Prawo Duvergera, czyli dlaczego Jarosław Kaczyński musiał przegrać te wybory

Prawo Duvergera, czyli dlaczego Jarosław Kaczyński musiał przegrać te wybory

http://jow.pl/prawo-duveregera-czyli-dlaczego-jaroslaw-kaczynski-musial-przegrac-te-wybory/

Wojciech Błasiak 30 października 2023

Polskie i polskojęzyczne media pełne są analiz przyczyn klęski wyborczej partii Jarosława Kaczyńskiego w wyborach AD 2023. Analiza tych przyczyn jest w większości mniej lub bardziej słuszna, ale nie dotyka istoty przegranej.

Przyczyny porażki wyborczej

Te analizowane przyczyny to nade wszystko niezdolność do budowy narodowej siły państwa; siły jego oświaty, nauki, ochrony zdrowia i przede wszystkim siły jego narodowej gospodarki, z silnym prywatnym i państwowym polskim kapitałem. Ta niezdolność była wynikiem kunktatorskiej i kompradorskiej, acz i nieudolnej wobec Brukseli i Waszyngtonu polityki wewnętrznej i zagranicznej, maskowanej buńczuczną i prostacką propagandą pseudo-patriotyczną. Aż po prozaiczne przyczyny drażniącego wyborców zadufania i arogancji rządowych polityków, z jawnym i ogromnym przekupywaniem świadczeniami pieniężnymi dużych grup społecznych, przy równoczesnej degradacji płacowej i społecznej służb publicznych, z nauczycielami w roli głównej. Szczególnie oburzająca była właśnie degradacja ekonomiczna 700 tys. nauczycieli: dla zobrazowania, nauczyciel dyplomowany zarabia obecnie 4 550 zł brutto, a pomoc kuchenna w stołówce w tej samej szkole blisko 5 700 zł brutto.

Ale te wszystkie przyczyny przy innej konfiguracji koniunktur na polskiej scenie politycznej mogły nie wystarczyć. Jarosław Kaczyński, bo to on jest bezpośrednią i personalną przyczyną porażki wyborczej PiS, musiał te wybory przegrać. Musiał, gdyż od lat jego strategia polityczna opiera się na założeniu, iż, jak to sam ongiś ujął – „na prawo (od nas – WB) ma być tylko ściana”. A jest to strategia oparta na niezrozumieniu własnych interesów, co potocznie nazywa się głupotą.

Ordynacja wyborcza a system partyjny

W latach 50. XX wieku francuski politolog i prawnik Maurice Duverger sformułował twierdzenie o zależności systemu partyjnego od ordynacji wyborczej, znanym powszechnie w naukach społecznych jako „prawo Duvergera”. M. Duverger twierdził, iż wybory w ordynacji większościowej prowadzą do systemu dwupartyjnego, z wielkimi i silnymi partiami. Wybory zaś w ordynacji proporcjonalnej, a taką mamy w Polsce od 1991 roku, prowadzą do systemu wielopartyjnego i rządów koalicyjnych.

To twierdzenie rozwinął w Polsce w latach 90. XX wieku prof. Jerzy Przystawa z Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Ostatecznie to „prawo Duvergera-Przystawy” brzmi następująco:

Ordynacja większościowa prowadzi do wyłonienia w drodze wyborów systemu dwupartyjnego z relatywnie silnym wykonawczo rządem jednej partii tworzonym bezpośrednio po wyborach; ordynacja proporcjonalna prowadzi do wyłonienia w drodze wyborów systemu wielopartyjnego z relatywnie słabym wykonawczo rządem koalicyjnym wielu partii tworzonym w wyniku konsultacji i negocjacji międzypartyjnych.


Prawidłowość społeczna i wyjątki ją potwierdzające

To prawo Duvergera-Przystawy jest wynikiem logiki wyborczej ordynacji większościowej i ordynacji proporcjonalnej. I jest prawidłowością społeczną.

Jak każda prawidłowość społeczna działa tylko w masowej skali i w długim okresie czasu i to w formie stałej tendencji modyfikowanej zmiennym kontekstem społecznym. W wyniku splotu okoliczności koniunkturalnych tego kontekstu zdarzają się wyjątki w funkcjonowaniu tej prawidłowości. I takim wyjątkiem był powołany w 2010 roku w Wielkiej Brytanii po 70 latach rządów jednej partii, koalicyjny rząd socjaliberałów i konserwatystów. I takim wyjątkiem był, powołany w 2015 roku po 24 latach rządów koalicyjnych w Polsce, rząd jednej partii Prawa i Sprawiedliwości. A już zdumiewające było omalże powtórzenie tego wyjątku w wyborach w 2019 roku, choć już bez przekupywania indywidualnie posłów taki rząd by nie powstał.

Powstaje pytanie, jak można było liczyć na powtórzenie po raz trzeci wyjątku w działaniu prawidłowości społecznej? Otóż nie można było w praktyce liczyć. Takie liczenie było zaklinaniem rzeczywistości i przejawem zwykłej głupoty politycznej. Było wbrew społecznej logice wyborczej ordynacji proporcjonalnej.

Strukturalne przyczyny prawidłowości Duvergera-Przystawy

Otóż w ordynacji większościowej wybiera się tylko jednego posła w relatywnie niewielkim okręgu wyborczym. Ten niewielki, kilkudziesięciotysięczny okręg jest tu istotny, gdyż opiera kampanię wyborczą na kontaktach i informacjach interpersonalnych, istotnie redukując znaczenie mediów, szczególnie elektronicznych.

Ale decydujące znaczenie ma fakt wyboru tylko jednego posła w okręgu. Przede wszystkim czyni to posła bezpośrednio zależnym od jego wyborców, a nie od partii politycznej.

Decydujące jest wszakże to, że o wyborze kandydata decyduje bezwzględna większość wyborców w jego okręgu wyborczym. Kandydaci muszą się więc odwoływać do interesów, aspiracji i ambicji bezwzględnej większości swoich wyborców, czyli do ich większości, a następnie realizować swe obietnice w parlamencie. A to oznacza konieczność odwoływania się do tego, co nade wszystko łączy większość i poszukiwania rozwiązań wspólnych dla tej większości problemów, a redukowania i marginalizowania tego, co tę większość w różny sposób dzieli. W konsekwencji zaś oznacza to konieczność poszukiwania wspólnych kompromisów w tych podziałach i różnicach. To wzmacnia spójność socjopolityczną, a ostatecznie wzmacnia narodową wspólnotę całego społeczeństwa. Jest to bowiem głosowanie większości politycznych.

W ordynacji proporcjonalnej o wyborze kandydata z listy partyjnej w kilkusettysięcznym okręgu wyborczym decyduje poparcie dla listy wyborczej jego partii i jej liderów krajowych przez określoną część wyborców, jakiś ich procent. Partie i ich liderzy odwołują się za pośrednictwem mediów, szczególnie elektronicznych, do specyficznych i wyodrębnionych interesów, aspiracji i ambicji różnych segmentów społeczeństwa. Nie poszukuje się kompromisowych rozwiązań, a interesy wspólne są w istocie neutralne politycznie, gdyż nie służą wzmacnianiu partykularnego partyjnie elektoratu. Jest to w istocie głosowanie różnych mniejszości politycznych.

Tak więc w ordynacji proporcjonalnej kandydaci z list partyjnych odwołują się ostatecznie do tego, co dzieli społeczeństwo narodowe, a przynajmniej go różnicuje. I dotyczy to również praktyki parlamentarnej tak wybranych posłów. Partie w parlamencie działają zasadniczo na rzecz zwiększania swego partykularnego wpływu na sprawowanie władzy w państwie, a nie rozwiązywaniu problemów całego społeczeństwa.

Tworzenie i podtrzymywanie podziałów socjopolitycznych

Tak więc ordynacja proporcjonalna generuje podziały socjopolityczne i ideologiczne w społeczeństwie zgodnie z logiką wyborczą ordynacji proporcjonalnej, w której to logice funkcjonuje cała scena polityczna. Partie polityczne są obiektywnie zainteresowane utrzymywaniem, a nawet wręcz pogłębianiem tych podziałów, gdyż to podtrzymuje i scala ich segmentowe elektoraty wyborcze. W Polsce wykorzystuje się wręcz koniunkturalne napięcia społeczne, aby je generować i utrwalać dla tworzenia nowych podziałów socjopolitycznych. To ostatecznie prowadzi do osłabiania spójności i więzi narodowych oraz stale deformuje życie polityczne społeczeństwa i destabilizuje procesy rządzenia i administrowania państwem. Drastycznym tego przejawem w Polsce jest przekupywanie przez rządzących wybranych grup i środowisk społecznych, a degradowanie i zaniedbywanie innych.

Tak więc ma to negatywny wpływ na praktykę funkcjonowania parlamentu i jakość jego pracy, podobnie jak i na jakość rządzenia. Choć tu stale trzeba uwzględniać kluczową rolę braku bezpośredniej zależności polityków od wyborców w ramach ordynacji proporcjonalnej, co prowadzi do ich buty i arogancji, a w konsekwencji do korupcji i dekadencji zawodowej oraz osobowej.

„Nie jest rolą członka parlamentu reprezentować wyborców tak, jakby byli losową próbką ludzi – jak to znakomicie ujął kanadyjski filozof polityki John T. Pepall – I nie jest rolą rządu służyć ludziom podzielonym ze względu na ich poglądy czy interesy, problemy czy kultury, płeć czy grupy wiekowe. Rząd musi działać na rzecz wspólnych interesów i spraw publicznych ludzi. Członkowie parlamentu muszą koncentrować się na wspólnym dobru i muszą próbować reprezentować wyborców we wspólnych sprawach, a nie tak jak oni sami mogą być podzieleni.”

A dokładnie tak jest w systemie parlamentarno-rządowym wyłanianym w ramach ordynacji proporcjonalnej.

Dlatego proporcjonalna ordynacja wyborcza generuje podziały socjopolityczne w społeczeństwie i tworzy wielopartyjność systemu politycznego, a w konsekwencji prowadzi do słabych wykonawczo dzięki konieczności kompromisów międzypartyjnych rządów koalicyjnych. I dlatego działa społeczna prawidłowość Duvergera-Przystawy.

Samobójstwo wyborcze Kaczyńskiego

I dlatego J. Kaczyński musiał przegrać wybory parlamentarne AD 2023. Musiał przegrać, gdyż w żaden sposób nie można założyć, że nastąpiłby kolejny raz wyjątek od prawa Duvergera. Musiał przegrać, gdyż jego strategia mogłaby nawet sprawdzić się w ordynacji mieszanej, z dominacją ordynacji większościowej, tak jak na Węgrzech, gdzie partia Victora Orbana zdobyła kolejny raz większość konstytucyjną. Tak, ale na Węgrzech na 199 deputowanych, 106 wybieranych jest w ramach ordynacji większościowej w okręgach jednomandatowych. I tam z reguły wygrywa Fidesz. I czyż nie jest zdumiewające, że ten fakt całkowicie pomijają tak polskojęzyczne, jak i polskie media?

Strategia polityczna J. Kaczyńskiego, którą Leszek Moczulski dobitnie określił jako „endecką”, polegała na politycznej samoizolacji PiS oraz zwalczania i marginalizowania wszelkich ugrupowań politycznych po prawej stronie sceny politycznej. Czyli politycznego niszczenia swoich potencjalnych koalicjantów rządowych. To, aby stworzyć rząd koalicyjny z Konfederacją czy PSL, mając w latach 2019-2023 dokupywaną większość, pewnie było dla J. Kaczyńskiego nie do pojęcia i zrozumienia.

Dobitnym dowodem na niszczenie potencjalnych koalicjantów była kampania wyborcza w państwowej telewizji. Otóż TVP, która corocznie otrzymuje 2 mld zł z państwowego budżetu na realizację „misji publicznej”, ograniczyła programy wyborcze siedmiu zarejestrowanych ogólnokrajowo, partii do 10 minut każdego dnia emitowanych w godzinach nieoglądalności o 16.40. Realizacja misji społecznej w ramach najważniejszego wydarzenia politycznego w roku, została zredukowana do niezauważalności medialnej.

Było to celowe, gdyż chodziło o to, aby żadna nowo startująca partia nie była znana opinii publicznej. W ramach ordynacji proporcjonalnej głosuje się bowiem na medialne wizerunki partii politycznych i ich przywódców, a nie na znanych kandydatów w swoim okręgu. W ten sposób całkowicie wyeliminowano partie Bezpartyjni Samorządowcy i Polska Jest Jedna, które mogłyby współtworzyć rząd koalicyjny z PiS, ze względu na zbieżność programową. Było to jaskrawe złamanie zasady misyjności społecznej TVP, ale i reguły równości wyborczej, na co nie reagowała Państwowa Komisja Wyborcza, a co było jej elementarnym, by nie powiedzieć „psim” obowiązkiem.

Kaczyński i Tusk jako efekt ordynacji proporcjonalnej

Paradoksalnie przyczyna samobójczej strategii J. Kaczyńskiego i PiS leży również w ordynacji proporcjonalnej. J. Kaczyński, podobnie jak i Donald Tusk, zostali wyniesieni na polską scenę polityczną układem „okrągłego stołu” i komunistyczną transformacją w latach 1989-1991. Tak wyłoniona została z istotnym udziałem komunistycznej bezpieki grupa około 500 do 1000 osób. Byli to ludzie wyłącznie ugodowi wobec systemu komunistycznego, a więc bez kręgosłupa ideowego i moralnego, a w istocie również narodowego. Ze sceny politycznej wyeliminowano równocześnie antykomunistycznych i niepodległościowych działaczy rewolucyjnego nurtu „Solidarności” oraz Konfederacji Polski Niepodległej i „Solidarności Walczącej”.

Było to możliwe dzięki puczowi związkowemu Lecha Wałęsy i ostatecznemu dobiciu przez niego i jego popleczników ruchu „Solidarności” w latach 1986-1990. Wałęsa i jego grupa, z braćmi Kaczyńskimi w kluczowej roli, dokonała kradzieży politycznej znaku i znaczenia „Solidarności”. Wyeliminowano władze Komisji Krajowej związku wybrane na I Zjeździe w 1981 roku, zastępując je dobieranymi przez Wałęsę kolejnymi „władzami krajowymi”, z ludźmi skłonnymi do pełnej kolaboracji z komunistami.

Nowy związek zawodowy grupy Wałęsy, pod tą samą nazwą „Solidarności” zarejestrowano w kwietniu 1989 roku. Dokonano wszakże kluczowej zmiany w statucie i usankcjonowano utworzenie przez Wałęsę i jego grupę nowych władz związku, czyli Krajowej Komisji Wykonawczej i Regionalnych Komisji Wykonawczych, co oznaczało unieważnienie wyborów władz związku z lat 1980-1981. Dla ukrycia tego oszustwa politycznego pierwszy zjazd nowego związku, który się odbył w kwietniu 1990 roku, nazwano II Zjazdem „Solidarności”. Unieważniono też niepodległościowy, demokratyczny i uspołeczniający dorobek ideowy i programowy związku, zastępując go akceptacją antynarodowego i anty-pracowniczego programu neoliberalnej transformacji komunizmu, znanej jako tzw. plan Balcerowicza.

Ten najważniejszy fakt dla współczesnej historii Polski jest całkowicie przemilczany, a wręcz ukrywany przez polskie nauki społeczne i polską publicystykę społeczną i polityczną. Fałszuje to zasadniczo całą historię III Rzeczpospolitej. Polskie nauki społeczne i polska publicystyka dogłębnie sfałszowały tę historię.

Ustrojowe liberum veto III RP

J. Kaczyński jako członek grupy Wałęsy, dokonał jeszcze ważniejszego i to fundamentalnego spustoszenia w polskiej historii współczesnej. Jako minister prezydenta Wałęsy był odpowiedzialny za rokowania z władzami Sejmu Kontraktowego sprawy przyszłej ordynacji wyborczej. Pierwotnie miała to być ordynacja mieszana, co jak widać na przykładzie Węgier, istotnie ogranicza negatywne skutki ordynacji proporcjonalnej. W wyniku działań J. Kaczyńskiego, choć nigdy nie zdał on z tego publicznie sprawy, ostatecznie wprowadzono ordynację proporcjonalną, która stała się praprzyczyną wszelkiego zła w III RP.

O małości politycznej, ale i ludzkiej Kaczyńskiego świadczy też jednoznacznie fakt, iż nie odważył się on postawić Tuska w stan oskarżenia o zdradę dyplomatyczną w związku z zamachem smoleńskim w 2010 roku, w którym zamordowano jego brata prezydenta Lecha Kaczyńskiego. D. Tusk, jako premier rządu dopuścił się ewidentnej zdrady dyplomatycznej, fałszując status lotu wojskowego samolotu prezydenckiego. Lot wojskowy był lotem państwowym, a więc śledztwo powinna prowadzić wyłącznie strona polska. Po to, aby oddać śledztwo Kremlowi, trzeba było zastosować lotniczą konwencję chicagowską, a ta dotyczy wyłącznie lotów i samolotów cywilnych. I wie o tym każdy uczeń III klasy technikum logistycznego. D. Tusk sfałszował więc status lotu państwowego czyniąc z niego lot cywilny i uznając samolot wojskowy za samolot cywilny. I żaden najbardziej upolityczniony sąd w Polsce nie odważyłby się go najprawdopodobniej uniewinnić. Tu nie trzeba by nic dowodzić.

Ale dzięki tej ordynacji właśnie nie można skutecznie usunąć ze sceny politycznej takich właśnie ludzi, jak Kaczyński i Tusk oraz ich partyjnych nominatów. Nie można usunąć skutecznie środowisk wypromowanych w latach 1989-1991. I to od trzydziestu paru już lat. Najważniejszą bowiem cechą jest sprzyjanie samoreprodukcji partyjnych grup władzy politycznej, dzięki głosowaniu na partyjne listy wyborcze.

Zdolność do wymiany złych polityków jest bowiem najważniejszą cechą ordynacji wyborczych. W ordynacji proporcjonalnej nie można skutecznie tego zrobić – nie można „wyrzucić kiepskich”, jak to ujął J. T. Pepall. Jest to ustrojowe liberum veto III RP. Nie da się rozpocząć naprawy polskiego państwa bez usunięcia jego ustrojowej wady, jaką jest proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu. I każde kolejne wybory parlamentarne, i każda nowa kadencja Sejmu, i każdy nowy rząd to potwierdzają. I będą potwierdzać. Bowiem jest to prawidłowość społeczna.

30 października 2023

Głos zza grobu, sprzed 12 lat: “Bloger Jarosław Kaczyński o JOW”

“Bloger Jarosław Kaczyński o JOW” [przypomniał w 2023 r. W.b S.]

Jarosław Kaczyński założył blog na S24 i w pierwszym wpisie przedstawił swoją wizję dla Polski. Fakt ten stał się sensacją dnia, a może nawet wielu dni, bo tekst „odświeżono” od razu kilkaset tysięcy razy i i pojawiła się istna lawina komentarzy, co samo w sobie jest wynikiem wyjątkowym i rekordowym. Doniosłe to wydarzenie polityczne zostało zauważone przez chyba wszystkie media i może nawet zepchnęło w cień Afrykę Północną a dziennikarze wszelkich opcji zaczęli przepytywać różnych polityków o ich opinię na ten temat. Zastanawiano się też, czy Jarosław Kaczyński zechce ustosunkować się do pytań i uwag komentujących blogerów, tym bardziej, że miał on do tej pory opinię człowieka unikającego komputerów i Internetu? Ale Prezes PiS i tu sprawił niespodziankę i, w odróżnieniu od wielu innych politycznych blogerów, którzy traktują swoje blogi jako sui generis tablice reklamowe, już 21 lutego, ustosunkował się do szeregu komentarzy.

W zalewie komentarzy padły też pytania o ordynację wyborczą i jednomandatowe okręgi wyborcze w wyborach do Sejmu. 

I tak na przykład, bloger „Kungalu” napisał:

Ja powiadam trzeba dokonać fundamentalnej zmiany systemu. A pierwszym krokiem tej zmiany powinna być zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu, na ordynację JOW jak brytyjska.
Dlaczego PiS tak się boi takiej zmiany? Przecież to jest początek naprawdę patriotycznych przemian.

A Jarosław Kaczyński odpowiada:

Stawianie tak sprawy jest, obawiam się, niezrozumieniem systemu brytyjskiego, gdzie posłowie są w istocie mianowani przez kierownictwo partii. I to w końcu Polacy powinni przyjąć do wiadomości – nie można żyć w świecie zupełnie oderwanym od rzeczywistości. W brytyjskiej praktyce politycznej jest tak: jakiś młody polityk zasługuje się odpowiednio kierownictwu partii i dostaje na próbę „zły” okręg – taki, w którym jego partia zwykle przegrywa. Tam ma się sprawdzić, czy potrafi pracować, czy potrafi być twardy, czy potrafi zrobić duży wysiłek, mimo że wie, że ma minimalne czy prawie żadne szanse na zwycięstwo. Jeżeli się sprawdzi, to w kolejnych wyborach dostaje już taki okręg, gdzie są one znaczne. Przy czym jego związek z tym okręgiem jest w ogromnej większości praktycznie zerowy, jest to bardzo często okręg, w którym on wcześniej nigdy w życiu nie był – nie tylko tam nie mieszka, nie tylko się nie urodził, ale w ogóle nie był. I tak to wygląda, tak wygląda system jednomandatowy i on wtedy może funkcjonować. U nas natomiast jest naiwne przeświadczenie, że można stworzyć taki mechanizm oddolnie wybieranych posłów, którzy jednocześnie będą co później robili? Każdy będzie oddzielnie. I w jaki sposób taki parlament będzie funkcjonował? Efekt będzie taki, jak ostatnio widzieliśmy w Pile, będzie mnóstwo ludzi, którzy po prostu dlatego, że mają finansowo mocną pozycję, chociaż żadnych kwalifikacji moralnych i intelektualnych, zostaną posłami. Podobnie też było na Ukrainie, gdzie częściowo wprowadzono takie okręgi. Taki będzie jedyny skutek. I trzeba naprawdę bezmiaru naiwności albo złej woli, żeby coś takiego proponować.

Jarosław Kaczyński jest dzisiaj najbardziej popularnym politykiem polskim, jego słowa mają więc „wielką siłę rażenia” i kiedy przekazuje Polakom jakieś zdecydowane opinie na najważniejsze sprawy państwowe, a taką niewątpliwie jest sprawa procedury wyborczej, to wypada uważnie im się przyjrzeć. 

Tym razem każe on nam wierzyć, że „posłowie brytyjscy są mianowani przez kierownictwo partii” a więc, że to nie obywatele Wielkiej Brytanii decydują o tym kto ich reprezentuje w Izbie Gmin, lecz partyjni baronowie. Dlatego warto by poprosić Jarosława Kaczyńskiego, żeby podał nam nazwisko brytyjskiego posła, który dostał mandat pomimo, że zagłosował na niego zaledwie jakiś  1 promil, czy choćby tylko 1%, wyborców?  Statystyki wyborcze, po każdych brytyjskich wyborach pokazują, że aby uzyskać tam mandat trzeba koniecznie mieć poparcie nie mniejsze niż 30% głosujących. 

Porównajmy to z polskim Sejmem, w którym ok. 2/3 posłów nie zdobyło więcej niż 1 głos na 100 wyborców z ich okręgów.  Np. z posłanką Moniką Ryniak z PiS, która w wyborach uzyskała poparcie 1494 głosów, co stanowi 0,16% wyborców krakowskich, a 0,26% tych, którzy pofatygowali się do urn. Albo z posłem PiS Kazimierzem Smolińskim z Gdańska, na którego głosowało 2774 wyborców, co stanowi 0,33% wszystkich wyborców, a zaledwie pół procenta głosujących. Kto ich posłał do Sejmu? Gdzie szukać wyborców, którzy poparli te kandydatury? I może Jarosław Kaczyński wskaże nam posła brytyjskiego z poparciem 2 tysięcy głosów , przy tym w okręgach dziesięciokrotnie mniejszych niż te, z których pochodzą posłowie z jego nadania?

Jako argument przeciwko JOW Jarosław Kaczyński opowiada nam los jakiegoś – jak rozumiem typowego – młodego kandydata na mandat poselski w Wielkiej Brytanii, którego szef partii wysyła do „złego” okręgu, żeby się tam sprawdził, a dopiero gdy się tam wykaże energią i zdolnościami, wtedy, ewentualnie, pozwoli mu kandydować w „dobrym” okręgu, czyli w takim, w którym partia z reguły wygrywa.

Ciekawy jest ten zarzut i staram się pojąć, co jest w tym nagannego? Co to znaczy „dobry okręg” i dlaczego partia w tym okręgu z reguły wygrywa? Wydawałoby się, że w tym okręgu partia ma już kandydata, który jest na tyle znany i popularny, że ma zwycięstwo w kieszeni. Po cóż więc doświadczony szef partii miałby tam wysyłać człowieka nieznanego i nieopierzonego? Żeby przegrać tam wybory? To chyba normalne i naturalne, że kieruje zdolnego i ambitnego kandydata na posła tam, gdzie partia nie potrafiła do tej pory wygrać? Chciałbym natomiast zobaczyć takiego posła brytyjskiego, który wygrał wybory w okręgu, w którym nikt go nie zna, o którym nie ma on pojęcia i w którym nawet nigdy nie był? Jakiś przykład, choćby tylko jeden?

Byłoby też pożyteczne, gdyby Jarosław Kaczyński opowiedział nam o kraju, w którym w wyniku wyborów takich, jak w UK, powstał parlament złożony z posłów „od Sasa do Lasa”, czyli, jak to ujmuje szef PiS, występujących oddzielnie. Naiwni politolodzy, zaczynając od Maurycego Duvergera, twierdzą, że system brytyjski tworzy dwubiegunową scenę polityczną i jakoś ta hipoteza potwierdzona została w praktyce wszystkich znanych krajów, dlaczego więc Jarosław Kaczyński uważa, że Polska będzie pierwszym wyjątkiem? Co jest takiego niezwykłego w psychice i mentalności Polaków, że uzasadnia takie przewidywania?

Przykład z Piłą i niedawnym wyborem Henryka Stokłosy na senatora jest rzeczywiście nieprzyjemny. Został on senatorem, bijąc w wyborach kandydatów PO, SLD i PSL. Kandydata PiS zabrakło i może szkoda, że Jarosław Kaczyński nie znalazł – jak brytyjscy szefowie partii – żadnego młodego i ambitnego kandydata, aby wysłać go do Piły, żeby przeszkodzić Stokłosie? Stokłosa wygrał nie tylko wbrew wszystkim partiom, ale i wbrew mediom, które nie pozostawiły na nim suchej nitki. Okropna sytuacja! 

Tak, to jest poważny powód, żeby nie lubić JOW: może się okazać, że ani partyjne autorytety, ani złotouści agitatorzy medialni mogą nie wystarczyć, aby posłami zostawali nie ci, których chcą obywatele, tylko ci, których mianują szefowie partii politycznych. Zmusiłoby to szefów partii do wysuwania na kandydatów do Sejmu nie swoich zaufanych, ale ludzi, którzy cieszą się zaufaniem wyborców, a to jest całkiem nie to samo. 

Autor: Jerzy Przystawa,  22.02.2011

Kaczyński i jego „podstawowe wartości”. Pomieszanie zupełne.

Kaczyński i jego „podstawowe wartości”. Pomieszanie zupełne.

na Jasnej Górze: Atakowany jest Kościół, ojciec święty…

Na podst.: 9.07.2023 kaczynski-na-jasnej-gorze-bezczelnie

Prezes PiS wystąpił podczas 32. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja, która odbywa się na Jasnej Górze w Częstochowie.

Ośmielam się zwrócić do państwa, do wszystkich zebranych dlatego, że od bardzo dawna nie było takiego momentu, w którym tak jawnie formułowane są plany pozbawienia nas suwerenności – powiedział Kaczyński

Jak mówił, „tak jawnie, bezczelnie, kłamliwie i można powiedzieć odrażająco atakowany jest Kościół, atakowany jest Ojciec Święty, atakowane są nasze podstawowe wartości, podstawy naszego porządku społecznego, naszego obyczaju, mówiąc najkrócej podstawy polskości”. 

Ktoś tutaj chce głęboko zmienić, a właściwie zniszczyć nasz naród, tą trwającą już przeszło tysiąc lat wspólnotę – powiedział wicepremier Kaczyński. 

Pielgrzymka Rodzin Radia Maryja na Jasną Górę corocznie gromadzi rzesze uczestników. Wydarzeniu towarzyszą liczne stoiska, na których można zaopatrzyć się w kalendarze na rok 2024, książki i publikacje o tematyce religijnej i społecznej, dewocjonalia itp. artykuły. 

13. rocznica „katastrofy” smoleńskiej.: Zaczęło się od kłamstw bezczelnych. One trwają; teraz dochodzą żenujące, kłamliwe slogany J.Kaczyńskiego i Macierewicza. Katastrofa PRAWDY.

13. rocznica „katastrofy” smoleńskiej.: Zaczęło się od kłamstw bezczelnych. One trwają; teraz dochodzą żenujące, kłamliwe slogany J.Kaczyńskiego.

Katastrofa PRAWDY.

=================

O samej Zbrodni pisaliśmy przez 12 chyba lat.

Są analizy, jest ich, wiele.

Co ukrywaja: Inscenizacja na Siewiernym, trumny Ofiar, oraz Zespol Parlamentarny.

Zbrodnia Smolenska a Zlo Absolutne

Z szokujących :

W moskiewskim morgu; – bliny z kawiorem. Material dla uczciwej prokuratury.

Są książki:

“Maskirowka smoleńska”, red. Tomasz Pernak, wyd. Bollinari
“O to, co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny”, Mirosław Dakowski, wyd. Antyk

“Kłamstwu na odlew. Nie było ‘katastrofy’ smoleńskiej”. Jerzy Gawryołek.

“Czerwona Strona Księżyca” – FYM

https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-cz-1.pdf

http://biblioteka.kijowski.pl/free%20your%20mind/czerwona-strona-ksiezyca.pdf

„Zeszyty smoleńskie”, chyba kilka tomów. wyd. Antyk

I wiele innych.

O nich, o wynikach tych analiz, Prezes nie wspomina, stara się wymazać z pamięci Narodu. Czy mu się uda?

====================================

Na podstawie 13-rocznica-katastrofy-smolenskiej-zalew- kłamstw-kaczynskiego

– Najpierw było naprawdę trudno, jeżeli chciało się dojść do prawdy – stwierdził prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas obchodów 13. rocznicy katastrofy smoleńskiej. – Po krótkim okresie zjednoczenia i autentycznej żałoby przyszedł czas nienawiści – ocenił.

Kaczyński zapowiedział także złożenie „zawiadomienia do prokuratury w sprawie zamordowania Lecha Kaczyńskiego”.

– Od momentu tragedii smoleńskiej, od tego czarnego dnia, minęło 13 lat i 6 dni. To długi okres w życiu człowieka, ale to także okres, który ma znaczenie w wymiarze historycznym. To już czas, w którym często zmienia się obraz świata, bieg historii. Historia staje lub rusza z miejsca. Tego rodzaju wydarzenia miały też miejsce w ciągu ostatnich 13 lat – powiedział Jarosław Kaczyński.

– Spójrzmy na ten okres z punktu widzenia tragedii, która tak bardzo wstrząsnęła Polską, patriotyczną Polską. Najpierw było naprawdę trudno, jeżeli chciało się dojść do prawdy. Ten cel, był dla wielu od początku celem głównym. Przeszkody były ogromne, a środki do wykorzystania naprawdę skromne – ocenił prezes Prawa i Sprawiedliwości.

Jarosław Kaczyński stwierdził, że “od pierwszych godzin po tragedii zaczęło się od kłamstw”.Cztery lądowania czy generał, który pod wpływem alkoholu miał wpływać na decyzję o lądowaniu. Nieco później pojawiły się kłamstwa o strachu pilotów przed prezydentem. Pojawiały się też wiadomości o rzekomej kłótni na lotnisku. Wszystkie te opowieści były nieprawdziwe i z czasem zostały zdezawuowane – podkreślił prezes PiS.

Szef Prawa i Sprawiedliwości stwierdził, że jego środowisko oskarżano także o chęć wykorzystania tragedii narodowej do celów politycznych. – Niektórzy używali nawet określenia, że chcemy uczynić z niej polityczną pałkę. Mówiono, że zamiast prawdy o katastrofie wywołanej przez zderzenie ciężkiego i jeżeli chodzi o swoją konstrukcję bombowego samolotu z niewielką brzozą, wolimy walkę. Że chcemy ustalenia komisji Anodiny i Millera zakwestionować w jakimś niecnym celu – ocenił Jarosław Kaczyński.

– Byli ludzie, wydaje się, że było ich dużo, którzy w to wierzyli. Dlaczego wierzyli? Dlaczego po śmierci 96 Polaków, w tym prezydenta państwa i bardzo wielu polityków oraz znanych osobistości z różnych dziedzin życia, po krótkim okresie zjednoczenia i autentycznej żałoby przyszedł czas nienawiści? To było coś całkowicie sprzecznego z polską tradycją. Tego do dziś nie potrafimy wyjaśnić, to powinni wyjaśnić historycy – stwierdził prezes PiS.

Jarosław Kaczyński: Dziękuję Antoniemu Macierewiczowi za żelazną wolę

Jarosław Kaczyński przypomniał, że w ciągu ostatnich 13 lat podjęto różnego rodzaju próby wyjaśnienia katastrofy. – Zorganizowano zespół pod przewodnictwem pana Antoniego Macierewicza. Powstały później konferencje smoleńskie, w których uczestniczyli nie tylko polscy naukowcy. To wszystko było jeszcze ciągle bardzo słabe [sic !!! md] . Nie z winy tych, którzy w tym uczestniczyli. Jeszcze raz muszę tutaj podziękować Antoniemu Macierewiczowi – powiedział szef Prawa i Sprawiedliwości, a wśród zgromadzonych przed Pałacem Prezydenckim uczestników obchodów rozległy się brawa i okrzyki: “Dziękujemy!”.

– Dziękuję mu za tę żelazną wolę, za upór – podkreślił Kaczyński. – Za to, że się nie cofał mimo, że mijały trudne lata, w których ten postęp ku prawdzie był trudny i, co za tym idzie, bardzo wolny – dodał.

Front walki z prawdą był potężny. Dominował w Polsce, ale także poza nią. Także w tych miejscach, co do których niektórzy mieli nadzieję, że stamtąd coś uzyskają. Nie będę dzisiaj, w czasie wojny na Ukrainie, w czasie zjednoczenia demokratycznego Zachodu, wymieniał konkretnych miejsc i przedsięwzięć, które się nie udawały, bo to nie ma sensu. Ale tak było: świat chciał zapomnieć i chciał wierzyć – a po części wciąż wierzy – w te wszystkie bzdurne opowieści, nawet te z samego początku – powiedział Jarosław Kaczyński.

Jarosław Kaczyński o odpowiedzialności Putina: W sprawie zbrodni smoleńskiej dzieje się bardzo mało

Prezes PiS wspomniał, że “jeszcze niedawno od pewnego ważnego człowieka mogliśmy usłyszeć o czterech próbach lądowania, o nieodpowiedzialnym zachowaniu załogi”. – Dopiero to, co uczynili nasi ukraińscy bracia, ten niebywały, wydawałoby się – niemożliwy jeżeli chodzi o skuteczność opór – ta walka, która zadziwia dzisiaj cały świat, ta pomoc, której myśmy udzielili i której udzielili także przede wszystkim Amerykanie i Anglicy, doprowadziła do tego, że świat pod tym względem nieco ruszył z miejsca – powiedział Jarosław Kaczyński.

– Nieprzypadkowo użyłem słowa “nieco”, bo w dalszym ciągu idzie to trudno. Z jednej strony Putin jest postawiony w stan oskarżenia przez Międzynarodowy Trybunał Karny, a z drugiej strony, jeżeli chodzi o przedsięwzięcia międzynarodowe w sprawie zbrodni smoleńskiej, w sprawie, która – jeżeli chodzi o podjęcie decyzji była zbrodnią Putinadzieje się bardzo mało – ocenił Jarosław Kaczyński.

Kaczyński: Zostanie złożone zawiadomienie do prokuratury

Jarosław Kaczyński dodał, że “ostatnio coś się rusza, także w Polsce”. – Za chwilę złożone zostanie zawiadomienie o prawdopodobieństwie popełnienia przestępstwa z art. 134 Kodeksu karnego, przestępstwa zamordowania prezydenta Rzeczypospolitej – zapowiedział prezes PiS, a deklaracja została nagrodzona brawami.

– Polskie organy śledcze prowadzą śledztwo odnoszące się do katastrofy i jej przyczyn, ale takiego śledztwa ciągle nie prowadzą. Mam nadzieję i wyrażam ją w tym miejscu, że podejmą tę sprawę, że się nie cofną, że znajdą się odważni prokuratorzy. Dziś, żeby podejmować te sprawy, ciągle trzeba odwagi. Z góry za tę odwagę dziękuję – podkreślił Jarosław Kaczyński.

Jarosław Kaczyński o osobach kwestionujących zamach: Zła wola i myślenie tunelowe

 – Mam, nadzieję, że za rok, jeżeli się tutaj spotkamy, w co wierzę, będzie można powiedzieć już nieporównanie więcej. Nie dlatego, że nie wiemy dziś, co się stało, bo każdy rozsądny człowiek wie. Opowieść drugiej strony jest z punktu widzenia fizyki i innych okoliczności całkowicie absurdalna i niemożliwa do przyjęcia dla nikogo rozsądnego – ocenił szef Prawa i Sprawiedliwości. – Tylko zła wola może w tym kierunku prowadzić, albo coś innego, co ma w Polsce bardzo szeroki zasięg – życie w informacyjnych bańkach i tak zwane myślenie tunelowe – dodał.

Jarosław Kaczyński dodał, że “takich ludzi w Polsce jest dużo”, ale ciągle wierzy, że wielu z nich można przekonać. – To też jest nasze zadanie, by ci którzy dotąd uwierzyć nie chcieli, którzy nie chcą uwierzyć nawet w czasie wojny na Ukrainie, widząc te wszystkie zbrodnie, jednak zmienili zdanie i uwierzyli – podkreślił. – Są oczywiście tacy, którzy nigdy nie będą chcieli uwierzyć i powiedzieć, że nigdy, bo to by uderzało w ich ego, w ich interesy, ich jakieś powiązania. Tych nie przekonamy. Całą resztę narodu musimy przekonać, to sprawa dla naszej przyszłości bardzo ważna – podkreślił prezes PiS.

Prezes PiS stwierdził, że katastrofa smoleńska była wydarzeniem tyleż tragicznym, co ogromnie istotnym. – Odnosiła się ona do spraw najważniejszych, do polskiej solidarności, suwerenności, a także – może niektórzy będą zaskoczeni – do polskiego ustroju. Spór który toczy się w Polsce, to spór o ustrój. Czy ma trwać ten, powołany po 1989 roku, lepszy od komunizmu, ale eksploatatorski, wykorzystujący ludzi, okradający miliony Polaków, w którym były głodne dzieci, w którym była nędza, czy to będzie ustrój, który te praktyki odrzuci, czyli ten który budujemy konsekwentnie od 2015 roku – ocenił Jarosław Kaczyński.

Jarosław Kaczyński: Dzień prawdy wkrótce nastąpi

– Ta katastrofa wpisuje się w ten spór, cytując Jana Olszewskiego, “czyja jest Polska”. Czy Polska jest Polaków, czy tylko niektórych Polaków, a może w ogóle nie Polaków, tylko tych, którzy są na zewnątrz naszych granic i chcą Polskę podporządkować – powiedział prezes PiS.

– Wyjaśnienie do końca i – w miarę możliwości – ukaranie odpowiedzialnych za zbrodnię smoleńską, ale także oszustwo smoleńskie, to jeden z warunków naszego ostatecznego zwycięstwa. Zwycięstwa tej lepszej Polski. Polski nieidealnej, ale w której dąży się do tego, by ludzie mieli równe prawa i by nikt nie cierpiał głodu, w której każdy może znaleźć miejsce – dodał Kaczyński.

Zdaniem szefa Prawa i Sprawiedliwości, “taka Polska jest nam potrzebna”. – Taka Polska jest Rzeczpospolitą, taka Polska wyrasta z tego, co w naszej historii było najlepsze, w tym z największego ruchu społecznego w dziejach świata czyli “Solidarności”. “Solidarności”, która powstała w dużej mierze dzięki świętemu Janowi Pawłowi II, który jest dzisiaj tak gwałtownie, brutalnie, niesprawiedliwie i obrzydliwie atakowany – dodał prezes.

– Potrzebne są miesięcznice, rocznice, aktywność i szukanie nowych dróg w dochodzeniu do prawdy, bo potrzebny jest dzień prawdy. On nastąpi, daj Boże już niedługo, i będzie kolejnym zwycięstwem polskich patriotów, “Solidarności”, będzie zwycięstwem Polski. Jestem pewien, że będzie to niedługo – podsumował Jarosław Kaczyński.

W odpowiedzi na wystąpienie prezesa PiS, zgromadzeni zaczęli skandować jego imię. – Dziękuję, że tu słyszę moje imię, ale bez mojego świętej pamięci brata nie mogłoby powstać Porozumienie Centrum i później nasze ugrupowanie. Dziękuję, ale Lech jest tutaj ważniejszy – dodał Jarosław Kaczyński.

=========================

Swoje kłamstwa dodał też A. Macierewicz:

Dziś zawiadomienie do prokuratury ws. zbrodni smoleńskiej

macierewicz-zawiadomienie-do-prokuratury

Jarosław Kaczyński – Prawda smoleńska. ON już 13 lat jest JEJ coraz bliżej !! DŁUUUGI MARSZ….

Jarosław Kaczyński – Prawda smoleńska. ON już 13 lat jest JEJ coraz bliżej !!!

mail : Idziemy do prawdy!! DŁUUUGI MARSZ….

Czemu socjalizujący lewicowcy „robią” za partie prawicowe, katolickie?? Pół godziny.

Czemu socjalizujący lewicowcy „robią” za partie prawicowe, katolickie?

Czemu wepchnęli nas do UE [Lizbona]?

GRZECHY I ZBRODNIE JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO .

Stanisław Krajski TV

pół godziny.

Czemu socjalizujący lewicowcy „robią” za partie prawicowe, katolickie? Jan Olszewski: Bo lewica jest już zagospodarowana.

———————-

Autentyczna anegdotka: Niedawno [2021?] w tłumie, więc przypadkiem, na korytarzu sądu spotkali się J. Kaczyński z Wałęsą. Wałęsa spytał: „czemu ja pana zrobiłem ministrem?” JK odpowiedział: „A czemu ja pana zrobiłem prezydentem?”.

Prezydent Zełenski niemal zmiażdżył propozycję Kaczyńskiego i w dodatku uczynił to w wywiadzie dla rosyjskich mediów.

Dziwne? Zełenski udziela wywiadu rosyjskim mediom i krytykuje misję pokojową NATO. Zwolennicy Kaczyńskiego i Zełenskiego jednocześnie, mają poważny dysonans poznawczy…

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/dziwne-zelenski-udziela-wywiadu-rosyjskim-mediom-i-krytykuje-misje-pokojowa-nato/

————————-

Od kilku dni dostrzegam lekkie znużenie i coraz większe zdziwienie, tym co się dzieje na Ukrainie. Proces idzie wolno, ale do przodu, a biorąc pod uwagę poziom presji, począwszy od zmiany gramatyki języka polskiego, kończąc na niedorzecznych porównaniach do II Wojny Światowej, to nie ma co narzekać na tempo. Dopiero po dwóch latach „eksperci” orzekli, że można pójść do sklepu bez maseczki i nie grozi to wzrostem wypłaszczonej krzywej, zatem proces myślowy uruchomiony przy geopolityce, „zaledwie” po miesiącu, robi duże wrażenie.

Tylko na czym konkretnie polega ta zmiana postrzegania rzeczywistości? Póki co są to nieśmiałe pytania, w stylu: „oczywiście to wielka tragedia, giną ludzie i trzeba im pomóc, ale nie rozumiem…” i po „nie rozumiem” pojawiają się konkretne, choć ciągle dyplomatycznie wyrażane uwagi.

Jedni głośno się zastanawiają dlaczego Ukraińcy, którzy dostali 500+ mają darmową komunikację publiczną i leczenie, bez opłacania składek. Inni wskazują na preferencje przy wynajmowaniu mieszkań i akademików, jeszcze inni pytają, czy tu na pewno wszystko jest takie czarno-białe, jak pokazują w telewizji? Początek „wojny” był bardzo podobny do początku „pandemii”, jakieś 90% społeczeństwa powtarzało wyprodukowane przez polityków i dziennikarzy hasła bojowe i każde odstępstwo kończyło się linczem. Z biegiem czasu proporcje się zmieniają i gdybym miał je w tej chwili oszacować, to daje jakieś 25% do 75% i uważam, że to nie jest mało. Około 25% Polaków próbuje dochodzić, co się rzeczywiście dzieje i przede wszystkim, kto za to zapłaci. Polska na liście płatników netto zajmuje pierwsze miejsce i to z taką przewagą, że żaden inny kraj nie ma szans na wygraną. Za sprawą rządzących, co najmniej naiwnych, wzięliśmy na siebie odpowiedzialność ekonomiczną, polityczną i mało brakowało, żeby dołączyła odpowiedzialność militarna.

Nie ma na świecie drugiego takiego kraju, który wyłożył tak duże środki, materialne i niematerialne, na przyjęcie ponad dwóch milionów uchodźców z Ukrainy. Cały proces odbył się i nadal trwa kosztem Polaków, którzy nie tylko za wszystko płacą, ale jeszcze nie mogą się cieszyć takimi przywilejami, jakie nadano gościom z Ukrainy. W podobnych warunkach długo funkcjonować się nie da, w każdym razie nie da się funkcjonować w zgodzie i zrozumieniu. Gdy jedna strona ponosi wyłącznie koszty, a druga cieszy się przywilejami, konflikt jest nieuchronny.

Podobne procesy z wolna się uruchamiają i są związane nie tylko z bezpośrednimi relacjami pomiędzy gospodarzami i gośćmi, ale też z aktywnością polityków. Obraz bohaterskiego prezydenta Ukrainy bardzo sprawnie nakreślony przez odpowiednich fachowców, przestaje robić tak silne wrażenie, jakie robił w pierwszych dniach. Liczba przemówień w rożnych miejscach, te same chwyty retoryczne i ten san dres wojenny, w naturalny sposób prowadzą do zmęczenia materiału. Współczucie zamienia się w znudzenie, a znudzenie w irytację, tym większe, że coraz trudniej zrozumieć poszczególne zachowania i wypowiedzi prezydenta Ukrainy.

Boleśnie się o tym przekonał Jarosław Kaczyński, który proponował zorganizowanie „pokojowej misji NATO”. Prezydent Zełenski niemal zmiażdżył tę propozycję i w dodatku uczynił to w wywiadzie dla rosyjskich mediów. W tym miejscu wielu Polaków zadaje sobie pytanie: „Na litość boską, co to za dziwna wojna, na której prezydent napadniętego kraju, robi karierę w telewizji wroga?”.

Zwolennicy Kaczyńskiego i Zełenskiego jednocześnie, mają poważny dysonans poznawczy, my tu w Polsce żyły sobie wypruwamy, oddajemy ostatnią koszulę, wyprowadzamy ostatnie ciele z obory i takie podziękowanie dostajemy? Dysonansów będzie więcej, z bardzo prostego powodu, bo ta „wojna” nigdy nie była tym, co pokazywano w telewizji, czy raczej w Internecie i potem kopiowano w telewizji. Najłagodniej mówiąc jest to dziwna „wojna” i bardzo wiele wskazuję, że nie Ukraina, ale Polska będzie jedyną ofiarą, natomiast wszyscy pozostali na tym wygrają.

Czy „zbawca narodu” prowadzi nas na wojnę? Najwyższa pora być mądrym przed szkodą.

W 1994 roku Teresa Torańska zapytała Jarosława Kaczyńskiego: Kim chciałbyś być? Minister sprawiedliwości? Premier? Prezydent? Kaczyński odparł: Chciałbym być emerytowanym zbawcą narodu. Od tamtej rozmowy minęło prawie 30 lat. Kaczyński nie jest emerytem. Kaczyński jest faktycznym Naczelnikiem Państwa i to od jego decyzji zależy los nas wszystkich. Dlatego zasadnym wydaje się zadanie pytania: Czy Kaczyński, marzący o roli zbawcy narodu, prowadzi nas na wojnę? Spróbujmy odłożyć na bok emocje i przeprowadzić chłodną analizę sytuacji.

Katarzyna Treter-Sierpińska https://wprawo.pl/katarzyna-ts-czy-zbawca-narodu-prowadzi-nas-na-wojne/ 7 marzec 2022

—————————–

Od 12 dni trwa rosyjska inwazja na Ukrainę. Kijów nadal się broni. Prezydent Ukrainy Zełenski domaga się, aby NATO ustanowiło nad Ukrainą strefę bez lotów. NATO odmawia. Dlaczego? Ponieważ egzekwowanie takiego zakazu oznaczałoby konieczność użycia sił NATO przeciwko samolotom rosyjskim. A to z kolei oznaczałoby bezpośrednie zaangażowanie NATO w konflikt zbrojny z Rosją. Tymczasem sojusz nie chce się w ten konflikt angażować, o czym Sekretarz Generalny Jens Stoltenberg powiedział otwartym tekstem: Powinniśmy, jako sojusznicy w NATO, wspierać Ukrainę na różne możliwe sposoby, ale nie będziemy częścią konfliktu. NATO nie chce wojny z Rosją.

Czy ktoś chce, aby NATO stało się stroną konfliktu i poszło na wojnę z Rosja? Oczywiście. Chcą tego Ukraińcy i – prawdę mówiąc – musieliby być idiotami, żeby tego nie chcieć. Bez względu na to, jak buńczuczna jest ukraińska propaganda, potencjał militarny obu państw nie pozostawia złudzeń. Bez wsparcia NATO Ukraina nie ma szans w tym starciu. Inną kwestią jest to, czy Rosja zadowoli się wymuszeniem uznania aneksji Krymu i „niepodległości” republik Donieckiej i Ługańskiej, czy urwie kolejną część terytorium ukraińskiego poprzez utworzenie następnej republiki separatystycznej, czy też będzie próbowała połknąć całość instalując prorosyjskie władze w Kijowie.

Twierdzenie, że Rosja przegrała wojnę, ponieważ Cyganie mieli ukraść rosyjski czołg, a jakaś babcia strąciła drona słoikiem z ogórkami, jest – delikatnie mówiąc – niepoważne. Oczywiście takie historyjki podbudowują morale broniących się Ukraińców, ale gdy widzę, jak polscy dziennikarze budują na tym przekaz o Rosji na kolanach, którą wystarczy pstryknąć palcem, żeby pokonać raz na zawsze, to opadają mi ręce. Nie jestem defetystką, ale po prostu znam historię. A ta pokazała, że dotychczas nikomu nie udało się pokonać Rosji raz na zawsze. Nie dokonały tego polskie wojska podczas Dymitriad w XVII wieku. Nie dokonały tego wojska Napoleona w XIX wieku. Nie dokonały tego wojska Hitlera w XX wieku. Obecnie wojska NATO nawet nie chcą próbować. Czy mimo tego, polskie władze chcą rzucić się z motyką na słońce?

Tu pojawia się sprawa przekazania Ukrainie polskich samolotów MiG-29 i zezwolenia na wykorzystanie polskich lotnisk dla ukraińskich misji bojowych. I robi się naprawdę groźnie, tym bardziej, że otrzymujemy sprzeczne sygnały i to z najwyższych szczebli.

O możliwości przekazania myśliwców dla Ukrainy jako pierwszy poinformował szef unijnej dyplomacji Joseph Borrell na konferencji prasowej 27 lutego. Borrell podkreślił, że ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba poprosił o takie samoloty, którymi mogłyby operować siły powietrzne jego kraju. Takimi samolotami dysponuje m.in. Polska.

Następnego dnia ukraińskie Dowództwo Sił Powietrznych poinformowało, że Ukraina nie tylko otrzyma samoloty z Polski, Bułgarii i Słowacji, ale „jeśli zajdzie taka konieczność, myśliwce będą mogły stacjonować na polskich lotniskach, z których ukraińscy piloci będą wykonywać misje bojowe”. 1 marca informację powieliła rządowa stacja TVP Info. Po południu informacja o przekazywaniu samolotów i lotach na Ukrainę została zdementowana przez prezydenta Andrzeja Dudę. 4 marca szef NATO Jens Stoltenberg zapewnił, że  NATO nie jest i nie będzie stroną konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. – Sojusznicy zgodzili się, że samoloty NATO nie będą operowały w ukraińskiej strefie powietrznej, a wojska NATO nie wkroczą na terytorium Ukrainy – powiedział Stoltenberg. Natomiast 6 marca sekretarz stanu USA Antony Blinken oświadczył, że USA daje Polsce „zielone światło” w sprawie przekazania Ukrainie samolotów bojowych.

Nie jest żadna tajemnicą, że państwa NATO przekazują Ukrainie broń. Szef MON Mariusz Błaszczak zamieścił na Twitterze zdjęcia konwoju z amunicją dostarczoną przez Polskę. A przecież nie chodzi tylko o amunicję. UE przeznaczyła 450 mln euro na broń, w tym na systemy obrony przeciwlotniczej, broń przeciwpancerną i inny sprzęt wojskowy dla ukraińskich sił zbrojnych. Kolejne 50 mln euro zostanie przeznaczone na dostawy paliwa, kamizelek kuloodpornych, hełmów i apteczek. Polska jest hubem logistycznym dla przerzutu tej broni na Ukrainę. Rosja nie wypowiedziała nam z tego powodu wojny. Jak zatem wygląda kwestia samolotów?

Rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że „wykorzystywanie lotnisk dla bazowania samolotów, które będą atakowały siły zbrojne Rosji, może zostać uznane przez Rosję jako przyłączenie się tych państw do konfliktu”. A więc mamy jasny sygnał, że wykorzystanie polskich lotnisk dla ukraińskich misji wojskowych może stać się casus belli. Czy samo przekazanie samolotów też może zostać tak zakwalifikowane? Nie oczekujcie ode mnie odpowiedzi. Nie mam pojęcia. I obawiam się, że Zachód też tego nie wie. Szef NATO wskazuje, że samoloty nad Ukrainą to włączenie się w konflikt. Sekretarz Blinken mówi, że przekazanie samolotów jest OK, a jedyną problemem jest ustalenie, co Polska ma dostać w zamian za MiGi, które odda Ukraińcom.

Niestety, w całej tej kombinacji, w której na dwoje babka wróżyła, stawką jest nasza, polska skóra. Oczywiście Zachód jest gotów ponieść tę ofiarę. Nic nowego.  Pytanie brzmi: czy polskie władze są chętne, żeby podjąć to ryzyko?

Kaczyński i politycy PiS wielokrotnie podkreślali, że Rosja nie zatrzyma się na Ukrainie i uderzy na Polskę, więc trzeba zrobić wszystko, żeby pokonać Rosję zanim Rosja pokona Ukrainę. Oczywiście pokonanie Rosji siłami polsko-ukraińskimi jest niewykonalne. Musi zatem dojść do zaangażowania się w ten konflikt sił NATO. Ale NATO zapowiada, że o żadnym angażowaniu się mowy nie ma. Polska jest członkiem NATO, więc jeżeli zostanie zaatakowana przez Rosję, będzie to oznaczało atak na cały sojusz. Prezydent USA Joe Biden oświadczył, że NATO będzie bronić każdego skrawka ziemi należącej do państw członkowskich. Czy to oznacza, że jeśli dojdzie do rosyjskiego ataku na Polskę, to NATO ruszy na Moskwę? Myślę, że wątpię.

Ale co w tej kwestii myśli Kaczyński? Czy jest gotów sprowokować Rosję do uderzenia na Polskę dziś, żeby wymusić na NATO zaangażowanie w pokonanie Rosji raz na zawsze? Czy tak ma wyglądać ta partia szachów, w której stawką jest ryzyko kolejnej klęski państwa i narodu polskiego?

Mam nadzieję, że pisowska neo-sanacja zachowała jeszcze resztki rozumu i nie wciągnie nas w wojnę licząc na wsparcie NATO. Historia pokazała, że jeśli chcesz liczyć, to licz na siebie. Hasło „silni w sojuszach” brzmi bardzo ładnie, ale w praktyce wygląda to tak, że sojusznicy nie dają powiesić się dla towarzystwa w imię haseł o wspólnej walce do ostatniego żołnierza. Mam nadzieję, że Kaczyński o tym pamięta, bo jeśli nie, to możemy obudzić się z ręką w nocniku.

Najwyższa pora być mądrym przed szkodą.

============================================

Janusz Korwin-Mikke. Niech Amerykanie zamienią się z nami dając nam F-16 i biorąc nasze MiGi – a potem podarują te MiGi Ukraińcom. Dlaczego to my mamy się narażać na oskarżenia, że bezpośrednio wspieramy stronę wojującą? Dlaczego Amerykanie boją się tego oskarżenia?

Publicznie upokorzony Niedzielski przegrał wszystko …ale chce trwać… bo tak…

O co walczył najgorszy minister zdrowia w dziejach Polski? Od początku do końca walczył o ostry kurs, który pozwoliłby mu się zemścić na „płaskoziemcach”. Upadła „rada medyczna” i sam Niedzielski oczywiście byli i są akwizytorami korporacji, ale obok interesów grały też emocje.

Fakt, że tak wybitni „eksperci” i „naukowcy” byli codziennie upokarzani, a ich niekompetencje i cynizm obnażali licealiści o profilu biologicznym, musiał zostawić i zostawił trwałe piętno. Wystarczyło posłuchać ich medialnych wystąpień, gdzie praktycznie w każdym zdaniu przewijał się jeden przekaz: „ludzie to ciemnogród i nie słuchają nas wybitnych”. Brylował w tym Simon, jednak jego aktywność to już granica obłąkania i kodeksu karnego. Pozostali aż tak daleko nie szli, ale wściekłości przeradzającej się w nienawiść do „ciemnogrodu” i tak nie potrafili ukryć.

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/publicznie-upokorzony-niedzielski-przegral-wszystko-ale-bedzie-trwal-bo-to-niedzielski/

Niedzielski robił wszystko, żeby razem z „radą medyczną” i częścią klubu PiS podobną do rady, uczynić z pomoru front zemsty, a ponieważ jest beznadziejnym politykiem, to popełnił błąd za błędem. Mnie najbardziej bawi przeświadczenie Niedzielskiego, że Kaczyński rzeczywiście jest takim gorącym zwolennikiem przymusu medycznego. Kto choć trochę Kaczyńskiego zna, ten wie, że gdyby tak było już mielibyśmy w Polsce Australię.

Prezes PiS sam nie wie czego chce i łata dziury w PiS, co jest dla niego priorytetem. Przychodzi poseł Siarkowska to słyszy, że Kaczyński szanuje jej pogląd, ale namawia do zmiany zdania. Jak zapuka Niedzielski to dostaje emocjonalną łapówkę w postaci „gwarancji” kierownictwa PiS, które nijak nie przekładają się na realne działania. Prezes PiS słynie ze swojego ślepego uporu, co nie raz i nie dwa pociągnęło partię na ruchome piaski, dlatego średnio wierzę w jego determinację w zakresie przymusu powszechnego. Być może jest to coś w rodzaju marzenia o „emerytowanym przywódcy narodu”, ale nawet w takiej formie, w jakiej Kaczyński jest, wie doskonale, że politycznie podobnego projektu przepchać się nie da.

Gęsta atmosfera w PiS została rozładowana szeregiem pozorowanych działań. Sfrustrowany Niedzielski dostał obietnicę, że klub PiS zajmie się ustawą Hoca i takie kroki rzeczywiście zostały poczynione, łącznie z zaproszeniem opozycji do rozmowy. Niedzielskiemu tłumaczono, że PiS nie ma większości i to akurat była prawda. Czy prawdą było, że kierownictwo PiS chciało przeforsować ustawę Hoca, to oddzielna i mało prawdopodobna historia. W efekcie prace nad ustawą zakończyły się pełną kompromitacją radykalnej części PiS i samego Niedzielskiego.

Wtedy Kaczyński szybko próbował ugasić pożar i przedstawił własne pomysły, tak odrealnione, że tu i teraz można ponad wszelką wątpliwość powiedzieć – nic z tego nie będzie. Pomysłów prezesa nie da się wdrożyć w teorii, co dopiero w praktyce. Przeciętnie rozgarnięty i znający prawo człowiek wie, że proces decyzyjny, który obejmuje cztery instancje: od szefa zakładu pracy, przez wojewodę i sąd administracyjny, aż po sąd cywilny, to najmniej 6 lat w plecy. Wrzucono kolejnego bubla, ale tym razem tak ewidentnego, żeby nikt poza Niedzielskim nie miał złudzeń. Innymi słowy Niedzielski jest poddawany ścieżce zdrowia, którą przeszedł Gowin.

Ponad wszelką wątpliwość dymisja złożona przez najgorszego ministra zdrowia w dziejach Polski nikogo w PiS by nie zmartwiła. Kaczyński i Morawiecki przyjąłby to z jedną wielką ulgą, bo Niedzielski jest w tej chwili najpoważniejszym obciążeniem personalnym w rządzie. Rzecz w tym, że ten wieczny urzędnik przez 25 lat potrafił się utrzymać przy wszystkich formacjach, jakie rządziły i bynajmniej nie twardemu kręgosłupowi to zawdzięcza. On doskonale wie, że wyższego stanowiska w karierze nie zajmie, a po dymisji będzie nikim, może jakimś referentem w NFZ, czy ZUS. Ambicje nie pozwalają mu odejść z honorem i najwyraźniej to wszystko, co się dotąd stało, nie jest dla niego przekroczeniem granic, chociaż każdy człowiek szanujący samego siebie i rodzinę dawno by odszedł. Niedzielski trzyma się stołka do końca, być może jest jakiś próg bólu upokorzenia, którego nie wytrzyma, ale na razie nic na to nie wskazuje.

Kowidowa ustawa odszkodowawcza, czyli Zdzisiek na imieninach. Kierownictwo PiS ostatecznie pożegnało się z rozumem.

W czwartek (27.01.2022) poseł PiS Bolesław Piecha przedstawił w radiowej Trójce założenia nowego projektu ustawy kowidowej zastępującej projekt ustawy segregacyjnej firmowanej przez posła Czesława Hoca. Nowy pomysł polega na tym, że weryfikację paszportów kowidowych ma zastąpić powszechne testowanie, a pracownik przetestowany, który zaraził się koronawirusem w miejscu pracy, może żądać odszkodowania od pracownika, który nie wykonał testu. Po wysłuchaniu tego wywiadu napisałam, że należy poczekać na projekt, żeby móc ocenić, czy to tylko brednie posła Piechy, czy też kierownictwo PiS ostatecznie pożegnało się z rozumem.

28 styczeń, 2022 https://wprawo.pl/katarzyna-ts-kowidowa-ustawa-odszkodowawcza-czyli-zdzisiek-na-imieninach/

Katarzyna Treter-Sierpińska

———————————–

Wieczorem projekt pojawił się na stronie sejmowej. Jest to druk nr 1981, co łatwo zapamiętać, bo to rok, w którym wprowadzono stan wojenny. Po lekturze projektu kowidowej ustawy odszkodowawczej wniosek może być tylko jeden: kierownictwo PiS ostatecznie pożegnało się z rozumem. Pod projektem podpisali się m.in. Jarosław Kaczyński, Mariusz Błaszczak (właśnie siedzi na izolacji zakażony kowidem po trzech dawkach szczepionki), Czesław Hoc, Arkadiusz Mularczyk, Bolesław Piecha, Krzysztof Sobolewski, Marek Suski i Ryszard Terlecki.

Jakie są założenia projektu? Każdy pracownik, zaszczepiony i niezaszczepiony, jest uprawniony do wykonania testu na kowid finansowanego przez NFZ. Testy mają być wykonywane co tydzień. Pracodawca może żądać od pracownika wylegitymowania się negatywnym wynikiem testu. Jeśli pracownik odmówi jego okazania, jest traktowany jako nieprzetestowany. Pracownik, u którego zostanie potwierdzone zakażenie koronawirusem i który ma uzasadnione podejrzenie, że do zakażenia doszło w zakładzie pracy lub innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy, może złożyć do pracodawcy wniosek o wszczęcie postępowania w przedmiocie świadczenia odszkodowawczego z tytułu zakażenia. Odszkodowanie ma wypłacić pracownik, który nie poddał się testowi diagnostycznemu.

Pracownik składający wniosek wskazuje okoliczności uzasadniające, że zakażenie nastąpiło w zakładzie pracy i wskazuje pracowników, z którymi miał kontakt w okresie poprzedzającym zakażenie, ale nie dłuższym niż 7 dni. Pracodawca weryfikuje, czy spośród wskazanych we wniosku pracowników były osoby nieprzetestowane. Jeśli były, pracodawca przekazuje wniosek wojewodzie, który wydaje decyzję o przyznaniu zakażonemu odszkodowania w wysokości 5-krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę. W przypadku dwóch lub większej liczby pracowników obowiązanych do zapłaty odszkodowania świadczenie jest uiszczane w częściach równych.

Jeśli pracodawca nie skorzystał z możliwości żądania od pracowników podania informacji o posiadaniu negatywnego wyniku testu, zakażony pracownik może wystąpić do wojewody z wnioskiem o wszczęcie postępowania w przedmiocie świadczenia odszkodowawczego przysługującego od pracodawcy. Oznacza to, że jeśli pracodawca nie będzie regularnie sprawdzał, czy pracownicy są przetestowani, to w razie zakażenia jednego z nich, to on będzie musiał wypłacać odszkodowanie zakażonemu, który ma uzasadnione podejrzenie, że do zakażenia doszło w zakładzie pracy.

Z wnioskiem o odszkodowanie od nieprzetestowanych pracowników może też wystąpić pracodawca, jeżeli na skutek zakażenia przetestowanych pracowników prowadzenie działalności przez pracodawcę zostało istotnie utrudnione.

We wszystkich przypadkach osoby niezadowolone z decyzji wojewody mogą wystąpić ze skargą do sądu administracyjnego.

Widzieliśmy już wiele absurdalnych pomysłów na tzw. walkę z pandemią, ale takiego kuriozum jeszcze nie było! Jak można wpaść na pomysł, żeby brak wykonania testu był podstawą do płacenia odszkodowania osobie zakażonej? Po pierwsze – testy są niewiarygodne i mogą być zarówno fałszywie pozytywne, jak i fałszywie negatywne. Po drugie – brak testu nie oznacza, że dana osoba zaraża. Po trzecie – nie ma możliwości udowodnienia kto kogo zaraził, a „uzasadnione podejrzenie” to nie dowód. Gdyby tak było, w ogóle nie trzeba by niczego udowadniać, a więc każdy podejrzany byłby z definicji winny. Po czwarte – jeśli kliku pracowników ma robić zrzutkę na odszkodowanie dla jednego zakażonego, to znaczy, że w ogóle nie chodzi o ustalenie, kto kogo zaraził. Po piąte – zakażony pracownik, który zaraził się poza zakładem pracy, np. od chorego członka rodziny, będzie mógł żądać wypłaty odszkodowania od zdrowych osób, których „winą” jest to, że nie wykonały testu.

Zobaczmy jak to może wyglądać w praktyce. Zdzisiek idzie na imieniny do szwagra, łapie kowida od ciotki, dostaje kataru, robi test, wychodzi „plus”. Zdzisiek żąda 15 tysięcy złotych od nieprzetestowanych kolegów z pracy, pracodawca wystawia wniosek, wojewoda przyznaje mu odszkodowanie.

I co dalej? Koledzy idą do sądu i wygrywają. Zdzisiek składa odwołanie do NSA, czeka 2 lata, przegrywa. Jeśli koledzy są bardziej krewcy, przed odwołaniem do sądu Zdzisiek dostaje łomot od nieznanych sprawców. Kurtyna.

Jakie są szanse na przyjęcie tego legislacyjnego gniota, pod którym podpisał się Jarosław Kaczyński? Nie poprze go antysanitarystyczna frakcja Zjednoczonej Prawicy, co już ogłosiła poseł Anna Siarkowska pisząc na Twitterze: Wprowadzi ona (ustawa – przyp. KTS) podziały w miejscach pracy, zarówno konfliktując pracowników między sobą, jak i tworząc konflikt na linii pracodawca-pracownik. Założenia tej ustawy są nie do zaakceptowania.

Nie poprze go też opozycja totalna, co ogłosiła poseł Katarzyna Lubnauer oburzona tym, że „szczepienie, status ozdrowieńca nie dają żadnych przywilejów i nie zwalniają z testów, czy nie zabezpieczają przed donosami i płaceniem odszkodowań”.

Oczywiście nie poprze go Konfederacja, której posłowie oświadczyli na piątkowej konferencji prasowej w Sejmie, że jest to bubel prawny stanowiący zagrożenie dla praw obywatelskich.

O tym, że kowidowa ustawa odszkodowawcza jest niekonstytucyjna, pisze na Twitterze prezes Instytutu Ordo Iuris, Jerzy Kwaśniewski: Odszkodowanie na podstawie decyzji administracyjnej? Domniemanie winy i odpowiedzialności współpracownika bez aktualnego testu COVID? Pieniądze zasądzane dla pracowników o ile doniosą na kolegów? Nie da się zmieścić w 1 tweecie całego katalogu naruszonych norm konstytucyjnych.

Dla porządku informuję, że w ustawie Kaczyńskiego znalazł się również straszak w postaci 6 tysięcy złotych grzywny za nieprzestrzeganie zakazów i nakazów epidemicznych. Ustawa zakazuje też stosowania pouczenia oraz znosi jedną z podstawowych zasad kodeksowych prawa karnego, czyli zasadę, że pierwszeństwo ma ustawa względniejsza. W projekcie zapisano też, że sąd, orzekając co do kary, nie będzie mógł nałożyć grzywny niższej niż wskazana we wniosku o ukaranie.

I jeszcze fragment art. 10: W okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii podstawowe służby zobowiązane do zwalczania wirusa SARS-CoV-2 są obowiązane do wzmożenia czynności mających na celu ochronę porządku publicznego i zdrowia publicznego, związanych z przeciwdziałaniem SARS-CoV-2, w tym przeprowadzania regularnych i rutynowych kontroli w zakresie przestrzegania w miejscach ogólnodostępnych zakazów, nakazów, ograniczeń lub obowiązków określonych w przepisach o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, wydanych w związku z epidemią COVID-19.

Czemu ma służyć ta demonstracja w postaci niekonstytucyjnego gniota, w którym napuszcza się przetestowanych na nieprzetestowanych, grozi 6 tysiącami grzywny za brak maski oraz zobowiązuje policję do „wzmożenia czynności”?

Jaki sens ma takie działanie w sytuacji, gdy przecież gołym okiem widać, że ludzie mają już serdecznie dość tego pandemicznego szaleństwa? Po co Kaczyński pakuje siebie i swoją partię na taką minę, która musi wybuchnąć im w rękach? Nawet nie próbuję znaleźć jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia dla tego idiotyzmu. Najwyraźniej prezesowi znudziło się rządzenie i robi, co może, żeby PiS dostał łomot podczas najbliższych wyborów.

Ta ustawa nie przejdzie. Pozostaje nam obserwować spektakl, podczas którego PiS będzie zbierał zasłużone baty. Pierwsze czytanie ustawy na Komisji Zdrowia zaplanowano na poniedziałek, 31 stycznia, o godzinie 16.00. Natomiast we wtorek, 1 lutego, odbędzie się specjalne posiedzenie Sejmu, na którym odbędzie się drugie czytanie projektu, o ile nie zostanie on odrzucony w pierwszym czytaniu.

Jedno jest pewne: warunkiem powrotu do normalności jest odsunięcie od władzy rządzących pandemicznych wariatów i niedopuszczenie do władzy opozycyjnych pandemicznych wariatów. Wszyscy pandemiczni wariaci WON!

Pełny tekst ustawy wraz z uzasadnieniem TUTAJ.

Covidowe seppuku Jarosława Kaczyńskiego

Jeżeli ustawa Hoca przejdzie, to na pewno przy relatywnie sporej grupie posłów Zjednoczonej Prawicy głosujących przeciwko. Wtedy ta część elektoratu PiS, która jest przeciwna sanitarystycznym tendencjom, dostanie w prezencie nie tylko ustawę Hoca, ale na dodatek dostanie ją dzięki głosowaniu ręka w rękę Jarosława Kaczyńskiego, Bolesława Piechy i Joanny Lichockiej z Adrianem Zandbergiem, Borysem Budką i „Frankiem” Sterczewskim. Donald Tusk chyba upije się z radości butelką 25-letniej whisky.

Łukasz Warzecha https://magazynkontra.pl/warzecha-covidowe-seppuku-jaroslawa-kaczynskiego/


Ustawa firmowana przez Czesława Hoca, a sankcjonująca segregację sanitarną, nie tylko uderza w wolność wyboru i prawa obywateli, ale też jest napisana skrajnie niechlujnie z czysto legislacyjnego punktu widzenia.

Projekt został wprost rozjechany na miazgę w obszernej opinii Krajowej Izby Radców Prawnych, sporządzonej przez dr. Aleksandra Jakubowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego – głównie właśnie z powodu usterek legislacyjnych oraz rażących braków w uzasadnieniu. Zresztą żadna z sześciu zamówionych opinii nie była pozytywna (Sąd Najwyższy, Prokuratura Generalna, Prokuratura Krajowa, Naczelna Rada Lekarska, Business Center Club oraz właśnie KIRP). Dodatkowo negatywne zdanie na temat projektu wyrażał rzecznik małych i średnich przedsiębiorców. Mimo to rząd projekt dopiero co poparł, a nastąpiło to po tym, jak pojawiły się informacje, że Adam Niedzielski zagroził dymisją, jeśli się tak nie stanie.

Jest to sytuacja kuriozalna: jeden, pożal się Boże, urzędniczyna bez żadnego zaplecza politycznego, skrajnie źle oceniany przez właściwie obie strony sporu o sanitaryzm (sanitaryści uważają, że jest za miękki, antysanitaryści winią go za restrykcyjne posunięcie i parcie do segregacji), szantażuje swoją dymisją obóz władzy, który na ulegnięciu temu naciskowi może jedynie stracić.

W tym samym czasie dyspozycyjny publicysta obozu władzy Piotr Lisiewicz pisze w „Gazecie Polskiej” groteskowy tekst, którego teza daje się ująć krótko: kto sprzeciwia się segregacji sanitarnej (Lisiewicz pisze oczywiście konsekwentnie o „antyszczepionkowcach”, kopiując manipulacje „Gazety Wyborczej” czy TVN), ten ruski agent.

Ruskimi agentami okazują się zatem praktycznie cała Konfederacja (wiadomo), ale także Paweł Lisicki czy Witold Gadowski. Z jakiegoś powodu nie załapał się tutaj Jan Pospieszalski, ale może to przez przeoczenie. A może to po prostu symbioza pomiędzy „Gazetą Polską” a „Newsweekiem”: jedna gazeta wali w tych, druga – w tamtych i tak się uzupełniają. Bo tekst Lisiewicza z niewielkimi tylko zmianami mógłby się ukazać w tygodniku Tomasza Lisa.

Rozumowanie Lisiewicza jest następujące: skoro PiS chce sanitaryzmu (co nie jest prawdą, bo chce go Jarosław Kaczyński i część polityków jego partii, a nie cały PiS), to oferowanie alternatywy, sianie zwątpienia i zadawanie pytań odciąga wyborców od PiS, a kto odciąga wyborców od PiS, ten – wiadomo – ruski agent, bo tylko PiS może Polsce zapewnić niepodległość. Wiem, to jest rozumowanie ciosane cepem, ale co poradzę? Nie ja to wymyśliłem.

Można więc spytać, co tu się wyprawia? Dlaczego z uporem godnym lepszej sprawy Jarosław Kaczyński prze do czegoś w rodzaju politycznego seppuku? Niektórzy już snują teorie, że to wykonywanie globalnego planu – i, prawdę mówiąc, nawet trudno im się dziwić, bo próbują przynajmniej znaleźć w tych działaniach jakąś racjonalność. A jeśli jej tam po prostu nie ma?

Bo czy jakakolwiek racjonalność była w przepychaniu piątki dla zwierząt, uderzającej w twardy, wiejski elektorat PiS, a emablującej grupy, które nigdy na PiS i tak nie zagłosują, choćby prezes osobiście wypuścił z klatek dziesięć tysięcy norek i przykuł się do bramy w chlewni?

W przypadku piątki twarde argumenty – ekonomiczne, polityczne, ale też dotyczące prawa własności i wolności prowadzenia działalności gospodarczej – świadczyły jednoznacznie przeciwko. A jednak forsowano te regulacje z uporem godnym lepszej sprawy i tamę temu postawiła dopiero groźba rozpadu koalicji.

Dlaczego? Wyjaśnienie mogło być tylko jedno: fiksacja Jarosława Kaczyńskiego na punkcie zwierząt. Ta fiksacja została następnie wykorzystana przez niektóre osoby z obozu władzy i stała się elementem politycznej rozgrywki, lecz początek sprawy był właśnie taki.

Teraz można odnieść wrażenie, że jest podobnie. Racjonalnych podstaw, szczególnie na tym etapie epidemii, do wprowadzania segregacjonistycznych regulacji nie ma. Na dodatek jest całkowicie czytelne, że zachęca do tego opozycja, która z radością będzie patrzeć, jak następnie PiS ponosi wszelkie tego konsekwencje sondażowe. I to nawet jeśli – wbrew rachubom niektórych – sama z PiS nie zagłosuje, powtarzając choćby opinię BCC i RMiŚP, że partia rządząca chce przerzucić odium na przedsiębiorców.

Jeżeli ustawa przejdzie, to na pewno przy relatywnie sporej grupie posłów Zjednoczonej Prawicy głosujących przeciwko. Wtedy ta część elektoratu PiS, która jest przeciwna sanitarystycznym tendencjom, dostanie w prezencie nie tylko ustawę Hoca, ale na dodatek dostanie ją dzięki głosowaniu ręka w rękę Jarosława Kaczyńskiego, Bolesława Piechy i Joanny Lichockiej z Adrianem Zandbergiem, Borysem Budką i „Frankiem” Sterczewskim. Donald Tusk chyba upije się z radości butelką 25-letniej whisky. Albo też ustawa przepadnie, bo opozycja wystawi PiS w ostatniej chwili do wiatru, ale to już niewiele zmieni z punktu widzenia antysanitarystycznych wyborców.

Tak czy owak, kosztem będzie ostateczne zrażenie ich do siebie, a do tego kolejny rozłam w klubie. Zysku nie będzie zgoła żadnego, bo przecież tylko najbardziej oderwany od rzeczywistości fanatyk mógłby uznać, że ta regulacja zmieni cokolwiek w przebiegu epidemii, a tym samym da rządzącym jakiegoś plusa za wymierne poradzenie sobie z problemami.

Zatem – po co? Bardzo możliwe, że z motywacji tych samych co piątka dla zwierząt: z powodu jakiejś fiksacji prezesa PiS.

Z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, dotyczących spraw covidowych, można wywnioskować, że jego wiedza na temat przebiegu pandemii, skuteczności szczepionek w różnych ich wymiarach, aktualnych badań na ten temat jest praktycznie zerowa. A dokładnie rzecz biorąc – jest taka, jaką postanowi mu ktoś dostarczyć i ani trochę obszerniejsza. Widocznie owi ktosie rekrutują się wyłącznie z jednej frakcji. Ale też ich opowieści muszą trafiać na podatny grunt.

Albo Kaczyński nie wie, że Horban bredzi, co oznacza, że jest ignorantem, albo wie, co oznacza, że cynicznie wykorzystuje te brednie

Herod Roku idzie na całość

W wywiadzie dla portalu Interia opublikowanym dnia 27 grudnia 2021 prezes PiS, opowiadając się za wprowadzeniem obowiązkowych szczepień przeciw covid-19 oświadczył: „(…)ja jestem zwolennikiem tego, by pójść na całość, biorąc nawet ryzyka polityczne i osobiste (…)”.

Jak widać są sprawy, dla których Jarosław Kaczyński jest w stanie iść na całość i podjąć ryzyko polityczne i osobiste – przynajmniej tak deklaruje. Taką sprawą ewidentnie nie jest pełna ochrona dzieci poczętych, które są bezkarnie mordowane. Zabijanie najmłodszych i najbardziej bezbronnych ludzi panu prezesowi nie przeszkadza i tu jest zwolennikiem zgniłych kompromisów ze złem, co niejednokrotnie udowodnił w swoich wypowiedziach i działaniach, a raczej braku potrzebnego działania.

Popieranie tzw. kompromisu aborcyjnego, zupełna bezczynność wobec zbrodniczych poczynań przestępczych mafii aborcyjnych, stawianie przeszkód dla pełnej ochrony życia wszystkich dzieci przy jednoczesnej gotowości pójścia na całość w kierunku realizacji rozwiązań moralnie nagannych i bezprawnych obnaża w całej okazałości mentalność pana Jarosława Kaczyńskiego. Obłuda i hipokryzja były stałymi towarzyszkami króla Heroda i jak widać są również ulubienicami wielu współczesnych sprawujących władzę.

Dziś wielu polityków uważających się za prawych i sprawiedliwych ochoczo zakłada maski na twarze, ale równie chętnie zrzucają inne maski, ukazując naszym oczom stan swoich sumień i umysłów.

Strach pomyśleć, co mogą nam zafundować Herodzi w Nowym Roku, ale to nie strach jest naszym panem i nie do władców tego świata należy ostatnie słowo. Jesteśmy zwycięzcami tak długo jak długo walczymy. Nie zamierzamy tej walki porzucić – my też idziemy na całość.

Katarzyna Uroda
4 stycznia, 2022

Za: StronaZycia.pl (4 stycznia, 2022)


Prezes Kaczyński zapowiada powszechny obowiązek szczepień na Covid-19: „Jestem zwolennikiem tego, by pójść na całość”

W poniedziałek (27.12.2021) prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oświadczył w wywiadzie dla „Interii”, że popiera powszechny obowiązek szczepień przeciw Covid-19. – Ludzie muszą się szczepić, to sprawa podstawowa. Trzeba się zastanowić, biorąc pod uwagę realia i niechęć znacznej części społeczeństwa, co możemy tutaj zrobić – powiedział Kaczyński.

Jako problem w walce z pandemią Kaczyński wskazał m.in. sądy, które nie przyklepują mandatów za brak maski. – Ja polecenia kontroli i egzekwowania przestrzegania nakazu wydawałem, sprawa stawała na każdym posiedzeniu komitetu bezpieczeństwa. Wierzę też, że minister czy komendant to zalecali, ale proszę pamiętać, że to działa, jeśli działają wszystkie organy. Gdy policjanci wiedzą, że w sądzie ich interwencja się obroni – podkreślił.

Odnosząc się do zakażeń wywoływanych przez wariant Omikron Kaczyński stwierdził, że „trzeba tu zrobić wszystko, co się da, niezależnie od konsekwencji, nawet jeśli to miałyby być nowe wybory”. Jednocześnie dodał, że „nie warto tworzyć prawa, które będzie fikcją”.

– Na stole było i jest wszystko, każdy wariant decyzji. Tylko wraca pytanie: co jest realnie możliwe? Trzeba brać doświadczenie tych dwóch lat pandemii i tego, jak to działa. Liczba kar i różnego rodzaju wskaźniki kontroli – to wszystko rośnie, ale ten poziom nie zapewni tego, by w miarę bezboleśnie wprowadzić sprawdzanie certyfikatu i wyłączenie ludzi niezaszczepionych lub nieprzetestowanych z części funkcji w społeczeństwie – podkreślił Kaczyński.

Zapytany, czy projekt ustawy segregacyjnej przejdzie w Sejmie odparł, że „sami nie jesteśmy w stanie tego przegłosować, przy tak kruchej większości”. – Liczymy tu na opozycję. Realia, także te polityczne, trzeba brać pod uwagę, ale ja jestem zwolennikiem tego, by pójść na całość, biorąc nawet ryzyka polityczne i osobiste.

Na pytanie czy pójściem na całość jest obowiązek szczepień dla wszystkich dorosłych, Kaczyński odpowiedział: Tak. Pójściem na całość byłby obowiązek szczepień, choć obawiam się, że nie byłoby to w pełni egzekwowalne. Ale jeżeli diagnozy lekarzy, którzy mówią, że Omikron jest dużo bardziej zaraźliwy, są trafne, to epidemia przybierze taki rozmiar, że na uszach trzeba będzie stanąć, by jej zapobiec. Jeśli to, co mówi profesor Horban będzie prawdą, oznaczałoby, że przed nami scenariusz, w którym zawali się służba zdrowia, w ślad za nią gospodarka i otwarte będą pytania, czy wytrzyma państwo. W takiej sytuacji będę gotowy na wszystko.

Cały wywiad TUTAJ.

Mój komentarz [wprawo.pl]: Zacznijmy od tego, co mówi prof. Horban i do czego odwołuje się prezes Kaczyński. W czwartek (23.12.2021) Horban udzielił wywiadu w „Rzeczpospolitej”, w którym roztoczył apokaliptyczną wizję pandemicznego tsunami, które wywoła wariant Omikron, jeśli Polacy natychmiast nie ruszą do punktów szczepień. – Jeśli mówimy o tym, że ok. 12 mln Polaków się nie zaszczepiło i wszystkie, powtarzam, wszystkie te osoby zakażą się nowym wariantem, to statystycznie 5-10 proc. z nich trafi do szpitala. Czyli powinniśmy położyć około milion osób – oświadczył.

Wszystkim przerażonym wyjaśniam, że opowieść prof. Horbana to brednie. Dotychczasowe badania wykazały, że wariant Omikron jest dużo łagodniejszy niż Delta i nie będzie żadnego miliona w szpitalach, chyba że zacznie się do nich masowo zwozić osoby z katarem i drapaniem w gardle. Przy okazji, Omikron przełamuje odporność poszczepienną, więc naganianie do szczepień w ramach walki z tym wariantem nie ma żadnego sensu.

Są dwie opcje: albo Kaczyński nie wie, że Horban bredzi, co oznacza, że jest ignorantem, albo wie, co oznacza, że cynicznie wykorzystuje te brednie do straszenia Polaków, żeby wymusić  na nich udział w eksperymencie medycznym zwanym szczepieniami przeciw Covid-19. Bez względu na to, które opcja jest prawdziwa, prezes PiS pokazał, że stoi po stronie segregacji sanitarnej i wprowadzenia powszechnego obowiązku kowidowych szczepień nawet jeśli miałoby to oznaczać „ryzyka polityczne i osobiste”.

Sprawa jest oczywista. Skoro Kaczyński zapowiada segregacyjne i szczepionkowe „pójście na całość”, to nie ma innego wyjścia, jak odpowiedzieć tym samym. Karta wyborcza jest (jeszcze) potężna bronią. Jeśli nie chcecie segregacji sanitarnej i obowiązku szczepień na Covid-19, to w najbliższych wyborach głosujcie na tych, którzy jasno i wyraźnie deklarują, że są przeciwni takim praktykom. Nie muszę chyba wskazywać, jakie ugrupowanie mam na myśli. W Sejmie jest tylko jedna partia, która mówi „Stop Segregacji Sanitarnej” i „Żądamy pełnej dobrowolności szczepień”. Tą partią jest Konfederacja. Reszta chce nam zafundować sanitarny totalitaryzm. I trzeba im pokazać czerwoną kartkę.

Źródło informacji: Interia

Za: WPrawo.pl (grudzień 27, 2021) https://www.bibula.com/?p=130432

W tej samej rzece […ciągle nas topią… ]

Powiadają, że nigdy nie wchodzi się do tej samej rzeki, ale tak się tylko mówi, bo rzeki płyną niczym czas („bo czas, jak rzeka, jak rzeka płynie, unosząc w przeszłość tamte dni…” – śpiewał Czesław Niemen), a ich przeznaczeniem jest morze („I rzek gwałtownych nurt zmącony pianą zawinie kiedyś w głąb wieczystą mórz” – pisał Swinburne w „Ogrodzie Persefony”). Toteż żadna rzeka nie płynie w górę, tylko – jeśli nawet wije się w skrętach – płynie ku swemu przeznaczeniu. Widać to przede wszystkim w polityce, a zwłaszcza – geopolityce, która ma swoje determinizmy. Kiedy byłem naczelnym redaktorem „Najwyższego Czasu!”, grupa kolegów usilnie namawiała mnie, bym nadał pismu charakter prorosyjski. Koronnym argumentem miał być „lej kontynentalny”. Już prawie mnie przekonali, ale Polska właśnie zaczęła się obwąchiwać z Niemcami – i ci sami koledzy zaczęli mnie namawiać, bym nadał pismu charakter proniemiecki. Ja na to: Jakże to? Przecież lej kontynentalny cały czas jest w tym samym miejscu?!

Jak pamiętamy, po spotkaniu izraelskiego prezydenta Szymona Peresa z rosyjskim prezydentem Dymitrem Miedwiediewem w sierpniu 2009 roku, podczas którego prezydent Peres obiecał swemu rozmówcy, że Izrael nie uderzy na Iran i że on namówi prezydenta Obamę do wycofania elementów tarczy antyrakietowej ze Środkowej Europy, „namówiony” prezydent Obama nie tylko wycofał tarczę, ale w ogóle dokonał „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. W rezultacie doprowadziło to do proklamowania na dwudniowym szczycie NATO w Lizbonie 19 i 20 listopada 2010 roku strategicznego partnerstwa NATO-Rosja. Najtwardszym jądrem tego partnerstwa było oczywiście strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym – podział Europy na strefę niemiecką i rosyjską. Wprawdzie prezydent Obama wkrótce wysadził to strategiczne partnerstwo z Rosją w powietrze, ale słuszna myśl raz rzucona w przestrzeń, prędzej czy później znajdzie swojego amatora. Toteż prezydent Biden, przygotowujący się do ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej, postanowił [jak to? przez sen?? MD] wygasić konflikty na innych kierunkach, co może w efekcie doprowadzić do reaktywacji strategicznego partnerstwa NATO-Rosja. Zimny ruski czekista Putin już podał do publicznej wiadomości, że Rosja chciałaby widzieć Ukrainę i Gruzję w swojej strefie wpływów, a nawet – co wydaje się licytacją na wyrost – żeby Europę Środkową przekształcić w rosyjską „bliską zagranicę”.

Po tym uderzeniu w stół natychmiast odezwały się nożyce i Francja oraz Niemcy zaczęły nalegać, by kwestię ukraińską ostatecznie rozwiązać w „formacie normandzkim” – co polegałoby na tym, że Francja, Niemcy i Rosja wspólnie by Ukrainę zmłotowały, a rezultat tych pokojowych zabiegów zaprezentowały prezydentowi Józiowi Bidenowi do aprobującej wiadomości. Nie może być bowiem tak, żeby o sprawach Europy Stany Zjednoczone rozmawiały z Rosją, a Niemcy i Francja dowiadywały się o wszystkim z gazet.

I podczas gdy na poziomie wielkiej polityki sytuacja zaczyna powoli zmierzać do jakiegoś consensusu, to w polityce mniejszej, żeby nie powiedzieć – prowincjonalnej, mamy sensację, chociaż niezbyt wielką. Oto pan prezydent Duda zawetował nowelizację ustawy o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, potocznie zwaną „lex TVN”. Szczerze mówiąc sądziłem, że pan prezydent skorzysta z możliwości zrobienia uniku, to znaczy – skierowania tej ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Nie tylko zdjąłby z siebie w ten sposób odpowiedzialność, ale też uniknął wszelkiego ryzyka. Ustawa ta bowiem została uchwalona z poprawkami Konfederacji, wśród których jedna modyfikowała sposób powoływania KRRiTV wbrew art. 214 konstytucji. Stanowi on, że członków Rady powołuje Sejm, Senat i Prezydent, tymczasem poprawka eliminowała z tej procedury właśnie prezydenta. W tej sytuacji Trybunał Konstytucyjny, lekceważąco nazywany „trybunałem Julii Przyłębskiej”, nie miałby innego wyjścia, jak uznać ustawę za sprzeczną z konstytucją, więc tak czy owak, w życie by ona nie weszła. Widocznie jednak pan prezydent Duda nie chciał dzielić się zasługami w służbie demokracji i wolności słowa z żadnymi trybunałami i skwapliwie skorzystał z okazji, by przez zagranicą zaprezentować się w charakterze płomiennego szermierza. Powody mogą być co najmniej dwa; po pierwsze – pan prezydent mógł poczuć się dotknięty próbą wymiksowania go z procedury wyboru Krajowej Rady. Wszystko to oczywiście być może, ale ja większy nacisk położyłbym na powód drugi, który z zadziwiającą szczerością wyłożył wcześniej Leszek Miller. Rzecz w tym, że pan prezydent Duda odbywa właśnie swoją drugą kadencję i, zgodnie z konstytucją, na trzecią kandydować już nie może. W tej sytuacji – na co zwracałem uwagę zaraz po wyborach prezydenckich w roku 2020 – aparat wyborczy PiS nie jest mu już do niczego potrzebny. Przeciwnie – jeśli chce ubiegać się o jakąś prestiżową fuchę po zakończeniu kadencji tubylczego prezydenta, to Jarosław Kaczyński nie tylko mu w tym nie pomoże, ale nawet może stać się przeszkodą. Jak trzeźwo zauważył Leszek Miller – bez Amerykanów nie może o niczym takim nawet pomarzyć. A co w tej sprawie uważali Amerykanie? Ano – nieubłaganie stanęli na nieprzejednanym gruncie wspierania żydowskich biznesów i potraktowali „Lex TVN” nie tylko jako zamach na demokrację i wolność słowa, ale też – jako coś w rodzaju aktu wrogiego wobec Najważniejszego Sojusznika Polski. Tymczasem – co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Na akty w rodzaju ustawy 447, czy wywieranie presji, by uchylić nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, może pozwolić sobie tylko Nasz Najważniejszy Sojusznik i o żadnej symetrii nie może być tu mowy.

Ten wypadek pokazuje, że proces dekompozycji w obozie „dobrej zmiany” cały czas postępuje. To ciekawe, bo podobny i nawet tak samo nazwany proces nękał przedwojenną sanację, która – jak wiadomo – jest niedoścignionym ideałem Naczelnika Państwa. Jak widzimy, historia się powtarza również i pod tym względem, że w tej sytuacji relatywnie coraz większą siłą obozu „dobrej zmiany” jest słabość i bezradność jego politycznej konkurencji. Program Koalicji Obywatelskiej można bowiem streścić w dwóch krótkich, żołnierskich słowach: Jarosław Kaczyński. Żeby zirytować Jarosława Kaczyńskiego nieprzejednana opozycja gotowa sobie nawet odmrozić uszy. No i pięknie – ale co Polska będzie miała z tego, że Wielce Czcigodny poseł Pupka, albo niechby i sam Donald Tusk odmroził sobie uszy? Ani Polska, ani nawet oni sami żadnej korzyści z tego mieć nie mogą – ale sęk w tym, że sprawiają wrażenie, jakby nie zdawali sobie z tego sprawy. Toteż w najbliższej, a pewnie i dalszej przyszłości czeka nas kontynuacja walk kogutów na politycznej scenie naszego bantustanu i kontynuacja wojny hybrydowej, jaką Niemcy prowadzą przeciwko Polsce od początku 2016 roku.

Stanisław Michalkiewicz Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    2 stycznia 2022

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada). http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5096

Rozwody zawsze są przeżyciem traumatycznym i najczęściej występuje przejście od miłości do nienawiści. Kaczyński straszy “swój ciemnogród”.

Kaczyński straszy ciemnogród obowiązkami i paszportami – niski upadek.

Rozwody zawsze są przeżyciem traumatycznym i najczęściej występuje słynne przejście od miłości do nienawiści. Z politycznymi rozwodami dzieje się bardzo podobnie, ale mnie towarzyszą zupełnie inne uczucia, gdy patrzę i słucham człowieka, którego nie tak dawno szanowałem. Irytacja i znużenie jednocześnie, po prostu nie da się słuchać tych bredni, jakie wypowiada prezes PiS. Z Kaczyńskiego nie zostało nic i mam wrażenie, że gdyby nawet biologia nie dokonała dzieła zniszczenia, to i tak mielibyśmy do czynienia z zupełnie innym politykiem niż ten, którego znaliśmy i wielu popierało przed 2015 rokiem. Jakie są główne przyczyny upadku, bo to jest upadek polityka, pisałem wielokrotnie i nie chcę się ponownie tym katować, jedno w każdym razie jest pewne – był Kaczyński i nie ma Kaczyńskiego.

Jeszcze na początku tej paranoi pomorowej widzieliśmy prezesa PiS, który puszczał oko do wyborców. Do klasyki przeszła scena, w której Kaczyński zrugał kuzyna tak mocno, że ten zdjął maskę. Potem były jeszcze bardziej słynne wizyty na cmentarzu, a także uczestnictwo w mszach świętych, jak się pojawiały pierwsze sygnały, żeby pozamykać kościoły. Po półtora roku nic nie zostało z tamtych zachowań dających dość jednoznacznie do zrozumienia, co Kaczyński myśli o kolejnej inżynierii społecznej odpalonej przez tłuste misie. Teraz widzimy przerażonego staruszka ze szmatą zaciągniętą pod same brwi, który powtarza największe idiotyzmy za Horbanem, jak choćby te o milionie pacjentów w szpitalach. W najnowszym wywiadzie padają też słowa o obowiązku „szczepień”, co oczywiście wywołało burzę, ale chyba mało kto zwrócił uwagę, na bardzo charakterystyczne zdanie, jakie tam padło. Otóż Kaczyński opowiadał, jak wygląda kwestia obostrzeń w poszczególnych regionach Polski, w mieście większość zasad przestrzega, natomiast na wsi tylko jeden znajomy Kaczyńskiego chodził w maseczce. Co w tym jest takiego uderzającego?

Przed 2015 rokiem Kaczyński objeździł całą Polskę wzdłuż i wszerz, zwiedził prawie każdą gminę, miasteczko, wieś i na podstawie tych doświadczeń PiS zbudował program oraz przekaz, który przekonał rekordową liczbę wyborców. Dziś Kaczyński opowiada banały i to na podstawie relacji człowieka, który mieszka na wsi. O czym to świadczy? Bez niespodzianek, o kompletnym oderwaniu tego człowieka od rzeczywistości, a wręcz o przejęciu „narracji”, jaką się posługiwali i posługują jego przeciwnicy. Dowiedzieliśmy się od Kaczyńskiego, że obowiązek „szczepień” razem z paszportami dawno byłby wprowadzony, ale niestety wiejski i małomiasteczkowy ciemnogród hamuje postęp. W tym miejscu można powiedzieć, że polityk traci instynkt i nie rozumie jaką krzywdę sobie wyrządza, ale tak nie jest. Dalej Kaczyński zdradza, że doskonale wie ile ryzykuje takimi stwierdzeniami i jak to się przełoży na osobiste sympatie wobec niego. Z tego należy wnioskować, że jakąś tam świadomość zachował, ale nie do końca wiadomo, czy potrafi odróżnić publicystyczne bajanie od konkretnych porażek politycznych. Kaczyński otoczony propagandowymi doradcami, realizuje ich toporne scenariusze, które zakładają, że „ciemnogród” nagle zmieni zdanie i pójdzie za swoim idolem w ciemno.

Bardzo długo działał taki mechanizm, trwały jakieś wewnętrzne spory i dyskusje, po czym przychodził sam „naczelnik”, mówił jak ma być i tak było.

Problem polega na tym, że mówimy o historii i to dość zamierzchłej. Kaczyński ma za sobą całą serię spektakularnych porażek, od batów, jakie zebrał po dymisji Szydło, przez wybory kopertowe i „piątkę dla zwierząt”, aż po katastrofalną politykę wobec UE. Autorytet Kaczyńskiego spadł gwałtownie i jego wypowiedź, de facto pogardzająca własnym elektoratem, a na pewno grożąca temu elektoratowi czymś, czego wyborcy PiS boją się najbardziej, to polityczna katastrofa. Mam swoją ulubioną tezę, która mówi, że ludzie nienawidzą się bać i w końcu chcą usłyszeć, że będzie dobrze. Dla wielu wyborców Kaczyński był autorytetem i liczyli, jak zawsze, że to właśnie on powie, nie bójcie się, nie pozwolę Wam zrobić krzywdy. Co usłyszeli zamiast tego? Jesteście ciemnogrodem ze wsi, zobaczcie jak w mieście grzecznie noszą maseczki i pokazują paszporty. Nic nie zostało z polityka, który znał i rozumiał charakter polskiej prowincji, Kaczyński stał się nieudolna kopią swoich wrogów i ich metod.

================

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/kaczynski-straszy-ciemnogrod-obowiazkami-i-paszportami-niski-upadek/

=================

Poniżej jeden z takich zawiedzionych; nie popieram tak skrajnej opinii, bo nigdy nie miałem entuzjastycznej. Ale podaję dla oceny nastrojów „elektoratu”. M.Dakowski.

Ufol 27 grudnia 2021 At 18:34 

/…/ Robił to, co przez całe życie, czyli udawał swoje przeciwieństwo. Tchórz i zdrajca odgrywający rolę patrioty oraz odważnego przywódcy. Oto prawdziwy wizerunek prezesa. Nie stracił kontaktu z rzeczywistością, bowiem nigdy go nie nawiązał. Nie zidiociał ze starości, nie zwariował, nie zmienił swoich poglądów. Po prostu sytuacja go zmusiła do pokazania prawdziwej twarzy. Pozował na męża stanu, a teraz, nawet jego byli wyznawcy, widzą zdradziecką mordę niedoszłego zbawcy narodu. Kurka wciąż powtarza hagadę o wielkim wodzu, który upadł. Dlatego ja, przyznaję, dosyć emocjonalnie, przeciwko tej fałszywej legendzie znów protestuję. Jarosław Kaczyński nie upadł, ponieważ zawsze był nikczemnikiem. Co odróżnia go od Leszka Millera, Donalda Tuska, czy Waldemara Pawlaka?
Uważam, że nic godnego uwagi. Wszyscy oni grają do jednej bramki.
Dzisiejszy wywiad dowodzi, cóż za niespodzianka, iż “szury” znowu mają rację. Pis marzy o zamordyzmie w austriackim stylu. Nie wprowadził go dotychczas wyłącznie z przyczyn kadrowych. Aparat partyjny i propagandowy jest zbyt głupi, aby ogarnąć uruchomienie w Polsce totalitaryzmu, którego, swoją drogą, Hitler i Stalin by się nie powstydzili.

Prezes planuje nam bowiem przyszłość iście orwellowską. Takie wrażenie odniosłem po lekturze zapisu ostatnich, że tak gorzko zażartuję, refleksji prezesa na przyszły rok.

Patriotyczne bicie piany.

Zdrada panowie, ale stójcie cicho!” Zdrada bowiem czai się wszędzie, a pierwszą jej, ofiarą padł pobożny poseł Jarosław Gowin, który nawet z tego powodu wylądował w szpitalu. Tak w każdym razie uważa Wielce Czcigodny poseł Wypij, który – bodajże jako jedyny – pobożnego posła Gowina nie zdradził, więc coś tam musi wiedzieć. Ale to jeszcze nic w porównaniu z Jarosławem Kaczyńskim, który właśnie zdradził Polskę przy pomocy Konfederacji. Taki w każdym razie wniosek wyciągnął Donald Tusk, który odbył bliskie spotkanie III stopnia z Księżną-Małżonką Księcia-Małżonka, czyli panią Anną Applebaum, pieszczotliwie nazywaną „Jabłoneczką”. To bliskie spotkanie III stopnia jest namacalnym dowodem, że na tym etapie nie tylko mamy do czynienia z koordynacją żydowskiej polityki historycznej z polityką historyczną niemiecką, ale nawet z serdecznym porozumieniem Żydów z folksdojczami. Co z tego będą mieli Żydzi – to zostanie nam objawione w stosownym czasie, bo folksdojcze – jak to folksdojcze – zwyczajnie wykonują zadania wyznaczane w przeszłości przez Naszą Złotą Panią, a obecnie – przez Naszego Złotego Pana nazwiskiem Olaf Scholz, socjalistę, podobno jeszcze nie narodowego, ale przecież wszystko dopiero przed nami. Chodzi oczywiście o to, że niemieccy socjaldemokraci, czyli Czerwoni, spiknęli się z Zielonymi, a wiadomo, że pomieszanie koloru czerwonego z zielonym daje w efekcie brunatny.

Otóż ten brunatny rząd objawił daleko idące ambicje, ale akcenty rozkłada inaczej, niż jego brunatny poprzednik, bo o ile tamten w żadne jurystyczne ceregiele się nie bawił, to ten planuje nadać Unii Europejskiej konstytucję. W tym celu zamierza zmienić dotychczasowe traktaty ustanawiające Unię Europejską, by przekształcić ją w państwo federalne. W tym państwie ma być tak, że dotychczasowy wymóg jednomyślności ma być zniesiony, a decyzje będą podejmowane przez wyłoniony w europejskich wyborach z ponadnarodowymi listami i „wiążącym systemem najlepszych kandydatów”. No dobrze – ale jacy kandydaci będą „najlepsi”? To jasne, że najlepszymi kandydatami na listach ponadnarodowych będą folksdojcze, no i… Żydzi. Z godnie ze spiżową wskazówką Józefa Stalina, i jedni i drudzy będą stanowili propozycję nie do odrzucenia dla europejskich narodów. Ten manifest niemieckiej koalicji rządowej wywołał gwałtowną reakcję Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, który – jako wirtuoz intrygi – zwietrzył w tym znakomitą okazję do kolejnego uwodzenia swoich wyznawców, na których już nie bardzo działa ani katastrofa smoleńska, ani nawet makagigi w postaci reparacji wojennych od Niemiec. Wprawdzie rząd powołał specjalny instytut z Wielce Czcigodnym posłem Mularczykiem na fasadzie, ale wiadomo, że chodzi przede wszystkim o to, by Wielce Czcigodny miał dobrą rządową posadę na wypadek utraty dobrego fartu, więc tych, którzy na posady w instytucie liczyć nie mogą, nie bardzo to obchodzi. Zresztą, mówiąc nawiasem, po co tu jakiś instytut, kiedy uważający się za prezydenta Polski pan Jan Zbigniew hrabia Potocki już wyprocesował od Niemiec dla Polski ponad 800 miliardów dolarów, właśnie tytułem reparacji? Co prawda uzyskał ten wyrok w Europejskim Sądzie Polubownym, Sądzie Arbitrażowym w Ciechanowie, utworzonym przez regionalną Radę Biznesu, czy jakoś tak – w Opinogórze, ale nie ma co grymasić. Dobra psu i mucha, toteż teraz tylko ten wyrok wyegzekwować i sprawa załatwiona.

Zatem gwoli bardziej efektywnego uwodzenia swoich wyznawców, Naczelnik Państwa zwołał do Warszawy szczyt ugrupować uniosceptycznych, które opowiedziały się przeciwko federalizacji Unii. Sęk jednak w tym, że niemiecki rząd tylko wyciągnął wnioski z traktatu z Maastricht, który wszedł w życie jeszcze w roku 1993. To właśnie on zmienił formułę funkcjonowania wspólnot europejskich z konfederacji, czyli związku państw, na federację, czyli państwo związkowe. Taką Unię Europejską stręczył w 2003 roku Polakom nie tylko Jarosław Kaczyński, ale i Donald Tusk, w którym Nasza Złota Pani już wtedy szczególnie sobie upodobała. Później, to znaczy – 1 kwietnia 2008 roku, Jarosław Kaczyński, podobnie zresztą, jak Donald Tusk, głosował za upoważnieniem prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który państwom członkowskim UE, w tym również Polsce, amputował ogromny kawał suwerenności – czego właśnie doświadczamy w postaci finansowych szantaży, wyroków TSUE i kar pieniężnych.

Wreszcie całkiem niedawno właśnie Jarosław Kaczyński, który w tym celu skaptował klub parlamentarny Lewicy, przeforsował w Sejmie ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, która nadaje Komisji Europejskiej dwie nowe kompetencje: zaciągania zobowiązań w imieniu całej Unii i nakładania „unijnych” podatków. Jest to milowy krok ku federalizacji, więc mamy dwie możliwości: albo Jarosław Kaczyński od 2003 roku nie wie, co robi – ale wysuwanie takich podejrzeń byłoby bardzo niegrzeczne, albo przeciwnie – wie doskonale, tylko jest „przeciw, a nawet za”.

Wspominam o tym wszystkim, by pokazać, że zarzut, jakoby Naczelnik Państwa dopiero teraz dopuścił się zdrady, nie wytrzymuje krytyki, bo jeśli nawet, to dopuściłby się takiej samej zdrady, co Donald Tusk, który przecież za zdrajcę się nie uważa, tylko za europejsa, co jest elegancką nazwą folksdojcza.

Główną postacią szczytu była pani Maryna Le Pen, która nie tylko stwierdziła, że Ukraina leży w rosyjskiej strefie wpływów i że kiedy ona zostanie prezydentem, to Francja spłaci polskie długi z tytułu kar, jakie UE wymierza Polsce w wysokości 1,5 mln euro dziennie. Widać zatem, że wcale nie zamierza zostać prezydentem Francji, a w tej sytuacji możemy skupić się na „strefie wpływów”.

Otóż po 1990 roku Niemcy nawróciły się na linię polityczną kanclerza Bismarcka, według której Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. Zewnętrznym wyrazem tego nawrócenia jest strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, które, jak dotąd, znakomicie wytrzymało wszystkie „próby niszczące”. Kamieniem węgielnym tego partnerstwa jest właśnie podział Europy na strefę wpływów niemieckich i strefę wpływów rosyjskich, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow. Warto dodać, że 20 listopada 2010 roku, na dwudniowym szczycie NATO w Lizbonie, proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Najtwardszym jądrem tego partnerstwa było oczywiście strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, którego kamieniem węgielnym… – i tak dalej. Wprawdzie w drugiej połowie roku 2013 prezydent Obama wysadził to partnerstwo w powietrze, zapalając zielone światło dla przewrotu politycznego na Ukrainie, które w efekcie została częściowo rozebrana, ale teraz, gdy prezydent Biden w czerwcu i lipcu rozmawiał pojednawczo z prezydentem Putinem, to myślę, że coś tam musiał mu obiecać w zamian za obietnicę neutralności Rosji w momencie, gdy USA przystąpią do ostatecznego rozwiązywania kwestii chińskiej. Czy przypadkiem aby nie zgodę na dokończenie rozbioru Ukrainy?

Być może pani Maryna Le Pen wie coś, czego Naczelnik Państwa za żadne skarby nie chce nam powiedzieć. Tymczasem Wielce Czcigodny Paweł Kowal, co to z niejednego komina wygartywał, aż osiadł w Koalicji Obywatelskiej, podczas przesłuchania u resortowej „Stokrotki” mało nie zniósł jaja, nie mogąc doczekać się, kiedy Polska wesprze Ukrainę w związku z zapowiadanym rosyjskim uderzeniem. Pan Kowal był w przeszłości doradcą prezydenta Kaczyńskiego m.in. w sprawach ukraińskich i dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego prezydent Kaczyński w stosunkach polsko-ukraińskich narobił tyle głupstw. Pan Kowal podpuszcza polską opinię publiczną, by postępowała w myśl frazesu „za wolność waszą i naszą”, ale w sytuacji, gdy możemy mieć tam do czynienia z amerykańsko-rosyjską ustawką, nie byłoby to wchodzeniem między ostrza potężnych szermierzy? Rozumiem, że przewodniczący Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk nie miałby nic przeciwko temu, by Polska wykrwawiła się na Ukrainie, bo wtedy Niemcy tym łatwiej by nas zoperowali, ale dlaczego właściwie mielibyśmy przyjmować punkt widzenia folksdojczów?

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5085

12 grudnia 2021

KOMBINACJA OPERACYJNA „KALISZ”

KOMBINACJA OPERACYJNA „KALISZ

Pierwszy napadł Jair Lapid: „Przerażający antysemicki incydent w Polsce przypomina każdemu Żydowi siłę nienawiści, jaka istnieje na świecie”. Tego samego dnia wydał wyrok: „Jednoznaczne potępienie przez polskie władze jest ważne i konieczne. Oczekuję, że polski rząd podejmie bezkompromisowe działania przeciwko tym, którzy wzięli udział w tym szokującym akcie nienawiści”.

Do Lapida przyłączył się Andrzej Duda: Barbarzyństwo, którego dopuściła się grupa chuliganów w Kaliszu, stoi w sprzeczności z wartościami, na których oparta jest Rzeczpospolita. A wobec sytuacji na granicy i akcji propagandowych przeciwko Polsce jest wręcz aktem zdrady. Podobnie sądził inny myśliciel, były prezydent, nie bez podstaw zwany Bredzisławem Komorowskim. I jeszcze jedno – właśnie przed warszawskim Sądem Okręgowym toczy się proces o nazwanie Dudy debilem. Rafał Pankowski, z „Nigdy Więcej biadolił: „Monitoruję antysemityzm od przeszło 25 lat, ale nigdy nie widziałem czegoś podobnego”. W podobnym tonie incydent komentowały media, rządowe i antyrządowe, lewackie i konserwatywne, gazeta „Polska” i „Warszawska” tak, jakby wszystkie miały wspólną redakcję. Wszystkich przebiła „Rzeczpospolita”.

Łachudrzyński, czy jakiś tak, pisał:To nie czas na deklaracje oburzenia w mediach, a na stanowcze działanie organów państwa. Żaden przyzwoity człowiek nie może pozostać obojętnym po tym, co zdarzyło się na kaliskim Rynku. Skrajni nacjonaliści urządzili tam seans nienawiści wobec Żydów. Na polskiej ziemi, która spłynęła krwią milionów Żydów, bestialsko zamordowanych przez nazistowskich Niemców, wznoszenie haseł „Śmierć Żydom!” wyklucza nie tylko ze wspólnoty ludzi przyzwoitych, ale to działanie szkodliwe, historycznie przerażające.

Tenże Łachudrzyński zatrwożył się:

Gdy Polska zmaga się z najpoważniejszym kryzysem granicznym od lat, gdy od wizerunku naszego kraju może zależeć nasze bezpieczeństwo, dochodzi do wydarzenia, które sprawia, że niektórzy nasi sojusznicy mogą uznać, że nie warto Polakom pomagać. Relacje polsko-żydowskie są ważne nie tylko dla naszych sojuszników w Izraelu, ale to czerwona linia w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Ostre stanowisko USA po nowelizacji ustawy o IPN, którą świat ochrzcił „Holocaust Law”, to dowód, jak krytyczny to temat. W niemniej trwożny ton uderzył były minister bezpieki, dziś poseł PO Bartłomiej Sienkiewicz: „Jeśli mamy taki kryzys na wschodniej granicy, jeśli nie jesteśmy pewni, co do intencji Putina, to dopuszczanie do wybryków antysemickich jest tak naprawdę działaniem na pograniczu zdrady stanu. Obrzydliwy pysk polskiego antysemityzmu powinien być wypalony gorącym żelazem. Brak reakcji prokuratury, policji, wzajemne przerzucanie się winą jest strasznym wstydem i upadkiem państwowości polskie. Właśnie w takich momentach powinniśmy tego rodzaju incydenty szczególnie pacyfikować, ponieważ one uderzają w dobre imię Polski”. „Haniebne i skandaliczne” były wydarzenia w Kaliszu dla Mariusza Kamińskiego. Wyraził nadzieję, że „ci, którzy zorganizowali to zawstydzające i skandaliczne wydarzenie poniosą prawne konsekwencje”. Jednemu i drugiemu nie przeszkadzało, że w tym samym czasie do więzienia „za poglądy” wsadzał także Łukaszenko.

Od incydentu w Kaliszu odciął się prezes Ruchu Narodowego. Przypadek wariata, który wrzeszczał wczoraj w Kaliszu to nie jest sprawa polityczna tylko psychiatryczna – napisał na Twitterze.Szef Straży Niepodległości nazwał incydent „antysemicką prowokacją”. Kilka dni wcześniej, za pomocą zeznań i donosów byłych współpracowników Olszańskiego, redaktorzy telewizji Media Narodowe zmontowali serię programów na temat „skandalicznej działalności prokremlowskiego aktora” i szkodliwości jego „patostreamów”. Jeden z nich mówił: „to, co się tam odbywa, to tragikomedia”. Drugi, podpierając się kryteriami norymberskimi, mówił o koneksjach Olszańskiego z rabinem Awramem Olszańskim z Bracławic i o stronie Jewish Gen wskazującej, że osób o nazwisku Olszański jest ponad tysiąc. Trzeci obwiniał Olszańskiego za używanie słowa „kamraci”, należącego jakoby do repertuaru Sowietów. Czwarty utrzymywał, że nic mu nie zagraża, bo w swej książce atakuje Żydów w sposób udokumentowany (a ponieważ palnął największe głupstwo, przytoczmy jego nazwisko – Jarosław Patlewicz). Jeszcze inny lansował tezę, że to „ustawka” władz, a nawet Żydów, i że włos Olszańskiemu z głowy mu nigdy nie spadnie. Zaskakiwało szczególne wzmożenie środowisk narodowych, czyli tych, na których antypolska szczujnia najczęściej się wyżywa?

Politycy, i to zarówno ci polscy jak i ci z Polski, mają wyrobiony odruch warunkowy, zwany odruchem psa Pawłowa – na dźwięk słowa „antysemityzm” rzucają się do przepraszania, zanim ustalą, o co naprawdę chodzi. Podczas XI Zjazdu Gnieźnieńskiego, Andrzej Duda połowę swego wystąpienia, mającego w założeniu odnosić się do Gniezna, źródła z którego wypływa historia Polski, poświęcił… „antysemityzmowi i barbarzyństwu pleniącym się w Polsce”. Z ogromnym bólem przyjąłem akt barbarzyństwa, do którego doszło w Gdańsku, kiedy ktoś rzucił kamieniem w okno synagogi. Tak ogromnie boleję, że stało się to u nas, w kraju, w którym przez stulecia była tolerancja religijna. Z pewnością nazwą to aktem antysemityzmu, ale dla mnie to barbarzyństwo, który musimy potępić – powiedział łamiącym się głosem. Politycy i media o incydencie mówili jak o pogromie Żydów, dopóki nie okazało się, że u sprawcy zdiagnozowano chorobę psychiczną, i że kilka miesięcy wcześniej podobnego czynu dopuścił się względem kościoła. Było to tym bardziej absurdalne, gdy porówna się wybitą szybę do namazania na ogrodzeniu ambasady RP w Tel Awiwie swastyki i napisów „mordercy spieprzajcie”, „polskie gówno”. Polskiej policji złapanie winnego zajęło jeden dzień. Izraelska milicja nawet nie udawał, że kogoś szuka. No i głosu nie zabrał prezydent Izraela.

W styczniu 2018 r., w ciągu kilku dni, w polskich mediach widzieliśmy więcej swastyk, niż w Niemczech od zakończenia wojny. Nawet w telewizji niemieckiej odbyła się debata o „narastającej w Polsce fali nazizmu”. „Warszawa europejską stolicą rasizmu”, „Neonaziści świętują Hitlera”, „Polska coraz bardziej brunatna” – wyżywali się na Polakach dziennikarze zza Odry. Gdy kilka tygodni wcześniej Merkel przyznała: „wstyd, że żadna żydowska instytucja w Niemczech nie może istnieć bez policyjnej ochrony”, Bundestag się tym nie zajmował. W Sejmie natomiast, z inicjatywy PiS, po emisji reportażu TVN o polskich neonazistach wnoszących toast za Hitlera, odbyła się debata o neonazizmie w Polsce. Koordynacją całej akcji zajął się minister koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński. Zapowiedział „szybkie i stanowcze zlikwidowanie faszyzmu w Polsce”. Gdy lektor „Faktów” ogłosiła, że w Polsce odradza się faszyzmem, jak nakręcane małpki z pudełka wyskoczyli prezydent, premier, marszałek Sejmu i kilku ministrów, prześcigając się w buńczucznych zapowiedziach, jak to polskich neonazistów będą dusić własnymi rękami. Marginalny incydent stał się sprawą wagi państwowej, wydarzeniem politycznym roku, którym żyła cała Polska, ku rozbawieniu pomysłodawców kombinacji. Biorąc udział w przedstawieniu, odgrywając rozpisane z góry role, dając amunicję zagranicy do atakowania Polski, politycy okazali się idiotami. Zatańczyli tak, jak im zagrała antypolska orkiestra. Przynętę złapali wszyscy, jeden za drugim. Nawet Michnik przecierał oczy ze zdumienia, jak łatwo dali się podpuścić. A zastosował najprostszy chwyt. I jeszcze jedno – nawet w sennych koszmarach nie przypuszczaliśmy, że dożyjemy czasów, kiedy najważniejsze osoby w państwie, na jednym wydechu wymówią słowa „naziści” i „polscy”. Nawiasem mówiąc, antykomunistycznemu ministrowi przypomnieć trzeba, że w latach 1956-1989 (a więc w latach, do których Olszański nawiązuje) w żadnej szkole nie słyszało się i w żadnej gazecie nie czytało o czymś takimi jak „polscy naziści”. Niewspółmiernie groźniejsza jest ideologia żydokomuny (o której mówił Olszański). Bo to żydowscy komuniści i ich potomkowie oskarżają o nazizm naród, który poniósł największe ofiary z rąk okupanta.

Mariuszowi Kamińskiemu przypomnijmy: w styczniu 2018 r. odgrażał się „delegalizowaniem nazistowskich organizacji”, i co znamienne listy kandydatów do delegalizacji nie ograniczył do nazistów z krzaków pod Wodzisławiem Śląskim, ale sięgnął do „tych nazioli z Marszu Niepodległości”. Przypomnijmy też jego napaść na organizatorów Marszu Niepodległości w 2013 roku, wykonaną w iście kominternowskim stylu. Bo w tradycji i nawykach komunistów przybyłych w taborach armii sowieckiej było donoszenie w ambasadzie ZSRR na polskich „nacjonalistów” i oskarżanie oponentów politycznych o faszyzm. Rozczulając się nad spaloną budką i solidaryzując z ambasadorem Rosji, marsz określił, jako „manifestację elementów skrajnych i faszystowskich”. Kamiński nie pamiętał przy tym, jak „Wyborcza” oskarżyła Ligę Republikańską o podpalenie synagogi w Warszawie. Nie pamiętał też, że Kiszczak mówił o antykomunistycznych happeningach Ligi, że miały znamiona faszystowskich wybryków. I jeszcze jedno – w podsłuchanej knajpianej rozmowie innego łowcy nazistów i, co ważne, serdecznego kolegi Kamińskiego, ówczesnego szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza pojawia się na temat spalonej budki dziwne zdanie: Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie. Bo ja mam poczucie, że jest to wariant OK, World Trade scenario. Czyli montował coś na kształt podpalenia Reichstagu, jako pretekst do spacyfikowania „ekstremistycznej i antysemickiej” opozycji.

Gdy sobie to wszystko przypomnimy, nasuwa się pytanie, co tak naprawdę Kamiński „koordynuje” i z czyjej poręki?

Kilka pytań, retorycznych (tj. takich, na które nie dostaje się odpowiedzi):

– Czy to przypadek, że w Polsce tropią tylko takich, jak Olszański i że „mędrców Syjonu” w Olszańskim interesuje głównie stosunek do jakiegoś XIV-wiecznego tekstu?

– Co robić, żeby rząd był oceniany, a minister bezpieki zadaniowany przez Polaków, a nie przez izraelskiego ministra?

– Czy nie mszczą się zaniechania z bardzo Polsce potrzebną dekomunizacją? Ale nie podpowiadaną przez Komintern, nie z pytaniem, gdzie kto był (bo z każdej pozycji można było walczyć o Polskę) tylko, co robił. Dekomunizacją obejmującą tych, którzy mieli ojca w KPP i dziadka w Wehrmachcie, którzy sądzili w sądach kapturowych, którzy strzelali w potylicę, którzy wynaradawiali i niszczyli polski etos.

– Czy pogromcy happeningu w Kaliszu nie są obrabiani przy pomocy modus operandi, w którym chodzi o nieustanne mielenie tematu antysemityzmu i sprawdzanie, jak daleko można się posunąć w terroryzowaniu i dyscyplinowaniu Polaków?

– Czy przymilanie się Żydom coś daje? Przecież oni nie potrzebują filosemitów (bo tych, i to wyjątkowo namolnych, mają w nadmiarze), ale potrzebuje antysemitów i… 65 miliardów dolarów, które ci antysemici im wypłacą. Przykład „na czasie” – zawiadomienie do prokuratury w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa złożył prezydent Kalisza, a zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków przez prezydenta Kalisza złożył Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich.

– Dlaczego w procederze udział wzięli ludzie oskarżani o antysemityzm? Przecież, prędzej czy później, też się za nich wezmą, i też pokażą w telewizjach prowadzonych na posterunek prokuratury w więziennych klapkach, na oczach żydowskiej (i polskiej) gawiedzi. Czy nie wykonali posługi szabesgoja (tj. ubogiego chrześcijanina służącego za niewielkie wynagrodzenie do wykonywania czynności, które są zakazane Żydom podczas szabatu)?

– Gdy na kaliskim rynku palono kartkę, Olszański mówił ze sceny: „My to unieważniamy, likwidujemy prawa żydowskie na tej ziemi! Nie będzie już nigdy Polak Żydowi niewolnikiem!”, tłum skandował: „Tu jest Polska, a nie Polin” i śpiewał Rotę. Za co zatem winić Olszańskiego? Za spalenie symbolu Polin? Za sprzeciwianie się, aby był konstytucją Polski? I drugie pytanie: Czy takiego hasła nie powinno było być na Marszu Niepodległości?

– Czy nie widzą, że Olszański, mówiąc o Rosji, atakuje sowiecką żydokomunę i jej przedłużenie na gruncie polskim, czyli ujawnia rodowody tych, którzy Polską faktycznie rządzą? Nawiasem mówiąc nigdy nie słyszeliśmy słowa „żydokomuna” w ustach tych, którzy razem z żydokomuną atakowali i poniewierali Olszańskiego. A swoją drogą trzeba być nie lada mistrzem, aby perorując nieprzerwanie o polskim interesie narodowym nie wymówić ani razu słowa „żyd”.

– Dlaczego milczeli, gdy rząd przyjął „definicję antysemityzmu”, która w sposób oczywisty ma na celu dorżnięcie watahy i zaciśnięcie pętli nie tylko na szyi Olszańskiego, ale wszystkich, którym nie podobają się przywileje dla jednej mniejszości? Dlaczego milczeli na temat represji prokuratorskich wobec ludzi myślących po polsku? Dlaczego nie protestowali, gdy zasoby archiwalne IPN były wykorzystywane głównie przeciw ludziom o poglądach narodowo-katolickich, gdy służyły akcjom antypolskim i gdy IPN, powołany po to, aby badać zbrodnie na narodzie polskim, zajmuje się w pierwszym rzędzie „zbrodnią Polaków na narodzie żydowskim”, oraz teczkami antysemitów prześladujących żydowskich generałów w marcu ’68?

I na koniec kilka uwag:

1. Sprawa jest tak groteskowa, że nie trudno odgadnąć, co się za nią kryje, że ciągle obowiązuje rozkaz – „wytropić w Polsce nazistów!”. Bo nie wyszedł zamysł z rozwiązaniem Marszu Niepodległości. Bo to dalszy ciąg operacji propagandowej, której częścią stał się reportaż o polskich nazistach świętujących urodziny Hitlera. Bo wyczerpało się medialne paliwo z wybiciem szyby w synagodze. Bo chodzi o pokaz siły, że suwerenem nie są Polacy. I to się udało.

2. W debatach „Czy Polsce zagraża faszyzm” jest i druga strona medalu – przepraszają za wszystko, za rasistów, za antysemitów, za neonazistów. Przy czym każdą z tych przypadłości traktują, jako sprawę wagi państwowej. A ci, którzy sprawy podgrzewają, kalkulują sobie: przepraszajcie, kajajcie się, a my będziemy podrzucać kolejne śmierdzące sprawy, jak nie o rasiście na przystanku we Wrocławiu, to ciemiężycielu sprzątaczki ukraińskiej. A gdyby i oni zawiodą, zawsze „faszystowską” można będzie nazwać procesję Bożego Ciała.

3. W takim „dialogu” obowiązują bezlitosne zasady, które nie przewidują żadnego kompromisu, żadnej linii granicznej, po osiągnięciu której Polacy będą czuli się bezpiecznie.Machinacja operacyjna „Kalisz” i bezradne dreptanie wokół tego tematu były antypolskie, były uderzeniem w polskie interesy i wizerunkowi Polski wyrządziła szkody trudne do oszacowania.

4. Wojciech Olszański zajmował się przywracaniem prawdy o żydokomunie. Rybak został skazany na 10 miesięcy więzienia nie za spalenie kukły pejsatego Sorosa, ale za to, że obnażył w jakim stanie jest polski barak w Auschwitz, że jest symbolem tego, co się stanie z Polską. Wg „Wyborczej”, na rynku w Kaliszu oberwało się intelektualistom, Żydom, komunistom, Unii Europejskiej, partiom politycznym, a nawet podały wezwania do unikania szczepień, bo „to eksperyment medyczny”.  Los Olszańskiego jest zatem ostrzeżeniem, czym Polacy mogą się zajmować, a czym nie.

5. W całej machinacji, oprócz sponiewierania Polski, chodzi o wymuszenie na PiS pokornego przyjmowania największych bzdur wygadywanych przez Żydów (tych z Warszawy, tych z Tel Awiwu i tych z N. Jorku) i wykonywania wydawanych przez nich poleceń. Bo jeśli nie, to Mosad postara się, żeby nie wygrali kolejnych wyborów.

6. Jakaż była wina Olszańskiego? Jakąż popełnił zbrodnię? Przecież nie darł publicznie Biblii. Nie profanował krzyża w teatrze. Nie podpalił kościoła. Nie miał ojca oficera UB, który torturował Polaków. Nie jest synem NKWD-zisty, który mordował żołnierzy niezłomnych. Nie ukradł miliardów. Nie zadłużył Polski i przyszłych pokoleń Polaków na biliony złotych. Nie brał milionowych grantów na badanie polskiego antysemityzmu. Nie nakręcił za polskie pieniądze antypolskiego filmu.

7. Tempo robi wrażenie. Sądownicza machina działa sprawnie. Trzy miesiące za spalenie kartki ze średniowiecznym prawem, a uniewinnienie za spalenie Pisma Świętego. Czy profanowanie katolickich świątyń i nazywanie „mordercami” żołnierzy strzegących granic nie jest większym przestępstwem? Gdzie areszt dla żydowskich złoczyńców szkalujących Polskę? Gdzie cela dla wściekłej żydowskiej baby napadającej na polskich policjantów? Gdzie lochy dla łachudrów zdradzających Polskę jawnie i bez wstydu?

8. Kwestia odszkodowań dla Żydów pozostaje otwarta. Kombinacja operacyjna „Kalisz” będzie spełniać rolę taką samą, jak książka Grossa i alert „Wyborczej” o „60 tysiącach nazistów maszerujących w Warszawie zaledwie 300 kilometrów od Auschwitz”.

9. Sprofanowano kartkę z tekstem Statutu Kaliskiego, a co w nim takiego świętego? Pierwsze zdania to: Kiedy jest sprawa przeciwko żydowi, nie może przeciw niemu świadczyć chrześcijanin sam, lecz razem z innym żydem. Kiedy chrześcijanin pozywa na żyda o zastaw, żyd zaś utrzymuje, że żadnego nie wziął, wtedy żyd przysięgą się uwolni. Jest w nim o lichwie, o odsetkach od odsetek, o prawie zatrzymywania przedmiotów zastawu, jeżeli pozostają u żyda dłużej niż rok. Jest zakaz oskarżeń o mord rytualny. Jest, jak Żydzi przy pomocy władzy państwowej mogą przejąć zastawioną nieruchomość w przypadku śmierci dłużnika i pozostawienia w majątku nieletnich dzieci.

10. Nawet nie ukrywają, że Statut obowiązuje nadal, że chodzi o obowiązującą ustawę, że mają go na myśli, gdy wykrzykują na wiecach „Konstytucja”. Wszystkich pobił polityk PO Dariusz Grodziński: „U nas w domu #StatutKaliski zajmuje poczesne miejsce. To nasze dziedzictwo, tożsamość, duma. Zdobi nasze ściany. Paląc go, wypala się nasze jestestwo”.

I wreszcie – Czy w machinacji operacyjnej „Kalisz” nie chodzi o wkupywanie się w łaski establishmentu i wpuszczenie na salony III RP? A może rację mają ci, którzy podejrzewają, że prezes PiS sypnął groszem na Marsz Niepodległości, żeby jego organizatorzy milczeli na temat finansowania marszu Żydów ku pełnej władzy w Polsce? Przy czym chodzi o finansowanie w proporcji jeden do miliona.

Michnik triumfuje. Zza winkla rechocze Gross. Ale to tylko początek. Oni się dopiero rozkręcają. Wczoraj rozwalili Greniucha, dziś Olszańskiego, jutro zrobią to samo ze Strażą Marszu Niepodległości.I wreszcie – gdy na kaliskim Rynku palono tekst Statutu Kaliskiego, gdy Olszański przekonywał, że nadano Żydom specjalne prawa, które obowiązują do dziś, tłum skandował „Hańba”. I czy to ostatnie słowo nie odnosi się także do tych, którzy Olszańskiego aresztowali, i do tych, którzy temu przyklaskiwali?

Krzysztof Baliński