Niebezpieczny człowiek [Mateusz M.] stręczy niebezpieczne preparaty. Remdesivir – narzędzie zabijania pacjentów.

Na konferencji prasowej w dniu 5 listopada br., premier Mateusz Morawiecki powiedział, że Polska zakontraktowała „lek na Covid-19”, pomimo tego, że Europejska Agencja Leków (EMA) nie zatwierdziła tego preparatu.

Przeprowadziliśmy dzisiaj dyskusję dotycząca jak najszybszego nabycia leków, bo coraz częściej mówi się o lekarstwach na Covid-19. To dobre wiadomości, które spływają ze świata, niemniej jednak niestety, jeszcze póki co, Europejska Agencja Lekowa nie zatwierdziła ostatecznie leków proponowanych przez firmy, które już je wyprodukowały te leki. Mam nadzieję, mam nadzieję, że nastąpi to lada dzień, lada tydzień. Polska zakontraktowała te leki, które jeszcze nie są w obiegu, i które mam nadzieję że też uratują znaczną liczbę istnień ludzkich. Prócz tego zamawiamy oczywiście te leki, które są znane do tej pory, jak remdesivir, który podawany w pewnej szczególnej fazie choroby, zwłaszcza w początkowej fazie choroby, jest w stanie złagodzić jej przebieg, tak nam mówią specjaliści. Ale apeluję raz jeszcze, aby skierować swoją uwagę na dostępne szczepionki, na dostępny system szczepień i żeby w ten sposób chronić życie swoje, chronić zdrowie swoje, chronić zdrowie innych.” – stwierdził premier.

„Europejska Agencja Leków” – urządzenie do automatycznego zatwierdzania wniosków producentów

Dla szefa rządu oraz polskich agencji mających statutowo dbać o zdrowie Polaków, nie ma znaczenia, że Europejska Agencja Leków nie przeprowadza żadnych badań leków, a jedynie aprobuje nadesłane przez producenta dane i zajmuje się stroną ulotkową leków, czyli jest agencją pijarową. Jej rola skupia się bowiem na takim opracowaniu ulotek dołączanych do leków, aby były przekonujące dla środowisk lekarskich oraz aby nie straszyły pacjentów (czytaj: dożywotnich klientów firm farmaceutycznych). Raz jeszcze: EMA nie przeprowadza żadnych badań leków, a jedynie tworzy wrażenie bezpieczeństwa, innymi słowy: jest narzędziem biurokratów europejskich próbujących uzyskiwać od firm farmaceutycznych biznesowe gratyfikacje.

Już w samej zmianie nazwy Europejskiej Agencji Leków – która przeobraziła się w dzisiejszą postać z bardziej adekwatnej „Europejskiej Agencji Oceny Produktów Leczniczych” (European Medicines Evaluation Agency), gdzie jeszcze widniała „Ocena Leków” – widać że chodzi jedynie o zatwierdzanie tego co przekaże producent. A to, że producenci leków i szczepionek całą swoją historię rozwojową mogliby przedstawić jako pasmo kryminalnych procesów, masowych oszustw, przekupstw i lobbingu politycznego, nie przeszkadza naiwnym w traktowaniu tej agencji serio.

Przy tym nikt nie kryje się nawet, że EMA jest agencją działającą na zasadzie „wzajemnego zaufania”, co oznacza, że po zatwierdzeniu produktu firm farmaceutycznych np. w USA, jest on niemal automatycznie – po biurokratycznych procedurach, wszak najważniejszy jest stempel mający robić wrażenie – zatwierdzany w całej Unii Europejskiej. A o kryminalnej działalności amerykańskiej agencji FDA, która wsławia się wydawaniem „autoryzacji” dla tzw. szczepionek przeciwko Covid-19 dla 5-letnich dzieci, bez żadnych badań bezpieczeństwa (nie mówiąc o nieistniejącej „skuteczności”), każdy powinien już zdawać sobie sprawę.

Tak więc, premier państwa polskiego, który za swoją całą działalność dotyczącą tzw. Covid-19 – za zbrodniczą propagandę doprowadzającą do niszczenia zdrowia 20 milionom wyszczepionych Polaków, za nadmiarowe zgony – powinien stanąć przed Trybunałem Stanu i skończyć jak nazistowscy kryminaliści, brnie w kowidowe szaleństwo.

Tym razem stręczy Polakom nieprzebadane „leki przeciwko Covid-19”, już teraz składa zamówienia szafując pieniędzmi podatników i ich zdrowiem, na produkty, które nie uzyskały nawet tego biurokratycznego stempla jakiejś wydmuszkowej „Agencji Leków”. 

Oczywiście, w ślad za zapewnieniami firm farmaceutycznych o „bezpieczeństwie i skuteczności”, w mediach pojawią się jak chwasty liczni „eksperci” i „autorytety medyczno-naukowe”, a medialna propaganda rządu PiS-u, hierarchów posoborowego Kościoła, „opozycji” i „dziennikarzy”, skutecznie przekonają już dostatecznie zidiociałych Polaków (20 milionów!), którzy oprócz regularnego szczepienia się będą przyjmowali kolejne porcje leków.

Remdesivir – narzędzie zabijania pacjentów

Premier państwa polskiego powiedział również, że „zamawiamy oczywiście te leki, które są znane do tej pory, jak remdesivir”. Jest to wprost przyznanie się do zbrodni. Przypomnijmy, że Remdesivir (nazwa handlowa: Veklury), to silna trucizna, która nie uzyskała autoryzacji w czasach przedpandemicznych do jakiegokolwiek zastosowania medycznego. Podczas badań producenta (na grupie zaledwie 32 osób!) wyniki były – nawet jak na standardy firm farmaceutycznych – zastraszające: aż 60% „leczonych” miało śmiertelne skutki uboczne!

Po tamtych badaniach „lek” odłożono na półkę, aż doczekał się czasów pandemicznych, kiedy to kryminalna agencja FDA nagle, bez żadnych dodatkowych badań, błyskawicznie autoryzowała ten „lek”, który stał się standardowym i powszechnie stosowanym „lekiem” dla „chorych na Covid-19” w amerykańskich szpitalach. Rezultat zastosowania remdesiviru był tylko jeden: masowe zgony „chorych na Covid-19”. Remdesivir powoduje m.in. obrzęk płuc, na którą to reakcję „standardowy protokół leczenia” wskazuje zastosowanie respiratora. Tak więc chory z wypełnionymi wodą płucami (efekt remdesivr), jest traktowany wymuszonym oddychaniem (respirator) i po prostu dusi się, topi się wodą z płuc. W ten prosty sposób, diabelska faza doprowadzenia do zwiększenia liczby „zgonów na Covid”, osiągnęła w pełni zamierzone cele.

W Polsce, bez żadnych badań, opierając się tylko na biurokratycznym zatwierdzeniu remdesiwiru przez europejską EMA, która z kolei na zasadzie „wzajemnego zaufania” przyjęła autoryzację FDA, zabija się ludzi produktem, który już w fazie badań udowodnił swoją śmiertelność, a w czasie „pandemii” pokazał całą swoją niszczycielską moc.

(Apel do każdego myślącego człowieka: jeśli umieściliście w szpitalu „chorego na Covid”, zadbajcie o to, aby NIE OTRZYMYWAŁ trucizny o nazwie remdesivir!)

Odsunąć złoczyńców

Osoby, które przyczyniają się do Holokaustu Polaków (tzw. nadmiarowe zgony mające przekraczać już teraz 200 tysięcy są jedynie początkiem lawiny), powinny być odsunięte od pełnienia jakichkolwiek funkcji społecznych i odpowiednio osądzone. Czy nastąpi to szybko, nie wiemy, wszak np. społeczeństwo niemieckie nazistowskich Niemiec głęboko wierzyło swojemu Fuhrerowi i zmasowanej propagandzie (wbrew odbarwianiu rzeczywistości przez dzisiejsze propagandowe filmy o „ruchu oporu” w Niemczech, wierzyło bezgranicznie). I wierzyło aż do ostatecznej klęski.

Tak i teraz, społeczeństwo polskie podkarmiane trzynastkami, czternastkami, 500+, 300+, mamione zapewnieniami o świetlanej przyszłości, zaufało ludziom i politycznym siłom, które kierują Polaków w przepaść – zdrowotną, społeczną, polityczną. A siły te w jawny i coraz bardziej bezczelny sposób wcielają najbardziej zbrodnicze plany „resetu”, czyli masońskiego Nowego Porządku, z ekonazistowskimi skrajnościami (za kilkanaście lat nie będzie ani jednej kopalni węgla w Polsce), z 24-godzinną inwigilacją każdego człowieka, z kontrolą i dozowaniem całego majątku „obywatela” (konieczność uzyskiwania pozwolenia na wydawanie własnych pieniędzy, limitowanie dostępu do konta bankowego), z zastosowaniem azjatyckiego „systemu zaufania społecznego”, czyli zamordyzmu gorszego niż nazistowskie Niemcy, sowiecka Rosja czy północnokoreańska kraina szczęścia, razem wziętych.

Polscy wykonawcy czynią to w białych rękawiczkach, uchodząc za patriotów, wygłaszając płomienne mowy, lecz jak najgorszego sortu a sprytny diler sprzedają uśmiercający towar.

Oprac. www.bibula.com 2021-11-05 https://www.bibula.com/?p=128933

Dlaczego tak naprawdę UE zakazuje samochodów spalinowych?

14 lipca 2021 r. Komisja Europejska ogłosiła pakiet postulatów legislacyjnych pod nazwą „Fit for 55”. Jego naczelnym założeniem jest ograniczenie emisji CO2 netto o co najmniej 55% do 2030 r. Postuluje się, aby wszystkie nowo rejestrowane w Unii Europejskiej pojazdy osobowe i dostawcze musiałyby być zero-emisyjne od 2035 r. Oznacza to, że w ciągu 14 lat mają zniknąć samochody spalinowe. Rzekomo chodzi o troskę o środowisko. Bliższa analiza pokazuje jednak, że tak gwałtownej przejście byłoby tylko dodatkowym obciążeniem dla niego.

O co więc chodzi? Wszystko wskazuje na to, że o odebranie własności i wolności obywatelom.

Ktoś może powiedzieć, że to dobrze, bo pojazdy te niszczą środowisko, a przez to wpływają negatywnie na nasze życie. Jak zwraca jednak uwagę Partia Kierowców na swojej stronie: „Jeżeli uwzględnimy procesy związane z produkcją auta elektrycznego (szczególnie baterii) oraz fakt, iż energia elektryczna w dużej części wytwarzana jest w wysoko-emisyjnych elektrowniach węglowych, to okaże się, że w ciągu całego cyklu życia (od wytworzenia aż po złomowanie i utylizację) auto z napędem elektrycznym przyczyni się do większej emisji CO2, niż w przypadku auta z nowoczesnym silnikiem spalinowym. Ekologiczność samochodów elektrycznych polega jedynie na tym, że CO2 nie wydobywa się z rury wydechowej, ale w większej ilości z kominów fabryk i elektrowni. To tak jakby posprzątać wokół własnego domu a śmieci wywieźć do najbliższego lasu. I to na taką elektro mobilność rząd obciążył nas dodatkowym podatkiem emisyjnym doliczonym do ceny i tak już bardzo drogiego paliwa”.

Unia Europejska realizuje w tym wypadku pewien globalny trend. Już podczas 26 Konferencji Narodów Zjednoczonych w Sprawie Zmian Klimatu w Glasgow (COP26), która odbyła się w dniach 31 października – 13 listopada, 33 państwa, 39 miast i regionów z całego świata, a także kilkadziesiąt firm z branży motoryzacyjnej oraz największych instytucji finansowych podpisało deklarację na rzecz zakończenia sprzedaży samochodów spalinowych. Tam też Polska zobowiązała się do rezygnacji z samochodów spalinowych do 2035 r.

Lech Kędzierski, wiceprezes Partii Kierowców, tłumaczył w rozmowie „Z Najwyższym czasem!”, że problemem są absurdalnie wysokie euro-normy odnośnie czystości spalin: „Te systemy, które pilnują czystości spalin, dopalania są bardzo rygorystyczne odnośnie ich obsługi, czystości, obciążeń i nie wytrzymują długich przebiegów. Natomiast odtworzenie, naprawa, wymiana jest bardzo kosztowna. Dzisiaj wielu użytkowników szuka starych, prostych silników do tego, żeby funkcjonować i pracować. Interwały silników nowych generacji, szczególnie tzw. downsizing, czyli uciekanie z pojemnością, żeby oszczędzać na spalaniu, powoduje to, że silniki przepracowują 200 czy 300 tys. km i nadają się do remontu. Przypominam, że kiedyś milion kilometrów to był normalny okres eksploatacji silników spalinowych”. 

Wyśrubowane normy powodują, że tworzy się w praktyce coraz słabsze silniki, które trzeba znacznie częściej zmieniać. To już natomiast nie jest ekologiczne, ale z pewnością jest w interesie producentów samochodów i części do nich. L. Kędzierski wyjaśnia też, że energia elektryczna jest trudna do przechowywania, co sprawia, że samochody elektryczne, na dzień dzisiejszy, są nie do przyjęcia przez kierowców, którzy muszą pokonywać większe trasy. Istnieją oczywiście bardziej pojemne akumulatory, ale są one znacznie droższe. Nie mówiąc o tym, że wykorzystują rzadkie pierwiastki, jak lit czy mangan.

Unia Europejska podejmuje jednak dużo szerszą walkę z motoryzacją niż tylko zakazywanie samochodów spalinowych. Od lipca 2022 roku nowe pojazdy sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały zostać obowiązkowo wyposażone w cały szereg systemów: układ zapobiegający zderzeniom czołowym i potrąceniom pieszych oraz rowerzystów, system informowania o niezamierzonym opuszczeniu pasa ruchu, system monitorowania zmęczenia i rozproszenia kierowcy, kamerę cofania z czujnikiem, instalacje do podłączenia blokady alkoholowej, asystent martwego pola lusterek, czy “inteligentny” ogranicznik prędkości. Do tej pory samochody nie musiały być wyposażone w te systemy, a kierowcy sobie radzili. Ich wprowadzenie zwiększy cenę samochodów i ograniczy możliwości kierowców. Zmierzanie do tego, by samochody jeździły coraz wolniej, jest uderzaniem wprost w transport drogowy.

Lech Kędzierski zwraca uwagę, że zmiany te są uderzeniem w wolność obywateli, której ważnym elementem jest swoboda przemieszczania się. Zamiast poprawiać jakość dróg i wprowadzać autostrady bez ograniczenia prędkości, zmierzamy w kierunku coraz większej kontroli kierowców.

Niestety, polski rząd temu przyklaskuje, a od 1 stycznia 2022, rosną potężnie kwoty mandatów, z których część jest zupełnie nieuzasadniona. Co więcej, koszty nabycia i posiadania samochodu będą rosły na skutek przeprowadzanych „reform”, co jeszcze uderzy nas po kieszeni.

28.12.2021 https://prawy.pl/117525-szok-dlaczego-tak-naprawde-ue-zakazuje-samochodow-spalinowych/

Tysiącletnia Rzesza (Tausendjähriges Reich) w ataku: Nowe restrykcje, również zaszczepionych przeciw COVID. O-mikron !!!

Rząd federalny Niemiec i rządy krajów związkowych w zeszłym tygodniu przyjęły nowy pakiet środków walki z Covid-19, które miały wejść w życie najpóźniej do wtorku 28 grudnia. Niektóre landy postanowiły nie czekać i wprowadziły je już wcześniej – pisze portal RND.

Szefowie rządów na szczeblu federalnym i krajów związkowych spotkali się w ubiegły wtorek, aby ustalić nowe działania, szczególnie w związku z wariantem Omikron. „Eksperci”, w tym wirusolog Christian Drosten, przewidują nawet, że Omikron wywoła nie tyle kolejną falę, co wręcz zalew nowych infekcji – przypomina RND.

Nowe obostrzenia

Nowe środki, przedstawione po spotkaniu szefów rządów przez kanclerza Olafa Scholza, dotyczą głównie ograniczenia kontaktów i obejmują także osoby zaszczepione oraz ozdrowieńców.

Według nowych zasad w spotkaniach prywatnych może brać udział maksymalnie 10 osób (nie wlicza się dzieci do 14. roku życia). W całym kraju zamknięte są kluby i dyskoteki, zabroniona jest organizacja wszelkich imprez tanecznych. Wydarzenia takie jak mecze piłki nożnej będą się mogły odbywać wyłącznie bez udziału widzów.

Na spotkaniu władze centralne i regionalne uzgodniły, że chcą osiągnąć kolejne 30 mln szczepień (wliczając dawki pierwsze, drugie i przypominające) do końca stycznia 2022 roku. [—-]

Nowe ograniczenia zostały dołączone do nadal obowiązujących przepisów, wprowadzonych już na początku grudnia, które dotyczą przede wszystkim osób niezaszczepionych. Chodzi tu m.in. o ograniczenie do osób zaszczepionych i ozdrowieńców wstępu do sklepów detalicznych, kin, restauracji i muzeów, a także dostęp dla osób zaszczepionych, rekonwalescentów i posiadaczy negatywnych wyników testów na Covid – do środków lokalnego transportu publicznego.

Dodatkowo poszczególne kraje związkowe, w zależności od panującej tam sytuacji epidemicznej, w tym liczby zakażeń i hospitalizacji, mogą decydować o podejmowaniu dodatkowych środków bezpieczeństwa. Przykładowo w Badenii-Wirtembergii od poniedziałku w godz. 22.30-5 obowiązuje godzina policyjna w lokalach gastronomicznych. W sylwestra godzina policyjna będzie obowiązywać wyjątkowo dopiero od godz. 1.

Koronawirus w Niemczech

Do tej pory w Niemczech potwierdzono cztery zgony osób z potwierdzoną infekcją Omikronem. Trzy osoby były w grupie wiekowej 60-79 lat, a jedna w grupie 35-59 lat.

Na podst.: https://dorzeczy.pl/swiat/245080/niemcy-nowe-obostrzenia-obejma-rowniez-osoby-zaszczepione.html

Bandyci z Big Pharmy wyłudzali od rządów pieniądze za «prawo do pierwokupu szczepionki» – długo przed „wybuchem pandemii”.

W maju 2020, Mario Giordano – włoski dziennikarz telewizyjny pracujący dla sieci Mediaset – ujawnił na Facebooku, że w jesieni 2019 (czyli na kilka miesięcy przed rozpoczęciem hucpy o nazwie «Covid-19»), dr Armando Bartolazzi, ówczesny podsekretarz w Ministerstwie Zdrowia rządu Conte I https://it.wikipedia.org/wiki/Armando_Bartolazzi

zwierzył mu się z bardzo dziwnego zajścia w którym uczestniczył.

Oto opowieść podsekretarza:

Bartolazzi: “Znalazłem na biurku dossier; minister zostawił mi je z prośbą o wyrażenie opinii”.

Giordano: “W jakiej sprawie?”

Bartolazzi: Mieliśmy zapłacić 20 milionów euro dwom firmom farmaceutycznym”.

Giordano: “Dwadzieścia milionów euro?”

Bartolazzi: “Tak”.

Giordano: “Za co?”

Bartolazzi: “By uzyskać prawo do pierwokupu szczepionki w przypadku pandemii”.

Giordano: “To znaczy, jako zaliczka przy zakupie?”

Bartolazzi: “Nie, nie jako zaliczka.  Wyłącznie za prawo pierwokupu”.

Giordano: “To znaczy 20 milionów euro za prawo do uzyskania szczepionek w przypadku pandemii?”

Bartolazzi: “Dokładnie tak”.

Giordano: “Nie wiedząc, o jaką pandemię chodzi?”

Bartolazzi: “Dokładnie tak”.

Giordano: A zatem, nie mając pojęcia o jaką szczepionkę chodzi?”

Bartolazzi: Zgadza się”.

Giordano: “Tylko po to, by w razie czego mieć prawo do zakupu?”

Bartolazzi: “Rozumiem pańskie zdumienie. Też się zdumiałem”.

Rozmowę zamieszczoną powyżej, Mario Giordano relacjonuję także w swej ksiąźce zatytułowanej «Sciacalli»: https://www.amazon.it/Sciacalli-Virus-salute-arricchisce-nostra-ebook/dp/B087TH8Y8V

27 dicembre 2021

Zrównoważony rozwój, czyli depopulacja. Manifest anty-rozumu.

O budowie bezbożnej, gnostyckiej i plemiennej „cywilizacji planetarnej”.

Projektanci „nowego człowieka” mają jeden cel …

Deklaracja z Jeny to kolejny dokument ujawniający cele i sposoby budowy nowego społeczeństwa. Pod hasłami ekologii, walki o klimat i ocalenie zasobów Ziemi globaliści wraz z „uczonymi” sformułowali założenia kompleksowej dekonstrukcji światowego porządku społecznego, ekonomicznego, naukowego czy kulturowego. Wspólnym mianownikiem zmian ma być drastyczna depopulacja.

Propagatorzy zrównoważonego rozwoju nie ustają w dążeniu do realizacji neomaltuzjańskiej wizji społeczeństwa. W marcu 2021 r. – za sprawą prof. Benno Werlena – przedstawiciele Klubu Rzymskiego, niemieckiej i kanadyjskiej komisji UNESCO oraz liderzy Światowej Akademii Sztuki i Nauki, Academia Europaea i Międzynarodowej Unii Geograficznej podpisali Deklarację z Jeny w sprawie przyspieszenia działań zmierzających do budowy Nowych Cywilizacji.

Profesor Werlen, szwajcarski geograf, m.in szef Katedry UNESCO ds. Globalnego Zrozumienia dla Zrównoważonego Rozwoju na uniwersytecie w Jenie, powołując się na opinie „licznych ekspertów” twierdzi, iż pomimo podjętych działań politycznych, prawnych i finansowych, światowa społeczność traci szansę na osiągnięcie zadeklarowanych wcześniej celów.

– Sama intensyfikacja istniejących środków nie wydaje się wystarczać do realizacji Agendy 2030 – twierdzi naukowiec. Dlatego wraz z Klubem Rzymskim, Światową Akademią Sztuki i Nauki, Academia Europaea, niemiecką i kanadyjską komisją UNESCO wzywa rządy i instytucje do zmiany strategii oraz przyjęcia „nowego podejścia kulturowego”, o którym jest mowa w Deklaracji z Jeny.

Deklaracja z Jeny i budowa Nowych Cywilizacji

Jej sygnatariusze uznając, że „świat jest bardzo bliski ostatniej szansy na osiągnięcie szeroko uzgodnionych Celów Zrównoważonego Rozwoju” oświadczyli, że należy „przyspieszyć postęp” i przejść od „mówienia o zrównoważonym rozwoju do zrównoważonego życia”. Można to osiągnąć poprzez radykalną zmianę codziennych praktyk ludzi.

Autorzy postulują zmianę perspektywy myślenia „z opozycji natura – społeczeństwo na współzależną relację społeczeństwo – natura”. ​Należy także, ich zdaniem, uznać „kryzys ekologiczny” za „kryzys społeczny” i ustanowić „długoterminowe zrównoważone sposoby życia”, upowszechniając program różnorodności kulturowej, społecznej i regionalnej.

W transformacji prowadzącej do powstania Nowych Cywilizacji kluczową rolę mają odgrywać nauki społeczne i humanistyczne, kształtujące politykę zrównoważonego rozwoju. Twórcy Deklaracji z Jeny chcą odejścia od narzucania strategii odgórnych „jeden rozmiar dla wszystkich” i przyjęcia „podejść dostosowanych do indywidualnych potrzeb”. Postuluje się powołanie nowych interdyscyplinarnych instytucji badawczych, które zajmą się analizą nowych sposobów uczenia się oraz wpływania na ruchy oddolne.

Młodzi ludzie mają ustanowić „kulturowo i regionalnie zróżnicowane sposoby życia zrównoważonego” dzięki swojej „kreatywności i nowej estetyce”, przekraczając granice tabu.

„Sztuka we wszystkich jej formach, wraz z naukami humanistycznymi i społecznymi, ma kluczowe znaczenie dla poszerzenia sposobu myślenia, zapewnienia nowych perspektyw, by ludzkość mogła przejść od epoki eksploatacji do kultury regeneracji, osiągając szybciej cele zrównoważonego rozwoju” – czytamy w Deklaracji.

Jej sygnatariusze wezwali „wszystkie odpowiednie instytucje polityczne i naukowe, w tym agencje finansowe do wykorzystania Dekady Działań ONZ na zapewnienie, iż wymiar kulturowy znajdzie się w centrum programów zrównoważonego rozwoju.

Zmiana paradygmatu przekonań. Trzeba „uczyć się od rdzennych ludów i zmarginalizowanych grup”

Dlaczego potrzebne są Nowe Cywilizacje i jak mają one wyglądać? Klub Rzymski, który nigdy nie zrezygnował z podstawowej maksymy, mówiącej, iż „świat ma raka, a tym rakiem jest człowiek” wciąż utrzymuje, że na świecie jest zbyt dużo ludzi, którzy zagrażają ograniczonym zasobom Ziemi. By wprowadzić racjonalne zarządzanie nimi, konieczna jest „zmiana paradygmatu podstawowej matrycy przekonań, złożonych systemów ekonomicznych, finansowych i społecznych, które stanowią podstawę naszych codziennych interakcji”.

Nowe Cywilizacje wyłonią się dzięki m.in. czerpaniu wiedzy o trybalizmie i uczeniu się na nowo, jak stać się człowiekiem (Learning New Ways of Becoming Human).

Źródłem inspiracji mają być rdzenne wierzenia, subsaharyjska filozofia ubuntu, chiński taoizm czy współczesna cybernetyka, myślenie złożone i neodarwinizm. Należy uczyć się od kobiet, młodych, radykałów i wszelkich grup zmarginalizowanych, ponieważ to one muszą radzić sobie w życiu codziennym z wieloma wyzwaniami. Tylko dzięki nim możliwa będzie „radykalna przebudowa społeczeństwa dokonująca się w ludzkich umysłach i duszach”.

Klub Rzymski wraz z platformą #LearningPlanet, siecią ponad 90 instytucji zaangażowanych w nowe sposoby uczenia się dla lepszej przyszłości, uruchomił program działań pod nazwą „Piąty element – ​​życie dla nauki, nauka dla życia”. Wszystkie te inicjatywy mają prowadzić do „dekolonizacji umysłów i wspierania zmiany kulturowej, której ludzkość potrzebuje, aby uciec od wyzysku i destrukcji”.

Klub propagujący budowę Nowej Cywilizacji (de facto cywilizacji ekologicznej) i tzw. Rewolucję Ludzką nawiązuje do postulatów swojego założyciela Aurelia Peccei oraz lansowanych od lat 70. ubiegłego wieku raportów wskazujących na ograniczenie zasobów naturalnych, przez co nie wszyscy mogą się bogacić. Transformacja, jaką proponuje, dotyczy zmiany wartości i tego, co należy rozumieć pod pojęciem dobrostanu.

Przebudowa ekonomii i nauki. Odrzucenie prawdy i obiektywizmu

Kompletniej przebudowie musi ulec ekonomia. Należy porzucić wskaźnik Produktu Krajowego Brutto (PKB) oraz w ogóle ideę wzrostu na rzecz wskaźników mierzących wyczerpywanie się zasobów i dobrostanu.

Nowe sposoby uczenia się zakładają odrzucenie obiektywizmu i prawdy. Obiektywizm jest „kamieniem węgielnym nauki i częścią paradygmatu separacji”, a tego typu paradygmat ma być zastąpiony. „Konwencjonalne znaczenie obiektywności musi zostać zmienione, jeśli chcemy ułatwić pojawienie się nowych sposobów stawania się człowiekiem w XXI wieku”, czytamy w opracowaniu Klubu Rzymskiego dotyczącym Emerging New Civilisations. W związku z tym mamy wyjść poza „uniwersalność” perspektywy, zaakceptować, że możemy uczyć się od rdzennych kultur, osób zmarginalizowanych itd. Sama edukacja nie może być konwencjonalna. Oświata ma zapewniać „narzędzia transformacji kulturowej”. „Zamiast powielać istniejące ramy, dążymy do stworzenia warunków i narzędzi przydatnych do zmiany naszej epistemologii” – zaznaczają członkowie Klubu Rzymskiego.

Nie liczy się prawda, lecz wielość światopoglądów różnych kultur afrykańskich i azjatyckich, kultur rdzennych, które zostały zignorowane w epoce industrializacji. Ponadto należy eksperymentować w celu zmierzania w kierunku zrównoważonego dobrostanu. Nie liczy się także „standardowa wiedza specjalistyczna”, ponieważ może ona „faktycznie utrudniać zdobywanie nowych informacji, których potrzebujemy”. Ludzie muszą „porzucić role interesariuszy lub ekspertów istniejącego status quo, bo uniemożliwia im to dostrzeżenie tego, czego potrzebujemy uczyć się na nowo” – twierdzą projektanci nowego człowieka.

Programy odpowiedzialnych badań i innowacji

Nowe sposoby uczenia się zakładają „przeprojektowanie procesów tworzenia wiedzy”. Dlatego Klub Rzymski wraz z siecią uczelni na całym świecie promuje „programy odpowiedzialnych badań i innowacji”. Eksperymenty mają zaowocować „nowymi ścieżkami” prowadzącymi do „zrównoważonego dobrostanu”.

W ciągu dwóch do trzech lat inicjatorzy chcą stworzyć sieć organizacji i osób na całym świecie. Te zaś pomogą rozpalić zapał do kulturowej transformacji. Kultura zapewnia „ramy interpretacji rzeczywistości i sposoby zachowania, gdy potrzebujemy jedzenia, schronienia, relacji z innymi i miłości”. Transformacja kulturowa ostatecznie przyniesie zmiany w pozostałych dziedzinach życia.

Ekonomiści, przedsiębiorcy, ekologiści, uczeni różnych dyscyplin związani z Klubem Rzymskim zaznaczają, że konieczne jest globalne, holistyczne i systemowe myślenie, eksperymentowanie z alternatywnymi poglądami, by nadać sens życiu człowieka pozbawionego różnych dóbr.

Program Działań Deklaracji z Jeny

9 września 2021 r. odbyło się uroczyste podpisanie Programu Działań Deklaracji z Jeny (TJD) przez przedstawicieli kolejnych organizacji z udziałem artystów z Afganistanu, Iranu i RPA. Jak zaznaczył wówczas Garry Jacobs, szef Światowej Akademii Sztuki i Nauki, globalny ruch społeczny pomoże „zmienić sposób myślenia i działania tak, by przejście do globalnie sprawiedliwego, integracyjnego i zrównoważonego życia było możliwe”.

Uznano, że stworzenie globalnego ruchu jest najwyższym priorytetem, a zmiana ma dotyczyć wszystkich dziedzin życia. W praktyce uzgodniono, że będą realizowane programy: „Sztuka”, „Edukacja” i „Społeczeństwo obywatelskie”, a ich koordynacją zajmie się Światowy Sekretariat powołany na Uniwersytecie w Jenie we współpracy z Centrum Studiów Zaawansowanych Maxa Webera w Erfurcie i z Akademią Muzyczną im. Franza Liszta w Weimarze. Koordynatorem został wspomniany tu we wstępie niemiecki wykładowca prof. Benno Werlen.

W październiku 2021 r. zorganizowano konferencję Humanities and Social Sciences for Sustainability. W planie są podobne wydarzenia dla obu Ameryk, Afryki i Azji.  Mają pomóc w pozyskaniu do współpracy kolejnych organizacji i liderów opinii.

Neomaltuzjanizm ma się dobrze

Budowa Nowych Cywilizacji nie jest nowym pomysłem Klubu Rzymskiego. Jego członkowie utrzymują, że wszystko to, co przewidywali w słynnym raporcie z 1972 r. pt. „Granice wzrostu” sprawdziło się i trzeba pilnie podjąć działania zmierzające do zakończenia eksploatacji zasobów Ziemi oraz ograniczenia liczby ludności na świecie.

Postulują wdrożenie „ekonomii pączka” (Doughnut Economics) opisanej przez Kate Raworth. Sugeruje ona, by wprowadzić dwa rodzaje wskaźników ekonomicznych: ostrzegających, kiedy podstawowe ludzkie potrzeby nie są zaspokajane i przed przeciążeniem krytycznych systemów regeneracji Ziemi. Mają one pomóc „sprawiedliwie zaspokajać potrzeby materialne wszystkich ludzi w granicach ziemskich zdolności regeneracyjnych”.

Zmiana paradygmatu wiąże się z upowszechnieniem „nowej etyki” i globalnego zarządzania. Możemy się spodziewać większej liczby takich wydarzeń, debat politycznych na temat Celów Zrównoważonego Rozwoju (SDG) promowanych przez Organizację Narodów Zjednoczonych oraz czołowe uczelnie na świecie.

W 2016 r. Klub Rzymski propagował „odnowienie dobrobytu poprzez zarządzanie wzrostem gospodarczym, zmniejszenie bezrobocia i nierówności oraz przeciwdziałanie zmianom klimatycznym”. Zgodnie z raportem pt. „Wystarczy jeden procent wzrostu” przedstawionym 13 września 2016 r. w Berlinie przez Jorgena Randersa i sekretarza generalnego Klubu Maxtona, po 30 latach globalizacji i wzrostu gospodarczego świat stał się nieprzyjemnym miejscem do życia. By ograniczyć „zmiany klimatyczne”, nierówności i bezrobocie postulowali zmianę paradygmatu. Autorzy zasugerowali wprowadzenie na całym świecie polityki jednego dziecka, podniesienie wieku emerytalnego do 70 lat, podwyższenie akcyzy, podatków i wprowadzenie podatku węglowego oraz powszechnego dochodu podstawowego dla potrzebujących. Mówili, że społeczeństwo globalne musi dokonać wyboru: albo będzie dalej zmierzać ku przepaści, albo ku zrównoważonemu wzrostowi. Autorzy raportu odmówili prawa do wzrostu krajom rozwijającym się np. Indiom, bo nie ma na tyle zasobów i energii dla wszystkich. Mówili, że polityka jednego dziecka pozwoliłaby zaoszczędzić zasoby dla „bardziej sprawiedliwego społeczeństwa globalnego”.

Niestety idee neomaltuzjańskie są bardzo rozpowszechnione wśród światowych technokratów. Szczególnie popularne były w latach 60. i 70. ub. wieku. Zaowocowały m.in. ogromnymi nadużyciami w postaci chińskiej polityki jednego dziecka (1979–2015) i przymusowej sterylizacji w Indiach (1975–1977), a także w krajach Ameryki Południowej.

W 2020 r. podczas Światowego Forum Ekonomicznego prymatolog Jane Goodall zaznaczyła w dyskusji, że nie mielibyśmy problemów środowiskowych, gdyby „utrzymywała się wielkość populacji sprzed 500 lat”, czyli około 420–540 milionów ludzi, o około 6,7 miliarda mniej niż obecnie.

Jesteśmy świadkami propagowania przez celebrytów i wiodące media światowe, a także krajowe swoistej mody na nieposiadanie dzieci, co ma być wyrazem naszej troski o planetę. Lansowana jest „nowa etyka”, będąca zaprzeczeniem podstawowych wartości i moralności.

15 listopada 2017 r. NBC News donosiło, iż „Nauka dowodzi, że dzieci są złe dla Ziemi”. 7 sierpnia 2018 roku Andrzej Prajsnar na portalu forsal.pl pisał, powołując się na dane Population Matters dla Polski, że „optymalna ekologicznie populacja naszego kraju powinna wynosić około 18 mln mieszkańców”. Dane uwzględniały poziom konsumpcji oraz technologii, samowystarczalność w zakresie wykorzystania odnawialnych zasobów przyrodniczych i możliwość ich pełnego odtworzenia. Propagatorzy budowy Nowych Cywilizacji podkreślają wagę dostosowania gospodarki i populacji różnych krajów do możliwości regeneracyjnych lokalnych ekosystemów.

W sierpniu 2019 r. książę Harry sugerował, że dzieci obciążają planetę, zaś odpowiedzialne pary powinny mieć „maksymalnie dwójkę” pociech. Postulował nawet karanie ludzi za posiadanie większej liczby dzieci.

Kongresmenka Alexandria Ocasio-​Cortez (D–NY) zakwestionowała moralność rodzenia dzieci w obliczu „zmian klimatycznych”, a Joe Biden poparł politykę chińską.

W listopadzie 2019 r. ponad 11 tysięcy naukowców podpisało się pod raportem World Scientists’ Warning of a Climate Emergency, wzywającym do zmniejszenia światowej populacji w celu zwalczania „zmian klimatycznych”. Co roku lista sygnatariuszy się wydłuża i w 2021 r. dołączyło kolejnych 2,8 tys. osób. Inicjatorem raportu jest m.in. prof. William J. Ripple z Uniwersytetu Stanowego w Oregonie.

W dokumencie stwierdza się, że „trzeba ustabilizować, a idealnie byłoby stopniowo redukować populację światową”. Postuluje się, by obniżać płodność poprzez umożliwienie powszechnego dostępu do wszelkich środków planowania rodziny, w tym aborcji oraz ustanowienie powszechnej równości genderowej.

Jak widać, neomaltuzjanizm ma się dobrze, a przedstawiane przez różne gremia programy zmiany paradygmatu, zgodnych z Agendą 2030, by przeciwdziałać „zmianom klimatycznym” de facto odnoszą się do depopulacji. Uczeni i technokraci celowo nie wyciągają wniosków z przeszłości, obalających ich teorie i odrzucają prawdę oraz obiektywizm. Utrudniałoby to budowę bezbożnej, gnostyckiej i plemiennej „cywilizacji planetarnej”.

https://pch24.pl/zrownowazony-rozwoj-czyli-depopulacja-projektanci-nowego-czlowieka-maja-jeden-cel/

Agnieszka Stelmach

Kto zepsuł ten niech psuje dalej ?!?

Niemcy w II Wojnie Światowej zrujnowały pół Europy i wymordowały wiele milinów ludzi. Aktualna koalicja trzech partii przejmujących władzę w Niemczech jasno i bez ogródek ogłasza swój program. Jest nim przede wszystkim federalizacja Europy czyli utworzenie jednego europejskiego państwa pod przywództwem Niemiec. Można powiedzieć, że to czego nie udało się osiągnąć Hitlerowi zbrojnie udaje się  wywalczyć pokojowo a raczej ekonomicznie obecnym niemieckim rządom , bo  Niemcy mają w ręku potężny aparat ekonomicznych represji. Charakterystyczna jest specyficzna hipokryzja Niemiec. Niemcy poczuwają się (podobnie jak Mały Książę do odpowiedzialności za oswojonego lisa) do odpowiedzialności za morale narodów Europy.

Powinni raczej poczuwać się do odpowiedzialności za jej zniszczenie. Gdyby naprawdę chcieli podjąć taką odpowiedzialność mogliby wypłacić Polsce zaległe reparacje wojenne oraz oddać przetrzymywane nadal, a skradzione w czasie wojny, skarby kultury.  Mogliby również spróbować z szacunkiem odnosić się do Polaków uważanych kiedyś przez nich przecież za podludzi i przeznaczonych jak pasożyty do wytępienia. Tymczasem zamiast faktycznego  odkupienia swoich win Niemcy w swojej teutońskiej bucie chcą pilnować żeby nikt nie poszedł ich drogą, żeby nie odrodził się faszyzm. Przecież najlepiej na tym faszyzmie się znają najlepiej wiedzą jak się faszyzm rodzi.

Realizowana prze Niemców zasada: „kto zepsuł ten naprawia” jest właściwa wyłącznie przy wychowywaniu dzieci ( zepsułeś zabawkę to ją teraz napraw) i zawiodła choćby przy rozrachunkach z komunizmem. Kontraktowa opozycja wyłoniona spośród  progenitury stalinowskich aparatczyków wzbogacona osobistym udziałem samych byłych aparatczyków a także udziałem małowiernych (termin Putramenta) wobec komunistycznej partii a przedtem sprzedajnych literatów i filozofów usiłowała zachować monopol na naprawianie kraju po zapaści wynikłej z komunistycznych rządów. Do głosu dopuszczono niektórych ludzi innego niż „kontraktowi” rodowodu. Na przykład wybitniejszych robotników. Wybitniejszych nie w sensie intelektualnym czy moralnym lecz z wybitnym parciem do władzy a przede wszystkim do awansu społecznego i finansowego.

Niektórzy twierdzą, że wręcz przeciwnie, to zwycięska Solidarność dopuściła do udziału w konstytuującej się władzy byłych aparatczyków i ich progeniturę. To zupełnie nieistotne, jedni i drudzy dogadali się po  prostu w Magdalence przy wódce. Z punktu widzenia logiki relacja opozycja- komuna jest zwrotna i symetryczna. Jak wygląda tak naprawiona Polska każdy widzi (jak tego przysłowiowego  konia z sarmackiej encyklopedii Nowe Ateny Benedykta Chmielowskiego). Szkoda ze większość obywateli ogarnięta  euforią wyzwolenia była całkowicie impregnowana na znaki i  głosy rozsądku z trudem przebijające się przez medialną watę pobożnych życzeń i złudnych nadziei  niesłusznie branych za fakty.

Wracając do Niemców. Przez całe lata transformacji ustrojowej która sprowadziła się do utraty naszych najlepszych przemysłów (miedzy innymi na rzecz Niemiec, na przykład cukrownictwa celowo wykupywanego w celu zlikwidowania polskich cukrowni) utrzymywano nas w przeświadczeniu, że świat czeka już tylko pokój . Koniec historii za Fukuyamą głosili różni nasi domorośli politolodzy i historycy idei. Twierdzili, że Rosja rzucona na kolana przez upadek komunistycznego mocarstwa, oraz Niemcy łaskawie nas futrujący w stanie wojennym paczkami nigdy i nikomu nie będą już zagrażać. Ci którzy widzieli niebezpieczeństwo odrodzenia się mocarstwowości rosyjskiej i niemieckiej traktowani  byli w dyskursie politycznym jako idioci kultywujący odwieczne „strachy na lachy” i przeszkadzający Polsce czerpać garściami dobrodziejstw wynikających  z przynależności do Unii Europejskiej. Jednych do  Unii miały przekonać rowerowe ścieżki i drogi zbudowane za unijne pieniądze. Nie zastanawiali nad tym, że UE rozdziela pieniądze uzyskane z obowiązkowej składki do jej kasy a każda inwestycja, potrzebna lub zbędna, jest w dużej części finansowana przez lokalny samorząd. Bardziej świadomych przekonywano, że dzięki UE raz na zawsze skończyły się w Europie wojny.

Konsekwentnie likwidowano naszą armię argumentując: „a któżby dzisiaj  chciał na nas napadać?” Unia Europejska miała być gwarantem pokoju, sprawiedliwości w rozdzielaniu zebranych od członków funduszy, oraz racjonalnego bo centralnego planowania. Skąd my o znamy? Przecież centralizm był jedną z podstawowych przyczyn zawalenia się systemu komunistycznego. W czym unijny centralizm miałaby być lepszy od komunistycznego? Gwarancje pokoju w czasach komunizmu też mieliśmy. A nawet czynną walkę o pokój na świecie realizowaną przez dławienie wszelkich tendencji do wyzwolenia się, choćby częściowego, spod omnipotencji Kremla. Tak jak zdławiona została „Praska Wiosna” w czym braliśmy zresztą niechlubny udział.

Próby wyzwolenia się Polski spod dyktatu UE choćby w takiej sprawie jak idiotyczne i zupełnie nierealistyczne likwidowanie sprawdzonych paliw kopalnych na rzecz unijnych niesprawdzonych fantasmagorii takich jak energetyka wodorowa (fantasmagorii porównywalnych z zawracaniem przez sowietów biegu rzek i wdrażaniem w życie rojeń Łysenki ) spotykają się z równie drastycznym użyciem przez dominujące w UE Niemcy starej broni nowej generacji jaką jest zagładzanie i zamrażanie sąsiedniego kraju. ( patrz blokada Leningradu) Tym razem przez odcięcie go od należnych wypłat przy skrupulatnym pobieraniu od niego unijnej składki i zamykaniu jego kopalni. Swoich kopalni węglowych jakoś Niemcy nie mają zamiaru zamykać. W retoryce unijnej Polska nie przestała być „pokracznym bękartem traktatu wersalskiego” choć tego historycznego terminu nikt expressis verbis już nie używa. Powraca również odwieczny sojusz Niemiecko -Rosyjski.

Czerwone barwy socjaldemokracji i zielone partii Zielonych przesłaniają brunatny kolor rodzącej się Czwartej Rzeszy. Jak w dziecięcej zagadce: Co to jest? Czarna jagoda. A dlaczego czerwona? Bo jeszcze zielona.

Izabela Brodacka

Został stworzony homo-covidus. Człowiek, który jest wystraszony i przez to agresywny wobec tych, którzy myślą inaczej.

Musimy zdać sobie sprawę z faktu, że okres diagnozy i oczekiwania minął. Wiemy, do czego to wszystko zmierza – wskazuje Witold Gadowski. Publicysta przybliżył także zjawisko “człowieka covidowego”.

Publicysta i dziennikarz wziął udział w spotkaniu po prezentacji filmu “Rok 1984. Totalitaryzm 2.0” w krakowskim klubie Polonia Christiana.

Homo covidus

– Co się dzieje, wiemy. Kto to zrobił, raczej też już wiemy, ponieważ ten zrobił, kto zyskał. To stara zasada, której nikt jeszcze nie podważył. Najwięcej w biznesie zyskały big pharma i big tech. Oni wspólnie kreują tą rzeczywistość – zaznaczył Gadowski.

Publicysta podkreślił, że okres diagnozy i oczekiwania minął. – Wiemy już, do czego to wszystko zmierza i musimy się zastanowić, co możemy zrobić, jeżeli się na to nie zgadzamy. Niestety zauważyłem zjawisko takie jak „człowiek covidowy”. Tak jak kiedyś Aleksander Zinowjew bardzo trafnie określił nowy rodzaj ludzki jako „homo sovieticus”. (…) Dziś został stworzony homo-covidus. Człowiek, który jest wystraszony i przez to agresywny wobec tych, którzy myślą inaczej. Chce bezrefleksyjnie stosować wszelkie procedury sanitarne, bo tak każe władza – powiedział Gadowski.

Publicysta zwrócił jednak uwagę na zaobserwowane pozytywne zjawisko. Otóż osoby zaszczepione na COVID coraz częściej dostrzegają kolejne niespójności w oficjalnie przyjętej narracji, m.in. na temat skuteczności szczepionek, czy restrykcji.

– Zaczynają mieć coraz większe pretensje, na razie do systemu szczepień. Bo mówią: jak to? Ostatnia prosta już była. Druga, uzdrawiająca dawka była, a my ciągle jesteśmy lockdownowani, umiera tyle osób itd. Więc jak? Wirus przenosi się w dziwny sposób między kontynentami podczas gdy do samolotu wsiadają tylko przetestowani i zaszczepieni. Logicznie wirus nie powinien się przedostać. Tego typu paradoksalne pytania mnożą się w ostatnim czasie, a rząd odpowiada: tak trzeba Gadowski przypomniał też, że Orwell przewidział wiele rzeczy, ale nie zakładał, że ludzie będą się sami chcieli lockdownować. – Człowiek covidowy, to człowiek zlockdownowany wewnętrznie. On już sam założył sobie kraty w swoim myśleniu – powiedział, tłumacząc, że tego typu człowiek w imię pozornego bezpieczeństwa, odrzuca już nie tylko wolność, ale także logikę.

Film, który obnaża plany globalistów. Totalitaryzm 2.0″

To już ostatni dzwonek, by zbuntować się przeciwko polityce globalistów – przekonują autorzy najnowszej produkcji PCh24.pl “Rok 1984. Totalitaryzm 2.0”.

“Certyfikaty covidowe”, zamykanie szkół i firm, przymus szczepień, segregacja sanitarna, inwigilacja, wszechobecne rządy big tech i big pharma – to zagadnienia, które porusza film.

Czy ulegając takiej wizji świata, by móc “normalnie” żyć, stajemy się nowymi niewolnikami? Dokąd doprowadzi nas stawianie pozornego bezpieczeństwa ponad wolność i bezmyślne słuchanie wszystkiego, co mówią media? Czy wizja George’a Orwella zawarta w książce “Rok 1984” właśnie spełnia się na naszych oczach? Odpowiedzi na te i inne pytania powinni znaleźć widzowie po obejrzeniu najnowszej produkcji autorstwa dwumiesięcznika i serwisu “Polonia Christiana”.

Film nawiązuje do książki George’a Orwella o podobnym tytule. W tej pozycji pozornie fikcyjny resort prawdy zajmuje się tworzeniem propagandowych materiałów informacyjnych i rozrywki po to, by sterować społeczeństwem i kreować w ludzkich umysłach oczekiwaną wizję świata. Autorzy “Rok 1984. Totalitaryzm 2.0” starają się udowodnić, że takie mechanizmy funkcjonują również we współczesnym świecie, szczególnie w dobie koronawirusa i rygorów z nim związanych w Polsce i na całym świecie.

Zespół PCh24 chce wybudzić polskie społeczeństwo z letargu pozornego bezpieczeństwa.

https://dorzeczy.pl/opinie/242251/gadowski-homo-covidus-odrzuca-wolnosc-ale-i-logike.html

Piekielni komuniści szaleją w UE:Co najmniej 10 lat więzienia za „przestępstwo przeciwko środowisku”. Timmermans, Jourova…

Co najmniej 10 lat więzienia za „przestępstwo przeciwko środowisku”. Komisja Europejska wdraża plan.

„Komisja przyjęła dziś wniosek dotyczący nowej unijnej dyrektywy mającej na celu zwalczanie przestępstw przeciwko środowisku, czym wypełniła kluczowe zobowiązanie zawarte w Europejskim Zielonym Ładzie. Wniosek ten ma zwiększyć skuteczność ochrony środowiska poprzez zobowiązanie państw członkowskich do wprowadzenia środków prawa karnego” – czytamy w komunikacie prasowym, który pojawił się na oficjalnej stronie Komisji Europejskiej. Komisja proponuje ustanowienie minimalnego poziomu sankcji za przestępstwa przeciwko środowisku. Miałoby to być co najmniej 10 lat więzienia.

We wniosku zaproponowanym przez Komisję Europejską zdefiniowano nowe przestępstwa przeciwko środowisku, określono minimalny poziom sankcji i zwiększono skuteczność współpracy organów ścigania. Zobowiązuje on również państwa członkowskie do wspierania i wspomagania osób zgłaszających przestępstwa przeciwko środowisku i do współpracy w zakresie egzekwowania prawa. „Wniosek przyczyni się do ochrony przyrody i zasobów naturalnych, a także zdrowia publicznego i dobrostanu” – twierdzi KE.

Główne cele wniosku

We wniosku określono nowe przestępstwa przeciwko środowisku w UE, w tym nielegalny handel drewnem, nielegalny recykling statków czy nielegalny pobór wody. Wyjaśniono w nim także istniejące definicje przestępstw przeciwko środowisku, zwiększając w ten sposób pewność prawa.

Komisja proponuje ustanowienie minimalnego poziomu sankcji za przestępstwa przeciwko środowisku. W przypadku gdy przestępstwo powoduje lub może spowodować śmierć lub poważne uszkodzenie ciała, państwa członkowskie muszą przewidzieć co najmniej karę pozbawienia wolności do lat dziesięciu. W projekcie dyrektywy proponuje się również dodatkowe sankcje, w tym odbudowę zasobów przyrodniczych, wykluczenie z dostępu do finansowania publicznego i procedur udzielania zamówień publicznych lub cofnięcie pozwoleń administracyjnych.

Timmermans: Niszczenie środowiska zagraża naszemu przetrwaniu jako ludzkości

Wiceprzewodniczący wykonawczy do spraw Europejskiego Zielonego Ładu Frans Timmermans podkreślił: „Umyślne niszczenie naszego środowiska naturalnego zagraża naszemu przetrwaniu jako ludzkości. Pozwolenie osobom naruszającym prawo na bezkarne działanie podważa nasze wspólne wysiłki na rzecz ochrony przyrody i różnorodności biologicznej, walki z kryzysem klimatycznym, ograniczenia zanieczyszczenia i wyeliminowania odpadów. Poważne nadużycia muszą spotkać się z poważną reakcją, a dzisiejszy wniosek stwarza ku temu podstawy”.

Jourova: Musimy użyć wszelkich możliwych środków, aby chronić środowisko

Wiceprzewodnicząca do spraw wartości i przejrzystości Věra Jourová powiedziała: „Środowisko nie zna granic, a przestępstwa przeciwko niemu powodują negatywne skutki w wielu państwach członkowskich. Musimy użyć wszelkich możliwych środków, aby chronić środowisko na poziomie Unii. Jednym z takich środków jest prawo karne, a niniejszy wniosek zapewni organom ścigania i wymiarowi sprawiedliwości narzędzia do skuteczniejszego przeciwdziałania przestępstwom przeciwko środowisku w całej Unii”.

Wniosek ustawodawczy zostanie teraz przekazany Parlamentowi Europejskiemu i Radzie

https://www.tysol.pl/a76271-Co-najmniej-10-lat-wiezienia-za-przestepstwo-przeciwko-srodowisku-Komisja-Europejska-wdraza-plan

Neo-komuniści rządzący w UE chcą nas pozbawić własności, wg „Manifestu z Ventotene”.

Propozycja KE włączenia mieszkań i transportu do ETS to wstęp do pozbawienia obywateli własności zgodnie z wizją Spinelliego

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz w swoim przemówieniu w Bundestagu określił politykę klimatyczną i transformację energetyczną jako historyczną przemianę. Nie bez przyczyny w porozumieniu koalicyjnym SPD-Zieloni-FPD przyspieszenie celów klimatycznych znalazło się razem z planem federalizacji Unii Europejskiej. Jest to nic innego, jak realizowanie postulowanej przez Altiero Spinelliego utopii Europy sfederalizowanej i komunistycznej, w której ludzie nie posiadaliby własności a redestrybucja dóbr niezbędnych do przeżycia dokonywałaby się na poziomie centralnym.

Komisja Europejska zaproponowała objęcie systemem ETS mieszkalnictwa i transportu. Dotychczasowe doświadczenia z systemem handlu zezwoleniami na emisję CO2 pokazały, iż jest to metoda wpędzania obywateli w coraz większe koszty, uderzająca zarówno w przedsiębiorstwa, jak i gospodarstwa domowe. Tymczasem zamiast wyciągnąć wnioski i przyjąć zupełnie logiczną argumentację polskiego premiera Mateusza Morawieckiego postulującego zawieszenie handlu pozwoleniami na emisję, zarówno Komisja Europejska jak i lewicowo-liberalny mainstream domagają się dokładnie czegoś odwrotnego – rozszerzenia systemu ETS na inne obszary życia i działalności. Dlaczego? Takiego stanowiska KE nie należy rozpatrywać w kategoriach racjonalnych, ale chorej w swoich założeniach ideologii, podwaliny której położył Altiero Spinelli i zawarł w słynnym „Manifeście z Ventotene”. Będzie to stabilne państwo federalne, dysponujące europejską armią w miejsce wojsk narodowych. Nieodwołalnie pokonane zostanie dążenie do gospodarczej samowystarczalności poszczególnych krajów – kręgosłup reżimów totalitarnych. Państwo to wyposażone będzie w organy i narzędzia pozwalające na wyegzekwowanie w sfederowanych państwach uchwał służących utrzymaniu wspólnego porządku – pisał Spinelli o zjednoczonej Europie przyszłości.

Aby sprostać naszym potrzebom, rewolucja europejska musi mieć charakter socjalistyczny, to jest – musi stawiać sobie za cel emancypację klas pracujących i zagwarantowanie im bardziej ludzkich warunków życia — postulował w dokumencie. Zgodnie z takim podejściem, należałoby co do zasady znieść prywatną własność środków produkcji – mogłaby ona być tolerowana jedynie w przypadkach koniecznych — czytamy dalej.

Tekst „Manifestu” pisany był wprawdzie w 1941 roku, a więc w czasie, kiedy trwała jeszcze II wojna światowa, i obecne realia różnią się od tamtych, niemniej cele pozostały niezmienne. Problem, na jaki natrafili eurokomuniści pragnący pozbawić obywateli UE ich własności, był taki, że nikt dobrowolnie by się jej nie zrzekł. Należało zatem wymyślić metodę, która zmusiłaby ludzi do rezygnacji z posiadanych dóbr.

Temu służyć ma ETS. W całym mechanizmie wcale nie chodzi o walkę ze zmianami klimatycznymi, jako że te następowały przez cały okres dziejów i zapewne do końca świata się to nie zmieni. Chodziło o sztuczne wygenerowanie kosztów, które byłyby dla obywateli UE nie do udźwignięcia prowadząc do ich pauperyzacji i stwarzając sytuację, w których nie stać ich będzie na posiadanie własnego domu, czy firmy ze względu na wyśrubowane koszty praw do emisji. Wtedy do akcji wejdzie wspaniałomyślna władza centralna, która zapewni im „godny byt”. Nowoczesna technologia produkcji masowej dostarcza niemal nieograniczonych możliwości wytwarzania dóbr pierwszej potrzeby, zapewniając każdemu, po względnie niskich kosztach, wikt, dach nad głową i odzież, to jest minimum komfortu niezbędne dla zachowania poczucia ludzkiej godności. Dlatego też solidarność z tymi, którzy ponoszą klęskę w walce ekonomicznej, nie powinna przybierać upokarzających form charytatywnych, ponieważ w ostatecznym rozrachunku prowadzą one do tego samego zła, które starają się naprawić. Powinny to być natomiast rozwiązania zapewniające wszystkim – zarówno zdolnym jak i niezdolnym do pracy – godny poziom życia, jednakże nie pozbawiające motywacji do pracy i oszczędzania – czytamy w „Manifeście z Ventotene”.

Europa federalna

W umowie koalicyjnej nowej niemieckiej ekipy rządzącej znalazła się deklaracja federalizacji Unii Europejskiej a także odpowiedzialności Niemiec za całą wspólnotę. To też nie wzięło się z niczego. W obecnym stanie rzeczy naród nie jest już uznawany za historyczny wytwór współżycia społeczności ludzkiej, która osiągnęła istotną jedność obyczajów i aspiracji, zaś państwo jest dla niej najbardziej efektywną formą organizacji życia zbiorowego. Naród stał się bowiem bytem boskim, organizmem skoncentrowanym na własnej egzystencji i rozwoju, bez oglądania się na szkody, jakie mogą zostać wyrządzone innym. Absolutna suwerenność państw narodowych doprowadziła w każdym z nich do żądzy dominacji, ponieważ każde czuje się zagrożone przez siłę innych, oraz uznaje za własną ”przestrzeń życiową” coraz szersze obszary, których potrzebuje, aby samodzielnie zapewnić sobie swobodę przemieszczania się i zasoby życiowe. Owa żądza dominacji może osiągnąć swój kres jedynie w ostatecznej hegemonii najsilniejszego z państw, które podporządkuje sobie wszystkie pozostałe – pisze Spinelli w „Manifeście”.

Jako że „Manifest z Ventotene” jest filarem „Białej księgi w sprawie przyszłości Europy do 2025 roku” – nie jest dokumentem nowym, ponieważ została przyjęta w 2019 roku a wcześniej analogiczny dokument KE przyjęła w 2017 roku – należy się spodziewać dalszej presji na wdrażanie środowiskowego kagańca wbrew rozumowi i zdrowemu rozsądkowi. Należy się również spodziewać dalszego parcia w kierunku pozbawiania państw narodowych ich suwerenności w celu stworzenia ponadnarodowego molocha pod przewodnictwem najsilniejszego z nich.

Odrealnione, zaczadzone neomarksistowską ideologią i odizolowane od społeczeństw brukselskie tłuste koty już dawno zatraciły zdrowy rozsądek, o moralności nie wspominając. Może się jednak okazać, że ich wyborcy, którym przyjdzie zapłacić rachunek za zielone ideały eurokomuny, nie tylko im o tym przypomną, ale strącą z synekur w odmęty niechlubnych dziejów marksizmu. Oby jak najszybciej, bo im później to nastąpi, tym większe mogą być koszty już nie tylko gospodarcze, ale i społeczne.

Anna Wiejak https://wpolityce.pl/polityka/578495-postulat-rozszerzenia-ets-to-wstep-do-pozbawienia-wlasnosci

Unijny haracz, na rzecz „spekulantów w Niemczech i w Londynie” przyczyną katastrofalnych wzrostów cen.

Koszt wytworzenia 1 megawatogodziny to w elektrowniach Turów czy Bełchatów około 130-150 zł, do której musimy dokupić unijny haracz, około 1 tonę emisji CO2. Kiedy Donald Tusk podejmował decyzję o dekonstrukcji tego systemu, to kosztowało ok. 30 zł. Dzisiaj jedna tona kosztuje 350-400 zł – wylicza poseł Janusz Kowalski. Gość programu „#Jedziemy” w TVP Info ocenia, że Polska powinna wypowiedzieć udział w systemie ETS, bo tylko w 2021 r. na „giełdy spekulantów w Niemczech i w Londynie” wytransferowano z Polski 24 mld zł.

Unijny system ETS to system handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. To podstawowy element unijnej polityki klimatycznej, mający doprowadzić do redukcji emisji gazów cieplarnianych w produkcji energii i wyrobów przemysłowych.

Jednak pula dostępnych na rynku uprawnień z roku na rok maleje – zgodnie z celami redukcyjnymi UE – co winduje ich ceny.

Kowalski: Zielona inflacja i klimatyczne szaleństwo


To z kolei bezpośrednio przekłada się na ceny energii w gospodarkach takich jak polska, a dalej – wzrost cen. Konkretne liczby na antenie TVP Info przedstawił poseł Janusz Kowalski (Solidarna Polska, PiS), który podkreśla, że spekulacyjny system handlu uprawnieniami absolutnie dekonstruuje portfele Polaków.

– Przez antyspołeczną politykę klimatyczną UE ceny energii, ciepła i gazu ziemnego drastycznie rosną. Moim zdaniem ta zielona inflacja ma twarz Donalda Tuska, szefa EPL, która rządzi dziś w UE. System (ETS) ma powodować, że polska energia jest coraz droższa i powoduje gigantyczny wypływ miliardów złotych z polskiej gospodarki – podkreśla Kowalski.

Gość programu „#Jedziemy” wskazuje, że premier Mateusz Morawiecki w Brukseli powinien zatrzymać to „klimatyczne szaleństwo” i wypowiedzieć udział w systemie ETS, który Kowalski nazywa „unijnym haraczem” i „parapodatkiem” nałożonym na koszt wytwarzania energii elektrycznej.

Koszt wytworzenia energii a uprawnienia do emisji CO2

– Koszt wytworzenia 1 MWh to w elektrowniach Turów czy Bełchatów około 130-150 zł. I do tego musimy dokupić ten unijny haracz, mniej więcej 1 tonę emisji CO2. Kiedy Donald Tusk podejmował decyzję o dekonstrukcji tego systemu to kosztowało 5-6 euro, czyli 30 zł. Ale dzisiaj ta jedna tona kosztuje 80-90 euro, czyli 350-400 zł – wskazał, podkreślając, że to więcej niż koszt wytworzenia energii.

Ile Polska dopłaca do systemu ETS?


Jak wyliczał, Polska w 2021 r. potrzebuje 170 mln ton uprawnień do emisji CO2, a deficyt (różnica między pulą darmową, a koniecznością wykupu na aukcjach) wynosi 65 mln ton – to pomnożone przez 80 euro daje około 24 mld zł.

– Innymi słowy z polskich firm tylko w tym roku ze względu na deficyt uprawnień CO2 24 mld zł zostaną na giełdach spekulantów w Niemczech i Londynie – zaznaczył Kowalski.

[Jeśli tak mówi ktoś z „Solidarnej Polski”, wbrew propagandzie Morawieckiego &Co, to chyba ta „władza” się ostatecznie rozpada. Mirosław Dakowski]

Ile kosztuje prąd? Kowalski o miliardach uciekających z Polski na uprawnienia CO2 [WIDEO – w oryg. ]

16.12.2021 https://www.tvp.info/57479183/jedziemy-janusz-kowalski-system-ets-to-unijny-haracz-ktory-trzeba-wypowiedziec-podwyzki-maja-twarz-donalda-tuska

„Arbeit macht frei”- „Szczepienie czyni wolnym”.

Sanitaryści im tego nie darują. „Święte oburzenie” bandy czworga po proteście przeciwko segregacji sanitarnej

Wstyd mi za to, że polski parlamentarzysta mógł stanąć pod takim transparentem; to coś skandalicznego, co absolutnie nie powinno mieć miejsca – grzmiał rzecznik rządu Piotr Müller, odnosząc się do protestu Konfederacji, na którym pojawił się napis nawiązujący do hasła „Arbeit macht frei”. Swoje „oburzenie” wyrazili też inni politycy bandy czworga.

Chodzi o protest pod Sejmem, w którym we wtorek wieczorem uczestniczyli m.in. posłowie koła Konfederacji: Robert Winnicki, Konrad Berkowicz, Janusz Korwin-Mikke, Artur Dziambor i Grzegorz Braun. Protest przeciwko obostrzeniom i paszportom covidowym, a także procedowanemu dziś w Komisji Zdrowia projektowi posła Hoca ws. segregacji sanitarnej Polaków, zorganizowano pod hasłem „Stop segregacji sanitarnej”.

Na nagraniach z wydarzenia widać, jak uczestniczący w nim posłowie Konfederacji stoją przy transparencie mającym przypominać bramę do niemieckiego obozu Auschwitz. Napis „Arbeit macht frei” (praca czyni wolnym) zastąpiono napisem „Szczepienie czyni wolnym”.

Pytany o ten protest w Radiu Zet, rzecznik rządu ocenił go jako „coś skandalicznego”. – To jest coś, co w debacie publicznej nie powinno mieć absolutnie miejsca. Jestem zszokowany tym, że osoby, które chlubią się często tym, że są znawcami historii Polski, chociażby XX w., mogą pod takim transparentem stanąć – grzmiał.

Na pytanie, czy mówi o Grzegorzu Braunie, Müller odparł: „Mówię między innym o Grzegorzu Braunie”.

– Mówię o wszystkich, którzy tam stali i mieli świadomość tego, pod jakim transparentem stoją. W kraju, który był dotknięty z jednej strony radzieckim, a z drugiej strony niemieckim okupantem, to nie powinno mieć miejsca. Po prostu wstyd mi za to, że polski parlamentarzysta mógł stanąć pod takim transparentem – powiedział rzecznik rządu warszawskiego.

W rozmowie z Programem I PR do sprawy odniosła się też poseł PiS Joanna Lichocka.

– To jest oburzające i haniebne, że można się bawić tragedią i śmiercią milionów ludzi – oburzała się Lichocka. Jak dodała, „jest to przekroczeniem wszelkich granic”. Przypomniała również, że „do tej pory była w polskiej debacie publicznej pewnego rodzaju zasada, że się nie używa pamięci milionów zamordowanych w obozach koncentracyjnych ludzi do politycznej zabawy”.

Lichocka wyjaśniła, że „oni zrobili to po to, abyśmy właśnie o tym teraz mówili, żeby było to szeroko komentowane”. Zauważyła, że w ten sposób chcą nagłośnić „swoją bardzo uderzającą w zdrowie i życie Polaków akcję polityczną” – czyli sprzeciw wobec segregacji sanitarnej, m.in. według projektu Hoca, pod którym Lichocka się podpisała.

– Boleję, że my w ogóle na ten temat musimy rozmawiać. Najlepiej byłoby to przemilczeć, ale z drugiej strony jest to robione przez posłów Rzeczypospolitej i to naprawdę zawstydzające – żaliła się.

Jak zaznaczyła, jest to „szokujące dla wszystkich tych, którzy stracili bliskich w obozach koncentracyjnych, a przecież to są miliony Polaków”. Przypomniała, że brat jej babci zginął w Mauthausen-Gusen. – Nie wyobrażam sobie, że można używać do gry politycznej tego typu rzeczy – twierdziła.

Oburzenie wyrażano także na Twitterze.

Co wolno wojewodzie….

==========================

Reszta w oryginale:

15 grudnia 2021 https://nczas.com/2021/12/15/sanitarysci-im-tego-nie-daruja-swiete-oburzenie-bandy-czworga-po-protescie-przeciwko-segregacji-sanitarnej/

Wielcy Kreatorzy [Grabarze] : Jacques Attali, ideolog „małej dobrej pandemii” z roku 2009

Niewolnicy  nie są zainteresowani prawdziwą wolnością. Dzięki tresurze domagają się zniesienia obostrzeń i to wszystko na co ich stać.

Powyższa sentencja doskonale wpisuje się w kontekst rozważania nad człowiekiem przyszłości i jego uwarunkowaniach w świecie wykreowanym przez wizjonerów. Jednym z nich jest członek światowej elity, postrzegany jako wirtuoz depopulacji, akuszer satanistycznej, przesiąkniętej transhumanizmem dystopii, Jacques Attali.

W kręgach ludzi interesujących się historią świata Jacques Attali jest postacią znaną. Jest futurologiem produkującym wizje kolejnych etapów w realizacji światowego państwa totalitarnego. W swojej książce „L’Avenir de la vie” (1981) 38-letni wówczas Atalli na początku ery Mitterranda powiedział, że zbyt długie życie jest niepożądane.

Jeśli ktoś przekroczy wiek 60-65 lat, żyje dłużej niż produkuje, a zatem społeczeństwo jest drogie… Koniec.

Jacques Attali urodził się w roku 1943 w rodzinie sefardyjskich Żydów. W kwietniu 1991 r. został pierwszym prezesem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. /Tego samego, który udzieli kredytu Polsce na tworzenie Nowego Ładu wraz z “zieloną energetyką” i systemami zajmującymi się inwigilacją społeczeństwa/. W 1993 r. ustąpił z prezesury EBOiR wskutek skandalu po ujawnieniu informacji, że Centrala wydała więcej pieniędzy na „waciki” (m.in. ponad 100 mln dolarów na wyposażenie londyńskiej siedziby banku) niż na „pomoc” Europie Wschodniej. Doradca prezydentów Francji, kreator kariery Macrona, związany z  Grupą Bilderberg, Wielkim Wschodem Francji i Światowym Kongresem Żydów.

10 maja 1981 r. Żyjemy intensywnie przy rue de Solférino, co stanie się dla Francji momentem szczególnym: pierwszym rządem lewicowym od 1936 r.

Z oficjalnej noty biograficznej: …założył i stworzył również PlaNet France, międzynarodową organizację solidarności specjalizującą się w rozwoju mikrofinansów. Organizacja, której nazwa została zmieniona na Positive Planet, pracuje nad stworzeniem lepszego świata dla przyszłych pokoleń, a dziś oferuje usługi finansowe i pozafinansowe mające na celu poprawę życia setek milionów ludzi.

Do szybkiego wrzucenia na ruszt tego tematu zainspirował mnie Tweet Pani Agnieszki Wolskiej

Historia uczy nas, że ludzkość ewoluuje istotnie tylko wtedy, gdy naprawdę się boi:

wtedy najpierw tworzy mechanizmy obronne; czasami nie do zniesienia (kozły ofiarne i totalitaryzm); czasami daremne (rozproszenie uwagi); czasami skuteczna (terapeutyczna, w razie potrzeby pomijająca wszystkie poprzednie zasady moralne). Następnie, po przejściu kryzysu, przekształca te mechanizmy, aby dostosować je do wolności jednostki i włączyć je do demokratycznej polityki zdrowotnej.

Dla osób myślących, potrafiących uważnie obserwować rzeczywistość  jasnym jest, że wszystkie ostatnie kryzysy były katalizatorami zmian. Wszystko oczywiście odbywało się pod pozorem dbania o bezpieczeństwo i zdrowie podwładnych. Żaden człowiek mający w swojej naturze gen Wolności oraz sprawnie działający rozum nie uwierzy w kłamstwo o konieczności noszenia masek, w sens kolejnych lockdownów i potrzebę „wyszczepienia” preparatami covidowymi całej populacji.

Oddajmy jeszcze na chwilę głos profesorowi Diabelskiemu, bo to on jest wieloletnim promotorem kariery Sefardyjczyka:

Były doradca prezydenta Francji, masona i socjalisty Mitterranda

…ujawnia intymne fantazje świata oligarchicznego. Krótko mówiąc: tam, gdzie jak dotąd krach finansowy się nie powiódł, mała, dobra pandemia może skłonić naszych przywódców do zaakceptowania ustanowienia rządu światowego!

W swoich kilkudziesięciu publikacjach książkowych nasz bohater już dawno ujawnił wszystko to, o czym dziś bredzą : Gates, Schwab, oraz powtarzają głosami swoich słupów ogłoszeniowych: WHO, ONZ, UE. “Piątą wodą po kisielu”, a nieraz i dosłowną kopią są brednie polskojęzycznych polityków: Morawieckiego, Kaczyńskiego et consortes oraz całej rzekomej opozycji. Głosów prostytutek biorących pieniądze od Big Farmy, które domagają się kar dla ludzi niechcących się szczepić, nie będę wymieniać i cytować.

W kontekście sprawiedliwej dystrybucji leków i szczepionek Attali powiedział (2009):

W tym celu będziemy musieli stworzyć globalne siły policyjne, globalny magazyn, a tym samym globalny system podatkowy. Wtedy, znacznie szybciej, niż pozwalałby na to sam rozum ekonomiczny, położy się podwaliny pod prawdziwy rząd światowy. /link/

Jacques Attali, Nomadzi i francuski antysemityzm

Zaskakujące jest to, w jakim stopniu sam Attali z radością potwierdza, że ​​Żydzi, których uważa za wynalazców pieniędzy i kluczowych agentów kapitalizmu, są ludem koczowniczym, którego przeznaczeniem jest przerobienie świata na swój własny obraz. W książkach takich jak Les juifs, l’argent et le monde (Żydzi, świat i pieniądze, 2002) i L’homme nomade (Nomadic Man, 2003), Attali argumentuje, że dzisiejsza globalizacja ekonomiczna i kulturowa, którą entuzjastycznie popiera, jest „awatarem nomadyzmu”, a Żydzi są „nomadami par excellence”. Attali przedstawia wizję, w której kapitalista równa się nomada równa się Żydowi: formuła wystarczająco niebezpieczna sama w sobie i przerażająca, gdy jest wyartykułowana przez jedną z najwybitniejszych postaci francuskiej polityki. /link/

Aby Czytelnik za bardzo nie ugrzązł w przywołanych obrazach, proponuję skupić się na kolejnym punkcie planu jakim jest głosowanie nad zwiększeniem zasobów własnych UE kosztem Polski. Polska ma dostać wyprawkę od globalistów na przejście do nowego etapu “Nowego Ładu”.  Jak na razie pokłócona targowica targuje się kto będzie zarządzał nowym korytem przygotowanym dla znajomych królika oraz na realizację tzw. zielonego ładu i na”walkę z pandemią”. Pierwsze wstępne porozumienie w sprawie dzielenia pieniędzy osiągnęła lewica (PiS) z… lewicą.

O co chodzi?

  • Kredyt “chwilówka” na polską hipotekę.
  • Polska gwarantuje swoim majątkiem spłatę długów przez inne państwa.
  • Decyzja o przyznaniu pieniędzy/kiedy, ile, na co/ i ustanowieniu unijnych podatków będzie podejmowana przez KE.

https://www.ekspedyt.org/2021/04/28/wielcy-kreatorzy-jacques-attali-ideolog-malej-dobrej-pandemii-z-roku-2009/ CzarnaLimuzyna, 28 kwietnia 2021

Tam za górą jest granica…

Coraz więcej mamy analogii z wiekiem XVIII, ale nie tyle z prądami oświeceniowymi, jakie wtedy też się u nas pojawiały, ale przede wszystkim z rozpanoszeniem się ducha partyjniackiego, który nie tylko rozhuśtuje emocjonalnie miliony ludzi, ale sprawia, że wszystko oceniane jest według partyjniackich kryteriów. Analogia z tendencjami oświeceniowymi manifestuje się w bigoterii laickości. Nie jest to żadna racjonalna postawa, tylko rozpalone do białości emocje, którym ulegają zwłaszcza niestabilne emocjonalnie kobiety, albo nastolatki w okresie naporu hormonów na mózg, albo panie dojrzałe, które właśnie – jak pisał Boy-Żeleński – kobietami być przestają, co też wiąże się z przejściowym rozchwianiem emocjonalnej stabilności. Najlepszą tego ilustracją były manifestacje „Strajku Kobiet”, podczas którego nawet osoby z cenzusem akademickim publicznie rzucały „chujami” i „kurwami”, pozdrawiając się nawzajem kultowym zawołaniem: „wypierdalać”. Tego zawołania z upodobaniem używa – a być może nawet je wylansowała – pani Marta Lempart, co niektórzy złośliwcy traktują jako wyraz niezaspokojonej tęsknoty – ale nie o to chodzi, by dokonywać tu egzegezy osobowości pani Marty, tylko żeby zilustrować analogie z wiekiem XVIII.

Bigoteria laickości wspierana jest cenzurą, która już bez żadnych pozorów jest wprowadzana i egzekwowana przez Youtube , której prezesem jest Żydówka Suzan Wojcicki. Nie robi ona wszystkiego sama, tylko wydaje odpowiednie polecenia swoim ormowcom, którzy nie oglądają na żadną konstytucję, co to zakazuje cenzury i cenzurują wszystkie publikacje jak leci – a władze państwowe podkulają pod siebie ogon, bo jakże tu się sprzeciwiać pani Wojcicki, kiedy sam pan prezydent Duda skacze z gałęzi na gałąź przez cadykami i rabinami? Jak daleko zaszliśmy na tej drodze, pokazuje taki oto przypadek.

W ramach kącika „poezji nikt nie zji” zaprezentowałem niedawno na youtube nieśmiertelny poemat Janusza Szpotańskiego „Caryca i zwierciadło”. Janusz Szpotański napisał go w latach 70-tych i ogłosił w drugim obiegu pod pseudonimem „Aleksander Oniegow” – bo to była komuna, a nie żadna tam „wolna Polska”. Wszystko ładnie się nagrało, ale youtubowi ormowcy zablokowali to nagranie. Po wymianie korespondencji okazało się, że przyczyny były dwie. Takie mianowicie, że Janusz Szpotański użył tam określeń dzisiaj już zakazanych. Pierwsze słowo to „negry” („Negry bieleją z przerażenia”), a drugie słowo, to „pederasta” („Zimny egipski pederasta, podstępna, jadowita żmija…”). Jeśli chodzi o „negrów”, to nawet przypadkowo wiem, kiedy to słowo zostało zakazane. Akurat byłem w Nowym Jorku, kiedy prezenterka w telewizji powiedziała, że „zakazane” zostało słowo na literę „n”. Już nie ośmieliła się wymówić go na antenie – co pokazuje, że amerykańska komuna mocno już trzyma tamtejszych twardzieli i rozwydrzone panie na mordę. Niby w kółko pieprzą o „wolności”, a amerykański Kongres wystawia innym państwom cenzurki – ale słowa na literę „n”, wymówić się nie ośmielą. Ciekawe, że Murzyni nic sobie z tego zakazu nie robią.

Do czego to doprowadzi? Stanisław Lem w bajce „Jak ocalał świat” opowiada o maszynie, która umiała robić wszystko na literę „n”. Wielki konstruktor Trurl najpierw zaproponował, żeby zrobiła „natrium” – ale maszyna odmówiła, bo „natrium”, czyli sód, jest słowem łacińskim. – Żeby zrobić natrium musiałabym być maszyną umiejącą Robić Wszystko Na Każdą Literę” – powiedziała. Wtedy Trurl kazał jej zrobić „nic”. Maszyna początkowo sprawiała wrażenie bezczynnej, ale po chwili przerażony Trurl zobaczył, jak ze świata znikają, najpierw rzeczy na literę „n”, ale potem i wszystkie inne. Zaczął czynić maszynie gorzkie wyrzuty, ale ta odparła, że właśnie robi „nicość”, która jest na literę „n”. Ledwo Trurl ją ubłagał, żeby przestała, ale zanim przestała, ze świata bezpowrotnie zniknęło już mnóstwo rzeczy, a to, co ze świata zostało, ziało dziurami nicości. Bardzo możliwe, że coś takiego czeka i nas, bo czy jest taka siła, która potrafiłaby zatrzymać osoby, które Francuzi nazywają „fou furieux”?

Co tu gadać; za komuny było jednak lepiej, bo jak partia zabraniała publikować niechby taką „Carycę i zwierciadło”, to stworzyliśmy drugi obieg i po krzyku – ale teraz jest wolność, to znaczy sytuacja, w której o tym, co wolno, a czego nie wolno, decydują mnożące się w oczach, anonimowe polityczne gangi, przerabiające normalnych ludzi na ludzi sowieckich. Jak się bowiem okazuje, Związek Radziecki wcale nie zniknął, tylko zmienił położenie, przesuwając się na zachód. Dowodzi tego pomysł mojej faworyty, maltańskiej durnicy Heleny Dalli, która całkiem niedawno chciała zabronić wymawiania nazwy „Bożego Narodzenia”. Najwyraźniej pan prezydent Trzaskowski, którego uważam za zarozumiałego, nadętego blagiera, musiał się z nią jakoś spiknąć, bo wydał świąteczny plakat, z którego ani w ząb nie można się zorientować, z jakiej to okazji mamy wkrótce świętować. Ta maltańska durnica jest ludowym komisarzem do spraw równości, czyli pełni w Unii Europejskiej rolę podobną do tej, jaką za komuny w latach 70-tych pełnił w Moskwie Główny Cadyk komunizmu Michaił Susłow, który w miejsce Bożego Narodzenia lansował Dziadka Mroza.

Oczywiście ani Susłow, ani durnica nic by nie zdziałali, gdyby nie posłuszne ich rozkazom i sugestiom rzesze ormowców, zwanych dzisiaj „sygnalistami”. Tacy „sygnaliści” w okresie okupacji sygnalizowali do gestapo, gdzie ukrywają się Żydzi, no a teraz niezwykle rozszerzyli zakres swojej aktywności. Oto niedawno odbył się w rządowej telewizji koncert „Murem za polskim mundurem”. Ponieważ organizowała go telewizja rządowa, to Judenrat „Gazety Wyborczej”, w którym zasiada brat prezesa rządowej telewizji, rozkazał, że koncert podobać się nikomu nie może pod rygorem utraty intelektualnego i towarzyskiego statusu. W przeciwieństwie do szprycowania, nie było co prawda obowiązku oglądania go – ale dla Sanhedrynu, a zwłaszcza – dla ormowców to byłoby za mało. Toteż pan Jakub Żulczyk, biegający za obiecującego, a nawet wybitnego pisarza, koncert chyba obejrzał, bo strasznie skrytykował panią Edytę Górniak, której występ mu się nie spodobał. Jego zdaniem z tego powodu skompromitowała się „i artystycznie i wizerunkowo”. Gdyby koncert pod tytułem „Tam za górą jest granica” urządzała TVN, to jestem pewien, że panu Żulczykowi, „według stołecznych życzeń” wszystko by się podobało, ale skoro to nie ona – to nie. Ktoś mógłby pomyśleć, że pan Żulczyk jest uznanym krytykiem muzycznym, ale przecież nie jest i nawet nie wiadomo, czy ma pierwszy stopień muzykalności, to znaczy – rozróżnia, kiedy grają, a kiedy nie – ale gorliwości z pewnością mu nie brakuje. Miejmy nadzieję, że ta gorliwość zostanie zauważona gdzie trzeba i kto wie, czy już w przyszłym roku nie usłyszymy, że pan Żulczyk, za wierną służbę został laureatem nagrody Nike, a potem – może nawet Nagrody Nobla? Cóż w tych zepsutych czasach, gdzie zdrada wyziera z każdego kąta, nagradzać, jeśli nie gorliwość i dyspozycyjność?

Stanisław Michalkiewicz 15 grudnia 2021 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5086

Bandyci jawnie u władzy w UE: Timmermans chce 200 euro za tonę CO2! Ceny szaleją jak nigdy.

Ceny uprawnień do emisji CO2 szaleją, a za nimi idą ceny energii. Czego można się spodziewać w najbliższych dniach?

Ceny uprawnień do emisji CO2 w ramach systemu EU ETS przekroczyły już 90 euro za tonę! To bezwzględny rekord a, niestety, nie wiadomo kiedy ceny się zatrzymają.

Jak pisze Michał Pierzyński na BiznesAlert:

Mechanizm, który miał napędzać transformację energetyczną, stał się poważną bolączką dla państw, które swoją energetykę opierają na węglu, ponieważ jest to jedna z głównych przyczyn wzrostu cen energii elektrycznej.

Z kolei Adam Guibourgé-Czetwertyński na łamach dokumentu „Energy poverty” podkreśla, że obecnie cała Europa zmaga się z problemem wzrostu cen energii:

W ciągu ostatniego roku ceny węgla wzrosły prawie trzykrotnie, a gazu ziemnego nawet dziesięciokrotnie. Rosnące ceny energii przekładają się na wyższe koszty dla konsumentów, czy to bezpośrednio w rachunkach za energię, czy też pośrednio – poprzez gwałtownie rosnące ceny innych towarów i usług

Polski rząd wprowadził natychmiastowe formy pomocy dla konsumentów. Niestety – potrzebne są też pilne działania na całym szczeblu UE.

Dominujący, rosyjski dostawca gazowy unijnego rynku nadużywa swej pozycji – mogłoby temu przeciwdziałać wnoszeniem powództw na podstawie unijnego prawa konkurencji.

W awangardzie działań jest też polski premier, [sic !! md] który, wraz z minister klimatu i środowiska Anną Moskwą, wystąpił na konferencji Śląski Ład, mówią właśnie o podatku od śladu węglowego. Polska postuluje utrzymanie darmowych uprawnień dla przemysłu w EU ETS, jak również domaga się debaty na temat Fit for 55. Jak wskazał premier Mateusz Morawiecki:

CBAM, czyli podatek graniczny od śladu węglowego może z jednej strony wyrównać szansę przemysłów europejskich, ale z drugiej strony słychać, że importerzy stali wykorzystujący ją przy produkcji różnego rodzaju będą mieli sytuację trudniejszą. To wyrównanie poziomu gry i lepsze warunki dla producentów stali oraz innych produktów w trudniejszej sytuacji od produkcji z Chin czy USA.

Krytycznie ceny uprawnień ocenia też minister aktywów państwowych Jacek Sasin:

Rosnące ceny energii to koszt naszego uczestnictwa w Unii Europejskiej. Wspólnota to nie tylko to, co nam się kojarzy dobrze, czyli fundusze, ale też to, co ma dla nas skutki negatywne, jak uczestnictwo w europejskiej polityce klimatycznej powodujące, że cena energii elektrycznej w Polsce rośnie.

Minister podkreśla, że walka z inflacją cen jest prowadzona przez rząd… niestety jej źródła nie leżą w naszym kraju.

Polska niestety nie ma sojusznika w komisarzu Franzu Timmermansie, który do wzrostu cen emisji podchodzi… z entuzjazmem! Timmermans publicznie deklarował, iż chciałby by ceny emisji sięgnęły 200 euro za tonę – miałoby to sprzyjać szybszemu odchodzeniu od węgla. Realnie jednak doprowadziłoby europejskie społeczeństwa do skrajnego ubóstwa.

Dlatego sejmowa komisja ds. energii, klimatu i aktywów państwowych przyjęła projekt uchwały wzywającej do zawieszenia systemu handlu emisjami EU ETS. Jak mówił podczas debaty poseł Janusz kowalski:

Polski parlament po to ma podejmować uchwały, aby polski premier mając za sobą nie tylko rząd, ale też opozycję, mógł walczyć o niższe ceny energii dla Polaków. Celem polskiego rządu na posiedzeniu Rady Europejskiej 16 grudnia jest ustalenie maksymalnej ceny uprawnień do emisji CO2. Ten system ma spekulacyjną strukturę i powoduje wysysanie środków. W naszym interesie jest to, aby ten podatek obniżyć.

Polski rząd będzie z pewnością twardo bronił interesów Polaków, ceny jednak nieustannie rosną – możliwe, że zawieszenie systemu handlu będzie jedynym rozwiązaniem.

Polski premier w niedawnym wywiadzie dla Super Expressu wskazał, iż chce zaproponować Radzie Europejskiej zmianę w przepisach, która pozwoli na zahamowanie spekulacji uprawnieniami do emisji CO2.

Jak powiedział premier:

Na posiedzeniu Rady Europejskiej w połowie grudnia zaproponuję, aby zaprzestać możliwości spekulowania uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla, czyli żeby tylko podmioty energochłonne i inne, które muszą mieć uprawnienia do dwutlenku węgla, mogły nimi handlować, a nie na przykład banki czy fundusze inwestycyjne, które spekulują i w związku z tym windują ceny jeszcze wyżej.

Warto wskazać, że wzrost cen emisji przekłada się na ceny energii, a co za tym idzie – wszystkie ceny – w tym materiałów budowlanych.

https://wgospodarce.pl/informacje/105025-timmermans-chce-200-euro-za-tone-co2-ceny-szaleja-jak-nigdy

Minister Ziobro o drakońskich ograniczeniach CO2: Uderzają zwłaszcza w Polskę.

Zbigniew Ziobro nie ma wątpliwości, że drakońskie ograniczenia dotyczące emisji CO2 mocno uderzą w europejską gospodarkę, a zwłaszcza w Polskę. Minister chce więc, by premier Mateusz Morawiecki podjął zdecydowane kroki i dążył do zawieszenia aktualnego kształtu polityki unijnej.

Zdaniem ministra sprawiedliwości, nie możemy inwestować w nieracjonalną politykę, która uderza w bezpieczeństwo Polski i Europy. Stąd też Solidarna Polska chce podjęcia działań zmierzających do zawieszenia aktualnego kształtu polityki unijnej.

Zdaniem Ziobry, obecny kurs przyjęty przez Europę jedynie wzmacnia pozycję Putina. – Wprowadzenie drakońskich ograniczeń w produkcji CO2 uderza w gospodarkę unijną i krajów europejskich. Najbardziej uderza w Polskę, bo polska gospodarka w największym stopniu oparta jest na węglu – zwrócił uwagę minister Zbigniew Ziobro.

Zdaniem ministra obecna polityka emisyjna UE oznacza, że Polska będzie musiała na przestrzeni siedmiu lat dopłacić do uprawnień 170 mld zł. – Można realizować program ograniczeń CO2, ale jeżeli to się dzieje kosztem Polaków i kosztem naszej gospodarki, jeżeli cena tzw. uprawnień CO2 bije rekordy, (…) to oznacza, że później będziemy za to płacić, ponieważ są fanaberie Unii Europejskiej – ocenił Ziobro.

Sejm przyjął w czwartek uchwałę dotyczącą wezwania państw UE do zawieszenia unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2. Parlament zauważył potrzebę jego reform.

Źródło: radiomaryja.pl MA https://pch24.pl/minister-ziobro-o-drakonskich-ograniczeniach-w-produkcji-co2-uderza-zwlaszcza-w-polske/

Dzisiejsza eutanazja jest pomysłem ludzi zdrowych na ciele, lecz z chorą duszą


Eutanazja pochodzi od greckiego εὐθανασία – eu ‘dobry’, ‘łagodny’, thánatos ‘śmierć’ i oznacza “dobrą śmierć”.
Słowo to zostało po raz pierwszy użyte około 300 lat przed Chrystusem. Poseidippos napisał wówczas następujące słowa: „Ze wszystkiego, co człowiek usiłuje wyprosić od bogów, nie życzy sobie niczego lepszego niż dobrej śmierci.”
Kartezjusz twierdził, że ci, co wzywają śmierci, chcą tak naprawdę pomocy w niesieniu brzemienia życia, którego bynajmniej nie chcą utracić.
Jan Paweł II w swojej encyklice “Evangelium Vitae” odrzucił eutanazję bezpośrednią, lecz oddzielił od niej decyzję o rezygnacji z “uporczywej terapii” (“pewne zabiegi medyczne, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać, lub też są zbyt uciążliwe dla samego chorego i dla jego rodziny”). Taką decyzję o zaprzestaniu terapii, papież wyraźnie oddzielił od eutanazji i samobójstwa.

Dzisiejsza eutanazja jest pomysłem ludzi zdrowych, dla których cudze umieranie jest sytuacją kłopotliwą. Opiera się zaś na kłamstwie i pogardzie dla człowieka.

Zaczęło się to wraz z reformacją.
Marcin Luter
uważał, że upośledzone dziecko to massa carnis, czyli płód szatański bez duszy. Zabicie go nie było więc morderstwem.
Friedrich Nietzsche – ulubiony filozof Hitlera – był zdecydowanym zwolennikiem eutanazji. Uważał, że na świecie toczy się nieustająca walka chorych ze zdrowymi. Ci drudzy nie powinni mieć kontaktu z pierwszymi, których nalezy izolować, a już na pewno nie powinni degradować się do bycia ich lekarzami, czy pielęgniarkami. Według niego, chronicznie chorzy powinni być zachęcani do samobójstwa.
“Dla chorych, którzy mają nieprzyzwoitość żyć długo i nikczemnie wegetują” domagał się eutanazji .

Termin “prawo do śmierci” użyty został po raz pierwszy w 1920 r. przez niemieckich profesorów Karla Bindinga, specjalisty prawa kryminalnego i konstytucyjnego oraz psychiatry Alfreda Hoche. W publikacji pt “Zgoda na niszczenie bezwartościowego życia” przedstawili eutanazję jako miłosierną odpowiedź na prośby błagających o śmierć.
Likwidacja istot “niewartych życia” będących balastem dla Niemiec odbywała się więc w imię “wyższej moralności państwowej”. W maju 1939 roku powstał Komitet do spraw Naukowego Leczenia Ciężkich i Dziedzicznych Chorób, który ustalił program eutanazji dla dzieci i dorosłych. Początkowo uśmiercano przy pomocy zastrzyku z morfiny, skopolaminy i kwasu pruskiego. W 1940 roku zaczęto stosować tlenek węgla, zapewniający “najbardziej humanitarną formę śmierci”. W szpitalach dziecięcych nie posiadających pomieszczeń do zabijania czadem, głodzono pacjentów na śmierć.
Narodowi socjaliści przedstawiali eutanazję jako akt litości kończący niewyobrażalne cierpienia.

Ten sam slogan słyszymy teraz znowu, ale z ust lewaków europejskich.

W
latach 1939-1945 poddano w Trzeciej Rzeszy przymusowej eutanazji około 8000 dzieci i przynajmniej 90 000 dorosłych, wśród których byli głównie psychicznie chorzy i niepełnosprawni. Realizowano w ten sposób „uwalnianie społeczeństwa niemieckiego od życia niegodnego życia”. Liczby te dotyczą wyłącznie ludności rdzennie niemieckiej. Eutanazja praktykowana na terenach okupowanych miała o wiele większy zakres i była eksterminacją.


Zwykle zaczyna się od argumentów humanitarnych – że kiedy ktoś bardzo cierpi i sam prosi o uśmiercenie, to okrucieństwem jest tej prośby nie spełnić. Z chwilą jednak uzyskania bezkarności dla eutanazji, coraz częściej używane są dla jej usprawiedliwienia argumenty ekonomiczne; że społeczeństwa nie stać na utrzymywanie tak wielkiej liczby chorych i starych. A nawet argumenty eksterminacyjne: że przecież ktoś z demencją starczą to już nie człowiek, a dziecko z zespołem Downa to jeszcze nie człowiek i nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, kiedy się ich zabija. Rzekomo bowiem ratuje się ich przed „niegodnym życiem”.

Eutanazja jest obecnie zalegalizowana w Holandii (2002), Belgii, Luksemburgu (w tym chorych dzieci), Albanii, Japonii i amerykańskich stanach Teksas i Oregon, a do niedawna także w australijskim Terytorium Północnym. Ostatnio do krajów tych dołączył Izrael. W tym roku dołącza Hiszpania.
Albania była pierwszym krajem Europy który zalegalizował eutanazję – miało to miejsce w 1999 roku na mocy poprawki do ustawy o prawach osób nieuleczalnie chorych. Legalizuje ona każda formę czynnej eutanazji za zgodą pacjenta. Eutanazja bierna jest dopuszczalna po otrzymaniu zgody trzech członków rodziny osoby chorej

Szczególna forma dozwolonej eutanazji występuje w Szwajcarii, gdzie można przepisać lek nasenny w śmiertelnej dawce, jednak chory musi go przyjąć samodzielnie.


Premier Tusk w 2009 roku wezwał do debaty na tematy eutanazji. Proponowana ustawa o eutanazji miała wpłynąć na obniżkę kosztów leczenia, „konsumowanych” w większości przez terminalnie chorych.
Zaoszczędzone na eutanazji pieniądze PO pragnął przeznaczyć na finansowanie zapłodnień in vitro.

W związku z tym w październiku 2009 CBOS na zlecenie rządu przeprowadził sondaż w sprawie stosunku do eutanazji Polaków.
Zgodnie z sondażem 48% Polaków uważało, że lekarze powinni dokonywać eutanazji na życzenie cierpiącego.
Zdecydowanie najwyższy procent zwolenników był wśród młodziezy, ateistów oraz deklarujących przekonania lewicowe. Zwolennikami eutanazji stosunkowo częściej niż inni byli mieszkańcy miast powyżej 500 tys. ludności, czyli MWzDM,a w grupach społeczno-zawodowych – prywatni przedsiębiorcy, pracownicy usług, uczniowie i studenci oraz bezrobotni.
Za eutanazją głosowali przede wszystkim ludzie młodzi i zdrowi, dla których problem śmierci był problemem abstrakcyjnym, jako że ich nie dotyczył.
Zwolennikami eutanazji byli zwolennicy SLD (58 proc.) i PO (54 proc.). Przeciwnikami tego typu rozwiązania byli przede wszystkim potencjalni wyborcy PiS (67 proc.).
W badaniu CBOS zauważono ponadto, że określenie „eutanazja” ma wydźwięk zdecydowanie pejoratywny – gdy pytano o stosunek do eutanazji za pomocą tego właśnie pojęcia, liczba zwolenników okazała się zdecydowanie niższa niż wówczas, gdy w pytaniu o śmierć na życzenie nie pojawiło się to słowo, a pytano, czy lekarze powinni spełniać wolę cierpiących nieuleczalnie chorych.

Jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.
Istnieją więc już bojownicy o prawo do eutanazji zbijający na tym majątek.
W drugiej połowie lat 90 Australijczyk, Philip Nitschke. rozpoczął tę batalię. Mówił, że dobrowolna eutanazja powinna być dostępna nie tylko dla ludzi nieuleczalnie chorych, ale i dla osób starszych zmęczonych życiem. Lekarz zwany w swej ojczyźnie “Doctor Death”
jeździł po świecie i instruował ludzi, jak umrzeć szybko i bezboleśnie. Do 2009 był już w Wielkiej Brytanii, w Kanadzie i USA wraz ze sprzedawanym za 50$/ szt. pakietem do autoeutanazji – plastikowym pudełkiem z ampułkami nembutalu i ze strzykawką. Zestaw można było zamówić w kierowanej przez niego organizacji Exit International. Australijczyk był pierwszym lekarzem, który legalnie uśmiercił proszącego o ulżenie w cierpieniach pacjenta, wstrzykując mu mieszankę barbituranów. W 1997 r. wywalczył wprowadzenie prawa do eutanazji na Terytorium Północnym w Australii. Chorzy mogli tam korzystać ze sterowanego komputerowo dozownika z trucizną. Kiedy rząd federalny uchylił kontrowersyjne prawo, chciał wysłać na wody międzynarodowe “statek śmierci”, na którym można by bez łamania zakazów dokonywać eutanazji.

Podobnie energicznie poczyna sobie w Szwajcarii stowarzyszenie Dignitas oferujące płatną pomoc w samobójstwie. Ostatnio Szwajacaria próbowała zablokować ten proceder.
Poirytowany planami władz Szwajcarii szef stowarzyszenia Dignitas oświadczył, że wprowadzenie zakazu „turystyki śmierci” jest jak współudział w Holokauście.Swoją wypowiedzią Ludwig Mirelli nawiązał do wydarzeń, które miały miejsce podczas drugiej wojny światowej, kiedy to Szwajcaria zamknęła granicę przed Żydami, którzy szukali pomocy w tym kraju.
I skoro tak, szwajcarska firma propagująca „godną śmierć” otworzyła swą filię w Niemczech. Propagująca eutanazję instytucja od 1998 r. pomogła umrzeć 453 nieuleczalnie chorym ludziom. Ponad połowa z nich przyjechała z Niemiec.
– Zamierzamy przeforsować w Niemczech prawo pełnoletnich ludzi do samostanowienia o własnej śmierci, właśnie z tego kraju mamy najwięcej zgłoszeń – mówi Ludwig A. Minelli, założyciel Dignitasu, której slogan brzmi “Godne życie, godna śmierć”.


Wyniki holenderskich sondaży wskazują, że około 60 %. starszych osób boi się, że zostaną uśmierceni wbrew ich woli. Wielu chorych właśnie z powodu tego lęku decyduje się na wyjazd do szpitali niemieckich, gdzie eutanazja jest nielegalna. Nie bezpodstawnie, bo w 2001 roku holenderski raport dotyczący eutanazji wykazał, że około 1000 osób zostało zabitych przez lekarzy bez swojej wyraźnej prośby.
Mimo zalegalizowania eutanazji od 2002 roku ponad 90% osób żyjących w holenderskich domach opieki nie chce z niej nigdy skorzystać.
Wbrew opinii, że prośba o eutanazję wynika z choroby nieuleczalnej, jedynie 3,5 % ludzi umierających tam na raka jest zainteresowanych eutanazją.
Coraz częściej mówi się też w Holandii o eutanazji w stosunku do upośledzonych dzieci – w niektórych holenderskich szpitalach rodzice otrzymują od lekarzy bezpośrednie propozycje “pomocy” w uśmierceniu dziecka, które urodziło się z poważnymi dysfunkcjami.. Prawo do śmierci szybko staje się obowiązkiem śmierci.

Coraz więcej holenderskich lekarzy w szpitalach i domach opieki odmawia uśmiercania pacjentów. Lekarze odmawiają dokonywania eutanazji, bo sumienie nie pozwala im na te praktyki. Innych odstrasza skomplikowana procedura prawna. Lekarze mogą przeprowadzić eutanazję tylko wtedy, gdy pacjent jest nieuleczalnie chory, cierpi na ból nie do zniesienia i jest w stanie podjąć decyzję o odejściu w sposób świadomy, co wyklucza chorych psychicznie. Jeśli te warunki nie zostaną spełnione, lekarz może trafić do więzienia i stracić licencję.
W związku z tym Holenderskie Stowarzyszenie Dobrowolnej Eutanazji (NVVE) planuje otworzyć klinikę dla pacjentów, którym lekarze odmówili skrócenia życia.
 Klinika dokonywałaby eutanazji ponad tysiąca pacjentów rocznie cierpiących na demencję, choroby psychiczne lub inne przewlekłe schorzenia.
W nowej klinice na śmierć nie musieliby długo czekać. Każdy pacjent spędziłby nie więcej niż trzy dni w szpitalnym łóżku, zanim zostałby poddany eutanazji.

W 2009 roku w Holandii 2636 osób odeszło z tego świata z pomocą lekarzy. To o 13 % więcej niż rok wcześniej. „Ponieważ nie wszystkie szpitale zgłaszają przypadki eutanazji, prawdziwa liczba może być nawet pięciokrotnie wyższa. Statystyki wykazują także rosnącą liczbę przypadków tzw. powolnej eutanazji. Pacjent jest usypiany, nie otrzymuje płynów ani pokarmu, aż umrze z wycieńczenia. Według danych z ubiegłego roku umarło w ten sposób około 10 tysięcy pacjentów. Ponieważ praktyka ta nie jest uznawana za eutanazję, tylko za formę „opieki paliatywnej”, nie podlega obowiązkowi zgłoszenia do resortu zdrowia. Według sondażu przeprowadzonego przez Uniwersytet w Nijmegen w 2005 roku (jedyna ankieta na ten temat przeprowadzona wśród lekarzy) zdecydowana większość personelu medycznego przyznaje się do stosowania tej metody zamiast eutanazji. Przypadki zagładzania na śmierć osób nieprzytomnych są coraz częstsze. Ocenia się, że do 46 % zgonów w domach starców w Holandii następuje w wyniku tej praktyki.”
http://www.rp.pl/artykul/598046.html

Jakby tego było mało, organizacja holenderskich lekarzy i polityków „Z Własnej Woli” zbiera podpisy pod projektem ustawy, która ma zalegalizować pomoc w samobójstwie dla wszystkich osób, które mają więcej niż 70 lat. „Tydzień życia spełnionego”, taki tytuł nosi nowa kampania holenderskiego, pro – eutanazyjnego stowarzyszenia, którego celem ma być danie możliwości „ludzkiego” odejścia tym, którzy nie są chorzy.
Inicjatywa skierowana jest do osób, które swoje życie uznają za spełnione, a kampania jest reklamowana w mediach publicznych.

W Holandii, tym pierwszym europejskim kraju o zalegalizowanej eutanazji samobójstwo wspomagane przez lekarza przekształciło się w bezpośrednie zabijanie pacjenta przez lekarza. Eutanazja śmiertelnie chorych obecnie objęła również przewlekle chorych. Eutanazja z przyczyn fizycznych poszerzyła się o tzw. wskazania psychiatryczne. Dobrowolna eutanazja poszła o krok dalej, i dopuszcza się eutanazję bez zgody pacjenta.
W połowie października 2005 r. przedstawiono w holenderskim parlamencie wytyczne dotyczące eutanazji noworodków i niemowląt. Ich przyjęcie umożliwi uśmiercanie chorych dzieci w majestacie prawa.

Holenderskie media spodziewają się, że stworzony zostanie precedens, który pozwoli w przyszłości na eutanazję osób, które same nie są w stanie wyrazić swojej woli. Będzie to rozwiązanie o tyle paradoksalne, że definicja eutanazji mówi, iż jest to “aktywne pozbawienie człowieka życia na jego własną prośbę”.

Prześledzenie dziejów eutanazji w Holandii pokazuje, jak działa zasada “ruchomego horyzontu”. Najpierw nagłaśnia się jakiś niezwykle rzadki przypadek działania wbrew prawu i usprawiedliwia się go względami etycznymi. Później, stosując szantaż moralny i etykę sytuacyjną, robi się dla owego przypadku wyjątek w prawie, odstępując od karania. Następnie wyjątek ten rozrasta się (bo co nie jest karalne, jest dozwolone), aż w końcu staje się regułą. Wtedy historia się powtarza – nagłaśniany jest kolejny przypadek, robione są kolejne wyjątki, powstają nowe reguły, a w rezultacie horyzont prawny i moralny stale się zawęża.

Pierwszy raport na ten temat holenderskie ministerstwo zdrowia sporządziło w 1990 r. Wynikało z niego, że w Holandii w roku tym przeprowadzono 25 306 zabiegów eutanazji, z czego aż 14 691 przypadków stanowiły przypadki eutanazji bez wiedzy i zgody pacjenta, czyli tzw. kryptanazji.

Lekarze twierdzą, że kryptanazja nie jest wcale nadużyciem eutanazji, lecz jedynie jej logiczną konsekwencją: Ważna przyczyna, która sprawia, że dobrowolnej eutanazji musi towarzyszyć eutanazja niedobrowolna, leży w samej logice eutanazji. Kto wierzy i głosi, że pozbawienie człowieka życia, aby uwolnić go od cierpień, jest dobrodziejstwem, nie ma prawa pozbawić niektórych cierpiących tego dobrodziejstwa tylko dlatego, że nie są w stanie sami o to poprosić.

Istnienie procederu, który jest z jednej strony nielegalny, ale z drugiej – nie jest ścigany przez prawo – spowodowało zmiany w mentalności społecznej. Doszło do tego, że na początku lat 90-ych aż 77 % ankietowanych Holendrów popierało uśmiercenie pacjenta bez jego wiedzy i zgody.

Z ustawy przyjętej w 2002 r. nie do końca zadowolony był przewodniczący wspomnianej już organizacji NVVE, dr Rob Jonquiere. Prawo mówi bowiem, że prośba o eutanazję powinna być dobrowolna, świadoma i wielokrotnie powtarzana.
Zdaniem Jonquiere’a ustawa taka dyskryminuje osoby, które nie mogą same poprosić o eutanazję, zwłaszcza ludzi upośledzonych umysłowo i chore dzieci. Według niego należy rozszerzyć prawodawstwo także na te osoby – oczywiście bez ich wiedzy i zgody.

Gdyby prawo takie zostało uchwalone, byłoby tylko usankcjonowaniem istniejącej już praktyki. Przyczyną 40 proc. wszystkich zgonów osób chorych psychicznie w Holandii jest eutanazja, a właściwie kryptanazja. Podobnie rozpowszechnione stało się pozbawianie życia ciężko chorych dzieci.

„W 1987 r. Rada Zdrowia (organ doradczy rządu holenderskiego) wydała zalecenie, by prośba o eutanazję zgłoszona przez dziecko, które skończyło 12 lat, była przez lekarzy akceptowana, nawet jeżeli jego rodzice są temu przeciwni. Przeciwko zaleceniu temu zaprotestowała wspomniana już NVVE, twierdząc, że… jest to dyskryminacja dzieci poniżej 12-ego roku życia.

W 2002 r. grupa lekarzy z Groningen ogłosiła standardy wykonywania eutanazji na noworodkach. Zalecają one uzyskanie zgody rodziców na uśmiercenie dziecka oraz stwierdzenie przez lekarzy nieuleczalności choroby i niemożności złagodzenia bólu. To właśnie “protokół z Groningen” stał się podstawą najnowszej ofensywy legislacyjnej zwolenników eutanazji.

Prawo do eutanazji nie jest wcale – jak argumentują jego zwolennicy – prawem do decydowania o własnym życiu. Nie trzeba legalizować eutanazji, by móc decydować o swoim życiu. Ani samobójstwo, ani jego próba w żadnym państwie nie są karane. Istotą sporu nie jest więc prawo decydowania o swoim życiu, lecz o życiu innych. W rzeczywistości zalegalizowanie eutanazji to swoista licencja na zabijanie.”
http://www.bosko.pl/klopotnik/?art=928/

Na każde 5 osób, które umierają w Holandii, jedną zabija lekarz. Połowa pacjentów zabijana jest bez pytania ich o zdanie, czy też bez wiedzy ich rodzin.
Co ciekawe, w Holandii jedynie 5% pacjentów, którzy zażądali eutanazji podało ból jako przyczynę tej prośby. Główną przyczyną jest depresja. Istnieje cała lista czynników, które ją wywołują i podtrzymują — strach, niepokój, troska o finanse, lęk przed bólem. Osoby proszące o eutanazję czują się często niekochane, zmęczone życiem, pozbawione godności i nade wszystko – obawiają się zależności od innych.

Była holenderska minister zdrowia, Els Bort, która w 2001 r. doprowadziła do zalegalizowania eutanazji, teraz przyznaje, że był to błąd. Trzeba było skupić się na opiece paliatywnej.
W latach 1994-2002 to ona przedstawiła niesławny projekt ustawy legalizującej eutanazję, a kiedy projekt został przyjęty, Holandia stała się pierwszym na świecie krajem, który uznał za zgodne z prawem „zadanie śmierci osobie nieuleczalnie i terminalnie chorej umotywowane skróceniem jej cierpień”.

W 2008 r. holenderscy lekarze zgłosili do obowiązkowego rejestru 2 331 przypadków eutanazji, 400 przypadków samobójstwa wspomaganego oraz 550 tzw. zgonów bez zgody pacjenta (np. odłączenie od aparatury podtrzymującej życie na podstawie decyzji personelu medycznego).
Jednoczesnie zaś Holandia wciąż nie ma opieki paliatywnej.
Doprowadzono do dramatycznego niedoboru odpowiedniej opieki nad tymi, którzy są w fazie terminalnej choroby nowotworowej lub doświadczają przewlekłej, postępującej niepełnosprawności. Skoro nie ma odpowiedniej opieki, nie pozostaje nic innego jak zalegalizować eutanazję.
I tak w Holandii stale poszerza się krąg osób, które będzie można uśmiercić z mocy prawa…

W Kanadzie środowisko pro-eutanazyjne właśnie przedstawiło projekt legalizacji eutanazji i samobójstwa wspomaganego. Argumentację na rzecz zmian w prawie wzięto z Holandii.

Jarosław Gowin chce zaprowadzić w Polsce nowy porządek i przeforsować tzw. Testament życia, który niczym nie różni się od eutanazji, poza nazwą.

W majestacie prawa ludzie są masowo zabijani nie z własnej woli, ale w wyniku manipulacji, które stworzyłyby iluzję, iż dana osoba rzeczywiście wyraziła zgodę na własną śmierć.

Za PRL istniało hasło:”Emeryci, popierajcie partię czynem, umierajcie przed terminem”.
Teraz – w obliczu niewydolności służby zdrowia z jednej strony, a zapaścią systemu emerytalnego z drugiej – hasło wraca z siłą wodospadu.
W Europie w majestacie prawa trwa rzeź starych ludzi.

 Jak na razie ludzie powyżej 65 roku życia w Polsce stanowią 13% ludności naszego kraju. W pozostałych krajach Europy więcej – w Niemczech stanowią już 20% społeczeństwa, we Francji 17%. Żeby uzmysłowić sobie, jak niezwykle stare społeczeństwo stanowimy na świecie, trzeba wyjrzec poza nasz kontynent – w takim Afganistanie ludzie powyżej 65 roku życia to zaledwie 2% społeczeństwa.W dodatku liczba ich będzie stale rosnąć. Europa jest oazą dobrobytu i spokoju, a te czynniki sprzyjają osiąganiu zacnego wieku. Nie jest to jednak na rękę rządom lewaków, zdalnie sterowanych przez NWO, którzy tworzą UE. W dobie kryzysu wypłacanie emerytur, czy zapewnianie kosztownej opieki zdrowotnej – to kwoty, które woleliby przeznaczyć na własne fanaberie. Skoro jednak ludności nieprodukcyjnej nie da się masowo wysłać na skałę Tajgetes i strącić do morza – trzeba ten proceder jakoś wykonać w majestacie prawa. No i nazwać kłamliwie – dobrą śmiercią, eutanazją. ===============================

i dodaj, proszę, datę – 6 marca 2011. To już  ponad 10 lat temu  i sporo się od tego czasu zmieniło (na gorsze). Sigma

Papa Franciszek o Polsce: Wrogo, głupio i bezczelnie.

Papież został zapytany o problem migracyjny i o to, czego oczekuje w tej sprawie od takich krajów jak Polska, Rosja i Niemcy.

Ci którzy budują mury tracą poczucie swojej własnej historii, kiedy sami byli niewolnikami innych krajów. Ci którzy obecnie to robią, takie doświadczenie ma – odpowiedział Franciszek.

Każdy rząd musi jasno powiedzieć: „Mogę przyjąć tyle i tyle osób”. Rządzący wiedzą, ilu migrantów mogą przyjąć. To jest ich prawo. Migrantów należy jednak przyjmować, towarzyszyć im, promować i integrować. Jeśli rząd nie może przyjąć więcej niż określonej liczby osób, musi nawiązać dialog z innymi krajami, które mogą to zrobić. Dlatego właśnie Unia Europejska jest ważna. Ponieważ może tworzyć harmonię między wszystkimi rządami w zakresie dystrybucji migrantów. Pomyślcie o Cyprze lub Grecji, albo nawet Lampedusie na Sycylii [sic!! md] .

Migranci przybywają, a między krajami nie ma zgody, co można z nimi zrobić, gdzie ich wysłać. Migrantów należy integrować. Bez tego mają oni mentalność mieszkańców getta, popadają w przestępczość. Przyjmowanie migrantów nie jest łatwe, ale jeśli tego problemu nie rozwiążemy, ryzykujemy upadek naszej cywilizacji. [do jakiej cywilizacji ten nieszczęsny lewak siebie zalicza?? MD]

Kolejnym dramatem jest wpadanie migrantów w ręce handlarzy ludźmi. Tak więc nie możemy ich przyjąć i zostawić, należy zadbać o integrację, musimy im towarzyszyć i ich wspierać – wyjaśnił Ojciec Święty.

===================

wzięte z : https://pch24.pl/papiez-o-sytuacji-na-granicy-z-bialorusia-ci-ktorzy-buduja-mury-traca-poczucie-swojej-wlasnej-historii-kiedy-sami-byli-niewolnikami/

6 grudnia 2021

Feliks Koneczny zza grobu komentuje Unię Europejską

 
         W książce “Prawa dziejowe” Feliksa Konecznego znajduje się fragment, który przytaczam poniżej (str. 171-173, 190 wydania londyńskiego z 1982 r.), stanowiący świetny komentarz do zjawiska politycznego jakim jest Unia Europejska:
           Uniwersalizm polityczny Aleksandra Wielkiego oparł się o mylne mniemanie, jakoby dało się w sposób sztuczny wyhodować “nowego człowieka” wyższego ponad “przesądy” (że użyję dzisiejszej terminologii) religii, rasy, narodu; człowieka persko-greckiego, przejętego “ideałem ludzkości”. Zasługą historyczną Aleksandra jest, że nikogo nie chciał prześladować, a wprowadzał równość polityczną wszystkich ludów. Jego uniwersalizm był ideowym, podczas gdy wszystkie poprzednie nie miały na myśli niczego innego, jak tylko rozszerzanie granic i panowania “czterem stronom świata”. Rzymski uniwersalizm poszedł także tym śladem. Później dopiero dostrzeżono, że dobrodziejstwem była “pax romana”.
           Następuje uniwersalizm bizantyński. Ideałem granice jak najszersze i nie ma w działalności Bizancjum żadnego innego motywu, jakkolwiek było to już państwo chrześcijańskie. Cesarz ma być zwierzchnikiem całego świata; z tego założenia wyprowadza się wszelkie wnioski. Społeczeństwo nie ma głosu w polityce; państwo bizantyńskie stało się nawet antyspołecznym.
           Od VII w. poczynając, uniwersalizm bizantyński stał się czczą fikcją dworską. Od obalenia państwa Wandalów w Afryce nie zdarzyło się potem ani razu, żeby jakiś kraj sam pragnął być przynależnym do cesarstwa i żeby chciał walczyć o to. Natomiast od XI w. odpadają od cesarstwa całe prowincje. W odrywaniu tym “była metoda”: całe kraje dążyły do samoistności na obszarach posiadających w sam raz odrębność cywilizacyjną. Powtórzył się akt historyczny z okresu diadochów, kiedy państwo uniwersalne Aleksandra Wielkiego rozpadło się według rozmaitości cywilizacji. Potem cesarstwo rzymskie rozpadło się na dwie połowy także według prądów cywilizacyjnych. Te trzy przykłady upoważniają do wniosku, że cywilizacja jest czynnikiem silniejszym od uniwersalności politycznej.
           Cala inteligencja wszystkich krajów europejskich pragnęła nawrócić do państwa uniwersalnego. Długo uznawano teoretycznie cesarstwo “rzymskie” w Bizancjum; cesarzowi wschodniemu przyznawano chętnie prawo do najwyższego zwierzchnictwa nad całym światem. Z utęsknieniem wspominaną była “pax romana”. Gdybyż przynajmniej pomiędzy chrześcijanami wojen nie było! Powstaje ideał “powszechności chrześcijańskiej”, ideał polityczny żeby wznowić imperium pod przewodem papieskim. Z tego wyłonił się program dwoistości najwyższej władzy: duchowej i świeckiej. Nowi cesarze mają pozostawać w zgodzie z Kościołem, jako jego “ramię świeckie”; nie można być cesarzem inaczej, jak za zgodą papieską. Gdy się okazała niemożliwość współdziałania z cesarstwem bizantyńskim, przystępuje Stolica apostolska do utworzenia cesarstwa nowego i następuje koronacja cesarska Karola Wielkiego. Miał to być związek państw katolickich, z własnymi niepodległymi monarchami, lecz pod przewodnictwem cesarza wyznaczonego przez papieża. Projekty te zawiodły. Natenczas stolica apostolska wznawia starania, by jednak wskrzesić z Bizancjum uniwersalizm ogólnoeuropejski, a bez względu na to, kto zostanie cesarzem bizantyńskim, choćby Serb, choćby Bułgar. Nowe zawody. Zwracano się wtedy z powrotem ku samemu Zachodowi, obmyślając nowy uniwersalizm polityczny, jak związek “panów i ludów chrześcijańskich”.
Tymczasem atoli nastąpiła ekspansja cywilizacji bizantyjskiej ku Zachodowi, powstała kultura bizantyńsko-niemiecka i jako bizantyńska, zwrócona przeciwko papiestwu. Cesarstwo niemieckie stanęło przeciwko Kościołowi. Kiedy jednak Staufowie wznowili ideał zdobywania czterech stron świata i przystępowali do założenia monarchii, która miała sięgać od Renu po Jerozolimę, Stolica apostolska popierała z razu tę uniwersalność; lecz zawiodła się, zbierając z tej omyłki gorzkie owoce. Wysilano się dalej na obmyślanie państwa uniwersalnego w Europie w nadziei, że cesarstwo niemieckie pogodzi się z papiestwem, że w danym razie odejmie się koronę cesarską Niemcom, a Niemcy pozostaną mimo to w związku imperium o dwoistej władzy najwyższej. Uniwersalność chrześcijańska istniała wprawdzie tylko w teorii, lecz działała na umysły: zwracano się surowo przeciwko wytwarzającym się tymczasem prądom narodowym, jako burzycielom owego uniwersalizmu. Patriotyzm traktowano jako herezję (spalenie Dziewicy Orleańskiej).          Był to najwyższy błąd. Historia poucza, że uniwersalizm chrześcijański w Europie niemożliwym był jako zrzeszenie państw bez względu na narodowość, lecz musiałby uwzględnić obydwa rodzaje zrzeszeń: państwowe i narodowe – czyli, że może powstać tylko zrzeszenie państw narodowych.
         Zanim rozszerzyła się w Europie idea narodowa, zapanowała inna, mianowicie dynastyczna, wyłaniająca się konsekwentnie z prawa feudalnego, a następnie oparta o legalizm. Od XV w. nastaje wyraźny antagonizm idei dynastycznej a narodowej. Dynaści są kosmopolitami (wyjątków notuje historia niewiele), co rozwinęło się najbardziej u Habsburgów. Każda dynastia stara się opanować jak najwięcej krajów i dzieje polityczne Europy zmieniają się w historię walk dynastycznych. Jest to uniwersalizm kontynentu europejskiego, a więc na małą skalę. Zmierza się bądź co bądź do zmniejszenia liczby granic państwowych i dla tej przyczyny dynastia mająca powodzenie zyskuje tym więcej zwolenników, w imię rozszerzania pokoju, a wśród mieszczaństwa w imię zniesienia granic. Im drobniejsze były państwa, tym więcej granic i tym częstsze, bo bliższe siebie, a każda granica zaporą dla handlu. W walce dynastii handel stawał po stronie silniejszego, bo pragnął państwa jak najrozleglejszego. W mieszczaństwie był silny pęd ku uniwersalizmowi politycznemu. Żadna dynastia nie zdołała atoli opanować całej Europy, bo też nigdy nie pozyskała sobie życzliwości całego kontynentu.          Patriotyzm narodowy zwalczał dynastyczny przerost, bronił się od zaboru i starał się przeszkodzić zaborom w ogóle. Nie sprzeciwiał się atoli zasadniczo uniwersalizmowi, a tylko musiał wydać z siebie nową jego metodę. Powiodło to się jednak tylko jednemu narodowi, temu, u którego idea narodowa była najstarszą – Polakom. Dzięki unii z Litwą nastał pokój stały aż do granic moskiewskich. Pakty unii poprawiane osiem razy utrwalały pokój na przestrzeni równej niemal całej zachodniej Europie. Przykład ten nie był jednak nigdzie naśladowany. Polska zaś stała się przedmiotem nienawiści ościennych dynastii aż w rozbiorach Polski idea dynastyczna zatryumfowała nad narodową. W XIX w. nastaje atoli ponowne zmaganie się, idea narodowa ogarnia wszystkie kraje, a nigdzie już nie pojawiają się sympatie dla idei dynastycznej, pojmowanej kosmopolitycznie. Dynastie, chcąc się utrzymać, robią się narodowymi.
           Odtąd nie można się już spodziewać żadnego uniwersalizmu od dynastii, natomiast pojawiają się rozmaite programy uniwersalizmów, wywodzących się z narodów i społeczeństw. Żąda się coraz głośniej nowej idei uniwersalnej, ponadnarodowej.
         Szereg pomysłów, poczętych z metody medytacyjnej rozbałamucał szerokie warstwy, a tymczasem rzeczywistość zaznaczała się powstawaniem nowych państw uniwersalnych. Są ich dwa rodzaje, oparte na metodach wręcz przeciwnych.
         Nastał niesłychany rozrost potęgi rosyjskiej, na samym zaś schyłku XIX wieku wydala Azja nowy uniwersalizm: japoński. Typowe wznowienie chuci zaborczej na “cztery strony świata”, połączone z pogardą i nienawiścią do wszystkiego, co nie japońskie. W pamiętniku premiera Tanaki wytyczone są już cele zaborcze: Mandżuria, Mongolia, Chiny, a potem … zwyciężyć cały świat. Dawne to już dziś wspomnienia, kiedy po zwycięstwie nad Rosją w r. 1905 propagowano obrazki, na których wyobrażano, jak połączone wojska chińskie i japońskie burzą Paryż. Pod tym względem jedynie Niemcy mogą stanąć obok Japonii – toteż powodzenie obu tych uniwersalizmów musiałoby się zakończyć wojna między nimi.          Wszystkie te trzy państwa uniwersalne obrały taką ideologię i puściły się na takie drogi, iż w razie wstrzymania zaborów grozi im upadek – zupełnie jakby cywilizacja turańska ogarnęła świat od Tokio do Berlina.
           W tym samym atoli okresie, od końca XVIII wieku powstawały zupełnie innymi metodami dwa anglosaskie państwa uniwersalistyczne: Wielka Brytania i Stany Zjednoczone północnej Ameryki. Stany składają się 45 państw [liczba stanów z roku 1900], niepodległych, posiadających własne a nader odmienne ustawodawstwa; wspólnymi są moneta, prawo handlowe, polityka zewnętrzna i głowa całego związku państw. Podobnież Anglia w ostatecznej formie rozwoju składa się z niepodległych “dominiów” związanych wspólnym królem, wspólną polityka zewnętrzną i wzajemną wolnością handlu. Obydwa te uniwersalizmy polityczne powiodły się. Z zestawienia tego faktu z poprzednimi spostrzeżeniami wynika, że państwo uniwersalistyczne naszych czasów może być oparte na autonomii swych części.
         Bez tego zastrzeżenia byłoby tworzenie państwa uniwersalnego krokiem antycywilizacyjnym, przeciwko cywilizacji łacińskiej, a wiodłoby do hegemonii cywilizacji bizantyńskiej lub turańskiej.
           Uniwersalizm rewolucyjny, chociaż lubi piorunować przeciwko granicom państwowym okazał już kilkakrotnie, że się nie obejdzie bez państwa i musi przede wszystkim pozyskać dla siebie jakąś państwowość, która by stała się narzędziem w ręku rewolucji (…)          Możliwą jest synteza dalsza pomiędzy kulturami Zachodu. Jakoż Anglik, Francuz, Włoch, Polak, Skandynaw i do niedawna Niemiec katolicki poczuwali się do jedności cywilizacyjnej, nazywają wspólną swą cywilizację błędnie: europejską. Jest to cywilizacja łacińska, ta prawdziwa “córa Kościoła”, która utrzymywała się nawet u protestantów z wyjątkiem protestantyzmu niemieckiego.
         Praca nad coraz większym zbliżeniem kultur jest jednak możliwa tylko do pewnego stopnia. O jednostajności nie może być mowy, ani też nie jest potrzebna. Kultura raz wytworzono, niechaj się rozwija, bo w organizmie jedność ma być w rozmaitości. Nikt z nas nie należy do dwóch kultur jednocześnie.
           Powyższe słowa Konecznego wskazują, co czeka Unię Europejską. Upadnie albo z powodu odbierania krajom członkowskim ich autonomii, albo z powodu zwycięstwa niemieckiego bizantynizmu w administracji Unii, co będzie nie do wytrzymania dla krajów cywilizacji łacińskiej. Może rozpadnie się na dwie części – bizantyńską i łacińską. Natomiast gdyby przybrała formułę Wspólnoty Brytyjskiej, czy chociażby Szwajcarii, ma szansę przetrwania.  
==============================================
[Z nowej „Opoki w kraju” kwiecień 2012 Macieja Giertycha MD]  Z Archiwum: https://web.archive.org/web/20200924235126/https://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5937&Itemid=49
Dla głębszych studiów – warto tam wchodzić. 23.03.2012.

Nadchodzi Dziadek Mróz

No i jak tu nie przyznać racji Ojcu Narodów, Chorążemu Pokoju, Klasykowi Demokracji Józefowi Stalinowi, że w miarę rozwoju socjalizmu nasila się walka klasowa?

Socjalizm rozwija się w najlepsze, to znaczy – rewolucja komunistyczna w pełnym natarciu przewala się przez Amerykę Północną i Europę, a ściślej – tę część, w której chcieliśmy schronić się przed komunizmem. Właśnie w Niemczech, które – jak to  wreszcie zauważył nawet sam Naczelnik Państwa – pod zmyłkową nazwą “Unii Europejskiej”, budują IV Rzeszę, tamtejsze gangi polityczne dogadały się co do rządu. Socjaldemokraci, czyli Czerwoni, spiknęli się z Zielonymi. Połączenie czerwonego z zielonym daje kolor brunatny, co w Niemczech może wzbudzać rozmaite wzruszające rezonanse.  Ciekawe, czy kiedy w roku 2003 Naczelnik Państwa, który wtedy jeszcze Naczelnikiem Państwa nie był, wiedział, że stręcząc Polakom Anschluss, stręczy nam IV Rzeszę, czy jeszcze nie wiedział? Jeśli wiedział, no to niedobrze, bo to znaczy, że jego płomienny patriotyzm można włożyć między bajki, a jeśli nie wiedział, to też niedobrze, bo to znaczy, że był mało spostrzegawczy. Budowa IV Rzeszy bowiem została oficjalnie przesądzona w roku 1993, kiedy to wszedł w życie traktat z Maastricht, który zmienił funkcjonowanie wspólnot europejskich z formuły konfederacji, czyli związku państw, na formułę federacji, czyli europejskiego państwa związkowego, a więc IV Rzeszy – bo niby czego

Mniejsza jednak o Naczelnika Państwa, który – jak się okazuje – uczy się bardzo powoli, skoro zorientowanie się, że razem z Donaldem Tuskiem i innymi folksdojczami, wpakował Polskę do IV Rzeszy, zajęło mu prawie 20 lat. Mówi się: trudno, ale przecież nie chodzi o roztrząsanie przymiotów Naczelnika Państwa, tylko o rewolucję komunistyczną, która przewala się przez zachodnią część Europy, wykorzystując w tym celu instytucje “Unii Europejskiej”. Nawiasem mówiąc, Adolf Hitler też był socjalistą rewolucjonistą i za takiego się uważał, podobnie jak Ojciec Narodów Józef Stalin, którego w swoim czasie pod niebiosa wychwalali sowieccy kolaboranci, między innymi – antenaci pana red. Adama Michnika. Przypominam o tym nie po to, by komuś dokuczyć, bo wyobrażam sobie, jak pan red. Michnik musi cierpieć w skrytości, że jest potomkiem sowieckich kolaborantów i że ta okoliczność może utrudnić w przyszłości jego kanonizację. Jakieś starania zostały już chyba podjęte, bo  pan Bogdan Białek, przewodniczący stowarzyszeniu im. Jana Karskiego, właśnie odkrył, gdzie leży Prawda. Otóż Prawda leży tam, gdzie stoi pan red. Adam Michnik. Jak pan redaktor się przemieszcza, to i Prawda się przemieszcza i wskutek tego, raz leży tu, a innym razem – zupełnie gdzie indziej, zgodnie z nieubłaganymi prawami dialektyki marksistowskiej.  Jestem pewien, że  nasilające się ostatnio na łamach żydowskiej gazety dla Polaków oskarżenia narodu polskiego o kolaborację z Hitlerem są z tą obawą co do kanonizacji jakoś związane, bo jeśli Polacy kolaborowaliby z Hitlerem, to żaden z nich nie ośmieliłby się nieubłaganym palcem wytykać rodzinie pana red. Michnika kolaboracji ze Stalinem.

Wracając tedy do rewolucji to wypada podkreślić, że zarówno Adolf Hitler, jak i Józef Stalin, pragnęli lepszego świata, nie dla siebie oczywiście, tylko dla Ludzkości, z tym, że jeden wykombinował sobie, że świat zmieni się na lepszy, gdy usunie się z niego niewłaściwe rasy, podczas gdy drugi – że świat będzie lepszy, gdy usunie się z niego niewłaściwe klasy.  Jak się okazuje, aż tak wielkiej różnicy między nimi nie było, bo co zasady, to się przecież ze sobą zgadzali. Nie ma też wielkiej różnicy między likwidowaniem niewłaściwych ras i likwidowaniem niewłaściwych klas. I w jednym i w drugim przypadku trzeba używać dołów z wapnem, w których, zwłaszcza po pewnym czasie, jednych od drugich odróżnić niepodobna.

Okazało się jednak, że rewolucję komunistyczną można robić też innymi metodami, no i właśnie na obecnym etapie te metody są w powszechnym użyciu. Chodzi nie tylko o to, że rasa uważana wcześnie za niewłaściwą, okazała się tą najwłaściwszą, na którą nikomu nie wolno podnieść ręki, bo albo mu ta rękach uschnie, albo zostanie odrąbana. Chodzi również o to, żeby zapanowała Równość, żeby nikt nie czuł się wykluczony, ani stygmatyzowany. Kiedy zapanuje Równość, wszyscy będą szczęśliwi, a jak wszyscy będą szczęśliwi, to i świat stanie się lepszy, no bo jakże inaczej? Wprawdzie poeta powiada, że “by mogła zapanować Równość, trzeba wpierw wszystkich wdeptać w gówno”, ale – po pierwsze – nie ma takich ofiar, których nie można by poświęcić dla naprawienia świata, a po drugie – niekoniecznie “wszystkich”, bo tylko nienawistników. A kto jest nienawistnikiem? Odpowiedź jest prosta, jak budowa cepa: ten, kto się z nami nie zgadza. Toteż nienawistnicy są potencjalnie przeznaczeni do dołów z wapnem, ale na tym etapie jeszcze się ich tylko “potępia”, podobnie jak obywateli niezaszczepionych. Jeśli jednak epidemia jeszcze trochę potrwa, to pewnie się okaże, że ci niezaszczepieni nie tylko, zgodnie z uprzednimi ustaleniami, będą musieli posłusznie powymierać, ale w dodatku nie zostaną wpuszczeni do Królestwa Niebieskiego, gdzie też wprowadzone zostaną stosowne certyfikaty. Już na tym przykładzie widać, że walka klasowa jak najbardziej się nasila, a tylko ofiary się zmieniają.

Nie tylko zresztą ofiary. Każda rewolucja, a komunistyczna w szczególności, poza ofiarami ma też bohaterów. Z okazji epidemii, na bohaterów wyrastają także obywatele zaszczepieni, ale przecież nie są oni ani jedyni, ani nawet najważniejsi. Rewolucja bowiem – a komunistyczna pod tym względem nie różni się od wszystkich innych – wytwarza własną szlachtę. Narodowy socjalista Adolf Hitler upatrywał kandydatów na szlachtę w “nordykach”, a z kolei Józef Stalin – w człowiekach sowieckich, którzy spenetrowali nieubłagane prawa dziejowe i z tego tytułu powinni spełniać przewodnią rolę.

Na obecnym etapie rolę takiej awangardy przyznaje się “kobietom”, które chętnie się takim łechtaczkom poddają, ale przede wszystkim – sodomitom. Jak zapowiedział pretendujący do stanowiska amerykańskiego ambasadora w Warszawie pan Brzeziński, “gdy tylko w Polsce obejmę władzę”, będzie nieustanie naciskał na tubylczy rząd by przestał sprzeciwiać się sodomitom. Najwyraźniej sodomici, obok “kobiet” zostali na obecnym etapie upatrzeni na  awangardę – a potem oczywiście się zobaczy. Zaczyna się to rozmaicie przekładać na sprawy obyczajowe i doszło do tego, że pewna maltańska durnica, którą Nasza Złota Pani wystrugała z banana na komisarza UE, zaproponowała zaprzestanie nazywania nadchodzących świąt, świętami Bożego Narodzenia. Tak samo było w Sowietach, gdzie obchodziło się Dziadka Mroza. Czegóż chcieć więcej?

Stanisław Michalkiewicz https://www.magnapolonia.org/nadchodzi-dziadek-mroz/

UE: Atak „na karpia” => na płeć => na Boże Narodzenie => na imiona chrześcijańskie => na BOGA.

Pomiędzy absurdem a śmiertelnym zagrożeniem. Unijna taktyka „na karpia” w walce z Bożym Narodzeniem

Unii Europejskiej na Boże Narodzenie i imiona chrześcijańskie – może być symptomem już nadchodzącego zwycięstwa Rewolucji. Czy wyrugowanie terminologii chrześcijańskiej i języka wykluczającego „różne płcie” to tylko kosmetyka na trupie zachodniej cywilizacji? Czy może ta ostateczna ofensywa będzie bodźcem do szerszego oporu?

Ukazy „władzy” w Brukseli bywają tak absurdalne, że łatwo je zbagatelizować. Zapewne myślimy nieraz: To tylko fantazje jakichś fanatycznych antyklerykałów, oderwanych od rzeczywistości i ględzących coś od rzeczy za nasze pieniądze w Parlamencie Europejskim.

Spójrzmy jednak na to zjawisko jako na znak czasu – signum temporis – bo choć unijni biurokraci nie mają mocy demiurgów, to ich działania odzwierciedlają swoistą „gotowość” upadającej cywilizacji Zachodu do gruntownego przemeblowania systemu wartości i kodu kulturowego.

Chodzi o projekt tzw. „Unii równości”, w ramach którego używanie terminu „Boże Narodzenie” miałoby być zakazane, podobnie jak chrześcijańskie imiona. Propozycja wysunięta przez Komisję Europejską zakładała też nowe rozumienie parytetu płci, aby zapewnić reprezentację przedstawicielom „wszystkich płci” w unijnej debacie. I należy zauważyć, że fakt, iż ostatecznie eurokraci wycofali się z tego szalonego pomysłu, jest właściwie bez znaczenia. Symptomatyczne są bowiem te ich podchody, a ich ostateczny sukces – w przypadku braku powszechnego oporu – może być tylko kwestią czasu.

Krok w krok za utratą wiary i powszechną apostazją postępuje wykorzenienie kulturowe. Kończy się obecnie epoka, która trwała pod znakiem „wierzący, niepraktykujący” i w której coraz częstszym zjawiskiem, nawet w „katolickiej” Polsce, było choćby obchodzenie świąt Bożego Narodzenia bez najmniejszego odwołania do faktu narodzin Zbawiciela, a jedynie w ramach „świeckiej tradycji” gromadzenia się przy stole i jedzenia barszczu z uszkami.

Niestety, pomimo nawet najgłębiej zakorzenionego w zbiorowym sentymencie Europejczyków przywiązania do narodowych potraw świątecznych, na tym poziomie – ani na poziomie językowym – nie uda nam się obronić przed ofensywą unijnych neomarksistów. Banalizacja tego sporu, właśnie poprzez sprowadzenie go do kłótni o przysłowiowego bożonarodzeniowego karpia, również sprzyja uśpieniu uwagi…

Wojna toczy się o przetrwanie ludzkości w dotychczasowym wymiarze, gdyż negowane są już nie tylko prawa religii objawionej i cywilizacji, którą stworzył Kościół, ale porządek naturalny i podstawowe rozróżnienia antropologiczne, takie jak obiektywne istnienie „tylko” dwóch płci. Dlatego nieliczni przedstawiciele katolickiej hierarchii, którzy nie godzą się na kompromis ze światem, podkreślają głębszy charakter tych zmagań w kontekście odwiecznej walki dobra ze złem.

Dlatego wśród bieżących, coraz bardziej kuriozalnych, pomysłów na reorganizację rzeczywistości, nie dajmy się zwieść tej unijnej taktyce „na karpia” i zwracajmy oczy ku prawdziwym, duchowym źródłom, które niegdyś zapewniły żywotność naszej cywilizacji.

Filip Obara https://pch24.pl/pomiedzy-absurdem-a-smiertelnym-zagrozeniem-unijna-taktyka-na-karpia-w-walce-z-bozym-narodzeniem/