leżeli również: Czesław Miłosz, Józef Czapski, Jerzy Stempowski
i Melchior Wańkowicz. Znani krytycy zgodnie uważali Nadberezyń
ców (wydanych w 1942 roku) za arcydzieło polskiego eposu, choć
sam Czarnyszewicz skromnie nazywał siebie literacką „samosiejką”.
Jednakże entuzjastyczne opinie recenzentów przyniosły twórcy pew-
ne uznanie dopiero w latach 50., gdy książka dotarła do szerszych
kręgów emigracji. W Polsce pod sowiecką okupacją pisarz był objęty zakazem druku.

Na pełen powrót do krajowego obiegu literackiego
czekał aż do roku 2010, gdy jego wielki epos został przedrukowany
w szerszym nakładzie. Czarnyszewicz we wspomnieniach przetrwał
jako cichy, ale wielce sympatyczny społecznik i patriota. Na wieść
o tym, że Circulo Argentino Polonia Libre wyda jego Nadberezyń
ców, wciąż nie mogąc uwierzyć we własne szczęście, podobno „miał
ochotę rozpłakać się jak bóbr z radości”8. Nie mógł przewidzieć, że
w kolejnych latach wyda jeszcze trzy powieści: w 1953 roku Wicika
Żywicę,
w 1958 Losy pasierbów, a rok przed śmiercią Chłopców z No
woszyszek.

Zmarł na zawał serca we własnym domu w Villa Carlos
Paz rankiem 18 sierpnia 1964 roku. Jego nagrobek zdobi tablica
w języku hiszpańskim: „Żołnierz, Robotnik, Pisarz i Patriota Polski”.

Rozdział II
Królestwo znad Berezyny
O twórczości Floriana Czarnyszewicza
1.
Nadberezyńcy. „Pan Tadeusz XX wieku”


Czy wiesz, że dziesięć lat temu wyszła książka po polsku w Argentynie,
o której boję się ci pisać w za dużych superlatywach, bo tak namiętnie
ją pokochałem. Pisana przez zagrodowego szlachcica znad Berezyny.
Język słowotwórczy, dźwięczny, półbiałoruski. Konkretność wizji, miłość
ziemi, drzew, chmur, obok której Reymont sztuczny jest i zimny, obok
której myśleć można tylko o Panu Tadeuszu. […] Wierz mi, ta książka, nad
którą z Marysią jak stare osły płaczemy, ZOSTANIE i będzie świadczyć
o tamtej Atlantydzie.
Tak o Nadberezyńcach pisał Józef Czapski w liście do Jerzego Stem-
powskiego.

Z kolei Czesław Miłosz na łamach paryskiej „Kultury”
w roku 1953 notował w entuzjastycznej recenzji: „wystarczyło jednej
stronicy, żebym uległ wpływowi tego narkotyku i przeczytał jednym
tchem 577 stronic dużego formatu”1.
Akcja „Wojny i pokoju naszych Kresów”2 – jak nazwał powieść Mi-
chał Kryspin Pawlikowski – rozgrywa się od czerwca 1911 do stycznia
1920 roku w okolicach Bobrujska, na ziemi rodzinnej Czarnyszewi-
cza. Narracja ukazuje dzieje mieszkającej w zaścianku Smolarnia
nadberezyńskiej szlachty zagrodowej. Otoczona lasami i puszczą
osada liczy dwadzieścia dwa gospodarstwa. Na plan pierwszy wy-
suwają się cztery postaci: Stanisław Bałaszewicz (Stach), Konstanty
Wasilewski (Kościk), Karolina Sokołowszczanka (Karusia) i Mieczy-
sław Piotrowski (Mieczyk). Stach, Kościk i jego dziewczyna Karusia
należą do młodego pokolenia, Mieczyk zaś reprezentuje starszych
gospodarzy. Za głównego bohatera uznawano Staszka, w rysach
którego dopatrywano się biografii samego autora. Istotnie, chłopiec
jest niemal rówieśnikiem Czarnyszewicza, pełnił misję tajnego
polskiego nauczyciela, a także walczył jako wywiadowca w wojnie

[urywam.. poczytaj w oryginale MD.]

Królestwo znad Berezyny. O twórczości Floriana Czarnyszewicza II.

Tytułowa Berezyna w najwyższym stopniu wpływa na metaforykę, współtworzy warstwę wyobrażeniową, kształtuje sferę obrazowo-leksykalną, w sposób symboliczny
wpływa na fabułę i charakterystykę postaci. Łukasz Marcińczak
pisał, że dzięki powieści: rzeka ta uwzniośla się i polszczy, pojawiając się w nostalgicznym atlasie ze swoimi lepiej znanymi siostrzycami Niemnem, Wilejką, Smotryczem
i wszystkimi rzekami Hellady, zmierzającymi przecież do Styksu.
Bo czy tamten Bobrujsk nie leży nad Skamandrem, tamta Troja nad
Berezyną?
Dzięki temu kraina Czarnyszewicza zyskuje miejsce w epopeicz-
nej geografii przygody, pośród wielkich opowieści kształtujących
kulturową tożsamość.
W dziele odnajdziemy wiele „rzecznych” figur literackich i sinu-
soidalnych rozwiązań kompozycyjnych. Poetyka naśladuje naturę
samej rzeki, objawia się w „wodnej” warstwie powieści, w nagłych
zmianach tonacji uczuciowej, w napięciu między obiektywnym
realizmem a lirycznym subiektywizmem narracji czy też w zgo-
ła nieoczekiwanych zwrotach akcji. Symbolikę dzieła kształtuje
wyobraźnia akwatyczna. Topika wodna wiąże się tradycyjnie z no-
stalgią za utraconym upływającym czasem.

Nadberezyńcy są literackim świadectwem kresowej Atlantydy zalanej przez morze historii.
Istotne okazują się figury nautyczne. Dość powiedzieć, że oddziały
Dowbor-Muśnickiego „Przebijały się poprzez zastępy wojska bolsze-
wickiego […] jakoby statki małe po wzburzonym oceanie” (NBZ 241).
Motyw żeglugi wiąże się bezpośrednio z tradycyjnym wyobrażeniem
ojczyzny jako statku albo arki: „Jak Bóg zechce, to cały świat między
sobą może się wyrznąć, a nasza Smolarnia, jak ten korab Noego,
nietknięta tak ostanie” . Mit wielkiego potopu jest zresztą
charakterystyczny dla literatury Kresów utraconych. W dziele Czar-
nyszewicza ma wymiar o tyle wyjątkowy, o ile ostateczna katastrofa
to widmo wciąż jeszcze odległe. Gdzieś z głównych frontów pierwszej
wojny światowej docierają straszliwe wieści: „Krew płynęła rzeką,
ludzie ginęli, jak muchy” (NBZ 105). Jednak hekatomba nie dociera
jeszcze do rodzimej Smolarni. Rzeka krwi to raczej ponury rewers
występującej często w powieści rzeki-ludzi, zapowiedź przyszłe-
go losu bohaterów. Woda to imago princeps – obraz wiodący. Nie
mogło być inaczej, skoro rzecz dzieje się „W głuszy bezkresnych
zaberezyńskich lasów” , czyli za… morzem! Wskazuje na
to nie tylko symbolika kresowej Atlantydy, ale też ukryty komen-
tarz. W najbardziej poetyckiej scenie czytamy: „Puszcza wrzała. Jak
morze wzburzone” . Jaki jest program tego płynącego
okrętu? Kazik mówi: „Nie za burżujów, ale za szczęście swoje i ludu
idziemy. Za wolność – za Polskę całą, wielką, ludową i sprawiedliwą”.

Zdaniem Czarnyszewicza odrodzona Rzeczpospolita
stanie się nowoczesną, opartą na ideach jagiellońskich federacją,
„ludową monarchią”, w której demokratycznym podmiotem będzie
wielonarodowy i wieloetniczny lud-naród. „Otóż Polska niesie swo-
bodę nie tylko dla nas, Polaków, lecz dla wszystkich narodów w Jej
granicach zamieszkałych. Jednaką będzie dla nas, Białorusinów,
Żydów i innych” (NBZ 312). Jerzy Jarzębski słusznie zauważył: „Pa-
triotyzm Czarnyszewicza – najpiękniejszy, jaki znam – nie jest więc
w żadnym razie solidarnością opartą o etniczne podstawy, lecz
wiernością pewnym odwiecznym ideałom”10.
Duża liczba aluzji literackich sprawia, że powieść przywodzi na
myśl staropolską sylwę, wielowątkową księgę-kronikę. Maestria ar-
tystyczna polega tu na umiejętnie stosowanym narracyjnym skrócie.
Dzięki niemu poszczególne cząstki-rozdziały zyskują pewną „nowel-
kową” autonomię. Choćby wątek szkoły rosyjskiej, do której uczęsz-
czają Stach i Kościk, to materiał na co najmniej cały pierwszy tom
powieści. Czarnyszewicz wybiera jednak tylko kilka najważniejszych
epizodów. Czytelnik nawet się nie spostrzegł, a już dziewięcioletni
Staszek staje się dwunastoletnim młodzieńcem. Aby uzyskać taki efekt kompozycyjny, autor stosuje strategię sugestii, która polega
na sygnalizowaniu istnienia wątków pobocznych, które jednak nie
zostają rozwinięte w głównym nurcie narracji. Dzięki temu dzieło
zbliża się do poetyki gawędy szlacheckiej o cechach rekonstru-
owanej na bieżąco opowieści. Ważną rolę odgrywają określenia
stylizowane na żywą mowę (na przykład „I znowu ludzie doczekali
wiosny”, dynamizujące narrację, a także dające odczuć
odbiorcy, że opowieść do pewnego stopnia dzieje się poza nim.
Wyraźnym przykładem są legionowe dzieje Kościka Wasilewskie-
go, których ogólny przebieg poznajemy dopiero po dwóch latach,
choć przecież smolarski żołnierz to jeden z głównych bohaterów
powieści.
Założenia programu artystycznego Czarnyszewicz zawarł
w liście do Marii Czapskiej, pisząc o swej powieści Chłopcy z No
woszyszek:

Aby wyczerpać wszystkie poruszane […] tematy, trzeba by kilku grubych
tomów […] i lektura mogłaby wypaść nudna. […] Czytelnik niech się resz-
ty domyśla. Uważałem, że lepiej nie zagłębiać się w problemy, a tylko
drapnąć pazurem za żywe, to wystarczy, by człowiek przeniósł się myślą
w swe strony, podumał i potęsknił11.
Zasada czytelniczej domyślności prowadzi do częstego posługiwa-
nia się aluzją literacką. Swoista cytatowość sprawia, że powieść jest
epopeją w najwyższym stopniu, ponieważ staje się syntezą kanonu
wielkich narracji tożsamościowych. Ta idea twórcza niesie za sobą
ważne przesłanie. Czarnyszewicz, wpisując dzieje Nadberezyńców
w krąg polskich mitów, upomina się o bohaterów, których traktat
ryski skazał na zapomnienie, oddalił poza mapę narodowej historii.
W związku z tym dzieje „berezyńskich rycerzy” przypominają pery-
petie Soplicy, Zagłoby, Skrzetuskiego czy Bohatyrowiczów. Łukasz
Marcińczak słusznie zauważa:
Wszystko w tej powieści zdaje się być nieciągłym, dygresyjnym ko-
mentarzem, w którym jedne skojarzenia nakładają się na drugie – nie
tylko jeden bohater przechodzi w drugiego […], ale też jedne utwory
w inne […]. A więc co – palimpsest? puzzle literackie? O paradoksie!
Dziś ta powieść to jakby wielki eksperyment postmodernistyczny. Cóż
z tego, że tak nie było – istotne, że dzisiaj nie potrafimy jej odczuwać
inaczej.
Nie mniej „dziwaczny” wydawał się klasykom romantyczny poemat Mickiewicza. Co jednak niektórych szokowało w XIX wieku,
w wieku XX mogło budzić tylko uznanie. Jeśli za epopeję narodo-
wą uważa się wielką „Księgę Wszechrzeczy” i literacką pochwałę
miłości ojczyzny, a zarazem syntezę najlepszych tradycji epickich,
to Nadberezyńcy spełniają te wymogi z nawiązką. Tak rozumiana
konwencja epopeiczna odsyła wprost do epiki homeryckiej, w której
pieśniarz układa poemat bohaterski z motywów mocno zakorzenio-
nych w tradycji, a przez to ogólnie znanych.
Są Nadberezyńcy „Księgą Wszechrzeczy”, ponieważ autor wy-
kracza poza proste ponowienie dawnych wzorów. Tworzy dzieło
będące dygresyjnym komentarzem do polskiego mitu, a to już
myślenie bardzo nowoczesne. W jego eposie krzyżują się ze sobą
trzy koncepcje artystyczne: literatura z biografii (kronika i świa-
dectwo), literatura z literatury (aluzje i topika) oraz literatura
o literaturze (kulisy opowiadania historii). Właśnie ta ostatnia
sytuuje Czarnyszewicza pośród klasyków polskiego moderni-
zmu. Autor utrwala Polskę domkniętą w mit, a jednocześnie mit
ten przekracza, mając świadomość subtelnej gry między życiem
a legendą. Eksponuje pedagogiczną funkcję mitu, który z definicji
przesadzony i nie do końca prawdziwy, bo stanowiący artystyczne
przetworzenie rzeczywistości, odgrywa jednak wielką rolę edu-
kacyjną, przekazuje wartości moralne i patriotyczne. Znakomitym rozwiązaniem metaliterackim jest ukazanie mechanizmów
parenetycznych – mitologizowania czynów bohaterskich, a więc
jednoczesne odsłanianie „kulis i widowni” opowieści. Czarnysze-
wicz pokazuje nie tylko tych, którzy w legendy wierzą, ale również
tych, którzy je świadomie tworzą, chcąc przez zawarte w opowie-
ściach wzorce osobowe pobudzić swoich współbraci do działania,
zmotywować do walki zbrojnej, a co ważne – słowem i dzięki słowu
uczynić ich lepszymi ludźmi. Działa tu prawo samospełniającej
się przepowiedni. Gdy Stach wyprawia się do szlachty z okolicy
z misją szukania ochotników do polskiego wojska, dziwi się swemu
powodzeniu: „Anim ja widział te wojsko, ani co. Okazuje się, że gdy
zechcę, to i mądrych ludzi do butelek nabić mogę. A gdyby im tak
przyznał się, żem ze Smolarni i nie nawymyślał, nie podchwalił,
to nie wiadomo, czy poszliby od razu” . Cóż z tego, że
stworzył legendę, którą naocznie poznał Kościk, nie on sam, skoro
dzięki temu inni chłopcy staną się ową legendą naprawdę i wstą-
pią w legiony. Pisze więc Maria Zadencka, że książka „pokazuje
wyraźnie i bez mistyfikacji, jak historyczny stereotyp, poprzez to,
że działa jako pedagogiczny: etyczny i estetyczny wzór, zamienia
się w rzeczywistość, jak współgra z dziejącą się historią i życiem,
i znów zamienia się w mit”.
Nawiązań jest w powieści bardzo wiele i warto wymienić choćby
kilka z nich. W przedakcji dowiadujemy się, że w 1875 roku stary
Bałaszewicz przybył do nadberezyńskiej puszczy i „w otoku dwóch
rzeczułek” „zwalił pokotem pagórek lasu dziesięciny dwie”. Tam też założył chutor Rogi. Dzieje Bałaszewiczów przecinają się z losami Bohatyrowiczów z Nad Niemnem. Jakby z epopei Elizy Orzeszkowej wzięte są opisy kresowego „zielnika”, którym
autentyczności dodają drobiazgowe wyliczenia zawierające liczne
nazwy gatunkowe:
Z kęp łęgowych wywijała się krzywymi haczykami paproć, rosnąc
w oczach i rozkładając się jak palma, między nimi podnosiły się buj-
nie leżaje, asak, kozielce, gdzie indziej – w miejscach przepastnego
bagna – wschodziła mokrzyca, kopytnik, rozrastały się rohoże i jawór.
Z kolei przygody Stacha i Kościka w szkole rosyjskiej przypominają
niektóre karty Syzyfowych prac i Ludzi bezdomnych. Idźmy dalej.
Rozdział Taniec z żalu to niemal powtórzenie wesela z Chłopów
Władysława Reymonta. Sarmacka fantazja Mieczyka Piotrowskie-
go i jego na poły wydumane opowieści o heroicznych czynach
z dawniejszych czasów, w których sam ze zdwojoną siłą wiódł
prym, to kolejne wcielenie Sienkiewiczowskiego Zagłoby. Mieczyk
przypomina słynnego Onufrego również fizjonomią (sumiasty wąs
i słuszna postawa) i niezawodnym sprytem. Ten sam Piotrowski
jesienią 1919 roku zwraca się do Konarzewskiego: „Panie generale,
ja przyszedłem prosić pokornie, ażeby pan naszą zaberezyńską zie-
mię raczył przyłączyć do Polski” . Miłosz na marginesie
tej sceny pisał: „Czas staje w miejscu; oto rok 1812, Pan Tadeusz
i słowa zwrócone przez Jankiela do generała Dąbrowskiego: «Jene-
rale, rzekł, ciebie długo Litwa nasza / Czekała długo, jak my Żydzi
Mesyjasza».

Z kolei słowa:
O wiosnoż nasza dowborowa! Dumo nasza! Nagrodo za długoletnie szy-
kany i krzywdy ciemiężców! Najsłodszy kwiecie naszego żywota! Wspo-
mnienie, kojące ból tęsknicy, w długiej i dalekiej tułaczce! (
odsyłają do księgi XI arcypoematu, w której czytamy: „O wio-
sno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju, / Pamiętna wio-
sno wojny, wiosno urodzaju!”. Czarnyszewicz nawiązuje do słów
wieszcza: „Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, / Ja tylko jedną
taką wiosnę miałem w życiu”. Co jeszcze łączyło te dwie wiosny?
Silna wiara w męża opatrznościowego. Wiosną 1812 roku okazał
się nim Napoleon Bonaparte. Cesarz Francuzów szedł na czele
Wielkiej Armii na Moskwę. W 1918 roku „nowym Napoleonem”
miał być generał Muśnicki – twórca tak zwanej Rzeczypospolitej
Bobrujskiej, której dzieje wiążą się ze szlakiem bojowym Białych
Legionów (1914 – 1918)15.
Były to polskie formacje służące w szeregach wojska Cesarstwa
Rosyjskiego. Dla dziesiątków tysięcy ochotników z dawnych Kresów
stały się szansą walki o niepodległość. „Białymi” legionistami byli
również bohaterowie eposu. Kościk Wasilewski jesienią 1915 roku
wstąpił do formowanej w Bobrujsku Brygady Strzelców Polskich16,
by potem znaleźć się w Pułku Ułanów Krechowieckich. Największe
nadzieje bohaterowie wiązali z późniejszą służbą w I Korpusie
Polskim pod komendą generała Dowbor-Muśnickiego. Gdy „biała”
14 C. Miłosz, Notatki z lektury…, s. 61.
15 Zarówno dzieje tamtejszych legionistów, jak i Rzeczypospolitej Bobrujskiej dobrze
opisał W.J. Muszyński. Autor zamieścił w swojej książce setki niepublikowanych
dotąd zdjęć, a także fragmenty dokumentów i wspomnień, między innymi Dowbor-
-Muśnickiego.Nazwa tej formacji nie pojawia się w dziele Czarnyszewicza, jednak okoliczności powstania Brygady pokrywają się z sytuacją fabularną.

Rosja pod naporem bolszewików zaczęła chylić się ku upadkowi,
dowborczycy zmuszeni byli podjąć walkę z Armią Czerwoną. Obsadziwszy strategiczne punkty w mieście, 3 lutego 1918 roku Polacy
zdobyli twierdzę Bobrujsk bez jednego wystrzału: „Rozumem […]
naszego Pana Generała Dowbora-Muśnickiego i naszą legiońską
odwagą” . Niebawem powstała Rzeczpospolita Bobrujska.
Było to pierwsze od 1831 roku (detronizacja cara Mikołaja I) pań-
stwo w całości rządzone przez Polaków, zupełnie niepodległe i nie-
zależne od któregokolwiek z trzech zaborców. Enklawa obejmowała
zasięgiem trójkąt między Słuckiem na zachodzie, Mohylewem na
północy i ujściem Berezyny do Dniepru na południu. Wschodnią
granicę „Dowborii” wyznaczała linia Dniepru z miasteczkami
Rohaczewem i Żłobinem. Rzeczpospolita Bobrujska istniała do
czerwca 1918 roku. Nadberezyńcy są najważniejszym literackim
świadectwem tamtych czasów.
Napięcie między eposem a sielanką prowadzi do pozornego paradoksu. Wielkie epickie dzieło czasu wojen i okupacji pozbawione
jest w istocie scen zarówno krwawych, jak i batalistycznych. Wątki te
zostały celowo oddalone poza główny nurt narracji. Czarnyszewicz
uzyskuje wrażenie świata poza dziejową katastrofą, poza czasem,
umieszczonego w wiecznym teraz. Horyzonty poznawcze dzieła
sugerują, że narrator nigdy nie opuścił rodzinnych stron. Ta poetyka
łączy Nadberezyńców z tradycją epopeiczną, zwłaszcza w wydaniu
homeryckim. W klasycznie rozumianym eposie akcja powinna być
osadzona w zamierzchłym legendarnym „bezczasie”, kiedy wszystko
było większe, lepsze i heroiczne, ponieważ bliższe złotemu wiekowi
ludzkości. Dystans między momentem opowiadania a opisywany-
mi dziejami musiał wydawać się na tyle niezmierzony, że „nawet
najstarsi” nie pamiętają przedstawianych wydarzeń. A przecież
u Czarnyszewicza jest dokładnie odwrotnie! Akcja Nadberezyńców
kończy się w styczniu 1920 roku, powieść zaś ukazuje się w roku
1942. Analogiczną sytuację mamy w przypadku Pana Tadeusza. Finał
poematu rozgrywa się w 1812 roku, dzieło wychodzi drukiem w roku
1834. Ten zaledwie dwudziestodwuletni dystans dzielący moment
dziejowy od jego artystycznego przetworzenia zbliża oba eposy do
poetyki powieści historycznej. Jednak to nie wielka historia jest
głównym tematem. W dziełach rządzi raczej znana z Epilogu Pana
Tadeusza reguła „«świata małego» (właściwie obszernego), ale «bez-
pośrednio znanego» i «świata szczegółowo zapamiętanego»”17. To
właśnie na podstawie losów indywidualnych postaci, dzięki mikro-
narracji poznajemy dzieje zbiorowe na tle przełomowych wydarzeń.
Te wkraczają do na poły mitycznego Soplicowa dopiero w ostatniej
księdze poematu, wraz z pochodem Wielkiej Armii na Moskwę.
Wówczas również nie śledzimy ich z perspektywy ułana awangardy
albo szefa sztabu generała Jana Henryka Dąbrowskiego, lecz wciąż
pozostajemy na poziomie „świata małego” i relacji „z drugiej ręki”.
Podobnie w Nadberezyńcach o generale Muśnickim wspomina się
bardzo dużo, lecz sam bohater pojawia się tylko w epizodycznej roz-
mowie z delegacją Smolarzan (NBZ 238– 240). Niewątpliwie jednak
dziejowe batalie o wiele bardziej wpływają na fabułę i kompozycję
eposu Czarnyszewicza, niż miało to miejsce w poemacie Mickie-
wicza. Natomiast wieści o nich poznajemy głównie „ze słyszenia”,
z perspektywy panoramicznej, która oddala nieujarzmiony żywioł
historii poza granice rodzimej Smolarni. „Pamięć ziemi wydaje się
silniejsza […] niż pamięć wydarzeń”1

Nadberezyńcy. „Pan Tadeusz XX wieku”. I.

Gdy Stach wyprawia się do szlachty z okolicy z misją szukania ochotników do polskiego wojska, dziwi się swemu powodzeniu: „Anim ja widział te wojsko, ani co. Okazuje się, że gdy zechcę, to i mądrych ludzi do butelek nabić mogę. A gdyby im tak
przyznał się, żem ze Smolarni i nie nawymyślał, nie podchwalił,
to nie wiadomo, czy poszliby od razu”. Cóż z tego, że stworzył legendę, którą naocznie poznał Kościk, nie on sam, skoro dzięki temu inni chłopcy staną się ową legendą naprawdę i wstąpią w legiony. Pisze więc Maria Zadencka, że książka „pokazuje
wyraźnie i bez mistyfikacji, jak historyczny stereotyp, poprzez to,
że działa jako pedagogiczny: etyczny i estetyczny wzór, zamienia
się w rzeczywistość, jak współgra z dziejącą się historią i życiem,
i znów zamienia się w mit”.
Nawiązań jest w powieści bardzo wiele i warto wymienić choćby
kilka z nich. W przedakcji dowiadujemy się, że w 1875 roku stary
Bałaszewicz przybył do nadberezyńskiej puszczy i „w otoku dwóch
rzeczułek” „zwalił pokotem pagórek lasu dziesięciny dwie”. Tam też założył chutor Rogi. Dzieje Bałaszewiczów przecinają się z losami Bohatyrowiczów z Nad Niemnem. Jakby z epopei
Elizy Orzeszkowej wzięte są opisy kresowego „zielnika”, którym
autentyczności dodają drobiazgowe wyliczenia zawierające liczne
nazwy gatunkowe:
Z kęp łęgowych wywijała się krzywymi haczykami paproć, rosnąc
w oczach i rozkładając się jak palma, między nimi podnosiły się buj-
nie leżaje, asak, kozielce, gdzie indziej – w miejscach przepastnego
bagna – wschodziła mokrzyca, kopytnik, rozrastały się rohoże i jawór
(NBZ 326– 327).
Z kolei przygody Stacha i Kościka w szkole rosyjskiej przypominają
niektóre karty Syzyfowych prac i Ludzi bezdomnych. Idźmy dalej.
Rozdział Taniec z żalu to niemal powtórzenie wesela z Chłopów
Władysława Reymonta. Sarmacka fantazja Mieczyka Piotrowskie-
go i jego na poły wydumane opowieści o heroicznych czynach
z dawniejszych czasów, w których sam ze zdwojoną siłą wiódł
prym, to kolejne wcielenie Sienkiewiczowskiego Zagłoby. Mieczyk
przypomina słynnego Onufrego również fizjonomią (sumiasty wąs
i słuszna postawa) i niezawodnym sprytem. Ten sam Piotrowski
jesienią 1919 roku zwraca się do Konarzewskiego: „Panie generale,
ja przyszedłem prosić pokornie, ażeby pan naszą zaberezyńską zie-
mię raczył przyłączyć do Polski” (NBZ 523). Miłosz na marginesie
tej sceny pisał: „Czas staje w miejscu; oto rok 1812, Pan Tadeusz
i słowa zwrócone przez Jankiela do generała Dąbrowskiego: «Jene-
rale, rzekł, ciebie długo Litwa nasza / Czekała długo, jak my Żydzi
Mesyjasza»”.

Z kolei słowa:
O wiosnoż nasza dowborowa! Dumo nasza! Nagrodo za długoletnie szy-
kany i krzywdy ciemiężców! Najsłodszy kwiecie naszego żywota! Wspo-
mnienie, kojące ból tęsknicy, w długiej i dalekiej tułaczce! (NBZ 328)
odsyłają do księgi XI arcypoematu, w której czytamy: „O wio-
sno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju, / Pamiętna wio-
sno wojny, wiosno urodzaju!”.

Czarnyszewicz nawiązuje do słów
wieszcza: „Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, / Ja tylko jedną
taką wiosnę miałem w życiu”. Co jeszcze łączyło te dwie wiosny?
Silna wiara w męża opatrznościowego. Wiosną 1812 roku okazał
się nim Napoleon Bonaparte. Cesarz Francuzów szedł na czele
Wielkiej Armii na Moskwę. W 1918 roku „nowym Napoleonem”
miał być generał Muśnicki – twórca tak zwanej Rzeczypospolitej
Bobrujskiej, której dzieje wiążą się ze szlakiem bojowym Białych
Legionów (1914 – 1918).
Były to polskie formacje służące w szeregach wojska Cesarstwa
Rosyjskiego. Dla dziesiątków tysięcy ochotników z dawnych Kresów
stały się szansą walki o niepodległość. „Białymi” legionistami byli
również bohaterowie eposu. Kościk Wasilewski jesienią 1915 roku
wstąpił do formowanej w Bobrujsku Brygady Strzelców Polskich,
by potem znaleźć się w Pułku Ułanów Krechowieckich.

Największe
nadzieje bohaterowie wiązali z późniejszą służbą w I Korpusie
Polskim pod komendą generała Dowbor-Muśnickiego. Gdy „biała”
Rosja pod naporem bolszewików zaczęła chylić się ku upadkowi,
dowborczycy zmuszeni byli podjąć walkę z Armią Czerwoną. Ob-
sadziwszy strategiczne punkty w mieście, 3 lutego 1918 roku Polacy
zdobyli twierdzę Bobrujsk bez jednego wystrzału: „Rozumem […]
naszego Pana Generała Dowbora-Muśnickiego i naszą legiońską
odwagą” (NBZ 232). Niebawem powstała Rzeczpospolita Bobrujska.
Było to pierwsze od 1831 roku (detronizacja cara Mikołaja I) pań-
stwo w całości rządzone przez Polaków, zupełnie niepodległe i nie-
zależne od któregokolwiek z trzech zaborców. Enklawa obejmowała
zasięgiem trójkąt między Słuckiem na zachodzie, Mohylewem na
północy i ujściem Berezyny do Dniepru na południu. Wschodnią
granicę „Dowborii” wyznaczała linia Dniepru z miasteczkami
Rohaczewem i Żłobinem. Rzeczpospolita Bobrujska istniała do
czerwca 1918 roku. Nadberezyńcy są najważniejszym literackim
świadectwem tamtych czasów.
Napięcie między eposem a sielanką prowadzi do pozornego pa-
radoksu. Wielkie epickie dzieło czasu wojen i okupacji pozbawione
jest w istocie scen zarówno krwawych, jak i batalistycznych. Wątki te
zostały celowo oddalone poza główny nurt narracji. Czarnyszewicz
uzyskuje wrażenie świata poza dziejową katastrofą, poza czasem,
umieszczonego w wiecznym teraz. Horyzonty poznawcze dzieła
sugerują, że narrator nigdy nie opuścił rodzinnych stron. Ta poetyka
łączy Nadberezyńców z tradycją epopeiczną, zwłaszcza w wydaniu
homeryckim. W klasycznie rozumianym eposie akcja powinna być
osadzona w zamierzchłym legendarnym „bezczasie”, kiedy wszystko
było większe, lepsze i heroiczne, ponieważ bliższe złotemu wiekowi
ludzkości. Dystans między momentem opowiadania a opisywany-
mi dziejami musiał wydawać się na tyle niezmierzony, że „nawet
najstarsi” nie pamiętają przedstawianych wydarzeń.

A przecież u Czarnyszewicza jest dokładnie odwrotnie! Akcja Nadberezyńców
kończy się w styczniu 1920 roku, powieść zaś ukazuje się w roku
1942. Analogiczną sytuację mamy w przypadku Pana Tadeusza. Finał
poematu rozgrywa się w 1812 roku, dzieło wychodzi drukiem w roku
1834. Ten zaledwie dwudziestodwuletni dystans dzielący moment
dziejowy od jego artystycznego przetworzenia zbliża oba eposy do
poetyki powieści historycznej. Jednak to nie wielka historia jest
głównym tematem.

W dziełach rządzi raczej znana z Epilogu Pana
Tadeusza reguła „«świata małego» (właściwie obszernego), ale «bez-
pośrednio znanego» i «świata szczegółowo zapamiętanego»”17. To
właśnie na podstawie losów indywidualnych postaci, dzięki mikro-
narracji poznajemy dzieje zbiorowe na tle przełomowych wydarzeń.
Te wkraczają do na poły mitycznego Soplicowa dopiero w ostatniej
księdze poematu, wraz z pochodem Wielkiej Armii na Moskwę.
Wówczas również nie śledzimy ich z perspektywy ułana awangardy
albo szefa sztabu generała Jana Henryka Dąbrowskiego, lecz wciąż
pozostajemy na poziomie „świata małego” i relacji „z drugiej ręki”.
Podobnie w Nadberezyńcach o generale Muśnickim wspomina się
bardzo dużo, lecz sam bohater pojawia się tylko w epizodycznej roz-
mowie z delegacją Smolarzan (NBZ 238– 240). Niewątpliwie jednak
dziejowe batalie o wiele bardziej wpływają na fabułę i kompozycję
eposu Czarnyszewicza, niż miało to miejsce w poemacie Mickie-
wicza. Natomiast wieści o nich poznajemy głównie „ze słyszenia”,
z perspektywy panoramicznej, która oddala nieujarzmiony żywioł
historii poza granice rodzimej Smolarni. „Pamięć ziemi wydaje się
silniejsza […] niż pamięć wydarzeń”. Czarnyszewicz zatem umie-
jętnie operuje epickim dystansem.
Perspektywa opowieści, która dzieje się z dala od głównych
frontów wojennych, oraz bardzo liczne sceny rodem z powieści
łotrzykowskiej łączą się z szerszą tradycją epicką. Zamiast walnej
bitwy obserwujemy drobne potyczki oraz indywidualne wyczyny
partyzantów. Smolarzanie dzięki zręcznym fortelom wychodzą
nawet z najgorszych opresji. To znany topos Odyseusza, niezwykle
popularny w dobie sarmackiej. W XVII wieku w polskich poematach
bohaterskich opiewano rycerza, który nie tylko jest odważny i mą-
dry (fortitudo et sapientia), ale też dzięki sprytowi potrafi pokonać
silniejszego przeciwnika „bez srogiego ludzkiej krwie rozlania”. Tę
chrześcijańską zasadę odnajdujemy chociażby w eposie Samuela
Leszczyńskiego Potrzeba z Szeremetem, hetmanem moskiewskim i Ko
zakami w Roku Pańskim 1660 od Polaków wygrana (1661). Doceniano
wówczas heroiczne wysiłki szpiegów, zawadiaków i obdarzonych
ułańską fantazją wojowników. Ideałem takiego Sarmaty był również
Zagłoba. Po trosze doń podobni, bohaterowie Nadberezyńców są więc
sprytni i odważni niczym Odyseusz. W walce z bolszewikami kierują
się zasadą „dobrego podstępu” (dolus bonus), znaną już z eposów Ho-
mera. Znakomitym przykładem jest zainscenizowana przez Mieczy-
ka Piotrowskiego egzekucja bolszewickiego zbrodniarza Kurtopalca
(NBZ 220– 224). Ruszający na pogrom smolarskiej szlachty bandyci
zostają najpierw przemyślnie wpuszczeni w sam środek zaścianka,
a potem otoczeni i zmuszeni do kapitulacji. Wyreżyserowany przez
Mieczyka sąd szlachecki podejmuje decyzję o skazaniu na śmierć
przez powieszenie najniebezpieczniejszych delikwentów. Dzięki
sztuczce z uprzednio podciętym powrozem herszt bandy zamiast
zawisnąć, pada na ziemię, a reszta przerażonych bolszewików błaga
o litość. Konceptysta Mieczyk triumfuje: „Piotrowski mrugnął okiem
znacząco i podkręcił z fantazją wąsa” (NBZ 224). Nadberezyński
szlachcic realizuje sarmacki ideał człowieka, który w służbie Rze-
czypospolitej walczy również za pomocą fortelu i humoru (tradycja
homo ludens i homo politicus). Stach, wydostawszy się z bolszewic-
kiej celi, pisze na ścianie złośliwy wierszyk pod adresem swego
niedawnego oprawcy: „– Już mię nie ujrzysz, bałwanie. / Wziąłem
twoją szablę i odziewanie […]” (NBZ 183).


Czarnyszewicz utrwalił unikalną, pełną białorutenizmów i rusycy-
zmów gwarę drobnej szlachty żyjącej w widłach Berezyny i Dniepru.
Oprócz znanych już wcześniej kresowizmów dzięki tej twórczości
do słownika polszczyzny północnokresowej językoznawcy dopisali
około pół tysiąca nowych słów. Bogactwem leksyki Nadberezyńców
zachwycali się wszyscy recenzenci powieści. Melchior Wańkowicz
pisał:
Sam język zmienia się; schodząc coraz bardziej w głąb, nieraz w trzech
czwartych staje się białoruskim. Język „pełen rusycyzmów” […] żyje
w książce Czarnyszewicza nieoczekiwanym pięknem neologizmów,
prastarych rdzennych źródłosłowów i nic to nie przeszkadza, że jest
obrosły pleśnią rusycyzmów, skoro się nastał w niewoli rosyjskiej jak
stare tęgie wino (WŻ 8– 9).
Ciekawe są chociażby prowincjonalizmy i archaizmy będące eks-
presywnymi zdrobnieniami. Do szczególnie bogatych należą czułe
określenia ukochanej: lubka, hołubka, krasawica, kraska, kraśka,
kwietka, ptuszaczka, burbałka, złotka, miłka, lisiczka, rybka złota,
zorka jasna, orliczka moja, kraska tęczowa, zuzula serdeczna, lilij-
ka biała… Na drugim biegunie sytuują się przezwiska skierowane
pod adresem chłopców i mężczyzn: ludorez, hołupiec, moszenik,
knyr, babczur, mordaty, kobylatnik, skupierda, wałacuha, wstydnik,
paskudnik, zabijaka, świński tato… Interesujące jest zróżnicowanie
językowe postaci. Szlachta z najbardziej zruszczonych zaścianków
mówi w połowie z ruska: „Wot hdzie Hańka nasza! Wot hdzie jana! […]
A jakajaż pięknaja wyhadawała się! Jakajaż rosłaja! Wot dziewczyna!”
(NBZ 249). W dialogach występuje również stylizacja wybiórcza.
Wówczas całe kwestie zapisywane są w polskim tłumaczeniu, jedynie
zaś pojedyncze zwroty sygnalizują mowę obcą. Do specyfiki nadbe-
rezyńskiej gwary należy częsta obecność imiesłowów przysłówko-
wych zakończonych na „-szy”: „Jeszcze nie wiadomo, czy zabity. Nie
rusza się, nie odzywa, ale podobno nie umarłszy” (NBZ 297). Pełne
staropolskiego uroku są: niekiedy inwersyjna składnia z orzecze-
niem na końcu zdania (wpływ łaciny i języka biblijnego), ruskie
makaronizmy oraz archaiczno-dialektalne zwroty, takie jak: „Jak
ja po tobie zbiedowałam się!” (NBZ 344), „Jakże ty, chłopcze, hodu-
jesz się?” (co znaczy: „jak się masz?”, NBZ 11), „Co ty wklepała się
w tego oblizańca, że żałujesz, by mu nie wsypali” (NBZ 296), „Jakiż
On nieudały!” (NBZ 56). Na weselu tak kawaler wyraża zaintereso-
wanie dziewczyną: „Panna Karolina, ja chcę pannie cości bardzo
ważnego powiedzieć. […] Ja mam wielką elektryczność do panny
Karoliny” (NBZ 271). Uwagę zwraca także szczególna łączliwość
niektórych słów, na przykład: „Stachowi z trwogi i żalu za stryjami
aż serduszko boli” („komu?” zamiast „kogo?”, NBZ 27); „jest takie
arendarzy” (północnokresowe „jest” zamiast „są”, tu w znaczeniu:
„są tacy dzierżawcy”, NBZ 67). Wielką zaletą języka Czarnyszewicza
jest jego różnorodność, mariaż stylu wysokiego z niskim i dosadnym,
łączenie polszczyzny literackiej z dialektalną, a także zamiłowanie
do słowotwórstwa i poetyckiej metaforyki

Kiedy wystawa o „naszych chłopcach” z SS?

Kiedy wystawa o „naszych chłopcach” z SS?

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    29 lipca 2025

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5867

Powszechne potępienie, z jakim spotkała się wypowiedź Grzegorza Brauna, podająca w wątpliwość podany do wierzenia dogmat o Auszwicu, będącym – jak wiadomo – filarem przemysłu holokaustu – ilustruje nie tylko stopień przejęcia przez środowiska żydowskie kontroli nad dyskursem publicznym w Polsce, a śledztwo, wdrożone przez prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej przeciwko sprawcy owej myślozbrodni skłania do przypomnienia, jak doszło do wprowadzenia do ustawy o IPN art. 55, przewidującego penalizację tzw. „kłamstwa oświęcimskiego”, to znaczy – każdej próby weryfikacji wspomnianego dogmatu.

Myślę, że przyczyną ustanowienia tego dogmatu była obawa kapitanów przemysłu holokaustu, że jeśli nie zostanie zadekretowana niepodważalna wersja o Auszwicu, to filar przemysłu holokaustu zacznie się rysować, co popsuje nie tylko znakomity interes finansowy, ale również odbije się na niebagatelnych korzyściach moralnych, jakie strona żydowska czerpie z holokaustu w postaci sparaliżowania obiektywnej oceny poczynań władz bezcennego Izraela na arenie międzynarodowej. Jak wiadomo, władze bezcennego Izraela, pod pretekstem obawy przed następnym holokaustem, przyznają sobie prawo karcenia narodów uznanych za mniej wartościowe – aż do ostatecznego rozwiązania – z czym właśnie mamy do czynienia w Strefie Gazy.

Wracając do dogmatu o Auszwicu, to warto zwrócić uwagę, że z dogmatem się nie dyskutuje, tylko przyjmuje się go do wierzenia pod rygorem ekskomuniki – co w tym przypadku oznacza rodzaj wyjęcia spod prawa. Tymczasem wypada przypomnieć, że w okresie przed dogmatycznym ustalona „ponad wszelką wątpliwość” liczba ofiar tego, obozu ewoluowała. Z dzieciństwa pamiętam, że początkowo chodziło o 6 milionów ofiar – która to liczba w żydowskiej martyrologii ma chyba charakter kabalistyczny.

Jak wiadomo, na tyle właśnie szacowana była liczba żydowskich ofiar tak zwanych „pogromów” w carskiej Rosji. Potem okazało się, że w następstwie tych pogromów z Rosji uciekło 6 milionów Żydów – być może były to te same osoby, które wcześniej zginęły w pogromach – no bo skąd by się w Rosji wzięły?

Wreszcie, po II wojnie światowej, okazało się, że 6 milionów zginęło w Auszwicu. Musiało to budzić już wtedy niejakie wątpliwości, bo już w latach 60-tych liczba 6 milionów została arbitralną decyzją zmniejszona do 4, aż wreszcie, u progu lat 90-tych, stanęło na milionie. Jeśli chodzi o te 4 miliony, to mogły one swoje źródło mieć w oświęcimskim raporcie rotmistrza Witolda Pileckiego. Wprawdzie mógł on dość swobodnie poruszać się po obozie – ale oczywiście nie wszędzie, bo do komór gazowych, czy krematoriów swobodnego dostępu nie miał i dlatego liczbę ofiar oceniał szacunkowo. Pisze on m.in, że Niemcy wprowadzili nowoczesne, elektryczne piece krematoryjne, w których nieboszczyków spalano w trzy minuty. Na tej podstawie wyliczył, że liczba ofiar mogła sięgnąć nawet 5 milionów. Jak wiadomo, stanęło na 4, ale w rezultacie badań, które wtedy były jeszcze możliwe i żadną ekskomuniką nie groziły, została zredukowana do miliona z hakiem.

Pojawiło się w związku z tym niebezpieczeństwo, że jak tak dalej pójdzie, to liczba ofiar Auszwicu będzie się nadal zmniejszała, aż przestanie robić wrażenie, w następstwie czego filar przemysłu holokaustu, który środowiskom żydowskim przynosi takie korzyści, może się zarysować i nawet runąć. Ryzyko to stało się tym większe, odkąd Niemcy, ustami kanclerza Gerharda Schroedera, uznały, że okres niemieckiej pokuty dobiegł końca, co zmusiło kapitanów przemysłu holokaustu do koordynacji żydowskiej polityki historycznej z historyczną polityką niemiecką, która ma na celu stopniowe przerzucanie odpowiedzialności Niemiec za II wojnę światową i towarzyszące jej ekscesy, na winowajców zastępczych, wśród których na pierwszym miejscu znalazła się Polska. Zapowiadał to już w 1996 roku ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów Izrael Singer, grożąc, że jeśli Polska nie zadośćuczyni żydowskim roszczeniom odnoszącym się do własności bezdziedzicznej, to będzie „upokarzana na arenie międzynarodowej”. Chodziło nie tylko o przyprawienie narodowi polskiemu odrażającego wizerunku narodu morderców, ale również – o wdrożenie tak zwanej „pedagogiki wstydu”, to znaczy – zaszczepianie Polakom bliżej nieuzasadnionego poczucia winy wobec Żydów tak, żeby już nigdy w przyszłości nie ośmielili się oni w żadnej sprawie środowiskom żydowskim sprzeciwić. Powszechny charakter potępienia Grzegorza Brauna ponad wszelkimi podziałami pokazuje, że ta operacja przyniosła nadspodziewane rezultaty.

Aby jednak nie puszczać „pedagogiki wstydu” na nieprzewidywalne flukta masowych nastrojów, strona żydowska postanowiła ująć całą operację w żelazne ramy ustaw. Zanim tedy Sejm w roku 1998 uchwalił ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej, na żądanie strony żydowskiej został w niej umieszczony art. 55, przewidujący odpowiedzialność karną, za każdą próbę „publicznego i wbrew faktom” zaprzeczania zbrodniom określonym w art. 1 wspomnianej ustawy. W tej sytuacji zaistniała paląca potrzeba ustanowienia zestawu „faktów”, zaprzeczanie którym byłoby karane.

Pierwszą operacją „pedagogiki wstydu” były uroczystości w Jedwabnem, które zostały poprzedzone rodzajem programu pilotażowego. Oto u pana Jana Tomasza Grossa, który na tę okoliczność został obwołany „historykiem” i to od razu „światowej sławy”, została obstalowana książka „Sąsiedzi”, napisana przy użyciu – co przyznał sam autor – nowatorskiej w historiografii metody „objawienia”.

Gwoli wyjaśnienia – pan dr Jan Tomasz Gross w ogóle nie jest historykiem, tylko socjologiem, zaś posłużenie się przezeń nowatorską metodą „objawienia” sprawia, że jego dzieło ma cechy charakterystycznego dla kultury żydowskiej literackiego gatunku haggady. W odróżnieniu od opracowań historycznych, haggada nie troszczy się o zgodność z faktami, tylko je nagina, a niekiedy nawet kreuje, żeby służyły zaprojektowanemu z góry tak zwanemu „morałowi”. Jak pamiętamy, operacja „Jedwabne”, niestety również w następstwie kolaboracji z Żydami, jakiej dopuścił się ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski, który – odpowiadając na oczekiwania „pedagogów wstydu”- w imieniu „narodu polskiego” za Jedwabne „przeprosił”, znakomicie się udała.

W tej sytuacji również IPN zatwierdził podaną do wierzenia wersję pana dra Jana Tomasza Grossa, zaś minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny RP Lech Kaczyński, skwapliwie uwierzył jakiemuś rabinowi, który mu powiedział, że Żydowie swoich nieboszczyków nie ekshumują i ekshumację przerwał, uniemożliwiając w ten sposób zweryfikowanie „objawień” Jana Tomasza Grossa, co do liczby Żydów spalonych w tamtejszej stodole. Jednak mimo ujęcia pedagogiki wstydu w żelazne ramy ustawy, trzeba ją niestety uzupełniać starą metodą zamilczania na śmierć.

Oto bowiem pan prof. Marek Chodakiewicz i pan dr Tomasz Sommer wykonali benedyktyńską pracę sprawdzenia, co naprawdę wydarzyło się 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem. Rezultatem tej benedyktyńskiej pracy jest dwutomowa monografia, której jeden tom zawiera opis wydarzeń, a drugi, znacznie obszerniejszy – zestaw dokumentów. Ustalony w ten sposób przebieg wydarzeń w Jedwabnem jest całkiem inny od zaprezentowanego w haggadzie autorstwa pana doktora Jana Tomasza Grossa i przyklepanego przez funkcjonariuszy Instytutu Pamięci Narodowej. Książka prof. Chodakiewicza i doktora Sommera została wydana „publicznie” – ale jak dotąd żaden prokurator nie postawił jej autorom zarzutu z art. 55 ustawy o IPN.

Najwyraźniej funkcjonariusze IPN nie są do końca pewni, czy przyklepali właściwą wersję i jakie śmierdzące dmuchy mogłyby wyjść na zewnątrz, gdyby doszło do konfrontacji między autorami tej pracy, a oskarżycielami przed niezawisłym sądem. Co prawda z tą niezawisłością nie ma co przesadzać, ale z drugiej strony nie ma też co kusić losu – więc na wszelki wypadek wszyscy zachowują się tak, jakby książki prof. Chodakiewicza i doktora Sommera nie było.

Kiedy od uchwalenia ustawy o IPN minęło 20 lat, pedagogika wstydu została ubogacona o nowe wątki w postaci „polskich obozów zagłady”, których budowę vaginessa z vaginetu obywatela Tuska Donalda, Wielce Czcigodna Nowacka Barbara przypisała „polskim nazistom”, rząd powołany przez Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego postanowił skorzystać z pomysłu strony żydowskiej, która w 1998 roku kazała wstawić do ustawy o IPN art.55, żeby zyskać narzędzie do dyscyplinowania oskarżycieli narodu polskiego o autorstwo „polskich obozów zagłady”. W tym celu do ustawy o IPN wstawiony został art. 55a, który przewidywał penalizację „kłamstwa obozowego”. Najwyraźniej jednak strona żydowska uznała to za karygodne naruszenie swojego monopolu na martyrologię i krzyknęła na cały świat „gewałt!”. Skoro Żydowie krzyknęli „gewałt!” to ten sam okrzyk wydał z siebie Departament Stanu USA, ostrzegając władze naszego nieszczęśliwego kraju, że jeśli się nie opamiętają, to „zagrozi to polskim interesom strategicznym”.

Co Nasz Najważniejszy Sojusznik miał konkretnie na myśli – tego już się nie dowiedzieliśmy i chyba nigdy się nie dowiemy, bo na taką poważną zastawkę ze strony Naszego Najważniejszego Sojusznika rząd zareagował przeprowadzeniem uchylenia tej nowelizacji ustawy o IPN i w ten sposób „strategiczne interesy” naszego nieszczęśliwego kraju zostały uratowane. Ciekawe, czy prokuratorzy IPN, prowadzący postępowanie przeciwko Grzegorzowi Braunowi przypomną sobie o tym incydencie?

Dzięki wykazanej w ten sposób dbałości tubylczego rządu o „interesy strategiczne” naszego nieszczęśliwego kraju, pedagogika wstydu oraz przerzucanie odpowiedzialności na winowajcę zastępczego mogą rozwijać się bez zakłóceń – również dzięki aktywności niektórych samorządów terytorialnych oraz instytucji kultury i „dziedzictwa narodowego”, które najwyraźniej nie są już pewne, w służbie którego narodu pozostają. Odnosi się to m.in. do Dulczessy Wolnego Miasta Gdańska, która chyba nie może się doczekać przyłączenia administrowanego przez siebie miasta do Macierzy – no a ścisłe kierownictwo Muzeum II Wojny Światowej chyba te oczekiwania podziela.

Świadczy o tym wystawa „Nasi Chłopcy”, poświęcona mieszkańcom Pomorza wcielonym podczas II wojny światowej do armii niemieckiej. Nie wiadomo, czy któryś z tych „naszych chłopców” przypadkowo nie trafił do Jedwabnego – ale gdyby okazało się, że trafił, to pedagogika wstydu nabrałaby dodatkowych impulsów rozwojowych. Nie jest to zresztą ostatnie słowo, bo skąd pewność, że żaden z „naszych chłopców” nie trafił do SS? Takiej pewności chyba nikt nie ma, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by kolejna edycja wystawy z tego cyklu nosiła tytuł „Nasi Chłopcy z SS”. W ten sposób, przynajmniej na odcinku „naszych chłopców”, przerzucenie odpowiedzialności na winowajcę zastępczego dobiegnie szczęśliwego końca – no a wtedy strona żydowska będzie mogła przejść do kolejnego kroku w postaci wyegzekwowania od Polski roszczeń majątkowych, odnoszących się do tzw. własności bezdziedzicznej – od czego przecież wszystko się zaczęło.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

To nie są wakacje. To katolicka kontrrewolucja! 

W czasach, gdy młodzież pogrąża się w nihilizmie, a Kościół coraz częściej atakowany jest przez media i polityków, dzieje się coś niezwykłego. 
Młodzi katolicy z całej Europy nie tylko nie wstydzą się swojej wiary – oni chcą jej bronić. Publicznie. Odważnie.  Właśnie zakończyła się Letnia Akademia 2025 w Creutzwald (Francja). 
 W wydarzeniu wzięli udział również młodzi Polacy związani z kampanią Polska Katolicka, nie laicka.  Codzienne wykłady, Msza Święta, zawierzenia Matce Bożej, a także nocna Droga Krzyżowa – wszystko to służyło jednemu celowi: formacji wojowników Chrystusa.
Ale nie poprzestali na modlitwie. 
Już dziś ruszają w Karawanę Pro-Life! 
Przemaszerują przez Niemcy i Austrię, głosząc publicznie prawdę o świętości życia – modląc się na różańcu, rozdając ulotki, rozmawiając z przechodniami. To nie są wakacje. To katolicka kontrrewolucja! Dlatego Mirosławie, zobacz pełną relację z tego niezwykłego wydarzenia. To młodzi, którzy wciąż wierzą. I wciąż walczą.  
Ale potrzebują modlitewnego wsparcia. Potrzebują nas. 
Kliknij tutaj, aby przeczytać cały artykuł i dowiedzieć się, co jeszcze wydarzyło się podczas Letniej Akademii:
Przeczytaj relację z Letniej Akademii 2025 →
W modlitwie,
Rafał Topolski
Polska Katolicka, nie laicka

 Mirosławie, wyobraź sobie młodych mężczyzn klęczących z różańcem w ręku w centrum dużego miasta. Śpiewających Ave Maria pośród przechodniów. Modlących się o powstrzymanie aborcji. 
Czy nie tego właśnie dziś potrzebuje Europa?
 Kliknij tutaj i zobacz to na własne oczy.
www.polskakatolicka.org

© 2025
Fundacja Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej 
im. Ks. Piotra Skargi

02-951 Warszawa,
ul. Rotmistrzowska 18

 kontakt@polskakatolicka.org

Tusku odejdź!

Wielomski: Tusku odejdź!

https://konserwatyzm.pl/wielomski-tusku-odejdz/

Nawet zwolennicy Koalicji Obywatelskiej przyznają, że od powrotu do władzy półtora roku temu „Tuskowi nie idzie” i „nic nie wychodzi”. Coraz głośniej mówi się o wypaleniu premiera, braku pomysłów na cokolwiek, a jednocześnie o jego kurczowej woli trzymania się władzy, której celem jest sama… władza. Gdy w końcu z szeregów własnego zaplecza ktoś wreszcie odważy się rzucić cicho „Tusku odejdź!”, to jest rzeczą prawdopodobną, że zostanie to podchwycone i władza Donalda Tuska zakończy się rewolucją.

Katalizatorem procesów rozkładowych rządu Tuska była druga tura wyborów prezydenckich, gdy popierany przezeń światopoglądowy radykał Rafał Trzaskowski niespodziewanie przegrał z nikomu nieznanym jeszcze pół roku temu Karolem Nawrockim. Tusk, popierająca go część elitki politycznej, media i jego sfanatyzowani wyborcy postawili na te wybory dosłownie wszystko. Przez półtora roku Tusk tłumaczył, że rząd nic nie może zrobić, gdyż Andrzej Duda rzekomo wszystko wetuje, więc rząd jest bezradny. Stąd impet, że gdy tylko Trzaskowski zostanie prezydentem, to nastąpi tąpnięcie. Oczywiście, był to mit, gdyż dopytywani Tusk czy Trzaskowski nie bardzo potrafili powiedzieć co to miały być za mistyczne ustawy, które miały wszystko zmienić. Naciskani, mówili, że chodzi o wykluczenie „neosędziów” – tak jakby dla przeciętnego Kowalskiego miało jakiekolwiek znaczenie wedle jakiej procedury i ustawy został mianowany sędzia w Warszawie lub Poznaniu. Po wyborach dowiedzieliśmy się, że mogło chodzić też o ustawę abolicyjną dla „bodnarowców” za łamanie przez nich prawa w celu odbudowy „praworządności”. Innymi słowy, żadnego projektu istotnych dla Polaków reform nie było, nie ma i, prawdopodobnie, nigdy od tego rządu nie będzie.

Nieważne, że ustaw nie było i nie ma – chodziło o budowanie mitu ekipy Tuska gromiącej „kaczyzm” i idącej od zwycięskich wyborów do zwycięskich wyborów. I nagle nastąpiło zderzenie ze ścianą i przysłowiowe zbieranie zębów z podłogi w sytuacji, gdy nikt nie dopuszczał ewentualności przegranej, choć sondaże i analizy wskazywały, że zwycięstwo Trzaskowskiego wcale nie jest pewne. Proszę zwrócić uwagę na osobliwość tej sytuacji: przed wyborami prezydenckimi rządził Tusk i miał pisowskiego prezydenta i po wyborach rządzi Tusk i ma pisowskiego prezydenta. Nic, ale to kompletnie nic się nie zmieniało w istniejącym układzie sił.

Mimo to nastąpił przełom o charakterze psychologicznym. Tusk przestał iść od zwycięstwa do zwycięstwa. Już przed wyborami prezydenckimi czuć było jego zadyszkę, lecz teraz zobaczyliśmy psychiczne zmiażdżenie. Zmiażdżenie żałosne, zakończone podważaniem wyników wyborów, mecenasem Giertychem opowiadającym o spiskach w lokalach wyborczych zorganizowanych przez „Jaszczura” i „Ludwiczka”. Giertych stał się dla Koalicji Obywatelskiej takim odpowiednikiem Antoniego Macierewicza dla PiS, opowiadającym o wielkim magnesie, którzy miał ściągnąć siłą Tupolewa na brzozę pod Smoleńskiem.

Zaklinanie rzeczywistości hasłem „Trzaskowski musi wygrać”, postawienie wszystkiego na jedną kartę bez przygotowania się na wypadek możliwej wyborczej porażki, kompromitacja w wieczór wyborczy i „dwugodzinna” kadencja Prezydenta Rafała – wszystko to razem spowodowało potężny psychologiczny nokaut. Używając kategorii bokserskich można rzec, że Tusk jest w tej chwili cały czas liczony i nie może ustać po ciężkim ciosie. Jednak nie to jest najgorsze. Prysł mit niezwyciężonego Tuska, prysł mit czego to Tusk nie zrobi, gdy opanuje Pałac Prezydencki. Nic nie zrobi, niczego nie opanuje.

Co gorsza, zarówno wyniki wyborów prezydenckich, jak i kolejne sondaże przynoszą kolejne zapowiedzi przyszłej porażki. Tym razem w wyborach sejmowych za 2,5 roku. Trzecia Droga przestała istnieć, a sondaże nie dają jej szans wejścia do Sejmu ani razem (próg 8%), ani po podziale na PSL i Polskę 2050, efektem czego są dramatyczne próby Szymona Hołowni a to rozmów z Kaczyńskim, a to walki o utrzymanie się w fotelu marszałka sejmu, a to czegokolwiek, aby zupełnie nie zniknąć i nie zejść ze sceny politycznej. Podzielona na „zandbergistów” i „czarzaczystów” lewica także ma szansę zniknąć, co jest skutkiem i słabości ogólnej i podziału na bolszewików i mieńszewików. W międzyczasie Tusk zrobił sobie jeszcze problem na granicy z Niemcami, najpierw wykonując polecenia z Berlina odnośnie „inżynierów” i „doktorów” ciągnących przez Odrę z Niemiec, a potem wysyłając bodnarowców i policję na Ruch Obrony Granic. Jakieś idiotyczne zakazy latania dronów nad granicą i jej fotografowania dopełniają tylko ogólnego obrazu nędzy, rozpaczy i bezradności Donalda Tuska.

Jakie Tusk ma w tej chwili ruchy? O ile nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, to widzę w tej chwili tylko dwa. Możliwość pierwsza to trwać i rządzić przez 2,5 roku do końca kadencji. Ale to nie będzie rządzenie. To będzie dryf bez pomysłu, bez inicjatywy politycznej, będąc tarczą strzelniczą do której będą strzelać dosłownie wszyscy, od Zandberga po Bąkiewicza. To będzie 2,5 roku cieszenia się władzą i pieniędzmi w atmosferze powszechnego znęcania się nad upadającym i chylącym się ku otchłani reżimem. Po wyborach nadejdzie czas wielkich rozliczeń, znaczonych wizytami o 6.00 rano i wyprowadzaniem kolejnych oskarżonych. Nikt z tej ekipy tego nie uniknie i nawet mdlenie na zawołanie nie pomoże znanemu Mecenasowi. Najbardziej winni będą musieli emigrować przed uchylaniem kolejnych immunitetów. Formacja Tuska zostanie rozbita i zmiażdżona. Najpierw przez wyborców, potem przez prokuratorów-ziobrystów. Druga opcja to nie czekać, nie patrzeć jak w każdym kolejnym sondażu partie rządzące będą tracić co miesiąc 1% elektoratu, aby „ustabilizować” poparcie na końcowych 15%. Iść na wybory przyśpieszone, przegrać je, oddać władze, ale nie dać opozycji zdobyć większości konstytucyjnej – dopóki jest to jeszcze możliwe. Ale do uchylania immunitetów i wyprowadzania o 6-tej rano nie trzeba większości konstytucyjnej… Tusk ma tylko dwa ruchy: zły i gorszy.

Adam Wielomski

Kryzys demograficzny w Chinach. Komunistyczny rząd zapowiada… zasiłki na dzieci

Kryzys demograficzny w Chinach.

Komunistyczny rząd zapowiada

zasiłki na dzieci

https://pch24.pl/kryzys-demograficzny-w-chinach-komunistyczny-rzad-zapowiada-zasilki-na-dzieci

(Chińska rodzina, zdjęcie ilustracyjne / Źródło: Flickr / Philip McMaster)

Pekin ogłosił w poniedziałek wprowadzenie rocznych dopłat w wysokości 3,6 tys. juanów za każde dziecko poniżej trzeciego roku życia. Specjaliści jednak ostrzegają, że same dotacje mogą nie wystarczyć, by skutecznie przeciwdziałać pogłębiającemu się kryzysowi demograficznemu.

Nowe przepisy, opublikowane w dokumencie „Plan wdrożenia systemu dotacji na opiekę nad dziećmi”, weszły w życie z mocą wsteczną od 1 stycznia 2025 r. To pierwszy raz, gdy program subsydiów obejmuje cały kraj, a nie tylko wybrane regiony.

Zgodnie z zasadami programu rodzice dzieci urodzonych po 1 stycznia 2025 r. otrzymają 3,6 tys. juanów (ok. 1,8 zł) rocznie aż do ukończenia przez dziecko trzeciego roku życia. Rodziny dzieci urodzonych wcześniej, które w momencie wejścia programu w życie nie ukończyły jeszcze trzech lat, także otrzymają dopłaty, ale ich wysokość będzie odpowiednio niższa.

Do tej pory podobne inicjatywy istniały jedynie lokalnie. Na przykład w Hefei, stolicy prowincji Anhui, pary otrzymują jednorazową dopłatę w wysokości 20 tys. juanów za drugie dziecko i 5 tys. za trzecie.

Nowe środki mają na celu przeciwdziałanie gwałtownemu spadkowi liczby urodzeń w Państwie Środka. W 2024 r. populacja Chin zmniejszyła się już trzeci rok z rzędu, a liczba nowo narodzonych dzieci w 2023 r. spadła do rekordowo niskiego poziomu 9,02 mln – najmniej od momentu rozpoczęcia prowadzenia statystyk w 1949 r.

W zamyśle chińskich władz subsydia mają „zmniejszyć presję związaną z rodzicielstwem” i zachęcić młode pary do posiadania dzieci. Eksperci są jednak sceptyczni co do tego, czy skromne wsparcie finansowe wystarczy, by odwrócić niekorzystny trend.

Walka ze spadkiem urodzeń to proces długofalowy, który wymaga kompleksowego podejścia – powiedział Song Jian, profesor wydziału populacji i zdrowia na Uniwersytecie Ludowym (Renmin), cytowany przez rządową agencję Xinhua. – Potrzebne są polityki wspierające opiekę nad dziećmi, ale również w zakresie mieszkalnictwa, edukacji czy rynku pracy – dodał.

Istotną przyczyną obecnego kryzysu demograficznego pozostaje „polityka jednego dziecka”, prowadzona w Państwie Środka przez około cztery dekady. Choć formalnie zakończono ją w 2015 r., a sześć lat później zniesiono wszelkie limity, jej konsekwencje są głęboko zakorzenione społecznie.

Polityka ta bowiem nie tylko ograniczała przyrost naturalny za pomocą sankcji i presji administracyjnej, ale także trwale zmieniła model życia rodzinnego, wzmacniając pozycję kobiet na rynku pracy i obniżając aspiracje rodzicielskie.

Zjawisko to nakłada się na rosnące koszty życia, wysokie ceny nieruchomości, konkurencyjny system edukacyjny oraz brak stabilnych form wsparcia w opiece nad dziećmi – zwłaszcza w dużych miastach.

Efektem ubocznym „polityki jednego dziecka” było też pojawienie się zjawiska „małych cesarzy” – pokolenia jedynaków, w które rodzice i dziadkowie inwestowali wszystkie swoje zasoby emocjonalne i finansowe. Tak wychowane osoby – otoczone uwagą i presją sukcesu – same nie mają doświadczenia życia w większej rodzinie i często nie odczuwają potrzeby jej zakładania.

Źródło: PAP

Globalny porządek liberalny umiera i nie da się restaurować, ogłasza „Foreign Affairs”

Globalny porządek liberalny umiera i nie da się restaurować, ogłasza „Foreign Affairs”

https://pch24.pl/globalny-porzadek-liberalny-umiera-i-nie-da-sie-restaurowac-oglasza-foreign-affairs

(fot. https://freerangestock.com)

Liberalny porządek międzynarodowy umiera i nie da się go restaurować w dotychczasowej formie. System globalny musi być bardziej elastyczny, akceptując regionalne różnice i nie domagając się ścisłej, legalistycznej dominacji uniwersalnych rozwiązań, pisze czworo profesorów na łamach „Foreign Affairs”.

Artykuł na ten temat opublikowali w „Foreign Affairs” Stacie E. Goddard, Ronald R. Krebs, Christian Kreuder-Sonnen oraz Berthold Rittberger, uczeni z Massachusets i Minnesoty w USA oraz Jeny i Monachium w Niemczech.

Międzynarodowy liberalny porządek umiera, a jego zwolennicy po obu stronach Atlantyku są w rozpaczy. Za pierwszej administracji Trumpa wielu temu zaprzeczało. Teraz robi to już tylko niewielu” – piszą autorzy.

„Modlitwa o powrót tego porządku jest nie tylko naiwna; jest też kontrproduktywna. [Ci, którzy tęsknią za dawnym porządkiem], nie dostrzegają jego najgłębszej choroby i stąd próbują zastosować niewłaściwe lekarstwo. Kryzysu liberalnego porządku międzynarodowego nie można sprowadzić do specyficznego, Trumpowskiego nihilizmu politycznego, do twardego zwrotu neoliberalnego w latach 90. ani też do rozwoju nieliberalnych potęg rewizjonistycznych, jak Chiny i Rosja. Czynniki te odegrały pewną rolę, ale powojenny porządek ostatecznie uległ rozpadowi, ponieważ to, co wielu uważało za jego największą siłę – oparcie instytucji, norm i zasad na zasadach liberalnych – było w rzeczywistości źródłem słabości” – piszą autorzy.

W ich ocenie liberalizm wytworzył wyjątkowo „sztywny i niewrażliwy” porządek, a to oznacza, że jeżeli na świecie ma wrócić ład międzynarodowy oparty na współpracy i sprzyjający pokojowi oraz dobrobytowi, konieczne są odpowiedzi bez sztywnego przywiązania do zasad liberalnych. Porządek ten powinien zostać wskrzeszony „w znacznie bardziej pragmatycznej i pluralistycznej formie, zastępując liberalny proceduralizm większą polityczną kontestacją”, sądzą.

„Śmierć porządku była przesądzona. Choroba, która ostatecznie okazała się śmiertelna dla powojennego porządku międzynarodowego, została zakodowana w jego liberalnym DNA” – zaznaczyli.

Autorzy zwrócili uwagę, że architektura światowego porządku liberalnego reagowała na różne wyzwania i kryzysu zawsze w ten sam sposób: tworząc kolejne przepisy, starając się udoskonalać legislację, powołując sądy arbitrażowe i tak dalej. Dotyczy to na przykład światowego handlu. Nikt nie myślał o tym, jak pozwolić poszczególnym państwom lepiej uwzględniać własne interesy: dążono do tego, aby lepiej egzekwować istniejące już przepisy. Wspierał to na przykład Międzynarodowy Trybunał Karny. Globalni biurokraci zajmowali się dosłownie wszystkim: od zbrodni przeciwko ludzkości aż po normy dla statków wycieczkowych. W latach 1990-2020 liczba organizacji międzynarodowych, w tym pozarządowych, wzrosła z 6000 do… 72 500. Wszelką niejednoznaczność w przepisach próbowano eliminować, traktując ją jako źródło niestabilności i zagrożenia. Co ciekawe, wielkie traktate założycielskie świata liberalnego, jak Powszechna Deklaracja Praw Człowieka czy Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej zostały zaakceptowane przez kraje na świecie tylko dlatego, że były dość niejednoznaczne i nie określały szczegółowo sposobu działania państw.

Z czasem doszło do „odsunięcia instytucji międzynarodowych… od odmładzającego źródła, jakim jest polityka krajowa”. Państwa nie miały możliwości wpływania na kształt przepisów rządzących porządkiem międzynarodowym i jeżeli czuły się w jego ramach pokrzywdzone, musiały szukać innej ścieżki.

„Porządek liberalny zakładał eliminację różnic: inspirując się rzekomo uniwersalnymi wartościami, odmawiał legitymacji nieliberalnym wspólnotom politycznym i dążył do przekształcenia ich w dobrych liberałów, czy to poprzez przymus, czy zaangażowanie. Trwalszy porządek musi uznać, zaakceptować, a nawet celebrować rzeczywistość świata naznaczonego głębokimi różnicami wartości. Jednym ze sposobów osiągnięcia takiego pluralistycznego celu byłoby wspieranie wzmacniania instytucji regionalnych – nie jako alternatywy dla obecnych instytucji globalnych, lecz jako ich uzupełnienia” – przekonują autorzy.

Są świadomi, że mogłoby to zaszkodzić wizji uniwersalnych praw człowieka; ich zdaniem nie należy z tej wizji rezygnować i aktorzy globalni mogą nadal współpracować z takimi podmiotami jak Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka; z drugiej strony liberałowie powinni „uznać, że istnieje wiele moralnie uzasadnionych formuł równoważenia sprzecznych praw i obowiązków”.

„Poprawa powiązań między porządkiem międzynarodowym a narodową legitymacją polityczną będzie również wymagać od wszystkich państw, a zwłaszcza liberalnych demokracji, odnowienia zobowiązania do nieingerencji w sprawy wewnętrzne innych krajów. Nacjonalistyczni krytycy liberalnego porządku międzynarodowego zyskali ogromną popularność dzięki twierdzeniom, że są ofiarami tego porządku, a jego instytucje podważają interesy narodowe. Prezydent Rosji Władimir Putin, na przykład, wskazuje na napływ prodemokratycznych organizacji pozarządowych na obszar postsowiecki jako przyczynę rosyjskiego poczucia niepewności, tzw. kolorowych rewolucji, a ostatecznie wojny na Ukrainie” – piszą dalej.

„Pluralistyczny, wielostronny porządek globalny może nie do końca spełniać aspiracje liberalne, ale sprzyjałby współpracy transnarodowej oraz byłby bardziej elastyczny, responsywny i odporny. Zmniejszając ryzyko katastrofalnych konfliktów między głównymi mocarstwami i stawiając czoła kluczowym globalnym wyzwaniom, taki porządek pomógłby utrzymać świat, w którym liberalna demokracja mogłaby rozkwitnąć. To najlepsze, na co możemy liczyć – i w zupełności by wystarczyło” – konkludują.

Źródło: Foreign Affairs

Pach

„Witamy na Ukrainie, najbardziej skorumpowanym kraju Europy”.

Ian Proud; Od bohatera do zera

Szefowie państw i rządów ZIK stopniowo przestają udawać, że prezydent Zełenski nie jest demokratą walczącym z korupcją, ale ich marionetką, która pozwoliła sobie na okradanie ich samych!

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 28
Od bohatera do zera

Od początku wojny na Ukrainie w lutym 2022 roku Wołodymyr Zełenski został wyniesiony do rangi króla-bohatera, czystego w myślach i czynach, zainteresowanego jedynie ratowaniem skromnej Ukrainy przed nacierającymi hordami rosyjskich orków. Niczym Aragorn z „Władcy Pierścieni”, tylko niższy, o cieńszej skórze i z chrapliwym głosem. Był całkowicie odporny na wszelką krytykę ze strony Zachodu; wszystkie oskarżenia były odrzucane i uznawane za kremlowską propagandę.

Jednak iluzja ta rozwiała się za jednym zamachem.

Po raz pierwszy od lutego 2022 r. ujawniono, że Zełenski praktycznie niczym nie różni się od innych prezydentów Ukrainy, którzy sprawowali urząd od czasu uzyskania przez kraj niepodległości w sierpniu 1991 r.: są skorumpowani i autorytarni.

Dla większości realistów nie będzie to żadnym zaskoczeniem, ale dla wiernych neoliberałów, którzy zainwestowali swoją reputację i pieniądze w walkę z Rosją, będzie to druzgocący cios.

W tym tygodniu prezydent Zełenski podpisał ustawę pozbawiającą niezależność dwóch kluczowych agencji antykorupcyjnych – Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAPO) – i przekazującą je pod nadzór wyznaczonego przez niego Prokuratora Generalnego.

Mówiąc wprost, korupcja jest i była ogromnym problemem symbolicznym na Ukrainie od początku protestów na Majdanie pod koniec 2013 roku. Podczas moich wizyt na Ukrainie, gdy stacjonowałem w Rosji, uświadomiłem sobie, że młodzi ludzie postrzegają walkę z korupcją jako priorytet rządu. Było to częścią ich pragnienia przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej, aby ich kraj mógł zintegrować się ze wspólnotą ściślej powiązaną z demokracją i rządami prawa.

Czy uważają Unię Europejską za demokratyczną dzisiaj, biorąc pod uwagę, że niewybieralna przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen coraz bardziej centralizuje władzę, to osobna kwestia. Jednak to europejskie i antykorupcyjne dążenie było bardzo realne w 2013 roku.

Od tego czasu jednak poczyniono niewielkie postępy w walce z korupcją. W lutym 2015 roku, rok po kulminacyjnym momencie protestów na Majdanie, brytyjski dziennik „The Guardian” opublikował długi artykuł zatytułowany „Witamy na Ukrainie, najbardziej skorumpowanym kraju Europy”. Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk, osobiście wybrany przez Victorię Nuland z Departamentu Stanu USA, został zmuszony do rezygnacji w kwietniu 2016 roku w związku z oskarżeniami o powszechną korupcję w jego rządzie.

W 2021 roku Europejski Trybunał Obrachunkowy opublikował raport zatytułowany „Zwalczanie korupcji na wielką skalę na Ukrainie: szereg inicjatyw UE, ale wciąż niewystarczające rezultaty”. Zdefiniował on korupcję na wielką skalę jako „nadużycie władzy na wysokim szczeblu, które przynosi korzyści nielicznym, a powoduje poważne i powszechne szkody dla jednostek i społeczeństwa”.

W styczniu 2023 roku artykuł w „The Hill” podkreślił potrzebę walki z korupcją jako „drugim wrogiem” Ukrainy. Wkrótce po tym artykule ukazał się kolejny artykuł, również w „Guardianie”, omawiający wyzwania stojące przed szefem ukraińskiej Narodowej Agencji ds. Zapobiegania Korupcji (NACP), która ściśle współpracuje z nieistniejącymi już NABU i SAPO.

W raporcie wskazano w szczególności konkretne przykłady korupcji w bliskim otoczeniu prezydenta Zełenskiego. Zełenski sporadycznie przeprowadzał czystki w swoim gabinecie, aby zademonstrować swoje zaangażowanie w reformy rządu, na przykład odwołując byłego ministra obrony, Ołeksija Reznikowa, po licznych oskarżeniach o masowe defraudacje zagranicznych darowizn przez ukraińskie Ministerstwo Obrony. Jednak sporadyczne pokazowe procesy nigdy nie rozwiały wrażenia, że rząd Zełenskiego jest równie skorumpowany, jak jego poprzednicy.

A prezydent Zełenski został wybrany w 2019 roku, obiecując walkę z korupcją na Ukrainie. W rzeczywistości nie zrobił nic, aby ją zwalczyć.

Wojna wyniosła korupcję na nowy, jeszcze bardziej odrażający poziom. Fundusze na projekty infrastrukturalne zostały sprzeniewierzone, zamówienia na broń sfałszowane, a urzędnicy zgarnęli zyski. W Kijowie można zobaczyć tyle samo super-samochodów, co na Grand Prix Monako. Chcesz uniknąć poboru? Za odpowiednią kwotę możemy to załatwić. Potrzebujesz przekroczyć granicę? Po prostu przekaż pieniądze.

Doprowadziło to do momentu absolutnego niedowierzania, w którym europejscy politycy szybko zdali sobie sprawę, że ich bohater jest po prostu człowiekiem z wadami, takim “jak wszyscy inni”. [Nie jak wszyscy ludzie, tylko jak wszyscy rabusie. md]

Być może zaczynają się martwić, jak uzasadnić miliardy, które kraje zachodnie wciąż pompują w Ukrainę. Dwie trzecie wydatków rządowych Ukrainy jest w rzeczywistości finansowane przez nas, osoby spoza Ukrainy, z darowizn od rządów zachodnich.

Jednak Ukraina stała się jeszcze bardziej skorumpowana, Zełenski zaostrzył wojnę, aby utrzymać osobistą władzę, a teraz najwyraźniej osłabia niezależne agencje antykorupcyjne, częściowo po to, aby uniemożliwić im znalezienie trupów w szafie.

Szerzej rzecz ujmując, Zełenski represjonuje również tych, którzy sprzeciwiają się jego coraz bardziej autorytarnym rządom, nakładając sankcje na byłego prezydenta Petro Poroszenkę za „zdradę stanu” w lutym, a na znanego byłego doradcę i krytyka Ołeksija Arestowicza 1 maja. Sankcje obejmują zamrożenie aktywów, cofnięcie odznaczeń państwowych, ograniczenia handlowe oraz zakaz dystrybucji mediów na Ukrainie. Środki te wydają się mieć na celu pozbawienie wpływów finansowych działaczy opozycji i uniemożliwienie im zabierania głosu i bycia wysłuchanymi przez ukraińskich wyborców.

W tym roku ponad 80 Ukraińców i podobna liczba organizacji zostały w ten sposób ukarane. Ile jeszcze osób pójdzie tą samą drogą po tym legislacyjnym zamachu stanu przeciwko organom antykorupcyjnym?

To było zawsze przewidywalne na Ukrainie. Realizm wymaga uczciwego i sceptycznego spojrzenia na naturę ludzką, takiego, które widzi ludzi takimi, jakimi są naprawdę. Polityka to głęboko skorumpowany biznes i nikt nie jest odporny na pokusy. Neoliberałowie, którzy nigdy nie wyobrażali sobie, że coś takiego może się przydarzyć Zełenskiemu, są po prostu naiwni.

Wyzwaniem dla europejskich przywódców politycznych jest wyjaśnienie tego własnym wyborcom, nie dając się przy tym nabrać. Wojna z Rosją była podsycana hasłami w rodzaju „wspieranie dobrych przeciwko złym”. Europejczycy nie musieli ginąć w tej wojnie. Ale stali się biedniejsi.

teraz nasz naczelny wódz, Zełenski, wydaje się być co najmniej tak samo zły jak Rosjanie, jeśli nie gorszy. Podejrzewam, że poparcie dla dalszego finansowania przez Europę wojny zastępczej na Ukrainie bardzo szybko zmaleje. Długoterminowe konsekwencje dla głównych partii politycznych w Europie w parlamencie mogą być jeszcze bardziej druzgocące.

Trump: „Musimy powstrzymać tę straszną inwazję, która ma miejsce w Europie”. Imigracja „zabija Europę”.

Trump ostrzega Europę przed imigracją

Przybywając w piątek do Szkocji, prezydent USA Donald Trump ostrzegł, że nielegalna migracja to „inwazja”, która „zabija Europę”. 

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 28
Trump przybywa do Szkocji

Trumpa, który przebywał w tym kraju z czterodniową wizytą, witały tysiące ludzi, którzy mieli nadzieję zobaczyć go choć raz po wylądowaniu na lotnisku Glasgow Prestwick w Ayrshire.

Jak podaje The Independent : Po wyjściu z samolotu Air Force One na lotnisku w Prestwick pan Trump został przywitany przez szkockiego sekretarza stanu Iana Murraya , po czym odpowiadał na pytania dziennikarzy.

Zapytany o imigrację, pan Trump powiedział: „Lepiej się ogarnijcie.

„Nie będziecie już mieli Europy, musicie się ogarnąć.

„Jak wiecie, w zeszłym miesiącu nikt nie wjechał do naszego kraju – nikt, (my) to zamknęliśmy”.

Dodał: „Musimy powstrzymać tę straszną inwazję, która ma miejsce w Europie”.

Prezydent USA twierdził, że imigracja „zabija Europę”.

Dodał, że niektórzy europejscy przywódcy „nie dopuścili do tego” i „nie otrzymują należnego im uznania”, choć prezydent nie sprecyzował, o kim mówi.

Pan Trump zamierza rozpocząć dzień w swoim klubie golfowym w Turnberry,po czym uda się do swojej drugiej posiadłości w Aberdeenshire, gdzie otworzy nowe pole golfowe.

W niedzielę Trump spotkał się z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, aby omówić kwestie handlowe, a w poniedziałek uda się do Trump International Links Aberdeen w towarzystwie premiera Keira.

„Lubię waszego premiera, jest nieco bardziej liberalny ode mnie – jak zapewne słyszeliście – ale to dobry człowiek. Doprowadził do zawarcia umowy handlowej” – powiedział.

„Wiesz, pracowali nad tą umową przez 12 lat, udało mu się ją doprowadzić do końca – to dobra umowa, dobra umowa dla Wielkiej Brytanii”.

Trump zasugerował również, że spotka się z Keirem w sobotę wieczorem, chociaż uważa się, że spotkanie obu panów nastąpi dopiero w poniedziałek.

Abp Carlo Maria Viganò. Zielona “konwersja”. Oświadczenie w sprawie watykańskiego poparcia dla klimatycznego oszustwa

Zielona “konwersja”. Oświadczenie w sprawie watykańskiego poparcia dla klimatycznego oszustwa w ramach Agendy 2030

Abp Carlo Maria Viganò https://exsurgedomine.it/250714-green-eng/

Teza, jakoby zmiany klimatyczne spowodowane były emisjami dwutlenku węgla przez działalność człowieka, znajduje poparcie jedynie u wyraźnej mniejszości środowisk naukowych, które ponadto pozostają w poważnym i oczywistym konflikcie interesów. Ich nadreprezentacja w mediach wynika z systemowej cenzury wobec niezależnych i autorytatywnych głosów, co prowadzi do całkowitego zniekształcenia rzeczywistości.

Cały aparat propagandowy legitymizujący tzw. “zieloną transformację” oparty jest na postulacie redukcji CO2. W rzeczywistości dwutlenek węgla jest niezbędnym elementem dla życia na Ziemi, a jego redukcja stanowiłaby zagrożenie egzystencjalne dla biosfery. Nawet jeśli globalne ocieplenie ma miejsce, nie pozostaje ono w istotnym związku z działalnością ludzką, lecz z aktywnością słoneczną. Co więcej, proponowane rozwiązania zmierzające do redukcji CO2 są skrajnie nieefektywne, ponieważ są implementowane jedynie przez nieliczne państwa, podczas gdy takie kraje jak Chiny czy Indie nadal rozwijają energetykę opartą na węglu. Jednocześnie, technologie odnawialne generują większe zanieczyszczenia niż tradycyjne systemy energetyczne.

Narracja ta została wpisana w program ONZ znany jako “Agenda 2030 na rzecz zrównoważonego rozwoju” i jest promowana przez organizacje międzynarodowe inspirowane neomaltuzjanizmem, traktującym ludzkość jako nowotwór planety i dążącym do redukcji populacji o miliardy ludzi. Aby nadać wiarygodność rzekomemu kryzysowi klimatycznemu, te organizacje finansują instytucje, przedsiębiorstwa, ekspertów oraz influencerów w ramach skoordynowanej operacji medialnego zastraszania. Równolegle wymuszają na rządach cenzurę wobec głosów sprzeciwu, określając je jako “teorie spiskowe” lub “klimatyczny denializm” – analogicznie jak miało to miejsce podczas tzw. pandemii.

W celu redukcji populacji światowej organizacje takie jak ONZ, Światowe Forum Ekonomiczne, Bank Światowy, MFW czy Komisja Europejska przeznaczają znaczne zasoby do wdrażania projektów, które skutkują ubóstwem, chorobami, bezpłodnością i śmiercią miliardów ludzi.

Jednocześnie zapewniają olbrzymie zyski międzynarodowym korporacjom współrealizującym ten plan. Wojny, przestępczość generowana przez masową migrację, pandemie, masowa sterylizacja (poprzez szczepienia, ideologię gender i LGBTQ+), aborcje, mutacje genetyczne i nowotwory wywołane pseudo-szczepionkami, zatrucie powietrza, wody i żywności oraz zanieczyszczenie elektromagnetyczne – oto jeźdźcy apokalipsy globalistycznej rewolucji zwanej Wielkim Resetem.

Pomimo szczegółowych i udokumentowanych analiz formułowanych przez naukowców, filozofów, historyków, intelektualistów i polityków, propaganda medialna, finansowana z pieniędzy podatników, dominuje narrację publiczną. Żadne z założeń “Agendy 2030” nie stanowi realnego rozwiązania rzekomego kryzysu ekologicznego. Są to fałszywe rozwiązania fałszywych problemów, mające na celu depopulację, zniewolenie jednostek (poprzez ograniczanie wolności i narzędzia kontroli społecznej) oraz centralizację władzy politycznej w rękach lichwiarskiej finansjery.

Mamy do czynienia z globalnym zamachem stanu, przed którym przestrzegam od roku 2020.

Wobec tego przerażającego obrazu korupcji – zarówno na poziomie rządowym, naukowym, jak i medialnym – należy przypomnieć kilka podstawowych tez:

Kryzys klimatyczny to oszustwo niepoparte obiektywnymi danymi, niebędące skutkiem działalności człowieka, a tym bardziej niemożliwe do przezwyciężenia poprzez jednostronną deindustrializację Zachodu.

Kryzys ten, podobnie jak pandemia, inflacja i wojna, służy jako pretekst do wprowadzenia środków przymusu godnących w obywateli, zagrażając ich własności, zdrowiu i istnieniu.

Zielony ład (Green Deal) ma na celu fizyczną eliminację znacznej części populacji i ustanowienie technokratycznej dyktatury społecznej kontroli.

Do wdrażania tego oszustwa stosowane są środki inżynierii społecznej i manipulacji opinią publiczną, w tym fabrykowanie zdarzeń pogodowych przy użyciu geo-inżynierii (np. HAARP).

Kościół katolicki powinien był zabrać głos nie w kwestiach naukowych, lecz w obronie prawdy i przeciwko instrumentalizacji fałszywych kryzysów mających usprawiedliwiać zbrodnicze agendy, takie jak aborcja, eutanazja czy ideologia gender.

Poprzednie poparcie Watykanu dla eksperymentalnych preparatów genetycznych wyprodukowanych z komórek pozyskanych z aborcji oraz promowanie segregacji sanitarnej – stanowiło współudział w zbrodniczej polityce pseudomedycznej. Teraz podobna współpraca dotyczy ideologii klimatycznej.

Nie jest potrzebna żadna “ekologiczna konwersja”, szczególnie gdy zastępuje ona prawdziwą konwersję serca do Jezusa Chrystusa. Próba nadania jej wymiaru liturgicznego jedynie potwierdza współudział hierarchii kościelnej w planach Nowego Ładu Światowego, zagrażającego zarówno duszom, jak i całej ludzkości.

Carlo Maria Viganò, arcybiskupViterbo, 14 lipca 2025 r.Wspomnienie św. Bonawentury, biskupa i doktora Kościoła

Transhumanizm. Ta ideologia ma wielki potencjał… ludobójstwa

Transhumanizm. Ta ideologia ma wielki potencjał… ludobójstwa

https://pch24.pl/transhumanizm-ta-ideologia-ma-wielki-potencjal-ludobojstwa

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Elon Musk od kilku tygodni grozi, że założy własną partię, która podważy duopol Republikanów i Demokratów. Czy mu się to uda, pozostaje wątpliwe, ale rosnące wpływy polityczne tego miliardera nie powinny napawać optymizmem. Wszystko za sprawą idei – i konkretnych rozwiązań technologicznych.

Na pierwszy rzut oka Elon Musk to bohater z prawicowej opowieści trzeciej dekady XXI wieku. Dzięki swoim wyborom politycznym podważa dominację lewicy, neguje kłamstwa ideologii LGBT, upomina się o wolność słowa i rzeczywiście zwiększa jej zakres za sprawą swobody wypowiedzi panującej w serwisie X. Musk wyznaje zarazem ideologię, która nie ma nic wspólnego z konserwatyzmem sensu stricto. Jego sukcesy polityczne mogą szybko obrócić się przeciwko porządkowi, jaki dziś zdaje się wspierać – nawet, jeżeli on sam w ogóle o tym nie wie i wcale by tego nie chciał. Idee mają jednak konsekwencje.

„Coraz więcej wskazuje na to, że ludzkość jest tylko biologicznym programem rozruchowym dla cyfrowej superinteligencji”. To zdanie Elon Musk wypowiedział już kilkukrotnie, wskazując na perspektywę właściwego rozwoju AI. Wizja kosmosu, która kryje się za tym zdaniem, jest całkowicie niehumanistyczna. Można ją nazwać „kosmologią teleocyfrową”, czyli przekonaniem, że kosmos „dąży” do wytworzenia super-AI. Ale po kolei.

Chrześcijańska wizja świata mówi, że wszystko zostało stworzone ze względu na Chrystusa. Chrystus przyjął ludzkie ciało, w ten sposób wynosząc człowieka do nowej godności. W całym stworzeniu nie ma zatem nic, co równałoby się z człowiekiem odkupionym w Chrystusie. Cywilizacja chrześcijańska jest teocentryczna zgodnie z nakazem Dekalogu. W porządku społeczno-politycznym można mówić również o antropocentryzmie, tak, jak ujmował to św. Jan Paweł II wskazujący na konieczność nieustannego stawiania w centrum człowieka. Dziś papieże mówią chętnie o nowym humanizmie. Zgodnie z zasadami nowego humanizmu, doskonale zgodnego z nauką Ewangelii, człowiek nie może być uprzedmiotowiony, zwłaszcza przez państwo. Ta doktryna jest zrozumiałą reakcją na ludobójczy totalitaryzm XX wieku, ale ma wielkie znaczenie również współcześnie. Człowiek nie może stawać się narzędziem osiągania żadnych celów politycznych ani społecznych. Człowiek sam jest celem każdej sprawiedliwej polityki. Oczywiście nie w sensie absolutnym, a jedynie względnym; człowiek jako taki również ma cel, a jest nim chwalenie Boga i zjednoczenie z Nim w Chrystusie Jezusie w Królestwie Bożym.

W wizji kosmosu Elona Muska nie może być o tym mowy. Komos – niezależnie od tego, czy jest odwieczny, czy miał swój początek – wydaje się w tej wizji nieustannie ewoluować. Antropocentryzm byłby dlatego zrozumiałą ideologią ludzkich społeczności, ale dziś już przebrzmiałą, swoistym temporalnie ograniczonym mitem. Jak to możliwe? W tej wizji w kosmosie istniałoby immanentne parcie do zyskania samoświadomości. Powstanie ziemi, wreszcie życia na niej, jego rozwoju – wszystko byłoby przez długie eony nakierowane na to, by zaistniał człowiek. Ludzki umysł – o „duszy” nie ma oczywiście mowy – byłby przedmiotem celowej ewolucji kosmosu. Innymi słowy, cały wszechświat opowiadał o przyszłej chwale istoty ludzkiej i do niej dążył. Kiedy Protagoras powiedział, że człowiek jest miarą wszechrzeczy – miałoby to znaczenie niemal absolutne – ale tylko w „erze człowieka”. Bo ostatecznie w kosmologii Muska nastawienie Wszechświata na wytworzenie ludzkiej świadomości nie byłoby ostatnim tego Wszechświata aktem, ale tylko jednym z kolejnych etapów.

Kolejnym – który rozpoczyna się za naszych dni – ma być powstanie AI. „Ludzkość jest tylko biologicznym programem rozruchowym dla cyfrowej superinteligencji” – to oznacza, że tak naprawdę immanentna dążność Wszechświata do samoświadomości byłaby nakierowana na wytworzenie „bytu superinteligencji”. Nie na zdolności ludzkie zakotwiczone w biologicznie uwarunkowanym i krótkotrwałym działaniu indywidualnego mózgu, ale na osiągnięcie niezależnego od biologii, bardziej żywotnego i przede wszystkim nieograniczonego przez zdolności jednostkowe „bytu” AI.

Skoro tak, to człowiek w konieczny sposób zostaje pozbawiony własnej wartości. Inaczej niż naucza Kościół, człowiek nie ma żadnej ontologicznej godności, według Kościoła zakotwiczonej w Bogu i „zaciąganej” przez człowieka jako Jego stworzenie odkupione przez Chrystusa. W teleocyfrowym kosmologizmie człowiek ma godność całkowicie skończoną, a nawet tymczasową. Można ją porównać do godności kurczaka w rzeźni. Kurczak w rzeźni służy podtrzymaniu przy życiu człowieka. Człowiek służy stworzeniu sztucznej inteligencji. W tym łańcuchu wartości właściwą godność ma tylko to, co znajduje się na jego końca. Nie jest to człowiek.

Elon Musk nie jest ani twórcą, ani nawet najbardziej radykalnym adherentem kosmologizmu teleocyfrowej, czyli rozumienia kosmosu jako nastawionego na wypracowanie cyfrowej inteligencji. Ruch transhumanistyczny, którego kosmologizm teleocyfrowy jest jednym z istotnych elementów, ma wielu członków, od informatyka i futurysty Raya Kurzweila, przez miliardera zaangażowanego na rzecz Republikanów Petera Thiela, aż po ideologów nowego społeczeństwa w rodzaju Curtisa Yarvina (Mencius Moldbug) czy Nicka Landa (autora terminu „The Dark Enlightenment”). Musk jest jednak najbardziej prominentną figurą tego ruchu – i jedyną, która ma potencjalne zdolności do przekucia idei w życie.

Stawiam tymczasem tezę, że kosmologizm teleocyfrowy ma zadatki na stanie się kolejną ludobójczą ideologią, piątą już z kolei (poprzedziły ją: francuski egalitaryzm, niemiecki nazizm, sowiecki marksizm, liberalny aborcjonizm). Ludobójczy charakter kosmologizmu teleocyfrowego nie musi uwidaczniać się w systemowych akcjach mordowania ludzi tak, jak w przypadku trzech pierwszych ideologii ludobójczych. W swoich skutkach praktycznych może być o wiele podobniejszy do aborcjonizmu, jakkolwiek mieć silniejszy zasięg destruktywny. Podam prosty, teoretyczny przykład, który pokazuje, jak sądzę, naturę problemu.

Kosmologizm teleocyfrowy jako ideologia praktyczna byłby nakierowany na maksymalizację zysków podmiotów gospodarczych, które widzą swój interes w rozbudowie potęgi AI. Te podmioty chciałyby następnie użyć tej potęgi celem poddania swojej kontroli jak największej części ludzkiej populacji. Teoretycznie – dla „dobra” jej samej, „dobra” rozumianego jako wypełnienie swojego właściwego przeznaczenia, czyli stania się „nawozem” dla AI.

Aprioryczne, ideologiczne przekonanie gigantów cyfrowych co do prawdziwości przyjętego kierunku, pozwalałoby na całkowitą instrumentalizację człowieka celem optymalizacji polityki tak, by zwiększać szansę realizacji wypełnienia tego domniemanego przeznaczenia – stania się faktycznym „nawozem” dla superAI. W praktyce codzienności politycznej cel główny – osiągnięcie superinteligencji – byłby oczywiście nieodróżnialny od celu obiektywnie pobocznego, choć subiektywnie kluczowego jako motor napędowy działań „władców” od AI – czyli wspomnianej maksymalizacji zysków.

Załóżmy, że adherentom kosmologizmu teleocyfrowego udaje się przejąć władzę polityczną i ją ustabilizować, na przykład dzięki wykorzystaniu narzędzia kontroli umysłów, jakim są media społecznościowe w ich rękach.

Pierwszym znamieniem ludobójczej polityki kosmologizmu teleocyfrowego stałoby się być może in vitro. Polityka prowadzona w ramach ideologii nie powinna dopuszczać, by na świat przychodzili ludzie zbędni z perspektywy realizacji właściwego celu polityki, czyli nastania superinteligencji. Byłoby to nieoptymalnym marnowaniem zasobów ziemi, przynależnych z samej swojej natury superinteligencji. Dlatego należałoby objąć prokreację powszechnym programem in vitro, tak, by rodzić mogli się tylko ludzie posiadający określone cechy, wybrane przez władzę polityczną zgodnie z kluczem celowościowym kosmologizmu teleocyfrowego. Dodatkowo konieczne stałoby się zbudowanie systemu kastowego i podziału ludzkości na grupy przeznaczone do odrębnych zadań.

Przykład. Kosmoligizm teleocyfrowy może zakładać, że celem przetrwania cyfrowej superinteligencji konieczne jest jej zakotwiczenie na innej planecie, niż tylko ziemia. Może być to Mars, o którym chętnie mówi Elon Musk. Potrzebni są zatem ludzie, którzy dokonają transferu biologicznej podstawy funkcjonowania superinteligncji na Marsa. Wykorzystując opłacone surogatki można byłoby wytworzyć ludzi zaprogramowanych tak, by lepiej znosić warunki podróży kosmicznych; człowiekowi narodzonemu w ramach takiego programu nie przysługiwałaby już wolność osobista, ponieważ poniesione nakłady na jego zaistnienie musiałby się zwrócić w postaci wysłania go na Marsa.

Sukces takiego programu emisji ludzkiego nawozu na Marsa zależałby oczywiście od optymalnej pracy wielu „elementów nawozu zamieszkujących ziemię” („ludzi”), ale dzięki in vitro można byłoby optymalizować ich pracę. Jeżeli potrzebni są tacy, których misją życiową będzie zdobycie pożywienia dla wysyłanych na Marsa, to nie jest wskazane, by posiadali cechy negatywnie wpływające na zdolność do realizacji tego zadania. Mogliby zatem zostać odpowiednio zaprogramowani w ramach in vitro – na przykład ogłupieni. Oczywiście in vitro ma swoje ograniczenia i nawet w najbliższych dekadach będzie je pewnie mieć, ale niewykluczone, że część z problemów nieprzezwyciężalnych w fazie programowania pożądanych ludzi udałoby się rozwiązać dzięki zmianie w funkcjonowaniu mózgów tych, którzy narodzili się bez takiego programowania – na przykład dzięki implementacji odpowiednich czipów.

W tym nowym świecie istniałaby tylko jedna grupa ludzi prawdziwie wolnych, to znaczy wąskiej kasty quasi-kapłanów AI zawiadującej systemem optymalizacji społecznej. Reszta byłaby dosłownie i w przenośni tylko nawozem.

To wszystko wydaje się być tylko pokrętną i naprędce stworzoną dystopią. Jednak w 1933 roku mało kto był w stanie przewidzieć, że osiągnięta właśnie „niemiecka stabilizacja polityczna” kulminuje w ciągu dekady w bezprecedensowej akcji eliminacji „materiału biologicznego” uznanego przez władze III Rzeszy za zbędny z perspektywy realizacji celów tejże III Rzeszy, czyli zabezpieczenia jej istnienia i maksymalizacji wpływów terytorialnych i politycznych. Ideologia była najważniejsza: władze niemieckie były gotowe zainwestować duże środki materialne i ludzkie, by wymordować jak największą liczbę Żydów czy też znaczną część społeczności Polski i innych krajów podbitych. Zarówno w przypadku masowo mordowanych Polaków jak i masowo mordowanych Żydów, przy wszystkich rozróżnieniach stosowanych przez Niemców, zabijanych uznawano za „podludzi” czyli za byty pozbawione właściwej „prawdziwym” ludziom godności. Potencjalność ludobójstwa istniała w ruchu nazistowskim zawsze, już w 1933 roku, nawet jeżeli mało kto potrafił to dostrzec. Było tak, bo w jego założeniach filozoficznych nie było miejsca dla godności człowieka niezależnej od przypadłości etnicznych, intelektualnych czy zdrowotnych.

Podobnie w ruchu transhumanistycznym istnieje nieusuwalna potencjalność ludobójstwa, bo teleo-cyfrowy kosmologizm, tak jak nazizm, nie uznaje „absolutnej” ludzkiej godności w sensie kategorycznego odrzucenia wykorzystywania człowieka jako narzędzia.

Tego ryzyka nie wolno bagatelizować.

Zakładam, że Elon Musk jak i wielu innych transhumanistów czy kosmologicznych teleocyfrystów może o tym w ogóle nie wiedzieć; byliby być może poważnie zdziwieni tymi rozważaniami. Fakty są jednak faktami – instrumentalizacja człowieka jest potencjalną drogą do ludobójstwa. Zasiane dziś idee w połączeniu z nowymi zdobyczami technicznymi mogą w przyszłości zrodzić kulturowe monstrum, które zrealizuje piąte ludobójstwo.

Ostatecznie tylko cywilizacja oparta na mocnej, bo objawionej wierze w stworzenie człowieka przez Boga i jego wyniesienie do nowej godności poprzez odkupienie w Chrystusie jest gwarancją (ułomną, bo ludzką, ale jednak gwarancją) sprawiedliwości polityki.

Bez Chrystusa możliwe stają się wszelkie zbrodnie.

Paweł Chmielewski

Orban: Donald Trump po prostu zjadł Ursulę von der Leyen na śniadanie

Orban: Donald Trump po prostu zjadł Ursulę von der Leyen na śniadanie

28.07.2025 https://nczas.info/2025/07/28/orban-donald-trump-po-prostu-zjadl-ursule-von-der-leyen-na-sniadanie

Premier Węgier Viktor Orban. Foto: PAP/PA
Premier Węgier Viktor Orban. Foto: PAP/PA

Umowa handlowa, którą Stany Zjednoczone i Unia Europejska zawarły w niedzielę, jest gorsza od porozumienia osiągniętego wcześniej przez USA z Wielką Brytanią – ocenił w poniedziałek premier Węgier Viktor Orban.

– To żadne porozumienie; prezydent USA Donald Trump po prostu zjadł (przewodniczącą Komisji Europejskiej) Ursulę von der Leyen na śniadanie – powiedział Orban w trakcie podcastu Fight Hour emitowanego na Facebooku i YouTube. – Podejrzewaliśmy, że tak się stanie, bo prezydent USA jest zawodnikiem wagi ciężkiej, jeśli chodzi o negocjacje, a szefowa KE reprezentuje wagę piórkową – dodał węgierski premier.

Orban już w sobotę skomentował rozmowy UE z USA, mówiąc, że „obecne kierownictwo UE zawsze będzie zawierało najgorsze umowy ze Stanami Zjednoczonymi”.

Trump spotkał się w niedzielę z von der Leyen w Turnberry w Szkocji. Po spotkaniu ogłoszono warunki porozumienia handlowego między Wspólnotą a USA, w ramach których ustalono 15-procentowe cło na większość unijnych towarów eksportowanych do Stanów Zjednoczonych.

Amerykański przywódca zapowiedział, że UE zobowiązała się też do znacznych zakupów amerykańskiego sprzętu wojskowej oraz energii. Dodał, że porozumienie przewiduje również inwestycje UE w USA o wartości 600 mld dolarów.

Ogłoszone w czerwcu porozumienie pomiędzy Waszyngtonem i Londynem przewiduje z kolei otworzenie przez Wielką Brytanię swojego rynku i wyeliminowanie barier pozacelnych dla amerykańskich produktów, w tym wołowiny i etanolu. Stany Zjednoczone zobowiązały się natomiast obniżyć cła na 100 tys. brytyjskich samochodów z 27,5 proc. do 10 proc.

USA mają też przyznać zwolnienie z 50-procentowych ceł na stal i aluminium pewnej ilości brytyjskich produktów oraz ustanowić wolnocłowy handel w obszarze przemysłu lotniczego.

https://nczas.info/2025/07/28/cla-i-umowa-handlowa-ue-usa-niemieccy-przemyslowcy-zalamani/embed/#?secret=Q1UxDIdiKv#?secret=F4HBvJE5Ml

Gigantyczna placówka aborcyjna będzie zamknięta. Wielka porażka Planned Parenthood. Odgoniona od koryta.

Gigantyczna placówka aborcyjna będzie zamknięta.

Wielka porażka Planned Parenthood.

Odgonili od koryta.

28.07.2025 https://nczas.info/2025/07/28/gigantyczna-placowka-aborcyjna-bedzie-zamknieta-wielka-porazka-planned-parenthood/

teksas flaga teksasu
Flaga Teksasu / fot. ilustracyjne / fot. Pete Alexopoulos / unsplash.com

Aborcyjny gigant Planned Parenthood poinformował w piątek, że jesienią zamknie potężną placówkę aborcyjną w Teksasie. Uchodzą one za jedne z największych tego typu ośrodków znanych na zachodniej półkuli ziemskiej.

Planned Parenthood Gulf Coast ogłosiło w piątek, że jesienią zamknie dwie placówki, w tym placówkę Prevention Park, jedną z największych i najbardziej znanych na półkuli zachodniej.

Prevention Park to siedmiopiętrowy budynek o powierzchni 78 tys. stop (7300 m2). Zamknięte zostanie też centrum aborcyjne Southwest.

„Placówki w Northville, Northwest, Spring i Stafford pozostaną otwarte, ale zostaną wchłonięte przez Planned Parenthood of Greater Texas, jak donosi Houston Chronicle. Finansowanie Planned Parenthood zostało drastycznie ograniczone, co zmusiło placówki w całym kraju do zamknięcia” – wskazuje lifesitenews.com.

Melaney Linton, prezes i dyrektor generalna Planned Parenthood Gulf Coast, ubolewała nad zamknięciem placówek.

– Konieczność redukcji personelu i przyszłej obecności w Houston jest bolesna, frustrująca i jest bezpośrednim skutkiem […] ciągłych ataków politycznych – przekonywała Linton.

Placówka Prevention Park stała się znana w 2015 roku, gdy urzędnik Planned Parenthood pracujący w ośrodku przyznał się ukrywającemu swoją tożsamość reporterowi z Center for Medical Progress, a co nagrała ukryta kamera, że osoby wykonujące zabieg zamordowania dziecka czasem dostarczają „nienaruszone” części ciała zamordowanych dzieci w celu pobierania narządów do eksperymentów medycznych.